TELEFON DLA KOBIET DOŚWIADCZAJĄCYCH PRZEMOCY

Телефон для жінок, які зазнають насильства

CZYNNY PONIEDZIAŁEK-PIĄTEK
OD 11.00 DO 19.00

Активний з понеділка по п’ятницю з 14:00 до 19:00

Szukaj
Close this search box.

Zjawisko lesbijka*. Barbie Girls. Kabaret popularny

Ogórki, banany odstawiamy pod ściany
Brzoskwinki, wisienki bierzemy do ręki
Barbie Girls Brzoskwinka mój raj

Monika Rak: Z kabaretem mam problem. Nie jest to gatunek, który szczególnie lubię, jestem wychowana na sztuce teatru. Choć dziś kabaret korzysta z zasobów teatralnych, to jednak gra obiegowymi tematami, chwytami, skojarzeniami z popkulturą, niewyszukanym żartem, ma też nonszalanckie podejście do formy, nadmiernie skupia się na słowie.

Agnieszka Małgowska: Tym razem bez ogródek, jak widzę. [śmiech] Warto podkreślić, że mówisz o popularnej odmianie kabaretu.

MR: Tak, dość obcesowo się wyraziłam, ale obcesowy bywa styl kabaretu popularnego. Tak zakwalifikowałabym kabaret Barbie Girls, o którym dziś porozmawiamy.

AM: Nie mam pewności, czy Barbie Girls mieści w tej kategorii. Widzę go jako bardziej złożone zjawisko. Kabaret przechodził ewolucję stylistyczną, towarzyszyłam mu w ostatniej fazie. Ale dla orientacyjnie zostawmy to określenie jako punkt wyjścia. Teraz kabaret już nie istnieje. Na blogu Trzyczęściowy garnitur w 2010 roku założycielki grupy kabaretowej – Ewa Tomaszewicz i Małgorzata Rawińska – oficjalnie pożegnały się z publicznością. Czasami jeszcze pokazują się przy szczególnych okazjach albo w miastach, w których nie zdążyły zagrać. Mają misję, którą kontynuują nawet po zamknięciu działalności.

MR: Taka przypadłość działacka. [śmiech] Ja obserwowałam Barbie Girls od początku ich działalności. Najpierw były to spontaniczne występy podczas imprez, na przykład parodie Dody i Majdana. Potem powstawały pełne programy – początkowo tworzone intuicyjnie, potem budowane ze świadomością literacką i teatralną. Od 2005 roku kabaret przeszedł wiele etapów – zmieniał się zespół, zmieniała się formuła. Po pewnym czasie dołączyły do grupy Agnieszka Weseli/Furja i Anna Świrek.

AM: Nie będziemy skupiać się na genezie i historii kabaretu, te opisano w Barbie Girls – pierwszy polski lesbijski kabaret opublikowany w Wysokich Obcasach (nr 42/2009)Wolę przyjrzeć się kabaretowi bardziej analitycznie.

MR: Dla mnie ważny jest przede wszystkim przymiotnik lesbijski. A ten w przypadku Barbie Girls nie jest oczywisty, z czasem pojawia się też określenie queerowy i obydwu określeń używa się wymiennie. Być może przymiotnik lesbijski jest używany jako bardziej polityczny, użyteczniejszy w przestrzeni publicznej. My pozostaniemy przy określeniu lesbijski i w jego kontekście interpretuję Barbie Girls.

AM: Bez wątpienia jednak Barbie Girls to kabaret osób z doświadczeniem kobiecości. W Polsce kabaret ma rodzaj męski. Grup męskich jest kilka, a w składach mieszanych zazwyczaj jest jedna kobieta, jak w kabaretach Pod Wyrwigroszem, Potem i Hrabi. Kobiety zazwyczaj uosabiają stereotypowe postacie teściowych, żon, kochanek.

MR: Nie ma w tych postaciach feministycznej refleksji. Sytuację zmieniła między innymi Joanna Kołaczkowska z Potem i Hrabi, kabaretystka z niebywałą vis comica, darem improwizacji, która zwraca uwagę na feministyczną perspektywę, choć to raczej subtelne działania.

AM: Już samo wymykanie się sytuacjom klasycznych damsko-męskich relacji jest feministyczne, w kabarecie popularnym to bardzo nietypowe. Taką postacią, poza stereotypami, jest Joanna Basińska z Mumio – wyjątkowy kabaret i raczej tak został zakwalifikowany niż jest nim rzeczywiście. Tak twierdzą jego twórczynie_cy.

MR: Bez względu na rodzaj kabaretu, grup stricte kobiecych właściwie nie ma. W Polsce zaistniały w przestrzeni publicznej dwie: Szum i wyrosły z niego Słoiczek po cukrze. Dziewczyny podejmują tematy kobiece, chociażby wątek relacji teściowa – synowa. Bohaterkami skeczy są zwykle pielęgniarki i dziwki. Mimo że tematyka i mało feministyczna perspektywa powinny przynieść im popularność, dziewczyny nie znalazły stałego miejsca wśród kabaretów obecnych na każdej większej imprezie. Szum działał bardzo krótko. Barbie Girls – jak chciały założycielki – miał wypełnić miejsce po nim. To dość ambitne założenie, zważywszy, że tematyka, jaką podejmuje, trafia do jeszcze mniejszego grona odbiorczyń_ów niż to, do którego zwracały się kabaretystki z Szumu.

AM: Nie wiem, czy Barbie Girls stawiało sobie za cel przebicie się do głównego nurtu. Myślę, że byłoby to trudne z różnych przyczyn, które odsłonią się podczas naszej analizy. Chcę przyjrzeć się Barbie Girls wnikliwie, chociaż kabaretu popularnego właściwie się nie analizuje. Z kilku powodów. Przede wszystkim ze względu na pozycję, jakie kabaret zajmuje w sztuce, dzielonej na wysoką i niską. W tym kontekście kabaret traktowany jest jako zjawisko nieistotne, a w postępowych kręgach badaczy jako mniej istotne. Ta peryferyjna pozycja kabaretu, w kontekście peryferyjności społeczności LGBTQ+, nabiera zupełnie nowego sensu. Społeczności marginalne wchłaniają pewne graniczne formy sztuki, co może wynikać z praktyczności i braku dostępu do zaplecza kultury wysokiej. Dziś, po kilku latach teatralnej aktywności w przestrzeni lesbijskiej*, wydaje mi się, że kabaret ma największe szanse, żeby się utrzymać. Po pierwsze, pozwala na to jego swobodna forma – brak wygórowanych założeń gatunkowych, tymczasowość, przystosowalność, brak innych równie popularnych form les-kultury oraz rozrywkowe oczekiwania publiczności. Po drugie, zmieniły się definicje sztuki, czyste gatunkowo formy są dziś anachroniczne, ceni się formy pośrednie, graniczne. A tęczowy kabaret jest bliski zaangażowanemu performansowi.

MR: Przyjrzyjmy się więc Barbie Girls bardziej analitycznie, przypatrzmy formie i treści ich skeczy. Forma kabaretu popularnego jest dopasowana do potrzeb publiczności i przestrzeni działania. Barbie Girls działało na offie, więc obywało się bez dużych sal, scenografii. Grywało w zaskakujących warunkach, na przykład na skrawku podłogi w klubie.

AM: Tak, to pierwszy wyznacznik offowości. Wiemy przecież, że dziewczynom zdarzało się przebierać się w toaletach etc. Artystyczne grupy lesbijskie zwykle nie mają warunków ani do tworzenia studyjnego, ani do systematycznych pokazów. Nie mają stałych miejsc prób czy występów, pojawiają się i znikają, a ich działania zazwyczaj nie są komercyjne.

MR: Granie do piwa jest powszechną praktyką. Barbie Girls radzi sobie więc w każdej sytuacji.

AM: Radzi sobie, bo kabaret w ogóle jest doskonale skrojony do naszych czasów. To w sumie młody gatunek, a jedną z jego głównych cech jest ekonomiczne wykorzystanie środków, którymi się posługuje. Ma również ekonomiczne podejście do czasu, który jest powszechnie reglamentowany.

MR: Czas może być sprawą kluczową. Kabaret popularny nie jest pod tym względem wymagający – jest oszczędny i pospieszny. Rozumie, że szybko znaczy skutecznie. Nawet programy buduje z małych cegiełek – niedługich skeczy. Celem jest bowiem szkic jakiegoś problemu, a nie pogłębianie go. Zapoznaje widza ze sprawą, aby przejść do następnej. Konstrukcja programu kabaretowego to następujące po sobie, niezwiązane tematycznie ze sobą numery, co przypomina popularne programy telewizyjne, na przykład Dzień Dobry TVN. Widz_ka nie musi długo skupiać uwagi, przyjmuje wiadomość w przyjemny sposób, łapie oddech i zajmuje się innym tematem. Małe dawki i segregowanie tematów sprawiają, że widz_ka może oglądać tylko wybrane części programu.

