TELEFON DLA KOBIET DOŚWIADCZAJĄCYCH PRZEMOCY

Телефон для жінок, які зазнають насильства

CZYNNY PONIEDZIAŁEK-PIĄTEK
OD 11.00 DO 19.00

Активний з понеділка по п’ятницю з 14:00 до 19:00

Szukaj
Close this search box.

„Świat bez kobiet” Agnieszki Graff | recenzja

Świat bez kobiet. Płeć w polskim życiu publicznym

Autorka: Agnieszka Graff

recenzuje: Małgorzata Kaczmarek

Jestem niewiele starsza od pierwszego wydania  „Świata bez kobiet”. Teksty Agnieszki Graff pozwalają mi zrozumieć od czego wszystko się zaczęło. Jak przez laty budowany był patriarchat w Polsce, jak politycy dokładając kolejne cegły spychali kobiety na margines życia publicznego.

W książce przede wszystkim dużo jest subtelności, słów, sprytnych przeinaczeń, gestów, które kreowały  rzeczywistość w taki sposób, że to mężczyzna ma władzę, kobieta jest, a i owszem, ale zdyscyplinowana, oddana bezgranicznie obowiązkom domowym i naturalnemu matczynemu powołaniu . Dzisiaj zjawisko trywializowania kobiet jest jak najbardziej aktualne. Obecnie mówimy na to „dziaderstwo”. Jak trafnie podsumowała to Paulina Młynarska w jednym ze swoich postów „Tacy właśnie są dziadersi: tzw. „kwestie kobiece” są dla nich tak błahe, tak drugorzędne, że w sumie nie warte głębszej refleksji. Rzuca dziaders, jeden z drugim, że legalna aborcja to kaprys „na pstryk”, że w sumie to kompromis mu pasował. I zadowolony. Wiadomka, jego to nie dotyczy”. Rebecca Solnit w swojej książce użyła także po raz pierwszy słowa: mansplaing czyli pewien wzorzec zachowania w naszej kulturze- systemowe znieważanie i przeoczenie wiedzy, doświadczenia i głosów kobiet. Bazuje na założeniu, że mężczyźni po prostu wiedzą lepiej , ze względu na sam fakt , że są mężczyznami.

To że dzisiaj operujemy takimi pojęciami jak dziaders czy mansplaing świadczy, że zwiększa się świadomość wśród kobiet. 20 lat temu w Polsce nikt o tym nie mówił. Zaczęła o tym mówić dopiero Agnieszka Graff. Jej „Świat bez kobiet” to lekcja historii, której nikt nie opowiedział mi w liceum. A jak wiadomo – ci, którzy nie znają swojej historii skazani są na jej powtórzenie. Smutna jest to książka, bowiem 20 lat od jej wydania sytuacja Polek nie uległa poprawie. Rząd planuje wypowiedzieć Konwencję Stambulską, gwarantującą kobietom pomoc w przypadku przemocy domowej, seksualnej, ekonomicznej …  Taka pomoc jest kluczowa, niemal 90 procent Polek doświadczyło jakiejś formy przemocy seksualnej. Ponad 20 procent – gwałtu. Kobiety w Polsce zarabiają średnio 17-20% mniej za pracę na tym samym stanowisku. 28% osób w sejmie RP to kobiety. Polska zalana jest fanatycznymi bilbordami z płodami. Rzekomy „kompromis” aborcyjny uległ zaostrzeniu. Ostatnimi dniami prezes partii rządzącej w wywiadzie przyznał: „Ale też wiem, że są ogłoszenia w prasie, które każdy średnio rozgarnięty człowiek rozumie i może sobie taką aborcję za granicą załatwić, taniej lub drożej.” Warto by więc zadać sobie pytanie- po co przywództwu  było to wszystko? I tutaj idealnie wpasowuje się fragment książki Graff: „A teraz powiem coś, co może was zdziwić, a nawet oburzyć. Nie o płody i nie o kobiety tu chodzi. Chodzi o władzę, o prawo do decydowania o zbiorowej tożsamości Polaków i o miejsce Polski w świecie. Ten wyrok i język, którym napisano uzasadnienie, ostatecznie wypisuje nasz kraj z kręgu współczesnej cywilizacji europejskiej- i moim zdaniem taki właśnie był zamysł”.

Książka Graff daje mi, młodej feministce, potężna dawkę wiedzy na temat równouprawnienia (oraz jego braku) i uważam, że powinna znaleźć się w domu każdej z moich koleżanek. Felietony napisane są żartobliwie, nieraz z ironią, przekornie. Książka głównie skupia się na roli kobiet na arenie politycznej. Dzisiaj uważam ze feministyczny must have literacki musiałby poszerzyć zakres. Bowiem przed nami długa droga i wiele bitew do stoczenia. 

Stracona niewinność… recenzja „Wonder Woman”

wwposterWonder Woman

Reżyseria: Patty Jenkins

Chiny, Hongkong, USA 2017

Recenzuje Izabela Pazoła

 


Wonder Woman jest kultową komiksową bohaterką, lecz nakręcenie filmu o walecznej księżniczce Amazonek było nie lada wyzwaniem, przed jakim stanęła reżyserka Patty Jenkins. Diana, czyli tytułowa Wonder Women od 1941 roku stanowi wzór dla kolejnych pokoleń czytelniczek oraz czytelników komiksów. Niosąca pokojowe przesłanie wojowniczka jest najsłynniejszą kobiecą superbohaterką.  Jej twórcą był pisarz, psycholog i feminista William Moulton Marston. Od samego momentu powstania, towarzyszyły komiksowi  zmiany społeczne, które sprawiły, że kobiety przestały być jedynie dodatkiem, a w zamian za to stawały się równorzędnymi postaciami – stąd pojawił się pomysł na kobiecą silną postać. Kolejne komiksy z tej serii, powstawały od 1986 roku pod okiem Triny Robbins, ikony ruchu feministycznego.

            Główna bohaterka, księżniczka Diana, żyje wśród Amazonek – mitycznych wojowniczek, które pomogły Zeusowi w pokonaniu jego syna Aresa. Ich życie na rajskiej  greckiej wyspie Themiscyrze, zakłóca jednak pojawienie się brytyjskiego szpiega Steve’a Trevora (Chris Pine), który opowiada im o Wielkiej Wojnie, która od czterech lat nęka jego świat. Diana, sprzeciwiając się matce, postanawia pomóc ludzkości i wyrusza w podróż, by stanąć do walki w świecie ludzi z bogiem wojny – Aresem. Z rajskiej wyspy przedostaje się do Europy w roku 1918, do świata zdewastowanego wieloletnią wojną, zadymionego i zanieczyszczonego Londynu. Na miejscu przekonuje się jednak, że nic nie jest takie proste i jednoznaczne. Już sam fakt z kim przyjdzie ratować jej świat, budzi jej zdziwienie. Na ekranie towarzyszy jej bowiem szpieg, który sam mówi, że żyje z kłamstwa. Do tego niespełniony arabski aktor, będący ofiarą uprzedzeń, szkocki snajper, skrywając głęboką traumę i indiański przemytnik, świadomy, że za okrutny los jego rodaków odpowiedzialni są jego obecni mocodawcy i sojusznicy. Diana z idealistki nie zamienia się wprost w cyniczną realistkę, ale dojrzewa, by zrozumieć, że świat nie jest czarno-biały. Traci niewinność, dojrzewa, by móc stawić czoło wrogom, lecz nadal pozostaje wierna swoim poglądom. Zasady, w których została wychowana, dają jej siłę, by walczyć o sprawiedliwość.

„Wonder Woman” to film feministyczny, ale nie jest to feminizm naiwny. Gal Gadot  gra dobrze i tak jak Patty Jenkins rozumie, że Diana jest wojowniczką, ale walczącą o pokój. Promieniuje z niej miłość oraz współczucie tak ważne dla tej komiksowej bohaterki. Aktorka potrafi pokazać jej zagubienie, ale mimo że nie wie wielu rzeczy, nie wychodzi na idiotkę. Nie jest też tylko pionkiem w rękach scenarzysty, a pełnokrwistą postacią, decydującą o swoim losie. Do tego wszystkiego dochodzi chemia pomiędzy nią a Chrisem Pine’em, która jest wręcz niezwykła jak na film o komiksowych bohaterach.

Duże znaczenie ma przy tym fakt, że to pierwszy superbohaterski film z kobietą w roli głównej, na dodatek przez kobietę wyreżyserowany. Nieważne, że akcja toczy się sto lat temu – ta Wonder Woman odgryzłaby się Trumpowi za seksistowskie żarty, a podczas protestów kobiet stałaby w pierwszym szeregu. Jest niezależna, silna, pewna siebie, świadoma swojej kobiecości. Wierzy w triumf sprawiedliwości. I nawet jeśli długo zmaga się z próbami zrozumienia reguł rządzących ludzkim światem lub relacjami damsko-męskimi (wszak przybyła z mitycznej wyspy), to żarty nigdy nie zmieniają jej w głupiutką, nieogarniętą panienkę.

Reżyserka Patty Jenkins zgrabnie i nienachalnie przemyciła do swojego filmu pytania o prawa kobiet, równość płci i dialog społeczny, jednocześnie nie tworząc zero-jedynkowego manifestu feministycznego. Samo wyposażenie Wonder Woman jest symboliczne. Bransolety, które odbijają pociski, to symbol wcześniejszej władzy mężczyzn. Złoty pas z kolei symbolizuje kobiecą supremację, podobnie jak lasso, które sprawiało, że każdy pod jego wpływem mówił prawdę. Wszystko jest pokazane z wyczuciem i kunsztem wprawnego obserwatora, kobiecego obserwatora. Do tego reżyserka zabiera nas za kulisy funkcjonowania Imperium Brytyjskiego w czasach  I  Wojny Światowej. Pojawia się miejsce na rozważania o okrucieństwie wojny, którego głównym symbolem w filmie jest gaz musztardowy.  Przez większą część filmu Jenkins docina facetom i pokazuje środkowy palec patriarchatowi. Pozwala Steve’owi chwalić swoje przyrodzenie, które jest „powyżej przeciętnej”, a potem Dianie powiedzieć, że „mężczyźni są niezbędni do prokreacji, ale beznadziejni w dawaniu cielesnej przyjemności”.

            Posągowa Gal Gadot w roli wojowniczej Amazonki Diany i reżyserka Patty Jenkins (m.in. „Monster”), nie tylko wynagrodziły nam bardzo przeciętne poprzednie filmy z serii DCEU, ale w dodatku przygotowały obraz, który według mnie broni się sam. Odtwórczyni głównej roli idealnie uchwyciła naiwność i niewinność swojej bohaterki, która zderzyła się z twardymi realiami  I Wojny Światowej, która miała zakończyć wszystkie wojny. To pierwszy od lat blockbuster, który w centrum stawia kobietę, a w obsadzie znalazło się wielu przedstawicieli mniejszości rasowych. Główna akcja filmu osadzona została w dodatku w czasach, gdy ludzkość zaczynała dopiero dojrzewać do tego, by kobiety miały równe prawa.  Zamiast moralizować na siłę „Wonder Woman”  zrywa ze schematami. Do tej pory świat ratowali wyłącznie biali mężczyźni a kobiety były dla nich w najlepszym wypadku tłem, a w najgorszym – trofeum. Tutaj jest inaczej.

