TELEFON DLA KOBIET DOŚWIADCZAJĄCYCH PRZEMOCY

Телефон для жінок, які зазнають насильства

CZYNNY PONIEDZIAŁEK-PIĄTEK
OD 11.00 DO 19.00

Активний з понеділка по п’ятницю з 14:00 до 19:00

Szukaj
Close this search box.

Francuskie Muzułmanki: zakaz noszenia chust to usprawiedliwienie dla dyskryminacji

WISSOUS, Francja – Gdy pewnego dnia Malek Layouni zabrała swojego 9-letniego syna do parku rozrywki pod Paryżem, nie myślała wtedy o swoim muzułmańskim wyznaniu, ani chuście na jej głowie. Ale, jak się potem okazało, dla innych było to bardzo ważne.

Autorka: SUZANNE DALEY I ALISSA J. RUBIN

Data:26.05.2015

Źródło: New York Times

Ochroniarze zagrodzili jej drogę, gdy kierowała się na teren nadmuchiwanych zabawek na tymczasowej plaży. Jako argument podali regulamin, który zabrania wnoszenia na jego teren symboli religijnych. A to oznacza zakaz wstępu dla kobiet, które noszą chusty na głowach.

Pani Layouni nadal rumienieje ze wstydu, gdy przypomni sobie jak na oczach swoich przyjaciół i sąsiadów odmówiono jej wejścia oraz, że nie potrafiła odpowiedzieć swojemu synowi na pytanie: „Co zrobiliśmy nie tak?”.

Ponad 10 lat od wprowadzenia we Francji pierwszego prawa zakazującego noszenia burek w szkołach publicznych, nakrycia głowy muzułmańskich kobiet, od kolorowych jedwabnych chustek po czarne czadory, stały się najsilniejszymi punktami zapalnymi w trudnych relacjach między rosnącą populacją muzułmańską a resztą społeczeństwa.

Politycy głównego nurtu stale próbują wprowadzić nowe sposoby na odebranie kobietom w burkach dostępu do pracy, edukacji i życia społecznego. Często tłumaczą, że robią to dla dobra porządku publicznego oraz w imieniu laïcité, co jest francuskim terminem na separację kościoła od państwa.

Jednak krytyczne opinie mówią, że bardziej niż do promowania świeckiego państwa, zakaz noszenia burek przyczynia się do coraz szybszego wzrostu fali dyskryminacji przeciwko Muzułmanom w ogóle, a kobietom w burkach w szczególności.

Zakaz, mówią niektórzy krytycy, jest także kolejnym powodem dla Islamistów do podżegania  negatywnych nastrojów między Muzułmanami i niemuzułmańskimi społeczeństwami zachodnimi.

Jak dotąd Francja ustanowiła dwa prawa, jedno w 2004 zakazujące noszenia burek w szkołach podstawowych i średnich oraz drugie, uchwalone w 2011, zakazujące nakryć, które zasłaniają całą twarz, które co ciekawe są noszone tylko przez znikomą część francuskiej populacji.

Jednak muzułmanki we Francji, które noszą różne okrycia głowy, od szali, które są luźno zawiązane po brodą po ciasno dopasowane czepki, trochę na kształt tych, które noszą zakonnice, i które zasłaniają każdy kosmyk włosów, mówią, że ciągłe dyskusje o zakazie noszenia chust, sprawiły, że stały się celem przemocy ludzi na ulicach, którzy potrafią na nie napluć lub popychać, jeśli mają na sobie chustę.

W niektórych miastach, matkom, które noszą szale na głowie zabroniono odbierać dzieci ze szkoły lub pomagać jako opiekunka podczas szkolnych wycieczek. Nawet jedna z większych sieci sklepów dyskontowych została oskarżona o uporczywe śledzenie klientek w chustach.

Niektóre kobiety były agresywnie atakowane. Całkiem niedawno, w Toulouse, ciężarna kobieta, której włosy zakrywał szal, trafiła do szpitala po tym jak została pobita przez młodego mężczyznę, który nazwał ją „brudną Muzułmanką”.

Statystyki przygotowane przez Narodowy Instytut do Walki z Islamofobią, który jest organem nadzorującym, pokazują, że w ciągu ostatnich dwóch lat kobiety to 80% ofiar anty-muzułmańskich aktów przemocy.

To co jest najbardziej okropne w takich sytuacjach to fakt, że mają one miejsce w biały dzień i przy totalnej obojętności świadków,” powiedział Abdallah Zekri, prezydent Instytutu.

Francja, gdzie Muzułmanie stanowią około 8% populacji, już od dłuższego czasu wyraża swoje niezadowolenie z powodu Muzułmanek, które zakrywają swoje głowy, co jest standardem w świecie muzułmańskim i jest zgodne z Koranem, który uczy skromności.

Niestety na przestrzeni kilku ostatnich lat, liderzy francuskiej polityki i opinii publicznej coraz bardziej skupiają się na zakazie noszenia burek. Są motywowani przez wiele różnych czynników, między innymi przez rosnącą w siłę skrajną prawicę, która otwarcie potępia nazwane przez siebie zjawisko Islamizacji Francji oraz obecną rzeczywistość, w której dwa największe ataki w całej Francji były dziełem francuskich muzułmańskich ekstremistów, między innymi styczniowa strzelanina w siedzibie satyrycznego czasopisma Charlie Hebdo.

Najważniejsi politycy prawicy, łącznie z byłym prezydentem Nicolasem Sarkozy, chcą aby kobiety noszące burki miały zakaz wstępu na uniwersytety. Inni członkowie partii Sarkozy’ego chcieliby aby kobietom, które zakrywają swoje twarze zostały postawione zarzuty przestępstwa. Po lewej stronie sceny politycznej, mała partia forsuje prawo, które zakazuje kobietom w burkach podejmowania pracy w publicznych centrach opieki.

Nawet w socjalistycznym rządzie prezydenta François Hollande, Pascale Boistard, młodsza ministra od praw kobiet, powiedziała, że „nie jest pewna czy uniwersytety to odpowiednie miejsce do noszenia burek.”

Nils Muiznieks, komisarz ds. praw człowieka w Radzie Europy, który potwierdził w swoim raporcie z 2014 roku, że wysoka liczba ataków na kobiety w burkach to sprawa szczególnej wagi, krytykuje, jak to nazwał „zbytnie zaabsorbowanie kraju” ubiorem Muzułmanek.

“To tylko je eksponuje i stygmatyzuje,” powiedział.

Wielu francuskich urzędników broni tego zakazu. Według nich zakaz zasłaniania twarzy jest potrzebny ze względów bezpieczeństwa, dodają także, że w Belgii istnieje podobne prawo, a Holandia rozważa wprowadzenie takiego u siebie. Argumentują, że zakaz noszenia burek w szkołach, który był wynikiem incydentu, gdy 3 uczennice publicznej szkoły zostały odesłane do domu, ponieważ nie chciały zdjąć szali, które okrywały ich głowy, jest w interesie laïcité. Dodają, że jarmułki, duże krzyże oraz inne ostentacyjne symbole religijne także zostały zakazane.

Koncepcja laïcité powstała jeszcze podczas Francuskiej Rewolucji i miała na celu zmniejszenie wpływu Kościoła Rzymskokatolickiego na sprawy państwa.

Niedawno, eksperci stwierdzili, że ten konflikt stał się wezwaniem dla prawicy, która przyjęła nakrycia głowy Muzułmanek jako swoją broń w walce o francuską tradycję, którą, w opinii wielu, chce zniszczyć rosnąca w siłę muzułmańska społeczność.

Mimo, że Francja coraz silniej opowiada się za restrykcjami odnoście religijnych nakryć głowy, to najnowsze prawo zakazujące także zasłaniania twarzy, okazało się bardzo problematyczne. Niektórzy kwestionują praktyczne podstawy tego przepisu, bo tylko bardzo mały ułamek francuskich muzułman stosuje takie zakrycia – nie więcej niż 2 tys., a możliwe nawet, że tylko 500, z czego część to konwertyci.

Trzy lata od kiedy ten zakaz wszedł w życie, nałożono około 1 tys. grzywn, które sięgają nawet 150 euro. Wydaję się, że jest kilka kobiet, które nawet lubią podjudzać policję. Jedna z nich ponad 80 razy otrzymała karę pieniężną. Część kobiet płaci sama. Część korzysta z funduszu założonego przez zamożnego algierskiego biznesmena specjalnie na potrzeby opłacania wszelkich mandatów tego typu.

Tymczasem, badacze informują, że część Francuzek, których wiara zobowiązuje je do całkowitego zakrycia ciała, ze strachu nie wychodzą z domu, boją się wyjść na ulicę.

“To jest najgorszy z możliwych scenariuszy,” mówi Naima Bouteldja, która opracowała dwa raporty w tej sprawie dla organizacji non profit Fundacja Otwarte Społeczeństwo, która działa na rzecz praw człowieka. „To prawo nie ratuje kobiet, ono je więzi.”

Wielu muzułmańskich Francuzów drwi z tych zakazów mówiąc, że bogate turystki z Bliskiego Wschodu w pełnych zakryciach twarzy i torbach z luksusowych sklepów w rękach, jakoś mogą przechadzać się po Champs-Élysées lub spędzać wakacje na Côte d’Azur bez żadnych problemów z policją.

Uważają także, że ciągłe debatowanie na temat zakrywania głowy przez kobiety sprawiło, że wielu ludzi już nie wie co jest legalne, a co nie.

W Méru, na północ od Paryża, od 18 miesięcy matki, które noszą burki nie mogą być opiekunkami podczas szkolnych wycieczek. Nie mogą także pomagać w wakacyjnych imprezach dla dzieci, które często połączone są z chrześcijańskimi świętami.

Ouassila Arab, 34-letnia matka, która dostała zakaz udziału w takich wydarzeniach, powiedziała, że pierwsza kobieta, która dostała zakaz wejścia na teren szkoły pracowała przy organizacji bożenarodzeniowego przyjęcia. Sprawa obecnie znajduje się w sądzie.

“Francja nie miała nic przeciwko nam, gdy nas potrzebowali,” powiedziała pani Arab, która wychowała się w Méru, i której ojciec przyjechał tutaj z Algierii aby pomóc budować drogi. „Teraz nie są już tacy chętni.”

Pani Arab mówi, że zaczęła zakrywać swoje włosy, gdy jako 20latka stawała się coraz bardziej wierząca. Ale tak jak wiele innych zakrytych kobiet, mówi że przyszło jej zapłacić za tę decyzję. Miała duże trudności w znalezieniu pracy, a teraz dojeżdża godzinę do Paryża, gdzie pracuje jako sekretarka w założonej przez muzułmanów firmie budowlanej.

Zakryte kobiety – tak jak każdy inny, kto nosi widoczne symbole religijnej przynależności – mają oficjalny zakaz pracy w publicznym sektorze z powodu pierwotnego prawa laïcité. Jednak budzi to poważne zastrzeżenia, bo jak się okazuje zakaz ten ma bardzo destrukcyjny wpływ na Muzułmanki.

W ostatnią niedzielę, grupa młodych Muzułmanek uczęszczających na comiesięczne spotkania religijno-moralne, spotkała się w mieszkaniu w Montreuil na przedmieściach Paryża, aby przedyskutować sprawę zakrywania głowy i ciała. Prywatnie wszystkie noszą burki, ale zdecydowana większość mówi, że czują, że jest to w ich obowiązku ściągać je w miejscu pracy, niektóre przebierają się w samochodach.

Na spotkaniu były także kobiety, które pracują w finansach, marketingu, a także jedna farmaceutka, optyczka i dietetyczka. Wiele z nich mówi, że starało się znaleźć pracę w burkach, ale pracodawcy byli niechętni, gdy zobaczyli je na żywo.

33-letnia inżynierka z innej dzielnicy przedmieścia Paryża powiedziała, że przez lata nie miała odwagi aby zakryć włosy w miejscu pracy, ale wreszcie po 10 latach zdecydowała się to zrobić pracując w dużej firmie budowlanej.

Okazało się to “bardzo, bardzo trudne,” powiedziała.

Jej szef wspierał ją, ale podkreślał, że powinna nosić „ładne” i „kolorowe” chusty, które nie będą zasłaniały jej szyi. Niektórzy spośród współpracowników przestali z nią rozmawiać. Kilkoro poszło do jej szefa, aby powiedzieć, że nie powinna „reprezentować firmy”.

“Jestem przekonana, że chcą abym wyleciała,” mówi.

W obronie zakazu zakrywania się na tymczasowej plaży, Richard Trinquier, mer Wissous, powiedział w sądzie, że w ten sposób stara się chronić francuską zasadę świeckości.

Francuskie gazety informują, że mer, który jest członkiem centroprawicowej partii Sarkozy’ego U.M.P., powiedział, że wzrost obecności symboli religijnych w życiu publicznym stał się “przeszkodą dla życia społecznego.” Trinquier odmówił wywiadu.

Sędzia w sprawie z Wissous, nie zgodził się z tym stwierdzeniem i plaża została otwarta dla Pani Layouni. Jednak te wydarzenia wpłynęły na nią bardzo negatywnie, ponieważ podzieliły jej przyjaciół na tych, którzy ją wspierają i na tych, którzy są przeciwko.

“Mój mąż powiedział, że straciłam moją wewnętrzną pozytywną energię,” powiedziała pani Layouni wzdychając. W następstwie wyroku sądu, małżeństwo, które posiadało herbaciarnię w Wissous, spostrzegło, że ich biznes zaczął podupadać. Ostatecznie zamknęli herbaciarnię w tym roku i przenieśli się do sąsiedniego miasta.

Badania w Paryżu przeprowadziły Aya Kordy i Laure Fourquet.

Źródło: The New York Times

Tekst tłumaczyła: Agata Skowrońska, wolontariuszka Feminoteki.

logo batory

 

Rozwój wolontariatu w fundacji Feminoteka jest możliwy dzięki dofinansowaniu rozwoju instytucjonalnego w ramach Programu Obywatele dla Demokracji finansowanego z Funduszy EOG.

Kiedy postanowiliśmy, że kobiety mają golić nogi?

O co chodzi z tym obsesyjnym pozbywaniem się owłosienia? Dlaczego chcemy wyrwać każdy włosek z cebulki lub traktujemy ostrzami golarek każdy centymetr sześcienny nagiego ciała, podczas gdy mężczyźni mogą swobodnie pozwolić włosom rosnąć? 

Przekleństwo bóstw depilacji! I przemysłu kosmetycznego…

LAWRENCE, Kansas, 24 maja Lekarz uczestniczący w sesji komisji zdrowia Uniwersytetu w Kansas opowiedział historię o udzieleniu pomocy młodej studentce z raną ciętą powyżej kostki. Zapytana o to jak się zraniła, dziewczyna ostatecznie przyznała, że użyła golarki. Powód: ażurowe pończochy.
DZIEWCZYNA KALECZY SIĘ GOLĄC NOGI DO AŻUROWYCH POŃCZOCH
LAWRENCE, Kansas, 24 maja
Lekarz uczestniczący w sesji komisji zdrowia Uniwersytetu w Kansas opowiedział historię o udzieleniu pomocy młodej studentce z raną ciętą powyżej kostki. Zapytana o to, jak się zraniła, dziewczyna ostatecznie przyznała, że użyła golarki. Powód: ażurowe pończochy.  

 

Portal Vox pochylił się ostatnio nad zjawiskiem depilowania nóg właśnie po natknięciu się na ten artykuł z gazety z 1920 roku.

Wtedy golenie nóg było tak niezwykłe, że gdy młoda kobieta z Kansas skaleczyła się przy tej czynności, wiadomość o tym znalazła się w ogólnokrajowej gazecie.

Przed I wojną światową praktycznie żadna kobieta na Zachodzie nie goliła nóg. A tymczasem około roku 1964, robiło to już 98% kobiet w wieku poniżej 44 lat. Co wydarzyło się w tym czasie?

Otóż pojawiły się reklamy.

reklamy

Christina Hope badała te zmiany do swojej pracy z 1982 roku zatytułowanej ’Caucasian Female Body Hair and American Culture’ [Owłosienie u kobiet rasy kaukaskiej w kulturze amerykańskiej]. Przeglądając reklamy w starych wydaniach pism Harper’s Bazaar i McCall’s, mogła prześledzić jak kobiety zostały stopniowo przymuszone do depilacji poprzez skrajny napór marketingowy.

Na przełomie wieku zarówno mężczyźni, jak i kobiety w zasadzie niespecjalnie interesowali się włosami na ciele, zważywszy że długie rękawy i spódnice do ziemi właściwie skrywały większość ciała.

Według Hope, zmiana nastąpiła od roku 1915, kiedy zaczęły być modne przezroczyste rękawy i suknie w stylu grecko-rzymskim, w Harper’s Bazaar pojawiły się reklamy mówiące o włosach pod pachami, objawiając społeczności Amerykanek problem istniejący, choć dotąd nieuświadomiony. „U kobiety modnej skóra pod pachami powinna być równie gładka jak twarz” głosiło typowe hasło. „Połączenie letnich sukien i nowoczesnych tańców, czynią koniecznym usuwanie okropnych włosów”, mówiło inne.

re

Dziennikarki piszące o urodzie także podchwyciły temat, przyczyniając się do rozpowszechnienia mody na depilację. W cudowny sposób pojawił się całkiem nowy kobiecy obszar do wykorzystania przez reklamodawców!

W latach 20., wraz ze skróceniem spódnic i pojawieniem się cienkich pończoch,  uwaga przemysłu kosmetycznego skupiła się na damskich nogach. Walka z włosami na nogach działała na nas łagodniej, jednak generalnie walka o owłosieniem na ciele została już w dużym stopniu wygrana. Reklamiarze płodzili hasła w rodzaju „kobieta może kąpać się bez pończoch i bez zakłopotania.” Według Hope, w latach 50. golenie nóg stało się właściwie normą, przy czym 56 % reklam produktów do depilacji dotyczyło tego właśnie obszaru.

W roku 1941, pewna reklama głosiła nawet: „Pełniąc funkcję dziekanów na żeńskich wydziałach udzielalibyśmy nagany za każdą owłosioną nogę na kampusie.” Ach, świat reklamy – naprawdę skutecznie demonizuje włosy na ciele, podobnie jak wcześniej nasz zapach i naturalny proces starzenia się.

Kapitalistyczna wojna z kobiecym owłosieniem, przedstawianym jako nienaturalne i niehigieniczne, była przerażająco skuteczna – uczucie zawstydzenia pozostało nam do dzisiaj.

kapiRynek produktów do depilacji jest wart miliardy, idea całodobowej gotowości do seksu stała się wszechobecna, sięgnęłyśmy nawet po masło orzechowe ( breakfast spreads) w nieustannym dążeniu do pełnej gładkości.

„Kobiecość” wymaga wielogodzinnych zabiegów i sporo cierpień, co potwierdzić może niejedna kobieta. Golimy, woskujemy lub chemicznie pozbywamy się włosów, zawstydzone do tego stopnia, by rozsmarowywać cuchnące amoniakiem kremy niszczące włoski u nasady w najintymniejszych miejscach naszego ciała.

Wychowano nas w przekonaniu, że gładkie kończyny to atrakcyjniejsze ciało. Choć taki pogląd pojawił się zaledwie kilkadziesiąt lat temu. Kobieta goląca nogi mogła być przedmiotem wzmianki prasowej w 1920, ale w 2015 raczej byłaby nią taka, która nóg nie goli.

Oczywiście, można lubić uczucie świeżo wywoskowanych/ogolonych/wydepilowanych nóg – i to też jest ok.

 

Ale Caitlin Moran która była dla nas wzorem w tak wielu dziedzinach życia, przedstawiła inny, interesujący punkt widzenia: „Wszystko, co sprawia ból i kosztuje masę forsy, a na co faceci nigdy by się nie zdecydowali, jest dokładnie tym, co z wielką frajdą oddałabym pod obrady pieprzonej komisji śledczej.” Tak trzymać siostro.

