TELEFON DLA KOBIET DOŚWIADCZAJĄCYCH PRZEMOCY

Телефон для жінок, які зазнають насильства

CZYNNY PONIEDZIAŁEK-PIĄTEK
OD 11.00 DO 19.00

Активний з понеділка по п’ятницю з 14:00 до 19:00

Szukaj
Close this search box.

Zwierzę

Fragment powieści Lisy Taddeo, w przekładzie Agi Zano

Wydawnictwo Agora

Lisa Taddeo, materiały promocyjne

1

Wyjechałam z Nowego Jorku, gdzie mężczyzna zastrzelił się na moich oczach. Był człowiekiem łakomym, a krew, która z niego popłynęła, wyglądała jak świńska. Wiem, to okrutne tak myśleć. Zrobił to w restauracji, podczas gdy jadłam kolację z innym mężczyzną, z innym żonatym mężczyzną. Widzisz już, do czego to zmierza, prawda? Tak to wygląda, ale nie zawsze taka byłam.

Restauracja nazywała się Piadina. Na ścianach z czerwonej cegły wisiały fotografie starych Włoszek toczących gnocchi w potężnych umączonych palcach. Przede mną stała miska tagliatelle alla bolognese. Sos był gęsty, miał rdzawą barwę, a wierzch potrawy zdobiła soczyście zielona natka pietruszki.

Siedziałam zwrócona twarzą do drzwi, kiedy do środka wszedł Vic. Jak zwykle miał na sobie garnitur. Tylko raz widziałam go w swobodniejszym stroju, dżinsach i koszulce z krótkim rękawem i bardzo wytrąciło mnie to z równowagi. Na pewno to wtedy zauważył. Ramiona miał blade i miękkie, a ja nie mogłam oderwać od nich wzroku.

Nigdy nie używał imienia Victor. Wyłącznie Vic. Był moim szefem i zanim cokolwiek się wydarzyło, przez długi czas go podziwiałam. Wyróżniał się ogromną inteligencją i schludnością, a do tego miał ciepłą, serdeczną twarz. Pił i jadł zachłannie, ale w skłonności do nadmiaru zachowywał godność. Był przy tym też szczodry, zawsze nakładał wielkie łyżki szpinaku w śmietanie wszystkim zebranym, zanim doszedł do własnego talerza. Miał bogate słownictwo, staranną zaczeskę i wielką kolekcję eleganckich kapeluszy. A także dwoje dzieci, córkę i synka. Chłopiec był opóźniony w rozwoju, a Vic starał się nie mówić o tym ani mnie, ani innym swoim pracownikom. Na biurku trzymał tylko zdjęcie dziewczynki.

Vic zabrał mnie do setek restauracji. Jedliśmy porterhouse’y w dużych ekskluzywnych stekowniach, gdzie stały czerwone tapicerowane ławki, a kelnerzy ze mną flirtowali. Zapewne zakładali, że Vic jest moim ojcem albo starszym mężem, a może domyślali się, że przyszedł z kochanką. W pewnym sensie byliśmy tym wszystkim naraz. Jego prawdziwa małżonka siedziała w domu na Red Bank. Wiem, że w to nie uwierzysz –mówił – widząc, jaki ze mnie niechluj, ale moja żona jest bardzo piękną kobietą. Tak naprawdę nią nie była. Miała za krótkie włosy, a skórę zbyt białą jak na kolory ubrań, które wybierała. Wyglądała jak dobra matka. Lubiła kupować naczynka na sól i ręczniki tureckie. Na początku naszej przyjaźni zdarzało się, że kiedy podczas spaceru zauważałam w sklepowej witrynie bambusowy pojemniczek na sól, robiłam zdjęcie i wysyłałam mu z pytaniem: „Myślisz, że spodobałby się twojej żonie?”.

Twierdził, że mam znakomity gust, ale co to w ogóle znaczy?

Przyjaźń ze starszym mężczyzną, który cię podziwia, może się wydawać czymś bardzo bezpiecznym. Gdziekolwiek byś była, jeśli coś pójdzie nie tak, wystarczy jeden telefon, żeby się zjawił. Mężczyzną zjawiającym się w takiej chwili powinien być ojciec, ale ja wtedy go nie miałam, a ty nie będziesz go mieć nigdy.

Doszło do tego, że zaczęłam polegać na Vicu we wszystkim. Pracowaliśmy w agencji reklamowej. On był dyrektorem kreatywnym. Gdy zaczynałam, nie mogłam się pochwalić praktycznie żadnym doświadczeniem, ale on twierdził, że mam talent. Awansował mnie ze zwykłej asystentki na copywriterkę. Z początku cieszyłam się z każdego wyrazu uznania, ale po jakimś czasie zaczęło mi się wydawać, że sama na wszystko sobie zasłużyłam, a on nie miał z tym nic wspólnego. Ten proces trwał kilka lat. W międzyczasie nasza relacja nabrała intymnego wymiaru.

Mogę wiele powiedzieć o seksie z mężczyzną, który cię nie pociąga. Wszystko budujesz na własnej prezencji, na twoim ciele i na tym, jak wygląda, jak się porusza nad tym człowiekiem, który dla ciebie pełni jedynie funkcję widza.

Kiedy to wszystko się działo, nie miałam pojęcia, jaki ma na mnie wpływ. Zorientowałam się dopiero kilka lat później, kiedy trzy prysznice dziennie przestały mi wystarczać.

Pierwszy raz wydarzył się w Szkocji. Nasza firma zaczęła współpracę z producentem piwa Newcastle, a Vic zasugerował, żebym to ja zajęła się tym kontaktem, chodziła na wszystkie spotkania i rozkręciła temat. Klient był duży, a faceci w zespole mi zazdrościli. Byłam nowa w firmie i w branży. Przestali ze mną flirtować i zaczęli się zachowywać tak, jakbym była tancerką egzotyczną – jednocześnie sobie do mnie walili i mnie oceniali.

Newcastle zarezerwowało mi luksusowy hotel tuż pod Edynburgiem. Budynek był z zimnego kamienia, o wielkich oknach, a do wejścia prowadził okrągły podjazd wysypany żwirem. Wyglądałam przez okno, żeby popatrzeć na pojawiające się na nim samochody – modele vintage, lśniące czarne mercedesy klasy G, małe srebrne porsche. Na łóżku leżała kapa z tartanu, a aparat telefonu był stylizowany na kaczkę krzyżówkę. Pokój kosztował tysiąc czterysta dolarów za noc.

Po tygodniu w Szkocji zaczęła mi doskwierać chandra. Byłam przyzwyczajona do samotności, ale w obcym kraju to co innego. Słońce nigdy nie wyglądało zza chmur, ale deszcz też się nie zjawiał. Poza tym podchodziłam do swojej pracy bardzo naiwnie, a przedstawiciele Newcastle to zauważyli. Zadzwoniłam do Vica do biura. Rozpłakałam się, choć wcale nie miałam takiego zamiaru. Powiedziałam, że tęsknię za ojcem. Oczywiście matki też mi brakowało, ale w zupełnie innym sensie. Potem zrozumiesz dlaczego.

Następnego wieczoru Vic był już w Szkocji. Bilety lotnicze kupione na ostatnią chwilę kosztowały fortunę, ponad dwanaście tysięcy dolarów, które wyłożył z własnej kieszeni, bo przerażała mnie myśl, że współpracownicy uznają tę sytuację za dowód mojej porażki. Nie zjawił się na żadnym spotkaniu. Przygotował mi tylko listę kwestii, które powinnam poruszyć. Wynajął sobie własny pokój na tym samym piętrze. Pierwszego wieczoru zjedliśmy kolację i wypiliśmy kilka drinków w restauracji w hotelowym lobby, po czym każde poszło do swojego pokoju. Za drugim razem jednak odprowadził mnie pod drzwi.

Inteligentni starsi mężczyźni wiedzą, jak niepostrzeżenie wpełznąć na kobietę. W pierwszej chwili to zresztą nie wydaje się podejrzane, możesz nawet pomyśleć, że to od początku był twój pomysł.

Miałam na sobie kremową wełnianą sukienkę, a pod nią gołe nogi. Nigdy nie nosiłam rajstop ani legginsów, nawet zimą. Przyszłam w czarnych czółenkach z paseczkiem.

Vic był w garniturze. Zawsze ubierał się jak faceci z reklam papierosów. Nie pociągał mnie, ale zapach jego wody kolońskiej działał na mnie kojąco. Śmialiśmy się, idąc przez zielono-złoty korytarz. Minęła nas jakaś para, pamiętam, jak popatrzyła na mnie kobieta. Długo gryzłam się z uczuciem, które wzbudziło we mnie to spojrzenie.

W pokoju otworzyliśmy dwie średniej wielkości butelki wina z minibaru, a do tego trzy miniaturowe flaszeczki szkockiej z samolotu, które on wypił sam.

Być może to zasługa jakiegoś instynktu samozachowawczego, ale nie pamiętam dokładnie, jak to się zaczęło. Jestem pewna, że miałam w tym duży udział, że badałam moc i zasięg swojej seksualnej władzy. Poziom własnej urody. Najwyraźniej pamiętam lustro na ścianie, naprzeciwko okien, przy których całymi dniami słuchałam chrzęstu opon na podjeździe. Wstałam, żeby się przejrzeć, bo on powiedział, że kącik ust mam przebarwiony od wina i wyglądam jak ćpunka. Ha, ha, zaśmiałam się. Ten człowiek nigdy nie zdołałby sprawić, żebym poczuła się brzydka.

Stanął za mną przed lustrem. Jego głowa przy mojej wydawała się nienaturalnie wielka. Długie ciemne włosy spływały mi na ramiona, tworząc elegancki kontrast z kremową sukienką. On położył mi jedną dłoń na ramieniu, a drugą na włosach, koło ucha, przechylając mi głowę na bok. Przyglądałam się jego oczom, kiedy przycisnął wąskie usta do mojej szyi. Dreszcz przebiegł mi wzdłuż kręgosłupa, częściowo z odrazy, ale też w mimowolnej reakcji organizmu na erotyczny bodziec. Vic zdjął mi sukienkę przez głowę i już stałam w butach na obcasie i białej koronkowej bieliźnie z czerwonymi kokardkami po bokach. Wtedy ubierałam się dla kogoś – i chciałam wierzyć, że tym kimś jestem ja. Zdarzyło się, że podczas wizyty w sklepiku z akcesoriami kuchennymi w SoHo kupiłam sobie fartuszek w króliczki, drewniane górskie domki i dziewczynki liżące lody w rożku.

Później były wycieczki do Sayulity, do przyjemnego spa w Scottsdale. Były łazienki o niebieskich kafelkach i wspaniałe sushi. Guacamole przyrządzane na zamówienie przy stoliku, kobiety wykonujące taniec brzucha, obsługa zawsze gotowa odprowadzić i przyprowadzić samochód.

Z czasem obrzydzenie stało się zbyt dojmujące, ale długo sobie z nim radziłam. W sumie kontaktu fizycznego nie było aż tak dużo. Jeśli odpowiednio to rozegrać, da się całkiem daleko zajechać na dawaniu komuś dużo niczego. Zwłaszcza jeśli mężczyzna jest żonaty, bo wtedy można rozmawiać o moralności i zastanawiać się, co by na to powiedział twój zmarły ojciec. Z jednej strony sprawiasz, że facet aż się telepie z przerażenia, kiedy bierze cię za rękę, a z drugiej nadal możesz jeździć w ciepłe miejsca z palmami i wózkami golfowymi.

Przez te wszystkie lata nie przestałam chodzić na randki. Zdarzyło mi się kilka pomniejszych zadurzeń, ale nic naprawdę poważnego. O niektórych mówiłam Vicowi. Twierdziłam, że to koledzy, i pozwalałam, żeby sam żonglował sobie w głowie podejrzeniami. Najczęściej jednak kłamałam. Oznajmiałam, że wychodzę z przyjaciółkami, a potem wymykałam się z biura i pędziłam do stacji metra, przez całą drogę oglądając się za siebie, przerażona, że mnie śledzi. Potem spotykałam się z jakimś niemiłym chłopcem, a Vic szedł do domu patrolować internet w poszukiwaniu śladów mojej obecności w mediach społecznościowych. Około dwudziestej trzeciej pisał: „Co tam, mała.” Nie używał znaku zapytania, żeby nie zabrzmiało zbyt dociekliwie. Kiedy starszy mężczyzna ma obsesję na twoim punkcie, zaczynasz rozumieć naturę ludzką na poziomie komórkowym.

Status quo dawało się utrzymać. Oboje dostawaliśmy to, czego potrzebowaliśmy, choć ja dałabym sobie radę bez niego. Okazało się, że on beze mnie nie. Porównywał swój związek ze mną do mitu o Ikarze. On był Ikarem, a ja słońcem. Takie słowa, w które bezwarunkowo wierzyłam i nadal wierzę, przyprawiały mnie o mdłości. Jaka dziewczyna pragnie być słońcem nad krajem, którego nie chciałaby nawet odwiedzić?

Lata mijały i wszystko było w porządku, aż pojawił się mężczyzna z Montany. Mówiłam na niego Big Sky, Vic początkowo też. Zesłałam Vica na samo dno tego, co mężczyzna jest zdolny znieść. Nie zachęcam cię do tego. Uważam, że powinnaś wiedzieć, co to robi z człowiekiem.

Wydaje mi się, że tamtego wieczoru Vic przyszedł, żeby to mnie zastrzelić. Tak myślę.

Jesteśmy SILNE, nie ma w nas zgody! Rozmowa z Dominiką Słowik

Anna Bukowska: Pamiętasz jaka była Twoja pierwsza reakcja, kiedy Wydawnictwo Zielona Sowa zaproponowało Ci napisanie powiadania  do zbioru o silnych dziewczynach, kobietach?

