TELEFON DLA KOBIET DOŚWIADCZAJĄCYCH PRZEMOCY

Телефон для жінок, які зазнають насильства

CZYNNY PONIEDZIAŁEK-PIĄTEK
OD 11.00 DO 19.00

Активний з понеділка по п’ятницю з 14:00 до 19:00

Szukaj
Close this search box.

Otwarta rana | recenzja filmu „Kwiaty” | 15. Tydzień Kina Hiszpańskiego

kwiaty loreakKwiaty / Loreak

Reżyseria: Jon Garaño, Jose Mari Goenaga

Hiszpania, 2014

 

Każdy lubi dostawać kwiaty – tak się powszechnie uważa. Powszechnie uważa się również, że dawanie kwiatów to dawanie ciepła, miłości, dobra. Czy rzeczywiście tak jest? A może to tylko zwykły akt performatywny mający nas samych przedstawić w jakimś, upragnionym przez siebie świetle? Albo jest tylko pretekstem do tego, żeby przerzucać odpowiedzialność za swoje porażki życiowe na innych? To niektóre z pytań postawionych w filmie „Kwiaty” Jose Mari Goenagi i Jona Garaño.

Jedna z głównych bohaterek obrazu – Ane (Nagore Aramburu) w pierwszych minutach filmu dowiaduje się od lekarza, że ma menopauzę. Myśl o przekwitaniu w tak młodym wieku przeraża ją, tym bardziej, że nie sprawia wrażenie osoby szczęśliwej. Ma monotonną pracę w biurowym zapleczu na budowie, a jej mąż zdaje się nie być nią specjalnie zainteresowany. Tym bardziej cieszy się, gdy pewnego dnia kurier przynosi jej do domu bukiet kwiatów. Nie ma na nim bilecika, więc Ane nie wie od kogo ten prezent. W kolejny czwartek znów dostaje bukiet, potem kolejny i kolejny. Ane odżywa marząc o tym, kim może być jej „tajemniczy wielbiciel”.

Druga bohaterka filmu – Lourdes (Itziar Ituño) jest żoną Beñata (Josean Bengoetxea) – kolegi z pracy Ane. Ich małżeństwo wydaje się być względnie szczęśliwie, o ile tylko pominiemy fakt, że matka Beñata jest tym typem świekry, który lubi wtrącać się we wszystko, co zrobi jej synowa. Losy trójki kobiet połączą się w dość niespodziewany sposób, gdy Beñat zginie w wypadku samochodowym.
Jedna z głównych bohaterek obrazu – Ane (Nagore Aramburu) w pierwszych minutach filmu dowiaduje się od lekarza, że ma menopauzę. Myśl o przekwitaniu w tak młodym wieku przeraża ją, tym bardziej, że nie sprawia wrażenie osoby szczęśliwej. Ma monotonną pracę w biurowym zapleczu na budowie, a jej mąż zdaje się nie być nią specjalnie zainteresowany. Tym bardziej cieszy się, gdy pewnego dnia kurier przynosi jej do domu bukiet kwiatów. Nie ma na nim bilecika, więc Ane nie wie od kogo ten prezent. W kolejny czwartek znów dostaje bukiet, potem kolejny i kolejny. Ane odżywa marząc o tym, kim może być jej „tajemniczy wielbiciel”.Każdy lubi dostawać kwiaty – tak się powszechnie uważa. Powszechnie uważa się również, że dawanie kwiatów to dawanie ciepła, miłości, dobra. Czy rzeczywiście tak jest? A może to tylko zwykły akt performatywny mający nas samych przedstawić w jakimś, upragnionym przez siebie świetle? Albo jest tylko pretekstem do tego, żeby przerzucać odpowiedzialność za swoje porażki życiowe na innych? To niektóre z pytań postawionych w filmie „Kwiaty” Jose Mari Goenagi i Jona Garaño.

Po śmierci mężczyzny, jego matka Tere (Itziar Aizpuru) przywozi na miejsce wypadku kwiaty, bo twierdzi, że ludzie nie umierają, dopóki się o nich pamięta. Ane zaczyna je tam zostawiać, bo orientuje się, że jej tajemniczym wielbicielem był właśnie Beñat i zaczyna żyć marzeniami o wielkiej, niespełnionej miłości, zamiast naprawić relacje z mężem. Lourdes odcina się od rodziny i kwiatów nie zostawia wcale. Gdy jednak dowiaduje się, że w miejscu katastrofy ktoś wciąż je przynosi, zaczyna podejrzewać, że mąż miał kochankę i staje się zazdrosna.

