TELEFON DLA KOBIET DOŚWIADCZAJĄCYCH PRZEMOCY

Телефон для жінок, які зазнають насильства

CZYNNY PONIEDZIAŁEK-PIĄTEK
OD 11.00 DO 19.00

Активний з понеділка по п’ятницю з 14:00 до 19:00

Szukaj
Close this search box.

Kobiety mają wybór – być albo feministką, albo masochistką – autobiografia Glorii Steinem , ikony feminizmu

Nakładem wydawnictwa Poradnia K ukazała się książka „Moje życie w drodze” – autobiografia Glorii Steinem – dziennikarki, pisarki, aktywistki, jednej z najbardziej inspirujących kobiet na świecie i ikony drugiej fali feminizmu, walczącej z dyskryminacją nie tylko związaną z płcią, ale również rasą, wiekiem, pochodzeniem czy orientacją seksualną.

Książkę przetłumaczyła Anna Dzierzgowska.

Początek lat 60. Gloria, absolwentka elitarnej uczelni, po powrocie ze stypendium w Indiach zajmuje się dorywczym pisaniem tekstów do nowojorskich czasopism. Przełomem okazuje się jej reportaż w magazynie „Show” demaskujący pracę „króliczków” w Klubie Playboya – kobiet sprowadzonych do roli obiektów, mających zaspokajać erotyczne fantazje mężczyzn.

Publikowanie kolejnych tekstów o problematyce kobiecej nie spotyka się z przychylnością wydawców i redaktorów prestiżowych gazet. Gloria angażuje się społecznie i szybko zostaje liderką powstającego w USA ruchu emancypacyjnego (tworzy magazyn dla kobiet „Ms.”). W 1970 r. prowadzi pierwszy ogólnokrajowy marsz równości, podczas którego przez ulice Nowego Jorku przechodzi ponad 50 tysięcy uczestniczek. Protesty odbywają się w 90 miastach na terenie całych Stanów Zjednoczonych i znajdują poparcie w Europie. W 1977 r. Gloria zbiera fundusze (5 milionów dolarów!)  i współorganizuje epokową  Krajową Konferencję Kobiet w Houston, która gromadzi dwa tysiące wybranych delegatek i około osiemnastu tysięcy obserwatorek.

Autorka współtworzyła Women’s Action Alliance, pionierskie centrum informacyjne specjalizujące się w edukacji dziecięcej, w 2004 roku założyła też Women’s Media Center. Była prezeską i współzałożycielką Voters for Choice, politycznego komitetu pro-choice. Jest prezeską kobiecej fundacji Ms. wspierającej kobiety i dziewczęta.

85-letnia dziś Steinem stała się ikoną ruchu na rzecz równouprawnienia kobiet w czasach, gdy oznaczał on walkę o zniesienie patriarchatu i podstawowe prawa kobiet w życiu publicznym. Za swoją działalność otrzymała z rąk Baracka Obamy w 2013 roku prezydencki Medal of Freedom, najwyższe cywilne odznaczenie w Stanach Zjednoczonych.

W tej porywającej historii o przywództwie, podróżach i aktywizmie Steinem uświadamia nam, że otwarty umysł może zmienić sposób naszego myślenia, działania i życia. Autorka po raz pierwszy opowiada tak szczerze historię swojego życia!

W 2020 roku na ekrany kin wejdzie filmowa biografia Glorii Steinem z nagrodzonymi Oscarami®

Julianne Moore i Alicią Vikander.

Po lekturze Mojego życia w drodze nie jestem już tą samą osobą.

Jane Fonda

Steinem pokazuje, że każda z nas ma w sobie wojowniczkę – musimy tylko (…) za nią podążyć.

Lena Dunham

Ruszył projekt Entuzjastki!

Entuzjastki  to nowy projekt promujący odważne kobiety, które skutecznie działają niezależnie od poglądów politycznych, przeciwności losu czy mody.

Tytuł projektu nawiązuje do historycznej grupy pierwszych feministek w Polsce. Entuzjastki to kobiety nieugięte, admiratorki życia i swojej pracy wykorzystujące własne kompetencje, by pomóc innym realizować ich potencjał. To aktywistki, które nie bacząc na zagrożenia zmieniają świat na lepsze, angażują się w tworzenie wspólnot, dbają o mniejszości i udzielają im głosu w przestrzeni publicznej. Ryzykują w słusznej sprawie. Właśnie tym projektem chcemy oddać hołd współczesnym entuzjastkom, sto lat po uzyskaniu praw wyborczych przez kobiety w Polsce.

Celem projektu jest zbudowanie w wirtualnej publicznej przestrzeni katalogu współczesnych polskich kobiecych sylwetek, które mogą zainspirować innych do działania oraz przyczynić się do wzmocnienia poczucia solidarności i sprawczości wśród kobiet. Projekt będzie się składał z video-wypowiedzi stu sprawczych kobiet reprezentujących przeróżne dziedziny wiedzy czy praktyki, które mają wpływ na budowanie świadomości społecznej i rozwijanie kompetencji innych.

Wywiady z kobietami będą opierać się na stworzonym specjalnie do tego projektu kwestionariuszu filozoficznym. Jego celem jest wydobycie swoistego DNA tych kobiet obecnego w ich myśleniu i postawach życiowych. Heroiny zostaną zaproszone do migrującej pomiędzy kilkoma miastami Polski instalacji, w której będą realizowane nagrania. Wybór kobiet został dokonany przez grono specjalistów i specjalistek  reprezentujących media i partnerów instytucjonalnych. Wywiady z bohaterkami będzie można śledzić od przyszłego roku w mediach społecznościowych typu Instagram, Youtube czy Facebook, a już teraz zapraszamy do śledzenia fanpage Entuzjastek.

Fundacja Feminoteka jest współorganizatorką projektu.

 

Autorka i dyrektorka projektu: dr Aleksandra Hirszfeld

Producentka: Magda Sobolewska

Researcherka: Nawojka Gurczyńska

Opieka graficzna: Nikita Grekowicz

Trailer: Kacper Zamarło

Social Media Developer: Aleksandra Magryta

Koordynatorka: Żenia Aleksandrowa

Muzyka do trailera: Tomasz Waldowski i Anna Momo Ołdak

Logo: Yuri Kardashev

 

Autorka projektu: 

Aleksandra Hirszfeld – skończyła doktorat z filozofii na Uniwersytecie Warszawskim i fotografię na Wydziale Operatorskim Szkoły Filmowej w Łodzi. Działa w polu praktyk artystycznych, kuratorskich i dziennikarskich. W swoich projektach głównie skupia się na analizowaniu świadomości społecznej. Jej instalacja „Information Absorber” badająca przestrzeń publiczną w demokratycznych państwach była prezentowana w Muzeum Jean Tinguely w Bazylei razem z pracami Mariny Abramovic czy Thomasa Hirschhorna. Jest autorką książki „Co rządzi obrazem? Powtórzenie w sztukach audiowizualnych” (Universitas, 2015) oraz współautorką, współscenarzystką i współproducentką projektu „Istota” – pierwszej erotycznej powieści graficznej stworzonej przez kobiety. Współpracowała m.in. z Kwartalnikiem Filmowym, Dwutygodnikiem, Art and Science Meeting, oraz Monitor Magazine.

Producentka:

Magda Sobolewska – aktywistka, producentka, coachka. Producentka filmów dokumentalnych i projektów artystyczno-społecznych, aktywistka wspierająca uchodźczynie         i uchodźców, działaczka na rzecz praw kobiet w Polsce, Turcji i USA. Współzałożycielka Fair Trade LB w Californii. Life coachka pracująca  z imigrantami w USA. Magister filozofii Uniwersytetu Warszawskiego oraz Gender Studies przy IBL PAN.

 

 

Wsparcie finansowe:

Ambasada Amerykańska,

Cisowianka Perlage

 

Matronat medialny:

Wysokie Obcasy,

Vogue Polska

 

Matronaty, Partnerki i Partnerzy:

TOK FM,

Kongres Kobiet,

Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie,

Akademia Leona Koźmińskiego,

Instytut Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego,

Stowarzyszenie Alumni,

Leica Camera Poland

Karta Różnorodności koordynowana przez Forum Odpowiedzialnego Biznesu,

Laboratorium Innowacji Kultury i Edukacji,

Muzeum Częstochowskie

Tok FM ( w trakcie aplikacji)

Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia Gdańsk

Arsenał Galeria Miejska Poznań

Żeńskie formy – to brzmi dumnie! Kalendarz Feminoteki 2019

„Adwokatka”  – ależ to śmieszne i niepoważne – twierdzą niektórzy/re, bo to przecież rodzaj teczki. A „adwokat”? Toż to likier z jajami! – odpowiadamy.

„Pilotka” – to przecież nazwa czapki, naśmiewają się inne/inni. Dlaczego jednak nie śmieją się z „pilota”, choć to przecież także urządzenie do obsługi m.in. telewizora?

Feminatywa, czyli żeński rodzaj gramatyczny, wciąż wzbudzi u wielu osób protesty, sprzeciwy i śmiech. W dyskusjach często pojawiają się bardzo emocjonalne i ocenne wpisy. Tymczasem do I wojny światowej tworzenie żeńskich form nazw zawodów, tytułów i stanowisk było powszechnie obowiązującą normą.

Zenon Klemensiewicz, znany językoznawca, pisał  tak: „W miarę przypuszczania kobiet do studiów uniwersyteckich może będziemy musieli stworzyć jeszcze magisterkę (farmacji),  a może i adwokatkę, i nie cofniemy się przed tym, czego różnica płci wymaga od logiki językowej”.

Poradnik  Językowy ,1901 r.

Stosowanie feminatywów nie tylko było powszechne, złamanie tych zasad było oprotestowywane:

Protest czytelników i czytelniczek „Poradnika Językowego” z roku 1904
przeciwko nazywaniu kobiety doktorem, a nie doktorką (rocznik IV, numer 1)

W miarę postępującego równouprawnienia płci, kobiety sięgały po nowe funkcje i stanowiska, zaczęły uzyskiwać tytuły naukowe, weszły w dziedziny życia zarezerwowane dotychczas dla mężczyzn. Terminologia obowiązująca w tych dziedzinach była dostosowana do płci osób tradycyjnie z nimi związanych, czyli mężczyzn, stąd brakowało żeńskich form nazw zawodów, tytułów i stanowisk.

A współcześnie?

Rada Języka Polskiego wypowiedziała się o żeńskich końcówkach i nazwach zawodów w marcu 2012 roku. W oświadczeniu Rady czytamy:

„Formy żeńskie nazw zawodów i tytułów są systemowo dopuszczalne. Jeżeli przy większości nazw zawodów i tytułów nie są one dotąd powszechnie używane, to dlatego, że budzą negatywne reakcje większości osób mówiących po polsku. To, oczywiście, można zmienić, jeśli przekona się społeczeństwo, że formy żeńskie wspomnianych nazw są potrzebne, a ich używanie będzie świadczyć o równouprawnieniu kobiet w zakresie wykonywania zawodów i piastowania funkcji”.

A profesor Jan Miodek powiedział: „My, jak zwykle, megalomańscy i zakompleksieni jednocześnie, uwikłani w niuanse hierarchiczności, godności i tym podobne bzdury, zabrnęliśmy w ślepy zaułek niekonsekwencji i subiektywnych odczuć. Rozmawiająca ze mną matematyczka chce być nauczycielem matematyki (broń Boże nauczycielką!), jej koleżanka przedstawia mi się jako biolożka. Jakaś pani grzmi na psycholożkę i socjolożkę, za to nie ma zastrzeżeń do profesorki i polonistki”.

„Gazeta Wyborcza”, 24.09.2010

 

Dlatego  „Ważne Słowa” – kalendarz Feminoteki na 2019 to próba popularyzacji żeńskich form. Ponieważ to, co piszemy i sposób, w jaki mówimy, nie tylko opisuje, ale również współtworzy ludzi i miejsca, w których oni żyją. Utrwalone w języku na przestrzeni wieków stereotypy na długo pozostają w zbiorowej świadomości.

W kalendarzu znajdziecie dwanaście żeńskich form różnych zawodów – adwokatkę czy pilotkę, ale również nurkinię, burmistrzynię, graficzkę, bokserkę i korektorkę. W większości przypadków zestawiłyśmy je z formami męskimi, by pokazać, że i one mogłyby być śmieszne, a jednak nie są z taką ochotą wydrwiwane, jak żeńskie.

Znajdziecie tam także jedną męską formę zawodu, utworzoną od profesji wykonywanej w znakomitej większości przez kobiety. Jaki to zawód? Zajrzyjcie do naszego kalendarza!

Tegoroczny kalendarz to także powrót do naszego pierwszego wydania z 2005 roku. Jego pomysłodawczynią i realizatorką była Agnieszka Kraska, która teraz dała nam zielone światło, by skorzystać z jej pomysłu po 13 latach i znów poruszyć ten temat, bo żeńskie formy są dla nas niezwykle ważne, a wciąż, jak obserwujemy w różnych dyskusjach, ośmieszane, a ich używanie podważane. „Ważne Słowa” w nowej formule zrobiła dla nas Teresa Oleszczuk. Zachęcamy do kupowania i używania żeńskich form!  Niech żeńska forma brzmi dumnie!

Kalendarz można zamawiać w KSIĘGARNI FEMINOTEKI w przedsprzedaży TANIEJ

LESBIJSKA INSPIRA| Tożsamość jest zawsze polityczna. Rozmowa z Elżbietą Korolczuk

Magda Wielgołaska: Zacznę od pytania o miejsce, w którym rozmawiamy, nie przez przypadek spotykamy się w kawiarni Między Nami na ul. Brackiej w Warszawie. Dlaczego wybrałaś właśnie to miejsce?

Elżbieta Korolczuk: Zawsze wydawało mi się, że wszyscy kojarzą to miejsce jako jedno z pierwszych w Warszawie, które od początku funkcjonowało jako gayfriendly – tak się kiedyś właśnie mówiło, w powszechnym zastosowaniu nie było jeszcze określenia LGBTQ+. Ja przyjechałam do Warszawy w połowie lat 90. i poznałam to miejsce, jako przestrzeń otwartą na osoby bardzo różnie siebie identyfikujące tożsamościowo. Przez dłuższy czas na drzwiach wejściowych widniała kartka z informacją, że jest to miejsce tylko dla członków i członkiń klubu. Podobno faktycznie jakieś karty klubowe istniały, ale głównie chodziło o to, żeby kontrolować  kto wchodzi i ewentualnie kogoś wyprosić, jeśli nie pasował do klimatu. Drugim takim kultowym miejscem był klub na Koźlej, a potem oczywiście Le Madame. Jednak w porównaniu do Między Nami, Le Madame to jest późna historia. Kiedy razem ze znajomymi chodziłam do tych miejsc, to był taki czas w moim życiu, kiedy jeszcze nie działałam aktywistycznie jako feministka. Wtedy jeszcze nie byłam członkinią Manify. To właśnie kluby i kawiarnie były miejscami, w których ludzie się poznawali i orientowali, że można być sobą. Oczywiście w jakimś sensie to również były miejsca zamknięte. Kto wiedział o ich istnieniu, ten wiedział. Kto nie wiedział, ten nie trafił.

MW: Osoby, które trafiły, bardzo często wspominają, że to właśnie w takich miejscach budziła się w nich świadomość polityczna, aktywistyczna, feministyczna, ekologiczna, czy też dotycząca ich własnej tożsamości psychoseksualnej. Masz podobne doświadczenie?

EK: Faktycznie był w tych miejscach klimat sprzyjający działaniom aktywistycznym, jednak miejscem, w którym ja rozwinęłam swoją feministyczną świadomość była Manifa, czyli Porozumienie Kobiet 8 Marca i środowisko akademickie. Zaczęłam chodzić na zajęcia do Agnieszki Graff w Ośrodku Studiów Amerykańskich na Uniwersytecie Warszawskim. Tam po raz pierwszy zadano mi pytanie, czy jestem feministką, a ja odpowiedziałam, że nie jestem, bo nie działam. Wydawało mi się wtedy, że bycie feministką jest to deklaracja nie tyle światopoglądowa, co aktywistyczna. A ponieważ ja sama nie działałam, to w moim odczuciu samo przekonanie dotyczące równości, to było za mało, żeby móc zadeklarować się jako feministka.

MW: Dobrze, że o tym wspominasz, być może podobne doświadczenie mają kobiety, które nie deklarują się jako feministki. Wśród moich nieheteronormatywnych koleżanek również widzę taką tendencję.

EK: Tak. Myślę, że nie zawsze widzimy, jak mocno słowo feministka kojarzone jest właśnie z aktywizmem, z działalnością polityczną. To może być większa przeszkoda do feministycznej identyfikacji niż sama treść wypełniająca feminizm.

MW: Zależało mi na spotkaniu z Tobą, ponieważ jesteś nie tylko ekspertką akademicką, ale też praktyczką w kontekście polskiego ruchu feministycznego. Chciałabym Cię  zapytać, czy to tylko moje złudzenie, że polski feminizm jest bardzo heterocentryczny, czy może tak po prostu jest? Twoja perspektywa jest dla mnie interesująca również dlatego, że jesteś heteroseksualną sojuszniczką osób LGBTQ+, w związku z czym liczę na to, że pokażesz mi perspektywy, których może nie dostrzegam. Jak widzisz miejsce kobiet nieheteronormatywnych w przestrzeni działań feministycznych w naszym kraju?

EK: Myślę, że masz rację, choć w ciągu ostatnich lat zaszło wiele zmian w tej kwestii. Pamiętam taki moment w Manifie, gdy wyłoniło się Porozumienie Lesbijek. Zdaje się, że był to rok 2004. Sama zobaczyłam wtedy, że widoczność kobiet nieheteronormatywnych w naszym ruchu ma znaczenie, tożsamość ma znaczenie i każda z kwestii, którymi się zajmowałyśmy powinna być równie mocno widoczna. W ramach Manif  zajmowałyśmy się bardzo szerokim spektrum różnych kwestii, ale przez długi czas sprawy osób nieheteronormatywnych czy lesbijek nie pojawiały się jako oddzielny temat. Dopiero w 2004 niosłyśmy na transparentach hasła dotyczące praw lesbijek, w dużej mierze dlatego, że część aktywistek uznała, że chce być widoczna jako odrębna grupa i założyła Porozumienie Lesbijek (LBT). I tak w 2004 były hasła dotyczące praw lesbijek i hasła dotyczące praw pielęgniarek. Miałyśmy taki duży, wspaniały balon w kształcie sterowca, który został zorganizowany, z tego co pamiętam, przez Ewę Majewską i Agnieszkę Furię Weseli. Z jednej strony tego balonu widniał napis: Prawa Lesbijek, a z drugiej: Rząd na pensje pielęgniarskie. Stało się tak dlatego, że wyłoniła się wtedy z naszego ruchu feministycznego grupa osób, które powiedziały: Jesteśmy feministkami, ale jesteśmy też lesbijkami i ta tożsamość jest dla nas ważna i chcemy, żeby kwestie, które nas dotyczą nie były spychane na margines dyskursu feministycznego i prowadzonej debaty. Jednocześnie od razu pojawiła się próba włączenia kwestii uznawanych za kulturowe w dyskusję o ekonomii, i walkę o prawa pracownicze.

MW: Jest jeszcze pytanie, na ile takie kwestie rzeczywiście da się połączyć?

EK: Faktycznie pojawia się pytanie o to, czy możemy o takich kwestiach mówić na jednym oddechu. Ja myślę, że mamy ogromny problem z intersekcjonalizmem w praktyce. Dziś już wiemy, że powody, dla których kobiety – ale i  mężczyźni oraz osoby, które się nie identyfikują z żadną płcią – są dyskryminowane, dotyczą bardzo różnych aspektów naszego ciała, naszej tożsamości, naszej pozycji społecznej itd. Ale tak naprawdę, kiedy działamy wokół tych zagadnień, to bardzo ciężko jest mówić o wszystkich tych osiach dyskryminacji, czy powodach dyskryminacji naraz. Dotyczy to i płci, i orientacji psychoseksualnej, pozycji klasowej, poziomu sprawności. Wciąż mamy skłonność do myślenia o dyskryminacji jak o plecaku, w którym dana osoba niesie swoje cechy i tożsamości, a nie o dyskryminacji jako relacji, czymś co się zmienia w czasie i przestrzeni, Wychodzi więc na to, że mamy taki worek, w którym jako feministki trzymamy  kwestie dotyczące dyskryminacji kobiet i dokładamy do niego różne grupy: Aha, są jeszcze lesbijki, są też kobiety z niepełnosprawnościami, no to dorzućmy jeszcze pracownice supermarketów.

Bardzo słabo nam wychodzi – moim zdaniem – zauważenie, że to często są te same osoby. Mam poczucie, że bardzo mało dyskutuje się o kwestii klasy w kontekście orientacji psychoseksualnej. Czyli mamy wizerunek wielkomiejskiego geja, który sobie dobrze radzi finansowo i jest fajnym facetem w stylu glamour, ale prawie w ogóle nie mówi się co z gejami na wsi, albo z lesbijkami, które jako kobiety zarabiają mniej, albo co z osobami, które nie żyją w wielkim mieście, albo które są właśnie pracownicami supermarketów, a jednocześnie są lesbijkami. A co z lesbijkami, które doświadczają problemów ze zdrowiem? Ten temat pojawił się dopiero niedawno w kontekście wywiadu z Karoliną Hamer w Replice, kiedy zadeklarowała się jako osoba bi – niby wiadomo było, że skoro w każdej grupie są osoby niehetero, to i wśród osób z niepełnosprawnościami są, ale te dwa tematy jakoś się nie łączyły w całość, nie tylko w mainstreamie, ale i w debacie feministycznej.

