TELEFON DLA KOBIET DOŚWIADCZAJĄCYCH PRZEMOCY

Телефон для жінок, які зазнають насильства

CZYNNY PONIEDZIAŁEK-PIĄTEK
OD 11.00 DO 19.00

Активний з понеділка по п’ятницю з 14:00 до 19:00

Szukaj
Close this search box.

Chciałam zostać panią inżynier, a kręcę cyckami. Rozmowa z Madame Mėduse


Agnieszka Małgowska: Zacznę od Twojego pseudonimu. Meduza to parzydełkowiec czy postać mityczna?

Madame Mėduse: Mityczna postać. Przez lata – w czasie gdy uczyłam się burleski – miałam dredy. Stąd pseudonim. Meduzę powiązałam ze sobą wizualnie, a nie historią czy symboliką.

AM: Ale symbolika postaci i tak się odezwała. Wiesz, że obie postacie są groźne. Parzydełko jest drapieżnikiem, a Meduza była agresywna. Madame Mėduse to dzika i silna dziewczyna.

MM: Ja jestem grzeczną dziewczynką. [śmiech]

Monika Rak: Na scenie tego nie widać. [śmiech]

MM: Na scenie się zmieniam. Zmieniłam też jakiś czas temu swój pseudonim, przedtem byłam Mademoiselle Mėduse. To było w czasie, gdy rozkręcałam z Betty Q i Panią Misią naszą knajpę. Pomyślałam sobie, że wyszłam za mąż za klub i już nie jestem panienką. [śmiech] Jestem już Madame.

AM: Byłam przekonana, że Madame Q powstało z połączenia Twojego i Betty Q pseudonimu.

MM: Nie. Ale razem wymyśliłyśmy nazwę i może intuicyjnie tak wyszło.

AM: Wiem, że tworząc klub połączyłyście swoje specjalności: Betty Q – burleska, Ty – bar. Ale teraz to się jakoś wymieszało.

MM: Pomysł wyszedł od Betty Q, która jeździła po europejskich klubach i od dawna chciała coś stworzyć swojego. Kiedy dowiedziała się, że jestem doświadczoną barmanką – a chodziłam wtedy do Betty na zajęcia – zaproponowała mi współpracę. Zaczęłyśmy razem działać. Dzięki temu bardzo się rozwinęłam barmańsko. Przez lata miałam co weekend okazję, żeby coś nowego przygotować. Mam już około 100 performerskich drinków i innych wymyślonych po drodze.

MR: Performerskie drinki, bardzo lubię ten pomysł.

AM: Ale Ty, odkąd otworzyłyście klub, rozwinęłaś się też performersko. Skąd się wzięło Twoje zainteresowanie burleską?

MM: Zaczęło się od filmu Burleska. Obejrzałam ten film i zrobił na mnie wrażenie. Nie znałam wtedy nawet pojęcia burleski. Dziś już wiem, że to raczej był kabaret ze stereotypowo pięknymi dziewczynami.

MR: Film pokazuje tylko jedną stronę burleski – glamour.

MM: Tak, ale innego wzorca nie miałam. Jednak na tyle mnie zainteresowała forma, że zaczęłam szukać materiałów na YouTubie i znalazłam dużo filmików performerek_ów amerykańskich i europejskich. Zobaczyłam, że zajmują się burleską nie tylko dziewczyny z normatywnymi ciałami, że jest to przestrzeń dla wszystkich. Zaś burleska dzieli się na klasyczną i neoburleskę, która może być “pojechana” i korzystać z różnych środków artystycznych. A że nigdy nie byłam normatywna, coraz bardziej mnie to wciągało. W końcu trafiłam na zajęcia do Pin Up Candy, a później do Betty Q.

MR: Od początku myślałaś, żeby występować?

MM: Raczej nie, interesowała mnie sama forma wyrazu. Dopiero gdy poszłam na zajęcia burleskowe, pomyślałam o występach. Ale zawsze chciałam rozwijać się tanecznie. To miało być rozwojowe zajęcie w trakcie studiów.

MR: Z ciekawości, co studiowałaś?

MM: Inżynierię materiałową, chciałam zostać panią inżynier i tworzyć ekomateriały. Nie wyszło, ale za to teraz kręcę cyckami.

MR: Ciągle to jest eko. [śmiech]

AM: Jak wyglądają zajęcia z burleski? Ciekawi mnie, jako reżyserkę, jak się przygotowuje do takiego pokazu? Na co kładzie się nacisk?

MM: Poszłam do Pin Up Candy, bo tworzyła się właśnie grupa, a ja miałam ciśnienie, żeby jak najszybciej zacząć. Uczyłyśmy się pin-upowego pozowania, jak robić pasties (nasutniki), jak poruszać się na scenie. W czasie zajęć zaczęłyśmy przygotowania do występu grupowego na Rewii Burleski.

MR: Po jakim czasie wystąpiłyście?

MM: Po dwóch miesiącach zrobiłyśmy numer i wystąpiłyśmy w burleskowym show na żywo, z publicznością. Chciałyśmy pokazać, co da się zrobić w krótkim czasie na zajęciach.

MR: I zmierzyć ze sceniczną rzeczywistością.

MM: Tak. Jak na początek występ był w porządku. Ale to był pin-upowy, trochę głupiutki, burleskowy numer. Dziś, po wielu doświadczeniach, obejrzeniu wielu performerek, patrzę na to krytycznie.

AM: Co stało się dalej?

MM: Miałam półroczną przerwę, po czym poszłam na warsztaty do Betty Q. To już były zajęcia pogłębione. Zaczynało się od zaprezentowania historii burleski – kiedyś i teraz. Były spotkania poświęcone poszczególnym burleskowym rekwizytom. Pracowałyśmy z wachlarzami, rękawiczkami, boa, balonikami, krzesłem itd.

MR: Fetyszowe przedmioty burleski. Trzeba poznać historię, żeby używać ich świadomie?

MM: Tak. To nas osadzało w pełnym kontekście. Skupiałyśmy się też na stylach muzycznych: jazzie, broadway’u, latino. Zobaczyłyśmy, że burleska daje wiele możliwości.

AM: To od czego zaczęłaś? Jakim numerem debiutowałaś?

MM: Masz na myśli debiut solowy. Uważam, że mam dwa debiuty: grupowy, pin-upowy, o którym mówiłam i solowy – barmański z balonami, który zresztą zrobiłam raz. Potem go zmodyfikowałam, ale nadal bohaterką była Krwawa Mary. Do tego drinka pasowała piosenka z musicalu South Pacyfic o wiedźmince czy szamance.

AM: Znowu dzika kobieta. [śmiech] Co było impulsem, by przygotować ten numer?

MM: Poczułam, że muszę wystąpić na scenie! Właśnie rozstałam się z chłopakiem, który nie był zadowolony z tego, że chcę występować. Chciałam pokazać mu w ten sposób środkowy palec. [śmiech]

MR: Ciekawy wątek. Dlaczego chłopak stawiał opór?

MM: Bo to jest przecież rozbieranie i pokazywanie cycków. Jak inni mogą na mnie patrzeć?

AM: Poczucie własności.

MM: Już samo chodzenie na zajęcia nie podobało się mojemu chłopakowi. Mówiłam, że chcę występować, gdy byłam jeszcze stage kitten – osobą, która przygotowuje scenę do pokazów.

AM: Czym był ten debiut: aktem desperacji czy emancypacji?

MM: Emancypacji. Choć mój były nie był na tym show, ale ja wszystkim mówiłam o tym, po co to robię.

MR: Wrócę jeszcze do balonów. Dlaczego balony? Betty ma podobny numer.

MM: Moim zdaniem to najłatwiejszy kostium dla początkującej performerki_a. Wiele dziewczyn wykorzystuje balony w numerach burleskowych. Można nadać im różny sens. Niewiele kosztują i są łatwo dostępne.

MR: Dają spore możliwości. Są lekkie, zajmują dużo miejsca, falują. Można je kontrastować.

MM: I kontrastowałam, na przykład traperami w brokacie. Traperami, bo to były najwygodniejsze buty, jakie miałam. W ogóle stworzyłam ten numer z rzeczy, które znałam – drinki i trapery. Czułam się z tym bezpiecznie. Ale przyznam, że nadanie im sensu było wyzwaniem. Wymyśliłam, że będą pomidorami, choć to się chyba nie przebiło ze sceny.

MR: Napełniłaś je helem? Tak się pięknie unoszą.

MM: Nie, to kwestia mocowania. Mamy specjalne pasy. Nawet temu zagadnieniu poświęcony jest cały kurs.

AM: A gdzie był występ balonowy?

MM: W klubie Dzika Strona Wisły.

AM: No cóż… [śmiech]

MR: Twoim znakiem rozpoznawczym jest nienormatywne, duże ciało. Dla wielu widzek_ów pojawienie się na scenie takiej dziewczyny to akt odwagi, przekroczenie granic.

MM: Wręcz manifest. Gdy wychodziłam na scenę po raz pierwszy, to w ogóle o tym nie myślałam. Widziałam takie ciała na scenie, więc zakodowałam sobie w głowie, że to jest ok. Bardziej bałam się, że zrobię jakiś błąd na scenie – potknę się, rozleję sok, że muzyka zawiedzie. Publiczność wydawała się życzliwa. Ten luz wynikał też z tego, co mówiła nam Betty, żeby się nie przejmować. Przygotowała nas do tego, pokazywała występy dziewczyn o ciałach większych nawet od mojego i starszych. Byłam oswojona z różnością, wielkością. Podczas debiutu nie było specjalnie problemu.

MR: Dobrze to słyszeć. Gdy Cię zobaczyłam w praskim klubie Chmury – razem występowałyśmy na beneficie Parady Równości – byłam pod wrażeniem. I do dziś jestem admiratorką Twoich burleskowych performansów. Napisałam nawet wiersz.

MM: Dziękuję! Ale co dziwne, teraz zaczynam mieć problemy z odbiorem mojego ciała.

AM: Teraz? Po latach performowania?

MM: Tak. To wynika z mojego życia prywatnego i tego, że oglądam dużo występów w Madame Q. Jednak w większości to ciała normatywne i widzę, jak ludzie reagują. Jednak bardziej entuzjastycznie. Ale może to siedzi tylko w mojej głowie…

AM: My to widzimy w naszym Drag King Show, największy szał wywołuje normatywna cieleśnie seksualność. Normatywne klisze i kody kulturowe są głęboko zakorzenione, nawet wśród tęczowej społeczności. Trudno to zrównoważyć czymkolwiek innym.

MR: Potrzeba więcej takich nienormatywnych dziewczyn jak Ty na scenie, by zaczęło coś się zmieniać.

MM: Jest ich trochę, choć raczej na świecie. Pamiętam, że jeszcze przed swoim debiutem widziałam na scenie performerkę Pandę Cottę, moją koleżankę z zajęć. Ludzie ją pokochali.

AM: Nic o niej nie słychać. Szkoda, bo potrzebne są performerki działające systematycznie i konsekwentnie. Tu trzeba wytrwałości.

MM: Czasem występ dla dziewczyn po kursie u Betty to forma sprawdzenia się – występują raz i okazuje się, że ich to nie jara. Nie wiążą z tym przyszłości, traktują jak przygodę. Tego nie można przewidzieć. Mnie to zajarało i poszłam dalej.

MR: Wróciłabym jeszcze do reakcji publiczności na nienormatywne ciało performerki. Usłyszałam kiedyś, że Twój występ uraża uczucia estetyczne. Widziałam miny mówiące: jak ona śmie wyjść na scenę. Jak sobie radzisz
z takimi komentarzami?

MM: Przypomina mi się pewna historia. Siedział kiedyś w pierwszym rzędzie wpatrzony we mnie facet, próbował wchodzić w interakcję. Okazało się, że ten koleś skomentował afirmującego posta o mnie, z odrazą pytając, jak komuś może podobać się takie ciało. To oczywiście łagodna wersja tego komentarza, który widziało wiele osób. W sieci mnie obraził, pewnie po to, żeby pokazać się światu jako “esteta”, a na występ przyszedł i się ślinił.

AM: Meduza, straszna Gorgona, potworzyca, pod wzrokiem której mięknie patriarchalny widz. [śmiech] Nowa interpretacja mitu.

MR: Niektórzy muszą doświadczyć szoku, żeby się otrząsnąć. W przekonaniu części normatywnych mężczyzn taki gust deklasuje.

MM: Nie zawsze o to chodzi. Była u nas atrakcyjna performerka z Meksyku, Violetta Poison. Dla mnie normatywna fizycznie artystka. A ja słyszałam, jak jakiś gość komentował wielkość jej piersi, twierdził, że z tak małym biustem nie powinna wychodzić na scenę. Publiczność musiała to słyszeć, bo mówił donośnie. Byłam w szoku, że można się tak zachowywać. Postanowiłam, że jako współwłaścicielka muszę z nim porozmawiać. Nie wiem, czy dobrze zrobiłam, ale uznałam, że choć to mój klient, muszę wyrazić swoją dezaprobatę.

MR: Trzeba to robić, bo nagle się okaże, że taki gość, tylko z tego powodu, że jest klientem, może robić wszystko. Takie nienormatywne miejsca jak Madame Q edukują.

MM: W pewnym sensie stworzyłyśmy swoją magiczną, bezpieczną bańkę. Ale im bardziej jesteśmy popularne, tym częściej przychodzą do nas osoby, które są trochę z innego środowiska, więc rzeczywiście musimy pilnować charakteru miejsca. Zależy nam, by wszyscy czuli się u nas dobrze.

AM: Zdarza się, że ktoś przekracza granice fizyczne? Czy ludzie mylą Madame Q z klubem go-go?

MM: Czasami niestety się to zdarza, ale szybko im uświadamiamy, że nie jest to w porządku. Co nie znaczy, że nie można świadomie i kulturalnie pewnych granic przesuwać. Ja na przykład zrobiłam numer pokazujący, że burleska ma wiele wspólnego ze striptizem.

MR: Rozbierasz się do rosołu?

MM: Nie.[śmiech] Zostaję w cielistych majtkach. W trakcie robię lap dance i wtedy ludzie mnie dotykają, ale na razie to byli znajomi. Jeszcze tego nie sprawdziłam z nieznajomymi, ale przyznam, że lap dance, czyli taniec na kolanach, dopuszcza dotykanie. A może się zagalopowałam? Mam jednak poczucie, że nasza scena pozwala na taki bliski kontakt.

AM: Może miejsce, które masz oswojone, Cię ośmiela? To Twój artystyczny dom.

MM: Prawda. Znam scenę na pamięć. Nie przeszkadza mi nic – wpadki techniczne, za mocne czy za słabe reakcje publiczności…

MR: A czego w tych reakcjach nie lubisz? Dla mnie cisza jest najgorsza.

MM: Też jej nie lubię. Nauczyłam się stosować różne triki, żeby podkręcić atmosferę. Choć za tym nie przepadam, wolę spontaniczną reakcję publiczności.

MR: Na szczęście podkręcanie jest wpisane w konwencję burleski. Na takich występach musi być entuzjazm. Pomagają w tym też drinki.

MM: Drinki się przydają, zwłaszcza gdy na występ ktosia_ś przychodzi po raz pierwszy. Z tego co widzę, siedemdziesiąt procent gościń_i to nowe osoby, pierwszy raz na burlesce albo pierwszy raz u nas. Potrzebują więcej czasu, żeby się wyluzować. A przyznam, że najgorzej reagują pary hetero, które siedzą sztywno na występach, nic do siebie nie mówią w przerwach, pewnie się boją okazać emocje i zainteresowanie performansem, bo co sobie pomyśli druga osoba. Strach się bać!

AM: Widzisz wyraźne różnice między publicznością queerową a hetero?

MM: Tak. Zajmuję się czasem światłem na pokazach, więc mogę obserwować salę. Publiczność queerowa czuje się u nas swobodnie, okazuje emocje. Heterycy bawią się gorzej, może właśnie dlatego, że to dla nich nowa sytuacja, nie czują, że jest to ich miejsce.

MR: Pracujesz w miejscu, gdzie tradycyjna męskość jest rzadkością.

MM: To prawda. [śmiech] Mało chłopaków hetero zajmuje się burleską, ale bywa u nas Russell Bruner, który łączy elementy cyrkowe z burleską.

AM: Nie pytałam jeszcze, jaki masz właściwie stosunek do queerowości?

MM: Szukam jeszcze, niczego nie rozstrzygnęłam. Do niedawna myślałam, że jestem hetero i tyle. Ale moje pierwsze kontakty fizyczne były z dziewczynami, potem się rozmyło i zaczęłam spotykać się z chłopakami. Gdy zaczęłam występować i obserwować performerki_ów, przyszła refleksja na ten temat. Zorientowałam się, że lubię męskie kobiety i kobiecych mężczyzn. Znalazłam na to określenie – skolioseksualizm.

MR: Tego określenia jeszcze nie znam. Nienormatywność wciąga w swoją orbitę coraz więcej tematów.

AM: W performatyce to także widać. Myślę na przykład o Twoim numerze z krową. To połączenia rozrywki z tematem zaangażowanym – weganizmem.

MM: Jestem wegetarianką od sześciu lat. Mój ojciec i dziadek byli myśliwymi, na ścianach mojego domu wisiały poroża. W takim świecie się wychowałam. Zawsze jedliśmy mięso, ojciec polował, zwłaszcza gdy była bieda. Ponoć dziczyzna jest najzdrowsza, więc niby wszystko ok. Ale gdy przypominam sobie zdjęcie z polowania mojego ojca, na którym są niezliczone trupy bażantów ułożone jeden obok drugiego w zbiorowy grób, to już nie jest w porządku. Dopiero zaczęłam sobie to uświadamiać, gdy poszłam na studia i zmierzyłam się z innymi światopoglądami.

AM: Był w tym myśleniu przełomowy moment?

MM: Tak, w czasie wakacji kilka lat temu zrozumiałam, że moje złe fizyczne samopoczucie może właśnie wynikać z tego, że jem mięso i przeszłam na weganizm. Potem zaczęłam pracować w knajpie wegańskiej.

AM: To zaczęłaś hardcorowo.

MM: Nawet przez chwilę byłam naziweganką, wszystkim zaglądałam do talerzy i mówiłam, jak mają żyć. A przecież sama przez większość życia jadłam mięso. Teraz odpuściłam, mam świadomość, że takie zmiany nie są proste. Możemy próbować, czasem się udaje, czasem nie. Ja też potknęłam się na tej drodze wiele razy i jestem teraz wegetarianką, ale staram się dążyć do weganizmu.

AM: Dlaczego włączyłaś ten temat do burleski?

MM: Nie pamiętam impulsu, który to zainicjował, ale na pewno pociągało mnie to, że nikt tego wcześniej nie zrobił. To było kuszące, choć numer jest niekomfortowy kostiumowo i ruchowo. Nie robię go na przykład w lecie, bo w tych foliach pocę się niemiłosiernie. [śmiech]

AM: Jakie są reakcje publiczności na numer, gdy erotyczna zabawa zamienia się w narzędzie walki o prawa zwierząt?

MM: Reakcje są różne. Nawet niektóre osoby pracujące w Madame Q go nie lubią, ale kiedyś usłyszałam od dziewczyny na koloniach burleskowych, że tylko z powodu tego numeru zainteresowała się burleską.

AM: To dobry moment, by zadać zasadnicze pytanie: po co wychodzisz na scenę?

MM: Jeszcze tego nie rozkminiłam. Wiem jedno – to jedyne miejsce i czas, w którym czuję się fantastycznie. Mogę zrobić wszystko. Wyglądam zajebiście, robię niesamowite rzeczy. Nie ma chochlików w głowie burzących to samopoczucie. Jakbym się rodziła i dostawała zastrzyk adrenaliny. Wchodzę na wysokie obroty, czuję radość, widzę reakcję ludzi. Lubię też kontakt z publicznością, nie boję się tego. Cokolwiek się stanie, bawię się tym.

MR: Odrywa Cię to od rzeczywistości?

MM: Tak i dopiero potem myślę, co się zdarzyło.

AM: A myślałaś, żeby zagrać w czymś dłuższym?

MM: Nie wiem, czy dałabym radę. Przede wszystkim lubię się rozbierać. Rozbieram się nawet w domu. Wracam na przykład z pracy i gdy ściągam ciuchy, włączam sobie do tego muzykę. Na scenie czerpię szczególną przyjemność z rozbierania i chcę z tym dalej eksperymentować. Dlatego zrobiłam – jak już mówiłam – numer ze striptizem.

AM: A striptiz nie jest elementem performansu burleski?

MM: To nie takie oczywiste. Długo performerki burleski dystansowały się od striptizerek. Chciały w ten sposób trafić do szerszej publiczności i znormalizować burleskę jako sztukę. Ja zaryzykowałam, bo – jak mówiłam – czuję się bezpiecznie na scenie Madame Q.

AM: A jak Ci się występuje w innych miejscach?

MM: Poza Madame Q prowadzę czasem show benefitowe dla Parady Równości. Tworzę wtedy własną formułę, nie muszę dopasować się do reguł opartych na konkretnym skrypcie. Czuję się wtedy swobodnie. Ale i tak występuję w miejscach, które zawsze mam jakoś oswojone. Występowałam w warszawskich klubach: Pogłosie, Chmurach, Dzikiej Stronie Wisły, także w skłocie Przychodnia. Ostatnio doszłam do wniosku, że chciałabym więcej pokazywać się w nowych miejscach. Chcę poznawać sceny, obyczaje, środowiska. Inni się rozwijają, a ja tkwię w jednym miejscu.

AM: Uważasz, że rozwój polega na przemieszczaniu się i ciągłej konfrontacji z tym co nowe? Podróż to obowiązująca norma rozwoju?

MM: Super, że o tym mówisz. To podróżowanie już tak spowszedniało… Pamiętam, jak po maturze ze znajomymi, na rowerach ruszyliśmy do Rumuni. Czułam się wtedy jak zdobywczyni świata, bo wjechałam na starym rowerze, który mi się rozpadł, na Trasę Transfogarską. Byłam w szoku, że udało mi się to zrobić, choć ostatnie kilka metrum przeszłam ciągnąc za sobą rower i płacząc ze zmęczenia. Teraz na Instagramie wszyscy wrzucają foty z wypraw, licytując się, kto więcej. Nie ma w tym nic niesamowitego.

MR: To moda działająca jak przymus społeczny.

AM: Na koniec chcę jeszcze porozmawiać o kostiumach. Burleska to przecież wizerunek w najprostszym znaczeniu. Trzeba pamiętać, ile wymaga pieniędzy i wysiłku.

MM: Moje pomysły, jak na razie, powstają w taki sposób, że zanim zacznę wymyślać numer, mam już jakiś rekwizyt lub element kostiumu. Na przykład do numeru z jednorożcem miałam róg i ogonek, który był przygotowany na jakąś imprezę Halloween, a spódnicę dostałam od Betty, z jakiegoś starego numeru. To mi się jakoś skleiło. Moja przyjaciółka połączyła tego jednorożca z grzybami i można było zrobić numer psychodeliczny. Brakowało jeszcze bielizny i wtedy z pomocą przyszła Betty, która często ratuje mnie w takich sytuacjach.

AM: Same szyjecie bieliznę? To raczej trudne.

MM: Wtedy miałam jakieś majtki, które Betty ozdobiła. Uszyła mi też stanik i majtki z jeansu, z odzysku, do mojego rockowego numeru.

AM: Pamiętam, że Betty Q w rozmowie dla AAAkulturalnika mówiła, że jest dumna z uprzęży, którą wspólnie uszyłyście.

MM: Została użyta do numeru z krową. Jest z gumki. Świetnie się przy tym bawiłyśmy. Innym razem szyłyśmy część kostiumu w garderobie Madame Q, gdy na sali trwała potańcówka swingowa. Staramy się być twórcze, by zminimalizować koszty.

AM: Czy masz kostium, który wymagał poważniejszej inwestycji?

MM: Ten striptizerski, w którym chciałam pokazać, że performerka burleski różni się się od striptizerki też tym, że striptizerka zarabia.

MR: A drag king od drag queen, że ta ostatnia zarabia. [śmiech]

MM: Uważam, że to jest bardzo niesprawiedliwe. Nie rozumiem, jak można być w społeczności tęczowej deklarującej różnorodność i jej nie pokazywać.

MR: Wystarczy, że drag queenki są różne. [śmiech]

MM: Jako Madame Q staramy się dbać, aby pokazywać różnorodność i troszczyć o każdą artystkę i artystę tak samo dobrze.

MR: Ciągle mało u Was drag kingów, ale to też niełatwe, gdy jest ich kilku w Polsce, a Madame Q działając regularnie, poszukuje – jak myślę – wciąż nowych performerek_ów.

AM: To ważne, gwarantujecie godne warunki pracy, nie ma bałaganu i przypadkowości.

MM: To jest też efekt tego, że jesteśmy performerkami, wiemy, czego artystki_ści potrzebują, żeby dobrze się czuły_li.

AM: Wróćmy do kosztów numeru striptizerskiego?

MM: Same buty kosztowały 200 PLN, musiały być wygodne i dobrej jakości. Miałam szczęście, że super neonowy kostium kupiłam za grosze. Długa sukienka cekinowa też mnie kosztowała, choć kupiłam ją na Allegro.

MR: Wszystko się świeci, a glamour kosztuje.

AM: Czy zanim wystąpisz, pokazujesz to ktosi?

MM: Tak, zawsze ktosia wie, jak to wygląda: Betty albo moja przyjaciółka albo osoby pracujące w Madame Q. Choć ja działam raczej spontanicznie, dużo improwizuję i trudno zobaczyć cały numer. Numer tworzy się ostatecznie już na
scenie. Potem niektóre rzeczy z tych improwizacji wprowadzam na stałe do performansu.

AM: Numer rozwija się w trakcie pokazów. A słyszysz czasem krytyczne uwagi?

MM: Numer striptizowy budził wątpliwości u Betty, nie była przekonana, ale po pokazie usłyszałam, że to numer festiwalowy. Usłyszeć taką opinię od Betty, którą uważam za moją nauczycielkę i mamę burleskową, to wyjątkowe. Ważne dla mnie.

AM: To dowód Twojej artystycznej emancypacji. Ty już robisz, co chcesz, a Betty uznaje Twój wybór i docenia. Piękna wolnościowa relacja kobiet artystek. Pozazdrościć.

MR: Nauczycielka ma już koleżankę sceniczną.

AM: Wspaniała pointa! Bardzo dziękuję za rozmowę i życzę dalszych sukcesów.

MM: Dziękuję.

 *********

Madame Mėduse (1993)
Miała zostać panią inżynier, ale wciągnął ją świat warszawskiej gastronomii i burleski. Jednorożec polskiej burleski – na scenie od 4 lat. Szalona barmanka. Od 6 lat stoi za barem w warszawskich klubach (Parking Bar, Hydrozagadka,
Chmury, Rejs). Współzałożycielka Fundacji Home of Burlesque i klubu burleskowego / koktajlbaru Madame Q w Warszawie. Wiecznie spóźniona szefowa baru i petarda na scenie! Podobno nie bierze jeńców. Brała udział
w projekcie Naked Girls Reading, w spektaklu Na czarno. Burleska stała się dla niej drogą do pokochania swojego ciała. Jest idealnym dowodem na to, że każde ciało jest warte sceny.

Instagram Madame Meduse
Facebook Madame Mėduse
Madame Q 

***

Damski Tandem Twórczy
Działa od 2009, stworzył cykle: literacki Żywe radio, performatywny Maryjan i Krystina, filmowy Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną / czytanie dramatu Portret lesbijek we wnętrzu, Niesubordynowane czytanie sztuki Jolanty Janiczak / spektakle: Orlando. Pułapka? Sen, Fotel w skarpetkach, 33 Sztuka, Czarodziejski flet, Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele wiele Kobiet, SharmTrio plus. Drag King Show. Retroseksualni / dokument L.Poetki / O’LESS Festiwal (2012-2014) / cykl debat i audycji Kobieta Nieheteronormatywna / projekt archiwistyczny A kultura LGBTQ+ nie poczeka / współzałożycielki Stowarzyszenia Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej*.

Agnieszka Małgowska – lesbijka / feministka / artaktywistka / reżyserka / trenerka teatralna / scenarzystka.
Monika Rak – lesbijka / feministka / artaktywistka / aktorka / drag king / dramatopisarka / filmowczyni / graficzka.

 *********

DO POCZYTANIA
A Kultura LGBTQ- nie poczeka!

I.
AAAKulturalnik. Sistrum rozmawia o L*Kulturze.
1. Komiksy dojrzały już dawno temu. Czas by dojrzeli też czytelnicy. Wspomnienie o Bostońskich małżeństwach. Rozmowa z Sylwią Kaźmierczak
2. Próbowałam łączyć wodę z ogniem, teraz zaczynam czuć siebie. Rozmowa z Agnieszką Olszewską-Kaczmarek
3. Tkwimy w zero-jedynkowym myśleniuRozmowa z Anną Adamczyk
4. Jestem psychofanką minimalizmu. Rozmowa z Alicją Migdą AIMO
5. Lubię wydobywać queerowość z postaci popkultury. Rozmowa z Weroniką F. Justyńską vel DK Vera Cruz
6. Cudowne Lata to nasza prz_szłość. Rozmowa z Anną Włodarczyk i Aminą Dargham
7. Jesteśmy parą dziwaczek. Di Libe brent wi a nase Szmate. Rozmowa z Mają Pompą.
8. Burleska zawsze była feministyczna suwersywna i emancypacyjna. Rozmowa z Betty Q.
9.  Chciałam zostać panią inżynier, a kręcę cyckami. Rozmowa z performerką burleski Madame Mėduse

lI.
AAAKulturalnik. Teatr lesbijski w Polsce.
1. Rozmowa o spektaklu. Amy Conroy. Alicja & Alicja. Lesbijki w kolorze nude.
2. Rozmowa o spektaklu. Szelest. Laboratorium Ma(g)daleny Anny. Teatr Forum.
Takie szekspirowskie marzenie, żeby teatr zmieniał świata.
3. Rozmowa z Jolantą Janiczak. Mam dość oglądania bohatera maczo, który kolonizuje świat. Wokół spektaklu
O mężnym Pietrku i sierotce Marysi. Bajka dla dorosłych.
4. Rozmowa z kolektywem CZARNE SZMATY (Martą Jalowską, Karoliną Maciejaszek, Magdą Staroszczyk)
Razem znaczymy więcej niż każda osobno.
5. Rozmowa o spektaklu. Przebudzenie na podstawie Bachantek Eurypidesa w reżyserii Marty Malinowskiej.
Szkoda tych nagich dziewczęcych ciał.
6. Rozmowa o spektaklu. Bachantki w reżyserii Mai Kleczewskiej. Waginalny głos.
7. Rozmowa o dramacie. 33 SZTUKA Moniki Rak. Lesbijskie menage a trois.

Lubię wydobywać queerowość z postaci popkultury. Rozmowa z Weroniką F. Justyńską vel DK Vera Cruz

 

 

Agnieszka Małgowska: Pierwszy raz zobaczyłam Twój występ w 2015 roku w Blok Barze w Warszawie. To był trzeci rok Twojej drag kingowej aktywności. Pamiętasz swój pierwszy raz jako drag king?

Weronika F. Justyńska: Pamiętam bardzo dobrze – to był lipiec 2012 roku, podczas rozmów w queerowym towarzystwie wpadłyśmy ze znajomą na pomysł występu drag kingowego. Bardzo szybko doszłyśmy do wniosku, że chcemy zrobić na scenie I’m your man Leonarda Cohena, utwór, który w kontekście dragu, może się wielu osobom kojarzyć ze znaną sceną z ważnego dla nieheteroseksualnych kobiet serialu The L Word.

AM: Przypomnij, proszę, tę scenę.

WFJ: W serialu numer Cohena wykonuje Ivan Aycock, by zdobyć serce heteroseksualnej Kit. Ivan to postać, która sytuuje się gdzieś na przecięciu różnych nienormatywnych tożsamości. Bywa drag kingiem, ale swoją męskość silnie podkreśla także poza sceną w nieco przerysowany sposób, który z drag kingiem się kojarzy. Być może jest osobą transpłciową, ale tego do końca nie wiemy. Spodobała mi się ta płynność, brak jednoznacznego określenia.

AM: Zaczęłaś więc od klasycznego numeru i klasycznej postaci, których nie kopiowałaś, a od razu odczytałaś po swojemu.

WFJ: Tak. Leonard Cohen to klasyczny gentleman i nie ma w sobie zbyt wiele queeru. Wychodzę z założenia, że skoro jestem nienormatywną osobą queer, to wystarczy, by w uosabiane przeze mnie postaci trochę tego queeru zaaplikować. Na przestrzeni lat przybyło mi tych queerowych kawałków zamazujących granice i upłynniających definicję drag kinga.

AM: Mówisz, że zaczęłaś drag kingowanie w duecie. Pamiętam też Twój numer Hurts Wonderful life z DK Morfi. Ale przede wszystkim widzę Cię w solówkach.

WFJ: Jestem solowym graczem i nie przepadam za duetami czy występami w grupach, chociaż miewałam takie doświadczenia. Moja koleżanka szybko odłączyła się z tego debiutanckiego dwuosobowego dragowego składu. Tamten występ – jak na nasz dragowy pierwszy raz – uznaję za bardzo udany i dopracowany. Raz czy dwa towarzyszyłam grupie Da Boyz na scenie, wystąpiłam też raz z kolegą, który tamtego wieczora był drag queen. Ale nie wspominam tych występów jako szczególnie satysfakcjonujących. Myślę, że nie ma mowy, żeby ktoś dołączył do mnie na stałe i przygotowywał każdy numer razem ze mną. Druga osoba jest w takich sytuacjach wsparciem, ale i obciążeniem. Istnieje ryzyko niezgodności wizji artystycznych, odmiennych gustów. Kiedy jestem sama na scenie, mogę sobie pozwolić na swobodniejszy ruch sceniczny. Nie ukrywam, że dla mnie w sztuce drag zawsze jest dużo improwizacji, zostawiam sobie miejsce na nieperfekcyjność, nie kręcą mnie wyuczone układy taneczne. Ważniejszy jest przekaz.

AM: Niby tak, ale czasem przekaz wymaga dyscypliny, której polska scena dragowa nie docenia. Ubolewam nad tym jako reżyserka. Ale to pewnie temat na inną rozmowę. A Twój przekaz zaczyna się już od pseudonimu – Vera Cruz, który – jak wyczytałam – pochodzi z filmu Almodovara. Podejrzewam, że ma to głębszy związek z almodovarowskim queerowym widzeniem świata.

WFJ: Od wielu lat fascynują mnie filmy Almodovara. Były jednymi z pierwszych okazji kontaktu z queerowym światem, nieheteroseksualnymi i transpłciowymi postaciami. W dodatku należę do wzrokowców i jestem wrażliwa na bodźce estetyczne. Wszystko o mojej matce – pierwszy film Almodovara, który obejrzałam z uwagą i świadomie – oszołomił mnie kolorami, temperamentem postaci i ich emocji, a przede wszystkim – scenariuszem. Sposób, w jaki reżyser kieruje swoimi bohaterami, jak kreuje ich sylwetki, może wydać się niektórym kiczowaty i nastawiony na tanie wzruszenie, do mnie jednak przemówił z niezwykłą siłą. Odkąd pamiętam, byłam wrażliwa na problemy społeczne, a tu mamy sytuację osób niehetero, trans, pracownic seksualnych i będących nosicielami HIV w jednym filmie.

AM: A z którego konkretnie filmu pochodzi Twój pseudonim?

WFJ: Ze Skóry, w której żyję z 2011 roku. Bohater_ka ulega przemianie z mężczyzny w kobietę wbrew własnej woli – jego/jej płeć staje się pułapką, a on_a sam_a niewolnikiem_cą. W końcowej scenie filmu ucieka od oprawcy, który jest zarazem sprawcą jego/jej przemiany i po powrocie do rodziny mówi, że kiedyś był_a Vincentem, ale teraz nazywa się Vera Cruz. Kiedy zobaczyłam ten film od razu wiedziałam, że to będzie mój pseudonim. Nie jest jednoznacznie męski, ale to dobrze, bo Vera Cruz nie jest po prostu kobietą przebraną za mężczyznę, tylko zawsze kimś pomiędzy.

AM: Wykorzystujesz różne stylistycznie numery. Dragujesz Cohena, Depeche Mode, Fogga. Jak je dobierasz?

WFJ: Piosenki, z którymi mam wystąpić przy danej okazji, często uwarunkowane są charakterem imprezy. Zdarzają się imprezy tematyczne, na które trzeba przygotować coś, co pasuje do klimatu. Kilka razy występowałam z numerami w stylu retro, we wrześniu miałam okazję wrócić do tego podczas wspólnego występu z zespołem Di Libe Brent Wi A Nase Szmate, który mianuje się “kapelą podwórkową śpiewającą lesbijskie piosenki o przemijaniu, miłości i polityce”. Występ cały był w klimacie międzywojnia, chociaż teksty piosenek miały bardzo aktualne przesłanie. Moje numery miały osobisty charakter – chociaż to klasyki z Kabaretu Starszych Panów i Mieczysława Fogga – o tematyce miłości, złamanego serca i zawodu drugą osobą, u mnie ostatnio bardzo aktualne.

AM: To dobrze, że polski repertuar retro pojawia się na scenie drag kingowej, bo zwykle dominują kawałki popowe. W 2015 roku SharmTrio – tercet drag kingowy – przygotował program oparty właśnie na piosenkach Kabaretu Starszych Panów i Mieczysława Fogga. Ale wróćmy do Twoich innych wyborów.

WFJ: Muszę czuć swój repertuar, bez tego nie ma dobrego występu, dlatego nieszczególnie lubię “zamawiane” piosenki, których czasem się ode mnie wymaga. Kiedy mam większą swobodę wyboru, szukam inspiracji w swoich notatkach – regularnie zapisuję piosenki, które mają performatywny potencjał. Obecnie już nie eksperymentuję z muzyką, której nie czuję, chociaż uważana jest za idealną do drag kingowych numerów. Nie zrobiłabym występu do piosenki hiphopowej czy disco polo. Nigdy. Chętnie wybieram gejowskie klasyki, numery z lat 80., ale też klasykę rocka – Iggiego Popa czy właśnie Depeche Mode. W takich piosenkach się odnajduję i niespecjalnie dbam o to, czy publiczność będzie miała do czego potupać nóżką. Często się zdarza, że wybrana przeze mnie piosenka jest znanym hitem, ale jeśli nie, to trudno – występ drag kingowy nie jest dla mnie dyskoteką, nie na tym polega. Inaczej niż w przypadku większości numerów drag queens, występy drag kingowe często mają wydźwięk polityczny, a przynajmniej
są poważniejsze. To mi odpowiada.

***********

Fragment wywiadu z cyklu SISTRUM rozmawia o L*kulturze. CZYTAJ CAŁY TEKST.

***********

Weronika F. Justyńska, czyli DK Vera Cruz działa od 2012, na koncie ma występy w wielu polskich miastach i współpracę z Da Boyz, jedną z najstarszych grup drag kingowych w Polsce. W założeniu wykracza poza utarty schemat drag kinga – męskiego macho: lubi numery gejowskie, performance androginicznych postaci i mocny gender bending. Pokazuje, że płeć może być marzeniem, pułapką, kreacją. W panteonie scenicznych bogów ma między innymi Leonarda Cohena, Dave’a Gahana z Depeche Mode, Iggy’ego Popa i Madonnę. Najlepiej czuje się na scenie jako androgyniczny, biseksualny gentleman, w którego wkłada dużo z siebie.

Agnieszka Małgowska 
(1/2 Damskiego Tandemu Twórczego)
lesbijka / feministka / artaktywistka / reżyserka / trenerka teatralna / współtwórczyni projektów: Kobieta Nieheteronormatywna (cykl debat) / A Kultura LGBTQ+ nie poczeka (projekt archiwistyczny) / O’LESS Festiwal (2012-2014) / DKF Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną / Portret lesbijek we wnętrzu (czytanie dramatów) / Orlando.Pułapka? Sen (spektakl) / Fotel w skarpetkach (spektakl) / 33 Sztuka (spektakl) / Czarodziejski flet (spektakl) / Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet (nanoopera) / L.Poetki (film dokumentalny) / Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej 
(stowarzyszenie).

***********

DO POCZYTANIA,
A Kultura LGBTQ- nie poczeka!

AAAKulturalnik. Sistrum rozmawia o L*Kulturze.

I.
1. Komiksy dojrzały już dawno temu. Czas by dojrzeli też czytelnicy. Wspomnienie o Bostońskich małżeństwach. Rozmowa z Sylwią Kaźmierczak
2. Próbowałam łączyć wodę z ogniem, teraz zaczynam czuć siebie. Rozmowa z Agnieszką Olszewską-Kaczmarek
3. Tkwimy w zero-jedynkowym myśleniu. Rozmowa z Anną Adamczyk
4. Jestem psychofanką minimalizmu. Rozmowa z Alicją Migdą AIMO
5. Lubię wydobywać queerowość z postaci popkultury. Rozmowa z Weroniką F. Justyńską vel DK Vera Cruz
6. Cudowne Lata to nasza prz_szłość. Rozmowa z Anną Włodarczyk i Aminą Dargham
7. Jesteśmy parą dziwaczek. Di Libe brent wi a nase Szmate. Rozmowa z Mają Pompą.
8. Burleska zawsze była feministyczna suwersywna i emancypacyjna. Rozmowa z Betty Q.

lI.
AAAKulturalnik. Teatr lesbijski w Polsce.
1. Rozmowa o spektaklu. Amy Conroy. Alicja & Alicja. Lesbijki w kolorze nude.
2. Rozmowa o spektakluSzelest. Laboratorium Ma(g)daleny Anny. Teatr Forum.
Takie szekspirowskie marzenie, żeby teatr zmieniał świat.
3. Rozmowa z Jolantą Janiczak. Mam dość oglądania bohatera maczo, który kolonizuje świat. Wokół spektaklu
O mężnym Pietrku i sierotce Marysi. Bajka dla dorosłych.
4. Rozmowa z kolektywem CZARNE SZMATY (Martą Jalowską, Karoliną Maciejaszek, Magdą Staroszczyk)
Razem znaczymy więcej niż każda osobno.
5. Rozmowa o spektaklu. Przebudzenie na podstawie Bachantek Eurypidesa w reżyserii Marty Malinowskiej.

Szkoda tych nagich dziewczęcych ciał.
6. Rozmowa o spektaklu. Bachantki w reżyserii Mai Kleczewskiej. Waginalny głos.

 

 

LESBIJSKA INSPIRA | Do tej pory myślałam, że LGBT to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką.

Magdalena Wielgołaska: Wiem, że identyfikujesz się jako lesbijka. Kiedy zaczęłaś czuć, że to jest właśnie Twoja tożsamość?

Joanna: Zaczęłam to zauważać w czwartej, może piątej klasie szkoły podstawowej. Do mojej starszej siostry przychodziły koleżanki, które bardzo mi się podobały. Z mojej perspektywy one były już dorosłymi kobietami i robiły na mnie ogromne wrażenie. Zorientowałam się, że takie wrażenie na moich koleżankach robili chłopcy. Wiedziałam, że mam inaczej, ale nie czułam się z tym źle.

MW: Byłaś sformatowana do roli Matki Polki?

J: Pochodzę ze średniej wielkości polskiego miasta, w którym ludzie w naturalny sposób wybierają tradycyjny sposób życia. Mąż, żona, dzieci, obiadek u teściów w niedzielę, więc tak – to był model, który znałam. Nie słyszałam o innych, nie wiedziałam, że są dostępne inne opcje. Jestem z pokolenia,  które pierwszy własny komputer miało na studiach, stąd też dostęp do informacji wyglądał zupełnie inaczej niż dzisiaj.

MW: W takim razie jak informacja o tym “innym świecie”, w którym kobieta może kochać kobietę i tworzyć z nią relację, przedostała się do Twojej świadomości?

J: To był przypadek, który miał tylko trochę wspólnego z wirtualną rzeczywistością, ale nie za pomocą mediów społecznościowych, czy forów dla kobiet niehetero. Mój ostatni partner był zagorzałym fanem jednej z gier dostępnych online, wokół niej gromadziła się społeczność. Zaraził mnie pasją do tej gry i właśnie przez tę społeczność poznałam swoją pierwszą dziewczynę. Była członkinią jednego z plemion, do którego ja też trafiłam. To było bardzo naturalne. Nie przewróciło mojego życia do góry nogami może dlatego, że ja niczego nie planowałam.

MW: Nie było planów typu: mąż, dziecko, dom, drzewo?

J: Właśnie nie. Żyłam z dnia na dzień. Nie wybiegałam daleko w przyszłość. Stąd też pojawienie się w moim życiu uczucia do kobiety nie sprawiło, że moje plany runęły. Wręcz przeciwnie. Nie miałam żadnych wyrzutów sumienia, czułam się z tym bardzo dobrze i wiedziałam, że właśnie o to mi w życiu chodzi. Doszłam do momentu, w którym jestem bardzo blisko siebie i już chcę, żeby tak zostało.

MW: Czuję, że jesteś spójna ze sobą. Jak to się przekłada na relacje ze światem. Jakie jest Twoje podejście do coming outu?

J: Jestem wyoutowana przed mamą i siostrą. Dla mamy to nadal trudny temat, Dowiedziała się,  kiedy przechodziłam załamanie po rozpadzie bardzo ważnego dla mnie związku z kobietą, która była dla niej jak trzecia córka i bardzo często przebywała w naszym rodzinnym domu. Myślę, że szokiem było odkrycie prawdziwego charakteru tej relacji i poczucie bycia w jakiś sposób oszukaną przez nas. Siostra była zła, że nie powiedziałam jej o sobie wcześniej. Inni członkowie rodziny nie wiedzą, głównie ze względu na to, że chronię w ten sposób mamę. Nie wiem, jakie byłyby reakcje, a nie mieszkam w swojej rodzinnej miejscowości i mam poczucie, że to mama musiałaby doświadczać wszystkich reakcji. W mieście, z którego pochodzę – poza moimi byłymi partnerkami i naszymi nieheteronormatywnymi znajomymi, wie o mnie tylko jedna hetero przyjaciółka. Pracuję w Warszawie. Tutaj mam grono swoich znajomych, którzy również nie są hetero, ale na przykład w pracy nikt o mnie nie wie. Może ktoś się domyśla, ale ponieważ z wyglądu jestem kobieca, to podejrzewam, że większość zakłada, że jestem hetero. Jest mi niezręcznie w momentach, kiedy osoby w pracy rozmawiają o wakacjach albo świętach, nie chcę ściemniać i budować jakiejś męskiej figury, żeby dobić do normy i zmieścić się w sposobie, w jaki oni widzą i opisują świat.

MW: Chciałabym Cię lepiej zrozumieć. To znaczy, że chciałabyś być całkowicie wyoutowana, czy raczej wolisz tego nie robić?

J: Przede wszystkim uważam, że każda osoba ma prawo do wybrania, czy się wyoutuje czy nie. Sama bardzo chciałabym być całkowicie wyoutowana, jednak cały czas mam w sobie jakiś lęk, że to może mnie wykluczyć społecznie. Zwłaszcza teraz, w obecnej sytuacji politycznej w naszym kraju. Nigdy nie wiem, kto ma bardziej konserwatywne poglądy i może mi w jakiś sposób zaszkodzić zawodowo, fizycznie, psychicznie lub w jakiś sposób skrzywdzić moją rodzinę, bo tu nie chodzi tylko o mnie. Głównie martwię się o moją mamę. Nie zniosłabym tego, gdyby to w nią uderzyło. Ja sobie jeszcze jakoś poradzę, chociaż nie ukrywam, że w pracy chronię siebie z powodu kredytu na mieszkanie. Nie chciałabym stracić płynności finansowej.
Natomiast gdy patrzę na Ciebie i inne osoby, które są wyoutowane, to myślę, że to jest życie w wolności. Chciałabym móc mówić o sobie otwarcie, ale teraz nie jestem na to gotowa. Każdy ma swój czas na pewne procesy i decyzje. Nie ma jednego rozwiązania dobrego dla wszystkich. Nie lubię sztywnych ram i nakazów, takich jak na przykład te nakładane przez kościół albo tych narzucanych przez obecnie rządzącą partię. Nie podobają mi się też pewne rzeczy forsowane – w moim odczuciu – przez działaczy i działaczki LGBTQ+.

MW: O i tutaj dochodzimy do czegoś, co nas różni. Znamy się jakiś czas i mimo wielu podobieństw należymy do dwóch zupełnie różnych wymiarów lesbijskiej rzeczywistości. [śmiech] Czasami faktycznie czuję, że mieszkam na zupełnie innej planecie, a przecież żyjemy obok siebie.  W naszej znajomości podoba mi się to, że trochę siebie wzajemnie po tym światach oprowadzamy. Ja opowiadam o działaniach aktywistycznych i o polityce. Ty z kolei pokazujesz mi świat kobiet niehetero zupełnie od tego odciętych.

J: Tak. Żyjemy w zupełnie innych światach. Jesteś jedyną aktywistką, jaką znam. Osoby, z którymi mam kontakt na co dzień, to takie “normalne lesbijki”. Sama wcześniej widziałam aktywistów jako oszołomów. W zasadzie nadal tak myślę. Widzę, że dla Ciebie osoba, która nie działa w jakiś sposób to hipokryta, który nie zdaje sobie sprawy z rychłego końca świata i zagłady, o ile nie przestaniemy jeść mięsa i komunikować się sercem. Przeznaczasz na darmowy aktywizm swój wolny czas, w którym ja wolę odpocząć i zregenerować się po dniu pracy. Dla mnie Twój sposób myślenia jest oderwany od codziennego funkcjonowania milionów ludzi, Ty wkurwiasz się, że lesbijki nie są zainteresowane swoją własną kulturą, a one po prostu czasami nawet o niej nie wiedzą. To znaczy, że jest jakaś inna forma kultury lesbijek niż przykładowo serial “L Word”. To na serio dwa różne światy.

MW: Jesteśmy obok siebie, a komunikacji brak. Jakieś sygnały nie docierają. A mnie frustruje właśnie to, że wiele lesbijek nie interesuje się działaniem  wzmacniającym kobiety niehetero. To nie musi być jakiś wielki aktywizm. Wystarczy zainteresowanie, pojawienie się na wydarzeniu, które często jest darmowe, a więc dostępne. Choć rzeczywiście, zazwyczaj te wydarzenia zmuszają do refleksji, do przyjrzenia się też sobie. Mam poczucie, że ludziom zwyczajnie nie chce się tego robić. Pamiętam, jak kiedyś oglądałyśmy razem jakiś program prawicowy o społeczności LGBTQ+ i Ty powiedziałaś “No, to teraz macie przerąbane”. Zdziwiłam się i powiedziałam, że przecież też jesteś lesbijką i że razem mamy przerąbane. Odpowiedziałaś, że przecież nie jesteś aktywistką i nagonka PiSu na LGBTO+ Cię nie dotyczy. Pamiętasz?

J: Tak. Później to przemyślałam. Długo myślałam, że LGBTQ+ to nie ja. Że to właśnie aktywiści i aktywistki. Osoby, które chodzą na marsze równości, występują w mediach, są w organizacjach, demonstrują pod Sejmem. Że to oni prowokują i w związku z tym są zagrożeni, a nie osoba, dla której bycie lesbijką jest tylko jedną z jej cech, a nie czymś co jest na pierwszym planie.
Może to niepopularne, ale osobiście myślę, że partia rządząca nie obrałaby sobie takiego wroga jak społeczność LGBTQ+, gdyby nie pewne kontrowersyjne działania i zachowania członków środowiska LGBTQ+.

MW: Tu  się oczywiście nie zgadzamy, moim zdaniem, niezależnie od sposobu działań aktywistycznych były_ibyśmy na świeczniku – to pewnie będzie temat wielu naszych wspólnych rozmów. Natomiast teraz chciałabym lepiej zrozumieć w jaki sposób w ogóle widzisz aktywistki_tów LGBTQ+?

J: Chcę, żeby było jasne. Nie uważam, że aktywiści i aktywistki powinni siedzieć cicho, żeby nie zwracać uwagi na całą społeczność, ale jako osoba niezaangażowana w aktywizm uważam wiele jego form za agresywne i pozbawione szacunku do drugiego człowieka. Nie rozumiem aktów obrażających czyjeś wyznanie albo poglądy. Odrzuca mnie brak szacunku do drugiego człowieka. Rozumiem, że żyjemy w trudnym społeczeństwie, ale uderzanie w jego największe świętości uważam za niefajne zagranie, które może przynieść więcej szkody niż pożytku. Dla wielu osób TVP jest jedynym źródłem informacji. Zobacz, w jaki sposób jest tam przedstawiana społeczność LGBTQ+. Roznegliżowane i prowokujące seksualnie osoby na marszach, akcje obrażające symbole religijne. Nawet jeśli wiem, że to kropla w morzu form działania, to moja rodzina może tego tak nie widzieć, a z tym obrazem, jaki na temat środowiska osób LGBTQ+ mają w głowie, ja nie chcę być identyfikowana.

MW: Teraz uważasz siebie za członkinię społeczności LGBTQ+?

J: Tak. Obecna sytuacja polityczna sprawiła, że poczułam to poprzez poczucie zagrożenia. Jestem lesbijką, mam przyjaciółki, koleżanki, które są lesbijkami lub osobami bi. Partia rządząca mówi językiem, który może nastawić przeciwko każdej z nas sąsiada, koleżankę z pracy albo członka rodziny. Teraz to jest nasza wspólna sprawa. Może nie będę aktywistką, ale cieszę się z takich możliwości jak możliwość głosowania. Osoba, na którą głosowałam – dostała mandat poselski i wiem, że ta mądra kobieta będzie reprezentowała również interesy osób nieheteronormatywnych. Ostatnie wybory i to, co dzieje się teraz, jakoś mnie pobudziły do prostych działań, jak przynajmniej rozmowa ze znajomymi na temat obecnej sytuacji. Wcześniej nie rozmawialiśmy o polityce. 

