TELEFON DLA KOBIET DOŚWIADCZAJĄCYCH PRZEMOCY

Телефон для жінок, які зазнають насильства

CZYNNY PONIEDZIAŁEK-PIĄTEK
OD 11.00 DO 19.00

Активний з понеділка по п’ятницю з 14:00 до 19:00

Szukaj
Close this search box.

Zrosty. Fotografia jest rodzajem notatki. Z Martą Przybyło rozmawia Agnieszka Małgowska

Zrosty to intymny esej o relacjach, pamięci i macierzyństwie złożony ze zdjęć i rysunków z różnych lat z archiwum autorki. To rodzaj wizualnego pamiętnika, w którym chronologia jest zaburzona, a obrazy składają się w wanitatywną, melancholijną opowieść kreśloną z kobiecej perspektywy.

Agnieszka Małgowska: Miałam okazję przyglądać się ostatniemu etapowi powstawania Zrostów. Bardzo mnie cieszy, że powstają takie zapisy intymnego kobiecego doświadczenia, które nie ginie w czeluściach zacisza domowego. Przetwarzane na dzieło mogą trafić w ręce innych kobiet i miejmy nadzieję, nie tylko. Jak się narodził pomysł Zrostów?

Marta Przybyło: Chciałam zrobić książkę, która opowie o trudnym czasie, w jakim się znalazłam i pomoże mi go trochę przepracować. W ciągu niedługiego okresu zostałam mamą, rozstałam się z wieloletnim partnerem, wyprowadziłam z rocznym dzieckiem z domu, wróciłam do pracy. Chodziłam na terapię, dużo myśląc o motywach swoich działań i swoich potrzebach, ale też szybko zauważyłam, że drugą terapię przechodzę w domu z synkiem. Często doznawałam nagłych olśnień, zatrzymywałam się na różnych rzeczach, na używanych bezmyślnie wyrażeniach czy zwrotach, które pod pozorem oczywistości kryją w sobie przemocowe dno. Przyłapywałam się – i nadal to robię – na nagłych przypływach gniewu, kiedy mały zaznaczał swoją niezależność, naruszając mój sztywny plan. Zastanawiałam się jak różne społeczne i psychologiczne czynniki związane z wychowaniem splatają się ze sobą w jednostkowej historii. Myślałam też o tym jak emocje, związane z trudnymi zdarzeniami w życiu, zapisują się w ciele.

AM: Te zapisane w ciele emocje to tytułowe zrosty?

MP: Tak. Ten wątek wybrzmiewa najbardziej w tekście do książki, który jest rodzajem wiersza, gdzie piszę  między innymi o powięziach, w których zapisują się tego rodzaju napięcia i które wpływają na życie, choć ich nie widzimy. Ale też od początku, wraz z pomysłem na tytuł, przyszedł pomysł na formę – chciałam zrobić układankę ze zdjęć z różnych okresów, obrazów, które nie mają pozornie ze sobą nic wspólnego, połączyć zdjęcia kolorowe i czarno-białe. Do zdjęć dołożyłam też rysunki, takie szybkie, autoterapeutyczne, które zaczęłam robić bawiąc się kredkami synka. Wszystko to zrosło się w tę książkę.

AM: Rzeczywiście forma i treść robi wrażenia zrostu różnorodnych elementów. Wśród nich wyłania się kilka typowych motywów dla domowego życia: góry prania, oczka rosołowe, podłoga. U Ciebie zamienia się to w poetyckie znaki graficzne.

MP: [śmiech] Tak, pranie to moja zmora, skąd się tyle tego bierze! Lubię robić zbliżenia przedmiotów, ciekawie wygląda sfotografowane pranie, a jak coś zupełnie innego, jak suche kwiaty… Na znaczenia czy przesunięcia wpływa też umiejscowienie zdjęć względem siebie. Dzięki temu część z tych fotografii nabiera niekiedy bardziej abstrakcyjnego charakteru. Myślę, że sąsiedztwo rysunków również na to wpływa, że chce się patrzeć w inny sposób.  

W zasadzie większość tych zdjęć powstała w przestrzeni domowej, część w kuchni, gdzie dużo się dzieje: faktury, kolory, spotkania dziwnych przedmiotów, katastrofy, kwiaty, niedomyte gary… Tak sobie teraz myślę, że może przez to, że jestem bałaganiarą, moje otoczenie zawsze ma w sobie ten rodzaj zaskakującej czasem przypadkowości. Sama się dziwię, dlaczego niektóre przedmioty spotykają się w jednym miejscu. Teraz, jak jeszcze dołożyć do tego ruchu przedmiotów drugą osobę sprawczą ,mojego syna, to robi się jeszcze ciekawiej.

AM: W pamiętniku obrazami opowiadasz o sobie i swoim synu, ale zadbałaś o to, by nie naruszyć prywatności swojego dziecka. To wyjątkowe w czasach social mediów, w których dzieci pokazywane są jak maskotki.

MP: Starałam się nie pokazywać twarzy mojego  syna,i innych osób, które pojawiają się na zdjęciach. Do pewnego stopnia był to świadomy gest, choć nie było w tym też jakiegoś szczególnego powstrzymywania się, w pewnym sensie nie wydawało mi się to też potrzebne. Jedynie moja twarz pojawia się w książce.

AM: Kiedy powstawały zdjęcia do tego pamiętnika wizualnego?

MP: Wykorzystuję w książce zdjęcia ze swojego archiwum z kilku ostatnich lat. Większość zrobiłam w ciągu ostatnich 5-7 lat, choć jest jedno zdjęcie, które może mieć z 15 lat, a najświeższe kilka miesięcy. Co śmieszne, te dwa ostatnie spotykają się na jednej rozkładówce

AM: Dziś każda_y fotografuje. Nic dziwnego, w telefonach mamy czasem niezłe aparaty. Można więc pomyśleć, że te zdjęcia to konsekwencja współczesnej fotomanii. Ale Ty zajmujesz się fotografią zawodowo, współprowadzisz Fundację Archeologia Fotografii (FAF), masz szerszą perspektywę. To musiało wpłynąć na tę publikację. 

MP: Wpływa na kilku poziomach. Najpierw na poziomie organizacyjnym. Fotografuję z różną intensywnością od czasów nastoletnich, uczyłam się też w Warszawskiej Szkole Fotografii. Odkąd skończyłam studia pracuję minimum 40 godzin tygodniowo, więc w efekcie robię zdjęcia przede wszystkim w trybie weekendowo-wakacyjnym, jestem niedzielną fotografką. 

AM: Naprawdę?

MP: Tak. Fotografuję głównie swoje najbliższe otoczenie. Lubię zdjęcia, które nie są niczym szczególnym czy wyjątkowym, a rodzajem notatek z życia w jego banalnych odsłonach, zwykłych czynnościach, przedmiotach, sytuacjach. Lubię robić zdjęcia miejsc, rzeczy, ludzi, którzy są mi bliscy. Fotografuję raczej intuicyjnie, nie mając pewności czy coś mi się kiedyś przyda, czy do czegoś mnie doprowadzi. Doszłam ostatnio do wniosku, że zdjęcia robione w tym trybie mają swoją wartość i swój urok. Są trochę jak inne rzeczy, które robimy, kiedy nie wiadomo, jaki wątek się wyczerpie, a jaki będzie dominujący, co się uda, a co nie, która przyjaźń przetrwa, a z kim będziemy tylko przez chwilę. Jest też w tym dużo przypadku, odbicia tego, co mnie aktualnie pochłania czy ekscytuje. Choć moja tematyka i tryb fotografowania wynika nie tylko z moich upodobań, ale też z braku czasu i pieniędzy, a także skromnego sprzętu.

Lubię też włóczyć  się z aparatem po mieście i innych miejscach, dużo mniej lubię fotografię studyjną czy stricte aranżowane sytuacje, choć wiadomo, że każda fotografia jest na swój sposób aranżowana, chociażby na poziomie decyzji autora_ki.

AM: Mówisz o naturalnym obcowania z fotografią, ale oko, umiejętność selekcji wyrobiła Ci wieloletnia praca z fotografią. Powiedz coś o tym.

MP: Bez wątpienia wykorzystuję też doświadczenie z mojej pracy zawodowej, gdzie oglądam tysiące zdjęć z ogromnych archiwów fotografek i fotografów w FAFie. Grzebanie w dużej liczbie obrazów, układanie historii i dopowiadanie sobie rzeczy, których nie widać, to jest bardzo ciekawe zajęcie. Uczy dystansu i pokory, odsłania właśnie różne ślepe ścieżki i zaułki w dorobku artystów, kompulsywne czy banalne obrazy, którym nie możemy odpuścić, fotografie usługowe, zlecenia, mieszaninę obrazów z różnych bajek spotykających się w archiwum czy czasem na jednej kliszy. Myślę, że dzięki tej pracy udało mi się z większym dystansem spojrzeć też na własne zdjęcia, które nie muszą być doskonałe techniczne, ani szczególnie oryginalne, bym mogła je ułożyć w jakąś ważną dla mnie historię.

AM: Czym więc dla Ciebie jest fotografia?

MP: Trudno odpowiedzieć na to pytanie w kilku słowach. Chyba dla mnie fotografia jest po prostu rodzajem notatki, takiej, która czasem pokazuje więcej, niż chcę czy zupełnie coś innego niż miałam w planach, coś, co się zupełnie wymyka, niekiedy przybliża, a czasem oddala.

Osobnym tematem jest dla mnie materialność fotografii – nie potrafię od niej uciec, od myślenia o fotografii jako o czymś materialnym – powstającym w efekcie procesów fizycznych i chemicznych, pewnie dlatego nie mogę się uwolnić od fotografowania na kliszach. 

AM: Choć na określenie Zrostów używasz określenia pamiętnik wizualny, można by go potraktować jak rodzaj albumu rodzinnego, ale zdjęcia w środku już tak nie wyglądają. 

MP: To ciekawe, że tak to widzisz. Szczerze mówiąc nie czuję, żeby te zdjęcia były niekonwencjonalne, ale to też może konsekwencja zawodowej choroby. Oglądam dużo zdjęć i część zabiegów, jakie stosuję, znam z innych realizacji. 

AM: Te fotografie są nietypowe, w porównaniu z tymi, które sama mam w albumach rodzinnych.

MP: Rozumiem. Od albumu książka faktycznie odstaje. Po pierwsze w selekcji do książki dopuściłam zdjęcia niedoskonałe technicznie, na przykład takie, które są nieostre lub niedoświetlone. Po drugie jest to układanka ze zdjęć nachodzących często na siebie, konsekwencją tej strategii jest to, że zdjęcia rzadko są wyeksponowane w sposób klasyczny. Trochę ich używam, żeby o czymś opowiedzieć, a nie dla eksponowania ich samych.W albumie ze zdjęciami innego artysty_tki, zwłaszcza fotografii historycznej, zapewne nie posunęłabym się tak daleko, a tutaj czułam, że mogę sobie na to pozwolić, bo to w końcu moje zdjęcia.

