TELEFON DLA KOBIET DOŚWIADCZAJĄCYCH PRZEMOCY

Телефон для жінок, які зазнають насильства

CZYNNY PONIEDZIAŁEK-PIĄTEK
OD 11.00 DO 19.00

Активний з понеділка по п’ятницю з 14:00 до 19:00

Szukaj
Close this search box.

XX warszawska Manifa – przemówienie Natalii Skoczylas z Feminoteki

3 marca 2019 r. z radością uczestniczyłyśmy w XX Manifie idącej pod hasłem „Dość litości dla przemocowych gości!”.

Dziękujemy organizatorkom za kolejną wspaniałą, pełną mocy, feministyczną demonstrację.

Poniżej przytaczamy przemówienie Natalii Skoczylas, członkini zespołu Feminoteki, członkini Porozumienia Kobiet 8 Marca:

 

2019 rok rozpoczął się od wiadomości o proponowanych zmianach w ustawie o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Od tej pory jedno agresywne zdarzenie nie miało stanowić przemocy, a procedura Niebieskiej Karty miała działać wyłącznie z pisemną zgodą osoby, które przemocy doświadcza. Ze zmian się wycofano. Co i rusz pojawiają się głosy wpływowych polityczek i polityków w sprawie ograniczania praw reprodukcyjnych, rozszerzania zakazu aborcji, potrzebie edukowania dzieci w nurcie nacjonalistyczno-religijnym czy wycofywania się z konwencji antyprzemocowej. Ciągle badają nasze granice, bawią się nami korzystając ze swojej władzy. Musimy być w nieustannej czujności i sprawdzać czy właśnie teraz krok po kroku nie odbiera nam się praw.

Nieustająca czujność nie dotyczy wyłącznie potencjalnych zmian legislacyjnych. Dotyczy także krzywdzącego prawa, które już istnieje, czyli na przykład pozornego zakazu przemocy seksualnej. Mam na myśli definicję gwałtu, który żeby zadowolić policję, prokuraturę i sąd musi odbyć się przemocą, groźbą lub podstępem. Mimo wielu badań, z których wynika, że przemoc seksualna w ok 80% przypadków dotyczy bliskich relacji nadal nie zostało wprowadzone pojęcie świadomej zgody. Organy ścigania nie chcą brać takich spraw bo to trudne i nieprzyjemne, a na wspomnienie o możliwości podania tabletki gwałtu – gratulują dobrej imprezy. Potrzebują obrazu ofiary idealnej, czyli jedynie takiej, której warto wierzyć, i tak samo sprawcy idealnego, którego łatwo i bezpiecznie obwinić.

Prawo nie chroni nas dostatecznie, więc zawsze mamy z tyłu głowy myśl, że coś może się zdarzyć. Wiemy to od pokoleń i nosimy w sobie tę pamięć. Najpierw musimy być czujne, a potem mieć odpowiedni dystans.

Prawo nie chroni nas dostatecznie, kiedy alimenciarze ukrywają majątki, by nie wspierać finansowo własnych dzieci.

Prawo nie chroni nas dostatecznie, skoro na sprawach o znęcanie się po jednej stronie stoi sprawca z adwokatem, a po drugiej sama pokrzywdzona. Bo sądy raczej nie przyznają w takich sytuacjach reprezentacji z urzędu, za to chętnie wysyłają na mediację.

Prawo nie chroni nas dostatecznie, jeśli nie możemy mówić o przemocy seksualnej, której doświadczyłyśmy inaczej niż szeptem, a osoba, która nas skrzywdziła korzysta z zasady domniemania niewinności rozciągniętej daleko poza sąd.

Prawo nie chroni nas dostatecznie, kiedy nie zauważa płci. Daje iluzje równości, ze wszystkie i wszyscy traktowane i traktowani są tak samo. Daje miejsce przemocy symbolicznej na wdzieranie się we wszelkie aspekty naszego życia.

Prawo nie chroni nas dostatecznie, jeśli krzyczymy „Konstytucja”, a nie żłobki, aborcja, centralne ogrzewanie.

To my chronimy się nawzajem! I zawsze będziemy się wspierać. Pamiętaj gwałcicielu dorwiemy cię! Bo to my jesteśmy rewolucja, to my jesteśmy doktryną i dość litości dla przemocowych gości!

 

 

LESBIJSKA INSPIRA| Tożsamość jest zawsze polityczna. Rozmowa z Elżbietą Korolczuk

Magda Wielgołaska: Zacznę od pytania o miejsce, w którym rozmawiamy, nie przez przypadek spotykamy się w kawiarni Między Nami na ul. Brackiej w Warszawie. Dlaczego wybrałaś właśnie to miejsce?

Elżbieta Korolczuk: Zawsze wydawało mi się, że wszyscy kojarzą to miejsce jako jedno z pierwszych w Warszawie, które od początku funkcjonowało jako gayfriendly – tak się kiedyś właśnie mówiło, w powszechnym zastosowaniu nie było jeszcze określenia LGBTQ+. Ja przyjechałam do Warszawy w połowie lat 90. i poznałam to miejsce, jako przestrzeń otwartą na osoby bardzo różnie siebie identyfikujące tożsamościowo. Przez dłuższy czas na drzwiach wejściowych widniała kartka z informacją, że jest to miejsce tylko dla członków i członkiń klubu. Podobno faktycznie jakieś karty klubowe istniały, ale głównie chodziło o to, żeby kontrolować  kto wchodzi i ewentualnie kogoś wyprosić, jeśli nie pasował do klimatu. Drugim takim kultowym miejscem był klub na Koźlej, a potem oczywiście Le Madame. Jednak w porównaniu do Między Nami, Le Madame to jest późna historia. Kiedy razem ze znajomymi chodziłam do tych miejsc, to był taki czas w moim życiu, kiedy jeszcze nie działałam aktywistycznie jako feministka. Wtedy jeszcze nie byłam członkinią Manify. To właśnie kluby i kawiarnie były miejscami, w których ludzie się poznawali i orientowali, że można być sobą. Oczywiście w jakimś sensie to również były miejsca zamknięte. Kto wiedział o ich istnieniu, ten wiedział. Kto nie wiedział, ten nie trafił.

MW: Osoby, które trafiły, bardzo często wspominają, że to właśnie w takich miejscach budziła się w nich świadomość polityczna, aktywistyczna, feministyczna, ekologiczna, czy też dotycząca ich własnej tożsamości psychoseksualnej. Masz podobne doświadczenie?

EK: Faktycznie był w tych miejscach klimat sprzyjający działaniom aktywistycznym, jednak miejscem, w którym ja rozwinęłam swoją feministyczną świadomość była Manifa, czyli Porozumienie Kobiet 8 Marca i środowisko akademickie. Zaczęłam chodzić na zajęcia do Agnieszki Graff w Ośrodku Studiów Amerykańskich na Uniwersytecie Warszawskim. Tam po raz pierwszy zadano mi pytanie, czy jestem feministką, a ja odpowiedziałam, że nie jestem, bo nie działam. Wydawało mi się wtedy, że bycie feministką jest to deklaracja nie tyle światopoglądowa, co aktywistyczna. A ponieważ ja sama nie działałam, to w moim odczuciu samo przekonanie dotyczące równości, to było za mało, żeby móc zadeklarować się jako feministka.

MW: Dobrze, że o tym wspominasz, być może podobne doświadczenie mają kobiety, które nie deklarują się jako feministki. Wśród moich nieheteronormatywnych koleżanek również widzę taką tendencję.

EK: Tak. Myślę, że nie zawsze widzimy, jak mocno słowo feministka kojarzone jest właśnie z aktywizmem, z działalnością polityczną. To może być większa przeszkoda do feministycznej identyfikacji niż sama treść wypełniająca feminizm.

MW: Zależało mi na spotkaniu z Tobą, ponieważ jesteś nie tylko ekspertką akademicką, ale też praktyczką w kontekście polskiego ruchu feministycznego. Chciałabym Cię  zapytać, czy to tylko moje złudzenie, że polski feminizm jest bardzo heterocentryczny, czy może tak po prostu jest? Twoja perspektywa jest dla mnie interesująca również dlatego, że jesteś heteroseksualną sojuszniczką osób LGBTQ+, w związku z czym liczę na to, że pokażesz mi perspektywy, których może nie dostrzegam. Jak widzisz miejsce kobiet nieheteronormatywnych w przestrzeni działań feministycznych w naszym kraju?

EK: Myślę, że masz rację, choć w ciągu ostatnich lat zaszło wiele zmian w tej kwestii. Pamiętam taki moment w Manifie, gdy wyłoniło się Porozumienie Lesbijek. Zdaje się, że był to rok 2004. Sama zobaczyłam wtedy, że widoczność kobiet nieheteronormatywnych w naszym ruchu ma znaczenie, tożsamość ma znaczenie i każda z kwestii, którymi się zajmowałyśmy powinna być równie mocno widoczna. W ramach Manif  zajmowałyśmy się bardzo szerokim spektrum różnych kwestii, ale przez długi czas sprawy osób nieheteronormatywnych czy lesbijek nie pojawiały się jako oddzielny temat. Dopiero w 2004 niosłyśmy na transparentach hasła dotyczące praw lesbijek, w dużej mierze dlatego, że część aktywistek uznała, że chce być widoczna jako odrębna grupa i założyła Porozumienie Lesbijek (LBT). I tak w 2004 były hasła dotyczące praw lesbijek i hasła dotyczące praw pielęgniarek. Miałyśmy taki duży, wspaniały balon w kształcie sterowca, który został zorganizowany, z tego co pamiętam, przez Ewę Majewską i Agnieszkę Furię Weseli. Z jednej strony tego balonu widniał napis: Prawa Lesbijek, a z drugiej: Rząd na pensje pielęgniarskie. Stało się tak dlatego, że wyłoniła się wtedy z naszego ruchu feministycznego grupa osób, które powiedziały: Jesteśmy feministkami, ale jesteśmy też lesbijkami i ta tożsamość jest dla nas ważna i chcemy, żeby kwestie, które nas dotyczą nie były spychane na margines dyskursu feministycznego i prowadzonej debaty. Jednocześnie od razu pojawiła się próba włączenia kwestii uznawanych za kulturowe w dyskusję o ekonomii, i walkę o prawa pracownicze.

MW: Jest jeszcze pytanie, na ile takie kwestie rzeczywiście da się połączyć?

EK: Faktycznie pojawia się pytanie o to, czy możemy o takich kwestiach mówić na jednym oddechu. Ja myślę, że mamy ogromny problem z intersekcjonalizmem w praktyce. Dziś już wiemy, że powody, dla których kobiety – ale i  mężczyźni oraz osoby, które się nie identyfikują z żadną płcią – są dyskryminowane, dotyczą bardzo różnych aspektów naszego ciała, naszej tożsamości, naszej pozycji społecznej itd. Ale tak naprawdę, kiedy działamy wokół tych zagadnień, to bardzo ciężko jest mówić o wszystkich tych osiach dyskryminacji, czy powodach dyskryminacji naraz. Dotyczy to i płci, i orientacji psychoseksualnej, pozycji klasowej, poziomu sprawności. Wciąż mamy skłonność do myślenia o dyskryminacji jak o plecaku, w którym dana osoba niesie swoje cechy i tożsamości, a nie o dyskryminacji jako relacji, czymś co się zmienia w czasie i przestrzeni, Wychodzi więc na to, że mamy taki worek, w którym jako feministki trzymamy  kwestie dotyczące dyskryminacji kobiet i dokładamy do niego różne grupy: Aha, są jeszcze lesbijki, są też kobiety z niepełnosprawnościami, no to dorzućmy jeszcze pracownice supermarketów.

Bardzo słabo nam wychodzi – moim zdaniem – zauważenie, że to często są te same osoby. Mam poczucie, że bardzo mało dyskutuje się o kwestii klasy w kontekście orientacji psychoseksualnej. Czyli mamy wizerunek wielkomiejskiego geja, który sobie dobrze radzi finansowo i jest fajnym facetem w stylu glamour, ale prawie w ogóle nie mówi się co z gejami na wsi, albo z lesbijkami, które jako kobiety zarabiają mniej, albo co z osobami, które nie żyją w wielkim mieście, albo które są właśnie pracownicami supermarketów, a jednocześnie są lesbijkami. A co z lesbijkami, które doświadczają problemów ze zdrowiem? Ten temat pojawił się dopiero niedawno w kontekście wywiadu z Karoliną Hamer w Replice, kiedy zadeklarowała się jako osoba bi – niby wiadomo było, że skoro w każdej grupie są osoby niehetero, to i wśród osób z niepełnosprawnościami są, ale te dwa tematy jakoś się nie łączyły w całość, nie tylko w mainstreamie, ale i w debacie feministycznej.

MW: Poruszyłaś teraz temat, który staramy się naświetlić w kontekście naszego polskiego, tęczowego podwórka. Nasza społeczność faktycznie chętniej promuje osoby odpowiadające mainstreamowym normom piękna i sukcesu, tymczasem osoby tym normom nie odpowiadające ze względu na wygląd, status materialny, wykonywany zawód nie są interesujące, a wręcz można wyczuć, że środowisko się ich wstydzi. Tymczasem ta grupa osób, których nie zobaczymy na kanapie w telewizji śniadaniowej jest bardzo duża. Tutaj w jakiś sposób dochodzi do starcia pomiędzy mainstreamem i offem, czyli tymi wszystkimi rzeczami, które są poza opcją glamour. Powstaje pytanie, co robić, żeby ta grupa osób pominiętych została zauważona? Czy wszystkie powinnyśmy się przebrać, umalować i sięgać do standardów wyznaczonych przez popowe ramy? Co zrobić z powracającym hasłem: Lesbijki za słabo się sprzedają?

