TELEFON DLA KOBIET DOŚWIADCZAJĄCYCH PRZEMOCY

Телефон для жінок, які зазнають насильства

CZYNNY PONIEDZIAŁEK-PIĄTEK
OD 11.00 DO 19.00

Активний з понеділка по п’ятницю з 14:00 до 19:00

Szukaj
Close this search box.

Niedokończona rewolucja, czyli „Supermenki”. Recenzuje Iza Desperak

supermenki

Supermenki. O seksie, władzy i pogoni za perfekcją.

Autorka: Debora L. Spar

Poradnia K, 2014

recenzuje: Iza Desperak

Na okładce, „Supermenek” znajduje się sylwetka kobiety w szpilkach, w pozycji biegacza, z laptopem pod pachą i dzieckiem z nosidełku na plecach. Obraz ten kojarzy się, nie bez powodu, z symboliką europejskich reklam społecznych, zachęcających kobiety do szukania równowagi między życiem rodzinnym a zawodowym, pełnych młodych dynamicznych mam z laptopem na jednym kolanie, i z niemowlęciem na drugim. Bohaterka okładki też jest dynamiczna, wyciąga dłoń zaciśnięta w pięść, co oczywiście nawiązuje do symboliki ruchu feministycznego.

I taka sama jest też książka Debory L. Spar, rektorki jednej z kobiecych uczelni, wcześniej profesorki w Harvardzkiej Szkole Biznesu. Choć pisze o doświadczeniu amerykańskich kobiet, łączących kariery zawodowe z życiem rodzinnym, pisze o problemach i wyzwaniach, których doświadczają też mieszkanki Europy. Choć pisze z pozycji nie-feministki, przekonanej, że ruch feministyczny drugiej fali otworzył wszystkie drzwi przed kobietami następnego pokolenia, czyta się ją w Polsce, kraju nietkniętym drugą falą feminizmu, jakby to było o nas. Choć dopiero po drugiej fali feminizmu Amerykanki odkryły, że kobieta może być lekarzem, a my odkryłyśmy to nieco wcześniej, to dziś my i one jesteśmy w tym samym miejscu. W którym kobiety mają prawie wszystko (Polki różnią się od Amerykanek brakiem prawa do aborcji, Amerykanki nie mają urlopów macierzyńskich i rodzicielskich) ale rewolucja, którą zapowiadał feminizm, zatrzymała się wpół drogi do ich domu. I ich sypialni.

Książka jest miedzy innymi o seksie. O tym, że wolność seksualna, która miała nas zrównać z mężczyznami, nie do końca jest tym, czego pragnęłyśmy. Po feministycznej rewolucji przeszłyśmy na seks bez zobowiązań, ale czy czerpiemy z niego tyle, co mężczyźni? Czy kultura szybkiego podrywu nas zrównuje – pyta Spar ironicznie, i zwraca uwagę na to, że wyzwolone seksualnie młode kobiety zamieniają się w pewnym wieku w przyszłe matki, które mają łączyć karierę z macierzyństwem oraz atrakcyjnością seksualną, nawet gdy dzieci dorosną. I mimo owej wywalczonej wolności seksualnej potykają się nierówny rozkład domowych zadań oraz seksistowskie hierarchie w pracy.

Spar od tych hierarchii, obejmujących wspólne męskie wypady do klubu ze striptizem uciekła – miała dokąd. Jak to Amerykanka, książkę zaczyna od podzielenia się głęboko osobistymi doświadczeniami: pewnej reklamy, która wywarła wpływ na jej życie, pewnego dnia na lotnisku, gdy odciągała pokarm by wylać go do umywalki, i pewnego dnia, gdy pojechała po przyszłą córkę do sierocińca. Inaczej jednak, niż w amerykańskim pisarstwie poradnikowym, sprzedającym najlepsze recepty na udane życie, autorka ich nie ma. Wykładowczyni i naukowczyni nie poucza, nie ma hurraoptymistycznych dobrych rad „jak zostać szczęśliwą tak jak mnie się udało”. Dzieli się swymi przeżyciami, by zaprosić do wspólnej refleksji, ma wiele pytań, ale nie podaje błyskawicznych recept.

Spar czuje się córką czy wręcz wnuczką feminizmu, sama nie odwołuje się jednak wprost do dyskursu feministycznego. Wymienia nazwiska najważniejszych autorek, więc pewnie zna temat, o którym pisze także na poziomie akademickim, rezygnuje jednak z akademickości na rzecz rozmowy z czytelniczką, do której zaprasza dzieląc się osobistymi doświadczeniami. Jest to bardzo wciągająca rozmowa, która angażuje własne doświadczenia czytelniczki, i prowokuje ją do formułowania własnych diagnoz i recept. Mocno koresponduje z tym, o czym teraz rozmawiamy w Polsce, choćby z fermentem zasianym przez Agnieszką Graff jej książką o macierzyństwie, i wcale nie koresponduje z tym, jak rozmawiamy o seksie w kontekście równości, bo o tym akurat nie rozmawiamy. Jeszcze.

 

Niezależnie od tego, kim miałaby być bohaterka, bardzo mnie jej historia dotyka | „Najgorszego człowieka na świecie” recenzuje Natalia Skoczylas

najgorszy-czlowiek-na-swiecie-b-iext27631258Najgorszy człowiek na świecie
Autorka: Małgorzata Halber
Znak, 2015

 

recenzuje: Natalia Skoczylas

 

Picie szkodliwe. Nawrót. Nie wolno mi. Głód alkoholowy. Lecz się tym, czym się zatrułaś. Przepraszam. Impreza. Wódka. Picie ryzykowne. Jeden na drogę. Terapia. Piwo bezalkoholowe. Alkoholizm. Boję się.

„Myliło mi się to, co czuję, z tym, co myślałam, że czuję. To, co czuję, zastępowałam słowami i zdaniami na temat tego, co myślę. Myliło mi się najprawdopodobniej całe życie(..)”

Czytając, odrywam się od tego, że wiem z mediów, że jest to swoisty coming out Małgorzaty Halber, nie próbuję dopasować do Krystyny tego, co wiem o autorce. Nie dziwi mnie, że bohaterką jest wykształcona, młoda kobieta ze stolicy. Też nią jestem, jeżdżę nocnymi autobusami i widzę, co się dzieje, chyba przestałam się tym przejmować, przecież też bywałam po tej drugiej, rozmazanej, nietrzeźwej stronie. Niezależnie od tego, kim miałaby być bohaterka, bardzo mnie jej historia dotyka.

„Zaczynam być przeterapeutyzowana.

Każde moje zdanie, nawet niewypowiedziane, tylko takie w głowie, jest podejrzane.

Jestem uwikłana w praktykę podejrzeń.

Bo skoro mówię, że nie lubię swoich kolegów z terapii, to znaczy, że mam nawrót. Bo kiedy nie mogę wstać z łóżka i wszystko mnie boli, cały świat mnie boli, to znaczy, że uciekam w depresję(..)”

 

W całej swojej przemądrzałości zastanawiam się czy osoby, które nie mają doświadczenia poddawania się pokusie kompulsywnej utraty kontroli nad sobą, ćwiczeń na terapii czy toksycznych relacji wyłuskają z „Najgorszego człowieka na świecie” coś więcej niż: aha, smutek, smutek, strach, wstyd, ironia, hahaha, smutek, strach, niepokój. Chyba jednak tak, bo książka jest napisana bardzo przystępnym, familiarnym językiem, bohaterka często używa znienawidzoną (czyżby?) przez siebie ironię, głównie w stosunku do siebie i swoich problemów. Niby z tak poważnych spraw nie ma co robić sobie żartów, ale jeśli żyje się z nimi od 14 roku życia? Trzeba jakoś żyć. Dużą wartością jest opisanie odczuć w stosunku do terapii i tego jak podstawowe zasady terapii grupowej, gdy zaczyna się je stosować zmieniają punkt widzenia. Wierzę we wszystko, co czuje Krystyna, nawet, gdy fabuła jest poszarpana i chaotyczna i podejrzewam nieco autokreacji, to emocje pozostają autentyczne i bolesne.

To książka o walce. O tym, że walka może być każdy dzień, pójście na pocztę, zmuszenie się do wyjścia z mieszkania, zrobienie obiadu. O tym, że własną walkę można traktować i z patosem i ją oswajać, że ta walka dla niektórych to już część osobowości i możliwe, że nigdy ich nie opuści. Czy jest to nadużywanie alkoholu, czy:

 „(..) Kobiety spalone na solarium, które spędzają w nim codziennie pół godziny, a wieczorem już wydaje im się, że są bledsze.

Nastolatek, który musi zagrać jeszcze jedną turę Heroesów.

Emerytka, która musi zobaczyć nowy odcinek „M jak miłość”.

Trzydziestolatek gromadzący na podwórku cegły, deski i stare akwaria, bo mogą się do czegoś przydać.

Śliczna studentka filologii tnąca się skalpelem po udach(..)”

 

I myślę, że właściwie jeszcze o tym.. Czemu nie? „Po co mi ta ostrość?” Skoro życie boli, a potem się umiera?

Cieszę się, że Małgorzata Halber napisała „Najgorszego człowieka na świecie”, bo nadal, mimo coming outów znanych osób, takich jak Maria Peszek czy Justyna Kowalczyk, problemy natury psychologicznej są w Polsce traktowane, jako coś niewygodnego. Ale „Ja nie mogę udawać, bo kiedyś szłam ulicą i myślałam o stygmacie(..)”

Nie traktuję tej książki, jako opowieści o problemie społecznym, jakim jest alkoholizm. Nie uderzajmy się wszyscy w piersi. Naprawdę, nie wszyscy mamy problem. I nie piszę tego, by stygmatyzować bohaterkę i wytykać ją palcami. Przeciwnie. To jest bardzo delikatna historia. Osobista i tragiczna. Nie zawłaszczajmy sobie tego.

„Z boku to wygląda zupełnie inaczej niż dla kogoś, kto jest w tym w środku i dla kogo jedyne życie toczy się, kiedy w końcu może się nie kontrolować(..)”

 

Natalia Skoczylas: Studentka prawa, wolontariuszka Feminoteki

Recenzja spektaklu „Co modna pani wiedzieć powinna” w Klubie Komediowym

Monodrama „Co modna pani wiedzieć powinna” dotyka kwestii tego jak i czy w ogóle współczesna kobieta jest osadzona w swoim ciele.
Przez jakie filtry i wzorce siebie odbiera, kreuje/jest kreowana i czy przypadkiem nie jest tak, że odgradza się od siebie samej toną maseczek, kremów, pianek, masek wyszczuplających, wygładzających, odmładzających? Czy nie odcina się od swoich myśli i od swojej intuicji zalewem płytkich informacji i porad z kolorowych czasopism?

1964739_10205220689212355_183447866_nCzy współczesna kobieta JEST? Czy już tylko WYGLĄDA?