„Nakarm mnie” | recenzja książki Julity Strzebeckiej.

okladka nakarm mnie

Nakarm mnie

Autorka: Julita Strzebecka

Wydawnictwo Replika, 2017

Recenzuje: Izabela Pazoła

 

To debiutancka książka autorki, opowiadająca o zmaganiu się ze ludzką słabością – objadaniem, dodajmy chorobliwym prowadzącym do megaotyłości.. Trudno jest samej podjąć decyzję i rozpocząć nierówną walkę o swoje zdrowie nie mając żadnego wsparcia. To czeka Joannę. Główną bohaterkę poznajemy już jako osobę otyłą, przyczyną był rozwód. Doprowadził ją on do niepohamowanego obżarstwa by zatopić smutki w cukrze i zapomnieć o tym co było, a czego już nie ma.. Obecnie waży ponad 140 kg. Dzięki kilku zbiegom okoliczności uświadamia sobie, że nie może dalej tak żyć. Postanawia zawalczyć. Spotyka na swej drodze Wiktora, lekarza bariatrę, który nie jest tym za kogo się podaje i głównej bohaterce oprócz walki z nadwagą przyjdzie walczyć i o swoje życie..
Lekarz początkowo ukrywa swoje preferencje, należy on do specyficznej grupy społecznej zwanej feedersami a po polsku wypasaczami, tuczycielami, dokarmiaczami. Traktują oni kobiety jak przedmioty – nośniki fetyszu, jakim jest tłuszcz. Manipulują nimi, czynią z nich kaleki, a wszystko po to, żeby zaspokoić własne potrzeby.  Relacja między wypasaczem (feeder) a dokarmianą (feedee) przypomina relację hodowcy zwierząt rzeźnych ze swoimi podopiecznymi. Tuczona kobieta jest atrakcyjna o tyle, o ile stale przybiera na wadze, stając się zlepkiem tłuszczu i mięsa – tak najczęściej widzi ją oprawca.. Choć dokarmiacze z reguły zapewniają o swoich uczuciach, trosce i potrzebie bezustannej opieki nad swoją otyłą wybranką, to trudno uznać tę relacje za miłość. Moment, w którym dokarmiana traci na wadze, oznacza często koniec relacji z dokarmiaczem, taka kobieta zostaje wtedy zostawiona sama sobie i może odczuwać objawy jak osoba uzależniona po odstawieniu uzależniacza.

Istnienie feedersów czyli osób, szukających ofiar, które następnie stają się dla nich ludzkim materiałem do tuczenia poruszyła mnie. Do tej pory nie byłam świadoma istnienia takiego stanu rzeczy, a także działań, które się z nim wiążą, czyli uzależniania swojej feedee od siebie, manipulowania emocjami i psychiką oraz wykorzystywania jej niskiego poczucia własnej wartości, by wzbudzić poczucie winy, a tym samym zmusić ją do jedzenia.    Debiutancka powieść Julity Strzebeckiej niewątpliwie szokuje i zmusza do wielu smutnych refleksji. Książka porusza bardzo ważny i wciąż mało znany temat dotyczący pewnej grupy społecznej zwanej feedersami, którzy ekscytują się w chorobliwym dokarmianiu kobiet. Zmuszanie kobiet, obezwładnianie ich psychiczne, uporczywa niby troska i ciągłe dokarmianie swoich wybranek to codzienność feedersów, której nikt o zdrowych zmysłach nie jest w stanie zrozumieć.

Książka ostrzega przede wszystkim przed tym, że otyłość to choroba, która jeśli jest zaniedbana może doprowadzić do wielu tragedii, a nawet i śmierci. Warto o tym pamiętać i przestrzegać wszelkich zdrowych i normalnych zasad nie tylko żywienia, ale i ogólnie życia.

Pokot, reż Agnieszka Holland | recenzja Joanny Czubaj

pokotPokot

reż. Agnieszka Holland

Czechy, Niemcy, Polska, Szwecja 2016

recenzja: Joanna Czubaj

 

Pojedziemy na łów, na łów, towarzyszu mój…

Od samego początku było wiadomo, że z połączenia Agnieszki Holland i Olgi Tokarczuk musi wyjść coś wyjątkowego. Właśnie w taki sposób narodził się „Pokot”, film na podstawie powieści „Prowadź swój pług przez kości umarłych”. I od samego początku budzi bardzo wiele bardzo skrajnych emocji.

Zacznijmy od początku: jest to historia Janiny Duszejko, a raczej po prostu Duszejko, która nie lubi swojego imienia, kiedyś budowała mosty w Syrii, a na emeryturze osiadła w Kotlinie Kłodzkiej i uczy dzieci angielskiego. Mieszka na uboczu, za towarzystwo mając głównie dwie suki. Zajmuje się astrologią, rozmawia ze zwierzętami, żyje w zgodzie z naturą – i w jako takiej niezgodzie z miejscowymi myśliwymi. Więc kiedy myśliwi i kłusownicy zaczynają ginąć w podejrzanych okolicznościach, bohaterka bez skrupułów natychmiast zakłada, że oto wreszcie morderców spotkała kara.

Przez umieszczenie Duszejko w centrum opowieści nietrudno jest odnieść wrażenie, że oto próbuje się nas przekonać do dość kontrowersyjnej idei – że zwierzęta nie tylko powinny być traktowane z szacunkiem i nie być wykorzystywane do celów człowieka, ale wręcz powinno się je z człowiekiem stawiać na równi. I o ile większość ludzi chętnie przytaknie tej pierwszej części, bo ostatecznie niewielu jest takich, którzy mogą spokojnie patrzeć na cierpienie zwierząt, to druga kwestia budzi lekki opór. Holland jednak wprowadza nas w ten świat powoli, acz zdecydowanie, kolejne sceny przeplata niesamowitymi krajobrazami i zdjęciami dzikich zwierząt, które śmiało można uznać za pełnoprawnych drugoplanowych bohaterów. A to przemykają to tu, to tam, a to śmiało podchodzą pod same drzwi domu, a czasem bez skrępowania zaglądają do szopy. Pojawiają się w kluczowych momentach filmu, jako ofiary bądź jako niemi obserwatorzy wydarzeń.

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że widz otrzymuje dość prosty konflikt – są ci źli – myśliwi, którzy zabijają bezbronne zwierzęta i ci dobrzy, którzy próbują ich powstrzymać. I chociaż film jest dość bezlitosny, jeśli chodzi o ocenę myśliwych, to jednak podejmuję próbę pokazania całego spektrum ludzkich postaw. Tych absolutnie złych mamy tak naprawdę niewielu, są to Wnętrzak (Borys Szyc), Prezes (Andrzej Grabowski) i Komendant (Andrzej Konopka), silni, brutalni mężczyźni, którzy nieustannie czują potrzebę okazywania swojej dominacji, jest też miejscowy ksiądz (Marcin Bosak), według którego „nie zabijaj” dotyczy jedynie ludzi, a Bóg postawił człowieka wyżej niż wszystkie inne gatunki. Ale pozostali? Pozostali to zwykli, szarzy mieszkańcy, „fajne chłopaki”, jak określa ich Duszejko. Tutaj dzieci śpiewają piosenki myśliwskie i odgrywają polowania. Na ścianie wisi kalendarz, informujący, na co właśnie mamy sezon. Ludzie żyją i dorastają przesiąknięci tą kulturą od najmłodszych lat, tu się sprzedaje skóry, prowadzi rzeźnie, je własnoręcznie upolowane mięso. Trudno jednak w tym filmie czuć do myśliwych sympatię, ktoś w pewnym momencie staje w ich obronie, próbuje przekonać, że myśliwi mają też inne obowiązki, że dokarmiają zwierzęta, ale te głosy giną w morzu pokazywanego okrucieństwa.

Wydaje się więc, że oczywiste jest stanięcie w opozycji. I tu film robi nam niespodziankę, bo przechyla szalę i na tę stronę. Przez większość czasu nietrudno lubić Duszejko, jest zabawna, inteligentna i bardzo empatyczna. Ale za każdym razem, kiedy widz ma ochotę przyznać jej rację, Duszejko zaczyna mówić o koniunkcji Saturna z Merkurym albo dziwi się, jak można wierzyć w ewolucję, a wątpić w astrologię. Kulminacją jest scena, w której pewien entomolog wygłasza emocjonalną przemowę o holokauście larw zgniotka szkarłatnego. Widz się śmieje, ale też łapie za głowę, bo o zwierzęta w końcu można walczyć, ale owady? Nie, tego już za dużo. Działa tu specyficzny mechanizm, często obecny we współczesnym społeczeństwie, gdzie chęć opowiedzenia się po pewnej stronie konfliktu miesza się ze strachem, że zostanie się utożsamionym z jego najbardziej skrajnym odłamem. Przy czym nie można powiedzieć, żeby sama Duszejko nie próbowała złagodzić swojego wizerunku. Mimo zdecydowanych poglądów stara się grać według reguł przeciwnika. Pisze donosy tylko na tych, co zastawiają nielegalnie wnyki lub polują poza sezonem, chociaż sama przyznaje, że te reguły są dla niej nielogiczne. Próbuje zaciskać zęby, kiedy bezustannie jest świadkiem tego, co według niej jest gloryfikacją morderstwa.

Nie będę próbować rozwiązywać tego głównego konfliktu, bo też i sam film się tego nie podjął. Mimo wyraźnej tendencji w kierunku ochrony zwierząt, nie można powiedzieć, żeby którakolwiek strona wyszła tutaj zwycięsko, zwłaszcza w kontekście zakończenia. Powiedziałabym raczej, że nie o to tutaj chodziło. Jeśli spojrzeć na całość z nieco dalszej perspektywy, można zauważyć, że jest to też opowieść o okrucieństwie. I o tym, że sama istota okrucieństwa nie zależy aż tak bardzo od ofiary. Bo jeśli człowiek czerpie satysfakcję z zadawania bólu drugiej istocie, to czy ocena jego charakteru naprawdę powinna być inna, jeśli tą istotą jest zwierzę, a nie drugi człowiek?

Niewątpliwie strzałem w dziesiątkę jest obsada. Agnieszka Mandat jako Duszejko po prostu zachwyca. Jej postać jest olbrzymim wyzwaniem – nieczęsto w polskim kinie można zobaczyć jako głównego bohatera starszą kobietę z rozwianym włosem, okrągłą figurą i kontrowersyjnymi poglądami. Aktorka jednak radzi sobie z tym fenomenalnie, potrafi poruszyć, zawstydzić, rozbawić do łez, ale też wywołać niechęć czy zażenowanie. Dużym, ale pozytywnym zaskoczeniem jest Jakub Gierszał, który od pierwszej sceny szerokim uśmiechem bez słów podbija serca widowni. Słabym ogniwem jest tylko Patrycja Volny, która wypada dosyć bezbarwnie. Mniejsza w tym wina aktorki, a większa słabo zarysowanej postaci, która właściwie ma swoje motywacje, ale ostatecznie działa tylko jako dopełnienie do innych postaci i wątków.

Co najbardziej w filmie zawodzi? Zakończenie. Przychodzi taki moment, że trzeba wszystkie wątki pozamykać i wytłumaczyć, co się właściwie stało. I nagle postacie stają się więźniami pewnego pomysłu, który trzeba pokazać, co niestety odbija się nieco na jakości. Trochę tak, jakby „Pokot” nagle sobie przypomniał, że miał być kryminałem i stara się to nadrobić. Wszystko dzieje się bardzo szybko i bardzo nierzeczywiście. Trudno powiedzieć, czy to zabieg celowy, raczej powiedziałabym, że po prostu konieczny. Jakoś trzeba było to wszystko zakończyć, ale, jak informuje nas głos zza ekranu, czy to, co się teraz stanie, na pewno jest aż tak istotne? W końcu, tak czy inaczej, czeka nas coś nowego.

Jedną z pierwszych opinii, jakie przeczytałam na temat „Pokotu”, była wypowiedź pana Cezarego Gmyza, który stwierdził, że jest to „Głęboko antychrześcijański, właściwie pogański film. Apoteoza ekoterroryzmu.” Mogłabym się zgodzić ze stwierdzeniem, że jest to film antykościelny, bo kościół rzeczywiście jest tu przedstawiony bardzo negatywnie, jako ten, który daje przyzwolenie i uzasadnienie dla przemocy wobec zwierząt. Ale antychrześcijański? Jednym z podstawowych przykazań chrześcijan jest przykazanie miłości bliźniego. A miłości w „Pokocie” jest bardzo dużo. Wobec zwierząt, ale także wobec ludzi, tych odrzuconych, cierpiących, samotnych, których Duszejko zbiera wokół siebie i przytula do serca. Jest też próba zrozumienia swoich nieprzyjaciół, nawet jeśli zawoalowana przez astrologię, jest przytulenie antypatycznego prokuratora. Jest sąsiedzka lojalność, która nakazuje zająć się zmarłym, którego się w ogóle nie lubiło, co też nazwałabym pewnym rodzajem miłości, do której, przyznajmy szczerze, niewielu z nas byłoby zdolnych. Jeśli zaś chodzi o ekoterroryzm, nie można zaprzeczyć, że ewidentnie się w filmie pojawia. Ale czy samo jego pokazanie oznacza pochwałę? W moim odczuciu film nie podejmuje się odpowiedzi na jakiekolwiek pytania. Pokazuje skrajność, jedną i drugą. Decyzję widz musi podjąć sam.

