TELEFON DLA KOBIET DOŚWIADCZAJĄCYCH PRZEMOCY

Телефон для жінок, які зазнають насильства

CZYNNY PONIEDZIAŁEK-PIĄTEK
OD 11.00 DO 19.00

Активний з понеділка по п’ятницю з 14:00 до 19:00

Szukaj
Close this search box.

Mam dość oglądania bohatera maczo, który kolonizuje świat. Rozmowa z Jolantą Janiczak

Fragment wywiadu AAAKulturalnika z cyklu SISTRUM rozmawia o L*kulturze.
Wokół spektaklu O mężnym Pietrku i sierotce Marysi. Bajka dla dorosłych. CZYTAJ CAŁY TEKST 
Z Jolantą Janiczak rozmawia Damski Tandem Twórczy (Agnieszka Małgowska & Monika Rak)

                                                                                                  *********

Agnieszka Małgowska: Cieszę się, że mamy okazję porozmawiać. Bardzo mi zależało, żeby O mężnym Pietrku i sierotce Marysi. Bajce dla dorosłych opowiedziała współautorka spektaklu, który wyreżyserował Wiktor Rubin. Wprawdzie jesteście od lat artystycznym duetem, ale z przedstawieniem od razu skojarzono przede wszystkim reżysera i małą burzę w tęczowej społeczności wywołał fakt, że spektakl zrobił mężczyzna. Jesteś więc naszym kołem ratunkowym. [śmiech]

Jolanta Janiczak: Tak, dziennikarze jakoś częściej zwracają się do reżysera, zakładając, że jest szefem przedsięwzięcia.

Monika Rak: No to mamy patriarchlny początek naszej rozmowy. [śmiech]

AM: To zacznijmy raz jeszcze. Znasz cykliczny skecz Barbie Girls Ze sztambucha Maryi Konopnickiej Agnieszki Weseli /Furji?

JJ: Nie, a gdzie to było pokazywane?

MR: W polskim nurcie offowym. Dyskretnie [śmiech], ale przez lata i konsekwentnie. Na szczęście jest do obejrzenia w necie.

JJ: To obejrzę.

AM: Zaczęłam od tego pytania, bo wątek relacji obu Marii artystycznie popularyzowała Agnieszka Weseli i nie możemy o niej nie wspomnieć. Do mainstreamu zaś ta lesstoria dotarła – zdaje się – dzięki Homobiografiom Krzysztofa Tomasika. Swoją drogą mam wrażenie, że Twój tekst to udramatyzowany szkic Tomasika. Nie spodziewam się jednak, że Twoja praca researcherska ograniczyła się do tej lektury.

JJ: Oczywiście, że nie. Przeczytałam wszystko o Konopnickej. Listy, biografie, na przykład Iwony Kienzler Rozwydrzoną bezbożnicę, Marii Szypowskiej Konopnicka, jakiej nie znamy, Leny Magnone Maria Konopnicka: lustra i symptomy, oraz liczne artykuły i trochę rzeczy w archiwum we Lwowie. Tyle jest dostępnych materiałów o Marii Konopnickiej. Podejrzewam, że Krzysztof Tomasik oparł się na podobnym materiale. Ale ja, jako pisarka, też mnóstwo rzeczy pozmyślałam, połączyłam samowolnie pewne fakty, skupiłam się na sprawach, które mnie nurtowały. Bardziej interesował mnie problem niż fakty historyczne.

AM: Co Cię więc nurtowało?

JJ: Cały czas zastanawiała mnie ucieczka Konopnickiej za granicę. Mam wrażenie, że wyjechała, bo wokół niej i Dulębianki zrobił się za duży szum. Znalazłam w jakiejś publikacji informację, że podczas obchodów pięćdziesięciolecia twórczości Elizy Orzeszkowej w trakcie odczytu Dulębianki, na którym była też Konopnicka, jedna z młodszych pisarek skomentowała fakt, że są parą, Konopnicka obraziła się i wyszła. Z lektur wynika, że miały ogromny problem z pokazywaniem się razem. Ten aspekt ich relacji nie został sproblematyzowany w Homobiografiach.

