TELEFON DLA KOBIET DOŚWIADCZAJĄCYCH PRZEMOCY

Телефон для жінок, які зазнають насильства

CZYNNY PONIEDZIAŁEK-PIĄTEK
OD 11.00 DO 19.00

Активний з понеділка по п’ятницю з 14:00 до 19:00

Szukaj
Close this search box.

Hej kobiety, jak się czujecie dziś w Polsce? | Katarzyna Szota-Eksner

czarny_wtorek

Hej kobiety, jak się czujecie dziś w Polsce?

W rocznicę Czarnego Protestu pyta inne kobiety na swoim profilu Małgorzata Tkacz-Janik – działaczka, społeczniczka, wegetarianka, feministka, badaczka herstorii Górnego Śląska.

W odpowiedzi na to pytanie szybko pojawia się mnóstwo komentarzy. Tak, oczywiście temat jest bardzo gorący. „Polska jest kobietą. Pędzi jak wariatka. Na łeb. Na szyję”.

Moja uwagę przykuwają jednak te odpowiedzi, które niosą w  sobie nadzieję. Moc. Siłę. I energię do działania.

„Ja się czuję pełna nadziei. Czasem silna, czasem zmęczona. Ale czuję, że żyję, że jestem. I że nie chcę dać sobie wmówić że mam czegoś mniej a czegoś więcej. Że coś ma być takie albo siakie. Że jakieś układy. Że coś. Życie jest jakie jest. Tylko od nas zależy co dalej. I jak dalej.”Ania Dąbrowska

Sama Małgorzata pyta i zaraz potem biegnie dalej.  Przed chwilą współorganizowała Kongres Kobiet w Poznaniu, za chwilę Stulecie Praw Kobiet. I jeszcze rocznica Czarnego Protestu. Forum Dziewuchy Dziewuchom. W biegu.

„Jest napięcie, gniew. Ale da się na tym jakąś dobrą strawę ugotować. Mam taką nadzieję”. Emi

„Tak się czujemy, siostry rewolucjonistki!” – któraś dodaje.

Audre Lorde w genialnej Siostrze Outsiderce pisze o tym, że w obliczu choroby i uświadomienia sobie swojej śmiertelności najbardziej na świecie żałowała milczenia.

„Wielokrotnie się przekonałam, że to, co dla mnie najważniejsze, musi być wypowiedziane, zwerbalizowane i muszę się tym podzielić, nawet ryzykując, że zostanie to odebrane źle lub niezrozumiane. Że mówienie przynosi mi przede wszystkim korzyść”.

Audre Lorde jest Czarną lesbijką. Kobietą i feministką. Ale mówi głośno i odważnie.

Zgadzam się z nią w stu procentach. Dla mnie mówienie czy pisanie to akt głęboko relacyjny. Tworzy więzi, angażuje. A stąd już tylko krok do poczucia sprawczości. Decydowania o sobie.

Kobiety w tradycyjnych obszarach związanych z macierzyństwem, pracami domowymi, logistyką, troską o zdrowie od zawsze potrafiły się komunikować. Szukać wsparcia i pomocy u innych kobiet.

Wieki ćwiczeń po prostu!

I nie boimy się prosić o pomoc, podczas gdy większość mężczyzn żyje w przekonaniu, że sami wszystko powinni wiedzieć najlepiej.

Na Kongresie Kobiet podczas jednego z paneli artystka Cecylia Malik protestująca w niezwykły sposób przeciwko wycinaniu drzew (akcja Matka Polka na Wyrębie) opowiadała o tym, że nie boi się zabierać ze sobą eksperta, który wspiera ją w rozmowach z fachowcami. Tak, proszenie o pomoc jest bardzo „kobiece” – starajmy się zatem wykorzystać tą umiejętność tak żeby nie zaniżała naszej oceny a mądrze ją wspierała.

Wojciech Eichelberger  pisze w jednym ze swoich artykułów – „przez wieki zniewalane kobiety, po to by przeżyć, musiały zadawać sobie trud poznania psychiki swoich panów-władców, ich mocnych i słabych stron. Zaś męski pan nie musiał zadawać sobie tego trudu. Kto by się tam pochylał nad niewolnicą skoro można było nad nią panować przemocą”.