AM: W przypadku Barbie Girls jest temat łączący wszystko – kwestia lesbijska czy queerowa.

MR: Skeczowa konstrukcja programu kabaretowego bardzo odpowiada dzisiejszej percepcji widza_ki wychowanego_ej na telewizji i teledyskach. Szybko – dużo – lekko – różnorodnie. Barbie Girls korzysta z tych przywilejów. Kabaret, dla urozmaicenia swoich programów, miesza gatunki – piosenki, dialogi, monologi, scenki rodzajowe, wywiady. Programy te są przy tym zwykle bardzo umuzycznione. Muzyka jest sprawdzonym elementem gatunkowym – dobrym nośnikiem treści, przerywnikiem.

AM: Kabaretystki z Barbie Girls nie śpiewają, chyba że z playbacku, przykładem może być parodia jednej z najbardziej utożsamianych z tęczową społecznością piosenki The Village People Music YMCA.

MR: Nieprawda, nie pamiętasz, że dziewczyny raz zaśpiewały, stworzyły oryginalny utwór Brzoskwinki, mój raj, który stał się przebojem. I Małgorzata Rawińska ironicznie komentowała, że wiedziała, Że taka piosenka przyniesie im popularność, a nie bardziej ambitne numery.

AM: Mam wrażenie, że skecze kabaretowe w ogóle są jak piosenki: wpadają w ucho, chcemy je oglądać i słuchać wielokrotnie… Świetnie sprawdzają się w sieci. Barbie Girls na jakiś czas zadomowiło się w internecie ze swoimi skeczami-przebojami. Dziś już jest ich ledwie kilka.

MR: Ja pamiętam Terapię, skecz-legendę. Twórczynie korzystały w nim z odważnych wówczas rekwizytów – poduszek w kształcie warg sromowych. W kabarecie wymyślne elementy, budujące postać, proponuje się raczej rzadko. Zwykle role tworzy się za pomocą prostych, niewyszukanych środków – przebieranek i peruk. Charaktery zaznacza się grubą kreską – gestem, tembrem głosu. Tak rysowane role nie wymagają pracy, to szybkie, sprawne przejmowanie innej tożsamości. Dzięki nim kabaretysta może wcielić się w dowolną liczbę postaci.

AM: Gdy spojrzymy na to z perspektywy teorii queer, ta liczba postaci ma dodatkowe sensy. To pokaz nie tylko przebieranek formalnych, lecz także tożsamości, które można przywdziewać dowolnie. W przypadku Barbie Girls to częste przebieranki płciowe: za mężczyzn, najczyściej gejów, i za lesbijki – butch, famme, skrytki. Nie brakuje też heteryczek, feministek, aktywistek, postaci serialowych etc.

MR: Inkarnacje to podstawowy chwyt Barbie Girls. Ale kabaretystki korzystają też z improwizacji, przede wszystkim w relacji z publicznością – zwierzają się jej z własnych doświadczeń, opowiadają im żarty, które są wypełniaczami luk. A luki spowodowane są problemami technicznymi, przebieraniem się w garderobie czy spóźnieniem się jednej z performerek na występ. To bardzo ryzykowne, ale publiczność to kupuje.

AM: To idealny moment, żeby powiedzieć o publiczności i jej związku z Barbie Girls. W kabarecie widzka_widz jest elementem gry – gra się z nią_nim i do nie_niego. Publiczność zna reguły tej relacji. Dlatego jest aktywna a priori, ale też jest aktywizowana. Relacja publiczności i Barbie Girls jest szczególna. Ten kabaret zrodził się z wewnętrznej dynamiki środowiska lesbijskiego, dziś bardziej queer. Rozumiem też, że ma źródło w zabawie, która nie chce okrzepnąć w formę, chce pozostać przede wszystkim dialogiem.

MR: A wynika to między innymi z tego, że większość widzek_widzów zna_ło kabaretystki. De facto nie ma granicy oddzielającej scenę od widowni. To publiczność Barbie Girls uwielbia. Brak rampy sprawia, że łatwo uznać kabaret za niewybredną zabawę przy piwie albo erotyczną rozgrzewkę.

AM: To jest miękki punkt. Jednak broni się, choć z pewnymi zastrzeżeniami. Szalenie ważne jest budowanie więzi lesbijskiej nie tylko w przestrzeni prywatnej, a Barbie Girls przeniosło relację towarzyską w przestrzeń publiczną, przy zachowaniu familiarnego, swobodnego sposobu bycia. Tematy przybrały kształt skeczy, ale nadal była to intymna opowieść o świecie LGBTQ+. A siła dziewczyn z Barbie Girls polega na tym, że przyjmują perspektywę insiderek. Rozumieją i znają lesbijski świat, są więc uprawnione do żartu na swój i publiczności temat – inna osoba mogłaby być podejrzana o homofobię.

MR: To nie jest takie oczywiste. Na początku działalności Barbie Girls padały pytania, dlaczego lesbijki śmieją się z lesbijek. Czy tak można? Żarty z samych siebie też bywają podejrzane w tym środowisku.

AM: Jednak zabawa kabaretowa daje duży margines zaufania. Najważniejszy był – moim zdaniem – związek między dziewczynami ze sceny a dziewczynami z widowni, które należą do tej samej subkultury. Dzięki temu wszystkie mogły odwoływać się do tej samej wiedzy i tych samych doświadczeń. Kabaretystki dostarczały tylko haseł, na których budowały poczucie wspólnoty grupowej, poczucie, że oto znajdujemy się wśród swoich, myślących podobnie. Dzięki tym mechanizmom kabaret sprawia wrażenie wyjątkowo szczerego, odartego z iluzji, wydaje się bliski życia i widzki_widza. Wspomaga to też jego doraźność, bywa żywą krytyką społeczno-polityczną.

MR: Wszystko prawda, mnie jednak zastanawia, czemu służy ta więź. Jakoś nie widzę, żeby dawała więcej niż rozrywkę, mimo że niektórzy twórcy kabaretu i autorzy teorii kabaretowej podkreślają jego pedagogiczny cel. Agnieszka Weseli z Barbie Girls używa nawet słowa misja. Czy to nie nadinterpretacja?

AM: Najpierw podkreślę, że – wbrew presji, żeby widzieć publiczność jako całość – powinnyśmy rozróżniać publiczność homoseksualno-queerową i heteroseksualną, choć niekoniecznie na tej linii przebiega jedyna czy właściwa granica. Podkreślam to, bo Barbie Girls ma inne zadanie wobec społeczności LGBTQ+, inne wobec publiczności, w której przeważają heteryczki_cy. Przy założeniu, że jesteśmy hodowane_i na popkulturze, głównym hasłem łączącym obie strony jest erotyzm i na tej podstawie zawarty jest pakt. Ale na tym związek – moim zdaniem – kończy się. Dlatego podzieliłabym dość schematycznie zadania dydaktyczne kabaretu dla widzek z tęczowego kręgu i spoza niego…

MR: Zastanówmy się na początku, jakie są pedagogiczne oczekiwania wobec gatunku. Kiedyś prosto sformułował je znany kabaretysta Władysław Sikora:

naruszać i łamać powszechne schematy, poglądy i zasady, wynajdywać i wyrażać wszelkie alternatywne sposoby myślenia na tematy bardzo zakorzenione społecznie i kulturowo. Ambitny kabaret powinien być anarchizujący.

AM: Pomyślmy zatem, jakie zadanie może mieć kabaret wobec widzek_widzów tęczowych. Barbie Girls udowadnia, że po coming oucie można już wszystko, nawet dyskutować z wyobrażeniami dotyczącymi LGBTQ+, przede wszystkim lesbijek. Ta edukacja przez śmiech uczy lesbijki dystansu do swojej tożsamości, namawia do przyjrzenia się społeczności bez sentymentów, być może rewizji poglądów na temat płci, na przykład binarności. Temat lesbijstwa nabiera lekkości, staje się tematem jak każdy inny i można się nim bawić. Odciąża martyrologiczną czy aktywistyczną perspektywę.

MR: Sprawa ma się inaczej w zetknięciu performerek z publicznością heteroseksualną, zwłaszcza tą konserwatywną. Kabaret Barbie Girls grywał i dla takiej publiczności. Tu zadanie dydaktyczne jest zazwyczaj bardziej podstawowe – polega na oswajaniu z tematem odmienności seksualnej. Publiczność z bezwstydną bezpośredniością zostaje wciągnięta w świat lesbijek pozbawionych kompleksów, opowiadających o swoim intymnym życiu. To może być szokiem, ale po przejściu pierwszego uczucia obcości i lęku, publiczność przyjmuje konwencję i bawi się z kabaretystkami.