I gdzie w tym wszystkim miejsce na wymarzone życie rodem z amerykańskiego filmu, za którym tęskni bohaterka spektaklu? Bo jak żyć kiedy cała energia kumuluje się we frustracji, że ciągle coś jest nie takie: za grube, za chude, za krzywe, za proste?
Postać świetnie wykreowana na scenie przez Kasię Kołeczek wpada w nieprzerwany ciąg rytuałów, które mają dać upragnione szczęście, a doprowadzają do stanu kiedy ciało kobiety – to wybalsamowane, pachnące, wymuskane i wystrojone ciało – staje się przeszkodą do osiągnięcia stanu zadowolenia z życia. Ten monodramat to bardzo smacznie podana duża dawka dobrego humoru, który tak jak droga maseczka przykrywa zmarszczki powstałe w wyniku refleksji nad tym co naprawdę ważne. Ten spektakl to obraz szalonego poszukiwania tożsamości kobiety współczesnej, która ostatecznie zostaje pogrzebana pod stertą ładnie zapakowanych oczekiwań.

Klub Komediowy
Nowowiejska 1/Warszawa
występuje: Katarzyna Kołeczek
reżyseria: Agata Puszcz
tekst: Joanna Pawluśkiewicz
scenografia: Paulina Czernek
muzyka: Marcin Macuk
https://www.facebook.com/events/750023635066576/

Recenzję napisała wolontariuszka Feminoteki  Magda Wielgołaska.

Autorem zdjęcia jest Adam Bondarowicz.

„Jestem stąd” to opowieść Agnieszki Graff, jej herstoria | recenzuje Justyna Łopińska

graff_okladka_ostatGraff. Jestem stąd

Autorka/autor: Agnieszka Graff, Michał Sutowski
Krytyka Polityczna, 2014

 

Każdy ma swoją opowieść, każdy konstruuje własny świat w obrębie jednej, wspólnej rzeczywistości. „Jestem stąd” to opowieść Agnieszki Graff, jej herstoria.

Budujemy swoją tożsamość opowiadając sobie swoje życie. To może być źródłem ciekawych doświadczeń, nie zawsze łatwych, ale z pewnością cennych, potwierdzających to,  kim jesteśmy, skąd pochodzimy, z kim i z czym się utożsamiamy. To pewna pula faktów, takich jak płeć, narodowość, wyznanie, rodzina, wykształcenie, dzięki którym wiemy, że istniejemy, przynależymy. Ale też szczególny stan świadomości, który bierze się z lektur, doświadczeń, rozmów, przemyśleń, że to kim jestem, a właściwie kim się stałam/stałem, kim być mogę, a kim nigdy nie będę wynika też z szerszej perspektywy, którą chcąc nie chcąc przyswajam i która mnie współtworzy.

Agnieszka Graff jest stąd. O tym jest ta opowieść. Niby banał, niby sprawa oczywista. Jednak każda osoba, która myśli i szuka, wie, jak długi intelektualny labirynt prowadzi do pozornie prostych wniosków. Graff opowiada nam o sobie, miejscami bardzo odważnie. Poznajemy jej korzenie rodzinne, dzieciństwo, młodzieńcze fascynacje, intelektualne i duchowe poszukiwania, życie codzienne z całym drobiazgiem bardzo namacalnych spraw. To już nie są suche fakty znane z notek biograficznych o słynnej feministce, wykładowczyni, publicystce, ale żywe opowieści, jej osobiste opinie, które można podzielać lub nie ( ja nie wszystkie podzielam), ale które pozwalają zrozumieć świat, w którym żyjemy, nawet jeśli, a może zwłaszcza jeśli oglądamy go z różnych stron.

Świat Agnieszki Graff bardzo rożni się od mojego, może dlatego nie przeczytałam tej książki jednym tchem. Więcej myślałam niż czytałam. Szukałam w jej opowieści paraleli do mojej osobistej hertorii, która jest kompletnie rożna, ale przecież uwikłana w tę samą rzeczywistość. Dlatego tak lubię wywiady rzeki, gdy czytam uważnie, czuję jakbym sama rozmawiała z bohaterką/bohaterem i chociaż ona/on mnie nie słyszą, ja słyszę samą siebie, staję się bogatsza o liczne refleksje i wnioski.

 

Justyna Łopińska

Amour Fou / Szalona miłość w recenzji Natalii Skoczylas

amour fouSzalona miłość / Amour fou

reż. Jessica Hausner

2014

 

tekst: Natalia Skoczylas

„Dziwnie jest mieć chorobę, która może nią nawet nie być” – tak stwierdza Henriette, bohaterka najnowszego filmu austriackiej reżyserki Jessici Hausner (znanej przede wszystkim z wcześniejszego filmu „Lourdes”) „Amour fou”, luźno nawiązującego do wspólnego samobójstwa poety Heinricha von Kleista i jego przyjaciółki Henrietty Vogel w 1811r. W rzeczy samej bardzo dziwnie, w końcu epoka romantyzmu pełna była dziwów, mar i natchnień.

Jednak „Amour fou’, czyli z języka francuskiego ‘szaloną miłość’, zastępuje w filmie niemiecka skrupulatność i analiza wydarzeń. Wszakże romantyczna śmierć w imię miłości także ma swoje wymogi. Należy również zawczasu przygotować dwie różne bronie, gdyby jedna miała nie wypalić.. Reżyserka stworzyła groteskową komedię, choć nie taką by śmiać się do rozpuku, ale łapać za głowę. Heinrich – romantyczny poeta – niezgrabny i pocieszny, oferuje Henriette, roztrzepanej gospodyni domowej, wspólne zakończenie żywota, argumentując, że przecież nikt jej nie kocha. Kobieta, zdziwiona odpowiada ‘jak to? Kocha mnie mąż, córka mnie kocha..’. ‘Aha. No to się pomyliłem.’

Oglądając, miałam wrażenie, że postaci poruszają się po pastelowym domku dla lalek, po czymś nieprawdziwym, jakby nie mieszkali tam naprawdę, tylko się zgubili i już mają się ukłonić i wyjść. Bardzo przy tym zmieszani i nieporadni. Autorka odziera romantyzm z tajemniczości i frenezji, a przede wszystkim z głębi. Nabija się, choć nie bez czułości, przeciwstawiając płytkie dyskursy o miłości z równie płytkimi o podatkach. Bo jak tu nie wpaść w depresję spędzając życie na jednostajnych kolacjach i słuchaniu patetycznego odśpiewywania piosenki przez gospodynię? Albo wątek choroby, na którą zapadła Henriette. Sceny, w których lekarz przynosi kolejne diagnozy lub poddaje bohaterkę hipnozie to moje ulubione z całego filmu. Tempo filmu jest powolne, fabuła nieco zwariowana, choć beznamiętne dialogi ją przytłumiają, dając efekt satyry. Można zupełnie zapomnieć, że romantyzm miał cokolwiek wspólnego z miłością.

„Amour fou” to kino bardzo specyficzne, ciche i nawet drażniące. Ale też zabawne i chyba służące rozrywce, nie doszukiwałabym się w nim morałów.

Bohaterki ruchu emancypacji na krakowskich szlakach – „Krakowski szlak kobiet” recenzuje Katarzyna Kozłowska

przewodniczka_krakowski_szlak_kobiet_I

Bohaterki ruchu emancypacji na krakowskich szlakach

Tekst: Katarzyna Kozłowska

 

Krakowski szlak kobiet. Przewodniczka po Krakowie emancypantek. Tom I. Pod red. Ewy Furgał.

Wydawnictwo Fundacja Przestrzeń Kobiet, Kraków 2009

 http://www.krakowskiszlakkobiet.pl/

 

 

Niewiele jest takich miejsc na świecie jak miasto Kraków, gdzie w tutejszej przestrzeni miejskiej można wciąż odnaleźć ślady pierwszych emancypantek. Tak więc po Krakowie można wędrować „Śladami krakowskich emancypantek” lub „Śladami krakowskich Żydówek” czy „Śladami wybitnych Krakowianek” i to tylko propozycje tras, jakie można powziąć by odetchnąć duchem prawdziwej herstorii i dać się poprowadzić przewodniczkom po meandrach tkanki miejskiej.

Jednak nie byłoby to tak oczywiste, gdyby nie zmagania i trudy Fundacji Przestrzeni Kobiet. Włączanie kobiet do historii miasta ma swoją genezę w projekcie z 2008 roku „Polki, Żydówki – krakowskie emancypantki. Historia i współczesność dla równości i różnorodności”, w ramach którego wydano pierwszy pilotażowy tom „Krakowski szlak kobiet. Przewodniczka po Krakowie emancypantek” (2009). Potem powstały jeszcze trzy tomy dodatkowe a praca nad odzyskiwaniem pamięci kobiet obejmująca szeroki kontekst antropologiczny jest przewidziana na lata.

Spis treści podzielony jest na rozdziały I. Konteksty, II. Kobiety, III. Konspekty przy czym główny rozdział II. Kobiety koncentruje się na biografii kobiet tj. Kazimiery Bujwidowej, Marii Orwid, Zuzanny Ginczanki, Jadwigi Morozowskiej – Toeplitz, Marceliny Kulikowskiej, Marii Dulębianki, Anny Świrczyńskiej, Zofii Ameisenowej, Marii Turzymy, Teresy Rudowicz, Wandy Bobkowskiej, Sary Schenirer oraz Pauliny Wasserberg.

Wymienione kobiety zasłużone, których biografie są częścią tomu pierwszego „Krakowski szlak kobiet. Przewodniczka po Krakowie emancypantek” pozostawiły po sobie spuściznę w postaci „biografii z czynem”. Z kolei zebrane głosy wielu kobiet to „spuścizna pozostawiona współczesnym w postaci praw wyborczych, prawa do studiowania, prawa do pracy, przełamywania ograniczających społecznych wyobrażeń o rolach płci” jak pisze Natalia Sarata we wstępie tomu. To nie bagatela uzyskać bezpośredni biogram i wgląd w pamięć jednostki, która zbyt długo była zbyta milczeniem. Kobieca opowieść miniona nie miała szans na utrzymanie się w pamięci zbiorowej jeśli kursowała tylko i wyłącznie w sferze domowej. Nie wiadomo właściwie jak przebiegał transfer wiedzy o sufrażyzmie, w tym rozwój i wdrażanie zdobyczy cywilizacyjnych oraz nowych idei modernizmu dajmy na to w poszczególnych warstwach społecznych czy zakładach pracy gdzieś pomiędzy ulicami krakowskiego rynku a także na szerokich przedmieściach. Dla wielu sama myśl o aktywności kobiecej w srogich czasach dla jakichkolwiek ruchów emancypacyjnych jest pytaniem nieomal retorycznym. Nie komentowało się też wówczas rzecz jasna spraw światopoglądowych. Na zawsze pozostanie pytanie jaką rzeczywistość widziały i zwalczały w swojej zwykłej codzienności emancypantki, dziś duchowe przewodniczki nowych generacji.

Dlatego każda z trzynastu herstorii opowiedzianych w rozdziale II. jest cegłą podtrzymującą dyskurs kobiecy. Autentycznym listem o tytanicznej pracy do każdej z nas, z obowiązkiem nie zmarnowania przekazanej treści.

Przeczytanie każdej opowieści z tomu wyzwala niesamowitą mieszankę emocji, nazwisk, ulic i informacji istotnych do zapamiętania. Fantastycznie czyta się krótki aczkolwiek spójny portret Marii Orwid (1930-2009) autorstwa A. Bednarczyk oraz I .Hajdarowicz. Orwid była uznaną ekspertką w dziedzinie psychiatrii a także inicjatorką jednego z pierwszych badań nad psychicznymi skutkami wojennych przeżyć obozowych. Co najważniejsze, jej przełożony Antoni Kępiński uznał ją za swoją następczynię i kontynuatorkę jego metod pracy z pacjentami w późniejszej Klinice Psychiatrii Dzieci i Młodzieży w Krakowie. Jej wkład oraz innowacyjne badania przyniosły jej uznany zaszczyt także w środowisku międzynarodowym.

