TELEFON DLA KOBIET DOŚWIADCZAJĄCYCH PRZEMOCY

Телефон для жінок, які зазнають насильства

CZYNNY PONIEDZIAŁEK-PIĄTEK
OD 11.00 DO 19.00

Активний з понеділка по п’ятницю з 14:00 до 19:00

Szukaj
Close this search box.

Czy mogę być feministą?

W umieszczonym niedawno na stronie Feminoteki wywiadzie z chłopakami z grupy Głosy Przeciw Przemocy już na samym początku został poruszony wątek identyfikacji członków grupy z pojęciem feminizmu. W odpowiedzi usłyszeliśmy, że należy z tą łatką postępować ostrożnie – choćby z tego powodu, że jeden feminista (choćby jego zaangażowanie miało sprowadzać się do deklaracji) wzbudza od razu większą sensację niż sto feministek (choćby każda z nich ciężko pracowała na rzecz osiągnięcia konkretnych celów). Pojawiła się również obawa, iż w ten sposób mężczyźni będą chcieli pochlebiać swoim rycerskim zapędom, przyjmując na siebie rolę wybawcy kobiet uciśnionych przez patriarchat. W komentarzach pod artykułem pojawiły się kolejne zastrzeżenia: “feminista, czyli kto?”, “męski feminizm kończy się tam gdzie w hetero związku pojawiają się dzieci”, “mężczyzna nie może być feministą, tak samo jak heteryk nie może być członkiem społeczności LGBT”.

 

Przyznaję, że – jako osoba która przez długi czas, uznając już w zasadzie słuszność postulatów podzielanych przez większość feministycznych środowisk, unikałem utożsamiania się z tym pojęciem – poczułem się postawiony pod ścianą. Oto bowiem coś, co stanowi wynik mojej długiej refleksji, szczerego zainteresowania zagadnieniami równościowymi – a nierówności między rzeczywistymi prawami kobiet i mężczyzn należą w naszym społeczeństwie do najbardziej istotnych problemów – miałoby stać się oznaką przejściowej mody, paternalistycznego traktowania kobiet czy wręcz wchodzenia w rolę w którą wchodzić nie powinienem, ze względu na orientację płciową (a więc cechę której już nie zmienię).

 

Nie ukrywam, że ten temat zmusił mnie do przemyśleń w tym zakresie. Udało mi się ustalić, że przeciwko “męskiemu feminizmowi” można wysunąć zasadniczo dwa argumenty, które przewijają się w dyskusji nad tym zagadnieniem. Pierwszy rodzaj argumentacji opiera się na założeniu, iż mężczyźni nie są w stanie przyjąć, wymaganej przez feminizm, „kobiecej” perspektywy patrzenia na świat – czy to z przyczyn biologicznych (aczkolwiek akcent na te zagadnienia daje się zauważyć raczej w starszych publikacjach, np. u Simone de Beauvoir) czy to ze względu na odmienne doświadczenia, wynikające z tego, iż to dziewczynki a nie chłopcy najmocniej doświadczają genderowych stereotypów w procesie socjalizacji (co potem wpływa na ich pozycję jako kobiet i mężczyzn).

Nie chcę się odnosić do argumentacji biologicznej – różnice w tym zakresie niewątpliwie istnieją, ale możemy chyba się zgodzić, że nie możemy przeceniać ich znaczenia. Jeżeli chodzi o niewątpliwe różnice doświadczeń – większość problemów na tle genderowym dotyczy sytuacji, w których ofiarami stereotypów są kobiety. Chłopcy i mężczyźni rzadko to dostrzegają. Kwestie “kobiece” traktuje się jako gorsze. W procesie socjalizacji łatwiej jest chłopakowi umocnić się w seksistowskich stereotypach, niż z nimi zerwać. Tym większą dojrzałość musi zatem wykazać osoba która sama nie doświadcza tego, co dla kobiet jest codziennością. Nie musi z tego powodu otrzymywać oklasków – ale faktem jest, że droga do zrozumienia idei feministycznych musi iść u mężczyzny w parze z krytycznym podejściem do własnych, wyuczonych, zachowań i postaw. Dla przeciętnego mężczyzny droga do nazwania siebie feminista jest dłuższa, ale tym większą wartością powinno być przyjmowanie tego rodzaju postaw również przez przedstawicieli tej płci.