AM: Publiczność zostaje wciągnięta w nieznany świat, który staje się im bliższy dzięki zabawie. Niektórzy twierdzą, że kabaret nie chce zmieniać świata, lecz tylko publiczność. Zdaje się, że za sprawą Barbie Girls niepoważna forma kabaretowa przyczynia się do łamania schematów płciowych.

MR: Zabrzmiało to bardzo optymistycznie. Ale pamiętajmy, że Barbie Girls nie pokazuje się na dużych imprezach kabaretowych. Okazuje się, że to przełamywanie stereotypów płciowych idzie opornie. Skecze o gejach zdarzają się w repertuarze kabaretowym, o lesbijkach żadnego sobie nie przypominam.

AM: Warto zaznaczyć, że wśród gejowskich scenicznych dowcipów, które w większości są bardziej lub mniej homofobiczne, zdarzają się edukacyjne zderzające polskie kołtuństwo z progresywnością, jak numer Ojciec, gej i Niemiec Kabaretu Moralnego Niepokoju. 

MR: Natomiast Formacja Chatelet stworzyła zabawną postać przegiętego geja – Bubę, pewnego siebie, egocentrycznego mężczyznę, który stał się bohaterem cyklu numerów. Musiał więc przypaść publiczności do gustu. To jest podstęp, ale skuteczny.  Kabaret Młodych Panów umieścił geja w kopalni. Ale nie przypominam sobie w mainstreamowym repertuarze kabaretowym lesbijskiej postaci kabaretowej – nawet epizodycznej.

AM: Postaci nie znam, ale znam kilka piosenek kabaretowych o lesbijkach ze starych klasycznych berlińskich kabaretów, jak Przyjaciółki wyśpiewane w polsce przez Katarzynę Groniec, a z nowych Lesbian Hymen kabaretu PIC.

MR: Wyjątkowo skromnie. Ale czy może być inaczej, gdy odrzuca się skecze naruszające tradycyjne gender? Dowodzi tego skecz kabaretu Hrabi Mama Wandzia, który jest historią zmiany ról płciowych. Ten temat wydaje się już w znacznym stopniu przepracowany. Tymczasem niespodzianka. Treść skeczu w skrócie: on jest mężczyzną w roli wystraszonej kury domowej, która czeka na powrót żony, ona występuje w roli samca alfa, który wraca do domu. Podkreślam, że w tej relacji nastąpiła tylko zmiana ról społecznych. Odwrócenie klasycznej sytuacji śmieszyło publiczność do łez – do czasu. W chwili, gdy kobieta-maczo oznajmia mężczyźnie-kurze domowej: pamiętaj, miejsce mężczyzny jest w kuchni, prócz śmiechu widzów pojawiły się buczenia. Na tyle wyraźne, że kabaretystki_ści nie mogli kontynuować skeczu. Dopiero przytomna, z pewnością improwizowana reakcja Joanny Kołaczkowskiej (w roli maczo) – nie słuchaj kolegów – zamyka sprawę.

AM: I teraz wyobraźmy sobie Barbie Girls na opolskim kabaretonie. Mogłoby być różnie. Choć – jak wiemy – dziewczyny występowały na przeglądzie kabaretowym i ponoć nie było wrogich reakcji.

MR: Barbie Girls pozostaje kabaretem środowiska LGBTQ+, dla mnie przede wszystkim lesbijskiego. Bez względu na wątpliwości, jakie mam wobec stylu i jakości ich propozycji, muszę przyznać, że nie ma w polskiej popkulturze innych, które_rzy tak bezpośrednio i bezceremonialnie podejmują temat seksualności i tożsamości lesbijskiej.

AM: Poszłabym dalej w tej ocenie. Barbie Girls – w sprzeczności ze swoją nazwą – opisuje rzadki rodzaj kobiecej seksualności: obscenicznej i lesbijskiej. O tę babską obsceniczność wcale nie jest łatwo, także w heteryckim kręgu kultury kobiecej. Mam na myśli bezceremonialne, fizjologiczne mówienie o seksualności, o niej samej, bez romantycznej mitologii. Mówimy cały czas o polskiej rzeczywistości. Taka wizja kobiecości ciągle nie jest akceptowana społecznie, podczas gdy mężczyźni mówią o swojej seksualności właściwie tylko w taki sposób.

MR: Udało się to przeforsować pewnie dlatego, że Barbie Girls nie należy do mainstreamu, działa w małym środowisku, poza tym w stereotypowym widzeniu lesbijka to raczej nie ideał kobiety, bliższa jest mężczyźnie, może być więc wulgarna. I może podejmować temat seksu w sposób sobie właściwy.

AM: Oczywiście w powszechnym rozumieniu. Seksualność to wbrew pozorom tylko jedna warstwa – podstawowa. Kabaret de facto stworzył rodzaj lustra, w którym przeglądały się lesbijki. Przetwarzał znaki kultury popularnej. Odzyskiwał pamięć o lesbijkach z historii. Komentował zdarzenia ze świata LGBTQ+. Dyskutował z definicją lesbijskości.

MR: Zacznę od tej warstwy podstawowej, jak to nazwałaś, seksualności. Seksualność rozumiana dosłownie powraca nieustająco i tylko zmienia gatunki, w których się pojawia. Jest więc scenka dialogowa, monolog-spowiedź, wywiad, trawestacja wiersza czy bajki. Pierwszy skecz – Spowiedź alpinistki – wyznaczył styl Barbie Girls na długo. To dialog między alpinistką a księdzem, oparty na nieporozumieniu. Alpinistka zwierza się w konfesjonale ze swoich dylematów wspinaczkowych, a jej opowieść brzmi w uszach księdza jak spowiedź lesbijki-nimfomanki. To niewybredny, dosłowny żart sceniczny, w którym padają takie słowa:

A.: No bo najważniejsza jest technika, chodzi o znalezienie najlepszej pozycji.Trzeba szukać dobrych miejsc do uchwytu, wypukłości, albo jeszcze lepiej dziurek
K.: Dziurek?
A.: No tak, bo czasami są takie, że można włożyć tylko jeden palec. Takie dziurki są do niczego. Najlepiej, jak można włożyć kilka palców, a jak wchodzi cała ręka to w ogóle jest raj… przepraszam.
K.: Cała ręka?
A.: No oczywiście. Trzeba bardzo uważać, bo można się zakleszczyć.
[…]
K.: Z iloma osobami to robiłaś, dziecko?
A.: Z kilkoma, ale ja wolę z dziewczynami, bo trzeba mieć zaufanie, no a wiadomo, że dziewczyna nagle się nie puści. Tu chodzi o życie.
K.: Życie, życie. A tak!
A.: No tak, bo jak zabezpieczenie jest źle założone i nie wytrzyma, no to co wtedy?
K.: Zaraz, to wy się zabezpieczacie? Chwileczkę.
A.: No co ksiądz, przecież tylko wariaci robią to na żywca. Jak się odleci przed szczytem, to święty boże nie pomoże. Przepraszam.
K.: Nic, nic, Bóg miłosierny odpuści ci grzechy.
A.: Bóg zapłać.

A.: Spowiedź lesbijską usłyszymy też w skeczu Terapia, ale to już spowiedź psychologiczna – bezpośrednia i jawna, w gabinecie A. Łęckiej, scenicznej, parodystycznej inkarnacji znanej specjalistki od seksualności kobiecej. W skeczu wulgarność przechodzi w ironię, a w końcu w absurdalną grę, w której pacjentki zamieniają się w spersonalizowane łechtaczki z seksualnymi dysfunkcjami. Jedna jest oziębła, druga rozgorączkowana, trzecia nieśmiała. Ten skecz stał się przebojem kabaretu być może dlatego, że wprowadza seksualność w świat absurdu. Zmienia sposób mówienia o erotyce.

MR: Kolejną zmianę, w opisach seksualnych podbojów lesbijskich, wprowadza przeróbka Lokomotywy Tuwima, która w wersji lesbijskiej nosi tytuł Pociąg.

Najpierw
powoli
jak kot
delikatnie

Ręka się
w rękę
wsuwa
nieznacznie

I nagle – uch!
Nagi biust!
Para dwóch!
Ciała w ruch!

A skądże to, jakże to, kto to tak gna?
A co to to, co to to, kto to tak pcha?
Że pędzi, że wali, że bucha, buch-buch?

