TELEFON DLA KOBIET DOŚWIADCZAJĄCYCH PRZEMOCY

Телефон для жінок, які зазнають насильства

CZYNNY PONIEDZIAŁEK-PIĄTEK
OD 11.00 DO 19.00

Активний з понеділка по п’ятницю з 14:00 до 19:00

Szukaj
Close this search box.

Siła Rey

Siła Rey

Bohaterka nowej części „Gwiezdnych Wojen” staje się ikoną dla młodych kobiet.

 

Moje córki w wieku 10 i 12 lat nigdy nie były fankami  „Gwiezdnych Wojen”. Ani Księżniczka Leia ze swoją plecionką na głowie, ani Padmé Amidala z interesującymi kapeluszami nie zaprzątały ich myśli. Jednak po obejrzeniu najnowszej części gwiezdnej sagi, zaciągnęłam je do kina ze względu na jedną postać. Rey.

r

 

Zagrana przez 23-letnią brytyjską debiutantkę Daisy Ridley, Rey reprezentuje sobą wiele: jest niedobitkiem, śmieciarą, nietykalną, pilotką, mechaniczką, wojowniczką… i dziewczyną. Ale jej kobiecość nie jest słabością. Nie jest też siłą. W istocie, nie ma w filmie nic do gadania. Właśnie to sprawia, że jest najbardziej rewolucyjną bohaterką „Przebudzenia mocy”, i miejmy nadzieję, że jej fenomen okrąży całą kulę ziemską wzdłuż i wszerz.

Kiedy po raz pierwszy spotykamy Rey, poznajemy jej samotność, pomysłowość i cierpliwość.  Odkrywamy również jej dobroć, gdy – UWAGA, SPOILER ! – nie zgadza się na wymianę BB-8 za zwiększoną rację żywnościową. Jednak musimy poczekać do spotkania z Finnem, aby zobaczyć, jak rozprawia się ze stereotypowymi rolami płciowymi.  W ciągu kilku minut rozbraja chłopaka, ratuje mu życie, ukrywa go przed szturmowcami, a przy okazji steruje Millennium Falcon! To wszystko bez trzymania za ręce! Tak po prostu, Finn musi porzucić te urocze, tradycyjne wyobrażenia o rolach płciowych, które zostały mu wpojone przez First Order! (Jeśli tylko Ziemia mogłaby dostosować się tak szybko jak on.)

Rey okazuje się być tak samo mądra i śmiała jak Han Solo, choć wygląda na odrobinę bardziej melancholijną. Dzięki Kylo Ren odkrywa swoją potęgę, oraz fakt, że przewyższa go zarówno psychicznie i fizycznie (dodatkowo jest mniej podatna na ataki wściekłości).  W scenie, gdy Ren nakłania ją do przejścia na ciemną stronę mocy, czujemy jego desperację i strach. Ich ostateczna bitwa w śniegu to walka między dobrem a złem. Nie chodzi w niej o próbę siły ani płci. Czy którykolwiek z widzów myślał, że Rey nie pokona Rena? Że nie jest w stanie?

Dziewczyna Jedi! Nareszcie!” –  wyszeptała mi do ucha moja 10-letnia pociecha. Druga była bardziej zainteresowana wyglądem Rey. Jej beżowa tunika, luźne spodnie i muślinowe okrycie ramion, dostosowane do pustynnego stylu życia, staną się wkrótce symbolem. Od 40 lat bohaterki sagi były ubierane na podobieństwo Księżniczki Lei – jedynej kobiecej postaci, której obecność miała wpływ na akcję „ Gwiezdnych wojen”. Wygląd Rey rekompensuje lata spiralnych splotów na głowie, workowatych białych sukienek i sławetnego miedzianego bikini. Jej strój nie podkreśla jej seksualności, a fryzura nazwana Three Knobs jest prosta, realistyczna i trochę potargana.  „Wszystkie dziewczyny będą chciały mieć tak związane włosy!” – oznajmiła mi przy wyjściu moja druga córka.  Jak dla mnie – nie ma problemu. W przeciwieństwie do fryzur z „Igrzysk śmierci”, Three Knobs nie wymaga całego składu stylistów.

Po filmie moje dziewczynki czuły się silniejsze, tak jak ich brat, kiedy opuszcza salę kinową po jednym z tych „męskich hitów”. Nigdy nie skomentowały urody Rey. Przez myśl im nie przeszło, że Rey mogłaby zostać obiektem seksualnym. Po prostu czuły się silne.  Równe. Mogę sobie tylko wyobrazić, jak po filmie będą czuć się dziewczęta w tych częściach świata, gdzie kobiety nie mają kontroli nad własnym ciałem, sercem czy umysłem. A teraz wyobraźmy sobie pokolenie, które dorasta wierząc, że dziewczyny są silne. Siłę miliarda dziewcząt uświadamiających sobie, że pewnego dnia mogą rządzić galaktyką.

 

Źródło

Tłumaczenie i opracowanie: Karolina Ufa

Korekta: Anna Hoss i Patrycja Pokora

 

 

Seminarium „Historia wystaw sztuki kobiet w Polsce”

W imieniu organizatorów zapraszamy do udziału w seminarium „Historia wystaw sztuki kobiet w Polsce”, organizowanym przez Instytut Historii Sztuki Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, które odbędzie się 10 grudnia 2015 roku w Poznaniu (Stary Browar, Słodownia +1), w godz. 9.00-19.00. Seminarium, poświęcone zagadnieniu wystawiennictwa prac kobiet, kierowane jest do wszystkich zainteresowanych sztuką kobiet oraz badaniami nad wystawami.

Seminarium to powiązane jest z realizacją projektu badawczego „Historia wystaw sztuki kobiet w Polsce” (grant NCN). Od wiosny 2014 roku prowadzone są prace polegające na zebraniu i podstawowym opracowaniu dokumentacji dotyczącej wszystkich wystaw sztuki kobiet, które zostały w Polsce zorganizowane.

www.facebook.com/wystawysztukikobiet

http://www.facebook.com/wystawysztukikobiet

 

HISTORIA WYSTAW SZTUKI KOBIET W POLSCE

seminarium 10.12.2015, Poznań, Stary Browar, Słodownia

Wystawy sztuki kobiet pojawiły się wraz z profesjonalizacją artystycznej działalności kobiet w drugiej połowie XIX wieku i organizuje się je do dziś. Przez „wystawy sztuki kobiet” rozumie się tu ekspozycje zbiorowe, na których pokazane są tylko prace kobiet (nie obejmuje to wystaw indywidualnych). Mimo, iż główna zasada ich organizacji wydaje się stała, zmianie ulegają między innymi powody wyróżniania sztuki tworzonej przez kobiety, sposoby na jakie się to czyni i odbiór z jakim się takie działanie spotyka. Ekspozycje te można postrzegać jako odzwierciedlające i kreujące zmieniające się przekonania dotyczące twórczości artystycznej kobiet. Seminarium skierowane jest do osób interesujących się sztuką kobiet, a także badaniami nad wystawami. Służyć ma wnikliwemu przyjrzeniu się ekspozycjom sztuki kobiet organizowanym w Polsce od końca XIX wieku do dziś. Seminarium to jest powiązane z realizacją projektu badawczego Historia wystaw sztuki kobiet w Polsce (grant NCN). Od wiosny 2014 roku prowadzone są prace polegające na zebraniu i podstawowym opracowaniu dokumentacji dotyczącej wszystkich wystaw sztuki kobiet, które zostały w Polsce zorganizowane. Planowana jest publikacja monograficzna poświęcona historii wystaw sztuki kobiet w Polsce.

Organizacja:

Instytut Historii Sztuki UAM

Zespół organizacyjny:

dr hab. Agata Jakubowska

prof. UAM mgr Joanna Bojda

mgr Luiza Kempińska

mgr Karolina Rosiejka

mgr Karolina Staszak

 

program seminarium

plakat

PREMIERA FILMU „AUTORKI” w reżyserii Janusza Mrozowskiego

autorki-plakat.ost2SPECTATOR – WIĘCEJ NIŻ KINO

Przedstawia film: „AUTORKI”

PREMIERA:  4 grudnia 2015

         

Produkcja: Polska, Francja 2014
Czas : 73 min.

TWÓRCY
REŻYSERIA: Janusz Mrozowski
SCENARIUSZ: Janusz Mrozowski
OPERATOR: Janusz Mrozowski
MONTAŻ: Olek Krzanowski
PRODUCENT: Filmogène Janusz Mrozowski
KOPRODUCENT: Jakobyart Karolina Bieńko

 

FESTIWALE

2014 Warszawski Festiwal Filmowy – Konkurs Dokumentalny – nominacja

2015 Sichuan TV Festival – International “Gold Panda” Awards for Documentary – nominacja

OPIS FILMU

„Autorki” to opowieść o czterech kobietach, które odsiadując wyrok w zakładzie karnym w Krzywańcu, postanowiły wziąć udział w nietypowym projekcie. Pod opieką grupy teatralnej napisały sztukę, której są nie tylko bohaterkami, ale przede wszystkim autorkami. Uważna kamera blisko, lecz z wyczuciem portretuje osadzone, które nie bacząc na konsekwencje, zdecydowały się opowiedzieć swoją własną, często bardzo intymną i traumatyczną historię. Ujęcia z teatru i więzienia przeplatane są zdjęciami z rozmów na trawie, podczas których bohaterki „Autorek” mówią o swojej przeszłości, rodzinie, o miłości do innych kobiet,  uzależnieniu od narkotyków i alkoholu, a także o tym, czego doświadczają teraz, gdy siedzą w więzieniu.  Osadzone udają się w podróż w głąb siebie, podczas której każda na swój sposób podsumowuje własne życie.

„Autorki” to film bardzo emocjonalny – zobaczymy tu satysfakcję, śmiech i wolę walki, ale też łzy, strach i rezygnację. To historia kobiet, które doszły do granicy, za którą nie ma już nic, a mimo to podjęły próbę zmierzenia się z własną przeszłością. Ich życiorysami można by obdzielić co najmniej kilkanaście osób. Kret to pogodna roześmiana trzpiotka, która miała wszystko, a i tak zeszła na drogę przestępstwa.  Żmija chce, aby widziano ją jako kobietę twardą i bez uczuć, maskując w ten sposób  żal wobec świata, który ją skrzywdził. Ewa do Krzywańca trafiła jako wrak człowieka. Wyniszczona przez narkotyki, z podeptanymi wartościami, więzienie postrzega jako miejsce, które uratowało jej życie. Najstarsza Mariola od pięciu lat żyje w zamknięciu – to kobieta pełna miłości i nadziei, choć wiele w życiu przeszła, nie żałuje niczego.

 

REŻYSER O FILMIE I BOHATERKACH

Zakład Karny w Krzywańcu k/ Zielonej Góry – więzienie, gdzie karę pozbawienia wolności mogą odbywać skazane kobiety i skazani mężczyźni. Wyodrębniony jest oddział dla tymczasowo aresztowanych kobiet, oddział terapeutyczny dla osadzonych uzależnionych mężczyzn, oddział terapeutyczny dla skazanych uzależnionych kobiet oraz Dom Samotnej Matki i Dziecka.

Przebywają tam również 4 kobiety – autorki sztuki teatralnej pt. „Nikt nie byłby mną lepiej. Koncert”, wystawionej przez zawodowych aktorów na deskach Teatru w Zielonej Górze.

Autorki – bohaterki filmu to „Kret”, Ewa, „Żmija” i Mariola.

 4 kobiety, 4 charaktery i 4 życiorysy, ale 1 cel: odkrywając siebie na nowo wrócić do życia w każdym tego słowa znaczeniu.

„Kret” – mówi o sobie: skromny więzień, filozof z więzienia. W więzieniu przechodzi rytuał przejścia – ze zwierzęcia – w człowieka cywilizowanego, z małego dziecka – w osobę dojrzałą, z ćpuna – w normalnego człowieka.

