TELEFON DLA KOBIET DOŚWIADCZAJĄCYCH PRZEMOCY

Телефон для жінок, які зазнають насильства

CZYNNY PONIEDZIAŁEK-PIĄTEK
OD 11.00 DO 19.00

Активний з понеділка по п’ятницю з 14:00 до 19:00

Szukaj
Close this search box.

Motyle krwawią… by wskrzesić poezję. Rozmowa z Aissą Ai

Oni nie umieją odróżnić moli od ciem
zbyt ciężko pogrążeni w śnie o motylach
Aissa Ai


Monika Rak:  Porozmawiajmy o wydarzeniu Motyle krwawią, które miało premierę 11 listopada 2017 roku. To poetyckie spotkanie eksperymentalne. Ja nazwałabym to spektaklem, którego podstawą jest poezja dwóch młodych poetek i uczennic Szkoły Aktorskiej Machulskich – Aissy Ai i Olgi Wojciechowskiej. 

Agnieszka Małgowska: Znamy się od 2012 roku. Spotkałyśmy się podczas O’LESS Festiwalu. Już wtedy postrzegałam Cię jako performerkę, tak widzę każdą lesbijską artystkę, która w przestrzeni publicznej mówi o swojej orientacji seksualnej. Sam akt permanentnego coming outu to dla mnie performans. Ty używasz do tego różnych środków – piszesz poezję, a ostatnio materializujesz ją na scenie teatralnej. I jeszcze, wcielasz się na scenie w podmiotkę liryczną swych wierszy.

Aissa Ai: Nie patrzę na siebie jak na performerkę, mimo że kręci mnie performans. Nie zasługujeę na takie miano. Ja rozumiem performans jako świadome, zwykle skrajne działanie. Natomiast moją orientację traktuję bardzo naturalnie, piszę poezję o relacji między kobietami, którą teraz, to prawda, pokazuję na scenie, w czym pomaga mi aktorstwo. Wcześniej nie odważyłabym się pokazać siebie i tego, co piszę, publicznie. Nie czuję się performerką, też dlatego, że to rola zbyt ograniczająca. Chcę być aktorką, muszę być elastyczna.

AM: Prócz naszego doświadczenia też kontekst czyni nas czasem performerkami. A poza tym również lubisz przebieranki, wcielania się, co realizujesz, między innymi w swoich projektach fotomodelingowych.

AA: Zanim dostałam się do Szkoły Aktorskiej Machulskich szukałam różnych dróg dla siebie, choć były one raczej fascynującymi przystankami, niż celem samym w sobie. Moim celem od dziecka było aktorstwo, a jedną z tych dróg jest fotomodeling. Działam w nim jako modelka, ale też pomysłodawczyni i wykonawczyni sesji. Moim ulubionym projektem jest nadal sesja lalkowa w szafie, mam do niej duży sentyment. Pamiętam, że mieszkałam wówczas na poddaszu, była tam piękna stara szafa. Odkąd się tam wprowadziłam, przez pół roku, układałam sobie koncept. Znalazłam projektantkę, która idealnie wpasowała się w mój zamysł. Znalazłam cudowną fotografkę, której zaufałam w kwestii zdjęć. Przygotowałam rekwizyty i makijaż, bo ukończyłam również szkołę wizażu. Ostatecznie ten projekt został opublikowany w Dark Beaty i Magazyn w całości. To był mój mały sukces.

MR: Spotkanie poetyckie nazwałyście eksperymentalnym. Jak rozumiesz eksperyment?

AA: Nasz spektakl nazwałyśmy eksperymentalnym, bo nasza propozycja nie jest tradycyjnym deklamowaniem. Nazwałyśmy nasze zdarzenie tak, żeby uprzedzić widzów, że nie zapraszamy na typowy wieczór poetycki. Naszym celem jest takie połączenie słowa, teatru i emocji, by wskrzesić poezję. A wskrzeszenie rozumiem jako ożywienie emocji tkwiących w wersach. Za każdym słowem czy obrazem schowana jest emocja, która zdarzyła się każdej z nas 5 lat temu albo 2 dni temu. Ja ukrywam je w formie, lubię bawić się formą. Olga ma z kolei styl, który nazywam ludzkim, ona wcale nie wzbrania się przed tym określeniem. Wychodzi do drugiego człowieka, woła do niego. I właśnie… człowiek, ona używa tego słowa bardzo często w swojej poezji, równie często, jak ja słowa motyl. A że punktem wyjścia jest miłość, jej wszelkie aspekty: przemijanie, tęsknota, rozstanie, to w spektaklu emocji nie brakuje. Emocje, które są w nas, w założeniu mają poruszyć także emocje w drugim człowieku, w widzu/widzce. Dla mnie jest to więc eksperyment emocjonalny.

AM: A miłość jako katalizator emocji nie jest nazbyt oczywista?

AA:. Nie uważam, że miłość jest czymś oczywistym, bo żyjemy w poplątanych czasach, naprawdę poplątanych, zasypani jesteśmy różnymi skrajnościami, zdawać by się mogło, że mamy już wszystko, a okazuje się, że przez to wszystko nie mamy właśnie nic. Ludzie boją się uczuć, miłość zmienia się w partnerstwo, z naciskiem na partnerstwo, jest kalkulacją, w sieci wyskakują setki artykułów-poradników dotyczących oznak kryzysu w związku, nikt nie nawołuje do przepracowywania trudności w relacji. Żyjemy w czasach, w których można wymienić partnera niczym produkt po utracie terminu ważności. Żyjemy w czasach portali społecznościowych, nikt tak naprawdę ze sobą nie rozmawia, choć paradoksalnie cały czas jesteśmy w kontakcie. Wiem, że to uogólnienia, że reguły mają wyjątki, znam wyjątki, ale marzę, by naginać te cholerne reguły.

MR: Jak to przekłada się na spektakl?

AA: W spektaklu zależało mi, żeby pokazać, że miłość jest jedna, niezależnie od orientacji seksualnej. Pokazać uniwersalizm miłości, to nasz przekaz do ludzi. Chciałam opowiedzieć o dwóch kobietach, które są uwikłane emocjonalnie, choć są różnej orientacji seksualnej, ale przeżywają emocje podobnie. Olga pisze tylko do mężczyzn, a ja tylko do kobiet. Dla nas obu jest oczywiste, kogo kochamy. Dla mnie miłość do kobiety jest naturalna, nie czuję potrzeby odróżniać się w tej opowieści jako lesbijka i tak to robię mówiąc poezję do kobiety. Dlatego nie podkreślam tego w scenicznej opowieści, nie akcentuję adresatki. Ten projekt nie jest manifestem lesbijskim. Jest opowieścią o romantycznej osobowości kobiecej. Obie – Olga i ja – jesteśmy romantyczkami. Ten projekt mógłby istnieć nawet wtedy, kiedy obie byłybyśmy heteryczkami. Ale mimo wszystko, uważam że dwoistość homo-hetero czyni go ciekawszym, a przede wszystkim prawdziwym. Dla mnie ważne jest, by coś było prawdziwe. Świat, gdzie wszystkie kobiety kochają mężczyzn nie jest autentyczny i to idzie także w drugą stronę, a jednak wokół nas, mam tu na myśli szczególnie media, zazwyczaj widzimy tylko ten pierwszy.

MR: Mówisz o dwoistości homo-hetero, ale ja jej właściwie nie widzę w spektaklu. Nie szukałyście różnic? Nie ma – Twoim zdaniem – różnic w wyrażaniu miłości między kobietami, a między kobietą a mężczyzną?

AA: Moim zdaniem to zależy od ludzi. To sprawa wrażliwości. Na pewno są osoby czy pary, które podtrzymują stereotyp heteronormatywny, wtedy nie ma różnic. Ale są też osoby czy pary, które eksponują swoją odmienność. Różnice są społeczne, tu nie mam wątpliwości. Też tego doświadczam. W życiu bardzo mi doskwiera, że nie ma równości małżeńskiej. Mieszkam ze swoją partnerką dwa i pół roku, chcemy wziąć ślub, możemy to zrobić za granicą, ale w Polsce będziemy nadal obcymi osobami. Nikt nam nie zakazuje, żyjemy sobie, nic się złego nie dzieje. Ale ja ciągle żyję w strachu, że będę pozbawiona kontaktu z moją ukochaną, jak coś się zdarzy, nie mam pełni praw, na przykład w szpitalu. Wiem, że teoretycznie mam, praktycznie różnie bywa, tak wynika z raportów LGBTQ+. Nie chcę się o tym przekonywać. Podsumowując – różnice między osobami heteroseksualnymi a homoseksualnymi w życiu społecznym są, ale w tym projekcie artystycznym mnie nie interesowały, skupiłam się na podobieństwach.

AM: Powiedziałabym, że nawet podbijasz heteroseksualność. W spektaklu przywołujesz Marylin Monroe w scenie z wiatrakiem, którego podmuch podnosił Ci spódnicę. To przypomina scenę z wywietrznikiem metra z filmu Słomiany wdowiec. Wyglądasz jak dziewczyna z lat 60. Precyzyjny makijaż, idealnie ułożone włosy.

AA: Lubię ten kobiecy styl, uwielbiam styl retro. Kocham czerwoną szminkę! Doprowadza mnie to do szału, gdy ktoś uważa, że to heteronormatywne, przecież… istnieję. Słyszycie, mam wysoki głos, jestem taka, tak wyglądam. Moje ruchy, mimika… taka jestem, to ja, autentyczna, więc jak mogłabym być inna? To byłoby kłamstwem, ale postać na scenie może być różna, zmierzam aktorską ścieżką, więc nie zaprzeczę, że mogłabym chociaż wykreować inną kobietę na czas spektaklu, a ja tego nie robię, a wręcz odwrotnie, nie szczędzę jej czerwieni na usta, nie szczędzę kreski na powiekę i możecie wierzyć lub nie, ale z mojej strony jest to bardzo świadomy zabieg, walczę ze stereotypem. Ty uważasz, że go utrwalam, przynajmniej tak to rozumiem, gdy mówisz, że obraz jest heteronormatywny, ja patrzę na to od innej strony, od swojej, także tej prywatnej. Jestem głosem kobiecych kobiet homoseksualnych. Będę nim już zawsze. Wiesz, co jest moją bronią? Autentyczność. Objawia się tym, że istnieję. Lepiej więc tak, czy lepiej kreować na siłę obraz, który odcina się grubą kreską od obrazu heteronormatywnego, ale nie jest autentyczny z moim ja? Lubię się wcielać, naprawdę lubię, ale w tym projekcie chodzi troszeczkę o coś innego, niż kreacja aktorska, ale – o dziwo – i ona się zaznacza, ja z tego nie zrezygnowałam, nawet nie chciałabym.

AM: Jeśli nie chodzi tylko o kreacje, to mamy jednak do czynienia z performansem. Nie sugeruję, że trzeba coś odcinać grubą kreską, ale widownia nosi w sobie mnóstwo klisz, które nazywamy „naturalnymi” i do których się nieświadomie_nieświadomie odwołuje się oglądając przedstawienie. Dlatego Twój wizerunek jest przezroczysty i wzmacnia heteronormatywne myślenie. W efekcie na scenie mamy dwie młode atrakcyjne kobiety. To ma poetycko-erotyczny wydźwięk, który idealnie pasuje do normatywnego wzorca. Teza o uniwersalności nie dociera, bo lesbijka prawie się nie ujawnia. Dostrzegam ledwie jej ślady.

AA: Zaczynam spektakl tekstem, w którym wyrazista jest adresatka/bohaterka. Ten wiersz bezpośrednio mówi o kobiecej relacji. Może za mało wybrzmiewa, może za cicho mówię, może za szybko to się dzieje. Potem jeszcze to się przewija, już subtelnie.


***
jej oczy latem
zielenią się nadgarstki
szyje ulegają ósemkom
wyglądam jaskółek
kiedy pada tam na dole
letni deszcz
jej oczy są wulkanem
płonie zielony las
we mnie trwa wojna
ogień woda powietrze ziemia
cztery żywioły w niej
pięć we mnie
jej oczy latem.


MR: Odbiór poezji nie jest łatwy bez względu na formę, wymaga precyzji, uwzględnienia możliwości percepcyjnej widzki_a, która_y musi się dostroić do nietypowych częstotliwości. Wiersz wymaga czasu. W przypadku znanej poezji, czasem ze szkoły, czasem z lektury samodzielnej, mamy już jakieś wskazówki interpretacyjne. Poznając nową poetkę muszę uczyć się jej języka. To jednocześnie doświadczenie i nauka. Gdy jeszcze ta nowa poezja płynie do mnie ze sceny, muszę jeszcze ją przefiltrowywać, bo dodatkowo dostałam pewną interpretację. Wszystko robi się tak hermetyczne, że przekaz może nie dotrzeć
.

AA: Zdaje sobie sprawę z hermetyczności mojej poezji, między innymi z tego powodu nawet przez jakiś czas przestałam pisać. Było to mniej więcej zaraz po O’LESS Festiwalu. Przedtem chciałam wydać swój tomik, ale lęki przed nieczytelnością odwiodły mnie od tego pomysłu. Czułam, że mój kod poetycki nie trafi do ludzi. Zamroziłam moją poezję na kilka lat. Ale jakoś niedawno odezwała się do mnie znajoma z artystycznej krakowskiej uczelni. Potrzebowała wierszy do swej pracy magisterskiej. Oznajmiłam, że nie jestem poetką, że nie jestem jeszcze po debiucie. Nie miało to dla niej znaczenia, moja emocjonalna poezja pasowała idealnie do jej projektu. To sprawiło, że zaczęłam zaglądać do moich notatek, odkopywać, czytać, wybierać. Spojrzałam na swoją poezję, jak na poezję kogoś innego, wreszcie złapałam dystans, a że po drodze przez ostatnie lata zmieniła się moja wrażliwość i nabrałam emocjonalnej skorupki, to zaczęłam nawet zazdrościć podmiotce lirycznej jej sposobu pisania. W tym samym czasie w Szkole Aktorskiej Machulskich zaczęłam chodzić do grupy z Olgą Wojciechowską, okazało się, że Olga też pisze wiersze i też pisze w większości o miłości. Jest kobieca i nie ucieka od tego, nie wstydzi się, nie chowa, ma tomik poetycki i ma swój poetycki dość znany fanpage. I wtedy zaczęłam sobie zadawać pytania – to było fajne, energetyzujące – dlaczego mając 20 lat myślałam, że coś z tym pisaniem zrobię, że świat stoi otworem, a potem porzuciłam tę myśl i skończyłam jako osoba, która swoją poezję schowała do szuflady. Zaczęłam zastanawiać się, dlaczego uznałam moje emocje za gorsze, że nikt nie zrozumie moich wierszy i z tej przyczyny nie mogę ich pokazywać. W końcu poetki_ci piszą różnie, nie wszystkie_cy są czytelne_i.

MR: Jaką odpowiedź znalazłaś?

AA: To było proste: zwątpiłam w siebie, w to, co piszę. Za bardzo się skupiłam na myśleniu, jak nie pasuję do wyimaginowanego wzorca, bo jestem inna, dziwna, nieczytelna. Poczułam złość na siebie za takie myślenie, że się umniejszam. Wreszcie zrozumiałam, że to, co piszę, jest moje, nie mogę się cenzurować, ktoś zrozumie, ktoś nie zrozumie. Trudno, ja tak widzę, czuję, nie wymyślam metafor godzinami, one we mnie rosną, jak na przykład meteoryty spadają z granatowych księżyców w wierszu Sublimacja…

Otwieram okno, i wyraźnie zaznaczam palcami stóp
półokręgi na szorstkim parapecie.

(meteoryty spadają z granatowych księżyców)
Czy słyszysz ciszę, pomiędzy stąpnięciami poza
Krawędź?
Maciupkie szczeliny wydrążone w szarej masie
upychają się, tworząc gąbkę.
Metr pięćdziesiąt sześć centymetrów emocji
ulegnie sublimacji.
tylko na jedną tysięczną minuty podniesionej do
potęgi drugiej.
To już druga noc.
(meteoryty spadają z granatowych księżyców)
Słyszysz szelest, pomiędzy przesuwającymi się
dłońmi?
Trzeciej nocy nastąpi resublimacja bytu.
Jej spierzchnięte usta nadal pozostaną suche,
a stan zapalny spojówek będzie miał kwaśny odczyn.
Biała sukienka zatańczy z wiatrem drugiego
piętra podniesionego do potęgi drugiej.
Mieszkałam na czwartym piętrze, kiedy
Meteoryty
Spadały
Z
Granatowych
księżyców.


Ta zmiana we mnie, powrót do poezji, to efekt nałożenia się tych dwóch zdarzeń – prośby malarki i spotkania Olgi. To dało mi siłę, żeby znowu zacząć coś robić.

AM: Brzmi to jak odkrycie swojej mocy, w której wsparły Cię inne dziewczyny. To opis stworzenia świadomej artystki, rodzaj wskrzeszenia. Taki mistyczny poetycki moment. Potem warto zacząć działać. I Ty to zrobiłaś. tworząc spektakl poetycki Motyle krwawią.

AA: Kiedy wpadłam na pomysł zrobienia spektaklu, ciągle jeszcze byłam niepewna, przecież niedawno jeszcze odcięta byłam od poezji, jednak odrodziło się we mnie teatralne wyobrażenie słowa. Zawsze widziałam moją poezję na scenie. Lubię ją wizualizować, teraz pojawiała się szansa materializacji wizji. Pomogła mi w tym szkoła Machulskich, uczy mnie pracy nad tekstem, który staram się upostaciowić.

AM: To, co piszesz, jest konsekwentne, Twój poetycki świat jest spójny, podszyty ciszą, a jednocześnie pełny latających istot: kur, ptaków i owadów. Najwięcej u Ciebie motyli, które stały się bohaterkami Waszego przedstawienia.

AA: Tak, choć tylko część motylich wierszy wykorzystałam. Gdy przejrzałam wszystkie swoje wiersze odkryłam, że jest więcej utworów z motylami niż myślałam. Wciąż odnajduję ten motyw. Motyle towarzyszą mi od zawsze. Jakoś pasują do mego wnętrza, emocji, przeobrażenia, barw.

MR: Od razu widać, że Ty zaproponowałaś tytuł Waszego wspólnego przedsięwzięcia. Skąd się wziął, nie jest tak oczywisty, jak sam motyli topos?

AA: Kiedyś poczułam w sobie taką metaforę. To było dość osobiste, więc wykładnię zostawię dla siebie. Na pewno to obraz dramatycznego wewnętrznego przeżycia. Jestem miłośniczką pisarstwa Sarah Kane, więc poetyzowanie traum mnie fascynuje. Chciałam, żeby mój projekt z Olgą był o trudnej miłości, ten tytuł wydał mi się idealny. Ale mam pewien problem z tytułem, bo też chciałabym tak nazwać mój pierwszy tomik, zbiór wierszy o miłości, delikatności i cierpieniu. Pożyczyłam ten tytuł spektaklowi, ale nie planowałam, że spektakl będzie miał długie życie, a takiego tytułu szkoda na krótki dystans. Zwłaszcza, że dla mnie szczególnie ważne jest, żeby utożsamić się z tytułem, nie interesują mnie zestawy słów chwytliwych, a nie przeżytych.

MR: Ty zaproponowałaś tytuł, a jak wpisała się w to Olga? Jak współpracowałyście?

AA: Pomysłodawczynią tego projektu jestem ja. Pracujemy same, bez reżyserki_a. Ważne jest, że same dokonujemy wyboru tekstów, nie boimy się, że ktoś nam wyrzuci istotne dla nas wiersze. Czasem oczywiście brakuje nam trzeciego oka, ale mamy niezależność. Wszystko konsultujemy. Na pewno scenariusz pisałyśmy tak, by ta nasza uniwersalna historia miłosna była spójna, scenicznie dynamiczna, emocjonalnie różnorodna.

AM: Mam poczucie, że byłyśmy jako widzki w jednolitym emocjonalnie klimacie, a sprawiła to muzyka – utwór Erika Satie Gymnopédie No.1 – popularny liryczny utwór.

AA: Muzykę akurat zaproponowała Olga, ale wyjątkowo pasuje. Może jeszcze trzeba będzie coś skorygować. Myślę, żeby połamać jeszcze tekst, naładować obrazy jeszcze większą energią, może muzyka wtedy nabierze właściwego charakteru. Cały czas jesteśmy w procesie, badamy, mierzymy się z materią.

AM: Właśnie, materia. Sporo w Waszym spektaklu przedmiotów, które wykorzystujecie właściwie tylko raz. Wspomniany wiatrak, bańki mydlane etc. Skąd ten pomysł?

AA: Kilka rekwizytów jest użytych jednorazowo, to prawda. Do nich zalicza się między innymi wiatrak. Tobie wiatrak kojarzy się ze sceną filmową z udziałem Marylin Monroe. Dla mnie jest czymś zupełnie odmiennym. To po prostu okno, wiatrak podwiewa mnie, a z ust płynie wiersz Sublimacja. Chcę przenieść widzów do tamtego wieczoru. To był naprawdę smutny wieczór, a może noc? To było kilka lat temu. Realnie nie stałam wtedy na parapecie, ale moja dusza tak. Pokazuję pewną dosłowność. Celowo. To taki kadr. Nie mogę użyć ponownie wiatraka, bo całość straci na wartości. Nie ma takiej możliwości nawet. Bańki mydlane są też użyte raz, bo to coś w rodzaju przebłysku, coś a’la… szczypta wanilii. Ale na przykład telefon jest kilka razy użyty, budujemy wokół niego swego rodzaju eskalację, która ma swój finał w ostatnich minutach spotkania. Nasze stroje są także rekwizytem, one właśnie nabierają znaczenia poprzez wielokrotne… niech będzie – używanie.

MR: Muszę jeszcze zapytać o negliż w spektaklu. Mam szczególne myślenie o kobiecym ciele w sztuce performatywnej. Myślę o nim energetycznie, a nie dekoracyjne.

AA: To zdecydowanie nie miało być odsłonięciem dekoracyjnym. Dla mnie nagość nie jest niczym wielkim na scenie, ale oczywiście ma znaczenie. W spektaklu robimy to raczej subtelnie i powoli, dopiero na końcu jesteśmy w koszulkach na ramiączka i majtkach. Sukcesywnie zdejmujemy nasze spódniczki zrobione z czarnej folii. Jesteśmy obrane ze skrzydeł, ich części były niczym skrzydła ćmy, jak wiersze, a każdy to odsłonięcie siebie. Przez to rozbieranie pokazujemy przeobrażenie i upadek. Na zakończenie pojawia się wyraziście motyw owadzi. Całość zamyka komentarz lektora, który jak w filmie przyrodniczym przekazuje wiadomości o motylach. Te informacje zostały dobrane specjalne: motyle nie umieją ani kłuć ani gryźć, motyle ulegają całkowitemu przeobrażeniu, kolory motyli nie zawsze są prawdziwe, bo skrzydła pozbawione są barw. Ten komentarz miał być kontrastem do całej opowieści. Chodziło o ostudzenie, ściągnięcie na ziemię emocji. Chciałyśmy tym pokazać, że ta duszność, którą budowałyśmy, ten dziwaczny świat, nie jest do końca prawdziwy. Zależy mi, żeby widz_ka nabrał_a dystansu do zdarzenia, które choć wydaje się dramatyczne, takie nie musi być. Pod tym, co wydaje się wielkie, tkwią małe dramaty kobiece – nieporozumienia, drobne kłótnie, pomyłki.

AM: Ten męski głos odczytuje zgoła inaczej. Opowiadacie słowem i obrazem o swoim subiektywnym świecie, kobiecej emocji, zyskujecie autonomię. A całość podsumowuje męski głos naukowym komentarzem. Jakby przywoływał te szaleństwa do porządku. Głos z offu jest jak głos boga, który mówi z oddali, z wysokości. W kulturze to na pewno nie jest neutralne. Boli mnie wpuszczanie mężczyzny do misternie stworzonego – choćby na chwilę – kobiecego świata.

AA: Dla mnie to zbyt daleko idące wnioski. Nie miałam tego na myśli, postrzegam świat równościowo. Dla mnie to lektor obiektywny. Oddzielam go od znaczeń.

AM: Z feministycznej perspektywy nie da się męskiego głosu uznać za neutralny.

MR: Ale jeśli założeniem była uniwersalność, to ten męski głos jest wpasowany w koncepcję, on kontra dziewczyny z nienaznaczoną odmiennością seksualną, a zaznaczoną wspólnotą emocji i doświadczeń. Spektakl zostaje w uniwersalnym polu, dla mnie heteronormatywnym.

AA: W moim postrzeganiu, jeżeli kobieta na scenie mówi do kobiety w sposób romantyczny, kobieta jest nadawcą miłosnego wiersza, a adresatką też jest kobieta, to spektakl nigdy już nie będzie miał pola heteronormatywnego. Nigdy.

AM: Dokładnie tak samo myślę, ale ten ślad nieheteronomatywny jest jak ledwie wyczuwalny puls. Więc spektakl pozostaje w ogólnym wyrazie heteronormatywny.

MR: Na koniec zadam banalne pytanie. Po co ci poezja? Lesbijki lubią poezję, bo tania, bo intymna, bo służy badaniu siebie i wyrażaniu uczuć.

AA: Nigdy nie pisałam, dlatego że jestem lesbijką. Poezja jest związana z moją romantyczną naturą. Tematem moich wierszy jest przede wszystkim miłość, to jej główny przedmiot, a że kocham kobiety, to jest ona lesbijska, ale nie z założenia. W sumie moją poezję nazwałabym homoerotyczną, tak jak poezję Olgi nazwałabym heteroerotyczną.

MR: To chyba najlepsza puenta. Ale pożegnajmy się wierszem.