Namiętność gorąca wprawiła to w ruch,
Namiętność, co z serca runęła do palców,
A palce kołują, kołują jak w walcu
I gnają, i pchają i pociąg wciąż rośnie
Ciała i wargi się łącza radośnie,
I gnają i pchają…..
[….]
A dokąd? A dokąd? A dokąd? Przez tors
Po skórze, po skórze, po skórze, na wprost
I śpieszą się, śpieszą, by zdążyć na czas,
Na wzgórek, przez bramę, przez tunel, przez las
Ach – jak gorąco!

AM: Pociąg to negocjacja z wysoką kulturą, negocjacja perwersyjna, ale nie ze względu na les-erotykę, tylko przez wpisywanie lesbijskich treści w dziecięcą literaturę. To ważna strategia mówienia o les-erotyce mniej naturalistycznie i z kontekstami, której tak domagają się komentatorzy kultury LGBTQ+.

MR: Ta strategia paradoksalnie umacnia seksualność, nie sublimuje relacji między kobietami. Ale tu właśnie chodzi o wzmocnienie.

AM: W przypadku tego rodzaju skeczy tak, ale twórczość Barbie Girls obejmuje też temat relacji emocjonalnych między kobietami, wyłapuje niektóre cechy lesbijskich związków. Taki trybadyczny związek opisuje numer-wywiad telewizyjny z parą dziewczyn w programie Teleswizja. Jest jak przegląd emocji w pigułce – poznanie, bliskość, konflikt, rozstanie. A wszystko to w dwa dni. [śmiech]

MR: Klasyka. [śmiech] A skecz Trzy blondynki opowiada o relacjach wymagających formuły brazylijskiego tasiemca. Z pozoru żartobliwa i nonsensowna historyjka o pomieszaniu relacji między trzema kobietami, skoligaconymi pokrętnymi więzami krwi i emocji. Z tym, że bezsens telenoweli ma więcej wspólnego z rzeczywistością, niżby się wydawało. Moim zdaniem to sposób zobrazowania powiązań między lesbijkami z tego samego środowiska.

AM: Serialowy pomysł Barbie Girls jest kolejną próbą zdefiniowania relacji lesbijskich w grupie. Dlatego cenię sobie szczególnie skecze odsłaniające mechanizmy działania społeczności LGBTQ+, szczególnie tej lesbijskiej części. To ważny element programów Barbie Girls.

MR: Taki jest na przykład Bank spermy – żart z roszczeniowej postawy aktywistki queerowo-feministycznej, która ma w sobie takie poczucie wolności, że przekracza ono jej biologiczne możliwości. Każda niemożność – nawet tak zwana obiektywna – traktowana jest przez nią jako atak na prawa równościowe. Bohaterka chce oddać spermę i natrafia na niepojęty dla niej opór. Ten skecz ukazuje absurdalność niektórych ideowych postaw. Natomiast numer Parada Równości jest skeczem odsłaniającym kulisy przygotowań do parad. Mamy okazję zobaczyć sposób ustalania haseł, relacje w grupie organizacyjnej, typy osobowości i co symptomatyczne, poboczne miejsce lesbijek w tym systemie, który przecież ma być wspólny dla społeczności LGBTQ+.

AM: W programach kabaretu nie zabrakło też prób definiowania zjawiska-lesbijka*. Zadanie nie jest proste, zwłaszcza w świetle teorii queer. Sprawie przygląda się w jednym ze skeczy znowu A. Łęcka, jako czołowa lesbolożka i wylicza typy lesbijskie: te historycznie opisane – butch, famme i te zwyczajowe, jak skrytka czy typ klubowy. Wszystkie te typy nakładają się na siebie w postaci strojów je reprezentujących, by w finale lesbijka objawiła się widzom jako monstrum – nadal niezdefiniowane.

MR: Jednemu z typów, skrytce, przyglądamy się w skeczu Lesba z programu Teleswizja. Słowo lesba wymawiać koniecznie z akcentem na ostatnią sylabę.[śmiech] Skecz to wywiad z artystką głównego nurtu, która mimo ewidentnych sygnałów – w twórczości zachowaniu – potwierdzających jej erotyczne zainteresowanie kobietami, nie przyznaje się do swojej orientacji. Pseudonim, wygląd, aluzje do leswokalistek czy treść przeboju są jej zdaniem przypadkowe, a ostatecznie, jak twierdzi artystka, to metafora relacji heteroseksualnej. Z tego skeczu pochodzi wspomniany już przebój muzyczny kabaretu Brzoskwinka, mój raj.

[…]
Meszek co otula jej tajemnicę
Miło łaskocze mnie po twarzy
Rozchylam owoc i sięgam po obietnice
A słodki sok mojego palca aż parzy

Ogórki banany odstawiamy pod ściany
Brzoskwinki, wisienki bierzemy do ręki

Nie wypuszczę z rąk twego ciała
Będę lizać, gryźć, będę pieścić
Będę szeptać słówka, żebyś słodko drżała
Żebyś chciała, żebyś bardzo, bardzo chciała

AM: W kontekście lesbijki-skrytki można też zastanowić się nad cyklem Ze sztambucha Maryji Konopnickiej. Czy te przewrotnie pisane skecze o les-wątku w życiu pisarki i poetki to nie opowieść o skrytce? Pewnie tak, ale ten cykl to przede wszystkim odzyskiwanie lesbijskiej hestorii.

MR: Autorka cyklu Agnieszka Weseli/Furja nazywa to bardziej odbrązawianiem powszechnej historii. Rzeczywiście, trudno po tych skeczach nadal widzieć ją jako posąg narodowej literatury.

AM: Ten cykl to bardziej wyszukana forma lesstorii, wciąż z akcentem erotycznym, ale przemyślnie kamuflowanym. Doskonalą próbką tego myślenia jest opis kolejnej spowiedzi, tym razem Marii Konopnickiej:

2 kwietnia 1862 roku. Spowiadałam się dziś ostatni raz przed ojcem Onufrym.
Córko moja, piekło czyha, wyznaj wszystkie przewiny! zagrzmiał z miejsca. Czyś kiedy zgrzeszyła, zbliżywszy się z mężczyzną?
Broń mnie, Boże, ode złego! odrzekłam w pośpiechu.
Zatem spokojny jestem o twą duszę.
Lecz zapytałam czy będąc na pensji, wśród samych dziewczątek…
Bóg strzeże dziewczęcych myśli i serc pouczył mnie kapłan. Wy, aniołki, jesteście z natury czyste i bez grzechu.
Z natury! A więc rzeczy owe są naturalne i zgodne z wolą bożą! Panie Wiekuisty, jakżeś dobry i hojny dla nas, panien!

Maria Konopnicka z absolutną naiwnością i dobrodusznością prowadzi podwójny żywot lesbijki-patriotki, nie dostrzegając w swojej skłonności do kobiet niczego niewłaściwego, jednocześnie skrzętnie kodując tę miłość w poezji patriotycznej. Symbolem tego jest prezent Dulębianki dla Konopnickiej, który w opowieści poetki z przedmiotu fallicznego zamienia się za sprawą skrzydeł w anioła, a dzięki doklejeniu dzioba i korony w orła, polskie godło. Pomysł z prezentem jest zaskakujący – połączenie erotyzmu z patriotyzmem znajduje odzwierciedlenia w kulturze, ale nie lesbijskiej.

MR: Od takich rzeczy zaczynają się poszukiwania artystycznej formy, języka oraz szlifowanie warsztatu aktorskiego. Barbie Girls zresztą do tego zmierzało. Różnica między pierwszym skeczem a ostatnim programem Teleswizja jest ogromna. W końcu kabaret przetrwał niezłych kilka lat, które wymuszały zmiany i rozwój. Nabierał scenicznej świadomości, literackiej precyzji. I wtedy nastąpił koniec. To wielka szkoda, choć w tego typu działalności – społeczno-artystycznej – zdarza mi się obserwować często, jak grupa lub projekt dojrzewają i kończą swoją działalność.

AM: Grupy, będące inicjatywą społeczną, spaja zazwyczaj energia, idea, relacje towarzyskie, a nie zobowiązanie czy pieniądze. Bardzo trudne są w tych warunkach poszukiwania artystyczne, które wymagają cierpliwości, skupienia na zadaniu i wykształcenia, chociaż w sztuce nie to jest najważniejsze. Najważniejsze są czas i możliwość działania. Tu pojawia się problem. Z jednej strony ciągnie się za kabaretem określenie amatorski i nie jest to komplement – konsekwencją jest jednak lekceważenie. Z drugiej strony przypomina mi się opinia jednej z wykształconych widzek Barbie Girls, która nieprofesjonalność grupy uznaje za właściwy rys ich poczynań, twierdząc, że profesjonalizm zniszczyłby ich specyfikę.