Z relacji Konopnickiej z Dulębianką pozostało bardzo mało wspomnień, śladów. W korespondencji, która się zachowała, bo resztę spaliła córka, są historie, z których można coś wysnuć o ich relacji. W jednym z listów do córek Konopnicka pisze na przykład, że przychodzi do niej Pietrek, czyta jej książkę, potem idzie do siebie. W drugim pisze, że śpią razem pod derką, bo jest bardzo zimno i nie da się inaczej. Bardzo jestem ciekawa, co było w tych listach, które Zofia Konopnicka zniszczyła.

AM: To jest właśnie historia polskich lesbijek. Ukryta, pełna dziur, niedomówień. Dlatego fantazmatyczna opowieść, jaką jest Twój tekst, trafia w dziesiątkę.

JJ: Pewnie dlatego nie mogłam znaleźć w polskiej historii świadectwa życia namiętnego, jawnego związku dwóch kobiet, wprost, bez niedomówień aluzji, przypuszczeń.

MR: A właściwie skąd pomysł, żeby zająć się wspólną biografią dwóch Marii? Wiem, że piszesz sceniczne biografie kobiet: Katarzyny Wielkiej, Joanny Szalonej, Gorgonowej, francuskich rewolucjonistek, czasem też mężczyzn. Ale skąd wątek lesbijski?

JJ: Mnie interesują głównie historie kobiet. Także relacje między kobietami: przyjaźnie, współpraca i związki miłosne. Od dawna szukałam pary kobiet, która by mnie zainspirowała i była mi emocjonalnie bliska. Męskie biografie nie powstawały najczęściej z mojej inicjatywy. Chyba że to osoby jak Towiański, Neron czy Michael Jackson, o płynnej tożsamości i seksualności. Poza tym ciekawi mnie psychoseksualna zmienność w czasie, w ogóle wszelka procesualność tych aspektów biografii, które wydają się lub uznawane są za niezmienne. Czy wiecie, że Demi Moore jest w relacji serbską projektantką mody?

AM/MR: Nie wiemy. [śmiech] Mamy słabą „orientację pudelkową”.

JJ: Sharon Stone mówi, że po 50-tce jest gotowa na związek z kobietą. Orientacja może ewoluować w ciągu życia, badając swoje potrzeby, swoją seksualność, możemy odkryć, że potrzebujemy czegoś innego niż nam się wydawało. Im bliżej jesteśmy swoich potrzeb, tym więcej mamy odwagi, żeby przed sobą ujawnić pewne rzeczy.

A wracając do pytania. Muszę zaznaczyć, że nie piszę stricte biografii. To są raczej teatralne eseje na wybrany temat. Na przykład w Carycy Katarzynie tematem była droga do kariery, która bezwzględnie zaprzęga ciało kobiety. Przez ciało do władzy. I nie oceniam tego negatywnie, tylko się przyglądam z różnych stron. W XVIII wieku nie było innego emancypacyjnego sposobu sięgnięcia po władzę. Katarzyna Wielka doszła do władzy poświęcając się fizycznie i psychicznie, wchodząc w upokarzające dworskie gry, a potem jawnie używała seksualności, już dla siebie samej.

AM: Ta droga i dziś się sprawdza.

JJ: Niestety, wciąż mamy w sobie duże pokłady patriarchalnych norm i standardów, i żeby je zdekonstruować czy zniszczyć, trzeba ogromnej świadomości, trzeba zmiany języka. Mimo pracy nad sobą, niemal codziennie, przyłapuję się na odruchach czy krytycznym patrzeniu na siebie, którego źródła tkwią w patriarchacie. Wychowanie, edukacja, normy kulturowe, pułapki, wpływy, których nawet nie jesteśmy świadome, a które próbują nas utrzymywać w poczuciu bezsilności. Potrzebujemy nowych mitów, opowieści, bo nadal rządzą mity hetero i macho. I to bez względu na kulturę czy wyznanie. Niedawno wróciłam z Izreala i tam patriarchat ma się świetnie, czuje się, że kobiety powinny znać swoje drugorzędne miejsce. Jak się w tym odnaleźć? Nie mówiąc już o pełnej widoczności czy przejęciu władzy. Nawet serbska premierka Ana Brnabić, która jest jawną lesbijką, sprawy kobiet i osób LGBTQ+ stawia na dalszym planie.

