TELEFON DLA KOBIET DOŚWIADCZAJĄCYCH PRZEMOCY

Телефон для жінок, які зазнають насильства

CZYNNY PONIEDZIAŁEK-PIĄTEK
OD 11.00 DO 19.00

Активний з понеділка по п’ятницю з 14:00 до 19:00

Szukaj
Close this search box.

LESBIJSKA INSPIRA I Lesbijski projekt mieszkalny. Rozmowa z Yagner Anderson

Agnieszka Małgowska: W Polsce od dawna mówi się o lesbijskim* domu kultury, i kiedy napisałaś do Stowarzyszenia Sistrum, że tworzysz dom dla kobiet* w Berlinie, ten fantazmat odżył słyszałyśmy o nim wielokrotnie w cyklu wywiadów Lesbijska Inspira.

Monika Rak: Przy nazwie domu Frauen*KulturWohnen nie ma określenia lesbijski*. Będzie lesbijski*?

Yagner Anderson: Będzie lesbijski. Decyzja, jaki ten dom będzie, została podjęta 30 lat temu. [śmiech] Ten projekt ma swoje korzenie w lesbijskiej inicjatywie z zachodniej dzielnicy Berlina Neukölln, RuT- Rad und Tat  (Koło i czyn). Pod koniec lat osiemdziesiątych XX wieku dyskusje o tym kim jest lesbijka wyglądały nieco inaczej niż dziś. W centrum stała nie tyle krytyka heteronormatywności i dekonstrukcja płci, co przede wszystkim afirmacja własnej kobiecej homoseksualności. Zresztą praca społeczna takich inicjatyw jak RuT, nigdy nie była zajęciem akademickim, to nie była skomplikowana debata na temat gender czy orientacji seksualnej. Lesbijka to była tożsamość, którą kobiety przynosiły ze sobą i tak się ukonstytuowała ta grupa, która dziś potrzebuje tego domu. Teraz jest inne rozumienie tożsamości, a bycie lesbijką nie jest jedyną opcją – wokół tożsamości toczą się skomplikowane dyskursy. Dla nas jest jednak ważne, żeby lesbijek i tego terminu nie wymazywać z historii i mapy ruchów politycznych. Trwa wewnętrzna dyskusja, czy idziemy dalej z gwiazdką czy bez gwiazdki. Ja osobiście lubię gwiazdkę.

AM: My też, uznałyśmy ją za integralną część działalności Sistrum, nawet jest w logo, ale w centrum jest lesbijka, jest historycznym źródłem naszej opowieści.

YA: Też nie jestem dogmatyczna. Jestem otwarta na wszystkie możliwe definicje. Nie dyskutuję z tym, jak ludzie sami się definiują i co uważają za ważne dla siebie. Słowo lesbijka definiuje na pozór przede wszystkim orientację seksualną, choć w tym słowie jest dużo więcej: specyficzna kultura, upolitycznienie, antypatriarchalna rewolucja.  

AM: Stawiasz_cie jakieś granice?

YA: Tak. Nasz dom nie jest miejscem dla cis-mężczyzn. Biały cis-mężczyzna jest  osią systemu, który produkuje strukturalną przemoc, zarówno seksizm, jak i rasizm.  Dlatego, żeby wykreować bezpieczne, antyprzemocowe przestrzenie (Safer Spaces) konieczny jest – niestety – ten rodzaj wykluczenia.

MR: Jeszcze wróciłabym do nazwy domu?

YA: Czekam na nazwę, dopiero się tworzy. Najczęściej mówimy na to Lesbenwohnprojekt, czyli lesbijski projekt mieszkalny. Oczywiście ta nazwa nie wyczerpuje całości, nie ma wszystkich wibracji, które na to miejsce będą się składać. To nie są tylko mieszkania, to raczej centrum dla społeczności. Na razie powstała nazwa Frauen*KulturWohnen. Ale projekt zasługuje na lepszą nazwę. Mógłby  się nazywać jak ulica, przy której powstanie dom – Berolina. To byłoby kobiece uosobienie Berlina.


MR: Jaki macie koncept na to miejsce?

YA: To jeszcze nie jest konkretne, raczej obłok marzeń. Ja sobie fantazjuję i przyglądam się fantazjom innych osób. To się będzie rozwijać przez najbliższe trzy lata. Jest to szansa, żeby odbył się kolektywny proces, żeby coś stworzyć z różnych energii. Zawsze ważne było dla mnie, by wymieniać się doświadczeniami, czasem już same rozmowy dają wielką siłę. Teraz rozglądam się, czy są inne lesbijskie centra kultury. Dzięki rozmowie z Wami mogę dowiedzieć się, co się dzieje w Polsce i jakie działają tu organizacje. Ubiegam się o różne granty, w przyszłym roku będę chciała starać się o duży europejski grant i rozglądam się za partnerskimi organizacjami na terenie Europy. 

MR: Koncepcja się tworzy, ale gdy myślę o kosztach takiego domu dla lesbijek, to łapię się za głowę. Jak zdobyłyście fundusze na to przedsięwzięcie?

YA: Dom jest realizowany ze środków publicznych i dotacji. Historia, jak do tego doszło, jest długa i skomplikowana. Wiele lat temu, w wyniku konkursu Stowarzyszenie RuT dostało duży grant na własny dom, ale w aplikacji podobno był błąd formalny i dom ostatecznie dostała duża organizacja gejowska, mająca już kilka budynków.

AM: Nie mów nam tego, proszę. [śmiech]

YA: Wybuchła afera, że mężczyźni mają kolejną rzecz i zrobiła się z tego sprawa polityczna. Popłynął głos solidarności od organizacji queerowych, które skrytykowały politykę komunalną Miasta i Niemiec. Pod naciskiem protestów senat Berlina poparł opcje, żeby RuT zbudowała dom razem z Miastem. Dom nie jest więc własnościowy, to dom miejski, ale nasze Stowarzyszenie będzie głównym lokatorem – pomieszczenia będą nam wynajmowane i będą pod naszą opieką. Większość kosztów budowy pokrywa Miasto, ale my też musimy dołożyć część, i to jest walka. Zbieramy składki, sprzedajemy symboliczne stopnie schodów… Brakuje nam jeszcze 4%, dla naszego małego Stowarzyszenia to są ogromne pieniądze, wręcz kosmiczne. Zwłaszcza że kobiety, z którymi mamy do czynienia, to osoby z typowymi biografiami kobiet-lesbijek. Wiele z nich nigdy nie miało ani dobrej pracy, ani wielkich dochodów, ani oczywiście świetnie zarabiającego męża. [śmiech] To takie niewygodne systemowo biografie, które kluczą jak moja, chociaż ja zawsze spadam na cztery łapy. [śmiech] Jednak też nie będę miała emerytury, bo cały system zachodnioniemiecki jest nawet bardziej patriarchalny niż w Polsce.

MR: W jakim sensie?

YA: Socjalne zabezpieczenie kobiet jest zawieszone na instytucji małżeństwa. A to znaczy, że emerytury kobiet-singielek są o połowę albo nawet o 60% niższe niż emerytury mężczyzn. Duży odsetek starszych kobiet żyje w ubóstwie, włącznie z zagrożeniem bezdomnością, w czym prym wiodą lesbijki. Stąd też potrzeba tego domu i dlatego aktywistki wykonują tę żmudną pracę, zmagając się z kapitalistycznymi realiami. Robimy ten dom dla tych lesbijek, które nie są w stanie same zatroszczyć się o swój byt. W Berlinie jest dużo projektów mieszkaniowych, ale aby je zrealizować potrzebne jest zaplecze: pieniądze, wykształcenie, znajomość realiów gospodarczych, dobre rozeznanie w polityce. My mamy do czynienia z lesbijkami, które niekoniecznie mają takie możliwości. Jednak dzięki aktywistkom może powstać projekt dla kobiet bez mieszczańskiego backgroundu, kobiet wielokrotnie dyskryminowanych ze względu na wiek, pochodzenie, niepełnosprawność. To duży sukces, że ten dom powstaje, ale wymaga ogromnej pracy.

MR: Żyję w micie niemieckiego socjalu, zamożnego państwa otwartego na społeczność LGBTQ+, Berlina z komunalnymi mieszkaniami, które łatwo dostać. A okazuje się, że mamy podobne les*storie, szczególnie z antykapitalistycznej perspektywy. Budowanie tego domu to uciążliwe, nieprzyjemne i żmudne wyrywanie pieniędzy.

YA: Niestety, cały czas piszę aplikacje o granty. Utrzymujemy się z dotacji strukturalnych, dzięki temu organizacja ma trzy etaty, ale niepełne, tylko cząstkowe. Przy powstawaniu domu potrzebna jest ciągła praca, trzeba budowę nadzorować, tworzyć koncepcje, a poza tym działamy też poza tym projektem. To wszystko robią te trzy osoby, w tym jedna jest zajęta wyłącznie księgowością, więc zostają dwie.

AM: To zupełnie jak w Sistrum. Taka les*organizacyjna norma. [śmiech]

YA: Teraz jesteśmy dwie, bo Miasto zamroziło dofinansowanie. To wynik administracyjnego oportunizmu i braku dobrej woli. Zmieniła się konstelacja polityczna w Berlinie i decyzje leżą w zamrażarce. A pracę trzeba robić w każdych warunkach.

AM: Na jakim etapie jest budowa domu?

YA: Dom jeszcze nie ma wykopów, ale jest już pieczątka. To najważniejsze, bo w Berlinie jest straszna biurokracja. Teraz musi się odbyć przetarg na firmę budowlaną, wtedy mogą wjechać maszyny by zrobić wykopy i można zacząć budować. Miejsce, gdzie powstanie nasz dom, to modelowa dzielnica Wschodniego Berlina. Ja się czuję tu jak w domu, w tym budownictwie. Przypomina mi to polskie komunistyczne miasta z lat 60. i 70., pawilony i wielka płyta. Ten modernizm ma zostać uznany za dziedzictwo kultury przez UNESCO i nic w tym miejscu nie może powstać w innym stylu. Nasz dom też będzie w stylistyce lat 60.

MR: Będzie pasował oldskulowym lesbijkom*?

YA: Tak, kobiety należące do grupy inicjatywnej to lesby z lat 80.

AM: … które chodziły w kraciastych koszulach z flaneli. [śmiech]

YA: Tak, ale też w hipisowskim stylu.

MR: Z jednej strony znakomicie, że dom powstaje, z drugiej nie możesz zbudować tego domu według swojego pomysłu. Zawsze się trzeba w coś wpisać.

YA: Dziewczyny już się żaliły, że nie będą mogły pomalować budynku na tęczowe kolory. Niestety nie, trzeba będzie robić jakieś subwersywne akcje, żeby rozbić tę konserwatywną architekturę.  

MR: Czy macie już projekt budynku?

YA: Tak, bez niego nie byłoby pieczątki zezwalającej na budowę. Jak mówiłam – tu jest taka biurokracja, że zanim powiesz budynek, musisz mieć pieczątkę. [śmiech] Wiemy więc, ile będzie mieszkań, ile jednopokojowych, ile dwupokojowych i jak będą rozmieszczone. Częściowo są już nawet plany wyposażenia wnętrz. I przede wszystkim jest pierwsza lista mieszkanek.

AM: Właśnie. Jak dokonałyście wyboru? To jest interesujące. Chyba nie było to łatwe?

YA: Nie było z tym kłopotu, pierwszymi beneficjentkami będą osoby, które zorganizowały grupę i powiedziały: chcemy mieszkać razem. To jest wynik procesu starzenia się tych kobiet, które zaczęły zadawać sobie pytanie: jak to będzie, jak nie będziemy mogły pójść do branżowej knajpki czy dyskoteki? Co się z nami stanie, jeśli wiek lub choroba przykuje nas do łóżka? Organizacje charytatywne prowadzone przez kościół, siostry miłosierdzia czy standardowe domy spokojnej starości, to są heteronormatywne przestrzenie i seniorki obawiają się, że będą musiały się tłumaczyć kim są albo będą szykanowane, albo ktoś im będzie wiercić dziury w brzuchu na temat męża i dzieci. Ja to Wam wszystko relacjonuję, nie byłam przy tym. Ta grupa się zebrała i powiedziała: chcemy zbudować dom i to był początek procesu. W ten sposób dom się szybko zapełnił. Ale lista kandydatek jest otwarta. Spodziewamy się, że będzie pewna fluktuacja, że nie wszystkie osoby, które się zgłosiły, podejmą decyzję przeprowadzki. Więc będą wolne miejsca, które będą przyznawane według kolejności zgłoszeń.

AM: Nie ma żadnej grupy uprzywilejowanej?

YA: Dla osób z niepełnosprawnościami jest inny klucz przydziału. W domu jest zaplanowane wspólne mieszkanie dla osób ze specjalnymi potrzebami wymagających opieki. To osiem pokoi ze wspólną kuchnią, dla kobiet, które nie byłyby w stanie same mieszkać. W ogóle cały dom będzie bez barier, prawie wszędzie będzie można wjechać wózkiem inwalidzkim, na wszystkie kondygnacje, do łazienek. Główne motto domu brzmi: samodzielność, samowystarczalność, samostanowienie i pełne uczestnictwo. 

AM: Ile osób będzie mieszkać w tym budynku?

YA: To budynek z ośmioma kondygnacjami i siedemdziesięcioma mieszkaniami, a to znaczy, że zamieszka tu jakieś 80-90 kobiet.

MR: Będzie przestrzeń wspólna?

YA: Tak, duża wspólna przestrzeń dla mieszkanek. Rodzaj świetlicy. A poza tym miejsca na biura, w których będzie poradnictwo, biblioteka, sala konferencyjna. Były plany, by przenieść tutaj Berlińskie Lesbijskie Archiwum Spinnboden, ale nasz dom będzie za mały dla Archiwum. Za to będzie miejsce, żeby zrobić jakąś kafejkę czy restaurację. W domu będą więc mieszkania, kultura i gastronomia.

AM: To będzie wielofunkcyjne miejsce. Jak to utrzymacie? Zdobycie pieniędzy na stworzenie domu a jego utrzymanie to różne sprawy. W Warszawie kilka lat temu powstał hostel LGBTQ+ i niestety po zakończeniu projektu rozpadł się, nie udało się go utrzymać. 

YA: To są komunalne mieszkania i będą niskie czynsze. To wyjątkowe, bo w Berlinie jest katastrofalna sytuacja mieszkaniowa, czynsze rosną jak na drożdżach. Wolna amerykanka. Duże firmy z całego świata inwestują i chcą na tym zarobić. Płacą oczywiście za to lokatorzy. Mieszkania, na które mogą sobie pozwolić ludzie o przeciętnych dochodach, to mieszkania komunalne – stare spółdzielnie mają jeszcze zrównoważone czynsze, nowe już nie. Straszna sytuacja i dlatego między innymi powstaje ten dom. Kobiety, które się tu wprowadzą, będą płaciły stabilne i niskie czynsze. Tu nic nie dołożymy.

A reszta przestrzeni?

YA: Będziemy musiały utrzymać część kulturalną. Wiem jedno, nie chcę, żeby było finansowane komercyjnie. Mamy jeszcze trzy lata, zanim zostanie wybudowany dom, będę przygotowywać grunt, by to było w inny sposób finansowane. Szukam subwencji, inaczej trzeba będzie to jednak przynajmniej częściowo skomercjalizować, na przykład przez wynajem pomieszczeń. Tworzę koncepcję miejsca, które jest otwarte na proces samoorganizacji. Może jakaś grupa się zorganizuje i stworzą teatr, i będą ubiegać się sami_e  o grant? Bardzo mi leżą na sercu projekty partycypacyjne, oddolne. Chciałabym, żeby powstała wolna przestrzeń, otwarta na współpracę. 

MR: Żyłam w przekonaniu, że Berlin to raj komunalnych mieszkań, a Ty nam opowiadasz inną historię…

YA: Poza tym, że jestem aktywistką LGBTQ+, jestem aktywistką mieszkaniową. To jest w Berlinie największy problem. Berlin to międzynarodowa społeczność. Polacy są drugą narodową grupą mniejszościową, pierwszą są Turcy. Jest dużo osób, które żyją tutaj ze statusem uchodźczym i nie mają prawie dostępu do mieszkań.

Berlin to również duża scena artystyczna i kulturalna, ale większość artystów_ek to prekariat. Osoby, które robią w mieście projekty nadające charakter Berlinowi, nie mogą sobie pozwolić na mieszkanie w nim. Żyją na walizkach, tak jak ja. To są paradoksy. Berlin jest miastem biednym, choć oczywiście są dzielnice willowe, ale raczej nie kojarzą się z miastem. To, co się dzieje w centrum, jest wielokulturowe, jest też duże środowisko robotnicze i lewicowe, ale powoli przerasta to warstwą hipsterską.

MR: Tak widzimy Berlin w Polsce. A Ty od kiedy mieszkasz w Berlinie?

YA: Od 12 lat. Bardzo go kocham, to miasto małych ojczyzn i dużych możliwości. Berlińskie słowo Kiez, czyli sąsiedztwo. Berlińczycy kochają swoje Kieze i czują się z nimi bardzo związani. W Kiezu jesteś u siebie, tu jest twój sklep, twoja piekarnia, twoja knajpka, twoja ławka w parku. Lubię takie swojskie społeczności. Zaś duże możliwości wiążą się z faktem, że w Berlinie do wielu miejsc masz dostęp bez względu na zasobność portfela. W porównaniu z innymi metropoliami, w Berlinie nie ma jeszcze brutalnej segregacji klasowej. Większym problemem jest segregacja ze względu na (przypisane) pochodzenie. Jako biała Europejka mam tu więcej możliwości, niż osoby BIPoC (Black Indigenous People of Color). Mam nadzieję, że to się zmieni, ale tendencje idą w obu kierunkach – w jednych kręgach rośnie solidarność, w innych nasila się rasizm.

AM: Mówiłaś wcześniej o krętej drodze artystycznej, czy możesz o niej opowiedzieć?

YA: Nie wiem, czy chcę o tym mówić. Jeszcze tego, co było wcześniej, nie uporządkowałam myślowo. Pojawiło się dużo nowych rzeczy, pewne dobiegły końca, inne się zaczęły. Od 2019 roku jestem na innym etapie życia. Teraz jestem w tym, co się zaczęło w projekcie Kobiecego* domu.

MR: Opowiedz, jaka była Twoja droga do Tego projektu? 

YA: Zareagowalam na anons: szukamy lesbijki, która poprowadzi projekt… Nawet nie szukałam pracy, ale jak to zobaczyłam było jasne, że mnie szukają.

MR: Czy Twoje główne zadanie to poszukiwanie dofinansowania i łapanie fantazji o domu?

YA: Mówiąc bardziej technicznie: pracuję nad konceptem queerowego ośrodka kulturalnego. Jestem oczywiście zaangażowana w prawie wszystkie procesy związane z projektem, w tak małym zespole nie możemy sobie pozwolić na wąską specjalizację. Pisanie grantów, udział w konferencjach, fundraising, organizacja wydarzeń, networking, spotkania z politykami – to wszystko w praktyce się przenika. 

AM: Czy bierzecie pod uwagę, że w przyszłości będzie kłopot ze zdobyciem funduszy i że to przedsięwzięcie będzie miało wolontaryjny charakter?

YA: Praca nad tym projektem już teraz jest zarówno pracą zarobkową, jak i wolontaryjną. Ale budowa naszego domu to kompleksowy projekt i nie wyobrażam sobie, żebyśmy bez regularnych miejsc pracy mogły_li dać radę. 

AM: Jakie widzisz miejsce dla Lesbenwohnprojekt na mapie lesbijskiego Berlina? Czy w Berlinie jest duża lesbijska* przestrzeń kulturalna?

YA: Nie ma centralnego miejsca, żeby lesbijską kulturę dumnie prezentować i żeby mainstream też mógł przyjść i popatrzeć jaka jest wspaniała. Jest fajna galeria Alpha-Nova Kulturwerkstatt – Galeria Futura, w której prezentowane są feministyczne projekty artystyczne, jest Schwules Museum, które jest coraz bardziej otwarte na les*kulturę. Ale brakuje lesbijskiego miejsca, w którym artystki mogłyby zaistnieć i wykorzystać to zaistnienie dla swojej kariery, i wyjść z niszy. Wiem, jaka może być cena wchodzenia w mainstream, ale nie mówię o wtapianiu się w niego, tylko o jego transformacji. Wiem, że to utopia, ale przecież chcemy zmienić świat, zrobić rewolucję, i dlatego trzeba wchodzić wszędzie. Trzeba dostrzec margines jako szansę, idąc za myślą Bell Hooks, że margines może być miejscem dyskryminacji i to jest złe, ale margines jest także miejscem otwartości i największych możliwości. Dla mnie margines jest czymś więcej – jest nowym centrum. Obserwuję, że coś takiego zaczyna się dziać.

AM: Margines lesbijski jako wylęgarnia nowych jakości… małe centrum to moja idée fixe, staram się o to od lat. Na razie u nas rządzi neoliberalne mainstreamowe centrum. Tam są pielgrzymki.

MR: Wróciłabym do rzeczywistości, czyli do tego, co już jest. Gdy byłyśmy w Berlinie, trafiłyśmy do lesbijskiej knajpy Begine, w której – co na nas zrobiło wrażenia – spotkałyśmy kobiety 60+ w stylu butch. Na dodatek zobaczyłyśmy performans muzyczny pastiszujący kulturę tyrolską. Przeżyłyśmy szok. W Polsce to jest lesbian*fiction. 

YA: Rzeczywiście, Warszawa i Berlin nie są zsynchronizowane w tej sprawie. [śmiech] Tutaj ten temat zaczął się już przed 30 laty, po upadku Muru padł pomysł, żeby się zainteresować lesbijkami*, które zaczynają się starzeć. Ale 30 lat temu dotyczyło to osób 40+.

MR: Zabawne, jak się przesuwa granica.

YA: Mam 52 lata i przyznam się, że czuję się jak młodziutki kurczaczek przy tych kobietach, dla których powstaje ten dom. To jest fantastyczny widok: 30 dziewczyn między 60 a 85 rokiem życia ubranych w kamizelki i czapki na gangstera. To jest wzruszające, widzę w tym moją przyszłość. Nie boję się tego, co będzie ze mną za kolejne 30 lat. Nie widzę dzięki temu babć, które całe życie się poświęcały, a teraz wnusio jest niedobry. W Niemczech Zachodnich jest dużo takich starszych zgorzkniałych kobiet 70-80+, którym życie dogryzło. Dlatego widok dziarskich dziewczyn 70+ jest niesamowity. Byłoby dobrze, gdyby grupy wiekowe zaczęły bardziej się między sobą mieszać. Potrzebujemy przestrzeni dla młodych dziewczyn, kobiet w średnim wieku i tych starszych. Jeszcze brakuje w Niemczech lesbijskich przestrzeni kulturalnych, a jeśli są, to niewiele i malutkie.

AM: Jakie konkretnie?

YA: Na przykład knajpy Begine,  B-Lage, Café Cralle, czy klub queerowy SchwuZ, księgarnia Prinz Eisenherz, ale to nie są miejsca tylko lesbijskie.

MR: Możesz je scharakteryzować?

YA: To są zdecentralizowane i niekomercyjne przestrzenie, często mainstream ich w ogóle nie zna. Niektóre z nich są feministyczne, inne queerowe, ale nie ma zbyt wielu miejsc, które rzeczywiście pielęgnują kulturę lesbijską, oprócz Stowarzyszenia RuT albo wspomnianego już Archiwum Lesbijskiego Spinnboden. Może też dlatego, że to są raczej przestrzenie spotkań, a nie działań artystycznych. A z tego, co mówią starsze koleżanki, było ich więcej, teraz znikają. Niektóre z nich dokumentuje projekt Lesbijskie wspomnienia.

MR: Jest coś, co w jakimś stopniu przebiło się do mainstreamowej świadomości, a nadal tkwi w podziemiu, bo to zdaje się jego natura. Mówię o kulturze drag king, choć dziś to pojęcie trochę oldskulowe. Dziś lepiej mówić po prostu o sztuce drag. Ty, zdaje się, też z tym miałaś romans. Na Twoim profilu widzę fotografię wąsatego faceta. Skąd on się wziął?

YA: Ta postać powstała dość niedawno. Jestem performerką, pracuję z ciałem i poszukuję różnych form wyrazu. Po ukończeniu 40 roku życia zaczęłam uczyć się tańca współczesnego, tańczyłam przez pewien czas półprofesjonalnie. Potem zaczęłam uczyć się śpiewać, też półprofesjonalnie. Wszystko miało zakotwiczenie w teatralnym performansie. W tej formie, mam poczucie, jesteś bardziej tym, co grasz, bo opowiadasz trochę swoją historię. To jest trochę ekshibicjonistyczne, ale zawsze możesz temu zaprzeczyć, bo to przecież perfo. Kręci mnie niepewność własnej tożsamości albo hipertożsamość. Sama nie wiem, jak to nazwać. To jest też doświadczenie fizyczne: bycie w przestrzeni i kontakt z publicznością. Ostatnio zostałam zaproszona do wywiadu wideo w Polsce. Zastanawiałam się o czym będę mówić i skoncentrowałam się na tym – typowa kobieta – jak będę wyglądać. [śmiech] Wyszło na to, że w Polsce muszę wystąpić jako dresiarz. Skoro tematem było: Czy sztuka może efektywnie zwalczać uprzedzenia?, a moim największym uprzedzeniem jest dresiarz, tak więc musiałam wystąpić jako dresiarz. Bardzo mnie to wciągnęło i chyba to moje alter ego pozostanie ze mną, chyba będę się nim jeszcze bawiła.

MR: A interesujesz się drag kingową kulturą w Niemczech?

YA: Muszę przyznać, że nie mam dużo doświadczeń z dragiem, ale znam kilka dragowych artystek, jak Sigrid Grajek, która robi tradycyjny drag show z piosenkami. Jest też inna artystka, którą bardzo cenię, choreografka Antonia Baehr .

MR: To moja rodzina. Ja jestem Maryjan Bear. [śmiech] Co ona robi?

YA: Antonia Baehr ma różne alter ego, z którymi przeprowadza na przykład wywiady radiowe albo robi wspólne (sic!) występy. Są to bardzo ciekawe, subwersywne działania na pograniczu choreografii, sound artu, performansu. Jedno z jej alter ego to tancerz Werner Hirsch, inne to Henri Fleur, francuski arystokrata albo filmowiec Reiner Werner czy Drag Queen Frau Böse (Zła Pani). Także prywatnie ludzie biorą Antonie często za faceta, aż się nie odezwie, bo ma wysoki dźwięczny głos, który odbierany jest jako damski.

MR: U mnie jest podobnie. Wyglądam jak facet, a mam ciepły wysoki głos. Bawi mnie, gdy ludzie mają problem z decyzją czy jestem dziewczyną, czy chłopakiem.

AM: W Berlinie jest także artystka, którą cenię – Bridge Markland.  Zawsze była niebinarna w swoich scenicznych grach.

YA: Tak, Bridge to ważna pionierka gender performance. W moim odczuciu jej dekonstrukcja jest bardziej queerowa i mniej ma wspólnego z lesbijską społecznością. 

AM: A to ma znaczenie?

YA: Może i nie. Ale mam wrażenie, że drag kingi są szczególnie ważne dla lesbijskiej społeczności, bo kultura drag king miesza się z kulturą butch. Widzę to jako specjalne miejsce dla kobiet nieheteronormatywnych. Oglądanie drag kingów to wyzwolenie, to okazja by śmiać się z facetów. To dekonstrukcja płci i erotyczna gra. 

AM: To prawda, że kultura drag z kulturą butch są połączone. Warto pamiętać, że męskie przebranie kiedyś było sposobem – radykalnym i niebezpiecznym – na funkcjonowanie poza kobiecym schematycznym gender. Wystarczy przypomnieć film o Albercie Nobbs z Glenn Close czy casus kobiet z Albanii tzw. Burnescha. Dzisiaj to przede wszystkim performans sceniczny albo uliczny, to queerowanie świata.

MR: Dziś kobiety też same siebie queerują, wcielając się w stereotypowe kobiety.

YA: Ja to robiłam. Przez ostatnie dwa lata grałam divę. Nie wybrałam tej roli, byłam performerką w operze ulicznej – wcielałam się w Senatorkę i Deweloperkę. To są kobiety jak z dynastii i jednocześnie z opery, więc postacie jak diva. To rola, która mi z natury nie leżała, ale jakoś pogodziłam się z nią i w końcu nią bawiłam. W pewnym sensie to jest fajne, ale gry w hiperkobiecość są trochę nudne, kobiece stereotypy nie są dla mnie aż tak interesujące. Szybko osiągnęłam granicę tego, co mogę w takiej roli zrobić. Dlatego może ten drag king jest lepszy? Mam koleżanki, które grają mężczyzn, którzy grają kobiety. To mnie wciąga. Bardzo lubię ten moment, kiedy widzę, że publiczność nie wie, o co chodzi i z kim tak naprawdę ma do czynienia. Kiedy symbolicznie wyciągam jej dywanik spod nóg.

AM: Opera uliczna? My zrobiłbyśmy nanooperę o Gertudzie Stein i Alicji B. Toklas na jeden głos jeden instrument. Opera uliczna to coś nowego. Pewnie wielkie przedsięwzięcie?

 

YA: To jest opera polityczna, przeciw gentryfikacji. Protest przeciwko wyrzucaniu ludzi z domów, przeciw deweloperce. W operze Wem gehört Lauratibor chodzi o konkretny Kiez Berlina: Reichenberger Kiez na Kreuzbergu, gdzie ludzie zaczęli się organizować, żeby się przeciwstawić temu procederowi. To jest zjawisko międzynarodowe, ze swoich miejsc wyrzucani_e są imigranci_tki, nieheteronormatywne_i artystki_ści, seniorzy_ki, klasa robotnicza. To mieszana społeczność, w której rodzi się solidarność między różnymi grupami przeciw neoliberalizmowi, który nie może sobie wyobrazić razem pani sklepowej, Turka i lesbijki. Takie konstelacje są dla mnie bardzo kampowe, queerowe. Ta Opera jest rzeczywiście projektem z ulicy, powstała ze współpracy profesjonalnych artystek_ów oraz amatorek_ów. Zaczęła się bez pieniędzy, potem przyszły granty.

MR: Jak duże jest to przedsięwzięcie?

YA: Jest to mamut. Sama orkiestra liczy ze dwadzieścia osób i jest prawie całkowicie amatorska. Są dwa chóry. Malutki chór deweloperów – jest mały, bo nikt nie chciał w nim śpiewać. [śmiech]. Ja grywam wszystkie złe role, śpiewam więc w chórze deweloperów i – jak mówiłam – gram deweloperkę. Jest tam kilka_u profesjonalnych śpiewaczek_ów operowych, a reszta osób jest nieoperowa albo nieprofesjonalna. To jest oryginalna kompozycja, ponad dwie godziny muzyki, a w projekcie bierze udział 100 osób.

AM: Niesamowite. My brałyśmy udział w lewackim antykapitalistycznym projekcie operowo-kabaretowym Czarodziejski flet, ze świetnym antykapitalistycznym tekstem Katarzyny Bratkowskiej i Floriana Nowickiego. Udział 20 osób to już było wyzwanie, a tu 100. Jak udaje się ludzi zmobilizować? Czy obsada jest wymienna?

YA: W czasie pracy nad projektem powstała wspólnota, projekt trwa już prawie dwa lata. Początkowo był ruch w obsadzie, ale w tej chwili ludzie, którzy śpiewają w chórze, spotykają się co tydzień. Zorganizowaliśmy też Radę. Ta kolektywizacja dotyczy moderacji projektu. W kwestiach teatralnych role są tradycyjne: kompozytor jest kompozytorem, reżyserka jest reżyserką. To jest również proces kolektywizacji decyzji, osoby które wcześniej koordynowały przedsięwzięcie powiedziały, że nie chcą sprawować funkcji szefa_szefowej całego projektu. Razem sterujemy tym oceanicznym statkiem.

AM: Musi być jednak dyscyplina, żeby to się toczyło…

YA: Tak, ale to nie jest kwestia niemieckości [śmiech], projekt jest międzynarodowy i spotykają się tu różne mentalności. Dużo jest w nim europejskich i pozaeuropejskich uchodźców_czyń. Spoiwem jest muzyka, mamy całą orkiestrę, która musi grać równo. Jest też dyrygent. Tu nie ma improwizacji, trzeba wspólnie oddychać. Po to są próby. Muzyka tworzy wspólnotę. Całość trzyma w garści też autorka tekstu, która bardzo się identyfikuje z utworem, a także główna nasza sopranistka, która współtworzyła dramaturgię. Choć oczywiście zawsze w projektach są dołki, które trzeba przejść.

AM: Gdzie była pokazywana Opera?

YA: W Berlinie, byliśmy też w Danii: w Kopenhadze i w Odense. I znowu w tym roku zagramy w Berlinie. Możemy przyjechać do Warszawy.

AM: To byłoby wspaniałe. W jakich miejscach miasta gracie?

YA: Premiera była ulicznym przemarszem. Wydarzenie było zarejestrowane oficjalnie nie jako projekt artystyczny, tylko jako demonstracja przeciw gentryfikacji. Towarzyszyła nam Policja. Graliśmy przemierzając trasę dwoma wozami od punktu A do punktu B. Jeden wóz dla orkiestry, a drugi był sceną. Publiczność szła z nami jako demonstranci_tki.

AM: Stacjonarny pokaz też się zdarzył?

YA: W Dani. Wozy zostały tak ustawione, że publiczność mogła siedzieć dookoła. Na początku nam się wydawało, że to nie ta sama energia, jak w przypadku demonstracji, której nie da się powtórzyć w stacjonarnych warunkach. Ale im więcej powtarzaliśmy wersję stacjonarną to okazało się, że energia demonstracji jednak jest.

AM: To może do zobaczenia w Berlinie na pokazie Opery. I za 3-4 lata, gdy powstanie Lesbijski Dom.

MR: O którym w Polsce tak marzyła – teraz mi się przypomniało Anna Laszuk, dziennikarka i autorka znaczącej książki Dziewczyny wyjdźcie z szafy. Opowiadała o tym w filmie Magdaleny Wystub Yes we are. Co ciekawe, to dokument stworzony przez Polkę mieszkającą w Niemczech. Taki akcent polsko-niemiecki na koniec.

AM: Bardzo dziękujemy za rozmowę.

*********************

POST SCRIPTUM

1.
Byłyśmy w Berlinie w czerwcu i miałyśmy okazję zobaczyć Lauratibor (Opera przeciw wykupowaniu miasta) – społeczną śpiewogrę, o której opowiadała Yagner Anderson. Imponujący i poruszający przykład artaktywizmu – dzieło artystycznie świadome, doskonale skonstruowane, posługujące się umiejętnie różnymi stylistykami. Twórcy_czynie budują silną więź z widownią i wciągają emocjonalnie w etyczny dylemat świętego prawa własności. Utwór ma formułę moralitetu, mimo to temat nie został uproszczony, choć ocena sytuacji jest czarno-biała: krwiożerczy, chciwy, bezwzględny kapitalizm i jego ofiary – wyrzucani z domów ludzie.

Duży i różnorodny zespół artystek_ów, performerek_ów, aktywistek_ów z różnych środowisk (m.in. mistrzyni ceremonii funeralnych), osób technicznych trwa od dwóch lat w gotowości do występów – ma czas, kompetencje i motywacje by przygotować tak duże i pozainstytucjonalne przedsięwzięcie. A co najważniejsze, jest na tyle zdeterminowany, by grać spektakle.

Lauratibor to efekt bezkompromisowej, rzetelnej artystyczno-aktywistycznej pracy, ogromny zbiorowy twórczy wysiłek, który nie jest incydentalnym wydarzeniem, wynikiem spontanicznej emocjonalnej erupcji solidarnościowej, a realną formą walki o zmianę społeczną, gdy pojawia się konkretna potrzeba_sprawa. 

Ta ponad dwugodzinna protest-opera tym razem służy obronie domu przy Habersaathstraße, który ma być zburzony, choć nadaje się wciąż do mieszkania. Wcześniej została wykonana duża praca, by ten budynek zasiedlić, w ramach pomocy osobom w kryzysie bezdomności. Wspaniały, odważny i dotkliwy spektakl z przesłaniem: Śpiewaj przeciw szaleństwu. Przeciw eksmisji nowych i starych lokatorów! Przeciw rozbiórce domów w dobrym stanie technicznym! Prawo do mieszkania dla każdego! 

Marzy nam się taka inicjatywa w Polsce, a jeszcze bardziej takie ugruntowane podejście do artaktwizmu.

2.
Byłyśmy też na imprezie RUT inaugurującej budowę Lesbijskiego Domu Mieszkalnego, o który starania trwają 15 lat. Spotkanie z energią rozpoczęła Sigrid Grajek melorecytując kultowy i radykalny feministycznie utwór Claire Waldoff  Raus mit den Männern aus dem Reichstag. 
Wysłuchałyśmy herstorii projektu mieszkalnego bezpośrednio od kobiet, które walczą o bezpieczne miejsce dla nieheteronormatywnych seniorek. Poznałyśmy te nieheteronormatywne seniorki, także te 70+. Widziałyśmy wspólnotę osób wspierających inicjatywę, które – choć dostały fundusze na dom – nadal muszą zbierać pieniądze i nadal wiele rzeczy robią wolontaryjnie, solidarnościowo. Zasada wszystkie ręce na pokład wciąż pozostaje aktualna. Poczułyśmy się jak u siebie, zdejmując banery ze ścian i nosząc pudła po spotkaniu. Na koniec sfotografowałyśmy wbicie pierwszego tęczowego palika geodezyjnego pod budowę w miejscu, gdzie stanie lesbijski dom mieszkalny. 

Korekta: Maja Korzeniewska

***************

Dr Yagner Anderson, urodzona w Polsce. Studiowała historię sztuki i filozofię w Lublinie i Tybindze, obroniła doktorat z historii sztuki.
Od 2010 r. działa w Berlinie na pograniczu sztuki, pracy kuratorskiej i aktywizmu. Członkini kolektywów artystycznych p.u.r.e. i LAURATIBOR oraz grupy aktywistycznej FLINTA*Stadt. Od 2021 r. odpowiedzialna za koncepcję i zarządzanie queerowym centrum kultury oraz queerowanie sąsiedztwa w ramach RuT Wohnen.
https://rut-wohnen.de

Damski Tandem Twórczy (Agnieszka Małgowska & Monika Rak)
Działa od 2009 r., stworzył cykle: literacki Żywe radio, performatywny PAN/K Maryjan i Krystina, filmowy Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną / czytanie dramatu Portret lesbijek we wnętrzu / spektakle: Orlando. Pułapka? Sen, Fotel w skarpetkach, 33 Sztuka, Czarodziejski flet, Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele wiele Kobiet, SharmTrio plus. Drag King Show. Retroseksualni / dokument L.Poetki  / O’LESS Festiwal (2012-2014) / cykl debat i audycji Kobieta Nieheteronormatywna / projekt archiwistyczny A kultura LGBTQ+ nie poczeka! / współzałożycielki Stowarzyszenia Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* / realizatorki L*AW. Lesbijskie* Archiwum Wirtualne.

Agnieszka Małgowska – lesbijka / feministka / artaktywistka / reżyserka / trenerka teatralna / scenarzystka.

Monika Rak – lesbijka / feministka / artaktywistka / aktorka / dramatopisarka / filmowczyni / graficzka.

                                                                                 ***************


LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka

I.  Manifest
1.  Manifest. Instant.
2.  Rozmowa. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
3.  Podsumowanie. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznejII. Rozmowy wokół manifestu

1.   Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.   Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką 
3.   Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.   Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.   Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.   Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.   Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk
8.   Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdą Próchniak
9.   Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normala rodzina. Rozmowa z  Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.  Co Ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą.
15.  Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.   Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmowa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze politycznaRozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26.Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak

III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
3. Niemcy. Lesbijski projekt mieszkalny. Rozmowa z Yagner Anderson

IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim

V.  EL*C. Wieden 2017
1.  Magdalena WielgołaskaOdzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2. Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3. Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4. Agnieszka MałgowskaPeformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
6.  Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.

VI. EL*C. Kijów 2019.
1.  Monika Rak. L*Geniusza na Ukrainie.
2. Magdalena Wielgołaska. Lesbianizacja przestrzeni.

BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej
 

 

 

 

LESBIJSKA INSPIRA I Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová

Monika Rak: Poznałyśmy się na Europejskiej Konferencji Lesbijek* w Kijowie w 2019 roku. Zaciekawiło mnie, że mieszkasz od kilku lat w Czechach. Jak to się stało, że tu się znalazłaś? Wybór czy konieczność?

Frídka Belinfantová: Sama sobie zadaję to pytanie, na ile był to świadomy wybór, a w jakiej mierze zrządzenie losu czy też coś, co nazwałabym migracyjną podświadomością. Kiedy myślałam o swoich korzeniach, uświadomiłam sobie, że wyjazdy zdarzały się często w mojej rodzinie, w różnych pokoleniach, więc może po prostu podążam za tą tradycją. Emigracja zresztą to część nie tylko mojej rodzinnej historii, ale też jest wpisana w polskość.

AM: W naszej kulturze to często wynik przymusu politycznego – powstania w XIX wieku, II wojna światowa, PRL, stan wojenny… Ale to także przymus ekonomiczny, jak choćby dwumilionowa emigracja po 2005 roku, po wejściu do Unii Europejskiej.

FB: Ja właśnie jestem eurosierotą.Jeden z moich rodziców wyjechał za granicę właśnie po 2005 roku.

AM: Powiedz, skąd pomysł by przenieść się do Czech?

FB: Interesowałam się Czechami. Ciekawił mnie ten kraj. Różnimy się, choć jesteśmy sąsiadami i mamy wspólne doświadczenie poprzedniego reżimu. Fascynowała mnie wizja liberalnego społeczeństwa. Spakowałam walizki i podążyłam za wizerunkiem Czech, który spopularyzował Mariusz Szczygieł – ateistycznych, otwartych, lepiej zorganizowanych socjalnie. Chciałam sprawdzić, czy te opinie są prawdziwe i jak się żyje w takim kraju.

MR: Jednak wybór Czech zaskakuje, zwykle wyjeżdżamy na Zachód.

FB: Wiedziałam, że jeśli miałabym emigrować, to do tej części Europy, która jest mi bliska i czuję się w niej jak w domu. Czechy wydawały mi się krajem o mentalności progresywnej. Miałam dość polskiego zaduchu homofobii, wpływu kleru na społeczeństwo i politykę. Znaczenie miał też fakt, że rynek pracy jest tu inny, śmieciówki nie są tak częste jak Polsce.

AM: Kiedy wyjechałaś?

FB: Po studiach, ale wcześniej uczyłam się języka i planowałam wyjazd. Wybrałam Pragę i jestem tu już parę ładnych lat. 

AM: Jak tu się czujesz?

FB: Dobrze, to jest mój dom, ale bywały ciężkie chwile, kiedy czułam się wykorzeniona, rzadko, ale jednak. Zdarzało się, że nie czułam już bliskiego związku z Polską, może poza więziami rodzinnymi i paroma przyjaźniami, a jednocześnie czułam wyobcowanie w Czechach. Nie lubię generalizacji i przypisywania konkretnych cech narodom, ale odnoszę wrażenie, że Czeszki i Czesi są dość zamknięte_ci, czuje się dystans. Musiałam spędzić tu kilka lat, żeby dostać zaproszenie na domówkę. [śmiech] Nawet w klimatach aktywistycznych nie jest łatwo się odnaleźć nowym osobom. I to nie jest tylko moje doświadczenie. Czasem zdarzały mi się z tego powodu kryzysy.

AM: Miało to coś wspólnego z Twoją orientacją?

FB: Raczej z pewnym poczuciem inności, bycia mniejszością w mniejszości i z migracyjną częścią mojej tożsamości.

AM: A autowałaś się w Polsce czy Czechach?

FB: Na różnych etapach mojego lesbijstwa byłam wyautowana albo nie. Zanim poznałam queerowe osoby, to zakochiwałam się w heteroseksualnych koleżankach. Taka klasyka. [śmiech] Gdy miałam 17 lat przechodziłam etap pielęgnowania swojej orientacji – zaczęłam od wstydu, skończyłam na dumie. Manifestowałam to kim jestem. Z dziewczyną chodziłyśmy za rękę po parku, całowałyśmy się. Spotykały nas docinki, obraźliwe słowa, ale na szczęście nie było fizycznej przemocy. Byłyśmy jawne dla rodziny mojej dziewczyny, moja nie wiedziała nic. Pochodziłyśmy z różnych miast, ona z większego, ja ze średniej wielkości, liczącego około 100 tysięcy mieszkańców. W szkole wszyscy wiedzieli o mojej tożsamości, inni znajomi również. Przed matką zostałam wyautowana przez osobę trzecią, bez mojej świadomości i zgody. Spotkałam się z odrzuceniem, a mama argumentowała swoje zachowanie religią. Od tamtej pory jeszcze mocniej czułam, że jest mi duszno, potrzebuję wolności. Przyczyną była nie tylko orientacja, ale chęć życia po swojemu, poza sztywnymi schematami i patriarchatem, który znałam z domu. 

AM: Co zrobiłaś?

FB: W końcu uciekłam z mojego miasta na studia. Mogłam odetchnąć, ale nie byłam już taka otwarta, zwłaszcza że nowa dziewczyna ukrywała się, więc nie okazywałyśmy sobie uczuć publicznie. Nie chodziłam na parady, manifestacje, ale nie rezygnowałam z imprez lesbijskich. Ze względu na te doświadczenia myślałam, że w Czechach będzie lepiej, jawniej, bez strachu. 

AM: Jest lepiej?

FB: Długo nosiłam wewnętrzny strach, mimowolnie zakodowany w Polsce. Trochę trwało, zanim zaczęłam jawnie pokazywać się na ulicach z dziewczyną, obawiałam się reakcji otoczenia. Paradoksalnie w Czechach zdarzyło mi się więcej incydentów na tle homofobicznym niż w Polsce. Nawet groziło nam z dziewczyną pobicie. Ale raz udało nam się spłoszyć kiboli, którzy chcieli napaść na grupkę osób wracających z queer imprezy. Oczywiście w stosunku do stopnia jawności w jakim tu żyję, to margines. Muszę jednak przyznać, że po paru latach zrewidowałam swoje pierwotne wyobrażenie o tym kraju, a konkretnie mówiąc o otwarciu i czeskiej tolerancyjności. Owszem, tematy LGBTQ+ nie wywołują tylu emocji i hejtu co w Polsce, ale nie przypisywałabym tego uświadomionej otwartości na różnorodność czy ciekawości, by poznawać innych. Jest to raczej wynik braku zainteresowania heteronormatywnej społeczności. Za rzekomym liberalizmem skrywa się podejście: wszystko mi jedno, lecz kiedy tylko zaczniemy się głośniej odzywać, walcząc o swoje prawa i emancypację, stajemy się nagle niewygodni, roszczeniowi. Oczywiście w porównaniu do sytuacji w Polsce można stwierdzić, że tu niewiele się dzieje. 

AM: Nuda. [śmiech]

FB: Czasem przychodzą myśli, że może powinnam zostać i walczyć w Polsce. To pragnienie wzmogło się, gdy widziałam na przykład Czarny Protest czy pierwszy Marsz Równości w moim rodzinnym mieście.

AM: Wirus aktywizmu? [śmiech]

FB: Zawsze miałam w sobie bunt, nawet gdybym nie była lesbijką, byłabym aktywistką. Ale nie wracam, tutaj czuję się dobrze. Chcę wspierać ważne dla mnie sprawy w Czechach i w Polsce – bywając na demonstracjach w Polsce albo organizując je tutaj, jak na przykład Czarny Protest w Pradze. 

MR: Pamiętasz swój aktywistyczny pierwszy raz?

FB: Pamiętam. W 2005 roku w moim mieście rodzinnym była manifestacja solidaryzująca się z Paradą Równości, której zakazał Lech Kaczyński. Zebrało się parę osób, ale więcej ultraprawicowych przeciwników, ultrasów, którzy mieli wyćwiczone na stadionach gardła. Zagłuszyli tęczowy wiec. Ja też tam byłam, stałam pomiędzy i krzyczałam na kiboli. Nie chciałam jawnie przyłączyć się do tęczowych flag, wiedziałam, że będą robić zdjęcia. To była właśnie moja pierwsza próba aktywistycznego zaangażowania.

MR: To się nie rozwinęło w Polsce?

FB: Nie. Gdy przeniosłam się na studia do większego miasta, wiodłam raczej mieszczańskie życie, nie było tu tęczowych imprez. Nie interesowałam się aktywizmem, wiedziałam, że jest w mieście queer stowarzyszenie, ale tylko je śledziłam z daleka. Później, w Warszawie, zaczęłam intensywnie chodzić na imprezy do Glamu czy organizowane przez Twin Heart. Bywałam na otwartych spotkaniach w Lambdzie Warszawa, ale nie zaangażowałam się.

AM: A kiedy zajęłaś się aktywizmem na poważnie?

FB: Mój pierwszy Pride był dopiero w Pradze.Tu poczułam się wolna. W Polsce bałam się, że rodzina się dowie. Te wszystkie aparaty fotograficzne i kamery… Czułam, że uczestniczenie w paradzie to przywilej dla tych, którzy mogą sobie pozwolić na wyautowanie się. 

AM: Musimy więc zapytać o coming out.

FB: Są we mnie ambiwalentne odczucia. Z jednej strony zazdroszczę znajomym, które_którzy to mają za sobą i wciąż pozostają w dobrych relacjach z bliskimi. Ale to właśnie te dobre relacje, bliskość emocjonalna i poczucie bezpieczeństwa ze strony rodziny nie z wyboru, tworzą dobry grunt pod coming out. Bez nich jest ciężko. U mnie  jest jeszcze dodatkowe brzemię psychiczne, wynikające z wychowania w konserwatywnym, homofobicznym środowisku, gdzie w relacjach panuje chłód, brak zaufania i ciągła gra na obowiązkową heteronormę. Trzeba pamiętać, że w latach nastoletnich, taka decyzja może grozić wyrzuceniem z domu. Dlatego, dopóki mieszkałam z rodzicami, milczałam w tej sprawie. Potem bałam się, że nie będą mi pomagać finansowo na studiach. Teraz, gdy jestem już samodzielna i żyję za granicą, wszystkie te argumenty są nieaktualne, ale wciąż się nie zdecydowałam.

AM: Myślisz, że to się może nigdy nie wydarzyć?

FB: Mam tego świadomość. Jak mówiłam, jestem rozdarta. Z jednej strony czytam o cudownych coming outach, że ktoś się uwolnił i poczuł ulgę. Też to czułam, gdy powiedziałam o sobie znajomym, czy przestałam ukrywać kim jestem w pracy. Rozumiem także, że im więcej nas będzie widocznych, tym lepiej. Będziemy zmieniać społeczeństwo. Z drugiej strony nie powinno być presji. Outing tak, ale nie za każdą cenę. Nie wtedy, kiedy grozi to traumą rodzinną albo naraża się zdrowie psychiczne lub fizyczne. Tą presją outowania nie pomagamy sobie. 

MR: Dziewczyny często mówią o relacjach rodzinnych, które blokują ich coming outy. Co jest istotą tego lęku?

FB: W moim przypadku to sprzeczność. I głęboko zakorzeniona potrzeba miłości. Ja pragnęłam bliskich uczuć od rodziców, nie dostałam ich tyle, ile chciałam, a moja orientacja jeszcze bardziej tę potrzebę odcina. Ten kontakt z rodziną nie z wyboru, pomimo tego, że nie jest najlepszy, jest mi potrzebny. Nie chcę z niego zupełnie zrezygnować. Waham się więc między lękiem przed utratą rodziny, a chęcią życia w prawdzie. 

MR: Mimo tylu wątpliwości obracasz się teraz w queerowym środowisku. Jak tu trafiłaś?

FB: Przez aplikację randkową. Chciałam tą drogą wejść w środowisko, poznać dziewczyny, kluby, ogólnie się zorientować. Pierwszy był portal Igirls, podobny do Kobiety Kobietom. Dzięki niemu zaczęłam robić dogłębny reserch. Dowiedziałam się, że od dłuższego czasu istnieje klub lesbijski Jampa Dampa. Prowadzi go para dziewczyn, a didżejem jest facet. Trochę szkoda, bo po pierwsze gra straszną muzykę – latino albo kiczowate, popowe hity, a po drugie są w Pradze didżejki, które tworzą muzykę na dobrym poziomie. Właścicielki baru starają się jakoś to lesbijskie życie rozrywkowe animować. Dla mnie jest ważne, że to miejsce istnieje, ale mam wobec niego ambiwalentne uczucia. Sympatyczne jest to, że to klub dla butch. Nawet zanim tam poszłam znajome ostrzegały mnie, że tam dochodzi do bójek, a przy barze siedzą dziewczyny w koszulach flanelowych i krótkich włosach. Taki stereotyp – butch równa się agresja. 

MR: Wspaniale. Jadę do Pragi. [śmiech]

FB: Zapewniam, że nigdy mi się tam nic złego nie stało i nie widziałam tych legendarnych bójek. [śmiech] Chcę tam chodzić, bo to jest klimat lesbijski. Wspieram je finansowo, bo jak klub zniknie, to nie będzie żadnego już lesbijskiego miejsca w Pradze.

AM: To jawne miejsce, jak rozumiem.

FB: Na zewnątrz budynku nie ma żadnej tęczowej flagi czy symbolu. Choć na stronie internetowej jasno jest napisane, że to klub dla dziewczyn kochających dziewczyny. Chodzą tam butch, ale też przygodne osoby, turystki_ści. To z powodu popularnej lokalizacji w centrum miasta. 

AM: Są inne les-miejsca?

FB: Kiedyś była kawiarnia Sapfo, dla lesbijek, ale gościniami były głównie znajome prowadzących. Długo się nie utrzymała. Zastanawiałyśmy się ze znajomymi lesbijkami, dlaczego tak się dzieje. Wydaje mi się, że przyczyną są kwestie finansowe, ale nie tylko. Z rozmów z uczestniczkami wydarzeń, które organizowałyśmy w ramach lesbijskiej inicjatywy, okazało się, że dziewczyny nie mają potrzeby stricte lesbjskich klubów. Słyszałam od nich: bądźmy otwarte, szukajmy różnorodności, nie ograniczajmy się tylko do dziewczęcych wydarzeń. Tak jakby to było coś złego. 

MR: Gdy jednak te same lesbijki szukają partnerek, mają pretensje, że nie ma lesbijskich miejsc i wydarzeń. Czasem randkowe aplikacje nie wystarczają.

FB: Zgadzam się. Tutejsze lesbijki chodzą głównie na imprezy lub wydarzenia, gdzie mogą poznać potencjalne partnerki, ale poza tym nie angażują się zbytnio. 

MR: Opowiedz o imprezach w Czechach. Jak wyglądają?

FB: Będę mówić pragocentrycznie, o tym mieście mam największą wiedzę. W ogóle muszę zaznaczyć, że lesbijki w Pradze skupiają się wokół imprez muzycznych. Istnieje kilka cyklicznych wydarzeń. Zacznę od Freedom Night, które organizowane są od 2004 roku, raz w miesiącu. To długo, bo w większości lesbijskie inicjatywy są prowadzone przez zaprzyjaźnione osoby lub pary, więc wystarczy, że ktoś się pokłóci, ktoś się zakocha i fajna inicjatywa się kończy. Akurat Freedom Night przez długie lata organizowały siostry bliźniaczki – czeskie Tegan i Sara. [śmiech] Co by wyjaśniało, dlaczego Fridomka, jak się tę imprezę pieszczotliwie nazywa w lesbijskim żargonie, przetrwała. 

MR: Skąd my to znamy!

FB: Na te imprezy chodzą głównie nastoletnie lesbijki. Raz w roku organizatorki przygotowują konkurs na lesbijską miss, niestety w dużej mierze kopiują heteromormatywne schematy. Chociaż dużo zależy od osobowości uczestniczek. Zdarzały się występy w duchu ciałopozytywności, jeden raz wygrała osoba trans. Niedawno były występy drag queen.

MR: A drag kingi?

FB: W Czechach niestety nie ma takiej tradycji. Podobno kiedyś ktoś się pojawił na bardzo alternatywnym festiwalu. Widać różnicę między Polską a Czechami, które są małym krajem, jest mniej inicjatyw, mniej ludzi się angażuje. Czasami tęsknie spoglądam na Polskę, na dużą liczbę i różnorodność inicjatyw, ale to oczywiste, że im bardziej homofobiczny kraj, tym ludzie bardziej się mobilizują.

AM: Wolałybyśmy się nie mobilizować z powodu homofobii. Ale wróćmy do imprez.

FB: Była też impreza Meotar, na którą organizatorki zapraszały didżejki lesbijki, grające muzykę alternatywną, elektro. Nie uciekały od zaangażowania, wydarzenia były skierowane do lesbijek i feministek. Bardzo lubiłam na nie chodzić, ale niestety ostatnio okazało się, że ich nie będzie. Z powodów, o których mówiłam, nieporozumień.

AM: Zawsze szkoda, że osobiste relacje niszczą fajne inicjatywy. Trwałość to siła organizacji czy instytucji.

FB: Szczególnie szkoda, że pustka szybko się nie zapełniła. Mówię o lesbijskich propozycjach. Częściej pojawiają się inicjatywy ogólnie tęczowe, jak Fluido skierowane do osób queer. Organizowana jest przez New aliens agency, która stara się tworzyć alternatywę dla mainstreamowych agencji modelingowych  i współpracuje z osobami niebinarnymi i transowymi.

MR: Jaka jest największa impreza LGBTQ+?

FB: Od mniej więcej dwóch lat istnieje impreza organizowana przez aktywistów i aktywistki praskiej Parady. Bardzo długo szefował jej Czesław Walek, Zaolziak, znany gejowski aktywista. Ale ostatnio zastąpiła go dziewczyna, Hana Kulhánková, która jest bardziej zaangażowana politycznie. Obserwuję, że gdy organizację przejmują dziewczyny, stają się one bardziej intersekcjonalne. Dlatego w programie Prague Pride pojawiły się na przykład wydarzenia międzypokoleniowe. Nowa szefowa wpadła też na pomysł imprezy, który nazywa się Bóbr.

MR: Mam skojarzenie, czy słusznie? [śmiech]

FB: Jest to aluzja. [śmiech] Poszłam na tę imprezę i to jest miszmasz. Butchów tam nie widzę, za to przychodzą dziewczyny, których nie spotkałam wcześniej. Pewnie jest tak dlatego, że ma większy zasięg, organizowana jest wokół największej tęczowej organizacji. W ogóle zauważyłam, że imprezy są etykietowane. I zastanawiam się dlaczego, czy to relikt przeszłości? Kiedyś tak było i tak zostało?

MR: A Tobie te etykietki przeszkadzają?

FB: Nie przeszkadzają, nawet są fajne, pokazują specyfikę tęczowej społeczności i różnorodność, na przykład lesbijek. To też ma charakter edukacyjny. Dzięki butch można zacząć dyskusję o nieoczywistych stronach maskulinizmu. To okazja, by mówić o odcieniach lesbijskiej tożsamości, czyli o gwiazdce.

