TELEFON DLA KOBIET DOŚWIADCZAJĄCYCH PRZEMOCY

Телефон для жінок, які зазнають насильства

CZYNNY PONIEDZIAŁEK-PIĄTEK
OD 11.00 DO 19.00

Активний з понеділка по п’ятницю з 14:00 до 19:00

Szukaj
Close this search box.

Nic o nas bez nas | felieton Ewy Miniewicz

Graphic Design by Josh D. Jackson

Faktycznie, dla ogromnej ilości kobiet na świecie, Francuzek, Angielek, Amerykanek, Hiszpanek, czy Niemek to pieśń przeszłości, coś co nigdy nie wróci dzięki walce ich babek i matek. W ich krajach aborcja jest legalna na życzenie, nikt nie postawi wyżej płodu niż życia kobiety. Polki niestety nie należą do tego grona.

Obowiązująca w naszym kraju ustawa, szumie nazywana kompromisem, pozwala na legalne dokonanie aborcji tylko w trzech przypadkach: gdy ciąża zagraża życiu lub zdrowiu kobiety, gdy jest wynikiem czynu zabronionego, gdy płód jest ciężko i nieodwracalnie upośledzony. Mimo tych zapisów, ustawa jest notorycznie obchodzona przez lekarzy i polityków. Wszyscy słyszeli o sprawie Bogdana Chazana, który celowo i z premedytacją nie wskazał kobiecie noszącej ciężko upośledzone dziecko szpitala w którym mogłaby przerwać ciążę. Nie wszyscy natomiast słyszeli o radzie powiatu wołomińskiego, która uchwaliła swoją własną ustawę głoszącą, że klauzulą sumienia obejmuje się cały miejscowy szpital. W wielu polskich województwach aborcji się po prostu nie przeprowadza, bo ordynator wierzy w Boga, bo środowisko jest nieprzychylne, bo proboszcz krzywo patrzy, bo są różne naciski i lekarze dotychczas przeprowadzający aborcje po prostu się poddają presji spadającej na nich z każdej strony.

Wystające pod szpitalami antyaborcyjne pikiety bełkoczące coś o mordercach, trzymające transparenty z porozrywanymi płodami. Antyaborcyjne plakaty rozpowszechniające kłamliwe informacje, zapraszani do mediów prawicowi fundamentaliści i aktywiści anti-choice, pytający gdzie są feministki gdy chodzi o prawa maleńkiej dziewczynki w łonie, nazywający kobiety dokonujące aborcji morderczyniami, a lekarzy przerywających ciąże zabójcami – wszystko to dzieje się w Polsce nagminnie. Nikt nie sprawdza, czy podawane przez katolickich fundamentalistów informacje są prawdziwe czy nie. Nikt nie zwraca uwagi na język, którym się posługują, robiąc z zabiegu medycznego morderstwo, z tygodniowego płodu noworodka, z blastocysty dziecko, a z kobiety przedmiot.

Do tej pory jednak, mimo tych wszystkich przeszkód i złej woli wiadomych środowisk, kompromis obowiązywał, a ciążę z wielkim wysiłkiem, ale jednak, można było przerwać. Są to może ostatnie chwile tego luksusu. Luksusu samostanowienia dla kobiet, posiadania tej namiastki pewności, że jest się samodzielną istotą, mogącą wpływać na swój los i decydować o swoim życiu. Wkrótce znajdziemy się na równi pochyłej, z której nie będzie odwrotu, i zanim się obejrzymy odbiorą nam prawo do pracy i nauki, bo, jak mówiła Żmichowska, « Uczcie się, jeśli możecie; umiejcie jeśli potraficie i myślcie o tym, żebyście same sobie wystarczyły, bo w razie potrzeby nikt na was z opieką i wsparciem nie czeka.»

