TELEFON DLA KOBIET DOŚWIADCZAJĄCYCH PRZEMOCY

Телефон для жінок, які зазнають насильства

CZYNNY PONIEDZIAŁEK-PIĄTEK
OD 11.00 DO 19.00

Активний з понеділка по п’ятницю з 14:00 до 19:00

Szukaj
Close this search box.

Skrawek les*arkadii. L*AW. Wypatrzyć lesbijkę*. Podcast ilustrowany o motywach lesbijskich* w kinie polskim. Agnieszka Małgowska

Motywy lesbijskie* w polskiej kinematografii nie są ani liczne, ani bardzo różnorodne. Czasem to, co możemy obejrzeć, to naprawdę drobiazgi. Dominuje nieoczywistość relacji między kobietami, choć są wyjątki, oglądamy je na przykład w Innym spojrzeniu Karolya Makka z Jadwigą Jankowską-Cieślak i Grażyną Szapołowską, Nadzorze Wiesława Saniewskiego.

Wydawałoby się, że właściwie nie ma o czym mówić, ale moim zdaniem, te ukryte okruchy są interesującym i znaczącym materiałem. Tym bardziej interesującym, jeśli spojrzeć na to, co w lesbijskiej tematyce produkuje się na świecie w ostatnich latach, i co można oglądać na przykład na Netfliksie. Notabene teraz możemy na tej platformie obejrzeć polskie produkcje, których głównymi bohaterkami są lesbijki*: film Olgi Chajdas Nina i serial Jana Holoubka Rojsty 97. A w kinach pojawia się właśnie komedia Aleksandra Pietrzaka Czarna owca.

Możemy skupić się na tym, co nadciąga nowego i lesbijskiego* w kinematografii, ale można też przyjrzeć się temu, co powstało przez ostatnie 100 lat, nawet jeśli to zaledwie les*drobiazgi: dalekoplanowe postacie, epizodyczne sceny, aluzje, sugestie. Przez lata w Polsce tak właśnie opowiadano o lesbijkach*, to wyraz wielkiego milczenia na temat kobiecej nieheteronormatywności, milczenia podszytego mizoginią i les*fobią. Bez względu na intencje twórców (można je postrzegać jako działanie celowe lub mimowolne) wytworzył się styl – choć to określenie jest raczej nadużyciem – który mówi do widowni dwuznacznościami, mgliście, pokrętnie, szczątkowo. Te szczątki dopiero pod lupą i w pewnych układach odsłaniają swoje znaczenia, dlatego jednym ze sposobów nadania sensu filmowym drobiazgom jest szukanie łączących je motywów.

Motywy mogą być kluczem do syntetycznego ujęcia lesbijskości*, porządkują i umożliwiają dostrzeżenie pewnych tendencji. Tworzy się mapa, która może dać pełniejszy obraz les*tematyki w polskim kinie. Na tej mapie można zobaczyć motywy snu, pocałunku, tańca, demonicy, czy podskórny motyw lustra. 

Nasze rozmowy w podcaście ilustrowanym Wypatrzyć lesbijkę* zaczęłyśmy od trzech odcinków tanecznych. Jesteśmy trochę jak detektywki, które poszukują śladów lesbijskiej* egzystencji w polskim kinie, starając się odzyskać stary materiał i na nowo go zanalizować. Trochę jak archeolożki, którym znalezione skamienieliny rosną do rozmiarów sporej budowli, bo odkryte elementy układamy w wielowarstwowe herstorie_les*storie. W większości są to skrawki les*raju, o którym marzą bohaterki, przymuszone, by żyć w homofobicznej rzeczywistości. To złudzenie raju odnajdują_my na chwilę – w snach, w tańcu, długim spojrzeniu, w domowej oranżerii, na werandzie czy pod podłogą… 

O tej arkadii nie tylko próbujemy opowiadać, także go wizualizujemy. Dzięki wyobraźni i umiejętnościom Magdaleny Sobolskiej, możemy zobaczyć kolaże, a wręcz kolażowe animacje wyłaniających się z debat obrazów, myśli, postaci, tworzących substytut idealnego świata. 

Ilustratorka przynosi też ze sobą perspektywę pokolenia 30 plus, dzięki czemu nasza rozmowa, to także spotkanie dwóch pokoleń kobiet nieheteronormatywnych. Mimo że łączy nas wiele: maniakalna miłość do filmów z wątkiem les* i feministyczny światopogląd, dostrzegamy też rozbieżności. W międzypokoleniowej debacie mamy możliwość skonfrontowania odmiennych perspektyw i doświadczeń wynikających z 20 lat różnicy wieku. Z ciekawością odkrywamy zmiany, jakie dokonały się przez ostatnie dwie dekady w widzeniu postaci, motywów, kontekstów, konstruktów płciowych, stereotypów dotyczących lesbijek* czy kobiet w ogóle.

Podcast jest naszą podróżą – wbrew archiwistycznej intencji projektu – podróżą w nieznane. Popodróżujcie z nami. Po sezonie tanecznym pora na drugi sezon – demoniczny. Od września zgłębiać będziemy tę stronę lesbijskości*, która bez odrazy spogląda na wampirzyce, syreny, strzygi, wilkołaczki…

*********************************

Agnieszka Małgowska (1/2 Damskiego Tandemu Twórczego)
Lesbijka / feministka / artaktywistka / reżyserka / trenerka teatralna / współtwórczyni projektów: Kobieta Nieheteronormatywna (cykl debat) / A Kultura LGBTQ+ nie poczeka! (projekt archiwistyczny / O’LESS Festiwal (2012-2014) / DKF Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną / Portret lesbijek we wnętrzu (czytanie dramatów) / Orlando.Pułapka? Sen (spektakl) Fotel w skarpetkach (spektakl), 33 Sztuka (spektakl), Czarodziejski flet (spektakl), Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet (nanoopera) / L.Poetki (film dokumentalny) / Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* (stowarzyszenie) / L*AW. Lesbijskie* Archiwum Wirtualne.

Magdalena Sobolska – magistra kulturoznawstwa (Instytut Kultury Polskiej, Uniwersytet Warszawski) ze specjalizacją Kultura Wizualna. Jej praktyka artystyczna obejmuje kolaż klasyczny, cyfrowy oraz techniki mieszane. Członkini Polish Collage Collective. W 2020 r. odbyła rezydencję ENKLAWA w galerii Propaganda, której owocem był autorski lesbijski zin „Potrzeba nam miłości”. Jego część została potem zaprezentowana na wystawie „Jesteśmy ludźmi” w galerii Labirynt. Dla magazynu Szajn pisze cykl Lesstream (@magdalenasobolska).  

*********************************

Projekt powstał w ramach powstającego Lesbijskiego* Archiwum Wirtualnego (L*AW). Podcast jest formą audio-wizualnej artkrytyki kulturoznawczej.

Prowadzenie: Agnieszka Małgowska / Magdalena Sobolska
Ilustracje: Magdalena Sobolska
Dźwięk: Monika Rak
Produkcja: Stowarzyszenie SISTRUM. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej*

OGLĄDAJ: VIMEO * YOU TUBE
SŁUCHAJ: SPOTIFY

POSZCZEGÓLNE ODCINKI

No 1 WALC VIMEO * YOU TUBE * SPOTIFY

No 2 TANGO VIMEO * YOU TUBE * SPOTIFY

No 3 FREESTYLE VIMEO * YOU TUBE * SPOTIFY

Tutaj więcej materiałów o les*kulturze w Polsce: https://linktr.ee/Sistrum

Projekt finansowany przez Program Aktywni Obywatele – Fundusz Krajowy
Fundusze norweskie i EOG
EEA and Norway Grants

EL*C. Wiedeń 2017 I Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu

W Wiedniu podczas EL*C spotkało się kilka Polek: m.in. Agnieszka Frankowska / Agnieszka Małgowska / Izabela Morska / Monika  Rak / Joanna Semeniuk / Magdalena Świder / Magdalena Wielgołaska / Anna Zawadzka oraz jedna z organizatorek wydarzenia Ewa Dziedzic. To dla wielu z nas była niespodzianka. Większość polskich uczestniczek opisze swoje wrażenia, doświadczenia. Ciekawe jesteśmy, w których punktach się zgodzimy, w których miniemy, w których będziemy mówić wspólnym głosem. Sukcesywnie będziemy publikować te wypowiedzi w cyklu Lesbijska Inspira.

GŁOS SZÓSTY: Agnieszka Frankowska, PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.

W Wiedniu, w centrum Europy spotkało się jedenaście Polek, lesbijek, kobiet nieheteronormatywnych. Odnalazłyśmy się wśród setek innych uczestniczek z całego świata, w bezpiecznym miejscu, wyjęte z polskiego kontekstu. Paradoksalnie, dopiero w tych warunkach zaczęłyśmy ze sobą rozmawiać, odnajdywać się we wspólnocie doświadczeń, wspierać się i doceniać. Może to być odebrane jako smutny fakt, że dopiero wyjazd do Wiednia pozwolił nam na przyjrzenie się sobie z uważnością i zrozumieniem oraz zaowocował zintegrowaniem działań. Ale dla mnie to spotkanie było potwierdzeniem myśli, że wystarczy tylko stworzyć dogodne warunki, by lesbijki się ze sobą dogadały. Trudno się nie dogadać, gdy tak wiele nas łączy, gdzie przy odrobinie dobrej woli, różnice stają się nieistotne i schodzą na dalszy plan.

Mój udział w Pierwszej Europejskiej Konferencji Lesbijek* zbiegł się z fermentem wokół (nie)widoczności lesbijek w Polsce. – Myślę tu przede wszystkim o projekcie Lesbijska Inspira. O Manifeście i o procesie dochodzenia do niego, którego byłam jedną z dumnych prowodyrek, wspólnie z Moniką Rak, Agnieszką Małgowską i Magdaleną Wielgołaską.

To ekscytujące uczucie, gdy zdajesz sobie sprawę, że jesteś częścią większego ruchu, że istnieje jakaś myślowa fala, która w tym samym momencie zalewa większość lesbijskich aktywistek i pcha do zmiany. Pcha do działania separatystycznego, które ma za zadanie przyjrzeć się obecnej kondycji lesbijki i umocnić lesbijską tożsamość.

Lesbijska tożsamość ostatnio doświadcza znaczącego rozmycia, co związane jest, między innymi z mnożeniem się – z rozróżnianiem kolejnych tożsamości, tzw. tożsamości plus. Prawdopodobnie organizatorki EL*C również pochyliły się nad tym aspektem, ustalając nazwę wiedeńskiego wydarzenia. Gwiazdka przy słowie lesbijka symbolizuje wkluczanie tych osób, które nie do końca identyfikują się z lesbijkami, ale mieszczą się w pojęciu kobieta nieheteronormatywna. Ten zabieg, moim zdaniem dobrze obrazuje lesbijską postawę, czyli ciągłą otwartość na innych i branie ich pod uwagę w naszych działaniach. Przytoczona postawa była również dyskutowana podczas wielu konferencyjnych paneli. Okazuje się, że w takim podejściu, które ma mocne ukorzenienie w heteronormie, tkwi ogromne zagrożenie dla emancypacji lesbijek. W trakcie kuluarowej rozmowy z jedną z organizatorek Konferencji (Polką na stałe mieszkającą i działająca w Wiedniu, Ewą Dziedzic), dowiedziałam się, że inicjacja tego spotkania pod taką, a nie inną nazwą, była bardzo hamowana przez duże organizacje LGBT+. Z mojej punktu widzenia żałuję, że ta sytuacja nie była szerzej ujawniona, bo w dalszej perspektywie idea porażki jest bardzo budująca dla grup czy organizacji. Wielkie organizacje obawiają się takich osobnych ruchów na rzecz poszczególnych grup, w tym przypadku na rzecz lesbijek, bo ich zdaniem, takie działania mocno osłabiają walkę o wspólne prawa, zakłócają panujący ład. Co prawda podczas konferencji nie było osobnego tematu poświęconego ruchom separatystycznym w lesstory oraz „tu i teraz”, ale temat przewijał się na każdym kroku. Na każdym kroku było słychać głos: zajmijmy się sobą, zajmijmy się literką L! I teraz my, jako Lesbijska Inspira nawołujemy do tego samego w polskiej rzeczywistości – robiłyśmy to już wcześniej, ale teraz nasz głos jest wzmocniony i jeszcze bardziej radykalny. A dołącza do nas coraz więcej lesbijek i być może zaowocuje to, już niebawem, powstawaniem lesbijskich grup i organizacji. Co symptomatyczne, żadna z nas – Polek, nie została wysłana na EL*C przez dużą, polską organizację LGBT+.

I tak ponad 500 lesbijek z całego świata, szczególnie z Europy Środkowej i Wschodniej uczestniczyło w tym znamiennym i wyczekiwanym wydarzeniu, by akcentować obecność lesbijek w wielu obszarach codziennego życia. A przede wszystkim uprawomocnić istnienie figury lesbijki w społeczeństwie, polityce, kulturze, duchowości, rozrywce, nauce… Uderzyła mnie niesamowita różnorodność uczestniczek. – Tylu lesbijek w jednym miejscu jeszcze nigdy nie widziałam! Wśród nas były osoby o różnym kolorze skóry, starsze, z niepełnosprawnością, translesbijki i tak mogłabym mnożyć odmienności, ale łączyła nas wspólna sprawa – działanie na rzecz lesbijek i potrzeba wspólnoty. I również dlatego znalazłam się w tym miejscu. Po wielu latach mojej obecności na lesbijskiej scenie w Polsce, że pozwolę sobie tak to ująć, dopadł mnie ogromny kryzys aktywistyczny – wypalenie, zwątpienie w słuszność podejmowanych działań. Tyle lat starań i żadnej namacalnej zmiany, jeśli chodzi o sytuację lesbijek w Polsce. Wiele rzeczy udało mi się zmienić na polu równouprawnienia kobiet czy wyrównywania szans osób z niepełnosprawnościami, a w przypadku lesbijek miałam poczucie, że kręcę się w kółko, że ciągle wracam do punktu wyjścia. Dojmującym doznaniem było spostrzeżenie, że nie jestem w tym co czuję osamotniona. Moje polskie doświadczenia pokrywały się z doświadczeniami setek lesbijek* uczestniczących w Konferencji. Mimo różnic kulturowych, politycznych czy ekonomicznych, wszystkie miałyśmy podobne przejścia, opowiadałyśmy tak samo brzmiące historie o wykluczeniu społecznym i niestety też w polu działań organizacji LGBTowskich.

Przez te kilka konferencyjnych dni, najbardziej dla mnie cenna okazała się międzypokoleniowa wymiana doświadczeń aktywistycznych. Podczas panelu o starzeniu się lesbijek, gdzie była mowa o tym, jak ważne jest, by seniorki lesbijki mogły mieć odpowiednią opiekę w zakresie bytowym i medycznym, spotkałam się tu z Izabelą Morską (Filipiak). Usłyszałyśmy o dobrych praktykach w Czechach, gdzie w ramach dofinansowania projektowego, powstał dom spokojnej starości dla lesbijek, jeśli można to tak nazwać. A największym problemem tego przedsięwzięcia okazało się dotarcie do pokolenia lesbijek, które potrzebuje już takiego wsparcia – do kobiet od lat samotnych, bez wsparcia rodziny i środowiska LGBT+, potrójnie wykluczonych. Rozmawiałyśmy o tym, że w Polsce, w tej sprawie nic znaczącego jeszcze się nie dzieje (poza jedną czy dwoma próbami dotarcia do nich, np. w ramach projektu Lambdy), że jest to efekt dyskryminacji ze względu na wiek również w naszym środowisku, co skutkuje tym, że osoby starsze i ich potrzeby są zupełnie niezauważane. Niezmiernie budujące było doznanie, że lesbijska historia ma swoją ciągłość, że jest się do czego odnieść i z czego czerpać. Musimy budować lesbijskie archiwa – odzyskiwać lesbijskie bohaterki i przestrzenie, w każdym wymiarze naszego życia. Jak to zrobić? – Nie oglądać się na innych, nie czekać i zakładać lesbijskie organizacje, których celem będzie upełnomocnianie, przydanie władzy kobietom nieheteronormatywnym. W tej chwili, na gruncie polskim, takie archiwa nie istnieją. Owszem, są podejmowane bardzo cenne starania w tym temacie przez Damski Tandem Twórczy, czyli Monikę Rak i Agnieszkę Małgowską, ale to ciągle zbyt mało. Proces angażowania lesbijek w podejmowanie decyzji we własnym interesie może być długi i żmudny. Tym bardziej, że lesbijki często są grupą mocno wykluczoną ekonomicznie. Wierzę, że wzięcie odpowiedzialności za działania na rzecz lesbijek w lesbijskie ręce, ostatecznie bardzo się opłaci całemu polskiemu środowisku LGBT+. Decyzyjność lesbijek przełoży się na wzmocnienie lesbijskiej autonomii, co pozwoli również na poprawę relacji z innymi „literkami” tworzącymi naszą mniejszościową społeczność. Silna lesbijka, to lesbijka świadoma swojej tożsamości – mająca poczucie przynależności! Takie podejście do sprawy zapewne poprawi wydajność wspólnych działań w obrębie emancypacji lesbijek, gejów, osób bi, trans i innych.

Kulminacyjnym momentem dla mnie, podczas Pierwszej Europejskiej Konferencji Lesbijek*, była projekcja filmu dokumentalnego „L.Poetki” autorstwa Moniki Rak, który został doskonale przyjęty. To dzięki temu dokumentowi znalazłam się pośrednio w Wiedniu, jako jego – jedna z trzech bohaterek. Podczas tego seansu spotkały się prawie wszystkie Polki, które paradoksalnie nie miały szansy zobaczyć filmu w Polsce, gdzie moim zdaniem jest on mocno niedoceniony. Wśród widzek była między innymi Magda Świder, która na co dzień działa w KPH, a do Wiednia została wysłana z ramienia fundacji ProDiversity, działającej na rzecz osób LGBTQ w zatrudnieniu, by wygłosić prezentację o lesbijkach na rynku pracy w Polsce. Przytoczę odczucia Magdy po obejrzeniu „L.Poetek”, którymi podzieliła się w ramach cyklu Lesbijska Inspira, publikowanym na stronie Feminoteki: „Doświadczyłam sztuki jako formy dotykającej czegoś bardzo głęboko, ale przede wszystkim ogromnie wartościowej przez swój walor edukacyjny – mogłam zobaczyć i poczuć, jak wygląda codzienność lesbijek w Polsce. Mogłam wyjść z myślenia o problemie podwójnego wykluczenia, które znam z badań i poznać historie konkretnych, żywych kobiet. (…) Zobaczyłam, jak ważne jest uwzględnianie różnych form aktywizmu – łączenie pracy rzeczniczej na poziomie systemowym, z pracą budującą kulturę LGBTQ (niekoniecznie razem!), dokumentującą historię ruchu.” Dzięki interwencji Magdy Świder film „L.Poetki” jest szansa, że film pojawi się na dorocznej Konferencji ILGA EUROPE, która odbędzie się w Warszawie.

Przybyłam do Wiednia, jako jedna z reprezentantek polskich lesbijek – po lesbijską moc, po inspirację, której często brakuje mi w moim kraju i nie zawiodłam się! Poczułam, jak rodzi się nowa energia do działania – podejmowania kolejnych wyzwań, wbrew niesprzyjającym czasom „dobrej zmiany”. Otrzymałam pakiet dobrych praktyk, narzędzia do efektywniejszej walki o prawa lesbijek w Polsce i poczucie, jak wiele razem możemy zdziałać, dzięki dobremu sieciowaniu i wymianie doświadczeń. Niestety dotarło do mnie również, jak wiele jest do zrobienia i że jednego lesbijkiego życia może nie wystarczyć, by móc cieszyć się z efektów transformacji. Skąd ta dość przygnębiająca refleksja? – Spotkałam starsze lesbijki, rozżalone, które zaryzykowały wiele, starając się walczyć ramię w ramię z feministkami i gejami o wspólną sprawę. Dlaczego rozżalone? – Niestety, zostały one wypchnięte z dużych organizacji, których niejednokrotnie były współzałożycielkami. Pozostawione same sobie, często schorowane i bez środków do życia, a ktoś inny zbił kapitał na ich poświęceniu sprawie. Niestety w Polsce obserwuję podobne zjawiska i praktyki. Może brzmi to absurdalnie, gdy pomyśleć, że dzieje się to w społeczności, która z założenia powinna dbać o najsłabsze ogniwo, której miarą działania powinna być kondycja tych wielokrotnie wykluczonych. Analogicznie podobny los spotkał kobiety „Solidarności”, więc historia doskonale zna te mechanizmy dyskryminacji. Pytanie, co zrobić, by kolejne pokolenia nie poddały się łamaniu przez koło historii? Tylko świadomość może nas uratować przed powtórką z historii! Dlatego ośmielam się tu umieścić ten wniosek – przestrogę, która dla wielu może zabrzmieć jak frazes. Uważam jednak, że w kontekście lesbijskim powinno wybrzmieć, jak wiele zależy od tego, czy uczymy się na błędach. Podczas podsumowania Konferencji zostałyśmy zaproszone do zgłaszania tematów, których zabrakło lub były niedoreprezentowane. Tutaj powtarzały się głosy, że zbyt mało było o ksenofobii czy ruchach nacjonalistycznych w „płonącej” Europie, jak to mocno określiła jedna z uczestniczek. Podobne odczucia pojawiły się w mojej rozmowie z kolejną Polką, Anną Zawadzką, która trafiła na EL*C dzięki Fundacji „Naprzód”. W grupie Lesbijskiej Ispiry mówiłyśmy również o tym, że niektórym z nas brakowało inkluzywności ze względu na język. – Niestety Konferencja toczyła się prawie wyłącznie w języku angielskim, prawdopodobnie ze względów ekonomicznych nie było tłumaczenia. – Pomijając tu jedynie wyjątki potwierdzające regułę, chociażby performance „Otwarty mikrofon/slam poetycki”, gdzie Monika Rak wyrecytowała jeden z moich wierszy po polsku. Dzięki aktorskiemu warsztatowi zrobiła to tak, że większość odbiorczyń na szczęście odczuła, że chodzi tu o erotyk, a ja – mimo wszystko, odczułam pełne porozumienie.

„Bądźmy właścicielkami własnego życia!” Podobnych haseł podczas EL*C usłyszałam wiele. Zostały one wykrzyczane na Marszu Lesbijek, który przeszedł ulicami Wiednia. Nigdy nie zapomnę tego rozpierającego uczucia dumy, gdy maszerowałam z innymi lesbami w samym centrum Europy. Uczucia, że jestem we właściwym miejscu i czasie, że tak oto tworzymy lesbijską historię i nikt, ani nic nas nie zatrzyma! To było pełne poczucie dumy z tego kim jestem i co robię. Jako organizatorka lokalnych Marszy Równości w Poznaniu, życzę sobie zorganizować lesbijski marsz, który przejdzie ulicami mojego miasta i zaśpiewać na swojską nutę: „Wszystkie kobiety w sercu są lesbijkami, włączając nasze matki!” Czy to marzenie jest z tych do spełnienia? – Ufam, że tak! Siostry, pokażmy naszą siłę i zróbmy to razem, bo lesbijki są wszędzie, polskie lesbijki są wszędzie!

________________

Dziękuję Monice Rak i Agnieszce Małgowskiej, twórczyniom filmu dokumentalnego L.Poetki, którego jestem jedną z bohaterek. To dzięki ich lesbijskiej determinacji dopuściłam myśl, że mogę być uczestniczką Pierwszej Europejskiej Konferencji Lesbijek* i tak się stało. Dodam, że „L.Poetki” brały udział w przeglądzie lesbijskich filmów i zostały bardzo dobrze odebrane – zrozumiane, co tylko potwierdza tezę o wspólnocie lesbijskich doświadczeń, gdziekolwiek lesbijki są, żyją, działają. Dziękuję Magdalenie Wielgołaskiej za wsparcie podczas całego wyjazdu, co dla mnie, jako osoby z niepełnosprawnością, miało ogromne znaczenie. Bez dofinansowania mojego udziału w tym wydarzeniu przez Fundację im. Heinricha Bölla, moja podróż do Wiednia nie doszłaby do skutku – również bardzo dziękuję.

