TELEFON DLA KOBIET DOŚWIADCZAJĄCYCH PRZEMOCY

Телефон для жінок, які зазнають насильства

CZYNNY PONIEDZIAŁEK-PIĄTEK
OD 11.00 DO 19.00

Активний з понеділка по п’ятницю з 14:00 до 19:00

Szukaj
Close this search box.

Marta Przybyło. Zwyczajne, zakochane, monogamiczne. Fotograficzne opowieści o kobietach nieheteronormatywnych

Karolina Sobel, Lezby, Galeria Stroboskop (2019)

Jedną ze strategii reprezentacji kobiet nieheteronormatywnych w projektach fotograficznych zrealizowanych po 2000 roku jest próba zobrazowania ich zwykłego życia. Mimo że zdjęcia te powstawały w różnych kontekstach, a ich twórczynie sięgały po odmienne klucze wizualne, można w nich rozpoznać wspólny, czytelny (i edukacyjny) zamysł – chęć zapewnienia widzialności osobom nieheteronormatywnym poprzez wpisanie ich w dominujące normy społeczne. W tym krótkim szkicu skupię się na kilku projektach artystycznych tworzonych indywidualnie bądź kolektywnie, dotyczących fotograficznych przedstawień kobiet nieheteronormatywnych, a także na jednym projekcie poświęconym osobom queerowym. Większość omawianych tu prac koncentrujących się wokół widzialności to projekty, w których artystki wychodzą od konkretnego pomysłu, podążają za nim zgodnie z pragnieniem zmiany w świadomości społecznej. Te założenia stale towarzyszą ich działaniom.

Na ulicy, przy stole, w łóżku

Zaprezentowana w 2003 roku pracaNiech nas zobaczą Karoliny Breguływywołała pierwszą szerszą dyskusję dotyczącą sposobu reprezentacji osób LGBTQ+. Fotografia (obciążona metaforą lustra, które jest też ważnym motywem w sztuce lesbijskiej*) posłużyła tu do stworzenia kampanii złożonej z portretów 15 par lesbijek i 15 par gejów. Seria była pokazywana w kontekście galeryjno-artystycznym, w przestrzeni miejskiej i internecie.

Projekt powstał za sprawą osobistego impulsu1. Artystka mieszkała z parą przyjaciół gejów, a obserwowane przez nią trudności związane z funkcjonowaniem ich związku w miejscach publicznych budziły jej gniew i sprzeciw. Zdjęcie przyjaciół trzymających się za rękę w parku posłużyło za wzór formalny dla całego cyklu2. Serię zrealizowała społecznie po studiach artystycznych w Szwecji, jak mówiła: Wyuczono mnie w tej szkole, że sztuka służy do rozwiązywania problemów […]. Było to jej pierwsze doświadczenie współpracy z instytucją – Kampania Przeciw Homofobii sfinansowała produkcję, zapewniła wsparcie merytoryczne, dostęp do nośników oraz pomoc w dotarciu do osób fotografowanych.

Dominującym aspektem formalnym projektu miała być prostota ujęć (pary trzymające się za ręce, stojące przodem do aparatu, na tle nieatrakcyjnego zimowego pejzażu), żeby nie powiedzieć: nuda, powtarzalność i podobieństwo – zarówno między sposobem komponowania zdjęć, jak i między pozami fotografowanych oraz wizerunkami osób a oglądającymi. Tę ostatnią relację autorka chciała nawet bardziej uwypuklić: […] to miało być tak jakbym szła ulicą i zaczepiała ludzi <<Mogę wam zrobić zdjęcie?>>, oni zatrzymują się na dwie sekundy i robimy. Żeby pokazać tych, którzy są obecni w tłumie na ulicy, choć ich nie widać. […] Pomysł był taki […] że ludzie na tych plakatach będą naturalnego wzrostu, i człowiek idący ulicą będzie mógł spojrzeć im w oczy.

Strategia wizualna przyjęta przez autorkę przywodzi na myśl często spotykane w archiwach rodzinnych zdjęcia wykonywane przez tzw. lajkarzy3. Pracujący na ulicach miast międzywojenni pstrykacze fotografowali klientów z zaskoczenia, następnie oferowali im gotowe odbitki.Duży zespół takich zdjęć możemy odnaleźć w spuściźnie fotografa prowadzącego zakład w Białymstoku w latach 30., Bolesława Augustisa4. W odróżnieniu od statycznych ujęć Karoliny Breguły, na setkach zachowanych fotografii ulicznych widać uchwycone w ruchu pojedyncze osoby, pary czy grupy. Wiele wspólnego z tą konwencją ma współczesna fotografia mody ulicznej. W czasie realizacji projektu zaczęła się ona pojawiać w nowych lifestylowych czasopismach, m.in. w Aktiviście publikowano portrety złapanych na ulicy osób o interesującym ubiorze, wyróżniających się w tłumie. Taki efekt szybkich zdjęć ulicznych artystka uzyskała dzięki aranżacji, podczas pozowanych sesji, przygotowanych nie bez wysiłku związanego z podróżowaniem do wielu miast w Polsce. To, co miało wyglądać jak dwusekundowe zdjęcie napotkanych przechodniów, w rzeczywistości oznaczało żmudne poszukiwania osób gotowych do wzięcia udziału w projekcie. Breguła wspominała też o niepokoju towarzyszącym niektórym bohaterkom i bohaterom cyklu w trakcie realizacji sesji, związanym z trzymaniem się za ręce w miejscach publicznych. Łatwiej było fotografować pary lesbijskie* – być może ze względu na większe kulturowe przyzwolenie na czułe gesty między kobietami, a może – jak zaznaczała artystka – sama lepiej się czuła, gdy miała portretować kobiety.

Jakie pułapki niosła za sobą strategia przedstawiania osób nieheteronormatywnych jako zwyczajnych, widać w innym fragmencie tekstu Pietkiewicz, w którym poza nawiasem znalazły się te, które nie wpisywały się w wizerunek ludzi z sąsiedztwa. Gdy przypomnimy sobie klimat obyczajowy panujący w Polsce sprzed niemal dwóch dekad, ten problem staje się aż nazbyt czytelny.Sfotografowani przez Bregułę, według Pietkiewicz, nie byli więc: ani występni, ani zboczeni, ani prześladowani cierpiętnicy. Nie z parad gejowskich, nie w szmatkach kobiecych, nie babochłopy, jak sobie ich ludzie wyobrażają, lecz zwyczajni jak sąsiad z klatki schodowej, sprzedawca z kiosku.Oprócz mechanizmu wykluczenia wszystkiego, co niepokojące i przegięte, artykuł zawiera wizję pożądanej postawy osób nieuprzywilejowanych. Pary ze zdjęć wydały się dziennikarce zadowolone z życia, pozbawione roszczeń i pretensji, czy też potrzeby wyróżniania się. Inne i jednocześnie takie jak reszta.

Projekt Karoliny Breguły stał się rozpoznawalny, wręcz kultowy, dlatego składające się na niego intencjonalnie proste i nieefektowne ujęcia niezwykle skutecznie zapisały się w szerszej świadomości wizualnej. W czasach przedmemicznych, mimo niesprzyjających w kulturze obrazu cech formalnych zainspirowały powstanie innych przedstawień, które były wykorzystywane zarówno w kontekstach afirmatywnych7, jak i negatywnych o podłożu homofobicznym8.

Późniejszą twórczość Karoliny Breguły można prześledzić pod kątem przedstawień relacji między kobietami9. Dwa lata po Niech nas zobaczą, wraz z artystką i przyjaciółką z Łódzkiej Filmówki Aleksandrą Buczkowską, stworzyła cykl i wystawę Mężatki10 (wtedy zaczęły pracować także nad serią Portrety rodzaju nijakiego, która jednak nie została ukończona)11. Pierwsza fotografia (ujęcie dziewczyn siedzących przy stole i patrzących na siebie) powstała w ramach jednego ze studenckich zadań.