Lada moment w sejmie będzie głosowana ustawa zakazująca przerwanie ciąży z powodu nieuleczalnych i ciężkich wad płodu. W praktyce spowoduje to zmuszenie kobiet do noszenia i rodzenia dzieci ciężko chorych i upośledzonych, skazywania ich na życie w męczarniach i cierpieniu, w imię chorej moralności stawiającej płód ponad życiem kobiety. W ustawie proponowanej przez Kaję Godek wyraźnie jest napisane, że nie będzie mieć ona wpływu na budżet państwa, co dobitnie świadczy o tym, że pani Kaja nie jest zainteresowana bytem już narodzonych, ciężko chorych i upośledzonych dzieci. Nie chodzi jej o zapewnienie jak najlepszych warunków życia, możliwości rozwoju, przygotowania do życia i funkcjonowania w społeczeństwie. Na to trzeba pieniędzy i wielu lat ciężkiej pracy, na to pani Kaja nie ma czasu, poza tym nie jest to już tak spektakularne i widowiskowe jak pławienie się w glorii chwały osoby zatrzymującej falę mordów na dzieciach, no bo przecież aborcja brzmi tak neutralnie, kilka dobrze dobranych słów i od razu człowiek lepiej się prezentuje w oczach podatnych na manipulację ludzkich mas.

Ta ustawa jest szczególnie niebezpieczna, bo otwiera drogę do dalszego ograniczania, już i tak dość wątłych, praw kobiet w Polsce. Następnym krokiem będzie delegalizacja aborcji w przypadku czynu zabronionego, bo przecież to nie wina dziecka że się poczęło. Już w tej chwili jest to jeden z koronnych argumentów podnoszonych przez katolickich fundamentalistów w dyskusji na temat aborcji. Później następuje małe zapętlenie, i zazwyczaj pojawia się teza że przecież nie musi dziecka zatrzymać, może je zawsze oddać do adopcji. W całej tej dyskusji kobieta, jej doświadczenia, uczucia i pragnienia są kompletnie ignorowane, nawet jeżeli ciąża jest wynikiem gwałtu, kobieta traci jakąkolwiek podmiotowość, ponieważ na pierwszym miejscu stawia płód. Zarodek, blastocysta, jest ważniejszy od żyjącej, czującej istoty ludzkiej. Stąd już bardzo niedaleko do kompletnego zakazu i penalizacji aborcji, w najgorszym wariancie również karania kobiet za poronienie. Nigdy nie wiadomo przecież czy nie próbowały podstępnie zabić dzieciątka w łonie, wracając z pracy czy wchodząc po schodach do domu, bo pech chciał że mają mieszkanie na czwartym piętrze. Skończą się badania prenatalne, bo przecież zawsze jest te kilka procent ryzyka, że kobieta straci ciążę. Antykoncepcja prawdopodobnie również się skończy, bo to przecież grzech i dopust boży pozbawiać się świętej płodności.

To może brzmieć jak abstrakcja, jak jakiś kompletny absurd, jak kiepski żart który przecież nas nie dotyczy, ale jeżeli szeroko otworzymy oczy i rozejrzymy się dookoła to powinniśmy  sobie uświadomić, że to nie tylko nie jest żart, ale też bardzo prawdopodobny scenariusz na przyszłość. Kilka lat temu taki projekt ustawy był nie do pomyślenia. Rok temu wściekłe społeczeństwo zablokowało bestialskie zapędy Ordo Iuris, przerażona Beata Szydło odwoływała swoje haniebne słowa poparcia dla ich projektu. Dzisiaj nikt niczego nie odwołuje, a większość parlamentarna otwarcie mówi, że ustawę poprze, bo kto to widział żeby dzieci mordować w świetle prawa.

Dlatego trzeba bezwzględnie protestować, cały kraj powinien stanąć w obronie polskich kobiet. Powinny się zatrzymać pociągi i autobusy, powinny stanąć huty i elektrownie, gospodarstwa rolne powinny przestać pracować, piekarze powinni przestać piec chleb, lekarze i pielęgniarki powinni odejść od łóżek chorych.  W akcie sprzeciwu wszyscy powinniśmy wyjść na ulice i pokazać rządzącym że nie boimy się ich, ale że to oni powinni bać się nas. Powinniśmy w końcu się obudzić i zawalczyć o sprawiedliwość i równe traktowanie dla nas samych i dla przyszłych pokoleń, bo dziś być może jest na to ostatni moment. Nie dopuśćmy do tego, żeby słowa Boya – Żeleńskiego były dłużej aktualne, mam nadzieję, że widzimy się na protestach. I pamiętajcie: nolite te bastardes carborundorum.

 

Ewa Miniewicz

Polska Salwadorem Europy | Ewa Miniewicz

prosiak_schemat_kobiety
rys. Prosiak

Wczoraj polski sejm zdecydował o skierowaniu projektu całkowicie zakazującego aborcji do dalszych prac w komisjach. To nie jest żart. To się stało wczoraj. Żyjemy w XXI wieku, ale nasz rząd postanowił cofnąć nas w rozwoju społecznym o prawie dwieście lat, kiedy barbarzyńskie ustawy antyaborcyjne pokroju projektu fundacji Pro, Prawo do Życia obowiązywały w całej Europie.