EK: Myślę, że są dwie strategie, które można przyjąć w takiej sytuacji. Opieram to na dyskusji wewnątrz szeroko pojętego środowiska feministycznego. Z jednej strony jest to strategia, która mówi: No, jednak musimy się sprzedać i jednak musimy być ładnymi, miłymi feministkami, lesbijkami*, bo dzięki temu będziemy w stanie przekazać więcej treści z naszej agendy. A potem im pokażemy fucka.

Natomiast druga strategia mówi: Nie będziemy tego robić, bo w ten sposób podtrzymujemy właściwie cały ten system, który chcemy rozbić. Nie można zniszczyć domu pana za pomocą jego narzędzi. Podtrzymując tę wizję i modelując się tak, żeby dobrze się sprzedać wzmacniamy fundamenty tego domu. Wzmacniamy przekonanie, że inaczej się nie da i że jest to jedyna możliwa droga.

Ja myślę, że powinna funkcjonować i jedna, i druga strategia, bo nie wszystkie osoby i nie wszystkie aktywistki chcą albo nie wszystkie mają siłę, energię, potrzebę przełamywania wszystkich tych elementów na raz. A przy tym pojęcie mainstreamu mocno się zdewaluowało, jest trochę tak, że mówimy do podgrup w społeczeństwie, a nie do całego społeczeństwa. Jest cała dyskusja w feminizmie na temat tego, czy mamy być ładne, czy mamy się malować, czy mamy sobie robić paznokcie i tak dalej. Mam poczucie, że teraz jednak jesteśmy na takim etapie, na którym mówimy: Chcesz się malować? Spoko. Nie chcesz? Też spoko. Po prostu odczepmy się teraz od swoich ciał i nie pozwólmy używać ich jako sposobu na rozgrywanie różnic wewnątrz ruchu feministycznego. Jak to się ma do środowiska osób LGBTQ+? Po prostu trzeba się zastanowić, czy środowisko jest w stanie zaakceptować bardzo silne zróżnicowanie w swoim własnym gronie. Jeżeli nie możemy tego zróżnicowania zaakceptować i w jedną, i drugą stronę, to co z naszymi deklaracjami, że chcemy pluralizmu? Coś jest bardzo nie halo.

Mam poczucie, że wiele osób mówi o tym, że trzeba się trzymać pewnej strategii, ale tak naprawdę nie chodzi o strategię, ale chodzi o strach, o pewnego rodzaju wstyd, chodzi o całą masę emocji, które za tym są ukryte, ale nie chcemy o nich mówić z różnych powodów.

MW: W przypadku strachu i różnego rodzaju lęków zawsze możemy sięgnąć po ludyczne prześmiewanie. Udało się to zrobić w projekcie, w którym wzięłaś udział: Przy kawie o sprawie. Wykorzystując narzędzia mainstreamu sparodiowałyście opresyjny dla kobiet system uzyskując bardzo dobre zasięgi. Niby wszystko wygląda tak jak powinno, żeby dobrze się sprzedać, a jednak informacja przekazywana w poprawnie zbudowanym opakowaniu ukazuje krzywdzące mechanizmy tego samego systemu. Może taka performatywna droga to jest pomysł na działanie dla takich grup społecznych jak kobiety niehetero?

EK: Myślę, że to jest faktycznie zabieg, którego można spróbować na większą skalę. Ja mam w ogóle wrażenie, że kwestia obecności lesbijek w świadomości społecznej, czy kwestia obecności lesbijek w ruchu feministycznym to jest taki temat, który się pojawia i znika, kolejne grupy odkrywają temat na nowo

MW: Właśnie. Zaczęłaś od Porozumienia Lesbijek, ale co dalej z tą obecnością lesbijek* w ruchu feministycznym?

EK: Mam poczucie, że wtedy pojawiła się grupa lesbijek, która była w oczywisty sposób  polityczna. Członkinie tej grupy dawały jasny komunikat: My, jako kobiety nieheteronormatywne, chcemy być widoczne nie tylko jako feministki, ale jako grupa, która ma swoje konkretne potrzeby. Jednak od 25 lat w Polsce, w środowisku feministycznym, głównym tematem jest kwestia aborcji. a Potrzeba ciągłej walki w tej sprawie wymusza na wszystkich uczestniczkach ruchu podporządkowanie się założeniu, że to sprawa najważniejsza i tyle. W tym kontekście sytuacja kobiet niehetero łatwo znika. Znika w podwójny sposób. Znika jako pytanie, czy kwestia aborcji jest tak samo istotna dla wszystkich kobiet? Funkcjonuje założenie, że jest. Moim zdaniem niekoniecznie. A po drugie znikają inne tematy, które mogą być dla tej grupy szczególnie ważne, chociażby problem dostępu do zapłodnienia pozaustrojowego czyli in vitro. Ta sprawa znika jako postulat, który byłby szczególnie istotny dla kobiet niehetero lub kobiet niebędących w związkach heteroseksualnych. Kiedy w 2015 roku została wprowadzona obecna ustawa o in vitro, to owszem, pojawiały się głosy, że będzie to miało zasadniczy wpływ na sytuację kobiet nieheteroseksualnych, ponieważ ustawa zakłada, że musisz mieć partnera, żeby zrobić in vitro, co uważam za skandaliczne. Ale nie było wielkich protestów, mobilizacji wokół tego tematu. Kwestia dostępu do in vitro, która w sposób szczególny może wpływać na aytuację lesbijek*, nie została uznana za tak samo ważną w ruchu feministycznym, jak kwestia dostępu do aborcji.

MW: Czyli po prostu priorytetyzacja. Tematy ważniejsze i te w kolejce do ewentualnego podjęcia.

EK: Tak, ale nawet nie chodzi mi o zachowanie jakiejś chronologii, że najpierw uzyskamy jedną rzecz, a później przyjdzie czas na grupy mniejszościowe. To jest właściwie taka liberalna narracja, którą przedstawia PO, ale myślę, że w samym ruchu feministycznym jest już świadomość, że tak to nie działa. Natomiast problem polega na tym, jak zapewnić widoczność pewnych kwestii w momencie, kiedy cały kontekst kulturowo-polityczno-społeczny spycha nas w jednym kierunku. Tym kierunkiem jest aborcja, musimy walczyć o to, żeby chociaż utrzymać obecną – potworną tak naprawdę – ustawę. Jesteśmy cały czas rozgrywane przez polityków i Kościół w tym kierunku. Dla mnie powstaje pytanie, jak się w tym nie zagubić? Jak to zrobić, żebyśmy były w stanie ustalać swoje własne priorytety?

MW: Masz swoją odpowiedź na to pytanie?

EK: Moja odpowiedź jest taka, żeby po pierwsze w momencie, kiedy dyskutujemy o takiej kwestii jak aborcja, żeby nie udawać, że ta kwestia dotyczy w takim samym stopniu i w taki sam sposób wszystkich kobiet. Tak nie jest. Kwestia aborcji dotyczy w różny sposób różnych grup kobiet. Czy to ze względu na to, że niektóre kobiety mogą sobie pozwolić na wyjazd za granicę, czy też dlatego, że niektóre kobiety są w większym stopniu narażone na niechcianą ciążę. Oczywiście zawsze jest przywoływany argument: no, ale gwałt. Jasne, ale to jest bardzo skrajna sytuacja, a nie przeważająca część naszego codziennego życiorysu. W tym sensie – moim zdaniem – warunkiem wspólnoty i solidarności feministycznej nie jest założenie, że wszystkie mamy takie same interesy i potrzeby. Potrzebne jest raczej rozpoznanie różnic i świadome budowanie poczucia solidarności z innymi kobietami przy rozpoznaniu tego, na jakie sposoby my wszystkie jesteśmy dyskryminowane, czy też, że wszystkie mamy potrzebę równości i wolności. I to jest moim zdaniem ciekawszy, lepszy sposób myślenia o wspólnocie feministycznej niż mówienie, że nas wszystkie dotyczy potencjalnie kwestia aborcji i już.

No nie. Po prostu tak nie jest. Tak samo jak kwestie interesów ekonomicznych. Kobiety nie mają takich samych interesów ekonomicznych, mają różne w zależności od ich sytuacji na rynku pracy, w zależności od ich sytuacji klasowej. Nie jesteśmy takie same. Ja rozumiem, że bardzo trudno jest nam odzyskać inicjatywę w sensie tworzenia agendy, czy budowania określonej wizji przyszłości  w momencie, kiedy jesteśmy cały czas dociskane, ale myślę sobie, że to jest właśnie chwila, kiedy mimo dociskania w jedną stronę, musimy dokonać kroku w przód. To się nie wydarzy bez aktywności samych grup kobiet, które rozpoznają swoją sytuację i swoje interesy.

MW: I tutaj wracamy do amplitudy obecności tematu lesbijskiego* w ogóle w feminizmie.

EK: Dokładnie. Samo Porozumienie Lesbijek zniknęło w pewnym momencie, rozpłynęło się z różnych powodów. Myślę sobie, że ta obecność i to obecność rozumiana jako obecność polityczna jest zawsze bardzo potrzebna. Osobiście czuję brak kontynuacji działań, które się pojawiały, były ważne i znikały. Myślę tutaj na przykład o czasopiśmie Furia, które było sposobem na komunikację i integrację środowiska. Nie dokonało się w tym przypadku jakieś wielkie tąpnięcie, że w powietrzu wisi zamknięcie i teraz wszyscy będziemy się mobilizować, żeby pismo obronić. To czasopismo po prostu obumarło i cicho zniknęło. Żeby była jasność, nie są to pretensje do osób, które je tworzyły, tylko refleksja nad nami jako ruchem, w którym nie udało się tej inicjatywy kontynuować.

MW: To prawda, że działania lesbijskie pojawiają się i znikają. Charakterystyczne też jest działanie w oparciu o relacje. Dopiero w parze, albo we wspierającej się grupie kobiet pojawia się siła, żeby pójść pod prąd. Kiedy te relacje się kończą, często kończą się też projekty. Jednak przy okazji zastanawiam się, czy nie musimy dźwigać zbyt wiele. Być może to, co aktywistycznie trzeba unieść, również wpływa na zanikanie takich działań. Kiedy zakładałyśmy jedyne działające w tym momencie stowarzyszenie lesbijskie* w Polsce: Stowarzyszenie Sistrum – Przestrzeń Kultury Lesbijskiej*, od razu dostałyśmy od osób ze środowiska komunikat o tym, że taki separatyzm jest niepotrzebny, że może zepsuć dobrą atmosferę w środowisku. Pytanie, czy kobiece działania w ogóle nie są tak odbierane? Dobra atmosfera przede wszystkim, kiedy jesteś kobietą i kiedy jesteś kobietą nieheteronormatywną. Powinnaś być miła i nie mówić, że z jakichś względów nie czujesz się dobrze, bo zrobisz innym przykrość.

EK: Wracamy do tego, od czego właściwie zaczęłyśmy. Dla wszelkiego rodzaju identyfikacji, która jest identyfikacją polityczną, charakterystyczne jest to, że budzi opór. Także w środowisku może być uznawana za separatyzm albo też uznawana za niepotrzebne upolitycznianie kwestii, które zdaniem części ludzi mogłyby trafić do mainstreamu w delikatniejszy, bardziej okrężny sposób. Wygodniejsze jest działanie na zasadzie, że kwestia orientacji psychoseksualnej to jest kwestia lifestylu, no i to jest fajne, bo ludzie się kochają i właściwie co komu do tego. Tylko problem polega na tym, że jeśli mówimy: to nie są sprawy polityczne, co komu do tego? to jednocześnie trudno jest wysuwać polityczne postulaty. Jeśli to sprawa prywatna, to niejako godzimy się z tym, że musimy wyjechać do Danii, żeby skorzystać z kliniki, gdy chcemy mieć dzieci, a nie możemy domagać się tego w swoim własnym kraju, w którym mieszkamy, żyjemy i płacimy podatki, mamy rodziny itd. Opór przed upolitycznianiem i przed burzeniem wizji harmonijnego współżycia i współpracy jest zrozumiały, ale on – w sensie politycznym – do niczego nie prowadzi. Teraz żyjemy w czasach, w których w Polsce i innych krajach, na przykład w Stanach Zjednoczonych, istnieje bardzo silna tendencja do powrotu do tradycji czy naturalnego porządku, które w rzeczywistości nigdy nie istniały, czyli heteronormatywnej, heteroseksualnej relacji między ludźmi jako jedynej możliwej, do takiego społeczeństwa, które będzie oparte na patriarchalnych, rzekomo naturalnych, właściwych rodzajowi ludzkiemu zasadach. Ta wizja ludzi pociąga,  obiecuje ludziom stabilność, która pozwoli im nie odczuwać potwornego lęku przed zmianą. Ten lęk dotyczy nas wszystkich i może się objawiać w różnych grupach, które mimo dążeń równościowych nie są wolne od działania na bazie wzorców patriarchalnych. Wizja, że w środowisku LGBTQ+ czy w szerszym środowisku osób o progresywnych poglądach, liberalnych światopoglądowo nie ma podziałów,  że my tworzymy miłą, sympatyczną rodzinę, która się trzyma razem i w ramach naszej wspólnoty nic nas nie różni, to kolejny potworny i szkodliwy mit, który w gruncie rzeczy wystawia na próbę naszą potrzebę pluralizmu. Nie może być tak, że uznajemy, że pluralizm jest dobry i jest słuszny, i powinien być gwarantowany przez państwo, a jednocześnie w naszym ruchu i w naszej grupie nie może być różnic, bo one nam zagrażają. Albo jedno albo drugie. Jeśli na przykład z szerszej grupy lewicowej wyłania się grupa lesbijska*, to nie można zakładać, że ona będzie miała jakieś inne cele niż my i że coś nam zabierze. Czy taka grupa zagraża dlatego, że ma jakieś inne cele polityczne, czy dlatego, że właśnie pokazuje, że nie jesteśmy wszyscy tacy sami/takie same? Raczej mam wrażenie, że to drugie. Tego typu działania zaburzają poczucie złudnej takosamości – takie słowo przyszło mi do głowy i chyba najlepiej oddaje sens tego, co chcę powiedzieć.