MW: Jak dla mnie samo rozpoczęcie rozmowy i wzbudzenie w kimś refleksji na jakiś temat to już aktywizm. Wiesz, że ten wywiad to również forma aktywizmu? Dzielenie się swoim doświadczeniem pozwala innym ludziom na przyjrzenie się sobie, ktoś może się z Tobą zidentyfikować, ktoś może tu znaleźć dla siebie odpowiedź na nurtujące od dawna pytanie. Nie chcę Cię straszyć, ale możliwe, że zamieniasz się w aktywistkę.

J: Nie sądzę, żebym kiedykolwiek wyszła poza tego typu działania, ale jeśli to cokolwiek zmieni w czyimś sposobie myślenia na plus, to bardzo się cieszę. 

                                                                                                                                       Korekta: Maja Korzeniewska
                                                                          

Joanna – 40-latka pochodząca z północy Polski, pracuje w korporacji na warszawskim Mordorze. Jest jedną z osób, które na co dzień spotykasz w tramwaju w drodze do pracy i nie wiesz, że jest osobą zagrożoną obecną nagonkę na osoby LGBTQ+. Chciałaby, żeby ludzie zwyczajnie się szanowali. 

Magdalena Wielegołaska – aktywistka / lesbijka / feministka / współzałożycielka Stowarzyszenia Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* / działaczka na rzecz poszerzania wiedzy na temat leczniczego działania konopi / zaangażowana w Kręgi Kobiece i odzyskiwanie wewnętrznej, kobiecej Mocy / członkini Partii Zieloni / administratorka strony Strefa Les*/ współpracowniczka projektu A kultura LGBTQ+ nie poczeka!

      ——————

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka
.
I.   Manifest
1.   ManifestInstant. 
2.   Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry.
3.   Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II. Rozmowy wokół manifestu
1.  Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota.
2.  Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.  Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.  Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.  Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.  Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus.
7.  
Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk.
8.  Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdaleną Próchnik
9.  Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13. Co ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą
15. Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze politycznaRozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26.Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim
.
V.  EL*C. Wieden 2017
1.  Magdalena WielgołaskaOdzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2. Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3. Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4. Agnieszka MałgowskaPeformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie. 
6.  Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.

.
BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej

    ——————

Aktualne wiadomości na temat projektu znajdziesz na:

Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!
.

Odrodzenie kultury Drag King w Polsce. SharmTrio plus. Magdalena Wielgołaska (recenzja)

Do tej pory występy Drag Queens i Drag Kingów kojarzyły się ze stale powtarzanym schematem. Osoba występująca odgrywa w przerysowany sposób rolę męską lub kobiecą do wybranego utworu, poruszając ustami, jakby śpiewała z playbacku. I tak numer po numerze…

SharmTrio plus w programie Drag King Show Retroseksualni odchodzi od tego klasycznego sposobu prezentacji i proponuje nową jakość. Teatralnie przemyślane show, które przeprowadza nas dynamicznie i płynnie przez kilka – wydawałoby się – nie powiązanych ze sobą światów reprezentowanych przez bohaterów. 

Każda z postaci uosabia inny typ męskości. Obserwujemy zdystansowanego poetę-gangstera – wrażliwego i protekcjonalnego. Śledzimy wysiłki mikrego chojraka, który usiłuje za wszelką cenę zwrócić na siebie uwagę i przylepić się do silniejszego. Przyglądamy się latynoskiemu kochankowi, który burzy heteroporządek – rozsiewając miłość, nie zważając na płeć, orientację i ustrój polityczny.(sic!) Wpatrujemy się w przemianę polskiego stereotypowego Janusza pozującego na sarmatę w…. ale tu sza! Przekonajcie się same_i przychodząc na spektakl!

Retroseksualni trochę rubasznie, czasem kontrowersyjnie, a na pewno przekomicznie obnażają polityczną i seksualną dominację mężczyzn zaszczepioną w kulturze.

Przemyślana ścieżka muzyczna – wykorzystująca przede wszystkim polskie przeboje – podkreśla śmieszność mitu macho. Ale dzięki tekstom piosenek Kabaretu Starszych Panów mit ten jest kwestionowany inteligentnie i z poczuciem humoru. Muzyczną polonofilię przerywa kilka dobrze znanych publiczności hitów latynoskich, a wisienką na torcie jest historia jednego z bardziej znanych bohaterów piosenki Dalidy – Gigi l’Amoroso. Historia rozrywająca serce…

Wszystko to – w atmosferze fiesty – pozwala rozładować napięcia i porzucić schematy, w których na co dzień funkcjonujemy – genderowo i narodowo. Retroseksualni bowiem nie unikają aluzji politycznych. Nie bez przyczyny premiera show odbyła się 13 października, w dniu wyborów parlamentarnych.

Performens igra ze stereotypami i rolami płciowymi do tego stopnia, że jeden z widzów nie mógł uwierzyć, że latynoski przystojniak, który skutecznie uwodzi ze sceny, to w rzeczywistości… kobieta. Zaczął nawet „kwestionować” swoją tożsamość psychoseksualną. 

Obecna na wydarzeniu legenda polskiego dragkingowania DK Tivv przyznała, że nie było w Polsce dotąd tak dobrego i profesjonalnego występu drag kingów. Jej słowa powinny być wystarczającą zachętą, żeby pojawić się na kolejnym spektaklu już 10 listopada w Madame Q. Data nie jest przypadkowa. 11 listopada, który powinien być dniem wspólnego celebrowania niepodległości, w naszym kraju nasila polaryzację pomiędzy lewą i prawą stroną. Czujesz to napięcie? Rozładujesz je na show, jakiego jeszcze nie widziałaś_eś.

Więcej informacji o wydarzeniu znajdziesz TUTAJ

                                                                                        ———————

SharmTrio plus Drag King Show Retroseksualni
reżyseria: Agnieszka Małgowska
show dają:
DK Maryjan Bear (bohater kliniczny)
DK Jean Jacques (bohater dramatyczny)
DK Richard the Great (bohater deliryczny)
DK Gigi Amoroso (bohater liryczny)
Produkcja: Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej*
premiera: 13.10.2019

 

LESBIJSKA INSPIRA I Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek

Magdalena Wielgołaska: Rozmowy naszego cyklu toczą się wokół doświadczeń kobiet nieheteronormatywnych żyjących w Polsce, dlatego na początku chciałabym zapytać wprost: w jaki sposób określasz swoją tożsamość psychoseksualną?

Ada Smętek: Określam siebie jako kobietę o orientacji biseksualnej. Zaczęłam to odkrywać jako nastolatka i było to dla mnie dużym zaskoczeniem. Widziałam, że na przykład bardziej podobają mi się aktorki niż aktorzy. Pamiętam to uczucie zdziwienia. W tamtym okresie narzędziem, za pomocą którego mogłam sprawdzić o co chodzi z tym doświadczeniem i czy inni też tak mają, był Internet. Znałam już wtedy takie pojęcia jak orientacja homoseksualna, biseksualność  czy transpłciowość. Na edukacji seksualnej w szkole do dzisiaj nie można polegać, natomiast literaturę wprowadzającą w temat seksualności podsuwała mi moja matka. Tak więc znałam te pojęcia, ale nie wiedziałam, że w jakiś sposób mogą mnie dotyczyć i że w związku z tym może mnie dotknąć również wykluczenie ze względu na odmienność. Teraz już wiem, że zakochuję się w osobie, nie w płci. Jest to ściśle sprzężone z moim rozumieniem humanizmu.

MW: Wspomniałaś o Internecie. Co tam znalazłaś szukając dla siebie odpowiedzi jako nastolatka?

AS: Trafiłam na główne portale tęczowe dostępne w tamtym czasie w Polsce. Nie byłam aktywna na przykład na Kobiety-Kobietom, bo miałam wrażenie, że jest to bardzo hermetyczne miejsce i w jakiś sposób mi to nie odpowiadało. Czułam, że jest stricte stworzone dla lesbijek, żeby było jasne – nie mam o to pretensji, bo uważam, że lesbijki mają prawo do tworzenia swojej przestrzeni. Szukałam odpowiedzi na swoje pytania na ówczesnej Innej Stronie. Na te portale weszłam z dużą otwartością, natomiast bardzo przykro zaskoczyło mnie to, co tam znalazłam w odniesieniu do biseksualności. Dla nastolatki, która zaczyna siebie odkrywać i szuka odniesień, szokujące jest, kiedy zaczyna czytać, że jako osoba biseksualna jest szmatą, kurwą, że z założenia jest niegodna zaufania. Były to personalne odniesienia, a także przemyślenia osób, które kojarzyłam z pierwszych szeregów w Marszach Równości. W Krakowie byłam na dwóch marszach i myślę, że w swoim mieście więcej nie pójdę na Marsz Równości.

MW: Dlaczego? I czy jeździsz do innych miast na Marsze Równości?

AS: Ostatnio byłam w Płocku – zmotywowana wydarzeniami w Białymstoku. Na swoim pierwszym Marszu Równości w Krakowie byłam w 2006 roku, miałam 16 lat. Pamiętam, że w pewnym momencie zafurkotał mi obok ramienia wielki kawał betonu wyrwany z chodnika. Grozę sytuacji pojęłam dopiero wtedy, kiedy się odwróciłam i zobaczyłam, że był wielkości mojej głowy. Zdałam sobie sprawę, że to było wycelowane we mnie. Po prostu. Potem, jak szukałam jakichś relacji z tego marszu, trafiłam na stronę Red Watch i zobaczyłam, że wystarczyła minuta, a byłabym na zdjęciach, które były zrobione na marszu. Udało mi się szczęśliwie ani nie trafić na zdjęcia, ani nie dostać betonem w głowę, ale zorientowałam się, że ta nienawiść wobec mniejszości jest realna.

MW: Takie wydarzenia Cię zniechęcają czy wręcz przeciwnie?

AS: To drugie. Wspomnienie takich wydarzeń motywuje mnie na przykład do tego, żeby jechać na marsz do małej miejscowości. Marsz Równości z założenia ma być bezpieczną przestrzenią dla nastolatki, która chce machać tęczową flagą czy nastolatka chcącego dać publicznie buziaka swojej sympatii. Jeśli mam do wyboru, czy agresor mógłby stanąć naprzeciwko nich czy naprzeciw wkurzonej, stukilowej baby takiej ja, to wybieram to drugie. Niech stanie naprzeciwko mnie.

MW: Właśnie z takiego działania na pierwszej linii frontu się znamy.

AS: Tak, znamy się spod Sejmu, wtedy wróciłam do Partii Zieloni i już zostałam. Pamiętam dokładnie ten dzień: 12 lipca 2017. Uważam, że wszystkim należy zajmować się w sposób holistyczny i że działanie w partii daje do tego najlepsze narzędzia, bo to działanie społeczne z możliwością prób wprowadzania zmian ustawodawczych.

MW: Na ile aspekt tożsamości psychoseksualnej jest dla Ciebie ważny w działalności społeczno-politycznej?

AS: To bardzo ważny aspekt. Przede wszystkim uważam, że państwo jest dla ludzi, a nie ludzie dla państwa, więc to państwo musi być przede wszystkim przestrzenią, w której każdy obywatel i obywatelka ma czuć się bezpiecznie. Ja sama jestem teraz w komfortowej sytuacji, bo zakochałam się w mężczyźnie i jestem w heteronormatywnej relacji. Można mnie wziąć za osobę heteronormatywną, ale gdybym zakochała się w kobiecie, nie mogłabym spokojnie wziąć jej za rękę lub pocałować na ulicy – mogłaby nam grozić realna agresja. Nie ma mojej zgody na to, żeby ktokolwiek musiał się bać żyć otwarcie swoim życiem. Patrzę na państwo jako na organizm. Jeśli jeden organ nie działa, wszystkie potrzebują leczenia. Jeśli w tym kraju osoby o innej orientacji niż heteroseksualna nie mogą czuć się bezpiecznie, trzeba sprawdzić, dlaczego tak się dzieje i co trzeba zrobić, żeby było inaczej. Działanie politycznie daje mi więcej narzędzi, niż gdybym działała w lokalnym NGO-sie.

MW: Doświadczyłaś kiedyś bifobii w miejscu publicznym?

AS: Muszę powiedzieć, że nie. To ciekawe, bo zdałam sobie jakiś czas temu sprawę, że z bifobią spotykam się tak naprawdę praktycznie wyłącznie w środowisku osób LGBTQ+. Nigdy to nie były ataki na mnie, ale wynikało to z mojej ostrożności.

Po różnych przykrych sytuacjach i wypowiedziach znanych mi branżowych osób na temat osób bi, zauważyłam, że zaczęło w moim życiu dochodzić do sytuacji kuriozalnych. Na przykład na randkach, kiedy po trzech godzinach spotkania zdobywałam się na odwagę, żeby powiedzieć dziewczynie, że jestem bi,  okazywało się, że ona też i że obie bałyśmy się przyznać do tego. W człowieku zaczynają się kształtować mechanizmy prewencyjne, chroniące przed potencjalnym zranieniem, którego prawdopodobieństwo jest bardzo duże. Człowiek staje się  bardzo ostrożny.

Natomiast nie spotkałam się z nieprzyjemnymi sytuacjami w relacjach z osobami heteroseksualnymi. Mam poczucie, że wśród osób heteroseksualnych, paradoksalnie, biseksualność jest czymś akceptowanym, bardziej oswojonym. Biseksualność wśród moich znajomych hetero wzbudza ciekawość, a nie agresję.

MW: Zdarzyło Ci się kiedyś skłamać, żeby ominąć bifobię?

AS: Z natury jestem osobą, która nie lubi niedopowiedzeń czy tajemnic. Wolę nie pozostawiać niedomówień. Dlatego na pierwszej randce mówię na przykład o tym, że jestem osobą, która leczy się psychiatrycznie. Mam borderline personality disorder (BPD) i nawracającą depresję. Uważam, że to jest ważna informacja dla potencjalnego partnera lub partnerki. Mówię również o tym, że jestem biseksualna. Staram się nie czarować na pierwszej randce i nie udawać kogoś kim nie jestem. Uważam, że przedstawianie nieprawdziwej wersji siebie jest szkodliwe, bo jeśli relacja ma wyjść, to osoba pozna nasze różne twarze. Nie da się udawać całe życie.

MW: To w zasadzie podwójny i nieprosty coming out. Tożsamość psychoseksualna i choroba. Dla mnie przykre jest omijanie takich trudnych tematów w naszym tęczowym środowisku. Mam poczucie, że tęczowa społeczność chce, żeby całość społeczeństwa widziała nas – osoby LGBTQ+ – wyłącznie jako piękne, zdrowe, osiągające sukcesy, bez żadnych skaz i wad, żeby nie daj Zielony Borze, nikt nie mógł niczego znaleźć na całe środowisko. Tymczasem prawda jest taka, że wśród nas są osoby o różnym statusie społecznym, z różnymi chorobami dotykającymi ciało i psychikę – tak jak ma to miejsce w społeczeństwie, które po prostu składa się z bardzo różnych osób. Jako tęczowa społeczność udajemy, że tego nie ma i w związku z tym te osoby, które nie spełniają kryteriów – spychamy w cień, kiedy to właśnie im najbardziej potrzebne jest wsparcie naszego środowiska. Poruszamy teraz bardzo ważną sprawę i dziękuję Ci za odwagę.. Depresja, stany lękowe, nerwice, zaburzenia psychiczne innego typu dotykają niemałą część środowiska osób LGBTQ+. Często wynika to również z poczucia wyobcowania i wewnątrz środowiskowych fobii właśnie.

AS: Dokładnie. Organizacja, w której działam nie jest przypadkowa. To nie propaganda, bo naprawdę doświadczyłam tego, że Partia Zieloni jest miejscem, w którym nie ma stygmatyzacji. Słyszę wręcz zachętę: Dobra, Ada – to działaj na rzecz przeciwdziałania stygmatyzacji osób chorych psychicznie. Dostrzegam potrzebę działania w tej płaszczyźnie. Zresztą sama znasz Zielonych i wiesz, że można być w tym ugrupowaniu sobą. Zastanawiałam się, z czego to wynika i być może z tego, że Zieloni nie mają początku swojej historii tu, w Polsce, że przyniesiono do nas pewne dobre i działające praktyki z innych państw, gdzie prawa człowieka czy ekologia zajmują ważne miejsce w społecznej świadomości. Od Zielonych otrzymuję dużo wsparcia, nie tylko lokalnie i w kręgu znajomych. W tym miejscu chcę im wszystkim podziękować

MW: Czy kiedyś zdarzyło Ci się, żeby ktoś połączył Twoją tożsamość psychoseksualną i borderline?

AS: Nie zdarzyło mi się to. Myślę, że borderline i biseksualności raczej nie można ze sobą łączyć, ale jest to dobry moment, aby wtrącić coś o samym BPD. Nie będę się posługiwała definicjami medycznymi, bo łatwo je znaleźć gdzie indziej, ale opowiem krótko o tym, jak ja odczuwam moje zaburzenia. BPD to takie ciągłe stanie w rozkroku na rozdrożu, to dyktat kontrastowych, często sprzecznych impulsów. Miotają mną i ciągle zmieniają pod wpływem emocji. Myślę, że tu najbardziej niepokojąca dla osoby zaburzonej może być informacja, że BPD to takie balansowanie na krawędzi – po jednej jej stronie jest schizofrenia, a po drugiej nerwica. Jeżeli ktoś  zechce sobie poszerzyć wiedzę na temat borderline personality disorder, to polecam książkę duetu Jerold J. Kreisman i Hal Straus Nienawidzę cię, nie odchodź!.

MW: To dla mnie bardzo ciekawa perspektywa. Dziękuję, że się tym dzielisz. To tym bardziej daje mi do myślenia, że nasze tęczowe środowisko wiele traci odcinając osoby, które mogą pomóc zrozumieć pewne zjawiska i tym samym przyczynić się do prawdziwej otwartości, różnorodności i równości w naszej społeczności.

AS: Nie mam wykształcenia wyższego i pracuję jako sprzedawczyni, jednak w związku z tym nie czuję się mniej wartościowa i nie odbieram sobie prawa do aktywnego działania na pierwszej linii frontu. Moim zasobem są moje doświadczenia i uważam, że doświadczenia każdego człowieka są ważne i zasługują na szacunek. Doceniając te  bardzo różnorodne doświadczenia możemy skutecznie działać i wymieniać się.

MW: Takie doświadczenia, jak Twoje, pokazują sytuacje, którym trzeba przeciwdziałać. Wyraźnie rysują miejsca zaniedbane i wymagające interwencji.

AS: Dokładnie tak. Dlatego sama jestem szczególnie uwrażliwiona na kwestię samobójstw, szczególnie wśród młodzieży, w tym młodzieży LGBTQ+. Korzystając z okazji wplotę ten wątek do naszej rozmowy. Chciałabym przytoczyć bardzo ważne statystyki: w 2018 roku więcej osób zginęło z własnej ręki niż w wypadkach komunikacyjnych.

MW: To mocna informacja.

AS: Tak. Bardzo często mówi się o piratach drogowych, o Akcji Znicz i tak dalej, ale na przykład telefon zaufania czynny całą dobę dla dzieci i młodzieży nie jest już finansowany z budżetu państwa. Jest finansowany przez darczyńców. Statystyki są też straszne, jeśli chodzi o pomoc dla dzieci i młodzieży. Za około 10 lat w całym kraju będzie mniej niż trzydziestu lekarzy o specjalizacji psychiatria dzieci i młodzieży.

MW: Jak myślisz, dlaczego tak się dzieje?

AS: Moim zdaniem, dla młodego lekarza wybierającego specjalizację, psychiatria osób dorosłych jest atrakcyjniejsza. Problemy dzieci i młodzieży mogą się wydawać zbyt przytłaczające. Liczba psychiatrów dzieci i młodzieży spada. Jeżeli państwo odcina się od tego, to problem narasta i będzie narastał.

W każdym z nas jest duża niezgoda na krzywdzenie dziecka, ale ważne jest także to, żebyśmy zdawały i zdawali sobie sprawę z tego, że także depresja jest niebezpieczną i śmiertelną chorobą. Musimy zauważać, że występuje nie tylko u dorosłych, ale też często zdarza się u dzieci. Dotyczy to zwłaszcza młodzieży nieheteronormatywnej, która jest teraz może bardziej świadoma niż nasze pokolenie lub pokolenia starsze w kwestii własnej tożsamości, ale żyje w takim kraju i w takich czasach, gdzie przyzwolenie na agresję i prymat religii są realnym zagrożeniem.

MW: Co możemy zrobić teraz, żeby cokolwiek zmienić?

AS: Przede wszystkim chciałabym powiedzieć osobom, które mają stany obniżonego nastroju (utrzymujące się lub okresowe), osobom chorującym na depresję, mającym stany lękowe – jeżeli jesteście w takim stanie, że myślicie o targnięciu się na swoje życie, to są miejsca, w których możecie uzyskać pomoc. Nawet jeśli wydaje się wam, że nie macie do kogo się zwrócić, to możecie chociażby zadzwonić na pogotowie ratunkowe i pomoc zostanie wam udzielona. Nasilone myśli samobójcze to ZAWSZE powód do niepokoju, a dla personelu medycznego (np. na SOR-ze) to oczywisty powód do udzielenia natychmiastowej pomocy. Jeśli wiecie, że osoba bliska miewa myśli samobójcze, nawet jeśli ta osoba sama to trywializuje, to jest to wskazanie do udania się po pomoc do specjalisty. To jest bardzo poważna sytuacja, której nie można lekceważyć.

MW: Pozostaje także kwestia o zadbanie o osoby, które są blisko związane z osobą, która popełniła samobójstwo.

AS: Dokładnie. Mówi się, że jedno samobójstwo pociąga za sobą kilka innych. Pomoc należy się osobom bliskim, ale nie tylko. Także na przykład wszystkim uczniom, jeśli w szkole jedno z dzieci odebrało sobie życie. Czyjeś samobójstwo niesie niewyobrażalne skutki dla bardzo dużej liczby osób. Często nie zdajemy sobie sprawy, jak szerokie kręgi społecznie to zatacza.

Jeżeli pytasz, jak moim zdaniem zadbać o dzieci, których koleżanka lub kolega popełniła/popełnił samobójstwo, to uważam, że jest to pytanie o procedury. Powinniśmy mieć wiedzę, że takie procedury ma już opracowane Polskie Towarzystwo Suicydologiczne i powinny po nie sięgać szkoły, środowiska, w których zdarzyła się tragedia.

Reasumując – po pierwsze potrzebna jest nam większa otwartość na różnorodność i uważniejsze wzajemne słuchanie, bez oceniania. Po drugie reagowanie, kiedy dalsza lub bliższa osoba zachowuje się tak, że istnieje możliwość targnięcia się na własne życie. Wreszcie konieczne jest profesjonalne wsparcie w środowisku będącym w pobliżu osoby, która odebrała sobie życie. Życie jest naszą bezcenną wartością.

MW: Bardzo dziękuję za rozmowę i otwartość. Czy jest coś, co chcesz dodać?

AS: Tak. Zawsze ma znaczenie to, czy kogoś ocenisz, wykluczysz. Chcę też zacytować Nelsona Mandelę, który powiedział: Choć tak różni, jesteśmy jednością. Jesteśmy ludem tęczy.

MW: Na koniec podajemy miejsca, w których możecie znaleźć pomoc lub więcej informacji, jeśli zmagacie się z depresją, myślami samobójczymi, przemocą i innymi skrajnymi sytuacjami.

Korekta: Maja Korzeniewska

Polskie Towarzystwo Suicydologiczne
Telefon zaufania dla dzieci i młodzieży
Ważne telefony antydepresyjne
Ogólnopolskie Pogotowie dla Ofiar Przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia”

———————–

Ada Smętek (1989) – humanistka, aktywistka ekologiczno-polityczna, członkini Partii Zieloni, rodowita krakowianka. 

Magdalena Wielgołaska – aktywistka / lesbijka / feministka / współzałożycielka Stowarzyszenia na rzecz Osób LGBT Tolerado / działaczka na rzecz poszerzania wiedzy na temat leczniczego działania konopi / zaangażowana w Kręgi Kobiece i odzyskiwanie wewnętrznej, kobiecej Mocy / wartościami i zawodowo związana z Partią Zieloni/ założycielka strony Strefa Les*/ współpracowniczka projektu A kultura LGBTQ+ nie poczeka! Stowarzyszenie Sistrum, Przestrzeń Kultury Lesbijskiej*

——————————————————

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka
.
I.   Manifest
1.   ManifestInstant. 
2.   Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry.
3.   Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II. Rozmowy wokół manifestu
1.  Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota.
2.  Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.  Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.  Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.  Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.  Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus.
7.  
Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk.
8.  Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdaleną Próchnik
9.  Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13. Co ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą
15. Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze politycznaRozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26.Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim
.
V.  EL*C. Wieden 2017
1.  Magdalena WielgołaskaOdzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2. Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3. Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4. Agnieszka MałgowskaPeformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie. 
6.  Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.

.
BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej

—————————————–

Aktualne wiadomości na temat projektu znajdziesz na:

Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!
.

Kontakt: [email protected]

LESBIJSKA INSPIRA I Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie.

Monika Rak: Ostatnio spotkałyśmy się na EL*C w Kijowie, po kilku latach niewidzenia. A poznałyśmy się w 2015 roku przy okazji projektu Kobieta NieheteronormatywnaWtedy do wywiadu nie podałaś nazwiska i nie pokazałaś twarzy. Co się zmieniło od tamtego czasu?

Aneta Bilnicka: Wtedy nie byłam gotowa na coming out. O mojej orientacji wiedziała niewielka grupa znajomych. W pracy też nie mówiłam, bo bałam się, że mnie zwolnią. Rodzina nie miała oficjalnej informacji, ale może ktoś się domyślał. Nie miałam odwagi mówić o tym wprost. Teraz jestem całkowicie wyautowana. Traktuję orientację jako część mojej tożsamości. Myślę, że to konsekwencja mojego feminizmu i aktywizmu. To mnie otworzyło emocjonalnie i dało siłę. Poczułam, że przynależę do grupy i nie jestem sama.

MR: Jak długo to trwało?

AB: Zajęło mi to 4 lata, to był proces. Nie było specjalnego przełomu. Chyba, że uznamy za przełom sytuację, która zadziała się wbrew mojej woli. Myślę o artykule w pewnej gazecie – nie podam nazwy. Podczas rozmowy była przyjazna atmosfera, więc się otworzyłam i powiedziałam o swojej orientacji. Nie dostałam wywiadu do autoryzacji, opublikowano go ze zdjęciem i podpisem, że Aneta jest przed ostatnim skokiem, coming outem przed rodziną. Jak zobaczyłam tę publikację, to szybko coming out zrobiłam, lepsze to, niż informacja z gazety. Mam ją do tej pory. Do pierwszego coming outu zmusiła mnie sytuacja, a potem już poszło.

MR: Takie przymusowe autowanie jest przemocą. Gazeta została bezkarna?

AB: Kilkoro znajomych zadzwoniło wtedy do mnie z pytaniem, czy o tym wiem, a jedna osoba z mojego otoczenia zadzwoniła do redakcji i “zrobiła dym”, było zamieszanie, przepraszanie. Skończyło się na tym, że w wersji elektronicznej dostępnej w internecie, moje zdjęcie zostało usunięte. Dobre i to. Zgadzam się, że była to sytuacja przemocowa.

MR: W tym czasie działałaś w organizacjach, w nazwie których nie ma nic, co sugerowałoby związek z kobietami nieheteroseksualnymi czy tęczową tematyką. Jak się tam znalazłaś?

AB: Stowarzyszenie Strefa Wenus z Milo, bo o nim mówisz przede wszystkim, współzakładałam. Miało być przestrzenią dla kobiet z niepełnosprawnościami, bo z moich doświadczeń w organizacjach feministycznych wiedziałam, że nie było w nich perspektywy osób z niepełnosprawnościami, natomiast w organizacjach dla osób z niepełnosprawnościami nie było perspektywy feministycznej. My próbowałyśmy to połączyć. To nam przyświecało na początku, dopiero po roku pojawiły się tematy tożsamości seksualnej i tęczowej, przede wszystkim lesbijskie.

MR: Dlaczego w ogóle się pojawiły?

AB: To było w czasie, kiedy zaczęłam głośniej mówić o swojej tożsamości, o tym, że jestem lesbijką i okazało się, że temat nie tylko mnie dotyczy.

MR: Nadal skupiasz się na tym temacie?

AB: Teraz zaczynam mieć inne priorytety i moje drogi z organizacją się rozeszły. Ale to kawał mojego życia, 5 lat współpracowałyśmy i zrobiłyśmy wiele wspaniałych projektów razem. Na przykład w zeszłym roku powstał Raport, którego jestem współautorką, opisujący  problemy, z jakimi borykają się osoby z powodu ich rzeczywistej lub postrzeganej niepełnosprawności i orientacji seksualnej, tożsamości płciowej lub statusu interseksualnego. 

MR: Odeszłaś ze Strefy Wenus z Milo, a stowarzyszenie właśnie się zamknęło.

AB: Tak się jakoś stało, ale chcę podkreślić, że nie skończyłam działalności na rzecz kobiet z niepełnosprawnością, jest jeszcze bardzo wiele do zrobienia. I będę na pewno jeszcze do tego wracać, ale w innych konfiguracjach.

MR: Czyli nie chcesz odstawić aktywizmu?

AB: Wracam właśnie z tygodniowego urlopu. Myślałam, żeby odstawić aktywizm. Ale po 4 dniach wiedziałam, że nic z tego odstawienia nie będzie. Za bardzo to we mnie siedzi. Zresztą dostałam propozycję od organizacji, która zajmuje się tęczową tematyką. Rozważam to.

MR: Rozumiem, że na razie nie chcesz mówić, co to za organizacja. Powiedz więc, co Cię przy tym aktywizmie trzyma? Co jest w tym kręcącego?

AB: Poznaje się świetne dziewczyny, z którymi można robić projekty albo aktywistyczne, albo biznesowe. Aktywizm tęczowy daje mi też przynależność do grupy i poczucie, że mam możliwość wpływu na działania w sprawie. Mogę się sprzeciwić albo wyrazić aprobatę. Czuję sprawstwo. Praca społeczna jest oczywiście męcząca, ale daje dużo satysfakcji. Dla mnie aktywizm to powód do dumy.

MR: Poznawanie świetnych dziewczyn, jako zysk z aktywizmu, bardzo mi się podoba. [śmiech] Dużo dziewczyn z całego świata poznałyśmy w Kijowie na konferencji. Czym był dla Ciebie ten wyjazd?

AB: Myślałam o tym. Zdarzyło się kilka rzeczy. Mogłam na przykład spotkać znajome po kilku latach niewidzenia [śmiech], bo w Polsce jakoś nie było okazji.

MR: Paradoksalnie.

AB: Na mnie szczególne wrażenie zrobił wykład, którego tematem było słowo “lesbijka”. Dziewczyny opowiadały swoje historie, mówiły, co im daje bycie lesbijką. Złapałam się na tym, że w rozmowach podczas konferencji mówiłam o sobie “gay”. Uderzyło mnie, że wolałam omijać słowo “lesbijka”, bo ma złe skojarzenia, nawet w mojej głowie aktywistycznej. Wolałam użyć zamiennika. Po tej konferencji zaczęłam używać słowa “lesbijka”, poczułam jego godność, zyskało właściwe miejsce w moim życiu. Gdy wróciłam do domu, to wygrzebałam notatki z kursu dla liderek. Tam było ćwiczenie, w którym musiałam wielokrotnie opisywać swoją tożsamość, było tam wszystko, kobieta, aktywistka, gitarzystka… lesbijki nie było. Wtedy nawet nie napisałam nic tęczowego, żadnego LGBTQ+. Dziś napisałabym “lesbijka” jako pierwsze słowo.

MR: Uciekanie od słowa “lesbijka” w Polsce jest typowe. Jakby to było obraźliwe. Moim zdaniem zmiana tego myślenia to ważne zadanie działackie. Ciekawi mnie, jakie miałaś konkretnie złe skojarzenia ze słowem “lesbijka”? Czy ze słowem “gej” nie masz niedobrych skojarzeń?

AB: Bałam się tego słowa, jeszcze jako młoda dziewczyna miałam w głowie stereotyp lesbijki. [śmiech]. Lesbijka ma krótkie włosy, koszulę w kratę i – oczywiście – nienawidzi mężczyzn. To krzywdzący stereotyp i nie chciałam być z nim utożsamiana, po ludzku bałam się zaszufladkowania. To zmiany we mnie, nie w środowisku czy otoczeniu, wpłynęły na zmianę mojej postawy. Jestem dumna z tego słowa i wiem, że jesteśmy różnorodne, niektóre z nas będą potwierdzać ten stereotyp, inne mu zaprzeczać. Ważne, że wiem, kim jestem i odnajduję się w tej grupie. A geje? Istnieją w przestrzeni publicznej, są wyoutowanymi politykami, przedsiębiorcami. Kiedy rozmawia się o związkach partnerskich to raczej w kontekście gejów niż lesbijek. Łatwiej użyć słowa/określenia, które funkcjonuje i ma się dobrze. Powszechnie znane twarze, piosenki, teledyski – tam są geje, nie lesbijki. Potrzebujemy Polskiej Ellen DeGeneres [śmiech], potrzebujemy więcej lesbijek w przestrzeni medialnej, publicznej. Ludzie boją się tego, czego nie znają, więc dobrze byłoby stworzyć więcej okazji do poznania nas, występujemy w rolach specjalistek, ekspertek, we wszystkich rolach! Ale widać jakiś wycinek, coś albo sensacyjnego albo potwierdzającego stereotyp. To już nudne, dlatego cieszę się, że jest taki projekt jak Wasz.

MR: Jeszcze dopytam: czy wartości słowa “lesbijka” nie dało się jednak odzyskać w Polsce? Dopiero międzynarodowa konferencja może to uświadomić?

AB: Pytanie pocisk… Może nie chodzi o miejsce czy wydarzenie, a konkretne doświadczenia. W tym wypadku zetknięcie się z 350-cioma lesbijkami, z dyskusjami, rozmowami i przykładami działań w różnych miejscach świata. Wierzę, że w Polsce jest możliwe odzyskanie wartości słowa “lesbijka” i nie trzeba konferencji.

MR: Uff, to kamień z serca. [śmiech] To skupmy się chwilę na konferencji.  Coś Cię zaskoczyło w Kijowie?

AB: Tak, choć nie wiem, czego się spodziewałam po tej konferencji. Chyba pojechałam tam trochę z ciekawości i trochę z przerażeniem, bo nie oczekiwałam miłego przywitania przez Ukraińców. Zaskoczyło mnie, jak dużo było dziewczyn z Ukrainy, jak w ogóle wiele osób przyjechało do Kijowa. Zdziwiło mnie, że potrafiłyśmy tak otwarcie ze sobą rozmawiać, w przyjaznej atmosferze dzielić się swoimi doświadczeniami. Ale najbardziej zaskoczyła mnie liczba uczestniczek. Wcześniej nie miałam okazji być na wydarzeniu, na którym naraz było tyle lesbijek, na dodatek w jednym hotelu. Bez problemu mogłam porozmawiać z lesbijkami z różnych krajów, albo choć podsłuchać, o czym mówią [śmiech], jak widzą różne tematy.

MR: Spędzałyśmy ze sobą całe dnie, w jednym hotelu, z powodu bezpieczeństwa. Inaczej niż w Wiedniu 2 lata temu.

AB: Właśnie, zaskoczyła mnie ukraińska policja, stanęli na wysokości zadania, żaden policjant na nas krzywo nie patrzył. Nic też się złego nie stało.

MR: Mnie też to zdziwiło. Spodziewałam się zadymy.

AB: Największym jednak zaskoczeniem była dla mnie sama konferencja, bo o poprzedniej nie wiedziałam, w ogóle nie wiedziałam, że takie imprezy są organizowane, że gdzieś w Europie jest konferencja tylko dla lesbijek. To, w czym brałam udział, dotarło do mnie dopiero wtedy, kiedy wyjeżdżałam.

MR: A czegoś Ci zabrakło?

AB: Ciągle wśród lesbijek nie podejmuje się pewnych tematów. Dowiedziałam się, że wcześniej na EL*C nie było na panelach kwestii niepełnosprawności. Cieszę się, że miałam możliwość o tym mówić. Zwłaszcza, że niepełnosprawności i nieheteroseksualność to naprawdę bardzo złożona sprawa. Jest tak dużo odcieni, że uczciwie mogę mówić tylko o swoim przypadku. Myślę, że największą “bolączką” jest seksualność kobiet z niepełnosprawnościami, szczególnie z niepełnosprawnością intelektualną, tu dochodzą też tematy ubezwłasnowolnienia. W świadomości społecznej problemem jest nadanie osobom z niepełnosprawnością praw do decydowania o sobie, a co dopiero sprawa odmiennej orientacji.

MR: To się ludziom nie mieści w głowach. Wielu niepełnosprawność nie łączy się z seksualnością.

AB: To idzie dalej. Jest mnóstwo ekspertów, nawet ekspertek, które nie tylko nie uwzględniają seksualności, nie uwzględniają też płci. Kiedyś miałam rozmowę po opublikowaniu jednego z raportów i usłyszałam pytanie, po co piszę o płci, skoro tematem jest niepełnosprawność. Gdy zapytałam, czy płeć w niepełnosprawności nie ma znaczenia – usłyszałam, że nie ma. To oznacza, że w dowodzie osoba niepełnosprawna zamiast K lub M ma mieć napisane N? Takie kurioza się zdarzają.

MR: Są też inne?

AB: Tak, na przykład mierzenie się z wzorcem Matki Polki. Jeśli kobiety mają widoczną niepełnosprawność, to często zwalnia się je z obowiązku macierzyńskiego. Na porządku dziennym jest sterylizacja kobiet z niepełnosprawnością intelektualną.  Nie wiem, czy one mają tego świadomość, ale mogą mieć, tymczasem rodziny podejmują za nie decyzję.

MR: Aż strach pomyśleć.

AB: Ale tak jest. Gdy byłam nastolatką, mnie również wrzucano do worka z niepełnosprawnością intelektualną, z racji – jak sądzę – mojego nienormatywnego wyglądu i małomówności. Mało się odzywałam, a jak już mówiłam, to niewyraźnie. Dla wielu było oczywiste, że mało kumam. A kumałam wszystko. [śmiech] W nowych sytuacjach byłam bardzo nieśmiała i zdystansowana. Nawet teraz, w wieku 32 lat, po 11 operacjach plastycznych, które sprawiły, że mój wygląd nie odbiega zbytnio od “normy”, stresują mnie ekspozycje społeczne, wystąpienia, a ponieważ mam wymagającą pracę, takie sytuacje to niemal codzienność. Walczę z tym i myślę, że więcej mam ograniczeń i następstw niepełnosprawności w głowie, niż faktycznie widać na zewnątrz. Nie zrażam się tym, tylko robię swoje. Może właśnie dlatego bardziej rozumiem osoby z niepełnosprawnością niewidoczną. Z jednej strony, w niektórych sytuacjach, muszą “udowadniać” swoja niepełnosprawność, gdy chcą skorzystać z ulg czy udogodnień dla OzN. To bywa frustrujące. Z drugiej strony mogą czuć się sprawne. Potrzeba czasu, żeby pogodzić to w sobie, te dwie tożsamości, które na pozór się wykluczają, ale dla mnie jest możliwe pomieszczenie obu. Zwyczajnie myślę o sobie jak o kobiecie z doświadczeniem niepełnosprawności. Moim zdaniem wszystko robi się jasne.

MR: Jak zawsze wiele jest do zrobienia. Trudno robić wszystko. Co byś więc chciała teraz wywalczyć jako aktywistka, dla siebie i dla kobiet nieheteronormatywnych z niepełnosprawnościami?

AB: Teraz chcę wywalczyć przyszłość dla siebie i mojej partnerki. Bo takiej przyszłości nie ma. Myślę o walce o związki partnerskie. Uważam, że w tej sprawie kobiety powinny robić więcej, brać sprawy w swoje ręce. Jak nie będziemy się solidaryzować, łączyć feminizmu z aktywizmem tęczowym, to daleko nie zajdziemy. Za 10 lat będziemy w tym samym miejscu. Wyobraź sobie, jak życie byłoby łatwiejsze, gdybyśmy miały prawo do informacji o stanie zdrowia, ustawowego dziedziczenia bez opodatkowania, wspólności majątkowej i wspólnego rozliczania podatków czy objęcia partnerki ubezpieczeniem w ZUS.

MR: Tak, ale walcząc o związki partnerskie musisz się przyłączyć do organizacji tęczowej, a nie stricte lesbijskiej. A w grupach LGBTowskich bywa problem z feminizmem. Ten cykl powstał między innymi właśnie z powodu gejowskiego mizoginizmu.

AB: Myślę, że są dwie drogi aktywizmu tęczowego: zaangażować się w działania organizacji stricte lesbijskich lub organizacji LGBTQ+ i wnosić perspektywę feministyczną, dbać o to, aby sprawy lesbijek nie były pomijane. Ciekawe co Ty o tym sądzisz? Dla mnie podstawowym warunkiem zaangażowania jest dostępność w sensie fizycznym. Na przykład mieszkając w Krakowie działam w organizacjach, które są na miejscu, jest wtedy dużo łatwiej się spotkać, planować i przeprowadzić działania. Potrzebowałabym “instrukcji”, jak mogłabym angażować się zdalnie w działalność organizacji lesbijskich, co mogę zrobić, choćby dla Stowarzyszenia Sistrum – Przestrzeń Kultury Lesbijskiej?

MR: O tym pogadamy później. [śmiech] Podobnie jak niepełnosprawność, tęczowość także ma płeć. W mieszanych grupach problem się zamazuje, albo trzeba jednocześnie przepracowywać dwie sprawy. Na płeć brakuje zwykle czasu. Poza tym robota feministyczna wśród konserwatywnych tęczowców to harówka, która zabiera energię na inne działania, a niczego nie zmienia. Mam mnóstwo takich doświadczeń. Czy Ty miałaś trudne feministycznie sytuacje w społeczności LGBTQ+?

AB: Codziennie mam takie trudne feministycznie sytuacje, choć bardziej zawodowe. Ciągle aktualne jest zdanie, które niedawno przeczytałam: “Powszechnie wiadomo, że aby kobieta była w połowie tak dobra jak mężczyzna, musi być od niego dwa razy lepsza”. Pytanie, ile razy lepsza jest kobieta od swego kolegi w pracy? Jako kobieta czuję, że bez względu na to, ile umiem i zrobię, to zawsze za mało i nie wystarczająco dobrze, bo są takie sprawy, które mężczyzna z racji swojej płci “załatwi szybciej”. To mnie złości. Ten gniew mnie napędza, mobilizuje, ale to jest dobre tylko na chwilę. Na dłuższą metę to wypala wewnętrznie i zwyczajnie szkodzi zdrowiu. Utrudnia mi życie i mojemu otoczeniu. Zmęczona jestem udowadnianiem, że umiem tyle co mężczyźni. Dlatego ostatnio robię tyle samo i szanuję bardzo swój czas, i dobrze się z tym czuję.

MR: Jakie masz doświadczenia z równością płci w tęczowym świecie?

AB: Muszę powiedzieć, że dotychczas nie zwracałam na to uwagi. Mam duży poziom tolerancji na zachowania w społecznościach, w których czuję się bezpiecznie. Gdy coś problematycznego zauważam, to dopiero po jakimś czasie zaczynam to analizować. Być może były trudne feministycznie sytuacje w moich relacjach tęczowych, ale interpretuję je z opóźnieniem. Nie jestem na to wyczulona. Myślę, że tu sobie odpuszczam. To dowód, ile mam jeszcze do przemyślenia, a Wy – do zrobienia. Chociażby takimi wywiadami.

MR: To prawda, że bezpieczeństwo, jakie daje grupa, z którą łączy nas wspólny los oraz deklarowane wartości, czasem usypia naszą czujność. Tyle się zmagamy w świecie, że myślimy, że już tu nie trzeba walczyć. A trzeba. Dlatego powstał Manifest i cykl Lesbijskiej Inspiry.

AB: Powiedz, kto jest odbiorcą tego cyklu?

MR: Czytają go bardzo różne osoby – od środowiska naukowego, po lesbijki* imprezowiczki, także chłopaki feministyczne, heteryczki zainteresowane tematem. Każda osoba, która dała wywiad, poszerza tzw. target. Staramy się, żeby rozmowy były osobistym znakiem, prywatnym świadectwem. Uważamy, że każda lesbijska* perspektywa jest interesująca.

AB: No właśnie, coś sobie uświadamiam. Pamiętam, że gdy miałam 18 lat i mieszkałam w małej miejscowości, słyszałam o tych feministkach, aktywistkach, myślałam, że to kobiety około 30-tki, wykształcone, niezależne, z zamożnych rodzin. Zawsze ciekawiło mnie, z czego żyją, gdzie pracują. Wydawało mi się, że nie mają problemów, chodzą i robią awantury. To był dla mnie elitarny świat kobiet. Nie miałam pojęcia, że to taki zróżnicowany świat. W życiu nie myślałam, że będę feministką i aktywistką. Teraz wiem, że to są zwykłe, ale wyjątkowe dziewczyny, kobiety. Łączą pracę korporacyjną z trzecim sektorem, pracują w urzędach i działają wolontaryjnie, albo wyjeżdżają za granicę, żeby zarobić i wracają, żeby działać społecznie. To nie jest wąska grupa kobiet, nie trzeba mieć zaproszenia do działania. Ale żeby tu trafić, trzeba na początku wytężyć wzrok i słuch, żeby znaleźć feministyczne skupiska. Dziś, gdy ktoś w małej miejscowości czyta takie wywiady, może sobie pomyśleć: to mogę być ja. Czasem potrzebujemy impulsu, informacji, czegoś co pozwoli podjąć decyzję i wiedzieć, gdzie zacząć.

MR: Bo feministki siedzą w podziemiach, jak w “Seksmisji”. [śmiech]

AB: Wiesz, jak szukałam feministek, nie było miejsca i okazji, by jakoś je poznać. Nie wiedziałam, jak się do nich dostać. Zabrakło mi dni otwartych w organizacjach feministycznych.

MR: W końcu jednak trafiłaś do feministek.

AB: Tak. Mój aktywizm feministyczny zaczął się w grupie krakowskiej Manify. Ale było trudno. Początkowo nie mogłam pojąć tej różnorodności, nie odzywałam się, nie wiedziałam, jak się do nich zwrócić. Pierwszy raz spotkałam się z określeniem cisnormatywność, czy zwracaniem się per “osoba”, zamiast użyć imienia lub formy on/ona. Skąd miałam wiedzieć o tym wszystkim, o czym feministki mówią? Edukacja nie uwzględnia takiej różnorodności, a szkoda. Uczyłam się więc sama tego środowiska, to był trening uważnego słuchania. Przeszukiwałam internet. Dużo się też dowiedziałam o sobie, musiałam na nowo przemyśleć swoją tolerancję, zmienić postrzeganie świata. Uważam to za jedną z piękniejszych lekcji życia.

MR: Kiedy poczułaś przełom?

AB: Kiedy poszłam na pierwszą Manifę, którą współorganizowałam. Zatańczyłam taniec One Bilion Rising i poczułam siłę, gdy zobaczyłam, że na nasze wydarzenie przyszło kilkaset kobiet. Zrobiłyśmy sporą demonstrację feministyczną, a było nas w Komitecie może 11 osób. Pomyślałam wtedy, że to jest właśnie aktywizm. I mnie wciągnęło. Zajmowałam się organizacją kilku wydarzeń, na przykład do One Bilion Rising-Kraków, powstała nawet, chyba w 2016 roku, choreografia dostosowana do potrzeb kobiet poruszających się na wózkach inwalidzkich. To było ważne dla całej grupy. Uświadomiłyśmy sobie, że możemy dostosować każdy program, by wspólnie walczyć przeciw przemocy. O to właśnie chodzi – o solidarność, jednoczenie się i pracęa na potencjale.

MR: Rozumiem, że Ciebie ukształtowała współpraca z kobietami?

AB: Oczywiście. Najbardziej w życiu pomogły mi kobiety, także wtedy, gdy wpadałam w tarapaty. Moimi mentorkami zawodowymi też były kobiety. To kobiety z mojej rodziny mnie motywowały i ukształtowały, to dzięki nim nigdy się nie poddaję. Szczególnie moja babcia, której nie znałam za bardzo, bo umarła, gdy miałam 7 lat, ale wciąż żyje w pamięci ludzi, którzy ją znali. Zawsze porównują mnie do babci, gdy zrobię coś szalonego. Ona też tak robiła, gdy coś ważnego działo się we wsi, biegła walczyć. To mnie podbudowało, że nie urwałam się jak “filip z konopi”, że moja babka była aktywistką-feministką! Choć na pewno tak się tego wtedy nie nazywało. Cieszy mnie, że w mojej rodzinie były fajterki. Mojej mamie też wiele zawdzięczam, to od niej uczyłam się znaczenia słowa “godność”. Jestem jej za to bardzo wdzięczna. Wierzę, że cokolwiek mnie jeszcze spotka w życiu, będę gotowa stawić temu czoła, nie poddam się bez walki. Brzmi bojowo?

MR: Brzmi dobrze. A Ty kontynuujesz tradycję.

AB: Tak, myślę, że tak. Moja mama też jest feministką, choć ucieka od tego słowa, gdybym to jej powiedziała, pewnie by się obraziła. [śmiech] Jednak tak widzę to, co robi. Chciałaby, żeby kobiety były traktowane na równi z mężczyznami, wyłapuje szowinistyczne żarty czy niesprawiedliwe traktowanie. Jest świadoma tych mechanizmów i nie zgadza się na to. Jedyne czym się różnimy to to, że ja mam więcej okazji do działania i sama sobie okazję stwarzam.

MR: Feministki nie chcą nazywać się feministkami, jak niektóre kobiety, które żyją z kobietami, nie chcą nazywać się lesbijkami*. Uczulenie na słowa, pod które podłączane są wyobrażenia i stereotypy, które odpychają.

AB: No tak, uczulenie na słowo może mieć różne źródła, często są to stereotypy, a wśród feministek są również heteroseksualne kobiety, które mają rodzinę i dzieci, a wychodzi na to, że działają tylko bezdzietne lesbijki.

MR: Dla ścisłości lesbijki też są dzietne.

AB: Właśnie! Aktywizm feministyczny to bezustanna praca ze schematami. Także w sobie.

MR: Prawda. A masz „złotą myśl”, która towarzyszy teraz Twojej aktywności?

AB: Moja złota myśl, którą zdaje się wyraziłam podczas Twojego warsztatu w Kijowie,  wisi na mojej lodówce: Nie to, co osiągasz, ale to co przezwyciężasz, definiuje Twoje życie (karierę). Każdy ma w swoim życiu rzeczy, które go blokują, żeby iść naprzód, trzeba to pokonać. Ja bym chciała z moją partnerką żyć w związku partnerskim, nawet małżeńskim, a nie mogę tego zrobić. Myślę więc, że swoje siły w najbliższym czasie wykorzystam, by to zmienić.

MR: Masz tyle siły?

AB: Mam. Ostatnio rozmawiałam z moimi znajomymi z Katowic, które mówią, że tyle energii spalam na ten aktywizm, im by się nie chciało. Może bym wpadała i coś zadziałała. A to tak nie działa, potrzebujemy solidarności, działania na miejscu. Ale nie umiałam ich przekonać. Zastanawiam się nadal, jak to zrobić.

MR: To bardzo trudne. Z mojego doświadczenie wiem, że wiele dziewczyn chce być przezroczysta, żyć normalnie, nie narażać się, mieć święty spokój i żyć po mieszczańsku. Liczą, że ktosia wszystko załatwi. Rozumiem, że nie każda może być działaczką, ale jeśli nie może, to są inne formy wsparcia. Można pomóc finansowo lub obecnością na wydarzeniach.

AB: Trzeba te różne przykłady aktywizmu rozpowszechniać! Zdaję sobie sprawę, że nie każdy musi działać tak jak ja, ale dobrze by było mieć listę przykładowych działań aktywistycznych dla innych – dla każdego coś dobrego.  

MR: A kiedy już wywalczysz to, co sobie zaplanowałaś, przekonasz nieprzekonane, to nadal będziesz aktywistką?

AB: Dobre pytanie. [śmiech] Chyba tak, jak mówiłam, aktywizm jest w pewnym sensie moim uzależnieniem. Muszę to robić. Albo w takiej albo w innej sprawie. Jak za 10-15 lat wszystko będzie załatwione, może znajdę kolejny temat. Na przykład lesbijki 60+.

MR: To akurat się załapię. Wtedy będzie już wiele emerytowanych aktywistek. [śmiech] Teraz to karkołomne zadanie. To może być nowy projekt!

AB: Mam jeszcze kilka pomysłów, więc na pewno coś znajdę, albo realia polskie mi coś podsuną.  Myślałam też o stworzeniu centrum medyczno-psychologiczno-zawodowym dla kobiet z wadami wrodzonymi, w którym mogłyby liczyć na pomoc i wsparcie. Ale to plany na przyszłość.

MR: Chcesz im oszczędzić trudnych doświadczeń i eksperymentowania w życiu? Choć, jak widać po Tobie, udaje się samodzielnie przejść proces. To budujące.

AB: Dziękuję bardzo, ja czuję zmianę i słyszę od innych, ale nie wiem, jak duża jest ta moja zmiana. W oczach i słowach innych ludzi łatwiej tę zmianę dostrzec. Ja mam teraz takie życie, jakie zawsze chciałam mieć.

MR: Trzymam kciuki za wszystkie Twoje działania. Dziękuję za rozmowę.

Korekta: Maja Korzeniewska

————————————–

Aneta Bilnicka (ur. 1987) – lesbijka, feministka, aktywistka na rzecz praw kobiet z niepełnosprawnościami, gitarzystka i performerka. Przez lata zaangażowana w działania Stowarzyszenia Strefa Wenus z Milo, od 2015 r. współorganizatorka Akcji One Billion Rising – Kraków i Manifa Krakowska.

Monika Rak. (2/2 Damskiego Tandemu Twórczego)
lesbijka / feministka / artaktywistka / aktorka / dramatopisarka / filmowczyni / graficzka.

