TELEFON DLA KOBIET DOŚWIADCZAJĄCYCH PRZEMOCY

Телефон для жінок, які зазнають насильства

CZYNNY PONIEDZIAŁEK-PIĄTEK
OD 11.00 DO 19.00

Активний з понеділка по п’ятницю з 14:00 до 19:00

Szukaj
Close this search box.

BIAŁYSTOK: Matka Feministka. Spotkanie autorskie z Agnieszką Graff

SONY DSCDziew/czyny zapraszają do Kawiarni Spółdzielnia za spotkanie z Agnieszką Graff

19 lipca, sobota, godz. 17.00, Kawiarnio-księgarnia Spółdzielnia, ul. Skłodowskiej-Curie 8/1

Gościnie:
Agnieszka Graff – autorka książki Matka Feministka
Katarzyna Sztop-Rutkowska – socjolożka (Uniwersytet w Białymstoku), prezeska Fundacji SocLab

Prowadzenie: Magdalena Wieremiejuk

„Graff została konserwatystką, odbiło jej od macierzyństwa” – krążyły plotki po mieście, gdy zaczęła rzadziej pojawiać się na feministycznych spotkaniach i pisać felietony o poruszaniu się z wózkiem po mieście.

Nie da się ukryć: feminizm ma kłopot z macierzyństwem. To doświadczenie, które podważa nasze przekonania dotyczące woli i podmiotowości. A zwłaszcza o „wyborze”. Pracować czy poświęcić uwagę i czas wychowaniu? – większość kobiet stoi tu wobec konieczności, nie wyboru. Opieka nad małym dzieckiem pożera ogromnie dużo czasu, energii i funduszy, a także emocjonalnego zaangażowania. Tak dużo, że na niewiele innego tych zasobów starcza. Czy oznacza to, że matka nie może być feministką? Oczywiście, że nie. Tyle tylko, że to feminizm szczególny – sceptyczny wobec rynku, wymagający wobec ojców, uważny na to, co dzieje się w domu i w piaskownicy.

Matka Feministka to zadziorny przewodnik po doświadczeniu macierzyństwa w kraju, gdzie przekonanie, że rodzina jest najważniejsza jest odwrotnie proporcjonalne do środków przeznaczanych na politykę rodzinną. Wszystko, co w polskiej rzeczywistości budzi rozgoryczenie, wściekłość, a często wręcz rozpacz matek, znajdziesz w tej książce. I jeszcze mocne dowody na to, że równość jest wartością rodzinną.

Agnieszka Graff pisze o tym, co nie pomaga rodzicom w rodzicielstwie. O konflikcie między potrzebami rodziców i dzieci, w którym wszyscy żyjemy. Wierzę, że tego konfliktu być nie musi, że szukanie równowagi i rozwiązań szanujących potrzeby wszystkich członków rodziny jest możliwe, ale wiem też, że jest bardzo trudne i często napotyka na różne systemowe przeszkody. Myślę, że bardzo potrzebujemy tego filaru rodzicielstwa – równowagi. Cieszę się, że jest ktoś kto szuka odpowiedzi na to, jak taką równowagę uzyskać. Agnieszka Stein, psycholożka dziecięca, autorka Dziecka z bliska

O „Matce Feministce” Agnieszki Graff – Julita Maciocha

 

graff_miniAgnieszka Graff „Matka Feministka”

Wydawnictwo Krytyka Polityczna, 2014

 

Recenzuje: Julita Maciocha

Najnowsza książka Agnieszki Graff „Matka Feministka” wywołała gorącą debatę zarówno w kręgach feministek, jak i wśród kobiet, które z zasady „odcinają” się od feminizmu. Książka, będąca swego rodzaju prowokacją zajmuje się tematem macierzyństwa, które według autorki jest kwestią zaniedbaną i osieroconą przez ruch kobiecy. Feminizm omija temat zależności i więzi, wysuwając na pierwszy plan równouprawnienie na rynku pracy, autonomię i przedsiębiorczość kobiet.

Książka składa się z dwóch części: w pierwszej autorka podejmuje się analizy ekonomicznego, społecznego, ale także emocjonalnego wymiaru macierzyństwa, zastanawiając się nad możliwościami politycznej oraz kulturowej zmiany statusu matek w Polsce. Celem tych artykułów i wystąpień jest upolitycznienie macierzyństwa i przedefiniowanie roli kobiety – według Agnieszki Graff neoliberalny model oparty na samodzielności, przedsiębiorczości i dyspozycyjności jest niepełny, gdyż lekceważy doświadczenie macierzyństwa, a więc doświadczenie większości kobiet.

Druga część książki jest zbiorem felietonów publikowanych w „Dziecku” i „Wysokich Obcasach”, które traktują temat macierzyństwa „z przymrużeniem oka”, są bardziej zanurzone w domowości, chociaż nie są one oderwane od kwestii politycznych.

W moim odczuciu to ta pierwsza część książki jest szczególnie ważna, gdyż nagłaśnia temat doświadczenia macierzyństwa w kraju, gdzie funkcjonuje przekonanie, że rodzina jest najważniejszą wartością, co bynajmniej nie przekłada się na ilość środków przeznaczanych na politykę rodzinną.

Osobiście uważam, że nie każda kobieta musi odnajdywać się w narracji Agnieszki Graff. Są różne doświadczenia macierzyństwa, inne pomysły i perspektywy na rodzicielstwo. Zgadzam się natomiast z postulatem, że feminizm musi zabierać głos w tej debacie, reprezentować interesy nie tylko tych kobiet, które stawiają na rozwój zawodowy, ale także tych, które decydują się zostać w domu. Książka Agnieszki Graff pokazuje, jak realne są dylematy i potrzeby kobiet. Stawia pytania o kształt społeczeństwa, które powinno być tak zorganizowane, aby praca kobiet przestała być niewidzialnym zapleczem dla rynku. Gdzie opieka nad innymi będzie miała realną wartość i będzie brana pod uwagę podczas kształtowania polityki społecznej.

