TELEFON DLA KOBIET DOŚWIADCZAJĄCYCH PRZEMOCY

Телефон для жінок, які зазнають насильства

CZYNNY PONIEDZIAŁEK-PIĄTEK
OD 11.00 DO 19.00

Активний з понеділка по п’ятницю з 14:00 до 19:00

Szukaj
Close this search box.

Koniec z naiwnością | Estera Prugar

macicaWiesz, że jest źle, ale gdzieś z tyłu głowy jednak wciąż myślisz, że jest to ten poziom abstrakcji, który nie ma szans, aby stać się rzeczywistością. Tłumaczysz sobie, że są rzeczy, które zwyczajnie nie mogą się wydarzyć, bo nie wierzysz, że istnieją ludzie, którzy do nich faktycznie dopuszczą. Mówisz o nadziei i szczerze ją masz. Wtedy przychodzi moment, w którym opadają ci ręce, dopada bezsilność, pojawia się smutek i lęk, a chwilę później przebłysk, że tym razem naprawdę trzeba uciekać. Z drugiej strony wciąż mam poczucie, że wyjazd nie rozwiąże problemu rozczarowania ludźmi.

23 września 2016 roku, po pierwszym czytaniu, polski Sejm odrzucił projekt ustawy komitetu “Ratujmy Kobiety”, który zakładał liberalizację prawa aborcyjnego. Jednocześnie, ten sam Sejm zagłosował za dalszymi pracami nad projektem zaostrzającym przepisy dotyczące aborcji. Projektem, który zakłada całkowity zakaz i kary za poddanie się zabiegowi. Projektem, który ingeruje w najbardziej intymne decyzje obywatelek tego kraju. Projekt, który sprawia, że kobiety tracą kontrolę nad swoim ciałem i życiem.

Powiedziano na ten temat wiele, argumentowano, wielokrotnie tłumaczono i wyjaśniano. Teraz nie chcę tego powtarzać. Chciałabym za to spróbować powiedzieć, jakie to uczucie usłyszeć dzisiejsze wiadomości:

Najpierw szok. Sprawdzenie kilku źródeł i upewnienie się, że to nie pomyłka. Chwilę później myśl, że trzeba było wyjeżdżać, kiedy miałam to w planach. A już w następnym momencie obezwładniające uczucie, że przed tym rozczarowaniem nie da się uciec. Poczułam smutek i niesprawiedliwość – poczułam się oszukana. Po raz pierwszy w życiu decyzje podjęte przez Rząd odebrałam jako personalny atak na siebie i moje życie. Bez względu na racjonalizowanie i świadomość, że jeszcze nic nie jest przesądzone, a walka o prawa kobiet się nie skończyła, poczułam realne zagrożenie, które spadło dzisiaj na wszystkie z nas – bez względu na poglądy, przekonania czy wiarę. Zastanawiając się nad tym, jak ktoś mógł dopuścić do tej sytuacji; przypomniałam sobie wszystkie komentarze i obelgi, jakie czytałam lub słyszałam pod adresem osób popierających PRAWO do aborcji… Tu pojawiło się obrzydzenie. Wypowiedzi ludzi, których traktowałam jako sfrustrowanych, zaślepionych nienawiścią oraz głupotą “internetowych trolli”, nagle okazały się ogólnie przyjętą prawdą, zgodnie z którą dzisiaj piszę te słowa, jako morderczyni nienarodzonych dzieci.

Niewiarygodne. Niewyobrażalne. Straszne.

Emocje opadają, wraca równowaga i po jakimś czasie znowu pojawia się przekonanie, że przecież trzeba walczyć dalej. Rodzi się też myśl, że może to jest alarm, który obudzi wszystkich tych, którym do tej pory wydawało się, że problem ich nie dotyczy. Mimo, że czuję się, jak dziecko, które zrozumiało nagle, że Święty Mikołaj nie istnieje i przez tak długi czas dawało się zwyczajnie oszukiwać; przecież wiem, że teraz nie można się poddać.