Dominika Słowik: Bardzo się ucieszyłam i… zestresowałam. Ucieszyłam, bo pomysł na zbiór brzmiał świetnie, a zestresowałam, bo pomyślałam, że to projekt tak mi bliski, że chciałabym napisać opowiadanie najlepsze z możliwych. A wiadomo, jak to jest, gdy pracuje się pod taką presją.

AB: Czy długo rodził się pomysł na opowiadanie i skąd, jeśli to nie tajemnica, czerpiesz inspiracje?

DS: Strasznie długo! Redaktorka tomu, Anna Kubalska, odezwała się w tej sprawie z wielomiesięcznym wyprzedzeniem, więc pomyślałam, super, mam mnóstwo czasu, zacznę pisać wcześniej. Ale im dłużej myślałam nad tym tekstem, tym trudniej było mi się do niego zabrać. Wszystkie pomysły wydawały się nie takie, za słabe, zbyt nieciekawe, za miałkie… Pierwszy raz pisałam też tekst z założenia przeznaczony dla nastoletnich czytelniczek i czytelników, a bardzo chciałam uniknąć upupiania i usilnego profilowania tekstu pod wiek, bo wierzę, że dobrą literaturę popularną mogą czytać odbiorcy w bardzo różnym wieku. W pewnym momencie miałam wreszcie chwilę autorefleksji. No bo co ja właściwie czytałam z największą przyjemnością, kiedy miałam 15 lat? Wyszło mi, że szeroko pojętą fantastykę i fantastyczne Bildungsroman. Od tego momentu wreszcie wiedziałam, co chcę napisać.

AB: Powiesz, z czym zmaga się bohaterka Twojego opowiadania i w czym tkwi jej siła?

DS: Moja bohaterka zmaga się oczywiście z wieloma potworami, nie tylko metaforycznymi, bo umieściłam ją w trudnym i nieprzyjaznym świecie, ale myślę, że najważniejszą walkę toczy ze swoim własnym lękiem. Uważam, że w naszej kulturze nastąpiło jakieś dziwne przesunięcie znaczeń i odwaga stała się tożsama z brakiem lęku, co samo w sobie jest wewnętrznie sprzeczne. Moja bohaterka uczy się rozumieć, że przymus ciągłego przełamywania własnego strachu, który narzuca jej otoczenie, jest fałszywy. Uczy się wyznaczać własne granice i pilnować, by inni ich nie przekraczali. Ale myślę, że jej największa siła tkwi w rodzącym się w niej poczuciu solidarności.

AB: Solidarności z kim?

DS: W samym tekście przede wszystkim z jej towarzyszką podróży, co zresztą przeradza się potem w coś jeszcze zupełnie innego, ale… bez spoilerów 🙂 Noszę w sobie przekonanie, że w obliczu tego, co się wokół nas dzieje – i nie mówię tylko o łamaniu praw kobiet w Polsce i skandalicznym „wyroku” TK, ale także o rosnących w siłę tendencjach nacjonalistycznych w Europie i o pogłębiającym się kryzysie klimatycznym – najlepszą bronią jednostki jest solidarność.

AB: Czytając Twoje opowiadanie, odnalazłam sporo analogii do “Opowieści podręcznej” Margaret Atwood. Równocześnie, patrząc na sytuację Polek w Polsce, trudno oprzeć się wrażeniu, że ta postapokaliptyczna wizja jest bliżej nas, niż mogłoby się niektórym wydawać. Nie ma we mnie zgody, by moja córka dorastała w kraju, w którym kobieta nie ma prawa decydować o sobie. O swoim losie. O swoim życiu. Tej zgody nie ma również w mojej córce. Na szczęście.

W opowiadaniu “Dziewczyny nie boją się ciemności” stworzyłaś bardzo realny, namacalny świat. Towarzyszyłam głównej bohaterce z przejęciem. Byłam z nią, przy niej – do samego końca. Czy właśnie takie było Twoje założenie? Czy ta solidarność, o której mówisz, powinna objawiać się również w tym towarzyszeniu, wspólnym odczuwaniu? Co takie dziewczyny jak Ty, moja córka czy ja mogą zrobić? 

DS: To bardzo dobre pytanie, bo i mnie ono męczy. Co ja sama jedna mogę zrobić? Co może zdziałać jednostka? Chyba wiele z nas czuje się przytłoczona tym, co się teraz dzieje… I dochodzę do wniosku, że po pierwsze, mogę zmieniać moje najbliższe otoczenie: pomagać, wspierać rożne grupy wykluczonych, uświadamiać – ale też przyjmować naukę od innych i być gotowa na to, by przyjąć czyjąś pomoc, a to czasem bywa najtrudniejsze – pozwolić pomóc samej sobie. Po drugie, bardzo, bardzo ważne – być aktywną, aktywnym politycznie. Głosować! Protestować. Rozliczać polityków. Śledzić bieżące sprawy. Informować. Być poinformowaną. Jeśli mamy czas i siły – angażować się w aktywizm. Jeśli mamy środki – wspierać finansowo aktywistów. I odpoczywać wtedy, kiedy zaczyna nam brakować siły, bo zrywy są istotne, ale bardzo ważne są efektywne działania długofalowe. Teraz zaczęła się zbiórka podpisów pod projektem liberalizacji prawa aborcyjnego – możemy więc samodzielnie zbierać podpisy albo po prostu wysłać tylko swój podpis do sztabu odpowiedzialnego za zbiórkę.

A co do porównania do „Podręcznej”, to oczywiście bardzo miły komplement, bo Atwood stanowi wzór, jak w mądry sposób angażować literaturę w polityczna rozmowę, co jest przecież bardzo trudne i łatwo popaść w publicystykę, na czym cierpi literatura.

Fundacja Feminoteka objęła tom opowiadań “Silna” swoim matronatem.

Jolanta Gawęda: Jestem świeżo po lekturze opowiadania i również nie uniknęłam skojarzenia z Atwood, choć bardziej z postapokaliptyczną trylogią „MaddAddam”.

Czy ta historia ma wydźwięk ekofeministyczny? Czy feminizm pomoże uniknąć katastrofy ekologicznej?

DS: Ha, trylogia „MaddAddam” to moje ulubione książki Atwood. Nie wiem, czy zasługuję na takie porównania, ale tak, klimat i jego antropocentryczne zmiany to temat, na którym ostatnio mocno skupiam się w swojej twórczości i rzeczywiście moje opowiadanie to zupełnie nowe dla mnie obszary literackie – klimatycznego postapo… Jeśli pytasz, czy dzięki feminizmowi unikniemy katastrofy ekologicznej, to z przykrością muszę odpowiedzieć, że nie, ponieważ pewne zmiany po prostu już się zaczęły. Ale tak, wierzę, że dzięki feminizmowi i innym inkluzywnym ruchom społecznym możemy złagodzić te zmiany, które już zachodzą, i powstrzymać inne, które dopiero się wydarzą.

JG: W opowiadaniu to nastolatki mają wyjątkową umiejętność, która pozwala na przetrwanie. Czy mogłabyś powiedzieć, co to za szczególny moment w życiu, bycie nastolatką? Z czym ci się kojarzy, co się wtedy dzieje?

DS: Tak, w opowiadaniu dzieje się coś niezwykłego, co w pewnym sensie wywraca patriarchalny porządek świata i powoduje, że nastoletnie dziewczyny są nagle postrzegane jako najsilniejsze członkinie społeczności, jedyne, które są w stanie skutecznie bronić innych. Pomysł na taką bardzo dosłowną, w gruncie rzeczy, metaforę wziął się z bardzo konkretnego impulsu – czytając latem 2020 relacje z protestów na Białorusi, trafiłam na zdanie wygłoszone przez znanego dziennikarza, które brzmiało: „reżimowi nie udało się zastraszyć nawet 14- i 15-letnich dziewczynek”. Jak mnie wkurzyło to słówko „nawet” (nie wspominając o upupiającym zdrobnieniu)! Gwarantuję, że żeby być 14-letnią czy 15-letnią dziewczyną w tym świecie, trzeba nieraz niemałej odwagi…

JG: No właśnie, widzę to również teraz, na protestach. Dziewczyny odważnie, śmiało i z humorem przeciwstawiają się patriarchalnym porządkom.

Na koniec chciałabym (z nadzieją) zapytać, czy widzisz w tej historii potencjał na powieść?

DS: Jestem bardzo ciekawa, jak zareagują na to opowiadanie nastoletnie czytelniczki i czytelnicy. Nie myślałam w tej chwili o dalszej historii tego tekstu, chociaż rzeczywiście, świat w nim opisany bardzo „się rozpychał” przy pisaniu. Zobaczymy, co będzie 😉

Z Dominiką Słowik rozmawiały: Anna Bukowska z Wydawnictwa Zielona Sowa oraz Jolanta Gawęda z Fundacji Feminoteka.

„Zawodowe dziewczyny -prostytucja i praca seksualna w PRL ” Anna Dobrowolska | recenzja

Zawodowe dziewczyny – Prostytucja i praca seksualna w PRL

Anna Dobrowolska

wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2020

 

 

Temat, jakim jest prostytucja/praca seksualna pojawia się na językach opinii publicznej niezwykle rzadko. Wydaje się, że pozostaje on w sferze tych tematów, o których mówić „nie wypada”. Nawet współcześnie – w roku 2020\2021 – spoczywa na nim klątwa tematu tabu. W swojej książce Anna Dobrowolska wyjaśnia, skąd w polskiej świadomości wzięło się spojrzenie na zjawisko prostytucji jako jednej ze społecznych patologii oraz jak „zawód” ten rozwijał się na przestrzeni dekad w okresie niekoniecznie dla niego korzystnym, jakim były czasy Polski Rzeczpospolitej Ludowej.

Autorka rozpoczyna swoje rozważania od czasów Polski powojennej – od roku 1945, a następnie zajmuje się każdą dekadą po kolei, aż do późnego socjalizmu i początku lat 90-ych. Na zaledwie dwustu czterdziestu (240) stronach zostaje przedstawiony pełen przekrój i ewolucja zjawiska prostytucji. Pokazana zostaje droga od koncepcji całkowitej kontroli, nadzoru i ewidencji poprzez współpracę kobiet z funkcjonariuszami SB do wyrażenia przez społeczeństwo potrzeby istnienia domów publicznych na początku lat 90-ych. Oczywiście nie świadczy to o pełnej liberalizacji i otworzeniu się na temat pracy seksualnej w ostatniej dekadzie XX wieku, ale o stopniowych przemianach w świadomości społecznej i powolnym oswajaniu się z istnieniem takiego „zawodu”.

Przemiany te można śledzić dzięki relacjom pracowniczek seksualnych, które otwierają każdy rozdział książki i są jej niezbędnym elementem. Poprzez obecność owych relacji autorka stara się oddać głos kobietom, które mają możliwość interpretować i przedstawiać działania Milicji Obywatelskiej i innych instytucji państwowych również z ich perspektywy. Sposób ten jest dosyć przełomowy, gdyż w debatach publicznych o prostytucji w PRL-u rzadko pojawiała się narracja samych prostytutek. W opowiadanych przez kobiety historiach możemy dostrzec chęć pokazania niezależności, próbę wypracowania szacunku do własnej pracy, a także próbę zmiany podejścia instytucji państwowych do ich zawodu. Tak jak podkreśla to Anna Dobrowolska, świadczy to o sprawczości prostytutek i bynajmniej nie umieszcza ich w roli biernej ofiary.

Z publikacji dowiadujemy się również o hierarchii panującej wewnątrz środowiska w drugiej połowie XX wieku. Autorka przedstawia czytelnikowi motywacje do podjęcia przez kobiety takiej drogi zawodowej, nierzadko pokierowane sytuacją materialną, a także prezentuje stosunek MO do „gruzinek”, „mewek”, „tirówek” lub „prostytutek ekskluzywnych”. Każda kobieta reprezentująca dany stopień w hierarchii zmaga się z własnymi trudnościami i przeszkodami, ale z drugiej strony czerpie inne korzyści z wykonywanego zawodu. Anna Dobrowolska w swojej pracy stara się podkreślić ten aspekt. Autorka przytoczyła przykłady kobiet, które dobrowolnie podjęły się tego zawodu: czasem decyzję ułatwiły złe warunki ekonomiczne, a czasem chęć zarobienia ogromnych pieniędzy w szybkim czasie. Większość przedstawionych w publikacji bohaterek była jednak pogodzona z własną moralnością i tego samego oczekiwały od instytucji państwowych i opinii publicznej.

Obok relacji z milicyjnych dokumentów o „najstarszym zawodzie świata,” książka daje również świetną lekcję historii o czasach PRL-u. Na przykładzie zjawiska prostytucji widoczne są wszelkie tendencje panujące wówczas w kraju, sposoby działania władz państwowych, próba kontroli przez władze komunistyczne niemal wszystkich dziedzin życia, aż po klęskę tego systemu. Każda dekada niesie ze sobą inne spojrzenie, inne pomysły na radzenie sobie z tym rodzajem „patologii społecznej” oraz ponowne otwarcie dyskursu na ten temat (dużą rolę odegrały także artykuły w gazetach, filmy dokumentalne lub serialne np. 07 zgłoś się!).

Moim zdaniem, podejście do tematu prostytucji i pracy seksualnej w PRL w każdym z opisanych okresów zostaje wyczerpująco zanalizowane. Autorka płynnie przedstawia przemiany zachodzące w sytuacji prostytutek/pracownic seksualnych zarówno z perspektywy ich samych jak i milicji lub organów instytucji państwowych. Świetny ciąg przyczynowo-skutkowy opisywanych przemian poparty jest wiarygodnymi źródłami.

Zachęcam do sięgnięcia po tę literaturę. Pomimo momentami trudnego, naukowego języka, podejście autorki do zagadnienia prostytucji i pracy seksualnej w PRL pozwala zmienić perspektywę i przyjrzeć się tej problematyce z innej strony, nie tylko jako społecznego marginesu lub patologii.  

Klaudia Budek

„Olimpijki” Anny Sulińskiej – zdecydowanie nie tylko o sporcie!