Większość kobiet emancypantek nie miała takiego szczęścia jak Maria Orwid. Portret Zuzanny Ginczanki (1917 – 1944) spisany przez Olgę Andrynowską to portret ofiary Holokaustu, który okazał się splotem tragicznych faktów z czasów pożogi wojennej. Doceniona dopiero w latach 90. XX wieku odkrywana powoli na kartach swojej poezji jest silnym głosem w pełni zasymilowanej feministki. Ginczanka a właściwie Zuzanna Polina Gincburg pisze pięknie i proroczo jakby „Przeznaczeniem niektórych jest mieć za mało o szczęście lub za wiele o nudę”. Mieć o wiele za nudę nigdy jej nie dotyczyło.

W kolejnych naszkicowanych biografii pełno jest bezkompromisowości i wierności swoim zasadom. Mowa tutaj o pionierkach działalności oświatowej tj. Marcelinie Kulikowskiej (1872 – 1910) oraz Kazimierze Bujwidowej (1867 – 1932) czy wydawczyni i redaktorki Marii Turzymy (ok.1860 – 1922), która wraz z K. Bujwidową prowadziła aktywną kampanię na rzecz dopuszczenia kobiet do wyższych uczelni. Pierwsza z omawianych M. Kulikowska miała w swojej biografii pewien skandal, związany z jej ateizmem. Nie bez znaczenia jest też rok 1905, w którym to skandal odbił się głośnym echem po Galicji.

K. Bujwidowa była „od urodzenia społecznicą” oraz jak ją w jednym z listów opisał mąż Odon Bujwid „współzałożycielką I Gimnazjum Żeńskiego w Krakowie dla kobiet pragnących uzyskać wyższe wykształcenie. I będzie przed śmiercią żałowała, ze tak mało zostaje z jej działalności. A dr Hulewicz poświęcił jej obszerną biografię jako przodowniczce ruchu kobiecego, wespół z kilkoma innymi wybitnymi niewiastami niosącymi pochodnię wolnej myśli. Cieszyłaby się teraz, widząc, że jednak jej wielka praca wydała owoce.

Ciekawym portretem jest ten napisany przez Katarzynę Zwolak o Marii Dulębiance (1858 – 1919) znanej głównie ze związku z Marią Konopnicką. Prawdą jest jednak, że M. Dulębianka miała swoje fantastyczne zasługi w powstaniu niepodległego państwa polskiego oraz uzyskaniu przez kobiety praw wyborczych. Jej niezmożony optymizm i skuteczna działalność w kręgach kobiecych i narodowowyzwoleńczych są nie do przecenienia i nie pójdą z pewnością w zapomnienie. W podobnym tonie można wypowiedzieć się o Sarze Schenirer (1883 – 1935) uznanej za postać mityczną w środowisku ortodoksyjnych, żydowskich pedagogów. Żydowska pedagożka ze względu na wkład w nauczanie zyskała miano Matki Izraela i Matki Pokoleń.

Każda z opisywanych postaci to mnóstwo pracy niemierzalnej, prawie detektywistycznej. Odczytywaniem tego, co uznane było długo za miałkie i niegodne prac badawczych. Przeszukiwanie Wielkich Ksiąg Adresowych miasta Kraków, wielokrotne próby odczytania pamiętników (jeśli przetrwały), szperania w rodowodach i korzystania z przekazów ustnych. „Jedyna szansa była w odnalezieniu rodziny. To właśnie rodzinne archiwa i pamięć bliskich krewnych przechowują obrazy swych antenatek. Tam powiązane wstążeczkami leżą ich listy, w albumach można zobaczyć fotografie, a opowieści rodzinne ujawniają anegdoty.” jak trafnie zauważa Grażyna Kubica. Czasem jak w przypadku biogramu Wandy Bobkowskiej wymóg zbadania archiwum Parafii Ewangelickiej co G. Kubica skutecznie uczyniła.

Wszystkie wyżej naszkicowane a opisane w tomie „Krakowski szlak kobiet. Przewodniczka po Krakowie emancypantek” kobiety to z pewnością społeczniczki, obywatelki oddane sprawie kobiecej. Swoiste bohaterki her – storii, o czym wtedy jeszcze zajęte pracą u podstaw, nie wiedziały.

Recenzja „Prawdziwej historii Ireny Sendlerowej” Anny Mieszkowskiej – Agata Skowrońska

sendlerowaPrawdziwa historia Ireny Sendlerowej

Autorka: Anna Mieszkowska

Marginesy, 2014

 

 

Wiele mówi się o kryzysie autorytetu. Zastanawiałam się, z czego to wynika? Z braku postaci godnych tytułu autorytetu czy może z modnego ostatnio przeświadczenia, że każdy powinien sam siebie kreować, według tego co czuje i co dla niego jest wygodne? Każdy niech sam odpowie sobie na to pytanie, ja Wam mogę tylko powiedzieć, że w Polsce na pewno nie brakuje autorytetów.

O jednej z nich, Irenie Sendlerowej przeczytałam w jej biografii pod tytułem „Prawdziwa historia Ireny Sendlerowej” autorstwa Anny Mieszkowskiej. Jest to bohaterka, a nawet używając języka komiksu – superheroine najczarniejszych czasów w jakich przyszło do tej pory żyć Polakom i innym mieszkańcom naszego kraju, zwłaszcza Żydom. W dobie okrutnych masowych mordów, nienawiści i niemożliwego do wyobrażenia okrucieństwa, Irena Sendlerowa wykazała się wielkim sercem i jeszcze większą odwagą. W jej biografii możemy przeczytać, że w czasach okupacji niemieckiej zajmowała się ratowaniem dzieci żydowskich z rąk ich katów nazistów. Codziennie razem ze swoimi współpracownikami ryzykowała życie aby nieść pomoc innym.

Biografia bardzo wyczerpująco opisuje całe życie Ireny Sendlerowej, uzupełniając ważne informacje licznymi fotografiami oraz odbitkami dokumentów. W tym wydaniu dodany jest wywiad z córką wielkiej bohaterki, która opowiada także o ciemnych stronach bycia tak zaangażowaną społeczniczką, jaką była jej matka. Autorka świetnie prowadzi czytelnika przez kolejne rozdziały książki, lecz cały czas pozostaje w cieniu, przytaczając obszerne cytaty ze wspomnień bohaterki pozwalając samej Sendlerowej opowiedzieć swoją historię. A jest to historia bardzo wzruszająca i przejmująca oraz jednocześnie budująca wiarę w człowieka. Podczas jej czytania myślałam sobie, jak bardzo trzeba kochać drugiego człowieka, żeby codziennie narażać swoje życie dla niego, a nawet być o krok od kary śmierci, ponieważ Irena Sendlerowa miała zostać rozstrzelana na Pawiaku.

Gorąco polecam lekturę tej książki, gdyż opowiada ona prawdziwą historię o kobiecie z krwi i kości, która wykazała się prawdziwą odwagą i wielką dobrocią w czasach, gdy ludzie zapomnieli znaczenia tych słów. I niech nikt nie mówi, że brakuje nam autorytetów, wystarczy sięgnąć do naszej historii.

O najnowszej powieści Ingi Iwasiów ,,W powietrzu” pisze Aleksandra Magryta

,,W powietrzu” unosi się w powietrzu. I przenika oczami w głąb ciała. I ciało czuje i chce więcej i więcej. Smakuje, dotyka i budzi. Budzi tomagochi. A potem rozkłada na części.  I konstruuje na nowo. A w powietrzu unosi się wciąż…

Iwasiow_W_powietrzu_front

 

,,W powietrzu”

Autorka: Inga Iwasiów

Wydawnictwo: Wielka Litera, 2014

Książka posiada matronat Feminoteki

Kupując książkę w Księgarni Feminoteki 

wspierasz działania na rzecz praw kobiet

 

Najnowsza powieść Ingi Iwasiów ,,W powietrzu” kusi swoją niesamowitością i niesłychanie dobrym stylem pisarskim.  Główną bohaterką jest dziewczyna, która za pośrednictwem narracji pierwszoosobowej wprowadza czytelniczki i czytelników w najintymniejsze szczegóły swego życia.  Nie jest to bynajmniej romans z zarysowaną prostą i heteronormatywną fabułą. Historia ta  jest wielowątkowa i rozciągnięta w czasie, który dostarcza bogatej konstrukcji osobowości centralnej postaci powieści. Główna bohaterka rozpoczyna swą opowieść od… Pani-Cioci-Królowej, do  której ,,dużych, wyraźnie podniesionych przez bardotkę piersi” chciałaby się przytulić. Jest to przedszkolanka, pierwsza miłość. A po niej przychodzą nauczycielki – polonistki. A potem kolejne. A wraz z nimi inne potrzeby – już nie tylko chęć przytulania. Te kobiety są… różne. Niektóre z nich mają długie włosy. A długie włosy można ciągnąć i za ich pomocą ustawić kobietę w wygodniej pozycji. A gdy ta długowłosa liże, to można ją szarpać i głaskać.

Iwasiów w swojej najnowszej powieści dekonstruuje obraz patriarchalno-homofobicznego społeczeństwa. Jedną z bohaterek jest nauczycielka  biologii z liceum, która niczym ksiądz Oko straszy genderem – cywilizacją śmierci: ,,Odmalowała przed nami sugestywnie odrażające wizerunki homoseksualistów, konsekwentnie zwanych przez nią pederastami. (…) Byli też ekshibicjoniści. Właśnie. Po tych lekcjach trudno byłoby ulegać przedmałżeńskim pokusom. Stawiałoby to człowieka w jednym rzędzie z sadystami, zoofilami i pederastami nietrzymającymi kału.”
Iwasiów obśmiewa stereotypy wynikające z braku edukacji seksualnej. Jeden z mitów dotyczy antykoncepcji, której stosowanie powoduje, że kobietom rosną wąsy i znikają piersi, a na koniec odpada nos.

„W powietrzu” jest oddaniem nastrojów i emocji panujących w Polsce. Dotyczą one dylematów dotyczących przerwania ciąży, czy też wiktymizacji osób biseksualnych. Rzecz można, powieść Iwasiów jest wędrówką po krętej ścieżce socjalizacji, którą trzeba przejść.

Przeczytaj fragment powieści.

Aleksandra Magryta – działaczka feministyczna, germanistka, literaturoznawczyni. Współorganizowała pięć ostatnich Warszawskich Manif.  Studiowała na kierunku gender studies (studia podyplomowe) w PAN. W Femino- tece jest koordynatorką projektu „Staying Safe Online: Gender and Safety on the Internet”.

„Dostałam dużą dawkę sisterhoodu i swobodnie oraz niewymuszenie wykreowane postaci” – Natalia Skoczylas recenzuje We are the best! Lukasa Moodyssona

we are the best moodyssonWe are the best!

reż. Lukas Moodysson, wyst. Mira Barkhammar, Mira Grosin, Liv LeMoyne

Szwecja, Dania 2014

premiera polska: 24.10.2014

 

Co by było gdybyśmy nie mieli w głowie z góry utartych schematów? Gdybyśmy poświęcili chwilkę na zdziwienie zastanymi oczywistościami? Zapewne większość osób by się pogubiła.