Dla mnie skończyła się dzisiaj naiwna wiara w to, że istnieją scenariusze, które po prostu nie maja prawa się wydarzyć. Przyszedł moment, aby zrozumieć, że to nie jest zabawa i mówienie dla mówienie. Kiedy nie wolno zakładać, że “i tak nie uchwalą, bo to byłoby zbyt ryzykowne”/ “nie uchwalą, bo przecież nie mogą tego zrobić”. To jest ten moment, kiedy wszystkie i wszyscy powinniśmy spojrzeć na to, co dzieje się w Polsce i uświadomić sobie, że nie stało się to nagle i bez przyczyny – zaczynając od tej: ktoś nie poszedł na wybory, ktoś inny zagłosował, a wszyscy ponosimy teraz tego konsekwencje; a było ich wiele więcej. Podobno najciemniej jest zaraz przed świtem, dzisiaj mówię sobie “oby”, bo nie mam czelności na “mam nadzieję”…

 

Estera Anna Prugar – felietonistka i dziennikarka muzyczna, aktualnie związana z magazynem PRESTO i radiem Medium Publiczne. Feministka; studiowała Socjologię Stosowaną i Antropologię Kultury.

W co ona się ubrała? | Felieton Estery Prugar

wcoonasieubrala3“Świetna aktorka, mądra kobieta, ale gustu nigdy nie miała…” – taki komentarz przeczytałam wczoraj pod artykułem na temat wystąpienia Meryl Streep podczas konferencji demokratów w USA. Kilka minut później Facebooka obiegł mem, na którym strój Agaty Dudy podczas uroczystości powitalnych papieża Franciszka, został zestawiony z uniformem stewardessy. Gdzieś pomiędzy zagraniczne artykuły dotyczące body-shamingu przeplatały się z publikacjami dotyczącymi strojów celebrytek.

 

wcoonasieubrala1Komentarza dotyczącego Meryl Streep szczerze się nie spodziewałam. W dyskusji, którą wywołał padło stwierdzenie, pod którym z całego serca się podpisuję – nie odważyłabym się oceniać gustu takiej postaci, jaką niewątpliwie jest aktorka. Przede wszystkim jednak, nie przyszłoby mi do głowy, żeby patrzeć na nią przez pryzmat tego, co ma na sobie – wydawało mi się, że jest jedną z tych – niestety – niewielu kobiet, która może założyć na siebie, co tylko zapragnie, a i tak nikt nie będzie wygłaszał na ten temat jakichkolwiek uwag. Nie ten poziom, nie ta ranga. A jednak… Jeśli chodzi o polską prezydentową, sprawa wygląda trochę inaczej, bo Agata Duda sama odebrała sobie prawo głosu, dlatego trudno komentować jej wypowiedzi. Może dlatego nie powinno dziwić, że ocenia się ją tylko na podstawie stroju. Tylko, czy to jest ocena? Tu nie ma rzetelnego komentarza, nie wypowiadają się projektanci mody, jest tylko pusty dowcip, wymyślony po linii najmniejszego oporu, przy użyciu zwykłego stereotypu, który umacnia w społeczeństwie przekonanie, że nie jest istotne to, co kobieta ma (lub nie ma) do powiedzenia, ale jak wygląda.

Jakiś czas temu zachodnie media żyły inną sprawą – komentarzem aktorki Maisie Williams, która na swoim Twitterze odpowiedziała na nagłówek informujący o tym, że podczas gali charytatywnej miała na sobie sukienkę, pod którą nie nosiła stanika. Gwiazda krótko ucięła sprawę, wstawiając na swój profil zdjęcie tytułu  i podpis: “Alternatywa: Aktorka “Gry o tron” pomaga zebrać tysiące podczas Summer Masquerade Ball dla NSPCC”. Dzisiaj na fanpage’u jednego z polskich magazynów dla kobiet przeczytałam kolejny dowcipny komentarz, dotyczący kolejnej aktorki – redaktorki w czarujący sposób sugerowały czytelniczkom i czytelnikom, że Blake Lively zdecydowanie lepiej się ubiera, niż gra.

wcoonasieubrala2Jednocześnie te same media coraz chętniej piszą o niezależnych kobietach, które robią kariery. Przekonują swoje odbiorczynie, że powinny być samodzielne, nie bać się przeszkód, nie zwracać uwagi na… hejt. Dokładnie ten sam, który chwilę później samodzielnie generują, choć często pod przykrywką zabawnych uwag i uroczych pytań retorycznych.