Współtwórczyni projektów: Kobieta Nieheteronormatywna (cykl debat i audycji radiowych, 2014-2016) / O’LESS Festiwal (2012-2014) / DKF Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną (cykl spotkań, 2012-2015) / O teatrze lesbijskim w Polsce (cykl teatrologiczny, od 2012) / A kultura LGBTQ+ nie poczeka (projekt archiwistyczny, od 2016) / Lesbijska Inspira (cykl wywiadów, od 2017) / Portret lesbijek we wnętrzu, Niesubordynowane czytanie sztuki Jolanty Janiczak (czytanie dramatów) / Orlando.Pułapka? Sen, Fotel w skarpetkach, 33 Sztuka, RetroSeksualni. Drag King Show (spektakle) / Czarodziejski flet, Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet (opery) / L.Poetki (film dokumentalny) / Teatr Dialogu (warsztat i akcja miejska) / Wywrotowa komórka lesbijskaEpizody, watki, sugestie lesbijskie w kinie polskim (wykłady) / Stowarzyszenie Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* (od 2017).

————————————–

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka
,
I.   Manifest
1.   ManifestInstant. 
2.   Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry.
3.   Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II. Rozmowy wokół manifestu
1.  Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota.
2.  Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.  Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.  Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.  Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.  Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus.
7.  
Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk.
8.  Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdaleną Próchnik
9.  Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13. Co ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą
15. Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze politycznaRozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26. Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim
.
V.  EL*C. Wieden 2017
1.  Magdalena WielgołaskaOdzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2. Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3. Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4. Agnieszka MałgowskaPeformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie. 
6.  Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.
.
VI. EL*C. Kijów 2019.
1.  Monika Rak. L*Geniusza na Ukrainie.
2. Magdalena Wielgołaska. Lesbianizacja przestrzeni.

.
BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej

—————————————–

Aktualne wiadomości na temat projektu znajdziesz na:

Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!
..

LESBIJSKA INSPIRA | Polityczne znaczy wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką

Agnieszka Małgowska: Tomaszu, wiesz, że zaczynasz wątek męskoosobowy w naszym cyklu? W tym wątku świadomie i „tendencyjnie” będziemy rozmawiać z osobami, które czują się mężczyznami i sympatyzują z lesbijkami*. Co Ty na to?

Tomasz Gromadka: Miło mi i cieszę się na rozmowę z Twoją osobą.

AM: O „osobie” pewnie jeszcze porozmawiamy, ale zacznę od pytania dla mnie zasadniczego. Co zdecydowało, że Sistrum i Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* znalazły się w Stole Powszechnym?

TG: To stało się nagle, po prostu. Pamiętam, że Monika Rak, która przychodzi na “Pisanie co wtorek” do Stołu Powszechnego, zaproponowała mi Wasze wydarzenie. Zgodziłem się i od razu pomyślałem, że warto byłoby zrobić cały cykl.

AM: Lubimy cykle.[śmiech]

TG: Zauważyłem. Pamiętam, że natychmiast zaproponowałyście mi plan na pół roku, to mnie z jednej strony ucieszyło, że jest pomysł, z drugiej strony przestraszyło, że to jest aż tak rozbudowane. W końcu poczułem bezpieczeństwo, że sprawa jest ogarnięta, że to wynika z Waszej dłuższej pracy, a nie jest przypadkowe, improwizowane. Podobało mi się, że jest to artystyczna i wieloaspektowa propozycja kultury lesbijskiej.

AM: Systematyczne działanie ukorzenia tę kulturę.

TG: U nas cykle wynikają z myślenia o miejscu, jakim jest Stół Powszechny, któremu potrzebne są regularne wydarzenia. To pozwala zgromadzić grono ludzi wokół naszych aktywności. Możliwa jest też większa praca polityczna: ludzie wiedzą, że u nas odbywają się kreatywne i społeczne wydarzenia. Wieść się niesie i utrwala.

AM: To powód pijarowy. A były inne?

TG: Słyszałem też o niedofaworyzowaniu kultury lesbijskiej w społeczności LGBTQ i że faceckość jest bardziej mainsteamowa, a kobiecość spychana. Dlatego taka propozycja wydawała się ciekawa. Stół Powszechny nie robił wcześniej niczego tęczowego. Wiszą u nas flagi. Ale flaga to według mnie za mało. Ważne, żeby za emblematem stały konkretne działania.

AM: Ciekawe, że lesbijki z gwiazdką mają reprezentować tęczową flagę. [śmiech] To dopiero “dobra” zmiana.

TG: Dodam jeszcze, że znalazłyście się tu, bo po prostu przyszłyście z inicjatywą, a przestrzeń jest otwarta. Ale muszę podkreślić, że dokonujemy jednak wyboru. Dużo osób do nas przychodzi z propozycjami, ale nie decydujemy się na każde działanie. W Stół zaangażowanych jest kilka osób, ale gdy mam do wyboru warsztaty taneczne albo lesbijskie warsztaty taneczne, to wybieram to drugie. Przyznaję, że faworyzuję rzeczy, które są jawnie zaangażowane politycznie. Oczywiście, każda propozycja jest obgadywana w naszej, różnorodnej światopoglądowo grupie.

AM: Jak rozumiesz zaangażowanie polityczne?

TG: Polityczne znaczy wspólne. To świadome działania na rzecz poszerzenia wspólnoty o osoby marginalizowane. Działania takie jak Wasze: teraz robimy kulturę lesbijską, to jest artystka lesbijska, to jest film lesbijski, a to jest miejsce, gdzie lesbijki mogą przyjść i poczuć się bezpiecznie. To jest poszerzanie tego, co wspólne, wyjście poza heteronormatywność, homofaceckonormatywność. Oczywiście ta nasza polityczność w Stole jest konkretna: lewicowa, czasem liberalna, na pewno nie prawicowa czy neoliberalna. A propozycja Sistrum wydawała mi się od początku lewicowa.

AM: Padło to okropne słowo „lewicowość”. [śmiech] Tak kojarzysz kulturę lesbijską*?

TG: Raczej tak kojarzę Was, co chyba przeniosłem na całość zjawiska.

AM: O nas można tak myśleć, ale nie o heterogenicznej społeczności lesbijskiej*. Dopiero by się działo.

TG: Prawda, mnie też społeczność LGBT kojarzy się z liberalizmem.

AM: Twoja sympatia do kultury lesbijskiej* to wynik świadomości politycznej czy to konsekwencja bliższych relacji z tęczowym światem?

TG: Jestem zaznajomiony z tym światem przez ludzi. Ale nie zawsze tak było. Jako młody człowiek byłem bardzo konserwatywny, choć nie wydaje mi się, że byłem homofobem. Przede wszystkim nie akceptowałem siebie, miałem ogromne problemy z uznaniem siły kobiet i byłem zaciekłym antykomunistą. Dopiero od 2012 roku, gdy zacząłem współtworzyć Fundację Strefa Wolnosłowa i robić spektakle wielokulturowe, zacząłem się zmieniać. Do projektów przychodzili różni ludzie, także osoby nieheteroseksulane, choć poznawałem głównie gejów. Jeśli dziewczyny – to przede wszystkim biseksualne. Poprzez relacje poznawałem nowy świat. To była praca, która doprowadziła mnie do lewicy. Przeszedłem drogę od elementów patriarchalnej męskości, przez jej całkowite wyparcie, po akceptację siebie jako faceta.

AM: Ciekawe, miałam wrażenie, że jesteś organicznie nieheteronormatywny. Czyli można przejść taką transformację. [śmiech] Podejrzewam, że teraz jesteś postrzegany jako mężczyzna metroseksualny, a nawet gej.

TG: Tak, to się często zdarza, [śmiech] ale gejem nie bywam. Jestem heteroseksualny. No może czasem podobają mi się nieliczni faceci. Nie jestem też zaangażowany w kulturę LGBT, chodzę tylko na Paradę Równości, choć to wesołe, liberalne wydarzenie.

AM: Tęczowy wesoły liberalizm. [śmiech] Lewicowość nie jest wesoła?

TG: Nie pamiętam wesołej lewackiej manifestacji, a często chodzę na manifestacje. Tam bardziej rządzi wkurw. To nie zabawa, to walka.

AM: Na ostatniej Paradzie wreszcie widziałam hasło: “Precz z kapitalizmem” niesione tuż obok kolorowej platformy Google. Ale nadal było wesoło.

TG: Na Paradzie bardzo widać afiliację kapitalizmu. To problem, który dostrzegam w partii Biedronia. Wiosna jest niby lewicowa, choć bardziej na wzór zachodniej socjaldemokacji, są więc postulaty socjalne i równościowe, jednak to partia raczej liberalna.

AM: Skoro tak myślisz, to dlaczego chodzisz na tę wesołą i kapitalistyczną Paradę?

TG: Chodzę trochę z rozpędu, bo dużo manifestuję. Ale wydaje mi się, że warszawska Parada różni się od marszów organizowanych w mniejszych miastach w Polsce. Tam czasem trzeba iść na zderzenie i różne rzeczy mogą się zdarzyć. To już nie jest takie radosne. Z tym się identyfikuję, choć nie uczestniczyłem w wyjazdowych paradach.

AM: Powiedziałeś, że nie jesteś zaangażowany w kulturę LGBT, a ja widziałam spektakl na podstawie Twojego tekstu Robo i Osobo. Muszę przyznać, że zaskoczyło mnie, jak pokazałeś relację między bohaterkami. Dwie kobiety we wzajemnym akcie tworzenia. Widzę to lesbijsko*. Miałeś takie założenie?

TG: Napisałem tekst, który reżyserowała Agata Dyczko. Wiele zrodziło się podczas pracy reżyserki i aktorek. Tekst był adaptowany i cięty, zmienił się w wyniku procesu zbiorowego. Dwie postacie tytułowe nie zostały napisane jako kobiety, ale są tworzone przez kobiety. Agata wybrała dwie aktorki, choć postaci mogli tworzyć chłopcy, ale dziewczyny były ciekawsze.

AM: Dlaczego?

TG: To miał był posthumanistyczny, antykapitalistyczny romans science fiction. Gdy jest mężczyzna i kobieta to jest klisza. Kiedy są dwie kobiety, jest mniej standardowo.

AM: Z powodu homoerotyzmu?

TG: Kobiecego homoerotyzmu. Takich opowieści jest ciągle mniej. Jak pomyślę, to w kinie znam właściwie same gejowskie historie. Nie przypominam sobie żadnego hollywoodzkiego filmu lesbijskiego, który zdobył 10 Oskarów. [śmiech] O czarnoskórym geju jest film oskarowy, a o relacji lesbijskiej nie ma.

AM: Czyli przysłużyłeś się mimowolnie lesbijskiej* sprawie, nie tylko udostępniając miejsce w Stole Powszechnym, także artystycznie.

TG: Nawet tego nie wiedziałem, ale masz rację. Gdy powiedziałaś o tej lesbijskiej perspektywie, to widzę, że rzeczywiście w spektaklu jest dużo kobiecej bliskości: w tańcu, dotykaniu, w mówieniu. Tekst tę bliskość podbija, bo jest czasem jak wyznanie miłości. Ale to nie jest wymuskane, relacja jest skomplikowana, nawet przemocowa.

AM: Relacje lesbijek nie są tylko waniliowe, jak stereotypowo się je widzi. Wybierając tę kobiecą niestandardowość nie bałeś się, że sztuka nie będzie uniwersalna?

TG: Uniwersalizm to dla mnie żadna kategoria. O uniwersalności mogę napisać we wniosku o grant, ale w sztuce w nią nie wierzę. Dla mnie ważne są konkrety: sytuacja, postać, emocja, myśl, które można trochę uogólnić, ale uniwersalizm, to scheda po patriarchalnej filozofii i teologii. Odbiera autentyczność, odcina od twórczyń_ców i bohaterek_ów.

AM: Słyszałeś po spektaklu jakieś głosy o kobiecej energii i homoseksualności?

TG: Nie, raczej, że to było antykapitalistyczne i przede wszystkim o miłości.

AM: Skoro o miłości, to tym bardziej herstoria powinna wydać się nieheteroseksualna.

TG: Ale mówiono właśnie o uniwersalizmie. Chyba widzowie nie chcieli tego zobaczyć, ja sam dopiero teraz się z tym zmierzyłem, gdy zwróciłaś mi na to uwagę. Też tego tekstu nie traktowałem jak lesbijski romans, ale czuję tę interpretację. To jest właśnie o tym.

AM: Niespodzianka. [śmiech] Dobrze, że przed tym nie uciekasz. Co zresztą byłoby dziwne, bo pojawiałeś się w tym przedstawieniu i używałeś żeńskich końcówek. W ogóle – jak zauważyłem – używasz wobec siebie żeńskiego rodzaju.

TG: Tak, wtedy to robiłem, teraz już nie. Przechodziłem wówczas proces terapeutyczny i odrzucałem w sobie faceta, teraz go zaakceptowałem i nie muszę się odcinać, wypierać. To było autoagresywne. W tym czasie napisałem tekst do Krytyki Politycznej, w którym postulowałem wyrzucenie rodzaju męskiego z języka. Ta publikacja wkurzyła ludzi, wyzywali mnie od pedałów, pisali, że to najgłupszy tekst w Dzienniku Opinii Krytyki Politycznej, że nawet jak na lewactwo to szczyt idiotyzmu.

AM: Oj, nawet performatywna antycypacja budzi tyle emocji.

TG: Tak, a to miała być prowokacja. W stosunku do siebie – jak mówiłem – używam już męskiej końcówki. Ale kiedy jest grupa, gdzie jest tyle samo kobiet co mężczyzn albo przewaga kobiet, stosuję czasem tylko żeńskie końcówki. Robię to również w relacji z moją dziewczyną, mówiąc o nas w rodzaju żeńskim.

AM: A do mnie zwróciłeś się na początku rozmowy per osoba. Ja za tym nie przepadam, ale to coraz bardziej popularne określenie omijające binarność, płciowość w języku. Użyłeś go w tytule spektaklu, a na co dzień też jest przydatne?

TG: Lubię to słowo. Często go używam.To neutralne określenie, ale używam go również w miłosnej relacji i wtedy nabiera życia. W niektórych osobach, z którymi pracuję, to słowo wywoływało śmiech i kpiny, ale to się zmienia.

AM: Masz lesbijski*/queerowy potencjał. [śmiech]

TG: Pewnie dlatego, że jest we mnie silny feministyczny paradygmat, który może – jak się okazało – mieć lesbijskie i queerowe wcielenie. Ten feminizm jest czasem aż za mocny.

AM: Za mocny?

TG: Często mam nadmierne poczucie winy. Jestem o trzy kroki przed własnym działaniem patriarchalnym, nawet przed myślą. To bywa autoagresywne.

AM: Skąd to poczucie winy? Symboliczna czkawka za męskie poczynania w historii?

TG: Nie wierzę w zbiorową odpowiedzialność. Mogę tylko odpowiadać za to, co robiłem ja, we własnych relacjach, związkach. Kiedyś napisałam wiersz na ten temat, który jest – dziś myślę – za bardzo czołobitny wobec kobiet. Napisałem także tekst w związku z akcją #metoo.

AM: I na koniec. Nam gościna w Stole Powszechnym się przysłużyła. A Tobie obecność Sistrum nie zaszkodziła?

TG: Nie ma żadnych negatywnych reakcji. Prócz ostatniego pohukiwania prawicowców z okazji wydarzenia o kulturze barowej lesbijek, ale w sumie to drobiazg. A Teatr Powszechny tym wydarzeniem się chwali.

AM: To znakomita puenta naszej rozmowy. Dziękuję i do zobaczenia na kolejnych wydarzeniach w Stole Powszechnym.

Korekta: Maja Korzeniewska

————————————-————

Tomasz Gromadka (ur. 1986) poeta, dramatopisarz, animator kultury, członek Fundacji Strefa WolnoSłowa, która organizuje warsztaty teatralne nastawione na dialog wielokulturowy, ustanawianie więzi międzyludzkich i krzewienie postaw antyrasistowskich. Działa w kolektywie Autonomiczna Przestrzeń Edukacyjna, oddolnej grupie edukatorów i edukatorek, realizujących bezpłatne zajęcia edukacyjne w wielu dziedzinach, a także w Stole Powszechnym, przestrzeni spotkań twórczych i kawiarni w Teatrze Powszechnym im. Zygmunta Hubnera w Warszawie. Prowadzi zajęcia pisarskie w szkołach, aresztach i skłotach. Jego sztuki “Deportacja” i “Strajk arabskich pielęgniarek” drukowane były w miesięczniku „Dialog”. Spektakle na podstawie tekstów Tomasza Gromadki wystawiane były m.in. w Warszawie, Poznaniu, Bolonii i Brukseli.

Agnieszka Małgowska (1/2 Damskiego Tandemu Twórczego)
lesbijka / feministka / artaktywistka / reżyserka / trenerka teatralna / scenarzystka
Współtwórczyni projektów: Kobieta Nieheteronormatywna (cykl debat i audycji radiowych, 2014- 2016) / O’LESS Festiwal (2012-2014) / DKF Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną (cykl spotkań, 2012-2015) / A kultura LGBTQ+ nie poczeka (projekt archiwistyczny, od 2017) / O teatrze lesbijskim w Polsce (cykl teatrologiczny, od 2012) / Lesbijska Inspira (cykl wywiadów od 2017) / Portret lesbijek we wnętrzu, Niesubordynowane czytanie sztuki Jolanty Janiczak (czytanie dramatów) / Orlando.Pułapka? Sen, Fotel w skarpetkach, 33 Sztuka, RetroSeksualni. Drag King Show (spektakle) / Czarodziejski flet, Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet (nanoopery) / L.Poetki (film dokumentalny) / Teatr Dialogu (warsztat i akcja miejska) / Wywrotowa komórka lesbijska, Epizody, wątki, sugestie lesbijskie w kinie polskim (wykłady) / Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* (stowarzyszenie, 2017).

—————————

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka
,
I.  Manifest
1.  Manifest. Instant. 
2.  Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
3.  Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej
.
II. Rozmowy wokół manifestu
1.   Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.   Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką 
3.   Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.   Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.   Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.   Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.   Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk
8.   Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdą Próchniak
9.   Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normala rodzina. Rozmowa z  Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.  Co Ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą
15.  Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.   Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmowa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze politycznaRozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26. Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
3. Niemcy. Lesbijski projekt mieszkalny. Rozmowa z Yagner Anderson
.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim
.
V. EL*C. Wieden 2017
1.   Magdalena Wielgołaska. Odzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2.  Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3.  Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4.  Agnieszka Małgowska. Peformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie. 

BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej

 .
————————————-————
 .
Aktualne wiadomości na temat projektu Lesbijska Inspira znajdziesz na:
Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!
.

Mam dość oglądania bohatera maczo, który kolonizuje świat. Rozmowa z Jolantą Janiczak

Fragment wywiadu AAAKulturalnika z cyklu SISTRUM rozmawia o L*kulturze.
Wokół spektaklu O mężnym Pietrku i sierotce Marysi. Bajka dla dorosłych. CZYTAJ CAŁY TEKST 
Z Jolantą Janiczak rozmawia Damski Tandem Twórczy (Agnieszka Małgowska & Monika Rak)

                                                                                                  *********

Agnieszka Małgowska: Cieszę się, że mamy okazję porozmawiać. Bardzo mi zależało, żeby O mężnym Pietrku i sierotce Marysi. Bajce dla dorosłych opowiedziała współautorka spektaklu, który wyreżyserował Wiktor Rubin. Wprawdzie jesteście od lat artystycznym duetem, ale z przedstawieniem od razu skojarzono przede wszystkim reżysera i małą burzę w tęczowej społeczności wywołał fakt, że spektakl zrobił mężczyzna. Jesteś więc naszym kołem ratunkowym. [śmiech]

Jolanta Janiczak: Tak, dziennikarze jakoś częściej zwracają się do reżysera, zakładając, że jest szefem przedsięwzięcia.

Monika Rak: No to mamy patriarchlny początek naszej rozmowy. [śmiech]

AM: To zacznijmy raz jeszcze. Znasz cykliczny skecz Barbie Girls Ze sztambucha Maryi Konopnickiej Agnieszki Weseli /Furji?

JJ: Nie, a gdzie to było pokazywane?

MR: W polskim nurcie offowym. Dyskretnie [śmiech], ale przez lata i konsekwentnie. Na szczęście jest do obejrzenia w necie.

JJ: To obejrzę.

AM: Zaczęłam od tego pytania, bo wątek relacji obu Marii artystycznie popularyzowała Agnieszka Weseli i nie możemy o niej nie wspomnieć. Do mainstreamu zaś ta lesstoria dotarła – zdaje się – dzięki Homobiografiom Krzysztofa Tomasika. Swoją drogą mam wrażenie, że Twój tekst to udramatyzowany szkic Tomasika. Nie spodziewam się jednak, że Twoja praca researcherska ograniczyła się do tej lektury.

JJ: Oczywiście, że nie. Przeczytałam wszystko o Konopnickej. Listy, biografie, na przykład Iwony Kienzler Rozwydrzoną bezbożnicę, Marii Szypowskiej Konopnicka, jakiej nie znamy, Leny Magnone Maria Konopnicka: lustra i symptomy, oraz liczne artykuły i trochę rzeczy w archiwum we Lwowie. Tyle jest dostępnych materiałów o Marii Konopnickiej. Podejrzewam, że Krzysztof Tomasik oparł się na podobnym materiale. Ale ja, jako pisarka, też mnóstwo rzeczy pozmyślałam, połączyłam samowolnie pewne fakty, skupiłam się na sprawach, które mnie nurtowały. Bardziej interesował mnie problem niż fakty historyczne.

AM: Co Cię więc nurtowało?

JJ: Cały czas zastanawiała mnie ucieczka Konopnickiej za granicę. Mam wrażenie, że wyjechała, bo wokół niej i Dulębianki zrobił się za duży szum. Znalazłam w jakiejś publikacji informację, że podczas obchodów pięćdziesięciolecia twórczości Elizy Orzeszkowej w trakcie odczytu Dulębianki, na którym była też Konopnicka, jedna z młodszych pisarek skomentowała fakt, że są parą, Konopnicka obraziła się i wyszła. Z lektur wynika, że miały ogromny problem z pokazywaniem się razem. Ten aspekt ich relacji nie został sproblematyzowany w Homobiografiach.

Z relacji Konopnickiej z Dulębianką pozostało bardzo mało wspomnień, śladów. W korespondencji, która się zachowała, bo resztę spaliła córka, są historie, z których można coś wysnuć o ich relacji. W jednym z listów do córek Konopnicka pisze na przykład, że przychodzi do niej Pietrek, czyta jej książkę, potem idzie do siebie. W drugim pisze, że śpią razem pod derką, bo jest bardzo zimno i nie da się inaczej. Bardzo jestem ciekawa, co było w tych listach, które Zofia Konopnicka zniszczyła.

AM: To jest właśnie historia polskich lesbijek. Ukryta, pełna dziur, niedomówień. Dlatego fantazmatyczna opowieść, jaką jest Twój tekst, trafia w dziesiątkę.

JJ: Pewnie dlatego nie mogłam znaleźć w polskiej historii świadectwa życia namiętnego, jawnego związku dwóch kobiet, wprost, bez niedomówień aluzji, przypuszczeń.

MR: A właściwie skąd pomysł, żeby zająć się wspólną biografią dwóch Marii? Wiem, że piszesz sceniczne biografie kobiet: Katarzyny Wielkiej, Joanny Szalonej, Gorgonowej, francuskich rewolucjonistek, czasem też mężczyzn. Ale skąd wątek lesbijski?

JJ: Mnie interesują głównie historie kobiet. Także relacje między kobietami: przyjaźnie, współpraca i związki miłosne. Od dawna szukałam pary kobiet, która by mnie zainspirowała i była mi emocjonalnie bliska. Męskie biografie nie powstawały najczęściej z mojej inicjatywy. Chyba że to osoby jak Towiański, Neron czy Michael Jackson, o płynnej tożsamości i seksualności. Poza tym ciekawi mnie psychoseksualna zmienność w czasie, w ogóle wszelka procesualność tych aspektów biografii, które wydają się lub uznawane są za niezmienne. Czy wiecie, że Demi Moore jest w relacji serbską projektantką mody?

AM/MR: Nie wiemy. [śmiech] Mamy słabą „orientację pudelkową”.

JJ: Sharon Stone mówi, że po 50-tce jest gotowa na związek z kobietą. Orientacja może ewoluować w ciągu życia, badając swoje potrzeby, swoją seksualność, możemy odkryć, że potrzebujemy czegoś innego niż nam się wydawało. Im bliżej jesteśmy swoich potrzeb, tym więcej mamy odwagi, żeby przed sobą ujawnić pewne rzeczy.

A wracając do pytania. Muszę zaznaczyć, że nie piszę stricte biografii. To są raczej teatralne eseje na wybrany temat. Na przykład w Carycy Katarzynie tematem była droga do kariery, która bezwzględnie zaprzęga ciało kobiety. Przez ciało do władzy. I nie oceniam tego negatywnie, tylko się przyglądam z różnych stron. W XVIII wieku nie było innego emancypacyjnego sposobu sięgnięcia po władzę. Katarzyna Wielka doszła do władzy poświęcając się fizycznie i psychicznie, wchodząc w upokarzające dworskie gry, a potem jawnie używała seksualności, już dla siebie samej.

AM: Ta droga i dziś się sprawdza.

JJ: Niestety, wciąż mamy w sobie duże pokłady patriarchalnych norm i standardów, i żeby je zdekonstruować czy zniszczyć, trzeba ogromnej świadomości, trzeba zmiany języka. Mimo pracy nad sobą, niemal codziennie, przyłapuję się na odruchach czy krytycznym patrzeniu na siebie, którego źródła tkwią w patriarchacie. Wychowanie, edukacja, normy kulturowe, pułapki, wpływy, których nawet nie jesteśmy świadome, a które próbują nas utrzymywać w poczuciu bezsilności. Potrzebujemy nowych mitów, opowieści, bo nadal rządzą mity hetero i macho. I to bez względu na kulturę czy wyznanie. Niedawno wróciłam z Izreala i tam patriarchat ma się świetnie, czuje się, że kobiety powinny znać swoje drugorzędne miejsce. Jak się w tym odnaleźć? Nie mówiąc już o pełnej widoczności czy przejęciu władzy. Nawet serbska premierka Ana Brnabić, która jest jawną lesbijką, sprawy kobiet i osób LGBTQ+ stawia na dalszym planie.

MR: Dlatego, mimo że takie myślenie jest passe, ja nadal twierdzę, że musimy jako kobiety trzymać się razem i tworzyć grupy.

JJ: Ja też myślę, że kobieta ma największe wsparcie w innej kobiecie. W moich różnych tekstach często bohaterka wyrywa inną kobietę ze świata patriarchalnego. Trudno czasem określić charakter tej relacji, najważniejsze, że dziewczyny się wspierają. To mnie prowadzi do lesbijskiego myślenia o kobietach. Tu widzę moc.

AM: Moje ulubione continuum lesbijskie. Stąd – rozumiem – Twój zamach na patriarchat. [śmiech] Sięgnięcie po Świętą Matkę Polkę/Narodową Poetkę to taki właśnie zamach! Czy zrobiłaś to celowo w stulecie odzyskania niepodległości, której nota bene pisarka nie doczekała, a Dulębianka już tak?

JJ: Ten pomysł przyszedł mi do głowy jakieś trzy lata temu, ale żaden teatr nie palił się do tej propozycji, więc nie pisałam. Dopiero Maciej Nowak, dyrektor poznańskiego Teatru Polskiego, tym się zainteresował. Więc ta rocznica po prostu się przytrafiła.

AM: Tak na marginesie. Nie piszesz niczego bez zamówienia?

JJ: Sama wymyślam tematy, sprawy, które mnie interesują i najczęściej wcześniej czy później trafiam na teatr, który podziela moje pasje i zainteresowania. Nie piszę w ogóle na zamówienie jako takie. Poza tekstami do teatru piszę różne notatki, obserwacje i część tego potem wykorzystuję przy tworzeniu tekstów do teatru.

AM: A sama historia. Jak na nią trafiłaś?

JJ: Na opowieść o Dulębiance i Konopnickiej trafiłam, badając zaplecze polskich emancypantek. Pierwsza była Narcyza Żmichowska, potem wpadła mi w oko Dulębianka, ona doprowadziła mnie do Konopnickiej. To było odkrycie, bo – jak mówiłem – od dawna szukałam lesbijskiej lovestory.

MR: Dlaczego szukałaś takiej historii ?

JJ: To mnie interesuje organicznie. Buntuję się, gdy oglądam filmy i nie widzę perspektywy kobiecej. Męskie historie nie wnoszą najczęściej nowej perspektywy. Mam dość oglądania bohatera maczo, który kolonizuje świat. Dlatego szukałam kobiecych historii, także lesbijskich. Jest wiele bohaterek, które czekają na wydobycie, jak Zofia Sadowska, lekarka w czasie okresu międzywojennego oskarżona o uwodzenie pacjentek, super ciekawą osobą była Paulina Kuczalska-Reinschmit i jej relacja z Józefą Bojanowską. Zastanawiam się też, dlaczego doświadczenie męskie w filmach Tajemnica Brokeback Mountain, Filadelfia, Moje własne Idaho się uniwersalizuje, a nie robi się tego w filmach z homoseksualnymi kobietami.

MR: Uniwersalizuje? Jak rozumiesz to słowo? Ja na pewno nie chcę „być uniwersalizowana” według heteronormatywnego wzorca.

JJ: Właśnie chodzi mi o tę pułapkę myślową. Problemem jest utożsamienie z męską historią jako historią człowieka. Nawet gejowska tak jest sprzedawana. Nie chodzi mi o taką uniwersalizację. Chodzi mi o danie równego prawa opowieściom mężczyzn i kobiet. Chcę, żeby bohaterka była podmiotowa. Mocna i wyrazista. Dla mnie podręcznikiem, który powinien trafić do szkół, bo dzięki niemu można zrozumieć złożoność tożsamości, ale mimo wszystko utożsamiać się z każdą i każdą wspierać, jest Siostra Outsiderka Audre Lorde.

AM: Dodałabym jeszcze, że potrzebne jest równe traktowanie sposobu opowiadania tych historii. Nie sam temat i bohaterka zmienia narrację, a w sposobie opowiadania tkwi ukryta władza patriarchatu.

JJ: Racja. Do dziś nikt nie ma odwagi opowiedzieć niepatriarchalnie biografii Marie Curie Skłodowskiej na przykład. Brakuje w Polsce reżyserek, które opowiadałyby o kobietach ryzykownym językiem filmowym, nie estetyzującym kobiety i nie zapędzających je w schematy wyciągnięte wprost z męskiego kina hetero. Nawet jeśli bohaterkami są dwie kobiety tworzące związek, to mam wrażenie, że albo są to aluzje i niedopowiedzenia albo patrzące oko jest nadal płci męskiej.

MP: Dlatego wciąż skazane jesteśmy na takie filmy jak Życie Adali, męska wizja „uniwersalnej” historii o lesbijkach.

JJ: Na dodatek to najbardziej popularny film o relacji kobiet. Co ciekawe, został zrobiony przez reżysera arabskiego pochodzenia. Widać tam męskie schematy, konstrukt fabularny. Owszem, są namiętne sceny erotyczne, ale gdy zna się jeszcze kontekst produkcyjny tego filmu, słynne już mobbingowanie aktorek, trudno oglądać ten film niewinnie. Jeszcze jedna rzecz rzuciła mi się w oczy, znacznie bardziej cieleśnie eksploatowana i pokazywana jest Adèle Exarchopoulos niż Léa Seydoux, która po prostu ma wyższą pozycję na rynku, podczas gdy Adèle Exarchopoulos była wtedy na początku kariery.

AM: Gdyby taki film zrobiła dziewczyna, z pewnością usłyszałaby tekst jak ten Zosi, bohaterki Twojego spektaklu, przykładowej strażniczki patriarchatu: Jaką wy tu moje drogie stworzyłyście strukturę, sytuację, zdarzenie? Sprowadzacie najwyższe poetyckie misteria duchowe do fizjologii. Zaraz się któraś gotowa tu załatwić.

JJ: Nie mogę już tego znieść, że to co kobiece traktowane jest jako cielesne, fizjologiczne, waginalne albo emocjonalne, histeryczne. Że najlepiej znaleźć dla twórczości, tak zwanej kobiecej, oddzielne kategorie. Mam wrażenie, że mówienie o czymś, że to literatura kobieca czy kino kobiece ma twórczość kobiet marginalizować. W Cannes na przykład, w głównym konkursie, zazwyczaj na dziesięciu mężczyzn jest jedna kobieta. I jedna selekcjonerka na kilku panów. Tak się tworzy kanony, wzorce i mainstream.

AM: Niestety, ale wróćmy do głównej historii. Cieszy mnie, że powstał ten spektakl, ale przyznam, że mam z Marią Konopnicką problem. Choć Konopnicka z Dulębianką u boku powiewa na sztandarze tęczowym jak prowokacja, trochę jak nieheteroseksualne trofeum, to de facto jest osobowością asymilacyjną, której słowo „lesbijka” czy nawet „emancypantka” pewnie stanęłoby w gardle.

JJ: Ale ja też mam z nią problem. Maria próbuje zadowolić gusta wszystkich. Jest jak pisarki, które wszelkimi sposobami w życiu i twórczości usiłują znaleźć się we “właściwym miejscu”. Maria podążała tą drogą: mąż, ośmioro dzieci. Ale jednocześnie romansowała w trakcie małżeństwa. Wydaje mi się, że także romansowała w czasie, gdy była z Dulębianką.

AM: Trzeba przyznać, że nie oszczędziłaś Konopnickiej. Zafundowałaś jej niełatwy-pośmiertny-publiczny proces transformacji, z którego wyłoniła się jako lesbijsko-feministyczna wojowniczka. Twoja Maria z Marią rzeczywistą ma raczej niewiele wspólnego. Jak Ci się dekonstruowało taką postać?

JJ: Na początku myślałam, że stworzę Konopnicką i Dulębianką już jako patronki ustawy o związkach partnerskich, które będą pomagać innym wyjść z szafy. Ale zobaczyłam, że to całkowita utopia. I nieprawda. Muszę pisać o tym, co wydaje mi się najbardziej prawdziwe i problematyczne w postaci. Nie mogę obciąć Konopnickiej-konserwatystki na rzecz Konopnickiej-ikony LGBT. Pisząc przyglądałam się obydwu możliwościom.

Przyglądałam się też lukom jej życiorysu, starałam się wyobrazić sobie, co Konopnicka chciała ukryć. A z tego, co o niej wyczytałam, wiele chciała ukryć. Miała wręcz obsesję na punkcie swojego wizerunku. Bardzo kontrolowała zarówno zdjęcia jak i teksty, które się o niej ukazywały. Zrobiła wszystko, żeby zatuszować skandal związany z kleptomańskimi skłonnościami jej córki Heleny, czy aferę miłosną z młodszym od siebie o ćwierć wieku Maksymilianem Gumbliwiczem. A Dulębianka bardzo jej w tym pomagała.

MR: Stworzylaś więc fantazmatyczne postacie, a potem musiałaś oddać ją aktorkom. Czy miałaś wpływ na wybór aktorek do głównych ról?

JJ: Miałam wpływ na wybór Agnieszki Kwietniewskiej, grającej Konopnicką. W sumie trochę też na wybór reszty, ale to już były_li aktorki_rzy nie z zewnątrz. W teatrze repertuarowym nie możemy za bardzo zapraszać ludzi z zewnątrz. Teatr repertuarowy ma pewne zasady. Ma swój zespół, jest przyzwyczajony do pewnego typu pracy. To ciekawe, że każdy zespół aktorski wymaga nieco innego sposobu pracy.

***********

CZYTAJ CAŁY TEKST
Mam dość oglądania bohatera maczo, który kolonizuje świat. Rozmowa z Jolantą Janiczak
Wokół spektaklu O mężnym Pietrku i sierotce Marysi. Bajka dla dorosłych.
AAAKulturalnik,  z cyklu SISTRUM rozmawia o L*Kulturze & O Teatrze Lesbijskim w Polsce.

***********

Jolanta Janiczak – absolwentka psychologii Uniwersytetu Jagiellońskiego i aktorskiego Lart Studio, dramaturżka i dramatopisarka. Jest autorką kilkunastu dramatów. Od 2008 roku pracuje jako dramaturg z Wiktorem Rubinem, współtworząc oryginalny język teatralny. Ich wspólne spektakle są obecne na wszystkich ważnych festiwalach w Polsce. Na IV Międzynarodowym Festiwalu Boska Komedia w Krakowie (2011) otrzymała wyróżnienie za dramat JOANNA SZALONA; KRÓLOWA, który był także w finale Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej 2012.  W roku 2013 jej tekst CARYCA KATARZYNA znalazł się w finale Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej. Laureatka Paszportu Polityki 2013 oraz laureatka programu stypendialnego ministra kultury i dziedzictwa narodowego Młoda Polska 2014, zdobywczyni Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej w 2016 roku za dramat SPRAWA GORGONOWEJ. Jej dramaty doczekały się licznych publikacji w kraju i zagranicą. Podejmowane przez nią tematy dotyczą przede wszystkim kobiet i ich miejsca w historii, relacji między ciałem i polityką. Jest jednym z najwyrazistszych i najradykalniejszych głosów feministycznych w kraju.

***********

DO POCZYTANIA
LESBIJSKA INSPIRA. Manifest i wywiady POCZYTAJ
AAAKulturalnik. Teatr lesbijski w Polsce. Cykl teatrologiczny  POCZYTAJ
AAAKulturalnik. Sistrium rozmawia o L*Kulturze POCZYTAJ

LESBIJSKA INSPIRA | Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi

Magdalena Wielgołaska: Na początku chcę Cię zapytać, w jaki sposób czujesz i opisujesz swoją tożsamość?

Anna Szlávi: Szczerze mówiąc – nie lubię żadnych etykietek. Właściwie przez całe moje świadome życie walczę z szufladkowaniem. Domyślam się, że wynika to z mojego mocnego poczucia bycia inną, a z nadawaniem etykietek i to, że żadna nigdy do mnie nie pasowała, wiążą się wspomnienia bardzo trudnych doświadczeń. W związku z tym, jako osoba dorosła, nadal nie mam zgody w sobie na jakiekolwiek szufladkowanie kogokolwiek. Rozumiem, że te etykietki pomagają nam okiełznać otaczający nas świat, ale doprowadziliśmy do tego, że z czegoś, co miało nam ułatwić życie, zamieniły się w coś, co raczej je utrudnia.

Co do kwestii mojej tożsamości psychoseksualnej, to jest ona płynna, elastyczna. W moim życiu tworzyłam relacje zarówno z mężczyznami jak i z kobietami, natomiast faktycznie przez ostatnie dziesięć lat dominowały relacje z kobietami. Myślę jednak, że używanie słowa “lesbijka” byłoby zbyt dużym uproszczeniem w opisie mojej tożsamości.

MW: A jaki jest Twój stosunek do tego słowa?

AS: Nie mam żadnych złych skojarzeń, mimo że społecznie to słowo jest bardzo obciążone w moim kraju. To, że nie nazywam siebie lesbijką – pomimo świadomego tworzenia relacji z kobietami – wynika wyłącznie z tego, o czym wspomniałam wcześniej. Po prostu żadna definicja nie jest czymś pod czym w stu procentach mogłabym się podpisać. Unikam też szufladkowania innych osób.

MW: Wiem już, że od zawsze byłaś świadoma, że jesteś inna. A jak to wpływało na Twoje relacje? Zawsze miałaś świadomość, że Twoja tożsamość jest płynna?

AS: W zasadzie dopiero na studiach pierwszy raz zakochałam się w dziewczynie. Zrodziła się między nami tak wielka fascynacja i głęboka bliskość, że w żaden sposób nie dało się tego zanegować. To się po prostu stało. W tamtym czasie byłam na Erasmusie we Włoszech, a w akademiku dzieliłam pokój z dwiema lesbijkami – pierwszymi, jakie świadomie poznałam. Wszystko było bardzo naturalne. W zasadzie najpierw dopadło nas to uczucie, a potem dopiero poznałam te etykietki, które przykleja się w podobnych sytuacjach. To, że miałam współlokatorki lesbijki, było świetne, bo miałam z kim rozmawiać o tym, co przeżywam. Intensywność tej relacji trochę nas pochłonęła i ostatecznie doprowadziła do końca związku. Później wróciłam na Węgry. Zaczęłam odkrywać węgierską scenę lesbijską, z której istnienia nie zdawałam sobie wcześniej sprawy. No i szczerze mówiąc, byłam bardzo niezadowolona z tego co odkryłam.

MW: Dlaczego?

AS: Nie istniała żadna wspólnota, dziewczyny nie były solidarne. Spędziłam też dwa semestry studiów w Stanach Zjednoczonych i tam miałam możliwość obserwowania prężnie działającego środowiska, zjednoczonej wspólnoty. Wtedy też poczułam, że mam gotowość do tego, żeby zacząć zmiany na Węgrzech.

I muszę jeszcze dodać, że choć sama nie przyklejam sobie etykietek, to faktycznie używam słowa „lesbijka” w sytuacjach, które są czymś w rodzaju świadomego aktu politycznego. Robię to, żeby wzmocnić głos marginalizowanej grupy i pokazać, że jestem jej częścią i ją wspieram. W takiej sytuacji bardziej chodzi mi o powiedzenie:
“my lesbijki”, “my kobiety nieheteronormatywne”, o pokazanie, że istnieje wspólnota, niż wskazanie na swoją indywidualną tożsamość. Nasze społeczeństwo niestety najczęściej nie myśli kategoriami innymi, niż te z szufladek, więc muszę świadomie używać języka, który jest rozumiany, a moje osobiste podejście do kwestii tożsamości może po prostu zostać niezrozumiane. Muszę odwoływać się do wspólnego, społecznego aparatu pojęciowego, w którym słowo
lesbijka ma – co prawda – konotacje negatywne, ale wiadomo o co chodzi, że jest to kobieta, która kocha kobietę – w dużym uproszczeniu.

MW: Jesteś jedną z założycielek węgierskiego, lesbijskiego magazynu qLit Magazine, w którym używacie jasnych pojęć i który jest węgierskim magazynem lesbijskim – rozumiem, że to właśnie element działania politycznego i umacniania grupy marginalizowanej.

AS: Dokładnie. Na Węgrzech słowo “lesbijka” ma bardzo negatywny wydźwięk. Używamy tego słowa jako parasola, który mieści w sobie całą kobiecą nieheteronormatywność. Na początku wymagało to od nas samych świadomego wysiłku, żeby utworzyć pozytywny kontent, który mam nadzieję, że zmienia i nadaje nowe znaczenie słowu “lesbijka” i zmienia myślenie ludzi. Odczarowujemy tym samym słowo na L.

Szczerze powiedziawszy nie znam na ten moment lepszego słowa, którym mogłyby się określać kobiety nieheteronormatywne. Jest jeszcze nasze słowo “buzi”, które jest raczej podobne do słowa “faggot” [ciota]. Ale jest to raczej słowo kontrowersyjne i ja osobiście za nim nie przepadam.

MW: Czy możesz powiedzieć trochę więcej o samym magazynie? Kto go tworzy, jakie są Wasze założenia?

AS: qLit Magazine powstał dwa lata temu, z intencją zbudowania środowiska kobiet nieheteronormatywnych. Rozpoczęłyśmy ten projekt we trzy przyjaciółki: Dorka, Eni i ja. Tak jak wcześniej powiedziałam, miałyśmy świadomość, że na Węgrzech nie istnieje coś takiego jak środowisko lesbijskie i postanowiłyśmy to zmienić, stworzyć coś, co będzie punktem wyjścia.

Zaczęłyśmy od magazynu internetowego, ale głównym założeniem stało się organizowanie wydarzeń, w czasie których kobiety mogą spotkać się na żywo, a nie tylko w przestrzeni wirtualnej. Treści, które zamieszczałyśmy w internecie były więc świadomie przygotowywanym podłożem do tego, żeby spotykać się i działać razem w realu. Po roku naszego działania, kiedy nasze publikacje i kampanie internetowe okazały się sukcesem, odpaliłyśmy też akcje pozainternetowe. Mamy regularne spotkania na zasadzie speed dating, quizów barowych, performatywnych improwizacji i raz w tygodniu spotykamy się, żeby pograć w ping-ponga. Z radością obserwujemy, że Węgierki w różnym wieku, te młodsze i te starsze, są przeszczęśliwe, że mają możliwość spotykania się, poznania i tworzenia wspólnoty, którą łączą różne aktywności. Każda znajdzie coś dla siebie. To jest również niesamowicie wzmacniające dla nas – założycielek magazynu, że udało się to, o czym marzyłyśmy na początku, czyli stworzenie takiej przestrzeni, w której kobiety czują się dobrze, swobodnie i chcą być częścią środowiska.

MW: Wasze doświadczenia to ciekawy przykład uaktywnienia kobiet nieheteronormatywnych. Szczególne kiedy sytuacja polityczna w Twoim kraju jest dynamiczna i trudna. Jaka jest przyszłość lesbijek* na Węgrzech?

AS: Ciężko mi przewidzieć, co przyniesie przyszłość dla nieheteronormatywnych Węgierek. Z jednej strony bardzo zauważalna jest rosnąca społeczna świadomość i akceptacja dla środowiska LGBTQ+ w ogóle. Ludzie zauważają naszą obecność w coraz większej liczbie obszarów życia społecznego i naprawdę spotykamy się z pozytywną zmianą. Z drugiej strony Węgry są krajem, w którym przepaść między płciami jest ogromna. Dyskryminacja jest chyba największa w porównaniu z innymi krajami Unii Europejskiej. Słabo wypadamy również na arenie światowej. Póki co nic nie zapowiada zmian na lepsze w naszej sytuacji politycznej, ale z drugiej strony na ulice wylały się tłumy przeciwników Orbana. Te protesty przybierają różne formy, pojawia się także agresja. Ludzie mają dość. Zaczynają sobie uświadamiać, że elity polityczne mogą zrobić wszystko, co chcą. Dlatego tak ciężko przewidzieć, co spotka grupy marginalizowane.

MW: Bardzo dziękuję za rozmowę i mam nadzieję, że pozostaniemy w kontakcie, by wymieniać się swoimi doświadczeniami.

AS: Również bardzo dziękuję i mam taką nadzieję, trzymam kciuki za polskie środowisko kobiet niehetero.

Korekta: Maja Korzeniewska

—————————————–

Anna Szlávi: Lingwistka, której życie oscyluje w trójkącie: badania-nauczanie-tłumaczenia. Kiedy nie pracuje lub nie podróżuje – gra w piłkę nożną, uprawia wspinaczkę wysokogórską, jeździ na rowerze, biega lub poświęca czas innym aktywnościom fizycznym. Po powrocie z naukowego wyjazdu do Filadelfii ([gdzie tworzyła swoją pracę o relacji płci i dyskursów) na Węgry, rozpoczęła pierwszy w kraju LGBTowski projekt muralowy. Współzałożycielka węgierskiego, lesbijskiego magazynu qLit, organizatorka eventów zrzeszających środowisko kobiet nieheteronormatywnych. Magazyn gLIT

Magdalena Wielgołaska– aktywistka / lesbijka / feministka / współzałożycielka Stowarzyszenia Sistrum – Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* / działaczka na rzecz poszerzania wiedzy na temat leczniczego działania konopi / zaangażowana w Kręgi Kobiece i odzyskiwanie wewnętrznej, kobiecej Mocy / członkini Partii Zieloni/ administratorka strony Strefa Les*/ współpracowniczka projektu A kultura LGBTQ+ nie poczeka!/ wspólzałożycielka Stowarzyszenia Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej*.

————————————-

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka
,
I.  Manifest
1.  Manifest. Instant. 
2.  Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
3.  Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II. Rozmowy wokół manifestu.
1.   Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota.
2.  Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.   Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.  Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.   Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.   Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus.
7.   Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk
8.   Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdaleną Próchnik|
9.   Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10.  Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.  Co ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą
15.  Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.   Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze politycznaRozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26. Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
3. Niemcy. Lesbijski projekt mieszkalny. Rozmowa z Yagner Anderson
.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim
.
V.  EL*C. Wieden 2017. 
1.  Magdalena WielgołaskaOdzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2.  Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3.  Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4.  Agnieszka MałgowskaPeformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
6.  Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.
.
VI. EL*C. Kijów 2019.
1.  Monika Rak. 
L*Geniusza na Ukrainie.
2. Magdalena Wielgołaska. 
Lesbianizacja przestrzeni.
.
BONUS

Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej

————————————

Aktualne wiadomości na temat projektu znajdziesz na:
Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!

LESBIJSKA INSPIRA. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej.

Agnieszka Małgowska: Dziś mija rok od publikacji pierwszego wywiadu naszego cyklu. Po ogłoszeniu Manifestu i publikacji rozmowy komentującej wydarzenia, które do tego Manifestu nas sprowokowały, wiedziałyśmy, że na tym nie może się skończyć. I po dwóch miesiącach zdecydowałyśmy, że spóbujemy robić wywiady z kobietami nieheteronormatywnymi. Zdecydowałymśmy i zrealizowałyśmy. Pierwszy wywiad został opublkowany 6 grudnia 2017.  Taki mikołajkowy prezent. [śmiech] Po roku z radością donosimy, że udało nam się przeprowadzić i opublikować 22 rozmowy. Chcemy pocelebrować tę małą rocznicę.

Magdalena Wielgołaska: Jestem wielką fanką celebrowania. Nie jest łatwo realizować przez rok projekt wolontariacki. Zawsze jest tyle okazji, żeby sobie odpuścić. Poza tym życie potrafi nieźle namieszać.

Monika Rak: Dość szybko życie popsuło szyki. W niedługim czasie zmienił się trochę skład Lesbijskiej Inspiry. Agnieszka Frankowska, współinicjatorka tego projektu, z różnych życiowych powodów musiała się wycofać, ale jeszcze udało jej się przygotować wywiad z swoją krajanką. Pozdrawiamy przy okazji, Agnieszkę. Projekt był kontynuowany, a chwilę potem wsparłaś projekt Ty, Maju.

Maja Korzeniewska: I bardzo się z tego cieszę. Pewnie zaczynałbym z Wami, ale był to czas, kiedy umierała moja matka po ciężkiej chorobie.

AM: Znowu życie. To wszystko składa się na sytuację aktywności lesbijskiej w Polsce. Bywa różnie. To, co dzieje się offline, może mieć zasadniczy wpływ na taki projekt. Dlatego też pokusimy się o małe podsumowanie, odsłonimy kulisy inspirowe, także podzielimy się naszymi wrażeniami i refleksjami.

Ja przez ten rok uświadomiłam sobie, że cykl okazał się pewnego rodzaju projektem socjologicznym, dzięki któremu zapisanych zostało kilka lesstorii, które ujrzały światło dzienne. Teraz wreszcie to, co kiedyś pozostawało w sferze prywatnej, stało się częścią publicznej debaty. Cieszy mnie to bardzo.

MR: Właśnie, niemal wszystko, co wybrzmiało w wywiadach, znamy z rozmów imprezowych, dyskusji sistrumowych, etc. Teraz to zostało zapisane. Można to też porównać z historiami bohaterek książki Anny Laszuk ”Dziewczyny, wyjdźcie z szafy!” Zobaczyć, co się zmieniło, co zostało po staremu. To może być interesujące…

MW: Myślę, że siłą wywiadów jest różnorodność. Nasze rozmówczynie były w różnym wieku, z różnych środowisk, z różnymi doświadczeniami i przekonaniami. Doświadczenia życia codziennego, mocne i trudne zmagania z rodziną, czy sobą samą uzupełniła perspektywa naukowa. Niektóre rozmowy są jak fotografie na dużym zbliżeniu, niektóre to foty panoramiczne.

AM: Chciałyśmy rozszerzyć granice wieku rozmówczyń inspirowych. Udało się połowicznie. Nasza najmłodsza rozmówczyni miała 14 lat. Najstarsza – 55 lat. Kobiety nieheteroseksualne 60+  nadal są poszukiwane. Te nieopowiedziane jeszcze historie budzą ciekawość od dawna. Być może nie uda się ich wyrwać z niepamięci i ta dziura w pamięci będzie znacząca. Jak na razie, wspominana książka Anny Laszuk, pozostaje publikacją, w której są portrety starszych kobiet kochających kobiety.

MK: Ostatnio ten skromny zbiór senioralnych lesbijskich opowieści wzbogaciła historia 90-letniej Krystyny, którą spisał Remigiusz Ryziński w „Dziwniejszej historii”.

MR: Niestety, muszę dodać, że wywiad z 55-latką został usunięty. Dostałam maila od syna bohaterki, który pod groźbą sądowych konsekwencji żądał usunięcia wywiadu. Jego zdaniem szkalował dobre imię rodziny. Po konsultacji z bohaterką, która nie miała pojęcia o tym, że wywoła swoim wywiadem taką reakcję, na jej prośbę usunęłyśmy rozmowę ze strony Feminoteki. Postanowiłyśmy jednak zamieścić krótki tekst redakcyjny informujący o sytuacji.

Dla nas było to potwierdzenie jednej z tez Lesbijskiej Inspiry, że kobiety łatwo się nie outują, bo mają wiele powodów, które je powstrzymują. Silna więź z rodziną, obawa przed wykluczeniem czy lęk przed sprawieniem kłopotu swoją orientacją, to częste powody siedzenia w szafie. Ciekawe, że nasza bohaterka zawsze żyła jawnie, a jej syn był świadomy orientacji matki. Jednak fakt, że jej nazwisko pojawiło się obok hasła: Lesbijska Inspira i zaistniało na popularnej witrynie Feminoteki, najwyraźniej zmieniło jego perspektywę.

MK: Dodajmy, że syn jest dorosłym człowiekiem. Dla mnie bolesne w tej sprawie był fakt, że partnerka – pełniąca funkcję drugiej matki – tym samym została wykreślona z tej historii. A także to, że syn pominął naszą rozmówczynię i bezpośrednio skontaktował się z nami.