Prace zostały zrealizowane w mieszkaniach obu artystek. Na panoramicznych ujęciach widać bohaterki – autorki w intymnych scenach, leżące na łóżkach, spożywające wspólnie posiłki i szykujące się w łazience. Czuć bliskość między nimi, a jednocześnie na poszczególnych przedstawieniach ich relacja wydaje się nieoczywista. Niektóre ze zdjęć mają jasną tonację, są estetyczne i świetliste, mogłyby się znaleźć w lifestylowym magazynie. Inne – ciemniejsze i przesycone napięciem. Fragmentom odsłoniętego ciała i wzajemnej czułości towarzyszą bardziej niejednoznaczne sceny oraz obrazy przedmiotów (jak żelazko czy nożyczki) znajdujących się niepokojąco blisko skóry. Bohaterki dbają o siebie nawzajem i o przestrzeń (sprzątanie), wykonują troskliwe gesty, zabiegi kosmetyczne. Większość pokazanych na zdjęciach czynności to zajęcia stereotypowo przypisywane kobietom w przynależnej im domowej przestrzeni.

Istotnym wątkiem projektu jest też kwestia podobieństwa czy identyczności. Na otwierającej cykl fotografii dziewczyny ubrane są w białe, podobne koszulki, na innej – w zieleń, na kolejnej powtarzają swoje pozy z ukrywaniem głowy w dłoniach. Jaki typ relacji został przedstawiony na zdjęciach? Czy to relacja przyjacielska, czy miłosna (i czy tytuł projektu coś wyjaśnia)?

Fotografiom towarzyszył też film nakręcony z ukrycia, który wprowadzał męskie głosy w przestrzeń wystawy i sygnalizował istnienie innych więzi w życiu artystek. Jednak to ich wzajemnej relacji poświęciły najwięcej miejsca. To do niej – jak wskazywała Breguła – wymykały się ze swoich domów. Może właśnie ten związek był dla nich pełniejszy, ważniejszy? Przestrzeń domu i wnętrza (wnętrza estetycznego, a czasem wystylizowanego tymczasowego domu dla wspólnych działań) stała się ramą do stworzenia intymnych opowieści, opartych na zaaranżowanych autoportretach, choć wtłaczających w odgrywane sceny puls prawdziwej relacji.

Gry i przesunięcia między tym, co odtworzone, performowane, a tym, co spontaniczne i dokumentalne, są obecne we współczesnych projektach Karoliny Breguły, w których oprócz podejmowania działań społecznych, angażujących chociażby wspólnoty sąsiedzkie, artystka sięga często po medium filmowe. W wielu jej pracach na pierwszy plan wysuwają się postacie kobiece, tak jak w jednej z ostatnich – Kurz (2019), zaprezentowanej w 2021 roku na wystawie indywidualnej w galerii lokal_30 w Warszawie12. Bohaterkami filmu są panie Zou i Huang, mieszkanki przeznaczonego do wyburzenia fragmentu dzielnicy Daguan w Tajpej. Im i ich działalności aktywistycznej artystka zadedykowała też towarzyszącą wystawie książkę: Ćwiczenia z utraty kontroli. Exercises in Losing Control (2021).

Breguła nakręciła film w opróżnionym budynku niedługo przed jego wyburzeniem. Posprzątała tam jedno z mieszkań i odtworzyła w nim pełne wyposażenie z wykorzystaniem rzeczy pozostawionych przez lokatorów. Posiłkowała się przy tym stereotypowo kobiecymi strategiami i aktywnościami związanymi z przywracaniem porządku i harmonii w domowej przestrzeni. Rejestrowała te działania do dnia przed rozbiórką bloku. Dwie kobiety – sąsiadki pozbawione domu w wyniku tej samej okrutnej decyzji – odgrywały w zrekonstruowanym przez artystkę mieszkaniu różne sceny i jednocześnie rozmawiały o dawnym życiu dzielnicy oraz zmianach zachodzących w przestrzeni miejskiej. Kobiety zamieszkiwały zaaranżowaną przestrzeń, siedziały razem w łóżku i przy stole – warto zwrócić uwagę na te dwa motywy powracające w twórczości Breguły, przywołujące kwestie domu, relacji i poczucia bezpieczeństwa.

Film został zaprezentowany na wystawie w formie projekcji dwukanałowej ustawionej na stelażach (nawiązanie do architektury). Dwa monitory podkreślały też podwójność bohaterek: kobiety odgrywały swoje role, jednak pozostawały osobami, które doświadczyły podobnej tragedii i towarzyszyły sobie w procesie utraty. W ten sposób powstawał między nimi rodzaj więzi.

Tymczasowe przywrócenie wnętrza mieszkalnego jawi się tu jako moment oddechu i zawieszenia, próba ucieczki albo sprzeciwu wobec tego, co nieodwracalne. Możliwość performowania intymności związanej ze wspólnym zamieszkiwaniem właściwie pozwala jej się wytworzyć i wskazuje na relacje jako (najważniejszą?) odpowiedź na dehumanizujące praktyki współczesnego kapitalizmu.

Artystka wyszła w filmie od osobistych historii kobiet, żeby opowiedzieć o szerszym zjawisku. Ta praca ma wiele wspólnego z projektem Mężatki. Z tym że fotografie z wcześniejszej realizacji opowiadały o intymności i niejednoznaczności bliskiej relacji między kobietami, podczas gdy film został poświęcony budowaniu relacji w obliczu zbliżającej się katastrofy.

My też tu jesteśmy

Kilka lat powczesnych projektach Karoliny Breguły powstałaseria Hanny Jarząbek13 poświęcona życiu lesbijek*, prezentowana w formie wystawy Margines odmienności14 w Poznaniu w 2010 roku, później także w Warszawie15. W odróżnieniu od Niech nas zobaczą seria Jarząbek prezentowana była głównie w galeriach (choć wystawę pokazywano m.in. w gmachu poznańskiej uczelni, gdzie przepływ ludzi był zapewne większy niż w przeciętnej galerii; artystka przedstawiała projekt także kilkukrotnie za granicą, np. w Hiszpanii). Zarówno Breguła, jak i Jarząbek miały za sobą doświadczenie życia poza Polską, w mniej konserwatywnej społeczności. Jarząbek zrealizowała swój cykl po wieloletnim pobycie w Szwajcarii i Hiszpanii. Zetknięcie się z silnymi postawami homofobicznymi po powrocie do kraju (także w kontekście własnej rodziny) wywołało w niej szok. Złość i poczucie niezgody wobec tego stanu rzeczy ostatecznie zmotywowały autorkę do stworzenia serii fotografii:Gdy robiłam projekt o lesbijkach, miałam złudną nadzieję, że wystarczy ludziom pokazać inny świat i zrozumieją, zmienią zdanie.

Projekt poświęcony lesbijkom* był pierwszym większym autorskim przedsięwzięciem fotografki. Początkowo miał dotyczyć nie tylko par kobiecych, jednak jak wspomina artystka: Zaczęłam zdawać sobie sprawę – bo tego wcześniej nie wiedziałam – że lesbijki* są o wiele mniej widoczne, że są bardziej na marginesie, więc pomyślałam, że skoncentruję się tylko na kobietach. Później pojawił się drugi, bardziej osobisty powód. Swobodniej czułam się między kobietami.

Jako fotografka dokumentalna postawiła sobie za cel większe zbliżenie się do osób fotografowanych. Starała się spędzać z nimi jak najwięcej czasu, żeby nie czuły się skrępowane jej obecnością. Z niektórymi parami zamieszkała na kilka tygodni. Towarzyszyła im w domowych czynnościach, a także w aktywnościach na zewnątrz. W efekcie powstała seria kilkudziesięciu czarno-białych zdjęć pokazujących codzienność 12 par kobiet.

Jarząbek zniuansowała obraz bliskiej relacji. Sfotografowała czułość i intymność zarówno w przestrzeni domu, jak i w sytuacjach publicznych. Wyjście w plener wydaje się tu istotnym zabiegiem przełamującym schemat rejestracji sfery prywatnej jako domowej, zwłaszcza w kontekście związków między kobietami. W serii znalazły się nie tylko zdjęcia par, lecz także pojedyncze portrety dziewczyn czy fotografie, na których pojawiają się inne osoby.