Postulat umatczynienia Polski to postulat włączenia tematu macierzyństwa i problemów związanych z wychowywaniem dzieci w obszar zainteresowań feministek. To postulat głośnego mówienia o konkretnych bolączkach matek w Polsce: o prawie do świadczeń, o infrastrukturze opiekuńczej, potrzebie równościowego dowartościowania ojcostwa, trudnościach w łączeniu pracy zawodowej i rodzicielstwa. Autorka dotyka też ważnej kwestii wrażliwości i odpowiedzialności społeczeństwa w stosunku do rodziców wychowujących małe dzieci. W kraju, którego system społeczny oparty jest na zastępowalności pokoleń, warto zadać sobie pytanie, czy społeczeństwo ma jakieś zobowiązania wobec tych, którzy się na dzieci decydują, warto zobaczyć system, a nie tylko jednostkę. Agnieszka Graff idzie jeszcze dalej, podejmując się krytyki neoliberalizmu, który promuje indywidualizm a deprecjonuje wartości wspólnotowe, dotyka zarówno problemu ojcostwa, równościowego modelu wychowania, ale i przedefiniowania modelu „Matki Polki”, który się wyczerpał.

Mimo, że książka Agnieszki Graff może momentami irytować i można z nią polemizować – jest ważną publikacją, bo skłania do rozmowy na tematy, których ciągle jest za mało w dyskursie publicznym. Tworzy płaszczyznę do dyskusji nie tylko o kształcie polskiego feminizmu, ale również państwa i jego odpowiedzialności za problemy obywateli.

Julita Maciocha – stażystka w Feminotece. Absolwentka germanistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Dzieli czas między Warszawę, Lublin i Wiedeń, gdzie mieszkała i studiowała Gender Studies. Pisze pracę na temat obrazu kobiet z niepełnosprawnościami w polskich mediach. W wolnym czasie je długie śniadania i dużo czyta.

WARSZAWA: Kto potrzebuje żłobków? Debata o polityce rodzinnej w Warszawie

obserwatoruym_rownosci_plci_logoWraz z zaproszonymi gośćmi spróbujemy również znaleźć odpowiedzi na pytanie, co mogą robić miasta i gminy, by matki i ojcowie mogli w równym stopniu godzić role zawodowe i rodzinne. Do udziału w dyskusji zapraszamy wszystkich zainteresowanych.

W panelu wezmą udział:
– dr Patrycja Dołowy – fotografka, wiceprezeska Fundacji MaMa

Ilona Gosk – dyrektor Biura Polityki Społecznej Kancelarii Prezydenta RP
– Tomasz Pactwa – dyrektor Biura Pomocy i Projektów Społecznych Urzędu m.st. Warszawy
– dr Dorota Szelewa – politolożka, ekspertka w dziedzinie polityki rodzinnej, współzałożycielka i prezeska Międzynarodowego Centrum Badań i Analiz (ICRA)
Zaproszenie zostało wystosowane również do Tomasza Wardacha – specjalisty w Departamencie Polityki Rodzinnej w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej.

29 maja, godz. 13:00 / Stacja Muranów, ul. gen. Andersa 13, Warszawa

 

Polityka rodzinna jest na sztandarach każdej partii politycznej w Polsce. O grożącej nam katastrofie demograficznej niemal codziennie w panicznym tonie informują media. Jednocześnie Polska niezmiennie plasuje się na szarym końcu wśród krajów Unii Europejskiej jeśli chodzi o nakłady finansowe na opiekę w żłobkach i rozwiązania sprzyjające dzietności.

W ubiegłym tygodniu warszawski Urząd Miasta podjął decyzję o zmniejszeniu liczby miejsc w publicznych żłobkach dla dzieci w wieku od 5 do 12 miesięcy. Urząd tłumaczy, że stało się tak, ponieważ wprowadzenie rocznego urlopu rodzicielskiego znacznie zmniejszyło zainteresowanie rodziców posyłaniem niemowląt do żłobków. Można jednak zapytać, czy polityka państwa powinna zmierzać do ograniczania dostępnych form wsparcia dla rodzin z małymi dziećmi.
Badania pokazują bowiem, że największą cenę za brak szeroko zakrojonej i hojnie finansowanej polityki rodzinnej płacą kobiety – obciążone nierównym podziałem obowiązków związanych z opieką nad dziećmi, a przez to mierzące się z większymi trudnościami na rynku pracy.
Instytut Spraw Publicznych zaprasza na debatę Kto potrzebuje żłobków?, w trakcie której pragniemy porozmawiać o głównych bolączkach polskiej polityki rodzinnej.

http://rownoscplci.pl/aktualnosci,1,120.html

https://www.facebook.com/events/701846653211128/?source=1

 

 

kto_potrzebuje_zlobkow

Dzień Matki

Dzień Matki

Tekst: Elżbieta Korolczuk

ela2

 

Nie przepadam za pisaniem polemik do polemik, a w przypadku tekstu Anny Zawadzkiej „Macierzyzm” jest jeszcze trudniej, bo autorka nie pisze wprost z kim polemizuje. Ale tym razem sprawa wydaje mi się jednak na tyle ważna, że po prostu muszę. Ta „sprawa” to właściwie pytanie o to, czym się powinien zajmować polski feminizm, jakie postulaty są słuszne, a jakie nie, w czyim imieniu wypowiadamy się jako feministki i z kim się utożsamiamy. No i ten Dzień Matki….

