TELEFON DLA KOBIET DOŚWIADCZAJĄCYCH PRZEMOCY

Телефон для жінок, які зазнають насильства

CZYNNY PONIEDZIAŁEK-PIĄTEK
OD 11.00 DO 19.00

Активний з понеділка по п’ятницю з 14:00 до 19:00

Szukaj
Close this search box.

Zrosty. Fotografia jest rodzajem notatki. Z Martą Przybyło rozmawia Agnieszka Małgowska

Zrosty to intymny esej o relacjach, pamięci i macierzyństwie złożony ze zdjęć i rysunków z różnych lat z archiwum autorki. To rodzaj wizualnego pamiętnika, w którym chronologia jest zaburzona, a obrazy składają się w wanitatywną, melancholijną opowieść kreśloną z kobiecej perspektywy.

Agnieszka Małgowska: Miałam okazję przyglądać się ostatniemu etapowi powstawania Zrostów. Bardzo mnie cieszy, że powstają takie zapisy intymnego kobiecego doświadczenia, które nie ginie w czeluściach zacisza domowego. Przetwarzane na dzieło mogą trafić w ręce innych kobiet i miejmy nadzieję, nie tylko. Jak się narodził pomysł Zrostów?

Marta Przybyło: Chciałam zrobić książkę, która opowie o trudnym czasie, w jakim się znalazłam i pomoże mi go trochę przepracować. W ciągu niedługiego okresu zostałam mamą, rozstałam się z wieloletnim partnerem, wyprowadziłam z rocznym dzieckiem z domu, wróciłam do pracy. Chodziłam na terapię, dużo myśląc o motywach swoich działań i swoich potrzebach, ale też szybko zauważyłam, że drugą terapię przechodzę w domu z synkiem. Często doznawałam nagłych olśnień, zatrzymywałam się na różnych rzeczach, na używanych bezmyślnie wyrażeniach czy zwrotach, które pod pozorem oczywistości kryją w sobie przemocowe dno. Przyłapywałam się – i nadal to robię – na nagłych przypływach gniewu, kiedy mały zaznaczał swoją niezależność, naruszając mój sztywny plan. Zastanawiałam się jak różne społeczne i psychologiczne czynniki związane z wychowaniem splatają się ze sobą w jednostkowej historii. Myślałam też o tym jak emocje, związane z trudnymi zdarzeniami w życiu, zapisują się w ciele.

AM: Te zapisane w ciele emocje to tytułowe zrosty?

MP: Tak. Ten wątek wybrzmiewa najbardziej w tekście do książki, który jest rodzajem wiersza, gdzie piszę  między innymi o powięziach, w których zapisują się tego rodzaju napięcia i które wpływają na życie, choć ich nie widzimy. Ale też od początku, wraz z pomysłem na tytuł, przyszedł pomysł na formę – chciałam zrobić układankę ze zdjęć z różnych okresów, obrazów, które nie mają pozornie ze sobą nic wspólnego, połączyć zdjęcia kolorowe i czarno-białe. Do zdjęć dołożyłam też rysunki, takie szybkie, autoterapeutyczne, które zaczęłam robić bawiąc się kredkami synka. Wszystko to zrosło się w tę książkę.

AM: Rzeczywiście forma i treść robi wrażenia zrostu różnorodnych elementów. Wśród nich wyłania się kilka typowych motywów dla domowego życia: góry prania, oczka rosołowe, podłoga. U Ciebie zamienia się to w poetyckie znaki graficzne.

MP: [śmiech] Tak, pranie to moja zmora, skąd się tyle tego bierze! Lubię robić zbliżenia przedmiotów, ciekawie wygląda sfotografowane pranie, a jak coś zupełnie innego, jak suche kwiaty… Na znaczenia czy przesunięcia wpływa też umiejscowienie zdjęć względem siebie. Dzięki temu część z tych fotografii nabiera niekiedy bardziej abstrakcyjnego charakteru. Myślę, że sąsiedztwo rysunków również na to wpływa, że chce się patrzeć w inny sposób.  

W zasadzie większość tych zdjęć powstała w przestrzeni domowej, część w kuchni, gdzie dużo się dzieje: faktury, kolory, spotkania dziwnych przedmiotów, katastrofy, kwiaty, niedomyte gary… Tak sobie teraz myślę, że może przez to, że jestem bałaganiarą, moje otoczenie zawsze ma w sobie ten rodzaj zaskakującej czasem przypadkowości. Sama się dziwię, dlaczego niektóre przedmioty spotykają się w jednym miejscu. Teraz, jak jeszcze dołożyć do tego ruchu przedmiotów drugą osobę sprawczą ,mojego syna, to robi się jeszcze ciekawiej.

AM: W pamiętniku obrazami opowiadasz o sobie i swoim synu, ale zadbałaś o to, by nie naruszyć prywatności swojego dziecka. To wyjątkowe w czasach social mediów, w których dzieci pokazywane są jak maskotki.

MP: Starałam się nie pokazywać twarzy mojego  syna,i innych osób, które pojawiają się na zdjęciach. Do pewnego stopnia był to świadomy gest, choć nie było w tym też jakiegoś szczególnego powstrzymywania się, w pewnym sensie nie wydawało mi się to też potrzebne. Jedynie moja twarz pojawia się w książce.

AM: Kiedy powstawały zdjęcia do tego pamiętnika wizualnego?

MP: Wykorzystuję w książce zdjęcia ze swojego archiwum z kilku ostatnich lat. Większość zrobiłam w ciągu ostatnich 5-7 lat, choć jest jedno zdjęcie, które może mieć z 15 lat, a najświeższe kilka miesięcy. Co śmieszne, te dwa ostatnie spotykają się na jednej rozkładówce

AM: Dziś każda_y fotografuje. Nic dziwnego, w telefonach mamy czasem niezłe aparaty. Można więc pomyśleć, że te zdjęcia to konsekwencja współczesnej fotomanii. Ale Ty zajmujesz się fotografią zawodowo, współprowadzisz Fundację Archeologia Fotografii (FAF), masz szerszą perspektywę. To musiało wpłynąć na tę publikację. 