I z tego właśnie powodu współczesne kobiety podejmują zbiorowy wysiłek aby lepiej rozeznać się w swoich duszach i ciałach. Tworzą relacje, kręgi, uczestniczą w warsztatach, chcą się rozwijać, zadawać pytania ale przede wszystkim chcą się uczyć nawzajem od siebie.

Bo bycie razem i tworzenie relacji jest niezwykle ważne.

Potwierdzenie tych obserwacji znalazłam w książce profesorki, badawczyni, naukowczyni i psycholożki Carol Gilligan. Niezmiernie ucieszył mnie fakt, że coś za czym poszłam wyłącznie intuicyjnie zostało potwierdzone naukowo.

„Inny Głosem” Carol Gilligan to jedna z najważniejszych książek w dziedzinie psychologii, jakie opublikowano w XX wieku, przetłumaczono ją na kilkanaście języków. Książka ta posłużyła głównie jako inspiracja do dalszych badań naukowych i wywołała przede wszystkim debatę publiczną, dzięki której kobiety zaczęły widzieć siebie z innej perspektywy.

Carol Gilligan wprowadziła do nauk społecznych głos kobiet mówiących we własnym imieniu i w zgodzie z własnym ja. Dotąd psychologia wywodziła koncepcje rozwoju lub zdrowia psychicznego człowieka głównie z badań nad mężczyznami. Analizując badania, których przedmiotem były kobiety, autorka pokazuje różnicę między rozwojem kobiet i mężczyzn dowodząc, że kobiety inaczej patrzą na kwestie związków czy relacji zarówno w kontekście prywatnym jak i publicznym.

Zatem gdy wyrwie się doświadczenia kobiet z ciasnych ram teorii napisanych przez mężczyzn o mężczyznach to powstaje całkiem nowa perspektywa. Równie ciasne teorie wyznaczały przez wieki kobiety piszące z patriarchalnej lub hetero normatywnej perspektywy. I czy wciąż tego same sobie nie robimy masowo kupując kolorowe pisma dla kobiet i ślepo podporządkowując się modom i trendom w nich promowanych?

„Ja się czuję ze sobą dobrze, czego długo nie mogłam osiągnąć. To co złego się dzieje wokół oddziałuje na mnie, ale nie osłabia mnie. Być może nawet przeciwnie, jestem przekorna z natury. Szczęście to nie jest coś, co pojawia się koniecznie, jak nie ma problemów czy jak rośnie zamożność, bezpieczeństwo. Ono jest wtedy, kiedy mamy wewnętrzną zgodność ze sobą”. Katarzyna

Znam bardzo dużo kobiet którym chce się  działać. Żyć całą sobą. Zmieniać siebie i swoje małe ojczyzny. I tak jak Małgorzata Tkacz-Janik biegną niezłomnie dalej.

Sama kiedy byłam małą dziewczynką to wydawało mi się, że powinnam być przede wszystkim grzeczna. Uroczo się uśmiechać. Być wzorowa. „Siedź w kącie, na pewno cię znajdą”. Tak zostałam wychowana.

Dziś czuję, że przede wszystkim chcę mówić swoim głosem. Mocnym i stanowczym. Nie bać się powiedzieć NIE w polityce ale również jeśli zajdzie potrzeba to w życiu prywatnym.

Chcę iść z córką na Czarny Protest i nie bać się o jej wolność i godność w przyszłości.

Jestem joginką ale ćwiczę także z ciężarami. Ćwiczę siłę fizyczną, bo wiem jak to jest kobietom bardzo potrzebne.

Chcę pisać. Tworzyć. Wspierać  mądre kobiety. Stać prosto i odważnie. Dawać kobietom siłę nie do znoszenia znoju ale do bycia sobą.

„Czuję, że stoimy przed ważnym czasem, że coś się budzi i czeka. Czuje, że moja siła rośnie”. Doula Agata Rokosz

***

Katarzyna Szota-Eksner

Współpraca Małgorzata Tkacz-Janik, w tekście wykorzystałam wypowiedzi kobiet na profilu FB Małgorzaty Tkacz-Janik a także na moim. Dziękuję!