MR: Może jest w tym racja, ale nic nie stałoby na przeszkodzie, gdyby temat lesbijskości w polskiej sztuce performatywnej został poddany rzetelnej pracy studyjnej. Chciałabym zobaczyć kabaretowy program lesbijski przygotowany ze skupieniem, nie na chybcika. Pozostaje zatem czekać…

AM: Ale to co mówisz dotyczy sfery teatralnej, nie literackiej. Ta jest dzięki Agnieszce Weseli bez zarzutu. Ona też współtworzyła inny kabaret Hole in Trinity, o którym mówimy w innej rozmowie.

****************************

Damski TANDEM Twórczy
Działa od 2009, stworzył cykle: literacki Żywe radio, performatywny Maryjan i Krystina, filmowy Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną / czytanie dramatu Portret lesbijek we wnętrzu, Niesubordynowane czytanie sztuki Jolanty Janiczak / spektakle: Orlando. Pułapka? Sen, Fotel w skarpetkach, 33 Sztuka, Czarodziejski flet, Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele wiele Kobiet, SharmTrio plus. Drag King Show. Retroseksualni / dokument L.Poetki / O’LESS Festiwal (2012-2014) / cykl debat i audycji Kobieta Nieheteronormatywna / projekt archiwistyczny A kultura LGBTQ+ nie poczeka! / współzałożycielki Stowarzyszenia Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* / LAW. Lesbijskie Archiwum Wirtualne.

Agnieszka Małgowska – lesbijka / feministka / artaktywistka / reżyserka / trenerka teatralna / scenarzystka.
Monika Rak – lesbijka / feministka / artaktywistka / aktorka / dramatopisarka / slamerka / graficzka
                                                                                                                Korekta: Maja Korzeniewska

*************************

LESBIJSKA INSPIRA. Manifest i wywiady POCZYTAJ
AAAKulturalnik. Teatr lesbijski w Polsce. Cykl teatrologiczny  POCZYTAJ
AAAKulturalnik. Sistrium rozmawia o L*Kulturze POCZYTAJ

 

Burleska zawsze była feministyczna subwersywna i emancypacyjna. Rozmowa z Betty Q

Agnieszka Małgowska: Pamiętam, gdy zobaczyłam Cię po raz pierwszy na scenie klubu CDK-u na Burakowskiej w Warszawie. To był 2012 rok. Wszystkie dziewczyny pędziły z górnej sali na Twój występ i po kątach padało pytanie: czy ona jest lesbijką? Może to nietaktowne, ale występując na wydarzeniu dla kobiet nieheteronormatywnych trzeba się z tym liczyć. Czy od początku miałaś pomysł, żeby burleskować/performować przed nieheteroseksualnymi dziewczynami?

Betty Q: Parę lat temu doktoranka Agata Łuksza zaprosiła mnie na konwersatorium w ramach wydziału Antropologii widowisk na Uniwersytecie Warszawskim. Chodziłam na te spotkania przez trzy lata. Kiedyś ktoś mnie zapytał, czy ja od zawsze wiedziałam, że to, co robię, jest subwersywne i emancypacyjne. Nie miałam pojęcia, że tak można to widzieć. Podobnie było z queerowością burleski. Miałam wrażenie, że robię fajne rzeczy, że chciałabym pomóc tęczowej społeczności, ale tak naprawdę zastanawiałam się, czy powinnam. Jestem cis dziewczyną i zawsze mi się wydawało, że nie mogę być częścią tej grupy, skoro jestem tak uprzywilejowana. Wtedy zadzwonił do mnie Marcin Szczepkowski z Miłość nie Wyklucza i zaprosił do udziału w queerowej imprezie. Społeczność zaprosiła mnie do siebie i usłyszałam: jesteś nasza. Super się poczułam. Choć pamiętam ten lęk, kiedy szłam na wydarzenie, ciągle się zastanawiałam, co im powiem, co mam do zaoferowania. Sytuacja mnie zaskoczyła. Mój występ został przyjęty świetnie i zupełnie inaczej niż podczas pokazów w innych środowiskach. To było głębokie doświadczenie i dało mi moc. Dowiedziałam się, że jestem nie tylko subwersywna, ale też queerowa. [śmiech]

MR: Zostałaś podstępnie wciągnięta. [śmiech]

BQ: Tak, ale dziś myślę, że z racji mojego teatralnego doświadczenia, pochodzenia, tematów, którymi żyję i tak znalazłabym się w tej społeczności.

AM: Powiedziałaś, że queerowa publiczność inaczej reagowała. Na czym ta inność polega?

BQ: Pierwsze moje występy były na małych imprezach. Na przykład poświęconych retro samochodom albo rock and roll retro. Występowałam dla subkultur, bo czułam, że to koreluje z burleską, ale nie czułam więzi. Dopiero jak wystąpiłam na tęczowej imprezie poczułam, że to jest to. To była duża jakościowo zmiana.

AM: Kto był odbiorcą Twoich pokazów na tych małych imprezach? Bardziej kobiety czy mężczyźni?

BQ: Były towarzystwa mieszane, choć jak pomyślę, to jednak bardziej zmaskulinizowane. Gdy wystąpiłam w klubie na Solcu w 1500m2 było więcej kobiet. Tę damską widownię pamiętam jako zaangażowaną, mocno reagującą. Dziewczyny podchodziły do mnie po numerze. Teraz, po 10 latach występów, widzę, że jest na moich performensach więcej dziewczyn. One bardziej reagują, czują się swobodnie, częściej przychodzą porozmawiać. Na listach rezerwacji w Madame Q zawsze jest więcej dziewczęcych imion.

MR: Zastanawiałaś się, dlaczego tak jest?
BQ: Nie wiem, dlaczego przychodzą, czy z pobudek estetycznych, czy dla erotycznej podniety. Te widzki homoseksualne być może mają erotyczne intencje, ale czy dla tych hetero taki pokaz nie może być podniecający? Nie wiem. Nie wiem też, czy burleska odbierana jest jedynie erotycznie. Jedna burleskowa performerka powiedziała, że burleska powinna być tworzona przez kobiety dla hetero mężczyzn. Ja się z tym nie zgadzam. Może to jednak mocne wrażenie estetyczne. Wtedy zawsze sobie przypominam gejów na widowni, osoby trans i czuję tu siłę. Widzę ich reakcje i nie dostrzegam w oczach pożądania.

AM: Wydaje mi się, że queerowa widownia pokazuje wielowymiarować burleskowego performensu. Artystka nie jest tylko obiektem erotycznym, także celem platonicznej adoracji, wzorcem kobiecości etc. Czy z sympatii do tej publiczności włączasz do burleski pokazy drag? Program Madame Q to piękna mieszanka queer-dragburlesque.

BQ: Czy wiecie, że moje pierwsze spotkanie z dragiem, to spotkanie z drag kingami?

MR: Mnie, DK Maryjana Beara, to bardzo cieszy. [śmiech]

BQ: To był przypadek. Wtedy społeczność burleskowa była mała, występowałam z drag kingami. To była w ogóle pierwsza społeczność tęczowa, którą spotkałam. Potem okazało się, że jest bardzo dużo dziewczyn w burlesce, na świecie, które robią dragkingowe numery. Być może ten związek burleski i dragkingowania wynika z chęci połączenia ekstremów, biegunów płci. To wydaje mi się przeciekawe. Pokazuje chęć doświadczenia kontinuum płci. Sama miałam pomysł na numer dragkingowy, ale zdarzyło się to akurat w czasie, gdy pojawiły się plany na stworzenie Madame Q. Teraz już nie ma miejsca w moim życiu na eksperymenty. Ale
pamiętam, że nawet wybierałam się na warsztaty dragkingowe.

AM: Potrzebujesz poprowadzenia w dragkingowym performensie? Masz teatralne doświadczenie. Sporo widziałaś dragu.

BQ: Pewnie nie potrzebuję, dałabym sobie radę, ale długo byłam wkurzona, że musiałam sama wszystko w burlesce wymyślać. Byłam pierwsza w Polsce. Nie miałam nauczycielki, kogoś kto by mnie poprowadził. Trochę zazdroszczę tym, które mają teraz mnie na burleskowej drodze. [śmiech]. Dlatego chciałam kogoś, kto mnie wprowadzi w świat dragkingowy. Fajniejsza jest taka droga, krótsza, bez odkrywania codziennie ameryki. Tak myślę. Poza tym chciałabym oddać komuś hołd, bo gdy uczymy się od kogoś doświadczonego w jakiejś dziedzinie, to wyrażamy nasz szacunek. Wierzymy, że ta osoba dużo umie i może się tym dzielić.