Olimpijki

Anna Sulińska

Czarne 2020

recenzuje Karolina Pudełko

 

 

„Olimpijki” z pozoru mogą wydawać się książką o sporcie. Można by tak stwierdzić patrząc na okładkę, spoglądając na tytuł, czytając jej opis… Nic bardziej mylnego. To 288 stron wciąż żywej historii udowadniania, że kobiety mają znaczenie. „Olimpijki” to opowieść o osobach, które mierzyć się musiały z przeciwnościami losu, które wydawać by się mogły z pozoru absurdalne – kto wpadłby na to, że pewnych zawodniczek olimpijskich nie zabrano autokarem na miejsce zawodów celowo? Że celem tego miało być uniemożliwienie kobietom zdobycia pierwszego medalu olimpijskiego w danej dyscyplinie przed mężczyznami? W takiej rzeczywistości żyły, trenowały i wygrywały polskie sportsmenki. Rzeczywistości zdominowanej przez mężczyzn, patriarchat,  gdzie przyzwyczajone do kłód rzucanych im pod nogi z zaciśniętymi zębami trenowały, często oporządzając wcześniej przy mężu i dzieciach. W czasach PRL-u wydawać by się mogło, że wystarczająco wiele przeciwności losu spotykało osoby chcące doskonalić się w sporcie – braki kadrowe, niewystarczająca ilość i zła jakość sprzętu, brak odpowiednio przystosowanych miejsc do treningu, a nawet strojów. No cóż, niektórych kosztowało to więcej. Skandaliczne i uderzające w godność osób trenujących „testy weryfikujące płeć” polegające na obnażaniu się przed obcymi osobami, niemożność trenowania danej dyscypliny będąc kobietą, ostracyzm niektórych środowisk wciąż głoszący, że miejsce kobiety jest w domu, a nie na bieżni… To tylko niektóre z dodatkowych trudności,  z którymi mierzyć się musiały właśnie kobiety.

Chciałoby się powiedzieć, że czasy na tworzenie skandali dotyczących kobiet w sporcie już dawno odeszły w niepamięć, ale byłoby to kłamstwo. Wystarczy spojrzeć chociażby na bardzo niedawną sprawę związaną z wybitną lekkoatletką i biegaczką na średnich dystansach, dwukrotną mistrzynią olimpijską, Caster Semenaya. Ciało Caster produkuje większą niż przeciętna ilość testosteronu. Jej błyskawiczne postępy i spektakularne wyniki wzbudziły wśród niektórych podejrzenia dotyczące jej biologicznej płci. Międzynarodowe Stowarzyszenie Federacji Lekkoatletycznej w odpowiedzi na te „wahania” nakazało przeprowadzenie testów płci i chociaż oficjalne wyniki nigdy nie dotarły do opinii publicznej, szczegóły fizjologii biegaczki trafiły do mediów i zostały przez nie rozpowszechnione. Bezsprzecznie naruszona została jej prywatność. Fakty są takie, że biegaczce nie odebrano medalu i po kilku miesiącach dopuszczono znów do startu w zawodach kobiet, ponieważ stwierdzono, że trudno jest znaleźć badania jednoznaczenie mówiące o wpływie wysokiego poziomu testosteronu na różne dystanse biegowe.  Lecz potem, w kwietniu 2018 Międzynarodowe Stowarzyszenie Federacji Lekkoatletycznej ogłosiło nowe zasady dotyczące zawodniczek z hiperandrogenizmem (nadmiernym wydzielaniem androgenów u kobiet), które uniemożliwiły Caster starty. Jej odwołanie się od tej decyzji zostało odrzucone. Tu pojawia się otwarte pytanie – czy naturalne warunki Caster, które umożliwiają jej zdobywanie takich, a nie innych wyników, są inne, aniżeli naturalne warunki innych zawodniczek? Czy istnieją naukowe podstawy do tworzenia wyżej wspomnianych zasad? Nad tym można by się pochylić szerzej, ale nie ma na to miejsca w tej recenzji, bo to zapewne temat do długiej dyskusji. Ale o podobnych przypadkach przeczytać możemy właśnie w „Olimpijkach”. Zachęcają one do postawienia sobie przez czytelnika pytania – kto decyduje o tym, że kobieta startująca w zawodach jest kobietą? Czemu najczęściej są to inne osoby niż ona sama?

To, co w książce Sulińskiej wydaje się ważne, to fakt, że na tyle na ile było to możliwe, oddała głos samym sportowczyniom. To zatem one, po latach, mogły spojrzeć na przeszłe czasy i je skomentować ze swojej perspektywy. Żadne inne spojrzenie nie byłoby tak przepełnione emocjami (z których większość przez lata niewiele zmalała), ale i tak dobrze nie oddawałoby klimatu tamtych czasów i absurdu wielu sytuacji. „Olimpijki” to także smutna opowieść o zapomnieniu – o upchanych głęboko w szufladach medalach i wybrakowanych informacjach dotyczących osiągnięć  sportowczyń na stronach internetowych czy kartach ksiąg, czasami też o zupełnym ich braku. To opowieść o tym, że w ustach i oczach wielu to męskie osiągnięcia były ważniejsze aniżeli kobiece, czasami nawet do tego stopnia, by naginać historię. To przestrzeń na wgląd w naszą dzisiejszą sytuację i znak zapytanie postawiony przy tezie, że wiele się zmieniło. Być może sprzęty są nowsze, bieżnie wygodniejsze, a stroje bardziej dostępne, ale czy w świecie, nie tylko sportowym, nadal nie zapomina się zbyt często o kobietach?

 

Femionteka objęła książkę matronatem!

KONKURS! Komiks Kate Evans „Czerwona Róża. Ilustrowana biografia Róży Luksemburg”

CZERWONA RÓŻA. ILUSTROWANA BIOGRAFIA RÓŻY LUKSEMBURG

Kate Evans

Heterodox, 2020

 

Evans otwiera intelektualny świat Róży dla zupełnie nowej publiczności – zakorzenia teoretyczne osiągnięcia Luksemburg w realiach inspirującego i głęboko poruszającego życiorysu.

 

„Róża Luksemburg, lekceważona przez ekonomistów zarówno marksistowskich, jak i akademickich, zbudowała niezwykle interesującą teorię dynamicznego rozwoju kapitalizmu. Książka jej jest zdecydowanie trudna (abstrahując od żywo napisanych rozdziałów historycznych), a czytelnicy przyzwyczajeni wyłącznie do analizy akademickiej stają przed trudnościami niemal nie do przezwyciężenia w związku z marksistowską terminologią, którą autorka się posługuje.
(…)
Jednocześnie wielu ekonomistów akademickich przypisuje przykre położenie kapitalizmu w XX wieku w dużym stopniu zamykaniu granic na całym świecie. Ekonomiści akademiccy są jednak mądrzy dopiero po fakcie. Dlatego też mimo wszystkich niejasności i całej przesady, książka Róży Luksemburg wykazuje więcej umiejętności przewidywania aniżeli jakakolwiek współczesna publikacja ortodoksyjna” — Joan Robinson, Wprowadzenie do Akumulacji Kapitału Róży Luksemburg.
 *
Feminoteka objęła książkę matronatem!
Do kupienia na stronie wydawnictwa Heterodox lub w podanych na niej księgarniach
 *
KONKURS! Zapraszamy do lektury tego świeżo wydanego komiksu! Róża Luksemburg zginęła ponad 100 lat temu, a jej postać wciąż inspiruje kolejne pokolenia feministek, socjalistek, bojowniczek o prawa człowieka i pracownicze.
Aby wygrać komiks „Czerwona Róża. Ilustrowana biografia Róży Luksemburg” prosimy o odpowiedź i uzasadnienie w komentarzu:
– Czy twórczość, działalność i wartości wyznawane przez Różę Luksemburg mogą inspirować w dzisiejszych czasach?
Na komentarze czekamy do wtorku 21/07, do godziny 14.00. Komentarze zatwierdzamy ręcznie, więc mogą nie pojawić się od razu. Odezwiemy się do zwycięskiej osoby.

„Biblia waginy” dr Jen Gunter – wygraj książkę!

Biblia waginy
dr Jen Gunter
Przekład Małgorzata Glasenapp

Wydawnictwo Marginesy 2020

 

Co robić, kiedy walczymy z ignorancją, bronimy praw reprodukcyjnych, na własną rękę zajmujemy się edukacją seksualną? A do tego partner pyta kiedy ogolisz włosy łonowe, czy podczas seksu w czasie menstruacji nie zajdziesz w ciążę, oraz chce żebyś jadła więcej ananasów, podobno wtedy cipka ładniej pachnie? Sama zastanawiasz się, czy wziernikowanie u ginekologa zawsze jest takie nieprzyjemne, dlaczego kolejny raz grzybica pochwy i czy tylko ty masz takie duże wargi mniejsze?

Jest ratunek! Wydawnictwo Marginesy wydało naszą biblię, a właściwie Biblię Waginy. Dr Jen Gunter rzetelnie odpowie na pytania, napiętnuje mity i kłamstwa o kobiecej seksualności i budowie, zapozna z procedurami medycznymi.

Bardzo się cieszymy, tym bardziej, że zostałyśmy zaproszone do matronatu i możemy z tej okazji rozdać 5 egzemplarzy książki!

Aby wziąć udział w konkursie napisz w komentarzu jaki mit w obszarze kobiecej seksualności uważasz za szczególnie szkodliwy i dlaczego.

Na komentarze czekamy do godz. 24.00 1 czerwca.

Odezwiemy się mailowo do 5 osób, które nas szczególnie zainteresują w komentarzu.

PS. ponieważ zatwierdzamy komentarze ręcznie, mogą nie pojawić się od razu. Ale będą jak najszybciej!

 

UNIESIENIE SPÓDNICY. SEKSUALNE DOŚWIADCZENIA I KOBIECA MOC – przedsprzedaż książki. Matronat Feminoteki!

UNIESIENIE SPÓDNICY. SEKSUALNE DOŚWIADCZENIA I KOBIECA MOC

Autorka: Voca Ilnicka

przedsprzedaż: https://zrzutka.pl/8kr43f

 

 

TA KSIĄŻKA BĘDZIE PRZEŁOMEM W MÓWIENIU O KOBIECEJ SEKSUALNOŚCI!

Za jej pomocą pragnę zwrócić kobietom utracone fragmenty seksualności i sprawić, że więzy między kobietami się umocnią. Ta książka to zaproszenie do kobiecego kręgu i siostrzeństwo w praktyce. Z niej dowiesz się tego, czego być może nigdy nie powiedziałaby Ci matka ani przyjaciółka. A co naprawdę warto wiedzieć, bo życie wtedy staje się lżejsze.

 

ILE JEST KOBIET, TYLE JEST KOBIECYCH SEKSUALNOŚCI

I ja Ci o tych seksualnościach opowiem. W książce zabieram Cię w świat wielowymiarowej i realistycznej kobiecej seksualności, o której często się albo nie wie, albo milczy. Ja postanowiłam rozmawiać i zaprosiłam do wywiadów dziesiątki kobiet, które podzieliły się ze mną swoimi doświadczeniami. Rozmawiamy szczerze, bez pruderii. Poznasz historie, których często być nie usłyszała, bo wiele z nas nie potrafiło o seksualności mówić, a już szczególnie takiej seksualności.

Ile razy trudno Ci było zebrać się na odwagę, aby zapytać o „tę sprawę”? Chciałaś dostać radę od siostry albo przyjaciółki, ale wstydziłaś się zapytać lub bałaś się oceny? W tej książce znajdziesz odpowiedź na pytanie: „Czy tylko ja tak mam?” Rozmawiając o seksualności, widzę, w jakim niedosycie ważnych informacji wciąż żyjemy – dlatego od lat tworzę portal seksualnosc-kobiet.pl i dlatego napisałam tę książkę, aby wiedza do Ciebie dotarła. Kobiety często mi mówiły: „Ty jesteś pierwszą osobą, której to mówię.” Skorzystaj z zaufania, jakim mnie obdarzyły, i znajdź w tych historiach realistyczny punkt odniesienia dla siebie. Bo filmy porno, komedie romantyczne albo katecheza to niekoniecznie realistyczny punkt odniesienia. 🙂

 

BROKAT, BAROK I WAGINY W XXI WIEKU!

Książka ma bardzo długi i barokowy tytuł: „Uniesienie spódnicy. Seksualne doświadczenia i kobieca moc. Czy opowiedziała Ci o tym matka albo przyjaciółka?” i zasługuje na równie barokową oprawę. Będzie więc twarda okładka, czerwona wyklejka, czerwona tasiemka-zakładka, kolorowe obrazki – mam nadzieję, że będzie to dobra oprawa, aby zaprezentować światu nowe spojrzenie na kobiecą seksualność, którą pragnę zaprezentować w pełni. Wykorzystuję do tego 448 stron formatu B i wszystkie swoje zdolności językowe. Ta książka jest gruba jak encyklopedia, ale nie skupia się na szufladkowaniu zjawisk, tylko na opisie żywego doświadczenia i seksualnej różnorodności.

 

A O CZYM TO? CZYLI TEMAT KSIĄŻKI

Kobieca seksualność sama w sobie – bez kontekstu mężczyzny. To nie opisy stosunków, ale seksualnej mocy! Widziałam „Shreka” i nie wierzę w bajeczkę, zgodnie z którą to mężczyzna dokonuje na kobietę transferu seksualności podczas pierwszego… pocałunku? razu? stosunku? (Shrek tego nie zrobił – zauważyłyście_liście?:))

 

Część pierwsza książki: Seksualna krew

Opowiadam(y) o kobiecej krwi, naszych doświadczeniach z życia w cyklach, miesiączce, płodności, menopauzie i seksie podczas okresu. Znajdziesz tu wiele historii o pierwszej miesiączce, wstydzie, ale też o celebrowaniu pierwszej i każdej następnej miesiączki oraz świętowaniu menopauzy. O mocy krwi i miesiączkowej magii.

