TELEFON DLA KOBIET DOŚWIADCZAJĄCYCH PRZEMOCY

Телефон для жінок, які зазнають насильства

CZYNNY PONIEDZIAŁEK-PIĄTEK
OD 11.00 DO 19.00

Активний з понеділка по п’ятницю з 14:00 до 19:00

Szukaj
Close this search box.

Miejsce, które mam w sobie | felieton Katarzyny Szoty – Eksner

Mówią:

 

-Powinnaś znać swoje miejsce.

-Grunt to znaleźć swoje miejsce na ziemi. Bo bez tego ani rusz.

I jeszcze dodają w dobrej wierze:

– Nie daj innym zająć swojego miejsca.

 

A ja tam swoje wiem. Poznałam przecież wiele miejsc. I spektakularnych końców świata. Takich co dech zapierały. I pragnienie na więcej i więcej budziły. I tak bez końca, w tą i z powrotem  można przecież…

 

….

 

Miejsce, które mam w sobie.

Wiele lat temu.

Jadę Dk 88 kierunek Bytom. Spieszę się bardzo. Za sobą zostawiłam dużo spraw. W sobie mam ich jeszcze więcej. Przelewają się i niebezpiecznie bulgoczą. Nie dają spokoju.

Późne popołudnie, samochody śmigają w obie strony. Ruch duży. Droga jest dwupasmowa ale nie rozdzielona pasem zieleni. Dużo wypadków. Pośpiech. Nie mam czasu obserwować twarzy ludzi w samochodach, które szybko wymijam.

– Jak można tak się wlec i dlaczego to pomarańczowe tico jedzie tak wolno? Wiadomo. Facet za kierownicą. Tylko oni tak jeżdżą!

Spóźniona docieram na miejsce. Zabrze. Dzielnica familoków. Budynek miejskiego przedszkola wybudowanego we wczesnych latach pięćdziesiątych. To tu odbywa się praktyka Asztanga Jogi.

Stara zardzewiała furtka. Budynek odrapany, skrzypiące drewniane drzwi. Zapach innej epoki. W 1953 patronat nad budynkiem objęła Huta Zabrze i to co udało się urządzić wtedy – zostało na zawsze. Bardzo, bardzo daleko od wydizajnowanych  loftowych  przestrzeni.

Krzywię się z niechęcią. Odrapana boazeria a na niej poprzyczepiane tu i ówdzie rysunki dzieci –  jedz warzywa i owoce, Ala ma kota.

Przed salą gimnastyczną  kilkanaście par butów, na wieszaku wiszą płaszcze. To tu. Wchodzę. Drzwi znowu skrzypią niemiłosiernie. Przepraszam za spóźnienie. Ale, ale no wiadomo. Praca, dzieci, dom, a jeszcze ta droga i pomarańczowe tico ze ślamazarnym kierowcą.

Młoda dziewczyna w dziwnych skarpetach bez palców zsuniętych do połowy stopy kiwa surowo głową i wskazuje mi miejsce. Rozkładam swoją matę. I wtedy dociera do mnie dźwięk. Dźwięk, który unosi się nad salą. Szum wiatru, szum deszczu. Oddech Ujaji. Próbuję jeszcze oglądać twarze osób, które praktykują obok ale powolutku czuje jak porywa mnie siła oddechu.

Po skończonych zajęciach wsiadam do swojego samochodu. Chwilkę trzymam dłonie na kierownicy. W uszach wciąż słyszę ten dziwny miarowy szum. Wracam do domu. Niby nic się nie zmieniło. Samochody wciąż mkną szybko w obie strony, ludzie wracają po wieczornych zakupach do domu. Przepuszczam na przejściu panią z pieskiem. To chyba ratlerek w dziwnym zielonym sweterku. Zapaliły się światła w domach, które mijam po drodze. Wjeżdżam na Dk 88. Jestem ogromnie wzruszona.

Ale to nic wielkiego przecież – tłumaczę sobie. Oddech. On zawsze jest. Do samego końca. Zawsze.

Po latach.

Maj 2017.  Spotykam się z panią dyrektor przedszkola (aż się prosi żeby napisać – zbieram materiały do książki – ale tak naprawdę to chcę wrócić w tamto miejsce, poznać jego historię, wrócić do źródeł mojej jogi ). Dziwnie się stoi w poszukiwaniu wspomnień na małej zabrzańskiej uliczce pod takim przecież zwykłym przedszkolem.

Budynek przedszkola osadzony jakby pośrodku, rozdarty pomiędzy familokami a całkiem nowymi blokami, przechodzi teraz gruntowny remont. Pani dyrektor okazuje się być uroczą ale bardzo konkretną kobietą. Opowiada o  pozyskaniu środków na remont. Tak, tak pamiętamy jak bardzo był konieczny. Już w pierwszych dniach jesieni zatykaliśmy na jodze  dziury pod oknami kocami. A co dopiero te biedne dzieci!

Pani dyrektor oprowadza mnie po przedszkolu. Rozmawiamy o tym, że za chwilę będzie tu jasno, nowocześnie i przestronnie.

Tak sobie zwykła rozmowa. Zwykli  ludzie. Zwykłe miejsca. W samochodzie przed odpaleniem silnika trzymam na chwilę dłonie na kierownicy.

I wszystko po raz kolejny układa się tak jak powinno. Moja joga. Mój oddech.

Mój oddech to również miejsce mojej kobiecej mocy.

 

katarzyna szotaKatarzyna Szota – Eksner: Prowadzi szkołę jogi Yogasana i współtworzy projekt Sunday is Monday, nawołujący do dbania o siebie. Jak Polska długa i szeroka namawia kobiety do szukania (mimo wszystko!) siły w sobie! Dziewczyna ze Śląska.

 

Udostępnij

Ostatnie wpisy

Nie obwiniaj! Wspieraj

Dlaczego się tak ubrałaś? Dlaczego wracałaś sama? Dlaczego piłaś alkohol? Dlaczego nikomu nie powiedziałaś? Czemu się nie broniłaś? Chcesz mu zniszczyć życie? Te pytania to