TELEFON DLA KOBIET DOŚWIADCZAJĄCYCH PRZEMOCY

Телефон для жінок, які зазнають насильства

CZYNNY PONIEDZIAŁEK-PIĄTEK
OD 11.00 DO 19.00

Активний з понеділка по п’ятницю з 14:00 до 19:00

Szukaj
Close this search box.

Sidorkiewicz: Licealny feminizm to zjawisko niszowe

Processed with VSCOcam with m5 preseLicealny feminizm to zjawisko niszowe

Tekst: Ola Sidorkiewicz

Lekcja języka niemieckiego w jednym z poznańskich liceów. Zadanie pierwsze:  wysłuchaj nagrania i zaznacz poprawne odpowiedzi. W głośnikach rozlega się głos, wypowiedź dotyczy najsłynniejszych wynalazków na świecie. Wśród nich nie znajduje się żaden stworzony przez kobietę. Rozpoczyna się dyskusja – dlaczego nie mówi się o wynalazkach kobiet? Propozycja pierwsza: nic nie wynalazły. Propozycja druga: nie stworzyły nic potrzebnego. Propozycja trzecia: „skonstruowały pewnie jakieś żelazko, pralkę albo lodówkę”. Salwa śmiechu. Zadanie drugie.

Nikt nie zastanowił się, jaka jest przyczyna nieobecności kobiet w gronie najbardziej rozpoznawalnych wynalazców świata. Nie odbiega przecież od kulturowej normy pomijanie ich w wielu dziedzinach nauki, w końcu „nie od tego są”. Próba wyjaśnienia, że kobiety nie figurują jako naukowczynie z powodu wieloletniego ucisku, który uniemożliwiał im edukację, wzbudzila wyłącznie wesołość klasy. Wybuch śmiechu to niemal automatyczna reakcja, gdy słowo „kobieta” pada z moich ust. Dlaczego? Bo jestem feministką.

Licealny feminizm to zjawisko niszowe. Zamyka się najczęściej w obrębie kilku osób na szkołę, jest piętnowany, przeraża. Co sprawia, że większość młodych dziewczyn  boi się budować swoją tożsamość na postawie idei feminizmu? Dlaczego wybierają zamiast tego konserwatywne, tradycyjne schematy zachowań? I dlaczego ruch feministyczny nic z tym nie robi?

Kilka słów o przyczynach

W tym wieku, na etapie poznawania siebie i budowania własnych systemów wartości, ciągle potrzebujemy zapewnień o słuszności naszych wyborów. Chyba niewiele osób ma już tak dużą pewność siebie, żeby z wysoko podniesioną głową podejmować decyzje, nie zważając na ewentualne konsekwencje, zwłaszcza te w sferze towarzyskiej. Zwracamy uwagę na oceny innych, myślimy o tym, jak jesteśmy postrzegani. Zjawisko to dotyczy wszystkich, zarówno dziewcząt, jak i chłopców. Częściowo wzorujemy się na rodzicach, jednak naszych bohaterów szukamy głównie poza środowiskiem domowym.

Każdy radzi sobie w inny sposób z ciągłym narażeniem na ocenianie. Wśród dziewczyn w moim liceum obserwuję dwa główne schematy.

 Kościół czeka z otwartymi ramionami

Pierwszy to ucieczka w głęboki konserwatyzm. Kościół jest dla młodych dziewczyn ostoją, bo oprócz gotowego systemu wartości i niezmiennego wzorca dobrego postępowania, otwiera przed nimi drzwi do wspólnoty, a więc poczucia wielkiej siły. Jednocześnie mają one pewność, że nie zostaną wyśmiane. I nie są w swoich poszukiwaniach osamotnione. Czują, że w razie potrzeby, ktoś z nimi zawsze będzie. Same korzyści? Nie do końca. Ceną za ten wybór jest coś niezwykle ważnego – samodzielność. Korzystają z gotowych pomysłów, nie tworzą niczego nowego. Bezrefleksyjnie podchodzą do kościelnych zasad, do opinii proboszcza, biskupa, papieża. Zamykają się na wszystko, co odbiega od znanych im wzorców. Naukę kościelną przyjmują z dobrodziejstwem inwentarza, a to oznacza m. in. homofobię i przekonanie o wyższości tradycyjnego wzorca rodziny (żona wychowuje dzieci, mąż pracuje).