Część druga książki: Kochanie siebie

Ta część może przyprawić o rumieńce wstydu i ekscytacji! Znajdziesz tu historie o niezwykłych orgazmach i braku orgazmów, o edukacji seksualnej, jaką odebrałyśmy, o „pierwszych razach”, pierwszych seksualnych doświadczeniach. Mówimy o kochaniu i akceptowaniu siebie, swojego ciała, o piersiach, brzuchach, cipkach, kobiecości, o tym, jak sprawiamy sobie samodzielnie seksualną przyjemność i jakie mamy fantazje erotyczne.

 

Część trzecia: Przerodzenie seksualności

To księga historii porodowych, opowieści o seksualności, mocy i magii porodu, ale także o bólu. Znajdziesz tu też opowieści o porodzie bez bólu i porodowych orgazmach. Pytałam młode mamy o ich ciało po porodzie, o to jak ciąża i poród wpłynęły na ich życie seksualne, jaki był seks po tym, gdy przez ich waginę przeszło dziecko i czy to ją zmieniło. A także o karmienie, seks z małym dzieckiem za ścianą i doświadczenie macierzyństwa.

MOJE BOHATERKI I KOBIECA SEKSUALNA MOC

Marzyła mi się książka o seksualności, uwzględniająca wiele punktów widzenia, pokazująca, że seksualność to coś więcej, niż nam się wydaje… i niekoniecznie to, co się wydaje… “Uniesienie spódnicy” to książka o kobiecej seksualności, w której pokazane są różne drogi i historie – i żadna z nich nie będzie „wzorcowa”, „podręcznikowa”, „najlepsza”. Pokazuję seksualność w jej różnorodności aż do podważenia zarówno „normalności”, jak i „przeciętności”. Zrobiłam kilkadziesiąt wywiadów z osobami: starszymi i młodszymi, bardziej i mniej zadowolonymi z życia (seksualnego), tymi, które nigdy nie przeżyły orgazmu i tymi, które mają orgazmy na wyciągnięcie ręki, z matkami, babciami, singielkami, mężatkami, lesbijkami, osobami trans. Zebrałam różnorodność seksualności, doświadczeń, punktów widzenia i opisałam też swoje doświadczenia i przemyślenia. Chciałam pokazać kobiecą seksualność w jej złożoności, spenetrować nie tylko środek, tzw. przeciętną kobietę, ale także obrzeża – z jednej strony seksualność i życie kobiety, która rozpływa się w zmysłowości, a z drugiej taką, która jest pogrążona w smutku lub frustracji, bo… to też część naszego życia seksualnego.

 

KIM JESTEM?

Jestem Voca Ilnicka. Przewodniczka po kobiecej seksualności, feministka-waginistka, aktywistka, ekstatyczna rebeliantka, edukatorka, trenerka, twórczyni portalu Seksualnosc-Kobiet.pl; autorka „Sekretnika kobiecej waginy” i współautorka książki „7 skutecznych sposobów na bolesne miesiączki”. Zajmuję się przywracaniem seksualności należnego jej miejsca i odkłamywaniem krzywdzących przekonań na temat kobiecej i męskiej seksualności. Zajmuję się łączeniem odmiennych energii, tak aby tworzyły harmonijną całość. Urodziłam się po to, aby uczyć się o emocjach i seksualności. To, co już wiem, mogę przekazać innym. Świętuję kobiecość, kłaniam się męskości, pomagam kobietom polubić ich ciało i bezkompromisowo wyrażać seksualność, przez ostatnie pięć i pół roku pisałam „Uniesienie spódnicy” a pomiędzy prowadziłam warsztaty na żywo i online nt. seksualności dla kobiet i grup mieszanych. Z tymi, którzy i które nigdy nie dotrą na taki warsztat, chcę się podzielić książką.

 

SIOSTRZEŃSTWO

Marzę o tym, aby dzięki książce kobiety mogły się łączyć i wspierać. Ja kiedyś nie ufałam kobietom, uważałam, że to niebezpieczne. 🙂 Teraz już wiem, że to był tylko stary patriarchalny program, który wgrano mi do głowy! Wierzę, że przeczytanie dziesiątek kobiecych zwierzeń pomoże i Tobie bardziej zaufać własnej mocy i kobiecości. Siostro, naprawdę masz moc! [Bracie – z tej książki możesz się dowiedzieć o takich rzeczach, że szczęka Ci opadnie.] W „Sekretniku” pisałam, że przeczytanie go to tylko pierwszy krok, a następny to porozmawianie np. z przyjaciółką. Tabu milczenia nie zostanie złamane dzięki milczeniu, ale dzięki mówieniu. Dlatego kuszę, aby ta książka stała się pretekstem rozmowy. Możesz ją komuś podarować, możesz ją skrytykować, możesz ją kupić na spółkę z koleżanką.

 

 

CO O „UNIESIENIU SPÓDNICY” MÓWIĄ TE, KTÓRE JUŻ PRZECZYTAŁY?

Książka była w zasadzie gotowa od dłuższego czasu, więc niektóre osoby przeczytały ją całą lub we fragmentach i mówią, że…

 

„Twoja książka aktywuje hormony szczęścia.”

– Kasia Auli Barszczewska

 

„Pełna szczerości i odwagi książka o kobiecej mocy. Wzruszam się.”

– Iza Sztandera

 

„To niezwykła i ważna książka. Potrzebna. Odczarowująca bolesne miejsca. Obszerna, wieloaspektowa, szczera, łagodna, zaskakująca. Uczciwa.”

– Dorota Bielska

 

„Książkę czytałam jeszcze w pierwszych szkicach i zrobiła na mnie wrażenie odwaga i szczerość autorki.”

– Marta Abramowicz

„Nie przywitam się z Państwem na ulicy. Szkic o doświadczeniu niepełnosprawności” Maria Reimann | recenzja | konkurs

„Nie przywitam się z Państwem na ulicy. Szkic o doświadczeniu niepełnosprawności”

Autorka: Maria Reimann

Czarne 2019

Recenzuje: Karolina Pudełko

 

 

“Życie z niepełnosprawnością jest ciągłym nawigowaniem między poczuciem wyjątkowości – wyjątkowej niesprawiedliwości, wyjątkowej krzywdy, wyjątkowej dzielności, wyjątkowego wysiłku – a poczuciem zwyczajności, “normalności””.

W książce „Nie przywitam się z Państwem na ulicy. Szkic o doświadczeniu niepełnosprawności” autorka Maria Reimann przygląda się doświadczeniu kobiet urodzonych z zespołem Turnera, ale także własnemu doświadczeniu życia z niepełnosprawnością – niedowidzeniem. Autorka zaprasza nas jakoby do zastanowienia się – czym właściwie jest niepełnosprawność, a w zasadzie – czym może być, czym bywa i czym na pewno nie jest.

Pokazuje, że można żyć z doświadczeniem niepełnosprawności lub obok niego, ale też że osobą z doświadczeniem niepełnosprawności można „bywać”, a nie „być” – „Czy jestem niepełnosprawna, chociaż pracuję, wychowuję dziecko, jeżdżę na rowerze, podróżuję? A może tylko bywam niepełnosprawna, kiedy nie mogę prowadzić auta, nie widzę świateł po drugiej stronie ulicy albo napisów w kinie?” To trochę książka o płynnych granicach tego doświadczenia, zależnych od każdej jednostki. To, co wydaje się ważne, to fakt, że granice te często stawiane są głównie przez społeczeństwo. Że często dzieje się tak, że to nie samo doświadczenie niepełnosprawności jest obciążeniem (choć fakt, bywa), ale przede wszystkim odbiór innych ludzi.

To społeczeństwo potrafi wykluczać, etykietyzować, stygmatyzować, czasami w imię „dobrej woli”. To więc jest to też książka o wrażliwości i uważności, którą trzeba mieć, bo każdy swoje doświadczenia ma prawo traktować tak, jak chce. Nie mamy prawa do poprawiania, ulepszania, zmieniania czyjegoś doświadczenia wedle naszych upodobań, nawet jeśli myślimy, że tak byłoby lepiej. Na 168 stronach czytelnik bądź czytelniczka odbywają lekcję o tym, jak ważna jest empatia oraz otwartość i uważność na drugiego człowieka. To właśnie te cechy mogą pomóc nam w kontakcie z kimś, kto jest obok nas, nawet jeśli w jakikolwiek sposób odbiega od przyjętego schematu… normalności? Typowości? Wciąż żyjemy w świecie, w którym silną pozycję zajmują stereotypy dotyczące wszystkiego, co nie przystaje do ustanowionych przez kogoś (nie wiadomo w zasadzie kogo konkretnie)  standardów. Ta niezmiennie aktualna tematyka – tolerancji, akceptacji, ale przede wszystkim – pozostawiania tyle przestrzeni drugiej osobie, ile potrzebuje ujęta jest w sposób prosty, ale jednocześnie niezwykle bliski, wręcz intymny.

Niepełnosprawność pokazana jest w książce z kilku perspektyw – jedną z nich są bohaterki z doświadczeniem Zespołu Turnera, które dzielą się swoimi historiami (a więc w zasadzie – dzielą się sobą), kolejną zaś – doświadczenia samej autorki. Puentą tego zestawienia wydaje się być to, że brak jest wspólnego mianownika pomiędzy rożnymi doświadczeniami niepełnosprawności i to właśnie ta indywidualność jest czymś, o czym zapominać nie można. Ta indywidualność wpleciona jest także w opowiedzianą między słowami opowieść o emancypacji i feminizmie kobiet z doświadczeniem niepełnosprawności, która to towarzyszy w zasadzie całe życie im i im rodzinom, co pokazują chociażby słowa matki dwóch córek – „Kobieta opowiada, że ponieważ jedna z dziewczynek raczej ni zostanie matką (ze względu na zespół Turnera), zdała sobie sprawę, że powinna wychowywać obie córki w przekonaniu, że macierzyństwo nie jest jedyną możliwością życiowego spełnienia kobiety”.

Jak mówi Magdalena Radkowska Walkowicz: „ w zespole Turnera tkwi potencjał emancypacyjny”. To książka nie tylko o życiu z doświadczeniem niepełnosprawności, o przekraczaniu ograniczeń, o subtelności czy jej braku. To przede wszystkim zachęta do namysłu – szkic – początek dyskusji o tym, co to znaczy być człowiekiem, niezależnie od przyjętych standardów, norm, obostrzeń, które sami sobie narzucamy i pielęgnujemy.

 

KONKURS! Mamy dla Was dwa egzemplarze książki „Nie przywitam się z Państwem na ulicy. Szkic o doświadczeniu niepełnosprawności”.

Aby wziąć udział w losowaniu wpisz w komentarzu czemu książka ma iść do Ciebie 🙂

Losowanie 4 grudnia o godzinie 14.00. Odezwiemy sie do dwóch oosób.

Koncerty „Sounds Like Women” | 29.11-02.12 | Matronat Feminoteki

SOUNDS LIKE WOMEN & WYSOKIE OBCASY – SIŁA GŁOSU KOBIET!

koncerty w ramach międzynarodowy projekt muzycznego kobiet

29.11─02.12: Warszawa, Grodzisk Mazowiecki, Lublin i Wrocław

Usłysz SIŁĘ GŁOSU KOBIET w Polsce! Przyjdź na koncerty organizowane w ramach Sounds Like Women ─ międzynarodowego projektu muzyczno-społecznego kobiet z Wielkiej Brytanii, Francji, Turcji i Polski. Koncerty na przełomie listopada i grudnia w Warszawie, w Grodzisku Mazowieckim, we Wrocławiu i w Lublinie.

Wystąpią m.in. Ewelina FlintaRenata PrzemykDorota StalińskaLuiza Staniec-MoirEmae (Wielka Brytania), Hannah Clair (Francja) i Ceyda (Turcja).

Pomysłodawczynią projektu Sounds Like Women i dyrektorką artystyczną koncertów jest Luiza Staniec-Moir ─ kompozytorka, producentka muzyczna, autorka tekstów i muzykoterapeuta (współpracowała m.in. Eweliną Flintą, Grażyną Łobaszewską i Zdzisławą Sośnicką) mieszkająca od 11 lat w Wielkiej Brytanii.

Muzyka i teksty piosenek zostały zainspirowane prawdziwymi historiami kobiet, które doświadczyły przemocy domowej, nierównego traktowania i dyskryminacji rasowej. Te problemy nie znają granic, dlatego w projekcie uczestniczą kobiety z różnych krajów. Muzyka daje sile i jednoczy bez względu na różnice kulturowe i językowe, jako platforma porozumienia i komunikacji.

„To także moja historia – mówi Luiza Staniec-Moir. Dlatego moją misją jest wspierać kobiety w najbliższy dla mnie sposób – poprzez muzykę! W ramach Fundacji Sounds Like Women buduję kontakty z brytyjskimi organizacjami pomagającymi kobietom i ich rodzinom oraz tworzę muzyczno-społeczne projekty wspomagające kobiety na świecie. W marcu 2019 roku nagraliśmy nasz pierwszy mini album Without Violence & of all Colours EP1, który promowała piosenka Tell Me Why zaśpiewana przez Ewelinę Flintę”.

„Międzynarodowy charakter projektu wskazuje na powszechność problemów z jakimi muszą mierzyć się kobiety na świecie. Dzięki Sounds Like Women możemy się zjednoczyć i razem współpracować” – mówi Ewelina Flinta.

Tradycja stosowania muzyki w terapii sięga zamierzchłych czasów. Koncerty Sounds Like Women & Wysokie Obcasy – siła głosu kobiet! wpisują się w tą tradycję, bo choć źródłem każdej z piosenek są bolesne przeżycia, to dzięki muzyce, skomponowanej przez Luize Staniec-Moir, stają się wzmacniającymi i pełnymi nadziei utworami.

„Piosenek Luizy świetnie się słucha i chętnie się do nich wraca. Projekt Sounds Like Women jest ważny i powinien poruszyć wielu ludzi” – mówi Pip Williams, producent muzyczny i aranżer min. The Moody Blues, Grace Jones, Status Quo.