Wykorzystanie przez autorkę czarno-białej kliszy sprawiło, że bardzo zróżnicowana tematycznie seria zyskała jednolity wyraz. Konwencja ta pozwala oglądającym skoncentrować się na portretowanych osobach, jednocześnie wywołuje efekt estetyzacji i odrealnienia. Takie kadry zdają się najlepiej sprawdzać w bliskich, intymnych portretach, jak w zdjęciach przedstawiających dwie kobiety przytulające się w łóżku czy siedzące razem w wannie.

Niefortunny tytuł nadany serii przez kuratorkę, jak wskazuje Hanna Jarząbek, wzbudził spore kontrowersje wśród osób fotografowanych, a sama autorka od tego czasu opatrywała zdjęcia innym tytułem. Początkowo projekt miał się nazywać Posuńcie się, my też tu jesteśmy, co z jednej strony niosłoby podobny przekaz jak w haśle cyklu Karoliny Breguły (nas_my / widzialność), z drugiej mówiłoby o konieczności przesunięcia, czyli jednak zwolnienia przestrzeni.

Rodzina ze swoim

Pracę Hanny Jarząbek warto zestawić z o cztery lata późniejszym projektem Marty Kochanek We love me make we exist (2014). Zdjęcia tej drugiej artystki powstały w Anglii i były prezentowane m.in. w 2013 roku w Birmingham16. W Polsce projekt można było zobaczyć w ramach warszawskiego festiwalu Rewolucje Kobiet, w Galerii MiTo17. Choć poruszana w nim tematyka jest bliska zdjęciom Jarząbek, autorka koncentruje się na rodzinach z dziećmi i ogranicza się do fotografowania ich w domowej przestrzeni. Na stronie internetowej artystki można zobaczyć 13 kolorowych fotografii w panoramicznym formacie, typowym dla fotografii krajobrazowej. Wybór takich proporcji obrazu spowodował, że kontekst domu – ze wszystkimi szczegółami – stał się na zdjęciach nie mniej ważny od samych bohaterek (można by dodać: we possess – posiadamy).

Marta Kochanek, tak jak Hanna Jarząbek, mówiła o chęci wtopienia się w otoczenie podczas wykonywania zdjęć w celu osiągnięcia maksymalnej autentyczności. Ta strategia wpisuje się w etykę pracy z obszaru fotografii dokumentalnej czy reportażowej: Chciałam dotknąć ich rzeczywistości, stać się nie tylko gościem z aparatem, ale przede wszystkim na tę chwilę osobą niewidzialną. Wtopić się w przestrzeń, gapić się, obserwować i wyjść właśnie z takim obrazem – normalnym18. W jakim zakresie to – utopijne – założenie udało się autorce zrealizować?

Fotografka – w odróżnieniu od poprzedniczki, w projekcie której znalazło się więcej melancholijnych czy nastrojowych scen – stworzyła cykl z ujęć pokazujących radość. Oprócz postaci, ich uśmiechów, czułych gestów i spojrzeń w oczy, przytulanych kotów uwagę oglądających przykuwają przedmioty: regały z książkami, telewizory, kanapy, drzewka świąteczne. Nawet jeśli rozbrykane dzieci wprowadzają tu pewien element nieładu, trudno oprzeć się wrażeniu pozowania, niekiedy w stylistyce spotu reklamowego. To obraz ułożonej, mieszczańskiej rodziny żyjącej na odpowiednim poziomie materialnej stabilizacji. Inaczej niż w pracy Jarząbek, gdzie kadry są bliższe, Kochanek zachowuje większy dystans, co ściśle wiąże się z doborem formatu zdjęć. Wywiad z fotografką w Krytyce Politycznej głosił: Homorodziny są równie nudne jak każda rodzina na świecie, jednak to nie obraz nudy wydaje się w tej serii dominujący, lecz performowanie szczęśliwych relacji – właściwie imitujących związki heteronormatywne – w komfortowych warunkach.

Warto zaznaczyć, że Marta Kochanek kontynuuje tematykę relacji kobiet, m.in. w serii Women inspirowanej udziałem kobiet w wydarzeniach historycznych (w tym ich zaangażowaniem militarnym) i realizowanej w nieco innej konwencji, wciąż jednak pozostaje w polu odniesień do reklamowej stylistyki.

Dotyk

Wątek normalności, poszerzony o zagadnienia troski i intymności, jest obecny w pracachKaroliny Sobel z cyklu Jeśli jesteś ok, ja też jestem ok / If You are ok, I am ok (2019), w którym artystka czerpała z wielu gatunków fotograficznych19. Podobnie jak Karolina Breguła i Hanna Jarząbek – zdobyła wykształcenie na zagranicznej uczelni, a swój projekt dotyczący osób queerowych zrealizowała w Polsce.

Fragment projektu dyplomowego artystki, poświęconego kobietom nieheteronormatywnym, można było zobaczyć na wystawie Lezby20w Galerii Stroboskop w Warszawie w 2020 roku21 Były to zdjęcia par w momentach bliskości, zestawione z ich portretami, przedmiotami, fragmentami przestrzeni. Zarejestrowane gesty czułości, zbliżenia czy nastrojowe kadry wycinków przyrody wydrukowano na wielkoformatowych tkaninach (przywodzących na myśl prześcieradła, lecz bardziej miękkich i lejących) zawieszonych w niewielkiej przestrzeni galerii-garażu. Delikatność zastosowanego podłoża współgrała z subtelnością gestów między kobietami, współtworzyła (nie tylko wzrokową) opowieść o intymności. Fotografie nachodziły na siebie. Co więcej: widzki_owie podczas zwiedzania dotykali zdjęć oraz wizerunków osób na nich przedstawionych. Przypominało to choćby strategię przyjętą przez Zbigniewa Dłubaka w realizacji Ikonosfera z 1967 roku, z tym że tam były pokazane – i użyte dość instrumentalnie – fragmenty kobiecych ciał.

Karolina Sobel postrzega relacje homoseksualne – za Anthonym Giddensem – jako odejście od instytucjonalnego myślenia o związku jako małżeństwie do indywidualnego narzędzia emocjonalnego spełnienia, [jako przykład pure relationships] które pozbywają się norm i sztywnych scenariuszy i ról. W przedstawieniach kobiet o mniej lub bardziej normatywnych ciałach, poprzez skupienie uwagi na przejawach troski, autorka nadaje tym rolom wspólny mianownik: na pierwszy plan wysuwa się jej subtelna strategia reprezentacji bliskości. Artystka stroni od naturalistycznych ujęć czy rejestrowania dynamiki relacji. Pokazuje związek za pomocą gestów opieki i miłości. Dwuznaczny tytuł serii – Jeśli jesteś ok, ja też jestem ok – mówi o empatii, a jednocześnie odwołuje się do normatywnych celów oswojenia „inności”. To oswajanie odbywało się na warszawskiej wystawie także za pośrednictwem zmysłu dotyku.

Przywołane i skomentowane przeze mnie projekty miały nadać widzialność kobietom nieheteronormatywnym i osobom queerowym. Jak pisała Ewelina Jarosz, norma społeczna tabuizuje wykraczające poza nią modele życia oraz sprawia, że zwłaszcza lesbijki funkcjonują na rubieżach społecznej widzialności i rozpoznawalności22. W jaki sposób projekty odwołujące się do kwestii normatywności wpływają na tę widzialność, do jakich osób docierają, co artystki mogą w ten sposób ugrać, a co stracić?