MR: Dlatego, mimo że takie myślenie jest passe, ja nadal twierdzę, że musimy jako kobiety trzymać się razem i tworzyć grupy.

JJ: Ja też myślę, że kobieta ma największe wsparcie w innej kobiecie. W moich różnych tekstach często bohaterka wyrywa inną kobietę ze świata patriarchalnego. Trudno czasem określić charakter tej relacji, najważniejsze, że dziewczyny się wspierają. To mnie prowadzi do lesbijskiego myślenia o kobietach. Tu widzę moc.

AM: Moje ulubione continuum lesbijskie. Stąd – rozumiem – Twój zamach na patriarchat. [śmiech] Sięgnięcie po Świętą Matkę Polkę/Narodową Poetkę to taki właśnie zamach! Czy zrobiłaś to celowo w stulecie odzyskania niepodległości, której nota bene pisarka nie doczekała, a Dulębianka już tak?

JJ: Ten pomysł przyszedł mi do głowy jakieś trzy lata temu, ale żaden teatr nie palił się do tej propozycji, więc nie pisałam. Dopiero Maciej Nowak, dyrektor poznańskiego Teatru Polskiego, tym się zainteresował. Więc ta rocznica po prostu się przytrafiła.

AM: Tak na marginesie. Nie piszesz niczego bez zamówienia?

JJ: Sama wymyślam tematy, sprawy, które mnie interesują i najczęściej wcześniej czy później trafiam na teatr, który podziela moje pasje i zainteresowania. Nie piszę w ogóle na zamówienie jako takie. Poza tekstami do teatru piszę różne notatki, obserwacje i część tego potem wykorzystuję przy tworzeniu tekstów do teatru.

AM: A sama historia. Jak na nią trafiłaś?

JJ: Na opowieść o Dulębiance i Konopnickiej trafiłam, badając zaplecze polskich emancypantek. Pierwsza była Narcyza Żmichowska, potem wpadła mi w oko Dulębianka, ona doprowadziła mnie do Konopnickiej. To było odkrycie, bo – jak mówiłem – od dawna szukałam lesbijskiej lovestory.

MR: Dlaczego szukałaś takiej historii ?

JJ: To mnie interesuje organicznie. Buntuję się, gdy oglądam filmy i nie widzę perspektywy kobiecej. Męskie historie nie wnoszą najczęściej nowej perspektywy. Mam dość oglądania bohatera maczo, który kolonizuje świat. Dlatego szukałam kobiecych historii, także lesbijskich. Jest wiele bohaterek, które czekają na wydobycie, jak Zofia Sadowska, lekarka w czasie okresu międzywojennego oskarżona o uwodzenie pacjentek, super ciekawą osobą była Paulina Kuczalska-Reinschmit i jej relacja z Józefą Bojanowską. Zastanawiam się też, dlaczego doświadczenie męskie w filmach Tajemnica Brokeback Mountain, Filadelfia, Moje własne Idaho się uniwersalizuje, a nie robi się tego w filmach z homoseksualnymi kobietami.

MR: Uniwersalizuje? Jak rozumiesz to słowo? Ja na pewno nie chcę „być uniwersalizowana” według heteronormatywnego wzorca.

JJ: Właśnie chodzi mi o tę pułapkę myślową. Problemem jest utożsamienie z męską historią jako historią człowieka. Nawet gejowska tak jest sprzedawana. Nie chodzi mi o taką uniwersalizację. Chodzi mi o danie równego prawa opowieściom mężczyzn i kobiet. Chcę, żeby bohaterka była podmiotowa. Mocna i wyrazista. Dla mnie podręcznikiem, który powinien trafić do szkół, bo dzięki niemu można zrozumieć złożoność tożsamości, ale mimo wszystko utożsamiać się z każdą i każdą wspierać, jest Siostra Outsiderka Audre Lorde.