Koncertom towarzyszyć będą panele eksperckie Siła głosu kobiet! przygotowane przez Niebieską Linię i Fundację Sounds Like Women w których udział wezmą m.in. psychologowie, terapeuci, specjaliści ds. przeciwdziałania przemocy w rodzinie i dyskryminacji oraz artystki. Będziemy rozmawiać o tym jak radzić sobie z nierównością, przemocą i dyskryminacją oraz jak im przeciwdziałać. Powiemy, gdzie i w jaki sposób szukać pomocy.

Koncerty

29.11, 19:30, Grodzisk Mazowiecki – Centrum Kultury, ul. Spółdzielcza 9

30.11, 19:30, Lublin – Teatr Stary, ul. Jezuicka 18

01.12, 19:30 Wrocław – Centrum Sztuki Impart, ul. Mazowiecka 17

02.12, 19:30 Warszawa – Klub Pogłos, ul. Burakowska 12

Bilety – koncerty są nieodpłatne. Wymagana rezerwacja

Ambasadorki projektu:

Ewelina Flinta

Dorota Stalińska

Renata Przemyk

Główny sponsor projektu: Honda Polska

Partner medialny: Wysokie Obcasy

Partnerzy:

Ośrodek Kultury Gminy Grodzisk Mazowiecki

Niebieska Linia (współpraca przy panelach)

Centrum Praw Kobiet (matronat)

Amnesty International Polska (warszawski koncert)

Feminoteka

Fundacja Warszawa jest kobietą

Informacje dodatkowe

Więcej projekcie: soundslikewomen.com

Strona Luizy Staniec – Moir: luizastaniec.co.uk

FB: facebook.com/soundslikewomen/

Producent wykonawczy wydarzeń w Polsce: Małgorzata Frysztak, 693 671 555 [email protected]

Link do utworu TELL ME WHY Eweliny Flinty promującego mini album

Sounds Like Women 'Without Violence & of all Colours’ EP1:

https://www.youtube.com/watch?v=Xl7r5cMkobM

Kontakt dla mediów:

Radio/TV Beata Wrona tel. 607 780 690

Producent wykonawczy Małgorzata Frysztak, tel. 693 671 555, [email protected] (Polska)

media UK/Polska Magdalena Czerwiec – Pichlinska (UK) +44 7384 580441 [email protected] lub [email protected]

„Seksuolożki” Marta Szarejko | recenzja

Seksuolożki
Marta Szarejko

Znak Horyzont 2019

recenzuje Karolina Pudełko

W zasadzie z dnia na dzień seks staje się coraz bardziej tematem tabu. Ze wszystkim, co aktualnie się dzieje, coraz mniej spontanicznie mówi się o kwestiach z nim związanych, a otwartość w tym temacie spada coraz częściej na koniec rankingu określeń z nim wiązanych. Seksualność jako taka w naszej kulturze nie jest tematem, na który większość osób wypowiada się bez chociażby lekkiego zarumienienia. Wszak „Przyzwoitość” to ogromna cnota. Nie ma skutku bez przyczyny – jeszcze niedawno w większości domów rzadko mówiło się o seksie, a nawet jeśli, to raczej mocno zawężając temat na przykład do aspektów fizjologicznych. Nierzadkie były (i niestety nadal są) także  krzywdzące uprzedzenia i stereotypy związane z rozmawianiem o tej sferze życia – że wpłynie negatywnie na rozwój osoby, że nie wypada o tym mówić, że „kobietom nie przystoi”… Wiele osób ma wiele pytań, ale boi się je zadawać. Komu? Co sobie ludzie pomyślą? Czy coś jest ze mną nie tak, jeśli chcę pytać o seks? Podsycane obecnymi nastrojami i działaniami wątpliwości wpędzają w kozi róg niewiedzy i bezradności. Na szczęście nie jest jednak tak źle, jak mogłoby się wydawać – coraz więcej kobiet jest świadomych swoich praw, wie, że ma prawo wiedzieć i po to prawo sięga. Często nie bez obaw, ale kobiety naszych czasów postanawiają zadbać o siebie także w tak ważnej dla każdej osoby sferze, jaką jest seksualność. I trochę o tym mówi, a w zasadzie pisze Marta Szarejko w swojej książce „Seksuolożki. Sekrety Gabinetów”.

W czternastu rozmowach z kobietami zajmującymi się seksualnością – psycholożkami, psychoterapeutkami, seksuolożkami, prawniczkami, edukatorkami seksualnymi i wykonującymi podobne profesje, dziennikarka pokazuje, że seks, pomimo że bezsprzecznie nadal pozostaje tematem tabu, może być (i jest!) wnoszony na spotkania ze specjalistkami, które wyszkolone w wielu dziedzinach – bo seksualność to przecież splot psyche, soma i polis – starają się pomóc na różne sposoby.  Uczą przede wszystkim akceptacji siebie takimi, jakimi jesteśmy i radzenia sobie z tym, co trudne czy niejasne. Edukują, wspierają, pomagają w eksploracji. Książka porusza rozmaite tematy, o których wielu osób trudno jest mówić otwarcie, takich jak trauma związana z gwałtem, ból towarzyszący aktom seksualnym, zdrada, brak przyjemności seksualnej. Rozmawiano także o wstydzie nastolatek, pogardzie do własnego ciała, seksualności kobiet w ciąży czy seksualności kobiet niepełnosprawnych. Poruszono tematy związane z krzywdą doznawaną przez kobiety w związkach i te dotyczące transpłciowości. Część rozdziałów jest trudnym obrazem tego, z czym boryka się na co dzień  wiele z nas w odniesieniu do różnych relacji czy sytuacji, część zaś podkreśla ducha pozytywnej seksualności, tak ważnego do podtrzymywania. Sam zbiór wywiadów to dawka wiedzy potrzebnej każdej kobiecie – choć być może nie o samą wiedzę tu chodzi, ale o przekaz, że wszystko, co odczuwamy, jest w porządku i warto o tym porozmawiać. Że nie ma tematów związanych z seksualnością, które lepiej zostawić dla siebie, bo wstyd o nich mówić. Że są ludzie w tym kraju, którzy są gotowi pomóc w każdej sytuacji, nawet w tej, która wydaje się bez wyjścia. Być może każda osoba czytająca tę książkę weźmie dla siebie coś innego ze względu na sytuację, w jakiej aktualnie się znajduje. Najważniejsze jest chyba to, by wzięła do siebie informację, że seksualność jest jej częścią, którą warto się zaopiekować, dbając o swój dobrostan.

Sama książka jest przejrzysta i łatwa do czytania, choć i w niej nie obyło się bez wpadek. Wszak to taki mały manifest feministyczny kobiet – mówi o kobietach, które pomagają innym kobietom w trudnych chwilach, a mieszanina męskich i żeńskich końcówek profesji trochę tę kobiecość zaciera – w jednym rozdziale czytamy wywiad z psychoterapeutką, w drugiej już z psychoterapeutą. To także te feminatywy (lub ich brak) są tu ważne! Trudno jest także przejść obojętnie obok stwierdzeń takich jak „zmiana płci”, które mogą być krzywdzące dla osób czytających rozmowy. Pomimo kilku wpadek sam przekaz wydaje się być jasny i klarowny i ważnym wydaje się, by każda Polka go usłyszała. Seksualność jest w porządku i wiele problemów da się rozwiązać, jeśli tylko nie jest się z nimi samemu. To, że w swoim odczuciu nie wpasowuje się w jakieś kanony, to nie koniec świata – każda z nas jest inna i to w nas jest interesujące, dobre, piękne. To książka o seksualności, ale jednocześnie o nauce życia samej ze sobą. To na wielu stronach także smutny obraz współczesnej rzeczywistości – stygmatyzacji, ostracyzmu, wytykania palcami i obwiniania, ale jednocześnie podkreślenia tego, że są ludzie, którzy, bez oceniania chcą wspierać i po prostu być obok. „Seksuolożki” to mieszanina smutku i nadziei, że są szanse, by było lepiej, które jednocześnie z tak wielu stron są podkopywane. To między słowami także lekcja, by wspierać siebie nawzajem – niezależnie od wszystkiego.

Moja algierska rodzina | matronat Feminoteki | fragment

Moja algierska rodzina

Alice Schwarzer

Czarne, 2019

 

Feminoteka objęła Moją algierską rodzinę matronatem. Premiera 9 października 2019 roku.

Więcej o książce 

 

Alice Schwarzer, jedna z czołowych postaci niemieckiego feminizmu. W swojej książce przedstawia dylematy algierskich kobiet, w kontekście wiary, stosunku do dorobku kulturowego i relacji międzyludzkich. Sylwia Chutnik pisze o książce tak:

„Alice Schwarzer to dla współczesnego feminizmu prawdziwa papieżyca. Działaczka ruchu pro choice, redaktorka kultowego pisma „Emma”, autorka rozmów z Simone de Beauvoir. W najnowszej książce przybliża nam historie kobiet z Algierii. Jako reporterka od lat jeździ do tego kraju, gdzie dominującą religią jest islam. Kolejne pokolenia radzą sobie z przewrotami politycznymi i społecznymi, ale między nimi zawsze najważniejsza jest codzienność. Wesela, zdrady, dzieci, przyjaźnie. A także odwieczny problem, który nie zna narodowości i nie ma granic: jak żyć w patriarchacie, aby zachować wolność i niezależność”

 

Zapraszamy do lektury fragmentu wybranego dla Feminoteki:

Ledwie zajęłyśmy miejsca, dwie młode kobiety wchodzą do środka i siadają przy sąsiednim stoliku. Jedna ma długie rozpuszczone blond włosy, druga nosi chustę. Sprawiają wrażenie bardzo dobrych znajomych. Lilia spogląda na nas pytająco: „Czy mam zagadnąć?”. Wiadomo, o co jej chodzi. Akurat – po raz kolejny – dyskutowałyśmy o chustach.
Lilia wstaje, podchodzi do stolika obok i mówi:
– Przepraszam, właśnie rozmawiamy o chustach. A wy najwidoczniej jesteście przyjaciółkami, jedna w chuście, druga bez. Może porozmawiałybyśmy o tym z moimi znajomymi dziennikarkami z Niemiec?
Dziewczyny tylko przez chwilę są zaskoczone, a potem przysiadają się do nas.
Jak się okazuje, są dziennikarkami. Souhila ma dwadzieścia dziewięć lat (bez chusty), a Maroua dwadzieścia siedem. Wywiązuje się ożywiona rozmowa. Najpierw chodzi o politykę ogólnie, potem o problemy kobiet. A na końcu o bombę Zohry Drif.
Nasze młode koleżanki pracują w dwóch różnych gazetach codziennych. Obydwie mieszkają jeszcze z rodzicami, choć zbliżają się do trzydziestki. Tak to wygląda w Algierii. Tu kobieta albo mieszka z rodzicami, albo wychodzi za mąż. Souhila chętnie wyjechałaby za granicę, ale przed dwoma laty jej ojciec ciężko zachorował. Została więc w domu i pomaga przy opiece nad nim. Marouy nawet nie ma sensu o to pytać: pochodzi z konserwatywnej muzułmańskiej rodziny.
Obydwie bardzo chętnie przedstawiają cudzoziemkom swoje zdanie na temat sytuacji politycznej kraju. Dla nich wojna, którą Zachód prowadził z Libią, jest skandalem.
– Kaddafi chciał stworzyć unię państw Maghrebu, z Libią, Algierią, Tunezją, Marokiem, Mauretanią, a to nie pasowało Zachodowi.
A Maroua dodaje zdecydowanym tonem:
– Algierii coś takiego nie spotka. Nasz rząd jest surowy, ale cwany. Mamy dobre kontakty z USA i z Rosją. U nas nikt nie będzie interweniował! Obydwie martwią się kryzysem ekonomicznym. Ceny rosną, pensje nie.
– Czasami dostajemy wypłatę dopiero po czterech miesiącach – mówią.
Choć równocześnie jako młode dziennikarki cieszą się z wolności wypowiedzi.
A kobiety?
– Dzisiaj mają więcej wolności niż przedtem – stwierdzają dziewczyny. – Mamy więcej równouprawnienia. Czterdzieści pięć procent kobiet pracuje zawodowo.
Potem sprawdzam tę liczbę. Czterdzieści pięć procent to nieco zbyt optymistyczne dane, w rzeczywistości jest ich siedemnaście procent: dwa miliony algierskich kobiet są dzisiaj aktywne zawodowo. Nigdy przedtem tyle ich nie pracowało.
– A dwanaście milionów kobiet między dwudziestym piątym a czterdziestym rokiem życia pozostaje niezamężnych. Tylko że nadal mieszkają w domach rodzinnych – ciągnie Souhila.
A Maroua dodaje:
– My, Algierki, także prawnie pozostajemy przez całe życie podległe ojcu, braciom lub mężowi. Jesteśmy ubezwłasnowolnione, musimy mieć opiekuna prawnego.
Dla obu dziewczyn jest to coś tak oczywistego, że zdają się z tym całkowicie pogodzone. Przy czym Souhila sprawia wrażenie bardziej zbuntowanej, Maroua jest raczej powściągliwa. Trochę się też wstydzi, że słabo mówi po francusku. Jej językiem ojczystym jest arabski. Niedawno była tu, w Milk Barze, „z pewną konserwatywną przyjaciółką”. To był sylwester.
– Wybuchały petardy i fajerwerki. Wtedy moja przyjaciółka okropnie się wystraszyła. Powiedziała: „Wyobraź sobie, że to byłaby bomba i coś by mi się stało… Na Boga, moi rodzice!”.
Jeszcze dzisiaj Maroua się z tego śmieje. Dla rodziców jej przyjaciółki problemem byłoby nie to, co się stało, tylko gdzie to się stało. Najwyraźniej Milk Bar to nadal dla wielu osób miejsce kojarzące się z libertariańską Francją, z dekadencją.
Przechodzimy w rozmowie do zamachu Zohry Drif. Co te dwie dziewczyny, które mogłyby być jej wnuczkami, sądzą na ten temat? Obydwie uważają, że zamach był słuszny!
– Francuzi przecież też popełnili wiele zbrodni – mówi Souhila.
– Ja też mogłabym to zrobić! – dodaje z przekonaniem Maroua.
Dopiero po wyjściu dziewczyn uświadamiamy sobie, że całkiem zapomniałyśmy porozmawiać o chustach. Zaczynamy w trójkę snuć refleksje na temat zamachu dokonanego przez Drif.
– Sama nie wiem – mówi Lilia. – To na pewno obciąża ją do dzisiaj. Trzy ofiary śmiertelne. Wojna to żołnierz walczący z żołnierzem, a nie z niewinnymi cywilami. Tego nie wolno robić.
Później, podczas rozmów z Lilią i jej mężem Karimem, zrozumiemy, dlaczego są szczególnie wyczuleni na sytuację ofiar. Choć równocześnie Lilia jest dumna z bojowników i bojowniczek ruchu oporu, także z Zohry Drif! Do każdego nazwiska, które teraz pada, szybko wyszukuje informacje w internecie. Na przykład o przywódcy partyzantów Larbim ben M’hidim, który po aresztowaniu z uśmiechem szedł pod gilotynę (Lilia z dumą pokazuje mi zdjęcie). Albo o algierskim Żydzie Maurisie Audinie, matematyku – on też przynależność do algierskiego ruchu oporu przypłacił życiem.
A co Lilia sądzi na temat islamskiego antysemityzmu?
– Antysemityzm? Nic o tym nie wiem. Przecież niektórzy Żydzi wspierali naszą walkę o niepodległość tak jak Audin. Ale jestem za utworzeniem palestyńskiego państwa.
Musimy iść. W południe jestem umówiona z Zohrą Drif. I z Khalidą Toumi, kolejną polityczną legendą, tylko bardziej współczesną. Bettina i Dżamila wybierają się na przechadzkę i odbiorą mnie za dwie godziny.