Ale nie bohaterki najnowszego filmu Lucasa Moodyssona ‘We Are the Best!” osadzonego w Sztokholmie lat ’80. Klara i Bobo słuchają szwedzkiego punka, same ścięły sobie na krótko włosy, noszą powyciągane swetry i nie boją się pytać ‘dlaczego?’ głośno i donośnie. Dlaczego nie możemy mieć zespołu? Dlaczego nie zadzwonić do chłopaków z zespołu punkowego, z którymi przeczytały wywiad w gazecie? Dlaczego nie mogą dostać za darmo frytek skoro są głodne, a restauracja i tak generuje wielkie zyski? Dlaczego nie brać z ulicy śmieci, skoro komuś się już nie przydadzą a im tak? Są szczere i bezpretensjonalne, ale nie agresywne. Denerwują je ćwiczenia na wfie, to spontanicznie tworzą piosenkę o wrednym sporcie. A później namawiają do partycypacji Hedvigę, grzeczną i bogobojną dziewczynę, która nie ma znajomych, bo przecież ‘to polityczne stawać po stronie słabszych’. Nie trzeba wiedzieć wszystkiego i być dorosłym, aby czuć. A one czują bardzo dużo i nie dają się stłamsić. Mówią.

Mocnymi stronami filmu są jego tempo, muzyka i dialogi. Żadnych dłużyzn, niekiedy wręcz gagi, które nie zmierzają do jakiś konkretnych happy-endów. Przyjemność oglądania płynie z samego oglądania, fabuła jest prosta i w większości radosna. Nie znaczy to, że dziewczyny nie mają problemów i smutków, ale reagują na nie w sposób bezczelny i naturalny – ‘na tym polega punk!’. Zabierając się za film, nieco bałam się tanich wzruszeń i patosu. Zamiast tego dostałam dużą dawkę sisterhoodu i swobodnie oraz niewymuszenie wykreowane postaci. W obsadzie pojawił się poza debiutującymi głównymi bohaterkami, także: David Dencik (znany z m.in. „Szpieg”, „Braterstwo”) w roli nieco zwariowanego ojca Klary.

Lukas Moodysson, zarówno reżyser jak i scenarzysta filmu, z niezwykłą wrażliwością i spostrzegawczością przedstawia bohaterki i elementy dorastania. Klara, Bobo i Hedviga różnią się temperamentami, mówią i zachowują się zgodnie z tym czego można oczekiwać po dziewczynach w ich wieku, nie ma tu atmosfery zadęcia starych-malutkich, ani grama przesady.

Myślę, że ‘We Are the Best!” to film, który może spodobać się każdej grupie wiekowej. Mi było po nim bardzo wesoło, choć z odrobiną zazdrości, że takich koleżanek w gimnazjum nie miałam…

Natalia Skoczylas: Studentka prawa na Uniwersytecie Warszawskim, pisze pracę magisterską z zakresu kryminologii. Uczestniczy w projekcie badawczym dotyczącym odbywania kary pozbawienia wolności przez cudzoziemców w Polsce. W Feminotece zajmuje się tworzeniem podstrony prawnej.

„Mundra” w recenzji Agnieszki Sosińskiej

mundraMundra
Autorka: Sylwia Szwed
Czarne, 2014

Recenzuje: Agnieszka Sosińska

 

Sylwia Szwed w rozmowach z położnymi dociera do źródeł naszego życia. Odkrywa  historię tyleż uniwersalną, co niezwykłą. Poród.

Autorka tworzy w swojej książkę przestrzeń dla wypowiedzi tytułowych mundrych, tych, których wiedza kiedyś otoczona była ogromnym powszechnym szacunkiem. Wyjątkowa i otoczona tajemnicą, intymnością, choć tak powszechnie potrzebna – wszak przy narodzinach każdego, lub prawie każdego dziecka obecna była babka, mądra, akuszerka, kobieta która babiła i która wiedziała. Brała w swoje doświadczone, mocne, sprawne ręce życie rodzącej kobiety i rodzącego się dziecka.

Nie jest to jedyny, ale na pewno szczególny zawód (a może raczej: posługa?), który od lat będąc przypisany kobietom, stosunkowo niedawno stał się domeną mężczyzn, męskiego budowania i stosowania wiedzy, męskiej kontroli. Rozmówczynie Sylwii Szwed przytaczają historie sal szpitalnych, w których panowała doskonała czystość i takiż rygor. Podporządkowanie rodzących, dzieci i samego porodu szpitalowi, instytucji totalnej wiązało się z postawieniem na pierwszym miejscu lekarza. Co to oznaczało dla położnych? Podrzędne w stosunku do lekarzy traktowanie, niższe zarobki, brak lub ograniczoną możliwość podejmowania decyzji, które często bliskie były doświadczeniu rodzących kobiet.

Z całą pewnością doborowi opowieści, jakie zebrała Sylwia Szwed nie można jednak zarzucić jednowymiarowości. Mamy tu historie zebrane na przestrzeni niemal stulecia. Znalazło się miejsce na różne głosy, podejścia i doświadczenia. Bo przed szpitalem totalnym było przecież odbieranie porodów w czasie wojny. Po nim zaś stopniowo nastąpiła prawdziwa fascynująca rewolucja w polskim położnictwie., którą możemy śledzić podążając za świadectwem jej uczestniczek, inicjatorek i oponentek.

Czy owa rewolucja była potrzebna? Czy jest to rewolucja zakończona sukcesem? Teściowie jednej z bohaterek cieszyli się, gdy ta postanowiła zostać położną, bowiem w Skandynawii znane jest powiedzenie na określenie męża położnej – to mężczyzna, który nigdy nie będzie się musiał martwić o swój byt. Praca położnej jest bowiem otoczona powszechnym poważaniem, samodzielna i godnie wynagradzana. Inna opowiada, jak reagowały jej koleżanki położne pracujące wraz z nią w Tanzanii, gdy zaczęła proponować kobietom poród w kucki zamiast na leżąco. Bo – jak mówi i właściwie to zdanie mogłoby być mottem książki – nie ma jednego sposobu na rodzenie.

 

Agnieszka Sosińska – Socjolożka, absolwentka Instytutu Filozofii i Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. Działaczka i badaczka społeczna. Napisała pracę magisterską o Kongresie Kobiet Polskich widzianym oczami liderek polskiego feminizmu. Przygodę z Feminoteką zaczynała jako studentka Gender Studies w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego. Członkini Gendermerii. Interesuje się ruchami społecznymi i społeczną sytuacją kobiet. W wolnych chwilach pisze, tłumaczy i podróżuje.

Feminoteka poleca: „Obce. Reaktywacja – Szkice” Katarzyny Zdanowicz-Cyganiak

obce reaktywacjaObce. Reaktywacja – Szkice
Autorka: Katarzyna Zdanowicz-Cyganiak
Uniwersytet Ekonomiczny w Katowicach, 2013

 

Katarzyna Zdanowicz-Cyganiak szuka odpowiedzi, jak we współczesnej poezji kobiet pojawia się temat inności i obcości. Autorka, przyglądając się różnorodnym wizerunkom Innego,  poszukuje odpowiedzi na pytanie: czy owe wizerunki są rekonstruowane w obrębie współczesnej liryki kobiet i w jakim zakresie jest dokonywana ewentualna modyfikacja.

 

Katarzyna Zdanowicz-Cyganiak nie napisała jednak monografii poezji kobiecej — jej celem nie był ogląd całości zjawiska, a jedynie opis sprofilowany kategorią inności/obcości, brała więc pod uwagę przypadki najbardziej reprezentatywne, stworzyła, można by rzec, pewne „modele” obcości w polskiej poezji najnowszej (na wybranych przykładach). Zarówno wybór poetek (m.in. Izabela Filipiak, Genowefa Jakubowska-Fijałkowska, Elżbieta Michalska, Eda Ostrowska, Ewa Sonnenberg, Jolanta Stefko), jak interpretacja ich wierszy są w pełni przekonujące; można by powiedzieć, że stanowią kluczowe punkty mapy, którą można co prawda poszerzać i uszczegóławiać, ale będzie ona stanowić punkt odniesienia dla przyszłych kartografów.

Fragment recenzji dr hab. Aliny Świeściak

Katarzyna Zdanowicz-Cyganiak – pracowniczka naukowa Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach (Samodzielny Zakład Dziennikarstwa Ekonomicznego i Nowych Mediów). Autorka książki Kto się boi Marii K.? Sztuka i wykluczenie (2004), artykułów naukowych, recenzji, wywiadów oraz zbiorów poetyckich, m.in. Szkliwo (2000; Nagroda Literacka im. W. Kazaneckiego), Jak umierają małe dziewczynki (2003; wyróżnienie Biblioteki Raczyńskich), ciemność resort spa (2013). Stypendystka w dziedzinie literatury: Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Prezydenta Miasta Białegostoku, Marszałka Województwa Podlaskiego.

Aleksandra Magryta o „Domu wzajemnych rozkoszy” Hanny Samson

dom_wzajemnych_rozkoszyO rozkoszy w najnowszej powieści Hanny Samson objętej matronatem Feminoteki pisze Aleksandra Magryta

Rozkosz. Moja. Twoja. Jej. Jego.  I dziś i jutro. Wspólnie z MacCipką. Z MacPenisem też.

W domu.  Jednym domu,  wspólnym domu. I w internecie. I w telewizji.

 

Powieść Hanny Samson Dom wzajemnych rozkoszy jest fantastyczną powieścią,  od której nie sposób się oderwać, pochłania, powoduje zatracenie się.

Dom wzajemnych rozkoszy przypomina wprawdzie Dekameron Boccacia, ale historie spod pióra Samson są ciekawsze, a tło powieści bardziej zaskakujące.

Dom wzajemnych rozkoszy jest wspólnym domem uczestniczek i uczestników, którzy  to przyciągnięci wizją wygrania miliona Euro decydują się wziąć udział w erotycznym reality show.  Erotyzmu i dużej ilości seksu pilnują MacCipka i MacPenis.

Zadaniem uczestniczek i uczestników jest opowiedzenie takich historii kipiących seksem, które najbardziej podniecą widzów i widzki przed odbiornikami telewizyjnymi. Zadanie dość trudne, ale wszyscy starają się dzielnie z nim zmierzyć. I snują te swoje opowieści. Raz to Mirek próbuje rozerotyzować oglądających Dom wzajemnych rozkoszy. Innym razem Jowita próbuje podniecić słuchających jej historii. I właściwie wszyscy próbują zaprezentować się jako mistrzynie i mistrzowie opowieści o seksie. I faktycznie wiele historii opowiedzianych przez uczestniczki i uczestników podnieca. Czasem nawet bardzo. Tak bardzo, że ma się ochotę być w tej historii,  tak jak w chociażby w tej historii:

,,Nagle usiadł obok moich nóg, kazał mi zgiąć je w kolanach, co zrobiłam, a on uklęknął na końcu posłania i ostrym ruchem podniósł moje nogi do góry i rozsunął, by to, co jest między nimi,  było widoczne. (…)  Stali u moich nóg stłoczeni, głowa przy głowie, wpatrzeni w moją kobiecość w napięciu, on był najbliżej, a oni za nim (…)”.