MW: Poruszyłaś teraz temat, który staramy się naświetlić w kontekście naszego polskiego, tęczowego podwórka. Nasza społeczność faktycznie chętniej promuje osoby odpowiadające mainstreamowym normom piękna i sukcesu, tymczasem osoby tym normom nie odpowiadające ze względu na wygląd, status materialny, wykonywany zawód nie są interesujące, a wręcz można wyczuć, że środowisko się ich wstydzi. Tymczasem ta grupa osób, których nie zobaczymy na kanapie w telewizji śniadaniowej jest bardzo duża. Tutaj w jakiś sposób dochodzi do starcia pomiędzy mainstreamem i offem, czyli tymi wszystkimi rzeczami, które są poza opcją glamour. Powstaje pytanie, co robić, żeby ta grupa osób pominiętych została zauważona? Czy wszystkie powinnyśmy się przebrać, umalować i sięgać do standardów wyznaczonych przez popowe ramy? Co zrobić z powracającym hasłem: Lesbijki za słabo się sprzedają?

EK: Myślę, że są dwie strategie, które można przyjąć w takiej sytuacji. Opieram to na dyskusji wewnątrz szeroko pojętego środowiska feministycznego. Z jednej strony jest to strategia, która mówi: No, jednak musimy się sprzedać i jednak musimy być ładnymi, miłymi feministkami, lesbijkami*, bo dzięki temu będziemy w stanie przekazać więcej treści z naszej agendy. A potem im pokażemy fucka.

Natomiast druga strategia mówi: Nie będziemy tego robić, bo w ten sposób podtrzymujemy właściwie cały ten system, który chcemy rozbić. Nie można zniszczyć domu pana za pomocą jego narzędzi. Podtrzymując tę wizję i modelując się tak, żeby dobrze się sprzedać wzmacniamy fundamenty tego domu. Wzmacniamy przekonanie, że inaczej się nie da i że jest to jedyna możliwa droga.

Ja myślę, że powinna funkcjonować i jedna, i druga strategia, bo nie wszystkie osoby i nie wszystkie aktywistki chcą albo nie wszystkie mają siłę, energię, potrzebę przełamywania wszystkich tych elementów na raz. A przy tym pojęcie mainstreamu mocno się zdewaluowało, jest trochę tak, że mówimy do podgrup w społeczeństwie, a nie do całego społeczeństwa. Jest cała dyskusja w feminizmie na temat tego, czy mamy być ładne, czy mamy się malować, czy mamy sobie robić paznokcie i tak dalej. Mam poczucie, że teraz jednak jesteśmy na takim etapie, na którym mówimy: Chcesz się malować? Spoko. Nie chcesz? Też spoko. Po prostu odczepmy się teraz od swoich ciał i nie pozwólmy używać ich jako sposobu na rozgrywanie różnic wewnątrz ruchu feministycznego. Jak to się ma do środowiska osób LGBTQ+? Po prostu trzeba się zastanowić, czy środowisko jest w stanie zaakceptować bardzo silne zróżnicowanie w swoim własnym gronie. Jeżeli nie możemy tego zróżnicowania zaakceptować i w jedną, i drugą stronę, to co z naszymi deklaracjami, że chcemy pluralizmu? Coś jest bardzo nie halo.

Mam poczucie, że wiele osób mówi o tym, że trzeba się trzymać pewnej strategii, ale tak naprawdę nie chodzi o strategię, ale chodzi o strach, o pewnego rodzaju wstyd, chodzi o całą masę emocji, które za tym są ukryte, ale nie chcemy o nich mówić z różnych powodów.

MW: W przypadku strachu i różnego rodzaju lęków zawsze możemy sięgnąć po ludyczne prześmiewanie. Udało się to zrobić w projekcie, w którym wzięłaś udział: Przy kawie o sprawie. Wykorzystując narzędzia mainstreamu sparodiowałyście opresyjny dla kobiet system uzyskując bardzo dobre zasięgi. Niby wszystko wygląda tak jak powinno, żeby dobrze się sprzedać, a jednak informacja przekazywana w poprawnie zbudowanym opakowaniu ukazuje krzywdzące mechanizmy tego samego systemu. Może taka performatywna droga to jest pomysł na działanie dla takich grup społecznych jak kobiety niehetero?

EK: Myślę, że to jest faktycznie zabieg, którego można spróbować na większą skalę. Ja mam w ogóle wrażenie, że kwestia obecności lesbijek w świadomości społecznej, czy kwestia obecności lesbijek w ruchu feministycznym to jest taki temat, który się pojawia i znika, kolejne grupy odkrywają temat na nowo

MW: Właśnie. Zaczęłaś od Porozumienia Lesbijek, ale co dalej z tą obecnością lesbijek* w ruchu feministycznym?

EK: Mam poczucie, że wtedy pojawiła się grupa lesbijek, która była w oczywisty sposób  polityczna. Członkinie tej grupy dawały jasny komunikat: My, jako kobiety nieheteronormatywne, chcemy być widoczne nie tylko jako feministki, ale jako grupa, która ma swoje konkretne potrzeby. Jednak od 25 lat w Polsce, w środowisku feministycznym, głównym tematem jest kwestia aborcji. a Potrzeba ciągłej walki w tej sprawie wymusza na wszystkich uczestniczkach ruchu podporządkowanie się założeniu, że to sprawa najważniejsza i tyle. W tym kontekście sytuacja kobiet niehetero łatwo znika. Znika w podwójny sposób. Znika jako pytanie, czy kwestia aborcji jest tak samo istotna dla wszystkich kobiet? Funkcjonuje założenie, że jest. Moim zdaniem niekoniecznie. A po drugie znikają inne tematy, które mogą być dla tej grupy szczególnie ważne, chociażby problem dostępu do zapłodnienia pozaustrojowego czyli in vitro. Ta sprawa znika jako postulat, który byłby szczególnie istotny dla kobiet niehetero lub kobiet niebędących w związkach heteroseksualnych. Kiedy w 2015 roku została wprowadzona obecna ustawa o in vitro, to owszem, pojawiały się głosy, że będzie to miało zasadniczy wpływ na sytuację kobiet nieheteroseksualnych, ponieważ ustawa zakłada, że musisz mieć partnera, żeby zrobić in vitro, co uważam za skandaliczne. Ale nie było wielkich protestów, mobilizacji wokół tego tematu. Kwestia dostępu do in vitro, która w sposób szczególny może wpływać na aytuację lesbijek*, nie została uznana za tak samo ważną w ruchu feministycznym, jak kwestia dostępu do aborcji.

MW: Czyli po prostu priorytetyzacja. Tematy ważniejsze i te w kolejce do ewentualnego podjęcia.

EK: Tak, ale nawet nie chodzi mi o zachowanie jakiejś chronologii, że najpierw uzyskamy jedną rzecz, a później przyjdzie czas na grupy mniejszościowe. To jest właściwie taka liberalna narracja, którą przedstawia PO, ale myślę, że w samym ruchu feministycznym jest już świadomość, że tak to nie działa. Natomiast problem polega na tym, jak zapewnić widoczność pewnych kwestii w momencie, kiedy cały kontekst kulturowo-polityczno-społeczny spycha nas w jednym kierunku. Tym kierunkiem jest aborcja, musimy walczyć o to, żeby chociaż utrzymać obecną – potworną tak naprawdę – ustawę. Jesteśmy cały czas rozgrywane przez polityków i Kościół w tym kierunku. Dla mnie powstaje pytanie, jak się w tym nie zagubić? Jak to zrobić, żebyśmy były w stanie ustalać swoje własne priorytety?

MW: Masz swoją odpowiedź na to pytanie?

EK: Moja odpowiedź jest taka, żeby po pierwsze w momencie, kiedy dyskutujemy o takiej kwestii jak aborcja, żeby nie udawać, że ta kwestia dotyczy w takim samym stopniu i w taki sam sposób wszystkich kobiet. Tak nie jest. Kwestia aborcji dotyczy w różny sposób różnych grup kobiet. Czy to ze względu na to, że niektóre kobiety mogą sobie pozwolić na wyjazd za granicę, czy też dlatego, że niektóre kobiety są w większym stopniu narażone na niechcianą ciążę. Oczywiście zawsze jest przywoływany argument: no, ale gwałt. Jasne, ale to jest bardzo skrajna sytuacja, a nie przeważająca część naszego codziennego życiorysu. W tym sensie – moim zdaniem – warunkiem wspólnoty i solidarności feministycznej nie jest założenie, że wszystkie mamy takie same interesy i potrzeby. Potrzebne jest raczej rozpoznanie różnic i świadome budowanie poczucia solidarności z innymi kobietami przy rozpoznaniu tego, na jakie sposoby my wszystkie jesteśmy dyskryminowane, czy też, że wszystkie mamy potrzebę równości i wolności. I to jest moim zdaniem ciekawszy, lepszy sposób myślenia o wspólnocie feministycznej niż mówienie, że nas wszystkie dotyczy potencjalnie kwestia aborcji i już.

No nie. Po prostu tak nie jest. Tak samo jak kwestie interesów ekonomicznych. Kobiety nie mają takich samych interesów ekonomicznych, mają różne w zależności od ich sytuacji na rynku pracy, w zależności od ich sytuacji klasowej. Nie jesteśmy takie same. Ja rozumiem, że bardzo trudno jest nam odzyskać inicjatywę w sensie tworzenia agendy, czy budowania określonej wizji przyszłości  w momencie, kiedy jesteśmy cały czas dociskane, ale myślę sobie, że to jest właśnie chwila, kiedy mimo dociskania w jedną stronę, musimy dokonać kroku w przód. To się nie wydarzy bez aktywności samych grup kobiet, które rozpoznają swoją sytuację i swoje interesy.

MW: I tutaj wracamy do amplitudy obecności tematu lesbijskiego* w ogóle w feminizmie.

EK: Dokładnie. Samo Porozumienie Lesbijek zniknęło w pewnym momencie, rozpłynęło się z różnych powodów. Myślę sobie, że ta obecność i to obecność rozumiana jako obecność polityczna jest zawsze bardzo potrzebna. Osobiście czuję brak kontynuacji działań, które się pojawiały, były ważne i znikały. Myślę tutaj na przykład o czasopiśmie Furia, które było sposobem na komunikację i integrację środowiska. Nie dokonało się w tym przypadku jakieś wielkie tąpnięcie, że w powietrzu wisi zamknięcie i teraz wszyscy będziemy się mobilizować, żeby pismo obronić. To czasopismo po prostu obumarło i cicho zniknęło. Żeby była jasność, nie są to pretensje do osób, które je tworzyły, tylko refleksja nad nami jako ruchem, w którym nie udało się tej inicjatywy kontynuować.

MW: To prawda, że działania lesbijskie pojawiają się i znikają. Charakterystyczne też jest działanie w oparciu o relacje. Dopiero w parze, albo we wspierającej się grupie kobiet pojawia się siła, żeby pójść pod prąd. Kiedy te relacje się kończą, często kończą się też projekty. Jednak przy okazji zastanawiam się, czy nie musimy dźwigać zbyt wiele. Być może to, co aktywistycznie trzeba unieść, również wpływa na zanikanie takich działań. Kiedy zakładałyśmy jedyne działające w tym momencie stowarzyszenie lesbijskie* w Polsce: Stowarzyszenie Sistrum – Przestrzeń Kultury Lesbijskiej*, od razu dostałyśmy od osób ze środowiska komunikat o tym, że taki separatyzm jest niepotrzebny, że może zepsuć dobrą atmosferę w środowisku. Pytanie, czy kobiece działania w ogóle nie są tak odbierane? Dobra atmosfera przede wszystkim, kiedy jesteś kobietą i kiedy jesteś kobietą nieheteronormatywną. Powinnaś być miła i nie mówić, że z jakichś względów nie czujesz się dobrze, bo zrobisz innym przykrość.

EK: Wracamy do tego, od czego właściwie zaczęłyśmy. Dla wszelkiego rodzaju identyfikacji, która jest identyfikacją polityczną, charakterystyczne jest to, że budzi opór. Także w środowisku może być uznawana za separatyzm albo też uznawana za niepotrzebne upolitycznianie kwestii, które zdaniem części ludzi mogłyby trafić do mainstreamu w delikatniejszy, bardziej okrężny sposób. Wygodniejsze jest działanie na zasadzie, że kwestia orientacji psychoseksualnej to jest kwestia lifestylu, no i to jest fajne, bo ludzie się kochają i właściwie co komu do tego. Tylko problem polega na tym, że jeśli mówimy: to nie są sprawy polityczne, co komu do tego? to jednocześnie trudno jest wysuwać polityczne postulaty. Jeśli to sprawa prywatna, to niejako godzimy się z tym, że musimy wyjechać do Danii, żeby skorzystać z kliniki, gdy chcemy mieć dzieci, a nie możemy domagać się tego w swoim własnym kraju, w którym mieszkamy, żyjemy i płacimy podatki, mamy rodziny itd. Opór przed upolitycznianiem i przed burzeniem wizji harmonijnego współżycia i współpracy jest zrozumiały, ale on – w sensie politycznym – do niczego nie prowadzi. Teraz żyjemy w czasach, w których w Polsce i innych krajach, na przykład w Stanach Zjednoczonych, istnieje bardzo silna tendencja do powrotu do tradycji czy naturalnego porządku, które w rzeczywistości nigdy nie istniały, czyli heteronormatywnej, heteroseksualnej relacji między ludźmi jako jedynej możliwej, do takiego społeczeństwa, które będzie oparte na patriarchalnych, rzekomo naturalnych, właściwych rodzajowi ludzkiemu zasadach. Ta wizja ludzi pociąga,  obiecuje ludziom stabilność, która pozwoli im nie odczuwać potwornego lęku przed zmianą. Ten lęk dotyczy nas wszystkich i może się objawiać w różnych grupach, które mimo dążeń równościowych nie są wolne od działania na bazie wzorców patriarchalnych. Wizja, że w środowisku LGBTQ+ czy w szerszym środowisku osób o progresywnych poglądach, liberalnych światopoglądowo nie ma podziałów,  że my tworzymy miłą, sympatyczną rodzinę, która się trzyma razem i w ramach naszej wspólnoty nic nas nie różni, to kolejny potworny i szkodliwy mit, który w gruncie rzeczy wystawia na próbę naszą potrzebę pluralizmu. Nie może być tak, że uznajemy, że pluralizm jest dobry i jest słuszny, i powinien być gwarantowany przez państwo, a jednocześnie w naszym ruchu i w naszej grupie nie może być różnic, bo one nam zagrażają. Albo jedno albo drugie. Jeśli na przykład z szerszej grupy lewicowej wyłania się grupa lesbijska*, to nie można zakładać, że ona będzie miała jakieś inne cele niż my i że coś nam zabierze. Czy taka grupa zagraża dlatego, że ma jakieś inne cele polityczne, czy dlatego, że właśnie pokazuje, że nie jesteśmy wszyscy tacy sami/takie same? Raczej mam wrażenie, że to drugie. Tego typu działania zaburzają poczucie złudnej takosamości – takie słowo przyszło mi do głowy i chyba najlepiej oddaje sens tego, co chcę powiedzieć.

MW: Skoro jesteśmy przy słowotwórstwie, to chciałabym przejść do kwestii definiowania i do samego słowa lesbijka*, którego my używamy w połączeniu z gwiazdką mieszczącą różne formy kobiecej nieheteronormatywności. Ta gwiazdka jest używana również na świecie i dość dobrze rozpoznawana. W Polsce musiałyśmy ją trochę tłumaczyć i w zasadzie ciągle to robimy. Z jednej strony gwiazdka jest bardzo włączająca, z drugiej, kiedy jej nie ma, powstaje zarzut, że używając jedynie słowa lesbijka wykluczamy. To bardzo cienka granica. Trzeba trochę uważać, żeby nie zgubić siebie w tych procesach, w których bardzo pilnujemy słów dotyczących tożsamości.

EK: Podstawowym pytaniem jest dla mnie, po co tworzymy tożsamości? Czy one mają znaczenie polityczne?  Czy to oznacza, że osoby szukające nowych określeń mają bardzo specyficzne potrzeby i żądania w stosunku do społeczeństwa i do państwa? Potrzeby, które nie mogą być realizowane w obrębie szerszej społeczności czy w obrębie szerszego ruchu? Czy też uznajemy, że tak naprawdę najważniejszym elementem jest nasza subiektywna ocena tego kim jesteśmy? W momencie, kiedy uznajemy, że nasza subiektywna ocena ma prymat nad celami politycznymi, myślę, że tracimy trochę z oczu polityczny charakter całego procesu konstruowania tożsamości. Szczególnie tożsamości niebinarnych, tożsamości, które nie są uznawane za mainstreamowe. Pytanie też, czy ja jako osoba heteroseksualna mogę coś takiego w ogóle powiedzieć? Być może mi nie wolno.

MW: Pytanie też, czy na co dzień w ogóle patrzymy na swoją tożsamość jako na coś co jest polityczne?

EK: Rozmawiamy w kontekście ruchu społecznego. Zresztą dla mnie na każdym poziomie ta polityczność jest bardzo istotna. Myślę, że wiele osób ma potrzebę chronienia prywatności, chronienia siebie  – mając taką potrzebę oddzielam pewne moje doświadczenia, pewne kwestie, którymi nie chciałabym się nigdy zajmować politycznie, od całej sfery, która jest polityczna. Dla mnie kwestia dotycząca tożsamości psychoseksualnej, praw kobiet, praw mężczyzn jest kwestią polityczną i z tej perspektywy mówię. Ale wiele osób tego nie chce w ten sposób postrzegać i oczywiście  jest pytanie, czy na co dzień dla ludzi to jest w ogóle istotne? Problem polega na tym, że w momencie, kiedy nasza tożsamość nie jest mainstreamowa, czyli na przykład nie jest heteroseksualna, to zawsze się potkniemy o polityczność, niezależnie od tego jak bardzo byśmy nie chcieli. W świecie, w którym żyjemy większość osób musi się zastanawiać: czy w miejscu pracy mogę dokonywać takiej ekspresji swojej tożsamości, jaką uważam za dobrą dla mnie? Czy mam prawo mieć dzieci dzięki in vitro? Czy mam prawo adoptować dzieci? Czy mam prawo do spadku po partnerce? Czy mam prawo dowiedzieć się w szpitalu, co się dzieje z moją partnerką? Wszystkie te kwestie  są bardzo ważne na planie indywidualnym, ale zawsze są uzależnione od tego kto sprawuje władzę i od tego, jak ten ktoś wyobraża sobie społeczeństwo i w tym sensie tożsamość jest zawsze do gruntu polityczna. Możemy tego nie chcieć, możemy się z tego wycofywać i ja też to rozumiem. Nie popieram, ale rozumiem. Ja sama jestem politycznym zwierzęciem i jest to mój wybór, chociaż nigdy nie chciałabym celować w politykę instytucjonalną. Uważam, że polityka to jest coś co przesącza się w naszym życiu właściwie w każdej możliwej przestrzeni i nie ma sensu udawać, że tak nie jest, tylko świadomie działać.

MW: Idąc tym tokiem, żadna osoba nieheteronormatywna nie może powiedzieć, że polityka jej nie interesuje?

EK: Żadna osoba nie może tak powiedzieć. Każdego z nas to w pewnym momencie dotknie. Oczywiście osoby w grupach społecznych marginalizowanych wobec mainstreamu dotknie to w sposób szczególny, ale tak naprawdę dotyka wszystkich nas. Jeśli mówimy na przykład o ustawie o in vitro, to ona dotknęła również kobiety samodzielne, które chciały zostać matkami. Przykładowo, w 2015 roku miałaś zamrożone swoje jajeczka w kriobanku nagle się okazuje, że nie możesz z nich skorzystać. Chyba, że przyprowadzisz faceta, który zaręczy, że będzie tatusiem i w razie czego będzie płacił alimenty. Wyobrażenie, że jesteśmy chronieni czy chronione przed sferą polityczności, bo nie należymy w sposób oczywisty do jakiejś grupy marginalizowanej przez państwo, nie daje nam gwarancji, że sami w pewnym momencie nie zostaniemy zmarginalizowane. Myślę, że to jest rodzaj ułudy, którą ludzie bardzo lubią pielęgnować, że jeżeli ja się nie będę angażowała, to nic mi się nie stanie, państwo mnie nie dostanie. Dostaje nas na każdym kroku. Smog jest takim przykładem z ostatnich lat. Możesz się tym nie interesować, ale po prostu możesz się udusić. To niestety nie działa tak, że możemy się wycofać w przestrzeń prywatną, tak rozumiana przestrzeń prywatna w zasadzie nie istnieje. W tym sensie, o ile potrafię zrozumieć niechęć do polityki instytucjonalnej, to udawanie, że są sfery, które są totalnie apolityczne i w których my możemy być absolutnie wolni bez walki o tę wolność, jest moim zdaniem szkodliwą ułudą. Wiem, że sporo osób się ze mną nie zgodzi, ale trudno. Obawiam się, że niestety może się zdarzyć tak, że ta polityka w końcu przyjdzie i ugryzie ich w tyłek, bo tak to się zazwyczaj kończy.