MR: Jakich określeń używa się wobec kobiet nieheteronormatywnych w Czechach?

FB: W Czechach najczęściej dwa: lesba, powszechnie używane, ale traktowane też przez niektórych jako obraźliwe. Prewencyjnie się go nie stosuje. Ale jest też słowo lesbiczka, to po polsku zdrobnienie jak słowo lesbijeczka, co wydaje mi się protekcjonalne i umniejszające. Zaznaczę, że to skrajne określenia, nie ma w języku czeskim słowa neutralnego, jak polska lesbijka. Jeden queer psycholog zaproponował niedawno wariant pośredni lesbicka żena, czyli lesbijska kobieta. Ostatnio byłam świadkinią na czeskim necie dyskusji między lesbijkami na temat tych słów. Zasmuciła mnie ta debata. Zabrzmiały tam głosy, które proponowały zastąpić czeskie słowa angielskim terminem gay. Zastanawiam się, dlaczego dziewczyny nie chcą kultywować lokalności nazewnictwa? Dlaczego nie odzyskiwać słów? To jest emancypacyjne. Ciężko mi było zgodzić się ze stwierdzeniem, że gay jest lepsze, bo zaciera różnice płciowe. Dlaczego mamy je zacierać? To przyjmowanie cis gejowskiej narracji.

AM: Przeraża mnie ta unifikacja.

MR: A Ty jak się określasz?

FB: Gdy miałam siedemnaście lat, nazywałam się lesbijką, ale po lekturze tekstów, zwłaszcza na stronach zachodnich promujących płynne tożsamości, zaczęłam się zastanawiać. I ostatnio przyszło mi z pomocą Sistrum. Uratowała mnie wasza lesbijka z gwiazdką. Z tym się utożsamiam i tego mi brakuje w Czechach. Gdy podczas wydarzeń naszego nieformalnego kolektywu zaczynamy mówić o gwiazdce, to czuję opór. Dziewczyny są sceptyczne.

AM: Usłyszałam słowo kolektyw, czyli znowu wątek aktywistyczny, odsłona czeska. [śmiech]

FB: Kolektyw od imprezowania. [śmiech] Robiłam research o dziedzictwie queer ruchu i z niego wypłynęło zaangażowanie, które w Polsce się tliło.

AM: Na co trafiłaś w tym researchu?

FB: Nie ma zbyt dużo organizacji, ale trzeba pamiętać, że Czechy są w innej sytuacji. Mamy od 2006 roku związki partnerskie, a od roku 2019 leży w Parlamencie ustawa o małżeństwach jednopłciowych. Nawet z Prague Pride wyłoniła się organizacja Jsme fer (Jesteśmy fair), która zajmuje się tylko tą sprawą, lobbowaniem wśród polityków i społeczności hetero. Zlecają na przykład badania opinii publicznej, z których wynika, że 65 procent Czeszek i Czechów jest za wprowadzeniem ślubów jednopłciowych.

AM: A są w Czechach organizacje, które skupiają się na jednej literze akronimu LGBTQ+?

FB: Na pewno nie ma w Czechach lesbijskiej organizacji. Ale jest organizacja Trans*parent, która zajmuje się prawami i tożsamością osób trans i niebinarnych.

AM: Poza Pragą też coś się dzieje?

FB: Odbywają się marsze w Ostrawie, Pilznie, jest inicjatywa w Ołomuńcu. Bardzo mnie cieszy, że powstały, choć jest ich za mało. Patrzę z zazdrością, jak w Polsce mnożą się marsze poza Warszawą.

MR: Te marsze mają szczególne znaczenie i wagę.

FB: To prawda, w tych mniejszych miastach jest inaczej. Co ciekawe, pierwszy marsz, jeszcze w latach 90., nie przeszedł przez Pragę, a przez Brno. W Ostrawie robią go zaangażowani ludzie, tworzący inicjatywę oddolną, która nie jest tworem zawodowych aktywistów. Nie ma sponsorów i blichtru, w zamian jest atmosfera sprzeciwu, demonstracji. Jest świadomość, że choć mamy związki partnerskie, to jest jeszcze wiele do zrobienia. Jest o co walczyć. Tu się nie wytrąca politycznego charakteru.

AM: To mnie bardzo interesuje. Ty działasz właśnie w takich inicjatywach w Pradze?

FB: Angażowałam się lub uczestniczyłam w działaniach dwóch organizacji i są one szczególnie bliskie memu sercu. Zacznę od Alt*Pride, alternatywy wobec głównej Parady. Bardzo mnie cieszy, że taka inicjatywa istnieje. Widać bardzo wyraźnie, że Prague Pride bardzo się komercjalizuje, wciela neoliberalny model manifestowania tożsamości. Ich celem jest zrobić masową imprezę, pozyskać sponsorów, pokazać, że osoby tęczowe są normalne. Ten koncept wpisuje się w asymilacyjny dyskurs. Mogę to jakoś zrozumieć, ale dla mnie miarka się przebrała, gdy na Paradzie platformę miał Exxon Mobil, Amazon, IBM – korporacje, które nie mają nic wspólnego z myśleniem proekologicznym, protęczowym, propracowniczym. Jednym z działań Alt*Pride’u było zablokowanie, w geście protestu, platformy Exxon Mobil. Trwało to chwilę, ale było o tym głośno. Oczywiście wywołało to ostrą debatę w wśród osób queer. 

AM: Alt*Pride dzieje się równocześnie z Prague Pride?

FB: Tak. Długo się nad tym zastanawiałyśmy, kiedy ma być, przed czy po Prague Pride. Jest w tym samym czasie! Postawiłyśmy na konfrontację.

MR: Podoba mi się! U nas nie sprawdziłoby się to, potrzebna jest wspólnota.

AM: W Polsce od jakiegoś czasu toczy się dyskusja nad obecnością dużych firm na Paradzie Równości, ale nie ma pomysłu na alternatywną paradę.

FB: Alt*Pride w Czechach jest konieczny. Nie ma u nas krytycznej, antykapitalistycznej dyskusji, na przykład nad Amazonem. To nie jest temat. Podziwiam to, co robi Inicjatywa Pracownicza w Polsce. Marzy mi się, żeby na marszach były związki zawodowe.

AM: Tak z ciekawości, jak duże są te praskie parady?

FB: To są spore, jak na lokalny kontekst, manifestacje. Przychodzi około 40 tysięcy osób. 

AM: Mówiłaś o jeszcze innej inicjatywie…

FB: Tak, to bardzo luźna, nieformalna grupa znajomych lesbijek o wyraźnych feministycznych poglądach. Nazywają się FAQ  i akcentują niezgodę na heteronormę, przeciwstawiają się patriarchatowi i asymilacji. Otwierają tematy, których inne_i nie otwierają, jak na przykład niemonogamiczność, BDSM. Organizują feministyczno-queerowy obóz, a na 8 marca akcje artystyczne z politycznym przesłaniem. Nie działam w tej grupie, ale szczerze kibicuję.

AM: Nie ukrywasz jakiegoś kolektywu? [śmiech]

FB: Jest nasz mały kolektyw, który tworzę z koleżanką, poznaną na Alt*Pride. Chowamy się pod nazwą Namesti Kviru (Kłirowy plac), ale jesteśmy lesbijkami*. Naszą intencją jest otwierać tematy feministyczne wśród lesbijek, a to nie jest łatwe zadanie. Trzeba to robić między słowami. Ale główna myśl, jaka nam przyświeca, to tworzenie wspólnoty. Zaczęłyśmy od imprezy w Dzień Widoczności Lesbijek w 2019 roku. Pokazałyśmy wtedy między innymi sistrumowy film-performans z kijowskiego EL*C. Zorganizowałyśmy spotkanie w knajpie ROH, ktora choć nie pokazuje tego na zewnątrz, jest jedną z bardziej lesbijskich i transowych w Pradze. Przyszło dużo dziewczyn, około pięćdziesięciu. Zrobiłyśmy quiz z wiedzy o herstorii czeskich lesbijek, dzięki któremu świetnie się bawiłyśmy i zdobyłyśmy trochę wiedzy. Sama przygotowując się do tego wydarzenia nieźle się wyedukowałam. Odkryłam bogactwo i różnorodność lesbijskiego dziedzictwa, nie tylko czeskiego.

AM: To zmienia perspektywę. Dlatego gromadzimy polską, tęczową kulturę w projekcie A Kultura LGBTQ+ nie poczeka!, a planujemy lesbijskie archiwum internetowe. Tylko to bardzo dużo pracy.

FB: Właśnie po tym quizie zafascynowała mnie idea archiwizowania. Parę lat temu powstała inicjatywa SPQP (Stowarzyszenie Queer Pamięci), która archiwizuje wszystko, co tęczowego zdarzyło się w Czechach. Od początku dominowała gejowska narracja, ale ostatnio – dzięki nieheteroseksualnej historyczce Annie Hajkovej – pojawiły się lesbijskie tematy. W ramach tego projektu publikowane są też wywiady z osobami starszymi, które opowiadają o tęczowej przeszłości. Brakuje mi międzypokoleniowej wymiany, a byłoby od kogo i z czego czerpać. Dowiedziałam się na przykład, że w latach 90. powstała lesbijska Lambda w Czechach, która oddzieliła się od tęczowej Lambdy i patrzyła na społeczność z feministycznej perspektywy. Mówiły dokładnie to samo, co wy w Manifeście Lesbijskiej Inspiry. Tworzyły też zin Promluv (Przemów), widziałam kilka numerów, był wywrotowy i radykalny. W działalności Namesti Kviru chcemy nawiązywać do tego dziedzictwa. Pokazywać naszą specyfikę i doświadczenia, których inne grupy społeczne nie mają.

MR: Robicie wydarzenia systematycznie?

FB: Staramy się, ale jest nas mało, nie możemy sobie pozwolić na systematyczność, choć to może sprawa priorytetów. Ciągle jestem w szpagacie, w który projekt, w jakiej organizacji się zaangażować. Poza tym nie mamy żadnego grantu, choć też zastanawiamy się, czy chcemy w ogóle robić to za pieniądze. Może jednak aktywizm powinien nie być opłacany?

AM: Aktywizm to wymagająca praca, czy naprawdę mamy to robić za darmo? Zrobiłyśmy kiedyś na ten temat ankietę, jako Sistrum, warto posłuchać, co myślą o tym polskie działaczki.

FB: Staramy się na razie robić wydarzenia systematycznie. Zrobiłyśmy wspólne oglądanie L.Word. Oglądamy i rozmawiamy, przyglądamy się serialowi krytycznie. Na pierwszej projekcji było dużo osób, potem coraz mniej. Ale wytworzyła się stała grupa dziewczyn, jesteśmy w kontakcie i staramy się dołączyć je do organizacji.

AM: Mamy podobne doświadczenia.

FB: Najważniejsze, że dzięki temu udało się nawiązać kontakt z innymi organizacjami i kolektywami, bo to jest w Czechach trudne. Jak nie masz osobistej relacji z osobą działającą w jakiejś organizacji, to kontakt jest niemożliwy. Przy organizacji Manify napisałam mnóstwo maili z wezwaniem do współpracy i zero reakcji. W Czechach trudno o interdyscyplinarność. Nawet w środowisku kobiecym jest na przykład podział na feminizm akademicki i działaczki. Naukowczynie nie wychodzą na ulicę, a feministyczne organizacje są heteronormatywne.

AM: U nas na szczęście to się miesza. Z czego wynika ten podział Twoim zdaniem?

FB: Nie wiem. Wszyscy zamykają się w swoich dyscyplinach. Chyba nie widzą potrzeby wspólnego działania.

MR: Nie jesteście przyciśnięte_ci sytuacją jak teraz organizacje w Polsce.

AM: A jest w Czechach potrzeba tęczowej kultury?

FB: Nie ma specjalnie tęczowej sztuki. Jest poezja, ale niewiele, jakiś czas temu wydany został zbiór poezji queerowej. Wśród lesbijskich poetek starszego pokolenia znana jest Svatava Antoszowa. Ona też jest autorką powieści Nigdy nie lizałam nordyckiej blondyny (Nordickou blondýnu jsem nikdy nelízala). Lubię ją, bo oprócz wątku lesbijskiego, jest w niej buntowniczość i ostre, czasem pornograficzne fragmenty. I to chyba tyle, co mogę powiedzieć o literaturze.

MR: W innych dziedzinach możesz coś wskazać?

FB: Znana – nie wiem czy nie tylko w tęczowym środowisku – jest fotografka Libuše Jarcovjaková, która w latach 70. i 80. chodziła do tajnego, gejowsko-lesbijskiego klubu T-Club i robiła tam zdjęcia. Ale dopiero w 2019 roku powstała wystawa.

MR: Annie Leibovitz też fotograficznie dokumentowała klubowe życie tęczowej społeczności. To dowód na to, że marginalny temat, który może wydawać się nieciekawy albo zgrany w konkretnym momencie, po jakimś czasie może okazać się fascynujący jako materiał herstoryczny, zapis rzeczywistości.

AM: A kino? Jest oczywiście moja ulubiona Vera Chytilova, która wykorzystuje kontinuum lesbijskie. I polsko-czeski film Ja, Olga Hepnarova.

FB: Herstoria Olgi Hepnarowej mnie fascynowała, film mi się nawet podobał. Ale przyznam, że byłam zaskoczona, że Petr Kazda i Tomáš Weinreb tak jednoznacznie pokazali Olgę jako lesbijkę. W książce Romana Cílka Ja,Olga Hepnarová, autor przeprowadza rozmowę z przyjacielem Hepnarowej i Olga jest pokazana jako osoba poszukująca swojej tożsamości, być może biseksualna. O Oldze po raz pierwszy przeczytałam w Dużym formacie i chyba już wtedy byłam w Czechach. Sporo o niej czytam i oglądam. Widziałam na YouTubie wywiady z jej sublokatorkami. Pamiętam też anegdotę o temperamencie Hepnarowej. Gdy zakochała się w sublokatorce i została odcięta od towarzystwa, zrobiła dziką akcję. Wdrapała się na drugie piętro, weszła na parapet i waliła w okno. Moją uwagę zwróciła też historia swobodziaka, hotelu przeznaczonego dla singli, w którym mieszkała Olga. Chodziłam tam czasem, bo mieszkam jakieś 10 minut od tego hotelu. Nie ma już teraz śladów tamtego klimatu, wokół wyrosły nowoczesne drapacze chmur. Choć jeszcze trzy lata temu stał niedaleko Trabant – pozostałość tamtych czasów.

AM: Też fascynuje mnie Olga jako zjawisko. Jest niewygodna dla zwolenników asymilacji, to przecież morderczyni. Zaburza miły tęczowy wizerunek. LINK.

FB: Zgadzam się.

AM: Jednak kontrowersyjna opowieść o Hepnarovej to chyba nie cała czeska, lesbijska kinematografia?

FB: Jest jeszcze Pusinky (2007), po polsku Buziaczki, w reżyserii Karin Babinskiej. To był chyba pierwszy w tym kraju film opowiadający otwarcie o lesbijskiej miłości. Niczego wcześniej nie znalazłam

AM: Naprawdę?

FB: Tak, w Polsce jest więcej takich filmów. Ja szczególnie pamiętam Nadzór (1983). I lesbijską scenę seksu w filmie Przesłuchanie Ryszarda Bugajskiego. Musiałam mieć wypieki na twarzy, kiedy oglądaliśmy ten film w ogólniaku na lekcji historii. [śmiech] W mainstreamie nie ma, ale powstają produkcje offowe, na przykład krótkometrażówki. Nawet ostatnio moja znajoma, Kateřina Turečková, zrobiła krótkometrażówkę Strip. To jest zapis intymnej rozmowy między nią, a jej dziewczyną, która pracuje jako stiptizerka.

MR: Wspominałyśmy już dwa razy EL*C w Kijowie, które nas połączyło. Co stamtąd przywiozłaś?

FB: O tym, że EL*C odbędzie się w Kijowie dowiedziałam się przez Sistrum. Udział w Konferencji bardzo dużo mi uświadomił. Pojechałam tam z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że bardzo interesuje mnie ten kraj, mam tam znajomych. Po drugie chciałam zobaczyć, kto będzie i co się zdarzy. Tak sobie myślę, że tym udziałem chciałam przytulić moją lesbijską tożsamość.

AM: Przytuliłaś?

FB: Tak, wiele się wtedy zdarzyło. Zaskoczyła mnie przede wszystkim liczba uczestniczek. Czechy – jak mówiłam – to mały kraj i jestem przyzwyczajona do niewielkich spotkań lesbijek, no może na imprezach jest więcej dziewczyn, ale ciągle widzę te same twarze. A tu tyle kobiet nieheteronormatywnych i żadnej nie znałam. Podobało mi się, że dziewczyny reprezentowały różne kultury, że można było posłuchać osobistych herstorii z wielu części świata, na przykład z Azji Środkowej – z Kirgistanu. To otworzyło mi oczy. W Czechach zawężenie, a tu tematyczna różnorodność. Organizatorki i uczestniczki nie uciekały od nieoczywistych wątków: poliamorii, niemonogamiczości, niebinarności. Wszystko było polityczne. Ciekawe również było posłuchać, jak te osoby postrzegają lesbijskość i gwiazdkę, jak to same konstruują i jak wyjaśniają. Cieszyło mnie, że rozmawiamy ze sobą i jest moc.

MR: Moc była na imprezie w heteroklubie. [śmiech]

FB: Tak. Klub z rurą do tańca. Nagle ta przestrzeń została zlesbijszczona. Podobał mi się ten akt subwersywny. Nie zapomnę tego przeżycia i opowiadam o nim przy każdej okazji z ogromną przyjemnością. Dzięki temu wszystkiemu wróciłam naładowana.

AM: Coś Cię zaniepokoiło?

FB: Znany mi podział. Zobaczyłam wśród organizatorek dwie grupy. Jedna radykalna i oddolna, której w Czechach nie ma, druga asymilująca i mainstreamowa. Bardziej jednak było widać tę drugą. Zobacz, że podczas onlinowego spotkania z okazji Dnia Widoczności Lesbijek, gościniami były przede wszystkim lobbystki i polityczki. Wiem, że te dwie drogi upominania się o swoje prawa są potrzebne, ale potrzebuję więcej tej radykalnej.

MR: Jak jest z wyautowanymi polityczkami w Czechach?

FB: Jest jedna polityczka Karla Šlechtová, która niby się wyautowała. Ale jakoś tak nie do końca. Powiedziała na mainstreamowej imprezie tęczowej, że jest częścią tej społeczności. Ale co to znaczy: czy jest lesbijką, czy biseksualistką czy queer?

MR: Kim jest jako polityczka?

FB: Daleko zaszła w polityce. Była ministrą Rozwoju Regionalnego, potem ministrą Obrony. Miała bardzo interesujący PR. Namiętnie wrzucała na Instagram fotki swojego pudla o groźnym imieniu Rambohafík i komentowała je milionami tagów. Krytykę i ironiczne komentarze dostała za słynną fotkę psa z wieńcem na grobie Nieznanego Żołnierza w rocznicę zakończenia II Wojny Światowej. Fotkę podpisała słowami: Dumna ze swojego kraju, kocham swojego psa. Ewidentnie należy do tych lesbijek, które preferują bardziej psy niż koty. [śmiech] Obecnie zasiada w Parlamencie, lobbuje za małżeństwami jednopłciowymi. Ale szczerze mówiąc jej nie kibicuję, bardzo mnie rozczarowała przy okazji ustawy dotyczącej mieszkań dla osób najuboższych. Nie wstawiła się za nią jednoznacznie. Kluczyła używając neoliberalnej gadki, że jak ktoś, kto nie pracuje, ma dostać mieszkanie, podczas gdy inni pracują na kredyty mieszkaniowe etc. Postawiła na różnice klas.

AM: To nie najlepsza puenta, ale pokazuje, w jakim świecie żyjemy.

MR: Dziękujemy za rozmowę. Już kiedyś rozmawiałyśmy w radiu o Czechach z Anną Śliwą. Ale nie aktywistycznie i lewicowo, za co jesteśmy Ci wdzięczne. Zatem do zobaczenia w Pradze!

Korekta: Maja Korzeniewska

—————————–

Frídka Belinfantová (ur. 1988) – ultraska kobiecego futbolu (ulubione drużyny AKS Zły, FK Dukla Praha), pasjonatka odkrywania wywrotowego dziedzictwa queerstorii (w szczególności lesstorii). Życiowe motto: cała władza w ręce wyobraźni oraz ACAB – All clits are beautiful. Działa w organizacjach pozarządowych oraz w kilku oddolnych, feministycznych i queerowych kolektywach. 

Damski Tandem Twórczy (Agnieszka Małgowska & Monika Rak)
Działa od 2009 roku. Współtworzy_ł projekty: Kobieta Nieheteronormatywna (cykl debat i audycji radiowych, 2014-2016) / O’LESS Festiwal (2012-2014) / DKF Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną (cykl spotkań, 2012-2015) / O teatrze lesbijskim w Polsce (cykl teatrologiczny, od 2012) / A kultura LGBTQ+ nie poczeka (projekt archiwistyczny, od 2016) / Lesbijska Inspira (cykl wywiadów, od 2017) / Portret lesbijek we wnętrzu, Niesubordynowane czytanie sztuki Jolanty Janiczak (czytanie dramatów) / Orlando.Pułapka? Sen, Fotel w skarpetkach, 33 Sztuka, RetroSeksualni. Drag King Show (spektakle) / Czarodziejski flet, Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet (opery) / L.Poetki (film dokumentalny) / Teatr Dialogu (warsztat i akcja miejska) / Wywrotowa komórka lesbijskaEpizody, watki, sugestie lesbijskie w kinie polskim (wykłady) / Stowarzyszenie Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* (od 2017).

Agnieszka Małgowska – lesbijka / feministka / artaktywistka / reżyserka / trenerka teatralna / scenarzystka
Monika Rak – lesbijka / feministka / artaktywistka / aktorka / dramatopisarka / filmowczyni / graficzka.

  ——————

LESBIJSKA INSPIRA

To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka.

I.  Manifest
1.  Manifest. Instant. 
2.  Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
3.  Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej
.
II. Rozmowy wokół manifestu
1.   Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.   Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką 
3.   Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.   Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.   Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.   Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.   Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk
8.   Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdą Próchniak
9.   Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normala rodzina. Rozmowa z  Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką.
Rozmowa ocenzurowana
13.  Co Ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą
15.  Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.   Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmowa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze politycznaRozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26. Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
.
IV. Męskoosobowo
1. Polityczne znaczy wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim

V. EL*C. Wiedeń 2017

1.   Magdalena Wielgołaska. Odzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2.  Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3.  Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4.  Agnieszka Małgowska. Peformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie. 

BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej

                                                                                                                            ____________
 .
Aktualne wiadomości na temat projektu Lesbijska Inspira znajdziesz na:
Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!
.
Kontakt: [email protected]

LESBIJSKA INSPIRA I Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak

AM: Jesteś osobą aktywną i rozpoznawalną, działasz na rzecz osób trans, ale z tego, co wiem, czujesz się na uboczu tęczowej społeczności. Podkreślam to, bo rozmawiamy w ramach projektu Lesbijska Inspira, który był buntem wobec homonormy, a Ty niejednokrotnie byłaś obiektem niechęci społeczności LGBTQ+.

AMSZ: Gdy zaczęłam odkrywać kim jestem, a była to jesień roku 2011, to w sposób naturalny zaczęłam szukać kontaktu z ludźmi podobnymi do mnie. Z automatu weszłam w polską społeczność tęczową, a że byłam wtedy w Niemczech, odbywało się to przez internet. Była to właściwie jedyna forma kontaktu. Weszłam w relacje bardzo naiwnie, w przekonaniu, że skoro jesteśmy po tej samej stronie, to można wszystko mówić szczerze. Pierwszy raz dostałam obuchem w łeb podczas konkursu Miss Trans, który wygrałam. Ale zaraz potem zaczął wylewać się na mnie hejt.

AM: Czego to hejtowanie dotyczyło?

AMSZ: Padały na przykład pytania, dlaczego taki babochłop wygrywa konkurs. Nie brałam wtedy jeszcze hormonów. Ponadto byłam osadzona w klimatach BDSMowych i fetyszowych.

AM: Zbyt nienormatywne upodabnia.

AMSZ: To miało swój ciąg dalszy, gdy w moim życiu pojawiła się Kama Vejmont, która zaproponowała mi zrobienie serialu W obcym ciele. To miał być dokument dla HBO, potem zainteresował się nim Polsat, który chciał serial i w końcu serial kupił TVN Style. 

AM: Same medialne tuzy. Nie bałyście się ingerencji w Wasz film?

AMSZ: Na początku usłyszałyśmy, że mamy wolną rękę, a na kolaudacji wszystko było cięte, selekcjonowano wątki. Więc ostatecznie serial nie był taki, jak zakładałyśmy.

AM: Serial w końcu powstał i wywołał silne reakcje w społeczności.

AMSZ: Gdy serial zaczął być emitowany, wylała się taka fala hejtu, która była nieporównywalna z tą po Miss Trans. Z każdej strony lała się nienawiść, ale oczywiście najbardziej zabolała mnie nienawiść ze strony naszej społeczności. Zarzucano nam, że się sprzedałyśmy, że wszystkie historie zostały wymyślone. A były przecież autentyczne. Dostałyśmy milion pomysłów, jak ten film powinien być zrobiony. Gdy jednak szukałyśmy osób do filmu, nie było chętnych, gdy trzeba było pomóc przy realizacji, nie było nikogo. Dyskusja była niemożliwa, bo ja swoje, oni swoje. Nie dawało się niczego wytłumaczyć.

AM: Czym to się skończyło?

AMSZ: Poskutkowało to tym, że wycofałam się z transowych forów, gdzie toczyły się najbardziej zażarte i nienawistne dyskusje.

AM: Była tylko negatywna reakcja na serial? Trudno uwierzyć, przecież każdy projekt realizowany przez tęczowe_ych insajderki_ów w głównych mediach jest potrzebny.

AMSZ: Oczywiście, żeby było jasne, nie cała społeczność tak się zachowywała. Ale wsparcie dostałam od ludzi z zewnątrz. Oni nie oceniali warsztatu filmu, nie porównywali prawdziwości treści, nie ważyli, co jest bardziej autentyczne, a co nie. Doceniali temat, mogli dowiedzieć się czegoś o osobach nieheteronormatywnych, o transpłciowości, psychoseksualności i relacjach. To pokazało sens robienia takich filmów.

AM: Zniechęciło Cię to do działania?

AMSZ: Dotknął mnie hejt środowiskowy i wycofałam się trochę. Zresztą po ostatecznym powrocie z Niemiec do Poznania zajmowałam się sprawami rodzinnymi i byłam wyłączona z aktywizmu przez półtora roku. Choć w tym czasie funkcjonowałam w mediach, dawałam wywiady, chodziłam do programów telewizyjnych. To dlatego, że miałam dobry kontakt z Fundacją Trans-Fuzja, i gdy trzeba było kogoś posłac do mediów spoza Warszawy, zawsze byłam do dyspozycji. Dzięki temu Marcin Wyrwał nakręcił dokument Lucy. Marcina poznałam w 2013 roku i jak kilka lat później zaczął realizować cykl reportaży dla Onetu, zwrócił się do mnie, by opowiedzieć o osobach trans. I tak powstał reportaż, mocno osadzony w realiach mojego rodzinnego miasta. 

AM: Kiedy wróciłaś do działactwa?

AMSZ: Kiedy weszłam w struktury poznańskiego Stowarzyszenia Grupa Stonewall. Pomyślałam, że skoro jest organizacja, to będę działać z nimi. Chciałam zajmować się tematem transpłciowości, wtedy w Stowarzyszeniu nie było nikogo, kto by to robił i miał wiedzę na ten temat. Działo się to w ramach współpracy Stonewallu z Trans-Fuzją. Okazało się niestety, że nie mogę mieć swojego pomysłu na spotkania, nie mogę mieć swojej narracji. Czułam ciągłą kontrolę. Byłam dojrzałą osobą, przekroczyłam czterdziestkę, miałam osobiste doświadczenie, napisaną książkę Lukrecja w ciele Krzyśka, wiedzę na temat korekty płci, tymczasem osoby ze Stowarzyszenia – zwykle bardzo młode – próbowały narzucić mi, jak ma grupa wyglądać i jak mam mówić o problemie. 

AM: Dasz przykład takiej presji?

AMSZ: Na przykład sprawa języka, sposobu zwracania się do osób transpłciowych. Osoba, która podejmuje decyzję o korekcie płci, staje przed ogromem problemów. To są naprawdę poważne sprawy i często forma zwracania się do nich stoi na ostatnim miejscu. Ludzie – rodzina, współpracownicy – muszą się do tej zmiany przyzwyczaić. Mogą się mylić, używając niewłaściwego imienia albo nieodpowiedniej formy gramatycznej, taka zmiana wymaga czasu. Nie warto stawiać tego na pierwszym planie, reagować trzeba wtedy, gdy ktoś celowo używa imienia nie tego, o które się prosi, ale ogólnie nie warto o to kruszyć kopii, trzeba iść dalej. Tymczasem w naukach młodych forma zwracania się do osoby trans była najważniejsza. Łatwo jest prowadzić na ten temat narrację i można zrobić szum. A potrzebna jest praca u podstaw, trzeba powolutku wpływać na zmianę w świecie i skupić się przede wszystkim na realnym wsparciu konkretnych osób, nie pomijając oczywiście edukacji, ale to jednostki potrzebują czasu dla ich potrzeb, a każda sytuacja jest inna, bardzo osobista i indywidualna. Organizacje nie mogą załatwiać za osoby wszystkiego, głaskać po głowie i uczyć życia w bańce. Nie można chuchać i dmuchać na osoby trans, bo jak zderzą się z realnym światem, to może być dla nich bolesne. Starałam się zwrócić na to uwagę, ale nie dało się. Zostałam posądzona o nieakceptowalny język, usłyszałam, że młode osoby niebinarne są przeze mnie napastowane. I znowu to, co złe, wyszło ze środka – konflikt, brak zrozumienia.

AM: I jak to się skończyło?

AMSZ: W końcu grupa została przejęta przez Stonewall, więc zrezygnowałam. Uświadomiłam sobie przy okazji, że społeczność ma problem z różnorodnością. A dobrze, żeby tęczowe elity dbały o to, by komunikaty pokazywały różnorodność światopoglądową. Tymczasem silniejsza narracja powoduje, że inne są odsuwane, niepoważnie traktowane, niedopuszczane. Co najgorsze, nie chodzi o to, że G dominuje L albo wszystkie pomijają A. Chodzi o to, że w każdej z literze akronimu jest grupa, która forsuje podobny komunikat, który rzutuje na całe środowisko. Tak jak Wy, jako Sistrum, chcecie mówić o literze L w swój sposób, tak ja mam swoją koncepcję pracy z literą T i narracji na jej temat. Nasze przekazy giną. I nawet jeśli mogę o tym powiedzieć na zewnątrz, to najpierw muszę przebić się przez komunikat idący ze społeczności. Muszę to zrobić, by ludzie mogli zobaczyć, że to nie jest takie proste. Moim zdaniem taki jednorodny przekaz to brak odpowiedzialności. Współpraca z różnymi grupami z zewnątrz pozwala taką sytuację ominąć. Nie muszę niczego przełamywać. Nie ma opcji narzucania i tłumaczenia. Można komunikować się bezpośrednio. Zaczęłam rozumieć, w którą stronę pójdzie mój aktywizm LGBTQIA.

AM: I w którą poszedł?

AMSZ: Zdecydowałam, że zaczynam działać pod własnym szyldem. Wkrótce założyłam swoją Fundację Akceptacja. Mogłam wreszcie zająć się po swojemu tematyką transpłciowości.

AM: Na czym polega – Twoim zdaniem – specyfika transpłciowości?

AMSZ: Dla zobrazowania i wyjaśnienia sytuacji osób trans używam pewnego porównania. To porównanie do choroby, choć zaznaczam, że transseksualizm nie jest chorobą, ale to porównanie doskonale obrazuje proces. Gdy się przeziębimy, idziemy do lekarza, dostajemy receptę, bierzemy lekarstwa, zostajemy w łóżku, zdrowiejemy i wracamy do życia. Podobnie jest z transseksualnością. Odkrywasz coś w sobie, zdrowiejesz i wracasz do życia. Wielu osobom trans nie zależy na tym, by po wszystkim jeszcze o tym mówić. Po prostu jest coś, co trzeba załatwić, a potem żyć normalnie. To tylko pewien etap w życiu. Większość osób trans nie chce się aktywizować publicznie. Tylko niektóre osoby zaczynają pomagać innym trans osobom.

AM: Widzę też, że Twoja Fundacja nie zajmuje się tylko transpłciowością.

AMSZ: Tak, chciałam połączyć transpłciowość ze sprawami seniorów, problematyką niepełnosprawności, w końcu uruchomiłam w fundacji Specjalistyczny Wolontariat Pierwszej Pomocy, w ramach którego wspieramy osoby zagrożone społecznym wykluczeniem w obszarach edukacji pierwszej pomocy i profilaktyki zdrowia. Wydaje mi się, że społeczność tęczowa za bardzo skupia się na własnych sprawach i potrzebach, uciekając od problemów świata. Jeśli się zmienia nasza społeczność, to dlatego że mamy sojuszników. Zmieniają nas nasi rzecznicy, może dlatego że są umocowani w innych strukturach. Ciągle zajmujemy się sobą, mówimy o sobie i żądamy od innych akceptacji. To wytwarza postawy roszczeniowe, przekonanie, że wszystko nam się należy. Wszystko ma być na tacy podane, a tu powinna być mozolna praca.

AM: Masz na myśli wychodzenie do świata całej społeczności czy trans osób? Dopytuję, bo myślę, że w procesie tranzycji skupienie na sobie jest oczywiste.

AMSZ: Przede wszystkim odnoszę to do osób trans. Dawno doszłam do wniosku, że mogę mówić tylko o tym, na czym się znam, a znam się na transowości. I to jeszcze w pewnym zakresie, temat niebinarności jest mi obcy. Mogę zajmować osobami binarnymi, będącymi w procesie korekty płci. To jest to, czym się zajmuję. Mogę jeszcze mówić o lesbijstwie w kontekście postrzegania orientacji psychoseksualnej u osób transpłciowych. To oddzielny i niełatwy temat.

AM: Ale zatrzymajmy się przy nim.

AMSZ: Uważam, że orientacja nie musi być wrodzona, może do pewnego stopnia być wypracowana, często podczas korekty bywa redefiniowana. Ja na przykład przed korektą wiedziałam, że nie mogę być gejem, ale przez czas jakiś myślałam, że jestem biseksualna. Teraz już wiem, że nie jestem. Swoją orientację postrzegam przez pryzmat doświadczeń, jakie miałam z mężczyznami – ojcem, teściem, kumplami w pracy – kiedy zaczęłam proces tranzycji. To jak próbowali na mnie wpłynąć, co sprawiło, że utrwaliło się we mnie przekonanie, że jestem osobą homoseksualną, że interesują mnie tylko kobiety.

AM: Mówisz jakbyś wybrała orientację?

AMSZ: W pewnym sensie tak. O orientacji osób transpłciowych trzeba mówić inaczej niż o orientacji osób homoseksualnych. Jak się rodzisz jako dziewczyna i orientujesz się, że kochasz dziewczyny, to sprawa jest stosunkowo prosta. Natomiast jeśli rodzisz się jako chłopak, kochasz dziewczyny, a potem orientujesz się, że jesteś osobą transpłciową, zmienia ci się sposób postrzegania siebie, zmienia ci się widzenie swojej orientacji w kontekście płci. Jednocześnie żyjesz w kulturze zachodu, gdzie role płciowe są określone i żeby udowodnić, że jesteś kobietą, zależy ci, żeby się podobać facetom, bo to kolejny element potwierdzający Twoją kobiecość i jak zamykasz proces, jesteś osadzona w pewnym porządku.

AM: Patriarchalna pułapka.

AMSZ: Chcąc udowodnić sobie i światu, że jestem kobietą, byłam w stanie wyobrazić sobie, że jestem z mężczyzną. Mimo że byłam przed tranzycją heteroseksualnym mężczyzną i tylko kobiety mnie interesowały, pociągał mnie BDSM i czasem miałam homoseksualne fantazje. Ale gdy podczas odkrywania siebie, chciałam potwierdzić swoją kobiecość, chciałam – jak już mówiłam – podobać się facetom i jeszcze pragnęłam, żeby i mnie podobali się mężczyźni. To miało uczynić mnie kobietą. To był rodzaj kreacji, która szybko okazała się drogą donikąd. Z czasem przyszła refleksja, że jednak interesują mnie kobiety. W procesie moich poszukiwań zorientowałam się jednak, że w relacji intymnej nie dam kobiecie tego, czego – sądziłam – ode mnie oczekuje. Wchodziłam więc w różne relacje, także z inną trans kobietą, to mnie nie satysfakcjonowało, dlatego zdecydowałam, że dopóki nie pogodzę się sama ze sobą, nie określę się w swojej seksualności, nie będę wchodzić w relacje.

AM: Radykalna decyzja.

AMSZ: Tak, choć przyznam, że równocześnie zadziałały blokery testosteronu, obniżając moje libido. Znalazłam inny sposób zaspokojenia moich potrzeb emocjonalnych – praca, zaangażowanie społeczne. One dawały mi energię i zadowolenie. Seks nie był konieczny. To nie była rezygnacja z czegoś, czego nie znałam. Byłam w związku małżeńskim 20 lat, mam syna, którego wychowałam, byłam w różnych relacjach seksualnych – przygodnych i podejmowałam próby zbudowania trwałych więzi, rozbierałam się też na scenie. To świadomy wybór. Po operacji zdecydowałam, że będę wieczną dziewicą. Teraz wreszcie przestałam się przejmować moim ciałem, czuję się kobieco w każdej sytuacji. Ale to wymagało czasu i zrozumienia, że czasem warto z czegoś zrezygnować, by zyskać spokój i rozwijać inne rzeczy. Gdybym wtedy skupiła się na sobie, szukała kogoś na siłę, moje życie wyglądałoby inaczej. Teraz, gdyby pojawiła się kobieta, jestem gotowa na związek.

AM: W kontekście celibatu chcę zapytać Cię o religię. Deklarujesz się jako osoba wierząca, pełnisz funkcję akolitki w swojej wspólnocie.

AMSZ: Przed korektą płci byłam bardzo religijna, uczestniczyłam w życiu wspólnoty, chodziłam na pielgrzymki. Po ślubie pewne rzeczy zaczęły mi przeszkadzać, powoli odcięłam się od religii. Ale wtedy utożsamiałam kościół rzymsko-katolicki z Bogiem. To był błąd. W momencie, kiedy zaczęłam odkrywać siebie na nowo, zaczęłam wiarę widzieć inaczej. Można w trakcie tranzycji przejść transformację na wielu poziomach i etapach. U mnie właśnie nowa konfiguracja pojawiła się w sprawie wiary. Najpierw przez Świadków Jehowy, w końcu przez Reformowany Kościół Katolicki. Nagle się okazało, że to, co było niemożliwe w tradycyjnym Kościele rzymsko-katolickim, tu nie było problemem.

AM: Co się zmieniło?

AMSZ: Pierwszy raz od chrztu syna w 1997 roku, zatem po 20 latach, przyjęłam komunię. To niesamowite przeżycie. Formuła i otwarcie na innych różniły się od tego, co słyszałam i doświadczałam od wierzących katolików. Zaczęłam inaczej postrzegać rzeczywistość. Czuję się ważna dla siebie i wspólnoty. Odnalazłam się w posłudze, jestem lektorką, przeszłam całą formację, żeby być dobrze przygotowaną do Liturgii Słowa, jaka jest głoszona podczas Eucharystii i podczas nabożeństw. Przeszłam też formację do akolitatu, bo można pełnić wiele funkcji, zanim wejdzie się do stanu duchownego. Pomagam Prezbiterowi podczas Eucharystii (podawanie naczyń liturgicznych, kadzidło), mogę przewodniczyć nabożeństwom i udzielać Komunii Świętej poprzednio konsekrowanych Ciała i Krwi Pańskiej.

AM: Rozumiem, że nie było problemu z Twoją tożsamością?

AMSZ: Od razu zostałam przyjęta jako kobieta, choć byłam jeszcze w procesie tranzycji. Wiem, że są pewne trudności w niektórych nominacjach kościelnych, bo jesteśmy kościołem ekumenicznym, ale u nas nie ma żadnych komplikacji. Są nawet stworzone pewne rytuały związane z transpłciowością. Jak chociażby modlitwa nadania nowego imienia. Opracowała ją Tina Mason, pastorka w kościele anglikańskim, która była w Poznaniu podczas Pride Week 2018. Tina została kapłanem jako homoseksualny mężczyzna, przeszła pełną korektę w trakcie posługi i teraz jest kapłanką. Uznała, że jest potrzebny taki rytuał przejścia. To ma być specjalny moment dla osób trans na poziomie duchowym. To powinna być uroczystość.

AM: Ty przeszłaś podobny rytuał?

AMSZ: Nie. Pytałam Tomka, który jest Prezbiterem naszej Wspólnoty, czy nie powinnam przejść tego rytuału. Ale przypomniał mi, że weszłam do tego kościoła jako kobieta, na akolitkę zostałam wybrana jako kobieta, jako kobieta zostałam członkinią rady kościoła. Nie było potrzeby.

AM: Jakie to może być proste… Religia wspiera Cię w życiu codziennym?

AMSZ: Tak. Ostatnio nawet chciałam zrezygnować z funkcji z powodu natłoku zajęć, ale zostałam, zrozumiałam, ile bym straciła. Teraz to już nie jest forma poszukiwania, widzę, jak się zmieniam. Poza tym przy tej ostatniej aferze zobaczyłam, jak – dzięki wierze – umiem sobie poradzić z trudną sytuacją.

AM: Afera w Radiu Poznań to kolejna fala hejtu w Twoim życiu. Ale teraz jednak z zewnątrz. Transfobia “prawdziwych” Polaków zatroskanych o los dzieci narażonych na wpływy “ideologii LGBTQ+”.

AMSZ: Tak, znowu wylał się na mnie hejt. Ale teraz już tłumaczę wszystko spójnie i merytorycznie. Nie wdaję się w pyskówki. Choć wiem, że to nie jest dyskusja z autorami audycji czy komentarzy, tylko pokazywanie swojego punktu widzenia. Dla tych, którzy będą czytać moje wypowiedzi, by mogli sami dojść do swoich wniosków. Trzeba tylko pokazywać swój punkt widzenia. Umiem już to zrobić i to wynika właśnie z tego, że jestem z osobą wierzącą. Z religią wiąże się też to, że mam zdanie w kontrowersyjnych tematach. Na przykład w sprawie aborcji. Ale nie narzucam swojego światopoglądu innym. Nie mam do tego prawa.

AM: To tworzy dobrą atmosferę do dyskusji.

AMSZ: A ja właśnie postawiłam na pozytywną energię. Nie mam wątpliwości, że kłopoty i hejt będą, w takich czasach żyjemy, ale nie mogę się na tym skupiać. Muszę szukać tego, co dobre.

AM: Ale i tak trzeba mieć dużo siły, i charyzmę, by realizować tęczowe zadania. Zwłaszcza gdy zdecydowałaś się na swoją drogę.

AMSZ: Na szczęście nie jestem sama. W życiu osobistym mam przyjaciół, którzy mnie wspierają i mogę wypłakać się na ich ramieniu. Mam też wsparcie wśród urzędników. Tak było przy okazji kłopotów z radiem Poznań.

AM: Życzę więc dużo wsparcia, także od tęczowej społeczności i dziękuję za rozmowę.

Korekta: Maja Korzeniewska

————————————————–

Anna Maria Szymkowiak (1969) – Prezeska Fundacji Akceptacja. Z wykształcenia technik ochrony środowiska. W swoim dorobku ma kilka książek pod pseudonimem Lukrecja Kowalska (z cyklu Odkryć i zrozumieć siebie: “Lukrecja w ciele Krzyśka” oraz “Różne oblicza Lukrecji”, “Pancerna dziewczyna”, “Jestem kim jestem”).
Ma też na koncie parę występów w filmach dokumentalnych (“W obcym ciele”, “Lucy”) i wywiadach prasowych. Jest akolitką i lektorką we Wspólnocie Reformowanych Katolików, pierwszą trans kobietą w Polsce pełniącą podobne posługi. Jest także koordynatorką i instruktorką Wolontariatu Pierwszej Pomocy Przedmedycznej prowadzonego przez Fundację Akceptacja. Jest Ratownikiem Kwalifikowanej Pierwszej Pomocy i Instruktorką Międzynarodowych Kursów Pierwszej Pomocy w systemie EPS organizacji IFACC oraz członkinią Grupy Poszukiwawczo-Ratowniczej SAR Patrol tworzonej w ramach struktur Fundacji Akceptacja. Pełni różne funkcje społeczne. Jest Przewodniczącą Komisji Dialogu Obywatelskiego przy Pełnomocniczce Poznania ds. Polityki Równościowej, jest członkinią Poznańskiej Rady Działalności Pożytku Publicznego.
Stara się być wyczulona na potrzeby wszystkich ludzi zagrożonych wykluczeniem społecznym i wykorzystuje swój potencjał i swoje umiejętności, by realnie wspierać te osoby.

LINKI
http://www.akceptacja.org.pl/jestemkimjestem/
https://madamelukrecja.wixsite.com/jestemkimjestemcd

Agnieszka Małgowska (1/2 Damskiego Tandemu Twórczego)
lesbijka / feministka / artaktywistka / reżyserka / trenerka teatralna / scenarzystka

Współtwórczyni projektów: Kobieta Nieheteronormatywna (cykl debat i audycji radiowych, 2014- 2016) / O’LESS Festiwal (2012-2014) / DKF Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną (cykl spotkań, 2012-2015) / A kultura LGBTQ+ nie poczeka (projekt archiwistyczny, od 2017) / O teatrze lesbijskim w Polsce (cykl teatrologiczny, od 2012) / Lesbijska Inspira (cykl wywiadów od 2017) / Portret lesbijek we wnętrzu, Niesubordynowane czytanie sztuki Jolanty Janiczak (czytanie dramatów) / Orlando.Pułapka? Sen, Fotel w skarpetkach, 33 Sztuka, RetroSeksualni. Drag King Show (spektakle) / Czarodziejski flet, Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet (nanoopery) / L.Poetki (film dokumentalny) / Teatr Dialogu (warsztat i akcja miejska) / Wywrotowa komórka lesbijska, Epizody, wątki, sugestie lesbijskie w kinie polskim (wykłady) / Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* (stowarzyszenie, 2017).

————————————————–

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka

I.   Manifest
1.    Manifest. Instant 
2.    Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
3.    Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II. Rozmowy wokół manifestu.
1.  Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.  Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.  Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.  Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.  Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.  Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.  
Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk
8.  Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdaleną Próchnik
9.  Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.  Co Ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą.
15.  Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16. Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze polityczna. Rozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmieRozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26. Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim

V.  EL*C. Wieden 2017. 
1. Magdalena WielgołaskaOdzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2. Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3. Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4. Agnieszka MałgowskaPeformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5. Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
6.  Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.….
.
IV. EL*C. Kijów 2019
1.  Monika Rak. L*Geniusza na Ukrainie.
2. Magdalena Wielgołaska. Lesbianizacja przestrzeni.
.
BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej

—————————————–

LESBIJSKA INSPIRA I Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim

Agnieszka Małgowska: W ramach naszego cyklu chcemy też porozmawiać z mężczyznami. Interesuje nas perspektywa osoby działającej w organizacji i nie obciążona patriarchalną narracją. To spojrzenie jednocześnie z wewnątrz i zewnątrz.

Marcin Szczepkowski: Kiedyś od Agnieszki Graff, na zajęciach Queer Studies usłyszałem, że jestem genderowo neutralny. Jak dopytałem, co konkretnie ma na myśli wyjaśniła, że w rozmowie ze mną nie czuć, że jestem mężczyzną. Nie narzucam swojej płci. 

AM: Od razu lepiej. [śmiech] Nie będziemy się boksować, tylko rozmawiać, ale nie musimy się zgadzać.

Monika Rak: To zacznijmy wprost. Kiedy poznałeś pierwszą lesbijkę?

MSz: To ciekawe pytanie. Nawet się nad tym zastanawiałem, kiedy zaproponowałyście mi tę rozmowę. [śmiech] Pochodzę z małej miejscowości. Na studiach nikt nie mówił jasno kim jest, a sam wyoutowałem się dość późno, dopiero pod koniec studiów. Potem czułem się jak jedyny gej w wiosce. Nie miałem kontaktu z kulturą LGBTQ+ w Olsztynie. Dopiero jak zacząłem działać na rzecz tęczowej społeczności poznawałem gejów, osoby biseksulane, osoby trans i lesbijki. Dla mnie lesbijka w organizacji LGBTQ+ była reprezentantką litery akronimu. Czułem, że muszą być wszystkie litery, żeby taka organizacja nikogo nie dyskryminowała i rzeczywiście działała na rzecz całej społeczności. 

MR: To jak widzisz sytuację kobiet nieheteronormatywnych w aktywistycznej społeczności tęczowej? Przyglądasz się temu już jakiś czas. Czy coś się zmieniło w ciągu ostatniej dekady? 

MSz: Zacząłem działać w 2009 roku i zakończyłem w 2016 i to jest czas, kiedy miałem wgląd z wewnątrz społeczności aktywistycznej, teraz jedynie obserwuję z boku. Moim zdaniem coś się powoli zmienia, choć nadal nie jest idealnie. Jak wiadomo większość osób działających na rzecz społeczności LGBTQ+ to kobiety. Zazwyczaj można było zaobserwować, że G wymachiwało flagą, a L pracowało z tyłu u podstaw, a T nie mogło się w tym układzie przebić z wielu powodów. Na szczęście powstała Trans-Fuzja i świetnie, bo była i jest bardzo potrzebna. 

AM: Lesbijki też potrzebowały oddzielnej organizacji, ale to się długie lata nie udawało.

MSz: Ale moim zdaniem kilka kobiet szczególnie zapisało się w społeczności działaczowskiej. Kiedyś była to Ewa Tomaszewicz i Małgorzata Rawińska, Uschi Pawlik, która chyba tak jak i ja jest na emeryturze działaczowskiej. Od lat również Yga Kostrzewa działa, ale nigdy nie było jakiejś fali kobiet nieheteronormatywnych. Teraz widzę, że sytuacja się poprawia.

MR: W jaki sposób?

MSz: Pojawiło się sporo dziewczyn rozpoznawalnych w społeczności, ale i poza społecznością. Takich jak choćby Julia Maciocha, która stała się twarzą Parady Równości.

AM: Julia została nawet nominowana na Warszawiankę roku 2019.

MSz: Przebija się do mediów łatwiej niż Jej Perfekcyjność za czasów jej aktywności w Fundacji Wolontariat Równości. Może dlatego, że Julia Maciocha jest bardziej normatywna.

AM: W jakim sensie?

MSz: Normatywna, czyli atrakcyjna fizycznie, spokojna i młoda. To wszystko może mieć znaczenie. Łatwiej wtedy mediom, osobom spoza środowiska LGBTQ+ „łyknąć” temat.

AM: A inne widoczne kobiety nieheteronormatywne?

MSz: Aleksandra Muzińska czy Wiktoria Beczek z Miłość Nie Wyklucza. Marta Konarzewska, autorka scenariusza Niny. W swoim czasie Marta Magot i Anna Strzałkowska z trójmiejskiego Tolerado. To zmiana, jeszcze niedawno widząc, ile kobiet rzeczywiście działało w organizacjach, a ile z nich reprezentowało te organizacje na zewnątrz lub w mediach, miałem poczucie nierównowagi. O sprawach tęczowych mówili mężczyźni cis.

AM: Co się więc stało?

MSz: MIędzy innymi przyszło nowe pokolenie. To osoby, które coming out przechodziły w wieku nastoletnim, a nie po dwudziestce czy koło trzydziestki. Mogli_ły wcześniej zaczynać aktywizm. Cominq out był dla niektórych z nich aksamitny, bo już rodzice, nauczyciele byli przygotowani. Młode osoby wchodzą w działactwo z powerem, bo mają wsparcie.

AM: Jeśli nie w rodzinie, to w organizacjach, których już trochę jest. Ktoś to przygotował wcześniej. Zbudowane struktury, przykłady działań czy wsparcie społeczne dodają sił.

MSz: Prawda, to lata ciężkiej pracy aktywistów i aktywistek. Dzięki nim te osoby nie działają od nowa, to kontynuacja na przygotowanym gruncie. Mam poczucie, że młodzież obecnie nie ma strachu przed działaniem. Są pewni siebie. 

MR: Ty czułeś strach, kiedy zaczynałeś?

MSz: Pamiętam, że w Olsztynie czułem lęk. Biorąc udział w pierwszym działaniu, którym było zawiązanie Grupy KPH Olsztyn, wszyscy byli przestraszeni, chcieli coś robić, ale bali się. Nie było wtedy rozmowy o dużych publicznych akcjach, raczej proste – spotkania, warsztaty. Za moich czasów, w niedużym mieście, nie byliśmy zbyt odważni. To się na szczęście zmieniło z czasem. Nabraliśmy odwagi i pewności siebie.

AM: Oj chyba jednak byliście_łyście odważni_e. Działać bez wytycznych, na wyczucie, w niespecjalnie przychylnym otoczeniu politycznym, to odwaga. Poza tym nie myślisz, że poza dużymi miastami jest trudniej?

MSz: Rzeczywiście, to ma znaczenie, gdy przyjechałem do Warszawy rozpostarłem skrzydła. Tu miałem poczucie wsparcia od organizacji, działaczy. Tu były doświadczone struktury, w które mogłem wejść, osoby, które dzieliły się wiedzą i doświadczeniem. 

AM: Wracając do kobiet. Nie uważasz, że to paradoksalne, że kobiety się wybijają w ciężkim czasie politycznym?

MSz: Powiedziałbym, że teraz jest gorzej niż za moich aktywistycznych czasów. Dziś chcą nas wsadzać do więzienia albo posyłać do gazu. Zastanawiam się, kto się teraz bardziej boi, starzy czy młodzi? Moim zdaniem starzy, mają większe doświadczenie i pamięć tego, co działo się wcześniej. Młode osoby są przebojowe, czują moc, a część z nich może uciec w świat, tym starszym już trudniej. 

MR: Sytuację dziewczyny niehetero zmienił Czarny Protest, który żyje w świadomości jako ekspresja siły. To jedno, co mogła nas wzmocnić. Ciekawi mnie jednak, czy widzisz jakieś szczególne cechy, które wywindowały niektóre kobiety?

MSz: Sporo z nich ma już obycie NGO’sowe i myślą biznesowo. Zobacz, że same tęczowe organizacje przeszły ogromną profesjonalizację. Nie mają poczucia niższości, które nam wcześniej towarzyszyło. Zachowywaliśmy się często jak petenci w urzędzie. One nie boją się kontaktu z urzędnikami państwowymi, ambasadorami, biznesmenami, stają przed nimi jak równe z równym. Chcą być liderkami.

AM: Czy grupy tęczowe opamiętały się czy dziewczyny się rozpychają? Czy może coś jeszcze?

MSz: Myślę, że dziewczyny doszły do wniosku, że kolej na nie, na ich energię, pomysły. Ich styl zarządzania.

AM: Czy Ty widzisz, jak dziewczyny zmieniają oblicze organizacji?

MSz: W inicjatywie Miłość nie wyklucza, do której dołączyłem, na początku dominowały osoby deklarujące się jako kobiety nieheteroseksualne, te deklarujące się jako mężczyźni były w mniejszości. Ale to mężczyźni się pokazywali, próbowali być bardziej przebojowi. Często niestety zabierali przestrzeń. W rezultacie kobiety się wycofywały. W zarządzie dominowali mężczyźni, kobiety nie chciały w nim być. Teraz obserwuję często sytuację, że zarządy organizacji są w większości lub w całości złożone z kobiet. To cudowne.  

MR: To jak działały dziewczyny za Twoich czasów?

MSz: Nie miały siły przebicia w organizacjach. Brak sprawczości powodował, że niektóre rezygnowały z działania, a inne poddawały się większości i realizowały wspólnie zadania dla tęczowej sprawy.

AM: Tylko czy ta wspólna sprawa to też lesbijska? Czasem tak, ale często pomija się lesbijki. Widziałeś, żeby to dziewczyny zgłaszały?

MSz: Jasne, że wspólna sprawa to też sprawa lesbijska, ale za moich czasów aktywistycznych  dziewczyny nie podnosiły tego tematu zbyt często ani niestety nikt ich specjalnie o to nie pytał. To był błąd. Nikt nie podejmował inicjatywy, żeby coś zmienić. Wydaje mi się, że nie czuły na to przestrzeni, ale nikt tej przestrzeni też im nie stwarzał. Dlaczego tak się działo, to już złożona kwestia. Składają się na to ludzkie charaktery, doświadczenia, skupienie na temacie, którym się zajmujemy, osobowość osoby liderskiej oraz ścieranie się sił w organizacji, również tych nieoficjalnych.

AM: Wpływały na to także inne czynniki, o których mówiłyśmy w pierwszej rozmowie inaugurującej cykl Lesbijskiej Inspiry

MSz: To same wiecie. Zastanawiałem się kiedyś, dlaczego dziewczyny nie podejmują tego tematu. Problem być może nie leży tylko wśród działaczy i działaczek, ale też w społeczeństwie. Żyjemy w patriarchalnym heteromatriksie, gdzie problemy kobiet są lekceważone i traktowane jako mało istotne. Choć i to się zmienia. Niestety lesbijskie tematy nie mają posłuchu w społeczeństwie, ich problemy nie są postrzegane przez ogół jako problemy właśnie. Tematy lesbijskie – nie muszę wam o tym mówić – rzadko przebijają się do mainstreamu. Również w mediach LGBTQIA. Nie budzą takich kontrowersji. Znawcy mediów pewnie powiedzieliby, że są niemedialne. 

MR: Tak jak problemy równouprawnienia kobiet nie są problemem społeczeństwa… To tylko fanaberie garstki feministek.

AM: A działacze nie podejmują tematów-skuch. Liczy się skuteczność, tylko cenę tej skuteczności płacą dziewczyny.
To kapitalistyczne myślenie nastawione na sukces.

MSz: I tak, i nie. To nie unikanie tematów, a próba lawirowania w zastanej sytuacji. Podporządkowaliśmy się narzuconemu nam niestety schematycznemu myśleniu, że lesbijki są mniej widoczne, więc geje muszą bardziej walczyć. Dlatego są w pierwszym szeregu. Dziewczyny nie muszą. A z perspektywy czasu wiem, że to było błędne myślenie. 

AM: I tkwimy w patriarchalnej opresji.

MSz: Sama wiesz, jak to jest w naszym kraju z feministycznym myśleniem. Paradoksalnie spora część wyjścia z tego schematu to mentalnie wyzwanie, dla kobiet także. 