Jak oglądam wybór zdjęć to widzę, że robię dużo zbliżeń, patrzę często pod nogi, zawieszam się na detalach – nitkach, fakturach, cieniach. A ostatnio, przeglądając książkę już wydrukowaną, zauważyłam, że oprócz dosłownie kilku zdjęć, większość to kadry robione z góry. Nie było to moim celem, żeby tak to zrobić, ale jednak tak się stało. Nie wiem jeszcze, jak to zinterpretować.

AM: Lubię, gdy dzieło pracuje samo. Ciągle nas zaskakuje. Ty z resztą – jak mówiłaś – łapiesz coś aparatem, gromadzisz ujęcia i wyciągasz po jakimś czasie, układasz, wtedy wyłania się sens i obraz. 

MP: Tak było na wielu etapach pracy, na przykład z okładką. Znalazłam w swoim domu książkę poświęconą architekturze, międzywojenną, niemiecką, zniszczoną, bez okładki i z wyrwaną częścią stron. Nie pamiętam, jak weszłam w jej posiadanie, ale możliwe, że z racji zniszczenia był to jakiś odrzut z czasów, kiedy pracowałam w antykwariacie. Książka nie miała okładki tylko marmurkowe wyklejki. Wydały mi się ciekawe ze względu na swój drobny wzór i kolorystykę – połączenie czerwieni i granatu przechodzącego w zieleń. Budziły moje skojarzenia z naczyniami krwionośnymi czy wnętrzem ciała. Pasowały też do czerwonych rysunków ze środka. Dodatkowo wydało mi się interesujące odwrócenie ich standardowego umieszczenia, to co zazwyczaj w środku, miało trafić na wierzch. To w połączeniu z otwartym grzbietem i czerwonym obszyciem jest dla mnie istotne, współgra z wymową książki. Miałam ochotę jednak umieścić jeszcze na niej zdjęcie. Długo szukałam takiego, które nie powtarzałoby się w środku, a pasowałoby do całości książki.

AM: Żywe tworzenie, brak rygorów estetycznych i technicznych jest procesem performatywnym, przypomina też pracę psychoterapeutyczną. Moim zdaniem to charakteryzuje kobiecy sposób archiwizowania. A dla Ciebie co oznacza kobieca perspektywa?

MP: Na pewno Zrosty opowiadają o moim kobiecym doświadczeniu. Nie tylko dlatego, że poruszają kwestie macierzyństwa, ale też nie powstałyby gdybym przez lata nie miotała się i nie czuła zamknięta w narzuconej, stereotypowej, patriarchalnej wizji kobiecości. Musiałam wyjść z toksycznego otoczenia, by się z tego częściowo wyzwolić, ale ten proces na pewno nie jest jeszcze zakończony.

To trochę książka o tym, o usychaniu, o łapaniu w trybie przeciążenia obowiązkami – jak to się dzieje w życiu kobiet zorganizowanym według patriarchalnych norm – momentów na swoją twórczość, nawet jeśli jest to zrobienie zdjęcia niedomytego garnka czy odpruwającej się nitki z rękawa. Stąd może szybkość czy nonszalancja w kwestiach technicznych. Nie chcę się tym przejmować, praca twórcza jest dla mnie teraz niezbędnym elementem psychicznej higieny i to jest najważniejsze.

AM: Powiedziałaś, że to książka o usychaniu i rzeczywiście sporo w niej zwiędłych i suchych roślin. Skąd te motywy wanitatywne?

MP: Doświadczenie macierzyństwa to dla mnie dość złożona mieszanka różnych skrajnych uczuć i emocji. Czasem euforia i szczęście trudne do opisania, innym razem potworny strach, a strach przed śmiercią czy chorobą dziecka jest najgorszy. Obserwujesz, jak ten cały proces życia się zaczyna, jesteś jego częścią, Twoje ciało oddaje też część swojej witalności dla drugiego ciała. Z jednej strony jakieś kontinuum, z drugiej świadomość końca. 

AM: Zrosty to nie tylko książka, to także wystawa w LOKO na Smolnej – klubokawiarni w Warszawie, która inauguruje publikację.

MP: Książka jest bardziej intymną formą i jako taka bardziej mi odpowiada. Ale równie interesujące jest, czy ten zestaw sprawdzi się jako wystawa, którą chociażby kilka osób może oglądać jednocześnie. To też będzie zabawa ze zmianą formatów, które są bardziej ujednolicone w książce, dopasowane do rozmiaru kartek, a na wystawie muszą być bardziej urozmaicone, opowieść musi być przearanżowana i dostosowana do miejsca. Podoba mi się bardzo piwnica w LOKO, jest przytulna, ze ścianami z cegły pomalowanej na biało. Jakoś nie widzę tych zdjęć w świetlistej, jasnej galerii. 

W aranżacji zdjęć na wystawę pomaga mi bardzo Anna Hornik, moja przyjaciółka z Fundacji, fotografka i kuratorka, z którą zresztą chwilę temu założyłyśmy kolektyw dziewczyński Syreny i glonojady, żeby się wspierać w dalszej pracy twórczej. Chciałam skorzystać z okazji, żeby jej podziękować.

AM: Rozumiem, że ta kobieca perspektywa sprawia, że zdecydowałaś się, żeby zysk z zakupu Twojego pamiętnika wizualnego przekazać na Fundusz Przeciwprzemocowy Feminoteki. 

MP:  Kobietom, pozostającym często bez wsparcia rodziny czy przyjaciół,  bardzo trudno bez pomocy z zewnątrz wyrwać się z przemocowej relacji. Myślę w pierwszym rzędzie o przemocy w rodzinie, ale przecież do tego dochodzą inne akty przemocy, także poza nią, jak przemoc seksualna i bardzo potrzebna jest pomoc kobietom w uporaniu się z koszmarem gwałtu i wiktymizacją. Działania Fundacji Feminoteka na tym polu są niezwykle cenne.

Nawet w najtrudniejszych momentach swojego życia zawsze miałam wsparcie w bliskich i w miarę stabilną sytuację finansową, co niestety nie zawsze ma miejsce, gdy słyszymy historie kobiet. To maleńka cegiełka, bo wydawnictwo ma niski nakład. Ale chciałabym przekuć moją kobiecą opowieść na konkretne działania na rzecz innych kobiet. 

AM: Girl Power! Dziękuję za książkę, za podzielenie się Twoją herstorią i pieniędzmi.

MP: A ja dziękuję za tę rozmowę, jak również kilka wcześniejszych, podczas których wsparłaś mnie i zainspirowałaś do dalszej pracy nad tekstem do książki.

AM: Cieszę się, że z ukrycia wyszło tyle wrażliwości i artystycznego wyczucia. Do zobaczenia na wystawie 24 listopada w Loko.

——————-

Marta Przybyło
projektantka książek, kuratorka wystaw, fotografka. Związana od lat z Fundacją Archeologia Fotografii, gdzie zaprojektowała wiele książek prezentujących twórczość autorek_ów opracowywanych przez FAF. Pracowała też nad innymi publikacjami, spośród których najbardziej lubi Emulsję, poświęconą materialności fotografii. Zrosty to pierwsza książka, którą zaprojektowała dla siebie.

Agnieszka Małgowska (1/2 Damskiego Tandemu Twórczego)
lesbijka / feministka / artaktywistka / reżyserka / trenerka teatralna / Współtwórczyni projektów: Kobieta Nieheteronormatywna (cykl debat) / A Kultura LGBTQ+ nie poczeka (projekt archiwistyczny / O’LESS Festiwal (2012-2014) / DKF Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną / Portret lesbijek we wnętrzu (czytanie dramatów) / Orlando.Pułapka? Sen (spektakl) Fotel w skarpetkach (spektakl), 33 Sztuka (spektakl), Czarodziejski flet (spektakl), Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet (nanoopera) /L.Poetki (film dokumentalny)/ Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* (stowarzyszenie).

 

Britt Bennett „Matki” | Recenzja książki

Autorka recenzji: Joanna Czubaj

14921211158420218.jpg

Debiutancka książka Brit Bennett „Matki” to opowieść o młodej dziewczynie z południowej Kalifornii i o wpływie decyzji o usunięciu ciąży na jej dalsze życie i relacje z innymi ludźmi. Po samobójczej śmierci matki, Nadia Turner rozpoczyna romans z synem pastora, Lukiem, zaprzyjaźnia się z zupełnie odmienną od siebie Audrey i próbuje na nowo odnaleźć się w świecie. Kiedy zachodzi w ciążę, nie ma wątpliwości, że nie chce być matką i decyduje się na aborcję. Z pozoru jest to dobrze znana historia, którą każdy jest w stanie przewidzieć. Na czym więc polega wyjątkowość „Matek”?

Przede wszystkim istotą jest sam klimat opowieści. „Matki” to historia osadzona w społeczności Afroamerykanów w małym kalifornijskim miasteczku, którego centrum życia stanowi Wieczernik. Społeczność jest tu bardzo istotnym elementem, na który zwracamy uwagę od samego początku, gdyż będące jej częścią matki tworzą narrację opowieści. Każdy rozdział rozpoczyna się z ich punktu widzenia, niczym chór w teatrze greckim komentują i oceniają przedstawiane wydarzenia. Są surowe, ale też mądre, one już to wszystko przeżyły, kiedy same były młode, mogą się wydawać momentami okrutne, ale są też lojalne wobec członków własnej społeczności.

Po drugie, bohaterowie. Bohaterowie, którzy jak się zdaje, są uwikłani w swoją przeszłość, a ich relacje z rodzinami zbyt mocno determinują ich przyszłość. Główna bohaterka, Nadia, stanowi mocny punkt opowieści, głównie przez to, że bardzo rzadko ma się do czynienia z bohaterką, która jest tak przekonana o swojej decyzji. Mimo tego, że często fantazjuje na temat życia swojego dziecka, upływ lat nie zmienia jej poglądów na tę sytuację. Natomiast jej były chłopak, Luke, którego kariera zakończyła się przedwcześnie, zmagając się z samotnością i bezcelowością, zaczyna uporczywie wierzyć, że jeśli to dziecko by się urodziło, jego życie byłoby znacznie lepsze. Dla przyjaciółki, Audrey, upragnione dziecko to kwintesencja szczęścia, coś co ostatecznie przekonałoby ją, że jej życie się odmieniło i nie musi się już niczego obawiać.