[Jestem]
Bez Ciebie marzną moje

Obojczyki
rzęsy przekrzywiają się w kierunku
na wschód
kąciki ust szeleszczą
Milczeniem
więc /
gdyby moje serce miało
Struny
mruczałoby bluesa o piątej
nad ranem taplając się
w czystej nagości przemijającej
Nocy
Byłabym kotem
a jestem tylko
kobietą z blizną pod piersią
Twoją i jeszcze czystą

Korekta: Maja Korzeniewska

                                                   *************************

Aissa Ai – uczennica szkoły aktorskiej, absolwentka szkoły wizażu i stylizacji, była słuchaczka studiów psychologicznych, autorka wierszy / poezja do kobiet i o kobietach, L/ opowiadań i tekstów piosenek, eksperymentatorka, fotomodelka, uwielbia czerwoną szminkę i kawę z cynamonem.
WWW 
INSTAGRAM
NOSZĘ W KIESZENI SZMINKĘ

Damski TANDEM Twórczy
Działa od 2009, stworzył cykle: literacki Żywe radio, performatywny Maryjan i Krystina, filmowy Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną / czytanie dramatu Portret lesbijek we wnętrzu, Niesubordynowane czytanie sztuki Jolanty Janiczak / spektakle: Orlando. Pułapka? Sen, Fotel w skarpetkach, 33 Sztuka, Czarodziejski flet, Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele wiele Kobiet, SharmTrio plus. Drag King Show. Retroseksualni / dokument L.Poetki / O’LESS Festiwal (2012-2014) / cykl debat i audycji Kobieta Nieheteronormatywna / projekt archiwistyczny A kultura LGBTQ+ nie poczeka! / współzałożycielki Stowarzyszenia Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* / LAW. Lesbijskie Archiwum Wirtualne.

Agnieszka Małgowska – lesbijka / feministka / artaktywistka / reżyserka / trenerka teatralna / scenarzystka.
Monika Rak – lesbijka / feministka / artaktywistka / aktorka / dramatopisarka / slamerka / graficzka

                                                                           *************************

LESBIJSKA INSPIRA. Manifest i wywiady POCZYTAJ
AAAKulturalnik. Teatr lesbijski w Polsce. Cykl teatrologiczny  POCZYTAJ
AAAKulturalnik. Sistrium rozmawia o L*Kulturze POCZYTAJ

 

Marta Przybyło. Zwyczajne, zakochane, monogamiczne. Fotograficzne opowieści o kobietach nieheteronormatywnych

Karolina Sobel, Lezby, Galeria Stroboskop (2019)

Jedną ze strategii reprezentacji kobiet nieheteronormatywnych w projektach fotograficznych zrealizowanych po 2000 roku jest próba zobrazowania ich zwykłego życia. Mimo że zdjęcia te powstawały w różnych kontekstach, a ich twórczynie sięgały po odmienne klucze wizualne, można w nich rozpoznać wspólny, czytelny (i edukacyjny) zamysł – chęć zapewnienia widzialności osobom nieheteronormatywnym poprzez wpisanie ich w dominujące normy społeczne. W tym krótkim szkicu skupię się na kilku projektach artystycznych tworzonych indywidualnie bądź kolektywnie, dotyczących fotograficznych przedstawień kobiet nieheteronormatywnych, a także na jednym projekcie poświęconym osobom queerowym. Większość omawianych tu prac koncentrujących się wokół widzialności to projekty, w których artystki wychodzą od konkretnego pomysłu, podążają za nim zgodnie z pragnieniem zmiany w świadomości społecznej. Te założenia stale towarzyszą ich działaniom.

Na ulicy, przy stole, w łóżku

Zaprezentowana w 2003 roku pracaNiech nas zobaczą Karoliny Breguływywołała pierwszą szerszą dyskusję dotyczącą sposobu reprezentacji osób LGBTQ+. Fotografia (obciążona metaforą lustra, które jest też ważnym motywem w sztuce lesbijskiej*) posłużyła tu do stworzenia kampanii złożonej z portretów 15 par lesbijek i 15 par gejów. Seria była pokazywana w kontekście galeryjno-artystycznym, w przestrzeni miejskiej i internecie.

Projekt powstał za sprawą osobistego impulsu1. Artystka mieszkała z parą przyjaciół gejów, a obserwowane przez nią trudności związane z funkcjonowaniem ich związku w miejscach publicznych budziły jej gniew i sprzeciw. Zdjęcie przyjaciół trzymających się za rękę w parku posłużyło za wzór formalny dla całego cyklu2. Serię zrealizowała społecznie po studiach artystycznych w Szwecji, jak mówiła: Wyuczono mnie w tej szkole, że sztuka służy do rozwiązywania problemów […]. Było to jej pierwsze doświadczenie współpracy z instytucją – Kampania Przeciw Homofobii sfinansowała produkcję, zapewniła wsparcie merytoryczne, dostęp do nośników oraz pomoc w dotarciu do osób fotografowanych.

Dominującym aspektem formalnym projektu miała być prostota ujęć (pary trzymające się za ręce, stojące przodem do aparatu, na tle nieatrakcyjnego zimowego pejzażu), żeby nie powiedzieć: nuda, powtarzalność i podobieństwo – zarówno między sposobem komponowania zdjęć, jak i między pozami fotografowanych oraz wizerunkami osób a oglądającymi. Tę ostatnią relację autorka chciała nawet bardziej uwypuklić: […] to miało być tak jakbym szła ulicą i zaczepiała ludzi <<Mogę wam zrobić zdjęcie?>>, oni zatrzymują się na dwie sekundy i robimy. Żeby pokazać tych, którzy są obecni w tłumie na ulicy, choć ich nie widać. […] Pomysł był taki […] że ludzie na tych plakatach będą naturalnego wzrostu, i człowiek idący ulicą będzie mógł spojrzeć im w oczy.

Strategia wizualna przyjęta przez autorkę przywodzi na myśl często spotykane w archiwach rodzinnych zdjęcia wykonywane przez tzw. lajkarzy3. Pracujący na ulicach miast międzywojenni pstrykacze fotografowali klientów z zaskoczenia, następnie oferowali im gotowe odbitki.Duży zespół takich zdjęć możemy odnaleźć w spuściźnie fotografa prowadzącego zakład w Białymstoku w latach 30., Bolesława Augustisa4. W odróżnieniu od statycznych ujęć Karoliny Breguły, na setkach zachowanych fotografii ulicznych widać uchwycone w ruchu pojedyncze osoby, pary czy grupy. Wiele wspólnego z tą konwencją ma współczesna fotografia mody ulicznej. W czasie realizacji projektu zaczęła się ona pojawiać w nowych lifestylowych czasopismach, m.in. w Aktiviście publikowano portrety złapanych na ulicy osób o interesującym ubiorze, wyróżniających się w tłumie. Taki efekt szybkich zdjęć ulicznych artystka uzyskała dzięki aranżacji, podczas pozowanych sesji, przygotowanych nie bez wysiłku związanego z podróżowaniem do wielu miast w Polsce. To, co miało wyglądać jak dwusekundowe zdjęcie napotkanych przechodniów, w rzeczywistości oznaczało żmudne poszukiwania osób gotowych do wzięcia udziału w projekcie. Breguła wspominała też o niepokoju towarzyszącym niektórym bohaterkom i bohaterom cyklu w trakcie realizacji sesji, związanym z trzymaniem się za ręce w miejscach publicznych. Łatwiej było fotografować pary lesbijskie* – być może ze względu na większe kulturowe przyzwolenie na czułe gesty między kobietami, a może – jak zaznaczała artystka – sama lepiej się czuła, gdy miała portretować kobiety.

Jakie pułapki niosła za sobą strategia przedstawiania osób nieheteronormatywnych jako zwyczajnych, widać w innym fragmencie tekstu Pietkiewicz, w którym poza nawiasem znalazły się te, które nie wpisywały się w wizerunek ludzi z sąsiedztwa. Gdy przypomnimy sobie klimat obyczajowy panujący w Polsce sprzed niemal dwóch dekad, ten problem staje się aż nazbyt czytelny.Sfotografowani przez Bregułę, według Pietkiewicz, nie byli więc: ani występni, ani zboczeni, ani prześladowani cierpiętnicy. Nie z parad gejowskich, nie w szmatkach kobiecych, nie babochłopy, jak sobie ich ludzie wyobrażają, lecz zwyczajni jak sąsiad z klatki schodowej, sprzedawca z kiosku.Oprócz mechanizmu wykluczenia wszystkiego, co niepokojące i przegięte, artykuł zawiera wizję pożądanej postawy osób nieuprzywilejowanych. Pary ze zdjęć wydały się dziennikarce zadowolone z życia, pozbawione roszczeń i pretensji, czy też potrzeby wyróżniania się. Inne i jednocześnie takie jak reszta.

Projekt Karoliny Breguły stał się rozpoznawalny, wręcz kultowy, dlatego składające się na niego intencjonalnie proste i nieefektowne ujęcia niezwykle skutecznie zapisały się w szerszej świadomości wizualnej. W czasach przedmemicznych, mimo niesprzyjających w kulturze obrazu cech formalnych zainspirowały powstanie innych przedstawień, które były wykorzystywane zarówno w kontekstach afirmatywnych7, jak i negatywnych o podłożu homofobicznym8.

Późniejszą twórczość Karoliny Breguły można prześledzić pod kątem przedstawień relacji między kobietami9. Dwa lata po Niech nas zobaczą, wraz z artystką i przyjaciółką z Łódzkiej Filmówki Aleksandrą Buczkowską, stworzyła cykl i wystawę Mężatki10 (wtedy zaczęły pracować także nad serią Portrety rodzaju nijakiego, która jednak nie została ukończona)11. Pierwsza fotografia (ujęcie dziewczyn siedzących przy stole i patrzących na siebie) powstała w ramach jednego ze studenckich zadań.

Prace zostały zrealizowane w mieszkaniach obu artystek. Na panoramicznych ujęciach widać bohaterki – autorki w intymnych scenach, leżące na łóżkach, spożywające wspólnie posiłki i szykujące się w łazience. Czuć bliskość między nimi, a jednocześnie na poszczególnych przedstawieniach ich relacja wydaje się nieoczywista. Niektóre ze zdjęć mają jasną tonację, są estetyczne i świetliste, mogłyby się znaleźć w lifestylowym magazynie. Inne – ciemniejsze i przesycone napięciem. Fragmentom odsłoniętego ciała i wzajemnej czułości towarzyszą bardziej niejednoznaczne sceny oraz obrazy przedmiotów (jak żelazko czy nożyczki) znajdujących się niepokojąco blisko skóry. Bohaterki dbają o siebie nawzajem i o przestrzeń (sprzątanie), wykonują troskliwe gesty, zabiegi kosmetyczne. Większość pokazanych na zdjęciach czynności to zajęcia stereotypowo przypisywane kobietom w przynależnej im domowej przestrzeni.

Istotnym wątkiem projektu jest też kwestia podobieństwa czy identyczności. Na otwierającej cykl fotografii dziewczyny ubrane są w białe, podobne koszulki, na innej – w zieleń, na kolejnej powtarzają swoje pozy z ukrywaniem głowy w dłoniach. Jaki typ relacji został przedstawiony na zdjęciach? Czy to relacja przyjacielska, czy miłosna (i czy tytuł projektu coś wyjaśnia)?

Fotografiom towarzyszył też film nakręcony z ukrycia, który wprowadzał męskie głosy w przestrzeń wystawy i sygnalizował istnienie innych więzi w życiu artystek. Jednak to ich wzajemnej relacji poświęciły najwięcej miejsca. To do niej – jak wskazywała Breguła – wymykały się ze swoich domów. Może właśnie ten związek był dla nich pełniejszy, ważniejszy? Przestrzeń domu i wnętrza (wnętrza estetycznego, a czasem wystylizowanego tymczasowego domu dla wspólnych działań) stała się ramą do stworzenia intymnych opowieści, opartych na zaaranżowanych autoportretach, choć wtłaczających w odgrywane sceny puls prawdziwej relacji.

Gry i przesunięcia między tym, co odtworzone, performowane, a tym, co spontaniczne i dokumentalne, są obecne we współczesnych projektach Karoliny Breguły, w których oprócz podejmowania działań społecznych, angażujących chociażby wspólnoty sąsiedzkie, artystka sięga często po medium filmowe. W wielu jej pracach na pierwszy plan wysuwają się postacie kobiece, tak jak w jednej z ostatnich – Kurz (2019), zaprezentowanej w 2021 roku na wystawie indywidualnej w galerii lokal_30 w Warszawie12. Bohaterkami filmu są panie Zou i Huang, mieszkanki przeznaczonego do wyburzenia fragmentu dzielnicy Daguan w Tajpej. Im i ich działalności aktywistycznej artystka zadedykowała też towarzyszącą wystawie książkę: Ćwiczenia z utraty kontroli. Exercises in Losing Control (2021).

Breguła nakręciła film w opróżnionym budynku niedługo przed jego wyburzeniem. Posprzątała tam jedno z mieszkań i odtworzyła w nim pełne wyposażenie z wykorzystaniem rzeczy pozostawionych przez lokatorów. Posiłkowała się przy tym stereotypowo kobiecymi strategiami i aktywnościami związanymi z przywracaniem porządku i harmonii w domowej przestrzeni. Rejestrowała te działania do dnia przed rozbiórką bloku. Dwie kobiety – sąsiadki pozbawione domu w wyniku tej samej okrutnej decyzji – odgrywały w zrekonstruowanym przez artystkę mieszkaniu różne sceny i jednocześnie rozmawiały o dawnym życiu dzielnicy oraz zmianach zachodzących w przestrzeni miejskiej. Kobiety zamieszkiwały zaaranżowaną przestrzeń, siedziały razem w łóżku i przy stole – warto zwrócić uwagę na te dwa motywy powracające w twórczości Breguły, przywołujące kwestie domu, relacji i poczucia bezpieczeństwa.

Film został zaprezentowany na wystawie w formie projekcji dwukanałowej ustawionej na stelażach (nawiązanie do architektury). Dwa monitory podkreślały też podwójność bohaterek: kobiety odgrywały swoje role, jednak pozostawały osobami, które doświadczyły podobnej tragedii i towarzyszyły sobie w procesie utraty. W ten sposób powstawał między nimi rodzaj więzi.

Tymczasowe przywrócenie wnętrza mieszkalnego jawi się tu jako moment oddechu i zawieszenia, próba ucieczki albo sprzeciwu wobec tego, co nieodwracalne. Możliwość performowania intymności związanej ze wspólnym zamieszkiwaniem właściwie pozwala jej się wytworzyć i wskazuje na relacje jako (najważniejszą?) odpowiedź na dehumanizujące praktyki współczesnego kapitalizmu.

Artystka wyszła w filmie od osobistych historii kobiet, żeby opowiedzieć o szerszym zjawisku. Ta praca ma wiele wspólnego z projektem Mężatki. Z tym że fotografie z wcześniejszej realizacji opowiadały o intymności i niejednoznaczności bliskiej relacji między kobietami, podczas gdy film został poświęcony budowaniu relacji w obliczu zbliżającej się katastrofy.

My też tu jesteśmy

Kilka lat powczesnych projektach Karoliny Breguły powstałaseria Hanny Jarząbek13 poświęcona życiu lesbijek*, prezentowana w formie wystawy Margines odmienności14 w Poznaniu w 2010 roku, później także w Warszawie15. W odróżnieniu od Niech nas zobaczą seria Jarząbek prezentowana była głównie w galeriach (choć wystawę pokazywano m.in. w gmachu poznańskiej uczelni, gdzie przepływ ludzi był zapewne większy niż w przeciętnej galerii; artystka przedstawiała projekt także kilkukrotnie za granicą, np. w Hiszpanii). Zarówno Breguła, jak i Jarząbek miały za sobą doświadczenie życia poza Polską, w mniej konserwatywnej społeczności. Jarząbek zrealizowała swój cykl po wieloletnim pobycie w Szwajcarii i Hiszpanii. Zetknięcie się z silnymi postawami homofobicznymi po powrocie do kraju (także w kontekście własnej rodziny) wywołało w niej szok. Złość i poczucie niezgody wobec tego stanu rzeczy ostatecznie zmotywowały autorkę do stworzenia serii fotografii:Gdy robiłam projekt o lesbijkach, miałam złudną nadzieję, że wystarczy ludziom pokazać inny świat i zrozumieją, zmienią zdanie.

Projekt poświęcony lesbijkom* był pierwszym większym autorskim przedsięwzięciem fotografki. Początkowo miał dotyczyć nie tylko par kobiecych, jednak jak wspomina artystka: Zaczęłam zdawać sobie sprawę – bo tego wcześniej nie wiedziałam – że lesbijki* są o wiele mniej widoczne, że są bardziej na marginesie, więc pomyślałam, że skoncentruję się tylko na kobietach. Później pojawił się drugi, bardziej osobisty powód. Swobodniej czułam się między kobietami.

Jako fotografka dokumentalna postawiła sobie za cel większe zbliżenie się do osób fotografowanych. Starała się spędzać z nimi jak najwięcej czasu, żeby nie czuły się skrępowane jej obecnością. Z niektórymi parami zamieszkała na kilka tygodni. Towarzyszyła im w domowych czynnościach, a także w aktywnościach na zewnątrz. W efekcie powstała seria kilkudziesięciu czarno-białych zdjęć pokazujących codzienność 12 par kobiet.

Jarząbek zniuansowała obraz bliskiej relacji. Sfotografowała czułość i intymność zarówno w przestrzeni domu, jak i w sytuacjach publicznych. Wyjście w plener wydaje się tu istotnym zabiegiem przełamującym schemat rejestracji sfery prywatnej jako domowej, zwłaszcza w kontekście związków między kobietami. W serii znalazły się nie tylko zdjęcia par, lecz także pojedyncze portrety dziewczyn czy fotografie, na których pojawiają się inne osoby.

Wykorzystanie przez autorkę czarno-białej kliszy sprawiło, że bardzo zróżnicowana tematycznie seria zyskała jednolity wyraz. Konwencja ta pozwala oglądającym skoncentrować się na portretowanych osobach, jednocześnie wywołuje efekt estetyzacji i odrealnienia. Takie kadry zdają się najlepiej sprawdzać w bliskich, intymnych portretach, jak w zdjęciach przedstawiających dwie kobiety przytulające się w łóżku czy siedzące razem w wannie.

Niefortunny tytuł nadany serii przez kuratorkę, jak wskazuje Hanna Jarząbek, wzbudził spore kontrowersje wśród osób fotografowanych, a sama autorka od tego czasu opatrywała zdjęcia innym tytułem. Początkowo projekt miał się nazywać Posuńcie się, my też tu jesteśmy, co z jednej strony niosłoby podobny przekaz jak w haśle cyklu Karoliny Breguły (nas_my / widzialność), z drugiej mówiłoby o konieczności przesunięcia, czyli jednak zwolnienia przestrzeni.

Rodzina ze swoim

Pracę Hanny Jarząbek warto zestawić z o cztery lata późniejszym projektem Marty Kochanek We love me make we exist (2014). Zdjęcia tej drugiej artystki powstały w Anglii i były prezentowane m.in. w 2013 roku w Birmingham16. W Polsce projekt można było zobaczyć w ramach warszawskiego festiwalu Rewolucje Kobiet, w Galerii MiTo17. Choć poruszana w nim tematyka jest bliska zdjęciom Jarząbek, autorka koncentruje się na rodzinach z dziećmi i ogranicza się do fotografowania ich w domowej przestrzeni. Na stronie internetowej artystki można zobaczyć 13 kolorowych fotografii w panoramicznym formacie, typowym dla fotografii krajobrazowej. Wybór takich proporcji obrazu spowodował, że kontekst domu – ze wszystkimi szczegółami – stał się na zdjęciach nie mniej ważny od samych bohaterek (można by dodać: we possess – posiadamy).

Marta Kochanek, tak jak Hanna Jarząbek, mówiła o chęci wtopienia się w otoczenie podczas wykonywania zdjęć w celu osiągnięcia maksymalnej autentyczności. Ta strategia wpisuje się w etykę pracy z obszaru fotografii dokumentalnej czy reportażowej: Chciałam dotknąć ich rzeczywistości, stać się nie tylko gościem z aparatem, ale przede wszystkim na tę chwilę osobą niewidzialną. Wtopić się w przestrzeń, gapić się, obserwować i wyjść właśnie z takim obrazem – normalnym18. W jakim zakresie to – utopijne – założenie udało się autorce zrealizować?

Fotografka – w odróżnieniu od poprzedniczki, w projekcie której znalazło się więcej melancholijnych czy nastrojowych scen – stworzyła cykl z ujęć pokazujących radość. Oprócz postaci, ich uśmiechów, czułych gestów i spojrzeń w oczy, przytulanych kotów uwagę oglądających przykuwają przedmioty: regały z książkami, telewizory, kanapy, drzewka świąteczne. Nawet jeśli rozbrykane dzieci wprowadzają tu pewien element nieładu, trudno oprzeć się wrażeniu pozowania, niekiedy w stylistyce spotu reklamowego. To obraz ułożonej, mieszczańskiej rodziny żyjącej na odpowiednim poziomie materialnej stabilizacji. Inaczej niż w pracy Jarząbek, gdzie kadry są bliższe, Kochanek zachowuje większy dystans, co ściśle wiąże się z doborem formatu zdjęć. Wywiad z fotografką w Krytyce Politycznej głosił: Homorodziny są równie nudne jak każda rodzina na świecie, jednak to nie obraz nudy wydaje się w tej serii dominujący, lecz performowanie szczęśliwych relacji – właściwie imitujących związki heteronormatywne – w komfortowych warunkach.

Warto zaznaczyć, że Marta Kochanek kontynuuje tematykę relacji kobiet, m.in. w serii Women inspirowanej udziałem kobiet w wydarzeniach historycznych (w tym ich zaangażowaniem militarnym) i realizowanej w nieco innej konwencji, wciąż jednak pozostaje w polu odniesień do reklamowej stylistyki.

Dotyk

Wątek normalności, poszerzony o zagadnienia troski i intymności, jest obecny w pracachKaroliny Sobel z cyklu Jeśli jesteś ok, ja też jestem ok / If You are ok, I am ok (2019), w którym artystka czerpała z wielu gatunków fotograficznych19. Podobnie jak Karolina Breguła i Hanna Jarząbek – zdobyła wykształcenie na zagranicznej uczelni, a swój projekt dotyczący osób queerowych zrealizowała w Polsce.

Fragment projektu dyplomowego artystki, poświęconego kobietom nieheteronormatywnym, można było zobaczyć na wystawie Lezby20w Galerii Stroboskop w Warszawie w 2020 roku21 Były to zdjęcia par w momentach bliskości, zestawione z ich portretami, przedmiotami, fragmentami przestrzeni. Zarejestrowane gesty czułości, zbliżenia czy nastrojowe kadry wycinków przyrody wydrukowano na wielkoformatowych tkaninach (przywodzących na myśl prześcieradła, lecz bardziej miękkich i lejących) zawieszonych w niewielkiej przestrzeni galerii-garażu. Delikatność zastosowanego podłoża współgrała z subtelnością gestów między kobietami, współtworzyła (nie tylko wzrokową) opowieść o intymności. Fotografie nachodziły na siebie. Co więcej: widzki_owie podczas zwiedzania dotykali zdjęć oraz wizerunków osób na nich przedstawionych. Przypominało to choćby strategię przyjętą przez Zbigniewa Dłubaka w realizacji Ikonosfera z 1967 roku, z tym że tam były pokazane – i użyte dość instrumentalnie – fragmenty kobiecych ciał.

Karolina Sobel postrzega relacje homoseksualne – za Anthonym Giddensem – jako odejście od instytucjonalnego myślenia o związku jako małżeństwie do indywidualnego narzędzia emocjonalnego spełnienia, [jako przykład pure relationships] które pozbywają się norm i sztywnych scenariuszy i ról. W przedstawieniach kobiet o mniej lub bardziej normatywnych ciałach, poprzez skupienie uwagi na przejawach troski, autorka nadaje tym rolom wspólny mianownik: na pierwszy plan wysuwa się jej subtelna strategia reprezentacji bliskości. Artystka stroni od naturalistycznych ujęć czy rejestrowania dynamiki relacji. Pokazuje związek za pomocą gestów opieki i miłości. Dwuznaczny tytuł serii – Jeśli jesteś ok, ja też jestem ok – mówi o empatii, a jednocześnie odwołuje się do normatywnych celów oswojenia „inności”. To oswajanie odbywało się na warszawskiej wystawie także za pośrednictwem zmysłu dotyku.

Przywołane i skomentowane przeze mnie projekty miały nadać widzialność kobietom nieheteronormatywnym i osobom queerowym. Jak pisała Ewelina Jarosz, norma społeczna tabuizuje wykraczające poza nią modele życia oraz sprawia, że zwłaszcza lesbijki funkcjonują na rubieżach społecznej widzialności i rozpoznawalności22. W jaki sposób projekty odwołujące się do kwestii normatywności wpływają na tę widzialność, do jakich osób docierają, co artystki mogą w ten sposób ugrać, a co stracić?

Zawalczyć o słowo lesba

Jesienią 2021 roku odbyło się otwarcie wystawy połączone z premierą książki i portalu pod hasłem 100LESB.COM. Akcja polegała przede wszystkim na wykonaniu artystycznych portretów i przeprowadzeniu wywiadów z osobami identyfikującymi się jako lesbijki*, co wiązało się też ze strategią przejęcia słowa mającego niegdyś wydźwięk pejoratywny (podobnie jak u Karoliny Sobel). Inspiracją dla Katarzyny Szenajch i Aleksandry Kamińskiej, pomysłodawczyń przedsięwzięcia, były wlepki kolektywu stop bzdurom: Lesbo, nie jesteś sama!, które uwidoczniły potrzebę lesbijskiej wspólnoty. Drugim istotnym odniesieniem stał się dla nich projekt Karoliny Breguły:

[…] <<Od Niech nas zobaczą>> minęło 18 lat, a sytuacja osób LGBTQ+ nie polepszyła się. W 2020 roku Polska zajęła ostatnie miejsce wśród krajów UE w rankingu ILGA Europe, mierzącym równouprawnienie osób LGBTQ+. Część polski to tereny, które lokalne władze ogłosiły <<strefami wolnymi od LGBT>>.

Queerowa społeczność jest nieustannie obrażana i atakowana przez polityków i dziennikarzy. O ile akcja <<Niech nas zobaczą>> była głównie adresowana do heteronormatywnej części społeczeństwa, to akcja <<100Lesb.com>> ma być przede wszystkim skierowana do lesbijek i osób queerowych23.

Tak jak trudno się nie zgodzić z diagnozą sytuacji osób queerowych w Polsce, tak projekt 100Lesb.com – wychodzący od zagadnienia widzialności jak poprzednie realizacje, a w pewnym sensie od podobnych założeń – ukazywał bardziej różnorodne wizerunki lesbijek*. Wokół akcji adresowanej do samej społeczności udało się zgromadzić 100 osób, które zgodziły się pokazać i opowiedzieć o swoich doświadczeniach. Historie te dotyczyły nie tylko widzialności, lecz także lesbijskiej dumy24. Prace wykonane przez grupę artystek mówiły również o współdziałaniu, współpracy, tworzeniu społeczności. Dzięki zebranym wywiadom ujawniły się rozmaite podejścia, aspiracje, przeżycia i tożsamości lesbijek.