MR: To prawda. Brakuje tego rodzaju szacunku artystkom offowym. Mam nadzieję, że Twój dragkingowy plan kiedyś się ziści. Masz wspaniały wąsaty wzorzec. Twój partner taki ma. Okrągły, podkręcany wąsik.

BQ: Właśnie go zgolił. Teraz mam nowego chłopaka i jest taki dziewczęcy.

MR: To może jakiś sceniczny cross dressing z partnerem?

BQ: Scena w Madame Q jest otwarta na wszystko. Choć w większości moja publiczność zainteresowana jest burleską, ale staram się przemycić coś, czego się nie spodziewają, podrzucić coś dziwnego, nietypowego. Przychodzą na pióra i jedna osoba daje im te pióra, a druga – zaskoczenie. Proponuję coś bardziej dragowego, performatywnego, queerowego. Na przykład robimy cykl Let’s talk about drag. Dbam o różnorodność, na ile się da. Pomaga mi w tym moda na performens. Myślę, że właśnie jest era performensu płci, ludzie chcą chodzić na liveperformensy i może wreszcie będzie miejsce na drag kingi.

AM: Skąd wniosek, że jest moda na performens płci? Widzimy przede wszystkim burleskowy bum, dowodzi tego cykliczność tego rodzaju pokazów w Teatrze Druga Strefa i Worek Kości, i oczywiście w Madame Q.

BQ: To zatrzymajmy się na Drugiej Strefie. Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy zaczynałam spotkania na UW, dostałam propozycję, żeby przygotować burleskowy spektakl w Drugiej Strefie. Zrobiłam wówczas jeden lub dwa spektakle złożone z numerów, które miałam. Potem pojawił się pomysł – z ambicji dyrektora Teatru Druga Strefa – żeby powstał spektakl burleskowy z chłopakami. Zapaliłam się do tego, bo w Polsce nie było takiej formy burleskowego performensu, która nazywa się boyleską. Choć ja nie lubię tego słowa.

MR: Dlaczego?

BQ: Jest kilka powodów. Dla mnie to klasyczny przykład szklanej windy. Gdy mężczyzna weźmie coś, co tradycyjnie jest kobiece, dużo szybciej dzięki temu może się wybić. To dla mnie trudne, bo chłopak dużo mniej musi zrobić wysiłku, żeby zaistnieć jako artysta burleskowy niż dziewczyna. Jest po prostu rzadszym zjawiskiem. Ponadto burleskę wykonują też osoby niebinarne. Dlaczego mamy określać oddzielnym słowem i to nacechowanym płciowo, jeden z rodzajów burleski? Burleska łączy wszystkie płcie i orientacje.

MR: Jednak spektakl w Teatrze Druga Strefa nosi tytuł Boylesque Show.

BQ: Wtedy nie byłam taka mądra, zgodziłam się. Poza tym to się świetnie sprzedało. Zrobiłam warsztaty czterodniowe z chłopakami. Też reżyserowałam przedstawienie, bo mam doświadczenie burleskowe i teatralne. Spektakl powstał szybko i graliśmy je przez rok. To dało chyba kopa tematowi. Ja odpadłam w pewnym momencie, bo chłopcy uznali, że umieją zrobić to sami. Zajęłam się swoimi sprawami, zaczęłam występować w innym miejscu.

MR: Gdzie?

BQ: Związałam się z Dziką Stroną Wisły. To było to dla mnie rodzinne miejsce, w którym i intensywnie i blisko pracowałam z zespołem Pożaru w Burdelu. Potem powstał wspomniany Worek Kości, gdzie dyrektor Drugiej Strefy zainicjował burleskę. Otworzyliśmy też Madame Q. Nagle burleska zaczęła mieć wiele miejsc dla siebie. Nie wszędzie bywam, nie wiem też, czy wszędzie jest miejsce przyjazne dla performensu płci.

 *********

Fragment wywiadu z cyklu  SISTRUM rozmawia o L*kulturze. CZYTAJ CAŁY TEKST.

 *********

Betty Q – pierwsza polska performerka burleski. Aktywistka ciałopozytywności.
Współzałożycielka Madame Q (scena, akademia, cocktail bar) i Akademii Burleski Betty Q.
Autorka choreografii teatralnych i filmowych. Producentka i reżyserka Naked Girls Reading Warsaw.

Damski Tandem Twórczy
Działa od 2009, stworzył cykle: literacki: Żywe radio, performatywny: Maryjan i Krystina, filmowy: Kino
lesbijskie z nutą poliamoryczną / czytanie dramatu Portret lesbijek we wnętrzu / spektakle: Orlando. Pułapka?
Sen, Fotel w skarpetkach, 33 Sztuka, Czarodziejski flet, Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele wiele Kobiet /
dokument L.Poetki / O’LESS Festiwal (2012-2014) / cykl debat i audycji Kobieta Nieheteronormatywna / projekt
archiwistyczny A kultura LGBTQ+ nie poczeka.
Agnieszka Małgowska – lesbijka / feministka / artaktywistka / reżyserka / trenerka teatralna /
scenarzystka.
Monika Rak – lesbijka / feministka / artaktywistka / aktorka / dramatopisarka / filmowczyni / graficzka

 *********

DO POCZYTANIA
A Kultura LGBTQ- nie poczeka!

I.
AAAKulturalnik. Sistrum rozmawia o L*Kulturze.
1. Komiksy dojrzały już dawno temu. Czas by dojrzeli też czytelnicy. Wspomnienie o Bostońskich małżeństwach. Rozmowa z  Sylwią Kaźmierczak
2. Próbowałam łączyć wodę z ogniem, teraz zaczynam czuć siebie. Rozmowa z Agnieszką Olszewską-Kaczmarek
3. Tkwimy w zero-jedynkowym myśleniu. Rozmowa z Anną Adamczyk
4. Jestem psychofanką minimalizmu. Rozmowa z Alicją Migdą AIMO
5. Lubię wydobywać queerowość z postaci popkultury. Rozmowa z Weroniką F. Justyńską vel DK Vera Cruz
6. Cudowne Lata to nasza prz_szłość. Rozmowa z Anną Włodarczyk i Aminą Dargham
7. Jesteśmy parą dziwaczek. Di Libe brent wi a nase Szmate. Rozmowa z Mają Pompą.
8. Burleska zawsze była feministyczna suwersywna i emancypacyjna. Rozmowa z Betty Q.

lI.
AAAKulturalnik. Teatr lesbijski w Polsce.
1. Rozmowa o spektaklu. Amy Conroy. Alicja & Alicja. Lesbijki w kolorze nude.
2. Rozmowa o spektakluSzelest. Laboratorium Ma(g)daleny Anny. Teatr Forum.
Takie szekspirowskie marzenie, żeby teatr zmieniał świata.
3. Rozmowa z Jolantą Janiczak. Mam dość oglądania bohatera maczo, który kolonizuje świat. Wokół spektaklu
O mężnym Pietrku i sierotce Marysi. Bajka dla dorosłych.
4. Rozmowa z kolektywem CZARNE SZMATY (Martą Jalowską, Karoliną Maciejaszek, Magdą Staroszczyk)
Razem znaczymy więcej niż każda osobno.
5. Rozmowa o spektaklu. Przebudzenie na podstawie Bachantek Eurypidesa w reżyserii Marty Malinowskiej.
Szkoda tych nagich dziewczęcych ciał.
6. Rozmowa o spektaklu. Bachantki w reżyserii Mai Kleczewskiej. Waginalny głos.
7. Rozmowa o dramacie. 33 SZTUKA Moniki Rak. Lesbijskie menage a trois.

 

Orlando. W poszukiwaniu dwoistości spojrzenia. Monika Rak & Agnieszka Małgowska

Orlando budzi się ze snu. Jednym ruchem zdejmuje trefioną perukę i wstaje z łoża. Po chwili pojawiają się jego_jej ręce nad błyszczącą, cynową misą. Orlando myje twarz. Zmywa z siebie swoją przeszłość. Na czarnym tle, w mocnym świetle, połyskują drobinki wody i wirującego kurzu niczym cenne kosztowności. Wreszcie Orlando spogląda w lustro. W jego_jej oczach nie ma nic, co sprawiałoby wrażenie przestrachu. Naga postać w kunsztownej ramie lustra przygląda się sobie przez chwilę. Orlando mówi do swego odbicia: Ta sama osoba. Bez żadnej różnicy. A potem do widza: Tylko inna płeć.

Ta krótka scena to cezura w filmie Sally Potter, opartym na prozie Virginii Woolf. Do tego momentu Orlando jest mężczyzną, po tej scenie  – kobietą. Jesteśmy świadkiniami_kami cudu przemiany. Płynnego przejścia granic płci. Przemiany, która w prawdziwym świecie w takiej formie jest nierealna, dlatego dokonuje się podczas snu, który umożliwia to, co niemożliwe. W życiu taka zmiana nie zachodzi bezboleśnie, niesie skutki społeczne, prawne i medyczne.