Inspiracje: Audre Lorde Siostrze Outsiderka,  Carol Gilligan Innym Głosem, artykuł Wojciecha Eichelbergera 

„NieObcy”. Książkę recenzuje Katarzyna Szota-Eksner

nieobcyNieObcy. 21 Opowieści, żeby się nie bać. Polscy pisarze dla uchodźców

Wydawnictwo: Agora SA
recenzja: Katarzyna Szota-Eksner

Pod koniec podstawówki dość burzliwie przechodziłam nastolatkowe konflikty między dziewczynkami.
Zaprzyjaźniałam się oczywiście na śmierć i życie a zmianę obiektu u mojej aktualnej przyjaciółki traktowałam tragicznie czyli jak koniec wszystkich końców świata.

Był taki moment, że zostałam sama, bo przyjaciółki były już zajęte. Pogrążona w nastoletniej rozpaczy poczułam się obca i odtrącona. Wszystkie dziewczyny szeptały sobie coś na ucho i będę z Tobą na zawsze pisały w pamiętnikach a ja zostałam sama.
Na szczęście nigdy już potem nie doświadczyłam tak bolesnego poczucia osamotnienia. Jestem zatem wielką szczęściarą.

Pamiętam za to delikatne poczucie inności wynikającej po prostu z braku, które towarzyszyło mi kiedy byłam dzieckiem podczas licznych wakacyjnych podróży po Europie. Mój tato starannie przygotowywał te wyprawy. Przed każdą siadaliśmy razem żeby wypisać na kartkach odległości do pokonania między miastami. Brno, Wiedeń, Praga. Te miasta z perspektywy późnego popołudnia w mieszkaniu w bloku na gliwickim osiedlu stawały się impulsem do marzeń. Marzeń o przygodzie, która czeka na każdego i każdemu jest dana (tak wtedy myślałam).
Tato był człowiekiem, którego coś gnało do przodu, pakowaliśmy zatem przyczepę campingową z Niewiadowa, babcia robiła dla nas weki, odbieraliśmy paszporty z Biura Paszportowego i ruszaliśmy w kierunku Europy. Tej bardziej kolorowej. Europy pachnącej luksusem i gumą Donald.

Pamiętam pierwszą w życiu puszkę Sprita wypitą pod Akropolem. Dzieloną sprawiedliwie i rodzinnie na trzy, bo bezlitosny przelicznik inżynierskiej pensji mojego taty na dolara skutecznie hamował dalsze zakupy.

Czy czułam wtedy, że jestem z innego (obcego) świata? Nie. Mój tato był człowiekiem odważnym i otwartym. Tą jego otwartość intuicyjnie jako dziecko oceniałam jako coś bardzo wartościowego. Byłam dumna nawet wtedy gdy w dawnej Jugosławii przyciskałam swój nosek do szyby sklepu obuwniczego nie mogąc uwierzyć w to co widzę. Tyle fasonów i jakie kolorowe te buty!

Mam szczęście, że te moje doświadczenia przebiegały łagodnie i bezstresowo (bo co ja tak naprawdę wiem o odrzuceniu, obcości…?)

Dziś trzymam w rękach książkę pod tytułem Nie Obcy, 21 Opowieści, żeby się nie bać.

(Wśród autorów wybitne współczesne polskie nazwiska – Joanna Bator, Katarzyna Bonda, Sylwia Chutnik, Ignacy Karpowicz, Łukasz Orbitowski, Andrzej Stasiuk, Olga Tokarczuk, Małgorzata Rejmer i wielu innych)

Autorzy z różnych generacji i różnych literackich światów zostali poproszeni o napisanie tekstów, opowiadających o trudnych spotkaniach z obcością. Nikt nie odmówił.
„Obcych potrzebujemy nie mniej niż oni nas, nawet jeśli chwilowo wydaje się, że jest odwrotnie. Bo tylko konfrontując się z nimi, możemy tak naprawdę, do końca, bez złudzeń odkryć samych siebie”.

Podczas wakacyjnej jogi miałam okazję uczestniczyć w warsztatach na temat przeciwdziałania dyskryminacji. Prowadząca rozdała nam wszystkim karteczki, których nie można było pokazywać współuczestnikom. Stanęłyśmy na jednej linii a pytania zadawane przez prowadząca cofały nas albo przesuwały do przodu. Ja wylosowałam rolę córki amerykańskiego ambasadora w Polsce (ach, ten mój życiowy fart!). Szybko wyprzedziłam resztę uczestniczek i znalazłam się na prowadzeniu. Po zadaniu kilkunastu pytań ujawniłyśmy swoje role. Razem ze mną na samym początku była dziewczyna, która wylosowała rolę znanej modelki. Wymieniłyśmy ze sobą zadowolone spojrzenia. Daleko, daleko za nami została kobieta chora na Aids, uciekinierka z Syrii, czterdziestoletnia prostytutka, która z powodów zdrowotnych nie może już pracować.
Proste pytania na które odpowiadałyśmy – czy masz dostęp do opieki zdrowotnej? internetu? czy możesz wyjechać raz na dwa lata na wakacje? kupić sobie nowe ubranie raz na rok? czy możesz wybrać sobie sama partnera życiowego? –
doprowadziły do powstania między nami niewiarygodnej przepaści.