„Pokot” jest filmem bardzo dobrym, nie tylko pod względem realizacyjnym, ale również dlatego, że zmusza do myślenia, nawet jeśli widz kategorycznie nie zgadza się z przedstawioną wizją rzeczywistości. Jeszcze długo po seansie można zastanawiać się nad rolą i miejscem człowieka w hierarchii świata i czy na pewno znajdujemy się na samym szczycie. A jeśli tak, to dlaczego? Czy nasza zdolność podporządkowywania sobie innych gatunków rzeczywiście daje nam tak wysokie miejsce? Podczas oglądania w głowie wciąż krążył mi cytat z książki „Krzyk Czarnobyla” Swietłany Aleksiejewicz – „Święty Franciszek wygłaszał kazania do ptaków. Rozmawiał z ptakami jak z równymi sobie. Ale może to ptaki rozmawiały z nim w swoim języku, a nie on się do nich zniżył.”

I na koniec, niewielki spojler: grzybiarze wiedzą, jak się dobrze bawić.

Nostalgia za PRL-em – recenzja „Sztuki kochania. Historii Michaliny Wisłockiej”

sztuka_kochaniaSztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej

Reżyseria: Maria Sadowska

Polska, 2017

Recenzja: Izabela Pazoła

 

„Sztuka kochania” Michaliny Wisłockiej, to książka, opublikowana w latach 70-tych ubiegłego wieku, która obecnie doczekała się nowego wydania, które związane jest bezpośrednio z premierą filmu opowiadającego o autorce głośnego bestsellera. Historia poświęcona autorce książki, w rolę której, wcieliła się Magdalena Boczarska, doczekała się wielu pochlebnych recenzji. Czy słusznie? Przyjrzyjmy się temu z bliska..
Odpowiedź na to pytanie nie jest zasadniczo prosta, bo o ile rola Magdaleny Boczarskiej słusznie została przez media i krytyków zauważona, o tyle sam film nie zrobił na mnie jakiegoś większego wrażenia. To nie tyle biografia, co komedia o lekkim zabawieniu erotycznym. Po obejrzeniu filmu stwierdzam, że „Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej” w gruncie rzeczy składa się z kilku ciekawych scen, których siłą jest obecność Boczarskiej i czasami Lubosa (jako jej ukochanego)a reszta… Hmm, to budowanie klimatu czasów dawnych, nostalgia za PRL-em. A i to nie jest udane do końca, bo film „Sztuka kochania…” sam do końca nie wie, czym jest i czym chce być.

To historia o staraniach związanych z wydaniem książki. Publikacji, na którą  polscy decydenci polityczni nie chcieli się zgodzić. Z drugiej strony to próba sportretowania Michaliny Wisłockiej i jako kobiety, i jako naukowca. Wszystko to okraszone nostalgicznym obrazem Polski od II wojny światowej aż po rok 1978.

Przeszłość Wisłockiej poznajemy w wielu retrospektywach, które układają się w chaotyczną linię fabularną. Reżyserka przedstawia te okruchy dość wyrywkowo, bazując na wydarzeniach, które mają być dla życia głównej postaci przełomowe. Są to m.in.: życie w trójkącie, narodziny dzieci, próba połączenia studiów z życiem rodzinnym, poznanie miłości swego życia na wakacjach w Lubniewicach. Czasami przejścia z jednego punktu do drugiego są płynne, a czasami zdarzają się również błędy techniczne. Szczególnie widoczne jest to na początku filmu. Widać, że kilka scen było ratowanych dodanymi postsynchronami – bohaterowie ustami „mówią” co innego, niby nic, a wprowadza dysonans.

Krzysztof Rak, scenarzysta produkcji, próbował w filmie zmieścić wiele i efekt niestety nie zadowala mnie do końca. Ostatecznie film porusza zbyt dużo wątków i dotyka ich wyrywkowo a czasami pewne fakty zostają wręcz przemilczane, jak na przykład dość  kontrowersyjny stosunek Wisłockiej do gwałtów. Również kwestia rodzicielstwa i decyzje jakie podjęła, nie zostały wyjaśnione do końca, pokazane w szerszym kontekście. Jasnym punktem filmu jest częściowo jego muzyka, w tym piosenka śpiewana przez Anię Rusowicz, która jest jakby skórą zdjętą z matki zarówno artystycznie jak i wizualnie.. W  części dialogów czuć też ducha PRL-u, uchwycono absurdy, które towarzyszyły temu okresowi. Zauważalne jest m.in podczas scen z cenzorem (dobrze zagranym przez Artura Barcisia) czy negocjacji z urzędnikami partyjnymi decydującymi o losie książki „Sztuka kochania” (świetny duet Wojciecha Mecwaldowskiego i Arkadiusza Jakubika).

            Czarnym koniem tego filmu jest dla mnie rola, jaką  zagrał  Eryk Lubos. Jest po prostu niesamowity w przekornym jak dla niego emploi amanta z uzdrowiska, który niepostrzeżenie dla widza przeistacza się w miłość życia Wisłockiej. To właśnie Jurek pokazuje Michalinie, co oznacza miłość, dzięki niemu również Michalina przeżywa pierwszy prawdziwy orgazm. Romans z Jurkiem otwiera bohaterce oczy na miłość, seks oraz powiązaną z nimi intymność. Jurek jako pierwszy namawia Wisłocką do napisania książki.

Maria Sadowska, która ponownie stanęła za kamerą, lubi opowieści o silnych kobietach, czego dała wyraz chociażby w swoim poprzednim filmie – „Dzień Kobiet”, jakże odmiennym… Tym razem zdecydowała się na podróż do kolorowych, ale trochę zacofanych lat PRL-u.  To film kobiety o kobiecie, laurka. Czy warto – tą decyzję należy podjąć już samodzielnie.

Gender – z czym to się je? Książkowe Koło Dyskusyjne o Carole Pateman

kontrakt_plciGDZIE? W siedzibie Fundacji Feminoteka, przy ul. Mokotowskiej 29a (wejście od ul. Marszałkowskiej 34/50 do samego końca w podwórzu)

KIEDY? 4 października, godz. 18.00. Zapraszamy na kolejne spotkanie genderowego koła czytelników i czytelniczek. Tym razem na warsztat bierzemy angielską pisarkę Carole Pateman!

Fragmenty „Kontraktu płci” posłużą nam do analizy krytycznej tego, jak postrzegane były związki kobiet na przestrzeni wieków. Pateman podważa bowiem w swojej książce kluczowe założenia teorii społecznej i politycznej, przedstawiając je z punktu widzenia relacji płci. Śledząc tworzenie się społeczeństwa obywatelskiego poprzez zawieranie kontraktów społecznych, dochodzi do wniosku, że kryje się za tym inny kontrakt polegający na podporzadkowaniu kobiet mężczyznom, że za „kontraktem społecznym”, kryje się „kontrakt płci” oparty na głębokiej nierówności, a przy tym tak oczywisty, że wręcz niezauważalny.. Pateman na nowo definiuje fundamentalne problemy polityczne dotyczące wolności jednostki, wspólnoty i podporządkowania. Zapraszamy do dyskusji!

Dla pobudzenia inspiracji przewidziałyśmy angielskie przekąski, w postaci herbatki i czegoś „na ząb”.

Do zobaczenia i przeczytania!

wydarzenie na facebooku

https://www.facebook.com/events/197217030695050/

Dlaczego ciągle potrzebujemy Parady Równości? Felieton Estery Prugar

Autorka: Estera Prugar

 

Dlaczego ciągle potrzebujemy Parady Równości?

-Ty w końcu byłaś na tej paradzie?

-Tak, czemu miałam nie być?

-Ja tego nie uznaję, bo na takie parady chodzą… No, moi normalni znajomi geje nie muszą się tak obnosić.

logo_ParadaRownosci2016

Urodzeni po ‘89, w większości nie musieliśmy buntować się przeciwko komukolwiek poza rodzicami i nauczycielami. Jesteśmy w trakcie budowania naszego życia i naszej przyszłości, i choć może nie podoba nam się to, co dzieje się aktualnie w naszym kraju, to na co dzień cieszymy się wolnością – często złudną i ograniczoną, ale jednak zdecydowanie większą niż nasi rówieśnicy jeszcze kilkadziesiąt lat temu, i nieporównywalną do sytuacji sprzed wieku i wcześniej.

Dostaliśmy tę swobodę, jako prezent od naszych przodków: rodziców, dziadków, krewnych a nawet starszych znajomych. Nie ma w tym żadnej naszej zasługi – przyszliśmy na gotowe. Możliwe, że właśnie dlatego tak często bezrefleksyjnie przyjmujemy naszą rzeczywistość, jako aksjomat; nie zainteresowani tym, co – tylko pozornie – nie dotyczy nas bezpośrednio.

Przecież dziś nie ma nic dziwnego w tym, że ktoś jest gejem lub lesbijką. Transseksualiści wciąż budzą pewną ekscytację, ale po wygranej Conchity na Festiwalu Eurowizji 2014, a już na pewno po zeszłorocznej przemianie Bruce’a Jennera w Caitlyn, nawet ten temat nie wydaje się być aż tak kontrowersyjny. Fakt, że do prawdziwej tolerancji nam jeszcze daleko, schodzi na dalszy plan. Do legalizacji związków homoseksualnych w Polsce jeszcze bardzo długa droga, ale czy to znowu takie straszne – niemało jest par heteroseksualnych będących w związkach partnerskich, a że żyją w ten sposób z własnego wyboru, to inna sprawa, ale bezsprzecznie ślub nikomu nie jest do szczęścia potrzebny. Podobnie, jak możliwość adopcji dziecka. Jeśli zaś chodzi o codzienność, to przecież w dużych miastach nie ma z tym już (prawie) żadnego problemu – mogą żyć spokojnie, a nie wychodzić na ulicę i robić z siebie widowisko. Bardzo ogólnie, ale powiedzmy, że tak sytuacja przedstawia się dzisiaj.

Cofnijmy się do roku 2001, kiedy na ulice Warszawy wyszła niewielka manifestacja zorganizowana przez grupę znajomych, których zainspirował reportaż z “Gay Pride Sidney”. Celem od początku było zrzeszenie ludzi, którym bliskie są idea równości, wolności i tolerancji.

Realne zainteresowanie wydarzenie zdobyło w 2004 roku, kiedy ówczesny prezydent miasta, Lech Kaczyński, wydał zakaz jego organizacji. Wtedy Paradę zastąpiło zgromadzenia pod nazwą Wiec Wolności.

