TELEFON DLA KOBIET DOŚWIADCZAJĄCYCH PRZEMOCY

Телефон для жінок, які зазнають насильства

CZYNNY PONIEDZIAŁEK-PIĄTEK
OD 11.00 DO 19.00

Активний з понеділка по п’ятницю з 14:00 до 19:00

Szukaj
Close this search box.

Zwierzę

Fragment powieści Lisy Taddeo, w przekładzie Agi Zano

Wydawnictwo Agora

Lisa Taddeo, materiały promocyjne

1

Wyjechałam z Nowego Jorku, gdzie mężczyzna zastrzelił się na moich oczach. Był człowiekiem łakomym, a krew, która z niego popłynęła, wyglądała jak świńska. Wiem, to okrutne tak myśleć. Zrobił to w restauracji, podczas gdy jadłam kolację z innym mężczyzną, z innym żonatym mężczyzną. Widzisz już, do czego to zmierza, prawda? Tak to wygląda, ale nie zawsze taka byłam.

Restauracja nazywała się Piadina. Na ścianach z czerwonej cegły wisiały fotografie starych Włoszek toczących gnocchi w potężnych umączonych palcach. Przede mną stała miska tagliatelle alla bolognese. Sos był gęsty, miał rdzawą barwę, a wierzch potrawy zdobiła soczyście zielona natka pietruszki.

Siedziałam zwrócona twarzą do drzwi, kiedy do środka wszedł Vic. Jak zwykle miał na sobie garnitur. Tylko raz widziałam go w swobodniejszym stroju, dżinsach i koszulce z krótkim rękawem i bardzo wytrąciło mnie to z równowagi. Na pewno to wtedy zauważył. Ramiona miał blade i miękkie, a ja nie mogłam oderwać od nich wzroku.

Nigdy nie używał imienia Victor. Wyłącznie Vic. Był moim szefem i zanim cokolwiek się wydarzyło, przez długi czas go podziwiałam. Wyróżniał się ogromną inteligencją i schludnością, a do tego miał ciepłą, serdeczną twarz. Pił i jadł zachłannie, ale w skłonności do nadmiaru zachowywał godność. Był przy tym też szczodry, zawsze nakładał wielkie łyżki szpinaku w śmietanie wszystkim zebranym, zanim doszedł do własnego talerza. Miał bogate słownictwo, staranną zaczeskę i wielką kolekcję eleganckich kapeluszy. A także dwoje dzieci, córkę i synka. Chłopiec był opóźniony w rozwoju, a Vic starał się nie mówić o tym ani mnie, ani innym swoim pracownikom. Na biurku trzymał tylko zdjęcie dziewczynki.

Vic zabrał mnie do setek restauracji. Jedliśmy porterhouse’y w dużych ekskluzywnych stekowniach, gdzie stały czerwone tapicerowane ławki, a kelnerzy ze mną flirtowali. Zapewne zakładali, że Vic jest moim ojcem albo starszym mężem, a może domyślali się, że przyszedł z kochanką. W pewnym sensie byliśmy tym wszystkim naraz. Jego prawdziwa małżonka siedziała w domu na Red Bank. Wiem, że w to nie uwierzysz –mówił – widząc, jaki ze mnie niechluj, ale moja żona jest bardzo piękną kobietą. Tak naprawdę nią nie była. Miała za krótkie włosy, a skórę zbyt białą jak na kolory ubrań, które wybierała. Wyglądała jak dobra matka. Lubiła kupować naczynka na sól i ręczniki tureckie. Na początku naszej przyjaźni zdarzało się, że kiedy podczas spaceru zauważałam w sklepowej witrynie bambusowy pojemniczek na sól, robiłam zdjęcie i wysyłałam mu z pytaniem: „Myślisz, że spodobałby się twojej żonie?”.

Twierdził, że mam znakomity gust, ale co to w ogóle znaczy?

Przyjaźń ze starszym mężczyzną, który cię podziwia, może się wydawać czymś bardzo bezpiecznym. Gdziekolwiek byś była, jeśli coś pójdzie nie tak, wystarczy jeden telefon, żeby się zjawił. Mężczyzną zjawiającym się w takiej chwili powinien być ojciec, ale ja wtedy go nie miałam, a ty nie będziesz go mieć nigdy.

Doszło do tego, że zaczęłam polegać na Vicu we wszystkim. Pracowaliśmy w agencji reklamowej. On był dyrektorem kreatywnym. Gdy zaczynałam, nie mogłam się pochwalić praktycznie żadnym doświadczeniem, ale on twierdził, że mam talent. Awansował mnie ze zwykłej asystentki na copywriterkę. Z początku cieszyłam się z każdego wyrazu uznania, ale po jakimś czasie zaczęło mi się wydawać, że sama na wszystko sobie zasłużyłam, a on nie miał z tym nic wspólnego. Ten proces trwał kilka lat. W międzyczasie nasza relacja nabrała intymnego wymiaru.

Mogę wiele powiedzieć o seksie z mężczyzną, który cię nie pociąga. Wszystko budujesz na własnej prezencji, na twoim ciele i na tym, jak wygląda, jak się porusza nad tym człowiekiem, który dla ciebie pełni jedynie funkcję widza.

Kiedy to wszystko się działo, nie miałam pojęcia, jaki ma na mnie wpływ. Zorientowałam się dopiero kilka lat później, kiedy trzy prysznice dziennie przestały mi wystarczać.

Pierwszy raz wydarzył się w Szkocji. Nasza firma zaczęła współpracę z producentem piwa Newcastle, a Vic zasugerował, żebym to ja zajęła się tym kontaktem, chodziła na wszystkie spotkania i rozkręciła temat. Klient był duży, a faceci w zespole mi zazdrościli. Byłam nowa w firmie i w branży. Przestali ze mną flirtować i zaczęli się zachowywać tak, jakbym była tancerką egzotyczną – jednocześnie sobie do mnie walili i mnie oceniali.

Newcastle zarezerwowało mi luksusowy hotel tuż pod Edynburgiem. Budynek był z zimnego kamienia, o wielkich oknach, a do wejścia prowadził okrągły podjazd wysypany żwirem. Wyglądałam przez okno, żeby popatrzeć na pojawiające się na nim samochody – modele vintage, lśniące czarne mercedesy klasy G, małe srebrne porsche. Na łóżku leżała kapa z tartanu, a aparat telefonu był stylizowany na kaczkę krzyżówkę. Pokój kosztował tysiąc czterysta dolarów za noc.

Po tygodniu w Szkocji zaczęła mi doskwierać chandra. Byłam przyzwyczajona do samotności, ale w obcym kraju to co innego. Słońce nigdy nie wyglądało zza chmur, ale deszcz też się nie zjawiał. Poza tym podchodziłam do swojej pracy bardzo naiwnie, a przedstawiciele Newcastle to zauważyli. Zadzwoniłam do Vica do biura. Rozpłakałam się, choć wcale nie miałam takiego zamiaru. Powiedziałam, że tęsknię za ojcem. Oczywiście matki też mi brakowało, ale w zupełnie innym sensie. Potem zrozumiesz dlaczego.

Następnego wieczoru Vic był już w Szkocji. Bilety lotnicze kupione na ostatnią chwilę kosztowały fortunę, ponad dwanaście tysięcy dolarów, które wyłożył z własnej kieszeni, bo przerażała mnie myśl, że współpracownicy uznają tę sytuację za dowód mojej porażki. Nie zjawił się na żadnym spotkaniu. Przygotował mi tylko listę kwestii, które powinnam poruszyć. Wynajął sobie własny pokój na tym samym piętrze. Pierwszego wieczoru zjedliśmy kolację i wypiliśmy kilka drinków w restauracji w hotelowym lobby, po czym każde poszło do swojego pokoju. Za drugim razem jednak odprowadził mnie pod drzwi.

Inteligentni starsi mężczyźni wiedzą, jak niepostrzeżenie wpełznąć na kobietę. W pierwszej chwili to zresztą nie wydaje się podejrzane, możesz nawet pomyśleć, że to od początku był twój pomysł.

Miałam na sobie kremową wełnianą sukienkę, a pod nią gołe nogi. Nigdy nie nosiłam rajstop ani legginsów, nawet zimą. Przyszłam w czarnych czółenkach z paseczkiem.

Vic był w garniturze. Zawsze ubierał się jak faceci z reklam papierosów. Nie pociągał mnie, ale zapach jego wody kolońskiej działał na mnie kojąco. Śmialiśmy się, idąc przez zielono-złoty korytarz. Minęła nas jakaś para, pamiętam, jak popatrzyła na mnie kobieta. Długo gryzłam się z uczuciem, które wzbudziło we mnie to spojrzenie.

W pokoju otworzyliśmy dwie średniej wielkości butelki wina z minibaru, a do tego trzy miniaturowe flaszeczki szkockiej z samolotu, które on wypił sam.

Być może to zasługa jakiegoś instynktu samozachowawczego, ale nie pamiętam dokładnie, jak to się zaczęło. Jestem pewna, że miałam w tym duży udział, że badałam moc i zasięg swojej seksualnej władzy. Poziom własnej urody. Najwyraźniej pamiętam lustro na ścianie, naprzeciwko okien, przy których całymi dniami słuchałam chrzęstu opon na podjeździe. Wstałam, żeby się przejrzeć, bo on powiedział, że kącik ust mam przebarwiony od wina i wyglądam jak ćpunka. Ha, ha, zaśmiałam się. Ten człowiek nigdy nie zdołałby sprawić, żebym poczuła się brzydka.

Stanął za mną przed lustrem. Jego głowa przy mojej wydawała się nienaturalnie wielka. Długie ciemne włosy spływały mi na ramiona, tworząc elegancki kontrast z kremową sukienką. On położył mi jedną dłoń na ramieniu, a drugą na włosach, koło ucha, przechylając mi głowę na bok. Przyglądałam się jego oczom, kiedy przycisnął wąskie usta do mojej szyi. Dreszcz przebiegł mi wzdłuż kręgosłupa, częściowo z odrazy, ale też w mimowolnej reakcji organizmu na erotyczny bodziec. Vic zdjął mi sukienkę przez głowę i już stałam w butach na obcasie i białej koronkowej bieliźnie z czerwonymi kokardkami po bokach. Wtedy ubierałam się dla kogoś – i chciałam wierzyć, że tym kimś jestem ja. Zdarzyło się, że podczas wizyty w sklepiku z akcesoriami kuchennymi w SoHo kupiłam sobie fartuszek w króliczki, drewniane górskie domki i dziewczynki liżące lody w rożku.

Później były wycieczki do Sayulity, do przyjemnego spa w Scottsdale. Były łazienki o niebieskich kafelkach i wspaniałe sushi. Guacamole przyrządzane na zamówienie przy stoliku, kobiety wykonujące taniec brzucha, obsługa zawsze gotowa odprowadzić i przyprowadzić samochód.

Z czasem obrzydzenie stało się zbyt dojmujące, ale długo sobie z nim radziłam. W sumie kontaktu fizycznego nie było aż tak dużo. Jeśli odpowiednio to rozegrać, da się całkiem daleko zajechać na dawaniu komuś dużo niczego. Zwłaszcza jeśli mężczyzna jest żonaty, bo wtedy można rozmawiać o moralności i zastanawiać się, co by na to powiedział twój zmarły ojciec. Z jednej strony sprawiasz, że facet aż się telepie z przerażenia, kiedy bierze cię za rękę, a z drugiej nadal możesz jeździć w ciepłe miejsca z palmami i wózkami golfowymi.

Przez te wszystkie lata nie przestałam chodzić na randki. Zdarzyło mi się kilka pomniejszych zadurzeń, ale nic naprawdę poważnego. O niektórych mówiłam Vicowi. Twierdziłam, że to koledzy, i pozwalałam, żeby sam żonglował sobie w głowie podejrzeniami. Najczęściej jednak kłamałam. Oznajmiałam, że wychodzę z przyjaciółkami, a potem wymykałam się z biura i pędziłam do stacji metra, przez całą drogę oglądając się za siebie, przerażona, że mnie śledzi. Potem spotykałam się z jakimś niemiłym chłopcem, a Vic szedł do domu patrolować internet w poszukiwaniu śladów mojej obecności w mediach społecznościowych. Około dwudziestej trzeciej pisał: „Co tam, mała.” Nie używał znaku zapytania, żeby nie zabrzmiało zbyt dociekliwie. Kiedy starszy mężczyzna ma obsesję na twoim punkcie, zaczynasz rozumieć naturę ludzką na poziomie komórkowym.

Status quo dawało się utrzymać. Oboje dostawaliśmy to, czego potrzebowaliśmy, choć ja dałabym sobie radę bez niego. Okazało się, że on beze mnie nie. Porównywał swój związek ze mną do mitu o Ikarze. On był Ikarem, a ja słońcem. Takie słowa, w które bezwarunkowo wierzyłam i nadal wierzę, przyprawiały mnie o mdłości. Jaka dziewczyna pragnie być słońcem nad krajem, którego nie chciałaby nawet odwiedzić?

Lata mijały i wszystko było w porządku, aż pojawił się mężczyzna z Montany. Mówiłam na niego Big Sky, Vic początkowo też. Zesłałam Vica na samo dno tego, co mężczyzna jest zdolny znieść. Nie zachęcam cię do tego. Uważam, że powinnaś wiedzieć, co to robi z człowiekiem.

Wydaje mi się, że tamtego wieczoru Vic przyszedł, żeby to mnie zastrzelić. Tak myślę.

Jesteśmy SILNE, nie ma w nas zgody! Rozmowa z Dominiką Słowik

Anna Bukowska: Pamiętasz jaka była Twoja pierwsza reakcja, kiedy Wydawnictwo Zielona Sowa zaproponowało Ci napisanie powiadania  do zbioru o silnych dziewczynach, kobietach?

Dominika Słowik: Bardzo się ucieszyłam i… zestresowałam. Ucieszyłam, bo pomysł na zbiór brzmiał świetnie, a zestresowałam, bo pomyślałam, że to projekt tak mi bliski, że chciałabym napisać opowiadanie najlepsze z możliwych. A wiadomo, jak to jest, gdy pracuje się pod taką presją.

AB: Czy długo rodził się pomysł na opowiadanie i skąd, jeśli to nie tajemnica, czerpiesz inspiracje?

DS: Strasznie długo! Redaktorka tomu, Anna Kubalska, odezwała się w tej sprawie z wielomiesięcznym wyprzedzeniem, więc pomyślałam, super, mam mnóstwo czasu, zacznę pisać wcześniej. Ale im dłużej myślałam nad tym tekstem, tym trudniej było mi się do niego zabrać. Wszystkie pomysły wydawały się nie takie, za słabe, zbyt nieciekawe, za miałkie… Pierwszy raz pisałam też tekst z założenia przeznaczony dla nastoletnich czytelniczek i czytelników, a bardzo chciałam uniknąć upupiania i usilnego profilowania tekstu pod wiek, bo wierzę, że dobrą literaturę popularną mogą czytać odbiorcy w bardzo różnym wieku. W pewnym momencie miałam wreszcie chwilę autorefleksji. No bo co ja właściwie czytałam z największą przyjemnością, kiedy miałam 15 lat? Wyszło mi, że szeroko pojętą fantastykę i fantastyczne Bildungsroman. Od tego momentu wreszcie wiedziałam, co chcę napisać.

AB: Powiesz, z czym zmaga się bohaterka Twojego opowiadania i w czym tkwi jej siła?

DS: Moja bohaterka zmaga się oczywiście z wieloma potworami, nie tylko metaforycznymi, bo umieściłam ją w trudnym i nieprzyjaznym świecie, ale myślę, że najważniejszą walkę toczy ze swoim własnym lękiem. Uważam, że w naszej kulturze nastąpiło jakieś dziwne przesunięcie znaczeń i odwaga stała się tożsama z brakiem lęku, co samo w sobie jest wewnętrznie sprzeczne. Moja bohaterka uczy się rozumieć, że przymus ciągłego przełamywania własnego strachu, który narzuca jej otoczenie, jest fałszywy. Uczy się wyznaczać własne granice i pilnować, by inni ich nie przekraczali. Ale myślę, że jej największa siła tkwi w rodzącym się w niej poczuciu solidarności.

AB: Solidarności z kim?

DS: W samym tekście przede wszystkim z jej towarzyszką podróży, co zresztą przeradza się potem w coś jeszcze zupełnie innego, ale… bez spoilerów 🙂 Noszę w sobie przekonanie, że w obliczu tego, co się wokół nas dzieje – i nie mówię tylko o łamaniu praw kobiet w Polsce i skandalicznym „wyroku” TK, ale także o rosnących w siłę tendencjach nacjonalistycznych w Europie i o pogłębiającym się kryzysie klimatycznym – najlepszą bronią jednostki jest solidarność.

