TELEFON DLA KOBIET DOŚWIADCZAJĄCYCH PRZEMOCY

Телефон для жінок, які зазнають насильства

CZYNNY PONIEDZIAŁEK-PIĄTEK
OD 11.00 DO 19.00

Активний з понеділка по п’ятницю з 14:00 до 19:00

Szukaj
Close this search box.

Cykl Wykluczenie: Strajk matek. Rozmowa z Elżbietą Korolczuk i Cecylią Malik

W Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, 8 czerwca, odbędzie się rozmowa wokół filmu  „Strajk matek” z socjolożką Elżbietą Korolczuk i artystką Cecylią Malik.

strajk matek
Kadr z filmu „Strajk matek”, 2011, Szum TV i Think Tank Feministyczny

„Czy o matkach można mówić jako grupie wykluczonej? W kraju świadczenia 500+, Matki Boskiej i kultu macierzyństwa trudno uwierzyć, że to możliwe. W aktualnej sytuacji politycznej kwestie społeczne (dyskryminacja kobiet na rynku pracy, niska ściągalność alimentów) ścierają się z kulturowymi (nieliczne wystawy indywidualne kobiet, słabo widoczny wątek macierzyństwa jako doświadczenia w pracach artystek).

Współczesne matki są wkurzone. Nie chcą już podomki i odrzucają rolę Matki Polki – chcą, aby traktowano je poważnie, a nie jako dodatek do dziecka. Dla swojej rodziny zrobią wszystko – pokazały to choćby kobiety z Wałbrzycha, które zdecydowały się na nielegalne zajęcie budynków.”

Strona wydarzenia: https://www.facebook.com/events/243975035979023/?notif_t=plan_user_invited&notif_id=1464778127328987

„Strajk matek”, 2011, prod. Szum TV i Think Tank Feministyczny

Prowadzenie: Sylwia Chutnik i Marek Beylin

Spotkanie w budynku Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie przy ul. Pańskiej 3.

Więcej o wydarzeniu: http://artmuseum.pl/pl/wydarzenia/strajk-matek-rozmowa-z-socjolozka-elzbieta-korolczuk-i-artystka?preview=1&allow=1

Więcej o cyklu „Wykluczenie”: http://artmuseum.pl/pl/cykle/wykluczenie

TEATR ME/ST przedstawia spektakl „MAMA”

TEATR ME/ST przedstawia spektakl: MAMA PLAKAT internet

„MAMA”

Premiera spektaklu:

10.04.2016 g.18.00 (niedziela)

11.04.2016 g.19.00 (poniedziałek)

Pałac Zamoyskich (Pawilon SARP) ul. Foksal 2 w Warszawie

Informacje o cenach w ofercie przedsprzedaży:

[email protected]

 

Spektakl „MAMA” podejmuje próbę znalezienia odpowiedzi na pytania: kim naprawdę jesteśmy? Na czym polega wolność człowieka? Czy rodzice mogą całkowicie zawładnąć życiem swoich dzieci? Trudne, bolesne, skomplikowane…Takimi słowami określa się relacja, jakie łączą matkę z córką. Czy rzeczywiście tak jest? Córka obwinia matkę, za wszystkie nieszczęścia jakie spotkały ją w życiu. Matka pragnie, aby córka była taka jak ona, tylko lepsza. Kiedy córka dostrzega w sobie cechy matki, próbuje za wszelką cenę ich się pozbyć. Nie chce popełniać tych samych błędów, i chociaż z wiekiem dostrzega, że to co robiła matka było słuszne, wciąż ma w sobie sprzeciw i brak chęci pogodzenia się z tym, że od „swojej matki w sobie” nigdy nie ucieknie.

Jestem taka jak moja matka… Tylko lepsza.