Zawalczyć o słowo lesba

Jesienią 2021 roku odbyło się otwarcie wystawy połączone z premierą książki i portalu pod hasłem 100LESB.COM. Akcja polegała przede wszystkim na wykonaniu artystycznych portretów i przeprowadzeniu wywiadów z osobami identyfikującymi się jako lesbijki*, co wiązało się też ze strategią przejęcia słowa mającego niegdyś wydźwięk pejoratywny (podobnie jak u Karoliny Sobel). Inspiracją dla Katarzyny Szenajch i Aleksandry Kamińskiej, pomysłodawczyń przedsięwzięcia, były wlepki kolektywu stop bzdurom: Lesbo, nie jesteś sama!, które uwidoczniły potrzebę lesbijskiej wspólnoty. Drugim istotnym odniesieniem stał się dla nich projekt Karoliny Breguły:

[…] <<Od Niech nas zobaczą>> minęło 18 lat, a sytuacja osób LGBTQ+ nie polepszyła się. W 2020 roku Polska zajęła ostatnie miejsce wśród krajów UE w rankingu ILGA Europe, mierzącym równouprawnienie osób LGBTQ+. Część polski to tereny, które lokalne władze ogłosiły <<strefami wolnymi od LGBT>>.

Queerowa społeczność jest nieustannie obrażana i atakowana przez polityków i dziennikarzy. O ile akcja <<Niech nas zobaczą>> była głównie adresowana do heteronormatywnej części społeczeństwa, to akcja <<100Lesb.com>> ma być przede wszystkim skierowana do lesbijek i osób queerowych23.

Tak jak trudno się nie zgodzić z diagnozą sytuacji osób queerowych w Polsce, tak projekt 100Lesb.com – wychodzący od zagadnienia widzialności jak poprzednie realizacje, a w pewnym sensie od podobnych założeń – ukazywał bardziej różnorodne wizerunki lesbijek*. Wokół akcji adresowanej do samej społeczności udało się zgromadzić 100 osób, które zgodziły się pokazać i opowiedzieć o swoich doświadczeniach. Historie te dotyczyły nie tylko widzialności, lecz także lesbijskiej dumy24. Prace wykonane przez grupę artystek mówiły również o współdziałaniu, współpracy, tworzeniu społeczności. Dzięki zebranym wywiadom ujawniły się rozmaite podejścia, aspiracje, przeżycia i tożsamości lesbijek.

****************************

Marta Przybyło – projektantka książek, kuratorka wystaw, historyczka sztuki, artystka. Związana z Fundacją Archeologia Fotografii (którą obecnie współprowadzi), gdzie opracowała wiele książek i wystaw prezentujących twórczość autorów_ek których archiwa opracowuje FAF.
Absolwentka IHS UW, Warszawskiej Szkoły Fotografii, studentka Gender Studies IBL. Od kilku lat tworzy kolaże i fotografie związane z życiem codziennym, obowiązkami domowymi i (solo) macierzyństwem.
Współtworzy kolektyw zinowy Syreny i Glonojady.

****************************

Tekst powstał dla L*AW Lesbijskiego* Archiwum Wirtualnego projektu realizowanego z dotacji Program Aktywni Obywatele – Fundusz Krajowy finansowanego przez Islandię, Liechtenstein i Norwegię w ramach Funduszy EOG.

L*AW dokumentuje polską les*kulturę od XIX wieku do dziś. Archiwum składa się z kalendariam kulturalnego uzupełnianego wywiadami z les*artystkami, tekstami krytycznymi o dziełach_projektach lesbijskich*, a także przekrojowymi analizami motywów, tematów, zjawisk.

L*AW używa nienormatywnych metod archiwizowania – niestandardowe sposoby gromadzenia herstorii_historii grup mniejszościowych są coraz częściej wykorzystywane na świecie. Jako projekt niemal archeologiczny zbiera i przetwarza_interpretuje artystycznie materiał we współpracy z artystkami i krytyczkami, często za pomocą multimedialnych narzędzi, które lepiej pasują do współczesnej rzeczywistości. W sztuce bowiem trudno jest mówić o obiektywizmie, zwykle to splot indywidualnych i społecznych uwarunkowań.

Przykładem nienormatywnego myślenia o archiwizacji jest podcast ilustrowanyL*AW. Wypatrzyć Lesbijkę* poświęcony les*wątkom w kinie polskim.

Lesbijskie* Archiwum Wirtualne jest projektem tworzonym przez Stowarzyszenie SISTRUM. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej*.

*************************

PRZYPISY

1 Wszystkie cytaty pochodzą z rozmowy z artystką, z moim udziałem, przeprowadzonej przez Agnieszkę Małgowską w galerii lokal_30 w Warszawie 21 października 2021 roku.

2 Ostatecznie zdjęcie przyjaciół nie zostało opublikowane.

3 Od nazwy aparatu małoobrazkowego Leica.

4 Zob. http://albom.pl/biblioteka/?string&search=Szukaj&tax_media_author[]=154, dostęp 8 grudnia 2021.

5 B. Pietkiewicz, Niech nas zobaczą, Polityka 2003, nr 12, 22 marca 2003,
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/klasykipolityki/1860870,1,ta-kampania-miala-byc-przelomem-w-kontakcie-swiata-homo-z-hetero.read , dostęp 8 grudnia 2021

6 Projekt artystki został przypomniany niedawno na zbiorowej wystawie Poganki / Heathens właśnie w wyborze dwóch dużych, nisko zawieszonych zdjęć. Poganki / Heathens, kuratorka: Agnieszka Rayzacher, współpraca Kinga Cieplińska, lokal_30, Warszawa, 24 kwietnia–10 czerwca 2021. Zob. http://lokal30.pl/wystawy/poganki/, dostęp 8 grudnia 2021.

7 Okładka dwumiesięcznika społeczno-kulturalnego LGBTQ Replika 2019, nr 82 (listopad/grudzień), https://replika-online.pl/produkt/replika-82/, dostęp 8 grudnia 2021.

8 Recepcja projektu Niech nas zobaczą z pewnością mogłaby się stać tematem osobnej książki. Bilboardy ze zdjęciami autorstwa Karoliny Breguły wzbudziły dużo kontrowersji i sprzeciw środowisk konserwatywnych. Były niszczone i zalewane farbą.

9 W twórczości Karoliny Breguły występuje wiele bohaterek, chociażby w realizacjach filmowych. Na potrzeby niniejszego tekstu wybrałam jedynie kilka.

10 Wystawa była prezentowana w Galerii Program w Warszawie (16 lutego –11 marca 2006) oraz w Galerii Nowych Mediów w Gorzowie Wielkopolskim (17 lutego–18 marca 2007).

11 Celowo nie rozbudowuję wątku duetów artystek. Wskażę tylko dwa, które także powstały w państwowych uczelniach artystycznych w podobnym czasie: duet fotograficzny hueckelserafin Magdy Hueckel i Agaty Serafin, związanych z gdańską ASP; duet performatywny Sędzia Główny Karoliny Wiktor i Aleksandry Kubiak, związanych z zielonogórską ASP.

12 Karolina Breguła, Kurz / Dust,lokal_30, Warszawa, 30 września–19 listopada 2021. Zob. http://lokal30.pl/wystawy/kurz-dust/, dostęp 8 grudnia 2021.

13 Duża część informacji na temat projektu oraz wypowiedzi autorki pochodzą z wywiadu: Uwielbiam oglądać życie przez aparat. Rozmowa z fotografką Hanną Jarząbek, rozm. przepr. A. Małgowska, portal fundacji Feminoteka, https://feminoteka.pl/uwielbiam-ogladac-zycie-przez-aparat-rozmowa-z-fotografka-hanna-jarzabek/ dostęp 8 grudnia 2021.

14 Na stronie internetowej artystki seria funkcjonuje pod tytułem Lesbians and much more (Poland). Zob. http://www.hannajarzabek.com/lesbians-much-more-poland-hanna-jarzabek, dostęp 8 grudnia 2021.

15 Hanna Jarząbek, Margines odmienności, Galeria 2πR, Wyższa Szkoła Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa, Poznań, 1–30 kwietnia 2010;Galeria Wysokich Napięć, Szkoła Wyższa Psychologii Społecznej, Warszawa, 29 kwietnia–13 maja 2010.

16 Marta Kochanek, We Love We Make We Exist, Gas Hall, Birmingham Museum and Arts Gallery, Birmingham, 2013; Midlands Arts Centre (mac), Birmingham, 2013. Zob. strona internetowa Marty Kochanek, https://www.martakochanek.com/welovewemakeweexist, dostęp 8 grudnia 2021.