Patrząc na dziewczyny, które zostały z tyłu przyłapałam się na niepokojącej myśli (to był krótki i zawstydzający błysk) my – oni czyli podział a jestem po tej hmm lepszej stronie (uczucie którego zaraz się zawstydziłam ale pozostał niepokój).

Nie znam osobiście wielu Obcych. Czasem spotykam w pyskowickim Lidlu grupę Ukraińców. Robią zakupy, ustalają kto dziś będzie gotował obiad, kupują na wieczór zgrzewkę piwa. Pracują na pobliskiej budowie. Czy „obce” są może kobiety z więzienia w którym od kilku lat uczę jogi? Różnimy się przecież tak bardzo. Czy stoimy po dwóch stronach linii?

Trzymam zatem w rękach wyjątkową książkę. 21 opowieści polskich pisarzy i reporterów, które powstały, żeby się nie bać. Powstały z niezgody na strach.

Jestem kobieta. Joginką. Jestem też Europejką (mam to szczęście, że urodziłam się tutaj, póki co jestem w pozycji uprzywilejowanej).

„My, z wyspy Europa, otoczonej wodą, po której dryfują łódki pełne strachu” (cyt Małgorzata Rejmer, Każdy ma w brzuchu niebo, przez które przelatuje jaskółka)

Nie Obcy. 21 opowieści, żeby się nie bać. Polscy pisarze dla uchodźców. Polecam z całego serca. Nam wszystkim.

Siła kobiet | felieton Katarzyny Szoty-Eksner

 

– Odprowadzam do szkoły wnuczki. Wcześnie rano smażę im placuszki bananowe. Niezła gromadka jest ich do ogarnięcia….Ale ciężko to było kiedyś. Cała młodość ciężka. Wykarmiłam tyle dzieci. Pochowałam dwóch mężów. Wojna przyszła. Trzy razy nas wypędzali. Teraz córkom pomagam. Chce pani posłuchać?

Od kilku lat spotykam pod szkołą moich dzieci bardzo starszą uśmiechnięta panią. Kiedy się zatrzymuje, żeby ze mną porozmawiać, wydaje się wyższa. Stoi zawsze wyprostowana, z głową, mimo wieku, dumnie uniesioną do góry.  Czasem zamieniamy kilka słów. Czasem tylko się do siebie uśmiechamy.
– Pyta pani skąd ja na to wszystko biorę siły? Tu, ze środka biorę.

Nad herbatą owocową rozmawiam z bliską mi kobietą – społeczniczką i feministką. Rozmawiamy o działaniu, nie poddawaniu się. O starzeniu i dlaczego to jest, na boga, takie trudne.

Co jakiś czas rozmowę przerywa nam dzwonek jej telefonu.
– Tak, tak będę. Zajmę się tym, protest jest już gotowy.

(I jeszcze oczywiście – pomogę, załatwię, znajdę odpowiednią osobę).
Wracamy do rozmowy.
– Kobiece ciała są zazwyczaj miękkie. Miło się do nich przytulić. Ale uroda i płodność szybko przemijają. Co pozostaje?
– Wiesz, chyba to coś, co jest w środku. Jakaś pewność w środku. Że sobie poradzę.


HerStory. Nasze kobiece historie.
Kochamy. Chcemy się podobać. Szukamy w jego oczach zachwytu. Rodzimy dzieci. Krzątamy się, wciąż i wciąż. Wycieramy nosy i pocieszamy. I ciągle szukamy tego potwierdzenia. Próbujemy godzić różne role. I  czasem po drodze gubimy swoje ciała. Garbimy się i coś nas przytłacza.