MW: Ale w sumie zdarzyła się jedna taka sytuacja. Pamiętam, że gdy zaczynałyśmy cykl, nie miałyśmy pewności, ile rozmówczyń uda nam się namówić na wywiady. Na samym początku kobiety/dziewczyny bały się, że jeśli będą mówić to, co naprawdę myślą, narażą się rodzinie, będą mieć problemy w pracy. Albo powiedzą coś, co zepsuje osławioną “dobrą atmosferę” w środowisku LGBTQ+.

Dlatego też bardzo wdzięczna jestem osobom, które zdecydowały się na udzielenie wywiadów jako pierwsze, bo właśnie po tych wywiadach zrobiła się kolejka rozmówczyń. [śmiech] Kolejka, która   nadal jest i do której powiększenia zachęcamy.

Miałyśmy też takie sytuacje, że dwie osoby, które zapraszałyśmy do wywiadów na samym początku cyklu, odmówiły udziału w projekcie, a po kilku miesiącach, kiedy zobaczyły jakich kształtów nabrały nasze działania, zgodziły się na rozmowy. Świetnie, że zmieniły zdanie.

AM: To też chyba dowód na to, jak bardzo potrzebne są działania, które nas jednoczą. Jak się zarażamy wzajemnie – odwagą.

MR: Dla mnie zaskakująca była „rekrutacja” rozmówczyń. [śmiech] Czasem taka rozmowa to był przypadek. Choć może zrobiłam się uważniejsza. Byłam jak łowczyni, bo każde spotkanie z kobietą nieheteronormatywną mogło skończyć się propozycją wywiadu do Inspiry. Wystarczyło zapytać o zgodę. W sumie tylko jedna osoba mi odmówiła. Co ciekawe – kobieta przez nas upragniona. Seniorka 60+.

AM: Ale podkreślmy: dla nas naprawdę każda osoba była interesująca. Nie było żadnej selekcji, która jest okropnym, protekcjonalnym zwyczajem. Bo jak oceniać „atrakcyjność” doświadczenia? Szczególnie, gdy tak mała grupa dziewczyn/kobiet wypowiada się publicznie.

Naszym celem było przede wszystkim wsłuchiwanie się w opowieści naszych rozmówczyń. Nie było też żadnej cenzury wypowiedzi. Choć zdarzały się momenty, kiedy trudno nam było zgodzić się z interlokutorkami. [śmiech] Ale dzięki temu rzeczywistość nie została zafałszowana ani sformatowana.

MK: Dotyczy to też kwestii redakcji i korekty rozmów. Zależało nam na zachowaniu różnorodności i specyfiki językowej rozmówczyń, nie wygładzałyśmy rozmów. I ostatecznie o wszystkim decydowaly rozmówczynie. Warto podkreślić, że wywiady prowadzone były w formie rozmowy, wymiany myśli. Punktem wyjścia był Manifest, ale w którą stronę podążyła rozmowa zależało od rozmówczyń, od tego, co w danym momencie ich życia było ważne i jakimi doświadczeniami chcą się podzielić.

MW: Myślę, że dzięki tej luźnej formule rozmowy były dla mnie bardzo rozwijające. Wiele się nauczyłam i zweryfikowałam swoje przekonania, którymi żyję na co dzień. Na pewno zmieniłam swoje podejście do kwestii coming outu.

AM: Coming out zawsze wyskakuje znienacka. [śmiech] Musimy się z tym zmierzyć, bo temat okazał się lajtmotywem cyklu. Do dzieła!

MW: Pojawił się już w drugim wywiadzie. To była rozmowa z anonimową lesbijką, która opowiadała o swoim doświadczeniu coming outu jako czymś, czego świadomie nie chce i nie musi robić. W jej odczuciu nie jesteśmy, jako spoleczność, właściwie przygotowani na coming out, że istnieje presja coming outu i że traktujemy coming out jako rozwiązanie dla wszystkich. Tymczasem jesteśmy różne i różni, i pochodzimy z różnych środowisk. Bohaterka w swojej herstorii wzięła pod uwagę możliwości poznawcze rodziny i zdecydowała się nie outować. Jest szczęśliwa i żyje w zgodzie ze swoją decyzją. Twierdzi, że jej coming out to nie byłby tylko jej proces, ale także trudny proces dla całej rodziny, która nie jest na to gotowa.

Po publikacji zaczęło się. Przestałam się dziwić, że wywiadu udzieliła anonimowo, bo rozmowa okazała sią jedyną rozmową, która spotkała się z hejtem. Pojawiło się grono osób, które chciały “uleczyć” naszą rozmówczynię. Pokazać jej właściwą drogę, nawrócić. Zobaczyłam, że spora część środowiska ma ideologiczne podejście do sprawy. Albo coming out, albo żyjesz w kłamstwie. Czarne albo białe, nie ma miejsca na osobiste refleksje, potrzeby i możliwości. Jest szablon: wszyscy wychodzimy z szafy, a Ci co nie chcą, to po prostu się boją i trzeba ich nieustająco zachęcać i wyleczyć z “szafizmu”. Nie było   myślenia, że niektórzy świadomie i szczęśliwie w tej szafie mają prawo sobie żyć.

MK: I dlatego to jest temat, który ponownie warto przerobić w całej społeczności LGBTQ+. Coming out nie jest rozwiązaniem dla wszystkich i wszystkiego nie rozwiązuje, wbrew powszechnie panującemu mitowi.

AM: Mam wrażenie, że paradoksalnie zawieszenie przymusu autowania zwiększyła gotowość do rozmów zupełnie nieznanych nam dziewczyn. Dostawałyśmy też maile z prośbą o wsparcie w decyzji anty-comingoutowania. To było zaskakujące, ale uświadomiło mi, że osoby niewyautowane podlegają podwójnej presji. To może być paraliżujące. A czasem wystarczy porozmawiać.

MR: Znamy to z naszych działań artaktywistycznych. Teraz też jedna z rozmówczyń udzielała wywiadu anonimowo, a po autoryzacji zdecydowała się podpisać swój wywiad.

AM: Trzeba też powiedzieć, że zdarzyło się nam dwukrotnie, że bohaterki zgodziły się dać wywiad imiennie, ale po autoryzacji wycofały zgodę, ale nie wycofały wywiadu. W rozmowach padały czasem wyznania, które były dla nich zbyt intymne, delikatne. Tym bardziej jesteśmy im wdzięczne, że podzieliły się swoim doświadczeniem.

MK: Skupiłabym się więc na tym, co w tych wyznaniach lesbijek zwróciło Waszą uwagę. Co Was zaskoczyło? Zastanowiło? Dotknęło? Poruszyło? Wkurzyło?

MW: Poruszają mnie informacje zwrotne od czytelniczek, które w publikowanych wywiadach widziały odbicie własnej herstorii i dostawały odpowiedzi na pytania, które sobie zadawały, a nie wiedziały, gdzie uzyskać odpowiedź. Porusza mnie fakt, że gdy odkrywamy w sobie coś, co wydaje nam się “dziwne” albo “inne”, często mamy wrażenie, że tylko my tak mamy. Skoro nie słyszę o jakiejś kwestii w najbliższym kręgu znajomych albo w mediach, nie odnajduję tego w literaturze, to widocznie tylko ja mam problem.

MK: Tu warto podkreślić, że jeszcze wiele kobiet nie ma odwagi mówić o swoich doświadczeniach otwarcie. Tworzą swoje mikroświaty, ale w poczuciu, że to jednak nie jest tak do końca w porządku… Często dopiero tworząc udany związek kobiety* mają siłę, by wspólnie zawalczyć o siebie i zacząć działać na rzecz zmian. A wsparcie niekoniecznie znajdują w społeczności LGBTQ+, lecz w świecie osób otwartych na różnorodność, z feministycznym zacięciem – niezależnie od orientacji.

AM: Mała dygresja tandemowa. [śmiech] Zwróćcie uwagę, że trzykrotnie rozmówczyniami były tandemy. Dwie pary, które są aktywne lesbijsko* w internetowej przestrzeni –  Ninusy i Zuch Dziewuchy. Jeden duet matczyno-córczany. Jaką moc daje wsparcie choć jednej osoby!

MR: Mnie zawsze zaskakuje szczerość, z jaką rozmawiamy przy włączonym dyktafonie. Nie ma tematów tabu. Rozmawiamy jak przyjaciółki, choć niekiedy znałyśmy się wyłącznie z mediów społecznościowych, albo w ogóle się nie znałyśmy. Wspólne doświadczenie nas łączyło. My, jako wywiadowczynie, niczego nie podglądamy ciekawskim okiem przez heteroseksualną dziurkę od klucza. My jesteśmy stąd. I nasze rozmówczynie to czują.

MK: Świat naszych rozmówczyń okazał się niezwykle różnorodny. Można się przyjrzeć, jak żyją w Polsce lesbijki* AD 2018, z jakimi borykają się problemami. A to świat odważnych kobiet, mających wolę i siłę walczyć o siebie, żyć wbrew narzuconym normom. Konstruować swój świat na własnych zasadach, często ponosząc duże koszty i spotykając się z niezrozumieniem, także wewnątrz społeczności LGBTQ+.

AM: Mnie zdziwiło, że – jak mantra – powtarzała się w rozmowach potrzeba przestrzeni lesbijskiej*. Dziewczyny pragną bezpiecznego miejsca, w którym mogłybyśmy się spotykać, wymieniać doświadczeniami, tworzyć, pobawić. W czasach, kiedy otrzymanie stałych i niemałych środków na zmaterializowanie takiej potrzeby wydaje się niemożliwe, istnieją sposoby zastępcze. Często taką lesbijską przestrzenią są mieszkania prywatne, zaprzyjaźnione kawiarnie, miejsca prywatne, udostępniane małym grupom do działań twórczych. Ale każdej z nas, zarówno nam prowadzącym rozmowy, jak i rozmówczyniom – marzy się Lesbijki* Dom Kultury z prawdziwego zdarzenia. Bez problemu udźwignęłybyśmy prowadzenie takiej instytucji kultury.

MK: Potrzeba zaprzecza stereotypowi, że lesbijki tylko siedzą w domu z kotem. [śmiech]

AM: Niektóre jednak siedzą i dyktują “normy lesbijskości” na forach internetowych. Obok budzącego emocje tematu coming outu, który dotyczy całej tęczowej społeczności, jest temat  tzw. “czystości lesbijskiej”. To wraca jak bumerang.

MW: Był wywiad z dziewczyną, która poruszyła tę kwestię. Zebrałam osobiście “srogie baty”, na zamkniętym forum Kobiety Kobietom, jako osoba prowadząca ten wywiad. Również cały projekt został mocno skrytykowany, jako zaburzający pewne “dopuszczalne granice lesbijskości”. Pojawiło się oczywiście pytanie, kto tak naprawdę może używać słowa “lesbijka”? Czy tylko takie kobiety, które nigdy wcześniej nie miały relacji z facetami? Bohaterka zmierzyła się z tym, że przez takie osoby była wpychana w biseksualność (przy okazji dochodziło do stygmatyzacji biseksualności) i jakaś określona grupa kobiet uznawała, że akurat ona, mająca wcześniej relacje z mężczyznami, nie ma prawa do słowa “lesbijka”. W trakcie wywiadu dziewczyna dała sobie do tego prawo, a później rozkwitła. Natomiast my dostałyśmy wiadomość: “pozdrowienia dla was – hetero kurwy”. To mocne i …

AM: … absurdalne. Pamiętam, że musiałyśmy – prawdę powiedziawszy – zastanowić się nad logiką tego wpisu. [śmiech] Teraz to mnie bawi!

MR: Nie ma problemu, gdy się radykalnie identyfikujemy jako „złote lesbijki”, ale eliminowanie innych opcji psychoseksualnych tożsamości to dyskryminacja. Zresztą z naszego doświadczenia wynika, że te radykalne lesbijki nie są specjalnie zainteresowane działaniami, często są roszczeniowe. Sama jestem lesbijką w 100%, jeżeli można w procentach liczyć lesbijskość w lesbijskości [śmiech] i takich jak ja – esencjonalnych lesbijek –   bardzo mało spotykam w działaniu. Ale na imprezach już tak. [śmiech]

MW: To bardzo intrygujący mnie przypadek pokazujący pewnego rodzaju radykalizację i   homonormę, które prowadzi do tego, że tęczowy świat próbuje replikować świat heteronormatywny.

AM: Co w tym przypadku oznacza unifikujący, a dziś już nie uciekniemy przed różnorodnością. Zobaczcie jak w Lesbijskiej Inspirze zadomowiła się – zapożyczona od zeszłorocznej konferencji EL*C – włączająca gwiazdka. Naszymi rozmówczyniami były m.in. panseksualistka, oryginalnie nieheteroseksualna, transkobieta, biseksualistki, lesbijka bez heteroprzeszłości, lesbijska z heteroprzeszłością. Nie ma co się oszukiwać, odcieni tożsamości psychoseksualnych jest wiele i wciąż się pojawiają nowe. I nie są tylko konstruktami teoretycznymi. Ucieleśniły się.

MR: Nie wiem, czy nie powinnyśmy dorzucić gwiazdki do logo Lesbijskiej* Inspiry.

MK: To bardzo interesujący wątek. Dla mnie w ogóle ta potrzeba nazwania się, dookreślenia była bardzo ciekawa. Z jednej strony odchodzi się od starych etykietek – lesbijka zdaje się być passe [śmiech], z drugiej szuka się nowych, zmienia się, gdy w pełni nie oddają istoty. Z jednej – otwartość na płynność, z drugiej – chęć doprecyzowania.

AM: Nie da się tego uporządkować i okiełznać. To jeden z oczywistych wniosków z rozmów.

MR: Istotne jest także to, że Lesbijska Inspira nie pozostała projektem wewnątrz tęczowym. Już postarałyśmy się o to, żeby nie było o nas zbyt cicho! [śmiech] Przede wszystkim jednak myślę, że wiele zawdzięczamy faktowi, że gościmy na stronie Feminoteki. Poza tym było trochę okazji, by opowiedzieć o projekcie.

MW: Ja wspomnę Kobiece Utopie. Było to dla nas ważne wydarzenie. Wzięłyśmy udział w sesji pod znanym nam już tytułem: mniejszość w mniejszości. Na naszym panelu nie było szalonych tłumów, ale później okazało się, że o naszym projekcie mówiono w sześciu innych wystąpieniach na innych panelach, odnosząc się do Inspiry jako do źródła wiedzy o życiu współczesnych lesbijek mieszkających w Polsce. Celowo też piszemy w taki sposób, bo bohaterki naszych wywiadów to nie tylko osoby z polskim obywatelstwem. Rozmawiałyśmy z Ukrainką i Amerykanką. Cieszy, że jest zapotrzebowanie na takie treści i że przyciągają uwagę nie tylko kobiet nieheteronormatywnych szukających lustra dla własnych przeżyć, ale także innych osób, zwyczajnie zainteresowanych odmiennością lesbijskiego doświadczenia.

AM: Krakowska konferencja na 100-lecie uzyskania praw wyborczych przez kobiety w Polsce to było przyjemne doświadczenie, ale już X Kongres Kobiet w Łodzi wspominamy gorzej. Choć wszystkie panele Centrum LGBTQ+ dotyczyły kobiet nieheteronormatywnych, to unaoczniła się – po raz kolejny – różnica między neoliberalnymi, mainstreamowymi kobietami nieheteronormatywnymi a tzw. radykalnymi, czyli tymi, które otwarcie w publicznej przestrzeni zastanawiają się nad swoją orientacją/tożsamością.

MK: Bardziej szczegółowo pisałyście o tym  – wraz z innymi uczestniczkami – w relacji z Kongresu.

MR: Musiałyśmy to opisać, bo trzeba przyznać – było gorąco. Nawet wrzało. Konflikt poprzedzający Manifest Lesbijskiej Inspiry został nazwany „awanturą” albo „wojenką”. Nie było łatwo uświadomić sobie, że desant na patriarchalną agorę, który postulowała prof. Ewa Graczyk, mogą robić kobiety, ale kobiety nieheterormatywne już niekoniecznie. Na pewno desantu nie wolno robić na Kongresie Kobiet, gdzie wobec lesbijek* stosuje się patriarchalne kryteria. Lesbijkę trzeba wziąć w cudzysłów, jak to robi Renata Lis w swojej książce „Lesbos”. Albo sugerować, że lesbijki muszą pracować na 300% bez finansowego wsparcia, bo z pewnością za mało się starają, jak zasugerowała prof. Monika Płatek. Przyznam, że przyjęłam to wszystko ze zdziwieniem.

AM: I znowu, jak mówiłaś wcześniej w przypadku „złotych lesbijek”, nie chodzi o to, żebyśmy się wszystkie zgadzały, ale dyskryminowanie czy dyskredytowanie innych perspektyw, w tym przypadku przez bycie „ponad” to paternalizm.

MW: Ja dodam, że paradoks polega na tym, że ta „awantura” podbiła nasz lesbijski zbiorowy głos, stał się bardziej widoczny i buntowniczy.

AM: Bardziej widoczny, czy na pewno? Czy możemy uznać, że rok 2018 w Polsce był rokiem lesbijek*?

MR: Aż tak? [śmiech] Spróbujmy się zastanowić.

MW: Dla mnie ten rok był bardzo ciekawy z wielu względów. Mogłyśmy razem zaobserwować pewien zbiorowy proces, robiąc wywiady do Lesbijskiej Inspiry i do AAAkulturalnika w projekcie A Kultura LGBTQ+ nie poczeka!, tworząc wydarzenia w ramach projektu Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej*.  Nastąpiło jakieś usiostrzenienie. Miałyśmy kontakt z wieloma kobietami niehetero, które poczuły moc siostrzeństwa i otworzyły się. Albo opowiedziały o sobie głośno, albo zaczęły się rozwijać i bardziej eksplorować swoją tożsamość.

MK: W przypadku Inspiry mam nadzieję, że to dopiero początek. Pamiętacie, że na starcie miałyśmy obawy, że rozmowy szybko staną się powtarzalne? A w efekcie czekałam na każdy wywiad z ciekawością, czego nowego się dowiem, z czym się będę musiała zmierzyć, by zrozumieć odmienny punkt widzenia. Mam przeświadczenie, że świat kobiet nieheteronormatywnych dopiero zaczyna się otwierać.

MR: Powoli się rozkręcamy. Jeszcze przed nami Rok Lesbijek. Ale bardzo się cieszę, że coraz więcej kobiet rozumie potrzebę rozwoju swojej tożsamości, że zaczyna widzieć w tym wartość.

AM: Mam poczucie, że lesbijski był i rok 2017, i rok 2018 w Polsce. Rzućmy okiem na listę wydarzeń artystycznych. W mainstreamie i na offie. Wydana została książka Renaty Lis „Lesbos”, na ekrany wszedł film „Nina” Olgi Chajdas/Marty Konarzewskiej.  W teatrze mogłyśmy/możemy zobaczyć spektakl „O mężnym Pietrku i sierotce Marysi. Bajka dla dorosłych” Jolanty Janiczak/Wiktora Rubina, spektakl „Szelest” Laboratorium Ma(g)daleny Anny w formule Teatru Forum, „Gertruda Stein & Alicja B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet” Damskiego Tandemu Twórczego. Powstało stowarzyszenie Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* i dzięki współpracy ze Stołem Powszechnym kultura lesbijska jest na stałe obecna w przestrzeni publicznej. Wszystkie panele Centrum LGBTQ+ podczas Kongresu Kobiet dotyczyły kobiet nieheteronormatywnych. W cyklu tęczowych wywiadów w internetowej wersji Magazynu Vogue jest więcej dziewczyn. 45 tysięczną Paradę Równości poprowadziła dziewczyna, Julia Maciocha. Girls Power!!!!

MR: Chyba nigdy tak nie było.,.

MK: Dlatego nie zamykamy cyklu. Będziemy teraz rzadziej publikować wywiady, za to w trzech wątkach: kontynuujemy rozmowy z kobietami nieheteronormatywnymi mieszkającymi w Polsce, rozmowy z niehetero cudzoziemkami, które opowiedzą o życiu w innych krajach. A trzeci miniwątek to rozmowy z feministami.

MR: Ryzykowne! [śmiech] Ale mamy już upatrzonych chłopaków, których weźmiemy w ogień pytań. Spróbujemy uzupełnić nasz cykl także taką perspektywą. Z ostrożnością! [śmiech]

MK: Jesteśmy też otwarte na inne osoby, które zechcą się podzielić swoimi przemyśleniami, refleksjami o świecie lesbijek* – zapraszamy.

AM: Zatem do zobaczenia w 2019!

MW: Z Lesbijskim* Pozdrowieniem!

Korekta: Maja Korzeniewska

—————————–

Magdalena Wielgołaska  – aktywistka / lesbijka / feministka / współzałożycielka  Stowarzyszenia na rzecz Osób LGBT Tolerado  / działaczka na rzecz poszerzania wiedzy na temat leczniczego działania konopi / zaangażowana w Kręgi Kobiece i odzyskiwanie wewnętrznej, kobiecej Mocy / wartościami i zawodowo związana z  Partią Zieloni/ założycielka strony Strefa Les*/ współpracowniczka projektu A kultura LGBTQ+ nie poczeka!

Maja Korzeniewska  –  społecznica / kulturoznawczyni (UŁ) /filmoznawczyni / koordynatorka / imagistyczka projektów społeczno-kulturowych / barmanka /opiekunka Pimka-aktywisty.

Damski Tandem Twórczy (Agnieszka Małgowska & Monika Rak)
Działa od 2009 roku. Współtworzy_ł projekty: Kobieta Nieheteronormatywna (cykl debat i audycji radiowych, 2014- 2016) / O’LESS Festiwal (2012-2014) / DKF Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną (cykl spotkań, 2012-2015) / A kultura LGBTQ+ nie poczeka (projekt archiwistyczny, od 2017) / O teatrze lesbijskim w Polsce (cykl teatrologiczny, od 2012) / Lesbijska Inspira (cykl wywiadów od 2017) / Portret lesbijek we wnętrzu, Niesubordynowane czytanie sztuki Jolanty Janiczak (czytanie dramatów) / Orlando.Pułapka? Sen, Fotel w skarpetkach, 33 Sztuka, RetroSeksualni. Drag King Show (spektakle) / Czarodziejski flet, Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet (nanoopery) / L.Poetki (film dokumentalny) / Teatr Dialogu (warsztat i akcja miejska) / Wywrotowa komórka lesbijska, Epizody, wątki, sugestie lesbijskie w kinie polskim (wykłady) / Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* (stowarzyszenie, 2017).

Agnieszka Małgowska –  lesbijka / feministka / artaktywistka / reżyserka / trenerka teatralna / scenarzystka.
Monika Rak  – lesbijka / feministka / artaktywistka / aktorka / dramatopisarka / filmowczyni / graficzka.

————————————-

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka
,
I.  Manifest
1.  Manifest. Instant. 
2.  Rozmowa. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
3.  Podsumowanie. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej
.
II. Rozmowy wokół manifestu
1.   Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.   Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką 
3.   Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.   Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.   Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.   Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.   Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk
8.   Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdą Próchniak
9.   Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normala rodzina. Rozmowa z  Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.  Co Ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą.
15.  Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.   Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmowa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze politycznaRozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26.Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
3. Niemcy. Lesbijski projekt mieszkalny. Rozmowa z Yagner Anderson

.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim

.
.V.  EL*C. Wieden 2017
1.  Magdalena WielgołaskaOdzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2. Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3. Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4. 
Agnieszka Małgowska. Peformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
6.  Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.
.
VI. EL*C. Kijów 2019.
1.  Monika Rak. L*Geniusza na Ukrainie.
2. Magdalena Wielgołaska. Lesbianizacja przestrzeni.
.
BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej
 
——————————-————
 
Aktualne wiadomości na temat projektu Lesbijska Inspira znajdziesz na:
Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!
 

LESBIJSKA INSPIRA | Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik

 

Magda Wielgołaska: Do tej pory rozmawiałyśmy z naszymi rozmówczyniami głównie o doświadczeniach prywatnych, intymnych. Dzisiaj spojrzymy na kobiecą nieheteronormatywność z naukowego punktu widzenia. Zajmujesz się lesbian studies. Mam poczucie, że niewiele wiemy o tej przestrzeni nauki w Polsce. Ile osób się tym zajmuje w naszym kraju? Czy możesz opowiedzieć, jaki jest zakres badań lesbian studies i jakie są szanse na to, żeby ten kierunek się rozwijał i był dostępny dla osób, które chciałyby go studiować również na naszych uczelniach?

Marta Olasik: Zaczęłaś od złożonego pytania, więc ja zacznę od dłuższego wyjaśnienia, że studia lesbijskie czy też, w mojej wersji, studia nad podmiotowością lesbijską, to pole naukowe – zarówno teoretyczne, jak i dydaktyczno-badawcze – którego centralnym przedmiotem i celem jest szeroko pojęta refleksja nad kobiecą seksualnością, a szczególnie oczywiście nad lesbijskością. To może przybierać różne oblicza, ale studia lesbijskie w naszym kraju dotąd nie miały szansy zaistnieć i jestem w tej przestrzeni osamotniona. Muszę jednak ostudzić Twoje nadzieje. Lesbian studies to nie kierunek w sensie systemu studiów I czy II stopnia. To jest nieuchronnie interdyscyplinarna dziedzina, rozległy przedmiot rozważań, czy też bardziej pole, które ma swoje miejsce w ramach wielu szerszych dyscyplin oraz pomiędzy nimi. Studia lesbijskie nie będą więc przynależeć do jednej z jasno określonych dyscyplin naukowych w sensie instytucjonalnym, ani też nie będą same stanowić takiej dyscypliny, ponieważ w ich ramach rozpatruje się całą gamę tematów, wykorzystując przy tym różnorodne nurty i perspektywy z pogranicza nauk. Pytasz więc o zakres takich badań i już nadmieniłam, że to może wyglądać różnie; nie ma i nie może być jednej odgórnej, linearnej i zamkniętej zawartości lesbian studies, ponieważ płeć i seksualność dotyczą niemal wszystkich sfer życia i refleksja nad nimi będzie wielowymiarowa, a dodatkowo doświadczanie lesbijskości będzie dla każdego_ej unikalne, nie mówiąc już o zmiennych społecznych i kulturowych. Choć więc szeroko pojęta kobieca (niehetero)seksualność stanowi centrum rozważań, to w tym nurcie mieści się wiele tematów. W swojej rozprawie doktorskiej m.in. zaprojektowałam dydaktyczną stronę lesbian studies, dostosowaną do polskiej przestrzeni akademicko-społecznej, która składałyby się z prawie czterdziestu takich zagadnień. Prócz rozpoczynających całość socjologicznych rozważań nad produkcją wiedzy o kobiecej seksualności, będą to interdyscyplinarne refleksje dotyczące roli, pozycji, relacji, herstorii, a także przyszłości lesbijskości np. w odniesieniu do języka, sztuki, literatury, nauk ścisłych, filozofii czy geografii. Minie jeszcze trochę czasu, nim będę mogła formalnie zainicjować i poprowadzić taki przedmiot uniwersytecki, ale chodzi o to, by pokazać, że musi zostać uwzględniona wieloaspektowość seksualności i lesbijskości jako uspołecznionego świata przeżywanego. Widzisz więc, dlaczego nie jest to pole przynależące do jednej określonej dyscypliny; płeć i seksualność przenikają wszystko i muszą być przedmiotem tak samo antropologii, jak i językoznawstwa. Kiedy więc mówię, że staram się doprowadzić do zaistnienia studiów lesbijskich w Polsce, to myślę o pewnym oddzielnym, ale szerszym programie dydaktyczno-badawczym, który realizowany byłby w jednej z jednostek naukowych na poziomie uczelni wyższej, być może jako dłuższy czy bardziej otwarty fakultet z towarzyszącymi projektami badawczymi. Zaczęłam też projektować właściwe badania empiryczne i tu także ciężko jest obrać jedną perspektywę. Ponieważ moja działalność to przede wszystkim pogranicze socjologii wiedzy oraz geografii seksualności, to będą to badania jakościowe z elementami zarówno jednej, jak i drugiej subdyscypliny. Przykładowo interesują mnie sposoby rozumienia i kreowania własnej lesbijskości i intymności, a także możliwości tzw. „lesbijskiego obywatelstwa” (ang. lesbian citizenship) w Polsce. Element stricte geograficzny należałoby z kolei realizować choćby poprzez eksplorację strategii, za pomocą których nieheteroseksualne podmioty kobiece manewrują po różnych aspektach przestrzeni heteronormatywnych w danej lokalności. Widzisz więc, że lesbian studies muszą być przedsięwzięciem złożonym, bo taka jest cena za inkluzywność.

MW: Jak wygląda sytuacja lesbian studies poza granicami naszego kraju? W jakich krajach ta dziedzina jest najbardziej rozwinięta?

MO: Oczywiście nurt ten powstał głównie w realiach szeroko pojętych krajów anglojęzycznych, bo trzeba pamiętać, że sama kategoria „lesbijka”, jak i w ogóle płeć i seksualność w naszym dzisiejszym rozumieniu, to wytwór tzw. kultury zachodniej, podchwycony przede wszystkim przez historię społeczną Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Francji oraz Australii. Więc niestety ‘tradycyjne’ źródła są w języku angielskim (lub francuskim) i z reguły nie były tłumaczone na język polski; tworzą one kanon, który zbyt często powoduje, że doświadczenia i źródła ‘zachodnie’ traktuje się jak wytyczną. Stąd tak ważne jest pojęcie lokalności oraz ciągłe przeciwstawianie się anglo-amerykańskiej hegemonii w kwestii produkcji wiedzy dotyczącej płci i seksualności. Tu właśnie pomaga mi szersza perspektywa geografii człowieka (ang. human geography), która także formalnie w Polsce nie istnieje.

MW: Czy możesz podać nazwiska jakichś kluczowych osób lub tytuły, do których można sięgnąć?

MO: Myślę, że mogłabym rozróżnić trzy rodzaje źródeł, choć one się przenikają, więc niech to będzie podział umowny i opisowy jedynie na potrzeby tej rozmowy. Po pierwsze są takie prace, które bezpośrednio odnoszą się do samych studiów lesbijskich w sensie akademickim. Nie ma ich dużo, w zasadzie mogę polecić dwie pozycje, tj. Lesbian Studies: Setting an Agenda (1995) autorstwa Tamsin Wilton, a także Twenty-First Century Lesbian Studies (2007) pod redakcją Noreen Giffney i Katherine O’Donnell. Moja publikacja dołączy do tej kolekcji jak tylko przejdzie prace wydawnicze. Tę pierwszą pozycję faktycznie bardzo lubię, ale trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że ma 23 lata. Ten drugi tom jest bardziej literaturoznawczy i zapewne zainteresuje węższe, bardziej wyspecjalizowane grono czytelników. Po drugie, pamiętajmy o źródłach nie bezpośrednio dotyczących studiów lesbijskich, lecz będących ich składową, a w jakimś sensie nawet ich przyczynkiem czy pierwotną wersją na poziomie społecznym. Myślę tu o materiałach wywodzących się z tradycji lesbijskiego feminizmu (ang. lesbian feminism), która rozwinęła się w latach 70-tych i 80-tych głównie w USA i we Francji. Zawsze powtarzam, że tamta zlokalizowana era lesbijskiego feminizmu była najświetniejszym okresem widzialności lesbijek na świecie; można to łatwo sprawdzić po ilości materiałów o różnym charakterze, które masowo były wtedy wydawane (książki i artykuły naukowe, analizy badawcze, manifesty, raporty, poezja, powieść, biografie, poradniki, itd.). Tutaj zachęcam do przejrzenia prac takich autorek, jak Sarah Lucia Hoagland, Celia Kitzinger, Shere Hite, Claudia Card, Audre Lorde, JoAnn Loulan, Terry Woodrow, Gina Covina wraz z Laurel Galana, czy Rosemary Silva. Współcześnie nie znajdziesz na amazon.com tak śmiałych i tak bardzo skoncentrowanych źródeł; nie powstają ani na „Zachodzie”, ani w innych kręgach kulturowych. I wreszcie, po trzecie, trzeba wziąć pod uwagę badaczki z różnych dyscyplin i z różnych miejsc na świecie, które mogą nie występować pod szyldem ‘lesbian studies, ale których działalność przez dłuższy czas stawiała czy stawia w centrum eksplorowanie kobiecej nieheteroseksualności. Myślę tu przede wszystkim o niszy geografii lesbijskich (ang. lesbian geographies) wewnątrz brytyjskiej geografii seksualności. Tutaj Diane Richardson, choć jest socjolożką, jest kluczową postacią dla geografii seksualności i przez lata budowała i badała koncepcję lesbijskiego obywatelstwa i społeczności. Warto też zajrzeć do Gill Valentine, a już najbardziej współcześnie polecam artykuły moich obecnych współpracownic, np. Kath Browne, Julie Podmore, czy Eduardy Ferreiry. Ja staram się zbudować w Polsce studia nad podmiotowością lesbijską w taki sposób, by z definicji uwzględniały tę wieloperspektywiczność.

MW: To teraz trochę o samym słowie „lesbijka”. Mamy różne doświadczenia związane z niechęcią i lękiem przed tym określeniem. Spotkałaś się z tym? Czy bez gromadzenia się wokół tego terminu – opatrzonego gwiazdką – w ogóle możemy zbudować środowisko kobiet nieheteronormatywnych w Polsce?

MO: Słowa nieuchronnie znaczą i trzeba się nimi posługiwać odpowiedzialnie. Nie jest dobrze, gdy zaczynają wyznaczać. Moja praca w zasadzie w dużej mierze polega na odznaczaniu utartych schematów, by w ich miejsce mogła zaistnieć nowa, lepsza, bardziej inkluzywna i emancypacyjna opcja, w tym przypadku dotycząca kwestii lesbijskości. Już samo słowo „lesbijka” jest tego przykładem. Mówiłam wcześniej o tym, jak dążę do tego, by studia nad podmiotowością lesbijską były inkluzywne. Historycznie akceptacja różnorodności nie była mocną stroną ruchów i inicjatyw lesbijskich w społeczeństwach, w których one zaistniały; dumnie trzymano się wąskiego, niemal słownikowego rozumienia tego terminu. Rezultatem była powszechna bi-fobia i trans-fobia w tzw. środowisku lesbijskim, gdzie nie było miejsca na negocjacje dotyczące znaczenia kobiecości i pożądania seksualnego. Jednak korzyścią znajdowania się na peryferiach „Zachodu” w sensie historycznym oraz psychologicznym jest to, że można tworzyć lokalne znaczenia i nowe rozwiązania, a także uczyć się na cudzych błędach zamiast bezrefleksyjnie powielać nieswoją historię. To właśnie staram się robić od strony naukowej. Po pierwsze więc, piętnuję stosowanie terminu „lesbianizm” i również na arenie międzynarodowej promuję odejście od tego terminu. Historycznie „-izmy” tego typu powstały na gruncie wczesnej psychiatrii i seksuologii, i miały za zadanie nadawać procesom tożsamościowym pejoratywne znaczenie, wskazując na zaburzenie, przypadłość, czy jakiś problem. Zauważ, że na skutek wzrastającej świadomości od pewnego momentu zaczęto mówić o homoseksualności i transseksualności w miejsce -izmów. Podobna refleksja nigdy nie miała miejsca na gruncie feministycznym i w środowiskach lesbijskich, więc w sposób mechaniczny powielamy ten stygmat. Ja więc od początku swojej drogi naukowej zmieniłam te końcówki na językowo neutralne i nalegam na termin „lesbijskość” oraz jego angielski odpowiednik, tj. lesbianity. Te słowa w zasadzie nie istniały, a na pewno nie to angielskie. Chciałabym, by zaczęły funkcjonować na szerszą skalę, ponieważ tylko tak można się przeciwstawiać przemocy symbolicznej w języku i kulturze. To było po pierwsze.

MW: W języku oficjalnym termin „lesbijskość” może nie istnieje, ale ja często takie określenie słyszę, tylko uznaje się je za niepoprawne językowo. To dygresja.

MO: To ciekawe doświadczenie, zwrócę na to uwagę; ja spotkałam się z nim dosłownie raz. I teraz po drugie, mój nacisk na podmiotowość zamiast tożsamości ma być przesunięciem w stronę autonomii i indywidualności w tworzeniu Siebie. „Tożsamość” poniekąd przychodzi do nas z zewnątrz; są pewne wzory, zależnie od miejsca i czasu, do których w sposób nieuświadomiony porównujemy nasze własne działania i zachowania. Tożsamość nie daje zbyt dużo przestrzeni na autorefleksję i własną radosną twórczość; ma jasno określone linie. Podmiotowość natomiast, najprościej mówiąc, kładzie nacisk na bycie podmiotem, dając większą dowolność. W przypadku kobiet nieheteroseksualnych jest to niezwykle ważne, bo kulturowo są one z definicji obiektem, a także, za Julią Kristevą i Judith Butler, abiektem. Więc to poniekąd filozoficzne przesunięcie jest ważne i będzie oznaczać, mam nadzieję, większą refleksyjność i twórczość w myśleniu o sobie i różnych wymiarach swoich pragnień, ambicji, intymności i możliwości. Będę ten wątek dalej drążyć poprzez badania empiryczne. I po trzecie wreszcie, choć to wszystko jest ze sobą ściśle połączone, nalegam na niedefinicyjność lesbijki. To jest kontrowersyjny wymiar mojej działalności i zapewne wielu osobom się nie spodoba, jednak moja rola polega też na takiej dyskursywnej prowokacji i, krótko mówiąc, wsadzaniu kija w lesbijskie i feministyczne mrowiska, by wykazać ich anty-emancypacyjne elementy. „Lesbijka” zbyt często staje się rolą, która ma swoje atrybuty, które albo się spełnia albo nie. Prowadzi to do homonormatywności, która jest równie opresyjna, jak heteronormatywność; walcząc z tą drugą, tzw. środowiska gejowskie i lesbijskie popadają w skrajność, tworząc nową normę. Dlatego ja operuję lesbijskością jako pewnego rodzaju opcją kulturową, dostępną dla kobiet niezależnie od ich rzeczywistych doświadczeń seksualnych—opcją opartą na autorefleksji dotyczącej własnej podmiotowości i wyborów. Wszelkie próby zafiksowania się wokół definicji lesbijki będą prowadziły do wykluczenia, sporów, norm oraz presji, nie mówiąc już o tym, że taka auto-stygmatyzacja i zafiksowanie na stereotypach jest szkodliwe społecznie. Lesbijka ma ogromną moc subwersywną w stosunku do patriarchalnej heteronormatywnej kultury, ale dopóki wewnątrz niej nie uwzględnia się różnorodności ekspresji, to trudno liczyć na poważne traktowanie i szacunek z zewnątrz. Sugeruję więc, by w miejsce tego całego napięcia potraktować lesbijskość jako słowo-klucz, symbolizujące społeczny i jednostkowy sprzeciw dotyczący pojmowania i budowania kobiecej seksualności i płciowości. To samo z kobietami biseksualnymi; mam nadzieję, że ktoś od strony naukowej zajmie się otwieraniem także tej kategorii w Polsce przy jednoczesnym uwzględnianiu podmiotowości kobiet, które się z nią identyfikują. Ten podział został wykreowany sztucznie i kategorie te przenikają sięi załamują. Na ten moment obie grupy muszą uwzględnić przede wszystkim wielowymiarowość kobiecości w ogóle; np. osoby transpłciowe mają wszelkie prawo być częścią społeczności lesbijskich czy biseksualnych. Kobiety, które uważają się za jedyne „prawdziwe lesbijki” nie przestaną być widzialne i nie będą znaczyć mniej, gdy zacznie się szanować podmiotowość trans-kobiet bądź osób w ogóle nie mieszczących się w dostępnych nam językowo płciowo-seksualnych kategoriach. Widzisz więc, jaki jest problem ze słowami i jak staram się wyłamywać te drzwi przy jednoczesnym dążeniu do rozpoznania lesbijskiej podmiotowości i sposobów przeżywania świata. Zawsze ktoś czuje się obrażony i znieważony, a przecież to wszystko naprawdę się nie wyklucza. Nie można liczyć wyłącznie na edukację seksualną i emancypacyjne kampanie społeczne, skoro problem często leży także „w środku”. Odpowiadając więc ostatecznie na Twoje pytanie, ja akurat jestem krytyczna wobec idei „lesbijskiego środowiska”, bo to już z definicji będzie przesiąknięte jakąś normą bądź niefortunnymi wzorcami wziętymi z historii „Zachodu”. Tu nie będzie miejsca na podmiotowość; jest pewna wizja tożsamości i mechanizmy sprawdzające jej prawidłową realizację. Trzeba więc budować społeczności kobiet nieheteronormatywnych w Polsce i otworzyć kategorię lesbijskości; dopiero taki szacunek wobec siebie da jakąś szansę emancypacji na szerszą skalę oraz rozmowę o solidarności lesbijskiej. Ta gwiazdka więc, o której mówisz i którą promujecie, jest bardzo ważna i chciałabym, by zaczęła być umowna, domyślna, i by przekładała się na praktykę.

MW: Dialog i refleksja wśród samych kobiet nieheteronormatywnych to jedna rzecz. W naszych tekstach i rozmowach poruszamy również temat sojuszniczek i sojuszników kobiet nieheteronormatywnych. Teoretycznie jesteśmy częścią grupy, jaką tworzy tęczowe środowisko, jednak ciągle mam poczucie, że kiedy chcemy rzucać światło na same lesbijki* i dokonywać pewnego rodzaju separatyzmu, to osoby sojusznicze znikają. Kiedy szukam analogii na naszym polskim podwórku, to od razu do głowy przychodzi mi organizacja, która dokonała wyodrębnienia i skupiła się na osobach transseksualnych. Takie oddzielenie okazało się korzystne i skuteczne. Organizacja bardzo dobrze się przyjęła i dostała wsparcie od środowiska. Kiedy lesbijki próbują działać podobnie, reakcje są inne. Jeśli nasze własne środowisko dystansuje się do działań stricte lesbijskich, to gdzie jeszcze możemy szukać sojuszów?

MO: To faktycznie smutne, ale – paradoksalnie – poszukiwanie sojuszników i sojuszniczek wśród pozostałych literek tęczowego alfabetu niewiele daje, a wręcz rodzi same napięcia. Ja zadałabym pytanie o to, czy faktycznie ci akurat sojusznicy są niezbędni i czy może jest inna, skuteczniejsza droga do uznania podmiotowości lesbijskiej. Przy czym ‘separatyzm’ to dość silne słowo i tendencja, w dodatku ma konotacje historyczne. Biorąc pod uwagę, że kluczem jest wiedza i edukacja, to być może skuteczniejsze okazałyby się sojusze i kampanie z organizacjami pozarządowymi, które na co dzień nie koncentrują się na społecznościach nieheteronormatywnych, ale są na tyle zaangażowane społecznie i mają taką widzialność, że w interesie obopólnym byłaby np. cykliczna wspólna akcja. To tylko ogólna myśl, ale chodzi o to, że być może wyjście poza tęczowe literki zaowocowałoby lepszą platformą i pozycją społeczną. I jeszcze myśl, nawiązująca do moich wcześniejszych słów: rola sojuszników i sojuszniczek będzie ograniczona, jeśli podziały będą utrzymywać się wewnątrz samej literki L i dotyczyć jej definicji. Organizacja, o której mówisz, faktycznie odniosła pewien społeczny sukces, ale też żywe są wewnątrz niej spory i napięcia wokół interpretacji tego, czym jest transpłciowość i w jaki sposób „poprawnie” ją przeżywać.

MW: Z większą nadzieją na wsparcie patrzę na środowiska feministyczne, lecz praktyka pokazuje, że również tutaj zrozumienie i współpraca nie jest kwestią oczywistą. Jak widzisz relację pomiędzy lesbijskością i feminizmem?

MO: Ta właśnie relacja jest z mojego punktu widzenia najbardziej problematyczna, choć przecież sojusz pomiędzy feministkami a lesbijkami faktycznie nie wydaje się pomysłem rewolucyjnym czy nienaturalnym. A jednak wyraźny jest niemal całkowity brak kwestii seksualności w ramach obecnych dyskursów feministycznych. W krajach bardziej zachodnich jest to już tendencja znikoma, w Polsce natomiast ta rozdzielność płci i seksualności jest mylnie przyjmowana za pewnik. Stale tłumaczę, że rozłączenie płci i seksualności nie ma racji bytu ani ze względów historycznych, ani z punktu widzenia logiki, ani też w ramach szeroko pojętej emancypacji. Utarł się jakiś mit, że feminizm jest od płci, a seksualnością i seksem zajmują się psycholodzy, seksuolodzy, czasem socjologowie czy ewentualnie antropolodzy, a także tzw. organizacje LGBTQ+. Co gorsza, mit ten jest aktywnie podtrzymywany i realizowany przez same zainteresowane. Tymczasem płeć i seksualność nie mają racji bytu jako oddzielone od siebie kategorie, ponieważ zostały zaprojektowane w celu wzajemnego uzasadniania swoich znaczeń; seksualność nałożona została na interpretacje płciowości, co widać np. po wczesnych definicjach homoseksualności (wtedy: homoseksualizmu), która opisywana była jako inwersja płciowa. Jakakolwiek więc współczesna analiza naukowa czy aktywizm, które nakierowane są wyłącznie na gender, nie będą w stanie rozwiązać problemu wykluczenia kobiet w społeczeństwach (pamiętajmy też o ważnej roli men’s studies w podobnym zakresie). A polski feminizm tak właśnie postępuje zarówno społecznie, jak i w świecie akademickim. Chociaż coraz więcej badaczek przeprowadza świetne analizy dotyczące cielesności, intymności czy edukacji seksualnej w jakimś określonym kontekście, to na samą istotę i konstrukcję seksualności (tym bardziej w zestawieniu z kobiecością) nie ma miejsca w oficjalnej teorii i praktyce feministycznej. „Odczarowanie” tego pola anty-dyskursu pochłania więc ostatnio najwięcej mojej uwagi i myślę, że spora część mojej działalności naukowej w najbliższej przyszłości nadal będzie się wokół tego obracać, ponieważ zmuszają do tego warunki społeczno-polityczne. Tak więc trudno tu o sojusz, gdy polski feminizm jest feminizmem niemal całkowicie nieseksualnym. Celowo nie używam tu pojęcia aseksualności, by nie nadawać mu pejoratywnego znaczenia. A szkoda, bo wydawałoby się, że od kilku lat mamy bardzo sprzyjające okoliczności, by tematykę tę poruszać – najpierw był szum wokół związków partnerskich, potem widmo wymyślonej „ideologii gender”, wreszcie kwestia aborcji i praw reprodukcyjnych. Żaden z tych elementów politycznego krajobrazu nie spowodował jednak jak dotąd debaty wokół istoty kobiecości i seksualności.

MW: Zastanawiam się cały czas nad tym, jak zmienić obecną sytuację nieheteronoramtywnych kobiet, jak nakierować reflektory na ich obecność, twórczość, działania. Przyłapuję się na tym, że kiedy mówię o działaniach stricte lesbijskich, to myślę konkretnie o działaniach pozamainstreamowych i niedążących do dostania się do głównego nurtu kultury popularnej. Czy mainstream to jedyna droga do tego, żeby nas uznano za istniejące?

MO: Myślę, że nie ma tu jednoznacznej odpowiedzi i jakiegoś absolutyzmu w myśleniu o strategiach, bo to nigdy nie jest tak, że jakaś droga jest bezcelowa, a inna przyniesie same korzyści. Natomiast ja również nie oglądałabym się na mainstream i być może “reflektory” to nie jest to, o co chodzi. Dlaczego dostanie się do głównego nurtu miałoby przynieść korzyści? Przypomina mi to retorykę niektórych odłamów późnej pierwszej fali i wczesnej drugiej fali feminizmu na ‘Zachodzie’, które zakładały, że kobieta musi wyrzec się kobiecości i poniekąd stać się mężczyzną, by mogła osiągać to samo i być osobą pełnoprawną – oczywiście w ogromnym uproszczeniu. Widzimy przecież, jakie to absurdalne i zdecydowanie anty-emancypacyjne, a jednak czy dążenia lesbijek, by zaistnieć poprzez główny nurt, nie oznaczałyby tego samego? Rozumiem, że chodzi o szeroko pojętą widzialność, jednak takie proszenie się o swoje miejsce i kulturę może być drogo opłacone. Są zresztą świetne analizy naukowe, które problematyzują gloryfikację społecznej widzialności. Także ja też myślę o lesbijskości głównie w kategoriach poza-mainstreamowych i zachęcających do różnorodności, co nie oznacza, że należy odrzucać możliwości pokazania się w ‘centrum’, gdy takowe zaistnieją. Jak widzisz, nie jest to wszystko takie oczywiste.

MW: Masz jakąś wizję tego, jak sprawa lesbijska* może rozwijać się dalej?

MO: Osobiście wierzę w rolę nauki w przezwyciężaniu kulturowych uprzedzeń i początkowaniu zmiany społecznej, ale konieczne jest połączenie działań akademickich i aktywistycznych, tym bardziej, że ten podział jest sztuczny i niewymierny. Jak już wspomniałam, drogą do wszystkiego jest edukacja i wiedza. Ja z pewnością będę poszerzać dostępność tematyki lesbian studies w przestrzeni akademickiej i społecznej, ale ważna jest tzw. “polityka koalicyjna”, taki termin zaproponowala Butler, która uwzględni znaczenie jednoczesnego budowania lesbijskości poprzez kulturę, sztukę, literaturę, czy życie publiczne. Już mówiłam, że nie chciałabym w Polsce środowiska lesbijskiego, ale za to mam nadzieję na kolektywny wymiar współpracy i inicjatyw oraz na uwspółcześniony lesbijski feminizm, który zresztą w Polsce nigdy nie miał szansy zaistnieć. A to zupełnie nie to samo, co środowisko.

MW: Jak odebrałaś treść manifestu “Lesbijskiej Inspiry”? Czy uważasz, że takie manifesty, jak nasz, mają sens? Mogą coś zmienić?

MO: Podoba mi się Wasz manifest. Jest mocny i bezkompromisowy, a przy tym konkretny, inkluzywny i podkreśla wartość szacunku i różnorodności. Nie operuje frazesami, jest dostosowany do sytuacji kobiet nieheteronormatywnych w Polsce, nie nalega na definicję lesbijki, jest przemyślany i świadomy. To prawdopodobnie pierwszy taki lesbijski manifest w Polsce i być może zaczątek lesbijskiego feminizmu, a to duża sprawa. I owszem, manifesty mają sens i są potrzebne. To, co mnie martwi, to ograniczona dostępność czy raczej widzialność tego rodzaju inicjatyw i materiałów. Domyślam się, że nie wydrukowali Was na okładce “Repliki” ani nie było głośno w żadnym alternatywnym medium poza-internetowym; jesteście poniekąd same sobie i jest rzeczywiście irytujące, że samemu trzeba sobie tę przestrzeń widzialności stwarzać, choć raz jeszcze podkreślę, że nie jest miarą sukcesu to, czy będą Was cytowali w jednym z najbardziej mainstreamowych programów telewizyjnych. Nie można też oczekiwać, że manifest zachęci kogoś do diametralnej zmiany poglądów. Zwróciłabym więc uwagę przede wszystkim na to, do kogo właściwie skierowany jest taki manifest, jaka jest jego rola, co ma osiągnąć. Z mojego punktu widzenia ważniejsze jest, by spełnił rolę wewnątrz społeczności. To świetny materiał do tego, by zwrócić uwagę na problem auto-stygmatyzacji i stereotypizacji wśród samych kobiet nieheteronormatywnych; by promować różnorodność ekspresji płciowo-seksualnych; by uświadomić, że dla wszystkich jest miejsce i że podziały „wewnątrz” nie są drogą do akceptacji „na zewnątrz”; by pokazać, że u nas się nie da tak, jak pół wieku temu w USA, i że wcale nie jest to pożądane. Z mojego punktu widzenia to właśnie macie szansę zrobić i już zaczęłyście, a inny symboliczny początek takiej „nowej ery” uznaję świetną i mądrą reakcję Damskiego Tandemu Twórczego na zeszłoroczny niefortunny wywiad w “Replice”, który teoretycznie miał dotyczyć kwestii niewidoczności lesbijek w przestrzeni publicznej, ale nie wyszedł dobrze.

MW: To faktycznie był moment przełomowy, w którym przekroczone zostały pewne granice. Lesbijka* znowu została potraktowana jako obiekt. Ważną kwestią stało się dla nas właśnie upodmiotowienie i odzyskanie władzy nad naszym własnym, lesbijskim* życiem i to w wielu aspektach. Na przykład w kwestii coming out’u. Może na koniec powiedz mi jeszcze, jak Ty podchodzisz do tematu outowania się?

MO: Zagadnienie to nigdy nie leżało w centrum moich rozważań, ale obserwuję to, co dzieje się wokół kategorii coming out’u. Z socjologicznego punktu widzenia coming out to ciekawe zjawisko, bo w szeregach tzw. organizacji LGBTQ+ zwykło się zestawiać go z poczuciem dumy (ang. pride). A trzeba pamiętać, że choć duma może być tego częścią, to jednak najpierw coming out będzie osobistym procesem trajektoryjnym, czyli momentem w autobiografii, które nieuchronnie będzie się wiązało z jakimś cierpieniem, osobistym lub publicznym. Stres mniejszościowy i presja społeczna powodują, że coming out jest często kulminacją negatywnych przeżyć jednostki, ale nie kończy ich, lecz zmienia ich charakter; wystawia jednostkę na dodatkowe przeżycia i doświadczenia dyskryminacji. Czasem jest też sytuacyjnie wymuszony i daleko tu do komfortu emocjonalnego. W dodatku jest to proces powtarzalny, bo przecież nigdy nie dokonuje się coming out’u raz na zawsze; wymaga go wiele nowych relacji i sytuacji społecznych. Powiedziałabym więc, że w życiu społeczno-publicznym coming out pomaga doraźnie i może poprawić niektóre relacje, ale nie jest tak emancypacyjny, jak niektórzy by chcieli i jak zwykle się to przedstawia. Idealizacja go jest niebezpieczna, a już nakłanianie do niego jako do strategii wolnościowej jest wręcz szkodliwe i nieetyczne, bo zafałszowuje rzeczywisty obraz życia społecznego i osobistego osoby wyoutowanej. Oczywiście nie namawiam do tzw. „pozostawania w szafie” przez całe życie; zwracam tylko uwagę, że nic nie jest czarno-białe i coming out jest paradoksalnie bardziej etapem i przeżyciem wewnętrznym, na które trzeba być gotowym. Może odjąć sporo stresów, ale może też dodać nowych; to praca emocjonalna i nie powinno się kreować wokół niej napięcia. Stąd ogólny wizerunek coming out’u jako zbawiennej polityki jest po prostu mocno przesadzony; warto byłoby przekierować tę całą energię np. na społeczne kampanie edukacyjne, które zdjęłyby odpowiedzialność i presję z napiętnowanej jednostki, która koniecznie musi jak najszybciej ‘osiągnąć’ coming out, by zacząć prawdziwie żyć.