AM: Dodałabym jeszcze, że potrzebne jest równe traktowanie sposobu opowiadania tych historii. Nie sam temat i bohaterka zmienia narrację, a w sposobie opowiadania tkwi ukryta władza patriarchatu.

JJ: Racja. Do dziś nikt nie ma odwagi opowiedzieć niepatriarchalnie biografii Marie Curie Skłodowskiej na przykład. Brakuje w Polsce reżyserek, które opowiadałyby o kobietach ryzykownym językiem filmowym, nie estetyzującym kobiety i nie zapędzających je w schematy wyciągnięte wprost z męskiego kina hetero. Nawet jeśli bohaterkami są dwie kobiety tworzące związek, to mam wrażenie, że albo są to aluzje i niedopowiedzenia albo patrzące oko jest nadal płci męskiej.

MP: Dlatego wciąż skazane jesteśmy na takie filmy jak Życie Adali, męska wizja „uniwersalnej” historii o lesbijkach.

JJ: Na dodatek to najbardziej popularny film o relacji kobiet. Co ciekawe, został zrobiony przez reżysera arabskiego pochodzenia. Widać tam męskie schematy, konstrukt fabularny. Owszem, są namiętne sceny erotyczne, ale gdy zna się jeszcze kontekst produkcyjny tego filmu, słynne już mobbingowanie aktorek, trudno oglądać ten film niewinnie. Jeszcze jedna rzecz rzuciła mi się w oczy, znacznie bardziej cieleśnie eksploatowana i pokazywana jest Adèle Exarchopoulos niż Léa Seydoux, która po prostu ma wyższą pozycję na rynku, podczas gdy Adèle Exarchopoulos była wtedy na początku kariery.

AM: Gdyby taki film zrobiła dziewczyna, z pewnością usłyszałaby tekst jak ten Zosi, bohaterki Twojego spektaklu, przykładowej strażniczki patriarchatu: Jaką wy tu moje drogie stworzyłyście strukturę, sytuację, zdarzenie? Sprowadzacie najwyższe poetyckie misteria duchowe do fizjologii. Zaraz się któraś gotowa tu załatwić.

JJ: Nie mogę już tego znieść, że to co kobiece traktowane jest jako cielesne, fizjologiczne, waginalne albo emocjonalne, histeryczne. Że najlepiej znaleźć dla twórczości, tak zwanej kobiecej, oddzielne kategorie. Mam wrażenie, że mówienie o czymś, że to literatura kobieca czy kino kobiece ma twórczość kobiet marginalizować. W Cannes na przykład, w głównym konkursie, zazwyczaj na dziesięciu mężczyzn jest jedna kobieta. I jedna selekcjonerka na kilku panów. Tak się tworzy kanony, wzorce i mainstream.

AM: Niestety, ale wróćmy do głównej historii. Cieszy mnie, że powstał ten spektakl, ale przyznam, że mam z Marią Konopnicką problem. Choć Konopnicka z Dulębianką u boku powiewa na sztandarze tęczowym jak prowokacja, trochę jak nieheteroseksualne trofeum, to de facto jest osobowością asymilacyjną, której słowo „lesbijka” czy nawet „emancypantka” pewnie stanęłoby w gardle.

JJ: Ale ja też mam z nią problem. Maria próbuje zadowolić gusta wszystkich. Jest jak pisarki, które wszelkimi sposobami w życiu i twórczości usiłują znaleźć się we “właściwym miejscu”. Maria podążała tą drogą: mąż, ośmioro dzieci. Ale jednocześnie romansowała w trakcie małżeństwa. Wydaje mi się, że także romansowała w czasie, gdy była z Dulębianką.

AM: Trzeba przyznać, że nie oszczędziłaś Konopnickiej. Zafundowałaś jej niełatwy-pośmiertny-publiczny proces transformacji, z którego wyłoniła się jako lesbijsko-feministyczna wojowniczka. Twoja Maria z Marią rzeczywistą ma raczej niewiele wspólnego. Jak Ci się dekonstruowało taką postać?