Tu chciałabym się na chwilę zatrzymać. “Niewielka manifestacja”, która przez trzy lata nie wzbudzała szczególnego zainteresowania. Szacuje się, że w sobotę 11 czerwca br., na ulicę Warszawy wyszło 35 tys osób, które bez względu na orientację, wiek czy płeć, z dumą i radością prezentowały te same hasła, które przyświecały pomysłodawczyniom i pomysłodawcom Parady Równości 15 lat wcześniej. Czy to dlatego, że wtedy w Polsce nikomu nie zależało na tych wartościach? A może dlatego, że potrzebni byli ludzie, którzy pokazali reszcie społeczeństwa, że nie tylko może, ale musi głośno upomnieć się o respektowanie swoich podstawowych praw, jeśli chce liczyć na to, że inni wezmą je pod uwagę? Druga rzecz dotyczy nałożonego na Paradę zakazu – i nie chodzi o to, że zabraniając, rządzący wyświadczyli demonstracji jedną z najlepszych form bezpłatnej reklamy – dziś po prostu trudno byłoby wyobrazić sobie taką sytuację. Atmosfera polityczna jest jaka jest, ale czy ktoś szczerze sądzi, że władze miasta czy rząd posunęły by się do zatrzymania jej w tym roku? Gdyby ktoś był ciekawy dlaczego tak? Tym razem warto cofnąć się o jedenaście lat:

2005 rok, to kolejny zakaz przemarszu. Tym razem był on już jednak bezsilny wobec wydarzeń. Parada Równości 2005, to największe pokojowe, nielegalne zgromadzenie w Polsce po 1989 roku. Jednym z jej największych osiągnięć stało się rozpoczęcie procesu zdarzeń, których efektem było orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, w którym stwierdzono, że przepisy, na które powoływał się prezydent Lech Kaczyński w celu zabronienia demonstracji, są niezgodne z Konstytucją Rzeczypospolitej Polski. Wielka wygrana obywatelek i obywateli, o której dziś już mało kto pamięta, a myślę, że często nawet nie wie. Kolejny punkt dający do myślenia wszystkim tym, którym wydaje się, że “nie ma potrzeby się obnosić”… a to tylko cztery lata z historii. Przez 15 lat zebrało się takich punktów zdecydowanie więcej, a otwierać listę może na przykład ten, który pokazuje, że poprzez zjednoczenie się we wspólnej sprawie, dziś możemy mówić o poprawie nastawienia społeczeństwa do osób homo i transseksualnych. Zaledwie poprawie, która stanowi, ledwie wierzchołek góry lodowej.

Inną grupą, o której można powiedzieć, że robiła zbyt wiele zamieszania były niewątpliwie surfrażystki, a po nich – aż do dnia dzisiejszego – feministki. Siedząc w szkole, przygotowując się do matury lub egzaminów, starając się o pracę, awansując i osiągając sukces, tak wiele kobiet, tak często zapomina o tym, że ich prawo do wolności nie zawsze było “naturalne”. Przez ostatnie miesiące coraz więcej osób wychodzi na ulicę, bo nie mieści im się w głowach to, że inni bawią się w boga i chcą decydować o kobiecym ciele, zdrowiu i życiu. Tu również pojawiają się oburzone głosy obojga płci, nazywające zwolenniczki i zwolenników prawa do aborcji (nie nakazu, a prawa kobiet do wyboru) morderczyniami i mordercami. Absurd, prawda? Dlatego właśnie po raz drugi warto wybrać się na wycieczkę w czasie:

Pierwsze artykuły i broszury, zarówno autorek, jak i autorów, w których domagano się dopuszczenia kobiet do życia publicznego i politycznego, datowane są na wiek XVII. W XIX wieku, w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii kobiety utworzyły ruch, którego głównym celem było zdobycie przez nie – pełnego lub częściowego – prawa wyborczego oraz równouprawnienia. W USA w latach sześćdziesiątych XIX wieku, gdy pokojowe wystąpienia i zebrania nie przynosiły skutków, sufrażystki rozpoczęły głośne i gwałtowne demonstracje, podczas których dochodziło do aresztowań, a następnie uwięzień. Stop.

Dwa stulecia zajęło przejście od słów do czynów. Dwieście lat, w czasie których kobiety przygotowywały grunt pod to, aby przyszłe  pokolenia mogły urzeczywistnić ich postulaty. Później kolejne lata zaangażowania, walki i niezwykłej wytrwałości, których efektem jest to, że kiedy w październiku zeszłego roku oddawałaś głos w wyborach parlamentarnych (lub z własnej woli tego nie zrobiłaś), liczył się twój wiek i obywatelstwo, nie twoja płeć. Teraz pomyśl, że to jedynie początek. Dodaj do tego prawo do edukacji, udziału w życiu publicznym, równouprawnienie na rynku pracy, walkę z przemocą, walkę o prawa socjalne i ekonomiczne… A potem jeszcze raz powtórz głośno, że nie potrzebujesz feminizmu, bo na wszystko zapracowałaś sama.

Docenić to, co mamy tylko dlatego, że urodziliśmy się w danej kulturze i społeczeństwie możemy jedynie jeśli spojrzymy na historię i zdamy sobie sprawę, że to, co dla nas oczywiste wcale nie było “naturalna koleją rzeczy”, że ktoś to za nas wywalczył – komuś to zawdzięczamy. Wtedy łatwiej będzie zrozumieć, że nic nam się nie należy. Kobiety i mężczyźni często poświęcali życie za zmiany, o których wiedzieli, że nie staną się udziałem ich samych, ich dzieci, a nawet wnucząt. Mimo to się nie poddawali. Dlatego – nawet jeśli Twoje życie podoba Ci się takie jest i nie ma w Tobie najmniejszej obawy o to, że kiedykolwiek będziesz musiał/a mierzyć się z sytuacją, w której ktoś odmówi Ci Twoich podstawowych praw – pomyśl o tych wszystkich głośnych, gwałtownych, wyśmiewanych, lekceważonych, oskarżanych i atakowanych, którym zawdzięczasz podstawy do budowania swojego życia tu i teraz. I nigdy więcej nie pytaj “Po co się tak obnosić?”.

 

Źródło: http://paradarownosci.eu/krotka-historia-parady-rownosci

Korekta: Klaudia Głowacz

 

Recenzja książki „Patyk” Hanny Samson

Samson_Patyk_500pcx

Patyk
Autorka: Hanna Samson
Znak, 2016

 

Opowiadanie o najnowszej książce Hanny Samson nie jest zadaniem łatwym. To opowieść, która jednocześnie wciąga, generuje u czytelniczki/ka masę emocji, a jednocześnie – pozostawia z masą niedopowiedzeń, zmusza do refleksji nad własnym zachowaniem, sprawia, że dzielimy z bohaterką jej obawy, radości i – w pewnym momencie – wściekłość z powodu swojej bezradności. Aby jednak można było odczuć te emocje z pełną mocą, należy bezwzględnie unikać jakichkolwiek wyjaśnień w zakresie fabuły – osoba czytająca książkę musi sama wpaść w wir narracji, której wartkość – tradycyjnie już w utworach Hanny Samson – stanowi jedną z najmocniejszych stron całości.

W książce wyróżnić można dwa główne motywy przewodnie – rozliczenie głównej bohaterki ze swoją przeszłością oraz wątek pełniący rolę nadrzędną, widoczny w każdym fragmencie książki – problem przemocy wobec kobiet, z elementami refleksji nad innymi przejawami patriarchatu w życiu codziennym.

O sytuacji wiemy tyle, ile opowie nam bohaterka. Poznajemy problemy, z jakimi mierzyła się dawniej. Obserwujemy próbę zbudowania nowego życia po ciężkich przeżyciach. Bohaterka usiłuje odbudować relacje z matką, krytycznym okiem patrzy również na swoją pracę. Konfrontuje się z dawnymi znajomościami i miłościami. Drży z przerażenia, czy nie zrobiła czegoś, co zniszczy jej życie. Ale jeszcze bardziej boi się powiedzieć “sprawdzam”.

Obserwując sytuację, zaczynamy snuć swoje domysły. Podobnie jak bohaterka, powoli dostrzegamy większy obraz całości. Mamy swoje przypuszczenia. Zaczynamy się domyślać, że popełnia błędy. Czy jednak nasze oceny są trafne?

Temat przemocy wobec kobiet i seksizmu zajmują ważne miejsce w książce. Doświadczenie autorki w pracy z kobietami doświadczającymi przemocy pozwoliło jej nakreślić sytuacje, do których może dochodzić wokół nas. Czy potrafimy rozpoznać sytuację? Jak reagować? Czy możemy się uchronić przed przemocą? Jak wielkim problemem może być wyuczona przez kobiety postawa, że czego by mężczyzna nie zrobił, nie wolno go skrzywdzić?

Zdecydowanie polecam tę książkę wszystkim osobom, które potrafią otworzyć się na cudze doświadczenia, mają dar słuchania i odrobinę empatii. Walorem lektury jest przekazanie ważnych przemyśleń, z perspektywy osoby zaangażowanej w tematykę feministyczną. Przemyślenia te nie wnoszą może nic nowego dla osób mających styczność z poruszanymi kwestiami, ale czytelnikom/czkom mniej zaangażowanym w tę tematykę dają możliwość przemyślenia tego, co dzieje się wokół nas, a na co potrafimy nie zwracać uwagi. Jest to niewątpliwie zaleta, mam bowiem nadzieję, że książka przebije się poza krąg ściśle feministycznych środowisk.

“Patyk” to książka, która zaskoczy osoby oczekujące lektury łatwej, przyjemnej, dającej złudzenie, że przemoc wobec kobiet to temat daleki, który na pewno nie wystąpi w naszym otoczeniu. Zawiedzione będą również osoby lubiące oceniać ludzkie zachowania, korzystając z wygodnej pozycji trzeciej osób. Tutaj nie da się „przelecieć przez ksiązkę”, nie angażując się emocjonalnie w sytuację bohaterki. A jeśli nawet można, jest to lektura znacznie zubożona.

Od „Patyka” nie można też oczekiwać, że pozostawi nas całkowicie zadowolonych i nie zmusi do refleksji. To, co przeczytamy, zapada na długo w pamięci.

Na pewno warto sięgnąć po lekturę i wyrobić własny pogląd. Książka do nabycia w księgarni Feminoteki. Gorąco zachęcam przeczytanie książki z bliskimi osobami: po uczestnictwie w doświadczeniu terapeutycznym głównej bohaterki pomocna będzie własna mini-terapia, podczas której przegadamy z inną osobą nasze refleksje i damy upust swoim emocjom.

Autor: Michał Żakowski

Korekta: Klaudia Głowacz

Strefa konfrontacji — recenzja książki „Bliskie kraje” Julii Fiedorczuk

Autorka: Ola Gocławska

„Człowiek sam sobie tworzy horyzont” — mówi Weronika, charyzmatyczna bohaterka opowiadania „Punk dla menadżerów”. Ów horyzont często pojawia się w opowiadaniach Fiedorczuk jako bezkresna przestrzeń, nieostra granica oceanu wyznaczona przez zasięg ludzkiego wzroku. Czasami horyzont zostaje przesunięty i wtedy, czytając, znajdujemy się w przestrzeni granicznej, tuż za linią demarkacyjną, która oddziela wygodną codzienność od niejednoznacznej rzeczywistości innych, ludzi i nieludzi.

Bez tytułu1
Zdjęcie: The Guardian

Sposób opowiadania autorki pozwala głęboko wniknąć w świadomość bohaterek i bohaterów. Poznajemy Ewkę, żyjącą na ulicy. Ewka za pomocą smrodu broni się od potencjalnej przemocy. Nie może uwierzyć, że mimo to przypadkowo poznany mężczyzna dostrzega w niej kobietę, to znaczy człowieka. Bezimienna anorektyczka dąży do duchowego oczyszczenia. Niewidzialny robotnik w „Strefie unikania” bezszelestnie przemyka przez miasto, w którym czuje się obcy. Młode małżeństwo z dzieckiem zostaje zaatakowane przez grupę chuliganów. Nastoletnia Ryśka broni się przed chłopakami z klasy, klnąc i zjadając pająki. Trzynastoletnia M. zakłada pierwszy stanik — symbol kiełkującej dojrzałości, o którym wkrótce będzie chciała zapomnieć. Matka S. od momentu rozpoczęcia porodu staje się wydmuszką: traci ciało i uczucia, odkąd odebrano jej prawo do ochrony przed bólem. Jej córka, S., nie chce myśleć o matce, nie ma ciała, nie ma duszy, pije i dzięki temu nie pamięta.

Bez tytułu2
Zdjęcie: climatejustice.org.uk

Nie chce pamiętać także Zetka. Nie chce myśleć. Obojętnie obserwuje agonię potrąconej na szosie wiewiórki, żeby potem ze spokojem pogodzić się z rozpadem własnego małego świata. „Po prostu usiądzie, zdejmie buty i będzie się przyglądała swoim stopom o podeszwach popękanych jak wysuszona glina. Będzie siedziała i czekała na zmierzch”. Niewzruszona jak ziemia, i tak samo bezbronna.