Tak może powiedzieć większość kobiet, którym relacja z matką nie jest obojętna, które analizują zachowania swojej matki i próbują zrozumieć, gdzie tkwi sedno tego najtrudniejszego związku emocjonalno-fizycznego. Spektakl „MAMA” porusza skomplikowane relacje, które wiążą trzy córki z matką, uznaną na świecie awangardową artystką. Sztuka rozpoczyna się w momencie stypy, którą  po śmierci matki organizują trzy siostry. Ich życie nie było łatwe. Matka była artystką totalną, oddającą każdą chwilę na pracę twórczą, która poprzez swój charakter pochłaniała ją całkowicie. Instalacje plastyczne, sztuka performatywna z wykorzystaniem własnego ciała… (Inspiracją dla postaci matki jest twórczość i życie Mariny Abramovic.)

Trzy córki dorastały w domu pełnym artystycznej atmosfery, którąej nie do końca rozumiały, i która nie sprzyjała funkcjonowaniu „normalnej” rodziny. To wszystko sprawiło, że córki są od siebie bardzo różne. Jakby wychowane przez trzy zupełnie inne matki.

Podczas stypy zostaje odczytana ostatnia wola artystki, która wiąże się z jej poczuciem misji, i kreowania świata oraz własnego życia do ostatnich chwili, nawet po śmierci. Okazuje się, że matka przed śmiercią pracowała nad dziełem swojego życia. Wielką wystawą, która podsumowuje całą jej twórczość, a którą nazwała „Widmo Wolności”. Pośmiertnie zmusiła córki aby uczestniczyły w tej wystawie, uzależniając od tego spadek i prawo własności do swojego artystycznego dorobku.

 

Występują: Dagmara Bąk, Magdalena Engelmajer, Aleksandra Tomaś.

TEKST / MUZYKA / REŻYSERIA: Szymon Turkiewicz

POMYSŁ / INSCENIZACJA: ME/ST

PRO: Odzyskajmy prawo do aborcji. Premiera książki. KATHA POLLITT. AGNIESZKA GRAFF

We wtorek 13 października o godz. 19.00 przy ul. Foksal 16, (II piętro) w Warszawie odbędzie się spotkanie z autorką książki, amerykańską feministką i dziennikarką Kathą Pollitt.

Rozmawiać z nią będzie Agnieszka Graff, która o książce pisze tak:
Aborcja nie jest złem. Nie jest też dobrem w sensie metafizycznym. To dobro publiczne – zabieg medyczny, który musi być legalny i dostępny, dlatego po prostu, że bywa potrzebny. Sęk w tym, że jest potrzebny wyłącznie kobietom, a żyjemy w świecie rządzonym głównie przez mężczyzn. Zakaz aborcji upokarza kobiety, zagraża ich życiu i zdrowiu. Odbiera nam godność, poczucie, że mamy prawo o sobie decydować. Katha Pollitt pisze o aborcji błyskotliwie i z ogniem, a przy tym konkretnie, politycznie i życiowo, przywołując masę faktów i dziesiątki kobiecych opowieści. Pisze wprost jak jest i jak było dawniej, a przy okazji obala całą masę mitów i kłamstw. Co ciekawe, nie omija centralnej tezy przeciwników prawa do aborcji, tej o człowieczeństwie płodu, ale brawurowo rozprawia się z ich argumentacją. Ta książka jest potrzebna w Stanach, gdzie prawo kobiety do wyboru znajduje się pod obstrzałem. W Polsce, gdzie od niemal ćwierć wieku nie mamy go wcale, „PRO” jest jak haust świeżego powietrza. Rewelacyjna książka.
pobrane3 Więcej o ksiażce:
Odkąd w 1993 roku praktycznie zdelegalizowano w Polsce zabieg przerywania ciąży, słowo „aborcja” coraz częściej wypowiada się z wrogością, choć przecież poddała się jej co czwarta, a może nawet co trzecia, Polka. Nawet ci, którzy popierają prawo kobiet do aborcji, często zastrzegają, że „aborcja jest złem”, „bolesną decyzją”, czyniąc z procedury medycznej coś trudnego i przerażającego. Aborcja przestaje być tym samym częścią zwykłego, codziennego życia, czymś całkowicie normalnym i potrzebnym, a staje się sprawą wstydliwą i ukrywaną. A prawo do przerywania ciąży bywa coraz częściej odbierane nawet w tych przypadkach, na które pozwala restrykcyjna polska ustawa.