Korekta: Maja Korzeniewska

_____________________

Agnieszka Frankowska – urodzona 8 marca; lesbijka / feministka / aktywistka / spółdzielczyni / poetka / osoba z niepełnosprawnością / przez lata zaangażowana w działania poznańskiego Stowarzyszenia Kobiet Konsola / współorganizatorka pierwszego Marszu Równości w Poznaniu (2004) oraz jego kolejnych edycji / założycielka poznańskiej Wyspy Kobiet (2011 – 2013) / obecnie członkini Partii Razem.

——————————-

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka

EL*C. Wieden 2017. 
1.  Magdalena Wielgołaska. Odzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2.  Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3.  Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4.  Agnieszka Małgowska. Peformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
6. Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.

EL*C. Kijów 2019.
1.  Monika Rak. L*Geniusza na Ukrainie.
2. Magdalena Wielgołaska. Lesbianizacja przestrzeni. 

———————————————

I.  Manifest
1.  Manifest. Instant. 
2.  Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
3.  Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II. Rozmowy wokół manifestu.
1.   Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.   Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.   Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.   Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.   Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.   Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.   Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk.
8.   Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdaleną Próchnik
9.   Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.  Co ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą
15.  Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze politycznaRozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26.Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
3.
Lesbijski projekt mieszkalny. Rozmowa z Yagner Anderson

.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim

BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej

——————————————————

Aktualne wiadomości na temat projektu Lesbijska Inspira znajdziesz na:

Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!

Dziewczyny – nie potrzebujemy polskiej Ellen! Potrzebujemy siebie nawzajem [XIX warszawska Manifa]

Tekst: Julia Maciocha

Fotografia: Helena Majewska

 

Czy jest nam potrzebna polska Ellen? Czy mainstreamowa popularność i pogoń za celebryctwem jest wartością, w stronę której powinien zmierzać ruch les? Czy możemy mówić o czymś takim, jak polski ruch lesbijski?

Narcyza Żmichowska ukuła termin „posiestrzenie” – czyli tworzenie siostrzanych więzi z innymi kobietami, więzi, które pomagają rozwijać się i wspólnie wzrastać. Nie oszukujmy się – ani ruch feministyczny, ani ruch LGBT+ nie zrobi dla nas specjalnego miejsca. Ruch feministyczny w Polsce nadal ma poważny problem z homofobią, w ruchu LGBT+ jesteśmy tą „grupą w lepszej sytuacji”. Nie widzę, dlaczego ta sytuacja miałaby być lepsza, ale zawsze znajdzie się ktoś, kto przypomni, że mamy łatwiej, bo najczęściej ogląda się porno z „lesbijkami”. Och! I nieśmiertelne „mogę popatrzeć?”, które wywołuje u mnie odruch wymiotny.

A przecież gdy zostałam prezeską Parady Równości, najostrzejsze słowa usłyszałam właśnie od innych kobiet, lesbijek. Dlaczego wzbraniamy się przed słowem siostrzeństwo, dlaczego boimy się otwarcie wspierać i dopingować inne kobiety? Dopóki nie zainteresujemy się innymi lesbijkami, nie ma szans na wspólną pracę. Czasem wystarczą małe rzeczy – przyjście na event, zalajkowanie zdjęcia, miły komentarz. Musimy zbudować społeczność, która się wspiera, a nie ściga ze sobą. Dopóki nie zbudujemy społeczeństwa obywatelskiego, dopóki nasze koleżanki nie popracują nad świadomością, nie wywalczymy żadnych praw.

Musimy skończyć dyskusje na temat „niewidoczności lesbijek”, ukrócić pytania, dlaczego nie ma nas w mediach czy w życiu kulturalnym. Jesteśmy. Niedoceniane, pomijane, przykrywane. Skończmy z wmawianiem sobie, że to nasza wina. Zamiast tego pracujmy wspólnie na widoczność nas wszystkich.

Nie potrzebuję dziewczyny z plakatu, do której będę wzdychać. Potrzebuję społeczności, która razem pracuje, rozwija się i wspiera. Zostawmy te kanony, etykietki, a skupmy się na tym, kim jesteśmy, co chcemy osiągnąć jako społeczność, dokąd zmierzamy. Skupmy się na jakości, a nie ilości doniesień medialnych. Opowiadajmy swoje historie, słuchajmy ich z uważnością. Bądźmy solidarne nie tylko w nagłówkach.

Dziewczyny – nie potrzebujemy polskiej Ellen! Potrzebujemy siebie nawzajem.

Byłam ogromnie szczęśliwa, że lesbijki-artystki założyły Stowarzyszenie Sistrum – Przestrzeń Kultury Lesbijskiej. Celem działania Stowarzyszenia jest: wytwarzanie, animowanie, rozpowszechnianie i archiwizowanie kultury lesbijskiej. Wszystko to, czego najbardziej potrzeba, by móc wspólnie wzrastać. Nawet jeżeli moja aktywistyczno-naukowa dusza nie jest żywo zainteresowana kulturą, to zamierzam przychodzić na wydarzenia. Mam nadzieję, że Was też tam spotkam!

 

[1] Ellen DeGeneres – amerykańska scenarzystka i aktorka, która prowadzi własny talk-show. Uważana za najsłynniejszą wyoutowaną lesbijkę na świecie. Czynnie wspiera ruch LGBTQIA+, szczególnie nieheteronormatywną młodzież.

 

Tekst pochodzi z tegorocznej Gazety Manifowej. Gazetkę można zdobyć przychodząc na warszawską Manifę w tę niedzielę, 4 marca [link do wydarzenia na FB]. Gorąco zapraszamy!

Siostrzeństwo to nie odpowiedzialność zbiorowa [XIX warszawska Manifa]

Natalia Skoczylas

 

Dyscyplinowanie kobiet w różnych aspektach życia jest kwestią cały czas aktualną i oczywistą. Ze strony państwa przejawia się np. w postaci aktów prawnych (takich jak faktyczny zakaz aborcji w Polsce), ze strony religii w formie reguł zazwyczaj korzystniejszych (delikatnie mówiąc) dla mężczyzn. Odbywa się też na poziomie feministki, będącej matką, która martwi się o strój córki wychodzącej na imprezę i powtarza znaną mantrę: „zakryj się, bo nigdzie nie wyjdziesz”. Mimo że jest świadoma kontekstu. Ciężko jest pozbyć się myślenia patriarchalną kalką.

Forma dyscyplinowania kobiet, która bardzo mocno przyciągnęła moją uwagę w ostatnich latach, to tworzenie sztucznej odpowiedzialności zbiorowej w ramach nowych ruchów prokobiecych. Pamiętam, że jesienią 2016 roku podczas demonstracji uczestniczka ściągnęła policjantowi czapkę z głowy. Na jednej ze strajkowych grup pojawiły się dyskusje, co tu teraz począć, włącznie z pomysłem wysłania do policji przeprosin i dołączenia zdjęć „uśmiechniętych buziaczków” innych kobiet. Nawoływanie do „etyki” walki wystąpiło także w przypadku Anny Zawadzkiej, która, biorąc udział w proteście w kościele św. Anny, weszła w konflikt z księdzem. W takich sytuacjach występuje swoiste separowanie się od osoby zaangażowanej, powstaje tłum nas, tych dobrych i działających przecież rozsądnie i z umiarkowaniem, kiedy te niedobre jedna z drugą psują nam cały protest, bo robią rzeczy, które są dla nas za mocne. Ojej.

W zeszłym roku Manifa Poznań zrobiła spot #dośćkompromisów [link] zapraszający na wydarzenie, w którym pojawiły się kobiety wykonujące różne czynności, najwyraźniej zbyt kontrowersyjne dla szerokiej części publiki. Jedna się drapała po tyłku, druga robiła bańkę ze śliny, trzecia łapała się za skórę z rozstępami, a czwarta jeszcze co innego. Klip był piękną kompilacją obrazów, pokazujących to, co pozostaje ukrywane. Natychmiast uruchomił się ten sam mechanizm oraz popłynęły argumenty o tym, jak to czyjaś forma wyrazu szkodzi walczącej zbiorowości.

Gdy czytam tego typu komentarze, nachodzą mnie dławiące skojarzenia z tym, jak czasami kobiety rozmawiają ze sobą w przebieralniach sklepów odzieżowych. „Nie zakładaj tego rozkloszowanego tiulu, tutaj jesteś za szeroka. A tu jesteś szczupła i to jest już godne pochwały. Tutaj masz cellulit, ale nic strasznego, da się z tym walczyć. A tego miejsca to lepiej nie pokazywać, kupić jakieś ubranie, co zasłoni, gładkie, bez wzorów, najlepiej czarne lub szare”.

Dwa wydarzenia, które w mojej opinii najwyraźniej ukazały skalę dyscyplinowania się wzajemnie przez kobiety (przez działaczki!) to wywiad z Natalią Przybysz, w którym opowiedziała o swojej aborcji oraz publikacja tekstu „Papierowi feminiści” na łamach Codziennika Feministycznego. Podniosły się głosy, że obie sytuacje szkodzą: w pierwszym przypadku walce o prawa reprodukcyjne, a w drugim akcji #metoo. Wait. Mówienie  o doświadczeniu terminacji ciąży szkodzi walce o dostęp do legalnej aborcji? Opisywanie aktów przemocy seksualnej szkodzi akcji mającej na celu ukazać osoby stosujące przemoc?

Kończąc, zachęcam do wyrażania siebie. Nie jest konieczne, by walka innych kobiet odpowiadała naszej estetyce, byśmy przeglądały się w niej i widziały siebie. To nie jest najważniejsze. Dyscyplinowanie siebie i innych jest kiepskie.

Tekst pochodzi z tegorocznej Gazety Manifowej. Gazetkę można zdobyć przychodząc na warszawską Manifę w tę niedzielę, 4 marca [link do wydarzenia na FB]. Gorąco zapraszamy!

Tekst ukazał się wcześniej na stronie Codziennika Feministycznego [link]

Nic o nas bez nas | felieton Ewy Miniewicz

Graphic Design by Josh D. Jackson

Faktycznie, dla ogromnej ilości kobiet na świecie, Francuzek, Angielek, Amerykanek, Hiszpanek, czy Niemek to pieśń przeszłości, coś co nigdy nie wróci dzięki walce ich babek i matek. W ich krajach aborcja jest legalna na życzenie, nikt nie postawi wyżej płodu niż życia kobiety. Polki niestety nie należą do tego grona.

Obowiązująca w naszym kraju ustawa, szumie nazywana kompromisem, pozwala na legalne dokonanie aborcji tylko w trzech przypadkach: gdy ciąża zagraża życiu lub zdrowiu kobiety, gdy jest wynikiem czynu zabronionego, gdy płód jest ciężko i nieodwracalnie upośledzony. Mimo tych zapisów, ustawa jest notorycznie obchodzona przez lekarzy i polityków. Wszyscy słyszeli o sprawie Bogdana Chazana, który celowo i z premedytacją nie wskazał kobiecie noszącej ciężko upośledzone dziecko szpitala w którym mogłaby przerwać ciążę. Nie wszyscy natomiast słyszeli o radzie powiatu wołomińskiego, która uchwaliła swoją własną ustawę głoszącą, że klauzulą sumienia obejmuje się cały miejscowy szpital. W wielu polskich województwach aborcji się po prostu nie przeprowadza, bo ordynator wierzy w Boga, bo środowisko jest nieprzychylne, bo proboszcz krzywo patrzy, bo są różne naciski i lekarze dotychczas przeprowadzający aborcje po prostu się poddają presji spadającej na nich z każdej strony.

Wystające pod szpitalami antyaborcyjne pikiety bełkoczące coś o mordercach, trzymające transparenty z porozrywanymi płodami. Antyaborcyjne plakaty rozpowszechniające kłamliwe informacje, zapraszani do mediów prawicowi fundamentaliści i aktywiści anti-choice, pytający gdzie są feministki gdy chodzi o prawa maleńkiej dziewczynki w łonie, nazywający kobiety dokonujące aborcji morderczyniami, a lekarzy przerywających ciąże zabójcami – wszystko to dzieje się w Polsce nagminnie. Nikt nie sprawdza, czy podawane przez katolickich fundamentalistów informacje są prawdziwe czy nie. Nikt nie zwraca uwagi na język, którym się posługują, robiąc z zabiegu medycznego morderstwo, z tygodniowego płodu noworodka, z blastocysty dziecko, a z kobiety przedmiot.

Do tej pory jednak, mimo tych wszystkich przeszkód i złej woli wiadomych środowisk, kompromis obowiązywał, a ciążę z wielkim wysiłkiem, ale jednak, można było przerwać. Są to może ostatnie chwile tego luksusu. Luksusu samostanowienia dla kobiet, posiadania tej namiastki pewności, że jest się samodzielną istotą, mogącą wpływać na swój los i decydować o swoim życiu. Wkrótce znajdziemy się na równi pochyłej, z której nie będzie odwrotu, i zanim się obejrzymy odbiorą nam prawo do pracy i nauki, bo, jak mówiła Żmichowska, « Uczcie się, jeśli możecie; umiejcie jeśli potraficie i myślcie o tym, żebyście same sobie wystarczyły, bo w razie potrzeby nikt na was z opieką i wsparciem nie czeka.»

Lada moment w sejmie będzie głosowana ustawa zakazująca przerwanie ciąży z powodu nieuleczalnych i ciężkich wad płodu. W praktyce spowoduje to zmuszenie kobiet do noszenia i rodzenia dzieci ciężko chorych i upośledzonych, skazywania ich na życie w męczarniach i cierpieniu, w imię chorej moralności stawiającej płód ponad życiem kobiety. W ustawie proponowanej przez Kaję Godek wyraźnie jest napisane, że nie będzie mieć ona wpływu na budżet państwa, co dobitnie świadczy o tym, że pani Kaja nie jest zainteresowana bytem już narodzonych, ciężko chorych i upośledzonych dzieci. Nie chodzi jej o zapewnienie jak najlepszych warunków życia, możliwości rozwoju, przygotowania do życia i funkcjonowania w społeczeństwie. Na to trzeba pieniędzy i wielu lat ciężkiej pracy, na to pani Kaja nie ma czasu, poza tym nie jest to już tak spektakularne i widowiskowe jak pławienie się w glorii chwały osoby zatrzymującej falę mordów na dzieciach, no bo przecież aborcja brzmi tak neutralnie, kilka dobrze dobranych słów i od razu człowiek lepiej się prezentuje w oczach podatnych na manipulację ludzkich mas.

Ta ustawa jest szczególnie niebezpieczna, bo otwiera drogę do dalszego ograniczania, już i tak dość wątłych, praw kobiet w Polsce. Następnym krokiem będzie delegalizacja aborcji w przypadku czynu zabronionego, bo przecież to nie wina dziecka że się poczęło. Już w tej chwili jest to jeden z koronnych argumentów podnoszonych przez katolickich fundamentalistów w dyskusji na temat aborcji. Później następuje małe zapętlenie, i zazwyczaj pojawia się teza że przecież nie musi dziecka zatrzymać, może je zawsze oddać do adopcji. W całej tej dyskusji kobieta, jej doświadczenia, uczucia i pragnienia są kompletnie ignorowane, nawet jeżeli ciąża jest wynikiem gwałtu, kobieta traci jakąkolwiek podmiotowość, ponieważ na pierwszym miejscu stawia płód. Zarodek, blastocysta, jest ważniejszy od żyjącej, czującej istoty ludzkiej. Stąd już bardzo niedaleko do kompletnego zakazu i penalizacji aborcji, w najgorszym wariancie również karania kobiet za poronienie. Nigdy nie wiadomo przecież czy nie próbowały podstępnie zabić dzieciątka w łonie, wracając z pracy czy wchodząc po schodach do domu, bo pech chciał że mają mieszkanie na czwartym piętrze. Skończą się badania prenatalne, bo przecież zawsze jest te kilka procent ryzyka, że kobieta straci ciążę. Antykoncepcja prawdopodobnie również się skończy, bo to przecież grzech i dopust boży pozbawiać się świętej płodności.

To może brzmieć jak abstrakcja, jak jakiś kompletny absurd, jak kiepski żart który przecież nas nie dotyczy, ale jeżeli szeroko otworzymy oczy i rozejrzymy się dookoła to powinniśmy  sobie uświadomić, że to nie tylko nie jest żart, ale też bardzo prawdopodobny scenariusz na przyszłość. Kilka lat temu taki projekt ustawy był nie do pomyślenia. Rok temu wściekłe społeczeństwo zablokowało bestialskie zapędy Ordo Iuris, przerażona Beata Szydło odwoływała swoje haniebne słowa poparcia dla ich projektu. Dzisiaj nikt niczego nie odwołuje, a większość parlamentarna otwarcie mówi, że ustawę poprze, bo kto to widział żeby dzieci mordować w świetle prawa.

Dlatego trzeba bezwzględnie protestować, cały kraj powinien stanąć w obronie polskich kobiet. Powinny się zatrzymać pociągi i autobusy, powinny stanąć huty i elektrownie, gospodarstwa rolne powinny przestać pracować, piekarze powinni przestać piec chleb, lekarze i pielęgniarki powinni odejść od łóżek chorych.  W akcie sprzeciwu wszyscy powinniśmy wyjść na ulice i pokazać rządzącym że nie boimy się ich, ale że to oni powinni bać się nas. Powinniśmy w końcu się obudzić i zawalczyć o sprawiedliwość i równe traktowanie dla nas samych i dla przyszłych pokoleń, bo dziś być może jest na to ostatni moment. Nie dopuśćmy do tego, żeby słowa Boya – Żeleńskiego były dłużej aktualne, mam nadzieję, że widzimy się na protestach. I pamiętajcie: nolite te bastardes carborundorum.

 

Ewa Miniewicz

EL*C. Wiedeń 2017 | Agnieszka Małgowska. Peformensy, czyli witamy w Lesbolandii.

ELC. Performany

W Wiedniu podczas EL*C spotkało się kilka Polek: m.in. Agnieszka Frankowska / Agnieszka Małgowska / Izabela Morska / Monika  Rak / Joanna Semeniuk / Magdalena Świder / Magdalena Wielgołaska / Anna Zawadzka / Ewa Dziedzic. To dla wielu z nas była niespodzianka. Większość polskich uczestniczek opisze swoje wrażenia, doświadczenia. Ciekawe jesteśmy, w których punktach się posprzeczamy, w których miniemy, w których będziemy mówić wspólnym głosem. Sukcesywnie będziemy publikować te wypowiedzi w cyklu Lesbijska Inspira.


GŁOS CZWARTY. Agnieszka Małgowska. Peformensy, czyli witamy w Lesbolandii.

Od kilku lat wraz z Moniką Rak prowadzimy rozmowy w ramach cyklu O teatrze lesbijskim w Polsceomawiając każde polskie wydarzenie teatralne/performatywne, które choćby podejrzewamy o lesbijski* wątek. Niestety w Polsce nie mamy okazji oglądać performatywnych propozycji lesbijskich* artystek z Europy czy świata. Jedyną taką okazję miałyśmy podczas lubelskich teatralnych XX Konfrontacji w 2015 roku. Dlatego podróż do Wiednia na Europejską Konferencję Lesbijek * dawała szansę zobaczenia kilku zdarzeń performatywnych, tworzonych przez kobiety nieheteronormatywne. Program kulturalny EL*C proponował całkiem różnorodne – przede wszystkim formalnie – projekty. Widziałam więc monodramy, akcje happeningowe, recital, czytania tekstów i slam poetycki.

Jednak od początku niepokoił mnie fakt, że organizatorki skumulowały performensy w jedno piątkowe popołudnie, w układzie symultanicznym wraz z pokazami filmów. To sprawiło, że nie wszystko mogłam zobaczyć. To wprawdzie pewna właściwość dużych zdarzeń, ale zwyczajnie szkoda, że z tego powodu umknęły mi np. czytania dramatów. Znacznie bardziej problematyczna była dla mnie nonszalancja w wyborze miejsca prezentacji performensów. Co zobaczyłam? Niewielkie, małoobsadowe, otwarte formy ekspresji artystycznej, które w dużej przechodniej sali, niezaaranżowanej na potrzeby artystyczne, nie przebijają się do publiczności, która w większości jest przypadkowa, przepływowa. Widzki wpadają na chwilę, orientują się i znikają. Ale jak można zainteresować się performensem, w którym gubią się przekazy, nie buduje się klimat, bo wszystko „pożera” nieodpowiednia przestrzeń.

Od dawna obserwuję, że lessztuka wrzucana jest bezrefleksyjnie w każde – nawet najbardziej niedogodne – wnętrze, przez co wydaje się niedopracowana, przypadkowa. Być może ta przypadkowość jest cechą offowej lesbijskiej* twórczości, ale chciałabym zobaczyć też inny rodzaj prezentacji – po prostu skupiający na sobie uwagę, w pewnym sensie celebrujący swój proces przez osadzenie w specjalnie wybranych przestrzeniach. Bardzo mi tego brakuje, jednak mnie nie zniechęca.

unnamed

Moją performatywną wędrówkę na EL*C zaczęłam najbardziej zamkniętą artystycznie propozycją – klasycznym interaktywnym monodramem Welcame to LesbiaLand  (Witamy w Lesbolandii). Włoska artystka Paoli Cavallin rozpostarła przed nami futurystyczną wizję państwa lesbijek*. Mamy 2050 rok. Włochy są kontrolowane przez skorumpowany i seksistowski reżim. Watykan uznał homoseksualizm za nielegalny. Grupa włoskich uchodźczyń lesbijskich osiedliła się na małej wyspie Lesvos zarządzanej przez europejski rząd lesbijski. Widzki konferencji są nowymi uchodźczyniami, które przewodniczka Clara testuje, upewniając się, czy są „prawdziwymi” lesbijkami*, a potem oprowadza po wyspie, stworzonej na wzór wspólnot lesbijskich*. Oglądamy dzieła sztuki, w tym oczywiście posąg Safony, poznajemy architekturę – domy w kształcie piersi. Clara dzieli się też szczegółami ze swego życia, mówi o dylematach związkowych, o przerzucanym na siebie wzajemnie macierzyństwie, o rozstaniu etc. Historia opowiedziana jest w stylistyce comedii dell’arte, stąd wyraziste środki wyrazu, dowcipne teksty, wzmocnione temperamentem scenicznym aktorki. W mojej pamięci na zawsze zostanie scena walki z wojskami watykańskimi, w której najlepszą bronią z patriarchatem okazała się tarcza z namalowaną waginą. Nie zapomnę też konsternacji bohaterki, kiedy po drugiej stronie barykady nagle stanęły zakonnice. Tarcza traci swój obronny charakter, staje się erotyczną zachętą.

Jakże inny stylistycznie i energetycznie był koncert Fields of Tenison (Pola napięć) Marii i Gudrun Salamon. Artystki, Marię – skrzypaczkę i kompozytorkę oraz Gudrun – wokalistkę i autorkę tekstów, łączy nie tylko wspólne tworzenie sztuki, ale też długoletni związek. To kolejny przykład twórczego lesbijskiego* tandemu. Ich projekt Fields of Tenison –  jak podpowiada tytuł – to sieć napięć związanych z tożsamością, orientacją seksualną performerek w relacjach ze światem, ukrytych pod postacią waniliowej scenicznej opowieści, wyrażonej w postaci krótkich utworów muzycznych.