MW: Świadomośc tego, że nasza tożsamość jest polityczna to jedno. Druga kwestia to obudzenie w sobie siły, żeby móc swoje potrzeby zamanifestować. W Sistrum wykorzystujemy do tych celów narzędzia kultury, które w sposób bardziej lub mniej dosłowny pomagają opowiadać o przeżyciach, sytuacji i potrzebach nieheteronormatywnych kobiet żyjących w Polsce, jednak wyzwanie polega głównie na tym, żeby najpierw wesprzeć kobiety w tym, żeby nie bały się mówić, żeby przeszły kulturowe bariery narzucone kobietom w ogóle, jak na przykład kwestia zajmowania przestrzeni publicznej. Lesbijkom* zarzuca się, że chowają się w swoich bańkach z kotem, partnerką i grupą najbliższych znajomych. Czasami sama żałuję, że tak nie funkcjonuję, bo w zasadzie czemu nie schować się do takiej bańki przed wszystkim, z czym trzeba się mierzyć najpierw jako kobieta, a później jeszcze jako kobieta nieheteronormatywna?

EK: Ewidentnie ruchy gejowskie stały się bardzo widoczne, również dlatego, że mężczyznom trudniej się tak ukryć. Męska homoseksualność jest uznawana społecznie za większe zagrożenie, niż kobieca. Jest uznawana za bardziej problematyczną kwestię, ale widoczność ruchu gejowskiego też jest odzwierciedleniem patriarchalnej hierarchii, w której mężczyźni zawsze mają więcej do powiedzenia i mają większą przestrzeń publiczną nawet w ruchach, które teoretycznie działają na rzecz różnorodności, wolności, równości. Zastanawiam się, czy można spróbować budować aktywizm lesbijski tłumacząc kobietom, że nasza tożsamość jest polityczna i to co robimy również w zakresie wytwarzania kultury lesbijskiej jest polityczne. To oczywiście może ludzi jeszcze bardziej zdystansować, bo to często zagraża ich stabilności emocjonalnej i życiowej. Może drogą do tego jest jednak tworzenie takich przestrzeni, które są przestrzeniami bezpiecznymi, politycznymi w sposób nieoczywisty, w których po prostu czujemy się dobrze ze względu na to, że gromadzą się w nich wyłącznie kobiety o podobnych doświadczeniach.

MW: Nasze doświadczenie pokazuje, że faktycznie taka bezpieczna przestrzeń jest potrzebna, również po to, żeby zobaczyć, że kobiety między sobą mogą funkcjonować bez oceniania się wzajemnego, bez rywalizacji. W tym miesiącu rozpoczęłyśmy kolejny cykl spotkań Sistrum w przestrzeni Stołu Powszechnego w Teatrze Powszechnym. Tym razem zaczęłyśmy od warsztatów w kameralnym gronie. Tworzyłyśmy wspólnie artbooka dotyczącego naszych doświadczeń, jednak przede wszystkim to spotkanie pokazało nam, że w kręgu kobiet o podobnych doświadczeniach, gdzie wspólnie coś wytwarzamy na podstawie naszych historii, w których możemy się przeglądać rodzi się zaufanie, a na nim dopiero coś takiego jak siostrzeństwo, które rozumiem jako kobiecą solidarność, wymianę i wzajemne wsparcie bez oceny.

EK: Myślę w ogóle o tym, jak ruch feministyczny powstawał w Stanach Zjednoczonych, kiedy mówimy o drugiej fali feminizmu albo w Niemczech. Założenie, że możesz stworzyć przestrzeń, w której kobiety będą się mogły poczuć komfortowo, w której nie będą się czuły oceniane, będą miały przestrzeń dla siebie, to również jest działanie polityczne. Dostrzeżenie, że rzeczywistość, w której żyjemy zmusza nas do oceniania się, do wzajemnego konkurowania, do porównywania się. Moim zdaniem tworzenie takich kręgów kobiet, budowanie świadomości jest jak najbardziej aktem politycznym i często jest to pierwszy krok do tego, żeby kobiety były w stanie zobaczyć siebie jako podmiot, bo nie jesteś w stanie zaangażować się, jeśli nie widzisz siebie jako podmiotu, nie wierzysz w to, że masz jakiś potencjał, siłę. To jest często niemożliwe na poziomie indywidualnym. Potrzebne jest tworzenie bezpiecznych przestrzeni, w których możesz przejrzeć się w oczach innych kobiet i zobaczyć w nich część siebie, a nie osoby, z którymi trzeba konkurować. To jest też coś, o czym my nie chcemy dyskutować w feminizmie. O przemocy kobiet wobec kobiet, o bardzo różnych okrucieństwach, których kobiety doznają od innych kobiet. Matki od córek, córki od matek, babek, przyjaciółek, koleżanek z pracy. Ta wizja kobiet jako wspólnoty to jest piękna wizja, ale ona nie jest prawdziwa. To jest wspólnota potencjalna, ale nie ukrywajmy, że relacje kobiet są często  naznaczone podłością, okrucieństwem, rywalizacją. To też jest taka feministyczna pułapka – twierdzenie, że kobiety są zasadniczo dobre, ale powtarzają schematy patriarchalne i dlatego są czasem złe. Nie byłabym tego wcale taka pewna. Jest taka piękna książka Phyllis Chesler Woman’s inhumanity to woman, w której opisuje bardzo różne konteksty. Kwestie generacyjne, kwestie rodzinne, kwestie pracy, urody i inne. Co jest bardzo ciekawe i charakterystyczne to to, że jej koleżanki feministki potwornie zmyły jej głowę za tę książkę. Dostałam od Agnieszki Graff drugie wydanie tej książki, gdzie Phyllis w przedmowie opisuje dosyć dramatyczną sytuację, w której bardzo dużo osób bliskich odwróciło się od niej z tego powodu, że mówi głośno o nieludzkich zachowaniach kobiet, czyli mówi tak naprawdę o okrucieństwie kobiet wobec kobiet. Myślę, że ludzie generalnie jako gatunek nie są najfajniejszym gatunkiem. Cały czas mówię to w kontekście tego, jak niezwykle potrzebna jest przestrzeń wspierająca dla kobiet. Przestrzeń, w której możemy zobaczyć w sobie ludzi, osoby, które cię wspierają, które są z tobą, które mają podobne doświadczenia. Myślę, że nieprzypadkowo #metoo  stało się tak wielką kampanią i tak wielkim wydarzeniem, bo to był moment, w którym kobiety mogły się odnaleźć w czymś, co jest wspólne, mimo tego, że dotyczy to tak trudnych doświadczeń. Trochę niepokoi mnie to, że bardzo trudno jest uzyskać ten rodzaj poczucia wspólnoty w kwestiach pozytywnych: w naszych pragnieniach, w naszych dążeniach, w naszych marzeniach, w naszym aktywizmie.

MW: Myślę, że to dobra refleksja na zakończenie naszej rozmowy i jednocześnie wyzwanie, żeby przyjrzeć się temu co i w jaki sposób nas jednoczy. Bardzo dziękuję za spotkanie.

Korekta: Maja Korzeniewska

———————————————————

Dr Elżbieta Korolczuk pracuje na Uniwersytecie Södertörn w Sztokhomie, wykłada też w Ośrodku Studiów Amerykańskich na Uniwersytecie Warszawskim. Bada ruchy społeczne, społeczeństwo obywatelskie, gender i rodzicielstwo, w tym nowe technologie reprodukcyjne. Jest (z Renatą E. Hryciuk) współredaktorką książek „Pożegnanie z Matką Polką? Dyskursy, praktyki i reprezentacje macierzyństwa we współczesnej Polsce” i „Niebezpieczne związki. Macierzyństwo, ojcostwo i polityka”. Najnowsze publikacje to książki Rebellious Parents. Parental Movements in Central-Eastern Europe and Russia przygotowana we współpracy z Katalin Fábián (Indiana University Press, 2017) oraz Civil Society revisited: Lesssons from Poland przygotowana we współpracy z Kerstin Jacobsson (Berghahn Books, 2017) . W 2018 roku nakładem wydanictwa Universistas ukaże się jej najnowsza książka „Matki i córki we współczesnej Polsce”. Dr Korolczuk jest też aktywistką i komentatorką, przez wiele lat działała w Porozumieniu Kobiet 8 Marca (warszawskie Manify), obecnie działa w Warszawskim Strajku Kobiet, jest honorową członkinią Stowarzyszenia „Dla Naszych Dzieci” i członkinią rady Fundacji „Akcja Demokracja”.

Magdalena Wielgołaska – aktywistka / lesbijka / feministka / współzałożycielka Stowarzyszenia Sistrum – Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* / działaczka na rzecz poszerzania wiedzy na temat leczniczego działania konopi / zaangażowana w Kręgi Kobiece i odzyskiwanie wewnętrznej, kobiecej Mocy / członkini Partii Zieloni/administratorka strony Strefa Les*/ współpracowniczka projektu A kultura LGBTQ+ nie poczeka!

 ———————-—————

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka.
,
I.   Manifest
1.  Manifest. Instant. 
2.  Rozmowa IOd lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry.
3.  Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II. Rozmowy wokół manifestu
1.   Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.   Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.   Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo

4.   Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.   
Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.   Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.   Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk
8.   Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdą Próchniak
9.   Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz

11.  Dziewczyna i dziewczyna – normala rodzina. Rozmowa z  Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.  Co Ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą.
15.  Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26. Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim
 .
V.  EL*C. Wieden 2017 

 ———–———————

Aktualne wiadomości na temat projektu Lesbijska Inspira znajdziesz na:
Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!

HISTERYCZKI Roxane Gay | Publikujemy opowiadanie „Zły ksiądz”!

HISTERYCZKI. SIŁA KOBIET 

Przegrane, szalone, matki, siostry, przyjaciółki, kochanki… „Histeryczki” to zbiór opowiadań Roxane Gay, na który składają się różne historie kobiet, oscylujące wokół tematów miłości, przemocy, skomplikowanych międzyludzkich relacji. Nieprzewidywalne, odważne i niepozbawione pikanterii opowiadania ukazały się nakładem wydawnictwa Poradnia K w październiku 2018 roku. Autorka po tej książce została okrzyknięta mistrzynią opowiadania i znawczynią kobiecej natury w jej różnych odcieniach.  

Bohaterkami są tu kobiety: nie wyjątkowe, inne czy gorsze, ale takie, które przeżyły niejedno, bo życie pisze różne scenariusze. Kobieta, która straciła dziecko, która w dzieciństwie doświadczyła gwałtu, która jest kochanką księdza, która jest gruba i brzydka, która jest martwa… która mogłaby być jedną z nas. Współczujemy im, przeżywamy ich historie razem z nimi, czerpiemy siłę z ich doświadczeń. Przepełnia nas poczucie siostrzeństwa i wspólnoty. Może nasze doświadczenia nie są aż tak dramatyczne, ale wszystkie wiemy, co to przemoc, odrzucenie czy żałoba.

Po publikacji zbioru autorka stała się ikoną feminizmu – książka została ogłoszona jednym z najlepszych tytułów stycznia (Harper’s Bazaar i Bustle.com), jest popularna za granicą i tłumaczona na wiele języków. Jak mówi Roxane Gay, największe wyzwania dla feminizmu to zwiększenie społecznej świadomości tego, czym ten ruch naprawdę jest, niestygmatyzowanie feminizmu, a także zapewnienie kobietom wolności reprodukcyjnej, równej płacy za równą pracę i wsparcia w okresie macierzyństwa i opieki nad dziećmi.

Tak lekturę książki podsumowała Sylwia Chutnik, pisarka i działaczka społeczna:„Roxane Gay napisała feministyczną odpowiedź na „Fragment analizy pewnej histerii” Zygmunta Freuda. Zamiast marzeń sennych Idy Bauer, którą badano, możemy poznać cały wachlarz rozchwianych kobiet. Tylko że ich „och, jakże histeryczne zachowania” są skutkiem otaczającego je świata: pedofilii, popieprzonych mężów, społeczeństwa wciskającego im kit, że mogą istnieć tylko w parze. A kiedy są samotne, to znowu chleją i nadal nie pasują do układanki. Kobiety są nazywane histeryczkami, kiedy nie ukrywają emocji. Zachowują się „dziwnie” i nie uśmiechają. Każda z nas wygina się czasami w łuk spazmów, bo nie może ścierpieć tego, co serwuje nam codzienność. Ale Roxane Gay potrafi traumę zapakować w cukiereczka, wsadzić nam go siłą do ust i zapytać: „teraz rozumiesz?”. Teraz rozumiesz, czemu moje bohaterki są takie narwane? Owszem, każda z nich jest nieznośna albo co najmniej kłopotliwa. I z każdą z nich chciałabym się spotkać i ją przytulić”.

O autorce Roxane Gay urodziła się w Omaha w stanie Nebraska w 1974 roku. Wykłada na Purdue University w stanie Indiana, jest opiniotwórczą autorką „New York Timesa” i pisarką. Wydała kilka książek, które zyskały miano bestsellerów. W „Bad Feminist” (2014) Gay z feministycznej perspektywy opisuje, jak to jest przemierzać świat jako kobieta. W „Hunger” (2017) wraca do dzieciństwa i gwałtu, który naznaczył jej życie, i zastanawia się, co wspólnego mają głód, troska o siebie, poczucie bezpieczeństwa, jedzenie i otyłość. Współtworzyła jeden
z komiksów z serii „Czarna Pantera”, zatytułowany „World of Wakanda” (2016), do którego wprowadziła postaci LGBTQ. Roxane Gay jest jedną z najbardziej cenionych amerykańskich pisarek i ważną postacią ruchu feministycznego. Jak sama o sobie mówi: gwałt zabrał jej głos, a feminizm pozwolił jej ten głos odzyskać.

******

Zły ksiądz

Ojciec Mickey – a mówiąc precyzyjniej: ojciec Michael Patrick Minty, który posługiwał się imieniem Mickey, by zdystansować się od oczekiwań własnej matki – miał romans z dziewczyną o imieniu Rebekah. Rebekah pracowała na stoisku z perfumami w domu handlowym i nadal mieszkała z rodzicami. Nie była katoliczką. Matka ojca Mickeya, żarliwa katoliczka Nora Minty, wybrała swemu synowi na patrona archanioła Michała, bo od chwili, w której go zobaczyła, wiedziała już, że zostanie bojownikiem za wiarę. Imię Patrick dostał po ojcu, niech spoczywa w pokoju wiecznym, który opuścił Norę i swego czteroletniego synka, po czym zmarł trzy miesiące później z nadmiaru radości, jak twierdzili jego przyjaciele, w swojej kawalerce podczas oglądania meczu baseballa, z sześciopakiem piwa na kolanach. Kolegom Mickeya opowiadano na dobranoc bajeczki, jego samego zaś karmiono mrocznymi historiami o odwiecznej walce dobra ze złem, o zwycięstwie Dawida nad Goliatem i o upadku Sodomy i Gomory. Raz po raz Nora recytowała ustęp z Księgi Daniela, rozdział dwunasty, wers pierwszy: „W owych czasach wystąpił Michał, wielki książę, który jest opiekunem dzieci twojego narodu”. Słyszał ten wers tyle razy, że mdliło go od pierwszych słów. Później doszedł do wniosku, że właśnie z tego powodu wyściółka jego żołądka zaczęła z czasem ustępować pod naporem kwasów i wrzodów. Decyzja o wstąpieniu do seminarium i przyjęciu święceń kapłańskich nikogo nie zaskoczyła bardziej niż samego Michaela Patricka Minty’ego. Przekonywał sam siebie, że to proste życie: nie trzeba za dużo myśleć i nie trzeba zabezpieczać niczyjego bytu. Nie żeby Mickey Minty nie był w stanie wziąć za nic odpowiedzialności, jednak biorąc pod uwagę oczekiwania matki, brakował mu siły na więcej. Miał swoich parafian, ale koniec końców zawsze mógł się zamknąć na plebanii, nie musząc troszczyć się o nikogo poza sobą. Było to jakąś pociechą i pozwalało lepiej znosić rygory kapłaństwa. Mickey Minty nie lubił słuchać obcych. W ogóle nie lubił słuchać innych. Ludzkie głosy, wysokie i rozhisteryzowane, lub przeciwnie, niskie i bojaźliwe, czy w ogóle jakiekolwiek głosy, drażniły go i przyprawiały o mdłości. Niekiedy wysłuchiwał tylu słów opisujących z detalami tyle grzechów, żalów, nadziei, pragnień i potrzeb, że gorące fontanny kwasu aż paliły go w gardle, gdy skryty w konfesjonale wiercił się nieswojo w trakcie szczególnie długiej litanii ludzkich ułomności. Obowiązek troskliwego niesienia pociechy i odpuszczania win – to było zwyczajnie za wiele. Jeszcze gorsze było to pełne wiary wyczekiwanie jego odpowiedzi, pilne nadstawianie ucha i gorliwe odprawianie zadanej pokuty. Nie znosił tej ich wiary. Wiary, że pokaże im drogę, i wiary, że o ich wiarę będzie walczył. Wiary, że to wszystko ma sens, i wiary, że jest coś większego od nich samych. Mickey Minty sam miał tej wiary jak na lekarstwo, więc swoich parafian zwyczajnie okłamywał, i to tak brawurowo, że chociaż był niewierzący, obawiał się o swoją duszę śmiertelną.

Kościół ani wiara zupełnie nie interesowały Rebeki, za to ogromnie ciekawił ją Mickey Minty, którego poznała w zatłoczonej poczekalni miejscowego szpitala, gdzie jej znajomej zakładali szwy. Znajoma o imieniu Ava przebiła pięścią szklane drzwi w dramatycznym geście, który miał powstrzymać jej chłopaka od odejścia. Dramatyczny gest zakończył się sromotną klęską. Rebekah czekała na założenie znajomej szwów, a Mickey Minty siedział obok niej w jasnoszarym dresie i czekał na wieści o starszym parafianinie, którego przyjęto na oddział w bardzo poważnym stanie. Patrzył na Rebekę i słuchał jej wynurzeń o niedawnym zerwaniu z chłopakiem o imieniu Cezar, który ledwie przed momentem wyszedł z odwyku i jako świeży abstynent i gorliwy zwolennik programu dwunastu kroków, a przy tym wyznawca siły wyższej, był jeszcze bardziej wkurzający niż zwykle. Nie mam pewności, czy istnieje jakaś siła wyższa, dodała i pochyliła się ku Mickeyowi, kładąc mu idealnie wymanikiurowaną dłoń na kolanie i zakładając nogę na nogę. Poklepał ją krzepiąco po ręce.

– Mamy ze sobą wiele wspólnego – stwierdził.

Rebekah lubiła rozmawiać z obcymi, wywnętrzać się i dzielić prozaicznymi, intymnymi detalami własnego życia z każdym, kto gotów był słuchać. Była jak typowa parafianka, wywołująca nadkwasotę, ale ojciec Minty lubił studiować jej dolną wargę: pełną, wydętą i błyszczącą od pomadki. Jej usta, pomyślał sobie, są skrojone idealnie do rzeczy, o których nie powinien był myśleć, ale często to robił. Wargi miała szerokie, a język jakby wyjątkowo długi i zakończony idealnym czubkiem, który chętnie przygryzłby zębami. Na jakiś czas wstąpiła w niego nowa wiara. Nie miał też nic przeciwko jej biustowi, obfitemu i znakomicie wyeksponowanemu pod napiętym jedwabiem letniej kiecki. Podniósł wzrok na świetlówkę, pokręcił głową i na powrót skupił uwagę na ustach Rebeki, które wydzielały upojną woń. Zwykle przebywał w towarzystwie starych ludzi, od których zalatywało maściami i tanią wodą toaletową, więc szczególnie doceniał wysiłek, jaki wkładała Rebekah, by pachnieć tak obłędnie. Mimo jej nieustannej paplaniny Mickey pojął od razu, że będzie aż nadto szczęśliwy, mogąc w jej imieniu nagiąć nieco śluby.

Tego wieczoru na izbie przyjęć Mickey Minty słuchał Rebeki, bo miała krótką, obcisłą sukienkę, widoczne ramiączko od stanika i usta wymalowane jaskrawoczerwoną szminką. Należała do dziewczyn, przed którymi przestrzegała go matka, gdy był jeszcze nastolatkiem – dziewczyn, które nigdy nie zwróciłyby na niego uwagi. Teraz uznał, że jej styl ubierania się stanowi niepodważalny dowód na to, że jest jedną z tych dziewczyn, które potrzebują zbawienia. I tak to sobie właśnie wytłumaczył, przedstawiając się Rebece jako ksiądz. Tak to sobie wytłumaczył, zapraszając ją na zwiedzanie kościoła, który przyszła obejrzeć w kolejną sobotę, po nabożeństwie ślubnym O’Kellych, odprawionym przez Mickeya Minty’ego, gdy więdnące stokrotki wciąż jeszcze ozdabiały ławki po obu stronach nawy.

Pierwszy raz pieprzyli się w kościele. Było już późno, druga w nocy. Księżyc przenikał przez witraże, a Rebekah śmiała się i śmiała, bo podobało jej się echo, jakim rozchodził się jej głos pod sklepieniem. Nie była jego pierwszym występkiem, ale zabrał się do niej łapczywie. Niewiele zapamiętała z tego doświadczenia, choć zostały jej w pamięci jego palce woniejące kadzidłem i oddech pachnący miętą. Zapamiętała też, że gapiła się na dwa nienaturalnej wielkości krucyfiksy, ten za ołtarzem i ten na szyi Mickeya, wiążący go z jego świętą posługą; pojawiały się w jej polu widzenia raz po raz z każdym energicznym pchnięciem.

Kilka dni później przyszła na plebanię. Znów była druga w nocy i tym razem Rebekah sama weszła do środka. Znalazła Mickeya Minty’ego na piętrze, siedzącego na skraju wąskiego łóżka w skromnie urządzonym pokoju. Trzymał w ręku różaniec i coś szeptał. Oczy miał otwarte, ale gdy weszła, ledwie na nią zerknął. Zsunęła z siebie płaszcz przeciwdeszczowy i usiadła obok niego. Położyła mu zimną dłoń na karku i przeczesała palcami krótkie, zgrabnie ostrzyżone włosy. – Nie powinnaś była tu przychodzić – powiedział.