W swojej książce Katha Pollitt pokazuje, że aborcja jest od zawsze popularnym i zwyczajnym elementem życia kobiet. Elementem, który powinien być akceptowany jako moralne prawo, mające pozytywne społeczne skutki. W Pro Pollitt rozprawia się z pojmowaniem płodu jako osoby ludzkiej na wczesnym etapie, wskazuje na pierwszeństwo życia i zdrowia kobiety, tłumaczy, dlaczego przerwanie ciąży może nieść dobre skutki zarówno dla samych kobiet, jak i ich rodzin i całego społeczeństwa. Już czas – twierdzi Pollitt – byśmy odzyskali prawo do życia kobiet i matek. Nasze wydanie książki zawiera dodatkowy rozdział poświęcony sytuacji w Polsce.
Wstęp wolny, spotkanie będzie prowadzone w języku angielskim

Katha Pollitt – poetka, eseistka, felietonistka The Nation, autorka książki Virginity or Death!. Jest laureatką wielu nagród, między innymi National Book Critics Award za jej debiutancki zbiór poezji Antarctic Traveler oraz dwukrotnie National Magazine Awards za eseje i teksty krytyczne. Mieszka w Nowym Yorku.

Książkę matronatetm objęły Enter the Room, Zadra, Feminoteka.

Bilety są dostępne na stronie www.krytykapolityczna.pl

Artykuł opublikowany przez Marlenę Kondrat, wolontariuszkę Fundacji „Feminoteka”

logo batory

 

Rozwój wolontariatu w fundacji Feminoteka jest możliwy dzięki dofinansowaniu rozwoju instytucjonalnego w ramach Programu Obywatele dla Demokracji finansowanego z Funduszy EOG.

Dzień Matki

Dzień Matki

Tekst: Elżbieta Korolczuk

ela2

 

Nie przepadam za pisaniem polemik do polemik, a w przypadku tekstu Anny Zawadzkiej „Macierzyzm” jest jeszcze trudniej, bo autorka nie pisze wprost z kim polemizuje. Ale tym razem sprawa wydaje mi się jednak na tyle ważna, że po prostu muszę. Ta „sprawa” to właściwie pytanie o to, czym się powinien zajmować polski feminizm, jakie postulaty są słuszne, a jakie nie, w czyim imieniu wypowiadamy się jako feministki i z kim się utożsamiamy. No i ten Dzień Matki….

Felieton ukazał się zaraz po publikacji wywiadu z Agnieszką Graff w Wysokich Obcasach i wiele wskazuje na to, że „Macierzyzm” to krytyka skierowana wobec Graff. Ale nie tylko. Zawadzka stwierdza, że „od wielu miesięcy polski feminizm kręci się wokół macierzyństwa. I wygląda na to, że dopiero się wokół niego rozkręca.” Jako, że zajmuję się tematem macierzyństwa (i ojcostwa) naukowo i razem z Renatą Hryciuk zredagowałyśmy wydaną niedawno książkę „Pożegnanie z Matką Polką”, ale też jako osoba pisząca i wypowiadająca się publicznie w kwestiach związanych z macierzyństwem, polityką społeczną i opieką czuję się częścią tego „skrzydła” polskiego feminizmu. I choć z wieloma uwagami Zawadzkiej się zgadzam (tak, trzeba eksplorować marginesy kultury i doświadczenia; tak, macierzyństwo związane jest też z władzą) to jednak po lekturze zostało mi przede wszystkim wrażenie zupełnego rozminięcia się w rozmowie o tym, czym ma zajmować się polski feminizm i dlaczego. A już zupełnie szczęka mi opadła, gdy przeczytałam fragment opisujący powody, dla których polski feminizm zajął się tematem macierzyństwa. A zajął się zdaniem Zawadzkiej dlatego, że przejmuje backlashowy czyli konserwatywny dyskurs.