17 Marta Kochanek, We Love We Make We Exist, Galeria MiTo, Warszawa, 17–27 lutego 2014.Festiwal miał pięć edycji (2010–2014). Jego pomysłodawczyniami były Anna Król i Małgorzata Grzegorek, członkinie Porozumienia Kobiet 8 marca. Zob. strona festiwalu, https://rewolucjekobiet.blogspot.com/, dostęp 8 grudnia 2021.

18 Homorodziny są równie nudne jak każda rodzina na świecie, rozm. przepr. M. Konarzewska, „Krytyka Polityczna”, 19 lutego 2014, https://krytykapolityczna.pl/kultura/sztuki-wizualne/homorodziny-sa-rownie-nudne-jak-kazda-rodzina-na-swiecie/?hide_manifest, dostęp 8 grudnia 2021.

19 Karolina Sobel, If You are ok, I am ok, Hochschule für Gestaltung (Uniwersytet Sztuki i Designu, HFG), Karlsruhe, 15–21 kwietnia 2019.

20 Artystka świadomie użyła niepoprawnego zapisu słowa. http://sistrum.org.pl/wp-content/uploads/2020/07/AAAKulturalnik_SRLK_-Karolina-Sobel_Lezby.pdf, dostęp 13 grudnia 2021.

21 Karolina Sobel, Lezby, kuratorka: Kate Zazenski, Galeria Stroboskop, Warszawa, 20 czerwca–11 lipca 2020.

22 E. Jarosz, Intymny dystans. Sztuka lesbijska w Polsce, Artmix 2011, nr 25, 7 stycznia 2011, https://archiwum-obieg.u-jazdowski.pl/artmix/19911, dostęp 10 grudnia 2021.

23 Opis pochodzi z profilu Instagram projektu 100Lesb.com.

24 100Lesb.com, red. K. Szenajch, kat. wyst., Warszawa 2021.

25 biedrzycko, dvy.un, Klementyna Epa, Agata Fogtman, Martyna Gart, Karolina Jackowska, Gosia Kołdraszewska, Zlata Lebedz, Magda Mos, Małgorzata Mycek, Weronika Nowojska, Sam Sara, Klaudyna Schubert, Natalia Spyrka, Beata Sosnowska, Carollė Süssj, Katarzyna Szenajch, M.S., Tyna Tokars, Danuta Turkiewicz, Kasia Tyszkiewicz.

Cudowne Lata to nasza prz_szłość. Rozmowa z Anną Włodarczyk i Aminą Dargham

Magdalena Wielgołaska: Jaka jest historia Cudownych Lat? Jaka były Wasz droga do projektu muzycznego, który współtworzycie?

Anna Włodarczyk: Od wielu lat – zanim stałyśmy się parą – podziwiałam Aminę, jako gitarzystkę i osobę muzykującą, i marzyłam, żeby mieć z nią zespół. Sama udzielałam się w projekcie Toples, w którym z czterema koleżankami tworzyłyśmy muzykę lesbopolo. Później współtworzyłam dziewczyńskie Wilcze Jagody. Od zawsze [śmiech] – jak to się mawia – interesowałam się muzyką i od wczesnej podstawówki miałam w domu gitarę. Granie wychodziło mi różnie, bo tata pokazał mi tylko cztery chwyty, a na początku lat 90., w małym mieście, w którym mieszkałam, nie mogłam znaleźć nikogo, z kim mogłabym grać. Ale kiedy wyjechałam do Warszawy, powstał YouTube i poznałam muzykujących znajomych – wszystko zaczęło nabierać sensu.

Kiedy byłam nastolatką, znana byłam wśród znajomych, jako “ta śpiewająca”, bo często na imprezach, po kieliszku śpiewałam soulowe piosenki Donny Summer i Sade, i dużo gadałam, co skutkowało utratą głosu na drugi dzień. W tamtym czasie byłam też słuchałam zespołu Breakout i głosu Miry Kubasińskiej, Janis Joplin, the Doors, triphopu: Massive Attack, szczególnie płyty Blue Lines, projektu Tricky’ego Nearly God. Kochałam Bjork, Billie Holiday, Erykah Badu, raperkę Bahamadia – to ona przykuła moją uwagę swoim nienormatywnym wyglądem, takiej tough lady. Była też muzyka, z kategorii #guiltypleasure – Mr. Big, wczesna Cher, Dr. Alban. Amina pewnie też ma kilka ciekawych przykładów [śmiech].

MW: Spora lista muzycznych inspiracji i to chyba nie koniec?[śmiech]

AW: Nie. Kolega mojej starszej siostry, kolekcjoner winyli w latach 90., przegrywał nam swoje płyty na kasety i dzięki temu poznałam awangardowe produkcje Laurie Anderson i niesamowitą Diamandę Galas. W międzyczasie kupowałam kasety w lokalnym sklepie muzycznym w Kielcach i pamiętam, że bardzo zaintrygował mnie amerykański kobiecy zespół L7, Belly, też zespoły Bjork, zanim zaczęła solową karierę: K.U.K.L. i the Sugarcubes. A w hołdzie dla Skin ze Skunk Anansie zgoliłam sobie głowę. Później, już na studiach w Warszawie, zaczęłam bardziej świadomie słuchać muzyki, jarać się partiami instrumentalnymi, chodzić na koncerty. Dowiedziałam się o ruchu Riot Grrrl i amerykańskich zespołach Bikini Kill, a także o ruchu queercore z zespołami: Team Dresch, Tribe 8, Lesbians on Extasy. Stopniowo, podobnie jak w przypadku świadomościlewicowej i feministycznej, zaczęło we mnie dojrzewać też bardziej krytyczne podejście do muzyki, do tego przez kogo jest w większości tworzona, ile w niej jest kobiet i na czym – o ile w ogóle – grają. Oczywiście nie dlatego, że grających kobiet nie ma, tylko dlatego że kultura patriarchalna w taki, a nie inny sposób to eksponuje. Pamiętam, że na studiach prawniczych podczas zajęć u prof. Moniki Płatek, brałam udział w quizie z wiedzy na temat działalności artystycznej i naukowej kobiet, i okazało się – o czym nie wiedziałam – że tzw. Marsz Mendelshonna, czyli marsz weselny – skomponowała jego siostra Fanny. I to jest niekończąca się opowieść, którą z fascynacją, a czasem z goryczą eksploruję do dziś.

MW: Ty, Amino, dorastałaś w dwóch odległych kulturowo światach. Jak przełożyło się to na Twoje muzyczne inspiracje i twórczość?

Amina Dargham: Czasy nastoletnie spędziłam w Bejrucie, mój tata jest Libańczykiem. Tam uczyłam się grać na
gitarze i muzykowałam z lokalnymi składami rockendrollowymi. Ale wakacje spędzałam też z mamą w Sieradzu, gdzie z kolegą z bloku obok mieliśmy nauczyciela gitary bluesowej, bo w tych czasach fascynowałam się bluesem. I podkochiwałam się w Janis Joplin. Miałam spore wsparcie ze strony rodziców, którzy opłacali moje lekcje gry i widzieli mnie w przyszłości jako Rock Star.[śmiech] Tata nawet załatwił mi w Bejrucie sesję nagraniową gitary z kawałka Carlosa Santany, do czego się pilnie przygotowywałam. Potem słuchał tego na reapicie z taśmy w samochodzie. Z drugiej strony mam takie doświadczenie, że gdy po jakimś przyjęciu w klubie muzycznym wracałam ze znajomymi autem do domu, słuchając Nirvany, złapała nas policja i spędziliśmy dwa tygodnie w areszcie. To było dość przerażające. Złapali nas, ponieważ wtedy w Libanie słuchająca rocka i alternatywnie wyglądająca młodzież – ja, krótkowłosa hipiska i długowłosi koledzy – z automatu utożsamiana była z narkotykami, a konkretnie z marihuaną. No i tak po prostu tę młodzież łapali i przetrzymywali, póki jej rodzice nie uratowali. W tamtym czasie uwielbiałam grunge: Nirvanę, Pearl Jam, Stone Temple Pilots i Hole. Jeśli chodzi o tę ostatnią kapelę, to bardzo podobało mi się, że liderką była dziewczyna – Courtney Love i przygrywały jej instrumentalistki.