MW: Bardzo dziękuję Ci za rozmowę. Myślę, że pokazałaś mi wiele ciekawych tropów, którymi możemy podążać i już teraz czekam na publikację Twojej książki z zakresu lesbian studies.

MO: Również bardzo Ci dziękuję i powodzenia w dalszych działaniach!

Korekta: Maja Korzeniewska

————————————-

Marta Olasik – doktor nauk społecznych w zakresie socjologii; jej rozprawa doktorska to pierwsza w Polsce konceptualizacja podmiotowości lesbijskiej; książka zostanie wydana w dwóch wersjach językowych i ma za zadanie wypromować interdyscyplinarne studia nad podmiotowością lesbijską (ang. lesbian studies) w polskiej przestrzeni akademickiej. Główną perspektywą dr Olasik jest perspektywa socjologii wiedzy oraz jeszcze w Polsce nieobecnej geografii seksualności. Kolejnym etapem prac w ramach lokalnych lesbian studies będą kilkuetapowe badania empiryczne dotyczące pojmowania wymiarów „obywatelstwa lesbijskiego” oraz kreowania własnych projektów płciowo-seksualnych. Dr Olasik jest też częścią międzynarodowego zespołu, którego celem jest eksplorowanie współczesnych możliwości odnowy idei i praktyki lesbijskiego feminizmu w różnych lokalnościach „zachodnich” i poza-zachodnich.

Magdalena Wielgołaska– aktywistka / lesbijka / feministka / współzałożycielka Stowarzyszenia Sistrum – Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* / działaczka na rzecz poszerzania wiedzy na temat leczniczego działania konopi / zaangażowana w Kręgi Kobiece i odzyskiwanie wewnętrznej, kobiecej Mocy / członkini Partii Zieloni/ administratorka strony Strefa Les*/ współpracowniczka projektu A kultura LGBTQ+ nie poczeka!/ wspólzałożycielka Stowarzyszenia Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej*.

———————————–

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka
,
I.   Manifest
1.   ManifestInstant. 
2.   Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry.
3.   Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II. Rozmowy wokół manifestu.
1.  Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota.
2.  Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.  Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.  Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.  Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.  Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus.
7.  
Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk.
8.  Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdaleną Próchnik
9.  Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13. Co ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą
15. Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze polityczna. Rozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26. Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim
,
V.  EL*C. Wieden 2017.
1.  Magdalena WielgołaskaOdzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2. Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3. Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4. Agnieszka MałgowskaPeformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5. Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
6.  Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.....

BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej

—————————————–

Aktualne wiadomości na temat projektu znajdziesz na:

Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!|

Kontakt: [email protected]

Lesbijska Inspira I Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmowa z Klaudią Lewandowską

Magda Wielgołaska: Jesteś moją pierwszą rozmówczynią, która przygotowała się do wywiadu, robiąc kilometr notatek. Jestem bardzo ciekawa, co sam ten proces pokazał i jak to wpłynie na naszą rozmowę.

Klaudia Lewandowska: To prawda. Spisałam swoją drogę w bardzo prywatny sposób. Nawet nie wzięłam tych notatek ze sobą, po prostu je przeczytałam i zobaczyłam pewne prawidłowości i to, że wszystko stanowi logiczny ciąg. Pomogło mi to uporządkować wiele spraw i jeśli może to pomóc innej kobiecie, to chcę się tym podzielić. Ta historia ma różne wątki, ale pojawia się motyw przewodni: konieczność zawalczenia o swoje miejsce, nie wyłącznie jako kobiety nieheteronormatywnej w kontekście biseksualności, ale generalnie jako kobiety.

MW: Dzielisz się opowieścią o swojej tożsamości ze znajomymi?

KL: Ostatnio w gronie bliskich mi osób powiedziałam, że w zasadzie wszystko mi jedno, czy poznam teraz kobietę czy mężczyznę. Usłyszałam, że ludzie kiedyś nie dzielili się tak jawnie swoją seksualnością. Poczułam, że niepotrzebnie to powiedziałam. Na co dzień o tym tyle nie mówię. Przygotowując się do naszej rozmowy, miałam okazję, żeby zajrzeć w przeszłość i wiele rzeczy zaczęło mi się przypominać.

MW: Opowiedz, co dała Ci ta retrospekcja, zwłaszcza w kontekście docierania do swojej tożsamości psychoseksualnej. Co zobaczyłaś w historii, którą napisałaś sama o sobie i dla siebie?

KL: Zaczęłam sobie przypominać, że od kiedy byłam nastolatką, zwracałam uwagę zarówno na kobiety, jak i na mężczyzn. W tamtym czasie nie miałam na ten temat większych przemyśleń. Miałam takie towarzystwo, w którym nie było to niezwykłe. Teraz wróciły do mnie konkretne sytuacje, które kształtowały moją tożsamość. Na przykład w wieku 13 lat miałam dwie koleżanki, z którymi tworzyłyśmy paczkę. Jedna z nich zwracała mi uwagę, że oglądam się za dziewczynami i że kiedy się przebiera, to się na nią gapię. Nawet tego nie zauważałam, zwłaszcza że ona akurat jakoś szczególnie mi się nie podobała. [śmiech]

W tamtym czasie z nikim nie chciałam być. Byłam bardzo na nie, jeśli chodzi o facetów, a nie wchodziłam też w bliskie interakcje z dziewczynami. W każdym razie tym, co pamiętam z tamtego czasu, jest moja duża otwartość, jeśli chodzi o różne postawy osób z otoczenia.

Kiedy miałam 16 lat prowadziłam minibloga, którego niestety skasowałam po jakimś czasie. Przez blogosferę zaprzyjaźniłam się z dziewczyną z drugiego końca Polski, z którą tworzyłyśmy bardzo głęboką relację – jedynie pisząc ze sobą, później też trochę rozmawiając przez telefon. Wydaje mi się, że to zmierzało w stronę poważnego zauroczenia. Zapraszała mnie do siebie, ja napisałam dla niej jakiś wiersz. W końcu nigdy do niej nie pojechałam, nie miałam odwagi, ale w sumie to była bardzo silna relacja. Wiem też, że wtedy zupełnie nie zastanawiałam się nad tym, czy to ma związek z jakąkolwiek konkretną orientacją. Po prostu było jak było i już.

MW: A jak to wyglądało, kiedy zaczęłaś tworzyć oficjalne związki?

KL: Moje dwa duże związki to były relacje z facetami. Nigdy też nie miałam takiego przemyślenia, jak wyglądałby mój związek idealny, o ile taki może w ogóle istnieć. Moje relacje zaczynały się sypać w momencie, kiedy pojawiał się temat wspólnego zamieszkania. Nie wiem, czy byłaby taka osoba, z którą mogłabym zamieszkać. Teraz od roku jestem sama i bardzo zagubiona, jeśli chodzi o biseksualność.

MW: W jaki sposób zagubiona? Chodzi o Twoje osobiste procesy, czy to z czym stykasz się w społeczeństwie?

KL: Mam profil na portalu LGBTowskim. Tam jest podział na: “ona szuka jej”, “on szuka jego”, a nie ma wyraźnej przestrzeni dla osób biseksualnych, trzeba siebie jakoś odnaleźć w kategorii “inne”. Osoby biseksualne nie są na takim portalu widzialne, nawet ze względu na funkcjonalności jakie daje strona. Zabawne, że nie ma miejsca, żeby wyraźnie siebie określić jako bi. Ale myślę też, że to się zmienia. Dzisiaj widziałam opis imprezy dla kobiet, w tekście zapraszającym na imprezę znalazło się słowo RAINBOW i każdej z liter przyporządkowano jedno hasło. Znalazło się miejsce na biseksualność przy literce B. Zastanawiam się też, czy jeśli będąc na portalu, który jest raczej LG niż LGBT+ i spotkam się z dziewczyną poznaną w tej przestrzeni, to czy ona z góry założy, że ja jestem les? I jaka będzie jej reakcja, jeśli powiem, że nie jestem.

MW: Śledzisz, co się dzieje w Polsce w kontekście osób biseksualnych?

KL: Teraz zaczynam zwracać na to uwagę. Mam poczucie, że przez mój ostatni, dość długi związek z facetem, “wypadłam z obiegu” i po prostu nie wiem, gdzie miałabym uderzać, żeby znaleźć otwartą osobę, czy to mężczyznę czy kobietę, dla której biseksualność byłaby czymś normalnym. Biseksualność nie jest ani gorsza, ani bardziej wstydliwa. Trafiłam kilka dni temu na forum sekspozytywne na wątek, w którym przeczytałam, że mężczyzna biseksualny już zupełnie boi się o swojej tożsamości rozmawiać. To wszystko pokazuje mi, że faktycznie brakuje miejsca, w którym osoby bi mogłyby się otworzyć.

MW: Szukasz takiego miejsca?

KL: Szukam. I faktycznie ciężko je znaleźć. Pewnie gdyby istniało takie miejsce, taka organizacja czy akcje dedykowane osobom biseksualnym, może nie rozmawiałybyśmy teraz, bo potrzeba rozmowy na ten temat byłaby zaopiekowana. Wśród swoich znajomych czasem boję się poruszać ten temat. Kiedyś na jednym ze spotkań zaczął się wątek, w którym ktoś zasugerował, że jeden z naszych znajomych może być bi. Koleżanka zareagowała stanowczo, że człowiek nie może być biseksualny. Kiedy zaprotestowałam, pojawiła się taka konsternacja, że nie mogłyśmy dalej prowadzić rozmowy. Nie było szansy na jej pogłębienie. Idealna sytuacja byłaby taka, gdyby była przestrzeń na rozmowę, bez ustawiania tego tematu w kolejce: tematy mniej ważne/ krępujące/ nieodpowiednie/ nietaktowne.

MW: To ciekawe, zwłaszcza, że żyjemy w czasach, w których wydawałoby się, że wiele tematów tabu zostało oswojonych. Tymczasem biseksualność jest nadal tematem trudnym, również w środowisku LGBT+.

KL: Trochę tego doświadczam, ale myślę sobie, że też pewnie jeszcze nie znam wszystkich możliwych miejsc. Na portal, na którym mam konto trafiłam jeszcze w czasie, kiedy byłam w związku z facetem. Z moim byłym partnerem rozmawialiśmy o tym i trochę się nawet śmiał, że jak go zdradzę, to pewnie z kobietą.

MW: To ciekawe, że tak to widział, stereotypowo panuje przekonanie, że z kobietą to nie jest zdrada. W końcu nie ma narzędzia dominacji, które można by porównywać ze swoim. No i oczywiście bez penisa nie ma seksu, więc się nie liczy. Przecież to tylko takie dziewczyńskie przytulanki…

KL: Pamiętam rozmowę z kolegą z zespołu punkowego – w którym byłam – właśnie o tym, że zdrada z kobietą mniej boli, a ja zaczęłam się wkurzać i zastanawiać, o co w tym wszystkim chodzi. Jeśli jedna ze stron związku zdradza, to albo kończy się relacja albo coś zaczyna być nie tak, więc dlaczego miałoby być inaczej, jeśli kobieta zdradza faceta z inną kobietą? Koleżanka, która wiedziała o naszym wywiadzie, wspomniała mi o artykule o tym, że “amerykańscy naukowcy” przeprowadzili badania mówiące, że wszystkie kobiety są biseksualne. Pamiętam z przeszłości takie nagłówki artykułów ze stron, które nie są wiarygodnymi źródłami informacji. Dla mnie to jest głupota, ale zdaje się, że kobieca biseksualność jest jeszcze jakoś akceptowalna, mimo że nie jest traktowana poważnie. Przyjęło się też kulturowo, że dziewczynki są bardziej socjalizowane do okazywania emocji, uczuć, przytulania się, mają ciepłe relacje, ale ja sobie myślę, że nie w każdym domu tak jest. Są domy, w których w ogóle nie ma czułości. Są też fajne domy, w których ta czułość nie jest zależna od płci. Pomimo różnorodnego wychowania wiele osób jest homoseksualnych, biseksualnych, heteroseksualnych i mówi się coraz częściej o jeszcze innych orientacjach. I teoretycznie, kiedy pojawia się w sieci artykuł o szerokiej skali biseksualności, szerowany na FB, to jest to jakoś akceptowalne. Nawet nie zauważam jakichś negatywnych komentarzy, ale kiedy z tymi samymi ludźmi próbujesz o tym rozmawiać w cztery oczy, to okazuje się, że tego tematu nie da się poruszyć. To dla mnie podwójne standardy. Z jednej strony deklaracja akceptacji, a kiedy taka kwestia pojawia się blisko – już nie tylko w teorii – to staje się problematyczna i jakaś taka… brzydka.

MW: Jesteś związana ze środowiskiem feministycznym, aktywistycznym, artaktywistycznym. Myślę, że to jest taka przestrzeń, w której można szukać porozumienia i budować przestrzeń dla różnych, także tych niewygodnych dla społeczeństwa tematów.

KL: Tak, jednak na co dzień w pracy i przy okazji innych kontaktów nie zawsze widzę taką otwartość. Jestem zanurzona w środowisku feministycznym, ale też jestem w jakimś stopniu introwertyczna i nie taka mega towarzyska. Widzę też, że feminizm nie zawsze oznacza całkowitą otwartość czy zainteresowanie różnymi wątkami wokół niego. Doświadczyłam tego, kiedy poruszyłam temat, że lesbijki są mniej widoczne niż geje. Obserwuję działania Stowarzyszenia Sistrum i dla mnie również zauważalna jest ta dysproporcja, o której mówicie i którą chcecie zmniejszyć poprzez swoje działania. Spotkałam się z tym, że osoby, z którymi porusza się takie kwestie, nawet nie bardzo wiedzą o co chodzi, są zdziwione. Kiedy proszę, żeby wymienili imię i nazwisko znanej lesbijki, na przykład mainstreamowo albo jakiejś pisarki, nie potrafią tego zrobić. Potem robię im takie zestawienie: wymieniam gejów, których na pewno kojarzą, jak Witkowski, czy jacyś projektanci. To, że nie znamy nieheteronormatywnych kobiet tworzących w jakiś sposób nie znaczy, że ich nie ma. Coś tu nie gra na szerszą skalę.

MW: W trakcie Parady Równości w Warszawie, pod Pałacem Kultury i Nauki w Miasteczku Równości miałyśmy swoje stoisko jako Sistrum, przygotowałyśmy quiz z wiedzy o kulturze lesbijskiej. Większość osób nie znała odpowiedzi na żadne z pytań. Jednak celem tej zabawy nie było to, żeby ten brak wiedzy udowodnić, ale żeby ludzi zainteresować. Pokazać, jak wiele istnieje aktywnych twórczo kobiet nieheteronormatywnych. Ku naszej wielkiej radości, osoby bardzo chętnie brały udział w konkursie i były zaskoczone, że jest tyle nazwisk, z tylu dziedzin sztuki, a nie są im znane.

KL: Sfera nieheteronormatywnych twórczyń kultury bardzo mnie pociąga. Sama jestem dość aktywna artystycznie. Staram się dla siebie szukać ścieżek działania. Fajną inicjatywą LGBTQ+ jest Chór Voces Gaudii, w którym byłam przez miesiąc. Nie zdecydowałam się na dołączenie ze względu na repertuar. Jako ludzie są świetni i to co robią jest fantastyczne, po prostu nie mój typ ekspresji. Natomiast można tam być sobą, bardzo przyjazne miejsce. Nie trzeba mówić o swojej tożsamości, jest tęczowo i fajnie.

MW: No właśnie. Muzyka, ruch, taniec… chyba możemy przejść do tej części Twojej historii. Myślę, że to jest bardzo spójne z opowieścią o poszukiwaniu swojego miejsca na ekspresję tożsamości w społeczeństwie. Generalnie szukasz dróg, jak wyrazić siebie.

KL: Tak. Zaczęło się to u mnie projektem Mnemotechniki. To był projekt kobiecy Stowarzyszenia Praktyków Kultury organizatorki poszukiwały osób śpiewających do kawałków śpiewanych przez chór, żeby wesprzeć osoby w projekcie, które nie śpiewały wcześniej albo miały mniejsze doświadczenie czy też chciały tylko rapować. Byłam wtedy w szkole wokalnej i zgłosiłam się do takiego wsparcia. Był to międzypokoleniowy raperski projekt, w którym brały udział seniorki, gimnazjalistki i dziewczyny z poprawczaka. Dołączyłam do projektu pod koniec jego trwania. Byłam na około 10 próbach. Występowałyśmy później w Teatrze Dramatycznym i w Teatrze Powszechnym na jakimś festiwalu. Dla mnie to były pierwsze tego typu doświadczenia, które bardzo mi się spodobały i zaraz po nich wciągnęłam się już totalnie w warsztatoholizm, o którym bardzo często mówię i chętnie praktykuję. [śmiech]

To był pierwszy projekt kobiecy, w którym wzięłam udział i bardzo się zaangażowałam emocjonalnie – był tak zaplanowany, żeby dać kobietom głos. Treści były oparte na wspomnieniach uczestniczek. Początkowo trudność stanowiło zbudowanie zaufania pomiędzy młodszymi i starszymi kobietami, ale kiedy ja dołączyłam do grupy, to seniorki były już “babciami” dla tych młodych dziewczyn. Połączył je proces. To mnie zafascynowało. Zaczęłam czytać książki feministyczne, począwszy od autobiografii Agnieszki Graff. Coraz szerzej zaczęłam otwierać oczy, rozumieć feminizm, czuć, że to jest moja droga, że to pomaga mi uświadomić sobie, co jest we mnie. Rok później to samo Stowarzyszenie zorganizowało warsztaty raperskie dla dziewczyn. Poszłam tam myśląc, że znów będę śpiewać refreny i by wesprzeć koleżankę z Mnemotechnik, która sama by nie poszła. Zaczęłyśmy razem tworzyć. Wkręciłam się tak, że zaczęłam rapować. Przez długi czas siedziałyśmy tam i pisałyśmy teksty z Asią Bordową, która jest rozpoznawalną osobą w feministycznym środowisku. Sporo w naszych doświadczeniach się pokrywało i zaczęłam czuć wkurw, który we mnie narastał.

MW: O czym pisałyście? Co pokazywał ten wkurw?

KL: Jeden z pierwszych tekstów napisałam o tym, jak na jednej z imprez dosiadł się do mnie facet, który chciał ze mną tańczyć. Ja nie chciałam, wtedy złapał mnie za nadgarstki. Wyrwałam się i wyszłam. Jakoś tak bardzo mnie to ruszyło, że napisałam cały kawałek o tym, który zaczynał się od słów: “Nie chcę z Tobą tańczyć palancie”. Wszystkie dziewczyny z zajęć Girls Rap miały takie historie, tylko różnego kalibru. Zaczęłam wtedy po omacku tworzyć swoje kawałki. Chcę to doszlifowywać i pracować z profesjonalnymi osobami, i w profesjonalnych warunkach, ale bardzo często wiąże się to po prostu z dużymi pieniędzmi.
Występowałam w skłotach albo na różnych benefitach. Pod koniec projektu z Girls Rap nagrałyśmy płytę i ja tę płytę nosiłam na benefity. Nie mogłyśmy jej sprzedawać, ale chciałam, żeby trafiała do osób zainteresowanych. Fajnie było widzieć, że wylosowanie takiej płyty sprawiało komuś radość. Miałyśmy dobry odbiór. Tylko to jednak wszystko jest na małą skalę. Wracając do tekstów, nigdy nie myślę, że muszą być jakieś konkretne, raczej są o tym, co czuję, co chcę wyrazić, co potrzebuję wyjąć na zewnątrz i puścić dalej. To, że te teksty wychodziły zaangażowane, to była i jest kwestia tego, co gra we mnie.

MW: Na każdym spotkaniu Stowarzyszenia Sistrum mówimy o tym, że jedną z naszych zasad jest to, że nie oceniamy. Tak naprawdę nie interesuje nas, czy coś jest dobre albo złe jakościowo – kiedy o tym mówię, to mam na myśli mainstreamową miarkę. Liczy się dla nas historia kobiety, która zdecydowała się ją opowiedzieć. To wszystko kwestia tego, w jaki sposób patrzymy na kulturę, do czego jej potrzebujemy. Kultura może być rozrywką, ale może też być narzędziem realnej zmiany, na przykład megafonem przekazanym kobiecie by zabierać głos w sprawie, o której nie rozmawiamy, boimy się rozmawiać czy nie chcemy rozmawiać, a jest ważna. Taki sposób obcowania z kulturą zmusza do refleksji.

KL: Właśnie takie podejście sprawiło, że zdecydowałam się podać tutaj linka do swojego soundclouda. Zazwyczaj nie przesyłam tego wszystkim, ale myślę, że to jest fajne, żeby go tutaj umieścić, to jest historia mojej drogi. Mam tam rzeczy jeszcze sprzed kilku lat, na przykład taką schizofreniczną przeróbkę piosenki Maryli Rodowicz, którą śpiewałam w szkole wokalnej na egzaminie z interpretacji piosenki i postanowiłam sobie to nagranie zachować. Jest tam piosenka Jasminy z Alladyna – pamiątka po warsztatach dubbingu. Są tam bardzo różne rzeczy. Ja kiedyś śpiewałam tylko covery. Zaczęłam w podstawówce, kiedy nauczyciel muzyki powiedział, że widzi we mnie potencjał. Stąd wiem też, jak ważne jest, żeby dzieci dostawały wsparcie dla swoich pasji. Zaczęłam chodzić na zajęcia w szkole i na chór, i później tak się to potoczyło, że przechodziłam przez różne studia piosenki, chór rozrywkowy, szkołę wokalną i oczywiście wiele warsztatów. Byłam też wkręcona w Chór Warszawiaków do momentu, w którym to nie stało się dla mnie za trudne pod względem politycznym. Śpiewałam w bardzo wielu miejscach i projektach.

MW: Dziękuję, że dzielisz się z nami swoim intymnym archiwum. To bardzo ciekawe, że wraz z analizą feministyczną przeszłaś taką transformację z odtwórczyni do twórczyni, to musiało wymagać przełamania i odwagi, by przemówić własnym, wewnętrznym głosem.

KL: Muzyka jest dla mnie terapeutyczna od początku, więc dopóki byłam dość zamknięta – to właśnie znamienne – tylko coverowałam. Nie wyobrażałam sobie, że mogę coś swojego robić. To jest dość kluczowe, że projekty kobiece przywróciły mi mój własny głos. Tam było duże przyzwolenie na to, żeby siebie otwierać i nie oceniać, jaka historia z ciebie wyleci. Można było z siebie wyrzucić wszystko. Kiedy doświadczyłam tego, że wszystkim emocjom można dawać wyraz, wtedy zaczęłam tworzyć swoje rzeczy.

MW: W tej historii brakuje mi jeszcze jednego elementu, o którym wspomniałaś. Byłaś wcześniej wokalistką w zespole punkowym. Czy tam było miejsce na Twoją ekspresję?

KL: To również ważna i ciekawa historia w kontekście mojego docierania do siebie. Trafiłam do tego zespołu, bo odeszła ich wokalistka. Pamiętam, że odezwałam się dzięki namowom mojego kolegi. Później lider tego zespołu nie mógł uwierzyć, że nie mam doświadczenia, kiedy zaprezentowałam, co potrafię. A ja po prostu nie miałam odwagi, żeby być frontmenką. Na mojej chmurze znajdziecie  nagrania również z tego okresu. Chaos, który tam panuje pokazuje mi, że bardzo potrzebowałam się otworzyć i wyrzucić z siebie to, co we mnie siedzi.

MW: Punk był takim ujściem?

KL: Na początku śpiewałam teksty pisane przez basistę. Później zaczęłam pisać swoje, z których niestety nie ma nagrań. W tym zespole byłam trzy lata i to rzeczywiście był proces, w którym po dłuższym czasie zaczęłam pisać coś własnego, ale już wtedy zaczęły się rozchodzić nasze drogi.

MW: Kiedy przestałaś odtwarzać i zaczęłaś mówić swoim głosem pojawił się problem?

KL: Myślę, że trochę tak. Byłam też jedyną kobietą w zespole i myślę, że warto wspomnieć o tym, że zaczęło się psuć, kiedy zaczęłam wywalać z siebie to wszystko, co we mnie siedziało. Paradoksalnie wcześniej dostawałam komunikat, że za mało siebie otwieram i trochę mnie tym maglowali.

MW: To, co się z Ciebie wylało, nie spodobało się kolegom?

KL: Myślę, że tak, ale nie było o tym rozmowy. Generalnie zabrakło komunikacji. Po zawieszeniu zespołu zobaczyłam ogłoszenie o kolejnym koncercie, o którym nie wiedziałam. To było trudne doświadczenie. Gdybyśmy więcej rozmawiali może inaczej by się to potoczyło. Trochę się przez to nawet odsunęłam od tego środowiska. Teoretycznie punk jest taki, że powinien być otwarty, antyfaszystowski, feministyczny i w ogóle, a szczerze mówiąc czasami jest tam jeszcze mocno konserwatywnie i seksistowsko. Przy okazji koncertów nasłuchałam się różnych nieprzyjemnych rzeczy. Znam taki stereotyp panujący w środowisku, że jak się bierze babę do zespołu, to zaraz ktoś się zakocha, że w trasach byłby problem. W moim zespole mieliśmy kolegę, który bardzo głośno chrapał. Zdecydowałam, że to on będzie miał izolatkę, nie ja. [śmiech] To wzbudziło zdziwienie osób wynajmujących nocleg, no ale lepiej było żebyśmy się wszyscy wyspali – zwyczajnie można się dogadać w takich sytuacjach.

Ale mówię o tym dlatego, że takie myślenie nie bierze zupełnie pod uwagę perspektywy kobiety i jej potrzeb. Kobieta może zupełnie nie być zainteresowana poszukiwaniem partnera w zespole. Może chcieć tworzyć i mieć miejsce na swoją ekspresję, a tymczasem jest sprowadzana do roli samicy otoczonej samcami i musi się rozegrać jakiś schemat. To mi się nie podoba. Przypomina mi się jeszcze taka historia, jak po jednym z koncertów podszedł do mnie znajomy moich kolegów i powiedział, że mnie kompletnie nie słuchał, bo patrzył na moje nogi. Widział przedmiot.

MW: Jak wygląda reprezentacja kobiet w punkowym świecie?

KL: W środowisku punkowym są oczywiście kobiety, jednak to tak niszowe działania, że ciężko się z nimi przebić do szerszej świadomości – trochę jak nieznajomość nazwisk nieheteronormatywnych twórczyń – ale na przykład są takie inicjatywy, jak obozy Lucciola i Karioka, które starają się to zmienić. Głosów i przede wszystkim instrumentalistek kobiecych faktycznie jest mniej i ludzie ich nie kojarzą. Tak samo jest z raperkami. Wiadomo, że jeśli ktoś się interesuje daną dziedziną, to wie i potrafi wymienić konkretne osoby. Natomiast osoba średniozaawansowana w rapie często nie potrafi podać żadnej polskiej raperki. Mimo, że ich jest niewiele, to są.

MW: To znowu historia o braku miejsca dla prawdziwej siebie. Niesamowite, że kobiety tak niewiele tego miejsca mają na co dzień, muszą o nie walczyć, a kiedy same je sobie robią napotykają dodatkowe przeszkody, jak choćby niezniszczalne: “mężczyzna jest, a kobieta wygląda”.

KL: W tamtym czasie zdarzało się, że takie sytuacje były dla mnie tak szokujące, że nie miałam żadnej riposty. Moi koledzy z zespołu byli bardzo rozpoznawalni w środowisku, natomiast ja czasami czułam się jak niewidzialny przedmiot, mimo że byłam wokalistką. Kiedyś na przykład stałam obok gitarzysty, do którego kolega właśnie mówił: “Próbowałem ci zrobić zdjęcie, ale ona zasłaniała”. Nie czułam, że jestem tam na pełnych prawach. Nie wiedziałam wtedy, co mam powiedzieć, jak się zachować.

MW: Z perspektywy czasu i Twoich doświadczeń pracy z kobietami widzisz jakieś zmiany w środowisku punkowym?

KL: Dziewczyny zaczynają działać. Są na przykład bardzo znane dwa zespoły punkowe, w których śpiewa Asia Bordowa, ale jednak cały czas jest tego za mało. Nawet kiedy odbywają się jakieś benefity i poszukiwane są zespoły kobiece, nie jest łatwo kogoś znaleźć i zaprosić – jeśli mówimy o składach wyłącznie kobiecych – albo są one tak niszowe, że nie wiadomo o ich istnieniu. Myślę teraz na głos, że przez to, jak skonstruowana jest nasza kultura i nasze role społeczne, kobiety mogą mieć problem w uwierzenie, że rzeczy, które tworzą, mają jakąś wartość, że można je pokazać. Do tego musi dojść jakiś proces wzmocnienia i wyzbycia się tych obciążeń – czasami to jest ogromna praca. Jest dużo dziewczyn, które same potrafią ogarniać kompozycję kawałków, występują same, wszystko ogarniają, powiedziałabym nawet, że wszechogarniają. Pojawiają się takie osoby, jednak to jest powolny proces połączony ze zrzucaniem patriarchalnych ciężarów.

MW: To cały czas jest historia o tym, że kobieta musi dać z siebie 300%, żeby móc stanąć na scenie i zaśpiewać, kiedy facetowi wystarczy 15%, żeby pewnie chwycił za mikrofon.

KL: Tak, często rozmawiam z koleżankami, które są załamane, że jakiś koncert nie wyszedł ich zdaniem, że był porażką. Faceci się nie przejmują. Mają kolegów, którzy ich poklepują po ramieniu. I tu mam apel: koleżankujmy się i wspierajmy w takich sytuacjach! Mam wrażenie, że tak też jest w rapie. Jak słaby by ktoś nie był, to ma ogromne wsparcie, kiedy jest facetem. Dziewczyna, która prowadziła warsztaty raperskie opowiadała, że kiedy kilka lat temu na freestyle wychodziła kobieta, od razu padał komentarz, że to lesba, nie słuchali jej, gwizdali i nie dostawała przestrzeni dla swojego głosu. Jakby się nie zaprezentowała, to oni by jej nie zaakceptowali. Sam fakt, że jest kobietą, to jej koniec. Sama bałabym się wejść do tego środowiska, nie mam nawet ambicji tam być i coś udowodniać. Myślę, że w polskim rapie, żeby się przebić jako kobieta, w tym momencie jest jak walenie głową w mur. Ale jeśli chodzi o alternatywę, to pojawiają się ciekawe wątki, na przykład na swojej nowej płycie Paulina Przybysz w pewnych momentach rapuje. Nie jest to oldschoolowy rap, bo ona eksperymentalnie traktuje muzykę, ale pojawiają się głosy, że jest świetną raperką.

MW: Z tym, że to już jest osoba, która wywalczyła sobie przestrzeń do ekspresji i prawo do eksperymentowania, i zaczęła być widziana również jako twórczyni, nie tylko przez pryzmat płci i w dodatku nie jest powiązana ze środowiskiem raperskim.

KL: Jej też zupełnie nie zależy na tym, żeby jakoś być kojarzoną ze środowiskiem raperskim, tak więc faktycznie ma to inny wymiar niż w przypadku dziewczyn, które chciałyby być kojarzone z konkretnym nurtem. Tymczasem ona robiąc coś bardziej melorecytacyjnego – właśnie jako osoba o określonym dorobku – pokazała, że dziewczyny mogą rapować. Paulina ma flow, to jest bardzo ważne w rapie. Kiedyś sama usłyszałam od kolegi z pracy, że jeśli chcę eksperymentować z rapem, nie wchodząc w środowisko, to w ogóle nie powinnam się tym zajmować.

MW: Muzyczna autoterapia stała się w Twoim przypadku sposobem na odnalezienie swojego głosu, opowiedzenie swojej historii. Myślę, że właśnie kultura jest czymś, co daje kobietom nieheteronormatywnym możliwość odnalezienia kontaktu ze swoją tożsamością. To bardzo ciekawe narzędzie, żeby zmierzyć się nie tylko ze sobą, ale także ze społecznymi schematami. Tworzysz teksty o swojej tożsamości?

KL: Myślę, że to się pojawia podświadomie, kiedy zajmuję się nurtującymi mnie tematami, dlatego mam kawałek o totalnym kryzysie, kiedy w ogóle nie wiadomo, w którą stronę ruszyć i taki o wierze we własny głos. A teraz robię wspólnie z Gagą w duecie SzuGa numer o odczarowywaniu kobiecej samotności, który nazywa się “Panie proszą panie” i bardzo mi podpasował pod sytuację, że współprowadzimy warsztaty tekściarskie na Festiwalu Transgresje akurat w dniu, kiedy przejdzie w Toruniu Marsz Równości.

MW: Podzieliłaś się z nami swoją historią, a także swoją twórczością. Chcę Ciebie jeszcze na koniec poprosić o podzielenie się z nami informacją o tym, jakie kobiece inicjatywy mogą być przestrzenią, w której nasze czytelniczki mogą otrzymać wsparcie, żeby wzmocnić swój wewnętrzny głos?

KL: Bardzo się cieszę, że pojawiło się to pytanie, czasem znajome i znajomi mi mówią: ty to znasz te wszystkie warsztaty, a jak się już wie, gdzie można iść, to jest tego sporo i całe mnóstwo dobra. Wspomniałam już o obozach muzycznych Lucciola i Karioka, tam każda dziewczyna może nauczyć się od podstaw opanować grę na basie, gitarze lub perkusji, a także wybrać śpiew. Był też obóz dla raperek i twórczyń muzyki elektronicznej. Karioka jest dla nastolatek, a Lucciola dla starszych dziewczyn. Żeby obserwować wszelkie tego typu akcje warto się zapisać na newslettera strony Lucccioli, ponieważ są w nim też informacje o kobiecych koncertach. Z doświadczenia wiem, że wiele kobiet bardzo się boi, że nic tam się nie uda zrobić, bo na przykład nigdy nie dotknęły jeszcze instrumentu, a potem się okazuje, że to jest świetna przygoda i życie później nie jest już takie samo. I bycie Lucciolą zwyczajnie wciąga.

Z warsztatów perkusyjnych polecam specjalnie stworzone dla kobiet kursy Drum Fitness w szkole Drum Academy organizowane przez kobiety, które wiedzą, że taka inicjatywa była potrzebna, żeby wzmocnić zainteresowane dziewczyny i to działa! Już raz byłam na przesłuchaniu w zespole, który założyła perkusistka z tej szkoły, to jest niesamowite. Warto obserwować Centrum Praw Kobiet, gdzie byłam ostatnio na samoobronie wendo u trenerki Liliany Otręby – polecam te zajęcia właśnie z nią, ponieważ czuję się po nich naprawdę innym człowiekiem, lepiej radzę sobie z emocjami i dostałam wiele wskazówek, jak bronić własne granice w wielu sytuacjach, to jest też ważna lekcja o współodczuwaniu.

Dużo daje mi uczestnictwo w otwartym Kręgu Kobiet organizowanym przez Adelę prowadzącą bloga nie-rzeczy, na którym pojawia się Wydarzenie, gdy zbliża się kolejny krąg. Polecam zresztą lekturę wszystkich tekstów na blogu, są również wzmacniające.

Dziewczyny z Girls to the front zajmują się kobiecymi zinami i organizacją koncertów, ostatnio było to połączone w ten sposób, że każda chętna osoba mogła się zapisać na warsztaty tworzenia własnego zina z interesującymi ją treściami, a później był koncert świetnego duetu Cudowne lata.

Wiele różnych zajęć z zakresu seksualności odbywa się w Instytucie Pozytywnej Seksualności byłam tam już dwukrotnie i pomogło mi to wiele rzeczy ułożyć w głowie, w bezpiecznej i przyjemnej atmosferze.

Jeśli chodzi o łączenie kobiecej i męskiej energii w śpiewie tradycyjnym w połączeniu ze swobodnym ruchem, to bardzo polecam warsztaty prowadzone przez Olgę Lidię Kozłowską, które można obserwować dzięki stronie Droga Głosu. Przychodzi tam wiele kobiet i nie trzeba potrafić śpiewać. Wystarczy ciekawość pieśni z różnych stron świata i jest to niezwykle otwierające przeżycie.

Poza tym polecam obserwowanie Eksperymentalnej Grupy Ruchowej Szersze, w której jestem. Na stronie można znaleźć informacje, kiedy organizujemy otwarte warsztaty dla kobiet lub zwiedzanie performatywne, jak w przypadku Nocy Muzeów w Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku. Dzięki tej grupie i dzięki otwartym warsztatom odkrywam czym jest ruch i fascynuje mnie jego możliwe powiązanie ze słowami i głosem.

MW: Bardzo dziękuję za rozmowę, a wszystkie kobiety nieheteronormatywne, które tworzą i chciałyby znaleźć odbiorczynie_ców dla swoich działań, zapraszam do kontaktu ze Stowarzyszeniem Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej*.

Korekta: Maja Korzeniewska

     ——————————————-

Klaudia Lewandowska (1989) – „wkurzona kobieta rocznik osiem dziewięć. Wiem, czym jest wolność? na pewno znam ściemę” [z własnej poezji raperskiej]/ Jest wieczną poszukiwaczką w każdym aspekcie życia/ śpiewa od momentu, w którym nauczyciel muzyki w podstawówce pokazał jej, że ma potencjał/ rapuje pod pseudonimem Szelma i w duecie SzuGa/ pisze teksty/ kocha uczestniczyć w warsztatach artystycznych i kobiecych projektach/ jest buntowniczką i feministką/ niedawno odkryła, że ruch może być fajny, dzięki kobiecej grupie EGR Szersze/ kocha czytać, śmiać się i dawać dojść do głosu wewnętrznemu dziecku.

Magdalena Wielgołaska aktywistka / lesbijka / feministka / współzałożycielka Stowarzyszenia Sistrum – Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* / działaczka na rzecz poszerzania wiedzy na temat leczniczego działania konopi / zaangażowana w Kręgi Kobiece i odzyskiwanie wewnętrznej, kobiecej Mocy / członkini Partii Zieloni/administratorka strony Strefa Les*/ współpracowniczka projektu A kultura LGBTQ+ nie poczeka!

  ——————————————-

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka
,
I.   Manifest
1.    Manifest. Instant. 
2.    Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry.<
3.    Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II. Rozmowy wokół manifestu
1.    Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.    Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.    Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.    Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.    Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.    Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.    Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk
8.    Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdą Próchniak
9.    Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10.  Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.   Co Ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.   Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą.
15.   Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.   Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.   Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmowa z Klaudią Lewandowską
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26. Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim
.
V.  EL*C. Wiedeń 2017. 
1. Magdalena Wielgołaska. Odzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2. Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3. Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4. Agnieszka Małgowska. Peformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5. Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
6.  Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.....
.
VI. EL*C. Kijów 2019
1.  Monika Rak. L*Geniusza na Ukrainie.
2. Magdalena Wielgołaska. Lesbianizacja przestrzeni. 
.
BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej
.
                            .                                                     ————————————-————
 .
Aktualne wiadomości na temat projektu Lesbijska Inspira znajdziesz na:
Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!

LESBIJSKA INSPIRA I Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk

Agnieszka Małgowska: Od kiedy jesteś w Polsce?

Katja Semchuk: Z przerwą od 2008 roku. Studiowałam przez 5 lat na Uniwersytecie Jagielońskim. Od paru miesięcy jestem w Warszawie.

Monika Rak:  Wcześniej mówiłaś już po polsku?  Masz jakieś polskie korzenie?

KS: Nie mam polskich korzeni. A języka polskiego zaczęłam uczyć się 7 miesięcy przed przyjazdem do Polski.

AM: Skąd pomysł studiowania w Polsce?

KS: Rodzice chcieli mnie wykształcić za granicą. Namawiali mnie, a ja się na to zgodziłam.

AM:  Myślałaś o innym kraju?

KS: Polska była od razu ich celem. Tutaj uznaje się ukraińskie dyplomy szkolne oraz uniwersyteckie, procedura jest ułatwiona i nie było większego problemu, żeby zdobyć dokumenty na przyjazd. Teraz coraz więcej Ukraińców przyjeżdża do Polski, pojawiło się dużo nowych stypendiów i programów.

AM:  Co studiowałaś?

KS:  W Polsce studiowałam stosunki międzynarodowe. To były studia licencjackie. Potem zrobiłam magisterkę z politologii. W międzyczasie byłam w 2011 roku na Erasmusie w paryskim instytucie politycznym Sience Po. A w roku 2016 na Sorbonie zrobiłam drugą magisterkę z filozofii politycznej.

MR:  Nie chciałaś zostać w Paryżu?

KS:  Nie. Paryż jest trudny do mieszkania. Poza tym między 2011 a 2016 zmieniała się sytuacja ekonomiczna i emigracyjna Francji. Po 3 latach edukacji powrót był dla mnie oczywisty. Chciałam pisać po ukraińsku.

MR:  Wróciłaś do Polski, nie chciałaś na Ukrainę?

KS: Przyjechałam tu na pół roku, bo dostałam ofertę pracy w papierowym ukraińskim tygodniku “Nasze słowo” (“Наше слово”). Ale jakoś minęło już 9 miesięcy. Praca w “Naszym słowie” jest tymczasowa, na razie mam tematy, o których chcę napisać.

MR:  A o czym piszesz?

KS:  Głównie na tematy polsko-ukraińskich stosunków, wspólnej pamięci historycznej, trochę analityki z ukraińskiej sceny politycznej, robię wywiady. Ale mój zakres zainteresowań jest o wiele szerszy.

MR:  Piszesz tylko po ukraińsku?

KS:  Niektóre teksty tłumaczę, ale większość jest tylko po ukraińsku.

AM:  A poza pracą budujesz relacje z Ukraińcami/Ukrainkami przebywającymi w Polsce? Jesteś w ukraińskiej grupie w Lambdzie?

KS:  Jestem. Ale to grupa, w której są głównie młode chłopaki, geje.

MR:  Słyszałam, że są w niej dwie dziewczyny, więc jeszcze ktosia się załapała.

KS:  To chyba się minęłyśmy. Nie wpadałam tam zbyt często.

AM:  Jak trafiłaś do tej grupy?

KS:  W Lambdzie szukałam konsultacji psychologicznej. W tym czasie otworzyła się grupa ukraińska, więc się przyłączyłam. Nie miałam wtedy zbyt wielu znajomych, spodziewałam się, że to będzie dobre miejsce na spotkanie z osobami LGBTQ+.

AM: Ale nie spotkałaś tam Ukrainek, a udało Ci się inaczej poznać krajanki?

KS: Niestety nie. Nie miałam czasu na to, ani sposobu skontaktowania się z takimi osobami, nie imprezuję też za bardzo. Poznałam na Tinderze dwie, ale nie doszło do spotkania. Ale wiem, że są tu lesbijki Ukrainki.

MR: Żyjesz zatem w polskim ekosystemie. Muszę więc zapytać, jak Ci się żyje w Polsce jako lesbijce?  

KS: W pracy jestem otwarta, specjalnie się nie ukrywam, ani nie ukrywałam swojego związku, chociaż uważa się, że środowisko w którym pracuję, jest dość zamknięte i konserwatywne, ale wbrew pozorom też jest bardzo tolerancyjne. Jeszcze nie spotkałam się z otwartą homofobią. Ale oczywiście w pewnych miejscach i grupach staram się bardziej uważać.

AM: A opowiesz o swojej drodze do „jawności”?

KS:  Kiedy przyjechałam do Polski byłam jeszcze w szafie, dopiero po powrocie z pierwszego wyjazdu do Paryża z niej wyszłam. Czas studiów w Krakowie był pod tym względem dla mnie trudny. Nie znalazłam społeczności LGBTQ+. To konserwatywne miasto.

AM: Czym się objawiał ten konserwatyzm?

KS:  Moje życie kręciło się wokół studiów, a tu było dużo osób homofobicznych. Wiedziałam to, bo w ramach zajęć pojawiły się tematy mniejszości, także LGBTQ+ i wtedy się nasłuchałam. Dominowało myślenie prawicowe i katolickie, więc czułam, że do jawnej lesbijki moi koledzy byliby wrogo nastawieni. W tej sytuacji towarzyszył mi lęk i wstyd. Chociaż okazało się, że niepotrzebnie ukrywałam się parę lat przed najlepszą przyjaciółką z Nowego Sącza. Po prostu się bałam. Ale to był etap mojej nieświadomości i wewnętrznej homofobii, więc ukrywałam się. Nie wiedziałam też o kawiarniach dla lesbijek. Dopiero w 2012 roku, czyli na piątym roku studiów, dowiedziałam się o klubie LaF. Łatwiej było znaleźć gejowskie kluby.

MR:  W szafie trzymał Cię przede wszystkim lęk przed światem zewnętrznym?

KS:  Nie tylko. Bardzo bałam się stracić wizerunek kobiety heteroseksualnej, który sobie wykreowałam i który niby wszystkim miał się podobać. Był taki uniwersalny.

AM:  Uniwersalny? Aż drżę na samą myśl, co to znaczy? [śmiech]

KS:  To oczywiście młodzieńcze wyobrażenie. Dopasowywałam się do męskich oczekiwań, a kobiece wzorce czerpałam z filmów.

MR:  Ale w jaki sposób ? Miałaś loki, dekolt i wysokie obcasy?

KS:  Nie, nie chodzi tu o wygląd, a raczej o zachowanie. Starałam się być miła, popularna wśród chłopaków, szukałam dłuższej relacji z mężczyzną.

MR:  Tobie się to udawało? [śmiech]

KS:  Absolutnie nie! [śmiech] Uciekałam, jak tylko zbliżał się do mnie jakiś mężczyzna.

AM:  Niesamowite, że bałaś się stracić coś, co nie wychodziło. Zadziwiający mechanizm. Choć przyznam, że pamiętam podobne moje wysiłki. Taki zinternalizowany systemik opresji.

KS:  Czułam, że w to gram, ale długo nic z tym nie robiłam. Przyznam, że potem żałowałam, że tak późno się ujawniłam. Czułam, że straciłam czas.

AM: Późno? Masz teraz dwadzieścia 27 lat. Nie podważam Twojego odczucia, ale pomyśl, że kobiety urodzone jeszcze w komunizmie, nie miały wzorów, nie było dostępu do internetu. Zanim czasem sobie uświadomiły, kim są albo zintegrowały to, mijały lata. Niektóre kobiety i dziś mają długi proces autowania.

KS:  Masz rację. Miałam 12 lat, gdy w telewizji zobaczyłam pocałunek Madonny i Britney Spears. Wtedy pomyślałam: ja też tak chce. Notabene niedawno znowu obejrzałam to nagranie i odebrałam ten pocałunek jako absolutnie sztuczny. Potem jako nastolatka już sama szukałam w necie filmów i literatury, wzorców wśród pisarek, znanych osób itd. Przed światem się ukrywałam z lęków, o których mówiłam, ale już wiedziałam kim jestem.

MR:  Ile miałaś lat, kiedy się zintegrowałaś?

KS:  Jakieś 20, choć wiedziałam, że jestem lesbijką od dziecka. Mam takie wspomnienie z przedszkola. Pamiętam starszą siostrę mojej koleżanki, letnią wycieczkę i moje słoneczne, ciepłe uczucie do niej. Podobne uczucia miałam do kobiet, które spotykałam w okresie dorastania. Myślałam, że wszyscy tak czują, dopiero później zorientowałam się, że to nie takie typowe. Mężczyźni byli dla mnie kompletnie niezrozumiali i obcy, jak przybysze z innej planety.

AM:  Jak to ciepłe uczucie połączyłaś z seksualnością?

KS:  Gdy jednego razu wyjechałam na letni obóz, poznałam dziewczynę i pamiętam, że chciałam z nią wszędzie chodzić, być razem, nawet proponowałam wspólny prysznic. [śmiech] Po zakończeniu wakacji chciałam z nią utrzymać relację, pisałam listy, czasem z serduszkami – takie naiwne pragnienia. Wtedy ktoś z klasy zobaczył mój list i skomentował, że takie listy pisze się do mężczyzn i że jestem lesbą.

AM:  Jak wspomniałaś, wiele zmieniło się w Twoim podejściu do seksualności po powrocie z Paryża. Co tam się zdarzyło?

KS:  Dobrze mi zrobiła zmiana środowiska. Jadąc do Francji czułam już, że przeszkadza mi życie w szafie, zakochiwałam się, całowałam dziewczyny, ale towarzyszyło temu poczucie winy i strachu. W Paryżu wszystko było jawne, była nawet  tęczowa dzielnica, nabrałam więc odwagi. Poza tym nie znałam nikogo i miałam czas na eksperymentowanie.

AM:  Gdy wróciłaś do Krakowa, to paryska zmiana od razu znalazła wyraz?

KS:  Prawie, na początku jeszcze starałam się być ostrożna. Po powrocie pracowałam jako baristka, słyszałam w pracy niemiłe rozmowy o lesbijkach. Na przykład obgadywano za plecami moją koleżankę – jawną lesbijkę. Nadal więc wolałam się ukrywać. Oczywiście najwięcej zmieniła pierwsza wielka miłość do kobiety, którą poznałam w tamtym roku i tego już nie dało się kryć.

MR:  Nie było dokąd uciec. [śmiech]

AM:  Ja też nie mogę uciec przed pytaniem o sytuację osób LGBTQ+ na Ukrainie? Jak się domyślasz, szczególnie interesują nas lesbijki.[śmiech]

KS:  Myślę, że jest trochę podobieństw z Polską. U nas też nie widać lesbijek. Wolą być niewidoczne dla własnego komfortu, a publicznie pojawiają się, gdy szukają partnerki lub seksu. Kobiety starsze ode mnie wychodziły z szafy później niż młodsze. A teraz im jest po prostu wygodniej komunikować się w internecie, podobnie zresztą jak i młodym osobom. Na Ukrainie najbardziej popularne miejsce spotkań lesbijek są grupy na Facebooku oraz Vkontakte. Na Vkontaktie, zanim został zablokowany przez prezydenta Ukrainy, było bardzo dużo grup lesbijskich, ale były rosyjskie, nie tworzyło się ukraińskich grup.

AM:  Są ukraińskie organizacje dedykowane tylko lesbijkom?

KS:  Nie ma żadnej lesbijskiej organizacji. Znam jedyną kobiecą organizację “Sfera” (“Сфера”), czyli “kula”, która działa w Charkowie. Do niej należą też trans kobiety. Ale najwięcej jest oczywiście gejowskich grup, choć w większości nie identyfikują się stricte gejowsko. Na przykład “Punkt oporu” (ukr. “Точка опори”), “Gay Alliance” (ukr. “Гей-альянс”), “Nasz świat” (ukr. “Наш світ”) prowadzą mężczyźni. Ale organizację  “Inside” prowadzi lesbijka Olena Shevchenko. W tej grupie jest dużo kobiet, ale to raczej organizacja bardziej queer, też działająca na rzecz praw osób transpłciowych, interseksuanych. Ale główną rolę w powstaniu aktywizmu LGBTQ+ na Ukrainie odegrała kobieta – Lilia Taranenko, która współzałożyła już nieistniejącą organizację “Ganimedes”.

AM:  Dziewczyny, które działają w tęczowych organizacjach, są feministkami?

KS:  Myślę, że tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami, to się bardzo łączy. Taka Anna Dovgopol czy Olena Shevchenko, o której wspominałam, Anna Sharygina oraz Ruslana Panukhnyk współorganizują Festiwal Równości w Kijowie, Maryna Usmanowa działa w Chersonie, są kobiety transpłciowe, aktywistki i feministki, jak Anastasia-Eva Kristel Domani i Inna Iryskina, queer aktywistki, jak Nadiya Chushak, Nina Potarska i wiele, wiele innych. W ich działalności często przeplatają się różne wątki. Współorganizują na przykład Marsz 8 marca i  Festiwal Równości.

MR:  Tyle aktywistek i żadnej nie znam. Niby żyjemy blisko siebie, a tak niewiele wiemy, co dzieje u naszych sąsiadek.

KS:  Prawda. A i muszę jeszcze wspomnieć o Lajmie Gejdar, która bardzo aktywnie działała. Organizowała obozy dla dziewczyn, gdzie uczyła tęczowego aktywizmu. Większość tych dziewczyn prowadzi dziś największe LGBTQ+ organizacje.

AM:  Od kiedy działają te organizacje?

KS:  Można powiedzieć, że od lat 90. Rozpoczęli to ludzie, którzy dorastali jeszcze w Związku Radzieckim. Najstarsza organizacja “Nasz świat” istnieje od 1996 roku. Moi znajomi opowiadają, że w latach 90. w Kijowie nie było agresji wobec osób LGBTQ+. Drag queen mogła wyjść z klubu i przejść bezpiecznie do metra. Nikt się nie burzył, może dlatego, że była bieda, ludzie się tym nie zajmowali, też nie było jeszcze ustalonej “normy”, nic nie było dziwne. Wiem, że w stolicy były kluby i bary gejowskie, geje spotykali się w parkach, nad rzeką na plaży nudystów odbywały się imprezy na statku. Działo się. W Kijowie pod koniec 90. odbyła się nawet konferencja międzynarodowa ILGA-Europe.

AM:  Tak było w latach 90., a potem się zmieniło?

KS:  Tak, gdy zaczęły się organizować grupy nacjonalistyczne. Mam wrażenie, że to była odpowiedź na mobilizację społeczności LGBTQ+, której działalność zaczęła przyspieszać około 2010 roku. Nie wiem, dlaczego osoby, które założyły większość organizacji, zdecydowali się zacząć działania akurat wtedy. Ale ruszyło. Podejrzewam, że był to impuls wynikający z dojścia do władzy Janukowycza.