Historia Nadii znacznie zyskuje przez relację z Audrey – jest to jej pierwsza prawdziwa przyjaciółka, osoba, z którą nawiązuje głęboki kontakt w trudnym okresie swojego życia, ale również jej całkowite przeciwieństwo. Czytelnik, przyzwyczajony do wydawania opinii o pewnych postawach, jest zmuszony do ich nieustannej weryfikacji. Toksyczna relacja Audrey z matką jest natychmiast zestawiana z Nadią i jej matką, która popełniła samobójstwo. Czy zła relacja jest lepsza niż żadna? I dalej, Audrey, która bardzo pragnie być matką i Nadia, która bardzo tego nie chce. Patrząc na swoją przyjaciółkę, Nadia myśli „Pragnęła go [dziecka] i na tym polegała różnica: magia, której się pragnie, jest cudem, magia, której się nie chce, jest zmorą.”

Tytułowe Matki to nie tylko matki z Wieczernika, są to raczej matki ogólnie, relacje z nimi, a także bycie matką. Przez całą książkę można zadawać sobie pytanie, na ile postępowanie Nadii jest determinowane przez fakt, że jej matka popełniła samobójstwo, chcąc uciec od życia, które na zawsze zmieniło pojawienie się dziecka? Nadia nie chce tak żyć, ale – znów, podobnie jak w greckiej tragedii – żyjąc inaczej również nie jest szczęśliwa. Nie wiemy, co się z nią dzieje, wiemy jedynie, jak tę sytuację widzą matki z Wieczernika. One kierują się prostymi zasadami, wierzą, że Nadia jest jedną z nich, która na próżno próbuje uciec od swojego przeznaczenia. Ale przyglądając się temu wszystkiemu, można raczej dojść do jednego wniosku, a mianowicie: dziecko, nawet jeśli jest oczekiwane z radością, nie naprawi niczyjego życia.

Mnie osobiście „Matki” Brit Bennett całkowicie urzekły. Nie jest to historia pełna zwrotów akcji i intensywnych wydarzeń, zamyka się raczej w mikrokosmosie wzajemnych relacji. Z całą pewnością warto do niej sięgnąć.

20 października | Forum Przedsiębiorczych Mam: Praca i macierzyństwo „bez lukru”

FPM_LOGO

Kiedy: 20.10.2016, godz. 10:00-15:00

Gdzie: M65 przy ul. Mińskiej 65 w Warszawie

Bilety: http://forummam.pl/

Fundacja Feminoteka poleca spotkanie z cyklu Forum Przedsiębiorczych Mam, które odbędzie się 20 października w Warszawie. Temat spotkania to „Praca i Macierzyństwo bez lukru”. Spotkanie jest organizowane przez Klub Przedsiębiorczych Mam i Fundację Be Proactive.

Forum Przedsięborczych Mam to cykliczne wydarzenie organizowane przez Klub Przedsiębiorczych Mam i Fundację Be Proactive. Na konferencji, która odbędzie się w 20 października postaramy się odpowiedzieć na pytanie: Jak rzeczywiście wygląda łączenie pracy i macierzyństwa w praktyce? Jakie emocje targają matkami, które zakładają swój własny biznes? Jak, nie rozciągając doby, pogodzić opiekę nad dziećmi z obowiązkami zawodowymi?

Forum Przedsiębiorczych Mam to:

• inspirujące historie mam, które odniosły sukces w różnym wymiarze,
• wykłady i konkretna wiedza z zakresu marketingu, planowania swojej ścieżki kariery, sprzedaży oraz zarządzania czasem,
• warsztaty coachingowe, czyli grupy wspólnego poszukiwania właściwej drogi i wspierania się na niej,
• networking, czyli niepowtarzalna szansa na spotkanie innych mam w podobnej sytuacji i nawiązanie z nimi kontaktów biznesowych.

FPM_prelegentki

Na Forum można przyjść z dzieckiem! Będzie przygotowany specjalny kącik z dywanem i zabawkami. Dla tych mam, które nie mogą przyjść, przewidywana jest również bezpłatna transmisja online.

Porozmawiajmy o równym traktowaniu, czyli o sytuacji matek na rynku pracy | Relacja z konferencji pt. ,,Godzenie ról rodzinnych i zawodowych. Równe traktowanie rodziców na rynku prac”.

Porozmawiajmy o równym traktowaniu, czyli o sytuacji matek na rynku pracy

Autorka: Katarzyna Stokłosa

Źródło grafiki: Marta Frej
6 października, w biurze Rzecznika Praw Obywatelskich odbyła się konferencja pt. ,,Godzenie ról rodzinnych i zawodowych. Równe traktowanie rodziców na rynku prac”.

marta frej

Skąd ta tematyka? RPO realizuje, jako niezależny organ ds. równego traktowania, badania socjologiczno – prawne mające na celu wykrycie przypadków nierównego traktowania. Kobieta zwalniana zaraz po powrocie z urlopu macierzyńskiego, ojciec, któremu sugeruje się aby nie brał tzw. tacierzyńskiego, bo to obowiązki zarezerwowane dla kobiet. To sprawy, nad którymi pochyla się rzecznik, a owocem tego zainteresowania była czwartkowa konferencja.
Dlaczego kobiety decydują (albo decyduje się za nie) o pozostaniu w domu? Na czwartkowej konferencji podano trzy podstawowe powody:

  • ekonomiczne;
  • związane ze stereotypami;
  • jest to zgodna decyzja obojga rodziców.

O ile trzeci punkt nie budzi wątpliwości, to dwa pierwsze nasuwają poważne obawy. Z problemami ekonomicznymi boryka się wiele polskich rodzin. W bieżącym roku weszła w życie reforma szkolnictwa, która statuuje rozpoczęcie procesu edukacji od lat siedmiu, nie od sześciu jak było poprzednio. W przedszkolach zostały dzieci sześcioletnie, a zabrakło miejsca dla trzyletnich. Na prywatne przedszkola nie każdy rodzic może sobie pozwolić. Tak samo jak na opiekę niani, a i dziadkowie nie zawsze mogą zająć się swoim wnukiem lub wnuczką. Stereotypem jest, że w takiej sytuacji kobieta powinna zostać w domu. Niestety, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach i wsiach, opieka nad dzieckiem uchodzi za zachowanie niemęskie i zarezerwowane dla kobiet. W dyskusji padły hasła (zresztą całkowicie słuszne), że w wychowaniu dziecka niezbędna jest rola ojca, który na równi z matką zajmuje istotne miejsce w rozwoju dziecka.
Aby ojciec mógł zając się dzieckiem niezbędny jest urlop wychowawczy. W tym miejscu warto przytoczyć przypadek Islandii, który to rozkłada urlop opiekuńczy na trzy miesiące w którym obligatoryjnie dzieckiem zajmuje się matka, potem kolejne trzy miesiące ojciec, a dwa ostatnie pozostają do dyspozycji rodziców. Polskie prawo nie stwierdza, kto powinien opiekować się dzieckiem w pierwszych miesiącach jego życia. Czy warto podążać za przykładem Islandii? Jest to kwestia do debaty.
Innym ważnym problemem jest powrót kobiet na rynek pracy. Kobieta wracając do pracy, często nie może odnaleźć się w nowej sytuacji, jej dawne miejsce pracy jest obsadzone, a ona nie dostaje poważnych, rozwijających zadań, bo pracuje zaledwie na pół etatu albo inną, niepełną formę zatrudnienia. Jest to problem, który wymaga rozwiązania. Kobiety – matki są świetnie zorganizowanymi pracownicami, wykonującymi prace zdalnie, na równi z innymi pracownikami i pracowniczkami. Poruszono również problem nierówności w kwestii zarobków. Często zdarza się, że kobiety pracujące na tych samych stanowiskach co mężczyźni zarabiają o wiele mniej.
Gościem specjalnym Konferencji był Podsekretarz Stanu w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, pan Bartosz Marczuk. Opowiadał on o roli 500+; pogram ten ułatwia kobietom powrót na rynek pracy, bowiem przyznawane pieniądze mogą zostać przeznaczone na stałą opiekę nad dzieckiem w postaci niani, prywatnego żłobka czy przedszkola. Argument ten wywołał merytoryczną i ciekawą dyskusję, bowiem padły głosy, że kobiety zarabiające najmniej wolą zostać w domu i spełniać kryterium finansowe, które umożliwia otrzymywanie 500 zł na najstarsze z dzieci. Bez względu na argumenty pozostaje to osobista decyzja kobiety.
Na konferencji padło wiele idealistycznych założeń pozwalających zwalczać dyskryminację na rynku pracy. Konkludując, należy jeszcze raz zdefiniować rolę kobiety jako matki, dla której dobro i wychowanie dziecka jest najważniejsze i pracownicy chcącej rozwijać się, podejmować zadania, a przede wszystkim mieć równe szanse na rynku pracy.

 

Korekta: Klaudia Głowacz

Romskie kobiety w Czechach opowiadają o doświadczeniu przymusowej sterylizacji

Romskie kobiety w Czechach opowiadają o doświadczeniu przymusowej sterylizacji

Źródło tekstu: NY Times

Elena Gorovola dorastała w czasach brutalnych dla romskich kobiet. Przez ponad 50 lat w komunistycznej Czechosłowacji kobiety romskie poddawano przymusowej sterylizacji mającej na celu obniżenie wskaźnika urodzeń. Teraz kobiety, które ucierpiały w ramach polityki państwa opowiadają swoje historie w nowej sztuce „Historie, które się (nigdy nie) rozpoczeły” w Ostrawie.

Jedna z kobiet w sztuce opowiada o tym, jak przekonano ją, że sterylizacja będzie tymczasowa, na zaledwie pięć lat i że przez to wszystkie kobiety w społeczności poddały się tego zabiegowi. Innej dano pustą kartkę papieru do podpisania w trakcie porodu. Została uśpiona, a kiedy się obudziła o sterylizacji świadczyła tylko blizna na brzuchu. Innym obiecano pieniądze lub grożono, a jedna z nich opowiada, że nigdy nie powiedziano jej o sterylizacji wykonanej przy okazji porodu dziecka. Kobiety opowiadają o tym jak doświadczały smutku i straty, jak ciężko było im sobie poradzić z myślą, że nie będą mieć więcej dzieci. Mówią o wstydzie i odrzuceniu przez swoich mężów, a także o tym jak trudno znaleźć im nowych partnerów.

„Posiadanie dzieci jest tak ważne dla kobiety” Gorovola powiedziała Al Jazeera. „Gdy mi to odebrano poczułam się bezwartościowa. Zupełnie straciłam poczucie własnej wartości. ”

Kobiety zorganizowały niedawno sztukę oraz zażądały odszkodowania od rządu czeskiego.

„Sztuka jest dla tych kobiet inną droga, aby wyrazić swoją frustrację,” mówi Katerina Cervena z Ligi Praw Człowieka. „To dla nich sposób na znalezienie alternatywnego głosu.”