 

„Nie przywitam się z Państwem na ulicy. Szkic o doświadczeniu niepełnosprawności” | fragment

„Nie przywitam się z Państwem na ulicy.
Szkic o doświadczeniu niepełnosprawności”

Maria Reimann

Wydawnictwo Czarne 2019

 

 

Fundacja Feminoteka objęła matronatem najnowszy reportaż z wydawnictwa Czarne. Premiera już 30.08.

Z opisu:

Książka Marii Reimann jest próbą opisu zmagań z fizycznymi ograniczeniami i zrozumienia różnych znaczeń odmienności nie w pełni sprawnego ciała. Punktem wyjścia są dla autorki jej rozmowy z kobietami urodzonymi z zespołem Turnera, szczególną „kondycją genetyczną” wywołującą różne niejednoznaczne zmiany w budowie i funkcjonowaniu organizmu. Głosy rozmówczyń łączy zaś z własnym doświadczeniem życia z niepełnosprawnością. Skupienie, empatia i subtelne poczucie humoru towarzyszą głęboko humanistycznemu namysłowi nad cierpieniem i strategiami przekraczania ograniczeń. W efekcie otrzymujemy misternie skonstruowaną, złożoną z żywych, nasyconych uczuciami obrazów, poruszającą refleksję nad naszym człowieczeństwem.

 

Poniżej poruszający fragment o bezpłodności.

Temat niepłodności jest przez część moich rozmówczyń określany jako trudny, drażliwy. „Na przykład my mamy też problemy z tymi miesiączkami – mówi jedna z nich – więc to też są takie, bym powiedziała, drażliwe tematy. Czy to, że tych dzieci nie możemy mieć”. Czy chodzi tylko o bycie matką, czy o coś jeszcze? O poczucie, że jest się gorszą? O ukryty defekt? Jedna z matek po wyjściu z gabinetu lekarza zapytała swoją córkę: „co byś powiedziała, jakby się okazało, że nie do końca jesteś dziewczynką”? Nie do końca dziewczynką, czyli kim? I skoro nie wiadomo kim, to jak można o tym opowiedzieć? Pani Agata zauważa, że nawet jeżeli mężczyzna chce się związać z kobietą z ZT, może usłyszeć od swojej matki: „weź sobie zdrową, po co ci taka?”. Podobne obawy towarzyszą mamie sześcioletniej dziewczynki:

– Ona jest tak uroczą dziewczynką. Tak ładną i tak wygadaną, że w ogóle wszystkie matki jej kolegów ją uwielbiają. Do tego stopnia, że niektóre już planują wesela. Ja się boję, że wszystko jest pięknie, ładnie, dopóki one się nie dowiedzą, że ona nie może mieć dzieci. Z tą się masz nie umawiać, bo z tą nie założysz rodziny.

 

Delegatki piekła – o pierwszych lekkoatletkach pisze specjalnie dla Feminoteki Agnieszka Metelska

O Halinie Konopackiej, która zdobyła dwadzieścia sześć razy mistrzostwo Polski w różnych konkurencjach lekkoatletycznych, i innych pierwszych polskich lekkoatletkach pisze dla Feminoteki, autorka książki „Złota” – Agnieszka Metelska

HalinaKonopacka – pierwsza Polka, która zdobyła złoty medal dla Polski na Igrzyskach Olimpijskich w Amsterdamie w 1928 roku. Ustanowiła wówczas rekord olimpijski i rekord świata. Na tych pamiętnych igrzyskach, kobiety startowały pierwszy raz w historii sportu w dyscyplinach lekkoatletycznych.

Halina weszła na boisko w 1924 roku.  Metr osiemdziesiąt jeden wzrostu, co w tamtych czasach było ewenementem, długie mięśnie, znakomita, jak się za chwilę okaże, koordynacja ruchowa. Stworzona do sukcesu w sporcie szukała w nim swojego miejsca. Skakała w dal, wzwyż, biegała, rzucała oszczepem, pchała kulą. A gdy wzięła dysk do ręki? Chyba szybko poczuła, że najchętniej będzie trenować w tej dziedzinie.Nasza pierwsza złota medalistka nie peszyła się wcale, że startowała w dyscyplinie tak tradycyjnie męskiej, jak rzut dyskiem. Prastary, olimpijski. Przeniesiony w nowożytne czasy z greckich stadionów. Brała dysk w swoje ręce, po raz pierwszy na stadionach świata, kobieta. Dysk stał się posłuszny w rękach początkującej sportsmenki tak bardzo, że błyskawicznie zaczęła ustanawiać światowe rekordy.

Miejsca dla kobiet w sporcie w początkach XX wieku nie było. No może tenis, ćwiczenia gimnastyczne, krykiet. W tych dziedzinach istniało społeczne przyzwolenie dla udziału pań. Ale na przykład kolarstwo? Taka Karolina Kocięcka, mistrzyni w Królestwie Polskim w jeździe rowerem, zwana wręcz diablicą, była wyśmiewana i uważana za jakieś zwariowane dziwadło. A królowa sportu – lekkoatletyka? Tutaj nie było nic. Żadnych przepisów, które regulowały ciężar dysku, kuli czy oszczepu. Nie było ujednoliconych przepisów dotyczących dystansów dla kobiet.

Paradoksalnie pierwsza wojna światowa przysłużyła się ruchom emancypacyjnym Mężczyźni zginęli albo zostali kalekami. Ich miejsce na uczelniach, w administracji, w fabrykach zaczęły zajmować kobiety.

Wyrzuciły gorsety o stalowych bryklach, skróciły ciężkie, długie suknie, obcięły włosy, włożyły spodnie, a nawet zaczęły publicznie palić papierosy.  Odeszły od powtarzalnych życiorysów matek i babek.

Razem z ruchami emancypacyjnymi kobiety zaczęły szturmować zamknięte dla nich drzwi sportu.Po pierwszej wojnie światowej wzrost liczby kobiet pracujących zawodowo budził do życia też rekreację, aktywną formę spędzania przez nie wolnego czasu. To wtedy kobiety zaczynają wychodzić na boiska, chociaż konserwatyści załamywali ręce, nazywając dziewczyny w krótkich spodenkach „delegatkami piekła”.  Odważne, ale i spłoszone. Często nie przyznawały się nawet do swoich nazwisk. W latach dwudziestych uczennicom szkół średnich wydano zakaz wstępowania do pozaszkolnych klubów sportowych.  Za przynależność do klubów i startowanie w ich barwach groziło dziewczynom wydalenie ze szkoły. Dlatego też pierwsze lekkoatletki, które odważyły się występować na stadionach, z obawy przed wyrzuceniem ze szkoły, startowały pod pseudonimami. Na przykład czołowe lekkoatletki krakowskie to „Lonka” – Maria Malinowska czy „Wiśka” – Jadwiga Ciepłówna.

Maria Kwaśniewska, polska oszczepniczka, mówiła o Halinie Konopackiej, że była dla niej przykładem wyemancypowanej kobiety jak wzór z Sevres. Wyszła spod hegemonii rodziny. Sama decydowała o swoich wyborach.

Konopacka sportsmenka, złota medalistka Igrzysk Olimpijskich z 1928 roku w Amsterdamie ustanowiła nie tylko rekord olimpijski, ale została też sześciokrotną rekordzistką świata w rzucie dyskiem i zdobyła dwadzieścia sześć razy mistrzostwo Polski w różnych konkurencjach lekkoatletycznych. Nazywana przez dziennikarzy „camponissima”, „współczesna Diana” czy „złota dziewczyna”, była ulubienicą publiczności”. „Konopacka szkoda słów. Rekord dyskiem pobij znów” skandowano na stadionach.

Sportsmenka to jedna z wielu jej życiowych ról. Najbardziej znana. Ale Halina Konopacka była też redaktorką i dziennikarką. Została naczelną pierwszego w Polsce sportowego pisma pod tytułem „Start”. Pismo stawiało sobie ambitny cel: propagowanie ruchu i zdrowego trybu życia wśród wszystkich kobiet, bez względu na różnice w wykształceniu czy zamożności. „Start” propagował „dziesięciominutówkę”: ćwiczenia gimnastyczne, których wzory pokazywano w każdym numerze pisma. Chociaż tyle i aż tyle, przekonywał „Start”, poświęćcie czasu dla siebie.  Pismo wkraczało z dziesięciominutówką do domów i do fabryk. „Niech ćwiczą obok siebie robotnice bez względu na różnice światopoglądowe” – przekonywała naczelna. Konopacka dążyła do wyrównywania różnic społecznych swoich czytelniczek. Pismo uczestniczyło w organizowaniu obozów wędrownych przeznaczonych dla robotnic, pomocy domowych, ekspedientek.  Ogłaszało zajęcia prowadzone przez Towarzystwo Krzewienia Kultury Fizycznej zarówno dla inteligencji jak i komplety dla pomocy domowych. Zauważało konieczność zaopiekowania się tymi kobietami, które potrzebowały wsparcia, pisząc o pogadankach dla niewidomych. Drobiazg, ale znaczący – propagowało kuchnię jarską. Przestrzegało przed objadaniem się słodyczami (chyba że wyjątkowo!) i głosiło, że młode jesteśmy także po czterdziestce. Niestety, ekonomia okazała się silniejsza od idei. I pismo upadło.

Konopacka została w pamięci pokoleń. Jako niezapomniana ikona sporu, wyczynu.

Gimnastykę leczniczą można uprawiać z rozsądku, ale sport można uprawiać jedynie con amore, twierdziła.

Agnieszka Metelska „Złota. Legenda Haliny Konopackiej”

Wydawnictwo „Czarne”

Książka objęta matronatem Feminoteki

 

15. Feministyczna Akcja Letnia – ruszyła rekrutacja!

XV Feministyczna Akcja Akcja Letnia odbędzie w dniach 19-28.07.2019 w Kaczym Bagnie (Warmia). Chcesz się dowiedzieć, czy FALa jest właśnie dla ciebie? Rozwiąż test na feministyczne wakacje!

Test na feministyczne wakacje

Zaznacz, jeśli na pytanie możesz odpowiedzieć „TAK”

Sporo działasz, pracujesz, zakuwasz i/albo wychowujesz dzieci? Jesteś na emeryturze? Na zwolnieniu zdrowotnym?
Masz w sobie dużo niezgody, wkurzenia, a jednocześnie brak Ci sił, by coś z tym zrobić?
Jesteś aktywistką i rozkminiasz: czy na granicy wypalenia, czy już za nią?
A może szukasz inspiracji do feministycznego działania?
Czytasz i dyskutujesz na fejsie, ale brakuje Ci spotkania z żywymi ludźmi? Chcesz osobiście poznać inne osoby, które interesują się feminizmem?
A może mieszkasz teraz poza Polską i tęsknisz?
Chcesz wziąć udział w jodze, WenDo, zajęciach i dyskusjach wokół najbardziej palących feministycznych kwestii, projekcjach filmów, feministycznym D.Y. I., radykalnych akcjach, tańczyć, tworzyć nawet najbardziej utopijne wizje świata, odzyskać swoje ciało i głos?
Chcesz odpocząć od hałasu, smogu, betonu? Albo po prostu dobrze Ci w naturze?
Szukasz miejsca, które jest dostępne dla różnych osób (w tym z niepełnosprawnościami, o niskich dochodach)?
Chcesz nawiązać nowe ważne znajomości, spędzić czas w fascynująco różnorodnym gronie z Polski i Białorusi?
Chcesz leżeć w trawie, dobrze jeść i odzyskać moc?
Chcesz poznać osoby, które współtworzą najbardziej nieformalną, trwałą, feministyczną inicjatywę w Polsce?
Wyniki:

0: możesz potraktować ewentualny wyjazd na feministyczne wakacje, jak każdy inny wyjazd
1 -3: nie musisz szukać dalej – feministyczne wakacje są dla Ciebie!
4 – 10: wygląda na to, że bez feministycznych wakacji „ani rusz”;-)

Jeśli chociaż na jedno z tych pytań odpowiedziałaś TAK, to…
…weź udział w 15.! Feministycznej Akcji Letniej* 2019!
To jest właśnie to miejsce, w które warto przyjechać tego lata!