AM:  Wiesz, czy organizacje szukały wzorców aktywizmu?

KS:  Myślę, że dużo zaczerpnięto z rosyjskich doświadczeń. Wtedy wszędzie było dużo rosyjskości. Podejmowano podobne tematy, działano w podobnym stylu, a słuchano Tatu.

MR:  Rosyjski styl aktywizmu ma jakieś szczególne cechy?

KS: Raczej nie, choć ma pewne rysy lokalne, które trudno mi teraz zdefiniować.

AM:  Kiedy więc zaczęły się relacje ukraińskich organizacji LGBTQ+ z Zachodem?

KS: Kiedy w 2013 zdarzył się Majdan. Wtedy na Ukrainę zaczęły spływać pieniądze z Zachodu. Choć już od 2010 roku, kiedy do władzy doszedł Wiktor Janukowycz, Zachód zaczął zwracać uwagę na Ukrainę. Ale Majdan był przełomowy. Ta rewolucja zbiegła się w czasie ze zmianami w prawodawstwie amerykańskim, dotyczącymi małżeństw jednopłciowych. Temat zaczął być promowany, ambasady zaczęły wspierać organizacje. Dzięki temu i skutecznej pracy organizatorów, w 2015 roku odbył się KyivPride, który po raz pierwszy został dobrze nagłośniony. To było ważne wydarzenie, bo pierwsze dwa marsze zerwali prawicowcy, a w 2014 Marsz równościowy został zakazany przez władze miasta. Władze robiły problemy, odmawiano ochrony policji. Pamiętam, że wtedy dziennikarka zapytała na konferencji prasowej prezydenta Poroszenkę, czy KyivPride będzie chroniony. Poroszenko umknął z odpowiedzią, ale na marszu byli policjanci, nawet jeden został zraniony. Ale w świat poszła informacja, że marsz się odbył. Później zaczęły się warsztaty z nową policją o tolerancji, prowadzono wielką pracę poprzedzajacą Pride.

MR:  Spodziewam się, że organizacje, które wymieniłaś, prowadzą politykę asymilacyjną. Czy są grupy o innych założeniach?

KS:  Tak. Jest też organizacja Anarchoqueer, która nie zgadza się na mainstreamową politykę. Jest pokłócona z organizatorami KyivPride i nie dołączyła do Marszu Równości 2014 ze względu na homonormatywność Pridu.

AM:  Mówisz o czasach sprzed wybuchu wojny. Jak wojna zmieniła sytuację?

KS:  Dużo osób LGBTQ+ na Ukrainie zmieniło miejsce zamieszkania. Geje, lesbijki, trans zaczęli emigrować za granicę. Bo gdy zaczęła się wojna, na fali nastrojów nacjonalistycznych, prawicowcy jeszcze bardziej się uaktywnili. Zaczęli twierdzić, że aktywizm LGBTQ+ jest antypaństwowy, że przeprowadzanie Marszy Równości w czasie wojny jest bluźnierstwem, weterani stawali przeciwko społeczności tęczowej. Skrajna prawica  postanowiła, że będzie zrywać każde wydarzenie feministyczne i lgbtowskie. W tym roku na przykład zaprzyjaźnili się z jakąś rosyjską prawicową aktywistką antylgbtowską, która przyjechała do Kijowa specjalnie na KyivPride. Jest też duża akcja propagandowa w necie na rzecz rodziny i zdrowej Ukrainy. Ale nadal sporo ludzi chodzi na KyivPride. W zeszłym roku było ok. 2-3 tysięcy, a w tym roku 5 tysięcy osób.

MR: Mam wrażenie, że tęczowe osoby w konserwatywnych krajach Wschodniej Europy są postrzegane jak stonka zrzucana przez imperialistów. Jakby tylko prawica miała prawo do rodziny i patriotyzmu. Jakby osoby LGBTQ+ nie miały narodowości. Na okrągło ta sama wydziedziczająca retoryka. Straszne, że prawicowcy wykorzystują wojenną sytuację, żeby atakować tęczową społeczność.

KS:  Tak. Dlatego sloganem KyivPridu w 2014 i 2015 było “Prawa LGBTQ +prawami człowieka” oraz “Zawsze jest pora na prawa człowieka”.

AM:  Jak oceniasz świadomość Ukraińców/Ukrainek na temat gejów, lesbijek, osób trans?

KS:  Na Ukrainie dopiero uczymy się angażować w sprawy LGBTQ+. Ci, którzy idą na marsze, to albo aktywiści, albo młodzi ludzie tacy jak ja. Nie doświadczyli życia za czasów ZSRR, mają internet, oglądają program Ellen DeGeneres, patrzą na Amerykę. Reszta nie rozumie, dlaczego trzeba wychodzić w tej sprawie na ulice. Powodem jest przede wszystkim poczucie braku bezpieczeństwa. Znam sporo osób na Ukrainie, które po coming oucie tracili wszystko: domy, rodzinę, pracę. Ja mogłam sobie pozwolić na  wyautowanie, bo uniezależniłam się od rodziców i wyjechałam z Ukrainy.

AM:  Mówimy o Kijowie, w stolicy zawsze coś się dzieje. Masz jakąś wiedzę o mniejszych ośrodkach?

KS:  Tak, poza stolicą też się dużo dzieje. Organizacje działają w Chersonie, Charkowie, Dnieprze, Czernowcach, “Nasz świat” jest z Ługancka, ale przeniósł się do Kijowa, w Zaporożu jest “Gender Z”. Gorzej jest we Lwowie, to bardzo tradycyjne miasto, trochę jak Kraków. Wiem, że kijowskie organizacje też aktywnie współpracują z grupami z kraju.

MR:  Tak dygresyjnie zapytam: czy były na Ukrainie jakieś znaki, po których można było rozpoznać lesbijkę? W Polsce nosiło się na przykład pierścionki przypominające paski do spodni, z klamerką.

KS:  Na Ukrainie dziewczyny nosiły obrączki na lewym kciuku. Ja mam taką. Zdaje się, że rosyjska piosenkarka Zemfira też taką nosiła. Nigdy nie zrobiła oficjalnego coming outu, ale jest w parze z rosyjską reżyserką Rinatą Litwinową. To powszechnie wiadomo. 

MR:  U nas też mamy takie piosenkarki. [śmiech]

AM:  Dobry pretekst, by wrócić znowu na polskie podwórko. Jak postrzegasz to, co dzieje się tęczowego w Polsce?

KS:  Gdy przychodzę do Lambdy, która działa 20 lat i prowadzi przez ten czas tęczowe terapie, jestem w szoku.

MR:  Byłaś już na Paradzie Równości?  

KS:  Jeszcze nie. W sumie niedługo jestem w Warszawie. A w tym roku, w dniu Parady nie było mnie w Warszawie.

AM:  Poznałaś w Warszawie jakieś lesbijki?

KS:  Tak. Głównie poprzez moją ostatnią partnerkę. To ona pokazywała mi miejsca, zabierała na imprezy, poznawała ze swoimi znajomymi.

MR:  Co więc myślisz o lesbijskim życiu w Warszawie?

KS:  Myślę, że brakuje stałego lesbijskiego miejsca. Brakuje cykliczności wydarzeń, też aktywizmu stricte lesbijskiego. Wiem tylko o cyklu Sistrum.

MR:  Cykliczne zdarzenia są, ale sprawdzają się tylko cykliczne imprezy. Poza tym w Polsce dziewczyny nie przepadają za określeniem lesbijka, nie chadzają na imprezy „zbyt” lesbijskie i za mało mainstreamowe. No chyba z ciekawości.

KS:  To samo widzę na Ukrainie. Dziewczyny niezbyt chcą utożsamiać się ze słowem lesbijka. Pewnie dlatego, że metka lesbijka stała się w pewnym momencie tożsamością zbyt ograniczającą. Boją się zdefiniować jako lesbijki. Jeśli w przyszłości będą mieć jakieś kontakty z mężczyznami, romantyczne czy fizyczne, jeśli są otwarte na doświadczenie wykraczające poza binarność, lub są po prostu trans kobietami lesbijkami, to niby popełniają jakąś zbrodnię, nazywając się lesbą. Ale trzeba zrozumieć, że poprzednie pokolenia lesbijek żyły w bardziej binarnym i patriarchalnym społeczeństwie niż moje. Panowało poczucie, że tożsamość lesbijską trzeba bronić poprzez niepodważalne zdefiniowanie atrybutów seksualności. Dziś zacierają się granice, kobieca seksualność ciągle się zmienia. Lesbijki muszą przyznać, że kobiety wychowują się w społeczeństwie, gdzie seksualność mężczyzny dominuje i że heteroseksualna energia seksualna jest częścią homoseksualności kobiecej. Dlatego uważam, że nie powinniśmy odrzucać tożsamości lesbijskiej. Ale trzeba redefiniować słowo lesbijka, bo ona nie jest jedna, tylko jest wiele różnych. Trudno mi patrzeć, jak odrzuca się całą historię homoseksualnych kobiet, odczuwam wręcz queerową lesbofobię, bo jako lesbijka jestem kwalifikowana do gorszej grupy. Uważam, że nadszedł czas na redefiniowanie pojęcia lesbijka.

AM:  Na szczęście Europejki to robią, proponują lesbijkę z gwiazdką. Promuje to od jakiegoś czasu Stowarzyszenie Sistrum, do którego się zgłosiłaś. Czy dlatego dołączyłaś do Sistrum?

KS:  Chcę działać na rzecz lesbijek, nie tylko uczestniczyć w wydarzeniach. Poza tym, jak już tu mieszkam, to mogę się przydać społeczności. Ciągnie mnie do organizacji tęczowych, lubię być politycznie zaangażowana.

AM:  Mogłaś zgłosić się do Lambdy, o której mówiłaś.

KS:  Tak, ale wiem, jak działają duże organizacje. Nie mam pewności, czy mogłabym robić dokładnie to, co chcę. Byłabym raczej trybikiem. Ale przede wszystkim chciałam zrobić coś dla lesbijek.

MR:  Co dokładnie chciałabyś zrobić?

KS:  Uff, od czego tu zacząć. [śmiech] Chciałabym, jak już mówiłam, redefiniować słowo lesbijka, zachęcać ludzi do uczestnictwa w kulturze, robić filmy.

AM:  To do dzieła! Dziękuję za rozmowę.

MR:  Do zobaczenia na wydarzeniach lesbijskich.

Korekta: Maja Korzeniewska

————————————-————

Katja Semchuk (ur. 1991) dziennikarka, pracuje w “Naszym słowie” oraz ukraińskim medium “Krytyka polityczna”. Absolwentka Paris-Sorbonne 4 z filozofii politycznej i etyki. Warszawa to czwarte miasto, w którym żyje. Początkująca aktywistka-lesbijka.

Damski Tandem Twórczy.  (Agnieszka Małgowska & Monika Rak)
Działa od 2009 roku. Współtworzy_ł projekty: Kobieta Nieheteronormatywna (cykl debat i audycji radiowych, 2014-2016) / O’LESS Festiwal (2012-2014) / DKF Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną (cykl spotkań, 2012-2015) / O teatrze lesbijskim w Polsce (cykl teatrologiczny, od 2012) / A kultura LGBTQ+ nie poczeka (projekt archiwistyczny, od 2016) / Lesbijska Inspira (cykl wywiadów, od 2017) / Portret lesbijek we wnętrzu, Niesubordynowane czytanie sztuki Jolanty Janiczak (czytanie dramatów) / Orlando.Pułapka? Sen, Fotel w skarpetkach, 33 Sztuka, RetroSeksualni. Drag King Show (spektakle) / Czarodziejski flet, Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet (opery) / L.Poetki (film dokumentalny) / Teatr Dialogu (warsztat i akcja miejska) / Wywrotowa komórka lesbijskaEpizody, watki, sugestie lesbijskie w kinie polskim (wykłady) / Stowarzyszenie Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* (od 2017).

Agnieszka Małgowska – lesbijka / feministka / artaktywistka / reżyserka / trenerka teatralna / scenarzystka
Monika Rak – lesbijka / feministka / artaktywistka / aktorka / dramatopisarka / filmowczyni / graficzka.

——————————————————————

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka.
,
I.   Manifest
1.    Manifest. Instant
2.    Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
3.    Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II.
 Rozmowy wokół manifestu
1.    Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.    Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.    Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.    Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.    Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.    Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.    Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk
8.    Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdą Próchniak
9.    Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10.  Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.   Co Ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.   Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą.
15.   Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmowa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze polityczna. Rozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26. Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim
.
V.  EL*C. Wiedeń 2017
1. Magdalena Wielgołaska. Odzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2. Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3. Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4. Agnieszka Małgowska. Peformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
6.  Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.….
.
IV. EL*C. Kijów 2019
1.  Monika Rak. L*Geniusza na Ukrainie.
2. Magdalena Wielgołaska. Lesbianizacja przestrzeni. 
.
BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej
,
                                                                                                                   ————————————-————
 .
Aktualne wiadomości na temat projektu Lesbijska Inspira znajdziesz na:
Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!

 

AIMO. Na płycie Hedo-Maso znowu trochę więcej śpiewam. Z Alicją Migdą rozmawia Agnieszka Małgowska

Fragment wywiadu Jestem psychofanką minimalizmu z cyklu SISTRUM rozmawia o L*kulturze.  

*********

AIMO to… eksperyment muzyczny łączący elektronikę z emocjonalnymi tekstami i  damskim wokalem. |
AIMO to… wokalistka, autorka tekstów, a także kompozytorka.
AIMO to… minimalizm w warstwie muzycznej, jak i tekstowej.

*********

Agnieszka Małgowska: Gry z mainstreamem pochłaniają mnóstwo energii. Poza głównym nurtem można więcej. Można podejmować niepopularne tematy, wyglądać jak się chce. Dlatego zapytam: czy reklamując swoją muzykę akcentujesz swoją nieheteroseksualność?

Alicja Migda: W wywiadach mówię o swojej orientacji, nie mam z tym problemu. Orientacja seksualna jest jedną z właściwości, która mnie definiuje, tak jak definiuje mnie to, że jestem kobietą. Moją nieheteroseksualność trudno też ukryć, teksty mnie zdradzają. [śmiech] Jestem lesbijką, ale nie chcę, by moja muzyka była postrzegana przez ten fakt, nie chcę też opierać na tym kariery. Tak mi zasugerowała niedawno jakaś menagerka. Moja muzyka jest ważniejsza, choć przyznam, że przykre jest, że w polskiej branży muzycznej nie ma wyautowanych lesbijek. A siedząc od lat w tej branży wiem, że jest ich niemało. Znane wokalistki milczą w tej sprawie i zastanawiam się, dlaczego tak jest. Gdyby udało mi się zaistnieć w mainstreamie, nigdy nie będę ukrywać, że jestem lesbijką.

AM: Śpiewasz o relacji między kobietami, więc to jest oczywiste, choć wiem, że kobiety mają absurdalne pomysły, żeby się wyprzeć swojej orientacji. Od razu przypomina mi się skecz Barbie Girls o wokalistce o pseudonimie Lesba, która śpiewa piosenki o seksie i miłości między kobietami, jest w bliskiej relacji z menagerką, ale twierdzi, że jest hetero! Historia nie tylko kabaretowa. Dziewczyny obawiają się zniszczenia kariery, szczególnie, jeśli jest ona zbudowana na opowieści o heteromiłości.

AM: Przypomina mi się historia Piotra Zioły. Zdolny młody człowiek zajmujący się muzyką alternatywną, przy płycie pomagała mu Natalia Przybysz. Miał umowę z wytwórnią Warner i nagle ktoś wyczaił na Instragramie kilka zdjęć jego i jego partnera. Stało się jasne, że jest gejem. Wytwórnia zadziałała. W ciągu jednej nocy zniknęła cała zawartość Instragrama i Facebooka. Po całej zadymie Zioło muzycznie zniknął, na szczęście ostatnio widzę, że wraca. Myślę, że stało się tak, bo wytwórnia kierowała muzykę Zioły do nastolatek.

AM: Trudno się czasem dziwić, że artystki chcą uniknąć takiej sytuacji. Ciągnąc tęczowy wątek, mówiłaś, że grywasz przy okazji Marszy Równości?

AM: Tak, gdy tylko jest to możliwe. W zeszłym roku pogoda uniemożliwiła nam zagranie koncertu plenerowego podczas Marszu w Poznaniu. Trzy lata temu graliśmy z Semantyką koncert przed Marszem we Wrocławiu.

AM: Pytam też dlatego, że kolejna Twoja EPka będzie miała premierę w czasie warszawskiego tygodnia, zapowiadającego Paradę Równości w Warszawie. Pewnie zbieg okoliczności, bo koncert macie w Poznaniu. Porozmawiajmy o tej muzycznej premierze. Mówiłaś, że będzie bardziej chilautowa, choć mam poczucie, że taka była poprzednia. [śmiech] Jak to jest? Na czym polega różnica?

AM: Różnica polega na brzmieniu i na tekstach. Wcześniejsze EPki były smutne. Smutna muzyka ze smutnymi tekstami dla smutnych ludzi. [śmiech]. Melancholia mnie opuściła, pozmieniało się w moim życiu i zaczęły powstawać inne teksty, w których bardziej doceniam jasne aspekty relacji między kobietami. To jest EPka, więc to raptem cztery utwory.

AM: Na tyle utworów starcza pozytywnych historii? [śmiech]

AM: Powstało więcej podobnych utworów, ale nie zdecydowałam się wrzucić ich na płytę. W sumie płyta mogłyby być skondensowanym obrazem związku: poznajemy się, zakochujemy, następuje kulminacja relacji, codzienna miłość, kryzys i rozstanie. Może więc jednak ta płyta nie jest całkiem chilautowa. [śmiech] Ale bez wątpienia patrzę na smutki z dystansem, na pewno będzie spokojniej, dużo więcej pozytywnych emocji.

AM: Na pewno jest pół na pół pozytywu i negatywu. EPka nosi tytuł Hedo-Maso.

AM: Tytuł to podsumowanie treści, charakterystyka mojego widzenia związku. Każdy związek ma w sobie hedonizm, zawsze czerpiemy z niego przyjemność. Ale to też masochizm, rozumiany jako dręczenie się, cierpienie emocjonalne. Dwie strony medalu.

AM: Kontynuujesz muzyczny dziennik przemiany emocjonalnej, stosunku do miłości… ale czy tylko to Cię interesuje?

AM: Nie, nie tylko, ale nie umieściłam tego na tej EPce. Powstał utwór, który jest reakcją na sytuację polityczną w Polsce. Tak mnie wkurza to, co się dzieje, że musiałam wyrazić swój gniew. Ten utwór powstał już dwa lata temu, a jest coraz bardziej aktualny. Nie pasuje do koncepcji chilautowej płyty, ale podzielę się nim na koncertach. [śmiech]

AM: Myślałaś, żeby stworzyć płytę zaangażowaną?

AM: Do tej pory byłam tak zajęta trudnymi emocjami, tak skupiałam się na swoim życiu, że nie było na to miejsca. Może teraz. Choć z drugiej strony myślę, że nawet bym to wywrzeszczała, ale jak to połączyć z elektroniką? [śmiech] Powinnam stworzyć raczej drugi zespół, skład hardrockowy, by tę wściekłość wykrzyczeć przy odpowiedniej muzyce. Niewykluczone, że tak będzie. [śmiech]

AM: Fajnie byłoby artystycznie się buntować, wobec sytuacji politycznej, jak w latach 80. Robili tak muzycy rockowi w Polsce. A ile czasu i w jaki sposób powstawała ta ostatnia EPka?

AM: Wcześniej potrafiłam jednego wieczoru napisać 2-3 teksty, muzyka sama przychodziła. Teraz teksty i muzyka powstawały powoli. Dałam sobie czas, nie chciałam, by ta płyta brzmiała podobnie do poprzedniej. Szukałam czegoś nowego do tego stopnia, że odwołałam kiedyś koncert, tak byłam zmęczona poprzednim materiałem. W sumie teksty i kompozycje powstawały bez ciśnienia i terminów. Bardzo mi zależało na jakości. To rozciągało się w czasie, trwało jakieś 1,5 roku.

AM: A zaprosiłaś kogoś nowego do współpracy?

AM: Do jednego utworu zaprosiłam przyjaciela-wokalistę Swiernalisa. To będzie przewrotny duet. Ja – jak na kobietę – mam niski głos, on – jak na mężczyznę – wysoki. Chcemy ten kontrast wykorzystać, zwłaszcza że śpiewamy dość wyuzdany tekst erotyczny. [śmiech]

AM: Premiera tej EPki już wkrótce. Masz jakieś niespodzianki?

AM: Koncert planujemy 7 czerwca w Poznaniu! Mam nadzieję, że uda nam się pokazać też clip do jednego z utworów, który może będzie też reklamującym całość singlem. Ale to jeszcze się okaże. A potem ruszamy z koncertami, by prezentować materiał światu.

AM: Jakie miasta i festiwale planujecie odwiedzić?

AM: Chcemy wystąpić w Warszawie, Wrocławiu, Gdańsku i w mojej Łodzi. Ale – jak już mówiłam – skupimy się jak zawsze na festiwalach. W tym roku chciałabym wystąpić na festiwalu Grzegorza Ciechowskiego, już po raz drugi.

AM: Festiwal Ciechowskiego to nie przypadek, słyszałam Twój cover piosenki Ciało.

AM: Tak, zrobiłam nawet dwa covery Republiki: Ciało i Strażnik snu. Do numeru Ciało podeszłam bardzo po swojemu. Wzięłam tekst Ciechowskiego i starałam się zobaczyć siebie przez ten tekst. To, co powstało, nie ma wiele wspólnego z oryginałem. Długo nad tym pracowałam, zwłaszcza muzycznie. Traktuję taki utwór bardziej jako inspirację, niż kawałek do przerobienia. Teraz pewnie zrobiłabym go jeszcze inaczej. Minęło sporo czasu, a ja się rozwijam.

AM: Zdaje się jesteś perfekcjonistką i – jak mówiłaś – czuwasz nad wszystkim. Także nad graficzną stroną projektu Aimo. Skoro jesteś ilustratorką, trudno żeby było inaczej! Skąd pomysł na minimalistyczną, monochromatyczną, mleczno-bladoniebieską grafikę? Nie jest to nowa koncepcja, to kontynuacja wcześniejszego wizerunku Aimo. Na okładce widzę Twoją twarz wyłaniającą się z cieczy, która przywołuje dwa skojarzenia: Woopie Goldberg na zdjęciu Annie Leibovitz lub narodziny hiperbohaterki filmu Gost in Shell.

AM: Te barwy na moich fotach to wynik tego, że jestem albinoską. Kiedyś miałam z tym duży problem. W końcu zobaczyłam, że ta estetyczna inność jest oryginalna i piękna, i warto ją podkreślić. Zatem kolor biały, który kojarzę z minimalizmem i mój albinizm, stworzyły taki wizerunek Aimo. Jestem psychofanką minimalizmu i symetrii, a moja twarz jest symetryczna, więc grafika Aimo oddaje wszystko, co dla mnie ważne.

AM: To, co robisz, to też performowanie swojej fizyczności. Ja potraktowałam Twój albinizm jako dizajn, a nie naturalną właściwość. To znaczy, że taka inność weszła do kultury jako stylizacja.

AM: Prawda, dopytują mnie, czy sobie nie wybielam brwi i rzęs, a ja po prostu wykorzystuje moje naturalne predyspozycje w swojej sztuce.

AM: I robisz to do końca, Twoje klipy, jak na przykład Pokaż, też są konsekwentnie utrzymane w mlecznym minimalizmie.

AM: Tak. Czuwam też nad tym, żeby wszystko było spójne.

AM: Dziękuję za rozmowę i życzę sukcesu, ale takiego jakiego naprawdę chcesz. Do zobaczenia na koncertach!

***********

Fragment wywiadu  Jestem psychofanką minimalizmu  z cyklu SISTRUM rozmawia o L*kulturze. CZYTAJ CAŁY TEKST.

***********

AIMO
Debiutowała na Festiwalu Łódź Miastem Talentów, na którym zajęła drugie miejsce. Miała także możliwość zagrania na Enea Spring Break Festiwal, Songwriter Łódź Festiwal, International Boat of Culture Festival czy 41 Krakowskich Reminiscencjach Teatralnych. Jest także finalistką XII in Memoriam Festiwal Grzegorza Ciechowskiego z utworem Ciało.
5 października 2016 własnym sumptem wydała debiutancką EPkę – 
OMIA
Pod koniec stycznia 2017 w ramach Ekspresowych Sesji Nagraniowych Radia Łódź AIMO zarejestrowała kolejną EPkę – 
RADIO.
Do nagrania zaprosiła zaprzyjaźnionych muzyków i tak elektronika zyskała nowe oblicze żywych gitar i instrumentów smyczkowych.

7 czerwca 2018 EP Hedo-Maso otwiera kolejny rozdział drogi artystycznej AIMO. Singlem promującym EPkę jest utwór Na linii bioder, w którym gościnnie zaśpiewał SWIERNALIS.

Agnieszka Małgowska (1/2 Damskiego Tandemu Twórczego)
lesbijka / feministka / artaktywistka / reżyserka / trenerka teatralna / współtwórczyni projektów: Kobieta Nieheteronormatywna (cykl debat) / A Kultura LGBTQ+ nie poczeka (projekt archiwistyczny) / O’LESS Festiwal (2012-2014) / DKF Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną / Portret lesbijek we wnętrzu (czytanie dramatów) / Orlando.Pułapka? Sen (spektakl) / Fotel w skarpetkach (spektakl) / 33 Sztuka (spektakl) / Czarodziejski flet (spektakl) / Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet (nanoopera) / L.Poetki (film dokumentalny) / Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* (stowarzyszenie).

                                                                 *********

DO POCZYTANIA
AAAKulturalnik. Sistrum rozmawia o L*Kulturze.
1. Komiksy dojrzały już dawno temu. Czas by dojrzeli też czytelnicy. Wspomnienie o Bostońskich małżeństwach.
Rozmowa z Sylwią Kaźmierczak
2. Próbowałam łączyć wodę z ogniem, teraz zaczynam czuć siebie. Rozmowa z Agnieszką Olszewską-Kaczmarek
3. Tkwimy w zero-jedynkowym myśleniu. Rozmowa z Anną Adamczyk
4. Jestem psychofanką minimalizmu. Rozmowa z Alicją Migdą AIMO
5. Lubię wydobywać queerowość z postaci popkultury. Rozmowa z Weroniką F. Justyńską vel DK Vera Cruz
6. Cudowne Lata to nasza prz_szłość. Rozmowa z Anną Włodarczyk i Aminą Dargham
7. Jesteśmy parą dziwaczek. Di Libe brent wi a nase Szmate. Rozmowa z Mają Pompą.
8. Burleska zawsze była feministyczna suwersywna i emancypacyjna. Rozmowa z Betty Q.
9Chciałam zostać panią inżynier, a kręcę cyckami. Rozmowa z Madame Mėduse
10. Teraz wszystko jest dla mnie polityczne. Rozmowa z Idą Dzik
11Jestem skupiona na ciemnej stronie seksualności. Rozmowa z Martą Motyl
12. Chciałam zrobić artystyczny coming out. Rozmowa z Karoliną Sobel
13. Urodziny Chrząszczyków. Kobieca piłka z domieszką inności. Rozmowa z Suzi Andreis
14. Fantastyka w kolorach tęczy. Postacie queerowe nie muszą mieć żadnego uzasadnienia istnienia.
Rozmowa z Magdaleną Stonawską i Loë Fjorsigviss
15. Egzystowanie poza binarnością jest fantastyczne. Rozmowa z Kirą Nin.

AAAKulturalnik. Teatr lesbijski w Polsce.
1. Rozmowa o spektaklu. Amy Conroy. Alicja & Alicja. Lesbijki w kolorze nude.
2. Rozmowa o spektakluSzelest. Laboratorium Ma(g)daleny Anny. Teatr Forum.Takie szekspirowskie marzenie, żeby teatr zmieniał świat.
3. Rozmowa z Jolantą Janiczak. Mam dość oglądania bohatera maczo, który kolonizuje świat. Wokół spektaklu
O mężnym Pietrku i sierotce Marysi. Bajka dla dorosłych.
4. Rozmowa z kolektywem CZARNE SZMATY. Razem znaczymy więcej niż każda osobno.
5. Rozmowa o spektaklu. Przebudzenie na podstawie Bachantek Eurypidesa w reżyserii Marty Malinowskiej.
Szkoda tych nagich dziewczęcych ciał.

6. Rozmowa o spektaklu. Bachantki w reżyserii Mai Kleczewskiej. Waginalny głos.
7. Rozmowa z kolektywem z SharmTRIO plus. Teatralizując drag kinga.
8. Rozmowa o dramacie i spektaklu. Kostka smalcu z bakaliami Ingmara Villqista i Łukasza Barczyka. Od banalnej historii do egzystencjalnej lestorii.
9. Rozmowa o przedstawieniu. Tentabulles. Feminist Lesbian and other Womyn International Circusproject! albo
Cyrk Kobiet i Lesbijek. 
Polimorficzna mission possible.

10. Rozmowa z Moniką Rak. 33 Sztuka czyli lesbijskie ménage à trois.
11. Rozmowa o dramacie. Powiatowe związki partnerskie Agnieszki Łuczak. Barwy ochronne
12. Rozmowa o performansie. Ślubne performansy. Cz. 2. Performans na niby.

LESBIJSKA INSPIRA I Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami

Magda Wielgołaska: Rozmowy w Lesbijskiej Inspirze często zaczynam od pytania o identyfikację tożsamościową. Jak siebie określacie? Jaki jest Wasz stosunek do słowa lesbijka? Używacie go do opisania siebie? Jak czujecie to słowo oraz jego miejsce i znaczenie w Waszym życiu?

Natalia R.: Proces identyfikacji w naszym przypadku przebiegał dosyć burzliwie. Można powiedzieć, że obie w jakiś sposób dorastałyśmy do określenia swojej tożsamości słowem lesbijka. Obie początkowo budowałyśmy relacje z mężczyznami, tak jak nakazywały zasady wdrukowane w polskie, katolickie społeczeństwo. Myślę, że do dwudziestego roku życia słowo lesbijka nawet nie przeszło mi przez myśl w odniesieniu do siebie samej. W głowie miałam sport i facetów, ale moje doświadczenia z nimi były różne. Na początku zawsze było ok, ale po czasie zaczynało mi czegoś brakować: zrozumienia, zaangażowania, szacunku czy chemii. Próbowałam przez kilka ładnych lat znaleźć tego odpowiedniego faceta. Z jednym byłam nawet zaręczona, miałam ustaloną datę ślubu. Jednak zawsze było jakieś ALE, jakiś niedosyt. Teraz z perspektywy czasu uważam, że chyba podświadomość w ten sposób dawała mi znak, że to nie jest droga dla mnie.

Zawsze uważałam, że warto przełamywać pewne stereotypy i żyć w zgodzie ze sobą, ponieważ tylko to pozwala czuć się naprawdę szczęśliwym człowiekiem. Od momentu, kiedy sama sobie pozwoliłam pójść za tym kim jestem czuję, że wszystko układa się tak jak powinno. Postanowiłam bardziej otworzyć się na ludzi, nie tylko na jedną płeć. Byłam hetero, byłam bi, a teraz śmiało mogę określić się mianem lesbijki i muszę Ci powiedzieć, że tak czuję się najlepiej. [śmiech].

Natalia S. “Majkel”: Słowo lesbijka po raz pierwszy pojawiło się w moim życiu, kiedy koleżanka wyznała mi w sekrecie, że jest w związku z inną dziewczyną. Miałam jakieś siedemnaście lat i nie pomyślałabym wtedy, że kiedykolwiek zacznę utożsamiać się z tym określeniem. Obracałam się w środowisku tancerzy. Miałam wielu kolegów gejów, ale nie znałam żadnej lesbijki.

Szukałam szczęścia w ramionach facetów, ale nigdy nie byłam w pełni usatysfakcjonowana. Zawsze czegoś brakowało. Przełomowy moment nastąpił, kiedy zakochałam się w najlepszej przyjaciółce. To był dla mnie niesamowicie ciężki okres. Nie mogłam się z tym pogodzić, próbowałam to wypierać, wmawiałam sobie, że tylko mi się wydaje. Po pewnym czasie odpuściłam, bo walka z samą sobą była cholernie wyniszczająca. Zaakceptowałam fakt, że pokochałam inną kobietę, choć niestety bez wzajemności. Po długim czasie zaczęłam umawiać się na randki zarówno z mężczyznami, jak i kobietami.

Próbowałam wsłuchać się w siebie i zrozumieć, czego tak naprawdę potrzebuję. Teraz wiem, że zarówno fizycznie jak i mentalnie, lepiej czuję się z kobietami. Mając na swoim koncie sporo różnych doświadczeń i eksperymentów, przyszedł czas, kiedy otwarcie zaczęłam nazywać siebie lesbijką. To była długa droga, ale wiesz co? Dziś z dumą mówię o tym, kim jestem!

MW: Prowadzicie kanał Zuch Dziewuchy na YouTube, dzielicie się doświadczeniem bycia w nieheteronormatywnej relacji. Opowiedzcie, proszę, o swojej misji i celach. Czym jest dla was ten kanał, o czym opowiadacie?

NR: Na pomysł utworzenia kanału wpadłyśmy bardzo spontanicznie, podczas jednej z luźnych rozmów w samochodzie. Zgodnie stwierdziłyśmy, że jest wiele kanałów na YouTube prowadzonych przez gejów. Nie znalazłyśmy jednak żadnego kanału, którego autorkami byłyby polskie lesbijki. Postanowiłyśmy spróbować zapełnić tę lukę.

Mimo że z miesiąca na miesiąc nasze grono odbiorców, które nazywamy Zuch Ekipą,  powiększa się, to patrząc na to, jak liczna jest społeczność LGBTQ+ w Polsce, nadal wie o nas zaledwie garstka. Nasz kanał jest lifestyle’owy i kierowany tak naprawdę do wszystkich. Dla nas pełni rolę pewnego rodzaju pamiętnika. Za jego pomocą chcemy inspirować innych, pokazywać, że jeśli się chce, to można. Motywujemy, zwiedzamy, odwiedzamy, wygłupiamy się, opowiadamy o sobie, poruszamy tęczowe tematy i łamiemy schematy. Wyszedł mi rym życia. [śmiech]

NS: Spotkałyśmy się z wieloma pozytywnymi komentarzami. Widać, że jest zapotrzebowanie na taki kanał, co nas niezmiernie cieszy. Słowa typu: “dzięki wam nie wstydzę się, że jestem lesbijką” czy “jesteście dla mnie wielką inspiracją” są dla nas bezcenne i motywują nas do dalszego prowadzenia kanału.
Oczywiście zetknęłyśmy się także z hejtem, aczkolwiek w żaden sposób nie podcina nam to skrzydeł, ponieważ zdajemy sobie sprawę, jak wiele zamkniętych i nietolerancyjnych osób żyje w Polsce.

Udzielamy się także na Facebooku czy Instagramie, gdzie codziennie dzielimy się swoim życiem i co pewien czas organizujemy konkursy, aby bardziej zintegrować się z gronem naszych odbiorców.

MW: Poza tym, że chcecie trafić do tęczowej społeczności, w szczególności do nieheteronormatywnych kobiet, Wasz kanał mogą oglądać osoby, które są hetero, które zastanawiają się, jakie są te lesbijki. To szansa na rozbicie schematów. Macie informację zwrotną od osób spoza środowiska LGBTQ+?

NS: Tak, wiemy że trafiamy również do osób heteronormatywnych. Może dzięki temu zobaczą, że jesteśmy takimi samymi ludźmi, mającymi takie same marzenia, potrzeby, zainteresowania jak każdy inny człowiek, niezależnie od tego z kim zasypiamy wieczorem w łóżku.

NR: Jesteśmy mniejszością, ale stanowimy fragment całości, jaką jest społeczeństwo. Wyróżniamy się tylko tym, że jesteśmy lesbijkami. Ta cecha i rozmyślanie o niej nie powinno determinować całego naszego życia. Mamy normalne życie i chcemy tej normalności. Tę normalność pokazujemy na naszym kanale i widzimy, że to trafia do ludzi. Nawet w małej miejscowości, z której pochodzę, ludzie bardzo pozytywnie zaczęli do tego podchodzić. Na początku było to dla nich nowe, ale teraz sama jestem w szoku, że nawet osoby, których osobiście nie znam, przyjaźnie się ze mną witają na ulicy. Oswoili się, co dla mnie jest cudowną zmianą o 180 stopni. Wcześniej miałam wiele lęków i obaw, ponieważ pracowałam w urzędzie i bardzo dużo osób mnie kojarzyło w mojej gminie – Krokowa. W tym momencie, kiedy odbywają się jakieś festyny, czy wydarzenia dla dzieci, to jesteśmy w kontakcie z panią sołtys i innymi osobami, które są otwarte na propozycje działań z naszej strony. Nie ma takiej reakcji, że ktoś nie wypuści dziecka na wydarzenie, na którym są lesbijki.

NS: Tak samo jak ludzi heteronormatywnych nie można wrzucić do jednego worka, tak samo nie można tego zrobić z lesbijkami. Staramy się walczyć ze stereotypami, które dzielą społeczeństwo i mogą sprawić, że zanim poznamy osobę i zobaczymy, jaka jest na co dzień, zbudujemy mur obronny, przez który nie będziemy w stanie zobaczyć, że kobieta będąca w relacji z inną kobietą albo ktoś reprezentujący inną rasę czy kulturę może być wartościową osobą, z którą możemy mieć wiele wspólnego.

MW: Prowadząc taki kanał dokonujecie coming outu na szeroką skalę. Jakie jest Wasze podejście do outowania się?

NR: Zgodnie uważamy, że nie jest to żadną koniecznością. To indywidualna sprawa każdej osoby. Jeśli ktoś czuje potrzebę ujawnienia się, to powinien to zrobić, jeśli wygodnie mu/jej żyć w ukryciu, to również wybór, który należy uszanować.

NS: W przypadku naszych coming outów ciężko ustalić jakiś jeden, konkretny moment, w którym się wyoutowałyśmy. Jednak większość osób zapewne dowiedziała się o nas w chwili, gdy ruszyłyśmy z kanałem na YouTubie. Jeśli chodzi o rodziców, to żadne poważne rozmowy na ten temat nie miały miejsca. Wszystko wyszło bardzo naturalnie. Nasze mamy miały jedynie obawy co do opowiadania o naszym życiu publicznie. Szanują wszystkie nasze decyzje i nas wspierają.
Jaką rolę odegrał coming out w naszym przypadku? Cóż… na pewno skończyły się męczące pytania odnośnie męża, ślubu i dzieci. [śmiech].

MW: Zakładając kanał wypełniłyście lukę – tak jak wspomniałyście wcześniej, takich propozycji, jak kanał przedstawiający życie pary polskich lesbijek nie było. Jednak również wy, jak wiele innych aktywnie działających lesbijek, zmagacie się z przebiciem szklanego sufitu.

NR: Przeczytałam zarówno Lesbijski Manifest, jak i poprzednie wywiady Lesbijskiej Inspiry i powiem jedno: zgadzam się z tym, że istnieje duży problem z przebiciem się w społeczeństwie. O gejach przeczytasz wszędzie, ale lesbijki? Cisza. Pamiętam, jak przed założeniem kanału, robiłyśmy research w poszukiwaniu lesbijskich blogów i vlogów. Kilka dni poszukiwań zaowocowało zaledwie garstką bardzo okrojonych informacji. Z kolei znalezienie gejowskich nie stanowiło żadnego problemu. Nawet wpisując hashtag #polskalesbijka czy #polishlesbian znajdziemy zaledwie garstkę osób, więc może dobrym pomysłem jest wymyślenie hashtagu, pod którym wspólnie będziemy mogły działać.

Kilka razy podsyłałyśmy informacje o nas i naszym kanale na branżowe strony i cisza. Jedynie Queer.pl wypuścił jeden artykuł, który bardzo szybko przysłoniły inne materiały. Od tamtego czasu trzy razy wspomnieli o nas w zestawieniu polskich youtuberów LGBTQ+ i to właściwie tyle. Myślałam, że branżowe portale podłapią temat. Okazało się, że nie.

NS: Mamy sporo pomysłów, żeby robić coś dla naszej społeczności, ale nie widzę większego zainteresowania takimi akcjami ze strony samych lesbijek. Chociaż tak – jak teraz myślę – to takie zamknięte koło: mam gotowy pomysł i próbuję go wypromować za pomocą queer.pl, Repliki, Kobiety-Kobietom – nie mam odzewu albo odzew jest słaby. To skutkuje małym zainteresowaniem i pojawia się myśl: “po co to robić?”.

NR: To jest mur. Tak samo jest z naszym kanałem. Od osób, które do nas trafiają, mamy wiadomości, że na to czekali, że super, że są z nami, że oglądają, to wszystko nas niesamowicie cieszy i dodaje nam skrzydeł, ale wiadomość o naszych działaniach się nie rozprzestrzenia. Myślę, że byłoby świetnie, gdyby wspierały się osoby, które prowadzą blogi czy vlogi. Nie jesteśmy dla siebie konkurencją, jesteśmy w sieci z tych samych powodów, walczymy o widzialność osób LGBTQ+ i powinniśmy się wzajemnie wspierać i promować, bo jeśli my tego nie zrobimy, to nie mamy co liczyć na to, że inni, zupełnie obcy ludzie dla nas to zrobią.

NS: Mądra ta moja kobieta. Podpisuję się pod wszystkim, co powiedziała.[śmiech]. Dodam tylko, że przykładem takiego działania wspierającego było zaproszenie od Jakuba i Dawida do udziału w nagraniu wspólnego teledysku. Niestety byłyśmy w tym czasie w Kanadzie i nie byłyśmy w stanie dotrzeć, ale przy kolejnej okazji z pewnością skorzystamy.

MW: Sama zastanawiałam się nad tym przepływem informacji o wydarzeniach lesbijskich* w polskich mediach społecznościowych. Najczęściej informujemy siebie za pośrednictwem Facebooka. Istnieją grupy, na które możemy wrzucić informację o wydarzeniu, możemy wysłać zaproszenie, jednak mam poczucie, że w jakiś sposób rozesłanie zaproszenia dalej albo kliknięcie, że weźmie się w nim udział wiąże się w jakiś sposób z ujawnianiem się. Działam w Stowarzyszeniu Sistrum prowadzimy teraz cykl spotkań pt. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* w Stole Powszechnym w Teatrze Powszechnym i to jaka będzie frekwencja stoi zawsze pod znakiem zapytania. Zazwyczaj osób jest więcej niż to, co pokazuje FB, to jest odwrotne do tendencji, w której więcej osób oznacza swój udział, a później nie przychodzi. Dostawałyśmy również wiadomości od różnych osób, że wspierają nasze działania, ale nie chcą zalajkować albo kliknąć, że wezmą udział w wydarzeniu, żeby ktoś niepowołany tego nie zobaczył i nie odkrył ich tożsamości psychosekualnej. Czy myślicie, że ten lęk przed ujawnieniem może być jedną z przyczyn, przez którą informacja nie dociera dalej?

NR: Myślę, że to może mieć duże znaczenie. Moje własne doświadczenie jest podobne. Zanim sama przed sobą się przyznałam kim jestem, poszukiwałam treści dotyczących kobiecej nieheteronormatywności. Wchodziłam na różne strony, ale starałam się nie zostawiać po sobie śladów w postaci lajków albo komentarzy, żeby nikt nie zauważył, że taka tematyka mnie interesuje i żebym nie została z nią w jakiś sposób powiązana. Bałam się, że ktoś takiego rodzaju aktywność zobaczy i będę się musiała zmierzyć z ludzkimi osądami. Pochodzę z małej miejscowości, gdzie społeczność w moim odczuciu bardzo szybko mogłaby to wykorzystać przeciwko mnie. Dlatego rozumiem tego typu lęk. To jest strach przed opinią innych ludzi. Polacy mają naturę, która lubi karmić się sensacją, plotką. Konsekwencje tego mogą mieć realne odbicie w życiu rodzinnym, w pracy, mogą doprowadzić do niebezpiecznych sytuacji. Jesteśmy tak wychowywani_ne, żeby przejmować się opinią społeczeństwa i w pewien sposób siebie chronić i chronić swoich bliskich.

NS: Też mam poczucie, że niewidoczność lesbijek powiązana jest z naszą polską mentalnością. Poza granicami Polski również jest tak, że działania gejów są bardziej zauważalne, jednak lesbijki również są widoczne. Kiedy mieszkałyśmy w Kanadzie, ta dysproporcja była dla nas praktycznie nieodczuwalna, było więcej równowagi w tym jak geje i lesbijki uczestniczyli, i jak byli traktowani w społeczności LGBTQ+. Teraz mieszkamy w Trójmieście i z tej perspektywy mamy poczucie, że Warszawa jest takim miastem w Polsce, w którym jest możliwość rozwoju dla środowiska lesbijskiego. Mam poczucie, że Trójmiasto jest jeszcze z tyłu. Chciałabym, żeby odbywało się tutaj więcej typowo kobiecych imprez. Pracowałam w HAHu przez prawie rok za barem. W tamtym czasie były tam może dwie imprezy kobiece.

MW: Użyłaś określenia “środowisko lesbijskie”. Czy Waszym zdaniem obecnie istnieje? Jeśli tak, to jak byście je opisały, jakie jest? A jeśli nie, to jakie mogłoby być?

NS: Zastanawiamy się nad tym cały czas, czy środowisko lesbijskie w Polsce istnieje? Kiedy mówimy o środowisku LGBTQ+, to teoretycznie mówimy o wszystkich i wszystkich wkluczamy, jednak kiedy przyjrzeć się temu dokładniej, to co faktycznie jest widoczne i zauważane, to są treści dotyczące raczej męskiej nieheteronormatywności. My patrzymy z perspektywy blogosfery, bo nasza działalność to videoblog. Zobacz, ile istnieje kanałów gejowskich. Mam takie poczucie, że geje mają potrzebę mówienia o sobie głośno, a kobiety nieheteronormatywne mniej chcą wychodzić ze swoją orientacją do ludzi.

NR: Ja bardziej przychylałabym się ku temu, że tego środowiska nie ma. Bardzo ciężko jest zainicjować działanie, w które zaangażowało by się więcej dziewczyn. Nie czuję takiej woli zebrania się razem. Myślę nie tylko o takich okolicznościach jak panel, prelekcja, wykład albo inne wydarzenie społeczno-kulturalne, ale biorę pod uwagę też takie wydarzenia, jak siatkówka na plaży, spotkania integracyjne, posiadówki. Dzieje się to oczywiście w małych grupkach znajomych, ale brakuje mi jakiejś szerszej integracji.

Co do działalności artystycznej i dziewczyn, które próbują się przebić, to jestem przekonana, że takich osób jest bardzo dużo. Jednak często zastanawiamy się, co trzeba by zrobić, żeby nastąpiła na tyle silna eksplozja, która rozbije ten szklany sufit i treści tworzone przez kobiety nieheteronormatywne również zaczną być dla ludzi interesujące i zwyczajnie widzialne.

Mamy takie poczucie, że my kobiety, same siebie nawzajem nie promujemy. Kobieca solidarność dopiero się w Polsce rodzi. Uczymy się, czym jest siostrzeństwo i wspieranie siebie. Męska solidarność i braterstwo to są kwestie oswojone już dawno. Najprostszą formą takiego wsparcia i przekazywania informacji jest poczta pantoflowa, zwłaszcza w dobie mediów społecznościowych.

Kobiet nieheteronormatywnych jest dużo. Wystarczy, że wzajemnie będziemy się informować, puszczać informację dalej, zapraszać na wydarzenie na FB. Myślę, że takiego typu wsparcie mogłoby sprawić, że do osób zainteresowanych dotarłyby treści, które są dla nich ciekawe i ważne. To mogłaby być efektywna forma promocji w tym naszym świecie kobiet nieheteronormatywnych.

MW: Mam takie poczucie, że cały czas zmagamy się z podstawowymi barierami patriarchatu. Przez pryzmat schematów kulturowych: mężczyzna to jest ten, który wychodzi do świata, eksponuje swoje umiejętności, przekonania, potrzeby, a kobieta operuje w przestrzeni domu, w świecie zamkniętym i wewnętrznym. Jesteśmy na początku drogi. Sytuacja polityczna i powrót do takiego myślenia może jedynie utrudnić proces zmiany.

NR: Tak, dodatkowo cały czas realizuje się ten schemat wpisany w wychowanie dziewczynek, że kobieta jest bardziej odpowiedzialna emocjonalnie. To ona ma zaopiekować się rodziną, ona ma sprawić, że mama, ciocia, mąż, synek będą czuć się dobrze. W związku z tym te wszystkie osoby na około muszą się również dobrze czuć w kwestii ujawnienia, bądź nieujawnienia przez kobietę nieheteronormatywną jej orientacji. Bo przecież takie ujawnienie się jest dla kogoś raniące, czyli taka dziewczyna od razu jest egoistką, wzbudzane są wyrzuty sumienia. Kiedy wystartowałyśmy z naszym kanałem, moja mama nie rozumiała, dlaczego to robimy, powiedziała wtedy, że to jest przecież nasze prywatne życie i pytała, czemu chcemy się z tymi intymnymi kwestiami obnosić. Uczuliła mnie też, że pomysł na takie działanie nie tylko nas dotyczy. Moja rodzina miała poczucie, że zostanie obnażone również ich życie. Rozumiem, że zwłaszcza na kobiety nakładana jest ogromna presja i odpowiedzialność właśnie za to, jak będą się czuć inni. Dla niektórych osób, to może być nie do udźwignięcia.

NS: Przy tym wszystkim dwie dziewczyny idące za rękę po ulicy traktowane są przychylniej niż dwóch chłopaków, ale paradoksalnie ta agresja czy niechęć, z którą się spotykają mężczyźni nieheteronormatywni może ich właśnie motywować do reakcji. Jeśli dziewczyny trzymające się za rękę na ulicy nie wzbudzają sensacji, nie są traktowane poważnie, są w jakiś sposób niewidzialne, to może w nich samych nie rodzi się siła, energia, żeby się postawić, skoro nie ma komu albo czemu. To jest dla mnie trudne, że nie jesteśmy traktowane poważnie. Oczywiście sama ta sytuacja może rodzić tego wkurwa potrzebnego do eksplozji i zmiany sytuacji, ale mam niestety poczucie, że dla wielu dziewczyn to jest również wygodna sytuacja i wpychająca jeszcze bardziej w te przysłowiowe lesbijskie bańki.

MW: Myślę, że cały czas dominuje odbiór osób nieheteronormatywnych przez filtr seksualny. Wiele osób powtarza mi, że Freud nie żyje, jednak cały czas poważnie traktowane są takie relacje, w których występuje osoba z penisem, kulturowo reprezentującym siłę. Kiedy penisa nie ma, nie ma zagrożenia, nie ma dominacji, nie ma seksu, nie ma nic – to sytuacja lesbijek. Ewentualnie jest zgadywanie, która w parze przyjmuje rolę osoby z penisem, a która osoby bez. Kiedy są dwa penisy jest intryga, który z nich dominuje, to budzi społeczne zainteresowanie. Marzy mi się świat, w którym będzie można na szeroką skalę społeczną myśleć na poziomie innym niż genitalny, ale obecna sytuacja, mam wrażenie, bardzo mocno się na tym opiera. Nie ma penisa? Nuda.

NR: Też to tak widzimy. Cały czas, nawet jeśli próbujemy świadomie odchodzić od schematów, to rola dominatora, przywódcy, króla jest rolą typowo męską. Ta męska widoczność jest oczywista. Bardzo to powielamy, nawet nieświadomie. Polacy na swój sposób uwielbiają kontrowersje, inność, osoby w jakiś sposób odstające od normy. Dlaczego? Ponieważ jest co komentować, jest kogo krytykować, jest na co narzekać.

NS: Te same schematy realizują się w społeczności LGBTQ+. Niby jesteśmy razem, niby walczymy o takie same prawa, a między nami jest przepaść. Pogłębiana brakiem wsparcia. Widzialność lesbijek jest w moim odczuciu odpowiedzialnością wspólną społeczności LGBTQ+, tak samo jak widzialność innych osób niż tylko geje. Skoro deklarujemy, że działamy ramię w ramię, to chciałabym, żeby to wychodziło poza poziom deklaracji. Jeśli ktoś jest w naszej społeczności w lepszej sytuacji, to nic się nie zmieni, jeśli te osoby nie będą promowały osób z grup społecznie niewidzialnych. Może tutaj jest też korzeń problemu lesbijek. To nie tylko one/my muszą przestawić myślenie. Dotyczy to wszystkich.

MW: Czyli cały czas mówimy o potrzebie wspierania się zarówno w środowisku LGBTQ+, jak i w gronie kobiet nieheteronormatywnych. Co jest potrzebne do tego, żeby w końcu coś “zaskoczyło” i zaczęło się działać?

NS: Myślę, że potrzebna jest przestrzeń, w której kobiety poczują, że stanowią jakąś większą grupę. Przestrzeń, w której poczują/poczujemy się bezpiecznie, żeby bez obaw mówić o sobie, żeby dzielić się tym co tworzymy. Taka przestrzeń, w której nie będziemy siebie oceniać, tylko rozmawiać, przyglądać się naszym doświadczeniom. Właśnie taką przestrzeń staramy się stworzyć prowadząc kanał na YouTube. Zależy nam na tym, żeby to nie było jednostronne. Nie tylko wpuszczamy filmik do sieci, ale też staramy się budować relację i wzbudzać interakcję, zapraszamy do konkursów, piszemy z osobami prywatnie. Czujemy dzięki temu utożsamianie się. Bez interakcji stoimy w miejscu. To może wymagać od lesbijek wysiłku, żeby do tej interakcji ciągle pobudzać inne osoby, ale chyba na teraz nie mamy pomysłu na inny sposób do zwiększenia widzialności lesbijek. To znowu jest przymus ogromnej pracy nałożony na kobiety. Jest trochę tak jak z kobietami w wojsku albo kobietami, które są inżynierami na budowie. Ciągle muszą pracować więcej i bardziej niż mężczyźni, muszą się wykazać i może wtedy ktoś je zauważy. Nie jest to sprawiedliwe, bo często twoje zaangażowanie i praca może nie zostać zauważone wcale, tak jak to się dzieje z lesbijskimi artystkami w Polsce. Stąd istnieje ogromna potrzeba wsparcia, kobiecej solidarności i wsparcia całego środowiska LGBTQ+. Nie chodzi mi też o takie masowe comingouty i deklaracje, tylko tutaj chodzi naprawdę o podstawy, o jakąkolwiek odpowiedź. Kiedy coś robisz, działasz publicznie, chcesz mieć poczucie, że masz dla kogo to robić, a mamy dla kogo. Lesbijek jest dużo. Interakcja jest kluczem.