Kilka tygodni temu, pod wpływem mniej uroczych komentarzy dotyczących jej osoby, Jennifer Aniston opublikowała list otwarty, w którym sprzeciwia się medialnym spekulacjom dotyczących jej życia prywatnego. Aktorka pisała miedzy innymi o body-shamingu oraz “wymaganiach”, jakie społeczeństwo ma względem kobiet – małżeństwa, posiadania dzieci, wyglądu. Wyraźnie zaznaczyła, że decyzja o jej – i każdej innej kobiety –  życiu czy szczęściu należy tylko i wyłącznie do jednej osoby – do niej samej. Publikacja wywołała falę poparcia dla jej słów i przez dwa dni kobiece (i nie tyko) portale cytowały, polecały, zachęcały do promowania takiej postawy. Po raz kolejny okazało się, że feminizm jest modny – szkoda, że tylko na chwilę, do następnego razu.

 

Nie jest odkryciem, że aby móc coś zmienić, należy zacząć od siebie. Nie możemy walczyć z niesprawiedliwymi i krzywdzącymi ocenami, jeśli same pozwalamy sobie na drwiny. Nie uda nam się wygrać ze stereotypami, jeśli same będziemy je powielać. Nie możemy wymagać zmian społeczno-kulturowych, które zakodowały się w ludziach przez wieki, jeśli same ich z siebie nie wyplewimy. Kobieta nie przestanie być traktowana z pobłażliwością, jako ozdoba lub dodatek, jeżeli sama będzie w ten sposób traktować inne kobiety.

Momentami odnoszę smutne wrażenie, że to właśnie w nas – kobietach – musi zajść największa zmiana. Jeśli będziemy wewnętrznie skłócone, będziemy działać niekonsekwentnie i przeciwko sobie, nigdy nie uda nam się uwolnić od patriarchatu i jego konsekwencji. Najpierw musimy nauczyć się działać wspólnie i zrozumieć, że walczymy dokładnie o to samo – o własnej decyzji, gdzie i w jaki sposób szukamy swojego szczęścia. Bez względu a to, czy chcesz mieć dzieci, czy nie; czy chcesz legalizować swój związek, czy pasja i praca dają ci spełnienie, które innym daje rodzina; czy częściej nosisz spodnie, czy sukienki – pamiętaj, że cokolwiek wybierasz, to właśnie o to jest ta walka – o nasze wybory. Bez uwag i komentarzy. Bez względu na metkę przy ubraniu.

 

Estera Prugar

Estera Prugar: Wybór w sytuacji w której nie chciałabym się znaleźć należy do mnie

Blastocysta obok włosa człowieka
Blastocysta obok włosa człowieka

Wczoraj wieczorem odebrałam telefon od mojej przyjaciółki, która właśnie wychodziła z pracy. Ona zmęczona, ja trochę chora, miało być przyjemnie i o niczym, ale wyszło inaczej. Okazało  się, że w opisach wydarzeń z kończącego się dnia, czynnikiem wspólnym były rozmowy i wymiany poglądów o sumieniach lekarzy, kiedy ma dojść do aborcji. Temat jako taki oraz próby zrozumienia komentarzy, które najbardziej nas poruszyły, zajęły prawie godzinę i zostawiły nas z dość niewygodną myślą, że jest ktoś, kto z niewiadomych przyczyn, rości sobie prawo do naszego życia, na które codziennie ciężko pracujemy… 

Tekst: Estera Prugar

Pamiętam, że kiedy w liceum uczyłam się o II Wojnie Światowej i Holokauście, pojawiło się pytanie dlaczego nie wszyscy byli bohaterami i jak to w ogóle możliwe, że ktoś odmówił schronienia czy pomocy prześladowanym. Wtedy usłyszałam od mojej mamy, że nie mam prawa tego oceniać, bo nie wiem i obym nigdy nie musiała się dowiedzieć, jak to jest stawać przed takim dylematem – czy pomóc człowiekowi i tym samym zaryzykować życie moje i moich bliskich czy odmówić i chronić swoją rodzinę. Zrozumiałam wtedy, że pewna mogę być tylko tego, jak chciałabym się zachować, ale niczego więcej.