Felieton ukazał się zaraz po publikacji wywiadu z Agnieszką Graff w Wysokich Obcasach i wiele wskazuje na to, że „Macierzyzm” to krytyka skierowana wobec Graff. Ale nie tylko. Zawadzka stwierdza, że „od wielu miesięcy polski feminizm kręci się wokół macierzyństwa. I wygląda na to, że dopiero się wokół niego rozkręca.” Jako, że zajmuję się tematem macierzyństwa (i ojcostwa) naukowo i razem z Renatą Hryciuk zredagowałyśmy wydaną niedawno książkę „Pożegnanie z Matką Polką”, ale też jako osoba pisząca i wypowiadająca się publicznie w kwestiach związanych z macierzyństwem, polityką społeczną i opieką czuję się częścią tego „skrzydła” polskiego feminizmu. I choć z wieloma uwagami Zawadzkiej się zgadzam (tak, trzeba eksplorować marginesy kultury i doświadczenia; tak, macierzyństwo związane jest też z władzą) to jednak po lekturze zostało mi przede wszystkim wrażenie zupełnego rozminięcia się w rozmowie o tym, czym ma zajmować się polski feminizm i dlaczego. A już zupełnie szczęka mi opadła, gdy przeczytałam fragment opisujący powody, dla których polski feminizm zajął się tematem macierzyństwa. A zajął się zdaniem Zawadzkiej dlatego, że przejmuje backlashowy czyli konserwatywny dyskurs.

„Backlash ma różne oblicza, odbija się także – jak w lustrze – w zainteresowaniach, trendach i fobiach ruchów społecznych, przeciwko którym zaistniał” pisze Zawadzka i wylicza trzy główne powody, dla których zajęłyśmy się tym tematem. Po pierwsze,  jesteśmy sfrustrowane impasem w kwestii praw reprodukcyjnych. Po drugie, czujemy potrzebę „uzyskania prawomocności w polskiej sferze publicznej, ponieważ jej brak w doświadczeniu zarówno zbiorowym jak i indywidualnym polskich feministek z roku na rok robi się coraz bardziej dojmujący”. Po trzecie, chcemy się podlizać tzw. „zwykłym kobietom”, mimo że jak podkreśla Zawadzka kategoria ta to „zbiór pusty, a fakt uznania ze strony tego fantazmatu ogłaszają media w momencie, gdy same postanowią coś uznać.” Jednym słowem, „macierzyńska fala” w feminizmie składa się ze sfrustrowanych backlashowych koniukturalistek.

Niestety, felieton Zawadzkiej świetnie ilustruje sposób myślenia, który przez długi czas utrudniał włączenie kwestii opieki i rodzicielstwa do głównego nurtu feministycznych debat w Polsce. Pobrzmiewa w nim i alergia na zajmowanie się tematem, który przecież już przejął konserwatywny dyskurs katolicki i narodowy, i niechęć do potraktowania poważnie wartości wspólnotowych takich jak rodzina jako tematu feministycznego, i  co gorsza także paternalizm wobec kobiet, dla których macierzyństwo jest doświadczeniem kluczowym i które pragną mieć dzieci, ale nie chcą z tego powodu rezygnować z całego życia. Im Zawadzka mówi po prostu „dzięki symbolicznemu uświęceniu macierzyństwa” jesteście uprzywilejowane, więc o co wam chodzi? A w ogóle to inne/i mają gorzej.

Choć zgadzam się z autorką, że trzeba „konfrontować się z kulturową i społeczną wieloaspektowością macierzyństwa, w tym także z przywilejami, jakimi ono obdarza”, to uważam, że nie można tego robić za cenę lekceważenia doświadczeń kobiet i ich (naszej) perspektywy. A krytyczny namysł nigdy nie powinien przeradzać się w wygłaszane ex catedra wizje jedynie słusznej hierarchii opresji. Jak wyraziła to jedna z uczestniczek dyskusji na facebooku, Kaśka Nowakowska:

„Ja się poczułam dotknięta tekstem Ani, mimo że oczywiście trudno się nie zgodzić z wieloma rzeczami w nim, ponieważ odnosi się z lekceważeniem do moich doświadczeń jako matki. Nie uważam, żeby matkom dano się na dobre wypowiedzieć w przestrzeni publicznej na temat ich prawdziwego doświadczenia. Cały czas trwa gadanie obok nich i na ich temat (niestety Ani tekst się w ten trend wpisuje), a mało jest wypowiedzi kobiet mówiących szczerze o własnym bezpośrednim doświadczeniu macierzyństwa. (…)

Muszę powiedzieć, że nie widzę specjalnej różnicy między Ani pisaniem o tym, jak to na poziomie symbolicznym matka czerpie rzekome profity z bycia matką, a gadaniem, że w Polsce kobiety mają świetnie, bo im się wylizuje rączki i puszcza przodem w drzwiach.”

Ja podpisuję się pod tymi słowami nie jako matka (którą akurat nie jestem), tylko jako feministka, która od zawsze uważała, że macierzyństwo to jeden z najważniejszych feministycznych tematów. Jest ważny po prostu dlatego, że wypływa to z doświadczeń i potrzeb samych kobiet. I naprawdę nie trzeba być konserwatystką, nie trzeba esencjalizować tych doświadczeń by uznać ich znaczenie. Co więcej, macierzyństwo i szerzej – opieka oraz praca reprodukcyjna – to tematy głęboko polityczne, czego Zawadzka zdaje się zupełnie nie dostrzegać. Gra toczy się o kształt polityki społecznej i systemu ekonomicznego, o to czy neoliberalizm to rzeczywiście najlepszy z możliwych rozwiązań.