Baby to tylko jazgoczą (dlaczego te baby ciągle tak jazgoczą i jazgoczą  – całkiem poważnie pyta  na swoim profilu Fb pewien mój znajomy).
Głupie te baby są i już! (reszta kolegów zgodnie rechocze). A może chłopa im trzeba?
Jaką co-dzienną i swoją opowieść tworzymy? W co wierzymy i co ma na nas wpływ?

Trzy lata temu złamałam nogę. Byłam wtedy początkującą nauczycielką jogi. Wszystko szło gładko i z górki, ale przedobrzyłam. Przeciążeniowe złamanie sportowe. No jednym zdaniem – sama sobie złamałam nogę.  Jak na osobę predysponującą do rangi nauczycielki, pracującą również nad ciałami innych osób, to  sytuacja ta była dla mnie dość niezręczna. Oczywiście, że chwilkę się nad sobą porozczulałam, ale szybko ruszyłam do przodu. Wyciągnęłam wnioski, a z kulami robiłam zakupy (kula jako wieszak na siatkę pełną buraków i marchewek sprawdzała się naprawdę dobrze), przy pomocy specjalnych obciążeń zaczęłam ćwiczyć obręcz barkową i mięśnie ramion.  Chyba wtedy po raz pierwszy tak naprawdę poczułam moc w sobie. Teraz myślę, że takie małe porażki mogą być wzmacniające. Bo mobilizują do działania.
Próba, która mnie wzmocniła.

Jednak, co  by się stało gdybyśmy wobec tych drobnych przeciwności losu zachowały wyprostowaną sylwetkę?  W warunkach cieplarnianych. Bo na macie do jogi. Lub w zwyczajnym życiu. Bo tak jest przecież o niebo łatwiej. Urdva Hasta czyli po mojemu  – jogowemu ręce radośnie w górę. Victoria!  Zaszczepmy się na gorsze czasy.
(A zresztą, może udając siłę – poczujemy ją? Czy to tak działa właśnie?)

Jutro znowu spotkam pod szkołą moich dzieci starszą panią. Zapytam ją o kilka ważnych spraw albo tylko się do siebie uśmiechniemy. A potem pójdziemy każda w swoją stronę. Patrząc prosto przed siebie z dumnie podniesioną głową.

 

katarzyna szotaKatarzyna Szota – Eksner: Prowadzi szkołę jogi Yogasana i współtworzy projekt Sunday is Monday, nawołujący do dbania o siebie. Jak Polska długa i szeroka namawia kobiety do szukania (mimo wszystko!) siły w sobie! Dziewczyna ze Śląska.

 

 

Miejsce, które mam w sobie | felieton Katarzyny Szoty – Eksner

Mówią:

 

-Powinnaś znać swoje miejsce.

-Grunt to znaleźć swoje miejsce na ziemi. Bo bez tego ani rusz.

I jeszcze dodają w dobrej wierze:

– Nie daj innym zająć swojego miejsca.

 

A ja tam swoje wiem. Poznałam przecież wiele miejsc. I spektakularnych końców świata. Takich co dech zapierały. I pragnienie na więcej i więcej budziły. I tak bez końca, w tą i z powrotem  można przecież…

 

….

 

Miejsce, które mam w sobie.

Wiele lat temu.

Jadę Dk 88 kierunek Bytom. Spieszę się bardzo. Za sobą zostawiłam dużo spraw. W sobie mam ich jeszcze więcej. Przelewają się i niebezpiecznie bulgoczą. Nie dają spokoju.

Późne popołudnie, samochody śmigają w obie strony. Ruch duży. Droga jest dwupasmowa ale nie rozdzielona pasem zieleni. Dużo wypadków. Pośpiech. Nie mam czasu obserwować twarzy ludzi w samochodach, które szybko wymijam.

– Jak można tak się wlec i dlaczego to pomarańczowe tico jedzie tak wolno? Wiadomo. Facet za kierownicą. Tylko oni tak jeżdżą!

Spóźniona docieram na miejsce. Zabrze. Dzielnica familoków. Budynek miejskiego przedszkola wybudowanego we wczesnych latach pięćdziesiątych. To tu odbywa się praktyka Asztanga Jogi.

Stara zardzewiała furtka. Budynek odrapany, skrzypiące drewniane drzwi. Zapach innej epoki. W 1953 patronat nad budynkiem objęła Huta Zabrze i to co udało się urządzić wtedy – zostało na zawsze. Bardzo, bardzo daleko od wydizajnowanych  loftowych  przestrzeni.