AM: Aż ciężko słuchać. Z drugiej strony kobiety są posądzane o bierność, skoro nie podejmują tematów, to ich wina, że są nieporuszane interesujące je kwestie. I dalej jest jak jest.

MR: Tymczasem – moim zdaniem – obowiązkiem świadomych działaczy jest systematyczne utrzymywanie na agendzie lesbijskiego tematu, jak trzymanie miejsca dla gościa_ni przy stole. Tak rozumiem współpracę i równość.

MSz: Racja. Jestem za tym, żeby dawać przestrzeń w każdej sytuacji. Jeśli nie ma równości, to tak długo trzeba szukać rozwiązań, aż się je znajdzie. To oznacza wysiłek, ale nagle okazuje się, że da się zrobić. Na przykład oddawanie pola specjalistom i specjalistkom z danego tematu. Gdyby okazało się, że nie bierzemy udziału w debatach bez parytetu, mimo zaproszenia, to organizatorzy może następnym razem zmobilizowaliby się, aby znaleźć odpowiednią reprezentację.

AM: Czekanie na zmianę bywa złudne. Można też się odłączyć i działać na swój rachunek.

MSz: Dlatego muszę trochę Wam posłodzić. Pamiętam, gdy na jakimś większym spotkaniu, chyba na Forum Organizacji LGBTQIA czy na spotkaniu  Komitetu Organizacyjnego Parady Równości, gdy usłyszałem, że istnieje Damski Tandem Twórczy i zajmuje się kulturą lesbijską, bardzo się ucieszyłem. Mało, że kładziecie akcent na kulturę, to jeszcze na lesbijską.

MR: Nawet z gwiazdką, czyli poszerzamy krąg odbiorczyń. Tak jest w SISTRUM.

MSz: Tego brakuje, dlatego super, że można czegoś więcej się o tej kulturze w Polsce dowiedzieć.

AM: I pojawiałeś się ze swoim psem Gizmo na naszych wydarzeniach. Nawet kiedyś maszerowałeś z flagą SISTRUM w Łodzi. I wymalowałeś podczas warsztatu transparent na Paradę Równości. Jak się tam czułeś?

MSz: Zawsze swobodnie, w pełni akceptowany i mile widziany. Ani przez chwilę nie czułem się nie na miejscu. Polecam innym osobom. 

MR: Co w ogóle myślisz o takiej niemainstreamowej działalności kobiet nieheteronormatywnych?

MSz: Myślę, że jest niezwykle ważna. Wypełniacie niszę. I sądząc po frekwencji na waszych wydarzeniach sporo osób czekało na taką organizację i na działania skierowane do lesbijek*. Wiele organizacji chce się zajmować wszystkim: rzecznictwem, edukacją i organizowaniem marszów na raz, a brakuje organizacji wyspecjalizowanych w danym temacie i kierujących działania do konkretnego odbiorcy.  

MR: I jeszcze na koniec. Dlaczego wycofałeś się z aktywności? Dlaczego emerytura działaczowska? To krótsza kariera niż w służbach mundurowych.[śmiech]

MSz: Standardowo, jak u wielu działaczy wypalenie aktywistyczne. Wielu działaczy i działaczek LGBTQIA to dopada. Gdy działasz lata, poświęcasz dużą część swojego dnia na aktywizm, a cel  bywa bardzo odległy, do tego osoby z zewnątrz zamiast czasami podziękować, krytykują, że zrobiłyby to lepiej, ale nie robią… Nie ma też małych zwycięstw podtrzymujących twoją chęć do działania i w pewnym momencie brakuje już sił na aktywizm. NIe ukrywam, że na decyzję o odejściu od aktywizmu miały też wpływ kwestie osobowe i konflikt w mojej byłej organizacji. Wspólny cel nie zawsze wystarcza do wspólnego działania. 

AM: Marcin, to odpoczywaj. Ale mam nadzieję do zobaczenia na les*wydarzeniach i nie tylko. 

MR: Dziękujemy za rozmowę.

Korekta: Maja Korzeniewska

————————-

Marcin Szczepkowski – lat 30 i coraz większy plus, wcześnie emerytowany działacz LGBTQIA. Absolwent Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego na kierunku biologia. Ukończył również 4 edycję Queer Studies oraz Szkołę Trenerów Dramy. Praktyk Teatru Forum. Psychofan swojego psa i wolontariusz w Schronisku na Paluchu, w wolnej chwili zajmujący się promowaniem psów do adopcji.
W aktywizmie LGBTQIA od 2009 r. Współzałożyciel i w latach 2013-2016 prezes zarządu Stowarzyszenia Miłość Nie Wyklucza. W przeszłości związany również z Kampanią Przeciw Homofobii. Obecnie związany zawodowo z Fundacją DKMS.

Damski Tandem Twórczy (Agnieszka Małgowska & Monika Rak)
Działa od 2009 roku. Współtworzy_ł projekty: Kobieta Nieheteronormatywna (cykl debat i audycji radiowych, 2014-2016) / O’LESS Festiwal (2012-2014) / DKF Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną (cykl spotkań, 2012-2015) / O teatrze lesbijskim w Polsce (cykl teatrologiczny, od 2012) / A kultura LGBTQ+ nie poczeka (projekt archiwistyczny, od 2016) / Lesbijska Inspira (cykl wywiadów, od 2017) / Portret lesbijek we wnętrzu, Niesubordynowane czytanie sztuki Jolanty Janiczak (czytanie dramatów) / Orlando.Pułapka? Sen, Fotel w skarpetkach, 33 Sztuka, RetroSeksualni. Drag King Show (spektakle) / Czarodziejski flet, Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet (opery) / L.Poetki (film dokumentalny) / Teatr Dialogu (warsztat i akcja miejska) / Wywrotowa komórka lesbijskaEpizody, watki, sugestie lesbijskie w kinie polskim (wykłady) / Stowarzyszenie Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* (od 2017).

Agnieszka Małgowska – lesbijka / feministka / artaktywistka / reżyserka / trenerka teatralna / scenarzystka
Monika Rak – lesbijka / feministka / artaktywistka / aktorka / dramatopisarka / filmowczyni / graficzka.

  ——————

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka.
I.  Manifest
1.  Manifest. Instant. 
2.  Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
3.  Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej
.
II. Rozmowy wokół manifestu
1.   Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.   Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką 
3.   Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.   Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.   Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.   Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.   Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk
8.   Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdą Próchniak
9.   Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normala rodzina. Rozmowa z  Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.  Co Ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą
15.  Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.   Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmowa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze politycznaRozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmieRozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26. Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
.
IV. Męskoosobowo
1. Polityczne znaczy wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim

V. EL*C. Wieden 2017

1.   Magdalena Wielgołaska. Odzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2.  Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3.  Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4.  Agnieszka Małgowska. Peformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie. 

BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej

 .
        ——————
 .
Aktualne wiadomości na temat kultury lesbijskiej*  znajdziesz na:
Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej*
L*AW. Lesbijskie* Archiwum Wirtualne
AAAKulturalnik. Teatr lesbijski w Polsce. Cykl teatrologiczny
AAAKulturalnik. Sistrium rozmawia o L*Kulturze

LESBIJSKA INSPIRA | Do tej pory myślałam, że LGBT to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką.

Magdalena Wielgołaska: Wiem, że identyfikujesz się jako lesbijka. Kiedy zaczęłaś czuć, że to jest właśnie Twoja tożsamość?

Joanna: Zaczęłam to zauważać w czwartej, może piątej klasie szkoły podstawowej. Do mojej starszej siostry przychodziły koleżanki, które bardzo mi się podobały. Z mojej perspektywy one były już dorosłymi kobietami i robiły na mnie ogromne wrażenie. Zorientowałam się, że takie wrażenie na moich koleżankach robili chłopcy. Wiedziałam, że mam inaczej, ale nie czułam się z tym źle.

MW: Byłaś sformatowana do roli Matki Polki?

J: Pochodzę ze średniej wielkości polskiego miasta, w którym ludzie w naturalny sposób wybierają tradycyjny sposób życia. Mąż, żona, dzieci, obiadek u teściów w niedzielę, więc tak – to był model, który znałam. Nie słyszałam o innych, nie wiedziałam, że są dostępne inne opcje. Jestem z pokolenia,  które pierwszy własny komputer miało na studiach, stąd też dostęp do informacji wyglądał zupełnie inaczej niż dzisiaj.

MW: W takim razie jak informacja o tym “innym świecie”, w którym kobieta może kochać kobietę i tworzyć z nią relację, przedostała się do Twojej świadomości?

J: To był przypadek, który miał tylko trochę wspólnego z wirtualną rzeczywistością, ale nie za pomocą mediów społecznościowych, czy forów dla kobiet niehetero. Mój ostatni partner był zagorzałym fanem jednej z gier dostępnych online, wokół niej gromadziła się społeczność. Zaraził mnie pasją do tej gry i właśnie przez tę społeczność poznałam swoją pierwszą dziewczynę. Była członkinią jednego z plemion, do którego ja też trafiłam. To było bardzo naturalne. Nie przewróciło mojego życia do góry nogami może dlatego, że ja niczego nie planowałam.

MW: Nie było planów typu: mąż, dziecko, dom, drzewo?

J: Właśnie nie. Żyłam z dnia na dzień. Nie wybiegałam daleko w przyszłość. Stąd też pojawienie się w moim życiu uczucia do kobiety nie sprawiło, że moje plany runęły. Wręcz przeciwnie. Nie miałam żadnych wyrzutów sumienia, czułam się z tym bardzo dobrze i wiedziałam, że właśnie o to mi w życiu chodzi. Doszłam do momentu, w którym jestem bardzo blisko siebie i już chcę, żeby tak zostało.

MW: Czuję, że jesteś spójna ze sobą. Jak to się przekłada na relacje ze światem. Jakie jest Twoje podejście do coming outu?

J: Jestem wyoutowana przed mamą i siostrą. Dla mamy to nadal trudny temat, Dowiedziała się,  kiedy przechodziłam załamanie po rozpadzie bardzo ważnego dla mnie związku z kobietą, która była dla niej jak trzecia córka i bardzo często przebywała w naszym rodzinnym domu. Myślę, że szokiem było odkrycie prawdziwego charakteru tej relacji i poczucie bycia w jakiś sposób oszukaną przez nas. Siostra była zła, że nie powiedziałam jej o sobie wcześniej. Inni członkowie rodziny nie wiedzą, głównie ze względu na to, że chronię w ten sposób mamę. Nie wiem, jakie byłyby reakcje, a nie mieszkam w swojej rodzinnej miejscowości i mam poczucie, że to mama musiałaby doświadczać wszystkich reakcji. W mieście, z którego pochodzę – poza moimi byłymi partnerkami i naszymi nieheteronormatywnymi znajomymi, wie o mnie tylko jedna hetero przyjaciółka. Pracuję w Warszawie. Tutaj mam grono swoich znajomych, którzy również nie są hetero, ale na przykład w pracy nikt o mnie nie wie. Może ktoś się domyśla, ale ponieważ z wyglądu jestem kobieca, to podejrzewam, że większość zakłada, że jestem hetero. Jest mi niezręcznie w momentach, kiedy osoby w pracy rozmawiają o wakacjach albo świętach, nie chcę ściemniać i budować jakiejś męskiej figury, żeby dobić do normy i zmieścić się w sposobie, w jaki oni widzą i opisują świat.

MW: Chciałabym Cię lepiej zrozumieć. To znaczy, że chciałabyś być całkowicie wyoutowana, czy raczej wolisz tego nie robić?

J: Przede wszystkim uważam, że każda osoba ma prawo do wybrania, czy się wyoutuje czy nie. Sama bardzo chciałabym być całkowicie wyoutowana, jednak cały czas mam w sobie jakiś lęk, że to może mnie wykluczyć społecznie. Zwłaszcza teraz, w obecnej sytuacji politycznej w naszym kraju. Nigdy nie wiem, kto ma bardziej konserwatywne poglądy i może mi w jakiś sposób zaszkodzić zawodowo, fizycznie, psychicznie lub w jakiś sposób skrzywdzić moją rodzinę, bo tu nie chodzi tylko o mnie. Głównie martwię się o moją mamę. Nie zniosłabym tego, gdyby to w nią uderzyło. Ja sobie jeszcze jakoś poradzę, chociaż nie ukrywam, że w pracy chronię siebie z powodu kredytu na mieszkanie. Nie chciałabym stracić płynności finansowej.
Natomiast gdy patrzę na Ciebie i inne osoby, które są wyoutowane, to myślę, że to jest życie w wolności. Chciałabym móc mówić o sobie otwarcie, ale teraz nie jestem na to gotowa. Każdy ma swój czas na pewne procesy i decyzje. Nie ma jednego rozwiązania dobrego dla wszystkich. Nie lubię sztywnych ram i nakazów, takich jak na przykład te nakładane przez kościół albo tych narzucanych przez obecnie rządzącą partię. Nie podobają mi się też pewne rzeczy forsowane – w moim odczuciu – przez działaczy i działaczki LGBTQ+.

MW: O i tutaj dochodzimy do czegoś, co nas różni. Znamy się jakiś czas i mimo wielu podobieństw należymy do dwóch zupełnie różnych wymiarów lesbijskiej rzeczywistości. [śmiech] Czasami faktycznie czuję, że mieszkam na zupełnie innej planecie, a przecież żyjemy obok siebie.  W naszej znajomości podoba mi się to, że trochę siebie wzajemnie po tym światach oprowadzamy. Ja opowiadam o działaniach aktywistycznych i o polityce. Ty z kolei pokazujesz mi świat kobiet niehetero zupełnie od tego odciętych.

J: Tak. Żyjemy w zupełnie innych światach. Jesteś jedyną aktywistką, jaką znam. Osoby, z którymi mam kontakt na co dzień, to takie “normalne lesbijki”. Sama wcześniej widziałam aktywistów jako oszołomów. W zasadzie nadal tak myślę. Widzę, że dla Ciebie osoba, która nie działa w jakiś sposób to hipokryta, który nie zdaje sobie sprawy z rychłego końca świata i zagłady, o ile nie przestaniemy jeść mięsa i komunikować się sercem. Przeznaczasz na darmowy aktywizm swój wolny czas, w którym ja wolę odpocząć i zregenerować się po dniu pracy. Dla mnie Twój sposób myślenia jest oderwany od codziennego funkcjonowania milionów ludzi, Ty wkurwiasz się, że lesbijki nie są zainteresowane swoją własną kulturą, a one po prostu czasami nawet o niej nie wiedzą. To znaczy, że jest jakaś inna forma kultury lesbijek niż przykładowo serial “L Word”. To na serio dwa różne światy.

MW: Jesteśmy obok siebie, a komunikacji brak. Jakieś sygnały nie docierają. A mnie frustruje właśnie to, że wiele lesbijek nie interesuje się działaniem  wzmacniającym kobiety niehetero. To nie musi być jakiś wielki aktywizm. Wystarczy zainteresowanie, pojawienie się na wydarzeniu, które często jest darmowe, a więc dostępne. Choć rzeczywiście, zazwyczaj te wydarzenia zmuszają do refleksji, do przyjrzenia się też sobie. Mam poczucie, że ludziom zwyczajnie nie chce się tego robić. Pamiętam, jak kiedyś oglądałyśmy razem jakiś program prawicowy o społeczności LGBTQ+ i Ty powiedziałaś “No, to teraz macie przerąbane”. Zdziwiłam się i powiedziałam, że przecież też jesteś lesbijką i że razem mamy przerąbane. Odpowiedziałaś, że przecież nie jesteś aktywistką i nagonka PiSu na LGBTO+ Cię nie dotyczy. Pamiętasz?

J: Tak. Później to przemyślałam. Długo myślałam, że LGBTQ+ to nie ja. Że to właśnie aktywiści i aktywistki. Osoby, które chodzą na marsze równości, występują w mediach, są w organizacjach, demonstrują pod Sejmem. Że to oni prowokują i w związku z tym są zagrożeni, a nie osoba, dla której bycie lesbijką jest tylko jedną z jej cech, a nie czymś co jest na pierwszym planie.
Może to niepopularne, ale osobiście myślę, że partia rządząca nie obrałaby sobie takiego wroga jak społeczność LGBTQ+, gdyby nie pewne kontrowersyjne działania i zachowania członków środowiska LGBTQ+.

MW: Tu  się oczywiście nie zgadzamy, moim zdaniem, niezależnie od sposobu działań aktywistycznych były_ibyśmy na świeczniku – to pewnie będzie temat wielu naszych wspólnych rozmów. Natomiast teraz chciałabym lepiej zrozumieć w jaki sposób w ogóle widzisz aktywistki_tów LGBTQ+?

J: Chcę, żeby było jasne. Nie uważam, że aktywiści i aktywistki powinni siedzieć cicho, żeby nie zwracać uwagi na całą społeczność, ale jako osoba niezaangażowana w aktywizm uważam wiele jego form za agresywne i pozbawione szacunku do drugiego człowieka. Nie rozumiem aktów obrażających czyjeś wyznanie albo poglądy. Odrzuca mnie brak szacunku do drugiego człowieka. Rozumiem, że żyjemy w trudnym społeczeństwie, ale uderzanie w jego największe świętości uważam za niefajne zagranie, które może przynieść więcej szkody niż pożytku. Dla wielu osób TVP jest jedynym źródłem informacji. Zobacz, w jaki sposób jest tam przedstawiana społeczność LGBTQ+. Roznegliżowane i prowokujące seksualnie osoby na marszach, akcje obrażające symbole religijne. Nawet jeśli wiem, że to kropla w morzu form działania, to moja rodzina może tego tak nie widzieć, a z tym obrazem, jaki na temat środowiska osób LGBTQ+ mają w głowie, ja nie chcę być identyfikowana.

MW: Teraz uważasz siebie za członkinię społeczności LGBTQ+?

J: Tak. Obecna sytuacja polityczna sprawiła, że poczułam to poprzez poczucie zagrożenia. Jestem lesbijką, mam przyjaciółki, koleżanki, które są lesbijkami lub osobami bi. Partia rządząca mówi językiem, który może nastawić przeciwko każdej z nas sąsiada, koleżankę z pracy albo członka rodziny. Teraz to jest nasza wspólna sprawa. Może nie będę aktywistką, ale cieszę się z takich możliwości jak możliwość głosowania. Osoba, na którą głosowałam – dostała mandat poselski i wiem, że ta mądra kobieta będzie reprezentowała również interesy osób nieheteronormatywnych. Ostatnie wybory i to, co dzieje się teraz, jakoś mnie pobudziły do prostych działań, jak przynajmniej rozmowa ze znajomymi na temat obecnej sytuacji. Wcześniej nie rozmawialiśmy o polityce. 

MW: Jak dla mnie samo rozpoczęcie rozmowy i wzbudzenie w kimś refleksji na jakiś temat to już aktywizm. Wiesz, że ten wywiad to również forma aktywizmu? Dzielenie się swoim doświadczeniem pozwala innym ludziom na przyjrzenie się sobie, ktoś może się z Tobą zidentyfikować, ktoś może tu znaleźć dla siebie odpowiedź na nurtujące od dawna pytanie. Nie chcę Cię straszyć, ale możliwe, że zamieniasz się w aktywistkę.

J: Nie sądzę, żebym kiedykolwiek wyszła poza tego typu działania, ale jeśli to cokolwiek zmieni w czyimś sposobie myślenia na plus, to bardzo się cieszę. 

                                                                                                                                       Korekta: Maja Korzeniewska
                                                                          

Joanna – 40-latka pochodząca z północy Polski, pracuje w korporacji na warszawskim Mordorze. Jest jedną z osób, które na co dzień spotykasz w tramwaju w drodze do pracy i nie wiesz, że jest osobą zagrożoną obecną nagonkę na osoby LGBTQ+. Chciałaby, żeby ludzie zwyczajnie się szanowali. 

Magdalena Wielegołaska – aktywistka / lesbijka / feministka / współzałożycielka Stowarzyszenia Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* / działaczka na rzecz poszerzania wiedzy na temat leczniczego działania konopi / zaangażowana w Kręgi Kobiece i odzyskiwanie wewnętrznej, kobiecej Mocy / członkini Partii Zieloni / administratorka strony Strefa Les*/ współpracowniczka projektu A kultura LGBTQ+ nie poczeka!

      ——————

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka
.
I.   Manifest
1.   ManifestInstant. 
2.   Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry.
3.   Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II. Rozmowy wokół manifestu
1.  Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota.
2.  Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.  Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.  Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.  Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.  Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus.
7.  
Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk.
8.  Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdaleną Próchnik
9.  Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13. Co ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą
15. Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze politycznaRozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26.Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim
.
V.  EL*C. Wieden 2017
1.  Magdalena WielgołaskaOdzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2. Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3. Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4. Agnieszka MałgowskaPeformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie. 
6.  Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.

.
BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej

    ——————

Aktualne wiadomości na temat projektu znajdziesz na:

Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!
.

LESBIJSKA INSPIRA I Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek

Magdalena Wielgołaska: Rozmowy naszego cyklu toczą się wokół doświadczeń kobiet nieheteronormatywnych żyjących w Polsce, dlatego na początku chciałabym zapytać wprost: w jaki sposób określasz swoją tożsamość psychoseksualną?

Ada Smętek: Określam siebie jako kobietę o orientacji biseksualnej. Zaczęłam to odkrywać jako nastolatka i było to dla mnie dużym zaskoczeniem. Widziałam, że na przykład bardziej podobają mi się aktorki niż aktorzy. Pamiętam to uczucie zdziwienia. W tamtym okresie narzędziem, za pomocą którego mogłam sprawdzić o co chodzi z tym doświadczeniem i czy inni też tak mają, był Internet. Znałam już wtedy takie pojęcia jak orientacja homoseksualna, biseksualność  czy transpłciowość. Na edukacji seksualnej w szkole do dzisiaj nie można polegać, natomiast literaturę wprowadzającą w temat seksualności podsuwała mi moja matka. Tak więc znałam te pojęcia, ale nie wiedziałam, że w jakiś sposób mogą mnie dotyczyć i że w związku z tym może mnie dotknąć również wykluczenie ze względu na odmienność. Teraz już wiem, że zakochuję się w osobie, nie w płci. Jest to ściśle sprzężone z moim rozumieniem humanizmu.

MW: Wspomniałaś o Internecie. Co tam znalazłaś szukając dla siebie odpowiedzi jako nastolatka?

AS: Trafiłam na główne portale tęczowe dostępne w tamtym czasie w Polsce. Nie byłam aktywna na przykład na Kobiety-Kobietom, bo miałam wrażenie, że jest to bardzo hermetyczne miejsce i w jakiś sposób mi to nie odpowiadało. Czułam, że jest stricte stworzone dla lesbijek, żeby było jasne – nie mam o to pretensji, bo uważam, że lesbijki mają prawo do tworzenia swojej przestrzeni. Szukałam odpowiedzi na swoje pytania na ówczesnej Innej Stronie. Na te portale weszłam z dużą otwartością, natomiast bardzo przykro zaskoczyło mnie to, co tam znalazłam w odniesieniu do biseksualności. Dla nastolatki, która zaczyna siebie odkrywać i szuka odniesień, szokujące jest, kiedy zaczyna czytać, że jako osoba biseksualna jest szmatą, kurwą, że z założenia jest niegodna zaufania. Były to personalne odniesienia, a także przemyślenia osób, które kojarzyłam z pierwszych szeregów w Marszach Równości. W Krakowie byłam na dwóch marszach i myślę, że w swoim mieście więcej nie pójdę na Marsz Równości.

MW: Dlaczego? I czy jeździsz do innych miast na Marsze Równości?

AS: Ostatnio byłam w Płocku – zmotywowana wydarzeniami w Białymstoku. Na swoim pierwszym Marszu Równości w Krakowie byłam w 2006 roku, miałam 16 lat. Pamiętam, że w pewnym momencie zafurkotał mi obok ramienia wielki kawał betonu wyrwany z chodnika. Grozę sytuacji pojęłam dopiero wtedy, kiedy się odwróciłam i zobaczyłam, że był wielkości mojej głowy. Zdałam sobie sprawę, że to było wycelowane we mnie. Po prostu. Potem, jak szukałam jakichś relacji z tego marszu, trafiłam na stronę Red Watch i zobaczyłam, że wystarczyła minuta, a byłabym na zdjęciach, które były zrobione na marszu. Udało mi się szczęśliwie ani nie trafić na zdjęcia, ani nie dostać betonem w głowę, ale zorientowałam się, że ta nienawiść wobec mniejszości jest realna.

MW: Takie wydarzenia Cię zniechęcają czy wręcz przeciwnie?

AS: To drugie. Wspomnienie takich wydarzeń motywuje mnie na przykład do tego, żeby jechać na marsz do małej miejscowości. Marsz Równości z założenia ma być bezpieczną przestrzenią dla nastolatki, która chce machać tęczową flagą czy nastolatka chcącego dać publicznie buziaka swojej sympatii. Jeśli mam do wyboru, czy agresor mógłby stanąć naprzeciwko nich czy naprzeciw wkurzonej, stukilowej baby takiej ja, to wybieram to drugie. Niech stanie naprzeciwko mnie.

MW: Właśnie z takiego działania na pierwszej linii frontu się znamy.

AS: Tak, znamy się spod Sejmu, wtedy wróciłam do Partii Zieloni i już zostałam. Pamiętam dokładnie ten dzień: 12 lipca 2017. Uważam, że wszystkim należy zajmować się w sposób holistyczny i że działanie w partii daje do tego najlepsze narzędzia, bo to działanie społeczne z możliwością prób wprowadzania zmian ustawodawczych.

MW: Na ile aspekt tożsamości psychoseksualnej jest dla Ciebie ważny w działalności społeczno-politycznej?

AS: To bardzo ważny aspekt. Przede wszystkim uważam, że państwo jest dla ludzi, a nie ludzie dla państwa, więc to państwo musi być przede wszystkim przestrzenią, w której każdy obywatel i obywatelka ma czuć się bezpiecznie. Ja sama jestem teraz w komfortowej sytuacji, bo zakochałam się w mężczyźnie i jestem w heteronormatywnej relacji. Można mnie wziąć za osobę heteronormatywną, ale gdybym zakochała się w kobiecie, nie mogłabym spokojnie wziąć jej za rękę lub pocałować na ulicy – mogłaby nam grozić realna agresja. Nie ma mojej zgody na to, żeby ktokolwiek musiał się bać żyć otwarcie swoim życiem. Patrzę na państwo jako na organizm. Jeśli jeden organ nie działa, wszystkie potrzebują leczenia. Jeśli w tym kraju osoby o innej orientacji niż heteroseksualna nie mogą czuć się bezpiecznie, trzeba sprawdzić, dlaczego tak się dzieje i co trzeba zrobić, żeby było inaczej. Działanie politycznie daje mi więcej narzędzi, niż gdybym działała w lokalnym NGO-sie.

MW: Doświadczyłaś kiedyś bifobii w miejscu publicznym?

AS: Muszę powiedzieć, że nie. To ciekawe, bo zdałam sobie jakiś czas temu sprawę, że z bifobią spotykam się tak naprawdę praktycznie wyłącznie w środowisku osób LGBTQ+. Nigdy to nie były ataki na mnie, ale wynikało to z mojej ostrożności.

Po różnych przykrych sytuacjach i wypowiedziach znanych mi branżowych osób na temat osób bi, zauważyłam, że zaczęło w moim życiu dochodzić do sytuacji kuriozalnych. Na przykład na randkach, kiedy po trzech godzinach spotkania zdobywałam się na odwagę, żeby powiedzieć dziewczynie, że jestem bi,  okazywało się, że ona też i że obie bałyśmy się przyznać do tego. W człowieku zaczynają się kształtować mechanizmy prewencyjne, chroniące przed potencjalnym zranieniem, którego prawdopodobieństwo jest bardzo duże. Człowiek staje się  bardzo ostrożny.

Natomiast nie spotkałam się z nieprzyjemnymi sytuacjami w relacjach z osobami heteroseksualnymi. Mam poczucie, że wśród osób heteroseksualnych, paradoksalnie, biseksualność jest czymś akceptowanym, bardziej oswojonym. Biseksualność wśród moich znajomych hetero wzbudza ciekawość, a nie agresję.

MW: Zdarzyło Ci się kiedyś skłamać, żeby ominąć bifobię?

AS: Z natury jestem osobą, która nie lubi niedopowiedzeń czy tajemnic. Wolę nie pozostawiać niedomówień. Dlatego na pierwszej randce mówię na przykład o tym, że jestem osobą, która leczy się psychiatrycznie. Mam borderline personality disorder (BPD) i nawracającą depresję. Uważam, że to jest ważna informacja dla potencjalnego partnera lub partnerki. Mówię również o tym, że jestem biseksualna. Staram się nie czarować na pierwszej randce i nie udawać kogoś kim nie jestem. Uważam, że przedstawianie nieprawdziwej wersji siebie jest szkodliwe, bo jeśli relacja ma wyjść, to osoba pozna nasze różne twarze. Nie da się udawać całe życie.

MW: To w zasadzie podwójny i nieprosty coming out. Tożsamość psychoseksualna i choroba. Dla mnie przykre jest omijanie takich trudnych tematów w naszym tęczowym środowisku. Mam poczucie, że tęczowa społeczność chce, żeby całość społeczeństwa widziała nas – osoby LGBTQ+ – wyłącznie jako piękne, zdrowe, osiągające sukcesy, bez żadnych skaz i wad, żeby nie daj Zielony Borze, nikt nie mógł niczego znaleźć na całe środowisko. Tymczasem prawda jest taka, że wśród nas są osoby o różnym statusie społecznym, z różnymi chorobami dotykającymi ciało i psychikę – tak jak ma to miejsce w społeczeństwie, które po prostu składa się z bardzo różnych osób. Jako tęczowa społeczność udajemy, że tego nie ma i w związku z tym te osoby, które nie spełniają kryteriów – spychamy w cień, kiedy to właśnie im najbardziej potrzebne jest wsparcie naszego środowiska. Poruszamy teraz bardzo ważną sprawę i dziękuję Ci za odwagę.. Depresja, stany lękowe, nerwice, zaburzenia psychiczne innego typu dotykają niemałą część środowiska osób LGBTQ+. Często wynika to również z poczucia wyobcowania i wewnątrz środowiskowych fobii właśnie.

AS: Dokładnie. Organizacja, w której działam nie jest przypadkowa. To nie propaganda, bo naprawdę doświadczyłam tego, że Partia Zieloni jest miejscem, w którym nie ma stygmatyzacji. Słyszę wręcz zachętę: Dobra, Ada – to działaj na rzecz przeciwdziałania stygmatyzacji osób chorych psychicznie. Dostrzegam potrzebę działania w tej płaszczyźnie. Zresztą sama znasz Zielonych i wiesz, że można być w tym ugrupowaniu sobą. Zastanawiałam się, z czego to wynika i być może z tego, że Zieloni nie mają początku swojej historii tu, w Polsce, że przyniesiono do nas pewne dobre i działające praktyki z innych państw, gdzie prawa człowieka czy ekologia zajmują ważne miejsce w społecznej świadomości. Od Zielonych otrzymuję dużo wsparcia, nie tylko lokalnie i w kręgu znajomych. W tym miejscu chcę im wszystkim podziękować

MW: Czy kiedyś zdarzyło Ci się, żeby ktoś połączył Twoją tożsamość psychoseksualną i borderline?

AS: Nie zdarzyło mi się to. Myślę, że borderline i biseksualności raczej nie można ze sobą łączyć, ale jest to dobry moment, aby wtrącić coś o samym BPD. Nie będę się posługiwała definicjami medycznymi, bo łatwo je znaleźć gdzie indziej, ale opowiem krótko o tym, jak ja odczuwam moje zaburzenia. BPD to takie ciągłe stanie w rozkroku na rozdrożu, to dyktat kontrastowych, często sprzecznych impulsów. Miotają mną i ciągle zmieniają pod wpływem emocji. Myślę, że tu najbardziej niepokojąca dla osoby zaburzonej może być informacja, że BPD to takie balansowanie na krawędzi – po jednej jej stronie jest schizofrenia, a po drugiej nerwica. Jeżeli ktoś  zechce sobie poszerzyć wiedzę na temat borderline personality disorder, to polecam książkę duetu Jerold J. Kreisman i Hal Straus Nienawidzę cię, nie odchodź!.

MW: To dla mnie bardzo ciekawa perspektywa. Dziękuję, że się tym dzielisz. To tym bardziej daje mi do myślenia, że nasze tęczowe środowisko wiele traci odcinając osoby, które mogą pomóc zrozumieć pewne zjawiska i tym samym przyczynić się do prawdziwej otwartości, różnorodności i równości w naszej społeczności.

AS: Nie mam wykształcenia wyższego i pracuję jako sprzedawczyni, jednak w związku z tym nie czuję się mniej wartościowa i nie odbieram sobie prawa do aktywnego działania na pierwszej linii frontu. Moim zasobem są moje doświadczenia i uważam, że doświadczenia każdego człowieka są ważne i zasługują na szacunek. Doceniając te  bardzo różnorodne doświadczenia możemy skutecznie działać i wymieniać się.

MW: Takie doświadczenia, jak Twoje, pokazują sytuacje, którym trzeba przeciwdziałać. Wyraźnie rysują miejsca zaniedbane i wymagające interwencji.

AS: Dokładnie tak. Dlatego sama jestem szczególnie uwrażliwiona na kwestię samobójstw, szczególnie wśród młodzieży, w tym młodzieży LGBTQ+. Korzystając z okazji wplotę ten wątek do naszej rozmowy. Chciałabym przytoczyć bardzo ważne statystyki: w 2018 roku więcej osób zginęło z własnej ręki niż w wypadkach komunikacyjnych.

MW: To mocna informacja.

AS: Tak. Bardzo często mówi się o piratach drogowych, o Akcji Znicz i tak dalej, ale na przykład telefon zaufania czynny całą dobę dla dzieci i młodzieży nie jest już finansowany z budżetu państwa. Jest finansowany przez darczyńców. Statystyki są też straszne, jeśli chodzi o pomoc dla dzieci i młodzieży. Za około 10 lat w całym kraju będzie mniej niż trzydziestu lekarzy o specjalizacji psychiatria dzieci i młodzieży.

MW: Jak myślisz, dlaczego tak się dzieje?

AS: Moim zdaniem, dla młodego lekarza wybierającego specjalizację, psychiatria osób dorosłych jest atrakcyjniejsza. Problemy dzieci i młodzieży mogą się wydawać zbyt przytłaczające. Liczba psychiatrów dzieci i młodzieży spada. Jeżeli państwo odcina się od tego, to problem narasta i będzie narastał.

W każdym z nas jest duża niezgoda na krzywdzenie dziecka, ale ważne jest także to, żebyśmy zdawały i zdawali sobie sprawę z tego, że także depresja jest niebezpieczną i śmiertelną chorobą. Musimy zauważać, że występuje nie tylko u dorosłych, ale też często zdarza się u dzieci. Dotyczy to zwłaszcza młodzieży nieheteronormatywnej, która jest teraz może bardziej świadoma niż nasze pokolenie lub pokolenia starsze w kwestii własnej tożsamości, ale żyje w takim kraju i w takich czasach, gdzie przyzwolenie na agresję i prymat religii są realnym zagrożeniem.

MW: Co możemy zrobić teraz, żeby cokolwiek zmienić?

AS: Przede wszystkim chciałabym powiedzieć osobom, które mają stany obniżonego nastroju (utrzymujące się lub okresowe), osobom chorującym na depresję, mającym stany lękowe – jeżeli jesteście w takim stanie, że myślicie o targnięciu się na swoje życie, to są miejsca, w których możecie uzyskać pomoc. Nawet jeśli wydaje się wam, że nie macie do kogo się zwrócić, to możecie chociażby zadzwonić na pogotowie ratunkowe i pomoc zostanie wam udzielona. Nasilone myśli samobójcze to ZAWSZE powód do niepokoju, a dla personelu medycznego (np. na SOR-ze) to oczywisty powód do udzielenia natychmiastowej pomocy. Jeśli wiecie, że osoba bliska miewa myśli samobójcze, nawet jeśli ta osoba sama to trywializuje, to jest to wskazanie do udania się po pomoc do specjalisty. To jest bardzo poważna sytuacja, której nie można lekceważyć.

MW: Pozostaje także kwestia o zadbanie o osoby, które są blisko związane z osobą, która popełniła samobójstwo.

AS: Dokładnie. Mówi się, że jedno samobójstwo pociąga za sobą kilka innych. Pomoc należy się osobom bliskim, ale nie tylko. Także na przykład wszystkim uczniom, jeśli w szkole jedno z dzieci odebrało sobie życie. Czyjeś samobójstwo niesie niewyobrażalne skutki dla bardzo dużej liczby osób. Często nie zdajemy sobie sprawy, jak szerokie kręgi społecznie to zatacza.

Jeżeli pytasz, jak moim zdaniem zadbać o dzieci, których koleżanka lub kolega popełniła/popełnił samobójstwo, to uważam, że jest to pytanie o procedury. Powinniśmy mieć wiedzę, że takie procedury ma już opracowane Polskie Towarzystwo Suicydologiczne i powinny po nie sięgać szkoły, środowiska, w których zdarzyła się tragedia.

Reasumując – po pierwsze potrzebna jest nam większa otwartość na różnorodność i uważniejsze wzajemne słuchanie, bez oceniania. Po drugie reagowanie, kiedy dalsza lub bliższa osoba zachowuje się tak, że istnieje możliwość targnięcia się na własne życie. Wreszcie konieczne jest profesjonalne wsparcie w środowisku będącym w pobliżu osoby, która odebrała sobie życie. Życie jest naszą bezcenną wartością.

MW: Bardzo dziękuję za rozmowę i otwartość. Czy jest coś, co chcesz dodać?

AS: Tak. Zawsze ma znaczenie to, czy kogoś ocenisz, wykluczysz. Chcę też zacytować Nelsona Mandelę, który powiedział: Choć tak różni, jesteśmy jednością. Jesteśmy ludem tęczy.

MW: Na koniec podajemy miejsca, w których możecie znaleźć pomoc lub więcej informacji, jeśli zmagacie się z depresją, myślami samobójczymi, przemocą i innymi skrajnymi sytuacjami.

Korekta: Maja Korzeniewska

Polskie Towarzystwo Suicydologiczne
Telefon zaufania dla dzieci i młodzieży
Ważne telefony antydepresyjne
Ogólnopolskie Pogotowie dla Ofiar Przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia”

———————–

Ada Smętek (1989) – humanistka, aktywistka ekologiczno-polityczna, członkini Partii Zieloni, rodowita krakowianka. 

Magdalena Wielgołaska – aktywistka / lesbijka / feministka / współzałożycielka Stowarzyszenia na rzecz Osób LGBT Tolerado / działaczka na rzecz poszerzania wiedzy na temat leczniczego działania konopi / zaangażowana w Kręgi Kobiece i odzyskiwanie wewnętrznej, kobiecej Mocy / wartościami i zawodowo związana z Partią Zieloni/ założycielka strony Strefa Les*/ współpracowniczka projektu A kultura LGBTQ+ nie poczeka! Stowarzyszenie Sistrum, Przestrzeń Kultury Lesbijskiej*

——————————————————

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka
.
I.   Manifest
1.   ManifestInstant. 
2.   Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry.
3.   Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II. Rozmowy wokół manifestu
1.  Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota.
2.  Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.  Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.  Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.  Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.  Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus.
7.  
Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk.
8.  Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdaleną Próchnik
9.  Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13. Co ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą
15. Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze politycznaRozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26.Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim
.
V.  EL*C. Wieden 2017
1.  Magdalena WielgołaskaOdzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2. Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3. Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4. Agnieszka MałgowskaPeformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie. 
6.  Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.

.
BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej

—————————————–

Aktualne wiadomości na temat projektu znajdziesz na:

Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!
.

Kontakt: [email protected]

LESBIJSKA INSPIRA I Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie.

Monika Rak: Ostatnio spotkałyśmy się na EL*C w Kijowie, po kilku latach niewidzenia. A poznałyśmy się w 2015 roku przy okazji projektu Kobieta NieheteronormatywnaWtedy do wywiadu nie podałaś nazwiska i nie pokazałaś twarzy. Co się zmieniło od tamtego czasu?

Aneta Bilnicka: Wtedy nie byłam gotowa na coming out. O mojej orientacji wiedziała niewielka grupa znajomych. W pracy też nie mówiłam, bo bałam się, że mnie zwolnią. Rodzina nie miała oficjalnej informacji, ale może ktoś się domyślał. Nie miałam odwagi mówić o tym wprost. Teraz jestem całkowicie wyautowana. Traktuję orientację jako część mojej tożsamości. Myślę, że to konsekwencja mojego feminizmu i aktywizmu. To mnie otworzyło emocjonalnie i dało siłę. Poczułam, że przynależę do grupy i nie jestem sama.

MR: Jak długo to trwało?

AB: Zajęło mi to 4 lata, to był proces. Nie było specjalnego przełomu. Chyba, że uznamy za przełom sytuację, która zadziała się wbrew mojej woli. Myślę o artykule w pewnej gazecie – nie podam nazwy. Podczas rozmowy była przyjazna atmosfera, więc się otworzyłam i powiedziałam o swojej orientacji. Nie dostałam wywiadu do autoryzacji, opublikowano go ze zdjęciem i podpisem, że Aneta jest przed ostatnim skokiem, coming outem przed rodziną. Jak zobaczyłam tę publikację, to szybko coming out zrobiłam, lepsze to, niż informacja z gazety. Mam ją do tej pory. Do pierwszego coming outu zmusiła mnie sytuacja, a potem już poszło.

MR: Takie przymusowe autowanie jest przemocą. Gazeta została bezkarna?

AB: Kilkoro znajomych zadzwoniło wtedy do mnie z pytaniem, czy o tym wiem, a jedna osoba z mojego otoczenia zadzwoniła do redakcji i “zrobiła dym”, było zamieszanie, przepraszanie. Skończyło się na tym, że w wersji elektronicznej dostępnej w internecie, moje zdjęcie zostało usunięte. Dobre i to. Zgadzam się, że była to sytuacja przemocowa.

MR: W tym czasie działałaś w organizacjach, w nazwie których nie ma nic, co sugerowałoby związek z kobietami nieheteroseksualnymi czy tęczową tematyką. Jak się tam znalazłaś?

AB: Stowarzyszenie Strefa Wenus z Milo, bo o nim mówisz przede wszystkim, współzakładałam. Miało być przestrzenią dla kobiet z niepełnosprawnościami, bo z moich doświadczeń w organizacjach feministycznych wiedziałam, że nie było w nich perspektywy osób z niepełnosprawnościami, natomiast w organizacjach dla osób z niepełnosprawnościami nie było perspektywy feministycznej. My próbowałyśmy to połączyć. To nam przyświecało na początku, dopiero po roku pojawiły się tematy tożsamości seksualnej i tęczowej, przede wszystkim lesbijskie.

MR: Dlaczego w ogóle się pojawiły?

AB: To było w czasie, kiedy zaczęłam głośniej mówić o swojej tożsamości, o tym, że jestem lesbijką i okazało się, że temat nie tylko mnie dotyczy.

MR: Nadal skupiasz się na tym temacie?

AB: Teraz zaczynam mieć inne priorytety i moje drogi z organizacją się rozeszły. Ale to kawał mojego życia, 5 lat współpracowałyśmy i zrobiłyśmy wiele wspaniałych projektów razem. Na przykład w zeszłym roku powstał Raport, którego jestem współautorką, opisujący  problemy, z jakimi borykają się osoby z powodu ich rzeczywistej lub postrzeganej niepełnosprawności i orientacji seksualnej, tożsamości płciowej lub statusu interseksualnego. 

MR: Odeszłaś ze Strefy Wenus z Milo, a stowarzyszenie właśnie się zamknęło.

AB: Tak się jakoś stało, ale chcę podkreślić, że nie skończyłam działalności na rzecz kobiet z niepełnosprawnością, jest jeszcze bardzo wiele do zrobienia. I będę na pewno jeszcze do tego wracać, ale w innych konfiguracjach.

MR: Czyli nie chcesz odstawić aktywizmu?

AB: Wracam właśnie z tygodniowego urlopu. Myślałam, żeby odstawić aktywizm. Ale po 4 dniach wiedziałam, że nic z tego odstawienia nie będzie. Za bardzo to we mnie siedzi. Zresztą dostałam propozycję od organizacji, która zajmuje się tęczową tematyką. Rozważam to.

MR: Rozumiem, że na razie nie chcesz mówić, co to za organizacja. Powiedz więc, co Cię przy tym aktywizmie trzyma? Co jest w tym kręcącego?

AB: Poznaje się świetne dziewczyny, z którymi można robić projekty albo aktywistyczne, albo biznesowe. Aktywizm tęczowy daje mi też przynależność do grupy i poczucie, że mam możliwość wpływu na działania w sprawie. Mogę się sprzeciwić albo wyrazić aprobatę. Czuję sprawstwo. Praca społeczna jest oczywiście męcząca, ale daje dużo satysfakcji. Dla mnie aktywizm to powód do dumy.

MR: Poznawanie świetnych dziewczyn, jako zysk z aktywizmu, bardzo mi się podoba. [śmiech] Dużo dziewczyn z całego świata poznałyśmy w Kijowie na konferencji. Czym był dla Ciebie ten wyjazd?

AB: Myślałam o tym. Zdarzyło się kilka rzeczy. Mogłam na przykład spotkać znajome po kilku latach niewidzenia [śmiech], bo w Polsce jakoś nie było okazji.

MR: Paradoksalnie.

AB: Na mnie szczególne wrażenie zrobił wykład, którego tematem było słowo “lesbijka”. Dziewczyny opowiadały swoje historie, mówiły, co im daje bycie lesbijką. Złapałam się na tym, że w rozmowach podczas konferencji mówiłam o sobie “gay”. Uderzyło mnie, że wolałam omijać słowo “lesbijka”, bo ma złe skojarzenia, nawet w mojej głowie aktywistycznej. Wolałam użyć zamiennika. Po tej konferencji zaczęłam używać słowa “lesbijka”, poczułam jego godność, zyskało właściwe miejsce w moim życiu. Gdy wróciłam do domu, to wygrzebałam notatki z kursu dla liderek. Tam było ćwiczenie, w którym musiałam wielokrotnie opisywać swoją tożsamość, było tam wszystko, kobieta, aktywistka, gitarzystka… lesbijki nie było. Wtedy nawet nie napisałam nic tęczowego, żadnego LGBTQ+. Dziś napisałabym “lesbijka” jako pierwsze słowo.

MR: Uciekanie od słowa “lesbijka” w Polsce jest typowe. Jakby to było obraźliwe. Moim zdaniem zmiana tego myślenia to ważne zadanie działackie. Ciekawi mnie, jakie miałaś konkretnie złe skojarzenia ze słowem “lesbijka”? Czy ze słowem “gej” nie masz niedobrych skojarzeń?

AB: Bałam się tego słowa, jeszcze jako młoda dziewczyna miałam w głowie stereotyp lesbijki. [śmiech]. Lesbijka ma krótkie włosy, koszulę w kratę i – oczywiście – nienawidzi mężczyzn. To krzywdzący stereotyp i nie chciałam być z nim utożsamiana, po ludzku bałam się zaszufladkowania. To zmiany we mnie, nie w środowisku czy otoczeniu, wpłynęły na zmianę mojej postawy. Jestem dumna z tego słowa i wiem, że jesteśmy różnorodne, niektóre z nas będą potwierdzać ten stereotyp, inne mu zaprzeczać. Ważne, że wiem, kim jestem i odnajduję się w tej grupie. A geje? Istnieją w przestrzeni publicznej, są wyoutowanymi politykami, przedsiębiorcami. Kiedy rozmawia się o związkach partnerskich to raczej w kontekście gejów niż lesbijek. Łatwiej użyć słowa/określenia, które funkcjonuje i ma się dobrze. Powszechnie znane twarze, piosenki, teledyski – tam są geje, nie lesbijki. Potrzebujemy Polskiej Ellen DeGeneres [śmiech], potrzebujemy więcej lesbijek w przestrzeni medialnej, publicznej. Ludzie boją się tego, czego nie znają, więc dobrze byłoby stworzyć więcej okazji do poznania nas, występujemy w rolach specjalistek, ekspertek, we wszystkich rolach! Ale widać jakiś wycinek, coś albo sensacyjnego albo potwierdzającego stereotyp. To już nudne, dlatego cieszę się, że jest taki projekt jak Wasz.

MR: Jeszcze dopytam: czy wartości słowa “lesbijka” nie dało się jednak odzyskać w Polsce? Dopiero międzynarodowa konferencja może to uświadomić?

AB: Pytanie pocisk… Może nie chodzi o miejsce czy wydarzenie, a konkretne doświadczenia. W tym wypadku zetknięcie się z 350-cioma lesbijkami, z dyskusjami, rozmowami i przykładami działań w różnych miejscach świata. Wierzę, że w Polsce jest możliwe odzyskanie wartości słowa “lesbijka” i nie trzeba konferencji.

MR: Uff, to kamień z serca. [śmiech] To skupmy się chwilę na konferencji.  Coś Cię zaskoczyło w Kijowie?

AB: Tak, choć nie wiem, czego się spodziewałam po tej konferencji. Chyba pojechałam tam trochę z ciekawości i trochę z przerażeniem, bo nie oczekiwałam miłego przywitania przez Ukraińców. Zaskoczyło mnie, jak dużo było dziewczyn z Ukrainy, jak w ogóle wiele osób przyjechało do Kijowa. Zdziwiło mnie, że potrafiłyśmy tak otwarcie ze sobą rozmawiać, w przyjaznej atmosferze dzielić się swoimi doświadczeniami. Ale najbardziej zaskoczyła mnie liczba uczestniczek. Wcześniej nie miałam okazji być na wydarzeniu, na którym naraz było tyle lesbijek, na dodatek w jednym hotelu. Bez problemu mogłam porozmawiać z lesbijkami z różnych krajów, albo choć podsłuchać, o czym mówią [śmiech], jak widzą różne tematy.

MR: Spędzałyśmy ze sobą całe dnie, w jednym hotelu, z powodu bezpieczeństwa. Inaczej niż w Wiedniu 2 lata temu.

AB: Właśnie, zaskoczyła mnie ukraińska policja, stanęli na wysokości zadania, żaden policjant na nas krzywo nie patrzył. Nic też się złego nie stało.

MR: Mnie też to zdziwiło. Spodziewałam się zadymy.

AB: Największym jednak zaskoczeniem była dla mnie sama konferencja, bo o poprzedniej nie wiedziałam, w ogóle nie wiedziałam, że takie imprezy są organizowane, że gdzieś w Europie jest konferencja tylko dla lesbijek. To, w czym brałam udział, dotarło do mnie dopiero wtedy, kiedy wyjeżdżałam.

MR: A czegoś Ci zabrakło?

AB: Ciągle wśród lesbijek nie podejmuje się pewnych tematów. Dowiedziałam się, że wcześniej na EL*C nie było na panelach kwestii niepełnosprawności. Cieszę się, że miałam możliwość o tym mówić. Zwłaszcza, że niepełnosprawności i nieheteroseksualność to naprawdę bardzo złożona sprawa. Jest tak dużo odcieni, że uczciwie mogę mówić tylko o swoim przypadku. Myślę, że największą “bolączką” jest seksualność kobiet z niepełnosprawnościami, szczególnie z niepełnosprawnością intelektualną, tu dochodzą też tematy ubezwłasnowolnienia. W świadomości społecznej problemem jest nadanie osobom z niepełnosprawnością praw do decydowania o sobie, a co dopiero sprawa odmiennej orientacji.

MR: To się ludziom nie mieści w głowach. Wielu niepełnosprawność nie łączy się z seksualnością.

AB: To idzie dalej. Jest mnóstwo ekspertów, nawet ekspertek, które nie tylko nie uwzględniają seksualności, nie uwzględniają też płci. Kiedyś miałam rozmowę po opublikowaniu jednego z raportów i usłyszałam pytanie, po co piszę o płci, skoro tematem jest niepełnosprawność. Gdy zapytałam, czy płeć w niepełnosprawności nie ma znaczenia – usłyszałam, że nie ma. To oznacza, że w dowodzie osoba niepełnosprawna zamiast K lub M ma mieć napisane N? Takie kurioza się zdarzają.

MR: Są też inne?

AB: Tak, na przykład mierzenie się z wzorcem Matki Polki. Jeśli kobiety mają widoczną niepełnosprawność, to często zwalnia się je z obowiązku macierzyńskiego. Na porządku dziennym jest sterylizacja kobiet z niepełnosprawnością intelektualną.  Nie wiem, czy one mają tego świadomość, ale mogą mieć, tymczasem rodziny podejmują za nie decyzję.

MR: Aż strach pomyśleć.

AB: Ale tak jest. Gdy byłam nastolatką, mnie również wrzucano do worka z niepełnosprawnością intelektualną, z racji – jak sądzę – mojego nienormatywnego wyglądu i małomówności. Mało się odzywałam, a jak już mówiłam, to niewyraźnie. Dla wielu było oczywiste, że mało kumam. A kumałam wszystko. [śmiech] W nowych sytuacjach byłam bardzo nieśmiała i zdystansowana. Nawet teraz, w wieku 32 lat, po 11 operacjach plastycznych, które sprawiły, że mój wygląd nie odbiega zbytnio od “normy”, stresują mnie ekspozycje społeczne, wystąpienia, a ponieważ mam wymagającą pracę, takie sytuacje to niemal codzienność. Walczę z tym i myślę, że więcej mam ograniczeń i następstw niepełnosprawności w głowie, niż faktycznie widać na zewnątrz. Nie zrażam się tym, tylko robię swoje. Może właśnie dlatego bardziej rozumiem osoby z niepełnosprawnością niewidoczną. Z jednej strony, w niektórych sytuacjach, muszą “udowadniać” swoja niepełnosprawność, gdy chcą skorzystać z ulg czy udogodnień dla OzN. To bywa frustrujące. Z drugiej strony mogą czuć się sprawne. Potrzeba czasu, żeby pogodzić to w sobie, te dwie tożsamości, które na pozór się wykluczają, ale dla mnie jest możliwe pomieszczenie obu. Zwyczajnie myślę o sobie jak o kobiecie z doświadczeniem niepełnosprawności. Moim zdaniem wszystko robi się jasne.

MR: Jak zawsze wiele jest do zrobienia. Trudno robić wszystko. Co byś więc chciała teraz wywalczyć jako aktywistka, dla siebie i dla kobiet nieheteronormatywnych z niepełnosprawnościami?

AB: Teraz chcę wywalczyć przyszłość dla siebie i mojej partnerki. Bo takiej przyszłości nie ma. Myślę o walce o związki partnerskie. Uważam, że w tej sprawie kobiety powinny robić więcej, brać sprawy w swoje ręce. Jak nie będziemy się solidaryzować, łączyć feminizmu z aktywizmem tęczowym, to daleko nie zajdziemy. Za 10 lat będziemy w tym samym miejscu. Wyobraź sobie, jak życie byłoby łatwiejsze, gdybyśmy miały prawo do informacji o stanie zdrowia, ustawowego dziedziczenia bez opodatkowania, wspólności majątkowej i wspólnego rozliczania podatków czy objęcia partnerki ubezpieczeniem w ZUS.

MR: Tak, ale walcząc o związki partnerskie musisz się przyłączyć do organizacji tęczowej, a nie stricte lesbijskiej. A w grupach LGBTowskich bywa problem z feminizmem. Ten cykl powstał między innymi właśnie z powodu gejowskiego mizoginizmu.

AB: Myślę, że są dwie drogi aktywizmu tęczowego: zaangażować się w działania organizacji stricte lesbijskich lub organizacji LGBTQ+ i wnosić perspektywę feministyczną, dbać o to, aby sprawy lesbijek nie były pomijane. Ciekawe co Ty o tym sądzisz? Dla mnie podstawowym warunkiem zaangażowania jest dostępność w sensie fizycznym. Na przykład mieszkając w Krakowie działam w organizacjach, które są na miejscu, jest wtedy dużo łatwiej się spotkać, planować i przeprowadzić działania. Potrzebowałabym “instrukcji”, jak mogłabym angażować się zdalnie w działalność organizacji lesbijskich, co mogę zrobić, choćby dla Stowarzyszenia Sistrum – Przestrzeń Kultury Lesbijskiej?

MR: O tym pogadamy później. [śmiech] Podobnie jak niepełnosprawność, tęczowość także ma płeć. W mieszanych grupach problem się zamazuje, albo trzeba jednocześnie przepracowywać dwie sprawy. Na płeć brakuje zwykle czasu. Poza tym robota feministyczna wśród konserwatywnych tęczowców to harówka, która zabiera energię na inne działania, a niczego nie zmienia. Mam mnóstwo takich doświadczeń. Czy Ty miałaś trudne feministycznie sytuacje w społeczności LGBTQ+?

AB: Codziennie mam takie trudne feministycznie sytuacje, choć bardziej zawodowe. Ciągle aktualne jest zdanie, które niedawno przeczytałam: “Powszechnie wiadomo, że aby kobieta była w połowie tak dobra jak mężczyzna, musi być od niego dwa razy lepsza”. Pytanie, ile razy lepsza jest kobieta od swego kolegi w pracy? Jako kobieta czuję, że bez względu na to, ile umiem i zrobię, to zawsze za mało i nie wystarczająco dobrze, bo są takie sprawy, które mężczyzna z racji swojej płci “załatwi szybciej”. To mnie złości. Ten gniew mnie napędza, mobilizuje, ale to jest dobre tylko na chwilę. Na dłuższą metę to wypala wewnętrznie i zwyczajnie szkodzi zdrowiu. Utrudnia mi życie i mojemu otoczeniu. Zmęczona jestem udowadnianiem, że umiem tyle co mężczyźni. Dlatego ostatnio robię tyle samo i szanuję bardzo swój czas, i dobrze się z tym czuję.

MR: Jakie masz doświadczenia z równością płci w tęczowym świecie?

AB: Muszę powiedzieć, że dotychczas nie zwracałam na to uwagi. Mam duży poziom tolerancji na zachowania w społecznościach, w których czuję się bezpiecznie. Gdy coś problematycznego zauważam, to dopiero po jakimś czasie zaczynam to analizować. Być może były trudne feministycznie sytuacje w moich relacjach tęczowych, ale interpretuję je z opóźnieniem. Nie jestem na to wyczulona. Myślę, że tu sobie odpuszczam. To dowód, ile mam jeszcze do przemyślenia, a Wy – do zrobienia. Chociażby takimi wywiadami.

MR: To prawda, że bezpieczeństwo, jakie daje grupa, z którą łączy nas wspólny los oraz deklarowane wartości, czasem usypia naszą czujność. Tyle się zmagamy w świecie, że myślimy, że już tu nie trzeba walczyć. A trzeba. Dlatego powstał Manifest i cykl Lesbijskiej Inspiry.

AB: Powiedz, kto jest odbiorcą tego cyklu?

MR: Czytają go bardzo różne osoby – od środowiska naukowego, po lesbijki* imprezowiczki, także chłopaki feministyczne, heteryczki zainteresowane tematem. Każda osoba, która dała wywiad, poszerza tzw. target. Staramy się, żeby rozmowy były osobistym znakiem, prywatnym świadectwem. Uważamy, że każda lesbijska* perspektywa jest interesująca.