****************************

Marta Przybyło – projektantka książek, kuratorka wystaw, historyczka sztuki, artystka. Związana z Fundacją Archeologia Fotografii (którą obecnie współprowadzi), gdzie opracowała wiele książek i wystaw prezentujących twórczość autorów_ek których archiwa opracowuje FAF.
Absolwentka IHS UW, Warszawskiej Szkoły Fotografii, studentka Gender Studies IBL. Od kilku lat tworzy kolaże i fotografie związane z życiem codziennym, obowiązkami domowymi i (solo) macierzyństwem.
Współtworzy kolektyw zinowy Syreny i Glonojady.

****************************

Tekst powstał dla L*AW Lesbijskiego* Archiwum Wirtualnego projektu realizowanego z dotacji Program Aktywni Obywatele – Fundusz Krajowy finansowanego przez Islandię, Liechtenstein i Norwegię w ramach Funduszy EOG.

L*AW dokumentuje polską les*kulturę od XIX wieku do dziś. Archiwum składa się z kalendariam kulturalnego uzupełnianego wywiadami z les*artystkami, tekstami krytycznymi o dziełach_projektach lesbijskich*, a także przekrojowymi analizami motywów, tematów, zjawisk.

L*AW używa nienormatywnych metod archiwizowania – niestandardowe sposoby gromadzenia herstorii_historii grup mniejszościowych są coraz częściej wykorzystywane na świecie. Jako projekt niemal archeologiczny zbiera i przetwarza_interpretuje artystycznie materiał we współpracy z artystkami i krytyczkami, często za pomocą multimedialnych narzędzi, które lepiej pasują do współczesnej rzeczywistości. W sztuce bowiem trudno jest mówić o obiektywizmie, zwykle to splot indywidualnych i społecznych uwarunkowań.

Przykładem nienormatywnego myślenia o archiwizacji jest podcast ilustrowanyL*AW. Wypatrzyć Lesbijkę* poświęcony les*wątkom w kinie polskim.

Lesbijskie* Archiwum Wirtualne jest projektem tworzonym przez Stowarzyszenie SISTRUM. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej*.

*************************

PRZYPISY

1 Wszystkie cytaty pochodzą z rozmowy z artystką, z moim udziałem, przeprowadzonej przez Agnieszkę Małgowską w galerii lokal_30 w Warszawie 21 października 2021 roku.

2 Ostatecznie zdjęcie przyjaciół nie zostało opublikowane.

3 Od nazwy aparatu małoobrazkowego Leica.

4 Zob. http://albom.pl/biblioteka/?string&search=Szukaj&tax_media_author[]=154, dostęp 8 grudnia 2021.

5 B. Pietkiewicz, Niech nas zobaczą, Polityka 2003, nr 12, 22 marca 2003,
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/klasykipolityki/1860870,1,ta-kampania-miala-byc-przelomem-w-kontakcie-swiata-homo-z-hetero.read , dostęp 8 grudnia 2021

6 Projekt artystki został przypomniany niedawno na zbiorowej wystawie Poganki / Heathens właśnie w wyborze dwóch dużych, nisko zawieszonych zdjęć. Poganki / Heathens, kuratorka: Agnieszka Rayzacher, współpraca Kinga Cieplińska, lokal_30, Warszawa, 24 kwietnia–10 czerwca 2021. Zob. http://lokal30.pl/wystawy/poganki/, dostęp 8 grudnia 2021.

7 Okładka dwumiesięcznika społeczno-kulturalnego LGBTQ Replika 2019, nr 82 (listopad/grudzień), https://replika-online.pl/produkt/replika-82/, dostęp 8 grudnia 2021.

8 Recepcja projektu Niech nas zobaczą z pewnością mogłaby się stać tematem osobnej książki. Bilboardy ze zdjęciami autorstwa Karoliny Breguły wzbudziły dużo kontrowersji i sprzeciw środowisk konserwatywnych. Były niszczone i zalewane farbą.

9 W twórczości Karoliny Breguły występuje wiele bohaterek, chociażby w realizacjach filmowych. Na potrzeby niniejszego tekstu wybrałam jedynie kilka.

10 Wystawa była prezentowana w Galerii Program w Warszawie (16 lutego –11 marca 2006) oraz w Galerii Nowych Mediów w Gorzowie Wielkopolskim (17 lutego–18 marca 2007).

11 Celowo nie rozbudowuję wątku duetów artystek. Wskażę tylko dwa, które także powstały w państwowych uczelniach artystycznych w podobnym czasie: duet fotograficzny hueckelserafin Magdy Hueckel i Agaty Serafin, związanych z gdańską ASP; duet performatywny Sędzia Główny Karoliny Wiktor i Aleksandry Kubiak, związanych z zielonogórską ASP.

12 Karolina Breguła, Kurz / Dust,lokal_30, Warszawa, 30 września–19 listopada 2021. Zob. http://lokal30.pl/wystawy/kurz-dust/, dostęp 8 grudnia 2021.

13 Duża część informacji na temat projektu oraz wypowiedzi autorki pochodzą z wywiadu: Uwielbiam oglądać życie przez aparat. Rozmowa z fotografką Hanną Jarząbek, rozm. przepr. A. Małgowska, portal fundacji Feminoteka, https://feminoteka.pl/uwielbiam-ogladac-zycie-przez-aparat-rozmowa-z-fotografka-hanna-jarzabek/ dostęp 8 grudnia 2021.

14 Na stronie internetowej artystki seria funkcjonuje pod tytułem Lesbians and much more (Poland). Zob. http://www.hannajarzabek.com/lesbians-much-more-poland-hanna-jarzabek, dostęp 8 grudnia 2021.

15 Hanna Jarząbek, Margines odmienności, Galeria 2πR, Wyższa Szkoła Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa, Poznań, 1–30 kwietnia 2010;Galeria Wysokich Napięć, Szkoła Wyższa Psychologii Społecznej, Warszawa, 29 kwietnia–13 maja 2010.

16 Marta Kochanek, We Love We Make We Exist, Gas Hall, Birmingham Museum and Arts Gallery, Birmingham, 2013; Midlands Arts Centre (mac), Birmingham, 2013. Zob. strona internetowa Marty Kochanek, https://www.martakochanek.com/welovewemakeweexist, dostęp 8 grudnia 2021.

17 Marta Kochanek, We Love We Make We Exist, Galeria MiTo, Warszawa, 17–27 lutego 2014.Festiwal miał pięć edycji (2010–2014). Jego pomysłodawczyniami były Anna Król i Małgorzata Grzegorek, członkinie Porozumienia Kobiet 8 marca. Zob. strona festiwalu, https://rewolucjekobiet.blogspot.com/, dostęp 8 grudnia 2021.

18 Homorodziny są równie nudne jak każda rodzina na świecie, rozm. przepr. M. Konarzewska, „Krytyka Polityczna”, 19 lutego 2014, https://krytykapolityczna.pl/kultura/sztuki-wizualne/homorodziny-sa-rownie-nudne-jak-kazda-rodzina-na-swiecie/?hide_manifest, dostęp 8 grudnia 2021.

19 Karolina Sobel, If You are ok, I am ok, Hochschule für Gestaltung (Uniwersytet Sztuki i Designu, HFG), Karlsruhe, 15–21 kwietnia 2019.

20 Artystka świadomie użyła niepoprawnego zapisu słowa. http://sistrum.org.pl/wp-content/uploads/2020/07/AAAKulturalnik_SRLK_-Karolina-Sobel_Lezby.pdf, dostęp 13 grudnia 2021.

21 Karolina Sobel, Lezby, kuratorka: Kate Zazenski, Galeria Stroboskop, Warszawa, 20 czerwca–11 lipca 2020.

22 E. Jarosz, Intymny dystans. Sztuka lesbijska w Polsce, Artmix 2011, nr 25, 7 stycznia 2011, https://archiwum-obieg.u-jazdowski.pl/artmix/19911, dostęp 10 grudnia 2021.

23 Opis pochodzi z profilu Instagram projektu 100Lesb.com.

24 100Lesb.com, red. K. Szenajch, kat. wyst., Warszawa 2021.

25 biedrzycko, dvy.un, Klementyna Epa, Agata Fogtman, Martyna Gart, Karolina Jackowska, Gosia Kołdraszewska, Zlata Lebedz, Magda Mos, Małgorzata Mycek, Weronika Nowojska, Sam Sara, Klaudyna Schubert, Natalia Spyrka, Beata Sosnowska, Carollė Süssj, Katarzyna Szenajch, M.S., Tyna Tokars, Danuta Turkiewicz, Kasia Tyszkiewicz.

LESBIJSKA INSPIRA I Lesbijski projekt mieszkalny. Rozmowa z Yagner Anderson

Agnieszka Małgowska: W Polsce od dawna mówi się o lesbijskim* domu kultury, i kiedy napisałaś do Stowarzyszenia Sistrum, że tworzysz dom dla kobiet* w Berlinie, ten fantazmat odżył słyszałyśmy o nim wielokrotnie w cyklu wywiadów Lesbijska Inspira.

Monika Rak: Przy nazwie domu Frauen*KulturWohnen nie ma określenia lesbijski*. Będzie lesbijski*?

Yagner Anderson: Będzie lesbijski. Decyzja, jaki ten dom będzie, została podjęta 30 lat temu. [śmiech] Ten projekt ma swoje korzenie w lesbijskiej inicjatywie z zachodniej dzielnicy Berlina Neukölln, RuT- Rad und Tat  (Koło i czyn). Pod koniec lat osiemdziesiątych XX wieku dyskusje o tym kim jest lesbijka wyglądały nieco inaczej niż dziś. W centrum stała nie tyle krytyka heteronormatywności i dekonstrukcja płci, co przede wszystkim afirmacja własnej kobiecej homoseksualności. Zresztą praca społeczna takich inicjatyw jak RuT, nigdy nie była zajęciem akademickim, to nie była skomplikowana debata na temat gender czy orientacji seksualnej. Lesbijka to była tożsamość, którą kobiety przynosiły ze sobą i tak się ukonstytuowała ta grupa, która dziś potrzebuje tego domu. Teraz jest inne rozumienie tożsamości, a bycie lesbijką nie jest jedyną opcją – wokół tożsamości toczą się skomplikowane dyskursy. Dla nas jest jednak ważne, żeby lesbijek i tego terminu nie wymazywać z historii i mapy ruchów politycznych. Trwa wewnętrzna dyskusja, czy idziemy dalej z gwiazdką czy bez gwiazdki. Ja osobiście lubię gwiazdkę.

AM: My też, uznałyśmy ją za integralną część działalności Sistrum, nawet jest w logo, ale w centrum jest lesbijka, jest historycznym źródłem naszej opowieści.

YA: Też nie jestem dogmatyczna. Jestem otwarta na wszystkie możliwe definicje. Nie dyskutuję z tym, jak ludzie sami się definiują i co uważają za ważne dla siebie. Słowo lesbijka definiuje na pozór przede wszystkim orientację seksualną, choć w tym słowie jest dużo więcej: specyficzna kultura, upolitycznienie, antypatriarchalna rewolucja.  

AM: Stawiasz_cie jakieś granice?

YA: Tak. Nasz dom nie jest miejscem dla cis-mężczyzn. Biały cis-mężczyzna jest  osią systemu, który produkuje strukturalną przemoc, zarówno seksizm, jak i rasizm.  Dlatego, żeby wykreować bezpieczne, antyprzemocowe przestrzenie (Safer Spaces) konieczny jest – niestety – ten rodzaj wykluczenia.

MR: Jeszcze wróciłabym do nazwy domu?

YA: Czekam na nazwę, dopiero się tworzy. Najczęściej mówimy na to Lesbenwohnprojekt, czyli lesbijski projekt mieszkalny. Oczywiście ta nazwa nie wyczerpuje całości, nie ma wszystkich wibracji, które na to miejsce będą się składać. To nie są tylko mieszkania, to raczej centrum dla społeczności. Na razie powstała nazwa Frauen*KulturWohnen. Ale projekt zasługuje na lepszą nazwę. Mógłby  się nazywać jak ulica, przy której powstanie dom – Berolina. To byłoby kobiece uosobienie Berlina.


MR: Jaki macie koncept na to miejsce?

YA: To jeszcze nie jest konkretne, raczej obłok marzeń. Ja sobie fantazjuję i przyglądam się fantazjom innych osób. To się będzie rozwijać przez najbliższe trzy lata. Jest to szansa, żeby odbył się kolektywny proces, żeby coś stworzyć z różnych energii. Zawsze ważne było dla mnie, by wymieniać się doświadczeniami, czasem już same rozmowy dają wielką siłę. Teraz rozglądam się, czy są inne lesbijskie centra kultury. Dzięki rozmowie z Wami mogę dowiedzieć się, co się dzieje w Polsce i jakie działają tu organizacje. Ubiegam się o różne granty, w przyszłym roku będę chciała starać się o duży europejski grant i rozglądam się za partnerskimi organizacjami na terenie Europy. 

MR: Koncepcja się tworzy, ale gdy myślę o kosztach takiego domu dla lesbijek, to łapię się za głowę. Jak zdobyłyście fundusze na to przedsięwzięcie?

YA: Dom jest realizowany ze środków publicznych i dotacji. Historia, jak do tego doszło, jest długa i skomplikowana. Wiele lat temu, w wyniku konkursu Stowarzyszenie RuT dostało duży grant na własny dom, ale w aplikacji podobno był błąd formalny i dom ostatecznie dostała duża organizacja gejowska, mająca już kilka budynków.

AM: Nie mów nam tego, proszę. [śmiech]

YA: Wybuchła afera, że mężczyźni mają kolejną rzecz i zrobiła się z tego sprawa polityczna. Popłynął głos solidarności od organizacji queerowych, które skrytykowały politykę komunalną Miasta i Niemiec. Pod naciskiem protestów senat Berlina poparł opcje, żeby RuT zbudowała dom razem z Miastem. Dom nie jest więc własnościowy, to dom miejski, ale nasze Stowarzyszenie będzie głównym lokatorem – pomieszczenia będą nam wynajmowane i będą pod naszą opieką. Większość kosztów budowy pokrywa Miasto, ale my też musimy dołożyć część, i to jest walka. Zbieramy składki, sprzedajemy symboliczne stopnie schodów… Brakuje nam jeszcze 4%, dla naszego małego Stowarzyszenia to są ogromne pieniądze, wręcz kosmiczne. Zwłaszcza że kobiety, z którymi mamy do czynienia, to osoby z typowymi biografiami kobiet-lesbijek. Wiele z nich nigdy nie miało ani dobrej pracy, ani wielkich dochodów, ani oczywiście świetnie zarabiającego męża. [śmiech] To takie niewygodne systemowo biografie, które kluczą jak moja, chociaż ja zawsze spadam na cztery łapy. [śmiech] Jednak też nie będę miała emerytury, bo cały system zachodnioniemiecki jest nawet bardziej patriarchalny niż w Polsce.

MR: W jakim sensie?

YA: Socjalne zabezpieczenie kobiet jest zawieszone na instytucji małżeństwa. A to znaczy, że emerytury kobiet-singielek są o połowę albo nawet o 60% niższe niż emerytury mężczyzn. Duży odsetek starszych kobiet żyje w ubóstwie, włącznie z zagrożeniem bezdomnością, w czym prym wiodą lesbijki. Stąd też potrzeba tego domu i dlatego aktywistki wykonują tę żmudną pracę, zmagając się z kapitalistycznymi realiami. Robimy ten dom dla tych lesbijek, które nie są w stanie same zatroszczyć się o swój byt. W Berlinie jest dużo projektów mieszkaniowych, ale aby je zrealizować potrzebne jest zaplecze: pieniądze, wykształcenie, znajomość realiów gospodarczych, dobre rozeznanie w polityce. My mamy do czynienia z lesbijkami, które niekoniecznie mają takie możliwości. Jednak dzięki aktywistkom może powstać projekt dla kobiet bez mieszczańskiego backgroundu, kobiet wielokrotnie dyskryminowanych ze względu na wiek, pochodzenie, niepełnosprawność. To duży sukces, że ten dom powstaje, ale wymaga ogromnej pracy.

MR: Żyję w micie niemieckiego socjalu, zamożnego państwa otwartego na społeczność LGBTQ+, Berlina z komunalnymi mieszkaniami, które łatwo dostać. A okazuje się, że mamy podobne les*storie, szczególnie z antykapitalistycznej perspektywy. Budowanie tego domu to uciążliwe, nieprzyjemne i żmudne wyrywanie pieniędzy.

YA: Niestety, cały czas piszę aplikacje o granty. Utrzymujemy się z dotacji strukturalnych, dzięki temu organizacja ma trzy etaty, ale niepełne, tylko cząstkowe. Przy powstawaniu domu potrzebna jest ciągła praca, trzeba budowę nadzorować, tworzyć koncepcje, a poza tym działamy też poza tym projektem. To wszystko robią te trzy osoby, w tym jedna jest zajęta wyłącznie księgowością, więc zostają dwie.

AM: To zupełnie jak w Sistrum. Taka les*organizacyjna norma. [śmiech]

YA: Teraz jesteśmy dwie, bo Miasto zamroziło dofinansowanie. To wynik administracyjnego oportunizmu i braku dobrej woli. Zmieniła się konstelacja polityczna w Berlinie i decyzje leżą w zamrażarce. A pracę trzeba robić w każdych warunkach.

AM: Na jakim etapie jest budowa domu?

YA: Dom jeszcze nie ma wykopów, ale jest już pieczątka. To najważniejsze, bo w Berlinie jest straszna biurokracja. Teraz musi się odbyć przetarg na firmę budowlaną, wtedy mogą wjechać maszyny by zrobić wykopy i można zacząć budować. Miejsce, gdzie powstanie nasz dom, to modelowa dzielnica Wschodniego Berlina. Ja się czuję tu jak w domu, w tym budownictwie. Przypomina mi to polskie komunistyczne miasta z lat 60. i 70., pawilony i wielka płyta. Ten modernizm ma zostać uznany za dziedzictwo kultury przez UNESCO i nic w tym miejscu nie może powstać w innym stylu. Nasz dom też będzie w stylistyce lat 60.

MR: Będzie pasował oldskulowym lesbijkom*?

YA: Tak, kobiety należące do grupy inicjatywnej to lesby z lat 80.

AM: … które chodziły w kraciastych koszulach z flaneli. [śmiech]

YA: Tak, ale też w hipisowskim stylu.

MR: Z jednej strony znakomicie, że dom powstaje, z drugiej nie możesz zbudować tego domu według swojego pomysłu. Zawsze się trzeba w coś wpisać.

YA: Dziewczyny już się żaliły, że nie będą mogły pomalować budynku na tęczowe kolory. Niestety nie, trzeba będzie robić jakieś subwersywne akcje, żeby rozbić tę konserwatywną architekturę.  

MR: Czy macie już projekt budynku?

YA: Tak, bez niego nie byłoby pieczątki zezwalającej na budowę. Jak mówiłam – tu jest taka biurokracja, że zanim powiesz budynek, musisz mieć pieczątkę. [śmiech] Wiemy więc, ile będzie mieszkań, ile jednopokojowych, ile dwupokojowych i jak będą rozmieszczone. Częściowo są już nawet plany wyposażenia wnętrz. I przede wszystkim jest pierwsza lista mieszkanek.

AM: Właśnie. Jak dokonałyście wyboru? To jest interesujące. Chyba nie było to łatwe?

YA: Nie było z tym kłopotu, pierwszymi beneficjentkami będą osoby, które zorganizowały grupę i powiedziały: chcemy mieszkać razem. To jest wynik procesu starzenia się tych kobiet, które zaczęły zadawać sobie pytanie: jak to będzie, jak nie będziemy mogły pójść do branżowej knajpki czy dyskoteki? Co się z nami stanie, jeśli wiek lub choroba przykuje nas do łóżka? Organizacje charytatywne prowadzone przez kościół, siostry miłosierdzia czy standardowe domy spokojnej starości, to są heteronormatywne przestrzenie i seniorki obawiają się, że będą musiały się tłumaczyć kim są albo będą szykanowane, albo ktoś im będzie wiercić dziury w brzuchu na temat męża i dzieci. Ja to Wam wszystko relacjonuję, nie byłam przy tym. Ta grupa się zebrała i powiedziała: chcemy zbudować dom i to był początek procesu. W ten sposób dom się szybko zapełnił. Ale lista kandydatek jest otwarta. Spodziewamy się, że będzie pewna fluktuacja, że nie wszystkie osoby, które się zgłosiły, podejmą decyzję przeprowadzki. Więc będą wolne miejsca, które będą przyznawane według kolejności zgłoszeń.

AM: Nie ma żadnej grupy uprzywilejowanej?

YA: Dla osób z niepełnosprawnościami jest inny klucz przydziału. W domu jest zaplanowane wspólne mieszkanie dla osób ze specjalnymi potrzebami wymagających opieki. To osiem pokoi ze wspólną kuchnią, dla kobiet, które nie byłyby w stanie same mieszkać. W ogóle cały dom będzie bez barier, prawie wszędzie będzie można wjechać wózkiem inwalidzkim, na wszystkie kondygnacje, do łazienek. Główne motto domu brzmi: samodzielność, samowystarczalność, samostanowienie i pełne uczestnictwo. 

AM: Ile osób będzie mieszkać w tym budynku?

YA: To budynek z ośmioma kondygnacjami i siedemdziesięcioma mieszkaniami, a to znaczy, że zamieszka tu jakieś 80-90 kobiet.

MR: Będzie przestrzeń wspólna?

YA: Tak, duża wspólna przestrzeń dla mieszkanek. Rodzaj świetlicy. A poza tym miejsca na biura, w których będzie poradnictwo, biblioteka, sala konferencyjna. Były plany, by przenieść tutaj Berlińskie Lesbijskie Archiwum Spinnboden, ale nasz dom będzie za mały dla Archiwum. Za to będzie miejsce, żeby zrobić jakąś kafejkę czy restaurację. W domu będą więc mieszkania, kultura i gastronomia.

AM: To będzie wielofunkcyjne miejsce. Jak to utrzymacie? Zdobycie pieniędzy na stworzenie domu a jego utrzymanie to różne sprawy. W Warszawie kilka lat temu powstał hostel LGBTQ+ i niestety po zakończeniu projektu rozpadł się, nie udało się go utrzymać. 

YA: To są komunalne mieszkania i będą niskie czynsze. To wyjątkowe, bo w Berlinie jest katastrofalna sytuacja mieszkaniowa, czynsze rosną jak na drożdżach. Wolna amerykanka. Duże firmy z całego świata inwestują i chcą na tym zarobić. Płacą oczywiście za to lokatorzy. Mieszkania, na które mogą sobie pozwolić ludzie o przeciętnych dochodach, to mieszkania komunalne – stare spółdzielnie mają jeszcze zrównoważone czynsze, nowe już nie. Straszna sytuacja i dlatego między innymi powstaje ten dom. Kobiety, które się tu wprowadzą, będą płaciły stabilne i niskie czynsze. Tu nic nie dołożymy.

A reszta przestrzeni?

YA: Będziemy musiały utrzymać część kulturalną. Wiem jedno, nie chcę, żeby było finansowane komercyjnie. Mamy jeszcze trzy lata, zanim zostanie wybudowany dom, będę przygotowywać grunt, by to było w inny sposób finansowane. Szukam subwencji, inaczej trzeba będzie to jednak przynajmniej częściowo skomercjalizować, na przykład przez wynajem pomieszczeń. Tworzę koncepcję miejsca, które jest otwarte na proces samoorganizacji. Może jakaś grupa się zorganizuje i stworzą teatr, i będą ubiegać się sami_e  o grant? Bardzo mi leżą na sercu projekty partycypacyjne, oddolne. Chciałabym, żeby powstała wolna przestrzeń, otwarta na współpracę. 

MR: Żyłam w przekonaniu, że Berlin to raj komunalnych mieszkań, a Ty nam opowiadasz inną historię…

YA: Poza tym, że jestem aktywistką LGBTQ+, jestem aktywistką mieszkaniową. To jest w Berlinie największy problem. Berlin to międzynarodowa społeczność. Polacy są drugą narodową grupą mniejszościową, pierwszą są Turcy. Jest dużo osób, które żyją tutaj ze statusem uchodźczym i nie mają prawie dostępu do mieszkań.

Berlin to również duża scena artystyczna i kulturalna, ale większość artystów_ek to prekariat. Osoby, które robią w mieście projekty nadające charakter Berlinowi, nie mogą sobie pozwolić na mieszkanie w nim. Żyją na walizkach, tak jak ja. To są paradoksy. Berlin jest miastem biednym, choć oczywiście są dzielnice willowe, ale raczej nie kojarzą się z miastem. To, co się dzieje w centrum, jest wielokulturowe, jest też duże środowisko robotnicze i lewicowe, ale powoli przerasta to warstwą hipsterską.

MR: Tak widzimy Berlin w Polsce. A Ty od kiedy mieszkasz w Berlinie?

YA: Od 12 lat. Bardzo go kocham, to miasto małych ojczyzn i dużych możliwości. Berlińskie słowo Kiez, czyli sąsiedztwo. Berlińczycy kochają swoje Kieze i czują się z nimi bardzo związani. W Kiezu jesteś u siebie, tu jest twój sklep, twoja piekarnia, twoja knajpka, twoja ławka w parku. Lubię takie swojskie społeczności. Zaś duże możliwości wiążą się z faktem, że w Berlinie do wielu miejsc masz dostęp bez względu na zasobność portfela. W porównaniu z innymi metropoliami, w Berlinie nie ma jeszcze brutalnej segregacji klasowej. Większym problemem jest segregacja ze względu na (przypisane) pochodzenie. Jako biała Europejka mam tu więcej możliwości, niż osoby BIPoC (Black Indigenous People of Color). Mam nadzieję, że to się zmieni, ale tendencje idą w obu kierunkach – w jednych kręgach rośnie solidarność, w innych nasila się rasizm.

AM: Mówiłaś wcześniej o krętej drodze artystycznej, czy możesz o niej opowiedzieć?

YA: Nie wiem, czy chcę o tym mówić. Jeszcze tego, co było wcześniej, nie uporządkowałam myślowo. Pojawiło się dużo nowych rzeczy, pewne dobiegły końca, inne się zaczęły. Od 2019 roku jestem na innym etapie życia. Teraz jestem w tym, co się zaczęło w projekcie Kobiecego* domu.

MR: Opowiedz, jaka była Twoja droga do Tego projektu? 

