TELEFON DLA KOBIET DOŚWIADCZAJĄCYCH PRZEMOCY

Телефон для жінок, які зазнають насильства

CZYNNY PONIEDZIAŁEK-PIĄTEK
OD 11.00 DO 19.00

Активний з понеділка по п’ятницю з 14:00 до 19:00

Szukaj
Close this search box.

EL*C. Wiedeń 2017 I Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie

W Wiedniu podczas EL*C spotkało się kilka Polek: m.in. Agnieszka Frankowska / Agnieszka Małgowska / Izabela Morska / Monika  Rak / Joanna Semeniuk / Magdalena Świder / Magdalena Wielgołaska / Anna Zawadzka / Ewa Dziedzic. To dla wielu z nas była niespodzianka. Większość polskich uczestniczek opisze swoje wrażenia, doświadczenia. Ciekawe jesteśmy, w których punktach się posprzeczamy, w których miniemy, w których będziemy mówić wspólnym głosem. Sukcesywnie będziemy publikować te wypowiedzi w cyklu Lesbijska Inspira.

GŁOS PIĄTY. Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.

Na Konferencję EL*C pojechałam z ramienia holenderskiej fundacji Workplace Pride, w której zajmuję się wzmacnianiem kobiet LBTQ i ich wspólnot w miejscu pracy. Do Holandii wyjechałam na studiach, potem przez 3 lata pracowałam w archiwum ruchu kobiecego Atria w Amsterdamie, a przez kolejne 9 lat w banku ING, gdzie oprócz codziennej pracy w zarządzaniu danymi jestem jedną z liderek pracowniczej sieci LGBT. Na EL*C współorganizowałam warsztat o sytuacji lesbijek w miejscu pracy.

Różnorodność i siła ruchu, zbyt wolny postęp

Tak jak inne uczestniczki tej Konferencji poczułam niesamowitą siłę płynącą z samego faktu przebywania razem. Emocjonalnie było to jak podłączenie do ogromnego generatora, jak powrót do wymarzonego domu. Mimo że jestem zaangażowana w ruch LGBTQ od ponad dekady, nigdy nie byłam na lesbijskiej konferencji o takiej skali. Ruch lesbijski nie jest jakimś nowym fenomenem i nie jest specjalnością Europy Zachodniej czy USA.

Konferencja zaczęła się od przywołania herstorii ruchu z lat 70. i 80. ubiegłego wieku. Tej opowieści słuchało 500 aktywistek z 45 krajów, w trakcie Konferencji wybrzmiewały silne głosy z Bałkanów, Europy Środkowej i Wschodniej, Skandynawii oraz spoza Europy: Kazachstanu, Brazylii, Nigerii.  Zaskakuje ogromne zróżnicowanie tematów, jakimi zajmują się kobiety: media, opieka zdrowotna, sport, starość, przemoc, rodzina, zbieranie danych, polityka, prawo, religia, migracja, praca, seks, ekonomia itd.

Różnorodność tożsamości psychoseksualnych była podnoszona wielokrotnie, nie wszystkie bowiem uczestniczki identyfikują się ze słowem lesbijka czy ze słowem kobieta. Osobiście ucieszyłam się z decyzji organizatorek, by używać słowa lesbijka* z gwiazdką, która symbolizuje (tymczasowe) podłączenie pod ten termin innych tożsamości, jak bi czy queer. Tak niewiele jest przestrzeni, gdzie słowo lesbijka jest na sztandarze: odczarowywane i noszone z dumą, a stworzenie tej przestrzeni było jednym z celów tej Konferencji.

Organizatorki zadbały, na ile mogły, aby zasponsorować przyjazd kobiet, które mają ograniczone środki, tak aby konferencja nie stała się skupiskiem klasy średniej. Niestety nie było funduszy na symultaniczne tłumaczenia, więc z Konferencji były wykluczone kobiety nie mówiące po angielsku. Brak funduszy nie dziwi – na Konferencji przywołano dane pokazujące, że z 424 milionów dolarów przeznaczonych przez rządy, organizacje międzynarodowe i dobroczynne na sprawy LGBTQ w latach 2013-2014, tylko 2% trafiło do kobiet LBQ (raport tutaj).

Więc oprócz fali pozytywnych emocji, poczułam też wielką frustrację i smutek – jak to jest możliwe, że pomimo tak ogromnej pracy wykonanej przez rzesze mądrych, silnych kobiet od lat 70., tak niewiele się zmienia?

Starsze aktywistki mówiły z goryczą: słyszę te same problemy, o których mówiłyśmy 20, 30, 40 lat temu… wciąż nie mamy pełni praw, jesteśmy niewidoczne, nie mamy politycznej reprezentacji, nie mamy funduszy.

Inne przypominały, że postęp jednak jest: w wielu krajach mamy prawo do legalnych związków, w niektórych do uznania naszych dzieci, są premierki i polityczki lesbijki, są prawa antydyskryminacyjne.

Owszem, postęp jest, ale zdecydowanie zbyt wolny. W tym tempie za 30 lat też będę zdecydowanie zgorzkniałą aktywistką. Konferencja zakończyła się nawoływaniem do skupienia się na dokumentowaniu sytuacji lesbijek przez badania i dane, przebijaniu się do mediów, aby przedstawiały prawdziwe lesbijki i ich życie, i na lobbowaniu rządów i międzynarodowych struktur, takich jak ONZ. Na Konferencji zostały przedstawione dwa zupełnie nowe raporty: jeden o dyskryminacji i zdrowiu wydany przez organizatorki EL*C, drugi o celach ruchu LBQ, zebrany przez fundacje Astrea i Mama Cash.

Herstoria

Dr. Katherine O’Donnell, organizatorka akademickiej konferencji Lesbian Lives, która od 23 lat odbywa się w Brighton, powiedziała, że jednym z głównych narzędzi opresji jest zabronienie pewnej grupie myślenia o sobie jako o części historii, jako o spadkobierczyniach_cach tradycji, jako o twórcach społeczności i kultury, która rodzi trwałe dziedzictwo.

Miernikiem trudności, z jaką przychodzi nam przechowywanie naszego dziedzictwa i herstorii, jest niska wiedza o przeszłości ruchu wśród samych aktywistek. Kiedy rok temu kobiety zebrane na konferencji ILGA Europe na Cyprze snuły plany o lesbijskiej konferencji, zaczęły ją nazywać pierwszą europejską lesbijską konferencją, nie wiedziały bowiem o żadnych poprzednich. Gdy zaczęły ją ogłaszać, jedna ze starszych aktywistek Evien Tjabbes sprzeciwiła się tej nazwie, przytaczając bogatą herstorię lesbijskich konferencji w Europie. Nagranie jej prezentacji znajdziecie tutaj.

Evien opowiadała, jak w latach 70. i 80. dziewczyny organizowały się pisząc listy i utrzymywały sekretariat ruchu, który koordynował komunikację. Co ciekawe, w 1980 roku aktywistki zebrane na kobiecym zgrupowaniu podczas mieszanej, a raczej głównie gejowskiej międzynarodowej konferencji, zdecydowały, że potrzebują własnej. Dokładnie tak, jak miało to miejsce w roku 2016 na konferencji ILGA Europe.

Kobietom udało się zorganizować Pierwszą Lesbijską Konferencję w 1981 roku w Amsterdamie. Było na niej 80 kobiet z 14 krajów. Następna konferencja odbyła się w Turynie, już z 200 uczestniczkami. Kolejne były w Lichtaart, w Belgii (1982), Paryżu (1983). Sekretariat, nazwany International Lesbian Information Service, zorganizował w sumie 8 konferencji, wydawał też biuletyn.

Jak ta herstoria jest przechowywana? W Holandii jest archiwum LGBT IHLIA, które odziedziczyło lesbijskie kolekcje zakładane po 1981 roku, w różnych holenderskich miastach. Istnieje też osobne archiwum ruchu feministycznego Atria, przechowujące nawet najstarsze pamflety pierwszych holenderskich sufrażystek. Oprócz archiwizacji, instytuty te zabierają głos w debacie publicznej i współpracują z podobnymi instytucjami na świecie. Dyrektorka IHLIA Lonneke van den Hoonaard przemawiając na EL*C podkreślała, że często trudno jest grupie lub organizacji stać się archiwum spełniającym wszystkie oficjalne wymogi, ale jeśli to nie jest możliwe, należy starać się przechowywać herstorie ruchu najlepiej jak potrafimy – zdjęcia, magazyny, wywiady, spisane wspomnienia, filmy. Nie traćmy naszego dziedzictwa. Jak powiedziała Evien: jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.

Separatyzm

Już na EL*C z rozmów plenarnych i w kuluarach jasno wynikało, że hasło zadbajmy o siebie to temat przewodni tej konferencji, tak jak napisała w relacji z EL*C Magdalena Wielgołaska. Temat separatyzmu wypłynął sam, organicznie, jest bowiem sposobem, by odpowiedzieć sobie na pytania: kim jesteśmy? i czego chcemy?. Musimy się odseparować, musimy mieć gdzieś tylko swoją przestrzeń, aby wrócić do szerszej społeczności znając na te pytania odpowiedź. Separatyzm jest w porządki, nie bójmy się go, nie przepraszajmy. Lesbijki zwykle walczą o sprawy innych, ale nie o nasze własne interesy wynikające z tożsamości. Nie łudźmy się, że ktoś stworzy dla nas lepszy świat i jeszcze jakimś cudem na naszych warunkach.

Polityka

Podczas warsztatu o lesbijkach w polityce wytworzyła się dyskusja pomiędzy zwolenniczkami skupiania się na sprawach unikalnychdla lesbijek a zwolenniczkami angażowania się w inne walki, ale pod lesbijskim sztandarem, np. lesbijki przeciwko neonazizmowi, lesbijki dla sprawiedliwości społecznej itd. Powracały głosy, iż tak naprawdę nigdy nie będziemy wolne bez sprawiedliwości społecznej, bez obalenia patriarchatu, bo przecież oprócz bycia lesbijką jesteśmy też kobietami i przynależymy do klasy społecznej, rasy etc.

Aktywistki z krajów nordyckich i Holandii przypomniały, że ruch LGBT nie zawsze stoi po dobrej stronie. W ostatnich latach obserwujemy zjawisko homonacjonalizmu, czyli używania praw gejów i lesbijek do siania islamofobii (dyskurs w stylu imigranci nie szanują naszych gejów i naszych kobiet). Niestety wiele gejów i lesbijek podpisało się pod tym antyimigranckim ruchem (np. osoby LGBT, które głosowały na skrajną prawicę Marine Le Pen we Francji i Geerta Wildersa w Holandii).

Ruch tęczowych rodzin

Podczas Konferencji wiedeńskiej dowiedziałam się też o bardzo ciekawym rozłamie w ruchu lesbijskim we Włoszech, dotyczącym surogatek. W zeszłym roku, podczas dyskusji wokół wprowadzenia związków partnerskich dla osób tej samej płci, włoski ruch LGBTQ dyskutował o tym, czy mają walczyć o prawa gejów do legalizacji surogacji. Cześć lesbijek opowiedziała się stanowczo przeciwko, wysuwając argumenty o wykorzystywaniu ciała kobiety i twierdząc, że surogacja nigdy nie jest wolnym wyborem, lecz jest spowodowana na przykład złą sytuacją ekonomiczną. Inne postulowały legalizację surogacji, aby uregulować rynek i broniły prawa kobiet do zarządzania własnym ciałem. Ponieważ reprezentantki obu obozów były na sali, dało mi to wyobrażenie o temperaturze tego sporu.

Drugi zaskakujący fakt dotyczący ruchu tęczowych rodzin to to, że wiele lesbijek związanych z tym ruchem, który tradycyjnie był zdominowany przez kobiety, czuje się teraz spychana na drugi plan przez gejowskie rodziny z dziećmi. Gejowski baby boom jest właśnie efektem dostępności surogacji i zagranicznej adopcji (oczywiście względnej dostępności, bo na to stać tylko bogatych gejów). Usłyszałam od aktywistek z Niemiec, Austrii i Szwajcarii o ich frustracji, zbudowały krajowy i europejski ruch tęczowych rodzin, a teraz, gdy mężczyźni coraz częściej mają dzieci, zaczynają wieść prym w tych organizacjach, ich rodziny są też chętniej wychwytywane przez media. Tutaj, tak jak w innych sprawach, wspierajmy się i zawalczmy o swoje miejsce.

Korekta: Maja Korzeniewska

———————

Joanna Semeniuk
Liderka pracowniczej sieci LGBT w banku ING i inicjatorka projektu zrównania świadczeń pracowniczych dla tęczowych rodzin w całej korporacji (więcej tutaj) / Współzałożycielka programu Women@WorkplacePride / Razem z żoną i dwójką dzieci mieszka w Amsterdamie.

Linki do innych nagrań z konferencji:

https://youtu.be/9vtv1agJAOg
https://youtu.be/2Y2BuAUiv1U
https://youtu.be/SoviYqTvxH8
https://youtu.be/kz97HMQCQzM
https://youtu.be/JTzcOOoHFPU

———————-

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka

EL*C. Wieden 2017. 
1.  Magdalena Wielgołaska. Odzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2.  Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3.  Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4.  Agnieszka Małgowska. Peformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
6.  Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.

EL*C. Kijów 2019.
1.  Monika Rak. L*Geniusza na Ukrainie.
2. Magdalena Wielgołaska. Lesbianizacja przestrzeni. 

———————————————

I.  Manifest
1.  Manifest. Instant. 
2.  Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
3.  Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II. Rozmowy wokół manifestu.
1.   Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.   Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.   Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.   Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.   Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.   Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.   Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk.
8.   Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdaleną Próchnik
9.   Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.  Co ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą
15.  Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze politycznaRozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26.Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
3. Lesbijski projekt mieszkalny. Rozmowa z Yagner Anderson

.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim

BONUS. Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej

Patriarchat udomowiony – Listy do Feminoteki

PATRIARCHAT UDOMOWIONY

Listy do Feminoteki

Autorka tekstu: Arnika – Wasza sąsiadka, koleżanka, współpracownica

Zdjęcia: Jenna Newman/Unsplash

 

Tak, żyję w patriarchacie. Zdałam sobie z tego sprawę dziś, 8 marca, w Międzynarodowy Dzień Praw Kobiet. Takie odkrywcze stwierdzenie w ustach feministki i działaczki społecznej brzmi groteskowo. Przecież to, że żyję(my) w patriarchacie jest tak oczywiste, jak fakt, że Ziemia jest okrągła. Jednak dojście do tej konstatacji nie w odniesieniu do ludzkości, ale do własnej relacji z partnerem jest już znacznie dłuższym i psychologicznie trudniejszym procesem.

Pomógł mi dziś w tym poranny przebieg zdarzeń. Jestem matką 14 miesięcznego dziecka. Mój partner po nocy spędzonej na wolontaryjnej pracy społecznej (pisanie tekstów), stwierdził, że on potrzebuje sobie pospać. Był to kolejny dzień, kiedy nie uczestniczył on w naszych porannych rytuałach, a rodzicielskich wysiłkach.

Spróbowałam sobie wyobrazić odwrotną sytuację, kiedy ja wykonując moją pracę najemną lub społeczną do późna w nocy (a także wykonuję obie te rzeczy i to wyłącznie w tych porach, bo to jest jedyny czas, kiedy mogę się na tym skupić), rano stwierdzam, że ja jednak nie zajmuję się Małą, bo muszę się wyspać. Brzmi jak kiepski żart. I jest kompletnie nierealnym scenariuszem.

Postanowiłam zatem dziś – w Międzynarodowym Dniu Praw Kobiet – zrobić inną listę, niż robi się zazwyczaj. Nie listę zakupów, zadań do zrobienia, czy marzeń, ale listę wykonywanych przeze mnie prac opiekuńczych. Tych, które wykonuję TYLKO JA, choć dziecko ma przecież dwoje rodziców.

 

Poza karmieniem, przewijaniem, przebieraniem i tzw. codziennym byciem z dzieckiem:

  • planuję z wyprzedzeniem co dziecko będzie jadło na kolejne posiłki (4 dziennie), często przygotowuję dzień wcześniej półprodukty, aby rano dziecko mogło szybko zjeść pierwszy posiłek;
  • odzież i obuwie – na bieżąco robię selekcję za małych rzeczy i przekazuję je innym osobom, które będą mogły z nich skorzystać; myślę nad tym, jakich nowych ubrań i obuwia potrzebuje moje dziecko i organizuję lub kupuję te rzeczy;
  • niezbędne sprzęty typu wózek, chusta do noszenia, łóżeczko, krzesełko do jedzenia, laktator – analizuję co jest na rynku, zbieram informację na temat charakterystyki produktów, różnic między nimi i opinii użytkowniczek (bardzo, bardzo dużo czasu spędzone w internecie), robię zakupy (umawiam się oraz jadę do osób, które sprzedają / oddają używane rzeczy);
  • pamiętam, wybieram i kupuję takie niezbędne pierdoły jak talerze do jedzenia, kubki kapki i niekapki, śliniaki, gryzaki etc.
  • wizyty w ośrodku zdrowia – poza umawianiem wizyt w związku z klasycznymi infekcjami (których na szczęście nie jest za dużo), przede wszystkim pilnuję kalendarzu szczepień; wykonuję telefony dotyczące umawiania się na wizyty do pielęgniarki środowiskowej; zawczasu tak planuję szczepienia, aby nie kolidowały z moją pracą albo innymi obowiązkami, abym tego dnia mogła być tylko dla Małej (w razie, gdyby Mała czuła się niedobrze);
  • zdrowie – czytam o różnych zaleceniach związanych ze zdrowiem, np. związanych z dietą wegetariańską czy myciem zębów. Dbam, aby dziecko codziennie otrzymało witaminę D3 i B12. Pamiętam, aby w sytuacji, kiedy już kończą się te suplementy, w domu były kolejne opakowania. Podaję leki i inne ziołowe specyfiki, kiedy dziecko jest chore.
  • zajęcia dodatkowe oraz kontakty z rówieśniczkami i rówieśnikami – analizuję dostępną w mojej okolicy ofertę, tzw. śpiewanki czy basen (znowu – bardzo bardzo dużo czasu spędzonego w internecie), wybieram najbardziej dogodną, planuję udział, jeżdżę i biorę z dzieckiem udział w tych zajęcia;
  • opieka instytucjonalna – analizuję dostępną w mojej okolicy ofertę (bardzo bardzo dużo czasu spędzonego w internecie), kontaktuję się z poszczególnymi placówkami, żeby dowiedzieć się szczegółów (cena, dostępność czy dzieci muszą brać udział w zajęciach religii etc.), umawiam się na spotkania osobiste. No i cały czas myślę, która placówka będzie dla mojej Malutkiej najlepsza i muszę podjąć decyzję;
  • Pakuję dziecko na wszystkie wyjazdy;
  • Dbam, aby w domu była odpowiednia ilość pieluch i mokrych chusteczek na zapas;
  • Czytam i podejmuję refleksję na temat rozwoju motorycznego, intelektualnego i emocjonalnego Małej.

O ironio! W istocie zrobiłam to, o co proszę uczestników i uczestniczki prowadzonych przeze mnie warsztatów dotyczących (nie)równości płci. A przecież mówimy o związku zbudowanym na micie partnerskich relacji, gdzie jedna i druga osoba określa się jako feministka.

Patrzę na ten tekst i pytam się siebie – jak to się, kurwa stało? Żeby inni znajomi, rodzice, małżeństwa kuzynów – to co innego. Ale ja, my…? Przecież nic nie wskazywało na taki bieg wypadków – chłopak potrafi ugotować (często znacznie lepiej niż ja sama), sprząta w domu i generalnie sam się ogarnia (typu pranie etc.), co w patriarchacie nie jest przecież takie oczywiste, że będzie to robił mężczyzna.

I nagle przypominam sobie te wszystkie dane, na które powołuję się na swoich warsztatach. W badaniach blisko połowa Polaków i Polek (46%) preferuje model partnerski, w którym kobieta i mężczyzna mniej więcej tyle samo czasu przeznaczają na pracę, zawodową i oboje w równym stopniu zajmują się domem i dziećmi, ale…. zaledwie 28% par przyznaje, że funkcjonuje w takim modelu[1]. Dodatkowo, częstokroć po pojawieniu się w rodzinie dziecka relacja partnerska często zmienia się na relację tradycyjną. Nierzadko to kobiety wspierają taki bieg wydarzeń. Czy to znaczy zatem, że w takim razie ja także – swoimi zachowaniami, wyborami czy zaniechaniem – wsparłam patriarchalne struktury!?