MW: Skoro jesteśmy przy słowotwórstwie, to chciałabym przejść do kwestii definiowania i do samego słowa lesbijka*, którego my używamy w połączeniu z gwiazdką mieszczącą różne formy kobiecej nieheteronormatywności. Ta gwiazdka jest używana również na świecie i dość dobrze rozpoznawana. W Polsce musiałyśmy ją trochę tłumaczyć i w zasadzie ciągle to robimy. Z jednej strony gwiazdka jest bardzo włączająca, z drugiej, kiedy jej nie ma, powstaje zarzut, że używając jedynie słowa lesbijka wykluczamy. To bardzo cienka granica. Trzeba trochę uważać, żeby nie zgubić siebie w tych procesach, w których bardzo pilnujemy słów dotyczących tożsamości.

EK: Podstawowym pytaniem jest dla mnie, po co tworzymy tożsamości? Czy one mają znaczenie polityczne?  Czy to oznacza, że osoby szukające nowych określeń mają bardzo specyficzne potrzeby i żądania w stosunku do społeczeństwa i do państwa? Potrzeby, które nie mogą być realizowane w obrębie szerszej społeczności czy w obrębie szerszego ruchu? Czy też uznajemy, że tak naprawdę najważniejszym elementem jest nasza subiektywna ocena tego kim jesteśmy? W momencie, kiedy uznajemy, że nasza subiektywna ocena ma prymat nad celami politycznymi, myślę, że tracimy trochę z oczu polityczny charakter całego procesu konstruowania tożsamości. Szczególnie tożsamości niebinarnych, tożsamości, które nie są uznawane za mainstreamowe. Pytanie też, czy ja jako osoba heteroseksualna mogę coś takiego w ogóle powiedzieć? Być może mi nie wolno.

MW: Pytanie też, czy na co dzień w ogóle patrzymy na swoją tożsamość jako na coś co jest polityczne?

EK: Rozmawiamy w kontekście ruchu społecznego. Zresztą dla mnie na każdym poziomie ta polityczność jest bardzo istotna. Myślę, że wiele osób ma potrzebę chronienia prywatności, chronienia siebie  – mając taką potrzebę oddzielam pewne moje doświadczenia, pewne kwestie, którymi nie chciałabym się nigdy zajmować politycznie, od całej sfery, która jest polityczna. Dla mnie kwestia dotycząca tożsamości psychoseksualnej, praw kobiet, praw mężczyzn jest kwestią polityczną i z tej perspektywy mówię. Ale wiele osób tego nie chce w ten sposób postrzegać i oczywiście  jest pytanie, czy na co dzień dla ludzi to jest w ogóle istotne? Problem polega na tym, że w momencie, kiedy nasza tożsamość nie jest mainstreamowa, czyli na przykład nie jest heteroseksualna, to zawsze się potkniemy o polityczność, niezależnie od tego jak bardzo byśmy nie chcieli. W świecie, w którym żyjemy większość osób musi się zastanawiać: czy w miejscu pracy mogę dokonywać takiej ekspresji swojej tożsamości, jaką uważam za dobrą dla mnie? Czy mam prawo mieć dzieci dzięki in vitro? Czy mam prawo adoptować dzieci? Czy mam prawo do spadku po partnerce? Czy mam prawo dowiedzieć się w szpitalu, co się dzieje z moją partnerką? Wszystkie te kwestie  są bardzo ważne na planie indywidualnym, ale zawsze są uzależnione od tego kto sprawuje władzę i od tego, jak ten ktoś wyobraża sobie społeczeństwo i w tym sensie tożsamość jest zawsze do gruntu polityczna. Możemy tego nie chcieć, możemy się z tego wycofywać i ja też to rozumiem. Nie popieram, ale rozumiem. Ja sama jestem politycznym zwierzęciem i jest to mój wybór, chociaż nigdy nie chciałabym celować w politykę instytucjonalną. Uważam, że polityka to jest coś co przesącza się w naszym życiu właściwie w każdej możliwej przestrzeni i nie ma sensu udawać, że tak nie jest, tylko świadomie działać.

MW: Idąc tym tokiem, żadna osoba nieheteronormatywna nie może powiedzieć, że polityka jej nie interesuje?

EK: Żadna osoba nie może tak powiedzieć. Każdego z nas to w pewnym momencie dotknie. Oczywiście osoby w grupach społecznych marginalizowanych wobec mainstreamu dotknie to w sposób szczególny, ale tak naprawdę dotyka wszystkich nas. Jeśli mówimy na przykład o ustawie o in vitro, to ona dotknęła również kobiety samodzielne, które chciały zostać matkami. Przykładowo, w 2015 roku miałaś zamrożone swoje jajeczka w kriobanku nagle się okazuje, że nie możesz z nich skorzystać. Chyba, że przyprowadzisz faceta, który zaręczy, że będzie tatusiem i w razie czego będzie płacił alimenty. Wyobrażenie, że jesteśmy chronieni czy chronione przed sferą polityczności, bo nie należymy w sposób oczywisty do jakiejś grupy marginalizowanej przez państwo, nie daje nam gwarancji, że sami w pewnym momencie nie zostaniemy zmarginalizowane. Myślę, że to jest rodzaj ułudy, którą ludzie bardzo lubią pielęgnować, że jeżeli ja się nie będę angażowała, to nic mi się nie stanie, państwo mnie nie dostanie. Dostaje nas na każdym kroku. Smog jest takim przykładem z ostatnich lat. Możesz się tym nie interesować, ale po prostu możesz się udusić. To niestety nie działa tak, że możemy się wycofać w przestrzeń prywatną, tak rozumiana przestrzeń prywatna w zasadzie nie istnieje. W tym sensie, o ile potrafię zrozumieć niechęć do polityki instytucjonalnej, to udawanie, że są sfery, które są totalnie apolityczne i w których my możemy być absolutnie wolni bez walki o tę wolność, jest moim zdaniem szkodliwą ułudą. Wiem, że sporo osób się ze mną nie zgodzi, ale trudno. Obawiam się, że niestety może się zdarzyć tak, że ta polityka w końcu przyjdzie i ugryzie ich w tyłek, bo tak to się zazwyczaj kończy.

MW: Świadomośc tego, że nasza tożsamość jest polityczna to jedno. Druga kwestia to obudzenie w sobie siły, żeby móc swoje potrzeby zamanifestować. W Sistrum wykorzystujemy do tych celów narzędzia kultury, które w sposób bardziej lub mniej dosłowny pomagają opowiadać o przeżyciach, sytuacji i potrzebach nieheteronormatywnych kobiet żyjących w Polsce, jednak wyzwanie polega głównie na tym, żeby najpierw wesprzeć kobiety w tym, żeby nie bały się mówić, żeby przeszły kulturowe bariery narzucone kobietom w ogóle, jak na przykład kwestia zajmowania przestrzeni publicznej. Lesbijkom* zarzuca się, że chowają się w swoich bańkach z kotem, partnerką i grupą najbliższych znajomych. Czasami sama żałuję, że tak nie funkcjonuję, bo w zasadzie czemu nie schować się do takiej bańki przed wszystkim, z czym trzeba się mierzyć najpierw jako kobieta, a później jeszcze jako kobieta nieheteronormatywna?

EK: Ewidentnie ruchy gejowskie stały się bardzo widoczne, również dlatego, że mężczyznom trudniej się tak ukryć. Męska homoseksualność jest uznawana społecznie za większe zagrożenie, niż kobieca. Jest uznawana za bardziej problematyczną kwestię, ale widoczność ruchu gejowskiego też jest odzwierciedleniem patriarchalnej hierarchii, w której mężczyźni zawsze mają więcej do powiedzenia i mają większą przestrzeń publiczną nawet w ruchach, które teoretycznie działają na rzecz różnorodności, wolności, równości. Zastanawiam się, czy można spróbować budować aktywizm lesbijski tłumacząc kobietom, że nasza tożsamość jest polityczna i to co robimy również w zakresie wytwarzania kultury lesbijskiej jest polityczne. To oczywiście może ludzi jeszcze bardziej zdystansować, bo to często zagraża ich stabilności emocjonalnej i życiowej. Może drogą do tego jest jednak tworzenie takich przestrzeni, które są przestrzeniami bezpiecznymi, politycznymi w sposób nieoczywisty, w których po prostu czujemy się dobrze ze względu na to, że gromadzą się w nich wyłącznie kobiety o podobnych doświadczeniach.

MW: Nasze doświadczenie pokazuje, że faktycznie taka bezpieczna przestrzeń jest potrzebna, również po to, żeby zobaczyć, że kobiety między sobą mogą funkcjonować bez oceniania się wzajemnego, bez rywalizacji. W tym miesiącu rozpoczęłyśmy kolejny cykl spotkań Sistrum w przestrzeni Stołu Powszechnego w Teatrze Powszechnym. Tym razem zaczęłyśmy od warsztatów w kameralnym gronie. Tworzyłyśmy wspólnie artbooka dotyczącego naszych doświadczeń, jednak przede wszystkim to spotkanie pokazało nam, że w kręgu kobiet o podobnych doświadczeniach, gdzie wspólnie coś wytwarzamy na podstawie naszych historii, w których możemy się przeglądać rodzi się zaufanie, a na nim dopiero coś takiego jak siostrzeństwo, które rozumiem jako kobiecą solidarność, wymianę i wzajemne wsparcie bez oceny.

EK: Myślę w ogóle o tym, jak ruch feministyczny powstawał w Stanach Zjednoczonych, kiedy mówimy o drugiej fali feminizmu albo w Niemczech. Założenie, że możesz stworzyć przestrzeń, w której kobiety będą się mogły poczuć komfortowo, w której nie będą się czuły oceniane, będą miały przestrzeń dla siebie, to również jest działanie polityczne. Dostrzeżenie, że rzeczywistość, w której żyjemy zmusza nas do oceniania się, do wzajemnego konkurowania, do porównywania się. Moim zdaniem tworzenie takich kręgów kobiet, budowanie świadomości jest jak najbardziej aktem politycznym i często jest to pierwszy krok do tego, żeby kobiety były w stanie zobaczyć siebie jako podmiot, bo nie jesteś w stanie zaangażować się, jeśli nie widzisz siebie jako podmiotu, nie wierzysz w to, że masz jakiś potencjał, siłę. To jest często niemożliwe na poziomie indywidualnym. Potrzebne jest tworzenie bezpiecznych przestrzeni, w których możesz przejrzeć się w oczach innych kobiet i zobaczyć w nich część siebie, a nie osoby, z którymi trzeba konkurować. To jest też coś, o czym my nie chcemy dyskutować w feminizmie. O przemocy kobiet wobec kobiet, o bardzo różnych okrucieństwach, których kobiety doznają od innych kobiet. Matki od córek, córki od matek, babek, przyjaciółek, koleżanek z pracy. Ta wizja kobiet jako wspólnoty to jest piękna wizja, ale ona nie jest prawdziwa. To jest wspólnota potencjalna, ale nie ukrywajmy, że relacje kobiet są często  naznaczone podłością, okrucieństwem, rywalizacją. To też jest taka feministyczna pułapka – twierdzenie, że kobiety są zasadniczo dobre, ale powtarzają schematy patriarchalne i dlatego są czasem złe. Nie byłabym tego wcale taka pewna. Jest taka piękna książka Phyllis Chesler Woman’s inhumanity to woman, w której opisuje bardzo różne konteksty. Kwestie generacyjne, kwestie rodzinne, kwestie pracy, urody i inne. Co jest bardzo ciekawe i charakterystyczne to to, że jej koleżanki feministki potwornie zmyły jej głowę za tę książkę. Dostałam od Agnieszki Graff drugie wydanie tej książki, gdzie Phyllis w przedmowie opisuje dosyć dramatyczną sytuację, w której bardzo dużo osób bliskich odwróciło się od niej z tego powodu, że mówi głośno o nieludzkich zachowaniach kobiet, czyli mówi tak naprawdę o okrucieństwie kobiet wobec kobiet. Myślę, że ludzie generalnie jako gatunek nie są najfajniejszym gatunkiem. Cały czas mówię to w kontekście tego, jak niezwykle potrzebna jest przestrzeń wspierająca dla kobiet. Przestrzeń, w której możemy zobaczyć w sobie ludzi, osoby, które cię wspierają, które są z tobą, które mają podobne doświadczenia. Myślę, że nieprzypadkowo #metoo  stało się tak wielką kampanią i tak wielkim wydarzeniem, bo to był moment, w którym kobiety mogły się odnaleźć w czymś, co jest wspólne, mimo tego, że dotyczy to tak trudnych doświadczeń. Trochę niepokoi mnie to, że bardzo trudno jest uzyskać ten rodzaj poczucia wspólnoty w kwestiach pozytywnych: w naszych pragnieniach, w naszych dążeniach, w naszych marzeniach, w naszym aktywizmie.