Nigdy nie zgadnie, że je golisz
Nigdy nie zgadnie, że je golisz

 

 

Źródło: Dailylife

Tekst przetłumaczyła i opracowała Ewa Świtlak

 

logo batory

Rozwój wolontariatu w fundacji Feminoteka jest możliwy dzięki dofinansowaniu rozwoju instytucjonalnego w ramach Programu Obywatele dla Demokracji finansowanego z Funduszy EOG.

(Nie) równe prawo – podsumowanie wybranych wątków z wykładu prof. Moniki Płatek

(Nie) równe prawo

Niniejszy tekst stanowi podsumowanie wybranych wątków z wykładu prof. Moniki Płatek wygłoszonego w ramach cyklu “(Nie) równe prawo dla kobiet i mężczyzn, zorganizowanego przez Instytut Spraw Publicznych przy współpracy z Kołem Naukowym “Prawo a płeć” oraz lokalem państwomiasto.

 

Prawo powinno być neutralne i uniwersalne. Czy oznacza to, że nie może być w nim zapisów odnoszących się w sposób szczególny do określonych grup? I czy na neutralność prawa wpływ może mieć to, kto jest odpowiedzialny za jego uchwalanie oraz interpretowanie?

 

Celem wykładu przeprowadzonego przez profesorkę Monikę Płatek, było przedstawienie wybranych konstrukcji prawnych, wpływających w bezpośredni lub pośredni sposób na utrwalanie norm dyskryminujących wobec kobiet. Wykład poświęcony był przede wszystkim prawu polskiemu, nie zabrakło jednak odniesień do wybranych elementów z ustawodawstwa innych państw oraz do orzecznictwa instytucji europejskich.

 

Kwestie płciowe mogą dotyczyć samej konstrukcji paragrafów. Pokazuje to doskonale porównanie dwóch zapisów z obecnej konstytucji oraz podobnego zapisu z Konstytucji PRL:

 

 

Konstytucja RP z 2 kwietnia 1997 r.

Konstytucja PRL z 22 lipca 1952 r.

Art. 32.

  1. Wszyscy są wobec prawa równi. Wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne.
  2. Nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny.

Art. 33.

  1. Kobieta i mężczyzna w Rzeczypospolitej Polskiej mają równe prawa w życiu rodzinnym, politycznym, społecznym i gospodarczym.
  2. Kobieta i mężczyzna mają w szczególności równe prawo do kształcenia, zatrudnienia i awansów, do jednakowego wynagradzania za pracę jednakowej wartości, do zabezpieczenia społecznego oraz do zajmowania stanowisk, pełnienia funkcji oraz uzyskiwania godności publicznych i odznaczeń.

Art 66.

1. Kobieta w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej ma równe z mężczyzną prawa we wszystkich dziedzinach życia państwowego, politycznego, gospodarczego, społecznego i kulturalnego.

2. Gwarancję równouprawnienia kobiety stanowią:

1) równe z mężczyzną prawo do pracy i wynagrodzenia według zasady „równa płaca za równą pracę”, prawo do wypoczynku, do ubezpieczenia społecznego, do nauki, do godności i odznaczeń, do zajmowania stanowisk publicznych,

2) opieka nad matką i dzieckiem, ochrona kobiety ciężarnej, płatny urlop w okresie przed porodem i po porodzie, rozbudowa sieci zakładów położniczych, żłobków i przedszkoli, rozwój sieci zakładów usługowych i żywienia zbiorowego.

 

Na uwagę zasługuję podkreślone słowa. W obecnej konstytucji prawa wszystkich osób, niezależnie od płci, wywodzą się z tej samej przesłanki i dotyczą wszystkich sfer życia. Zapis ten chroni przed dyskryminacją zarówno ze względu na płeć (również w przypadku, jeżeli dyskryminowana jest płeć męska), jak i ze względu na jakąkolwiek inną przesłankę (problemy pojawiające się w związku z zawieraniem w ustawie wąskiego katalogu przesłanek widzimy choćby w przypadku zapisu z art. 257 Kodeksu Karnego – “kto publicznie znieważa grupę ludności albo poszczególną osobę z powodu…”, po czym następuje wyliczenie poszczególnych przesłanek – taka konstrukcja wyklucza ściganie na mocy tego paragrafu osób znieważających inne osoby lub grupy ze względu na inne przesłanki).

 

W Konstytucji PRL uwagę zwraca ponadto zapis poświęcony szczególnym formom opieki, jako metod gwarantowania równouprawnienia kobiet. Konstytuuje ona podstawową odpowiedzialność kobiety w procesie wychowania dziecka, w której to roli może wspierać ją państwo, choć – jak wiemy w z historii PRL-u – wsparcie te nie było wystarczające, a udział kobiet na rynku pracy traktowany był przez władze w sposób instrumentalny.

 

Uzasadnione różnice

 

W określonych przypadkach możemy uwzględniać różnice płciowe. Muszą być jednak spełnione dwa podstawowe warunki – różnice musza być sensowne i uzasadnione. Uzasadnione jest np. uwzględnianie w programach profilaktycznych czy przy produkcji leków problemów dotyczących prostaty, jak i problemów dotyczących jajników. Czasami niedostrzeganie różnicy może być wręcz szkodliwe – na studiach medycznych nacisk kładziony jest na rozpoznanie symptomów zawału charakterystycznych dla mężczyzn, podczas gdy u kobiet zawał przebiega w inny sposób. Niewłaściwe rozpoznanie stanowi zagrożenie dla życia kobiety. Na gruncie prawa różnice możemy podzielić na:

 

  1. realne
  2. narzucone
  3. istniejące de facto, ale sztuczne i wyimaginowane

 

Uwarunkowania realne dotyczą np. uregulowań dotyczących ciąży i połogu – z przyczyn biologicznych, odnoszą się one jedynie do kobiet.  Uwarunkowania narzucone mogą dotyczyć np. konstrukcji urlopów rodzicielskich, za pośrednictwem których możemy wspierać lub utrudniać równomierne rozłożenie obowiązków wychowawczych. Ostatnia kategoria odnosi się do kwestii genderowego składu organów politycznych, prawnych, oraz mniej formalnych aspektów genderowych – np. rozłożenia obowiązków domowych.

 

Smaczki z polskiego (i nie tylko) prawa

 

Przykładem prawa jawnie dyskryminującego kobiety jest Konwencja nr 45 MOP, wypowiedziana przez Polskę w 2008 r. (wypowiedzenie weszło w życie w 2009 r.). W artykule 2. stwierdza ona wyraźnie, iż przy pracach pod ziemią nie może być zatrudniona “żadna kobieta, bez względu na wiek”. Zapis ten mógł mieć charakter postępowy w latach 30. – praca kobiet i dzieci w kopalniach była zjawiskiem powszechnym w epoce “dzikiego kapitalizmu”. Wielka Brytania zdelegalizowała pracę kobiet i dzieci w kopalniach w latach 40. XIX wieku, w okresie stopniowego cywilizowania prawa pracy. Niżej podpisany nie był w stanie dotrzeć do informacji, czy takie praktyki nie występowały jeszcze w mniej rozwiniętych państwach w latach 30. XX wieku – nie byłoby to jednak szczególnie zaskakujące. Takie przepisy w odniesieniu do kobiet nie przystają jednak do obecnej sytuacji w państwach Unii Europejskiej, gdzie podjęcie pracy w kopalni stanowi świadomą decyzję danej osoby. Wątpliwości na gruncie polskiego prawa budzi zakaz zatrudniania kobiet przy ściśle określonych pracach, szczególnie niebezpiecznych dla zdrowia. Zakaz ten ma uzasadnienie jedynie w przypadku kobiet w ciąży. Argumentem za utrzymaniem tego zakazu może być ochrona kobiecej płodności, faktem jednak jest, że obecnie większe problemy z płodnością mają mężczyźni. W zapisie tym dostrzegalne jest paternalistyczne traktowanie kobiet.

 

Przykładem dyskryminującego prawa, które zostało zniesione są przepisy regulujące zabezpieczenie społeczne w małżeństwie – w ich myśl, mąż mógł objąć niepracującą żonę ubezpieczeniem zdrowotnym. W przypadku kobiety, objęcie ubezpieczeniem niepracującego męża uzależnione było od uzyskania przez niego uprawnień rentowych lub osiągnięcia wieku emerytalnego.  Obecnie w prawie rodzinnym jaskrawym przykładem zapisu dyskryminującego jest uregulowanie wieku dopuszczającego zawarcie małżeństwa. Przed osiągnięciem 18. roku życia ślub, w szczególnych przypadkach, może zawrzeć jedynie kobieta. Czy potrafimy wskazać tutaj jakąkolwiek obiektywną przesłankę? Czy związek 17-letniego mężczyzny z 19-letnią kobietą jest dzisiaj czymś nie do pomyślenia? Jest to kolejny przykład odnoszenia się do konkretnych zjawisk z dosyć archaicznej, patriarchalno-centrycznej perspektywy.

 

W zakresie ścigania gwałtu, polskie prawo znajduje się – jeśli spojrzeć na sam zapis paragrafów – na dosyć wysokim poziomie. Historycznie rzecz ujmując, definicja gwałtu zapisana w Kodeksie karnym w okresie międzywojennym wyprzedziła swoją epokę. Zdefiniowanie gwałtu jako przestępstwa w którym ofiarą i sprawcą może być każda osoba (bez rozróżniania na płeć czy stopień prawnej tudzież nieformalnej bliskości), a za gwałt uznawany jest stosunek seksualny wymuszony przemocą lub podstępem. Dla porównania, w prawie amerykańskim definicja gwałtu spełniająca minimalne standardy została przyjęta w 2013 roku. Wcześniej za gwałt w prawie amerykańskim uznawano stosunek wymuszony siłą na kobiecie, w definicji tej nie mieściły się również penetracje niektórych części ciała. Pod tym względem uniwersalizm polskiego zapisu należy ocenić jako przykład dobrze napisanego artykułu prawnego.

 

Od kiedy przestępstwo zgwałcenia przestało być ścigane na wniosek ofiary, warstwa literalna wygląda w zasadzie perfekcyjnie (gorzej wygląda kwestia implementowania tych zapisów). Cały czas są jednak w Unii Europejskiej państwa, w których ściganie gwałtu odbywa się na wniosek ofiary. W kontekście postrzegania samego zjawiska i jego umocowania w prawie, szczególnie interesujący jest przypadek sprawy wytoczonej przez czternastolatką, znaną jedynie z inicjałów M.C., przeciwko Bułgarii przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka. Stroną skarżącą była ofiara zbiorowego gwałtu, którego sprawcy zostali uniewinnieni ze względu na zapis w bułgarskim prawie, stwierdzający iż ofiara musi stawiać opór przez cały czas trwania przymuszonego stosunku. Geneza takich rozwiązań powiązana jest ze stereotypem dotyczącym możliwości “polubienia” sytuacji przez ofiarę gwałtu podczas trwania stosunku. Tego typu zapisy funkcjonują jeszcze w kodeksach niektórych państw.

 

Tego typu zapisów udałoby się uniknąć, gdyby doszło do “masy krytycznej” udziału kobiet w polityce i w tworzeniu prawa. Równy udział, przyzwyczajanie społeczeństwa do obecności kobiet w najwyższych gremiach stanowi ważny warunek rzeczywistej równości prawnej.

 

Ostatnim aspektem, pokazującym niekonsekwencje polskiego prawa, jest relacja między wiekiem przyzwolenia na inicjację seksualną a wiekiem, od którego można korzystać z usług medycznych – w tym ginekologicznych – bez pośrednictwa rodzica lub opiekuna prawnego. Pomiędzy 15 a 18 rokiem życia kobieta może bez zezwolenia rodziców współżyć, ale nie może bez ich zgody uzyskać środków antykoncepcyjnych. Ich pośrednictwo wymagane jest przy zwykłych konsultacjach. Problem ten nie dotyka mężczyzn, którzy bez problemu mogą nabyć prezerwatywę. Jest to przejaw ewidentnej niekonsekwencji w konstruowaniu przepisów prawnych.

 

Podczas wykładu profesorka z całą pewnością nie wyczerpała wszystkich tematów – jest to zapewne materiał na przynajmniej 30-godzinny cykl zajęć. Warto zapoznać się z nagraniami z wykładów odbywających się w innych miastach. Mieszkańcy Krakowa mogą jeszcze wziąć udział w ostatnim spotkaniu, które odbędzie się 28 maja w Akademii im. Frycza-Modrzewskiego – panelistką ponownie będzie Monika Płatek. Zdecydowanie warto!

 

Michał Żakowski

 

banernorweskie_batory

Rozwój wolontariatu w Fundacji Feminoteka jest możliwy dzięki dofinansowaniu rozwoju instytucjonalnego w ramach Programu Obywatele dla Demokracji finansowanego z Funduszy EOG

Mowa nienawiści a kobiety

Ostatnio na Facebooku pojawiły się dwie strony, które szczególnie przykuły uwagę organizacji kobiecych ze względu na stosowanie agresywnego języka wobec kobiet. Po licznych zgłoszeniach jedną z nich udało się usunąć, druga zaś, wzywająca Magdalenę Ogórek do rozebrania się, została usunięta przez samych autorów. I co z tego, skoro na ich miejsce powstają następne? Czy można skutecznie walczyć z publikacją takich treści?

Bez wątpienia można stwierdzić, że wszystkie te strony bazują na niechęci i stawiają kobietę w pozycji podrzędnej wobec mężczyzny. Wszystkie też przekraczają granice krytyki, satyry czy debaty publicznej, o ile o takiej w ogóle można mówić przy okazji tworzenia ww. stron. Mowa nienawiści, to modne stwierdzenie, aż samo się nasuwa. Ale nie do końca słusznie. Czy są więc jakieś przepisy gwarantujące ochronę przed atakami ze względu na płeć?

Określenie mowa nienawiści, choć ostatnio dość popularne, opisuje zjawiska całkiem nienowe. Obejmuje ono negatywne wypowiedzi o jednostkach albo grupach bazujące jedynie na tym, że należą do konkretnej kategorii. Mowa nienawiści to środek stosowany do szerzenia nietolerancji, uprzedzeń czy rasizmu. W skrajnych przypadkach już samo użycie hate speech może stanowić przestępstwo – jak np. wzywanie do przemocy wobec danej grupy. Najczęściej jest jednak podstawą do innych nadużyć.

Dyskryminacja i mowa nienawiści w standardach międzynarodowych

Tradycyjnie w prawie międzynarodowym wymaga się od państw przestrzegania zasady niedyskryminacji ze względu na różne cechy – Międzynarodowy Pakt Praw Obywatelskich i Politycznych w art. 2 wymienia: rasę, kolor skóry, płeć, język, religię, poglądy polityczne lub inne, pochodzenie narodowe lub społeczne, sytuację majątkową, urodzenie. Dyskryminacja to jednak znacznie więcej niż nienawistne słowa, a przepisy chroniące przed nierównością odnoszą się głównie do wertykalnego działania prawa, które tworzy zobowiązania państwa wobec obywatela. Co do zasady stosunkami między obywatelami zajmują się zaś inne gałęzie prawa, szczególnie cywilne i karne. Ale i tu istnieje możliwość oddziaływania przez organizacje międzynarodowe na standardy państwowe – w mniej lub bardziej sformalizowany sposób.

W latach 50. i 60. gdy tworzono konwencje i pakty praw człowieka, mowa nienawiści czy dyskryminacja kobiet nie były problemami pierwszorzędnymi, ale współczesna interpretacja tych dokumentów jak najbardziej widzi konieczność ochrony kolejnych grup przed bezpodstawnymi atakami motywowanymi uprzedzeniami. Najlepiej o tym może świadczyć Karta praw podstawowych UE, która w przepisach antydyskryminacyjnych zakazuje gorszego traktowania nie tylko bazującego na klasycznych czynnikach, takich jak płeć czy kolor skóry, lecz również nie dopuszcza dyskryminacji ze względu na niepełnosprawność, wiek lub orientację seksualną.

Na łonie prac ONZ problem dyskryminacji kobiet starano się rozwiązać już w 1979 r. Konwencją w sprawie likwidacji wszelkich form dyskryminacji kobiet. Choć w preambule jako warunek osiągnięcia pełnej równości uznano ewoluuję tradycyjnych ról w rodzinie i społeczeństwie mężczyzn  oraz kobiet, to sam dokument skupia się przede wszystkim na usunięciu praktyk dyskryminacyjnych większego kalibru, jak nierówny dostęp do nauczania, urzędów czy zawodów. Samo zresztą pojęcie mowy nienawiści pojawiło się znacznie później niż konwencje antydyskryminacyjne. Jednak to do komitetu monitorującego wdrażanie tej konwencji wpłynęło zawiadomienie przeciwko Polsce dotyczące podręcznika, gdzie przedstawiano zasady tworzenia czasów w języku angielskim na zdaniach takich jak: „Linda miała nadzieję, że zostanie zgwałcona przed nadejściem lata”.

Rada Europy zajęła się problemem mowy nienawiści już w 1997 r. W rezolucji Komitetu Ministrów[1] za mowę nienawiści uznano wszystkie wypowiedzi które rozpowszechniają, podżegają, promują lub usprawiedliwiają nienawiść rasową, ksenofobię, antysemityzm i wszystkie inne formy nienawiści bazujące na nietolerancji, włączając w to wypowiedzi motywowane szowinizmem, etnocentryzmem, wrogością wobec mniejszości i migrantów.  Brakuje zatem wyraźnego odwołania do mizoginicznych czy seksistowskich wypowiedzi, choć, jak przyznał Komisarz Praw Człowieka Rady Europy[2], powyższy katalog ma charakter otwarty, który trzeba poszerzać o podmioty mogące paść ofiarą dyskryminujących haseł. Niels Muižnieks zwrócił też uwagę, że problem mowy nienawiści wobec kobiet, zwłaszcza w Internecie, jest obecny od dawna, lecz do tej pory był niedostrzegany przez państwa, które powinny bardziej zdecydowanie walczyć z językiem nienawiści[3]. Dlatego Rada Europy już w 2011 r. otworzyła do podpisu Konwencję antyprzemocową[4], o której ratyfikację toczono ostatnio zacięte boje w polskim parlamencie. Artykuł 40 tego dokumentu nie pozostawia już żadnych wątpliwości, że kobiety także są adresatkami mowy nienawiści. Konwencja zobowiązuje państwo do zmian w prawie, które umożliwią ponoszenie odpowiedzialności karnej lub innej za molestowanie. Tym mianem określa się tak ataki werbalne jak i niewerbalne, które mają podłoże seksualne i skutkują naruszeniem godności „w szczególności w atmosferze zastraszania, wrogości, upodlenia, poniżenia lub obrazy”.  Konwencja jednak wchodzi w życie w Polsce dopiero 1 sierpnia 2015 r. A obecnie wewnętrzne przepisy podobnych gwarancji nie dają.

Luki w prawie karnym

Art. 119 kodeksu karnego mówi jasno: stosowanie przemocy lub groźby bezprawnej wobec osób lub grup z powodu jej narodowości, rasy, pochodzenia etnicznego, przynależności politycznej, wyznania albo bezwyznaniowości jest zagrożone karą więzienia od 3 miesięcy do 5 lat. Ale mowa nienawiści nie zawsze jest równoznaczna groźbom karalnym. Tu sprawę reguluje art. 257 kodeksu – publiczna zniewaga podmiotów z ww. powodów (oprócz przynależności politycznej) karana jest pozbawieniem wolności do 3 lat – a więc sankcja jest równie surowa jak za zniewagę Prezydenta. W kodeksie karnym nie ma jednak ani słowa o znieważaniu kobiet czy mężczyzn z tej jednej przyczyny, że łączy ich ta sama płeć. Jedyną możliwością obrony jest wniesienie prywatnego aktu oskarżenia o zniesławienie albo znieważenie, ale dotyczy to tylko bezpośredniej ofiary obrazy, a nie całej grupy. Problemu mowy nienawiści wobec kobiet nie rozwiązuje też ustawa o równym traktowaniu z 2010 r.[5], wdrażająca dyrektywy UE. Choć definiuje pojęcie molestowania i molestowania seksualnego w podobny sposób jak Konwencja stambulska, to spod jej stosowania wyłączona jest sfera życia prywatnego i treści zawarte w środkach masowego przekazu.