AB: Czytając Twoje opowiadanie, odnalazłam sporo analogii do “Opowieści podręcznej” Margaret Atwood. Równocześnie, patrząc na sytuację Polek w Polsce, trudno oprzeć się wrażeniu, że ta postapokaliptyczna wizja jest bliżej nas, niż mogłoby się niektórym wydawać. Nie ma we mnie zgody, by moja córka dorastała w kraju, w którym kobieta nie ma prawa decydować o sobie. O swoim losie. O swoim życiu. Tej zgody nie ma również w mojej córce. Na szczęście.

W opowiadaniu “Dziewczyny nie boją się ciemności” stworzyłaś bardzo realny, namacalny świat. Towarzyszyłam głównej bohaterce z przejęciem. Byłam z nią, przy niej – do samego końca. Czy właśnie takie było Twoje założenie? Czy ta solidarność, o której mówisz, powinna objawiać się również w tym towarzyszeniu, wspólnym odczuwaniu? Co takie dziewczyny jak Ty, moja córka czy ja mogą zrobić? 

DS: To bardzo dobre pytanie, bo i mnie ono męczy. Co ja sama jedna mogę zrobić? Co może zdziałać jednostka? Chyba wiele z nas czuje się przytłoczona tym, co się teraz dzieje… I dochodzę do wniosku, że po pierwsze, mogę zmieniać moje najbliższe otoczenie: pomagać, wspierać rożne grupy wykluczonych, uświadamiać – ale też przyjmować naukę od innych i być gotowa na to, by przyjąć czyjąś pomoc, a to czasem bywa najtrudniejsze – pozwolić pomóc samej sobie. Po drugie, bardzo, bardzo ważne – być aktywną, aktywnym politycznie. Głosować! Protestować. Rozliczać polityków. Śledzić bieżące sprawy. Informować. Być poinformowaną. Jeśli mamy czas i siły – angażować się w aktywizm. Jeśli mamy środki – wspierać finansowo aktywistów. I odpoczywać wtedy, kiedy zaczyna nam brakować siły, bo zrywy są istotne, ale bardzo ważne są efektywne działania długofalowe. Teraz zaczęła się zbiórka podpisów pod projektem liberalizacji prawa aborcyjnego – możemy więc samodzielnie zbierać podpisy albo po prostu wysłać tylko swój podpis do sztabu odpowiedzialnego za zbiórkę.

A co do porównania do „Podręcznej”, to oczywiście bardzo miły komplement, bo Atwood stanowi wzór, jak w mądry sposób angażować literaturę w polityczna rozmowę, co jest przecież bardzo trudne i łatwo popaść w publicystykę, na czym cierpi literatura.

Fundacja Feminoteka objęła tom opowiadań “Silna” swoim matronatem.

Jolanta Gawęda: Jestem świeżo po lekturze opowiadania i również nie uniknęłam skojarzenia z Atwood, choć bardziej z postapokaliptyczną trylogią „MaddAddam”.

Czy ta historia ma wydźwięk ekofeministyczny? Czy feminizm pomoże uniknąć katastrofy ekologicznej?

DS: Ha, trylogia „MaddAddam” to moje ulubione książki Atwood. Nie wiem, czy zasługuję na takie porównania, ale tak, klimat i jego antropocentryczne zmiany to temat, na którym ostatnio mocno skupiam się w swojej twórczości i rzeczywiście moje opowiadanie to zupełnie nowe dla mnie obszary literackie – klimatycznego postapo… Jeśli pytasz, czy dzięki feminizmowi unikniemy katastrofy ekologicznej, to z przykrością muszę odpowiedzieć, że nie, ponieważ pewne zmiany po prostu już się zaczęły. Ale tak, wierzę, że dzięki feminizmowi i innym inkluzywnym ruchom społecznym możemy złagodzić te zmiany, które już zachodzą, i powstrzymać inne, które dopiero się wydarzą.

JG: W opowiadaniu to nastolatki mają wyjątkową umiejętność, która pozwala na przetrwanie. Czy mogłabyś powiedzieć, co to za szczególny moment w życiu, bycie nastolatką? Z czym ci się kojarzy, co się wtedy dzieje?

DS: Tak, w opowiadaniu dzieje się coś niezwykłego, co w pewnym sensie wywraca patriarchalny porządek świata i powoduje, że nastoletnie dziewczyny są nagle postrzegane jako najsilniejsze członkinie społeczności, jedyne, które są w stanie skutecznie bronić innych. Pomysł na taką bardzo dosłowną, w gruncie rzeczy, metaforę wziął się z bardzo konkretnego impulsu – czytając latem 2020 relacje z protestów na Białorusi, trafiłam na zdanie wygłoszone przez znanego dziennikarza, które brzmiało: „reżimowi nie udało się zastraszyć nawet 14- i 15-letnich dziewczynek”. Jak mnie wkurzyło to słówko „nawet” (nie wspominając o upupiającym zdrobnieniu)! Gwarantuję, że żeby być 14-letnią czy 15-letnią dziewczyną w tym świecie, trzeba nieraz niemałej odwagi…

JG: No właśnie, widzę to również teraz, na protestach. Dziewczyny odważnie, śmiało i z humorem przeciwstawiają się patriarchalnym porządkom.

Na koniec chciałabym (z nadzieją) zapytać, czy widzisz w tej historii potencjał na powieść?

DS: Jestem bardzo ciekawa, jak zareagują na to opowiadanie nastoletnie czytelniczki i czytelnicy. Nie myślałam w tej chwili o dalszej historii tego tekstu, chociaż rzeczywiście, świat w nim opisany bardzo „się rozpychał” przy pisaniu. Zobaczymy, co będzie 😉

Z Dominiką Słowik rozmawiały: Anna Bukowska z Wydawnictwa Zielona Sowa oraz Jolanta Gawęda z Fundacji Feminoteka.

„Olimpijki” Anny Sulińskiej – zdecydowanie nie tylko o sporcie!

Olimpijki

Anna Sulińska

Czarne 2020

recenzuje Karolina Pudełko

 

 

„Olimpijki” z pozoru mogą wydawać się książką o sporcie. Można by tak stwierdzić patrząc na okładkę, spoglądając na tytuł, czytając jej opis… Nic bardziej mylnego. To 288 stron wciąż żywej historii udowadniania, że kobiety mają znaczenie. „Olimpijki” to opowieść o osobach, które mierzyć się musiały z przeciwnościami losu, które wydawać by się mogły z pozoru absurdalne – kto wpadłby na to, że pewnych zawodniczek olimpijskich nie zabrano autokarem na miejsce zawodów celowo? Że celem tego miało być uniemożliwienie kobietom zdobycia pierwszego medalu olimpijskiego w danej dyscyplinie przed mężczyznami? W takiej rzeczywistości żyły, trenowały i wygrywały polskie sportsmenki. Rzeczywistości zdominowanej przez mężczyzn, patriarchat,  gdzie przyzwyczajone do kłód rzucanych im pod nogi z zaciśniętymi zębami trenowały, często oporządzając wcześniej przy mężu i dzieciach. W czasach PRL-u wydawać by się mogło, że wystarczająco wiele przeciwności losu spotykało osoby chcące doskonalić się w sporcie – braki kadrowe, niewystarczająca ilość i zła jakość sprzętu, brak odpowiednio przystosowanych miejsc do treningu, a nawet strojów. No cóż, niektórych kosztowało to więcej. Skandaliczne i uderzające w godność osób trenujących „testy weryfikujące płeć” polegające na obnażaniu się przed obcymi osobami, niemożność trenowania danej dyscypliny będąc kobietą, ostracyzm niektórych środowisk wciąż głoszący, że miejsce kobiety jest w domu, a nie na bieżni… To tylko niektóre z dodatkowych trudności,  z którymi mierzyć się musiały właśnie kobiety.

Chciałoby się powiedzieć, że czasy na tworzenie skandali dotyczących kobiet w sporcie już dawno odeszły w niepamięć, ale byłoby to kłamstwo. Wystarczy spojrzeć chociażby na bardzo niedawną sprawę związaną z wybitną lekkoatletką i biegaczką na średnich dystansach, dwukrotną mistrzynią olimpijską, Caster Semenaya. Ciało Caster produkuje większą niż przeciętna ilość testosteronu. Jej błyskawiczne postępy i spektakularne wyniki wzbudziły wśród niektórych podejrzenia dotyczące jej biologicznej płci. Międzynarodowe Stowarzyszenie Federacji Lekkoatletycznej w odpowiedzi na te „wahania” nakazało przeprowadzenie testów płci i chociaż oficjalne wyniki nigdy nie dotarły do opinii publicznej, szczegóły fizjologii biegaczki trafiły do mediów i zostały przez nie rozpowszechnione. Bezsprzecznie naruszona została jej prywatność. Fakty są takie, że biegaczce nie odebrano medalu i po kilku miesiącach dopuszczono znów do startu w zawodach kobiet, ponieważ stwierdzono, że trudno jest znaleźć badania jednoznaczenie mówiące o wpływie wysokiego poziomu testosteronu na różne dystanse biegowe.  Lecz potem, w kwietniu 2018 Międzynarodowe Stowarzyszenie Federacji Lekkoatletycznej ogłosiło nowe zasady dotyczące zawodniczek z hiperandrogenizmem (nadmiernym wydzielaniem androgenów u kobiet), które uniemożliwiły Caster starty. Jej odwołanie się od tej decyzji zostało odrzucone. Tu pojawia się otwarte pytanie – czy naturalne warunki Caster, które umożliwiają jej zdobywanie takich, a nie innych wyników, są inne, aniżeli naturalne warunki innych zawodniczek? Czy istnieją naukowe podstawy do tworzenia wyżej wspomnianych zasad? Nad tym można by się pochylić szerzej, ale nie ma na to miejsca w tej recenzji, bo to zapewne temat do długiej dyskusji. Ale o podobnych przypadkach przeczytać możemy właśnie w „Olimpijkach”. Zachęcają one do postawienia sobie przez czytelnika pytania – kto decyduje o tym, że kobieta startująca w zawodach jest kobietą? Czemu najczęściej są to inne osoby niż ona sama?

To, co w książce Sulińskiej wydaje się ważne, to fakt, że na tyle na ile było to możliwe, oddała głos samym sportowczyniom. To zatem one, po latach, mogły spojrzeć na przeszłe czasy i je skomentować ze swojej perspektywy. Żadne inne spojrzenie nie byłoby tak przepełnione emocjami (z których większość przez lata niewiele zmalała), ale i tak dobrze nie oddawałoby klimatu tamtych czasów i absurdu wielu sytuacji. „Olimpijki” to także smutna opowieść o zapomnieniu – o upchanych głęboko w szufladach medalach i wybrakowanych informacjach dotyczących osiągnięć  sportowczyń na stronach internetowych czy kartach ksiąg, czasami też o zupełnym ich braku. To opowieść o tym, że w ustach i oczach wielu to męskie osiągnięcia były ważniejsze aniżeli kobiece, czasami nawet do tego stopnia, by naginać historię. To przestrzeń na wgląd w naszą dzisiejszą sytuację i znak zapytanie postawiony przy tezie, że wiele się zmieniło. Być może sprzęty są nowsze, bieżnie wygodniejsze, a stroje bardziej dostępne, ale czy w świecie, nie tylko sportowym, nadal nie zapomina się zbyt często o kobietach?

 

Femionteka objęła książkę matronatem!

„Biblia waginy” dr Jen Gunter – wygraj książkę!

Biblia waginy
dr Jen Gunter
Przekład Małgorzata Glasenapp

Wydawnictwo Marginesy 2020

 

Co robić, kiedy walczymy z ignorancją, bronimy praw reprodukcyjnych, na własną rękę zajmujemy się edukacją seksualną? A do tego partner pyta kiedy ogolisz włosy łonowe, czy podczas seksu w czasie menstruacji nie zajdziesz w ciążę, oraz chce żebyś jadła więcej ananasów, podobno wtedy cipka ładniej pachnie? Sama zastanawiasz się, czy wziernikowanie u ginekologa zawsze jest takie nieprzyjemne, dlaczego kolejny raz grzybica pochwy i czy tylko ty masz takie duże wargi mniejsze?

Jest ratunek! Wydawnictwo Marginesy wydało naszą biblię, a właściwie Biblię Waginy. Dr Jen Gunter rzetelnie odpowie na pytania, napiętnuje mity i kłamstwa o kobiecej seksualności i budowie, zapozna z procedurami medycznymi.

Bardzo się cieszymy, tym bardziej, że zostałyśmy zaproszone do matronatu i możemy z tej okazji rozdać 5 egzemplarzy książki!

Aby wziąć udział w konkursie napisz w komentarzu jaki mit w obszarze kobiecej seksualności uważasz za szczególnie szkodliwy i dlaczego.

Na komentarze czekamy do godz. 24.00 1 czerwca.

Odezwiemy się mailowo do 5 osób, które nas szczególnie zainteresują w komentarzu.

PS. ponieważ zatwierdzamy komentarze ręcznie, mogą nie pojawić się od razu. Ale będą jak najszybciej!

 

„Uniesienie spódnicy” – specjalnie dla Feminoteki pisze Voca Ilnicka

UNIESIENIE SPÓDNICY. SEKSUALNE DOŚWIADCZENIA I KOBIECA MOC

Autorka: Voca Ilnicka

przedsprzedaż: https://zrzutka.pl/8kr43f

 

Feminoteka z radością matronuje tej wyjątkowej publikacji!

Specjalnie dla nas Voca Ilnicka pisze:

„Uniesienie spódnicy” to książka moich marzeń. Wymarzyłam sobie, że pokażę kobiecą seksualność w jej złożoności, różnorodności i samą w sobie. Wymarzyłam sobie, że pokażę całe spektrum kobiecych doświadczeń: od doświadczeń tych kobiet, których seksualność kwitnie i buzuje aż po te, które czują się sfrustrowane i smutne. Wymarzyłam sobie, że będę rozmawiać z kobietami młodymi i starymi, z tymi, które mają mnóstwo doświadczenia i tymi, które zalewie je zbierają, z tymi, które żyją same, z partnerem, mężem, z dziewczyną, żoną, w przeróżnych związkach i rozwiązkach, z matkami, babkami, kobietami różnych płci i orientacji i – zrobiłam to!

Po tym, jak rozesłałam egzemplarze recenzenckie wiem, że książka budzi reakcje i emocje. Jednym podobają się ilustracje, inni odkładają ją po przeczytaniu kilku słów wstępu, jeszcze inni nie mogą się oderwać, gdy inne muszą sobie dawkować, bo treść w tej książce jest gęsta i znacząca. W reakcjach słyszę o wzruszeniu, zaskoczeniu, szczerości. Tak! Byłam szczera i bezkompromisowa! Zebrałam wiele doświadczeń i dopisałam wiele komentarza, więc wyszła cegła na prawie 450 stron.

Pisałam i rozmawiałam o kobiecych doświadczeniach w trzech aspektach: krwi i miesiączce, masturbacji i orgazmach, porodzie i życiu seksualnym młodej mamy. Usłyszałam przepiękne i przejmujące historie o bólu i ekstazie. Książka jest pewnego rodzaju kręgiem kobiet, do którego Cię zapraszam.

Gdy już odebrałam z drukarni wydruk próbny, okazało się, że tył okładki jest pusty, wtedy pomyślałam o matronatach. I o matronacie Feminoteki, bo moja feministyczna dusza zapragnęła wrócić do macierzy. Wczoraj rozmawiałam z kolegą, który mówił: „Przysłałaś mi książkę i bałem się, że będzie feministyczna, ale jest ciekawa, wciągnąłem się”. Jednocześnie usłyszałam od koleżanki, która jedzie na konferencję feministyczną: „Voca, zabieram twoją książkę i będę mówić o niej i o Tobie”. Moja tanspłciowa przyjaciółka Freja, z którą 10 lat temu zaczęłam robić portal seksualnosc-kobiet.pl jeszcze przed tym powiedziała mi: „Voca, ty już nie jesteś feministką, ty jesteś waginistką.” No, jestem. Ta książka to efekt wielu lat pracy i mojego skrajnego waginizmu. Niech żyje wagina!