Postacie sportretowane przez Fiedorczuk to w większości osoby postawione wobec nagłej świadomości bezsensu wszelkich działań. Nie wszyscy się poddają. Dwie przyjaciółki opiekują się sobą nawzajem — wobec zagrożenia postanawiają współpracować, aby wystrychnąć agresorów na dudka. Mimo zmęczenia, matka prowadzi córkę przez pola do leśnego kościółka, kiedy mała odczuwa nagłą potrzebę rozmowy z Matką Boską Grawitacją . Staruszki, szczupłe i niezmordowane jak pająki, oddają się szczęśliwemu, uważnemu trwaniu — powoli budują szczęście z małych rzeczy. W zderzeniu z klęską ekologiczną, odseparowany od rodziny mężczyzna oddaje się wspominaniu przeszłości. Profesor uniwersytecki odnajduje ukojenie w poezji, codziennie czyta jeden wers z Pieśni nad Pieśniami, który przypomina mu o ulotności życia — kruchego jak ptaki z origami. Ludzie, zwierzęta, owady, drzewa — w „Bliskich krajach” wszystkie byty są od siebie odległe niczym oddzielne światy, obce, choć na wyciągnięcie ręki. Jeśli bliżej się przypatrzyć, wszyscy okażemy się tym samym.

Bez tytułu3
Zdjęcie: colparques.net

Jak połączyć jednostkowe szczęście z poczuciem społecznej odpowiedzialności? To jedno z trudniejszych pytań, które pozostawia lektura książki. Pozbywać się nadmiaru przedmiotów, a jednocześnie produkować coraz więcej śmieci? Odwracać wzrok i dzięki temu móc popełniać codzienne, małe akty przemocy? Autorka nie proponuje odpowiedzi — stawia problemy i kreśli kontury wieloznacznych obrazów, które wywołują jednocześnie niepokój i zachwyt.

 

Korekta: Klaudia Głowacz

Na Filipinach wybrano pierwszą transpłciową posłankę!

Źródło tekstu i zdjęcia: CNN

Autor: Robert Sawatzky

 

Filipińczycy dokonali historycznego kroku, wybierając do Izby Reprezentantów pierwszą transpłciową posłankę.

Bez tytułu

Według danych pochodzących z 99% zatwierdzonych protokołów wyborczych z obwodów głosowania w regionie Bataan, Kandydatka Partii Liberalnej Geraldine Roman zdobyła 62% głosów, deklasując pozostałych kandydatów i kandydatki.

Wydarzenie jest krokiem milowym w życiu filipińskiej społeczności LGBT. W zdominowanym przez katolików kraju geje, lesbijki i osoby transpłciowe są nadal publicznie atakowane przez polityków i osoby publiczne.

Na początku tego roku, ośmiokrotny mistrz świata boksu, Manny Pacquiao, wywołał ogólnoświatowe potępienie i oburzenie twierdząc, że osoby homoseksualne są „gorsze niż zwierzęta”. W czasie późniejszej kampanii do Senatu wycofał się jednak z tych słów i przeprosił za zniewagę. Wiele grup, które w tamtym czasie publicznie potępiały słowa Pacquiao, dziś okazuje radość ze zwycięstwa Geraldine Roman. Wśród nich jest partia polityczna zrzeszająca osoby LGBT – LADLAD, która podkreśliła znaczenie wydarzenia.

 49-letnia Geraldine Roman od ponad 20 lat żyje jako kobieta i ma partnera. Nie wstydząca się walczyć o prawa społeczności LGBT polityczka, niemniej jednak bagatelizuje zjawisko rozczarowania wśród wyborców dotychczasową sceną polityczną i ich „potrzebę świeżej krwi”, które przyczyniły się do wysokiego wyniku. Jak twierdzi, jej popularność ma więcej do czynienia z programem wyborczym niż płcią.

Geraldine jako córka znanych działaczy politycznych przejęła fotel w parlamencie po swojej matce i obiecała kontynuować rodzinną tradycję służby publicznej.

 

Tłumaczenie: Karolina Ufa

Korekta: Klaudia Głowacz

Wybory w Iranie: Prezydent Rouhani zauważa rekordową, 6% liczbę wybranych kobiet

Źródło tekstu i zdjęć: BBC

Wybory w Iranie: Prezydent Rouhani zauważa rekordową, 6% liczbę wybranych kobiet

_89534598_iran

Prezydent Iranu pogratulował obywatelom wyboru do parlamentu rekordowej liczby kobiet – największej od czasu sprzed rewolucji islamskiej w 1979 roku.

To była pierwsza reakcja prezydenta Hasana Rouhani na wynik kwietniowych wyborów run-off, w których umiarkowani i reformatorzy zdobyli zdecydowaną większość.

Prezydent Rouhani uznał nowy rekord i powiedział: „Ludzie wybrali najlepszych kandydatów w  wyborach 26 lutego i 29 kwietnia.”

Kwietniowe wybory odbyły się w okręgach, gdzie żaden z kandydatów nie zdobył minimalnej proporcji głosowania w lutym – w pierwszej turze wyborów. W ostatnich wyborach zostały wybrane cztery kobiety, dołączając do innych, które zostały wybrane już wcześniej (w lutym).

17 wybranych kobiet tworzy 6% nowej cohorty (Zgromadzenia Nardowego, tj. 290 deputowanych).

Tylko 16 deputowanych to duchowni, co oznacza, że nowy parlament będzie zawierać więcej kobiet niż przywódców religijnych.

Korespondentka BBC Kasra Naji twierdzi, że wyniki sygnalizują „poważną zmianę publicznego wsparcia i odejścia od linii twardogłowych islamskich konserwatystów”.

Odchodzący parlament uwzględnia dziewięciu żeńskich przedstawicieli.

Ostatnie głosowanie daje kobietom w Iranie taki sam podział miejsc w parlamencie, jak na przykład w Tajlandii czy Nigerii.

Dlaczego umiarkowani w Iranie muszą to szybko wykorzystać?

Została wybrana jeszcze 18-sta kobieta, ale jej wybór został anulowany przez Radę Strażników, konstytucyjnego organu nadzoru. Nie podano żadnej przyczyny, poza tym, że Minu Khaleqi została wykluczona po pierwszej rundzie wyborów.

Prezydent Rouhani dał jej swoje wsparcie, mówiąc w swoim przemówieniu, że: „18 żeńskich przedstawicieli zostało wybranych w głosowaniu”.

Wybory z rekordową liczbą kobiet jest znakiem poważnych zmian w publicznym wsparciu, z dala od twardogłowych islamskich konserwatystów, którzy zdobyli jedynie 26% miejsc – co jest dla nich fatalnym wynikiem.

Zmiana ta wynika również z faktu, że prawie wszyscy  twardogłowi duchowni stracili mandaty. Liczba duchownych w parlamencie w Iranie z biegiem lat stale maleje: z 164 duchownych w pierwszym parlamencie, tuż po rewolucji islamskiej w 1979 roku.

Twardogłowi islamiści uznali malejącą liczbę wybieranych duchownych jako zagrożenie dla rewolucji islamskiej i wezwali kilku duchownych, aby parli do przodu i otworzyli się na politykę – w czasie, gdy wielu zwykłych ludzi odwraca się od przywódców religijnych.

Wybory  te zakończyły 12-letnią dominację islamskich twardogłowych  konserwatystów w parlamencie.

Jaka część parlamentarzystów w innych krajach to kobiety?

Brak – Katar, Jemen i Vanuatu m.in.
3% – Liban oraz Papui Nowej Gwinei
6% – Nigeria, Tajlandia, a teraz Iran
12% – Indie, Sierra Leone, Syria
19% – Tadżykistan, USA
24% – Chiny, Estonia, Wietnam
29% – Wielka Brytania
44% – Szwecja, Seszele
49% – Kuba
53% – Boliwia
64% – Rwanda

 

Tłumaczenie: Izabela Pazoła

Korekta: Klaudia Głowacz

Babciu, dlaczego masz takie wielkie oczy? Recenzja filmu „Babka”

Babciu, dlaczego masz takie wielkie oczy?

Recenzja filmu „Babka” (Grandma, 2015, scenariusz i reżyseria: Paul Weitz)

Siedemdziesięcioletnia poetka Elle (Lily Tomlin) nie może otrząsnąć się ze zdumienia, kiedy do jej domu wchodzi młodziutka wnuczka i mówi, że chce przerwać ciążę i że zamierza sama za to zapłacić. To znaczy chciałaby, żeby zapłaciła babcia, bo przerażona Sage (Julia Garner) w tej chwili nie ma ani grosza, a jej chłopak nie odbiera telefonu.

1

Jeśli chodzi o Elle, życie artystki właśnie znalazło się na zakręcie. Po śmierci wieloletniej, ukochanej partnerki, kobieta wdała się w romans ze studentką, wielbicielką jej twórczości. Wie, że nie była gotowa na nowy związek i czuje, że krzywdzi dużo młodszą od siebie i pełną złudzeń Olivię (Judy Greer). Mimo bólu, decyduje zakończyć relację z dziewczyną. Razem z wnuczką rozpoczyna szaloną, jednodniową podróż w czasie: w poszukiwaniu pieniędzy na zabieg objeżdża domy wszystkich znajomych, którzy tylko przychodzą jej do głowy. Sage umówiła się wieczorem tego samego dnia w klinice aborcyjnej. Mają mało czasu. Dla dobra wnuczki Elle musi zmierzyć się z przeszłością, stawić czoła dawnym błędom — na końcu drogi czeka ją jeszcze konfrontacja z pełną złości, apodyktyczną córką, matką Sage, w której rolę mistrzowsko wcieliła się Marcia Gay Harden.

Wieloletnia feministka starej daty wrzucona zostaje w codzienność, która okazuje się nie do uwierzenia. Rzeczywistość, którą zastaje to komedia pomyłek, jak gdyby żywcem zaczerpnięta z „Teorii King Konga” Despentes. Wydawać się może, że współczesny świat chroni kobiet; że Sage legalnie może udać się do kliniki aborcyjnej, może decydować o sobie, tak jak lata temu zadecydowała Elle, jednak wolność nastolatki jest wolnością pozorną. Dziewczyna czuje się winna, pyta, czy pójdzie do piekła, czy jest szmatą. Wierzy  wyłącznie w swoją odpowiedzialność za niechcianą ciążę oraz niezabezpieczenie, w relacji z niedojrzałym chłopakiem nie potrafi dbać o własne potrzeby. Czuje nieustanny, wewnętrzny obowiązek podobania się mężczyznom – krzyczy na babcię, która poirytowana, kopie niedoszłego ojca i próbuje odstraszyć mechanika, gapiącego się na nogi wnuczki. Apogeum zdziwienia głównej bohaterki przedstawione zostaje w symbolicznej, przesyconej ironią scenie: zdesperowana Elle postanawia sprzedać najcenniejsze dla siebie książki, wśród nich „Drugą płeć” i „Mistykę kobiecości”(ang. The Feminine Mystique). Sage bierze w dłonie książkę Friedan i zaczyna opowiadać o błękitnej Mystique z X-menów – to jej jedyne skojarzenie.

Wśród zawiłości wątków i dialogów, które nie zawsze okazują się śmieszne, postać odegrana przez Tomlin roztacza nieodparty urok. Jej inteligencja i poczucie humoru – jedyna broń wobec zmęczenia i rozczarowania zastaną rzeczywistością, czynią z niej postać głęboko autentyczną. Prawdziwe są również pytania, które stawia, a pyta nie tylko o przyszłość feminizmu, ale o przyszłość czytelnictwa oraz o to, czy wykształcenie, otwarty umysł i tolerancja mają jeszcze jakąś wartość. Forma filmu sama przypomina książkę – historia podzielona jest na rozdziały, każdy z nich o innym tytule. Na początku opowieści pojawia się literackie motto w postaci cytatu z Eileen Myles, które podsumowuje gorzkie przesłanie filmu: jedyne, czego możemy być pewne to upływ czasu.

