TELEFON DLA KOBIET DOŚWIADCZAJĄCYCH PRZEMOCY

Телефон для жінок, які зазнають насильства

CZYNNY PONIEDZIAŁEK-PIĄTEK
OD 11.00 DO 19.00

Активний з понеділка по п’ятницю з 14:00 до 19:00

Szukaj
Close this search box.

Zwierzę

Fragment powieści Lisy Taddeo, w przekładzie Agi Zano

Wydawnictwo Agora

Lisa Taddeo, materiały promocyjne

1

Wyjechałam z Nowego Jorku, gdzie mężczyzna zastrzelił się na moich oczach. Był człowiekiem łakomym, a krew, która z niego popłynęła, wyglądała jak świńska. Wiem, to okrutne tak myśleć. Zrobił to w restauracji, podczas gdy jadłam kolację z innym mężczyzną, z innym żonatym mężczyzną. Widzisz już, do czego to zmierza, prawda? Tak to wygląda, ale nie zawsze taka byłam.

Restauracja nazywała się Piadina. Na ścianach z czerwonej cegły wisiały fotografie starych Włoszek toczących gnocchi w potężnych umączonych palcach. Przede mną stała miska tagliatelle alla bolognese. Sos był gęsty, miał rdzawą barwę, a wierzch potrawy zdobiła soczyście zielona natka pietruszki.

Siedziałam zwrócona twarzą do drzwi, kiedy do środka wszedł Vic. Jak zwykle miał na sobie garnitur. Tylko raz widziałam go w swobodniejszym stroju, dżinsach i koszulce z krótkim rękawem i bardzo wytrąciło mnie to z równowagi. Na pewno to wtedy zauważył. Ramiona miał blade i miękkie, a ja nie mogłam oderwać od nich wzroku.

Nigdy nie używał imienia Victor. Wyłącznie Vic. Był moim szefem i zanim cokolwiek się wydarzyło, przez długi czas go podziwiałam. Wyróżniał się ogromną inteligencją i schludnością, a do tego miał ciepłą, serdeczną twarz. Pił i jadł zachłannie, ale w skłonności do nadmiaru zachowywał godność. Był przy tym też szczodry, zawsze nakładał wielkie łyżki szpinaku w śmietanie wszystkim zebranym, zanim doszedł do własnego talerza. Miał bogate słownictwo, staranną zaczeskę i wielką kolekcję eleganckich kapeluszy. A także dwoje dzieci, córkę i synka. Chłopiec był opóźniony w rozwoju, a Vic starał się nie mówić o tym ani mnie, ani innym swoim pracownikom. Na biurku trzymał tylko zdjęcie dziewczynki.

Vic zabrał mnie do setek restauracji. Jedliśmy porterhouse’y w dużych ekskluzywnych stekowniach, gdzie stały czerwone tapicerowane ławki, a kelnerzy ze mną flirtowali. Zapewne zakładali, że Vic jest moim ojcem albo starszym mężem, a może domyślali się, że przyszedł z kochanką. W pewnym sensie byliśmy tym wszystkim naraz. Jego prawdziwa małżonka siedziała w domu na Red Bank. Wiem, że w to nie uwierzysz –mówił – widząc, jaki ze mnie niechluj, ale moja żona jest bardzo piękną kobietą. Tak naprawdę nią nie była. Miała za krótkie włosy, a skórę zbyt białą jak na kolory ubrań, które wybierała. Wyglądała jak dobra matka. Lubiła kupować naczynka na sól i ręczniki tureckie. Na początku naszej przyjaźni zdarzało się, że kiedy podczas spaceru zauważałam w sklepowej witrynie bambusowy pojemniczek na sól, robiłam zdjęcie i wysyłałam mu z pytaniem: „Myślisz, że spodobałby się twojej żonie?”.

Twierdził, że mam znakomity gust, ale co to w ogóle znaczy?

Przyjaźń ze starszym mężczyzną, który cię podziwia, może się wydawać czymś bardzo bezpiecznym. Gdziekolwiek byś była, jeśli coś pójdzie nie tak, wystarczy jeden telefon, żeby się zjawił. Mężczyzną zjawiającym się w takiej chwili powinien być ojciec, ale ja wtedy go nie miałam, a ty nie będziesz go mieć nigdy.

