TELEFON DLA KOBIET DOŚWIADCZAJĄCYCH PRZEMOCY

Телефон для жінок, які зазнають насильства

CZYNNY PONIEDZIAŁEK-PIĄTEK
OD 11.00 DO 19.00

Активний з понеділка по п’ятницю з 14:00 до 19:00

Szukaj
Close this search box.

USA: Zbuntowani elektorzy. Siedem kobiet z głosami elektorskimi!

Autor tekstu: Michał Żakowski
Źródło obrazu: Wikipedia

usa

 19 grudnia Kolegium Elektorów dokonało formalnego wyboru prezydenta Stanów Zjednoczonych. Zgodnie z przewidywaniami, wybrany został Donald Trump. Ze względu na rekordowo dużą liczbę zbuntowanych elektorów, ostatecznie głosy w wyborach na prezydenta przypadły 7 osobom, z których większość nie prowadziła kampanii wyborczej.

Zbuntowany elektor (faithless elector) to zjawisko znane w amerykańskiej polityce, aczkolwiek w ostatnich dekadach odnotowywano jedynie pojedyncze przypadki osób głosujących na innego kandydata niż ten, wobec którego zostali zaprzysiężeni.

W Ameryce wyboru prezydenta dokonuje formalnie Kolegium Elektorów. Jego członkowie wybierani są w dniu wyborów. Wyborcy oddają głosy na kandydata z konkretnej partii, która zgłasza również elektorów. Co do zasady, elektorzy zgłoszeni przez daną partię powinni oddać głos na zgłoszoną przez nią parę kandydatów na prezydenta i wiceprezyzdenta. Zasady oddawania głosu elektorskiego zależą od stanu. Jedyne zastrzeżenie dotyczy dnia głosowania – wszystkie stany oraz Dystrykt Kolumbii (ze stolicą, Waszyngtonem) głosują tego samego dnia. Wyniki głosowania elektorskiego nie odbiegają na ogół znacząco od przewidywań z dnia wyborów powszechnych, kiedy było wiadomo, które stany przypadły któremu kandydatowi (ze względu na powszechną zasadę winner takes all, osoba, która wygrała w danym stanie choćby jedną setną procenta, zgarnia wszystkie przypadające tam głosy elektorskie).

Nie był to pierwszy przypadek, kiedy głosy zbuntowanych elektorów otrzymali kandydaci niestartujący w wyborach. Tegoroczne wybory są jednak absolutnie wyjątkowe pod względem liczby kandydatów, którzy otrzymali głos, jak również ich zróżnicowania płciowego i etnicznego. Tegoroczne wybory są również wyjątkowe ze względu na fakt, że zbuntowani elektorzy znaleźli się zarówno po stronie republikanów, jak i demokratów. Hillary Clinton, pierwsza kobieta, która otrzymała nominacje prezydencką jednej z dwóch głównych partii, zdobyła ostatecznie 227 głosów elektorskich. Trzech zbuntowanych demokratów oddało głos na Colina Powella, sekretarza stanu w administracji George’a W. Busha, republikanina od lat krytycznego wobec swojej partii i wspierającego Baracka Obamę. Każdy z trzech elektorów podjął inną decyzję w głosowaniu na wiceprezydenta, wszyscy jednak oddali w tym miejscu głos na kobietę.  Jeden głos otrzymała Susan Collins, republikańska senatorka, zwolenniczka legalizacji małżeństw jednopłciowych, w przeszłości głosująca przeciwko zaostrzeniu prawa dotyczącego aborcji. Kolejny głos otrzymała Maria Cantwell, senatorka Partii Demokratycznej, zaangażowana w promowanie praw reprodukcyjnych. Trzeci głos przypadł Elizabeth Warren, postrzegana jako jedna z najbardziej postępowych osób w amerykańskiej polityce. Warren otrzymała również głos na wiceprezydenta od elektora głosującego na Berniego Sandersa, głównego rywala Hillary Clinton, postrzeganego jako kandydat stojący konsekwentnie w obronie pozycji równościowych, w tym feministycznych. We wszystkich głosowaniach dotyczących aborcji, w których uczestniczył, prezentował postawę pro-choice, jest zwolennikiem wprowadzenia obowiązkowych urlopów pracowniczych i opiekuńczych, ponadto już jako burmistrz w latach 80. otwarcie wspierał lokalną społeczność LGBT, sprzeciwiał się również, przyjętej przez Billa Clintona, ustawie o ochronie małżeństwa, na mocy której legalizacja małżeństw homoseksualnych była przez pewien czas niemożliwa. Jest to pierwsza osoba pochodzenia żydowskiego, która otrzymała głos elektorski w wyborach na prezydenta.