Niezauważony problem

W 2011 r. Kampania Przeciw Homofobii przygotowała nowelizację kodeksu karnego, która poszerzała penalizację mowy nienawiści także ze względu na płeć, tożsamość płciową, wiek, niepełnosprawność bądź orientację seksualną. Projekt, wniesiony do laski marszałkowskiej przez SLD, trafił do komisji jednak niedługo przed wyborami parlamentarnymi i jego losy zakończyły się razem z VI kadencją Sejmu. W 2014 r. ten sam projekt ustawy został złożony ponownie, jednak od zeszłego roku wciąż znajduje się w komisji. Światełkiem w tunelu wydają się starania Pełnomocniczki Rządu ds. Równego Traktowania, która w styczniu 2015 r. wystąpiła do Ministra Sprawiedliwości z wnioskiem o ponowne rozważenie kryminalizacji zniewagi podszytej dyskryminacją grup wspomnianych także w projekcie KPH. Cóż, niestety kolejne wybory parlamentarne już za pasem.

Perspektywy

Nie jest pewne, że uchwalenie konwencji antyprzemocowej w jakikolwiek sposób wpłynie na przyspieszenie prac w Sejmie nad nowelizacją kodeksu karnego. Inaczej po raz kolejny koniec kadencji może zaprzepaścić szansę dopasowania prawa karnego do zmieniających się standardów ochrony praw człowieka. A to wszystko ku zadowoleniu tych co twierdzą, że nie ma nic złego w nauce angielskiego na czytance o gwałconej Lindzie, czy w tworzeniu stron typu „zagłosuję na Magdę Ogórek jak pokaże cycki”, bo problem jest wyolbrzymiony przez kobiety bez poczucia humoru. Warto pamiętać – co w mocnych słowach przypomina  w swoim spocie Fundacja Feminoteka – że słowa też mogą gwałcić. A prawo karne ma obowiązek przed każdym gwałtem obywatela chronić.

 

Akty mowy nienawiści w sieci można również zgłaszać na stronie: zglosnienawisc.otwarta.org

https://www.youtube.com/watch?v=zsj__VjL-x0
Autorka: Marta Borucka
Źródło: http://human-rights-every-day.blogspot.com/2015/05/mowa-nienawisci-kobiety.html

Źródła tekstu:

[1] Komitet Ministrów Rady Europy, Rekomendacja nr R (97) 20 w sprawie mowy nienawiści, dostępna pod adresem: http://www.coe.int/t/dghl/standardsetting/media/doc/cm/rec(1997)020&expmem_EN.asp
[2] N. Muižnieks, Hate speech against women should be specifically tackled, http://www.coe.int/hu/web/commissioner/-/hate-speech-against-women-should-be-specifically-tackl-1
[3] Nils Muižnieks: We must take action against online hate speech against women, http://www.humanrightseurope.org/2014/03/nils-muiznieks-we-must-take-action-against-online-hate-speech-against-women/
[4] Konwencja o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej
[5] Ustawa z dnia 3 grudnia 2010 r. o wdrożeniu niektórych przepisów Unii Europejskiej w zakresie równego traktowania,  Dz. U. z 2010 r. Nr 254, poz. 1700

Wójcicki: Słowa też gwałcą”, czyli wirtual kontra real

„Słowa też gwałcą”, czyli wirtual kontra real

Tekst: Łukasz Wójcicki

Fundacja Feminoteka wypuściła ostatnio dwa spoty filmowe zrealizowane we współpracy ze studiem DYNKS, w których kobiety przytaczają seksistowskie, mizoginiczne czy pełne przemocy cytaty, jakie usłyszały kiedyś od mężczyzn pod swoim adresem. Po opublikowaniu pierwszego z nich w sieci, wylało się morze pomyj pod adresem kobiet, które wzięły udział w filmie. Piszę „pomyj”, bo nie były to słowa uznania za odwagę dla uczestniczek spotu, ani za wysiłek, jaki został włożony w jego powstanie. I tak, jak można docenić krytykę, która z szacunkiem odnosi się do krytykowanego podmiotu, tak komentarze w internecie są nienawistne, brutalne i kipiące pogardą.

Na szczęście, łatwo te komentarze zdyskredytować, bo w internecie można napisać wszystko i bez konsekwencji opluwać ludzi. Gdy jesteśmy anonimowi/ anonimowe albo gdy od realności odgradza nas ekran laptopa, z lekkością motylka nam przychodzi obrażanie innych i szydzenie z wartości, które inni/inne reprezentują. Dlaczego tak się dzieje? Maja Trzop, na łamach miesięcznika „Charaktery” pisze o tym, że anonimowość w internecie to: “ […]przeświadczenie o możliwości przybrania na czas korzystania z sieci fikcyjnej tożsamości. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, iż człowiek przebywający w zaciszu swojego mieszkania i z jego bezpiecznego zakątka ma pokusę pozostania bezkarnym, nieuchwytnym, nie ponosząc konsekwencji za swoje słowa i czyny. W Internecie możemy przedstawić zupełnie inny obraz siebie. Z drugiej strony nie chodzi jedynie o kłamstwo. Zależy nam także na możliwości bycia szczerym do bólu. Wypowiadaniu swoich myśli bez cenzury narzucanej nam przez zgorszone spojrzenia innych. W Internecie najgorsze, z czym możemy się w takiej sytuacji spotkać to tak zwany <hejt>”.

I właśnie o „hejcie” tu mówimy. W sieci łatwo być mocnym/mocną w gębie, łatwo wypłukać sobie usta nienawistnymi, seksistowskimi, mizoginicznymi komentarzami. Wystarczy klawiatura i kliknięcie „publikuj”. Ale nikt z tych krzykaczy i krzykaczek, wi-fi-lozofów  i praktyczek stałego łącza nie ma za grosz odwagi, żeby wypowiedzieć wszystkie obelżywa słowa tym kobietom w twarz. Ba! Nie ma odwagi, żeby przyjść do Feminoteki i powiedzieć to głośno, skonfrontować się z realnymi osobami. Dlaczego? Bo zrobiliby i zrobiłyby w gacie, jeśli nie ze strachu przed konsekwencjami, to z zażenowania nad samymi sobą. Wystarczy, żeby usłyszeli i usłyszały swoje prostackie słowa na głos. Dziecinnie łatwo jest napisać: „Prezydent chuj!”, nie ma problemu, ale mieć odwagę, żeby pójść na Wiejską i powiedzieć mu to w twarz, to już inna para kaloszy.

Przez to, że internet zeżre wszystko jak świnia z koryta, w ogóle się nie liczymy z prymitywnymi komentarzami. Szkoda czasu na ich czytanie. Wszystkie osoby, które z taką łatwością opluły kobiety ze spotów Feminoteki, nie mają za grosz odwagi, której nie zabrakło uczestniczkom filmików.

Mechanizm pojawiania się mizoginicznych, uprzedmiotawiających kobiety komentarzy jest bardzo prosty. Tym osobom, które je publikują wydaje się, że są przenikliwe i inteligentne, tym czasem są prymitywne i zwyczajnie głupie. W tak patriarchalnym, skostniałym i normatywnym społeczeństwie jak nasze, każde podważenie normy płci, pokazanie jej  krzywdzącego i bezsensownego wpływu, każde naruszenie społecznego tabu, w szczególności tego dotyczącego płci i seksualności, powoduje lawinę krytyki. Najbardziej oburzeni są faceci, bo formułowanie pojęcia „kultury gwałtu” godzi w odwieczne status quo mężczyzny w zmechaconym od maskulinizmu świecie. Wiele kobiet im wtóruje. Przerażone innym porządkiem świata, nie potrafiąc sobie wyobrazić życia bez męskiej dominacji, chwytają za tarczę backlashu, osłaniając się przed ostrzem emancypacji. Na szczęście, proces przechylania się szali z tradycyjnej na równościową już się rozpoczął i żaden ogr z konserwy go nie zatrzyma.

Niestety, na tym etapie cywilizacyjnym, musimy się pogodzić z faktem, że w internecie grasuje armia trolli i nie ważne, czy temat dotyczy molestowania, czy drugiej linii metra, wszystko zaleją słownym szambem, bo nie mają zbyt więcej do zaoferowania światu. Dlatego, dziewczyny, nie przejmujcie się, i róbcie swoje bo to cholernie ważne, mądre i potrzebne!

Łukasz Wójcicki – współzałożyciel grupy mężczyzn Głosy przeciw przemocy”, w ramach projektu „Kobiety i mężczyźni, chłopcy i dziewczęta RAZEM przeciw stereotypom płciowym” koordynuje działania dotyczące tworzenia Sieci Mężczyzn przeciwko stereotypom płciowym.

Estera Prugar | Feminizm ułatwia szczęście

żródło http://andyouhavetogivethemhope.tumblr.com

„Z czego się cieszysz?”, „Co się uśmiechasz?”, „Co Ty taka szczęśliwa?” – nigdy jakoś wyjątkowo często nie słyszałam tych pytań, ale ostatnio są jednymi z najczęściej mi zadawanych. Kiedy już to zauważyłam, zaczęłam szukać na nie odpowiedzi. Cieszę się i uśmiecham, bo faktycznie jestem szczęśliwa. Dlaczego? W pierwszym momencie stwierdziłam, że nie mam pojęcia. Nic szczególnego się w ostatnim czasie nie zmieniło – praca ta sama, studia te same, a właściwie przybyło mi i pracy, i zaległości na uczelni. Towarzysko może bardziej intensywnie, ale podobnie.

W drugim odruchu pojawiło się jeszcze inne pytanie: „Dlaczego właściwie ktoś o to pyta?” i to w ten niezwykły sposób, który ewidentnie świadczy o podejrzliwości, bo przecież w tym kraju nie można być szczęśliwym bez podtekstów. Ktoś zawsze jest z jakiegoś powodu smutny czy rozgoryczony, komuś zawsze dzieje się krzywda, jesteśmy My i Oni – My z pogardą patrzący na Nich, kiedy komentujemy ich wygląd, rozmowy i zachowanie. Oni oczywiście robią dokładnie to samo, tworząc własne „My”, dla którego jesteśmy „Nimi”. Praca jest męcząca i praktycznie zawsze mogłaby być fajniejsza, a na pewno lepiej płatna. Faceci (kobiety) są idiotami i szkoda się nimi w ogóle zajmować, ale tylko dopóki nie odezwie się nasz Tinder (Messenger czy jeszcze bardziej klasycznie, telefon). Chciałoby się mieć czas, żeby więcej czytać, ale przecież nawet, gdy go mamy, to jesteśmy tak zmęczeni tą pracą, która mogłaby być fajniejsza, że sił starcza co najwyżej na włączenie kolejnego durnego programu telewizyjnego, który później obsmarujemy w facebookowym statusie, a pojawiające się pod nim „lajki” podbudują nasze mocno nadwyrężone ego, które zawdzięczamy słabej silnej woli, za sprawą której dziś znowu nici z diety, nie mówiąc o ćwiczeniach – po takim obiedzie biegać się nie da, a na siłownie nie starcza z tej pensji, która powinna być wyższa. Kładziemy się spać po kolejnym nijakim dniu, z którego jesteśmy niezadowoleni i myślimy o następnym, który daj Boże (w którego właściwie nie wierzymy, ale przecież jesteśmy „wierzący z domu”), nie będzie jeszcze gorszy.

Sama nie tak dawno temu zachowywałam się dokładnie w ten sposób. Podejrzewam, że nawet gorzej – złość, frustracja i nienawiść mają to do siebie, że można się nimi zarazić jak grypą – przebywając w tym samym pokoju, co chory. Do tego nie mija na podobieństwo kataru, ale nieleczone stają się samonakręcającą maszyną – nienawiść rodzi nienawiść. Ludzie niepewni siebie, swojego miejsca czy poglądów w ten sposób się bronią. Ludzie, którzy nie mają odwagi, żeby mieć marzenia, a co dopiero je realizować. Ludzie, którzy własne kompleksy mogą zamaskować jedynie poprzez wyśmianie czy obrażanie innych. Ludzie nieszczęśliwi, którzy zaniechali dążenia do zmiany tego stanu, bo to trudne lub zbyt męczące – zauważyli, że zdecydowanie łatwiej jest ściągnąć do swojego poziomu innych. Na całym świecie jest tego pełno, w Polsce też. Zamiast zmieniać siebie i swoją rzeczywistość wolimy narzekać, krytykować, wyśmiewać, obrażać, atakować i obwiniać. Niezmiennie interesują nas wydarzenia cudzego życia, ale tylko dlatego, żebyśmy mogli poczuć się lepiej z własnym. Przeważnie nie ma w tym empatii czy choćby próby zrozumienia. Oceniamy w większości przypadków nie mając do tego żadnych kwalifikacji i nie znając nawet połowy historii.

Dlatego, kiedy tak zastanawiałam się, co sprawiło, że przynajmniej częściowo wydostałam się z tego zaklętego kręgu (i walczę dalej), uświadomiłam sobie, że nie udałoby mi się to bez wartości, które wyniosłam domu. Chociaż trochę to zajęło, zostałam nauczona wiary w siebie, w marzenia i własne możliwości. Tego, aby się nie poddawać, walczyć w to, w co wierzę i uważam za słuszne, nie wstydzić się tego, ale nie krzywdzić innych. Wpojono mi, żeby swoją wartość budować na podstawie osiągnieć, wiedzy i doświadczenia, ale nie oceniać przez własny pryzmat. Pamiętać o tych, którzy mnie otaczają i szacunku dla każdej formy życia. Żeby być kobietą niezależną, ale to nie znaczy odrzucającą pomoc, wsparcie czy krytykę. Koniec końców, żeby być kobietą i umieć się tym cieszyć. Krótko mówiąc: w domu nauczono mnie bycia feministką. Nie powiem, że jest to gwarantem szczęścia lub, że w inny sposób nie da się go osiągnąć, ale na pewno ułatwia i pomaga właśnie poprzez otwarcie oczu na siebie, innych i świat. Bo walka o równość, tolerancje i godność nie ogranicza się do jednostek i wyzwala te cechy, które są w ludziach najlepsze – odwagę, empatię, daje siłę, pozwala na szczerość i otwartość, które na szczęście również są zaraźliwe. 

***

Estera Prugar

Studentka Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych, autorka bloga muzycznego Elvis Got Me Hooked; współpracuje z magazynem muzycznym „PRESTO. Prosto o muzyce klasycznej”. Feminizmu miała szczęście uczyć w domu od dziecka.

Szprota: Współczucie i chęć pomocy nie są towarem na kartki – komentarz do akcji zbiórki kosmetyków dla osadzonych kobiet

Współczucie i chęć pomocy nie są towarem na kartki

Katarzyna Paprota

Fundacja Feminoteka zbiera kosmetyki dla kobiet osadzonych w Areszcie Śledczym Warszawa-Grochów. Jest to kolejna akcja wspierająca osadzone. Mieszkanki aresztu, ze swojej strony, wsparły akcję Nazywam się Miliard/One Billion Rising Poland, przyłączyły się też do przygotowań do Manify.

Pomoc osadzonym budzi kontrowersje. Większość z nich wynika ze stereotypów, uprzedzeń i niewiedzy na temat sytuacji kobiet w polskich więzieniach. Wydawałoby się, że popularność seriali typu „Orange is The New Black” zdejmie nieco odium kobiety z wyrokiem, tak się jednak nie dzieje.

Pod ogłoszeniem zamieszczonym na Facebooku pojawiły się komentarze krytykujące zbiórkę. Do części z nich się odniosę:

1. Dlaczego pomagacie więźniarkom, kiedy jest tyle bardziej potrzebujących grup – kobiety doświadczające przemocy, sieroty społeczne, kobiety nie mogące wyegzekwować alimentów?

Współczucie i chęć pomocy nie są towarem na kartki. Wręcz przeciwnie – im większej liczbie osób pomagasz, tym silniej uderza cię przekonanie, że pomaganie jednej opresjonowanej grupie absolutnie nie wyklucza pomocy drugiej. I trzeciej. I kolejnej. Geje i lesbijki w 1984 wsparli strajkujących górników. W Manifach idą pielęgniarki, osoby LGBTQIA, profesorki z gender studies, pisarki i dzieci tych wszystkich osób.

Co więcej: nie są to zbiory rozłączne. Osadzone są nader często osobami, które doznawały przemocy, były sierotami społecznymi i próżno wyczekiwały zaległych alimentów.

2. Za niewinność to one nie siedzą. Nie lepiej pomagać tym, którzy nie łamią prawa?

Najlepiej, to żeby nikt nie łamał prawa. Niestety – ludzie je łamią. Z różnych przyczyn, w tym środowiskowych. Wśród osadzonych kobiet są głównie zabójczynie, złodziejki i uczestniczki napadów z rozbojem. Wiele z nich odbywa karę dlatego, że zabiło swojego męża czy partnera po latach znęcania się nad nią. Wiele poszło kraść, bo nie miało pieniędzy.

3. Kosmetyki? One są w więzieniu, nie na wybiegu!

Więzienie to kara pozbawienia wolności, nie dostępu do środków higieny czy kosmetyków. Nie zapominajmy, że w zbiórce prócz „zbytków” w postaci lakierów czy kremów do twarzy są też podpaski, mydła, szampony. To nie są luksusy, tylko podstawowe środki higieniczne, które z przyczyn budżetowych są kobietom reglamentowane i przyznawane w niewystarczających ilościach. Czy uważałybyśmy, że maszynki do golenia dla mężczyzn to też zbytnia fanaberia? Nie sądzę. Dlaczego więc mamy skłonność odmawiania kobiecości osadzonym?

4. Powinny zatem dostawać tylko to, co niezbędne.

To, że są w więzieniu nie oznacza, że nagle zatraciły potrzebę podobania się innym. Nie stały się nagle istotami pozbawionymi potrzeby akceptacji. Co więcej, skąd w nas skłonność do decydowania, co jest najbardziej potrzebne osobie w areszcie śledczym? Może właśnie krem i  maszynka do golenia?

Sytuacja biedy, wykluczenia ekonomicznego, osadzenia nie oznacza, że mamy prawo oczekiwać, że osoby, które wspieramy przywdzieją wory pokutne i nagle ograniczą swoje potrzeby materialne do minimum. Podobnie jest przy pomocy socjalnej rodzinom zagrożonym ubóstwem — mnóstwo ludzi ma skrystalizowaną wizję, na co zapomogę powinni wydawać beneficjenci systemu. Oczekuje się od nich szlachetnego ubóstwa, szat skromnych, butów praktycznych. Absolutnie wykluczony jest wiew luksusu pod postacią markowego ubrania lub, co gorsza, elektronicznego gadżetu.

A teraz sobie wyobraźmy, że dana osoba — pobierająca zasiłek, opuszczająca areszt śledczy — wyrusza na poszukiwanie pracy. Kogo potraktują poważniej skądinąd chorobliwie zafiksowani na wizerunku HRowcy — osobę ze zniszczonymi paznokciami i przesuszonymi włosami czy taką z manicurem i fryzurą? Tę w koszulce no-name firmy tesco czy eleganckiej bluzce? Tę z przedopotową komórką w kształcie paletki do ping-ponga czy tę z lśniącym smartfonem.

5. Zbierając kolorowe kosmetyki wspieracie patriarchat. Przecież nie chcecie, by kobiety ich używały.

Chcemy, by miały wybór, czy ich używać — dokładnie tak samo, jak taki wybór powinny mieć wszystkie kobiety. Feministki malują się, chodzą na obcasach i w gorsetach. Część z nas, bo po prostu lubi bawić się strojami i kolorami cieni. Część z nas, bo mimo świadomości, że konieczność wpasowywania się w ramy wzorców piękności jest opresyjna – jednak nie ma siły z nią walczyć. Część z nas, bo jest zdania, że feministkę tworzą działania na rzecz innych kobiet, nie manifestacje abnegacji.