Lesbian Cruising by Klitters, fot Monika Rak

Ale w programie kulturalnym EL*C pojawiły się też stricte happeningowe działania. Pierwszym takim działaniem było Lesbian Cruising by Klitters, akcja zorganizowana na parkingu Brotfabrik, skrojona na wzór gejowskich, klubowych gier erotycznych. Zaczynała się w toaletach. Na drzwiach kabin wisiały kartki z prowokującymi do seksu grupowego pytaniami, na które swobodnie można było odpowiadać, korzystając z chwili intymnego odosobnienia. Już po pierwszym dniu  kartki były zapisane. Ale sama akcja, która miała zgromadzić performerki na parkingu, spaliła na panewce. Nawet zachęcające hasło, widniejące na betonie przed jedną z hal, nie sprowokowało dziewczyn. Wyzwanie podjęła zaledwie jedna para, gotową na performatywne publiczne pocałunki i kilka obserwatorek. Pomysł nie wywołał więc oddźwięku.

unnamedZnaczenie większe zainteresowanie wzbudziła otwarta formuła wydarzenia Wild Combinations Alice Frick with open mic poetry, gender fluid, clothing swap speed meeting dj set. W tym spontanicznym slamie poetyckim wzięły udział standuperki, wytrawne slamerki i osoby bez artystycznego doświadczenia. Wyszedł z tego kampowy kolaż wielojęzykowy, wielostylistyczny, w którym zmieszały się różne gatunki sceniczne. Zabrzmiały: piosenka ludowa, manifesty poetyckie, wiersze, wśród nich utwór Moulin Rouge A. E Frankowskiej, wyrecytowany po polsku. W tym performensie silne świadectwo dały czarnoskóre lesbijki*. W ich poezji przebijały buntownicze nuty walki z rasizmem, seksizmem, zmagania się z wykluczeniem krzyżowym. Ich wypowiedzi, również mocno politycznie zaangażowane, nadawały ton slamowi. Ten performens skwitowałabym po prostu: Girls power!

Jednak najbardziej spektakularnym performensem EL*C był Marsz lesbijek*. Głośny, energetyczny pochód ulicami Wiednia, w którym wzięło udział ok. 500 kobiet, niosących banery przygotowane podczas warsztatu Creative protest workshop (Warsztat twórczego protestowania), banary ogłaszające światu: Lesbians are eveywere, musiał zrobić wrażenie. Poprzedził go taneczny performance One billion Rising, który był lesbijskim* wsparciem międzynarodowej akcji przeciwko przemocy wobec kobiet. Spontaniczności przemarszu nie tonował kordon policji, ubrany w stroje bojowe, jak to bywa w Polsce. Towarzyszyło nam zaledwie kilkoro policjantów i policjantek na starcie marszu i na jego zakończeniu pod Katedrą Świętego Stefana. Nigdy nie czułam się tak bezpiecznie, maszerując ulicami z lesbijskimi* symbolami. Szłyśmy zatem przez miasto, budząc zainteresowanie turystów. Telefony przechodniów nie przestawały robić fotek. A my czułyśmy, że tym ekspresyjnym przemarszem lesbijki* – powtarzając za Ewą Graczyk – zrobiły desant na patriarchalną agorę.

Marsz Lesbijek, fot. Monika Rak

Propozycje artystek obejrzane podczas EL*C utwierdziły mnie w pewnym postanowieniu. Bo oto od jakiegoś czasu marzy mi się kolejna edycja O’LESS Festiwalu, tym razem poświęcona lesbijskiej* performatywności. Chyba nie da się tego uniknąć. I nie tylko dlatego że polskie artaktywności nie ustępują projektom europejskich artystek, także dlatego że lesbijskie* performensy przenoszą nas – choć na chwilę – do Lesbolandii. To jest jak zaklinanie rzeczywistości. Tego nam trzeba.

Korekta: Maja Korzeniewska

—————————————

Agnieszka Małgowska (½ Damski Tandem Twórczy)
lesbijka / feministka / artaktywistka / reżyserka / trenerka teatralna / scenarzystka.
Współtwórczyni projektów: Kobieta Nieheteronormatywna (cykl debat i audycji radiowych, 2014- 2016) / O’LESS Festiwal (2012-2014) / DKF Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną (cykl spotkań, 2012-2015) / A kultura LGBTQ+ nie poczeka (projekt archiwistyczny, od 2017) / O teatrze lesbijskim w Polsce (cykl teatrologiczny, od 2012) / Lesbijska Inspira (cykl wywiadów od 2017) / Portret lesbijek we wnętrzu, Niesubordynowane czytanie sztuki Jolanty Janiczak (czytanie dramatów) / Orlando.Pułapka? Sen, Fotel w skarpetkach, 33 Sztuka, RetroSeksualni. Drag King Show (spektakle) / Czarodziejski flet, Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet (nanoopery) / L.Poetki (film dokumentalny) / Teatr Dialogu (warsztat i akcja miejska) / Wywrotowa komórka lesbijska, Epizody, wątki, sugestie lesbijskie w kinie polskim (wykłady) / Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* (stowarzyszenie, 2017).

—————————————

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka

EL*C. Wieden 2017. 
1.  Magdalena Wielgołaska. Odzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2.  Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3.  Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4.  Agnieszka Małgowska. Peformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie. 

EL*C. Kijów 2019.
1.  Monika Rak. L*Geniusza na Ukrainie.
2. Magdalena Wielgołaska. Lesbianizacja przestrzeni. 

———————————————

I.  Manifest
1.  Manifest. Instant. 
2.  Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
3.  Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II. Rozmowy wokół manifestu.
1.   Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.   Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.   Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.   Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.   Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.   Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.   Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk.
8.   Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdaleną Próchnik
9.   Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.  Co ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą
15.  Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze politycznaRozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmieRozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26.Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
3. Niemcy. Lesbijski projekt mieszkalny. Rozmowa z Yagner Anderson
.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim

BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej

————————————-——-

EL*C. Wiedeń 2017 | Magdalena Świder. Wokół tożsamości.

FEMINOTEKA-pażdziernik3

W Wiedniu podczas EL*C spotkało się kilka Polek: m.in. Agnieszka Frankowska / Agnieszka Małgowska / Izabela Morska / Monika  Rak / Joanna Semeniuk / Magdalena Świder / Magdalena Wielgołaska / Anna Zawadzka / Ewa Dziedzic. To dla wielu z nas była niespodzianka. Większość polskich uczestniczek opisze swoje wrażenia, doświadczenia. Ciekawe jesteśmy, w których punktach się posprzeczamy, w których miniemy, w których będziemy mówić wspólnym głosem. Sukcesywnie będziemy publikować te wypowiedzi w cyklu Lesbijska Inspira.
(fot.Panelistki sesji o sytuacji lesbijek w miejscu pracy)

GŁOS TRZECI. Magdalena Świder. Wokół tożsamości.

Na rzecz środowiska LGBTQ działam od sześciu lat. Pracuję na co dzień w najbardziej chyba rozpoznawalnej organizacji – Kampanii Przeciw Homofobii. Byłam na wielu konferencjach, warsztatach, seminariach, jeździłam po całej Europie, rozmawiając o sytuacji osób nieheteronormatywnych. Jednak na European Lesbian* Conference byłam pierwszy raz. Pierwszy raz spędzałam kilka dni wśród tylu kobiet na raz w jednym miejscu, pierwszy raz byłam na wydarzeniu dedykowanym tylko lesbijkom. To, co mnie uderzyło przede wszystkim, to niesamowita wszechobecna kobieca energia. Obecność kobiet w różnym wieku, z różnych krajów (nie tylko europejskich), pochodzących z różnych środowisk, świadomych siebie, znających swoje prawa, dawała mi dużo siły i pewności siebie, oraz poczucie wspólnoty pomimo barier językowych, geograficznych czy ideologicznych. I to było piękne. I choćby z tego powodu było to dla mnie ogromne przeżycie.

Panelistki sesji o sytuacji lesbijek w miejscu pracy.Na konferencję udałam się z ramienia fundacji ProDiversity, działającej na rzecz osób LGBTQ w zatrudnieniu. Miałam wygłosić prezentację o lesbijkach na rynku pracy w Polsce. Długo się jednak zastanawiałam, czy jestem najodpowiedniejszą osobą do tego zadania. Nie jestem lesbijką. Jestem gdzieś między kategoriami, jestem queer. Czy mogę mówić zatem o doświadczeniach lesbijek, do lesbijek, nie będąc lesbijką? Pojawiło się przede mną bardzo ważne pytanie, na ile moje niedopasowanie względem tego, kim jestem, jest barierą w pracy na rzecz kobiet kochających kobiety? Kwestia tożsamości właśnie wydaje mi się być tu kluczowa.

Na konferencji szybko zobaczyłam, że nie muszę czuć się wyobcowana, bo to, co uwspólniało nasze doświadczenia, to bycie osobą nieheteronormatywną i bycie kobietą. Skupienie się na dyskryminacji krzyżowej, przyjrzenie się sytuacji osób cierpiących z powodu bycia poza heteronormą i bycia kobietą w społeczeństwie, omówienie doświadczenia seksizmu i mizoginii w samym ruchu LGBTQIA, było bardzo cenne. Budowanie tożsamości jest czynnikiem chroniącym przed dyskryminacją i przemocą, wzmacniającym i bardzo potrzebnym, więc ja jako aktywistka LGBTQ muszę być świadoma problemów związanych z podwójnym wykluczeniem, brać je pod uwagę w mojej pracy i starać się je zawsze uwzględniać – taką lekcję wyciągnęłam.

Dużą lekcją był też dla mnie pokaz filmu L.Poetki. Pracując na co dzień w KPH zajmuję się przestępstwami z nienawiści, działam rzeczniczo, pracuję z różnymi instytucjami (np. Policją), pracuję, żeby osiągnąć zmianę na poziomie systemowym. Taka praca jest trudna, żmudna, efektów szybko nie widać. Dlatego tak bardzo zaskoczyło mnie to, jaki piorunujący efekt wywarł na mnie ten film. Doświadczyłam sztuki jako formy dotykającej coś bardzo głęboko, ale przede wszystkim ogromnie wartościowej przez swój walor edukacyjny – mogłam zobaczyć i poczuć, jak wygląda codzienność lesbijek w Polsce. Mogłam wyjść z myślenia o problemie podwójnego wykluczenia, które znam z badań i poznać historie konkretnych, żywych kobiet. Film ten jako forma sztuki oddziałująca na emocje, która pokazuje indywidualne historie, buduje poczucie tożsamości, bardzo do mnie trafił. Zobaczyłam, jak ważne jest uwzględnianie różnych form aktywizmu – łączenie pracy rzeczniczej na poziomie systemowym, z pracą budującą kulturę LGBTQ (niekoniecznie razem!), dokumentującą historię ruchu. Zobaczyłam, że nie można wartościować działań, one muszą iść ze sobą w parze.

Zrozumiałam też, że nie trzeba wiele, żeby wspierać inicjatywy budujące kulturę lesbijską. Nie trzeba rezygnować z obranego kierunku, zmieniać strategii działania. Nie trzeba dużego wysiłku, żeby uwzględnić wielogłos. Wystarczy postarać się, żeby różne formy były współobecne. Bo może właśnie niewidoczność kultury lesbijskiej wynika z naszej (mam na myśli aktywistów_ki LGBTQ pracujących_e w mainstreamie) nieuważności, z zapatrzenia się jedynie na swoje poletko.

Owocem naszego spotkania na konferencji w Wiedniu, a jednocześnie przykładem uwzględniania wielogłosu będzie projekcja filmu „L.Poetki” na konferencji ILGA-Europe w Warszawie, tu w Polsce, początkiem listopada. Wystarczyło spotkać się poza granicami kraju, w sprzyjających warunkach, żeby małym kosztem móc się nawzajem wesprzeć i wzmocnić głos polskich lesbijek. Wszystkie osoby uczestniczące w konferencji ILGI zachęcam gorąco do przyjścia na pokaz filmu „L.Poetki”. Nie pożałujecie. A aktywistom i aktywistkom LGBTQIA życzę uważności na indywidualne potrzeby każdej grupy.

Korekta: Maja Korzeniewska

—————————————-

Magdalena Świder – absolwentka Warsaw International Studies in Psychology Uniwersytetu Warszawskiego, członkini zarządu Kampanii Przeciw Homofobii, trenerka, w swojej pracy koncentruje się na działaniach edukacyjnych mających na celu przeciwdziałanie przemocy wobec osób LGBTQ.

  —————————————–

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka

EL*C. Wieden 2017. 
1.  Magdalena Wielgołaska. Odzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2.  Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3.  Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4.  Agnieszka Małgowska. Peformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
6.  Agnieszka FrankowskaPL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.

EL*C. Kijów 2019.
1.  Monika Rak. L*Geniusza na Ukrainie.
2. Magdalena Wielgołaska. Lesbianizacja przestrzeni. 

———————————————

I.  Manifest
1.  Manifest. Instant. 
2.  Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
3.  Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II. Rozmowy wokół manifestu.
1.   Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.   Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.   Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.   Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.   Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.   Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.   Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk.
8.   Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdaleną Próchnik

9.   Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami

12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.  Co ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą
15.  Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze politycznaRozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26.Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
3. Niemcy. Lesbijski projekt mieszkalny. Rozmowa z Yagner Anderson

.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką

2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim
.
BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej

 

LESBIJSKA INSPIRA| Beata Sosnowska. Superprocenta.

Publikując Manifest Lesbijskiej Inspiry, zaprosiłyśmy kobiety nieheteronormatywne, aby wypowiadały się w sprawach dla nich ważnych.

Zaprosiłyśmy do dialogu. I oto pierwszy głos. Od razu niekonwencjonalnie. To głos niewerbalny. Autorką jest Beata Sosnowska, która ożywiła swoją bohaterkę Superprocentę, by odnieść się do tematu niewidoczności lesbijek* w Polsce.

Beata Sosnowska Procenta

Beata Sosnowska Procenta (2)

Beata Sosnowska Procenta (3)

Beata Sosnowska – artystka multimedialna, poetka, rysowniczka komiksowa, realizatorka filmów eksperymentalnych, graficzka. Autorka multimedialnego tomiku „W cieniu szumiących wind”, który powstawał w latach 2002-2007 przy współudziale 30 trójmiejskich artystów i realizatorów multimedialnych. Projekt był prezentowany w całości lub we fragmentach na następujących imprezach: Festiwal Polskiej Sztuki Wideo „Retransmisja” (Gdańsk 2004), Sopot Film Festiwal (Sopot 2005), Festiwal Sztuki Internetowej „Wyobraźnia ekranu” (Toruń 2005), Międzynarodowe Biennale Sztuki Multimedialnej WRO (Wrocław 2005), Euro Shorts Films (Warszawa 2006), podczas ogólnopolskiej konferencji naukowej „Terapia i Twórczość” organizowanej przez Nadbałtyckie Centrum Kultury (Gdańsk 2006), w CSW Łaźnia na festiwalu “In Out II” (Gdańsk 2007), w TVP Kultura (Warszawa 2008), na „Transvisualiach” Międzynarodowym Festiwalu Form Multimedialnych (Gdynia 2009) oraz na Manifestacjach Poetyckich w nowej siedzibie Krytyki Politycznej (Warszawa 2009). Jedna z realizacji „Ból trzeba przeboleć” zaistniała jako performens. W performensie wzięli udział trójmiejscy tancerze – Magdalena Jędra i Filip Szatarski. Kontynuacją projektu jest strona internetowa www.windyproject.pl

W latach 2005-2007 autorka i współrealizatorka filmów dokumentalnych i eksperymentalnych: „2137” (Festiwal Kina Offowego „Wydmy” 2005, TVP 2 program „Po godzinach” 2006, panel „Pokolenie JP II”, HA!Art 2006), „Koniec patriarchatu” (festiwal „The One Minutes” 2006), „…raz jeszcze” (festiwal filmów offowych Lemoniada,2007), „Modelarnia story” (Modelarnia 2007). Jest też autorką komiksów o tematyce lesbijskiej oraz społecznej. Jako członkini dziewczyńskiego kolektywu komiksowego Dream Team (www.comicdreamteam.com) wzięła udział w wystawach i w warsztatach prowadzonych i organizowanych przez kolektyw. Publikowała swoje ilustracje m.in. w Przekroju, Gazecie Wyborczej, Trzech Kolorach, Furii, Zielone Miasto. Współpracuje z organizacjami pozarządowymi i feministycznymi.

PORTFOLIO. Beata Sosnowska 

————————————————–

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka
.
I.  Manifest
1.  Manifest. Instant. 
2.  Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
3.  Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II. Rozmowy wokół manifestu
1.  Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota.
2.  Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3   Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo

4.  Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.  Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz

6.  Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus.
7.  
Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk.
8.  Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdaleną Próchnik|

9.   Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.  Co ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą
15.  Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze politycznaRozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni

24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmieRozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26. Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką

27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
3. Niemcy. Lesbijski projekt mieszkalny. Rozmowa z Yagner Anderson

.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką

2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim

V. EL*C. Wieden 2017
1.  Magdalena WielgołaskaOdzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2. Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3. Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4
Agnieszka Małgowska. Peformansy, czyli witamy w Lesbolandii. 
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
6.  Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.

VI. EL*C. Kijów 2019.
1.  Monika Rak. L*Geniusza na Ukrainie.
2. Magdalena Wielgołaska. Lesbianizacja przestrzeni.

BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej

———————————————–

Jak nie wychować syna na gwałciciela? | Matka Skaut

doscmilczenia

Sprawcami przemocy seksualnej wobec kobiet są mężczyźni. Więc może zamiast pouczać dziewczyny co do odpowiedniej, nieprowokującej długości spódniczki, to ktoś by się zajął edukacją chłopców, żeby nie wyrastali na gwałcicieli?

W ostatnich tygodniach ogromną medialną karierę zrobiła okropna historia, która przydarzyła się polskiemu małżeństwu na wakacjach we Włoszech. Zostali oni zaatakowani podczas nocnego spaceru po plaży w Rimini przez czterech mężczyzn (nielegalnych imigrantów). Mąż został dotkliwie pobity, żona została wielokrotnie zgwałcona. Historię gorliwie podchwyciły media, no bo to przecież idealny przykład do czego prowadzi wpuszczanie imigrantów do kraju. Czytałam to wszystko i gotowało się we mnie. Dlaczego? Bo tak naprawdę to media mają głęboko gdzieś dramat tej kobiety. Oni się interesują, bo po pierwsze – imigranci, po drugie – wystarczająco brutalna historia, żeby się wszyscy mogli oburzać. I w tym medialnym szumie kompletne ginie taka sprawa, że gwałty na Polkach zupełnie tak nie wyglądają. Że gwałtów na Polkach dokonują Polacy w Polsce. I przytłaczająca większość tych Polaków nie uważa się za gwałcicieli, a tego, co zrobili, nie nazwaliby nigdy gwałtem. I taka jest szara, statystyczna, bardzo smutna prawda o gwałtach na Polkach. No ale kto by się tym interesował, kto by o tym w mediach pisał? Przecież nikt by tego nie chciał czytać.

W Polsce oficjalnie, każdego roku dochodzi do zgłoszenia około 1 300 zgwałceń[1]. Niestety w żaden sposób nie odzwierciedla to realnej liczby tego typu przestępstw w Polsce (ale za to jest świetną podstawą do opowiadania, jaki to raj dla kobiet mamy w Polsce w porównaniu z tą okropną Szwecją[2]). Gwałty należą do tych przestępstw, których prawdziwa liczba nijak ma się do liczb z policyjnych statystyk (podobnie jest np. z pedofilią, a zupełnie inaczej np. z kradzieżą samochodu). W wypadku takich przestępstw dużo więcej są nam w stanie powiedzieć badania wiktymizacyjne[3]. Polskie, szeroko zakrojone badania na ten temat zostały przeprowadzone przez Beatę Gruszczyńską[4] i wynika z nich, że 90% kobiet nie zgłasza gwałtu na policję. Czyli realna liczba gwałtów w Polsce wynosi około 13 000 zdarzeń rocznie. Czyli 35 gwałtów dziennie. W 80% przypadków ofiara zna osobiście gwałciciela, a do samego zdarzenia dochodzi w domu lub mieszkaniu ofiary. Tak. Szok i niedowierzanie. Nie w krzakach i nie na plaży w Rimini. A sprawcy to nie nielegalni imigranci tylko: wujkowie, konkubentowie matki, koledzy z klasy, współlokatorzy, sąsiedzi, ojcowie, a najczęściej mężowie ofiar. Tak, kolejny szok. Kobieta poślubiając mężczyznę nie podpisuje z nim jednocześnie umowy o dożywotnie użyczenie mu swojej cipki. Jeśli ona nie chce seksu, a on ją zmusi, to też jest gwałt.

To może teraz z mojej strony kilka prawdziwych przykładów przemocy seksualnej wobec kobiet, z którymi zetknęłam się jako psycholog i jako studentka prawa[5]:

  1. Studentka jedzie ze swoim nowym chłopakiem i jego znajomymi na wspólny wypad na narty. Któregoś wieczoru, podczas wspólnej wieczornej imprezy, dziewczyna upija się do nieprzytomności. Rano nie może sobie przypomnieć nic z tego, co się wydarzyło podczas imprezy. Po bólu, który odczuwa w kroczu, orientuje się, że jej chłopak uprawiał z nią seks. Dziewczyna była dziewicą. Byli ze sobą od niedawana i jeszcze nie dyskutowali na temat współżycia.
  2. Uczennica gimnazjum podkochuje się w swoim nauczycielu. Podczas rozmów z nim jest zalotna i stara się mu przypodobać. Podaje mu swój numer telefonu, wymieniają kilka nieznaczących SMS-ów (on napisał pierwszy). Podczas wycieczki szkolnej nauczyciel w nocy zakrada się do jej pokoju, kładzie się na niej i próbuje zdjąć jej bieliznę. Dziewczyna ratuje się ucieczką. Sprawa zostaje zgłoszona na policję przez czujną nauczycielkę, która zauważa dziwne zachowanie dziewczyny i siniaki na nadgarstkach po szarpaninie z nauczycielem. Policjanci, a następnie prokurator podczas przesłuchań sugerują, że najwyraźniej sama chciała, jeśli dała nauczycielowi swój numer telefonu.
  3. Grupa nastolatków urządza sobie imprezę w plenerze. W trakcie zabawy trzech chłopaków zabiera dla wygłupu telefon komórkowy gimnazjalistce. Dziewczyna jest wystraszona, że oni jej go nie oddadzą, boi się wracać do domu bez telefonu (boi się, że rodzice będą na nią wściekli). Jeden z chłopaków stwierdza, że jeśli ona chce odzyskać telefon, to niech im wszystkim zrobi loda. Dziewczyna się godzi. Cała sprawa wychodzi na jaw podczas przesłuchania na prokuraturze. Przesłuchanie było prowadzone, ponieważ rodzice dziewczyny zgłosili kradzież telefonu komórkowego córki. Kwestia „robienia loda” pojawia się dopiero podczas przesłuchania dziewczyny i wydaje się być dla niej sprawą tylko dlatego, że ona wywiązała się z umowy, a oni jej i tak nie oddali telefonu.
  4. Studentka mieszka w wynajętym mieszkaniu ze studentem. Poznali się dopiero gdy zamieszkali razem, każde ma osobny pokój. Po kilku tygodniach wspólnego mieszkania zbliżają się do siebie i podczas wspólnego siedzenia u niego w pokoju zaczynają się całować. On próbuje ściągać jej ubrania. Ona stawia opór. On stwierdza, że „no przecież ci się podoba” i poza tym to on już jest podniecony. Przewraca ją na łóżko, przyciska ciężarem swojego ciała i odbywa z nią stosunek. Ona się nie broni ani nie wyrywa, choć tego nie chce. Na pytanie dlaczego się nie broniła, odpowiada, że przecież sama chciała się z nim całować.

I z tego powodu ten medialny szum wobec sprawy z Rimini tak mnie oburza. Bo ta historia nijak się ma do tego, co naprawdę dzieje się w Polsce. Bo podtrzymuje i karmi iluzję, że gwałt to jest jak ktoś na kobietę wyskoczy z krzaków, gdy wraca do domu nocą przez park. A jest to iluzja, która sprawia, że faceci, którzy sami dopuścili się gwałtu, czują się niewinni, bo oni by się nigdy nie zachowali jak te zwierzęta. Bo jestem pewna, że żaden z „bohaterów” powyższych historii nie uważa, że jest gwałcicielem.

