TELEFON DLA KOBIET DOŚWIADCZAJĄCYCH PRZEMOCY

Телефон для жінок, які зазнають насильства

CZYNNY PONIEDZIAŁEK-PIĄTEK
OD 11.00 DO 19.00

Активний з понеділка по п’ятницю з 14:00 до 19:00

Szukaj
Close this search box.

Dlaczego ciągle potrzebujemy Parady Równości? Felieton Estery Prugar

Autorka: Estera Prugar

 

Dlaczego ciągle potrzebujemy Parady Równości?

-Ty w końcu byłaś na tej paradzie?

-Tak, czemu miałam nie być?

-Ja tego nie uznaję, bo na takie parady chodzą… No, moi normalni znajomi geje nie muszą się tak obnosić.

logo_ParadaRownosci2016

Urodzeni po ‘89, w większości nie musieliśmy buntować się przeciwko komukolwiek poza rodzicami i nauczycielami. Jesteśmy w trakcie budowania naszego życia i naszej przyszłości, i choć może nie podoba nam się to, co dzieje się aktualnie w naszym kraju, to na co dzień cieszymy się wolnością – często złudną i ograniczoną, ale jednak zdecydowanie większą niż nasi rówieśnicy jeszcze kilkadziesiąt lat temu, i nieporównywalną do sytuacji sprzed wieku i wcześniej.

Dostaliśmy tę swobodę, jako prezent od naszych przodków: rodziców, dziadków, krewnych a nawet starszych znajomych. Nie ma w tym żadnej naszej zasługi – przyszliśmy na gotowe. Możliwe, że właśnie dlatego tak często bezrefleksyjnie przyjmujemy naszą rzeczywistość, jako aksjomat; nie zainteresowani tym, co – tylko pozornie – nie dotyczy nas bezpośrednio.

Przecież dziś nie ma nic dziwnego w tym, że ktoś jest gejem lub lesbijką. Transseksualiści wciąż budzą pewną ekscytację, ale po wygranej Conchity na Festiwalu Eurowizji 2014, a już na pewno po zeszłorocznej przemianie Bruce’a Jennera w Caitlyn, nawet ten temat nie wydaje się być aż tak kontrowersyjny. Fakt, że do prawdziwej tolerancji nam jeszcze daleko, schodzi na dalszy plan. Do legalizacji związków homoseksualnych w Polsce jeszcze bardzo długa droga, ale czy to znowu takie straszne – niemało jest par heteroseksualnych będących w związkach partnerskich, a że żyją w ten sposób z własnego wyboru, to inna sprawa, ale bezsprzecznie ślub nikomu nie jest do szczęścia potrzebny. Podobnie, jak możliwość adopcji dziecka. Jeśli zaś chodzi o codzienność, to przecież w dużych miastach nie ma z tym już (prawie) żadnego problemu – mogą żyć spokojnie, a nie wychodzić na ulicę i robić z siebie widowisko. Bardzo ogólnie, ale powiedzmy, że tak sytuacja przedstawia się dzisiaj.

Cofnijmy się do roku 2001, kiedy na ulice Warszawy wyszła niewielka manifestacja zorganizowana przez grupę znajomych, których zainspirował reportaż z “Gay Pride Sidney”. Celem od początku było zrzeszenie ludzi, którym bliskie są idea równości, wolności i tolerancji.

Realne zainteresowanie wydarzenie zdobyło w 2004 roku, kiedy ówczesny prezydent miasta, Lech Kaczyński, wydał zakaz jego organizacji. Wtedy Paradę zastąpiło zgromadzenia pod nazwą Wiec Wolności.

Tu chciałabym się na chwilę zatrzymać. “Niewielka manifestacja”, która przez trzy lata nie wzbudzała szczególnego zainteresowania. Szacuje się, że w sobotę 11 czerwca br., na ulicę Warszawy wyszło 35 tys osób, które bez względu na orientację, wiek czy płeć, z dumą i radością prezentowały te same hasła, które przyświecały pomysłodawczyniom i pomysłodawcom Parady Równości 15 lat wcześniej. Czy to dlatego, że wtedy w Polsce nikomu nie zależało na tych wartościach? A może dlatego, że potrzebni byli ludzie, którzy pokazali reszcie społeczeństwa, że nie tylko może, ale musi głośno upomnieć się o respektowanie swoich podstawowych praw, jeśli chce liczyć na to, że inni wezmą je pod uwagę? Druga rzecz dotyczy nałożonego na Paradę zakazu – i nie chodzi o to, że zabraniając, rządzący wyświadczyli demonstracji jedną z najlepszych form bezpłatnej reklamy – dziś po prostu trudno byłoby wyobrazić sobie taką sytuację. Atmosfera polityczna jest jaka jest, ale czy ktoś szczerze sądzi, że władze miasta czy rząd posunęły by się do zatrzymania jej w tym roku? Gdyby ktoś był ciekawy dlaczego tak? Tym razem warto cofnąć się o jedenaście lat:

2005 rok, to kolejny zakaz przemarszu. Tym razem był on już jednak bezsilny wobec wydarzeń. Parada Równości 2005, to największe pokojowe, nielegalne zgromadzenie w Polsce po 1989 roku. Jednym z jej największych osiągnięć stało się rozpoczęcie procesu zdarzeń, których efektem było orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, w którym stwierdzono, że przepisy, na które powoływał się prezydent Lech Kaczyński w celu zabronienia demonstracji, są niezgodne z Konstytucją Rzeczypospolitej Polski. Wielka wygrana obywatelek i obywateli, o której dziś już mało kto pamięta, a myślę, że często nawet nie wie. Kolejny punkt dający do myślenia wszystkim tym, którym wydaje się, że “nie ma potrzeby się obnosić”… a to tylko cztery lata z historii. Przez 15 lat zebrało się takich punktów zdecydowanie więcej, a otwierać listę może na przykład ten, który pokazuje, że poprzez zjednoczenie się we wspólnej sprawie, dziś możemy mówić o poprawie nastawienia społeczeństwa do osób homo i transseksualnych. Zaledwie poprawie, która stanowi, ledwie wierzchołek góry lodowej.

Inną grupą, o której można powiedzieć, że robiła zbyt wiele zamieszania były niewątpliwie surfrażystki, a po nich – aż do dnia dzisiejszego – feministki. Siedząc w szkole, przygotowując się do matury lub egzaminów, starając się o pracę, awansując i osiągając sukces, tak wiele kobiet, tak często zapomina o tym, że ich prawo do wolności nie zawsze było “naturalne”. Przez ostatnie miesiące coraz więcej osób wychodzi na ulicę, bo nie mieści im się w głowach to, że inni bawią się w boga i chcą decydować o kobiecym ciele, zdrowiu i życiu. Tu również pojawiają się oburzone głosy obojga płci, nazywające zwolenniczki i zwolenników prawa do aborcji (nie nakazu, a prawa kobiet do wyboru) morderczyniami i mordercami. Absurd, prawda? Dlatego właśnie po raz drugi warto wybrać się na wycieczkę w czasie:

Pierwsze artykuły i broszury, zarówno autorek, jak i autorów, w których domagano się dopuszczenia kobiet do życia publicznego i politycznego, datowane są na wiek XVII. W XIX wieku, w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii kobiety utworzyły ruch, którego głównym celem było zdobycie przez nie – pełnego lub częściowego – prawa wyborczego oraz równouprawnienia. W USA w latach sześćdziesiątych XIX wieku, gdy pokojowe wystąpienia i zebrania nie przynosiły skutków, sufrażystki rozpoczęły głośne i gwałtowne demonstracje, podczas których dochodziło do aresztowań, a następnie uwięzień. Stop.

Dwa stulecia zajęło przejście od słów do czynów. Dwieście lat, w czasie których kobiety przygotowywały grunt pod to, aby przyszłe  pokolenia mogły urzeczywistnić ich postulaty. Później kolejne lata zaangażowania, walki i niezwykłej wytrwałości, których efektem jest to, że kiedy w październiku zeszłego roku oddawałaś głos w wyborach parlamentarnych (lub z własnej woli tego nie zrobiłaś), liczył się twój wiek i obywatelstwo, nie twoja płeć. Teraz pomyśl, że to jedynie początek. Dodaj do tego prawo do edukacji, udziału w życiu publicznym, równouprawnienie na rynku pracy, walkę z przemocą, walkę o prawa socjalne i ekonomiczne… A potem jeszcze raz powtórz głośno, że nie potrzebujesz feminizmu, bo na wszystko zapracowałaś sama.

Docenić to, co mamy tylko dlatego, że urodziliśmy się w danej kulturze i społeczeństwie możemy jedynie jeśli spojrzymy na historię i zdamy sobie sprawę, że to, co dla nas oczywiste wcale nie było “naturalna koleją rzeczy”, że ktoś to za nas wywalczył – komuś to zawdzięczamy. Wtedy łatwiej będzie zrozumieć, że nic nam się nie należy. Kobiety i mężczyźni często poświęcali życie za zmiany, o których wiedzieli, że nie staną się udziałem ich samych, ich dzieci, a nawet wnucząt. Mimo to się nie poddawali. Dlatego – nawet jeśli Twoje życie podoba Ci się takie jest i nie ma w Tobie najmniejszej obawy o to, że kiedykolwiek będziesz musiał/a mierzyć się z sytuacją, w której ktoś odmówi Ci Twoich podstawowych praw – pomyśl o tych wszystkich głośnych, gwałtownych, wyśmiewanych, lekceważonych, oskarżanych i atakowanych, którym zawdzięczasz podstawy do budowania swojego życia tu i teraz. I nigdy więcej nie pytaj “Po co się tak obnosić?”.