NR: Fajnie byłoby po prostu poczuć, że jest nas więcej, że to nie tylko mała grupka znajomych, że jest więcej osób, kobiet nieheteronormatywnych, które mają podobne doświadczenie, podobne wyzwania przed sobą. To jest po prostu motywujące, daje siłę, poczucie, że jest dla kogo działać, że jest skąd dostać wsparcie i zrozumienie. Mamy w Trójmieście Tolerado, które organizuje spotkania i prelekcje, ale chodzi mi też o takie spotkania, na których niekoniecznie cały czas kręcimy się wokół tematu naszej tożsamości psychoseksualnej. Chciałabym się dowiedzieć, jakie są inne lesbijki, niekoniecznie rozmawiając o samym lesbijstwie. To mogłoby otworzyć przestrzeń również dla tych osób, które nie są gotowe same ze sobą zmierzyć się z tym tematem. Każda osoba ma swoje pasje: jedna robi zdjęcia, druga jest malarką, a trzecia podróżuje. Myślę, że takie osoby, które wstydzą się tego, kim są, mogłyby mieć duże wsparcie w zobaczeniu, że lesbijka jest takim człowiekiem jak każdy inny człowiek, że to nie musi być coś, co zdominuje jej życie. Nie trzeba z nami rozmawiać tylko o aktywizowaniu się i robieniu rewolucji, ale można też o życiu, o filmach, o tym że podróżujemy, a może gdzieś możemy wybrać się razem. Czytając komentarze albo wiadomości, które dostajemy, widzimy, że właśnie to jest potrzebne. Ważne dla naszych odbiorczyń/ców jest to, że pokazujemy, że nasza relacja jest po prostu normalna. Idziemy w te same miejsca i robimy te same rzeczy co przeciętny Kowalski/przeciętna Kowalska i robimy to samo co chłopak z dziewczyną. Ta integracja lesbijek w środowisko jest też potrzebna dlatego, żeby osoby podejmujące trudne dla siebie kroki miały wsparcie. Jesteś sobą, pozwól się poznać innym taką, jaką jesteś. Nie chcesz się outować przed rodziną? Nie musisz, ale możesz poznać inne osoby, podobne do siebie. Może one dadzą ci poczucie, że nie jesteś sama, że nie jesteś dziwna i że Twoje życie może być dobre z takim zestawem cech jakie masz.

Innym kobietom nieheteronormatywnym, chciałybyśmy powiedzieć, że nie muszą się bać. Wiem, że to jest łatwo powiedzieć, ale sama przez to przeszłam i doświadczyłam tego, że strach ma wielkie oczy. Środowisko lesbijskie jest nam potrzebne do tego, żeby móc wesprzeć osobę, która ten strach przeżywa.

Korekta: Maja Korzeniewska

LINKI
Kanał Zuch Dziewuch na YouTube
Strona Zuch Dziewuch na FB
Instagram Zuch Dziewuch

————————————————–

Natalia R. – lesbijka/ podróżniczka / aktywistka / fotografka / specjalistka ds.grafiki / vlogerka / współzałożycielka kanału Zuch Dziewuchy.

Natalia S. “Majkel” – lesbijka / podróżniczka / tancerka i choreografka / barmanka / absolwentka AWFiS w Gdańsku / vlogerka / współzałożycielka kanału Zuch Dziewuchy.

Magdalena Wielgołaska – aktywistka / lesbijka / feministka / współzałożycielka Stowarzyszenia na rzecz Osób LGBT Tolerado / działaczka na rzecz poszerzania wiedzy na temat leczniczego działania konopi / zaangażowana w Kręgi Kobiece i odzyskiwanie wewnętrznej, kobiecej Mocy / wartościami i zawodowo związana z Partią Zieloni/ założycielka strony Strefa Les*/ współpracowniczka projektu A kultura LGBTQ+ nie poczeka!

——————————————————————

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka
 ,
I.   Manifest
1.   ManifestInstant
2.   Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry

3.   Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej
.

II. Rozmowy wokół manifestu

1.    Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.    Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.    Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.    Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.    Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.    Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.    Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk
8.    Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdą Próchniak
9.    Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10.  Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.  Co ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą.
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze polityczna. Rozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla

23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26. Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką

27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi

2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
.

IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką

2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim
 .
V.  EL*C. Wieden 2017
1. Magdalena Wielgołaska. Odzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2. Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3. Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4. Agnieszka Małgowska. Peformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
6.  Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.….
.
                                                                                                                   ————————————-————
,
Aktualne wiadomości na temat projektu Lesbijska Inspira znajdziesz na:
Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!

LESBIJSKA INSPIRA I Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz

wokół-manifesty10

Agnieszka Małgowska: Na stronie O’LESS Festiwalu obok Twoich prac można przeczytać komentarz: Interesuje mnie współpraca z organizacją, która działa, aby wspierać lesbijki i promuje ich twórczość i inne typy działalności. Sztuka gejowska jest już bardzo rozbuchana, głównie to oni robią wystawy. Lesbijki są w cieniu. To było trzy lata temu. Nadal tak myślisz?

Magdalena Tchórz: Trochę się zmieniło. Coś się poprawia, ale dalej myślę, że więcej powinno się mówić o lesbijkach w sztuce, ciągle widzę, że promowani są geje.  

AM: Malujesz, rysujesz, a lesbijki w Twojej twórczości to nie marginalny temat. Myślisz, że będziesz go kontynuować?

MT: Staram się, choć ostatnio mam na to mniej czasu. Zajmuję się teraz grafiką komputerową, muszę po prostu zarabiać na życie.

AM: Pytam, bo moim zdaniem tworzenie sztuki lesbijskiej wymaga wytrwałości. Jesteś młodą osobą. Zdarza się, że artystki traktują sztukę jako narzędzie terapeutyczne, przepracowują sprawę i porzucają temat lesbijstwa.

MT: Lesbijski temat jest stały w mojej twórczości, jest dla mnie bardzo ważny. W mojej rodzinie nigdy nie mogłam mówić na ten temat szczerze, napięcie wynikające z tego tłumienia znalazło ujście w sztuce. Dzięki sztuce mogłam wreszcie mówić o swojej orientacji i dzięki moim profesorom, którzy zachęcali mnie, bym w swym malarstwie skupiła się na lesbijskim wątku.

AM: Przypomnijmy. Studiowałaś w Akademii Sztuk Pięknych im. Jana Matejki w Krakowie. Ta uczelnia jest otwarta na nienormatywne tematy?

MT: Akademia jest podzielona. Jest grupa liberalna i konserwatywna. Ja poznałam otwartych wykładowców, bez nich nie miałabym tyle odwagi, by mówić tak bezpośrednio. Zaczęło się od tego, że Wojtek Kubiak, asystent na zajęciach rysunku, domyślił się po moich szkicach, że jestem lesbijką i delikatnie mnie zachęcał, bym więcej mówiła o swej prywatności.

AM: Zatrzymałabym się tu na chwilę. To znaczy, że wcześniej nie podkreślałaś swojej orientacji?

MT: Bałam się głośno o tym mówić, choć nigdy tego nie ukrywałam, jednak się nie wychylałam. Tak na trzecim roku studiów coś się zmieniło. To był proces, który zamknęła moja praca magisterska: “Szkice związku dwóch kobiet”. Opisałam w niej artystycznie codzienność życia z moją ówczesną partnerką.

AM: Rozumiem, że swoje preferencje odkryłaś wcześniej?

MT: Od dziecka wiedziałam, że jestem lesbijką. Chociaż może nie do końca świadomie. To było instynktowne. Już kiedy miałam dziesięć lat zafascynowała mnie starsza koleżanka, miała trzynaście lat. Nigdy nie byłam z mężczyzną, takie relacje mnie nie interesowały, od zawsze pociągały mnie dziewczyny. To było dla mnie całkowicie naturalne. Nie udało się tego stłumić ani ukryć, mimo że pochodzę z małej miejscowości i na dodatek z ultrakatolickiej rodziny.

AM: A jak poradziła sobie z tym Twoja ultrakatolicka rodzina?

MT:
 Moja rodzina mnie zna, wychowywali mnie, więc się domyślili. Jakoś to przeżyli, wszyscy wiedzą o co chodzi, ale to taka tajemnica poliszynela. Wiedzą i nie chcą mówić o tym otwarcie. Mam wrażenie, że katolicy nie umieją rozmawiać, rozmowa jest albo powierzchowna, albo niewygodne sprawy są zamiatane pod dywan. Lepiej żeby “pewne sprawy” nie ujrzały światła dziennego. Niestety wiara monoteistyczna wciąga jak narkotyk. Człowiek przywiązuje się w takim stopniu do wartości i zasad danej religii, że staje się jej niewolnikiem. Wszelkie próby odwodzenia go od tego myślenia traktuje jako zagrożenie dla swojej wiary, a na próby jakiegokolwiek zaprzeczenia dogmatom religijnym reaguje strachem i złością.

AM: Naprawdę wszyscy z Twojej rodziny myślą tak tradycyjnie?

MT: Nie wszyscy. Mój chrzestny, który zmarł w styczniu zeszłego roku, był pierwszą osobą w rodzinie, która szczerze o mojej orientacji ze mną porozmawiała. Zadedykowałam mu moją pracę dyplomową. Tak jak ja był introwertykiem i człowiekiem nieśmiałym, jednak dla niego nie było tematów tabu. Mogłam z nim porozmawiać o prawach kobiet, homoseksualizmie, hipokryzji w kościele, rodzimowierstwie słowiańskim. Był bardzo skromnym, dobrym, wrażliwym i wspierającym człowiekiem. Bardzo mi go brakuje.

AM: Rozmawialiście o rodzimowierstwie słowiańskim? 

MT: Tak, tym się ostatnio fascynuję. Nie odnalazłam się w katolicyzmie. Od zawsze idea Boga Ojca do mnie nie przemawiała, choć nie mam traumatycznych doświadczeń z własnym ojcem, jak pewnie niektórzy mogą podejrzewać. To człowiek o wielkim sercu, do niczego mnie nie zmuszał. Ale ja wiarę katolicką pamiętam jako ciągłe przerażenie, poczucie winy. Buntowałem się przeciwko temu, potem odcięłam się, w końcu odkryłam rodzimowierstwo słowiańskie.

AM: A dlaczego właśnie taka droga? Zmaganie się z religią to charakterystyczny element tożsamości części polskich kobiet nieheteronormatywnych. Katolicyzm nas naznacza. Niektóre dziewczyny usiłują się w nim odnaleźć , jak członkinie Wiary i Tęczy, inne odcinają się od religii w ogóle, jeszcze inne zmieniają wiarę, niektóre szukają swojego miejsca poza wielkimi systemami, zwykle odwołując się do boginicznych kultów.

MT: Jestem feministką i w religii słowiańskiej skupiam się właśnie na boginiach. Poza tym bliska jest mi ziemia naszych praprzodków, a ziemia kojarzona jest z kobietą, utożsamiana z Matką. Tym sposobem łączę dwie motywacje.

AM: Feminizm, rodzimowierstwo i orientacja niehetero to spory bagaż nienormatywności. Z takim bagażem zwykle trudno znaleźć sobie miejsce w świecie. Jak poradziłaś sobie w Krakowie, gdy już jawnie zaczęłaś mówić o tym, że jesteś lesbijką? Czy szukałaś kontaktu z organizacjami krakowskimi: z Kulturą dla Tolerancji czy Queerowym Majem, które skupiają się na sztuce?

MT: Po przyjeździe do Krakowa szukałam towarzyskich relacji, przyjaźni, ale nie znalazłam. Dopóki studiowałam miałam dobrych znajomych, potem – jak to zwykle bywa – każdy poszedł w swoją stronę. A krakowskie środowisko LGBTQ? Mam poczucie, że jest bardzo zgraną grupą, przez to hermetyczną. Raczej przestrzenią queerową, a ja jestem lesbijska, więc nie udało mi się tam zadomowić. Być może też dlatego, że mam poglądy tak zwanego środka. Nie jestem ani na prawo, ani na lewo. W sumie unikam polityki, co dziś jest źle widziane. Mam więc problemy z osobami prawicowymi, do pewnego momentu się zgadzamy, potem ściana. Podobnie z lewakami, którzy zakładają, że osoby LGBTQ+ są lewackie. Ale to stereotyp. W Krakowie – moim zdaniem – jest lewacko, a wyrażało się to przede wszystkim przez prouchodźcze poglądy. A mnie dziwi zainteresowanie islamem, religią szczególnie patriarchalną, w której nie ma miejsca ani dla kobiet, ani dla osób homoseksualnych. Rozumiem pomoc, ale za tym idą też inne sprawy. Dla mnie najważniejsze są kobiety, wszystko, w czym widzę zagrożenie dla kobiet, budzi mój niepokój. Nie mogę uwolnić się od tego myślenia.

AM: Uważasz, że eliminują Cię ze świata branżowego poglądy polityczne?

MT: Dokładnie tak. Z tych powodów czuję się całkowicie oddzielnie. Poza tym jestem osobowością introwertyczną, osobą “wysoko wrażliwą” –  jak klasyfikuje mnie Elaine Aron, a potocznie zwaną “przewrażliwioną” i trudno mi się przebićA tu trzeba przepychać się łokciami. Myślę też, że nie pasuję do profilu krakowskiego środowiska, które ceni sobie mainstream. A ja – szczerze powiedziawszy – trochę brzydzę się mainstreamem. W głównym nurcie dominuje to, co jest wymuskane, idealne jak na Instragramie. Nie chcę takiej rzeczywistości, takiego myślenia, to nie ma nic wspólnego ze światem, w którym żyjemy. W sztuce cenię naturalność. Nie chcę przesady, która moim zdaniem cechuje gejowską kulturę.

AM: To pogląd często powtarzany przez kobiety nieheteronormatywne. Co z tym robić?

MT: Warto to przekodować albo wręcz stworzyć odrębny świat, żeby na nich nie polegać, nie zależeć od nich, nie oglądać się na ich rozwiązania. 

AM: Rozumiem, że skłaniasz się ku separatyzmowi. A chyba potrzebujemy też grup i osób wspierających. A jeśli tak, kto to może być?

MT: Tak, wybieram separatyzm, a we współpracy stawiać powinnyśmy na feministki. Wiem, że od dawna są rozbieżności, wiem, że wśród feministek są lesbijki, jedne się ujawniają, inne nie, ale to one wskazują nam drogę. Na krakowskiej uczelni Iwona Demko, wykładowczyni i artystka znana z tworzenia wagin, wywalczyła w zeszłym roku rocznicowy artykuł poświęcony Zofii Baltarowicz, pierwszej studentce krakowskiej ASP. Wydaje się to niewielką sprawą, ale okazało się, że odbyła się poważna bitwa. Takie działania są potrzebne, trzeba walczyć na każdym kroku. A robią to na różne sposoby właśnie feministki.

AM: Zgadzam się, że do feministek nam najbliżej. Zdaje się, że Czarny Protest wiele zmienił! Nas na przykład wspiera Feminoteka, która udostępniła stronę na regularne publikowanie rozmów Lesbijskiej Inspiry. Bez cenzury, najmniejszej nawet sugestii. Działamy od kilku miesięcy. Czasem tylko tyle wystarczy. Nie musimy się zgadzać we wszystkim. Fajnie się wspierać.

MT: Dlatego chodzę na Manify i Marsze Równości. Udzielam się, kiedy i jak mogę. Staram się zasilać wszelkie wolnościowe marsze, nawet jeśli jest nas jeszcze wciąż mało, to widzę sens takich protestów. Wiem, że każda osoba jest ważna, także moja. Zwłaszcza w mniejszych miastach.

AM: Kraków nie jest mały, a wyjechałaś z niego. Właśnie się przeniosłaś na Pomorze. Dlaczego?

MT: Na wyjazd złożyło się kilka spraw. Bezpośrednim powodem była utrata pracy. Ale czułam się w Krakowie ciągle jak przyjezdna, jak mówiłam, nie pasowałam do środowiska, nie zadomowiłam się. Poza tym już od jakiegoś czasu myślałyśmy, z moją partnerką, żeby wyjechać na Pomorze. Moja dziewczyna ma tam rodzinę, przez którą zostałam bardzo dobrze przyjęta. Mam świetny kontakt z “teściową”, opiekuje się nami, pomaga w szukaniu pracy i mieszkania. Jest moją drugą mamą.

AM: Dużo powodów by się przenieść. I jak jest na Pomorzu?

MT: Dopiero się przeprowadziłyśmy. Urządzamy się. A potem chciałabym coś robić dla lesbijek, między innymi wystawy.

AM: Może warto zapukać do Stowarzyszenia Tolerado, przy którym działa grupa dla kobiet nieheteronormatywnych. Sporo tam aktywnych dziewczyn.

MT: Na pewno spróbuję.

AM: A czego oczekujesz od lesbijskiej przestrzeni?

MT: Chciałabym, żeby dziewczyny odważnie mówiły kim są. Chciałabym swoją sztuką pokazać, że nie wstydzę zajmować się lesbijską tematyką, nie ukrywam jej za alegoriami. Chciałabym, żeby żyło się normalnie. Uważam, że lesbijki cenią sobie codzienność, a do tego potrzebna jest uregulowana sytuacja prawna. Dlatego jestem za związkami partnerskimi. Potrzebne jest to nam i polskiemu społeczeństwu, a zdarza mi się słyszeć, że sprawa LGBTQ to sprawa marginalna, że nie ma po co zajmować się marginesem. Ale właśnie trzeba się tym zajmować, podejmować temat na wszelkie sposoby.

AM: Jesteś więc zwolenniczką autowania?

MT: Tak. Smutno mi było, gdy czytałam wywiad z Anonimową Lesbijką w Waszym cyklu. Choć wiem, że bywa różnie, ale trzeba stawiać opór, być gotową na wyzwiska, na oskarżenia o grzech czy chorobę. Ludzie bywają chamscy, ale temu nie można ulegać. Dawajmy przykład swoim życiem.

AM: Wojowniczo. A spotkało Cię coś złego w życiu w związku z Twoją orientacją?

MT: Mam chyba szczęście. Nie spotkało mnie nic groźnego od obcych. Jestem też ostrożna. Od rodziny – jak mówiłam – uniki, pouczenia, że to niezgodne z bożym planem, że to zboczenie. Dostałam też w życiu sporo wsparcia, choć więcej od osób hetero niż społeczności LGBTQ+.

AM: Manifest Lesbijskiej Inspiry, który jest impulsem do naszej rozmowy, był właśnie reakcją na pomijanie i brak wsparcia dla lesbijek przez znaczną część społeczności LGBTQ+. Co myślisz o takim głosie?

MT: Myślę, że zawsze trzeba się sprzeciwiać, kiedy następują przekłamania, gdy jakaś część społeczności zasłania inną, jeśli nie można inaczej.

AM: W dziewczynach siła! Działajmy! Dziękuję za rozmowę. I czekamy na wystawy.

Korekta: Maja Korzeniewska

————————————–

Magdalena Tchórz (ur. 1989) – absolwentka wydziału malarstwa krakowskiej ASP, dyplom z malarstwa. Interesuje ją kobieta – jako obszar działań artystycznych i badań teoretycznych – wraz z jej uczuciami, umysłem, tożsamością, seksualnością i cielesnością. Od roku pracuje jako graficzka komputerowa. Jako rodzimowierczyni pasjonuje się pierwotnymi mocami kobiecymi, astrologią, naturą.

Agnieszka Małgowska (1/2 Damskiego Tandemu Twórczego)
lesbijka / feministka / artaktywistka / reżyserka / trenerka teatralna / scenarzysta
Współtwórczyni projektów: Kobieta Nieheteronormatywna (cykl debat) / A Kultura LGBTQ+ Współtwórczyni projektów: Kobieta Nieheteronormatywna (cykl debat i audycji radiowych, 2014- 2016) / O’LESS Festiwal (2012-2014) / DKF Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną (cykl spotkań, 2012-2015) / A kultura LGBTQ+ nie poczeka (projekt archiwistyczny, od 2017) / O teatrze lesbijskim w Polsce (cykl teatrologiczny, od 2012) / Lesbijska Inspira (cykl wywiadów od 2017) / Portret lesbijek we wnętrzu, Niesubordynowane czytanie sztuki Jolanty Janiczak (czytanie dramatów) / Orlando.Pułapka? Sen, Fotel w skarpetkach, 33 Sztuka, RetroSeksualni. Drag King Show (spektakle) / Czarodziejski flet, Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet (nanoopery) / L.Poetki (film dokumentalny) / Teatr Dialogu (warsztat i akcja miejska) / Wywrotowa komórka lesbijska, Epizody, wątki, sugestie lesbijskie w kinie polskim (wykłady) / Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* (stowarzyszenie, 2017).

———————————

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka
,
I.   Manifest
1.    ManifestInstant
2.    Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
3.    Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej
.
II. Rozmowy wokół manifestu
1.   Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.   Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.   Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.   Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.   Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.   Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.   Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk
8.   Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdą Próchniak
9.   Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.  Co Ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą
15.  Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze polityczna. Rozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26. Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
 .
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
.

IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim
 .
                                                                           ————————————-————
 .
Aktualne wiadomości na temat projektu Lesbijska Inspira znajdziesz na:
Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!

LESBIJSKA INSPIRA I Kto ma prawo do słowa “lesbijka”?

wokoł manifestu 8

MAMY DOŚĆ emocjonalnego dystansu wobec jawnych i niejawnych nadużyć wobec praw równościowych.
Na emocje każdej/ każdego z nas musi być miejsce.
[Fragment Manifestu Lesbijskiej Inspiry]

Magda Wielgołaska: Pierwszy raz zaczęłyśmy rozmowę o Twojej perspektywie na kobiecą nieheteronormatywność kilka miesięcy temu. Wtedy nie byłaś jeszcze gotowa na udzielenie wywiadu. Co się zmieniło? Dlaczego właśnie teraz chcesz się podzielić swoim doświadczeniem z innymi?

Magda: Zdecydowałam się na rozmowę z Tobą dlatego, że chcę w jakiś sposób pozbyć się rzeczy, które mnie męczą. Doszłam do takiego etapu, że chyba jestem na to gotowa. Nie chcę tej rozmowy potraktować jak kosza na śmieci, ale myślę, że pozwoli mi ona opowiedzieć o paru ważnych dla mnie sprawach i uporządkować je.

MW: Co masz na myśli?

M: Myślę o takim długotrwałym procesie dochodzenia do siebie samej. Mam poczucie, że dość długo błądziłam we mgle. Dosyć późno zaczęłam dotykać tematu swojej tożsamości psychoseksualnej, późno zaczęłam się tym interesować. Wydaje mi się to teraz dosyć śmieszne, bo gdyby ktoś mnie zapytał pod koniec liceum czy na początku studiów – kto mi się podoba, od razu wiedziałabym, co odpowiedzieć – że podobają mi się kobiety. Dopiero, kiedy zaczęłam wchodzić i angażować się w relacje z mężczyznami, ta sfera mojego życia stała się istotna i zaczęłam ją badać. Te relacje damsko-męskie nie wychodziły mi tak, jak oczekiwałam. Dużo czasu zajęło mi odpowiedzenie sobie samej na pytanie dlaczego tak jest. To był dla mnie pierwszy etap. Miałam taki moment, kiedy wyoutowałam się jako osoba zainteresowana kobietami, a później weszłam w długi związek z facetem. To był bardzo niedobry związek. Miałam ogromny problem tożsamościowy. Nie potrafiłam wtedy myśleć o sobie albo mówić jako o osobie biseksualnej. Czułam jeszcze mocniej, że jestem kobietą, która woli kobiety. Mój ówczesny partner doskonale o tym wiedział i w jakiś sposób był z tego dumny, że jest z kobietą, która właściwie nie jest zainteresowana mężczyznami. Ja ogromnie się męczyłam. Męczyłam się po pierwsze dlatego, że ta relacja była destruktywna i emocjonalnie bardzo skomplikowana, a po drugie nie potrafiłam sama sobie wyjaśnić, co się we mnie dzieje i czemu mam taki problem, że jestem w takim miejscu w życiu, w jakim jestem. Wielokrotnie imputowano mi, że mam problem z zaakceptowaniem tego, że jestem biseksualna. Bardzo chciałam się wtedy tak określić, bo czułam, że nie mogę dać ukochanemu tego, co bym chciała. Ale to nie byłaby prawda o mnie. W pewnym momencie zaczęłam nawet żartem nazywać to “nieheteroseksualnym związkiem”. Przynajmniej jedna osoba była w nim niehetero.

Doszłam w końcu do wniosku, że musi być coś pomiędzy byciem les i byciem bi. I stało się dla mnie bardzo ważne, żeby to coś pomiędzy znaleźć. Przez większą część mojego życia otaczałam się głównie mężczyznami. Dlatego przyznanie się przed sobą samą do swojej tożsamości było trudne. Unikałam kobiet. Ale ciągle szukałam odpowiedzi na pytanie kim jestem. Szukałam na forach lesbijskich, byłam na nich aktywna. Tam spotkałam się z bardzo negatywną reakcją. Z protekcjonalnym i lekceważącym stosunkiem do takich osób jak ja. Słyszałam, że próbuję siebie sama oszukiwać, że w zasadzie dla tych dziewczyn wszystko jest jasne. Próbowałam się też jakoś dopasować do tego obrazu, który tam dostawałam. Chciałam się poczuć normalna.

MW: Normalna według norm określanych przez lesbijki aktywne na forach?

M: Tak. Czułam silną presję. Poczucie, że to środowisko jest paradoksalnie bardzo zamknięte na inność. Na nienormatywność. Nie tyle na heteronormatywność, co w ogóle na nienormatywność inną niż ukute przekonania na temat tego, kto może, a kto nie może określać siebie jako lesbijka. Albo jesteś normatywna w ten sposób albo w inny, ale musimy ci znaleźć nazwę, która sprawi, że będziesz rozkodowana, tak żeby można było cię wsadzić do odpowiedniej szufladki.

MW: Myślę, że jest w nas taki odruch pierwotny. Nazywanie to oswajanie. Daje poczucie bezpieczeństwa. Jeśli coś nie ma etykietki, to nie wiemy, czy nam zagraża czy nie. Niekoniecznie chcemy z tym nienazwanym eksperymentować, doświadczać tego. Kiedy na to coś uda nam się nalepić odpowiednią etykietę, czujemy spokój. To z jednej strony mechanizm obronny: to jest lesbijka, to jest muzułmanin, a sąsiad spod trójki jest kibicem Legii, a z drugiej strony coś, co ogranicza. Dlatego cieszę się, że opowiadasz o swoim doświadczeniu, bo bez zrozumienia mechanizmu szufladkowania nie zwalczymy stereotypów i nie poznamy osoby, jej potrzeb, motywacji. Jednak trudno mi zaakceptować, że wśród lesbijek są tak silne mechanizmy wykluczania.

M: Cały czas szukałam, nie rozumiałam, czemu spotykam się z takim odrzuceniem. Chciałam znaleźć jakąś etykietkę, która byłaby do przyjęcia dla tych innych i dla mnie. Jedna sprawa to nazywanie innych, którzy są na około nas. Druga, przeciwnie – to pytanie, jak ci inni nas postrzegają, nie jesteśmy od tego wolni. Dla lesbijek to może być taka strategia obronna. Na przykład osoby heteroseksualne często uważają, że lesbijka to kobieta, która “nie spotkała odpowiedniego mężczyzny”. Więc kiedy dziewczyna określająca się jako lesbijka ma doświadczenia z facetami, to robi innym lesbijkom zły PR, potwierdza ten stereotyp. Trzeba wtedy bronić jednej wersji definicji słowa lesbijka. Czyli lesbijka to jest kobieta, która jest zainteresowana wyłącznie kobietami, nigdy nie spała z facetem i nawet na faceta nie spojrzała. Istnieje jakiś abstrakcyjny twór – twierdza, którą ja nazywam wieżą z kości słoniowej. Trzeba spełnić bardzo ścisłe kryteria, żeby dostąpić zaszczytu zamieszkania w niej. Inaczej możemy dopuścić dywersantów, ludzi, którym się “coś wydaje”, ale nie należy tego traktować poważnie. Twoje życie i wybory są więc poddawane jakiemuś testowi – przez lesbijki, które – w swojej ocenie – te kryteria spełniają.

Ja nie spełniałam – tak mi się wydawało. Oprócz jakichś tam relacji romantycznych, zawsze lepiej dogadywałam się z mężczyznami, miałam wspólny język, podobne poglądy. Dlatego właśnie w relacjach z facetami próbowałam siebie odnaleźć. Byłam poza tym takim dobrym kumplem i czułam się w tej roli bezpiecznie. Kiedy zaczęłam odkrywać, że coś nie gra, to musiałam wyjść z tego swojego bezpiecznego miejsca do kobiet, których się boję. Kiedy powiedziałam o sobie swojej mamie, to pierwszą jej reakcją było pełne niedowierzania: “Przecież ty nie lubisz kobiet!”. Dokładnie ten paradoks, z którego zdawałam sobie sprawę. Więc to był dla mnie bardzo trudny moment – opuszczenie strefy komfortu.

MW: Możesz opowiedzieć, dlaczego nie lubiłaś kobiet?

M: To się działo na poziomie podświadomości. Myślę, że długo nie akceptowałam siebie jako kobiety. Do momentu, w którym odkryłam, że lubię kobiety.

MW: Czyli ta niechęć do kobiet i kobiecości była takim wyparciem swojej nieheteronormatywnej tożsamości?

M: Ciężko mi to tak jednoznacznie stwierdzić, ale głównie nie akceptowałam swojej cielesności. Kiedy zorientowałam się, że podobają mi się inne kobiece ciała, to zaczęła znikać niechęć do mojej fizyczności, pojawiła się radość. Myślę, że podświadomie nie akceptowałam oczekiwania, że powinnam się podobać mężczyznom, chociaż tego chciałam, jak większość heterodziewczyn. Nie mogłam pogodzić się z wymogiem, żeby starać się dla mężczyzn, żeby dbać o siebie tak, żeby im się podobać. Miałam też kłopot z zaakceptowaniem faktu, że inne dziewczyny to robią. Ubierałam się raczej w stylu przezroczystym, nie-kobiecym. Poza tym miałam też doświadczenia negatywne z kobietami, jakieś zawiedzione przyjaźnie, które z perspektywy czasu okazały się nieszczęśliwymi zakochaniami. Byłam strasznie emocjonalnie roztrzęsiona. A później, kiedy zaczęłam szukać dla siebie miejsca i określenia, to również spotkałam się z odrzuceniem. Więc to bardzo podważyło moją pewność siebie i to, czego właściwie chcę. Uwierzyłam, że jest we mnie jakieś wyparcie, powróciła niewiara w to, że jestem w stanie zbudować coś z kobietą. Nie miałam jeszcze takiej prawdziwej związkowej relacji z kobietą – nie mam argumentu, kiedy prawdziwe lesbijki prowadzą analizę przypadku, bo może mi się tylko wydawało – sama zaczęłam bagatelizować tę kwestię. Był moment, gdy zaczęłam się sama sabotować – może jednak byłoby mi łatwiej z facetem, skoro kobiety są tak negatywnie nastawione. Dziś wiem, że gdybym miała teraz albo w przyszłości wchodzić w relację z kimś, to zdecydowanie w grę wchodziłyby tylko kobiety. Nie wyobrażam sobie teraz, że choćby platonicznie, zakochuję się w mężczyźnie, a działo się tak, gdy jeszcze nie byłam świadoma swoich autentycznych potrzeb. Miałam moment w życiu, kiedy byłam na rozdrożu i zaangażowałam się w relację z wyjątkowym facetem, ale teraz wiem, że już nie powtórzyłabym tego.

MW: Przyznam szczerze, że po naszych wcześniejszych rozmowach byłam przekonana, że będziemy mówić o biseksualności. Jednak widzę, że rozmawiamy raczej o “wpychaniu” w biseksualność. Widzę tu dyskryminację podwójną. Po pierwsze odmawiano Ci prawa do określania siebie słowem lesbijka, skoro nie spełniasz pewnych wymagań, a z drugiej strony to jest dyskryminowanie dziewczyn/kobiet, które świadomie określają siebie jako biseksualne. Sama też konsekwentnie unikasz słowa lesbijka, chociaż mówisz, że jeśli relacja i zaangażowanie to tylko z kobietą.

M: To jest chyba tak, że powoli dojrzewam do tego, żeby móc używać tego słowa w stosunku do siebie. Byłam pouczana, że nie mogę siebie określać tym słowem. Prawdziwa lesbijka przecież brzydzi się myślą o dotknięciu faceta. Mnie to nie kręci, ale się tego nie brzydzę, nawet przez jakiś czas byłam ciekawa. Faktycznie w kontakcie z dziewczynami, na tych lesbijskich forach – poczułam, że odebrano mi prawo do używania słowa lesbijka i że powinnam siebie określać inaczej. Na takim forum przeczytałam kiedyś komentarz, że skoro jestem w stanie zainteresować się facetem, ale nie chcę niczego więcej, to znaczy, że mam zaburzenia, że coś jest ze mną nie tak. Jakaś psychoza. W końcu w potocznym wyobrażeniu osoby homo też są zaburzone, więc skąd w nas taka łatwość do stawiania podobnej diagnozy?

MW: To się działo w przestrzeni wirtualnej, a czy miałaś jakiś kontakt z lesbijkami w realnym świecie?

M: Tak, co ciekawe, część tych lesbijek, które poznałam w realu, miało podobne doświadczenia, choć niekoniecznie na forum. Dziwiły się tylko, że tak na poważnie wzięłam do siebie to co przeczytałam. A gdzie miałam szukać odpowiedzi? Brakuje nam tej wspólnej – naprawdę wspólnej – przestrzeni. Przestrzeni w której każdy i każda może poczuć się bezpiecznie.

MW: To niesamowite i trochę przerażające. Temat tożsamości psychoseksualnej jest delikatny. Znaczna część kobiet nieheteronormatywnych szuka odpowiedzi na swoje pytania w internecie. To, o czym mówimy, dzieje się na jednym portalu lesbijskim. Nowa osoba wchodzi na takie forum z ogromną ciekawością, jest w procesie poznawania siebie i nagle dostaje cios prosto w serce. Tak jak Ty opowiadasz – to ma realne przełożenie na życie.

M: Tak, wydaje mi się, że ja i nie tylko ja, dotyczy to może i innych kobiet – jesteśmy bardzo podatne na sugestie, że coś robimy źle. Co ciekawe, nie miałam problemów w odniesieniu do mojej tożsamości w rodzinie, ani wśród znajomych. To jest bardzo otwarte i humanistyczne środowisko. Okazanie homofobii byłoby w bardzo złym tonie. W zasadzie, dyskryminacja ze względu na orientację, choć specyficzna, spotkała mnie w życiu tylko ze strony lesbijek. Czy to nie jest zadziwiające? Na poziomie deklaratywnym byłam znacznie dalej niż na poziomie emocjonalnym – mogłam o tej kwestii swobodnie rozmawiać, ale nie wchodziłam w wewnętrzny proces. Myślę, że to jest odwrotność tego, co przechodzi wiele osób. W pewnym momencie przestałam jednak nazywać siebie lesbijką. Bałam się. Używałam raczej skali Kinsey’a albo innych wybiegów. Bez problemu mogłam też powiedzieć, że zdecydowanie wolę kobiety. Jednak słowo lesbijka nigdy nie padało. Ostatnio ktoś zapytał: “Ale ty jesteś lesbijką?”. Mimo, że kontekst był oczywisty, zawahałam się. Po prostu nie wiedziałam, czy mogę powiedzieć “tak”. Nie dałam sobie takiego prawa, bo byłam z facetami i w dodatku nie odrzucam tych doświadczeń, choć części z perspektywy czasu żałuję. One są fragmentami mojej historii życia. Prościej jest mi powiedzieć, że jestem osobą homoseksualną. Mogę też zastosować manewr, że jestem biromantyczna, czyli mogę obdarzyć uczuciem osoby reprezentujące obie płcie, co jakoś usprawiedliwia moje wcześniejsze relacje z facetami. Nie chcę ciągle się szarpać, walczyć z czyimiś wyobrażeniami.

MW: Uderzające jest dla mnie słowo walka. Czy to znaczy, że czujesz, że przegrałaś walkę o możliwość korzystania z określania lesbijka?! Przecież to my same decydujemy, jak chcemy siebie nazwać. Nazywam siebie lesbijką, mimo że miałam w życiu więcej relacji z facetami niż z kobietami. Co więcej, uważam siebie za stuprocentową lesbijkę. Samo lesbijstwo jest dla mnie czymś więcej niż to z kim sypiam. To wybór sposobu komunikowania się w związku – komunikacja odrzucająca patriarchalne wdruki, w której nie ma konkurowania i dominacji, gdzie ważne są emocje i słabości. Lesbijstwo to dla mnie celebracja kobiecości i mimo moich wcześniejszych doświadczeń – nikt nie może mi odebrać tego, że uważam się za lesbijkę i tak siebie opisuję. I w dodatku nie wiem, co będzie dalej. Nie jestem w stanie podpisać zaświadczenia, że za dziesięć lat nie będę mieć męża i dzieci. To jest tak indywidualne i osobiste, że jakoś bardzo smutne wydaje mi się, że ktoś jest tak radykalny i oceniający, że blokuje innym dostęp do nazwania swojej tożsamości. “Nienazwane nie istnieje” – dlatego tak bardzo szukamy w sobie określeń na to kim i gdzie jesteśmy. Odbieranie prawa do określania siebie, w jakiś konkretny sposób, to dla mnie przemoc.

M: Jakoś sobie z tym poradziłam. Zidentyfikowałam źródło moich problemów z facetami. Wiem, że mnie nie interesują i wiem dlaczego. Wiem czego chcę i nie mam z tym więcej problemu. Ale długo było tak, że w odniesieniu do komunikatów, które dostawałam od tych prawdziwych lesbijek miałam w sobie lęk, że może w którymś momencie spodoba mi się jakiś facet. Wręcz taki obsesyjny lęk. To był rodzaj projekcji komunikatów od tych dziewczyn, że w każdej chwili może mi się zmienić. Teraz tego nie mam. Odcięłam to grubą kreską. Dzisiaj już wiem, że nie ma znaczenia, czy ktoś mi pozwala czy nie określać się w dany sposób.

MW: Obserwuję taki trend, w którym coraz więcej kobiet nieheteronormatywnych unika słowa lesbijka. W moim odczuciu to jest niebezpieczne i jest przeszkodą w tworzeniu czegoś takiego jak społeczność lesbijska. Kiedy zamiast słowa lesbijka pojawia się tysiąc innych określeń, ciężko nam się zjednoczyć i stworzyć miejsce, w którym się spotkamy i poznamy. Bardzo spodobało mi się to, że na Europejskiej Lesbijskiej* Konferencji w Wiedniu stawiano na to nacisk, na potrzebę konsolidacji sił, a gwiazdka postawiona przy słowie lesbijka była odniesieniem do wszelkich odcieni kobiecej nieheteronormatywności. Ta gwiazda to nie nowość, pojawiała się już wcześniej na przykład w polskiej Strefie Les*, jednak na wiedeńskiej konferencji bardzo głęboko weszłyśmy w temat, uświadomiłyśmy sobie, co ta gwiazdka właściwie oznacza i dlaczego jest taka ważna, dlatego też gwiazdkę mamy w nazwie naszego nowego, lesbijskiego stowarzyszenia: Sistrum – Przestrzeń Kultury Lesbijskiej*. Jeśli mamy się zjednoczyć, to musimy mieć coś co zapobiegnie rozproszeniu. Słowo lesbijka jest dla mnie właśnie czymś takim. Jest dla mnie bardzo ważne kulturotwórczo. Nie odmawiam nikomu możliwości wykuwania i stosowania innych określeń, jednak widzę tutaj taki silny patriarchalny schemat wymierzony w kobiety. Jeśli mówimy o wydarzeniu dla kobiet nieheteronormatywnych, to wymaga się od nas, żeby wymienić w opisie albo nazwie kobiety bi, queer, panseksualne, poliamoryczne, trans… lista robi się kosmicznie długa, jeśli zaczniemy się troszczyć o wszystkich. A taka mnogość sprawia, że rozmywają się ważne kwestie. Od nas, kobiet, wymaga się, żeby o wszystkich pamiętać. W końcu zajęte opiekowaniem się całym światem zapominamy o sobie. Lesbijka z gwiazdką jest dla mnie symbolem, który nie pozwala na rozmycie kwestii kobiet nieheteronormatywnych.

Kiedy mówisz o lesbijkach z wieży z kości słoniowej mam poczucie, że one odmawiając dostępu do słowa lesbijka sabotują – prawdopodobnie nieświadomie – konsolidowanie i poszerzanie środowiska, w którym mogłybyśmy wspólnie zrobić wiele dobrego.

M: Rzeczywiście może mieć to znaczenie. Pewnie jest więcej takich dziewczyn jak ja, które usłyszały, że nie są lesbijkami, bo żeby nimi być, najlepiej, żeby nawet nie przyjaźniły się z facetami. Dla mnie to jest absurdalne. Jeśli dziewczyna hetero w jakichś okolicznościach: na imprezie, po pijaku, dla zabawy pocałuje się z drugą dziewczyną, to jest to w porządku. Jeśli w takich samych okolicznościach lesbijka pocałuje się z facetem, to od razu wiadomo, że ona nie jest homo, tylko bi. Mam takie poczucie, że kobiecie homoseksualnej dużo łatwiej coś odebrać. Prawo do czegoś. To dla mnie kompletna dysproporcja. Jest takie ładne określenie jak “bi-curious”, którego raczej używa się dla osób hetero, które są ciekawe, jak byłoby z osobą tej samej płci, ale raczej nie powtórzyłyby takiego doświadczenia. Osoby hetero mają do tego prawo. A lesbijki to blokują. Prawdziwa lesbijka musi od początku wiedzieć, kim jest  – od urodzenia.

MW: No i znowu sytuacja, w której seksualność kobieca jest represjonowana i to przez inne kobiety.

M: To jest bardzo silne przeniesienie schematów. Zaczęłam się przyjaźnić z lesbijkami stosunkowo późno. Kiedy przeprowadziłam się do Poznania, to nagle pojawiło się wokół mnie dużo lesbijek, co było dla mnie fantastycznym, wyzwalającym doświadczeniem. Wtedy też otworzyłam się na kobiety, bo zobaczyłam, że są takie kobiety, z którymi mogę się porozumieć i wszystko między nami dobrze działa. Zobaczyłam, że nie jestem sama w swoich doświadczeniach, że te dziewczyny też spotykały się z podobnymi próbami odebrania praw do słowa lesbijka. Wszelkie ich wcześniejsze kontakty z facetami były traktowane, również przez osoby bliskie, jako zaprzeczenie tego, że są lesbijkami.

Dla niektórych dziewczyn to jest naturalny element szukania siebie, a dla innych jest to traumatyczne. Z jednej strony mówi się, że walczymy ze stereotypizowaniem osób bi, a z drugiej strony staje się to takim biczem na kobiety, które mają inne doświadczenia niż czysto lesbijskie, tak zwane Gold Star. Co też jest właśnie nie fair wobec osób bi. Nagle się okazuje, że to jest taka grupa, do której wrzuca się wszystkich. Ponadto, jak facet lubi innych facetów, to od razu wiadomo, że jest gejem. A jak dziewczyna – zwłaszcza postrzegana jako atrakcyjna – powie, że lubi kobiety to zapewne pierwsze pytanie, które usłyszy będzie brzmiało: “jesteś bi?”. Bo przecież “wszystkie kobiety są bi”, co za bzdura!.

Jest też duży spór pod tytułem: płynność – niepłynność. Zasugerowanie, że orientacja jest płynna od razu stwarza zagrożenie, że inni będą nam imputować, że nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zostać hetero.

MW: Faktycznie, nigdy nie pomyślałam o tym w ten sposób, że to radykalizowanie lesbijskie i nie tylko, może być sposobem obrony przed głosami mówiącymi o możliwości wyleczenia z homoseksualności.

M: Dokładnie o tym mówię. Jeśli lesbijka może wejść w relację z facetem i na przykład zostać w niej do końca życia, to może oznaczać, że ktoś może wysunąć taki argument przeciwko innym lesbijkom – “Zobacz, ona mówiła tak samo, a teraz jest z facetem”. Ta ona staje się zagrożeniem dla naszej prawdziwej lesbijskiej tożsamości. Wydaje się, że już teraz nie jesteśmy traktowane poważnie, a jeśli dopuścić akceptację płynności, to kto w ogóle będzie nas traktował serio?! Rozumiem taki system obronny, jednak myślę, że strach przed taką argumentacją robi bardzo dużo złego i sprawia, że środowisko LGBT+ dopuszcza wewnętrzną dyskryminację jako formę zabezpieczenia tożsamości.

Na szczęście, jak mówiłam, w pewnym momencie udało mi się spotkać dziewczyny, z którymi zbudowałam poczucie przynależności. Dobrze dogaduję się też z facetami hetero, ale to z lesbijkami najwięcej mnie łączy. Mamy podobne doświadczenia i kłopoty dnia codziennego.

MW: Trochę czuję się zagubiona, więc dopytam. Czy Ty chciałabyś się nazwać lesbijką?

M: Przechodzę teraz fazę przejściową. Oswajam się na nowo z tym słowem, w jakiś sposób je odzyskuję dla siebie. Pozbywam się tych negatywnych doświadczeń zakazu korzystania z niego. To nie jest walka na śmierć i życie o to słowo. Tak jak rozmawiałyśmy – rzeczy mogą się zmieniać. Nie jest to coś, co spędza mi sen z powiek albo coś, co jest najważniejsze, ale jest ważne. Jeśli jesteś w danym momencie szczęśliwa i dobrze się ze sobą czujesz, to w zasadzie co więcej potrzeba? Grunt, żeby znaleźć określenie, z jakim czujesz się swobodnie. Rozumiem też sens walki o słowo lesbijka w kontekście tworzenia wspólnoty albo kultury.

MW: A z jakim słowem czujesz się dzisiaj komfortowo?

M: Lubię słowo lesba, bo ono jest łatwiejsze do przełknięcia. Oczywiście brzmi inaczej, kiedy sama lesbijka go używa, tak jak geje używają słowa pedał w sposób, który nie ma na celu obrażenia kogokolwiek. Niemniej, to rodzaj wycofania się. Kiedy zetknęłam się ze Stowarzyszeniem Sistrum – Przestrzeń Kultury Lesbijskiej*, to bardzo spodobała mi się ta gwiazdka. To był dla mnie taki moment oddechu: “O Boże, to w ogóle da się jakąś gwiazdkę postawić, jakieś zastrzeżenie małym druczkiem?”. Jakoś wcześniej chyba powracało to założenie, z którym się nigdy nie zgadzałam, że definicja jest obiektywna, oparta na jakichś solidnych, z góry narzuconych podstawach. Tak jakbyśmy to my nie miały prawa głosu. A to przecież pojęcie ze sfery relacji międzyludzkich, nie tylko seksualnych, a więc poniekąd socjologiczne. A w socjologii, o ile mi wiadomo, pojęcia prawie nigdy nie są jednoznaczne. Są funkcjonalne. Określanie się jako bi pełni funkcję sygnału, że jestem potencjalnie zainteresowana kobietami i mężczyznami. A ja w ogóle nie jestem zainteresowana mężczyznami, więc po co mam taki sygnał wysyłać?
Myślę, że w zasadzie mogę teraz szczerze powiedzieć o sobie, że jestem biromantyczną, ale lesbijką.

MW: Dziękuję Ci za tę rozmowę i podzielenie się doświadczeniem. Cieszę się, że taki głos wybrzmiał i nie ukrywam, że chętnie przeprowadziłabym rozmowę z prawdziwą lesbijką, żeby poznać perspektywę takiej osoby.

M: Również dziękuję i mam nadzieję, że ta rozmowa trafi do dziewczyn, które zmagają się z tym, czego ja doświadczyłam, a także właśnie do tych prawdziwych lesbijek. Chciałabym, żebyśmy wszystkie były na siebie bardziej uważne i żebyśmy się wzajemnie wspierały i dawały sobie możliwość bycia sobą bez oceniania. Wszystkie mamy prawo do słowa lesbijka i każda z nas zdecyduje sama, czy go używać czy nie.

Korekta: Maja Korzeniewska

                                                                          ———————————————

Magda Próchnik  (ur.1992) – wilk w owczej skórze/ ścisłowiec w przebraniu humanisty/ studentka/ filozofka/ filolożka klasyczna / miłośniczka kultury greckiej/ hobbystka nauk ścisłych.

Magdalena Wielgołaska – aktywistka / lesbijka / feministka / współzałożycielka Stowarzyszenia na rzecz Osób LGBT Tolerado / działaczka na rzecz poszerzania wiedzy na temat leczniczego działania konopi / zaangażowana w Kręgi Kobiece i odzyskiwanie wewnętrznej, kobiecej Mocy / wartościami i zawodowo związana z Partią Zieloni/ założycielka strony Strefa Les*/ współpracowniczka projektu A kultura LGBTQ+ nie poczeka!/ współzałżycielka Stowarzyszeniem Sistrum – Przestrzeń Kultury Lesbijskiej*.

———————————

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka
,
I.   Manifest
1.    Manifest. Instant
2.   RozmowaOd lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
3.   Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej
 .

II. Rozmowy wokół manifestu
1.   Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.   Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.   Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.   Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.   Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.   Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.   Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk
8.   Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdą Próchniak
9.   Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11 Dziewczyna i dziewczyna – normala rodzina. Rozmowa z  Zuch Dziewuchami
12. Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana

13.  Co Ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą
15.  Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16. Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze polityczna. Rozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmieRozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26. Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką

27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi

.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką

2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim
 .
V.  EL*C. Wieden 2017
1.  Magdalena Wielgołaska. Odzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2.  Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3.  Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4.  Agnieszka MałgowskaPeformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
6.  Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu. 
.
.
         ————————————-————
Aktualne wiadomości na temat projektu Lesbijska Inspira znajdziesz na:
Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!

LESBIJSKA INSPIRA I Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk.

unnamed

Agnieszka Małgowska: Słyszałaś, że mówi się o nas – lesbijkach, że jesteśmy leniwe, że leżymy na kanapie, że same jesteśmy winne naszej sytuacji?

Anna Adamczyk: Coś słyszałam. Dajmy sobie z tym spokój. Takie “mądrości” całkowicie wypieram, za bardzo mnie wkurzają.

AM: Czyli to mamy z głowy. Co rozumiesz pod hasłem lesbijska kultura? Czy w ogóle istnieje? A jeśli tak, to jak sobie radzi?

AA: Jeśli potraktujemy kulturę lesbijską szeroko, to leskultura istnieje. W mojej definicji kultury lesbijskiej mieści się także życie towarzyskie. Chyba w ostatnim czasie największa zmiana nastąpiła w tej sferze – imprez kobiecych jest sporo. Zachwyciło mnie, jak dziewczyny sobie radzą z regularnym organizowaniem eventów dla lesbijek. Mówię na przykładzie warszawskim. Odkąd pamiętam, wiemy o tym wszystkie, knajpy czy kluby tylko dla lesbijek mają problem, żeby się utrzymać. Dziewczyny nie kwapią się do życia towarzyskiego w knajpach. Kawiarnie okazywały się nierentowne, dlatego nawet w stolicy nie ma miejsca tylko dla dziewczyn. Ale parę lat temu pojawił się w pomysł, żeby organizować cykliczne kobiece imprezy wykorzystując różne lokale: gejowskie, friendly. To zaspokoiło potrzeby towarzyskie lesbijek, przełamało myślenie, że nic nie da się zrobić bez stałego miejsca. Dzięki temu lesbijskie imprezy to stały punkt na lesbijskiej mapie kultury.

AM: To prawada. Ta idea sprawdza się od 2012 roku. Tak działają/działały inicjatywy  L.Kultura, Twin Heart, L.Vibes, Shane, Disco lat 70.80.90.

AA: To też pokazuje, że lesbijki mogą znaleźć swój sposób działania, dzięki elastyczności rynku, wsłuchiwaniu się w potrzeby kobiet i zrozumieniu ich funkcjonowania. Nie trzeba więc iść ścieżkami wydeptanymi przez gejów, którzy mają stałe imprezowe miejsca, jak Hah, Fantom, Touch, jeszcze do niedawna Blok Bar.

AM: A propos wydeptanych ścieżek. Zdaniem większości społeczności LGBTQ+ mainstream to jedyna możliwa droga, stawka w grze o równouprawnienie. Czy faktycznie to jedyne rozwiązanie dla lesbijek?

AA: Naszą lesbijską siłą – dającą równowagę – była Anna Laszuk. Bardzo jej brakuje. To ona wprowadzała konsekwentnie, w stonowany i kulturalny sposób lesbijki do mainstreamu. Była rozpoznawalna, stale obecna w mediach, a zwłaszcza w radio. Wokół Ani Laszuk można byłoby budować siłę równoważną do siły Roberta Biedronia. Dopóki takiej lesbijki nie ma, nie możemy realizować polityki nakierowanej na mainstream. Ale też myślę, że nie ma co czekać na polską Ellen de Generes, to jak czekanie na Godota, to może się nie zdarzyć, a blokuje energię, rozleniwia i wbija nas w poczucie winy. Szkoda czasu, trzeba działać. Szukajmy więc alternatywnych dróg.