Autorka: Ola Gocławska

Korekta: Klaudia Głowacz

9 twardzielek – sufrażystek na Dzień Równości Kobiet

26 sierpnia obchodzi się Dzień Równości Kobiet, jako rocznicę nadania kobietom prawa wyborczego w 1920 roku. Jednak, podczas gdy Elizabeth Cady Stanton zbierała kobiety na Zjazd Kobiet w Seneca Falls, by walczyć o możliwość głosowania, zachęcając swoją dobrą znajomą i aktywistkę Susan B. Anthony, by do niej dołączyła, wiele innych kobiet także działało i odnosiło sukcesy na polu walki o wyborcze urny.

Poniżej przedstawiamy dziewięć Amerykanek, które działały na rzecz równouprawnienia kobiet i zdobycia dla nich prawa wyborczego od najwcześniejszych dni istnienia Republiki aż po wejście w życie 19 poprawki do Konstytucji Stanów Zjednoczonych.

Judith Sargent Murray:

Jako córka bogatego kupca mogła zdobywać wiedzę dzięki rodzinnej biblioteczce. Tymczasem jej brat przygotowywał się do egzaminów na Harvard University, planując dla siebie przyszłość, do której Murray nie miała prawa. W swoim najważniejszym eseju O Równości Płci (On Equality of the Sexes) ukończonym i opublikowanym lata przed publikacją Wołania o Prawa Kobiety (A Vindication of the Rights of Women) Mary Wollstonecraft, Murray dyskutowała z założeniem, jakoby jedyną przeszkodą na poziomie intelektu do pokonania przez kobiety był ich niższy poziom inteligencji, twierdząc, że prawdziwym problemem jest ich brak dostępu do edukacji. „Czy można powiedzieć, że opinie 2-letniego chłopca są mądrzejsze od opinii dziewczynki w tym samym wieku?” – zadała pytanie retoryczne w swoim eseju. „Obserwacje wskazują na coś zupełnie innego… Na to, jak jedna z tych stron jest motywowana, a druga deprymowana, poprzez dwa różne modele edukacji! Jedna z nich uczona jest mieć aspiracje, a druga jest od najwcześniejszych lat spowalniania i ograniczana. Gdy dorosną, siostry będą przygotowywane do życia w domu, podczas gdy ich bracia będą za rączkę prowadzeni przez bogaty świat nauki.”

Siostry Grimke:

Sarah_Moore_GrimkeUrodzone we wczesnych latach 1800 siostry Grimke były nie tylko pierwszymi białymi kobietami z mieszkającej na Południu rodziny trzymającej niewolników, które nie bały publicznie walczyć o ich emancypację. Były też jednymi z pierwszych kobiet walczących o abolicję. Młodsza z sióstr, Angelina była wspaniałą oratorką, której przekaz dotyczący walki z niewolnictwem często schodził na drugi plan w związku z faktem, że miała ona w zwyczaju przemawiać przed tłumem mieszanym, złożonym z kobiet i mężczyzn, a praktykę tę uważano wtedy za „promiskuistyczną”. Sarah, starsza i bardziej wpływowa siostra Angeliny, została uznaną pisarką, po tym, gdy rodzina i społeczeństwo zniweczyły jej plany udania się na Uniwersytet Prawniczy w Yale.

Choć siostry Grimke były znane w swoich czasach, abolicjoniści nie zawsze pochwalali ich zaangażowanie w takie formy aktywności politycznej, które społeczeństwo uznawało za nieodpowiednie dla kobiet. „Nie przetrzemy ścieżki Abolicjonizmowi, dopóki nie Angelina_Emily_Grimkeusuniemy z niej olbrzymiej przeszkody” – grzmiała Angelina w liście. „Jeżeli w tym roku zrzekniemy się prawa do publicznego przemawiania, w przyszłym roku będziemy musieli zrzec się prawa do składania petycji, następnie prawa do pisania i tak dalej. Cóż będą mogły zrobić wtedy kobiety dla niewolników, jeżeli same będą zmuszone przez mężczyzn do milczenia?”

W międzyczasie, jej siostra Sarah w swoich tekstach zwróciła się bardziej ku kwestii praw kobiet, co widać choćby w popularnym pamflecie O równouprawnieniu płci i sytuacji kobiet (On the Equality of the Sexes and the Condition of Women), w którym opowiada się przeciwko „prawnemu okaleczaniu kobiet” i zakazowi głosowania.

 

Lucy Stone:

Lucy_Stone_in_bloomersKolejną ambasadorką praw kobiet i abolicjonistką była Stone, przez wiele lat blisko związana z Anthony i Stanton. Ostatecznie jednak, spór dotyczący 15 poprawki – prekursorskiej dla Ustawy o Prawie Głosu dla Kobiet – przyczynił się do rozpadu tego trio działaczek.

Anthony i Stanton, choć obie były abolicjonistkami, gwałtownie sprzeciwiały się poprawce, gdy ta trafiła przed Kongres, ponieważ w deklaracji tej, zgodnie z którą „Ani Stany Zjednoczone, ani żaden stan nie może pozbawić ani ograniczać praw wyborczych obywateli Stanów Zjednoczonych ze względu na rasę, kolor skóry lub poprzednie niewolnictwo” demonstracyjnie uniknięto użycia wyrażenia „płeć”. Stone i wiele innych abolicjonistek płci żeńskiej wierzyły, że należy najpierw zagwarantować prawo do głosu społeczności afroamerykańskiej, a w optymistycznym wariancie niedługo potem prawo do głosu otrzymają także kobiety (w praktyce zajęło to kolejne 50 lat).

 

Pomimo schizmy, Stone nie odwróciła się od sufrażystek. Naciskana przez abolicjonistki by porzuciła walkę o prawa kobiet w swoich przemówieniach, zaczęła prowadzić jeszcze silniejszą kampanię w tej sprawie, choćby zakładając Narodowy Konwent Praw Kobiet, czy zakładając organizację później znaną jako Liga Kobiet Głosujących i prowadząc kilka akcji składania petycji o przyznanie praw wyborczych kobietom, czyli taktyki, która w dużej mierze przyczyniła się do sukcesu 19 poprawki.

Victoria Woodhull

Victoria_WoodhullFakt, że sama nie mogła głosować nie powstrzymał barwnej postaci Woodhull od kandydowania na prezydentkę osobiście. W 1872 roku, wzięła udział w walce o fotel prezydencki z ramienia Partii Równych Praw (Equal Rights Party) wspierana przez Krajowe Amerykańskie Stowarzyszenie Sufrażystek Anthony, na wiceprezydenta proponując Fredericka Douglasa (chociaż to, czy osławiony działacz na rzecz walki z niewolnictwem był świadomy swojego udziału w kampanii, jest wątpliwe). Był to z resztą tylko jeden z pomysłów pionierki wolnej miłości na nagłośnienie problemu walki o prawa kobiet. Podczas, gdy Woodhull cieszyła się popularnością za życia, wraz z siostrą publikowała w radykalnym magazynie o poglądach zgodnych z poglądami sufrażystek, jej ekscentryczne życie i ciągłe wzbudzanie kontrowersji wzbudziło niechęć do jej osoby u Anthony i jej współczesnych.

A szkoda, ponieważ oprócz tego, że była pierwszą kobietą, która kandydowała na urząd prezydenta, Woodhull była także pierwszą kobietą, która miała firmę brokerską na Wall Street (prowadziła ją razem z siostrą) oraz pierwszą kobietą, która przemówiła przed członkinią przed komisją kongresową w USA.

Abigail Scott Duniway

AbigailScottDuniwayPodczas, gdy droga do zapewnienia kobietom prawa wyborczego w całym kraju była długa i ciężka, sufrażystki, w późnym wieku XIX i na początku wieku XX miały swój wyraźny udział w wielu zwycięstwach na poziomie stanowym. Wiele ze stanów, które jako pierwsze udzieliły kobietom prawa głosu mieściło się na Zachodzie, gdzie społeczeństwo było o wiele mniej konserwatywne.

Wśród bardziej prominentnych orędowniczek praw kobiet z Zachodu była właśnie Duniway, która spędziła większą część życia w Oregonie (gdzie sufrażystki pięć razy poniosły klęskę, nim udało się przeforsować przyjęcie prawa wyborczego w 1912 roku). Jej walka, wspierana przez doradztwo Anthony, była o wiele bardziej owocna w Waszyngtonie i Idaho w późnych latach 1880 i 1900. Autorka 22 powieści i matka co najmniej pięciorga dzieci, wiecznie zajęta, Duniway została również publicystką, która zdobyła szerokie grono odbiorców/czyń, dzięki swoim opiniom na temat równouprawnienia kobiet.

Carrie Chapman Catt

256-CARRIE_CHAPMAN_CATTNietrudno zapomnieć, że matki-założycielki ruchu o prawo kobiet do głosowania, czyli Stanton i Anthony, w chwili wejścia w życie 19 poprawki w 1920 roku, obie już nie żyły. Na przełomie wieków, Anthony osobiście wybrała niezwykle zdolną Catt do kontynuowania jej działalności w Krajowym Amerykańskim Stowarzyszeniu Sufrażystek – i to właśnie pod władzą Catt prawo wyborcze dla kobiet weszło w życie w całym kraju. Ponadto, pomiędzy pierwszą prezydenturą w NAWSA w latach 1900-1904 i jej powrotem w 1915, Catt założyła i poprowadziła Międzynarodowy Związek na Rzecz Emancypacji Kobiet, znany dzisiaj pod nazwą Międzynarodowy Sojusz Kobiet.

Po powrocie do NAWSA w 1915, Catt na nowo zainteresowała się prawem wyborczym kobiet w Ameryce i przedstawiła swój „zwycięski plan”, który miał być pomostem pomiędzy konkurującymi strategiami sufrażystek dotyczącymi uzyskania prawa do głosu dla kobiet zarówno na poziomie stanowym, jak i krajowym. Catt zachowała entuzjazm w ciągu długich, nerwowych i przygnębiających 14 miesięcy walki, które dzieliły Kongres od momentu, gdy przyjął 19 poprawkę, do chwili, gdy zaakceptowały ją wszystkie stany. I nawet to jest niczym w porównaniu z faktem, że jej imponująca praca doprowadziła do tego, że udało jej się zdobyć wsparcie prezydenta Woodrowa Wilsona, niezbędne do tego, by kobiety rzeczywiście mogły uzyskać prawo do głosu.

Jeannette Rankin

Jeannette_Rankin_cph.3b13863W 1916 roku, dekadę po śmierci Anthony, Jeannette Rankin z Montany została pierwszą kobietą wybraną do Kongresu Stanów Zjednoczonych. Mimo, iż Montana przyznała kobietom prawo głosu już w 1914, także dzięki zasługom Rankin, część sufrażystek nie była na tyle entuzjastyczna z powodu jej próby wejścia do Izby Reprezentantów, obawiając się, że jej przegrana mogłaby osłabić siłę ruchu. Nawet, gdy została wybrana, aktywistki walczące o prawa kobiet dalej miały obawy i beształy Rankin za to, że pozostawała wierna swoim pacyfistycznym poglądom i opowiadała się przeciwko przyłączeniu się Stanów do I wojny światowej, co nie było wówczas popularne. Inne uważały natomiast, że Rankin nie zrobiła wystarczająco dużo w związku z walką o prawa kobiet, mimo iż to właśnie ona zabiegała o założenie, a później poprowadziła parlamentarną komisję na rzecz prawa wyborczego kobiet, a także otworzyła swoim przemówieniem pierwszą debatę Izby Reprezentantów Stanów Zjednoczonych na ten temat.

Rankin przegrała po tym jak, przy ponownym podziale Montany na okręgi wyborcze, podjęła nieudaną próbę dostania się do Senatu. Wróciła do Kongresu w 1940 roku, lecz tylko po to, by oddać jeszcze mniej popularny głos przeciwko przystąpieniu USA do II wojny światowej. Broniąc swojej decyzji mówiła: „Jako kobieta nie mogę iść na wojnę – dlatego nie zamierzam też na nią kogokolwiek posyłać”. Gdy jej kadencja dobiegła końca, Rankin postanowiła nie starać się o reelekcję i na resztę życia poświęciła się działaniom pacyfistycznym i antyprzemocowym.