MP: Wpływa na kilku poziomach. Najpierw na poziomie organizacyjnym. Fotografuję z różną intensywnością od czasów nastoletnich, uczyłam się też w Warszawskiej Szkole Fotografii. Odkąd skończyłam studia pracuję minimum 40 godzin tygodniowo, więc w efekcie robię zdjęcia przede wszystkim w trybie weekendowo-wakacyjnym, jestem niedzielną fotografką. 

AM: Naprawdę?

MP: Tak. Fotografuję głównie swoje najbliższe otoczenie. Lubię zdjęcia, które nie są niczym szczególnym czy wyjątkowym, a rodzajem notatek z życia w jego banalnych odsłonach, zwykłych czynnościach, przedmiotach, sytuacjach. Lubię robić zdjęcia miejsc, rzeczy, ludzi, którzy są mi bliscy. Fotografuję raczej intuicyjnie, nie mając pewności czy coś mi się kiedyś przyda, czy do czegoś mnie doprowadzi. Doszłam ostatnio do wniosku, że zdjęcia robione w tym trybie mają swoją wartość i swój urok. Są trochę jak inne rzeczy, które robimy, kiedy nie wiadomo, jaki wątek się wyczerpie, a jaki będzie dominujący, co się uda, a co nie, która przyjaźń przetrwa, a z kim będziemy tylko przez chwilę. Jest też w tym dużo przypadku, odbicia tego, co mnie aktualnie pochłania czy ekscytuje. Choć moja tematyka i tryb fotografowania wynika nie tylko z moich upodobań, ale też z braku czasu i pieniędzy, a także skromnego sprzętu.

Lubię też włóczyć  się z aparatem po mieście i innych miejscach, dużo mniej lubię fotografię studyjną czy stricte aranżowane sytuacje, choć wiadomo, że każda fotografia jest na swój sposób aranżowana, chociażby na poziomie decyzji autora_ki.

AM: Mówisz o naturalnym obcowania z fotografią, ale oko, umiejętność selekcji wyrobiła Ci wieloletnia praca z fotografią. Powiedz coś o tym.

MP: Bez wątpienia wykorzystuję też doświadczenie z mojej pracy zawodowej, gdzie oglądam tysiące zdjęć z ogromnych archiwów fotografek i fotografów w FAFie. Grzebanie w dużej liczbie obrazów, układanie historii i dopowiadanie sobie rzeczy, których nie widać, to jest bardzo ciekawe zajęcie. Uczy dystansu i pokory, odsłania właśnie różne ślepe ścieżki i zaułki w dorobku artystów, kompulsywne czy banalne obrazy, którym nie możemy odpuścić, fotografie usługowe, zlecenia, mieszaninę obrazów z różnych bajek spotykających się w archiwum czy czasem na jednej kliszy. Myślę, że dzięki tej pracy udało mi się z większym dystansem spojrzeć też na własne zdjęcia, które nie muszą być doskonałe techniczne, ani szczególnie oryginalne, bym mogła je ułożyć w jakąś ważną dla mnie historię.

AM: Czym więc dla Ciebie jest fotografia?

MP: Trudno odpowiedzieć na to pytanie w kilku słowach. Chyba dla mnie fotografia jest po prostu rodzajem notatki, takiej, która czasem pokazuje więcej, niż chcę czy zupełnie coś innego niż miałam w planach, coś, co się zupełnie wymyka, niekiedy przybliża, a czasem oddala.

Osobnym tematem jest dla mnie materialność fotografii – nie potrafię od niej uciec, od myślenia o fotografii jako o czymś materialnym – powstającym w efekcie procesów fizycznych i chemicznych, pewnie dlatego nie mogę się uwolnić od fotografowania na kliszach. 

AM: Choć na określenie Zrostów używasz określenia pamiętnik wizualny, można by go potraktować jak rodzaj albumu rodzinnego, ale zdjęcia w środku już tak nie wyglądają. 

MP: To ciekawe, że tak to widzisz. Szczerze mówiąc nie czuję, żeby te zdjęcia były niekonwencjonalne, ale to też może konsekwencja zawodowej choroby. Oglądam dużo zdjęć i część zabiegów, jakie stosuję, znam z innych realizacji. 

AM: Te fotografie są nietypowe, w porównaniu z tymi, które sama mam w albumach rodzinnych.

MP: Rozumiem. Od albumu książka faktycznie odstaje. Po pierwsze w selekcji do książki dopuściłam zdjęcia niedoskonałe technicznie, na przykład takie, które są nieostre lub niedoświetlone. Po drugie jest to układanka ze zdjęć nachodzących często na siebie, konsekwencją tej strategii jest to, że zdjęcia rzadko są wyeksponowane w sposób klasyczny. Trochę ich używam, żeby o czymś opowiedzieć, a nie dla eksponowania ich samych.W albumie ze zdjęciami innego artysty_tki, zwłaszcza fotografii historycznej, zapewne nie posunęłabym się tak daleko, a tutaj czułam, że mogę sobie na to pozwolić, bo to w końcu moje zdjęcia.

Jak oglądam wybór zdjęć to widzę, że robię dużo zbliżeń, patrzę często pod nogi, zawieszam się na detalach – nitkach, fakturach, cieniach. A ostatnio, przeglądając książkę już wydrukowaną, zauważyłam, że oprócz dosłownie kilku zdjęć, większość to kadry robione z góry. Nie było to moim celem, żeby tak to zrobić, ale jednak tak się stało. Nie wiem jeszcze, jak to zinterpretować.