Projekt, który został skierowany do dalszych prac sprowadza kobiety i dziewczynki do roli inkubatorów. Maszynek, rzeczy potrzebnych do produkcji dzieci. Inaczej się tego nazwać nie da. W myśl tego projektu nie jesteśmy ludźmi mogącymi decydować o sobie, a jedynie przedmiotami niezbędnymi do wydania na świat świętego życia. Nasze życie natomiast już nikogo nie obchodzi. Nie jest istotne, czy będziemy zdychać przy porodach, donaszać ciąże z gwałtu, czy nasze córki będą rodzić dzieci swoich oprawców pedofilów. Nikogo to nie obchodzi, tym, co obchodzi za to wszystkich jest mityczny, święty płód. Życie nienarodzone, poczęte, zygota bez mózgu i blastocysta. Aborcja to gwałt drugi raz zadany kobiecie, natomiast ciąża z gwałtu to cud i dar od Boga, bo przecież dzieciątko poczęte nikomu nic nie zrobiło. A ty, głupia szmato, co się dałaś zgwałcić – morda w kubeł, nikogo nie obchodzą twoje próby samobójcze czy depresja spowodowana zmuszeniem do porodu. Dziewczynki gwałcone przez pedofilów też będą rodzić, przecież wiadomo, że dziesięciolatki są doskonale przystosowane do porodów. Fizycznie i psychicznie. Poronienia? Proszę bardzo, już tam pan prokurator zdecyduje czy przypadkiem nie było wywołane celowo. Może ta suka specjalnie wchodziła po schodach, żeby poronić niewinne dzieciątko, słodkie i czyste w jej łonie, bo chciała robić karierę a nie zmieniać pieluchy.

Kierując tę ustawę do dalszych prac rząd pokazał, że zdrowie i życie kobiet ma gdzieś. Ta ustawa to prezent dla episkopatu i wyborców skrajnej prawicy. To też prezent dla gwałcicieli i pedofilów. Wiedząc, że w Polsce aborcja jest nielegalna, kobiety nie będą zgłaszać przestępstw na policję. Będą jeździć do Czech albo na Słowację. Oczywiście te, które na to stać. Inne będą chałupniczo próbować usunąć ciąże, trafiać do więzień lub umierać na rzeźniczych stołach. Do pełni szczęścia prawicowców i katolickich fundamentalistów brakuje jeszcze bezwzględnego zakazu antykoncepcji. Podejrzewam, że to już tylko kwestia czasu. Jakiś czas temu pisałam, że ta ustawa cofnie nas o 150 lat w rozwoju społecznym na tle państw europejskich.  Jestem wściekła. Podobnie jak setki tysięcy ludzi w Polsce. Współczuję kobietom, współczuje ich rodzinom. Bo ta ustawa nie uderza tylko w nas, kobiety. Uderza w naszych mężów, partnerów, w nasze rodziny. Uderza w uczciwych lekarzy. Niszczy podstawowe prawa człowieka, a na to nigdy nie można pozwolić. Dopóki się nie poddamy w naszej walce, jest szansa na zwycięstwo. A zatem walka trwa.

 

 

EwaMiniewiczEwa Miniewicz, studiuje kulturoznawstwo Stanów Zjednoczonych na UW. Feministka i ekolożka. Interesuje się literaturami światowymi oraz szeroko pojętą kulturą. Jej hobby to świat frankofoński, jazda konna i kupowanie dziwnych rzeczy. Lubi kartofle z twarożkiem.

 

28-30.09 Feminoteka: Pracownia rewolucyjnej twórczości – transparenty, szablony, hasła

14508612_1652612205049293_1410743589_nPrząśniczki się wkurzyły. Będziemy kląć i prząść – transparenty, hasła, banery, czapki, szaliki i inne niezbędne elementy na demonstracje.

Otwieramy przestrzeń Feminoteki dla wszystkich chętnych osób. Na miejscu część narzędzi jest, ale przynieście ze sobą co możecie: farby, tkaniny, wełny, cekiny, tamborki, pędzle i pomysły.

Jeśli nic z powyższych rzeczy nie macie, a chcecie razem pobyć, pogadać, wspólnie coś zrobić, to też można!