AM: Jakie widzisz możliwości? Gdzie mogłyby się odnaleźć lesbijki, żeby nie tkwić w skostniałej rzeczywistości i nie tracić energii i swojej odmienności?

AA: Myślę, że powinnyśmy skoncentrować się na internecie. Dzięki sieci wiadomości docierają najszerzej, choć wiem, że net nie jest dostępny dla każdej osoby, to ma siłę nieporównywalną z innymi mediami. To też miejsce dla dziewczyn niewyautowanych, można się przecież ukryć pod nikami. Jak na razie net odkrywa romantyczną stronę mocy – lesbijki najchętniej skupiają się wokół portali w sprawach randkowych. Tak działają dziś Kobiety Kobietom. Potrzebny jest więc nowy, świadomie i systematycznie prowadzony portal o szerokim zakresie lesbijkich tematów.

AM: A może warto rozpocząć współpracę z portalem Kobiety Kobietom?

AA: Raczej nie, to prywatna inicjatywa. Ktoś ma wizję i nie mogę w to ingerować. Choć warto też pamiętać, że sporo inicjatyw LGBTQ+ nie jest prywatna, możemy mieć na nie wpływ, mamy prawo kwestionować sposób ich działania. Ale sama wiesz, że niektóre struktury się zastały i trudno je ruszyć. Nie wierzę w żadne przeformatowanie już ustalonych układów, które mają uwewnętrznione patriarchalne myślenie. Tak jest z Repliką, która choć deklaruje, że reprezentuje całą społeczność LGBTQ+, jest najbardziej utrwaloną perspektywą gejowską, opartą  na sile KPH i Roberta Biedronia. Czasem nie ma co się dogadywać! Po prostu nie da rady, a z niezgody rodzi się nowy pomysł.

AM: Z takiej niezgody powstała Lesbijska Inspira.

AA: Dokładnie. Dlatego dziś jestem za tym, żeby stworzyć coś zupełnie nowego. Jak mówiłam – brakuje porządnego portalu i jestem gotowa tym się zająć. Trzeba zrobić risercz: jaki to miałby być portal, czy portal-zin, czy portal-glamour? Na co uda się zdobyć środki i ile osób zdołamy zachęcić do pracy?

AM:  Zatem pofantazjujmy. Jak wyobrażasz sobie taki portal?

AA: To portal, na którym można by znaleźć wszystkie nowości o lesbijskich zdarzeniach z Polski i świata – z obszaru ekonomicznego, prawnego, obywatelskiego, na którym byłyby rzetelne teksty publicystycznie i analizy wydarzeń kultury “wysokiej” i offowej. Powinien być dział prawny z pytaniami do redakcji, choć to formuła zagubiona, może warto ją odświeżyć, po prostu może być przydatna. Potrzebna jest też część plotkarsko-towarzyska.

AM: Skoro wybierasz portal, to oznacza, że pisma papierowe nie mają już racji bytu?

AA: Ależ skąd. Wiem jednak, jaka to robota i jakie finanse. Myślę o papierowej gazecie. Na początek – moim zdaniem – wystarczyłby zin podrzucany na imprezy babskie. Dlaczego zin? Bo może być fajny wizualnie i tani, lesbijki nie lubią wydawać pieniędzy – to wiedza powszechna. Stąd problem z lesbijskimi knajpami, jak już mówiłam. Ale taka knajpa też by się przydała.

AM: A jednak. A nie wystarczy Ci kąt w pismach, posty na portalach LGBTQ+, babskie imprezy ?

AA: Chcę czegoś lesbijskiego, tylko dla nas. To nie musi być nic wielkiego, przynajmniej na początek. Na portalach nie chcę się przebijać przez inne informacje, na wydarzeniach nie chcę rozmawiać o sprawach homoseksualności na przykładach gejów. Nie chcę wspierać mężczyzn, zapominając o sobie, choć poświęcenie mamy, jako kobiety, zaprogramowane chyba genetyczne [śmiech]. Dla mnie socjobiolożki to jest genialne, że ten problem wypływa właśnie tu. Ponieważ – moim zdaniem – bardziej wykształconych feministycznie i queerowo kobiet niż lesbijki nie ma, a i tak łapią się na ten schemat. Dalej zapominają o sobie, wykonują ciężką pracę u podstaw, by potem reprezentatywny gej mówił o walce dla całej społeczności LGBTQ+.

AM: Gdybyśmy zadbały o naszą feministyczno-lesbijską przeszłość, może byłoby inaczej. Byłoby się do czego odwoływać, czułybyśmy siłę naszych „aktywistycznych babek i matek”. Tymczasem kobiety często zaprzepaszczają pracę archiwistyczną poprzedniczek.

AA: Mamy problem z przekazywaniem sobie wiedzy. Feministyczno-lesbijskie archiwa materialne, np. Ośki czy Ola archiwum pojawiają się i znikają. A takie archiwum to konieczność. Ale najlepiej, żeby było wirtualne, by móc je potem przekazywać, żeby nie rozproszyło się. Nawet jeśli „zamkną” nam internet, wszystko zostanie na dyskach. Będzie zebrane. Lesbijska część archiwów musi w końcu powstać, bo ginie wśród zbiorów LGBTQ+ , choć te też są zaniedbane, przypadkowe, rozproszone.

AM: Czy dobrze rozumiem, że trzeba zaryzykować i oddzielić literę L od reszty liter akronimu LGBTQ+?

AA: Tak, ale tu nie chodzi o foch. Tu chodzi o realny wpływ na kształt przekazu, na treść, na proces. Róbmy po swojemu, po prostu róbmy. Jestem absolutnie przekonana, że jako ludzie żyjemy po to, by prokreować. Mówię o tym w sensie materialnym, biologicznym, duchowym, kulturowym. Lesbijki, pora na prokreację!

AM: A niech to!

AA: Mocne, ale gdyby pomyśleć, to od dawna lesbijki prokreują. Wiele dzisiejszych inicjatyw wzięło swój początek z lesbijskiej aktywności. Wspomnianą Replikę  czy Lambdę zainicjowały dziewczyny. A w przestrzeni internetowej zaczęło się od Pollesu.

AM:  Powiesz coś o tym?

AA: To był 1994/1995. Jeszcze nie było żadnych portali stricte lesbijskich, ale był komunikator mIrc, na którym spotykały się lesbijki, można było się tu dostać dzięki zaproszeniu, był zabezpieczający bot. Dla pewności zmieniałyśmy nazwy tego komunikatora, uciekałyśmy w ten sposób przed stalkerami-facetami. Z tego komunikatora powstał pierwszy niewielki portal Polles, nie przetrwał zbyt długo. Ale zrodziły się z tego Kobiety Kobietom i Inna Strona – dziś Queer.pl.

AM: … czyli najbardziej popularne tęczowe portale.

AA:  Wśród babskich jest jeszcze Bezz.pl, który pełni funkcję platformy dla kobiet. Działa podobnie jak FB. To miejsce, gdzie spotykają się młode dziewczyny, hipsterki, które gromadzi – jak się wydaje – miłośniczki imprez Twin Heart. Ale to część kultury widoczna w necie dla wszystkich, jest też niewidoczna. Lesbijki mają swój alternatywny świat. W sieci są grupy zamknięte, bardziej i mniej tajne, gdzie tworzą się różne lesbijskie społeczności, zwykle dość wąskie. Często lokalne, związane z jakimś miastem. Choć zdarzają się ogólnopolskie, jak Lesboss. Grupy mają różny charakter, większość jest towarzyskich, bez jakiegoś profilu, ale są też skupione  wokół jakiejś sprawy, np. wspólnych wypadów do filharmonii czy pasji rowerowej.

AM: Jest grupa, która gromadzi dziewczyny wokół kultury – dyskutuje o lesbijskich książkach i filmach. Pamiętam jeszcze kobiecą grupę czytelniczą.

AA: No właśnie, takich grup jest dużo i są różne. Z racji mego socjologicznego wykształcenia, to bardzo ciekawe zjawisko, należę do większości tych grup. Na pewno nie wiem o wielu, z pewnością ten underground jest dużo większy. W tych zamkniętych przestrzeniach internetowych dziewczyny czują się bezpiecznie, poznają się. Oczywiście to ma swoją specyfikę, czasem niebezpieczną. Rodzą się napięcia, są aspiracje, by do jakiejś grupy należeć, z tego wynikaja konflikty. W końcu trzeba do czegoś pretendować. Moim zdaniem to podziemie zagarnia lesbijską energię, utrwala konwencję tajności działań kobiet niehetero.

AM: A z czego ta tajność – Twoim zdaniem – wynika?

AA: Z kilku powodów. Z lęku niewyautowanych kobiet, z braku systematycznych działań w przestrzeni publicznej, z odwiecznej kobiecej potrzeby budowania stronnictw. Ale te tajne grupy budowane są też z lęku przed hejtem i homofobią, bo jawność – szczególnie dziś – nie jest bezpieczna.

AM: Być może z tych powodów sytuacja jest niezmienna. Podziemie nie zniknie, bo ma swoje umocowanie.

AA: Bez wątpienia te grupy są potrzebne, ale nie muszą stanowić istoty lesbijskiej aktywności. Mają też jeszcze jedno znaczenie. Takie serfowanie po grupach może wynikać z potrzeby zidentyfikowania się z ideą czy grupą. To socjologicznie zbadane zjawisko. Sama biegałam po nich właśnie dlatego, że szukałam swego miejsca, ale z żadną się ostatecznie nie identyfikuję.

AM: A wiesz dlaczego? Czego Ci w nich brakuje?

AA: Potrzebuję tego, o czym mówiłam na początku – nowości i pełnej informacji o lesbijskiej kulturze. Wymiany intelektualnej. Nie muszę doładowywać się tam emocjonalnie. Nie mam traumy do przepracowania, choć pochodzę  z małego miasta. Szczęśliwie byłam odporna na małomiasteczkową homofobię. Zawsze byłam jawna, w szkole byłam przewodniczącą klasy. Nie straciłam pracy z tego powodu, bez problemu przeszłam ciążę, jako mama-lesbijka. Miałam sensowną ginekolożkę, która wiedziała, że mam partnerkę, pokazywałam się w telewizji w związku z moim lesbijskim macierzyństwem. Od początku wiedziałam, że nie chcę nikogo oszukiwać, z szacunku do siebie i innych. Nie mam ochoty na kombinowanie z końcówkami, opowiadając o osobie, z którą żyję, nie mam siły na budowanie heteropersony na użytek współpracowników. To pożera mnóstwo energii. Ukrywanie się to za duże koszty. A jeśli można, to warto wykreować swój świat. Na to postawiłam. Oczywiście byłam w dobrej finansowej sytuacji, to faktycznie wiele ułatwia. Moja perspektywa nie jest więc ani dramatyczna, ani martyrologiczna.

AM: Każda lesbijska historia jest na wagę złota. Ta dramatyczna i ta sielankowa. Także ta pozytywistyczna i heroiczna, tak widzę zrealizowanie pomysłów, o których mówiłaś: archiwum i portal. To zadanie dla superbohaterki – Wonder Women albo Atomic Blondie – w kraju, który staje się coraz bardziej homofobiczny i nacjonalistyczny!

AA: Ale tak naprawdę, to chciałabym dożyć czasów, kiedy kultura lesbijska będzie dumna z siebie, kiedy będziemy widzieć wartość w tym, kim jesteśmy, co wytworzyłyśmy, co udało nam się osiągnąć.

AM: Wszystkim nam tego życzymy. Dziękuję za rozmowę.

Korekta: Maja Korzeniewska

                                                                            ————————————–

Anna Adamczyk aka Anna Arendt
(ur. 1975) – socjolożka, mama. W latach 1993-2014 zaangażowana w sektor organizacji pozarządowych jako autorka i koordynatorka projektów społecznych. Ze słowem pisanym związana niemal od zawsze. Autorka książki Życie rodzinne świstaka wydanej w 2008 roku.

Agnieszka Małgowska (1/2 Damskiego Tandemu Twórczego)
lesbijka / feministka / artaktywistka / reżyserka / trenerka teatralna / scenarzystka
Współtwórczyni projektów: Kobieta Nieheteronormatywna (cykl debat i audycji radiowych, 2014- 2016) / O’LESS Festiwal (2012-2014) / DKF Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną (cykl spotkań, 2012-2015) / A kultura LGBTQ+ nie poczeka (projekt archiwistyczny, od 2017) / O teatrze lesbijskim w Polsce (cykl teatrologiczny, od 2012) / Lesbijska Inspira (cykl wywiadów od 2017) / Portret lesbijek we wnętrzu, Niesubordynowane czytanie sztuki Jolanty Janiczak (czytanie dramatów) / Orlando.Pułapka? Sen, Fotel w skarpetkach, 33 Sztuka, RetroSeksualni. Drag King Show (spektakle) / Czarodziejski flet, Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet (nanoopery) / L.Poetki (film dokumentalny) / Teatr Dialogu (warsztat i akcja miejska) / Wywrotowa komórka lesbijska, Epizody, wątki, sugestie lesbijskie w kinie polskim (wykłady) / Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* (stowarzyszenie, 2017).

—————————

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka.

I.    Manifest
1.    Manifest. Instant
2.    Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
3.    Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II. Rozmowy wokół manifestu
1.   Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.   Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.   Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.   Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.   
Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.   Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus

7.   Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk
8.   Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdą Próchniak
9.   Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską

10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normala rodzina. Rozmowa z  Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana

13.  Co Ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą
15. Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16. Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19   Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik

20.  Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze polityczna. Rozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26. Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak

.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová

.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką

2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim

V.  EL*C. Wieden 2017
1.  Magdalena Wielgołaska. Odzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2. Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3. Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4. Agnieszka MałgowskaPeformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie. 
6.  Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu. 

————————————-——

Aktualne wiadomości na temat projektu Lesbijska Inspira znajdziesz na:

Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!

LESBIJSKA INSPIRA. MANIFEST. MANIFESTO OF POLISH LESBIANS. LESBIAN INSPIRA.

lesbijska konspira-manifest-big

LESBIJSKA INSPIRA. MANIFEST.

Dlaczego lesbijska kultura i aktywizm spychane są w cień? Czy niezależnie od nakładów energii, czasu i pracy mamy zostać na uboczu ze względu na kulturową pozycję kobiet w naszym kraju?  Dlaczego mówi się o nas – lesbijkach, że jesteśmy leniwe, same sobie winne, że nie wstajemy z kanapy? Dlaczego te, które chcą być widoczne, tworzą i działają – nie są widziane przez tęczową społeczność? A skoro nie widzą nas potencjalni sprzymierzeńcy, to w jaki sposób mają nas dostrzec osoby spoza tęczowego środowiska?

MAMY DOŚĆ nazywania głosu niezgody – rebelią i sprzeniewierzeniem się ładowi społeczności LGBTQ+. Otwierając dyskusję o sytuacji kobiet nieheteronormatywnych, nie wypowiadamy wojny, a przypominamy o uznanych wspólnie prawach równościowych. Nie chcemy wchodzić w przemocowy język konkurowania. Oczekujemy rozmowy. To nie jest walka o podium. Nie ma podium, jest przestrzeń, w której jest miejsce dla nas wszystkich.

MAMY DOŚĆ patriarchalnych mechanizmów. Część lesbijek ten wzorzec realizuje – z niewiedzy, ze strachu, z potrzeby przynależenia do wspólnoty, a może z wyboru? My tego nie wybieramy. Nie jesteśmy grzecznymi dziewczynkami, które – gdy pozostaną grzeczne – zasłużą na dopuszczenie do głosu. Ale czy to nadal będzie nasz głos, skoro zmuszone jesteśmy odciąć wszystkie treści, niewygodne dla reszty dbającej o pozorny ład.

MAMY DOSYĆ traktowania lesbijek jako osób mniej zdolnych, mniej odpowiedzialnych, mniej samodzielnych, które trzeba kontrolować i ktorym trzeba wskazywać rozwiązania. Nie damy się programować ani formatować. Droga, którą przeszli geje, nie musi być drogą lesbijek. Podkreślamy, że charakter działania kobiet jest często inicjujący, kolektywny, niszowy, incydentalny. Nie zmniejsza to wartości, jaką ze sobą niesie.

MAMY DOŚĆ słuchania, że jedynie mainstream daje możliwość zaistnienia w świadomości społecznej. Mainstream nie pokazuje szerokiej perspektywy, to sztuczny kanał, który oferuje widzenie zawężone, tyle tylko, że to widzenie nazywane jest uniwersalnym. Doceńmy przestrzeń kultury LGBTQ+. To bezcenny teren eksperymentu, który pokazuje naszą odmienność, oryginalność, nie tylko wyrażoną przez wielobarwność strojów i różnorodność preferencji seksualnych. Kultura kobiet nieheteronormatywnych rozwija się w znacznej części poza głównym nurtem i nie dlatego, że jest zła, czy jest jej mało. Częściowo dlatego, że szuka innych rozwiązań i nowego języka, częściowo dlatego, że nie chce podlegać uniwersalnym normom i ocenom, częściowo z braku siły, by walczyć z patriarchalnym systemem.

MAMY DOŚĆ wmawiania nam, że wybawieniem dla wszystkich kobiet nieheteronormatywnych jest neoliberalizm. Chcemy wybierać swoje rozwiązania, zachować swoją odrębność i na równych prawach współtworzyć rzeczywistość polityczno-społeczno-kulturalną. Chcemy opowiadać o niej swoimi słowami. Jesteśmy dumne ze swojej odmienności, kolorytu i doświadczeń – dają nam to siłę. Integracja tak – asymilacja nie.

MAMY DOŚĆ emocjonalnego dystansu wobec jawnych i niejawnych nadużyć wobec praw równościowych. Na emocje każdej/ każdego z nas musi być miejsce.

MAMY DOŚĆ traktowania naszych żądań parytetu jako dowodu niesamodzielności, jako zagrożenie dla jakości, zamach na wolność słowa i rozwiązanie systemowe, które jest dyktaturą. Parytet to najprostszy mechanizm równościowy, który zmusza do uwzględniania, choćby z wysiłkiem, praw kobiet nieheteronormatywnych.

MAMY DOŚĆ selekcjonowania informacji. Zadaniem dziennikarskim i archiwistycznym mediów środowiskowych LGBTQ+ jest informowanie o wszelkich aktywnościach kobiet nieheteronormatywnych na zasadach równościowych.

MAMY DOŚĆ presji autowania. Chcemy autować się wtedy, kiedy czujemy się bezpieczne i kiedy czujemy, że to jest nam potrzebne. Ale możemy też się nie autować. Nawet kiedy wypowiadamy się anonimowo, nasz głos ma wagę, bo poparty jest naszym doświadczeniem.

Chcemy całego życia 

—————————————————

Damski Tandem Twórczy.  (Agnieszka Małgowska & Monika Rak)
Działa od 2009 roku. Współtworzy_ł projekty: Kobieta Nieheteronormatywna (cykl debat i audycji radiowych, 2014-2016) / O’LESS Festiwal (2012-2014) / DKF Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną (cykl spotkań, 2012-2015) / O teatrze lesbijskim w Polsce (cykl teatrologiczny, od 2012) / A kultura LGBTQ+ nie poczeka (projekt archiwistyczny, od 2016) / Lesbijska Inspira (cykl wywiadów, od 2017) / Portret lesbijek we wnętrzu, Niesubordynowane czytanie sztuki Jolanty Janiczak (czytanie dramatów) / Orlando.Pułapka? Sen, Fotel w skarpetkach, 33 Sztuka, RetroSeksualni. Drag King Show (spektakle) / Czarodziejski flet, Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet (opery) / L.Poetki (film dokumentalny) / Teatr Dialogu (warsztat i akcja miejska) / Wywrotowa komórka lesbijska, Epizody, watki, sugestie lesbijskie w kinie polskim (wykłady) / Stowarzyszenie Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* (od 2017).

Agnieszka Małgowska – lesbijka / feministka / artaktywistka / reżyserka / trenerka teatralna / scenarzystka.
Monika Rak – lesbijka / feministka / artaktywistka / aktorka / dramatopisarka / filmowczyni / graficzka.

Agnieszka Frankowska – urodzona 8 marca; lesbijka / feministka / aktywistka / spółdzielczyni / poetka / osoba z niepełnosprawnością / przez lata zaangażowana w działania poznańskiego Stowarzyszeniu Kobiet Konsola / współorganizatorka pierwszego Marszu Równości w Poznaniu (2004) oraz jego kolejnych edycji / założycielka poznańskiej Wyspy Kobiet (2011 – 2013) / obecnie członkini Partii Razem.

Magdalena Wielgołaska – aktywistka / lesbijka / feministka / współzałożycielka Stowarzyszenia na rzecz Osób LGBT Tolerado / działaczka na rzecz poszerzania wiedzy na temat leczniczego działania konopi / zaangażowana w Kręgi Kobiece i odzyskiwanie wewnętrznej, kobiecej Mocy / wartościami i zawodowo związana z Partią Zieloni/ założycielka strony Strefa Les*/ współpracowniczka projektu A kultura LGBTQ+ nie poczeka.

Korekta: Maja Korzeniewska

——————————————

MANIFESTO OF POLISH LESBIANS. Lesbian Inspira

The Lesbian Inspira Manifesto is the separatist voice of Polish lesbians* who continue to claim their place, even among the LGBTQ+ community. Lesbians* want to maintain their separateness and become part of a larger whole.
The world of non-heterosexual women is a world of very diverse personality types, which is a huge potential, but at the same time the diversity of needs creates divisions. That’s why we decided to use asterisk with the word “lesbian”. An asterisk is a way to accom-modate all the terms used by people who feel women.

It is also a way to find one place for very different perspectives. The series of interviews supplementing the Manifesto are conversations with non-heteronormative women who share their point of view, their definitions and feelings of identity, problems and expectations

 ***

Why lesbian culture and activism are thrown into the shadows? Regard­less of the energy, time and work that we do to get out of this shadow – are we supposed to stay behind because of the cultural position of wom­en in our country? Why does the LGBT+ society say that we are lazy, that we ourselves are guilty of our situation, that we do not get up from the couches? Why are these lesbians who want to be visible, they create and act – are not seen by the LGBT+ community? And since our potential allies do not see us, how can people from outside of our community notice us at all?

ENOUGH! We do not agree for the fact that our voice is considered as an unnecessary rebellion and embarrassment to the LGBTQ + community. By opening the discussion about the situation of lesbians, we do not declare war. We only remind you of real equality. We do not want to enter the violent language of competition. We want dialogue. This is not a fight for the podium. There is no podium, there is a space in which there is room for all of us.

ENOUGH! We do not agree on the patriarchal mechanisms. Some lesbians act according to these patterns – because of ignorance, lack of awareness, fear, the need to belong to a community, or maybe they choose it them­selves? We personally do not choose such a way of life. We do not want to be forced into the role of good girls anymore. For being a good girl, they promise us a permission to speak. But after censoring what really matters to us, will it still be our own voice?

ENOUGH! We do not agree to treat lesbians as less talented, less respon­sible, less self-reliant, who must be controlled and who must have always someone to show them what solutions are appropriate for them/us. We do not agree to be programmed and formatted. The way that gay men go does not have to be lesbian way. We emphasize that the nature of the ac­tions that women take is often initiating, collective, niche, incidental. And that does not mean that this kind of activism is less significant.

ENOUGH! We disagree to emphasize that only mainstream gives the op­portunity to exist in the social consciousness. Mainstream does not show a broad perspective. This is an artificial channel that offers narrow vision, except that this vision is called universal. We should all appreciate the whole LGBT+ cultural space. This is an invaluable area of experiment that shows our originality, not only expressed by the multicolored outfits and variety of sexual preferences. Lesbian culture develops to a large extent outside the mainstream and not because it is bad or it has too little con­tent. Partly because it’s looking for other solutions and a new language, partly because it does not want to be subject to universal norms and evaluations, partly because of the lack of strength to fight the patriarchal system.

ENOUGH! We do not agree to instruct us that neoliberalism is the solu­tion for all non-heteronormative women. We want to choose our own so­lutions, preserve our distinctness and, on equal terms, contribute to the political, social and cultural reality. We want to talk about our reality with our own words. We are proud of our diversity and experience – it gives us strength. Integration – yes. Assimilation – no.

ENOUGH! We do not agree with the emotional distance to explicit and implicit abuses against the concept of equality. We do not agree to taunt our emotions. We all have the right to our emotions.

ENOUGH! We disagree with the way our requests for parity are treated: as proof of our lack of independence, as a threat to quality, a coup for freedom of speech, and a systemic solution that is a dictatorship. Parity is the simplest equality mechanism that allows lesbians rights to be respect­ed. Equalization requires our common effort.

ENOUGH! We do not agree to the selection of information. The task of journalists and archivists of our LGBTQ + community media is to inform, on an equal basis, about all forms of non-heteronormative women’s activ­ism.

ENOUGH! We do not agree to the pressure of going out of the closet. We want to reveal when we feel safe and when we feel that we need it. But each of us has the right not to do it. Even when we speak anonymous­ly, our voice is important because it is supported by our experience.

We want our whole life

 —————————–

 

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka
,
I.  Manifest
1.  Manifest. Instant. 
2.  Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
3.  Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II. Rozmowy wokół manifestu.
1.   Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota.
2.  Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.   Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.  Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.   Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.   Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus.
7.   Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk
8.   Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdaleną Próchnik|
9.   Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10.  Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.  Co ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą
15.  Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.   Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21. Tożsamość jest zawsze polityczna. Rozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26.Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
3. Niemcy. Lesbijski projekt mieszkalny. Rozmowa z Yagner Anderson

.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim

V.  EL*C. Wieden 2017. 
1.  Magdalena WielgołaskaOdzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2.  Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3.  Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4.  Agnieszka MałgowskaPeformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
6.  Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.

VI. EL*C. Kijów 2019.
1.  Monika Rak. L*Geniusza na Ukrainie.
2. Magdalena Wielgołaska. Lesbianizacja przestrzeni.
.
BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej

—————————————–

Aktualne wiadomości na temat projektu znajdziesz na:

Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!
 

LESBIJSKA INSPIRA I Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus

unnamed

Magda Wielgołaska: Rozmawiając w przestrzeni, którą tworzymy dla lesbijek z gwiazdką, czyli dla kobiet nieheteronormatywnych, chciałabym wiedzieć, jak czujecie się ze słowem lesbijka?

Anna Ninus: Nie znam innego słowa, jakim mogłabym się określić, więc mówiąc o sobie mówię, że jestem lesbijką. Kiedy byłam młodsza i zastanawiałam się, jak “to” się nazywa – “to”, że lubię dziewczyny, znalazłam słowo lesbijka. To było naprawdę wiele lat temu. Jestem do tego słowa przywiązana, jest ze mną już kilkanaście lat.

Zandra Ra Ninus: Bardzo lubię to słowo, podoba mi się samo jego brzmienie i dla mnie osobiście nie ma negatywnych konotacji, w przeciwieństwie do takich słów, jak angielskie queer czy fairy, słowo lesbijka – moim zdaniem – jest wolne od tego typu naleciałości i nie mam z nim zupełnie problemu, i jak najbardziej go używam.

MW: Pociągnijmy jeszcze kwestię tożsamości. Kiedy dwie kobiety, Polki, lesbijki spotykają się, to interesuje mnie zderzenie różnych doświadczeń, wynikających z tego, w jakim kraju i w jakiej kulturze żyjemy. Jak to wyglądało u Was? Miałyście podobne do siebie doświadczenia? Czy może było to zderzenie dwóch obcych sobie światów?

AN: Obie byłyśmy na bardzo różnych etapach w życiu. Totalnie. Prowadziłyśmy odmienny styl życia, ale jeśli chodzi o tożsamość, nie tylko seksualną, byłyśmy podobnie dojrzałe.

ZN: Jedyne, co nas różniło, to kwestia coming outu. Ja swój coming out zrobiłam w wieku 21 lat, w jedyny znany mi sposób, czyli mocno. Ogoliłam głowę na zero, pojechałam do rodzinnego miasta i wszystkim powiedziałam, że jestem lesbijką. Pomyślałam, że skoro uświadomiłam sobie coś tak przełomowego i to tak późno, to cała moja tożsamość była dotąd kłamstwem i muszę ją wyzerować, i zbudować na nowo. Myślę, że moi rodzice przyjęli to jako przejściową fazę, tak jak przyjmowali moje wybryki, kiedy byłam młodsza. Dlatego wiadomość, że planuję ślub ich zszokowała, ale ponieważ nigdy nie byliśmy blisko – aktualnie ze sobą nie rozmawiamy – to ten fakt nie stanowi dużego dyskomfortu w codziennym życiu. Oczywiście, jest mi przykro, kiedy przygotowuję się do ślubu, wiedząc, że moich rodziców tam nie będzie, ale dostali zaproszenie i podjęli decyzję, a ja muszę to uszanować, tak jak oni szanują moją i nie próbują na siłę mnie zmieniać ani w jakiś sposób przekupić. Rodzina Ani nie wiedziała, a raczej wypierała fakt, że Ania jest lesbijką.

AN: Powiedziałam, że jestem w związku z kobietą i – co jest bardzo ważne – zależy mi na tym, żeby ten związek był traktowany poważnie, na równi ze związkiem mojej heteroseksualnej siostry. Wcześniej może nie byłam na tyle dojrzała, żeby zawalczyć o poważne traktowanie mnie i moich związków przez moją rodzinę. Natomiast poczułam, że tego potrzebuję. Moja rodzina nie potrafi zaakceptować mojej orientacji, nasz kontakt jest chłodny i bardzo sporadyczny. Poza rodziną, moje coming outy, w żadnym środowisku nie były i nie są jakieś spektakularne. Wiedziałam, że jestem lesbijką, chyba od przedszkola, choć oczywiście jeszcze wtedy nie umiałam tego nazwać. W szkole, później na studiach, teraz w pracy nigdy nie ogłaszałam, że jestem osobą homoseksualną. Po prostu w momencie, kiedy ludzie nawiązują ze sobą bliższe relacje, zaczynają opowiadać o swoim życiu prywatnym, planach na weekend, czy urlopach robię to samo. Opowiadam, że planuję ślub z partnerką, że idziemy na wernisaż, czy że ostatnio pokłóciłyśmy się o niepozmywane naczynia. Dzięki temu ludzie widzą we mnie normalną koleżankę zza biurka obok, która prowadzi ciekawe i szczęśliwe życie u boku kobiety. Na przestrzeni lat zauważyłam, że taka postawa sprawia, że osoby o homofobicznych zapędach na chwilę się zatrzymują i bardzo często radykalnie zmieniają swoje nastawienie. Jednak znajomi i rodzina to dwie różne kwestie. Kiedy z Zandrą zaczęło się robić poważnie, to wiedziałam, że chcę, żeby moi rodzice i moja siostra wiedzieli, co się dzieje w moim życiu i żeby patrzyli na tę relację jak na coś wartościowego i prawdziwego. Coś czego już nie zamiatamy pod dywan.

MW: Zrobiło się na tyle poważnie, że w walentynki bierzecie ślub poza granicami Polski. W dniu publikacji tego wywiadu będziecie już w Danii, a od stania się żonami będą Was dzieliły chwile.

ZN: Tak. W momencie, kiedy zrozumiałyśmy w jakim kierunku postępuje “dobra zmiana”, decyzja o ślubie była naturalna i oczywista. Nie chcemy tu zostać i być częścią społeczeństwa, które jest wykluczające i odziera z podstawowych praw. Jesteśmy dyskryminowane na wielu płaszczyznach, nie tylko jako lesbijki, ale przede wszystkim jako kobiety. W ciągu ostatnich 2 lat sytuacja każdej kobiety w tym kraju zmieniła się diametralnie, poprzez odebranie nam szczątkowych praw o decydowaniu o swoim życiu i zdrowiu. W momencie, kiedy za państwowe pieniądze nagradzana jest organizacja zajmująca się „leczeniem homoseksualizmu”, nie pozostaje nam nic innego jak emigracja.

AN: Oczywiście ślub wzięłybyśmy tak czy inaczej, pewnie gdyby nie polityczna atmosfera, to uzbierałybyśmy w spokoju pieniądze na nasz wymarzony ślub z weselem i podróż poślubną do ciepłych krajów. Ale chcemy zrobić to jak najszybciej, bo realnym staje się zagrożenie, że po cichu, tylnymi drzwiami, wprowadzone zostaną kolejne ustawy ograniczające naszą wolność i odzierające nas z godności. Fakt, że dwie osoby kochające się, prowadzące wspólne gospodarstwo domowe i posiadające wspólne życie intymne w świetle prawa są dla siebie nikim jest uwłaczające i niegodne. Świadomość, że ślub cywilny może wziąć dowolna para ludzi o odmiennej płci, których nie łączy żadna z wyżej wymienionych więzi, że mogą to zrobić za jedyne 106 zł w każdym Urzędzie Stanu Cywilnego w całej Polsce jest dyskryminacją. Stąd narodziła się w nas potrzeba głośnego mówienia o tym, że istnieją pary jednopłciowe, które wbrew misternie konstruowanej przez hetero świat mitologii homoseksualizmu, chcą być ze sobą w stałym, monogamicznym i sformalizowanym związku, i że są sposoby, żeby do tego doprowadzić, ale to wymaga dużo więcej wysiłku niż w przypadku pary heteroseksualnej.

Poza kwestiami politycznymi i społecznymi, wiedziałyśmy po prostu, że chcemy ze sobą być. Zaczęłyśmy planować wspólne życie i wspólną rodzinę, i w sposób naturalny czułyśmy, że to jest po prostu kolejny etap dla naszego związku. Co ciekawe, odezwało się we mnie takie konserwatywne podejście. [śmiech] Tworzę związek, były zaręczyny, to naturalnym krokiem w związku jest po prostu ślub.

ZN: Nie wypada żyć bez ślubu. [śmiech]

AN: Trochę tak. Czy nie wypada? Inni ludzie mnie nie obchodzą, ale przeszedł mi przez głowę taki proces: to jest Ta osoba – zaręczyny – ślub. Jesteśmy parą, a pary tak robią, więc dlaczego my miałybyśmy się nie pobrać?

MW: Ta prywatna decyzja urosła do rangi działania aktywistycznego. Stała się w jakiś sposób kwestią publiczną. Założyłyście bloga Ninusy, na którym dzielicie się swoimi doświadczeniami i procesem, przez który przechodzicie. Jak odnajdujecie się w tym, że zwyczajnie ludzie na Was patrzą w tak intymnym i ważnym momencie jak zawarcie związku małżeńskiego?

ZN: Uważam, że jeśli jesteś kobietą nieheteronormatywną, to absolutnie każde Twoje działanie nie jest prywatne a polityczne, tak jak powiedziała to Carol Hirsh – feministka drugiej fali. Po prostu nie ma takiej możliwości, żeby coś co robimy, nie stanowiło dla ludzi z zewnątrz deklaracji. W momencie, kiedy para hetero decyduje się wziąć ślub, czy porusza się po przestrzeni publicznej i okazuje sobe uczucia, to nikt nie zwraca na to uwagi. Natomiast kiedy dwie kobiety pocałują się w miejscu publicznym i dwie kobiety mówią o tym, że chcą wziąć ślub, to ludzie robią z tego wielkie halo. I właśnie przez to, że to wywołuje reakcje i nie jest czymś na porządku dziennym, należy o tym mówić. My postanowiłyśmy dotrzeć do jak najszerszego grona po to właśnie, żeby ta kwestia przestała być polityczna, żeby to, co robimy, przestało być traktowane jako deklaracja, jako prowokacja albo cokolwiek innego, nad czym trzeba zwoływać całe konsylium i naradzać się i oceniać, i nad tym dyskutować. Chcemy być tak samo traktowane jak każda inna para, ale żeby do tego doszło, to ludzie muszą sobie zdawać sprawę z tego, że takie pary, jak nasza, istnieją. Dlatego robimy szum…

AN: …żeby potem było ciszej. Żeby było normalnie. Co prowadzi nas do konkluzji, że coming out jest cholernie ważny. Właśnie dlatego, że kiedy jesteś osobą LGBT+ to, co prywatne, staje się polityczne, a jedyne, co można zrobić, żeby przestało takie być, to do znudzenia powtarzać, że tu jesteśmy. Nie dajmy się marginalizować, pomijać i wtłaczać w heteromatrixa. Tylko dlatego, że tak już jest, nie znaczy, że tak być musi. Nie staniemy się normą i oczywistością, nie będziemy szanowanymi członkami społeczeństwa, jeśli nie podejmiemy wysiłku uświadamiania społeczeństwu, że jest ono bardziej różnorodne niż mogłoby się wydawać. I że ta różnorodność jest ok.

ZN: Szczególnie ważne jest dla nas mówienie o tym, że żyjemy w kraju, gdzie konstytucyjnie określone małżeństwo jest niedostępne dla części obywateli/elek, co oznacza jawną dyskryminację części społeczeństwa. Wiele osób nawet nie zdaje sobie sprawy, że pary jednopłciowe nie mają możliwości zalegalizowania swojego związku – nasi heteroseksualni znajomi byli zaskoczeni, że musimy wyjechać, aby wziąć ślub. Część ludzi sądzi, że ślub cywilny dostępny jest dla każdego, część ludzi myślała, że związki partnerskie mamy już dawno. Dla uświadomienia tych ludzi, a także dla pokazania, że bycie w takim związku oznacza czasem brak wsparcia ze strony najbliższych i konsekwencją tego jest między innymi brak materialnej stabilizacji, oraz dla pokazania, że jak się bardzo czegoś chce, to można – zorganizowałyśmy zbiórkę. Dzięki kontrowersjom, jakie wokół niej narosły, pojawiła się dyskusja, pojawiły się hejty, ale pojawiły się też wyjątkowe osoby i niesamowite doświadczenia, jak wzięcie udziału w nagraniu teledysku LGBTQ. Właśnie na bazie tego doświadczenia dotarło do nas, jak świetnie niektóre pary gejowskie prosperują w social mediach i jak niewiele w tym świecie jest par lesbijskich. Uznałyśmy, że nasz ślub i związane z nim emocje oraz przygotowania, to świetny punkt wyjścia do prowadzenia bloga. Blog powstał miesiąc temu i już stał się pretekstem do nowych projektów i nowych znajomości. Okazało się, że pary lesbijskie mają się całkiem dobrze, ale nadal jest ich mało i robią wokół siebie zdecydowanie mniej szumu niż pary gejowskie.

MN: Mówisz, że zauważyłyście to, jak dobrze w świecie mediów społecznościowych radzą sobie geje. W Manifeście Lesbijskiej Inspiry zastanawiamy się m.in. nad tym, czy droga, jaką idą geje – faktycznie dużo bardziej widoczni medialnie – jest również drogą dla lesbijek? Dlaczego lesbijki mają tak radykalnie inną sytuację? Czy to może kwestia tego, że po prostu cały czas nasze społeczeństwo jest jakoś fallocentrycznie ukierunkowane i czego by kobiety nieheteronormatywne nie zrobiły, czy kobiety w ogóle, to nadal będą mniej widoczne? Jak się przez to przebić?

ZN: Myślę, że Frueud już nie żyje i większość jego koncepcji również. [śmiech] Ale faktem jest, że kiedy dostałyśmy zaproszenie od Jakuba i Dawida, to nie do końca zdawałyśmy sobie sprawę, o co tak naprawdę chodzi. Po prostu jacyś obcy ludzie zaproponowali nam wspólne nagranie teledysku i nagle okazało się, że ci wszyscy ludzie, których tam spotkałyśmy, są w jakiś sposób rozpoznawalni. My oczywiście ich nie znałyśmy, [śmiech] nie wiedziałyśmy nawet, kim są Jakub i Dawid. Okazało się, że są pary, które są po ślubie, że są różne rodzaje ślubów. Była tam para gejów, która zawarła pierwszy ślub humanistyczny w Polsce, była para, która zawarła ślub zagranicą, inna para, która ma wszystko notarialnie uporządkowane i mają status niemalże równy małżeństwu na tyle, na ile to można zrobić w naszym kraju. I dodatkowo każda z tych par prowadzi jakąś działalność w mediach społecznościowych i są rozpoznawalni. A my przyjechałyśmy jako para, która tak naprawdę po prostu ogłosiła zbiórkę w internecie, bo chciała pokazać, że nie jest traktowana tak jak heteroseksualne pary i że potrzebujemy 2000 zł na ślub, za który inni zapłacą 100 zł. Z tego powodu tam się znalazłyśmy. Nie miałyśmy żadnego zaplecza, nie kręciłyśmy relacji z tego wydarzenia.

AN: No tak, tylko że wszyscy mężczyźni, którzy tam byli i którzy są mocno aktywni na Facebooku, czy na Instagramie albo mają swoje kanały na YouTube, oni zaczęli x czasu temu i mam wrażenie, że wszyscy geje świata zaczęli x czasu temu, a lesbijki nie. Na przykład ja, jako aktywna lesbijka, która chce coś zrobić dla naszej społeczności, obudziłam się parę miesięcy temu i może ogólnie lesbijki obudziły się trochę później.

ZN: Geje mają zbudowaną całą sieć, swoją przestrzeń. Mówię tu na przykład o blogosferze – faktycznie istnieje blogosfera gejowska.

AN: Mam poczucie, że wiele lesbijek dopiero zaczyna budować tę przestrzeń.

ZN: Nie wiedziałyśmy o nikim poza Trzyczęściowym Garniturem, kto reprezentowałby lesbijki w blogosferze. Na dzień dzisiejszy poznałyśmy jeszcze ze dwie, trzy pary, ale to jest nieporównywalnie mało w stosunku do gejowskiej kultury. Sama badam obecność lesbijek w sztuce i kulturze, ponieważ piszę o tym pracę magisterską. Nawet jeśli ta kultura i sztuka istnieje, to jest totalnie niewidzialna.

MW: Kwestię niewidzialności, braku dostępu do kultury lesbijskiej i braku zainteresowania próbujemy właśnie przełamać w Lesbijskiej Inspirze, a przede wszystkim w Stowarzyszeniu Sistrum – Przestrzeń Kultury Lesbijskiej*. Z zainteresowaniem przysłuchuję się takim wypowiedziom jak Wasze. Są we mnie różne emocje, kiedy słyszę, że lesbijek nie ma, a wiem, że jednak są i tworzą, tylko z jakichś powodów to istnienie nie jest uznawane za fakt. Natomiast cieszy mnie, że te ostatnie miesiące są czasem buntu i coraz więcej dziewczyn, kobiet nie ma w sobie zgody na wpychanie w niewidzialność i decyduje się na konkretne działania. Staramy się odzyskiwać siostrzeństwo i kobiecą solidarność – “zamordowane” przez patriarchalne schematy. Coś takiego jak “kobieca solidarność” nie istnieje nawet w naszych umysłach, natomiast mamy “męską solidarność”, “siostrzeństwo” jest obco brzmiącym słowem, natomiast “braterstwo” jest na porządku dziennym. Dla mnie ta solidarność i siostrzeństwo to podstawowe narzędzia do odzyskania swego miejsca, siła, która może rozbić szklany sufit i w końcu zacząć po prostu istnieć w świadomości społecznej. Jesteście osobami, które właśnie zdecydowały się podbijać widzialność lesbijek, a pretekstem do tego stał się Wasz ślub.

ZN: Zastanawiam się, czy ta kwestia niewidoczności wynika z tego, że kobiety w ogóle mają trudniej. Jako lesbijka spotykam się z podwójną dyskryminacją, z jednej strony jako kobieta już mam przed sobą więcej przeszkód niż mężczyzna, żyję w kulturze patriarchalnej i mimo tego, że gej też nie ma prostej sytuacji, to jednak jest mężczyzną i pewne rzeczy dużo łatwiej mu przychodzą albo inaczej: są mu po prostu dane. Kobieta, która doświadcza dyskryminacji na wielu poziomach przez to, jaką ma płeć i dodatkowo jeszcze jest lesbijką, może się zwyczajnie bać i nie chcieć się wychylać i w związku z tym może nie radzić sobie tak dobrze ze swoją seksualnością/tożsamością jak mężczyźni. Myślę, że trzeba zacząć od budowania bezpiecznej przestrzeni i kultury kobiet nieheteronormatywnych.

AN: Zgadzam się. Bycie kobietą na co dzień nie jest łatwe. Chociażby w pracy. To faktycznie jest walka o równość pomiędzy kobietami i mężczyznami. Walka, która pochłania tyle energii, że nie mamy sił jeszcze dodatkowo na tworzenie kultury lesbijskiej, codzienność nas po prostu wyczerpuje.

ZN: Kobiety wciąż muszą udowadniać, że są wystarczająco dobre, że – tak jak powiedziała Ania – mogą nie mieć siły do udowadniania czegoś jeszcze. Zużywamy energię na to, żeby udowadniać swoją wartość. Mężczyźni/geje nie muszą tego robić w takim zakresie jak kobiety, mierzące się z nierównościami płci. To w naturalny sposób stwarza im szerszą przestrzeń do działania i rozwoju. My jesteśmy tak zmęczone, że nie mamy siły, żeby udowodnić, że możemy zrobić coś równie dobrego, lepszego albo po prostu innego.

MW: Co Waszym zdaniem mogą zrobić lesbijki, żeby zmienić swoją sytuację?

AN: Skoro ktoś już coś wymyślił i to działa, to generalnie można skorzystać z tej drogi, którą już przeszli geje. Dla mnie to jest zupełnie normalne. W każdej dziedzinie się tak robi, więc ja myślę, że w ogóle nie ma sensu odcinać się od tego, co już osiągnęli geje i zupełnie z tego nie korzystać. Tylko, żeby to, co powstanie, mogło przetrwać i żeby było naprawdę silne i wyjątkowe, to lesbijki muszą się zastanowić nad swoimi postulatami i tematami, które chciałybyśmy pokazywać, ale korzystając z rozwiązań, które już są wymyślone i sprawne.

ZN: A ja uważam zupełnie odwrotnie. [śmiech]

MW: Zawsze mnie to cieszy, kiedy występuje różnica zdań, to nadaje dynamiki w rozmowie, zamieniam się w słuch.

ZN: Uważam, że celem kobiet nie powinno być granie w grę, którą wymyślili mężczyźni. Grę w zdobywanie władzy na zasadach patriarchalnych i grę w zachowywanie się jak mężczyźni w celu zdobycia władzy. Tak samo myślę, że lesbijki nie powinny iść śladami gejów, bo prawda jest taka, że lesbijki nie mają żadnych wspólnych interesów z gejami. Kobieta, która kocha kobietę i kultura lesbijska, która jest ukierunkowana na kobiety i na kobiecość, nie ma nic wspólnego z kulturą męską. Całe piękno bycia lesbijką polega na tym, że nie trzeba mieć do czynienia z tą męską kulturą.

AN: Ale czemu nie realizować sprawnego schematu?

ZN: Ten schemat wypracowali mężczyźni. Patriarchat jest systemem skonstruowanym przez mężczyzn i dla mężczyzn. Kobiety powinny iść w kierunku systemu, w którym wszyscy naprawdę są równi, a kultura kobieca czy lesbijska mają swój własny charakter, mogą być niezależne. Widzę konieczność stworzenia zupełnie nowego systemu w oderwaniu od patriarchalnego, takiego systemu, w którym kobiety się odnajdą i w którym będą czuły się dobrze. Teraz wkładamy wysiłek, by wpasować się system.

MW: Jak odnajdujecie się w tęczowej rzeczywistości, którą teraz mamy? Mam poczucie, że lesbijska rewolucja się rozkręca, ale zanim rozszaleje się tornado, jeszcze trochę pożyjemy w takich układach, jakie mamy. Pytam o zawieranie znajomości, przyjaźni, uczestnictwo w życiu środowiska LGBTQ+.

ZN: Tak naprawdę żyłyśmy do tej pory otoczone raczej osobami hetero. Od niedawna przyjaźnimy się z parą gejów i jest to pierwsze takie doświadczenie przyjaźni damsko-męskiej, jakie mamy i jest naprawdę super. Co do relacji z lesbijkami, to mamy takie doświadczenie, że to jest środowisko bardzo hermetyczne, i jednak brakuje tego siostrzeństwa, o którym mówiłaś. Brakuje poczucia więzi, które pozwoliłoby się bardziej otworzyć i wspólnie działać. Geje doświadczają męskiej solidarności i braterstwa i z nich korzystają. Mam też doświadczenie, że kobiety heteroseksualne są bardziej otwarte niż lesbijki, które znam. Już to powiedziałam wcześniej, ale powtórzę – mam wrażenie, że większość lesbijek się boi.

MW: A te, które się nie boją – same – bez integracji środowiska daleko nie zajadą. Nie mówię o coming oucie, chociaż samo przyjście na wydarzenie lesbijskie może dla kogoś być takim aktem ujawnienia, mówię raczej o tym, że byłoby świetnie poczuć, że dziewczyny chcą budować sieć relacji i wzajemnie siebie wzmacniać i po prostu wnosić wkład, nawet niewielki.

ZN: Znamy właśnie takie przypadki życia w zaprzeczeniu, dziewczyny boją się siebie same określić, określić kim są. Budują wokół siebie heterofasadę i udają kogoś, kim nie są, do tego stopnia, że same przed sobą nie dokonają coming outu, więc jak tu mówić o budowaniu więzi i relacji, o budowaniu kultury lesbijskiej, kiedy część dziewczyn jest na początku trudnego procesu samoakceptacji. To jest problem, który widzę. Więc jeśli chodzi o budowanie relacji z ludźmi, którzy mają podobny do nas światopogląd i sposób działania, to łatwiej nam takich znajomych znaleźć wśród osób hetero. Nie jest też tak, że unikamy innych lesbijek, po prostu nie poznajemy takich, które pewne procesy miałyby już za sobą.

AN: Czasami poznajemy takie lesbijki, ale faktycznie znamy takich mało.

ZN: Jesteśmy otwarte na takie znajomości, tylko – jak mówiłam – większość naszych znajomych to osoby hetero o otwartych głowach.

MW: To dlaczego potrzebujecie kultury lesbijkiej? Mówicie o jakiejś tęsknocie za brakiem siostrzeństwa, Zandra mówi o konieczności szukania nowych dróg wychodzących poza ramy patriarchatu. Ale po co to wszystko?

ZN: Czuję, że my jesteśmy kawałkiem tej kultury. Same tworzymy, więc potrzebujemy też odbiorców/odbiorczyń. To, że założyłyśmy bloga, jest takim głosem o potrzebie kultury lesbijskiej. Poza blogiem tworzymy, obie zajmujemy się różnego rodzaju działalnością artystyczną i dobrze byłoby spotkać inne artystki. Wiem, że one istnieją, ale mogę je policzyć na palcach, jeśli mówimy o Polsce. Fajnie byłoby mieć wspólną przestrzeń twórczą, żeby już nie być taką samotną wyspą i jednostką, która coś tworzy w kontekście swojej tożsamości psychoseksualnej i ma poczucie, że jest w takiej twórczości sama. Chciałabym, żeby udało się stworzyć większą platformę, na której będziemy się mogły dzielić. Tak jak powiedziałam, nam samym są potrzebni odbiorcy/odbiorczynie i jednocześnie też chcę być odbiorczynią. Chcę słuchać, chcę chłonąć. Chcemy więcej! Potrzebujemy czuć i wiedzieć, że są inne lesbijki. Nie chcę już kalek z mainstreamu i przerabiania tego na lesbijskie albo na kobiece. Chcę czegoś naszego.

AN: Im więcej do wyboru, tym lepiej. Istnieje już bogata kultura gejowska, która dla mnie osobiście jest interesująca, ale chciałabym czerpać z kultury lesbijskiej, której jestem ciekawa, bo mnie dotyczy bezpośrednio. Zgadzam się, że potrzebujemy kultury lesbijskiej. Potrzebuję kultury lesbijskiej po to, żeby mieć miejsce, w którym będę się czuć zupełnie dobrze. Teraz mam trochę miejsc i przestrzeni, w których czuję się ok, ale czegoś mi brakuje. Uważam, że taka lesbijsko-feministyczna przestrzeń mogłaby być miejscem, w którym każda kobieta mogłaby się odnaleźć.

MW: Mam nadzieję, że takie miejsce i taka przestrzeń właśnie się rodzi, że w kobietach nieheteronormatywnych zaczyna budzić się potrzeba wspólnoty i siostrzeństwa, że uda nam się wspólnie stworzyć i wypracować takie metody działania, komunikowania i wspierania się, które pozwolą na wydeptanie własnych ścieżek. Wy niedługo wchodzicie na nową dla siebie drogę – małżeńską, więc na zakończenie rozmowy chcę Wam życzyć szczęścia i miłości. Naszymi lesbijskimi kanałami będziemy dawać znać, co słychać na Waszym blogu.

ZN: My również dziękujemy.

AN: I zapraszamy do śledzenia naszego bloga /  Instagrama / Facebooka i naszych działań, którymi chcemy włączyć się w budowanie przestrzeni dla lesbijek.

Korekta: Maja Korzeniewska

————————————-

Anna Ninus – urodzona w Halloween/ bankowiec/ artystka/ lesbijka/ współzałożycielka bloga www.ninus.pl

Zandra Ra Ninus – artystka / lesbijka/ radykalna feministka/ studentka Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku/ współzałożycielka bloga www.ninus.pl

Magdalena Wielgołaska – aktywistka / lesbijka / feministka / współzałożycielka Stowarzyszenia na rzecz Osób LGBT Tolerado / działaczka na rzecz poszerzania wiedzy na temat leczniczego działania konopi / zaangażowana w Kręgi Kobiece i odzyskiwanie wewnętrznej, kobiecej Mocy / wartościami i zawodowo związana z Partią Zieloni/ założycielka strony Strefa Les*/ współpracowniczka projektu A kultura LGBTQ+ nie poczeka!/ współinicjatorka Stowarzyszenia SISTRUM. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej*.

——————————

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka.

I.    Manifest
1.    Manifest. Instant
2.    Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
3.   Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II. Rozmowy wokół manifestu
1.   Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.   Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.   Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.   Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.   Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.   Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.
   Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk
8.   Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdą Próchniak
9.   Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską

10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normala rodzina. Rozmowa z  Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana

13.  Co Ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą
15. Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16. Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik

19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze polityczna. Rozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmieRozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26. Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak

.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi

.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką

2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim

————————————-————

Aktualne wiadomości na temat projektu Lesbijska Inspira znajdziesz na:

Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!