Doszło do tego, że zaczęłam polegać na Vicu we wszystkim. Pracowaliśmy w agencji reklamowej. On był dyrektorem kreatywnym. Gdy zaczynałam, nie mogłam się pochwalić praktycznie żadnym doświadczeniem, ale on twierdził, że mam talent. Awansował mnie ze zwykłej asystentki na copywriterkę. Z początku cieszyłam się z każdego wyrazu uznania, ale po jakimś czasie zaczęło mi się wydawać, że sama na wszystko sobie zasłużyłam, a on nie miał z tym nic wspólnego. Ten proces trwał kilka lat. W międzyczasie nasza relacja nabrała intymnego wymiaru.

Mogę wiele powiedzieć o seksie z mężczyzną, który cię nie pociąga. Wszystko budujesz na własnej prezencji, na twoim ciele i na tym, jak wygląda, jak się porusza nad tym człowiekiem, który dla ciebie pełni jedynie funkcję widza.

Kiedy to wszystko się działo, nie miałam pojęcia, jaki ma na mnie wpływ. Zorientowałam się dopiero kilka lat później, kiedy trzy prysznice dziennie przestały mi wystarczać.

Pierwszy raz wydarzył się w Szkocji. Nasza firma zaczęła współpracę z producentem piwa Newcastle, a Vic zasugerował, żebym to ja zajęła się tym kontaktem, chodziła na wszystkie spotkania i rozkręciła temat. Klient był duży, a faceci w zespole mi zazdrościli. Byłam nowa w firmie i w branży. Przestali ze mną flirtować i zaczęli się zachowywać tak, jakbym była tancerką egzotyczną – jednocześnie sobie do mnie walili i mnie oceniali.

Newcastle zarezerwowało mi luksusowy hotel tuż pod Edynburgiem. Budynek był z zimnego kamienia, o wielkich oknach, a do wejścia prowadził okrągły podjazd wysypany żwirem. Wyglądałam przez okno, żeby popatrzeć na pojawiające się na nim samochody – modele vintage, lśniące czarne mercedesy klasy G, małe srebrne porsche. Na łóżku leżała kapa z tartanu, a aparat telefonu był stylizowany na kaczkę krzyżówkę. Pokój kosztował tysiąc czterysta dolarów za noc.

Po tygodniu w Szkocji zaczęła mi doskwierać chandra. Byłam przyzwyczajona do samotności, ale w obcym kraju to co innego. Słońce nigdy nie wyglądało zza chmur, ale deszcz też się nie zjawiał. Poza tym podchodziłam do swojej pracy bardzo naiwnie, a przedstawiciele Newcastle to zauważyli. Zadzwoniłam do Vica do biura. Rozpłakałam się, choć wcale nie miałam takiego zamiaru. Powiedziałam, że tęsknię za ojcem. Oczywiście matki też mi brakowało, ale w zupełnie innym sensie. Potem zrozumiesz dlaczego.

Następnego wieczoru Vic był już w Szkocji. Bilety lotnicze kupione na ostatnią chwilę kosztowały fortunę, ponad dwanaście tysięcy dolarów, które wyłożył z własnej kieszeni, bo przerażała mnie myśl, że współpracownicy uznają tę sytuację za dowód mojej porażki. Nie zjawił się na żadnym spotkaniu. Przygotował mi tylko listę kwestii, które powinnam poruszyć. Wynajął sobie własny pokój na tym samym piętrze. Pierwszego wieczoru zjedliśmy kolację i wypiliśmy kilka drinków w restauracji w hotelowym lobby, po czym każde poszło do swojego pokoju. Za drugim razem jednak odprowadził mnie pod drzwi.

Inteligentni starsi mężczyźni wiedzą, jak niepostrzeżenie wpełznąć na kobietę. W pierwszej chwili to zresztą nie wydaje się podejrzane, możesz nawet pomyśleć, że to od początku był twój pomysł.

Miałam na sobie kremową wełnianą sukienkę, a pod nią gołe nogi. Nigdy nie nosiłam rajstop ani legginsów, nawet zimą. Przyszłam w czarnych czółenkach z paseczkiem.

Vic był w garniturze. Zawsze ubierał się jak faceci z reklam papierosów. Nie pociągał mnie, ale zapach jego wody kolońskiej działał na mnie kojąco. Śmialiśmy się, idąc przez zielono-złoty korytarz. Minęła nas jakaś para, pamiętam, jak popatrzyła na mnie kobieta. Długo gryzłam się z uczuciem, które wzbudziło we mnie to spojrzenie.

W pokoju otworzyliśmy dwie średniej wielkości butelki wina z minibaru, a do tego trzy miniaturowe flaszeczki szkockiej z samolotu, które on wypił sam.