Tłumaczenie: Julia Maciocha

Korekta: Klaudia Głowacz

Cykl Wykluczenie: Strajk matek. Rozmowa z Elżbietą Korolczuk i Cecylią Malik

W Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, 8 czerwca, odbędzie się rozmowa wokół filmu  „Strajk matek” z socjolożką Elżbietą Korolczuk i artystką Cecylią Malik.

strajk matek
Kadr z filmu „Strajk matek”, 2011, Szum TV i Think Tank Feministyczny

„Czy o matkach można mówić jako grupie wykluczonej? W kraju świadczenia 500+, Matki Boskiej i kultu macierzyństwa trudno uwierzyć, że to możliwe. W aktualnej sytuacji politycznej kwestie społeczne (dyskryminacja kobiet na rynku pracy, niska ściągalność alimentów) ścierają się z kulturowymi (nieliczne wystawy indywidualne kobiet, słabo widoczny wątek macierzyństwa jako doświadczenia w pracach artystek).

Współczesne matki są wkurzone. Nie chcą już podomki i odrzucają rolę Matki Polki – chcą, aby traktowano je poważnie, a nie jako dodatek do dziecka. Dla swojej rodziny zrobią wszystko – pokazały to choćby kobiety z Wałbrzycha, które zdecydowały się na nielegalne zajęcie budynków.”

Strona wydarzenia: https://www.facebook.com/events/243975035979023/?notif_t=plan_user_invited&notif_id=1464778127328987

„Strajk matek”, 2011, prod. Szum TV i Think Tank Feministyczny

Prowadzenie: Sylwia Chutnik i Marek Beylin

Spotkanie w budynku Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie przy ul. Pańskiej 3.

Więcej o wydarzeniu: http://artmuseum.pl/pl/wydarzenia/strajk-matek-rozmowa-z-socjolozka-elzbieta-korolczuk-i-artystka?preview=1&allow=1

Więcej o cyklu „Wykluczenie”: http://artmuseum.pl/pl/cykle/wykluczenie

Teatr Gdynia Główna: 15 kwietnia – Premiera sztuki „Mamy problem. Monodram macierzyński”

W najbliższy piątek, 15 kwietnia odbędzie się premierowy spektakl „Mamy problem. Monodram macierzyński” Magdaleny Bochan-Jachimek w Teatrze Gdynia Główna.
https://www.facebook.com/events/1130179690354902/
mamy problem_PLAKAT 210x290

“Mamy problem.” Monodram macierzyński

Kiedy w domu pojawia się noworodek, wszyscy są szczęśliwi. Niemowlę leży w białym kaftaniku, radośnie kwili
i macha rączką do przytulonych do siebie rodziców… tak to przynajmniej wygląda w reklamach.

Rzeczywistość jednak okazuje się diametralnie inna. Chwilę po radosnym kwileniu niemowlę wpada w rozpacz. Niewyspana mama złości się na zapracowanego tatę. Tata ma pretensje, że nagle został odsunięty na dalszy plan.
A dziecko ma kolkę, więc budzi się z rykiem co dwie godziny. Ale potem się uśmiecha…

Właśnie o pierwszych miesiącach macierzyństwa i związanym z nim emocjonalnym rollercoasterze opowiada ten spektakl. Jest śmieszny, straszny i wzruszający – tak jak to w prawdziwym życiu bywa. W rolę matki wcieli się Magdalena Bochan-Jachimek, aktorka i reżyserka, związana z Cetnrum Kultury w Gdyni i Teatrem na Plaży, prywatnie mama dwójki kilkuletnich dzieci. Scenariusz napisał jej mąż, trójmiejski satyryk i dramaturg, Szymon Jachimek. Spektakl wyreżyserował Jakub Ehrlich, aktor Teatru Miniatura, od niedawna również poznający świat smoczków i zabawek edukacyjnych.

Jeśli masz dziecko, planujesz mieć dziecko, byłaś lub byłeś dzieckiem – warto ten spektakl zobaczyć.

Występuje: Magdalena Bochan-Jachimek
Reżyseria: Jakub Ehrlich
Tekst: Szymon Jachimek
Muzyka: Hubert Świątek
Scenografia: Monika OssowskaPremiera 15 kwietnia, godz. 19.00, kolejny spektakl 16 kwietnia, godz. 18.00

Ojcowie mają większe przyzwolenie na popełnianie błędów – wywiad z autorem książki ,,Fritzi i ja. Czyli o lękach ojca, że nie będzie dobrą mamą”.

O ojcostwie, macierzyństwie, feminizmie i dzieciach.  Rozmowa z Jochenem Königem – autorem wydanej przez nas książki ,,Fritzi i ja. Czyli o lękach ojca, że nie będzie dobrą mamą”. 

Rozmawia KU – wolontariuszka Feminoteki.

Tłumaczenie: Monika Tarnowska – wolontariuszka Feminoteki.

KU: Zacznijmy od kolorów. Jaki jest Twój i  Fritzi ulubiony kolor?

fritzi i jochenJochen König: Jej wybór się zmienia. Czasami wybiera swoje niebieskie spodnie, czasami różową sukienkę. Czasami mówi, że lubi kolor różowy, czasami żółty, zielony lub niebieski. Myślę, że jest jedynym dzieckiem w jej przedszkolu, którego nie obchodzą konkretne kolory przypisywane do płci. Ja też nie mam jednego, ulubionego koloru, ale oczywiście zostałem wychowany w takim społeczeństwie, które uczy przez całe życie, że muszę zachowywać się „jak mężczyzna”. Tak samo się ubierać i lubić kolory, które są „męskie”. Nie zawsze  jest łatwo zerwać z takim myśleniem.

Czy  w Niemczech obowiązuje tradycyjny model żywiciela rodziny- mężczyzna jako jedyne źródło dochodu, a kobieta jako matka i żona nie pracuje? Statystyki pokazują, że podejście mężczyzn do rodzicielstwa się zmienia. Odsetek niemieckich ojców, który uważa, że mężczyźni powinni bardziej udzielać się w życiu rodzinnym,  wynosi 67% według ostatnich badań. Coraz rzadziej natomiast ojcowie uważają, że dziecko cierpi, gdy matka wraca do pracy. W badaniu z 1988 roku 38% mieszkańców Niemiec  Zachodnich  zgodziło  się ze stwierdzeniem: „do mężczyzny należy praca zawodowa, a do kobiet praca w domu”. W 2002 roku ta liczba spadła do 16%.  Jak ojcowie widzą swoją rolę i jaki podział obowiązków odpowiadałby im?

– Od kiedy w 2007 roku wprowadzono „Elterngeldgesetz”(ustawa dotycząca wynagrodzenia dla rodziców) wiele się zmieniło w debacie publicznej na temat ról płciowych. Zgodnie z tą ustawą rodzice dostają wsparcie finansowe na okres 14 miesięcy, gdy pozostają z dzieckiem w domu. Dwa z tych 14 miesięcy są płatne jedynie wtedy, gdy drugi rodzic jest na urlopie rodzicielskim. Niektórzy ojcowie z tego korzystają, ale większość zostaje w domu jedynie na ten minimalny okres dwóch miesięcy. Jedynie 6% ojców zostaje w domu dłużej. Z tego wynika, że  ramy ról płciowych są bardzo sztywne. Zazwyczaj bywa też tak, że ojcowie pracują więcej po urodzeniu się dziecka, niż przed. Ojcowie chcą spędzać więcej czasu z dziećmi, ale z drugiej strony nie chcą zaakceptować  utrudnienia w wykonywaniu pracy. Jest różnica między publicznymi deklaracjami, a rzeczywistą opieką ojców nad dziećmi.

 Zwyczajowo mówi się o dyskryminacji kobiet, jednak mężczyźni też muszą się zmierzyć z wieloma demonami. Mężczyzna musi wpasować się w rolę ojca i tego, co za tym idzie. Media pokazują nam stereotypowe wyobrażenia o wiecznie zapracowanych ojcach nieobecnych w życiu rodziny. Z drugiej strony seriale, filmy czy nawet kreskówki jak Świnka Peppa, Flinstonowie i Simpsonowie, pokazują mężczyzn jako leniwych nieudaczników. Jak takie obrazy wpływają na świadomość młodych mężczyzn?

frizi okładka

– Oczywiście istnieją takie  stereotypowe obrazy mężczyzn, jednak przykładowo Homer Simpson jest nie tylko leniwym nieudacznikiem, ale także astronautą, naukowcem, pilotem i gwiazdą rocka. Mężczyźni i ojcowie mają prawo do popełniania błędów, nie wpływa to na ich reputacje tak, jak w przypadku kobiet. Osobiście nie wpasowuję się w stereotypowy obraz mężczyzny jako żywiciela rodziny, ale nadal jestem lubiany. Napisałem książkę, jestem zapraszany do programów telewizyjnych, wiele osób chce usłyszeć moją historię, imponuję im tym, jakim jestem czułym i kochającym ojcem. Dla mamy Fritzi ta sytuacja jest zupełnie inna. Jest dużo bardziej krytykowana, że nie wypełnia swojej stereotypowej roli zgodnej ze swoją płcią.

Jaki wpływ na rozwój dziecka ma codzienna obecność ojca? Jakie zalety Fritzi daje to, że tyle czasu spędza z Tobą?

– Myślę, że nie robi to żadnej różnicy. Rodzice są różni i każdy z nas ma mocne i słabe strony. Oczywiście, ma na nią wpływ to, że z nią zostałem, ale nie ze względu na moją płeć. Dzieci muszą mieć wokół siebie osoby, które o nie dbają, są kochające i odpowiedzialne.

Niektórzy uważają, ze jedynie matki znają się na odczuciach i potrzebach ich dzieci. Czy uważasz, że istnieje różnica, kto zajmuje się noworodkiem?

– Tu powtórzę, co powiedziałem przed chwilą, nie uważam tak. Tak naprawdę ta różnica jest istotna, bo większość ojców nie chce brać na siebie odpowiedzialności za zajmowanie się dzieckiem. To nie jest pytanie o płeć, ale o decyzję, którą podejmuje rodzic, o byciu odpowiedzialnym i o poświęceniu swojego czasu i wysiłku.

Czy ojciec może być „dobrą matką”? Relacja między Tobą a Twoją córką, którą opisujesz w książce zdaje się to potwierdzać. Jaka jest Twoja opinia o płci w wychowaniu dziecka?

– Myślę, że Fritzi to wspaniałe dziecko i oczywiście miałem na to wpływ. Nadal jednak nachodzą mnie momenty wątpliwości . Chyba każdej „matce” się to zdarza. Każdy rodzic ma mocne i słabe strony. Każdy popełnia błędy. Bycie odpowiedzialnym za dziecko to wyzwanie. Wiele ojców go nie podejmuje, uciekając w pracę.

Co powstrzymuje ojców od wychowywania dzieci?