Ewa – opisuje siebie: melancholik lubiący sztukę. Maluje obrazy. Narkotyki odebrały jej syna. W wystawianej sztuce chce zobaczyć swoje życie z perspektywy widza, zobaczyć, co zrobiła źle. Kryminał uratował jej życie, trafiła do Krzywańca będąc w silnym uzależnieniu z podeptanymi wartościami, boi się wyjścia na wolność, najgorsza dla niej jest niemoc i świadomość uzależnienia od innych. Dopiero przy pisaniu sztuki poczuła się potrzebna.

„Żmija” – nazywa siebie „nawijką”, chce coś przekazać ludziom na wolności, twierdzi, że żeby coś przeżywać trzeba mieć uczucia, a ona ich nie ma. Pisanie sztuki było dla niej przypominaniem sobie tego, co było w przeszłości, otwieraniem furtek swoich przeżyć. W więzieniu zrozumiała, co zrobiła źle, że jedyne czego chce to wolności i swoich dzieci. Najgorsza jest dla niej w więzieniu samotność.

Mariola – bezdzietna, (aktualnie) singiel z Wrocławia, choleryk melancholiczny, radykał liberalny, pisze wiersze. Wyjazd na premierę spektaklu jest dla niej pierwszym wyjściem od 6 lat z oddziału zamkniętego. Nie żałuje niczego, co było, bo bez tego nie byłaby tym, kim teraz jest.

Film ukazuje przemianę, ujawnia wrażliwość skrywaną przez lata i dawno wypartą ze świadomości. Film pokazuje prawdziwe twarze prawdziwych osób. Na przekór przekonaniom o więzieniu, jako jaskini zła, demoralizacji i patologii. Okazuje się, że więzienie, może uratować życie, a przy okazaniu dobrej woli i wyciągnięciu ręki jest źródłem inspiracji do odkrywania siebie, swoich możliwości i zainteresowań na nowo, a także do powrotu do życia – w każdym tego słowa znaczeniu. Dla każdej z autorek – bohaterek  filmu, ale też dla innych zagubionych osób w tym miejscu „powrót do życia” będzie oznaczał co innego. Może być to odzyskanie kontaktu z dzieckiem, powrót do rodziny, znalezienie pracy czy prawdziwych przyjaciół, życie bez narkotyków i nałogów. Więzienie, któremu przypisuje się same destrukcyjne cechy okazuje się być miejscem, gdzie 4 różne kobiety odnalazły inspiracje do podjęcia tego samego wyzwania – napisania sztuki teatralnej. To doświadczenie zbliżyło je do siebie, dzięki temu poprzez sztukę pokazały swoje emocje i uczucia, które być może ukrywały głęboko w sobie lub nie były do końca świadome swoich możliwości.

Sztuka…

Oku nie potrzeba zachęty ani nawet rady

do chwytania swoistości kolorów,

a już biały od czarnego 

odróżni ono bez żadnej wskazówki.

Natomiast dusza potrzebuje wielu pouczeń, 

aby wiedzieć, co robić w życiu”.

SENEKA

Sztuka – jako terapia                                           

Cytując Jacob Levy Moreno Oto – twórcę psychodramy, jednej z ważniejszych metod leczenia i rozwoju osobowości: „Zagraj siebie samego takim, jakim nigdy nie byłeś, tak, byś zaczął być takim, jakim mógłbyś być. Bądź swą własną inspiracją, swym własnym autorem, swym własnym aktorem, swym własnym terapeutą  i wreszcie swym własnym Stwórcą.”

Wyrażanie na scenie tego, co wcześniej było głęboko skrywane jest jak katharsis, pozwala dotrzeć do swojego wewnętrzna, być aktorem w głównej roli, w dramacie własnego życia. Daje możliwość autoanalizy i zmierzenia się ze swoimi słabościami, ale też jest bodźcem na poznanie swoich ukrytych talentów, pragnień i potrzeb.

Przy tym projekcie i w filmie miało szczęście spotkać się grono wspaniałych ludzi. Inicjatorzy projektu z wielkim zaangażowaniem pracowali z Autorkami, zdobywając powoli ich zaufanie, wywołując w nich impuls chęci pisania, zdradzając tajemnice teatru. Zaoferowali, w odróżnieniu od wcześniejszych tego typu projektów, żeby to same osadzone były autorkami tego scenariusza – co do części dotyczącej każdej z nich. Do tej pory osadzeni traktowani przedmiotowo, zwierzali się ze swoich trudnych przeżyć i życiorysów, następnie było to wykorzystywane na potrzeby sztuki, czy innego eventu. Na tym rola osadzonych, jako autorów/ autorek czegokolwiek się kończyła, byli traktowani jako temat do dobrej historii.

W tym przypadku osadzone – Autorki traktowane są podmiotowo. Inicjatorzy projektu długo walczyli o zaufanie Autorek, ale też Autorki zostały obdarzone bardzo dużym zaufaniem. Powierzono im napisanie scenariusza od początku do końca, inicjatorzy projektu zaś przyjęli na siebie w tym przedsięwzięciu rolę włącznie wykonawczą. Traumatyczne przeżycia każdej z bohaterek, tak ekstremalne, że ich doświadczeniem można obdzielić wiele osób, posłużyły za fundament wystawianej sztuki. Inicjatorzy projektu po zapoznaniu się z tekstami i historią każdej z Autorek – bohaterek filmu, nie ukrywając wzruszenia przyznali, że w stosunku do Autorek ciśnie się na usta tylko jedno słowo – SZACUNEK. Dla inicjatorów projektu osadzone to „arystokratki życia przez to, jak dzielnie niosą swój los”. Odegrali na scenie to, co było napisane przez Autorki w scenariuszu, ściśle trzymając się jego treści i niczego w nim nie zmieniając.

Film, który jest zwieńczeniem projektu, jest jednocześnie przekazem trójwymiarowym:

ze strony osadzonych przez mocną i dosadną sztukę dla widzów – odbiorców, ku przestrodze, że niewinnie zaczynające się życie na granicy „dobra i zła” może zaprowadzić do więzienia, a cytując jedną z bohaterek filmu – „żeby wzięli sobie do serca coś z tego co zobaczą i zastanowili się, czy warto”;

treść filmu obrazująca te 4 wspaniałe kobiety, jako przekaz do społeczeństwa, obraz osadzonych, nie jako osób wyłącznie z patologicznych rodzin i środowisk, ale osób zagubionych w młodzieńczym szaleństwie, które nie miały tyle szczęścia, aby wyjść z tego buntowniczego okresu obronną ręką;

trzeci wymiar – przekaz dla samych Autorek, jako bodziec na nowe doświadczenie, ciekawe przeżycia, których wcześniej nie znały.

Mówiąc słowami jednej z Autorek – bohaterek filmu, obserwujemy tutaj „rytuał przejścia: ze zwierzęcia – w człowieka cywilizowanego, z małego dziecka – w osobę dojrzałą, z ćpuna – w normalnego człowieka”.

Bohaterki filmu zgodnie twierdzą, że „w więzieniu może siedzieć każdy” – wystarczy chwila, moment nieuwagi… W ich słowach jest dużo prawdy, bo – odwołując się do słów i artykułu Profesora Karola Modzelewskiego: „W więzieniach siedzą ludzie tacy jak my”.

 

REŻYSER – Janusz Mrozowski

Janusz Mrozowski – polsko-francuski producent i reżyser filmowy od 1970 roku mieszkający w Paryżu. Przygodę z filmem rozpoczął od realizacji krótkometrażowych etiud filmowych. Wbrew radzie udzielonej mu przez Romana Polańskiego nie wyemigrował do USA, by tam robić karierą filmowca. Wybrał Francję, gdzie założył studio filmowe Filmogene. Mimo to swój pełnometrażowy debiut fabularny – Zemsta Lucy –  nakręcił nie w Europie, a w Burkina Faso w Afryce. Ten znakomicie przyjęty film został wyróżniony afrykańskim Oscarem czyli M-Net nagroda All Africa Film Award. W 2004 roku Mrozowski zrealizował swój pierwszy film dokumentalny poświęcony więzieniu – Więzienne bajery.  Na swoim koncie ma również Trylogię więzienną w skład której wchodzą trzy dokumenty: Bad Boy, cela dla niebezpiecznych, Bad Girls, cela 77 oraz Bad Boys, cela 425. Filmy Mrozowskiego pokazywane były na najbardziej prestiżowych festiwalach filmowych na świecie, takich jak Cannes, IDFA, Jihlava International Documentary Film Festival czy Warszawski Festiwal Filmowy. Reżyser był nagradzany zarówno przez międzynarodowe jury (Nagroda Braci Maysles na Belfast Film Festival czy Złote Zęby na Festiwalu Polskich Filmów w Chicago) jak i festiwalową publiczność (4. miejsce w plebiscycie publiczności Warszawskiego Festiwalu Filmowego).

 

Wybrana filmografia:

2012 Bad Boy, cela dla niebezpiecznych

2010 Bad Girls, cela 77

2009 Bad Boys, cela 425

2004 Więzienne bajery

1998 Zemsta Lucy

 

https://www.facebook.com

Recenzja spektaklu „Artysta” w reżyserii Natalii Fijewskiej-Zdanowskiej.

Za czym tęsknisz?

Recenzja spektaklu „Artysta” w reżyserii Natalii Fijewskiej-Zdanowskiej.

 

Mądry spektakl o próbie nakarmienia różnych głodów egzystencjonalnych.

Przeniesienie akcji sztuki w Bieszczady potęguje to wrażenie. Bieszczadzkie powietrze wyostrza apetyt i wyraźnie podkreśla to za czym tęsknią bohaterowie przedstawienia:

Studentka (Agata Fijewska), która nie miała szansy na zbudowanie relacji z ojcem; artysta (Krzysztof Kiersznowski) żyjący wspomnieniem siebie i lat rozkwitu kreacyjnego i towarzyskiego; pojawiający się nagle ojciec studentki (Marek Siudym) – odcięty od emocji, głębokich relacji i komunikowania się sercem, goniący za karierą i gnającym współczesnym światem.

W małej górskiej chacie położonej gdzieś poza społecznymi oczami i schematami dochodzi do wyjścia poza granice, które wyznacza codzienność. Pomiędzy artystą i studentką rodzi się romans.Ona w końcu czuje się wysłuchana, on znowu ma 20 lat i tworzy. Młoda kobieta jest dla niego inspiracją. Ojciec studentki poraz pierwszy poczuje się ojcem, ale czy faktycznie jeszcze nim jest? Czy romans nawiązany w odcięciu od tego co znane i oswojone może przetrwać?

Świetnie zagrany „Artysta” zmusza do tego, żeby przystanąć, rozejrzeć się do okoła, nabrać świeżego powietrza w płuca i zapytać samych siebie za czym tęsknimy i czy mamy odwagę zmieżyć się ze sobą i sięgnąć po swoje pragnienia mimo wszystko, a kiedy już wyjdziemy ze strefy komfortu i dotkniemy swoich pragnień … to co dalej?

 

Scenariusz i reżyseria: Natalia Fijewska-Zdanowska
Występują: Agata FijewskaKrzysztof KiersznowskiMarek Siudym
Muzyka: Filip Dreger
Charakteryzacja/kostiumy: Joanna i Aleksandra Tomczyk
Reżyseria świateł/konsultacja scenogragficzna: Mikołaj Malesza
Produkcja: Joanna Hawryluk i Agnieszka Kondraciuk
Realizacja: Fundacja Artystyczna MŁYN
dzięki wsparciu Miasta Stołecznego Warszawy
Partner: Stołeczne Centrum Edukacji Kulturalnej

 

Magda Wielgołaska – działaczka feministyczna i lesbijska. Koordynatorka projektu www.lgbtinthegame.com. Sercem związana ze Stowarzyszeniem na rzecz Osób LGBT -Tolerado. Wolontariuszka Feminoteki.