Być może to zasługa jakiegoś instynktu samozachowawczego, ale nie pamiętam dokładnie, jak to się zaczęło. Jestem pewna, że miałam w tym duży udział, że badałam moc i zasięg swojej seksualnej władzy. Poziom własnej urody. Najwyraźniej pamiętam lustro na ścianie, naprzeciwko okien, przy których całymi dniami słuchałam chrzęstu opon na podjeździe. Wstałam, żeby się przejrzeć, bo on powiedział, że kącik ust mam przebarwiony od wina i wyglądam jak ćpunka. Ha, ha, zaśmiałam się. Ten człowiek nigdy nie zdołałby sprawić, żebym poczuła się brzydka.

Stanął za mną przed lustrem. Jego głowa przy mojej wydawała się nienaturalnie wielka. Długie ciemne włosy spływały mi na ramiona, tworząc elegancki kontrast z kremową sukienką. On położył mi jedną dłoń na ramieniu, a drugą na włosach, koło ucha, przechylając mi głowę na bok. Przyglądałam się jego oczom, kiedy przycisnął wąskie usta do mojej szyi. Dreszcz przebiegł mi wzdłuż kręgosłupa, częściowo z odrazy, ale też w mimowolnej reakcji organizmu na erotyczny bodziec. Vic zdjął mi sukienkę przez głowę i już stałam w butach na obcasie i białej koronkowej bieliźnie z czerwonymi kokardkami po bokach. Wtedy ubierałam się dla kogoś – i chciałam wierzyć, że tym kimś jestem ja. Zdarzyło się, że podczas wizyty w sklepiku z akcesoriami kuchennymi w SoHo kupiłam sobie fartuszek w króliczki, drewniane górskie domki i dziewczynki liżące lody w rożku.

Później były wycieczki do Sayulity, do przyjemnego spa w Scottsdale. Były łazienki o niebieskich kafelkach i wspaniałe sushi. Guacamole przyrządzane na zamówienie przy stoliku, kobiety wykonujące taniec brzucha, obsługa zawsze gotowa odprowadzić i przyprowadzić samochód.

Z czasem obrzydzenie stało się zbyt dojmujące, ale długo sobie z nim radziłam. W sumie kontaktu fizycznego nie było aż tak dużo. Jeśli odpowiednio to rozegrać, da się całkiem daleko zajechać na dawaniu komuś dużo niczego. Zwłaszcza jeśli mężczyzna jest żonaty, bo wtedy można rozmawiać o moralności i zastanawiać się, co by na to powiedział twój zmarły ojciec. Z jednej strony sprawiasz, że facet aż się telepie z przerażenia, kiedy bierze cię za rękę, a z drugiej nadal możesz jeździć w ciepłe miejsca z palmami i wózkami golfowymi.

Przez te wszystkie lata nie przestałam chodzić na randki. Zdarzyło mi się kilka pomniejszych zadurzeń, ale nic naprawdę poważnego. O niektórych mówiłam Vicowi. Twierdziłam, że to koledzy, i pozwalałam, żeby sam żonglował sobie w głowie podejrzeniami. Najczęściej jednak kłamałam. Oznajmiałam, że wychodzę z przyjaciółkami, a potem wymykałam się z biura i pędziłam do stacji metra, przez całą drogę oglądając się za siebie, przerażona, że mnie śledzi. Potem spotykałam się z jakimś niemiłym chłopcem, a Vic szedł do domu patrolować internet w poszukiwaniu śladów mojej obecności w mediach społecznościowych. Około dwudziestej trzeciej pisał: „Co tam, mała.” Nie używał znaku zapytania, żeby nie zabrzmiało zbyt dociekliwie. Kiedy starszy mężczyzna ma obsesję na twoim punkcie, zaczynasz rozumieć naturę ludzką na poziomie komórkowym.

Status quo dawało się utrzymać. Oboje dostawaliśmy to, czego potrzebowaliśmy, choć ja dałabym sobie radę bez niego. Okazało się, że on beze mnie nie. Porównywał swój związek ze mną do mitu o Ikarze. On był Ikarem, a ja słońcem. Takie słowa, w które bezwarunkowo wierzyłam i nadal wierzę, przyprawiały mnie o mdłości. Jaka dziewczyna pragnie być słońcem nad krajem, którego nie chciałaby nawet odwiedzić?

Lata mijały i wszystko było w porządku, aż pojawił się mężczyzna z Montany. Mówiłam na niego Big Sky, Vic początkowo też. Zesłałam Vica na samo dno tego, co mężczyzna jest zdolny znieść. Nie zachęcam cię do tego. Uważam, że powinnaś wiedzieć, co to robi z człowiekiem.

Wydaje mi się, że tamtego wieczoru Vic przyszedł, żeby to mnie zastrzelić. Tak myślę.