MW: Myślę, że to dobra refleksja na zakończenie naszej rozmowy i jednocześnie wyzwanie, żeby przyjrzeć się temu co i w jaki sposób nas jednoczy. Bardzo dziękuję za spotkanie.

Korekta: Maja Korzeniewska

———————————————————

Dr Elżbieta Korolczuk pracuje na Uniwersytecie Södertörn w Sztokhomie, wykłada też w Ośrodku Studiów Amerykańskich na Uniwersytecie Warszawskim. Bada ruchy społeczne, społeczeństwo obywatelskie, gender i rodzicielstwo, w tym nowe technologie reprodukcyjne. Jest (z Renatą E. Hryciuk) współredaktorką książek „Pożegnanie z Matką Polką? Dyskursy, praktyki i reprezentacje macierzyństwa we współczesnej Polsce” i „Niebezpieczne związki. Macierzyństwo, ojcostwo i polityka”. Najnowsze publikacje to książki Rebellious Parents. Parental Movements in Central-Eastern Europe and Russia przygotowana we współpracy z Katalin Fábián (Indiana University Press, 2017) oraz Civil Society revisited: Lesssons from Poland przygotowana we współpracy z Kerstin Jacobsson (Berghahn Books, 2017) . W 2018 roku nakładem wydanictwa Universistas ukaże się jej najnowsza książka „Matki i córki we współczesnej Polsce”. Dr Korolczuk jest też aktywistką i komentatorką, przez wiele lat działała w Porozumieniu Kobiet 8 Marca (warszawskie Manify), obecnie działa w Warszawskim Strajku Kobiet, jest honorową członkinią Stowarzyszenia „Dla Naszych Dzieci” i członkinią rady Fundacji „Akcja Demokracja”.

Magdalena Wielgołaska – aktywistka / lesbijka / feministka / współzałożycielka Stowarzyszenia Sistrum – Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* / działaczka na rzecz poszerzania wiedzy na temat leczniczego działania konopi / zaangażowana w Kręgi Kobiece i odzyskiwanie wewnętrznej, kobiecej Mocy / członkini Partii Zieloni/administratorka strony Strefa Les*/ współpracowniczka projektu A kultura LGBTQ+ nie poczeka!

 ———————-—————

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka.
,
I.   Manifest
1.  Manifest. Instant. 
2.  Rozmowa IOd lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry.
3.  Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II. Rozmowy wokół manifestu
1.   Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.   Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.   Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo

4.   Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.   
Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.   Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.   Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk
8.   Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdą Próchniak
9.   Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz

11.  Dziewczyna i dziewczyna – normala rodzina. Rozmowa z  Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.  Co Ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą.
15.  Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26. Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim
 .
V.  EL*C. Wieden 2017 

 ———–———————

Aktualne wiadomości na temat projektu Lesbijska Inspira znajdziesz na:
Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!

Dziewczyny – nie potrzebujemy polskiej Ellen! Potrzebujemy siebie nawzajem [XIX warszawska Manifa]

Tekst: Julia Maciocha

Fotografia: Helena Majewska

 

Czy jest nam potrzebna polska Ellen? Czy mainstreamowa popularność i pogoń za celebryctwem jest wartością, w stronę której powinien zmierzać ruch les? Czy możemy mówić o czymś takim, jak polski ruch lesbijski?

Narcyza Żmichowska ukuła termin „posiestrzenie” – czyli tworzenie siostrzanych więzi z innymi kobietami, więzi, które pomagają rozwijać się i wspólnie wzrastać. Nie oszukujmy się – ani ruch feministyczny, ani ruch LGBT+ nie zrobi dla nas specjalnego miejsca. Ruch feministyczny w Polsce nadal ma poważny problem z homofobią, w ruchu LGBT+ jesteśmy tą „grupą w lepszej sytuacji”. Nie widzę, dlaczego ta sytuacja miałaby być lepsza, ale zawsze znajdzie się ktoś, kto przypomni, że mamy łatwiej, bo najczęściej ogląda się porno z „lesbijkami”. Och! I nieśmiertelne „mogę popatrzeć?”, które wywołuje u mnie odruch wymiotny.

A przecież gdy zostałam prezeską Parady Równości, najostrzejsze słowa usłyszałam właśnie od innych kobiet, lesbijek. Dlaczego wzbraniamy się przed słowem siostrzeństwo, dlaczego boimy się otwarcie wspierać i dopingować inne kobiety? Dopóki nie zainteresujemy się innymi lesbijkami, nie ma szans na wspólną pracę. Czasem wystarczą małe rzeczy – przyjście na event, zalajkowanie zdjęcia, miły komentarz. Musimy zbudować społeczność, która się wspiera, a nie ściga ze sobą. Dopóki nie zbudujemy społeczeństwa obywatelskiego, dopóki nasze koleżanki nie popracują nad świadomością, nie wywalczymy żadnych praw.

Musimy skończyć dyskusje na temat „niewidoczności lesbijek”, ukrócić pytania, dlaczego nie ma nas w mediach czy w życiu kulturalnym. Jesteśmy. Niedoceniane, pomijane, przykrywane. Skończmy z wmawianiem sobie, że to nasza wina. Zamiast tego pracujmy wspólnie na widoczność nas wszystkich.

Nie potrzebuję dziewczyny z plakatu, do której będę wzdychać. Potrzebuję społeczności, która razem pracuje, rozwija się i wspiera. Zostawmy te kanony, etykietki, a skupmy się na tym, kim jesteśmy, co chcemy osiągnąć jako społeczność, dokąd zmierzamy. Skupmy się na jakości, a nie ilości doniesień medialnych. Opowiadajmy swoje historie, słuchajmy ich z uważnością. Bądźmy solidarne nie tylko w nagłówkach.

Dziewczyny – nie potrzebujemy polskiej Ellen! Potrzebujemy siebie nawzajem.

Byłam ogromnie szczęśliwa, że lesbijki-artystki założyły Stowarzyszenie Sistrum – Przestrzeń Kultury Lesbijskiej. Celem działania Stowarzyszenia jest: wytwarzanie, animowanie, rozpowszechnianie i archiwizowanie kultury lesbijskiej. Wszystko to, czego najbardziej potrzeba, by móc wspólnie wzrastać. Nawet jeżeli moja aktywistyczno-naukowa dusza nie jest żywo zainteresowana kulturą, to zamierzam przychodzić na wydarzenia. Mam nadzieję, że Was też tam spotkam!

 

[1] Ellen DeGeneres – amerykańska scenarzystka i aktorka, która prowadzi własny talk-show. Uważana za najsłynniejszą wyoutowaną lesbijkę na świecie. Czynnie wspiera ruch LGBTQIA+, szczególnie nieheteronormatywną młodzież.

 

Tekst pochodzi z tegorocznej Gazety Manifowej. Gazetkę można zdobyć przychodząc na warszawską Manifę w tę niedzielę, 4 marca [link do wydarzenia na FB]. Gorąco zapraszamy!

Siostrzeństwo to nie odpowiedzialność zbiorowa [XIX warszawska Manifa]

Natalia Skoczylas

 

Dyscyplinowanie kobiet w różnych aspektach życia jest kwestią cały czas aktualną i oczywistą. Ze strony państwa przejawia się np. w postaci aktów prawnych (takich jak faktyczny zakaz aborcji w Polsce), ze strony religii w formie reguł zazwyczaj korzystniejszych (delikatnie mówiąc) dla mężczyzn. Odbywa się też na poziomie feministki, będącej matką, która martwi się o strój córki wychodzącej na imprezę i powtarza znaną mantrę: „zakryj się, bo nigdzie nie wyjdziesz”. Mimo że jest świadoma kontekstu. Ciężko jest pozbyć się myślenia patriarchalną kalką.

Forma dyscyplinowania kobiet, która bardzo mocno przyciągnęła moją uwagę w ostatnich latach, to tworzenie sztucznej odpowiedzialności zbiorowej w ramach nowych ruchów prokobiecych. Pamiętam, że jesienią 2016 roku podczas demonstracji uczestniczka ściągnęła policjantowi czapkę z głowy. Na jednej ze strajkowych grup pojawiły się dyskusje, co tu teraz począć, włącznie z pomysłem wysłania do policji przeprosin i dołączenia zdjęć „uśmiechniętych buziaczków” innych kobiet. Nawoływanie do „etyki” walki wystąpiło także w przypadku Anny Zawadzkiej, która, biorąc udział w proteście w kościele św. Anny, weszła w konflikt z księdzem. W takich sytuacjach występuje swoiste separowanie się od osoby zaangażowanej, powstaje tłum nas, tych dobrych i działających przecież rozsądnie i z umiarkowaniem, kiedy te niedobre jedna z drugą psują nam cały protest, bo robią rzeczy, które są dla nas za mocne. Ojej.

W zeszłym roku Manifa Poznań zrobiła spot #dośćkompromisów [link] zapraszający na wydarzenie, w którym pojawiły się kobiety wykonujące różne czynności, najwyraźniej zbyt kontrowersyjne dla szerokiej części publiki. Jedna się drapała po tyłku, druga robiła bańkę ze śliny, trzecia łapała się za skórę z rozstępami, a czwarta jeszcze co innego. Klip był piękną kompilacją obrazów, pokazujących to, co pozostaje ukrywane. Natychmiast uruchomił się ten sam mechanizm oraz popłynęły argumenty o tym, jak to czyjaś forma wyrazu szkodzi walczącej zbiorowości.

Gdy czytam tego typu komentarze, nachodzą mnie dławiące skojarzenia z tym, jak czasami kobiety rozmawiają ze sobą w przebieralniach sklepów odzieżowych. „Nie zakładaj tego rozkloszowanego tiulu, tutaj jesteś za szeroka. A tu jesteś szczupła i to jest już godne pochwały. Tutaj masz cellulit, ale nic strasznego, da się z tym walczyć. A tego miejsca to lepiej nie pokazywać, kupić jakieś ubranie, co zasłoni, gładkie, bez wzorów, najlepiej czarne lub szare”.

Dwa wydarzenia, które w mojej opinii najwyraźniej ukazały skalę dyscyplinowania się wzajemnie przez kobiety (przez działaczki!) to wywiad z Natalią Przybysz, w którym opowiedziała o swojej aborcji oraz publikacja tekstu „Papierowi feminiści” na łamach Codziennika Feministycznego. Podniosły się głosy, że obie sytuacje szkodzą: w pierwszym przypadku walce o prawa reprodukcyjne, a w drugim akcji #metoo. Wait. Mówienie  o doświadczeniu terminacji ciąży szkodzi walce o dostęp do legalnej aborcji? Opisywanie aktów przemocy seksualnej szkodzi akcji mającej na celu ukazać osoby stosujące przemoc?

Kończąc, zachęcam do wyrażania siebie. Nie jest konieczne, by walka innych kobiet odpowiadała naszej estetyce, byśmy przeglądały się w niej i widziały siebie. To nie jest najważniejsze. Dyscyplinowanie siebie i innych jest kiepskie.

Tekst pochodzi z tegorocznej Gazety Manifowej. Gazetkę można zdobyć przychodząc na warszawską Manifę w tę niedzielę, 4 marca [link do wydarzenia na FB]. Gorąco zapraszamy!

Tekst ukazał się wcześniej na stronie Codziennika Feministycznego [link]

Zestawienie manif w roku 2016

Już raz 17, w okolicach 8 marca, tysiące kobiet wspólnie wyjdzie na ulice swarszawamanifa2014woich miast, aby domagać się równouprawnienia. Postulaty, które regularnie pojawiają się na manifach, to m.in stworzenie formalnych zabezpieczeń finansowych oraz prawa dziedziczenia dla par jednopłciowychrzetelna edukacja seksualna, refundacja nowoczesnej antykoncepcji, prawo do aborcji, godziwa opieka zdrowotna, respektowanie świeckości państwa, równe obowiązki oraz prawa dla rodziców w prawie pracy i na co dzień. Sprawdź, kiedy i gdzie manifa odbywa się w Twoim mieście i chodź razem z nami!

 

KRAKÓW 5.03.16 12:00

PLAC PRZED MUZEUM NARODOWYM

NASZE GRANICE NIE DZIELĄ

LINK DO WYDARZENIA: https://www.facebook.com/events/759125964192882/

 

TORUŃ 5.03.16 12:00

POMNIK PIŁSUDZKIEGO

CIĄGLE TO SAMO, SIOSTRO I MAMO

LINK DO WYDARZENIA: https://www.facebook.com/events/1129367637074034/

 

KIELCE 5.03.16 13:00

POMNIK SIENKIEWICZA

RÓWNE OBOWIĄZKI- RÓWNE PŁACE

 

POZNAŃ 5.03.16 13:30

STARY BROWAR (PÓŁWIEJSKA)

SOLIDARNIE PRZECIW KULTURZE GWAŁTU

LINK DO WYDARZENIA: https://www.facebook.com/events/185077611852236/

 

TRÓJMIASTO 5.03.16 15:00

GDAŃSK- PLAC SOLIDARNOŚCI

SOLIDARNOŚĆ KOBIET, ponieważ jest 2016!