YA: Zareagowalam na anons: szukamy lesbijki, która poprowadzi projekt… Nawet nie szukałam pracy, ale jak to zobaczyłam było jasne, że mnie szukają.

MR: Czy Twoje główne zadanie to poszukiwanie dofinansowania i łapanie fantazji o domu?

YA: Mówiąc bardziej technicznie: pracuję nad konceptem queerowego ośrodka kulturalnego. Jestem oczywiście zaangażowana w prawie wszystkie procesy związane z projektem, w tak małym zespole nie możemy sobie pozwolić na wąską specjalizację. Pisanie grantów, udział w konferencjach, fundraising, organizacja wydarzeń, networking, spotkania z politykami – to wszystko w praktyce się przenika. 

AM: Czy bierzecie pod uwagę, że w przyszłości będzie kłopot ze zdobyciem funduszy i że to przedsięwzięcie będzie miało wolontaryjny charakter?

YA: Praca nad tym projektem już teraz jest zarówno pracą zarobkową, jak i wolontaryjną. Ale budowa naszego domu to kompleksowy projekt i nie wyobrażam sobie, żebyśmy bez regularnych miejsc pracy mogły_li dać radę. 

AM: Jakie widzisz miejsce dla Lesbenwohnprojekt na mapie lesbijskiego Berlina? Czy w Berlinie jest duża lesbijska* przestrzeń kulturalna?

YA: Nie ma centralnego miejsca, żeby lesbijską kulturę dumnie prezentować i żeby mainstream też mógł przyjść i popatrzeć jaka jest wspaniała. Jest fajna galeria Alpha-Nova Kulturwerkstatt – Galeria Futura, w której prezentowane są feministyczne projekty artystyczne, jest Schwules Museum, które jest coraz bardziej otwarte na les*kulturę. Ale brakuje lesbijskiego miejsca, w którym artystki mogłyby zaistnieć i wykorzystać to zaistnienie dla swojej kariery, i wyjść z niszy. Wiem, jaka może być cena wchodzenia w mainstream, ale nie mówię o wtapianiu się w niego, tylko o jego transformacji. Wiem, że to utopia, ale przecież chcemy zmienić świat, zrobić rewolucję, i dlatego trzeba wchodzić wszędzie. Trzeba dostrzec margines jako szansę, idąc za myślą Bell Hooks, że margines może być miejscem dyskryminacji i to jest złe, ale margines jest także miejscem otwartości i największych możliwości. Dla mnie margines jest czymś więcej – jest nowym centrum. Obserwuję, że coś takiego zaczyna się dziać.

AM: Margines lesbijski jako wylęgarnia nowych jakości… małe centrum to moja idée fixe, staram się o to od lat. Na razie u nas rządzi neoliberalne mainstreamowe centrum. Tam są pielgrzymki.

MR: Wróciłabym do rzeczywistości, czyli do tego, co już jest. Gdy byłyśmy w Berlinie, trafiłyśmy do lesbijskiej knajpy Begine, w której – co na nas zrobiło wrażenia – spotkałyśmy kobiety 60+ w stylu butch. Na dodatek zobaczyłyśmy performans muzyczny pastiszujący kulturę tyrolską. Przeżyłyśmy szok. W Polsce to jest lesbian*fiction. 

YA: Rzeczywiście, Warszawa i Berlin nie są zsynchronizowane w tej sprawie. [śmiech] Tutaj ten temat zaczął się już przed 30 laty, po upadku Muru padł pomysł, żeby się zainteresować lesbijkami*, które zaczynają się starzeć. Ale 30 lat temu dotyczyło to osób 40+.

MR: Zabawne, jak się przesuwa granica.

YA: Mam 52 lata i przyznam się, że czuję się jak młodziutki kurczaczek przy tych kobietach, dla których powstaje ten dom. To jest fantastyczny widok: 30 dziewczyn między 60 a 85 rokiem życia ubranych w kamizelki i czapki na gangstera. To jest wzruszające, widzę w tym moją przyszłość. Nie boję się tego, co będzie ze mną za kolejne 30 lat. Nie widzę dzięki temu babć, które całe życie się poświęcały, a teraz wnusio jest niedobry. W Niemczech Zachodnich jest dużo takich starszych zgorzkniałych kobiet 70-80+, którym życie dogryzło. Dlatego widok dziarskich dziewczyn 70+ jest niesamowity. Byłoby dobrze, gdyby grupy wiekowe zaczęły bardziej się między sobą mieszać. Potrzebujemy przestrzeni dla młodych dziewczyn, kobiet w średnim wieku i tych starszych. Jeszcze brakuje w Niemczech lesbijskich przestrzeni kulturalnych, a jeśli są, to niewiele i malutkie.

AM: Jakie konkretnie?

YA: Na przykład knajpy Begine,  B-Lage, Café Cralle, czy klub queerowy SchwuZ, księgarnia Prinz Eisenherz, ale to nie są miejsca tylko lesbijskie.

MR: Możesz je scharakteryzować?

YA: To są zdecentralizowane i niekomercyjne przestrzenie, często mainstream ich w ogóle nie zna. Niektóre z nich są feministyczne, inne queerowe, ale nie ma zbyt wielu miejsc, które rzeczywiście pielęgnują kulturę lesbijską, oprócz Stowarzyszenia RuT albo wspomnianego już Archiwum Lesbijskiego Spinnboden. Może też dlatego, że to są raczej przestrzenie spotkań, a nie działań artystycznych. A z tego, co mówią starsze koleżanki, było ich więcej, teraz znikają. Niektóre z nich dokumentuje projekt Lesbijskie wspomnienia.

MR: Jest coś, co w jakimś stopniu przebiło się do mainstreamowej świadomości, a nadal tkwi w podziemiu, bo to zdaje się jego natura. Mówię o kulturze drag king, choć dziś to pojęcie trochę oldskulowe. Dziś lepiej mówić po prostu o sztuce drag. Ty, zdaje się, też z tym miałaś romans. Na Twoim profilu widzę fotografię wąsatego faceta. Skąd on się wziął?

YA: Ta postać powstała dość niedawno. Jestem performerką, pracuję z ciałem i poszukuję różnych form wyrazu. Po ukończeniu 40 roku życia zaczęłam uczyć się tańca współczesnego, tańczyłam przez pewien czas półprofesjonalnie. Potem zaczęłam uczyć się śpiewać, też półprofesjonalnie. Wszystko miało zakotwiczenie w teatralnym performansie. W tej formie, mam poczucie, jesteś bardziej tym, co grasz, bo opowiadasz trochę swoją historię. To jest trochę ekshibicjonistyczne, ale zawsze możesz temu zaprzeczyć, bo to przecież perfo. Kręci mnie niepewność własnej tożsamości albo hipertożsamość. Sama nie wiem, jak to nazwać. To jest też doświadczenie fizyczne: bycie w przestrzeni i kontakt z publicznością. Ostatnio zostałam zaproszona do wywiadu wideo w Polsce. Zastanawiałam się o czym będę mówić i skoncentrowałam się na tym – typowa kobieta – jak będę wyglądać. [śmiech] Wyszło na to, że w Polsce muszę wystąpić jako dresiarz. Skoro tematem było: Czy sztuka może efektywnie zwalczać uprzedzenia?, a moim największym uprzedzeniem jest dresiarz, tak więc musiałam wystąpić jako dresiarz. Bardzo mnie to wciągnęło i chyba to moje alter ego pozostanie ze mną, chyba będę się nim jeszcze bawiła.

MR: A interesujesz się drag kingową kulturą w Niemczech?

YA: Muszę przyznać, że nie mam dużo doświadczeń z dragiem, ale znam kilka dragowych artystek, jak Sigrid Grajek, która robi tradycyjny drag show z piosenkami. Jest też inna artystka, którą bardzo cenię, choreografka Antonia Baehr .

MR: To moja rodzina. Ja jestem Maryjan Bear. [śmiech] Co ona robi?

YA: Antonia Baehr ma różne alter ego, z którymi przeprowadza na przykład wywiady radiowe albo robi wspólne (sic!) występy. Są to bardzo ciekawe, subwersywne działania na pograniczu choreografii, sound artu, performansu. Jedno z jej alter ego to tancerz Werner Hirsch, inne to Henri Fleur, francuski arystokrata albo filmowiec Reiner Werner czy Drag Queen Frau Böse (Zła Pani). Także prywatnie ludzie biorą Antonie często za faceta, aż się nie odezwie, bo ma wysoki dźwięczny głos, który odbierany jest jako damski.

MR: U mnie jest podobnie. Wyglądam jak facet, a mam ciepły wysoki głos. Bawi mnie, gdy ludzie mają problem z decyzją czy jestem dziewczyną, czy chłopakiem.

AM: W Berlinie jest także artystka, którą cenię – Bridge Markland.  Zawsze była niebinarna w swoich scenicznych grach.

YA: Tak, Bridge to ważna pionierka gender performance. W moim odczuciu jej dekonstrukcja jest bardziej queerowa i mniej ma wspólnego z lesbijską społecznością. 

AM: A to ma znaczenie?

YA: Może i nie. Ale mam wrażenie, że drag kingi są szczególnie ważne dla lesbijskiej społeczności, bo kultura drag king miesza się z kulturą butch. Widzę to jako specjalne miejsce dla kobiet nieheteronormatywnych. Oglądanie drag kingów to wyzwolenie, to okazja by śmiać się z facetów. To dekonstrukcja płci i erotyczna gra. 

AM: To prawda, że kultura drag z kulturą butch są połączone. Warto pamiętać, że męskie przebranie kiedyś było sposobem – radykalnym i niebezpiecznym – na funkcjonowanie poza kobiecym schematycznym gender. Wystarczy przypomnieć film o Albercie Nobbs z Glenn Close czy casus kobiet z Albanii tzw. Burnescha. Dzisiaj to przede wszystkim performans sceniczny albo uliczny, to queerowanie świata.

MR: Dziś kobiety też same siebie queerują, wcielając się w stereotypowe kobiety.

YA: Ja to robiłam. Przez ostatnie dwa lata grałam divę. Nie wybrałam tej roli, byłam performerką w operze ulicznej – wcielałam się w Senatorkę i Deweloperkę. To są kobiety jak z dynastii i jednocześnie z opery, więc postacie jak diva. To rola, która mi z natury nie leżała, ale jakoś pogodziłam się z nią i w końcu nią bawiłam. W pewnym sensie to jest fajne, ale gry w hiperkobiecość są trochę nudne, kobiece stereotypy nie są dla mnie aż tak interesujące. Szybko osiągnęłam granicę tego, co mogę w takiej roli zrobić. Dlatego może ten drag king jest lepszy? Mam koleżanki, które grają mężczyzn, którzy grają kobiety. To mnie wciąga. Bardzo lubię ten moment, kiedy widzę, że publiczność nie wie, o co chodzi i z kim tak naprawdę ma do czynienia. Kiedy symbolicznie wyciągam jej dywanik spod nóg.

AM: Opera uliczna? My zrobiłbyśmy nanooperę o Gertudzie Stein i Alicji B. Toklas na jeden głos jeden instrument. Opera uliczna to coś nowego. Pewnie wielkie przedsięwzięcie?

 

YA: To jest opera polityczna, przeciw gentryfikacji. Protest przeciwko wyrzucaniu ludzi z domów, przeciw deweloperce. W operze Wem gehört Lauratibor chodzi o konkretny Kiez Berlina: Reichenberger Kiez na Kreuzbergu, gdzie ludzie zaczęli się organizować, żeby się przeciwstawić temu procederowi. To jest zjawisko międzynarodowe, ze swoich miejsc wyrzucani_e są imigranci_tki, nieheteronormatywne_i artystki_ści, seniorzy_ki, klasa robotnicza. To mieszana społeczność, w której rodzi się solidarność między różnymi grupami przeciw neoliberalizmowi, który nie może sobie wyobrazić razem pani sklepowej, Turka i lesbijki. Takie konstelacje są dla mnie bardzo kampowe, queerowe. Ta Opera jest rzeczywiście projektem z ulicy, powstała ze współpracy profesjonalnych artystek_ów oraz amatorek_ów. Zaczęła się bez pieniędzy, potem przyszły granty.

MR: Jak duże jest to przedsięwzięcie?

YA: Jest to mamut. Sama orkiestra liczy ze dwadzieścia osób i jest prawie całkowicie amatorska. Są dwa chóry. Malutki chór deweloperów – jest mały, bo nikt nie chciał w nim śpiewać. [śmiech]. Ja grywam wszystkie złe role, śpiewam więc w chórze deweloperów i – jak mówiłam – gram deweloperkę. Jest tam kilka_u profesjonalnych śpiewaczek_ów operowych, a reszta osób jest nieoperowa albo nieprofesjonalna. To jest oryginalna kompozycja, ponad dwie godziny muzyki, a w projekcie bierze udział 100 osób.

AM: Niesamowite. My brałyśmy udział w lewackim antykapitalistycznym projekcie operowo-kabaretowym Czarodziejski flet, ze świetnym antykapitalistycznym tekstem Katarzyny Bratkowskiej i Floriana Nowickiego. Udział 20 osób to już było wyzwanie, a tu 100. Jak udaje się ludzi zmobilizować? Czy obsada jest wymienna?

YA: W czasie pracy nad projektem powstała wspólnota, projekt trwa już prawie dwa lata. Początkowo był ruch w obsadzie, ale w tej chwili ludzie, którzy śpiewają w chórze, spotykają się co tydzień. Zorganizowaliśmy też Radę. Ta kolektywizacja dotyczy moderacji projektu. W kwestiach teatralnych role są tradycyjne: kompozytor jest kompozytorem, reżyserka jest reżyserką. To jest również proces kolektywizacji decyzji, osoby które wcześniej koordynowały przedsięwzięcie powiedziały, że nie chcą sprawować funkcji szefa_szefowej całego projektu. Razem sterujemy tym oceanicznym statkiem.

AM: Musi być jednak dyscyplina, żeby to się toczyło…

YA: Tak, ale to nie jest kwestia niemieckości [śmiech], projekt jest międzynarodowy i spotykają się tu różne mentalności. Dużo jest w nim europejskich i pozaeuropejskich uchodźców_czyń. Spoiwem jest muzyka, mamy całą orkiestrę, która musi grać równo. Jest też dyrygent. Tu nie ma improwizacji, trzeba wspólnie oddychać. Po to są próby. Muzyka tworzy wspólnotę. Całość trzyma w garści też autorka tekstu, która bardzo się identyfikuje z utworem, a także główna nasza sopranistka, która współtworzyła dramaturgię. Choć oczywiście zawsze w projektach są dołki, które trzeba przejść.

AM: Gdzie była pokazywana Opera?

YA: W Berlinie, byliśmy też w Danii: w Kopenhadze i w Odense. I znowu w tym roku zagramy w Berlinie. Możemy przyjechać do Warszawy.

AM: To byłoby wspaniałe. W jakich miejscach miasta gracie?

YA: Premiera była ulicznym przemarszem. Wydarzenie było zarejestrowane oficjalnie nie jako projekt artystyczny, tylko jako demonstracja przeciw gentryfikacji. Towarzyszyła nam Policja. Graliśmy przemierzając trasę dwoma wozami od punktu A do punktu B. Jeden wóz dla orkiestry, a drugi był sceną. Publiczność szła z nami jako demonstranci_tki.

AM: Stacjonarny pokaz też się zdarzył?

YA: W Dani. Wozy zostały tak ustawione, że publiczność mogła siedzieć dookoła. Na początku nam się wydawało, że to nie ta sama energia, jak w przypadku demonstracji, której nie da się powtórzyć w stacjonarnych warunkach. Ale im więcej powtarzaliśmy wersję stacjonarną to okazało się, że energia demonstracji jednak jest.

AM: To może do zobaczenia w Berlinie na pokazie Opery. I za 3-4 lata, gdy powstanie Lesbijski Dom.

MR: O którym w Polsce tak marzyła – teraz mi się przypomniało Anna Laszuk, dziennikarka i autorka znaczącej książki Dziewczyny wyjdźcie z szafy. Opowiadała o tym w filmie Magdaleny Wystub Yes we are. Co ciekawe, to dokument stworzony przez Polkę mieszkającą w Niemczech. Taki akcent polsko-niemiecki na koniec.

AM: Bardzo dziękujemy za rozmowę.

*********************

POST SCRIPTUM

1.
Byłyśmy w Berlinie w czerwcu i miałyśmy okazję zobaczyć Lauratibor (Opera przeciw wykupowaniu miasta) – społeczną śpiewogrę, o której opowiadała Yagner Anderson. Imponujący i poruszający przykład artaktywizmu – dzieło artystycznie świadome, doskonale skonstruowane, posługujące się umiejętnie różnymi stylistykami. Twórcy_czynie budują silną więź z widownią i wciągają emocjonalnie w etyczny dylemat świętego prawa własności. Utwór ma formułę moralitetu, mimo to temat nie został uproszczony, choć ocena sytuacji jest czarno-biała: krwiożerczy, chciwy, bezwzględny kapitalizm i jego ofiary – wyrzucani z domów ludzie.

Duży i różnorodny zespół artystek_ów, performerek_ów, aktywistek_ów z różnych środowisk (m.in. mistrzyni ceremonii funeralnych), osób technicznych trwa od dwóch lat w gotowości do występów – ma czas, kompetencje i motywacje by przygotować tak duże i pozainstytucjonalne przedsięwzięcie. A co najważniejsze, jest na tyle zdeterminowany, by grać spektakle.

Lauratibor to efekt bezkompromisowej, rzetelnej artystyczno-aktywistycznej pracy, ogromny zbiorowy twórczy wysiłek, który nie jest incydentalnym wydarzeniem, wynikiem spontanicznej emocjonalnej erupcji solidarnościowej, a realną formą walki o zmianę społeczną, gdy pojawia się konkretna potrzeba_sprawa. 

Ta ponad dwugodzinna protest-opera tym razem służy obronie domu przy Habersaathstraße, który ma być zburzony, choć nadaje się wciąż do mieszkania. Wcześniej została wykonana duża praca, by ten budynek zasiedlić, w ramach pomocy osobom w kryzysie bezdomności. Wspaniały, odważny i dotkliwy spektakl z przesłaniem: Śpiewaj przeciw szaleństwu. Przeciw eksmisji nowych i starych lokatorów! Przeciw rozbiórce domów w dobrym stanie technicznym! Prawo do mieszkania dla każdego! 

Marzy nam się taka inicjatywa w Polsce, a jeszcze bardziej takie ugruntowane podejście do artaktwizmu.

2.
Byłyśmy też na imprezie RUT inaugurującej budowę Lesbijskiego Domu Mieszkalnego, o który starania trwają 15 lat. Spotkanie z energią rozpoczęła Sigrid Grajek melorecytując kultowy i radykalny feministycznie utwór Claire Waldoff  Raus mit den Männern aus dem Reichstag. 
Wysłuchałyśmy herstorii projektu mieszkalnego bezpośrednio od kobiet, które walczą o bezpieczne miejsce dla nieheteronormatywnych seniorek. Poznałyśmy te nieheteronormatywne seniorki, także te 70+. Widziałyśmy wspólnotę osób wspierających inicjatywę, które – choć dostały fundusze na dom – nadal muszą zbierać pieniądze i nadal wiele rzeczy robią wolontaryjnie, solidarnościowo. Zasada wszystkie ręce na pokład wciąż pozostaje aktualna. Poczułyśmy się jak u siebie, zdejmując banery ze ścian i nosząc pudła po spotkaniu. Na koniec sfotografowałyśmy wbicie pierwszego tęczowego palika geodezyjnego pod budowę w miejscu, gdzie stanie lesbijski dom mieszkalny. 

Korekta: Maja Korzeniewska

***************

Dr Yagner Anderson, urodzona w Polsce. Studiowała historię sztuki i filozofię w Lublinie i Tybindze, obroniła doktorat z historii sztuki.
Od 2010 r. działa w Berlinie na pograniczu sztuki, pracy kuratorskiej i aktywizmu. Członkini kolektywów artystycznych p.u.r.e. i LAURATIBOR oraz grupy aktywistycznej FLINTA*Stadt. Od 2021 r. odpowiedzialna za koncepcję i zarządzanie queerowym centrum kultury oraz queerowanie sąsiedztwa w ramach RuT Wohnen.
https://rut-wohnen.de

Damski Tandem Twórczy (Agnieszka Małgowska & Monika Rak)
Działa od 2009 r., stworzył cykle: literacki Żywe radio, performatywny PAN/K Maryjan i Krystina, filmowy Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną / czytanie dramatu Portret lesbijek we wnętrzu / spektakle: Orlando. Pułapka? Sen, Fotel w skarpetkach, 33 Sztuka, Czarodziejski flet, Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele wiele Kobiet, SharmTrio plus. Drag King Show. Retroseksualni / dokument L.Poetki  / O’LESS Festiwal (2012-2014) / cykl debat i audycji Kobieta Nieheteronormatywna / projekt archiwistyczny A kultura LGBTQ+ nie poczeka! / współzałożycielki Stowarzyszenia Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* / realizatorki L*AW. Lesbijskie* Archiwum Wirtualne.

Agnieszka Małgowska – lesbijka / feministka / artaktywistka / reżyserka / trenerka teatralna / scenarzystka.

Monika Rak – lesbijka / feministka / artaktywistka / aktorka / dramatopisarka / filmowczyni / graficzka.

                                                                                 ***************


LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka

I.  Manifest
1.  Manifest. Instant.
2.  Rozmowa. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
3.  Podsumowanie. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznejII. Rozmowy wokół manifestu

1.   Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.   Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką 
3.   Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.   Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.   Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.   Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.   Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk
8.   Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdą Próchniak
9.   Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normala rodzina. Rozmowa z  Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.  Co Ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą.
15.  Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.   Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmowa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze politycznaRozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26.Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak

III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
3. Niemcy. Lesbijski projekt mieszkalny. Rozmowa z Yagner Anderson

IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim

V.  EL*C. Wieden 2017
1.  Magdalena WielgołaskaOdzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2. Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3. Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4. Agnieszka MałgowskaPeformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
6.  Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.

VI. EL*C. Kijów 2019.
1.  Monika Rak. L*Geniusza na Ukrainie.
2. Magdalena Wielgołaska. Lesbianizacja przestrzeni.

BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej
 

 

 

 

Klaudia Lewandowska. Gałązki angielskiej lawendy w polskiej muzyce.

Dzięki zaproszeniu Stowarzyszenia Sistrum prowadziłam warsztaty Panie proszą Panie – muzyczne pisanie o pisaniu tekstów w ramach cyklu Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* w Stole Powszechnym w 2019 roku. Od tego czasu zaczęłam zwracać większą uwagę na lesbijskie wątki w muzyce. Stworzyłam też playlistę gromadzącą w jedynym miejscu teledyski, o których piszę. Pierwsza część tego zestawienia dotyczy klipów do piosenek w języku polskim −Lawendowy radar piosenkowy opublikowany #12 numerze Magazynu RTV poświęconemu lesbijskiej* kulturze. Tym razem przyglądam się polskim teledyskom anglojęzycznym. 

****************************

Pocałunek zdaje się najprostszym sposobem, by pokazać namiętność w krótkiej formie, jaką jest teledysk. Intymny kontakt i emocje można zobrazować tak, aby nie były jedynie atrakcyjne wizualnie − jak często dzieje się w przypadku portretowania kobiet − ale także nasycone dodatkowym przekazem. W co najmniej dwóch popowych klipach polskich wokalistek pojawił się motyw lesbijskiego pocałunku.

W Power of attraction − debiutancki singiel Natalii Lesz z 2008 roku − piosenkę ilustruje, kojarzący się z cyberpunkiem, obraz o świecie zniewolenia powtarzalną pracą i kontrolą kobiecej seksualności. Główna bohaterka, grana przez wokalistkę, z osoby poddanej − w obowiązującym systemie − staje się superbohaterką. Ratuje jedną z kobiet z rąk brutalnego księdza. Wszystko przypomina fabułę kiczowatego komiksu. Tekst sugeruje, że przekonanie o swojej mocy staje się rzeczywistością. Tytułowa siła przyciągania działa także na dwójkę kobiet, które całują się, gdy są już bezpieczne.

 

Pocałunek nie jest zarezerwowany jedynie dla młodych, choć to wciąż nie jest takie oczywiste. Z pewnością nie jest problemem dla Margaret, deklarującej również swoje poparcie dla środowiska LGBTQ+. W jej teledysku Start a Fire z 2014 roku całują się starsze kobiety. Tytułowe rozpalanie ognia to odważne sięganie po wszystko, czego zapragniemy, także wbrew przeciwnościom, między innymi po miłość o różnych zabarwieniach.

Kobiecy flirt bez słów możemy także zobaczyć w teledysku do piosenki Freedom zespołu Sistars, który w 2004 roku kandydował do reprezentowania Polski w Konkursie Piosenki Eurowizji. Niestety twórczynie_cy nie zostały_li wybrane_i, jednak wniosły_śli sporo świeżości do zestawienia specyficznych mainstreamowych propozycji, komponowanych zazwyczaj z myślą o wymogach konkursu. 

Dowodzi tego choćby teledysk. Jego akcja dzieje się przede wszystkim w warzywniaku. a motywem jednej ze scen jest dotyk i piersi piersi pokazane w kadrze jak podawane przed chwilą owoce. Bohaterkami tego momentu są dwie dziewczyny, które patrzą sobie przeciągle w oczy. Dodatkowo rękawiczki wokalistki na czerwonej bluzce tworzą skojarzenie z flagą LGBTQ+, choć nie wszystkie jej kolory się zgadzają. Scenka trwa 3-4 sekundy, jednak mocno utkwiła mi w pamięci.

Ciągle bowiem niewiele mamy polskich teledysków ukazujących w sposób bezpośredni zakochaną i szczęśliwą parę kobiet. Tę pustkę wypełnia urzekający teledysk Hardlakes, męskiego duetu Indigo Tree z 2010 roku. Klip w reżyserii Przemysława Wojcieszka jest powiązany z jego spektaklem i filmem Cokolwiek się zdarzy, kocham cię, które opowiadają o nastoletniej miłości lesbijskiej*. 