 

 

 

 

 

„Hey, Jude!” E. Walczak – recenzja

Sam tytuł świetnie oddaje klimat książki Emilii Walczak. Hey, Dżud albo Hey, Jude – można go odczytywać przez pryzmat licznych odwołań do popkultury, lub przez pryzmat zmagań z żydowską tożsamością, przewijającą się – aczkolwiek występującą w różnych perspektywach – w narracjach dwojga głównych bohaterów.

Autorka podejmuje problem nienawiści do obcości – identyfikowanej z Żydem, istniejącym już głównie w naszych głowach. Wspomnienia obu bohaterów przeplatają się z materiałami prasowymi na temat rasistowskich i antysemickich incydentów, najczęściej związanych z subkulturą kibicowską. Jako uzupełnienie, niczym antyczny chór, występują wypowiedzi umieszczane na internetowych forach.

W opowieści Emfazego, filmoznawcy zmagającego się z rozprawą habilitacyjną o tytule tak długim i niezrozumiałym dla osób postronnych, że brzmi w ich uszach jak bardzo długie i niezrozumiałe słowo. W jego opowieści istotną rolę odgrywają daty, opowieść Czarnej natomiast to historia wtapiania się w życie miasta, które nie pozwala zapomnieć o jej własnej odmienności.

To opowieść o życiu inteligentów w mieście, które nie stanowi centrum życia intelektualnego. Jego rzeczywistość jest tutaj przerysowana, niewątpliwie jednak udaje się autorce uchwycić problemy związane z podejściem do odmienności oraz z potrzebą zaangażowania się w przyziemne sprawy – jak w przypadku Emfazego, odkrywającego w sobie szczerą, ale niekoniecznie trwałą pasję do piłki nożnej.

Jest to bardzo interesujący portret problemów społecznych, na pewno warty rozbudowania. Zdecydowanie warto zapoznać się z tą pozycją.

***

aut. recenzji – Michał Żakowski

Książka do nabycia na stronie wydawnictwa Forma

M. Gębala: Powrót King Konga

teoria king kongaWspólnymi siłami  Feminoteki i portalu crowdfundingowego pomagam.pl zebrano pieniądze na wydanie  książki  Virginii Despentes Teoria King Konga – pozycji buntowniczej, punkowej, brutalnej i odważnej.

Francuska pisarka, punkówa, eks-prostytutka  bazując na swych często traumatycznych doświadczeniach, usiłuje kopnąć system w nos  i rozwalić  dyscyplinujący kobiety  domek z kart . Prostytucja? Tak – ale legalnie.  Gwałt? – to straszne, ale musisz się otrząsnąć. Po tym można żyć. A nawet żyć dobrze.

Gdy tak wertuję Despentes, jej buta przypomina feminizm siły, który zrywa całkowicie z postawą ofiary niosąc przesłanie: zrobiliśmy już dużo, ale możemy zrobić jeszcze więcej. Nawet w tak wiktymizujacych dyskursach – jak te o gwałcie i prostytucji –  nie daje sobie wyznaczyć miejsca.  Proponuje zdrowy rozsądek i chłodne podejście. Porzuca społeczne tabu na rzecz jasności swego doświadczenia, które mówi jej, że prostytucja niekoniecznie musi być czymś na wskroś złym i obrzydliwym ( a nawet pozwala szybko zarobić i to nieźle) a gwałt nie kończy szczęśliwego życia.

Obnaża hipokryzję systemu, który skazuje kobiety pracujące jako prostytutki na podwójne niebezpieczeństwo i margines społeczny, w zamian za milczące przyzwolenie na wykorzystywanie seksualne kobiet i czerpanie zysku z ich ciał. Faceci lubią czerpać zysk z ciał kobiet.  Dyskryminacja ze względu na płeć jest pewnego rodzaju kanibalizmem. Na końcu kanibal zeżre własne członki.  Despentes nawołuje prostytutki do walki o swoje prawa i negocjowania umów seksualnych. To ty – mówi –  powinnaś decydować gdzie, jak i za ile. Na co się godzisz, a na co nie.  Jasne, nie zawsze jest to możliwe. Ale ogólnie rzecz biorąc seks i prostytucja mogą być bezpieczne a usługi dobrze płatne. Despentes namawia kobiety do wzięcia swych ciał w swoje i tylko w swoje ręce, do czerpania z nich korzyści i przyjemności równocześnie licząc się z pewnym zagrożeniem ( którego nie da się wyeliminować). Zwraca uwagę jak nieliczne są kobiety, które mówią o prostytucji lub pornografii swym własnym językiem, bez dramatyzowania i stygmatyzacji. Które przyznają się bez wstydu  do czerpaniu  korzyści z własnego ciała.  Żal ma tylko o jedno: dlaczego nie uczy się kobiet bronić , a nawet wyrządzić krzywdy sprawcy w razie zagrożenia życia lub naruszenia nietykalności cielesnej.

Książka o traumie napisana jest językiem traumy ( mocno emocjonalnym – nie jest to jednak bynajmniej zarzut) ale z przesłaniem siły i odpowiedzialności, kipiąca życiem. Świeża. Nieuwikłana w nadmierne teoretyzowanie,  z mocną propozycją kierunku, w którym mógłby podążyć ruch feministyczny, lub – ogólnie – kobiety.

Czytając Despentes odnoszę  wrażenie, ze to, jak konstruowana jest kobieca seksualność  ma mocny związek z tym,  w jaki sposób jest odczytywane społecznie zjawisko prostytucji. Stygmatyzacja, społeczny ostracyzm, margines. Seksualność  wyparta lub obrócona w żart przez domowe porno.  Albo, jak pisze autorka, niezłe , szybkie pieniądze, dobra zabawa, ryzyko, ciekawość. Prostytucja jest tu również dość wyraźnie przeciwstawiona małżeństwu. Czysta ( okiełznana społecznie i silnie monogamiczna) seksualność mężatki /matki w konfrontacji  z niejasnym statusem prostytutki, który jeśli przeformułować  go, za namową pisarki, mógłby być mocno konkurencyjny wobec małżeństwa.

Walka o prawo do dysponowania własnym ciałem to niełatwa sprawa. To wręcz prawdziwa batalia.

Emancypacja kobiet w zakresie dysponowania swą seksualnością w pełni oraz ich prawa reprodukcyjne to kwestie wciąż nieuregulowane, lub uregulowane źle, ze szkodliwością dla kobiet.  Kto najczęściej zarabia na ciałach kobiet? Jakie, i czy w ogóle, kobiety mogą/powinny czerpać zyski z własnych ciał?

Pisarka stwierdza, że gwałt jest małą, ale wyraźną zapowiedzią tego, co może się stać, gdy kobieta weźmie za siebie bezpośrednią odpowiedzialność, podejmie ryzyko   i zrezygnuje z nadzoru sprawowanego przez ojca, brata, męża, syna , czy jakąkolwiek inną  bliską społeczność mężczyzn. Wstyd. To ma czuć kobieta-prostytutka, kobieta- zgwałcona, kobieta niewierna.   Seksualność kobiet to wciąż świat zakazany. Cuchnący siarką i innymi wyziewami, a zysk, który czerpią z ciał kobiet mężczyźni wciąż wyraźnie nie artykułowany. Mało tego, gender skonstruowane jest tak, by kobiety uczynić jeszcze bardziej bezbronnymi.

Despentes pisze „(…) Mężczyźni, absolutnie szczerze nie maja pojęcia, jak doskonale skuteczna jest społeczna procedura kastracji dziewczynek, jak starannie wszystko zorganizowane jest w tym celu, by atakując kobietę, mogli mieć pewność, ze zwyciężą, wiele nie ryzykując. (…) i wydaje się poczciwym idiotom, ze walka jest równa. Stąd ich zadowolenie z siebie”.

Despentes nawołuje do buntu i wymówienia posłuszeństwa. Nie tylko na poziomie mentalnym ale również na tym czysto fizycznym ( do dzisiaj nie może sobie wybaczyć, ze nie odważyła się bronić przed gwałtem scyzorykiem, schowanym w kieszeni.) Ale to wymaga odwagi,  zaciśnięcia zębów  i pewnej dozy bezczelności.  Wiary we własne siły oraz mocnego postanowienia wygrania tej nierównej  walki. Również  z samą sobą.

***

autorką recenzji jest Marzena Gębala.
Książkę można nabyć w księgarni Feminoteki.

Recenzja filmu ,,W cieniu kobiet”

Za każdym mężczyzną stoi kobieta, kobieta w jego cieniu. Jego kapłanka, czcicielka, ta, która zatraca się dla niego bezwarunkowo, wbrew wszystkiemu. Kocha, a przez to, że kocha cierpi… Czy rozbity dzban da się ponownie skleić bez żadnych blizn?

Pierre (Stanislas Merhar) i Manon (Clotilde Courau) są małżeństwem, które wspólnie kręcą dokumenty. Pewnego dnia  Pierre spotyka młodą stażystkę, która wkrótce zostaje jego kochanką. Mąż jednak nie chce odejść od żony, on w tym samym czasie pragnie obu kobiet. Jego kochanka, Elizabeth (w tej roli Lena Paugam), odkrywa jednak, że Manon też kogoś ma, i postanawia poinformować o tym Pierra…  Co robi sam Bóg Macho, postawiony na piedestale? Bogowi wybacza się wszystko, bo jest ponad wszystko, bez grzechu, nieomylny. Natomiast zdradzająca kobieta jest jak Hiob, trzeba się nad nią znęcać i torturować. Nie pozwalać jej zapomnieć o tym, że jest człowiekiem, który popełnił błąd.

„W cieniu kobiet” to film francuski, swoją stylistyką nawiązujący do najlepszych produkcji tzw. nowej fali w swej minimalistycznej formie, czarno białych zdjęciach i narratorze komentującym to, co się dzieje na ekranie.  Przedstawia spojrzenie na zdradę widziane oczami zarówno mężczyzny jak i kobiety. W kolejnych odsłonach pojawiają się elementy składowego całego procesu, i postawione są pytania: czy możliwe jest szczęśliwe życie po zdradzie? Jak zdrada wpływa na kobiety, a jak oceniają ją mężczyźni?

Zdradzający mąż, Pierre ( w tej roli Stanislas Merhar,  nagrodzony w 1998 roku Cezarem dla najbardziej obiecującego aktora młodego pokolenia) nie ma sobie nic do zarzucenia, taki jest wzorzec faceta, na którym się wychował i uznaje za słuszny. Uważa, że zdrada go uszlachetnia, natomiast, co do żony, to jest jego własnością, i jej zdrada boli go bardziej. Bo jak jego niewolnica, wyznawczyni i czcicielka mogła zmienić obiekt westchnień? Pokochać kogoś innego? On, mężczyzna stawia siebie na piedestale, nie widzi w sobie winy.

„Mężczyźni zawsze zdradzają, a gdy to robią to przynoszą swoim żonom kwiaty w ramach zadośćuczynienia” – mówi Manon, która zauważyła oddalenie się uczuciowe Pierra, która dostrzegła pewne znaki, świadczące o zdradzie/zdradach. W roli żony widzimy świetną Clotilde Courau, która niezwykle poetycko z niezwykłą wrażliwością wywiązała się z zadania, jakie jej powierzono. Nie krzyczy, jej bohaterka, mimo, że przeżywa silne emocje nie ucieka się do histerii, przyjmuje bolesne odkrycie ze spokojem, nie ucieka w krzyk by o nim mówić. Jest w niej jedynie żal, gdy uświadamia sobie, ze ludzie są inni niż jej się wydawało. Zaskakuje ją odkrycie, że bliska jej osoba ma inne życie oprócz tego, które prowadziła z nią, i że stawiła wszystko na szali, by to zrealizować nie patrząc na to, co ma.