AB: No właśnie, coś sobie uświadamiam. Pamiętam, że gdy miałam 18 lat i mieszkałam w małej miejscowości, słyszałam o tych feministkach, aktywistkach, myślałam, że to kobiety około 30-tki, wykształcone, niezależne, z zamożnych rodzin. Zawsze ciekawiło mnie, z czego żyją, gdzie pracują. Wydawało mi się, że nie mają problemów, chodzą i robią awantury. To był dla mnie elitarny świat kobiet. Nie miałam pojęcia, że to taki zróżnicowany świat. W życiu nie myślałam, że będę feministką i aktywistką. Teraz wiem, że to są zwykłe, ale wyjątkowe dziewczyny, kobiety. Łączą pracę korporacyjną z trzecim sektorem, pracują w urzędach i działają wolontaryjnie, albo wyjeżdżają za granicę, żeby zarobić i wracają, żeby działać społecznie. To nie jest wąska grupa kobiet, nie trzeba mieć zaproszenia do działania. Ale żeby tu trafić, trzeba na początku wytężyć wzrok i słuch, żeby znaleźć feministyczne skupiska. Dziś, gdy ktoś w małej miejscowości czyta takie wywiady, może sobie pomyśleć: to mogę być ja. Czasem potrzebujemy impulsu, informacji, czegoś co pozwoli podjąć decyzję i wiedzieć, gdzie zacząć.

MR: Bo feministki siedzą w podziemiach, jak w “Seksmisji”. [śmiech]

AB: Wiesz, jak szukałam feministek, nie było miejsca i okazji, by jakoś je poznać. Nie wiedziałam, jak się do nich dostać. Zabrakło mi dni otwartych w organizacjach feministycznych.

MR: W końcu jednak trafiłaś do feministek.

AB: Tak. Mój aktywizm feministyczny zaczął się w grupie krakowskiej Manify. Ale było trudno. Początkowo nie mogłam pojąć tej różnorodności, nie odzywałam się, nie wiedziałam, jak się do nich zwrócić. Pierwszy raz spotkałam się z określeniem cisnormatywność, czy zwracaniem się per “osoba”, zamiast użyć imienia lub formy on/ona. Skąd miałam wiedzieć o tym wszystkim, o czym feministki mówią? Edukacja nie uwzględnia takiej różnorodności, a szkoda. Uczyłam się więc sama tego środowiska, to był trening uważnego słuchania. Przeszukiwałam internet. Dużo się też dowiedziałam o sobie, musiałam na nowo przemyśleć swoją tolerancję, zmienić postrzeganie świata. Uważam to za jedną z piękniejszych lekcji życia.

MR: Kiedy poczułaś przełom?

AB: Kiedy poszłam na pierwszą Manifę, którą współorganizowałam. Zatańczyłam taniec One Bilion Rising i poczułam siłę, gdy zobaczyłam, że na nasze wydarzenie przyszło kilkaset kobiet. Zrobiłyśmy sporą demonstrację feministyczną, a było nas w Komitecie może 11 osób. Pomyślałam wtedy, że to jest właśnie aktywizm. I mnie wciągnęło. Zajmowałam się organizacją kilku wydarzeń, na przykład do One Bilion Rising-Kraków, powstała nawet, chyba w 2016 roku, choreografia dostosowana do potrzeb kobiet poruszających się na wózkach inwalidzkich. To było ważne dla całej grupy. Uświadomiłyśmy sobie, że możemy dostosować każdy program, by wspólnie walczyć przeciw przemocy. O to właśnie chodzi – o solidarność, jednoczenie się i pracęa na potencjale.

MR: Rozumiem, że Ciebie ukształtowała współpraca z kobietami?

AB: Oczywiście. Najbardziej w życiu pomogły mi kobiety, także wtedy, gdy wpadałam w tarapaty. Moimi mentorkami zawodowymi też były kobiety. To kobiety z mojej rodziny mnie motywowały i ukształtowały, to dzięki nim nigdy się nie poddaję. Szczególnie moja babcia, której nie znałam za bardzo, bo umarła, gdy miałam 7 lat, ale wciąż żyje w pamięci ludzi, którzy ją znali. Zawsze porównują mnie do babci, gdy zrobię coś szalonego. Ona też tak robiła, gdy coś ważnego działo się we wsi, biegła walczyć. To mnie podbudowało, że nie urwałam się jak “filip z konopi”, że moja babka była aktywistką-feministką! Choć na pewno tak się tego wtedy nie nazywało. Cieszy mnie, że w mojej rodzinie były fajterki. Mojej mamie też wiele zawdzięczam, to od niej uczyłam się znaczenia słowa “godność”. Jestem jej za to bardzo wdzięczna. Wierzę, że cokolwiek mnie jeszcze spotka w życiu, będę gotowa stawić temu czoła, nie poddam się bez walki. Brzmi bojowo?

MR: Brzmi dobrze. A Ty kontynuujesz tradycję.

AB: Tak, myślę, że tak. Moja mama też jest feministką, choć ucieka od tego słowa, gdybym to jej powiedziała, pewnie by się obraziła. [śmiech] Jednak tak widzę to, co robi. Chciałaby, żeby kobiety były traktowane na równi z mężczyznami, wyłapuje szowinistyczne żarty czy niesprawiedliwe traktowanie. Jest świadoma tych mechanizmów i nie zgadza się na to. Jedyne czym się różnimy to to, że ja mam więcej okazji do działania i sama sobie okazję stwarzam.

MR: Feministki nie chcą nazywać się feministkami, jak niektóre kobiety, które żyją z kobietami, nie chcą nazywać się lesbijkami*. Uczulenie na słowa, pod które podłączane są wyobrażenia i stereotypy, które odpychają.

AB: No tak, uczulenie na słowo może mieć różne źródła, często są to stereotypy, a wśród feministek są również heteroseksualne kobiety, które mają rodzinę i dzieci, a wychodzi na to, że działają tylko bezdzietne lesbijki.

MR: Dla ścisłości lesbijki też są dzietne.

AB: Właśnie! Aktywizm feministyczny to bezustanna praca ze schematami. Także w sobie.

MR: Prawda. A masz „złotą myśl”, która towarzyszy teraz Twojej aktywności?

AB: Moja złota myśl, którą zdaje się wyraziłam podczas Twojego warsztatu w Kijowie,  wisi na mojej lodówce: Nie to, co osiągasz, ale to co przezwyciężasz, definiuje Twoje życie (karierę). Każdy ma w swoim życiu rzeczy, które go blokują, żeby iść naprzód, trzeba to pokonać. Ja bym chciała z moją partnerką żyć w związku partnerskim, nawet małżeńskim, a nie mogę tego zrobić. Myślę więc, że swoje siły w najbliższym czasie wykorzystam, by to zmienić.

MR: Masz tyle siły?

AB: Mam. Ostatnio rozmawiałam z moimi znajomymi z Katowic, które mówią, że tyle energii spalam na ten aktywizm, im by się nie chciało. Może bym wpadała i coś zadziałała. A to tak nie działa, potrzebujemy solidarności, działania na miejscu. Ale nie umiałam ich przekonać. Zastanawiam się nadal, jak to zrobić.

MR: To bardzo trudne. Z mojego doświadczenie wiem, że wiele dziewczyn chce być przezroczysta, żyć normalnie, nie narażać się, mieć święty spokój i żyć po mieszczańsku. Liczą, że ktosia wszystko załatwi. Rozumiem, że nie każda może być działaczką, ale jeśli nie może, to są inne formy wsparcia. Można pomóc finansowo lub obecnością na wydarzeniach.

AB: Trzeba te różne przykłady aktywizmu rozpowszechniać! Zdaję sobie sprawę, że nie każdy musi działać tak jak ja, ale dobrze by było mieć listę przykładowych działań aktywistycznych dla innych – dla każdego coś dobrego.  

MR: A kiedy już wywalczysz to, co sobie zaplanowałaś, przekonasz nieprzekonane, to nadal będziesz aktywistką?

AB: Dobre pytanie. [śmiech] Chyba tak, jak mówiłam, aktywizm jest w pewnym sensie moim uzależnieniem. Muszę to robić. Albo w takiej albo w innej sprawie. Jak za 10-15 lat wszystko będzie załatwione, może znajdę kolejny temat. Na przykład lesbijki 60+.

MR: To akurat się załapię. Wtedy będzie już wiele emerytowanych aktywistek. [śmiech] Teraz to karkołomne zadanie. To może być nowy projekt!

AB: Mam jeszcze kilka pomysłów, więc na pewno coś znajdę, albo realia polskie mi coś podsuną.  Myślałam też o stworzeniu centrum medyczno-psychologiczno-zawodowym dla kobiet z wadami wrodzonymi, w którym mogłyby liczyć na pomoc i wsparcie. Ale to plany na przyszłość.

MR: Chcesz im oszczędzić trudnych doświadczeń i eksperymentowania w życiu? Choć, jak widać po Tobie, udaje się samodzielnie przejść proces. To budujące.

AB: Dziękuję bardzo, ja czuję zmianę i słyszę od innych, ale nie wiem, jak duża jest ta moja zmiana. W oczach i słowach innych ludzi łatwiej tę zmianę dostrzec. Ja mam teraz takie życie, jakie zawsze chciałam mieć.

MR: Trzymam kciuki za wszystkie Twoje działania. Dziękuję za rozmowę.

Korekta: Maja Korzeniewska

————————————–

Aneta Bilnicka (ur. 1987) – lesbijka, feministka, aktywistka na rzecz praw kobiet z niepełnosprawnościami, gitarzystka i performerka. Przez lata zaangażowana w działania Stowarzyszenia Strefa Wenus z Milo, od 2015 r. współorganizatorka Akcji One Billion Rising – Kraków i Manifa Krakowska.

Monika Rak. (2/2 Damskiego Tandemu Twórczego)
lesbijka / feministka / artaktywistka / aktorka / dramatopisarka / filmowczyni / graficzka.

Współtwórczyni projektów: Kobieta Nieheteronormatywna (cykl debat i audycji radiowych, 2014-2016) / O’LESS Festiwal (2012-2014) / DKF Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną (cykl spotkań, 2012-2015) / O teatrze lesbijskim w Polsce (cykl teatrologiczny, od 2012) / A kultura LGBTQ+ nie poczeka (projekt archiwistyczny, od 2016) / Lesbijska Inspira (cykl wywiadów, od 2017) / Portret lesbijek we wnętrzu, Niesubordynowane czytanie sztuki Jolanty Janiczak (czytanie dramatów) / Orlando.Pułapka? Sen, Fotel w skarpetkach, 33 Sztuka, RetroSeksualni. Drag King Show (spektakle) / Czarodziejski flet, Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet (opery) / L.Poetki (film dokumentalny) / Teatr Dialogu (warsztat i akcja miejska) / Wywrotowa komórka lesbijskaEpizody, watki, sugestie lesbijskie w kinie polskim (wykłady) / Stowarzyszenie Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* (od 2017).

————————————–

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka
,
I.   Manifest
1.   ManifestInstant. 
2.   Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry.
3.   Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II. Rozmowy wokół manifestu
1.  Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota.
2.  Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.  Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.  Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.  Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.  Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus.
7.  
Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk.
8.  Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdaleną Próchnik
9.  Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13. Co ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą
15. Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze politycznaRozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26. Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim
.
V.  EL*C. Wieden 2017
1.  Magdalena WielgołaskaOdzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2. Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3. Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4. Agnieszka MałgowskaPeformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie. 
6.  Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.
.
VI. EL*C. Kijów 2019.
1.  Monika Rak. L*Geniusza na Ukrainie.
2. Magdalena Wielgołaska. Lesbianizacja przestrzeni.

.
BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej

—————————————–

Aktualne wiadomości na temat projektu znajdziesz na:

Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!
..

EL*C. Wiedeń 2017 I Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu

W Wiedniu podczas EL*C spotkało się kilka Polek: m.in. Agnieszka Frankowska / Agnieszka Małgowska / Izabela Morska / Monika  Rak / Joanna Semeniuk / Magdalena Świder / Magdalena Wielgołaska / Anna Zawadzka oraz jedna z organizatorek wydarzenia Ewa Dziedzic. To dla wielu z nas była niespodzianka. Większość polskich uczestniczek opisze swoje wrażenia, doświadczenia. Ciekawe jesteśmy, w których punktach się zgodzimy, w których miniemy, w których będziemy mówić wspólnym głosem. Sukcesywnie będziemy publikować te wypowiedzi w cyklu Lesbijska Inspira.

GŁOS SZÓSTY: Agnieszka Frankowska, PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.

W Wiedniu, w centrum Europy spotkało się jedenaście Polek, lesbijek, kobiet nieheteronormatywnych. Odnalazłyśmy się wśród setek innych uczestniczek z całego świata, w bezpiecznym miejscu, wyjęte z polskiego kontekstu. Paradoksalnie, dopiero w tych warunkach zaczęłyśmy ze sobą rozmawiać, odnajdywać się we wspólnocie doświadczeń, wspierać się i doceniać. Może to być odebrane jako smutny fakt, że dopiero wyjazd do Wiednia pozwolił nam na przyjrzenie się sobie z uważnością i zrozumieniem oraz zaowocował zintegrowaniem działań. Ale dla mnie to spotkanie było potwierdzeniem myśli, że wystarczy tylko stworzyć dogodne warunki, by lesbijki się ze sobą dogadały. Trudno się nie dogadać, gdy tak wiele nas łączy, gdzie przy odrobinie dobrej woli, różnice stają się nieistotne i schodzą na dalszy plan.

Mój udział w Pierwszej Europejskiej Konferencji Lesbijek* zbiegł się z fermentem wokół (nie)widoczności lesbijek w Polsce. – Myślę tu przede wszystkim o projekcie Lesbijska Inspira. O Manifeście i o procesie dochodzenia do niego, którego byłam jedną z dumnych prowodyrek, wspólnie z Moniką Rak, Agnieszką Małgowską i Magdaleną Wielgołaską.

To ekscytujące uczucie, gdy zdajesz sobie sprawę, że jesteś częścią większego ruchu, że istnieje jakaś myślowa fala, która w tym samym momencie zalewa większość lesbijskich aktywistek i pcha do zmiany. Pcha do działania separatystycznego, które ma za zadanie przyjrzeć się obecnej kondycji lesbijki i umocnić lesbijską tożsamość.

Lesbijska tożsamość ostatnio doświadcza znaczącego rozmycia, co związane jest, między innymi z mnożeniem się – z rozróżnianiem kolejnych tożsamości, tzw. tożsamości plus. Prawdopodobnie organizatorki EL*C również pochyliły się nad tym aspektem, ustalając nazwę wiedeńskiego wydarzenia. Gwiazdka przy słowie lesbijka symbolizuje wkluczanie tych osób, które nie do końca identyfikują się z lesbijkami, ale mieszczą się w pojęciu kobieta nieheteronormatywna. Ten zabieg, moim zdaniem dobrze obrazuje lesbijską postawę, czyli ciągłą otwartość na innych i branie ich pod uwagę w naszych działaniach. Przytoczona postawa była również dyskutowana podczas wielu konferencyjnych paneli. Okazuje się, że w takim podejściu, które ma mocne ukorzenienie w heteronormie, tkwi ogromne zagrożenie dla emancypacji lesbijek. W trakcie kuluarowej rozmowy z jedną z organizatorek Konferencji (Polką na stałe mieszkającą i działająca w Wiedniu, Ewą Dziedzic), dowiedziałam się, że inicjacja tego spotkania pod taką, a nie inną nazwą, była bardzo hamowana przez duże organizacje LGBT+. Z mojej punktu widzenia żałuję, że ta sytuacja nie była szerzej ujawniona, bo w dalszej perspektywie idea porażki jest bardzo budująca dla grup czy organizacji. Wielkie organizacje obawiają się takich osobnych ruchów na rzecz poszczególnych grup, w tym przypadku na rzecz lesbijek, bo ich zdaniem, takie działania mocno osłabiają walkę o wspólne prawa, zakłócają panujący ład. Co prawda podczas konferencji nie było osobnego tematu poświęconego ruchom separatystycznym w lesstory oraz „tu i teraz”, ale temat przewijał się na każdym kroku. Na każdym kroku było słychać głos: zajmijmy się sobą, zajmijmy się literką L! I teraz my, jako Lesbijska Inspira nawołujemy do tego samego w polskiej rzeczywistości – robiłyśmy to już wcześniej, ale teraz nasz głos jest wzmocniony i jeszcze bardziej radykalny. A dołącza do nas coraz więcej lesbijek i być może zaowocuje to, już niebawem, powstawaniem lesbijskich grup i organizacji. Co symptomatyczne, żadna z nas – Polek, nie została wysłana na EL*C przez dużą, polską organizację LGBT+.

I tak ponad 500 lesbijek z całego świata, szczególnie z Europy Środkowej i Wschodniej uczestniczyło w tym znamiennym i wyczekiwanym wydarzeniu, by akcentować obecność lesbijek w wielu obszarach codziennego życia. A przede wszystkim uprawomocnić istnienie figury lesbijki w społeczeństwie, polityce, kulturze, duchowości, rozrywce, nauce… Uderzyła mnie niesamowita różnorodność uczestniczek. – Tylu lesbijek w jednym miejscu jeszcze nigdy nie widziałam! Wśród nas były osoby o różnym kolorze skóry, starsze, z niepełnosprawnością, translesbijki i tak mogłabym mnożyć odmienności, ale łączyła nas wspólna sprawa – działanie na rzecz lesbijek i potrzeba wspólnoty. I również dlatego znalazłam się w tym miejscu. Po wielu latach mojej obecności na lesbijskiej scenie w Polsce, że pozwolę sobie tak to ująć, dopadł mnie ogromny kryzys aktywistyczny – wypalenie, zwątpienie w słuszność podejmowanych działań. Tyle lat starań i żadnej namacalnej zmiany, jeśli chodzi o sytuację lesbijek w Polsce. Wiele rzeczy udało mi się zmienić na polu równouprawnienia kobiet czy wyrównywania szans osób z niepełnosprawnościami, a w przypadku lesbijek miałam poczucie, że kręcę się w kółko, że ciągle wracam do punktu wyjścia. Dojmującym doznaniem było spostrzeżenie, że nie jestem w tym co czuję osamotniona. Moje polskie doświadczenia pokrywały się z doświadczeniami setek lesbijek* uczestniczących w Konferencji. Mimo różnic kulturowych, politycznych czy ekonomicznych, wszystkie miałyśmy podobne przejścia, opowiadałyśmy tak samo brzmiące historie o wykluczeniu społecznym i niestety też w polu działań organizacji LGBTowskich.

Przez te kilka konferencyjnych dni, najbardziej dla mnie cenna okazała się międzypokoleniowa wymiana doświadczeń aktywistycznych. Podczas panelu o starzeniu się lesbijek, gdzie była mowa o tym, jak ważne jest, by seniorki lesbijki mogły mieć odpowiednią opiekę w zakresie bytowym i medycznym, spotkałam się tu z Izabelą Morską (Filipiak). Usłyszałyśmy o dobrych praktykach w Czechach, gdzie w ramach dofinansowania projektowego, powstał dom spokojnej starości dla lesbijek, jeśli można to tak nazwać. A największym problemem tego przedsięwzięcia okazało się dotarcie do pokolenia lesbijek, które potrzebuje już takiego wsparcia – do kobiet od lat samotnych, bez wsparcia rodziny i środowiska LGBT+, potrójnie wykluczonych. Rozmawiałyśmy o tym, że w Polsce, w tej sprawie nic znaczącego jeszcze się nie dzieje (poza jedną czy dwoma próbami dotarcia do nich, np. w ramach projektu Lambdy), że jest to efekt dyskryminacji ze względu na wiek również w naszym środowisku, co skutkuje tym, że osoby starsze i ich potrzeby są zupełnie niezauważane. Niezmiernie budujące było doznanie, że lesbijska historia ma swoją ciągłość, że jest się do czego odnieść i z czego czerpać. Musimy budować lesbijskie archiwa – odzyskiwać lesbijskie bohaterki i przestrzenie, w każdym wymiarze naszego życia. Jak to zrobić? – Nie oglądać się na innych, nie czekać i zakładać lesbijskie organizacje, których celem będzie upełnomocnianie, przydanie władzy kobietom nieheteronormatywnym. W tej chwili, na gruncie polskim, takie archiwa nie istnieją. Owszem, są podejmowane bardzo cenne starania w tym temacie przez Damski Tandem Twórczy, czyli Monikę Rak i Agnieszkę Małgowską, ale to ciągle zbyt mało. Proces angażowania lesbijek w podejmowanie decyzji we własnym interesie może być długi i żmudny. Tym bardziej, że lesbijki często są grupą mocno wykluczoną ekonomicznie. Wierzę, że wzięcie odpowiedzialności za działania na rzecz lesbijek w lesbijskie ręce, ostatecznie bardzo się opłaci całemu polskiemu środowisku LGBT+. Decyzyjność lesbijek przełoży się na wzmocnienie lesbijskiej autonomii, co pozwoli również na poprawę relacji z innymi „literkami” tworzącymi naszą mniejszościową społeczność. Silna lesbijka, to lesbijka świadoma swojej tożsamości – mająca poczucie przynależności! Takie podejście do sprawy zapewne poprawi wydajność wspólnych działań w obrębie emancypacji lesbijek, gejów, osób bi, trans i innych.

Kulminacyjnym momentem dla mnie, podczas Pierwszej Europejskiej Konferencji Lesbijek*, była projekcja filmu dokumentalnego „L.Poetki” autorstwa Moniki Rak, który został doskonale przyjęty. To dzięki temu dokumentowi znalazłam się pośrednio w Wiedniu, jako jego – jedna z trzech bohaterek. Podczas tego seansu spotkały się prawie wszystkie Polki, które paradoksalnie nie miały szansy zobaczyć filmu w Polsce, gdzie moim zdaniem jest on mocno niedoceniony. Wśród widzek była między innymi Magda Świder, która na co dzień działa w KPH, a do Wiednia została wysłana z ramienia fundacji ProDiversity, działającej na rzecz osób LGBTQ w zatrudnieniu, by wygłosić prezentację o lesbijkach na rynku pracy w Polsce. Przytoczę odczucia Magdy po obejrzeniu „L.Poetek”, którymi podzieliła się w ramach cyklu Lesbijska Inspira, publikowanym na stronie Feminoteki: „Doświadczyłam sztuki jako formy dotykającej czegoś bardzo głęboko, ale przede wszystkim ogromnie wartościowej przez swój walor edukacyjny – mogłam zobaczyć i poczuć, jak wygląda codzienność lesbijek w Polsce. Mogłam wyjść z myślenia o problemie podwójnego wykluczenia, które znam z badań i poznać historie konkretnych, żywych kobiet. (…) Zobaczyłam, jak ważne jest uwzględnianie różnych form aktywizmu – łączenie pracy rzeczniczej na poziomie systemowym, z pracą budującą kulturę LGBTQ (niekoniecznie razem!), dokumentującą historię ruchu.” Dzięki interwencji Magdy Świder film „L.Poetki” jest szansa, że film pojawi się na dorocznej Konferencji ILGA EUROPE, która odbędzie się w Warszawie.

Przybyłam do Wiednia, jako jedna z reprezentantek polskich lesbijek – po lesbijską moc, po inspirację, której często brakuje mi w moim kraju i nie zawiodłam się! Poczułam, jak rodzi się nowa energia do działania – podejmowania kolejnych wyzwań, wbrew niesprzyjającym czasom „dobrej zmiany”. Otrzymałam pakiet dobrych praktyk, narzędzia do efektywniejszej walki o prawa lesbijek w Polsce i poczucie, jak wiele razem możemy zdziałać, dzięki dobremu sieciowaniu i wymianie doświadczeń. Niestety dotarło do mnie również, jak wiele jest do zrobienia i że jednego lesbijkiego życia może nie wystarczyć, by móc cieszyć się z efektów transformacji. Skąd ta dość przygnębiająca refleksja? – Spotkałam starsze lesbijki, rozżalone, które zaryzykowały wiele, starając się walczyć ramię w ramię z feministkami i gejami o wspólną sprawę. Dlaczego rozżalone? – Niestety, zostały one wypchnięte z dużych organizacji, których niejednokrotnie były współzałożycielkami. Pozostawione same sobie, często schorowane i bez środków do życia, a ktoś inny zbił kapitał na ich poświęceniu sprawie. Niestety w Polsce obserwuję podobne zjawiska i praktyki. Może brzmi to absurdalnie, gdy pomyśleć, że dzieje się to w społeczności, która z założenia powinna dbać o najsłabsze ogniwo, której miarą działania powinna być kondycja tych wielokrotnie wykluczonych. Analogicznie podobny los spotkał kobiety „Solidarności”, więc historia doskonale zna te mechanizmy dyskryminacji. Pytanie, co zrobić, by kolejne pokolenia nie poddały się łamaniu przez koło historii? Tylko świadomość może nas uratować przed powtórką z historii! Dlatego ośmielam się tu umieścić ten wniosek – przestrogę, która dla wielu może zabrzmieć jak frazes. Uważam jednak, że w kontekście lesbijskim powinno wybrzmieć, jak wiele zależy od tego, czy uczymy się na błędach. Podczas podsumowania Konferencji zostałyśmy zaproszone do zgłaszania tematów, których zabrakło lub były niedoreprezentowane. Tutaj powtarzały się głosy, że zbyt mało było o ksenofobii czy ruchach nacjonalistycznych w „płonącej” Europie, jak to mocno określiła jedna z uczestniczek. Podobne odczucia pojawiły się w mojej rozmowie z kolejną Polką, Anną Zawadzką, która trafiła na EL*C dzięki Fundacji „Naprzód”. W grupie Lesbijskiej Ispiry mówiłyśmy również o tym, że niektórym z nas brakowało inkluzywności ze względu na język. – Niestety Konferencja toczyła się prawie wyłącznie w języku angielskim, prawdopodobnie ze względów ekonomicznych nie było tłumaczenia. – Pomijając tu jedynie wyjątki potwierdzające regułę, chociażby performance „Otwarty mikrofon/slam poetycki”, gdzie Monika Rak wyrecytowała jeden z moich wierszy po polsku. Dzięki aktorskiemu warsztatowi zrobiła to tak, że większość odbiorczyń na szczęście odczuła, że chodzi tu o erotyk, a ja – mimo wszystko, odczułam pełne porozumienie.

„Bądźmy właścicielkami własnego życia!” Podobnych haseł podczas EL*C usłyszałam wiele. Zostały one wykrzyczane na Marszu Lesbijek, który przeszedł ulicami Wiednia. Nigdy nie zapomnę tego rozpierającego uczucia dumy, gdy maszerowałam z innymi lesbami w samym centrum Europy. Uczucia, że jestem we właściwym miejscu i czasie, że tak oto tworzymy lesbijską historię i nikt, ani nic nas nie zatrzyma! To było pełne poczucie dumy z tego kim jestem i co robię. Jako organizatorka lokalnych Marszy Równości w Poznaniu, życzę sobie zorganizować lesbijski marsz, który przejdzie ulicami mojego miasta i zaśpiewać na swojską nutę: „Wszystkie kobiety w sercu są lesbijkami, włączając nasze matki!” Czy to marzenie jest z tych do spełnienia? – Ufam, że tak! Siostry, pokażmy naszą siłę i zróbmy to razem, bo lesbijki są wszędzie, polskie lesbijki są wszędzie!

________________

Dziękuję Monice Rak i Agnieszce Małgowskiej, twórczyniom filmu dokumentalnego L.Poetki, którego jestem jedną z bohaterek. To dzięki ich lesbijskiej determinacji dopuściłam myśl, że mogę być uczestniczką Pierwszej Europejskiej Konferencji Lesbijek* i tak się stało. Dodam, że „L.Poetki” brały udział w przeglądzie lesbijskich filmów i zostały bardzo dobrze odebrane – zrozumiane, co tylko potwierdza tezę o wspólnocie lesbijskich doświadczeń, gdziekolwiek lesbijki są, żyją, działają. Dziękuję Magdalenie Wielgołaskiej za wsparcie podczas całego wyjazdu, co dla mnie, jako osoby z niepełnosprawnością, miało ogromne znaczenie. Bez dofinansowania mojego udziału w tym wydarzeniu przez Fundację im. Heinricha Bölla, moja podróż do Wiednia nie doszłaby do skutku – również bardzo dziękuję.

Korekta: Maja Korzeniewska

_____________________

Agnieszka Frankowska – urodzona 8 marca; lesbijka / feministka / aktywistka / spółdzielczyni / poetka / osoba z niepełnosprawnością / przez lata zaangażowana w działania poznańskiego Stowarzyszenia Kobiet Konsola / współorganizatorka pierwszego Marszu Równości w Poznaniu (2004) oraz jego kolejnych edycji / założycielka poznańskiej Wyspy Kobiet (2011 – 2013) / obecnie członkini Partii Razem.

——————————-

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka

EL*C. Wieden 2017. 
1.  Magdalena Wielgołaska. Odzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2.  Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3.  Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4.  Agnieszka Małgowska. Peformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
6. Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.

EL*C. Kijów 2019.
1.  Monika Rak. L*Geniusza na Ukrainie.
2. Magdalena Wielgołaska. Lesbianizacja przestrzeni. 

———————————————

I.  Manifest
1.  Manifest. Instant. 
2.  Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
3.  Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II. Rozmowy wokół manifestu.
1.   Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.   Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.   Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.   Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.   Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.   Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.   Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk.
8.   Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdaleną Próchnik
9.   Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.  Co ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą
15.  Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze politycznaRozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26.Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
3.
Lesbijski projekt mieszkalny. Rozmowa z Yagner Anderson

.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim

BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej

——————————————————

Aktualne wiadomości na temat projektu Lesbijska Inspira znajdziesz na:

Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!

EL*C 2019 I Magdalena Wielgołaska. Lesbianizacja przestrzeni.

“Przestrzeń” – to słowo w czasie EL*C było odmieniane przez wiele przypadków i wybrzmiewało w wielu językach, a także w licznych kontekstach.

Kijów
Przestrzeń samego wydarzenia. Druga Europejska Konferencja Lesbijek* (gwiazdka włącza wszelkie formy kobiecej nieheteronormatywności) celowo została zorganizowana w Kijowie, aby wzmocnić kobiety nieheteronormatywne w miejscu, w którym funkcjonowanie jako osoby nienormatywnej jest szczególnie trudne i zwyczajnie niebezpieczne. Współorganizatorkami tegorocznej konferencji były kobiety nieheteronormatywne z tęczowej, ukraińskiej organizacji Insight, na czele ze znaną, lesbijską aktywistką Oleną Shevchenko, która w czasie protestów na Majdanie oferowała kobietom bezpłatne kursy samoobrony. Już pierwszego dnia pod hotelem rozpoczęły się protesty grup skrajnie prawicowych oraz religijnej grupy na czele z popem i z Jezusem na sztandarach. Kiedy rozmawiałyśmy właśnie o tym: Kto się boi wielkich, złych lesb? Lesbijki i ruch antygenderowy [tytuł panelu], pod hotelem trwał protest grup dających nam znać, że nie jesteśmy mile widziane. Co się jednak zadziało? Zajęłyśmy nie tylko przestrzeń hotelu, w którym momentami byłyśmy zamknięte ze względu na nasze bezpieczeństwo, ale przede wszystkim zajęłyśmy przestrzeń w głowach tych ludzi, na tyle, że zamiast spędzić ten czas w pracy, z rodziną, w kościele, gdziekolwiek – zużywali swoją energię i czas, aby stać pod hotelem i wyrażać sprzeciw wobec naszej obecności. To już pierwszy krok do lesbianizacji* przestrzeni w ich świadomości. Kiedy protestujący zobaczyli, że z naszej strony nie ma interakcji, ani też nie uda im się stoczyć walki, do której byli wyposażeni w odpowiednie sprzęty (hotel był strzeżony przez policję i prywatną ochronę), kolejnego dnia zastosowali inną formę protestu.

Pierwszego dnia jeszcze nie do końca widzieli różnicę między nieheteronormatywnymi kobietami i mężczyznami, i wszyscy byliśmy w jednym worku z napisem GENDER i LGBTQ+. Drugiego zauważyli, że na konferencji są jednak same kobiety i przed hotelem postawili milczące kobiety z transparentami. Być może na przykładzie dobrych matek i żon, chcieli nam pokazać, jak powinno wyglądać życie przykładnej kobiety? Tego typu protest skłonił mnie do dwóch refleksji. Po pierwsze wszyscy mamy prawo pokojowo protestować i brak interakcji w stosunku do takiego protestu może być deklaracją typu: każda z nas ma prawo protestować, wy macie prawo stać przed hotelem, a my mamy prawo zrobić na przykład marsz równości. Tylko czy w was jest przestrzeń na to, abyśmy my mogły zająć przestrzeń społeczną, aby pokazać na transparentach to, co jest dla nas ważne, tak jak wy to właśnie robicie? Po drugie to przekonanie, że kobieta nigdy nie będzie dla mnie wroginią, nawet jeśli w jakiś sposób mnie atakuje. Kiedy widzę kobietę ze skrajnie prawicowej, prawosławnej grupy religijnej, mogę mniej więcej sobie wyobrazić, jak bardzo skrępowane może być jej życie. Jak bardzo ograniczona jest jej własna przestrzeń – jesteśmy różne, mamy różne światopoglądy, ale jesteśmy ograniczane przez ten sam system.

Przestrzeń konferencji
Mimo protestów, policji i ochrony, wspólnie zadbałyśmy o to, aby w miejscu nieprzyjaznym dla nas, zbudować przestrzeń pełną zaufania, otwartą na dialog i wyrażanie potrzeb. Okazało się to szczególnie istotne zwłaszcza w kontekście wielokulturowości uczestniczek, z których część nie mówiła po angielsku biegle lub wcale. Całe wydarzenie było dostępne dla znających język angielski, rosyjski i ukraiński. Pierwsze, otwierające przemówienie wygłosiła po portugalsku Monica Benicio, wdowa po zamordowanej brazylijskiej aktywistce Marielle Franco. Tak mocne i wzruszające otwarcie skutkowało uważnością na inne osoby, wzajemną pomocą, cierpliwością, kiedy któraś z nas miała trudności chociażby z wysłowieniem się. Wymieniałyśmy się swoimi aktywistycznymi doświadczeniami, wzajemnie z nich czerpiąc. Atmosfera otwartości, zaufania, wsparcia była szczególnie ważna w odniesieniu do rozbrojenia syndromu oszustki/imposter syndrom, z którym zmaga się wiele kobiet.  Syndrom, który pozwala nam myśleć, że jesteśmy niewystarczające, że nie nie jesteśmy wystarczająco wyspecjalizowane w danej dziedzinie, że nie powinnyśmy zabierać głosu. Atmosfera na konferencji pozwoliła zawalczyć z takimi ograniczeniami we własnych głowach i stawać na scenie z mikrofonem w poczuciu, że każda z nas jest ekspertką własnej historii, własnych działań i działań organizacji, którą reprezentuje.

Wiele paneli odnosiło się właśnie do naszych lokalnych działań, tego co je wspiera, co blokuje, co możemy zrobić wspólnie, by wzajemnie się wzmacniać, na przykład panel Lesbianizacja instytucji! Widzialność i społeczne wkluczanie lesbijek.

Jednym z głównych tematów naszych rozmów był intersekcjonalizm (dyskryminacja krzyżowa) i jego znaczenie dla wzmocniena widoczności kobiet nieheteronormatywnych, panele: Koalicje lesbijek i przyjaciół: rola sojuszów w sięganiu po równość / Sztuka, Polityka, Media, Research: rola aktywizmu w budowaniu ruchu lesbijskiego / Gdzie jest miejsce dla lesbijskich dziennikarek i doświadczeń kobiet nieheteronormatywnych w świecie machomediów? / Od kampu do kampusu, jaka jest pozycja lesbijek w dyskursie akademickim.

Polską perspektywę przedstawiła Aneta Bilnicka z organizacji Strefa Wenus z Milo, która wniosła bardzo ważny wątek nieheteronormatywnych kobiet z niepełnosprawnościami. Mówiła między innymi o tym, że kobiety z niepełnosparwnościami są widziane przede wszystkim przez pryzmat niepełnosprawności, bezpodmiotowo, bez zauważania ich potrzeb wynikających ze światopoglądu czy tożsamości psychoseksualnej – panel: Niesienie lesbijskiego geniuszu światu: lesbijskie doświadczenia w innych ruchach aktywistycznnych.

Przestrzeń ograniczona kulturowo
Przez cały czas trwania konferencji porównywałyśmy doświadczenia z różnych krajów i kultur sprawdzając, w których sprawach potrzebujemy tego samego, a gdzie się różnimy. Gdzie strategie działania powinny być skonstruowane bardziej wielopoziomowo, w zależności między innymi od skali przemocy, której doświadczają kobiety nieheteronormatywne. Wszystkie zmagamy się z wpychaniem kobiecej nieheteronormatywności w niewidzialność, ze sprowadzaniem jej do samej seksualności, z brakiem dostępu do środków finansowych czy dostępu do mediów, jednak niektóre z nas są w szczególnie trudnej sytuacji – kiedy żyją w kraju, którego ulice patrolowane są przez złożoną z wolontariuszy policję moralności, a gwałty naprawcze są  na porządku dziennym, kiedy grozić Ci może nawet śmierć. Aktywistki z krajów Azji Środkowej były w czasie konferencji otoczone szczególną opieką, sam ich udział w wydarzeniu stanowił dla nich realne zagrożenie. W czasie ich wystąpień obowiązywał zakaz robienia zdjęć oraz nagrywania wypowiedzi, aby mogły pozostać anonimowe. Panele: Lesbijki z Azji Centralnej, w kierunku zjednoczonego ruchu / Jak to robimy: lesbijki w Europie Wschodniej i Azji Centralnej.

Przestrzeń wokół nas
Aktywizm, to tylko jedna z dróg, na którą decyduje się część kobiet nieheteronormatywnych. Większość stara się wieść “normalne” życie: dom, rodzina, praca, zainteresowania. Jednak nasza tożsamość psychoseksualna, nie przystająca do norm, w których mieści się to “normalne” życie i na których jest oparte, sprawia, że nawet jeśli nie chcesz być aktywistką, to jako kobieta czy kobieta nieheteronormatywna, niejednokrotnie zwyczajnie nie możesz się realizować lub nie jesteś całkowicie bezpieczna. Niektóre z paneli i warsztatów poświęcone były właśnie temu “normalnemu” życiu. Analizowałyśmy przestrzenie i relacje, w jakich żyjemy i zastanawiałyśmy się, w jaki sposób odzyskać poczucie bezpieczeństwa. Jak realnie działać, aby odzyskać dla siebie przestrzeń, we własnym domu, jeśli jesteś kobietą nieheteronormatywną mierząca się z dyskryminacją we własnej rodzinie. Jak odzyskać przestrzeń publiczną w ciągu dnia, ale także nocą, kiedy jako kobiety jesteśmy narażone na niebezpieczeństwo, które w rezultacie odcina nas na przykład od przyrody – nieliczne z nas mogą wybrać się na nocny spacer po plaży czy lesie, nie odczuwając licznych zagrożeń czy nie narażając się na komentarze ze strony innych. Dzieliłyśmy się rozwiązaniami aktywistycznymi z całego świata tak, aby te przestrzenie i wiele innych powoli odzyskiwać, najpierw dla siebie, a później dla innych kobiet. Szczególnie interesująca wydała mi się szkocka inicjatywa odzyskiwania przestrzeni miejskich po zmroku.  Dziewczyny organizują marsze kobiet po zachodzie słońca, w celu zwrócenia uwagi na problem zagrożeń z jakimi zmagają się kobiety, chociażby w najprostszej sytuacji, jaką jest powrót z pracy, czy imprezy nocą. Nie chodzi jedynie o realne zagrożenie zostania napadniętą, ale także o kulturowe zakazy i nakazy dotyczące tego, jak powinnyśmy się ubierać i o której powinnyśmy być w domu, abyśmy nie narażały się na niebezpieczeństwo. Nocne marsze kobiet odsłaniają mechanizmy prowadzące do lęku i realnego zagrożenia. Mam nadzieję, że taka forma protestu zagości niedługo również na ulicach polskich miast. Panele: Przeciwdziałanie przemocy w domu i na ulicy: Bezpieczeństwo we wszystkich obszarach naszego życia / Jeśli nie możemy maszerować, będziemy biegać, strategie odzyskiwania przestrzeni przez kobiety w sporcie / Nigdy nie chodzimy same: dobrostan, ograniczenia kulturowe, brak dostępu do natury, zmrok, nasze przestrzenie.

Nasze podwórko
W czasie konferencji perspektywa polska zaistniała trzykrotnie. Wspomniałam już o reprezentantce krakowskiej organizacji Strefa Wenus z Milo, która nakreśliła sytuację nieheteronormatywnych kobiet z niepełnosprawnościami. Monika Rak w swoich warsztatach performensowych opowiedziała o artystycznych formach walki o przestrzeń, a także zaprosiła uczestniczki warsztatów do wspólnego działania, w ramach którego powstał krótki performens filmowy. Film możecie znaleźć tutaj: Ważne zdanie.

Natomiast ja opowiedziałam o projekcie Lesbijska Inspira. Rozpoczęłam od krótkiego quizu, w którym zadałam publiczności kilka pytań. Na przykład, jak myślą, ile mamy w Polsce klubów lesbijskich, czy w ogóle stałych miejsc spotkań dla lesbijek. Z widowni padały różne liczby, a informacja, że dobra odpowiedź to zero, wywołała duże zdziwienie. Opowieść o bohaterkach naszego projektu i ich doświadczeniach spotkała się z żywiołowymi reakcjami.  Zwykle bowiem okazuje się, że nie jesteśmy odosobnione, że nasze siostry – chociażby z Niemiec – spotykają się z podobnymi wyzwaniami, takimi jak marginalizacja osób z terenów wiejskich, osób starszych czy osób niezamożnych. Mainstream nie daje miejsca na autentyczne doświadczenia kobiet nieheteronormatywnych. Wszystkie uznałyśmy, że kanapa w telewizji śniadaniowej to tylko jedna z perspektyw. Owszem, chcemy oglądać historie sukcesu, w których bohaterkami są nieheteronormatywne przedsiębiorczynie w drogich żakietach i w pięknych przestrzeniach, jednak chcemy też zobaczyć te bohaterki, których sukces polega na tym, że są sobą niezależnie bez względu na okoliczności.

Tak jak na poprzedniej konferencji w Wiedniu, kluczowym aspektem wydarzenia było nawiązywanie wielowymiarowych relacji pomiędzy naszymi organizacjami, dzięki wspólnej pracy i rozmowach. Konferencja pozwoliła nam również wzmocnić się aktywistycznie, dostrzec, że osmotnienie w naszych działaniac na rzecz kobiet nieheteronormatywnych nie jest doświadczeniem unikatowym, że mierzą się z nim setki innych aktywistek. To, czego potrzebujemy, to właśnie wzajemne wsparcie i zauważenie siebie. Czy jednak musimy czekać na kolejną konferencję, która odbędzie się za dwa lata, aby znowu poczuć to wzmocnienie i energię do działania na naszym polskim podwórku? Mam nadzieję, że nie. Że “sprawa lesbijska*” stanie się ważnym zagadnieniem w kontekście budowania sojuszy. Już teraz widzimy progres, jako Sistrum jesteśmy w finale programu WzmocniONE organizowanego przez Ashoka, współdziałamy ze Stołem Powszechnym w Teatrze Powszechnym, bierzemy udział w naukowych konferencjach, a w czasie przedparadowych wydarzeń razem ze Sztuką Niepowtarzalną przeprowadzimy wzmacniające warsztaty.

Chciałabyś pomóc, a nie jesteś aktywistką i nie wiesz jak to zrobić?
W czasie konferencji rozmawiałyśmy o wieloaspektowym wymiarze wspierania aktywistek lesbijskich*, chociażby poprzez systematyczne wsparcie finansowe, nawet niewielkimi kwotami czy rozpowszechnianie informacji o wydarzeniach, polecanie artykułów znajomym. Możesz działać. Dlatego jeśli nie wiesz jak, daj znać. A jeśli jesteś aktywistką, pomyśl o tym, czym sama mogłabyś się podzielić na kolejnej Europejskiej Konferencji Lesbijek*. Jesteś ekspertką od swojej własnej historii i doświadczeń – na konferencji jest przestrzeń na podzielenie się tym. Możesz też dzielić się swoimi doświadczeniami już teraz, chociażby zgłaszając się do wywiadu w Lesbijskiej Inspirze.

————————-

Magdalena Wielgołaska – aktywistka / lesbijka / feministka / współzałożycielka Stowarzyszenia Sistrum – Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* / działaczka na rzecz poszerzania wiedzy na temat leczniczego działania konopi / zaangażowana w Kręgi Kobiece i odzyskiwanie wewnętrznej, kobiecej Mocy / członkini Partii Zieloni/administratorka strony Strefa Les*/ współpracowniczka projektu A kultura LGBTQ+ nie poczeka!

Korekta: Maja Korzeniewska

————————-

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka

EL*C. Wieden 2017. 
1.  Magdalena Wielgołaska. Odzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2.  Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3.  Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4.  Agnieszka Małgowska. Peformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie. 

EL*C. Kijów 2019.
1.  Monika Rak. L*Geniusza na Ukrainie.
2. Magdalena Wielgołaska. Lesbianizacja przestrzeni.

———————————————

I.  Manifest
1.  Manifest. Instant. 
2.  Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
3.  Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II. Rozmowy wokół manifestu.
1.   Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.   Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.   Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.   Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.   Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.   Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.   Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk.
8.   Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdaleną Próchnik
9.   Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.  Co ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą
15.  Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze politycznaRozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26.Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
3. Niemcy. Lesbijski projekt mieszkalny. Rozmowa z Yagner Anderson

.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim

BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej

                                                                                            ———————————————

EL*C. KIJÓW 2019 | Monika Rak. L*Geniusza na Ukrainie.

Druga Europejska Konferencja Lesbijek* odbywała się w hotelu Turist w Kijowie. W dużym, ponad 20 piętrowym budynku, pamiętającym czasy komunistyczne. Nie była to jedyna konferencja w tym czasie w hotelu. W korytarzach mijałyśmy się na przykład z uczestniczkami_nikami konferencji Ambasady Błogosławionego Królestwa Bożego dla Wszystkich Narodów.

Ten religijny wątek wewnątrz hotelu był kontynuowany przed budynkiem. Naszym debatom, przez cały czas trwania konferencji, towarzyszyły protesty prawosławnych Ukrainek_ńców przeciw EL*C jako źródłu sodomii. W obronie wartości chrześcijańskich łopotał Chrystus na chorągwi i pokrzykiwał pop z krzyżem. A nad  nami czuwała umundurowana i uzbrojona policja. Wyglądało grożnie, ale tak nie było.

Od samego początku było więc performatywnie, choć nie po taki performens przyjechałam do  Kijowa. Ale wszyscy – z każdej strony barykady – świadomie lub nie – znamy moc performatywności. Jako reprezentantka Stowarzyszenia Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* pojechałam, by m.in. mówić o możliwościach performensu lesbijskiego*.

Jechałam też do Kijowa, podobnie jak dwa lata temu do Wiednia, z myślą o nowych doświadczeniach artystycznych. Z nadzieją spotkania artystek tworzących na Wschodzie i w środkowej Azji – konferencja została poszerzona również o tę część świata. Chciałam zobaczyć czy i jak lesbijki przetwarzają swoje doświadczenia na sztukę, a w kijowskim programie EL*C 2019 nie brakowało wydarzeń artystycznych. Nie wiedziałam jednak, jakie będzie ich miejsce w całej konferencyjnej propozycji.

Już w czwartek – jeszcze przed oficjalnym piątkowym otwarciem – okazało się, że artystyczny wątek konferencji nie jest dodatkiem do spotkania lesbijek*, które będą debatować przede wszystkim o sytuacji polityczno-społecznej. Obok znaczącego politycznie panelu o Lesbijkach i ruchu anty-genderowym na Ukrainie” odbyło się równie znaczące politycznie oficjalne przywitanie wszystkich srtystek uczestniczących w konferencji. Tego nie było w Wiedniu, tam twórczynie musiały się szukać, m.in. dlatego, że różnych propozycji i samych artystek było znacznie więcej. W Austrii gubiłyśmy się w tłumie, tempo i liczba wydarzeń sprawiła, że nie mogłyśmy uczestniczyć we wszystkich wydarzeniach. Tu wszystkie się poznałyśmy i zostałyśmy przedstawione innym uczestniczkom.

Opiekunką naszej niedużej grupy artystycznej była oczywiście artystka: Joelle Sambi Nzeba, mieszkająca w Brukseli poetka, slamerka, dyrektorka organizacji Solola Bien.SEM NAGAS
Przedstawiła samą siebie jako: pisarkę, czarownicę, robiącą ziny anarchistkę, myślicielkę, artystkę cyfrową, szwaczkę, uzdrowicielkę, matkę, organizatorkę. Semi pokazała kilka swoich prac na wystawie. Dominują na nich motywy boginiczne i waginalne, kojarzące się na pierwszy rzut oka z pracami Iwony Demko oraz kosmiczne kolaże z arabskimi motywami.

Semi zorganizowała warsztaty zinowe. Nie byłoy konkretnego tematu zina, który miał być efektem tego spotkania. Jednak uczestniczki starały się ucieleśnić lesbijską geniuszę – główne hasło konferencji: let’s bring lesbian genius to the world. (Sprowadźmy lesbijską geniuszę na świat / Pokażemy światu lesbijską geniuszę.) Kolektywne – a jakże – dzieło zawisło na konferencyjnej wystawie.

YERA MORENO SAINZ-EZQUERRA I MELANI PENNA TOSSO 
Feministki, artystki wizualne i badaczki z Hiszpanii zajmujące się ruchowymi kodami lesbijek*. Tandem zgłębia niewerbalny język kobiet nieheteronormatywnych. Za pomocą fotoperformensu wprowadziły nas w świat mini gestów: pocierania kolan, chwytania się za płatek ucha, gładzenia palcami brody czy składania dłoni w modlitewnym geście. Każdy z tych znaków niósł informacje dotycząca rodzaju zainteresowania, jakie rodzi się pomiędzy kobietami nieheteronormatywnymi. Warsztat Yery i Melani był żywo przyjęty przez uczestniczki, a potem ochoczo wprowadzany w życie w trakcie wieczornych zabaw w klubie.

DASHA CHE
Osoba artystyczna, która w swojej twórczości zwraca się do środowiska queerowego i trans, szukając nowych przestrzeni dla ciał nienormatywnych. Jest artystką_stą performensu, która_y chce zaangażować widzów w tematy płci, rasy, przywilejów, dostępu, narodowości.

Uczestniczyłam w warsztatach Dasha Che. Spotkałyśmy_liśmy się w 20-osobowej, wielojęzycznej grupie kobiet i osób. Zaczęłyśmy_liśmy od prostych ćwiczeń fizycznych i oddechowych, angażujących poszczególne partie ciała, tak aby doprowadzić ciało do swobodnego, pozbawionego oceny tańca. Ćwiczenia, które zostały potem omówione przez grupę, dążyły do dobrego poczucia się we własnym ciele i wzajemnej akceptacji. Po 1,5 godzinie widać było, jak wiele pracy potrzeba, aby spełnić założenia Dash Che, ale też – jak ważny krok został w tym kierunku uczyniony. Praca z ciałem jest najlepszą formą poznania się. Ruch zastępuję wielojęzyczny szum informacyjny – staje się nowym językiem, którego słownik nosimy cały czas ze sobą, w ciele. Po tym warsztacie czuło się pozawerbalną bliskość, jaka buduje się podczas pracy teatralnej. Co jako aktorka znam doskonale.

ESTELLE PRUDENT
Autorka wystawy „LITTLE SH * ET”. To przedstawicielka widocznego na tej konferencji nurtu czarnego queeru. Estella jest francuską artystką multimedialną zajmująca się tematyką queer, historią czarnych kobiet, kolonializmem. Tworzy mocne w swoim wyrazie czarno-białe fotografie i duże czarne plakaty z hasłami, jak: “To niemożliwe żeby być czarną i homoseksualną”. Czarna tożsamość była widoczna zarówno w przestrzeni dyskusji, jak i sztuki, i niosła za sobą niespożyte zasoby energii i chęci do zmian.

MONIKA RAK & Sistrum 
Do grona konferencyjnych artystek dołączyłam jako 1/2 Damskiego Tandemu Twórczego, w którym skupiam się na tworzeniu (teatr, film) i opisywaniu polskiej sztuki lesbijskiej*  oraz członkini Stowarzyszenia Sistrum, które stawia na kulturę lesbijską*. Na konferencji zaproponowałam warsztat poświęcony performensowi lesbijskiemu*. Pierwsza – teoretyczna część – pokazywała lesbijskie* działania w Polsce w przestrzeni zarówno wirtualnej, jak i realnej. Opowiadałam o akcjach ulicznych (Pozdrowienia z Lesbos Czarnych Szmat), dragkingowaniu, ślubach performatywnych (Podróż Liliany Piskorskiej i Martyny Tokarskiej), happeningach Anki Zet.
Druga część była działaniem performatywnym, którego zapis zostanie pokazany w Dniu Widzialności Lesbijek 26 kwietnia 2019 r.
Warsztat wzbudził wiele emocji w uczestniczkach, mam nadzieję, że przełoży się na ich działania. Już teraz wiem, że część uczestniczek planuje niektóre pomysły, o których mówiłam, wprowadzić w życie. Bardzo zachęcam, bo performens jest żywym narzędziem mogącym w twórczy sposób opowiedzieć o ważnych problemach dotyczących lesbijskiej* społeczności.

  

Okazało się, że wśród uczestniczek konferencji „ukrywały się” jeszcze inne artystki. Nie wiem, ile takich dziewczyn nie znalazło się w oficjalnych materiałach, ja miałam okazję poznać jedną z nich – Julię Datchenko, pochodzącą z Ukrainy. Julia wykonuje tradycyjne, wielkoformatowe wycinanki ludowe z motywami kobiecymi i lesbijskimi. Jak sama mówiła, nigdy nie miała zamiaru w sztuce zajmować się relacjami między kobietami, ale tak jej jakoś samo wyszło.

W Kijowie nie było pokazów filmów, perfomensów ani slamu, tego co zaproponowały lesbijki w Wiedniu, ale za to kwitło życie imprezowo-barowe, które też potraktowałam performatywnie. W zaproponowanych warunkach nie mogłam zresztą inaczej.

Odbyły się dwie imprezy. Pierwsza była desantem nieheteroseksualnych kobiet i osób na hotelowy Klub dla Dżentelmenów. Początkowo byłam zaskoczona wyborem miejsca, w którego centrum wyznaczały dwa stanowiskami do tańca na rurze. Czułam się nieswojo, ale po 2-3 godzinach przestrzeń tętniła nowym życiem. Nastąpiło czasowe przejęcie. Rodziły się spontaniczne, gromko oklaskiwane performensy. Cieszę się, że miejsce zostało nieheteronormatywnie naznaczone.
Druga impreza wymagała już akcji zorganizowanej. Wreszcie jako grupa opuściłyśmy_liśmy hotel. W trzech grupach – jak na nocnej trochę zakaznaej wycieczce – zostałyśmy zawiezione do kijowskiego klubu Dom. Przywitały nas 3 sale: z barem, z miejscami do siedzenia i salą do tańca. Wszystkie piwnicy. Taka stara lesbijska tradycja undergrundowej kultury barowej lesbijek*.
Lesbijską tradycję podtrzymywała też kolejka do toalety, która jak zawsze była miejscem żywych dyskusji i – oczywiście – podrywu, który podgrzewała „czarnymi” rytmami Joell w roli d-jki.

Program konferencji w Kijowie był skromniejszy niż w Wiedniu, przyjechało na nią też mniej uczestniczek. Było nas 350, podczas gdy dwa lata wcześniej spotkało się ok. 500 kobiet nieheteronormatywnych. Wpłynęła na to sytuacja polityczna na Ukrainie, wojna w Donbasie i trudności organizacyjne. Podróż na Ukrainę nie jest wyskokiem do innego unijnego kraju, gdzie wystarczy dowód osobisty. Jadąc na Ukrainę trzeba mieć paszport.

To, co zasadniczo odróżniało konferencję wiedeńską od tegorocznej, było ograniczenie przestrzeni, w której się poruszałyśmy. Byłyśmy zamknięte w hotelu, otoczone policją i prawosławnymi konserwatystami. Wszystkie panele i warsztaty odbywały się w tym samym miejscu. W Wiedniu wędrowałyśmy między miejscami wydarzeń a hotelami. Całe miasto było nasze, o zlocie lesbijek* informowały plakaty rozwieszona na ulicach. Pamiętam też marsz lesbijek* z transparentami po centrum austriackiej stolicy. W Kijowie to było niemożliwie, Sugerowano nawet, żeby nie chodzić po mieście z lesbijskimi przypinkami.

Ale to zamknięcie, w moim przekonaniu, dobrze wpłynęło na relację między uczestniczkami konferencji. Taka sytuacja przyniosła nieoczekiwane efekty. Skupienie się na propozycjach, bliższe emocjonalne kontakty sprawiły, że przyjeżdżam z Kijowa z licznymi znajomościami, z nadziejami na współpracę, z obietnicami wywiadów do Lesbijskiej Inspiry. I filmem z warsztatu, który jest nie tylko fajnym wspomnieniem, ale też konkretnym efektem wspólnej międzynarodowej aktywności artaktywności.

Korekta: Maja Korzeniewska

————————————-

Monika Rak (2/2 Damskiego Tandemu Twórczego)
lesbijka / feministka / artaktywistka / aktorka / dramatopisarka / filmowczyni / graficzka.

Współtwórczyni projektów: Kobieta Nieheteronormatywna (cykl debat i audycji radiowych, 2014- 2016) / O’LESS Festiwal (2012-2014) / DKF Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną (cykl spotkań, 2012-2015) / A kultura LGBTQ+ nie poczeka (projekt archiwistyczny, od 2017) / O teatrze lesbijskim w Polsce (cykl teatrologiczny, od 2012) / Lesbijska Inspira (cykl wywiadów od 2017) / Portret lesbijek we wnętrzu, Niesubordynowane czytanie sztuki Jolanty Janiczak (czytanie dramatów) / Orlando.Pułapka? Sen, Fotel w skarpetkach, 33 Sztuka, RetroSeksualni. Drag King Show (spektakle) / Czarodziejski flet, Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet (nanoopery) / L.Poetki (film dokumentalny) / Teatr Dialogu (warsztat i akcja miejska) / Wywrotowa komórka lesbijska, Epizody, wątki, sugestie lesbijskie w kinie polskim (wykłady) / Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* (stowarzyszenie, 2017).

————————————-

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka

EL*C. Wieden 2017. 
1.  Magdalena Wielgołaska. Odzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2.  Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3.  Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4.  Agnieszka Małgowska. Peformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
6.  Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.

EL*C. Kijów 2019.
1.  Monika Rak. L*Geniusza na Ukrainie.
2. Magdalena Wielgołaska. Lesbianizacja przestrzeni. 

