W 13. tygodniu ciąży podczas kolejnego USG lekarz powiedział Annie i Wojtkowi: – Jestem zaniepokojony. Bardzo mi przykro, wygląda na to, że jest poważna wada. Trzeba jeszcze potwierdzić diagnozę, potrzebne będzie drugie USG, u innego lekarza. Według mnie dziecko będzie miało bezczaszkowie (…)
Powiedział to łagodnie, z empatią, współczuł im. Niczego nie sugerował, do niczego nie nakłaniał.
Wyszli z gabinetu: najpierw były łzy, rozpacz, siedzieli przez godzinę na ławce przed przychodnią i płakali (…) Nie mieli wątpliwości co do decyzji o aborcji. Dlaczego mieliby mieć? Powiedzieli rodzinie, która wspierała ich i rozumiała.
W gabinecie lekarka kazała Annie położyć się na kozetce i odsłonić brzuch. Włączyła ultrasonograf, usiadła przed monitorem, potwierdziła diagnozę: dziecko ma wadę letalną.
Powiedziała: – Ma pani do podjęcia trudną decyzję (…) Takie dziecko można urodzić.
Anna leżała na kozetce z odkrytym brzuchem i słuchała lekarki. Nie powiedziała nic. Znieruchomiała.
Wojtek nie wytrzymał: – Donoszenie ciąży byłoby dla nas większą traumą niż jej przerwanie. Decyzję już podjęliśmy.
– W takim razie zapraszam państwa do mojego szpitala. Musicie przynieść podanie, które złożę, a potem zbierze się konsylium etyczne, które zadecyduje, czy zabieg jest zasadny (…)
Przeczytaj cały reportaż Moniki Tutak-Goll w „Wysokich Obcasach” (wysokieobcasy.pl, 26.07.2014);
grafika womenshealthmag.com