Kiedy: 19 – 28 lipca 2019

Gdzie: Miejsce Inicjatyw Pozytywnych Kacze Bagno na Warmii

Zaprasza: Grupa nieformalna Ulica Siostrzana

Wypełnij formularz na stronie: http://siostrzana.org/

 

Czym jest FALa?

Feministyczna Akcja Letnia to edukacyjno-rozwojowy obóz pod namiotami dla ok. 70 kobiet** i dzieci.

FALa TO SPOŁECZNOŚĆ, w której ze sobą współpracujemy, rozmawiamy, uczymy się i dbamy o siebie nawzajem (wspierając się, gotując, sprzątając), bawimy się, tańczymy, marzymy. Co kilka dni spotkamy się wszystkie razem i rozmawiamy, jak w praktyce realizować idee FALi.

FALa TO ROZWOJ I DZIAŁANIE – podczas FALi odbywają się warsztaty, akcje społeczne, projekcje filmów, dyskusje: od historii i teorii feminizmów, przez warsztaty WenDo, po zajęcia ruchowe i naukę napraw rowerowych. Każda osoba może wziąć udział w ok 40 godzinach zajęć. Dzieci mają osobny program.

FALa jest NIEKOMERCYJNA, nie służy generowaniu zysku. Cała Twoja opłata zostanie przeznaczona na zapewnienie Ci miejsca do spania, zajęcia, jedzenie, środki czystości oraz materiały na warsztaty. Z opłat uczestniczek pokryte będą także koszty prowadzenia zajęć dla dzieci, udziału asystentek dla osób z niepełnosprawnościami oraz tłumaczenia na język rosyjski (w FALi będą brały udział osoby mówiące po polsku i/lub rosyjsku). Organizacja FALi i prowadzenie zajęć odbywa się na zasadach wzajemnej wymiany.

FALa stara się być DOSTĘPNA dla osób o niewysokich dochodach oraz dla osób z niepełnosprawnością wzroku i ruchu: parter głównego budynku wraz z toaletą jest dostosowany do poruszania się na wózku.

Idee i wartości FALi:

SPOŁECZNOŚĆ I WSPÓŁDZIAŁANIE
FEMINIZM/Y, WEGANIZM, EKOLOGIA
RÓŻNORODNOŚĆ, RÓWNOŚĆ, DOSTĘPNOŚĆ
WZAJEMNA EDUKACJA I ROZWÓJ
BEZPIECZNA PRZESTRZEŃ
WYMIANA I WSPÓŁODPOWIEDZIALNOSĆ
Dla kogo jest FALa?

W FALi może wziąć udział:

ok. 70 kobiet** i dziewczyn;
15 dzieci w wieku powyżej 3 lat w tym:
– dziewczynki do 13 r. ż. (powyżej tego wieku dziewczynki uczestniczą w FALi jak dorosłe osoby)
– chłopcy do 10-ego r.ż. – jeśli nie byli wcześniej na FALi lub do 11-ego r.ż. – jeśli już wcześniej byli na FALi;
3 dzieci w wieku 0-3 lata (nie zapewniamy im osobnej opieki).

* Powracamy do dawnej nazwy obozu, kierując się dążeniem do uproszczenia przekazu. Historia nazwy obozu feministycznego Ulicy jest bogata. Zaczęło się od Feministycznej Akcji Informacyjno – Rekreacyjnej (FAIR), potem była Feministyczna Akcja Letnia (FALa), potem przez dwa lata Feministyczno – Queerowa Akcja Letnia. Teraz wracamy do nazwy z najdłuższą tradycją.

** Kobieta/dziewczyna – w każdym miejscu, w którym używamy tego określenia, mamy na myśli wszystkie osoby z doświadczeniem życia jako kobiety lub dziewczynki, w tym osoby transpłciowe i transgenderowe.

 

Feminoteka objęła Feminstyczną Akcję Letnią matronatem! Serdecznie zapraszamy.

MY reż. Rene Eller | Warszawa pokaz przepremierowy, zapraszamy!

MY! (Wij)

Reżyser: Rene Eller
Scenariusz: Rene Eller, Elvis Peeters

Produkcja: Holandia, Belgia 2018

 

Niewielkie miasteczko na granicy holendersko-belgijskiej. Podczas upalnego lata ośmioro nastolatków zanurza się w świat seksu, rozrywki i buntu.
Na początku sami nie wiedzą, czego chcą. Wieczorami siedzą przy ognisku, wygłupiają się, ale to im nie wystarcza.
Budząca się seksualność sprawia, że zaczynają kręcić profesjonalne filmy pornograficzne, potem wikłają się w prostytucję i szantaż. To, co zakazane, coraz bardziej ich pociąga. Aż wydarza się tragedia.
Film podzielony jest na rozdziały, w których czworo z nich opowiada władzom, co się właściwie stało. Tak więc mamy różne wersje wydarzeń: marzyciela, buntownika, artysty i prowodyra. Wersje, które nie do końca się pokrywają…
My, dzieło przypominające Samobójstwa dziewic, to obraz hedonistycznej przemocy, którą przełamują senne, idylliczne wizje. Film jest adaptacją głośnej i kontrowersyjnej powieści Elvisa Peetersa.

 

Uwaga! Film dla widzek i widzów dorosłych. 

EDIT: Wszystkie zaproszenia rozdane Mamy dla Was podwójne zaproszenia na pokaz przedpremierowy w warszawskim kinie Elektronik, który odbędzie się 15 lutego 2019 r. o godz. 19.00

Aby zarezerwować zaproszenie piszcie wiadomości na mail [email protected] , w temacie MY! a w treści imię i nazwisko jakie ma się znaleźć na liście przed pokazem.

Damy znak kiedy zaproszenia się skończą.

„Całe życie” – spektakl z okazji stulecia praw wyborczych Polek | Kraków

Już pod koniec listopada w Teatrze Łaźnia Nowa zobaczymy spektakl, który w stulecie uzyskania przez Polki praw wyborczych, opowiada marzeniach, lękach, fascynacjach i frustracjach współczesnych kobiet.

„Całe życie” to tytuł nawiązujący do słynnego wystąpienia Zofii Nałkowskiej na Zjeździe Kobiet w roku 1907, podczas którego zażądała ona nie tylko praw wyborczych, o które walczyły polskie feministki powołując się na sprawę narodową ( prawa wyborcze miały im umożliwić w pierwszym rzędzie wspólne – wraz z mężczyznami – działanie na rzecz kraju) ale prawa do samorealizacji, także w sferze seksualnej. Przemowa Nałkowskiej wywołała skandal, dla wielu działaczek feministycznych był to incydent, który burzył ich przemyślaną strategię walki o prawa wyborcze w oparciu o łatwe do zaakceptowania przez społeczeństwo argumenty. Rozwój myśli feministycznej pokazał, że Nałkowska wyprzedzała swoją epokę – była pisarką, a nie działaczką, więc ważna była dla niej psychologiczna prawda postaci kobiecej, która chce budować swoją nową tożsamość społeczną i polityczną. Ta sfera psychologii, rozwój i siła tożsamości kobiety sto lat po uzyskaniu praw wyborczych jest tematem dramatu „Całe życie”.

W kameralnym, gęstym spektaklu dochodzi do spotkania pary o skomplikowanych relacjach, z przypadkowymi turystami, którzy podróżują w formule couchsurfing. Turyści trafiają do spektakularnej willi w Toskanii, gdzie przyjmuje ich dojrzałe małżeństwo z Polski – publicystka zajmująca się tematyką feministyczną i autor niezbyt poczytnych kryminałów. Szybko okazuje się, że willa nie należy do nich – jedynie korzystają z domu swoich znajomych, podczas wakacji. Turyści to początkująca aktorka i „poszukujący” student. Zachowują się jak para, jednak dziewczyna podkreśla, że parą nie są. Podczas przedłużającego się wieczoru, po kolacji i sporej ilości wina mieszanego z whisky dochodzi do gwałtownych dyskusji i prawdziwej wiwisekcji.

Padają mity i wyobrażenia. Młoda aktorka otrzymuje telefon z propozycją zagrania w „Kto się boi Virginii Wolf”, co dodatkowo podkręca atmosferę, ponieważ wszyscy zauważają analogię sytuacji  – dwie pijane pary i ostra rozgrywka psychologiczna. Świadomie nawiązując do popularnej sztuki, pisarz i jego żona feministka urządzają przypadkowym gościom pokaz małżeńskiej nienawiści. Wychodzą na jaw frustracje, urazy i sekrety, jakie można zdradzić tylko kompletnie obcym ludziom, których nigdy się już nie zobaczy. Obie bohaterki dramatu formułują swoje życiowe manifesty i poddają je w wątpliwość, prezentując równocześnie gamę zróżnicowanych emocji, postaw i poglądów, wobec których współczesna kobieta – kobieta, która chce całego życia i zarazem odpowiada za całe życie – musi się określić, a często po prostu sprawdzić na własnej skórze.

Autorką scenariusza jest Joanna Oparek, poetka, pisarka i dramatopisarka, autorka tomów poetyckich „Czerwie” i Berlin Porn”, dramatów „Projekt Ameryka”, „Wężowisko”, „Obcy.Tragedia Grecka”.

Spektakl reżyseruje Sebastian Myłek, który wraz z Joanną Oparek zrealizował w ostatnich latach spektakle teatralne: „Mewa”, „Sztuka bez tytułu” i „Obcy. Tragedia grecka” – ten ostatni spektakl prezentowany był w tym roku także w Niemczech, w ramach międzynarodowego projektu o budowaniu ponadnarodowych relacji Polska – Niemcy- Ukraina.

Na scenie zobaczymy: Agnieszkę Korzeniowską, Piotra Urbaniaka, Magdalenę Woleńską i Wojciecha Peksę.

Spektakl jest częścią obchodów stulecia praw wyborczych Polek, organizowanych przez Stowarzyszenie Sto Lat Głosu Kobiet. W programie projektu znalazły się również: warsztaty dla dzieci i młodzieży, konferencja oraz wystawa. Szczegółowe informacje można znaleźć na stronie: www.stolatglosukobiet.pl.

fb https://www.facebook.com/events/2133991720249731/

Spektakl został zrealizowany przy wsparciu finansowym Województwa Małopolskiego.

 

Scenariusz: Joanna Oparek

Reżyseria: Sebastian Myłek

Scenografia: Adrianna Gołębiewska

Muzyka: Bartosz Głuszczak

Obsada: Agnieszka Korzeniowska, Piotr Urbaniak, Magdalena Woleńska, Wojciech Pęksa

Premiera: 28 listopada godz. 19

Pokazy przedpremierowe: 26 listopada godz. 19, 27 listopada, godz. 20:45

Bezpłatne wejściówki do pobrania ze strony evenea.pl.

Kontakt w sprawie wejściówek dla prasy: [email protected] lub pod numerem telefonu: 661 213 873.

Konferencja Kobiety Rządząx100 | Kraków 23.11.2018

Nazwa wydarzenia: Konferencja Kobiety Rządząx100

Termin: 23.11.2018

Miejsce: Międzynarodowe Centrum Kultury w Krakowie

Organizator: Stowarzyszenie Sto Lat Głosu Kobiet

 

Konferencja Kobiety Rządząx100

Setna rocznica uzyskania przez Polki praw wyborczych to okazja nie tylko do historycznych dyskusji, ale też do zastanowienia się nad tym, jak w kolejnym stuleciu będzie wyglądało życie kobiet w Polsce. Na te właśnie tematy chcemy porozmawiać podczas konferencji Kobiety Rządzą x 100, która 23 listopada odbędzie się w Międzynarodowym Centrum Kultury w Krakowie.

– Do udziału w wydarzeniu zaprosiłyśmy kobiety, które z jednej strony są niekwestionowanymi ekspertkami w swych dziedzinach, z drugiej zaś reprezentują bardzo różne obszary i spojrzenia na aktywność kobiet. W MCK spotkają się historyczki, literaturoznawczynie, blogerki, przedsiębiorczynie i specjalistki z zakresu praw człowieka – mówi Małgorzata Kuś, koordynatorka projektu.  – Chcemy podyskutować o tym czy nasze prawa są przestrzegane dzisiaj i czy same korzystamy z sukcesów emancypacji, biorąc aktywny udział w życiu publicznym?

Wydarzenie otworzą wykłady wygłoszone przez dr Sylwię Spurek – prawniczkę, ekspertkę w dziedzinie praw człowieka, zastępczynię Rzecznika Praw Obywatelskich oraz Magdalenę Srokę – mendadżerkę kultury i twórczynię wydarzeń kulturalnych, festiwalowych, rozrywkowych i sportowych. Potem przyjdzie czas na dyskusję, podczas której nad historią walki kobiet o prawa wyborcze zastanowią  się  dr Dobrochna Kałwa – historyczka, ekspertka w zakresie historii kobiet i dr Małgorzata Tkacz-Janik – kulturoznawczyni, polityczka i badaczka śladów herstorycznych w historii Dolnego Śląska, dr Monika Świerkosz, literaturoznawczyni która interesuje się tematyką kobiecego pisania oraz kulturową tematyką ciała i przestrzeni a także Anna Kowalczyk – blogerka, dziennikarka i autorka książki „Brakująca połowa dziejów”. Konferencję zamknie zaś rozmowa o tym jak może wyglądać kolejne „sto lat głosu kobiet”. Udział w niej wezmą m.in. Katarzyna Barczyk znana jako blogerka i influencerka, występująca pod pseudonimem Lady Pasztet, Joanna Stopyra – specjalistka od produktów i marketingu dla kobiet, autorka Women Power Index, Agnieszka Czmyr-Kaczanowska wspierająca kobiety na rynku pracy za pomocą platformy mamopracuj.pl oraz Draginja Nadażdin z Amnesty Internationa

l. A lista prelegentek cały czas się rozszerza…

– Wspaniałych, kompetentnych kobiet znamy tak dużo, że żałujemy że nie mogłyśmy zaprosić ich więcej. W proces wyłaniania listy zaproszonych prelegentek zaangażowałyśmy również internautów, ponieważ chcemy, żeby wydarzenie było nie tylko edukacyjne, ale też zwyczajnie atrakcyjne i ciekawe, skierowane do wszystkich mieszkańców Krakowa i okolic, a nie tylko do przedstawicieli środowiska naukowego – mówi Kuś. – To nie będzie kolejna sztywna konferencja, ale otwarte spotkanie, podczas którego wspólnie zastanowimy się czego my, Polki XXI wieku możemy się nauczyć od aktywistek sprzed stu lat.