———————————————

I.  Manifest
1.  Manifest. Instant. 
2.  Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
3.  Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II. Rozmowy wokół manifestu.
1.   Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.   Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.   Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.   Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.   Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.   Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.   Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk.
8.   Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdaleną Próchnik
9.   Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.  Co ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą
15.  Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze politycznaRozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmieRozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26.Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
3. Niemcy. Lesbijski projekt mieszkalny. Rozmowa z Yagner Anderson

.,..
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim
v.
BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej

,

EL*C. Wiedeń 2017 I Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie

W Wiedniu podczas EL*C spotkało się kilka Polek: m.in. Agnieszka Frankowska / Agnieszka Małgowska / Izabela Morska / Monika  Rak / Joanna Semeniuk / Magdalena Świder / Magdalena Wielgołaska / Anna Zawadzka / Ewa Dziedzic. To dla wielu z nas była niespodzianka. Większość polskich uczestniczek opisze swoje wrażenia, doświadczenia. Ciekawe jesteśmy, w których punktach się posprzeczamy, w których miniemy, w których będziemy mówić wspólnym głosem. Sukcesywnie będziemy publikować te wypowiedzi w cyklu Lesbijska Inspira.

GŁOS PIĄTY. Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.

Na Konferencję EL*C pojechałam z ramienia holenderskiej fundacji Workplace Pride, w której zajmuję się wzmacnianiem kobiet LBTQ i ich wspólnot w miejscu pracy. Do Holandii wyjechałam na studiach, potem przez 3 lata pracowałam w archiwum ruchu kobiecego Atria w Amsterdamie, a przez kolejne 9 lat w banku ING, gdzie oprócz codziennej pracy w zarządzaniu danymi jestem jedną z liderek pracowniczej sieci LGBT. Na EL*C współorganizowałam warsztat o sytuacji lesbijek w miejscu pracy.

Różnorodność i siła ruchu, zbyt wolny postęp

Tak jak inne uczestniczki tej Konferencji poczułam niesamowitą siłę płynącą z samego faktu przebywania razem. Emocjonalnie było to jak podłączenie do ogromnego generatora, jak powrót do wymarzonego domu. Mimo że jestem zaangażowana w ruch LGBTQ od ponad dekady, nigdy nie byłam na lesbijskiej konferencji o takiej skali. Ruch lesbijski nie jest jakimś nowym fenomenem i nie jest specjalnością Europy Zachodniej czy USA.

Konferencja zaczęła się od przywołania herstorii ruchu z lat 70. i 80. ubiegłego wieku. Tej opowieści słuchało 500 aktywistek z 45 krajów, w trakcie Konferencji wybrzmiewały silne głosy z Bałkanów, Europy Środkowej i Wschodniej, Skandynawii oraz spoza Europy: Kazachstanu, Brazylii, Nigerii.  Zaskakuje ogromne zróżnicowanie tematów, jakimi zajmują się kobiety: media, opieka zdrowotna, sport, starość, przemoc, rodzina, zbieranie danych, polityka, prawo, religia, migracja, praca, seks, ekonomia itd.

Różnorodność tożsamości psychoseksualnych była podnoszona wielokrotnie, nie wszystkie bowiem uczestniczki identyfikują się ze słowem lesbijka czy ze słowem kobieta. Osobiście ucieszyłam się z decyzji organizatorek, by używać słowa lesbijka* z gwiazdką, która symbolizuje (tymczasowe) podłączenie pod ten termin innych tożsamości, jak bi czy queer. Tak niewiele jest przestrzeni, gdzie słowo lesbijka jest na sztandarze: odczarowywane i noszone z dumą, a stworzenie tej przestrzeni było jednym z celów tej Konferencji.

Organizatorki zadbały, na ile mogły, aby zasponsorować przyjazd kobiet, które mają ograniczone środki, tak aby konferencja nie stała się skupiskiem klasy średniej. Niestety nie było funduszy na symultaniczne tłumaczenia, więc z Konferencji były wykluczone kobiety nie mówiące po angielsku. Brak funduszy nie dziwi – na Konferencji przywołano dane pokazujące, że z 424 milionów dolarów przeznaczonych przez rządy, organizacje międzynarodowe i dobroczynne na sprawy LGBTQ w latach 2013-2014, tylko 2% trafiło do kobiet LBQ (raport tutaj).

Więc oprócz fali pozytywnych emocji, poczułam też wielką frustrację i smutek – jak to jest możliwe, że pomimo tak ogromnej pracy wykonanej przez rzesze mądrych, silnych kobiet od lat 70., tak niewiele się zmienia?

Starsze aktywistki mówiły z goryczą: słyszę te same problemy, o których mówiłyśmy 20, 30, 40 lat temu… wciąż nie mamy pełni praw, jesteśmy niewidoczne, nie mamy politycznej reprezentacji, nie mamy funduszy.

Inne przypominały, że postęp jednak jest: w wielu krajach mamy prawo do legalnych związków, w niektórych do uznania naszych dzieci, są premierki i polityczki lesbijki, są prawa antydyskryminacyjne.

Owszem, postęp jest, ale zdecydowanie zbyt wolny. W tym tempie za 30 lat też będę zdecydowanie zgorzkniałą aktywistką. Konferencja zakończyła się nawoływaniem do skupienia się na dokumentowaniu sytuacji lesbijek przez badania i dane, przebijaniu się do mediów, aby przedstawiały prawdziwe lesbijki i ich życie, i na lobbowaniu rządów i międzynarodowych struktur, takich jak ONZ. Na Konferencji zostały przedstawione dwa zupełnie nowe raporty: jeden o dyskryminacji i zdrowiu wydany przez organizatorki EL*C, drugi o celach ruchu LBQ, zebrany przez fundacje Astrea i Mama Cash.

Herstoria

Dr. Katherine O’Donnell, organizatorka akademickiej konferencji Lesbian Lives, która od 23 lat odbywa się w Brighton, powiedziała, że jednym z głównych narzędzi opresji jest zabronienie pewnej grupie myślenia o sobie jako o części historii, jako o spadkobierczyniach_cach tradycji, jako o twórcach społeczności i kultury, która rodzi trwałe dziedzictwo.

Miernikiem trudności, z jaką przychodzi nam przechowywanie naszego dziedzictwa i herstorii, jest niska wiedza o przeszłości ruchu wśród samych aktywistek. Kiedy rok temu kobiety zebrane na konferencji ILGA Europe na Cyprze snuły plany o lesbijskiej konferencji, zaczęły ją nazywać pierwszą europejską lesbijską konferencją, nie wiedziały bowiem o żadnych poprzednich. Gdy zaczęły ją ogłaszać, jedna ze starszych aktywistek Evien Tjabbes sprzeciwiła się tej nazwie, przytaczając bogatą herstorię lesbijskich konferencji w Europie. Nagranie jej prezentacji znajdziecie tutaj.

Evien opowiadała, jak w latach 70. i 80. dziewczyny organizowały się pisząc listy i utrzymywały sekretariat ruchu, który koordynował komunikację. Co ciekawe, w 1980 roku aktywistki zebrane na kobiecym zgrupowaniu podczas mieszanej, a raczej głównie gejowskiej międzynarodowej konferencji, zdecydowały, że potrzebują własnej. Dokładnie tak, jak miało to miejsce w roku 2016 na konferencji ILGA Europe.

Kobietom udało się zorganizować Pierwszą Lesbijską Konferencję w 1981 roku w Amsterdamie. Było na niej 80 kobiet z 14 krajów. Następna konferencja odbyła się w Turynie, już z 200 uczestniczkami. Kolejne były w Lichtaart, w Belgii (1982), Paryżu (1983). Sekretariat, nazwany International Lesbian Information Service, zorganizował w sumie 8 konferencji, wydawał też biuletyn.

Jak ta herstoria jest przechowywana? W Holandii jest archiwum LGBT IHLIA, które odziedziczyło lesbijskie kolekcje zakładane po 1981 roku, w różnych holenderskich miastach. Istnieje też osobne archiwum ruchu feministycznego Atria, przechowujące nawet najstarsze pamflety pierwszych holenderskich sufrażystek. Oprócz archiwizacji, instytuty te zabierają głos w debacie publicznej i współpracują z podobnymi instytucjami na świecie. Dyrektorka IHLIA Lonneke van den Hoonaard przemawiając na EL*C podkreślała, że często trudno jest grupie lub organizacji stać się archiwum spełniającym wszystkie oficjalne wymogi, ale jeśli to nie jest możliwe, należy starać się przechowywać herstorie ruchu najlepiej jak potrafimy – zdjęcia, magazyny, wywiady, spisane wspomnienia, filmy. Nie traćmy naszego dziedzictwa. Jak powiedziała Evien: jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.

Separatyzm

Już na EL*C z rozmów plenarnych i w kuluarach jasno wynikało, że hasło zadbajmy o siebie to temat przewodni tej konferencji, tak jak napisała w relacji z EL*C Magdalena Wielgołaska. Temat separatyzmu wypłynął sam, organicznie, jest bowiem sposobem, by odpowiedzieć sobie na pytania: kim jesteśmy? i czego chcemy?. Musimy się odseparować, musimy mieć gdzieś tylko swoją przestrzeń, aby wrócić do szerszej społeczności znając na te pytania odpowiedź. Separatyzm jest w porządki, nie bójmy się go, nie przepraszajmy. Lesbijki zwykle walczą o sprawy innych, ale nie o nasze własne interesy wynikające z tożsamości. Nie łudźmy się, że ktoś stworzy dla nas lepszy świat i jeszcze jakimś cudem na naszych warunkach.

Polityka

Podczas warsztatu o lesbijkach w polityce wytworzyła się dyskusja pomiędzy zwolenniczkami skupiania się na sprawach unikalnychdla lesbijek a zwolenniczkami angażowania się w inne walki, ale pod lesbijskim sztandarem, np. lesbijki przeciwko neonazizmowi, lesbijki dla sprawiedliwości społecznej itd. Powracały głosy, iż tak naprawdę nigdy nie będziemy wolne bez sprawiedliwości społecznej, bez obalenia patriarchatu, bo przecież oprócz bycia lesbijką jesteśmy też kobietami i przynależymy do klasy społecznej, rasy etc.

Aktywistki z krajów nordyckich i Holandii przypomniały, że ruch LGBT nie zawsze stoi po dobrej stronie. W ostatnich latach obserwujemy zjawisko homonacjonalizmu, czyli używania praw gejów i lesbijek do siania islamofobii (dyskurs w stylu imigranci nie szanują naszych gejów i naszych kobiet). Niestety wiele gejów i lesbijek podpisało się pod tym antyimigranckim ruchem (np. osoby LGBT, które głosowały na skrajną prawicę Marine Le Pen we Francji i Geerta Wildersa w Holandii).

Ruch tęczowych rodzin

Podczas Konferencji wiedeńskiej dowiedziałam się też o bardzo ciekawym rozłamie w ruchu lesbijskim we Włoszech, dotyczącym surogatek. W zeszłym roku, podczas dyskusji wokół wprowadzenia związków partnerskich dla osób tej samej płci, włoski ruch LGBTQ dyskutował o tym, czy mają walczyć o prawa gejów do legalizacji surogacji. Cześć lesbijek opowiedziała się stanowczo przeciwko, wysuwając argumenty o wykorzystywaniu ciała kobiety i twierdząc, że surogacja nigdy nie jest wolnym wyborem, lecz jest spowodowana na przykład złą sytuacją ekonomiczną. Inne postulowały legalizację surogacji, aby uregulować rynek i broniły prawa kobiet do zarządzania własnym ciałem. Ponieważ reprezentantki obu obozów były na sali, dało mi to wyobrażenie o temperaturze tego sporu.

Drugi zaskakujący fakt dotyczący ruchu tęczowych rodzin to to, że wiele lesbijek związanych z tym ruchem, który tradycyjnie był zdominowany przez kobiety, czuje się teraz spychana na drugi plan przez gejowskie rodziny z dziećmi. Gejowski baby boom jest właśnie efektem dostępności surogacji i zagranicznej adopcji (oczywiście względnej dostępności, bo na to stać tylko bogatych gejów). Usłyszałam od aktywistek z Niemiec, Austrii i Szwajcarii o ich frustracji, zbudowały krajowy i europejski ruch tęczowych rodzin, a teraz, gdy mężczyźni coraz częściej mają dzieci, zaczynają wieść prym w tych organizacjach, ich rodziny są też chętniej wychwytywane przez media. Tutaj, tak jak w innych sprawach, wspierajmy się i zawalczmy o swoje miejsce.

Korekta: Maja Korzeniewska

———————

Joanna Semeniuk
Liderka pracowniczej sieci LGBT w banku ING i inicjatorka projektu zrównania świadczeń pracowniczych dla tęczowych rodzin w całej korporacji (więcej tutaj) / Współzałożycielka programu Women@WorkplacePride / Razem z żoną i dwójką dzieci mieszka w Amsterdamie.

Linki do innych nagrań z konferencji:

https://youtu.be/9vtv1agJAOg
https://youtu.be/2Y2BuAUiv1U
https://youtu.be/SoviYqTvxH8
https://youtu.be/kz97HMQCQzM
https://youtu.be/JTzcOOoHFPU

———————-

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka

EL*C. Wieden 2017. 
1.  Magdalena Wielgołaska. Odzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2.  Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3.  Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4.  Agnieszka Małgowska. Peformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
6.  Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.

EL*C. Kijów 2019.
1.  Monika Rak. L*Geniusza na Ukrainie.
2. Magdalena Wielgołaska. Lesbianizacja przestrzeni. 

———————————————

I.  Manifest
1.  Manifest. Instant. 
2.  Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
3.  Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II. Rozmowy wokół manifestu.
1.   Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.   Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.   Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.   Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.   Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.   Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.   Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk.
8.   Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdaleną Próchnik
9.   Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.  Co ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą
15.  Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze politycznaRozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26.Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
3. Lesbijski projekt mieszkalny. Rozmowa z Yagner Anderson

.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim

BONUS. Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej

LESBIJSKA INSPIRA I Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni

Agnieszka Małgowska: Spotkałyśmy się podczas warsztatu Sistrum. I zupełnie na luzie powiedziałaś, że jesteś biseksualistką i poliamorystką. Zawsze jesteś taka otwarta?

Retni: Rozmawiam o swoich preferencjach z innymi osobami, ale raczej gdy jest atmosfera ku temu. Nie czuję, że to temat tabu. W ogóle chciałabym, żeby temat seksualności był omawiany jak każdy inny.

AM: To chętnie Cię popytam. [śmiech] Zacznę po prostu: jak „odkryłaś” swoją orientację?

R: To się wyłoniło z tego, co przeżywałam, z tego jak się rozwijałam. Zaczęło się wcześnie. Gdy miałam 7 lat zdarzyła mi się bliska fizyczna relacja z moją przyszywaną siostrą. Nie byłyśmy spokrewnione, ale wychowywałyśmy się razem. To była moja inicjacja erotyczna. Gdy byłam starsza i umawiałam się już z chłopakami, pojawiła się również fascynacja, pociąg do innych dziewczyn.

AM: Tę relację z siostrą trzymałyście w tajemnicy czy traktowałyście jako coś oczywistego?

R: Nazywałyśmy to sekretem. Czułam, że to jest zakazane, ale nie czułam, że to coś złego.

AM: Skąd przeczucie, że to zakazane?

R: Kiedyś, przedstawiając przed rodzicami scenkę, która kończyła się całowaniem w łóżku, usłyszałyśmy, żebyśmy tego nie robiły więcej. Nam się to podobało, więc robiłyśmy to w tajemnicy. [śmiech]

AM: Jak długo to trwało?

R: Jakieś 6 lat, do 12-13 roku życia. Do czasu, kiedy zaczęłyśmy spotykać się z chłopakami. Wtedy moja przyszywana siostra zaproponowała, żebyśmy to przerwały.

AM: Jak się rozstałyście, czułaś żal albo poczucie winy?

R: Czułam trochę żal, a potem tęsknotę za tą relacją, ale z drugiej strony to rozstanie wydawało mi się naturalne. Tak jak naturalna była relacja z moją przyszywaną siostrą. Gdy rozmawiam z różnymi moimi znajomymi, często opowiadają mi o doświadczeniach erotycznych z wieku dziecięcego, z dalekimi kuzynkami_nami, koleżankami_gami.

AM: Jesteście teraz w dobrej relacji z przyszywaną siostrą?

R: Tak, ale dość dalekiej, bo widujemy się tylko kilka razy w roku. Dodam jeszcze, że ona dziś nie jest ani biseksualna, ani homoseksualna.

AM: Miałaś refleksję na temat swojej orientacji w trakcie tej relacji albo później?

R: Nigdy nie czułam, że robię coś złego, może dlatego tak łatwo zaakceptowałam, że jestem jaka  jestem i nie miałam potrzeby dalszego definiowania się. Nie słyszałam żadnych negatywnych opinii. A gdy dorosłam, powiedziałam też rodzicom o swojej orientacji, nigdy nie byłam w związku z dziewczyną. To były przede wszystkim fizyczne kontakty, nawet z przyjaciółką. Nie widziałyśmy w tym problemu. kiedyś oznajmiła mi, że ma wrażenie, że się we mnie zakochała. Była na to przestrzeń, miałyśmy się zastanowić, co dalej robimy. To była jednak chwila. Rozeszło się i nie wpłynęło na naszą relację.

AM: Nigdy nie próbowałaś “sprawdzić” relacji z kobietą w stałym związku?

R: Nie, jeszcze nie. Był czas, kiedy bardzo chciałam znaleźć dziewczynę i sprawdzić, czy kobiety mogą być dla mnie stałymi partnerkami. Nie udało się dotąd, spotkałam wtedy obecnego chłopaka. Ale nie zrezygnowałam z poszukiwań. Mój chłopak wiedział, że jestem biseksualna. Ode mnie wyszła propozycja, żeby nasz związek był otwarty na kobiety.

AM: Dobrze, ale informacja o biseksualności nie pociąga za sobą poliamorii. Skąd takie połączenie?

R: Kiedy weszłam w relację z moim chłopakiem czułam żal, że zaprzepaszczam możliwość związku z kobietą. Pewnie to spowodowało, że miałam potrzebę bliskiego kontaktu z innymi kobietami, choć kocham mojego partnera i nie chciałam bez niego żyć. Jesteśmy szczerzy wobec siebie, więc mu to powiedziałam. On także był otwarty na cielesne kontakty z innymi kobietami, więc zaczęliśmy wchodzić w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne – trójkąty. Są to jednak tylko relacje fizyczne. Nie sądzę, żebyśmy byli gotowi na trójkąt emocjonalny z kobietą. Chociaż ustaliliśmy, że jeśli któreś z nas się zakocha, musimy to sobie powiedzieć.

AM: Co oznaczałoby dla Waszego związku takie wyznanie?

R: Nie wiem. To się okaże. Nie wiadomo, co z tego wyniknie, zależy to od tego, która relacja będzie silniejsza. Ważne, żebyśmy wiedzieli na czym stoimy.

AM: Czujecie się bezpiecznie w takiej relacji?

R: Czujemy się bezpiecznie, bo sobie ufamy, ale nie jest tak idealnie, zdarzają się potknięcia. Czasem nie do końca wszystko wiadomo, coś się okazuje w trakcie.

AM: Zawarliście między sobą kontrakt – słowny czy pisemny?

R: Można powiedzieć, że zawarliśmy kontrakt słowny. W tym układzie jestem osobą, która decyduje. Beze mnie nic nie może się zdarzyć. On może wraz ze mną wchodzić w relacje z innymi dziewczynami, ja mogę sama wchodzić w relacje z dziewczynami, ale nie mogę z chłopakami.

AM: Jak spotykasz dziewczyny, które zgadzają się na poliamoryczne epizody?

R: Zwykle bardzo naturalnie. Zazwyczaj znamy te dziewczyny, są z naszego kręgu znajomych. Są to pojedyncze sytuacje, które zaczynają się od fascynacji między mną a jakąś dziewczyną. Mój chłopak nie zawsze w tym uczestniczy, ale zawsze mu o tym mówię. Zdarzają się też sytuacje, w których fascynacja jest między naszą trójką.

AM: Jak potem toczą się relacje z tymi osobami?

R: Drzwi zawsze pozostają otwarte, nawet jak coś zdarza się raz, to nie oznacza, że to koniec. To się może powtarzać. Sporo jest wśród naszych znajomych par szukających niemonogamicznych relacji. Zwykle spotykamy ludzi ok. 30-tki, którzy są w stałym związku, wspólnie mieszkają, mają dzieci i są otwarci na inne erotyczne relacje.

AM: Takie relacje to delikatna sprawa. Jak dbacie o dyskrecję?

R: Staram się być pozytywną osobą, póki nie zdarzyło mi się nic, co świadczyłoby o braku dyskrecji, staram się tym nie zajmować. Ale z moim chłopakiem jesteśmy empirystami. Dbamy więc o swoje bezpieczeństwo, staramy się widzieć różne rzeczy, ważyć je i podejmować ryzyko, na które nas stać, ale przede wszystkim dobrze się bawić.

AM: Obmowa bywa bolesna, szczególnie że taki pomysł na życie podważa patriarchalny porządek.

R: Ja nie plotkuję i nie spodziewam się tego po moich znajomych. Dla mnie ważna jest spontaniczność. Lubię niedopowiedzenie i ulotność sytuacji.

AM: Ale ulotność epizodów poliamorycznych analizujecie?

R: Tak, wspominamy je z moim chłopakiem z uśmiechem lub bez. Rozmawiamy o trudnych sytuacjach. Gdy raz zdarzyło mi się przerwać trójkąt w intymnym momencie, następnego dnia rozmawialiśmy o tym, co się wydarzyło, co czułam, dlaczego tak się stało. Czułam też szacunek mego partnera, że podjęłam taką decyzję, nawet jeśli popsuło nam to zabawę.

AM: Wy jesteście silnie związani. A co z trzecią osobą?

R: Staramy się być uważni na to, co się dzieje z nami i z osobą, która do nas dołącza. Staram się wyczuwać sygnały, czy dla wszystkich sytuacja jest ok.

AM: Uważność przychodzi Ci łatwo? To ważna cecha dla poliamorystek_tów.

R: Uważność to ciągła praca. Dla mnie nie jest naturalna, nie jest jak oddech. Muszę się pilnować. Ale to mnie nie męczy. Jest jak skupienie podczas medytacji, kiedy muszę trzymać uwagę na jakieś części ciała. To jest ciekawe i przyjemne.

AM: Z kobietami też głębiej rozmawiasz o swoich poliamoryczno-biseksualnych doświadczeniach?

R: Niestety, mam problem ze szczerą rozmową o seksualności z dziewczynami, z którymi wchodzę w takie relacje. Potrzebuję tego czasem, ale mam wrażenie, że one nie, więc milczę, wstydzę się poruszyć temat minionej nocy. Jeśli chodzi o rozmowę z kobietami, z którymi nie wchodzę w relacje seksualne, to jakoś łatwiej mi przy nich mówić o moich doświadczeniach. Przybierają one wtedy formę opowieści, a nie rozmowy o uczuciach. Jestem w Sex&Love School, która skupia się na kobiecej seksualności. Opowiadam tam szczerze o swoich przeżyciach, mówię o relacjach biseksualnych i poliamorycznych.

AM: Jak reagują dziewczyny na Twoją nieheteronormatywność?

R: Raczej dobrze, ale ze zdziwieniem. Myślę, że dlatego, że to dalekie od tego, co zdarza się kobietom na tej grupie. Może to się nie podobać, ale na kręgach i na forum jest miejsce na wszystkie nasze historie, nie czuję się wykluczona. Wiele też zależy od tematu kręgu albo wątku na forum. Bardziej pikantne kawałki opowiadam na kręgu o ars amandi.

AM: Poliamoria nie jest pikantna?

R: Miałam na myśli akt seksualny.

AM: Czasem pikantne jest doświadczenie, które nie jest powszechne.

R: Masz rację, to też dodaje pikanterii, nie każdy może się pochwalić takim doświadczeniem.

AM: Na grupie ars amandi mówisz o technicznych szczegółach, a na innych grupach?

R: Na innych grupach mówi się językiem bardziej metaforycznym, którym opisuje się własną seksualność i relacje z nią. Skupiamy się tam m.in. na uczuciach.

AM: Czy uczucia można oddzielić od psychoseksualności? Wydaje mi się, że jednak inaczej mówi się o relacji z kobietą, inaczej z mężczyzną?

R: Ja nie czuję tej różnicy między relacją z dziewczyną a relacją z chłopakiem. Na razie jedyna różnica jest w stopniu zaangażowania. Z dziewczynami wchodzę w relacje seksualne i przyjacielskie, z chłopakami buduję związki oparte na miłości partnerskiej. Nie mogę więc tych relacji porównać.

AM: W swojej nieheteronormatywnej drodze podpierasz się tekstami kultury? Jakiś film czy książka odsłoniły Ci nieznane aspekty nienormatywności?

R: Spodziewałam się tego pytania, przeczytałam kilka wywiadów Inspiry i często je zadajecie.

AM: Tak? [śmiech] Często jakieś dzieło sztuki otwiera nam coś w głowie lub w sercu.

R: Nie przypominam sobie, żeby coś, co w przeszłości oglądałam czy czytałam poruszającego oba tematy wpłynęło na mnie w jakiś zauważalny sposób. Nie orientuję się za bardzo w kulturze o tej tematyce, jestem bardziej – jak mówiłam – empirystką. Ale chciałabym być na to bardziej uważna. [śmiech] To byłoby rozwijające. Choć chwilkę, ostatnio zwrócił moją uwagę przyjacielsko-miłosny wątek między dziewczynami w serialu. Bohaterki wybierają własną relację, a nie relację z chłopakiem. To Avatar. Legenda Korry.

AM: Nie widziałam tego serialu. Nadrobię. Na koniec jeszcze jedno z naszych ulubionych inspirowych pytań. [śmiech] Masz jakieś marzenie biseksualne lub/i poliamoryczne?

R: Chciałabym zbudować głębszą relację z kobietą, z którą mogłabym rozmawiać o moim życiu tak, jak rozmawiam z moim chłopakiem. To jest coś, co miałam przez całe życie. Zawsze miałam siostry, przyjaciółki. Chłopaki pojawili się dopiero, kiedy miałam 14-15 lat. Trzy lata temu straciłam bliską relację z wieloletnią przyjaciółką i przez ten czas nie pojawiła się żadna tak bliska mi kobieta, nie znalazłam nowej przyjaciółki. Od tego czasu czuję się porzucona. Bez głębokiej kobiecej sfery życia czuję się samotna. Bardzo potrzebuję bliskości serca z drugą kobietą.

AM: Podejrzewam, że dużo kobiet ma taką potrzebę. Ostatnio obejrzałam dokument o Jane Fondzie, która wyznała, będąc przed 70-tką, że tylko w towarzystwie kobiet czuje się naprawdę sobą.

R: Na szczęście dzięki Sex&Love School, rodzinie i grupom facebookowym związanym z kobiecością, przestrzeń stricte kobieca jest w moim życiu. Są to jednak relacje grupowe, a nie przyjacielskie jeden-na-jeden, a chyba za taką tęsknię najbardziej. Ile to razy wypłakiwałam się chłopakowi, że chcę mieć przyjaciółkę. Mam koleżanki, znajome, ale nie mam codziennego głębokiego związku z dziewczyną, do której mogłabym w każdej chwili zadzwonić.

AM: Bardzo dziękuję za rozmowę i życzę Ci przyjaciółki od serca.

————————————-————

Renti (ur.1996) – biseksualistka i poliamorystka, warszawianka, studentka ekonomii, studentka Sex&Love School, od roku zaangażowana w rozwój duchowy i emocjonalny, zafascynowana cyklicznością kobiet i natury, kochająca podróże.

Agnieszka Małgowska (1/2 Damskiego Tandemu Twórczego)
lesbijka / feministka / artaktywistka / reżyserka / trenerka teatralna / scenarzystka

Współtwórczyni projektów: Kobieta Nieheteronormatywna (cykl debat i audycji radiowych, 2014- 2016) / O’LESS Festiwal (2012-2014) / DKF Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną (cykl spotkań, 2012-2015) / A kultura LGBTQ+ nie poczeka (projekt archiwistyczny, od 2017) / O teatrze lesbijskim w Polsce (cykl teatrologiczny, od 2012) / Lesbijska Inspira (cykl wywiadów od 2017) / Portret lesbijek we wnętrzu, Niesubordynowane czytanie sztuki Jolanty Janiczak (czytanie dramatów) / Orlando.Pułapka? Sen, Fotel w skarpetkach, 33 Sztuka, RetroSeksualni. Drag King Show (spektakle) / Czarodziejski flet, Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet (nanoopery) / L.Poetki (film dokumentalny) / Teatr Dialogu (warsztat i akcja miejska) / Wywrotowa komórka lesbijska, Epizody, wątki, sugestie lesbijskie w kinie polskim (wykłady) / Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* (stowarzyszenie, 2017).

—————————

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka
.
I.  Manifest
1.  Manifest. Instant. 
2.  Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
3.  Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II. Rozmowy wokół manifestu.
1.   Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.  Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.   Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo

4.  Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.   Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.   Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus

7.   Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk
8.   Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdaleną Próchnik|
9.   Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10.  Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.  Co ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą
15.  Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.   Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze politycznaRozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla

23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26. Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim
.
V.  EL*C. Wieden 2017.
1.  Magdalena WielgołaskaOdzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2. Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3. Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4
Agnieszka Małgowska. Peformansy, czyli witamy w Lesbolandii. 
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
6.  Agnieszka FrankowskaPL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.

BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej

—————————————–

Aktualne wiadomości na temat projektu Lesbijska Inspira znajdziesz na:
Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!
.
Kontakt: [email protected]

LESBIJSKA INSPIRA | Polityczne znaczy wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką

Agnieszka Małgowska: Tomaszu, wiesz, że zaczynasz wątek męskoosobowy w naszym cyklu? W tym wątku świadomie i „tendencyjnie” będziemy rozmawiać z osobami, które czują się mężczyznami i sympatyzują z lesbijkami*. Co Ty na to?

Tomasz Gromadka: Miło mi i cieszę się na rozmowę z Twoją osobą.

AM: O „osobie” pewnie jeszcze porozmawiamy, ale zacznę od pytania dla mnie zasadniczego. Co zdecydowało, że Sistrum i Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* znalazły się w Stole Powszechnym?

TG: To stało się nagle, po prostu. Pamiętam, że Monika Rak, która przychodzi na “Pisanie co wtorek” do Stołu Powszechnego, zaproponowała mi Wasze wydarzenie. Zgodziłem się i od razu pomyślałem, że warto byłoby zrobić cały cykl.

AM: Lubimy cykle.[śmiech]

TG: Zauważyłem. Pamiętam, że natychmiast zaproponowałyście mi plan na pół roku, to mnie z jednej strony ucieszyło, że jest pomysł, z drugiej strony przestraszyło, że to jest aż tak rozbudowane. W końcu poczułem bezpieczeństwo, że sprawa jest ogarnięta, że to wynika z Waszej dłuższej pracy, a nie jest przypadkowe, improwizowane. Podobało mi się, że jest to artystyczna i wieloaspektowa propozycja kultury lesbijskiej.

AM: Systematyczne działanie ukorzenia tę kulturę.

TG: U nas cykle wynikają z myślenia o miejscu, jakim jest Stół Powszechny, któremu potrzebne są regularne wydarzenia. To pozwala zgromadzić grono ludzi wokół naszych aktywności. Możliwa jest też większa praca polityczna: ludzie wiedzą, że u nas odbywają się kreatywne i społeczne wydarzenia. Wieść się niesie i utrwala.

AM: To powód pijarowy. A były inne?

TG: Słyszałem też o niedofaworyzowaniu kultury lesbijskiej w społeczności LGBTQ i że faceckość jest bardziej mainsteamowa, a kobiecość spychana. Dlatego taka propozycja wydawała się ciekawa. Stół Powszechny nie robił wcześniej niczego tęczowego. Wiszą u nas flagi. Ale flaga to według mnie za mało. Ważne, żeby za emblematem stały konkretne działania.

AM: Ciekawe, że lesbijki z gwiazdką mają reprezentować tęczową flagę. [śmiech] To dopiero “dobra” zmiana.

TG: Dodam jeszcze, że znalazłyście się tu, bo po prostu przyszłyście z inicjatywą, a przestrzeń jest otwarta. Ale muszę podkreślić, że dokonujemy jednak wyboru. Dużo osób do nas przychodzi z propozycjami, ale nie decydujemy się na każde działanie. W Stół zaangażowanych jest kilka osób, ale gdy mam do wyboru warsztaty taneczne albo lesbijskie warsztaty taneczne, to wybieram to drugie. Przyznaję, że faworyzuję rzeczy, które są jawnie zaangażowane politycznie. Oczywiście, każda propozycja jest obgadywana w naszej, różnorodnej światopoglądowo grupie.

AM: Jak rozumiesz zaangażowanie polityczne?

TG: Polityczne znaczy wspólne. To świadome działania na rzecz poszerzenia wspólnoty o osoby marginalizowane. Działania takie jak Wasze: teraz robimy kulturę lesbijską, to jest artystka lesbijska, to jest film lesbijski, a to jest miejsce, gdzie lesbijki mogą przyjść i poczuć się bezpiecznie. To jest poszerzanie tego, co wspólne, wyjście poza heteronormatywność, homofaceckonormatywność. Oczywiście ta nasza polityczność w Stole jest konkretna: lewicowa, czasem liberalna, na pewno nie prawicowa czy neoliberalna. A propozycja Sistrum wydawała mi się od początku lewicowa.

AM: Padło to okropne słowo „lewicowość”. [śmiech] Tak kojarzysz kulturę lesbijską*?

TG: Raczej tak kojarzę Was, co chyba przeniosłem na całość zjawiska.

AM: O nas można tak myśleć, ale nie o heterogenicznej społeczności lesbijskiej*. Dopiero by się działo.

TG: Prawda, mnie też społeczność LGBT kojarzy się z liberalizmem.

AM: Twoja sympatia do kultury lesbijskiej* to wynik świadomości politycznej czy to konsekwencja bliższych relacji z tęczowym światem?

TG: Jestem zaznajomiony z tym światem przez ludzi. Ale nie zawsze tak było. Jako młody człowiek byłem bardzo konserwatywny, choć nie wydaje mi się, że byłem homofobem. Przede wszystkim nie akceptowałem siebie, miałem ogromne problemy z uznaniem siły kobiet i byłem zaciekłym antykomunistą. Dopiero od 2012 roku, gdy zacząłem współtworzyć Fundację Strefa Wolnosłowa i robić spektakle wielokulturowe, zacząłem się zmieniać. Do projektów przychodzili różni ludzie, także osoby nieheteroseksulane, choć poznawałem głównie gejów. Jeśli dziewczyny – to przede wszystkim biseksualne. Poprzez relacje poznawałem nowy świat. To była praca, która doprowadziła mnie do lewicy. Przeszedłem drogę od elementów patriarchalnej męskości, przez jej całkowite wyparcie, po akceptację siebie jako faceta.

AM: Ciekawe, miałam wrażenie, że jesteś organicznie nieheteronormatywny. Czyli można przejść taką transformację. [śmiech] Podejrzewam, że teraz jesteś postrzegany jako mężczyzna metroseksualny, a nawet gej.

TG: Tak, to się często zdarza, [śmiech] ale gejem nie bywam. Jestem heteroseksualny. No może czasem podobają mi się nieliczni faceci. Nie jestem też zaangażowany w kulturę LGBT, chodzę tylko na Paradę Równości, choć to wesołe, liberalne wydarzenie.

AM: Tęczowy wesoły liberalizm. [śmiech] Lewicowość nie jest wesoła?

TG: Nie pamiętam wesołej lewackiej manifestacji, a często chodzę na manifestacje. Tam bardziej rządzi wkurw. To nie zabawa, to walka.

AM: Na ostatniej Paradzie wreszcie widziałam hasło: “Precz z kapitalizmem” niesione tuż obok kolorowej platformy Google. Ale nadal było wesoło.

TG: Na Paradzie bardzo widać afiliację kapitalizmu. To problem, który dostrzegam w partii Biedronia. Wiosna jest niby lewicowa, choć bardziej na wzór zachodniej socjaldemokacji, są więc postulaty socjalne i równościowe, jednak to partia raczej liberalna.

AM: Skoro tak myślisz, to dlaczego chodzisz na tę wesołą i kapitalistyczną Paradę?

TG: Chodzę trochę z rozpędu, bo dużo manifestuję. Ale wydaje mi się, że warszawska Parada różni się od marszów organizowanych w mniejszych miastach w Polsce. Tam czasem trzeba iść na zderzenie i różne rzeczy mogą się zdarzyć. To już nie jest takie radosne. Z tym się identyfikuję, choć nie uczestniczyłem w wyjazdowych paradach.

AM: Powiedziałeś, że nie jesteś zaangażowany w kulturę LGBT, a ja widziałam spektakl na podstawie Twojego tekstu Robo i Osobo. Muszę przyznać, że zaskoczyło mnie, jak pokazałeś relację między bohaterkami. Dwie kobiety we wzajemnym akcie tworzenia. Widzę to lesbijsko*. Miałeś takie założenie?

TG: Napisałem tekst, który reżyserowała Agata Dyczko. Wiele zrodziło się podczas pracy reżyserki i aktorek. Tekst był adaptowany i cięty, zmienił się w wyniku procesu zbiorowego. Dwie postacie tytułowe nie zostały napisane jako kobiety, ale są tworzone przez kobiety. Agata wybrała dwie aktorki, choć postaci mogli tworzyć chłopcy, ale dziewczyny były ciekawsze.

AM: Dlaczego?

TG: To miał był posthumanistyczny, antykapitalistyczny romans science fiction. Gdy jest mężczyzna i kobieta to jest klisza. Kiedy są dwie kobiety, jest mniej standardowo.

AM: Z powodu homoerotyzmu?

TG: Kobiecego homoerotyzmu. Takich opowieści jest ciągle mniej. Jak pomyślę, to w kinie znam właściwie same gejowskie historie. Nie przypominam sobie żadnego hollywoodzkiego filmu lesbijskiego, który zdobył 10 Oskarów. [śmiech] O czarnoskórym geju jest film oskarowy, a o relacji lesbijskiej nie ma.

AM: Czyli przysłużyłeś się mimowolnie lesbijskiej* sprawie, nie tylko udostępniając miejsce w Stole Powszechnym, także artystycznie.

TG: Nawet tego nie wiedziałem, ale masz rację. Gdy powiedziałaś o tej lesbijskiej perspektywie, to widzę, że rzeczywiście w spektaklu jest dużo kobiecej bliskości: w tańcu, dotykaniu, w mówieniu. Tekst tę bliskość podbija, bo jest czasem jak wyznanie miłości. Ale to nie jest wymuskane, relacja jest skomplikowana, nawet przemocowa.

AM: Relacje lesbijek nie są tylko waniliowe, jak stereotypowo się je widzi. Wybierając tę kobiecą niestandardowość nie bałeś się, że sztuka nie będzie uniwersalna?

TG: Uniwersalizm to dla mnie żadna kategoria. O uniwersalności mogę napisać we wniosku o grant, ale w sztuce w nią nie wierzę. Dla mnie ważne są konkrety: sytuacja, postać, emocja, myśl, które można trochę uogólnić, ale uniwersalizm, to scheda po patriarchalnej filozofii i teologii. Odbiera autentyczność, odcina od twórczyń_ców i bohaterek_ów.

AM: Słyszałeś po spektaklu jakieś głosy o kobiecej energii i homoseksualności?

TG: Nie, raczej, że to było antykapitalistyczne i przede wszystkim o miłości.

AM: Skoro o miłości, to tym bardziej herstoria powinna wydać się nieheteroseksualna.

TG: Ale mówiono właśnie o uniwersalizmie. Chyba widzowie nie chcieli tego zobaczyć, ja sam dopiero teraz się z tym zmierzyłem, gdy zwróciłaś mi na to uwagę. Też tego tekstu nie traktowałem jak lesbijski romans, ale czuję tę interpretację. To jest właśnie o tym.

AM: Niespodzianka. [śmiech] Dobrze, że przed tym nie uciekasz. Co zresztą byłoby dziwne, bo pojawiałeś się w tym przedstawieniu i używałeś żeńskich końcówek. W ogóle – jak zauważyłem – używasz wobec siebie żeńskiego rodzaju.

TG: Tak, wtedy to robiłem, teraz już nie. Przechodziłem wówczas proces terapeutyczny i odrzucałem w sobie faceta, teraz go zaakceptowałem i nie muszę się odcinać, wypierać. To było autoagresywne. W tym czasie napisałem tekst do Krytyki Politycznej, w którym postulowałem wyrzucenie rodzaju męskiego z języka. Ta publikacja wkurzyła ludzi, wyzywali mnie od pedałów, pisali, że to najgłupszy tekst w Dzienniku Opinii Krytyki Politycznej, że nawet jak na lewactwo to szczyt idiotyzmu.

AM: Oj, nawet performatywna antycypacja budzi tyle emocji.

TG: Tak, a to miała być prowokacja. W stosunku do siebie – jak mówiłem – używam już męskiej końcówki. Ale kiedy jest grupa, gdzie jest tyle samo kobiet co mężczyzn albo przewaga kobiet, stosuję czasem tylko żeńskie końcówki. Robię to również w relacji z moją dziewczyną, mówiąc o nas w rodzaju żeńskim.

AM: A do mnie zwróciłeś się na początku rozmowy per osoba. Ja za tym nie przepadam, ale to coraz bardziej popularne określenie omijające binarność, płciowość w języku. Użyłeś go w tytule spektaklu, a na co dzień też jest przydatne?

TG: Lubię to słowo. Często go używam.To neutralne określenie, ale używam go również w miłosnej relacji i wtedy nabiera życia. W niektórych osobach, z którymi pracuję, to słowo wywoływało śmiech i kpiny, ale to się zmienia.

AM: Masz lesbijski*/queerowy potencjał. [śmiech]

TG: Pewnie dlatego, że jest we mnie silny feministyczny paradygmat, który może – jak się okazało – mieć lesbijskie i queerowe wcielenie. Ten feminizm jest czasem aż za mocny.

AM: Za mocny?

TG: Często mam nadmierne poczucie winy. Jestem o trzy kroki przed własnym działaniem patriarchalnym, nawet przed myślą. To bywa autoagresywne.

AM: Skąd to poczucie winy? Symboliczna czkawka za męskie poczynania w historii?

TG: Nie wierzę w zbiorową odpowiedzialność. Mogę tylko odpowiadać za to, co robiłem ja, we własnych relacjach, związkach. Kiedyś napisałam wiersz na ten temat, który jest – dziś myślę – za bardzo czołobitny wobec kobiet. Napisałem także tekst w związku z akcją #metoo.

AM: I na koniec. Nam gościna w Stole Powszechnym się przysłużyła. A Tobie obecność Sistrum nie zaszkodziła?

TG: Nie ma żadnych negatywnych reakcji. Prócz ostatniego pohukiwania prawicowców z okazji wydarzenia o kulturze barowej lesbijek, ale w sumie to drobiazg. A Teatr Powszechny tym wydarzeniem się chwali.

AM: To znakomita puenta naszej rozmowy. Dziękuję i do zobaczenia na kolejnych wydarzeniach w Stole Powszechnym.

Korekta: Maja Korzeniewska

————————————-————

Tomasz Gromadka (ur. 1986) poeta, dramatopisarz, animator kultury, członek Fundacji Strefa WolnoSłowa, która organizuje warsztaty teatralne nastawione na dialog wielokulturowy, ustanawianie więzi międzyludzkich i krzewienie postaw antyrasistowskich. Działa w kolektywie Autonomiczna Przestrzeń Edukacyjna, oddolnej grupie edukatorów i edukatorek, realizujących bezpłatne zajęcia edukacyjne w wielu dziedzinach, a także w Stole Powszechnym, przestrzeni spotkań twórczych i kawiarni w Teatrze Powszechnym im. Zygmunta Hubnera w Warszawie. Prowadzi zajęcia pisarskie w szkołach, aresztach i skłotach. Jego sztuki “Deportacja” i “Strajk arabskich pielęgniarek” drukowane były w miesięczniku „Dialog”. Spektakle na podstawie tekstów Tomasza Gromadki wystawiane były m.in. w Warszawie, Poznaniu, Bolonii i Brukseli.

Agnieszka Małgowska (1/2 Damskiego Tandemu Twórczego)
lesbijka / feministka / artaktywistka / reżyserka / trenerka teatralna / scenarzystka
Współtwórczyni projektów: Kobieta Nieheteronormatywna (cykl debat i audycji radiowych, 2014- 2016) / O’LESS Festiwal (2012-2014) / DKF Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną (cykl spotkań, 2012-2015) / A kultura LGBTQ+ nie poczeka (projekt archiwistyczny, od 2017) / O teatrze lesbijskim w Polsce (cykl teatrologiczny, od 2012) / Lesbijska Inspira (cykl wywiadów od 2017) / Portret lesbijek we wnętrzu, Niesubordynowane czytanie sztuki Jolanty Janiczak (czytanie dramatów) / Orlando.Pułapka? Sen, Fotel w skarpetkach, 33 Sztuka, RetroSeksualni. Drag King Show (spektakle) / Czarodziejski flet, Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet (nanoopery) / L.Poetki (film dokumentalny) / Teatr Dialogu (warsztat i akcja miejska) / Wywrotowa komórka lesbijska, Epizody, wątki, sugestie lesbijskie w kinie polskim (wykłady) / Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* (stowarzyszenie, 2017).

—————————

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka
,
I.  Manifest
1.  Manifest. Instant. 
2.  Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
3.  Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej
.
II. Rozmowy wokół manifestu
1.   Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.   Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką 
3.   Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.   Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.   Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.   Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.   Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk
8.   Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdą Próchniak
9.   Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normala rodzina. Rozmowa z  Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.  Co Ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą
15.  Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.   Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmowa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze politycznaRozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26. Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
3. Niemcy. Lesbijski projekt mieszkalny. Rozmowa z Yagner Anderson
.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim
.
V. EL*C. Wieden 2017
1.   Magdalena Wielgołaska. Odzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2.  Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3.  Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4.  Agnieszka Małgowska. Peformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie. 

BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej

 .
————————————-————
 .
Aktualne wiadomości na temat projektu Lesbijska Inspira znajdziesz na:
Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!
.

LESBIJSKA INSPIRA. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej.

Agnieszka Małgowska: Dziś mija rok od publikacji pierwszego wywiadu naszego cyklu. Po ogłoszeniu Manifestu i publikacji rozmowy komentującej wydarzenia, które do tego Manifestu nas sprowokowały, wiedziałyśmy, że na tym nie może się skończyć. I po dwóch miesiącach zdecydowałyśmy, że spóbujemy robić wywiady z kobietami nieheteronormatywnymi. Zdecydowałymśmy i zrealizowałyśmy. Pierwszy wywiad został opublkowany 6 grudnia 2017.  Taki mikołajkowy prezent. [śmiech] Po roku z radością donosimy, że udało nam się przeprowadzić i opublikować 22 rozmowy. Chcemy pocelebrować tę małą rocznicę.

Magdalena Wielgołaska: Jestem wielką fanką celebrowania. Nie jest łatwo realizować przez rok projekt wolontariacki. Zawsze jest tyle okazji, żeby sobie odpuścić. Poza tym życie potrafi nieźle namieszać.

Monika Rak: Dość szybko życie popsuło szyki. W niedługim czasie zmienił się trochę skład Lesbijskiej Inspiry. Agnieszka Frankowska, współinicjatorka tego projektu, z różnych życiowych powodów musiała się wycofać, ale jeszcze udało jej się przygotować wywiad z swoją krajanką. Pozdrawiamy przy okazji, Agnieszkę. Projekt był kontynuowany, a chwilę potem wsparłaś projekt Ty, Maju.

Maja Korzeniewska: I bardzo się z tego cieszę. Pewnie zaczynałbym z Wami, ale był to czas, kiedy umierała moja matka po ciężkiej chorobie.

AM: Znowu życie. To wszystko składa się na sytuację aktywności lesbijskiej w Polsce. Bywa różnie. To, co dzieje się offline, może mieć zasadniczy wpływ na taki projekt. Dlatego też pokusimy się o małe podsumowanie, odsłonimy kulisy inspirowe, także podzielimy się naszymi wrażeniami i refleksjami.

Ja przez ten rok uświadomiłam sobie, że cykl okazał się pewnego rodzaju projektem socjologicznym, dzięki któremu zapisanych zostało kilka lesstorii, które ujrzały światło dzienne. Teraz wreszcie to, co kiedyś pozostawało w sferze prywatnej, stało się częścią publicznej debaty. Cieszy mnie to bardzo.

MR: Właśnie, niemal wszystko, co wybrzmiało w wywiadach, znamy z rozmów imprezowych, dyskusji sistrumowych, etc. Teraz to zostało zapisane. Można to też porównać z historiami bohaterek książki Anny Laszuk ”Dziewczyny, wyjdźcie z szafy!” Zobaczyć, co się zmieniło, co zostało po staremu. To może być interesujące…

MW: Myślę, że siłą wywiadów jest różnorodność. Nasze rozmówczynie były w różnym wieku, z różnych środowisk, z różnymi doświadczeniami i przekonaniami. Doświadczenia życia codziennego, mocne i trudne zmagania z rodziną, czy sobą samą uzupełniła perspektywa naukowa. Niektóre rozmowy są jak fotografie na dużym zbliżeniu, niektóre to foty panoramiczne.

AM: Chciałyśmy rozszerzyć granice wieku rozmówczyń inspirowych. Udało się połowicznie. Nasza najmłodsza rozmówczyni miała 14 lat. Najstarsza – 55 lat. Kobiety nieheteroseksualne 60+  nadal są poszukiwane. Te nieopowiedziane jeszcze historie budzą ciekawość od dawna. Być może nie uda się ich wyrwać z niepamięci i ta dziura w pamięci będzie znacząca. Jak na razie, wspominana książka Anny Laszuk, pozostaje publikacją, w której są portrety starszych kobiet kochających kobiety.

MK: Ostatnio ten skromny zbiór senioralnych lesbijskich opowieści wzbogaciła historia 90-letniej Krystyny, którą spisał Remigiusz Ryziński w „Dziwniejszej historii”.

MR: Niestety, muszę dodać, że wywiad z 55-latką został usunięty. Dostałam maila od syna bohaterki, który pod groźbą sądowych konsekwencji żądał usunięcia wywiadu. Jego zdaniem szkalował dobre imię rodziny. Po konsultacji z bohaterką, która nie miała pojęcia o tym, że wywoła swoim wywiadem taką reakcję, na jej prośbę usunęłyśmy rozmowę ze strony Feminoteki. Postanowiłyśmy jednak zamieścić krótki tekst redakcyjny informujący o sytuacji.

Dla nas było to potwierdzenie jednej z tez Lesbijskiej Inspiry, że kobiety łatwo się nie outują, bo mają wiele powodów, które je powstrzymują. Silna więź z rodziną, obawa przed wykluczeniem czy lęk przed sprawieniem kłopotu swoją orientacją, to częste powody siedzenia w szafie. Ciekawe, że nasza bohaterka zawsze żyła jawnie, a jej syn był świadomy orientacji matki. Jednak fakt, że jej nazwisko pojawiło się obok hasła: Lesbijska Inspira i zaistniało na popularnej witrynie Feminoteki, najwyraźniej zmieniło jego perspektywę.

MK: Dodajmy, że syn jest dorosłym człowiekiem. Dla mnie bolesne w tej sprawie był fakt, że partnerka – pełniąca funkcję drugiej matki – tym samym została wykreślona z tej historii. A także to, że syn pominął naszą rozmówczynię i bezpośrednio skontaktował się z nami.

MW: Ale w sumie zdarzyła się jedna taka sytuacja. Pamiętam, że gdy zaczynałyśmy cykl, nie miałyśmy pewności, ile rozmówczyń uda nam się namówić na wywiady. Na samym początku kobiety/dziewczyny bały się, że jeśli będą mówić to, co naprawdę myślą, narażą się rodzinie, będą mieć problemy w pracy. Albo powiedzą coś, co zepsuje osławioną “dobrą atmosferę” w środowisku LGBTQ+.

Dlatego też bardzo wdzięczna jestem osobom, które zdecydowały się na udzielenie wywiadów jako pierwsze, bo właśnie po tych wywiadach zrobiła się kolejka rozmówczyń. [śmiech] Kolejka, która   nadal jest i do której powiększenia zachęcamy.

Miałyśmy też takie sytuacje, że dwie osoby, które zapraszałyśmy do wywiadów na samym początku cyklu, odmówiły udziału w projekcie, a po kilku miesiącach, kiedy zobaczyły jakich kształtów nabrały nasze działania, zgodziły się na rozmowy. Świetnie, że zmieniły zdanie.

AM: To też chyba dowód na to, jak bardzo potrzebne są działania, które nas jednoczą. Jak się zarażamy wzajemnie – odwagą.

MR: Dla mnie zaskakująca była „rekrutacja” rozmówczyń. [śmiech] Czasem taka rozmowa to był przypadek. Choć może zrobiłam się uważniejsza. Byłam jak łowczyni, bo każde spotkanie z kobietą nieheteronormatywną mogło skończyć się propozycją wywiadu do Inspiry. Wystarczyło zapytać o zgodę. W sumie tylko jedna osoba mi odmówiła. Co ciekawe – kobieta przez nas upragniona. Seniorka 60+.

AM: Ale podkreślmy: dla nas naprawdę każda osoba była interesująca. Nie było żadnej selekcji, która jest okropnym, protekcjonalnym zwyczajem. Bo jak oceniać „atrakcyjność” doświadczenia? Szczególnie, gdy tak mała grupa dziewczyn/kobiet wypowiada się publicznie.

Naszym celem było przede wszystkim wsłuchiwanie się w opowieści naszych rozmówczyń. Nie było też żadnej cenzury wypowiedzi. Choć zdarzały się momenty, kiedy trudno nam było zgodzić się z interlokutorkami. [śmiech] Ale dzięki temu rzeczywistość nie została zafałszowana ani sformatowana.

MK: Dotyczy to też kwestii redakcji i korekty rozmów. Zależało nam na zachowaniu różnorodności i specyfiki językowej rozmówczyń, nie wygładzałyśmy rozmów. I ostatecznie o wszystkim decydowaly rozmówczynie. Warto podkreślić, że wywiady prowadzone były w formie rozmowy, wymiany myśli. Punktem wyjścia był Manifest, ale w którą stronę podążyła rozmowa zależało od rozmówczyń, od tego, co w danym momencie ich życia było ważne i jakimi doświadczeniami chcą się podzielić.

MW: Myślę, że dzięki tej luźnej formule rozmowy były dla mnie bardzo rozwijające. Wiele się nauczyłam i zweryfikowałam swoje przekonania, którymi żyję na co dzień. Na pewno zmieniłam swoje podejście do kwestii coming outu.

AM: Coming out zawsze wyskakuje znienacka. [śmiech] Musimy się z tym zmierzyć, bo temat okazał się lajtmotywem cyklu. Do dzieła!

MW: Pojawił się już w drugim wywiadzie. To była rozmowa z anonimową lesbijką, która opowiadała o swoim doświadczeniu coming outu jako czymś, czego świadomie nie chce i nie musi robić. W jej odczuciu nie jesteśmy, jako spoleczność, właściwie przygotowani na coming out, że istnieje presja coming outu i że traktujemy coming out jako rozwiązanie dla wszystkich. Tymczasem jesteśmy różne i różni, i pochodzimy z różnych środowisk. Bohaterka w swojej herstorii wzięła pod uwagę możliwości poznawcze rodziny i zdecydowała się nie outować. Jest szczęśliwa i żyje w zgodzie ze swoją decyzją. Twierdzi, że jej coming out to nie byłby tylko jej proces, ale także trudny proces dla całej rodziny, która nie jest na to gotowa.

Po publikacji zaczęło się. Przestałam się dziwić, że wywiadu udzieliła anonimowo, bo rozmowa okazała sią jedyną rozmową, która spotkała się z hejtem. Pojawiło się grono osób, które chciały “uleczyć” naszą rozmówczynię. Pokazać jej właściwą drogę, nawrócić. Zobaczyłam, że spora część środowiska ma ideologiczne podejście do sprawy. Albo coming out, albo żyjesz w kłamstwie. Czarne albo białe, nie ma miejsca na osobiste refleksje, potrzeby i możliwości. Jest szablon: wszyscy wychodzimy z szafy, a Ci co nie chcą, to po prostu się boją i trzeba ich nieustająco zachęcać i wyleczyć z “szafizmu”. Nie było   myślenia, że niektórzy świadomie i szczęśliwie w tej szafie mają prawo sobie żyć.

MK: I dlatego to jest temat, który ponownie warto przerobić w całej społeczności LGBTQ+. Coming out nie jest rozwiązaniem dla wszystkich i wszystkiego nie rozwiązuje, wbrew powszechnie panującemu mitowi.

AM: Mam wrażenie, że paradoksalnie zawieszenie przymusu autowania zwiększyła gotowość do rozmów zupełnie nieznanych nam dziewczyn. Dostawałyśmy też maile z prośbą o wsparcie w decyzji anty-comingoutowania. To było zaskakujące, ale uświadomiło mi, że osoby niewyautowane podlegają podwójnej presji. To może być paraliżujące. A czasem wystarczy porozmawiać.

MR: Znamy to z naszych działań artaktywistycznych. Teraz też jedna z rozmówczyń udzielała wywiadu anonimowo, a po autoryzacji zdecydowała się podpisać swój wywiad.

AM: Trzeba też powiedzieć, że zdarzyło się nam dwukrotnie, że bohaterki zgodziły się dać wywiad imiennie, ale po autoryzacji wycofały zgodę, ale nie wycofały wywiadu. W rozmowach padały czasem wyznania, które były dla nich zbyt intymne, delikatne. Tym bardziej jesteśmy im wdzięczne, że podzieliły się swoim doświadczeniem.

MK: Skupiłabym się więc na tym, co w tych wyznaniach lesbijek zwróciło Waszą uwagę. Co Was zaskoczyło? Zastanowiło? Dotknęło? Poruszyło? Wkurzyło?

MW: Poruszają mnie informacje zwrotne od czytelniczek, które w publikowanych wywiadach widziały odbicie własnej herstorii i dostawały odpowiedzi na pytania, które sobie zadawały, a nie wiedziały, gdzie uzyskać odpowiedź. Porusza mnie fakt, że gdy odkrywamy w sobie coś, co wydaje nam się “dziwne” albo “inne”, często mamy wrażenie, że tylko my tak mamy. Skoro nie słyszę o jakiejś kwestii w najbliższym kręgu znajomych albo w mediach, nie odnajduję tego w literaturze, to widocznie tylko ja mam problem.

MK: Tu warto podkreślić, że jeszcze wiele kobiet nie ma odwagi mówić o swoich doświadczeniach otwarcie. Tworzą swoje mikroświaty, ale w poczuciu, że to jednak nie jest tak do końca w porządku… Często dopiero tworząc udany związek kobiety* mają siłę, by wspólnie zawalczyć o siebie i zacząć działać na rzecz zmian. A wsparcie niekoniecznie znajdują w społeczności LGBTQ+, lecz w świecie osób otwartych na różnorodność, z feministycznym zacięciem – niezależnie od orientacji.