– To ciężkie pytanie. Myślę, że większość ojców nie chce rezygnować ze swoich dochodów. Decydują się by nie wkraczać w trwające dekadę zaangażowanie w dbanie o dziecko, bo może nie chcą rezygnować ze swojej wolności i z opcji, którą ojcowie tradycyjnie posiadają –  gdy zapragną, zawsze rodzinę mogą porzucić.  

Co sądzisz o pomyśle by urlop tacierzyński był obowiązkowy dla wszystkich ojców?

– Nie myślę, że to dobry pomysł. Nie byłoby to dobre dla dzieci, by zajmował się nimi ojciec tylko dlatego, że musi.

Co może robić rząd, aby zachęcać ojców do zajmowania się swoimi pociechami?

– Nie jest to kwestia zachęcania ojców do zostawania w domach. Myślę, że rząd powinien poprawiać sytuację każdego, kto decyduje się na dbanie o innego człowieka. Na przykład  powinien bardziej pomagać samotnym matkom, bo im właśnie zależy. Kolejna rzecz to podniesienie wynagrodzeń dla nauczycieli przedszkolnych. A społeczeństwo jako całość ma obowiązek traktowania opiekunów  z większym szacunkiem, podnosząc prestiż ich pracy. Musimy zacząć publiczną debatę o wartości pracy opiekuńczej.

Czy była to prosta decyzja, by zostać rodzicem 24 godziny na dobę?

– Na ten moment mogę powiedzieć, że tak. Podejmowałem tą decyzję świadomie, ale z drugiej strony był to proces dość długi. Bardzo dużo czytałem, przeprowadziłem wiele dyskusji i rozmów na ten temat przed koniecznością podjęcia takiej decyzji. Kilka lat wcześniej, i przykładowo bez rozmowy o tym z matką Fritzi, ta decyzja wcale nie byłaby taka prosta.

Książka dostępna w księgarni Feminoteki.

Zdjęcia pochodzą z profilu niemieckiego wydania książki.

logo batory

Rozwój wolontariatu w fundacji Feminoteka jest możliwy dzięki dofinansowaniu rozwoju instytucjonalnego w ramach Programu Obywatele dla Demokracji finansowanego z Funduszy EOG.

Relacja ze spotkania z Elżbietą Korolczuk w ramach Akademii Feministycznej

niebezpieczne_zwiazkiGościnią Akademii Feministycznej, która odbyła się 27 maja w siedzibie Fundacji Feminoteka, była socjolożka Elżbieta Korolczuk. Spotkanie dotyczyło tematyki poruszonej w nowo wydanej książce pod redakcją Renaty E. Hryciuk i Elżbiety Korolczuk „Niebezpieczne związki. Macierzyństwo, ojcostwo i polityka”. Autorka rozpoczęła spotkanie krótką prezentacją książki i tematu. Zwróciła też uwagę, że niełatwo było opublikować tę książkę i odbyło się to dzięki pomocy udzielonej przez Heinrich Boell Stiftung i Uniwersytet w Goeteborgu.

Zainteresowania autorki skupiają się na ruchach społecznych, zwłaszcza rodzicielskich związanych z np. z in vitro. Jak zauważyła, często traktuje się rodzicielstwo jako przeżycie indywidualne. Tymczasem państwo odgrywa rolę w życiu rodzica i to nie bezinteresownie. Następnie uczestnicy poznali motywy doboru tytułu książki i opisywanych w niej zjawisk. Nie przypadkowo w tytule książki pojawia się macierzyństwo i ojcostwo. Oczekiwania wobec matek i ojców są zupełnie inne, co widać min. w medialnym dyskursie o matkach nadużywających alkoholu, który równocześnie nie wspomina o ojcach, którzy nierzadko piją więcej. Pojęcie rodzicielstwa, przeciwstawione rodzinie, daje przestrzeń do zwrócenia uwagi na indywidualne potrzeby. Dodatkowo dyskurs ‘kryzysu rodziny’ zawłaszczony jest przez konserwatystów. Pojęcia użyte przez autorkę są szersze, ponieważ można matkować i ojcować, nie będąc rodzicem.

W książce znajdziemy min. opis procesów upolityczniania ojcostwa i macierzyństwa, sposób traktowania tematu w mediach i politykach społecznych oraz analizę tego, co Elżbieta Korolczuk nazywa wpływami globalnymi, czyli neoliberalizmu, prywatyzacji i aktorów takich jak kościół, czy instytucje państwa. Odpowiedź na pytanie co możemy zrobić jako osoby chcące zmian równościowych, znajdziemy w rozdziale poświęconym strategiom ruchów oddolnych takich jak alimenciary, rodzice walczący o 6-latki, in vitro, ruchy ojcowskie. Elżbieta Korolczuk zwróciła uwagę, że ruchy rodzicielskie są obecnie polem bitwy, co widać na przykładzie kwestii in vitro. Spór toczy się o to, kto jest obywatelem – zarodki czy ludzie niepłodni. Obywatelstwo jest według autorki także jest kwestią polityczną. Możemy odzyskać obywatelstwo dzięki upolitycznieniu rodzicielstwa, ponieważ zwraca ono uwagę na wartości niematerialne. Opieka może być uznana za pracę, wartość w sensie ekonomicznym i społecznym. Pułapką tej strategii jest łatwość przerobienia postulatów rodzicielskich na modłę nacjonalistyczną i zmarginalizowania innych postulatów, takich jak prawo do aborcji i in vitro. Socjolożka poruszyła też problem iluzji wspólnoty kobiet. Duże zróżnicowanie materialne i kulturowe, sprawia, że porozumienie nie jest oczywiste. Przykładem jest tocząca się dyskusja o dobrym i złym macierzyństwie, u której podstaw leży fundamentalne pytanie: jakiego typu wizje jednostki mamy. W szerszej perspektywie jest to pytanie o to, czy wolność indywidualna jest tym o co walczymy, czy też w chcemy rozwiązań systemowych wpływających na naszą wolność w sferze prywatnej.

11329836_10155700453035226_4230738109420911047_nDużą część spotkania zajęła dyskusja z publicznością. Tematy, które zostały poruszone to, między innymi, rodzicielstwo w środowisku LGBT, migracje Polaków i Polek na tle światopoglądowym oraz planowanie macierzyństwa w młodym wieku. Osoby zgromadzone na widowni, jak i autorka książki zwracały uwagę zachodzące na siebie zjawiska takie jak aktualne trendy w mediach idealizujące macierzyństwo, kwestię braku rzetelnej edukacji seksualnej w szkołach i możliwości na rynku pracy. Wszystko to ma wpływ na decyzje kobiet dotyczące odsunięcie w czasie macierzyństwa, pomimo wczesnych deklaracji chęci posiadania dzieci.

Kolejnym ważnym w dyskusji tematem było ojcostwo. Socjolożka zwróciła uwagę na badania opisujące przeważającą w społeczeństwie opinię, że ojcowie to duże dzieci (Mellody, Titkow), która jest multiplikowana przez przemysł reklamowy. Innym aspektem rozmowy była kwestia krótkich urlopów ojcowskich, a także brak mechanizmów zachęcających mężczyzn do brania urlopów wychowawczych. Ojcowie aktywnie uczestniczący w wychowaniu dzieci muszą zmagać się z dyskryminacja systemową, a nierzadko też w miejscu pracy. Przykładem dyskryminacji systemowej przytoczonym przez jedną z uczestniczek spotkania jest fakt, że mężczyzna nie może wziąć urlopu wychowawczego, jeśli kobieta nie jest zatrudniona.

Pod koniec spotkania pojawiło się kontrowersyjne pytanie o agresję w ruchach rodzicielskich. Elżbieta Korolczuk wyjaśniła, że ruchy rodzicielskie nie są z gruntu agresywne, a ich strategie są początkowo koncyliacyjne. Jednakże ignorowanie ich postulatów powoduje narastającą frustrację. Przykładem takiego ruchu jest walka o fundusz alimentacyjny. Pod obywatelskim projektem ustawy zebrano 350 tys. podpisów, odbyły się liczne protesty, ale projekt przepadł w sejmie. Ruchy rodzicielskie są ignorowane przez polityków, a prawica zawłaszczyła kwestie rodzicielstwa. Tymczasem wynikający z braku woli politycznej niedobór w kwestii instytucji opieki wyklucza matki z życia politycznego i zawodowego. Podsumowaniem debaty, a także całego spotkania jest stwierdzenie, że to co rodzinne zostaje w domu jest poglądem reprodukującym patriarchat.

 

Relację przygotowała Aleksandra Kołeczek

logo batory

Rozwój wolontariatu w fundacji Feminoteka jest możliwy dzięki dofinansowaniu rozwoju instytucjonalnego w ramach Programu Obywatele dla Demokracji finansowanego z Funduszy EOG.

W jaki sposób “premia dla żony”, którą wypłaca mi mój mąż sprawia, że jestem lepszą mamą

To okropne, że muszę zacząć ten artykuł od wyjaśnienia, że moja córka jest najpiękniejszym darem i największą radością jaką dostałam od życia.

Tekst: Polly Phillips

Niestety ogromna fala krytyki, która spadła na mnie po opublikowaniu artykułu, w którym dumnie ogłaszam, że mój mąż płaci mi „premie dla żony” za to, że zostaję w domu i opiekuję się naszą córką, spowodowała, że takie wyjaśnienie było konieczne.

Teraz opowiem wam, czemu mimo przeogromnej miłości jaką czuję do mojej córki, nadal potrzebuję finansowej motywacji do opiekowania się nią. I wierzę, że czyni mnie to lepszym rodzicem.

q

Świadomość, że z końcem roku czeka mnie materialne wynagrodzenie daje mi poczucie bezpieczeństwa i spokoju, szczególnie w momentach, gdy rozhisteryzowany brzdąc nagle, nie wiadomo dlaczego, postanawia ubrać się w swoje śniadanie, zamiast je zjeść.

I podczas gdy oglądanie, jak moja córka się rozwija, jest cudowne, to codzienna harówka może naprawdę dać ci w kość, bo przecież cały dzień spędzasz na spełnianiu jej kaprysów i zachcianek, za które jej ubogie słownictwo nie pozwala nawet powiedzieć „dobra robota mamo” albo „dzięki”.

Może obraz mojej osoby jako kogoś, która spodziewa się wszędzie nagrody nie jest zbyt uroczy, ale myślę, że nie tylko ja jestem w takiej sytuacji. Przecież wszyscy lubimy być nagradzani i chwaleniu, gdy zrobimy coś dobrze, prawda?

Moja córka była bardzo wyczekiwanym dzieckiem, po urodzeniu martwych bliźniaków bardzo długo musieliśmy się o nią starać.

w

Mimo tragedii, która towarzyszyła nam cały czas, gdy czekaliśmy na naszą córeczkę, dopiero w momencie, gdy przywieźliśmy ją do domu, zdałam sobie sprawę, jak słabo jestem przygotowana do tego, co mnie czeka, zresztą jak wiele innych kobiet w początkach swojego macierzyństwa.