W literaturze dotyczącej równości płci istnieje takie pojęcie jak społeczny kontrakt płci, czyli podział pracy między kobietami i mężczyznami. Wykształca on specjalizację, czyli z grubsza rzecz ujmując, kobiety, przez ciągłą praktykę stają się bardziej efektywne w wykonywaniu prac domowych, a mężczyźni – stają się coraz bardziej sprawni w pracy zarobkowej.

W naszym związku nie raz podejmowaliśmy wysiłki, aby przełamać tradycyjny kontrakt płci i redefiniowaliśmy podział obowiązków. Czasami robiłam strajk – na przykład przestawałam zmywać naczynia, które zaczynały piętrzyć się w zlewie niczym Krzywa Wieża w Pizie. Zadziałało – wypracowaliśmy zasadę, że każde zmywa naczynia co drugi dzień. Metoda ta załamuje się jednak, jeśli chodzi o małego człowieka. Bo jeśli metaforą zlewu pełnego naczyń ma być jama ustna naszego dziecka, moja gotowość do strajku maleje. Dwa tygodnie temu zakomunikowałam mojemu partnerowi, że skoro ja jestem odpowiedzialna za długą listę spraw, to oczekuję od niego, że to on będzie „ogarniał” mycie zębów Małej. Od tamtej pory Mała miała myte zęby trzy razy…

Gdy patrzę na to wszystko jestem wściekła! Wiem jedno – po raz enty pójdę jutro na Manifę i będę krzyczeć znacznie głośniej niż zazwyczaj. Może to jednak za mało, siostry. Może trzeba wykrzyczeć to czasami w domu. Jeśli prywatne jest polityczne, to znaczy, że trzeba zrobić Manifę na środku dużego pokoju! Tekst piszę pospiesznie, korzystając z faktu, że mój partner wyszedł z dziecięciem na godzinny spacer. Przed wyjściem zapytał „A nie idziemy razem?”.

 

[1]      „Potrzeby prokreacyjne oraz preferowany i realizowany model rodziny”, CBOS, maj 2012

 

LESBIJSKA INSPIRA | Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi

Magdalena Wielgołaska: Na początku chcę Cię zapytać, w jaki sposób czujesz i opisujesz swoją tożsamość?

Anna Szlávi: Szczerze mówiąc – nie lubię żadnych etykietek. Właściwie przez całe moje świadome życie walczę z szufladkowaniem. Domyślam się, że wynika to z mojego mocnego poczucia bycia inną, a z nadawaniem etykietek i to, że żadna nigdy do mnie nie pasowała, wiążą się wspomnienia bardzo trudnych doświadczeń. W związku z tym, jako osoba dorosła, nadal nie mam zgody w sobie na jakiekolwiek szufladkowanie kogokolwiek. Rozumiem, że te etykietki pomagają nam okiełznać otaczający nas świat, ale doprowadziliśmy do tego, że z czegoś, co miało nam ułatwić życie, zamieniły się w coś, co raczej je utrudnia.

Co do kwestii mojej tożsamości psychoseksualnej, to jest ona płynna, elastyczna. W moim życiu tworzyłam relacje zarówno z mężczyznami jak i z kobietami, natomiast faktycznie przez ostatnie dziesięć lat dominowały relacje z kobietami. Myślę jednak, że używanie słowa “lesbijka” byłoby zbyt dużym uproszczeniem w opisie mojej tożsamości.

MW: A jaki jest Twój stosunek do tego słowa?

AS: Nie mam żadnych złych skojarzeń, mimo że społecznie to słowo jest bardzo obciążone w moim kraju. To, że nie nazywam siebie lesbijką – pomimo świadomego tworzenia relacji z kobietami – wynika wyłącznie z tego, o czym wspomniałam wcześniej. Po prostu żadna definicja nie jest czymś pod czym w stu procentach mogłabym się podpisać. Unikam też szufladkowania innych osób.

MW: Wiem już, że od zawsze byłaś świadoma, że jesteś inna. A jak to wpływało na Twoje relacje? Zawsze miałaś świadomość, że Twoja tożsamość jest płynna?

AS: W zasadzie dopiero na studiach pierwszy raz zakochałam się w dziewczynie. Zrodziła się między nami tak wielka fascynacja i głęboka bliskość, że w żaden sposób nie dało się tego zanegować. To się po prostu stało. W tamtym czasie byłam na Erasmusie we Włoszech, a w akademiku dzieliłam pokój z dwiema lesbijkami – pierwszymi, jakie świadomie poznałam. Wszystko było bardzo naturalne. W zasadzie najpierw dopadło nas to uczucie, a potem dopiero poznałam te etykietki, które przykleja się w podobnych sytuacjach. To, że miałam współlokatorki lesbijki, było świetne, bo miałam z kim rozmawiać o tym, co przeżywam. Intensywność tej relacji trochę nas pochłonęła i ostatecznie doprowadziła do końca związku. Później wróciłam na Węgry. Zaczęłam odkrywać węgierską scenę lesbijską, z której istnienia nie zdawałam sobie wcześniej sprawy. No i szczerze mówiąc, byłam bardzo niezadowolona z tego co odkryłam.

MW: Dlaczego?

AS: Nie istniała żadna wspólnota, dziewczyny nie były solidarne. Spędziłam też dwa semestry studiów w Stanach Zjednoczonych i tam miałam możliwość obserwowania prężnie działającego środowiska, zjednoczonej wspólnoty. Wtedy też poczułam, że mam gotowość do tego, żeby zacząć zmiany na Węgrzech.

I muszę jeszcze dodać, że choć sama nie przyklejam sobie etykietek, to faktycznie używam słowa „lesbijka” w sytuacjach, które są czymś w rodzaju świadomego aktu politycznego. Robię to, żeby wzmocnić głos marginalizowanej grupy i pokazać, że jestem jej częścią i ją wspieram. W takiej sytuacji bardziej chodzi mi o powiedzenie:
“my lesbijki”, “my kobiety nieheteronormatywne”, o pokazanie, że istnieje wspólnota, niż wskazanie na swoją indywidualną tożsamość. Nasze społeczeństwo niestety najczęściej nie myśli kategoriami innymi, niż te z szufladek, więc muszę świadomie używać języka, który jest rozumiany, a moje osobiste podejście do kwestii tożsamości może po prostu zostać niezrozumiane. Muszę odwoływać się do wspólnego, społecznego aparatu pojęciowego, w którym słowo
lesbijka ma – co prawda – konotacje negatywne, ale wiadomo o co chodzi, że jest to kobieta, która kocha kobietę – w dużym uproszczeniu.

MW: Jesteś jedną z założycielek węgierskiego, lesbijskiego magazynu qLit Magazine, w którym używacie jasnych pojęć i który jest węgierskim magazynem lesbijskim – rozumiem, że to właśnie element działania politycznego i umacniania grupy marginalizowanej.

AS: Dokładnie. Na Węgrzech słowo “lesbijka” ma bardzo negatywny wydźwięk. Używamy tego słowa jako parasola, który mieści w sobie całą kobiecą nieheteronormatywność. Na początku wymagało to od nas samych świadomego wysiłku, żeby utworzyć pozytywny kontent, który mam nadzieję, że zmienia i nadaje nowe znaczenie słowu “lesbijka” i zmienia myślenie ludzi. Odczarowujemy tym samym słowo na L.

Szczerze powiedziawszy nie znam na ten moment lepszego słowa, którym mogłyby się określać kobiety nieheteronormatywne. Jest jeszcze nasze słowo “buzi”, które jest raczej podobne do słowa “faggot” [ciota]. Ale jest to raczej słowo kontrowersyjne i ja osobiście za nim nie przepadam.

MW: Czy możesz powiedzieć trochę więcej o samym magazynie? Kto go tworzy, jakie są Wasze założenia?

AS: qLit Magazine powstał dwa lata temu, z intencją zbudowania środowiska kobiet nieheteronormatywnych. Rozpoczęłyśmy ten projekt we trzy przyjaciółki: Dorka, Eni i ja. Tak jak wcześniej powiedziałam, miałyśmy świadomość, że na Węgrzech nie istnieje coś takiego jak środowisko lesbijskie i postanowiłyśmy to zmienić, stworzyć coś, co będzie punktem wyjścia.

Zaczęłyśmy od magazynu internetowego, ale głównym założeniem stało się organizowanie wydarzeń, w czasie których kobiety mogą spotkać się na żywo, a nie tylko w przestrzeni wirtualnej. Treści, które zamieszczałyśmy w internecie były więc świadomie przygotowywanym podłożem do tego, żeby spotykać się i działać razem w realu. Po roku naszego działania, kiedy nasze publikacje i kampanie internetowe okazały się sukcesem, odpaliłyśmy też akcje pozainternetowe. Mamy regularne spotkania na zasadzie speed dating, quizów barowych, performatywnych improwizacji i raz w tygodniu spotykamy się, żeby pograć w ping-ponga. Z radością obserwujemy, że Węgierki w różnym wieku, te młodsze i te starsze, są przeszczęśliwe, że mają możliwość spotykania się, poznania i tworzenia wspólnoty, którą łączą różne aktywności. Każda znajdzie coś dla siebie. To jest również niesamowicie wzmacniające dla nas – założycielek magazynu, że udało się to, o czym marzyłyśmy na początku, czyli stworzenie takiej przestrzeni, w której kobiety czują się dobrze, swobodnie i chcą być częścią środowiska.

MW: Wasze doświadczenia to ciekawy przykład uaktywnienia kobiet nieheteronormatywnych. Szczególne kiedy sytuacja polityczna w Twoim kraju jest dynamiczna i trudna. Jaka jest przyszłość lesbijek* na Węgrzech?

AS: Ciężko mi przewidzieć, co przyniesie przyszłość dla nieheteronormatywnych Węgierek. Z jednej strony bardzo zauważalna jest rosnąca społeczna świadomość i akceptacja dla środowiska LGBTQ+ w ogóle. Ludzie zauważają naszą obecność w coraz większej liczbie obszarów życia społecznego i naprawdę spotykamy się z pozytywną zmianą. Z drugiej strony Węgry są krajem, w którym przepaść między płciami jest ogromna. Dyskryminacja jest chyba największa w porównaniu z innymi krajami Unii Europejskiej. Słabo wypadamy również na arenie światowej. Póki co nic nie zapowiada zmian na lepsze w naszej sytuacji politycznej, ale z drugiej strony na ulice wylały się tłumy przeciwników Orbana. Te protesty przybierają różne formy, pojawia się także agresja. Ludzie mają dość. Zaczynają sobie uświadamiać, że elity polityczne mogą zrobić wszystko, co chcą. Dlatego tak ciężko przewidzieć, co spotka grupy marginalizowane.

MW: Bardzo dziękuję za rozmowę i mam nadzieję, że pozostaniemy w kontakcie, by wymieniać się swoimi doświadczeniami.

AS: Również bardzo dziękuję i mam taką nadzieję, trzymam kciuki za polskie środowisko kobiet niehetero.

Korekta: Maja Korzeniewska

—————————————–

Anna Szlávi: Lingwistka, której życie oscyluje w trójkącie: badania-nauczanie-tłumaczenia. Kiedy nie pracuje lub nie podróżuje – gra w piłkę nożną, uprawia wspinaczkę wysokogórską, jeździ na rowerze, biega lub poświęca czas innym aktywnościom fizycznym. Po powrocie z naukowego wyjazdu do Filadelfii ([gdzie tworzyła swoją pracę o relacji płci i dyskursów) na Węgry, rozpoczęła pierwszy w kraju LGBTowski projekt muralowy. Współzałożycielka węgierskiego, lesbijskiego magazynu qLit, organizatorka eventów zrzeszających środowisko kobiet nieheteronormatywnych. Magazyn gLIT

Magdalena Wielgołaska– aktywistka / lesbijka / feministka / współzałożycielka Stowarzyszenia Sistrum – Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* / działaczka na rzecz poszerzania wiedzy na temat leczniczego działania konopi / zaangażowana w Kręgi Kobiece i odzyskiwanie wewnętrznej, kobiecej Mocy / członkini Partii Zieloni/ administratorka strony Strefa Les*/ współpracowniczka projektu A kultura LGBTQ+ nie poczeka!/ wspólzałożycielka Stowarzyszenia Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej*.

————————————-

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka
,
I.  Manifest
1.  Manifest. Instant. 
2.  Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
3.  Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II. Rozmowy wokół manifestu.
1.   Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota.
2.  Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.   Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.  Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.   Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.   Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus.
7.   Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk
8.   Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdaleną Próchnik|
9.   Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10.  Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.  Co ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą
15.  Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.   Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze politycznaRozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26. Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
3. Niemcy. Lesbijski projekt mieszkalny. Rozmowa z Yagner Anderson
.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim
.
V.  EL*C. Wieden 2017. 
1.  Magdalena WielgołaskaOdzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2.  Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3.  Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4.  Agnieszka MałgowskaPeformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
6.  Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.
.
VI. EL*C. Kijów 2019.
1.  Monika Rak. 
L*Geniusza na Ukrainie.
2. Magdalena Wielgołaska. 
Lesbianizacja przestrzeni.
.
BONUS

Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej

————————————

Aktualne wiadomości na temat projektu znajdziesz na:
Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!

[REKRUTACJA] Bezpłatne szkolenie dla nauczycielek i nauczycieli w ramach projektu Play it for Change

Celem projektu Play it for Change / Graj w zmianę jest podniesienie wiedzy, świadomości i uwrażliwienie dziewcząt i chłopców na temat przemocy ze względu na płeć. Działania mają zachęcić młodych ludzi do krytycznego myślenia i wzmacnianie ich zdolności do zapobiegania i zwalczania przemocy ze względu na płeć. Służyć temu będą, przygotowane w ramach projektu, materiały audiowizualne i muzyczne, ponieważ to właśnie media w dużej mierze powielają i umacniają stereotypy związane z płcią.

Projekt zaczął sie od przeprowadzenia badań ankietowych oraz przy pomocy grup fokusowych. Badałyśmy postawy i zachowania nastolatek i nastolatków w wieku 12-18 lat na temat równości płci i przemocy ze względu na płeć oraz zgromadziłyśmy dane na temat wpływu stereotypów płci w mediach audiowizualnych i muzyce na poglądy młodych ludzi. Przeprowadzone został także badania i ocena potrzeb nauczycieli i nauczycielek pracujących z młodzieżą nad przeciwdziałaniem przemocy ze względu na płeć. By przeczytać raport -> kliknij tutaj

 

Czas na kolejny etap – warsztaty dla nauczycielek i nauczycieli!

Na szkoleniu zostaną przedstawione następujące zagadnienia:

  • Stereotypy płciowe, różnica między płcią biologiczną, a kulturową, stereotypy płciowe w muzyce
  • Czy w przemyśle muzycznym panuje równość płci?
  • Przeciwdziałanie przemocy ze względu na płeć przy użyciu środków audiowizualnych
  • Jak uwzględnić perspektywę równości płci w codziennej pracy nauczycielskiej?
  • Case studies
  • Jak przeprowadzić interwencję w klasie

Po szkoleniu przeprowadzone zostaną zajęcia „master class”. Będą one polegać na spotkaniach Waszych uczniów i uczennic z ekspertkami (piosenkarkami/piosenkarzami lub zespołem), na których wspólnie stworzą swoją piosenkę lub klip!

Kto może się zgłosić na szkolenie? Grupa minimum 3 osób uczących w określonej szkole /placówce edukacyjnej w Warszawie lub okolicach, która ma pod swoją opieką uczennice /uczniów mieszczących się w przedziale wiekowym 12 -17. Będziemy potrzebowały zgody na udział szkoły /placówki edukacyjnej wyrażonego przez dyrektora / dyrektorkę instytucji.

Warsztaty planowane są na 16 lutego (sobota) oraz 2 marca (sobota) 2019 roku.

Warsztaty będą odbywac się w Warszawie, dokładne miejsce podamy bliżej terminu. Są bezpłatne.

Aby zapisać się na szkolenie lub dopytać  o szczegóły zapraszamy do kontaktu z koordynatorką  projektu Natalią Skoczylas poprzez e-mail: [email protected]

Rekrutacja trwa do 20 stycznia 2019r. Uwaga! Rekrutacja przedłużona do 31 stycznia 2019r.

 

 

 

Strona główna projektu: http://playitforchange.org/

 

 

LESBIJSKA INSPIRA. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej.

Agnieszka Małgowska: Dziś mija rok od publikacji pierwszego wywiadu naszego cyklu. Po ogłoszeniu Manifestu i publikacji rozmowy komentującej wydarzenia, które do tego Manifestu nas sprowokowały, wiedziałyśmy, że na tym nie może się skończyć. I po dwóch miesiącach zdecydowałyśmy, że spóbujemy robić wywiady z kobietami nieheteronormatywnymi. Zdecydowałymśmy i zrealizowałyśmy. Pierwszy wywiad został opublkowany 6 grudnia 2017.  Taki mikołajkowy prezent. [śmiech] Po roku z radością donosimy, że udało nam się przeprowadzić i opublikować 22 rozmowy. Chcemy pocelebrować tę małą rocznicę.

Magdalena Wielgołaska: Jestem wielką fanką celebrowania. Nie jest łatwo realizować przez rok projekt wolontariacki. Zawsze jest tyle okazji, żeby sobie odpuścić. Poza tym życie potrafi nieźle namieszać.

Monika Rak: Dość szybko życie popsuło szyki. W niedługim czasie zmienił się trochę skład Lesbijskiej Inspiry. Agnieszka Frankowska, współinicjatorka tego projektu, z różnych życiowych powodów musiała się wycofać, ale jeszcze udało jej się przygotować wywiad z swoją krajanką. Pozdrawiamy przy okazji, Agnieszkę. Projekt był kontynuowany, a chwilę potem wsparłaś projekt Ty, Maju.

Maja Korzeniewska: I bardzo się z tego cieszę. Pewnie zaczynałbym z Wami, ale był to czas, kiedy umierała moja matka po ciężkiej chorobie.

AM: Znowu życie. To wszystko składa się na sytuację aktywności lesbijskiej w Polsce. Bywa różnie. To, co dzieje się offline, może mieć zasadniczy wpływ na taki projekt. Dlatego też pokusimy się o małe podsumowanie, odsłonimy kulisy inspirowe, także podzielimy się naszymi wrażeniami i refleksjami.

Ja przez ten rok uświadomiłam sobie, że cykl okazał się pewnego rodzaju projektem socjologicznym, dzięki któremu zapisanych zostało kilka lesstorii, które ujrzały światło dzienne. Teraz wreszcie to, co kiedyś pozostawało w sferze prywatnej, stało się częścią publicznej debaty. Cieszy mnie to bardzo.

MR: Właśnie, niemal wszystko, co wybrzmiało w wywiadach, znamy z rozmów imprezowych, dyskusji sistrumowych, etc. Teraz to zostało zapisane. Można to też porównać z historiami bohaterek książki Anny Laszuk ”Dziewczyny, wyjdźcie z szafy!” Zobaczyć, co się zmieniło, co zostało po staremu. To może być interesujące…

MW: Myślę, że siłą wywiadów jest różnorodność. Nasze rozmówczynie były w różnym wieku, z różnych środowisk, z różnymi doświadczeniami i przekonaniami. Doświadczenia życia codziennego, mocne i trudne zmagania z rodziną, czy sobą samą uzupełniła perspektywa naukowa. Niektóre rozmowy są jak fotografie na dużym zbliżeniu, niektóre to foty panoramiczne.

AM: Chciałyśmy rozszerzyć granice wieku rozmówczyń inspirowych. Udało się połowicznie. Nasza najmłodsza rozmówczyni miała 14 lat. Najstarsza – 55 lat. Kobiety nieheteroseksualne 60+  nadal są poszukiwane. Te nieopowiedziane jeszcze historie budzą ciekawość od dawna. Być może nie uda się ich wyrwać z niepamięci i ta dziura w pamięci będzie znacząca. Jak na razie, wspominana książka Anny Laszuk, pozostaje publikacją, w której są portrety starszych kobiet kochających kobiety.

MK: Ostatnio ten skromny zbiór senioralnych lesbijskich opowieści wzbogaciła historia 90-letniej Krystyny, którą spisał Remigiusz Ryziński w „Dziwniejszej historii”.

MR: Niestety, muszę dodać, że wywiad z 55-latką został usunięty. Dostałam maila od syna bohaterki, który pod groźbą sądowych konsekwencji żądał usunięcia wywiadu. Jego zdaniem szkalował dobre imię rodziny. Po konsultacji z bohaterką, która nie miała pojęcia o tym, że wywoła swoim wywiadem taką reakcję, na jej prośbę usunęłyśmy rozmowę ze strony Feminoteki. Postanowiłyśmy jednak zamieścić krótki tekst redakcyjny informujący o sytuacji.