AM: Lubię, gdy dzieło pracuje samo. Ciągle nas zaskakuje. Ty z resztą – jak mówiłaś – łapiesz coś aparatem, gromadzisz ujęcia i wyciągasz po jakimś czasie, układasz, wtedy wyłania się sens i obraz. 

MP: Tak było na wielu etapach pracy, na przykład z okładką. Znalazłam w swoim domu książkę poświęconą architekturze, międzywojenną, niemiecką, zniszczoną, bez okładki i z wyrwaną częścią stron. Nie pamiętam, jak weszłam w jej posiadanie, ale możliwe, że z racji zniszczenia był to jakiś odrzut z czasów, kiedy pracowałam w antykwariacie. Książka nie miała okładki tylko marmurkowe wyklejki. Wydały mi się ciekawe ze względu na swój drobny wzór i kolorystykę – połączenie czerwieni i granatu przechodzącego w zieleń. Budziły moje skojarzenia z naczyniami krwionośnymi czy wnętrzem ciała. Pasowały też do czerwonych rysunków ze środka. Dodatkowo wydało mi się interesujące odwrócenie ich standardowego umieszczenia, to co zazwyczaj w środku, miało trafić na wierzch. To w połączeniu z otwartym grzbietem i czerwonym obszyciem jest dla mnie istotne, współgra z wymową książki. Miałam ochotę jednak umieścić jeszcze na niej zdjęcie. Długo szukałam takiego, które nie powtarzałoby się w środku, a pasowałoby do całości książki.

AM: Żywe tworzenie, brak rygorów estetycznych i technicznych jest procesem performatywnym, przypomina też pracę psychoterapeutyczną. Moim zdaniem to charakteryzuje kobiecy sposób archiwizowania. A dla Ciebie co oznacza kobieca perspektywa?

MP: Na pewno Zrosty opowiadają o moim kobiecym doświadczeniu. Nie tylko dlatego, że poruszają kwestie macierzyństwa, ale też nie powstałyby gdybym przez lata nie miotała się i nie czuła zamknięta w narzuconej, stereotypowej, patriarchalnej wizji kobiecości. Musiałam wyjść z toksycznego otoczenia, by się z tego częściowo wyzwolić, ale ten proces na pewno nie jest jeszcze zakończony.

To trochę książka o tym, o usychaniu, o łapaniu w trybie przeciążenia obowiązkami – jak to się dzieje w życiu kobiet zorganizowanym według patriarchalnych norm – momentów na swoją twórczość, nawet jeśli jest to zrobienie zdjęcia niedomytego garnka czy odpruwającej się nitki z rękawa. Stąd może szybkość czy nonszalancja w kwestiach technicznych. Nie chcę się tym przejmować, praca twórcza jest dla mnie teraz niezbędnym elementem psychicznej higieny i to jest najważniejsze.

AM: Powiedziałaś, że to książka o usychaniu i rzeczywiście sporo w niej zwiędłych i suchych roślin. Skąd te motywy wanitatywne?

MP: Doświadczenie macierzyństwa to dla mnie dość złożona mieszanka różnych skrajnych uczuć i emocji. Czasem euforia i szczęście trudne do opisania, innym razem potworny strach, a strach przed śmiercią czy chorobą dziecka jest najgorszy. Obserwujesz, jak ten cały proces życia się zaczyna, jesteś jego częścią, Twoje ciało oddaje też część swojej witalności dla drugiego ciała. Z jednej strony jakieś kontinuum, z drugiej świadomość końca. 

AM: Zrosty to nie tylko książka, to także wystawa w LOKO na Smolnej – klubokawiarni w Warszawie, która inauguruje publikację.

MP: Książka jest bardziej intymną formą i jako taka bardziej mi odpowiada. Ale równie interesujące jest, czy ten zestaw sprawdzi się jako wystawa, którą chociażby kilka osób może oglądać jednocześnie. To też będzie zabawa ze zmianą formatów, które są bardziej ujednolicone w książce, dopasowane do rozmiaru kartek, a na wystawie muszą być bardziej urozmaicone, opowieść musi być przearanżowana i dostosowana do miejsca. Podoba mi się bardzo piwnica w LOKO, jest przytulna, ze ścianami z cegły pomalowanej na biało. Jakoś nie widzę tych zdjęć w świetlistej, jasnej galerii. 

W aranżacji zdjęć na wystawę pomaga mi bardzo Anna Hornik, moja przyjaciółka z Fundacji, fotografka i kuratorka, z którą zresztą chwilę temu założyłyśmy kolektyw dziewczyński Syreny i glonojady, żeby się wspierać w dalszej pracy twórczej. Chciałam skorzystać z okazji, żeby jej podziękować.

AM: Rozumiem, że ta kobieca perspektywa sprawia, że zdecydowałaś się, żeby zysk z zakupu Twojego pamiętnika wizualnego przekazać na Fundusz Przeciwprzemocowy Feminoteki. 

MP:  Kobietom, pozostającym często bez wsparcia rodziny czy przyjaciół,  bardzo trudno bez pomocy z zewnątrz wyrwać się z przemocowej relacji. Myślę w pierwszym rzędzie o przemocy w rodzinie, ale przecież do tego dochodzą inne akty przemocy, także poza nią, jak przemoc seksualna i bardzo potrzebna jest pomoc kobietom w uporaniu się z koszmarem gwałtu i wiktymizacją. Działania Fundacji Feminoteka na tym polu są niezwykle cenne.

Nawet w najtrudniejszych momentach swojego życia zawsze miałam wsparcie w bliskich i w miarę stabilną sytuację finansową, co niestety nie zawsze ma miejsce, gdy słyszymy historie kobiet. To maleńka cegiełka, bo wydawnictwo ma niski nakład. Ale chciałabym przekuć moją kobiecą opowieść na konkretne działania na rzecz innych kobiet. 