LINK DO WYDARZENIA: https://www.facebook.com/events/1063083933751778/

 

WARSZAWA 6.03.16 12:00

PAŁAC KULTURY I NAUKI

ABORCJA W OBRONIE ŻYCIA

LINK DO WYDARZENIA: https://www.facebook.com/events/1723544687857743/

 

WROCŁAW 6.03.16 14:00

POMNIK FREDRY

FEMINIZM ZAMIAST WOJNY

LINK DO WYDARZENIA: https://www.facebook.com/events/1290762084271028/

 

KATOWICE 12.03.16 12:00

RYNEK

BEZPIECZEŃSTWO KOBIET

LINK DO WYDARZENIA: https://www.facebook.com/events/198202160545477/

 

„Manifa przeciw przemocy władzy!” z okazji obchodów 16 Dni Przeciwdziałania Przemocy ze Względu na Płeć

W imieniu wrocławskiej Inicjatywy 8 Marca, zapraszamy serdecznie na debatę:

„Manifa przeciw przemocy władzy!” z okazji obchodów 16 Dni Przeciwdziałania Przemocy ze Względu na Płeć


link do wydarzenia

Od kilku lat Inicjatywa 8 Marca organizuje Manify we Wrocławiu. W tym roku, z okazji międzynarodowych obchodów 16 Dni Przeciwdziałania Przemocy ze Względu na Płeć, chcemy razem z Wami zastanowić się nad systemowymi przyczynami przemocy wobec kobiet podczas debaty publicznej, która odbędzie się 10 grudnia (czwartek) o godzinie 18.30 w Księgarni Hiszpańskiej (ul. Szajnochy 5, Wrocław)

Przemoc to siniaki na naszych ciałach, ale nie tylko. Kobiety doświadczają różnego rodzaju przemocy. Lokatorki, migrantki, pracownice, matki samodzielnie wychowujące dzieci, kobiety niehetreonormatywne, prekariuszki – wszystkie, chociaż na różnych polach, podlegamy wykluczeniom i wyzyskowi. W dyskusji chcemy zadać sobie pytanie, dlaczego tak często spotykamy się z pogardą instytucji publicznych, odbieraniem praw, opresją ze strony szefów, władz miasta, kamieniczników. Nie chcemy jednak zatrzymać się tylko na rozmowie o przyczynach, bo wszędzie tam, gdzie jest opresja, pojawia się też i opór. Kobiety organizują się w różnych sferach życia: walczą o dach nad głową, o wyższe pensje, lepsze warunki pracy, o dostęp do bezpłatnej opieki i służby zdrowia (w tym aborcji i edukacji seksualnej), o dostęp do czystego powietrza i ziemi. Dlatego chcemy zastanowić się, jak możemy wspólnie działać, organizować się, tworzyć ruch feministyczny w wielu wspólnych walkach, które tworzymy na co dzień.

W debacie wezmą udział działaczki:
Akcji Lokatorskiej, Wrocław
OZZ Inicjatywa Pracownicza
Kultury Równości
QAlternatywie
Inicjatywy 8 Marca

materiały do dyskusji:
Biuletyn Manifowy 2014

Manifest I8M 2014

Przyjdź, podyskutuj, zaangażuj się!

Jesteśmy narodem potrzebującym wroga – wywiad z Aleksandrą Sołtysiak-Łuczak

O Manifach w Poznaniu, Konsoli i wrogu Polski opowiada prezeska Konsoli Aleksandra Sołtysiak-Łuczak.  Rozmawia Renata Kin – aktywistka z Poznania.

 

Renata: Jakbyś dokonała małej retrospekcji, to jakie różnice dostrzegasz pomiędzy pierwszą Manifą a tegoroczną?

Aleksandra Sołtysiak-Łuczak: Pierwsze Manify to było takie zgrupowanie trzydziestu do pięćdziesięciu kobiet i dziewczyn, kolorowo ubranych, czasem przebranych, ale krzyczących bardzo ważne hasła. Teraz te poznańskie Manify nie mają tego kolorytu. Być może dzieje się to z powodu mediów, które próbują za każdym razem spłycić nasz przekaz, nasze hasło przewodnie. Myślę, że to dlatego kobiety przestały się przebierać, pozwalać na swobodę ubioru. Teraz każda z nas ma taki swój mundurek poważnej kobiety. Szłyśmy z nazwiskami posłów na sztandarach nawołując, by podpisali ustawę o parytetach. Szłyśmy przeciw przemocy żądając konwencji, a ostatnio przeciw przekrętem w sprawie alimentów. To bardzo polityczne hasła.

sol

Czy możesz powiedzieć coś więcej o działalności Konsoli?
Konsola to stowarzyszenie bardzo różnorodne i na rzecz tej różnorodności działające. W naszym statucie to przede wszystkim walka z wszelkimi przejawami dyskryminacji zwłaszcza dyskryminacji ze względu na płeć. Są wśród nas dziewczyny kładące nacisk na kulturę. Inne natomiast na zwalczanie przemocy. Są również i takie, które działają politycznie, co prawda bez sztandarów partyjnych, ale jednak politycznie. Robimy spektakle, performensy. Uczestniczymy także w sesjach rady miastach, lobbujemy.

Myślisz, ze w Polsce możliwa jest tolerancja, czy jednak Polak zawsze musi mieć wroga?
Bardzo chciałabym, aby tolerancja była możliwa w Polsce, ale niestety obserwując to, co się dzieje, myślę, że jesteśmy narodem potrzebującym wroga. Tym wrogiem zdecydowanie jest nieznane i nowe. Jest nim coś wymagające odrobiny emapatii i zrozumienia. Tym wrogiem jest ostatnio gender – bardzo trudne słowo i według prawicy oznaczające samo zło.

Praktycznie pod każdym z newsów o Manifie pojawiają się ‘hejty’. W wielu krajach wprowadza się prawo pozwalające walczyć z tym zjawiskiem. Myślisz, ze któregoś dnia i my do tego dojdziemy?
My, Polacy i Polki mamy bardzo złe doświadczenia i takie działania będą nam się przede wszystkim kojarzyć z cenzurą, której nienawidzimy. Tu koniecznie należy przypomnieć, że w Polsce cenzurę zniosła Barbara Labuda, nie żaden Wałęsa. Długa droga przed nami, aby wprowadzić regulacje dotyczące np. mowy nienawiści zwłaszcza w Internecie.

Jaki kraj według Ciebie jest najbardziej tolerancyjny?
Szwecja.

Jak rozumiesz samo pojęcie feminizmu?
Feminizm dla mnie to przede wszystkim równe szanse w każdej dziedzinie życia. Dopóki tego nie osiągniemy nie możemy mówić o równouprawnieniu w Polsce. Ale Feminizm to także dla mnie wolność, wolność od stereotypów, niewoli kulturowej.

Czy bycie feministką w Polsce jest łatwe?

Nie myślałam nigdy o tym. No cóż zdarzają się jeszcze reakcje: ,,co? feministka?” i od razu łata ,,wojująca”.. Odpowiadam, tak wojująca o prawa i szanse kobiet. Koniec.
Czy mężczyzna może być feministą?

Nie mam problemu z tym, aby mężczyzna był feministą. Moim zdaniem może jak najbardziej jak jeszcze świadczy o tym samo słowo.

Awantura o gender, Co o tym sądzisz?
Tak jak wcześniej powiedziałam: lęk przed nieznanym. A to, co nieznane to nasz wróg. Jest to przede wszystkim próba odwrócenia oczu od grzechów pedofilii oraz chciwości kościoła katolickiego. Bardzo dla mnie poruszający był dzień, gdy był czytany ten list biskupów. Byłam wtedy u rodziny i usłyszałam jak nastolatka wypowiada się o gender, jakby wybuchała wojna. Nie wiedziała tylko, czy w Polsce, czy na całym świecie. Masakra, a to chodzi tylko o to, aby mogła robić w przyszłości to, czego chce.

Co Cie najbardziej ‘wkurza’ w dzisiejszej Polsce?
Politykinierstwo, czyli brak odpowiedzialności za przyszłość. Wszystko się robi na tu i na teraz. Stąd brak wizji dla społeczeństwa. Stąd też pogarszające się rozwarstwienie społeczeństwa i radość tych, którzy się pięknie dorobili na naszej pracy. No i oczywiście w ogóle niedostrzeganie kobiet, ich udziału w historii oraz tego, że tak naprawdę to one najwięcej ucierpiały na transformacji.

A z czego jesteś dumna, co Cię cieszy?
Jak powiem, że z rodziny, to będzie sztampowo, ale prawda jest, że bez chłopaków mój świat nie byłby tak cudowny. Dumna jestem także z każdej konsolantki, to supermocne i inteligentne dziewczyny, od których tylko uczyć się można. Te kobiety są dla mnie najważniejsze. Dumna jestem także z tego, co razem osiągamy jako konsola. Z tego, co osiągamy jako organizacja, ale także jako przyjaciółki- moje przyjaciółki.

Aleksandra Sołtysiak – Łuczak – absolwentka Uniwersytetu im. A. Mickiewicza w Poznaniu na kierunkach: historia, administracja europejska, gender studies oraz public relations. Prezeska zarządu Stowarzyszenia Kobiet Konsola w Poznaniu, działającego od 1999 i realizującego liczne kampanie, akcje i projekty na rzecz równości kobiet i mężczyzn, zwalczania dyskryminacji ze względu na płeć, przeciwdziałania przemocy wobec kobiet, upowszechniania wiedzy na temat praw kobiet oraz nawiązywania partnerstw na szczeblu lokalnym i inicjowanie przemian, których efektem będzie wyrównanie praw oraz szans kobiet i mężczyzn (www.konsola.org.pl). Współorganizuje poznańskie Dni Równości i Tolerancji, członkini rady programowej Kongresu Kobiet. Współkoordynatorka zbierania podpisów pod ustawą parytetową. Inicjatorka Porozumienia żłobkowego w Poznaniu, które wywalczyło dodatkowe 3 mln na żłobki poznańskie. Koordynatorka „Nazywam się Miliard” w Poznaniu. Aktywistka ruchów miejskich, członkini Stowarzyszenia Prawo do Miasta. Autorka artykułów a także publikacji „Działania administracji samorządowej realizującej idee równości płci” dla obserwatorium płci”

Wywiad przeprowadziła Renata Kin – absolwentka MISHiS w Poznaniu i Gender Studies w Warszawie. W 2011 związała się z Dniami Równości i Tolerancji w Poznaniu, organizowała i wspierała Marsze Równości. Otwarcie dyskutuje o seksualności i prawach osób LGBTQ. Angażuje się naukowo i ma nadzieję, że przyczyni się do większej otwartości swojego uniwersytetu na tematykę queer, LGBTQ studies czy w ogóle studiów nad seksualnością.

Zdjęcie wykonała Anna Kamińska.

logo batory

Rozwój wolontariatu w fundacji Feminoteka jest możliwy dzięki dofinansowaniu rozwoju instytucjonalnego w ramach Programu Obywatele dla Demokracji finansowanego z Funduszy EOG. 

superfemka 1 procent

Feminizm to postawa, którą można przyjąć niezależna od płci – wywiad z Renatą Kin

O tym, co feministycznego dzieje się w Poznaniu, o ruchu LGBTQ i awanturze o gender. Z Renatą Kin aktywistką poznańską rozmawia Karolina Domeracka, wolontariuszka Feminoteki.

 

11082734_10203838457141731_1907740178_n

Karolina: Jakbyś dokonała małej retrospekcji, to jakie różnice dostrzegasz w pierwszym Marszu Równości i w tym z 2014 roku?

Renata: Pamiętajmy o tym, że pierwszy Marsz Równości w Poznaniu przeszedł zaledwie 200 metrów, kiedy zatrzymała go policja i kontrmanifestacja. Drugi Marsz Równości w 2005 roku został zakazany przez ówcześnie zasiadającego na stanowisku Prezydenta Miasta Poznania Ryszarda Grobelnego. To był moment, kiedy przez Polskę przetoczyła się fala protestów środowisk LGBTQ. Tu widzę zasadniczą różnicę – w zmianie klimatu społecznego i politycznego wokół marszu. Niestety, postulaty właściwie się nie zmieniają. Wciąż walczymy o to samo – solidarność społeczną, tolerancję, związki partnerskie, o adopcji dzieci nawet nie marząc, idziemy przeciw faszyzmowi, dyskryminacji przestrzennej osób z niepełnosprawnością oraz wiele więcej.

Czy możesz powiedzieć coś więcej o Dniach Równości i Tolerancji?