Bardzo często matki mówią o tym, jak potrafiły godzinami wpatrywać się w swoje nowonarodzone maleństwo – ja do nich nie należałam.

Gdy tylko doszłam do siebie (podczas porodu straciłam prawie 9,5 litra krwi, co sprawiło, że poważnie zaczęliśmy zastanawiać się nad „bonusem dla żony”), z tego wszystkiego prawie chodziłam po ścianach.

Dni spędzałam według grafika karmienia i spania, i największym moim wyzwaniem było to, ile tur prania uda mi się wstawić, podczas gdy moją córka spała – jeśli w ogóle spała.

Jak większość ludzi, wiem, co to znaczy wykonywać nudną pracę, miałam takie w przeszłości, ale nawet w najnudniejszym biurze coś się dzieje, są rozmowy, kontakty z ludźmi. Spędzając dni z moją córką w domu czułam się bardzo samotna.

Mąż Polly rozumie, że jego żona potrzebuje dodatkowej motywacji

Jednak oboje z mężem stwierdziliśmy, że moja uwaga jest bardzo potrzebna naszej malutkiej córce i na szczęście byliśmy w tak komfortowej sytuacji, że mogliśmy sobie na to pozwolić.

Bardzo wcześnie straciłam moją mamę, więc tym bardziej wiedziałam, jak ważne jest to, aby została w domu, mimo że czasem prawie nie dawałam rady. Nie oczekuję, że komuś będzie mnie żal – sama podejmowałam decyzje w swoim życiu i zawsze byłam szczęśliwa, że mogę to robić samodzielnie. Uważam po prostu, że jestem bardziej szczera niż większość ludzi, bo przyznaję się, że nie zawsze cieszę się z roli, którą sobie wybrałam

Zanim zostałam matką, byłam całkiem dobrą brokerką ubezpieczeniową i pewnie dlatego brakowało mi tej zaciętej rywalizacji oraz stymulacji, jaką daje rozmowa z dorosłymi (od pogawędek przy kawie do spotkań zarządu). Nie mam zamiaru kłamać; tęskniłam także za pieniędzmi.
Sporo zarabiałam i korzystałam z wolności, jaką to daje –  wyjeżdżałam na drogie wakacje i robiłam częste wypady na zakupy. Gdy rzuciłam pracę, aby przeprowadzić się za granicę, gdzie mój mąż dostał awans, a potem poświęcić się trudom starania się o dziecko, mój mąż jasno powiedział mi, że jego konto należy teraz także do mnie i śmiało mogę korzystać z niego jak tylko mi się podoba.

Nie miałam żadnego problemu z tym, aby korzystać ze wspólnego konta, jednak dziwnie bym się czuła, gdybym miała z niego opłacać kolejną parę butów czy torebkę, co w ogóle mi nie przeszkadzało, gdy miałam swoje pieniądze.

Mimo, że wiedziałam, że mój mąż nie miałby nic przeciwko, abym sprawiała sobie takie przyjemności, to jednak opłacanie moich małych szaleństw z konta, którego głównym przeznaczeniem były zakupy dla naszej rodziny, wydawało mi się zbyt nieodpowiedzialne.
Pewnego dnia, żona jednego z kolegów mojego męża, zapytała mnie, co dostaję jako „dodatkowe wynagrodzenie” i wyznała, że duża część jej kolekcji torebek, to prezenty od męża, które dostaje na koniec każdego roku finansowego. To właśnie wtedy zaczęłam myśleć o pieniężnym wynagrodzeniu dla siebie.
Pomyślałam sobie, że dzięki mojej pracy w domu odciążam mojego męża, który może bardziej skupić się na swojej karierze, więc bezpośrednio przyczyniam się do jego wyników. I gdy jego szef przyznaje mu coroczną premię za dobrze wykonaną pracę, czy ja również nie powinnam takiej dostać za swój wysiłek? Reszta naszych dochodów była dzielona po równo, więc dlaczego nie mogłoby być tak z premią?

Mojemu mężowi od razu spodobał się ten pomysł i stwierdził nawet, że cieszy się, że istnieje jakiś nieprotekcjonalny sposób docenienia tego, jak trudne jest zostanie w domu, aby poświecić się dzieciom, podczas gdy twój współmałżonek codziennie wychodzi do pracy. To on zaproponował, abyśmy przeznaczyli po 20% z jego rocznej premii dla każdego z nas, a resztę zatrzymali w banku.
Pomimo, że zostałam oskarżona przez niektórych o zdradę mojej płci i cofnięcie feminizmu do lat 50tych, to głęboko wierzę w to, że równe współdzielenie korzyści, które daje jego kariera, pokazuje jak bardzo mój mąż ceni mnie jako matkę i docenia poświęcenie, którego dokonuję zostając w domu z dzieckiem.
Oddając  mi części swojej premii, mój mąż nie traktuje mnie protekcjonalnie i nie wypłaca mi nagrody za bycie „dobrą żonką”, tylko dokonuje zwykłego podziału dochodów.

Ponieważ mój bonus zależy od wysokości jego premii, nie widzę, jak można postrzegać to jako patriarchalne ocenianie mojej – często wątpliwej – jakości pracy w domu. Ani ja ani on nie mamy wpływu na wysokość jego rocznej premii – jest ona zależna od pracodawcy i sytuacji na rynku.
f

Może to było naiwne z mojej strony, ale byłam zszokowana ilością zjadliwej krytyki naszego rozwiązania.

Oprócz wielu uwłaczających uwag na temat mojego wyglądu, ludzie oskarżali mnie także o bycie zwykłą naciągarą.

Według mnie istnieje również inny ważny temat oprócz “bonusu dla żony”. Jako ktoś, kto miał na tyle szczęścia, aby móc zrezygnować z pracy, aby zająć się dzieckiem, jestem jednak finansowo zależna od mojego męża, bez względu na to czy mam prawo do współdzielenia jego premii. Z kolei, jeśli wróciłabym do pracy i zatrudniła kogoś do opieki nad moją córką, jestem pewna, że znalazłaby się taka grupa osób, której by to się nie spodobało, bo przecież nie powinnam zostawać matką, skoro potem mam zamiar płacić komuś za opiekę nad dzieckiem.

Macierzyństwo nauczyło mnie, że obojętnie, jak będziesz wychowywać swoje dzieci, zawsze znajdzie się ktoś, kto chętnie powie ci, że robisz to źle. Jestem zawiedziona ogromem ludzi, którzy wyciągnęli pochopne wnioski z mojej historii nazywając mnie materialistką albo egoistką, tylko na podstawie tego, w jaki sposób wydaję swoje pieniądze.

Jednak jestem przekonana, że daję swojej córce przykład kobiety, która jest kochana i doceniana przez swojego męża, i która mimo porzucenia pracy dla opieki nad dzieckiem, stara się stworzyć trochę finansowej niezależności dla siebie zanim wróci do pracy.

Oczywiście nie uważam, że jestem wyjątkowa i warta więcej niż każda inna żona – ale naprawdę uważam, że każdy/a, kto przedkłada potrzeby partnera/-ki nad swoje, zasługuje na wsparcie i uznanie dla roli, którą pełni.

Według mnie, właśnie to jest ważne w dobrym związku, a także w dobrym rodzicielstwie…

Źródło: uk.lifestyle.yahoo.com

Tłumaczenie: Agata Skowrońska – wolontariuszka Feminoteki.

logo batory

Rozwój wolontariatu w fundacji Feminoteka jest możliwy dzięki dofinansowaniu rozwoju instytucjonalnego w ramach Programu Obywatele dla Demokracji finansowanego z Funduszy EOG.

 

Kim jest Fritzi???

A to było tak: pewnego chłodnego dnia (przełom lutego i marca 2014 roku) pracując w zaciszu Feminoteki, usłyszałam język niemiecki. A ponieważ jestem germanistką, to ciekawość wzięła górę i poszłam zobaczyć, któż to do nas przybył zza zachodniej granicy. Moim oczom ukazała się dziewczynka. Mała dziewczynka. Na oko trzyletnia. Uśmiechnięta i śmiała. Pokazała mi grę, w którą akurat grała.

Ku mojemu równie dużemu zaskoczeniu, pojawiła się na korytarzu moja ulubiona profesorka z germanistyki  na Uniwersytecie Warszawskim – Bożena Chołuj;  w towarzystwie niewiele starszego ode mnie mężczyzny, z którym to prowadziła konwersację po niemiecku. Okazało się, że to Jochen, a odważna dziewczynka to jego córka. Fritzi.

Tak oto zaczęła się moja przygoda z Fritzi.

frizi okładka

Czytając (najpierw w wersji niemieckiej) „Fritzi i ja. Czyli o lękach ojca, że nie będzie dobrą matką”, oczami wyobraźni widziałam Fritzi, która skacze dziko po kałuży. Wyobrażałam sobie też reakcję Jochen’a na uwagę przechodnia, że skoro Fritzi tak odważnie skacze po kałuży to musi być chłopcem.

Podczas wędrówek Jochen’a z małą Fritzi przez Berlin-Friedrichshain przenosiłam się razem z nimi do tej kultowej dzielnicy Berlina i przypominałam sobie mniej lub bardziej znane uliczki i lokale. Krok po kroku, strona po stronie, zwiedzałam z nimi Berlin. I mimo że Berlin znam dobrze, to Fritzi i Jochen „oprowadzili” mnie po zapomnianych uliczkach i przypomnieli jakże swojską atmosferę stolicy Niemiec.

A skąd jest ta Fritzi? I dlaczego Jochen a nie mama? To nie jest tak, że Fritzi nie ma mamy. Ma. A czasem nawet dwie.

Mamą Fritzi jest zarówno jej biologiczna mama, jak i chwilami tato Fritzi.  Tak, tak, nic mi się nie pomyliło. Tato Fritzi, czyli Jochen, jest czasem mamą.  Jochen po prostu mieszka z córką i wychowuje ją, a mama mieszka w innej dzielnicy Berlina. I to do Jochena mała Fritzi woła wybiegając ze żłobka: „Moja mama”.

Po południu odbieram Fritzi ze żłobka. Biegnie do mnie rozpromieniona radością. „Moja mama przyszła”, krzyczy na cały żłobek. Mama Charlotty, która właśnie przyszła po córkę, poprawia ją. To przecież nie jest twoja mama. Fritzi zatrzymuje się na chwilę speszona. Smutna i z pytającym spojrzeniem podchodzi do mnie.

Moja mama? – pyta mnie.

Oczywiście, że jestem twoją mamą, odpowiadam. Albo tatą, jak wolisz.

Fritzi ulżyło.

Czytając o załamaniu Jochen’a i poszukiwaniu przez niego pomocy terapeutycznej w Berlinie, porównywałam polską służbę zdrowia i myślałam nawet nie jest u nas tak źle”.  A to jak sobie oboje  (Fritzi i Jochen i Jochen i Fritzi) radzili, było budujące.