AM: Girl Power! Dziękuję za książkę, za podzielenie się Twoją herstorią i pieniędzmi.

MP: A ja dziękuję za tę rozmowę, jak również kilka wcześniejszych, podczas których wsparłaś mnie i zainspirowałaś do dalszej pracy nad tekstem do książki.

AM: Cieszę się, że z ukrycia wyszło tyle wrażliwości i artystycznego wyczucia. Do zobaczenia na wystawie 24 listopada w Loko.

——————-

Marta Przybyło
projektantka książek, kuratorka wystaw, fotografka. Związana od lat z Fundacją Archeologia Fotografii, gdzie zaprojektowała wiele książek prezentujących twórczość autorek_ów opracowywanych przez FAF. Pracowała też nad innymi publikacjami, spośród których najbardziej lubi Emulsję, poświęconą materialności fotografii. Zrosty to pierwsza książka, którą zaprojektowała dla siebie.

Agnieszka Małgowska (1/2 Damskiego Tandemu Twórczego)
lesbijka / feministka / artaktywistka / reżyserka / trenerka teatralna / Współtwórczyni projektów: Kobieta Nieheteronormatywna (cykl debat) / A Kultura LGBTQ+ nie poczeka (projekt archiwistyczny / O’LESS Festiwal (2012-2014) / DKF Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną / Portret lesbijek we wnętrzu (czytanie dramatów) / Orlando.Pułapka? Sen (spektakl) Fotel w skarpetkach (spektakl), 33 Sztuka (spektakl), Czarodziejski flet (spektakl), Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet (nanoopera) /L.Poetki (film dokumentalny)/ Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* (stowarzyszenie).

 

Jacqueline Livingston. W cieniu feminizmu. Na obrzeżach sztuki amerykańskiej lat 60. i 70. XX w.” w Gdańskiej Galerii Fotografii.

Sztuka kobiet. Fotografia jako narzędzie zmiany

Muzeum Narodowe w Gdańsku, przy wsparciu Ambasady Stanów Zjednoczonych w Polsce oraz we współpracy z Akademią Sztuk Pięknych w Gdańsku i American Corner Gdańsk, zaprasza do udziału w konferencji naukowej, poświęconej fotografii w sztuce feministycznej na świecie w XX i XXI w. Konferencja została zorganizowano jako wydarzenie towarzyszące wystawie „Jacqueline Livingston. W cieniu feminizmu. Na obrzeżach sztuki amerykańskiej lat 60. i 70. XX w.” w Gdańskiej Galerii Fotografii.

Program konferencji:
10.00 Przywitanie gości i wprowadzenie do programu
10.15 – 11.00 Mariola Balińska (Muzeum Narodowe w Gdańsku), „Jacqueline Livingston. Zmiany społeczne zaczynają się w jednostce”
11. 05 – 11.45 prof. Anne Swartz (Savannah College of art And Design, Atlanta), „Matka, płeć i pożądanie: związki Jacqueline Livingston z amerykańską sztuką feministyczną” (wykład będzie tłumaczony na j. polski)
11.45 – 12.00 Przerwa kawowa
12.05 – 12.40 dr Małgorzata Jankowska (Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu), „Siedem sióstr i problematyczne relacje władzy i fotografii”
12.45 – 13.30 dr Jakub Dąbrowski (Akademia Sztuk Pięknych w Warszawie), „Artystki na cenzurowanym – recepcja sztuki krytycznej w Polsce”
13.35 – 14.30 Dyskusja
14.30 Zakończenie konferencji

Abstrakty wystąpień:
Mariola Balińska (Muzeum Narodowe w Gdańsku), „Jacqueline Livingston. Zmiany społeczne zaczynają się w jednostce”.
Jacqueline Livingston, rejestrując najbliższych członków rodziny wraz z ich intymnością związaną z ciałem i seksualnością, przekraczała przyjęte normy i ramy „poprawności politycznej”. Twórczość artystki, kontrowersyjna dla społeczeństwa amerykańskiego połowy lat 70., przyczyniła się do zmiany w myśleniu o reprezentacji nagiego ciała w kulturze wizualnej XX w. Zmagania z cenzurą i systemem niesprzyjającym jej sztuce spowodowały jednak, że dorobek artystki został pominięty w głównym nurcie sztuki amerykańskiej. Po upływie dekad temat ocenzurowania prac Livingston stał się częścią dyskursu naukowego, dotyczącego nie tylko swobody wypowiedzi twórczej, ale również obrazowania seksualności za pomocą fotografii. Wystąpienie będzie połączone z prezentacją wybranych prac z prywatnego archiwum artystki z lat 60., 70. i 80., które zostaną zaprezentowane publiczności po raz pierwszy w Polsce .

prof. Anne Swartz (Savannah College of Art and Design, Atlanta), „Matka, płeć i pożądanie: związki Jacqueline Livingston z amerykańską sztuką feministyczną”
Amerykańskie artystki-feministki walczą przeciwko zapomnieniu, pomijaniu, cenzurowaniu, konkurencji, represji, dyskryminacji, uciskowi i uprzedzeniom, a także płciowym ograniczeniom zawodowym i osobistym. Podobnie jak Jacqueline Livingston, wiele feministek drugiej fali wykorzystywało różne tematy, w tym związane z domem, seksualnością i surrealizmem, by przetwarzać i badać doświadczenia kobiet. Historię Jacqueline Livingston odróżnia brak przynależności do wspólnoty. Feministki tworzyły grupy, łączyły się w działaniach, aby zabrać głos i wspólnie sprzeciwić się marginalizacji i izolacji. Livingston działała samodzielnie, a dodatkowo podejmowała niepopularne tematy: macierzyństwa, seksu i heteroseksualnego pożądania, które spotykały się z brakiem zainteresowania, a nawet pogardą środowisk bojowniczek o równouprawnienie. W wystąpieniu zostaną omówione punkty wspólne dla historii Livingston i współczesnych jej artystek, i wykazane powody, dla których jej sztuka nie znalazła właściwego miejsca w historii.