To wspaniała inicjatywa działaczek poznańskich na rzecz przeciwdziałania szeroko rozumianej dyskryminacji, która wraz z Marszem organizowana była od 2004 roku z okazji Międzynarodowego Dnia Równości i Tolerancji. Dni założyła Martyna, Gaja, Sandra i wiele więcej wspaniałych osób, które prężnie działały w Poznaniu. Poruszyły tym do działania naszą poznańską społeczność LGBTQ, ale nie tylko. Dni z założenia były miejscem wydarzeń dla osób, których dotykają różne formy dyskryminacji, nie tylko ze względu na orientację seksualną. Coroczne warsztaty, debaty, projekcje filmów i imprezy towarzyszące już wpisały się w krajobraz Poznania. Myślę jednak, że pewnego dnia zostaną one zastąpione nowymi inicjatywami, co jest dobre, bo świadczy o dynamice ruchu społecznego.

Myślisz, ze w Polsce możliwa jest tolerancja, czy jednak Polak zawsze musi mieć wroga?

Oczywiście, że jest możliwa. Chciałabym tylko zaznaczyć, że nie uważam tolerancji za stan, który może się dokonać. Kto jest pod płaszczem tolerancji, to się nieustannie zmienia. Nie można raz osiągnąć stanu powszechnej tolerancji i spocząć na laurach. Szybko okaże się, że przed ludźmi otwierają się kolejne pola nietolerancji i praca zaczyna się od nowa. Teraz mamy wielką debatę o gender. A jutro?

Praktycznie pod każdym z newsów o Marszach pojawiają się ‘hejty’. W wielu krajach wprowadza się prawo pozwalające walczyć z tym zjawiskiem. Myślisz, ze któregoś dnia i my do tego dojdziemy?

Tak, długa jednak droga przed nami. Mam nadzieję, że wraz ze zmianą pokoleniową przyjdą również zmiany dotyczące sytuacji prawnej. Młodzi ludzie, których to dotyczy, mogliby zacząć stawiać państwu pewna wymagania. Chociaż przeżywamy aktualnie w Polsce wiosnę nastrojów konserwatywnych i radykalno-narodowych, również wśród młodzieży, mam jednak (może zbyt optymistyczne) poczucie, że pozytywne zmiany prawne również nastąpią.

Jaki kraj według Ciebie jest najbardziej tolerancyjny? 

Myślę, że nie ma prostej odpowiedzi na to pytanie. W każdym kraju granice tolerancji przesuwają się zależnie od kontekstu kulturowego, czasu historycznego i społeczności, o której myślimy. Dodatkowym aspektem jest różnica między tolerancją jako pewną atmosferą społeczną, a tolerancją, która wyrażana jest w legislacji danego państwa. Spójrzmy na Węgry, gdzie klimat społeczny nie jest tolerancyjny dla np. homoseksualistek/ów przy jednoczesnym uznaniu prawnym związków partnerskich. Oczywiście im bardziej prawo danego kraju strzeże wolności swoich obywatelek/li, tym sytuacja powinna być lepsza.

1463149_607535245970940_808496037_n

Jak rozumiesz samo pojęcie feminizmu?

W dwojaki sposób. Z jednej strony jako postawę życiową, która nie pozwala na dyskryminację ze względu na płeć. Niekoniecznie łączę jednak feminizm z walką o prawa osób LGBTQ. Chociaż często tak jest, to sam przykład początków ruchu feministycznego w Polsce po transformacji ustrojowej pokazuje, że nie musi tak być. Lesbijki nie były w nim wówczas mile widziane. Uważam też, że postawa feministyczna wymaga pewnego zaangażowania w zmianę. Niekoniecznie chodzi mi od razu o aktywizm. Bardziej o brak bierności i jasne postawienie swojego zdania w sytuacjach trudnych dla kobiet. Z drugiej strony, feminizm widzę jako zbiór idei, teorii, dorobek intelektualny i polityczny kobiet, które walczyły o równouprawnienie płci oraz zdemontowanie patriarchalnych struktur społecznych i kulturowych.

Czy bycie feministką w Polsce jest łatwe?

Nie jest łatwe. Po prostu na co dzień przechodzi się nieustanne małe i większe frustracje. Ale ogrom wsparcia, jaki otrzymuje od innych dziewczyn, kobiet, partnerek/ów, jak i rosnąca w siłę i rozwijająca się w Polsce społeczność kobiet zaangażowanych publicznie, dają dużego kopa energii. Pamiętajmy też, że przecież działamy na rzecz naszego lepszego jutra, więc nie ma co narzekać.

Czy mężczyzna może być feministą?

Oczywiście, że tak. Feminizm to postawa, którą można przyjąć niezależna od płci.

Awantura o gender, co o tym sądzisz?

A mogę jednym słowem? Nieunikniona.

Co Cie najbardziej ‘wkurza’ w dzisiejszej Polsce?

Awantura o gender. Tak naprawdę chciałabym, żebyśmy byli już po tej debacie społecznej, którą Niemcy czy Anglia przeszli 25 – 30 lat temu. Chociaż przynajmniej, żeby jej jakość się poprawiała. Rozumiem, że wraz z feministycznymi i równościowymi zmianami, niektórym ludziom świat wali się na głowę, ale poziom rozmowy bywa zatrważający. Przede wszystkim mam poczucie, że cała debata kręci się wokół światopoglądów, a nie konkretnych rozwiązań, badań, danych, problemów. Wkurza mnie to, że jeszcze sporo czasu zajmie nam porozumienie się.

A z czego jesteś dumna, co Cię cieszy?

Z Marszu Równości, z Parady, z MANIF, z wszystkich fajnych inicjatyw, tych większych i tych mniejszych, których działaczki i działacze walczą o zamiany na lepsze. Kawał niekończącej się roboty. Ale to właśnie dzięki nim mogę teraz być wyoutowaną lesbijką, no oczywiście ma to w Polsce znaczenie, ale i tak mogę czuć się względnie bezpieczna z moją partnerką. To jest powód do dumy i radości.

Renata Kin – absolwentka MISHiS w Poznaniu i Gender Studies w Warszawie. W 2011 związała się z Dniami Równości i Tolerancji w Poznaniu, organizowała i wspierała Marsze Równości. Otwarcie dyskutuje o seksualności i prawach osób LGBTQ. Angażuje się naukowo i ma nadzieję, że przyczyni się do większej otwartości swojego uniwersytetu na tematykę queer, LGBTQ studies czy w ogóle studiów nad seksualnością.

Karolina Domeracka – absolwentka politologii i marketingu politycznego na WSNHiD w Poznaniu. Manager marketingu, ale przede wszystkim mama niespełna rocznego maluszka. W wolnym czasie biega i…. koniec wolnego czasu

logo batory

Rozwój wolontariatu w fundacji Feminoteka jest możliwy dzięki dofinansowaniu rozwoju instytucjonalnego w ramach Programu Obywatele dla Demokracji finansowanego z Funduszy EOG.

superfemka 1 procent

KOSZALIN ,,MANIFA GŁOSEM KOBIET” – II Koszalińska Manifa

7 marca 2015r. o godz. 12:00 sprzed Domu Związków Zawodowych w Koszalinie wyruszy II Koszalińska Manifa aby uczcić święto 8 Marca – Dzień Kobiet w sposób czynny i aktywny mówiac o tym co nas boli i co trzeba jak najszybciej zmienić . 

Manifa to dzien w ktorym My Kobiety dopominamy się o to, aby o nas nie zapominano… W tym roku chcemy zwrócić szczególną uwagę na systemowe nierówności i wykluczenie ekonomiczne Kobiet oraz nasze prawo do godnego leczenia !
Trasa będzie przebiegała od Domu Zwiazków Zawodowych ul. Zwycięstwa 137/139 Parking , dalej ulicą Zwycięstwa do ul. Armii Krajowej 8 Parking przy BGŻ.

manifa koszalin

W tym roku głównymi tematami będą systemowe nierówności i wykluczenie ekonomiczne oraz nasze prawo do godnego leczenia .
Eksmisje czy bezrobocie to nie tylko problemy kobiet, to również problem dotykający całe społeczeństwo nie radzące sobie w gospodarce rynkowej. Jednak najdotkliwiej dotyka kobiety i dzieci, to ich najmocniej dotyka kryzys ekonomiczny, bo są zatrudniane na gorszych warunkach, częściej samotnie opiekują się dziećmi, dużo łatwiej jest im stracić zatrudnienie. Mówimy o wymiarze ekonomicznym, bo to często jest przemoc instytucjonalna. Państwo często zostawia kobiety same, jak choćby w przypadku świadczeń alimentacyjnych.
Wpływ na społeczną świadomość
Wśród tematów tegorocznej Manify znajdą się również kwestie praw reprodukcyjnych: dostępu do antykoncepcji, aborcji i in vitro, opieki zdrowotnej oraz grup szczególnie wykluczonych jak uchodźczynie, samotne matki czy kobiety powyżej pięćdziesiątego roku życia. Manifa wpływa na społeczną świadomość pewnych problemów – Chociaż chyba też przypomina, że powinnyśmy być coraz bardziej wkurzone, bo postulaty, które pojawiają się na plakatach w wielu miastach od lat są wciąż aktualne.

Szczegóły znajdziesz tu.

Warszawska Manifa dostosowana na potrzeby osób z niepełnosprawnością!

Stowarzyszenie Inicjatyw Kobiecych informuje, że tegoroczna Warszawska Manifa, która odbędzie się 8.03.2015 o 12:00, będzie dostosowana do potrzeb osób z niepełnosprawnością. 

screenshot-www.facebook.com 2015-03-03 15-15-02

Stowarzyszenie Inicjatyw Kobiecych zaprasza do autobusu wszystkie osoby mające problem z poruszaniem się.

Na Manifie będzie tłumaczka (m.in.tłumaczenie początkowych wystąpień) oraz manifowy autobus niskopodłogowy.
Jeśli macie pytania dotyczące przystosowań Manify, prosimy o kontakt ze Stowarzyszeniem e-mail: [email protected]

 

Widzę ogromne zmiany – wywiad z Dorotą Chałat

Zegar odlicza minuty do kolejnej Manify, a właściwie do Manif, bo na szczęście będzie ich wiele w różnych miastach Polski. W ferworze przygotowań z Dorotą Chałat, prezeską Stowarzyszenia Era Kobiet, regionalną pełnomocniczką Kongresu Kobiet, feministką i aktywistką lokalną rozmawia Julia Maciocha.

Julia: Druga Manifa Koszalińska przejdzie ulicami naszego miasta w najbliższą sobotę. Tematem przewodnim ma być dyskryminacja ekonomiczna. Co było Twoją inspiracją?

dorota chałat

Dorota: Pomysł zrodził się przy okazji pierwszej Manify w Szczecinie, organizowanej przez moją koleżankę Magdalenę Kasznię.  Już wtedy zamarzyłam, aby zaproponować koszaliniankom i koszalinianom taką formę manifestacji  i obchodzenia święta Dnia Kobiet. Cztery lata myślałam o tym jak ją zorganizować, od czego zacząć, którędy przejść. Dosłownie nie opuszczała moich myśli 🙂

Uważasz, że forma Manify ma szansę trafić z niesionym przez nią przekazem do mieszkańców Koszalina?

Zapewne fakt, że jestem radną i pełnomocniczką regionalną Kongresu Kobiet ułatwia mi dotarcie do szerszego grona mieszkańców. Mnie osobiście uwiodła ta forma zaprezentowania swoich poglądów. Manifa nikogo nie obraża, nie rani, ale jest silnie zaangażowana i aktywna. Porusza ważne tematy w sposób otwarty i szczery. Można nie zgadzać się z niektórymi jej postulatami, ale należy docenić odwagę uczestniczek i uczestników – to, że wychodzą na ulicę głośno mówić o tematach często skrywanych w czterech ścianach.

Skoro można się nie zgadzać to po co właściwie nam ta Manifa?

8 Marca to Dzień Kobiet. Zawsze uważałam, że nie ma lepszego dnia, aby zamanifestować kobiece uczucia, pragnienia, dążenia czy żądania, w każdej możliwej formie.

Zawsze zachęcam ludzi do takich działań. Na całym świecie manifestacje są sygnałem dla władzy, że potrzeba zmian. Niestety, w Polsce nierówności pomiędzy kobietami i mężczyznami są bardzo widocznie. Prawa Polek często są nieprzestrzegane lub ignorowane. Chociażby prawo do prawidłowego leczenia, rodzenia bez bólu, czy prawo do godnego życia, bez strachu jak nakarmić i ubrać dzieci za najniższą krajową. W większości przypadków kobiety wciąż dostają niższe wynagrodzenie niż mężczyźni wykonujący tę samą pracę na tym samym stanowisku, a prawie 80% ojców nie płaci zasądzonych alimentów.

Czy Twoim zdaniem w perspektywie głośnego ostatnio artykułu Wysokich Obcasów Extra i szalejącego stereotypu feministki jako krzyczącej, głośnej wojowniczki, Manifa bardziej nie szkodzi kobietom niż pomaga? Czy nie powiela tego stereotypu?

Zapewne w pewnej grupie odbiorców może się tak zdarzyć. Jednak mam nadzieję, że przekaz Manify dochodzi do grona koszalinianek, którym nie jest obcy los bezrobotnej, samotnej matki wychowującej dzieci i niejednokrotnie również doświadczającej przemocy. Mam nadzieję, że dociera też do kobiet szczęśliwych, realizujących swoje plany i marzenia. Chciałabym aby dla jednych i dla drugich Manifa była inspiracją.