Uważam, że nic się nie zmieni w kwestii gwałtów w Polsce tak długo, jak długo będziemy pouczać tylko kobiety. Mogła tam nie iść. Mogła z nim nie gadać. Mogła się tak nie ubierać. Zwalanie odpowiedzialności na kobiety jest niedorzeczne, bo skąd my mamy wiedzieć, co dla którego faceta jest podniecające i wyzwoli w nim przemożną chęć gwałtu? A może jednego jarają długie włosy? A innego szczupłe nadgarstki? A innego to jak kobieta zakłada nogę na nogę gdy siada? To jest podobny poziom absurdu, jak gdybyśmy zwracali ludziom uwagę, by nie oddychali tak dynamicznie, bo zachęcają swoim zachowaniem do morderstwa. To nie kobiety wymagają doedukowania, jak jeszcze lepiej chronić się przed gwałtem. To chłopców i mężczyzn trzeba edukować jak nie stać się gwałcicielem.

Pierwszą sprawą jest edukowanie na temat wpływu podniecenia seksualnego na nasze zachowania. Świetne badanie na ten temat przeprowadził Dan Ariely[6]. Poprosił on grupę młodych mężczyzn o wypełnienie ankiety na temat różnych zachowań seksualnych. Mężczyźni odpowiadali na te pytania dwa razy – raz w „normalnych” warunkach, a drugi raz w stanie podniecenia seksualnego (podczas masturbacji) (Ariely bardzo zabawnie opowiada, jak wyglądała rekrutacja do tego badania). Mężczyźni odpowiadając na pytania mieli do wyboru skalę od 0 („nie”), poprzez 50 („możliwe”), do 100 („tak”). Oto średnie wyniki z kilku pytań:

Niepodniecony Podniecony
Czy możesz sobie wyobrazić, że pociąga cię 12-latka? 23 46
Czy próbowałbyś nadal uprawiać seks, gdyby dziewczyna powiedziała „nie”? 20 45
Czy podałbyś kobiecie narkotyk, żeby zwiększyć szansę na uprawianie z nią seksu? 5 26
Czy zachęcałbyś dziewczynę do picia, żeby zwiększyć szansę na uprawianie z nią seksu? 46 63

A to są wyniki inteligentnych, wykształconych młodych mężczyzn z dobrej uczelni w USA. I o czym to świadczy? Bynajmniej nie o tym, że wszyscy faceci to zwierzęta. Raczej o tym, że zupełnie nie doceniamy wpływu, jaki ma na nas podniecenie seksualne. Dlatego powinno się z nastoletnimi chłopcami o tym rozmawiać. O tym, że teraz, gdy siedzimy przy herbatce i rozmawiamy, to jest dla nich oczywiste, że nigdy nie zrobiliby tego czy owego. Ale to nie znaczy, że wiedzą, co by zrobili, gdy będą pod wpływem silnego podniecenia.

Drugą sprawą jest uczenie o różnicach w dojrzewaniu seksualnym dziewcząt i chłopców. Dziewczynki, które dopiero zaczęły dojrzewać, mają skłonność do zachowywania się zalotnie wobec mężczyzn. Najczęściej łączy się to z przeżywaniem głębokiej, platonicznej miłości wobec jakiegoś starszego od niej faceta (nauczyciela, wychowawcy na koloniach, drużynowego, trenera, wikarego czy starszego brata przyjaciółki). Na tym etapie ważne jest dla dziewczyny, by być adorowaną i dostrzeganą przez płeć przeciwną. Ale nie oznacza to bynajmniej, że jest już gotowa na jakiekolwiek kontakty seksualne. U dziewcząt gotowość do seksu rozwija się stopniowo przez kilka lat. „Chłopaki otrzymują w pakiecie wszystko naraz: napięcie seksualne (najczęściej bardzo silne), sprawność genitalną (narządy płciowe gotowe do akcji) oraz gratyfikację seksualną (wysokiej jakości przyjemność).”[7] U dziewcząt najpierw dojrzewa układ rozrodczy (pojawia się miesiączka), a gotowość anatomiczna i biochemiczna pochwy, która umożliwia odbycie stosunku, pojawia się dużo później. A dopiero na samym końcu pojawiają się reakcje seksualne, czyli odpowiedź ciała na dane bodźce. Dziewczyny muszą się „nauczyć” podniecenia i swojego ciała, i następuje to przez stopniowo pojawiające się doświadczenia seksualne[7] (na początku interesują je tylko pocałunki, później pieszczoty szyi i piersi, dopiero w następnej kolejności dotykanie genitaliów czy w końcu penetracja). Jak widać z powyższego, to, że dziewczyna ma piersi i miesiączkę, i przymila się do dorosłego mężczyzny, to naprawdę nie znaczy, że pragnie, żeby on ją przeleciał. Jej zachowania nie są zaproszeniem do seksu. Ona właśnie dojrzewa, uczy się, jak być kobietą. Uczy się o flircie, zainteresowaniu, adoracji. I każdy facet powinien o tym wiedzieć.

Dorośli mężczyźni powinni wiedzieć, że w takiej sytuacji cała odpowiedzialność spoczywa na nich. Że to jest ich sprawa, żeby trzymali łapy przy sobie, a penisa w majtkach, bo nawet jeśli ta dziewczyna sugeruje, że coś by chciała, to ona tak naprawdę nie wie, o czym mówi. Pełnym niezrozumieniem tej kwestii wykazał się na przykład złotousty abp Michalik w swoim słynnym cytacie: „Słyszymy nieraz, że to często wyzwala się ta niewłaściwa postawa, czy nadużycie, kiedy dziecko szuka miłości. Ono lgnie, ono szuka. I zagubi się samo i jeszcze tego drugiego człowieka wciąga”[8].

Tymczasem nastoletni chłopcy powinni wiedzieć, że może ich spotkać przykra (dla nich) niespodzianka. Bo jeśli dziewczyna im się podoba i okazuje się, że to uczucie jest wzajemne, i nawet uda się doprowadzić do jakiejś intymnej sytuacji, to ona może chcieć czegoś zupełnie innego niż on. On, namiętnie się z nią całując, już ma w głowie wyobrażenie nadchodzącej penetracji. Tymczasem jej mogą wystarczyć same namiętne pocałunki i gładzenie po plecach. I gdy jego ręka zawędruje na jej pierś albo w okolice majtek, to dziewczyna może przerażona uciec. I to nie oznacza, że było jej niemiło. Albo że nie podoba jej się ten chłopak. To było po prostu zbyt wiele dla niej. Ona nie jest jeszcze na to gotowa. Nastolatkowie, którzy nie zdają sobie z tego sprawy, mogą czuć się „oszukani” przez dziewczynę i próbować na nią naciskać. Tymczasem powinni: po pierwsze, spodziewać się, że coś takiego może nastąpić, a po drugie, wiedzieć, co zrobić z podnieceniem, które czują (podpowiedź – naciskanie wystraszonej dziewczyny i przekonywanie jej, że będzie jej się podobało, to nie jest dobre rozwiązanie). Chłopcy powinni wiedzieć, że (wbrew temu, co czują) nierealizowane podniecenie seksualne ich nie zabije i penis ani jądra im od tego nie odpadną. A jeżeli naprawdę czują, że muszą dokończyć to, co się zaczęło, to mogą to zrobić sami w zaciszu toalety. I to nie będzie „obleśne” ani „zboczone”. To będzie wzięcie odpowiedzialności za swoje podniecenie zamiast uznawania, że jak dziewczyna mnie podnieciła, to teraz mogę z nią zrobić, co chcę.

Mam też jedną prośbę do wszystkich rodziców, którzy wychowują córki. Przestańcie uczyć swoje córki techniki: „mówię <<nie>> – myślę <<tak>>”, jako sposobu na flirt. Nie uczcie swoich córek, że to jest takie urocze i kobiece, że zawsze trzeba się „trochę poopierać”, bo inaczej wyjdzie, że „jestem łatwa”. Bardzo mnie martwi, że to naprawdę kobiety swoim zachowaniem uczą facetów, że kobiecego zdania nie należy traktować poważnie. Uczą ich, że kobieta to sama nie wie, czego chce, póki jej mężczyzna nie pokaże. Że to facet ma za kobietę wiedzieć, czego ona potrzebuje. Przykład? Piosenka Honoraty Skarbek (11 milionów wyświetleń na YouTube[9]) i jej „uroczy” refren:

Nie powiem jak masz kochać mnie,
Lecz chcę to czuć, być pewna, że wiesz
Czego potrzebuję dziś.
Chcę, żebyś zaskakiwał mnie.
Nie powiem jak, masz mi to dać,
Lecz chcę to czuć, być pewna, że wiesz
I nie zastanawiaj się.
Chcę żebyś zaskakiwał mnie.

To nie jest urocze. To jest co najmniej żenujące i śmieszne (jak dziewczyna głównego bohatera w „Chłopaki nie płaczą” – „trochę zwariowana, ekscentryczna, nieprzewidywalna”[10]), a w ostrzejszych przypadkach to wręcz schizofreniczne. Zastanówcie się, czy Wy, kobiety, miałybyście ochotę na bycie w związku z kimś, kto mówi „nie”, gdy myśli „tak”? Kto nie wysili się, żeby samemu dojść do tego, czego chce czy potrzebuje w danym momencie, ale wymaga od drugiej strony, by to odgadła (no i jeszcze się obraża, jeśli ktoś nie odgadnie dobrze)? Nie uczcie tego swoich córek. Nie róbcie tak same. Takie zachowanie pomaga w budowaniu wizji świata, w której „nie” z ust kobiety oznacza coś innego niż „nie” z ust mężczyzny.

W Polsce podejście do ofiar gwałtu jest niestety nadal średniowieczne. Na jakiekolwiek współczucie mogą liczyć co najwyżej kobiety, na które rzeczywiście ktoś wyskoczył z krzaków (albo takie, jak kobieta z Rimini. W jej wypadku nikt się nie dopytywał, jak była ubrana). Ale wszystkie ofiary gwałtów małżeńskich, gwałtów na randkach, odurzone tabletką gwałtu czy seksownie ubrane nie mogą liczyć na litość opinii publicznej, sąsiadów, znajomych, policji czy prokuratury. Same się prosiły. Bo przecież w małżeństwie nie ma czegoś takiego jak gwałt, bo kobieta po prostu ma wypełniać „małżeński obowiązek”. No a (jak wiemy dzięki naszemu złotoustemu wicepremierowi[11]) prostytutki nie da się zgwałcić. W tym samym roku, gdy Lepper wypowiedział swoją „złotą myśl”, moi koledzy z studiów prawniczych na UJ (czyli kwiat młodzieży polskiej), podczas zajęć z prawa karnego, całkiem serio zastanawiali się czy da się zgwałcić kobietę uzależnioną od seksu. I to wszystko nie są jakieś odosobnione twierdzenia tylko poglądy sporej części społeczeństwa.

Badania [12] pracowników prokuratury i policji wykazały, że oni sami nie za bardzo wierzą, że istnieje coś takiego jak gwałt. „Prawie 38% prokuratorów i prawie 45% policjantów było zdania, że kobieta nie ma prawa przerwać niechcianego kontaktu i w tym wypadku nie ma mowy o gwałcie. Natomiast <<wymuszenia stosunku za pomocą presji innej niż fizyczna>>, np. przez […] podanie środków farmakologicznych nie uważa za gwałt aż […] 29,7% prokuratorów, 39,3% policjantów. […] Z kolei doprowadzenia do obcowania płciowego wbrew woli osoby poszkodowanej przy użyciu przemocy lub groźby jej użycia, za zgwałcenie nie uważa: […] 18,9% prokuratorów i 32,6% policjantów. Wyniki te oznaczają, że dla pewnej grupy funkcjonariuszy (około 20% prokuratorów i blisko 40% policjantów) przestępstwo zgwałcenia w ogóle nie istnieje, nie ma bowiem zachowań, które skłonni byliby za zgwałcenie uznać(podkreślenia moje).

To, co sędziowie myślą na temat tego, czy gwałt to poważne przestępstwo czy nie, można wnioskować na podstawie wyroków, które wydają. „Średnia długość wyroków za gwałt ze szczególnym okrucieństwem we Francji i USA wynosi 8,8 lat; w Wielkiej Brytanii – 7,1; w Polsce 3,3. Natomiast wyroki za gwałt w zawieszeniu wynosiły we Francji, USA 10%, Wielkiej Brytanii 4%, a w Polsce 33%!”[13]. No i żeby była jasność, w polskim kodeksie karnym przestępstwo zgwałcenia jest zagrożone karą od 2 do 12 lat więzienia.

Sam fakt, że zgwałcenie od momentu pojawienia się w polskim kodeksie karnym z 1932 (artykuł 204)  było przestępstwem ściganym na wniosek[14], daje do myślenia. Dopiero 13 czerwca 2013 roku posłowie uznali, że powinno być to przestępstwo ścigane z urzędu, tak jak inne poważne przestępstwa. I nie zrobili tego z dobroci serca, ale przymuszeni przez wymagania ratyfikowanej przez Polskę konwencji Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet. Wcześniej można by odnieść wrażenie, że polski ustawodawca prezentował następujący tok myślenia: „a, bo z tymi kobietami to nie wiadomo. Teraz mówi, że to gwałt, a potem jej się odwidzi i niepotrzebnie chłopakowi życie zmarnujemy”. Podczas moich praktyk studenckich w prokuraturze, żadna sytuacja nie zelektryzowała tak pracownic biurowych, jak to, że ofiara gwałtu miała przyjść zeznawać. I jeśli myślicie, że panie sekretarki płonęły oburzeniem, to jesteście w błędzie. Te kobiety darły łacha z tej dziewczyny tak bardzo, że w końcu nie wytrzymałam i zapytałam o co chodzi. I dostałam odpowiedź, że te wszystkie sprawy o gwałt to jest jedna wielka lipa. Bo one wszystkie same chciały, tylko potem się obrażają na faceta, bo im piwa nie kupił i lecą na policję ze skargą, że gwałt był. I to tyle na temat kobiecej solidarności.

Taką mamy smutną rzeczywistość w Polsce. I tylko edukowanie ludzi na ten temat może coś zmienić. Im częściej będziemy rozmawiali na temat tego, jak naprawdę wyglądają gwałty w Polsce, tym lepiej. Im więcej chłopcy i dziewczęta będą wiedzieli na temat podniecenia seksualnego i respektowania granic innych osób, tym mniejsza szansa, że ktoś zostanie skrzywdzony. Seks to wspaniałe, piękne doświadczenie. Zadbajmy o to, by nasze córki i synowie też mieli kiedyś szansę się o tym przekonać.

Na koniec skrócony zestaw rad dla chłopaka, który nie chce zostać gwałcicielem:

– „nie znaczy nie” – „nie” padające z ust kobiety znaczy dokładnie to samo co „nie” padające z ust mężczyzny. Jeżeli dziewczyna mówi, że nie chce być dotykana, łaskotana, przytulana, całowana to znaczy, że nie chce;

– ciągnięcie za włosy, bicie i szczypanie nie są sposobem na okazanie koleżance z klasy, że Ci się podoba;

– uprawianie seksu z osobą, która jest nieprzytomna z powodu upicia lub jest pod wpływem innych środków psychotropowych jest gwałtem;

– jeżeli dziewczyna się do Ciebie uśmiecha, miło rozmawia i flirtuje, to nie znaczy, że automatycznie masz prawo do odbycia z nią stosunku;

– jeżeli dziewczyna się z Tobą całuje lub pieści to nie znaczy, że automatycznie masz prawo do odbycia z nią stosunku;

– jeżeli kobieta jest ubrana w strój, który eksponuje jej wdzięki, to nie znaczy, że automatycznie masz prawo do odbycia z nią stosunku;

– to, że kobieta jest Twoją żoną, nie znaczy, że ma obowiązek uprawiać z Tobą seks zawsze, gdy tego chcesz i w taki sposób, jak chcesz;

– penis nie jest jednostką decyzyjną Twojego ciała. Jesteś w stanie skontrolować swoje podniecenie. To, że jesteś podniecony nie daje Ci prawa do wymuszania seksu na osobie, która Cię podnieciła.

 

Pozdrawiam,

Matka Skaut.

 

P.s. Napisanie tego tekstu wymagało ode mnie bardzo dużo pracy (czytania, poszukiwania źródeł). Jeżeli spodobał Ci się ten wpis, uważasz, że niesie ze sobą istotną treść, proszę, udostępnij go na fb, żeby inni mieli szansę go przeczytać. Będzie to dla mnie najlepsza nagroda za pracę, którą w to włożyłam.

 

tekst: Magda Januszewska autorka bloga matkaskaut.pl

źródło: http://www.matkaskaut.pl/jak-nie-wychowac-syna-na-gwalciciela/

 

Przypisy:

[1] W języku prawników mówi się „zgwałcenie”. „Gwałt” oznacza „przemoc”. Stąd wzięłam statystyki:

http://statystyka.policja.pl/st/przestepstwa-ogolem/przestepstwa-kryminalne/zgwalcenie/122293,Zgwalcenie.html

[2] Tutaj przykład artykułu w tym stylu:

http://forum.gazeta.pl/forum/w,212,149212398,149212398,6000_gwaltow_w_Szwecji_vs_1400_gwaltow_w_Polsce.html

[3] Badania wiktymizacyjne zajmują się przestępstwem, ale od strony ofiary. Badania tego typu pozwalają urealnić policyjne statystyki przestępczości. Policja w swoich statystykach opiera się tylko na przestępstwach, które uda jej się ujawnić albo ktoś im zgłosi. Badania wiktymizacyjne pozwalają dotrzeć do ofiar przestępstwa, które nie zgłosiły się na policję. Np. jako studentka brałam udział w badaniach wiktymizacyjnych dotyczących molestowania seksualnego na uczelni – duża ankieta na ten temat została wysłana do każdej studentki uniwersytetu, aby ocenić rozmiar problemu.

[4] Beata Gruszczyńska, Przemoc wobec kobiet w Polsce. Aspekty prawnokryminologiczne

[5] Wszystkie historie są prawdziwe, pozmieniałam niektóre szczegóły, by uniemożliwić rozpoznanie osoby.

[6] Dan Ariely, Potęga irracjonalności, rozdział „Wpływ podniecenia seksualnego”

[7] Bianca-Beata Kotoro, Wiesław Sokoluk 100% mnie czyli książka o miłości, seksie i zagłuszaczach. Niezbędnik młodego człowieka – to jest książka napisana jako podręcznik do wychowania do życia w rodzinie. Niestety, w naszym kraju, nie było opcji, żeby stało się podręcznikiem.

[8] http://www.tvn24.pl/…

[9] https://www.youtube.com/watch?v=M93nWdvlSrc

[10] https://www.youtube.com/watch?v=_SaWMGJQXpQ

[11] https://www.youtube.com/watch?v=nCgXGdHuaGI najbardziej w tym filmiku przerażają mnie dwie rzeczy. Pierwsza, że Lepper nie poniósł żadnej odpowiedzialności za swoje słowa. Druga, to ci wszyscy faceci, którzy się śmieją po tekście Leppera.

[12] A. Dominiczak, Służby publiczne w służbie popędów, w: „Prawo i płeć” 2000, nr 1 . Cytuję za: Joanna Piotrowska, Alina Synakiewicz, Dość milczenia. Przemoc seksualna wobec kobiet i problem gwałtu w Polsce. Możecie mi zarzucić, że nie są to aktualne dane. Nie są. Ale są to jedyne dane, które istnieją na ten temat w Polsce.

[13] J. Piotrowska, Przemoc ma płeć. Wymazywanie kobiet z programów antyprzemocowych,

http://www.feminoteka.pl/readarticle.php?article_id=840. Cytuję za: Joanna Piotrowska, Alina Synakiewicz, Dość milczenia. Przemoc seksualna wobec kobiet i problem gwałtu w Polsce.

[14] Przy przestępstwach ściganych na wniosek, aby policja lub prokuratura zaczęły działać, potrzebny jest wniosek pokrzywdzonego. To znaczy, że nawet gdyby policja dowiedziała się z jakiegoś innego źródła (np. od samego sprawcy) o zgwałceniu, to nie mogą rozpocząć sprawy, jeśli kobieta sama tego nie zgłosi.

 

EL*C. Wiedeń 2017 | Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!

W Wiedniu podczas EL*C spotkało się kilka Polek: m.in. Agnieszka Frankowska / Agnieszka Małgowska / Izabela Morska / Monika  Rak / Joanna Semeniuk / Magdalena Świder / Magdalena Wielgołaska / Anna Zawadzka / Ewa Dziedzic. To dla wielu z nas była niespodzianka. Większość polskich uczestniczek opisze swoje wrażenia, doświadczenia. Ciekawe jesteśmy, w których punktach się posprzeczamy, w których miniemy, w których będziemy mówić wspólnym głosem. Sukcesywnie będziemy publikować te wypowiedzi w cyklu Lesbijska Inspira.

GŁOS DRUGI. Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!

O konferencji EL*C dowiedziałam się właściwie przypadkiem. Usłyszałam o niej podczas jednej z debat MNW, która dotyczyła kobiet nieheteronormatywnych i mimo że nie zostałyśmy o tym nawet powiadomione, choć działamy na rzecz kobiet nieheteronormatywnych od ponad 8 lat jako Damski Tandem Twórczy – poszłam na to spotkanie. Nie mogło zabraknąć naszego głosu. A ten głos mówi o polskich lesbijkach, ich herstorii, docenia i opisuje wszelkie lesbijskie artaktywności.

Niełatwo jest ciągle upominać się o swoje miejsce – zwłaszcza na spotkaniach, organizowanych przez  wydawałoby się sojusznicze organizacje LGBTQ+, które choćby ze względu na głoszone przez siebie hasła równościowe, powinny wspierać działania lesbijek. A tak niestety nie jest. Ale cóż, niszowe, offowe działania mają za mało masteringowego blasku, za mało są uniwersalne i nie pachną wielkim światem… I jakże się mylą ci, którzy tak myślą, bo wystarczy pojechać na lesbijską konferencję do Wiednia, by zobaczyć, że ten – tak lansowany w Polsce sznyt – jakoś nie ma wziecia wśród lesbijek na świecie. A z pewnością nie jest to jedyny możliwy sposób uwidocznienia kobiet nieheronormatywnych.

Miałyśmy jako Tandem plan, żeby do Wiednia pojechać ze spektaklem Gertruda Stein & Alicja B.Toklas i Wiele Wiele Kobiet i filmem dokumentalnym L.Poetki. Obie propozycje zostały zaakceptowane przez organizatorki. Co istotne, w fazie akceptacji nasze propozycje nie podlegały ocenie, nikt nie oczekiwał ode mnie zapisu spektaklu, czy pokazania całego filmu. Kuratorka Maja Radosavljević przyjęła film i spektakl z otwartymi rękami, wiedziała, jak ważny jest każdy lesbijski głos. Nie sadzę, by selekcji w ogóle nie było. Bo z pewnością propozycji było więcej niż te, które zostały zaprezentowane ostateczne. Bardzo sobie cenię takie podejście, same stosujemy ten system, gdy organizujemy wydarzania z udziałem artystek-lesbijek w Polsce. Wolimy się przyglądać i pokazywać działania innych kobiet nieheteronormatywnych niż je punktować.

Paradoksalnie same się przeselekcjonawałyśmy. Na wiedeńską konferencję ostatecznie wybrałyśmy – ze względów technicznych – jedynie film, przygotowanie spektaklu na miejscu wymagałoby czasu. A chciałyśmy po prostu w konferencji uczestniczyć, poczuć jej atmosferę, zdobyć wiedzę i nowe doświadczenie.

L.Pplakat-L.png-feminoteka (1)oetki na lesbijskiej konferencji to zrealizowane pragnienie, które podczas pracy nad filmem, było zwykłą mrzonką, bo taki byt jak EL*C  na mapie europejskich wydarzeń jeszcze nie istniał. A dla mnie szczególnie ważne było pokazanie tego filmu kobietom nieheteronormatywnym. W Polsce to się średnio udaje, ale na europejskiej konferencji się udało.