Szybko wyśliznęła się z ubrań i położyła na plecach, zakładając rękę za głowę. Pościel była czysta, choć szorstka, materac cienki, lecz twardy. Włożyła sobie rękę Mickeya między uda, a on jedną dłonią pieścił różaniec, a drugą Rebekę. Później, gdy już zasnął, ściskając różaniec w ręku, patrzyła na niego tak długo, jak starczyło jej śmiałości, po czym wyszła, nim reszta kościelnego personelu przyszła spełnić poranne obowiązki.

Prawda była taka, że Rebekah kwitła w beznadziejnych związkach, a Mickey był ostatnim z długiego szeregu nieodpowiednich mężczyzn budzących w niej ciekawość i coś jakby mętny niedosyt. Najbardziej podobało jej się w nim to, że był skrajnie nieodpowiedni. Nigdy nie przedstawi go żadnemu ze znajomych, a on nigdy się nie szarpnie na gest i nie będzie wobec niej szarmancki. Z koloratką czy bez, to po prostu nie był ten facet. I właśnie ta odurzająca mieszanka jałowości wzbudziła w Rebece szaleńczą, rozpaczliwą miłość. Niewiele uwagi poświęciła jego duchowym zobowiązaniom – były nic nieznaczącym szczegółem i jeśli ta kwestia miała być przyczyną wyrzutów sumienia, pozostawiała ją Mickeyowi, który ostatecznie takimi właśnie kwestiami się zajmował.

Mickey nie mógł zaniedbywać swych owieczek, więc Rebekah zaczęła uczęszczać na msze. Siadała w pierwszym rzędzie i uśmiechała się wstydliwie, gdy wygłaszał poważne kazania o konieczności przestrzegania doktryny katolickiej, gdy świat chwieje się w posadach. Udzielając jej Ciała i Krwi Chrystusa, wsuwał komunikant między jej rozchylone wargi i muskał palcami czubek jej wilgotnego języka. Po mszy, ciastkach i ponczu w kawiarence przed kościołem, po odwiedzinach u chorych i wykluczonych, zabierał Rebekę na kolację kilka miasteczek dalej. Siadali w głębi sali, po tej samej stronie boksu, i Mickey zdejmował koloratkę, a Rebekah opierała mu głowę na ramieniu, rozpinała mu pod stołem suwak, wsuwała rękę do rozporka i gładziła go delikatnie, gdy kelner przyjmował zamówienie.

Zamawiała zawsze francuską zupę cebulową i pieczonego kurczaka, Mickey zaś delektował się krwistym befsztykiem z polędwicy, sosem grzybowym i kieliszkiem czerwonego wina. Po skończonym posiłku przekradali się do męskiej łazienki i wślizgiwali do ostatniej kabiny, gdzie Mickey odwracał Rebekę, żeby nie musieć na nią patrzeć, podciągał jej spódnicę, zsuwał majtki i rżnął od serca, chrząkając, burcząc i mrucząc pod nosem modlitwy. Obrzucał ją w duchu plugawymi słowy, po czym łajał się za swój występek, bo choć wiary miał jak na lekarstwo, nie brakowało mu wstydu. Kiedy doszedł, całował Rebekę w ramię i zaciągał się mocno, próbując rozpoznać zapach, który wybrała na ten dzień, zawsze inny, co stanowiło dodatkowy zysk z jej pracy. Odsyłał ją do stolika i skrupulatnie doprowadzał się do porządku za pomocą cienkich ręczników papierowych i pienistego mydła z dozownika.

Kiedy Rebekah wiedziała, że tego wieczoru nie może ryzykować próby prześliźnięcia się na plebanię, dzwoniła do Mickeya i opowiadała mu o swojej pracy i rodzinie, i o Cezarze, który znów się wokół niej kręcił i próbował coś naprawiać. Pytała Mickeya, czy jest zazdrosny, po czym sama sobie odpowiadała. Mówiła o znajomych i klubach, w których imprezowali, i o tym, że żałuje, że Mickey nie pozna nigdy ludzi, którzy są dla niej ważni. Mickey odzywał się rzadko, choć krzywił się, gdy dokuczał mu żołądek, kiedy jego właściciel musiał wysłuchiwać grzechów, żalów, nadziei, pragnień i potrzeb Rebeki. Jej spowiedź traktował jako własną pokutę i był dumny ze swej wytrwałości. Słuchając, sięgał do szuflady nocnego stolika i wymacywał w niej buteleczkę z proszkami na zgagę. Rozgryzał cztery albo pięć i popijał kredowe okruchy łykiem wody, po czym pytał ją, w co jest ubrana, i wpatrywał się w drewniany krzyżyk na ścianie, podczas gdy Rebekah karmiła go szczegółowymi opowieściami o wszystkich sprośnościach, które mu zaserwuje, kiedy się znów spotkają.

W każdy poniedziałek Mickey wpadał do swojej mamy na kolację, kilka godzin oglądania telewizji, narzekania, kontemplacji i nieuniknionej modlitwy. Odkąd zaczął spotykać się z Rebeką, Nora Minty nabrała podejrzeń. Kochała syna, ale nie była ślepa.

– Zmieniłeś się – powiedziała któregoś wieczoru w osiem miesięcy po tym, jak Mickey i Rebekah skonsumowali swój romans. Powiedziała to, krojąc ostrożnie na plasterki krwistą pieczeń i przenosząc zwarte kawałki mięsa na talerz Mickeya, który skulił się i zacisnął zęby. Chciał się serdecznie uśmiechnąć, ale tylko chwycił sztućce tak, że aż zbielały mu kostki, po czym zajął się starannym i uważnym połykaniem cielaka zarżniętego na ołtarzu ofiarnym jego talerza. Słuchał, jak matka pomstuje na szatana i ludzkie słabości, opiewa wieczną walkę o wiarę i przestrzega przed groźbą pokusy. Mickey siłą woli skłonił mięśnie gardła do przepchnięcia ku żołądkowi skrupulatnie odkrojonych kawałków. Przerywał tylko po to, by wziąć łyk taniego czerwonego wina. Przerywał często. Pod koniec rozbolał go żołądek. W głowie mu się kręciło. Policzki mu poczerwieniały. Matka była jeszcze jednym upokorzeniem, które zmuszony był znosić.

– Nic się nie zmieniłem – powiedział wreszcie, gdy usadowili się w salonie, zajadając ciasto. W ciszy zamrugał telewizor. Nora cmoknęła przez zęby i sięgnęła po Biblię leżącą na brzegu stołu. – Pomodlimy się – – zdecydowała. Mickey pokręcił głową. – Ciągle się tylko modlę. Po prostu cieszmy się tym wieczorem. Biblia Nory była już bardzo zaczytana i otwierała się z łatwością na jej ulubionych fragmentach. Teraz rozłożyła ją sobie na kolanach. – Pomodlimy się. Pierwszy List do Koryntian, rozdział dziesiąty, wers trzynasty.

Mickey przełknął suchy kęs ciasta. – Musisz odświeżyć mi pamięć. Nora westchnęła i odchrząknęła. – „Pokusa nie nawiedziła was większa od tej, która zwykła nawiedzać ludzi. Wierny jest Bóg i nie dozwoli was kusić ponad to, co potraficie znieść, lecz zsyłając pokusę, równocześnie wskaże sposób jej pokonania, abyście mogli przetrwać”. – Przetrwać, rzeczywiście. Dziękuję ci, mamo. Nora wyciągnęła dłoń i delikatnie poklepała Mickeya po ręce, po czym uniosła Biblię. – Tu znajdziesz wszystkie odpowiedzi. Osunął się niżej w fotelu, pomasował skronie, sięgnął po pilota i zmienił kanał. Resztę wieczoru przesiedzieli w milczeniu. Kiedy się wreszcie pożegnał, matka pokręciła głową i zacisnęła usta tak silnie, aż zbielały, po czym objęła go i uścisnęła mocno, tak mocno, że aż go zatchnęło. – Bóg jest miłosierny i nie pozwoli, by wodzono cię na pokuszenie, któremu nie możesz się oprzeć – wyszeptała mu do ucha, a jej gorący oddech podszedł mu do gardła nowymi strumieniami kwasu. Wróciwszy na plebanię, Mickey zadzwonił do Rebeki. Ręce miał tak spocone, że ledwie utrzymywał w nich słuchawkę. – Przyjedź tu – powiedział, właściwie całkiem uprzejmie. Kiedy zadzwonił, Rebekah siedziała akurat w barze kilka przecznic dalej. Nieczęsto dzwonił, na nią cedując odpowiedzialność za porozumienie. Odebrała prawie od razu i nic nie odpowiedziała, bo nie było nic do powiedzenia. Piła z koleżankami, które natychmiast zaczęły domagać się szczegółowych informacji, kto dzwonił i gdzie wybiera się o tej porze. Rebekah zachowała powściągliwość, szybko dopiła piwo, poprawiła sobie usta i pospieszyła na plebanię, postukując obcasami na chodniku. Zastała Mickeya klęczącego obok łóżka i uśmiechnęła się, kiedy na nią spojrzał. W innych okolicznościach wyznałaby mu w tym momencie, jak strasznie go kocha.

Teraz jednak stanęła obok swego księdza i przeciągnęła mu długimi paznokciami po karku, tak jak lubił. – Jestem złym człowiekiem – powiedział Mickey, wytrzymując jej spojrzenie. Rebekah wśliznęła się między niego a łóżko, podkasała spódnicę i zsunęła majtki, pociągając ku sobie jego głowę. – Wiem – odparła.

*****

za umożliwienie publikacji dziękujemy wydawnictwu Poradnia K

Kłopoty z lesbijką* KONGRESU KOBIET 2018. Relacje.

 

Podczas X Ogólnopolskiego Kongresu Kobiet było Centrum LGBTQ+. Jeden z trzech paneli został zorganizowany przez Stowarzyszenie Sistrum oraz Lesbijską Inspirę i nosił tytuł Kłopoty z lesbijką? Rzut oka na kulturę lesbijek* w Polsce. Gościniami były: Agnieszka Małgowska (Stowarzyszenie Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej*), Izabela Morska (naukowczyni, pisarka), Magdalena Wielgołaska (Lesbijska Inspira), Anka Zet (performerka, działaczka LGBTQ+), Zuch Dziewuchy (vlogerki). Rozmowę moderowała Marta Zdanowska, rejestrowała Monika Rak.

Większość uczestniczek zdecydowała podzielić się refleksjami i wrażeniami z tego wydarzenia. Niektóre panelistki spisywały je na gorąco, inne potrzebowały czasu, stąd różny ton wypowiedzi i odległa od daty Kongresu data publikacji.
.

Miało być Centrum Lesbijek. Agnieszka Małgowska. Lesbijka.

Miało być Centrum Lesbijek. Padło wprawdzie tylko mgliste zapewnienie, ale naiwnie myślałam, że jednak uda się „przepchnąć” słowo lesbijka w nazwie Centrum. Nie udało się. Nadal nawet słowo lesbijka jest jak zbuk. Organizatorki nie zdecydowały się na taką nazwę, choć – warto zaznaczyć – wszystkie tegoroczne panele dotyczyły lesbijek*, szerzej kobiet nieheteronormatywnych. Prócz naszego były jeszcze:

Nie/widzialne lesbijki – Manifest prof. Ewy Graczyk oraz dyskusja moderowana z udziałem publiczności oraz Niewidzialne dla społeczeństwa – wykluczenie i dyskryminacja kobiet nieheteronormatywnych w Polsce.

Autorki i uczestniczki tych dwóch wydarzeń z uporem – też pewnie za sprawą tytułów spotkań – podkreślały niewidoczność lesbijek*, a coming out podsuwały jako najlepszą strategię widzialności. Rządziło mainstreamowe widzenie naukowczyń, prawniczek, pisarek, które dobrze odnalazły się w głównym nurcie. Taki głos dominuje od lat w postrzeganiu sytuacji kobiet nieheteronormatywnych i ta perspektywa uznana jest za jedynie właściwą.

Niepokoi mnie to, bo przecież siłą jest różność definicji, choćby samych lesbijskich* tożsamości skrytych pod gwiazdką. Nawet podczas kongresowych paneli padło wiele określeń, jak: lesbijka, lesbijka z gwiazdką, lesbijka w cudzysłowie, lesbijka bez cudzysłowu, lesbijka z wyboru , lesbijka z offu, lesbijka mainstreamowa czy lesbijka normalna etc. To już daje do myślenia, tymczasem ta terminologiczna różnorodność nie wybrzmiała. Zniknęła. Jak litera L w nazwie Centrum.

Została nazwa Centrum LGBTQIA z zeszłego 2017 roku, kiedy Kongres Kobiet postanowił  podjąć tęczową tematykę. Już wtedy wzbudził wątpliwość fakt, że lesbijki * nie zostały potraktowane jako grupa, której warto poświęcić uwagę oddzielnie. Znowu zostały tylko częścią społeczności LGBTQ+, choć Anka Zet przez lata walczyła o miejsce dla lesbijek na Kongresie Kobiet, choć nadal wydaje się, że bliżej kobietom kongresowym do kobiet niehetronormatywnych niż całej tęczowej społeczności. Z niezgody na kolejną próbę unifikowania nieheteronormatywnych problemów zrodziła się propozycja, by w kolejnym roku powstało Centrum Lesbijek*. Zainicjowała to Agnieszka Frankowska, usiłowało dokończyć Stowarzyszenie Sistrum, które gotowe było koordynować całość tego projektu. Planowane były panele, pokaz filmu dokumentalnego, wystawa polskiej sztuki lesbijskiej*. Zostało to w sferze planów.

Dzięki pomocy życzliwych lobbystek jedyne, co się udało, to przygotować panel. Ale już pierwsze uwagi na radzie programowej KK były zaskakujące, mam wrażenie, że odruchowo korygujące w sposób protekcjonalny i profilaktyczny. Okazało się, że do takiego panelu powinnyśmy zaprosić gościnie z zagranicy. To było uderzające. Nie przypominam sobie zresztą na innych panelach kongresowych gościń z zagranicy. Jeśli już to nie jest to powszechne. Dlaczego więc lesbijki* z Europy mają nas legitymizować? Nie umiem odpowiedzieć sobie wiarygodnie na to pytania. Być może „nieodpowiednie” lesbijki* proponowałyśmy w naszym panelu? Zapewne dla owej jakościowej równowagi pojawił się panel z uznanymi przez główny nurt kobietami, uprawnionymi, by mówić o lesbijkach*.

Nie było zresztą żadnego spotkania z osobami opiekującymi się Centrum, podczas którego można byłoby cokolwiek przedyskutować. Nie było nawet próby kontaktu, dlatego – moim zdaniem – Centrum było nieprzemyślane, przypadkowe, ograniczone jedynie do paneli, choć możliwa byłaby bardziej różnorodna forma. Znowu zabrakło czasu i woli do prawdziwej debaty.

Przeniosło się to na atmosferę Centrum. Przede wszystkim dotkliwe było wrażenie chaosu organizacyjnego. I ostre dyscyplinowanie czasowe, które – zaznaczmy – dotyczyło dwóch pierwszych paneli, które trwały teoretycznie 60 minut, de facto pewnie o kwadrans mniej. Natomiast ostatni, prowadzony przez Monikę Płatek, trwał półtorej godziny. W spokoju i skupieniu każda/każdy uczestniczka/nik miała/ł możliwość wypowiedzenia się. Czy nie lepiej tak ustawić harmonogram, by nie było tak rażącej różnicy? Tempo i chaos rodził zupełny brak komfortu i niezgodę na taką formę udziału w kongresowym wydarzeniu.

Mimo dwuletniej tradycji Centrum LGBTQIA daje się we znaki 10 lat prób znalezienia wspólnego języka Kongresu Kobiet i lesbijek*, głównie za sprawą Anki Zet. Nadal Kongres Kobiet nie przyznaje się do 7 lat lekceważenia lesbijek*, wybiela się, nadal niektóre lesbijki* traktowane są jak wichrzycielki i nadal powinny być grzeczne, reprezentować grupy, które osiągnęły sukces przycięty według neoliberalnego wzorca, nadal mają się dostosować. Jak długo to jeszcze potrwa?

A wydaje się, że znaczną część problemów, o których piszę, dałoby się zniwelować przy odrobinie dobrej woli. Dla świętego spokoju i jedności można byłoby też potraktować je jako zwykłe obiektywne trudności. Ale niestety – jak zawsze – takie niby niegroźne drobiazgi, zebrane w większy zbiór nie dają się zlekceważyć, bo dziwnie przypominają patriarchalne strategie dyskryminacji, które znamy z herstorii pomijania niewygodnych jednostek czy grup przez drobne utrudnienia, lekceważenie etc. Dopóki takie kryteria będą rządzić, nie zgramy się z Kongresem Kobiet. I nie czuję z tego powodu satysfakcji.
.

Mieszanka wedlowska z kukułką. Monika Rak. Lesbijka bez cudzysłowu.

Mam mieszane uczucia uczestnicząc corocznie w Kongresie Kobiet. Może dlatego, że Kongres jest jak mieszanka wedlowska: w kolorowym papierku na liberalną nutę. Tak, żeby wszystkie/wszyscy były/byli zadowolone/zadowoleni. Panele przeplatane handlem, jakieś warsztaty o urodzie i dyskryminacji, koncert. Po prostu duża impreza. A jak zdarzy się w tej mieszance kukułka z innej paczki, taka chociażby Anka Zet, to zawsze można zmienić regulamin Kongresu, aby ograniczyć na przyszłość taką „nieszczęśliwą pomyłkę”.

A w tym wszystkim my – lesbijki*, które chcą mieć własny panel, a nawet Centrum Lesbijskie. Niestety, już poza nami, nazwa zostaje ugładzona, a literka L wrzucona do szeregu LGBTQ, w którym co prawda widnieje na pierwszym miejscu, ale z pewnością nie jest równorzędnie traktowana.

Łódzka Hala Expo z zewnątrz wygląda imponująco. W środku czekało nas zaskoczenie. Hala przedzielona przepierzeniami bez sufitu. Blaszane ściany odbijające dźwięk. Równoczesne panele. I zakaz od organizatorek spontanicznego reagowania na wystąpienia – zakaz klaskania. Przyciszanie i tak źle działającego w takich ekstremalnych warunkach nagłośnienia. Jak mamy się porozumieć, kiedy same podcinamy sobie skrzydła przez techniczne niemożności? Jak mamy mówić o tożsamości, która zawsze pochodzi ze sfery intymnej, przekrzykując się albo będąc uciszane? Nagrywałam panele, żeby zapisać w końcu tę historyczną chwilę, kiedy lesbijki* oficjalnie mówią swoim głosem na Kongresie Kobiet. I co z tego wyszło? Cisną mi się na usta nieparlamentarne słowa.

Panel o lesbijskiej* kulturze tłumnie odwiedziły mieszkanki Elbląga, co sprawiło mi ogromną radość. Tak bardzo cieszą mnie jawnie heteroseksualne sojuszniczki spoza centrum, które są zainteresowane lesbijskim* życiem. O takim zainteresowaniu, między innymi mówiła w swoim Manifeście prof. Ewy Graczyk. Pojęcie kobiety za bardzo heteroseksualnej, czyli odciętej od lesbijskiego kontinuum, bojącej się bycia posądzoną o chociażby sympatię do kobiet i walka o odzyskanie tej relacji, to jedna z kluczowych myśli Ewy Graczyk.

Moje wnioski? Lesbijki* spoza Kongresu Kobiet – bo przecież Kongres Kobiet organizują też lesbijki*, choć jakoś głośno o tym nie mówią – nie pasuje do wedlowskiej mieszanki. Można je tu wpuścić, żeby pokazać, że jesteśmy otwarte, ale nie mają swojego miejsca na stałe. Sama Przewodnicząca trzeciego panelu zapowiedziała, że Kongres Kobiet w przyszłym roku zajmie się sprawami innych tęczowych liter np. aseksualistek i interseksualistek. Odczytałam to, oby mylnie, że zajmowanie się lesbijkami* miało być doraźną pomocą medyczną. Teraz czas już na inne grupy.

Siostry-lesbijki* są we wszystkich kobiecych organizacjach od lat. Walczymy o prawa wszystkich kobiet, a kiedy mówimy otwarcie, że chcemy mówić także o sobie, to traktowane jesteśmy jako zło konieczne. A przecież naszym organizacją przyświecają hasła, jak: równość, tolerancja, akceptacja i już mniej modne – siostrzeństwo.

Znowu za mało się staram. Magdalena Wielgołaska. Lesbijka z offu.

Z radością przyjęłam wiadomość, że na X Kongresie Kobiet po raz pierwszy pojawią się panele stricte lesbijskie*. Ucieszyła mnie ogromnie liczba osób uczestniczących w panelach, interakcje, rozmowy w kuluarach, jednak mój tekst nie będzie niestety hymnem pochwalnym na cześć KK.

Jako panelistka wzięłam udział w panelu dotyczącym kultury lesbijskiej*, którego pierwsza część tytułu brzmiała: Kłopoty z lesbijką*. Szybko przekonałam się, że kłopoty z lesbijkami* mają również organizatorki Kongresu. Nie piszę tutaj o homofobii i braku akceptacji dla tożsamości psychoseksualnej, lecz o braku zrozumienia pewnej odmiennej perspektywy uczestniczenia społecznego. Od razu muszę zaznaczyć, że jestem lesbijką z offu. Moja relacja z mainstreamem jest trudna. Wiem, że to tuba, która może nagłośnić wiele istotnych kwestii, jednak koszty i przeformowanie pierwotnego komunikatu są dla mnie tak duże, że nie godzę się, aby z doświadczeń nieheteronormatywnych Polek zrobić taki produkt, który dobrze się sprzeda.