dr Małgorzata Jankowska (Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu), „Siedem sióstr i problematyczne relacje władzy i fotografii”
Wystąpienie jest dedykowane fotografkom, Dorothei Lange, Vivian Cherry, Jacqueline Livingston, Natalii Lach-Lachowicz, Janinie Mierzeckiej, Fortunacie Obrąpalskiej i Elżbiecie Tejchman, których obecność w historii była lub nadal jest pod wieloma względami problematyczna, a twórczość uwikłana w różnego rodzaju relacje z władzą. Tytułowe „Siedem sióstr” występuje tu co najmniej w podwójnej roli, jako dość szczególna metafora. Po pierwsze, zwraca się do kobiecości i więzi wynikającej z doświadczeń bycia kobietą; po drugie, do szerszego kontekstu kulturowego i politycznego, który miał wpływ na te więzi.

dr Jakub Dąbrowski (Akademia Sztuk Pięknych w Warszawie), „Artystki na cenzurowanym – recepcja sztuki krytycznej w Polsce”
Twórczość posługująca się transgresją nigdy nie znajdowała zrozumienia w szerszych kręgach społecznych. Wydaje się jednak, że gdy za przekroczeniem dotychczasowych norm w dziele sztuki stała kobieta, zrozumienie było jeszcze mniejsze, protesty gwałtowniejsze, a cenzura bardziej dotkliwa. To nie twórczość mężczyzn, ale takich artystek jak: Katarzyna Kozyra, Julita Wójcik czy Dorota Nieznalska, wywoływała w Polsce szczególny opór. To nie artyści, ale artystki ponosiły szczególnie dotkliwe konsekwencje swojej sztuki, zwłaszcza gdy naruszały w niej role płciowe.

Termin: 19 października 2018 r.
Miejsce: Patio w Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku, Targ Węglowy 6, 80-836 Gdańsk
Moderatorka: Małgorzata Taraszkiewicz-Zwolicka (Muzeum Narodowe w Gdańsku)

Kobiecość? Próba Re-definicji. Dyskusja i wernisaż fotografii Izy Moczarnej-Pasiek

Iza Moczarna-Pasiek

Serdecznie zapraszamy na wernisaż wystawy „Kobiecość? Próba Re-definicji”, który odbędzie się w siedzibie fundacji Feminoteka 10 czerwca o godz. 18:00. Będziemy gościć autorkę prac, Izę Moczarną-Pasiek

Będzie okazja podyskutować o kobiecości, czym jest, jak jest postrzegana i identyfikowana. Z Izą Moczarną-Pasiek będzie rozmawiać Joanna Piotrowska, prezeska Feminoteki, oraz wszystkie chętne osoby.

„Kobiecość? Próba Re-definicji” to wystawa, w której próbuję zmierzyć się ze współczesną definicją kobiecości.
Z jednej strony wzorzec kobiecości nie jest niczym nowym – istnieje i zmienia się od wieków, jest nieodłączną częścią każdej kultury. O tym, jaka powinna być kobieta oraz czym kobiecość jest, od tysięcy lat mówią nam religie, tradycje, zwyczaje i mody. Z drugiej jednak strony wzorzec ten ulega dziś niepokojącej metamorfozie. W świecie globalnej wioski upowszechnia się ujednolicony, wyidealizowany do granic (technicznych) możliwości wizerunek kobiety.

Ten specyficzny, „photoshopowy” wzorzec prezentuje kobiecość jako idealne piękno, wieczną młodość oraz nigdy niekończącą się szczęśliwość. Komputerowo przetworzone, wygładzone do ostatniej zmarszczki, absolutnie doskonałe i absolutnie nieprawdziwe „kobiety” stają się modelem, do którego miliony kobiet na świecie usiłują dopasować siebie i swoje życie. Ponieważ jednak życie jest, jakie jest, i trudno je zmanipulować – strategia ta jest z góry skazana na niepowodzenie. Jej ofiarami są kobiety w każdym wieku, które starają się, za wszelką cenę, dorównać ideałowi, którego osiągnąć po prostu nie sposób. Jest to dla nich źródłem wielu bolesnych doświadczeń, frustracji, a często chorób.

„Kobiecość? Próba Re-definicji” nie pokazuje niczego rewolucyjnego. Pragnie jedynie odczarować trochę ów wzorzec. Wzbogacić go o elementy realnego życia oraz pokazać, że kobiecość jest piękna zawsze, gdy jest prawdziwa. A przybierać może ona różne formy – od szczupłej blondynki z obiema piersiami do grubej szatynki tylko z jedną. Kobiecość jest taka, jakie są kobiety. A kobiety są prawdziwe. I dla każdej z nich kobiecość znaczy co innego. Wystawa składa się z ośmiu portretów kobiet, których wizerunki nie zostały udoskonalone w żaden sposób. Każda z nich prezentuje, w formie werbalnej i fotograficznej, swoją opowieść o tym, czym kobiecość jest. Opowieści te są różnorodne. Dokładnie tak samo, jak różnorodna, a w tej różnorodności piękna, jest sama kobiecość.
Iza Moczarna-Pasiek

IZA MOCZARNA-PASIEK – artystka, fotografka, feministka. W swoich projektach walczy ze stereotypowym postrzeganiem kobiecości. Ukazuje obszary kobiecości ukryte za zasłoną tabu zbudowanego przez religię i kulturę polskiego społeczeństwa. Jest autorką pierwszego w Polsce Kalendarza Amazonek 2005, w którym kobiety po mastektomii pozują do aktów, projektu Cięcie w którym modelkami są łyse kobiety, Hardej Wenus-szkice gdzie przed obiektywem rozbierają się duże kobiety oraz wielu innych.