Jako przejaw uznania dla sukcesu ruchu sprzeciwiającego się budowie rurociągu w Dakocie można odczytać głos elektorski oddany na duet Faith Spotted Eagle i Winona LaDuke. Faith Spotted Eagle jest liderką tych protestów, pochodzącą z plemienia Dakota. Jest to pierwsza rdzenna Amerykanka, która otrzymała głos elektorski w wyborach prezydenckich. Winona LaDuke również jest rdzenną Amerykanką, ponadto ma po matce pochodzenie żydowskie. Jest związana z Partią Zielonych, w ostatnim czasie była zaangażowana w protesty przeciwko budowie rurociągu. Ponadto głos jako kandydatka na wiceprezydentkę otrzymała Carly Fiorina, uczestnicząca w republikańskich prawyborach, przeciwniczka Donalda Trumpa, której poglądy nie sposób jednak określić mianem feministycznych. Przedstawia siebie jako przeciwniczkę aborcji, jest przeciwniczką polityki antydyskryminacyjnej i małżeństw jednopłciowych, aczkolwiek deklaruje poparcie dla związków partnerskich i współpracuje z konserwatywnymi organizacjami LGBT, jest przeciwniczką obowiązkowych urlopów macierzyńskich. Jednocześnie finansuje programy mające udzielać wsparcia kobietom w biznesie – wpisując się w ten sposób w model określany mianem korporacyjnego feminizmu, dostrzeganego również w otoczeniu Hillary Clinton.

Nie znamy decyzji dwóch elektorów republikańskich, oddających głos na ultrarynkowego Rona Paula i Johna Kasicha, kandydata w tegorocznych prawyborach. Możliwe, że obaj lub jeden z nich również oddał głos wiceprezydencki na kobietę.

Zbuntowani elektorzy

Historycznie rozkład głosów elektorskich na wielu kandydatów był zjawiskiem powszechnym w początkowym okresie istnienia Stanów Zjednoczonych. Od drugiej połowy XIX w. była to już sytuacja rzadsza, zaczął się wówczas kształtować podział sceny politycznej na republikanów (wówczas reprezentujących wartości bardziej postępowe) i demokratów (wówczas bardziej konserwatywnych).

W XX w. podział dwupartyjny umocnił się na dobre, choć dochodziło w nim do wyłomów niewpływających na stanowisko prezydenta, którym zawsze był republikanin albo demokrata. W 1912 r., gdy 88 głosów elektorskich zdobył były prezydent Theodore Roosevelt, kandydujący z ramienia założonej przez siebie Partii Postępowej, w 1924 r., gdy 13 głosów elektorskich zdobył Robert La Follette, założyciel Partii Postępowej (niemającej jednak nic wspólnego z tą założoną przez Roosevelta), w 1948 r. 39 głosów elektorskich otrzymał Strom Thurmond, lider frakcji demokratów zbuntowanej przeciwko polityce równouprawnienia Afroamerykanów. W 1956 r. pojedynczy głos zbuntowanego elektora otrzymał sędzia z Alabamy, Walter Burgwyn Jones, nieuczestniczący w wyborach powszechnych. Cztery lata później aż 15 głosów elektorskich otrzymał, również niestartujący w wyborach, Harry Byrd, lider konserwatywnego skrzydła Partii Demokratycznej. W 1968 r. miał miejsce ostatni, jak dotąd, znaczący sukces lidera trzeciej partii. George Wallace, kandydat rasistowskiej Amerykańskiej Partii Niezależnych, otrzymał 46 głosów elektorskich. W 1972 r. jeden ze zbuntowanych elektorów oddał głos na kandydata Partii Libertariańskiej, Johna Hospersa. Wtedy też, wraz z nim, po raz pierwszy głos elektorski otrzymała kandydatka na urząd wiceprezydentki, Theodora Nathan. W 1976 r. jeden głos elektorski otrzymał Ronald Reagan, wówczas przegrany w republikańskich prawyborach. W 1988 r. jedna z elektorek demokratycznych oddała głos prezydencki na kandydata wiceprezydenckiego, Lloyda Millarda Bentsena, w geście protestu przeciwko zasadzie „zwycięzca bierze wszystko”, faworyzującej kandydatów, którzy zwyciężyli w danym stanie choćby minimalną liczbą głosów. W 2004 r. jeden z demokratycznych elektorów zagłosował na demokratycznego kandydata na wiceprezydenta, Johna Edwardsa. Prawdopodobnie był to efekt pomyłki, ponieważ jednak głosowanie było utajnione a osoba głosująca nie przyznała się do tego, nie znamy dokładnych powodów takiej decyzji.