„Backlash ma różne oblicza, odbija się także – jak w lustrze – w zainteresowaniach, trendach i fobiach ruchów społecznych, przeciwko którym zaistniał” pisze Zawadzka i wylicza trzy główne powody, dla których zajęłyśmy się tym tematem. Po pierwsze,  jesteśmy sfrustrowane impasem w kwestii praw reprodukcyjnych. Po drugie, czujemy potrzebę „uzyskania prawomocności w polskiej sferze publicznej, ponieważ jej brak w doświadczeniu zarówno zbiorowym jak i indywidualnym polskich feministek z roku na rok robi się coraz bardziej dojmujący”. Po trzecie, chcemy się podlizać tzw. „zwykłym kobietom”, mimo że jak podkreśla Zawadzka kategoria ta to „zbiór pusty, a fakt uznania ze strony tego fantazmatu ogłaszają media w momencie, gdy same postanowią coś uznać.” Jednym słowem, „macierzyńska fala” w feminizmie składa się ze sfrustrowanych backlashowych koniukturalistek.

Niestety, felieton Zawadzkiej świetnie ilustruje sposób myślenia, który przez długi czas utrudniał włączenie kwestii opieki i rodzicielstwa do głównego nurtu feministycznych debat w Polsce. Pobrzmiewa w nim i alergia na zajmowanie się tematem, który przecież już przejął konserwatywny dyskurs katolicki i narodowy, i niechęć do potraktowania poważnie wartości wspólnotowych takich jak rodzina jako tematu feministycznego, i  co gorsza także paternalizm wobec kobiet, dla których macierzyństwo jest doświadczeniem kluczowym i które pragną mieć dzieci, ale nie chcą z tego powodu rezygnować z całego życia. Im Zawadzka mówi po prostu „dzięki symbolicznemu uświęceniu macierzyństwa” jesteście uprzywilejowane, więc o co wam chodzi? A w ogóle to inne/i mają gorzej.

Choć zgadzam się z autorką, że trzeba „konfrontować się z kulturową i społeczną wieloaspektowością macierzyństwa, w tym także z przywilejami, jakimi ono obdarza”, to uważam, że nie można tego robić za cenę lekceważenia doświadczeń kobiet i ich (naszej) perspektywy. A krytyczny namysł nigdy nie powinien przeradzać się w wygłaszane ex catedra wizje jedynie słusznej hierarchii opresji. Jak wyraziła to jedna z uczestniczek dyskusji na facebooku, Kaśka Nowakowska:

„Ja się poczułam dotknięta tekstem Ani, mimo że oczywiście trudno się nie zgodzić z wieloma rzeczami w nim, ponieważ odnosi się z lekceważeniem do moich doświadczeń jako matki. Nie uważam, żeby matkom dano się na dobre wypowiedzieć w przestrzeni publicznej na temat ich prawdziwego doświadczenia. Cały czas trwa gadanie obok nich i na ich temat (niestety Ani tekst się w ten trend wpisuje), a mało jest wypowiedzi kobiet mówiących szczerze o własnym bezpośrednim doświadczeniu macierzyństwa. (…)

Muszę powiedzieć, że nie widzę specjalnej różnicy między Ani pisaniem o tym, jak to na poziomie symbolicznym matka czerpie rzekome profity z bycia matką, a gadaniem, że w Polsce kobiety mają świetnie, bo im się wylizuje rączki i puszcza przodem w drzwiach.”

Ja podpisuję się pod tymi słowami nie jako matka (którą akurat nie jestem), tylko jako feministka, która od zawsze uważała, że macierzyństwo to jeden z najważniejszych feministycznych tematów. Jest ważny po prostu dlatego, że wypływa to z doświadczeń i potrzeb samych kobiet. I naprawdę nie trzeba być konserwatystką, nie trzeba esencjalizować tych doświadczeń by uznać ich znaczenie. Co więcej, macierzyństwo i szerzej – opieka oraz praca reprodukcyjna – to tematy głęboko polityczne, czego Zawadzka zdaje się zupełnie nie dostrzegać. Gra toczy się o kształt polityki społecznej i systemu ekonomicznego, o to czy neoliberalizm to rzeczywiście najlepszy z możliwych rozwiązań.