AM: Mała dygresja tandemowa. [śmiech] Zwróćcie uwagę, że trzykrotnie rozmówczyniami były tandemy. Dwie pary, które są aktywne lesbijsko* w internetowej przestrzeni –  Ninusy i Zuch Dziewuchy. Jeden duet matczyno-córczany. Jaką moc daje wsparcie choć jednej osoby!

MR: Mnie zawsze zaskakuje szczerość, z jaką rozmawiamy przy włączonym dyktafonie. Nie ma tematów tabu. Rozmawiamy jak przyjaciółki, choć niekiedy znałyśmy się wyłącznie z mediów społecznościowych, albo w ogóle się nie znałyśmy. Wspólne doświadczenie nas łączyło. My, jako wywiadowczynie, niczego nie podglądamy ciekawskim okiem przez heteroseksualną dziurkę od klucza. My jesteśmy stąd. I nasze rozmówczynie to czują.

MK: Świat naszych rozmówczyń okazał się niezwykle różnorodny. Można się przyjrzeć, jak żyją w Polsce lesbijki* AD 2018, z jakimi borykają się problemami. A to świat odważnych kobiet, mających wolę i siłę walczyć o siebie, żyć wbrew narzuconym normom. Konstruować swój świat na własnych zasadach, często ponosząc duże koszty i spotykając się z niezrozumieniem, także wewnątrz społeczności LGBTQ+.

AM: Mnie zdziwiło, że – jak mantra – powtarzała się w rozmowach potrzeba przestrzeni lesbijskiej*. Dziewczyny pragną bezpiecznego miejsca, w którym mogłybyśmy się spotykać, wymieniać doświadczeniami, tworzyć, pobawić. W czasach, kiedy otrzymanie stałych i niemałych środków na zmaterializowanie takiej potrzeby wydaje się niemożliwe, istnieją sposoby zastępcze. Często taką lesbijską przestrzenią są mieszkania prywatne, zaprzyjaźnione kawiarnie, miejsca prywatne, udostępniane małym grupom do działań twórczych. Ale każdej z nas, zarówno nam prowadzącym rozmowy, jak i rozmówczyniom – marzy się Lesbijki* Dom Kultury z prawdziwego zdarzenia. Bez problemu udźwignęłybyśmy prowadzenie takiej instytucji kultury.

MK: Potrzeba zaprzecza stereotypowi, że lesbijki tylko siedzą w domu z kotem. [śmiech]

AM: Niektóre jednak siedzą i dyktują “normy lesbijskości” na forach internetowych. Obok budzącego emocje tematu coming outu, który dotyczy całej tęczowej społeczności, jest temat  tzw. “czystości lesbijskiej”. To wraca jak bumerang.

MW: Był wywiad z dziewczyną, która poruszyła tę kwestię. Zebrałam osobiście “srogie baty”, na zamkniętym forum Kobiety Kobietom, jako osoba prowadząca ten wywiad. Również cały projekt został mocno skrytykowany, jako zaburzający pewne “dopuszczalne granice lesbijskości”. Pojawiło się oczywiście pytanie, kto tak naprawdę może używać słowa “lesbijka”? Czy tylko takie kobiety, które nigdy wcześniej nie miały relacji z facetami? Bohaterka zmierzyła się z tym, że przez takie osoby była wpychana w biseksualność (przy okazji dochodziło do stygmatyzacji biseksualności) i jakaś określona grupa kobiet uznawała, że akurat ona, mająca wcześniej relacje z mężczyznami, nie ma prawa do słowa “lesbijka”. W trakcie wywiadu dziewczyna dała sobie do tego prawo, a później rozkwitła. Natomiast my dostałyśmy wiadomość: “pozdrowienia dla was – hetero kurwy”. To mocne i …

AM: … absurdalne. Pamiętam, że musiałyśmy – prawdę powiedziawszy – zastanowić się nad logiką tego wpisu. [śmiech] Teraz to mnie bawi!

MR: Nie ma problemu, gdy się radykalnie identyfikujemy jako „złote lesbijki”, ale eliminowanie innych opcji psychoseksualnych tożsamości to dyskryminacja. Zresztą z naszego doświadczenia wynika, że te radykalne lesbijki nie są specjalnie zainteresowane działaniami, często są roszczeniowe. Sama jestem lesbijką w 100%, jeżeli można w procentach liczyć lesbijskość w lesbijskości [śmiech] i takich jak ja – esencjonalnych lesbijek –   bardzo mało spotykam w działaniu. Ale na imprezach już tak. [śmiech]

MW: To bardzo intrygujący mnie przypadek pokazujący pewnego rodzaju radykalizację i   homonormę, które prowadzi do tego, że tęczowy świat próbuje replikować świat heteronormatywny.

AM: Co w tym przypadku oznacza unifikujący, a dziś już nie uciekniemy przed różnorodnością. Zobaczcie jak w Lesbijskiej Inspirze zadomowiła się – zapożyczona od zeszłorocznej konferencji EL*C – włączająca gwiazdka. Naszymi rozmówczyniami były m.in. panseksualistka, oryginalnie nieheteroseksualna, transkobieta, biseksualistki, lesbijka bez heteroprzeszłości, lesbijska z heteroprzeszłością. Nie ma co się oszukiwać, odcieni tożsamości psychoseksualnych jest wiele i wciąż się pojawiają nowe. I nie są tylko konstruktami teoretycznymi. Ucieleśniły się.

MR: Nie wiem, czy nie powinnyśmy dorzucić gwiazdki do logo Lesbijskiej* Inspiry.

MK: To bardzo interesujący wątek. Dla mnie w ogóle ta potrzeba nazwania się, dookreślenia była bardzo ciekawa. Z jednej strony odchodzi się od starych etykietek – lesbijka zdaje się być passe [śmiech], z drugiej szuka się nowych, zmienia się, gdy w pełni nie oddają istoty. Z jednej – otwartość na płynność, z drugiej – chęć doprecyzowania.

AM: Nie da się tego uporządkować i okiełznać. To jeden z oczywistych wniosków z rozmów.

MR: Istotne jest także to, że Lesbijska Inspira nie pozostała projektem wewnątrz tęczowym. Już postarałyśmy się o to, żeby nie było o nas zbyt cicho! [śmiech] Przede wszystkim jednak myślę, że wiele zawdzięczamy faktowi, że gościmy na stronie Feminoteki. Poza tym było trochę okazji, by opowiedzieć o projekcie.

MW: Ja wspomnę Kobiece Utopie. Było to dla nas ważne wydarzenie. Wzięłyśmy udział w sesji pod znanym nam już tytułem: mniejszość w mniejszości. Na naszym panelu nie było szalonych tłumów, ale później okazało się, że o naszym projekcie mówiono w sześciu innych wystąpieniach na innych panelach, odnosząc się do Inspiry jako do źródła wiedzy o życiu współczesnych lesbijek mieszkających w Polsce. Celowo też piszemy w taki sposób, bo bohaterki naszych wywiadów to nie tylko osoby z polskim obywatelstwem. Rozmawiałyśmy z Ukrainką i Amerykanką. Cieszy, że jest zapotrzebowanie na takie treści i że przyciągają uwagę nie tylko kobiet nieheteronormatywnych szukających lustra dla własnych przeżyć, ale także innych osób, zwyczajnie zainteresowanych odmiennością lesbijskiego doświadczenia.

AM: Krakowska konferencja na 100-lecie uzyskania praw wyborczych przez kobiety w Polsce to było przyjemne doświadczenie, ale już X Kongres Kobiet w Łodzi wspominamy gorzej. Choć wszystkie panele Centrum LGBTQ+ dotyczyły kobiet nieheteronormatywnych, to unaoczniła się – po raz kolejny – różnica między neoliberalnymi, mainstreamowymi kobietami nieheteronormatywnymi a tzw. radykalnymi, czyli tymi, które otwarcie w publicznej przestrzeni zastanawiają się nad swoją orientacją/tożsamością.

MK: Bardziej szczegółowo pisałyście o tym  – wraz z innymi uczestniczkami – w relacji z Kongresu.

MR: Musiałyśmy to opisać, bo trzeba przyznać – było gorąco. Nawet wrzało. Konflikt poprzedzający Manifest Lesbijskiej Inspiry został nazwany „awanturą” albo „wojenką”. Nie było łatwo uświadomić sobie, że desant na patriarchalną agorę, który postulowała prof. Ewa Graczyk, mogą robić kobiety, ale kobiety nieheterormatywne już niekoniecznie. Na pewno desantu nie wolno robić na Kongresie Kobiet, gdzie wobec lesbijek* stosuje się patriarchalne kryteria. Lesbijkę trzeba wziąć w cudzysłów, jak to robi Renata Lis w swojej książce „Lesbos”. Albo sugerować, że lesbijki muszą pracować na 300% bez finansowego wsparcia, bo z pewnością za mało się starają, jak zasugerowała prof. Monika Płatek. Przyznam, że przyjęłam to wszystko ze zdziwieniem.

AM: I znowu, jak mówiłaś wcześniej w przypadku „złotych lesbijek”, nie chodzi o to, żebyśmy się wszystkie zgadzały, ale dyskryminowanie czy dyskredytowanie innych perspektyw, w tym przypadku przez bycie „ponad” to paternalizm.

MW: Ja dodam, że paradoks polega na tym, że ta „awantura” podbiła nasz lesbijski zbiorowy głos, stał się bardziej widoczny i buntowniczy.

AM: Bardziej widoczny, czy na pewno? Czy możemy uznać, że rok 2018 w Polsce był rokiem lesbijek*?

MR: Aż tak? [śmiech] Spróbujmy się zastanowić.

MW: Dla mnie ten rok był bardzo ciekawy z wielu względów. Mogłyśmy razem zaobserwować pewien zbiorowy proces, robiąc wywiady do Lesbijskiej Inspiry i do AAAkulturalnika w projekcie A Kultura LGBTQ+ nie poczeka!, tworząc wydarzenia w ramach projektu Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej*.  Nastąpiło jakieś usiostrzenienie. Miałyśmy kontakt z wieloma kobietami niehetero, które poczuły moc siostrzeństwa i otworzyły się. Albo opowiedziały o sobie głośno, albo zaczęły się rozwijać i bardziej eksplorować swoją tożsamość.

MK: W przypadku Inspiry mam nadzieję, że to dopiero początek. Pamiętacie, że na starcie miałyśmy obawy, że rozmowy szybko staną się powtarzalne? A w efekcie czekałam na każdy wywiad z ciekawością, czego nowego się dowiem, z czym się będę musiała zmierzyć, by zrozumieć odmienny punkt widzenia. Mam przeświadczenie, że świat kobiet nieheteronormatywnych dopiero zaczyna się otwierać.

MR: Powoli się rozkręcamy. Jeszcze przed nami Rok Lesbijek. Ale bardzo się cieszę, że coraz więcej kobiet rozumie potrzebę rozwoju swojej tożsamości, że zaczyna widzieć w tym wartość.

AM: Mam poczucie, że lesbijski był i rok 2017, i rok 2018 w Polsce. Rzućmy okiem na listę wydarzeń artystycznych. W mainstreamie i na offie. Wydana została książka Renaty Lis „Lesbos”, na ekrany wszedł film „Nina” Olgi Chajdas/Marty Konarzewskiej.  W teatrze mogłyśmy/możemy zobaczyć spektakl „O mężnym Pietrku i sierotce Marysi. Bajka dla dorosłych” Jolanty Janiczak/Wiktora Rubina, spektakl „Szelest” Laboratorium Ma(g)daleny Anny w formule Teatru Forum, „Gertruda Stein & Alicja B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet” Damskiego Tandemu Twórczego. Powstało stowarzyszenie Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* i dzięki współpracy ze Stołem Powszechnym kultura lesbijska jest na stałe obecna w przestrzeni publicznej. Wszystkie panele Centrum LGBTQ+ podczas Kongresu Kobiet dotyczyły kobiet nieheteronormatywnych. W cyklu tęczowych wywiadów w internetowej wersji Magazynu Vogue jest więcej dziewczyn. 45 tysięczną Paradę Równości poprowadziła dziewczyna, Julia Maciocha. Girls Power!!!!

MR: Chyba nigdy tak nie było.,.

MK: Dlatego nie zamykamy cyklu. Będziemy teraz rzadziej publikować wywiady, za to w trzech wątkach: kontynuujemy rozmowy z kobietami nieheteronormatywnymi mieszkającymi w Polsce, rozmowy z niehetero cudzoziemkami, które opowiedzą o życiu w innych krajach. A trzeci miniwątek to rozmowy z feministami.

MR: Ryzykowne! [śmiech] Ale mamy już upatrzonych chłopaków, których weźmiemy w ogień pytań. Spróbujemy uzupełnić nasz cykl także taką perspektywą. Z ostrożnością! [śmiech]

MK: Jesteśmy też otwarte na inne osoby, które zechcą się podzielić swoimi przemyśleniami, refleksjami o świecie lesbijek* – zapraszamy.

AM: Zatem do zobaczenia w 2019!

MW: Z Lesbijskim* Pozdrowieniem!

Korekta: Maja Korzeniewska

—————————–

Magdalena Wielgołaska  – aktywistka / lesbijka / feministka / współzałożycielka  Stowarzyszenia na rzecz Osób LGBT Tolerado  / działaczka na rzecz poszerzania wiedzy na temat leczniczego działania konopi / zaangażowana w Kręgi Kobiece i odzyskiwanie wewnętrznej, kobiecej Mocy / wartościami i zawodowo związana z  Partią Zieloni/ założycielka strony Strefa Les*/ współpracowniczka projektu A kultura LGBTQ+ nie poczeka!

Maja Korzeniewska  –  społecznica / kulturoznawczyni (UŁ) /filmoznawczyni / koordynatorka / imagistyczka projektów społeczno-kulturowych / barmanka /opiekunka Pimka-aktywisty.

Damski Tandem Twórczy (Agnieszka Małgowska & Monika Rak)
Działa od 2009 roku. Współtworzy_ł projekty: Kobieta Nieheteronormatywna (cykl debat i audycji radiowych, 2014- 2016) / O’LESS Festiwal (2012-2014) / DKF Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną (cykl spotkań, 2012-2015) / A kultura LGBTQ+ nie poczeka (projekt archiwistyczny, od 2017) / O teatrze lesbijskim w Polsce (cykl teatrologiczny, od 2012) / Lesbijska Inspira (cykl wywiadów od 2017) / Portret lesbijek we wnętrzu, Niesubordynowane czytanie sztuki Jolanty Janiczak (czytanie dramatów) / Orlando.Pułapka? Sen, Fotel w skarpetkach, 33 Sztuka, RetroSeksualni. Drag King Show (spektakle) / Czarodziejski flet, Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet (nanoopery) / L.Poetki (film dokumentalny) / Teatr Dialogu (warsztat i akcja miejska) / Wywrotowa komórka lesbijska, Epizody, wątki, sugestie lesbijskie w kinie polskim (wykłady) / Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* (stowarzyszenie, 2017).

Agnieszka Małgowska –  lesbijka / feministka / artaktywistka / reżyserka / trenerka teatralna / scenarzystka.
Monika Rak  – lesbijka / feministka / artaktywistka / aktorka / dramatopisarka / filmowczyni / graficzka.

————————————-

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka
,
I.  Manifest
1.  Manifest. Instant. 
2.  Rozmowa. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
3.  Podsumowanie. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej
.
II. Rozmowy wokół manifestu
1.   Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.   Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką 
3.   Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.   Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.   Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.   Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.   Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk
8.   Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdą Próchniak
9.   Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normala rodzina. Rozmowa z  Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.  Co Ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą.
15.  Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.   Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmowa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze politycznaRozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26.Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
3. Niemcy. Lesbijski projekt mieszkalny. Rozmowa z Yagner Anderson

.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim

.
.V.  EL*C. Wieden 2017
1.  Magdalena WielgołaskaOdzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2. Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3. Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4. 
Agnieszka Małgowska. Peformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
6.  Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.
.
VI. EL*C. Kijów 2019.
1.  Monika Rak. L*Geniusza na Ukrainie.
2. Magdalena Wielgołaska. Lesbianizacja przestrzeni.
.
BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej
 
——————————-————
 
Aktualne wiadomości na temat projektu Lesbijska Inspira znajdziesz na:
Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!
 

LESBIJSKA INSPIRA | Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla

AM: Nasze spotkanie jest wynikiem szczęśliwego zbiegu okoliczności. Cieszy nas, że możemy porozmawiać z mamą i córką w jednym wywiadzie. Jesteśmy Wam bardzo wdzięczne, że zgodziłyście się na tę rozmowę.

MB: Chcemy jednak pozostać anonimowe.

AM: Oczywiście. Brak presji autowania w jakiejkolwiek formie to ważny punkt naszego Manifestu, który jest impulsem tego cyklu.

MR: Zacznę od tego, że budującyjest dla mnie fakt, że taka młoda dziewczyna jak Ty, Shaillo, ma świadomość swojej orientacji. Ja się połapałam, że jestem lesbijką, gdy miałam 24 lata. Wprawdzie znam dziewczyny, które mówiły, że wiedziały o swojej nieheteroseksualności już w przedszkolu, ale jestem ciekawa, jak to jest z dzisiejszymi 14-latkami.

Shailla: U mnie było tak. Miałam w podstawówce dwóch chłopaków. Jeden jakoś zniknął. Drugi był fajny, ale to było chwilowe zauroczenie, więc zerwałam. Miałam też koleżankę i w pewnym momencie stwierdziłam, że chyba coś między nami mogłoby się zdarzyć. Spytałam ją.

AM: O co zapytałaś?

S: Nie do końca pamiętam, jak to poszło… to było dawno temu, chyba 5-6 klasa. W każdym razie w pewnym momencie byłyśmy razem. Nikomu o tym nie mówiłyśmy. Było trzymanie się za ręce, były spojrzenia. Po jakimś czasie stwierdziłam, że jednak to nie ta osoba. Potem wróciłam do chłopaka, ale to się też skończyło, nie pamiętam dlaczego.

MB: Szkołę zmieniłaś.

S: Tak, poszłam do gimnazjum. Jak zmieniłam szkołę, to już nam nie było po drodze. I jakoś tak rok temu weszłam na platformę Wattpad i tu poznałam dziewczynę, z którą byłyśmy w internetowym związku.

AM: OOO, zaczynają się rzeczy, o których nie mamy pojęcia.[śmiech] Zatem co to jest Wattpad?

S: Platforma od fanów do fanów. Można tu pisać i czytać wszystko, co się chce. Jedną z lepszych funkcji Wattpada jest Role Play, czyli ktoś zaczyna opowieść i zaprasza innych do współpracy.

MB: Wspólnie piszecie książki.

S: Tak. Ktoś wybiera temat, robi tak zwane tło i piszemy, co chcemy. Jest formularz, który trzeba wypełnić, żeby zrobić jak najlepszy portret postaci. A ja znalazłam taki mega fajny Role Play, który trwał jakieś pół roku, długo, jak na to miejsce. Była nas chyba z dziesiątka i pisaliśmy na potęgę. I pewnego dnia dołączyła dziewczyna pod nikiem Zaginiona Wilczyca. Kilka miesięcy później zaczęłyśmy pisać na Snapchacie i zauroczyłam się. Do Zaginionej Wilczycy poczułam coś szczególnego. Przez to pisanie nabrałam pewności siebie i postanowiłam jej powiedzieć o swoim uczuciu i spytać, czy nie byłaby moją dziewczyną…

MR: Krótka piłka. Takiego sposobu na podryw jeszcze nie znałam. [śmiech] Ja kupowałam pisemko z ogłoszeniami w kiosku w innej dzielnicy, w czarnych okularach. Przeskok kwantowy. Ale poważnie. Jak potoczyła się historia?

S:. Odpowiedziała mi, że nie potrafi określić swoich uczuć, ale myślę, że raczej nie chciała mnie urazić. Relacja się rozluźniła, choć obie nie chciałyśmy tracić ze sobą kontaktu. Analizowałam dwie opcje: brnąć dalej lub odpuścić. Wilczyca mieszkała daleko na północy Polski, nigdy się nie widziałyśmy. Stwierdziłam w końcu, że to fajna przyjaciółka, ale nie dziewczyna. To było w sumie chwilowe zauroczenie.

MB:  Raczej zakochanie. Pamiętam, że było dużo emocji.

S: Może. Ogólnie mam problem z odróżnieniem zauroczenia od bliskiej przyjaźni.

MR:  A masz wrażenie, że istnieje coś takiego jak lesbijski radar? Takie wyczucie, kto jest a kto nie jest nieheteroseksualny?

S: Ja nie mam wyczucia, mają je moi przyjaciele, ona jest biseksualna, a on jest transchłopakiem.  Ostatecznie do wniosku, że interesują mnie dziewczyny, doszłam przez udział w Role Play. Tworzyłam tam wiele postaci, jedną z nich była homoseksualna Lara i miała dziewczynę Redret, którą stworzyła inna uczestniczka gry. Te postacie były takie urocze. [śmiech]

MR: Czyli Twoja świadomość tożsamości psychoseksualnej ujawniła się przez pisanie w tej interaktywnej formule? Dzięki procesowi twórczemu, tak?

S: Tak, dzięki Role Play’om odnalazłam siebie i swój charakter w ogóle, który próbowałam zmienić, ale się nie udało. Stworzyłam na przykład chłopaka zamkniętego w sobie, małomównego, a i tak się okazało, że jak ja lubi mówić i jest otwarty!

AM: My to nazywamy performatywnym badaniem osobowości. Miód na moje serce.

MR: Czy jest możliwość, żeby osoba z zewnątrz mogła zobaczyć efekty roleplayowego zbiorowego pisania? Czy powstaje plik, który zbiera opowieść w uporządkowaną całość? Z chęcią poczytałabym historie z lesbijskimi postaciami.

S: Nie ma takiego pliku. Uczestnicy takiego jednego Role Play’a jest tak dużo, że trudno byłoby to zebrać. Był taki temat, pod którym pojawiło się ponad 10 tysięcy komentarzy.

AM: W jakim wieku są użytkowniczki_cy Wattpada?

S: Wattpad jest od 13 lat, ale wiem, że są tu 12-latki, a nawet młodsi. Widać to po stylu pisania, składni i ortografii. [śmiech]

AM: Mam poczucie, jakbym zanurkowała w nieznanych mi głębinach. Czy Ciebie kształtują inne media, na przykład filmy, seriale?

S: Raczej nie. Ja przede wszystkim czytam. Na Wattpadzie jest pełno książek, także lesbijskich.

AM: Ale to są już książki wydane? Czy ludzie wrzucają tylko swoje teksty?

S: Swoje teksty. Autorskie. W większości to nie są dobre książki, bardzo schematyczne. Trzeba pogrzebać, żeby znaleźć coś interesującego. Lubię, gdy powieści o lesbijkach pisane są przez osoby, które znają się na temacie, gdy skupiają sie na relacji, a nie każą dziewczynom uprawiać seks po kilku dniach znajomości. Ciężko się czyta, gdy co chwila bohaterki idą do łóżka.

MR: Ale takie tempo nie jest obce lesbijkom. [śmiech] Rozumiem, że Ciebie interesują relacje między dziewczynami?

S: Szukałam romansów. W nich jest wszystko, czego potrzebuję.

AM: A kto pisze te lesstorie? Czy to są fantazje chłopców czy fantazje/obserwacje/ doświadczenia dziewczyn?

S: Piszą dziewczyny. W ogólne na Wattpadzie są prawie same dziewczyny. Znam może kilku chłopaków. Myślę, że teraz coraz więcej kobiet pisze, choć nie zawsze to publikują, bo boją się, że zostaną wyśmiane. Na podstawie Wattpada myślę, że kiedyś rządzili mężczyźni, a teraz rządzą kobiety.

MR: Jeszcze tak nie jest, ale cieszę się, że masz takie wrażenie. Może dożyjesz takich czasów, kiedy tak będzie. Bardzo Ci tego życzę.

AM:  A czy nie jest tak, że wewnątrz Wattpada są różne grupy, a Ty trafiłaś do dziewczyńskiej?

S: Możliwe, aczkolwiek nie sądzę, bo większość osób, które znam są dziewczynami, a znam ich już ponad sto.

MR: A Ciebie, MB, nigdy nie zdziwiło, że Shailla nie fascynuje się jakimś młodzianem z wąsem. [śmiech]. Nie widzę napięcia między Wami w tej sprawie, ale nie wiem, czy zawsze tak było, czy to może wynik dłuższego procesu?

MB: Nie byłam zdziwiona. Znam trochę ludzi z tęczowej społeczności. Poza tym już przerabiałam temat ze starszą córka, która też miała wahnięcia tożsamościowe. Zaczęło się od tego, że pojechałyśmy we trzy na Ulicę Siostrzaną, tam poczuła energię kobiecą i pod jej wpływem określiła się jako osoba nieheteroseksualna. Wyznała to koleżance i w szkole miała ogromne nieprzyjemności. Została wyrzucona poza nawias klasy. W końcu okazało się, że córka jednak wybrała heteroseksualność.

AM: Rozumiem, że to był moment, który zdarza się młodym ludziom, a nie wynik presji społecznej i odrzucenia?

MB:  Tak, wyłącznie, to była decyzja córki, wynikająca z jej dojrzewania, przemyśleń, po prostu życia. Z Shaillą było inaczej. Jej zainteresowanie nieheteroseksulnością zauważyłam podczas naszych rozmów o Wattpadzie. Długo nie zadałam pytania, czy jest zadeklarowaną lesbijką. Raczej obserwowałam. Utwierdziłam się dopiero, gdy podczas jakiejś uroczystości rodzinnej zaczęła shipować dwie dziewczyny z serialu.

AM: Aaa … wyjaśnijcie mi, proszę, co znaczy „shipować”?

MB: Też długo nie mogłam tego pojąć. Córki mówiły, że jestem z XX wieku. [śmiech]

MR: A jeszcze niedawno wiek XX  był synonimem nowoczesności. [śmiech]

MB:  A shipowanie jest wtedy, kiedy uważasz, że jakieś dwie osoby dobrze razem wyglądają, pasują do siebie i sądzisz, że byłyby idealną parą.

AM: Przyswojone. Wróćmy do historii Shailli.

MB:  Od dawna chodziłam na Paradę Równości sama albo ze starszą córka, a w tym roku Shailla oznajmiała, że idzie z nami i musi kupić flagę. Przy okazji dowiedziałam się, że jest flaga lesbijska.

MR: Wielkie dzięki Shaillo, że pomyślałaś o fladze lesbijskiej. Już tak przyzwyczajono nas do flagi tęczowej, że zapominamy o innych. A warto mieć swoje symbole.

MB: Właśnie wtedy w rozmowie z Shaillą zadałam pytanie, jak się określa. Padła wówczas jasna deklaracja. Choć w różnych rozmowach ze znajomymi słyszymy, że to niepewne, że młody wiek, że to przejdzie.

AM: To jedna z klasycznych, negujących mantr homofobicznych.

MB: Gdy Shailla mi wyznała, że jest lesbijką, bardzo się ucieszyłam. To najbliższa mi lesbijka.

S: Ale ja chyba Tobie tak wprost tego nie powiedziałam. Nie pamiętam dokładne, choć na pewno łatwo mi było porozmawiać z mamą na ten temat, bo ma tęczowych znajomych, więc to zrozumie. Wprost powiedziałam mojemu bratu przyrodniemu. Dalszej rodzinie nie mówię, bo słyszałam, jak obrażają gejów, choć orientacja nie powinna być powodem takich obraźliwych słów.

MR: Boisz się takich słów?

S: Nie boję się, ale nie chcę, żeby moja orientacja popsuła relacje w naszej  rodzinie, nie mówię tu o mamie i siostrze, o reszcie rodziny. A gdy zastanawiam się, czego się boję, to w sumie nie mam pomysłu. Kiedyś bałam się pająków.

MR: Mówiłaś komuś w szkole?

S:  Powiedziałam o tym mojemu przyjacielowi i kilku koleżankom. Ale wyznaję zasadę, że jak mnie ktoś nie zapyta, to nie mówię, jak nie mam poczucia, że musi wiedzieć. W sumie mam luz.

AM:  Obie macie luz, ale ciekawią mnie źródła tego luzu. Już wspomniałyście, że macie kontakt ze społecznością tęczową i feministyczną. A coś jeszcze?

MB:  Ja przede wszystkim mam dużą wrażliwość i uważność na osoby należące do mniejszości i wciągałam moje córki do moich światów. Tak wszystkie znalazłyśmy się – jak już mówiłam – na obozie feministycznym Ulica Siostrzana. Najpierw wzięłyśmy udział, potem współorganizowałam wydarzenia przeznaczone dla dzieci. Dzięki temu poznałam kilka feministek.

Znam osoby homoseksualne, mam – jak stereotypowa „każda heteroseksualna kobieta” – przyjaciela geja. Od lat chodzę na Parady Równości. I przy tej okazji muszę powiedzieć o czymś, co dotyka mnie jako kobietę. Zauważyłam, że tęczową społeczność reprezentują geje, a nie lesbijki. Jakby nie było ich problemów. Mam niezgodę na taką niesprawiedliwość, jak na każdą inną.

MR: Nasza bolączka. Stąd między innymi Lesbijska Inspira i ten wywiad.

AM: A masz nieheteroseksualne przyjaciółki? Takie przyjaźnie dla niektórych kobiet są niebezpieczne, rzucają stygmatyzujący cień.

MB: Mam dwie bliskie mi kobiety, które poznałam jako osoby hetero, a które w trakcie naszej wieloletniej przyjaźni związały się z kobietami. Dziewczyny moich przyjaciółek mają takie samo imię jak ja. Zdziwiło mnie to, jak się dowiedziałam, pomyślałam, że to ja mogłabym być ich dziewczyną.[śmiech]

Nasza relacja jest szczególna, to coś więcej niż przyjaźń czy związek erotyczny. Mam inne przyjaciółki, ale te dwie dziewczyny to naprawdę coś wyjątkowego. Dla mnie to siostrzeństwo. Tu nie ma żadnych uwarunkowań, tego się nie buduje, to po prostu jest. Taki związek dusz.

AM: Udało nam się uniknąć idiomu „bratnie dusze”.  Jest siostrzeństwo, które pojawia się już któryś raz w tej rozmowie. To pojęcie, może utopijne, ale niesie ideę kobiecej solidarność i bliskości. Bywa też podłożem lesbijskich relacji. Tak to widzisz?

MB:  Ja wyraźnie oddzielam relacje, które nazwałabym lesbijskimi od siostrzeństwa. Pamiętam pewną relację ze studiów, właśnie lesbijską, ale wtedy nie bardzo wiedziałam, co się ze mną dzieje. Zakochałam się w profesorce prowadzącej ćwiczenia. Do tego stopnia, że chodziłam do niej na dodatkowe, indywidualne spotkania, tylko po to, by móc na nią patrzeć. W ogólne nie wiedziałam, co ona mówi. Patrzyłam. Była przepiękną kobietą. Nie umiałam sobie z tym poradzić. Było to bardzo silne uczucie. Jakoś zracjonalizowałam sytuację. Potem miałam podobne fascynacje w życiu. Ale żadna z nich nie wywołuje takich stanów, jak ta moja nauczycielka.

MR: Klasyczna fascynacja kobieco-kobieca. Ktosia nie kochała sie w nauczycielce [śmiech]

MB:  Pamiętam też relację z koleżanką z podstawówki. Ona zainicjowała jakaś fizyczną bliskość. Ja kompletnie nie rozumiałam, czym jest taka relacja.
Kiedy więc zbieram moje doświadczenia z kobietami, takie różne, nie mogę dziwić się orientacji mojej córki. Nie mogę tego nie akceptować. To jest jej droga. Mogę ją tylko wspierać, wyposażać ją w narzędzia, które pozwolą jej jak najłatwiej przejść przez życie. Przynajmniej w tej kwestii, bo w innych sferach niemało ze mną przeszły moje córki. Napatrzyły się na moje niełatwe relacje z mężczyznami.

S: Muszę przyznać, że bolały mnie Twoje relacje z mężczyznami, starałyśmy się z siostrą pomagać Ci i wspierać. Te relacje też sprawiły, że zaczęłam się zastawiać nad innymi możliwościami. Myślałam nad tym, czy nie być starą panną z milionem kotów albo czy nie spróbować z dziewczyną? To była najpierw pojedyncza myśl, potem się rozrastała przez rozmowy z przyjaciółmi, przede wszystkim przez aktywność na Wattpadzie.

MR: Nigdy nie wiadomo, co może być impulsem do refleksji dotyczącej tożsamości psychoseksualnej.

AM: Pozwolę sobie zauważyć, że jesteście fajną babską rodziną. Świetnie się słucha Waszej historii. Girls Power!

S: Tak, jesteśmy nie do ruszenia.

MB: Dokładnie tak. Ja często puszczam w świat myśl: słuchajcie swoich dzieci, one naprawdę widzą. My bywamy ślepe_i.

MR: To doskonała pointa tej rozmowy. Bardzo dziękujemy za tę podwójnie odważną opowieść.

Korekta: Maja Korzeniewska

———————–

MB (ur.1973) – mama, artystka, kreatorka, działająca na rzecz kobiet doświadczających przemocy, na rzecz sprawiedliwości.
Shailla (ur. 2004) – zwykła gimnazjalistka, pisarka, artystka, leniuch totalny, kociara.

Damski Tandem Twórczy (Agnieszka Małgowska & Monika Rak)
Działa od 2009 roku. Współtwórczynie projekty: Kobieta Nieheteronormatywna (cykl debat i audycji radiowych, 2014-2016) / O’LESS Festiwal (2012-2014) / DKF Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną (cykl spotkań, 2012-2015) / O teatrze lesbijskim w Polsce (cykl teatrologiczny, od 2012) / A kultura LGBTQ+ nie poczeka (projekt archiwistyczny, od 2016) / Lesbijska Inspira (cykl wywiadów, od 2017) / Portret lesbijek we wnętrzu, Niesubordynowane czytanie sztuki Jolanty Janiczak (czytanie dramatów) / Orlando.Pułapka? Sen, Fotel w skarpetkach, 33 Sztuka, RetroSeksualni. Drag King Show (spektakle) / Czarodziejski flet, Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet (opery) / L.Poetki (film dokumentalny) / Teatr Dialogu (warsztat i akcja miejska) / Wywrotowa komórka lesbijskaEpizody, watki, sugestie lesbijskie w kinie polskim (wykłady) / Stowarzyszenie Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* (od 2017).

Agnieszka Małgowska – lesbijka / feministka / artaktywistka / reżyserka / trenerka teatralna / scenarzystka.
Monika Rak – lesbijka / feministka / artaktywistka / aktorka / dramatopisarka / filmowczyni / graficzka.

 ———————-—————

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka.

I.   Manifest
1.  Manifest. Instant. 
2.  Rozmowa IOd lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry.
3.  Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II. Rozmowy wokół manifestu
1.   Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.   Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.   Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo

4.   Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.   
Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.   Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.   Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk
8.   Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdą Próchniak
9.   Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz

11.  Dziewczyna i dziewczyna – normala rodzina. Rozmowa z  Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.  Co Ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą.
15.  Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak

III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi

2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová

IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką

2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim

V. EL*C. Wieden 2017
1.  Magdalena WielgołaskaOdzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2. Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3. Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4
Agnieszka Małgowska. Peformansy, czyli witamy w Lesbolandii. 
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
6.  Agnieszka FrankowskaPL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.

LESBIJSKA INSPIRA| Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk

Monika Rak:  Na początek pytanie: jak mamy zwracać się do Ciebie w tej rozmowie? Voyk? Anna Wojkiewicz? Anna Krzysztof Wojkiewicz? A może Anna Maria Wojkiewicz?

AMV: Krzysztofa już nie ma. Może więc Anna Maria Voyk? [śmiech]

AM: Zatem ustalenie imienia na potrzeby tego wywiadu mamy za sobą. [śmiech] Ta mnogość imion jest częścią Twojego życiowego performensu queerowego. Queerowy lub lesbijski temat jest zawsze w tle Twoich aktywności, wiemy to, bo wielokrotnie współpracowałyśmy artystycznie. Mogłybyśmy więc w tej rozmowie skupić się na Twoim tęczowym performowaniu…

AMV: Na aktorstwie też? [śmiech]

AM: Oczywiście, na aktorstwie też, ale to temat na rozmowę do A kultura LGBTQ+ nie poczeka, którą z pewnością z Tobą przeprowadzimy. A tym razem chcemy porozmawiać bardziej osobiście.

AMV: Rozmawiajmy.

MR: Zacznijmy od tego, że nie ukrywasz swojej tożsamości/orientacji seksualnej. Nosisz czasem, prowokacyjnie, pina z napisem kobieta nieheteronormatywna, wprawiając w zakłopotanie część osób, które muszą się z tym zmierzyć.

AMV: Dlaczego miałabym to ukrywać? Chcę, żeby tematyka tęczowa zaistniała w przestrzeni publicznej na co dzień. Chcę, żeby to też było oczywiste w moim życiu osobistym i zawodowym.

To mój wkład w rozwój społeczności LGBTQ. Jedne osoby mówią o tęczowych  sprawach zajmując się sztuką, inne organizując marsze równości, ja działam na różne sposoby. Wcześniej udzielałam się w lesbijskich aktywnościach artystycznych z Wami, prowadziłam warsztaty samorozwojowe, teraz robię to w dziedzinie, która mnie pochłania – w biznesie. Tak niosę tęczowy kaganek oświaty. Wszędzie, gdzie mogę, poświadczam istnienie nieheteronormatywnej perspektywy. To dla mnie ważna sprawa.

AM: Dlatego byłaś też współautorką biznesowo-rozwojowego bloga LGBT in the game.

AMV:  To był pomysł związany z moją trenerską ideą. W tym projekcie dzieliłam się własnym procesem wychodzenia z długów i wiedzą dotyczącą zarządzania finansami. Chciałam, żeby ten projekt zobaczył światło dzienne i żeby powstał kanał komunikacji między mną a światem. Nie miałabym na to czasu w pojedynkę, ale czas znalazła moja ówczesna partnerka (Magda Wielgołaska). Wtedy właśnie powstał blog LGBT in the game, na którym ja pisałam o biznesie i samorozwoju, a Magdalena o sprawach politycznych – partiach, organizacjach. Wszystko kręciło się wokół tęczowych kwestii. Ale projekt nie był skierowany wyłącznie do tęczowej społeczności. Miał raczej podkreślać nasze – moje i partnerki – tęczowe korzenie.

MR: Tego projektu już nie ma, prawda?

AMV: Nie, nie ma relacji – nie ma projektu.

MR: Szkoda, ale to typowa lesbijska sytuacja.

AM: Mniej typowa dla lesbijek jest potrzeba/strategia jawnego bycia osobą nieheteronormatywną. Ty jak – jak już mówiłaś – wybrałaś tę jawność. Zwolenniczkom_kom autowania wydaje się to proste. Dla mnie nie jest, znaczenie mają okoliczności, często złożone. A Ty jak o tym myślisz?

AMV:  Żeby na to pytanie odpowiedzieć, muszę zaznaczyć, że jestem w uprzywilejowanej sytuacji. Ta moja swoboda wynika z tego, że jestem w miarę niezależna. Mieszkam w Warszawie. Mam swój biznes. Inne osoby mają często trudniejsze sytuacje, pozostają w zależnościach zawodowych, rodzinnych.

AM: To ważne. Dobrze, że o tym mówisz.

AMV: U mnie dzieje się to naturalnie. Nie zawsze zaznaczam kim jestem, jeśli nie ma potrzeby, nie robię tego. Ale też nie ukrywam, a w dogodnych okolicznościach podejmuję tęczowe tematy. Miałam w życiu, w biznesie wiele okazji, by mówić o sobie lub reagować na homofobiczne czy patriarchalne wypowiedzi i zachowania. Nie spotkały mnie jakieś spektakularne negatywne sytuacje. Przeprowadziłam natomiast wiele rozmów, skutek pytań o adopcje, o „manifestowanie” orientacji, etc. Niejednokrotnie wiele osób mi dziękowało, że pewnych rzeczy mogli się dowiedzieć, zobaczyć swoje schematy i przemyśleć je. Zwyczajnie wcześniej nie mieli okazji, by się mierzyć z tematem tożsamości płciowej i orientacji seksualnej.

AM: Efekty Twojej uświadamiającej pracy widać na FB. Gdy jakiś czas temu wrzuciłaś na swój profil foty z sistrumowego performensu, w którym pokazałaś swoje męskie i kobiece wcielenie, liczba wspierających wpisów była dla mnie zaskoczeniem. Ale też  widziałam w tym hiperpoprawną postawę akceptującą. Były gratulacje, jakbyś zdobyła szczyt albo wygrała nagrodę.

AMV: Tak. Ludzie do mnie pisali też na priva, że akceptują i mają się z tym dobrze. To ciekawe, że wysyłają swoje zdjęcia, gdy przytulają się z osobą trans lub gdy kolega przytula kolegę. Trochę jakby chcieli zamanifestować światu, a siebie upewnić, że są w porządku wobec mnie i osób LGBTQ. I to jest efekt mojego performensu queerowego. To był też dla wielu głos odważny, na który nie każdą_ego stać.

MR: Może my, tęczowe osoby, też powinnyśmy wysyłać takie foty akceptujące heteroseksualność. To byłby fajny performens. Podobne odwrócenia już były i zawsze uświadamiały absurd takiej sytuacji. Takie zachowanie to pewnie efekt tego, że ludzie nie wiedzą, jak się zachować. Wszystkie_scy jesteśmy ofiarami edukacji, która nas zamyka na inność.

AMV: Dlatego szczególnie mnie cieszy, że przy okazji moich lesbijkich performensów kontaktują się ze mną kobiety. To dla mnie pretekst do feministycznych dyskusji. Dzięki temu mogę porozmawiać z kobietami, którym niewygodnie w patriarchacie, ale zdezorientowane przez system nie mogą się odnaleźć  W ogóle takie „manifestacje” na FB mają znaczenie dla osób, które zmagają się z konserwatywnym światopoglądem otoczenia. Ja pochodzę z małej miejscowości i na moim facebookowym profilu mam sporo znajomych z moich okolic, i taka wiadomość o mojej orientacji robi większy pozytywny zasięg niż widać na pierwszy rzut oka. Zauważyć to można  w wiadomościach na messengerze albo w rozmowach w realu, gdy spotykam znajomych .

MR: To dopiero jest krecia robota w przestrzeni wirtualnej. [śmiech]  A zdarzają Ci się zarzuty, że lansujesz się na swojej orientacji/tożsamości?

AMV:  Zawsze coś można mi zarzucić. Ja w tym, kim jestem, dostrzegam wyjątkowość i siłę. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. [śmiech] Nie rozumiem, dlaczego mam się tym nie cieszyć? Czy mam się też nie wypowiadać, bo jestem inna, bo wydaję się dziwna? Czy nie mogę być sobą, bo odstaję od normy? Wielu osobom nie mieści się to w głowie. To naprawdę absurd!

MR: To, co mówisz, to zdrowa reakcja każdej osoby akceptującej to kim jest. Ale to znowu nie wszystkim jest dane. Jak to jest u Ciebie?

AMV: To nie przyszło samo. Nie dostałam tego w prezencie od rodziców, społeczności, w której się wychowałam. Włożyłam w to dużo pracy. Sporo przeszłam, ale pokonałam swoje demony. Dziś kreuję swój świat i mogę żyć wyautowana. Jeśli ktoś ma problem z tym kim jest, można go zranić. A mnie nikt nie może zranić, wyrzucając mi, że jestem lesbijką.

AM: A jesteś lesbijką?

VAMW: W uproszczeniu tak.

MR: A w nie uproszczeniu? Masz okazję wyjaśnić słowa, że jesteś wyjątkowa. Wytłumacz się z tego. [śmiech]

VAMW: Nie róbcie mi tego…[śmiech]

AM: Przykro nam, ale musimy. [śmiech]

AMV: Ja utożsamiam się ze swoją płcią fizyczną. Ale psychicznie już nic nie jest dla mnie takie oczywiste. Nie chcę być szufladkowana. Dla mnie pytanie: czy jestem kobietą czy mężczyzną jest bez sensu. Tak samo jest z moją orientacją seksualną. W 90-ciu procentach zakochuję się kobietach, ale nie dlatego, że sobie to założyłam. Zakochuję się w osobach, które mają pewien zestaw cech, dlatego mogłabym zakochać się w mężczyźnie, ale jeśli już takiego spotkam, to okazuje się gejem. [śmiech]

AM:  Znowu mówisz o pewnym performensie. Żyjesz, doświadczasz, analizujesz etc. Rozumiem, że na razie w tym osobistym badaniu nie wyszło, że jesteś biseksualna?

AMV:  Jak dotychczas nie, ale za jakiś czas może się jednak okazać, że tak. Szczerze mówiąc ten temat nie zaprząta mi głowy. Dlatego w uproszczeniu mówię o sobie lesbijka. Trudno tłumaczyć ludziom te wszystkie niuanse. Od lat tworzę relacje z kobietami i świadomie nie zamierzam tego zmieniać. Dopuszczam możliwość, że złapię romantyczną energię z mężczyzną. Byle psychicznie był kobiecy.

MR: Są takie przypadki. [śmiech]

AM:  Tylko co znaczy „kobiecy”? Jak definiujesz kobiecość?

AMV: Męskie to dla mnie patriarchalne. Moja relacja nie może być patriarchalna, a taki niepatriarchalny związek mogłam zbudować – jak na razie – tylko z kobietą nieheteronormatywną. Spotkanie podobnego mężczyzny graniczy z cudem. Nawet takich poznałam  – w koopertywach, na skłocie – ale nie zdarzyło się między nami nic romantycznego.

AM: Mówisz, że Twoja płeć fizyczna jest ok, jest czymś czego się trzymasz. Ale Twój wizerunek się zmienia. Kiedyś byłaś bardziej – jak sama mówisz – „chłopakowata”, teraz mówią Ci, że zbabiałeś, świadomie używam męskiej końcówki. Co się stało?                                       

AMV: To jak wyglądamy, jak się czujemy, jest wynikiem naszego wewnętrznego stanu. Wcześniej czułam się jakoś bardziej „męsko”, no może chłopięco, czemu dawałam wyraz przez sposób ubierania się – spodenki, szeleczki, krawacik, krótkie włosy. Także przez zachowanie – byłem takim figo-fago, uwodziłem dziewczyny, te tak zwane “kobiece” i oczywiście imprezowałem.

MR: Tak się działo jakoś do 35 roku życia, prawda? Taka męska młodość. [śmiech]

AMV: Tak. Ale powoli uczyłam się feminizmu, dzięki któremu z czasem zobaczyłam w sobie psychicznego macho, wersję łagodną, bo fizycznie oscylowałam w stronę androgeniczności, ale jednak. Zaczęłam to zmieniać wewnętrznie, co wpłynęło na mój wygląd, na przykład zapuściłam włosy. Ten element, podejrzewam, wpłynął na mój obraz w oczach innych. Bo wciąż nie noszę sukienek, nie mam żadnej w szafie. Chyba że teatralną. [śmiech] Nie chcę też tego zmieniać, by stać się  wizualnie „kobiecą kobietą”, choć dzięki pracy nad ciałem i feminizmowi zaakceptowałam tę „kobiecą” część siebie. Zaakceptowałam siebie jako całość. Więc w sumie zbabiałam.

AM: Podrążę temat „zbabienia”. Ty chyba tak się nie określiłaś, tylko zaczęłaś słyszeć od kobiet i jakoś zinternalizowałaś. Bo co to znaczy? Czy zmiękłaś? Czy dotarłaś do jakiś cech, które tradycyjnie przypisywane są kobiecemu gender?

AMV: To efekt pracy nad sobą, nad pewnością siebie, niezależnością, miłością do siebie i pełną akceptacją. Kiedy nie szukasz tego na zewnątrz i sama potrafisz sobie to dać, to nie potrzebujesz nic udawać ani grać. Tak jak powiedziałam, nie był to efekt zamierzony, to po prostu droga do siebie.

AM: Kiedyś uwielbiałaś zabawy w płciowe qui pro quo. Nadal tak jest?

AMV: Nadal je lubię. To jest takie nieoczywiste dla ludzi. Uwielbiam, kiedy nie widzą z kim rozmawiają: z chłopcem czy dziewczynką. Rozbijanie stereotypu dla wielu bywa rozwijace i bardzo ich ciekawi. To moja strategia, aby oswajać z tematem LGBTQ. Proponuję: zobacz kim jestem, poznaj mnie i zastanów się, czy to, jak żyję prywatnie, w ogóle ma dla ciebie jakieś znaczenie? To taki pierwszy poziom, a dalej – kwestia dzieci, aborcji, małżeństw jednopłciowych, to już są dłuższe dyskusje.

AM:  W sumie mało mówiłyśmy o Twoim biznesie. Stąd pytanie: czy masz w planach zrobienie biznesu stricte tęczowego?

AMV:  Mam w zamyśle 17 biznesów, ale takiego stricte tęczowego nie planuję. Choć zawsze będę oznakowywać się tęczowo.

AM: Zastanawiam się, dlaczego obrendowujesz się tęczowym znakiem, skoro – jak wiem – bardziej krążysz wokół tematyki lesbijskiej,  kojarzonej z fioletem.

AMV: Tęcza to wspólne barwy społeczności LGBTQ+ i żeby scalić się z tak zwaną branżą, zaznaczyć związek, podkreślić korzenie, trzeba używać tęczy, bo ona jest rozpoznawalna. Ale rzeczywiście tak jest, że jak podłączasz się pod tęczę, to wzmacniasz głos tych, którzy są najwięksi, najsilniejsi w tęczowej społeczności. Ja odczuwam potrzebę identyfikowania się z tęczą, ale jednocześnie chcę pokazywać, że jestem kobietą nieheteronormatywną. To jednak nie to samo. Faktycznie przydałoby się wyeksponować kolor fioletowy.

MR: Czyli od 2019 chodzimy na Paradę Równości z flagą tęczową i fioletową, tak jak niektóre osoby chadzają z podwójną flagą: tęczową i biało-czerwoną.

AMV: Tak, już się szykuję.                                                                                                                                              

AM: Dla nas taką fioletową flagą był manifest Lesbijskiej Inspiry, który jest punktem wyjścia naszej rozmowy. Wiem, że przebijałaś się przez nasz długi wywiad uzupełniający sam manifest. Co o nim myślisz?

VAMW: To prawda, nie dałam rady przeczytać Waszej rozmowy za jednym razem. Było ciężko. [śmiech]

MR:  Nam też. Ale na poważnie. Co myślisz o manifeście?

VAMW: Po pierwsze ten manifest to wynik procesu, fizyczny wyraz tego, co dzieje się od wielu lat. Tylko teraz to zostało spisane i odbiło się większym echem, niż to było dotychczas. Dla naszej tęczowej branży jego publikacja to bardzo ważny moment, niezależnie, czy widziało go 100 osób, 10, 5 czy 3. To jest głos, do którego można się odnieść, pod który można się podczepić, który można cytować.

MR: Syndrom garnka i pokrywki.

AMV:  Dokładnie. W tęczowym garze zawrzało, a Agnieszka Frankowskam, pisząc posta na FB, podniosła pokrywę. Podniosła i wykipiało. Wreszcie.

AM: Na koniec zadam moje ulubione pytanie. Jakie jest Twoje lesbijskie marzenie?

AMV:  Marzę o miejscu, w którym można byłoby spotkać się w kobiecym gronie, coś zjeść, napić się i potańczyć. I jeśli tańce, to przynajmniej 2-3 sale, żeby była różnorodna muzyka. To powinno być miejsce, gdzie można byłoby też poczytać, obejrzeć film. Podobne do UFY – tylko nie w takim podziemiu. Taki lesbijski dom kultury, gdzie można spędzić art-czas.

MR: Najlepiej trzypiętrowy. [śmiech] Mamy już menedżerki tego domu kultury. Mamy pomysły na wydarzenia, artystki. Wszystko jest. Brakuje tylko pieniędzy…

AMV: To idę zarabiać na ten lesbijski dom kultury.

AM: Powodzenia, czekamy na akt własności i  dziękujemy za rozmowę.

Korekta: Maja Korzeniewska

       ———————————————

Anna VOYK (1979) – kobieta, która swoim życiem wychodzi poza ramy i ograniczenia.
Z wykształcenia nauczyciel matematyki, który odkrywał i poznawał siebie dzięki sztuce. Jako trenerka i mentor wykorzystuje elementy gier i grywalizacji, po to by nauka, zdobywanie nowych umiejętności i zmiana były fascynującym procesem poznawczym. Niecierpliwa, kreatywna, charyzmatyczna liderka, ciekawa świata reżyserka swojego życia ciągle poszukująca nowych rozwiązań życiowych i biznesowych, które będą skuteczne i wpłyną na jakość życia, najlepiej natychmiast. Jej osobista historia życiowa nadawałaby się na niejeden film. Biznesowo – prekursorka branży konopnej w Polsce.
Wierzy w to, że bogactwo zaczyna się w środku, a dopiero potem się uzewnetrznia. Nigdy odwrotnie. Od trzech lat prowadzi Konopne Kuracje, dla ludzi chorych i zdrowych, wspomagając organizmy tą wspaniałą rośliną, wokół której narosło wiele mitów.

Damski Tandem Twórczy (Agnieszka Małgowska & Monika Rak)
Działa od 2009 roku. Współtworzy_ł projekty: Kobieta Nieheteronormatywna (cykl debat i audycji radiowych, 2014-2016) / O’LESS Festiwal (2012-2014) / DKF Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną (cykl spotkań, 2012-2015) / O teatrze lesbijskim w Polsce (cykl teatrologiczny, od 2012) / A kultura LGBTQ+ nie poczeka (projekt archiwistyczny, od 2016) / Lesbijska Inspira (cykl wywiadów, od 2017) / Portret lesbijek we wnętrzu, Niesubordynowane czytanie sztuki Jolanty Janiczak (czytanie dramatów) / Orlando.Pułapka? Sen, Fotel w skarpetkach, 33 Sztuka, RetroSeksualni. Drag King Show (spektakle) / Czarodziejski flet, Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet (opery) / L.Poetki (film dokumentalny) / Teatr Dialogu (warsztat i akcja miejska) / Wywrotowa komórka lesbijskaEpizody, watki, sugestie lesbijskie w kinie polskim (wykłady) / Stowarzyszenie Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* (od 2017).

Agnieszka Małgowska – lesbijka / feministka / artaktywistka / reżyserka / trenerka teatralna / scenarzystka.
Monika Rak – lesbijka / feministka / artaktywistka / aktorka / dramatopisarka / filmowczyni / graficzka.

 ———————-—————

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka.

I.   Manifest
1.  Manifest. Instant. 
2.  Rozmowa IOd lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry.
3.  Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II. Rozmowy wokół manifestu
1.   Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.   Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.   Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo

4.   Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.   
Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.   Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.   Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk
8.   Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdą Próchniak
9.   Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz

11.  Dziewczyna i dziewczyna – normala rodzina. Rozmowa z  Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.  Co Ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą.
15.  Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze polityczna. Rozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką

25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26. Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak

III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi

2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová

IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką

2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim

V.  EL*C. Wieden 2017
1.  Magdalena WielgołaskaOdzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2. Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3. Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4Agnieszka Małgowska. Peformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
6.  Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.….

LESBIJSKA INSPIRA | Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik

 

Magda Wielgołaska: Do tej pory rozmawiałyśmy z naszymi rozmówczyniami głównie o doświadczeniach prywatnych, intymnych. Dzisiaj spojrzymy na kobiecą nieheteronormatywność z naukowego punktu widzenia. Zajmujesz się lesbian studies. Mam poczucie, że niewiele wiemy o tej przestrzeni nauki w Polsce. Ile osób się tym zajmuje w naszym kraju? Czy możesz opowiedzieć, jaki jest zakres badań lesbian studies i jakie są szanse na to, żeby ten kierunek się rozwijał i był dostępny dla osób, które chciałyby go studiować również na naszych uczelniach?

Marta Olasik: Zaczęłaś od złożonego pytania, więc ja zacznę od dłuższego wyjaśnienia, że studia lesbijskie czy też, w mojej wersji, studia nad podmiotowością lesbijską, to pole naukowe – zarówno teoretyczne, jak i dydaktyczno-badawcze – którego centralnym przedmiotem i celem jest szeroko pojęta refleksja nad kobiecą seksualnością, a szczególnie oczywiście nad lesbijskością. To może przybierać różne oblicza, ale studia lesbijskie w naszym kraju dotąd nie miały szansy zaistnieć i jestem w tej przestrzeni osamotniona. Muszę jednak ostudzić Twoje nadzieje. Lesbian studies to nie kierunek w sensie systemu studiów I czy II stopnia. To jest nieuchronnie interdyscyplinarna dziedzina, rozległy przedmiot rozważań, czy też bardziej pole, które ma swoje miejsce w ramach wielu szerszych dyscyplin oraz pomiędzy nimi. Studia lesbijskie nie będą więc przynależeć do jednej z jasno określonych dyscyplin naukowych w sensie instytucjonalnym, ani też nie będą same stanowić takiej dyscypliny, ponieważ w ich ramach rozpatruje się całą gamę tematów, wykorzystując przy tym różnorodne nurty i perspektywy z pogranicza nauk. Pytasz więc o zakres takich badań i już nadmieniłam, że to może wyglądać różnie; nie ma i nie może być jednej odgórnej, linearnej i zamkniętej zawartości lesbian studies, ponieważ płeć i seksualność dotyczą niemal wszystkich sfer życia i refleksja nad nimi będzie wielowymiarowa, a dodatkowo doświadczanie lesbijskości będzie dla każdego_ej unikalne, nie mówiąc już o zmiennych społecznych i kulturowych. Choć więc szeroko pojęta kobieca (niehetero)seksualność stanowi centrum rozważań, to w tym nurcie mieści się wiele tematów. W swojej rozprawie doktorskiej m.in. zaprojektowałam dydaktyczną stronę lesbian studies, dostosowaną do polskiej przestrzeni akademicko-społecznej, która składałyby się z prawie czterdziestu takich zagadnień. Prócz rozpoczynających całość socjologicznych rozważań nad produkcją wiedzy o kobiecej seksualności, będą to interdyscyplinarne refleksje dotyczące roli, pozycji, relacji, herstorii, a także przyszłości lesbijskości np. w odniesieniu do języka, sztuki, literatury, nauk ścisłych, filozofii czy geografii. Minie jeszcze trochę czasu, nim będę mogła formalnie zainicjować i poprowadzić taki przedmiot uniwersytecki, ale chodzi o to, by pokazać, że musi zostać uwzględniona wieloaspektowość seksualności i lesbijskości jako uspołecznionego świata przeżywanego. Widzisz więc, dlaczego nie jest to pole przynależące do jednej określonej dyscypliny; płeć i seksualność przenikają wszystko i muszą być przedmiotem tak samo antropologii, jak i językoznawstwa. Kiedy więc mówię, że staram się doprowadzić do zaistnienia studiów lesbijskich w Polsce, to myślę o pewnym oddzielnym, ale szerszym programie dydaktyczno-badawczym, który realizowany byłby w jednej z jednostek naukowych na poziomie uczelni wyższej, być może jako dłuższy czy bardziej otwarty fakultet z towarzyszącymi projektami badawczymi. Zaczęłam też projektować właściwe badania empiryczne i tu także ciężko jest obrać jedną perspektywę. Ponieważ moja działalność to przede wszystkim pogranicze socjologii wiedzy oraz geografii seksualności, to będą to badania jakościowe z elementami zarówno jednej, jak i drugiej subdyscypliny. Przykładowo interesują mnie sposoby rozumienia i kreowania własnej lesbijskości i intymności, a także możliwości tzw. „lesbijskiego obywatelstwa” (ang. lesbian citizenship) w Polsce. Element stricte geograficzny należałoby z kolei realizować choćby poprzez eksplorację strategii, za pomocą których nieheteroseksualne podmioty kobiece manewrują po różnych aspektach przestrzeni heteronormatywnych w danej lokalności. Widzisz więc, że lesbian studies muszą być przedsięwzięciem złożonym, bo taka jest cena za inkluzywność.