Mary Church Terrell

Mary_church_terrellW wielu dyskusjach na temat historii amerykańskich kobiet rzuca się w oczy brak głosów kobiet kolorowych. Jednym z powodów ku temu jest fakt, iż choć młode sufrażystki związały się z ruchem abolicjonistycznym już na początku swoich działań, wrodzony rasizm części z nich, brak zgody w kwestii 15 poprawki oraz przemyślany dystans w stosunku do ruchów sufrażystek afroamerykańskich w XX wieku w dużym stopniu wykluczał z ich kręgów kobiety kolorowe, czy przedstawicielki mniejszości etnicznych.

 

Córka oswobodzonych niewolników, którzy otworzyli lukratywny biznes, Terrel przeniosła się z Tennessee do Washington D.C. w latach 1890, po tym jak została pierwszą Afroamerykanką, która ukończyła uniwersytet. Mimo iż była mocno związana z ruchem sufrażystek, jej aktywizm nie był doceniany w ich kręgu w D.C., to jednak sprawiło tylko, że stała się jeszcze bardziej zawzięta. Terrell ostatecznie założyła z wieloma innym prominentnymi czarnymi aktywistkami, włączając w to Harriet Tubman i Idę B. Wells, National Association for Colored Women i została pierwszą prezeską tej organizacji. NACW wspierała walkę o prawa kobiet do głosowania, a jednocześnie pracowała nad wyeliminowaniem linczów i praw Jima Crowa oraz promowała integrację. Choć walka o prawo kobiet do głosu zakończyła się w 1920 roku, Afroamerykanki przez jeszcze wiele dekad walczyły o możliwość jego egzekwowania z taką swobodą, jak białe kobiety.

***

oryg. i źródło ilustracji – Callie Enlow, Ms. Magazine

tłum. – Bibi Żbikowska, wolontariuszka Feminoteki
logo batory

 

Rozwój wolontariatu w fundacji Feminoteka jest możliwy dzięki dofinansowaniu rozwoju instytucjonalnego w ramach Programu Obywatele dla Demokracji finansowanego z Funduszy EOG.

 

Kobieta przebiegła maraton bez tamponu: „Miesiączka to coś naturalnego!”

kiran-ghandi-3-435Kiran Gandhi, perkusistka, która grała z M.I.A. i Thievery Corporation, podjęła decyzję by przebiec London Marathon bez tamponu. Gandhi pozwoliła krwi swobodnie płynąć, aby zwrócić uwagę na problem kobiet, które nie mają dostępu do produktów higieny intymnej w celu zachęcenia ich, by przestały wstydzić się swojego okresu.

„Biegłam maraton, a krew cały czas spływała mi po nogach” – napisała na swojej stronie internetowej 26-letnia kobieta o maratonie, który odbył się w kwietniu.

Gandhi, absolwentka Harvard Business School napisała, że dostała okres w noc poprzedzającą maraton i pomyślała, że tampon może jej przeszkadzać podczas biegu. To nie był jednak jedyny powód, dla którego zdecydowała się na ten ruch.

„Pozwoliłam krwi spływać mi po nogach podczas biegu w geście solidarności z moimi siostrami, które nie mają dostępu do tamponów i tych, które, pomimo skurczy i bólów udają, że okres nie istnieje.”

Dodała: „Pobiegłam tak, żeby powiedzieć: owszem, istnieje i musimy sobie z nim radzić każdego dnia.”

kiran-ghandi-2-435Ubrana w koszulkę apelującą o walkę z rakiem piersi, 26-latka przebiegła trasę w 4 godziny 49 minut i 11 sekund. Powiedziała Cosmopolitanowi, że biegła mimo bólu i stresów spowodowanych samym maratonem (do którego przygotowywała się przez rok), lecz już po wszystkim poczuła w sobie siłę.

„To było tak, jak bym mówiła wszystkim, Tak! P*** się!”, powiedziała. „Poczułam się dzięki temu bardzo silna. Naprawdę.”

Po maratonie pozowała do zdjęć z rodziną i przyjaciółmi w spodniach do biegania poplamionych krwią.

Gandhi powiedziała PEOPLE, że zdecydowała się pobiec maraton bez tamponu, żeby zwrócić uwagę na stopień piętnowania menstruacji, na przykład poprzez dotyczący jej język. Na swojej stronie napisała, „biegnąc maraton można walczyć z seksizmem”.

kiran-ghandi-1-435„Jeżeli jest droga, żeby walczyć z opresją to jest nią pobiegnięcie maratonu w wybrany przez siebie sposób”, napisała. „Gdzie stygmatyzacja kobiecego okresu jest irrelewantna, a my same możemy pisać zasady od nowa”.

tłumaczyła: Bibi Żbikowska

http://www.people.com/article/kiran-ghandi-runs-marathon-without-tampon-bleeds-freely

 

 

 

logo batory

Rozwój wolontariatu w fundacji Feminoteka jest możliwy dzięki dofinansowaniu rozwoju instytucjonalnego w ramach Programu Obywatele dla Demokracji finansowanego z Funduszy EOG.

Moskiewskie kobiety upominają się o prawa ofiar przemocy domowej

1b4c0697-87fd-4919-bf42-918eb2fb56ae-2060x1236Anna Zhavnerovich udała się na komisariat policji. Tydzień wcześniej złożyła zawiadomienie – jej chłopak pobił ją do nieprzytomności. Chciała się upewnić, że został aresztowany. Podczas wizyty usłyszała pytania o to, dlaczego nie ma dzieci i czy wzięła ślub. Poczuła również, że policjanci chcą ją obciążyć winą za pobicie. Parę tygodni później otrzymała informację o zakończeniu dochodzenia. Odbyło się to bez przeprowadzenia przesłuchania jej byłego partnera. Kiedy próbowała przeprowadzić własne dochodzenie przy pomocy wynajętego prawnika, policjanci stwierdzili, że zgubili akta sprawy. Zhavnerovich, dziennikarka poczytnego portalu internetowego, postanowiła opisać swoje przeżycia. Jej publikacja spotkała się z olbrzymim odzewem. Można wręcz mówić o przełamaniu tabu, funckjonującego w Rosji od paru dekad.

Sprawa Zhavnerovich otworzyła oczy na powszechność doświadczenia przemocy domowej. Kojarzyła się ona dotąd z rodzinami z niższych sfer, z problemem alkoholowym. W jej przypadku mamy do czynienia z przemocą wśród przedstawicieli młodej generacji, postrzeganych jako osoby wykształcone i inteligentne. Po publikacji Zhavnerovich zgłosiło się do niej wiele kobiet z podobnym problemem, pochodzących z tych samych środowisk.

Pojawienie się tego problemu w debacie publicznej jest szczególnie istotne z uwagi na fakt, iż przemoc domowa nadal nie jest traktowana w Rosji jako przestępstwo ujęte w prawie karnym. Począwszy od początku lat 90., ponad 50. razy deputowani Dumy odrzucali projekty ustaw dotyczących przemocy domowej. Zwolennicy zmiany prawa mają jednak nadzieję, że wreszcie nastąpi długo oczekiwany przełom w myśleniu o tym problemie.

Jedną z osób działających na rzecz zmiany prawa jest Marina Pisklakova, przewodnicząca ANNA – organizacji z siedzibą w Moskwie, działającej na rzecz ofiar przemocy domowej. Jak podkreśla, o ile przemoc wobec kobiet jest zjawiskiem globalnym, o tyle brak jakichkolwiek rozwiązań prawnych jest specyfiką państwa rosyjskiego. Jak podkreśla, samo uchwalenie ustawy dotyczącej przemocy domowej będzie stanowić sygnał, że w kraju, gdzie nadal popularne jest powiedzenie “jak bije to znaczy, że kocha” nie ma społecznego przyzwolenia na przemoc wobec kobiet. Pomysł wprowadzenia takiej ustawy popiera prezydent, Władimir Putin, przeciwni są natomiast patriarchowie Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego i rzecznik praw dziecka. Są oni przekonani, że projekt ustawy godzi w tradycyjne wartości i model rodziny. Rzecznik praw dziecka jest również zaangażowany w kampanię przeciwko ratyfikacji przez Rosję Konwencji Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej.

Źródło: Guardian

Tłumaczenie: Michał Żakowski

logo batory

Rozwój wolontariatu w fundacji Feminoteka jest możliwy dzięki dofinansowaniu rozwoju instytucjonalnego w ramach Programu Obywatele dla Demokracji finansowanego z Funduszy EOG.

Mocna kampania społeczna przeciwko okaleczaniu kobiecych narządów płciowych.

Kampania przygotowana przez Ogilvy & Mather na zlecenie organizacji 28 Too Many zwraca uwagę na coraz powszechniejsze dokonywanie „zabiegu” okaleczenia kobiecych narządów rodnych na terytorium Europy.

Na przygotowanych przez agencję plakatach widać zakrwawione pozszywane flagi  Wielkiej Brytanii, Niemiec, Włoch, Holandii czy Szwecji z hasłem „Zabiegu FGM nie przeprowadza się wyłącznie w dalekich krajach” .

Dr Ann-Marie Wilson, dyrektorka organizacji 28 Too Many, komentując kampanie podkreśla, że obrzezanie kobiet nie jest wyłącznie problemem krajów Globalnego Południa. Według statystyk Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), Amnesty International i Parlamentu Europejskiego z ok. 130 mln żyjących na całym świecie okaleczonych kobiet, co najmniej pół miliona mieszka w krajach UE. Najnowsze dane wskazują, że w samej Wielkiej Brytanii nawet 60 tysięcy dziewcząt może być zagrożonych tym procederem.

 

Opracowanie:  KU

28-too-many-sweden-germany-italy-holland-uk-scotland-print-372435-adeevee 28-too-many-sweden-germany-italy-holland-uk-scotland-print-372436-adeevee 28-too-many-sweden-germany-italy-holland-uk-scotland-print-372439-adeevee


logo batory

Rozwój wolontariatu w fundacji Feminoteka jest możliwy dzięki dofinansowaniu rozwoju instytucjonalnego w ramach Programu Obywatele dla Demokracji finansowanego z Funduszy EOG.

Jaki jest gender polskiej edukacji? Relacja ze spotkania w Feminotece

Jaki jest gender polskiej edukacji?

Relacja ze spotkania organizowanego w ramach projektu “Kobiety i mężczyźni, chłopcy i dziewczęta RAZEM przeciw stereotypom płciowym”

30 maja odbyło się w siedzibie Feminoteki spotkanie poświęcone tematyce sterotypów płciowych w podręcznikach szkolnych oraz programach i praktyce nauczania. Spotkanie poprowadziła Agnieszka Sosińska z Feminoteki, a do udziału w dyskusji została zaproszona Anna Dzierzgowska, nauczycielka historii w warszawskim Wielokulturowym Liceum Humanistycznym im. Jacka Kuronia i Marta Mazurek, anglistka, kierowniczka zespołu gender studies na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

 

Dyskusja dotyczyła przede wszystkim realizowanego przez zespół, na którego czele stoją: Marta Mazurek, Iwona Chmura-Rutkowska (Wydział Studiów Edukacyjnych UAM), Maciej Duda (Interdyscyplinarne Centrum  Badań Płci Kulturowej i Tożsamości UAM) oraz Aleksandra Sołtysiak-Łuczak (prezeska Stowarzyszenia Kobiet Konsola). Celem projektu, realizowanego od października 2013 r. do końca września 2015 roku, jest analiza podręczników szkolnych do wszystkich przedmiotów (z wyłączeniem religii, pozostającej poza nadzorem Ministerstwa Edukacji Narodowej) na wszystkich szczeblach nauczania pod kątem wystepujących w nich stereotypów płicowych.

 

Podręcznik jest w koncepcji inicjatorek i inicjatorów projektu narzędziem słuzacym nie tylko przekazywaniu wiedzy na temat wybranych tematów, ale – czego często nie dostrzegamy – narzędziem utrwalania i powielania wzorców dotyczącch naszego postrzegania świata, w tym m.in. zagadnień związanych z równouprawnieniem płci. Podręcznik jest przy tym – jak zauważyła podczas spotkania Anna Dzierzgowska, odnosząc się do podręczników historycznych – narzędzie dające złudne poczucie, że całą potrzebną wiedzę da się zamknąc w jednej książce, często opartej na przestarzałych z punktu widzenia metodologii danej nauki informacjach. W naukach humanistycznych sam sposób narracji decyduje o tym, jakie treści zostają uwzględnione, a jakie pominięte – przykładowo, w podręcznikach historycznych główną osią narracji jest Naród, traktowany jako byt samoistny, w narracji o polskiej historii nie ma zatem miejsca na powazną refleksję o problemach społecznych i wewnętrznym zróżnicowaniu (wyjątek stanowi tematyka mniejszości narodowych, która uzyskała trwałe miejsce w narracji o polskiej historii).