Dla nas było to potwierdzenie jednej z tez Lesbijskiej Inspiry, że kobiety łatwo się nie outują, bo mają wiele powodów, które je powstrzymują. Silna więź z rodziną, obawa przed wykluczeniem czy lęk przed sprawieniem kłopotu swoją orientacją, to częste powody siedzenia w szafie. Ciekawe, że nasza bohaterka zawsze żyła jawnie, a jej syn był świadomy orientacji matki. Jednak fakt, że jej nazwisko pojawiło się obok hasła: Lesbijska Inspira i zaistniało na popularnej witrynie Feminoteki, najwyraźniej zmieniło jego perspektywę.

MK: Dodajmy, że syn jest dorosłym człowiekiem. Dla mnie bolesne w tej sprawie był fakt, że partnerka – pełniąca funkcję drugiej matki – tym samym została wykreślona z tej historii. A także to, że syn pominął naszą rozmówczynię i bezpośrednio skontaktował się z nami.

MW: Ale w sumie zdarzyła się jedna taka sytuacja. Pamiętam, że gdy zaczynałyśmy cykl, nie miałyśmy pewności, ile rozmówczyń uda nam się namówić na wywiady. Na samym początku kobiety/dziewczyny bały się, że jeśli będą mówić to, co naprawdę myślą, narażą się rodzinie, będą mieć problemy w pracy. Albo powiedzą coś, co zepsuje osławioną “dobrą atmosferę” w środowisku LGBTQ+.

Dlatego też bardzo wdzięczna jestem osobom, które zdecydowały się na udzielenie wywiadów jako pierwsze, bo właśnie po tych wywiadach zrobiła się kolejka rozmówczyń. [śmiech] Kolejka, która   nadal jest i do której powiększenia zachęcamy.

Miałyśmy też takie sytuacje, że dwie osoby, które zapraszałyśmy do wywiadów na samym początku cyklu, odmówiły udziału w projekcie, a po kilku miesiącach, kiedy zobaczyły jakich kształtów nabrały nasze działania, zgodziły się na rozmowy. Świetnie, że zmieniły zdanie.

AM: To też chyba dowód na to, jak bardzo potrzebne są działania, które nas jednoczą. Jak się zarażamy wzajemnie – odwagą.

MR: Dla mnie zaskakująca była „rekrutacja” rozmówczyń. [śmiech] Czasem taka rozmowa to był przypadek. Choć może zrobiłam się uważniejsza. Byłam jak łowczyni, bo każde spotkanie z kobietą nieheteronormatywną mogło skończyć się propozycją wywiadu do Inspiry. Wystarczyło zapytać o zgodę. W sumie tylko jedna osoba mi odmówiła. Co ciekawe – kobieta przez nas upragniona. Seniorka 60+.

AM: Ale podkreślmy: dla nas naprawdę każda osoba była interesująca. Nie było żadnej selekcji, która jest okropnym, protekcjonalnym zwyczajem. Bo jak oceniać „atrakcyjność” doświadczenia? Szczególnie, gdy tak mała grupa dziewczyn/kobiet wypowiada się publicznie.

Naszym celem było przede wszystkim wsłuchiwanie się w opowieści naszych rozmówczyń. Nie było też żadnej cenzury wypowiedzi. Choć zdarzały się momenty, kiedy trudno nam było zgodzić się z interlokutorkami. [śmiech] Ale dzięki temu rzeczywistość nie została zafałszowana ani sformatowana.

MK: Dotyczy to też kwestii redakcji i korekty rozmów. Zależało nam na zachowaniu różnorodności i specyfiki językowej rozmówczyń, nie wygładzałyśmy rozmów. I ostatecznie o wszystkim decydowaly rozmówczynie. Warto podkreślić, że wywiady prowadzone były w formie rozmowy, wymiany myśli. Punktem wyjścia był Manifest, ale w którą stronę podążyła rozmowa zależało od rozmówczyń, od tego, co w danym momencie ich życia było ważne i jakimi doświadczeniami chcą się podzielić.

MW: Myślę, że dzięki tej luźnej formule rozmowy były dla mnie bardzo rozwijające. Wiele się nauczyłam i zweryfikowałam swoje przekonania, którymi żyję na co dzień. Na pewno zmieniłam swoje podejście do kwestii coming outu.

AM: Coming out zawsze wyskakuje znienacka. [śmiech] Musimy się z tym zmierzyć, bo temat okazał się lajtmotywem cyklu. Do dzieła!

MW: Pojawił się już w drugim wywiadzie. To była rozmowa z anonimową lesbijką, która opowiadała o swoim doświadczeniu coming outu jako czymś, czego świadomie nie chce i nie musi robić. W jej odczuciu nie jesteśmy, jako spoleczność, właściwie przygotowani na coming out, że istnieje presja coming outu i że traktujemy coming out jako rozwiązanie dla wszystkich. Tymczasem jesteśmy różne i różni, i pochodzimy z różnych środowisk. Bohaterka w swojej herstorii wzięła pod uwagę możliwości poznawcze rodziny i zdecydowała się nie outować. Jest szczęśliwa i żyje w zgodzie ze swoją decyzją. Twierdzi, że jej coming out to nie byłby tylko jej proces, ale także trudny proces dla całej rodziny, która nie jest na to gotowa.

Po publikacji zaczęło się. Przestałam się dziwić, że wywiadu udzieliła anonimowo, bo rozmowa okazała sią jedyną rozmową, która spotkała się z hejtem. Pojawiło się grono osób, które chciały “uleczyć” naszą rozmówczynię. Pokazać jej właściwą drogę, nawrócić. Zobaczyłam, że spora część środowiska ma ideologiczne podejście do sprawy. Albo coming out, albo żyjesz w kłamstwie. Czarne albo białe, nie ma miejsca na osobiste refleksje, potrzeby i możliwości. Jest szablon: wszyscy wychodzimy z szafy, a Ci co nie chcą, to po prostu się boją i trzeba ich nieustająco zachęcać i wyleczyć z “szafizmu”. Nie było   myślenia, że niektórzy świadomie i szczęśliwie w tej szafie mają prawo sobie żyć.

MK: I dlatego to jest temat, który ponownie warto przerobić w całej społeczności LGBTQ+. Coming out nie jest rozwiązaniem dla wszystkich i wszystkiego nie rozwiązuje, wbrew powszechnie panującemu mitowi.

AM: Mam wrażenie, że paradoksalnie zawieszenie przymusu autowania zwiększyła gotowość do rozmów zupełnie nieznanych nam dziewczyn. Dostawałyśmy też maile z prośbą o wsparcie w decyzji anty-comingoutowania. To było zaskakujące, ale uświadomiło mi, że osoby niewyautowane podlegają podwójnej presji. To może być paraliżujące. A czasem wystarczy porozmawiać.

MR: Znamy to z naszych działań artaktywistycznych. Teraz też jedna z rozmówczyń udzielała wywiadu anonimowo, a po autoryzacji zdecydowała się podpisać swój wywiad.

AM: Trzeba też powiedzieć, że zdarzyło się nam dwukrotnie, że bohaterki zgodziły się dać wywiad imiennie, ale po autoryzacji wycofały zgodę, ale nie wycofały wywiadu. W rozmowach padały czasem wyznania, które były dla nich zbyt intymne, delikatne. Tym bardziej jesteśmy im wdzięczne, że podzieliły się swoim doświadczeniem.

MK: Skupiłabym się więc na tym, co w tych wyznaniach lesbijek zwróciło Waszą uwagę. Co Was zaskoczyło? Zastanowiło? Dotknęło? Poruszyło? Wkurzyło?

MW: Poruszają mnie informacje zwrotne od czytelniczek, które w publikowanych wywiadach widziały odbicie własnej herstorii i dostawały odpowiedzi na pytania, które sobie zadawały, a nie wiedziały, gdzie uzyskać odpowiedź. Porusza mnie fakt, że gdy odkrywamy w sobie coś, co wydaje nam się “dziwne” albo “inne”, często mamy wrażenie, że tylko my tak mamy. Skoro nie słyszę o jakiejś kwestii w najbliższym kręgu znajomych albo w mediach, nie odnajduję tego w literaturze, to widocznie tylko ja mam problem.

MK: Tu warto podkreślić, że jeszcze wiele kobiet nie ma odwagi mówić o swoich doświadczeniach otwarcie. Tworzą swoje mikroświaty, ale w poczuciu, że to jednak nie jest tak do końca w porządku… Często dopiero tworząc udany związek kobiety* mają siłę, by wspólnie zawalczyć o siebie i zacząć działać na rzecz zmian. A wsparcie niekoniecznie znajdują w społeczności LGBTQ+, lecz w świecie osób otwartych na różnorodność, z feministycznym zacięciem – niezależnie od orientacji.

AM: Mała dygresja tandemowa. [śmiech] Zwróćcie uwagę, że trzykrotnie rozmówczyniami były tandemy. Dwie pary, które są aktywne lesbijsko* w internetowej przestrzeni –  Ninusy i Zuch Dziewuchy. Jeden duet matczyno-córczany. Jaką moc daje wsparcie choć jednej osoby!

MR: Mnie zawsze zaskakuje szczerość, z jaką rozmawiamy przy włączonym dyktafonie. Nie ma tematów tabu. Rozmawiamy jak przyjaciółki, choć niekiedy znałyśmy się wyłącznie z mediów społecznościowych, albo w ogóle się nie znałyśmy. Wspólne doświadczenie nas łączyło. My, jako wywiadowczynie, niczego nie podglądamy ciekawskim okiem przez heteroseksualną dziurkę od klucza. My jesteśmy stąd. I nasze rozmówczynie to czują.

MK: Świat naszych rozmówczyń okazał się niezwykle różnorodny. Można się przyjrzeć, jak żyją w Polsce lesbijki* AD 2018, z jakimi borykają się problemami. A to świat odważnych kobiet, mających wolę i siłę walczyć o siebie, żyć wbrew narzuconym normom. Konstruować swój świat na własnych zasadach, często ponosząc duże koszty i spotykając się z niezrozumieniem, także wewnątrz społeczności LGBTQ+.

AM: Mnie zdziwiło, że – jak mantra – powtarzała się w rozmowach potrzeba przestrzeni lesbijskiej*. Dziewczyny pragną bezpiecznego miejsca, w którym mogłybyśmy się spotykać, wymieniać doświadczeniami, tworzyć, pobawić. W czasach, kiedy otrzymanie stałych i niemałych środków na zmaterializowanie takiej potrzeby wydaje się niemożliwe, istnieją sposoby zastępcze. Często taką lesbijską przestrzenią są mieszkania prywatne, zaprzyjaźnione kawiarnie, miejsca prywatne, udostępniane małym grupom do działań twórczych. Ale każdej z nas, zarówno nam prowadzącym rozmowy, jak i rozmówczyniom – marzy się Lesbijki* Dom Kultury z prawdziwego zdarzenia. Bez problemu udźwignęłybyśmy prowadzenie takiej instytucji kultury.

MK: Potrzeba zaprzecza stereotypowi, że lesbijki tylko siedzą w domu z kotem. [śmiech]

AM: Niektóre jednak siedzą i dyktują “normy lesbijskości” na forach internetowych. Obok budzącego emocje tematu coming outu, który dotyczy całej tęczowej społeczności, jest temat  tzw. “czystości lesbijskiej”. To wraca jak bumerang.

MW: Był wywiad z dziewczyną, która poruszyła tę kwestię. Zebrałam osobiście “srogie baty”, na zamkniętym forum Kobiety Kobietom, jako osoba prowadząca ten wywiad. Również cały projekt został mocno skrytykowany, jako zaburzający pewne “dopuszczalne granice lesbijskości”. Pojawiło się oczywiście pytanie, kto tak naprawdę może używać słowa “lesbijka”? Czy tylko takie kobiety, które nigdy wcześniej nie miały relacji z facetami? Bohaterka zmierzyła się z tym, że przez takie osoby była wpychana w biseksualność (przy okazji dochodziło do stygmatyzacji biseksualności) i jakaś określona grupa kobiet uznawała, że akurat ona, mająca wcześniej relacje z mężczyznami, nie ma prawa do słowa “lesbijka”. W trakcie wywiadu dziewczyna dała sobie do tego prawo, a później rozkwitła. Natomiast my dostałyśmy wiadomość: “pozdrowienia dla was – hetero kurwy”. To mocne i …

AM: … absurdalne. Pamiętam, że musiałyśmy – prawdę powiedziawszy – zastanowić się nad logiką tego wpisu. [śmiech] Teraz to mnie bawi!

MR: Nie ma problemu, gdy się radykalnie identyfikujemy jako „złote lesbijki”, ale eliminowanie innych opcji psychoseksualnych tożsamości to dyskryminacja. Zresztą z naszego doświadczenia wynika, że te radykalne lesbijki nie są specjalnie zainteresowane działaniami, często są roszczeniowe. Sama jestem lesbijką w 100%, jeżeli można w procentach liczyć lesbijskość w lesbijskości [śmiech] i takich jak ja – esencjonalnych lesbijek –   bardzo mało spotykam w działaniu. Ale na imprezach już tak. [śmiech]

MW: To bardzo intrygujący mnie przypadek pokazujący pewnego rodzaju radykalizację i   homonormę, które prowadzi do tego, że tęczowy świat próbuje replikować świat heteronormatywny.

AM: Co w tym przypadku oznacza unifikujący, a dziś już nie uciekniemy przed różnorodnością. Zobaczcie jak w Lesbijskiej Inspirze zadomowiła się – zapożyczona od zeszłorocznej konferencji EL*C – włączająca gwiazdka. Naszymi rozmówczyniami były m.in. panseksualistka, oryginalnie nieheteroseksualna, transkobieta, biseksualistki, lesbijka bez heteroprzeszłości, lesbijska z heteroprzeszłością. Nie ma co się oszukiwać, odcieni tożsamości psychoseksualnych jest wiele i wciąż się pojawiają nowe. I nie są tylko konstruktami teoretycznymi. Ucieleśniły się.

MR: Nie wiem, czy nie powinnyśmy dorzucić gwiazdki do logo Lesbijskiej* Inspiry.

MK: To bardzo interesujący wątek. Dla mnie w ogóle ta potrzeba nazwania się, dookreślenia była bardzo ciekawa. Z jednej strony odchodzi się od starych etykietek – lesbijka zdaje się być passe [śmiech], z drugiej szuka się nowych, zmienia się, gdy w pełni nie oddają istoty. Z jednej – otwartość na płynność, z drugiej – chęć doprecyzowania.

AM: Nie da się tego uporządkować i okiełznać. To jeden z oczywistych wniosków z rozmów.

MR: Istotne jest także to, że Lesbijska Inspira nie pozostała projektem wewnątrz tęczowym. Już postarałyśmy się o to, żeby nie było o nas zbyt cicho! [śmiech] Przede wszystkim jednak myślę, że wiele zawdzięczamy faktowi, że gościmy na stronie Feminoteki. Poza tym było trochę okazji, by opowiedzieć o projekcie.

MW: Ja wspomnę Kobiece Utopie. Było to dla nas ważne wydarzenie. Wzięłyśmy udział w sesji pod znanym nam już tytułem: mniejszość w mniejszości. Na naszym panelu nie było szalonych tłumów, ale później okazało się, że o naszym projekcie mówiono w sześciu innych wystąpieniach na innych panelach, odnosząc się do Inspiry jako do źródła wiedzy o życiu współczesnych lesbijek mieszkających w Polsce. Celowo też piszemy w taki sposób, bo bohaterki naszych wywiadów to nie tylko osoby z polskim obywatelstwem. Rozmawiałyśmy z Ukrainką i Amerykanką. Cieszy, że jest zapotrzebowanie na takie treści i że przyciągają uwagę nie tylko kobiet nieheteronormatywnych szukających lustra dla własnych przeżyć, ale także innych osób, zwyczajnie zainteresowanych odmiennością lesbijskiego doświadczenia.

AM: Krakowska konferencja na 100-lecie uzyskania praw wyborczych przez kobiety w Polsce to było przyjemne doświadczenie, ale już X Kongres Kobiet w Łodzi wspominamy gorzej. Choć wszystkie panele Centrum LGBTQ+ dotyczyły kobiet nieheteronormatywnych, to unaoczniła się – po raz kolejny – różnica między neoliberalnymi, mainstreamowymi kobietami nieheteronormatywnymi a tzw. radykalnymi, czyli tymi, które otwarcie w publicznej przestrzeni zastanawiają się nad swoją orientacją/tożsamością.

MK: Bardziej szczegółowo pisałyście o tym  – wraz z innymi uczestniczkami – w relacji z Kongresu.

MR: Musiałyśmy to opisać, bo trzeba przyznać – było gorąco. Nawet wrzało. Konflikt poprzedzający Manifest Lesbijskiej Inspiry został nazwany „awanturą” albo „wojenką”. Nie było łatwo uświadomić sobie, że desant na patriarchalną agorę, który postulowała prof. Ewa Graczyk, mogą robić kobiety, ale kobiety nieheterormatywne już niekoniecznie. Na pewno desantu nie wolno robić na Kongresie Kobiet, gdzie wobec lesbijek* stosuje się patriarchalne kryteria. Lesbijkę trzeba wziąć w cudzysłów, jak to robi Renata Lis w swojej książce „Lesbos”. Albo sugerować, że lesbijki muszą pracować na 300% bez finansowego wsparcia, bo z pewnością za mało się starają, jak zasugerowała prof. Monika Płatek. Przyznam, że przyjęłam to wszystko ze zdziwieniem.

AM: I znowu, jak mówiłaś wcześniej w przypadku „złotych lesbijek”, nie chodzi o to, żebyśmy się wszystkie zgadzały, ale dyskryminowanie czy dyskredytowanie innych perspektyw, w tym przypadku przez bycie „ponad” to paternalizm.

MW: Ja dodam, że paradoks polega na tym, że ta „awantura” podbiła nasz lesbijski zbiorowy głos, stał się bardziej widoczny i buntowniczy.

AM: Bardziej widoczny, czy na pewno? Czy możemy uznać, że rok 2018 w Polsce był rokiem lesbijek*?

MR: Aż tak? [śmiech] Spróbujmy się zastanowić.

MW: Dla mnie ten rok był bardzo ciekawy z wielu względów. Mogłyśmy razem zaobserwować pewien zbiorowy proces, robiąc wywiady do Lesbijskiej Inspiry i do AAAkulturalnika w projekcie A Kultura LGBTQ+ nie poczeka!, tworząc wydarzenia w ramach projektu Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej*.  Nastąpiło jakieś usiostrzenienie. Miałyśmy kontakt z wieloma kobietami niehetero, które poczuły moc siostrzeństwa i otworzyły się. Albo opowiedziały o sobie głośno, albo zaczęły się rozwijać i bardziej eksplorować swoją tożsamość.

MK: W przypadku Inspiry mam nadzieję, że to dopiero początek. Pamiętacie, że na starcie miałyśmy obawy, że rozmowy szybko staną się powtarzalne? A w efekcie czekałam na każdy wywiad z ciekawością, czego nowego się dowiem, z czym się będę musiała zmierzyć, by zrozumieć odmienny punkt widzenia. Mam przeświadczenie, że świat kobiet nieheteronormatywnych dopiero zaczyna się otwierać.

MR: Powoli się rozkręcamy. Jeszcze przed nami Rok Lesbijek. Ale bardzo się cieszę, że coraz więcej kobiet rozumie potrzebę rozwoju swojej tożsamości, że zaczyna widzieć w tym wartość.

AM: Mam poczucie, że lesbijski był i rok 2017, i rok 2018 w Polsce. Rzućmy okiem na listę wydarzeń artystycznych. W mainstreamie i na offie. Wydana została książka Renaty Lis „Lesbos”, na ekrany wszedł film „Nina” Olgi Chajdas/Marty Konarzewskiej.  W teatrze mogłyśmy/możemy zobaczyć spektakl „O mężnym Pietrku i sierotce Marysi. Bajka dla dorosłych” Jolanty Janiczak/Wiktora Rubina, spektakl „Szelest” Laboratorium Ma(g)daleny Anny w formule Teatru Forum, „Gertruda Stein & Alicja B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet” Damskiego Tandemu Twórczego. Powstało stowarzyszenie Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* i dzięki współpracy ze Stołem Powszechnym kultura lesbijska jest na stałe obecna w przestrzeni publicznej. Wszystkie panele Centrum LGBTQ+ podczas Kongresu Kobiet dotyczyły kobiet nieheteronormatywnych. W cyklu tęczowych wywiadów w internetowej wersji Magazynu Vogue jest więcej dziewczyn. 45 tysięczną Paradę Równości poprowadziła dziewczyna, Julia Maciocha. Girls Power!!!!