Teraz, kiedy czytam wszystkie obelgi pod adresem kobiet, które dokonały, chcą dokonać lub chcą w razie czego wiedzieć, że mają możliwość dokonania aborcji, przypomina mi się właśnie ta sytuacja i to zdanie – jakie masz prawo, żeby te osoby oceniać? Dlaczego ktokolwiek pozwala sobie na komentowanie sytuacji, w których nigdy nie był, a w przypadku mężczyzn – nigdy nie będzie? Co pozwala ludziom sądzić, że oni zachowaliby się inaczej zwłaszcza, że nie znają życia danej osoby – liczy się tylko ten moment, ta ciąża, a wszystko inne, całe życie przed i po niej, wydają się być dla nich bezwartościowe.

To jest moje ciało, to jest moje życie i moje decyzje. To ja i osoby mi najbliższe kształtują moją rzeczywistość. Dlaczego ktoś w tym jednym, konkretnym momencie, zupełnie mnie nie znając, może podjąć decyzję, która na stałe zmieni nie tylko mój, ale także świat moich bliskich, a ostatecznie również i dziecka, jeśli je urodzę? Czemu jeszcze inni mogą mnie z tej decyzji rozliczać i osądzać?

Słyszałam, że matki „dzieci ocalonych” cieszą się i kochają, i są szczęśliwe. Ale przecież kobieta, która powiedziałaby na głos, że żałuje tego, że nie usunęła ciąży, spotkałaby się z linczem. A tak naprawdę, ile razy nawet matki „chcianych” dzieci miały momenty, w których były zmęczone, wątpiły i najchętniej cofnęłyby czas? Ile razy zdarzyło się, że w kłótni padły słowa żalu i niechęci. Ilu rodziców miało poczucie niesprawiedliwości, zmuszało się do uśmiechu i marzyło o tym, jak wyglądałoby ich życie, gdyby nie „to”… Rodziców obojga płci. Sama nie byłam łatwym dzieckiem i wiem ile zmartwień miała przeze mnie moja mama. Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi, mamy chwile słabości, ale mimo to, rodzice są trochę nadludźmi – muszą znosić bardzo wiele i jest to etat dożywotni. Nie każdy jest na to gotowy, nie mówiąc już o tym, czy ma do tego jakiekolwiek środki i predyspozycje. Tak, jak nie każdy jest gotowy na to, żeby zdecydować się na wychowanie dziecka z poważnymi wadami wrodzonymi. Chyba nikt nie jest gotowy na to, żeby wybrać między swoim zdrowiem czy swoim życiem, a dzieckiem.

Nigdy nie byłam postawiona przed takim wyborem i mam nadzieję, że nigdy nie będę. Bardzo chciałabym również, żeby żadna kobieta już nigdy nie musiała wybierać między dzieckiem, a swoimi marzeniami, planami, zdrowiem czy życiem. Ale spotykają nas różne sytuacje, nad którymi nie mamy kontroli, dlatego tym bardziej, nie odbierajmy sobie i innym prawa do decydowania o rzeczach, o których decydować możemy. Każdy ma inną definicję szczęścia, każdy ma równe potrzeby i predyspozycje. Łatwo jest osądzać i umoralniać innych, kiedy to nie na nas leży odpowiedzialność za konsekwencje.

Jak w piosence: „Tak łatwo być nieustępliwym, kiedy nikt nie napiera. Tak łatwo jest, w bezpiecznych czasach, duszę mieć bohatera.” – chyba nie warto, poprzez wygłaszanie sądów, stawiać się na miejscu osób, w których sytuacji nigdy nie chcielibyśmy się znaleźć.

Estera Prugar

 

Estera Prugar: Jestem feministką i jestem z tego dumna

uwielbiam feminizmKiedy tydzień temu zgłosiłam się jako wolontariuszka do Fundacji Feminoteka, moim pierwszym zadaniem było przetłumaczenie zagranicznego artykułu. Po kilku dniach zaczęłam szukać odpowiedniego teksu i bardzo mi zależało na tym, aby znaleźć coś, nie tyle o samym feminizmie, co przede wszystkim o tym, czym on jest dla osób w moim wieku – dwudziesto-kilku letnich. To, co przy okazji szukania wyskoczyło w przeglądarce, przywołało u mnie niesympatyczne uczucie. I zaczęłam pisać…

Tekst: Estera Prugar

Kolejny raz odczułam coś na podobieństwo wewnętrznego buntu przeciwko temu, co widzę. Właśnie przez to przestałam ostatnio odwiedzać wiele stron internetowych.