Motyw zazdrości jest w filmie przedstawiony w ciekawy sposób – pozwalają sobie na nie osoby, które właściwie nie mają ku niej podstaw. Po pierwsze – mąż Ane, który nad żonę woli telewizor nie może znieść myśli o tajemniczym wielbicielu. Po drugie – Lourdes, która po śmierci Beñata spotyka nową miłość, ale nie może przestać być zazdrosna o domniemaną kochankę zmarłego męża.

W warstwie formalnej film uzupełnia się z przekazem w bardzo subtelny, ale sugestywny sposób. Minimalistyczne zdjęcia, sterylne kadry i oszczędna, tajemnicza narracja przywodzą nieco na myśl thriller, na który może jest w „Kwiatach” miejsce, ale tylko w umysłach bohaterów. Intryga, którą śledzimy jest mianowicie wytworem wyobraźni bohaterek, co doskonale pokazuje jak łatwo nam przestać oceniać rzeczywistość na podstawie czynów, a zacząć na podstawie wymyślonych przez siebie sytuacji. To pierwsze założenie obrazu dopełnia drugie – że, jako ludzie, bardzo chętnie i łatwo popadamy w pułapkę mitomanii, stając się dzięki wydarzeniom, które nie miały miejsca kimś innym, niż w rzeczywistości jesteśmy – atrakcyjniejszym, kochającym, lub wręcz przeciwnie – zranionym, zasługującym na litość całego otoczenia.

Film otwiera ujęcie pięknego bukietu różowych lilii i ujęcia arcydzieł sztuki kwiaciarskiej będą nam już towarzyszyć do jego końca. Żywe kolory i wysmakowane, ascetyczne kadry być może mają być tylko efektem artystycznym. Ale może właśnie przypomnieniem – jak słodka jest pokusa, żeby poddać się swoim słabościom.

Ciekawa jest scena, w której Ane rozmawia z kolegą o pielęgnacji bukietów, które dostaje. Kolega mówi jej, że końcówki łodyżek trzeba podcinać. Są one otwartą raną, więc kwiaty będą dobrze chłonąć przez nie wodę i stać dłużej. A gdy tylko się zagoją, trzeba je będzie podciąć ponownie. Takimi kwiatami o otwartych ranach są właśnie bohaterki filmu przeżywające wyimaginowane wydarzenia, tylko dlatego, że boją się zacząć żyć naprawdę. Powraca więc znany motyw księżniczki, która czeka na rycerzu na białym koniu, motyw kobiety tak zapętlonej w miłości do syna, że pielęgnuje go nawet, gdy ten już jest martwy i w końcu motyw kobiety, która z początku zobojętniała na śmierć męża, zaczyna rozgrzebywać przeszłość dlatego, że nie potrafi cieszyć się swoim obecnym związkiem. A wszystkie one muszą wyzwolić się od swojego wyobrażenia o Beñacie.

Plusem filmu jest wprowadzenie motywu menopauzy w dość subtelny sposób i poprzez grę wizualno-znaczeniową – kwitnące kwiaty dla przekwitającej kobiety. Minusem – ukazanie Beñata jako uwikłanego w intrygi kobiece nieszczęśliwego mężczyznę, który jedyne, co może w życiu zrobić, aby zostać usłyszanym to umrzeć, co wzmacnia nieco stereotyp o tym, że emocjonalność jest sferą zarezerwowaną dla kobiet. Tak, czy inaczej, film jest wyważoną i ciekawą estetycznie lekcją pokory w kwestii przeżywania tego, co nie miało miejsca i tego, jak łatwo zapomnieć o ludziach, którzy naprawdę nas otaczają.

Recenzję napisała Bibi Żbikowska

banernorweskie_batory

Rozwój wolontariatu w fundacji Feminoteka jest możliwy dzięki dofinansowaniu rozwoju instytucjonalnego w ramach Programu Obywatele dla Demokracji finansowanego z Funduszy EOG.

superfemka 1 procent

Udostępnij

Ostatnie wpisy

Nie obwiniaj! Wspieraj

Dlaczego się tak ubrałaś? Dlaczego wracałaś sama? Dlaczego piłaś alkohol? Dlaczego nikomu nie powiedziałaś? Czemu się nie broniłaś? Chcesz mu zniszczyć życie? Te pytania to