Po prawie trzech latach kłótni, odsyłania przez stronę konserwatywną Konwencji Rady Europy w sprawie przeciwdziałania i zwalczania przemocy wobec kobiet i przemocy domowej do komisji, opowiadania o niej niestworzonych rzeczy i licznych akcji ze strony organizacji zajmujących się przeciwdziałaniem przemocy, że Konwencja jest krokiem milowym w działaniach antyprzemocowych , stało się. Sejm głosami: 254 – za; 157 – przeciw i 8 – wstrzymujących się przegłosował ratyfikację. Przeciw głosowało całe PiS, większość posłów/posłanek PSL oraz trzy osoby z PO.
Chwila radości nam się należy. W przekonywanie rządu, parlamentu i społeczeństwa do ważności Konwencji włożyłyśmy bardzo dużo wysiłku. Jednak to nie koniec batalii – Konwencja trafi jeszcze do Senatu (bardzo konserwatywnego) i musi ją podpisać prezydent. Ten zaś już teraz zapowiada, że skoro prof. Zoll (Zoll w TVN24 mówił: – Wiele treści zawartych w konwencji ma znaczenie, ale są również takie, które są niebezpieczne dla naszej tradycji) ma do niej zastrzeżenie, to musi się jej dokładnie przyjrzeć. – Trzeba bardzo ostrożnie podchodzić do tej kwestii. Trudno sobie wyobrazić, żeby Polska zasłużyła na opinię kraju, który w jakiejś mierze nie chce przeciwdziałać przemocy skierowanej wobec kobiet. Byłoby to hańbiące Polskę. Z drugiej strony trzeba uszanować różne wrażliwości – jeśli chodzi o język, o pewien system pojęciowy, którym operuje ta konwencja – powiedział Bronisław Komorowski.
Jak pokazują badania większość społeczeństwa chce ratyfikacji Konwencji. Dobrze by było, gdyby prezydent (jak to ma w zwyczaju PO) i tym razem wziął pod uwagę wyniki sondaży, a nie uległ naciskom przedstawicieli Kościoła Katolickiego.
Czy tak zrobi? Zbliżają się wybory prezydenckie i być może Konwencja znów stanie kartą przetargową w grze politycznej. Kosztem kobiet.