Nie wynika to jedynie z samej treści newsów czy postów, które często po prostu mnie obrzydzają, bo epatują wszystkim tym, co mieści w sobie coraz bardziej powszechne zjawisko „hejtu”. Drugą przyczyną jest narastająca we mnie bezsilność.

Po tegorocznym festiwalu Eurowizji, miałam kilka okazji, żeby porozmawiać ze swoimi znajomymi na temat tego, co dzieje się „w sieci”. Okazało się, że  choć w gronie najbliższych mi osób poglądy i wnioski mamy podobne, to wszystko się zgadza tylko do pewnego momentu. Problemy zaczynają się np. wtedy, kiedy moja przyjaciółka broni „kobiety z brodą”, ale już chwile później martwi się tym, jak istnienie „kogoś takiego” wytłumaczy swojej 6-cioletniej chrześnicy. Tolerancja tak, ale po co od razu parady? Walka o prawa kobiet tak, ale czemu od razu tak „agresywnie”…

Jedną z najdziwniejszych dla mnie reakcji, jest reakcja na hasło „feminizm”. Tak często powtarzane pytanie: „Naprawdę jesteś feministką?”. Trochę z zainteresowaniem, ale głównie z zaskoczeniem, czasami też z rozbawieniem. Choć historii ruchu feministycznego tak naprawdę dopiero się uczę i jeszcze wiele książek czeka w kolejce, to w tych sytuacjach nie potrafiłabym odpowiedzieć inaczej, niż „Tak”.

Jestem młoda, mam przyjaciół, znajomych, całkiem fajnie zapowiadające się życie zawodowe i prywatne, raczej też nie najgorzej wyglądam. Po co w takim razie, miałabym się afiszować ze źle kojarzoną metką „feministka”?  Wiele moich koleżanek nie może zrozumieć czemu chcę się dać zaszufladkować.

One same najczęściej nie zaryzykowałyby nazwania swoich poglądów feministycznymi, nawet jeśli takie są.  Głównie dlatego, że boją się wyśmiania – feministki są przecież brzydkie, grube i sfrustrowane, bo oczywiście niezaspokojone seksualnie. I nawet jeśli nic z tego nie jest prawdą, to przecież żadna dziewczyna nie chciałaby być identyfikowana choćby z jedną z tych rzeczy. Nie mogę zrozumieć dlaczego media wykreowały i podtrzymują ten stereotyp, ale moje doświadczenia w tej materii są zupełnie inne…

Dla mnie feministka, to kobieta odważna, silna, mądra i inteligentna. Zdecydowana, żeby walczyć o siebie i przepełnioną empatią, która powoduje, że walczy również o innych.

Nierzadko wszystko to łączy się z niezwykłym talentem czy pasją, ale również urodą, klasą i stylem. To kobieta czy dziewczyna, która nie boi się mówić czego chce i do tego dążyć – nie boi się spełniać. Jest niezależna i odpowiedzialna za swoje  życie, co niweluje ewentualne frustracje czy kompleksy, tak częste w naszym społeczeństwie.

I chociaż nie zawsze wszystko jest tak ładne, jak w opisach, to wyżej wymienione cechy, są cechami feministki, która mnie urodziła i wychowała. Wszystko to znajduję również w znajomych mojej Mamy, a także w innych w kobietach, od których feminizmu się uczę.

I mimo, że na pewno dla wielu nic to nie zmieni, chciałabym w tym miejscu podziękować tym kobietom za to, że nie wstydzę się swoich poglądów i wierzę w to, że z czasem to wszystko, co teraz budzi we mnie bunt czy bezsilność, stanie się marginesem, który umrze śmiercią naturalną. A odpowiedź na pytanie czy jesteś feministką będzie oczywista:

„Tak i jestem z tego dumna”.

Estera Prugar