Południowoazjatyckie społeczeństwa matriarchalne

Zdjęcia matriarchalnych społeczności pokazują, jak na świecie wygląda równość płci. W tych południowoazjatyckich plemionach to kobiety dzierżą władzę.

Źródło

Autorka: Maddie Crum

Pewna siebie dziewczynka pozuje do zdjęcia, trzymając rękę na biodrze. Ma delikatny kwiat we włosach, znajduje się w tle fotografii, ale w jej obecności można zauważyć coś władczego. Wygląda ona, jak na swój wiek, na poważną i pewną siebie – tam, gdzie żyje, bycie dziewczynką nie wydaje się umniejszać jej wiary w siebie.

Zdjęcie wykonano w Badjao (Malezja). Przedstawia jedną z czterech południowowschodnich azjatyckich społeczności, które Pierre de Vallombreuse uwiecznił w ramach projektu fotograficznego. Celem przedwsięwzięcia było przedstawienie społeczności, w których równość płci jest już na porządku dziennym, albo jest na bardziej zaawansowanym etapie niż na Zachodzie.

Fotograf skupia się w szczególności na społeczności Khasi, matrylinearnej i matrylokalnej kulturze północnowschodnich Indii, gdzie dzieci co do zasady noszą nazwisko mamy, a spadek jest przekazywany córkom; na społeczności Palawan, niezhierarchizowanej wspólnocie na Filipinach, gdzie równość mężczyzn i kobiet ma rodowód historyczny; na społeczności Mosuo w południowozachodnich Chinach, które charakteryzuje różnorodność form matriarchatu i patrymonialnej hierarchii; oraz egalitarne i libertariańskie grupy z Badjao.

Te tubylcze społeczności są fotografowane przez Vallombrehuse od trzydziestu lat. Jako że fotograf był Sekretarzem Generalnym Stowarzyszenia Antropologii i Fotografii na Uniwersytecie Paris Diderot, jego praca ma również wydźwięk antropologiczny. Przedstawione zdjecia są zatem czymś więcej niż obrazem równości płci; Pierre de Vallombreuse wziął pod lupę także tradycje każdej z kultur.

Według fotografa, to, co zaobserwował podczas swojej pracy, jest obiecujące dla przyszłości Zachodu — a także społeczności będących obecnie pod wpływem globalizacji. W notce prasowej, dotyczącej najnowszej książki i wystawy artysty, Arthaud Publishing napisało: W rzeczy samej, niektóre kultury, wydaje się, są pod wpływem odwrotnej tendencji: kobiety zajmują centralne miejsce podwalin społecznych i duchowych, zachowując lub domagając się równości płci i wzajemnego szacunku. Istnieją modele społeczeństwa, gdzie o pozycję kobiet nie trzeba walczyć.

Autor zdjęć: Pierre de Vallombreuse

Tłumaczenie: Agnieszka Wojtczyk

Korekta: Anna Hoss

560c2bf31b00002f00dfdfbb

560c2bf31900002f00fded3e

560c2bf31900002f00fded3f

560c2bf61900003000fded40

560c313e1800002a00831602

Subtelne jak poza

Subtelne jak poza

Około 10 lat temu, gdy Internet jeszcze raczkował, podjęłam się pewnej pracy, by móc opłacić czynsz. Odrzuciłam dawne zajęcia w kąt, i zabrałam się za fotografowanie oraz przygotowywanie portofolio dla modelek. Miałam dobrej jakości cyfrowy aparat. Było to na długo, zanim każdy miał taki w swoim telefonie komórkowym. Byłam w tym nawet niezła. W końcu zostałam zauważona.  Pracowałam z wieloma początkującymi modelkami, którym udało się później wybić w świecie mody. Ale im więcej siedziałam w tym biznesie, tym większą czułam do niego odrazę.

Po pierwsze odkryłam, że jest tylko jeden akceptowany  typ kobieciej sylwetki: 5’10″-5’11″, 34-24-34 (biust-talia-biodra, wymiary podawane w calach). Bez wyjątków. Jeśli biodra jakiejś dziewczyny osiągały rozmiar 36 to mówiono jej, że ma za „ciężki  tyłek”. Jedna z dziewczyn, bardzo wysoka (ponad 6 stóp wzostu, 182 cm) wyznała mi, że w swoim CV wpisywała kłamliwe informacje. Używała „tajnego kodu agencji modelek” podając, że ma 5 stóp i 3/4. Żadna z dziewczyn nie przyznałaby się do wysokiego wzrostu, ponieważ odbiegałaby od standardowego wzorca.  Czy chcecie porozmawiać o modelkach plus? W Nowym Jorku taka dziewczyna nie może nosić większego rozmiaru niż 10, najkorzystniej gdy ma rozmiar 8. W Los Angeles dopuszcza się modelki o rozmiarach 14 czy 16, jednak ich ciało musi być „proporcjonalne”, czyli bez widocznego tłuszczu.

Inną rzeczą, która nie dawała mi spokoju, to wiek zatrudnianych przez agencje dziewczyn. Były ciągle młodsze i młodsze. Spoglądałam na portfolia „nowych twarzy”, a te wyglądały jak Brooke Shields w „Pretty Baby”. Zdjęcia 14-letnich dziewczyn reprezentowały [w reklamach i magazynach – przyp. tłum.] dorosłe postaci. Modelkę w wieku 23 lat uznaje się już za staruszkę. Oczywiście są wyjątki od reguły, jak Kate Moss, ale mówimy tu o zwyczajnych dziewczynach ze znanych agencji.