Zawadzka najwyraźniej nie przeczytała książki Graff, bo gdyby to zrobiła to może by dostrzegła, że macierzyński zwrot Graff nie jest backlashowym ukłonem w stronę „zwykłych kobiet”, ale osadzonym w osobistym doświadczeniu namysłem nad relacją między feminizmem a macierzyństwem oraz krytyką neoliberalnej wersji feminizmu, która dominuje od dawna w mainstreamie (i którą Zawadzka skądinąd również ostro krytykuje). Zainteresowanie macierzyństwem w polskim feminizmie nie pojawiło się bowiem kilka miesięcy temu jak królik z kapelusza, ale trwa już od ładnych kilku lat. Co więcej, zaczęło się min. od tekstów pisanych z pozycji lewicowych (publikowanych przez Ewę Charkiewicz, Magdę Malinowską i Gośkę Maciejewską, Izę Desperak, Sylwię Chutnik czy Julię Kubisę). Graff pisze o tych inspiracjach w swojej książce i są one bardzo ważne, wręcz kluczowe w kontekście pytania: dlaczego polski feminizm zajmuje się macierzyństwem. Jeśli bowiem miałabym to zainteresowanie przypisać jakiemuś „zwrotowi” w obrębie polskiego ruchu kobiecego, to byłby to zwrot lewicowy a nie konserwatywny. Macierzyństwo, czy szerzej opieka, jest po prostu takim miejscem, w którym szczególnie wyraźnie widać, jak złudna jest neoliberalna wizja ludzi jako autonomicznych jednostek, które wykuwają swój los „tymi ręcami” a państwo i społeczeństwo nie są im nic winne. Sytuacja, gdy opiekujemy się osobą od nas zależną, niekoniecznie zresztą dzieckiem, uświadamia i unaocznia jak opresyjny jest nakaz efektywności i zasada osobistej odpowiedzialności za wszystko co nam się w życiu przydarza. W pewnym sensie macierzyństwo, a czasem też ojcostwo, jest doświadczeniem kryzysowym – podobnie jak choroba czy strata wymusza ono zmiany w naszym życiu i w świadomości. W ogóle nie poddaje się kontroli i „racjonalnemu” zarządzaniu, i nie da się tego zrobić w pojedynkę, na własny rachunek, nawet jak ma się sporo kasy i można sobie opiekę, częściowo przynajmniej, kupić.

W efekcie, doświadczenie macierzyństwa dla wielu kobiet (i niektórych mężczyzn) staje się punktem zapalnym, punktem oporu. I nie jest to bynajmniej specyfika polska – ruchy macierzyńskie istnieją na całym świecie i często są niezwykle skuteczne w zmienianiu świadomości i kultury i sfery politycznej. Nieprzypadkowo na panel „Wściekłe matki” zorganizowany min. przez Graff na ostatnim Kongresie Kobiet przyszło kilkaset kobiet, w większości niezwiązanych z feminizmem ale świadomych, że neoliberalny i patriarchalny system w którym żyjemy, jest zwyczajnie nieludzki. I nieprzypadkowo po opublikowaniu wywiadu z nią w WO redakcję zalała fala listów od kobiet, które piszą: „feminizm jawił mi się jako relikt przeszłości, owoc permanentnej frustracji (…) A tu nagle zwrot akcji, zapewne po części wynikający z faktu, że w najbliższych tygodniach zostanę matką. (…) Zaczynam być żądna wiedzy o ideałach współczesnego feminizmu.” Czy to wynik tego, że tak się im skutecznie podlizujemy? Czy może raczej tego, że nareszcie mówimy o kwestiach które są dla nich ważne?

Choć figura „zwykłej kobiety” to znak pusty w sensie retorycznym, to jest cała rzesza jak najbardziej realnych kobiet, których potrzeby i doświadczenia lekceważy i marginalizuje zarówno feminizm neoliberalny, jak i  feminizm „wsobny”, którego przedstawicielki zamiast krytycznie zrecenzować program „Maluch” będą w nieskończoność wałkować macierzyństwo jako relację, która jest „niebywale zmitologizowana, której współczesne polskie feministki nie tylko nie urealniają i nie dekonstruują, ale na jej wzór ustanowiły schemat relacji w obrębie ruchu feministycznego.” Nie lekceważę problemu hierarchii wewnątrz ruchu i wiem, że „ignorowanie potrzeb zwykłych kobiet” to klasyczny zarzut, z jakim feminizm styka się zawsze, bez względu n to czym się zajmuje. Ale uważam, że zarzut ten zawsze trzeba traktować poważnie kiedy wyrażany jest przez kobiety podejmujące wysiłek krytycznego myślenia i działania. Krótko mówiąc, jeśli gotowe jesteśmy oddać temat macierzyństwa konserwatystom, to nie dziwmy się, że tak wiele kobiet ma feminizm w nosie.

PS.

Na koniec krótka uwaga a propos „urealniania” i „dekonstruowania” (uwaga, tu będzie auto-reklama). Dużą część felietonu Zawadzkiej stanowi lista tematów, którymi jak rozumiem, „macierzyńskie feministki” się nie zajmują, a powinny. Dlatego autorka wzywa: „Mówmy o tym, że matka to uprzywilejowana pozycja społeczna.” „Mówmy o ambiwalencji i toksyczności relacji matek i dzieci.” „Mówmy o patologizowaniu kobiet, które nie chcą mieć dzieci.” „Mówmy o problemach rodzicielskich, jakie napotykają osoby, które postrzegane są jako kobiety, ale nie identyfikują się z kobiecym genderem” itd. Wszystkie te tematy są ważne, postulat oczywiście słuszny i ja się z nim całkowicie zgadzam. Tyle że, jak to określiła kiedyś znana amerykańska feministka, czuję się trochę jak siedzący pies, któremu mówią „siad!”. Bo tak się składa, że choć jej książka nie jest rozprawą naukową tylko zbiorem tekstów i felietonów, to Graff pisze w niej nie tylko o swoich osobistych doświadczeniach i radości z bycia matką, ale i o aborcji, i o mitologii matkopolkowej, za pomocą której ustanawia się normę wykluczającą doświadczenia kobiet ubogich, matek dzieci niepełnosprawnych czy osób nieheteronormatywnych. Pisze także o ambiwalencji wpisanej w macierzyńską władzę, o „narcyzmie podszytym ofiarnictwem” i o patologizowaniu kobiet, które dzieci nie mają i mieć nie chcą. Także w „Pożegnaniu…” udało nam się z Renatą Hryciuk zebrać teksty, które poruszają większość, jeśli nie wszystkie, ze wskazanych przez Zawadzką kwestii (włącznie z ambiwalencją wpisaną w matczyno-córczane relacje). A udało się dlatego, że jest już cała grupa badaczek i aktywistek, które się od lat zajmują marginesami i ciemnymi stronami ideologii, praktyk i reprezentacji macierzyństwa. Nie będę tu wymieniać wszystkich nazwisk, ale np. Joanna Mizielińska od ładnych kilku lat pisze o doświadczeniach kobiet/rodzin nieheteronormatywnych, a Agata Młodawska zrobiła świetną analizę dyskursu wokół bezdzietności. Oczywiście przemawia przeze mnie narcyzm i urażone ego badaczki (no jak to, to ktoś nie czytał mojej książki?!). Ale chyba nie tylko. Od dłuższego czasu mam poczucie braku prawdziwiej debaty wewnątrz feminizmu, wymiany myśli, dobrego spierania się. Może więc do postulatu „Mówmy!” warto dodać „Czytajmy!”? Od czegoś trzeba zacząć.