Musimy pamiętać, że stereotypizuje się nie tylko feministki, ale również osoby  z niepełnosprawnością, doświadczone biedą, czy cierpiące na otyłość, a także wiele innych. Mi osobiście ten stereotyp nie przeszkadza, choć staram się pokazywać inny wzorzec feministki – krzyczącej, bo zaangażowanej  – konkretnej i działającej właśnie tu, lokalnie na rzecz usunięcia tych nierówności. Prosty przekaz hasłowy bywa najlepszą formą.

18 kwietnia organizujesz w Koszalinie już 3 Regionalny Kongres Kobiet. Działasz w Koszalinie aktywnie od wielu lat, zorganizowałaś masę fantastycznych wydarzeń, wyczuwasz w naszej społeczności następujące zmiany? A może coś już się zmieniło?

manifa koszalin

Widzę ogromne zmiany. Szczególnie w świadomości kobiet, które stają się coraz bardziej aktywne. W Koszalińskiej Radzie Miasta mamy już 9 kobiet w 25 osobowej radzie.  W  Radach Osiedla, czy Uniwersytecie III Wieku, większość stanowią kobiety.  Akcje takie jak One Bilion Rising, którego również jestem koordynatorką, po raz trzeci skupiają coraz więcej ludzi. Cieszy mnie, że wiele ludzi zaczyna interesować się tym, co się dzieje wokół nich. Stają się bardziej empatyczni, zauważają przemoc i reagują na nią.

Kolejny kongres to mniejszy stres? Co chciałabyś dzięki niemu osiągnąć?

Z pewnością kolejne kongresy są bardziej przemyślane, a same przygotowania postępują spokojniej.  Dążę do przekazania jak największej inspiracji do działania innym kobietom.  Chciałabym zachęcić je do aktywności  w każdej sferze, która je interesuje, tak, aby miały możliwość realizowania się pomimo obowiązków rodzicielskich czy zawodowych.

Byłam świadkiem niewątpliwego sukcesu jakim stał się One Bilion Rising w naszym mieście. Myślę, że takie imprezy mogą stać się motorem do działania, inspirować i aktywizować mieszkańców, ale czy Koszalin jest miastem otwartym na feminizm?

To trudne pytanie. Poruszam się w kręgu kobiet i mężczyzn uznających prawa kobiet i propagujących równościowy model życia, dlatego  mogę powiedzieć, że Koszalin jest otwarty na takie działania. Jednak nie przeprowadzono w naszym mieście żadnych badań, które mogłyby poprzeć moją opinie.

W  budżecie  i w strategii Koszalina w ogóle nie uwzględnia się potrzeb kobiet. Dwukrotnie składałam do pana prezydenta postulaty Kongresu Kobiet w Koszalinie, niestety, do tej pory nie zainteresował się nimi. Pomimo zaproszeń nie pojawił się na żadnym Kongresie.  Może ten czas jeszcze nie nadszedł.  Ciągle mam nadzieję  i wierzę, że w koszalińskim urzędzie powstanie stanowisko pełnomocnika ds. równego traktowania.

Na takich wydarzeniach jak OBR czy Manifa w Warszawie wszystko „dzieję się samo”, a jak jest w mniejszych miastach? Trudniej czy łatwiej zaktywizować lokalną społeczność?

Nie wiem czy gdziekolwiek coś dzieje się samo. Wszystko wymaga aktywności i zaangażowania chociaż jednej osoby. W Koszalinie OBR odbyło się po raz trzeci. Dwukrotnie tańczyłyśmy w niewielkiej grupie, ale w tym roku było nas dużo więcej. Postanowiłam zaangażować tancerzy ZUMBA Koszalin, a ich obecność zwiększyła atrakcyjność wydarzenia. To świadczy o tym, że można do akcji poruszającej tematy takie jak przemoc, zaangażować inne grupy. Nasza instruktorka obiecała, że będzie nas uczyć układu do końca życia i właśnie dla takich deklaracji warto działać i organizować te wszystkie wydarzenia.  Przede mną II Koszalińska Manifa, mam nadzieję, że i tu uda nam się pobić zeszłoroczny sukces.

Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć dużo siły i radości w kolejnych działaniach. Myślisz, że kiedyś porzucisz rolę aktywistki?

Trudno powiedzieć. W życiu działaczki jest dużo wzlotów, ale zdarzają się upadki, a skrzydła są podcinane. Znając siebie, wbrew wszystkim przeciwnościom, będę aktywnie wspierać wszelkie działania prorównościowe do końca życia.

Dziękuję za poświęcony czas i z niecierpliwością czekam na zdjęcia z Manify!

II Koszalińska Manifa ” MANIFA GŁOSEM KOBIET” odbędzie się 7. marca w sobotę  o 12:00. Szczegóły pod linkiem.

Dorota Róża Chałat – pełnomocniczka Regionalna Kongresu Kobiet. W-ce Prezes Fundacji Edukacja- Równość- Aktywność- Dialog ERA DIALOGU, między innymi propagującej debaty oksfordzkie w Koszalinie. Absolwenta Uniwersytetu Gdańskiego wydział Zarzadzania . Radna  w Radzie  Miejskiej  w Koszalinie. Koordynatorka akcji One Bilion Rising w okręgu koszalińskim , organizatorka koszalińskiej Manify i Regionalengo Kongresu Kobiet . Ukończyła XVIII Szkołę Liderów Społeczeństwa Obywatelskiego.

Julia Maciocha – studentka Hodowli i Ochrony Zwierząt Dzikich, feministka, wolontariuszka. Koordynatorka II Regionalnego Kongresu Kobiet w Koszalinie, miłośniczka książek i podróży, uzależniona od uśmiechu i działań prokobiecych.

Wywiad powstał w ramach programu wolontariackiego Feminoteki.

superfemka 1 procent

WARSZAWA | XVI Manifa „Wszystkie jesteśmy u siebie!”

solidarne w kryzysieJak co roku zapraszamy na Manifę!

8 marca o godzinie 12:00, wyruszamy z Alei Wyzwolenia

Nasze tegoroczne hasło brzmi: WSZYSTKIE JESTEŚMY U SIEBIE! Nie opisuje sytuacji faktycznej. Ono ma mówić: Halo! Wszyscy, którzy macie władzę i pieniądze, wszyscy, którzy się rozpychacie, wszyscy, którzy chcecie wyrzucać nas z kraju, mieszkań, z naszych ciał, wszyscy którzy stoicie na straży tego antyludzkiego porządku: USŁYSZCIE, tak, do cholery, jesteśmy tu WSZYSTKIE U SIEBIE. Nie możecie kupić kosmosu, ten kraj jest tak samo nasz, ten kraj jest tak samo krajem naszych sióstr uchodźczyń, krajem każdej osoby, która chce się w nim znaleźć.

W tym roku spotykamy się o 12:00 w Alei Wyzwolenia. Chcemy przejść obok miejsc ważnych na feministycznej mapie Warszawy Fundacja Feminoteka, Fundacja MaMa, Skłot Syrena) – aby pokazać, gdzie jesteśmy u siebie.

Zawalczmy o to, byśmy wszędzie były u siebie!

Towarzyszyć nam będą samby z całej Polski i barwna grupa happeningowa. Dla osób z dziećmi przygotujemy wraz z Fundacja MaMa Kids Block, zaś dla osób z niepełnosprawnościami staramy się także o transport dostosowany do ich potrzeb.

 

Mapka trasy

xvi manifa mapka

 

WROCŁAW | Zapraszamy na Manifę pod hasłem „Strajk kobiet teraz”

manifa-plakat

Zapraszamy na Manifę pod hasłem „Strajk kobiet teraz”, która odbędzie się 8 marca o godz. 13.00

Start spod pomnika Fredry a zakończenie Manify pod Pręgierzem w Rynku

 

Manifest:
„Kobiety do strajku generalnego! Płace i godziny czas zliczyć!”. Tak śpiewały nasze feministyczne poprzedniczki z włoskiego ruchu Walka Kobiet, wychodząc na ulice i domagając się sprawiedliwości w domu, w szkole i w fabryce. 40 lat po ich protestach to hasło wcale nie straciło mocy. 8 marca wychodzimy na ulicę, by wykrzyczeć: Strajk kobiet teraz!

Strajkujemy, ponieważ nie chcemy pracować za darmo. Strajkujemy, ponieważ nie chcemy pracować za grosze. Strajkujemy, bo mamy dość tego, że nasza siła i energia są wykorzystywane do pracy, która nas niszczy. Trwamy w ciągłej niepewności, nie mamy na nic czasu, coraz bardziej tracimy kontrolę nad naszym życiem. Harujemy od zlecenia do zlecenia, nie wiedząc, co przyniesie każdy kolejny miesiąc. Jedyny stabilny etat, jaki jest nam w stanie zapewnić państwo, to ten nieodpłatny, związany z pracą opiekuńczą. Jeśli zgodzimy się wziąć na siebie obowiązek wychowywania dzieci, mimo naszych niewielkich pensji musimy zadbać o ich zdrowie i edukację. W zamian co roku państwo odcina kolejne skrawki naszego bezpieczeństwa: emerytury, darmowa służba zdrowia, bezpłatne przedszkola i żłobki to dziś dobra luksusowe.

Kiedy walczymy o swoje podstawowe prawa, próbuje się nas uciszyć, nazywając „roszczeniowymi”. Gdy zaś odmawiamy „obowiązków”, stajemy się egoistkami niewygodnymi dla systemu. Kiedy się sprzeciwiamy, mówią nam, że przecież zawsze mamy wybór.

Nasza cierpliwość się wyczerpała. Nasz lęk przerodził się w gniew, bo wiemy, że bez nas ten system nie jest w stanie działać. Bez naszej codziennej pracy nie przetrwa ani państwo, ani ci, którzy wyzyskują nas w biurach i fabrykach. Dlatego wzywamy do strajku!
Dość darmowych nadgodzin, dość umów śmieciowych, dość głodowych pensji, bezpłatnych staży i praktyk! Dość ubóstwa i poniżenia, kiedy zajmujemy się tymi, którzy wymagają opieki. Nie zgadzamy się, by żyć w państwie, gdzie przetrwać mogą tylko najsilniejsi. Mamy dość segregacji klasowej, w której grubość portfela decyduje o tym, czy jesteśmy obywatelkami.

W Międzynarodowym Dniu Kobiet po raz kolejny manifestujemy, że chcemy godnie żyć. Wiemy, że lepszy świat jest możliwy. Możemy go wspólnie stworzyć. Matki, kobiety w ciąży, i wy które nie chcecie mieć dzieci, pracownice, bezrobotne, imigrantki, queery, emerytki i studentki, feminiści chodźcie z nami na Manifę!  Bądźmy solidarne teraz – bądźmy solidarne w walce.
Strajk kobiet teraz!
Wydarzenia towarzyszące Manifie:

8 marca 2015, godz. 16.00

Pokaz filmu „Solidarność według kobiet” w reżyserii Marty Dzido i Piotra Śliwowskiego
Po filmie o godz. 18 – dyskusja z udziałem Ewy Ossowskiej, Krystyny Sobierajskiej i Sławy Jabłońskiej oraz twórcami filmu – Martą Dzido i Piotrem Śliwowskim.
Spotkanie poprowadzą: Natalia Sawka i Katarzyna Lubiniecka.
Bezpłatne wejściówki są do odebrania w kasach Kina.
Szczegółowe informacje:
Inicjatywa 8 Marca
www.manifa.wroclaw.pl, www.facebook.com/ManifaWroclaw
[email protected]
tel. do rzeczniczek prasowych: 665 562 498, 665 567 165

 

WARSZAWA. Benefit na Manifę 2015

Manifa 2015 feminizm benefit impreza

Manifa 2015 feminizm benefit imprezaPorozumienie Kobiet 8 Marca zaprasza na Benefit na Manifę 2015.

Kiedy?
17. stycznia o 20:00!

Gdzie?
Damy znać!

Po co?
Bo chcemy zrobić Manifę!
Bo chcemy poskakać do dobrej muzyki!
Bo chcemy się z Wami spotkać!

Kto zagra?
Karolina Czarnecka!
(między innymi – obiecujemy line-up feministyczny i energetyczny!)

Czy to wszystko?
Nie! Podczas benefitu będzie również loteria z ciekawymi, feministycznymi nagrodami oraz sklepik, w którym będziecie mogły kupić nasze torby, koszulki, przypinki i magnesy.

Czekamy na Was!

***

Dołącz do wydarzenia na Facebooku

 

Niezastąpiona… Niezastępowalna. Bogna Olszewska (06.03.1988 – 11.06.2014)

Bogna w wiecznym niedoczasie, Bogna pędząca zimą na rowerze, Bogna kipiąca energią, zabiegana, (po)dzielna do granic możliwości, bo przecież tyle jest do zrobienia, tyle osób i tyle miejsc. Bogna martwiąca się o wszystko i  o wszystkich; empatyczna, mądra, uważna.

Bogna dzwoniąca do mnie w środku nocy. „Śpisz?”. Tyle szczegółów do ustalenia. Bogna pisząca manifestę o 4 nad ranem, bo wszystkie jakoś o niej zapomniałyśmy, a Manifa przecież za kilka godzin i coś przez ten mikrofon w końcu trzeba powiedzieć. Niekończące się telekonferencje na trzy miesiące przed. „Damy radę!” –  mówiłyśmy. Czasami jednocześnie. „Przecież damy radę!”

