TELEFON DLA KOBIET DOŚWIADCZAJĄCYCH PRZEMOCY

Телефон для жінок, які зазнають насильства

CZYNNY PONIEDZIAŁEK-PIĄTEK
OD 11.00 DO 19.00

Активний з понеділка по п’ятницю з 14:00 до 19:00

Szukaj
Close this search box.

„Olimpijki” Anny Sulińskiej – zdecydowanie nie tylko o sporcie!

Olimpijki

Anna Sulińska

Czarne 2020

recenzuje Karolina Pudełko

 

 

„Olimpijki” z pozoru mogą wydawać się książką o sporcie. Można by tak stwierdzić patrząc na okładkę, spoglądając na tytuł, czytając jej opis… Nic bardziej mylnego. To 288 stron wciąż żywej historii udowadniania, że kobiety mają znaczenie. „Olimpijki” to opowieść o osobach, które mierzyć się musiały z przeciwnościami losu, które wydawać by się mogły z pozoru absurdalne – kto wpadłby na to, że pewnych zawodniczek olimpijskich nie zabrano autokarem na miejsce zawodów celowo? Że celem tego miało być uniemożliwienie kobietom zdobycia pierwszego medalu olimpijskiego w danej dyscyplinie przed mężczyznami? W takiej rzeczywistości żyły, trenowały i wygrywały polskie sportsmenki. Rzeczywistości zdominowanej przez mężczyzn, patriarchat,  gdzie przyzwyczajone do kłód rzucanych im pod nogi z zaciśniętymi zębami trenowały, często oporządzając wcześniej przy mężu i dzieciach. W czasach PRL-u wydawać by się mogło, że wystarczająco wiele przeciwności losu spotykało osoby chcące doskonalić się w sporcie – braki kadrowe, niewystarczająca ilość i zła jakość sprzętu, brak odpowiednio przystosowanych miejsc do treningu, a nawet strojów. No cóż, niektórych kosztowało to więcej. Skandaliczne i uderzające w godność osób trenujących „testy weryfikujące płeć” polegające na obnażaniu się przed obcymi osobami, niemożność trenowania danej dyscypliny będąc kobietą, ostracyzm niektórych środowisk wciąż głoszący, że miejsce kobiety jest w domu, a nie na bieżni… To tylko niektóre z dodatkowych trudności,  z którymi mierzyć się musiały właśnie kobiety.

Chciałoby się powiedzieć, że czasy na tworzenie skandali dotyczących kobiet w sporcie już dawno odeszły w niepamięć, ale byłoby to kłamstwo. Wystarczy spojrzeć chociażby na bardzo niedawną sprawę związaną z wybitną lekkoatletką i biegaczką na średnich dystansach, dwukrotną mistrzynią olimpijską, Caster Semenaya. Ciało Caster produkuje większą niż przeciętna ilość testosteronu. Jej błyskawiczne postępy i spektakularne wyniki wzbudziły wśród niektórych podejrzenia dotyczące jej biologicznej płci. Międzynarodowe Stowarzyszenie Federacji Lekkoatletycznej w odpowiedzi na te „wahania” nakazało przeprowadzenie testów płci i chociaż oficjalne wyniki nigdy nie dotarły do opinii publicznej, szczegóły fizjologii biegaczki trafiły do mediów i zostały przez nie rozpowszechnione. Bezsprzecznie naruszona została jej prywatność. Fakty są takie, że biegaczce nie odebrano medalu i po kilku miesiącach dopuszczono znów do startu w zawodach kobiet, ponieważ stwierdzono, że trudno jest znaleźć badania jednoznaczenie mówiące o wpływie wysokiego poziomu testosteronu na różne dystanse biegowe.  Lecz potem, w kwietniu 2018 Międzynarodowe Stowarzyszenie Federacji Lekkoatletycznej ogłosiło nowe zasady dotyczące zawodniczek z hiperandrogenizmem (nadmiernym wydzielaniem androgenów u kobiet), które uniemożliwiły Caster starty. Jej odwołanie się od tej decyzji zostało odrzucone. Tu pojawia się otwarte pytanie – czy naturalne warunki Caster, które umożliwiają jej zdobywanie takich, a nie innych wyników, są inne, aniżeli naturalne warunki innych zawodniczek? Czy istnieją naukowe podstawy do tworzenia wyżej wspomnianych zasad? Nad tym można by się pochylić szerzej, ale nie ma na to miejsca w tej recenzji, bo to zapewne temat do długiej dyskusji. Ale o podobnych przypadkach przeczytać możemy właśnie w „Olimpijkach”. Zachęcają one do postawienia sobie przez czytelnika pytania – kto decyduje o tym, że kobieta startująca w zawodach jest kobietą? Czemu najczęściej są to inne osoby niż ona sama?

To, co w książce Sulińskiej wydaje się ważne, to fakt, że na tyle na ile było to możliwe, oddała głos samym sportowczyniom. To zatem one, po latach, mogły spojrzeć na przeszłe czasy i je skomentować ze swojej perspektywy. Żadne inne spojrzenie nie byłoby tak przepełnione emocjami (z których większość przez lata niewiele zmalała), ale i tak dobrze nie oddawałoby klimatu tamtych czasów i absurdu wielu sytuacji. „Olimpijki” to także smutna opowieść o zapomnieniu – o upchanych głęboko w szufladach medalach i wybrakowanych informacjach dotyczących osiągnięć  sportowczyń na stronach internetowych czy kartach ksiąg, czasami też o zupełnym ich braku. To opowieść o tym, że w ustach i oczach wielu to męskie osiągnięcia były ważniejsze aniżeli kobiece, czasami nawet do tego stopnia, by naginać historię. To przestrzeń na wgląd w naszą dzisiejszą sytuację i znak zapytanie postawiony przy tezie, że wiele się zmieniło. Być może sprzęty są nowsze, bieżnie wygodniejsze, a stroje bardziej dostępne, ale czy w świecie, nie tylko sportowym, nadal nie zapomina się zbyt często o kobietach?

 

Femionteka objęła książkę matronatem!