Lekko nieczytelnie podany tekst nie przeszkadza w odbiorze onirycznej całości i doskonale pasuje do obrazu beztroskiej lesbijskiej miłości dwóch nastolatek. Dziewczyny nie ukrywają się − biegają nocą ulicami Warszawy wśród witryn i półek sklepowych, widzimy je też w mrocznych tunelach, ciemnych bramach, na squacie. Otwarcie okazują sobie uczucia i zdaje się, jakby były całkiem same na świecie, mimo pojawiających się obok ludzi. To wrażenie kojarzy się z siłą nastoletniego uczucia. Na końcu utworu, tym razem wyraźnie, słyszymy powtórzony tekst: listen your heart now, don’t listen your voice [posłuchaj teraz swojego serca, nie słuchaj swojego głosu]. Staje się on mantrą, sentencją wartą zastanowienia. Między dziewczynami widać chwilę napięcia, którą przełamuje wyciągnięcie ręki po pieszczotę − znak słuchania sercem. Przyjemne wokale przeplatają się swobodnie, jakby płynęły splecione z leniwą gitarową melodią. Czytelniejszy wokal pokazuje tutaj ciekawy dysonans, że nie zawsze warto słuchać swojego głosu (rozsądku?), który może się wahać, wątpić czy powtarzać utarte przekonania.

Historia nieukrywającej się pary łączy Hardlakes z lirycznym teledyskiem do piosenki Baby Marysi Wiśnickiej z 2020 roku. Rozpoczyna go sensualny taniec, którego fragmenty widzimy także później. Zgrane z muzyką ruchy samotnej dziewczyny interpretują melodię i emocje nieporozumień między parą bohaterek. Druga z nich podróżuje zamyślona, wspominając chwile spędzone z ukochaną. Słowa również wskazują na historię trudności, z którymi jednak warto się zmierzyć. Dobrym zakończeniem jest radosne spotkanie obu dziewczyn na podwórku, które jest scenerią tańca. Chciałabym oglądać więcej takich happy endów i pokazywanych otwarcie lesbijskich relacji. Baby to również bardzo przyjemny love song.

Otwarcie ukazana lesbijska relacja łączy poprzednie klipy z We Might Be Dead By Tomorrow z 2012 roku, francuskiej wokalistki o polskich korzeniach, Soko. Inspiracją kompozycji była wczesna śmierć ojca artystki, która nauczyła ją mimo lęku celebrować ulotne życie. Tytułowe Jutro możemy już nie żyć jest mottem Soko i widzimy je wypisane na śniegu na początku teledysku. Klip stanowi kompilację intymnych momentów z życia pary kobiet. Całość jest wyjątkowo przejmująca i radosna. To celebracja codzienności i zwyczajności zręcznie przeplatana zdjęciami kojarzącymi się ze śmiercią: cmentarne elementy i czaszki. Wszystko tutaj woła by kochać i nie marnować czasu. Klip wyróżnia się również otwartością w pokazaniu erotyki, której wyraźnie jeszcze brakuje w polskich produkcjach, szczególnie w tak sensualnym i nieuprzedmiotawiającym wydaniu. Piosenkę Soko można było usłyszeć również w tle viralowego filmu, ukazującego rzekomy eksperyment społeczny First Kiss Tatii Pilevy, który okazał się później reklamą odzieży Wren. Dwadzieścia osób całowało się z nieznajomymi sobie ludźmi, a ich reakcje zostały udokumentowane. Jedną z par były kobiety, w której była zaproszona przez reżyserkę Soko − z powodu jej inspirującej osobowości i muzyki.

Zmysłowy Woman’s work z 2012 roku w wykonaniu Riyi ‘Pati’ Sokół ukazuje kobiecą relację ukrytą przed światem zewnętrznym. To pierwszy singiel artystki oraz część jej autorskiego spektaklu i albumu Neverland − krążących wokół tematu depresji. Spektakl miałam okazję oglądać na żywo, i polecam soundtrack dostępny na YouTube. Woman’s work Pati Sokół to cover piosenki Kate Bush z 1989 roku. Ten bardzo emocjonalny numer jest zaśpiewany w obu przypadkach delikatnym, a zarazem przejmującym głosem. Obrazy oryginału i coveru opowiadają jednak dwie zupełnie odmienne historie. W klipie Sokół znika postać mężczyzny, wspomnianego w tekście jako rozpoczynającego etap ojcostwa w swoim życiu, za to widzimy kobietę w pozycji embrionalnej, kojarzącej się z dzieciństwem. Oglądamy kobiecą parę w intymnym otoczeniu przytulnego mieszkania. Ich emocje są w centrum. Wydają się być szczęśliwe i beztroskie, jednak słowa piosenki sugerują dystans do przedstawionych wydarzeń. Przez chwilę widzimy również puste i nieposłane łóżko, które może wskazywać na upływ czasu i późniejszą samotność. Jedna z kobiet pojawia się w dwóch odsłonach jako osoba młoda i starsza. Starsza wspomina, chce odzyskać dobre chwile i pocałunek, żałuje utraconych i niewykorzystanych okazji. Możemy się tylko domyślać, co stało się później i dlaczego oglądamy jakby odtworzony film z przeszłości. Związek kobiet jest tutaj pokazany jako niedostępny dla oczu osób z zewnątrz, istniejący jedynie w domowym zaciszu. Jest to ciekawy kontrast z Hardlakes, w którym również najważniejsze są dwie bohaterki. W obu klipach wydają się być zupełnie same na świecie, jednak u Sokół podkreślone jest zacisze mieszkania i samotność starszej kobiety żałującej ulotności intymnych chwil.

Wątek kobiecego rozwoju urzeka mnie w czarno-białym teledysku Mary Komasy Lost Me z 2016 roku. Obraz jest hipnotyzujący i pełen dramaturgii, oraz dopracowany w każdym detalu – ciekawe, że powstał w roku pierwszych Czarnych Protestów, które szczególnie zapisały się w polskiej historii dla wielu kobiet. To singiel z debiutanckiego albumu artystki. Zagrała w nim u boku modelki Anji Rubik. Teledysk w reżyserii Jana Komasy wywołał skandal z powodu nagości, nie został jednak wcale zauważony wątek lesbijski. Chociaż tekst może odnosić się do każdej osoby, to w tłumaczeniu na portalu Tekstowo.pl zostało mu nadane znaczenie zwrotu do mężczyzny. Tymczasem artystka uczyniła z niego filmową etiudę o wglądzie w głąb siebie i mierzeniu się z zewnętrznymi ocenami, o czym wspomina w wywiadzie dla Interia.pl. Widać dużą dbałość o wizualną stronę i inspiracje ze świata filmu. Mary Komasa, tak jak Rubik, pracowała jako modelka, a prywatnie kobiety łączy bliska relacja, dzięki której mogły łatwiej zbudować tak intymną scenę. Akcja dzieje się na wybiegu, pod czujnym okiem fotoreporterów i eleganckiej publiczności. Główna bohaterka wydaje się zmęczona i zrozpaczona, jednak zostaje dosłownie wypchnięta na scenę, inni ludzie patrzą obojętnie lub z pogardą na jej załamanie. Śledzimy jej kroki, zdając sobie sprawę, jak wiele osób ją obserwuje. Zza fleszy nagle wyłania się kobieta, której głos przyciąga modelkę stojącą już na samym końcu wybiegu. Zamyka oczy i wypowiada jej słowa o zaślepieniu kłamstwami. Obie zaczynają się delikatnie bujać w rytm muzyki i słów o wybaczaniu, i zajęciu się własnym życiem. Modelka powoli i zmysłowo rozbiera się, podążając za ruchami nagiej kobiety ukrytej wśród fotografów, początkowo niewidocznej dla innych w tej postaci wyczuwa się zaraźliwy spokój i pewność. Obie wydają się być połączone niezwykłą więzią. Widać poruszenie i zaskoczenie publiczności oraz innych modelek. Słowa mogą świadczyć o igraniu z miłością ukochanej osoby, jednak może to być także zapewnienie o świadomości, że źle się obchodziło z samą sobą i to się zmieni. Obie kobiety zaczynają tańczyć. Modelka zatraca się w tańcu, aż traci łączność z drugą kobietą, która w chwili ciszy wchodzi na scenę trzymając w ręku pęk granatów. Zostaje zauważona, odbezpiecza granaty i rzuca na wybieg. Publiczność wpada w panikę w momencie uderzenia granatów o podłogę. Scenie towarzyszą słowa o traceniu siebie po kawałku z powodu kłamstw. Modelka płacze, kobiety przytulają się. Połączone w uścisku wydają się symbolizować powrót do siebie. Zostają same, nie ma już obcych oczu poddających ocenom, kulminacja kojarzy się z uwolnieniem i aktem miłości. Choć wokalistka opowiada o przyjacielskiej i siostrzanej więzi między kobietami, jest dla mnie coś wyjątkowego i głębokiego w ukazaniu tej pary. Widzę w tym próbę przejrzenia się w drugiej kobiecie jak w lustrze, co jest możliwe w bliskiej i intymnej relacji. I to jest dla mnie lesbijskie chciałabym, żeby więcej było pokazywania, jak relacja działa na kobiety, a nie na ich otoczenie w tym klipie inni stanowią tylko tło.


Wiele lesbijskich wątków, różnie ujętych, pojawia się w twórczości zespołu Back To The Ocean. Wywiad z jego założycielką Agnieszką Olszewską-Kaczmarek Próbowałam łączyć wodę z ogniem, teraz zaczynam czuć siebie przeprowadził Damski Tandem Twórczy w ramach projektu Sistrum rozmawia o L*Kulturze. W Back to the Ocean Agnieszka realizuje się jako wokalistka, menadżerka, autorka tekstów i kompozytorka. Jej twórczość naturalnie i otwarcie nawiązuje do relacji między kobietami. Teledyski zaczęła realizować od 2012 roku, przede wszystkim z Yachem Paszkiewiczem, który poczuł i pokochał tę muzykę, co zaowocowało udaną współpracą. Teksty są uniwersalne, jeśli chodzi o płeć, za to w klipach znalazły się wątki lesbijskie w przypadku reżyserowanych przez Paszkiewicza można obejrzeć dwa takie teledyski z 2015 roku. 


W Green Eyes pojawiają się subtelne nawiązania zdjęcia kobiet, przypominające te wyrwane z kolorowych magazynów i zawieszone na sznurku oraz manekiny, których wokalistka dotyka przez szybę. Tekst to ciepłe miłosne wyznanie i zaproszenie dla ukochanej osoby do podążania za jego melodią. Natomiast OMG to hołd dla lesbijskiego coming outu Jodie Foster, a także wszystkich innych odważnych osób, które decydują się na ten krok na całym świecie. Słowa piosenki są momentami wzmocnione przez megafon, co podkreśla przekaz o ogłoszeniu czegoś istotnego. Całość jest bardzo rockowa elementy makijażu, mocny wokal, głośne gitary, groźne momenty pogoni w opuszczonym budynku. Rewolucyjny charakter podkreśla, jak wzmacniający może być świadomy coming out w tym przypadku ten w show-biznesie, o którym zawsze się dużo mówi. Wyreżyserowany przez Jakuba Remiszewskiego w 2013 roku Burning4U zdaje się być wyznaniem o zranieniu namiętnej miłości, której adresatką jest pokazywana kobieta. Wyskandowany wyrzut i podkreślone czerwone usta kojarzące się z pożądaniem, kontrastują z lirycznym refrenem. Całość przełamuje na końcu zabawna solówka na klawiszach zilustrowana beztroskim tańcem.

****************************

Do wyszukiwania wątków, o kobiecej miłości w teledyskach, nadal potrzeba detektywistycznego zacięcia. Istniejące przykłady przełamujące lesbijską niewidzialność są różnorodne i ciekawe, i nie występują tylko w niszowej muzyce. Ciekawe, że lesbijska relacja pojawiła się w kilku klipach do debiutanckich singli, i nie są to schematyczne obrazy silące się głównie na kontrowersje. Mam nadzieję, że otwarte muzyczno-filmowe wyznania o lesbijskich relacjach, z czasem staną się czymś naturalnym, wzbogacając sekcję piosenek o miłości i nie tylko. Obecnie czytam je jako, w pewnym sensie rewolucyjną, zmianę nieobecności, dzięki pokazywaniu herstorii, z którymi kobiety kochające kobiety mogą się utożsamiać. Nie mamy zbyt wielu przykładów, które byłyby wiarygodne i naprawdę opowiadały o nas, a nie tylko cieszyły oczy odbiorców (głównie mężczyzn) i skupiały się na reakcji innych na intymną relację.

Korekta: Maja Korzeniewska

****************************

Klaudia Lewandowska (ur. 1989) – lesbijka, rewolucjonistka, głosiara, tekściarka oraz samorzeczniczka w spektrum autyzmu i ADHD w swoim projekcie Strefa Sióstr Spektrum. 

****************************

Tekst powstał dla L*AW Lesbijskiego* Archiwum Wirtualnego projektu realizowanego z dotacji Program Aktywni Obywatele – Fundusz Krajowy finansowanego przez Islandię, Liechtenstein i Norwegię w ramach Funduszy EOG.

L*AW dokumentuje polską les*kulturę od XIX wieku do dziś. Archiwum składa się z kalendariam kulturalnego uzupełnianego wywiadami z les*artystkami, tekstami krytycznymi o dziełach_projektach lesbijskich*, a także przekrojowymi analizami motywów, tematów, zjawisk.

L*AW używa nienormatywnych metod archiwizowania – niestandardowe sposoby gromadzenia herstorii_historii grup mniejszościowych są coraz częściej wykorzystywane na świecie. Jako projekt niemal archeologiczny zbiera i przetwarza_interpretuje artystycznie materiał we współpracy z artystkami i krytyczkami, często za pomocą multimedialnych narzędzi, które lepiej pasują do współczesnej rzeczywistości. W sztuce bowiem trudno jest mówić o obiektywizmie, zwykle to splot indywidualnych i społecznych uwarunkowań.

Przykładem nienormatywnego myślenia o archiwizacji jest podcast ilustrowany L*AW. Wypatrzyć Lesbijkę* poświęcony les*wątkom w kinie polskim.

Lesbijskie* Archiwum Wirtualne jest projektem tworzonym przez Stowarzyszenie SISTRUM. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej*.

****************************

L*AW ANALIZY
* Les*Zin o zinach. Basia Dynda, Ola Kamińska i Agata Wnuk (Girls* to the Front)
* Marta Przybyło. Zwyczajne, zakochane, monogamiczne. Fotograficzne opowieści o kobietach nieheteronormatywnych.

****************************

LESBIJSKA INSPIRA. Manifest i wywiady POCZYTAJ
AAAKulturalnik. Teatr lesbijski w Polsce. Cykl teatrologiczny  POCZYTAJ
AAAKulturalnik. Sistrium rozmawia o L*Kulturze POCZYTAJ

 

 

 
 

 

EL*C 2019 I Magdalena Wielgołaska. Lesbianizacja przestrzeni.

“Przestrzeń” – to słowo w czasie EL*C było odmieniane przez wiele przypadków i wybrzmiewało w wielu językach, a także w licznych kontekstach.

Kijów
Przestrzeń samego wydarzenia. Druga Europejska Konferencja Lesbijek* (gwiazdka włącza wszelkie formy kobiecej nieheteronormatywności) celowo została zorganizowana w Kijowie, aby wzmocnić kobiety nieheteronormatywne w miejscu, w którym funkcjonowanie jako osoby nienormatywnej jest szczególnie trudne i zwyczajnie niebezpieczne. Współorganizatorkami tegorocznej konferencji były kobiety nieheteronormatywne z tęczowej, ukraińskiej organizacji Insight, na czele ze znaną, lesbijską aktywistką Oleną Shevchenko, która w czasie protestów na Majdanie oferowała kobietom bezpłatne kursy samoobrony. Już pierwszego dnia pod hotelem rozpoczęły się protesty grup skrajnie prawicowych oraz religijnej grupy na czele z popem i z Jezusem na sztandarach. Kiedy rozmawiałyśmy właśnie o tym: Kto się boi wielkich, złych lesb? Lesbijki i ruch antygenderowy [tytuł panelu], pod hotelem trwał protest grup dających nam znać, że nie jesteśmy mile widziane. Co się jednak zadziało? Zajęłyśmy nie tylko przestrzeń hotelu, w którym momentami byłyśmy zamknięte ze względu na nasze bezpieczeństwo, ale przede wszystkim zajęłyśmy przestrzeń w głowach tych ludzi, na tyle, że zamiast spędzić ten czas w pracy, z rodziną, w kościele, gdziekolwiek – zużywali swoją energię i czas, aby stać pod hotelem i wyrażać sprzeciw wobec naszej obecności. To już pierwszy krok do lesbianizacji* przestrzeni w ich świadomości. Kiedy protestujący zobaczyli, że z naszej strony nie ma interakcji, ani też nie uda im się stoczyć walki, do której byli wyposażeni w odpowiednie sprzęty (hotel był strzeżony przez policję i prywatną ochronę), kolejnego dnia zastosowali inną formę protestu.

Pierwszego dnia jeszcze nie do końca widzieli różnicę między nieheteronormatywnymi kobietami i mężczyznami, i wszyscy byliśmy w jednym worku z napisem GENDER i LGBTQ+. Drugiego zauważyli, że na konferencji są jednak same kobiety i przed hotelem postawili milczące kobiety z transparentami. Być może na przykładzie dobrych matek i żon, chcieli nam pokazać, jak powinno wyglądać życie przykładnej kobiety? Tego typu protest skłonił mnie do dwóch refleksji. Po pierwsze wszyscy mamy prawo pokojowo protestować i brak interakcji w stosunku do takiego protestu może być deklaracją typu: każda z nas ma prawo protestować, wy macie prawo stać przed hotelem, a my mamy prawo zrobić na przykład marsz równości. Tylko czy w was jest przestrzeń na to, abyśmy my mogły zająć przestrzeń społeczną, aby pokazać na transparentach to, co jest dla nas ważne, tak jak wy to właśnie robicie? Po drugie to przekonanie, że kobieta nigdy nie będzie dla mnie wroginią, nawet jeśli w jakiś sposób mnie atakuje. Kiedy widzę kobietę ze skrajnie prawicowej, prawosławnej grupy religijnej, mogę mniej więcej sobie wyobrazić, jak bardzo skrępowane może być jej życie. Jak bardzo ograniczona jest jej własna przestrzeń – jesteśmy różne, mamy różne światopoglądy, ale jesteśmy ograniczane przez ten sam system.

Przestrzeń konferencji
Mimo protestów, policji i ochrony, wspólnie zadbałyśmy o to, aby w miejscu nieprzyjaznym dla nas, zbudować przestrzeń pełną zaufania, otwartą na dialog i wyrażanie potrzeb. Okazało się to szczególnie istotne zwłaszcza w kontekście wielokulturowości uczestniczek, z których część nie mówiła po angielsku biegle lub wcale. Całe wydarzenie było dostępne dla znających język angielski, rosyjski i ukraiński. Pierwsze, otwierające przemówienie wygłosiła po portugalsku Monica Benicio, wdowa po zamordowanej brazylijskiej aktywistce Marielle Franco. Tak mocne i wzruszające otwarcie skutkowało uważnością na inne osoby, wzajemną pomocą, cierpliwością, kiedy któraś z nas miała trudności chociażby z wysłowieniem się. Wymieniałyśmy się swoimi aktywistycznymi doświadczeniami, wzajemnie z nich czerpiąc. Atmosfera otwartości, zaufania, wsparcia była szczególnie ważna w odniesieniu do rozbrojenia syndromu oszustki/imposter syndrom, z którym zmaga się wiele kobiet.  Syndrom, który pozwala nam myśleć, że jesteśmy niewystarczające, że nie nie jesteśmy wystarczająco wyspecjalizowane w danej dziedzinie, że nie powinnyśmy zabierać głosu. Atmosfera na konferencji pozwoliła zawalczyć z takimi ograniczeniami we własnych głowach i stawać na scenie z mikrofonem w poczuciu, że każda z nas jest ekspertką własnej historii, własnych działań i działań organizacji, którą reprezentuje.

Wiele paneli odnosiło się właśnie do naszych lokalnych działań, tego co je wspiera, co blokuje, co możemy zrobić wspólnie, by wzajemnie się wzmacniać, na przykład panel Lesbianizacja instytucji! Widzialność i społeczne wkluczanie lesbijek.

Jednym z głównych tematów naszych rozmów był intersekcjonalizm (dyskryminacja krzyżowa) i jego znaczenie dla wzmocniena widoczności kobiet nieheteronormatywnych, panele: Koalicje lesbijek i przyjaciół: rola sojuszów w sięganiu po równość / Sztuka, Polityka, Media, Research: rola aktywizmu w budowaniu ruchu lesbijskiego / Gdzie jest miejsce dla lesbijskich dziennikarek i doświadczeń kobiet nieheteronormatywnych w świecie machomediów? / Od kampu do kampusu, jaka jest pozycja lesbijek w dyskursie akademickim.

Polską perspektywę przedstawiła Aneta Bilnicka z organizacji Strefa Wenus z Milo, która wniosła bardzo ważny wątek nieheteronormatywnych kobiet z niepełnosprawnościami. Mówiła między innymi o tym, że kobiety z niepełnosparwnościami są widziane przede wszystkim przez pryzmat niepełnosprawności, bezpodmiotowo, bez zauważania ich potrzeb wynikających ze światopoglądu czy tożsamości psychoseksualnej – panel: Niesienie lesbijskiego geniuszu światu: lesbijskie doświadczenia w innych ruchach aktywistycznnych.

Przestrzeń ograniczona kulturowo
Przez cały czas trwania konferencji porównywałyśmy doświadczenia z różnych krajów i kultur sprawdzając, w których sprawach potrzebujemy tego samego, a gdzie się różnimy. Gdzie strategie działania powinny być skonstruowane bardziej wielopoziomowo, w zależności między innymi od skali przemocy, której doświadczają kobiety nieheteronormatywne. Wszystkie zmagamy się z wpychaniem kobiecej nieheteronormatywności w niewidzialność, ze sprowadzaniem jej do samej seksualności, z brakiem dostępu do środków finansowych czy dostępu do mediów, jednak niektóre z nas są w szczególnie trudnej sytuacji – kiedy żyją w kraju, którego ulice patrolowane są przez złożoną z wolontariuszy policję moralności, a gwałty naprawcze są  na porządku dziennym, kiedy grozić Ci może nawet śmierć. Aktywistki z krajów Azji Środkowej były w czasie konferencji otoczone szczególną opieką, sam ich udział w wydarzeniu stanowił dla nich realne zagrożenie. W czasie ich wystąpień obowiązywał zakaz robienia zdjęć oraz nagrywania wypowiedzi, aby mogły pozostać anonimowe. Panele: Lesbijki z Azji Centralnej, w kierunku zjednoczonego ruchu / Jak to robimy: lesbijki w Europie Wschodniej i Azji Centralnej.

Przestrzeń wokół nas
Aktywizm, to tylko jedna z dróg, na którą decyduje się część kobiet nieheteronormatywnych. Większość stara się wieść “normalne” życie: dom, rodzina, praca, zainteresowania. Jednak nasza tożsamość psychoseksualna, nie przystająca do norm, w których mieści się to “normalne” życie i na których jest oparte, sprawia, że nawet jeśli nie chcesz być aktywistką, to jako kobieta czy kobieta nieheteronormatywna, niejednokrotnie zwyczajnie nie możesz się realizować lub nie jesteś całkowicie bezpieczna. Niektóre z paneli i warsztatów poświęcone były właśnie temu “normalnemu” życiu. Analizowałyśmy przestrzenie i relacje, w jakich żyjemy i zastanawiałyśmy się, w jaki sposób odzyskać poczucie bezpieczeństwa. Jak realnie działać, aby odzyskać dla siebie przestrzeń, we własnym domu, jeśli jesteś kobietą nieheteronormatywną mierząca się z dyskryminacją we własnej rodzinie. Jak odzyskać przestrzeń publiczną w ciągu dnia, ale także nocą, kiedy jako kobiety jesteśmy narażone na niebezpieczeństwo, które w rezultacie odcina nas na przykład od przyrody – nieliczne z nas mogą wybrać się na nocny spacer po plaży czy lesie, nie odczuwając licznych zagrożeń czy nie narażając się na komentarze ze strony innych. Dzieliłyśmy się rozwiązaniami aktywistycznymi z całego świata tak, aby te przestrzenie i wiele innych powoli odzyskiwać, najpierw dla siebie, a później dla innych kobiet. Szczególnie interesująca wydała mi się szkocka inicjatywa odzyskiwania przestrzeni miejskich po zmroku.  Dziewczyny organizują marsze kobiet po zachodzie słońca, w celu zwrócenia uwagi na problem zagrożeń z jakimi zmagają się kobiety, chociażby w najprostszej sytuacji, jaką jest powrót z pracy, czy imprezy nocą. Nie chodzi jedynie o realne zagrożenie zostania napadniętą, ale także o kulturowe zakazy i nakazy dotyczące tego, jak powinnyśmy się ubierać i o której powinnyśmy być w domu, abyśmy nie narażały się na niebezpieczeństwo. Nocne marsze kobiet odsłaniają mechanizmy prowadzące do lęku i realnego zagrożenia. Mam nadzieję, że taka forma protestu zagości niedługo również na ulicach polskich miast. Panele: Przeciwdziałanie przemocy w domu i na ulicy: Bezpieczeństwo we wszystkich obszarach naszego życia / Jeśli nie możemy maszerować, będziemy biegać, strategie odzyskiwania przestrzeni przez kobiety w sporcie / Nigdy nie chodzimy same: dobrostan, ograniczenia kulturowe, brak dostępu do natury, zmrok, nasze przestrzenie.

Nasze podwórko
W czasie konferencji perspektywa polska zaistniała trzykrotnie. Wspomniałam już o reprezentantce krakowskiej organizacji Strefa Wenus z Milo, która nakreśliła sytuację nieheteronormatywnych kobiet z niepełnosprawnościami. Monika Rak w swoich warsztatach performensowych opowiedziała o artystycznych formach walki o przestrzeń, a także zaprosiła uczestniczki warsztatów do wspólnego działania, w ramach którego powstał krótki performens filmowy. Film możecie znaleźć tutaj: Ważne zdanie.

Natomiast ja opowiedziałam o projekcie Lesbijska Inspira. Rozpoczęłam od krótkiego quizu, w którym zadałam publiczności kilka pytań. Na przykład, jak myślą, ile mamy w Polsce klubów lesbijskich, czy w ogóle stałych miejsc spotkań dla lesbijek. Z widowni padały różne liczby, a informacja, że dobra odpowiedź to zero, wywołała duże zdziwienie. Opowieść o bohaterkach naszego projektu i ich doświadczeniach spotkała się z żywiołowymi reakcjami.  Zwykle bowiem okazuje się, że nie jesteśmy odosobnione, że nasze siostry – chociażby z Niemiec – spotykają się z podobnymi wyzwaniami, takimi jak marginalizacja osób z terenów wiejskich, osób starszych czy osób niezamożnych. Mainstream nie daje miejsca na autentyczne doświadczenia kobiet nieheteronormatywnych. Wszystkie uznałyśmy, że kanapa w telewizji śniadaniowej to tylko jedna z perspektyw. Owszem, chcemy oglądać historie sukcesu, w których bohaterkami są nieheteronormatywne przedsiębiorczynie w drogich żakietach i w pięknych przestrzeniach, jednak chcemy też zobaczyć te bohaterki, których sukces polega na tym, że są sobą niezależnie bez względu na okoliczności.