Kobieta łamiąca prawo, popełniająca zbrodnię, łamie też kulturowe tabu dotyczące kobiecej pokory, kobiecej łagodności. Mamy trudności z traktowaniem kobiet agresywnych, kobiet stosujących przemoc na równi z mężczyznami wykazującymi takie zachowania. Próbujemy odmówić im sprawczości doszukując się wyjaśnień typu „to on ją w to wciągnął”. Część z nich na zeszła na drogę nieakceptowalną przez polskie prawo z własnej woli i ze świadomością ewentualnych konsekwencji. Pamiętajmy przede wszystkim, że pobyt w areszcie ma, prócz kary, slużyć także ich resocjalizacji — docelowo osadzone mają wrócić na łono społeczeństwa dostosowane do życia w nim tak, by prawa nie łamać. Zbiórka rzeczy, które dadzą im namiastkę normalnego życia, może po części w tym pomóc.

Katarzyna Paprota (Szprota), autorka bloga www.szprotestuje.wordpress.com

osadzone_zbiorkaKosmetyki dla osadzonych kobiet zbieramy do 31 maja. Można w siedzibie Feminoteki przy ul. Mokotowskiej 29a (wejście od ul. Marszałkowskiej 34/50, do końca w podwórzu), w dni powszednie od 11.00 do 19.00

Zbieramy: szampony, mydła, płyn do prania, maszynki do golenia, kremy do twarzy, kosmetyki do makijażu  i do paznokci

Nie zbieramy: kosmetyków w aerozolu, ani w tubkach, pilników do paznokci z metalu, itp.

Uwaga: jeśli się zdarzy, że przyniesiesz do nas kosmetyki, których nie będziemy mogły przekazać dla osadzonych, to trafią one do schroniska dla kobiet, które doświadczyły przemocy.

– See more at: http://feminoteka.pl/aktualnosci/warszawa-zbieramy-kosmetyki-dla-osadzonych/#sthash.kCuUY3W4.dpuf

Kreowanie pozytywnego wizerunku oskarżonego o gwałt

W ostatnich miesiącach w amerykańskich mediach pojawiły się informacje, mające świadczyć negatywnie o wiarygodności zeznań Emmy Sulkowicz – studentki Columbia University, oskarżającej swojego dawnego przyjaciela, Paula Nungessera, o gwałt.

Tekst zawiera prezentację wybranych wątków artykułu umieszczonego na stronie Jezebel.com, którego autorką jest Erin Gloria Ryan

Głos w sprawie Emmy Sulkowicz zabrała Cathy Young, publicystka znana z podważania istniejącego stanu wiedzy na temat gwałtów – Young twierdzi na przykład, że mężczyźni padają ofiarą gwałtów tak samo często jak kobiety, a seksualne wykorzystanie nietrzeźwej kobiety nie jest gwałtem, ale “seksem z dodatkiem alkoholu” [alcohol-addled sex].

W myśl jej poglądów, większość zgłoszeń dotyczących gwałtów jest fałszywa. Bazując na tej teorii powstał również jej artykuł, w którym poświęciła całą swoją uwagę Nungesserowi i jego rodzinie – nie dopuszczając do głosu ani Emmy Sulkowicz, ani pozostałych osób, które miały doświadczyć seksualnej przemocy z jego strony. Przyjmując stronę chłopaka oskarżonego o gwałt, doszła do wniosku, iż jest on “jedyną prawdziwą ofiarą” opisywanej przez nią sytuacji.

mattress-performance-emma-sulkowiczEmma Sulkowicz znała Nungessera jeszcze przed rozpoczęciem studiów. Okazjonalnie uprawiali ze sobą seks. Podczas jednego ze spotkań doszło do przekroczenia granicy – Sulkowicz została zgwałcona, po tym jak odmówiła kolejnego zbliżenia. Ze względu na przeżyty szok i bliskie relacje ze sprawcą, nie zdecydowała się początkowo zgłaszać gwałtu. Zmieniła zdanie po tym, jak dowiedziała się o dwóch innych kobietach zgwałconych przez Nungessera. Wniosła sprawę do uczelnianej komisji dyscyplinarnej. Nie było to pierwsze oskarżenie o gwałt wysuwane przeciwko Nungesserowi. Poprzednio został uznany winnym w postepowaniu apelacyjnym, jednak ofiara wycofała się z udziału w procesie. Jak tłumaczy, podjęła nową pracę i wolała zostawić tę sprawę za sobą, a gdyby wzięła wolne ze względu na udział w procesie – musiałaby wyjaśnić jego przyczyny. Nungesser został zatem zwolniony z zarzutów.

Takim samym orzeczeniem zakończyła się sprawa wniesiona przez Emmę Sulkowicz. W proteście zaczęła nosić ze sobą materac – wtedy sprawa obiegła media na całym świecie.

W reakcji Nungesser zaczął podkreślać swoje feministyczne poglądy i zapewniał, że oskarżenia trzech kobiet nie są prawdziwe. Na początku 2015 r. z pomocą przyszła mu Cathy Young, publikując w swoim artykule zapisy rozmów między Emmą Sulkowicz i Paulem Nungesserem na facebookowym czacie. Wynika z nich, że oboje rozmawiali ze sobą w przyjacielskim tonie. W sprawie innej ofiary, nazywanej “Josie”, Young prezentuje napisanego przez nią e-maila, zawierający aluzje o podtekście erotycznym. Przy opisywaniu kolejnej ofiary Young podkreśla, że przed nawiązaniem relacji między nią a Nungesserem miała już zdiagnozowaną depresję.

Opisywane przez Young sytuacje – utrzymywanie “normalnych” kontaktów z gwałcicielem, wplatanie w konwersację wątków o zabarwieniu erotycznym czy zdiagnozowana depresja nie są czynnikami, które – w myśl wiedzy o zachowaniu ofiar gwałtu – mogłyby podważać wiarygodność którejkolwiek z ofiar Nungessera. Co więcej – Young wykorzystuje wyrwane z kontekstu informacje, opublikowane przez samą Emmę Sulkowicz. Zapis korespondencji został opublikowany przez Emmę, świadomą iż nie ma ona nic do ukrycia.

 

Co wiemy o pozostałych osobach?

“Josie” miała paść ofiarą próby gwałtu ze strony Nungessera podczas imprezy. Nie znała osobiście Emmy Sulkowicz – teza o konspiracji dwóch dziewczyn, skierowanej przeciwko Nungesserowi, jest mało prawdopodobna.

Emma dowiedziała się o “Josie” dopiero w kontekście wniesionego przez nią wcześniej oskarżenia.

Kolejna osoba oskarżająca Nungessera o gwałt to Adam, opisywany jako “nienormatywny i czarny” (queer and black). Początkowo obawiał się opowiadać o swoich przeżyciach – zdecydował się jednak zgłosić sprawę w studenckiej organizacji, do której obaj należeli. Po usłyszeniu o Emmie Sulkowicz, zaczął rozważać wniesienie sprawy do władz uczelnianych. Jego postępowanie, wytoczone przeciwko Nungesserowi, jest aktualnie w toku.


Przeczytaj też inny nasz artykuł o Emmie Sulkowicz.

Źródło: http://jezebel.com/how-to-make-an-accused-rapist-look-good-1682583526

Zdjęcia: www.news.artnet.com oraz www.wewomen.com

Autor: Michał Żakowski
Student polityki społecznej na Uniwersytecie Warszawskim. Pracuje przy projekcie HejtStop, zaangażowany w działalność Stowarzyszenia Projekt: Polska. Wolontariusz fundacji Feminoteka.

banernorweskie_batory

Rozwój wolontariatu w Fundacji Feminoteka jest możliwy dzięki dofinansowaniu rozwoju instytucjonalnego w ramach Programu Obywatele dla Demokracji finansowanego z Funduszy EOG.

 

Wypuść spot, a mizogini się odezwą

Reakcje na nowy spot Feminoteki można podsumować znanym powiedzeniem  „uderz w stół, a nożyce się odezwą”.

Pomysł na spot był genialny w swojej prostocie – zwykłe kobiety stają przed kamerą i cytują słowa, jakie kiedyś usłyszały pod swoim adresem. „Pij, pij, będziesz łatwiejsza”, „jesteś niedoruchana” i tym podobne – nie ma chyba kobiety, która w swoim życiu nie usłyszała takich lub podobnych tekstów. Gdyby zebrać tylko mały wycinek wszystkich sytuacji, można by nakręcić najdłuższy film w historii świata (aktualnego rekordzistę możemy oglądać nieprzerwanie przez 10 dni). Na stronie Hollaback! Polska można poznać więcej historii zarówno z Polski, jak i z innych państw. Tam, gdzie działania Hollaback! mają największy odzew – w Europie, obu Amerykach, Półwyspie Indyjskim i Azji Południowo-Wschodniej, Australii – mapa aż pęka w szwach od różowych pinezek. To tylko niewielki odsetek wszystkich przypadków, o większości z nich nigdy się nie dowiemy.

Z raportu Hollaback! Polska możemy wywnioskować, jak poważna jest skala problemu, dotykającego częściej kobiet (85%) niz mężczyzn (44%). Nie bez znaczenia pozostaje również fakt, iż 78% sprawców molestowania w przestrzeni publicznej to mężczyźni. Przy czym w przypadku molestowania kobiet, w 98% przypadków sprawcami byli mężczyźni. Bardziej równomiernie rozkładają się statystyki sytuacji, gdy ofiarą molestowania był mężczyzna – wówczas kobieta i mężczyzna byli sprawcami w podobnym odsetku przypadków.

Z molestowaniem spotykają się już małe dziewczynki – średnia wieku pierwszego doświadczenia molestowania to 12 lat. Molestowani mężczyźni najczęściej (ale rzadziej niż kobiety) doświadczają „obcinania” – czyli uporczywego wpatrywania się, często połączonego z innymi formami molestowania, oraz natrętnego zagadywania i seksistowskich uwag. Co ciekawe – „obcinanie” w obu grupach należy do najczęstszych doświadczeń, ale jednocześnie najmniejszy odsetek respondentów i respondentek uznał to zjawisko za przejaw molestowania. Być może wynika to z niezrozumienia definicji pojęcia i utożsamiania go z niegroźnym, przelotnym spojrzeniem.

Tymczasem, ponad 60% kobiet spotykało się z różnymi formami molestowania, od gwizdania po natrętne nagabywanie. Skala doświadczania tego rodzaju przemocy jest dla kobiet niepomiernie wyższa. Otwarta napaść stanowi znikomy odsetek wszystkich incydentów – błędem jednak byłoby oddzielanie jej grubą linią od wszystkich innych form przemocy.

Reakcją powszechną szczególnie na YouTube (gdzie komentarze to z reguły jeden wielki śmietnik), ale i na stronie Feminoteki czy na fanpag’u fundacji na Facebooku jest stosowanie werbalnej przemocy. Komentujący odnoszą się w wulgarny sposób do wyglądu kobiet występujących w filmie, stosując przy tym całą paletę seksistowskich komentarzy. Zastanawiałem się, czy uwzględnić część z nich – ale i tak będzie to wycinek problemu, a jednocześnie nie mam teraz zamiaru dekonstruować sposobu myślenia tych panów (i chcących im się przypodobać pań), jest to temat  na inne rozważania.

Warto jednak zastanowić się – skąd takie reakcje? Czy nie jest to próba obrony przed osłonięciem problemu, którego częścią są sami komentujący? Pojęcie „kultury gwałtu” może być dla osoby niezaznajomionej z tą tematyką egzotyczne, łatwo jest sprowadzić dyskusję na ten temat do tematu samego gwałtu, czyli ostatecznej, najbardziej dramatycznej konsekwencji całego łańcucha okoliczności, w których przyzwalamy lub wręcz sami promujemy przemocowe zachowania w różnych ich aspektach. Błędem bowiem jest założenie, że typowy gwałciciel to kreatura pokroju Hannibala Lectera, jednostka doszczętnie zdeprawowana, żyjąca cały czas obsesją seksualną. Większość sprawców gwałtu to prowadzący normalne życie ludzie, często znający ofiarę. W wielu przypadkach sprawca molestowania lub gwałtu wykorzystuje nadrzędną pozycję w relacjach służbowych, emocjonalne uzależnienie ofiary, lub kieruje nim zwykłe poczucie bezkarności – co możemy obserwować nie tak daleko, bo za naszą wschodnią granicą, gdzie gwałty popełniane przez oddziały samozwańczych „republik ludowych” (ale również przez żołnierzy ukraińskiej armii) są prawdziwą plagą. Czy mamy podstawy, aby przypuszczać, że w przypadku destabilizacji sytuacji w Polsce nie mielibyśmy podobnych problemów? I jaka byłaby w tym procederze rola tych, którzy dzisiaj „jedynie” molestują?

Traktowanie różnych form przemocy seksualnej jako niepowiązanych ze sobą zjawisk jest podstawowym błędem popełnianym przez wiele osób. Problem gwałtu tkwi w mentalności gwałciciela. Mentalność tę można zdiagnozować przez sposób traktowania drugiej osoby, w tym wypadku kobiety. Jeżeli ktoś twierdzi, że ma prawo rzucać seksistowskie uwagi pod adresem dziewczyn, mimo ich sprzeciwu – jaką mamy gwarancję, że uzna prawo tych samych dziewczyn do zachowania nietykalności cielesnej?

Co możemy z tym zrobić? Być może nie powinienem mówić takich rzeczy, ale uczciwie przyznaję – mam wrażenie, że pokolenie wychowane na MTV, szeroko dostępnej pornografii, mizoginistycznych przekazach ukrytych w filmach i muzyce, jest pokoleniem straconym. Poszczególne osoby można uratować, ale ciężko jest naprawiać to, co zaniedbaliśmy własnym zaniechaniem. Jedynym wyjściem jest konsekwentne dążenie do edukacji w zakresie wzajemnego szacunku, stereotypów płciowych, zjawiska przemocy wobec kobiet. Nie bójmy się oskarżeń o „wprowadzanie genderu do szkół”. Osoby używające tej retoryki także ponoszą odpowiedzialność za aktualną sytuację, za rozprzestrzenianie się seksizmu i mizoginii w najbardziej prymitywnej postaci. Rezygnując z rozmawiania o tego rodzaju tematach, zostawiamy otwarte pole edukacji nieformalnej – „Warsaw Shore”, piosenkom o „dziwkach”, stronom z pornografią w najrozmaitszym wydaniu. Feminizm i równouprawnienie kojarzy się młodym ludziom z obciachem, a jak pokazuje raport Towarzystwa Edukacji Antydyskryminacyjnej – chłopcy otwarcie mówią dziewczynom, że są gorsze. Na taką rzeczywistość godzą się osoby pokroju Małgorzaty Terlikowskiej, lansującej utopijne wizje promowania rycerskości (ideału, który nie sprawdzał się nawet w średniowieczu – który zresztą nie należał, wbrew utrzymującemu się przekonaniu, do epok, w których moralność życia publicznego znajdowała się na  najwyższym poziomie) i atakującej tych mężczyzn, którzy dążą do zmiany świadomości. Sprzeciw wobec równościowej edukacji to w istocie utrwalanie istniejącego problemu.

Na koniec, pozostaje mi tylko wyrazić najszczersze uznanie dla kobiet występujących w spocie. Jest on potrzebny. Reakcje, uwłaczające waszej godności, wzmacniają tylko przekaz. Nie przejmujcie się tymi ludźmi – nie są warci waszego czasu i uwagi. Róbcie swoje – nie było jeszcze kobiety, która nie zostałaby oblana błotem za próbę dochodzenia swoich praw. Jedyną osobą, która powinna odczuwać wstyd, jest jednak ten, kto stosuje przemoc w jakiejkolwiek postaci.

Spot 1: https://www.youtube.com/watch?v=0FRmrDNgzRQ
Spot 2: https://www.youtube.com/watch?v=zsj__VjL-x0

 

Autor: Michał Żakowski
Student polityki społecznej na Uniwersytecie Warszawskim. Pracuje przy projekcie HejtStop, zaangażowany w działalność Stowarzyszenia Projekt: Polska. Wolontariusz fundacji Feminoteka.

banernorweskie_batory

Rozwój wolontariatu w Fundacji Feminoteka jest możliwy dzięki dofinansowaniu rozwoju instytucjonalnego w ramach Programu Obywatele dla Demokracji finansowanego z Funduszy EOG.

superfemka 1 procent

Czy mogę być feministą?

W umieszczonym niedawno na stronie Feminoteki wywiadzie z chłopakami z grupy Głosy Przeciw Przemocy już na samym początku został poruszony wątek identyfikacji członków grupy z pojęciem feminizmu. W odpowiedzi usłyszeliśmy, że należy z tą łatką postępować ostrożnie – choćby z tego powodu, że jeden feminista (choćby jego zaangażowanie miało sprowadzać się do deklaracji) wzbudza od razu większą sensację niż sto feministek (choćby każda z nich ciężko pracowała na rzecz osiągnięcia konkretnych celów). Pojawiła się również obawa, iż w ten sposób mężczyźni będą chcieli pochlebiać swoim rycerskim zapędom, przyjmując na siebie rolę wybawcy kobiet uciśnionych przez patriarchat. W komentarzach pod artykułem pojawiły się kolejne zastrzeżenia: “feminista, czyli kto?”, “męski feminizm kończy się tam gdzie w hetero związku pojawiają się dzieci”, “mężczyzna nie może być feministą, tak samo jak heteryk nie może być członkiem społeczności LGBT”.

 

Przyznaję, że – jako osoba która przez długi czas, uznając już w zasadzie słuszność postulatów podzielanych przez większość feministycznych środowisk, unikałem utożsamiania się z tym pojęciem – poczułem się postawiony pod ścianą. Oto bowiem coś, co stanowi wynik mojej długiej refleksji, szczerego zainteresowania zagadnieniami równościowymi – a nierówności między rzeczywistymi prawami kobiet i mężczyzn należą w naszym społeczeństwie do najbardziej istotnych problemów – miałoby stać się oznaką przejściowej mody, paternalistycznego traktowania kobiet czy wręcz wchodzenia w rolę w którą wchodzić nie powinienem, ze względu na orientację płciową (a więc cechę której już nie zmienię).

 

Nie ukrywam, że ten temat zmusił mnie do przemyśleń w tym zakresie. Udało mi się ustalić, że przeciwko “męskiemu feminizmowi” można wysunąć zasadniczo dwa argumenty, które przewijają się w dyskusji nad tym zagadnieniem. Pierwszy rodzaj argumentacji opiera się na założeniu, iż mężczyźni nie są w stanie przyjąć, wymaganej przez feminizm, „kobiecej” perspektywy patrzenia na świat – czy to z przyczyn biologicznych (aczkolwiek akcent na te zagadnienia daje się zauważyć raczej w starszych publikacjach, np. u Simone de Beauvoir) czy to ze względu na odmienne doświadczenia, wynikające z tego, iż to dziewczynki a nie chłopcy najmocniej doświadczają genderowych stereotypów w procesie socjalizacji (co potem wpływa na ich pozycję jako kobiet i mężczyzn).

Nie chcę się odnosić do argumentacji biologicznej – różnice w tym zakresie niewątpliwie istnieją, ale możemy chyba się zgodzić, że nie możemy przeceniać ich znaczenia. Jeżeli chodzi o niewątpliwe różnice doświadczeń – większość problemów na tle genderowym dotyczy sytuacji, w których ofiarami stereotypów są kobiety. Chłopcy i mężczyźni rzadko to dostrzegają. Kwestie “kobiece” traktuje się jako gorsze. W procesie socjalizacji łatwiej jest chłopakowi umocnić się w seksistowskich stereotypach, niż z nimi zerwać. Tym większą dojrzałość musi zatem wykazać osoba która sama nie doświadcza tego, co dla kobiet jest codziennością. Nie musi z tego powodu otrzymywać oklasków – ale faktem jest, że droga do zrozumienia idei feministycznych musi iść u mężczyzny w parze z krytycznym podejściem do własnych, wyuczonych, zachowań i postaw. Dla przeciętnego mężczyzny droga do nazwania siebie feminista jest dłuższa, ale tym większą wartością powinno być przyjmowanie tego rodzaju postaw również przez przedstawicieli tej płci.