 

Argument drugi, nad którym należy się pochylić, dotyczy perspektywy “zawłaszczenia” ruchu feministycznego przez mężczyzn. Na początku musimy ustalić trzy, niewykluczające się, fakty.

Fakt pierwszy – mężczyźni byli w ruchu feministycznym obecni od początku. John Stuart Mill,  mimo że przypominało to walkę z wiatrakami, cały okres swojej działalności w brytyjskim parlamencie poświęcił na walkę o prawa wyborcze dla kobiet. Oczywiście, co jest symptomatyczne, pomija się często wpływ jego partnerki na zrozumienie przez Milla powagi problemu. Pamiętając o tym, nie możemy jednak zaprzeczyć, iż Mill i jego napisana wspólnie z Harriet Taylor Mill książka Poddaństwo kobiet to dzisiaj klasyka literatury feministycznej. Wśród twórców francuskiego Oświecenia widoczne było również odejście od wizerunku kobiety-damy do bardziej podmiotowych portretów. Na naszym podwórku nie sposób nie wspomnieć o Emancypantkach Bolesława Prusa. Pierwiastek męski w feminizmie był obecny od zawsze, nawet jeżeli sami zwolennicy sprawy kobiecej nie określali siebie w ten sposób. Nie możemy jednak zapominać, że samo pojęcie feminizmu pojawiło się dużo później niz pojęcie walki o prawa kobiet.

Fakt drugi – rozwój praw kobiet w XIX i XX wieku nie byłby możliwy, gdyby nie zaangażowanie kobiet, zarówno liderek ruchu jak i setek tysięcy zwykłych kobiet, prowadzących żmudne starania o dostrzeżenie ich problemów. Niewątpliwie, kobiety nie miałyby żadnych praw gdyby same je sobie nie wywalczyły. Ta zasada pozostaje aktualna po dziś dzień.

Fakt trzeci – od początku ruchu feministycznego, zaangażowane w niego były setki tysięcy kobiet i garstka (nie były to zorganizowane grupy) mężczyzn. Przeciwko niemu występowały jednak równie dobrze zorganizowane grupy mężczyzn (choćby w postaci panów obecnych w strukturach władzy) oraz kobiet, które postrzegały działalność emancypantek jako próbie zburzenia porządku społecznego. Tych kobiet było zresztą więcej niż samych emancypantek. Dzisiaj sytuacja wygląda trochę lepiej. O ile 150 lat temu bicie żony było uznawane za całkowicie normalny element życia rodzinnego, o tyle dzisiaj przeciwnicy Konwencji o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet na każdym kroku odżegnują się od popierania jakiejkolwiek formy przemocy. Nie zmienia to szkodliwości ich postawy, ale niewątpliwie z perspektywy tych 150 lat jest to postęp. Gdyby nie działalność feministek, do dzisiaj przemoc domowa byłaby uznawana za całkowicie normalne zjawisko.

 

Co wynika z powyższego – o ile nie możemy unieważnić znaczenia kobiet dla rozwoju wrażliwości genderowej w różnych aspektach życia publicznego, o tyle nie możemy też odmawiać mężczyznom jakichkolwiek (choćby i drobnych) zasług w tym zakresie. Jednocześnie, bycie kobietą nie determinuje per se bycia feministką – mimo, że wszystkie kobiety korzystają z osiągnięć ruchu feministycznego. Czy zatem możemy uznać, iż bycie mężczyzną stanowi per se przesłankę dyskwalifikującą przy utożsamianiu się z feminizmem?

 

W mojej opinii – absolutnie nie, o ile oczywiście podchodzimy do tej etykiety jak do każdej innej – odpowiedzialnie, pamiętając iż nie jest to jedynie przywilej (wynikający z utożsamiania się z ideą na którą składają się dokonania tylu szacownych osób) ale – powiedziałbym wręcz: przede wszystkim – zobowiązanie. Ja sam, utożsamiając się z feminizmem, nie epatuję tym pojęciem na każdym kroku. Staram się raczej traktować taką identyfikację jako zobowiązanie do pracy nad sobą i na rzecz otoczenia. Być może nie każdy potrzebuje do tego identyfikacji z abstrakcyjnymi pojęciami, ale też nie każdy zwolennik równości płci musi się utożsamiać z tym pojęciem.