Smaku opowiadanym historiom dodaje element grozy. Otóż, bohaterki i bohaterowie padają jak muchy, jedna po drugim w niewyjaśnionych lecz zawsze takich samych okolicznościach. Na podłodze w łazience.

Dom wzajemnych rozkoszy Hanny Samson jest świetnie napisaną powieścią. Autorka wplatając w narracje mądrości ludowe i wiedzę potoczną nadaje rytm fabule. Każda historia zostawszy przerwana, po to aby, być w odpowiednim momencie kontynuowana. I to w taki sposób, że powieść pozostaje koherentna do końca. Jest to nie lada wyczyn patrząc na strukturę powieści, w której zachowana zostaje polifoniczność.

Dom wzajemnych rozkoszy daje nie tylko rozkosz, ale też edukuje. I nie mam tu na myśli edukacji technik seksualnych bynajmniej, lecz edukację w zakresie antydyskryminacyjnym. I to nie tylko ze względu na orientację seksualną, ale też na pochodzenie i płeć.

Hanna Samson nie zapomina w swojej książce o kobietach – konsekwentnie używa żeńskich końcówek, dzięki czemu stwarza podmiotowość kobiet.

Obok Domu wzajemnych rozkoszy nie da się przejść obojętnie. Trzeba do niego wejść i podążyć  za rozkoszą. Za rozkoszą czytania.

***

Książka dostępna jest w księgarni fundacji Feminoteka. http://www.feminoteka.pl/ksiegarnia/product.php?id_product=925

Serdecznie zapraszamy!

***

Hanna Samson

Dom wzajemnych rozkoszy

Czarna Owca

Warszawa 2014

Matronat Feminoteki

 

Aleksandra Magryta – literaturoznawczyni, germanistka, aktywistka społeczna: organizuje Warszawskie Manify.  W Feminotece koordynuje projekt „Staying Safe Online: Gender and Safety on the Internet”

„Oblicza kina queer” w recenzji Natalii Skoczylas

oblicza_kina_queerOblicza kina queer

Autorka: Małgorzata Radkiewicz

ha!art, 2014

 

tekst: Natalia Skoczylas

 

W swojej najnowszej książce, filmoznawczyni i koordynatorka Podyplomowych Studiów z Zakresu Gender UJ, Małgorzata Radkiewicz w sposób naukowy przedstawia związki kultury queer z kinematografią – wzajemne przenikanie i niejednoznaczność w odbiorze.

W części wprowadzającej autorka odnosi się do samej problematyki queer, stanowisk głównych badaczek i badaczy tematu. Następnie, w ujęciu teoretycznym kina queer, przedstawia obszary którymi się ta dziedzina zajmuje, ich kulturowo – społeczne uwarunkowania, przypuszczalne cele oraz mnogość elementów, które mogą świadczyć o przynależności do systematyki queer. W zdecydowanie najobszerniej części – rozdziale „New Queer Cinema”, Małgorzata Radkiewicz analizuje temat pod kątem historycznym, dynamikę czasów, wskazuje na powtarzalne i specyficzne środki wyrazu (przerysowane postaci drag lub kamp) stosowane przez twórców i twórczynie, różnorodne i wielopłaszczyznowe pojęcie ‘Inności’, niekiedy nakładające się na siebie. Następnie omawia pojęcie cross-dressingu i filmy z elementem transgenderowym, ich różne ujęcia, czasem w zależności od gatunku. Na koniec autorka przedstawia tematy i bohaterów kina queer. Choć w całej rozprawie jest ich gęsto, są analizowani z różnych perspektyw, to tutaj nacisk położony jest na ich niejednoznaczność; są to motywy filmowe, w których kwestia tożsamości i seksualności nie jest przedstawiona jednoznacznie, lecz przełamuje sztywne ramy, tradycyjne normy zachowań i relacji międzyludzkich.

Jak się okazuje, filmy queer to dość szerokie spektrum pod względem tematyki (np. kino lesbijskie, problem AIDS, niejednoznaczne płciowo postaci z kreskówek i innych animacji, ‘coming-out’ i wiele innych), jak również pod względem gatunkowym. Wśród przykładów przedstawionych przez autorkę są zarówno melodramaty, jak thrillery, kino drogi, animacje, filmy obyczajowe i fantasy, a także filmy dokumentalne. Autorka wskazuje, iż nie zawsze odbiór filmu jako filmu queer jest przez autorów zamierzony. Czasem ma to być element komediowy, a czasem służący demonizacji bohatera/bohaterki. A czasami samo to co publiczność wie o autorze/autorce filmu już czyni go filmem querrowym.

Odbiór książki, a właściwie rozprawy naukowej, która ze względu na swój charakter i niekiedy chaotyczność wątków i nawiązań wymaga koncentracji i skupienia, ułatwiają kadry z dzieł, do których autorka nawiązuje, które analizuje i których fabułę w skrócie przybliża czytelnikowi/niczce.

Natalia_SkoczylasNatalia Skoczylas – Studentka prawa na Uniwersytecie Warszawskim, pisze pracę magisterską z zakresu kryminologii. Uczestniczy w projekcie badawczym dotyczącym odbywania kary pozbawienia wolności przez cudzoziemców w Polsce. Wolontariuszka Feminoteki, zajmuje się tworzeniem podstrony prawnej. 

Wspaniała opowieść o współczesnych kobietach – recenzja „Zaziemia” + konkurs!

zaziemie_nowaZaziemie
Autorka: Jana Šrámková
7/8, 2014

Recenzuje: Maria Paska

 

Rola kobiety to dziś gorący temat, ale czy jest tak również w literaturze?

Mam wrażenie, że Sramkova jako pierwsza napisała o problemach i dylematach kobiety pracującej i jednocześnie posiadającej rodzinę. To zagadnienie jest moim zdaniem bliskie wielu kobietom w dzisiejszych czasach, kiedy możemy wybierać między karierą, rozwojem artystycznym czy tradycyjnym prowadzeniem domu. Niemal każda kobieta to superwomenka, więc zazwyczaj decydujemy się na wszystko naraz.
Podobnie Jana Sramkova, która w tej na poły biograficznej powieści cały czas odwołuje się do babci, ideału kobiecości ze swoich lat dziecinnych. Która z nas nie myślała czasem zazdrośnie o mamie bądź babci „jak ona to robi?!”? Poza tym, autorka pisze w żartobliwy sposób o kondycji współczesnej intelektualistki, która jest przecież także… kobietą, i chce być atrakcyjna. Ci, którzy czytali fragment o zumbie, będą wiedzieli o co chodzi. Ja śmiałam się do łez – to było bardzo życiowe.
Wszystkie te wątki składają się na całość, która przetwarza w oryginalny sposób klasyczyny motyw literacki o stawaniu się dorosłym. Powiedzieć, że „Zaziemie” to powieść inicjacyjna to może przesada…ale w sumie dlaczego nie?
Na zakończenie, „Zaziemie” to barwna opowieść o naszych południowych sąsiadach – naszpikowana historyczno-kulturowymi aluzjami. Fragmenty o wojnie są przejmujące i czyta się je z zapartym tchem. A rozdziały bardziej nam współczesne kręcą łezkę w oku, gdyż ta babcina żółta kanapa tak bardzo przypomina nasze swojskie zestawy wypoczynkowe i meblościanki.
Wreszcie, „Zaziemie” to literatura nie tylko pełna treści, ale posiadająca również ciekawą formę. Narracja przypomina strumień świadomości, lecz niech Was nie zmyli jego „przypadkowość” – u erudytki Szramkovej wszystko jest doskonale zaplanowane. No i czyta się po prostu świetnie!

 

Konkurs! Mamy dla Was egzemplarz „Zaziemia”. Prosimy o komentarz z odpowiedzią na pytanie – jaką nagrodę Jana Sramkova otrzymała za książkę „Hruškadóttir”?

Komentarze będą ukryte aż do losowania.

Zwyciężczynię / zwycięzcę wylosujemy w  poniedziałek, 7 lipca, godz. 18:00

Ciało w ciało z matką, czyli o najnowszym komiksie Alison Bechdel – recenzuje Aleksandra Magryta

Jesteś moją matką?

Alison Bechdel

Tłumaczenie: Paulina Piotrowska

Wydawnictwo: Timof Comics, Warszawa 2014

 

Gdy Alison Bechdel miała 7 lat, to jej mama przestała całować ją na dobranoc.  A gdy stała się dorosła, to matka nie zaakceptowała homoseksualizmu Alison. Nie wygląda to na idealną relację matka-córka.  I taką też nie jest.

Jesteś moją matką? jest długo wyczekiwaną drugą częścią powieści graficznej Alison Bechdel. Jesteś moją matką? można traktować jako historię zaczynającą się tu i teraz, z początkiem na pierwszej karcie komiksu. Główną protagonistką jest występująca w narracji pierwszoosobowej kobieta nosząca się z zamiarem napisania historii o swojej matce. Wydawać by się mogło, że w związku z tym historia będzie banalna i powiewająca nudą. Jednak nic bardziej błędnego. Jest to wspaniała wędrówka po pełnym ostrych zakrętów i wybojów świecie wewnętrznym wrażliwej kobiety.

Jesteś moją matką? ma znamiona tragikomedii, w której trzy postaci stanowią centralne role w życiu protagonistki.

Terapeutka. Na imię jej Carol.

Terapeutka. Na imię jej Jocelyn.

I matka. Matka szlochająca ,,Boże, dlaczego ja?”.

Gdy pierwsza terapeutka decyduje się zrobić kurs na psychoanalityczkę, to zaraz, kilka rysunków dalej, okazuje się, że druga terapeutka jest właśnie w trakcie robienia specjalizacji. Raz Jocelyn jest tą słuchającą, innym razem jest to Carol. Jedna wspiera. Druga również. To  one będą metaforycznie ciało w ciało z Alison. Najpierw pierwsza terapeutka będzie darzyć swoją uwagą  Alison, której to nie otrzymuje od wciąż gadającej matki, tworząc z nią w ten sposób symbiotyczny twór. Owa symbioza będzie miała kontynuację z drugą terapeutką. I również będzie substytutem dla relacji  matka-córka. I to one właśnie – te dwie terapeutki – staną się bliższe Alison.

bechdel wnętrze

Lukę po obecnej, a mimo to nieobecnej,  matce wypełnią też częściowo partnerki Alison. To z nimi zrealizuje relację  w ciało w ciało, tylko że w sensie bardziej dosłownym.

A gdzie w tym wszystkim jest matka?

Gdzie jej ciało?

Gdzie głos matki?

Gdzie dobre słowo matki?

Gdzie bliska relacja?

I dlaczego w historii Jesteś moją matką?  ma powstać  druga historia o matce nadająca bieg głównej historii? I czy powstanie?

O tym w najnowszej książce Alison Bechdel Jesteś moją matką?

Jesteś moją matką? jest dostępna w Księgarni Feminoteki.