 

Pracowania otwarta w godz. 18.00-20.00

w dniach 28, 29 i 30 września (środa, czwartek, piątek)

Fundacja Feminoteka

ul. Mokotowska 29a, Warszawa

(wejście od Marszłakowskiej 32, w podwórze i iść do samego końca, szary budynek ze schodkami po dwóch stronach)

Jeśli będzie trzeba, będziemy ją otwierać częściej.

Organizujmy się! Dziś wszystkie jesteśmy siostrami!

#czarnyprotest #strajkobiet

Pracownia pod wodzą Anny Zajdel vel Atakamakata vel Anna Czeremcha

Koniec z naiwnością | Estera Prugar

macicaWiesz, że jest źle, ale gdzieś z tyłu głowy jednak wciąż myślisz, że jest to ten poziom abstrakcji, który nie ma szans, aby stać się rzeczywistością. Tłumaczysz sobie, że są rzeczy, które zwyczajnie nie mogą się wydarzyć, bo nie wierzysz, że istnieją ludzie, którzy do nich faktycznie dopuszczą. Mówisz o nadziei i szczerze ją masz. Wtedy przychodzi moment, w którym opadają ci ręce, dopada bezsilność, pojawia się smutek i lęk, a chwilę później przebłysk, że tym razem naprawdę trzeba uciekać. Z drugiej strony wciąż mam poczucie, że wyjazd nie rozwiąże problemu rozczarowania ludźmi.

23 września 2016 roku, po pierwszym czytaniu, polski Sejm odrzucił projekt ustawy komitetu “Ratujmy Kobiety”, który zakładał liberalizację prawa aborcyjnego. Jednocześnie, ten sam Sejm zagłosował za dalszymi pracami nad projektem zaostrzającym przepisy dotyczące aborcji. Projektem, który zakłada całkowity zakaz i kary za poddanie się zabiegowi. Projektem, który ingeruje w najbardziej intymne decyzje obywatelek tego kraju. Projekt, który sprawia, że kobiety tracą kontrolę nad swoim ciałem i życiem.

Powiedziano na ten temat wiele, argumentowano, wielokrotnie tłumaczono i wyjaśniano. Teraz nie chcę tego powtarzać. Chciałabym za to spróbować powiedzieć, jakie to uczucie usłyszeć dzisiejsze wiadomości:

Najpierw szok. Sprawdzenie kilku źródeł i upewnienie się, że to nie pomyłka. Chwilę później myśl, że trzeba było wyjeżdżać, kiedy miałam to w planach. A już w następnym momencie obezwładniające uczucie, że przed tym rozczarowaniem nie da się uciec. Poczułam smutek i niesprawiedliwość – poczułam się oszukana. Po raz pierwszy w życiu decyzje podjęte przez Rząd odebrałam jako personalny atak na siebie i moje życie. Bez względu na racjonalizowanie i świadomość, że jeszcze nic nie jest przesądzone, a walka o prawa kobiet się nie skończyła, poczułam realne zagrożenie, które spadło dzisiaj na wszystkie z nas – bez względu na poglądy, przekonania czy wiarę. Zastanawiając się nad tym, jak ktoś mógł dopuścić do tej sytuacji; przypomniałam sobie wszystkie komentarze i obelgi, jakie czytałam lub słyszałam pod adresem osób popierających PRAWO do aborcji… Tu pojawiło się obrzydzenie. Wypowiedzi ludzi, których traktowałam jako sfrustrowanych, zaślepionych nienawiścią oraz głupotą “internetowych trolli”, nagle okazały się ogólnie przyjętą prawdą, zgodnie z którą dzisiaj piszę te słowa, jako morderczyni nienarodzonych dzieci.

Niewiarygodne. Niewyobrażalne. Straszne.

Emocje opadają, wraca równowaga i po jakimś czasie znowu pojawia się przekonanie, że przecież trzeba walczyć dalej. Rodzi się też myśl, że może to jest alarm, który obudzi wszystkich tych, którym do tej pory wydawało się, że problem ich nie dotyczy. Mimo, że czuję się, jak dziecko, które zrozumiało nagle, że Święty Mikołaj nie istnieje i przez tak długi czas dawało się zwyczajnie oszukiwać; przecież wiem, że teraz nie można się poddać.