Tak jak na poprzedniej konferencji w Wiedniu, kluczowym aspektem wydarzenia było nawiązywanie wielowymiarowych relacji pomiędzy naszymi organizacjami, dzięki wspólnej pracy i rozmowach. Konferencja pozwoliła nam również wzmocnić się aktywistycznie, dostrzec, że osmotnienie w naszych działaniac na rzecz kobiet nieheteronormatywnych nie jest doświadczeniem unikatowym, że mierzą się z nim setki innych aktywistek. To, czego potrzebujemy, to właśnie wzajemne wsparcie i zauważenie siebie. Czy jednak musimy czekać na kolejną konferencję, która odbędzie się za dwa lata, aby znowu poczuć to wzmocnienie i energię do działania na naszym polskim podwórku? Mam nadzieję, że nie. Że “sprawa lesbijska*” stanie się ważnym zagadnieniem w kontekście budowania sojuszy. Już teraz widzimy progres, jako Sistrum jesteśmy w finale programu WzmocniONE organizowanego przez Ashoka, współdziałamy ze Stołem Powszechnym w Teatrze Powszechnym, bierzemy udział w naukowych konferencjach, a w czasie przedparadowych wydarzeń razem ze Sztuką Niepowtarzalną przeprowadzimy wzmacniające warsztaty.

Chciałabyś pomóc, a nie jesteś aktywistką i nie wiesz jak to zrobić?
W czasie konferencji rozmawiałyśmy o wieloaspektowym wymiarze wspierania aktywistek lesbijskich*, chociażby poprzez systematyczne wsparcie finansowe, nawet niewielkimi kwotami czy rozpowszechnianie informacji o wydarzeniach, polecanie artykułów znajomym. Możesz działać. Dlatego jeśli nie wiesz jak, daj znać. A jeśli jesteś aktywistką, pomyśl o tym, czym sama mogłabyś się podzielić na kolejnej Europejskiej Konferencji Lesbijek*. Jesteś ekspertką od swojej własnej historii i doświadczeń – na konferencji jest przestrzeń na podzielenie się tym. Możesz też dzielić się swoimi doświadczeniami już teraz, chociażby zgłaszając się do wywiadu w Lesbijskiej Inspirze.

————————-

Magdalena Wielgołaska – aktywistka / lesbijka / feministka / współzałożycielka Stowarzyszenia Sistrum – Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* / działaczka na rzecz poszerzania wiedzy na temat leczniczego działania konopi / zaangażowana w Kręgi Kobiece i odzyskiwanie wewnętrznej, kobiecej Mocy / członkini Partii Zieloni/administratorka strony Strefa Les*/ współpracowniczka projektu A kultura LGBTQ+ nie poczeka!

Korekta: Maja Korzeniewska

————————-

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka

EL*C. Wieden 2017. 
1.  Magdalena Wielgołaska. Odzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2.  Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3.  Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4.  Agnieszka Małgowska. Peformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie. 

EL*C. Kijów 2019.
1.  Monika Rak. L*Geniusza na Ukrainie.
2. Magdalena Wielgołaska. Lesbianizacja przestrzeni.

———————————————

I.  Manifest
1.  Manifest. Instant. 
2.  Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
3.  Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II. Rozmowy wokół manifestu.
1.   Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.   Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.   Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.   Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.   Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.   Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.   Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk.
8.   Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdaleną Próchnik
9.   Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.  Co ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą
15.  Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze politycznaRozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26.Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
3. Niemcy. Lesbijski projekt mieszkalny. Rozmowa z Yagner Anderson

.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim

BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej

                                                                                            ———————————————

Mam dość oglądania bohatera maczo, który kolonizuje świat. Rozmowa z Jolantą Janiczak

Fragment wywiadu AAAKulturalnika z cyklu SISTRUM rozmawia o L*kulturze.
Wokół spektaklu O mężnym Pietrku i sierotce Marysi. Bajka dla dorosłych. CZYTAJ CAŁY TEKST 
Z Jolantą Janiczak rozmawia Damski Tandem Twórczy (Agnieszka Małgowska & Monika Rak)

                                                                                                  *********

Agnieszka Małgowska: Cieszę się, że mamy okazję porozmawiać. Bardzo mi zależało, żeby O mężnym Pietrku i sierotce Marysi. Bajce dla dorosłych opowiedziała współautorka spektaklu, który wyreżyserował Wiktor Rubin. Wprawdzie jesteście od lat artystycznym duetem, ale z przedstawieniem od razu skojarzono przede wszystkim reżysera i małą burzę w tęczowej społeczności wywołał fakt, że spektakl zrobił mężczyzna. Jesteś więc naszym kołem ratunkowym. [śmiech]

Jolanta Janiczak: Tak, dziennikarze jakoś częściej zwracają się do reżysera, zakładając, że jest szefem przedsięwzięcia.

Monika Rak: No to mamy patriarchlny początek naszej rozmowy. [śmiech]

AM: To zacznijmy raz jeszcze. Znasz cykliczny skecz Barbie Girls Ze sztambucha Maryi Konopnickiej Agnieszki Weseli /Furji?

JJ: Nie, a gdzie to było pokazywane?

MR: W polskim nurcie offowym. Dyskretnie [śmiech], ale przez lata i konsekwentnie. Na szczęście jest do obejrzenia w necie.

JJ: To obejrzę.

AM: Zaczęłam od tego pytania, bo wątek relacji obu Marii artystycznie popularyzowała Agnieszka Weseli i nie możemy o niej nie wspomnieć. Do mainstreamu zaś ta lesstoria dotarła – zdaje się – dzięki Homobiografiom Krzysztofa Tomasika. Swoją drogą mam wrażenie, że Twój tekst to udramatyzowany szkic Tomasika. Nie spodziewam się jednak, że Twoja praca researcherska ograniczyła się do tej lektury.

JJ: Oczywiście, że nie. Przeczytałam wszystko o Konopnickej. Listy, biografie, na przykład Iwony Kienzler Rozwydrzoną bezbożnicę, Marii Szypowskiej Konopnicka, jakiej nie znamy, Leny Magnone Maria Konopnicka: lustra i symptomy, oraz liczne artykuły i trochę rzeczy w archiwum we Lwowie. Tyle jest dostępnych materiałów o Marii Konopnickiej. Podejrzewam, że Krzysztof Tomasik oparł się na podobnym materiale. Ale ja, jako pisarka, też mnóstwo rzeczy pozmyślałam, połączyłam samowolnie pewne fakty, skupiłam się na sprawach, które mnie nurtowały. Bardziej interesował mnie problem niż fakty historyczne.

AM: Co Cię więc nurtowało?

JJ: Cały czas zastanawiała mnie ucieczka Konopnickiej za granicę. Mam wrażenie, że wyjechała, bo wokół niej i Dulębianki zrobił się za duży szum. Znalazłam w jakiejś publikacji informację, że podczas obchodów pięćdziesięciolecia twórczości Elizy Orzeszkowej w trakcie odczytu Dulębianki, na którym była też Konopnicka, jedna z młodszych pisarek skomentowała fakt, że są parą, Konopnicka obraziła się i wyszła. Z lektur wynika, że miały ogromny problem z pokazywaniem się razem. Ten aspekt ich relacji nie został sproblematyzowany w Homobiografiach.

Z relacji Konopnickiej z Dulębianką pozostało bardzo mało wspomnień, śladów. W korespondencji, która się zachowała, bo resztę spaliła córka, są historie, z których można coś wysnuć o ich relacji. W jednym z listów do córek Konopnicka pisze na przykład, że przychodzi do niej Pietrek, czyta jej książkę, potem idzie do siebie. W drugim pisze, że śpią razem pod derką, bo jest bardzo zimno i nie da się inaczej. Bardzo jestem ciekawa, co było w tych listach, które Zofia Konopnicka zniszczyła.

AM: To jest właśnie historia polskich lesbijek. Ukryta, pełna dziur, niedomówień. Dlatego fantazmatyczna opowieść, jaką jest Twój tekst, trafia w dziesiątkę.

JJ: Pewnie dlatego nie mogłam znaleźć w polskiej historii świadectwa życia namiętnego, jawnego związku dwóch kobiet, wprost, bez niedomówień aluzji, przypuszczeń.

MR: A właściwie skąd pomysł, żeby zająć się wspólną biografią dwóch Marii? Wiem, że piszesz sceniczne biografie kobiet: Katarzyny Wielkiej, Joanny Szalonej, Gorgonowej, francuskich rewolucjonistek, czasem też mężczyzn. Ale skąd wątek lesbijski?

JJ: Mnie interesują głównie historie kobiet. Także relacje między kobietami: przyjaźnie, współpraca i związki miłosne. Od dawna szukałam pary kobiet, która by mnie zainspirowała i była mi emocjonalnie bliska. Męskie biografie nie powstawały najczęściej z mojej inicjatywy. Chyba że to osoby jak Towiański, Neron czy Michael Jackson, o płynnej tożsamości i seksualności. Poza tym ciekawi mnie psychoseksualna zmienność w czasie, w ogóle wszelka procesualność tych aspektów biografii, które wydają się lub uznawane są za niezmienne. Czy wiecie, że Demi Moore jest w relacji serbską projektantką mody?

AM/MR: Nie wiemy. [śmiech] Mamy słabą „orientację pudelkową”.

JJ: Sharon Stone mówi, że po 50-tce jest gotowa na związek z kobietą. Orientacja może ewoluować w ciągu życia, badając swoje potrzeby, swoją seksualność, możemy odkryć, że potrzebujemy czegoś innego niż nam się wydawało. Im bliżej jesteśmy swoich potrzeb, tym więcej mamy odwagi, żeby przed sobą ujawnić pewne rzeczy.

A wracając do pytania. Muszę zaznaczyć, że nie piszę stricte biografii. To są raczej teatralne eseje na wybrany temat. Na przykład w Carycy Katarzynie tematem była droga do kariery, która bezwzględnie zaprzęga ciało kobiety. Przez ciało do władzy. I nie oceniam tego negatywnie, tylko się przyglądam z różnych stron. W XVIII wieku nie było innego emancypacyjnego sposobu sięgnięcia po władzę. Katarzyna Wielka doszła do władzy poświęcając się fizycznie i psychicznie, wchodząc w upokarzające dworskie gry, a potem jawnie używała seksualności, już dla siebie samej.

AM: Ta droga i dziś się sprawdza.

JJ: Niestety, wciąż mamy w sobie duże pokłady patriarchalnych norm i standardów, i żeby je zdekonstruować czy zniszczyć, trzeba ogromnej świadomości, trzeba zmiany języka. Mimo pracy nad sobą, niemal codziennie, przyłapuję się na odruchach czy krytycznym patrzeniu na siebie, którego źródła tkwią w patriarchacie. Wychowanie, edukacja, normy kulturowe, pułapki, wpływy, których nawet nie jesteśmy świadome, a które próbują nas utrzymywać w poczuciu bezsilności. Potrzebujemy nowych mitów, opowieści, bo nadal rządzą mity hetero i macho. I to bez względu na kulturę czy wyznanie. Niedawno wróciłam z Izreala i tam patriarchat ma się świetnie, czuje się, że kobiety powinny znać swoje drugorzędne miejsce. Jak się w tym odnaleźć? Nie mówiąc już o pełnej widoczności czy przejęciu władzy. Nawet serbska premierka Ana Brnabić, która jest jawną lesbijką, sprawy kobiet i osób LGBTQ+ stawia na dalszym planie.

MR: Dlatego, mimo że takie myślenie jest passe, ja nadal twierdzę, że musimy jako kobiety trzymać się razem i tworzyć grupy.

JJ: Ja też myślę, że kobieta ma największe wsparcie w innej kobiecie. W moich różnych tekstach często bohaterka wyrywa inną kobietę ze świata patriarchalnego. Trudno czasem określić charakter tej relacji, najważniejsze, że dziewczyny się wspierają. To mnie prowadzi do lesbijskiego myślenia o kobietach. Tu widzę moc.

AM: Moje ulubione continuum lesbijskie. Stąd – rozumiem – Twój zamach na patriarchat. [śmiech] Sięgnięcie po Świętą Matkę Polkę/Narodową Poetkę to taki właśnie zamach! Czy zrobiłaś to celowo w stulecie odzyskania niepodległości, której nota bene pisarka nie doczekała, a Dulębianka już tak?

JJ: Ten pomysł przyszedł mi do głowy jakieś trzy lata temu, ale żaden teatr nie palił się do tej propozycji, więc nie pisałam. Dopiero Maciej Nowak, dyrektor poznańskiego Teatru Polskiego, tym się zainteresował. Więc ta rocznica po prostu się przytrafiła.

AM: Tak na marginesie. Nie piszesz niczego bez zamówienia?

JJ: Sama wymyślam tematy, sprawy, które mnie interesują i najczęściej wcześniej czy później trafiam na teatr, który podziela moje pasje i zainteresowania. Nie piszę w ogóle na zamówienie jako takie. Poza tekstami do teatru piszę różne notatki, obserwacje i część tego potem wykorzystuję przy tworzeniu tekstów do teatru.

AM: A sama historia. Jak na nią trafiłaś?

JJ: Na opowieść o Dulębiance i Konopnickiej trafiłam, badając zaplecze polskich emancypantek. Pierwsza była Narcyza Żmichowska, potem wpadła mi w oko Dulębianka, ona doprowadziła mnie do Konopnickiej. To było odkrycie, bo – jak mówiłem – od dawna szukałam lesbijskiej lovestory.

MR: Dlaczego szukałaś takiej historii ?

JJ: To mnie interesuje organicznie. Buntuję się, gdy oglądam filmy i nie widzę perspektywy kobiecej. Męskie historie nie wnoszą najczęściej nowej perspektywy. Mam dość oglądania bohatera maczo, który kolonizuje świat. Dlatego szukałam kobiecych historii, także lesbijskich. Jest wiele bohaterek, które czekają na wydobycie, jak Zofia Sadowska, lekarka w czasie okresu międzywojennego oskarżona o uwodzenie pacjentek, super ciekawą osobą była Paulina Kuczalska-Reinschmit i jej relacja z Józefą Bojanowską. Zastanawiam się też, dlaczego doświadczenie męskie w filmach Tajemnica Brokeback Mountain, Filadelfia, Moje własne Idaho się uniwersalizuje, a nie robi się tego w filmach z homoseksualnymi kobietami.

MR: Uniwersalizuje? Jak rozumiesz to słowo? Ja na pewno nie chcę „być uniwersalizowana” według heteronormatywnego wzorca.

JJ: Właśnie chodzi mi o tę pułapkę myślową. Problemem jest utożsamienie z męską historią jako historią człowieka. Nawet gejowska tak jest sprzedawana. Nie chodzi mi o taką uniwersalizację. Chodzi mi o danie równego prawa opowieściom mężczyzn i kobiet. Chcę, żeby bohaterka była podmiotowa. Mocna i wyrazista. Dla mnie podręcznikiem, który powinien trafić do szkół, bo dzięki niemu można zrozumieć złożoność tożsamości, ale mimo wszystko utożsamiać się z każdą i każdą wspierać, jest Siostra Outsiderka Audre Lorde.

AM: Dodałabym jeszcze, że potrzebne jest równe traktowanie sposobu opowiadania tych historii. Nie sam temat i bohaterka zmienia narrację, a w sposobie opowiadania tkwi ukryta władza patriarchatu.

JJ: Racja. Do dziś nikt nie ma odwagi opowiedzieć niepatriarchalnie biografii Marie Curie Skłodowskiej na przykład. Brakuje w Polsce reżyserek, które opowiadałyby o kobietach ryzykownym językiem filmowym, nie estetyzującym kobiety i nie zapędzających je w schematy wyciągnięte wprost z męskiego kina hetero. Nawet jeśli bohaterkami są dwie kobiety tworzące związek, to mam wrażenie, że albo są to aluzje i niedopowiedzenia albo patrzące oko jest nadal płci męskiej.

MP: Dlatego wciąż skazane jesteśmy na takie filmy jak Życie Adali, męska wizja „uniwersalnej” historii o lesbijkach.

JJ: Na dodatek to najbardziej popularny film o relacji kobiet. Co ciekawe, został zrobiony przez reżysera arabskiego pochodzenia. Widać tam męskie schematy, konstrukt fabularny. Owszem, są namiętne sceny erotyczne, ale gdy zna się jeszcze kontekst produkcyjny tego filmu, słynne już mobbingowanie aktorek, trudno oglądać ten film niewinnie. Jeszcze jedna rzecz rzuciła mi się w oczy, znacznie bardziej cieleśnie eksploatowana i pokazywana jest Adèle Exarchopoulos niż Léa Seydoux, która po prostu ma wyższą pozycję na rynku, podczas gdy Adèle Exarchopoulos była wtedy na początku kariery.

AM: Gdyby taki film zrobiła dziewczyna, z pewnością usłyszałaby tekst jak ten Zosi, bohaterki Twojego spektaklu, przykładowej strażniczki patriarchatu: Jaką wy tu moje drogie stworzyłyście strukturę, sytuację, zdarzenie? Sprowadzacie najwyższe poetyckie misteria duchowe do fizjologii. Zaraz się któraś gotowa tu załatwić.

JJ: Nie mogę już tego znieść, że to co kobiece traktowane jest jako cielesne, fizjologiczne, waginalne albo emocjonalne, histeryczne. Że najlepiej znaleźć dla twórczości, tak zwanej kobiecej, oddzielne kategorie. Mam wrażenie, że mówienie o czymś, że to literatura kobieca czy kino kobiece ma twórczość kobiet marginalizować. W Cannes na przykład, w głównym konkursie, zazwyczaj na dziesięciu mężczyzn jest jedna kobieta. I jedna selekcjonerka na kilku panów. Tak się tworzy kanony, wzorce i mainstream.

AM: Niestety, ale wróćmy do głównej historii. Cieszy mnie, że powstał ten spektakl, ale przyznam, że mam z Marią Konopnicką problem. Choć Konopnicka z Dulębianką u boku powiewa na sztandarze tęczowym jak prowokacja, trochę jak nieheteroseksualne trofeum, to de facto jest osobowością asymilacyjną, której słowo „lesbijka” czy nawet „emancypantka” pewnie stanęłoby w gardle.

JJ: Ale ja też mam z nią problem. Maria próbuje zadowolić gusta wszystkich. Jest jak pisarki, które wszelkimi sposobami w życiu i twórczości usiłują znaleźć się we “właściwym miejscu”. Maria podążała tą drogą: mąż, ośmioro dzieci. Ale jednocześnie romansowała w trakcie małżeństwa. Wydaje mi się, że także romansowała w czasie, gdy była z Dulębianką.

AM: Trzeba przyznać, że nie oszczędziłaś Konopnickiej. Zafundowałaś jej niełatwy-pośmiertny-publiczny proces transformacji, z którego wyłoniła się jako lesbijsko-feministyczna wojowniczka. Twoja Maria z Marią rzeczywistą ma raczej niewiele wspólnego. Jak Ci się dekonstruowało taką postać?

JJ: Na początku myślałam, że stworzę Konopnicką i Dulębianką już jako patronki ustawy o związkach partnerskich, które będą pomagać innym wyjść z szafy. Ale zobaczyłam, że to całkowita utopia. I nieprawda. Muszę pisać o tym, co wydaje mi się najbardziej prawdziwe i problematyczne w postaci. Nie mogę obciąć Konopnickiej-konserwatystki na rzecz Konopnickiej-ikony LGBT. Pisząc przyglądałam się obydwu możliwościom.

Przyglądałam się też lukom jej życiorysu, starałam się wyobrazić sobie, co Konopnicka chciała ukryć. A z tego, co o niej wyczytałam, wiele chciała ukryć. Miała wręcz obsesję na punkcie swojego wizerunku. Bardzo kontrolowała zarówno zdjęcia jak i teksty, które się o niej ukazywały. Zrobiła wszystko, żeby zatuszować skandal związany z kleptomańskimi skłonnościami jej córki Heleny, czy aferę miłosną z młodszym od siebie o ćwierć wieku Maksymilianem Gumbliwiczem. A Dulębianka bardzo jej w tym pomagała.

MR: Stworzylaś więc fantazmatyczne postacie, a potem musiałaś oddać ją aktorkom. Czy miałaś wpływ na wybór aktorek do głównych ról?

JJ: Miałam wpływ na wybór Agnieszki Kwietniewskiej, grającej Konopnicką. W sumie trochę też na wybór reszty, ale to już były_li aktorki_rzy nie z zewnątrz. W teatrze repertuarowym nie możemy za bardzo zapraszać ludzi z zewnątrz. Teatr repertuarowy ma pewne zasady. Ma swój zespół, jest przyzwyczajony do pewnego typu pracy. To ciekawe, że każdy zespół aktorski wymaga nieco innego sposobu pracy.

***********

CZYTAJ CAŁY TEKST
Mam dość oglądania bohatera maczo, który kolonizuje świat. Rozmowa z Jolantą Janiczak
Wokół spektaklu O mężnym Pietrku i sierotce Marysi. Bajka dla dorosłych.
AAAKulturalnik,  z cyklu SISTRUM rozmawia o L*Kulturze & O Teatrze Lesbijskim w Polsce.

***********

Jolanta Janiczak – absolwentka psychologii Uniwersytetu Jagiellońskiego i aktorskiego Lart Studio, dramaturżka i dramatopisarka. Jest autorką kilkunastu dramatów. Od 2008 roku pracuje jako dramaturg z Wiktorem Rubinem, współtworząc oryginalny język teatralny. Ich wspólne spektakle są obecne na wszystkich ważnych festiwalach w Polsce. Na IV Międzynarodowym Festiwalu Boska Komedia w Krakowie (2011) otrzymała wyróżnienie za dramat JOANNA SZALONA; KRÓLOWA, który był także w finale Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej 2012.  W roku 2013 jej tekst CARYCA KATARZYNA znalazł się w finale Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej. Laureatka Paszportu Polityki 2013 oraz laureatka programu stypendialnego ministra kultury i dziedzictwa narodowego Młoda Polska 2014, zdobywczyni Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej w 2016 roku za dramat SPRAWA GORGONOWEJ. Jej dramaty doczekały się licznych publikacji w kraju i zagranicą. Podejmowane przez nią tematy dotyczą przede wszystkim kobiet i ich miejsca w historii, relacji między ciałem i polityką. Jest jednym z najwyrazistszych i najradykalniejszych głosów feministycznych w kraju.

***********

DO POCZYTANIA
LESBIJSKA INSPIRA. Manifest i wywiady POCZYTAJ
AAAKulturalnik. Teatr lesbijski w Polsce. Cykl teatrologiczny  POCZYTAJ
AAAKulturalnik. Sistrium rozmawia o L*Kulturze POCZYTAJ

LESBIJSKA INSPIRA. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej.

Agnieszka Małgowska: Dziś mija rok od publikacji pierwszego wywiadu naszego cyklu. Po ogłoszeniu Manifestu i publikacji rozmowy komentującej wydarzenia, które do tego Manifestu nas sprowokowały, wiedziałyśmy, że na tym nie może się skończyć. I po dwóch miesiącach zdecydowałyśmy, że spóbujemy robić wywiady z kobietami nieheteronormatywnymi. Zdecydowałymśmy i zrealizowałyśmy. Pierwszy wywiad został opublkowany 6 grudnia 2017.  Taki mikołajkowy prezent. [śmiech] Po roku z radością donosimy, że udało nam się przeprowadzić i opublikować 22 rozmowy. Chcemy pocelebrować tę małą rocznicę.

Magdalena Wielgołaska: Jestem wielką fanką celebrowania. Nie jest łatwo realizować przez rok projekt wolontariacki. Zawsze jest tyle okazji, żeby sobie odpuścić. Poza tym życie potrafi nieźle namieszać.

Monika Rak: Dość szybko życie popsuło szyki. W niedługim czasie zmienił się trochę skład Lesbijskiej Inspiry. Agnieszka Frankowska, współinicjatorka tego projektu, z różnych życiowych powodów musiała się wycofać, ale jeszcze udało jej się przygotować wywiad z swoją krajanką. Pozdrawiamy przy okazji, Agnieszkę. Projekt był kontynuowany, a chwilę potem wsparłaś projekt Ty, Maju.

Maja Korzeniewska: I bardzo się z tego cieszę. Pewnie zaczynałbym z Wami, ale był to czas, kiedy umierała moja matka po ciężkiej chorobie.

AM: Znowu życie. To wszystko składa się na sytuację aktywności lesbijskiej w Polsce. Bywa różnie. To, co dzieje się offline, może mieć zasadniczy wpływ na taki projekt. Dlatego też pokusimy się o małe podsumowanie, odsłonimy kulisy inspirowe, także podzielimy się naszymi wrażeniami i refleksjami.

Ja przez ten rok uświadomiłam sobie, że cykl okazał się pewnego rodzaju projektem socjologicznym, dzięki któremu zapisanych zostało kilka lesstorii, które ujrzały światło dzienne. Teraz wreszcie to, co kiedyś pozostawało w sferze prywatnej, stało się częścią publicznej debaty. Cieszy mnie to bardzo.

MR: Właśnie, niemal wszystko, co wybrzmiało w wywiadach, znamy z rozmów imprezowych, dyskusji sistrumowych, etc. Teraz to zostało zapisane. Można to też porównać z historiami bohaterek książki Anny Laszuk ”Dziewczyny, wyjdźcie z szafy!” Zobaczyć, co się zmieniło, co zostało po staremu. To może być interesujące…

MW: Myślę, że siłą wywiadów jest różnorodność. Nasze rozmówczynie były w różnym wieku, z różnych środowisk, z różnymi doświadczeniami i przekonaniami. Doświadczenia życia codziennego, mocne i trudne zmagania z rodziną, czy sobą samą uzupełniła perspektywa naukowa. Niektóre rozmowy są jak fotografie na dużym zbliżeniu, niektóre to foty panoramiczne.