 

Argument drugi, nad którym należy się pochylić, dotyczy perspektywy “zawłaszczenia” ruchu feministycznego przez mężczyzn. Na początku musimy ustalić trzy, niewykluczające się, fakty.

Fakt pierwszy – mężczyźni byli w ruchu feministycznym obecni od początku. John Stuart Mill,  mimo że przypominało to walkę z wiatrakami, cały okres swojej działalności w brytyjskim parlamencie poświęcił na walkę o prawa wyborcze dla kobiet. Oczywiście, co jest symptomatyczne, pomija się często wpływ jego partnerki na zrozumienie przez Milla powagi problemu. Pamiętając o tym, nie możemy jednak zaprzeczyć, iż Mill i jego napisana wspólnie z Harriet Taylor Mill książka Poddaństwo kobiet to dzisiaj klasyka literatury feministycznej. Wśród twórców francuskiego Oświecenia widoczne było również odejście od wizerunku kobiety-damy do bardziej podmiotowych portretów. Na naszym podwórku nie sposób nie wspomnieć o Emancypantkach Bolesława Prusa. Pierwiastek męski w feminizmie był obecny od zawsze, nawet jeżeli sami zwolennicy sprawy kobiecej nie określali siebie w ten sposób. Nie możemy jednak zapominać, że samo pojęcie feminizmu pojawiło się dużo później niz pojęcie walki o prawa kobiet.

Fakt drugi – rozwój praw kobiet w XIX i XX wieku nie byłby możliwy, gdyby nie zaangażowanie kobiet, zarówno liderek ruchu jak i setek tysięcy zwykłych kobiet, prowadzących żmudne starania o dostrzeżenie ich problemów. Niewątpliwie, kobiety nie miałyby żadnych praw gdyby same je sobie nie wywalczyły. Ta zasada pozostaje aktualna po dziś dzień.

Fakt trzeci – od początku ruchu feministycznego, zaangażowane w niego były setki tysięcy kobiet i garstka (nie były to zorganizowane grupy) mężczyzn. Przeciwko niemu występowały jednak równie dobrze zorganizowane grupy mężczyzn (choćby w postaci panów obecnych w strukturach władzy) oraz kobiet, które postrzegały działalność emancypantek jako próbie zburzenia porządku społecznego. Tych kobiet było zresztą więcej niż samych emancypantek. Dzisiaj sytuacja wygląda trochę lepiej. O ile 150 lat temu bicie żony było uznawane za całkowicie normalny element życia rodzinnego, o tyle dzisiaj przeciwnicy Konwencji o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet na każdym kroku odżegnują się od popierania jakiejkolwiek formy przemocy. Nie zmienia to szkodliwości ich postawy, ale niewątpliwie z perspektywy tych 150 lat jest to postęp. Gdyby nie działalność feministek, do dzisiaj przemoc domowa byłaby uznawana za całkowicie normalne zjawisko.

 

Co wynika z powyższego – o ile nie możemy unieważnić znaczenia kobiet dla rozwoju wrażliwości genderowej w różnych aspektach życia publicznego, o tyle nie możemy też odmawiać mężczyznom jakichkolwiek (choćby i drobnych) zasług w tym zakresie. Jednocześnie, bycie kobietą nie determinuje per se bycia feministką – mimo, że wszystkie kobiety korzystają z osiągnięć ruchu feministycznego. Czy zatem możemy uznać, iż bycie mężczyzną stanowi per se przesłankę dyskwalifikującą przy utożsamianiu się z feminizmem?

 

W mojej opinii – absolutnie nie, o ile oczywiście podchodzimy do tej etykiety jak do każdej innej – odpowiedzialnie, pamiętając iż nie jest to jedynie przywilej (wynikający z utożsamiania się z ideą na którą składają się dokonania tylu szacownych osób) ale – powiedziałbym wręcz: przede wszystkim – zobowiązanie. Ja sam, utożsamiając się z feminizmem, nie epatuję tym pojęciem na każdym kroku. Staram się raczej traktować taką identyfikację jako zobowiązanie do pracy nad sobą i na rzecz otoczenia. Być może nie każdy potrzebuje do tego identyfikacji z abstrakcyjnymi pojęciami, ale też nie każdy zwolennik równości płci musi się utożsamiać z tym pojęciem.

Dlatego też, odnosząc się do obaw dotyczących “zawłaszczenia” feminizmu przez mężczyzn, musimy sobie powiedzieć jasno – trzy wymienione przeze mnie fakty odnosiły się adekwatnie do sytuacji sprzed 100 lat, dosyć dobrze oddają obecny stan rzeczy i pewnie będą aktualne jeszcze przez parę dekad. Tematyka równouprawnienia płci będzie przez długi czas interesować w większym stopniu kobiety niż mężczyzn. I to kobiety będą stanowić główną siłę napędową ruchu feministycznego. Jeżeli “męski feminizm” ma być dla niektórych jedynie przejściową modą – nie możemy przeceniać jego znaczenia, ale mimo wszystko skutki takiej mody będą w zaistniałej sytuacji lepsze niż skutki mody na bycie macho. W moim odczuciu, nie ma potrzeby tworzenia osobnego ruchu mężczyzn wspierających feminizm – tym bardziej, że nieodzownie będzie on się kojarzyć z “ruchem na rzecz praw mężczyzn”, czy nawet maskulinizmem który – nie będąc w teorii ruchem antyfeministycznym – w istocie stanowi często pretekst do obrony zastanych przywilejów i jako taki jest przeciwieństwem, a nie uzupełnieniem feminizmu. Mężczyźni mogą działać w ruchach feministycznych ramię w ramię z kobietami. Muszą nauczyć się odrobiny pokory – stosując paternalistyczny ton, raczej wiele w tych środowiskach nie zdziałają. Istnieją tematy w których wskazane jest istnienie osobnych grup, tworzonych przez mężczyzn i dla mężczyzn, dobrym przykładem jest tutaj edukacja antyprzemocowa. Wynika to z konieczności dostosowania się do zastanej sytuacji, i nie oznacza to, iż np. za 50 lat najlepszej nawet trenerce antyseksistowksiej prowadzenie szkoleń z młodzieżą gimnazjalną będzie iść ciężej niż średnio utalentowanemu trenerowi płci męskiej.

A czy obecność mężczyzn w ruchu feministycznym stanowi zagrożenie dla ich genderowej struktury? Pamiętając, iż kobiet jest statystycznie więcej i statystycznie częściej interesują się zagadnieniami feministycznymi – założenie takie wydaje się być dosyć abstrakcyjne. Istnieje też pewna pula problemów wynikających ze stereotypów płciowych, których ofiarą mogą być mężczyźni. W aktualnej sytuacji większość tego rodzaju problemów stanowi konsekwencję tych samych stereotypów, które dotykają kobiet – związanych głównie ze sferą opieki nad dziećmi (ojcom rzadziej podczas rozwodów przyznawana jest opieka nad dziećmi – ale to kobiety są podczas rozmów kwalifikacyjnych pytane o plany dotyczące rodziny i to one po przejściu na urlop wychowawczy częściej są uzależnione finansowo od swoich mężów, podobnie – mężczyzna w roli wychowawcy przedszkolnego czy pielęgniarza musi się zmagać ze stereotypami, ale wynika to z tego, iż przez lata zajęcia związane z opieką zostały zepchnięte do roli prac “kobiecych”, które z samej racji wykonywania ich przez kobiety były gorzej opłacane). Warto aby w takich sprawach słyszalny był głos samych mężczyzn. Podobnie jak w przypadku wszystkich innych problemów, które być może się w przyszłości pojawią.

 

Tekst: Michał Żakowski

Sudent polityki społecznej na Uniwersytecie Warszawskim. Pracuje przy projekcie HejtStop, zaangażowany w działalność Stowarzyszenia Projekt: Polska. Wolontariusz fundacji Feminoteka.

logo wolontariat feminoteka.pl

Rozwój wolontariatu w fundacji Feminoteka jest możliwy dzięki dofinansowaniu rozwoju instytucjonalnego w ramach Programu Obywatele dla Demokracji finansowanego z Funduszy EOG.

superfemka 1 procent

 

Estera Prugar | XVI Manifia – wiele jest różnic, ale jeszcze więcej w nas solidarności w walce o wspólną sprawę

uwielbiamPierwszy tekst, który napisałam dla Feminoteki i jako feministka, nosił tytuł „Jestem feministką i jestem  tego dumna!”. Dzisiaj, po ponad pół roku, miałam okazję przeczytać komentarze pod nim. Zaczęło się od tego, że może dlatego mój obraz feministki nie pasuje do tego, który kreują media, ponieważ jest wśród nas zbyt wiele skrajności. Kilka dni temu wzięłam udział w XVI Manifie – tak, wiele jest różnic, ale jeszcze więcej w nas solidarności w walce o wspólną sprawę.

Może wstyd się przyznać, ale to była moja pierwsza Manifa. Nieistotne dlaczego tak się składało. To, co dla mnie jest ważne, to ludzie i sytuacje, które zobaczyłam. Widziałam kobiety w każdym wieku – w pewnym momencie zauważyłam starszą panią idącą w stronę platformy i pomyślałam, że będzie awantura. Chwilę później ta sama kobieta niosła jeden z  manifowych transparentów. Widziałam ojców, którzy na baranach nieśli swoje córeczki. Widziałam osoby niepełnosprawne. Była tam młodzież i mężczyźni w każdym wieku. Byli wszyscy i razem maszerowali po to, aby każda kobieta, bez względu na wiek, pochodzenie, orientację czy sprawność mogła mieć równe prawa.

Haseł była cała masa. Chyba każdemu trudno byłoby się z nimi nie zgodzić, bo dotyczyły absolutnie, zdawałoby się, oczywistych i codziennych spraw. Dla przykładu:  wychowała mnie samotna (cudowna) matka, która nie dostała takie wsparcia finansowego, psychicznego czy emocjonalnego, jakie powinna. Wielu moich znajomych zna tę sytuację aż za dobrze. Mimo to, dostałam od mojej mamy bardzo dużo, więcej niż mogłabym marzyć. Chociaż ojciec nigdy się do tego nie przyłożył. Moja najlepsza przyjaciółka jest lesbijką i już nie raz myślałam o tym, jak podziwiam ją za to, że zdaje się nie zauważać spojrzeń wymierzonych w nią i w jej dziewczynę, kiedy się całują. We mnie w tych momentach rodzi się poczucie buntu i niesprawiedliwości. Pracowałam w kilku miejscach, na różnych stanowiskach, i miałam nieszczęście poznać znaczenie słowa „mobbing”. Choć podobno i tak w wydaniu „lajtowym”.  Wybrałam taki, a nie inny kierunek kariery i nic nie denerwuje mnie tak, jak wsadzenie mnie do szufladki „małych blondynek” i podważanie moich kompetencji czy osiągnięć ze względy na płeć. A już zupełnie rozbraja mnie fakt, że są osoby przekonane o tym, że mogą swobodnie decydować o mnie, moim ciele i moim życiu – choćby w kwestiach aborcji czy in vitro. To wszystko jest tylko kroplą w morzu codziennego funkcjonowania niezliczonej ilości kobiet. 8. marca zobaczyła kobiety, które zmagają się z tym wszystkim, ale też mnóstwem innych, gorszych i trudniejszych rzeczy, których nawet nie potrafię sobie wyobrazić.

Kilka tygodni temu na egzaminie zdecydowałam się napisać esej na temat: „Jak będąc mężczyzną, być kobietą”. Po napisaniu, rozmawiałam o tym z wieloma osobami, z których każda  miała inny punkt widzenia jeśli chodzi o interpretacje tego pytania. W pewnym momencie zaczęłam się nawet bać, że faktycznie źle do tego podeszłam. Wiele opcji, klika wersji rozwinięć, mnóstwo rzeczy, które podważały moją pracę. Ocenę dostałam już dawno i niepotrzebnie się martwiłam, ale co istotne, nawet gdyby tak nie było, po tej ostatniej niedzieli, sama dla siebie potwierdziłam słuszność swojej konkluzji, która brzmiała mniej więcej tak: zamiast zastanawiać się nad tym, jak będąc mężczyzną, być kobietą, pomyślmy o tym, jak być człowiekiem. Bo właśnie to zobaczyłam na XVI Manifie „Wszystkie jesteśmy u siebie” – ludzi, którzy chcą, żebyśmy wszyscy byli traktowani w tak samo – jak ludzie.

 

Estera Prugar

Studentka Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych, autorka bloga muzycznego Elvis Got Me Hooked; współpracuje z magazynem muzycznym „PRESTO. Prosto o muzyce klasycznej”. Feminizmu miała szczęście uczyć w domu od dziecka.

Jak rap może zmieniać życie? O warsztatach Stowarzyszenia Praktyków Kultury

Jak rap może zmieniać życie?

 

Mam takie miejsce, w którym dużo gram w skojarzenia i tworzę. Ono kojarzy mi się ze spontanicznością i otwartością. Tutaj czuję się bezpiecznie z każdym moim pomysłem.

To warsztaty organizowanie przez Stowarzyszenie Praktyków Kultury. Zanim tam przyszłam, przeczytałam opis:

 

Jak napisać dobry tekst? Co to jest punchline, flow i freestyle? Skąd się bierze charyzma i jak obchodzić się z mikrofonem?

Girls rap to warsztat przeznaczony dla dziewczyn, które chcą spróbować swoich sił w rapowaniu.

Za darmo i bez ograniczeń wiekowych.

 

Szybko okazało się, że dla mnie to coś więcej, niż warsztat. Życie samo pisze scenariusze do zarapowania. Mam motywację, żeby opisać to, co mi się przytrafia i pokazać dziewczynom.

Tutaj powstały „Legalne dysproporcje”, które wykonałam w duecie z koleżanką z warsztatów jako Libra&K.E.L. na beneficie na Manifę, który to kawałek można znaleźć tutaj:

Dzisiaj mam nowy tekst i w końcu z pomocą dziewczyn skreślam trzy słowa, które nie dają mi oddychać przy rapowaniu. Cała trzęsę się z emocji, tak jest do dla mnie osobiste. Oto one:

 

zatrute słowa

wiele słów jak silne ostrza wtapia się w Twoje myśli

strach jest taki plastyczny, że aż może się przyśnić

dajesz się kontrolować, on śledzi każdy ruch

cały dziennik prowadzisz, kiedy odpowiadasz mu

jest zazdrosny o każdą sekundę z innym człowiekiem

całkiem zwykłe spotkanie staje się nagle grzechem

zamachem na świat pełen złudnych wyobrażeń

on je bierze za prawdę, ale są tylko mirażem

nie wiesz, jak się uwolnić, chcesz mieć tylko święty spokój

jednak łatwo się pogrążyć w strefie agresji i mroku

odpowiadasz jak automat, każde słowo jest nie takie

Twoja godność jest dla niego nic nie znaczącym wrakiem

nie potrafisz postawić kropki w tej sytuacji

jesteś całkiem bezradna, a on ciągle szykuje nowe atrakcje

nie wiem, co Ci poradzić, mówię –to nie Twoja wina!

ja wiem, że przemoc nie wygląda tak jak w kinach…

 

szacunek jest bezwarunkowy

nie daj się kontrolować, wyrzuć złe słowa z głowy

masz prawo być wolna, jesteś córką tej planety

Twoje oswobodzenie będzie najlepszym odwetem

 

okłamujesz się, że on w końcu dorośnie

podczas gdy krzyczy przeciw Tobie coraz głośniej

zmiana Twojego myślenia będzie pierwszym krokiem

ku lepszemu, byś mogła z ulgą odetchnąć głęboko

przekonaj go, że nie można Ciebie złamać

pamiętaj, że w tym wszystkim nigdy nie będziesz sama

jego słowa są trucizną, która długo się uwalnia

obezwładnia ciało, zakłamuje realia

uwierz, to nie jest sytuacja bez wyjścia

choćby on groził, że Twój spokój to fikcja

on się nie zmieni, będzie sączył tę truciznę

na odległość kontrola i wyzwiska ironiczne

świadczą tylko o jego niezwykłej słabości

w takim zachowaniu nie ma śladu miłości

nie akceptuj zamachu na Twoje szczęście

podcinania skrzydeł i bajek o swojej potędze!

 

szacunek jest bezwarunkowy

nie daj się kontrolować, wyrzuć złe słowa z głowy

masz prawo być wolna, jesteś córką tej planety

Twoje oswobodzenie będzie najlepszym odwetem

 

rap1

Chcę się tym podzielić z całym światem, praktycznie zaraz po napisaniu wysyłam do Feminoteki. Dostaję propozycję, żeby napisać o warsztatach, dzielę się tym z dziewczynami na naszej grupie na Facebooku. O czym mogę napisać? Odpowiadają mi – o tym, że nie przejmujemy się komentarzami typu „płonie, a powinno być spłonął” oraz 50-letnimi „filozofami–tancerzami”.

To moje pozytywne wariatki. Żyjemy tym, czym oddycha akurat miasto. Tu się poznaje świetne kobiety, które mają wiele do powiedzenia!

 

Dzisiaj w trójkę zapisałyśmy skojarzenia dotyczące Manify i razem napisałyśmy tekst!

Zwracam goździk, dziękuję, nie przyjmę, przepraszam

ale jak to? Zły kolor? Nie podoba się pani?

nie, jest piękny, jednak nieodpowiedni

ósmy marca to dzień niezwykłej pamięci

nie żadne święto stworzone przez czerwonych

nie żadne święto kompleksów kobiecych

jest to święto upamiętniające wielkie poświęcenie

płci pięknej, słabej, naiwnej, a zarazem silnej

 

Zwracam goździk, zwracam rajstopy i życzenia

szczęścia, miłości, piękna i spełnienia

spełnić proszę moje inne marzenia

te o wolności kobiet, o ich wyjściu z cienia

o prawie do wyboru, o antykoncepcji

o ratyfikowaniu tej pieprzonej konwencji

o równości płci w domu, w szkole i pracy

tego niech ósmego marca życzą mi rodacy

 

Zwracam goździk, zamiast kwiatów chcę szacunku

święto kobiet raz do roku? Gdzie ja jestem, ratunku!

ósmy marca to dla mnie różowy tłum

to symbol buntu, kobiecy szum

Zwracam goździk, sam pocałuj się w rękę

przepuść siebie w drzwiach, nie pokazuj się więcej

żaden kwiat nie załatwi moich problemów

ty z Manifą przegrywasz zatem jeden-zero!

 

Zwracam goździk, zwracam rajstopy i życzenia

szczęścia, miłości, piękna i spełnienia

spełnić proszę moje inne marzenia

te o wolności kobiet, o ich wyjściu z cienia

o prawie do wyboru, o antykoncepcji

o ratyfikowaniu tej pieprzonej konwencji

o równości płci w domu, w szkole i pracy

tego niech ósmego marca życzą mi rodacy

 

Zwracam goździk, na święto kobiet mi wciskany

dżentelmeni całują po rękach piękne damy

lecz czy damy dają radę trzysta sześćdziesiąt cztery

pozostałe dni w roku znosić nierówności

do cholery, może pogadamy o płonących fabrykach

o prawach pracowniczych, kobiet też to dotyka

zawsze niższa pensja, zawsze wyższe wymagania

póki się nie zbuntujesz, nie masz nic do gadania

 

Zwracam goździk, zwracam rajstopy i życzenia

szczęścia, miłości, piękna i spełnienia

spełnić proszę moje inne marzenia

te o wolności kobiet, o ich wyjściu z cienia

o prawie do wyboru, o antykoncepcji

o ratyfikowaniu tej pieprzonej konwencji

o równości płci w domu, w szkole i pracy

tego niech ósmego marca życzą mi rodacy

 

rap2

Chcesz do nas dołączyć? Spotkania odbywają się nieregularnie, ale są magiczne. Napisz do nas: [email protected]

 

Tekst: Klaudia Lewandowska

 

 

 

loga

Rozwój wolontariatu w fundacji Feminoteka jest możliwy dzięki dofinansowaniu rozwoju instytucjonalnego w ramach Programu Obywatele dla Demokracji finansowanego z Funduszy EOG.superfemka 1 procent

Pogromy żydowskie a polowania na czarownice | Ewa Miniewicz

czarownicePogromy żydowskie a polowania na czarownice.