„Twoja książka aktywuje hormony szczęścia.”
– Kasia Auli Barszczewska

„Pełna szczerości i odwagi książka o kobiecej mocy. Wzruszam się.”
– Iza Sztandera

„To niezwykła i ważna książka. Potrzebna. Odczarowująca bolesne miejsca. Obszerna, wieloaspektowa, szczera, łagodna, zaskakująca. Uczciwa.”
– Dorota Bielska

„Książkę czytałam jeszcze w pierwszych szkicach i zrobiła na mnie wrażenie odwaga i szczerość autorki.”
– Marta Abramowicz

UNIESIENIE SPÓDNICY. SEKSUALNE DOŚWIADCZENIA I KOBIECA MOC – przedsprzedaż książki. Matronat Feminoteki!

UNIESIENIE SPÓDNICY. SEKSUALNE DOŚWIADCZENIA I KOBIECA MOC

Autorka: Voca Ilnicka

przedsprzedaż: https://zrzutka.pl/8kr43f

 

 

TA KSIĄŻKA BĘDZIE PRZEŁOMEM W MÓWIENIU O KOBIECEJ SEKSUALNOŚCI!

Za jej pomocą pragnę zwrócić kobietom utracone fragmenty seksualności i sprawić, że więzy między kobietami się umocnią. Ta książka to zaproszenie do kobiecego kręgu i siostrzeństwo w praktyce. Z niej dowiesz się tego, czego być może nigdy nie powiedziałaby Ci matka ani przyjaciółka. A co naprawdę warto wiedzieć, bo życie wtedy staje się lżejsze.

 

ILE JEST KOBIET, TYLE JEST KOBIECYCH SEKSUALNOŚCI

I ja Ci o tych seksualnościach opowiem. W książce zabieram Cię w świat wielowymiarowej i realistycznej kobiecej seksualności, o której często się albo nie wie, albo milczy. Ja postanowiłam rozmawiać i zaprosiłam do wywiadów dziesiątki kobiet, które podzieliły się ze mną swoimi doświadczeniami. Rozmawiamy szczerze, bez pruderii. Poznasz historie, których często być nie usłyszała, bo wiele z nas nie potrafiło o seksualności mówić, a już szczególnie takiej seksualności.

Ile razy trudno Ci było zebrać się na odwagę, aby zapytać o „tę sprawę”? Chciałaś dostać radę od siostry albo przyjaciółki, ale wstydziłaś się zapytać lub bałaś się oceny? W tej książce znajdziesz odpowiedź na pytanie: „Czy tylko ja tak mam?” Rozmawiając o seksualności, widzę, w jakim niedosycie ważnych informacji wciąż żyjemy – dlatego od lat tworzę portal seksualnosc-kobiet.pl i dlatego napisałam tę książkę, aby wiedza do Ciebie dotarła. Kobiety często mi mówiły: „Ty jesteś pierwszą osobą, której to mówię.” Skorzystaj z zaufania, jakim mnie obdarzyły, i znajdź w tych historiach realistyczny punkt odniesienia dla siebie. Bo filmy porno, komedie romantyczne albo katecheza to niekoniecznie realistyczny punkt odniesienia. 🙂

 

BROKAT, BAROK I WAGINY W XXI WIEKU!

Książka ma bardzo długi i barokowy tytuł: „Uniesienie spódnicy. Seksualne doświadczenia i kobieca moc. Czy opowiedziała Ci o tym matka albo przyjaciółka?” i zasługuje na równie barokową oprawę. Będzie więc twarda okładka, czerwona wyklejka, czerwona tasiemka-zakładka, kolorowe obrazki – mam nadzieję, że będzie to dobra oprawa, aby zaprezentować światu nowe spojrzenie na kobiecą seksualność, którą pragnę zaprezentować w pełni. Wykorzystuję do tego 448 stron formatu B i wszystkie swoje zdolności językowe. Ta książka jest gruba jak encyklopedia, ale nie skupia się na szufladkowaniu zjawisk, tylko na opisie żywego doświadczenia i seksualnej różnorodności.

 

A O CZYM TO? CZYLI TEMAT KSIĄŻKI

Kobieca seksualność sama w sobie – bez kontekstu mężczyzny. To nie opisy stosunków, ale seksualnej mocy! Widziałam „Shreka” i nie wierzę w bajeczkę, zgodnie z którą to mężczyzna dokonuje na kobietę transferu seksualności podczas pierwszego… pocałunku? razu? stosunku? (Shrek tego nie zrobił – zauważyłyście_liście?:))

 

Część pierwsza książki: Seksualna krew

Opowiadam(y) o kobiecej krwi, naszych doświadczeniach z życia w cyklach, miesiączce, płodności, menopauzie i seksie podczas okresu. Znajdziesz tu wiele historii o pierwszej miesiączce, wstydzie, ale też o celebrowaniu pierwszej i każdej następnej miesiączki oraz świętowaniu menopauzy. O mocy krwi i miesiączkowej magii.

Część druga książki: Kochanie siebie

Ta część może przyprawić o rumieńce wstydu i ekscytacji! Znajdziesz tu historie o niezwykłych orgazmach i braku orgazmów, o edukacji seksualnej, jaką odebrałyśmy, o „pierwszych razach”, pierwszych seksualnych doświadczeniach. Mówimy o kochaniu i akceptowaniu siebie, swojego ciała, o piersiach, brzuchach, cipkach, kobiecości, o tym, jak sprawiamy sobie samodzielnie seksualną przyjemność i jakie mamy fantazje erotyczne.

 

Część trzecia: Przerodzenie seksualności

To księga historii porodowych, opowieści o seksualności, mocy i magii porodu, ale także o bólu. Znajdziesz tu też opowieści o porodzie bez bólu i porodowych orgazmach. Pytałam młode mamy o ich ciało po porodzie, o to jak ciąża i poród wpłynęły na ich życie seksualne, jaki był seks po tym, gdy przez ich waginę przeszło dziecko i czy to ją zmieniło. A także o karmienie, seks z małym dzieckiem za ścianą i doświadczenie macierzyństwa.

MOJE BOHATERKI I KOBIECA SEKSUALNA MOC

Marzyła mi się książka o seksualności, uwzględniająca wiele punktów widzenia, pokazująca, że seksualność to coś więcej, niż nam się wydaje… i niekoniecznie to, co się wydaje… “Uniesienie spódnicy” to książka o kobiecej seksualności, w której pokazane są różne drogi i historie – i żadna z nich nie będzie „wzorcowa”, „podręcznikowa”, „najlepsza”. Pokazuję seksualność w jej różnorodności aż do podważenia zarówno „normalności”, jak i „przeciętności”. Zrobiłam kilkadziesiąt wywiadów z osobami: starszymi i młodszymi, bardziej i mniej zadowolonymi z życia (seksualnego), tymi, które nigdy nie przeżyły orgazmu i tymi, które mają orgazmy na wyciągnięcie ręki, z matkami, babciami, singielkami, mężatkami, lesbijkami, osobami trans. Zebrałam różnorodność seksualności, doświadczeń, punktów widzenia i opisałam też swoje doświadczenia i przemyślenia. Chciałam pokazać kobiecą seksualność w jej złożoności, spenetrować nie tylko środek, tzw. przeciętną kobietę, ale także obrzeża – z jednej strony seksualność i życie kobiety, która rozpływa się w zmysłowości, a z drugiej taką, która jest pogrążona w smutku lub frustracji, bo… to też część naszego życia seksualnego.

 

KIM JESTEM?

Jestem Voca Ilnicka. Przewodniczka po kobiecej seksualności, feministka-waginistka, aktywistka, ekstatyczna rebeliantka, edukatorka, trenerka, twórczyni portalu Seksualnosc-Kobiet.pl; autorka „Sekretnika kobiecej waginy” i współautorka książki „7 skutecznych sposobów na bolesne miesiączki”. Zajmuję się przywracaniem seksualności należnego jej miejsca i odkłamywaniem krzywdzących przekonań na temat kobiecej i męskiej seksualności. Zajmuję się łączeniem odmiennych energii, tak aby tworzyły harmonijną całość. Urodziłam się po to, aby uczyć się o emocjach i seksualności. To, co już wiem, mogę przekazać innym. Świętuję kobiecość, kłaniam się męskości, pomagam kobietom polubić ich ciało i bezkompromisowo wyrażać seksualność, przez ostatnie pięć i pół roku pisałam „Uniesienie spódnicy” a pomiędzy prowadziłam warsztaty na żywo i online nt. seksualności dla kobiet i grup mieszanych. Z tymi, którzy i które nigdy nie dotrą na taki warsztat, chcę się podzielić książką.

 

SIOSTRZEŃSTWO

Marzę o tym, aby dzięki książce kobiety mogły się łączyć i wspierać. Ja kiedyś nie ufałam kobietom, uważałam, że to niebezpieczne. 🙂 Teraz już wiem, że to był tylko stary patriarchalny program, który wgrano mi do głowy! Wierzę, że przeczytanie dziesiątek kobiecych zwierzeń pomoże i Tobie bardziej zaufać własnej mocy i kobiecości. Siostro, naprawdę masz moc! [Bracie – z tej książki możesz się dowiedzieć o takich rzeczach, że szczęka Ci opadnie.] W „Sekretniku” pisałam, że przeczytanie go to tylko pierwszy krok, a następny to porozmawianie np. z przyjaciółką. Tabu milczenia nie zostanie złamane dzięki milczeniu, ale dzięki mówieniu. Dlatego kuszę, aby ta książka stała się pretekstem rozmowy. Możesz ją komuś podarować, możesz ją skrytykować, możesz ją kupić na spółkę z koleżanką.

 

 

CO O „UNIESIENIU SPÓDNICY” MÓWIĄ TE, KTÓRE JUŻ PRZECZYTAŁY?

Książka była w zasadzie gotowa od dłuższego czasu, więc niektóre osoby przeczytały ją całą lub we fragmentach i mówią, że…

 

„Twoja książka aktywuje hormony szczęścia.”

– Kasia Auli Barszczewska

 

„Pełna szczerości i odwagi książka o kobiecej mocy. Wzruszam się.”

– Iza Sztandera

 

„To niezwykła i ważna książka. Potrzebna. Odczarowująca bolesne miejsca. Obszerna, wieloaspektowa, szczera, łagodna, zaskakująca. Uczciwa.”

– Dorota Bielska

 

„Książkę czytałam jeszcze w pierwszych szkicach i zrobiła na mnie wrażenie odwaga i szczerość autorki.”

– Marta Abramowicz

DZIEWCZYNY ZNIKĄD / AMY REED – fragment książki

DZIEWCZYNY ZNIKĄD

Autorka: Amy Reed

Tłumaczyła: Anna Dzierzgowska

Wyd. Poradnia K, styczeń 2020

 

DZIEWCZYNY ZNIKĄD ‒ DZIEWCZYNY ZEWSZĄD
Trzy dziewczyny. Trzy historie. Jeden cel. Walka o sprawiedliwość, opór i solidarność w małej społeczności, która da początek czemuś większemu i przełomowemu. Rewolucyjna powieść Amy Reed „Dziewczyny Znikąd” już 29 stycznia ukaże się nakładem wydawnictwa Poradnia K.
Trzy nastoletnie alternatywki z Prescott: Grace, Rosina i Erin postanawiają pomścić zbiorowy gwałt na koleżance, o którym milczy lokalna społeczność. Grace Slater jest nowa w mieście. Jej rodzina opuściła społeczność baptystów po tym, jak matka stała się zagorzałą liberałką. Rosina Suarez z rodziny meksykańskich imigrantów marzy o graniu punkowej muzyki. Erin DeLillo – dziewczyna z zespołem Aspergera – fascynuje się biologią morską i Star Trekiem. Kiedy Grace dowiaduje się, że mieszkająca wcześniej w jej nowym domu Lucy Moynihan została wykluczona ze społeczności i uciekła z miasteczka, bo miała oskarżyć grupę popularnych miejscowych chłopaków o gwałt, postanawia zawalczyć o sprawiedliwość. Wraz z przyjaciółkami zakłada anonimowe zrzeszenie dziewcząt w Prescott High, które ma się przeciwstawić seksizmowi i kulturze gwałtu wszechobecnej w lokalnej szkole, m.in. poprzez aktywny bojkot wszelkich kontaktów intymnych z mężczyznami. Wkrótce idea przeradza się w ogromny ruch feministyczny, który ma realną moc zmieniania rzeczywistości.
Kim są Dziewczyny Znikąd? To dziewczyny z każdego zakątka świata. Każdej narodowości. Każdego koloru skóry. Dziewczyny biedne i lepiej sytuowane. Z dużych i małych miejscowości.
Poruszająca i wielopłaszczyznowa powieść Amy Reed to swoisty akt oskarżenia przeciwko tolerancji dla seksizmu i kultury gwałtu w dzisiejszym społeczeństwie, a także wnikliwy obraz zachowań, potrzeb, emocji i seksualności nastoletnich dziewcząt.
Prawa do ekranizacji książki nabyło studio Margot Robbie.

Trafia prosto w rdzeń kultury gwałtu – po mistrzowsku zaciekła, poruszająca i głęboko wzmacniająca.
Amber Smith, autorka książki „Co mnie zmieniło na zawsze”

 

Fragment książki:

Erin

– Powinnaś zająć się własnym życiem. – Erin radzi podczas lanczu Grace, która nie może przestać rozprawiać o Lucy Moynihan.
– Maniery – mówi Rosina.
– Szczerość jest ważniejsza niż bycie miłą – stwierdza Erin. – Jestem szczera.
Grace robi się irytująca. Erin nie rozumie, czemu ludzie kładą taki nacisk na to, żeby pozwalać innym na bycie irytującymi. Gdyby ona zaczęła być irytująca, chciałaby, żeby ktoś jej to powiedział, tak jak to robi Rosina.
– Nasza Grace nie miała jeszcze czasu, żeby zobojętnieć – stwierdza Rosina. – Wciąż jeszcze nie ma tego w dupie. My na początku też nie miałyśmy tego w dupie, pamiętasz?
– Ja mam wszystko w dupie – odpowiada Erin, ponieważ właśnie w to chciałaby wierzyć, ale nie jest całkiem pewna, czy mówi prawdę. Ogarnia ją cień niepewności, lekkie podejrzenie, że być może pod powierzchnią istnieje inna prawda, mroczna i ukryta. Zazwyczaj jest wielką zwolenniczką prawdy, jednak tego rodzaju potajemna prawda zdecydowanie nie należy do jej ulubionych.
– A mnie to obeszło – żachnęła się Rosina. – Byłam cholernie wkurzona.
Erin pamięta, jak Rosina podeszła do tego chłopaka z drużyny, Erica Jordana, i napluła mu w twarz, pamięta, jak otarł sobie nos, jak gdyby w zwolnionym tempie, jak cały korytarz zamilkł na tę krótką chwilę, zanim plwocina nie opadła na ziemię, jak Eric po prostu roześmiał się Rosinie w twarz, nazwał ją brudną meksykańską lesbą i odszedł. Wtedy, tak jak wszyscy, Rosina zrozumiała, że przejmowanie się jest stratą czasu. Zrozumiała, jak Erin, że przejmowanie się może cię zranić.
Rosina nigdy tak naprawdę nie rozmawiała z Lucy, dziewczyną, która ponoć obchodziła ją na tyle, żeby napluć komuś w twarz. Erin wie jednak, że istnieje różnica między wyobrażeniem a osobą, wie, o ile łatwiej jest troszczyć się o coś, co nie oddycha. Wyobrażenia nie mają potrzeb. Nie wymagają niczego, oprócz kilku myśli. Nie cierpią i nie czują bólu. Z tego, co Erin wie, nie są zaraźliwe.
– Pokażcie mi tych chłopaków – mówi Grace. – Są tutaj?
– Eric je chyba na innej przerwie – oznajmia Rosina. – Ennis tu jest. Tam, przy stole dla trolli. – Rosina kiwa głową w kierunku środka stołówki, gdzie siedzą najgorsi ludzie. Dziewczyny, które wyśmiewały się z Erin, odkąd przeprowadziła się tutaj w pierwszej klasie, chłopcy, którzy nie troszczą się nawet o to, żeby ściszyć głos, kiedy spierają się, jak to jest pieprzyć kogoś „takiego jak ona”. W porównaniu z pozostałymi Ennis jest cichy, nawet mówi miękko, ostatni, którego podejrzewałoby się, że jest potworem.
– Ennis Calhoun to ten z bródką, która wygląda jak łoniaki – opisuje go Rosina. – Erica musiałaś widzieć w szkole. Zawsze ciągnie się za nim cała banda trolli. Był jeszcze trzeci, prowodyr, Spencer Klimpt, ale skończył szkołę. Pracuje w Quick Stop przy autostradzie. Ci chłopcy to prawdziwi zwycięzcy.
– Moim zdaniem nie ma takiego słowa „łoniaki” – zauważa Erin.
– Czy Ennis to ten, który siedzi z Jessem? – pyta Grace. Erin rozpoznaje wyraz twarzy Grace: to rozczarowanie. Tak, jak gdyby spodziewała się, że ten wielki, głupkowaty chłopak o imieniu Jesse okaże się kimś innym, kimś, to nie jadłby lanczu z Ennisem Calhounem.
– Znasz go? – pyta Rosina.
– Chodzi do mojego kościoła.
– Macha do ciebie – mówi Erin. – Wygląda jak wypchany zwierzak.
– Lubisz go? – pyta Rosina.
– Nie – zaprzecza Grace. – Nigdy.
(…)
– Wyglądają tak zwyczajnie – stwierdza Grace. – Ci faceci. W ogóle nie widać, że…
– Czy wiecie, że morskie wydry gwałcą młode foki? – oświadcza Erin, wiedząc doskonale, jak szokujące i niewłaściwe są jej słowa, ale rozpaczliwie starając się zmienić temat. Czasami zaszokowanie ludzi jest najlepszym sposobem na to, żeby zwrócić na siebie ich uwagę. – Ludziom wydaje się, że są słodkie i milusie, ale to jednak nadal dzikie zwierzęta.
– Jezu, Erin – mówi Rosina.
– Nie mogą się powstrzymać – ciągnie temat Erin. – Taką mają naturę.
– Ktoś powinien coś zrobić – wtrąca Grace.
– Z wydrami? – pyta Rosina. – Zorganizować im szkolenie antyprzemocowe?
– Z Lucy. Z tymi facetami. Przecież nie może być tak, że nie będzie żadnych konsekwencji. Nie mogą tak po prostu tu siedzieć i jeść lancz, jak gdyby nic się nie stało.
– Widziałaś stronę, co nie? – pyta Rosina.
– Jaką stronę?
– Uwierz mi – mówi Rosina. – Wolisz nie wiedzieć.
Grace spogląda na Erin pytająco, ale Erin tylko wzrusza ramionami.
– Jaką stronę? – pyta ponownie. – Chcę wiedzieć.
– To w sumie bardziej blog – prostuje Rosina. – Nazywa się Prawdziwi Mężczyźni z Prescott. Hej, Erin. Daj mi swój telefon.
– Masz telefon – odpowiada Erin.
– Mój telefon jest do dupy – mówi Rosina. – Potrzebny mi twój.
– Kto ją prowadzi? – pyta Grace.
– Nikt tego do końca nie wie. – Rosina wpisuje coś w telefonie Erin. – Ale większość osób uważa, że stoi za tym Spencer Klimpt. Pojawiła się mniej więcej w tym samym czasie, kiedy Lucy i jej rodzina wyjechali z miasta. Kiedy ostatni raz sprawdzałam, blog miał kilkuset obserwujących. – Rosina przewija ekran telefonu. – Kurwa! Teraz ma ponad trzy tysiące. – Podaje telefon Grace takim gestem, jak gdyby brzydziła się go trzymać. – Masz, zobacz sama.
Milczą, kiedy Grace przegląda bloga. Erin nie oglądała go od czasu, kiedy po raz pierwszy o nim usłyszała, pod koniec roku szkolnego, ale może wyobrazić sobie, co Grace czyta. Teksty o tym, jak poderwać dziewczynę. Tyrady o tym, że feminizm niszczy świat. Poniżające opisy kobiet, z którymi autor rzekomo spał.
– Boże – szepcze Grace – to jest przerażające.
– Z boku na pasku jest kilka linków do podobnych stron, tylko większych – mówi Rosina z niesmakiem. – To się nazywa „manosfera”. Wszyscy ci faceci w necie, cała sieć dupków, którzy wierzą w takie gówna. Tak zwani artyści podrywu, którzy wymieniają się poradami dotyczącymi manipulowania kobietami. Nazywają to „ruchem praw mężczyzn”, ale generalnie zwyczajnie nienawidzą kobiet.
Erin stara się zapomnieć tak wiele rzeczy. Nie tylko to. Nie tylko Lucy. Zło jest szersze niż to, co spotkało Lucy, większe niż ich szkoła i miasto, większe niż one wszystkie. Ale też zarazem tak małe, jak jej własne prywatne wspomnienia. Jak to pudełko, w którym je zamknęła i zostawiła w Seattle.
– Nie chcę już o tym rozmawiać. – Erin wyrywa telefon z ręki Grace. Myśli, że wycieczka do biblioteki będzie właściwa.
– Grace, doceniam twoją pasję – mówi Rosina. – Ale Lucy wyjechała. Nikt nie wie dokąd. Nikt jej nie może pomóc.
– Może my byśmy mogły – oznajmia Grace. – Mogłybyśmy jej pomóc.
Rosina wybucha śmiechem. Erin wzrusza ramionami.
– Nawet gdybyśmy chciały, a nie chcemy – mówi Rosina – kto by nas słuchał? Erin i ja robimy w tej szkole za dziwadła, a ty jesteś nowa i bez urazy, ale trzymając się z nami, ciut jakby zmniej-szyłaś swój potencjalny kapitał społeczny.
Grace jest dziś inna, myśli Erin. Dotąd przeważnie siedziała w milczeniu, trochę zgarbiona, jak gdyby nie całkiem pewna, czy wolno jej się odezwać. Teraz nie przestaje mówić. Erin myśli, że wolała tamtą dawną Grace. Ta nowa jest zdecydowanie zbyt męcząca. Nowa Grace porusza kwestie, o których Erin nie chce myśleć i którymi z pewnością nie chce się zajmować.
– Hej – dodaje Rosina – pomyśl o dobrych stronach. Przynajmniej nas nikt w wieku dziewięciu lat nie wyda za jakiegoś starucha, no i na razie nie wycinają nam łechtaczek.
– Obrzydliwe – mówi Erin. – Za dużo. – Patrzy na posiekane orzechy i warzywa w swoim pudełku bento i przez chwilę cieszy się, że mama zrobiła z niej wegetariankę.
– Czemu tak bardzo się tym przejmujesz? – pyta Rosina. – Nigdy, przenigdy nie spotkałaś Lucy.
– Nie wiem – odpowiada Grace. – To dziwaczne. Nie potrafię przestać o tym myśleć.
– Może twój dom jest nawiedzony – podsuwa Rosina. – A ciebie opanował jej duch. Tyle że Lucy jeszcze żyje… – Rosina blednie – To znaczy mam nadzieję.
Grace otwiera usta, jak gdyby zamierzała coś powiedzieć, ale po chwili zamyka je i zaczyna obgryzać paznokieć. Może naprawdę wydaje się jej, że jej dom jest nawiedzony.
– Znajdź sobie jakieś zajęcie – podpowiada Erin. – Potrzebujesz jakiegoś hobby.
– Albo pracy – dodaje Rosina. – Możesz wziąć moją. Chcesz zarabiać poniżej płacy minimalnej i pozwalać, żeby mój wuj wrzeszczał na ciebie przez całą noc?
– Taa, może – mówi Grace, najwyraźniej nie słuchając. Patrzy na stolik dla trolli i wygląda, jak gdyby miała w głowie takie myśli, przez które ludzie wplątują się w kłopoty.
– Nie możesz zmienić natury – ciągnie Erin, ale wie, że Grace jej nie słyszy, więc nie mówi już reszty, którą zamierzała powiedzieć, i pewnie tak jest lepiej, ponieważ Rosina byłaby na nią wściekła. Odbywały już tę rozmowę i skończyło się tak, że Rosina oblała ją wodą z butelki.
Erin zamierzała powiedzieć, ale nie powiedziała, że chłopcy są zwierzętami i że zachowują się jak zwierzęta, ponieważ leży to w ich naturze, nawet w naturze tych, którzy wydają się słodcy i milusi jak wydry. Tymczasem, tak samo jak w przypadku wydr, jeśli tylko ich określone instynkty zostaną pobudzone, momentalnie staną się bezlitośni. Zapomną, kim jak sądzisz powinni być. Zapomną nawet o tym, kim sami pragnęliby być. Próby zmieniania chłopców nie mają szans powodzenia. Jedynym sposobem na to, żeby być bezpieczną, jest trzymać się od nich z daleka.
Erin wie, że nikt z nas nie jest lepszy od zwierząt. Nie jesteśmy niczym więcej niż nasza biologia, nasze wyposażenie genetyczne. Natura jest twarda, okrutna i pozbawiona sentymentów. Na pew¬nym poziomie chłopcy to drapieżniki, a dziewczynki to łup, a to, co ludzie nazywają miłością albo po prostu pociągiem, to tylko zastrzyk hormonów, który wyewoluował, by przetrwanie naszego gatunku uczynić nieco mniej bolesnym.
Erin ma szczęście, że doszła do tego w tak młodym wieku. Podczas gdy wszyscy dookoła marnują sobie życie, goniąc za miłością, ona może się skupić na tym, co naprawdę ważne, i trzymać się z dala od tego bałaganu.

Kobiety mają wybór – być albo feministką, albo masochistką – autobiografia Glorii Steinem , ikony feminizmu

Nakładem wydawnictwa Poradnia K ukazała się książka „Moje życie w drodze” – autobiografia Glorii Steinem – dziennikarki, pisarki, aktywistki, jednej z najbardziej inspirujących kobiet na świecie i ikony drugiej fali feminizmu, walczącej z dyskryminacją nie tylko związaną z płcią, ale również rasą, wiekiem, pochodzeniem czy orientacją seksualną.

Książkę przetłumaczyła Anna Dzierzgowska.

Początek lat 60. Gloria, absolwentka elitarnej uczelni, po powrocie ze stypendium w Indiach zajmuje się dorywczym pisaniem tekstów do nowojorskich czasopism. Przełomem okazuje się jej reportaż w magazynie „Show” demaskujący pracę „króliczków” w Klubie Playboya – kobiet sprowadzonych do roli obiektów, mających zaspokajać erotyczne fantazje mężczyzn.

Publikowanie kolejnych tekstów o problematyce kobiecej nie spotyka się z przychylnością wydawców i redaktorów prestiżowych gazet. Gloria angażuje się społecznie i szybko zostaje liderką powstającego w USA ruchu emancypacyjnego (tworzy magazyn dla kobiet „Ms.”). W 1970 r. prowadzi pierwszy ogólnokrajowy marsz równości, podczas którego przez ulice Nowego Jorku przechodzi ponad 50 tysięcy uczestniczek. Protesty odbywają się w 90 miastach na terenie całych Stanów Zjednoczonych i znajdują poparcie w Europie. W 1977 r. Gloria zbiera fundusze (5 milionów dolarów!)  i współorganizuje epokową  Krajową Konferencję Kobiet w Houston, która gromadzi dwa tysiące wybranych delegatek i około osiemnastu tysięcy obserwatorek.

Autorka współtworzyła Women’s Action Alliance, pionierskie centrum informacyjne specjalizujące się w edukacji dziecięcej, w 2004 roku założyła też Women’s Media Center. Była prezeską i współzałożycielką Voters for Choice, politycznego komitetu pro-choice. Jest prezeską kobiecej fundacji Ms. wspierającej kobiety i dziewczęta.

85-letnia dziś Steinem stała się ikoną ruchu na rzecz równouprawnienia kobiet w czasach, gdy oznaczał on walkę o zniesienie patriarchatu i podstawowe prawa kobiet w życiu publicznym. Za swoją działalność otrzymała z rąk Baracka Obamy w 2013 roku prezydencki Medal of Freedom, najwyższe cywilne odznaczenie w Stanach Zjednoczonych.

W tej porywającej historii o przywództwie, podróżach i aktywizmie Steinem uświadamia nam, że otwarty umysł może zmienić sposób naszego myślenia, działania i życia. Autorka po raz pierwszy opowiada tak szczerze historię swojego życia!

W 2020 roku na ekrany kin wejdzie filmowa biografia Glorii Steinem z nagrodzonymi Oscarami®

Julianne Moore i Alicią Vikander.

Po lekturze Mojego życia w drodze nie jestem już tą samą osobą.

Jane Fonda

Steinem pokazuje, że każda z nas ma w sobie wojowniczkę – musimy tylko (…) za nią podążyć.

Lena Dunham

Moja algierska rodzina | matronat Feminoteki | fragment

Moja algierska rodzina

Alice Schwarzer

Czarne, 2019

 

Feminoteka objęła Moją algierską rodzinę matronatem. Premiera 9 października 2019 roku.

Więcej o książce 

 

Alice Schwarzer, jedna z czołowych postaci niemieckiego feminizmu. W swojej książce przedstawia dylematy algierskich kobiet, w kontekście wiary, stosunku do dorobku kulturowego i relacji międzyludzkich. Sylwia Chutnik pisze o książce tak:

„Alice Schwarzer to dla współczesnego feminizmu prawdziwa papieżyca. Działaczka ruchu pro choice, redaktorka kultowego pisma „Emma”, autorka rozmów z Simone de Beauvoir. W najnowszej książce przybliża nam historie kobiet z Algierii. Jako reporterka od lat jeździ do tego kraju, gdzie dominującą religią jest islam. Kolejne pokolenia radzą sobie z przewrotami politycznymi i społecznymi, ale między nimi zawsze najważniejsza jest codzienność. Wesela, zdrady, dzieci, przyjaźnie. A także odwieczny problem, który nie zna narodowości i nie ma granic: jak żyć w patriarchacie, aby zachować wolność i niezależność”

 

Zapraszamy do lektury fragmentu wybranego dla Feminoteki:

Ledwie zajęłyśmy miejsca, dwie młode kobiety wchodzą do środka i siadają przy sąsiednim stoliku. Jedna ma długie rozpuszczone blond włosy, druga nosi chustę. Sprawiają wrażenie bardzo dobrych znajomych. Lilia spogląda na nas pytająco: „Czy mam zagadnąć?”. Wiadomo, o co jej chodzi. Akurat – po raz kolejny – dyskutowałyśmy o chustach.
Lilia wstaje, podchodzi do stolika obok i mówi:
– Przepraszam, właśnie rozmawiamy o chustach. A wy najwidoczniej jesteście przyjaciółkami, jedna w chuście, druga bez. Może porozmawiałybyśmy o tym z moimi znajomymi dziennikarkami z Niemiec?
Dziewczyny tylko przez chwilę są zaskoczone, a potem przysiadają się do nas.
Jak się okazuje, są dziennikarkami. Souhila ma dwadzieścia dziewięć lat (bez chusty), a Maroua dwadzieścia siedem. Wywiązuje się ożywiona rozmowa. Najpierw chodzi o politykę ogólnie, potem o problemy kobiet. A na końcu o bombę Zohry Drif.
Nasze młode koleżanki pracują w dwóch różnych gazetach codziennych. Obydwie mieszkają jeszcze z rodzicami, choć zbliżają się do trzydziestki. Tak to wygląda w Algierii. Tu kobieta albo mieszka z rodzicami, albo wychodzi za mąż. Souhila chętnie wyjechałaby za granicę, ale przed dwoma laty jej ojciec ciężko zachorował. Została więc w domu i pomaga przy opiece nad nim. Marouy nawet nie ma sensu o to pytać: pochodzi z konserwatywnej muzułmańskiej rodziny.
Obydwie bardzo chętnie przedstawiają cudzoziemkom swoje zdanie na temat sytuacji politycznej kraju. Dla nich wojna, którą Zachód prowadził z Libią, jest skandalem.
– Kaddafi chciał stworzyć unię państw Maghrebu, z Libią, Algierią, Tunezją, Marokiem, Mauretanią, a to nie pasowało Zachodowi.
A Maroua dodaje zdecydowanym tonem:
– Algierii coś takiego nie spotka. Nasz rząd jest surowy, ale cwany. Mamy dobre kontakty z USA i z Rosją. U nas nikt nie będzie interweniował! Obydwie martwią się kryzysem ekonomicznym. Ceny rosną, pensje nie.
– Czasami dostajemy wypłatę dopiero po czterech miesiącach – mówią.
Choć równocześnie jako młode dziennikarki cieszą się z wolności wypowiedzi.
A kobiety?
– Dzisiaj mają więcej wolności niż przedtem – stwierdzają dziewczyny. – Mamy więcej równouprawnienia. Czterdzieści pięć procent kobiet pracuje zawodowo.
Potem sprawdzam tę liczbę. Czterdzieści pięć procent to nieco zbyt optymistyczne dane, w rzeczywistości jest ich siedemnaście procent: dwa miliony algierskich kobiet są dzisiaj aktywne zawodowo. Nigdy przedtem tyle ich nie pracowało.
– A dwanaście milionów kobiet między dwudziestym piątym a czterdziestym rokiem życia pozostaje niezamężnych. Tylko że nadal mieszkają w domach rodzinnych – ciągnie Souhila.
A Maroua dodaje:
– My, Algierki, także prawnie pozostajemy przez całe życie podległe ojcu, braciom lub mężowi. Jesteśmy ubezwłasnowolnione, musimy mieć opiekuna prawnego.
Dla obu dziewczyn jest to coś tak oczywistego, że zdają się z tym całkowicie pogodzone. Przy czym Souhila sprawia wrażenie bardziej zbuntowanej, Maroua jest raczej powściągliwa. Trochę się też wstydzi, że słabo mówi po francusku. Jej językiem ojczystym jest arabski. Niedawno była tu, w Milk Barze, „z pewną konserwatywną przyjaciółką”. To był sylwester.
– Wybuchały petardy i fajerwerki. Wtedy moja przyjaciółka okropnie się wystraszyła. Powiedziała: „Wyobraź sobie, że to byłaby bomba i coś by mi się stało… Na Boga, moi rodzice!”.
Jeszcze dzisiaj Maroua się z tego śmieje. Dla rodziców jej przyjaciółki problemem byłoby nie to, co się stało, tylko gdzie to się stało. Najwyraźniej Milk Bar to nadal dla wielu osób miejsce kojarzące się z libertariańską Francją, z dekadencją.
Przechodzimy w rozmowie do zamachu Zohry Drif. Co te dwie dziewczyny, które mogłyby być jej wnuczkami, sądzą na ten temat? Obydwie uważają, że zamach był słuszny!
– Francuzi przecież też popełnili wiele zbrodni – mówi Souhila.
– Ja też mogłabym to zrobić! – dodaje z przekonaniem Maroua.
Dopiero po wyjściu dziewczyn uświadamiamy sobie, że całkiem zapomniałyśmy porozmawiać o chustach. Zaczynamy w trójkę snuć refleksje na temat zamachu dokonanego przez Drif.
– Sama nie wiem – mówi Lilia. – To na pewno obciąża ją do dzisiaj. Trzy ofiary śmiertelne. Wojna to żołnierz walczący z żołnierzem, a nie z niewinnymi cywilami. Tego nie wolno robić.
Później, podczas rozmów z Lilią i jej mężem Karimem, zrozumiemy, dlaczego są szczególnie wyczuleni na sytuację ofiar. Choć równocześnie Lilia jest dumna z bojowników i bojowniczek ruchu oporu, także z Zohry Drif! Do każdego nazwiska, które teraz pada, szybko wyszukuje informacje w internecie. Na przykład o przywódcy partyzantów Larbim ben M’hidim, który po aresztowaniu z uśmiechem szedł pod gilotynę (Lilia z dumą pokazuje mi zdjęcie). Albo o algierskim Żydzie Maurisie Audinie, matematyku – on też przynależność do algierskiego ruchu oporu przypłacił życiem.
A co Lilia sądzi na temat islamskiego antysemityzmu?
– Antysemityzm? Nic o tym nie wiem. Przecież niektórzy Żydzi wspierali naszą walkę o niepodległość tak jak Audin. Ale jestem za utworzeniem palestyńskiego państwa.
Musimy iść. W południe jestem umówiona z Zohrą Drif. I z Khalidą Toumi, kolejną polityczną legendą, tylko bardziej współczesną. Bettina i Dżamila wybierają się na przechadzkę i odbiorą mnie za dwie godziny.

 

„Nie przywitam się z Państwem na ulicy. Szkic o doświadczeniu niepełnosprawności” | fragment

„Nie przywitam się z Państwem na ulicy.
Szkic o doświadczeniu niepełnosprawności”

Maria Reimann

Wydawnictwo Czarne 2019

 

 

Fundacja Feminoteka objęła matronatem najnowszy reportaż z wydawnictwa Czarne. Premiera już 30.08.

Z opisu:

Książka Marii Reimann jest próbą opisu zmagań z fizycznymi ograniczeniami i zrozumienia różnych znaczeń odmienności nie w pełni sprawnego ciała. Punktem wyjścia są dla autorki jej rozmowy z kobietami urodzonymi z zespołem Turnera, szczególną „kondycją genetyczną” wywołującą różne niejednoznaczne zmiany w budowie i funkcjonowaniu organizmu. Głosy rozmówczyń łączy zaś z własnym doświadczeniem życia z niepełnosprawnością. Skupienie, empatia i subtelne poczucie humoru towarzyszą głęboko humanistycznemu namysłowi nad cierpieniem i strategiami przekraczania ograniczeń. W efekcie otrzymujemy misternie skonstruowaną, złożoną z żywych, nasyconych uczuciami obrazów, poruszającą refleksję nad naszym człowieczeństwem.

 

Poniżej poruszający fragment o bezpłodności.

Temat niepłodności jest przez część moich rozmówczyń określany jako trudny, drażliwy. „Na przykład my mamy też problemy z tymi miesiączkami – mówi jedna z nich – więc to też są takie, bym powiedziała, drażliwe tematy. Czy to, że tych dzieci nie możemy mieć”. Czy chodzi tylko o bycie matką, czy o coś jeszcze? O poczucie, że jest się gorszą? O ukryty defekt? Jedna z matek po wyjściu z gabinetu lekarza zapytała swoją córkę: „co byś powiedziała, jakby się okazało, że nie do końca jesteś dziewczynką”? Nie do końca dziewczynką, czyli kim? I skoro nie wiadomo kim, to jak można o tym opowiedzieć? Pani Agata zauważa, że nawet jeżeli mężczyzna chce się związać z kobietą z ZT, może usłyszeć od swojej matki: „weź sobie zdrową, po co ci taka?”. Podobne obawy towarzyszą mamie sześcioletniej dziewczynki:

– Ona jest tak uroczą dziewczynką. Tak ładną i tak wygadaną, że w ogóle wszystkie matki jej kolegów ją uwielbiają. Do tego stopnia, że niektóre już planują wesela. Ja się boję, że wszystko jest pięknie, ładnie, dopóki one się nie dowiedzą, że ona nie może mieć dzieci. Z tą się masz nie umawiać, bo z tą nie założysz rodziny.

 

Czy mnie się wydaje, czy tu jest bardzo gorąco? Nie bój się menopauzy | fragment

Czy mnie się wydaje, czy tu jest bardzo gorąco? Nie bój się menopauzy
Autorki: Charo Izquierdo, Laura Ruiz de Galarreta
Przekład z języka hiszpańskiego: Katarzyna Górska

Dzięki uprzejmości wydawnictwa Marginesy prezentujemy fragment wstępu do książki –  przewodniczki po menopauzie:

W badaniach poziomu szczęśliwości mówi się o szczęściu hedonistycznym, które jest uczuciem krótkotrwałym, kapryśnym; szczęściu subiektywnym, niezależnym od codziennych wydarzeń, lecz od tego, jak dana osoba ocenia własne życie; i w końcu o szczęściu eudajmonistycznym, w przypadku którego szczęśliwość uznaje się za pełnię związaną nie z przyjemnością, lecz z poczuciem sensu, wyznaczaniem sobie celów, misją, dla której warto żyć.

Klucz do szczęścia? Poznasz go podczas czytania naszej książki. Chcemy, by dzięki niej menopauza przestała być słowem wypowiadanym szeptem albo w ogóle pomijanym i żebyś zrozumiała, iż nic złego się z tobą nie dzieje, że nie postarzejesz się w ciągu jednej nocy, że nie jesteś histeryczką, nawet jeśli niektórzy cię o to oskarżają, pogardzając twoją dojrzałością.

Chcemy też, żebyś wiedziała, jakie są objawy menopauzy i z czego wynikają, bo tylko w ten sposób będziesz mogła zrozumieć samą siebie i pomóc w tym innym. Bądź świadoma, że czeka cię nowe życie, które, owszem, czasem może być wyzwaniem, ale za to otworzy przed tobą bramy do niepowtarzalnego okresu dojrzałości i bogactwa przeżyć.

Chcemy również, byś zrozumiała, że musisz zadbać o siebie i o to, co jesz, oraz że hasło „jesteśmy tym, co jemy” wcale nie jest pustym frazesem, a nawet więcej – będziemy tym, co zjedliśmy; że wysiłek fizyczny, w każdej postaci, to gwarantowany klucz do sukcesu pod warunkiem, iż stanie się on częścią twojej codziennej rutyny; że twoje ciało się zmienia, i to bardzo, między innymi dlatego, że zmieniają się proporcje i rozmieszczenie tłuszczu i mięśni. Niedawno pewna nasza znajoma – do tego lekarka, bardzo skrupulatna – wyznała, że od wielu lat waży się na wadze wskazującej nie tylko liczbę kilogramów, ale również skład ciała, i że chociaż jej waga się nie zmienia – dwa kilogramy więcej, dwa mniej – to jej mięśnie ustąpiły miejsca tłuszczykowi. Podobnie jest w naszym i twoim przypadku. Czyżbyś nie miała chudych nóg, płaskich pośladków i wałeczków na brzuchu? To właśnie ten przemieszczający się z miejsca na miejsce tłuszcz.

Na pewno powiesz, że masz już dosyć słuchania, jakie życie jest piękne; zobaczysz jednak, że i ty doczekasz się w końcu swojej chwili chwały. Dbanie o siebie to gest czułości wobec nas samych – możemy kochać innych dopiero wtedy, kiedy kochamy same siebie, zadbać o innych, dopiero kiedy dbamy o siebie. Teraz, kiedy twoje dzieci są już dorosłe, będzie ci łatwiej. Zwłaszcza jeśli przeszłaś na emeryturę, ale jesteś osobą aktywną i lubisz być zajęta, mieć obowiązki, nawet gdy nie wiąże się to z pracą zarobkową. Jeśli nie masz dzieci lub rodziny, też powinno być ci łatwiej wygospodarować czas dla siebie, na ćwiczenia, podróże, przyjemności życia – nie tylko te wielkie, ale i te, które długo wydają się nam bez znaczenia, a które zaczynamy doceniać z wiekiem.

Tak to wygląda. Menopauza. Powtórz razem z nami, ale niech nie brzmi to szyderczo, staroświecko czy wstydliwie. Bo jest to coś, co spotka cię na pewno, co czeka tuż za rogiem. Jesteś kobietą. Koniec kropka. Nie unikniesz tego, więc lepiej nie myśl o tym jak o kryzysie, tylko szansie, nawet jeśli brzmi to jak slogan z kursu zarządzania biznesem. Tak naprawdę jest to slogan z lekcji życia.

W chwili, w której przestaniesz się buntować i trochę odpuścisz, nie będzie to już uciążliwym ciężarem, tylko częścią egzystencji, która pomoże ci wyzbyć się strachu i niepokoju i poczuć się lepiej.

Nas same spotkała – czy też spotyka – większość rzeczy, o których ci opowiemy. Podobnie jak nasze przyjaciółki, znajome, wszystkie kobiety w wieku „przekwitania”, które mają wrażenie, że „już dawno zwiędły”. Nie jesteśmy lekarkami. Jesteśmy dwiema dziennikarkami, które pragną się uczyć, dociekać i przekazywać swoją wiedzę innym. Radą służyli nam najwięksi specjaliści, sekundujący powstaniu tej wypełniającej rynkową niszę książki. Nie będzie to rozprawa naukowa dla neofitów. To, co trzymasz w rękach, to świadectwo wielu kobiet, i to właśnie na podstawie ich doświadczeń, a także dzięki pomocy ekspertów, powstała książka skierowana do tych z was, które pewnego dnia wstały z łóżka zlane potem; tych, które wstydzą się wyciągnąć na spotkaniu wachlarz dla ochłodzenia rozpalonej twarzy; tych, które miewają palpitacje serca w najmniej spodziewanych momentach; tych, które uwielbiają swoich partnerów, ale podejrzewają, że libido opuściło je na zawsze; tych, które się zakochały, ale nie potrafią osiągnąć zadowolenia z pożycia intymnego; tych, które kiedyś miały figury do pozazdroszczenia i nagle musiały zmienić rozmiar ubrań na większy…

Zostało ci pewnie jeszcze wiele lat życia. W połowie 2015 roku na świecie żyło ponad 53 stulatków. W gronie tym było tylko 2 mężczyzn, co oznacza, że pozostałe 51 osób to kobiety. W Hiszpanii oczekiwana długość życia wynosi dla nas 85,7 roku, a dla nich 80,2. W społeczeństwach rozwiniętych oczekiwana długość życia dla mężczyzny w wieku 80 lat wynosi 7 lat, podczas gdy dla kobiety w tym samym wieku – 11. Halo, mówimy o 10 procentach życia. Musimy o nie walczyć!

Dlatego właśnie wejście w okres przekwitania czy menopauzy nie powinno cię niepokoić. Nasza znajoma, której opowiedziałyśmy o tej książce, wyznała nam, że kiedyś spotkała doktora Fustera na lotnisku w Nowym Jorku. Była godzina piąta po południu czasu lokalnego. Tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Nasza znajoma widziała doktora na konferencji, w której brała tego dnia udział, a ponieważ nie należała do nieśmiałych, pozdrowiła go, jakby znali się od dawna, i zapytała: „Co słychać, Valentin? Jedzie pan na Gwiazdkę do domu?”. Doktor podobno spojrzał na nią zdziwiony i odpowiedział: „Nie. Lecę do Madrytu na wykład. A wieczorem wracam do Nowego Jorku”. Ups! Nasza znajoma do dziś nie może w to uwierzyć. Mówimy o mężczyźnie, który miał wtedy 71 lat. Ale to jeszcze nie koniec opowieści. Kardiolog zdradził jej, co jest kluczem do sukcesu – godzina ćwiczeń dziennie. On sam był żywym przykładem skuteczności tej metody. Zapamiętajmy to sobie.

Profesor Pedro Nueno, który nie ma wątpliwości, że coraz więcej osób będzie dożywało stu lat, mówi o potrzebie „zagospodarowania trzeciego wieku”, uważa, że ograniczanie swojej aktywności do wychodzenia na spacery z siatką na zakupy nie przynosi żadnych korzyści ani z punktu widzenia jednostki, ani społeczeństwa.

Nie będziemy się teraz w to zagłębiać, ale sama policz. Jeżeli właśnie przechodzisz lub już przeszłaś menopauzę, na pewno jesteś w przedziale wiekowym 45–55 lat. Możliwe, że została ci jeszcze połowa życia. Dobrze przeczytałaś. Powiedz to głośno. Powtórz. Wyryj to sobie w pamięci i zacznij liczyć dni inaczej. Jesteś na początku nowego życia.

Nie trzeba się bać menopauzy. Powinno się raczej – znając i kontrolując jej efekty – powitać ją i ugościć. Nam pomogło w tym własne doświadczenie, a także zbieranie informacji i pisanie tej książki. Ty również możesz się tego nauczyć.

***

Książkę Czy mnie się wydaje, czy tu jest bardzo gorąco? Nie bój się menopauzy kupicie na stronie wydawnictwa Marginesy (https://goo.gl/tS5ZEx) i wielu księgarniach stacjonarnych i internetowych.

Pomóż nam wydać książkę „Gwałt w małżeństwie”!

O gwałcie w małżeństwie czy w bliskich relacjach w Polsce mówi się mało albo wręcz wcale. Praktycznie nie ma badań  i analiz tego zjawiska, zwłaszcza z perspektywy feministycznej. Prowadząc pomoc i wsparcie kobietom doświadczającym przemocy wciąż spotykamy się z kobietami, które były lub są przekonane, że seks w małżeństwie to ich obowiązek, że mąż ma prawo do seksu bez względu na to, czy i żona ma na to ochotę. Stąd nasza inicjatywa, by wydać książkę poświęcona temu problemowi.

Zdecydowałyśmy więc wydać  amerykańską publikację

pt. „Gwałt w małżeństwie” autorstwa Diany E. H. Russell.

Książka po raz pierwszy ukazała się w Stanach Zjednoczonych w latach 80., a  drugie, uzupełnione wydanie w 90. Może się wydawać, że od tego czasu wiele się zmieniło i że jesteśmy już w innym miejscu, jeśli chodzi o tę problematykę. Niestety, tak nie jest. Książka z naszego, polskiego punktu widzenia jest jak najbardziej aktualna. Wartość jej polega także na tym, że pokazuje początki walki kobiet o to, by gwałt w małżeński, czy raczej, jak pisze autorka „zgwałcenie żony”, było postrzegane jako przestępstwo i karane. Prezentuje też wyniki pierwszego badania przeprowadzonego w USA na temat tego zjawiska.