Czy ten produkt nadal będzie żywym odzwierciedleniem tego, jak naprawdę tutaj żyjemy? Rok temu, po pamiętnym wywiadzie w Replice, który rozpoczął dyskusję trwającą do dzisiaj, usłyszałyśmy, że jesteśmy – my, nieheteronormatywne Polki – leniwe, mało zdolne, mało ambitne i że za słabo się sprzedajemy. Musimy coś zrobić z reklamą, jakoś inaczej ustawić się do zdjęcia. Podobne słowa padały na Kongresie Kobiet, że musimy się bardziej postarać, pracować ciężej, pomyśleć o lepszej strategii, bo na pewno coś robimy źle.

Kiedy mówiłyśmy, że pracujemy już na 300% i nadal słyszymy, że lesbijki* są po prostu nieciekawe i nudne, powtarzała się neoliberalna mantra – prawdopodobnie oparta na dobrych intencjach, jednak pokazująca, że ciężko pochylić się nad odmiennością i zrozumieć perspektywę osób będących reprezentantkami mniejszości.

W trakcie KK zastanawiano się, co lesbijki* mogą zrobić, żeby zwiększyć swoją widzialność. Słuchając tych „porad” miałam wrażenie, że ktoś przykuwa mnie do ściany w kamieniołomie i rzuca na ramiona ciężar dwudziestokilowego kilofa, żebym sobie mogła do końca życia walić nim w skalną ścianę.

Profesor Ewa Graczyk ciekawie przedstawiała swoje wnioski odnośnie obecnej sytuacji kobiet nieheteronormatywnych. Spodobało mi się, kiedy powiedziała, że lesbijki* stanowią wyrwę w systemie. To przez nie system się nie domyka – nie mieszczą się w normach społecznych, przez to też nie są poważnie traktowane, ale jednak są – istnieją i co teraz z nimi/nami zrobić? Tak właśnie to czuję i myślę, że również dla KK lesbijki* były kłopotliwe. Nie wiem, czy same już zrobiłyśmy wszystko, nie wiem, co możemy zrobić w kwestii swojej widzialności – w taki sposób, który niekoniecznie będzie wymagał wizyty w Dzień Dobry TVN. Wierzę, że są inne drogi, jednak coraz boleśniej dociera do mnie, że być może zrobiłyśmy już wszystko, co mogłyśmy, a ruch jest po tej drugiej stronie. Po stronie, po której są wszystkie osoby nie będące nieheteronormatywnymi kobietami. Co musi się stać, żebyście zauważyły/li, że istniejemy? Co musi się stać, żeby traktowano nas poważnie również na takich wydarzeniach jak KK? Jesteśmy dorosłymi kobietami tworzącymi środowisko i kulturę lesbijską*, wiele z nas angażuje się w tę pracę od lat. Odrzucanie przez nas neoliberalnych biznesplanów jest traktowane jako brak dojrzałości. Nie mam w sobie zgody na takie traktowanie.

A teraz uciekam do wyrabiania normy i walenia w szklany sufit, bo kilof zdążył mi ostygnąć, kiedy zajęłam się pisaniem tych kilku zdań – oby tylko nikt nie zauważył, że przestałam nim machać i nie powiedziała/ł, że znowu za mało się staram.
.

Promujmy siebie, mamy do tego prawo. Anka ZET. Lesbijka z wyboru.

Drugi raz oficjalnie kobiety nieheteronormatywne zostały zaproszone do udziału w wydarzeniach na Kongresie Kobiet. Jako zwolenniczka widzialności kobiet cieszę się, że decydentki z Kongresu Kobiet utrzymały zeszłoroczną premierę udzielania przestrzeni dla nieheteroseksualnych. Przyjechały na różne panele kobiety chcące się podzielić wiedzą, umiejętnościami i doświadczeniem, i tłum kobiet, zainteresowanych uczestnictwem. Jako pedagożkę ucieszył mnie fakt, że spotkałam licealistki, które oczekiwały bezpiecznej dla nich szkoły.

Jako kobiety mamy deficyty we własnej wysokiej samoocenie, pewności, że mamy prawo do wszystkich emocji, również negatywnych. Jako lesbijki ubolewamy nad niedosytem przestrzeni publicznej otwartej dla naszej aktywności.

W tegorocznym KK przeszkadzały mi naciski, że nie wolno było uczestniczkom klaskać. Nie przekonał mnie argument, że w sąsiedztwie będzie słychać oklaski i mogą one przeszkadzać innym uczestniczkom. Uważam, że kobiety są tak często ograniczane, iż my nie powinnyśmy same siebie ograniczać. Cieszę się, że jest chęć w kobietach na to, żeby stać się odważnymi, silnymi, pewnymi siebie pełnymi uczestniczkami życia w społeczeństwie i głosować na kobiety. Wszystkie chcemy żyć tak dobrze, jak ugościli się w świecie mężczyźni.

Wielkim zaskoczeniem dla mnie było to, że na większości identyfikatorów (obowiązkowych na KK dla uczestniczek i panelistek) były tylko imiona. Pożyczyłam mazak i kilka razy informowałam kobiety, że mogą dopisać sobie nazwiska i organizacje, jakie reprezentują. Kobiety, pamiętajmy, że silny uścisk dłoni, głośne i wyraźne wypowiedzenie imienia, nazwiska to elementarne podstawy autoprezentacji, których macie prawo wymagać od innych. Promujmy siebie, mamy do tego prawo. Jak jesteśmy na Kongresie Kobiet, podkreślajmy to, nie dołączajmy mężczyzn na siłę.
.

Byłyśmy pozytywnie zaskoczone widząc, ile osób przyszło na nasz panel dyskusyjny. Zuch Dziewuchy. Lesbijki normalne.

Bardzo się cieszymy, że mogłyśmy wziąć udział w tegorocznym Kongresie Kobiet. Byłyśmy pozytywnie zaskoczone widząc, ile osób przyszło na nasz panel dyskusyjny i z jak dużym zainteresowaniem słuchali tego, co mamy do powiedzenia. Jesteśmy wdzięczne, że miałyśmy możliwość spotkania tylu wspaniałych i mądrych kobiet na panelu lesbijskim i nie tylko.

Obecność Izabeli Morskiej czy Anki Zet dodatkowo wzbogaciła całe spotkanie. Nie wspominając już o niezastąpionych członkiniach Stowarzyszenia Sistrum.

Niestety mamy trochę zastrzeżeń w kwestii technicznej. Wielokrotnie bardziej skupiałyśmy się na niedziałających mikrofonach niż na treściach, jakie miałyśmy do przekazania. Biorąc pod uwagę fakt, że sporo osób musiało stać, wielkość sali również pozostawiła wiele do życzenia.

Jednak poza tymi niedociągnięciami uważamy całe przedsięwzięcie za bardzo udane. Warto było przyjechać do Łodzi chociażby po to, aby poznać tak niezwykłą i jednocześnie zwyczajną kobietę, jak pani Halina z Elbląga. Nasze spostrzeżenia dotyczące środowiska LGBT w Polsce, ludzi i podejścia do życia niesamowicie się pokrywały, przez co rozmowa trwała w nieskończoność.

Biorąc udział w innych panelach dyskusyjnych zaskoczyły nas i nieco zirytowały wypowiedzi niektórych uczestniczek. Między innymi sugestia, że my, lesbijki, powinnyśmy więcej działać. Jedna z pań zasugerowała, że skoro nas nie widać, to widocznie za mało robimy. Zanim wysnuje się tego typu – bezpodstawną opinię – warto najpierw zorientować się nieco bardziej w temacie i zgłębić kulturę lesbijską. Zadziwiający jest fakt, że oczekuje się od nas działania na 300%,podczas gdy to, co robimy, na dobrą sprawę nie jest doceniane (a wymaga od nas dużego nakładu czasu, pracy i zaangażowania). Przykry jest fakt, że mówi to kobieta do kobiety. Szkoda, że nawet na takim stricte kobiecym evencie wyraźnie widać podziały. Uważamy, że szczególnie na takich właśnie wydarzeniach powinno się czuć wszechobecne wsparcie i solidarność jajników.

Jeśli w przyszłości czas nam na to pozwoli, z przyjemnością ponownie weźmiemy udział w Kongresie Kobiet. A to nasza videorelacja!

——————————-

Agnieszka Małgowska & Monika Rak (Damski Tandem Twórczy)
lesbijka, feministka, artaktywistka, reżyserka, trenerka teatralna.  Współtwórczyni  1/2 Damskiego Tandemu Twórczego i projektów:  Kobieta Nieheteronormatywna (cykl debat i audycji radiowych) / A Kultura LGBTQ+ nie poczeka (projekt archiwistyczny) / O’LESS Festiwal (2012-2014) / DKF Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną / Portret lesbijek we wnętrzu (czytanie dramatów) / Orlando.Pułapka? Sen (spektakl) Fotel w skarpetkach (spektakl), 33 Sztuka (spektakl), Czarodziejski flet (spektakl), Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet (nanoopera) /L.Poetki (film dokumentalny)/ Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* (stowarzyszenie).

Magdalena Wielgołaska
aktywistka, lesbijka, feministka,  współzałożycielka Stowarzyszenia na rzecz Osób LGBT Tolerado / działaczka na rzecz poszerzania wiedzy na temat leczniczego działania konopi / zaangażowana w Kręgi Kobiece i odzyskiwanie wewnętrznej, kobiecej Mocy / członkini Partii Zieloni/ prowadzi stronę Strefa Les* na FB/ współpracowniczka projektu A kultura LGBTQ+ nie poczeka!/ współzałożycielka i działaczka projektu Lesbijska Inspira / współzałżycielka Stowarzyszeniem Sistrum – Przestrzeń Kultury Lesbijskiej*.

Anna Zawadzka (pseudonim: Anka Zet)
pedagożka, dziennikarka, wydawczyni, producentka filmowa, działaczka na rzecz środowisk LGBT, performerka. Publikowała w „Życiu Warszawy” , w tygodniku NIE, na portalach Homiki.pl i Femioteka.pl.  Założycielka wydawnictwa Anka Zet Studio (Agata Engel-Bernatowicz , Aleksandra Kamińska Coming out. Ujawnienie orientacji psychoseksualnej – zaproszenie do dialogu, Kiedy kobieta kocha kobietę – Album relacji  Alicji Długołęckiej i Agaty Engel-Bernatowicz). Producentka  dokumentów: Aleksandry Polisiewicz: Marsz Równości idzie dalej oraz własnego Ich ten sam świat. Aktywistka Porozumienia Lesbijek (LBT) i Porozumienia Kobiet 8 Marca. Założycielka i prezeska Fundacji Anka Zet Studio w 2006 r. Konsekwentnie upominała się o obecność tematyki kobiet nieheteronormatywnych na wszystkich Kongresach Kobiet. Niezłomnie wchodziła z własnym nagłośnieniem, gwarantując sobie w ten sposób wolność wypowiedzi. Doczekała się i jest z tego powodu dumna i szczęśliwa. Po raz kolejny zasiada w panelu na Kongresie Kobiet.

Zuch Dziewuchy  (Natalia R. & Natalia S. “Majkel”)
powadzą kanał lifestyle’owy poświęcony lesbijkom.
Natalia R.
– lesbijka, podróżniczka, aktywistka, wieloletnia fotografka, specjalistka ds.grafiki, vlogerka,  współzałożycielka kanału Zuch Dziewuchy.
Natalia S. “Majkel” – lesbijka, podróżniczka, wieloletnia tancerka i choreografka, barmanka, absolwentka AWFiS w Gdańsku, vlogerka, współzałożycielka kanału Zuch Dziewuchy.



LESBIJSKA INSPIRA. Inne teksty.
I.  Manifest
1.  Manifest. Instant. 
2.  Rozmowa. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
.
II. Rozmowy wokół manifestu.
1.   Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota.
2.  Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.   Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.  Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.   Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.   Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus.
7.   Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk
8.   Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdaleną Próchnik|
9.   Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10.  Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.  Co ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą
15.  Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze politycznaRozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla

III.  EL*C. Wieden 2017.

III.  EL*C. Wieden 2017. 
1.  Magdalena WielgołaskaOdzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2.  Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3.  Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4.  Agnieszka MałgowskaPeformansy, czyli witamy w Lesbolandii.

BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej

—————————————–

Aktualne wiadomości na temat projektu Lesbijska Inspira znajdziesz na:
Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!

 

O siostrzeństwie | Felieton Katarzyny Szoty-Eksner

Autorka tekstu: Katarzyna Szota-Eksner

20067590_1753438098016919_1182336575_n

Stoję na macie w Tadasana Samashiti, jest ciepły letni wieczór. Uczę jogi w małym miasteczku na południu Polski. Patrzę na kobiety praktykujące ze mną. W bardzo różnym wieku. Na rożnym etapie życia. Każda w innym rozmiarze, z innymi problemami, przychodzi na jogę z całkiem różnych powodów. Wśród nas są takie, które nie opuściły żadnych zajęć. I takie, które ćwiczą też same w domu. Pytają o książki, są bardzo zaangażowane. Są i takie, które zjawiają się raz na jakiś czas. Ale zawsze wracają.

Często podczas jogi rozmawiamy o różnych sprawach, nie tylko tych „jogowych”. Zdarza nam się żalić na zmęczenie, opowiadać o minionym weekendzie czy o problemach ze zdrowiem. I o facetach też rozmawiamy. Albo śmiejemy się głośno i całą sobą. Po zajęciach dziewczyny nawzajem odwożą się do domu, a przed wyjściem serdecznie żegnają się ze sobą.

Czasem urządzamy sobie przyjęcia. Z okazji świąt albo dnia jogi. Siadamy wtedy na matach, jemy i rozmawiamy. Ktoś przynosi ciasto, ktoś humus, a Asia zawsze piecze chleb. Dziewczyny dzielą się swoimi umiejętnościami – pani Irenka opowiada o ziołach, Iwonka o całkiem naturalnych kosmetykach własnej produkcji. Część z nas ma dzieci, część jest sama. Pracuje w fabryce, w szpitalu albo opiekuje się dziećmi. Są wśród nas bardzo młode kobiety – na samym początku swojej kobiecej drogi. Albo naprawdę bardzo dojrzałe.

Niezwykła kobieca społeczność.

Bo dla mnie to jest coś więcej niż miejsce do ćwiczeń. Współczesne darcie pierza – jak mawia moja Emi. Budowanie kobiecych relacji.

Cieszę się, że mam zaszczyt w tym uczestniczyć i tym bardziej boli mnie każde łamanie kobiecej solidarności. Ostatnio przez internet przelała się fala hejtu wobec Anny Lewandowskiej i jej płaskiego brzucha tuż po porodzie. Nie ma co wchodzić w dyskusje z płaskim brzuchem – myślę sobie, że każda z nas ma swój rozum i dokonuje swoich wyborów. Lewandowska to sportsmenka, do tego młoda (ja to w jej wieku hoho!). Nie w tym rzecz jednak. Czy nie powinnyśmy szukać raczej wspólnych i bliskich nam przykładów? Karmić się tym co dobre? Po to żebyśmy stawały się silniejsze i odporniejsze. (Dlatego szerokim łukiem omijam i nigdy nie lajkuję zdjęć złośliwie ośmieszających wygląd dajmy na to Beaty Szydło w zdecydowanie nie twarzowej i  źle dobranej garsonce. Znam inne bardziej cywilizowane sposoby wyrażania swojego sprzeciwu.)

Wojciech Eichelberger w jednym z wywiadów tłumaczy dlaczego w dzisiejszych czasach mężczyznom trudno jest zrozumieć kobiety:

„Zniewalane kobiety, po to by przeżyć, musiały zadawać sobie trud poznania psychiki swoich panów-mężczyzn, ich mocnych i słabych stron. Zaś męski pan nie musiał zadawać sobie tego trudu. Kto by tam się pochylał nad niewolnicą skoro można było nad nią panować przemocą. Z tego samego powodu kobiety podejmują obecnie ogromny zbiorowy wysiłek aby rozeznać się lepiej we własnych ciałach, sercach i duszach.” [W.E. „Kobiety dopiero budują swoją siłę”]

Właśnie o ten zbiorowy wysiłek mi chodzi. O rodzaj siostrzeństwa oparty na akceptacji tego, że jesteśmy bardzo różne. Bo po co skupiać się na negatywach? Szukajmy towarzystwa kobiet, z którymi jest nam po drodze. Rozwijajmy się, nie łamy kobiecej solidarności. Budujmy kobiece społeczności, w których będziemy się wspierać i wymieniać tym co dobre. Rozmawiać ze sobą nie w kategoriach różnic i konfliktów, ale dając sobie nawzajem to co ważne i wartościowe.

Korekta: Klaudia Głowacz

Kalendarz Feminoteki na 2017 z pracami Marty Zabłockiej!

kalendarzW 2017 roku w kalendarzu będzie nam towarzyszyć Marta Zabłocka, która pisze o sobie: fotografka, rysowniczka mniej lub bardziej wymyślonych historii – prowadzi stronę życie-na-kreskę. Zaangażowana w sprawy społeczne. Kiedy tylko może, jeździ rowerem oraz czyta książki. Bardzo lubi chodzić sama do kina. Kocha swoje koty miłością tajemniczą i ponadgatunkową.

Cały dochód ze sprzedaży kalendarza przeznaczamy na nasze cele statutowe.

Kalendarz dostępny w księgarni online i na miejscu w siedzibie fundacji, ul. Mokotowska 29a (wejście od Marszałkowskiej 32)

Kobiety – feminizm – polityka. Poczdam, 2 część relacji

Na pewno nie możecie się doczekać drugiej części relacji z naszej wizyty z międzynarodowego spotkania – oto ona 🙂

 

W siedzibie ZimtZicken
W siedzibie ZimtZicken

Cynamonowe kozy, czyli dziewczynki są ważne

Jednym z projektów realizowanych już od ponad 20 lat przez Frauenzentrum jest Zimtzicken, czyli Cynamonowe Kozy. Pod tą nazwą kryje się świetlica dla dziewczyn od ósmego do osiemnastego roku życia. Zimtzicken to gra słów. Zimt dosłownie oznacza cynamon, w przenośni -spokój i harmonię. Zicken to kozy, które symbolizują dziewczyny w wieku dojrzewania. Pogodzenie tych dwóch elementów to zadanie tej świetlicy.

 

 

Biblioteczka u ZimtZicken
Biblioteczka u ZimtZicken

Dziewczyny mogą współdecydować

Zimtzicken to jedyne miejsce spotkań wyłącznie dla dziewczyn w trzystutysięcznym Poczdamie. Pracownicami są też tylko kobiety. Wiąże się to z budowaniem poczucia bezpieczeństwa, nauki przebywania ze sobą, dogadywania się w dziewczęcym gronie, dzielenia doświadczeniami. Z perspektywy socjalizacji dziewcząt, w grupie mieszanej byłoby to niemożliwe do osiągnięcia. Dowiedziałyśmy się, że w świetlicach koedukacyjnych 80% uczestników stanowią chłopcy.

W ciągu roku szkolnego świetlica jest czynna od godz. 14.00 do 20.00. Dziewczyny, oprócz odrabiania lekcji, mogą korzystać z warsztatów i spotkań ze specjalistkami (np. seksuolożką). Mają możliwość realizować się kreatywnie, artystycznie czy technicznie. Widziałyśmy warsztat z wiertarkami, szlifierką i innymi sprzętami. W dużej sali stoi pianino elektryczne, bębny, worek treningowy, maty do ćwiczeń.  Są stanowiska komputerowe, biblioteczka, dziewczyny same ozdabiają przestrzeń plakatami z hasłami empowermentowymi. Te hasła to śródtytuły naszego tekstu.

Dziewczyny są silne

W Niemczech wakacje letnie trwają 6 tygodni. Na koniec roku każde dziecko dostaje broszurę Ferienpass z propozycjami wakacyjnych aktywności. Dziewczyny mogą tam znaleźć ofertę Zimtzicken. Zajęcia odbywają się za symboliczną opłatą, żeby nie wykluczać finansowo potencjalnych uczestniczek. Na przykład, tygodniowa nauka pływania kosztuje 5 euro. Na każdy tydzień jest przygotowywana inna oferta warsztatowa. Cynamonowe Kozy, poza pływaniem, proponują również rejs dwumasztowym żaglowcem po Bałtyku, kurs wspinaczki, akrobatyki cyrkowej, rowerową wycieczkę z nocowaniem w lasach pod namiotami. Ostatnią propozycją jest wielokulturowy tydzień, podczas którego przestawiane są kultury, do których należą dziewczyny, poprzez taniec, kulinaria itp.

Więcej praw i władzy dla dziewczyn!

W skład różnorodnej grupy wchodzą dziewczyny z rodzin emigranckich i uchodźczych. 70 % z nich pochodzi z kultury innej niż zachodnioeuropejska. Zimtzicken wprowadziło program mentoringu, czyli starsze dziewczynki opiekują się młodszymi. Do zadań mentorki należy między innymi odprowadzanie podopiecznych do domu, wspieranie w porozumiewanie się językiem niemieckim, wprowadzenie, w bezpieczny sposób, w kontekst kulturowy Europy Zachodniej.

Trzy podstawowe wartości włączane w pracę z dziewczynkami to autonomia, partycypacja i szacunek dla wielokulturowości.