Sam reżyser, Philippe Garrel należy do najbarwniejszych postaci w świecie francuskiego kina, a film „W cieniu kobiet” został znakomicie przyjęty podczas tegorocznego MFF w Cannes. Wskrzesza ducha francuskiej Nowej Fali, poruszając się po – co dla tego nurtu bardzo typowe – zagadnieniach z pogranicza życia i sztuki, nieustannie przecinających się i uzupełniających na wspólnej, czysto filmowej płaszczyźnie, w tle pozostawiając piękny, ponadczasowy Paryż. Film spodoba się przede wszystkim, tym, którzy pamiętają nowofalowe listy miłosne spod znaku Jacquesa Rivette’a i Erica Rohmera. Philippe Garrel prezentuje wspaniały koncert na troje aktorów, którego tematem jest życie, sztuka i wybujałe męskie ego.  To trwający 70 minut opowieść w stylu „Nowej Fali”, która przypomina chwilami Bergmanowskie „Sceny z życia małżeńskiego” w miniaturze. To jego najoryginalniejszy film od lat. Poważny zazwyczaj Garrel sięga po ironię godną Érica Rohmera bądź Milana Kundery – jednym zdaniem film wart uwagi.

ZWIASTUN FILMU

http://www.filmweb.pl/film/W+cieniu+kobiet-2015-723157

 

Autorka: Izabela Pazoła

„Fritzi i ja. Czyli o lękach ojca, że nie będzie dobrą matką” – recenzja

Myśląc o przyroście demograficznym, cały czas skupiamy się na rozrodczości kobiet. Mówimy o rozwiązaniach wspierających kobiety w wypełnianiu funkcji matek. Cały czas nie jest dla nas oczywistością, że wychowanie dziecka powinno być procesem, w którym na równi uczestniczą dwie osoby.

Opowieść Jochena Königa o wychowywaniu jego córki pokazuje zmagania ojca wychowującego dziecko w środowisku, w którym wykonywanie takich zadań postrzegane jest jako zadanie kobiece. Stąd też to Jochen staje się w oczach Fritzi mamą, co prowadzi zresztą do zabawnych nieporozumień w miejscach publicznych.

Książkę czyta się lekko a historia autentycznie wciąga, więc nie ma sensu streszczać historii tego rodzicielstwa. Jest to niewątpliwie świadectwo tego, że osoby prowadzące „wyzwolony” tryb życia gotowe są do podejmowania odpowiedzialnych decyzji w najbardziej ekstremalnych sytuacjach. Wiadomość o nagłym, nieplanowanym rodzicielstwie nigdy nie jest łatwa do przyjęcia. Autor nie próbuje się tłumaczyć czy usprawiedliwiać – przekazuje informację o „wpadce” na samym początku, przechodząc od razu do opowiadania o tym, w jaki sposób oboje – wraz z kobietą, która w książce przedstawiona jest jedynie mianem „mamy Fritzi – starają się dostosować do zastanej sytuacji. Nie udaje, że od początku byli uradowani – zgłaszają się na konsultacje z psychologiem, które musi odbyć każda osoba rozważająca usunięcie niechcianej ciąży. W istocie jednak rozmowa pomaga Jochenowi poradzić sobie z sytuacją. W końcu postanawiają, że Jochen jest w stanie podjąć się urlopu wychowawczego. Wiedząc, że będą w stanie poradzić sobie z sytuacją, decydują się przeżyć kolejne miesiące w sposób umożliwiający, z jednej strony, przygotowanie się do podjęcia nowego wyzwania, z drugiej – starają się wykorzystać ostatnie miesiące życia bez dziecka u boku.

Ten fragment wspomnień jest istotny o tyle, że pokazuje rolę instytucji państwowych we wspieraniu rodzicielstwa. Takich par jak ta stworzona przez Jochena i mamę Fritzi jest dzisiaj mnóstwo. Sytuacje niechcianej ciąży będą się zdarzać. Jeżeli celem państwa ma być zachęcenie do urodzenia, musi dać możliwość wyboru – traktując przy tym swoich obywateli jako dorosłych ludzi, z prawem do podjęcia  w obrębie własnego sumienia decyzji o zakończeniu tej sytuacji.

Zmagania Jochena z wychowaniem niemowlaka pokazują, że zajmowania się dzieckiem można się nauczyć – a nic nie jest skuteczniejszym motywatorem niż konieczność przewinięcia pieluchy czy przygotowania mleka w tym właśnie momencie. Czy mama Fritzi byłaby od razu gotowa do tego rodzaju wyzwań? Wątpliwe. Wydaje się, że umiejętność zajmowania się dzieckiem w pierwszej kolejności wynika ze szczerej miłości i umiejętności zaadaptowania swojego stylu życia do nowej sytuacji – płeć jest tutaj kwestią drugorzędną. To kolejna ważna refleksja, do której skłania lektura tej książki.

Wreszcie, jest to swego rodzaju dzienniczek wychowania dziecka w rodzinie nowego typu. Urodzenie Fritzi zmusiło jej rodziców do współpracy, nie oznacza to jednak, że automatycznie zacieśnieniu uległy relacje pomiędzy nimi. Oboje jednak potrafili oddzielić swoje życie uczuciowe od swoich zobowiązań względem dziecka. Nowe formy życia rodzinnego nie muszą być zagrożeniem ani dla rozrodczości, ani dla dobra dzieci. Osobiście z niecierpliwością czekam na polskie tłumaczenie kolejnej części wspomnień o wychowaniu Fritzi, a w dłuższej perspektywie – na refleksje samej Fritzi.

***

autor recenzji – Michał Żakowski

XX Konfrontacje Teatralne w Lublinie

W dniach od siódmego do osiemnastego października w Lublinie nastał czas sztuki, magii i kultury na najwyższym poziomie. Na ten krótki moment Centrum Kultury stało się dla mnie najważniejszym miejscem artystycznym w Polsce.

unnamedJuż od środy publiczność mogła podziwiać najpierw filmy, a później też najlepsze występy. Cały czas można było oglądać wystawy:  „A Question of Decency / Kwestia Przyzwoitości” – nowojorska scena queer oraz instalację w przestrzeni miejskiej Magdaleny i Ludomira Franczak – „Oddychająca góra”. Oficjalne otwarcie, które nastąpiło 9 października, zaczęło się mocnym akcentem w postaci spektaklu SkaGeN „BigMouth”, filmu „Grobowiec świetlików” w reżyserii I. Takahata oraz instalacji Wojtka Blecharza „Transcryptum”. Już po takim otwarciu wiedziałam, że warto było przyjechać na Konfrontacje. Festiwal odwiedziły grupy takie jak  andcompany & Co. oraz performerki ze Stanów Zjednoczonych  Holly Hughes, Lois Weaver i Peggy Shaw.

Konfrontacje Teatralne zupełnie zmieniają podejście do teatru oraz sztuki. Sprawnie przekraczają tematy tabu, sprawiając, że człowiekowi robi się niewygodnie w swoich schematach myślenia. Nie boją się podejmować każdego tematu i robią to w zupełnie nowej jakości, nieznanej dotychczas szerszej publiczności. Wzbudzają zachwyt, strach oraz refleksję nad dotychczasowym życiem i pojmowaniem pewnych spraw. Ukazują też kondycje artystów i sztuki zepchniętej trochę na bok przez technologię. Każdy fragment, każda rzecz na Festiwalu była godna uwagi i nie dało się przejść koło niej obojętnie. Polecam to wydarzenie każdemu, kto chce wiedzieć co dzieje się na scenie świata. Trudno opisać wszystkie odczucia i emocje przeżywane na widowniach. Czasem ukratkowe łzy, a czasem śmiech ukazywały prawdziwą naturę zjawisk. Z niecierpliwością czekam na kolejną edycję i życzę Festiwalowi jeszcze kolejnych, tak wspaniałych edycji.

***

autorka tekstu – Justyna Chruściel, wolontariuszka Feminoteki

 

K. Pollitt: „Pro. Odzyskajmy prawo do aborcji”. Recenzja.

Nie tak dawno, bo dosłownie około dwóch tygodni temu, nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej, ukazała się książka Kathy Pollitt „Pro. Odzyskajmy prawo do aborcji”. Książka została wydana w oryginale w roku 2014, jest więc pozycją całkiem świeżą, co niewątpliwie jest pierwszą z jej zalet.

Opisuje, przede wszystkim, sytuację społeczno-prawną dotyczącą aborcji w USA, gdzie zabieg ten wciąż pozostaje legalny (dokonuje się tam około miliona aborcji rocznie). Legalny, jednak de facto niełatwy do przeprowadzenia w zależności od tego, w którym miejscu kraju przyszło nam żyć i zajść w ciążę. Dodatkowe regulacje prawne w poszczególnych stanach, a konkretniej w tych bardziej konserwatywnych, mają utrudnić, lub uniemożliwić przeprowadzenie zabiegu. Sytuacja w USA zmienia się na gorsze z każdym dniem. Zwolennicy prawa wyboru trochę spoczęli na laurach, podczas gdy miłośnicy postawy pro life tworzą silną i prężnie działającą siatkę ruchów oddolnych. Głównym przesłaniem „Pro. Odzyskajmy prawo do aborcji” jest to, by nie zaprzestawać walki o prawo do aborcji, bo odpuszczenie choćby na chwilę, może być fatalne w skutkach.

Pollitt, choć świadoma faktu, że jej książkę przeczytają głównie osoby o zbliżonych do niej poglądach, postawiła sobie jeden cel: przypomnienie, że usunięcie zarodka to nie morderstwo, a aborcja jest jednym z praw człowieka. Zrobiła to w sposób niezwykle jasny, przejrzysty i błyskotliwy. Po kolei obaliła wszystkie argumenty przeciwników, łącznie z tymi wywodzącymi się prosto z religii katolickiej (choćby zwracając uwagę na fakt, że zarówno w Starym, jak i Nowym Testamencie nie ma ani słowa o aborcji). Obnażyła wszystkie absurdy toku myślenia przeciwników aborcji. Dlaczego kobieta nie może zabić swojego dziecka, a może kupić broń na każdym rogu i zabić wchodzącego do jej domu złodzieja? I dlaczego przy zakupie broni nikt nie pyta potencjalnego kupca o powody, dla których chce ją nabyć, a o powody do przeprowadzenia aborcji pytamy? Jesteście za tym, aby kobiety miały prawo do aborcji, jeżeli do ciąży doszło w wyniku gwałtu? Według niektórych „kobieta może zabić swoje dziecko, jeżeli została zmuszona do stosunku, ale nie wówczas, gdy odbyła go z własnej woli”. Czy to oznacza, że najlepiej byłoby gdyby każdy stosunek seksualny był wynikiem gwałtu? Ale przecież nawet wtedy kobieta może zostać obarczona winą za niego (bo przecież miałyśmy na sobie za krótką spódniczkę).

Rozważania, czy płód jest osobą są dla Pollitt równie niejasne. „Warto zauważyć, że około połowy zapłodnionych jajeczek nie zagnieżdża się – są usuwane z ciała wraz z miesiączką. Jeśli zapłodnione jajeczka są osobami, to Bogu za bardzo a nich nie zależy.” Rzekomym „obrońcom kobiet” wytyka: jeżeli rzeczywiście dbaliby o ich dobro, zezwoliliby na aborcję, ponieważ z punktu widzenia medycznego „zabieg przerwania ciąży jest dwanaście do czternastu razy bezpieczniejszy od swojej alternatywy, czyli donoszenia ciąży i urodzenia dziecka”.

Pollitt uważa, że w powszechnym myśleniu ciąża jest karą za seks. Brzmi dziwnie? Na dowód tego, że tak jest, wystarczy przejść się do apteki po test ciążowy i zobaczyć minę farmaceutki (gdy ja ostatnio to robiłam, był to zgorzkniały, obrzydliwy uśmiech mówiący: „o! wpadła! Będzie miała za swoje!”). Dalej myślicie, że to wyolbrzymienie? To czemu od mężczyzn nie wymaga się, żeby byli cnotliwi? To czemu ich nie obarcza się winą za ciążę? Czemu wskazane jest, by oni uprawiali jak najwięcej seksu, a kobiety jak najmniej? Czemu nie wmawia im się, że tacierzyństwo to najlepsza rzecz, jaka mogła im się w życiu przytrafić? Jeżeli od kobiet wymaga się, by przez całe życie dbały o siebie tak, jakby lada dzień miały zajść w ciążę (prawie na każdej wizycie u ginekologa pada hasło „kwas foliowy”), to czemu nie wymaga się od mężczyzn, by odkładali na potencjalne alimenty? Dlaczego wciąż panuje tak widoczna nierówność? Dlaczego mężczyzn nie pociąga się do równej odpowiedzialności za ciążę i wychowanie dziecka, co kobiet?