Na projekcję przyszło sporo widzek. To przyjemne i wcale nie oczywiste, bo nie wszystkie filmy i ich autorki miały to szczęście. Z powodu natłoku propozycji, jeden z filmów Lesbian Avengers Eat Fire Too, który opiszę później, został pokazany w przerwie obiadowej. Trudno się dziwić, że oblegane były stoły z jedzeniem, a nie sala projekcyjna. To nierówna walka. Nota bene, wciąż trzeba pamiętać, ile czynników, czasem banalnych, może wpływać na percepcję. Naprawdę wielka wielka szkoda, bo film – moim zadaniem – jest wyjątkowo ważny. L.Poetki naprawdę miały szczęście, że zostały pokazane w czasie tzw. kinowym, czyli wieczorem, już po kolacji.

Jednak bez względu na ilość widzek/widzów każdy pokaz jest dla mnie ważny, dlatego zawsze zostaję na projekcji filmu schowana w kąt, żeby obserwować reakcje publiczności. Jak zwykle był śmiech, były łzy i emocje. I moje poczucie, że ta przecież na wskroś polska historia może być bliska Austriaczkom, Belgijkom, Amerykankom, Rosjankom. Że łączy nas po prostu jedno wspólne doświadczenie – bycie kobietą-lesbijką. I co najważniejsze – na widowni znalazły się Polki, które przyjechały na konferencję i dopiero tu w Wiedniu miały okazję zobaczyć L.Poetki. Izabela Morska, której fragment wiersza posłużył jako motto filmu, Magdalena Świder, panelistka, reprezentująca na konferencji fundację Pro Diversity, Joanna Semeniuk, penelistka. działaczka GALA LGBT firmy ING i współtwórczyni Women@Workplace Pride oraz Anna Sutt, Polka mieszkająca w Wiedniu i współpracująca z tamtejszymi organizacjami.

Z rozmów po projekcji wynikało, że film porusza, że kamera jest tak blisko bohaterek, że właściwie jesteśmy w ich intymnej przestrzeni. I że trzeba go pokazywać… i  dlatego 3.11.2017 na ogólnoświatowej Konferencji ILGA w Warszawie L.Poetki pokażą się ponownie. Każdy pokaz to budujące doświadczenie – dla mnie, dla samych bohaterek poetek, które miały odwagę pokazać się w filmie, zwłaszcza dwie z nich, które do czasu realizacji dokumentu nie były wyautowane. Ich udział w tym projekcie to akt odwagi. Czyż nie warto byłoby to docenić? Jak? Przychodząc na film.

L.Poetki, kolaż, fot. Monika Rak

doc_project_alt_logoCykl pokazów zaczynał znakomity Lesbian Avengers Eat Fire Too (Lesbijskie wojowniczki też połykają ogień) Kelly Cogswell, rejestracja działań amerykańskich lesbijek z początku lat 90-tych XX wieku. Film pozwolił w pełni przyjrzeć się metodom, jakie wcieliły w życie lesbijki zza oceanu, sprzeciwiając się odwiecznemu zarzutowi niewidzialności w przestrzeni. Impulsem do działania była nieprzypadkowa śmierć kilku lesbijek i gejów. A działaniem – różnorodne performance’y w przestrzeni publicznej, a popularność tej akcji przyniosło grupowe połykanie ognia. Stąd tytuł dokumentu.

Trudno streścić ten pełen zaangażowania, aktywizującej energii film, wszystkie akcje, które zostały zarejestrowane kamerami wielu kobiet w kilku miastach USA. Muszę jednak wspomnieć o jednym performansie, szczególnie mi bliskim, bo związanym z Gertrudą Stein i Alicją B. Toklas. Dziewczyny z Lesbian Avengers do znanego pomnika Gertrudy Stein, który stoi w parku Bryanta w Nowym Yorku, dostawiły figurę Alicji B. Toklas, traktując równorzędnie wkład tych obu kobiet w literaturę. Temu „właściwemu” odsłonięciu pomnika towarzyszyło czytanie tekstów autorki Czułych guziczków. Niezwykle emocjonalnie działają na mnie te wspólne kulturowe klisze lesbijskie. To, że lesbijki z różnych części świata odczytują je w podobny sposób, budzi moje poczucie wspólnoty, sięgające dużo dalej niż językowe znaczenia.

Myślę, że ten film powinien się stać obowiązkową filmową pozycją, budzącego się, niezależnego ruchu lesbijskiego w Polsce. Smuci mnie, że historia sprzed ponad ćwierćwiecza jest wciąż aktualna, że Manifest, który napisałyśmy w ramach projektu Lesbijska Inspira, to wynik dokładnie takiego samego gniewu i niezgody na pomijanie, jakie czuły lesbijki początku lat 90. w Ameryce. Im udało się zewrzeć szyki i przez czas jakiś dawać o sobie znać światu. Nam też to musi się w końcu udać. Już widać ruchy tektoniczne polskich lesbijek. Oby nastąpiło trzęsienie ziemi.

P21-We-are-1-1030x690Nie mniej znaczący był kolejny film dokumentalnego cyklu tej konferencji We are Here (Jesteśmyw reżyserii Shi Tou i Jing Zhao, który w Europie rozpowszechnia Marie Vermeiren, reżyserka i organizatorką kobiecych wydarzeń kulturalnych kobiet, członkini Festiwalu Filmów dla Kobiet ELLES TOURNENT w Brukseli oraz Marie-Francoise Ebel, tłumaczka, działaczka NGO. Film chińskich twórczyń opowiada o IV Światowej Konferencji w sprawie Kobiet pod egidą ONZ , która odbyła się w Pekinie w dniach 4-15 września 1995. Konferencja podjęła problem nierówności między płciami w kontekście praw człowieka m.in. praw lesbijek i tu pojawiły się głosy sprzeciwu, slyszane m. in. z Watykanu. Ale – co najważniejsze – spotkało się 300 lesbijek z całego świata. Powstał pierwszy lesbijski namiot NGO-sowy przy Forum ONZ. Lesbijskie działaczki mówiły w nim bez ogródek, że prawa lesbijek są prawami człowieka. Po raz pierwszy lesbianizm został  tak wyeksponowany przy globalnym wydarzeniu. Na marginesie warto przypomnieć, że na tej oenzetowskiej konferencji były również polskie lesbijki m.in. Roma Cieśla. Kiedyś opowiadała mi o tym wydarzeniu z emocjami. Cieszy mnie i bawi, że polski wątek wyskakuje jak królica z kapelusza w światowych opowieściach o lesbijkach.

le-bal-des-chattes-sauvages-katzenball-french-editionWieczór filmowy kończyła projekcja filmu Katzenball  Veroniki Minder, szwajcarskiej reżyserki, kuratorki sztuki. Jednej z głównych inicjatorek wielu festiwali i retrospekcji, jak na przykład Frauen Film Tage Schweiz (festiwalu filmów kobiecych, zwanego później NouVelles), Queersicht (festiwal filmu gejowsko-lesbijskiego i Zauberlaterne Berno (festiwalu filmów dla dzieci). Film Minder otrzymał  w 2005 roku nagroda Tedy, przyznawaną corocznie na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Berlinie.

A sam film to opowieść o Szwajcarii ostatnich 70 lat widzianej oczami pięciu dojrzałych kobiet – lesbijek. Mowa w nim o poszukiwaniu tożsamości, o walce politycznej i… balach maskowych, bogato dokumentowana znanymi Szwajcarkom obrazami filmowymi i telewizyjnymi. Dla mnie to przykład herstorii lesbijek-seniorek, której tak brakuje w polskiej lesopowieści.

Wszystkie te dokumenty to lekcja lesbijskiej herstorii, wielonarodowej, wielopokoleniowej. Niestety powszechnie nieznanej. Takie filmy to po prostu skarb. Oglądanie ich przypomniało mi uczucie, jakie towarzyszyło mi podczas projekcji dokumentu o brytyjskich sufrażystkach Sufrażystki. Ani służące ani prostytutki. Olśnienie, poczucie ciągłości, zrozumienie procesów.

Dlatego – mimo że oglądam lesbijskie filmy fabularne, seriale pełne różnorodnych wątków, motywów – najchętniej wracam do dokumentów. Tych lesbijskich dokumentów znam naprawdę niewiele. A przecież to one najwierniej odzwierciedlają nasz świat, budują naszą lesbijską dumę, dają nam możliwość osadzenia się w historii. Dlaczego jest ich tak mało? A może jest ich dużo, tylko nie są na tyle dostępne, żebym mogła po nie sięgnąć. A trzeba po nie sięgać, dlatego nie mogę nie wymienić polskich filmów dokumentalnych lub jakkolwiek z polską związanych, które w pełni poświęcone są lesbijkom: Lesteśmy Magdy Wystub (film zrealizowany przez Niemkę polskiego pochodzenia), Moje dwie polskie miłości Tali Tiller (film zrealizowany przez Niemkę o żydowskich i polskich korzeniach), Mniejszość w mniejszości Martyny Jader, Lesbork Dominiki Kaliny.

To niestety wszystko. A jestem przekonana, że herstorii do opowiedzenia jest więcej i niemało jest też bohaterek, na które czeka miejsce przed kamerą. Wiem z własnego doświadczenia, że podstawą takiego film jest zaufanie dziewczyn stających przed kamerą do tych, które ją trzymają. Buduje się ono o wiele szybciej, kiedy po obu stronach są kobiety z tym samym doświadczeniem – bycia lesbijką.

Dlatego z Wiednia, z lesbijskiej konferencji, przywożę to, co już wiem od dawna, ale teraz nabrało to mocy. Lesbijki do kamer – opowiedzcie o sobie, zapisujcie swoje doświadczenie filmowo. Nie słuchajcie, jakie te filmy być powinny, o czym i w jaki sposób zrobione. Nawet jeśli mówią, że to pycha robić filmy o sobie, że to towarzystwo wzajemnej adoracji – niech tak będzie. Wreszcie zajmijcie się sobą. Nigdy nie przestanę nawoływać do tego, choć wiem, jak trudno taki film zrobić, jak trudno go dystrybuować, ale to już inna historia.

Korekta: Maja Korzeniewska

—————————————————————

Monika Rak (2/2 Damskiego Tandemu Twórczego)
lesbijka / feministka / artaktywistka / aktorka / dramatopisarka / filmowczyni / graficzka.
Współtwórczyni projektów: Kobieta Nieheteronormatywna (cykl debat i audycji radiowych, 2014- 2016) / O’LESS Festiwal (2012-2014) / DKF Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną (cykl spotkań, 2012-2015) / A kultura LGBTQ+ nie poczeka (projekt archiwistyczny, od 2017) / O teatrze lesbijskim w Polsce (cykl teatrologiczny, od 2012) / Lesbijska Inspira (cykl wywiadów od 2017) / Portret lesbijek we wnętrzu, Niesubordynowane czytanie sztuki Jolanty Janiczak (czytanie dramatów) / Orlando.Pułapka? Sen, Fotel w skarpetkach, 33 Sztuka, RetroSeksualni. Drag King Show (spektakle) / Czarodziejski flet, Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet (nanoopery) / L.Poetki (film dokumentalny) / Teatr Dialogu (warsztat i akcja miejska) / Wywrotowa komórka lesbijska, Epizody, wątki, sugestie lesbijskie w kinie polskim (wykłady) / Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* (stowarzyszenie, 2017).

—————————————————————

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka

EL*C. Wieden 2017
1.  Magdalena Wielgołaska. Odzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2.  Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3.  Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4.  Agnieszka Małgowska. Peformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
6.  Agnieszka FrankowskaPL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.

EL*C. Kijów 2019.
1.  Monika Rak. L*Geniusza na Ukrainie.
2. Magdalena Wielgołaska. Lesbianizacja przestrzeni. 

———————————————

I.  Manifest
1.  Manifest. Instant. 
2.  Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
3.  Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II. Rozmowy wokół manifestu.
1.   Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.   Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.   Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.   Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.   Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.   Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.   Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk.
8.   Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdaleną Próchnik
9.   Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.  Co ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą
15.  Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze politycznaRozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26. Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim

BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej

EL*C. Wiedeń 2017 | Magdalena Wielgołaska. Odzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.

W Wiedniu podczas EL*C spotkało się kilka Polek: m.in. Agnieszka Frankowska / Agnieszka Małgowska / Izabela Morska / Monika  Rak / Joanna Semeniuk / Magdalena Świder / Magdalena Wielgołaska / Anna Zawadzka oraz jedna z organizatorek wydarzenia Ewa Dziedzic. To dla wielu z nas była niespodzianka. Większość polskich uczestniczek opisze swoje wrażenia, doświadczenia. Ciekawe jesteśmy, w których punktach się zgodzimy, w których miniemy, w których będziemy mówić wspólnym głosem. Sukcesywnie będziemy publikować te wypowiedzi w cyklu Lesbijska Inspira.

GŁOS PIERWSZY: Magdalena Wielgołaska. Odzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.

6-8 października w Wiedniu odbyła się konferencja gromadząca lesbijki z całego świata. Jechałam z Agnieszką Frankowską oraz Damskim Tandemem Twórczym na to wydarzenie z poczuciem, że reprezentujemy jedno z państw, w których sytuacja kobiet nieheteronormatywnych jest najsłabsza. Lesbijki nie mają w Polsce własnych struktur, nasz głos rozmywa się i niknie w przekazie ukierunkowanym na problemy osób LGBT+. Widzialność kulturowo przypisana mężczyznom dodatkowo utrudnia sytuację, w której bardziej dominujący i wyraźny jest głos nieheteroseksualnych mężczyzn. Jechałyśmy po narzędzia, po wymianę doświadczeń, po realne rozwiązania, które mogłybyśmy wdrożyć w Polsce, by skutecznie pozbyć się tematu niewidzialności.

Z czym wracamy? Faktycznie nastąpiła wymiana podczas paneli dyskusyjnych, artystycznych aktywności, ważnych rozmów, warsztatów. Jednak dominujące jest poczucie, że Polska niewiele różni się od innych krajów, w których lesbijki walczą od lat o to samo. Niezależnie od rozwiązań, jakie zostały wprowadzone dla zrównania praw osób LGBT w wielu zachodnich państwach – kobiety nieheteronormatywne stają przed tymi samymi wyzwaniami, na czele z niewidzialnością w mediach, kulturze, pracy. Kongres stał się przyczynkiem do tego, żeby w końcu zebrać siły, doświadczenie i zająć na stałe miejsce w przestrzeni publicznej.

Nasze kulturowe uwarunkowania budowane na patriarchalnych fundamentach zepchnęły kobietę do roli opiekunki, tej która poświęca siebie dla innych, często zapominając o sobie. W trakcie rozmów panelowych wielokrotnie rozmawiałyśmy o tym, że ten schemat musimy przełamać przede wszystkim najpierw w sobie. Musimy wreszcie skupić się na sobie. Wielokrotnie odnosiłyśmy się do określeń, które “maglujemy” nieustająco również na naszym polskim podwórku, kiedy mówimy o potrzebie organizowania lesbijskich wydarzeń. Słyszymy wtedy, że jesteśmy separatystkami, że się oddzielamy, że jest to niepotrzebne, że jesteśmy egoistkami, że nie zależy nam na wspólnej sprawie, że rozbijamy środowisko. Nie zgadzam się na taką narrację. Jak się okazało nie tylko ja. W pierwszej kolejności musimy wiedzieć kim jesteśmy i czego potrzebujemy, a w następnej – co możemy z siebie dać. Tymczasem nasz aktywizm zaczynamy od zupełnie innej strony. Najpierw dajemy z siebie wszystko, rozdajemy czas i energię, żeby w którymś momencie zorientować się, że już nie mamy siły, a nasz własny głos jest nieobecny, nieuwzględniany, niesłyszalny.

elc

W trakcie konferencji miałyśmy okazję spotkać się i rozmawiać o naszej tożsamości, jej określaniu i przeżywaniu. Dzieliłyśmy się doświadczeniami z całego świata. Szczególnie interesujące były panele: “Działania lesbijskie – przykłady z całego świata”, “Genderowe role w naszych społecznościach i w przestrzeni publicznej”. Na panelu: “Przezwyciężanie siły patriarchalnych wzorców w relacjach lesbijskich” bardzo mocno uświadomiłyśmy sobie, że pomimo lat aktywistycznych działań, wszystkie jesteśmy narażone na automatyczne czerpanie z patriarchalnych wzorców wdrukowanych w nasze osobowości. Rozbijanie tych schematów, a nie tylko świadomość, że one istnieją i wciąż działają, to krok do dużych zmian.

Dziewczyny! Kobiety! Lesbijki! Nasz głos jest ważny. Nasza tożsamość psychoseksualna jest ważna. Domaganie się swojego miejsca to nasze prawo!

Dużą część rozmów kongresowych zajęły rozważania o tym, jaką nomenklaturę należy stosować – żywo dyskutowałyśmy o tym na panelu “Lesbijska (nie)widzialność i odzyskiwanie przestrzeni.” Jakich słów używać, żeby żadna z kobiet nie czuła się wykluczona? W końcu kobieta nieheteronormatywna to nie tylko lesbijka. Tak jak w przypadku naszej rodzimej Strefy Les*, organizatorki kongresu zdecydowały się na używanie gwiazdki, która może pomieścić wszystkie inne określenia. Wiele z nas, w tym ja, bardzo wyraźnie poczuło, że nie możemy rozdrabniać się i poświęcać czasu na poprawność językową i rozbudowane ciągi słów określające nieheteronormatywność, bo to właśnie ten zabieg sprawia, że nasz przekaz staje się niewyraźny. Dlatego osobiście postuluję – dajmy sobie przyzwolenie na przynajmniej chwilową radykalizację, na lesbijski egoizm. Egoizm i separatyzm, który na dłuższą metę będzie bardzo ważnym wkładem w scalanie całego środowiska osób nieheteronormatywnych. Tak samo kobiety biseksualne i te określające siebie jeszcze inaczej – zachęcam Was do takiego samego rodzaju egoizmu. Dajmy sobie szansę osadzić się w swojej tożsamości, nie starajmy się być za wszelką cenę grzeczne i poprawne, bo właśnie w taki sposób osłabiamy swoją moc.

Jestem lesbijką, ale nie zapominam o swoich siostrach, które określają siebie w inny sposób – tych niehetero i heteronormatywnych. Potrzebuję tej wewnętrznej, mocy – lesbijskiej tożsamości, żeby móc podzielić się nią z innymi lesbijkami i stworzyć wspólnotę, która będzie miała siłę przebić szklany sufit.  Tak – geje mają łatwiej i geje mają inaczej. Nie udawajmy, że tak nie jest. Tworzymy jedną społeczność osób nieheteronormatywnych, ale nie jesteśmy tacy sami/takie same.

panel

W trakcie konferencji opowiadała o tym między innymi Kelly J. Cogswell – jedna z aktywistek działających w latach dziewięćdziesiątych w grupie Lesbian Avengers, której w latach 90. udało się zjednoczyć tysiące lesbijek walczących o widzialność. Kobiety z Lesbian Avengeres miały wtedy wrażenie, że w końcu coś się zmieni, że sytuacja lesbijek ulegnie poprawie, że w końcu lesbijski głos będzie miał znaczenie. Jak jest? Tę walkę musimy rozpoczynać ciągle na nowo. Dekada po dekadzie zaczynamy od zera. Takie wydarzenia jak European Lesbian* Conference, która będzie wydarzeniem cyklicznym, organizowane są po to, żebyśmy wypracowały narzędzia, rozbroiły patriarchalne schematy zakorzenione w naszych głowach, sercach i poczuciu własnej wartości. To jest i będzie trudny proces, ponieważ to każda z nas musi sięgnąć po swoją odwagę i wejść w proces ze sobą, żeby później móc ramię w ramię stanąć ze swoimi siostrami w walce po prawdziwą równość, a nie tylko tę deklarowaną i poprawną, głoszoną w sposób populistyczny.

W konferencji wzięło udział około dziesięciu Polek. Jednak żadna z nas nie została tam wysłana z ramienia dużej organizacji LGBTowskiej. Co to oznacza? Od miesięcy wiadomo, że kongres jest. Rozmawialiśmy o tym w naszym środowisku. Tymczasem Polska przygotowuje się na duży zjazd organizacji ILGA – to ważne wydarzenie, owszem. Ale czy lesbijska konferencja nie jest równie ważna? Zwłaszcza, że przez kilka ostatnich miesięcy tak żywo powracają rozmowy o niewidzialności lesbijek? Reprezentowanie polskich lesbijek w takich wydarzeniach jest w moim odczuciu szczególnie istotne.

W spotkaniu wzięły udział dziewczyny organizujące inicjatywy oddolne – Lesbijska Inspira, Strefa Les*, Kobiety-Kobietom, Kobieta Nieheteronormatywna, A Kultura LGBTQ+ nie poczeka!, Damski Tandem Twórczy, Pro Diversity, Fundacja “Na przód”, obecna była również Izabela Morska – jedna z kluczowych postaci dla polskiej kultury lesbijskiej. Część z nas skorzystała ze stypendium od organizatorek kongresu, część uzyskała dofinansowanie z Fundacji Heinricha Bolla. Koszty udziału w tego typu spotkaniach i ich dostępność to oddzielny duży temat, którym na pewno zajmiemy się w ramach Lesbijskiej Inspiry.

I jeszcze jedna refleksja, dla nas zaskakująca. Konferencja uświadomiła nam, że nasz Manifest  – wydawałoby się – spóźniony wobec europejskich dokonań Sióstr-Lesbijek, jest jednak aktualny nie tylko w Polsce, że kobiety nieheteronormatywne na całym świecie mogą się w nim odnaleźć i pod nim podpisać.

Kobieto Nieheteronormatywna, jeśli się boisz i myślisz, że “się nie nadajesz” do tego, żeby aktywnie działać, to skontaktuj się z nami. Nie jesteś sama. Projekt Lesbijska Inspira powstał po to, żebyśmy dawały sobie wsparcie i przestrzeń. Razem zawalczmy o nowe normy – Lesbijki istnieją i są wszędzie! Jak głosił napis na jednym z naszych transparentów podczas wiedeńskiego Marszu Lesbijek*.

lesben uberall

Magdalena Wielgołaska – aktywistka / lesbijka / feministka / współzałożycielka Stowarzyszenia na rzecz Osób LGBT Tolerado / działaczka na rzecz poszerzania wiedzy na temat leczniczego działania konopi / zaangażowana w Kręgi Kobiece i odzyskiwanie wewnętrznej, kobiecej Mocy / wartościami i zawodowo związana z Partią Zieloni / prowadzi stronę Strefa Les* na FB/ współpracuje z projektem A kultura LGBTQ+ nie poczeka.

Korekta: Maja Korzeniewska

———————————————

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka

EL*C. Wieden 2017
1.  Magdalena Wielgołaska. Odzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2.  Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3.  Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4.  Agnieszka Małgowska. Peformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
6. Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu

EL*C. Kijów 2019
1.  Monika Rak. L*Geniusza na Ukrainie.
2. Magdalena Wielgołaska. Lesbianizacja przestrzeni.

———————————————

I.  Manifest
1.  Manifest. Instant. 
2.  Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
3.  Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II. Rozmowy wokół manifestu.
1.   Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.   Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.   Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.   Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.   Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.   Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.   Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk.
8.   Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdaleną Próchnik
9.   Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.  Co ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą
15.  Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze politycznaRozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26. Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
3. Niemcy. Lesbijski projekt mieszkalny. Rozmowa z Yagner Anderson
.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim

BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej

——————————————————

Aktualne wiadomości na temat projektu Lesbijska Inspira znajdziesz na:

Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!

Hej kobiety, jak się czujecie dziś w Polsce? | Katarzyna Szota-Eksner

czarny_wtorek

Hej kobiety, jak się czujecie dziś w Polsce?

W rocznicę Czarnego Protestu pyta inne kobiety na swoim profilu Małgorzata Tkacz-Janik – działaczka, społeczniczka, wegetarianka, feministka, badaczka herstorii Górnego Śląska.