Susan Brownmiller, znana feministyczna dziennikarka, autorka wielu znakomitych publikacji poświęconych m.in. gwałtom, prawom kobiet, feminizmowi tak pisała o książce Russell:

„To przełomowy wkład w literaturę na temat przemocy na tle seksualnym i przemocy w rodzinie.”

Inna recenzentka podkreślała:

Russell wykonała wspaniałe badanie, które dostarcza kompleksowych i niezaprzeczalnych ustaleń na temat tematu, o którym nikt wcześniej nawet nie szeptał. . . . Klasyczne dzieło.”.

Mamy nadzieję, że w Polsce publikacja także przyczyni się do, jakże koniecznej, zmiany w postrzeganiu i podejściu do gwałtu w małżeństwie i bliskich relacjach. Będziemy wdzięczne za dołożenie cegiełki do tej zmiany!

Na co potrzebujemy pieniędzy?

Kupiłyśmy prawa autorskie, książka jest przetłumaczona. W tej chwili trwa jej pierwsza redakcja merytoryczna. Ale książka potrzebuje jeszcze:

  • kilku (co najmniej trzech) wnikliwych redakcji (koszt ok. 6.000 zł),
  • wyjaśnienia amerykańskiego kontekstu, (koszt ok. 1000 zł), DOSTAŁYŚMY 1000 zł!!!
  • wprowadzenia do polskiego wydania – będzie zwierała informacje o gwałcie w małżeństwie z polskiej perspektywy (ok. 1000 zł),
  • korekta językowa i techniczna – wiadomo, niezbędna, (ok. 2000 zł)  zapłacone!!!
  • do tego projekt graficzny (2000 zł), skład (2000 zł) i druk (500 egz. to ok. 5.000 zł)

Łącznie potrzebujemy jeszcze

ok. 20.000 zł. 

ok. 17.000 zł (stan na  sierpień 2019)

Premierę książki przewidujemy na wrzesień 2019 roku.

Nie robimy klasycznej zbiórki crowdfundingowej. Wierzymy, że bez specjalnych nagród jesteście w stanie nam pomóc. Jednak, oczywiście, hojnym osobom chcemy podziękować.

Jeśli wpłacisz:

  • 1000 zł – staniesz się współwydawcą/ współwydawczynią publikacji – Twoje imię i nazwisko (oczywiście, jeśli się zgodzisz), zostanie wydrukowane na stronie redakcyjnej publikacji. Poza tym otrzymasz egzemplarz książki i nasz kalendarz.
  • 100 zł i więcej, otrzymasz książkę w prezencie.
  • 50 zł – otrzymasz specjalne podziękowania
  • mniej niż 50 zł – zostaniesz wymieniona/ wymieniony w podziękowaniach na naszej stronie www, jeśli wyrazisz na to zgodę.

Na bieżąco będziemy informować o postępach w zbiórce.

Możesz też wpłacić darowiznę

  • przelewem na nasze konto ING BSK S.A. nr 68 1050 1038 1000 0022 9768 3522
    Koniecznie dopisz „darowizna na wydanie książki”, podaj też swój e-mail, byśmy mogły się z Tobą skontaktować (UWAGA! Taką darowiznę możesz sobie odliczyć od podatku przy rocznym rozliczeniu!).
Jeśli masz jakieś pytania – pisz do Joanny  Piotrowskiej [email protected]

Zachęcamy też gorąco, do regularnego wspierania naszej działalności poprzez ustawienie stałego polecenie zapłaty.

Kwota może być niewielka, a dla nas i dla kobiet, którym pomagamy, ma ogromne znaczenie. Wszystkie wpłacone nam pieniądze przeznaczamy na przeciwprzemocowe działania.

Nr konta  ING BSK S.A. 50 1050 1038 1000 0022 9768 3167

DZIĘKUJEMY!

Zespół Feminoteki

Zdjęcie wykorzystane do zbiórki, otrzymałyśmy nieodpłatnie od Rape Crisis Centre Scotland

Warszawa. 27.11. Premiera książki „Anioł w domu, mrówka w fabryce”

Krytyka Polityczna zaprasza na spotkanie z Alicją Urbanik-Kopeć, autorką książki „Anioł w domu, mrówka w fabryce”, które poprowadzi Agnieszka Graff!

Spotkanie odbędzie się 27 listopada o godz. 19.00 w Art Bookstore Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski przy ul. Jazdów 2 w Warszawie.

 

„Anioł w domu, mrówka w fabryce” to ważna książka. Znajdziemy w niej zajmująco opisany fragment historii polskich kobiet – ten fragment, który dotychczas nam umykał. Dla badaczy ruchu socjalistycznego od kobiet ciekawsi byli mężczyźni; dla badaczek ruchu kobiecego od robotnic ważniejsze były emancypantki. Te zaś, mimo wzniosłej idei ‘uczłowieczenia’ kobiet poprzez pracę, nie miały pojęcia o losie i potrzebach kobiet, które od świtu do nocy pracowały w fabrykach. Alicja Urbanik odsłania nie tylko doświadczenia, realia i normy społeczne sprzed wieku, ale też pokazuje genealogię wielu współczesnych sporów. Jak feminizm ma się do macierzyństwa? Czy istnieje ‘sprawa kobiet’ niezależna od podziałów klasowych? Czy lewica może być paternalistyczna lub obojętna na kwestie płci? Każde z tych pytań ma swoją historię, a poznanie jej pozwoli nam głębiej zrozumieć teraźniejszość.”

Agnieszka Graff

„Obraz życia pracownic zakładów włókienniczych; fabrycznych dziewczyn, dziewczynek i kobiet autorka stworzyła ze śladów i fragmentów. Z nielicznych zapisków i wspomnień, wzmianek, odniesień i badań sprzed lat. Zdumiało ją, że „samo istnienie” robotnic wśród mas robotniczych – od połowy XIX wieku do transformacji – pozostawało niezdefiniowanym problemem tyleż dla emancypantek, co socjalistycznych przywódców. Współczesna badaczka postanowiła dowiedzieć się, kim były nieznane Łodzi i Żyrardowa. Gorzej opłacane, obciążone podwójnym etatem anioła i mrówki, niewidzialne budowniczki fortun dawnego kapitalizmu i etosu lepszego świata PRL-u, teraz znalazły się w centrum uwagi. Społeczna historia kobiet dzięki książce Alicji Urbanik-Kopeć pokryła pismem kolejny fragment białej plamy.”

Kazimiera Szczuka

Feminoteka objęła książkę matronatem

HISTERYCZKI Roxane Gay | Publikujemy opowiadanie „Zły ksiądz”!

HISTERYCZKI. SIŁA KOBIET 

Przegrane, szalone, matki, siostry, przyjaciółki, kochanki… „Histeryczki” to zbiór opowiadań Roxane Gay, na który składają się różne historie kobiet, oscylujące wokół tematów miłości, przemocy, skomplikowanych międzyludzkich relacji. Nieprzewidywalne, odważne i niepozbawione pikanterii opowiadania ukazały się nakładem wydawnictwa Poradnia K w październiku 2018 roku. Autorka po tej książce została okrzyknięta mistrzynią opowiadania i znawczynią kobiecej natury w jej różnych odcieniach.  

Bohaterkami są tu kobiety: nie wyjątkowe, inne czy gorsze, ale takie, które przeżyły niejedno, bo życie pisze różne scenariusze. Kobieta, która straciła dziecko, która w dzieciństwie doświadczyła gwałtu, która jest kochanką księdza, która jest gruba i brzydka, która jest martwa… która mogłaby być jedną z nas. Współczujemy im, przeżywamy ich historie razem z nimi, czerpiemy siłę z ich doświadczeń. Przepełnia nas poczucie siostrzeństwa i wspólnoty. Może nasze doświadczenia nie są aż tak dramatyczne, ale wszystkie wiemy, co to przemoc, odrzucenie czy żałoba.

Po publikacji zbioru autorka stała się ikoną feminizmu – książka została ogłoszona jednym z najlepszych tytułów stycznia (Harper’s Bazaar i Bustle.com), jest popularna za granicą i tłumaczona na wiele języków. Jak mówi Roxane Gay, największe wyzwania dla feminizmu to zwiększenie społecznej świadomości tego, czym ten ruch naprawdę jest, niestygmatyzowanie feminizmu, a także zapewnienie kobietom wolności reprodukcyjnej, równej płacy za równą pracę i wsparcia w okresie macierzyństwa i opieki nad dziećmi.

Tak lekturę książki podsumowała Sylwia Chutnik, pisarka i działaczka społeczna:„Roxane Gay napisała feministyczną odpowiedź na „Fragment analizy pewnej histerii” Zygmunta Freuda. Zamiast marzeń sennych Idy Bauer, którą badano, możemy poznać cały wachlarz rozchwianych kobiet. Tylko że ich „och, jakże histeryczne zachowania” są skutkiem otaczającego je świata: pedofilii, popieprzonych mężów, społeczeństwa wciskającego im kit, że mogą istnieć tylko w parze. A kiedy są samotne, to znowu chleją i nadal nie pasują do układanki. Kobiety są nazywane histeryczkami, kiedy nie ukrywają emocji. Zachowują się „dziwnie” i nie uśmiechają. Każda z nas wygina się czasami w łuk spazmów, bo nie może ścierpieć tego, co serwuje nam codzienność. Ale Roxane Gay potrafi traumę zapakować w cukiereczka, wsadzić nam go siłą do ust i zapytać: „teraz rozumiesz?”. Teraz rozumiesz, czemu moje bohaterki są takie narwane? Owszem, każda z nich jest nieznośna albo co najmniej kłopotliwa. I z każdą z nich chciałabym się spotkać i ją przytulić”.

O autorce Roxane Gay urodziła się w Omaha w stanie Nebraska w 1974 roku. Wykłada na Purdue University w stanie Indiana, jest opiniotwórczą autorką „New York Timesa” i pisarką. Wydała kilka książek, które zyskały miano bestsellerów. W „Bad Feminist” (2014) Gay z feministycznej perspektywy opisuje, jak to jest przemierzać świat jako kobieta. W „Hunger” (2017) wraca do dzieciństwa i gwałtu, który naznaczył jej życie, i zastanawia się, co wspólnego mają głód, troska o siebie, poczucie bezpieczeństwa, jedzenie i otyłość. Współtworzyła jeden
z komiksów z serii „Czarna Pantera”, zatytułowany „World of Wakanda” (2016), do którego wprowadziła postaci LGBTQ. Roxane Gay jest jedną z najbardziej cenionych amerykańskich pisarek i ważną postacią ruchu feministycznego. Jak sama o sobie mówi: gwałt zabrał jej głos, a feminizm pozwolił jej ten głos odzyskać.

******

Zły ksiądz

Ojciec Mickey – a mówiąc precyzyjniej: ojciec Michael Patrick Minty, który posługiwał się imieniem Mickey, by zdystansować się od oczekiwań własnej matki – miał romans z dziewczyną o imieniu Rebekah. Rebekah pracowała na stoisku z perfumami w domu handlowym i nadal mieszkała z rodzicami. Nie była katoliczką. Matka ojca Mickeya, żarliwa katoliczka Nora Minty, wybrała swemu synowi na patrona archanioła Michała, bo od chwili, w której go zobaczyła, wiedziała już, że zostanie bojownikiem za wiarę. Imię Patrick dostał po ojcu, niech spoczywa w pokoju wiecznym, który opuścił Norę i swego czteroletniego synka, po czym zmarł trzy miesiące później z nadmiaru radości, jak twierdzili jego przyjaciele, w swojej kawalerce podczas oglądania meczu baseballa, z sześciopakiem piwa na kolanach. Kolegom Mickeya opowiadano na dobranoc bajeczki, jego samego zaś karmiono mrocznymi historiami o odwiecznej walce dobra ze złem, o zwycięstwie Dawida nad Goliatem i o upadku Sodomy i Gomory. Raz po raz Nora recytowała ustęp z Księgi Daniela, rozdział dwunasty, wers pierwszy: „W owych czasach wystąpił Michał, wielki książę, który jest opiekunem dzieci twojego narodu”. Słyszał ten wers tyle razy, że mdliło go od pierwszych słów. Później doszedł do wniosku, że właśnie z tego powodu wyściółka jego żołądka zaczęła z czasem ustępować pod naporem kwasów i wrzodów. Decyzja o wstąpieniu do seminarium i przyjęciu święceń kapłańskich nikogo nie zaskoczyła bardziej niż samego Michaela Patricka Minty’ego. Przekonywał sam siebie, że to proste życie: nie trzeba za dużo myśleć i nie trzeba zabezpieczać niczyjego bytu. Nie żeby Mickey Minty nie był w stanie wziąć za nic odpowiedzialności, jednak biorąc pod uwagę oczekiwania matki, brakował mu siły na więcej. Miał swoich parafian, ale koniec końców zawsze mógł się zamknąć na plebanii, nie musząc troszczyć się o nikogo poza sobą. Było to jakąś pociechą i pozwalało lepiej znosić rygory kapłaństwa. Mickey Minty nie lubił słuchać obcych. W ogóle nie lubił słuchać innych. Ludzkie głosy, wysokie i rozhisteryzowane, lub przeciwnie, niskie i bojaźliwe, czy w ogóle jakiekolwiek głosy, drażniły go i przyprawiały o mdłości. Niekiedy wysłuchiwał tylu słów opisujących z detalami tyle grzechów, żalów, nadziei, pragnień i potrzeb, że gorące fontanny kwasu aż paliły go w gardle, gdy skryty w konfesjonale wiercił się nieswojo w trakcie szczególnie długiej litanii ludzkich ułomności. Obowiązek troskliwego niesienia pociechy i odpuszczania win – to było zwyczajnie za wiele. Jeszcze gorsze było to pełne wiary wyczekiwanie jego odpowiedzi, pilne nadstawianie ucha i gorliwe odprawianie zadanej pokuty. Nie znosił tej ich wiary. Wiary, że pokaże im drogę, i wiary, że o ich wiarę będzie walczył. Wiary, że to wszystko ma sens, i wiary, że jest coś większego od nich samych. Mickey Minty sam miał tej wiary jak na lekarstwo, więc swoich parafian zwyczajnie okłamywał, i to tak brawurowo, że chociaż był niewierzący, obawiał się o swoją duszę śmiertelną.

Kościół ani wiara zupełnie nie interesowały Rebeki, za to ogromnie ciekawił ją Mickey Minty, którego poznała w zatłoczonej poczekalni miejscowego szpitala, gdzie jej znajomej zakładali szwy. Znajoma o imieniu Ava przebiła pięścią szklane drzwi w dramatycznym geście, który miał powstrzymać jej chłopaka od odejścia. Dramatyczny gest zakończył się sromotną klęską. Rebekah czekała na założenie znajomej szwów, a Mickey Minty siedział obok niej w jasnoszarym dresie i czekał na wieści o starszym parafianinie, którego przyjęto na oddział w bardzo poważnym stanie. Patrzył na Rebekę i słuchał jej wynurzeń o niedawnym zerwaniu z chłopakiem o imieniu Cezar, który ledwie przed momentem wyszedł z odwyku i jako świeży abstynent i gorliwy zwolennik programu dwunastu kroków, a przy tym wyznawca siły wyższej, był jeszcze bardziej wkurzający niż zwykle. Nie mam pewności, czy istnieje jakaś siła wyższa, dodała i pochyliła się ku Mickeyowi, kładąc mu idealnie wymanikiurowaną dłoń na kolanie i zakładając nogę na nogę. Poklepał ją krzepiąco po ręce.

– Mamy ze sobą wiele wspólnego – stwierdził.

Rebekah lubiła rozmawiać z obcymi, wywnętrzać się i dzielić prozaicznymi, intymnymi detalami własnego życia z każdym, kto gotów był słuchać. Była jak typowa parafianka, wywołująca nadkwasotę, ale ojciec Minty lubił studiować jej dolną wargę: pełną, wydętą i błyszczącą od pomadki. Jej usta, pomyślał sobie, są skrojone idealnie do rzeczy, o których nie powinien był myśleć, ale często to robił. Wargi miała szerokie, a język jakby wyjątkowo długi i zakończony idealnym czubkiem, który chętnie przygryzłby zębami. Na jakiś czas wstąpiła w niego nowa wiara. Nie miał też nic przeciwko jej biustowi, obfitemu i znakomicie wyeksponowanemu pod napiętym jedwabiem letniej kiecki. Podniósł wzrok na świetlówkę, pokręcił głową i na powrót skupił uwagę na ustach Rebeki, które wydzielały upojną woń. Zwykle przebywał w towarzystwie starych ludzi, od których zalatywało maściami i tanią wodą toaletową, więc szczególnie doceniał wysiłek, jaki wkładała Rebekah, by pachnieć tak obłędnie. Mimo jej nieustannej paplaniny Mickey pojął od razu, że będzie aż nadto szczęśliwy, mogąc w jej imieniu nagiąć nieco śluby.