Tegoroczne wybory miały być specyficzne, i tak też można określić ich wyniki. Są one odzwierciedleniem nastrojów niechętnych Trumpowi i Clinton w obrębie partii, z ramienia których kandydowali. Bernie Sanders mógł otrzymać więcej głosów, jednak w innych stanach głosy oddawane przez elektorów na Sandersa były unieważniane.  Niewykluczone, że – podobnie jak w przypadku Reagana – osoba, która otrzymała pojedynczy głos elektorski, za parę lat weźmie udział w wyborach jako jeden z głównych kandydatów. Poza Hillary Clinton, kobiety, które otrzymały głos, wzięły w tych wyborach udział symboliczny, niemniej faktem jest ich aktywna działalność na innych polach, za którą zostały w ten sposób symbolicznie nagrodzone. Traktowanie głosu elektorskiego w ten sposób każe stawiać pytania o rolę tej instytucji. Jest to również przejaw kontestacyjnych nastrojów w obu partiach, rodzący pytanie o rolę kobiet jako liderek ruchu progresywnego.

 

 

Korekta: Klaudia Głowacz

Ekspertki ONZ o prawach kobiet w USA: „To szokujące”

 images (2)Trzy zagraniczne ekspertki, wśród nich Polka – prof. Eleonora Zielińska, jako przedstawicielki ONZ, sprawdziły stan wdrażania polityki równości płci w Stanach Zjednoczonych. Wnioski są szokujące. Wynika z nich, że USA pozostaje znacząco w tyle, jeśli chodzi o respektowanie praw kobiet.

Delegacja specjalistek z Polski, Wielkiej Brytanii oraz Kostaryki z zakresu praw człowieka spędziła 10 dni grudnia podróżując po Stanach Zjednoczonych, by przygotować raport na temat przestrzegania praw kobiet na świecie. Trzy ekspertki, które przewodniczą grupie roboczej ONZ zajmującej się badaniem zjawiska dyskryminacji kobiet, odwiedziły Alabamę, Texas oraz Oregon, gdzie oceniały zakres działania państwowych polityk i postaw społecznych wobec problem, zarówno w szkołach, opiece medycznej jak i w więzieniach.

Delegatki były skonsternowane brakiem praktycznego zastosowania polityki równości płci w USA. Uznały, że Stany poważnie się ociągają z wdrażaniem międzynarodowych standardów praw człowieka na wielu polach, między innymi jeśli chodzi o różnice w wynagrodzeniu (23%), urlop macierzyński, osiągalna finansowo opiekę nad dzieckiem oraz traktowanie migrantek przebywających w aresztach.

Według słów ekspertek podczas piątkowej rozmowy z dziennikarzami, najbardziej wymownym punktem podróży była wizyta w klinice aborcyjnej w Alabamie i doświadczenie wrogości społecznej wobec tematyki praw reprodukcyjnych kobiet.

„Szykanowano nas. Dwóch mężczyzn, uznających siebie za reprezentację społeczności, czekało na nas, by nas obrazić” – powiedziała Frances Raday, delegatka z Wielkiej Brytanii. Mężczyźni wielokrotnie krzyczeli w ich kierunku: „Mordujecie dzieci!”, gdy tylko pojawiały się w okolicy kliniki, nawet kiedy Raday zwracała im uwagę, że nie są już w wieku, w którym zachodzi się w ciążę.