MW: Jak wygląda sytuacja lesbian studies poza granicami naszego kraju? W jakich krajach ta dziedzina jest najbardziej rozwinięta?

MO: Oczywiście nurt ten powstał głównie w realiach szeroko pojętych krajów anglojęzycznych, bo trzeba pamiętać, że sama kategoria „lesbijka”, jak i w ogóle płeć i seksualność w naszym dzisiejszym rozumieniu, to wytwór tzw. kultury zachodniej, podchwycony przede wszystkim przez historię społeczną Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Francji oraz Australii. Więc niestety ‘tradycyjne’ źródła są w języku angielskim (lub francuskim) i z reguły nie były tłumaczone na język polski; tworzą one kanon, który zbyt często powoduje, że doświadczenia i źródła ‘zachodnie’ traktuje się jak wytyczną. Stąd tak ważne jest pojęcie lokalności oraz ciągłe przeciwstawianie się anglo-amerykańskiej hegemonii w kwestii produkcji wiedzy dotyczącej płci i seksualności. Tu właśnie pomaga mi szersza perspektywa geografii człowieka (ang. human geography), która także formalnie w Polsce nie istnieje.

MW: Czy możesz podać nazwiska jakichś kluczowych osób lub tytuły, do których można sięgnąć?

MO: Myślę, że mogłabym rozróżnić trzy rodzaje źródeł, choć one się przenikają, więc niech to będzie podział umowny i opisowy jedynie na potrzeby tej rozmowy. Po pierwsze są takie prace, które bezpośrednio odnoszą się do samych studiów lesbijskich w sensie akademickim. Nie ma ich dużo, w zasadzie mogę polecić dwie pozycje, tj. Lesbian Studies: Setting an Agenda (1995) autorstwa Tamsin Wilton, a także Twenty-First Century Lesbian Studies (2007) pod redakcją Noreen Giffney i Katherine O’Donnell. Moja publikacja dołączy do tej kolekcji jak tylko przejdzie prace wydawnicze. Tę pierwszą pozycję faktycznie bardzo lubię, ale trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że ma 23 lata. Ten drugi tom jest bardziej literaturoznawczy i zapewne zainteresuje węższe, bardziej wyspecjalizowane grono czytelników. Po drugie, pamiętajmy o źródłach nie bezpośrednio dotyczących studiów lesbijskich, lecz będących ich składową, a w jakimś sensie nawet ich przyczynkiem czy pierwotną wersją na poziomie społecznym. Myślę tu o materiałach wywodzących się z tradycji lesbijskiego feminizmu (ang. lesbian feminism), która rozwinęła się w latach 70-tych i 80-tych głównie w USA i we Francji. Zawsze powtarzam, że tamta zlokalizowana era lesbijskiego feminizmu była najświetniejszym okresem widzialności lesbijek na świecie; można to łatwo sprawdzić po ilości materiałów o różnym charakterze, które masowo były wtedy wydawane (książki i artykuły naukowe, analizy badawcze, manifesty, raporty, poezja, powieść, biografie, poradniki, itd.). Tutaj zachęcam do przejrzenia prac takich autorek, jak Sarah Lucia Hoagland, Celia Kitzinger, Shere Hite, Claudia Card, Audre Lorde, JoAnn Loulan, Terry Woodrow, Gina Covina wraz z Laurel Galana, czy Rosemary Silva. Współcześnie nie znajdziesz na amazon.com tak śmiałych i tak bardzo skoncentrowanych źródeł; nie powstają ani na „Zachodzie”, ani w innych kręgach kulturowych. I wreszcie, po trzecie, trzeba wziąć pod uwagę badaczki z różnych dyscyplin i z różnych miejsc na świecie, które mogą nie występować pod szyldem ‘lesbian studies, ale których działalność przez dłuższy czas stawiała czy stawia w centrum eksplorowanie kobiecej nieheteroseksualności. Myślę tu przede wszystkim o niszy geografii lesbijskich (ang. lesbian geographies) wewnątrz brytyjskiej geografii seksualności. Tutaj Diane Richardson, choć jest socjolożką, jest kluczową postacią dla geografii seksualności i przez lata budowała i badała koncepcję lesbijskiego obywatelstwa i społeczności. Warto też zajrzeć do Gill Valentine, a już najbardziej współcześnie polecam artykuły moich obecnych współpracownic, np. Kath Browne, Julie Podmore, czy Eduardy Ferreiry. Ja staram się zbudować w Polsce studia nad podmiotowością lesbijską w taki sposób, by z definicji uwzględniały tę wieloperspektywiczność.

MW: To teraz trochę o samym słowie „lesbijka”. Mamy różne doświadczenia związane z niechęcią i lękiem przed tym określeniem. Spotkałaś się z tym? Czy bez gromadzenia się wokół tego terminu – opatrzonego gwiazdką – w ogóle możemy zbudować środowisko kobiet nieheteronormatywnych w Polsce?

MO: Słowa nieuchronnie znaczą i trzeba się nimi posługiwać odpowiedzialnie. Nie jest dobrze, gdy zaczynają wyznaczać. Moja praca w zasadzie w dużej mierze polega na odznaczaniu utartych schematów, by w ich miejsce mogła zaistnieć nowa, lepsza, bardziej inkluzywna i emancypacyjna opcja, w tym przypadku dotycząca kwestii lesbijskości. Już samo słowo „lesbijka” jest tego przykładem. Mówiłam wcześniej o tym, jak dążę do tego, by studia nad podmiotowością lesbijską były inkluzywne. Historycznie akceptacja różnorodności nie była mocną stroną ruchów i inicjatyw lesbijskich w społeczeństwach, w których one zaistniały; dumnie trzymano się wąskiego, niemal słownikowego rozumienia tego terminu. Rezultatem była powszechna bi-fobia i trans-fobia w tzw. środowisku lesbijskim, gdzie nie było miejsca na negocjacje dotyczące znaczenia kobiecości i pożądania seksualnego. Jednak korzyścią znajdowania się na peryferiach „Zachodu” w sensie historycznym oraz psychologicznym jest to, że można tworzyć lokalne znaczenia i nowe rozwiązania, a także uczyć się na cudzych błędach zamiast bezrefleksyjnie powielać nieswoją historię. To właśnie staram się robić od strony naukowej. Po pierwsze więc, piętnuję stosowanie terminu „lesbianizm” i również na arenie międzynarodowej promuję odejście od tego terminu. Historycznie „-izmy” tego typu powstały na gruncie wczesnej psychiatrii i seksuologii, i miały za zadanie nadawać procesom tożsamościowym pejoratywne znaczenie, wskazując na zaburzenie, przypadłość, czy jakiś problem. Zauważ, że na skutek wzrastającej świadomości od pewnego momentu zaczęto mówić o homoseksualności i transseksualności w miejsce -izmów. Podobna refleksja nigdy nie miała miejsca na gruncie feministycznym i w środowiskach lesbijskich, więc w sposób mechaniczny powielamy ten stygmat. Ja więc od początku swojej drogi naukowej zmieniłam te końcówki na językowo neutralne i nalegam na termin „lesbijskość” oraz jego angielski odpowiednik, tj. lesbianity. Te słowa w zasadzie nie istniały, a na pewno nie to angielskie. Chciałabym, by zaczęły funkcjonować na szerszą skalę, ponieważ tylko tak można się przeciwstawiać przemocy symbolicznej w języku i kulturze. To było po pierwsze.

MW: W języku oficjalnym termin „lesbijskość” może nie istnieje, ale ja często takie określenie słyszę, tylko uznaje się je za niepoprawne językowo. To dygresja.

MO: To ciekawe doświadczenie, zwrócę na to uwagę; ja spotkałam się z nim dosłownie raz. I teraz po drugie, mój nacisk na podmiotowość zamiast tożsamości ma być przesunięciem w stronę autonomii i indywidualności w tworzeniu Siebie. „Tożsamość” poniekąd przychodzi do nas z zewnątrz; są pewne wzory, zależnie od miejsca i czasu, do których w sposób nieuświadomiony porównujemy nasze własne działania i zachowania. Tożsamość nie daje zbyt dużo przestrzeni na autorefleksję i własną radosną twórczość; ma jasno określone linie. Podmiotowość natomiast, najprościej mówiąc, kładzie nacisk na bycie podmiotem, dając większą dowolność. W przypadku kobiet nieheteroseksualnych jest to niezwykle ważne, bo kulturowo są one z definicji obiektem, a także, za Julią Kristevą i Judith Butler, abiektem. Więc to poniekąd filozoficzne przesunięcie jest ważne i będzie oznaczać, mam nadzieję, większą refleksyjność i twórczość w myśleniu o sobie i różnych wymiarach swoich pragnień, ambicji, intymności i możliwości. Będę ten wątek dalej drążyć poprzez badania empiryczne. I po trzecie wreszcie, choć to wszystko jest ze sobą ściśle połączone, nalegam na niedefinicyjność lesbijki. To jest kontrowersyjny wymiar mojej działalności i zapewne wielu osobom się nie spodoba, jednak moja rola polega też na takiej dyskursywnej prowokacji i, krótko mówiąc, wsadzaniu kija w lesbijskie i feministyczne mrowiska, by wykazać ich anty-emancypacyjne elementy. „Lesbijka” zbyt często staje się rolą, która ma swoje atrybuty, które albo się spełnia albo nie. Prowadzi to do homonormatywności, która jest równie opresyjna, jak heteronormatywność; walcząc z tą drugą, tzw. środowiska gejowskie i lesbijskie popadają w skrajność, tworząc nową normę. Dlatego ja operuję lesbijskością jako pewnego rodzaju opcją kulturową, dostępną dla kobiet niezależnie od ich rzeczywistych doświadczeń seksualnych—opcją opartą na autorefleksji dotyczącej własnej podmiotowości i wyborów. Wszelkie próby zafiksowania się wokół definicji lesbijki będą prowadziły do wykluczenia, sporów, norm oraz presji, nie mówiąc już o tym, że taka auto-stygmatyzacja i zafiksowanie na stereotypach jest szkodliwe społecznie. Lesbijka ma ogromną moc subwersywną w stosunku do patriarchalnej heteronormatywnej kultury, ale dopóki wewnątrz niej nie uwzględnia się różnorodności ekspresji, to trudno liczyć na poważne traktowanie i szacunek z zewnątrz. Sugeruję więc, by w miejsce tego całego napięcia potraktować lesbijskość jako słowo-klucz, symbolizujące społeczny i jednostkowy sprzeciw dotyczący pojmowania i budowania kobiecej seksualności i płciowości. To samo z kobietami biseksualnymi; mam nadzieję, że ktoś od strony naukowej zajmie się otwieraniem także tej kategorii w Polsce przy jednoczesnym uwzględnianiu podmiotowości kobiet, które się z nią identyfikują. Ten podział został wykreowany sztucznie i kategorie te przenikają sięi załamują. Na ten moment obie grupy muszą uwzględnić przede wszystkim wielowymiarowość kobiecości w ogóle; np. osoby transpłciowe mają wszelkie prawo być częścią społeczności lesbijskich czy biseksualnych. Kobiety, które uważają się za jedyne „prawdziwe lesbijki” nie przestaną być widzialne i nie będą znaczyć mniej, gdy zacznie się szanować podmiotowość trans-kobiet bądź osób w ogóle nie mieszczących się w dostępnych nam językowo płciowo-seksualnych kategoriach. Widzisz więc, jaki jest problem ze słowami i jak staram się wyłamywać te drzwi przy jednoczesnym dążeniu do rozpoznania lesbijskiej podmiotowości i sposobów przeżywania świata. Zawsze ktoś czuje się obrażony i znieważony, a przecież to wszystko naprawdę się nie wyklucza. Nie można liczyć wyłącznie na edukację seksualną i emancypacyjne kampanie społeczne, skoro problem często leży także „w środku”. Odpowiadając więc ostatecznie na Twoje pytanie, ja akurat jestem krytyczna wobec idei „lesbijskiego środowiska”, bo to już z definicji będzie przesiąknięte jakąś normą bądź niefortunnymi wzorcami wziętymi z historii „Zachodu”. Tu nie będzie miejsca na podmiotowość; jest pewna wizja tożsamości i mechanizmy sprawdzające jej prawidłową realizację. Trzeba więc budować społeczności kobiet nieheteronormatywnych w Polsce i otworzyć kategorię lesbijskości; dopiero taki szacunek wobec siebie da jakąś szansę emancypacji na szerszą skalę oraz rozmowę o solidarności lesbijskiej. Ta gwiazdka więc, o której mówisz i którą promujecie, jest bardzo ważna i chciałabym, by zaczęła być umowna, domyślna, i by przekładała się na praktykę.

MW: Dialog i refleksja wśród samych kobiet nieheteronormatywnych to jedna rzecz. W naszych tekstach i rozmowach poruszamy również temat sojuszniczek i sojuszników kobiet nieheteronormatywnych. Teoretycznie jesteśmy częścią grupy, jaką tworzy tęczowe środowisko, jednak ciągle mam poczucie, że kiedy chcemy rzucać światło na same lesbijki* i dokonywać pewnego rodzaju separatyzmu, to osoby sojusznicze znikają. Kiedy szukam analogii na naszym polskim podwórku, to od razu do głowy przychodzi mi organizacja, która dokonała wyodrębnienia i skupiła się na osobach transseksualnych. Takie oddzielenie okazało się korzystne i skuteczne. Organizacja bardzo dobrze się przyjęła i dostała wsparcie od środowiska. Kiedy lesbijki próbują działać podobnie, reakcje są inne. Jeśli nasze własne środowisko dystansuje się do działań stricte lesbijskich, to gdzie jeszcze możemy szukać sojuszów?

MO: To faktycznie smutne, ale – paradoksalnie – poszukiwanie sojuszników i sojuszniczek wśród pozostałych literek tęczowego alfabetu niewiele daje, a wręcz rodzi same napięcia. Ja zadałabym pytanie o to, czy faktycznie ci akurat sojusznicy są niezbędni i czy może jest inna, skuteczniejsza droga do uznania podmiotowości lesbijskiej. Przy czym ‘separatyzm’ to dość silne słowo i tendencja, w dodatku ma konotacje historyczne. Biorąc pod uwagę, że kluczem jest wiedza i edukacja, to być może skuteczniejsze okazałyby się sojusze i kampanie z organizacjami pozarządowymi, które na co dzień nie koncentrują się na społecznościach nieheteronormatywnych, ale są na tyle zaangażowane społecznie i mają taką widzialność, że w interesie obopólnym byłaby np. cykliczna wspólna akcja. To tylko ogólna myśl, ale chodzi o to, że być może wyjście poza tęczowe literki zaowocowałoby lepszą platformą i pozycją społeczną. I jeszcze myśl, nawiązująca do moich wcześniejszych słów: rola sojuszników i sojuszniczek będzie ograniczona, jeśli podziały będą utrzymywać się wewnątrz samej literki L i dotyczyć jej definicji. Organizacja, o której mówisz, faktycznie odniosła pewien społeczny sukces, ale też żywe są wewnątrz niej spory i napięcia wokół interpretacji tego, czym jest transpłciowość i w jaki sposób „poprawnie” ją przeżywać.

MW: Z większą nadzieją na wsparcie patrzę na środowiska feministyczne, lecz praktyka pokazuje, że również tutaj zrozumienie i współpraca nie jest kwestią oczywistą. Jak widzisz relację pomiędzy lesbijskością i feminizmem?

MO: Ta właśnie relacja jest z mojego punktu widzenia najbardziej problematyczna, choć przecież sojusz pomiędzy feministkami a lesbijkami faktycznie nie wydaje się pomysłem rewolucyjnym czy nienaturalnym. A jednak wyraźny jest niemal całkowity brak kwestii seksualności w ramach obecnych dyskursów feministycznych. W krajach bardziej zachodnich jest to już tendencja znikoma, w Polsce natomiast ta rozdzielność płci i seksualności jest mylnie przyjmowana za pewnik. Stale tłumaczę, że rozłączenie płci i seksualności nie ma racji bytu ani ze względów historycznych, ani z punktu widzenia logiki, ani też w ramach szeroko pojętej emancypacji. Utarł się jakiś mit, że feminizm jest od płci, a seksualnością i seksem zajmują się psycholodzy, seksuolodzy, czasem socjologowie czy ewentualnie antropolodzy, a także tzw. organizacje LGBTQ+. Co gorsza, mit ten jest aktywnie podtrzymywany i realizowany przez same zainteresowane. Tymczasem płeć i seksualność nie mają racji bytu jako oddzielone od siebie kategorie, ponieważ zostały zaprojektowane w celu wzajemnego uzasadniania swoich znaczeń; seksualność nałożona została na interpretacje płciowości, co widać np. po wczesnych definicjach homoseksualności (wtedy: homoseksualizmu), która opisywana była jako inwersja płciowa. Jakakolwiek więc współczesna analiza naukowa czy aktywizm, które nakierowane są wyłącznie na gender, nie będą w stanie rozwiązać problemu wykluczenia kobiet w społeczeństwach (pamiętajmy też o ważnej roli men’s studies w podobnym zakresie). A polski feminizm tak właśnie postępuje zarówno społecznie, jak i w świecie akademickim. Chociaż coraz więcej badaczek przeprowadza świetne analizy dotyczące cielesności, intymności czy edukacji seksualnej w jakimś określonym kontekście, to na samą istotę i konstrukcję seksualności (tym bardziej w zestawieniu z kobiecością) nie ma miejsca w oficjalnej teorii i praktyce feministycznej. „Odczarowanie” tego pola anty-dyskursu pochłania więc ostatnio najwięcej mojej uwagi i myślę, że spora część mojej działalności naukowej w najbliższej przyszłości nadal będzie się wokół tego obracać, ponieważ zmuszają do tego warunki społeczno-polityczne. Tak więc trudno tu o sojusz, gdy polski feminizm jest feminizmem niemal całkowicie nieseksualnym. Celowo nie używam tu pojęcia aseksualności, by nie nadawać mu pejoratywnego znaczenia. A szkoda, bo wydawałoby się, że od kilku lat mamy bardzo sprzyjające okoliczności, by tematykę tę poruszać – najpierw był szum wokół związków partnerskich, potem widmo wymyślonej „ideologii gender”, wreszcie kwestia aborcji i praw reprodukcyjnych. Żaden z tych elementów politycznego krajobrazu nie spowodował jednak jak dotąd debaty wokół istoty kobiecości i seksualności.

MW: Zastanawiam się cały czas nad tym, jak zmienić obecną sytuację nieheteronoramtywnych kobiet, jak nakierować reflektory na ich obecność, twórczość, działania. Przyłapuję się na tym, że kiedy mówię o działaniach stricte lesbijskich, to myślę konkretnie o działaniach pozamainstreamowych i niedążących do dostania się do głównego nurtu kultury popularnej. Czy mainstream to jedyna droga do tego, żeby nas uznano za istniejące?

MO: Myślę, że nie ma tu jednoznacznej odpowiedzi i jakiegoś absolutyzmu w myśleniu o strategiach, bo to nigdy nie jest tak, że jakaś droga jest bezcelowa, a inna przyniesie same korzyści. Natomiast ja również nie oglądałabym się na mainstream i być może “reflektory” to nie jest to, o co chodzi. Dlaczego dostanie się do głównego nurtu miałoby przynieść korzyści? Przypomina mi to retorykę niektórych odłamów późnej pierwszej fali i wczesnej drugiej fali feminizmu na ‘Zachodzie’, które zakładały, że kobieta musi wyrzec się kobiecości i poniekąd stać się mężczyzną, by mogła osiągać to samo i być osobą pełnoprawną – oczywiście w ogromnym uproszczeniu. Widzimy przecież, jakie to absurdalne i zdecydowanie anty-emancypacyjne, a jednak czy dążenia lesbijek, by zaistnieć poprzez główny nurt, nie oznaczałyby tego samego? Rozumiem, że chodzi o szeroko pojętą widzialność, jednak takie proszenie się o swoje miejsce i kulturę może być drogo opłacone. Są zresztą świetne analizy naukowe, które problematyzują gloryfikację społecznej widzialności. Także ja też myślę o lesbijskości głównie w kategoriach poza-mainstreamowych i zachęcających do różnorodności, co nie oznacza, że należy odrzucać możliwości pokazania się w ‘centrum’, gdy takowe zaistnieją. Jak widzisz, nie jest to wszystko takie oczywiste.

MW: Masz jakąś wizję tego, jak sprawa lesbijska* może rozwijać się dalej?

MO: Osobiście wierzę w rolę nauki w przezwyciężaniu kulturowych uprzedzeń i początkowaniu zmiany społecznej, ale konieczne jest połączenie działań akademickich i aktywistycznych, tym bardziej, że ten podział jest sztuczny i niewymierny. Jak już wspomniałam, drogą do wszystkiego jest edukacja i wiedza. Ja z pewnością będę poszerzać dostępność tematyki lesbian studies w przestrzeni akademickiej i społecznej, ale ważna jest tzw. “polityka koalicyjna”, taki termin zaproponowala Butler, która uwzględni znaczenie jednoczesnego budowania lesbijskości poprzez kulturę, sztukę, literaturę, czy życie publiczne. Już mówiłam, że nie chciałabym w Polsce środowiska lesbijskiego, ale za to mam nadzieję na kolektywny wymiar współpracy i inicjatyw oraz na uwspółcześniony lesbijski feminizm, który zresztą w Polsce nigdy nie miał szansy zaistnieć. A to zupełnie nie to samo, co środowisko.

MW: Jak odebrałaś treść manifestu “Lesbijskiej Inspiry”? Czy uważasz, że takie manifesty, jak nasz, mają sens? Mogą coś zmienić?

MO: Podoba mi się Wasz manifest. Jest mocny i bezkompromisowy, a przy tym konkretny, inkluzywny i podkreśla wartość szacunku i różnorodności. Nie operuje frazesami, jest dostosowany do sytuacji kobiet nieheteronormatywnych w Polsce, nie nalega na definicję lesbijki, jest przemyślany i świadomy. To prawdopodobnie pierwszy taki lesbijski manifest w Polsce i być może zaczątek lesbijskiego feminizmu, a to duża sprawa. I owszem, manifesty mają sens i są potrzebne. To, co mnie martwi, to ograniczona dostępność czy raczej widzialność tego rodzaju inicjatyw i materiałów. Domyślam się, że nie wydrukowali Was na okładce “Repliki” ani nie było głośno w żadnym alternatywnym medium poza-internetowym; jesteście poniekąd same sobie i jest rzeczywiście irytujące, że samemu trzeba sobie tę przestrzeń widzialności stwarzać, choć raz jeszcze podkreślę, że nie jest miarą sukcesu to, czy będą Was cytowali w jednym z najbardziej mainstreamowych programów telewizyjnych. Nie można też oczekiwać, że manifest zachęci kogoś do diametralnej zmiany poglądów. Zwróciłabym więc uwagę przede wszystkim na to, do kogo właściwie skierowany jest taki manifest, jaka jest jego rola, co ma osiągnąć. Z mojego punktu widzenia ważniejsze jest, by spełnił rolę wewnątrz społeczności. To świetny materiał do tego, by zwrócić uwagę na problem auto-stygmatyzacji i stereotypizacji wśród samych kobiet nieheteronormatywnych; by promować różnorodność ekspresji płciowo-seksualnych; by uświadomić, że dla wszystkich jest miejsce i że podziały „wewnątrz” nie są drogą do akceptacji „na zewnątrz”; by pokazać, że u nas się nie da tak, jak pół wieku temu w USA, i że wcale nie jest to pożądane. Z mojego punktu widzenia to właśnie macie szansę zrobić i już zaczęłyście, a inny symboliczny początek takiej „nowej ery” uznaję świetną i mądrą reakcję Damskiego Tandemu Twórczego na zeszłoroczny niefortunny wywiad w “Replice”, który teoretycznie miał dotyczyć kwestii niewidoczności lesbijek w przestrzeni publicznej, ale nie wyszedł dobrze.

MW: To faktycznie był moment przełomowy, w którym przekroczone zostały pewne granice. Lesbijka* znowu została potraktowana jako obiekt. Ważną kwestią stało się dla nas właśnie upodmiotowienie i odzyskanie władzy nad naszym własnym, lesbijskim* życiem i to w wielu aspektach. Na przykład w kwestii coming out’u. Może na koniec powiedz mi jeszcze, jak Ty podchodzisz do tematu outowania się?

MO: Zagadnienie to nigdy nie leżało w centrum moich rozważań, ale obserwuję to, co dzieje się wokół kategorii coming out’u. Z socjologicznego punktu widzenia coming out to ciekawe zjawisko, bo w szeregach tzw. organizacji LGBTQ+ zwykło się zestawiać go z poczuciem dumy (ang. pride). A trzeba pamiętać, że choć duma może być tego częścią, to jednak najpierw coming out będzie osobistym procesem trajektoryjnym, czyli momentem w autobiografii, które nieuchronnie będzie się wiązało z jakimś cierpieniem, osobistym lub publicznym. Stres mniejszościowy i presja społeczna powodują, że coming out jest często kulminacją negatywnych przeżyć jednostki, ale nie kończy ich, lecz zmienia ich charakter; wystawia jednostkę na dodatkowe przeżycia i doświadczenia dyskryminacji. Czasem jest też sytuacyjnie wymuszony i daleko tu do komfortu emocjonalnego. W dodatku jest to proces powtarzalny, bo przecież nigdy nie dokonuje się coming out’u raz na zawsze; wymaga go wiele nowych relacji i sytuacji społecznych. Powiedziałabym więc, że w życiu społeczno-publicznym coming out pomaga doraźnie i może poprawić niektóre relacje, ale nie jest tak emancypacyjny, jak niektórzy by chcieli i jak zwykle się to przedstawia. Idealizacja go jest niebezpieczna, a już nakłanianie do niego jako do strategii wolnościowej jest wręcz szkodliwe i nieetyczne, bo zafałszowuje rzeczywisty obraz życia społecznego i osobistego osoby wyoutowanej. Oczywiście nie namawiam do tzw. „pozostawania w szafie” przez całe życie; zwracam tylko uwagę, że nic nie jest czarno-białe i coming out jest paradoksalnie bardziej etapem i przeżyciem wewnętrznym, na które trzeba być gotowym. Może odjąć sporo stresów, ale może też dodać nowych; to praca emocjonalna i nie powinno się kreować wokół niej napięcia. Stąd ogólny wizerunek coming out’u jako zbawiennej polityki jest po prostu mocno przesadzony; warto byłoby przekierować tę całą energię np. na społeczne kampanie edukacyjne, które zdjęłyby odpowiedzialność i presję z napiętnowanej jednostki, która koniecznie musi jak najszybciej ‘osiągnąć’ coming out, by zacząć prawdziwie żyć.

MW: Bardzo dziękuję Ci za rozmowę. Myślę, że pokazałaś mi wiele ciekawych tropów, którymi możemy podążać i już teraz czekam na publikację Twojej książki z zakresu lesbian studies.

MO: Również bardzo Ci dziękuję i powodzenia w dalszych działaniach!

Korekta: Maja Korzeniewska

————————————-

Marta Olasik – doktor nauk społecznych w zakresie socjologii; jej rozprawa doktorska to pierwsza w Polsce konceptualizacja podmiotowości lesbijskiej; książka zostanie wydana w dwóch wersjach językowych i ma za zadanie wypromować interdyscyplinarne studia nad podmiotowością lesbijską (ang. lesbian studies) w polskiej przestrzeni akademickiej. Główną perspektywą dr Olasik jest perspektywa socjologii wiedzy oraz jeszcze w Polsce nieobecnej geografii seksualności. Kolejnym etapem prac w ramach lokalnych lesbian studies będą kilkuetapowe badania empiryczne dotyczące pojmowania wymiarów „obywatelstwa lesbijskiego” oraz kreowania własnych projektów płciowo-seksualnych. Dr Olasik jest też częścią międzynarodowego zespołu, którego celem jest eksplorowanie współczesnych możliwości odnowy idei i praktyki lesbijskiego feminizmu w różnych lokalnościach „zachodnich” i poza-zachodnich.

Magdalena Wielgołaska– aktywistka / lesbijka / feministka / współzałożycielka Stowarzyszenia Sistrum – Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* / działaczka na rzecz poszerzania wiedzy na temat leczniczego działania konopi / zaangażowana w Kręgi Kobiece i odzyskiwanie wewnętrznej, kobiecej Mocy / członkini Partii Zieloni/ administratorka strony Strefa Les*/ współpracowniczka projektu A kultura LGBTQ+ nie poczeka!/ wspólzałożycielka Stowarzyszenia Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej*.

———————————–

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka
,
I.   Manifest
1.   ManifestInstant. 
2.   Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry.
3.   Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II. Rozmowy wokół manifestu.
1.  Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota.
2.  Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.  Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.  Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.  Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.  Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus.
7.  
Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk.
8.  Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdaleną Próchnik
9.  Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13. Co ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą
15. Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze polityczna. Rozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26. Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim
,
V.  EL*C. Wieden 2017.
1.  Magdalena WielgołaskaOdzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2. Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3. Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4. Agnieszka MałgowskaPeformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5. Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
6.  Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.....

BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej

—————————————–

Aktualne wiadomości na temat projektu znajdziesz na:

Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!|

Kontakt: [email protected]

LESBIJSKA INSPIRA I Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik

AM: Czy mam do Ciebie mówić Alex, Aleksandra czy Ola?

AK: Alex wolę. Za imieniem Ola nie przepadam, doceniam, gdy ktoś go nie używa.

AM: To ustalone. Poznałyśmy się w Łodzi podczas spotkania w ramach Łódzkiego Maratonu Równości. Zerknęłam na Twoją notkę biograficzną, która była przy tym wydarzeniu i zobaczyłam, że byłaś Stanach na stypendium i nazwę organizacji Queer UVA. Nie mogłam więc nie zaprosić Cię do rozmowy. [śmiech]

AK:.Studiowałam na Uniwersytecie Stanowym w Virginii przez 5 lat – robiłam badania do pracy magisterskiej i doktoratu z biochemii. W którymś momencie związałam się dosyć luźno z aktywistyczną grupą Queer UVA, głównie z powodu chłopaka, który przyjechał do nas na stypendium i tam się wyautował. Zaprzyjaźniliśmy się, on przy mnie godził się z faktem, że jest gejem, a że pochodził z wielodzietnej rodziny, wierzącej i z małej miejscowości, to było dla niego przeżycie. Cieszę się, że nasza społeczność była dla niego bezpieczna i akceptująca.

AM: A jak wyglądało Twoje tęczowe życie w tamtym czasie?

AK: Wtedy w Stanach wyautowała się większa liczba osób, wspólnie chodziliśmy na różne wydarzenia i imprezy, które Queer UVA organizowało, na przykład pokazy teatralne czy imprezy typu “queer prom”, czyli bal maturzystów dla osób nieheteronormatywnych. Pomysł był taki, że można było przeżyć bal maturalny, ale z partnerem/partnerką z własnego wyboru, bez względu na płeć. Poza tym chodziliśmy na imprezy do klubów LGBTQ. W Stanach są kluby branżowe, a nawet tęczowe dzielnice. Takie miejsca, w których można poznać ludzi ze środowiska i porandkować.

AM: Czy w miejscowości, w której studiowałaś, była tęczowa dzielnica czy tylko kluby?

AK: W Charlottesville były tylko dwa kluby. To małe miasto, 60 tysięcy mieszkańców, z czego 20 tysięcy to studenci, ale dla mnie to była ogromna przestrzeń wolności. Byłam za granicą, w bezpiecznej przestrzeni i nie miałam tego stresu, co ktoś sobie pomyśli. W Stanach – w grupie przyjacielskiej czy w pracy – wszyscy raczej wiedzieli, domyślali się, że nie jestem osobą heteronormatywną. Ale nie robiłam z tego wielkiego halo, nie autowałam się oficjalnie. Stany były dla mnie przestrzenią zupełnej swobody, zaprzyjaźniłam się z wieloma osobami nieheteronormatywni. Czułam się jak w domu i wreszcie we własnej skórze.

AM: W którym to było roku? Jaka była wówczas sytuacja osób LGBTQ+ w Stanach?

AK: Byłam w USA w latach 2007-2012. W roku 2008 były pierwsze wybory Obamy.  Wtedy jeszcze małżeństwa jednopłciowe czy związki partnerskie nie były w Stanach legalne. Z wyjątkiem Massachusetts. To się zaczęło dopiero zmieniać. Podczas mojego pobytu miały miejsce incydenty, które wstrząsnęły społecznością akademicką. Dwóch gejów, którzy szli za rękę, zostało pobitych w centrum miasta. To był ogromny szok, że ktoś zrobił coś takiego. Mimo tego, że to Virginia, południe, a Charlottesville w zeszłym roku zasłynęło pochodem Ku Klux Klanu, to jest to bardzo liberalne miasteczko. Zazwyczaj wygrywali tam demokraci. Aby studiować na UVA przyjeżdżali ludzie z różnych stron świata – było duże poczucie wolności.

AM: Wróciłabym do Queer UVA. Opowiesz coś jeszcze o Twoich aktywnościach lgbtowskich?

AK: Tak naprawdę te aktywności, to była tęczowa socjalizacja. Spotykaliśmy się, imprezowaliśmy, chodziliśmy na przedstawienia, koncerty. Czasami zahaczaliśmy o prawa kobiet. Pamiętam performensy oparte na prawdziwych historiach, które młodzi geje i lesbijki spisali, a potem były odczytywane przez aktorów. Wśród nich była bardzo mocna historia o lesbijce, której pierwszy kontakt seksualny był gwałtem, dokonanym przez kolegę na schodach Rotundy – bardzo symbolicznego miejsca dla UVA. To mną wstrząsnęło. Także te moje aktywności LGBTQ+ ciężko nazwać aktywizmem.

AM: To o czym mówisz, to tworzenie tak naprawdę szeroko rozumianej kultury, o tożsamości i orientacji można mówić przez sztukę, przez tworzenie nowego stylu imprezowania, szukania sposobu obecności, dojrzewania, poznawania siebie. Ja tak to rozumiem. Aktywizm jako wychodzenie na ulicę w Marszach i sztandary, pisanie petycji, to jest jedna z możliwości. Dobrze mieć przestrzeń, w której można swobodnie funkcjonować, łapać oddech.

AK: Też tak mi się to kojarzyło, ale aktywizm w Polsce jest zupełnie inny. W Stanach poczułam właśnie taki oddech, że nie muszę udawać. W Polsce co prawda też nie było źle, na przykład w liceum moja klasa była akceptująca. Wiele dziewczyn eksperymentowało ze sobą, całowałyśmy się czy tańczyłyśmy razem na imprezach. Miałam wtedy poczucie, że jestem u siebie, że to jest normalne.

AM: Co dla Ciebie oznacza psychoseksualne “bycie u siebie”? Czy możesz i chcesz to sprecyzować?

AK:  Długo nie umiałam ani nie czułam potrzeby określenia się. Ale już w szkole podstawowej byłam zafascynowana jedną z nauczycielek i z perspektywy czasu myślę, że było to blisko zakochania się. W liceum było dla mnie bardzo naturalne, że zaczęłam mieć kontakty z chłopakami i dziewczynami w równym stopniu. I przez długi czas myślałam i określałam siebie, jako po prostu osobę biseksualną. Zdarzało mi się też zakochiwać w heteroseksualnych dziewczynach i mieć relacje z gejami, czasami byłam jedynym „kobiecym przypadkiem” w ich życiu. Zakochuję  się w osobie, niezależnie od płci, orientacji czy tożsamości tej osoby. I myślę, że Kasia tutaj jest chyba najlepszym przykładem. Zawsze lubiłam osoby, które były na pograniczu, androgyniczne, transgender. Rodzice wzdychali, że moi mężczyźni są mało męscy. Moja mama w szczególności marzyła, że to będzie taki zięć-drwal, dominujący i męski. Ale to było jej oczekiwanie, nie moje. Dla mnie tacy stereotypowo męscy mężczyźni są kompletnie aseksualni.

AM: No tak, [śmiech] brzmi to przewrotnie. Ale jeszcze dopytam: to jak się określasz, bo nie odpowiedziałaś na pytanie

AK: Z czasem zaczęłam czytać, dowiadywać się na temat takich osób jak ja. Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Ale to jest takie określenie, które wielu osobom nic nie mówi, więc myślę, że biseksualność jest łatwiejsza do przełknięcia. Albo po prostu osoba nieheteronormatywna.

AM: Pewnie niektórzy nazwaliby Cię osobą queer.

AK: Tak właśnie, pojęcia queer i panseksualizm pasują teraz do mnie.

AM: Kasia, Twoja partnerka, z którą rozmawiałam w ramach Lesbijskiej Inspiry nazywa Waszą relację lesbijską.

AK: Tak, dlatego że ja jestem kobietą, a ona jest transkobietą. Tak wyszło… [śmiech] Aczkolwiek ja nie mogę siebie nazwać lesbijką, bo kocham nie tylko kobiety. Z Kasią też tak trochę było, że ona dochodziła do określenia swojej tożsamości. Jak zaczęłyśmy się spotykać, Kasia jeszcze była pomiędzy, jeszcze miała męskie imię Michał i określała się jako transgender. Czasami o sobie mówiła w rodzaju żeńskim, najczęściej w męskim. A ja nie miałam oczekiwania, że ona będzie moim chłopakiem. Po prostu dałam jej przestrzeń, na zasadzie: będzie, co będzie. Bardzo szybko mi powiedziała, że czuje się bardziej kobieco i ta kobiecość coraz bardziej zaczęła z niej wychodzić – w ruchach, w sposobie bycia, mówienia, a ja czułam, że jest w Kasi dużo więcej dziewczyny niż to pokazywała na zewnątrz. Dlatego w pewnym momencie zapytałam o kobiece imię. Wiedziałam, że ma kobiece imię dla siebie. I miała – Kasia. Najpierw używałyśmy go w domu. Ale po miesiącu wyszła z tym imieniem do ludzi i zaczęła go używać, zmieniła też imię na Facebooku. W końcu zaczęła używać go wszędzie. Była kolejną osobą, która przy mnie przeszła ewolucję, wyautowała się, znalazła swoją przestrzeń i bezpieczeństwo, żeby poeksperymentować z tożsamością i zobaczyć co jest dla niej dobre.

AM: Obie pokazujecie pewien proces: płynności płci i orientacji. Odważne, choć de facto oczywiste.

AK: Tak, dla mnie to ciągły proces. W Stanach miałam moment eksperymentowania z tożsamością przez ubiór. Na początku byłam typową dziewczyną z polskiego uniwersytetu, w półbutach, marynarce. A tam w pracy w laboratorium to jest kompletnie niemożliwe. W ogóle wszyscy ubierają się w USA luźno, jakoś nie ma specjalnego nacisku na „odpowiedni” styl. Zastanawiałam się wtedy nad swoją ekspresją, byłam bardziej chłopczycą, miałam grupę kolegów, którzy mówili do mnie jak do kumpla, chodziłam z nimi na piwo i jeździłam na narty. Nosiłam więcej męskich ubrań, prostowałam włosy, nie malowałam się, grałam jakimiś elementami typu półbuty, które w ogóle wywołały szok. Mój tata był przerażony, że kupiłam sobie męskie buty. W Stanach to też okazało się być dużym przekroczeniem, ludzie mieli z tym problem. Gdy w pracy w Polsce kiedyś zostawiłam te buty w damskiej szatni, rozniosło się ze zgrozą, że „o boże, tu jakiś mężczyzna się przebierał”.

AM: Niewiarygodne, że męskie buty wywołują takie wielkie naruszenie. I co po tym męskim etapie się zdarzyło z Twoją tożsamością?

AK: Jak wróciłam do Polski, a szczególnie jak zaczęłam działać w Dziewuchach, to bardziej eksponuję swoją kobiecą stronę. Tak naprawdę, dla mnie, to nie ma jakoś znaczenia.

AM: Szkoda, że dla innych ma…

AK: No właśnie. Widać to na przykładzie Kasi: od kiedy używa kobiecego imienia, zapuściła włosy, ma bardziej kobiecą ekspresję, to widzę, że łatwiej jest jej rodzinie, dużo częściej jest odbierana jako kobieta. Ale i ona sama się zmieniła. Gdy miała jeżyka na głowie, poruszała się mniej płynnie, widziałam, że jest jakby bardziej nastroszona i przyjmuje taką męską obronną pozycję. Wydaje mi się, że to ludziom mindfucka robiło, są przyzwyczajeni, że jest albo mężczyzna albo kobieta. Gdy bardziej przesunęła ekspresję w kobiecą stronę, to łatwiej jest ludziom ten cały problem przełknąć.

AM: Ale to, o czym mówisz, prowadzi do przystosowywania się do oczekiwań innych.

AK:  Właśnie, to dylemat. Z jednej strony rozumiem tę binarnosć, żyjemy w takiej kulturze, widzimy głównie takich ludzi, ale z drugiej strony nie rozumiem, jakie to może mieć znaczenie, co mamy w majtkach. To niby definiuje człowieka. Jak spotykasz osobę cis płciową, to nie pytasz jej czy ma penisa czy waginę. A jak się pojawia osoba transpłciowa, to wszystkich najbardziej interesuje, co jest w majtkach.

AM: Binarna fiksacja. Wdrukowany odruch.

AK: Lubię to rozbijać. W Stanach kiedyś przeprowadzałam żartobliwą ankietę wśród hetero znajomych, czy woleliby się umówić z dziewczyną z penisem, czy z chłopakiem z waginą. To ich rozwalało kompletnie. Nie wiedzieli, co mają odpowiedzieć.

AM:  Aha, czyli jesteś performerką.

AK: Trochę tak.

AM: Ostatnio coś podobnego powiedziała Jej Perfekcyjność w swojej audycji “Jej Perfekcyjność zaprasza na drinka”. Przyznała, że bardzo lubi sytuacje, kiedy następuje taki towarzyski kwas, uwielbia je przetrzymywać. To można odczytać jako formę dręczenia, ale to też przyglądanie się, jak człowiek radzi sobie z niewygodną sytuacją. Wprowadzasz ludzi w dysonans poznawczy i patrzysz co dalej.

AK: Ja to nic, dopiero Kasia swoją osobą wprowadza ludzi w dysonans poznawczy. [śmiech] Jedna z Dziewuch powiedziała, że Kasia budzi w każdej kobiecie lesbijkę. Oczywiście zdarza się, że ludzie reagują bardziej negatywnie, bywało, że ktoś na ulicy krzyknął – gdy miała krótkie włosy i widać było tę męską część – pedał. Teraz, gdy jesteśmy razem, idziemy, trzymamy się za ręce, całujemy, ludzie czasami po prostu nie wiedzą, co krzyczeć. Nie wiedzą jak nas nazwać, a zatem jak nas wyzwać. [śmiech]

Miałyśmy kiedyś taką sytuację: na ulicy stał kaznodzieja z mikrofonem, grzmiał o grzechu w takim amerykańskim stylu. Nie mogłyśmy tak po prostu przejść, stanęłyśmy na wprost niego i zaczęłyśmy się całować. Zaczął się jąkać, schował się za swoim namiotem i próbował coś mówić o ogniu piekielnym, ale za bardzo mu to nie szło. [śmiech]

AM: Styl agitacji kaznodziei amerykańskich, ale zachowanie już polskie! [śmiech]. Jeszcze raz wróciłabym do USA. Interesuje mnie bardzo sytuacja lesbijek w USA. Czy są równorzędną częścią tęczowej społeczności, czy też są marginalizowane jak w Polsce?

AK: W Stanach jest bardzo silny stereotyp, że jak dziewczyna ma krótkie włosy, to jest lesbijką. Mieszkałam z koleżanką, która była androgyniczna, nosiła krótkie włosy i właśnie z tego powodu często była brana za lesbijkę, mimo że nią nie była. Druga moja obserwacja jest taka, że – moim zdaniem – lesbijek było po prostu mniej, albo są bardziej nieśmiałe, przez to mniej widoczne. Trzecia obserwacja, że faktycznie wszystko było jednak nakierowane na gejów. Przewodniczącym Queer UVA był chłopak.

AM: Obserwowałaś tęczowe życie tylko w Charlottesville?

AK: Nie tylko. Jeździliśmy też do Nowego Jorku, który jest specyficzny, inny niż typowe miasta amerykańskie, gdzie najczęściej jest tylko jedna, wyraźnie ograniczona tęczowa dzielnica. Tak jest w Bostonie, Chicago, Filadelfii. W Nowym Jorku tęczowe kluby są przemieszane w okolicach Green Village, Soho, ogólnie na obszarze dolnego Manhattanu. W sumie nie szukałam tam typowo lesbijskich miejsc. Słyszałam, że są, więc możliwe, że po prostu do nich nie trafiłam.

AM: Cieszę się, że mówisz o Ameryce bez bałwochwalstwa i pokazujesz jej dwa oblicza: liberalne i patriarchalne.

AK: Ja – trzeba to jasno powiedzieć – byłam w pewnej bańce. Po pierwsze, to był uniwersytet, a po drugie trzymałam się z ludźmi queerowymi, przebywającymi w miejscach otwartych. Ale tak naprawdę większość społeczeństwa amerykańskiego jest patriarchalna. Wcale nie ma dużej postępowości. Wiele osób jest wierzących, swoje życie i przekonania ma sformatowane przez religię. Powiedziałabym, dużo bardziej niż w Polsce.

AM: Trudno to sobie wyobrazić. [śmiech] A jak było, gdy z tamtej rzeczywistości, trochę bajkowo-bańkowej wróciłaś do Polski? Od razu wpadłaś w Łódzkie Dziewuchy?

AK: Bardzo nie chciałam wracać. Przez 5 lat budowałam sobie bezpieczne środowisko. Jak trafiasz w nowe miejsce, to ci zajmuje 5 lat, żeby stworzyć więzi, mieć znajomych, przyjaciół. Naprawdę bardzo dobrze tam funkcjonowałam. Dla mnie powrót do Polski był trudny, nie bardzo chciałam, ale musiałam. Wiedziałam, że wracam do innej Polski, gdzie duża część moich znajomych albo wyemigrowała do Anglii, albo pozakładała rodziny, dziewczyny powychodziły za mąż, miały małe dzieci, tymczasem ja byłam na etapie singielki, która lubiła być aktywna, podróżować, spotykać się z ludźmi.

Moi rodzice też musieli sobie poradzić z moim powrotem, czasami czułam, jakby dla nich nic się nie zmieniło, wróciła ta sama córeczka, co wyjechała. A ja byłam dorosłą kobietą. Dorosłam w Stanach. Dlatego szukałam czegoś, żeby wyrwać się z domu, żeby nie tkwić w roli dziecka. Zaczęłam szukać środowiska dla siebie. Znalazłam pracę w Warszawie. Myślałam już wtedy o jakiś organizacjach feministycznych, ale ze względu na to, że moja praca była bardzo absorbująca, a na weekend jeździłam do chłopaka do Łodzi, po prostu nie znalazłam na to czasu. Ale była we mnie taka potrzeba, która dojrzewała. Szczególnie, że w Stanach było już to Queer UVA, zbierałam też podpisy wśród Polonii pod projektem “Tak dla kobiet” i wysłałam je potem kurierem do Warszawy.

AM: Był jakiś moment przełomowy?

AK: Od marca 2016 zmieniłam system pracy, a moja siostra, która bardzo zaangażowała się w KOD, zaczęła mnie wyciągać na protesty i wydarzenia. Pojechałam na marsz KODu do Wrocławia i „wpadłam”. To były początki zachwytu, że jest marsz, że tyle ludzi. Wtedy też powstała grupa Dziewuchy Dziewuchom i zaraz potem Łódzkie Dziewuchy Dziewuchom, i rósł bunt przeciwko próbie zaostrzenia prawa aborcyjnego.

Przyszłam najpierw na spotkanie KODu w sprawie marszu, który zrobiłyśmy w Łodzi 17 kwietnia 2016 roku. Jedna z działaczek z KODu zaklepała tę datę, mimo że KOD ogólnopolski nie chciał wchodzić za bardzo w kwestie zaostrzenia prawa aborcyjnego. Ale KOD łódzki zawsze był odważny i rebeliancki. Dołączyły do niej dziewczyny z Dziewuch, które poza pisaniem postów w Internecie chciały coś zrobić w realu. Nie znałyśmy się w ogóle, ale zaczęliśmy pracować, żeby ten protest zrobić. No i zrobiliśmy go. To było wzmacniające, niesamowite uczucie, że coś tak ogromnego udało nam się dokonać. To było fascynujące – malowanie transparentów, dzwonienie i mailowanie do Krystyny Jandy, Pauliny Młynarskiej. Wcześniej nie wyobrażałam sobie siebie w takiej roli.

W dużej części grupa, która wtedy się zaangażowała w pracę przy tym pierwszym marszu, działa dalej. Zaraz po tym był Marsz Równości, bo Fabryka Równości wsparła nas jako Dziewuchy, mimo że byłyśmy bytem bez żadnej struktury. I tak toczy się dalej. Po prostu cały czas działamy. Pewnie dlatego, że naprawdę się zaprzyjaźniłyśmy.

Kasia na przykład powiedziała, że po raz pierwszy w grupie Łódzkich Dziewuch poczuła się równoprawną kobietą. Dla wszystkich to jest nasza Kasia i Kasi nie damy ruszyć.

AM: Tak, rozmawiałyśmy o tym z Kasią. Dobrze, że wreszcie pojawia się opcja, że jako kobiety nie musimy być jednolite. Wreszcie i lesbijki mogą być Dziewuchami. Czy w ogóle w Dziewuchach jest ktosia, która się identyfikuje jako lesbijka?

AK: W naszej ścisłej jedenastce, która założyła Stowarzyszenie, poza Kasią, która jest osobą trans i lesbijką, to takiej typowej cis-lesbijki nie ma. Ale już słyszałam od koleżanki-lesbijki, że powinno być więcej lesbijek w Dziewuchach. Nie ma dlatego, że po prostu tak się złożyło. Zdajemy sobie sprawę, że wolny czas na aktywizm jest swojego rodzaju przywilejem. My jesteśmy w większości raczej młodymi, pracującymi dziewczynami, mamy wsparcie rodzin, tylko dwie z nas mają dzieci. Brakuje nam też młodszych osób, takich 20+. Pytanie, czy to jest specyfika tej organizacji, czy jakaś inna kwestia? Czy te osoby po prostu nie czują potrzeby działania, wejścia w aktywizm prokobiecy w Łodzi? Dla odmiany w Fabryce Równości jest odwrotnie – przeważają młode dziewczyny. Może więc łódzkie lesbijki z potrzebą aktywizmu realizują się bardziej w typowej organizacji LGBTQ? Chociaż nasze organizacje dobrze ze sobą współpracują, więc się uzupełniamy.

AM: Dla mnie jest ważne, że jesteście gotowe na współpracę z różnymi osobami, natomiast wewnątrz nie musicie być grupą, w której są wszyscy reprezentanci wykluczonych – w każdym wieku, każdego koloru skóry, każdej orientacji etc. To jest po prostu niemożliwe. Ważne jest to, żeby pamiętać o tych osobach, żeby chcieć współpracować z tymi, którzy/które reprezentują tę brakującą część.

AK: Dlatego chcemy zrobić lesbijską mównicę feministyczną. W przyszłym roku z okazji Maratonu Równości, a jeśli nam się uda, to szybciej. Chcemy dać przestrzeń, a nie mówić za te osoby. Nie mam tej perspektywy, doświadczenia typowej lesbijki. Miałam związki z mężczyznami, co – zdaniem wielu – wyklucza mnie. Często byłam brana – stereotypowo – za osobę heteroseksualną, nikt nie zastanawiał się nad niuansami.

AM: To absurdalny problem. Lesbijką można bywać. Dlaczego więc nie miałabyś opowiadać o swoich lesbijskich momentach?

AK: Wiadomo, że osób określonych na sto procent jest niewiele, a kobiety mają jeszcze większą płynność. Chcemy dać tę przestrzeń lesbijkom, bo też zauważyłyśmy, że ich brakuje, że najczęściej mówi się o społeczności LGBT, a reprezentatami są geje. Najwięcej ich widać, często są przedstawiani bardzo stereotypowo.

AM: Ale często tak chcą się przestawiać, odkąd wzorcem jest Robert Biedroń. Wszyscy chcą być jak Biedroń. Uosobienie sukcesu w mainstreamie.

AK: No tak, bycie Biedroniem jest łatwiejsze do przełknięcia dla heteronormy. Ta potrzebuje schematów. Inne osoby są po prostu przezroczyste. Są niewidzialne albo wyszydzane, albo skrywają swoją rzeczywistą odmienność. A telewizja i media robią społeczności LGBTQ ogromną krzywdę utwierdzając stereotypy. Dlatego – raz jeszcze podkreślam – zrobimy tę mównicę lesbijską, otwieramy się dla dziewczyn nieheternormatywnych, niech mówią o sobie same.

AM:  Myślę, że byłoby dobrze, gdyby o lesbijkach mówiły bardzo różne osoby, żeby nie było dominacji mężczyzn albo heteryczek albo samych lesbijek. To daje pełniejszy obraz. Taki głos, jak Twój, też byłby ważny. Trochę taką mównicą w necie jest projekt Lesbijska Inspira.

AK: Najważniejsze, żebyśmy się łączyli i jednoczyli, żebyśmy współpracowali ze sobą – różne środowiska. Te środowiska niech będą trochę różne, trochę podobne. Żeby to nie były odseparowane grupki. To nie jest tak, że każde z nas jest tylko lesbijką, tylko Dziewuchą, czy tylko feministką etc., wiele z tych rzeczy łączy się ze sobą. Myślę, że takie wspólne wspieranie się i współdziałanie jest niezbędne, bo ludzi, którzy zajmują się aktywizmem nie jest zbyt dużo, a musimy pokazywać siłę, choć jesteśmy ułamkiem społeczeństwa. Czasem bywamy zmęczone/zmęczeni. Ciężko robić wszystko za wszystkich. Ale trzeba działać.

AM: To najlepsza puenta naszej rozmowy. Bardzo dziękuję i do zobaczenia na mównicy i nie tylko!

Korekta: Maja Korzeniewska

—————————–

Aleks Knapik (1984) – łodzianka, wnuczka włókniarki, doktorka Uniwersytetu Łódzkiego w dziedzinie biochemii białek, stypendystka Uniwersytetu Stanowego w Wirginii. Feministka, działaczka społeczna, aktywistka, przedstawicielka pracowników. Angażuje się w protesty i działania w obronie praw kobiet, mniejszości, zwierząt, prodemokratyczne, przeciwko nienawiści i za święckością państwa. Członkini Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej Ratujmy kobiety 2017. W Dziewuchach od samego początku. Przed Dziewuchami działała w organizacji LGBTQ, Queer UVA, jeździła w Masie Krytycznej, ratowała małe gryzonie i uprawiała ashtangę jogę.

Agnieszka Małgowska (1/2 Damskiego Tandemu) Twórczego – lesbijka / feministka / artaktywistka / reżyserka / trenerka teatralna / scenarzystka.

Współtwórczyni projektów: Kobieta Nieheteronormatywna (cykl debat i audycji radiowych, 2014- 2016) / O’LESS Festiwal (2012-2014) / DKF Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną (cykl spotkań, 2012-2015) / A kultura LGBTQ+ nie poczeka (projekt archiwistyczny, od 2017) / O teatrze lesbijskim w Polsce (cykl teatrologiczny, od 2012) / Lesbijska Inspira (cykl wywiadów od 2017) / Portret lesbijek we wnętrzu, Niesubordynowane czytanie sztuki Jolanty Janiczak (czytanie dramatów) / Orlando.Pułapka? Sen, Fotel w skarpetkach, 33 Sztuka, RetroSeksualni. Drag King Show (spektakle) / Czarodziejski flet, Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet (nanoopery) / L.Poetki (film dokumentalny) / Teatr Dialogu (warsztat i akcja miejska) / Wywrotowa komórka lesbijska, Epizody, wątki, sugestie lesbijskie w kinie polskim (wykłady) / Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* (stowarzyszenie, 2017).

  —————————————————-

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka.

INNE TEKSTY
I.   Manifest
1.   ManifestInstant. 
2.   Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry.
3.   Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II. Rozmowy wokół manifestu
1.  Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota.
2.  Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.  Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.  Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.  Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.  Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus.
7.  
Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk.
8.  Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdaleną Próchnik
9.  Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.  Co ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą
15.  Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.   Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze polityczna. Rozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26. Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim
,
V.  EL*C. Wieden 2017
1.  Magdalena WielgołaskaOdzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2.  Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3.  Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4.  Agnieszka MałgowskaPeformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5. Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
6.  Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.....

.

 

Kłopoty z lesbijką* KONGRESU KOBIET 2018. Relacje.

 

Podczas X Ogólnopolskiego Kongresu Kobiet było Centrum LGBTQ+. Jeden z trzech paneli został zorganizowany przez Stowarzyszenie Sistrum oraz Lesbijską Inspirę i nosił tytuł Kłopoty z lesbijką? Rzut oka na kulturę lesbijek* w Polsce. Gościniami były: Agnieszka Małgowska (Stowarzyszenie Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej*), Izabela Morska (naukowczyni, pisarka), Magdalena Wielgołaska (Lesbijska Inspira), Anka Zet (performerka, działaczka LGBTQ+), Zuch Dziewuchy (vlogerki). Rozmowę moderowała Marta Zdanowska, rejestrowała Monika Rak.

Większość uczestniczek zdecydowała podzielić się refleksjami i wrażeniami z tego wydarzenia. Niektóre panelistki spisywały je na gorąco, inne potrzebowały czasu, stąd różny ton wypowiedzi i odległa od daty Kongresu data publikacji.
.

Miało być Centrum Lesbijek. Agnieszka Małgowska. Lesbijka.

Miało być Centrum Lesbijek. Padło wprawdzie tylko mgliste zapewnienie, ale naiwnie myślałam, że jednak uda się „przepchnąć” słowo lesbijka w nazwie Centrum. Nie udało się. Nadal nawet słowo lesbijka jest jak zbuk. Organizatorki nie zdecydowały się na taką nazwę, choć – warto zaznaczyć – wszystkie tegoroczne panele dotyczyły lesbijek*, szerzej kobiet nieheteronormatywnych. Prócz naszego były jeszcze:

Nie/widzialne lesbijki – Manifest prof. Ewy Graczyk oraz dyskusja moderowana z udziałem publiczności oraz Niewidzialne dla społeczeństwa – wykluczenie i dyskryminacja kobiet nieheteronormatywnych w Polsce.