Ale zarówno Virginia Woolf, jak i Sally Potter, przeprowadzają Orlando przez transgresyjne wcielenia w lekkim stylu. Woolf pozwala swojej postaci przejrzeć się w wielu płciowych zwierciadłach. Sally Potter gra przede wszystkim z podwójnością. Widać to już na poziomie narracji, bo Orlando jest bohaterem_bohaterką powieści, który_która mówi o sobie w trzeciej osobie. Jego_jej narracja jest nieprzezroczysta, nie ukrywa narratorki_narratora, pokazuje wewnętrzną strukturę opowieści. Dzięki temu wiemy, że bohater_bohaterka jest w swojej historii i jednocześnie poza nią. Jest w niej, bo doświadczył_doświadczyła tego, co potem opisuje po czterech wiekach i poza nią, komunikując się z widzką_em. Ma większą świadomość niż osoba pochodząca ze świata, w którym żyje. Prowadzi przez to bezpośredni dialog.

Przypatrzmy się temu jako aspektowi podwójności, wyrażającej się w formalnej stronie dzieła, w narracji. Podwójność polega na jednoczesnym istnieniu dwu światów. Świata sztuki – filmu, biegnącego swoim rytmem, nie zawsze przewidywalnym, onirycznym, obejmującym 400 lat życia Orlando. I świata widzki_a podglądającej_ego historię dziejącą się na ekranie oraz widzki_a żyjącej_go w konkretnym czasie i miejscu –  współczesności.

Momentem połączenia tych dwu światów, ich dialogiem, są sceny, w których Orlando (Tilda Swinton) spogląda bezpośrednio w kamerę i czasem mówi. Tak jak w pierwszej scenie, kiedy to narratorka przedstawia Orlando. Padają wtedy słowa: A kiedy onmówi zza kadru kobiecy głos. Orlando z ekranu uściśla, spoglądając w kamerę – to znaczy JA.

To wyraźnie wyartykułowane JA potraktować można jako zaznaczenie indywidualności, ale i podkreślenie człowieczeństwa. Orlando filmowy weryfikuje poglądy narratorki o samym_samej sobie. Upomina się o siebie bez kontekstów. Natomiast narratorka pokazuje go – w tej części historii jest mężczyzną – jako konstrukt epoki. Orlando stwarzają czasy, w których żyje, moda i styl życia. W XVII-wiecznej Anglii, w której go poznajemy, jest mężczyzną o kobiecej urodzie, mieszczącym się zarówno w kanonach estetycznych, jak i społecznych.

To spojrzenie i zaznaczenie przez Orlando swojego JA, wydaje się kluczem w poszukiwaniu dwoistości bohatera_bohaterki. A być może świata, w którym żyje. W procesie analizy okazało się, że większość orlandowskich spojrzeń w kamerę uświadamia różnorodność pojęcia dwoistości w sensie treściowym i formalnym. Dlatego interesująca jest wędrówka po świecie bohatera_bohaterki śladem jego_jej spojrzeń.

Przyjrzyjmy się więc drugiemu spojrzeniu Orlando –  w scenie przed wejściem do sypialni królowej. Widzimy w nim lęk przed tym, co za drzwiami. Na pierwszy rzut oka możemy odnaleźć tu dwoistość sytuacji, która ma charakter dwuznaczności erotycznej. Młodzieniec staje przed starą kobietą, która ma władzę – jest w ręku władczyni maskotką, przyjemnością wieku starczego. Spodziewamy się jakiegoś nadużycia. Tymczasem Królowa obdarowuje młodzieńca aktem własności domu, bez żadnych wymagań, które mogłyby budzić jego lęk. Wyraża jedynie ekscentryczne (?) niespełnialne (?) pragnienie, aby nigdy się nie zestarzał.

Orlando jest pod ogromnym wrażeniem Królowej. A jak silne jest to wrażenie, widzimy w nastroju następnej sceny: Orlando leży w swojej sypialni skupiony i wyciszony. Jego twarz tonie w ciemnościach, a światło jedynie liże kontury postaci. Obraz tchnie melancholią. Po długiej pauzie, skoncentrowany na swoich myślach Orlando, mówi do widza: To bardzo interesująca osoba. Co takiego zobaczył Orlando?

Zobaczył królową Elżbietę I. Pierwszą kobietę w Anglii, która dzierży niepodzielnie władzę. Łamiącą ówczesny stereotyp kobiecości, podważającą rolę społeczną wyznaczoną jej płci. Osobę, która nie wykorzystuje sytuacji zależności, nie to ją interesuje. Jest pod urokiem młodości, urody, wdzięku Orlando i nie chce tego naruszyć. Zachowuje uważność w obcowaniu z młodością.

To właśnie widzi Orlando, a widz_ka dostrzega jeszcze inną dwoistość. Reżyserka zdecydowała się na przewrotny zabieg obsadowy: rolę Królowej gra w filmie mężczyzna (Quentin Crisp), natomiast rolę młodzieńca kobieta. W sypialni Królowej spotykają się dwie postaci przekraczające płeć. 

Dodatkowo z sytuacji wyłania się jeszcze klamrowa kompozycja spojrzeń. Reżyserka zamyka spotkanie między Królową a Orlandem dwoma spojrzeniami. Pierwsze podszyte lękiem przed nieznanym i skupiające uwagę na tym, co się zdarzy. Drugie komentujące z zaskoczeniem to, co już się zdarzyło.

Taki układ spojrzeń podsuwa pytania: czy te dwa spojrzenia mówią o świadomości bohatera? Czy mają nakłonić widzkę_a do większej uważności w przyglądaniu się rozwojowi bohatera i wzbudzić refleksje przez sposób opowiadania historii?

Następne spojrzenie Orlando pokazuje, że jego historia poszerza znaczenia dwoistości. Widzimy to w powtórzonej sytuacji, w której wybrzmiewają te same słowa z dwóch perspektyw – kobiecej i męskiej.

Oto w scenie na ściętej lodem Tamizie podglądamy zerwanie zaręczyn Orlando z Eufrozyną. Dotknięta kobieta stwierdza: Perfidia mężczyzn. Wtedy Orlando rzuca nam spojrzenie, które wyraża wstyd z własnego postępku, ale już za chwilę padają słowa: Mężczyzna musi podążać za sercem , które maja być usprawiedliwieniem. Bohater, który wydawał się wrażliwym poetą, szczerym człowiekiem, nagle okazuje się mężczyzną “skrojonym” wedle kulturowego szablonu. Orlando jeszcze nie wie, że zostanie postawiony w podobnej sytuacji jak narzeczona, którą porzucił dla Saszy, córki ambasadora Rosji. Gdy dostaje od niej druzgocącego kosza, znów spogląda w kamerę i wypowiada słowa: Perfidia kobiet. To sformułowanie, będące kalką słów Eufrozyny pokazuje, że Orlando doświadcza prostej emocjonalnej podwójności. Mierzy się z tą samą sytuacją jako osoba odrzucająca miłość i odrzucana przez ukochaną osobę. A dzieje się to jeszcze wewnątrz jego męskiego świata.

Ta emocjonalna podwójność jest tak naprawdę jedynie wstępem do dwoistości, która jest przekroczeniem granic fizycznych, psychicznych i kulturowych. Niespodziewanie bowiem Orlando z mężczyzny zmienia się w kobietę. I – o dziwo – transformację tę kwituję: Tylko inna płeć. A w jego spojrzeniu nie widać lęku, tylko zaciekawienie zmianą. Widzi w lustrze różnicę biologiczną, ale nie dostrzega różnicy w płci rozumianej jako gender. Do tej pory doświadczał podwójności płci subtelnie, teraz objawi mu się ona brutalnie. Orlando-mężczyzna przejrzy się w Orlando-kobiecie.

Prawdziwym lustrem okaże się sytuacja, w której to samo wydarzenie przez Orlando-mężczyznę traktowane jest jako przeznaczenie, zaś przez Orlando-kobietę jako przymus. Oto Orlando-mężczyzna wyznaje uczucie swojej wielkiej miłości Saszy. Ta nie czuje się tym zobowiązana. W dialogu padają słowa:

– Jesteś moja.
– Dlaczego?
– Bo Cię uwielbiam.