Kocha, lubi, (nie)szanuje

Drugi sposób upewniania się w swoim działaniu to ciągłe dążenie do akceptacji ze strony męskiej. Zależność jest prosta – jeśli lubią cię chłopcy, to jesteś wartościowa. Niektóre z nas zrobią wszystko, by uzyskać miano „fajnej laski”. Jak  się ta fajność przejawia? Choćby w ciągłym odżegnywaniu się od idei feminizmu: nierówności nie istnieją, a jak kobieta będzie chciała, to osiągnie sukces i nikt, a już na pewno żaden mężczyzna, jej tego nie utrudni. Wypada również się zaśmiać, kiedy płeć męska żartuje na temat równouprawnienia. A jeśli nadarzy się okazja, warto też orędowniczkę „złej ideologii” zdyskredytować. Do dziś żywo pamiętam, jak  na lekcji fizyki toczyliśmy dyskusję na temat elektrowni jądrowych. Jednym z argumentów przeciwko mnie, który wzbudził powszechny aplauz, było to, iż nie mogę „być za elektrownią jądrową”, skoro bliskie są mi idee równouprawnienia kobiet. Zależności dotąd nie rozumiem, ale moja klasa pojęła ją w mig.

Kobieca solidarność może być źródłem ogromnej siły. My, licealistki, nie potrafimy jej jednak wykorzystać. Niestety, w trudnej sytuacji wiele z nas będzie wolało zostawić jedną „na lodzie”, by nie pogorszyć swoich relacji z płcią przeciwną.

Rzecz jasna, przedstawione wyżej dwa schematy postępowania nie wykluczają się. Przeciwnie, łączenie ich jest teraz bardzo modne.

„Feministki są straszne. Żadnej nie znam, ale tak mówią.”

W moich rozmowach z rówieśniczkami obserwuję, jak wiele negatywnych skojarzeń niesie za sobą słowo „feminizm”. Na palcach jednej ręki mogę wyliczyć szkolnych znajomych, którzy usłyszawszy o tym, że jestem feministką, nie musieli najpierw się upewnić, czy aby „nie taką radykalną albo walczącą”. Dziewczynom nikt nie tłumaczy, że feminizm jest ruchem równościowym, wolnościowym i nikt nie chce nikogo zdominować ani niczego spalić. Nie jest też łatwo odnaleźć feministyczną literaturę skierowaną do młodych kobiet. Brak książek odwołujących się do naszych doświadczeń, które zapewniłyby młode dziewczyny  o możliwości budowania samoświadomości, pomogły im budować  równościową wizję własnej kobiecości, przekonały o  sile z tego płynącej. Książki feministyczne są albo za trudne albo poruszają problemy dotyczące późniejszych etapów życia. Nie trafi przecież do nastolatek lektura artykułu o nierównościach w zarobkach czy o urlopach macierzyńskich.

Otwarte mówienie o swoich przekonaniach wymaga odwagi. Szkolni non-konformiści są bowiem często napiętnowani przez społeczność. Cena, jaką ja zapłaciłam za publiczne wyrażanie swoich opinii i głoszenie „feministycznej ideologii”, to przypięta mi łatka „nienormalnej” i „niezrównoważonej”. A to przecież jasne, że z dziwakami się nie zadajemy!

Niepewność rodzi agresję

Jak wspomniałam, głównym motorem ucieczki w schematy jest niepewność. To dlatego  większość dyskusji światpoglądowych, czy politycznych w liceum kończy się „wojną”, obustronnie wyniszczającą. Wiele osób bardzo silnie utożsamia się z opcjami politycznymi, wszelkie spory traktują więc niezwykle personalnie. Brak jest otwartości na konstruktywną debatę, która wzbogaci nawet skrajnie różnych rozmówców. Dyskusja o narodzinach mitu Matki Polki potrafi zamienić się w okazję do jednogłośnego wykluczenia ze społeczności tych, którzy myślą inaczej. Debata o patriotyzmie również. Wszystko po to, by upewnić się w swoich poglądach, a także znaleźć sojuszników i sformułować front, jak na wojnie.

W obrębie płci męskiej również rysują się stałe wzorce. Są inne od kobiecych, ale równie zgubne.

Nie szata, a muszka zdobi człowieka

Masz muszkę – jesteś lepszym człowiekiem. Ta zależność jest dla znacznej części licealistów tak oczywista jak prawa natury. Chodzi tu rzecz jasna o znanego prawicowego polityka, Janusza Korwin-Mikkego, który wśród wielu młodych mężczyzn stał się swoistym guru, zarówno w dziedzinie mody, jak i ideologii. Chłopcy często przesadnie interpretują jego wypowiedzi, wykazują bezkrytyczny stosunek do idei skrajnej prawicy, co prowadzi do następujących wypowiedzi: „Prawa wyborcze kobiet je dyskryminują.” „Po co kobiecie prawa wyborcze? Przecież i tak nie ma czasu iść na wybory, musi siedzieć w kuchni.