Dla mnie skończyła się dzisiaj naiwna wiara w to, że istnieją scenariusze, które po prostu nie maja prawa się wydarzyć. Przyszedł moment, aby zrozumieć, że to nie jest zabawa i mówienie dla mówienie. Kiedy nie wolno zakładać, że “i tak nie uchwalą, bo to byłoby zbyt ryzykowne”/ “nie uchwalą, bo przecież nie mogą tego zrobić”. To jest ten moment, kiedy wszystkie i wszyscy powinniśmy spojrzeć na to, co dzieje się w Polsce i uświadomić sobie, że nie stało się to nagle i bez przyczyny – zaczynając od tej: ktoś nie poszedł na wybory, ktoś inny zagłosował, a wszyscy ponosimy teraz tego konsekwencje; a było ich wiele więcej. Podobno najciemniej jest zaraz przed świtem, dzisiaj mówię sobie “oby”, bo nie mam czelności na “mam nadzieję”…

 

Estera Anna Prugar – felietonistka i dziennikarka muzyczna, aktualnie związana z magazynem PRESTO i radiem Medium Publiczne. Feministka; studiowała Socjologię Stosowaną i Antropologię Kultury.

#TwoWomenTravel – tweetując o aborcji

Źródło tekstu i zdjęć: BBC

 

#TwoWomenTravel – tweetując o aborcji

Opis ich konta na Twitterze jest prosty; „Dwie kobiety, jeden zabieg, 48 godzin z dala od domu”. Ale ponad 40 000 tweetów na temat ich podróży pokazało o wiele bardziej złożoną debatę.

Konto @TwoWomenTravel zostało założone w sobotę przez dwie Irlandki, z których jedna była w ciąży. Udokumentowały na nim swoją podróż z Irlandii do Wielkiej Brytanii w celu aborcji.

W Irlandii aborcja jest nielegalna, z wyjątkiem sytuacji zagrożenia życia matki. Według Ministerstwa Zdrowia Wielkiej Brytanii ponad 165 000 kobiet z Irlandii odwiedziło Wielką Brytanię w celach aborcyjnych między 1980 a 2015 rokiem.

W przypadku „Two Women Travel” podróż rozpoczęła się we wczesnych godzinach porannych w ubiegłą sobotę.

podroz1
#twowomentravel wchodzimy do samolotu, jest chłodno. @EndaKennyTD

 

Od samolotu, po taksówki i poczekalnie.

 

_90878726_3dcfaeea-3bad-4959-8a1d-0e6e152ff60e
Teraz w poczekalni, ciężkiej od zapartych tchów. @EndaKennyTD gdyby realia były inne mogłybyśmy być w domu przed południem. #twowomentravel

 

Kobiety, które nadal pozostają anonimowe, bezpośrednio zwracały się do premiera Endy Kennyego używając hasztaga #twowomentravel („#podróżdwóchkobiet”). Podkreśliły, że ich podróż to nie jest odosobniony przypadek.

podroz 3
Solidaryzujemy się ze wszystkimi kobietami zesłanymi na wygnanie przez @EndaKennyTD, jego poprzedników, jego popleczników. #twowomentravel. / treść notatki na zdjęciu: „Udajemy się w tę podróż w nieugiętej solidarności ze wszystkimi naszymi irlandzkimi siostrami, które odbyły ją przed nami.”

Po tym jak setki użytkowników wyraziło swoje wsparcie dla kobiet, ich działanie zyskało uwagę niektórych sław np. od komika i prowadzącego znany program „Late Late Show” Jamesa Cordena.

podroz 4
Dziś dwie kobiety odbywają podróż, ale nie jesteście w tym same. Wiele osób was wspiera.

Mimo milczenia ze strony premiera, irlandzki minister zdrowia Simon Harris publicznie podziękował im za „podzielenie się historią, która dotyczy wielu kobiet”.

blalba

To nie pierwszy raz kiedy irlandzkie prawo anty-aborcyjne zyskuje uwagę mediów. W 2012 roku Savita Halappanavar zmarła na skutek poronienia po tym jak odmówiono jej aborcji. Jej mąż był przekonany, że jej życie udałoby się uratować gdyby wykonano aborcję, o którą wcześniej poprosiła. Liczący 257 stron raport na temat jej śmierci wykazał, że przegapiono wiele kroków, które mogły uratować jej życie.

Po śmierci Halappanavar wprowadzono poprawkę, która zezwala na aborcję w przypadku zagrożenia życia matki, wliczając w to ryzyko samobójstwa.