Dr Elżbieta Korolczuk – socjolożka i aktywistka, pracuje na Uniwersytecie w Göteborgu, współredaktorka (z Renatą E. Hryciuk) książki „Pożegnanie z Matką Polką? Dyskursy, praktyki i reprezentacje macierzyństwa we współczesnej Polsce”.

GDAŃSK: Warsztaty „Prawa kobiet – Prawami człowieka” to… – Stowarzyszenie WAGA

Warsztaty „Prawa kobiet –Prawami człowieka” to cykl 6 spotkań.

Terminy: 4,25 kwietnia; 9,23 maja; 6,13 czerwca 2014r., godz. 17.00 – 19.30

SPOTKANIA MAJĄ CHARAKTER OTWARTY

Miejsce: CEA Łaźni 2 ul. Strajku Dokerów 5 , Gdańsk – Nowy Port

Informacje: Bogusława Gontarz, [email protected], tel. 795 782 827795 782 827

www.facebook.com/PodLupaWyobrazni, www. projekty.laznia.pl

4 kwietnia w CEA Łaźnia 2 rozpoczynają się kolejne warsztaty w ramach projektu Pod Lupą Wyobraźni – „Prawa kobiet – Prawami człowieka”. Na warsztatach zajmiemy się wspólnie analizą wytworów kultury popularnej i dyskusją na temat ich wpływu na kształtowanie świadomości i gotowości do postaw pro aktywnych i kreatywnych, w szczególności u kobiet.

Zapraszamy na cykl 6 spotkań w czasie których podjęte zostaną tematy dotyczące obecności kobiet w historii, kulturze, sztuce, polityce, życiu społecznym. Zastanowimy się nad dylematami, które towarzyszą kobietom na różnych etapach życia. Spotkania mają charakter otwarty.

Przez kolejne spotkania poprowadzą nas Barbara Borowiak, psycholożka i trenerka antydyskryminacyjna, Anna Che Czerwińska, działaczka na rzecz praw kobiet i feministka Dorota Pytel, socjoterapeutka i specjalistka w zakresie psychotraumatologii.

4 kwietnia 2014, Płeć piękna, czyli jaka?

Prowadzenie: Barbara Borowiak

Warsztaty dotyczą współczesnych standardów piękna i wspierających je stereotypach płci (które często są wewnętrznie sprzeczne, stąd pytanie w tytule warsztatu, co faktycznie wg społeczeństwa znaczy „płeć piękna”).

W czasie warsztatu bazować będziemy na fragmencie filmu „Delikatnie nas zabijają 3” oraz reklamach i wizerunkach kobiet i dziewcząt prezentowanych w czasopismach. Zastanowimy się nad konsekwencjami takich obrazów i ich wpływie na świadomość ciała u dziewcząt i kobiet. Celem zajęć jest zwiększanie świadomości nt. mechanizmu presji społecznej w kontekście standardów piękna, a także wspólna praca nad świadomym wyborem wzmacniających i uwalniających spod presji piękna obrazów i wizerunków kobiet.

25 kwietnia 2014, Wielkie nieobecne. Kobiety w historii

Prowadzenie: Anna Che Czerwińska

Zajęcia interaktywne na temat historii kobiet i kobiet w historii. Czy kobiety odegrały ważną rolę w historii? Jakie kobiety pamiętamy z lekcji historii w szkole? Co wiemy o Emilii Plater? A o Marii Konopnickiej? Kiedy kobiety uzyskały prawa wyborcze? Dlaczego Maria Skłodowska musiała studiować na Sorbonie? Czy kobiety brały udział w wojnach? Kto i dlaczego opowiada o walkach? Komu się stawia pomniki? O czym opowiadają kobiety? Co pamiętamy z historii naszych babci? A z prababci? Co nam zostało? Zdjęcie? Przepis na ciasto drożdżowe? Pamiętnik?

W trakcie warsztatów m.in. projekcja filmu „Powstanie w bluzce w kwiatki” – narracje kobiet na temat Powstania Warszawskiego.

9 maja 2014, Moc kobiet

Prowadzenie: Dorota Pytel

Podczas warsztatu „Moc kobiet” będziemy się przyglądać zjawisku przemocy wobec kobiet, zarówno fizycznej, psychicznej jak i seksualnej. Dyskryminacja, przemoc, gwałty są powszechne nie tylko w Polsce, lecz także na całym świecie. Jest obecna w domu, szkole, miejscach pracy, klubach, na ulicy. Istnieje duże prawdopodobieństwa, że możemy się z nią spotkać w swoim otoczeniu. Duży procent społeczeństwa uważa, że o przemocy w domu nie należy mówić, że kobieta która trwa w związku przemocowym chce być bita, oraz że gwałt w małżeństwie nie istnieje. Ofiary gwałtów muszą tłumaczyć, że nie sprowokowały sprawcy. Dlatego ważne jest, żeby każda kobieta znała swoje prawa i wiedziała, że każda forma przemocy jest łamaniem praw człowieka.