Tego wieczoru na izbie przyjęć Mickey Minty słuchał Rebeki, bo miała krótką, obcisłą sukienkę, widoczne ramiączko od stanika i usta wymalowane jaskrawoczerwoną szminką. Należała do dziewczyn, przed którymi przestrzegała go matka, gdy był jeszcze nastolatkiem – dziewczyn, które nigdy nie zwróciłyby na niego uwagi. Teraz uznał, że jej styl ubierania się stanowi niepodważalny dowód na to, że jest jedną z tych dziewczyn, które potrzebują zbawienia. I tak to sobie właśnie wytłumaczył, przedstawiając się Rebece jako ksiądz. Tak to sobie wytłumaczył, zapraszając ją na zwiedzanie kościoła, który przyszła obejrzeć w kolejną sobotę, po nabożeństwie ślubnym O’Kellych, odprawionym przez Mickeya Minty’ego, gdy więdnące stokrotki wciąż jeszcze ozdabiały ławki po obu stronach nawy.

Pierwszy raz pieprzyli się w kościele. Było już późno, druga w nocy. Księżyc przenikał przez witraże, a Rebekah śmiała się i śmiała, bo podobało jej się echo, jakim rozchodził się jej głos pod sklepieniem. Nie była jego pierwszym występkiem, ale zabrał się do niej łapczywie. Niewiele zapamiętała z tego doświadczenia, choć zostały jej w pamięci jego palce woniejące kadzidłem i oddech pachnący miętą. Zapamiętała też, że gapiła się na dwa nienaturalnej wielkości krucyfiksy, ten za ołtarzem i ten na szyi Mickeya, wiążący go z jego świętą posługą; pojawiały się w jej polu widzenia raz po raz z każdym energicznym pchnięciem.

Kilka dni później przyszła na plebanię. Znów była druga w nocy i tym razem Rebekah sama weszła do środka. Znalazła Mickeya Minty’ego na piętrze, siedzącego na skraju wąskiego łóżka w skromnie urządzonym pokoju. Trzymał w ręku różaniec i coś szeptał. Oczy miał otwarte, ale gdy weszła, ledwie na nią zerknął. Zsunęła z siebie płaszcz przeciwdeszczowy i usiadła obok niego. Położyła mu zimną dłoń na karku i przeczesała palcami krótkie, zgrabnie ostrzyżone włosy. – Nie powinnaś była tu przychodzić – powiedział.

Szybko wyśliznęła się z ubrań i położyła na plecach, zakładając rękę za głowę. Pościel była czysta, choć szorstka, materac cienki, lecz twardy. Włożyła sobie rękę Mickeya między uda, a on jedną dłonią pieścił różaniec, a drugą Rebekę. Później, gdy już zasnął, ściskając różaniec w ręku, patrzyła na niego tak długo, jak starczyło jej śmiałości, po czym wyszła, nim reszta kościelnego personelu przyszła spełnić poranne obowiązki.

Prawda była taka, że Rebekah kwitła w beznadziejnych związkach, a Mickey był ostatnim z długiego szeregu nieodpowiednich mężczyzn budzących w niej ciekawość i coś jakby mętny niedosyt. Najbardziej podobało jej się w nim to, że był skrajnie nieodpowiedni. Nigdy nie przedstawi go żadnemu ze znajomych, a on nigdy się nie szarpnie na gest i nie będzie wobec niej szarmancki. Z koloratką czy bez, to po prostu nie był ten facet. I właśnie ta odurzająca mieszanka jałowości wzbudziła w Rebece szaleńczą, rozpaczliwą miłość. Niewiele uwagi poświęciła jego duchowym zobowiązaniom – były nic nieznaczącym szczegółem i jeśli ta kwestia miała być przyczyną wyrzutów sumienia, pozostawiała ją Mickeyowi, który ostatecznie takimi właśnie kwestiami się zajmował.

Mickey nie mógł zaniedbywać swych owieczek, więc Rebekah zaczęła uczęszczać na msze. Siadała w pierwszym rzędzie i uśmiechała się wstydliwie, gdy wygłaszał poważne kazania o konieczności przestrzegania doktryny katolickiej, gdy świat chwieje się w posadach. Udzielając jej Ciała i Krwi Chrystusa, wsuwał komunikant między jej rozchylone wargi i muskał palcami czubek jej wilgotnego języka. Po mszy, ciastkach i ponczu w kawiarence przed kościołem, po odwiedzinach u chorych i wykluczonych, zabierał Rebekę na kolację kilka miasteczek dalej. Siadali w głębi sali, po tej samej stronie boksu, i Mickey zdejmował koloratkę, a Rebekah opierała mu głowę na ramieniu, rozpinała mu pod stołem suwak, wsuwała rękę do rozporka i gładziła go delikatnie, gdy kelner przyjmował zamówienie.

Zamawiała zawsze francuską zupę cebulową i pieczonego kurczaka, Mickey zaś delektował się krwistym befsztykiem z polędwicy, sosem grzybowym i kieliszkiem czerwonego wina. Po skończonym posiłku przekradali się do męskiej łazienki i wślizgiwali do ostatniej kabiny, gdzie Mickey odwracał Rebekę, żeby nie musieć na nią patrzeć, podciągał jej spódnicę, zsuwał majtki i rżnął od serca, chrząkając, burcząc i mrucząc pod nosem modlitwy. Obrzucał ją w duchu plugawymi słowy, po czym łajał się za swój występek, bo choć wiary miał jak na lekarstwo, nie brakowało mu wstydu. Kiedy doszedł, całował Rebekę w ramię i zaciągał się mocno, próbując rozpoznać zapach, który wybrała na ten dzień, zawsze inny, co stanowiło dodatkowy zysk z jej pracy. Odsyłał ją do stolika i skrupulatnie doprowadzał się do porządku za pomocą cienkich ręczników papierowych i pienistego mydła z dozownika.

Kiedy Rebekah wiedziała, że tego wieczoru nie może ryzykować próby prześliźnięcia się na plebanię, dzwoniła do Mickeya i opowiadała mu o swojej pracy i rodzinie, i o Cezarze, który znów się wokół niej kręcił i próbował coś naprawiać. Pytała Mickeya, czy jest zazdrosny, po czym sama sobie odpowiadała. Mówiła o znajomych i klubach, w których imprezowali, i o tym, że żałuje, że Mickey nie pozna nigdy ludzi, którzy są dla niej ważni. Mickey odzywał się rzadko, choć krzywił się, gdy dokuczał mu żołądek, kiedy jego właściciel musiał wysłuchiwać grzechów, żalów, nadziei, pragnień i potrzeb Rebeki. Jej spowiedź traktował jako własną pokutę i był dumny ze swej wytrwałości. Słuchając, sięgał do szuflady nocnego stolika i wymacywał w niej buteleczkę z proszkami na zgagę. Rozgryzał cztery albo pięć i popijał kredowe okruchy łykiem wody, po czym pytał ją, w co jest ubrana, i wpatrywał się w drewniany krzyżyk na ścianie, podczas gdy Rebekah karmiła go szczegółowymi opowieściami o wszystkich sprośnościach, które mu zaserwuje, kiedy się znów spotkają.

W każdy poniedziałek Mickey wpadał do swojej mamy na kolację, kilka godzin oglądania telewizji, narzekania, kontemplacji i nieuniknionej modlitwy. Odkąd zaczął spotykać się z Rebeką, Nora Minty nabrała podejrzeń. Kochała syna, ale nie była ślepa.

– Zmieniłeś się – powiedziała któregoś wieczoru w osiem miesięcy po tym, jak Mickey i Rebekah skonsumowali swój romans. Powiedziała to, krojąc ostrożnie na plasterki krwistą pieczeń i przenosząc zwarte kawałki mięsa na talerz Mickeya, który skulił się i zacisnął zęby. Chciał się serdecznie uśmiechnąć, ale tylko chwycił sztućce tak, że aż zbielały mu kostki, po czym zajął się starannym i uważnym połykaniem cielaka zarżniętego na ołtarzu ofiarnym jego talerza. Słuchał, jak matka pomstuje na szatana i ludzkie słabości, opiewa wieczną walkę o wiarę i przestrzega przed groźbą pokusy. Mickey siłą woli skłonił mięśnie gardła do przepchnięcia ku żołądkowi skrupulatnie odkrojonych kawałków. Przerywał tylko po to, by wziąć łyk taniego czerwonego wina. Przerywał często. Pod koniec rozbolał go żołądek. W głowie mu się kręciło. Policzki mu poczerwieniały. Matka była jeszcze jednym upokorzeniem, które zmuszony był znosić.

– Nic się nie zmieniłem – powiedział wreszcie, gdy usadowili się w salonie, zajadając ciasto. W ciszy zamrugał telewizor. Nora cmoknęła przez zęby i sięgnęła po Biblię leżącą na brzegu stołu. – Pomodlimy się – – zdecydowała. Mickey pokręcił głową. – Ciągle się tylko modlę. Po prostu cieszmy się tym wieczorem. Biblia Nory była już bardzo zaczytana i otwierała się z łatwością na jej ulubionych fragmentach. Teraz rozłożyła ją sobie na kolanach. – Pomodlimy się. Pierwszy List do Koryntian, rozdział dziesiąty, wers trzynasty.

Mickey przełknął suchy kęs ciasta. – Musisz odświeżyć mi pamięć. Nora westchnęła i odchrząknęła. – „Pokusa nie nawiedziła was większa od tej, która zwykła nawiedzać ludzi. Wierny jest Bóg i nie dozwoli was kusić ponad to, co potraficie znieść, lecz zsyłając pokusę, równocześnie wskaże sposób jej pokonania, abyście mogli przetrwać”. – Przetrwać, rzeczywiście. Dziękuję ci, mamo. Nora wyciągnęła dłoń i delikatnie poklepała Mickeya po ręce, po czym uniosła Biblię. – Tu znajdziesz wszystkie odpowiedzi. Osunął się niżej w fotelu, pomasował skronie, sięgnął po pilota i zmienił kanał. Resztę wieczoru przesiedzieli w milczeniu. Kiedy się wreszcie pożegnał, matka pokręciła głową i zacisnęła usta tak silnie, aż zbielały, po czym objęła go i uścisnęła mocno, tak mocno, że aż go zatchnęło. – Bóg jest miłosierny i nie pozwoli, by wodzono cię na pokuszenie, któremu nie możesz się oprzeć – wyszeptała mu do ucha, a jej gorący oddech podszedł mu do gardła nowymi strumieniami kwasu. Wróciwszy na plebanię, Mickey zadzwonił do Rebeki. Ręce miał tak spocone, że ledwie utrzymywał w nich słuchawkę. – Przyjedź tu – powiedział, właściwie całkiem uprzejmie. Kiedy zadzwonił, Rebekah siedziała akurat w barze kilka przecznic dalej. Nieczęsto dzwonił, na nią cedując odpowiedzialność za porozumienie. Odebrała prawie od razu i nic nie odpowiedziała, bo nie było nic do powiedzenia. Piła z koleżankami, które natychmiast zaczęły domagać się szczegółowych informacji, kto dzwonił i gdzie wybiera się o tej porze. Rebekah zachowała powściągliwość, szybko dopiła piwo, poprawiła sobie usta i pospieszyła na plebanię, postukując obcasami na chodniku. Zastała Mickeya klęczącego obok łóżka i uśmiechnęła się, kiedy na nią spojrzał. W innych okolicznościach wyznałaby mu w tym momencie, jak strasznie go kocha.

Teraz jednak stanęła obok swego księdza i przeciągnęła mu długimi paznokciami po karku, tak jak lubił. – Jestem złym człowiekiem – powiedział Mickey, wytrzymując jej spojrzenie. Rebekah wśliznęła się między niego a łóżko, podkasała spódnicę i zsunęła majtki, pociągając ku sobie jego głowę. – Wiem – odparła.

*****

za umożliwienie publikacji dziękujemy wydawnictwu Poradnia K

Feminoteka poleca: Jacek Hołub „Żeby umarło przede mną. Opowieści matek niepełnosprawnych dzieci”

Nie planowałem, że będą to historie kobiet opowiedziane przez kobiety. To na nie najczęściej spada obowiązek pielęgnowania nieuleczalnie chorych dzieci. Często zostają z tym same, pozostawione przez partnerów, którzy nie chcą i nie potrafią udźwignąć tego ciężaru. Kobieta musi. W naszej kulturze ma tylko dwie możliwości: albo poświęci dla dziecka wszystko, albo zostanie okrzyknięta wyrodną matką.

Żadne statystyki, liczby ani słowa nie oddadzą tego, co oznacza dla kobiety urodzenie nieuleczalnie chorego dziecka. Jak wywraca to do góry nogami cały jej świat i determinuje rzeczywistość. Każdego dnia. Do końca życia. Jak wpływa to na jej związek, rodzinę, sytuację materialną i społeczną, relacje z innymi ludźmi, kondycję fizyczną i psychiczną. Nikt nie jest w stanie przekazać, co czuje żona porzucona z powodu wady genetycznej dziecka. Matka, której po urodzeniu upośledzonego dziecka lekarze odmówili usunięcia drugiej ciąży. Matka próbująca opanować atak szału niepełnosprawnego intelektualnie dwudziestopięciolatka. Kobieta patrząca na wijącą się z bólu kilkumiesięczną córkę. Matka żegnająca dziecko w szpitalnej kostnicy. Nikt oprócz nich samych.

Niniejsza książka to rezultat wielu długich rozmów, które prowadziłem z jej bohaterkami od stycznia 2017 do kwietnia 2018 roku. Zawiera prawdziwe historie opowiedziane przez pięć kobiet. Beatę z niewielkiej wsi pod Włocławkiem, matkę dwunastoletniej Justynki z zespołem Retta (na prośbę Beaty ich imiona i nazwy miejscowości zostały zmienione). Agnieszkę z Warszawy, matkę dwóch chłopców ze stwardnieniem guzowatym: urodzonego w 1991 roku Pawła i półtora roku młodszego Michasia. Ewę z Wrocławia, niepełnosprawną mamę dwuletniej Jagódki z chorobą genetyczną tak rzadką, że nie ma na nią nazwy. Agnieszkę z Sulechowa wychowującą sześcioletniego Kacpra z wadą mózgu. Agnieszkę z Nowej Iwicznej, matkę dwunastoletniej Hani z nowotworem kręgosłupa. Podziwiam je, że miały odwagę mówić nie tylko o swoich dzieciach, ale także o innych, często bardzo osobistych sprawach, bez których obraz ich życia byłby niepełny.

Bohaterki tych historii zgodziły się opowiedzieć o tym, jak wygląda ich rzeczywistość, bo na co dzień spotykają się z brakiem zrozumienia i krzywdzącymi ocenami ze strony sąsiadów, urzędników i polityków, którzy wypowiadają się w ich imieniu. Jak napisała jedna z mam na Facebooku: „Proszę, nie oceniaj mnie, nie mów mi, jak mam żyć, jak postępować, i postaraj się mnie chociaż w jednej setnej procenta zrozumieć”.

Po to jest ta książka.

Feminoteka objęła książkę matronatem.

Jacek Hołub 

„Żeby umarło przede mną. Opowieści matek niepełnosprawnych dzieci”

Wydawnictwo Czarne, 2018

Zmarła Christine Nöstlinger, autorka „Ognistorudej Fryderyki”

Z żalem informujemy, że 28 czerwca 2018 r. zmarła w wieku 81 lat Christine Nöstlinger, jedna z najważniejszych autorek literatury dziecięcej w Austrii, jej „Ognistoruda Fryderyka” czy „Gretchen Sackmeier” to międzynarodowa klasyka.

Napisała ponad 200 tytułów, w tym poezję, prozę i non-fiction dla dorosłych, wiele z nich zostało sfilmowanych. Tworzyła również scenariusze, słuchowiska radiowe i sztuki teatralne, pracowała jako krytyczka literacka w radiu, gazetach i czasopismach oraz radiowy serial „Dschi-Dschei-Wischer”.