#TwoWomenTravel to także nie pierwszy przypadek kiedy Irlandki korzystają z Twittera by zwrócić się do Endy Kennyego w sprawie praw aborcyjnych. W 2015 popularność zdobył hasztag #repealthe8th (#uchylcie8) odnoszący się do ósmej poprawki do irlandzkiej konstytucji, która zrównuje życie matki i życiem płodu, kompletnie delegalizując aborcję. Kobiety tweetowały wtedy o swoich miesiączkach by zwrócić uwagę na restrykcyjność praw aborcyjnych.

Tym także hasztagiem #repealthe8th i wezwaniem do zmiany prawa zakończyły swoją podróż Irlandki.

podroz 4
„Każdego dnia co najmniej 12 irlandzkich kobiet jest zsyłanych na przymusową emigrację do brytyjskich klinik by uzyskać dostęp do aborcji. Te kobiety wybierają aborcję, ale nie wybierają z własnej woli poczucia wstydu, tajemnicy, paniki i winy, które powoduje podróż poza granice ich własnego kraju.

Chciałyśmy podzielić się codziennością tej sytuacji – chciałyśmy ją pokazać taką, jaka jest; ciąg poczekalni, transport… monotonia wydłużona nadanym piętnem. Bez filtrów, bez monologów, tylko fakty.

Musiałyśmy odbyć tę podróż ponieważ nasz rząd wciąż udaje, że to się nie dzieje. Przeciwstawiamy się ignorowaniu nas przez irlandzki rząd i przeciwstawiamy się unikaniu tego dialogu przez naszego premiera Ende Kennyego. Zrobiłyśmy to by pokazać realia tej podróży naszym siostrom, matkom, bratom, ojcom, przyjaciołom, znajomym i kompletnie nieznanym nam osobom. Wszyscy oni wykazali więcej empatii, wsparcia i akceptacji niż nasz własny rząd.

Nasza podróż kończy się dziś, ale walka o naszą wolność reprodukcyjną nie ustanie. Mamy nadzieję, że wylew publicznego wsparcia jaki otrzymałyśmy zachęci więcej kobiet by dokumentować swoje doświadczenia, pokazywać ten problem i wspólnie z nami walczyć o kontrolę nad naszymi własnymi ciałami.

Dziękujemy Wam wszystkim z głębi serc.

Solidarne z Wami,
T.W.T”

 

Tłumaczenie i opracowanie: Gosia Żurowska

Korekta: Klaudia Głowacz

Miniewicz: Rozważania na temat aborcji

Rozważania na temat aborcji – felieton Ewy Miniewicz

Autorka: Ewa Miniewicz

Źródło obrazka: www.aborcja.edu.pl

aborcja

Kiedy zaczynałam czytać „Ginekologów” Jurgena Thorwalda, nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak aktualne będzie przesłanie tej książki. Autor opisując dzieje ginekologii, opowiada zarazem dzieje piekła kobiet. Łamanie spojenia łonowego przy cesarskim cięciu, palenie na stosie za podanie środka łagodzącego ból przy porodzie czy wycinanie łechtaczki, to tylko niektóre z setek praktyk przeprowadzanych na kobietach. Mając w pamięci niedawne przypadki związane z użyciem kleszczy czy wyciskaniem dziecka z brzucha matki łokciem, trudno mi uwierzyć, że żyję w XXI wieku, a nie w pomroce dziejów opisywanych przez Thorwalda, ale to temat na osobny artykuł. To co jest najistotniejsze dzisiaj, w tej właśnie chwili, to prawo do aborcji. Prawo które jest i tak ograniczone, może zostać nam kompletnie odebrane w imię walki o tzw. „życie nienarodzone.” W myśl projektu obywatelskiego fundacji Pro, Prawo do Życia, płód, będzie lepiej chroniony niż kobieta, od której de facto zależy życie tego płodu. Nieludzkie, potworne prawo zmuszające kobiety do porodów za wszelką cenę. Prawo, w myśl którego kobieta po poronieniu mogłaby być skazana na karę więzienia, bo niedostatecznie uważała w ciąży. Prawo zmuszające rodziców do obserwowania agonii ciężko chorego dziecka. To wszystko w imię katolicyzmu i obrony nienarodzonego życia.