23 maja 2014, Danuta Wałęsa a prawa kobiet

Prowadzenie: Anna Che Czerwińska

Podczas interaktywnych zajęć będziemy dyskutować i zastanawiać się nad społeczną i zawodową pozycją kobiet i nad stereotypowym postrzeganiem ról kobiet. Przyjrzymy się wizerunkowi kobiet w mediach (jak przedstawiane są matki, a jak polityczki). Sprawdzimy jak kobiety opowiadają same o sobie i czym różnią się od siebie opowieści Danuty Wałęsy, Jolanty Kwaśniewskiej, Henryki Krzywonos, Przedyskutujemy mit superwoman i zastanowimy się nad tym, komu i dlaczego łatwiej, albo trudniej jest robić „karierę”, co to jest „ścieżka kariery kobiet”, i czy Danuta Wałęsa zrobiła karierę? Czy istnieje przymus robienia kariery? Jakie alternatywy proponują kobietom – inne kobiety, media, politycy? Przedmiotem dyskusji będą pisma kobiece, poradniki, seriale, teledyski, filmy itp., analizowane pod kątem obecności kobiet w polityce i w sferze publicznej, stereotypach płciowych, wpływu kobiet na politykę i sferę publiczną, godzenia ról (praca – macierzyństwo). Materiały jakimi posłużymy się na warsztatach to fragmenty książki Danuty Wałęsy „Marzenia i tajemnice”, fragmenty filmów: „Iron Lady” o Margaret Thatcher

6 czerwca 2014, Traktorzystki i pielęgniarze

Prowadzenia: Barbara Borowiak

Tematyka spotkania koncentruje się na podziale na rynku pracy na zawody „kobiece” i „męskie” i konsekwencjom takiego podziału, wpływie na wynagrodzenie i możliwości awansu kobiet. W trakcie wykładu przypomnimy historię zdobywania rynków pracy przez kobiety. Porozmawiamy o dylematach związanych z obecnością kobiet na rynku pracy: pracy zarobkowej i nieodpłatnej oraz godzenia życia zawodowego i rodzinnego. W czasie warsztatu bazować będziemy na fragmencie filmu „Całej pensji, połowy władzy” oraz koncepcji szklanych domów.

13 czerwca 2014, Wystarczająco dobra mama

Prowadzenie: Dorota Pytel

Główną ideą warsztatu będzie termin utworzony przez Donalda Woodsa Winnicotta, „Wystarczająco dobra matka” oznaczający matkę, która od początku życia niemowlęcia dostosowuje się do jego potrzeb, przejmuje na siebie i koi jego emocje, nawet te trudne. Jednak nie musi być idealna, może popełniać błędy, sama też może odczuwać nieprzyjemne uczucia. Potrzebuje wsparcia, pomocy i zrozumienia innych, ojca dziecka, rodziców, znajomych. Podczas spotkania będziemy zastanawiać się jak poradzić sobie z takimi uczuciami jak złość, lęk, niepewność, frustracja podczas macierzyństwa. Będziemy rozmawiać o tym, że mama ma prawo się gniewać, czuć bezradność. Warsztat będzie rodzajem wsparcia dla kobiet, które przeżywają frustracje w związana z macierzyństwem.

PROWADZĄCE:

Anna Che Czerwińska – działaczka na rzecz praw kobiet; absolwentka UMK – Instytut Filozofii w Toruniu i podyplomowych Gender Studies przy Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. Współorganizatorka Manify i innych wydarzeń w ramach Porozumienia Kobiet 8 marca, specjalistka ds. informacji w Fundacji Ośrodek Informacji Środowisk Kobiecych – OŚKa w Warszawie, gdzie m.in. koordynowała program grantowy Fundusz dla Kobiet, bazę danych organizacji kobiecych w Polsce; ogólnopolską akcję Bezpieczna Taksówka dla Kobiet. Ostatnich 7 lat pracowała i zarządzała (wiceprezeska zarządu) Fundacją Feminoteka. W 2008 roku otworzyła Wirtualne Muzeum Historii Kobiet (feminoteka.pl/muzeum). Współredaktorka strony internetowej feminoteka.pl. Prowadziła zajęcia autorskie na temat ruchu kobiecego i historii kobiet na Gender Studies Uniwersytetu Warszawskiego, Gender Studies im. Marii Konopnickiej i Marii Dulębianki przy Instytucie Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk, Gender Studies przy Instytucie Filozofii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Obecnie ekspertka w projekcie „Równość standardem dobrego samorządu” (EFS, POKL). Współautorka filmu dokumentalnego o Halinie Paszkowskiej – pierwszej kobiecie dźwiękowcu (Szkoła A. Wajdy).

Dorota Pytel – pedagożka, socjoterapeutka, psychotraumatolog, trenerka. Od kilku lat związana z Fundacją „Nasza Przestrzeń”, gdzie realizuje projekty dotyczące praw człowieka. Obecnie pracuje w świetlicy socjoterapeutycznej „Koniczynka” przy Stowarzyszeniu „Zielona Myśl”. Ma kilku letnie doświadczenie w pracy z dziećmi, młodzieżą oraz z dorosłymi. Prowadzi grupy terapeutyczne, edukacyjno-rozwojowe, psychoedukacyjne, pracuje indywidualnie z osobami straumatyzowanymi.

Barbara Borowiak – absolwentka psychologii ze specjalnością: edukacja na Uniwersytecie im. A. Mickiewicza, doktorantka Filologicznego Studium Doktoranckiego na UG. Absolwentka szkoły trenerskiej Akademii Treningu Antydyskryminacyjnego przy Stowarzyszeniu Villa Decjusza.

Posiada 7-letnie doświadczenie trenerskie w prowadzeniu warsztatów i szkoleń, w szczególności z zakresu przeciwdziałania dyskryminacji, wyrównywania sytuacji kobiet i mężczyzn, zarządzania różnorodnością społeczną. Działa w społecznej grupie Metropolitanka, zbierającej historie kobiet z Pomorza.