Moje klientki, nowicjuszki w branży, były słodkimi, pięknymi dziewczynami. Marzyły o wybiegach, Paryżu, Mediolanie i o tej jednej rozkładówce w Vogue, która pozwoliłaby im na zawrotną karierę. Nie mogłam patrzeć, jak wkraczają w świat, który będzie je  w ostatecznym rachunku prześladował. Podczas jednej z sesji dowiedziałam się, że modelka ubiega się o doktorat w zakresie technologii kosmicznych. Wspaniała kobieta. Wszyscy mówili jej, że powinna zostać modelką, więc zgodziła się na zdjęcia próbne. W czasie sesji krzyknęłam do niej: „Uciekaj stąd i wracaj do szkoły!”

O czym mówi tytuł mojego wpisu? Po 10 latach świat mody znalazł się pod ostrzałem. Na szczęście społeczeństwo opowiedziało się przeciwko nierealnym standardom kobiecego ciała promowanym przez modowy biznes, przerabianiu zdjęć w Photoshopie, głodówce i ogólnemu wizerunkowi kobiet w mediach. W duchu odnowionej świadomości zauważyłam, że  to wszystko jest subtelne jak poza. Ja sama kazałam modelkom wypinać się, nachylać czy też ustawiać głowę pod odpowiednim kątem. Standard w mojej branży. Ale czy był to rzeczywiście tylko standard? Po przeanalizowaniu setek reklam zdałam sobie sprawę, że wszystkie z póz przybieranych przez modelki mają na celu pokazanie kobietom „ich miejsca”.

Stworzyłam 4 kategorie, do których podporządkować można pozy przybierane przez modelki na fotografiach reklamowych:

  • Przestraszona/ofiara – modelka patrzy się przez ramię z wyrazem przerażenia na twarzy. Trzyma swoje ręce w górze i przybiera pozę obronną. Jest martwa. Szarpie się z mężczyzną. Pozostałe wizerunki przedstawiające kobietę jako ofiarę.
  • Gotowa do seksu/rozebrana – kobieta na zdjęciu jest gotowa do stosunku: leży na wznak lub w podobnej pozycji. Ma szeroko rozstawione nogi. Leży na łóżku. Jest roznegliżowana. Trzyma coś w ustach.
  • Niezagrożona/skromna/dziecięca – głowa pochylona, oczy wpatrzone w dal lub w podłogę. Klasycznie pozycja polegająca na trzymaniu rąk na talii i wypięciu się do przodu, broda skierowana ku dołowi. Język ciała wyrażający podporządkowanie i słabość.
  • Uprzedmiotowiona/odczłowieczona/jedna z wielu –  zdjęcie bez ujęcia twarzy, wizerunek twarzy przyciemniony. Grupa kobiet ubrana tak samo. Brak indywidualności. Produkt.

Przyłącz się do mojego eksperymentu. Następnym razem, gdy przeglądać będziesz magazyny modowe, zastanów się, czy zdjęcia pasują do jednej z powyższych kategorii? Zadecyduj, czy fotografowie pomagają kobietom, czy je ranią? Poniżej kilka przykładów reklam:

1dg2dc3dc

 

Teraz mam pytanie do fotografów, stylistów,  pracowników agencji reklamowych i pozostałych osób z branży: upełnomocniacie kobiety czy je represjonujecie?

 

Źródło: www.msmagazine.com

Opracowanie i tłumaczenie: Karolina Ufa

 

 

74-letnia Wietnamka jako modelka? „To najpiękniejsza kobieta na świecie”

Przez 7 lat fotograf Rehnan Croquevielle podróżował na motocyklu po Wietnamie. Podczas swojej podróży wykonał setki portretów miejscowej ludności, przy okazji starał się poznać ich kulturę i codzienność. Zupełnie przez przypadek wpadł na 74-letnią Bui Thi Xong. Staruszka została jego muzą i pojawiła się na okładce jego książki.

 

Jest to bardzo pozytywna i napełniająca optymizmem historia 74-letniej Wietnamki. Historia ta pokazuje jak wiele rzeczy w naszym życiu często jest po prostu kwestią zrządzenia losu. Uświadamia ona także jak wiele dobrych rzeczy możemy zmienić w życiu innych w bardzo krótkim czasie, a zależy to po prostu od naszej dobrej woli.

wietnamka

       Latem 2011 roku fotograf spotkał Xong, która siedziała na swojej rozwalającej się łodzi. To niepozorne spotkanie zmieniło ich życie. Według Rehnana była bardzo nieśmiała i zasłaniała twarz rękoma. Ten naturalny odruch poruszył fotografa, który później wybrał jej zdjęcie spośród 50 tys. innych, jako te, które trafi na okładkę jego albumu.

Artysta obiecał kobiecie, że jeśli odniesie sukces i jego książka się sprzeda, wróci do niej i kupi jej nową łódź.

– Kiedy pierwszy raz ją zobaczyłem, nie wiedziałem, że wszystko tak się potoczy. Po jakimś czasie moja książka trafiła do sklepów. Sprzedało się 750 egzemplarzy w 27 krajach. Dzięki niej zmieniło się nie tylko moje życie, ale także kilku innych osób – przyznaje w materiale dla Daily Mail.

Razem z żoną wrócił do wioski, w której mieszkała jego modelka. Podarował jej upragnioną łódź. Jak przyznaje fotograf, ta poprzednia odstraszała potencjalnych turystów i kobieta nie mogła zarabiać na swoje utrzymanie.

wietnamka lodz

– To było moje marzenie. Mógł dać mi przecież pieniądze, które wydałabym w ciągu kilku dni, ale dał mi coś solidnego, co będzie mi służyć przez lata. Jestem mu ogromnie wdzięczna. Ludzie przychodzą teraz do mnie i pytają, czy to od tego słynnego fotografa. Wszystkim chwalę się, że to ten Francuz mi ją podarował – mówi Xong w jednym w wywiadów.