Gdyby została przegłosowana, ta ustawa nie tylko kompromitowałaby nas w oczach krajów zachodnich, ale również cofałaby Polskę w rozwoju społecznym do połowy XIX wieku. Wtedy restrykcyjne ustawy aborcyjne obowiązywały w całej Europie oraz Stanach Zjednoczonych. W Wielkiej Brytanii, za dokonanie aborcji groziło więzienie o zaostrzonym rygorze z dożywociem włącznie. Aborcja była całkowicie zakazana, również w przypadku gwałtu oraz zagrożenia życia matki. Był rok 1861. Mało tego, wraz z wejściem ustawy w życie, niektórzy mieli pomysły zakazania rutynowych badań ginekologicznych – aby nie dopuścić do wdania się śmiertelnych infekcji. Kuriozalne jest to, że ten zapis podtrzymywano jeszcze 150 lat po wprowadzeniu aseptyki. Oczywiste jest to, że za restrykcyjnym prawem stało nauczanie kościołów chrześcijańskich. Od setek lat stały one obok państw, sącząc w nie swoje nauczanie. Nic dziwnego, że w końcu w kodeksach prawa świeckiego znalazło się miejsce dla świętej prokreacji. Tym, co zmieniło oblicze brytyjskiego prawa aborcyjnego jest sprawa Milly Brown.

Milly Brown była czternastoletnią dziewczynką, brutalnie i zbiorowo zgwałconą przez brytyjskich gwardzistów. Dziecko trafiło na komisariat, pod opiekę jednej z pierwszych londyńskich policjantek – inspektor Lillian Wyles. Zawiozła ona dziewczynkę na obdukcję, podczas której lekarz stwierdził obrażenia pochwy oraz duże ilości spermy. Kilka tygodniu później okazało się, że Milly jest w ciąży. Postawiło to dziewczynkę pod ścianą. Jej rodzice, traktując aborcję jak coś nieczystego, doszli do wniosku, że innej drogi nie ma. Zaczęła się tułaczka po lekarzach. Jeden twierdził, że aborcja spowoduje u Milly chorobę psychiczną. Inny z kolei uważał, że może nosić pod sercem premiera, którego Anglii nie wolno odebrać. Dopiero na samym końcu rodzice Milly dowiedzieli się o dr Joan Malleson. To właśnie ona skierowała Milly do doktora Alecka Bourne’a. Aleck Bourne był znanym i świetnym lekarzem ginekologiem, również zaangażowanym w ruch na rzecz zniesienia prawa antyaborcyjnego. Doktor Bourne zgodził się na wykonanie zabiegu aborcji, chciał również przed procedurą sprawdzić, jakie może mieć następstwa. Przez cały okres pobytu w szpitalu Milly była bardzo pogodna. Tak pogodna, że Bourne nawet rozważał przecenienie skutków psychicznych gwałtu. Jednak gdy chciał przeprowadzić badanie rozmazu z pochwy, Milly dostała niekontrolowanych spazmów. To ostatecznie przekonało Bourne’a, że trzeba przeprowadzić aborcję. Było to wydarzenie bez precedensu, ponieważ w całej Europie ani Stanach Zjednoczonych nie znalazł się lekarz, który otwarcie złamałby obowiązujące antyaborcyjne przepisy. Jak można się domyślać, Aleck Bourne został oskarżony o dzieciobójstwo, lecz po głośnym procesie został uniewinniony. Był to rok 1938. To wydarzenie walnie przyczyniło się do liberalizacji brytyjskich przepisów aborcyjnych w latach szesćdziesiątych.

Patrząc na całą tę historię nie sposób nie odnieść się do Polski. Czy historia Agaty nie jest wierną kopią historii Milly, z tą jedną różnicą, że wydarzyła się w XXI wieku? Należałoby zadać sobie pytanie, czy rzeczywiście chcemy kraju, w którym czternastoletnie dziewczynki zmuszane są do porodu za wszelką cenę? Czy chcemy żyć w kraju, który w obliczu traumy jaką jest gwałt zmusza kobietę do donoszenia ciąży? Wreszcie, czy chcemy żyć w kraju, który nie szanuje zdrowia i życia kobiet, stawiając ponad nimi dobro płodu? Niech każdy i każda z Was zastanowi się dobrze nad odpowiedzią, bo od tego zależy przyszłość praw reprodukcyjnych w naszym kraju. Oby była.

 

Korekta: Klaudia Głowacz

PRO. Odzyskajmy prawo do aborcji – dyskusja podczas Akademii Feministycznej.