MR: Chyba nigdy tak nie było.,.

MK: Dlatego nie zamykamy cyklu. Będziemy teraz rzadziej publikować wywiady, za to w trzech wątkach: kontynuujemy rozmowy z kobietami nieheteronormatywnymi mieszkającymi w Polsce, rozmowy z niehetero cudzoziemkami, które opowiedzą o życiu w innych krajach. A trzeci miniwątek to rozmowy z feministami.

MR: Ryzykowne! [śmiech] Ale mamy już upatrzonych chłopaków, których weźmiemy w ogień pytań. Spróbujemy uzupełnić nasz cykl także taką perspektywą. Z ostrożnością! [śmiech]

MK: Jesteśmy też otwarte na inne osoby, które zechcą się podzielić swoimi przemyśleniami, refleksjami o świecie lesbijek* – zapraszamy.

AM: Zatem do zobaczenia w 2019!

MW: Z Lesbijskim* Pozdrowieniem!

Korekta: Maja Korzeniewska

—————————–

Magdalena Wielgołaska  – aktywistka / lesbijka / feministka / współzałożycielka  Stowarzyszenia na rzecz Osób LGBT Tolerado  / działaczka na rzecz poszerzania wiedzy na temat leczniczego działania konopi / zaangażowana w Kręgi Kobiece i odzyskiwanie wewnętrznej, kobiecej Mocy / wartościami i zawodowo związana z  Partią Zieloni/ założycielka strony Strefa Les*/ współpracowniczka projektu A kultura LGBTQ+ nie poczeka!

Maja Korzeniewska  –  społecznica / kulturoznawczyni (UŁ) /filmoznawczyni / koordynatorka / imagistyczka projektów społeczno-kulturowych / barmanka /opiekunka Pimka-aktywisty.

Damski Tandem Twórczy (Agnieszka Małgowska & Monika Rak)
Działa od 2009 roku. Współtworzy_ł projekty: Kobieta Nieheteronormatywna (cykl debat i audycji radiowych, 2014- 2016) / O’LESS Festiwal (2012-2014) / DKF Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną (cykl spotkań, 2012-2015) / A kultura LGBTQ+ nie poczeka (projekt archiwistyczny, od 2017) / O teatrze lesbijskim w Polsce (cykl teatrologiczny, od 2012) / Lesbijska Inspira (cykl wywiadów od 2017) / Portret lesbijek we wnętrzu, Niesubordynowane czytanie sztuki Jolanty Janiczak (czytanie dramatów) / Orlando.Pułapka? Sen, Fotel w skarpetkach, 33 Sztuka, RetroSeksualni. Drag King Show (spektakle) / Czarodziejski flet, Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet (nanoopery) / L.Poetki (film dokumentalny) / Teatr Dialogu (warsztat i akcja miejska) / Wywrotowa komórka lesbijska, Epizody, wątki, sugestie lesbijskie w kinie polskim (wykłady) / Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* (stowarzyszenie, 2017).

Agnieszka Małgowska –  lesbijka / feministka / artaktywistka / reżyserka / trenerka teatralna / scenarzystka.
Monika Rak  – lesbijka / feministka / artaktywistka / aktorka / dramatopisarka / filmowczyni / graficzka.

————————————-

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka
,
I.  Manifest
1.  Manifest. Instant. 
2.  Rozmowa. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
3.  Podsumowanie. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej
.
II. Rozmowy wokół manifestu
1.   Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.   Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką 
3.   Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.   Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.   Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.   Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.   Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk
8.   Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdą Próchniak
9.   Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normala rodzina. Rozmowa z  Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.  Co Ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą.
15.  Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.   Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmowa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze politycznaRozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26.Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
3. Niemcy. Lesbijski projekt mieszkalny. Rozmowa z Yagner Anderson

.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim

.
.V.  EL*C. Wieden 2017
1.  Magdalena WielgołaskaOdzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2. Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3. Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4. 
Agnieszka Małgowska. Peformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
6.  Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.
.
VI. EL*C. Kijów 2019.
1.  Monika Rak. L*Geniusza na Ukrainie.
2. Magdalena Wielgołaska. Lesbianizacja przestrzeni.
.
BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej
 
——————————-————
 
Aktualne wiadomości na temat projektu Lesbijska Inspira znajdziesz na:
Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!
 

LESBIJSKA INSPIRA | Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla

AM: Nasze spotkanie jest wynikiem szczęśliwego zbiegu okoliczności. Cieszy nas, że możemy porozmawiać z mamą i córką w jednym wywiadzie. Jesteśmy Wam bardzo wdzięczne, że zgodziłyście się na tę rozmowę.

MB: Chcemy jednak pozostać anonimowe.

AM: Oczywiście. Brak presji autowania w jakiejkolwiek formie to ważny punkt naszego Manifestu, który jest impulsem tego cyklu.

MR: Zacznę od tego, że budującyjest dla mnie fakt, że taka młoda dziewczyna jak Ty, Shaillo, ma świadomość swojej orientacji. Ja się połapałam, że jestem lesbijką, gdy miałam 24 lata. Wprawdzie znam dziewczyny, które mówiły, że wiedziały o swojej nieheteroseksualności już w przedszkolu, ale jestem ciekawa, jak to jest z dzisiejszymi 14-latkami.

Shailla: U mnie było tak. Miałam w podstawówce dwóch chłopaków. Jeden jakoś zniknął. Drugi był fajny, ale to było chwilowe zauroczenie, więc zerwałam. Miałam też koleżankę i w pewnym momencie stwierdziłam, że chyba coś między nami mogłoby się zdarzyć. Spytałam ją.

AM: O co zapytałaś?

S: Nie do końca pamiętam, jak to poszło… to było dawno temu, chyba 5-6 klasa. W każdym razie w pewnym momencie byłyśmy razem. Nikomu o tym nie mówiłyśmy. Było trzymanie się za ręce, były spojrzenia. Po jakimś czasie stwierdziłam, że jednak to nie ta osoba. Potem wróciłam do chłopaka, ale to się też skończyło, nie pamiętam dlaczego.

MB: Szkołę zmieniłaś.

S: Tak, poszłam do gimnazjum. Jak zmieniłam szkołę, to już nam nie było po drodze. I jakoś tak rok temu weszłam na platformę Wattpad i tu poznałam dziewczynę, z którą byłyśmy w internetowym związku.

AM: OOO, zaczynają się rzeczy, o których nie mamy pojęcia.[śmiech] Zatem co to jest Wattpad?

S: Platforma od fanów do fanów. Można tu pisać i czytać wszystko, co się chce. Jedną z lepszych funkcji Wattpada jest Role Play, czyli ktoś zaczyna opowieść i zaprasza innych do współpracy.

MB: Wspólnie piszecie książki.

S: Tak. Ktoś wybiera temat, robi tak zwane tło i piszemy, co chcemy. Jest formularz, który trzeba wypełnić, żeby zrobić jak najlepszy portret postaci. A ja znalazłam taki mega fajny Role Play, który trwał jakieś pół roku, długo, jak na to miejsce. Była nas chyba z dziesiątka i pisaliśmy na potęgę. I pewnego dnia dołączyła dziewczyna pod nikiem Zaginiona Wilczyca. Kilka miesięcy później zaczęłyśmy pisać na Snapchacie i zauroczyłam się. Do Zaginionej Wilczycy poczułam coś szczególnego. Przez to pisanie nabrałam pewności siebie i postanowiłam jej powiedzieć o swoim uczuciu i spytać, czy nie byłaby moją dziewczyną…

MR: Krótka piłka. Takiego sposobu na podryw jeszcze nie znałam. [śmiech] Ja kupowałam pisemko z ogłoszeniami w kiosku w innej dzielnicy, w czarnych okularach. Przeskok kwantowy. Ale poważnie. Jak potoczyła się historia?

S:. Odpowiedziała mi, że nie potrafi określić swoich uczuć, ale myślę, że raczej nie chciała mnie urazić. Relacja się rozluźniła, choć obie nie chciałyśmy tracić ze sobą kontaktu. Analizowałam dwie opcje: brnąć dalej lub odpuścić. Wilczyca mieszkała daleko na północy Polski, nigdy się nie widziałyśmy. Stwierdziłam w końcu, że to fajna przyjaciółka, ale nie dziewczyna. To było w sumie chwilowe zauroczenie.

MB:  Raczej zakochanie. Pamiętam, że było dużo emocji.

S: Może. Ogólnie mam problem z odróżnieniem zauroczenia od bliskiej przyjaźni.

MR:  A masz wrażenie, że istnieje coś takiego jak lesbijski radar? Takie wyczucie, kto jest a kto nie jest nieheteroseksualny?

S: Ja nie mam wyczucia, mają je moi przyjaciele, ona jest biseksualna, a on jest transchłopakiem.  Ostatecznie do wniosku, że interesują mnie dziewczyny, doszłam przez udział w Role Play. Tworzyłam tam wiele postaci, jedną z nich była homoseksualna Lara i miała dziewczynę Redret, którą stworzyła inna uczestniczka gry. Te postacie były takie urocze. [śmiech]

MR: Czyli Twoja świadomość tożsamości psychoseksualnej ujawniła się przez pisanie w tej interaktywnej formule? Dzięki procesowi twórczemu, tak?

S: Tak, dzięki Role Play’om odnalazłam siebie i swój charakter w ogóle, który próbowałam zmienić, ale się nie udało. Stworzyłam na przykład chłopaka zamkniętego w sobie, małomównego, a i tak się okazało, że jak ja lubi mówić i jest otwarty!

AM: My to nazywamy performatywnym badaniem osobowości. Miód na moje serce.

MR: Czy jest możliwość, żeby osoba z zewnątrz mogła zobaczyć efekty roleplayowego zbiorowego pisania? Czy powstaje plik, który zbiera opowieść w uporządkowaną całość? Z chęcią poczytałabym historie z lesbijskimi postaciami.

S: Nie ma takiego pliku. Uczestnicy takiego jednego Role Play’a jest tak dużo, że trudno byłoby to zebrać. Był taki temat, pod którym pojawiło się ponad 10 tysięcy komentarzy.

AM: W jakim wieku są użytkowniczki_cy Wattpada?

S: Wattpad jest od 13 lat, ale wiem, że są tu 12-latki, a nawet młodsi. Widać to po stylu pisania, składni i ortografii. [śmiech]

AM: Mam poczucie, jakbym zanurkowała w nieznanych mi głębinach. Czy Ciebie kształtują inne media, na przykład filmy, seriale?

S: Raczej nie. Ja przede wszystkim czytam. Na Wattpadzie jest pełno książek, także lesbijskich.

AM: Ale to są już książki wydane? Czy ludzie wrzucają tylko swoje teksty?

S: Swoje teksty. Autorskie. W większości to nie są dobre książki, bardzo schematyczne. Trzeba pogrzebać, żeby znaleźć coś interesującego. Lubię, gdy powieści o lesbijkach pisane są przez osoby, które znają się na temacie, gdy skupiają sie na relacji, a nie każą dziewczynom uprawiać seks po kilku dniach znajomości. Ciężko się czyta, gdy co chwila bohaterki idą do łóżka.

MR: Ale takie tempo nie jest obce lesbijkom. [śmiech] Rozumiem, że Ciebie interesują relacje między dziewczynami?

S: Szukałam romansów. W nich jest wszystko, czego potrzebuję.

AM: A kto pisze te lesstorie? Czy to są fantazje chłopców czy fantazje/obserwacje/ doświadczenia dziewczyn?

S: Piszą dziewczyny. W ogólne na Wattpadzie są prawie same dziewczyny. Znam może kilku chłopaków. Myślę, że teraz coraz więcej kobiet pisze, choć nie zawsze to publikują, bo boją się, że zostaną wyśmiane. Na podstawie Wattpada myślę, że kiedyś rządzili mężczyźni, a teraz rządzą kobiety.

MR: Jeszcze tak nie jest, ale cieszę się, że masz takie wrażenie. Może dożyjesz takich czasów, kiedy tak będzie. Bardzo Ci tego życzę.

AM:  A czy nie jest tak, że wewnątrz Wattpada są różne grupy, a Ty trafiłaś do dziewczyńskiej?

S: Możliwe, aczkolwiek nie sądzę, bo większość osób, które znam są dziewczynami, a znam ich już ponad sto.

MR: A Ciebie, MB, nigdy nie zdziwiło, że Shailla nie fascynuje się jakimś młodzianem z wąsem. [śmiech]. Nie widzę napięcia między Wami w tej sprawie, ale nie wiem, czy zawsze tak było, czy to może wynik dłuższego procesu?

MB: Nie byłam zdziwiona. Znam trochę ludzi z tęczowej społeczności. Poza tym już przerabiałam temat ze starszą córka, która też miała wahnięcia tożsamościowe. Zaczęło się od tego, że pojechałyśmy we trzy na Ulicę Siostrzaną, tam poczuła energię kobiecą i pod jej wpływem określiła się jako osoba nieheteroseksualna. Wyznała to koleżance i w szkole miała ogromne nieprzyjemności. Została wyrzucona poza nawias klasy. W końcu okazało się, że córka jednak wybrała heteroseksualność.

AM: Rozumiem, że to był moment, który zdarza się młodym ludziom, a nie wynik presji społecznej i odrzucenia?

MB:  Tak, wyłącznie, to była decyzja córki, wynikająca z jej dojrzewania, przemyśleń, po prostu życia. Z Shaillą było inaczej. Jej zainteresowanie nieheteroseksulnością zauważyłam podczas naszych rozmów o Wattpadzie. Długo nie zadałam pytania, czy jest zadeklarowaną lesbijką. Raczej obserwowałam. Utwierdziłam się dopiero, gdy podczas jakiejś uroczystości rodzinnej zaczęła shipować dwie dziewczyny z serialu.

AM: Aaa … wyjaśnijcie mi, proszę, co znaczy „shipować”?

MB: Też długo nie mogłam tego pojąć. Córki mówiły, że jestem z XX wieku. [śmiech]

MR: A jeszcze niedawno wiek XX  był synonimem nowoczesności. [śmiech]

MB:  A shipowanie jest wtedy, kiedy uważasz, że jakieś dwie osoby dobrze razem wyglądają, pasują do siebie i sądzisz, że byłyby idealną parą.

AM: Przyswojone. Wróćmy do historii Shailli.

MB:  Od dawna chodziłam na Paradę Równości sama albo ze starszą córka, a w tym roku Shailla oznajmiała, że idzie z nami i musi kupić flagę. Przy okazji dowiedziałam się, że jest flaga lesbijska.

MR: Wielkie dzięki Shaillo, że pomyślałaś o fladze lesbijskiej. Już tak przyzwyczajono nas do flagi tęczowej, że zapominamy o innych. A warto mieć swoje symbole.

MB: Właśnie wtedy w rozmowie z Shaillą zadałam pytanie, jak się określa. Padła wówczas jasna deklaracja. Choć w różnych rozmowach ze znajomymi słyszymy, że to niepewne, że młody wiek, że to przejdzie.

AM: To jedna z klasycznych, negujących mantr homofobicznych.

MB: Gdy Shailla mi wyznała, że jest lesbijką, bardzo się ucieszyłam. To najbliższa mi lesbijka.

S: Ale ja chyba Tobie tak wprost tego nie powiedziałam. Nie pamiętam dokładne, choć na pewno łatwo mi było porozmawiać z mamą na ten temat, bo ma tęczowych znajomych, więc to zrozumie. Wprost powiedziałam mojemu bratu przyrodniemu. Dalszej rodzinie nie mówię, bo słyszałam, jak obrażają gejów, choć orientacja nie powinna być powodem takich obraźliwych słów.

MR: Boisz się takich słów?

S: Nie boję się, ale nie chcę, żeby moja orientacja popsuła relacje w naszej  rodzinie, nie mówię tu o mamie i siostrze, o reszcie rodziny. A gdy zastanawiam się, czego się boję, to w sumie nie mam pomysłu. Kiedyś bałam się pająków.

MR: Mówiłaś komuś w szkole?

S:  Powiedziałam o tym mojemu przyjacielowi i kilku koleżankom. Ale wyznaję zasadę, że jak mnie ktoś nie zapyta, to nie mówię, jak nie mam poczucia, że musi wiedzieć. W sumie mam luz.

AM:  Obie macie luz, ale ciekawią mnie źródła tego luzu. Już wspomniałyście, że macie kontakt ze społecznością tęczową i feministyczną. A coś jeszcze?

MB:  Ja przede wszystkim mam dużą wrażliwość i uważność na osoby należące do mniejszości i wciągałam moje córki do moich światów. Tak wszystkie znalazłyśmy się – jak już mówiłam – na obozie feministycznym Ulica Siostrzana. Najpierw wzięłyśmy udział, potem współorganizowałam wydarzenia przeznaczone dla dzieci. Dzięki temu poznałam kilka feministek.

Znam osoby homoseksualne, mam – jak stereotypowa „każda heteroseksualna kobieta” – przyjaciela geja. Od lat chodzę na Parady Równości. I przy tej okazji muszę powiedzieć o czymś, co dotyka mnie jako kobietę. Zauważyłam, że tęczową społeczność reprezentują geje, a nie lesbijki. Jakby nie było ich problemów. Mam niezgodę na taką niesprawiedliwość, jak na każdą inną.

MR: Nasza bolączka. Stąd między innymi Lesbijska Inspira i ten wywiad.

AM: A masz nieheteroseksualne przyjaciółki? Takie przyjaźnie dla niektórych kobiet są niebezpieczne, rzucają stygmatyzujący cień.

MB: Mam dwie bliskie mi kobiety, które poznałam jako osoby hetero, a które w trakcie naszej wieloletniej przyjaźni związały się z kobietami. Dziewczyny moich przyjaciółek mają takie samo imię jak ja. Zdziwiło mnie to, jak się dowiedziałam, pomyślałam, że to ja mogłabym być ich dziewczyną.[śmiech]

Nasza relacja jest szczególna, to coś więcej niż przyjaźń czy związek erotyczny. Mam inne przyjaciółki, ale te dwie dziewczyny to naprawdę coś wyjątkowego. Dla mnie to siostrzeństwo. Tu nie ma żadnych uwarunkowań, tego się nie buduje, to po prostu jest. Taki związek dusz.

AM: Udało nam się uniknąć idiomu „bratnie dusze”.  Jest siostrzeństwo, które pojawia się już któryś raz w tej rozmowie. To pojęcie, może utopijne, ale niesie ideę kobiecej solidarność i bliskości. Bywa też podłożem lesbijskich relacji. Tak to widzisz?

MB:  Ja wyraźnie oddzielam relacje, które nazwałabym lesbijskimi od siostrzeństwa. Pamiętam pewną relację ze studiów, właśnie lesbijską, ale wtedy nie bardzo wiedziałam, co się ze mną dzieje. Zakochałam się w profesorce prowadzącej ćwiczenia. Do tego stopnia, że chodziłam do niej na dodatkowe, indywidualne spotkania, tylko po to, by móc na nią patrzeć. W ogólne nie wiedziałam, co ona mówi. Patrzyłam. Była przepiękną kobietą. Nie umiałam sobie z tym poradzić. Było to bardzo silne uczucie. Jakoś zracjonalizowałam sytuację. Potem miałam podobne fascynacje w życiu. Ale żadna z nich nie wywołuje takich stanów, jak ta moja nauczycielka.

MR: Klasyczna fascynacja kobieco-kobieca. Ktosia nie kochała sie w nauczycielce [śmiech]

MB:  Pamiętam też relację z koleżanką z podstawówki. Ona zainicjowała jakaś fizyczną bliskość. Ja kompletnie nie rozumiałam, czym jest taka relacja.
Kiedy więc zbieram moje doświadczenia z kobietami, takie różne, nie mogę dziwić się orientacji mojej córki. Nie mogę tego nie akceptować. To jest jej droga. Mogę ją tylko wspierać, wyposażać ją w narzędzia, które pozwolą jej jak najłatwiej przejść przez życie. Przynajmniej w tej kwestii, bo w innych sferach niemało ze mną przeszły moje córki. Napatrzyły się na moje niełatwe relacje z mężczyznami.

S: Muszę przyznać, że bolały mnie Twoje relacje z mężczyznami, starałyśmy się z siostrą pomagać Ci i wspierać. Te relacje też sprawiły, że zaczęłam się zastawiać nad innymi możliwościami. Myślałam nad tym, czy nie być starą panną z milionem kotów albo czy nie spróbować z dziewczyną? To była najpierw pojedyncza myśl, potem się rozrastała przez rozmowy z przyjaciółmi, przede wszystkim przez aktywność na Wattpadzie.