Pod rządami dziecka-króla

Pod rządami dziecka-króla
Tekst: Justyna Polanowska

Patriarchat wraca do łask, a wszystkiemu winne są wyśrubowane kryteria „dobrego macierzyństwa” i moda na ekologię. Taką tezę rozwija w swojej głośnej książce „Konflikt: kobieta i matka” francuska filozofka i feministka Elisabeth Badinter. Czy jej przemyślenia okażą się ciekawe także dla współczesnych polskich matek, czy też spotkają się wyłącznie z zainteresowaniem teoretyczek feminizmu?

Elisabeth Badinter, profesorka filozofii w elitarnej École Polytechnique w Paryżu, od ponad 30 lat nadaje ton feministycznej debacie nie tylko nad Sekwaną, ale także w Stanach Zjednoczonych, gdzie publikacja „Konfliktu..” wywołała istną lawinę komentarzy. Prowokacyjne argumenty Badinter i ostra krytyka m.in. przymusu karmienia piersią, presji naturalnego porodu i stygmatyzacji bezdzietnych kobiet, trafiają celnie w kulturowe tabu, jakim w dalszym ciągu pozostaje macierzyństwo.

Stanowczy, bezkompromisowy, a niekiedy mocno sarkastyczny styl pisarstwa Badinter został dobrze oddany w przekładzie Jakuba Jedlińskiego. Sarkazm i zajadłość Francuzki uwidacznia się chociażby w rozdziale poświęconym działalności La Leche League (Ligi Mleka), organizacji, której zagorzałe aktywistki Badinter nazywa wprost „ajatollahami karmienia piersią”. Badinter w karmieniu piersią widzi społeczny i moralny przymus, wywołujący wyrzuty sumienia u tych matek, które karmić nie chcą, nie mogą bądź nie lubią, bo uważają karmienie za uciążliwe lub „zwierzęce”. „Przecież chce pani dla swojego dziecka tego, co najlepsze” – słyszą często te, które sięgają po plastikową butelkę z gotowym pokarmem.

Nadmierna koncentracja na problemie karmienia piersią wzbudziła wśród czujniejszych czytelniczek pewne podejrzenia. Badinter jest bowiem współwłaścicielką prominentnej agencji reklamowej Publicis, która przygotowywała dla Nestle kampanie reklamowe m.in. zastępczej żywności dla niemowląt. Może zachodzić więc podejrzenie, że filozofka czerpała korzyści z takiego a nie innego podejścia do karmienia piersią.

„Oto paradoks historii” zauważa Badinter „w momencie, gdy kobiety na Zachodzie wreszcie zdołały uwolnić się od patriarchatu, w ich domach pojawił się nowy władca!”. Tym nowym władcą stało się dziecko – l’enfant roi. Słodki tyran karcącym głosem zastępu swoich adwokatów – ekspertów, pediatrów, ekologów i psychologów – wpędza matkę w rosnące poczucie winy, które staje się głównym orężem wymierzonym w kobiecą niezależność. Niestety, to matki właśnie poddawane są coraz większej presji, której muszą ulec, by wychować nowe pokolenie idealnych obywateli i przyszłych pracowników napędzających tryby w gospodarczej machinie.

Dzisiejsze trzydziestoparolatki znacznie łatwiej niż ich matki-feministki rezygnują z tych możliwości samorealizacji, które poprzednie pokolenie kobiet wywalczyło z takim trudem. Córki winią matki, że zamiast poświęcać dzieciom niezbędny czas i uwagę, bardziej ceniły sobie własną niezależność. Badinter alarmuje, że wracamy do ery, w której kobietę definiował przede wszystkim jej status matki. Przyczyny należy szukać w kryzysie gospodarczym, który odesłał kobiety o najsłabszej pozycji na rynku pracy z powrotem do domów, a inne pozbawił poczucia ekonomicznej stabilności. Kolejne niebezpieczeństwo kryje się w powracającej, po trwającej kilka dekad kadencji kulturalizmu, modzie intelektualnej postulującej „powrót do odwiecznych i niezmiennych praw natury”. W zgubnej doktrynie zaczyna grzęznąć „nowe pokolenie kobiet, które chcąc wyrównać rachunki ze swoimi matkami-feministkami, pierwsze posłuchało syreniego śpiewu naturalizmu.” Naturalizm jest niebezpieczny, bo demonizuje wszelkie chemiczne ingerencje w fizjologię. Mowa tu m.in. o pigułce antykoncepcyjnej, która cztery dekady temu dała kobietom władzę nad własną rozrodczością lub znieczuleniu okołoporodowym pozwalającym części kobiet na uniknięcie wielogodzinnych męczarni. Wraz z naturalizmem jak bumerang wraca odkrywana wciąż na nowo koncepcja instynktu macierzyńskiego, z którą Badinter walczy nieprzerwanie od ponad trzech dekad. „Kobiety to nie szympansy” ani „sterowane hormonami ssaki” mówi w wywiadzie dla „Der Spiegel”.

Badinter nie boi się oskarżać o fatalny stan rzeczy także mody na ekomacierzyństwo. Ekologia, która do tej pory uchodziła za głównego sprzymierzeńca ruchów feministycznych, zaczyna zdaniem filozofki coraz bardziej ciążyć matkom. Kobiety w trosce o środowisko uginają się pod naporem tych obowiązków, od których kilkadziesiąt lat temu wyzwoliły je jednorazowe pieluszki, plastikowe butelki i spreparowane pokarmy. Dobra mama tj. ekomama słucha zaleceń ekspertów i karmi dziecko piersią na żądanie do drugiego, a nawet trzeciego roku życia, spędza godziny w kuchni na gotowaniu zupek bio z ekologicznych warzyw i rzecz jasna, używa wyłącznie wielorazowych pieluch, które potem starannie pierze w przyjaznych środowisku detergentach. Brzmi jak absurd, ale wiele kobiet ulega tym trendom także dlatego, że stoją w opozycji do wątpliwych wartości społeczeństwa konsumpcyjnego. Nathalie Kosciusko-Morizet, francuska była wiceminister środowiska, postanowiła przymusić matki do dbania o środowisko i wprowadzić podatek od pieluch jednorazowych. Na szczęście dla francuskich mam, próba uczynienia z ekomacierzyństwa oficjalnej państwowej doktryny zakończyła się klęską.