 

Tekst: Ewa Miniewicz

 

Strach przed szatanem był jednym z najważniejszych czynników kształtujących świadomość społeczeństw wczesnonowożytnych. Głębokie przemiany i seria znaczących wydarzeń jakimi były epidemia dżumy, wojna stuletnia, odkrycie Ameryki i Reformacja potęgowały lęk przed szatanem i złem. Diabeł w chrześcijaństwie jest sprawcą wszystkich nieszczęść i niemoralnych czynów, przyczyną wszelkiego zła, za którego sprawą pojawiło się cierpienie i śmierć. Potrafi wpływać na ludzkie życie, kusząc lub dręcząc skłania człowieka do porzucenia drogi wiary i skazuje jego duszę na wieczne cierpienia w piekle. Chrześcijańska literatura i sztuka począwszy od XIV wieku zaczyna przedstawiać ogrom niebezpieczeństwa które niesie za sobą szatan wraz ze swoimi sprzymierzeńcami. Makabryczne przedstawienia piekła w renesansowych i późniejszych utworach, mn u Dantego i Hieronima Boscha, liczne dzieła teologiczne traktujące o działaniu diabłów i demonów, potęgowały strach społeczeństw przed szatanem. Biblia określa go jako nadludzkiego przeciwnika, uwodziciela, przebiegłego i oszusta. Diabeł jest mistrzem iluzji i sztuk magicznych, potrafi omamić człowieka, zwodzić go czarami, wszystko co nas otacza może być stworzoną przez niego iluzją. Podkreślana w literaturze demonologicznej tego okresu mnogość diabłów i ich aktywność na wszystkich polach życia ludzkiego, łatwość zboczenia ze ścieżki wyznaczonej przez Boga a co za tym idzie wieczne męki w piekle, rozszerzenie przez teologów renesansu imperium zła na całe dzieło stworzenia i powielanie tych obrazów i poglądów przez wynalazek druku spotęgowały wiarygodność straszliwego strachu przed diabłem. Szatan nie działał jednak sam: by osiągnąć sukces na ziemi potrzebował do tego sług, przed którymi lęk był równie silny jak przed samym Księciem Ciemności. Do najważniejszych z nich należały czarownice, najczęściej kobiety i Żydzi.

Czarownice i Żydzi byli jednymi z najgroźniejszych agentów szatana, pod wieloma względami ich działanie oraz dokonana przez władze świeckie i duchowne ich charakterystyka jest bardzo podobna, jednak niektóre aspekty ich szatańskich układów różnią się od siebie lub nie występują wcale. Postacią centralną, łączącą Żydów z czarownicami jest Szatan. Wiedźmy zawierając z nim pakt oddawały mu swoją duszę i otrzymywały moce pozwalające na czynienie czarów. Potrafiły za pomocą magii psuć jedzenie, zsyłać klęski nieurodzaju na nieprzychylnych im sąsiadów, powodować choroby bydła lub ściągać nieszczęścia na innych ludzi. Nawet jeżeli wykorzystywały tę moc w celu uzdrawiania lub niesienia pomocy, skazywano je na śmierć. Były określane jako specjalistki od wywoływania poronień, stręczycielki i bezwstydnice. Oskarżano je także o wykopywanie zwłok i używanie ich w celach magicznych. Czarownice tradycyjnie miały zbierać się na sabatach, rytualnych ceremoniach, mających swoje źródła w kultach przedchrześcijańskich, podczas których oddawały diabłu boską cześć, praktykowały kanibalizm wobec dzieci, uprawiały z diabłem rytualny seks i parodiowały mszę świętą. Ważną cechą czarownic była tez umiejętność latania – w ten sposób tłumaczono ich obecność na tajemnych zgromadzeniach daleko od miejsca zamieszkania, nie zauważając przy tym ich nieobecności w domu. Większość tych zarzutów, pojawiaja się także w przypadku oskarżenia Żydów. Najistotniejsze z nich to przymierze z diabłem, mordowanie dzieci i kanibalizm, bezczeszczenie świętych symboli, zatruwanie jedzenia i wody. Żydzi przede wszystkim byli postrzegani przez kościół jako mordercy Chrystusa, którzy z upływem czasu nie zmienili się i wciąż chcą zabijać wyznawców chrześcijaństwa. W tym właśnie celu zatruwają studnie i jedzenie, roznoszą choroby, mordują niewinne chrześcijańskie dzieci by do celów rytualnych użyć ich krwi. Histeria związana z mordem rytualnym przybierała na sile zwłaszcza w okresie Wielkanocy, kiedy zbrodnia popełniona na niewinnym dziecku była metaforą śmierci Chrystusa. Znany jest przypadek zaginięcia dwuletniego dziecka o imieniu Szymon, które po kilku dniach zostało wyłowione z rzeki. Wszyscy Żydzi w Trydencie zostają aresztowani i wtrąceni do więzienia, dziewięciu z nich po torturach przyznaje się do porwania dziecka i zamordowania go w celu pozyskania krwi. Oczywiście zostają skazani na śmierć. Należy również powiedzieć, że Szymon z Trydentu został kilka lat później beatyfikowany i rozgłaszanie jego historii doprowadziło do masowych pogromów w Bresci, Pawii, Mantui i Florencji. Żydzi również, podobnie jak czarownice, działali w zmowie z diabłem: Przykładem tego jest nie tylko mord rytualny, ale też rzekome bezczeszczenie hostii i krwi Chrystusa spożywanych podczas mszy świętej. Znanych jest mnóstwo przypadków, w których zły Żyd lichwiarz namawia zadłużoną u niego kobietę by przyniosła mu hostię i w ten sposób jej dług zostanie umorzony. Kobieta zgadza się i przynosi ciało Chrystusa lichwiarzowi. Ten natomiast nabija je na włócznię, depcze, marzy o tym by je ukrzyżować, gotować, bić i kamienować. Hostia krwawi, ale pozostaje w całości. Dzieci i żona lichwiarza widząc to nawracają się na chrześcijaństwo, jednak stary Żyd trwa w niewierze i odmawia uznania cudu. Będąc już na stosie żąda Talmudu i przyzywa diabła. Jest to zachowanie podobne do zachowań czarownic palonych na stosach, które również wzywały imię szatana i przeklinały sędziów w momencie śmierci.

Zarówno w przypadku Żydów jak i czarownic, jednym z kluczowych powodów do oskarżenia o czary był apsekt finansowy. Tutaj występuje jednak znaczna różnica: kobiety oskarżane o czary były najczęściej biedne, żyły na granicy nędzy i stawały się ciężarem dla społeczeństwa. W innym przypadku oskarżano te, które nie miały żadnych męskich krewnych i były jedynymi dziedziczkami majątków i fortun, co zaburzało tradycyjny, patriarchalny porządek społeczny. Żydzi natomiast tworzyli przedsiębiorczą, szybko bogacącą się społeczność, odmawiali asymilacji a na dodatek za pomocą lichwy żerowali na nieszczęściu chrześcijan. Kiedy handel chrześcijański rozwinął się, kupcy nie chcieli mieć konkurencji w postaci świetnie zorganizowanych, bogatych kupców żydowskich, zajmujących się handlem od lat. Aspekt finansowy grał ogromną rolę w pogromach żydowskich, nierzadko wypędzenia Izraelitów były inspirowane przez kupców chcących pozbyć się konkurencji, a motyw religijny był tylko pretekstem. Przykładem dla tego typu zachowania mogą być zajścia w Wenecji w połowie XIV wieku po wojnie o Chioggię. By pomóc obywatelom weneckim w spłacaniu pożyczek, ożywić handel i przyciągnąć nowy kapitał senat wydał dekret upoważniający Żydów do osiedlania się w mieście. Jednak dwanaście lat późnie anulował go, bowiem całemu ruchomemu bogactwu Wenecjan groziła ucieczka do domów Izraelitów. Oskarżano Żydów także o to, że nie chcieli pożyczać pieniędzy gdy ktoś nie miał zastawu w postaci złota lub drogich kamieni. W rzeczywistości ci Żydzi nie zostali wypędzeni, ale jest to przykład w jaki sposób społeczność chrześcijańska próbowała pozbyć się niechcianych konkurentów.Podobne przypadki, często bardziej drastyczne można mnożyć, bardzo często miały miejsce w Hiszpanii.

Łączenie kobiet z kultami lunarnymi, nazywanie matkami grzechu przez które utracono raj, porównywanie do kurtyzan, oskarżanie o lubieżność, stosunki seksualne z bydłem i kazirodztwo, sprowadzanie niepłodności za pomocą czarów, mordy na małych dzieciach i stręczycielstwo – to zestaw cech przypisywanych czarownicom. Określano kobiety jako pyszne i bezrozumne, swarliwe, złośliwe, oskarzano je o pragnienie pełnienia funkcji kapłańskich co powodowało strach kleru. Skrajny mizoginizm epoki, ugruntowany przez Ojców Kościoła oraz brak prawnej podmiotowości kobiety ułatwiały systemowi ściganie ich i skazywanie na śmierć jako czarownice. Natomiast bogobójstwo, przenoszenie odpowiedzialności za ukrzyżowanie Chrystusa na wszystkich Izraelitów, zatruwanie jedzenia i wody, sprowadzanie chorób, bezszeszczenie hostii, kanibalizm i mordowanie chrześcijańskich dzieci to stały zespół cech i zachowań przypisywany Żydom, wyraźnie widać analogie do charakterystyki czarownicy. Oskarżenie o bogobójstwo i zbiorową odpowiedzialność zostały sformułowane przez Tertuliana, Orygenesa i Ojców Kościoła w VI wieku. Jest to analogiczne do skrajnie mizoginicznych, przedstawiających kobiety w pejoratywny sposób, zezwalających na poniżenie i prześladowanie tekstów sformułowanych przez tych samych Ojców Kościoła. Pisma te podłożyły podwaliny pod późniejsze prześladowania zarówno czarownic, jak Żydów. Większość procesów o czary rozgrywała się na wsiach, nawet podczas tych przeprowadzanych w dużych miastach oskarżano osoby pochodzące z małych miejscowości. Życie w niedużych wspólnotach, w których wszyscy się znali pozwalało na dokładną obserwację sąsiadów. Wszelkie przejawy nienormalności, znamiona, rude włosy, choroby psychiczne, upośledzenia czy po prostu niewłaściwe poglądybyły szybko wychwytywane i stanowiły podstawę do oskarżenia. W dużych miastach sąsiadów można było nie znać lub unikać, co utrudniało zbieranie dowodów. Mieszkańcy wsi – niewykształcone chłopstwo byo także bardziej podatne na wiarę w zabobony, co prowadziło do zintensyfikowania polowań na terenach wiejskich. Polowania na czarownice były organizowane zarówno przez władze koscielne jak i świeckie. Pogromy odbywały się natomiast w miastach, gdzie były bardzo duże skupiska ludności Żydowskiej, różnicą jest też to, że pogromy były inicjowane przez władze kościelne, a nie kościelne i świeckie jak w przypadku polowań na czarownice.

Eskalacja polowań na czarownice i pogromów żydowskich przypadła na ten sam czas przeobrażeń społecznych, ekonomicznych oraz zmian w umysłowości. Reformacja, odkrycia geograficzne, spadek autorytetu papiestwa, wszystko to nałożyło się na siebie i doprowadziło do ogromnego wybuchu strachu zarówno przed czarownicami jak i przed Żydami: obcymi istotami, podejrzanymi, różniącymi się od nas. Warto wspomnieć również o pojęciu kozła ofiarnego, kluczowego dla badań nad procesami o czary i pogromami. Społeczeństwo w badzo niestabilnym momencie swojego rozwoju, jakim była epoka nowożytna, potrzebowało znaleźć ofiarę odpowiedzialną za wszystkie nieszcześcia. Jej zlikwidowanie pozwoli na powrót równowagi, ponieważ oskarżona jednostka lub grupa zagraża spokojowi. Zarówno Żyd jak i czarownica pasują do schematu typowego kozła ofiarnego. Odmienność fizyczna, dziwny i niezrozumiały sposób bycia, nieznane praktyki religijne, podejrzenie o kanibalizm i mordowanie dzieci, znacznie różniąca się pozycja społeczna: bogactwo lub skrajna nędza. Wszystkie te cechy na przestrzeni wieków były i nadal są łączone z czarownicami i Żydami. Gwałtowne przemiany zachodzące w epoce wczesnonowożytnej sprawiły, że społeczeństwo musiało znaleźć winnego za kryzys i znalazło. Agenci szatana, krwiożerczy Żyd i lubieżna czarownica, oboje zawierający pakt z diabłem byli najodpowiedniejszymi kozłami ofiarnymi dla społeczeństwa. Fundalmentalna różnica pomiędzy Żydem a czarownicą jednak jest taka, że polowania na czarownice z czasem skończyły się i już w XVIII wieku dochodziło do tego bardzo rzadko. Natomiast systematyczne niszczenie Żydów trwało bardzo długo a lęk przed ludźmi wyznającymi judaizm przybrał w czasach nazizmu, podobnie jak w czasach polowań na czarownice, cechy prawdziwej psychozy porównywalnej do psychozy okrążenia i uprawomocnił wrogość wobec Żydów oraz spowodował zjawisko ich odrzucenia. Doprowadziło to do jednego z największych kataklizmów w historii ludzkości, czyli Holokaustu. Niemcy jeszcze w latach 30 XX wieku znaleźli kozła ofiarnego w postaci Żydów i obarczyli ich winą za wszystkie niepowodzenia i nieszczęścia jakie dotknęły ich kraj. Dokonując Holokaustu, Niemcy dokonali największej w histoii zbiorowej projekcji winy.

Bibliografia:

  • Jean Delumeau Strach w kulturze zachodu, Instytut Wydawniczy Pax, Warszawa 1986

  • Brian P. Levack Polowanie na czarownice w Europie wczesnonowożytnej, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 2009

Ewa Miniewicz –  studiuje kulturoznawstwo Stanów Zjednoczonych i filologię francuską na UW, interesuje się literaturą, mediami, przemianami społecznymi i polityką. Lubi jeździć konno i robi lomo zdjęcia

 

 

 

 

Agnieszka Kublik: Mam mdłości, gdy w restauracji matka publicznie przewija dziecko

Agnieszka KublikSiedzimy ze znajomymi w restauracji. Nagle kobieta z naprzeciwka ściąga córce majtasy i zmienia pampersa z niespodzianką. Patrzę na te czynności higieniczne, chociaż wcale nie chcę. Siedzę w końcu nad talerzem z kolacją – pisze Agnieszka Kublik w „Gazecie Wyborczej”.

(…) Przy okazji przypomina mi się, jak niedawno na podwórku zobaczyłam matkę, która zdejmowała spodenki swemu kilkuletniemu synkowi. Obok piaskownica, a dzieciak leje na trawnik. Na ten sam, po którym maluchy turlają się od wiosny do jesieni, po którym łażą na czworakach, gdzie budują domki dla swoich lalek i garaże na plastikowe samochodziki (…)

Cały tekst i fotografia: Wyborcza.pl, 28.12.2014 

Dubravka Ugrešić o mizoginicznym wandalizmie

Dubravka Ugrešić(…) Celem mizoginicznego wandalizmu jest poniżanie i zastraszanie kobiet, poddawanie ich standaryzacji, estetycznemu, moralnemu i społecznemu poczuciu smaku mężczyzn, a więc męskiej dominacji – pisze Dubravka Ugrešić w portalu Wyborcza.pl.

Renée Zellweger to tylko najnowsza ofiara tego samego modelu zastraszania: doświadczenie życiowe podpowiada Renée Zellweger, że nie wolno jej się zestarzeć, że nie może zbrzydnąć, bo w przeciwnym razie straci wszystko, co ma: szacunek, pracę, miłość swojego otoczenia, partnera, dzieci, pieniądze, bezpieczne i pełne respektu życie.

Mądra kobieta zrobi wszystko, by odłożyć zejście z oświetlonej sceny życia w świat poza nią, schodami w dół, do podziemi, w starość, w ciemność grobu, w nicość. Mężczyźni mają viagrę, kobiety – chirurga plastycznego (…)

Cały tekst Dubravki Ugrešić: wyborcza.pl, 20.12.2014 | na zdj. Dubravka Ugrešić, fot. Eamonn McCabe, Guardian

Amour Fou / Szalona miłość w recenzji Natalii Skoczylas

amour fouSzalona miłość / Amour fou

reż. Jessica Hausner

2014

 

tekst: Natalia Skoczylas

„Dziwnie jest mieć chorobę, która może nią nawet nie być” – tak stwierdza Henriette, bohaterka najnowszego filmu austriackiej reżyserki Jessici Hausner (znanej przede wszystkim z wcześniejszego filmu „Lourdes”) „Amour fou”, luźno nawiązującego do wspólnego samobójstwa poety Heinricha von Kleista i jego przyjaciółki Henrietty Vogel w 1811r. W rzeczy samej bardzo dziwnie, w końcu epoka romantyzmu pełna była dziwów, mar i natchnień.

Jednak „Amour fou’, czyli z języka francuskiego ‘szaloną miłość’, zastępuje w filmie niemiecka skrupulatność i analiza wydarzeń. Wszakże romantyczna śmierć w imię miłości także ma swoje wymogi. Należy również zawczasu przygotować dwie różne bronie, gdyby jedna miała nie wypalić.. Reżyserka stworzyła groteskową komedię, choć nie taką by śmiać się do rozpuku, ale łapać za głowę. Heinrich – romantyczny poeta – niezgrabny i pocieszny, oferuje Henriette, roztrzepanej gospodyni domowej, wspólne zakończenie żywota, argumentując, że przecież nikt jej nie kocha. Kobieta, zdziwiona odpowiada ‘jak to? Kocha mnie mąż, córka mnie kocha..’. ‘Aha. No to się pomyliłem.’

Oglądając, miałam wrażenie, że postaci poruszają się po pastelowym domku dla lalek, po czymś nieprawdziwym, jakby nie mieszkali tam naprawdę, tylko się zgubili i już mają się ukłonić i wyjść. Bardzo przy tym zmieszani i nieporadni. Autorka odziera romantyzm z tajemniczości i frenezji, a przede wszystkim z głębi. Nabija się, choć nie bez czułości, przeciwstawiając płytkie dyskursy o miłości z równie płytkimi o podatkach. Bo jak tu nie wpaść w depresję spędzając życie na jednostajnych kolacjach i słuchaniu patetycznego odśpiewywania piosenki przez gospodynię? Albo wątek choroby, na którą zapadła Henriette. Sceny, w których lekarz przynosi kolejne diagnozy lub poddaje bohaterkę hipnozie to moje ulubione z całego filmu. Tempo filmu jest powolne, fabuła nieco zwariowana, choć beznamiętne dialogi ją przytłumiają, dając efekt satyry. Można zupełnie zapomnieć, że romantyzm miał cokolwiek wspólnego z miłością.

„Amour fou” to kino bardzo specyficzne, ciche i nawet drażniące. Ale też zabawne i chyba służące rozrywce, nie doszukiwałabym się w nim morałów.

Bohaterki ruchu emancypacji na krakowskich szlakach – „Krakowski szlak kobiet” recenzuje Katarzyna Kozłowska

przewodniczka_krakowski_szlak_kobiet_I

Bohaterki ruchu emancypacji na krakowskich szlakach

Tekst: Katarzyna Kozłowska

 

Krakowski szlak kobiet. Przewodniczka po Krakowie emancypantek. Tom I. Pod red. Ewy Furgał.

Wydawnictwo Fundacja Przestrzeń Kobiet, Kraków 2009

 http://www.krakowskiszlakkobiet.pl/

 

 

Niewiele jest takich miejsc na świecie jak miasto Kraków, gdzie w tutejszej przestrzeni miejskiej można wciąż odnaleźć ślady pierwszych emancypantek. Tak więc po Krakowie można wędrować „Śladami krakowskich emancypantek” lub „Śladami krakowskich Żydówek” czy „Śladami wybitnych Krakowianek” i to tylko propozycje tras, jakie można powziąć by odetchnąć duchem prawdziwej herstorii i dać się poprowadzić przewodniczkom po meandrach tkanki miejskiej.