W odpowiedzi na to pytanie szybko pojawia się mnóstwo komentarzy. Tak, oczywiście temat jest bardzo gorący. „Polska jest kobietą. Pędzi jak wariatka. Na łeb. Na szyję”.

Moja uwagę przykuwają jednak te odpowiedzi, które niosą w  sobie nadzieję. Moc. Siłę. I energię do działania.

„Ja się czuję pełna nadziei. Czasem silna, czasem zmęczona. Ale czuję, że żyję, że jestem. I że nie chcę dać sobie wmówić że mam czegoś mniej a czegoś więcej. Że coś ma być takie albo siakie. Że jakieś układy. Że coś. Życie jest jakie jest. Tylko od nas zależy co dalej. I jak dalej.”Ania Dąbrowska

Sama Małgorzata pyta i zaraz potem biegnie dalej.  Przed chwilą współorganizowała Kongres Kobiet w Poznaniu, za chwilę Stulecie Praw Kobiet. I jeszcze rocznica Czarnego Protestu. Forum Dziewuchy Dziewuchom. W biegu.

„Jest napięcie, gniew. Ale da się na tym jakąś dobrą strawę ugotować. Mam taką nadzieję”. Emi

„Tak się czujemy, siostry rewolucjonistki!” – któraś dodaje.

Audre Lorde w genialnej Siostrze Outsiderce pisze o tym, że w obliczu choroby i uświadomienia sobie swojej śmiertelności najbardziej na świecie żałowała milczenia.

„Wielokrotnie się przekonałam, że to, co dla mnie najważniejsze, musi być wypowiedziane, zwerbalizowane i muszę się tym podzielić, nawet ryzykując, że zostanie to odebrane źle lub niezrozumiane. Że mówienie przynosi mi przede wszystkim korzyść”.

Audre Lorde jest Czarną lesbijką. Kobietą i feministką. Ale mówi głośno i odważnie.

Zgadzam się z nią w stu procentach. Dla mnie mówienie czy pisanie to akt głęboko relacyjny. Tworzy więzi, angażuje. A stąd już tylko krok do poczucia sprawczości. Decydowania o sobie.

Kobiety w tradycyjnych obszarach związanych z macierzyństwem, pracami domowymi, logistyką, troską o zdrowie od zawsze potrafiły się komunikować. Szukać wsparcia i pomocy u innych kobiet.

Wieki ćwiczeń po prostu!

I nie boimy się prosić o pomoc, podczas gdy większość mężczyzn żyje w przekonaniu, że sami wszystko powinni wiedzieć najlepiej.

Na Kongresie Kobiet podczas jednego z paneli artystka Cecylia Malik protestująca w niezwykły sposób przeciwko wycinaniu drzew (akcja Matka Polka na Wyrębie) opowiadała o tym, że nie boi się zabierać ze sobą eksperta, który wspiera ją w rozmowach z fachowcami. Tak, proszenie o pomoc jest bardzo „kobiece” – starajmy się zatem wykorzystać tą umiejętność tak żeby nie zaniżała naszej oceny a mądrze ją wspierała.

Wojciech Eichelberger  pisze w jednym ze swoich artykułów – „przez wieki zniewalane kobiety, po to by przeżyć, musiały zadawać sobie trud poznania psychiki swoich panów-władców, ich mocnych i słabych stron. Zaś męski pan nie musiał zadawać sobie tego trudu. Kto by się tam pochylał nad niewolnicą skoro można było nad nią panować przemocą”.

I z tego właśnie powodu współczesne kobiety podejmują zbiorowy wysiłek aby lepiej rozeznać się w swoich duszach i ciałach. Tworzą relacje, kręgi, uczestniczą w warsztatach, chcą się rozwijać, zadawać pytania ale przede wszystkim chcą się uczyć nawzajem od siebie.

Bo bycie razem i tworzenie relacji jest niezwykle ważne.

Potwierdzenie tych obserwacji znalazłam w książce profesorki, badawczyni, naukowczyni i psycholożki Carol Gilligan. Niezmiernie ucieszył mnie fakt, że coś za czym poszłam wyłącznie intuicyjnie zostało potwierdzone naukowo.

„Inny Głosem” Carol Gilligan to jedna z najważniejszych książek w dziedzinie psychologii, jakie opublikowano w XX wieku, przetłumaczono ją na kilkanaście języków. Książka ta posłużyła głównie jako inspiracja do dalszych badań naukowych i wywołała przede wszystkim debatę publiczną, dzięki której kobiety zaczęły widzieć siebie z innej perspektywy.

Carol Gilligan wprowadziła do nauk społecznych głos kobiet mówiących we własnym imieniu i w zgodzie z własnym ja. Dotąd psychologia wywodziła koncepcje rozwoju lub zdrowia psychicznego człowieka głównie z badań nad mężczyznami. Analizując badania, których przedmiotem były kobiety, autorka pokazuje różnicę między rozwojem kobiet i mężczyzn dowodząc, że kobiety inaczej patrzą na kwestie związków czy relacji zarówno w kontekście prywatnym jak i publicznym.

Zatem gdy wyrwie się doświadczenia kobiet z ciasnych ram teorii napisanych przez mężczyzn o mężczyznach to powstaje całkiem nowa perspektywa. Równie ciasne teorie wyznaczały przez wieki kobiety piszące z patriarchalnej lub hetero normatywnej perspektywy. I czy wciąż tego same sobie nie robimy masowo kupując kolorowe pisma dla kobiet i ślepo podporządkowując się modom i trendom w nich promowanych?

„Ja się czuję ze sobą dobrze, czego długo nie mogłam osiągnąć. To co złego się dzieje wokół oddziałuje na mnie, ale nie osłabia mnie. Być może nawet przeciwnie, jestem przekorna z natury. Szczęście to nie jest coś, co pojawia się koniecznie, jak nie ma problemów czy jak rośnie zamożność, bezpieczeństwo. Ono jest wtedy, kiedy mamy wewnętrzną zgodność ze sobą”. Katarzyna

Znam bardzo dużo kobiet którym chce się  działać. Żyć całą sobą. Zmieniać siebie i swoje małe ojczyzny. I tak jak Małgorzata Tkacz-Janik biegną niezłomnie dalej.

Sama kiedy byłam małą dziewczynką to wydawało mi się, że powinnam być przede wszystkim grzeczna. Uroczo się uśmiechać. Być wzorowa. „Siedź w kącie, na pewno cię znajdą”. Tak zostałam wychowana.

Dziś czuję, że przede wszystkim chcę mówić swoim głosem. Mocnym i stanowczym. Nie bać się powiedzieć NIE w polityce ale również jeśli zajdzie potrzeba to w życiu prywatnym.

Chcę iść z córką na Czarny Protest i nie bać się o jej wolność i godność w przyszłości.

Jestem joginką ale ćwiczę także z ciężarami. Ćwiczę siłę fizyczną, bo wiem jak to jest kobietom bardzo potrzebne.

Chcę pisać. Tworzyć. Wspierać  mądre kobiety. Stać prosto i odważnie. Dawać kobietom siłę nie do znoszenia znoju ale do bycia sobą.

„Czuję, że stoimy przed ważnym czasem, że coś się budzi i czeka. Czuje, że moja siła rośnie”. Doula Agata Rokosz

***

Katarzyna Szota-Eksner

Współpraca Małgorzata Tkacz-Janik, w tekście wykorzystałam wypowiedzi kobiet na profilu FB Małgorzaty Tkacz-Janik a także na moim. Dziękuję!

Inspiracje: Audre Lorde Siostrze Outsiderka,  Carol Gilligan Innym Głosem, artykuł Wojciecha Eichelbergera 

O siostrzeństwie | Felieton Katarzyny Szoty-Eksner

Autorka tekstu: Katarzyna Szota-Eksner

20067590_1753438098016919_1182336575_n

Stoję na macie w Tadasana Samashiti, jest ciepły letni wieczór. Uczę jogi w małym miasteczku na południu Polski. Patrzę na kobiety praktykujące ze mną. W bardzo różnym wieku. Na rożnym etapie życia. Każda w innym rozmiarze, z innymi problemami, przychodzi na jogę z całkiem różnych powodów. Wśród nas są takie, które nie opuściły żadnych zajęć. I takie, które ćwiczą też same w domu. Pytają o książki, są bardzo zaangażowane. Są i takie, które zjawiają się raz na jakiś czas. Ale zawsze wracają.

Często podczas jogi rozmawiamy o różnych sprawach, nie tylko tych „jogowych”. Zdarza nam się żalić na zmęczenie, opowiadać o minionym weekendzie czy o problemach ze zdrowiem. I o facetach też rozmawiamy. Albo śmiejemy się głośno i całą sobą. Po zajęciach dziewczyny nawzajem odwożą się do domu, a przed wyjściem serdecznie żegnają się ze sobą.

Czasem urządzamy sobie przyjęcia. Z okazji świąt albo dnia jogi. Siadamy wtedy na matach, jemy i rozmawiamy. Ktoś przynosi ciasto, ktoś humus, a Asia zawsze piecze chleb. Dziewczyny dzielą się swoimi umiejętnościami – pani Irenka opowiada o ziołach, Iwonka o całkiem naturalnych kosmetykach własnej produkcji. Część z nas ma dzieci, część jest sama. Pracuje w fabryce, w szpitalu albo opiekuje się dziećmi. Są wśród nas bardzo młode kobiety – na samym początku swojej kobiecej drogi. Albo naprawdę bardzo dojrzałe.

Niezwykła kobieca społeczność.

Bo dla mnie to jest coś więcej niż miejsce do ćwiczeń. Współczesne darcie pierza – jak mawia moja Emi. Budowanie kobiecych relacji.

Cieszę się, że mam zaszczyt w tym uczestniczyć i tym bardziej boli mnie każde łamanie kobiecej solidarności. Ostatnio przez internet przelała się fala hejtu wobec Anny Lewandowskiej i jej płaskiego brzucha tuż po porodzie. Nie ma co wchodzić w dyskusje z płaskim brzuchem – myślę sobie, że każda z nas ma swój rozum i dokonuje swoich wyborów. Lewandowska to sportsmenka, do tego młoda (ja to w jej wieku hoho!). Nie w tym rzecz jednak. Czy nie powinnyśmy szukać raczej wspólnych i bliskich nam przykładów? Karmić się tym co dobre? Po to żebyśmy stawały się silniejsze i odporniejsze. (Dlatego szerokim łukiem omijam i nigdy nie lajkuję zdjęć złośliwie ośmieszających wygląd dajmy na to Beaty Szydło w zdecydowanie nie twarzowej i  źle dobranej garsonce. Znam inne bardziej cywilizowane sposoby wyrażania swojego sprzeciwu.)

Wojciech Eichelberger w jednym z wywiadów tłumaczy dlaczego w dzisiejszych czasach mężczyznom trudno jest zrozumieć kobiety:

„Zniewalane kobiety, po to by przeżyć, musiały zadawać sobie trud poznania psychiki swoich panów-mężczyzn, ich mocnych i słabych stron. Zaś męski pan nie musiał zadawać sobie tego trudu. Kto by tam się pochylał nad niewolnicą skoro można było nad nią panować przemocą. Z tego samego powodu kobiety podejmują obecnie ogromny zbiorowy wysiłek aby rozeznać się lepiej we własnych ciałach, sercach i duszach.” [W.E. „Kobiety dopiero budują swoją siłę”]

Właśnie o ten zbiorowy wysiłek mi chodzi. O rodzaj siostrzeństwa oparty na akceptacji tego, że jesteśmy bardzo różne. Bo po co skupiać się na negatywach? Szukajmy towarzystwa kobiet, z którymi jest nam po drodze. Rozwijajmy się, nie łamy kobiecej solidarności. Budujmy kobiece społeczności, w których będziemy się wspierać i wymieniać tym co dobre. Rozmawiać ze sobą nie w kategoriach różnic i konfliktów, ale dając sobie nawzajem to co ważne i wartościowe.

Korekta: Klaudia Głowacz

Siła kobiet | felieton Katarzyny Szoty-Eksner

 

– Odprowadzam do szkoły wnuczki. Wcześnie rano smażę im placuszki bananowe. Niezła gromadka jest ich do ogarnięcia….Ale ciężko to było kiedyś. Cała młodość ciężka. Wykarmiłam tyle dzieci. Pochowałam dwóch mężów. Wojna przyszła. Trzy razy nas wypędzali. Teraz córkom pomagam. Chce pani posłuchać?

Od kilku lat spotykam pod szkołą moich dzieci bardzo starszą uśmiechnięta panią. Kiedy się zatrzymuje, żeby ze mną porozmawiać, wydaje się wyższa. Stoi zawsze wyprostowana, z głową, mimo wieku, dumnie uniesioną do góry.  Czasem zamieniamy kilka słów. Czasem tylko się do siebie uśmiechamy.
– Pyta pani skąd ja na to wszystko biorę siły? Tu, ze środka biorę.

Nad herbatą owocową rozmawiam z bliską mi kobietą – społeczniczką i feministką. Rozmawiamy o działaniu, nie poddawaniu się. O starzeniu i dlaczego to jest, na boga, takie trudne.

Co jakiś czas rozmowę przerywa nam dzwonek jej telefonu.
– Tak, tak będę. Zajmę się tym, protest jest już gotowy.

(I jeszcze oczywiście – pomogę, załatwię, znajdę odpowiednią osobę).
Wracamy do rozmowy.
– Kobiece ciała są zazwyczaj miękkie. Miło się do nich przytulić. Ale uroda i płodność szybko przemijają. Co pozostaje?
– Wiesz, chyba to coś, co jest w środku. Jakaś pewność w środku. Że sobie poradzę.


HerStory. Nasze kobiece historie.
Kochamy. Chcemy się podobać. Szukamy w jego oczach zachwytu. Rodzimy dzieci. Krzątamy się, wciąż i wciąż. Wycieramy nosy i pocieszamy. I ciągle szukamy tego potwierdzenia. Próbujemy godzić różne role. I  czasem po drodze gubimy swoje ciała. Garbimy się i coś nas przytłacza.

Baby to tylko jazgoczą (dlaczego te baby ciągle tak jazgoczą i jazgoczą  – całkiem poważnie pyta  na swoim profilu Fb pewien mój znajomy).
Głupie te baby są i już! (reszta kolegów zgodnie rechocze). A może chłopa im trzeba?
Jaką co-dzienną i swoją opowieść tworzymy? W co wierzymy i co ma na nas wpływ?

Trzy lata temu złamałam nogę. Byłam wtedy początkującą nauczycielką jogi. Wszystko szło gładko i z górki, ale przedobrzyłam. Przeciążeniowe złamanie sportowe. No jednym zdaniem – sama sobie złamałam nogę.  Jak na osobę predysponującą do rangi nauczycielki, pracującą również nad ciałami innych osób, to  sytuacja ta była dla mnie dość niezręczna. Oczywiście, że chwilkę się nad sobą porozczulałam, ale szybko ruszyłam do przodu. Wyciągnęłam wnioski, a z kulami robiłam zakupy (kula jako wieszak na siatkę pełną buraków i marchewek sprawdzała się naprawdę dobrze), przy pomocy specjalnych obciążeń zaczęłam ćwiczyć obręcz barkową i mięśnie ramion.  Chyba wtedy po raz pierwszy tak naprawdę poczułam moc w sobie. Teraz myślę, że takie małe porażki mogą być wzmacniające. Bo mobilizują do działania.
Próba, która mnie wzmocniła.

Jednak, co  by się stało gdybyśmy wobec tych drobnych przeciwności losu zachowały wyprostowaną sylwetkę?  W warunkach cieplarnianych. Bo na macie do jogi. Lub w zwyczajnym życiu. Bo tak jest przecież o niebo łatwiej. Urdva Hasta czyli po mojemu  – jogowemu ręce radośnie w górę. Victoria!  Zaszczepmy się na gorsze czasy.
(A zresztą, może udając siłę – poczujemy ją? Czy to tak działa właśnie?)

Jutro znowu spotkam pod szkołą moich dzieci starszą panią. Zapytam ją o kilka ważnych spraw albo tylko się do siebie uśmiechniemy. A potem pójdziemy każda w swoją stronę. Patrząc prosto przed siebie z dumnie podniesioną głową.

 

katarzyna szotaKatarzyna Szota – Eksner: Prowadzi szkołę jogi Yogasana i współtworzy projekt Sunday is Monday, nawołujący do dbania o siebie. Jak Polska długa i szeroka namawia kobiety do szukania (mimo wszystko!) siły w sobie! Dziewczyna ze Śląska.

 

 

Miejsce, które mam w sobie | felieton Katarzyny Szoty – Eksner

Mówią:

 

-Powinnaś znać swoje miejsce.

-Grunt to znaleźć swoje miejsce na ziemi. Bo bez tego ani rusz.

I jeszcze dodają w dobrej wierze:

– Nie daj innym zająć swojego miejsca.

 

A ja tam swoje wiem. Poznałam przecież wiele miejsc. I spektakularnych końców świata. Takich co dech zapierały. I pragnienie na więcej i więcej budziły. I tak bez końca, w tą i z powrotem  można przecież…

 

….

 

Miejsce, które mam w sobie.

Wiele lat temu.

Jadę Dk 88 kierunek Bytom. Spieszę się bardzo. Za sobą zostawiłam dużo spraw. W sobie mam ich jeszcze więcej. Przelewają się i niebezpiecznie bulgoczą. Nie dają spokoju.

Późne popołudnie, samochody śmigają w obie strony. Ruch duży. Droga jest dwupasmowa ale nie rozdzielona pasem zieleni. Dużo wypadków. Pośpiech. Nie mam czasu obserwować twarzy ludzi w samochodach, które szybko wymijam.

– Jak można tak się wlec i dlaczego to pomarańczowe tico jedzie tak wolno? Wiadomo. Facet za kierownicą. Tylko oni tak jeżdżą!

Spóźniona docieram na miejsce. Zabrze. Dzielnica familoków. Budynek miejskiego przedszkola wybudowanego we wczesnych latach pięćdziesiątych. To tu odbywa się praktyka Asztanga Jogi.

Stara zardzewiała furtka. Budynek odrapany, skrzypiące drewniane drzwi. Zapach innej epoki. W 1953 patronat nad budynkiem objęła Huta Zabrze i to co udało się urządzić wtedy – zostało na zawsze. Bardzo, bardzo daleko od wydizajnowanych  loftowych  przestrzeni.

Krzywię się z niechęcią. Odrapana boazeria a na niej poprzyczepiane tu i ówdzie rysunki dzieci –  jedz warzywa i owoce, Ala ma kota.

Przed salą gimnastyczną  kilkanaście par butów, na wieszaku wiszą płaszcze. To tu. Wchodzę. Drzwi znowu skrzypią niemiłosiernie. Przepraszam za spóźnienie. Ale, ale no wiadomo. Praca, dzieci, dom, a jeszcze ta droga i pomarańczowe tico ze ślamazarnym kierowcą.

Młoda dziewczyna w dziwnych skarpetach bez palców zsuniętych do połowy stopy kiwa surowo głową i wskazuje mi miejsce. Rozkładam swoją matę. I wtedy dociera do mnie dźwięk. Dźwięk, który unosi się nad salą. Szum wiatru, szum deszczu. Oddech Ujaji. Próbuję jeszcze oglądać twarze osób, które praktykują obok ale powolutku czuje jak porywa mnie siła oddechu.

Po skończonych zajęciach wsiadam do swojego samochodu. Chwilkę trzymam dłonie na kierownicy. W uszach wciąż słyszę ten dziwny miarowy szum. Wracam do domu. Niby nic się nie zmieniło. Samochody wciąż mkną szybko w obie strony, ludzie wracają po wieczornych zakupach do domu. Przepuszczam na przejściu panią z pieskiem. To chyba ratlerek w dziwnym zielonym sweterku. Zapaliły się światła w domach, które mijam po drodze. Wjeżdżam na Dk 88. Jestem ogromnie wzruszona.

Ale to nic wielkiego przecież – tłumaczę sobie. Oddech. On zawsze jest. Do samego końca. Zawsze.

Po latach.

Maj 2017.  Spotykam się z panią dyrektor przedszkola (aż się prosi żeby napisać – zbieram materiały do książki – ale tak naprawdę to chcę wrócić w tamto miejsce, poznać jego historię, wrócić do źródeł mojej jogi ). Dziwnie się stoi w poszukiwaniu wspomnień na małej zabrzańskiej uliczce pod takim przecież zwykłym przedszkolem.

Budynek przedszkola osadzony jakby pośrodku, rozdarty pomiędzy familokami a całkiem nowymi blokami, przechodzi teraz gruntowny remont. Pani dyrektor okazuje się być uroczą ale bardzo konkretną kobietą. Opowiada o  pozyskaniu środków na remont. Tak, tak pamiętamy jak bardzo był konieczny. Już w pierwszych dniach jesieni zatykaliśmy na jodze  dziury pod oknami kocami. A co dopiero te biedne dzieci!

Pani dyrektor oprowadza mnie po przedszkolu. Rozmawiamy o tym, że za chwilę będzie tu jasno, nowocześnie i przestronnie.

Tak sobie zwykła rozmowa. Zwykli  ludzie. Zwykłe miejsca. W samochodzie przed odpaleniem silnika trzymam na chwilę dłonie na kierownicy.

I wszystko po raz kolejny układa się tak jak powinno. Moja joga. Mój oddech.

Mój oddech to również miejsce mojej kobiecej mocy.

 

katarzyna szotaKatarzyna Szota – Eksner: Prowadzi szkołę jogi Yogasana i współtworzy projekt Sunday is Monday, nawołujący do dbania o siebie. Jak Polska długa i szeroka namawia kobiety do szukania (mimo wszystko!) siły w sobie! Dziewczyna ze Śląska.

 

Bora Bora | felieton Katarzyny Szoty – Eksner

Leżę na plaży. Wieje Bora. Czytam książkę.

– Co pani czyta – pyta bohater książki piękną nieznajomą w autobusie pospiesznym linii A i jest to początek – jak to w życiu bywa – pięknej znajomości.

– Co pani czyta? – Pan w średnim wieku, czyli idealnie w moim – zagaduje. Kolega obok dzielnie wspiera.

– I do not understand – uśmiecham się milutko i powoli.

– Zbyszek, pani nie z Polski, idziemy.

Całkiem niechcąco odkładam książkę stroną tytułową do góry. Nie sposób nie zauważyć.
Jerzy Pilch, Inne Rozkosze (bardzo polecam!)

A zresztą, za chwilkę.
– Ciociu, mamo, ciociu a w najnowszej Epoce Lodowcowej jest o jodze. I w Ungry Birds też. Matylda ćwiczy jogę.

Panowie z niesmakiem przesiadają się dwa kocyki dalej. Prosto do pani, która wdzięcznie czyta czasopismo o typowo polskiej nazwie Be Acitive.

Leżę na plaży. Wieje Bora.

(To taki rodzaj wiatru jest)

 

….

 

Ale zaraz żałuję. I w głowie bulgocze mi nieco natrętna myśl – czy dobrze zrobiłam?

Bo nasza kultura wciąż uczy, że wielka to wartość, być adorowaną przez mężczyzn. Ach, ten Zbigniew, co to tak uroczo przepuszcza każdą z nas w drzewach. I płaszcz podaje. To Ci dopiero prawdziwy gentelman.  I Rysiek, co – rączki pani Kasiu całuję, całuję rączki. Ach.

Apel szkolny. Stoję w rzędzie dziewczynek ubranych w granatowe mundurki. Wczesne lata osiemdziesiąte. Dumnie wzorowa uczennica. Wygładzam fałd spódniczki i okruszki, co prawda niewidzialne, ale jednak strzepuję. Chłopcy szaleją gdzieś pomiędzy. Próbują ciągnąć za warkocze, wygłupiają się. Dziewczynki są grzeczne i stoją cicho a z tymi chłopakami to zawsze jest jakiś problem. Wiadomo! Bo oni przecież muszą się wyszaleć. I zwrócić na siebie uwagę. Taka natura. Wojownik, rycerz, obrońca. Na białym koniu rozbójnik jeden. Przyjedzie. Albo i nie!