MR: Nigdy nie wiadomo, co może być impulsem do refleksji dotyczącej tożsamości psychoseksualnej.

AM: Pozwolę sobie zauważyć, że jesteście fajną babską rodziną. Świetnie się słucha Waszej historii. Girls Power!

S: Tak, jesteśmy nie do ruszenia.

MB: Dokładnie tak. Ja często puszczam w świat myśl: słuchajcie swoich dzieci, one naprawdę widzą. My bywamy ślepe_i.

MR: To doskonała pointa tej rozmowy. Bardzo dziękujemy za tę podwójnie odważną opowieść.

Korekta: Maja Korzeniewska

———————–

MB (ur.1973) – mama, artystka, kreatorka, działająca na rzecz kobiet doświadczających przemocy, na rzecz sprawiedliwości.
Shailla (ur. 2004) – zwykła gimnazjalistka, pisarka, artystka, leniuch totalny, kociara.

Damski Tandem Twórczy (Agnieszka Małgowska & Monika Rak)
Działa od 2009 roku. Współtwórczynie projekty: Kobieta Nieheteronormatywna (cykl debat i audycji radiowych, 2014-2016) / O’LESS Festiwal (2012-2014) / DKF Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną (cykl spotkań, 2012-2015) / O teatrze lesbijskim w Polsce (cykl teatrologiczny, od 2012) / A kultura LGBTQ+ nie poczeka (projekt archiwistyczny, od 2016) / Lesbijska Inspira (cykl wywiadów, od 2017) / Portret lesbijek we wnętrzu, Niesubordynowane czytanie sztuki Jolanty Janiczak (czytanie dramatów) / Orlando.Pułapka? Sen, Fotel w skarpetkach, 33 Sztuka, RetroSeksualni. Drag King Show (spektakle) / Czarodziejski flet, Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet (opery) / L.Poetki (film dokumentalny) / Teatr Dialogu (warsztat i akcja miejska) / Wywrotowa komórka lesbijskaEpizody, watki, sugestie lesbijskie w kinie polskim (wykłady) / Stowarzyszenie Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* (od 2017).

Agnieszka Małgowska – lesbijka / feministka / artaktywistka / reżyserka / trenerka teatralna / scenarzystka.
Monika Rak – lesbijka / feministka / artaktywistka / aktorka / dramatopisarka / filmowczyni / graficzka.

 ———————-—————

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka.

I.   Manifest
1.  Manifest. Instant. 
2.  Rozmowa IOd lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry.
3.  Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II. Rozmowy wokół manifestu
1.   Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.   Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.   Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo

4.   Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.   
Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.   Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.   Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk
8.   Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdą Próchniak
9.   Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz

11.  Dziewczyna i dziewczyna – normala rodzina. Rozmowa z  Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.  Co Ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą.
15.  Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak

III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi

2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová

IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką

2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim

V. EL*C. Wieden 2017
1.  Magdalena WielgołaskaOdzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2. Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3. Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4
Agnieszka Małgowska. Peformansy, czyli witamy w Lesbolandii. 
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
6.  Agnieszka FrankowskaPL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.

LESBIJSKA INSPIRA| Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk

Monika Rak:  Na początek pytanie: jak mamy zwracać się do Ciebie w tej rozmowie? Voyk? Anna Wojkiewicz? Anna Krzysztof Wojkiewicz? A może Anna Maria Wojkiewicz?

AMV: Krzysztofa już nie ma. Może więc Anna Maria Voyk? [śmiech]

AM: Zatem ustalenie imienia na potrzeby tego wywiadu mamy za sobą. [śmiech] Ta mnogość imion jest częścią Twojego życiowego performensu queerowego. Queerowy lub lesbijski temat jest zawsze w tle Twoich aktywności, wiemy to, bo wielokrotnie współpracowałyśmy artystycznie. Mogłybyśmy więc w tej rozmowie skupić się na Twoim tęczowym performowaniu…

AMV: Na aktorstwie też? [śmiech]

AM: Oczywiście, na aktorstwie też, ale to temat na rozmowę do A kultura LGBTQ+ nie poczeka, którą z pewnością z Tobą przeprowadzimy. A tym razem chcemy porozmawiać bardziej osobiście.

AMV: Rozmawiajmy.

MR: Zacznijmy od tego, że nie ukrywasz swojej tożsamości/orientacji seksualnej. Nosisz czasem, prowokacyjnie, pina z napisem kobieta nieheteronormatywna, wprawiając w zakłopotanie część osób, które muszą się z tym zmierzyć.

AMV: Dlaczego miałabym to ukrywać? Chcę, żeby tematyka tęczowa zaistniała w przestrzeni publicznej na co dzień. Chcę, żeby to też było oczywiste w moim życiu osobistym i zawodowym.

To mój wkład w rozwój społeczności LGBTQ. Jedne osoby mówią o tęczowych  sprawach zajmując się sztuką, inne organizując marsze równości, ja działam na różne sposoby. Wcześniej udzielałam się w lesbijskich aktywnościach artystycznych z Wami, prowadziłam warsztaty samorozwojowe, teraz robię to w dziedzinie, która mnie pochłania – w biznesie. Tak niosę tęczowy kaganek oświaty. Wszędzie, gdzie mogę, poświadczam istnienie nieheteronormatywnej perspektywy. To dla mnie ważna sprawa.

AM: Dlatego byłaś też współautorką biznesowo-rozwojowego bloga LGBT in the game.

AMV:  To był pomysł związany z moją trenerską ideą. W tym projekcie dzieliłam się własnym procesem wychodzenia z długów i wiedzą dotyczącą zarządzania finansami. Chciałam, żeby ten projekt zobaczył światło dzienne i żeby powstał kanał komunikacji między mną a światem. Nie miałabym na to czasu w pojedynkę, ale czas znalazła moja ówczesna partnerka (Magda Wielgołaska). Wtedy właśnie powstał blog LGBT in the game, na którym ja pisałam o biznesie i samorozwoju, a Magdalena o sprawach politycznych – partiach, organizacjach. Wszystko kręciło się wokół tęczowych kwestii. Ale projekt nie był skierowany wyłącznie do tęczowej społeczności. Miał raczej podkreślać nasze – moje i partnerki – tęczowe korzenie.

MR: Tego projektu już nie ma, prawda?

AMV: Nie, nie ma relacji – nie ma projektu.

MR: Szkoda, ale to typowa lesbijska sytuacja.

AM: Mniej typowa dla lesbijek jest potrzeba/strategia jawnego bycia osobą nieheteronormatywną. Ty jak – jak już mówiłaś – wybrałaś tę jawność. Zwolenniczkom_kom autowania wydaje się to proste. Dla mnie nie jest, znaczenie mają okoliczności, często złożone. A Ty jak o tym myślisz?

AMV:  Żeby na to pytanie odpowiedzieć, muszę zaznaczyć, że jestem w uprzywilejowanej sytuacji. Ta moja swoboda wynika z tego, że jestem w miarę niezależna. Mieszkam w Warszawie. Mam swój biznes. Inne osoby mają często trudniejsze sytuacje, pozostają w zależnościach zawodowych, rodzinnych.

AM: To ważne. Dobrze, że o tym mówisz.

AMV: U mnie dzieje się to naturalnie. Nie zawsze zaznaczam kim jestem, jeśli nie ma potrzeby, nie robię tego. Ale też nie ukrywam, a w dogodnych okolicznościach podejmuję tęczowe tematy. Miałam w życiu, w biznesie wiele okazji, by mówić o sobie lub reagować na homofobiczne czy patriarchalne wypowiedzi i zachowania. Nie spotkały mnie jakieś spektakularne negatywne sytuacje. Przeprowadziłam natomiast wiele rozmów, skutek pytań o adopcje, o „manifestowanie” orientacji, etc. Niejednokrotnie wiele osób mi dziękowało, że pewnych rzeczy mogli się dowiedzieć, zobaczyć swoje schematy i przemyśleć je. Zwyczajnie wcześniej nie mieli okazji, by się mierzyć z tematem tożsamości płciowej i orientacji seksualnej.

AM: Efekty Twojej uświadamiającej pracy widać na FB. Gdy jakiś czas temu wrzuciłaś na swój profil foty z sistrumowego performensu, w którym pokazałaś swoje męskie i kobiece wcielenie, liczba wspierających wpisów była dla mnie zaskoczeniem. Ale też  widziałam w tym hiperpoprawną postawę akceptującą. Były gratulacje, jakbyś zdobyła szczyt albo wygrała nagrodę.

AMV: Tak. Ludzie do mnie pisali też na priva, że akceptują i mają się z tym dobrze. To ciekawe, że wysyłają swoje zdjęcia, gdy przytulają się z osobą trans lub gdy kolega przytula kolegę. Trochę jakby chcieli zamanifestować światu, a siebie upewnić, że są w porządku wobec mnie i osób LGBTQ. I to jest efekt mojego performensu queerowego. To był też dla wielu głos odważny, na który nie każdą_ego stać.

MR: Może my, tęczowe osoby, też powinnyśmy wysyłać takie foty akceptujące heteroseksualność. To byłby fajny performens. Podobne odwrócenia już były i zawsze uświadamiały absurd takiej sytuacji. Takie zachowanie to pewnie efekt tego, że ludzie nie wiedzą, jak się zachować. Wszystkie_scy jesteśmy ofiarami edukacji, która nas zamyka na inność.

AMV: Dlatego szczególnie mnie cieszy, że przy okazji moich lesbijkich performensów kontaktują się ze mną kobiety. To dla mnie pretekst do feministycznych dyskusji. Dzięki temu mogę porozmawiać z kobietami, którym niewygodnie w patriarchacie, ale zdezorientowane przez system nie mogą się odnaleźć  W ogóle takie „manifestacje” na FB mają znaczenie dla osób, które zmagają się z konserwatywnym światopoglądem otoczenia. Ja pochodzę z małej miejscowości i na moim facebookowym profilu mam sporo znajomych z moich okolic, i taka wiadomość o mojej orientacji robi większy pozytywny zasięg niż widać na pierwszy rzut oka. Zauważyć to można  w wiadomościach na messengerze albo w rozmowach w realu, gdy spotykam znajomych .

MR: To dopiero jest krecia robota w przestrzeni wirtualnej. [śmiech]  A zdarzają Ci się zarzuty, że lansujesz się na swojej orientacji/tożsamości?

AMV:  Zawsze coś można mi zarzucić. Ja w tym, kim jestem, dostrzegam wyjątkowość i siłę. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. [śmiech] Nie rozumiem, dlaczego mam się tym nie cieszyć? Czy mam się też nie wypowiadać, bo jestem inna, bo wydaję się dziwna? Czy nie mogę być sobą, bo odstaję od normy? Wielu osobom nie mieści się to w głowie. To naprawdę absurd!

MR: To, co mówisz, to zdrowa reakcja każdej osoby akceptującej to kim jest. Ale to znowu nie wszystkim jest dane. Jak to jest u Ciebie?

AMV: To nie przyszło samo. Nie dostałam tego w prezencie od rodziców, społeczności, w której się wychowałam. Włożyłam w to dużo pracy. Sporo przeszłam, ale pokonałam swoje demony. Dziś kreuję swój świat i mogę żyć wyautowana. Jeśli ktoś ma problem z tym kim jest, można go zranić. A mnie nikt nie może zranić, wyrzucając mi, że jestem lesbijką.

AM: A jesteś lesbijką?

VAMW: W uproszczeniu tak.

MR: A w nie uproszczeniu? Masz okazję wyjaśnić słowa, że jesteś wyjątkowa. Wytłumacz się z tego. [śmiech]

VAMW: Nie róbcie mi tego…[śmiech]

AM: Przykro nam, ale musimy. [śmiech]

AMV: Ja utożsamiam się ze swoją płcią fizyczną. Ale psychicznie już nic nie jest dla mnie takie oczywiste. Nie chcę być szufladkowana. Dla mnie pytanie: czy jestem kobietą czy mężczyzną jest bez sensu. Tak samo jest z moją orientacją seksualną. W 90-ciu procentach zakochuję się kobietach, ale nie dlatego, że sobie to założyłam. Zakochuję się w osobach, które mają pewien zestaw cech, dlatego mogłabym zakochać się w mężczyźnie, ale jeśli już takiego spotkam, to okazuje się gejem. [śmiech]

AM:  Znowu mówisz o pewnym performensie. Żyjesz, doświadczasz, analizujesz etc. Rozumiem, że na razie w tym osobistym badaniu nie wyszło, że jesteś biseksualna?

AMV:  Jak dotychczas nie, ale za jakiś czas może się jednak okazać, że tak. Szczerze mówiąc ten temat nie zaprząta mi głowy. Dlatego w uproszczeniu mówię o sobie lesbijka. Trudno tłumaczyć ludziom te wszystkie niuanse. Od lat tworzę relacje z kobietami i świadomie nie zamierzam tego zmieniać. Dopuszczam możliwość, że złapię romantyczną energię z mężczyzną. Byle psychicznie był kobiecy.

MR: Są takie przypadki. [śmiech]

AM:  Tylko co znaczy „kobiecy”? Jak definiujesz kobiecość?

AMV: Męskie to dla mnie patriarchalne. Moja relacja nie może być patriarchalna, a taki niepatriarchalny związek mogłam zbudować – jak na razie – tylko z kobietą nieheteronormatywną. Spotkanie podobnego mężczyzny graniczy z cudem. Nawet takich poznałam  – w koopertywach, na skłocie – ale nie zdarzyło się między nami nic romantycznego.

AM: Mówisz, że Twoja płeć fizyczna jest ok, jest czymś czego się trzymasz. Ale Twój wizerunek się zmienia. Kiedyś byłaś bardziej – jak sama mówisz – „chłopakowata”, teraz mówią Ci, że zbabiałeś, świadomie używam męskiej końcówki. Co się stało?                                       

AMV: To jak wyglądamy, jak się czujemy, jest wynikiem naszego wewnętrznego stanu. Wcześniej czułam się jakoś bardziej „męsko”, no może chłopięco, czemu dawałam wyraz przez sposób ubierania się – spodenki, szeleczki, krawacik, krótkie włosy. Także przez zachowanie – byłem takim figo-fago, uwodziłem dziewczyny, te tak zwane “kobiece” i oczywiście imprezowałem.

MR: Tak się działo jakoś do 35 roku życia, prawda? Taka męska młodość. [śmiech]

AMV: Tak. Ale powoli uczyłam się feminizmu, dzięki któremu z czasem zobaczyłam w sobie psychicznego macho, wersję łagodną, bo fizycznie oscylowałam w stronę androgeniczności, ale jednak. Zaczęłam to zmieniać wewnętrznie, co wpłynęło na mój wygląd, na przykład zapuściłam włosy. Ten element, podejrzewam, wpłynął na mój obraz w oczach innych. Bo wciąż nie noszę sukienek, nie mam żadnej w szafie. Chyba że teatralną. [śmiech] Nie chcę też tego zmieniać, by stać się  wizualnie „kobiecą kobietą”, choć dzięki pracy nad ciałem i feminizmowi zaakceptowałam tę „kobiecą” część siebie. Zaakceptowałam siebie jako całość. Więc w sumie zbabiałam.

AM: Podrążę temat „zbabienia”. Ty chyba tak się nie określiłaś, tylko zaczęłaś słyszeć od kobiet i jakoś zinternalizowałaś. Bo co to znaczy? Czy zmiękłaś? Czy dotarłaś do jakiś cech, które tradycyjnie przypisywane są kobiecemu gender?

AMV: To efekt pracy nad sobą, nad pewnością siebie, niezależnością, miłością do siebie i pełną akceptacją. Kiedy nie szukasz tego na zewnątrz i sama potrafisz sobie to dać, to nie potrzebujesz nic udawać ani grać. Tak jak powiedziałam, nie był to efekt zamierzony, to po prostu droga do siebie.

AM: Kiedyś uwielbiałaś zabawy w płciowe qui pro quo. Nadal tak jest?

AMV: Nadal je lubię. To jest takie nieoczywiste dla ludzi. Uwielbiam, kiedy nie widzą z kim rozmawiają: z chłopcem czy dziewczynką. Rozbijanie stereotypu dla wielu bywa rozwijace i bardzo ich ciekawi. To moja strategia, aby oswajać z tematem LGBTQ. Proponuję: zobacz kim jestem, poznaj mnie i zastanów się, czy to, jak żyję prywatnie, w ogóle ma dla ciebie jakieś znaczenie? To taki pierwszy poziom, a dalej – kwestia dzieci, aborcji, małżeństw jednopłciowych, to już są dłuższe dyskusje.

AM:  W sumie mało mówiłyśmy o Twoim biznesie. Stąd pytanie: czy masz w planach zrobienie biznesu stricte tęczowego?

AMV:  Mam w zamyśle 17 biznesów, ale takiego stricte tęczowego nie planuję. Choć zawsze będę oznakowywać się tęczowo.

AM: Zastanawiam się, dlaczego obrendowujesz się tęczowym znakiem, skoro – jak wiem – bardziej krążysz wokół tematyki lesbijskiej,  kojarzonej z fioletem.

AMV: Tęcza to wspólne barwy społeczności LGBTQ+ i żeby scalić się z tak zwaną branżą, zaznaczyć związek, podkreślić korzenie, trzeba używać tęczy, bo ona jest rozpoznawalna. Ale rzeczywiście tak jest, że jak podłączasz się pod tęczę, to wzmacniasz głos tych, którzy są najwięksi, najsilniejsi w tęczowej społeczności. Ja odczuwam potrzebę identyfikowania się z tęczą, ale jednocześnie chcę pokazywać, że jestem kobietą nieheteronormatywną. To jednak nie to samo. Faktycznie przydałoby się wyeksponować kolor fioletowy.

MR: Czyli od 2019 chodzimy na Paradę Równości z flagą tęczową i fioletową, tak jak niektóre osoby chadzają z podwójną flagą: tęczową i biało-czerwoną.

AMV: Tak, już się szykuję.                                                                                                                                              

AM: Dla nas taką fioletową flagą był manifest Lesbijskiej Inspiry, który jest punktem wyjścia naszej rozmowy. Wiem, że przebijałaś się przez nasz długi wywiad uzupełniający sam manifest. Co o nim myślisz?

VAMW: To prawda, nie dałam rady przeczytać Waszej rozmowy za jednym razem. Było ciężko. [śmiech]

MR:  Nam też. Ale na poważnie. Co myślisz o manifeście?

VAMW: Po pierwsze ten manifest to wynik procesu, fizyczny wyraz tego, co dzieje się od wielu lat. Tylko teraz to zostało spisane i odbiło się większym echem, niż to było dotychczas. Dla naszej tęczowej branży jego publikacja to bardzo ważny moment, niezależnie, czy widziało go 100 osób, 10, 5 czy 3. To jest głos, do którego można się odnieść, pod który można się podczepić, który można cytować.

MR: Syndrom garnka i pokrywki.

AMV:  Dokładnie. W tęczowym garze zawrzało, a Agnieszka Frankowskam, pisząc posta na FB, podniosła pokrywę. Podniosła i wykipiało. Wreszcie.

AM: Na koniec zadam moje ulubione pytanie. Jakie jest Twoje lesbijskie marzenie?

AMV:  Marzę o miejscu, w którym można byłoby spotkać się w kobiecym gronie, coś zjeść, napić się i potańczyć. I jeśli tańce, to przynajmniej 2-3 sale, żeby była różnorodna muzyka. To powinno być miejsce, gdzie można byłoby też poczytać, obejrzeć film. Podobne do UFY – tylko nie w takim podziemiu. Taki lesbijski dom kultury, gdzie można spędzić art-czas.

MR: Najlepiej trzypiętrowy. [śmiech] Mamy już menedżerki tego domu kultury. Mamy pomysły na wydarzenia, artystki. Wszystko jest. Brakuje tylko pieniędzy…

AMV: To idę zarabiać na ten lesbijski dom kultury.

AM: Powodzenia, czekamy na akt własności i  dziękujemy za rozmowę.