Ze świetlicy korzysta 15-20 dziewczynek dziennie.

fatty foreverMój tłuszcz jest polityczny

Podczas polsko-niemiecko-hiszpańskiego spotkania odbyły się warsztaty ,,Mój tłuszcz jest polityczny”.  Warsztat prowadzony był przez edukatorkę polityczną, blogerkę i artystkę Magdę Albrecht. Podczas warsztatu miałyśmy okazję skonfrontować się z własnymi doświadczeniami i obserwacjami nt. dyskryminacji osób grubych. Warto dodać, że rozmawiałyśmy o języku, który jest w tym obszarze stosowany – albo protekcjonalny i niekiedy absurdalny – np. „osoba puszysta” albo też normalizujący i dyscyplinujący. Takim słowem jest w języku niemieckim „Űbergewicht”, a w polskim „nadwaga”. Oba oznaczają coś nadmiarowego, ponad ustaloną arbitralnie normę, do której, w myśl stereotypowego ujmowania płci i tożsamości, powinnyśmy dążyć. Podczas zajęć była przestrzeń na dzielenie się doświadczeniami, jak również na wypracowanie strategii reagowania na dyskryminację osób grubych.

rozaSpotkanie z przedstawicielkami fundacji NEWW i fundacji im. Róży Luksemburg z Warszawy

Gościnami spotkania organizowanego przez fundację im. Róży Luksemburg były Monika von der Lippe – pełnomocniczka ds. równouprawnienia w Brandenburgii, Małgorzata Tarasiewicz – prezeska Fundacji NEWW (Network East West Women) i Joanna Gwiazdecka – przedstawicielka fundacji im. Róży Luksemburg w Warszawie. Spotkanie dotyczyło aktualnej sytuacji polityczno-społecznej w Polsce w kontekście zadań, jakie stoją przed ruchem feministycznym.  Małgorzata Tarasiewicz wskazała na zależność między rządami PiS, a poprzedniej koalicji PO-PSL, ze względu na to, że w żadnej z tych wizji politycznych nie było miejsca dla kobiet. Niezależnie od tego, po której stronie politycznego spektrum była władza, zawsze okazywało się, że jest to władza konserwatywna. Joanna Gwiazdecka mówiła między innymi o rozwijającym się ruchu LGBTQA+ w Europie Wschodniej, pokazując jednocześnie wielką rolę, jaką w przestrzeni publicznej zaczęli pełnić rodzice osób LGBT. Zauważyła także, że w tym aspekcie zaszły zmiany na lepsze, bowiem mimo homofobii i wykluczenia osób nieheteronormatywnych, są one lepiej traktowane niż choćby dekadę temu.

Spotkanie odbyło się w feministycznej organizacji Frauenzentrum w Poczdamie.

Podczas naszego seminarium „Kobiety-Feminizm-Polityka” była też przestrzeń na wymianę międzynarodowych doświadczeń feministycznych. Wśród nich bardzo ciekawą praktyką, którą podzieliły się aktywistki kolektywu Milenta z Oviedo w Hiszpanii, było zawieszenie na ratuszu „licznika” ofiar śmiertelnych przemocy w rodzinie. Sam ratusz z kolei wyszedł sam z inicjatywą zawieszenia banera z hasłem „stop przemocy wobec kobiet”.

Wracamy do Polski pełne wrażeń i motywacji do działania i włączania praktyk międzynarodowych w Polsce.

Autorki: Jola Gawęda, Aleksandra Magryta, Ewa Rutkowska

 

Feminoteka na seminarium feministycznym w Poczdamie. Relacja cz. 1

Przedstawicielki Fundacji Feminoteka na zaproszenie stowarzyszenia HochDrei biorą udział w międzynarodowym seminarium „Kobiety-feminizm-polityka”. W spotkaniu biorą udział przedstawicielki organizacji polskich, niemieckich i hiszpańskich, a także przedstawicielka lewicowej partii w samorządzie kraju związkowego Brandenburgii.

 

Logo fundacji AWO
Fundacja AWO

Byłyśmy w siedzibie Fundacji AWO, która realizuje projekt „Integracja zamiast wykluczenia – Warsztat  odzieżowy”. Projekt ma na celu pomoc kobietom, które zostały ukarane grzywnami za wykroczenia. Ich sytuacja jest trudna, ponieważ te wykroczenia były najczęściej wynikiem ich złej sytuacji ekonomicznej, trudności życiowych, statusu migranckiego, niepełnosprawności intelektualnej, etc. 60% spośród kobiet po prostu nie miała pieniędzy na bilety komunikacji miejskiej i jeździła „na gapę”. Na skutek niezapłacenia kary grzywny, kobiety mogą trafić nawet do więzienia. Fundacja stara się zamienić im karę grzywny na prace społeczne. Takie prace są właśnie realizowane w warsztacie odzieżowym. Do organizacji przynoszone są używane ubrania przez mieszkańców i mieszkanki, część odzieży dostarczana jest również przez Oxfam. Kobiety mają za zadanie posegregować odzież, zreperować, wycenić ją według ustalonych wspólnie reguł, uprasować i, w razie potrzeby, uprać oraz wyprasować. Widziałyśmy profesjonale żelazka, deski do prasowania, pralki oraz maszyny do szycia. Na tych maszynach szyte są również zabawki, torebki, patchworkowe poduszki – na różne zamówienia od przedszkoli czy od lokalnej wspólnoty.

Second Hemd
Second Hemd

Ubrania trafiają do dwóch sklepów, które prowadzone są przez organizację. 1/3 wydatków pokrywana jest z ich działalności a także z dotacji prywatnych. Sklepy nazywają się Second Hemd. Jest to gra słów – Hemd oznacza koszulę, a second oznacza druga. Można zatem powiedzieć, że to druga koszula albo drugie życie koszuli. Pozostałe koszty są finansowane przez miasto.  ,,Integracja zamiast wykluczenia – warsztat odzieżowy” to jedyna tego typu inicjatywa w Niemczech. Oczywiście jest wiele miejsc, gdzie można odpracować karę grzywny, ale tylko ta inicjatywa jest skierowana wyłącznie d kobiet i prowadzona tylko przez kobiety. Dodatkowo oferuje im także wsparcie prawne i doradczo-psychologiczne. To szczególnie istotne, bo wiele spośród kobiet, które tam trafia, nie miała wcześniej doświadczenia pracy zawodowej w ogóle. Poza tym, kobiety widzą, że ich praca jest potrzebna, że są w stanie wyjść z domów i współpracować z innymi. Praca pełni także funkcję grupy podnoszenia świadomości – kobiety rozmawiają o swoich problemach, pomagają sobie. Konflikty rozwiązują podczas spotkania całej społeczności, które odbywają się we czwartki raz w miesiącu. Pozostałe problemy rozwiązywane są na bieżąco. Z problemem związanym z tym, że nie wszystkie mówią po niemiecku poradzono sobie tak, że część informacji jest zapisanych przy pomocy piktogramów. Pracownice wspierają się też komunikacyjnie.

 

Bora
Bora

Kolejną organizacją, jaką odwiedziłyśmy była poradnia dla kobiet BORA. Jest to stowarzyszenie, założone w 1989. Bora udziela kobietom doświadczającym przemocy porad w kilku językach, w tym w języku polskim. Porady odbywają się osobiście lub pod telefonem 030 927 47 07.  Organizacja prowadzi też Dom dla Kobiet, zrzesza domy tymczasowe i Wspólnotę Mieszkaniową. Wg statystyk w 2014 Bora udzieliła pomocy ponad 3300  kobietom, w tym ponad 200 kobiet i dzieci skorzystało z prowadzonych przez nie domów.

Ulotka Bory
Ulotka Bory

Bora jest częścią sieci BIG Hotline, gdzie dzwoniąc pod numer 030 – 611 03 00 można uzyskać wsparcie od przedstawicielek organizacji pomocowych. Dzwoniące kobiety mogą uzyskać porady i informację na temat dostępności miejsc w schroniskach. Rozmowy mogą się odbywać z tłumaczeniem na ojczysty język dzwoniącej.

Przed nami jeszcze dwa dni pełne rozmów o feminizmie, dobrych praktykach przeciwdziałania przemocy ze względu na płeć, a także wizyta u Zimtzicken, czyli u Cynamonowych Kóz – miejscem spotkań dla dziewczyn.

 

Autorki: Jola Gawęda, Aleksandra Magryta i Ewa Rutkowska

tematy do poruszenia na seminarium
tematy do poruszenia na seminarium

 

24 czerwca: Anty-wieszak. Koncert Zdrady Pałki i benefit na działania feministyczne!

„Anty-wieszak” – benefit na działania feministyczne czyli… koncert Zdrady Pałki, jedzenie, planszówki, disko i wszystko na rzecz ODZYSKANIA WYBORU.

www.facebook.com/events/585994034910706/

KIEDY: PIĄTEK 24 CZERWCA, godz 19.00
GDZIE: Dwie Lampy, ul. Męcińskiego 25, Wrocław

1
Kiedy nasze prawo do decydowania o własnym życiu jest stale ograniczane, nie pozostaje nam nic innego, jak tylko zacząć się organizować. Plany zaostrzenia tzw. ustawy antyaborcyjnej — przypomnijmy, już w tym momencie jednej z najbardziej restrykcyjnych w Europie — to kolejny krok w stronę ograniczania i kontrolowania naszej seksualności. Nie możemy dopuścić do tego, by wieszaki stały się dla wielu z nas jedyną opcją! Postanowiłyśmy zabezpieczyć się wcześniej.

W ostatnich tygodniach dyskutowałyśmy o prawie do aborcji na Wyspie Słodowej i kilkukrotnie demonstrowałyśmy nasz sprzeciw wobec antykobiecych planów kleru i władzy. Teraz chcemy zaprosić Was na imprezę, która będzie okazją do wsparcia lokalnych działań feministycznych na rzecz prawa do aborcji. Przy okazji chętnie podzielimy się wiedzą na temat grup, które wspierają kobiety chcące dokonać bezpiecznej aborcji.

Specjalnie dla nas, w ramach wsparcia wrocławskiego podwórka feministycznego, zagra znana i kochana Zdrada Pałki!
www.zdradapalki.bandcamp.com
www.facebook.com/zdradapalki

a do nocnych tańców zagrzeje nas dj Xaoc.
www.facebook.com/didzej.xaoc

Oprócz koncertu gwarantujemy feministyczno-piknikową atmosferę w kwitnącym ogrodzie Dwóch Lamp, gry planszowe, napoje i wegańskie jedzenie.

Przyjdźcie, bawcie się z nami i wesprzyjcie działania na rzecz prawa i dostępu do aborcji – bezpiecznej i bezpłatnej!


Inicjatywa 8 Marca

e-mail: [email protected]
www.manifa.wroclaw.pl

Dlaczego ciągle potrzebujemy Parady Równości? Felieton Estery Prugar

Autorka: Estera Prugar

 

Dlaczego ciągle potrzebujemy Parady Równości?

-Ty w końcu byłaś na tej paradzie?

-Tak, czemu miałam nie być?

-Ja tego nie uznaję, bo na takie parady chodzą… No, moi normalni znajomi geje nie muszą się tak obnosić.

logo_ParadaRownosci2016

Urodzeni po ‘89, w większości nie musieliśmy buntować się przeciwko komukolwiek poza rodzicami i nauczycielami. Jesteśmy w trakcie budowania naszego życia i naszej przyszłości, i choć może nie podoba nam się to, co dzieje się aktualnie w naszym kraju, to na co dzień cieszymy się wolnością – często złudną i ograniczoną, ale jednak zdecydowanie większą niż nasi rówieśnicy jeszcze kilkadziesiąt lat temu, i nieporównywalną do sytuacji sprzed wieku i wcześniej.

Dostaliśmy tę swobodę, jako prezent od naszych przodków: rodziców, dziadków, krewnych a nawet starszych znajomych. Nie ma w tym żadnej naszej zasługi – przyszliśmy na gotowe. Możliwe, że właśnie dlatego tak często bezrefleksyjnie przyjmujemy naszą rzeczywistość, jako aksjomat; nie zainteresowani tym, co – tylko pozornie – nie dotyczy nas bezpośrednio.

Przecież dziś nie ma nic dziwnego w tym, że ktoś jest gejem lub lesbijką. Transseksualiści wciąż budzą pewną ekscytację, ale po wygranej Conchity na Festiwalu Eurowizji 2014, a już na pewno po zeszłorocznej przemianie Bruce’a Jennera w Caitlyn, nawet ten temat nie wydaje się być aż tak kontrowersyjny. Fakt, że do prawdziwej tolerancji nam jeszcze daleko, schodzi na dalszy plan. Do legalizacji związków homoseksualnych w Polsce jeszcze bardzo długa droga, ale czy to znowu takie straszne – niemało jest par heteroseksualnych będących w związkach partnerskich, a że żyją w ten sposób z własnego wyboru, to inna sprawa, ale bezsprzecznie ślub nikomu nie jest do szczęścia potrzebny. Podobnie, jak możliwość adopcji dziecka. Jeśli zaś chodzi o codzienność, to przecież w dużych miastach nie ma z tym już (prawie) żadnego problemu – mogą żyć spokojnie, a nie wychodzić na ulicę i robić z siebie widowisko. Bardzo ogólnie, ale powiedzmy, że tak sytuacja przedstawia się dzisiaj.

Cofnijmy się do roku 2001, kiedy na ulice Warszawy wyszła niewielka manifestacja zorganizowana przez grupę znajomych, których zainspirował reportaż z “Gay Pride Sidney”. Celem od początku było zrzeszenie ludzi, którym bliskie są idea równości, wolności i tolerancji.

Realne zainteresowanie wydarzenie zdobyło w 2004 roku, kiedy ówczesny prezydent miasta, Lech Kaczyński, wydał zakaz jego organizacji. Wtedy Paradę zastąpiło zgromadzenia pod nazwą Wiec Wolności.

Tu chciałabym się na chwilę zatrzymać. “Niewielka manifestacja”, która przez trzy lata nie wzbudzała szczególnego zainteresowania. Szacuje się, że w sobotę 11 czerwca br., na ulicę Warszawy wyszło 35 tys osób, które bez względu na orientację, wiek czy płeć, z dumą i radością prezentowały te same hasła, które przyświecały pomysłodawczyniom i pomysłodawcom Parady Równości 15 lat wcześniej. Czy to dlatego, że wtedy w Polsce nikomu nie zależało na tych wartościach? A może dlatego, że potrzebni byli ludzie, którzy pokazali reszcie społeczeństwa, że nie tylko może, ale musi głośno upomnieć się o respektowanie swoich podstawowych praw, jeśli chce liczyć na to, że inni wezmą je pod uwagę? Druga rzecz dotyczy nałożonego na Paradę zakazu – i nie chodzi o to, że zabraniając, rządzący wyświadczyli demonstracji jedną z najlepszych form bezpłatnej reklamy – dziś po prostu trudno byłoby wyobrazić sobie taką sytuację. Atmosfera polityczna jest jaka jest, ale czy ktoś szczerze sądzi, że władze miasta czy rząd posunęły by się do zatrzymania jej w tym roku? Gdyby ktoś był ciekawy dlaczego tak? Tym razem warto cofnąć się o jedenaście lat:

2005 rok, to kolejny zakaz przemarszu. Tym razem był on już jednak bezsilny wobec wydarzeń. Parada Równości 2005, to największe pokojowe, nielegalne zgromadzenie w Polsce po 1989 roku. Jednym z jej największych osiągnięć stało się rozpoczęcie procesu zdarzeń, których efektem było orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, w którym stwierdzono, że przepisy, na które powoływał się prezydent Lech Kaczyński w celu zabronienia demonstracji, są niezgodne z Konstytucją Rzeczypospolitej Polski. Wielka wygrana obywatelek i obywateli, o której dziś już mało kto pamięta, a myślę, że często nawet nie wie. Kolejny punkt dający do myślenia wszystkim tym, którym wydaje się, że “nie ma potrzeby się obnosić”… a to tylko cztery lata z historii. Przez 15 lat zebrało się takich punktów zdecydowanie więcej, a otwierać listę może na przykład ten, który pokazuje, że poprzez zjednoczenie się we wspólnej sprawie, dziś możemy mówić o poprawie nastawienia społeczeństwa do osób homo i transseksualnych. Zaledwie poprawie, która stanowi, ledwie wierzchołek góry lodowej.

Inną grupą, o której można powiedzieć, że robiła zbyt wiele zamieszania były niewątpliwie surfrażystki, a po nich – aż do dnia dzisiejszego – feministki. Siedząc w szkole, przygotowując się do matury lub egzaminów, starając się o pracę, awansując i osiągając sukces, tak wiele kobiet, tak często zapomina o tym, że ich prawo do wolności nie zawsze było “naturalne”. Przez ostatnie miesiące coraz więcej osób wychodzi na ulicę, bo nie mieści im się w głowach to, że inni bawią się w boga i chcą decydować o kobiecym ciele, zdrowiu i życiu. Tu również pojawiają się oburzone głosy obojga płci, nazywające zwolenniczki i zwolenników prawa do aborcji (nie nakazu, a prawa kobiet do wyboru) morderczyniami i mordercami. Absurd, prawda? Dlatego właśnie po raz drugi warto wybrać się na wycieczkę w czasie:

Pierwsze artykuły i broszury, zarówno autorek, jak i autorów, w których domagano się dopuszczenia kobiet do życia publicznego i politycznego, datowane są na wiek XVII. W XIX wieku, w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii kobiety utworzyły ruch, którego głównym celem było zdobycie przez nie – pełnego lub częściowego – prawa wyborczego oraz równouprawnienia. W USA w latach sześćdziesiątych XIX wieku, gdy pokojowe wystąpienia i zebrania nie przynosiły skutków, sufrażystki rozpoczęły głośne i gwałtowne demonstracje, podczas których dochodziło do aresztowań, a następnie uwięzień. Stop.

Dwa stulecia zajęło przejście od słów do czynów. Dwieście lat, w czasie których kobiety przygotowywały grunt pod to, aby przyszłe  pokolenia mogły urzeczywistnić ich postulaty. Później kolejne lata zaangażowania, walki i niezwykłej wytrwałości, których efektem jest to, że kiedy w październiku zeszłego roku oddawałaś głos w wyborach parlamentarnych (lub z własnej woli tego nie zrobiłaś), liczył się twój wiek i obywatelstwo, nie twoja płeć. Teraz pomyśl, że to jedynie początek. Dodaj do tego prawo do edukacji, udziału w życiu publicznym, równouprawnienie na rynku pracy, walkę z przemocą, walkę o prawa socjalne i ekonomiczne… A potem jeszcze raz powtórz głośno, że nie potrzebujesz feminizmu, bo na wszystko zapracowałaś sama.

Docenić to, co mamy tylko dlatego, że urodziliśmy się w danej kulturze i społeczeństwie możemy jedynie jeśli spojrzymy na historię i zdamy sobie sprawę, że to, co dla nas oczywiste wcale nie było “naturalna koleją rzeczy”, że ktoś to za nas wywalczył – komuś to zawdzięczamy. Wtedy łatwiej będzie zrozumieć, że nic nam się nie należy. Kobiety i mężczyźni często poświęcali życie za zmiany, o których wiedzieli, że nie staną się udziałem ich samych, ich dzieci, a nawet wnucząt. Mimo to się nie poddawali. Dlatego – nawet jeśli Twoje życie podoba Ci się takie jest i nie ma w Tobie najmniejszej obawy o to, że kiedykolwiek będziesz musiał/a mierzyć się z sytuacją, w której ktoś odmówi Ci Twoich podstawowych praw – pomyśl o tych wszystkich głośnych, gwałtownych, wyśmiewanych, lekceważonych, oskarżanych i atakowanych, którym zawdzięczasz podstawy do budowania swojego życia tu i teraz. I nigdy więcej nie pytaj “Po co się tak obnosić?”.

 

Źródło: http://paradarownosci.eu/krotka-historia-parady-rownosci

Korekta: Klaudia Głowacz

 

16 niezwykłych czarnoskórych kobiet walczących o prawa reprodukcyjne, sprawiedliwość i równość między płciami

Źródło tekstu i zdjęć: NARAL Pro-Choice America

 

Luty był Miesiącem Czarnej Historii  — i gdy przez resztę roku jesteśmy świadkami niezwykłego zaangażowania kobiet pochodzenia afroamerykańskiego w ruch pro-life, uważamy, że nie ma lepszego momentu aby przybliżyć sylwetki 16 niezwykłych czarnoskórych kobiet walczących o prawa reprodukcyjne, sprawiedliwość i równość między płciami.

Zerlina Maxwell jest dziennikarką, mówczynią i analizatorką polityczną. Publikowała w takich gazetach i czasopismach jak Tthe TIME, The Huffington Post, MicNews czy MSNBC, gdzie przybliżała czytelniczkom i czytelnikom sprawy molestowania seksualnego na amerykańskich kampusach, pisała o kulturze gwałtu oraz dostępie do aborcji czy stygmatyzacji “kolorowych“ kobiet.  Była jedną z 5 osób, które prezydent Obama zaprosił w podróż na uroczystościach w mieście Selma w marcu 2015 r.

16

Kierra Johnson to dyrektorka wykonawczą w Unite For Reproductive and Gender Equality (URGE) USA, organizacji zajmującej się zdrowiem seksualnym, dostępem do aborcji i promocją równości płci wśród ludzi młodych oraz w zmarginalizowanych społeczności. W 2008 r. była delegatką na krajową konwencję Partii Demokratycznej. Obecnie zasiada w zarządzie National Gay and Lesbian Task Force oraz the Center for Community Change.