Jednak nie byłoby to tak oczywiste, gdyby nie zmagania i trudy Fundacji Przestrzeni Kobiet. Włączanie kobiet do historii miasta ma swoją genezę w projekcie z 2008 roku „Polki, Żydówki – krakowskie emancypantki. Historia i współczesność dla równości i różnorodności”, w ramach którego wydano pierwszy pilotażowy tom „Krakowski szlak kobiet. Przewodniczka po Krakowie emancypantek” (2009). Potem powstały jeszcze trzy tomy dodatkowe a praca nad odzyskiwaniem pamięci kobiet obejmująca szeroki kontekst antropologiczny jest przewidziana na lata.

Spis treści podzielony jest na rozdziały I. Konteksty, II. Kobiety, III. Konspekty przy czym główny rozdział II. Kobiety koncentruje się na biografii kobiet tj. Kazimiery Bujwidowej, Marii Orwid, Zuzanny Ginczanki, Jadwigi Morozowskiej – Toeplitz, Marceliny Kulikowskiej, Marii Dulębianki, Anny Świrczyńskiej, Zofii Ameisenowej, Marii Turzymy, Teresy Rudowicz, Wandy Bobkowskiej, Sary Schenirer oraz Pauliny Wasserberg.

Wymienione kobiety zasłużone, których biografie są częścią tomu pierwszego „Krakowski szlak kobiet. Przewodniczka po Krakowie emancypantek” pozostawiły po sobie spuściznę w postaci „biografii z czynem”. Z kolei zebrane głosy wielu kobiet to „spuścizna pozostawiona współczesnym w postaci praw wyborczych, prawa do studiowania, prawa do pracy, przełamywania ograniczających społecznych wyobrażeń o rolach płci” jak pisze Natalia Sarata we wstępie tomu. To nie bagatela uzyskać bezpośredni biogram i wgląd w pamięć jednostki, która zbyt długo była zbyta milczeniem. Kobieca opowieść miniona nie miała szans na utrzymanie się w pamięci zbiorowej jeśli kursowała tylko i wyłącznie w sferze domowej. Nie wiadomo właściwie jak przebiegał transfer wiedzy o sufrażyzmie, w tym rozwój i wdrażanie zdobyczy cywilizacyjnych oraz nowych idei modernizmu dajmy na to w poszczególnych warstwach społecznych czy zakładach pracy gdzieś pomiędzy ulicami krakowskiego rynku a także na szerokich przedmieściach. Dla wielu sama myśl o aktywności kobiecej w srogich czasach dla jakichkolwiek ruchów emancypacyjnych jest pytaniem nieomal retorycznym. Nie komentowało się też wówczas rzecz jasna spraw światopoglądowych. Na zawsze pozostanie pytanie jaką rzeczywistość widziały i zwalczały w swojej zwykłej codzienności emancypantki, dziś duchowe przewodniczki nowych generacji.

Dlatego każda z trzynastu herstorii opowiedzianych w rozdziale II. jest cegłą podtrzymującą dyskurs kobiecy. Autentycznym listem o tytanicznej pracy do każdej z nas, z obowiązkiem nie zmarnowania przekazanej treści.

Przeczytanie każdej opowieści z tomu wyzwala niesamowitą mieszankę emocji, nazwisk, ulic i informacji istotnych do zapamiętania. Fantastycznie czyta się krótki aczkolwiek spójny portret Marii Orwid (1930-2009) autorstwa A. Bednarczyk oraz I .Hajdarowicz. Orwid była uznaną ekspertką w dziedzinie psychiatrii a także inicjatorką jednego z pierwszych badań nad psychicznymi skutkami wojennych przeżyć obozowych. Co najważniejsze, jej przełożony Antoni Kępiński uznał ją za swoją następczynię i kontynuatorkę jego metod pracy z pacjentami w późniejszej Klinice Psychiatrii Dzieci i Młodzieży w Krakowie. Jej wkład oraz innowacyjne badania przyniosły jej uznany zaszczyt także w środowisku międzynarodowym.

Większość kobiet emancypantek nie miała takiego szczęścia jak Maria Orwid. Portret Zuzanny Ginczanki (1917 – 1944) spisany przez Olgę Andrynowską to portret ofiary Holokaustu, który okazał się splotem tragicznych faktów z czasów pożogi wojennej. Doceniona dopiero w latach 90. XX wieku odkrywana powoli na kartach swojej poezji jest silnym głosem w pełni zasymilowanej feministki. Ginczanka a właściwie Zuzanna Polina Gincburg pisze pięknie i proroczo jakby „Przeznaczeniem niektórych jest mieć za mało o szczęście lub za wiele o nudę”. Mieć o wiele za nudę nigdy jej nie dotyczyło.

W kolejnych naszkicowanych biografii pełno jest bezkompromisowości i wierności swoim zasadom. Mowa tutaj o pionierkach działalności oświatowej tj. Marcelinie Kulikowskiej (1872 – 1910) oraz Kazimierze Bujwidowej (1867 – 1932) czy wydawczyni i redaktorki Marii Turzymy (ok.1860 – 1922), która wraz z K. Bujwidową prowadziła aktywną kampanię na rzecz dopuszczenia kobiet do wyższych uczelni. Pierwsza z omawianych M. Kulikowska miała w swojej biografii pewien skandal, związany z jej ateizmem. Nie bez znaczenia jest też rok 1905, w którym to skandal odbił się głośnym echem po Galicji.

K. Bujwidowa była „od urodzenia społecznicą” oraz jak ją w jednym z listów opisał mąż Odon Bujwid „współzałożycielką I Gimnazjum Żeńskiego w Krakowie dla kobiet pragnących uzyskać wyższe wykształcenie. I będzie przed śmiercią żałowała, ze tak mało zostaje z jej działalności. A dr Hulewicz poświęcił jej obszerną biografię jako przodowniczce ruchu kobiecego, wespół z kilkoma innymi wybitnymi niewiastami niosącymi pochodnię wolnej myśli. Cieszyłaby się teraz, widząc, że jednak jej wielka praca wydała owoce.

Ciekawym portretem jest ten napisany przez Katarzynę Zwolak o Marii Dulębiance (1858 – 1919) znanej głównie ze związku z Marią Konopnicką. Prawdą jest jednak, że M. Dulębianka miała swoje fantastyczne zasługi w powstaniu niepodległego państwa polskiego oraz uzyskaniu przez kobiety praw wyborczych. Jej niezmożony optymizm i skuteczna działalność w kręgach kobiecych i narodowowyzwoleńczych są nie do przecenienia i nie pójdą z pewnością w zapomnienie. W podobnym tonie można wypowiedzieć się o Sarze Schenirer (1883 – 1935) uznanej za postać mityczną w środowisku ortodoksyjnych, żydowskich pedagogów. Żydowska pedagożka ze względu na wkład w nauczanie zyskała miano Matki Izraela i Matki Pokoleń.

Każda z opisywanych postaci to mnóstwo pracy niemierzalnej, prawie detektywistycznej. Odczytywaniem tego, co uznane było długo za miałkie i niegodne prac badawczych. Przeszukiwanie Wielkich Ksiąg Adresowych miasta Kraków, wielokrotne próby odczytania pamiętników (jeśli przetrwały), szperania w rodowodach i korzystania z przekazów ustnych. „Jedyna szansa była w odnalezieniu rodziny. To właśnie rodzinne archiwa i pamięć bliskich krewnych przechowują obrazy swych antenatek. Tam powiązane wstążeczkami leżą ich listy, w albumach można zobaczyć fotografie, a opowieści rodzinne ujawniają anegdoty.” jak trafnie zauważa Grażyna Kubica. Czasem jak w przypadku biogramu Wandy Bobkowskiej wymóg zbadania archiwum Parafii Ewangelickiej co G. Kubica skutecznie uczyniła.

Wszystkie wyżej naszkicowane a opisane w tomie „Krakowski szlak kobiet. Przewodniczka po Krakowie emancypantek” kobiety to z pewnością społeczniczki, obywatelki oddane sprawie kobiecej. Swoiste bohaterki her – storii, o czym wtedy jeszcze zajęte pracą u podstaw, nie wiedziały.

Nicole Meisner: Feministka, profil mat-fiz

Nicole MeisnerFeministka, profil mat-fiz

Tekst: Nicole Meisner

Praktycznie od początku swojej „kariery” szkolnej moim ulubionym przedmiotem była matematyka, która z czasem stała się moją pasją, kiedy więc nadszedł czas wyboru szkoły średniej zdecydowałam się na wybór klasy o profilu matematyczno-fizycznym, w liceum, które uznawane jest za „kopalnię ścisłowców”. Dla kogoś w moim wieku sam fakt konieczności wyboru jest ciężki, bo gdzieś z tyłu głowy odzywa się dzwonek, który swoim uporczywym brzęczeniem zdaje się mówić „to kolejny krok w stronę dorosłości”.  Niby wszystko pięknie, szkoła i profil wybrane, niemal  stuprocentowa pewność, że się dostanę i pomyślałam wtedy, że to koniec stresu związanego z tym tematem.

Błąd.

Spotkanie w rodzinnym gronie. Po wyczerpaniu standardowych tematów w końcu uwaga została skierowana na mnie i padło pytanie „a gdzie Ty, dziecko, zamierzasz dalej się uczyć?”. Odpowiedziałam tylko nazwą owego przybytku, a zgromadzona familia wyglądała na skonsternowaną. „Przecież to szkoła dla umysłów ścisłych, tam chyba nie ma żadnego humana? Na biol-chem idziesz?”.  Nie bardzo wiedziałam jak zareagować, bo niby, o co im chodzi? Nie wszyscy wiedzieli, że biorę udział w konkursach matematycznych i zajmuję jakieś tam miejsca, ale czy to znaczy, że skoro jestem dziewczyną to w liceum mogę iść tylko na profil humanistyczny? Podzieliłam się, więc informacją, że wybrałam właśnie klasę o rozszerzeniu matematyczno-fizycznym, a nie jakąś inną.  Na to obecni przy stole panowie zgodnie wybuchli gromkim śmiechem, panie spoglądały na siebie ze zdziwieniem, moje oczy natomiast zapewne przybrały rozmiar pięciozłotówek.
„Ty poważnie?” – Jak najbardziej. Nie spodziewałam się takich litanii i zbioru „dobrych” porad. „Kochana, Ty sobie życie zmarnujesz, zmień to, póki można.”/ „Baba i matematyka, hehehe, kto to widział?”/ „Ale czy Ty jesteś pewna? To takie… męskie.”/ „Żartów sobie nie rób, mat-fiz to nie jest miejsce dla dziewczyny, pełno chłopaków tam będzie.”. Wszystko to miało chyba znaczyć „jesteś za głupia, nie nadajesz się na taki profil, nauki ścisłe nie są dla kobiet”. Nie posłuchałam.

Owszem, pełno chłopaków jest, w tym jednym szanowna rada wszystkowiedzących się nie pomyliła. Moja klasa liczy sobie 23 facetów i 9 dziewczyn.  Obecnie jestem w połowie drogi do matury, którą będę zdawać z na rozszerzeniu z matematyki, fizyki i angielskiego i jestem z tego dumna.  Wbrew dziwnym spojrzeniom, chichotom i docinkom ze strony rodziny, znajomych czy znajomych moich rodziców postanowiłam podążać za swoimi marzeniami. W przyszłości chciałabym studiować matematykę teoretyczną, kiedy podzieliłam się tą informacją przeżyłam swoiste deja vu – lawina ironicznych komentarzy znów na mnie spadła, jednak nauczona doświadczeniem nie zwracam na to uwagi, tylko robię swoje.

„Konserwy” przestały dowcipkować, kiedy kolejny rok z rzędu znalazłam się w czołówce najlepszych matematyków w kraju. Wcześniej nie czułam potrzeby machania swoimi dyplomami przed czyimś nosem, ale tym razem zrobiłam wyjątek. Oniemiałe spojrzenia wszystkich „mędrców” dały mi więcej satysfakcji niż zdobyte tytuły.

Szach-mat.

 

Nicole Meisner – samozwańczy matematyk, filozof i kaznodzieja kościoła ludzi myślących, na co dzień uczennica jednego z rybnickich liceów.  W czasie wolnym mól książkowy i hiperaktywna bloggerka.

Etycznie o klauzuli sumienia. Olga Plesińska

Etycznie o klauzuli sumienia.

Klauzula sumienia jest od jakiegoś czasu jednym z ważniejszych tematów w polskich mediach. Można by pomyśleć, że temat każde kolejne słowo nie wnosi do dyskusji nic nowego. Jest wprost przeciwnie. Przypadek pacjentki profesora Chazana wywołał debatę, która od wielu lat „wisiała w powietrzu”. Sprawił, że temat który był zwykle ograniczony do feministycznych, czy szerzej- wolnościowych mediów, trafił do komercyjnych stacji i gazet. Ze względu na swoją drastyczność, przypadek ten spowodował uwolnienie masy krytycznej, zmusił opinię publiczną do zajęcia stanowiska. Niestety fakt, że już w listopadzie 2013 roku Komisja Bioetyczna PAN wydała oświadczenie, do którego nadal nikt się nie stosuje, burzy tą optymistyczną wizję.  Warto przypomnieć jego treść oraz treść teorii, rekomendacji i aktów prawnych działających na korzyść pacjentek w podobnych okolicznościach. W nadziei na to, że może w końcu zrobi się w Polsce bardziej „ludzko”.

Co mówi prawo

Europejska Konwencja Praw Człowieka w art. 9 ust.2 zakłada- w kwestii ekspresji światopoglądu, w tym przekonań religijnych, co następuje: „Wolność uzewnętrzniania wyznania lub przekonań może podlegać jedynie takim ograniczeniom, które są przewidziane przez ustawę i konieczne w społeczeństwie demokratycznym z uwagi na interesy bezpieczeństwa publicznego, ochronę porządku publicznego, zdrowia i moralności lub ochronę praw i wolności innych osób”. 1

Zapis ten oraz wynikające z niego ograniczenia wolności postępowania zgodnie z indywidualnie wyznawanymi wartościami są wyjątkowo istotne w kontekście stosowania przez lekarzy tak zwanej klauzuli sumienia. Przez klauzulę sumienia,w polskim prawie, rozumieć należy to, iż ” lekarz może powstrzymać się od wykonania świadczeń zdrowotnych niezgodnych z jego sumieniem, z zastrzeżeniem art. 30(sytuacji, w której zwłoka zagraża życiu lub zdrowiu pacjenta), z tym, że ma obowiązek wskazać realne możliwości uzyskania tego świadczenia u innego lekarza lub w podmiocie leczniczym oraz uzasadnić i odnotować ten fakt w dokumentacji medycznej. Lekarz wykonujący swój zawód na podstawie stosunku pracy lub w ramach służby ma ponadto obowiązek uprzedniego powiadomienia na piśmie przełożonego.”2

Według standardów wyznaczanych przez konwencję ograniczeniom podlega takie uzewnętrznianie przekonań religijnych i/lub światopoglądowych, które- mówiąc ogólnie- ogranicza prawa i wolności innych osób. W przypadku powoływania się na konflikt sumienia jako uzasadnienia dla odmowy wykonania określonych świadczeń medycznych- przede wszystkim wykonania zabiegu aborcji w okolicznościach, w których jest ona prawnie dopuszczana, wypisania środków wczesnoporonnych, wykonania badań prenatalnych- można mówić co najmniej o utrudnieniu dostępu do świadczeń, naruszeniu autonomii oraz ograniczeniu prawa do zdrowia.

Problem nie jest znaczący do czasu, gdy lekarz bezzwłocznie kieruje pacjentkę do kolegi po fachu, którego sumienie rządzi się innymi zasadami, przy założeniu, że proporcja lekarzy odmawiających do pacjentek w potrzebie jest taka, że dostęp do świadczeń jest zapewniony. Jednak wystarczy wyobrazić sobie sytuację, w której z jakiegoś powodu 99% lekarzy ginekologów to katolicy pragnący korzystać z klauzuli sumienia, zaś 99% pacjentek w sytuacji dylematu, czy donosić uszkodzony płód, decyduje się na usunięcie ciąży. 3 Prawo w tych okolicznościach pozwala zarówno na aborcję, jak i na powołanie się na art. 39 i odmowę wykonania zabiegu, jednocześnie gwarantując obywatelom państwa dostęp do opieki medycznej. Realizacja świadczenia byłaby w takiej sytuacji znacznie utrudniona, z dużym prawdopodobieństwem wręcz niemożliwa. Pojawia się wobec tego pytanie jak uzasadnić wybór określonego postępowania.

Zapytać również należy, czy w samej ustawie O zawodach lekarza i lekarza dentysty nie ma możliwości podważenia prawa do powołania się na klauzulę w przypadkach analogicznych do przypadku pacjentki prof. Chazana. Otóż Art. 30 Ustawy mówi: „Lekarz ma obowiązek udzielać pomocy lekarskiej w każdym przypadku, gdy zwłoka w jej udzieleniu mogłaby spowodować niebezpieczeństwo utraty życia, ciężkiego uszkodzenia ciała lub ciężkiego rozstroju zdrowia, oraz w innych przypadkach niecierpiących zwłoki”. Czy za taki przypadek można uznać sytuację, w której zwłoka oznacza brak możliwości legalnego przerwania ciąży, zaś donoszenie ciąży prowadzi do ciężkiego rozstroju zdrowia psychicznego ciężarnej kobiety? Prawdopodobnie jest to śmiała interpretacja, jednak czy niemożliwa?

 

Opinia Komitetu Bioetyki przy Prezydium PAN

Komitet Bioetyki przy PAN w swoim oświadczeniu wydał opinię w pełni zgodną z przytoczoną powyżej interpretacją Deklaracji Praw Człowieka,mianowicie: „Współczesne społeczeństwa demokratyczne uznają, że nie istnieje jeden powszechnie uznawany głos sumienia; że nie ma jednego, „właściwego” systemu przekonańmoralnych czy religijnych. Każdy ma prawo żyćwedług własnej wizji tego, co jest dobre i słuszne, o ile nie narusza to bezpieczeństwa publicznego, porządku, zdrowia lub moralności publicznej albo podstawowych praw i wolności innych osób. Ład demokratyczny opiera sięzatem na zasadzie szacunku dla pluralizmu wartości i światopoglądów, i gwarantuje każdemu prawo do wolności sumienia i wyznania. Prawo to zapisane jest we wszystkich międzynarodowych i europejskich dokumentach ochrony prawa człowieka. Na jego straży stoi także art. 53 Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej”. Komitet dodatkowo wyraża opinię, ze państwo nie może wprowadzać rozwiązań prawych faworyzujących jeden system wartości, a tym samym zmuszać innych obywateli do działania niezgodnego z ich sumieniem.4

Prawa człowieka, prawa pacjenta, prawa lekarza.

Z praw człowieka wynikają zarówno prawa pacjenta jak i prawa lekarza. Wolność światopoglądowa dotyczy osób w obu tych rolach, podobnie zresztą wygląda sytuacja negatywnych konsekwencji: w przypadku pacjenta (tu raczej pacjentki) konsekwencje mogą być związane z uszczerbkiem na zdrowiu fizycznym i psychicznym, w przypadku lekarza konsekwencją mogą być negatywne doznania psychiczne związane z naruszeniem norm wynikających z wiary/ głębokich przekonań moralnych.

Zdaniem Lazari- Pawłowskiej etyka zawodowa lekarza, jak również związana z nią rola społeczna, oparta normatywnie o kodeks etyki lekarskiej jest etyką skupioną na dobru pozaosobistym, jest zbiorem norm stojących na straży tego właśnie dobra. „Z faktu przyjęcia zasady nakazującej zabieganie o cudze dobro, jako pewnego kryterium wyznaczania działania moralnego, nie wynika zgodny charakter poszczególnych etyk zawodowych. Od niektórych grup zawodowych, na przykład lekarzy, wymaga się maksymalnego dbania o cudze dobro, od innych natomiast, aby oprócz własnych interesów mieli na uwadze także pomyślność innych”5.