W książce znajdziecie też wiele ciekawostek dotyczących samej sytuacji w USA. Jako przykład podać można choćby istnienie takich programów telewizyjnych, jak „Teenage Mom” i „16 and pregnant”, których jedynym celem jest żerowanie na fatalnej sytuacji młodych matek. Albo przypomnieć historię przedwyborczą, w której jedna z kandydatek na stanowisko wicegubernatora zażądała od kontrkandydatki podpisania oświadczenia, że nigdy nie poddała się aborcji (oczywiście wygrała ta, która je podpisała). Albo wspomnieć o istnieniu andersenowskiego w swoim okrucieństwie i groteskowości terminu „dzieci śnieżynki” (czyli zamrożonych, zapłodnionych embrionów innych kobiet).

Pollitt w ostatnim rozdziale książki opisuje także sytuację na naszym podwórku, podając Polskę jako przykład kraju, w którym dokonuje się tzw. „ruchu wstecz” (tzn. aborcja była tu legalna od 1956 roku, do roku 1993, w którym zaostrzono prawo do tego stopnia, że pozwala na nią tylko w konkretnych warunkach, jak np. ciąża z gwałtu, czy zagrożenie życia kobiety). Z krótkiego rozdziału wynika, że autorka przyłożyła się do pracy domowej i dobrze poznała sytuację polskich kobiet (wspomina zarówno historię Alicji Tysiąc, jak i kwestię „klauzuli sumienia”, czy dronu z pigułkami wczesnoporonnymi wysłanego przez granicę niemiecko-polską do Słubic). Pollit pisze jednak także, że „Polska jest częścią nowoczesnej, zintegrowanej Europy, a nie udzielnym katolickim księstwem” i same Polki „poruszają niebo i ziemię, aby uniknąć konieczności wychowywania niechcianego dziecka”. Czy w rzeczywistości jednak tak jest? Czy wizja przyszłości Polek faktycznie jest tak różowa?

Prawo do aborcji to prawo do godnego życia dla kobiet. To wyraz szacunku do nich. To wyraz równości. To brak, ciągnącej się od zarania dziejów, dyskryminacji ze względu na płeć. To uznanie kobiet za jednostki samodzielne i myślące na tyle, by mogły decydować o własnym ciele i życiu. To jedno z praw człowieka. Równie ważne, co wszelkie inne prawa. Ta kwestia zawsze była i zawsze będzie ważna. A wszystkim, które/rzy chcieliby/ałyby przyłączyć się do walki o nie, polecam zacząć od przeczytania książki Kathy Pollit.

***

autorka recenzji – Bibi Żbikowska

Pro. Odzyskajmy prawo do aborcji
Katha Pollitt 
WYDAWNICTWO KRYTYKI POLITYCZNEJ

PRO: Odzyskajmy prawo do aborcji. Premiera książki. KATHA POLLITT. AGNIESZKA GRAFF

We wtorek 13 października o godz. 19.00 przy ul. Foksal 16, (II piętro) w Warszawie odbędzie się spotkanie z autorką książki, amerykańską feministką i dziennikarką Kathą Pollitt.

Rozmawiać z nią będzie Agnieszka Graff, która o książce pisze tak:
Aborcja nie jest złem. Nie jest też dobrem w sensie metafizycznym. To dobro publiczne – zabieg medyczny, który musi być legalny i dostępny, dlatego po prostu, że bywa potrzebny. Sęk w tym, że jest potrzebny wyłącznie kobietom, a żyjemy w świecie rządzonym głównie przez mężczyzn. Zakaz aborcji upokarza kobiety, zagraża ich życiu i zdrowiu. Odbiera nam godność, poczucie, że mamy prawo o sobie decydować. Katha Pollitt pisze o aborcji błyskotliwie i z ogniem, a przy tym konkretnie, politycznie i życiowo, przywołując masę faktów i dziesiątki kobiecych opowieści. Pisze wprost jak jest i jak było dawniej, a przy okazji obala całą masę mitów i kłamstw. Co ciekawe, nie omija centralnej tezy przeciwników prawa do aborcji, tej o człowieczeństwie płodu, ale brawurowo rozprawia się z ich argumentacją. Ta książka jest potrzebna w Stanach, gdzie prawo kobiety do wyboru znajduje się pod obstrzałem. W Polsce, gdzie od niemal ćwierć wieku nie mamy go wcale, „PRO” jest jak haust świeżego powietrza. Rewelacyjna książka.
pobrane3 Więcej o ksiażce:
Odkąd w 1993 roku praktycznie zdelegalizowano w Polsce zabieg przerywania ciąży, słowo „aborcja” coraz częściej wypowiada się z wrogością, choć przecież poddała się jej co czwarta, a może nawet co trzecia, Polka. Nawet ci, którzy popierają prawo kobiet do aborcji, często zastrzegają, że „aborcja jest złem”, „bolesną decyzją”, czyniąc z procedury medycznej coś trudnego i przerażającego. Aborcja przestaje być tym samym częścią zwykłego, codziennego życia, czymś całkowicie normalnym i potrzebnym, a staje się sprawą wstydliwą i ukrywaną. A prawo do przerywania ciąży bywa coraz częściej odbierane nawet w tych przypadkach, na które pozwala restrykcyjna polska ustawa.

W swojej książce Katha Pollitt pokazuje, że aborcja jest od zawsze popularnym i zwyczajnym elementem życia kobiet. Elementem, który powinien być akceptowany jako moralne prawo, mające pozytywne społeczne skutki. W Pro Pollitt rozprawia się z pojmowaniem płodu jako osoby ludzkiej na wczesnym etapie, wskazuje na pierwszeństwo życia i zdrowia kobiety, tłumaczy, dlaczego przerwanie ciąży może nieść dobre skutki zarówno dla samych kobiet, jak i ich rodzin i całego społeczeństwa. Już czas – twierdzi Pollitt – byśmy odzyskali prawo do życia kobiet i matek. Nasze wydanie książki zawiera dodatkowy rozdział poświęcony sytuacji w Polsce.
Wstęp wolny, spotkanie będzie prowadzone w języku angielskim

Katha Pollitt – poetka, eseistka, felietonistka The Nation, autorka książki Virginity or Death!. Jest laureatką wielu nagród, między innymi National Book Critics Award za jej debiutancki zbiór poezji Antarctic Traveler oraz dwukrotnie National Magazine Awards za eseje i teksty krytyczne. Mieszka w Nowym Yorku.

Książkę matronatetm objęły Enter the Room, Zadra, Feminoteka.

Bilety są dostępne na stronie www.krytykapolityczna.pl

Artykuł opublikowany przez Marlenę Kondrat, wolontariuszkę Fundacji „Feminoteka”

logo batory

 

Rozwój wolontariatu w fundacji Feminoteka jest możliwy dzięki dofinansowaniu rozwoju instytucjonalnego w ramach Programu Obywatele dla Demokracji finansowanego z Funduszy EOG.

„Fatamorgana saudyjskiej przestrzeni społeczno-kulturowej kobiet” / recenzja

Arabia Saudyjska podawana jest w dyskusjach o prawach kobiet jako przykład państwa ekstremalnie ograniczającego ich swobody polityczne, społeczne i ekonomiczne. W istocie, separacja płci jest w społeczeństwie saudyjskim zjawiskiem powszechnym, a swoboda kobiet jest ograniczana przez specyficzne normy moralne bardziej niż przez – stopniowo ulegające osłabieniu – ograniczenia o charakterze prawnym. W dyskusji o prawach kobiet w Arabii Saudyjskiej brakuje jednak głosu samych zainteresowanych. Praca Anny Odrowąż-Coates wypełnia tę lukę.

Autorka przeprowadziła swoje badania podczas pobytu w roli osoby towarzyszącej mężowi, skierowanemu do pracy w Arabii Saudyjskiej. W swojej książce prezentuje obraz kobiet realizujących swoje aspiracje w sposób, jaki uważają za słuszny – przedstawia również czynniki wpływające na postrzeganie właściwych ról społecznych. Fundamentalistyczna interpretacja islamu, przekazywana za pośrednictwem systemu szkolnego oraz demonizowanie wizerunku obcych wartości, wpływa na postrzeganie wyznaczonej saudyjskim kobietom drogi życiowej jako słusznej. Kobiety stykające się z kultura zachodnią (np. podczas wyjazdów zagranicznych) prezentują jednak bardziej zniuansowane podejście do swoich praw. Niektóre kobiety – oraz (w myśl saudyjskiego prawa odpowiedzialni za ich uczynki) mężczyźni – traktują narzucone im normy jako rodzaj gry, w której muszą uczestniczyć. Kiedy tylko opuszczają granice Arabii Saudyjskiej, kobiety odsłaniają swoje włosy, mężczyźni natomiast nie odmawiają sobie picia alkoholu czy innych zabronionych im zachowań.

1082-1247-thickbox

Autorka zarysowuje panoramę problemów wynikających z przekonania o konieczności segregacji płci. Kobieta, która opuści dom samotnie, narażona jest na molestowanie i próby gwałtu ze strony mężczyzn. Kobieta, która odsłoni kawałek włosów narażona jest na złośliwe uwagi i gesty pogardy ze strony przechodniów. Jeżeli kobieta zasłabnie w miejscu publicznym, nikt nie udzieli jej pomocy – dotykanie obcej kobiety traktowane jest jako obraza na niej i dla jej rodziny. Nie warto również w Arabii Saudyjskiej udzielać pomocy ofiarom wypadków drogowych – co boleśnie odczuł na swojej skórze, pochodzący z Afryki, kierowca autobusu wiozącego żony pracowników z osiedla zamkniętego, na którym mieszkała autorka. Za chęć niesienia pomocy osobie poszkodowanej zapłacił zwolnieniem z pracy i procesem, w którym został uniewinniony jedynie dzięki solidarnym zeznaniom pasażerek. W społeczeństwie saudyjskim powszechne jest przekonanie, że nasze życie i śmierć znajduje się w rękach Allaha – a próba ingerencji w jego wolę (np. przez pomoc osobom, które uległy wypadkowi lub zasłabły) jest wręcz świętokradztwem.

Autorka nie podaje prostych odpowiedzi na interesujące wszystkich pytanie o ewentualne zmiany tego stanu rzeczy. Zaznacza, że dzięki działalności środowisk postrzeganych jako bardziej umiarkowane dochodzi do powolnych przemian – w nadchodzących wyborach samorządowych kobiety będą mieć bierne i czynne prawo wyborcze, od 2013 r. kobiety zasiadają w najwyższej radzie konsultacyjnej (organ doradzający królowi i rządowi), od 2012 r. mogą pracować w sklepach (w działach przeznaczonych dla rodzin), planowane są również rozwiązania zabezpieczające sytuację rozwiedzionych kobiet. Niewątpliwie, sytuacja praw kobiet w Arabii Saudyjskiej nadal wymaga poprawy w zakresie podstawowych uprawnień, np. zezwolenia na prowadzenie samochodów. Te problemy wydają się być jednak relatywnie niewielkim wyzwaniem – socjalizacja kobiet i mężczyzn, program nauki w szkołach podporządkowany promowaniu wahhabickiej interpretacji islamu i poczucia saudyjskiej supremacji względem osób innego wyznania, narodowości i obywatelstwa, utrzymywanie formalnej dyskryminacji cudzoziemców (Saudyjka wychodząca za mąż za obywatela innego państwa traci obywatelstwo swojego państwa) sprzyja umacnianiu stereotypów, wpływających z kolei na tworzenie barier mentalnych, utrudniających włączanie kobiet do życia społeczeństwa.