Stosunkowo niedawno obejrzałyśmy z Anią świetny film dokumentalny o perkusistce Hole – Patty Schemel, która jest lesbijką. W filmie sporo opowiada o swojej tożsamości i problemie z narkotykami w kontekście muzykowania – Hit so hard – polecamy. Uważam, że wielce niedocenioną artystką z lat 90. jest Linda Perry, dużo jej słuchałam i wiedziałam też o tym, że jest lesbijką.

Moją wielką fascynacją była też Tina Turner, jej wczesne dokonania. Uwielbiam oglądać wideo z nią, jak tańczy i śpiewa, i jaką ma niesamowitą energię, mimo że przecież grała wtedy z Ikiem – mężem, który był przemocową kanalią. Słuchałam też dużo Cat Power, podobał mi się głos Chan Marshall i kompozycje gitarowe – bardzo poruszające – pasujące do mojego teenage-emo-romantic stylu. [śmiech] Bardzo lubiłam jeździć w niedzielę z rodzicami na libańskie i syryjskie bazary, gdzie często wygrzebywałam skarby z arabską muzyką na kasetach: Um Kulthum, Abdel Halim Hafez i Fairuz. Jeśli chodzi o guilty pleasures muzyczne, to kochałam też Roxette i Europe.

MW: Ostatecznie wybrałaś Polskę jako miejsce, w którym żyjesz i tworzysz.

AD: Tak, na studia wyjechałam do Polski, do Krakowa, gdzie od razu zapragnęłam – poza studiami – także muzykować. Na dłużej zabawiłam w tworzonym z koleżankami zespole Translola. Nagrałyśmy album, a także płytę będącą hołdem dla rosyjskiej muzyczki Janki Diagilewej. W Rosji byłyśmy też na trasie, prezentując materiał związany z projektem YANKA. Chodziło o przypomnienie twórczości legendy punkowego undergroundu z Nowosybirska – Janki Diagilewej. To była dla mnie niesamowita przygoda: podróż koleją transsyberyjską, obserwowanie zmieniających się za oknem widoków natury, starsze kobiety sprzedające na każdej stacji ciepłe piwo i suszone rybki. Na miejscu zostałyśmy przyjęte bardzo ciepło i chciałabym do Rosji kiedyś wrócić, tym bardziej, że ostatnio dużo mi o niej przypomniało: we wrześniu w Krakowie grałyśmy z Anią support przed fantastycznym kobiecym zespołem z Moskwy – Lucidvox, mój kolega Konstanty Usenko, wydał ostatnio już drugą książkę o muzyce i kulturze rosyjskiej – Buszujący w Barszczu, a wcześniej Oczami radzieckiej zabawki. I muzykę zespołu, i książki Usenki bardzo polecam. Byłam zaangażowana też w projekty związane z nauczaniem nastolatek grania na gitarze. Teraz bardzo się cieszę, że tworzę z Anią Cudowne Lata, bo brakowało mi grania.

MW: Wasze opowieści to bogactwo przeróżnych tropów, którymi mogą podążać osoby czytające ten wywiad. Bardzo się z tego cieszę.

 *********

Fragment wywiadu z cyklu  SISTRUM rozmawia o L*kulturze. CZYTAJ CAŁY TEKST.

 *********

Anna Włodarczyk (1982) mieszka i pracuje w Warszawie, gdzie studiowała dziennikarstwo, prawo i gender
studies. Na studiach prawniczych zajmowała się wątkami feministycznymi i przygotowywała się do pisania
pracy doktorskiej na temat polskiej ustawy antyaborcyjnej. W latach 2011-14 była zaangażowana w działalność
grup queerowo-feministycznych. Aktualnie poza godzinami pracy skupia się na muzyce i relaksie.

Amina Dargham
 (1981) mieszka i pracuje w Krakowie, gdzie studiowała na Akademii Sztuk Pięknych
w katedrze malarstwa. Zawodowo zajmuje się tatuowaniem.

Magdalena Wielgołaska – aktywistka / lesbijka / feministka / współzałożycielka Stowarzyszenia Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* / działaczka na rzecz poszerzania wiedzy na temat leczniczego działania konopi / zaangażowana w Kręgi Kobiece i odzyskiwanie wewnętrznej, kobiecej Mocy / członkini Partii Zieloni / administratorka strony Strefa Les* / współpracowniczka projektu A kultura LGBTQ+ nie poczeka! /
współtwórczyni projektu Lesbijska Inspira.

 *********

DO POCZYTANIA
A Kultura LGBTQ- nie poczeka!

I.
AAAKulturalnik. Sistrum rozmawia o L*Kulturze.
1. Komiksy dojrzały już dawno temu. Czas by dojrzeli też czytelnicy. Wspomnienie o Bostońskich małżeństwach. Rozmowa z Sylwią Kaźmierczak
2. Próbowałam łączyć wodę z ogniem, teraz zaczynam czuć siebie. Rozmowa z Agnieszką Olszewską-Kaczmarek
3. Tkwimy w zero-jedynkowym myśleniu. Rozmowa z Anną Adamczyk
4. Jestem psychofanką minimalizmu. Rozmowa z Alicją Migdą AIMO
5. Lubię wydobywać queerowość z postaci popkultury. Rozmowa z Weroniką F. Justyńską vel DK Vera Cruz
6. Cudowne Lata to nasza prz_szłość. Rozmowa z Anną Włodarczyk i Aminą Dargham
7. Jesteśmy parą dziwaczek. Di Libe brent wi a nase Szmate. Rozmowa z Mają Pompą.
8. Burleska zawsze była feministyczna suwersywna i emancypacyjna. Rozmowa z Betty Q.

lI.
AAAKulturalnik. Teatr lesbijski w Polsce.
1. Rozmowa o spektaklu. Amy Conroy. Alicja & Alicja. Lesbijki w kolorze nude.
2. Rozmowa o spektaklu. Szelest. Laboratorium Ma(g)daleny Anny. Teatr Forum.
Takie szekspirowskie marzenie, żeby teatr zmieniał świata.
3. Rozmowa z Jolantą Janiczak. Mam dość oglądania bohatera maczo, który kolonizuje świat. Wokół spektaklu
O mężnym Pietrku i sierotce Marysi. Bajka dla dorosłych.
4. Rozmowa z kolektywem CZARNE SZMATY (Martą Jalowską, Karoliną Maciejaszek, Magdą Staroszczyk)
Razem znaczymy więcej niż każda osobno.
5. Rozmowa o spektaklu. Przebudzenie na podstawie Bachantek Eurypidesa w reżyserii Marty Malinowskiej.
Szkoda tych nagich dziewczęcych ciał.
6. Rozmowa o spektaklu. Bachantki w reżyserii Mai Kleczewskiej. Waginalny głos.
7. Rozmowa o dramacie. 33 SZTUKA Moniki Rak. Lesbijskie menage a trois.

 

LESBIJSKA INSPIRA I Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz

wokół-manifesty10

Agnieszka Małgowska: Na stronie O’LESS Festiwalu obok Twoich prac można przeczytać komentarz: Interesuje mnie współpraca z organizacją, która działa, aby wspierać lesbijki i promuje ich twórczość i inne typy działalności. Sztuka gejowska jest już bardzo rozbuchana, głównie to oni robią wystawy. Lesbijki są w cieniu. To było trzy lata temu. Nadal tak myślisz?

Magdalena Tchórz: Trochę się zmieniło. Coś się poprawia, ale dalej myślę, że więcej powinno się mówić o lesbijkach w sztuce, ciągle widzę, że promowani są geje.  

AM: Malujesz, rysujesz, a lesbijki w Twojej twórczości to nie marginalny temat. Myślisz, że będziesz go kontynuować?

MT: Staram się, choć ostatnio mam na to mniej czasu. Zajmuję się teraz grafiką komputerową, muszę po prostu zarabiać na życie.