AM: Chciałyśmy rozszerzyć granice wieku rozmówczyń inspirowych. Udało się połowicznie. Nasza najmłodsza rozmówczyni miała 14 lat. Najstarsza – 55 lat. Kobiety nieheteroseksualne 60+  nadal są poszukiwane. Te nieopowiedziane jeszcze historie budzą ciekawość od dawna. Być może nie uda się ich wyrwać z niepamięci i ta dziura w pamięci będzie znacząca. Jak na razie, wspominana książka Anny Laszuk, pozostaje publikacją, w której są portrety starszych kobiet kochających kobiety.

MK: Ostatnio ten skromny zbiór senioralnych lesbijskich opowieści wzbogaciła historia 90-letniej Krystyny, którą spisał Remigiusz Ryziński w „Dziwniejszej historii”.

MR: Niestety, muszę dodać, że wywiad z 55-latką został usunięty. Dostałam maila od syna bohaterki, który pod groźbą sądowych konsekwencji żądał usunięcia wywiadu. Jego zdaniem szkalował dobre imię rodziny. Po konsultacji z bohaterką, która nie miała pojęcia o tym, że wywoła swoim wywiadem taką reakcję, na jej prośbę usunęłyśmy rozmowę ze strony Feminoteki. Postanowiłyśmy jednak zamieścić krótki tekst redakcyjny informujący o sytuacji.

Dla nas było to potwierdzenie jednej z tez Lesbijskiej Inspiry, że kobiety łatwo się nie outują, bo mają wiele powodów, które je powstrzymują. Silna więź z rodziną, obawa przed wykluczeniem czy lęk przed sprawieniem kłopotu swoją orientacją, to częste powody siedzenia w szafie. Ciekawe, że nasza bohaterka zawsze żyła jawnie, a jej syn był świadomy orientacji matki. Jednak fakt, że jej nazwisko pojawiło się obok hasła: Lesbijska Inspira i zaistniało na popularnej witrynie Feminoteki, najwyraźniej zmieniło jego perspektywę.

MK: Dodajmy, że syn jest dorosłym człowiekiem. Dla mnie bolesne w tej sprawie był fakt, że partnerka – pełniąca funkcję drugiej matki – tym samym została wykreślona z tej historii. A także to, że syn pominął naszą rozmówczynię i bezpośrednio skontaktował się z nami.

MW: Ale w sumie zdarzyła się jedna taka sytuacja. Pamiętam, że gdy zaczynałyśmy cykl, nie miałyśmy pewności, ile rozmówczyń uda nam się namówić na wywiady. Na samym początku kobiety/dziewczyny bały się, że jeśli będą mówić to, co naprawdę myślą, narażą się rodzinie, będą mieć problemy w pracy. Albo powiedzą coś, co zepsuje osławioną “dobrą atmosferę” w środowisku LGBTQ+.

Dlatego też bardzo wdzięczna jestem osobom, które zdecydowały się na udzielenie wywiadów jako pierwsze, bo właśnie po tych wywiadach zrobiła się kolejka rozmówczyń. [śmiech] Kolejka, która   nadal jest i do której powiększenia zachęcamy.

Miałyśmy też takie sytuacje, że dwie osoby, które zapraszałyśmy do wywiadów na samym początku cyklu, odmówiły udziału w projekcie, a po kilku miesiącach, kiedy zobaczyły jakich kształtów nabrały nasze działania, zgodziły się na rozmowy. Świetnie, że zmieniły zdanie.

AM: To też chyba dowód na to, jak bardzo potrzebne są działania, które nas jednoczą. Jak się zarażamy wzajemnie – odwagą.

MR: Dla mnie zaskakująca była „rekrutacja” rozmówczyń. [śmiech] Czasem taka rozmowa to był przypadek. Choć może zrobiłam się uważniejsza. Byłam jak łowczyni, bo każde spotkanie z kobietą nieheteronormatywną mogło skończyć się propozycją wywiadu do Inspiry. Wystarczyło zapytać o zgodę. W sumie tylko jedna osoba mi odmówiła. Co ciekawe – kobieta przez nas upragniona. Seniorka 60+.

AM: Ale podkreślmy: dla nas naprawdę każda osoba była interesująca. Nie było żadnej selekcji, która jest okropnym, protekcjonalnym zwyczajem. Bo jak oceniać „atrakcyjność” doświadczenia? Szczególnie, gdy tak mała grupa dziewczyn/kobiet wypowiada się publicznie.

Naszym celem było przede wszystkim wsłuchiwanie się w opowieści naszych rozmówczyń. Nie było też żadnej cenzury wypowiedzi. Choć zdarzały się momenty, kiedy trudno nam było zgodzić się z interlokutorkami. [śmiech] Ale dzięki temu rzeczywistość nie została zafałszowana ani sformatowana.

MK: Dotyczy to też kwestii redakcji i korekty rozmów. Zależało nam na zachowaniu różnorodności i specyfiki językowej rozmówczyń, nie wygładzałyśmy rozmów. I ostatecznie o wszystkim decydowaly rozmówczynie. Warto podkreślić, że wywiady prowadzone były w formie rozmowy, wymiany myśli. Punktem wyjścia był Manifest, ale w którą stronę podążyła rozmowa zależało od rozmówczyń, od tego, co w danym momencie ich życia było ważne i jakimi doświadczeniami chcą się podzielić.

MW: Myślę, że dzięki tej luźnej formule rozmowy były dla mnie bardzo rozwijające. Wiele się nauczyłam i zweryfikowałam swoje przekonania, którymi żyję na co dzień. Na pewno zmieniłam swoje podejście do kwestii coming outu.

AM: Coming out zawsze wyskakuje znienacka. [śmiech] Musimy się z tym zmierzyć, bo temat okazał się lajtmotywem cyklu. Do dzieła!

MW: Pojawił się już w drugim wywiadzie. To była rozmowa z anonimową lesbijką, która opowiadała o swoim doświadczeniu coming outu jako czymś, czego świadomie nie chce i nie musi robić. W jej odczuciu nie jesteśmy, jako spoleczność, właściwie przygotowani na coming out, że istnieje presja coming outu i że traktujemy coming out jako rozwiązanie dla wszystkich. Tymczasem jesteśmy różne i różni, i pochodzimy z różnych środowisk. Bohaterka w swojej herstorii wzięła pod uwagę możliwości poznawcze rodziny i zdecydowała się nie outować. Jest szczęśliwa i żyje w zgodzie ze swoją decyzją. Twierdzi, że jej coming out to nie byłby tylko jej proces, ale także trudny proces dla całej rodziny, która nie jest na to gotowa.

Po publikacji zaczęło się. Przestałam się dziwić, że wywiadu udzieliła anonimowo, bo rozmowa okazała sią jedyną rozmową, która spotkała się z hejtem. Pojawiło się grono osób, które chciały “uleczyć” naszą rozmówczynię. Pokazać jej właściwą drogę, nawrócić. Zobaczyłam, że spora część środowiska ma ideologiczne podejście do sprawy. Albo coming out, albo żyjesz w kłamstwie. Czarne albo białe, nie ma miejsca na osobiste refleksje, potrzeby i możliwości. Jest szablon: wszyscy wychodzimy z szafy, a Ci co nie chcą, to po prostu się boją i trzeba ich nieustająco zachęcać i wyleczyć z “szafizmu”. Nie było   myślenia, że niektórzy świadomie i szczęśliwie w tej szafie mają prawo sobie żyć.

MK: I dlatego to jest temat, który ponownie warto przerobić w całej społeczności LGBTQ+. Coming out nie jest rozwiązaniem dla wszystkich i wszystkiego nie rozwiązuje, wbrew powszechnie panującemu mitowi.

AM: Mam wrażenie, że paradoksalnie zawieszenie przymusu autowania zwiększyła gotowość do rozmów zupełnie nieznanych nam dziewczyn. Dostawałyśmy też maile z prośbą o wsparcie w decyzji anty-comingoutowania. To było zaskakujące, ale uświadomiło mi, że osoby niewyautowane podlegają podwójnej presji. To może być paraliżujące. A czasem wystarczy porozmawiać.

MR: Znamy to z naszych działań artaktywistycznych. Teraz też jedna z rozmówczyń udzielała wywiadu anonimowo, a po autoryzacji zdecydowała się podpisać swój wywiad.

AM: Trzeba też powiedzieć, że zdarzyło się nam dwukrotnie, że bohaterki zgodziły się dać wywiad imiennie, ale po autoryzacji wycofały zgodę, ale nie wycofały wywiadu. W rozmowach padały czasem wyznania, które były dla nich zbyt intymne, delikatne. Tym bardziej jesteśmy im wdzięczne, że podzieliły się swoim doświadczeniem.

MK: Skupiłabym się więc na tym, co w tych wyznaniach lesbijek zwróciło Waszą uwagę. Co Was zaskoczyło? Zastanowiło? Dotknęło? Poruszyło? Wkurzyło?

MW: Poruszają mnie informacje zwrotne od czytelniczek, które w publikowanych wywiadach widziały odbicie własnej herstorii i dostawały odpowiedzi na pytania, które sobie zadawały, a nie wiedziały, gdzie uzyskać odpowiedź. Porusza mnie fakt, że gdy odkrywamy w sobie coś, co wydaje nam się “dziwne” albo “inne”, często mamy wrażenie, że tylko my tak mamy. Skoro nie słyszę o jakiejś kwestii w najbliższym kręgu znajomych albo w mediach, nie odnajduję tego w literaturze, to widocznie tylko ja mam problem.

MK: Tu warto podkreślić, że jeszcze wiele kobiet nie ma odwagi mówić o swoich doświadczeniach otwarcie. Tworzą swoje mikroświaty, ale w poczuciu, że to jednak nie jest tak do końca w porządku… Często dopiero tworząc udany związek kobiety* mają siłę, by wspólnie zawalczyć o siebie i zacząć działać na rzecz zmian. A wsparcie niekoniecznie znajdują w społeczności LGBTQ+, lecz w świecie osób otwartych na różnorodność, z feministycznym zacięciem – niezależnie od orientacji.

AM: Mała dygresja tandemowa. [śmiech] Zwróćcie uwagę, że trzykrotnie rozmówczyniami były tandemy. Dwie pary, które są aktywne lesbijsko* w internetowej przestrzeni –  Ninusy i Zuch Dziewuchy. Jeden duet matczyno-córczany. Jaką moc daje wsparcie choć jednej osoby!

MR: Mnie zawsze zaskakuje szczerość, z jaką rozmawiamy przy włączonym dyktafonie. Nie ma tematów tabu. Rozmawiamy jak przyjaciółki, choć niekiedy znałyśmy się wyłącznie z mediów społecznościowych, albo w ogóle się nie znałyśmy. Wspólne doświadczenie nas łączyło. My, jako wywiadowczynie, niczego nie podglądamy ciekawskim okiem przez heteroseksualną dziurkę od klucza. My jesteśmy stąd. I nasze rozmówczynie to czują.

MK: Świat naszych rozmówczyń okazał się niezwykle różnorodny. Można się przyjrzeć, jak żyją w Polsce lesbijki* AD 2018, z jakimi borykają się problemami. A to świat odważnych kobiet, mających wolę i siłę walczyć o siebie, żyć wbrew narzuconym normom. Konstruować swój świat na własnych zasadach, często ponosząc duże koszty i spotykając się z niezrozumieniem, także wewnątrz społeczności LGBTQ+.

AM: Mnie zdziwiło, że – jak mantra – powtarzała się w rozmowach potrzeba przestrzeni lesbijskiej*. Dziewczyny pragną bezpiecznego miejsca, w którym mogłybyśmy się spotykać, wymieniać doświadczeniami, tworzyć, pobawić. W czasach, kiedy otrzymanie stałych i niemałych środków na zmaterializowanie takiej potrzeby wydaje się niemożliwe, istnieją sposoby zastępcze. Często taką lesbijską przestrzenią są mieszkania prywatne, zaprzyjaźnione kawiarnie, miejsca prywatne, udostępniane małym grupom do działań twórczych. Ale każdej z nas, zarówno nam prowadzącym rozmowy, jak i rozmówczyniom – marzy się Lesbijki* Dom Kultury z prawdziwego zdarzenia. Bez problemu udźwignęłybyśmy prowadzenie takiej instytucji kultury.

MK: Potrzeba zaprzecza stereotypowi, że lesbijki tylko siedzą w domu z kotem. [śmiech]

AM: Niektóre jednak siedzą i dyktują “normy lesbijskości” na forach internetowych. Obok budzącego emocje tematu coming outu, który dotyczy całej tęczowej społeczności, jest temat  tzw. “czystości lesbijskiej”. To wraca jak bumerang.

MW: Był wywiad z dziewczyną, która poruszyła tę kwestię. Zebrałam osobiście “srogie baty”, na zamkniętym forum Kobiety Kobietom, jako osoba prowadząca ten wywiad. Również cały projekt został mocno skrytykowany, jako zaburzający pewne “dopuszczalne granice lesbijskości”. Pojawiło się oczywiście pytanie, kto tak naprawdę może używać słowa “lesbijka”? Czy tylko takie kobiety, które nigdy wcześniej nie miały relacji z facetami? Bohaterka zmierzyła się z tym, że przez takie osoby była wpychana w biseksualność (przy okazji dochodziło do stygmatyzacji biseksualności) i jakaś określona grupa kobiet uznawała, że akurat ona, mająca wcześniej relacje z mężczyznami, nie ma prawa do słowa “lesbijka”. W trakcie wywiadu dziewczyna dała sobie do tego prawo, a później rozkwitła. Natomiast my dostałyśmy wiadomość: “pozdrowienia dla was – hetero kurwy”. To mocne i …

AM: … absurdalne. Pamiętam, że musiałyśmy – prawdę powiedziawszy – zastanowić się nad logiką tego wpisu. [śmiech] Teraz to mnie bawi!

MR: Nie ma problemu, gdy się radykalnie identyfikujemy jako „złote lesbijki”, ale eliminowanie innych opcji psychoseksualnych tożsamości to dyskryminacja. Zresztą z naszego doświadczenia wynika, że te radykalne lesbijki nie są specjalnie zainteresowane działaniami, często są roszczeniowe. Sama jestem lesbijką w 100%, jeżeli można w procentach liczyć lesbijskość w lesbijskości [śmiech] i takich jak ja – esencjonalnych lesbijek –   bardzo mało spotykam w działaniu. Ale na imprezach już tak. [śmiech]

MW: To bardzo intrygujący mnie przypadek pokazujący pewnego rodzaju radykalizację i   homonormę, które prowadzi do tego, że tęczowy świat próbuje replikować świat heteronormatywny.

AM: Co w tym przypadku oznacza unifikujący, a dziś już nie uciekniemy przed różnorodnością. Zobaczcie jak w Lesbijskiej Inspirze zadomowiła się – zapożyczona od zeszłorocznej konferencji EL*C – włączająca gwiazdka. Naszymi rozmówczyniami były m.in. panseksualistka, oryginalnie nieheteroseksualna, transkobieta, biseksualistki, lesbijka bez heteroprzeszłości, lesbijska z heteroprzeszłością. Nie ma co się oszukiwać, odcieni tożsamości psychoseksualnych jest wiele i wciąż się pojawiają nowe. I nie są tylko konstruktami teoretycznymi. Ucieleśniły się.

MR: Nie wiem, czy nie powinnyśmy dorzucić gwiazdki do logo Lesbijskiej* Inspiry.

MK: To bardzo interesujący wątek. Dla mnie w ogóle ta potrzeba nazwania się, dookreślenia była bardzo ciekawa. Z jednej strony odchodzi się od starych etykietek – lesbijka zdaje się być passe [śmiech], z drugiej szuka się nowych, zmienia się, gdy w pełni nie oddają istoty. Z jednej – otwartość na płynność, z drugiej – chęć doprecyzowania.

AM: Nie da się tego uporządkować i okiełznać. To jeden z oczywistych wniosków z rozmów.

MR: Istotne jest także to, że Lesbijska Inspira nie pozostała projektem wewnątrz tęczowym. Już postarałyśmy się o to, żeby nie było o nas zbyt cicho! [śmiech] Przede wszystkim jednak myślę, że wiele zawdzięczamy faktowi, że gościmy na stronie Feminoteki. Poza tym było trochę okazji, by opowiedzieć o projekcie.

MW: Ja wspomnę Kobiece Utopie. Było to dla nas ważne wydarzenie. Wzięłyśmy udział w sesji pod znanym nam już tytułem: mniejszość w mniejszości. Na naszym panelu nie było szalonych tłumów, ale później okazało się, że o naszym projekcie mówiono w sześciu innych wystąpieniach na innych panelach, odnosząc się do Inspiry jako do źródła wiedzy o życiu współczesnych lesbijek mieszkających w Polsce. Celowo też piszemy w taki sposób, bo bohaterki naszych wywiadów to nie tylko osoby z polskim obywatelstwem. Rozmawiałyśmy z Ukrainką i Amerykanką. Cieszy, że jest zapotrzebowanie na takie treści i że przyciągają uwagę nie tylko kobiet nieheteronormatywnych szukających lustra dla własnych przeżyć, ale także innych osób, zwyczajnie zainteresowanych odmiennością lesbijskiego doświadczenia.

AM: Krakowska konferencja na 100-lecie uzyskania praw wyborczych przez kobiety w Polsce to było przyjemne doświadczenie, ale już X Kongres Kobiet w Łodzi wspominamy gorzej. Choć wszystkie panele Centrum LGBTQ+ dotyczyły kobiet nieheteronormatywnych, to unaoczniła się – po raz kolejny – różnica między neoliberalnymi, mainstreamowymi kobietami nieheteronormatywnymi a tzw. radykalnymi, czyli tymi, które otwarcie w publicznej przestrzeni zastanawiają się nad swoją orientacją/tożsamością.

MK: Bardziej szczegółowo pisałyście o tym  – wraz z innymi uczestniczkami – w relacji z Kongresu.

MR: Musiałyśmy to opisać, bo trzeba przyznać – było gorąco. Nawet wrzało. Konflikt poprzedzający Manifest Lesbijskiej Inspiry został nazwany „awanturą” albo „wojenką”. Nie było łatwo uświadomić sobie, że desant na patriarchalną agorę, który postulowała prof. Ewa Graczyk, mogą robić kobiety, ale kobiety nieheterormatywne już niekoniecznie. Na pewno desantu nie wolno robić na Kongresie Kobiet, gdzie wobec lesbijek* stosuje się patriarchalne kryteria. Lesbijkę trzeba wziąć w cudzysłów, jak to robi Renata Lis w swojej książce „Lesbos”. Albo sugerować, że lesbijki muszą pracować na 300% bez finansowego wsparcia, bo z pewnością za mało się starają, jak zasugerowała prof. Monika Płatek. Przyznam, że przyjęłam to wszystko ze zdziwieniem.

AM: I znowu, jak mówiłaś wcześniej w przypadku „złotych lesbijek”, nie chodzi o to, żebyśmy się wszystkie zgadzały, ale dyskryminowanie czy dyskredytowanie innych perspektyw, w tym przypadku przez bycie „ponad” to paternalizm.

MW: Ja dodam, że paradoks polega na tym, że ta „awantura” podbiła nasz lesbijski zbiorowy głos, stał się bardziej widoczny i buntowniczy.

AM: Bardziej widoczny, czy na pewno? Czy możemy uznać, że rok 2018 w Polsce był rokiem lesbijek*?

MR: Aż tak? [śmiech] Spróbujmy się zastanowić.

MW: Dla mnie ten rok był bardzo ciekawy z wielu względów. Mogłyśmy razem zaobserwować pewien zbiorowy proces, robiąc wywiady do Lesbijskiej Inspiry i do AAAkulturalnika w projekcie A Kultura LGBTQ+ nie poczeka!, tworząc wydarzenia w ramach projektu Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej*.  Nastąpiło jakieś usiostrzenienie. Miałyśmy kontakt z wieloma kobietami niehetero, które poczuły moc siostrzeństwa i otworzyły się. Albo opowiedziały o sobie głośno, albo zaczęły się rozwijać i bardziej eksplorować swoją tożsamość.

MK: W przypadku Inspiry mam nadzieję, że to dopiero początek. Pamiętacie, że na starcie miałyśmy obawy, że rozmowy szybko staną się powtarzalne? A w efekcie czekałam na każdy wywiad z ciekawością, czego nowego się dowiem, z czym się będę musiała zmierzyć, by zrozumieć odmienny punkt widzenia. Mam przeświadczenie, że świat kobiet nieheteronormatywnych dopiero zaczyna się otwierać.

MR: Powoli się rozkręcamy. Jeszcze przed nami Rok Lesbijek. Ale bardzo się cieszę, że coraz więcej kobiet rozumie potrzebę rozwoju swojej tożsamości, że zaczyna widzieć w tym wartość.

AM: Mam poczucie, że lesbijski był i rok 2017, i rok 2018 w Polsce. Rzućmy okiem na listę wydarzeń artystycznych. W mainstreamie i na offie. Wydana została książka Renaty Lis „Lesbos”, na ekrany wszedł film „Nina” Olgi Chajdas/Marty Konarzewskiej.  W teatrze mogłyśmy/możemy zobaczyć spektakl „O mężnym Pietrku i sierotce Marysi. Bajka dla dorosłych” Jolanty Janiczak/Wiktora Rubina, spektakl „Szelest” Laboratorium Ma(g)daleny Anny w formule Teatru Forum, „Gertruda Stein & Alicja B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet” Damskiego Tandemu Twórczego. Powstało stowarzyszenie Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* i dzięki współpracy ze Stołem Powszechnym kultura lesbijska jest na stałe obecna w przestrzeni publicznej. Wszystkie panele Centrum LGBTQ+ podczas Kongresu Kobiet dotyczyły kobiet nieheteronormatywnych. W cyklu tęczowych wywiadów w internetowej wersji Magazynu Vogue jest więcej dziewczyn. 45 tysięczną Paradę Równości poprowadziła dziewczyna, Julia Maciocha. Girls Power!!!!

MR: Chyba nigdy tak nie było.,.

MK: Dlatego nie zamykamy cyklu. Będziemy teraz rzadziej publikować wywiady, za to w trzech wątkach: kontynuujemy rozmowy z kobietami nieheteronormatywnymi mieszkającymi w Polsce, rozmowy z niehetero cudzoziemkami, które opowiedzą o życiu w innych krajach. A trzeci miniwątek to rozmowy z feministami.

MR: Ryzykowne! [śmiech] Ale mamy już upatrzonych chłopaków, których weźmiemy w ogień pytań. Spróbujemy uzupełnić nasz cykl także taką perspektywą. Z ostrożnością! [śmiech]

MK: Jesteśmy też otwarte na inne osoby, które zechcą się podzielić swoimi przemyśleniami, refleksjami o świecie lesbijek* – zapraszamy.

AM: Zatem do zobaczenia w 2019!

MW: Z Lesbijskim* Pozdrowieniem!

Korekta: Maja Korzeniewska

—————————–

Magdalena Wielgołaska  – aktywistka / lesbijka / feministka / współzałożycielka  Stowarzyszenia na rzecz Osób LGBT Tolerado  / działaczka na rzecz poszerzania wiedzy na temat leczniczego działania konopi / zaangażowana w Kręgi Kobiece i odzyskiwanie wewnętrznej, kobiecej Mocy / wartościami i zawodowo związana z  Partią Zieloni/ założycielka strony Strefa Les*/ współpracowniczka projektu A kultura LGBTQ+ nie poczeka!

Maja Korzeniewska  –  społecznica / kulturoznawczyni (UŁ) /filmoznawczyni / koordynatorka / imagistyczka projektów społeczno-kulturowych / barmanka /opiekunka Pimka-aktywisty.

Damski Tandem Twórczy (Agnieszka Małgowska & Monika Rak)
Działa od 2009 roku. Współtworzy_ł projekty: Kobieta Nieheteronormatywna (cykl debat i audycji radiowych, 2014- 2016) / O’LESS Festiwal (2012-2014) / DKF Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną (cykl spotkań, 2012-2015) / A kultura LGBTQ+ nie poczeka (projekt archiwistyczny, od 2017) / O teatrze lesbijskim w Polsce (cykl teatrologiczny, od 2012) / Lesbijska Inspira (cykl wywiadów od 2017) / Portret lesbijek we wnętrzu, Niesubordynowane czytanie sztuki Jolanty Janiczak (czytanie dramatów) / Orlando.Pułapka? Sen, Fotel w skarpetkach, 33 Sztuka, RetroSeksualni. Drag King Show (spektakle) / Czarodziejski flet, Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet (nanoopery) / L.Poetki (film dokumentalny) / Teatr Dialogu (warsztat i akcja miejska) / Wywrotowa komórka lesbijska, Epizody, wątki, sugestie lesbijskie w kinie polskim (wykłady) / Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* (stowarzyszenie, 2017).

Agnieszka Małgowska –  lesbijka / feministka / artaktywistka / reżyserka / trenerka teatralna / scenarzystka.
Monika Rak  – lesbijka / feministka / artaktywistka / aktorka / dramatopisarka / filmowczyni / graficzka.

————————————-

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka
,
I.  Manifest
1.  Manifest. Instant. 
2.  Rozmowa. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
3.  Podsumowanie. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej
.
II. Rozmowy wokół manifestu
1.   Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.   Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką 
3.   Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.   Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.   Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.   Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.   Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk
8.   Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdą Próchniak
9.   Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normala rodzina. Rozmowa z  Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.  Co Ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą.
15.  Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.   Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmowa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze politycznaRozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26.Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
3. Niemcy. Lesbijski projekt mieszkalny. Rozmowa z Yagner Anderson

.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim

.
.V.  EL*C. Wieden 2017
1.  Magdalena WielgołaskaOdzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2. Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3. Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4. 
Agnieszka Małgowska. Peformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
6.  Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.
.
VI. EL*C. Kijów 2019.
1.  Monika Rak. L*Geniusza na Ukrainie.
2. Magdalena Wielgołaska. Lesbianizacja przestrzeni.
.
BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej
 
——————————-————
 
Aktualne wiadomości na temat projektu Lesbijska Inspira znajdziesz na:
Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!
 

Nadia Murad i Denis Mukwege, walczący z przemocą seksualną jako taktyką wojenną, laureatami Pokojowej Nagrody Nobla

Pokojową Nagrodę Nobla otrzymali wspólnie „za wysiłki, aby położyć kres przemocy seksualnej jako taktykę wojenną i konfliktów zbrojnych” na całym świecie.