„Fatamorgana saudyjskiej przestrzeni kulturowej kobiet” to pozycja obowiązkowa dla osób chcących zrozumieć, w jaki sposób oczekiwania kulturowe wpływają na pozycję kobiet. Jest to również bardzo ważny materiał dotyczący sytuacji kobiet opisywanej z perspektywy samych zainteresowanych – czasami przyjmujących stawiane im oczekiwania, czasami mniej lub bardziej otwarcie konfrontującymi się z nimi. Po książkę powinny również sięgnąć osoby zainteresowane fenomenem osiedla zamkniętego – autorka zawarła w swojej pracy opis funkcjonowania osiedla, na którym mieszkała oraz mentalności jego mieszkańców, jak również relacjom mieszkańców osiedla ze światem zewnętrznym. Opis czynników wpływających na postawy rasistowskie, wrogie wobec innych religii i nacji, wydaje się być bardzo ważny również z perspektywy problemów występujących w Europie – autorka doskonale opisała relację między skrajnym etnocentryzmem oraz indoktrynacją religijną a dyskryminacją osób z grup postrzeganych jako obce. Obrazy kreowane przez reprezentantów saudyjskiego społeczeństwa – proste kalki, odnoszące się do wyrywkowego postrzegania problemów występujących w innych kulturach oraz zwykłej pogardy dla państw mniej rozwiniętych oraz ich mieszkańców – są niepokojąco zbieżne z obrazami obcych obecnymi w europejskich społeczeństwach. Pokazuje to, że rasizm, ksenofobia, nietolerancja religijna jest problemem ogólnoludzkim, który może być jedynie ograniczany lub umacniany za pośrednictwem osób i instytucji wpływających na naszą socjalizację.

Książka do nabycia w księgarni Feminoteki.

autorka – Anna Odrowąż-Coates

tytuł – „Fatamorgana saudyjskiej przestrzeni społeczno-kulturowej kobiet. Płynne horyzonty socjalizacji, edukacji i emancypacji”

Oficyna Wydawnicza Impuls, Kraków 2015

***
autor recenzji – Michał Żakowski, wolontariusz Feminoteki. Zaangażowany w kampanię HejtStop, poświęconą przeciwdziałaniu mowie nienawiści. Wolontariusz w warszawskiej grupie lokalnej Greenpeace Polska.

Rezencja „Fridy” Bárbary Mujicy

Frida Kahlo – kobieta legenda, niepokorna Meksykanka, miłośniczka kolorowych tehuańskich  sukni  a przede wszystkim ikona malarstwa XX w. , o której przywódca ruchu surrealistycznego André Breton napisał: „Nie ma sztuki bardziej kobiecej w tym sensie, że chcąc być jak najbardziej uwodzicielska, chętnie gra rolę już to absolutnie czystej, już to absolutnie prowadzącej do zguby. Sztuka Fridy Kahlo to wstążka owiązana wokół bomby”.

frida

O Fridzie napisano już chyba wszystko. Księgarskie półki uginają się pod ciężarem opasłych tomów biografii, pięknie wydanych albumów z reprodukcjami obrazów, dogłębnych analiz malarstwa Meksykanki, zbiorów jej listów a nawet prac naukowych z kręgu psychoanalizy.

Na tym tle wyróżnia się książka Bárbary Mujica „Frida”, która zręcznie bawi się biografią artystki –  zamiast opisującego w najdrobniejszych szczegółach życiorysu malarki przedstawia fabularyzowaną historię artystki opowiedzianą z perspektywy jej siostry Christiny. Jak zastrzega autorka w nocie końcowej  powieść ma na celu  „uchwycenie istoty osobowości Fridy” a nie dokładne odtworzenie ścieżki jej życia.

Cofając się pamięcią do quasi-autetntycznych wydarzeń Christina snuje opowieść
o egocentrycznej, odważnej i pewnej siebie kobiecie, która była jednocześnie wrażliwą i zagubioną w świecie artystką. Oddanie głosu młodszej siostrze wyznającej sekrety rodziny Kahlo sprawia, że od początku czytelnik/czytelniczka angażuje się emocjonalnie w akcję i staje się cichym uczestnikiem wydarzeń zapisanych na kartach powieści.

Atutem książki jest także wyjątkowa dbałość  o detale i uwarunkowania historyczne. Pisarka osadziła akcję w realiach społecznych i politycznych  XX w. Meksyku dzięki czemu czytelnik/czytelniczka mają możliwość wczucia się w klimat tamtych czasów i lepszego zrozumienia motywów postępowania artystki.

Kolejnym ciekawym elementem książki są krótkie opisy największych dzieł malarki zawierające analizę kolorystyki, kompozycji oraz hipotezy na temat prawdopodobnych okoliczności powstania poszczególnych obrazów.  Frida przez całe swoje życie zmagała się z cierpieniem, które przelewała na płótno. Malarstwo stało się dla niej odskocznią od rzeczywistości a także terapią podczas, której rozprawiała się z własnymi lękami i słabościami. Mimo, że za życia była znana przede wszystkim jako partnerka malarza Diego Rivery po śmierci przewyższyła go sławą i zasługami.

Książka dostępna w naszej księgarni.

***

Autorka recenzji – KU, wolontariuszka Feminoteki

logo batory

 

Rozwój wolontariatu w fundacji Feminoteka jest możliwy dzięki dofinansowaniu rozwoju instytucjonalnego w ramach Programu Obywatele dla Demokracji finansowanego z Funduszy EOG.

Gender w sztuce – recenzja wystawy w MOCAK-u

Słowo “gender” na dobre zagościło już w naszych słownikach. Wystawa prezentowana w krakowskim MOCAK-u prezentuje sztukę przedstawiajacą zagadnienia związane z płcią, kulturą i stereotypami płciowymi.

Do tematyki wystawy wprowadzają nas zdjęcia talerzy z pracy “Proszona kolacja”, na stale eksponowanej w nowojorskim Brooklyn Museum. Praca Judy Chicago prezentuje w symboliczny sposób 39 kobiet – od występujących w religiach pierwotnych i starożytnych kultach bogiń, w których wyobrażeniach przechowały się pozostałości czasów przedpatriarchaolnych, po XX-wieczne feministki. Praca stanowi świadectwo roli, jaką kobiety odegrały w dziejach ludzkości. Większośc z nich nie doczekała się uznania swoich dokonań w takim samym stopniu jak męzczyxni z porównywalnymi zasługami.  Znajdująca się na równoległej ścianie instalacja Jadwigi Sawickiej “Chciała, mogła”. Składjaa się na ną dwa napisy – “chciała nie mogła” i “mogła nie chciała”. Znajduja się one obok siebie, symbolizując przemiany, jakie przyniósł femimizm – wcześniej kobietom nie wolno było wykonywać okreslonych czynności, dzisiaj ograniczają je wyłącznie osobiste aspiracje. Ten prosty podział zostaje jednak zaburzony kiedy przyjrzymy się bliżej napisom – okazuje się bowiem, że mamy również takie kombinacje jak “mogła nie mogła”, “chciała nie chciała”. Skłania to do refleksji nad tym, jakie jeszcze czynniki – poza formalnymi zakazami i nakazami – wpływają na wybory życiowe kobiet.

Wystawa “Gender w sztuce” prezentuje prace, których autorzy i autorki starają się uchwycić wybrane problem związane z płcią i kulturą w świecie, w którym osiągnięte zostało równouprawnienie.

Nie brakuje tutaj opinii sprzecznych. Jurgen Klauke w instalacji “Przechodzenie – odchodzenie” sugeruje, że równouprawnienie płci zapewniło mozliwość czerpania przez kobiety z wzorców męskich, a przez mężczyzn – z kobiecych. Symbolem tej równości jest ostatnia fotografia, na której mężczyzna nosi na sobie suknię, początkowo noszoną przez kobietę – ona natomiast “przeniknęła” w męski garnitur. Bartek Jarmoliński w pracy “Confessions after Hours” pokazuje, że przenikanie idzie w jednym kierunku. Kobieta, która przywdzieje “męski” strój postrzegana jest jako bardziej dostojna, poważna, zaradna. Mężczyzna zakładający różową bluzkę i inne elementy ubioru uznawanego za “kobiecy” zaczyna być traktowany podejrzliwie. W innej pracy – “Twoje buty świadczą o tym, kim jesteś” – Jarmoliński pokazuje w jaki sposób drobny element stroju, jakim są buty na szpilkach, zmienia postrzeganie mężczyzny w naszych oczach. Wideo “Jasny / ciemny” autorstwa pary performerów – Mariny Abramović i Ulay’a – przypomina, jak najbardziej słusznie, że równouprawnienie to dopiero początek dyskusji o gender i naszym wzajemnym postrzeganiu.

Wystawa prezentuje nie tylko twórczość artystów współczesnych. Obraz “Pochodzenie świata” autorstwa XIX-wiecznego malarza, Gustave’a Coubert, był bodaj pierwszym wyobrażeniem waginy prezentowanej jako element sfery intymnej autonomicznego podmiotu, a nie sfera erotycznych zainteresowań płci męskiej. Innym ciekawym przykładem jest praca Bolesława Cybisa z 1937 r. – umieszczenie w akcie nagiego mężczyzny stanowiło złamanie konwencji, w myśl której akt musi prezentować ciało kobiece. Zamiast atrybutów płciowych, Cybis zdecydował się jednak na wyeksponowanie stóp – nasuwających skojarzenia ze stopami pielgrzymów na obrazie Caravaggia.

W tematyce wystawy mieści się również tematyka tożsamości współczesnych mężczyzn.  W tym miejscu ponownie warto przytoczyć dwie prace Bartka Jarmolińskiego – “Antyatlas” oraz “Wartości prawdziwego mężczyzny”. Pierwsza z nich prezentuje mężczyzn w pozycji embrionalnej, nieradzących sobie z odnalezieniem własnej tożsamości w świecie, w którym kobiety wywalczyły równouprawnienie. Druga praca to nagranie rozmów z mężczyznami w różnym wieku, odnoszących się do porzekadła o trzech rzeczach, które powinien zrobić w życiu każdy mężczyzna. Większość z nich odnosi się do tych zasad krytycznie. Nie wszyscy umieją zaproponować inną definicję męskich powinności. Niektórzy akcentują znaczenie odpowiedzialności za drugą osobę. Praca skłania odbiorców – przede wszystkim mężczyzn -do własnych przemyśleń w tym temacie. W zdjęciach Lubriego – “Pięć aktów” oraz “Hard Candy” – przewijają się z kolei obrazy mężczyzn starających się wpasować w tradycyjnie “kobiece” konwencje, niespecjalnie sobie jednak z tym zadaniem radzących. Andrea Fraser, odtwarzając w swoim wideo “Mężczyźni na linii” zapis audycji z udziałem mężczyzn rozmawiających o feminizmie i o konieczności zaakceptowania tego ruchu przez mężczyzn, W swojej interpretacji artystka wprowadza elementy samozadowolenia i protekcjonalności, przez co wydaje się podważać szczerość intencji osób wypowiadających się w audycji.

Z pozostałych prac, warto zwrócić uwagę na “Patchworkowe rodziny” Małgorzaty Markiewicz, “Zbuntowaną” Shirin Neshat i  “Aldonę” Piotra Wysockiego. Markiewicz podejmuje temat przemian modelu rodziny, kaząc dzieciom z takich rodzin zaprezentowac swoje rodziny. Dzieci bez zastanowienia wskazują na to, że do ich rodziny nalezy “chłopak mamy’ czy “dziewczyna taty”. Neshat zwraca uwagę na problem niedoceniania roli kobiet w kulturze islamskiej – z jednej strony sali widzimy mężczyznę markującego śpiewanie, otoczonego publiką złożoną z samych mężczyzn, z drugiej strony śpiewaczkę prezentująca profesjonalny repertuar przed pusta salą. “Aldona” to zapis wideo zakończonych sukcesem starań osoby transpłciowej o dokonanie operacji zmiany narządów płciowych, wspieranej finansowo przez samego artystę. Przyznaję że osobiście nie wytrzymałem oglądania sceny prezentującej sam proces przemodelowania narządów i nie bardzo rozumiem sens umieszczania tej sceny. Niemniej, jest to bardzo ważny głos uzupełniający treść wystawę o kwestię transpłciowości, która poza tą pracą wydaje się być wielkim nieobecnym.
Wystawę można oglądać do 13 września. Recenzja napisana została przy pomocy katalogu wystawy “Gender w sztuce”.