Happeningi, FlashMoby, protesty… Podłoga w jej mieszkaniu, po której walają się pocięte swetry z lumpeksów i jej głośny śmiech, kiedy klnę jak szewc, że feministki z szyciem na bakier, a tu kominiarki na akcję trzeba spreparować. I że powinnyśmy się zaciągnąć do Kobiet dla Narodu, bo one flagi szyją, więc im organizację zdemontujemy od środka. Wspólne tłuczenie znaczków na kampanię „Tak dla Kobiet”, umawianie się na zbieranie podpisów, nielegalne wieszanie banerów, nocne plakatowanie miasta. Przecinamy pępowinę.

 

Bogna i Szymczyk 1

Bogna w koloratce. Bogna marudząca w słuchawkę przed kolejnym benefitem na Manifę: „Nieeeeeeeeeeeeee, masz się przebrać! Nie będę sama paradowała w cylindrze i fraku!”. Bogna malująca styropiany.  Bogna w pomarańczowej kominiarce krzycząca przez megafon: „Maryjo, Dziewico, zostań feministką!”. Bogna pisząca na liście PK8M: „Jesteśmy zajebiste!” i za chwilę tłumacząca się, że w sumie trochę autoafirmacji nam nie zaszkodzi.

Bogna wpadająca jak burza do mojego nowego mieszkania z irracjonalną, foliową torebką pełną ciastek na wagę, dyndającą w ręce niczym wspomnienie z wczesnego dzieciństwa. Bogna, na którą zawsze, ale to ZAWSZE mogłam liczyć.

Bogna rozmawiająca przez telefon z siostrą, Zuzią. Bogna mrużąca oczy w słońcu i grzebiąca łyżeczką w mojej szarlotce. Plac Trzech Krzyży, Szpulka. Przecież obie mamy blisko. Kawa, książki, rozmowy o Nepalu, rozmowy o Iranie. Rozmowy o marzeniach, decyzjach, planach… Rozmowy o głupotach, o tym, że marzną nam ręce, o naszym bałaganiarstwie; ona gubi rzeczy lub o nich zapomina, ja porzucam je tam, gdzie stanę. Mamy gdzieś jeszcze zdążyć, coś jeszcze załatwić, spóźnione ponad godzinę, stoimy po dwóch różnych stronach ulicy przez kolejne pięć minut, próbując skończyć rozmowę. Gdy jest już przy poczcie, wołam jeszcze: „Bogna!” Odwraca się i śmieje głośno: „Damy radę!” – krzyczy i obie wybuchamy śmiechem.

Tydzień temu stałam przy jej łóżku w szpitalu i bezgłośnie szeptałam po stokroć: „Bogna, damy radę”. Cholerna mantra, zaklęcie, które miało zadziałać, bo przecież zawsze działało. Cisza… Niektóre zaklęcia mają moc jedynie wtedy, gdy wypowiada się je wspólnie, z osobą taką, jaką była Bogna.

Bogna, świat bez Ciebie jest paskudnie nijaki. Dziękuję, że byłaś.

Ola Szymczyk

 

 

Feminizm to teoria, a lesbianizm to praktyka – to było hasło przewodnie ostatnich naszych wspólnych dni z Bogną. Razem się genderowałyśmy, jak określała nasze studiowanie na Gender Studies w PANie.

Dzięki działalności feministycznej miałam przyjemność poznać Bognę – wszystko zaczęło się przy inicjatywie TAK dla Kobiet. Pamiętam Bognę podczas Kolorowej Niepodległej (świętowanie obchodów 11 listopada w Warszawie). Moje pierwsze wrażenie o Bognie: śliczna dziewczyna w długich włosach, która z wielką charyzmą i z niesamowicie pozytywną energią zbierająca podpisy pod Inicjatywą. Wtedy pierwszy raz rozmawiałyśmy. Zapamiętałam Bogny entuzjazm i niespożyte pokłady energii w zbieraniu podpisów. Byłam pod wrażeniem jej postawy.

 

Bogna i Magrytka_slutwalk2013_1

I tak mi właściwie zostało do końca. Byłam oczarowana umiejętnościami Bogny: czy to świetnymi przemowami podczas protestów w sprawie Pussy Riot, czy też niesamowitą elokwencją, gdy zabierała głos na zajęciach na GS.

Miała w sobie też nieskończone pokłady siły, czy to szalejąc do późnych godzin nocnych na imprezach, czy wykonując po raz ęty powitanie słońca na jodze, gdy  wiele osób zdychało już ze zmęczenia. Ale nie ona. Wulkan energii. Czasami jednak potrzebowała się zregenerować i mówiła: ,,Magrytka, obudź mnie za 10 minut.” I zapadała w krótką i regenerującą drzemkę.

Pamiętam, jak  jakoś pod koniec kwietnia Bogna z zaaferowaniem opowiadała mi, że przeszła na nową dietę. Oburzyło mnie to, ponieważ tyle razy wałkowałyśmy kwestie cielesności, jedzenia i bycia zdrową. Nie mogłam zrozumieć, co to ma być za dieta. I wtedy Bogna z tym swoim uroczym uśmiechem oznajmiła, że jej dieta, to jedzenie ciast. I to bez ograniczeń. Bardzo mnie to rozśmieszyło.

W którąś niedzielę na zjeździe Gender Studies trzymałam jak zawsze miejsce dla Bogny wiedząc, że zaraz Bogna napisze mi smsa, że zaspała, ale już leci na zajęcia. I faktycznie dostałam od niej smsa. Napisała, że jest w… Pekinie. I to na targach polskiej mody. Moje zdziwienie nie miało granic, nie mogłam zrozumieć, jak w przeciągu nocy zdołała polecieć do Chin… Potem się oczywiście okazało, że owy Pekin, to PKiN, czyli Pałac Kultury i Nauki…

Bogna była mi bardzo bliska. Zawsze czułam niedosyt rozmów z nią. Wiedziałam, że zawsze mogę na nią liczyć i zawsze mogłam liczyć na jej zrozumienie. Bogna, dziękuję.

Aleksandra Magryta

 

Bogna manifa2014

Bogna była jedną z niewielu osób, którą zło, okrucieństwo i ludzka małostkowość naprawdę dziwiły. Nie tylko szokowały, jak większość z nas ale naprawdę dziwiły, po prostu dlatego, że naprawdę oczekiwała po innych czegoś lepszego, szlachetniejszego, prawdziwszego. Tego zadziwienia będzie bardzo brakować.

Elżbieta Korolczuk

 

 

Bognę poznałem, gdy przebywała akurat w Barcelonie. To znaczy, nie poznałem jej, ale wciąż o niej słyszałem. A że słyszałem same dobre rzeczy, to uznałem, że to musi być jakiś niesamowity człowiek, ta Bogna. I któregoś dnia, gdy pojawiła się na spotkaniu Porozumienia Kobiet 8 Marca, w którym dopiero stawiałem swoje pierwsze kroki, wreszcie mogłem ją poznać osobiście.

Poznałem niesłychanie inteligentną, oczytaną, elokwentną osobę, wielbicielkę i znawczynię sztuki. Poznałem prawdziwą rewolucjonistkę, stojącą twardo na gruncie swoich wolnościowych przekonań. Osobę stającą po stronie słabszych, dyskryminowanych, tych, którym odmawia się prawa do godnego życia. Osobę z pełnym zaangażowaniem walczącą o prawa kobiet, prawa, które w naszym kraju wciąż nie są oczywistością, a wręcz bywają uznawane za fanaberię i są stale ograniczane. Osobę nie wahającą się wziąć udziału w działaniach ryzykownych, wymagających odwagi i determinacji. Poznałem osobę pełną ciepła, przyjacielskości i wrażliwości. Nigdy nie zapomnę jej uśmiechu.

 

L1020814

Bogna w swoim niesprawiedliwie krótkim życiu zrobiła tak wiele. Była dla mnie potwierdzeniem tego, że warto i należy angażować się w działania społeczne, że nie wolno czekać, aż samo się zrobi albo problem sam się rozwiąże. Że bycie aktywistą oznacza wzięcie odpowiedzialności za dobro ogółu, za konkretne, z premedytacją wykluczane grupy społeczne, za przyszłość społeczeństwa, które jest tak niedoskonałe i wymaga pomocy. Jej serce biło po lewej – właściwej – stronie i dzięki niej miałem i mam pewność, że lewicowość, że feminizm, to droga właściwie obrana, choć wymagająca i – za Robertem Frostem powtarzając – mniej uczęszczana.

Myślę o Bognie bez przerwy od tego feralnego dnia, w którym dowiedziałem się, że trafiła do szpitala, a lekarze nie dają jej większych szans na przeżycie. Przywołuję chwile z nią spędzone, przeprowadzone rozmowy, i te twarzą w twarz i te późnonocne telefoniczne, podczas których dostawałem wsparcie i gotowość pomocy przy różnych wspólnie podejmowanych działaniach. Usiłuję pogodzić się z tym, że tych rozmów już więcej nie będzie, że nie zobaczę jej pędzącej w kasku na swoim rowerze, że nie otworzy mi drzwi do Feminoteki i nie pójdziemy razem w Paradzie Równości, że nie zorganizujemy już wspólnie żadnej Manify i nie „upiększymy” już kilku pomników, ale pogodzić się z tym nie mogę. Nie byliśmy przyjaciółmi, znaliśmy się zbyt krótko, ale czuję, że straciłem bardzo bliską osobę.

W bezmiarze smutku znajduję jednak pewne światełko: zdaję sobie sprawę, jakim jestem szczęściarzem, że mogłem Bognę poznać. Bo to był niesamowity człowiek, ta Bogna.

Grzegorz Stompor

 

Będzie mi brakowało naszej wspólnej pracy, wkurzania się, śmiechów i tańca do upadłego. Będzie mi brakowało jej determinacji, niezawodności, pomysłów i cudownych żartów.  Dzięki Bognie wiem, że siostrzeństwo istnieje.

Ania Piekutowska

 

Kask rowerowy na głowie, filuterny błysk w oku i rozbrajający uśmiech – taki Twój obraz, Bogno, zostanie ze mną na zawsze. Byłaś wyjątkowo wrażliwa na niesprawiedliwość i przywiązana do równości. I praca, i zabawa z Tobą były przyjemnością. Z tych krótkich wspólnych chwil zapamiętam nocną pomoc dla protestujących pod Sejmem opiekunek osób niepełnosprawnych, wspólną Manifę, plany kolejnych feministycznych rewolucji i rozmowy przy kawiarnianym stoliku. Odeszłaś za szybko, za wcześnie.

Aleksandra Prasek

Bogna i Magrytka_OBR_2

 

 

Bogna zagościła w moim życiu na (za) krótko ale bardzo intensywnie. Właściwie wszystko u Bogny i wokół niej było intensywne- aktywizm, chęci, plany, uśmiech, urocze roztrzepanie. Miałyśmy plany, całkiem niedawno obiecałyśmy sobie pójście w końcu na imprezę do rana, ale również wielką feministyczną rewolucję- wywrót!  Wiem, że z nią byłoby to możliwe. Bogna była wulkanem energii i  charyzmy. Lubiłam ją zanim ją poznałam, to było dziwne. Budziła ciekawość .  Ludzie zazwyczaj rzadko sobie mówią jak bardzo doceniają to, ze sie nawzajem mają. Nam sie to udało. W ogóle z Bogną sie prawie zawsze wszystko udawało , nawet to organizowane na ostatnią chwilę, bo Bognie się zawsze chciało. Uparcie powtarzała „ Damy radę, zawsze dajemy radę, jesteśmy super!” Kiedy szła tegoroczna  Manifa, byłam w samolocie. Tuż po przylocie odczytałam wiadomość  od Bogny o treści- „Brakowało nam Ciebie ale cieszę sie, ze tam jesteś. Pamiętasz słowa Cohena z Famous blue raincoat? New York is cold but I like where I’m living.;)”
Bogno, pamiętam i dzięki Tobie już nigdy nie zapomnę.

Natalia Broniarczyk

 

Bogna_pussy riot_protest2_zdjęcie2

Bognę znałem krótko.
Pamiętam, pierwszy raz gdy ja spotkałem- to było po gender studies. Podeszła do mnie i zaczęliśmy gadać. Później spotkałem ją w pk8m. Zawsze była uśmiechnięta, pełna energii i używała mądrych słów. Obiecała mi kiedyś, że przeszkoli mnie z wiedzy o teatrze… Była jedną z pierwszych osób ze środowiska, które poznałem. Często gdy mnie komuś przedstawiała, mówiła „to jest Kuba, opowiadałam Ci o nim”. To dawało mi motywację i poczucie akceptacji.
Boga, dziękuję

Kuba Górecki

 

Zapamiętałam ją jako ciepłą i charyzmatyczną dziewczynę  z najpiękniejszym uśmiechem i głosem, która pomykała w kasku rowerem po Warszawie. Odważnie walczyła w słusznej dla niej sprawie. Robiła to z urokiem osobistym, jaki posiada niewielu. I czuję się zaszczycona, że miałam ją przez chwilę swoim życiu. Jednocześnie jestem z niej dumna, że oddając swoje organy, uratowała życie kilku osobom. To na pewno wiele znaczy dla ich rodzin.

Dominika Kowalska