Zawadzka najwyraźniej nie przeczytała książki Graff, bo gdyby to zrobiła to może by dostrzegła, że macierzyński zwrot Graff nie jest backlashowym ukłonem w stronę „zwykłych kobiet”, ale osadzonym w osobistym doświadczeniu namysłem nad relacją między feminizmem a macierzyństwem oraz krytyką neoliberalnej wersji feminizmu, która dominuje od dawna w mainstreamie (i którą Zawadzka skądinąd również ostro krytykuje). Zainteresowanie macierzyństwem w polskim feminizmie nie pojawiło się bowiem kilka miesięcy temu jak królik z kapelusza, ale trwa już od ładnych kilku lat. Co więcej, zaczęło się min. od tekstów pisanych z pozycji lewicowych (publikowanych przez Ewę Charkiewicz, Magdę Malinowską i Gośkę Maciejewską, Izę Desperak, Sylwię Chutnik czy Julię Kubisę). Graff pisze o tych inspiracjach w swojej książce i są one bardzo ważne, wręcz kluczowe w kontekście pytania: dlaczego polski feminizm zajmuje się macierzyństwem. Jeśli bowiem miałabym to zainteresowanie przypisać jakiemuś „zwrotowi” w obrębie polskiego ruchu kobiecego, to byłby to zwrot lewicowy a nie konserwatywny. Macierzyństwo, czy szerzej opieka, jest po prostu takim miejscem, w którym szczególnie wyraźnie widać, jak złudna jest neoliberalna wizja ludzi jako autonomicznych jednostek, które wykuwają swój los „tymi ręcami” a państwo i społeczeństwo nie są im nic winne. Sytuacja, gdy opiekujemy się osobą od nas zależną, niekoniecznie zresztą dzieckiem, uświadamia i unaocznia jak opresyjny jest nakaz efektywności i zasada osobistej odpowiedzialności za wszystko co nam się w życiu przydarza. W pewnym sensie macierzyństwo, a czasem też ojcostwo, jest doświadczeniem kryzysowym – podobnie jak choroba czy strata wymusza ono zmiany w naszym życiu i w świadomości. W ogóle nie poddaje się kontroli i „racjonalnemu” zarządzaniu, i nie da się tego zrobić w pojedynkę, na własny rachunek, nawet jak ma się sporo kasy i można sobie opiekę, częściowo przynajmniej, kupić.

W efekcie, doświadczenie macierzyństwa dla wielu kobiet (i niektórych mężczyzn) staje się punktem zapalnym, punktem oporu. I nie jest to bynajmniej specyfika polska – ruchy macierzyńskie istnieją na całym świecie i często są niezwykle skuteczne w zmienianiu świadomości i kultury i sfery politycznej. Nieprzypadkowo na panel „Wściekłe matki” zorganizowany min. przez Graff na ostatnim Kongresie Kobiet przyszło kilkaset kobiet, w większości niezwiązanych z feminizmem ale świadomych, że neoliberalny i patriarchalny system w którym żyjemy, jest zwyczajnie nieludzki. I nieprzypadkowo po opublikowaniu wywiadu z nią w WO redakcję zalała fala listów od kobiet, które piszą: „feminizm jawił mi się jako relikt przeszłości, owoc permanentnej frustracji (…) A tu nagle zwrot akcji, zapewne po części wynikający z faktu, że w najbliższych tygodniach zostanę matką. (…) Zaczynam być żądna wiedzy o ideałach współczesnego feminizmu.” Czy to wynik tego, że tak się im skutecznie podlizujemy? Czy może raczej tego, że nareszcie mówimy o kwestiach które są dla nich ważne?