16

Renee Bracey Sherman walczy o prawa reprodukcyjne poprzez dzielenie się osobistymi doświadczeniami. Jej opowiedziana głośno aborcyjna historia, z której zresztą jest dumna, stanowi zachęte dla innych.  Renee przemawia, przeprowadza konsultacje, organizuje warsztaty zachęcające kobiety do przedstawienia własnych historii oraz walczy ze zjawiskiem stygmatyzowania aborcji. Jest autorką “Say Your Abortion Out Loud: Research and Recommendations for Public Abortion Storytellers and Organizations”. Publikuje w BBC, The Guardian, EBONY, Salon, Fusion, TIME oraz The Atlantic. Jest członkinią zarządu NARAL Pro-Choice America.

16

Dawn Porter to założycielka Trilogy Films. Jej ostatni film “TRAPPED“ pokazuje wpływ tzw. prawa TRAP (pol. Ukierunkowane Regulacje dla Dostawców Usług Aborcyjnych) na prawa reprodukcyjne ubogich lub “kolorowych“ kobiet oraz na proces zamykania setek klinik aborcyjnych, głównie na południu kraju.

16

Cherisse Scott jest założycielką i przewodniczącą SisterReach, oddolnego ruchu walczącego o sprawiedliwość reprodukcyjną, organizującego warsztaty oraz prowadzącego kobiece rzecznictwo (w szczególności na rzecz ubogich, “kolorowych“ oraz zamieszkujących obszary wiejskie) na terenie Tennessee. Ostatnio opisała w RH Reality Check przypadek kobiety, która samoistnie przerwała ciążę za pomocą wieszaka na ubrania i została oskarżona przez sąd o usiłowanie zabójstwa.

16

Pisarka i aktywistka na rzecz praw reprodukcyjnych Emma Apkan, regularnie pisząca dla RH Reality Check and Bustle, ostatnio opublikowała “Attacks on Abortion are Attacks on Black Women“. Emma jest także przywódczynią religijną. W swoim  kościele tłumaczy wiernym dlaczego przystąpiła do Planned Parenthood i że wspierając pacjentów nie występuje wbrew religii i jest chrześcijanką.

16

Alicia Garza to współzałożycielka Black Lives Matter – organizacji, która stanowi istotny głos w ruchu przeciwko brutalności policji i równości rasowej. Od niedawna organizacja zaczęła współpracować z grupami zajmującymi się zagadnieniami sprawiedliwości reprodukcyjnej. „Sprawiedliwość reprodukcyjna zawiera się w ruchu Black Lives Matter. Nie chodzi tylko o prawa dla kobiet, określenie kiedy, w jaki sposób i gdzie chcą założyć rodziny, ale także o prawo do utrzymania rodziny a także do wychowania dzieci, co jest utrudnione przez państwową przemoc, która przybiera obecnie różnorakie formy.”- wyznaje. Alicia jest także dyrektorką wykonawczą w National Domestic Workers Alliance oraz współpracowniczką w The Guardian, FeministWire i The Nation.

16

Opal Tometi jest współzałożycielką Black Lives Matter oraz dyrektorką wykonawczą Black Alliance for Just Immigration. Jako osoba, która w przeszłości doświadczyła przemocy domowej, na własnym przykładzie edukuje lokalne społeczności przemocy. Przez magazyn Essence została nazwana “Nową Przywódczynią Praw Obywatelskich” oraz znalazła się na liście 100 najbardziej niezwykłych kobiet według Cosmpolitan.

16

Paris Hatcher, założycielka SPARK Reproductive Justice NOW!, jednej z największych organizacji zajmującej się zagadnieniami sprawiedliwości reprodukcyjnej na południu USA. Obecnie zasiada w radzie Southerners on New Ground (SONG) oraz pracuje w Race Forward: The Center for Racial Justice Innovation i Black Reproductive Justice Think Tank.

16

Jessica Byrd jest konsultantką polityczną skupiającą się na rekrutacji oraz wspieraniu różnorodnych kandydatów w wyborach. Członkini zarządu SisterSONG Reproductive Justice Collective, My Black Feminist Future oraz Inclusv. To także była dyrektorka strategii państwowych w EMILY’s List.

16

Jamilah Lemieux to starszą redaktorką w EBONY oraz autorką prac dotyczących feminizmu, intersekcjonalności, praw reprodukcyjnych w Mic News, Essence, JET, Clutch, The Nation and The Washington Post. Pojawiała się także na antenie MSNBC, Al Jazeera, NPR , CBC , BBC i jest współpracowniczką The Nightly Report wraz z Larry Wilmore. Lemieux została uznana za jedną z najbardziej wpływowych kobiet na Twitterze według Fortune.

16

Dyrektorka wykonawcza w National Network of Abortion Funds, Yamani Hernandez, zarządzającej 100 funduszami przeznaczonymi na likwidowanie barier ekonomicznych w dostępie do aborcji dla kobiet o niskich dochodach, kobiet “kolorowych”, dziewcząt, osób transgenderowych i o otwartej tożsamości płci na terenie USA. Hernandez podzieliła się swoją historią o przeprowadzonej aborcji w kampanii 1 na 3. W 2012 r. została nagrodzona Margaret Carr Wiley Bright Horizons Award przez organizacje Planned Parenthood of Illinois, AmeriCorps Public Allies Alum, a także nominowana do Visionary Leader Award 2012 r. Yamani jest również członkinią Echoing Ida i liderką zespołu Strong Families.

16

Amber Phillips działa w UltraViolet, gdzie mobilizuje kobiety do pomocy w przygotowaniu i prowadzeniu ogólnonarodowej kampanii dotyczącej praw reprodukcyjnych. Jest członkinią Echoing Ida, projektu poświęconego zwiększaniu obecności czarnoskórych ekspertek w mediach oraz członkiem zarządu w SisterSONG. Walczy też ze zjawiskiem stygmatyzacji aborcji razem z Advocates for Youth.

16

Charlene Carruthers jest organizatorką polityczną i krajową dyrektorką projektu Black Youth Project 100 (BYP100), upominającego się o prawa afroamerykańskich obywateli. W przeszłości przewodziła oddolnym ruchom i kampaniom takim jak: the Center for Community Change, the Women’s Media Center, ColorOfChange.org czy National People’s Action. Przygotowała i rozwinęła cykl szkoleń politycznych dla NAACP, the New Organizing Institute, czy Young People For. Członkini zarządu w SisterSONG oraz zwyciężczyni nagrody Organizer of the Year Award ufundowanej przez the New Organizing Institut.

16

Maya Rhodan to reporterka w magazynie TIME i współpracowniczka w Essence, gdzie publikuje wielokrotnie nagradzane artykuły poświęcone wpływie restrykcyjnych przepisów aborcyjnych na życie afroamerykańśkich kobiet. Pisze regularnie na temat popkultury, polityki, reprezentacji i problemów dotykających czarne społeczności.

16

Heidi Williamson jest starszą polityczną analityczką w the Center for American Progress, które z powodzeniem pomogło wybrać ponad 20 kobiet na wyższe stanowiska administracyjne na szczeblu krajowym i lokalnym. Założycielka Trust Black Women Partnership oraz zasiada w zarządzie SPARK Reproductive Justice NOW!. Wypowiada się w MSNBC, NPR i CBS. Napisała „Rasy, płeć i aborcji w Gruzji: Polityczny Raport ” i „Sprawiedliwość reprodukcyjna na Południu. Przypadek w edukacji, prewencji i polityce”.

16

 

Te niesamowite przywódczynie ruchu na rzecz wolności reprodukcyjnej motywują nas do walki ze zjawiskiem stygmatyzacji aborcji, o politykę pomagającą kobietom i rodzinom oraz do działań na rzecz zmiany świata. Jesteście z Nami?

 

Tłumaczenie: Karolina Ufa

Korekta: Klaudia Głowacz

7 rzeczy, które feministki koloru chcą powiedzieć białym feministkom

Źródło: Bustle

Autorka: Gina M. Florio – pisarka i podróżująca instruktorka jogi

 

[tłumaczenie zostało zedytowane 17.04.2016r.]

Definicje:

White feminism/Biały Feminizm – feminizm, który rażąco pozostawia niezauważonymi troski i problemy women
of color/kobiet koloru.

Women of color/Kolorowe kobiety – kobiety należące do grupy rasowej innej niż biała.

 

7 rzeczy, które kolorowe feministki chcą powiedzieć białym feministkom

Gorzką prawdą jest, że białe feministki są uprzywilejowane w sposób, z którym kolorowe feministki nie mogą się utożsamiać i nie jest to ich wina.  Tak, niektóre białe feministki nie zdają sobie sprawy z własnego przywileju i jest to złe. Jednak nasze społeczeństwo również jest winne udając, że stosunki rasowe w USA są bardziej zaawansowane niż w rzeczywistości.

Jako osoba rasy mieszanej nie mogę patrzeć na białe kobiety występujące jako rzeczniczki teorii feministycznych, które tworzyły kolorowe kobiety. Na bardziej osobistym poziomie, byłam świadkinią sytuacji, w których pracowite nie-białe kobiety z mojej rodziny zderzały się z systemowymi uprzedzeniami, których większość białych kobiet nigdy nie zrozumie, takich jak: słabej jakości opieka zdrowotna czy nisko płatne prace, które nie dają nadziei na awans.

Wiem, że nie mogę w pojedynkę rozwiązać wszystkich konfliktów w środowisku feministycznym, ale mogę przekazać te siedem rzeczy, które feministka koloru chciałaby powiedzieć białym kobietom.

  1. 1. Historia feminizmu naznaczona jest rasizmem.

Niektóre z najbardziej znanych amerykańskich feministek niestety były rasistkami. Na początku XX wieku, Elizabeth Cady Stanton, liderka amerykańskiego ruchu sufrażystek, była oburzona faktem, że białe kobiety nie mają prawa głosu, podczas gdy „zwyrodniałym czarnym mężczyznom” dano możliwość ustawienia się w kolejce do urn. Inna sufrażystka, Frances Willard, odmówiła wsparcia protestu na rzecz zaprzestania kary linczu na południu, bo uważała, że czarni mężczyźni byli pijanym zagrożeniem i wszyscy odpowiadali za gwałcenie białych kobiet.

Ponadto, białe kobiety organizujące marsze równości w Waszyngtonie bezczelnie zażądały by czarne sufrażystki  szły na końcu ich parad. W rezultacie, niektóre czarne kobiety zdecydowały się nie iść na marsz w ogóle, odmawiając udziału w kolejnej formie segregacji.

  1. Biały feminizm jest faktem.

Biały Feminizm marginalizuje kolorowe kobiety. Biały Feminizm nie daje kolorowym feministkom przestrzeni do dyskusji o tym jak rasowa nierówność jest związana z nierównością płci. Stale przypomina nam, że standardem urody w naszej kulturze pozostaje szczupła biała blondynka.

Biały Feminizm jest obecny w środowisku akademickim, w Hollywood, w naszym rządzie, a także w Internecie. Poza wykluczaniem z feminizmu kolorowych kobiet, wyklucza również nieheteroseksualne oraz niepełnosprawne kobiety.

 

  1. Wszystkie jesteśmy odpowiedzialne za budowanie bardziej otwartego feminizmu.

Łatwo oskarżać kobiety takie jak Miley Cyrus i Lena Dunham o promowanie Białego Feminizmu w mediach, ale wskazywanie palcami nie ułatwi postępu ruchu feministycznego. Dużo lepszym sposobem w jaki feministki mogą spędzać czas jest wspólnie dążenie do zwalczenia dyskryminacji wewnątrz ruchu.

Często uprzywilejowane kobiety nawet nie zdają sobie sprawy, że wyłączają inne marginalizowane grupy.
To nie jest usprawiedliwienie dla ich zachowania, ale to jest szansa dla kolorowych kobiet, żeby uczciwie powiedzieć uprzywilejowanym feministkom, jak ich brak samoświadomości wpływa na inne kobiety. Pomagając sobie nawzajem zrozumieć, że kobiety różnych ras, orientacji seksualnych i statusów socjoekonomicznych doświadczają nierówności płci na inne sposoby, wszystkie możemy stać się bardziej zintegrowane.

 

  1. Niektóre kolorowe kobiety nie czują się komfortowo nazywane feministkami.

Ze względu na napięcia między nimi a Białym Feminizmem nie powinno nikogo zaskoczyć, że wiele kobiet koloru niechętnie identyfikuje się jako feministki. To nie znaczy, że nie lobbujemy na rzecz równych praw; po prostu nie możemy ignorować wspomnianego już rasizmu w historii ruchu. Co ważniejsze, jesteśmy hiper-świadome szkodliwego dyskursu, który powstał w głównym nurcie feminizmu i słusznie martwi nas fakt, że brak naszych praw obywatelskich jest w dużej mierze wciąż ignorowany.

Nic w tym nowego. W 1980 roku – gdy blada blondynka Gloria Steinem została twarzą głównego nurtu feminizmu – kobiety koloru tworzyły wówczas ruchy womanist i mujerista, w odpowiedzi na pominięcie ich obecnościw feminizmie. W swojej książce Search Of Our Mothers’ Garden, Alice Walker zdefiniowała „womanist” jako czarną feministkę lub kolorową feministkę. Następnie termin mujerista (które powstało od hiszpańskiego słowa oznaczającego kobietę – mujer) został przyjęty przez  latynoskie kobiety jako „zajęcie ich przestrzeni wśród białych feministek”.

Oba te ruchy do dziś mają swoje zwolenniczki. Jednakże wiele kolorowych feministek nie identyfikuje się również z tymi grupami przez co czują, że w ogóle nie mają swojego miejsca  w ruchu feministycznym.

 

  1. Nasza walka jest inna niż wasza.

Sytuacja heteroseksualnej, białej amerykańskiej kobiety z klasy średniej jest inna niż sytuacja niewykształconej, homoseksualnej amerykanki koloru. Podczas gdy pierwsza walczy o równą płacę i płatny urlop macierzyński, druga bardziej skupia się na zatrzymaniu skupionej na rasie brutalności policji, pozyskiwanie funduszy na miejskie szkoły publiczne i wypracowanie bardziej kompleksowych programów leczenia HIV.
W eseju „For Salonie”, Brittney Cooper, profesora Women’s and Gender Studies oraz Africana Studies na Uniwesytecie Rutger’a, stawia to takiej w perspektywie. Zwraca uwagę, że feministki skupiają się na równości, podczas gdy kolorowe feministki  (zwłaszcza czarne feministki) walczą
z niesprawiedliwością. Pisze: „Jeden rodzaj feminizmu skupia się na prawach, które pomogą kobietom w pełni zintegrować się z istniejącym systemem amerykańskim. Drugi rozpoznaje podstawowe błędy w tym systemie i chce jego kompletnej przemiany.”

Dopóki wszystkie nie zrozumiemy tej różnicy i nie znajdziemy wspólnej drogi by połączyć oba te cele wiele kolorowych kobiet nie będzie chciało identyfikować się jako feministki.

 

  1. Chcemy być usłyszane

Tak jak napisała Ijeoma Oluo w prowokacyjnym tekście dla Ravishly, kiedy kolorowe kobiety mówią szczerze o rasie i feminizmie, jesteśmy albo pomijane albo mówi się nam, że „nasze skargi prowadzą do podziałów” i że powinnyśmy skupić się na „prawdziwym wrogu”. Innymi słowy, nie powinnyśmy mówić o tym, jak nierówności rasowe i nierówności płciowe są ze sobą powiązane. Przykładowo, gdy Nicki Minaj wykorzystała Twittera jako platformę do zwrócenia uwagi na brak reprezentacji czarnych kobiet w nominacjach VMA 2015, Miley Cyrus powiedziała The New York Times, że „to nie było zbyt uprzejme z jej strony”.

Jednak  bardziej niepokojące od  niedoreprezentowania kobiet koloru w mediach, jest fakt, że czarne i latynoskie kobiety są nieproporcjonalnie biedne i otrzymują bardzo mało pomocy publicznej oraz to, że czarne kobiety są trzy razy bardziej narażone na śmierć w czasie porodu niż białe kobiety.

Narzucanie kolorowym kobietom milczenia o tym jak nierówność rasowa wpływa na ich życie będzie utrzymywać podziały w ruchu feministycznym.

  1. Nie chcemy żeby za nas mówić

Zdecydowana większość pisarek, działaczek i celebrytek reprezentujących feminizm to białe uprzywilejowane kobiety. Pomyśl o słynnym przemówieniu Patrici Arquette na ubiegłorocznej ceremonii Oscarów albo o Emmie Watson jako ambasadorce kampanii He For She. Nie jest tak, że te kobiety nie robią dobrych rzeczy, ale kolorowe kobiety nie mogą dłużej ignorować faktu, że nie są równo reprezentowane w naszym społeczeństwie i w ruchu feministycznym.

W pamiętnej debacie o białości feminizmu pomiędzy Rebeccą Traister i Judith Shulevitz, dwóch  redaktorek New Republic, Traister zwróciła uwagę jak ironicznym jest fakt, że obie uczestniczki to białe, wykształcone kobiety z Nowego Jorku.

Niezależnie od ich dobrych intencji, białe feministki nie powinny być jedynymi feministki mówiącymi o kolorowych kobietach. Zasługujemy na platformę, z której możemy dyskutować o tym jak nasza rasa wpływa na nasz feminizm i zasługujemy na włączenie do głównego nurtu ruchu feminizmu. Kropka.

 

Tłumaczenie: Julia Maciocha

Korekta: Klaudia Głowacz

3.04 Zapraszamy na Dni Ateizmu w Feminotece „Religie a status i sytuacja kobiet”

logo dni ateizmu 2016Fundacja imienia Kazimierza Łyszczyńskiego zaprasza na sesję feministyczną pt. „Religie a status
i sytuacja kobiet”, która odbędzie się w ramach DNI ATEIZMU 2016 w dniu 3 kwietnia br. w godz. 10.00 – 15.00 w siedzibie Feminoteki, ul. Mokotowska 29A, wejście od ul. Marszałkowskiej 34/50.

Religie od wieków przekazują z pokolenia na pokolenie system patriarchalny utrwalający podporządkowaną pozycję kobiet. Dyskryminują i uciskają kobiety, ograniczając ich prawa np.reprodukcyjne czy traktując je jako istoty tylko na wpół ludzkie (świadectwo kobiety w sądzie szariackim jest warte połowę świadectwa mężczyzny). Trudna walka kobiet o równouprawnienie nie wszędzie się zakończyła, a tam, gdzie kobietom udało się osiągnąć postęp w tej dziedzinie, dziś ich zdobycze poddawane są atakom ze strony konserwatywnych środowisk wspieranych przez instytucje religijne. Jesteśmy świadkami nasilających się aktów barbarzyństwa wobec kobiet ze strony islamistów spod znaku ISIS, Boko Haram, nasilania się zjawiska kobietobójstwa (femicide) w Azji i Ameryce Południowej. Ale również w świecie tzw. Zachodu odradza się konserwatywna presja na zdobycze kobiet okupione ciężką walką. Kobiety wielokrotnie brały udział w walkach wyzwoleńczych i wolnościowych (Iran, Algieria, Polska, kraje „Arabskiej Wiosny”), a potem ich prawa były łamane i poświęcane w imię „pokoju społecznego” lub interesów politycznych czy ekonomicznych.
O wpływie religii na sytuację kobiet i strategiach działania na rzecz jej poprawy będą rozmawiać przedstawicielki organizacji feministycznych z Polski i zza granicy (m.in Francji, Włoch, Węgier, Kanady, i Szwecji). Panale zostały zorganizowane przy współpracy członkiń sieci FAE (Feminists for Another Europe) oraz zaprzyjaźnionych organizacji feministycznych, m.in. Femmes Solidaires i CLEF (Koordynacja Europejskiego Lobby Kobiet) oraz Feministycznej Inicjatywy (Szwecja).

  1. 10.00 – Carine Delahaie red. nacz. „Clara Magazine”, członkini zarządu Femmes Solidaires. Sytuacja kobiet na świecie i strategie działania na podstawie dośwadczeń Międzynarodowej Sieci Feministycznej i Laickiej.

10.20 Panel I: „Religia a wolność kobiet” 

  • Nedai Jamile (CLEF, Francja), irańsko-francuska feministka, współzałożycielka Ruchu Wyzwolenia Kobiet Iranu, współautorka dokumentu „Rok zero” o narodzinach RWK podczas masowych protestów kobiet przeciwko obowiązkowi noszenia islamskiej chusty w 1979 r.
  • Solange Cidreira (FAE Francja), francusko-brazylijska feministka, współzałożycielka FAE, opowie m.in. o przemocy wobec kobiet w Brazylii w warunkach zakazu aborcji i epidemii wirusa ziko
  • Judit Morva (FAE Węgry) – lewicowa działaczka, feministka, red. nacz. węgierskiej redakcji „Le Monde Diplo” i „Transforme!”, przedstawi proces narastania religijnej presji za rządów autorytarnej prawicy na Węgrzech;
  • Nicoletta Pirotta (IFE/FAE Włochy), feministka, lewicowa polityczka, założycielka IFE Italia i współzałożycielka FAE, opowie o swojej feministycznej walce u boku ateistycznych koleżanek;
  • Małgorzata Diana Marenin, lewicowa działaczka, feministka, założycielka stowarzyszenia STOP STEREOTYPOM i świętokrzyskiego KOD-u;
  • Moderuje: Josette Rome-Chastanet (FAE Francja), lewicowa działaczka, feministka.