 

Aleksandra Magryta – literaturoznawczyni, germanistka,abosolwentka GenderStudies i aktywistka społeczna. Organizuje Warszawskie Manify.  W Feminotece koordynuje projekt „Staying Safe Online: Gender and Safety on the Internet”

O „Matce Feministce” Agnieszki Graff – Julita Maciocha

 

graff_miniAgnieszka Graff „Matka Feministka”

Wydawnictwo Krytyka Polityczna, 2014

 

Recenzuje: Julita Maciocha

Najnowsza książka Agnieszki Graff „Matka Feministka” wywołała gorącą debatę zarówno w kręgach feministek, jak i wśród kobiet, które z zasady „odcinają” się od feminizmu. Książka, będąca swego rodzaju prowokacją zajmuje się tematem macierzyństwa, które według autorki jest kwestią zaniedbaną i osieroconą przez ruch kobiecy. Feminizm omija temat zależności i więzi, wysuwając na pierwszy plan równouprawnienie na rynku pracy, autonomię i przedsiębiorczość kobiet.

Książka składa się z dwóch części: w pierwszej autorka podejmuje się analizy ekonomicznego, społecznego, ale także emocjonalnego wymiaru macierzyństwa, zastanawiając się nad możliwościami politycznej oraz kulturowej zmiany statusu matek w Polsce. Celem tych artykułów i wystąpień jest upolitycznienie macierzyństwa i przedefiniowanie roli kobiety – według Agnieszki Graff neoliberalny model oparty na samodzielności, przedsiębiorczości i dyspozycyjności jest niepełny, gdyż lekceważy doświadczenie macierzyństwa, a więc doświadczenie większości kobiet.

Druga część książki jest zbiorem felietonów publikowanych w „Dziecku” i „Wysokich Obcasach”, które traktują temat macierzyństwa „z przymrużeniem oka”, są bardziej zanurzone w domowości, chociaż nie są one oderwane od kwestii politycznych.

W moim odczuciu to ta pierwsza część książki jest szczególnie ważna, gdyż nagłaśnia temat doświadczenia macierzyństwa w kraju, gdzie funkcjonuje przekonanie, że rodzina jest najważniejszą wartością, co bynajmniej nie przekłada się na ilość środków przeznaczanych na politykę rodzinną.

Osobiście uważam, że nie każda kobieta musi odnajdywać się w narracji Agnieszki Graff. Są różne doświadczenia macierzyństwa, inne pomysły i perspektywy na rodzicielstwo. Zgadzam się natomiast z postulatem, że feminizm musi zabierać głos w tej debacie, reprezentować interesy nie tylko tych kobiet, które stawiają na rozwój zawodowy, ale także tych, które decydują się zostać w domu. Książka Agnieszki Graff pokazuje, jak realne są dylematy i potrzeby kobiet. Stawia pytania o kształt społeczeństwa, które powinno być tak zorganizowane, aby praca kobiet przestała być niewidzialnym zapleczem dla rynku. Gdzie opieka nad innymi będzie miała realną wartość i będzie brana pod uwagę podczas kształtowania polityki społecznej.

Postulat umatczynienia Polski to postulat włączenia tematu macierzyństwa i problemów związanych z wychowywaniem dzieci w obszar zainteresowań feministek. To postulat głośnego mówienia o konkretnych bolączkach matek w Polsce: o prawie do świadczeń, o infrastrukturze opiekuńczej, potrzebie równościowego dowartościowania ojcostwa, trudnościach w łączeniu pracy zawodowej i rodzicielstwa. Autorka dotyka też ważnej kwestii wrażliwości i odpowiedzialności społeczeństwa w stosunku do rodziców wychowujących małe dzieci. W kraju, którego system społeczny oparty jest na zastępowalności pokoleń, warto zadać sobie pytanie, czy społeczeństwo ma jakieś zobowiązania wobec tych, którzy się na dzieci decydują, warto zobaczyć system, a nie tylko jednostkę. Agnieszka Graff idzie jeszcze dalej, podejmując się krytyki neoliberalizmu, który promuje indywidualizm a deprecjonuje wartości wspólnotowe, dotyka zarówno problemu ojcostwa, równościowego modelu wychowania, ale i przedefiniowania modelu „Matki Polki”, który się wyczerpał.

Mimo, że książka Agnieszki Graff może momentami irytować i można z nią polemizować – jest ważną publikacją, bo skłania do rozmowy na tematy, których ciągle jest za mało w dyskursie publicznym. Tworzy płaszczyznę do dyskusji nie tylko o kształcie polskiego feminizmu, ale również państwa i jego odpowiedzialności za problemy obywateli.

Julita Maciocha – stażystka w Feminotece. Absolwentka germanistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Dzieli czas między Warszawę, Lublin i Wiedeń, gdzie mieszkała i studiowała Gender Studies. Pisze pracę na temat obrazu kobiet z niepełnosprawnościami w polskich mediach. W wolnym czasie je długie śniadania i dużo czyta.

Inga Iwasiów: Recenzja wydawnicza tomu „Granice Nałkowskiej”

Granice Nalkowskiej (1)

Prof. dr hab. Inga Iwasiów

Instytut Polonistyki i Kulturoznawstwa

Uniwersytet Szczeciński

RECENZJA WYDAWNICZA TOMU GRANICE NAŁKOWSKIEJ

Pod red. Agaty Zawiszewskiej

Recenzowana monografia w pewien sposób nawiązuje do sprawdzonej formuły książek wydawanych w Uniwersytecie Szczecińskim w cyklu Rozbiory: pretekstu do pracy twórczej dostarczyła tym razem powieść Zofii Nałkowskiej, pozornie dokładnie „przeczytana” przez historyków literatury, na co zwraca uwagę autor jednego z artykułów Piotr Krupiński, wyrażając samopoczucie badaczy/badaczek kanonicznych dzieł, zanurzonych w rezerwuarze cudzych odczytań. Obawy te okazały się niepotrzebne, gdyż jedną z obwiedzionych krytycznym namysłem granic są ograniczenia języka teorii, stawiające Zofię Nałkowską zarazem w centrum i jednak na ściśle wyznaczonym terytorium literaturoznawczej i literackiej tradycji.

Autorki i autorzy nie poprzestali tym razem na roztrząsaniu jednego utworu, lecz podążali drogą wyznaczoną przez metaforę, uzupełniając w ten sposób słownik użytecznych pojęć krytyki feministycznej, do której praca ta przynależy. Metafora granicy jest w moim przekonaniu nie mniej poręczna niż np. metafory „własnego pokoju”, „wariatki na strychu”, „Innej”, „siostry Szekspira” czy imaginarium macierzyńskie. Co ciekawe, graniczność, bycie na granicy dobrze przystają do doświadczeń pisarskich Zofii Nałkowskiej i następujących po niej autorek, a także do wyrażanego wielokrotnie przez kobiety poczucia społecznego, politycznego i egzystencjalnego (nie)przynależenia przy jednoczesnym odczuciu ciasnoty, braku ruchu, nieznośnej zależności od norm. Zarówno tradycyjny język historii literatury, jak i nowe koncepty filozoficzne, na przykład nomadologia Rosi Braidotti mogą być wyrażone przy pomocy pojęcia graniczności.

Autorki i autorzy tomu poszukują tego pojęcia u źródła, w tak zatytułowanej powieści, zwracając zwłaszcza uwagę na limity jej recepcji, ograniczenia stylów lektury, ale też próbując nowych narzędzi do ponowionej pracy rozbioru. Wykraczają jednak poza Granicę, sondując na różne sposoby tematy, poetyki, światopogląd, biografię Zofii Nałkowskiej i dzieje jej wchodzenia-wychodzenia poza główny nurt literatury polskiej.

Tom ten ma więc znaczenie wykraczające poza historycznoliterackie porządki i przymiarki do nowej lektury starego, kanonicznego przecież tekstu. Ewa Graczyk w artykule Nie tylko słowa w kapitalny sposób wyznacza możliwe korzyści, jakie możemy odnieść, postępując za autorkami i autorami tomu. Graczyk pyta raz jeszcze, jak to się dzieje, że studia nad twórczością kobiet nie skutkują istotnymi przesunięciami w kanonie literackim, zwłaszcza w obrazie polskiego modernizmu. Wychodzi od paraleli Nałkowska-Gombrowicz, którą rozważała także wcześniej, by dać nową wykładnię dziwnego splotu przesuwających się granic w świecie literackim i społecznym. Graczyk pisze:

Pisarki w swoich tekstach znajdywały się na obszarze sprzecznych dążeń, podwójnych wymagań: czego innego chciały od nich czytelniczki, czego innego „wyrobieni czytelnicy”, krytycy reprezentujący wielką instytucję męskich homospołecznych więzi, do której właśnie wchodziły. Amorficzny kształt powieści realistycznej w jakiejś części umożliwiał twórczyniom łączenie tych sprzecznych dążeń; to w powieściach dokonywały one nieustannego zderzania czasów, trybów i modalności; to w powieściach koegzystowały ze sobą ich fantazmaty i diagnozy; czas przyszły z ciągłym powrotem traum i urazów; wymiar „realistyczny” przenikały wątki utopijne, baśniowe czy teologiczne. Pisarki używały metafor i sekwencji narracyjnych do wyrażania swych nieakceptowanych kulturowo pożądań, wypowiadały poprzez różnego rodzaju tropy literackie swoją wolę bycia sobą, eksplorowały własną nieświadomości; wpisywały w swoje utwory sceny tworzenia, plan refleksji metatekstualnej. Dziewiętnastowieczne landary powieściowe mieściły to wszystko, ale i pochłaniały prawie bez śladu, to znaczy czyniły skomplikowane działania autorskich kobiecych podmiotów czymś niewidzialnym z punktu widzenia dominującej perspektywy męskocentrycznej. Zresztą nie tylko z tej perspektywy – odzyskanie aspektu subwersywnego tego rodzaju pisarstwa jest zadaniem trudnym i budzącym wiele sporów także z perspektywy dzisiejszej krytyki feministycznej.

Istotnie, czytanie Nałkowskiej może ułatwić nam namysł nad czytaniem „w podwójnym standardzie”, który tak dookreśla Ewa Graczyk: „kobiece ja w literaturze zawsze jest o krok od konwencji niewiarygodnego narratora, że wlecze ze sobą w głąb tekstu drugorzędność, nieważność społecznej i egzystencjalnej sytuacji kobiety”. Artykuł podważa także utarte klasyfikacje powieści kobiet jako psychologicznej, czyli gorszej, „dla kobiet”, uwikłanej w potrzeby wiernego, kobiecego audytorium. Badaczka pyta – jak wygląda wobec tej klasyfikacji przenikliwość (lub jej brak) psychologiczna narracji Gombrowicza? Próba Graczyk stanowi w moim przekonaniu faktyczną wskazówkę w sprawie tego, jak można przesunąć pole literaturoznawczej gry, nie biadając nad nieoczywistą wartością pisarstwa kobiecego.

Choć Granica zajmuje większość autorek/autorów tomu, pojawiają się w nim także znakomicie uzupełniające obraz wycieczki w stronę innych tekstów, wycinków twórczości. Anna Godzińska odtwarza pojęcie Nowej Kobiety, zadając pytanie, co może oznaczać dla Nałkowskiej zdanie „chcieć całego życia”. Porządkuje horyzont, który współkonstruują wczesne powieści i wystąpienia pisarki, dalekie od politycznego zaangażowania, mimo udziału w Zjeździe Kobiet w 1907 roku.