AM: Pytam, bo moim zdaniem tworzenie sztuki lesbijskiej wymaga wytrwałości. Jesteś młodą osobą. Zdarza się, że artystki traktują sztukę jako narzędzie terapeutyczne, przepracowują sprawę i porzucają temat lesbijstwa.

MT: Lesbijski temat jest stały w mojej twórczości, jest dla mnie bardzo ważny. W mojej rodzinie nigdy nie mogłam mówić na ten temat szczerze, napięcie wynikające z tego tłumienia znalazło ujście w sztuce. Dzięki sztuce mogłam wreszcie mówić o swojej orientacji i dzięki moim profesorom, którzy zachęcali mnie, bym w swym malarstwie skupiła się na lesbijskim wątku.

AM: Przypomnijmy. Studiowałaś w Akademii Sztuk Pięknych im. Jana Matejki w Krakowie. Ta uczelnia jest otwarta na nienormatywne tematy?

MT: Akademia jest podzielona. Jest grupa liberalna i konserwatywna. Ja poznałam otwartych wykładowców, bez nich nie miałabym tyle odwagi, by mówić tak bezpośrednio. Zaczęło się od tego, że Wojtek Kubiak, asystent na zajęciach rysunku, domyślił się po moich szkicach, że jestem lesbijką i delikatnie mnie zachęcał, bym więcej mówiła o swej prywatności.

AM: Zatrzymałabym się tu na chwilę. To znaczy, że wcześniej nie podkreślałaś swojej orientacji?

MT: Bałam się głośno o tym mówić, choć nigdy tego nie ukrywałam, jednak się nie wychylałam. Tak na trzecim roku studiów coś się zmieniło. To był proces, który zamknęła moja praca magisterska: “Szkice związku dwóch kobiet”. Opisałam w niej artystycznie codzienność życia z moją ówczesną partnerką.

AM: Rozumiem, że swoje preferencje odkryłaś wcześniej?

MT: Od dziecka wiedziałam, że jestem lesbijką. Chociaż może nie do końca świadomie. To było instynktowne. Już kiedy miałam dziesięć lat zafascynowała mnie starsza koleżanka, miała trzynaście lat. Nigdy nie byłam z mężczyzną, takie relacje mnie nie interesowały, od zawsze pociągały mnie dziewczyny. To było dla mnie całkowicie naturalne. Nie udało się tego stłumić ani ukryć, mimo że pochodzę z małej miejscowości i na dodatek z ultrakatolickiej rodziny.

AM: A jak poradziła sobie z tym Twoja ultrakatolicka rodzina?

MT:
 Moja rodzina mnie zna, wychowywali mnie, więc się domyślili. Jakoś to przeżyli, wszyscy wiedzą o co chodzi, ale to taka tajemnica poliszynela. Wiedzą i nie chcą mówić o tym otwarcie. Mam wrażenie, że katolicy nie umieją rozmawiać, rozmowa jest albo powierzchowna, albo niewygodne sprawy są zamiatane pod dywan. Lepiej żeby “pewne sprawy” nie ujrzały światła dziennego. Niestety wiara monoteistyczna wciąga jak narkotyk. Człowiek przywiązuje się w takim stopniu do wartości i zasad danej religii, że staje się jej niewolnikiem. Wszelkie próby odwodzenia go od tego myślenia traktuje jako zagrożenie dla swojej wiary, a na próby jakiegokolwiek zaprzeczenia dogmatom religijnym reaguje strachem i złością.

AM: Naprawdę wszyscy z Twojej rodziny myślą tak tradycyjnie?

MT: Nie wszyscy. Mój chrzestny, który zmarł w styczniu zeszłego roku, był pierwszą osobą w rodzinie, która szczerze o mojej orientacji ze mną porozmawiała. Zadedykowałam mu moją pracę dyplomową. Tak jak ja był introwertykiem i człowiekiem nieśmiałym, jednak dla niego nie było tematów tabu. Mogłam z nim porozmawiać o prawach kobiet, homoseksualizmie, hipokryzji w kościele, rodzimowierstwie słowiańskim. Był bardzo skromnym, dobrym, wrażliwym i wspierającym człowiekiem. Bardzo mi go brakuje.

AM: Rozmawialiście o rodzimowierstwie słowiańskim? 

MT: Tak, tym się ostatnio fascynuję. Nie odnalazłam się w katolicyzmie. Od zawsze idea Boga Ojca do mnie nie przemawiała, choć nie mam traumatycznych doświadczeń z własnym ojcem, jak pewnie niektórzy mogą podejrzewać. To człowiek o wielkim sercu, do niczego mnie nie zmuszał. Ale ja wiarę katolicką pamiętam jako ciągłe przerażenie, poczucie winy. Buntowałem się przeciwko temu, potem odcięłam się, w końcu odkryłam rodzimowierstwo słowiańskie.

AM: A dlaczego właśnie taka droga? Zmaganie się z religią to charakterystyczny element tożsamości części polskich kobiet nieheteronormatywnych. Katolicyzm nas naznacza. Niektóre dziewczyny usiłują się w nim odnaleźć , jak członkinie Wiary i Tęczy, inne odcinają się od religii w ogóle, jeszcze inne zmieniają wiarę, niektóre szukają swojego miejsca poza wielkimi systemami, zwykle odwołując się do boginicznych kultów.

MT: Jestem feministką i w religii słowiańskiej skupiam się właśnie na boginiach. Poza tym bliska jest mi ziemia naszych praprzodków, a ziemia kojarzona jest z kobietą, utożsamiana z Matką. Tym sposobem łączę dwie motywacje.

AM: Feminizm, rodzimowierstwo i orientacja niehetero to spory bagaż nienormatywności. Z takim bagażem zwykle trudno znaleźć sobie miejsce w świecie. Jak poradziłaś sobie w Krakowie, gdy już jawnie zaczęłaś mówić o tym, że jesteś lesbijką? Czy szukałaś kontaktu z organizacjami krakowskimi: z Kulturą dla Tolerancji czy Queerowym Majem, które skupiają się na sztuce?

MT: Po przyjeździe do Krakowa szukałam towarzyskich relacji, przyjaźni, ale nie znalazłam. Dopóki studiowałam miałam dobrych znajomych, potem – jak to zwykle bywa – każdy poszedł w swoją stronę. A krakowskie środowisko LGBTQ? Mam poczucie, że jest bardzo zgraną grupą, przez to hermetyczną. Raczej przestrzenią queerową, a ja jestem lesbijska, więc nie udało mi się tam zadomowić. Być może też dlatego, że mam poglądy tak zwanego środka. Nie jestem ani na prawo, ani na lewo. W sumie unikam polityki, co dziś jest źle widziane. Mam więc problemy z osobami prawicowymi, do pewnego momentu się zgadzamy, potem ściana. Podobnie z lewakami, którzy zakładają, że osoby LGBTQ+ są lewackie. Ale to stereotyp. W Krakowie – moim zdaniem – jest lewacko, a wyrażało się to przede wszystkim przez prouchodźcze poglądy. A mnie dziwi zainteresowanie islamem, religią szczególnie patriarchalną, w której nie ma miejsca ani dla kobiet, ani dla osób homoseksualnych. Rozumiem pomoc, ale za tym idą też inne sprawy. Dla mnie najważniejsze są kobiety, wszystko, w czym widzę zagrożenie dla kobiet, budzi mój niepokój. Nie mogę uwolnić się od tego myślenia.

AM: Uważasz, że eliminują Cię ze świata branżowego poglądy polityczne?

MT: Dokładnie tak. Z tych powodów czuję się całkowicie oddzielnie. Poza tym jestem osobowością introwertyczną, osobą “wysoko wrażliwą” –  jak klasyfikuje mnie Elaine Aron, a potocznie zwaną “przewrażliwioną” i trudno mi się przebićA tu trzeba przepychać się łokciami. Myślę też, że nie pasuję do profilu krakowskiego środowiska, które ceni sobie mainstream. A ja – szczerze powiedziawszy – trochę brzydzę się mainstreamem. W głównym nurcie dominuje to, co jest wymuskane, idealne jak na Instragramie. Nie chcę takiej rzeczywistości, takiego myślenia, to nie ma nic wspólnego ze światem, w którym żyjemy. W sztuce cenię naturalność. Nie chcę przesady, która moim zdaniem cechuje gejowską kulturę.