Nadia Murad, działaczka społeczna, pochodzi z wioski Kaudż koło Sindżaru w północnym Iraku, którą latem 2014 r. zaatakowało tzw. Państwo Islamskie (ISIS). Jest jedną z około 3000 dziewcząt i kobiet jezydek, które padły ofiarą gwałtu i innych nadużyć ze strony żołnierzy. Nadużycia były systematyczne i stanowiły część strategii militarnej. Służyły jako broń w walce z jezydami i innymi mniejszościami religijnymi. Murad ostatecznie uciekła do Niemiec, gdzie towarzyszy jej rodzeństwo. Zajęła się nagłaśnianiem tragedii jezydów. W 2016 roku, w wieku zaledwie 23 lat, została mianowana pierwszym ambasadorem dobrej woli ONZ ds. Godności Osób, które przeżyły handel ludźmi.

Denis Mukwege to kongijski ginekolog, który bezpłatnie pomaga kobietom okaleczonym podczas gwałtów, które są stałą taktyką wojenną w tym pogrążonym w chaosie regionie. Dr Mukwege i jego personel leczyli tysiące pacjentek, które padły ofiarą tych ataków. Wielokrotnie potępiał bezkarność gwałcicieli za masowe gwałty i krytykował kongijski rząd i inne kraje za to, że nie zrobiły wystarczająco dużo, aby powstrzymać stosowanie przemocy seksualnej wobec kobiet jako taktyki i broni wojennej.

Źródło: TimesNow, Gazeta Wyborcza, The Guardian

Christine Blasey Ford, wierzymy Ci

Wczoraj, 27 września 2018, przed komisją sądownictwa Senatu USA odbyło się przesłuchanie kandydata na sędziego Sądu Najwyższego Bretta Kavanaugh oraz profesorki Christine Blasey Ford – kobiety, która ponad 30 lat temu doświadczyła przemocy seksualnej z jego strony i zdecydowała się o tym opowiedzieć. Świadectwo Christine Ford, zarówno jak Anity Hill w 1991 roku, to przełomowy moment w rozmowie na temat przemocy seksualnej.

Uwaga! Tekst zawiera odniesienia do przemocy seksualnej!

Zgromadzenie trwało 9 godzin [kliknij tutaj, by przeczytać relację Guardiana] i rozpoczęło się od oświadczenia Christine Ford, która stwierdziła, że jest przerażona, ale uważa, że ma obywatelski obowiązek, by zabrać głos w tej sytuacji. Powiedziała, że w latach 80’, kiedy oboje z Kavanaugh byli w liceum, podczas imprezy zaatakował ją, próbował rozebrać i zatkał dłonią usta, usiłował zgwałcić. W trakcie czterech godzin przesłuchania, pytań ze strony senatorek i senatorów oraz prokuratorki zatrudnionej przez Partię Republikańską, profesorka opowiedziała szczegółowo o samym zdarzeniu i o tym, jak wielkie miało ono wpływ na jej całe życie. Stwierdziła, że jest przekonana w 100%, że człowiekiem, który ją skrzywdził jest Brett Kavanaugh, bo bardzo dobrze to pamięta. Po czterech godzinach głos zabrał sędzia Kavanaugh, który zaprzeczył zeznaniom Christine Ford.

Przesłuchanie Christine Blasey Ford i Bretta Kavanaugh gorzko, lecz dokładnie odwzorowuje to, co dzieje się na salach sądowych, posterunkach policji na całym świecie. Podczas podanego w amerykański sposób, jako wielkie szoł, przesłuchanie, oglądane i komentowane na żywo, pozwoliło zobaczyć chyba wszystkie stereotypy dotyczące gwałtu lub usiłowania gwałtu, a także słowa, reakcje, z jakimi spotykają się osoby, które decydują się ujawnić doświadczenie przemocy seksualnej. Właśnie tak to zazwyczaj wygląda, tylko mniej osób to widzi i słyszy. Było i obwinianie ofiary, i próby zdyskredytowania jej świadectwa, ponieważ nie zgłosiła sprawy wcześniej, i to, że była na imprezie. Pojawiła się też typowa narracja z drugiej strony – domniemany sprawca to mąż, sędzia, nauczyciel i dobry uczeń, więc „niemożliwe”, by dopuścił się takiego czynu.

W oczy bardzo rzuca się sposób zachowania Ford i Kavanaugh, także pod kątem społecznych oczekiwań, co do zachowania kobiet i mężczyzn. Profesorka jest uprzejma i precyzyjna, a sędzia agresywny i zaczepny. Kavanaugh na przesłuchaniu to uosobienie „toksycznej męskości” oraz przywileju. Wielokrotnie podkreślany jest jego status i osiągnięcia.

Nieustannie w ciągu tych dziewięciu godzin przesłuchania, a także w wielu debatach medialnych, pojawia się pytanie, dlaczego nie zgłosiła tego wcześniej? Czy teraz szuka swojego momentu sławy? Powiedzmy to kolejny (pewnie nie ostatni) raz jasno i wyraźnie:  kobiety, które zgłaszają, że doświadczyły przemocy seksualnej ze strony konkretnej osoby (tzw. „callout”) niczego na tym nie zyskują, a wręcz narażają się na poważne konsekwencje. Negatywne skutki pojawiają się w różnych obszarach: towarzyskim, zawodowym i rodzinnym. Także w tym przypadku i to na ogromną skalę. Prof. Ford otrzymuje groźby, w tym życzenia śmierci i, dla własnego bezpieczeństwa, była zmuszona przenieść się razem z rodziną w inne miejsce. Jest nękana wirtualnie, a jej historia jest przedmiotem publicznych żartów. Obcy ludzie czują się upoważnieni do wydawania okrutnych sądów i dyskredytowania jej wiarygodności.

Przesłuchania w sprawie pokazują też, w jaki sposób media traktują problem przemocy seksualnej i przemocy ze względu na płeć. Wystarczy spojrzeć na wpływowe polskie medium – dla TVN24 cała sprawa to „kłopoty nominata Trumpa”.

 

Tekst: Natalia Skoczylas

Obrazek wyróżniający: LINK

USA: Molestowanie seksualne kobiet: klimat, kultura i konsekwencje w naukach humanistycznych, inżynierii i medycynie – wyniki badań

Każdego roku społeczność akademicka traci kreatywne, energiczne, dobrze wykształcone kobiety, kobiety, które mogłyby wynaleźć lepsze szczepionki, tworzyć innowacyjne materiały, wynajdować inteligentniejsze technologie i sprawić, że świat, w którym żyjemy, będzie lepszym miejscem. Jednak opuszczają miejsca pracy, ponieważ spotykają się tam z przyzwoleniem na dyskryminację ze względu na płeć i molestowanie seksualne – to jedna  z refleksji towarzysząca raportowi „Molestowanie seksualne kobiet: klimat, kultura i konsekwencje w naukach humanistycznych, inżynierii i medycynie” opracowanego przez organizację the National Academies of Sciences, Engineering, and Medicine.

Z badania przeprowadzonego na 36 kampusach wynika, że zachowania poniżające kobiety, sprawiające że czują się jakby „nie pasowały” do tego środowiska, w tym seksistowskie komentarze i poniżające dowcipy dotknęły  od 17% do 50% studentek nauk humanistycznych (licencjackich i magisterskich), medycyny i inżynierii.  „Zdecydowana większość sytuacji molestowania seksualnego, które występują, to seksistowska wrogość i prostackie zachowania. Literatura potwierdza, że ​​te codzienne doświadczenia mogą mieć tak samo złe lub gorsze konsekwencje osobiste i zawodowe, jak niechciane zaczepki o podtekście seksualnym” –  mówi Kate Clancy, antropolożka z University of Illinois w Urbanie, jedna z autorek raportu.

„Od dawna zajmujemy się tym problemem. I nie odnotowaliśmy postępów” –  mówi Paula Johnson, kardiolożka, prezeska Wellesley College w Massachusetts i współprzewodnicząca komisji, która napisała raport. „Sam system prawny jest po prostu niewystraczający, aby rozwiązać ten problem”. Autorki i autorzy rekomendują, aby uczelnie korzystały z komisji doradczych, by m.in. wprowadzały alternatywne, mniej formalne sposoby zgłaszania skarg przez potencjalne ofiary, jeśli nie chcą rozpoczynać oficjalnego śledztwa.

Badanie pokazało, że w środowisku akademickim często istnieje przyzwolenie i swoista tolerancja dla molestowania seksualnego. Dziesięciolecia niepowodzeń w ograniczaniu molestowania seksualnego, pomimo istniejącego prawa, które czynią je nielegalnym, podkreślają potrzebę zmiany w kulturze – możemy przeczytać w raporcie.

W ciągu trzydziestu lat częstość występowania molestowania seksualnego w różnych branżach utrzymywała się na stałym poziomie, ale obecnie więcej kobiet pracuje w środowisku akademickim, a także w dziedzinie nauk ścisłych, inżynierii i medycyny (jako studentki i wykładowczynie), a więc więcej kobiet doświadcza molestowania seksualnego.  W raporcie dokonano przeglądu badań na temat tego, w jakim stopniu kobiety w dziedzinie nauk humanistycznych, inżynierii i medycyny są ofiarami molestowania seksualnego i analizują istniejące informacje na temat skali molestowania seksualnego w środowisku akademickim, które negatywnie wpływa na rekrutację, awans kobiet prowadzących karierę naukową. Określa również i analizuje polityki, strategie i praktyki, które odniosły największy sukces w zapobieganiu i zwalczaniu molestowania seksualnego

Opracowano na podstawie artykułów: sciencemag.orgnationalacademies.org
Cały raport: www.nap.edu
Tłumaczenie: Karolina Zielińska

Pulitzer za ujawnienie molestowania seksualnego

Za wpływowe dziennikarstwo, które ujawniło potężnych i bogatych przestępców seksualnych, w tym zarzuty przeciwko jednemu z najbardziej wpływowych producentów w Hollywood, pociągając ich do  odpowiedzialności za długo tłumione oskarżenia dotyczące brutalności i uciszaniu ofiar – troje dziennikarzy „New York Timesa” i „New Yorkera” – Jodi Kantor, Megan Twohey i Ronan Farrow otrzymało nagrodę Pulitzera w kategorii „służba publiczna”.

Tekst Ronan Farrow z New Yorkera ujawnił nie tylko fakty molestowania seksualnego Harveya Weinsteina, ale także złożony system prywatnych detektywów, prawników i umów o nieujawnianiu, które Weinstein stosował, by ukryć swoje przestępstwa. Znany producent filmowy molestował i gwałcił kobiety przez kilkadziesiąt lat.  Dwie reporterki z New York Times – Jodi Kantor i Megan Twohey – po raz pierwszy donosiły o prześladowaniach seksualnych Weinsteina 5 października 2017 r.

Artykuły zamieszczone w gazetach dały początek ogólnoświatowej akcji #MeToo przeciwko wykorzystywaniu seksualnemu kobiet. Hasło #MeToo zostało spopularyzowane przez amerykańską aktorkę Alyssę Milano właśnie po ujawnieniu, że Harvey Weinstein – jeden z największych producentów filmowych w Hollywood – molestował seksualnie wiele kobiet.

15 października 2017 roku Milano zachęcała do rozpowszechnienia tego zwrotu w ramach kampanii uświadamiającej. Na Twitterze napisała: „Gdyby wszystkie kobiety, które były kiedyś molestowane seksualnie, napisały „ja też” w swoich statusach, być może udałoby się pokazać ludziom, jaką skalę ma to zjawisko.

Nagroda Pulitzera to jedno z najbardziej prestiżowych wyróżnień, przyznawane w Stanach Zjednoczonych od 1917 roku za osiągnięcia w dziennikarstwie, literaturze i kompozycji muzycznej. Zwycięzcy otrzymują świadectwo i czek na 10 tysięcy dolarów.

Źródło: pulitzer.org, New Yorker

Chorwacja ratyfikowała Konwencję Stambulską

Przy 110 głosach „za” i 30 „przeciw” Chorwacki parlament 14 marca 2018 roku ratyfikował w Konwencję Stambulską (Konwencja Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej).

Wysokie poparcie dla tego tak ważnego międzynarodowego dokumentu udało się uzyskać, mimo protestów przeciwników Konwencji. W przeddzień  głosowania tysiące osób wspieranych przez Kościół Katolicki protestowało przeciwko jej ratyfikacji. Podobnie jak w Polsce przeciwnicy twierdzili, że Konwencja otwiera drzwi do legalizacji małżeństw homoseksualnych.

Kościół katolicki w Chorwacji, do którego należy prawie 90 procent mieszkańców kraju, w ciągu ostatnich tygodni prowadził kampanię przeciwko ratyfikacji dokumentu, nazywając konwencję „herezją”. Protest, który odbył się na kilka tygodni przed głosowaniem przyciągnął ok. 10 tysięcy przeciwników. 

Proces ratyfikacji poprzedzony był debatę i musiał być zaakceptowany przez rząd – ministrowie jednogłośnie poparli przyjęcie ustawy, o czym pisałyśmy 28 marca 2018 r.

Według opinii rządu ratyfikacja dokumentu wzmocni prawne, instytucjonalne i finansowe ramy zwalczania nieakceptowalnej i kryminalnej przemocy wobec kobiet, a także przemocy domowej. Przedstawiciele rządu podkreślali również, że pomimo tego, co twierdzą niektóre konserwatywne grupy, konwencja nie wymagałaby, aby ustawodawstwo krajowe uznawało trzecią płeć lub zmieniało definicję małżeństwa.

Źródło: Reuters

 

LESBIJSKA INSPIRA| Beata Sosnowska. Superprocenta.

Publikując Manifest Lesbijskiej Inspiry, zaprosiłyśmy kobiety nieheteronormatywne, aby wypowiadały się w sprawach dla nich ważnych.

Zaprosiłyśmy do dialogu. I oto pierwszy głos. Od razu niekonwencjonalnie. To głos niewerbalny. Autorką jest Beata Sosnowska, która ożywiła swoją bohaterkę Superprocentę, by odnieść się do tematu niewidoczności lesbijek* w Polsce.

Beata Sosnowska Procenta

Beata Sosnowska Procenta (2)

Beata Sosnowska Procenta (3)

Beata Sosnowska – artystka multimedialna, poetka, rysowniczka komiksowa, realizatorka filmów eksperymentalnych, graficzka. Autorka multimedialnego tomiku „W cieniu szumiących wind”, który powstawał w latach 2002-2007 przy współudziale 30 trójmiejskich artystów i realizatorów multimedialnych. Projekt był prezentowany w całości lub we fragmentach na następujących imprezach: Festiwal Polskiej Sztuki Wideo „Retransmisja” (Gdańsk 2004), Sopot Film Festiwal (Sopot 2005), Festiwal Sztuki Internetowej „Wyobraźnia ekranu” (Toruń 2005), Międzynarodowe Biennale Sztuki Multimedialnej WRO (Wrocław 2005), Euro Shorts Films (Warszawa 2006), podczas ogólnopolskiej konferencji naukowej „Terapia i Twórczość” organizowanej przez Nadbałtyckie Centrum Kultury (Gdańsk 2006), w CSW Łaźnia na festiwalu “In Out II” (Gdańsk 2007), w TVP Kultura (Warszawa 2008), na „Transvisualiach” Międzynarodowym Festiwalu Form Multimedialnych (Gdynia 2009) oraz na Manifestacjach Poetyckich w nowej siedzibie Krytyki Politycznej (Warszawa 2009). Jedna z realizacji „Ból trzeba przeboleć” zaistniała jako performens. W performensie wzięli udział trójmiejscy tancerze – Magdalena Jędra i Filip Szatarski. Kontynuacją projektu jest strona internetowa www.windyproject.pl

W latach 2005-2007 autorka i współrealizatorka filmów dokumentalnych i eksperymentalnych: „2137” (Festiwal Kina Offowego „Wydmy” 2005, TVP 2 program „Po godzinach” 2006, panel „Pokolenie JP II”, HA!Art 2006), „Koniec patriarchatu” (festiwal „The One Minutes” 2006), „…raz jeszcze” (festiwal filmów offowych Lemoniada,2007), „Modelarnia story” (Modelarnia 2007). Jest też autorką komiksów o tematyce lesbijskiej oraz społecznej. Jako członkini dziewczyńskiego kolektywu komiksowego Dream Team (www.comicdreamteam.com) wzięła udział w wystawach i w warsztatach prowadzonych i organizowanych przez kolektyw. Publikowała swoje ilustracje m.in. w Przekroju, Gazecie Wyborczej, Trzech Kolorach, Furii, Zielone Miasto. Współpracuje z organizacjami pozarządowymi i feministycznymi.

PORTFOLIO. Beata Sosnowska 

————————————————–

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka
.
I.  Manifest
1.  Manifest. Instant. 
2.  Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
3.  Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II. Rozmowy wokół manifestu
1.  Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota.
2.  Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3   Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo

4.  Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.  Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz

6.  Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus.
7.  
Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk.
8.  Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdaleną Próchnik|

9.   Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.  Co ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą
15.  Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze politycznaRozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni

24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmieRozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26. Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką

27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
3. Niemcy. Lesbijski projekt mieszkalny. Rozmowa z Yagner Anderson

.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką

2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim

V. EL*C. Wieden 2017
1.  Magdalena WielgołaskaOdzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2. Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3. Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4
Agnieszka Małgowska. Peformansy, czyli witamy w Lesbolandii. 
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
6.  Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.

VI. EL*C. Kijów 2019.
1.  Monika Rak. L*Geniusza na Ukrainie.
2. Magdalena Wielgołaska. Lesbianizacja przestrzeni.

BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej

———————————————–

Podsumowanie projektu: „Szlakiem głosu. Historia mówiona jako zwalczania dyskryminacji”

Podsumowanie projektu: „Szlakiem głosu. Historia mówiona jako zwalczania dyskryminacji”

W dniach 16-17 kwietnia, Stowarzyszenie Arteria wraz z Instytutem Kultury Miejskiej w Gdańsku, organizują szereg wydarzeń podsumowujących projekt „Szlakiem głosu. Historia mówiona jako zwalczania dyskryminacji”.

Stowarzyszenie Arteria wraz z Partnerem Instytutem Kultury Miejskiej w ramach projektu „Szlakiem głosu. Historia mówiona jako zwalczania dyskryminacji” zbierało historie codzienności osób z różnych grup mniejszościowych mieszkających w Gdańsku. Osoby, z którymi rozmawialiśmy, opowiadały nam swoją historię życia w Gdańsku, wspominały o miejscach subiektywnie istotnych i związanych z nimi emocjami, mówiły o symbolicznych wydarzeniach i znaczących osobach, o aktywizmie lub jego braku. Rozmawialiśmy o wszystkim, co ważne dla własnego rozumienia tożsamości i co składa się w wielogłos opowieści o różnorodności społecznej i kulturowej Pomorza.

Wywiady te złożyły się w 6 tras spacerów skupionych wokół doświadczeń kobiet żyjących w więcej niż jednej kulturze, osób LGBT, aktywistów i aktywistek ze społeczności muzułmańskiej i żydowskiej, osób studiujących i pracujących przybyłych do Gdańska z Chin oraz tożsamości lokalnej Kociewiaków i Kociewiaczek.

Serdecznie zapraszamy na wydarzenia podsumowujące pracę w projekcie i podążenie z nami szlakiem głosu opowieści zebranych w rozmowach.

KONFERENCJA WIEŃCZĄCA PROJEKT

16.04.2016 (sobota) w godzinach 11:00 – 14:00 w sieni Instytutu Kultury Miejskiej, ul. Długi Targ 39/40

Premiera bezpłatnej publikacji pt. Szlakiem Głosu mniejszości gdańskich. Spacery, trasy, opowieści oraz rozmowa z osobami współtworzącymi trasy.

Panel dyskusyjny z ekspertami i ekspertkami: „Historia mówiona jako metoda zwalczania dyskryminacji wobec grup mniejszościowych”

SPACERY

16.04.2016 (sobota) g. 15:00,

„Patrząc na Gdańsk oczami kobiet z różnych kultur”

Niniejsza trasa opiera się na wywiadach z mieszkankami Gdańska, które doświadczyły życia w więcej niż jednej kulturze. Naszymi rozmówczyniami były kobiety o korzeniach ukraińskich, białoruskich, wileńskich, nigeryjskich i kolumbijskich. Podczas spaceru będziemy opowiadać o specyfice doświadczenia miasta przez kobiety z różnych kultur. Jakie bariery napotykają na początku pobytu? Z jakimi stereotypami muszą walczyć? Jak budują wspólnoty? Jak różnią się role społeczno-kulturowe kobiet w ich kulturach i w Polsce? Czy można w ogóle patrzeć na miasto z perspektywy płci?

17.04.2016 (niedziela) g.12:00,

Gdańsk mniejszości chińskiej – miasto przygód czy przygotowań do dalszej podróży?”

Spacer opiera się na rozmowach z osobami, które przyjechały do Gdańska z różnych regionów Chin i studiują tu lub pracują. Zastanowimy się czy dla naszych rozmówców i rozmówczyń Gdańsk jest przystankiem w drodze rozwoju zawodowego i osobistego czy miastem zakorzenienia i drugim domem. Opowiemy o ich motywacjach przyjazdu do Gdańska, codzienności, szukaniu miejsc, które pozwalają celebrować swoją tożsamość. Zaprosimy do przyjrzenia się różnicom kulturowym jakie osoby, z którymi rozmawialiśmy dostrzegają między swoimi miastami a Gdańskiem.

17.04.2016 (niedziela) g.15:00,

Ryk tęczowego lwa. Odzyskiwanie przestrzeni miejskiej przez społeczności nieheteronormatywne w Gdańsku”

Zapraszamy na spacer szlakiem osób, inicjatyw i organizacji działających na rzecz społeczności homoseksualnych, biseksualnych i transpłciowych na Pomorzu. Nie tylko przyjrzymy się współczesności: działaniom organizacji, pierwszym wiecom i marszom w przestrzeni miasta, ale odkryjemy również ślady historii obecności osób LGBT w Gdańsku sprzed dwudziestego wieku. Opowiemy historię pierwszego czasopisma gejowskiego, „Filo”, dramatycznych wydarzeń akcji Hiacynt, przypomnimy o pojawiających się i znikających klubach i przyjaznych miejscach spotkań, a także o odzyskiwaniu przestrzeni miejskich poprzez działania na polu kultury i sztuki, aktywizm i walkę z dyskryminacją i wykluczeniem.

ZAPISY:

mailowo: [email protected] z podaniem wybranego spaceru i kontaktu,

osobiście: Instytut Kultury Miejskiej, 10.00-18.00, w weekendy 12.00 – 16.00

Na spacery zapraszamy osoby dorosłe.

Udział we wszystkich wydarzeniach jest BEZPŁATNY

KONTAKT:

[email protected],

facebook: Szlakiem Glosu

strona www: szlakiemglosu.org

Organizatorka: Stowarzyszenie Arteria, http://art-eria.pl/.

Partnerzy: Instytut Kultury Miejskiej (Polska) | Oslo and Akershus University College (Norwegia)

Projekt „Historia mówiona jako metoda zwalczania dyskryminacji” realizowany jest w ramach programu Obywatele dla Demokracji, finansowanego z Funduszy EOG.

Malala Yousafzai laureatką Pokojowej Nagrody Nobla!

 

Malala Yousafzai, pakistańska aktywistka, działająca na rzecz dostępu do edukacji oraz praw kobiet, otrzymała Pokojową Nagrodę Nobla! Ma 17 lat.

Jest znana z działalności na rzecz kobiet. Na początku 2009 roku zaczęła pisać na blogu pod pseudonimem Gul Makai o swoich doświadczeniach jako uczennica w Wadi-e Swat, jak talibowie zmuszają do zamykania szkoły prywatne po zakazie edukacji dziewcząt. Opowiadała się za prawem kobiet do edukacji, wolności i decydowania o własnym losie w dolinie Swat, gdzie mieszkała i gdzie pakistańscy talibowie sprzeciwiali się prawu dziewcząt do edukacji.

Świat zobaczył Malalę po raz pierwszy w 2009 r. w filmie dokumentalnym o talibskim terrorze w dolinie Swat, nakręconym przez reportera „New York Timesa” Adama Ellicka. „Chciałabym się uczyć i może zostać lekarzem” – mówi 11-letnia wówczas Malala i wybucha dziecięcym płaczem. Patrząc wielkimi brązowymi oczyma prosto w kamerę, opowiada: „Na świecie dziewczynki chodzą do szkoły bez żadnych problemów i niczego się nie boją. My, chodząc do szkoły, boimy się talibów. Boimy się ich, bo mogą nas zabić, mogą polać nam twarz kwasem, mogą z nami zrobić wszystko, co tylko zechcą”.Ponadpółgodzinny dokument pokazuje, jak talibowie wprowadzali swoje porządki w pakistańskiej Szwajcarii (tak – z racji pięknych krajobrazów – zwykło się nazywać dolinę Swat). I dlaczego nie wszyscy dali się zastraszyć. Malala jest w nim drugoplanową bohaterką. W 2012 roku została postrzelona w głowę i szyję przez zamachowców talibów. Oprócz niej w ataku ucierpiały jeszcze dwie dziewczyny.Drugim laureatem został Kailash Satyarthi z Indii, który w swej działalności skupia się na walce z wykorzystywaniem dzieci dla korzyści finansowych. W przeszłości przyczynił się również do rozwoju ważnych konwencji międzynarodowych w zakresie praw dziecka.

 

Tu kupisz ksiązkę o Malali Yousafzai

 

 

Meriam Ibrahim wraz z rodziną opuściła Sudan

Jak podaje niemiecka Amnesty International Meriam Ibrahim wyjechała ze swoją rodziną do Włoch i znajduje się obecnie w Rzymie.

 

 

Gazeta Wyborcza ujawnia kulisy wyjazdu skazanej na śmierć Sudanki : ,, o wyjeździe Sudanki nie wiedział nawet jej prawnik Mohanad Mostafa. Jak powiedział agencji Reuters, sądowy zakaz opuszczania przez Ibrahim kraju nie został anulowany. Na płycie rzymskiego lotniska Ciampino kobietę i jej rodzinę przywitał premier Włoch Matteo Renzi wraz z małżonką oraz minister spraw zagranicznych Federica Mogherini.”

W maju br. Ibrahim została skazana na karę śmierci z powodów religijnych – kobieta wyszła za mąż za chrześcijanina, będąc sama chrześcijanką. Władze Sudanu postanowiły ją za to ukarać karą śmierci.Z powodu bardzo dużego nacisku z całego świata Ibrahim została zwolniona w czerwcu, jednakże, gdy chciała opuścić kraj, to została ponownie aresztowana.

Mamy nadzieję, że jej wyjazd do Rzymu jest szczęśliwym końcem tej dramatycznej historii.

Więcej o wyjeździe Ibrahim z Sudanu znajdziesz w serwisie Wyborcza.pl