Korekta: Maja Korzeniewska

       ———————————————

Anna VOYK (1979) – kobieta, która swoim życiem wychodzi poza ramy i ograniczenia.
Z wykształcenia nauczyciel matematyki, który odkrywał i poznawał siebie dzięki sztuce. Jako trenerka i mentor wykorzystuje elementy gier i grywalizacji, po to by nauka, zdobywanie nowych umiejętności i zmiana były fascynującym procesem poznawczym. Niecierpliwa, kreatywna, charyzmatyczna liderka, ciekawa świata reżyserka swojego życia ciągle poszukująca nowych rozwiązań życiowych i biznesowych, które będą skuteczne i wpłyną na jakość życia, najlepiej natychmiast. Jej osobista historia życiowa nadawałaby się na niejeden film. Biznesowo – prekursorka branży konopnej w Polsce.
Wierzy w to, że bogactwo zaczyna się w środku, a dopiero potem się uzewnetrznia. Nigdy odwrotnie. Od trzech lat prowadzi Konopne Kuracje, dla ludzi chorych i zdrowych, wspomagając organizmy tą wspaniałą rośliną, wokół której narosło wiele mitów.

Damski Tandem Twórczy (Agnieszka Małgowska & Monika Rak)
Działa od 2009 roku. Współtworzy_ł projekty: Kobieta Nieheteronormatywna (cykl debat i audycji radiowych, 2014-2016) / O’LESS Festiwal (2012-2014) / DKF Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną (cykl spotkań, 2012-2015) / O teatrze lesbijskim w Polsce (cykl teatrologiczny, od 2012) / A kultura LGBTQ+ nie poczeka (projekt archiwistyczny, od 2016) / Lesbijska Inspira (cykl wywiadów, od 2017) / Portret lesbijek we wnętrzu, Niesubordynowane czytanie sztuki Jolanty Janiczak (czytanie dramatów) / Orlando.Pułapka? Sen, Fotel w skarpetkach, 33 Sztuka, RetroSeksualni. Drag King Show (spektakle) / Czarodziejski flet, Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet (opery) / L.Poetki (film dokumentalny) / Teatr Dialogu (warsztat i akcja miejska) / Wywrotowa komórka lesbijskaEpizody, watki, sugestie lesbijskie w kinie polskim (wykłady) / Stowarzyszenie Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* (od 2017).

Agnieszka Małgowska – lesbijka / feministka / artaktywistka / reżyserka / trenerka teatralna / scenarzystka.
Monika Rak – lesbijka / feministka / artaktywistka / aktorka / dramatopisarka / filmowczyni / graficzka.

 ———————-—————

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka.

I.   Manifest
1.  Manifest. Instant. 
2.  Rozmowa IOd lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry.
3.  Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II. Rozmowy wokół manifestu
1.   Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.   Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.   Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo

4.   Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.   
Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.   Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.   Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk
8.   Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdą Próchniak
9.   Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz

11.  Dziewczyna i dziewczyna – normala rodzina. Rozmowa z  Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.  Co Ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą.
15.  Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze polityczna. Rozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką

25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26. Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak

III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi

2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová

IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką

2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim

V.  EL*C. Wieden 2017
1.  Magdalena WielgołaskaOdzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2. Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3. Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4Agnieszka Małgowska. Peformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
6.  Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.….

„Po co kobietom pieniądze?” według Dzień Dobry TVN a przemoc ekonomiczna wobec kobiet

Tekst: Natalia Skoczylas

We wtorkowym (22/10/2018) wydaniu programu śniadaniowego „Dzień dobry TVN” na żółtym pasku sygnalizującym myśl przewodnią programu pojawiło się zdanie „Po co kobietom pieniądze?” Powyżej możemy zobaczyć napis „Kobiece DNA”, co mogłoby stanowić temat jeszcze innego artykułu o dyskryminacji ze względu na płeć. Zostając przy pieniądzach – czy takie pytanie padłoby w kontekście mężczyzn? Odpowiem od razu – nigdy.

Trywializujące kwestie kobiet i pieniędzy stwierdzenie (zapewne nieprzemyślane i wynikające bardziej z ignorancji niż świadomie złej woli) dotyka nie tylko zagadnienia dyskryminacji ze względu na płeć, ale także praw pracowniczych, możliwości wyboru, zależności finansowej. Podaje w wątpliwość zdolność do decydowania o swoich wydatkach połowy ludzkości, ale także utrwala przekonanie, że w ogóle jest się nad czym zastanawiać.

(Źródło zdjęcia- tutaj)

Dlaczego jest to tak szkodliwe?

Żyjemy w świecie, w którym nadal kobiety zarabiają mniej od mężczyzn oraz w którym zawody tzw. „sfeminizowane” cieszą się mniejszym prestiżem społecznym jak również zwykle są niżej opłacane, a państwo raczej po kawałku odbiera im prawa pracownicze, niż godnie wynagradza za wykonaną pracę (np. pielęgniarki, nauczycielki). Nie minęło jeszcze 50 lat odkąd w niektórych europejskich krajach kobiety mogą zaciągać zobowiązania finansowe bez zgody formalnie bliskiego mężczyzny. To kobiety najczęściej opiekują się chorymi członkami i członkiniami rodziny i wychowują dzieci, ponosząc z tego tytułu także określone koszty.[1]  To kobiety najczęściej zajmują się codziennymi zakupami spożywczymi i innymi wydatkami, jak również wykonują prace domowe, co potwierdzają nowe badania CBOS.

https://www.facebook.com/fundacja.cbos/photos/a.522217761169544/1978002142257758/?type=3&theater

W związku z powyższym kobiety są nie tylko grupą niedocenianą (delikatnie mówiąc), ale także szczególnie narażoną na problemy finansowe. Pytanie „po co kobietom pieniądze”, to policzek i brak szacunku wobec wszystkich kobiet niezależnie od ich statusu materialnego, gdyż nie tylko stawia pod znakiem zapytania ich decyzyjność co do dysponowania pieniędzmi (kto nie zna żartów z „irracjonalnych” wydatków kobiet?), ale także może utrwalać przekonania, że dostęp kobiet do pieniędzy powinien być w jakiś sposób kontrolowany, co prowadzi prosto do przemocy ekonomicznej.

Przemoc ekonomiczna

Zachowania należące do spektrum przemocy ekonomicznej:

  • okradanie,
  • zabieranie pieniędzy,
  • nie łożenie na utrzymanie,
  • wydzielanie środków czystości,
  • uniemożliwianie podjęcia pracy zarobkowej,
  • niezaspokajanie podstawowych, materialnych potrzeb rodziny (także brak alimentacji),
  • szantażowanie, zaciąganie długów i kredytów bez zgody współmałżonka,
  • zmuszanie do pożyczek,
  • uniemożliwianie korzystania z pomieszczeń niezbędnych do zaspakajania potrzeb (kuchnia, łazienka).

Możliwe skutki doświadczenia przemocy ekonomicznej:

  • całkowita zależność finansowa od part­nera/rki,
  • chroniczny stres,
  • PTSD,
  • zniszczenie poczucia własnej wartości,
  • znalezienie się bez środków do życia,
  • bezdomność.

Zgodnie z raportem ekspertek z Instytutu Spraw Publicznych na przemoc ekonomiczną składają się trzy elementy: kontrola, zdolność do korzystania z zasobów oraz zagrożenie dla ekonomicznej niezależności. Wyniki badań ankietowych zleconych przez Instytut w 2014 roku [2] wskazują bezpośrednio, że 11 % ankietowanych doświadczyło zabierania im pieniędzy, a 20 % zna kogoś, kto tego doświadczył/a. Konieczności proszenia o pieniądze w związku doświadczyło 16% osób ankietowanych, a 26 % zna kogoś, kto miał/a taką sytuację. Z kolei 8% ankietowanych doświadczyło, a 22 % zna kogoś, kto doświadczył pogorszenia sytuacji finansowej rodziny poprzez zaciąganie długów.[3] Badanie potwierdza, że przemocy doświadczają głównie kobiety, jako osoby, które nadal sprawują bezpośrednią opiekę nad dziećmi i z różnych względów rzadziej pracują.

Ponadto w Polsce należnych alimentów nie otrzymuje ok 1 milion dzieci[4]. Zależność finansowa i nagłe pozostanie bez środków na zapewnienie podstawowych potrzeb życiowych, pozostaje jednym z głównych powodów trudności osób krzywdzonych z podjęciem decyzji o odejściu od sprawców przemocy. (Więcej informacji ISP na temat przemocy ekonomicznej wraz z infografikami KLIKNIJ TUTAJ).

Jedną z najbardziej ekstremalnych konsekwencji przemocy ekonomicznej jest bezdomność. Organizacja Women’s Aid [5] w raporcie z 2018 r. sprawdziła sytuację 264 kobiet poszukujących miejsca do zamieszkania i oczekujących na miejsce w schronisku dla osób, które doświadczają przemocy w rodzinie w Anglii. 45,8 % badanych zatrzymywało się u różnych znajomych i członków oraz członkiń rodziny, 9,8 % osób w miejscach interwencji kryzysowych a 11,7 % ankietowanych nie miało gdzie mieszkać (korzystały z miejsc noclegowni do 24h oraz spały w samochodzie). Tylko 4,6 % mogło skorzystać z hotelu lub innej płatnej formy tymczasowego pobytu.

[1] Nieodpłatna praca kobiet – różowa strefa gospodarki, Feminoteka, Warszawa 2012

[2] Badania zostały wykonane przez TNS Polska i współfinansowane przez Fundację im. Heinricha Boella w Warszawie

[3] Chełstowska A., Druciarek M., Niżyńska A., Przemoc ekonomiczna w związkach. Diagnoza zjawiska i dyskusja o przeciwdziałaniu, Instytut Spraw Publicznych, Warszawa 2015

[4] A. Chełstowska, Alimenty na dzieci – diagnoza polskiego systemu i przegląd praktyk zagranicznych, Instytut Spraw Publicznych, Warszawa 2016

[5]  C. Miles, K. Smith, Nowhere to Turn report, Women’s Aid Federation of England 2018

#MeToo: Alarmujący poziom przemocy wobec kobiet w parlamentach w Europie

Nowe badanie przeprowadzone przez Unię Międzyparlamentarną (IPU) i Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy (PACE) pokazuje, że akty seksizmu, wykorzystywania i przemocy wobec kobiet są powszechnym zjawiskiem w parlamentach w całej Europie.

Badanie opierało się na dobrowolnych wywiadach przeprowadzonych z 123 kobietami z 45 krajów europejskich. 81 kobiet było parlamentarzystkami, a 42 z nich stanowiło jego personel. Choć badanie oparte jest na wywiadach z ograniczoną grupą parlamentarzystek i pracowniczek, to zgromadzone i przeanalizowane dane pokazują jednak, że seksizm, nadużycia władzy i przemoc wobec kobiet istnieją w parlamentach wszystkich państwach członkowskich Rady Europy.

Z badania wynika, że:

  • 85,2 % parlamentarzystek biorących udział w badaniu stwierdziło, że doświadczyło przemocy psychicznej w trakcie swojej kadencji,
  • 46,9 % otrzymywało groźby śmierci lub groźby gwałtu lub bicia,
  • 58,2% doświadczyło seksistowskich komentarzy w sieciach społecznościowych,
  • 67,9 % było celem komentarzy dotyczących ich wyglądu fizycznego lub stereotypów związanych z płcią,
  • 24,7 % doświadczyło przemocy seksualnej,
  • 14,8 % doświadczyło przemocy fizycznej.

Z badania wynika, że przemocy psychicznej i molestowania seksualnego najczęściej doświadczały kobiet poniżej 40. roku życia częściej. Natomiast posłanki zaangażowane w działania na rzecz kobiet i przeciwdziałanie przemocy wobec kobiet częściej były wybierane jako cel nienawistnych ataków w mediach społecznościowych.

Ruch #MeToo i stale rosnące media koncentrują się na przemocy wobec kobiet zachęciła więcej kobiet, w tym polityczek, aby wypowiadać się i zgłaszać akty przemocy, prześladowania i seksistowskich komentarzy. Jednak wyniki badania pokazują, że wiele tych niedopuszczalnych działań przeciwko kobietom w parlamentach wciąż nie są zgłaszane.

Tylko 23,5 procent parlamentarzystek i 6 procent kobiet będących członkami personelu parlamentarnego, które były molestowane seksualnie, zgłosiło incydent. Kilka respondentek wyraziło ubolewanie, że w ich parlamencie nie ma regulaminów umożliwiających zgłaszanie przypadków nękania lub przemocy.

Zjawisko seksizmu, prześladowania i przemocy wobec kobiet w parlamentach europejskich jest odzwierciedleniem przemocy stosowanej wobec kobiet w krajach europejskich, gdzie cały szereg politycznych tradycji i praktyk – wywodzących się z kultury, która nadal jest w dużej mierze patriarchalna i zdominowana przez mężczyzn – są na porządku dziennym. Mimo to wydaje się, że w środowisku politycznym i parlamentarnym dochodzi do połączenia czynników ryzyka, które powodują seksizm i przemoc wobec kobiet na tak dużą skalę i tak często.

Badacze i badaczki podkreślają, że seksizm, nękanie i przemoc wobec parlamentarzystek i kobiecego personelu parlamentarnego może szkodzić im fizycznie i emocjonalnie oraz wpływać na ich zdrowie, a czasem także na zdolność do wykonywania pracy.

Według badania 57,7 procent parlamentarzystek, które zostały poddane przemocy fizycznej, seksualnej lub psychologicznej, podkreśliło, że były załamane tym, co się stało. Inne czuły się upokorzone, rozgniewane, zasmucone lub zdezorientowane. Kilka respondentek stwierdziło, że przemoc lub szykan wywołały w nich niepokój, problemy ze zdrowiem lub zaburzenia snu.

Inicjatorki/rzy badania wskazują, że jednym ze sposobów rozwiązania problemu jest zapewnienie równej reprezentacji kobiet i mężczyzn w parlamentach oraz solidarność parlamentarzystek. Ponad 90 procent ankietowanych parlamentarzystek uważało, że większa liczba kobiet aktywnych w parlamencie zapewniłoby im możliwość zmiany atmosfery w pracy, stopniowo modyfikując zachowanie i sposób myślenia kolegów i zapewniając, że kobiety są w stanie wypełniać swój mandat i służyć swoim wyborcom swobodnie i bezpiecznie. Podkreśla się jednak, że parytet płci w instytucjach politycznych nie jest gwarancją zlikwidowania zjawiska zastraszania i molestowania seksualnego. Konieczne są zmiany także w innych obszarach, w tym wprowadzenia regulacji umożliwiających zgłaszanie aktów przemocy i zapobieganie im.

Źródło:   Parliamentary Assembly of the Council of Europe (PACE) 

LESBIJSKA INSPIRA | Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik

 

Magda Wielgołaska: Do tej pory rozmawiałyśmy z naszymi rozmówczyniami głównie o doświadczeniach prywatnych, intymnych. Dzisiaj spojrzymy na kobiecą nieheteronormatywność z naukowego punktu widzenia. Zajmujesz się lesbian studies. Mam poczucie, że niewiele wiemy o tej przestrzeni nauki w Polsce. Ile osób się tym zajmuje w naszym kraju? Czy możesz opowiedzieć, jaki jest zakres badań lesbian studies i jakie są szanse na to, żeby ten kierunek się rozwijał i był dostępny dla osób, które chciałyby go studiować również na naszych uczelniach?

Marta Olasik: Zaczęłaś od złożonego pytania, więc ja zacznę od dłuższego wyjaśnienia, że studia lesbijskie czy też, w mojej wersji, studia nad podmiotowością lesbijską, to pole naukowe – zarówno teoretyczne, jak i dydaktyczno-badawcze – którego centralnym przedmiotem i celem jest szeroko pojęta refleksja nad kobiecą seksualnością, a szczególnie oczywiście nad lesbijskością. To może przybierać różne oblicza, ale studia lesbijskie w naszym kraju dotąd nie miały szansy zaistnieć i jestem w tej przestrzeni osamotniona. Muszę jednak ostudzić Twoje nadzieje. Lesbian studies to nie kierunek w sensie systemu studiów I czy II stopnia. To jest nieuchronnie interdyscyplinarna dziedzina, rozległy przedmiot rozważań, czy też bardziej pole, które ma swoje miejsce w ramach wielu szerszych dyscyplin oraz pomiędzy nimi. Studia lesbijskie nie będą więc przynależeć do jednej z jasno określonych dyscyplin naukowych w sensie instytucjonalnym, ani też nie będą same stanowić takiej dyscypliny, ponieważ w ich ramach rozpatruje się całą gamę tematów, wykorzystując przy tym różnorodne nurty i perspektywy z pogranicza nauk. Pytasz więc o zakres takich badań i już nadmieniłam, że to może wyglądać różnie; nie ma i nie może być jednej odgórnej, linearnej i zamkniętej zawartości lesbian studies, ponieważ płeć i seksualność dotyczą niemal wszystkich sfer życia i refleksja nad nimi będzie wielowymiarowa, a dodatkowo doświadczanie lesbijskości będzie dla każdego_ej unikalne, nie mówiąc już o zmiennych społecznych i kulturowych. Choć więc szeroko pojęta kobieca (niehetero)seksualność stanowi centrum rozważań, to w tym nurcie mieści się wiele tematów. W swojej rozprawie doktorskiej m.in. zaprojektowałam dydaktyczną stronę lesbian studies, dostosowaną do polskiej przestrzeni akademicko-społecznej, która składałyby się z prawie czterdziestu takich zagadnień. Prócz rozpoczynających całość socjologicznych rozważań nad produkcją wiedzy o kobiecej seksualności, będą to interdyscyplinarne refleksje dotyczące roli, pozycji, relacji, herstorii, a także przyszłości lesbijskości np. w odniesieniu do języka, sztuki, literatury, nauk ścisłych, filozofii czy geografii. Minie jeszcze trochę czasu, nim będę mogła formalnie zainicjować i poprowadzić taki przedmiot uniwersytecki, ale chodzi o to, by pokazać, że musi zostać uwzględniona wieloaspektowość seksualności i lesbijskości jako uspołecznionego świata przeżywanego. Widzisz więc, dlaczego nie jest to pole przynależące do jednej określonej dyscypliny; płeć i seksualność przenikają wszystko i muszą być przedmiotem tak samo antropologii, jak i językoznawstwa. Kiedy więc mówię, że staram się doprowadzić do zaistnienia studiów lesbijskich w Polsce, to myślę o pewnym oddzielnym, ale szerszym programie dydaktyczno-badawczym, który realizowany byłby w jednej z jednostek naukowych na poziomie uczelni wyższej, być może jako dłuższy czy bardziej otwarty fakultet z towarzyszącymi projektami badawczymi. Zaczęłam też projektować właściwe badania empiryczne i tu także ciężko jest obrać jedną perspektywę. Ponieważ moja działalność to przede wszystkim pogranicze socjologii wiedzy oraz geografii seksualności, to będą to badania jakościowe z elementami zarówno jednej, jak i drugiej subdyscypliny. Przykładowo interesują mnie sposoby rozumienia i kreowania własnej lesbijskości i intymności, a także możliwości tzw. „lesbijskiego obywatelstwa” (ang. lesbian citizenship) w Polsce. Element stricte geograficzny należałoby z kolei realizować choćby poprzez eksplorację strategii, za pomocą których nieheteroseksualne podmioty kobiece manewrują po różnych aspektach przestrzeni heteronormatywnych w danej lokalności. Widzisz więc, że lesbian studies muszą być przedsięwzięciem złożonym, bo taka jest cena za inkluzywność.

MW: Jak wygląda sytuacja lesbian studies poza granicami naszego kraju? W jakich krajach ta dziedzina jest najbardziej rozwinięta?

MO: Oczywiście nurt ten powstał głównie w realiach szeroko pojętych krajów anglojęzycznych, bo trzeba pamiętać, że sama kategoria „lesbijka”, jak i w ogóle płeć i seksualność w naszym dzisiejszym rozumieniu, to wytwór tzw. kultury zachodniej, podchwycony przede wszystkim przez historię społeczną Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Francji oraz Australii. Więc niestety ‘tradycyjne’ źródła są w języku angielskim (lub francuskim) i z reguły nie były tłumaczone na język polski; tworzą one kanon, który zbyt często powoduje, że doświadczenia i źródła ‘zachodnie’ traktuje się jak wytyczną. Stąd tak ważne jest pojęcie lokalności oraz ciągłe przeciwstawianie się anglo-amerykańskiej hegemonii w kwestii produkcji wiedzy dotyczącej płci i seksualności. Tu właśnie pomaga mi szersza perspektywa geografii człowieka (ang. human geography), która także formalnie w Polsce nie istnieje.

MW: Czy możesz podać nazwiska jakichś kluczowych osób lub tytuły, do których można sięgnąć?