„Fritzi i ja. Czyli o lękach ojca, że nie będzie dobrą matką” chwilami bawiła mnie prawie do łez, chwilami poruszała. Na pewno jest bardzo ciekawym obrazem rodzicielstwa i feminizmu z perspektywy niemieckiej.

Lektura zdecydowanie obowiązkowa!

Książka dostępna w księgarni Feminoteki.

Fritzi i ja. Czyli o lękach ojca, że nie będzie dobrą matką

Autor: Jochen König

Fundacja Feminoteka, Warszawa 2015

Tekst: Aleksandra Magryta – redaktorka i opiekunka merytoryczna  „Fritzi i ja. Czyli o lękach ojca, że nie będzie dobrą matką”

Akademia Feministyczna z Elżbietą Korolczuk wokół książki ,,Niebezpieczne związki. Macierzyństwo, ojcostwo i polityka”.

Macierzyństwo i ojcostwo to nie tylko osobiste doświadczenia konkretnych osób ale też problem polityczny. Państwo, instytucje takie jak Kościół Katolicki ale i ruchy społeczne, w tym feminizm, w różny sposób rodzicielstwo upolityczniają.

Podczas spotkania będziemy rozmawiać o tym na czym to upolitycznienie polega i jakie są jego konsekwencje oraz na czym polegać może „feminizm opieki”.

Serdecznie zapraszamy na spotkanie z Elżbietą Korolczuk wokół książki ,,Niebezpieczne związki. Macierzyństwo, ojcostwo i polityka” pod redakcją Renaty E. Hryciuk i Elżbiety Korolczuk.

Spotkanie odbędzie się 27 maja o 18:00 w fundacji Feminoteka przy ul. Mokotowskiej 29 A (wejście przez bramę od Marszałkowskiej 34 i do końca podwórka).
Elzbieta1_portret2 (1)Dr Elżbieta Korolczuk – socjolożka, aktywistka feministyczna i komentatorka. Pracuje na Uniwersytecie w Goteborgu i wykłada na Gender Studies w Warszawie, jest redaktorką (z Renatą E. Hryciuk) książek „Pożegnanie z Matką Polką? Dyskursy, praktyki i reprezentacje macierzyństwa we współczesnej Polsce” (WUW 2012) i „Niebezpieczne związki. Macierzyństwo, ojcostwo i polityka” (WUW 2015). Zakres jej zainteresowań badawczych obejmuje między innymi ruchy społeczne i aktywność obywatelską, praktyki i reprezentacje macierzyństwa i ojcostwa, a także nowe technologie reprodukcyjne. Od 2001 roku działa w nieformalnej grupie feministycznej Porozumienie 8 Marca, współpracuje też z organizacjami zajmującymi się prawami kobiet i prawami człowieka.

WARSZAWA: 29.01| Premiera książki „Niebezpieczne związki. Macierzyństwo, ojcostwo i polityka”

Czas: czwartek 29 stycznia 2015, godz. 18:00

Miejsce: Krytyka Polityczna, ul. Foksal 16 II piętro

Spotkanie poprowadzi dr Agnieszka Graff, a udział w dyskusji wezmą:
dr Renata E. Hryciuk
dr Elżbieta Korolczuk 
dr Dorota Szelewa

Porozmawiamy o tym dlaczego w Polsce rodzi się tak mało dzieci, choć tak wiele osób deklaruje, że chciałoby zostać rodzicami, o tym w jaki sposób polityka wpływa na kształt macierzyństwa i ojcostwa w Polsce a także jak sami rodzice wpływają na sferę polityki.

Macierzyństwo, a także – choć w mniejszym stopniu – ojcostwo trafiły ostatnio do głównego nurtu debaty publicznej. Politycy i eksperci mówią o „katastrofie demograficznej”, rządzący próbują zachęcić Polki i Polaków do posiadania dzieci, m.in. wydłużając urlop macierzyński, podczas gdy rodzice, zwłaszcza matki, coraz częściej protestują, żądając realnego wsparcia państwa. Teksty zebrane w książce „Niebezpieczne związki” pozwalają lepiej zrozumieć te zmiany. Pokazują, że to, co często uważa się za prywatne, np. decyzje o posiadaniu dzieci, sposoby organizowania opieki czy jej podział w rodzinie, jest w istocie polityczne, zależy m.in. od polityki państwa, zbiorowych wyobrażeń dotyczących tego, co to znaczy być dobrą matką bądź dobrym ojcem, obowiązujących wzorców obywatelstwa i modeli ekonomicznych, a także działań samych rodziców.

Po spotkaniu organizatorki zapraszają na lampkę wina

https://www.facebook.com/events/334935446707951

 

***

705296Niebezpieczne związki. Macierzyństwo ojcostwo i polityka

Redakcja: Renata E. Hryciuk, Elżbieta Korolczuk

Wydawnictwo Uniwersytetu Warszawskiego, 2015

Książka skupia się na kluczowych aspektach upolitycznienia rodzicielstwa. W poszczególnych tekstach poddano analizie charakter tego zjawiska, jego źródła, konteksty i lokalną specyfikę w Polsce i w Rosji, a także wpływ, jaki na wykonywanie rodzicielstwa mają procesy globalne, takie jak neoliberalizacja i migracja. Autorki i autorzy krytycznie analizują poszczególne obszary polityki społecznej, pokazując, w jaki sposób jest ona kształtowana przez państwo, Kościół katolicki czy ruchy społeczne, uwidaczniając przyczyny oraz skutki ścierania się różnych dyskursów i ideologii dotyczących rodzicielstwa, opieki i obywatelstwa w przestrzeni publicznej oraz polityce społecznej w Polsce.

Macierzyństwo, a także – choć w mniejszym stopniu – ojcostwo trafiły ostatnio do głównego nurtu debaty publicznej. Politycy i eksperci mówią o „katastrofie demograficznej”, rządzący próbują zachęcić Polki i Polaków do posiadania dzieci, m.in. wydłużając urlop macierzyński, podczas gdy rodzice, zwłaszcza matki, coraz częściej protestują, żądając realnego wsparcia państwa. Teksty zebrane w tym tomie pozwalają lepiej zrozumieć te zmiany. Pokazują, że to, co często uważa się za prywatne, np. decyzje o posiadaniu dzieci, sposoby organizowania opieki czy jej podział w rodzinie, jest w istocie polityczne, zależy m.in. od polityki państwa, zbiorowych wyobrażeń dotyczących tego, co to znaczy być dobrą matką bądź dobrym ojcem, obowiązujących wzorców obywatelstwa i modeli ekonomicznych, a także działań samych rodziców.

Matki dzieci z niepełnosprawnościami nie lenią się za 1000 zł od państwa

Empty wallet2007 rok. Joanna jest młodą, zdrową, nieźle zarabiającą matką dwóch synów. Starszy Antek ma dwa i pół roku, mały Alek – sześć miesięcy. Zaczyna jeść łyżeczką, raczkować, świetnie się rozwija. Gdyby wówczas ktoś powiedział Joannie, z czym przyjdzie jej się zmierzyć, nie uwierzyłaby (…) – reportaż Ludmiły Anannikovej w „Gazecie Wyborczej”.

Artur, mąż Joanny, prowadzi firmę remontowo-budowlaną. Aby zarobić na utrzymanie rodziny i na rehabilitację syna, pracuje po 20 godzin na dobę.(…) Na zajęcia dla niepełnosprawnego Alka wydają 10 tys. zł miesięcznie.

(…) Joanna: – Dzięki Bogu, mamy te pieniądze. Ale co ma powiedzieć matka, która sama wychowuje chore dziecko? Dostaje od państwa 1000 zł, do pracy nie pójdzie, bo tak chorych dzieci przedszkola nie chcą – doświadczyłam tego osobiście. Jak tu wyżyć?

(…) Protestujący dochodzą do Sejmu, chcą spotkać się z marszałkiem, ale szef sejmowej kancelarii informuje, że go nie ma. Nie fatyguje się też żaden z posłów.Kobieta w wypłowiałym płaszczu nie wytrzymuje: – Jak nie chcecie nam pomóc, to zezwólcie chociaż na eutanazję! Mam dość takiego życia, tej nędzy! – krzyczy (…)

 

Akademia Feministyczna: „Graff. Jestem stąd”. Z Agnieszką Graff rozmawia Elżbieta Korolczuk

graff_okladka_ostatFundacja Feminoteka zaprasza na spotkanie z Agnieszką Graff, prowadzone przez Elżbietę Korolczuk.

Rozmowa toczyć się będzie wokół najnowszej książki Agnieszki Graff, „Graff. Jestem stąd”. Będziemy rozmawiać o pisaniu feministycznych (auto)biografii, siostrzeństwie i pokoleniach, a także szansach na to, by polityczny maternalizm stał się jedną ze strategii ruchu kobiecego w Polsce.

Zapraszamy do Feminoteki (ul. Mokotowska 29A, Warszawa MAPKA ) 12 listopada o godz. 18:00

Agnieszka Graff: polska pisarka, tłumaczka i publicystka. Członkini zespołu „Krytyki Politycznej”. Autorka Świata bez kobiet, Rykoszetem, Magmy, Matki Feministki i Graff. Jestem stąd

Elżbieta Korolczuk: socjolożka i aktywistka. Publicystka, współredaktorka (z Renatą E. Hryciuk) książek „Pożegnanie z Matką Polką?” (2012) i Niebezpieczne związki. Macierzyństwo, ojcostwo i polityka (w druku)

 

Zapraszamy osoby z dziećmi – zapewniamy opiekę nad potomstwem
Prosimy o wypełnienie formularza, który pozwoli nam najlepiej przygotować się do przyjęcia młodych osób http://goo.gl/forms/PX3T3ErgsN

 

wydarzenie na facebooku: https://www.facebook.com/events/318166158384520/?fref=ts

 

„Mundra” w recenzji Agnieszki Sosińskiej

mundraMundra
Autorka: Sylwia Szwed
Czarne, 2014

Recenzuje: Agnieszka Sosińska

 

Sylwia Szwed w rozmowach z położnymi dociera do źródeł naszego życia. Odkrywa  historię tyleż uniwersalną, co niezwykłą. Poród.

Autorka tworzy w swojej książkę przestrzeń dla wypowiedzi tytułowych mundrych, tych, których wiedza kiedyś otoczona była ogromnym powszechnym szacunkiem. Wyjątkowa i otoczona tajemnicą, intymnością, choć tak powszechnie potrzebna – wszak przy narodzinach każdego, lub prawie każdego dziecka obecna była babka, mądra, akuszerka, kobieta która babiła i która wiedziała. Brała w swoje doświadczone, mocne, sprawne ręce życie rodzącej kobiety i rodzącego się dziecka.