Joanna Krajewska, posiłkując się teorią Gilbert i Gubar, krytycznie nicującą model Lęku przed wpływem Harolda Blooma, czyta w tej podwójnej klamrze teoretycznej wybory artystyczne autorki Niecierpliwych. Biografia Nałkowskiej pokazuje ją jako osobę wchodzącą w liczne literackie przyjaźnie, zwłaszcza z mężczyznami i wobec tego pozornie podatną na wpływy. Krajewska pokazuje jednak dochodzenie Nałkowskiej do formuły „prawdziwie własnego tekstu”, pisanego poza przywołującym do porządku wzrokiem krytyków. Krajewska konkluduje: „syntezą kobiecości i ‘cudzego’ są w jej przypadku próby poszukiwania prawdziwej siebie”.

Klaudia Ziewiec porusza temat samobójstwa w twórczości Nałkowskiej. To niezwykle ciekawy temat. Autorka pokazuje śmierć samobójczą jako odmianę śmierci w ogóle, traktowanej przez pisarkę jako jeden z epizodów codzienności, wyzuty z metafizyki. Co jednak ciekawe – śmierć najczęściej „przydarza się” biednym, „ludziom spod podłogi”. Ziewiec, w bliskim tekstom, wnikliwym czytaniu, pokazuje śmierć samobójczą jako przypadek nie utraty, lecz odzyskania siebie, jako gest samostanowienia. W tym miejscu wchodzi w dialog z tekstami Piotra Krupińskiego i Agaty Zawiszewskiej.

W całym tomie przeplatanie się interpretacji, czasem ich współbrzmienie, kiedy indziej wariantywność akordów, stanowi specjalną jakość. Agata Zawiszewska, wykorzystując teorię Agambena, przeprowadza unikatowe w polskim literaturoznawstwie studium literacko-społeczne. Służące są w jej lekturze „nagim życiem” nie tylko w sensie symbolicznym – jako nieprzynależne, wydane na pastwę – lecz ściśle prawnym. Pokazuje, jak na sytuację niezamężnych matek musiały wpływać regulacje dotyczące małżeństwa i macierzyństwa. Justyna Bogutówna jest, powiada Zawiszewska, kimś, komu zabrania się nawet śmierci lub kary, które mogłyby uczynić z niej podmiot. „Nagie życie” kobiece (jak się to ma do „całego życia”? – można zobaczyć tu i ten dialog międzytekstowy) pozostaje wyparte z widzialnego porządku. Porównajmy tę konstatację z wnikliwymi uwagami Klaudii Ziewiec i z mapą lekturową Ewy Graczyk: Nałkowska nie pochyla się nad nędzą kobiecą, Nałkowska schodzi głębiej, unikając łatwej diagnozy.

To schodzenie głębiej, do szczurzego życia, zajmuje Piotra Krupińskiego. Jego sojusznikami są psychoanalitycy, a kategorią szczególną okazuje się ambiwalencja wstrętu i empatii. Narratorka Granicy patrzy bowiem pod podłogę, lokując się jednak nad nią. Wstręt, powiada Krupiński, może prowadzić ku granicy normalności, ku obłędowi. Szczególna predylekcja bohaterek do obserwowania, a nawet indukowania abjektywnych zjawisk i wrażeń przesuwa kolejną granicę – realizmu i głębinowej psychologii.

Trzy teksty tomu, Marty Tomczok, Magdaleny Marszałek oraz Rachel F. Brenner, dotyczą obrazu Holocaustu, czyli granicy Medalionów. Znów wypada orzec, iż ten uznany za kanoniczny tekst wciąż daje się wpisywać w nowe porządki lekturowe. Zwłaszcza, jeśli – jak w tym przypadku – badacze dysponują szerokim kontekstem porównawczym.

W tomie znalazły się także ponowione lektury diarystyki – Danuta Dąbrowska czyta Dzienniki jako świadectwo przemian osobowości pisarki. Lena Magnone porównuje diariusz Nałkowskiej i Anais Nin.

W tomie nie zabrakło analiz językoznawczych, przekładoznawczych oraz metodycznych. Nie omawiam ich po kolei, uznając wszystkie za warte opublikowania w monografii. Wszystkie wymagają uważnej pracy redakcyjnej, choć autorki/autorzy większości przygotowali staranne wydruki.

Całość monografii uznaję za wyjątkowo udaną. Istotnie wysondowane zostały granice Nałkowskiej i to w wielu sensach. Po pierwsze powieść Granica zyskała nowe ujęcie, wykorzystujące krytykę feministyczną i sąsiednie dyskursy. Sama krytyka feministyczna zyskuje z tą książką wyjątkową egzemplifikację, przegląda się w pytaniach zadawanych tekstowi i narzędziom służącym do jego poznania. Powieść, ten uwikłany w oczekiwania odbiorczyń i fachowców (z tym genderowym rozróżnieniem) gatunek, została tu niejako pokrojona na warstwy, niczym pod okiem pisarki, mającej talent do mozaikowego i palimpsestowego widzenia świata.

Nie bez znaczenie jest zagospodarowanie kategorii granic/granicy. Sama czynność podchodzenia pod tekst, konfrontowania go z narzędziami będącymi w naszej dyspozycji i z historiami, które układają się w porządek następstw, przekroczeń, wpływów – wydaje się najlepszą formułą książki literaturoznawczej. Szukając granic Nałkowskiej, jesteśmy tu poza sztywnym ujęciem paradygmatycznym, między granicami interpretacyjnymi.

Tom, w moim przekonaniu, może stać się ważnym podręcznikiem akademickim i obowiązkową lekturą miłośniczek/miłośników literatury.

 

Książka dostępna w księgarni Feminoteki

“Granice Nałkowskiej”
pod red. Agaty Zawiszewskiej
Wydawnictwo Feminoteki, Warszawa 2014

Bestie i ofiary. Książkę Anny Małyszko recenzuje Julita Maciocha

bestie-i-ofiary-anna-malyszkoBestie i ofiary. Przemoc wobec kobiet w filmie współczesnym

Autorka: Anna Małyszko

Katedra Wydawnictwo Naukowe, 2013

 

recenzuje: Julita Maciocha

 

Anna Małyszko w swojej książce „Bestie i ofiary” analizuje reprezentacje przemocy wobec kobiet we współczesnym filmie. Nie jest to bynajmniej książka filmoznawcza – film traktowany jest przez autorkę przede wszystkim jako nośnik społecznych przekonań i wyraz tendencji obecnych w społeczeństwie.

Wychodząc od problemu zdefiniowania przemocy jako takiej i starając się precyzyjnie dookreślić zjawisko, którym się zajmuje, autorka przywołuje różne koncepcje dotyczące genezy przemocy – rozważa czy jest ona częścią „ludzkiej natury” czy też jest zakorzeniona w kulturze. Głównie zajmuje się jednak kwestią przemocy wobec kobiet oraz niepewnym statusem jaki nadaje kobietom społeczeństwo, które lokuje je gdzieś między odrazą a apologią. Analizuje jak przez wieki konstruowana była obcość kobiety i jakie konsekwencje ów proces przyniósł w kontekście jej miejsca w strukturze społecznej. Zastanawia się jak wyjaśnić ambiwalencję dotyczącą  przemocy wobec kobiet. Ambiwalencję, której ślady odnaleźć można w powszechnie znanych powiedzeniach, które wyrosły przecież na gruncie tej samej kultury: z jednej strony „kobiety nie bije się nawet kwiatkiem” z drugiej „jak chłop baby nie bije, to w niej wątroba gnije”. Ta dwuznaczność sięga jednak dużo głębiej, jest zakorzeniona i obecna w mitologii, symbolach, normach, reprezentacjach kulturowych, a więc także i w filmie, jako wytworze kultury i medium społecznych przekonań.

Bardzo ważnym aspektem poruszanym w tej książce jest w moim odczuciu problem związany z epatowaniem przez kulturę popularną, a więc między innymi przez film okrucieństwem i scenami przemocy wobec kobiet. Jest to kwestia złożona, której nie da się wyjaśnić powszechnym argumentem, jakoby kultura popularna – swoisty znak naszych czasów, gdzie nie ma już żadnej świętości ani tabu – była odpowiedzialna za wzrost przemocy wobec kobiet i zobojętnienie wobec problemu. Autorka sugeruje ponadto, że przyjęcie takiego uproszczonego punktu widzenia mogłoby grozić częściowym zdjęciem odpowiedzialności i usprawiedliwieniem faktycznych sprawców przemocy. W tej dyskusji, która dotyka przecież moralnego wydźwięku przedstawiania przemocy wobec kobiet musi się znaleźć miejsce na argumenty wychodzące poza „sprawczość kultury popularnej”. Bo przemoc w różnych formach towarzyszyła człowiekowi od zarania dziejów, a przesunięcie rzeczywistej przemocy na jedynie wyobrażeniowy obszar sztuki może być traktowane jako forma kanalizacji napięć związanych z wszelkiego rodzaju jawnymi i niejawnymi tabu przemocy. Z drugiej strony oglądanie scen okrucieństwa wobec kobiet z perspektywy osoby trzeciej, przy zachowaniu bezpiecznego dystansu oswaja nas z tym co nieoswajalne. Obrazy wizualnie atrakcyjne, poprzez ujęcie ich w estetyczne kadry  spychają na dalszy plan przedstawione cierpienie. Pytanie o tę estetyzację przemocy pozostaje otwarte – jak przedstawić scenę gwałtu bez  propagowania okrutnego traktowania kobiet, bez zachęcania do naśladownictwa, ale z drugiej strony unikając trywializacji przemocy? Czy, zgodnie z tezą Winterbottoma – tylko niedające się oglądać, drastyczne przedstawienia przemocy są moralne? Czy należy ukazywać przemoc, taką jaka ona jest w rzeczywistości, bez estetyzacji – czyli odrażającą i szpetną? Czy nie wpływa to jednak na przesunięcie granicy wrażliwości o kilka stopni albo na pozytywne wzmocnienie zachowań agresywnych? Ten moralny dylemat jest dużym wyzwaniem zarówno dla twórców jak i widzów.

Autorka skłania się w swoich wnioskach ku poglądowi o kanalizującej roli sztuki,  odrzucając tezę o demoralizującym oddziaływaniu sztuki na każdego, kto się z nią zetknie. To co wydaje mi się jednak znacznie istotniejsze w tej książce od uzyskania jednoznacznej odpowiedzi na pytanie kto tu jest winny – to samo włączenie aspektu odpowiedzialności społecznej i wymiaru moralnego do dyskusji o przedstawieniach przemocy wobec kobiet w filmie. Zadawanie pytań o społeczną odpowiedzialność twórców, którzy mogą wpływać na utrwalanie kulturowych wzorców zachowań, ale również o odpowiedzialność widzów z ich ambiwalentną skłonnością do oglądania scen epatujących okrucieństwem.

Inną kwestią, która wybrzmiewa w książce Małyszko, a która osobiście wydaje mi się niezwykle ważna jest rola filmu w dyskursie publicznym. Ponieważ przemoc wobec kobiet jest nadal marginalizowana i wypierana ze społecznej świadomości, film może być medium wyrażającym sprzeciw, zaangażowanie oraz stanowić ważny głos w dyskusji. Kluczowe wydaje się jednak pytanie o kontekst i funkcje edukacyjne dzieła, intencje i świadomość twórcy.