Krzywię się z niechęcią. Odrapana boazeria a na niej poprzyczepiane tu i ówdzie rysunki dzieci –  jedz warzywa i owoce, Ala ma kota.

Przed salą gimnastyczną  kilkanaście par butów, na wieszaku wiszą płaszcze. To tu. Wchodzę. Drzwi znowu skrzypią niemiłosiernie. Przepraszam za spóźnienie. Ale, ale no wiadomo. Praca, dzieci, dom, a jeszcze ta droga i pomarańczowe tico ze ślamazarnym kierowcą.

Młoda dziewczyna w dziwnych skarpetach bez palców zsuniętych do połowy stopy kiwa surowo głową i wskazuje mi miejsce. Rozkładam swoją matę. I wtedy dociera do mnie dźwięk. Dźwięk, który unosi się nad salą. Szum wiatru, szum deszczu. Oddech Ujaji. Próbuję jeszcze oglądać twarze osób, które praktykują obok ale powolutku czuje jak porywa mnie siła oddechu.

Po skończonych zajęciach wsiadam do swojego samochodu. Chwilkę trzymam dłonie na kierownicy. W uszach wciąż słyszę ten dziwny miarowy szum. Wracam do domu. Niby nic się nie zmieniło. Samochody wciąż mkną szybko w obie strony, ludzie wracają po wieczornych zakupach do domu. Przepuszczam na przejściu panią z pieskiem. To chyba ratlerek w dziwnym zielonym sweterku. Zapaliły się światła w domach, które mijam po drodze. Wjeżdżam na Dk 88. Jestem ogromnie wzruszona.

Ale to nic wielkiego przecież – tłumaczę sobie. Oddech. On zawsze jest. Do samego końca. Zawsze.

Po latach.

Maj 2017.  Spotykam się z panią dyrektor przedszkola (aż się prosi żeby napisać – zbieram materiały do książki – ale tak naprawdę to chcę wrócić w tamto miejsce, poznać jego historię, wrócić do źródeł mojej jogi ). Dziwnie się stoi w poszukiwaniu wspomnień na małej zabrzańskiej uliczce pod takim przecież zwykłym przedszkolem.

Budynek przedszkola osadzony jakby pośrodku, rozdarty pomiędzy familokami a całkiem nowymi blokami, przechodzi teraz gruntowny remont. Pani dyrektor okazuje się być uroczą ale bardzo konkretną kobietą. Opowiada o  pozyskaniu środków na remont. Tak, tak pamiętamy jak bardzo był konieczny. Już w pierwszych dniach jesieni zatykaliśmy na jodze  dziury pod oknami kocami. A co dopiero te biedne dzieci!

Pani dyrektor oprowadza mnie po przedszkolu. Rozmawiamy o tym, że za chwilę będzie tu jasno, nowocześnie i przestronnie.

Tak sobie zwykła rozmowa. Zwykli  ludzie. Zwykłe miejsca. W samochodzie przed odpaleniem silnika trzymam na chwilę dłonie na kierownicy.

I wszystko po raz kolejny układa się tak jak powinno. Moja joga. Mój oddech.

Mój oddech to również miejsce mojej kobiecej mocy.

 

katarzyna szotaKatarzyna Szota – Eksner: Prowadzi szkołę jogi Yogasana i współtworzy projekt Sunday is Monday, nawołujący do dbania o siebie. Jak Polska długa i szeroka namawia kobiety do szukania (mimo wszystko!) siły w sobie! Dziewczyna ze Śląska.

 

Bora Bora | felieton Katarzyny Szoty – Eksner

Leżę na plaży. Wieje Bora. Czytam książkę.

– Co pani czyta – pyta bohater książki piękną nieznajomą w autobusie pospiesznym linii A i jest to początek – jak to w życiu bywa – pięknej znajomości.

– Co pani czyta? – Pan w średnim wieku, czyli idealnie w moim – zagaduje. Kolega obok dzielnie wspiera.

– I do not understand – uśmiecham się milutko i powoli.

– Zbyszek, pani nie z Polski, idziemy.

Całkiem niechcąco odkładam książkę stroną tytułową do góry. Nie sposób nie zauważyć.
Jerzy Pilch, Inne Rozkosze (bardzo polecam!)

A zresztą, za chwilkę.
– Ciociu, mamo, ciociu a w najnowszej Epoce Lodowcowej jest o jodze. I w Ungry Birds też. Matylda ćwiczy jogę.