***

autor recenzji: Michał Żakowski – student polityki społecznej na Uniwersytecie Warszawskim. Zajmuje się na co dzień projektem HejtStop, zaangażowany w działalność Stowarzyszenia Projekt: Polska. Wolontariusz fundacji Feminoteka.

 

logo batory

Rozwój wolontariatu w fundacji Feminoteka jest możliwy dzięki dofinansowaniu rozwoju instytucjonalnego w ramach Programu Obywatele dla Demokracji finansowanego z Funduszy EOG

 

K. Harrison – “Tysiąc drzewek pomarańczowych”. Recenzja

Książka Kathryn Harrison opowiada o dwóch kobietach z odmiennych środowisk. Marie Louise de Bourbon, czyli María Luisa, pierwsza żona króla Hiszpanii, Karola II Habsburga, cierpi z tęsknoty za swoją ojczyzną i ze wstrętu wobec walorów fizycznych jej męża. Jej położenia nie poprawia fakt, że nie jest w stanie wydać z siebie nastepcy tronu. Wątek Maríi Luisy to historia o losie kobiety uwikłanej w dynastyczne rozgrywki, w której wartość kobiety wyznacza to, za kogo wyjdzie i ilu potomków jest w stanie zaoferować swojemu męzowi, a w przypadku małżonki króla – całemu państwu. Niewywiązanie się z tej powinności przynosi dramatyczne konsekwencje. W przypadku królowej bezpłodność jest bowiem zbrodnią zasługującą na gniew ludu, który uspokoić może jedynie smierć osoby tak jawnie działającej przeciwko jego interesowi.

Drugi wątek to wspomnienia Francisci de Luarca, pochodzacej z podupadłej rodziny kupieckiej. Jej dramat wynikał, dla odmiany, z autentycznego pożadania erotycznego i spłodzenia potomka. Problem polega na tym, że swoje uczucia ulokowała w miejscowym księdzu. W jej wspomnieniach przewijają się obrazy z życia młodej dziewczyny żądnej zdobywania wiedzy, nie potrafiącej jednak zapanować nad uczuciami wobec swojego nauczyciela. W tle przewija się inkwizycja, która stoi ponad ludzkimi sprawami. Z jej opisów czuć jednak poczucie strachu i bezbronności zwykłych ludzi, z których każdy może trafić w ręce “kapturów”.

Autorka dużo miejsca poświęca obyczajom. Niestety, trochę więcej uwagi poświęca obyczajom dworskim, w mniejszym stopniu pisząc o folklorze hiszpańskiej wsi. W narracji nie widac szczególnych emocji, XVII-wieczna Hiszpania pokazywana jest nam w sposób spokojny, a ocena poszczególnch zwyczajów (również tak specyficznych, jak zatrudnianie osoby jedzącej baraninę przy umierającym człowieku – rytuał ten miał sprawić, że jej grzechy zostaną “wyjedzone”) pozostaje do oceny czytelnika/czki.

“Tysiąc drzewek pomarańczowych” to pozycja dla wszystkich miłośników/czek powieści historycznych i obyczajowych. Na uwagę zasługuje bogaty język, świetnie oddany przez tłumacza. Warto zanurzyć się wraz z autorką w świat dworskich intryg i zmagań wiejskiej dziewczyny z nieakceptowanymi społecznie uczuciami.

autorka – Kathryn Harrison

tytuł – “Tysiąc drzewek pomarańczowych”

tytuł oryg. – “A Thousand Orange Trees” (tytuł brytyjski), “Poison” (tytuł amerykański)

tłumaczenie – Mariusz Ferek

Wydawnictwo Marginesy, 2015

***

autor recenzji – Michał Żakowski, wolontariusz Feminoteki

logo batory

 

Rozwój wolontariatu w fundacji Feminoteka jest możliwy dzięki dofinansowaniu rozwoju instytucjonalnego w ramach Programu Obywatele dla Demokracji finansowanego z Funduszy EOG.

„Pani Stefa” – recenzja książki Magdaleny Kicińskiej

Gdzie leży granica pomiędzy postacią historyczną a bohaterką literacką? „Gromada dzieci, uśmiechają się do obiektywu, rozlewają się od jednej do drugiej krawędzi. Jeśli ustawi się mocniej kontrast, widać, że po lewej stronie zdjęcia, w cieniu daszku nad drzwiami wejściowymi stoi na współ odwrócona kobieta. Można ją wydobyć z zaciemnienia. Postać jest nieostra, ale udaje się wydobyć dwa szczegóły, które pozwalają stwierdzić: «ona». Czarny fartuch i biały kołnierzyk. I jeszcze trzeci, podobno mniej dla niej charakterystyczny, ale uchwycony na kolejnym zdjęciu : uśmiech. Czasem, kiedy powielają te zdjęcia, w kadrowaniu ucina się postać z cienia” (Kicińska 2015: 180). Akcja „Pani Stefy” rozpoczyna się w parne, listopadowe popołudnie 2012 roku w Izraelu. Autorka jedzie autobusem do Ramli – szuka Szlojmego Nadla, jednego z nielicznych wychowanków Domu Sierot, który przeżył Zagładę.

pobrane (1)O Stefanii Wilczyńskiej, głównej bohaterce i przyczynie opowieści, wiadomo niewiele, prawie nic. „Niewiele «na pewno», dużo: «podobno», «ktoś powiedział», «gdzieś», «chyba». Najczęściej właśnie te dwa słowa: «nie wiadomo». Skrawki nie układają się w opowieść, nie niosą historii”(Kicińska: 10). Miejsce akcji jest miejscem, które istnieć nie mogło i które we fragmentach wspomnień byłego wychowanka przekształca się w rodzaj utopii. Czas akcji to czas, o którym wolałoby się zapomnieć, zaprzeczyć, ufikcyjnić. Jest wojna – jedna, potem druga, wydaje się, że życie codzienne nie może toczyć się zwykłym trybem. Ile z tego i w jaki sposób rozumieją dzieci?

Jak w „Powiększeniu” Antonioniego, zmiana kadrowania obrazu zbliża nas do rozwiązania kolejnych zagadek, nie dając jednak gotowych odpowiedzi. Postać Stefanii Wilczyńskiej, cichej, niezmordowanej, niedocenianej – a może odległej, może apodyktycznej, nie ma pewności – jest niewygodna, bo do pewnego stopnia zaburza okrągłą opowieść o waleczności jako bohaterstwie. Niewygodna jest także forma narracyjna, która zmusza czytających do nieustannej, osobistej konfrontacji z niewiadomym. Kto w rzeczywistości kierował Domem Sierot na Krochmalnej? Jak zmieniały się poglądy Wilczyńskiej i Korczaka na wychowanie? O czym myśleli, jadąc do Palestyny i – nieodmiennie – wracając? Dlaczego nie zostali, do jakiego stopnia był to wybór, czy mieli wybór? Czy przeczuwali choć przez chwilę jaki finał czeka na nich u końca opowieści? A ty, wy, my? – zdaje się pytać Kicińska. Co upodabnia opartą na faktach biografię „współpracownicy Korczaka” do formy powieściowej? Czy to, że nie do końca wiadomo? A może łatwiej jest nie wiedzieć?

Tekst napisany przez Aleksandrę Gocławską, wolontariuszkę Fundacji Feminoteka

logo batory

Rozwój wolontariatu w fundacji Feminoteka jest możliwy dzięki dofinansowaniu rozwoju instytucjonalnego w ramach Programu Obywatele dla Demokracji finansowanego z Funduszy EOG

Gęstniejąca sieć szlaku kobiet – czyli omówienie drugiego Tomu Krakowskiego Szlaku Kobiet

        Wokół pierwszego tomu „Krakowskiego Szlaku Kobiet” wydanego przez Fundację Przestrzeń Kobiet w 2009 narósł duży szum. I to zasłużony. Dużym echem odbiła się Przewodniczka zarówno na uniwersytetach, w związku z wdrażaniem perspektywy genderowej, jak i wśród organizacji pozarządowych czy osób poszukujących nieznanych faktów o mieście Kraków.

We wstępie do drugiego tomu pisze o tym szerzej Ewa Furgał, pomysłodawczyni i redaktorka tomów Krakowskiego Szlaku Kobiet podkreślając ważny fakt, że „Przewodniczka rozbudziła apetyt na historię kobiet nie tylko w Krakowie, ale zainspirowała również kobiety z innych miast do badania Herstorii na lokalnym gruncie”. Kolejny, wydany po roku tom, to kontynuacja najważniejszego rozdziału pn. Kobiety. Mieści się w nim aż jedenaście historii jednostkowych, ważnych i równocześnie szalenie różnorodnych obrazów emancypacji. Natomiast wśród esejów, jakie zawarto w tomie we wstępnym dziale pn. Konteksty znajdują się także te szczególnie godne przywołania, jak na przykład Joanny Erbel pn. „Gender w mieście. Jak perspektywa urbanistyczna zmienia myślenie o płci?” czy Justyny Struzik „O miłości między innymi”.

szlak-kobietWracając do biografii kobiet zasłużonych, których to biografie są najważniejszym elementem tomu warto zwrócić uwagę na opis żydówki Diany Reiter poczyniony przez Monikę Świerkosz pn. „Diana Reiter. Wymazywanie życia” . Reiter była żydowska architektką, wykształconą na zachodnich uniwersytetach. Inżynier Reiter zginęła w trakcie pracy przy budowie koszar, zastrzelona przez nazistowskiego komendanta obozu pracy. Przejmujący moment śmierci został przedstawiony w książce T. Keneally’ego, a następnie w filmie Spielberga „Lista Schindlera” stając się jednym z najsłynniejszych fabularnych wyobrażeń o cierpieniu Żydów w okresie Holokaustu.

Słusznie autorka przyznaje, że praca nad odzyskiwaniem biografii kobiet to  przedzieranie się przez figury symboliczne czy motywy Everymana, które choć istnieją w świadomości wielu, dzięki filmom i innym przekazom, to nie ujmują istoty pojedynczego istnienia oraz człowieczeństwa w jego najwrażliwszym i prywatnym bagażu. Świerkosz swoim tekstem pokazała nie tylko oddanie, by unaocznić biografię Reiter (poprzez odzyskiwanie „treści” wspomnienia), ale też aby uzmysłowić nam wszystkim, że ta niemalże syzyfowa praca, w kreśleniu portretu osoby o statusie nieznanego symbolu może być niemałym wyzwaniem intelektualnym.

Już po wydaniu pierwszego tomu i zarzucie, że tom Przewodniczki opisywał tylko i wyłącznie panie pochodzenia żydowskiego nowy tom II stawia na portrety niewykluczające i wielość w obrazowaniu. Jedną z fantastycznych postaci, która wywrze na czytelnikach wrażenie jest Zofia Daszyńska – Golińska opisana przez Olę Migalską. Działaczka społeczna ukończyła ekonomię na Uniwersytecie w Zurychu, gdzie jako pierwszej kobiecie (sic!) cechującej się niepowszednimi zdolnościami pozwolono obronić doktorat w 1891 roku. Warto podkreślić, że Daszyńska – Golińska należy dziś do grona klasyków polskiej ekonomii. Działała w Wolnej Wszechnicy Polskiej, pracowała w Ministerstwie Pracy oraz pisywała ważne rozprawy naukowe. Działała prężnie na frontach społecznym i naukowym, zaś jej feminizm był oddany sprawie narodowej.