„To rodzaj terroryzmu,” dodała prof. Eleonora Zielińska, delegatka z  Polski. „Dla nas to było szokujące.”

W większości europejskich państw, wyjaśnia, aborcja jest wykonywana przez lekarzy pierwszego kontaktu, w publicznych szpitalach oferujących kompleksową opiekę medyczną, więc przeciwnicy nie czekają pod budynkiem na kobiety, by im ubliżać.

Podczas wizyty, ekspertki odkryły zjawisko „brakujących praw”, porównując sytuację kobiet w innych częściach pobraneświata. Na przykład, Stany są jednym z trzech państw na świecie, które nie gwarantują kobietom płatnego urlopu macierzyńskiego. Organizacja Narodów Zjednoczonych informuje, że zazwyczaj państwa zapewniają przynajmniej 14 tygodni płatnego urlopu rodzicielskiego. Niektóre państwa idą dalej – prawo na Islandii gwarantuje pięć miesięcy płatnego urlopu dla każdego z rodziców oraz dodatkowe dwa miesiące do podziału.

„Poziom braku poczucia bezpieczeństwa w miejscu pracy w przypadku ciąży, porodu oraz połogu jest negatywnie zaskakujący” – mówi Raday. – „To nie do pomyślenia, zwłaszcza w jednym z najbogatszych społeczeństw na świecie.”

Poważne wątpliwości delegatek wzbudził także temat przemocy wobec kobiet, szczególnie w kontekście przemocy z użyciem broni palnej. Prawdopodobieństwo zamordowania kobiety przy użyciu broni palnej w Stanach Zjednoczonych jest 11 razy większe niż w innych państwach generujących tak wysoki dochód narodowy, a większość z tych zabójstw jest dokonanych przez partnera kobiety. Mimo, że członkowie administracji Obamy mówili wiele o walce z przemocą wobec kobiet, ich wysiłki zostały ukrócone przez niezdolność Kongresu do przeforsowania nowych restrykcji federalnych dotyczących dostępu do broni.

„Biorąc pod uwagę skalę przemocy domowej, niektóre ze stanów wdrożyły kontrolną politykę dotyczącą broni, poprzez odmowę prawa posiadania broni palnej sprawcom” – mówi Raday. „Ale to powinna być jednolita polityka narodowa, a nie tylko poszczególnych stanów.”

Inne rekomendacje ekspertek dotyczą przeprowadzenia reformy finansowej, która umożliwiłaby dostęp do stanowisk większej liczby kobiet, ponieważ jednostki organizacyjne odpowiedzialne za pozyskiwania funduszy dla kandydatów/ek politycznych są zdominowane przez mężczyzn. Sugerują również podwyższenie minimalnego wynagrodzenia, ponieważ istniejąca dysproporcja istotnie wpływa na sytuację materialną kobiet oraz wprowadzenie federalnego prawa, które zatrzymałoby potok kolejnych restrykcji ograniczających dostępność legalnego przeprowadzenia aborcji i zamykanie klinik na południu USA.

„Wolność religijna nie usprawiedliwia dyskryminacji kobiet, ani ograniczania ich praw do możliwie najlepszej opieki medycznej” – mówi Raday.

Być może największym zaskoczeniem dla delegatek była konstatacja, że spotkane kobiety zdają się nie wiedzieć, co tracą w sytuacji, gdy ich prawa nie są przestrzegane.

„Wiele osób w USA naprawdę wierzy, że prawa kobiet są tam znacząco bardziej respektowane niż wszędzie indziej na świecie” – mówi brytyjska ekspertka. – „Mówią: Udowodnij to! Jak to inni ludzie mają płatny urlop macierzyński?”

Specjalistki ONZ podsumowały swoją wizytę podczas spotkania z Białym Domem i wieloma rządowymi agencjami, włącznie z Departamentem Pracy, Departamentem Sprawiedliwości oraz Departamentem Zdrowia i Usług Publicznych, podczas którego przedłożyły powyższe rekomendacje. Ekspertki planują przedstawić pełny raport Radzie Praw Czlowieka przy ONZ w czerwcu 2016.

Źródło: Huffington Post

Tłumaczenie: Natalia Skoczylas