Francuskie ekolożki i ekofeministki, które po lekturze „Konfliktu” zagotowały się z wściekłości, umieściły na jednym z serwisów ekologicznych list otwarty, w którym ostro sprzeciwiły się argumentom Badinter. Zarzuciły feministce m.in., że jej poglądy stanowią „ordynarną karykaturę” i „nieuczciwość intelektualną opierającą się na widocznej niewiedzy dotyczącej wartości filozoficznych ekologii i jej praktyki we współczesnym świecie.”

Nie trudno zgadnąć, że realia, w których osadzona jest Badinter nie do końca przystają do polskiej rzeczywistości. W Polsce, gdzie ideał matki wyznaczają symboliczne figury Matki Boskiej i Matki Polki, miejsca na dyskusję o ambiwalencji macierzyństwa jest nadal niewiele. Francuzki od lat rodzą najwięcej dzieci w Europie. Oczywiście, w porównaniu z Polkami mogą cieszyć się lepszymi zabezpieczeniami socjalnymi, lepiej płatnymi urlopami macierzyńskimi i powszechnym dostępem do żłobków i przedszkoli.

Badinter, matka trójki dzieci twierdzi, że Francuzki chętniej rodzą nie tylko dlatego, że mogą liczyć na instytucjonalne wsparcie państwa. Recepta na dodatni przyrost naturalny tkwi w modelu macierzyństwa a la francaise. Przeciętna Francuzka, zachowująca zdrowy dystans do swojego dziecka, myśli o sobie najpierw jako o kobiecie, a dopiero później widzi w sobie matkę. Nie czuje się też winna, że opiekę nad dzieckiem powierza innym, by móc realizować się w tych dziedzinach, które sprawiają jej niekiedy więcej satysfakcji niż rola matki. Badinter nie przejmuje się alarmującymi doniesieniami demografów, którymi tak zaprzątają sobie głowę polscy politycy. Kobieta ma prawo zrezygnować z macierzyństwa i nikt nie powinien jej z tego powodu czynić wyrzutów. Koniec kropka.

Czy argument filozofki o tyranii ekomacierzyństwa przystaje jakkolwiek do codzienności polskich matek? Można mieć wątpliwości. Badinter pisze o problemach matek z perspektywy starszego pokolenia, a doświadczenia wielu z nich z siłą rzeczy nie mogą być jej udziałem. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że dylematy, na których skupia się Francuzka dotykają dość wąskiej, wykształconej i raczej zamożnej grupy matek, które mogą pozwolić sobie na rezygnację z pracy i zakup ekologicznych nowinek reklamowanych w błyszczących magazynach w dziale „lifestyle”. One rzeczywiście stoją przed pewnym wyborem.

Przeciętna polska matka, jak łatwo się przekonać, nie zawsze taki wybór ma. Żłobki można znaleźć w zaledwie co dziesiątej gminie, a do przedszkola trzeba zapisać malucha z kilkuletnim wyprzedzeniem. Nie ma co się dziwić, że dzietność w Polsce jest jedną z najniższych w Europie, bo ani państwo ani społeczeństwo w wychowaniu dziecka pomagać nie chce. Na Polkach ciąży dodatkowa, ideologiczna presja, której najlepszym uosobieniem jest majestatyczna figura Matki Polki. Nakaz samopoświęcenia, tradycyjnie wpisywany w dyskurs niepodległościowy, spoczywa na współczesnych Polkach nie w mniejszym stopniu niż w okresach narodowowyzwoleńczych walk. Dziś polska matka powinna poświęcić swój brzuch, czas, a niekiedy i ambicje tym razem nie na rzecz bliżej niedookreślonego bytu jakim jest naród, a kulawego systemu emerytalnego.

Można odnieść wrażenie, że Badinter z premedytacją pomija to, co dzieje się na marginesach macierzyństwa. Jej wizja koncentruje się na dominujących praktykach i nie obejmuje całej różnorodności strategii stosowanych przez matki różniące się między sobą dochodami, wykształceniem, rasą i pochodzeniem. „Konflikt” pęka w szwach od danych statystycznych, które ze starannością przytacza autorka. Czyni to jednak na tyle wybiórczo, by uwiarygodnić rozwijaną przez siebie tezę.

Pomimo niektórych zarzutów ta bardziej polemiczna niż czysto filozoficzna lub naukowa pozycja, stawia dylematy współczesnych kobiet w nowym świetle. Coraz częściej stają one bowiem przed wyborem, czy być pełnoetatową matką na ciągłych usługach pożerającego ich kobiecość i indywidualność dziecka-króla, czy uchronić się przed możliwymi wyrzutami sumienia i z macierzyństwa zrezygnować całkowicie. Badinter nie daje na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi, lecz trafnie wskazuje nowych, potencjalnych winnych takiego stanu rzeczy. Być może książka pozwoli choć części matek, także w Polsce, przyznać się bez wyrzutów sumienia, że w macierzyństwo, podobnie jak satysfakcja, radość i duma, wpisane są wątpliwości, rozczarowanie i frustracja. A małemu królowi, wbrew ostrzeżeniom „ekspertów”, z pewnością nie stanie się krzywda, jeśli zamiast bio przecieru z ekologicznych warzyw dostanie gotową papkę z hipermarketu.

Justyna Polanowska – studentka fennistyki, członkini Porozumienia Kobiet 8 Marca

Elisabeth Badinter
„Konflikt: kobieta i matka”
przeł. Jakub Jedliński
PWN, Warszawa 2013

Książka dostępna w księgarni Feminoteki