12.20 Panel II „Świeckość na rzecz praw kobiet i równouprawnienia

  • Wanda Nowicka – Wanda Nowicka, prezeska stowarzyszenia Równość i Nowoczesność (RóNo), posłanka i wicemarszałkini Sejmu VII kadencji, honorowa przewodnicząca Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny , inicjatorka nagrody Kryształowego Świecznika .
  • Djemila Benhabib – międzynarodowa działaczka feministyczna i laicka, kanadyjska polityczka, autorka szeregu książek („Moje życie w kontrze do Koranu”, „Jesień kobiet arabskich” , „Po Charlie”), laureatka nagród literackich i Mięzynarodowej Nagrody Laickości (Paryż 2012).
  • Moderuje: Nina Sankari (FAE Polska) i Fundacja im. Kazimierza Łyszczyńskiego.

13.30 Spotkanie z Gudrun Schyman, założycielką FI (Feministyczna Inicjatywa) ze Szwecji.

                Gudrun Schyman opowie o działalności, która pozwoliła jej partii, jako jedynej feministycznej partii na świecie,  odnieść sukces polityczny na szczeblu lokalnym i europejskim.

Organizatorzy wyrażają podziękowania Feminotece za gościnność i pomoc organizacyjną oraz medialną.

Zapraszamy także na inne wydarzenia organizowane w dniach 1go i 2-go kwietnia w ramach Dni Ateizmu 2016 w Warszawie.

Polskie przebłyski i płomienie feministyczne 2015

Choć wokół wiele przygnębiających doniesień medialnych, nie poddawajmy się beznadziei i w ferworze walki nie zapominajmy, o tym co się dzieje dobrego i rozwijającego. A także pięknego.

A przez cały 2015 rok zdarzyło się wiele.

Oto subiektywny przegląd feministycznych wydarzeń mijającego roku.

 

1. Tabletka ellaOne dostępna bez recepty

Tak, tak, przyszłość „tabletki po” stoi pod znakiem zapytania, ale póki co można kupić ją w aptece nie przejmując się receptami i00045O1LL3O5NVHQ-C116-F4 pośpiesznym umawianiem konsultacji ginekologicznych. EllaOne jest dostępna bez recepty teoretycznie od początku 2015 roku, praktycznie początkowo ciężko było ją nabyć ze względu na „wyczerpanie zapasów w hurtowniach” lub „nieprecyzyjne przepisy”, jednak z czasem sytuacja się ustabilizowała. W każdej z sześciu aptek w okolicy, w której mieszkam lek jest na stanie i można go zakupić bez żadnego problemu i klauzul sumienia, co uważam za pozytywny znak. Tabletka kosztuje ok. 100 – 130 zł, czyli sporo, choć porównywalnie z cenami w innych krajach europejskich (np. Francja 20 – 30 euro).

 

2. Pierwszy hostel dla osób LGBT

Jest oczywiste, ze kwestia praw kobiet jest szeroko powiązana z kwestią praw mniejszości seksualnych. Tym bardziej cieszy fakt, że powstał pierwszy w Polsce hostel dla osób LGBT – stworzyły go organizacje pozarządowe Stowarzyszenie Lambda Warszawa oraz Fundacja Trans-Fuzja. Schronienie jest przeznaczone dla osób nieheteronormatywnych, zagrożonych przemocą lub doświadczających przemocy ze względu na orientację seksualną lub tożsamość płciową i z tego powodu przymuszonych do opuszczenia dotychczasowego miejsca zamieszkania. Lokalizacja hostelu jest tajna, aby móc skorzystać z pomocy należy przejść ustaloną procedurę zgodnie z instrukcją na stronie internetowej Lambdy. Projekt jest realizowany w ramach programu Obywatele dla Demokracji, finansowanego z funduszy EOG.

 

 3. Ratyfikacja Konwencji Antyprzemocowej

Po długiej walce i działaniach środowiska feministycznego Prezydent Bronisław Komorowski podpisał ustawę o ratyfikacji Konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. Wokół tej Konwencji, zwanej „antyprzemocową”, narosło tyle konfliktów i baśni, że stała się chyba jedynym tego rodzaju aktem prawnym, który zna każda Polka i każdy Polak. Oczywiście, w ogromnej części dyskusja służyła instrumentalnemu traktowaniu obywatelek/li i populizmowi, jednak szczęśliwie została w końcu implementowana do polskiego systemu prawa. Wpłynęło to między innymi na rozszerzenie definicji przemocy na przemoc ekonomiczną oraz umożliwieniem policji podejmowania interwencji jeszcze przed decyzją sądu.

 

4. Dron aborcyjny w Słubicach

27 czerwca z Frankfurtu nad Odrą do Słubic przyleciał dron z tabletkami wczesnoporonnymi. Akcja została przeprowadzona przez organizację Women on Waves, aby pokazać jak w tyle jesteśmy za innymi krajami europejskimi, których władze bardziej respektują prawa reprodukcyjne kobiet i zamanifestować niezgodę na tzw. „kompromis aborcyjny”. Wydarzenie zwróciło też uwagę, że w ogóle istnieją rozwiązania i można szukać pomocy i ją uzyskać. Moje ciało, moja sprawa!

 

00047XMBUKAQWD27-C317-F3

 

 5. Wystawa „Gender w Sztuce” w krakowskim MOCAKu

Po „Zbrodni w Sztuce” w 2014 roku, w krakowskim Muzeum Sztuki Współczesnej MOCAK od 15 maja do 27 września br. można było podziwiać wystawę „Gender w sztuce”. Miała ona charakter międzynarodowy, zaprezentowano prace 40 artystów/ek. Na ekspozycję składały się obrazy, zdjęcia, okładki czasopism, zabawy słowem, etiudy filmowe – niezwykła różnorodność perspektyw i wrażliwości. Ze strony MOCAKu: „Dążymy do tego, aby płeć przestała być produktem ideologicznym, a stała się indywidualną decyzją człowieka, najbliższą jego poczuciu identyfikacji.”

 

6. „Teoria King Konga” Virginie Despentes wydana w języku polskim

teoria king konga„Chcę zdobyć więcej, niż obiecano mi na starcie.” zadeklarowała Virginie Despentes w mocnym, kobiecym manifeście, jakim jest „Teoria King Konga” wydana przez nią w 2006 roku. Francuska pisarka operuje językiem bezkompromisowym, bezczelnym i jest to wspaniałe, tak bardzo nieprzystające do naszej polskiej pruderyjności. Despentes energicznie kompiluje własne doświadczenia, gwałt, prostytucję, przemyślenia na temat niedokończonej feministycznej rewolucji, zachowań kobiet i mężczyzn, porównanie sytuacji społecznych i ekonomicznych. Polska wersja książki została wydana przez Feminotekę przy wsparciu darczyńców/czyń i cieszy się niesłabnącym powodzeniem.

 

7. Najwyższy w historii odsetek kobiet w polskim Parlamencie

Co się dzieje w Sejmie każda/y widzi. Trzeba jednak przyznać, że jest pewną zmianą zaistnienie przywódczyń, co było widocznie spotach wyborczych, debatach i innych wydarzeniach związanych z kampanią wyborczą. Kobiety występowały w spotach jako osoby kompetentne, specjalistki i ekspertki. Mandat do Sejmu zdobyło 125 polityczek, co stanowi 27% wszystkich posłów i posłanek, najwyższy do tej pory odsetek wybranych kobiet. Posłanki reprezentują następujące ugrupowania polityczne: Prawo i Sprawiedliwość – 54, Platforma Obywatelska – 50, Nowoczesna – 12, Kukiz’15 – 6, Polskie Stronnictwo Ludowe – 3.

 

8. Joanna Jędrzejczyk pierwszą mistrzynią z Polski w UFC

Polska zawodniczka jest szześciokrotną Mistrzynią świata, czterokrotną Mistrzynią Europy oraz pięciokrotną mistrzynią Polski w muay tai. Jest także pierwszą Polką (spośród Polek i Polaków) w największej i najbardziej prestiżowej organizacji MMA na świecie – UFC. W marcu 2015 roku uzyskała mistrzostwo tej organizacji w wadze słomkowej pokonując Carlę Esparzę. Jak widać, nie ma czegoś takiego jak męskie czy kobiece sporty i to nie dżentelmeni torują nam drogę do osiągnięć na świecie. Brawo!

 

9. Spektakl „Gwałt. Głosy” w Teatrze Powszechnym1781070_10153142591551331_3442077600343038807_o

7, 8 i 9 grudnia w Teatrze Powszechnym miała miejsce magia. Warszawska publiczność przez trzy dni nagradzała owacjami na stojąco spektakl o przemocy seksualnej wobec kobiet. Przedstawienie w reżyserii Agnieszki Błońskiej było artystycznym wyrazem i przedłużeniem projektu Fundacji na rzecz Równości i Emancypacji STER, w którym badano skalę zjawiska przemocy seksualnej w Polsce i jej przejawy. Spośród 13 występujących kobiet, 3 stanowiły profesjonalne aktorki, które wspierały na scenie 10 działaczek / osób, które doświadczyły przemocy seksualnej. Scenariusz stanowił kompilację tekstu Sylwii Chutnik oraz tekstów aktorek powstałych w czasie prób. To pierwszy taki spektakl w Polsce, na granicy teatru społecznego i performance’u.

 

10. Premiera książki „Stryjeńska. Diabli nadali” pióra Angeliki Kuźniak

Całkiem niedawno, pod koniec roku miała miejsce oczekiwana premiera z dziedziny literatury. Wydawnictwo Czarne wydało książkę „Stryjeńska. Diabli nadali” pióra Angeliki Kuźniak, która niezwykle umiejętnie wprowadza czytelnika/czkę w świat barwnej postaci jaka była Zofia Stryjeńska. Wyrazisty język, talent, wyjątkowość, ciągłe udręki finansowe i rewelacje towarzyskie i rodzinne – to wszystko zostało ujęte w biografii malarki. „Bogini słowiańska” pozostaje jedną z najciekawszych postaci Dwudziestolecia Międzywojennego, przypominania o takich wspaniałych osobowościach nam trzeba. „Życie jest krótkie, co będę łbem trykać w mur.”

 

Tekst: Natalia Skoczylas

Feministyczna Kooperatywa na miarę 50+ zaproszenie

MFrej (2)Nazywam się Anna Wiatr.

Zacznę, dla odmiany, od końca.

Po pierwsze: Kobiety po 50. (ciut młodszych nie odeślemy z kwitkiem);
2. Z wyższym wykształceniem najchętniej;
3. Bezrobotne, nie z wyboru;
4. Młode (duchem);
5. Zdeterminowane do pracy zarobkowej;
6. Samodzielne w działaniach;
7. Feministki.

Wystarczy, a teraz od początku.

Poszukuję Koleżanek do współpracy. Do kooperatywy 50+, która zapewni nam godną pracę za przyzwoite wynagrodzenie. Żeby było jasne, nie mam gotowego pomysłu i nie proponuje Wam etatów w swojej firmie. Proponuję wspólne przedsięwzięcie, które wymyślimy i zorganizujemy.

Czy jesteście tutaj? Jeżeli tak, to poproszę o kontakt.

Wypełnijcie ankietkę i prześlijcie pod adres: [email protected]

Czekam na Was do końca listopada.

Skąd taki pomysł? Ano z życia.

Zanim jeszcze przekroczyłam magiczną pięćdziesiątkę, stało się u nas w kraju modne pomaganie „seniorkom i seniorom” za unijne pieniądze. A to można było zobaczyć jak wygląda klawiatura komputera, a to posiąść podstawy angielskiego, a nawet zostać zmotywowaną przez jakiegoś dziarskiego trzydziestolatka. Gorzej było z pracą, bo już wtedy nasze cv szły do kosza z powodów poza merytorycznych. Kryzys ( którego nie było) szalał sobie w najlepsze, a nasze mikroprzedsiębiorstwa padały jak muchy.

Wiele z nas zostało na lodzie, a z czasem i bez środków do życia. Na mnożących się konferencjach „pomocowych” dowiadywałyśmy się, że musimy być elastyczne, nie bać się nowych wyzwań i oczywiście przekwalifikowywać się koniecznie. „Fantastycznie” – mówiłam, ale też pytałam na kogo mam się przekwalifikować? Na fryzjerkę, bukieciarkę, tramwajarkę? A co wtedy będą robiły te, które już są fryzjerkami, bukieciarkami itd. i w tym kierunku się kształciły, bo tak chciały, takie miały ambicje.

Ja mam ze trzy fakultety, bo tak chciałam, bo to mnie interesowało. Mam doświadczenie zawodowe w kilku branżach, niekoniecznie pokrewnych z kierunkami studiów. Jestem elastyczna jak cholera, dobra, mogę sprzątać, dyplomy mi w tym nie przeszkadzają, tylko czy powinnam odbierać pracę tym, które niczego innego nie potrafią? Czy moja wiedza i doświadczenie wyparowały, ważne żeby ręce sprawne do miotły i ściery, kręgosłup zdrowy do wysadzania na basen staruszków w UK-ju? No halo! Coś chyba nie tak!

Może za chwilę tak będzie i poddam się i zmienię klimat, ale póki co jeszcze próbuję znaleźć swoje miejsce w moim kraju. I Was zapraszam.

A i jeszcze jedno, patrz pkt.7. Ja już nie chcę pracować z tymi, które za feministki się nie uważają.

Ważne! Nie udzielamy wsparcia finansowego, nie mamy gotowych miejsc pracy ani dotacji.

Ankietka:
Imię i nazwisko:
Data urodzenia:
Wykształcenie:
Umiejętności:
Od kiedy bezrobotne:
Adres mailowy, tel.:

Fundacja Feminoteka udziela wsparcia i matronuje inicjatywie.

„Teoria King Konga” wyruszła do druku

Z radokladka300ością informujemy, że książka „Teoria King Konga” Virginie Despentes właśnie została wysłana do druku! To dzięki Waszemu wsparciu – wpłatom na pomagam.pl – uzbierałyśmy kwotę 13.373 zł, która starczy nie tylko na druk, ale też na dystrybucję i promocję książki. Staramy się także zaprosić autorkę do Polski. Mamy nadzieję, że się uda.

Wszystkie nagrody zostaną rozesłane, gdy tylko otrzymamy książkę, czyli w przyszłym tygodniu.

Raz jeszcze bardzo dziękujemy za pomoc, wsparcie, wpłaty, udostępnianie i kibicowanie nam.

Zespół Feminoteki

Zbieramy środki na wydanie „Teorii King Konga” – pomóż i Ty!

teoria_king_konga[1]Dziś wystartowała zbiórka środków na wydanie genialnej książki Virginie Despentes „Teoria King Konga”. To genialny manifest współczesnego feminizmu. Przyznają to jak dotąd wszystkie osoby, które miały okazję z nami o książce porozmawiać i które ją czytały.

Udało nam się nabyć prawa do wydania tej niezwykłej książki. Mamy też gotowe tłumaczenie. Teraz zbieramy środki na przygotowanie dzieła do druku i sam druk, oraz na działania promocyjne.

Serdecznie zachęcamy do wsparcia inicjatywy dowolną kwotą pod tutaj

Virginie Despentes napisała dotąd osiem książek. Na podstawie jej prozatorskiego debiutu „Baise-moi” powstał film „Gwałt”, głośny także w Polsce. Zanim Despentes została pisarką pracowała m. in. jako prostytutka, masażystka i sprzedawczyni w dużej paryskiej księgarni. W „Teorii King Konga” analizuje patriarchat, ale pisze także o swoim życiu. Ostro, celnie, bez znieczulenia. Przez wiele francuskich feministek jest uznawana za genialną pisarkę współczesną. Jedno jest pewne: jej proza nikogo nie pozostawia obojętnym.

Czym nas ta książka ujęła? To prawdziwy, współczesny feministyczny manifest! Napisany przez silną kobietę o sile kobiet. Ale nie tylko tych, które są u władzy,  robią karierę, czy mają pieniądze. O czym pisze? O tym, że ideał kobiety nie istnieje. Niepokorna, silna, wyznaczająca sobie i innym kobietom nową ścieżkę, pisze o swoich własnych doświadczeniach, gwałcie, prostytucji;  aktorkach porno,  wielkich feministycznych filozofkach i niedokończonej feministycznej rewolucji i o tym, kto ją przegrał, wreszcie o sile feminizmu i pisaniu książek, które nim stały się nagradzanymi bestsellerami, były tak niegrzeczne, niepokorne i wywrotowe, że nikt nie chciał ich wydawać. Dziś we Francji jej książki otrzymują prestiżowe nagrody i, co najważniejsze, zdaniem krytyków, niosą kolejną falę feminizmu…

Jej styl jest niepowtarzalny: bezkompromisowy, bezpardonowy, żywy, mocny i celny. Płomienny, bo „Teoria King Konga” to wielki feministyczny manifest u progu XXI wieku. Dzięki Tobie przeczytamy go także po polsku, dzięki Tobie może i w Polsce przyniesie on kolejną falę feminizmu! Wesprzyj wydanie książki teraz!

 

 

XX Konfrontacje Teatralne – Klauzula przyzwoitości

20-konfro-newsletter

W 1990 roku National Endowment for the Arts (NEA) – amerykańska agencja rządowa założona w roku 1965 w celu wspierania sztuki i kultury – odmówiła czwórce artystów wypłacenia przyznanych wcześniej grantów pod pretekstem, że ich projekty propagują nieprzyzwoite treści. Podstawą tej decyzji była przyjęta przez Kongres „klauzula przyzwoitości” zobowiązująca NEA do brania pod uwagę nie tylko względy artystyczne, lecz także obyczajowe. Za „nieprzyzwoite” w tym wypadku uznano to, co feministyczne i queerowe. Holly Hughes, Karen Finley, John Fleck i Tim Miller nie otrzymali dofinansowania na projekty, które wcześniej zostały pozytywnie ocenione przez ekspertów NEA. Artyści odwołali się od tej decyzji i wygrali proces w sądzie okręgowym, ale Sąd Najwyższy utrzymał klauzulę przyzwoitości w mocy. Sytuacja z 1990 roku miała dalekie konsekwencje dla amerykańskiej sztuki: od tego czasu, pod naciskiem Kongresu, NEA zrezygnowała z przyznawania dotacji indywidualnym twórcom.

 

Holly-Hughes

Holly Hughes, jedna z bohaterek sprawy “Czwórki z NEA”, będzie w Lublinie gościem Konfrontacji. Nowojorska performerka, profesor Uniwersytetu w Michigan, ikona amerykańskiego ruchu feministycznego i queerowego, pokaże performans “Clit Notes”, który powstał w odpowiedzi na wydarzenia wokół NEA.

Holly Hughes wspólnie z Lois Weaver i Peggy Shaw zakładała w latach 80. legendarną Women’s One World (WOW) Café, kooperatywę artystek w nowojorskiej East Village, stała się jednym z centrów sztuki awangardowej – to w WOW Café debiutowały najważniejsze twórczynie teatru eksperymentalnego, kobiecego undergroundu i queerowego performansu.

What Tammy Need To Know... (3)

 

 

 

Lois Weaver i Peggy Shaw z kolei tworzą wybitny kolektyw Split Britches – legendarną, najbardziej znaną na świecie lesbijską grupę teatralną, która zasłynęła m.in. “Belle Reprieve”: spektaklem opartym na “Tramwaju zwanym pożądaniem” Tennessee Williamsa, przepisanym na relacje między kobietami. W Lublinie pokażą dwa solowe spektakle.

Dołączy do nich Penny Arcade, jedna z gwiazd Andy’ego Warhola, znakomita performerka i aktywistka, która do prezentowanego w Lublinie spektaklu zaangażuje lubelskich wykonawców.

 
1. BDFW Penny flag

Po raz pierwszy pokażemy w Polsce nie znaną tutaj nowojorską awangardę teatru i performansu. Emancypacyjna walka podjęta przez Holly Hughes, Split Britches czy Penny Arcade na zawsze zmieniła kształt współczesnej sztuki, a także stworzyła warunki i możliwości dla takich twórców, jak doskonale przyjęta w zeszłym roku Martha Graham Cracker. Podejmiemy rozmowę z najważniejszymi postaciami queerowego i feministycznego performansu amerykańskiego nt obecnej społecznej, politycznej, ale również ekonomicznej sytuacji sztuki. Dotkniemy awangardy, by zrozumieć współczesność.

 

 

Bo przecież cenzura nie zniknęła wraz z 1989 rokiem – to mit. Znamy ją dzisiaj bardzo dobrze. Klauzula przyzwoitości działa wszędzie, zmienia się tylko poczucie tego, co jest przyzwoite a co nie jest. Nasze ciała, pragnienia, pomysły, wiek, płeć kulturowa, rasa i wolność są nieustannie poddawane presji kościołów, instytucji albo polityków.

Toczące się obecnie w Polsce wojny kulturowe wokół polityki, praw kobiet, problematyki gender, nierówności ekonomicznych, społecznej solidarności, religii, wojny i płci są najlepszym tego dowodem. Prezentacja nowojorskiej awangardy jest także bezpośrednim nawiązaniem do tożsamości Konfrontacji – festiwalu wywodzącego się z teatru alternatywnego, awangardowego, politycznego.

Kuratorka projektu: dr Joanna Krakowska, absolwentka filologii angielskiej Uniwersytetu Warszawskiego, adiunkt w Instytucie Sztuki PAN, zastępczyni redaktora naczelnego miesięcznika „Dialog”, historyk teatru współczesnego, eseistka, felietonistka, tłumaczka, redaktorka. Jest współautorką zbioru esejów Soc i sex. Diagnozy teatralne i nieteatralne (2009), nagrodzonego w konkursie Fundacji Kultury, oraz redaktorką książek Teatr drugiego obiegu (2000), Aktor teoretyczny (2002), Teatr. Rekonstrukcje (2004). Autorka nominowanej do Nagrody Literackiej Nike książki Mikołajska. Teatr i PRL (2011), stypendystka Fulbrighta w Nowym Jorku w roku akademickim 2013-2014.
20-konfro-newsletter