Udział w wydarzeniu jest bezpłatny. Obowiązuje jednak rejestracja, której można dokonać na stronie: https://www.stolatglosukobiet.pl . Również tam znajduje się program konferencji oraz sylwetki prelegentek i panelistek.

Konferencja jest częścią programu obchodów stulecia uzyskania przez Polki praw wyborczych, organizowanych przez Stowarzyszenie Sto Lat Głosu kobiet pod hasłem „Kobiety rządzą x 100”.

Wydarzenie na Fb https://www.facebook.com/events/245498736125643/

Migrujące historie kobiet / Amareya Theatre & Guests / POLSKA-JAPONIA 201

AMAREYA THEATRE & GUESTS

migrujące historie kobiet

JAPAN AND POLAND TOUR 2018 | TRASA JAPONIA – POLSKA 2018

 

Migrujące historie kobiet – to hasło przewodnie nadchodzących prezentacji zespołu Amareya Theatre & Guests, który rusza w trasę razem z kobietami reprezentującymi mniejszości etniczne od Grenlandii do Hokkaido.

Podczas trasy w Japonii i Polsce Teatr pokaże dwa premierowe spektakle, a także dobrze już znaną już Nomadkę w nowej odsłonie.

Już w październiku 2018 trójmiejski zespół Amareya Theatre & Guests zawita do Japonii, gdzie zaprezentuje dwa premierowe spektakle: Deadman Eating Watermelon, który na specjalne zaproszenie pokazany zostanie w ramach wydarzenia Bunt ciała – 50 lat po Niukutai no Hanran – Hijikata Tatsumi to Nihonjin w Tokio oraz Ainu Moshir – Ainu Womb – historie kobiet z ludu Ajnu, przygotowanego w ramach warsztatów herstoryczno-tanecznych z kobietami z ludu Ajnu w Sapporo. W Polsce, natomiast, pokaże nową odsłonę nagradzanego spektaklu Nomadka z udziałem artystek z ludu Ajnu.

Amareya Theatre & Guests to polski teatr tańca, łączący japoński taniec butoh i taniec współczesny. W swoich  nagradzanych spektaklach (Nagroda Publiczności na Festiwalu PESTKA w 2017 roku, za spektakl Nomadka; dwukrotna nominacja do nagrody Splendor Gedanensis) porusza tematykę tożsamości, znaczenia indywidualnej historii oraz wzmocnienia głosu grup wykluczonych. Amareya Theatre&Guests występował m.in. we Francji, Grenlandii, Izraelu, Turcji, Rosji, Norwegii oraz, wielokrotnie, w Japonii.

Deadman Eating Watermelon to spektakl podejmujący temat ojca jako figury „obecnego/nieobecnego”. W spektaklu wystąpi Katarzyna Pastuszak i Aleksandra Śliwińska – artystki Teatru Amareya od lat zgłębiające tajniki biografii Hijikaty Tatsumiego i jego Ankoku butoh Hijikaty. Inspiracją i tkanką spektaklu będą m.in. wspomnienia o ojcach obu artystek – postaciach trudnych, często nieobecnych, zawieszonych pomiędzy życiem i śmiercią.     

 

Ainu Moshir – Ainu Womb – historie kobiet z ludu Ajnu to efekt współpracy ze Stowarzyszeniem Kobiet Ajnu w Sapporo – mniejszości etnicznej żyjącej na północy Japonii. Lud Ajnu, posiadający swoją własną kulturę oraz język, jest równocześnie jedną z najbardziej dyskryminowanych grup w japońskim społeczeństwie. Podczas warsztatów
herstoryczno-tanecznych kobiety Ajnu oraz polskie artystki opowiedzą o swoich doświadczeniach oraz tworzeniu kobiecej wspólnoty. W połączeniu dwóch języków – tradycyjnej kultury Ajnu oraz tańca współczesnego – powstanie wspólny spektakl, który stworzyć ma przestrzeń porozumienia ponad kulturowymi podziałami.

Nomadka to interdyscyplinarny projekt performatywny dotykający problemu przesiedlenia, migracji i dyskryminacji. Jego osnową jest historia Louise Fontaine, Grenlandki, która jako dziecko, wraz
z tysiącami innych dzieci, została deportowana do Danii. Nomadka to również symboliczna przestrzeń dla wszystkich szukających swojej zagubionej tożsamości. W nowych odsłonach pokazywany jest w różnorodnych kontekstach kulturowych z udziałem artystów pochodzących
z różnych krajów. W ten sposób projekt staje się transkulturową podróżą poprzez kultury, ich języki i symbole, opowiadając równocześnie o jednoczących ludzi doświadczeniach. Podczas najnowszej trasy Amareya Nomadka zagrana zostanie z udziałem artystek z ludu Ajnu.

Amareya Theatre & Guests Japan And Poland Tour 2018 | Trasa Japonia – Polska 2018

5.10.2018 – TOKIO – premiera „Deadman Eating Watermelon” (スイカを食べる死者, Suika wo taberu shisha) – w ramach Bunt ciała – 50 lat po Niukutai no Hanran – Hijikata Tatsumi to Nihonjin, Hijikata Archive – Keio University Art Center

6-12.10.2018 – SAPPORO – „Ainu Moshir – Ainu Womb – historie kobiej z ludu Ajnu” – warsztaty i premiera z udziałem kobiet z ludu Ajnu; prowadzenie warsztatów: Katarzyna Pastuszak, Monika Popow, Aleksandra Śliwińska

18.10.2018 – KRAKÓW – „Nomadka” z udziałem m.in. Louise Fontain, Utae Ehara, Tsugumi Matsudaira w ramach konferencji poświęconej Bronisławowi Piłsudskiemu i jego badaniom nad ludem Ajnu – Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha

23.10 – GDANSK – „Nomadka” – Nowa Synagoga

27.10 – POZNAN – „Nomadka” – Teatr 8 Dnia

 

Partnerzy: Instytut Adama Mickiewicza (culture.pl), Instytut Polski w Tokio, Miasto Gdańsk, Hijikata Archive Keio University Art Centre (Tokio), Centre for Environmental and Minority Policy Studies (Sapporo), Pirka Kotan – Ainu Cultural Centre, Ainu Women’s Association.

 

Specjalne podziękowania dla: prof. Hiroshiego Maruyamy, prof. Morishity Takashiego, Ryoko Tahary i Ainu Women’s Association,  Muzeum Sztuki i Techni

ki Japońskiej Manggha w Krakowie.

Feminoteka poleca: Jacek Hołub „Żeby umarło przede mną. Opowieści matek niepełnosprawnych dzieci”

Nie planowałem, że będą to historie kobiet opowiedziane przez kobiety. To na nie najczęściej spada obowiązek pielęgnowania nieuleczalnie chorych dzieci. Często zostają z tym same, pozostawione przez partnerów, którzy nie chcą i nie potrafią udźwignąć tego ciężaru. Kobieta musi. W naszej kulturze ma tylko dwie możliwości: albo poświęci dla dziecka wszystko, albo zostanie okrzyknięta wyrodną matką.

Żadne statystyki, liczby ani słowa nie oddadzą tego, co oznacza dla kobiety urodzenie nieuleczalnie chorego dziecka. Jak wywraca to do góry nogami cały jej świat i determinuje rzeczywistość. Każdego dnia. Do końca życia. Jak wpływa to na jej związek, rodzinę, sytuację materialną i społeczną, relacje z innymi ludźmi, kondycję fizyczną i psychiczną. Nikt nie jest w stanie przekazać, co czuje żona porzucona z powodu wady genetycznej dziecka. Matka, której po urodzeniu upośledzonego dziecka lekarze odmówili usunięcia drugiej ciąży. Matka próbująca opanować atak szału niepełnosprawnego intelektualnie dwudziestopięciolatka. Kobieta patrząca na wijącą się z bólu kilkumiesięczną córkę. Matka żegnająca dziecko w szpitalnej kostnicy. Nikt oprócz nich samych.

Niniejsza książka to rezultat wielu długich rozmów, które prowadziłem z jej bohaterkami od stycznia 2017 do kwietnia 2018 roku. Zawiera prawdziwe historie opowiedziane przez pięć kobiet. Beatę z niewielkiej wsi pod Włocławkiem, matkę dwunastoletniej Justynki z zespołem Retta (na prośbę Beaty ich imiona i nazwy miejscowości zostały zmienione). Agnieszkę z Warszawy, matkę dwóch chłopców ze stwardnieniem guzowatym: urodzonego w 1991 roku Pawła i półtora roku młodszego Michasia. Ewę z Wrocławia, niepełnosprawną mamę dwuletniej Jagódki z chorobą genetyczną tak rzadką, że nie ma na nią nazwy. Agnieszkę z Sulechowa wychowującą sześcioletniego Kacpra z wadą mózgu. Agnieszkę z Nowej Iwicznej, matkę dwunastoletniej Hani z nowotworem kręgosłupa. Podziwiam je, że miały odwagę mówić nie tylko o swoich dzieciach, ale także o innych, często bardzo osobistych sprawach, bez których obraz ich życia byłby niepełny.

Bohaterki tych historii zgodziły się opowiedzieć o tym, jak wygląda ich rzeczywistość, bo na co dzień spotykają się z brakiem zrozumienia i krzywdzącymi ocenami ze strony sąsiadów, urzędników i polityków, którzy wypowiadają się w ich imieniu. Jak napisała jedna z mam na Facebooku: „Proszę, nie oceniaj mnie, nie mów mi, jak mam żyć, jak postępować, i postaraj się mnie chociaż w jednej setnej procenta zrozumieć”.

Po to jest ta książka.

Feminoteka objęła książkę matronatem.

Jacek Hołub 

„Żeby umarło przede mną. Opowieści matek niepełnosprawnych dzieci”

Wydawnictwo Czarne, 2018

Feminizm w Rosji w „Buszującym w barszczu” Konstantego Usenki

Od egzystencjalnej garażowej nuty przez hip-hop aż po fotogeniczną i ironiczną „traszkulturę” – Buszujący w barszczu to mapa nowej rosyjskiej kontrkultury w plastikowo-szklanej erze oligarchicznego kapitalizmu.

Autor porusza także temat feminizmu w Rosji – od Anny Kareniny po Pussy Riot.

Dzięki uprzejmości wydawnictwa Czarne zamieszczamy fragment poświęcony temu zjawisku.

„Pierwsze słowa o emancypacji kobiet, walka o możliwość kształcenia i pracy zarobkowej to właśnie czasy Anny Kareniny. Młode kobiety zawierały fikcyjne śluby, by uniezależnić się od rodzin – cerkiew próbowała walczyć z tym zjawiskiem, widząc w nim zalegalizowaną rozpustę. (…)

Pod koniec XIX wieku wśród szwaczek z pierwszych manufaktur swoją działalność prowadziły pierwsze sufrażystki, pojawił się temat praw wyborczych dla kobiet. W rewolucji 1905 roku brało już udział mnóstwo kobiecych organizacji, a w 1908 roku odbył się ogólnokrajowy zjazd ruchów emancypacyjnych, który zgromadził około tysiąca uczestniczek.

Wydarzenia w Rosji miały miejsce równolegle ze zdarzeniami w Europie i w USA, echa nowojorskich demonstracji ósmomarcowych szybko się roznosiły. „Jeśli nie mogę tańczyć, to nie jest moja rewolucja” – to najbardziej znane słowa Emmy Goldman. Prekursorka anarchofeminizmu zafascynowała się rewolucyjnymi ideami, pracując w jednej z petersburskich fabryk.

Prekursorka anarchofeminizmu zafascynowała się rewolucyjnymi ideami, pracując w jednej z petersburskich fabryk. Jako szesnastolatka wyjechała do Nowego Jorku, gdzie związała się z rosyjskojęzycznym środowiskiem anarchistów pochodzenia żydowskiego. Propagowała kontrolę urodzeń, antykoncepcję, kontestowała instytucję małżeństwa. Po rewolucji 1917 roku deportowano ją z USA do Rosji Radzieckiej. Początkowo zachwycona rewolucją październikową, szybko rozczarowała się bolszewikami – po stłumieniu robotniczych strajków i pacyfikacji powstania w Kronsztadzie wyjechała do Europy.

Tymczasem prawa wyborcze kobietom zagwarantował już po rewolucji lutowej Rząd Tymczasowy Kiereńskiego. Nowa władza radziecka uprościła procedury rozwodowe, pozwoliła wykonywać aborcję, zdelegalizowała prostytucję. Ruch feministyczny został wchłonięty przez partię komunistyczną, która nie chciała organizacji kobiecych poza swoim obrębem, widząc w nich „burżuazyjne fanaberie”. Instytucja rodziny i podział na płeć miały być zniesione w ramach służby nowemu państwu. Propagatorką marksistowskiego feminizmu według oficjalnej linii partii została Aleksandra Kołłontaj, pierwsza dyplomatka ZSRR. Kres wszystkim „fanaberiom” położyło dojście do władzy generalissimusa Dżugaszwilego. Gdy Małgorzata z powieści Bułhakowa latała na miotle nad Moskwą, idee emancypacji z ostatniego półwiecza zostały już pozamiatane.”

Konsanty Usenko, „Buszujący w barszczu. Kontrkultura w Rosji sto kat po rewolucji”

Wyadwnictwo Czarne, 2018