AM: To pogląd często powtarzany przez kobiety nieheteronormatywne. Co z tym robić?

MT: Warto to przekodować albo wręcz stworzyć odrębny świat, żeby na nich nie polegać, nie zależeć od nich, nie oglądać się na ich rozwiązania. 

AM: Rozumiem, że skłaniasz się ku separatyzmowi. A chyba potrzebujemy też grup i osób wspierających. A jeśli tak, kto to może być?

MT: Tak, wybieram separatyzm, a we współpracy stawiać powinnyśmy na feministki. Wiem, że od dawna są rozbieżności, wiem, że wśród feministek są lesbijki, jedne się ujawniają, inne nie, ale to one wskazują nam drogę. Na krakowskiej uczelni Iwona Demko, wykładowczyni i artystka znana z tworzenia wagin, wywalczyła w zeszłym roku rocznicowy artykuł poświęcony Zofii Baltarowicz, pierwszej studentce krakowskiej ASP. Wydaje się to niewielką sprawą, ale okazało się, że odbyła się poważna bitwa. Takie działania są potrzebne, trzeba walczyć na każdym kroku. A robią to na różne sposoby właśnie feministki.

AM: Zgadzam się, że do feministek nam najbliżej. Zdaje się, że Czarny Protest wiele zmienił! Nas na przykład wspiera Feminoteka, która udostępniła stronę na regularne publikowanie rozmów Lesbijskiej Inspiry. Bez cenzury, najmniejszej nawet sugestii. Działamy od kilku miesięcy. Czasem tylko tyle wystarczy. Nie musimy się zgadzać we wszystkim. Fajnie się wspierać.

MT: Dlatego chodzę na Manify i Marsze Równości. Udzielam się, kiedy i jak mogę. Staram się zasilać wszelkie wolnościowe marsze, nawet jeśli jest nas jeszcze wciąż mało, to widzę sens takich protestów. Wiem, że każda osoba jest ważna, także moja. Zwłaszcza w mniejszych miastach.

AM: Kraków nie jest mały, a wyjechałaś z niego. Właśnie się przeniosłaś na Pomorze. Dlaczego?

MT: Na wyjazd złożyło się kilka spraw. Bezpośrednim powodem była utrata pracy. Ale czułam się w Krakowie ciągle jak przyjezdna, jak mówiłam, nie pasowałam do środowiska, nie zadomowiłam się. Poza tym już od jakiegoś czasu myślałyśmy, z moją partnerką, żeby wyjechać na Pomorze. Moja dziewczyna ma tam rodzinę, przez którą zostałam bardzo dobrze przyjęta. Mam świetny kontakt z “teściową”, opiekuje się nami, pomaga w szukaniu pracy i mieszkania. Jest moją drugą mamą.

AM: Dużo powodów by się przenieść. I jak jest na Pomorzu?

MT: Dopiero się przeprowadziłyśmy. Urządzamy się. A potem chciałabym coś robić dla lesbijek, między innymi wystawy.

AM: Może warto zapukać do Stowarzyszenia Tolerado, przy którym działa grupa dla kobiet nieheteronormatywnych. Sporo tam aktywnych dziewczyn.

MT: Na pewno spróbuję.

AM: A czego oczekujesz od lesbijskiej przestrzeni?

MT: Chciałabym, żeby dziewczyny odważnie mówiły kim są. Chciałabym swoją sztuką pokazać, że nie wstydzę zajmować się lesbijską tematyką, nie ukrywam jej za alegoriami. Chciałabym, żeby żyło się normalnie. Uważam, że lesbijki cenią sobie codzienność, a do tego potrzebna jest uregulowana sytuacja prawna. Dlatego jestem za związkami partnerskimi. Potrzebne jest to nam i polskiemu społeczeństwu, a zdarza mi się słyszeć, że sprawa LGBTQ to sprawa marginalna, że nie ma po co zajmować się marginesem. Ale właśnie trzeba się tym zajmować, podejmować temat na wszelkie sposoby.

AM: Jesteś więc zwolenniczką autowania?

MT: Tak. Smutno mi było, gdy czytałam wywiad z Anonimową Lesbijką w Waszym cyklu. Choć wiem, że bywa różnie, ale trzeba stawiać opór, być gotową na wyzwiska, na oskarżenia o grzech czy chorobę. Ludzie bywają chamscy, ale temu nie można ulegać. Dawajmy przykład swoim życiem.

AM: Wojowniczo. A spotkało Cię coś złego w życiu w związku z Twoją orientacją?

MT: Mam chyba szczęście. Nie spotkało mnie nic groźnego od obcych. Jestem też ostrożna. Od rodziny – jak mówiłam – uniki, pouczenia, że to niezgodne z bożym planem, że to zboczenie. Dostałam też w życiu sporo wsparcia, choć więcej od osób hetero niż społeczności LGBTQ+.

AM: Manifest Lesbijskiej Inspiry, który jest impulsem do naszej rozmowy, był właśnie reakcją na pomijanie i brak wsparcia dla lesbijek przez znaczną część społeczności LGBTQ+. Co myślisz o takim głosie?

MT: Myślę, że zawsze trzeba się sprzeciwiać, kiedy następują przekłamania, gdy jakaś część społeczności zasłania inną, jeśli nie można inaczej.

AM: W dziewczynach siła! Działajmy! Dziękuję za rozmowę. I czekamy na wystawy.

Korekta: Maja Korzeniewska

————————————–

Magdalena Tchórz (ur. 1989) – absolwentka wydziału malarstwa krakowskiej ASP, dyplom z malarstwa. Interesuje ją kobieta – jako obszar działań artystycznych i badań teoretycznych – wraz z jej uczuciami, umysłem, tożsamością, seksualnością i cielesnością. Od roku pracuje jako graficzka komputerowa. Jako rodzimowierczyni pasjonuje się pierwotnymi mocami kobiecymi, astrologią, naturą.

Agnieszka Małgowska (1/2 Damskiego Tandemu Twórczego)
lesbijka / feministka / artaktywistka / reżyserka / trenerka teatralna / scenarzysta
Współtwórczyni projektów: Kobieta Nieheteronormatywna (cykl debat) / A Kultura LGBTQ+ Współtwórczyni projektów: Kobieta Nieheteronormatywna (cykl debat i audycji radiowych, 2014- 2016) / O’LESS Festiwal (2012-2014) / DKF Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną (cykl spotkań, 2012-2015) / A kultura LGBTQ+ nie poczeka (projekt archiwistyczny, od 2017) / O teatrze lesbijskim w Polsce (cykl teatrologiczny, od 2012) / Lesbijska Inspira (cykl wywiadów od 2017) / Portret lesbijek we wnętrzu, Niesubordynowane czytanie sztuki Jolanty Janiczak (czytanie dramatów) / Orlando.Pułapka? Sen, Fotel w skarpetkach, 33 Sztuka, RetroSeksualni. Drag King Show (spektakle) / Czarodziejski flet, Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet (nanoopery) / L.Poetki (film dokumentalny) / Teatr Dialogu (warsztat i akcja miejska) / Wywrotowa komórka lesbijska, Epizody, wątki, sugestie lesbijskie w kinie polskim (wykłady) / Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* (stowarzyszenie, 2017).

———————————

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka
,
I.   Manifest
1.    ManifestInstant
2.    Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
3.    Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej
.
II. Rozmowy wokół manifestu
1.   Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.   Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.   Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.   Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.   Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.   Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.   Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk
8.   Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdą Próchniak
9.   Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.  Co Ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą
15.  Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze polityczna. Rozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26. Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
 .
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
.

IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim
 .
                                                                           ————————————-————
 .
Aktualne wiadomości na temat projektu Lesbijska Inspira znajdziesz na:
Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!