Orlando postrzega więc kobiety jako własność. Bez względu na intencje i powód, dla którego Orlando chce związać się z Saszą, jego słowa dowodzą patriarchalnych nawyków. Miłość nie usprawiedliwia odebrania możliwości wyboru drugiej osobie –  Orlando tego nie rozumie. Nie bierze pod uwagę zdania Saszy. Sam fakt jednostronnego uwielbienia ma sankcjonować ich związek. Pojmie to dopiero, gdy znajdzie się po drugiej stronie, gdy będzie kobietą i usłyszy te same słowa o uwielbieniu z ust Arcyksięcia Harrego. Orlando-kobieta poczuje się uprzedmiotowiona. Uświadomi sobie, że uwielbienie mężczyzny – przy braku wzajemności kobiety – oznaczać może próbę zdominowania, przejęcia kontroli nad życiem. Może też być manipulacją emocjonalną.

Od tego momentu widzimy, że przemiana, którą Orlando skomentował Tylko inna płeć  – nabiera innego wymiaru. Okazuje się, że to nie TYLKO inna płeć. Orlando jako kobieta zderzył się z rzeczywistością, z którą nie mógł się spotkać jako mężczyzna, ponieważ żył w świecie skonstruowanym dla męskiej wygody i według męskich zasad.

Orlando-kobieta ma niemało problemów. Poczynając od stroju, który ją więzi i nie pozwala swobodnie się poruszać – doskonale pokazuje to scena z wiązaniem gorsetu i spacer między meblami w sukni ze stelażem. Przez odebranie jej prawa do samodzielnego i twórczego myślenia, gdyż jako kobieta jest istotą pogardzaną z racji nieświadomej natury, istotą bez charakteru, afektowaną, bez pragnień, postrzeganą jako piękne romantyczne zwierzę – ilustruje to scena w salonie literackim. Kończąc na aspektach prawnych, związanych z własnością domu, który jej się nie należy, jako kobieta nie ma prawa do dziedziczenia.

Nic więc dziwnego, że Orlando-kobieta mając doświadczenie męskiej wolności, wpada w gniew. Czuje się jak w pułapce, której symbolem jest ogrodowy labirynt. Ale labirynt ma w tym przypadku znów podwójne znaczenie – jest bowiem też przestrzenią wtajemniczenia. Sztucznie stworzonym więzieniem przycinającym dziką naturę, z którego można wyjść. Wymaga to jednak wysiłku, dlatego też widzimy Orlando w straceńczym biegu, na którego końcu czeka kolejne spotkanie z podwójnością.

Orlando wybiegając z labiryntu upada na ziemię ze słowami: Matko naturo, weź mnie. Słowa te mogą wyrażać pragnienie śmierci, traktowanej jako przejście, ale też pragnienie erotyczne. Odpowiedzią na nie jest Shelmerdine (Billy Zane), który spada z konia jak z nieba. Bohaterowie leżąc na ziemi patrzą sobie w oczy – ziemia ich zrównuje. Należą teraz do świata natury. Odbijają się w sobie samych, w swojej podwójności. Czy dlatego Orlando reaguje szybkim spojrzeniem w oczy widzki_a, czy już wie, że dwoistość znowu transformowała? Jej wzrok wyraża zdziwienie. Zaskoczenie. Jestem martwa. – mówi. A potem pyta: Shelmerdine, wyjdziesz za mnie?

Ta bezpośredniość jest uderzająca. Przed pokonaniem labiryntu Orlando nie brała zamążpójścia pod uwagę. Jako kobieta, mimo narzuconego jej ograniczenia, otwarta była na inne rozwiązania. Ale jak się okazuje, samej instytucji małżeństwa nie odrzuca, potrafi sama zaproponować małżeństwo, ulegając gwałtownemu uczuciu, omen nomen miłości od pierwszego wejrzenia. 

Orlando i Shelmerdine są jak awers i rewers – porozumiewają się bez trudu. Sposób prowadzenia rozmowy, jej konstrukcja składniowa, a także swoista gra – w której prawda ukryta jest pod maską przypuszczenia – sugeruje, że Shelmerdine przeszedł podobną drogę jak Orlando. Widzimy dwa wcielenia Androgyne, kiedyś kobiety teraz mężczyzny – Shelmerdine i kiedyś mężczyzny teraz kobiety – Orlando. Sama chwila ich spotkania jest spełnieniem, porozumieniem. Nie dziwi więc, że Orlando, przytulając Shelmerdine’a, mówi do nas: Chyba zemdleję. W całym mym życiu nie czułam się lepiej. Nie dziwi też, że nie tylko ich dusze, ale i ciała dążą do spełnienia.

Następny kadr filmu to malarski obraz splecionych ze sobą ciał, które kontrastują, a jednocześnie dopełniają się. Jak kawa z mlekiem czy dzień i noc. Bohaterowie mogli się spotkać teraz, ale tylko na tę chwilę. Choć są na tym samym etapie rozwoju, ich wektory życiowe mają przeciwne kierunki. Nie idą obok siebie, ale pędzą jak dwie komety, każda w swoją stronę. Ich zderzenie stało się chwilą równowagi w indywidualnych podróżach. Punktem odniesienia. Ugruntowaniem swojej odmienności, która nie musi być samotna. Ma przecież w świecie bliźniaczą istotę. Bohaterowie nie muszą czuć się samotni, ale też nie muszą ze sobą żyć. Dlatego Orlando w kolejnej scenie żegna bez żalu Shelmerdine’a. Patrzy w kamerę, a jej spojrzenie jest zgodą na to, co się dzieje.

W jakimś sensie dwoistość jako rozdarcie się skończyła, zamieniła się we współistnienie przeciwieństw, dlatego historia zatoczy krąg zarówno treściowo, jak i kompozycyjnie. Dowodzi tego ostatnie spojrzenie Orlando, całkowicie pogodzonej, szczęśliwej i świadomej osoby, którą pamiętamy z pierwszej sceny filmu jako osobę zagubioną, samotną i niedojrzałą. Przypomnijmy to sobie.

Orlando-mężczyzna siedzi pod drzewem z książką. Z melancholijnym wyrazem twarzy. W kostiumie z epoki elżbietańskiej. W obcisłych rajtuzach podkreślających szczupłość nóg, krótkich bufiastych spodniach. Z kolczykiem w uchu i w utrefionej fryzurze. Przypomina postać androgyniczną. Oderwaną od rzeczywistości. Drzewo, o które się wspiera, a które łączy ziemię i niebo, jest symbolem pełni, obojętności wobec przemijającego czasu, a także synonimem człowieka. Ale jeszcze nie jest synonimem Orlando. W tej scenie Orlando buja w obłokach.

W scenie finałowej – dopisanej językiem filmowym przez Potter – jest inaczej. Orlando-kobieta siedzi pod tym samym drzewem. Jest ukorzeniona. Płacze ze szczęścia. Nie jest sama – ma córką. Jest androgyniczna. Ubrana w bryczesy, wysokie buty i koszulę. Ma długie splecione w warkocz włosy. Jest silna.

Orlando-kobieta zapisała swoje doświadczenia w literackiej formie, której nie może_nie chce opublikować, bo wydawcy za nadto chcą w dzieło ingerować. Ale być może będzie bohaterką filmu, który kręci jej mała córka. Widzimy ją, gdy biega z kamerą wokół matki i pyta: Dlaczego jesteś smutna? Ale bohaterka nie jest smutna. Jest wolna. Uwolniona od przeznaczenia. Nad jej głową unosi się śpiewający kampowy anioł. Orlando żegna nas długim spojrzeniem. Patrzy bez lęku prosto w nasze oczy. Jest jak drzewo.

————————————-

ORLANDO wg. Sally Potter (1992)
Produkcja: Francja, Holandia, Rosja, Wielka Brytania, Włochy

CZYTAJ: Rozmowa o spektaklu . ORLANDO. Pułapka? SEN. Pamiętniki intymne. Nie przyszłyśmy siebie przekraczać.

*********************************

Damski Tandem Twórczy (Agnieszka Małgowska & Monika Rak)
Działa od 2009, stworzył cykle: literacki Żywe radio, performatywny Maryjan i Krystina, filmowy Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną / czytanie dramatu Portret lesbijek we wnętrzu / spektakle: Orlando. Pułapka? Sen, Fotel w skarpetkach, 33 Sztuka, Czarodziejski flet, Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele wiele Kobiet, Drag King Show Retroseksualni  / dokument L.Poetki  / O’LESS Festiwal (2012-2014) / cykl debat i audycji Kobieta Nieheteronormatywna / projekt archiwistyczny A kultura LGBTQ+ nie poczeka / współzałożycielki Stowarzyszenia Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej*.  

Agnieszka Małgowska – lesbijka / feministka / artaktywistka / reżyserka / trenerka teatralna / scenarzystka.
Monika Rak – lesbijka / feministka / artaktywistka / aktorka / dramatopisarka / filmowczyni / graficzka.