Autorki i uczestniczki tych dwóch wydarzeń z uporem – też pewnie za sprawą tytułów spotkań – podkreślały niewidoczność lesbijek*, a coming out podsuwały jako najlepszą strategię widzialności. Rządziło mainstreamowe widzenie naukowczyń, prawniczek, pisarek, które dobrze odnalazły się w głównym nurcie. Taki głos dominuje od lat w postrzeganiu sytuacji kobiet nieheteronormatywnych i ta perspektywa uznana jest za jedynie właściwą.

Niepokoi mnie to, bo przecież siłą jest różność definicji, choćby samych lesbijskich* tożsamości skrytych pod gwiazdką. Nawet podczas kongresowych paneli padło wiele określeń, jak: lesbijka, lesbijka z gwiazdką, lesbijka w cudzysłowie, lesbijka bez cudzysłowu, lesbijka z wyboru , lesbijka z offu, lesbijka mainstreamowa czy lesbijka normalna etc. To już daje do myślenia, tymczasem ta terminologiczna różnorodność nie wybrzmiała. Zniknęła. Jak litera L w nazwie Centrum.

Została nazwa Centrum LGBTQIA z zeszłego 2017 roku, kiedy Kongres Kobiet postanowił  podjąć tęczową tematykę. Już wtedy wzbudził wątpliwość fakt, że lesbijki * nie zostały potraktowane jako grupa, której warto poświęcić uwagę oddzielnie. Znowu zostały tylko częścią społeczności LGBTQ+, choć Anka Zet przez lata walczyła o miejsce dla lesbijek na Kongresie Kobiet, choć nadal wydaje się, że bliżej kobietom kongresowym do kobiet niehetronormatywnych niż całej tęczowej społeczności. Z niezgody na kolejną próbę unifikowania nieheteronormatywnych problemów zrodziła się propozycja, by w kolejnym roku powstało Centrum Lesbijek*. Zainicjowała to Agnieszka Frankowska, usiłowało dokończyć Stowarzyszenie Sistrum, które gotowe było koordynować całość tego projektu. Planowane były panele, pokaz filmu dokumentalnego, wystawa polskiej sztuki lesbijskiej*. Zostało to w sferze planów.

Dzięki pomocy życzliwych lobbystek jedyne, co się udało, to przygotować panel. Ale już pierwsze uwagi na radzie programowej KK były zaskakujące, mam wrażenie, że odruchowo korygujące w sposób protekcjonalny i profilaktyczny. Okazało się, że do takiego panelu powinnyśmy zaprosić gościnie z zagranicy. To było uderzające. Nie przypominam sobie zresztą na innych panelach kongresowych gościń z zagranicy. Jeśli już to nie jest to powszechne. Dlaczego więc lesbijki* z Europy mają nas legitymizować? Nie umiem odpowiedzieć sobie wiarygodnie na to pytania. Być może „nieodpowiednie” lesbijki* proponowałyśmy w naszym panelu? Zapewne dla owej jakościowej równowagi pojawił się panel z uznanymi przez główny nurt kobietami, uprawnionymi, by mówić o lesbijkach*.

Nie było zresztą żadnego spotkania z osobami opiekującymi się Centrum, podczas którego można byłoby cokolwiek przedyskutować. Nie było nawet próby kontaktu, dlatego – moim zdaniem – Centrum było nieprzemyślane, przypadkowe, ograniczone jedynie do paneli, choć możliwa byłaby bardziej różnorodna forma. Znowu zabrakło czasu i woli do prawdziwej debaty.

Przeniosło się to na atmosferę Centrum. Przede wszystkim dotkliwe było wrażenie chaosu organizacyjnego. I ostre dyscyplinowanie czasowe, które – zaznaczmy – dotyczyło dwóch pierwszych paneli, które trwały teoretycznie 60 minut, de facto pewnie o kwadrans mniej. Natomiast ostatni, prowadzony przez Monikę Płatek, trwał półtorej godziny. W spokoju i skupieniu każda/każdy uczestniczka/nik miała/ł możliwość wypowiedzenia się. Czy nie lepiej tak ustawić harmonogram, by nie było tak rażącej różnicy? Tempo i chaos rodził zupełny brak komfortu i niezgodę na taką formę udziału w kongresowym wydarzeniu.

Mimo dwuletniej tradycji Centrum LGBTQIA daje się we znaki 10 lat prób znalezienia wspólnego języka Kongresu Kobiet i lesbijek*, głównie za sprawą Anki Zet. Nadal Kongres Kobiet nie przyznaje się do 7 lat lekceważenia lesbijek*, wybiela się, nadal niektóre lesbijki* traktowane są jak wichrzycielki i nadal powinny być grzeczne, reprezentować grupy, które osiągnęły sukces przycięty według neoliberalnego wzorca, nadal mają się dostosować. Jak długo to jeszcze potrwa?

A wydaje się, że znaczną część problemów, o których piszę, dałoby się zniwelować przy odrobinie dobrej woli. Dla świętego spokoju i jedności można byłoby też potraktować je jako zwykłe obiektywne trudności. Ale niestety – jak zawsze – takie niby niegroźne drobiazgi, zebrane w większy zbiór nie dają się zlekceważyć, bo dziwnie przypominają patriarchalne strategie dyskryminacji, które znamy z herstorii pomijania niewygodnych jednostek czy grup przez drobne utrudnienia, lekceważenie etc. Dopóki takie kryteria będą rządzić, nie zgramy się z Kongresem Kobiet. I nie czuję z tego powodu satysfakcji.
.

Mieszanka wedlowska z kukułką. Monika Rak. Lesbijka bez cudzysłowu.

Mam mieszane uczucia uczestnicząc corocznie w Kongresie Kobiet. Może dlatego, że Kongres jest jak mieszanka wedlowska: w kolorowym papierku na liberalną nutę. Tak, żeby wszystkie/wszyscy były/byli zadowolone/zadowoleni. Panele przeplatane handlem, jakieś warsztaty o urodzie i dyskryminacji, koncert. Po prostu duża impreza. A jak zdarzy się w tej mieszance kukułka z innej paczki, taka chociażby Anka Zet, to zawsze można zmienić regulamin Kongresu, aby ograniczyć na przyszłość taką „nieszczęśliwą pomyłkę”.

A w tym wszystkim my – lesbijki*, które chcą mieć własny panel, a nawet Centrum Lesbijskie. Niestety, już poza nami, nazwa zostaje ugładzona, a literka L wrzucona do szeregu LGBTQ, w którym co prawda widnieje na pierwszym miejscu, ale z pewnością nie jest równorzędnie traktowana.

Łódzka Hala Expo z zewnątrz wygląda imponująco. W środku czekało nas zaskoczenie. Hala przedzielona przepierzeniami bez sufitu. Blaszane ściany odbijające dźwięk. Równoczesne panele. I zakaz od organizatorek spontanicznego reagowania na wystąpienia – zakaz klaskania. Przyciszanie i tak źle działającego w takich ekstremalnych warunkach nagłośnienia. Jak mamy się porozumieć, kiedy same podcinamy sobie skrzydła przez techniczne niemożności? Jak mamy mówić o tożsamości, która zawsze pochodzi ze sfery intymnej, przekrzykując się albo będąc uciszane? Nagrywałam panele, żeby zapisać w końcu tę historyczną chwilę, kiedy lesbijki* oficjalnie mówią swoim głosem na Kongresie Kobiet. I co z tego wyszło? Cisną mi się na usta nieparlamentarne słowa.

Panel o lesbijskiej* kulturze tłumnie odwiedziły mieszkanki Elbląga, co sprawiło mi ogromną radość. Tak bardzo cieszą mnie jawnie heteroseksualne sojuszniczki spoza centrum, które są zainteresowane lesbijskim* życiem. O takim zainteresowaniu, między innymi mówiła w swoim Manifeście prof. Ewy Graczyk. Pojęcie kobiety za bardzo heteroseksualnej, czyli odciętej od lesbijskiego kontinuum, bojącej się bycia posądzoną o chociażby sympatię do kobiet i walka o odzyskanie tej relacji, to jedna z kluczowych myśli Ewy Graczyk.

Moje wnioski? Lesbijki* spoza Kongresu Kobiet – bo przecież Kongres Kobiet organizują też lesbijki*, choć jakoś głośno o tym nie mówią – nie pasuje do wedlowskiej mieszanki. Można je tu wpuścić, żeby pokazać, że jesteśmy otwarte, ale nie mają swojego miejsca na stałe. Sama Przewodnicząca trzeciego panelu zapowiedziała, że Kongres Kobiet w przyszłym roku zajmie się sprawami innych tęczowych liter np. aseksualistek i interseksualistek. Odczytałam to, oby mylnie, że zajmowanie się lesbijkami* miało być doraźną pomocą medyczną. Teraz czas już na inne grupy.

Siostry-lesbijki* są we wszystkich kobiecych organizacjach od lat. Walczymy o prawa wszystkich kobiet, a kiedy mówimy otwarcie, że chcemy mówić także o sobie, to traktowane jesteśmy jako zło konieczne. A przecież naszym organizacją przyświecają hasła, jak: równość, tolerancja, akceptacja i już mniej modne – siostrzeństwo.

Znowu za mało się staram. Magdalena Wielgołaska. Lesbijka z offu.

Z radością przyjęłam wiadomość, że na X Kongresie Kobiet po raz pierwszy pojawią się panele stricte lesbijskie*. Ucieszyła mnie ogromnie liczba osób uczestniczących w panelach, interakcje, rozmowy w kuluarach, jednak mój tekst nie będzie niestety hymnem pochwalnym na cześć KK.

Jako panelistka wzięłam udział w panelu dotyczącym kultury lesbijskiej*, którego pierwsza część tytułu brzmiała: Kłopoty z lesbijką*. Szybko przekonałam się, że kłopoty z lesbijkami* mają również organizatorki Kongresu. Nie piszę tutaj o homofobii i braku akceptacji dla tożsamości psychoseksualnej, lecz o braku zrozumienia pewnej odmiennej perspektywy uczestniczenia społecznego. Od razu muszę zaznaczyć, że jestem lesbijką z offu. Moja relacja z mainstreamem jest trudna. Wiem, że to tuba, która może nagłośnić wiele istotnych kwestii, jednak koszty i przeformowanie pierwotnego komunikatu są dla mnie tak duże, że nie godzę się, aby z doświadczeń nieheteronormatywnych Polek zrobić taki produkt, który dobrze się sprzeda.

Czy ten produkt nadal będzie żywym odzwierciedleniem tego, jak naprawdę tutaj żyjemy? Rok temu, po pamiętnym wywiadzie w Replice, który rozpoczął dyskusję trwającą do dzisiaj, usłyszałyśmy, że jesteśmy – my, nieheteronormatywne Polki – leniwe, mało zdolne, mało ambitne i że za słabo się sprzedajemy. Musimy coś zrobić z reklamą, jakoś inaczej ustawić się do zdjęcia. Podobne słowa padały na Kongresie Kobiet, że musimy się bardziej postarać, pracować ciężej, pomyśleć o lepszej strategii, bo na pewno coś robimy źle.

Kiedy mówiłyśmy, że pracujemy już na 300% i nadal słyszymy, że lesbijki* są po prostu nieciekawe i nudne, powtarzała się neoliberalna mantra – prawdopodobnie oparta na dobrych intencjach, jednak pokazująca, że ciężko pochylić się nad odmiennością i zrozumieć perspektywę osób będących reprezentantkami mniejszości.

W trakcie KK zastanawiano się, co lesbijki* mogą zrobić, żeby zwiększyć swoją widzialność. Słuchając tych „porad” miałam wrażenie, że ktoś przykuwa mnie do ściany w kamieniołomie i rzuca na ramiona ciężar dwudziestokilowego kilofa, żebym sobie mogła do końca życia walić nim w skalną ścianę.

Profesor Ewa Graczyk ciekawie przedstawiała swoje wnioski odnośnie obecnej sytuacji kobiet nieheteronormatywnych. Spodobało mi się, kiedy powiedziała, że lesbijki* stanowią wyrwę w systemie. To przez nie system się nie domyka – nie mieszczą się w normach społecznych, przez to też nie są poważnie traktowane, ale jednak są – istnieją i co teraz z nimi/nami zrobić? Tak właśnie to czuję i myślę, że również dla KK lesbijki* były kłopotliwe. Nie wiem, czy same już zrobiłyśmy wszystko, nie wiem, co możemy zrobić w kwestii swojej widzialności – w taki sposób, który niekoniecznie będzie wymagał wizyty w Dzień Dobry TVN. Wierzę, że są inne drogi, jednak coraz boleśniej dociera do mnie, że być może zrobiłyśmy już wszystko, co mogłyśmy, a ruch jest po tej drugiej stronie. Po stronie, po której są wszystkie osoby nie będące nieheteronormatywnymi kobietami. Co musi się stać, żebyście zauważyły/li, że istniejemy? Co musi się stać, żeby traktowano nas poważnie również na takich wydarzeniach jak KK? Jesteśmy dorosłymi kobietami tworzącymi środowisko i kulturę lesbijską*, wiele z nas angażuje się w tę pracę od lat. Odrzucanie przez nas neoliberalnych biznesplanów jest traktowane jako brak dojrzałości. Nie mam w sobie zgody na takie traktowanie.

A teraz uciekam do wyrabiania normy i walenia w szklany sufit, bo kilof zdążył mi ostygnąć, kiedy zajęłam się pisaniem tych kilku zdań – oby tylko nikt nie zauważył, że przestałam nim machać i nie powiedziała/ł, że znowu za mało się staram.
.

Promujmy siebie, mamy do tego prawo. Anka ZET. Lesbijka z wyboru.

Drugi raz oficjalnie kobiety nieheteronormatywne zostały zaproszone do udziału w wydarzeniach na Kongresie Kobiet. Jako zwolenniczka widzialności kobiet cieszę się, że decydentki z Kongresu Kobiet utrzymały zeszłoroczną premierę udzielania przestrzeni dla nieheteroseksualnych. Przyjechały na różne panele kobiety chcące się podzielić wiedzą, umiejętnościami i doświadczeniem, i tłum kobiet, zainteresowanych uczestnictwem. Jako pedagożkę ucieszył mnie fakt, że spotkałam licealistki, które oczekiwały bezpiecznej dla nich szkoły.

Jako kobiety mamy deficyty we własnej wysokiej samoocenie, pewności, że mamy prawo do wszystkich emocji, również negatywnych. Jako lesbijki ubolewamy nad niedosytem przestrzeni publicznej otwartej dla naszej aktywności.

W tegorocznym KK przeszkadzały mi naciski, że nie wolno było uczestniczkom klaskać. Nie przekonał mnie argument, że w sąsiedztwie będzie słychać oklaski i mogą one przeszkadzać innym uczestniczkom. Uważam, że kobiety są tak często ograniczane, iż my nie powinnyśmy same siebie ograniczać. Cieszę się, że jest chęć w kobietach na to, żeby stać się odważnymi, silnymi, pewnymi siebie pełnymi uczestniczkami życia w społeczeństwie i głosować na kobiety. Wszystkie chcemy żyć tak dobrze, jak ugościli się w świecie mężczyźni.

Wielkim zaskoczeniem dla mnie było to, że na większości identyfikatorów (obowiązkowych na KK dla uczestniczek i panelistek) były tylko imiona. Pożyczyłam mazak i kilka razy informowałam kobiety, że mogą dopisać sobie nazwiska i organizacje, jakie reprezentują. Kobiety, pamiętajmy, że silny uścisk dłoni, głośne i wyraźne wypowiedzenie imienia, nazwiska to elementarne podstawy autoprezentacji, których macie prawo wymagać od innych. Promujmy siebie, mamy do tego prawo. Jak jesteśmy na Kongresie Kobiet, podkreślajmy to, nie dołączajmy mężczyzn na siłę.
.

Byłyśmy pozytywnie zaskoczone widząc, ile osób przyszło na nasz panel dyskusyjny. Zuch Dziewuchy. Lesbijki normalne.

Bardzo się cieszymy, że mogłyśmy wziąć udział w tegorocznym Kongresie Kobiet. Byłyśmy pozytywnie zaskoczone widząc, ile osób przyszło na nasz panel dyskusyjny i z jak dużym zainteresowaniem słuchali tego, co mamy do powiedzenia. Jesteśmy wdzięczne, że miałyśmy możliwość spotkania tylu wspaniałych i mądrych kobiet na panelu lesbijskim i nie tylko.

Obecność Izabeli Morskiej czy Anki Zet dodatkowo wzbogaciła całe spotkanie. Nie wspominając już o niezastąpionych członkiniach Stowarzyszenia Sistrum.

Niestety mamy trochę zastrzeżeń w kwestii technicznej. Wielokrotnie bardziej skupiałyśmy się na niedziałających mikrofonach niż na treściach, jakie miałyśmy do przekazania. Biorąc pod uwagę fakt, że sporo osób musiało stać, wielkość sali również pozostawiła wiele do życzenia.

Jednak poza tymi niedociągnięciami uważamy całe przedsięwzięcie za bardzo udane. Warto było przyjechać do Łodzi chociażby po to, aby poznać tak niezwykłą i jednocześnie zwyczajną kobietę, jak pani Halina z Elbląga. Nasze spostrzeżenia dotyczące środowiska LGBT w Polsce, ludzi i podejścia do życia niesamowicie się pokrywały, przez co rozmowa trwała w nieskończoność.

Biorąc udział w innych panelach dyskusyjnych zaskoczyły nas i nieco zirytowały wypowiedzi niektórych uczestniczek. Między innymi sugestia, że my, lesbijki, powinnyśmy więcej działać. Jedna z pań zasugerowała, że skoro nas nie widać, to widocznie za mało robimy. Zanim wysnuje się tego typu – bezpodstawną opinię – warto najpierw zorientować się nieco bardziej w temacie i zgłębić kulturę lesbijską. Zadziwiający jest fakt, że oczekuje się od nas działania na 300%,podczas gdy to, co robimy, na dobrą sprawę nie jest doceniane (a wymaga od nas dużego nakładu czasu, pracy i zaangażowania). Przykry jest fakt, że mówi to kobieta do kobiety. Szkoda, że nawet na takim stricte kobiecym evencie wyraźnie widać podziały. Uważamy, że szczególnie na takich właśnie wydarzeniach powinno się czuć wszechobecne wsparcie i solidarność jajników.

Jeśli w przyszłości czas nam na to pozwoli, z przyjemnością ponownie weźmiemy udział w Kongresie Kobiet. A to nasza videorelacja!

——————————-

Agnieszka Małgowska & Monika Rak (Damski Tandem Twórczy)
lesbijka, feministka, artaktywistka, reżyserka, trenerka teatralna.  Współtwórczyni  1/2 Damskiego Tandemu Twórczego i projektów:  Kobieta Nieheteronormatywna (cykl debat i audycji radiowych) / A Kultura LGBTQ+ nie poczeka (projekt archiwistyczny) / O’LESS Festiwal (2012-2014) / DKF Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną / Portret lesbijek we wnętrzu (czytanie dramatów) / Orlando.Pułapka? Sen (spektakl) Fotel w skarpetkach (spektakl), 33 Sztuka (spektakl), Czarodziejski flet (spektakl), Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet (nanoopera) /L.Poetki (film dokumentalny)/ Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* (stowarzyszenie).

Magdalena Wielgołaska
aktywistka, lesbijka, feministka,  współzałożycielka Stowarzyszenia na rzecz Osób LGBT Tolerado / działaczka na rzecz poszerzania wiedzy na temat leczniczego działania konopi / zaangażowana w Kręgi Kobiece i odzyskiwanie wewnętrznej, kobiecej Mocy / członkini Partii Zieloni/ prowadzi stronę Strefa Les* na FB/ współpracowniczka projektu A kultura LGBTQ+ nie poczeka!/ współzałożycielka i działaczka projektu Lesbijska Inspira / współzałżycielka Stowarzyszeniem Sistrum – Przestrzeń Kultury Lesbijskiej*.

Anna Zawadzka (pseudonim: Anka Zet)
pedagożka, dziennikarka, wydawczyni, producentka filmowa, działaczka na rzecz środowisk LGBT, performerka. Publikowała w „Życiu Warszawy” , w tygodniku NIE, na portalach Homiki.pl i Femioteka.pl.  Założycielka wydawnictwa Anka Zet Studio (Agata Engel-Bernatowicz , Aleksandra Kamińska Coming out. Ujawnienie orientacji psychoseksualnej – zaproszenie do dialogu, Kiedy kobieta kocha kobietę – Album relacji  Alicji Długołęckiej i Agaty Engel-Bernatowicz). Producentka  dokumentów: Aleksandry Polisiewicz: Marsz Równości idzie dalej oraz własnego Ich ten sam świat. Aktywistka Porozumienia Lesbijek (LBT) i Porozumienia Kobiet 8 Marca. Założycielka i prezeska Fundacji Anka Zet Studio w 2006 r. Konsekwentnie upominała się o obecność tematyki kobiet nieheteronormatywnych na wszystkich Kongresach Kobiet. Niezłomnie wchodziła z własnym nagłośnieniem, gwarantując sobie w ten sposób wolność wypowiedzi. Doczekała się i jest z tego powodu dumna i szczęśliwa. Po raz kolejny zasiada w panelu na Kongresie Kobiet.

Zuch Dziewuchy  (Natalia R. & Natalia S. “Majkel”)
powadzą kanał lifestyle’owy poświęcony lesbijkom.
Natalia R.
– lesbijka, podróżniczka, aktywistka, wieloletnia fotografka, specjalistka ds.grafiki, vlogerka,  współzałożycielka kanału Zuch Dziewuchy.
Natalia S. “Majkel” – lesbijka, podróżniczka, wieloletnia tancerka i choreografka, barmanka, absolwentka AWFiS w Gdańsku, vlogerka, współzałożycielka kanału Zuch Dziewuchy.



LESBIJSKA INSPIRA. Inne teksty.
I.  Manifest
1.  Manifest. Instant. 
2.  Rozmowa. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
.
II. Rozmowy wokół manifestu.
1.   Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota.
2.  Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.   Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.  Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.   Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.   Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus.
7.   Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk
8.   Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdaleną Próchnik|
9.   Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10.  Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.  Co ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą
15.  Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze politycznaRozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla

III.  EL*C. Wieden 2017.

III.  EL*C. Wieden 2017. 
1.  Magdalena WielgołaskaOdzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2.  Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3.  Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4.  Agnieszka MałgowskaPeformansy, czyli witamy w Lesbolandii.

BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej

—————————————–

Aktualne wiadomości na temat projektu Lesbijska Inspira znajdziesz na:
Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!

 

Lesbijska Inspira I Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmowa z Klaudią Lewandowską

Magda Wielgołaska: Jesteś moją pierwszą rozmówczynią, która przygotowała się do wywiadu, robiąc kilometr notatek. Jestem bardzo ciekawa, co sam ten proces pokazał i jak to wpłynie na naszą rozmowę.

Klaudia Lewandowska: To prawda. Spisałam swoją drogę w bardzo prywatny sposób. Nawet nie wzięłam tych notatek ze sobą, po prostu je przeczytałam i zobaczyłam pewne prawidłowości i to, że wszystko stanowi logiczny ciąg. Pomogło mi to uporządkować wiele spraw i jeśli może to pomóc innej kobiecie, to chcę się tym podzielić. Ta historia ma różne wątki, ale pojawia się motyw przewodni: konieczność zawalczenia o swoje miejsce, nie wyłącznie jako kobiety nieheteronormatywnej w kontekście biseksualności, ale generalnie jako kobiety.

MW: Dzielisz się opowieścią o swojej tożsamości ze znajomymi?

KL: Ostatnio w gronie bliskich mi osób powiedziałam, że w zasadzie wszystko mi jedno, czy poznam teraz kobietę czy mężczyznę. Usłyszałam, że ludzie kiedyś nie dzielili się tak jawnie swoją seksualnością. Poczułam, że niepotrzebnie to powiedziałam. Na co dzień o tym tyle nie mówię. Przygotowując się do naszej rozmowy, miałam okazję, żeby zajrzeć w przeszłość i wiele rzeczy zaczęło mi się przypominać.

MW: Opowiedz, co dała Ci ta retrospekcja, zwłaszcza w kontekście docierania do swojej tożsamości psychoseksualnej. Co zobaczyłaś w historii, którą napisałaś sama o sobie i dla siebie?

KL: Zaczęłam sobie przypominać, że od kiedy byłam nastolatką, zwracałam uwagę zarówno na kobiety, jak i na mężczyzn. W tamtym czasie nie miałam na ten temat większych przemyśleń. Miałam takie towarzystwo, w którym nie było to niezwykłe. Teraz wróciły do mnie konkretne sytuacje, które kształtowały moją tożsamość. Na przykład w wieku 13 lat miałam dwie koleżanki, z którymi tworzyłyśmy paczkę. Jedna z nich zwracała mi uwagę, że oglądam się za dziewczynami i że kiedy się przebiera, to się na nią gapię. Nawet tego nie zauważałam, zwłaszcza że ona akurat jakoś szczególnie mi się nie podobała. [śmiech]

W tamtym czasie z nikim nie chciałam być. Byłam bardzo na nie, jeśli chodzi o facetów, a nie wchodziłam też w bliskie interakcje z dziewczynami. W każdym razie tym, co pamiętam z tamtego czasu, jest moja duża otwartość, jeśli chodzi o różne postawy osób z otoczenia.

Kiedy miałam 16 lat prowadziłam minibloga, którego niestety skasowałam po jakimś czasie. Przez blogosferę zaprzyjaźniłam się z dziewczyną z drugiego końca Polski, z którą tworzyłyśmy bardzo głęboką relację – jedynie pisząc ze sobą, później też trochę rozmawiając przez telefon. Wydaje mi się, że to zmierzało w stronę poważnego zauroczenia. Zapraszała mnie do siebie, ja napisałam dla niej jakiś wiersz. W końcu nigdy do niej nie pojechałam, nie miałam odwagi, ale w sumie to była bardzo silna relacja. Wiem też, że wtedy zupełnie nie zastanawiałam się nad tym, czy to ma związek z jakąkolwiek konkretną orientacją. Po prostu było jak było i już.

MW: A jak to wyglądało, kiedy zaczęłaś tworzyć oficjalne związki?

KL: Moje dwa duże związki to były relacje z facetami. Nigdy też nie miałam takiego przemyślenia, jak wyglądałby mój związek idealny, o ile taki może w ogóle istnieć. Moje relacje zaczynały się sypać w momencie, kiedy pojawiał się temat wspólnego zamieszkania. Nie wiem, czy byłaby taka osoba, z którą mogłabym zamieszkać. Teraz od roku jestem sama i bardzo zagubiona, jeśli chodzi o biseksualność.

MW: W jaki sposób zagubiona? Chodzi o Twoje osobiste procesy, czy to z czym stykasz się w społeczeństwie?

KL: Mam profil na portalu LGBTowskim. Tam jest podział na: “ona szuka jej”, “on szuka jego”, a nie ma wyraźnej przestrzeni dla osób biseksualnych, trzeba siebie jakoś odnaleźć w kategorii “inne”. Osoby biseksualne nie są na takim portalu widzialne, nawet ze względu na funkcjonalności jakie daje strona. Zabawne, że nie ma miejsca, żeby wyraźnie siebie określić jako bi. Ale myślę też, że to się zmienia. Dzisiaj widziałam opis imprezy dla kobiet, w tekście zapraszającym na imprezę znalazło się słowo RAINBOW i każdej z liter przyporządkowano jedno hasło. Znalazło się miejsce na biseksualność przy literce B. Zastanawiam się też, czy jeśli będąc na portalu, który jest raczej LG niż LGBT+ i spotkam się z dziewczyną poznaną w tej przestrzeni, to czy ona z góry założy, że ja jestem les? I jaka będzie jej reakcja, jeśli powiem, że nie jestem.

MW: Śledzisz, co się dzieje w Polsce w kontekście osób biseksualnych?

KL: Teraz zaczynam zwracać na to uwagę. Mam poczucie, że przez mój ostatni, dość długi związek z facetem, “wypadłam z obiegu” i po prostu nie wiem, gdzie miałabym uderzać, żeby znaleźć otwartą osobę, czy to mężczyznę czy kobietę, dla której biseksualność byłaby czymś normalnym. Biseksualność nie jest ani gorsza, ani bardziej wstydliwa. Trafiłam kilka dni temu na forum sekspozytywne na wątek, w którym przeczytałam, że mężczyzna biseksualny już zupełnie boi się o swojej tożsamości rozmawiać. To wszystko pokazuje mi, że faktycznie brakuje miejsca, w którym osoby bi mogłyby się otworzyć.

MW: Szukasz takiego miejsca?

KL: Szukam. I faktycznie ciężko je znaleźć. Pewnie gdyby istniało takie miejsce, taka organizacja czy akcje dedykowane osobom biseksualnym, może nie rozmawiałybyśmy teraz, bo potrzeba rozmowy na ten temat byłaby zaopiekowana. Wśród swoich znajomych czasem boję się poruszać ten temat. Kiedyś na jednym ze spotkań zaczął się wątek, w którym ktoś zasugerował, że jeden z naszych znajomych może być bi. Koleżanka zareagowała stanowczo, że człowiek nie może być biseksualny. Kiedy zaprotestowałam, pojawiła się taka konsternacja, że nie mogłyśmy dalej prowadzić rozmowy. Nie było szansy na jej pogłębienie. Idealna sytuacja byłaby taka, gdyby była przestrzeń na rozmowę, bez ustawiania tego tematu w kolejce: tematy mniej ważne/ krępujące/ nieodpowiednie/ nietaktowne.

MW: To ciekawe, zwłaszcza, że żyjemy w czasach, w których wydawałoby się, że wiele tematów tabu zostało oswojonych. Tymczasem biseksualność jest nadal tematem trudnym, również w środowisku LGBT+.

KL: Trochę tego doświadczam, ale myślę sobie, że też pewnie jeszcze nie znam wszystkich możliwych miejsc. Na portal, na którym mam konto trafiłam jeszcze w czasie, kiedy byłam w związku z facetem. Z moim byłym partnerem rozmawialiśmy o tym i trochę się nawet śmiał, że jak go zdradzę, to pewnie z kobietą.

MW: To ciekawe, że tak to widział, stereotypowo panuje przekonanie, że z kobietą to nie jest zdrada. W końcu nie ma narzędzia dominacji, które można by porównywać ze swoim. No i oczywiście bez penisa nie ma seksu, więc się nie liczy. Przecież to tylko takie dziewczyńskie przytulanki…

KL: Pamiętam rozmowę z kolegą z zespołu punkowego – w którym byłam – właśnie o tym, że zdrada z kobietą mniej boli, a ja zaczęłam się wkurzać i zastanawiać, o co w tym wszystkim chodzi. Jeśli jedna ze stron związku zdradza, to albo kończy się relacja albo coś zaczyna być nie tak, więc dlaczego miałoby być inaczej, jeśli kobieta zdradza faceta z inną kobietą? Koleżanka, która wiedziała o naszym wywiadzie, wspomniała mi o artykule o tym, że “amerykańscy naukowcy” przeprowadzili badania mówiące, że wszystkie kobiety są biseksualne. Pamiętam z przeszłości takie nagłówki artykułów ze stron, które nie są wiarygodnymi źródłami informacji. Dla mnie to jest głupota, ale zdaje się, że kobieca biseksualność jest jeszcze jakoś akceptowalna, mimo że nie jest traktowana poważnie. Przyjęło się też kulturowo, że dziewczynki są bardziej socjalizowane do okazywania emocji, uczuć, przytulania się, mają ciepłe relacje, ale ja sobie myślę, że nie w każdym domu tak jest. Są domy, w których w ogóle nie ma czułości. Są też fajne domy, w których ta czułość nie jest zależna od płci. Pomimo różnorodnego wychowania wiele osób jest homoseksualnych, biseksualnych, heteroseksualnych i mówi się coraz częściej o jeszcze innych orientacjach. I teoretycznie, kiedy pojawia się w sieci artykuł o szerokiej skali biseksualności, szerowany na FB, to jest to jakoś akceptowalne. Nawet nie zauważam jakichś negatywnych komentarzy, ale kiedy z tymi samymi ludźmi próbujesz o tym rozmawiać w cztery oczy, to okazuje się, że tego tematu nie da się poruszyć. To dla mnie podwójne standardy. Z jednej strony deklaracja akceptacji, a kiedy taka kwestia pojawia się blisko – już nie tylko w teorii – to staje się problematyczna i jakaś taka… brzydka.

MW: Jesteś związana ze środowiskiem feministycznym, aktywistycznym, artaktywistycznym. Myślę, że to jest taka przestrzeń, w której można szukać porozumienia i budować przestrzeń dla różnych, także tych niewygodnych dla społeczeństwa tematów.

KL: Tak, jednak na co dzień w pracy i przy okazji innych kontaktów nie zawsze widzę taką otwartość. Jestem zanurzona w środowisku feministycznym, ale też jestem w jakimś stopniu introwertyczna i nie taka mega towarzyska. Widzę też, że feminizm nie zawsze oznacza całkowitą otwartość czy zainteresowanie różnymi wątkami wokół niego. Doświadczyłam tego, kiedy poruszyłam temat, że lesbijki są mniej widoczne niż geje. Obserwuję działania Stowarzyszenia Sistrum i dla mnie również zauważalna jest ta dysproporcja, o której mówicie i którą chcecie zmniejszyć poprzez swoje działania. Spotkałam się z tym, że osoby, z którymi porusza się takie kwestie, nawet nie bardzo wiedzą o co chodzi, są zdziwione. Kiedy proszę, żeby wymienili imię i nazwisko znanej lesbijki, na przykład mainstreamowo albo jakiejś pisarki, nie potrafią tego zrobić. Potem robię im takie zestawienie: wymieniam gejów, których na pewno kojarzą, jak Witkowski, czy jacyś projektanci. To, że nie znamy nieheteronormatywnych kobiet tworzących w jakiś sposób nie znaczy, że ich nie ma. Coś tu nie gra na szerszą skalę.

MW: W trakcie Parady Równości w Warszawie, pod Pałacem Kultury i Nauki w Miasteczku Równości miałyśmy swoje stoisko jako Sistrum, przygotowałyśmy quiz z wiedzy o kulturze lesbijskiej. Większość osób nie znała odpowiedzi na żadne z pytań. Jednak celem tej zabawy nie było to, żeby ten brak wiedzy udowodnić, ale żeby ludzi zainteresować. Pokazać, jak wiele istnieje aktywnych twórczo kobiet nieheteronormatywnych. Ku naszej wielkiej radości, osoby bardzo chętnie brały udział w konkursie i były zaskoczone, że jest tyle nazwisk, z tylu dziedzin sztuki, a nie są im znane.

KL: Sfera nieheteronormatywnych twórczyń kultury bardzo mnie pociąga. Sama jestem dość aktywna artystycznie. Staram się dla siebie szukać ścieżek działania. Fajną inicjatywą LGBTQ+ jest Chór Voces Gaudii, w którym byłam przez miesiąc. Nie zdecydowałam się na dołączenie ze względu na repertuar. Jako ludzie są świetni i to co robią jest fantastyczne, po prostu nie mój typ ekspresji. Natomiast można tam być sobą, bardzo przyjazne miejsce. Nie trzeba mówić o swojej tożsamości, jest tęczowo i fajnie.

MW: No właśnie. Muzyka, ruch, taniec… chyba możemy przejść do tej części Twojej historii. Myślę, że to jest bardzo spójne z opowieścią o poszukiwaniu swojego miejsca na ekspresję tożsamości w społeczeństwie. Generalnie szukasz dróg, jak wyrazić siebie.

KL: Tak. Zaczęło się to u mnie projektem Mnemotechniki. To był projekt kobiecy Stowarzyszenia Praktyków Kultury organizatorki poszukiwały osób śpiewających do kawałków śpiewanych przez chór, żeby wesprzeć osoby w projekcie, które nie śpiewały wcześniej albo miały mniejsze doświadczenie czy też chciały tylko rapować. Byłam wtedy w szkole wokalnej i zgłosiłam się do takiego wsparcia. Był to międzypokoleniowy raperski projekt, w którym brały udział seniorki, gimnazjalistki i dziewczyny z poprawczaka. Dołączyłam do projektu pod koniec jego trwania. Byłam na około 10 próbach. Występowałyśmy później w Teatrze Dramatycznym i w Teatrze Powszechnym na jakimś festiwalu. Dla mnie to były pierwsze tego typu doświadczenia, które bardzo mi się spodobały i zaraz po nich wciągnęłam się już totalnie w warsztatoholizm, o którym bardzo często mówię i chętnie praktykuję. [śmiech]

To był pierwszy projekt kobiecy, w którym wzięłam udział i bardzo się zaangażowałam emocjonalnie – był tak zaplanowany, żeby dać kobietom głos. Treści były oparte na wspomnieniach uczestniczek. Początkowo trudność stanowiło zbudowanie zaufania pomiędzy młodszymi i starszymi kobietami, ale kiedy ja dołączyłam do grupy, to seniorki były już “babciami” dla tych młodych dziewczyn. Połączył je proces. To mnie zafascynowało. Zaczęłam czytać książki feministyczne, począwszy od autobiografii Agnieszki Graff. Coraz szerzej zaczęłam otwierać oczy, rozumieć feminizm, czuć, że to jest moja droga, że to pomaga mi uświadomić sobie, co jest we mnie. Rok później to samo Stowarzyszenie zorganizowało warsztaty raperskie dla dziewczyn. Poszłam tam myśląc, że znów będę śpiewać refreny i by wesprzeć koleżankę z Mnemotechnik, która sama by nie poszła. Zaczęłyśmy razem tworzyć. Wkręciłam się tak, że zaczęłam rapować. Przez długi czas siedziałyśmy tam i pisałyśmy teksty z Asią Bordową, która jest rozpoznawalną osobą w feministycznym środowisku. Sporo w naszych doświadczeniach się pokrywało i zaczęłam czuć wkurw, który we mnie narastał.

MW: O czym pisałyście? Co pokazywał ten wkurw?

KL: Jeden z pierwszych tekstów napisałam o tym, jak na jednej z imprez dosiadł się do mnie facet, który chciał ze mną tańczyć. Ja nie chciałam, wtedy złapał mnie za nadgarstki. Wyrwałam się i wyszłam. Jakoś tak bardzo mnie to ruszyło, że napisałam cały kawałek o tym, który zaczynał się od słów: “Nie chcę z Tobą tańczyć palancie”. Wszystkie dziewczyny z zajęć Girls Rap miały takie historie, tylko różnego kalibru. Zaczęłam wtedy po omacku tworzyć swoje kawałki. Chcę to doszlifowywać i pracować z profesjonalnymi osobami, i w profesjonalnych warunkach, ale bardzo często wiąże się to po prostu z dużymi pieniędzmi.
Występowałam w skłotach albo na różnych benefitach. Pod koniec projektu z Girls Rap nagrałyśmy płytę i ja tę płytę nosiłam na benefity. Nie mogłyśmy jej sprzedawać, ale chciałam, żeby trafiała do osób zainteresowanych. Fajnie było widzieć, że wylosowanie takiej płyty sprawiało komuś radość. Miałyśmy dobry odbiór. Tylko to jednak wszystko jest na małą skalę. Wracając do tekstów, nigdy nie myślę, że muszą być jakieś konkretne, raczej są o tym, co czuję, co chcę wyrazić, co potrzebuję wyjąć na zewnątrz i puścić dalej. To, że te teksty wychodziły zaangażowane, to była i jest kwestia tego, co gra we mnie.

MW: Na każdym spotkaniu Stowarzyszenia Sistrum mówimy o tym, że jedną z naszych zasad jest to, że nie oceniamy. Tak naprawdę nie interesuje nas, czy coś jest dobre albo złe jakościowo – kiedy o tym mówię, to mam na myśli mainstreamową miarkę. Liczy się dla nas historia kobiety, która zdecydowała się ją opowiedzieć. To wszystko kwestia tego, w jaki sposób patrzymy na kulturę, do czego jej potrzebujemy. Kultura może być rozrywką, ale może też być narzędziem realnej zmiany, na przykład megafonem przekazanym kobiecie by zabierać głos w sprawie, o której nie rozmawiamy, boimy się rozmawiać czy nie chcemy rozmawiać, a jest ważna. Taki sposób obcowania z kulturą zmusza do refleksji.

KL: Właśnie takie podejście sprawiło, że zdecydowałam się podać tutaj linka do swojego soundclouda. Zazwyczaj nie przesyłam tego wszystkim, ale myślę, że to jest fajne, żeby go tutaj umieścić, to jest historia mojej drogi. Mam tam rzeczy jeszcze sprzed kilku lat, na przykład taką schizofreniczną przeróbkę piosenki Maryli Rodowicz, którą śpiewałam w szkole wokalnej na egzaminie z interpretacji piosenki i postanowiłam sobie to nagranie zachować. Jest tam piosenka Jasminy z Alladyna – pamiątka po warsztatach dubbingu. Są tam bardzo różne rzeczy. Ja kiedyś śpiewałam tylko covery. Zaczęłam w podstawówce, kiedy nauczyciel muzyki powiedział, że widzi we mnie potencjał. Stąd wiem też, jak ważne jest, żeby dzieci dostawały wsparcie dla swoich pasji. Zaczęłam chodzić na zajęcia w szkole i na chór, i później tak się to potoczyło, że przechodziłam przez różne studia piosenki, chór rozrywkowy, szkołę wokalną i oczywiście wiele warsztatów. Byłam też wkręcona w Chór Warszawiaków do momentu, w którym to nie stało się dla mnie za trudne pod względem politycznym. Śpiewałam w bardzo wielu miejscach i projektach.

MW: Dziękuję, że dzielisz się z nami swoim intymnym archiwum. To bardzo ciekawe, że wraz z analizą feministyczną przeszłaś taką transformację z odtwórczyni do twórczyni, to musiało wymagać przełamania i odwagi, by przemówić własnym, wewnętrznym głosem.

KL: Muzyka jest dla mnie terapeutyczna od początku, więc dopóki byłam dość zamknięta – to właśnie znamienne – tylko coverowałam. Nie wyobrażałam sobie, że mogę coś swojego robić. To jest dość kluczowe, że projekty kobiece przywróciły mi mój własny głos. Tam było duże przyzwolenie na to, żeby siebie otwierać i nie oceniać, jaka historia z ciebie wyleci. Można było z siebie wyrzucić wszystko. Kiedy doświadczyłam tego, że wszystkim emocjom można dawać wyraz, wtedy zaczęłam tworzyć swoje rzeczy.

MW: W tej historii brakuje mi jeszcze jednego elementu, o którym wspomniałaś. Byłaś wcześniej wokalistką w zespole punkowym. Czy tam było miejsce na Twoją ekspresję?

KL: To również ważna i ciekawa historia w kontekście mojego docierania do siebie. Trafiłam do tego zespołu, bo odeszła ich wokalistka. Pamiętam, że odezwałam się dzięki namowom mojego kolegi. Później lider tego zespołu nie mógł uwierzyć, że nie mam doświadczenia, kiedy zaprezentowałam, co potrafię. A ja po prostu nie miałam odwagi, żeby być frontmenką. Na mojej chmurze znajdziecie  nagrania również z tego okresu. Chaos, który tam panuje pokazuje mi, że bardzo potrzebowałam się otworzyć i wyrzucić z siebie to, co we mnie siedzi.

MW: Punk był takim ujściem?

KL: Na początku śpiewałam teksty pisane przez basistę. Później zaczęłam pisać swoje, z których niestety nie ma nagrań. W tym zespole byłam trzy lata i to rzeczywiście był proces, w którym po dłuższym czasie zaczęłam pisać coś własnego, ale już wtedy zaczęły się rozchodzić nasze drogi.

MW: Kiedy przestałaś odtwarzać i zaczęłaś mówić swoim głosem pojawił się problem?

KL: Myślę, że trochę tak. Byłam też jedyną kobietą w zespole i myślę, że warto wspomnieć o tym, że zaczęło się psuć, kiedy zaczęłam wywalać z siebie to wszystko, co we mnie siedziało. Paradoksalnie wcześniej dostawałam komunikat, że za mało siebie otwieram i trochę mnie tym maglowali.

MW: To, co się z Ciebie wylało, nie spodobało się kolegom?

KL: Myślę, że tak, ale nie było o tym rozmowy. Generalnie zabrakło komunikacji. Po zawieszeniu zespołu zobaczyłam ogłoszenie o kolejnym koncercie, o którym nie wiedziałam. To było trudne doświadczenie. Gdybyśmy więcej rozmawiali może inaczej by się to potoczyło. Trochę się przez to nawet odsunęłam od tego środowiska. Teoretycznie punk jest taki, że powinien być otwarty, antyfaszystowski, feministyczny i w ogóle, a szczerze mówiąc czasami jest tam jeszcze mocno konserwatywnie i seksistowsko. Przy okazji koncertów nasłuchałam się różnych nieprzyjemnych rzeczy. Znam taki stereotyp panujący w środowisku, że jak się bierze babę do zespołu, to zaraz ktoś się zakocha, że w trasach byłby problem. W moim zespole mieliśmy kolegę, który bardzo głośno chrapał. Zdecydowałam, że to on będzie miał izolatkę, nie ja. [śmiech] To wzbudziło zdziwienie osób wynajmujących nocleg, no ale lepiej było żebyśmy się wszyscy wyspali – zwyczajnie można się dogadać w takich sytuacjach.

Ale mówię o tym dlatego, że takie myślenie nie bierze zupełnie pod uwagę perspektywy kobiety i jej potrzeb. Kobieta może zupełnie nie być zainteresowana poszukiwaniem partnera w zespole. Może chcieć tworzyć i mieć miejsce na swoją ekspresję, a tymczasem jest sprowadzana do roli samicy otoczonej samcami i musi się rozegrać jakiś schemat. To mi się nie podoba. Przypomina mi się jeszcze taka historia, jak po jednym z koncertów podszedł do mnie znajomy moich kolegów i powiedział, że mnie kompletnie nie słuchał, bo patrzył na moje nogi. Widział przedmiot.

MW: Jak wygląda reprezentacja kobiet w punkowym świecie?

KL: W środowisku punkowym są oczywiście kobiety, jednak to tak niszowe działania, że ciężko się z nimi przebić do szerszej świadomości – trochę jak nieznajomość nazwisk nieheteronormatywnych twórczyń – ale na przykład są takie inicjatywy, jak obozy Lucciola i Karioka, które starają się to zmienić. Głosów i przede wszystkim instrumentalistek kobiecych faktycznie jest mniej i ludzie ich nie kojarzą. Tak samo jest z raperkami. Wiadomo, że jeśli ktoś się interesuje daną dziedziną, to wie i potrafi wymienić konkretne osoby. Natomiast osoba średniozaawansowana w rapie często nie potrafi podać żadnej polskiej raperki. Mimo, że ich jest niewiele, to są.

MW: To znowu historia o braku miejsca dla prawdziwej siebie. Niesamowite, że kobiety tak niewiele tego miejsca mają na co dzień, muszą o nie walczyć, a kiedy same je sobie robią napotykają dodatkowe przeszkody, jak choćby niezniszczalne: “mężczyzna jest, a kobieta wygląda”.

KL: W tamtym czasie zdarzało się, że takie sytuacje były dla mnie tak szokujące, że nie miałam żadnej riposty. Moi koledzy z zespołu byli bardzo rozpoznawalni w środowisku, natomiast ja czasami czułam się jak niewidzialny przedmiot, mimo że byłam wokalistką. Kiedyś na przykład stałam obok gitarzysty, do którego kolega właśnie mówił: “Próbowałem ci zrobić zdjęcie, ale ona zasłaniała”. Nie czułam, że jestem tam na pełnych prawach. Nie wiedziałam wtedy, co mam powiedzieć, jak się zachować.

MW: Z perspektywy czasu i Twoich doświadczeń pracy z kobietami widzisz jakieś zmiany w środowisku punkowym?

KL: Dziewczyny zaczynają działać. Są na przykład bardzo znane dwa zespoły punkowe, w których śpiewa Asia Bordowa, ale jednak cały czas jest tego za mało. Nawet kiedy odbywają się jakieś benefity i poszukiwane są zespoły kobiece, nie jest łatwo kogoś znaleźć i zaprosić – jeśli mówimy o składach wyłącznie kobiecych – albo są one tak niszowe, że nie wiadomo o ich istnieniu. Myślę teraz na głos, że przez to, jak skonstruowana jest nasza kultura i nasze role społeczne, kobiety mogą mieć problem w uwierzenie, że rzeczy, które tworzą, mają jakąś wartość, że można je pokazać. Do tego musi dojść jakiś proces wzmocnienia i wyzbycia się tych obciążeń – czasami to jest ogromna praca. Jest dużo dziewczyn, które same potrafią ogarniać kompozycję kawałków, występują same, wszystko ogarniają, powiedziałabym nawet, że wszechogarniają. Pojawiają się takie osoby, jednak to jest powolny proces połączony ze zrzucaniem patriarchalnych ciężarów.

MW: To cały czas jest historia o tym, że kobieta musi dać z siebie 300%, żeby móc stanąć na scenie i zaśpiewać, kiedy facetowi wystarczy 15%, żeby pewnie chwycił za mikrofon.

KL: Tak, często rozmawiam z koleżankami, które są załamane, że jakiś koncert nie wyszedł ich zdaniem, że był porażką. Faceci się nie przejmują. Mają kolegów, którzy ich poklepują po ramieniu. I tu mam apel: koleżankujmy się i wspierajmy w takich sytuacjach! Mam wrażenie, że tak też jest w rapie. Jak słaby by ktoś nie był, to ma ogromne wsparcie, kiedy jest facetem. Dziewczyna, która prowadziła warsztaty raperskie opowiadała, że kiedy kilka lat temu na freestyle wychodziła kobieta, od razu padał komentarz, że to lesba, nie słuchali jej, gwizdali i nie dostawała przestrzeni dla swojego głosu. Jakby się nie zaprezentowała, to oni by jej nie zaakceptowali. Sam fakt, że jest kobietą, to jej koniec. Sama bałabym się wejść do tego środowiska, nie mam nawet ambicji tam być i coś udowodniać. Myślę, że w polskim rapie, żeby się przebić jako kobieta, w tym momencie jest jak walenie głową w mur. Ale jeśli chodzi o alternatywę, to pojawiają się ciekawe wątki, na przykład na swojej nowej płycie Paulina Przybysz w pewnych momentach rapuje. Nie jest to oldschoolowy rap, bo ona eksperymentalnie traktuje muzykę, ale pojawiają się głosy, że jest świetną raperką.

MW: Z tym, że to już jest osoba, która wywalczyła sobie przestrzeń do ekspresji i prawo do eksperymentowania, i zaczęła być widziana również jako twórczyni, nie tylko przez pryzmat płci i w dodatku nie jest powiązana ze środowiskiem raperskim.

KL: Jej też zupełnie nie zależy na tym, żeby jakoś być kojarzoną ze środowiskiem raperskim, tak więc faktycznie ma to inny wymiar niż w przypadku dziewczyn, które chciałyby być kojarzone z konkretnym nurtem. Tymczasem ona robiąc coś bardziej melorecytacyjnego – właśnie jako osoba o określonym dorobku – pokazała, że dziewczyny mogą rapować. Paulina ma flow, to jest bardzo ważne w rapie. Kiedyś sama usłyszałam od kolegi z pracy, że jeśli chcę eksperymentować z rapem, nie wchodząc w środowisko, to w ogóle nie powinnam się tym zajmować.

MW: Muzyczna autoterapia stała się w Twoim przypadku sposobem na odnalezienie swojego głosu, opowiedzenie swojej historii. Myślę, że właśnie kultura jest czymś, co daje kobietom nieheteronormatywnym możliwość odnalezienia kontaktu ze swoją tożsamością. To bardzo ciekawe narzędzie, żeby zmierzyć się nie tylko ze sobą, ale także ze społecznymi schematami. Tworzysz teksty o swojej tożsamości?

KL: Myślę, że to się pojawia podświadomie, kiedy zajmuję się nurtującymi mnie tematami, dlatego mam kawałek o totalnym kryzysie, kiedy w ogóle nie wiadomo, w którą stronę ruszyć i taki o wierze we własny głos. A teraz robię wspólnie z Gagą w duecie SzuGa numer o odczarowywaniu kobiecej samotności, który nazywa się “Panie proszą panie” i bardzo mi podpasował pod sytuację, że współprowadzimy warsztaty tekściarskie na Festiwalu Transgresje akurat w dniu, kiedy przejdzie w Toruniu Marsz Równości.

MW: Podzieliłaś się z nami swoją historią, a także swoją twórczością. Chcę Ciebie jeszcze na koniec poprosić o podzielenie się z nami informacją o tym, jakie kobiece inicjatywy mogą być przestrzenią, w której nasze czytelniczki mogą otrzymać wsparcie, żeby wzmocnić swój wewnętrzny głos?

KL: Bardzo się cieszę, że pojawiło się to pytanie, czasem znajome i znajomi mi mówią: ty to znasz te wszystkie warsztaty, a jak się już wie, gdzie można iść, to jest tego sporo i całe mnóstwo dobra. Wspomniałam już o obozach muzycznych Lucciola i Karioka, tam każda dziewczyna może nauczyć się od podstaw opanować grę na basie, gitarze lub perkusji, a także wybrać śpiew. Był też obóz dla raperek i twórczyń muzyki elektronicznej. Karioka jest dla nastolatek, a Lucciola dla starszych dziewczyn. Żeby obserwować wszelkie tego typu akcje warto się zapisać na newslettera strony Lucccioli, ponieważ są w nim też informacje o kobiecych koncertach. Z doświadczenia wiem, że wiele kobiet bardzo się boi, że nic tam się nie uda zrobić, bo na przykład nigdy nie dotknęły jeszcze instrumentu, a potem się okazuje, że to jest świetna przygoda i życie później nie jest już takie samo. I bycie Lucciolą zwyczajnie wciąga.

Z warsztatów perkusyjnych polecam specjalnie stworzone dla kobiet kursy Drum Fitness w szkole Drum Academy organizowane przez kobiety, które wiedzą, że taka inicjatywa była potrzebna, żeby wzmocnić zainteresowane dziewczyny i to działa! Już raz byłam na przesłuchaniu w zespole, który założyła perkusistka z tej szkoły, to jest niesamowite. Warto obserwować Centrum Praw Kobiet, gdzie byłam ostatnio na samoobronie wendo u trenerki Liliany Otręby – polecam te zajęcia właśnie z nią, ponieważ czuję się po nich naprawdę innym człowiekiem, lepiej radzę sobie z emocjami i dostałam wiele wskazówek, jak bronić własne granice w wielu sytuacjach, to jest też ważna lekcja o współodczuwaniu.

Dużo daje mi uczestnictwo w otwartym Kręgu Kobiet organizowanym przez Adelę prowadzącą bloga nie-rzeczy, na którym pojawia się Wydarzenie, gdy zbliża się kolejny krąg. Polecam zresztą lekturę wszystkich tekstów na blogu, są również wzmacniające.

Dziewczyny z Girls to the front zajmują się kobiecymi zinami i organizacją koncertów, ostatnio było to połączone w ten sposób, że każda chętna osoba mogła się zapisać na warsztaty tworzenia własnego zina z interesującymi ją treściami, a później był koncert świetnego duetu Cudowne lata.

Wiele różnych zajęć z zakresu seksualności odbywa się w Instytucie Pozytywnej Seksualności byłam tam już dwukrotnie i pomogło mi to wiele rzeczy ułożyć w głowie, w bezpiecznej i przyjemnej atmosferze.

Jeśli chodzi o łączenie kobiecej i męskiej energii w śpiewie tradycyjnym w połączeniu ze swobodnym ruchem, to bardzo polecam warsztaty prowadzone przez Olgę Lidię Kozłowską, które można obserwować dzięki stronie Droga Głosu. Przychodzi tam wiele kobiet i nie trzeba potrafić śpiewać. Wystarczy ciekawość pieśni z różnych stron świata i jest to niezwykle otwierające przeżycie.

Poza tym polecam obserwowanie Eksperymentalnej Grupy Ruchowej Szersze, w której jestem. Na stronie można znaleźć informacje, kiedy organizujemy otwarte warsztaty dla kobiet lub zwiedzanie performatywne, jak w przypadku Nocy Muzeów w Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku. Dzięki tej grupie i dzięki otwartym warsztatom odkrywam czym jest ruch i fascynuje mnie jego możliwe powiązanie ze słowami i głosem.

MW: Bardzo dziękuję za rozmowę, a wszystkie kobiety nieheteronormatywne, które tworzą i chciałyby znaleźć odbiorczynie_ców dla swoich działań, zapraszam do kontaktu ze Stowarzyszeniem Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej*.

Korekta: Maja Korzeniewska

     ——————————————-

Klaudia Lewandowska (1989) – „wkurzona kobieta rocznik osiem dziewięć. Wiem, czym jest wolność? na pewno znam ściemę” [z własnej poezji raperskiej]/ Jest wieczną poszukiwaczką w każdym aspekcie życia/ śpiewa od momentu, w którym nauczyciel muzyki w podstawówce pokazał jej, że ma potencjał/ rapuje pod pseudonimem Szelma i w duecie SzuGa/ pisze teksty/ kocha uczestniczyć w warsztatach artystycznych i kobiecych projektach/ jest buntowniczką i feministką/ niedawno odkryła, że ruch może być fajny, dzięki kobiecej grupie EGR Szersze/ kocha czytać, śmiać się i dawać dojść do głosu wewnętrznemu dziecku.

Magdalena Wielgołaska aktywistka / lesbijka / feministka / współzałożycielka Stowarzyszenia Sistrum – Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* / działaczka na rzecz poszerzania wiedzy na temat leczniczego działania konopi / zaangażowana w Kręgi Kobiece i odzyskiwanie wewnętrznej, kobiecej Mocy / członkini Partii Zieloni/administratorka strony Strefa Les*/ współpracowniczka projektu A kultura LGBTQ+ nie poczeka!

  ——————————————-

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka
,
I.   Manifest
1.    Manifest. Instant. 
2.    Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry.<
3.    Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II. Rozmowy wokół manifestu
1.    Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.    Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.    Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.    Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.    Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.    Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.    Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk
8.    Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdą Próchniak
9.    Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10.  Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.   Co Ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.   Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą.
15.   Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.   Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.   Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmowa z Klaudią Lewandowską
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26. Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim
.
V.  EL*C. Wiedeń 2017. 
1. Magdalena Wielgołaska. Odzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2. Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3. Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4. Agnieszka Małgowska. Peformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5. Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
6.  Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.....
.
VI. EL*C. Kijów 2019
1.  Monika Rak. L*Geniusza na Ukrainie.
2. Magdalena Wielgołaska. Lesbianizacja przestrzeni. 
.
BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej
.
                            .                                                     ————————————-————
 .
Aktualne wiadomości na temat projektu Lesbijska Inspira znajdziesz na:
Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!