 

W narracji tej nie ma w zasadzie miejsca na kwestie związane z kobietami. Marta Mazurek wyjaśniła, w jaki sposób wpływa to na kreowanie androcentrycznej normy. Podczas prowadzonych przez nią zajęć z historii Wielkiej Brytanii poświęciła – obok “tradycyjnych” wątków politycznych i militarnych – uwagę kwestii emancypacji kobiet i biografiom ważnych dla brytyjskiej historii kobiet. Po egzaminie otrzymała skargę od studenta, który zarzucał jej niwelowanie znaczenia wojny stuletniej (która jednakże była częścią kursu i pytanie poświęcone temu konfliktowi znalazło się na egzaminie) i faworyzowanie kobiet. Podobne głosy pojawiły się po zakończeniu innego kursu, poświęconego historii literatury amerykańskiej. Wśród omawianych autorów i autorek znajdowało się 40% kobiet i 60% mężczyzn – w ocenie niektórych studentów, świadczyło to o nadmiernym faworyzowaniu literatury tworzonej przez kobiety.

 

Podręczniki do nauk humanistycznych nie dostrzegają obecności kobiet. Przykładem nie do końca może uświadomionego niedostrzegania kobiecych dokonań jest przykład podręcznika do plastyki, w którym na jednej stronie znajduje się wizerunek mężczyzny z własnoręcznie wyplecionym koszem, podpisany jego imieniem i nazwiskiem, na drugiej stronie natomiast grupa kobiet przygotowujących wycinanki,  opisana jako “warsztat tkacki”.

 

Niewidoczne są również orientacje inne niż heteroseksualna. W podręcznikach pojawiło się łącznie 7 wzmianek, w ym 4 o homoseksualnych mężczyznach i trzy odniesienia do homoseksualności bez wskazania na płec. Zupełnie niedostrzegalna jest obecność homoseksualnych kobiet, podobnie zresztą jak nie zwraca się uwagi na relacje pomiędzy kobietami – w programach nauczania nacisk kładziony jest na aseksualne relacje między mężczyznami i przesiąknięte seksualnym kontekstem relacje między mężczyznami i kobietami. Dodatkowo, w podręcznikach występuje nadreprezentacja mężczyzn wśród klasy wyższej, oraz nadreprezentacja kobiet wśród osób z klasy, którą możemy określić jako niższą średnią.

 

Anna Dzierzgowska odniosła się do tematu perspektywy przeciwdziałania stereotypom, dostrzegalnej i uznawanej przez instytucje odpowiedzialne za rozdysponowanie środków na badania naukowe. Zaznaczyła, że jest to perspektywa potrzebna, ale jej w związku z jej uznaniem przez główny nurt, należy szukać propozycji nowych perspektyw, uzupełniających ten nurt badań. Wysunęła propozycję perspektywy przywileju – opowiadania o nierównościach przez pryzmat tego, kto na nich korzysta. Do przeciwdziałania nierównościom nie wystarczy bowiem sama świadomość funkcjonowania stereotypów na tle płciowym, religijnym, rasowym, narodowościowym itp., ale przede wszystkim świadomość tego, kto na tych nierównościach korzysta. Ważne jest uświadamianie tego również osobom z grup, które “wygrywają” na istnieniu nierówności.

 

Androcentryzm widoczny jest również w naukach przyrodniczych – przykładem jest przedstawienie ewolucji człowieka, w zasadzie zawsze przedstawiające ewolucję reprezentanta płci męskiej.  Udało się natomiast w ostatnich latach doprowadzić do ograniczenia treści seksistowskich w podręcznikach dla pierwszych klas szkoły podstawowej. Dzięki konsultacjom społecznym udało się uniknąć w nim treści pojawiających się wcześniej w innych podręcznikach – jak chociażby powiązania wizerunku kobiet z pracami domowymi. Cały czas jednak w przeciwdziałaniu stereotypom zbyt często aktywność ministerstwa edukacji narodowej sprowadza się do dyskutowania o popełnionych błędach – przykładem są filmy poświęcone perspektywom zawodowym, w których chłopcy i dziewczynki pojawiali się w stereotypowo przypisanych im rolach, czy materiał instruktażowy o nowej maturze, w którym w roli ekspertów wystąpili wyłącznie mężczyźni.

 

Obecność kobiet w podręcznikach szkolnych to tylko jeden z aspektów problemu. Ważne jest również przyjęcie określonego sposobu narracji uwzględniającego doświadczenia jak największej części społeczeństwa. W ramach narracji o polskich władcach znajduje się miejsce dla królowej Jadwigi, natomiast w obrębie narracji o odkryciach naukowych – na temat Marii Skłodowskiej-Curie. Doświadczenia tych kobiet nie oddają jednak doświadczeń większości kobiet. Dlatego, obok wyczulenia na zagadnienia genderowe, ważne jest uwzględnienie w programach nauczania perspektywy wszystkich klas społeczno-ekonomicznych.

 

W ramach prowadzonego projektu powstanie 5 raportów. Dwa z nich poświęcone będą metodologii badań i aspektom teoretycznym, kolejne trzy będą dotyczyć analizy treści podręczników do poszczególnyhch grup przedmiotów. Wyniki badań zostaną zaprezentowane i omówione we wrześniu, podczas konferencji w Kancelarii Prezeski Rady Ministrów.

 

Michał Żakowski

 

banernorweskie_batory

Rozwój wolontariatu w fundacji Feminoteka jest możliwy dzięki dofinansowaniu rozwoju instytucjonalnego w ramach Programu Obywatele dla Demokracji finansowanego z Funduszy EOG.

Nieustraszone małe Afganki śmigają na deskorolkach wokół Kabulu

Australijski skater Oliver Percovich w 2007 roku stworzył w Afganistanie projekt, który łączy młodzież i edukację poprzez skateboarding (jazdę na deskorolce). Organizacja, która od tego czasu stała się wielokrotnie nagradzaną międzynarodową organizacją pozarządową, zwróciła uwagę fotografki Jessiki Fulford-Dobson i zainspirowała ją do odwiedzenia programu w Kabulu, zwłaszcza po tym, jak dowiedziała się, że 45% uczniów to kobiety.

W Afganistanie, skateboarding stał się sportem numer jeden dla kobiet, ponieważ nie wolno im jeździć na rowerach. Fulford-Dobson  fotografowała dziewczyny w naturalnym świetle, starając się wyrazić ich osobowość za pomocą prostych portretów.

Wywiad BBC z autorką zdjęć https://youtu.be/FAoRAwNFYfo

 

maxresdefault

.

jessica-fulford-dobson_03-700 skateistan_083-1 skateistan_135-1-700 skateistan_149-700

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Źródło: http://qz.com/390029/photos-forbidden-from-riding-bikes-fearless-afghan-girls-are-skateboarding-around-kabul/
Tłumaczenie: Julia Maciocha

logo batory

Rozwój wolontariatu w fundacji Feminoteka jest możliwy dzięki dofinansowaniu rozwoju instytucjonalnego w ramach Programu Obywatele dla Demokracji finansowanego z Funduszy EOG.

18 sposobów by Twoje dziecko zostało feministką/feministą.

original-19444-1430834558-3

 

1. Dawaj przykład. Dzieci są jak gąbki – pochłaniają absolutnie wszystko. Korzystaj więc z każdej okazji, by doceniać różne kobiety w Twoim życiu.

2. Rzuć wyzwanie wszechobecnym stereotypom płci. Możesz rozpocząć bardzo wcześnie na przykład wybierając bajki przed snem z silnymi bohaterkami.

3. Uważaj na swój język. Wyrażenia takie jak „Chłopaki nie płaczą” i „Zachowuj się jak dama” szufladkują dzieci.

4. Wykształć w nich wyrażanie sprzeciwu. Nigdy nie zmuszaj dziecka, by przytuliło czy pocałowało kogoś, kogo nie chce. Nie zawsze znaczy nie.

5. Naucz je odpowiednich nazw części ciała. Penis i wagina to nie są „brudne” słowa. Skończ ze wstydem i pomóż promować pozytywny obraz ciała.

6. Zwróć uwagę na bogactwo swojego słownictwa. Dziewczyny są nie tylko ładne i piękne! Są też zabawne, śmiałe, mądre, ciekawe, energiczne…

7. A chłopcy są nie tylko duzi i silni; Są też nieśmiali, wrażliwi, mili, uroczy… lista jest długa 🙂

8. Zwracaj uwagę na media. Wiele programów telewizyjnych, filmów, reklam i teledysków osłabia poczucie własnej wartości dziewczynek i kobiet. Czy wiesz co oglądają Twoje dzieci?

9. Naucz je szanować wszystkich, niezależnie od płci, orientacji seksualnej, wieku, rasy czy religii. Feminizm to równość.

10. Podkreślaj silne kobiece wzorce w swojej społeczności, takie jak polityczki czy policjantki kiedy je widzisz. Zrób z tego grę 😉

11. Jeśli masz wybór decyduj się na lekarki i dentystki dla swoich dzieci. Pokaż im, że kobiety stanowią istotną część społeczeństwa, bez względu na to czy pracują w domu czy poza nim.

12. Naucz je kochać swoje ciało. Rozmawiaj o ich szerokich uśmiechach, szybkich nogach i silnych ramionach. Porównaj je z własnymi i wytłumacz ich indywidualność.

13. Wymyślaj kreatywne gry. Nie wszystkie dziewczyny lubią lalki i nie wszyscy chłopcy lubią samochody. Zachęcaj dzieci do korzystania z ich wyobraźni i wychodzenia poza schematy.

14. Ubrać je odpowiednio. Zadaniem dziecka jest zabawa. Zostaw modne i drogie ubrania na specjalne okazje.

15. Ucz je o inspirujących kobietach, które zmieniły świat. Nic nie byłoby takie samo bez Amelii Earhart, Marii Skłodowskiej-Curie czy Anny Frank, prawda?

16. Wspieraj pewne siebie dziewczyny. Młode liderki potrzebują wsparcia.

17. Pozwól dzieciom używać ich głosu. Mów im, że mogą zmienić świat. Pokaż im przykłady ludzi, którzy walczyli z niesprawiedliwością i wygrali.

18. Przeproś, jeśli się pomylisz. To najprostszy sposób, by pokazać dzieciom, że je szanujesz.

 

Źródło: www.buzzfeed.com
Tłumaczenie: Julia Maciocha

logo batory

Rozwój wolontariatu w fundacji Feminoteka jest możliwy dzięki dofinansowaniu rozwoju instytucjonalnego w ramach Programu Obywatele dla Demokracji finansowanego z Funduszy EOG.

Paryż 1960: czarujące transkobiety.

Przez ponad dziesięć lat szwedzki fotograf Christer Strömholm fotografował życie, miłość i niesamowitą modę paryskiej społeczności trans, gromadzącej się w okolicach Place Blanche. Tak powstały urzekające portrety, na których udało mu się uchwycić ducha i siłę tych niezwykłych kobiet, które ośmieliły się być sobą w społeczeństwie, które jeszcze nie rozumiało ich piękna.

0890100000000000 2890100000000000 4990100000000000 5890100000000000 9890100000000000

 

Źródło i zdjęcia: http://allday.com/post/3429-stunning-photos-capture-the-lives-of-glamorous-trans-women-in-1960s-paris/

Tłumaczenie: Julia Maciocha

logo batory

Rozwój wolontariatu w fundacji Feminoteka jest możliwy dzięki dofinansowaniu rozwoju instytucjonalnego w ramach Programu Obywatele dla Demokracji finansowanego z Funduszy EOG.