W tomie znaleźć można też wyprawy osobiste, szczególnie cenne ze względu na  prywatny ton wspomnień. Tekst Łucji Iwanczewskiej „Odczarowany język, zaczarowany świat. Danuta Wesołowska z domu Jodłowska (1932-2001),” jest przykładem kobiety walczącej o próbę zrozumienia języka obozów nazistowskich i stalinowskich. Badaczka frazeologii łagrowej napisała pierwszą na świecie i w Polsce monografię języka hitlerowskich obozów koncentracyjnych. Pani profesor całe swe życie poświęciła językowi, a dużą część życia językowi szczególnie trudnemu, w którym metaforyczne bogactwo zostało sprowadzone do poziomu brutalnej dosłowności – pisze Iwanczewska.

W obszernym tomie mieszczą się także sylwetki Marii Leśniewskiej, Anieli Gruszeckiej, Władysławy Habichtównej, Heleny Donhaiser – Sikorskiej, Jadwigi Sikorskiej- Klemensiewiczowej, Ilony Karmel, Gizeli Reicher – Thonowej oraz Marii z Mohrów Kietlińskiej.

         Niepowtarzalne konstelacje słowne, jakie pojawiały się w przyjaźniach i kobiecych związkach na przełomie XIX i XX wieku opisuje w tomie Emancypantek Iwona Dadej w eseju pn. „Przyjaźnie i związki kobiece w ruchu kobiecym przełomu XIX i XX wieku”. Czy można na podstawie sposobu odnoszenia się do siebie kobiet odczytać pewne wzorce kulturowe? Na pewno, dzięki takim przyjaźniom powstawało poczucie wspólnoty celów i dążeń ruchu kobiecego. Dobrze jest poprzez studiowanie tego tekstu zrozumieć podłoże dotyczące działalności konspiracyjnej pierwszych sufrażystek.

Piękną lekturą wprowadzającą jest tekst Anny Pekaniec o „Odzyskiwaniu historii kobiet. Literatura dokumentu osobistego jako świadectwo”. W przytoczonym eseju autorka przybliża listowną narrację kobiet oraz jej specyfikę. Dokumenty osobiste z żeńską sygnaturą, w tym autobiografie czy diarystyka to ogromny obszar, wciąż wymagający głębszych analiz i próby zrozumienia. Świadectwo pisane kobiece jest wejrzeniem w liczne mikrohistorie. „Na dalszy plan zostają usunięte w nich polityka, wojny, dzieje narodów, natomiast faworyzowane są historia przemian obyczajowości, mody, ewolucji kultury, wszelkich dziedzin sztuki. Ważne stają się życie codzienne wybranej wspólnoty, rodziny, ich pasje i zapatrywania (…),” słusznie wyjaśnia Pekaniec.

Dzięki zgromadzonym w tomie tekstom krytycznym oraz historiograficznym można śmiało stwierdzić, że odzyskiwanie jednostkowych herstorii poprzez ich odgrzebywanie i dokumentowanie idzie pełną parą.

Krakowski Szlak Kobiet. Przewodniczka po Krakowie emancypantek. Tom II pod red. Ewy Furgał, Fundacja Przestrzeń Kobiet 2010.

Tekst napisany przez Katarzynę Kozłowską, wolontariuszkę Fundacji Feminoteka

logo batory

Rozwój wolontariatu w fundacji Feminoteka jest możliwy dzięki dofinansowaniu rozwoju instytucjonalnego w ramach Programu Obywatele dla Demokracji finansowanego z Funduszy EOG.

„Mat i świat” – recenzja autorstwa Magdy Wielgołaskiej

mis_okladka2

Nowa książka Agnieszki Suchowierskiej przynosi na twarz dużo uśmiechu, a momentami wzrusza do łez. Obserwujemy świat oczami małego pluszaka, o imieniu Mat.

Mat urodził się w chińskiej fabryce. Jest świetnym obserwatorem i z ogromną ciekawością rejestruje otaczającą go rzeczywistość. Miś odbywa podróż z chińskiej fabryki do luksusowego sklepu, dalej do bogatego holenderskiego domu, z którego szybko zostaje zabrany do … polskiego lumpeksu, gdzie zostaje sprzedany na wagę. To nie koniec przygód misiaka. Trafia dalej do Egiptu, gdzie poznaje czym jest bieda i skromne życie. Miś Mat ogląda świat przede wszystkim przez filtry podziałów społecznych. Piękna historia, która pokazuje, że nie trzeba mieć wiele, żeby mieć najwięcej… do pełni szczęścia wystarczy czasem jedynie otwarte, dobre serce.

To piękna książka uwrażliwiająca na różnorodność.

Ciekawe przygody misia Mata oglądamy przez pryzmat pięknych ilustracji Tomasza Kaczkowskiego.

Agnieszka Suchowierska – współautorka (razem z psychologiem Wojciechem Eichelbergerem) dwóch książek – bajek dla dorosłych Królewicz Śnieżek. Baśniowe stereotypy płcioraz Bajka to życie albo z jakiej jesteś bajki. Pisze także bajki terapeutyczne.

Tomasz Kaczkowski – ilustrator i wokalista z Łodzi. W zimnofalowym zespole Wieże Fabryk śpiewa o katastrofach i niepokoju, a po koncertach rysuje. Ma psa Kiwi.

***

Recenzję napisała Magda Wielgołaska działaczka lesbijska i feministyczna, na stałe związana ze Stowarzyszeniem na rzecz Osób LGBT Tolerado, wolontariuszka Feminoteki.

logo batory

Rozwój wolontariatu w fundacji Feminoteka jest możliwy dzięki dofinansowaniu rozwoju instytucjonalnego w ramach Programu Obywatele dla Demokracji finansowanego z Funduszy EOG.

Kwiat Pustyni nie ustaje w walce

Waris Dirie we współpracy z Joanną Jasik, swoją pochodzącą z Gdańska przyjaciółką i najbliższą współpracownicą, wydała kolejną książkę pod tytułem Safa. Nie okaleczajcie mnie. Przyjaciółka polskiego pochodzenia to nie wszystko, co łączy byłą top modelkę z naszym krajem. Waris Dirie od kilku lat mieszka w Gdańsku i jak pisze w swojej nowej książce „Decyzja by osiedlić się tu, w Polsce, z dala od zgiełku środkowoeuropejskich metropolii, była bardzo słuszna. Ta myśl dopadła mnie nie pierwszy raz”.

Waris Dirie jako pierwsza publicznie i bardzo odważnie zaczęła mówić o obrzezaniu kobiet (z ang. FGM – female genital mutilation). Odważnie, ponieważ sama w wieku pięciu lat została brutalnie obrzezana i w społeczności, z której pochodzi, ten temat oraz jakikolwiek inny dotyczący kobiecej seksualności jest ogromnym tabu. Historia jej trudnego życia w rodzinie somalijskich nomadów, a potem zmagań z życiem w londyńskiej dżungli i początków walki z FGM, została opisana w światowym bestsellerze Kwiat Pustyni oraz zekranizowana w filmie o tym samym tytule.

Natomiast w jej najnowszej książce możemy poznać historię Safy, dziewczynki z biednej rodziny w Dżibuti, która zagrała małą Waris Dirie w scenie obrzezania w filmie Kwiat Pustyni. Dzięki umowie jaką Fundacja autorki podpisała z jej rodziną, Safa jest chroniona przed tym grożącym śmiercią rytuałem. Jednak jak się potem okazuje, presja tej nieludzkiej tradycji jest tak silna, że rodzina poważnie zastanawia się nad obrzezaniem córki, mimo wielu materialnych korzyści, które płyną z tej umowy. Waris Dirie robi wszystko by uratować dziewczynkę.

Z książki dowiadujemy się także, jak trudna i mozolna jest walka z FGM. Według danych Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) 150 milionów kobiet padło ofiarą FGM. Co roku, kolejne 3 miliony dziewczynek dzieli ich los. Nawet w Europie liczba okaleczonych lub zagrożonych dziewczynek i kobiet wynosi 500 tysięcy[1]. Waris Dirie mówi głośno o tym problemie od lat, udziela wywiadów, była ambasadorką ONZ, spotyka się z przedstawicielami rządów. Politycy mimo swoich możliwości wydają się wyjątkowo obojętni na ten problem, o czym możemy przeczytać już na początku książki, gdy autorka spotyka się z członkami Komisji Europejskiej oraz wiceprzewodniczącą Viviane Reding. Na tej ostatniej Waris nie zostawia suchej nitki, gdy widzi jej podejście do problemu.

Warto przeczytać tę książkę, bo to swego rodzaju kolejna część Kwiatu Pustyni. Oprócz wzruszającej historii małej Safy, jej lektura dostarcza nam informacji o działalności Fundacji oraz realiach życia w Dżibuti. Warto także dla samej Waris Dirie, bo to po prostu niesamowita kobieta. Mimo, że sama przeżyła wielką tragedię oraz widziała cierpienia innych, nie poddaje się. Walczy jak lwica o swoją sprawę i mimo upływu lat nadal posiada energię wulkanu. Wierzy w to, że wszyscy, bez względu na płeć, rasę czy religię możemy żyć w lepszym świecie. W Fundacji Kwiat Pustyni przeradza marzenia w czyny – edukuje cały świat o jednej z najokrutniejszych form przemocy wobec kobiet oraz tworzy centra medyczne, gdzie okaleczone kobiety mogą przejść rekonstrukcję narządów płciowych, pod okiem najlepszych chirurgów oraz psychologów.

[1] http://ocalmalykwiatpustyni.com/pl/czym-jest-fgm.html

***

Książka do nabycia w Księgarni Feminoteki.

Autorką recenzji jest Agata Skowrońska – wolontariuszka Feminoteki

logo batory

Rozwój wolontariatu w fundacji Feminoteka jest możliwy dzięki dofinansowaniu rozwoju instytucjonalnego w ramach Programu Obywatele dla Demokracji finansowanego z Funduszy EOG.

Kim jest ślimak Sam? – recenzja książki

Czy słyszeliście kiedyś od kogoś taki argument, że homoseksualność, poliamoria, albo androgeniczność są sprzeczne z naturą? Nic bardziej mylnego!

W świecie zwierząt występują przeróżne formy relacji i orientacji. Pięknie opowiada o tym książka pt.: Kim jest ślimak Sam?

Spotykamy tutaj małego ślimaczka, który zaczyna swoją przygodę ze szkołą. Bardzo szybko orientuje się, że w przeciwieństwie do kolegów i koleżanek, nie jest w stanie określić się ani jako chłopiec, ani jako dziewczynka. Po prostu jeszcze nie wie kim jest. Mały ślimaczek spotyka się ze wspierającym zrozumieniem ze strony szkolnej pedagożki, która daje mu specjalną pracę domową. Ślimaczek odwiedza wskazanych przez pedagożkę mieszkańców lasu. Zaskoczony odkrywa różnorodność i bogactwo form relacji jakie go otaczają. Ta książka to piękna wędrówka dla małych i dużych czytelników. Ślimak Sam zaczyna rozumieć, że inność jest ogromną wartością, a dochodzenie do tego kim naprawdę się jest, to wspaniała przygoda i długi proces, z którym nie należy się spieszyć.

Autorki i autor:

Maria M. Pawłowska – biolożka, doktoryzowała się na Uniwersytecie w Cambridge

Jakub Szamałek – pisarz, scenarzysta gier komputerowych

Katarzyna Bogucka – ilustratorka, pisarka, projektantka tworząca dla dzieci

Książka do nabycia w Księgarni Feminoteki

***

Recenzję napisała Magda Wielgołaska – działaczka lesbijska i feministyczna, na stałe związana ze Stowarzyszeniem na rzecz Osób LGBT Tolerado, wolontariuszka Feminoteki.

logo batory

Rozwój wolontariatu w fundacji Feminoteka jest możliwy dzięki dofinansowaniu rozwoju instytucjonalnego w ramach Programu Obywatele dla Demokracji finansowanego z Funduszy EOG.