Wieczorem 20 października 2015 w siedzibie Feminoteki odbyła się pierwsza po letniej przerwie Akademia Feministyczna. Tym razem pretekstem do spotkania było wydanie przez Krytykę Polityczną książki Kathy Pollitt pod tytułem „PRO. Odzyskajmy prawo do aborcji”. O książce dyskutowały Anka Grzywacz i Karolina Więckiewicz z Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, czyli ekspertki w dziedzinie aborcji.

 

Obie gościnie zgodnie podkreślały, że książka może wnieść powiew świeżości do środowiska pro choice w Polsce, które jest ewidentnie zmęczone brakiem możliwości poprawy sytuacji, czy wręcz ciągłym zmaganiem się z próbami wprowadzenie prawa całkowicie zakazującego aborcji. Anka Grzywacz zauważyła, że efektem długotrwałego dyskutowania z przedstawicielami środowisk konserwatywnych jest zejście do tego samego poziomu, czyli używanie konserwatywnych argumentów (np. wartościowanie wyboru kobiety w zależności od sytuacji – aborcja z przyczyn ekonomicznych jest nie do przyjęcia, ale usunięcie ciąży będącej wynikiem gwałtu jest już akceptowalne). Dzięki książce mamy możliwość odświeżyć myślenie i wyjść ze schematów. Grzywacz podkreśliła też, że elementarną kwestią jest ponowne zaufanie kobietom. Brak zaufania, przejawiający się min. wartościowaniu decyzji kobiet, jest tak naprawdę odebraniem im prawa do decydowania. Innym aspektem dostosowania się do konserwatywnego dyskursu jest wtłoczenie kobiet w schemat aborcji, jako przeżycia strasznego – a co za tym idzie rzadkiego i złego. Autorka książki proponuje postrzeganie aborcji, jako jednej z metod planowania rodziny – co jak zauważyły ekspertki, jest niemożliwe, jeśli się ją stygmatyzuje.

 

Wątkiem, na który prelegentki zwróciły szczególną uwagę w książce było demaskowanie motywacji przeciwników aborcji. Autorka przedstawia ciekawą pespektywę, która może pomóc w obalaniu konserwatywnych argumentów. Przeciwnicy aborcji nie dążą do ograniczania liczby wykonywanych zabiegów. Nie podejmują działań z zakresu edukacji seksualnej i nie zwiększają dostępu do środków antykoncepcyjnych. Zamiast tego zdają się nie zauważać, że stosunki seksualne nie są podejmowane w większości przypadków w celach stricte reprodukcyjnych. Przeciwnicy aborcji nie chronią też życia ludzkiego, a wręcz pozbawiają kobiety podstawowych praw człowieka . Są one dla nich nie ludźmi, a miejscem rozwoju płodu. Odgrywają role bohaterek tylko do czasu urodzenia dziecka. Tymczasem kobiety często podejmują decyzję o aborcji, aby chronić byt swoich przyszłych, bądź już urodzonych dzieci. Aborcja nie jest przeciwstawna macierzyństwu, jak twierdzą jej przeciwnicy. Często jest też tak  – jak podkreślały ekspertki – podobnie w USA jak i w Polsce, że pewnym kobietom pozwala się mieć dzieci (mowa tu o białych, wykształconych kobietach), a innym już nie (np. biednym, imigrantkom, kobietom o innym niż biały kolorze skóry). Docieramy w tym momencie do sedna problemu – ludzie, którzy nazywają się obrońcami życia, są tak naprawdę osobami, które chcą kontrolować kobiety, odbierając im podmiotowość i prawo do decydowania o własnym ciele.

 

Po wystąpieniu prelegentek wśród uczestniczek i uczestników zebrania, rozgorzała dyskusja na temat przyczyn wprowadzenia obecnie obowiązujących przepisów antyaborcyjnych w Polsce oraz tego, jak sytuacja wyglądała przed ich wprowadzeniem. Na pytanie publiczności o następne planowane działania środowiska feministycznego w walce o prawo do aborcji, prelegentki zasugerowały przeczytanie książki Kathy Pollitt i czerpanie z niej inspiracji. Być może przyszedł czas na to, żeby wyzwolić się z konserwatywnego schematu, i zamiast PRO CHOICE zacząć określać ruch zgodnie z tym, czym jest, czyli PRO ABORTION.

 

Aleksandra Kołeczek

aktywistka, wolontariuszka Feminoteki