„Królestwo dziewczynki”. Recenzja Maliny Barcikowskiej

Tekst pochodzi z archiwalnej strony Feminoteki, z 2011 roku. W tym czasie książka nie była wydana w Polsce i, niestety, nie zanosiło się na to. Jednak po paru latach doczekałyśmy się polskiego wydania. Zapraszamy do lektury.

 

krolestwo_dziewczynkiKrólestwo dziewczynki

Autorka: Iwona Chmielewska

Entliczek, 2011

 

 

 

 

Królestwo dziewczynki

Tekst: Malina Barcikowska

„Właśnie ukazała się na polskim rynku wydawniczym wyjątkowa pozycja- kolejna książka Iwony Chmielewskiej, wybitnej ilustratorki i autorki książek . Tym razem zaprezentowano kolejny, całkowicie własny projekt artystki – książkę o…”.
Tak mogłaby rozpoczynać się recenzja lub omówienie, ale nie, jednak znowu nie.

krolestwo_dziewczynki1Książka „Królestwo dziewczynki” nie doczekała się publikacji w naszym kraju, podzielając tym los wielu pozycji polskiej ilustratorki i autorki picturebooków.

Wygląda na to, że międzynarodowe nagrody, wyróżnienia status cenionego pracownika akademickiego, a wreszcie sam temat, nie są na rodzimym rynku wystarczającą rękojmią sukcesu. Pozycję, jak wiele poprzednich, wydało wydawnictwo koreańskie. Dlaczego? Może niezbyt uporczywie próbowano? Może starano się niedostatecznie zainteresować nasze firmy wydawnicze? Problemem była potencjalna nierentowność projektu, którym, zainteresowana może być przecież połowa ludzkości. „Królestwo dziewczynki” traktuje bowiem o miesiączce, a kwestia podana jest w takim języku (zarówno słowa i obrazu), który intrygować może zarówno dzieci, nastolatki, jak i dojrzałe kobiety oraz mężczyzn.Mamy tu bowiem do czynienia ze wspomnianym już, a niedocenianym w Polsce gatunkiem, książką obrazkową (picturebook). Obrazkową, co nie znaczy, że jedynie dziecięcą.

Pozycja tak oddziałuje na umysł i zmysły, że nie sposób się nią nie zachwycić.
Chmielewska przy pomocy sztuki książki pięknie ujmuje ten temat, nie pozostając naiwną i powierzchowną. Autorka korzysta z formy prawdziwej bajki: mądrej, rozgrywającej się na wielu poziomach, przy tym wnoszącej prawdę w nasze życie.

krolestwo_dziewczynki2

I tak oto, nasza bohaterka przedstawiona podczas tych szczególnych dni jest nie tylko obolała, rozdrażniona czy senna. Zamiast skorzystać z tych najprostszych skojarzeń autorka przedstawia nam księżniczkę z ciężką (niechcianą?) koroną, w zbyt dużych butach. Przedmioty, których kolor nagle zaczyna zwracać naszą uwagę- czerwony grzebień, czerwone cyfry na kartkach kalendarza, jabłko, czerwone okulary i paznokcie. Dzięki tym atrybutom wydarzenie już nie sprowadza się do plam krwi i niewygody, ale obrazuje drobne zmiany, którym podlega widziany i odczuwany świat towarzysząc przemianie tożsamości bohaterki. Stąd prawda, która tkwi w tej książce, jest prawdą o rozbudzonej do nowego egzystencji, jej przewartościowaniu. Prawdą brzemienia, które symbolicznym aktem przemiany dziecka w kobietę, miesiączka wnosi w każde dziewczęce życie. Przemiany trudnej, w obliczu której łatwo wyobcować się z własnego życia i w nim zagubić, ponieważ nagle zmienia ono swoje znaczenie, budząc nas ku nowemu, nie zawsze łatwemu do zaakceptowania.
Autorka skupia się na kartach tej książki nie na dydaktyce, lecz raczej upatruje formuły w ukazaniu tajemnicy, która łączy się z pokazanym misterium kobiecości. Stąd „Królestwo dziewczynki” to intymna propozycja dla tych , którzy chcą zachwycić się urodą życia nawet w chwilach, gdy pozornie jest jej mniej.

Ta książka to pozycja dla wszystkich tych, którzy cenią sobie rozpoznawalny styl Chmielewskiej, jak i dla tych, którzy nie znając go jeszcze, zdecydują się przyjrzeć jej oczyma temu – jak można się przekonać – także obfitującemu w artystyczne sensy wydarzeniu, jakim jest spowszedniała i kojarzona zupełnie nie ze sztuką – miesiączka.

Iwona Chmielewska, ur.1960, ukończyła grafikę na Wydziale Sztuk Pięknych UMK w roku 1984. Mieszka i pracuje w Toruniu, gdzie prowadzi zajęcia z przedmiotu „Książka autorska” na kierunku edukacja artystyczna na Wydziale Sztuk Pięknych macierzystej uczelni. Jest artystką wielokrotnie nagradzaną za swoją pracę ilustratorską, zarówno w kraju, jak i na świecie. Ostatnio zdobyła  główną nagrodę branży książki dziecięcej Bologna Ragazzi Award 2011 w kategorii Non Fiction – czyli tzw. Oskara w świecie wydawniczym. Jej książki wydawane są głównie w Korei Południowej.

ZDJĘCIA ILUSTRACJI I LINK DO FILMU PREZENTUJĄCEGO KSIĄŻKĘ POCHODZI ZE STRONY pozarozkladem.blogspot.com

Czytaj też:

 

 

  • Polska ilustratorka podbija Koreę. Rozmowa z Iwoną Chmielewską

 

Nagroda Nike 2014. Nominowane: Rejmer, Bargielska, Pustkowiak, Karpowicz

W trakcie Warszawskich Targów Książki (22.05.2014) ogłoszono nominacje do Nagrody Literackiej Nike. Jak co roku, wśród wyróżnionych znalazły się polecane przez nas autorki i autor. We wrześniu Jury wyłoni siedmiu finalistów, rozstrzygnięcie w październiku.

male_lisyMałe lisy

Autorka: Justyna Bargielska

Czarne, 2013

To szalona opowieść o nożowniku z podwarszawskiego lasu. A może o rozmarzonej matce i wygadanej singielce? Może o dzieciach, namiętnościach, snach? Albo o zwykłym życiu, którego podskórnym nurtem są groteska i strach? Bez wątpienia to drapieżna proza, która surrealistycznie zakrzywia świat pod płaszczykiem opisu codzienności. Fenomenalną plastycznością języka i wyobraźni Bargielska potwierdza niekwestionowaną pozycję mistrzyni krótkiej formy.

niebkoNiebko

Autorka: Brygida Herbig

W.A.B., 2013

Marzena opowiada historię swojej rodziny, która jest fragmentem historii narodu polskiego i niemieckiego. Przed wojną na Kresach służąca polskich rolników rodzi na strychu dziecko i umiera. Od tego momentu rodzinie towarzyszy tajemnica, z którą zmierzyć się muszą kolejne pokolenia. Zimą roku 1939 uboga rodzina niemiecka, matka z trójką dzieci, nakazem Hitlera opuszcza Galicję i przesiedla się nad Wartę. W styczniu 1945 roku w trzaskający mróz ponownie pakuje manatki na furmankę i uciekając przed Armią Czerwoną próbuje wrócić do Rzeszy. Marzena mieszka w Anglii i rozplątuje skomplikowane losy swojej rodziny…

Marzena Niemców nie lubi. Właśnie dlatego, uciekając z Polski w latach osiemdziesiątych, wybrała Anglię. Ale Polacy zawsze mają pecha (i Polki też) – do mieszkania pod nią wprowadził się Niemiec i godzinami słucha starych szlagierów. Piosenki brzmią znajomo, podobne słyszała je kiedyś od ojca: „Alles hat ein Ende, nur die Wurst hat zwei.” Wiele różnych piosenek nucono w jej rodzinie. Czas je sobie przypomnieć.

osciOści

Autor: Ignacy Karpowicz

Wydawnictwo Literackie 2013

Ignacy Karpowicz: – Myślę, że „Ości” to książka realistyczna, choć jest inaczej napisana niż „Lalka”. Każdy prawie z fikcyjnych bohaterów powieści ma swój pierwowzór w świecie realnym. Pod tym względem książka oddaje naszą rzeczywistość.

Jak zrozumieć człowieka, który wykasował profil na facebooku? Czy warto słuchać rad zachłannej tchórzofretki? Czy żona może polubić kochankę męża? W końcu – co może łączyć małżeństwo, gejowską parę, mężczyznę zupełnie pozbawionego owłosienia oraz kobietę o niejednoznacznej tożsamości? Wbrew pozorom –bardzo wiele…

nocne_zwierzetaNocne zwierzęta

Autorka: Paulina Pustkowiak

W.A.B., 2013

Nocne zwierzęta to zapis jednego weekendu z życia Tamary Mortus bezrobotnej alkoholiczki i narkomanki – zakończonego dość absurdalnym, kończącym wieloletnie upodlenie morderstwem. Morderstwo nie jest jednak najmocniejszym akcentem powieści, jest jedynie finałem smutnego, od dawna przegranego życia Tamary. Marna egzystencja robi dużo większe wrażenie niż przypadkowa, niepotrzebna śmierć. Drugim głównym bohaterem powieści jest Miasto. Warszawa to nie tylko scenografia, to także – a może przede wszystkim – przeciwnik w walce o przetrwanie.

malgorzata-rejmer-bukaresztBukareszt. Kurz i krew

Autorka: Małgorzata Rejmer

Czarne, 2013

„Bukareszt jest jak wrzątek albo kipiel, wzburzony i zmętniały. Atrybuty miasta: czarne kłęby przewodów na słupach jak gniazda porzucone przez ptaki, atmosfera rozkopania i prowizorki obok bankietów w sklepowych witrynach, przeszywający zapach lip i rozgniecionych winogron. Elegancja architektury z zamierzchłego świata. Stukot rozchybotanych tramwajów, klaksony rozwścieczonych taksówek na sekundę przed stłuczką. Zaśpiew cygańskich dzieci i staruszek włóczących się w pobliżu niezliczonych kwiaciarni, które prowadzą matki tych dzieci i córki tych staruszek. Wszędzie psy jak czarne i szare tobołki porzucone przez kogoś, kto bardzo się spieszył.”
Zapytałam przyjaciół, co jest pięknego w Bukareszcie. Odpowiedzieli:
– Bukareszt jest jak ciastko kupowane w niedzielę, niby czekoladowe i słodkie, ale z gorzką polewą. Nie znajdzie się tu łatwego piękna.
– Bezwstyd, histeria stylu, fasadowość. Przy Bukareszcie każde europejskie miasto wydaje się tak statyczne, że aż nudne.Dostałam też zdjęcie: nogi w czarnych rajtuzach i kolorowych skarpetkach, wetknięte do plastikowego kosza. Nurkujący manekin, który chce się utopić w śmieciach. I dopisek: „Trzeba na siłę wymyślać, co jest w Bukareszcie pięknego, a po wyjeździe i tak się umiera z tęsknoty”. Małgorzata Rejmer