Od tamtej pory Wietnamka pojawiła się wielokrotnie w lokalnych programach telewizyjnych. Jej niewielki biznes się rozkręcił, była też kilkukrotnie fotografowana przez innych twórców. Media już ogłosiły ją „ikoną Wietnamu”, która mimo niedoli wciąż się uśmiecha.

Artykuł opublikowany przez Marlenę Kondrat, wolontariuszkę Fundacji „Feminoteka”.

logo batory

Rozwój wolontariatu w fundacji Feminoteka jest możliwy dzięki dofinansowaniu rozwoju instytucjonalnego w ramach Programu Obywatele dla Demokracji finansowanego z Funduszy EOG.

„NIE TO NIE” – wystawa dyplomowa Dominika Łozińskiego

Od 26.06 w krakowskim Punkcie Docelowym możemy oglądać wystawę zdjęć Dominika Łozińskiego „NIE TO NIE”. Wystawie matronuje Fundacja Feminoteka.

Autor prac skupił się na autentycznych przypadkach przemocy seksualnej. Celem wystawy jest zwrócenie uwagi na ten problem. Opisy szczególnie brutalnych przestępstw ilustrowane są zdjęciami posługującymi się oszczędnymi środkami wyrazu, pozbawionymi brutalności. Zdjęcia wraz z opisem tworzą spójną całość.

Zdjęcia można oglądać do 9 lipca. Adres: Punkt Docelowy ul. Staromostowa 1, Kraków

2

1

4

3

6

5

8

7

10

9

WARSZAWA: Wernisaż wystawy Vivian Maier

Vivian_MaierZamknięta w sobie, ekscentryczna, dziwna, specyficzna. Tak mówią o Vivian Maier jej byli pracodawcy. Wspaniałe, wstrząsające, perfekcyjne, mistrzowskie to przymiotniki opisujące jej zdjęcia. Od 9 maja do 23 czerwca w Leica Gallery Warszawa będzie można oglądać zdjęcia, za którymi stoi jedna z najbardziej niesamowitych zagadek w historii fotografii.

Zapraszamy na wernisaż wystawy: 9 maja 20:00
Leica Gallery Warszawa, MYSIA 3, II piętro

Historia zdjęć Vivian wydaje się bajkowa. W 2007 roku John Maloof kupuje na wyprzedaży garażowej negatywy i skanuje pierwsze z nabytych kilkunastu tysięcy. Zdjęcia szybko obiegają cały świat, ludzie są zachwyceni kadrami. Maloof zaczyna prowadzić poszukiwania, a to, czego się dowieduje, okazuje się historią równie fascynującą, jak same kadry Vivian Maier. Od lat 50-tych kobieta fotografowała ludzi na ulicach Nowego Jorku i Chicago. Nigdy nie pobierała żadnych lekcji, nie zostawiła kolekcji książek ani albumów mistrzów fotografii, a zdjęć nie pokazywała nawet bliskim. A jednak współcześni kuratorzy, krytycy sztuki i kolekcjonerzy porównują jej fotografie do dzieł takich mistrzów jak Elliot Erwitt, Jacques Lartigue, Diane Arbus czy Garry Winogrand. Jej prace pokazały muzea w Paryżu, Nowym Jorku i Londynie, a wystawy jej zdjęć w światowych galeriach biją rekordy popularności.

Dodatkowo sama Vivian okazała się niesamowitą postacią: wyróżniała się stylem ubierania, swoich zdjęć nie pokazywała nikomu, zawsze zamykała pokój na klucz, zabierała dzieci na spacer do rzeźni czy w biedne dzielice. Raz przyniosła do domu martwego węża, by oswoić dzieci ze strachem. Zmieniała nazwiska, nazywała się „tajemniczą kobietą”. Po latach okazuje się, że nikt nie wie, kim naprawdę była Vivian Maier.

Leica Gallery Warszawa zaprezentuje wybór czterdziestu fotografii z kolekcji Jeffreya Goldsteina, kolekcjonera sztuki, który był jedną z pierwszych osób, jakie rozpoznały artystyczny kunszt zdjęć Vivian Maier. Podobnie jak John Maloof, Goldstein pracuje nad promocją zdjęć i ich odpowiednią archiwizacją. Wysyła je na wystawy, m.in. do Warszawy. Są to kadry, które razem z filmem „Szukając Vivian Maier”, stworzą najszerszą prezentację prac Vivian w Polsce. Na wystawie zobaczymy ulubione motywy artystki: grę cieniem, autoportrety, zbliżenia nieznanych jej twarzy. Klucz do spojrzenia na zdjęcia Maier to odniesienie się do pojęcia „amatorstwa” i fotografów-amatorów. Jak zmienia znaczenie tego słowa fotografia o takiej sile wyrazu, tak perfekcyjnie zaplanowane kadry? Czy Vivian Maier była w ogóle amatorką?

Partner wystawy: Gutek Film, dystrybutor filmu „Szukając Vivina Maier” – w kinach od 9 maja. http://www.youtube.com/watch?v=9hT-O3BAecc

Patronat medialny: Art&Business, MaleMEN, LABEL, Fotopolis, artinfo.pl, FineLife, Fotografia Kolekcjonerska, Doc!Photo Magazine

Vivian Maier, Amatorka
9.05 – 23.06.2014
Leica Gallery Warszawa

Wszystkie fotografie z wystawy są odbitkami kolekcjonerskimi, w edycji 15 sztuk. Wystawie towarzyszy katalog.

Wstęp: 10 zł normalny, 5 zł ulgowy i grupowy (powyżej 3 osób).
Poniedziałek: wstęp wolny.
Z biletem zniżka na zakup katalogu.

Galeria czynna: Pon-sob: 10-20, Niedz: 12-18