Panowie z niesmakiem przesiadają się dwa kocyki dalej. Prosto do pani, która wdzięcznie czyta czasopismo o typowo polskiej nazwie Be Acitive.

Leżę na plaży. Wieje Bora.

(To taki rodzaj wiatru jest)

 

….

 

Ale zaraz żałuję. I w głowie bulgocze mi nieco natrętna myśl – czy dobrze zrobiłam?

Bo nasza kultura wciąż uczy, że wielka to wartość, być adorowaną przez mężczyzn. Ach, ten Zbigniew, co to tak uroczo przepuszcza każdą z nas w drzewach. I płaszcz podaje. To Ci dopiero prawdziwy gentelman.  I Rysiek, co – rączki pani Kasiu całuję, całuję rączki. Ach.

Apel szkolny. Stoję w rzędzie dziewczynek ubranych w granatowe mundurki. Wczesne lata osiemdziesiąte. Dumnie wzorowa uczennica. Wygładzam fałd spódniczki i okruszki, co prawda niewidzialne, ale jednak strzepuję. Chłopcy szaleją gdzieś pomiędzy. Próbują ciągnąć za warkocze, wygłupiają się. Dziewczynki są grzeczne i stoją cicho a z tymi chłopakami to zawsze jest jakiś problem. Wiadomo! Bo oni przecież muszą się wyszaleć. I zwrócić na siebie uwagę. Taka natura. Wojownik, rycerz, obrońca. Na białym koniu rozbójnik jeden. Przyjedzie. Albo i nie!

Idziemy w życie. Grzeczne dziewczynki. I z czasem pojmujemy, że warto tą grzeczność doprawić. Odrobinką kokieterii, staranną fryzura a może nawet dekoltem. Nasze ciała, jako element walki. Walki o mężczyznę. Rozglądamy się wokół. Oczywiście bezwiednie. Mrużymy oczy i wygładzamy spódniczki. Z ust robimy uroczy dziubek. Eee lalunia, no niezły kociak z ciebie. Miau.

Nie wyrażamy się zbyt głośno. A już na pewno nie w kategorycznym tonie. Siedź w kącie to cię zauważą. (Czyżby?). Siadamy. Nóżki razem. No moja droga usiądź jak przyzwoita dziewczynka, bo co ty sobie tak właściwie wyobrażasz? A rączki to połóż grzecznie na kołdrze. No już!

Z biegiem lat stajemy się coraz bardziej niewidoczne. Bez photoshopa, z dala od tego całego jarmarku sztuczności, powiększania, odsysania i konieczności dobrze-wyglądania. A nasza stara twarz pełna zmarszczek i przebarwień, linii mimicznych to trochę jak porno w przestrzeni publicznej. I ciężki grzech. A fuj! A botoks to już nie działa? Teraz tylko beret i jesionka. Nikt starej baby nie będzie przecież słuchał. Czarownica jedna. A kysz!

Ale wciąż uporczywie pamiętamy o tym, że mamy być uprzejme. I uroczo miłe. Czekamy. Na wnuki. A nuż coś się zmieni?

….

Leżę na plaży. Wieje Bora. Czytam książkę.

– Co pani czyta – pyta bohater książki piękną nieznajomą w autobusie pospiesznym linii A i jest to początek – jak to w życiu bywa – pięknej znajomości.

Podnoszę wzrok z nad książki i rozglądałam się wokół. Dwaj panowie w średnim wieku i z brzuszkiem zapamiętale towarzyszą młodej dziewczynie na kocyku obok. Hehe zgodnie rechoczą. Ten starszy przysuwa się odrobinę niebezpiecznie. Młodszy filuternie i tak jakby zagaduje:

– Taka piękna i taka samotna, jak to tak można?

Ach.

Dziewczyna tłumi ziewnięcie a potem robi ruch jakby chciała wygładzić fałdy niewidzialnej spódniczki i strzepnąć okruszki, których przecież nie ma.

 

czaturangaKatarzyna Szota – Eksner: Prowadzi szkołę jogi Yogasana i współtworzy projekt Sunday is Monday, nawołujący do dbania o siebie. Jak Polska długa i szeroka namawia kobiety do szukania (mimo wszystko!) siły w sobie! Dziewczyna ze Śląska 🙂