Choć figura „zwykłej kobiety” to znak pusty w sensie retorycznym, to jest cała rzesza jak najbardziej realnych kobiet, których potrzeby i doświadczenia lekceważy i marginalizuje zarówno feminizm neoliberalny, jak i  feminizm „wsobny”, którego przedstawicielki zamiast krytycznie zrecenzować program „Maluch” będą w nieskończoność wałkować macierzyństwo jako relację, która jest „niebywale zmitologizowana, której współczesne polskie feministki nie tylko nie urealniają i nie dekonstruują, ale na jej wzór ustanowiły schemat relacji w obrębie ruchu feministycznego.” Nie lekceważę problemu hierarchii wewnątrz ruchu i wiem, że „ignorowanie potrzeb zwykłych kobiet” to klasyczny zarzut, z jakim feminizm styka się zawsze, bez względu n to czym się zajmuje. Ale uważam, że zarzut ten zawsze trzeba traktować poważnie kiedy wyrażany jest przez kobiety podejmujące wysiłek krytycznego myślenia i działania. Krótko mówiąc, jeśli gotowe jesteśmy oddać temat macierzyństwa konserwatystom, to nie dziwmy się, że tak wiele kobiet ma feminizm w nosie.

PS.

Na koniec krótka uwaga a propos „urealniania” i „dekonstruowania” (uwaga, tu będzie auto-reklama). Dużą część felietonu Zawadzkiej stanowi lista tematów, którymi jak rozumiem, „macierzyńskie feministki” się nie zajmują, a powinny. Dlatego autorka wzywa: „Mówmy o tym, że matka to uprzywilejowana pozycja społeczna.” „Mówmy o ambiwalencji i toksyczności relacji matek i dzieci.” „Mówmy o patologizowaniu kobiet, które nie chcą mieć dzieci.” „Mówmy o problemach rodzicielskich, jakie napotykają osoby, które postrzegane są jako kobiety, ale nie identyfikują się z kobiecym genderem” itd. Wszystkie te tematy są ważne, postulat oczywiście słuszny i ja się z nim całkowicie zgadzam. Tyle że, jak to określiła kiedyś znana amerykańska feministka, czuję się trochę jak siedzący pies, któremu mówią „siad!”. Bo tak się składa, że choć jej książka nie jest rozprawą naukową tylko zbiorem tekstów i felietonów, to Graff pisze w niej nie tylko o swoich osobistych doświadczeniach i radości z bycia matką, ale i o aborcji, i o mitologii matkopolkowej, za pomocą której ustanawia się normę wykluczającą doświadczenia kobiet ubogich, matek dzieci niepełnosprawnych czy osób nieheteronormatywnych. Pisze także o ambiwalencji wpisanej w macierzyńską władzę, o „narcyzmie podszytym ofiarnictwem” i o patologizowaniu kobiet, które dzieci nie mają i mieć nie chcą. Także w „Pożegnaniu…” udało nam się z Renatą Hryciuk zebrać teksty, które poruszają większość, jeśli nie wszystkie, ze wskazanych przez Zawadzką kwestii (włącznie z ambiwalencją wpisaną w matczyno-córczane relacje). A udało się dlatego, że jest już cała grupa badaczek i aktywistek, które się od lat zajmują marginesami i ciemnymi stronami ideologii, praktyk i reprezentacji macierzyństwa. Nie będę tu wymieniać wszystkich nazwisk, ale np. Joanna Mizielińska od ładnych kilku lat pisze o doświadczeniach kobiet/rodzin nieheteronormatywnych, a Agata Młodawska zrobiła świetną analizę dyskursu wokół bezdzietności. Oczywiście przemawia przeze mnie narcyzm i urażone ego badaczki (no jak to, to ktoś nie czytał mojej książki?!). Ale chyba nie tylko. Od dłuższego czasu mam poczucie braku prawdziwiej debaty wewnątrz feminizmu, wymiany myśli, dobrego spierania się. Może więc do postulatu „Mówmy!” warto dodać „Czytajmy!”? Od czegoś trzeba zacząć.

Dr Elżbieta Korolczuk – socjolożka i aktywistka, pracuje na Uniwersytecie w Göteborgu, współredaktorka (z Renatą E. Hryciuk) książki „Pożegnanie z Matką Polką? Dyskursy, praktyki i reprezentacje macierzyństwa we współczesnej Polsce”.