JJ: Na początku myślałam, że stworzę Konopnicką i Dulębianką już jako patronki ustawy o związkach partnerskich, które będą pomagać innym wyjść z szafy. Ale zobaczyłam, że to całkowita utopia. I nieprawda. Muszę pisać o tym, co wydaje mi się najbardziej prawdziwe i problematyczne w postaci. Nie mogę obciąć Konopnickiej-konserwatystki na rzecz Konopnickiej-ikony LGBT. Pisząc przyglądałam się obydwu możliwościom.

Przyglądałam się też lukom jej życiorysu, starałam się wyobrazić sobie, co Konopnicka chciała ukryć. A z tego, co o niej wyczytałam, wiele chciała ukryć. Miała wręcz obsesję na punkcie swojego wizerunku. Bardzo kontrolowała zarówno zdjęcia jak i teksty, które się o niej ukazywały. Zrobiła wszystko, żeby zatuszować skandal związany z kleptomańskimi skłonnościami jej córki Heleny, czy aferę miłosną z młodszym od siebie o ćwierć wieku Maksymilianem Gumbliwiczem. A Dulębianka bardzo jej w tym pomagała.

MR: Stworzylaś więc fantazmatyczne postacie, a potem musiałaś oddać ją aktorkom. Czy miałaś wpływ na wybór aktorek do głównych ról?

JJ: Miałam wpływ na wybór Agnieszki Kwietniewskiej, grającej Konopnicką. W sumie trochę też na wybór reszty, ale to już były_li aktorki_rzy nie z zewnątrz. W teatrze repertuarowym nie możemy za bardzo zapraszać ludzi z zewnątrz. Teatr repertuarowy ma pewne zasady. Ma swój zespół, jest przyzwyczajony do pewnego typu pracy. To ciekawe, że każdy zespół aktorski wymaga nieco innego sposobu pracy.

***********

CZYTAJ CAŁY TEKST
Mam dość oglądania bohatera maczo, który kolonizuje świat. Rozmowa z Jolantą Janiczak
Wokół spektaklu O mężnym Pietrku i sierotce Marysi. Bajka dla dorosłych.
AAAKulturalnik,  z cyklu SISTRUM rozmawia o L*Kulturze & O Teatrze Lesbijskim w Polsce.

***********

Jolanta Janiczak – absolwentka psychologii Uniwersytetu Jagiellońskiego i aktorskiego Lart Studio, dramaturżka i dramatopisarka. Jest autorką kilkunastu dramatów. Od 2008 roku pracuje jako dramaturg z Wiktorem Rubinem, współtworząc oryginalny język teatralny. Ich wspólne spektakle są obecne na wszystkich ważnych festiwalach w Polsce. Na IV Międzynarodowym Festiwalu Boska Komedia w Krakowie (2011) otrzymała wyróżnienie za dramat JOANNA SZALONA; KRÓLOWA, który był także w finale Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej 2012.  W roku 2013 jej tekst CARYCA KATARZYNA znalazł się w finale Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej. Laureatka Paszportu Polityki 2013 oraz laureatka programu stypendialnego ministra kultury i dziedzictwa narodowego Młoda Polska 2014, zdobywczyni Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej w 2016 roku za dramat SPRAWA GORGONOWEJ. Jej dramaty doczekały się licznych publikacji w kraju i zagranicą. Podejmowane przez nią tematy dotyczą przede wszystkim kobiet i ich miejsca w historii, relacji między ciałem i polityką. Jest jednym z najwyrazistszych i najradykalniejszych głosów feministycznych w kraju.

***********

DO POCZYTANIA
LESBIJSKA INSPIRA. Manifest i wywiady POCZYTAJ
AAAKulturalnik. Teatr lesbijski w Polsce. Cykl teatrologiczny  POCZYTAJ
AAAKulturalnik. Sistrium rozmawia o L*Kulturze POCZYTAJ