 

Źródło: http://paradarownosci.eu/krotka-historia-parady-rownosci

Korekta: Klaudia Głowacz

 

„Moja babcia sufrażystką, a ja feministą!” – relacja z I Trójmiejskiego Marszu Równości

Tekst: Magda Wielgołaska

W sobotę 30. maja ulicami Gdańska przeszedł I Trójmiejski Marsz Równości. To piękny sukces Stowarzyszenia na rzecz Osób LGBT Tolerado, którego członkowie i członkinie uronili wiele łez wzruszenia widząc to, co osiągnęli swoją ciężką pracą, a także przy wsparciu zaprzyjaźnionych organizacji.

Kilka lat temu, kiedy na spotkaniach stowarzyszenia pojawiało się zaledwie kilkoro zapaleńców, nikt nie przypuszczał, że na ulice Gdańska wyjdzie tak liczny tłum – policja podaje, że było to około 2000 osób. Marsz rozpoczął się zgromadzeniem na Targu Węglowym. Prezeska Tolerado, Ania Strzałkowska, z typową dla siebie zaraźliwą, pozytywną energią przywitała zgromadzony tłum, a także gości specjalnych. Do przybyłych przemawiali między innymi: Ambasador Szwecji Staffan Herrström, wicemarszałkini Sejmu Wanda Nowicka, prezydent Słupska Robert Biedroń i poseł PO Radomira Szumełda.

marsz2

Hasłem pierwszego marszu w Trójmieście było: „Jesteśmy rodziną”. Wiele osób przyszło z rodzicami, braćmi, siostrami, z bliskimi osobami, które całym sercem wspierają tęczowe rodziny, istniejące pomimo braku prawnych uwarunkowań w naszym kraju. Na marszu nie zabrakło rodziców z małymi dziećmi.

Szczególnie wzruszył mnie ojciec, który spokojnie tłumaczył swojemu dziecku, jak ma się zachować wobec narodowców, którzy w którymś momencie zaczęli rzucać w maszerujących jajkami. Ojciec objął syna ramieniem i powiedział: „Kiedy jest realne zagrożenie, to uciekamy. Kiedy zagrożenie jest niewielkie to pokazujemy, że się nie boimy.” To tylko jeden z pięknych obrazków z marszu, wrażenie robił też chłopiec maszerujący dumnie z koszulką oznajmiającą: „Moja babcia sufrażystką, a ja feministą!”.

Wszyscy zgromadzeni czuli, że biorą udział w historycznym wydarzeniu, któremu towarzyszyło jedynie kilka drobnych incydentów ze strony skrajnej opozycji. Marsz został na kilkanaście minut zablokowany przez prawicową radną Gdańska – Annę Kołakowską i jej rodzinę.

Tego samego dnia odbyła się kontrmanifestacja pod hasłem obrony normalnej rodziny. Zgromadziła zaledwie około 150 osób. Narodowcy, którzy obserwowali marsz i nie szczędzili niesmacznych uwag, zostali zaproszeni przez tłum do dołączenia się do pokojowego przemarszu. Natomiast mężczyzna, który za pomocą biblii próbował uratować „zbłąkane dusze”, został zagłuszony skandowanym: „Jezus nie był homofobem!”.

marsz

Podczas marszu tłum wielokrotnie skandował także hasło: „Solidarność!”, bo przecież bez solidarności nas wszystkich nie ma równości. Ten dzień udowodnił, że potrafimy się solidaryzować, iść razem ramię w ramię i że nie uciekniemy mimo niewielkiego zagrożenia. Zostaniemy i pokażemy, że się nie boimy! Pierwszy trójmiejski Marsz Równości to z pewnością początek pięknej, trójmiejskiej tradycji i wszyscy z niecierpliwością czekamy już na kolejny, a tymczasem pakujemy tęczowe flagi i kolorowe transparenty, żeby 13 czerwca maszerować w Warszawie!

Zdjęcia: Natalia Półjanowska/Tolerado

Tekst: Magda Wielgołaska – działaczka feministyczna i lesbijska na stałe związana z trójmiejską organizacja działającą na rzecz osób LGBT – Tolerado. Wolontariuszka Feminoteki.

 
Wolontariat Feminoteki jest realizowany w ramach programu Obywatele dla demokracji finansowanego z funduszy EOG

logo batory