Nie jest ona odosobniona w poglądzie, że od osób wykonujących zawód lekarza mamy prawo wymagać „więcej”. Z podobnych założeń wychodzi australijski bioetyk Savulescu twierdząc, że osoba decydująca się na pełnienie tak odpowiedzialnej funkcji jak zawód lekarza powinna mieć świadomość tego, jakiego rodzaju czynności, dozwolone prawnie, mogą być od niej wymagane. Na tej podstawie powinien przyszły lekarz podejmować decyzję o tym, czy chce i czuje się na siłach wchodzić w tą rolę. Aborcja w pewnych ustawowo określanych okolicznościach jest w Polsce legalna.

Zarzutem, który często się pojawia w tym kontekście jest dość oklepany argument z nazistowskich praktyk, lekarz ma prawo odmówić wykonania niemoralnej czynności medycznej. Również argument z tak zwanej równi pochyłej, zakładający, że pozwolenie na usuwanie uszkodzonych płodów lub ciąż będących wynikiem czynności zakazanej, otwiera furtkę dla nadużyć.

Nie należy jednak zapominać, że o wolności światopoglądowej mówimy w systemach demokratycznych, otwartych. W systemie zamkniętym, gdzie cała rzeczywistość jest zdominowana przez jeden, odgórnie nadany system wartości, zapis o autonomii przejawiającej się w wolności sumienia był by bezsensowny, bo niemożliwy do zrealizowania. Ma on rację bytu tylko w rzeczywistości, która zakładając świeckość i pluralizm światopoglądowy, przyjmując Konwencję Praw Człowieka6, stara się zapewnić pokojowe współistnienie wielu równoważnych stanowisk, przy zachowaniu podstawowych zasad, pozwalających każdemu członkowi społeczeństwa na realizowanie swoich wartości tak długo, jak nie szkodzi to dobru innych i/lub wspólnemu dobru.

Możliwość odmowy wykonania świadczenia zgodnego z prawem ( wcale nie liberalnym), w imię wartości wyznawanych przez przedstawicieli i przedstawicielki jednego tylko wyznania, może nosić znamiona dokładnie takiego samego działania, jakie zarzuca przeciwnikom klauzuli sumienia.

 

Czy można nie skierować?

Abstrahując od tego, czy w ogóle zasadne jest, by lekarze mieli możliwość powoływania się na klauzulę sumienia, należy zwrócić uwagę na jej ustawowe sformułowanie. Lekarz, powołując się na klauzulę sumienia ma obowiązek spełnić wszystkie jej wymogi. Art. 39 Ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty, regulujący postępowanie w wypadkach konfliktu sumienia, który przytoczyłam w pierwszym akapicie, składa się z dwóch części: części dającej lekarzowi pewien przywilej- możliwość odmowy wykonania świadczenia, oraz fragmentu, który nakłada na lekarza pewien obowiązek- konieczność wskazania miejsca, w którym świadczenie zostanie udzielone. Chcąc skorzystać z przywileju odmowy, trzeba wziąć na siebie obowiązek wskazania. Części te nie funkcjonują rozdzielnie. Brak jednak określonych procedur, które pozwalały by na pociągnięcie do odpowiedzialności lekarzy traktujących ten artykuł połowicznie stwierdzając, że wskazanie osoby, która udzieli świadczenia za nich również jest niezgodna z ich sumieniem ( na marginesie warto zadać pytanie, czy można uznać działanie innych osób za niezgodne z własnym sumieniem)7. Doprecyzowania wymaga sformułowanie wskazać realne możliwości uzyskania świadczenia występujące w przytoczonym Art. 39. Nie wiadomo bowiem co dokładnie lekarz powinien zrobić, jak dalece w jego gestii leży zapewnienie pacjentce otrzymania świadczenia- czy wystarczy wskazać lekarza, o którym krąży pogłoska, iż wykonuje legalną aborcję, czy należy z tym lekarzem się skontaktować i zapewnić pacjentce miejsce w oczekiwanym przez nią terminie. Doprecyzowanie tej kwestii mogło by rozjaśnić całą procedurę i zakończyć bezkarność lekarzy, która niestety jest powszechnym zjawiskiem (miejmy nadzieję, ze budujące zakończenie sprawy prof. Chazana stanie się początkiem zmian, niemniej przejrzystość wymogów może te zmiany ułatwić).

 

Postulaty…

Wyroki Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w sprawach przeciwko Polsce odzwierciedlają skalę problemu nieprzestrzegania praw reprodukcyjnych w naszym kraju. Jednym z czynników umożliwiających te nadużycia są braki systemowe i proceduralne w praktycznym zastosowaniu prawa. Ważnym krokiem na drodze do poprawy tej sytuacji jest uzupełnienie tego braku, poprzez doprecyzowanie ustawowych definicji określonych obowiązków i wprowadzenie zewnętrznych komisji etycznych czuwających nad ich respektowaniem. Warto zdać sobie sprawę z tego, ze dopóki dochodzi do łamania praw człowieka w ramach obecnego systemu prawnego, ciężko postulować jego liberalizację. Jak również z tego, że ryzyko nadużyć dotyczy nas wszystkich w równym stopniu. Klauzula sumienia nie dotyczy tylko aborcji.

Miejmy nadzieję, że na fali masy krytycznej przetaczającej się przez Polskę uda się wyegzekwować choć ten jeden postulat.

/Olga Plesińska/

 

Źródła:

  1. Europejska Konwencja Praw Człowieka, online: online: http://www.echr.coe.int/Documents/Convention_POL.pdf

  2. Ustawa o zawodach lekarza i lekarza dentysty, online: http://cd.pl/ifn

  3. Ustawa O Planowaniu Rodziny online: http://isap.sejm.gov.pl/DetailsServlet?id=WDU19930170078

  4. M. Olech, Ija Lazari- Pawłowska w obronie etyk zawodowych, SSF, nr 5 2005, online: www.ssf.apsl.edu.pl/baza/wydawn/ssf05/olech.pdf

  5. J. Savulescu, Conscientious objection in medicine, British Medical Jurnal, vol.332, No.7536 (Feb.4,2006)

  6. I. Kowalska, K. Chludzińska, Etyczne problemy praw reprodukcyjnych w Polsce w oparciu o orzecznictwo Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu ( dzięki uprzejmości Autorek)


1Europejska Konwencja Praw Człowieka

2Ustawa o zawodach lekarza i lekarza dentysty z 5 grudnia 1996 roku.

3W nawiązaniu do Savulescu, str. 296

4Stanowisko Komitetu Bioetyki przy Prezydium PAN

nr 4/2013 z dnia 12 listopada 2013 roku w sprawie tzw. klauzuli sumienia: tu/110-stanowiska-komitetu-bioetyki-przy-prezydium-pan-nr-4-2013-z-dnia-12-listopada-2013-roku-w-sprawie-tzw-klauzuli-sumienia

5Za: M.Olech, Ija Lazari- Pawłowska w obronie etyk zawodowych,str. 69

6 Europejska Konwencja Praw Człowieka, art. 18 o granicach stosowania ograniczeń praw:Ograniczenia praw i wolności, na które zezwala niniejsza Konwencja, nie będą stosowane w innych celach, niż te, dla których je wprowadzono. „

7 I. Kowalska, K. Chludzińska, Etyczne problemy praw reprodukcyjnych w Polsce w oparciu o orzecznictwo Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu

 

Sidorkiewicz: Licealny feminizm to zjawisko niszowe

Processed with VSCOcam with m5 preseLicealny feminizm to zjawisko niszowe

Tekst: Ola Sidorkiewicz

Lekcja języka niemieckiego w jednym z poznańskich liceów. Zadanie pierwsze:  wysłuchaj nagrania i zaznacz poprawne odpowiedzi. W głośnikach rozlega się głos, wypowiedź dotyczy najsłynniejszych wynalazków na świecie. Wśród nich nie znajduje się żaden stworzony przez kobietę. Rozpoczyna się dyskusja – dlaczego nie mówi się o wynalazkach kobiet? Propozycja pierwsza: nic nie wynalazły. Propozycja druga: nie stworzyły nic potrzebnego. Propozycja trzecia: „skonstruowały pewnie jakieś żelazko, pralkę albo lodówkę”. Salwa śmiechu. Zadanie drugie.

Nikt nie zastanowił się, jaka jest przyczyna nieobecności kobiet w gronie najbardziej rozpoznawalnych wynalazców świata. Nie odbiega przecież od kulturowej normy pomijanie ich w wielu dziedzinach nauki, w końcu „nie od tego są”. Próba wyjaśnienia, że kobiety nie figurują jako naukowczynie z powodu wieloletniego ucisku, który uniemożliwiał im edukację, wzbudzila wyłącznie wesołość klasy. Wybuch śmiechu to niemal automatyczna reakcja, gdy słowo „kobieta” pada z moich ust. Dlaczego? Bo jestem feministką.

Licealny feminizm to zjawisko niszowe. Zamyka się najczęściej w obrębie kilku osób na szkołę, jest piętnowany, przeraża. Co sprawia, że większość młodych dziewczyn  boi się budować swoją tożsamość na postawie idei feminizmu? Dlaczego wybierają zamiast tego konserwatywne, tradycyjne schematy zachowań? I dlaczego ruch feministyczny nic z tym nie robi?

Kilka słów o przyczynach

W tym wieku, na etapie poznawania siebie i budowania własnych systemów wartości, ciągle potrzebujemy zapewnień o słuszności naszych wyborów. Chyba niewiele osób ma już tak dużą pewność siebie, żeby z wysoko podniesioną głową podejmować decyzje, nie zważając na ewentualne konsekwencje, zwłaszcza te w sferze towarzyskiej. Zwracamy uwagę na oceny innych, myślimy o tym, jak jesteśmy postrzegani. Zjawisko to dotyczy wszystkich, zarówno dziewcząt, jak i chłopców. Częściowo wzorujemy się na rodzicach, jednak naszych bohaterów szukamy głównie poza środowiskiem domowym.

Każdy radzi sobie w inny sposób z ciągłym narażeniem na ocenianie. Wśród dziewczyn w moim liceum obserwuję dwa główne schematy.

 Kościół czeka z otwartymi ramionami

Pierwszy to ucieczka w głęboki konserwatyzm. Kościół jest dla młodych dziewczyn ostoją, bo oprócz gotowego systemu wartości i niezmiennego wzorca dobrego postępowania, otwiera przed nimi drzwi do wspólnoty, a więc poczucia wielkiej siły. Jednocześnie mają one pewność, że nie zostaną wyśmiane. I nie są w swoich poszukiwaniach osamotnione. Czują, że w razie potrzeby, ktoś z nimi zawsze będzie. Same korzyści? Nie do końca. Ceną za ten wybór jest coś niezwykle ważnego – samodzielność. Korzystają z gotowych pomysłów, nie tworzą niczego nowego. Bezrefleksyjnie podchodzą do kościelnych zasad, do opinii proboszcza, biskupa, papieża. Zamykają się na wszystko, co odbiega od znanych im wzorców. Naukę kościelną przyjmują z dobrodziejstwem inwentarza, a to oznacza m. in. homofobię i przekonanie o wyższości tradycyjnego wzorca rodziny (żona wychowuje dzieci, mąż pracuje).

Kocha, lubi, (nie)szanuje

Drugi sposób upewniania się w swoim działaniu to ciągłe dążenie do akceptacji ze strony męskiej. Zależność jest prosta – jeśli lubią cię chłopcy, to jesteś wartościowa. Niektóre z nas zrobią wszystko, by uzyskać miano „fajnej laski”. Jak  się ta fajność przejawia? Choćby w ciągłym odżegnywaniu się od idei feminizmu: nierówności nie istnieją, a jak kobieta będzie chciała, to osiągnie sukces i nikt, a już na pewno żaden mężczyzna, jej tego nie utrudni. Wypada również się zaśmiać, kiedy płeć męska żartuje na temat równouprawnienia. A jeśli nadarzy się okazja, warto też orędowniczkę „złej ideologii” zdyskredytować. Do dziś żywo pamiętam, jak  na lekcji fizyki toczyliśmy dyskusję na temat elektrowni jądrowych. Jednym z argumentów przeciwko mnie, który wzbudził powszechny aplauz, było to, iż nie mogę „być za elektrownią jądrową”, skoro bliskie są mi idee równouprawnienia kobiet. Zależności dotąd nie rozumiem, ale moja klasa pojęła ją w mig.

Kobieca solidarność może być źródłem ogromnej siły. My, licealistki, nie potrafimy jej jednak wykorzystać. Niestety, w trudnej sytuacji wiele z nas będzie wolało zostawić jedną „na lodzie”, by nie pogorszyć swoich relacji z płcią przeciwną.

Rzecz jasna, przedstawione wyżej dwa schematy postępowania nie wykluczają się. Przeciwnie, łączenie ich jest teraz bardzo modne.

„Feministki są straszne. Żadnej nie znam, ale tak mówią.”

W moich rozmowach z rówieśniczkami obserwuję, jak wiele negatywnych skojarzeń niesie za sobą słowo „feminizm”. Na palcach jednej ręki mogę wyliczyć szkolnych znajomych, którzy usłyszawszy o tym, że jestem feministką, nie musieli najpierw się upewnić, czy aby „nie taką radykalną albo walczącą”. Dziewczynom nikt nie tłumaczy, że feminizm jest ruchem równościowym, wolnościowym i nikt nie chce nikogo zdominować ani niczego spalić. Nie jest też łatwo odnaleźć feministyczną literaturę skierowaną do młodych kobiet. Brak książek odwołujących się do naszych doświadczeń, które zapewniłyby młode dziewczyny  o możliwości budowania samoświadomości, pomogły im budować  równościową wizję własnej kobiecości, przekonały o  sile z tego płynącej. Książki feministyczne są albo za trudne albo poruszają problemy dotyczące późniejszych etapów życia. Nie trafi przecież do nastolatek lektura artykułu o nierównościach w zarobkach czy o urlopach macierzyńskich.

Otwarte mówienie o swoich przekonaniach wymaga odwagi. Szkolni non-konformiści są bowiem często napiętnowani przez społeczność. Cena, jaką ja zapłaciłam za publiczne wyrażanie swoich opinii i głoszenie „feministycznej ideologii”, to przypięta mi łatka „nienormalnej” i „niezrównoważonej”. A to przecież jasne, że z dziwakami się nie zadajemy!

Niepewność rodzi agresję

Jak wspomniałam, głównym motorem ucieczki w schematy jest niepewność. To dlatego  większość dyskusji światpoglądowych, czy politycznych w liceum kończy się „wojną”, obustronnie wyniszczającą. Wiele osób bardzo silnie utożsamia się z opcjami politycznymi, wszelkie spory traktują więc niezwykle personalnie. Brak jest otwartości na konstruktywną debatę, która wzbogaci nawet skrajnie różnych rozmówców. Dyskusja o narodzinach mitu Matki Polki potrafi zamienić się w okazję do jednogłośnego wykluczenia ze społeczności tych, którzy myślą inaczej. Debata o patriotyzmie również. Wszystko po to, by upewnić się w swoich poglądach, a także znaleźć sojuszników i sformułować front, jak na wojnie.

W obrębie płci męskiej również rysują się stałe wzorce. Są inne od kobiecych, ale równie zgubne.

Nie szata, a muszka zdobi człowieka

Masz muszkę – jesteś lepszym człowiekiem. Ta zależność jest dla znacznej części licealistów tak oczywista jak prawa natury. Chodzi tu rzecz jasna o znanego prawicowego polityka, Janusza Korwin-Mikkego, który wśród wielu młodych mężczyzn stał się swoistym guru, zarówno w dziedzinie mody, jak i ideologii. Chłopcy często przesadnie interpretują jego wypowiedzi, wykazują bezkrytyczny stosunek do idei skrajnej prawicy, co prowadzi do następujących wypowiedzi: „Prawa wyborcze kobiet je dyskryminują.” „Po co kobiecie prawa wyborcze? Przecież i tak nie ma czasu iść na wybory, musi siedzieć w kuchni.

Nieistotne staje się, czy mówią to żartem czy na poważnie. Przejawianie skrajnie antyrównościowych postaw przez licealistów jest zawsze niebezpieczne dla dziewczyn. Młodzi „korwinowcy” uważają siebie za lepszych, patrzą z wyższością. Głównie na dziewczyny, ale bywa, że na innych chłopaków też. Na tych, którzy w ich skali nie są wystarczająco męscy.

Z jednej strony traktują wolność jako najważniejszą wartość w życiu. Wierzą, że człowiek jest panem swojego losu, steruje nim przez podejmowane decyzje. Z drugiej jednak dają prawo do wolności tylko połowie ludzi na świecie. Pozostała część z niejasnej przyczyny na wolność nie zasługuje.

Dlaczego ta ścieżka jest dla chłopców tak pociągająca? To proste: pomaga im budować pewność siebie na podstawie płci. Chłopcy zaczynają rozumieć, że są w lepszej sytuacji, mogą więcej. Podoba im się władza. Silna, bo głęboko zakorzeniona w kulturze.

Chłopcy wolą zdominować dziewczyny niż traktować je jak równe sobie. Czują się wtedy bezpieczniej, przynajmniej z nimi nie muszą walczyć „o przywództwo w stadzie”. Bardzo często uważają feminizm w wykonaniu męskim za „gejowski” i „dziwny”. Szkoda, bo wydaje się logiczne, że łatwiej jest funkcjonować w danym środowisku, gdy żyje się w zgodzie i poszanowaniu z innymi.

Zmiana jest możliwa

O ile coraz więcej mówi się o potrzebie równego statusu kobiet i mężczyzn na rynku pracy, o ile ostatnie lata przynoszą nowe publikacje, w których centralną rolę odgrywa macierzyństwo w aspekcie feministycznym, o tyle środowisko szkolne ciągle pozostaje poza obszarem zainteresowania działaczek i działaczy równościowych. A przecież w młodym wieku docenia się każdą pomoc, najmniejsze gesty. Nasza pewność siebie jest jeszcze tak znikoma, że każde wsparcie jest na wagę złota. Młodość stanowi także kluczowy etap, na którym często podejmujemy decyzje towarzyszące nam potem przez całe życie.

Jak można zainteresować feminizmem najliczniejszą grupę? Potrzebne są wypowiedzi medialne, teksty prasowe i literatura skierowane wprost do młodych odbiorców. Potrzebne są fora dyskusyjne, które umożliwiłyby młodym feministkom i feministom, często osamotnionym, wymianę spostrzeżeń, a także wzajemne wsparcie. Ci bardziej doświadczeni, którzy trudny okres dojrzewania mają już za sobą, mogliby natomiast nawiązać kontakt z młodszymi, przekazać im rady, podnieść na duchu w trudnych sytuacjach. Ciekawym przedsięwzięciem z pewnością byłyby także poradniki lub cykliczne artykuły na feministycznych portalach poświęcone podobnej tematyce. Oczywiście nie chodzi o to, by narzekać, czy zamykać się tylko w obrębie negatywnych aspektów licealnego feminizmu. Zainteresowane tą tematyką dziewczyny i chłopcy mogliby pisać o pozytywach z nim związanych, dzielić się doświadczeniami. Być może warto byłoby też pomyśleć o audycjach radiowych z udziałem młodzieży, które stanowiłyby platformę do wymiany myśli i dyskusji o przyszłości ruchu równościowego. Innym obszarem integrującym młodzież mógłby stać się Facebook, najpopularniejszy portal społecznościowy

Kto wie, czy w ten sposób nie powstałoby nowe zaplecze dla polskiej myśli feministycznej?

Ola Sidorkiewicz – początkująca feministka, uczennica LO św. Marii Magdaleny w Poznaniu. Interesuje się polityką, literaturą i filozofią. Przyszłość chciałaby wiązać z medycyną i Gender Studies. Wolny czas spędza w kinie lub na basenie.