Nöstlinger otrzymała wiele nagród za swoją pracę, między innymi Nagrodę Hansa Christiana Andersena, Honorary Prize of the Austrian Booktrade for Tolerance in Thought and Action, była pierwszą laureatką Nagrody im. Astrid Lindgren.

To dla nas zaszczyt, że mogłyśmy wydać jej pierwszą książkę.

Na lato: Przeczytajcie „Maresi”, bo warto. „Kirke”, niestety, nie

Dwie powieści, dwie bohaterki w świecie magii i kobiecej mocy. Jednak te dwie książki są jak dwie różne strony księżyca.

Recenzuje: Joanna Piotrowska

Madeline Miller „Kirke”, tłumaczenie: Paweł Korombel, Wydawnictwo Albatros

Ta książka powinna zaczynać się tam, gdzie się kończy. Taki smutny wniosek mam po lekturze „Kirke” Madeline Miller. Dopiero w dwóch ostatnich rozdziałach akcja przyspiesza, nabiera rumieńców, bohaterka nareszcie zaciekawia, a nie irytuje.

Dziś sam fakt, że świat z mitologii czy baśni pokazywany jest z perspektywy kobiety już nie wystarcza. Takich książek pojawiło się już trochę i w dodatku bardzo dobrych, choćby wspomnieć dwie –  Margaret Atwood i jej „Penepoliadę”, w której mitologiczny świat obserwujemy okiem Penelopy, czy tajemniczą i wielowarstwową „Annę Inn z grobowców świata” Olgi Tokarczuk.  „Kirke” mogłaby do nich dołączyć, jednak przez swą schematyczność i banalność, szansy tej nie wykorzystuje. Przemiana Kirke z zahukanego brzydkiego kaczątka w pięknego, silnego łabędzia jest niewiarygodna, rozmywa się w nieznośnym, szkolnym podaniu mitów, słabej akcji, kiepskich dialogach. W każdej scenie, w której Kirke spotyka jakiegoś przedstawiciela czy przedstawicielkę znanych nam z mitologii greckiej,  dostajemy streszczenie, w dodatku kiepskie, mitów greckich. I tak, gdy Kirke spotyka Odyseusza z jego ust dowiemy się w wielkim skrócie „o co cho” w Iliadzie, a także w Odysei, gdy Kirke wyrusza pomóc siostrze w urodzeniu Minotaura, dostaniemy krótki opis kim był potwór, gdzie został umieszczony, kto zbudował labirynt i kim był Dedal itd. itp. Plus tych streszczeń może być taki, że młode osoby, które do tej pory nie znały greckiej mitologii lub się przed nią wzdrygały, czegoś się z powieści dowiedzą, choć ja osobiście polecam oryginał.

 

Marii Turtschaninoff  „Maresi. Kroniki Czerwonego Klasztoru”, tłumaczenie: Patrycja Włóczyk, Wydawnictwo Młody Book

Miller – autorka „Kirke” –  jest niemal rówieśniczką Marii Turtschaninoff, fińskiej pisarki, autorki „Kronik Czerwonego Klasztoru”. Ukazał się właśnie „Naondel” – drugi z trzech zapowiadanych tomów i jestem go bardzo ciekawa, ponieważ pierwszą część „Maresi” czytało mi się świetnie.

Czerwony Klasztor to miejsce na wyspie rządzone i prowadzone przez kobiety i gdzie mogą trafić jedynie dziewczyny i tu zdobywać wiedzę i niezależność, odkrywać swoje talenty i płynącą z nich siłę. Na wyspę przypływają dziewczynki i dziewczyny wykluczone, z biednych rodzin, doświadczające przemocy. Na wyspie Meos mogą się spełnić ich marzenia o prawie do edukacji, samodecydowania, niezależności, bo na wyspie żyją, uczą i pracują wyznawczynie Wielkiej Boginii i młode adeptki od nich pobierają nauki z szacunkiem dla innych i natury. To powieść, w której pobrzmiewają echa pisarstwa Ursuli Le Guin, czy Margaret Atwood. Jest w powieści i kobieca przyjaźń i solidarność, niełatwa czy wręcz tragiczna przeszłość wielu z nich, i wspólna walka przeciwko męskiej brutalności i niesprawiedliwości.

Autentyczna, poruszająca i nie tylko dla młodych, do których jest kierowana. Mnie wciągnęła i już ostrzę sobie zęby na drugi tom. I Was zachęcam. A jak przeczytacie, podsuńcie swoim młodszym Siostrom, bo warto.

 

Robię sobie remont – wydajemy feministyczny poradnik remontowy! Wesprzyj zbiórkę, kup książkę

Wydajemy feministyczny poradnik „Robię sobie remont – podstawowe wykończenia i naprawy w domu“. Wesprzyj zbiórkę!

15 czerwca wystartowała kampania crowdfundingowa, z której sfinansowane zostanie wydanie feministycznego poradnika podstawowych napraw i remontów domowych „”Robię sobie remont“. Na platformie „Odpal projekt“ (www.odpalprojekt.pl/p/robieremont) można kupić poradnik w przedsprzedaży lub wybierać jedną z innych atrakcyjnych nagród o budowlano-feministycznej tematyce: płócienną torbę z napisem „Robię sobie remont“, plakat z remontowym rysunkiem Asi Bordowej lub szablon naklejek z ikonkami narzędzi, które mamy w domu i możemy wypożyczyć sąsiadkom i sąsiadom, do naklejenia na skrzynce pocztowej lub drzwiach.

Książka będzie wzbogaconą wersją niemieckiego poradnika „Wo der Hammer hängt“ autorstwa Kathariny Mahrenholtz. Poradnik zostanie bogato zilustrowany przez rysowniczkę Asię Bordową. Zawierać będzie informacje o najważniejszych materiałach budowlanych, o tym jakie narzędzia warto mieć w domu i do czego służą, a ponadto o tym, jak samodzielnie wykonać najczęstsze prace remontowe, takie jak malowanie ścian, wiercenie dziur w różnych materiałach, cyklinowanie podłogi, czy kładzenie kafelków. Poradnik napisany będzie zrozumiałym dla wszystkich językiem i utrzymany w dowcipnym tonie.

Książkę w Feminotece wydają trzy dziewczyny, które połączyły idee DIY (Do It Yourself, czyli zrób to sama) oraz zamiłowanie do naprawiania, budowania i majsterkowania. Jola na co dzień pracuje w Fundacji Feminoteka, gdzie prowadzi księgarnię. Asia i Basia pracują jako polsko-niemiecki tandem tłumaczeniowy Trans-Translations. Basia zdobyła swoje doświadczenie w naprawach przez lata działalności w warsztacie szybowcowym i przy renowacjach swoich mieszkań. Jola właśnie samodzielnie wykańcza sobie podwarszawski dom. Asię w remontach wyszkoliło 7 lat mieszkania w czterdziestoosobowej wspólnocie, w której razem z sąsiadkami i sąsiadami regularnie remontowała swój ówczesny dom – zdezelowany berliński budynek. Dziewczyny zgodnie zauważyły, że podstawowej wiedzy remontowo-budowlanej nie uczy się niestety w szkołach i że wszystkie one w pewnym momencie życia brak tej wiedzy mocno odczuły. Są to umiejętności przydatne praktycznie wszystkim. Ponadto, jako że jest to tradycyjnie „męska domena“, dziewczyny i kobiety mają do tej wiedzy utrudniony dostęp. Poradnik jest więc zabawną odpowiedzią na tę lukę w oficjalnej, tradycyjnej edukacji.

Prócz praktycznej zawartości książki dla pomysłodawczyń projektu ważny jest też sam jej język. Tłumaczka (Basia Janisch) zadbała o to, aby był on zaadresowany do wszystkich bez względu na płeć. Basia potraktowała zatem język polski jako równoległą „budowę“, wypróbowując inkluzywne (włączające) i niedyskryminujące formy językowe.

Na platformie „Odpal projekt“ można finansowo wesprzeć wydanie poradnika, kupując go w przedsprzedaży lub wybierając jedną z innych atrakcyjnych nagród o budowlano-feministycznej tematyce, np. płócienną torbę z napisem „Robię sobie remont“.

Książka ukaże się już w październiku 2018. Wtedy też zostanie rozesłana do osób, które kupiły ją w przedsprzedaży. Od października 2018 będzie ją można nabyć w księgarni internetowej Fundacji Feminoteka oraz w małych księgarniach w całej Polsce (dokładna lista punktów dystrybucji ukaże się na stronie Feminoteki).

Zachęcamy do wsparcia wydania poradnika na stronie: www.odpalprojekt.pl/p/robieremont

„Monologi waginy” wracają po 20 latach

monologiwaginyPamiętam jak pod koniec, zdaje się, lat 90. działaczki feministyczne, moje koleżanki, nie czekając na polskie wydanie książki, tłumaczyły na własną rękę fragmenty „Monologów waginy”, by potem odczytywać je na rozmaitych spotkaniach i konferencjach. Zanim książka wyszła, w naszym środowisku była już kultowa. A gdy już się pojawiła, stała się obowiązkową pozycją na feministycznych półkach. 

Poradnia K właśnie wznawia „Monologi waginy” Eve Ensler – kultowy zbiór bezpruderyjnych i szczerych tekstów o seksualności i traumatycznych przejściach kobiet. To głos w obronie kobiet, przeciwko przemocy we wszelkich postaciach; takie  przesłanie potrzebne jest w Polsce akurat teraz, kiedy ich prawa są zagrożone i trzeba o tym głośno mówić – czytamy  w materiale informacyjnym wydawnictwa.

Nie sposób się nie zgodzić.

„Monologi waginy”, najpierw jako monodram, odniosły ogromny sukces na Broadwayu i zostały określone przez „New York Times” „prawdopodobnie najważniejszym zaangażowanym politycznie tekstem teatralnym ostatniej dekady”. Książka została przyjęta  równie entuzjastycznie i przetłumaczono ją na kilkadziesiąt języków. Po raz pierwszy ukazała się w Polsce w 2003 roku. Obecne jubileuszowe wydanie na dwudziestolecie poszerzone jest o sześć nowych historii.

Sama autorka wciąż niezłomnie działa na rzecz kobiet, starając się na różne sposoby nagłośnić kwestie przemocy wobec kobiet, a zwłaszcza przemocy seksualnej. Sukces „Monologów” stał się początkiem globalnego ruchu V-Day przeciwko przemocy wobec kobiet, a potem z tego ruchu wyrosła kolejna inicjatywa Eve Ensler ogólnoświatowa – akcja One Billion Rising (w Polsce Nazywam się Miliard).

Po fali gwałtów w USA w 2011 roku Eve Ensler napisała:
Mam dość mówienia o gwałcie pięknymi słówkami. To trwało zbyt długo; byłyśmy zbyt wyrozumiałe. To nasza kolej, by GWAŁTOWNIE domagać się uwagi, w każdej szkole, w parku, w radiu, w telewizji, domu, biurze, fabryce, obozie dla uchodźców, bazie wojskowej, szatni, nocnym klubie, alejce, sali sądowej, ONZ. Ludzie muszą – raz na zawsze – zdać sobie sprawę z tego, jak to jest, gdy twoje ciało przestaje być twoje, gdy twój świat rozpada się jak domek z kart, a psychika zostaje rozdarta na strzępy. Musimy połączyć się we wspólnym buncie i pasji, by zmienić sposób myślenia o gwałcie… 
Żyjemy na planecie, na której w ciągu swojego życia około miliarda kobiet padnie lub padło ofiarą gwałtu. MILIARD KOBIET! I zapowiedziała akcję „Powstanie Ofiar Gwałtu – ONE BILLION RISING” na Walentynki 2013 roku.

To protest przeciwko przemocy w formie tańca. Co roku w Walentynki, 14 lutego, cały świat tańczy i protestuje przeciwko różnym formom przemocy wobec kobiet, nagłaśnia problem i domaga się zmian. Od samego początku także w Polsce.

„Każdego roku w Stanach zgwałconych zostaje pięćset tysięcy kobiet. Sto milionów kobiet na całym świecie obrzezano. Lista zdaje się nie mieć końca. Wypowiadam na głos słowo wagina, bo chcę, żeby te okropieństwa się skończyły. A wiem, że nie skończą się, dopóki w pełni nie przyjmiemy do wiadomości, że nadal się zdarzają. A jedynym sposobem, żeby to osiągnąć, jest pozwolić kobietom mówić – bez strachu, bez obawy przed karą czy zemstą” – Eve Ensler (fragmenty książki)

Mam nadzieję, że „Monologi waginy” wydane po raz kolejny po 20 latach dadzą, tak jak wcześniejszym pokoleniom feministek, impuls do działań i dodadzą odwagi, by mówić – bez strachu i przyczynią się do radykalnej zmiany sytuacji kobiet.

Książka do kupienia TU

Tekst: Joanna Piotrowska

 

WARSZAWA: Missoula – nas też to dotyczy. Rozmowa

missoulaWydawnictwo Czarne, Stowarzyszenie Kongres Kobiet oraz Fundacja Feminoteka serdecznie zapraszają na spotkanie inspirowane książką Jona Krakauera „Missoula. Gwałty w amerykańskim miasteczku uniwersyteckim” (tłum. Stanisław Tekieli). 

Spotkanie odbędzie się 6 marca w księgarni wydawnictwa Czarne, przy ul. Marszałkowskiej 43 lok.1 (na pierwszym piętrze) o godzinie 18.00.

Gościniami spotkania będą Ewa Woydyłło-Osiatyńska, psycholożka i psychoterapeutka, autorka m.in. książek „Buty szczęścia”, „Podnieś głowę”, „Zaproszenie do życia”, oraz Joanna Piotrowska, działaczka feministyczna, prezeska Fundacji Feminoteka. Moderatorką spotkania będzie Beata Prokopczuk-Daab z Wydawnictwa Czarne.

***

Badacze zjawiska gwałtów i przemocy seksualnej szacują, że ponad osiemdziesiąt procent ofiar tego rodzaju przestępstw nie zgłasza ich organom ścigania. Co sprawia, że tak mało osób decyduje się na kontakt z policją? Czy wpływ na to mają uwarunkowania kulturowe, niedoskonałe procedury prawne, społeczna relatywizacja przeżyć ofiary, a może po trosze każdy z tych czynników?

Jon Krakauer w swoim reportażu skupił się na szczegółowym opisie kilku spraw dotyczących tzw. gwałtów towarzyskich na amerykańskim kampusie uniwersyteckim w Missouli. My zastanowimy się, jak traktowane są ofiary przestępstw seksualnych przez system prawny w Polsce, w jaki sposób są odbierane przez otoczenie, o ile zdecydują się na zgłoszenie przestępstwa? Na czyje wsparcie mogą liczyć? Czy niedawne akcje publicznego potępienia sprawców przemocy seksualnej sprawią, że więcej osób przerwie milczenie? Czy jako społeczeństwo jesteśmy gotowi na wysłuchanie ofiar, czy potrafimy stworzyć im prawną, kulturową i psychologiczną przestrzeń do tego, by mogły głośno i bez obaw wyznać #metoo?
Zapraszamy do dyskusji. 

JOANNA PIOTROWSKA – pedagożka, założycielka Feminoteki. Prezeska zarządu fundacji. Trenerka samoobrony i asertywności dla kobiet i dziewcząt WenDo, trenerka i ekspertka antydyskryminacyjna, równościowa i antyprzemocowa. Absolwentka Studium Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie oraz Studium Poradnictwa i Interwencji Kryzysowej (ścieżka specjalizacyjna: pomoc psychologiczna dla krzywdzonych dzieci), organizowanego przez Instytut Psychologii Zdrowia. Członkini Rady Programowej Kongresu Kobiet.

EWA WOYDYŁŁO-OSIATYŃSKA – psycholożka i terapeutka uzależnień. Ukończyła historię sztuki na Uniwersytecie w Poznaniu oraz podyplomowe studium dziennikarskie na UW. Wykształcenie psychologiczne zdobyła w Antioch University w Los Angeles, doktorat z psychologii – na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Autorka licznych książek. Spopularyzowała w Polsce leczenie oparte na modelu Minnesota, bazującym na filozofii Anonimowych Alkoholików. Otrzymała wiele odznaczeń za osiągnięcia w dziedzinie terapii i profilaktyki uzależnień (medal św. Jerzego przyznany przez „Tygodnik Powszechny”, odznaczenie Ministra Sprawiedliwości – za pracę z uzależnionymi w więzieniach, Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski nadany przez Prezydenta RP). Członkini rady Programowej Kongresu Kobiet.