MO: Myślę, że mogłabym rozróżnić trzy rodzaje źródeł, choć one się przenikają, więc niech to będzie podział umowny i opisowy jedynie na potrzeby tej rozmowy. Po pierwsze są takie prace, które bezpośrednio odnoszą się do samych studiów lesbijskich w sensie akademickim. Nie ma ich dużo, w zasadzie mogę polecić dwie pozycje, tj. Lesbian Studies: Setting an Agenda (1995) autorstwa Tamsin Wilton, a także Twenty-First Century Lesbian Studies (2007) pod redakcją Noreen Giffney i Katherine O’Donnell. Moja publikacja dołączy do tej kolekcji jak tylko przejdzie prace wydawnicze. Tę pierwszą pozycję faktycznie bardzo lubię, ale trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że ma 23 lata. Ten drugi tom jest bardziej literaturoznawczy i zapewne zainteresuje węższe, bardziej wyspecjalizowane grono czytelników. Po drugie, pamiętajmy o źródłach nie bezpośrednio dotyczących studiów lesbijskich, lecz będących ich składową, a w jakimś sensie nawet ich przyczynkiem czy pierwotną wersją na poziomie społecznym. Myślę tu o materiałach wywodzących się z tradycji lesbijskiego feminizmu (ang. lesbian feminism), która rozwinęła się w latach 70-tych i 80-tych głównie w USA i we Francji. Zawsze powtarzam, że tamta zlokalizowana era lesbijskiego feminizmu była najświetniejszym okresem widzialności lesbijek na świecie; można to łatwo sprawdzić po ilości materiałów o różnym charakterze, które masowo były wtedy wydawane (książki i artykuły naukowe, analizy badawcze, manifesty, raporty, poezja, powieść, biografie, poradniki, itd.). Tutaj zachęcam do przejrzenia prac takich autorek, jak Sarah Lucia Hoagland, Celia Kitzinger, Shere Hite, Claudia Card, Audre Lorde, JoAnn Loulan, Terry Woodrow, Gina Covina wraz z Laurel Galana, czy Rosemary Silva. Współcześnie nie znajdziesz na amazon.com tak śmiałych i tak bardzo skoncentrowanych źródeł; nie powstają ani na „Zachodzie”, ani w innych kręgach kulturowych. I wreszcie, po trzecie, trzeba wziąć pod uwagę badaczki z różnych dyscyplin i z różnych miejsc na świecie, które mogą nie występować pod szyldem ‘lesbian studies, ale których działalność przez dłuższy czas stawiała czy stawia w centrum eksplorowanie kobiecej nieheteroseksualności. Myślę tu przede wszystkim o niszy geografii lesbijskich (ang. lesbian geographies) wewnątrz brytyjskiej geografii seksualności. Tutaj Diane Richardson, choć jest socjolożką, jest kluczową postacią dla geografii seksualności i przez lata budowała i badała koncepcję lesbijskiego obywatelstwa i społeczności. Warto też zajrzeć do Gill Valentine, a już najbardziej współcześnie polecam artykuły moich obecnych współpracownic, np. Kath Browne, Julie Podmore, czy Eduardy Ferreiry. Ja staram się zbudować w Polsce studia nad podmiotowością lesbijską w taki sposób, by z definicji uwzględniały tę wieloperspektywiczność.

MW: To teraz trochę o samym słowie „lesbijka”. Mamy różne doświadczenia związane z niechęcią i lękiem przed tym określeniem. Spotkałaś się z tym? Czy bez gromadzenia się wokół tego terminu – opatrzonego gwiazdką – w ogóle możemy zbudować środowisko kobiet nieheteronormatywnych w Polsce?

MO: Słowa nieuchronnie znaczą i trzeba się nimi posługiwać odpowiedzialnie. Nie jest dobrze, gdy zaczynają wyznaczać. Moja praca w zasadzie w dużej mierze polega na odznaczaniu utartych schematów, by w ich miejsce mogła zaistnieć nowa, lepsza, bardziej inkluzywna i emancypacyjna opcja, w tym przypadku dotycząca kwestii lesbijskości. Już samo słowo „lesbijka” jest tego przykładem. Mówiłam wcześniej o tym, jak dążę do tego, by studia nad podmiotowością lesbijską były inkluzywne. Historycznie akceptacja różnorodności nie była mocną stroną ruchów i inicjatyw lesbijskich w społeczeństwach, w których one zaistniały; dumnie trzymano się wąskiego, niemal słownikowego rozumienia tego terminu. Rezultatem była powszechna bi-fobia i trans-fobia w tzw. środowisku lesbijskim, gdzie nie było miejsca na negocjacje dotyczące znaczenia kobiecości i pożądania seksualnego. Jednak korzyścią znajdowania się na peryferiach „Zachodu” w sensie historycznym oraz psychologicznym jest to, że można tworzyć lokalne znaczenia i nowe rozwiązania, a także uczyć się na cudzych błędach zamiast bezrefleksyjnie powielać nieswoją historię. To właśnie staram się robić od strony naukowej. Po pierwsze więc, piętnuję stosowanie terminu „lesbianizm” i również na arenie międzynarodowej promuję odejście od tego terminu. Historycznie „-izmy” tego typu powstały na gruncie wczesnej psychiatrii i seksuologii, i miały za zadanie nadawać procesom tożsamościowym pejoratywne znaczenie, wskazując na zaburzenie, przypadłość, czy jakiś problem. Zauważ, że na skutek wzrastającej świadomości od pewnego momentu zaczęto mówić o homoseksualności i transseksualności w miejsce -izmów. Podobna refleksja nigdy nie miała miejsca na gruncie feministycznym i w środowiskach lesbijskich, więc w sposób mechaniczny powielamy ten stygmat. Ja więc od początku swojej drogi naukowej zmieniłam te końcówki na językowo neutralne i nalegam na termin „lesbijskość” oraz jego angielski odpowiednik, tj. lesbianity. Te słowa w zasadzie nie istniały, a na pewno nie to angielskie. Chciałabym, by zaczęły funkcjonować na szerszą skalę, ponieważ tylko tak można się przeciwstawiać przemocy symbolicznej w języku i kulturze. To było po pierwsze.

MW: W języku oficjalnym termin „lesbijskość” może nie istnieje, ale ja często takie określenie słyszę, tylko uznaje się je za niepoprawne językowo. To dygresja.

MO: To ciekawe doświadczenie, zwrócę na to uwagę; ja spotkałam się z nim dosłownie raz. I teraz po drugie, mój nacisk na podmiotowość zamiast tożsamości ma być przesunięciem w stronę autonomii i indywidualności w tworzeniu Siebie. „Tożsamość” poniekąd przychodzi do nas z zewnątrz; są pewne wzory, zależnie od miejsca i czasu, do których w sposób nieuświadomiony porównujemy nasze własne działania i zachowania. Tożsamość nie daje zbyt dużo przestrzeni na autorefleksję i własną radosną twórczość; ma jasno określone linie. Podmiotowość natomiast, najprościej mówiąc, kładzie nacisk na bycie podmiotem, dając większą dowolność. W przypadku kobiet nieheteroseksualnych jest to niezwykle ważne, bo kulturowo są one z definicji obiektem, a także, za Julią Kristevą i Judith Butler, abiektem. Więc to poniekąd filozoficzne przesunięcie jest ważne i będzie oznaczać, mam nadzieję, większą refleksyjność i twórczość w myśleniu o sobie i różnych wymiarach swoich pragnień, ambicji, intymności i możliwości. Będę ten wątek dalej drążyć poprzez badania empiryczne. I po trzecie wreszcie, choć to wszystko jest ze sobą ściśle połączone, nalegam na niedefinicyjność lesbijki. To jest kontrowersyjny wymiar mojej działalności i zapewne wielu osobom się nie spodoba, jednak moja rola polega też na takiej dyskursywnej prowokacji i, krótko mówiąc, wsadzaniu kija w lesbijskie i feministyczne mrowiska, by wykazać ich anty-emancypacyjne elementy. „Lesbijka” zbyt często staje się rolą, która ma swoje atrybuty, które albo się spełnia albo nie. Prowadzi to do homonormatywności, która jest równie opresyjna, jak heteronormatywność; walcząc z tą drugą, tzw. środowiska gejowskie i lesbijskie popadają w skrajność, tworząc nową normę. Dlatego ja operuję lesbijskością jako pewnego rodzaju opcją kulturową, dostępną dla kobiet niezależnie od ich rzeczywistych doświadczeń seksualnych—opcją opartą na autorefleksji dotyczącej własnej podmiotowości i wyborów. Wszelkie próby zafiksowania się wokół definicji lesbijki będą prowadziły do wykluczenia, sporów, norm oraz presji, nie mówiąc już o tym, że taka auto-stygmatyzacja i zafiksowanie na stereotypach jest szkodliwe społecznie. Lesbijka ma ogromną moc subwersywną w stosunku do patriarchalnej heteronormatywnej kultury, ale dopóki wewnątrz niej nie uwzględnia się różnorodności ekspresji, to trudno liczyć na poważne traktowanie i szacunek z zewnątrz. Sugeruję więc, by w miejsce tego całego napięcia potraktować lesbijskość jako słowo-klucz, symbolizujące społeczny i jednostkowy sprzeciw dotyczący pojmowania i budowania kobiecej seksualności i płciowości. To samo z kobietami biseksualnymi; mam nadzieję, że ktoś od strony naukowej zajmie się otwieraniem także tej kategorii w Polsce przy jednoczesnym uwzględnianiu podmiotowości kobiet, które się z nią identyfikują. Ten podział został wykreowany sztucznie i kategorie te przenikają sięi załamują. Na ten moment obie grupy muszą uwzględnić przede wszystkim wielowymiarowość kobiecości w ogóle; np. osoby transpłciowe mają wszelkie prawo być częścią społeczności lesbijskich czy biseksualnych. Kobiety, które uważają się za jedyne „prawdziwe lesbijki” nie przestaną być widzialne i nie będą znaczyć mniej, gdy zacznie się szanować podmiotowość trans-kobiet bądź osób w ogóle nie mieszczących się w dostępnych nam językowo płciowo-seksualnych kategoriach. Widzisz więc, jaki jest problem ze słowami i jak staram się wyłamywać te drzwi przy jednoczesnym dążeniu do rozpoznania lesbijskiej podmiotowości i sposobów przeżywania świata. Zawsze ktoś czuje się obrażony i znieważony, a przecież to wszystko naprawdę się nie wyklucza. Nie można liczyć wyłącznie na edukację seksualną i emancypacyjne kampanie społeczne, skoro problem często leży także „w środku”. Odpowiadając więc ostatecznie na Twoje pytanie, ja akurat jestem krytyczna wobec idei „lesbijskiego środowiska”, bo to już z definicji będzie przesiąknięte jakąś normą bądź niefortunnymi wzorcami wziętymi z historii „Zachodu”. Tu nie będzie miejsca na podmiotowość; jest pewna wizja tożsamości i mechanizmy sprawdzające jej prawidłową realizację. Trzeba więc budować społeczności kobiet nieheteronormatywnych w Polsce i otworzyć kategorię lesbijskości; dopiero taki szacunek wobec siebie da jakąś szansę emancypacji na szerszą skalę oraz rozmowę o solidarności lesbijskiej. Ta gwiazdka więc, o której mówisz i którą promujecie, jest bardzo ważna i chciałabym, by zaczęła być umowna, domyślna, i by przekładała się na praktykę.

MW: Dialog i refleksja wśród samych kobiet nieheteronormatywnych to jedna rzecz. W naszych tekstach i rozmowach poruszamy również temat sojuszniczek i sojuszników kobiet nieheteronormatywnych. Teoretycznie jesteśmy częścią grupy, jaką tworzy tęczowe środowisko, jednak ciągle mam poczucie, że kiedy chcemy rzucać światło na same lesbijki* i dokonywać pewnego rodzaju separatyzmu, to osoby sojusznicze znikają. Kiedy szukam analogii na naszym polskim podwórku, to od razu do głowy przychodzi mi organizacja, która dokonała wyodrębnienia i skupiła się na osobach transseksualnych. Takie oddzielenie okazało się korzystne i skuteczne. Organizacja bardzo dobrze się przyjęła i dostała wsparcie od środowiska. Kiedy lesbijki próbują działać podobnie, reakcje są inne. Jeśli nasze własne środowisko dystansuje się do działań stricte lesbijskich, to gdzie jeszcze możemy szukać sojuszów?

MO: To faktycznie smutne, ale – paradoksalnie – poszukiwanie sojuszników i sojuszniczek wśród pozostałych literek tęczowego alfabetu niewiele daje, a wręcz rodzi same napięcia. Ja zadałabym pytanie o to, czy faktycznie ci akurat sojusznicy są niezbędni i czy może jest inna, skuteczniejsza droga do uznania podmiotowości lesbijskiej. Przy czym ‘separatyzm’ to dość silne słowo i tendencja, w dodatku ma konotacje historyczne. Biorąc pod uwagę, że kluczem jest wiedza i edukacja, to być może skuteczniejsze okazałyby się sojusze i kampanie z organizacjami pozarządowymi, które na co dzień nie koncentrują się na społecznościach nieheteronormatywnych, ale są na tyle zaangażowane społecznie i mają taką widzialność, że w interesie obopólnym byłaby np. cykliczna wspólna akcja. To tylko ogólna myśl, ale chodzi o to, że być może wyjście poza tęczowe literki zaowocowałoby lepszą platformą i pozycją społeczną. I jeszcze myśl, nawiązująca do moich wcześniejszych słów: rola sojuszników i sojuszniczek będzie ograniczona, jeśli podziały będą utrzymywać się wewnątrz samej literki L i dotyczyć jej definicji. Organizacja, o której mówisz, faktycznie odniosła pewien społeczny sukces, ale też żywe są wewnątrz niej spory i napięcia wokół interpretacji tego, czym jest transpłciowość i w jaki sposób „poprawnie” ją przeżywać.

MW: Z większą nadzieją na wsparcie patrzę na środowiska feministyczne, lecz praktyka pokazuje, że również tutaj zrozumienie i współpraca nie jest kwestią oczywistą. Jak widzisz relację pomiędzy lesbijskością i feminizmem?

MO: Ta właśnie relacja jest z mojego punktu widzenia najbardziej problematyczna, choć przecież sojusz pomiędzy feministkami a lesbijkami faktycznie nie wydaje się pomysłem rewolucyjnym czy nienaturalnym. A jednak wyraźny jest niemal całkowity brak kwestii seksualności w ramach obecnych dyskursów feministycznych. W krajach bardziej zachodnich jest to już tendencja znikoma, w Polsce natomiast ta rozdzielność płci i seksualności jest mylnie przyjmowana za pewnik. Stale tłumaczę, że rozłączenie płci i seksualności nie ma racji bytu ani ze względów historycznych, ani z punktu widzenia logiki, ani też w ramach szeroko pojętej emancypacji. Utarł się jakiś mit, że feminizm jest od płci, a seksualnością i seksem zajmują się psycholodzy, seksuolodzy, czasem socjologowie czy ewentualnie antropolodzy, a także tzw. organizacje LGBTQ+. Co gorsza, mit ten jest aktywnie podtrzymywany i realizowany przez same zainteresowane. Tymczasem płeć i seksualność nie mają racji bytu jako oddzielone od siebie kategorie, ponieważ zostały zaprojektowane w celu wzajemnego uzasadniania swoich znaczeń; seksualność nałożona została na interpretacje płciowości, co widać np. po wczesnych definicjach homoseksualności (wtedy: homoseksualizmu), która opisywana była jako inwersja płciowa. Jakakolwiek więc współczesna analiza naukowa czy aktywizm, które nakierowane są wyłącznie na gender, nie będą w stanie rozwiązać problemu wykluczenia kobiet w społeczeństwach (pamiętajmy też o ważnej roli men’s studies w podobnym zakresie). A polski feminizm tak właśnie postępuje zarówno społecznie, jak i w świecie akademickim. Chociaż coraz więcej badaczek przeprowadza świetne analizy dotyczące cielesności, intymności czy edukacji seksualnej w jakimś określonym kontekście, to na samą istotę i konstrukcję seksualności (tym bardziej w zestawieniu z kobiecością) nie ma miejsca w oficjalnej teorii i praktyce feministycznej. „Odczarowanie” tego pola anty-dyskursu pochłania więc ostatnio najwięcej mojej uwagi i myślę, że spora część mojej działalności naukowej w najbliższej przyszłości nadal będzie się wokół tego obracać, ponieważ zmuszają do tego warunki społeczno-polityczne. Tak więc trudno tu o sojusz, gdy polski feminizm jest feminizmem niemal całkowicie nieseksualnym. Celowo nie używam tu pojęcia aseksualności, by nie nadawać mu pejoratywnego znaczenia. A szkoda, bo wydawałoby się, że od kilku lat mamy bardzo sprzyjające okoliczności, by tematykę tę poruszać – najpierw był szum wokół związków partnerskich, potem widmo wymyślonej „ideologii gender”, wreszcie kwestia aborcji i praw reprodukcyjnych. Żaden z tych elementów politycznego krajobrazu nie spowodował jednak jak dotąd debaty wokół istoty kobiecości i seksualności.

MW: Zastanawiam się cały czas nad tym, jak zmienić obecną sytuację nieheteronoramtywnych kobiet, jak nakierować reflektory na ich obecność, twórczość, działania. Przyłapuję się na tym, że kiedy mówię o działaniach stricte lesbijskich, to myślę konkretnie o działaniach pozamainstreamowych i niedążących do dostania się do głównego nurtu kultury popularnej. Czy mainstream to jedyna droga do tego, żeby nas uznano za istniejące?

MO: Myślę, że nie ma tu jednoznacznej odpowiedzi i jakiegoś absolutyzmu w myśleniu o strategiach, bo to nigdy nie jest tak, że jakaś droga jest bezcelowa, a inna przyniesie same korzyści. Natomiast ja również nie oglądałabym się na mainstream i być może “reflektory” to nie jest to, o co chodzi. Dlaczego dostanie się do głównego nurtu miałoby przynieść korzyści? Przypomina mi to retorykę niektórych odłamów późnej pierwszej fali i wczesnej drugiej fali feminizmu na ‘Zachodzie’, które zakładały, że kobieta musi wyrzec się kobiecości i poniekąd stać się mężczyzną, by mogła osiągać to samo i być osobą pełnoprawną – oczywiście w ogromnym uproszczeniu. Widzimy przecież, jakie to absurdalne i zdecydowanie anty-emancypacyjne, a jednak czy dążenia lesbijek, by zaistnieć poprzez główny nurt, nie oznaczałyby tego samego? Rozumiem, że chodzi o szeroko pojętą widzialność, jednak takie proszenie się o swoje miejsce i kulturę może być drogo opłacone. Są zresztą świetne analizy naukowe, które problematyzują gloryfikację społecznej widzialności. Także ja też myślę o lesbijskości głównie w kategoriach poza-mainstreamowych i zachęcających do różnorodności, co nie oznacza, że należy odrzucać możliwości pokazania się w ‘centrum’, gdy takowe zaistnieją. Jak widzisz, nie jest to wszystko takie oczywiste.

MW: Masz jakąś wizję tego, jak sprawa lesbijska* może rozwijać się dalej?

MO: Osobiście wierzę w rolę nauki w przezwyciężaniu kulturowych uprzedzeń i początkowaniu zmiany społecznej, ale konieczne jest połączenie działań akademickich i aktywistycznych, tym bardziej, że ten podział jest sztuczny i niewymierny. Jak już wspomniałam, drogą do wszystkiego jest edukacja i wiedza. Ja z pewnością będę poszerzać dostępność tematyki lesbian studies w przestrzeni akademickiej i społecznej, ale ważna jest tzw. “polityka koalicyjna”, taki termin zaproponowala Butler, która uwzględni znaczenie jednoczesnego budowania lesbijskości poprzez kulturę, sztukę, literaturę, czy życie publiczne. Już mówiłam, że nie chciałabym w Polsce środowiska lesbijskiego, ale za to mam nadzieję na kolektywny wymiar współpracy i inicjatyw oraz na uwspółcześniony lesbijski feminizm, który zresztą w Polsce nigdy nie miał szansy zaistnieć. A to zupełnie nie to samo, co środowisko.

MW: Jak odebrałaś treść manifestu “Lesbijskiej Inspiry”? Czy uważasz, że takie manifesty, jak nasz, mają sens? Mogą coś zmienić?