Idziemy w życie. Grzeczne dziewczynki. I z czasem pojmujemy, że warto tą grzeczność doprawić. Odrobinką kokieterii, staranną fryzura a może nawet dekoltem. Nasze ciała, jako element walki. Walki o mężczyznę. Rozglądamy się wokół. Oczywiście bezwiednie. Mrużymy oczy i wygładzamy spódniczki. Z ust robimy uroczy dziubek. Eee lalunia, no niezły kociak z ciebie. Miau.

Nie wyrażamy się zbyt głośno. A już na pewno nie w kategorycznym tonie. Siedź w kącie to cię zauważą. (Czyżby?). Siadamy. Nóżki razem. No moja droga usiądź jak przyzwoita dziewczynka, bo co ty sobie tak właściwie wyobrażasz? A rączki to połóż grzecznie na kołdrze. No już!

Z biegiem lat stajemy się coraz bardziej niewidoczne. Bez photoshopa, z dala od tego całego jarmarku sztuczności, powiększania, odsysania i konieczności dobrze-wyglądania. A nasza stara twarz pełna zmarszczek i przebarwień, linii mimicznych to trochę jak porno w przestrzeni publicznej. I ciężki grzech. A fuj! A botoks to już nie działa? Teraz tylko beret i jesionka. Nikt starej baby nie będzie przecież słuchał. Czarownica jedna. A kysz!

Ale wciąż uporczywie pamiętamy o tym, że mamy być uprzejme. I uroczo miłe. Czekamy. Na wnuki. A nuż coś się zmieni?

….

Leżę na plaży. Wieje Bora. Czytam książkę.

– Co pani czyta – pyta bohater książki piękną nieznajomą w autobusie pospiesznym linii A i jest to początek – jak to w życiu bywa – pięknej znajomości.

Podnoszę wzrok z nad książki i rozglądałam się wokół. Dwaj panowie w średnim wieku i z brzuszkiem zapamiętale towarzyszą młodej dziewczynie na kocyku obok. Hehe zgodnie rechoczą. Ten starszy przysuwa się odrobinę niebezpiecznie. Młodszy filuternie i tak jakby zagaduje:

– Taka piękna i taka samotna, jak to tak można?

Ach.

Dziewczyna tłumi ziewnięcie a potem robi ruch jakby chciała wygładzić fałdy niewidzialnej spódniczki i strzepnąć okruszki, których przecież nie ma.

 

czaturangaKatarzyna Szota – Eksner: Prowadzi szkołę jogi Yogasana i współtworzy projekt Sunday is Monday, nawołujący do dbania o siebie. Jak Polska długa i szeroka namawia kobiety do szukania (mimo wszystko!) siły w sobie! Dziewczyna ze Śląska 🙂

7 marca w TVN Style rusza mizoginistyczny program „Mistrzowie podrywu”

Autorka: Jaśmina Karabuła-Stysiak

Korekta: Natalia Skoczylas

materiay prasowe TVN StyleJak można dowiedzieć się ze strony stacji [1], program ma rzekomo na celu pomoc „w trudnej sztuce uwodzenia” – mężczyznom, którzy „kompletnie nie radzą sobie z kobietami, a bardzo chcieliby to zmienić”. Człowiekiem, który ma tej pomocy udzielać, jest Marcin Szabelski, przedstawiający siebie jako „specjalistę od relacji damsko-męskich” [2]. Pan Szabelski nie wywodzi się ze środowiska psychologicznego, nie ma uznanych naukowo kompetencji do udzielania tego typu „porad”. Leży mu na sercu los samotnych mężczyzn – jednak ostatnim, co go interesuje, jest dobro kobiet, które w swoich „wykładach” sprowadza do ról niczego nieświadomych, bezbronnych i pozbawionych własnej woli obiektów seksualnych.

Audycja utrwala negatywne stereotypy na temat kobiet, usprawiedliwia przemoc seksualną (natarczywe zachowania o charakterze seksualnym) i wpisuje się w kulturę gwałtu.

W Internecie można odnaleźć apel skierowany do Joanny Tylman, dyrektorki programowej TVN Style.
Możesz go podpisać tutaj:
https://naszademokracja.pl/petitions/stop-kulturze-gwaltu-w-mediach-nie-dla-mistrzow-podrywu-w-tvn-style-1

[1] http://www.tvnstyle.pl/programy/mistrzowie-podrywu,13989.html
[2] https://www.youtube.com/watch?feature=youtu.be&v=VShduqVWLOA&app=desktop

DLACZEGO TO JEST WAŻNE?

Marcin Szabelski za pośrednictwem swoich filmików, umieszczanych w serwisie YouTube[1], dokładnie tłumaczy mężczyznom, jak manipulować kobietami, „przemycając(…) swoje seksualne zamiary wobec niej tak(…), żeby ona nie chciała stawić oporu twojej seksualnej intencji”. Dowiadujemy się dzięki temu, że w relacji między kobietą a mężczyzną istotne jest jedynie sukcesywne dążenie mężczyzny do zainicjowania stosunku seksualnego poprzez manipulowanie kobietą, bez względu jednak na to, czy ona sama tak naprawdę tego chce, czy nie.
Jak sam twierdzi, „sposobem budowania seksualnego napięcia(…) jest domniemanie(…), że to ona jest na ciebie napalona i chce cię zgwałcić”. Metodą ku temu ma być „oskarżenie dziewczyny, że ona się do ciebie dobiera”. Szabelski radzi swoim widzom, by podczas zwykłej rozmowy na randce czy w klubie, jawnie wskazali kobiecie swoje krocze, zmuszając ją do spojrzenia w tym kierunku, po czym powiedzieli „(…)Mam cię. Patrzysz na mojego penisa.(…)Muszę na ciebie uważać, jesteś seksualnym potworem” i dali jej do zrozumienia, że to ona stanowi dla nich zagrożenie, stające im na przeszkodzie do bezpiecznego powrotu do domu. Wszystko to ma być prowadzone w niby żartobliwym tonie; mężczyzna dowiaduje się, że „kobieta ma się tłumaczyć”, a on „w zabawny sposób odwraca role”. Potem Szabelski radzi, by jego podopieczny sugestywnie zaproponował kobiecie romantyczną randkę i trzymanie się za ręce, po czym dodał, że „mogą też bzyknąć się w WC”. Oburzenie kobiety nawet autorowi wydaje się oczywistą reakcją – wtedy to mężczyzna ma obrócić wszystko w żart i dodać, śmiejąc się, że przecież oczywiście „on by JESZCZE tak nie mógł, ona jest teraz dla niego aseksualna, a on potrzebuje komfortu i zaufania” (w domyśle – standardowych potrzeb kobiety). To podobno ma ją szczerze rozbawić, ale ma być jedynie środkiem do celu takiego, że: „I ona nie może ci w tym momencie powiedzieć… dalej cię blokować, jakby, seksualnie”. Szablewski wszystko to kwituje słowami: „Pierwszą częścią tej rozmowy wprowadziłeś wątki seksualne jej do głowy, ale zaraz potem je zabrałeś tak, żeby ona nie mogła werbalnie postawić swojego sprzeciwu. Te myśli seksualne gdzieś rezonują w jej głowie, ale ona nie może ci powiedzieć <<nie, nie, nie>>, bo ty już sam powiedziałeś <<nie, nie, nie, seks z tobą jest NA RAZIE nie do przyjęcia dla mnie>>”. Wszystko to oczywiście uważa za pewną konwencję i niewinną zabawę.

Od czasu nagłośnienia sprawy Marcin Szabelski modyfikuje udostępniane wcześniej treści, by miały łagodniejszą wymowę.

Trochę danych:
Na rządowej stronie poświęconej prawom ofiar przemocy seksualnej[2] możemy przeczytać:

„W marcu 2014 r. Agencja Praw Podstawowych, niezależna agencja Unii Europejskiej powołana do istnienia w 2007 r. opublikowała raport „Przemoc wobec kobiet: badanie przeprowadzone w skali UE”. (…)
Zbiorcze wyniki badań pokazały m.in.:

– 33% kobiet doświadczyło przemocy fizycznej lub seksualnej po ukończeniu 15 roku życia – w skali UE odsetek ten odpowiada 62 milionom kobiet;
– 22% kobiet doświadczyło przemocy fizycznej lub seksualnej ze strony partnera;
– 5% wszystkich kobiet, które wzięły udział w badaniu, zostało zgwałconych – w skali UE odsetek ten odpowiada 9 milionom kobiet;
– 55% kobiet doświadczyło którejś z form molestowania seksualnego. W przypadku 32% wszystkich ofiar molestowania sprawcą był przełożony, kolega lub klient;
– 75 % kobiet zajmujących najwyższe stanowiska w kadrze menadżerskiej będąc w pracy doświadczyło zachowań stanowiących molestowanie seksualne;
– 33% kobiet doświadczyło w dzieciństwie przemocy fizycznej lub seksualnej ze strony osoby dorosłej. 12% kobiet w dzieciństwie doświadczyło przemocy seksualnej, przy czym połowa z nich – ze strony nieznanych mężczyzn. Najczęstszą formą przemocy było w tych przypadkach obnażanie narządów płciowych przez osobę dorosłą lub dotykanie narządów płciowych bądź piersi dziecka.

Jak podaje raport Światowej Organizacji Pracy, badania przeprowadzane w poszczególnych krajach pokazują, że od 40 do 90% kobiet doświadcza w ciągu swojego życia molestowania seksualnego w miejscu pracy.

Na Wiki[3]:
„Statystyki pokazują, że zgwałcenia są zjawiskiem powszechnym w wielu społeczeństwach, np. w USA 14-25% kobiet zostało zgwałconych przynajmniej raz.(…)

Mężczyźni częściej zmuszają kobiety do pocałunków, a według ankiety przeprowadzonej w USA na grupie około dwustu studentów płci męskiej 40% przyznało się do rozpinania przemocą jakiejś części damskiej garderoby, a 13% przyznało się do wymuszenia siłą stosunku seksualnego. KOBIETY CZĘŚCIEJ ULEGAJĄ MĘŻCZYZNOM, KTÓRZY NAMAWIAJĄ I WYMUSZAJĄ STOSUNEK SEKSUALNY, w jednej z ankiet przyznało się do tego 44% kobiet.
Od 64% do 96% wszystkich popełnionych przez mężczyzn zgwałceń nie zostaje zgłoszona, między 6% a 14,9% mężczyzn dopuściło się zgwałcenia lub usiłowania zgwałcenia.(…)

Kultura gwałtu objawia się także poprzez powszechność przekonań trywializujących znaczenie i zasięg przemocy seksualnej, obwiniających ofiary lub poprzez seksualne uprzedmiotawianie kobiet.(…) Większość Amerykanów, w tym także kobiety, jest przekonana o tym, że kobiety lubią być namawiane do seksu. Wielu ludzi jest przekonanych, że gdy kobieta mówi „nie”, myśli „tak”, że wszystkie kobiety lubią silnych i natarczywych mężczyzn oraz że gwałciciele są doprowadzani do szaleństwa przez pożądanie seksualne, że kobiety w głębi serca pragną być zgwałcone oraz że kobiety nie mogą zajść w ciążę w wyniku zgwałcenia. Każde z tych przekonań podważa krzywdę, jaka wynika z seksualnej napaści, przenosząc część winy na samą ofiarę. W ten sposób przyczyniają się do tworzenia klimatu pobłażliwości dla sprawców i braku współczucia dla ofiar.”

A w Polsce?

W ciągu ostatnich miesięcy Polki dowiedziały się, że nie mają prawa podejmować decyzji dotyczących ich ciał, zdrowia i planowania rodziny. Polski rząd stara się o wypowiedzenie konwencji, mającej na celu pomagać w ochronie ofiar przemocy domowej, którymi są przede wszystkim kobiety i dzieci. Zostanie wycofana ze sprzedaży bez recepty kobieca antykoncepcja awaryjna, której skuteczność zależy od tego, jak szybko zostanie przyjęta. Minister zdrowia kłamie, że tabletki te (w cenie od 100zł za jedną) są łykane przez nastolatki jak dropsy i, że są wyjątkowo niebezpieczne dla zdrowia kobiet i dlatego należy ograniczyć do nich dostęp. Jednocześnie środki wzmagającego sprawność seksualną i libido dla mężczyzn, których zażywanie powinno być bezwzględnie konsultowanie z lekarzem, są dostępne bez żadnych recept i nikt nawet nie zastanawia się nad wprowadzeniem jakichkolwiek ograniczeń.
Dowiedziałyśmy się, że coraz więcej lekarzy zasłania się religijnym „sumieniem”, uniemożliwiającym im zadbanie o zdrowie kobiet – przede wszystkim o dostęp do legalnej antykoncepcji i aborcji, które w cywilizowanych krajach Unii Europejskiej są normą i standardem. Że rząd podjął decyzję o nieprzyznaniu środków finansowych Niebieskiej Linii – organizacji, która od 2009 roku za pośrednictwem telefonicznym i mailowym prowadziła bezpłatne porady prawne i psychologiczne dla ofiar przestępstw, w tym osób dotkniętych przemocą seksualną – w samym roku 2016 organizacja udzieliła porad 4000 osób. Przedstawiciele władzy nie ustają w próbach niemoralnego przekupywania kobiet jednorazowymi opłatami za donoszenie ciąż, zagrażających zdrowiu i życiu zarówno dziecka, jak i matki.

Wciąż słyszymy od przedstawicieli władzy, że domaganie się przez nas przestrzegania naszych fundamentalnych praw jest fanaberią, „bawieniem się”; że jesteśmy zepsute i niemoralne. A teraz, w przeddzień Święta Kobiet, TVN Style zamierza zacząć emitować program prowadzony przez osobę, która promuje wykorzystywanie seksualne kobiet, szczucie ich penisami w spodniach obcych mężczyzn i odwracanie ról gwałciciela i ofiary!

Część kobiet zasugerowała, by sprawę wyśmiać lub zignorować, argumentując to słowami, że „żadna dorosła i rozsądna dziewczyna nie da się na to nabrać!”. Ale musimy pamiętać o tym, że nie wszystkie kobiety są asertywne, wykształcone i świadome zagrożeń, czyhających na nie ze strony osób, które nie szanują ich podmiotowości. Mają one prawo być chronione przed szkodliwym wpływem rozprzestrzeniania tego typu treści. Taki program może potencjalnie trafić do każdego – również do młodych chłopaków, których zachowania, inspirowane takim przekazem, mogą potem skrzywdzić niedoświadczone i nieświadome jeszcze młode dziewczyny.

[1] https://www.youtube.com/watch?feature=youtu.be&v=VShduqVWLOA&app=desktop
[2] https://przemoc.gov.pl/przemoc-seksualna/statystyki-i-badania
[3] https://pl.wikipedia.org/wiki/Kultura_gwałtu

USA: Zbuntowani elektorzy. Siedem kobiet z głosami elektorskimi!

Autor tekstu: Michał Żakowski
Źródło obrazu: Wikipedia

usa

 19 grudnia Kolegium Elektorów dokonało formalnego wyboru prezydenta Stanów Zjednoczonych. Zgodnie z przewidywaniami, wybrany został Donald Trump. Ze względu na rekordowo dużą liczbę zbuntowanych elektorów, ostatecznie głosy w wyborach na prezydenta przypadły 7 osobom, z których większość nie prowadziła kampanii wyborczej.

Zbuntowany elektor (faithless elector) to zjawisko znane w amerykańskiej polityce, aczkolwiek w ostatnich dekadach odnotowywano jedynie pojedyncze przypadki osób głosujących na innego kandydata niż ten, wobec którego zostali zaprzysiężeni.

W Ameryce wyboru prezydenta dokonuje formalnie Kolegium Elektorów. Jego członkowie wybierani są w dniu wyborów. Wyborcy oddają głosy na kandydata z konkretnej partii, która zgłasza również elektorów. Co do zasady, elektorzy zgłoszeni przez daną partię powinni oddać głos na zgłoszoną przez nią parę kandydatów na prezydenta i wiceprezyzdenta. Zasady oddawania głosu elektorskiego zależą od stanu. Jedyne zastrzeżenie dotyczy dnia głosowania – wszystkie stany oraz Dystrykt Kolumbii (ze stolicą, Waszyngtonem) głosują tego samego dnia. Wyniki głosowania elektorskiego nie odbiegają na ogół znacząco od przewidywań z dnia wyborów powszechnych, kiedy było wiadomo, które stany przypadły któremu kandydatowi (ze względu na powszechną zasadę winner takes all, osoba, która wygrała w danym stanie choćby jedną setną procenta, zgarnia wszystkie przypadające tam głosy elektorskie).

Nie był to pierwszy przypadek, kiedy głosy zbuntowanych elektorów otrzymali kandydaci niestartujący w wyborach. Tegoroczne wybory są jednak absolutnie wyjątkowe pod względem liczby kandydatów, którzy otrzymali głos, jak również ich zróżnicowania płciowego i etnicznego. Tegoroczne wybory są również wyjątkowe ze względu na fakt, że zbuntowani elektorzy znaleźli się zarówno po stronie republikanów, jak i demokratów. Hillary Clinton, pierwsza kobieta, która otrzymała nominacje prezydencką jednej z dwóch głównych partii, zdobyła ostatecznie 227 głosów elektorskich. Trzech zbuntowanych demokratów oddało głos na Colina Powella, sekretarza stanu w administracji George’a W. Busha, republikanina od lat krytycznego wobec swojej partii i wspierającego Baracka Obamę. Każdy z trzech elektorów podjął inną decyzję w głosowaniu na wiceprezydenta, wszyscy jednak oddali w tym miejscu głos na kobietę.  Jeden głos otrzymała Susan Collins, republikańska senatorka, zwolenniczka legalizacji małżeństw jednopłciowych, w przeszłości głosująca przeciwko zaostrzeniu prawa dotyczącego aborcji. Kolejny głos otrzymała Maria Cantwell, senatorka Partii Demokratycznej, zaangażowana w promowanie praw reprodukcyjnych. Trzeci głos przypadł Elizabeth Warren, postrzegana jako jedna z najbardziej postępowych osób w amerykańskiej polityce. Warren otrzymała również głos na wiceprezydenta od elektora głosującego na Berniego Sandersa, głównego rywala Hillary Clinton, postrzeganego jako kandydat stojący konsekwentnie w obronie pozycji równościowych, w tym feministycznych. We wszystkich głosowaniach dotyczących aborcji, w których uczestniczył, prezentował postawę pro-choice, jest zwolennikiem wprowadzenia obowiązkowych urlopów pracowniczych i opiekuńczych, ponadto już jako burmistrz w latach 80. otwarcie wspierał lokalną społeczność LGBT, sprzeciwiał się również, przyjętej przez Billa Clintona, ustawie o ochronie małżeństwa, na mocy której legalizacja małżeństw homoseksualnych była przez pewien czas niemożliwa. Jest to pierwsza osoba pochodzenia żydowskiego, która otrzymała głos elektorski w wyborach na prezydenta.

Jako przejaw uznania dla sukcesu ruchu sprzeciwiającego się budowie rurociągu w Dakocie można odczytać głos elektorski oddany na duet Faith Spotted Eagle i Winona LaDuke. Faith Spotted Eagle jest liderką tych protestów, pochodzącą z plemienia Dakota. Jest to pierwsza rdzenna Amerykanka, która otrzymała głos elektorski w wyborach prezydenckich. Winona LaDuke również jest rdzenną Amerykanką, ponadto ma po matce pochodzenie żydowskie. Jest związana z Partią Zielonych, w ostatnim czasie była zaangażowana w protesty przeciwko budowie rurociągu. Ponadto głos jako kandydatka na wiceprezydentkę otrzymała Carly Fiorina, uczestnicząca w republikańskich prawyborach, przeciwniczka Donalda Trumpa, której poglądy nie sposób jednak określić mianem feministycznych. Przedstawia siebie jako przeciwniczkę aborcji, jest przeciwniczką polityki antydyskryminacyjnej i małżeństw jednopłciowych, aczkolwiek deklaruje poparcie dla związków partnerskich i współpracuje z konserwatywnymi organizacjami LGBT, jest przeciwniczką obowiązkowych urlopów macierzyńskich. Jednocześnie finansuje programy mające udzielać wsparcia kobietom w biznesie – wpisując się w ten sposób w model określany mianem korporacyjnego feminizmu, dostrzeganego również w otoczeniu Hillary Clinton.

Nie znamy decyzji dwóch elektorów republikańskich, oddających głos na ultrarynkowego Rona Paula i Johna Kasicha, kandydata w tegorocznych prawyborach. Możliwe, że obaj lub jeden z nich również oddał głos wiceprezydencki na kobietę.

Zbuntowani elektorzy

Historycznie rozkład głosów elektorskich na wielu kandydatów był zjawiskiem powszechnym w początkowym okresie istnienia Stanów Zjednoczonych. Od drugiej połowy XIX w. była to już sytuacja rzadsza, zaczął się wówczas kształtować podział sceny politycznej na republikanów (wówczas reprezentujących wartości bardziej postępowe) i demokratów (wówczas bardziej konserwatywnych).

W XX w. podział dwupartyjny umocnił się na dobre, choć dochodziło w nim do wyłomów niewpływających na stanowisko prezydenta, którym zawsze był republikanin albo demokrata. W 1912 r., gdy 88 głosów elektorskich zdobył były prezydent Theodore Roosevelt, kandydujący z ramienia założonej przez siebie Partii Postępowej, w 1924 r., gdy 13 głosów elektorskich zdobył Robert La Follette, założyciel Partii Postępowej (niemającej jednak nic wspólnego z tą założoną przez Roosevelta), w 1948 r. 39 głosów elektorskich otrzymał Strom Thurmond, lider frakcji demokratów zbuntowanej przeciwko polityce równouprawnienia Afroamerykanów. W 1956 r. pojedynczy głos zbuntowanego elektora otrzymał sędzia z Alabamy, Walter Burgwyn Jones, nieuczestniczący w wyborach powszechnych. Cztery lata później aż 15 głosów elektorskich otrzymał, również niestartujący w wyborach, Harry Byrd, lider konserwatywnego skrzydła Partii Demokratycznej. W 1968 r. miał miejsce ostatni, jak dotąd, znaczący sukces lidera trzeciej partii. George Wallace, kandydat rasistowskiej Amerykańskiej Partii Niezależnych, otrzymał 46 głosów elektorskich. W 1972 r. jeden ze zbuntowanych elektorów oddał głos na kandydata Partii Libertariańskiej, Johna Hospersa. Wtedy też, wraz z nim, po raz pierwszy głos elektorski otrzymała kandydatka na urząd wiceprezydentki, Theodora Nathan. W 1976 r. jeden głos elektorski otrzymał Ronald Reagan, wówczas przegrany w republikańskich prawyborach. W 1988 r. jedna z elektorek demokratycznych oddała głos prezydencki na kandydata wiceprezydenckiego, Lloyda Millarda Bentsena, w geście protestu przeciwko zasadzie „zwycięzca bierze wszystko”, faworyzującej kandydatów, którzy zwyciężyli w danym stanie choćby minimalną liczbą głosów. W 2004 r. jeden z demokratycznych elektorów zagłosował na demokratycznego kandydata na wiceprezydenta, Johna Edwardsa. Prawdopodobnie był to efekt pomyłki, ponieważ jednak głosowanie było utajnione a osoba głosująca nie przyznała się do tego, nie znamy dokładnych powodów takiej decyzji.