Nie jest to jedyny, ale na pewno szczególny zawód (a może raczej: posługa?), który od lat będąc przypisany kobietom, stosunkowo niedawno stał się domeną mężczyzn, męskiego budowania i stosowania wiedzy, męskiej kontroli. Rozmówczynie Sylwii Szwed przytaczają historie sal szpitalnych, w których panowała doskonała czystość i takiż rygor. Podporządkowanie rodzących, dzieci i samego porodu szpitalowi, instytucji totalnej wiązało się z postawieniem na pierwszym miejscu lekarza. Co to oznaczało dla położnych? Podrzędne w stosunku do lekarzy traktowanie, niższe zarobki, brak lub ograniczoną możliwość podejmowania decyzji, które często bliskie były doświadczeniu rodzących kobiet.

Z całą pewnością doborowi opowieści, jakie zebrała Sylwia Szwed nie można jednak zarzucić jednowymiarowości. Mamy tu historie zebrane na przestrzeni niemal stulecia. Znalazło się miejsce na różne głosy, podejścia i doświadczenia. Bo przed szpitalem totalnym było przecież odbieranie porodów w czasie wojny. Po nim zaś stopniowo nastąpiła prawdziwa fascynująca rewolucja w polskim położnictwie., którą możemy śledzić podążając za świadectwem jej uczestniczek, inicjatorek i oponentek.

Czy owa rewolucja była potrzebna? Czy jest to rewolucja zakończona sukcesem? Teściowie jednej z bohaterek cieszyli się, gdy ta postanowiła zostać położną, bowiem w Skandynawii znane jest powiedzenie na określenie męża położnej – to mężczyzna, który nigdy nie będzie się musiał martwić o swój byt. Praca położnej jest bowiem otoczona powszechnym poważaniem, samodzielna i godnie wynagradzana. Inna opowiada, jak reagowały jej koleżanki położne pracujące wraz z nią w Tanzanii, gdy zaczęła proponować kobietom poród w kucki zamiast na leżąco. Bo – jak mówi i właściwie to zdanie mogłoby być mottem książki – nie ma jednego sposobu na rodzenie.

 

Agnieszka Sosińska – Socjolożka, absolwentka Instytutu Filozofii i Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. Działaczka i badaczka społeczna. Napisała pracę magisterską o Kongresie Kobiet Polskich widzianym oczami liderek polskiego feminizmu. Przygodę z Feminoteką zaczynała jako studentka Gender Studies w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego. Członkini Gendermerii. Interesuje się ruchami społecznymi i społeczną sytuacją kobiet. W wolnych chwilach pisze, tłumaczy i podróżuje.

WARSZAWA: Bez fikcji o życiu i pisaniu rozmawiają Joanna Woźniczko-Czeczott, Sylwia Szwed i Joanna Jagiełło

czarne_bez_fikcji

4 października, godz. 13:00
Moda na Czytanie, Dom Braci Jabłkowskich, ul. Bracka 25, Warszawa

Joanna Woźniczko-Czeczott, autorka książki „Macierzyństwo non-fiction. Relacja z przewrotu domowego”, która zainaugurowała serię „Bez fikcji o…” dwa lata temu, porozmawia o życiu i literaturze z dwiema innymi pisarkami, debiutującymi w tej serii w tym roku. Jej rozmówczynie to Sylwia Szwed, autorka książki „Mundra”, zawierającej rozmowy z kilkoma pokoleniami polskich położnych, oraz Joanna Jagiełło, autorka „Hotelu dla twoich rzeczy. O życiu, macierzyństwie i pisaniu”.

 

Książki „Macierzyństwo non-fiction. Relacja z przewrotu domowego”„Mundra”„Hotel dla twoich rzeczy. O życiu, macierzyństwie i pisaniu” są objęte matronatem Feminoteki i dostępne w naszej księgarni

WARSZAWA: konferencja „Rodziny z wyboru” – wyniki badania

rodziny z wyboru30 września 2014 r. w Pałacu Staszica (PAN) w Warszawie odbędzie się konferencja prezentująca wyniki badania ilościowego poświęconego rodzinom tworzonym przez osoby nieheteroseksualne, zrealizowanego w ramach naszego projektu.
W trakcie konferencji po raz pierwszy przedstawiony zostanie raport, przygotowany na podstawie ww. badań pt. „Rodziny z wyboru w Polsce. Życie rodzinne osób nieheteroseksualnych”.

Raport opracowany został przez dr hab. Joannę Mizielińską, Martę Abramowicz oraz Agatę Stasińską.

Komentarz na temat wyników raportu wygłosi prof. Małgorzata Fuszara – Pełnomocniczka Rządu do spraw Równego Traktowania.

W dyskusji wezmą udział zaproszeni eksperci: prof. Krystyna Skarżyńska z Polskiej Akademii Nauk, prof. Krystyna Slany z Uniwersytetu Jagiellońskiego, prof. Zbigniew Izdebski z Uniwersytetu Warszawskiego, dr Dorota Pudzianowska z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, Karolina Kędziora z Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego, Yga Kostrzewa z Lambdy Warszawa i Mirosława Makuchowska z Kampanii Przeciw Homofobii.

Osoby zainteresowane zapraszamy do zgłaszania się do udziału w konferencji na adres: [email protected]

Rodziny z wyboru

***

PROGRAM:

10:00 Powitanie gości i omówienie programu konferencji

10:05-10:20 Prezentacja badania i jego najważniejszych wyników przez autorki raportu: dr hab. Joannę Mizielińską, Martę Abramowicz i Agatę Stasińską

10:25-10:40 Komentarz prof. Małgorzaty Fuszary – Pełnomocniczki Rządu do spraw Równego Traktowania

10:45-11:30 Panel: Wyniki badania „Rodziny z wyboru w Polsce” na tle współczesnych badań społecznych

prof. Krystyna Slany (Uniwersytet Jagielloński), prof. Krystyna Skarżyńska (Polska Akademia Nauk), prof. Zbigniew Izdebski (Uniwersytet Warszawski)

prowadzenie: Katarzyna Szustow

11:35-12:05 Przerwa

12.10-13:40 Dyskusja: Po co badać życie rodzinne osób nieheteroseksualnych? prof. Krystyna Skarżyńska (Polska Akademia Nauk), prof. Krystyna Slany (Uniwersytet Jagielloński), prof. Zbigniew Izdebski (Uniwersytet Warszawski), dr Dorota Pudzianowska (Helsińska Fundacja Praw Człowieka), Karolina Kędziora (Polskie Towarzystwo Prawa Antydyskryminacyjnego), Yga Kostrzewa (Lambda Warszawa), Mirosława Makuchowska (Kampania Przeciw Homofobii)

prowadzenie: dr hab. Joanna Mizielińska

 

Warszawa. Grupa wsparcia i rozwoju dla matek małych dzieci

Fundacja Sto Pociech

Fundacja Sto PociechFundacja Sto Pociech zaprasza do udziału w grupie wsparcia i rozwoju dla kobiet, mam małych dzieci. Termin: piątki, w godz. 10.00-13.00, od 26 września (cykl 20 spotkań po 3 godziny). Miejsce: Fundacja Sto Pociech, ul. Freta 20/24a Warszawa. Koszty udziału: 190 zł (zajęcia dofinansowane przez m. st. Warszawa).

Masz dwu-trzyletnie dziecko, albo dwoje, a może i troje dzieci… W każdym razie jakiś czas, jak to mówią – “siedzisz” już w domu. A może próbujesz dodatkowo łączyć pracę w domu z pracą zawodową? Nie wyrabiasz się z zadaniami, które na siebie wzięłaś.

Chciałaś radośnie odkrywać świat ze swoim maluchem, a tu coraz częściej dopada Cię rutyna i znużenie: spacer, zupa, zakupy… Jesteś zmęczona, wydaje Ci się, że życie jest gdzieś indziej, zaczynasz wątpić, czy do czegoś się jeszcze nadajesz… W wirze codziennych zdarzeń zastanawiasz się, kim właściwie jesteś? Gdzie jest Twoja droga? Czego pragniesz? Co dalej? Jeżeli chcesz spotkać się z kobietami na podobnym etapie życia – zapraszamy.

Mamy nadzieję, że te spotkania pozwolą Wam przystanąć, skierować uwagę na samą siebie, posłuchać innych kobiet, pomyśleć. Zadawać pytania i wspólnie szukać odpowiedzi. Zbierać siły. Chcemy usiąść i pogadać – jak baba z babą. Będziemy rozmawiać o tym, co dla Was żywe i ważne, co porusza i zastanawia. I poszukiwać autorskich przepisów na własną babską reanimację.

Źródło / więcej informacji o zapisach: NGO.pl, 02.09.2014

 

Kościół rzymskokatolicki nie poprze projektu ustawy o leczeniu niepłodności

Episkopat zajmie krytyczne stanowisko wobec projektu ustawy o leczeniu niepłodności, skierowanego do konsultacji społecznych przez resort zdrowia – informuje Katolicka Agencja Informacyjna. Na temat projektu ustawy ma się niebawem wypowiedzieć  Zespół Ekspertów Konferencji Episkopatu ds. Bioetycznych, któremu przewodniczy abp Henryk Hoser.

 

KAI informuje, że projekt ustawy o leczeniu niepłodności nie ma na celu leczenia bezpłodności w Polsce, lecz ,,lecz ma dokonać legalizacji przez państwo i poddać jego kontroli olbrzymi „przemysł in vitro”, jaki dziś działa w szarej strefie”.

Ekspert Episkopatu wymienia cały szereg zagrożeń jakie to ma rzekomo nieść za sobą ustawa. Jednym z ,,niebezpiecznych elementów” projektu ustawy jest możliwość korzystania z in vitro przez kobiety samotne.

Lęk w ekspercie budzi też ,,zrównanie zarodka z pozycją komórki, tkanki czy organu”. Dodatkowo ,,jest traktowany jako rzecz wyjęta z obrotu, ale również pozbawiona jakichkolwiek stosunków osobistych, w tym opieki wynikającej z relacji filialnych”.
Ekspertyzę wieńczy konstatacja, że „w perspektywie nauczania Kościoła katolickiego, nie ma możliwości poparcia tego projektu w procedurze legislacyjnej”, nawet w związku z sytuacją opisaną w art. 73 encykliki „Evangelium vitae”. Zgodnie z tym nauczaniem „parlamentarzysta, którego osobisty absolutny sprzeciw wobec przerywania ciąży byłby jasny i znany wszystkim ludziom, postąpiłby słusznie, udzielając swego poparcia propozycjom, których celem jest ograniczenie szkodliwości takiej ustawy i zmierzających w ten sposób do zmniejszenia jej negatywnych skutków na płaszczyźnie kultury i moralności publicznej”

Więcej na serwisie Katolickiej Agencji Prasowej.