Nieistotne staje się, czy mówią to żartem czy na poważnie. Przejawianie skrajnie antyrównościowych postaw przez licealistów jest zawsze niebezpieczne dla dziewczyn. Młodzi „korwinowcy” uważają siebie za lepszych, patrzą z wyższością. Głównie na dziewczyny, ale bywa, że na innych chłopaków też. Na tych, którzy w ich skali nie są wystarczająco męscy.

Z jednej strony traktują wolność jako najważniejszą wartość w życiu. Wierzą, że człowiek jest panem swojego losu, steruje nim przez podejmowane decyzje. Z drugiej jednak dają prawo do wolności tylko połowie ludzi na świecie. Pozostała część z niejasnej przyczyny na wolność nie zasługuje.

Dlaczego ta ścieżka jest dla chłopców tak pociągająca? To proste: pomaga im budować pewność siebie na podstawie płci. Chłopcy zaczynają rozumieć, że są w lepszej sytuacji, mogą więcej. Podoba im się władza. Silna, bo głęboko zakorzeniona w kulturze.

Chłopcy wolą zdominować dziewczyny niż traktować je jak równe sobie. Czują się wtedy bezpieczniej, przynajmniej z nimi nie muszą walczyć „o przywództwo w stadzie”. Bardzo często uważają feminizm w wykonaniu męskim za „gejowski” i „dziwny”. Szkoda, bo wydaje się logiczne, że łatwiej jest funkcjonować w danym środowisku, gdy żyje się w zgodzie i poszanowaniu z innymi.

Zmiana jest możliwa

O ile coraz więcej mówi się o potrzebie równego statusu kobiet i mężczyzn na rynku pracy, o ile ostatnie lata przynoszą nowe publikacje, w których centralną rolę odgrywa macierzyństwo w aspekcie feministycznym, o tyle środowisko szkolne ciągle pozostaje poza obszarem zainteresowania działaczek i działaczy równościowych. A przecież w młodym wieku docenia się każdą pomoc, najmniejsze gesty. Nasza pewność siebie jest jeszcze tak znikoma, że każde wsparcie jest na wagę złota. Młodość stanowi także kluczowy etap, na którym często podejmujemy decyzje towarzyszące nam potem przez całe życie.

Jak można zainteresować feminizmem najliczniejszą grupę? Potrzebne są wypowiedzi medialne, teksty prasowe i literatura skierowane wprost do młodych odbiorców. Potrzebne są fora dyskusyjne, które umożliwiłyby młodym feministkom i feministom, często osamotnionym, wymianę spostrzeżeń, a także wzajemne wsparcie. Ci bardziej doświadczeni, którzy trudny okres dojrzewania mają już za sobą, mogliby natomiast nawiązać kontakt z młodszymi, przekazać im rady, podnieść na duchu w trudnych sytuacjach. Ciekawym przedsięwzięciem z pewnością byłyby także poradniki lub cykliczne artykuły na feministycznych portalach poświęcone podobnej tematyce. Oczywiście nie chodzi o to, by narzekać, czy zamykać się tylko w obrębie negatywnych aspektów licealnego feminizmu. Zainteresowane tą tematyką dziewczyny i chłopcy mogliby pisać o pozytywach z nim związanych, dzielić się doświadczeniami. Być może warto byłoby też pomyśleć o audycjach radiowych z udziałem młodzieży, które stanowiłyby platformę do wymiany myśli i dyskusji o przyszłości ruchu równościowego. Innym obszarem integrującym młodzież mógłby stać się Facebook, najpopularniejszy portal społecznościowy

Kto wie, czy w ten sposób nie powstałoby nowe zaplecze dla polskiej myśli feministycznej?

Ola Sidorkiewicz – początkująca feministka, uczennica LO św. Marii Magdaleny w Poznaniu. Interesuje się polityką, literaturą i filozofią. Przyszłość chciałaby wiązać z medycyną i Gender Studies. Wolny czas spędza w kinie lub na basenie.

Udostępnij

Ostatnie wpisy

Nie obwiniaj! Wspieraj

Dlaczego się tak ubrałaś? Dlaczego wracałaś sama? Dlaczego piłaś alkohol? Dlaczego nikomu nie powiedziałaś? Czemu się nie broniłaś? Chcesz mu zniszczyć życie? Te pytania to