Dlatego też, odnosząc się do obaw dotyczących “zawłaszczenia” feminizmu przez mężczyzn, musimy sobie powiedzieć jasno – trzy wymienione przeze mnie fakty odnosiły się adekwatnie do sytuacji sprzed 100 lat, dosyć dobrze oddają obecny stan rzeczy i pewnie będą aktualne jeszcze przez parę dekad. Tematyka równouprawnienia płci będzie przez długi czas interesować w większym stopniu kobiety niż mężczyzn. I to kobiety będą stanowić główną siłę napędową ruchu feministycznego. Jeżeli “męski feminizm” ma być dla niektórych jedynie przejściową modą – nie możemy przeceniać jego znaczenia, ale mimo wszystko skutki takiej mody będą w zaistniałej sytuacji lepsze niż skutki mody na bycie macho. W moim odczuciu, nie ma potrzeby tworzenia osobnego ruchu mężczyzn wspierających feminizm – tym bardziej, że nieodzownie będzie on się kojarzyć z “ruchem na rzecz praw mężczyzn”, czy nawet maskulinizmem który – nie będąc w teorii ruchem antyfeministycznym – w istocie stanowi często pretekst do obrony zastanych przywilejów i jako taki jest przeciwieństwem, a nie uzupełnieniem feminizmu. Mężczyźni mogą działać w ruchach feministycznych ramię w ramię z kobietami. Muszą nauczyć się odrobiny pokory – stosując paternalistyczny ton, raczej wiele w tych środowiskach nie zdziałają. Istnieją tematy w których wskazane jest istnienie osobnych grup, tworzonych przez mężczyzn i dla mężczyzn, dobrym przykładem jest tutaj edukacja antyprzemocowa. Wynika to z konieczności dostosowania się do zastanej sytuacji, i nie oznacza to, iż np. za 50 lat najlepszej nawet trenerce antyseksistowksiej prowadzenie szkoleń z młodzieżą gimnazjalną będzie iść ciężej niż średnio utalentowanemu trenerowi płci męskiej.

A czy obecność mężczyzn w ruchu feministycznym stanowi zagrożenie dla ich genderowej struktury? Pamiętając, iż kobiet jest statystycznie więcej i statystycznie częściej interesują się zagadnieniami feministycznymi – założenie takie wydaje się być dosyć abstrakcyjne. Istnieje też pewna pula problemów wynikających ze stereotypów płciowych, których ofiarą mogą być mężczyźni. W aktualnej sytuacji większość tego rodzaju problemów stanowi konsekwencję tych samych stereotypów, które dotykają kobiet – związanych głównie ze sferą opieki nad dziećmi (ojcom rzadziej podczas rozwodów przyznawana jest opieka nad dziećmi – ale to kobiety są podczas rozmów kwalifikacyjnych pytane o plany dotyczące rodziny i to one po przejściu na urlop wychowawczy częściej są uzależnione finansowo od swoich mężów, podobnie – mężczyzna w roli wychowawcy przedszkolnego czy pielęgniarza musi się zmagać ze stereotypami, ale wynika to z tego, iż przez lata zajęcia związane z opieką zostały zepchnięte do roli prac “kobiecych”, które z samej racji wykonywania ich przez kobiety były gorzej opłacane). Warto aby w takich sprawach słyszalny był głos samych mężczyzn. Podobnie jak w przypadku wszystkich innych problemów, które być może się w przyszłości pojawią.

 

Tekst: Michał Żakowski

Sudent polityki społecznej na Uniwersytecie Warszawskim. Pracuje przy projekcie HejtStop, zaangażowany w działalność Stowarzyszenia Projekt: Polska. Wolontariusz fundacji Feminoteka.

logo wolontariat feminoteka.pl

Rozwój wolontariatu w fundacji Feminoteka jest możliwy dzięki dofinansowaniu rozwoju instytucjonalnego w ramach Programu Obywatele dla Demokracji finansowanego z Funduszy EOG.

superfemka 1 procent