Tegoroczne wybory miały być specyficzne, i tak też można określić ich wyniki. Są one odzwierciedleniem nastrojów niechętnych Trumpowi i Clinton w obrębie partii, z ramienia których kandydowali. Bernie Sanders mógł otrzymać więcej głosów, jednak w innych stanach głosy oddawane przez elektorów na Sandersa były unieważniane.  Niewykluczone, że – podobnie jak w przypadku Reagana – osoba, która otrzymała pojedynczy głos elektorski, za parę lat weźmie udział w wyborach jako jeden z głównych kandydatów. Poza Hillary Clinton, kobiety, które otrzymały głos, wzięły w tych wyborach udział symboliczny, niemniej faktem jest ich aktywna działalność na innych polach, za którą zostały w ten sposób symbolicznie nagrodzone. Traktowanie głosu elektorskiego w ten sposób każe stawiać pytania o rolę tej instytucji. Jest to również przejaw kontestacyjnych nastrojów w obu partiach, rodzący pytanie o rolę kobiet jako liderek ruchu progresywnego.

 

 

Korekta: Klaudia Głowacz

Obraz kobiety we współczesnym polskim Kościele Rzymskokatolickim | Tekst Kingi Letkiewicz

Obraz kobiety we współczesnym polskim Kościele Rzymskokatolickim na podstawie artykułów z Katolickiej Agencji Informacyjnej, oraz wypowiedzi duchownych Kościoła Katolickiego

Autorka tekstu: Kinga Letkiewicz

Źródło zdjęcia: Shutterstock

kobieta kościół

 

W obliczu toczących się obecnie dyskusji dotyczących praw reprodukcyjnych kobiet, w których pojawiają się skrajnie radykalne opinie dotyczące aborcji i płodu, przypomniałam sobie o trwających całkiem niedawno debatach dotyczących płci społeczno-kulturowej. Pojawiające się w mediach głównego nurtu wypowiedzi mówiące o ideologii gender i (jakby inaczej!) kulturze śmierci (sic!) oraz silny sprzeciw Kościoła wobec ratyfikacji Konwencji Rady Europy o zwalczaniu i przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej, budziły we mnie wtedy silne emocje. Miałam nieszczęście uczestniczyć w wykładzie na Poznańskim Uniwersytecie Ekonomicznym, gdzie protestujący oraz całkiem przypadkowe osoby,  zostały brutalnie spacyfikowane i wobec których zostały użyte paralizatory. Kilkoro moich znajomych zostało zatrzymanych, innym odmówiono prawa do udziału w prelekcji, a mnie samej i mojej przyjaciółce Rektor groził wydaleniem z Uniwersytetu, którego nawet nie byłyśmy studentkami.

Był to czas pełen emocji i niezrozumienia, jednak nie spodziewałam się wtedy, że zaledwie dwa lata później będę musiała protestować przeciwko zaostrzeniu kompromisu aborcyjnego, odbieraniu kobietom podstawowych praw, w tym prawa do głosu i decydowania o własnym ciele. Nie myślałam też, że tak wiele kobiet i mężczyzn wyjdzie na ulice wyrazić swój sprzeciw. Zrodzi się solidarność i wielki potencjał do walki o prawa kobiet, że będę zarazem wściekła, ale i wzruszona tak wielkim ruchem społecznym.

Dwa lata temu zmotywowana innym dyskursem i problemem, jednak jakże podobnym do dzisiejszych dysput politycznych, przeczytałam setki artykułów z prasy katolickiej, który ukazał dość przerażający (choć wcale nie zaskakujący) wizerunek kobiety. Mimo że od napisania tej pracy minęło wiele czasu, a kontekst dyskursu dotyczącego ideologi gender stracił na sile i aktualności, myślę, że wnioski pozostają wciąż zbliżone, a przekaz pozostaje ten sam, mimo że ubrany w inne słowa.

Dwa lata temu, przedstawiciele polskiego Kościoła rzymskokatolickiego jak i środowiska z nimi związane, w sposób krytyczny odnosiły się do tak zwanej ideologii gender. Organizowane były konferencje naukowe (sic!) dotyczące ideologii gender i zagrożeń, jakie zdaniem prezentujących niesie ona dla człowieka, rodziny, społeczeństwa. W mediach co chwilę odbywały się debaty publiczne, w których udział brali księża, prawicowi politycy i dziennikarze oraz naukowcy zajmujący się dziedziną gender studies. Na stronie Katolickiej Agencji Informacyjnej, w gazetach związanych z Kościołem Katolickim, takich jak Gość NiedzielnyNiedzielaDroga itp., znaleźć można było wiele artykułów odnoszących się do tej tematyki, a w okresie świąt Bożego Narodzenia został wystosowany list duszpasterski traktujący o zagrożeniach jakie niesie za sobą gender.

Przeciwnicy tak zwanej ideologii gender inaczej nazywanej również genderyzmem, zdawali się nie rozumieć, lub z premedytacją przeinaczać, znaczenia pojęcia gender, jak i również programów równościowych i zapobiegających przemocy ze względu na płeć. Głównymi zarzutami, wysuwanymi przez przedstawicieli Kościoła Katolickiego, które można odnaleźć w artykułach, publikacjach jak i liście duszpasterskim z 29 grudnia 2013 roku jest jej głęboko destrukcyjny charakter zarówno wobec osoby, jak i relacji międzyludzkich, a więc całego życia społecznego[1]. W wypowiedziach uzasadniających tę opinię odnaleźć można niespójności. Z jednej strony wyczytać można, że ideologia gender odrywa człowieka od tego, co jest dla niego najbardziej fundamentalne, a więc od płci biologicznej, cielesności, która określa zarówno płeć człowieka jak i wynikające z niej role społeczne, stawiając pryzmat płci kulturowej nad płcią biologiczną. Z drugiej zaś strony przedstawiane są zarzuty, iż genderyści ograniczają człowieka jedynie do seksualności i jego pierwotnych popędów.

Główne zagrożenie, jakie Kościół Katolicki widzi w genderyzmie to przedefiniowanie tradycyjnej roli rodziny, gdzie każdy odgrywa swoją rolę ze względu a płeć,  jak i zakwestionowanie hetero-normatywności jako jedynej naturalnej i normalnej normy (!). Gender oskarża się również o seksualizację dzieci, nie definiując dokładnie co to pojęcie oznacza, jednak związane jest ono z silnym sprzeciwem wobec edukacji seksualnej w szkołach. Wielu z  wypowiadających się uważa, że wedle tej lewackiej, neomarksistowskiej ideologii człowiek wielokrotnie w życiu wedle swoich upodobań może zmieniać zarówno płeć jak i orientację seksualną, co prowadzi do zaburzeń w jego tożsamości.

Być może obawy Kościoła Katolickiego wobec gender studies jak i programów równościowych i zapobiegających przemocy ze względu na płeć, zgodnych z zasadami gender mainstearming, wynikają z zakwestionowania w nich jedynej akceptowalnej prze Kościół Katolicki postaci człowieka – heteroseksualnej osoby, wchodzącej w tradycyjnie pojmowany związek małżeński, nastawiony docelowo na prokreację. Jednakże dziwi wymierzona wtedy w Polsce nagonka kierowana przeciwko osobom zajmującym się gender studies, których dorobki naukowe były wyśmiewane i kwestionowane, których oskarżano o faszyzm i neomarksizm. Przecież Kościół Katolicki sam narzuca odmienne role kulturowe kobiecie i mężczyźnie, podkreślając jednocześnie ich odmienność, a ich funkcje społeczne określa poprzez pryzmat uwarunkowań biologicznych.

Wobec polskiego Kościoła Rzymskokatolickiego wielokrotnie wysuwane były oskarżenia o dyskryminację kobiet, zwłaszcza po jego sprzeciwie wobec ratyfikacji Konwencji Rady Europy przeciwko przemocy wobec kobiet. W swoim oficjalnym stanowisku Kościół Katolicki zaprzecza tym zarzutom. W wypowiedziach potwierdzających brak dyskryminacji kobiet w Kościele wielokrotnie cytowany jest fragment listu Jana Pawła II – Wyznanie win Kościoła z 12 marca 2000 r., w którym mówił: Módlmy się za wszystkich, których ludzka godność zastała zraniona, a prawa podeptane; módlmy się za kobiety tak często poniżane i dyskryminowane i uznajmy, że istnieją formy biernego przyzwolenia, za które winę ponosili również chrześcijanie[2]. Często przywołuje się również postać Jezusa Chrystusa, który obronił nierządnicę przed ukamienowaniem, dla którego to kobiety były niezwykle bliskie – to przecież kobiety stały pod krzyżem i to kobiety jako pierwsze dowiedziały się o jego zmartwychwstaniu. Podkreśla się znaczącą rolę, jaką kobiety odgrywały w pierwotnych strukturach Kościoła. Mimo że większość duchownych sprzeciwia się dyskryminacji kobiet, jednocześnie bardzo często wskazuje na odmienne role kobiet i mężczyzn w społeczeństwie. Księża podkreślają, że kobieta i mężczyzna są różni ze względu na swoją płeć biologiczną, jak i wolę Boga, posiadają odmienne powołania,  jednak ta odmienność nie jest wartościująca.

W określaniu roli kobiety w Kościele Katolickim, a jednocześnie w domyśle w całym społeczeństwie, bardzo często wykorzystywana jest opozycja dwóch najbardziej rozpoznawalnych postaci przedstawionych w Biblii. Przeciwstawiony jest tutaj wizerunek Ewy – matki narodów, grzesznicy, kobiety nieposłusznej i Maryi – matki, dziewicy, kobiety pokornej, posłusznej, bez grzechu. Nie bez znaczenia wydają się słowa Boga skierowane wobec Ewy, wskutek popełnienia przez nią grzechu pierworodnego: W bólach będziesz rodziła dzieci, mimo to ku mężowi twemu pociągać cię będą pragnienia twoje, on zaś będzie panował nad tobą[3]. W bólach będziesz rodziła dzieci, mimo to ku mężowi twemu pociągać cię będą pragnienia twoje, on zaś będzie panował nad tobą[4]. Najbardziej rozpowszechniona interpretacja tego fragmentu zakłada istnienie kobiety, jako pomocy dla mężczyzny i określenie jej podstawowej roli jako matki, co wydaje się nie bez znaczenia wobec definiowania jej pozycji we współczesnym dyskursie prowadzonym przez ojców Kościoła Katolickiego. Co znamienne, o pozycji kobiety, jej roli w życiu społecznym i prywatnym w przemożnej większości wypadków wypowiadają się duchowni katoliccy, którzy są mężczyznami.

Postacią biblijną nieustannie stawianą za wzór kobiet katolickich jest Maryja, matka Jezusa, która łączy w sobie dwa ideały kobiecości: dziewictwo i macierzyństwo. Główną rolą kobiety, jaką promuje Kościół Katolicki jest rola matki. W macierzyństwie przejawia się geniusz kobiety. Warto zwrócić uwagę, że nie chodzi tu jedynie o macierzyństwo czysto fizyczne. Wedle dyskursu Kościoła Katolickiego mężczyźni są stworzeni do świata rzeczy, natomiast kobiety do więzi, wartości i dialogu. Macierzyństwo nie objawia się jedynie poprzez czysto fizyczny akt urodzenia dziecka, do którego z punktu widzenia biologii faktycznie zdolna jest jedynie osoba posiadająca żeńskie cechy płciowe, ale również do wychowywania potomstwa, nauki szacunku, budowania więzi, przekazywania wartości, ochrony ogniska domowego. Nieustanne podkreślanie roli kobiety jako matki i ukazywanie jej wyższości nad mężczyznami, zarówno w sprawie umiejętności społecznych jak i moralności duchowej może dziwić, zważając na fakt, iż chrześcijański Bóg jest Bogiem Ojcem, a funkcje duchownych w Kościele Rzymskoatolickim sprawować mogą jedynie mężczyźni. Dyskredytuje to pozostałe funkcje społeczne wykonywane przez kobiety, ale również umniejsza wartości samych mężczyzn, którzy według tych opinii, bez pomocy kobiety nie byliby w stanie sprawnie funkcjonować w społeczeństwie, skupiając się jedynie na przedmiotach materialnych. Dodatkowo takie postrzeganie pozycji i odpowiedzialności kobiety – a mianowicie zawsze w kategoriach matki, żony, córki –  przerzuca na nie całą odpowiedzialność za wychowywanie dzieci, jak i sprawne funkcjonowanie rodziny. Rola ojca rzadko kiedy jest podkreślana, zdaje się on niejako wykluczony ze sfery kontaktów międzyludzkich, a jego funkcja w wychowywani potomstwa i kształtowaniu zdrowych relacji rodzinnych jest zmarginalizowana, lub całkowicie pominięta. Co więcej, mimo że współcześnie praca zawodowa kobiet oficjalnie nie jest dyskredytowana, często podkreśla się, że zmusza ona kobietę do pracy na dwóch polach – zawodowym i domowym. Można z tego wywnioskować, że praca domowa jest odpowiedzialnością jedynie kobiet. W artykułach zamieszczonych przez KAI możemy wyczytać wypowiedzi, wartościujące naturalne powołanie kobiety – a więc macierzyństwo ponad pracę zawodową: Praca zawodowa kobiet nie stoi w sprzeczności z chrześcijańskim pojmowaniem ich roli w społeczeństwie, pod warunkiem, że nie utrudnia ona kobiecie realizowania jej naturalnego powołania[5].

Przedstawiciele Kościoła Katolickiego deklarują równouprawnienie i brak jakiejkolwiek dyskryminacji ze względu na płeć, mimo to w artykułach prasowych, kazaniach, listach duszpasterskich, ale również w  samych strukturach Kościoła Katolickiego dostrzec można znaczną marginalizację wpływu kobiety na funkcjonowanie tej instytucji. Być może najdobitniejszym tego przykładem jest postać chrześcijańskiego Boga. Zgodnie z naukami Kościoła kobieta nie jest pełna bez mężczyzny, a mężczyzna bez kobiety, stają się oni jednością, a zarazem tworem bardziej zbliżonym do ideału poprzez zawarcie sakramentu małżeństwa i stworzenie rodziny. (Zastanawiającym w tym kontekście wydaje się celibat księży, zakonników i zakonnic). Bóg jest idealny, ponieważ nie jest on ani kobietą, ani mężczyzną. Zawiera w sobie zarówno pierwiastek kobiecy – i związane z nim cechy, jak i pierwiastek męski. Mimo to Bóg chrześcijański zawsze przedstawiany jest jako postać męska. Bóg Ojciec, Nasz Pan, Zbawiciel, a  do jego opisów zawsze używane są części mowy zarezerwowane dla rodzaju męskiego. Być może wynika to z wysoce patriarchalnych struktur Kościoła Katolickiego lub też z niedopuszczenia kobiet do opisywania ich wyobrażenia Boga. Za każdym razem, gdy któraś niepokorna feministka odważy się powiedzieć, że Bóg jest kobietą lub zakwestionować jego przedstawienie jako istoty typowo męskiej, oskarżana jest o obrazoburstwo i herezję. Skoro więc Bóg jest mężczyzną, jego syn –  Jezus Chrystus jest mężczyzną, apostołowie byli mężczyznami, biskupi, kardynałowie, papieże i księża są mężczyznami, trudno mówić o strukturach przyjaznych kobiecie. Wartościują one mężczyznę jako jedynego powołanego przez Boga do kapłaństwa (co niejednokrotnie możemy przeczytać w wypowiedziach księży, mimo niektórych hipotez, że w pierwotnych strukturach Kościoła kobiety mogły zajmować wysokie pozycje), tworzy to z Kościoła Katolickiego głęboko patriarchalną instytucję.

Stanowisko Kościoła wobec aborcji – czyli zabójstwa życia nienarodzonego – również uderza w kobiety. W dyskursie prasy katolickiej odnaleźć można stwierdzenia, że Kościół od zawsze był po stronie kobiet, gdyż od samych swoich początków sprzeciwiał się aborcji (sic!).  Prawdą jest, że w społeczeństwach, w których aborcji dokonywało się lub dokonuje jedynie na płodach płci żeńskiej lub stosuje się aborcję postnatalną, sprzeciw Kościoła wobec zabójstwa pomagał kobietom pryzmującym chrześcijaństwo w uratowaniu życia oczekiwanego potomstwa. O ile silny sprzeciw wobec aborcji jest jak najbardziej spójny z naukami Kościoła, o tyle fałszywym stwierdzeniem jest, że chroni on kobiety, gdyż chroni on w istocie dzieci nienarodzone. Zakaz aborcji proponowany przez Kościół i wprowadzony pod jego wpływem do legislacji polskiej, godzi w kobiety, które z różnych przyczyn nie chcą bądź nie mogą posiadać potomstwa. Skupia się on na pozycji, godności, odczuwaniu, człowieczeństwie płodu (sic!), nie zaś na samej kobiecie. Zmusza on kobiety do  rodzenia dzieci ignorując możliwe traumy i oferując w zamian nikłe wsparcie.

Kościół Katolicki jest instytucją głęboko patriarchalną i zmaskulinizowaną, w której swoje miejsce znajdą jedynie kobiety pełniące rolę małżonki, matki, zakonnicy lub dziewicy. W przemożnej większości odpowiedzialność za przemoc i dyskryminację wobec kobiet przerzuca on na nie same, gdyż nieodpowiednio wybrały partnera lub źle wychowały swoich synów, nie przekazując im wartości takich jak szacunek wobec innych kobiet. Ze struktur tej instytucji wykluczane są kobiety, które przejawiają poglądy feministyczne, które posiadają orientację inną niż heteroseksualną, pracownice seksualne bądź te, które prowadzą rozwiązły tryb życia. Kobiety, które dokonały aborcji, te które karierę zawodową przedkładają ponad wartości rodzinne, które studiują lub wykładają gender studies, wreszcie kobiety, które stosują antykoncepcję. Można zatem uznać, że ze struktur Kościoła wykluczane są wszystkie kobiety, które nie spełniają wymogów roli.

 


[1] D. Żuberek, Kloch u Kraśki: Gender ma przykryć pedofilię w Kościele? To nieprawdopodobnie niemądre, 31.12.2013, http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,15204722,Kloch_u_Kraski__Gender_ma_przykryc_pedofilie_w_Kosciele_.html#TRrelSST [dostęp 22.01.2014]
[2]  Boniecki: Kościół broni przemocy wobec kobiet? Absurd,18.07.2012, http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114873,12147269,Boniecki__Kosciol_broni_przemocy_wobec_kobiet__Absurd.html [dostęp 22.01.2014]
[3] Biblia Warszawska, 1975, Moj 1,1
[4] Przywrócić kobiecie właściwe jej miejsce, KAI, 07.03.2011, Źródło: http://kosciol.wiara.pl/doc/745674.Przywrocic-kobiecie-wlasciwe-jej-miejsce  [dostęp: 22.01.2014]
[5] Przywrócić kobiecie właściwe jej miejsce, KAI, 07.03.2011

Kinga Letkiewicz – filolożka, absolenstka filologii chorwackiej. Feministka i weganka. Interesuje się prawami zwierząt, kulturą południowej słowiańszczyzny i literaturą. W wolnym czasie lubi piec ciasta i spacerować z psem Stasiem.

Korekta: Klaudia Głowacz

This Was Not a Victory, We Mustn’t Let Our Guard Down

Author: Natalia Skoczylas

Translation: Agnieszka Skowronek

Polish version: CLICK HERE

 

14463257_10207695748895249_8706285415106476359_nI was not alive during the communist era, in history lessons I laughed along with my classmates at the propaganda fed to the people by the media – the posters, the „newspeak”. And suddenly I wake up in 2016 to find that our public television paints me and my friends as shocking, the pro choice demonstration from which several sentences were taken out of context is painted as focused on insulting the First Lady (the Porozumienie Odzyskać Wybór demonstration from 9th of April this year) and lately we can observe how journalist turn her clothes to black to simulate solidarity with women.

Because it’s easier that way, keeping the people in line.

The citizens’ initiative (draft bill considered by the Parliament after gaining 100 thousand citizens’ signatures) submitted by the Stop Abortion coalition has been rejected.
There is talk of success on my friends’ facebook walls, on facebook groups created specifically for the strike, and worst of all in the international media. There’s joy, a sense of victory. But looking at the fashion in which all of this happened, this couldn’t be further from the truth. A hurriedly assembled committee, unexpected declarations from right wing MPs, issues with obtaining passes for the committee observers, the propaganda-filled media coverage and so on.

It is good, of course, that a draft bill completely banning abortion and introducing jail time for women who attempt it (or miscarry, because how will one establish whether or not the miscarriage was induced?) has been rejected. A draft bill which removes the right to terminate a pregnancy from a gang raped teen (gang rape, for instance at parties, is not that rare), a woman with an ectopic pregnancy or a woman who knows her child is already dead or will survive no more than a few seconds after birth. It should be obvious that such a draft bill won’t pass. But if it hadn’t been for the Black Protest, this draft bill would have been passed.

If it hadn’t been for the thousands of people, men and women, who took to the streets in cities both small and large, furiously and proudly displaying their disapproval of this draft bill (with certain minor changes), it would probably have been passed. What happened after the demonstration in the Warsaw Castle Square (the demonstration itself left a bad taste in the mouth) – the spontanous march to the Sejm and later a still numerous one to Teatr Polski, was an incredibly powerful experience. I felt the energy and force flowing within us, we were a team. It may sound pompous but it’s the truth. Our wombs, our streets!

It was wonderful and unifying, however…

Until abortion is made legal, it is not a success.

Why?

  1. Because despite fulfilling the required conditions (when the pregnancy is the result of a criminal act, when the health or life of the mother is at risk or when the fetus is seriously malformed), very few legal abortions are carried out. According to the recent statistics, only around 1000 of the estimated 80,000 – 200,000 abortions carried out every year in Poland are legal – the rest being backstreet abortions or abortions carried out at home (data from the Federation for Women and Family Planning). The „conscience clause” used by many of our doctors seems to be the main cause. One has to wonder how many of them really use it out of religious belief and how many simply want to escape being socially ostracized.
    What is worse, six months ago, by the verdict of the Constitutional Tribunal, doctors using the conscience clause stopped being obligated to refer their patients to another doctor who will provide the abortion. Women who are wealthier or have more opportunities to earn money will find a way, especially in larger cities, where they can remain anonymous. But in smaller cities, where everyone knows everyone, or simply when someone cannot afford pills or a „backstreet abortion”, seeking a legal termination will be the only option. And it could be someone carrying a dead fetus, someone suffering from cancer, who will not be given chemotherapy (because of the risk to the fetus) and it could be me, a person who, every day, takes medication potentially harmful to a fetus. Doesn’t matter. We are expected to die to satisfy the consciences of others. In practice, we already have a total abortion ban.
  2. Secondly, there is already talk of a  new „compromise”– one where only abortion in the case of serious malformation of the fetus would be banned. That means that women would be forced to give birth to children who would potentially survive only several seconds, hours, days. Even in cases of fetal death women would be forced to carry the pregnancy to term. ALL OF US. Because there is no choice. This issue was frequently raised in the questions of MPs after the first reading of the „Stop Abortion” and „Save the Women” draft laws, it was very popular. Besides, what compromise? With whom? A remark by MP Krystyna Pawłowicz provides an answer to those questions „the Episcopal Conference gave us a green light” to reject the draft law but „eugenic abortion” is a different matter. In Poland, therefore, we have a President, a Prime Minister, the Sejm and Senat – but what really counts is the Episcopal Conference. 
  3. Thirdly, we need to stop the narrative that an abortion is always a traumatic experience for the woman. We hear it everywhere. Of course, terminating a pregnancy can be traumatic especially if it was long awaited but the mother cannot afford a child or is at risk of dying. It can be traumatic, but it doesn’t have to be.Please, allow us to name our emotions or lack there of ourselves. Don’t patronizingly project onto us your own feelings. Every person knows best what is traumatic for them. And I know that from the point of view of many women who terminated their pregnancies, it was a relief or simply a procedure.
  4. Finally, lets stop calling the anti-abortion camp „pro-life”. A draft law that values the existence of an embryo higher than the life of a woman living and functioning within society is not „pro life”. It’s pro control of women and birth rates, pro terror and life in fear.

The rejection of the draft law by Ordo Iuris is a positive step. But merely debating it was taking a few steps back. Now we go forward. The Black Protest must go on.