MO: Podoba mi się Wasz manifest. Jest mocny i bezkompromisowy, a przy tym konkretny, inkluzywny i podkreśla wartość szacunku i różnorodności. Nie operuje frazesami, jest dostosowany do sytuacji kobiet nieheteronormatywnych w Polsce, nie nalega na definicję lesbijki, jest przemyślany i świadomy. To prawdopodobnie pierwszy taki lesbijski manifest w Polsce i być może zaczątek lesbijskiego feminizmu, a to duża sprawa. I owszem, manifesty mają sens i są potrzebne. To, co mnie martwi, to ograniczona dostępność czy raczej widzialność tego rodzaju inicjatyw i materiałów. Domyślam się, że nie wydrukowali Was na okładce “Repliki” ani nie było głośno w żadnym alternatywnym medium poza-internetowym; jesteście poniekąd same sobie i jest rzeczywiście irytujące, że samemu trzeba sobie tę przestrzeń widzialności stwarzać, choć raz jeszcze podkreślę, że nie jest miarą sukcesu to, czy będą Was cytowali w jednym z najbardziej mainstreamowych programów telewizyjnych. Nie można też oczekiwać, że manifest zachęci kogoś do diametralnej zmiany poglądów. Zwróciłabym więc uwagę przede wszystkim na to, do kogo właściwie skierowany jest taki manifest, jaka jest jego rola, co ma osiągnąć. Z mojego punktu widzenia ważniejsze jest, by spełnił rolę wewnątrz społeczności. To świetny materiał do tego, by zwrócić uwagę na problem auto-stygmatyzacji i stereotypizacji wśród samych kobiet nieheteronormatywnych; by promować różnorodność ekspresji płciowo-seksualnych; by uświadomić, że dla wszystkich jest miejsce i że podziały „wewnątrz” nie są drogą do akceptacji „na zewnątrz”; by pokazać, że u nas się nie da tak, jak pół wieku temu w USA, i że wcale nie jest to pożądane. Z mojego punktu widzenia to właśnie macie szansę zrobić i już zaczęłyście, a inny symboliczny początek takiej „nowej ery” uznaję świetną i mądrą reakcję Damskiego Tandemu Twórczego na zeszłoroczny niefortunny wywiad w “Replice”, który teoretycznie miał dotyczyć kwestii niewidoczności lesbijek w przestrzeni publicznej, ale nie wyszedł dobrze.

MW: To faktycznie był moment przełomowy, w którym przekroczone zostały pewne granice. Lesbijka* znowu została potraktowana jako obiekt. Ważną kwestią stało się dla nas właśnie upodmiotowienie i odzyskanie władzy nad naszym własnym, lesbijskim* życiem i to w wielu aspektach. Na przykład w kwestii coming out’u. Może na koniec powiedz mi jeszcze, jak Ty podchodzisz do tematu outowania się?

MO: Zagadnienie to nigdy nie leżało w centrum moich rozważań, ale obserwuję to, co dzieje się wokół kategorii coming out’u. Z socjologicznego punktu widzenia coming out to ciekawe zjawisko, bo w szeregach tzw. organizacji LGBTQ+ zwykło się zestawiać go z poczuciem dumy (ang. pride). A trzeba pamiętać, że choć duma może być tego częścią, to jednak najpierw coming out będzie osobistym procesem trajektoryjnym, czyli momentem w autobiografii, które nieuchronnie będzie się wiązało z jakimś cierpieniem, osobistym lub publicznym. Stres mniejszościowy i presja społeczna powodują, że coming out jest często kulminacją negatywnych przeżyć jednostki, ale nie kończy ich, lecz zmienia ich charakter; wystawia jednostkę na dodatkowe przeżycia i doświadczenia dyskryminacji. Czasem jest też sytuacyjnie wymuszony i daleko tu do komfortu emocjonalnego. W dodatku jest to proces powtarzalny, bo przecież nigdy nie dokonuje się coming out’u raz na zawsze; wymaga go wiele nowych relacji i sytuacji społecznych. Powiedziałabym więc, że w życiu społeczno-publicznym coming out pomaga doraźnie i może poprawić niektóre relacje, ale nie jest tak emancypacyjny, jak niektórzy by chcieli i jak zwykle się to przedstawia. Idealizacja go jest niebezpieczna, a już nakłanianie do niego jako do strategii wolnościowej jest wręcz szkodliwe i nieetyczne, bo zafałszowuje rzeczywisty obraz życia społecznego i osobistego osoby wyoutowanej. Oczywiście nie namawiam do tzw. „pozostawania w szafie” przez całe życie; zwracam tylko uwagę, że nic nie jest czarno-białe i coming out jest paradoksalnie bardziej etapem i przeżyciem wewnętrznym, na które trzeba być gotowym. Może odjąć sporo stresów, ale może też dodać nowych; to praca emocjonalna i nie powinno się kreować wokół niej napięcia. Stąd ogólny wizerunek coming out’u jako zbawiennej polityki jest po prostu mocno przesadzony; warto byłoby przekierować tę całą energię np. na społeczne kampanie edukacyjne, które zdjęłyby odpowiedzialność i presję z napiętnowanej jednostki, która koniecznie musi jak najszybciej ‘osiągnąć’ coming out, by zacząć prawdziwie żyć.

MW: Bardzo dziękuję Ci za rozmowę. Myślę, że pokazałaś mi wiele ciekawych tropów, którymi możemy podążać i już teraz czekam na publikację Twojej książki z zakresu lesbian studies.

MO: Również bardzo Ci dziękuję i powodzenia w dalszych działaniach!

Korekta: Maja Korzeniewska

————————————-

Marta Olasik – doktor nauk społecznych w zakresie socjologii; jej rozprawa doktorska to pierwsza w Polsce konceptualizacja podmiotowości lesbijskiej; książka zostanie wydana w dwóch wersjach językowych i ma za zadanie wypromować interdyscyplinarne studia nad podmiotowością lesbijską (ang. lesbian studies) w polskiej przestrzeni akademickiej. Główną perspektywą dr Olasik jest perspektywa socjologii wiedzy oraz jeszcze w Polsce nieobecnej geografii seksualności. Kolejnym etapem prac w ramach lokalnych lesbian studies będą kilkuetapowe badania empiryczne dotyczące pojmowania wymiarów „obywatelstwa lesbijskiego” oraz kreowania własnych projektów płciowo-seksualnych. Dr Olasik jest też częścią międzynarodowego zespołu, którego celem jest eksplorowanie współczesnych możliwości odnowy idei i praktyki lesbijskiego feminizmu w różnych lokalnościach „zachodnich” i poza-zachodnich.

Magdalena Wielgołaska– aktywistka / lesbijka / feministka / współzałożycielka Stowarzyszenia Sistrum – Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* / działaczka na rzecz poszerzania wiedzy na temat leczniczego działania konopi / zaangażowana w Kręgi Kobiece i odzyskiwanie wewnętrznej, kobiecej Mocy / członkini Partii Zieloni/ administratorka strony Strefa Les*/ współpracowniczka projektu A kultura LGBTQ+ nie poczeka!/ wspólzałożycielka Stowarzyszenia Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej*.

———————————–

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka
,
I.   Manifest
1.   ManifestInstant. 
2.   Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry.
3.   Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II. Rozmowy wokół manifestu.
1.  Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota.
2.  Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.  Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.  Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.  Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.  Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus.
7.  
Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk.
8.  Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdaleną Próchnik
9.  Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13. Co ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą
15. Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze polityczna. Rozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26. Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim
,
V.  EL*C. Wieden 2017.
1.  Magdalena WielgołaskaOdzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2. Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3. Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4. Agnieszka MałgowskaPeformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5. Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
6.  Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.....

BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej

—————————————–

Aktualne wiadomości na temat projektu znajdziesz na:

Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!|

Kontakt: [email protected]

LESBIJSKA INSPIRA I Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik

AM: Czy mam do Ciebie mówić Alex, Aleksandra czy Ola?

AK: Alex wolę. Za imieniem Ola nie przepadam, doceniam, gdy ktoś go nie używa.

AM: To ustalone. Poznałyśmy się w Łodzi podczas spotkania w ramach Łódzkiego Maratonu Równości. Zerknęłam na Twoją notkę biograficzną, która była przy tym wydarzeniu i zobaczyłam, że byłaś Stanach na stypendium i nazwę organizacji Queer UVA. Nie mogłam więc nie zaprosić Cię do rozmowy. [śmiech]

AK:.Studiowałam na Uniwersytecie Stanowym w Virginii przez 5 lat – robiłam badania do pracy magisterskiej i doktoratu z biochemii. W którymś momencie związałam się dosyć luźno z aktywistyczną grupą Queer UVA, głównie z powodu chłopaka, który przyjechał do nas na stypendium i tam się wyautował. Zaprzyjaźniliśmy się, on przy mnie godził się z faktem, że jest gejem, a że pochodził z wielodzietnej rodziny, wierzącej i z małej miejscowości, to było dla niego przeżycie. Cieszę się, że nasza społeczność była dla niego bezpieczna i akceptująca.

AM: A jak wyglądało Twoje tęczowe życie w tamtym czasie?

AK: Wtedy w Stanach wyautowała się większa liczba osób, wspólnie chodziliśmy na różne wydarzenia i imprezy, które Queer UVA organizowało, na przykład pokazy teatralne czy imprezy typu “queer prom”, czyli bal maturzystów dla osób nieheteronormatywnych. Pomysł był taki, że można było przeżyć bal maturalny, ale z partnerem/partnerką z własnego wyboru, bez względu na płeć. Poza tym chodziliśmy na imprezy do klubów LGBTQ. W Stanach są kluby branżowe, a nawet tęczowe dzielnice. Takie miejsca, w których można poznać ludzi ze środowiska i porandkować.

AM: Czy w miejscowości, w której studiowałaś, była tęczowa dzielnica czy tylko kluby?

AK: W Charlottesville były tylko dwa kluby. To małe miasto, 60 tysięcy mieszkańców, z czego 20 tysięcy to studenci, ale dla mnie to była ogromna przestrzeń wolności. Byłam za granicą, w bezpiecznej przestrzeni i nie miałam tego stresu, co ktoś sobie pomyśli. W Stanach – w grupie przyjacielskiej czy w pracy – wszyscy raczej wiedzieli, domyślali się, że nie jestem osobą heteronormatywną. Ale nie robiłam z tego wielkiego halo, nie autowałam się oficjalnie. Stany były dla mnie przestrzenią zupełnej swobody, zaprzyjaźniłam się z wieloma osobami nieheteronormatywni. Czułam się jak w domu i wreszcie we własnej skórze.

AM: W którym to było roku? Jaka była wówczas sytuacja osób LGBTQ+ w Stanach?

AK: Byłam w USA w latach 2007-2012. W roku 2008 były pierwsze wybory Obamy.  Wtedy jeszcze małżeństwa jednopłciowe czy związki partnerskie nie były w Stanach legalne. Z wyjątkiem Massachusetts. To się zaczęło dopiero zmieniać. Podczas mojego pobytu miały miejsce incydenty, które wstrząsnęły społecznością akademicką. Dwóch gejów, którzy szli za rękę, zostało pobitych w centrum miasta. To był ogromny szok, że ktoś zrobił coś takiego. Mimo tego, że to Virginia, południe, a Charlottesville w zeszłym roku zasłynęło pochodem Ku Klux Klanu, to jest to bardzo liberalne miasteczko. Zazwyczaj wygrywali tam demokraci. Aby studiować na UVA przyjeżdżali ludzie z różnych stron świata – było duże poczucie wolności.

AM: Wróciłabym do Queer UVA. Opowiesz coś jeszcze o Twoich aktywnościach lgbtowskich?

AK: Tak naprawdę te aktywności, to była tęczowa socjalizacja. Spotykaliśmy się, imprezowaliśmy, chodziliśmy na przedstawienia, koncerty. Czasami zahaczaliśmy o prawa kobiet. Pamiętam performensy oparte na prawdziwych historiach, które młodzi geje i lesbijki spisali, a potem były odczytywane przez aktorów. Wśród nich była bardzo mocna historia o lesbijce, której pierwszy kontakt seksualny był gwałtem, dokonanym przez kolegę na schodach Rotundy – bardzo symbolicznego miejsca dla UVA. To mną wstrząsnęło. Także te moje aktywności LGBTQ+ ciężko nazwać aktywizmem.

AM: To o czym mówisz, to tworzenie tak naprawdę szeroko rozumianej kultury, o tożsamości i orientacji można mówić przez sztukę, przez tworzenie nowego stylu imprezowania, szukania sposobu obecności, dojrzewania, poznawania siebie. Ja tak to rozumiem. Aktywizm jako wychodzenie na ulicę w Marszach i sztandary, pisanie petycji, to jest jedna z możliwości. Dobrze mieć przestrzeń, w której można swobodnie funkcjonować, łapać oddech.

AK: Też tak mi się to kojarzyło, ale aktywizm w Polsce jest zupełnie inny. W Stanach poczułam właśnie taki oddech, że nie muszę udawać. W Polsce co prawda też nie było źle, na przykład w liceum moja klasa była akceptująca. Wiele dziewczyn eksperymentowało ze sobą, całowałyśmy się czy tańczyłyśmy razem na imprezach. Miałam wtedy poczucie, że jestem u siebie, że to jest normalne.

AM: Co dla Ciebie oznacza psychoseksualne “bycie u siebie”? Czy możesz i chcesz to sprecyzować?

AK:  Długo nie umiałam ani nie czułam potrzeby określenia się. Ale już w szkole podstawowej byłam zafascynowana jedną z nauczycielek i z perspektywy czasu myślę, że było to blisko zakochania się. W liceum było dla mnie bardzo naturalne, że zaczęłam mieć kontakty z chłopakami i dziewczynami w równym stopniu. I przez długi czas myślałam i określałam siebie, jako po prostu osobę biseksualną. Zdarzało mi się też zakochiwać w heteroseksualnych dziewczynach i mieć relacje z gejami, czasami byłam jedynym „kobiecym przypadkiem” w ich życiu. Zakochuję  się w osobie, niezależnie od płci, orientacji czy tożsamości tej osoby. I myślę, że Kasia tutaj jest chyba najlepszym przykładem. Zawsze lubiłam osoby, które były na pograniczu, androgyniczne, transgender. Rodzice wzdychali, że moi mężczyźni są mało męscy. Moja mama w szczególności marzyła, że to będzie taki zięć-drwal, dominujący i męski. Ale to było jej oczekiwanie, nie moje. Dla mnie tacy stereotypowo męscy mężczyźni są kompletnie aseksualni.

AM: No tak, [śmiech] brzmi to przewrotnie. Ale jeszcze dopytam: to jak się określasz, bo nie odpowiedziałaś na pytanie

AK: Z czasem zaczęłam czytać, dowiadywać się na temat takich osób jak ja. Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Ale to jest takie określenie, które wielu osobom nic nie mówi, więc myślę, że biseksualność jest łatwiejsza do przełknięcia. Albo po prostu osoba nieheteronormatywna.

AM: Pewnie niektórzy nazwaliby Cię osobą queer.

AK: Tak właśnie, pojęcia queer i panseksualizm pasują teraz do mnie.

AM: Kasia, Twoja partnerka, z którą rozmawiałam w ramach Lesbijskiej Inspiry nazywa Waszą relację lesbijską.

AK: Tak, dlatego że ja jestem kobietą, a ona jest transkobietą. Tak wyszło… [śmiech] Aczkolwiek ja nie mogę siebie nazwać lesbijką, bo kocham nie tylko kobiety. Z Kasią też tak trochę było, że ona dochodziła do określenia swojej tożsamości. Jak zaczęłyśmy się spotykać, Kasia jeszcze była pomiędzy, jeszcze miała męskie imię Michał i określała się jako transgender. Czasami o sobie mówiła w rodzaju żeńskim, najczęściej w męskim. A ja nie miałam oczekiwania, że ona będzie moim chłopakiem. Po prostu dałam jej przestrzeń, na zasadzie: będzie, co będzie. Bardzo szybko mi powiedziała, że czuje się bardziej kobieco i ta kobiecość coraz bardziej zaczęła z niej wychodzić – w ruchach, w sposobie bycia, mówienia, a ja czułam, że jest w Kasi dużo więcej dziewczyny niż to pokazywała na zewnątrz. Dlatego w pewnym momencie zapytałam o kobiece imię. Wiedziałam, że ma kobiece imię dla siebie. I miała – Kasia. Najpierw używałyśmy go w domu. Ale po miesiącu wyszła z tym imieniem do ludzi i zaczęła go używać, zmieniła też imię na Facebooku. W końcu zaczęła używać go wszędzie. Była kolejną osobą, która przy mnie przeszła ewolucję, wyautowała się, znalazła swoją przestrzeń i bezpieczeństwo, żeby poeksperymentować z tożsamością i zobaczyć co jest dla niej dobre.

AM: Obie pokazujecie pewien proces: płynności płci i orientacji. Odważne, choć de facto oczywiste.

AK: Tak, dla mnie to ciągły proces. W Stanach miałam moment eksperymentowania z tożsamością przez ubiór. Na początku byłam typową dziewczyną z polskiego uniwersytetu, w półbutach, marynarce. A tam w pracy w laboratorium to jest kompletnie niemożliwe. W ogóle wszyscy ubierają się w USA luźno, jakoś nie ma specjalnego nacisku na „odpowiedni” styl. Zastanawiałam się wtedy nad swoją ekspresją, byłam bardziej chłopczycą, miałam grupę kolegów, którzy mówili do mnie jak do kumpla, chodziłam z nimi na piwo i jeździłam na narty. Nosiłam więcej męskich ubrań, prostowałam włosy, nie malowałam się, grałam jakimiś elementami typu półbuty, które w ogóle wywołały szok. Mój tata był przerażony, że kupiłam sobie męskie buty. W Stanach to też okazało się być dużym przekroczeniem, ludzie mieli z tym problem. Gdy w pracy w Polsce kiedyś zostawiłam te buty w damskiej szatni, rozniosło się ze zgrozą, że „o boże, tu jakiś mężczyzna się przebierał”.

AM: Niewiarygodne, że męskie buty wywołują takie wielkie naruszenie. I co po tym męskim etapie się zdarzyło z Twoją tożsamością?

AK: Jak wróciłam do Polski, a szczególnie jak zaczęłam działać w Dziewuchach, to bardziej eksponuję swoją kobiecą stronę. Tak naprawdę, dla mnie, to nie ma jakoś znaczenia.

AM: Szkoda, że dla innych ma…

AK: No właśnie. Widać to na przykładzie Kasi: od kiedy używa kobiecego imienia, zapuściła włosy, ma bardziej kobiecą ekspresję, to widzę, że łatwiej jest jej rodzinie, dużo częściej jest odbierana jako kobieta. Ale i ona sama się zmieniła. Gdy miała jeżyka na głowie, poruszała się mniej płynnie, widziałam, że jest jakby bardziej nastroszona i przyjmuje taką męską obronną pozycję. Wydaje mi się, że to ludziom mindfucka robiło, są przyzwyczajeni, że jest albo mężczyzna albo kobieta. Gdy bardziej przesunęła ekspresję w kobiecą stronę, to łatwiej jest ludziom ten cały problem przełknąć.

AM: Ale to, o czym mówisz, prowadzi do przystosowywania się do oczekiwań innych.

AK:  Właśnie, to dylemat. Z jednej strony rozumiem tę binarnosć, żyjemy w takiej kulturze, widzimy głównie takich ludzi, ale z drugiej strony nie rozumiem, jakie to może mieć znaczenie, co mamy w majtkach. To niby definiuje człowieka. Jak spotykasz osobę cis płciową, to nie pytasz jej czy ma penisa czy waginę. A jak się pojawia osoba transpłciowa, to wszystkich najbardziej interesuje, co jest w majtkach.

AM: Binarna fiksacja. Wdrukowany odruch.

AK: Lubię to rozbijać. W Stanach kiedyś przeprowadzałam żartobliwą ankietę wśród hetero znajomych, czy woleliby się umówić z dziewczyną z penisem, czy z chłopakiem z waginą. To ich rozwalało kompletnie. Nie wiedzieli, co mają odpowiedzieć.

AM:  Aha, czyli jesteś performerką.

AK: Trochę tak.

AM: Ostatnio coś podobnego powiedziała Jej Perfekcyjność w swojej audycji “Jej Perfekcyjność zaprasza na drinka”. Przyznała, że bardzo lubi sytuacje, kiedy następuje taki towarzyski kwas, uwielbia je przetrzymywać. To można odczytać jako formę dręczenia, ale to też przyglądanie się, jak człowiek radzi sobie z niewygodną sytuacją. Wprowadzasz ludzi w dysonans poznawczy i patrzysz co dalej.

AK: Ja to nic, dopiero Kasia swoją osobą wprowadza ludzi w dysonans poznawczy. [śmiech] Jedna z Dziewuch powiedziała, że Kasia budzi w każdej kobiecie lesbijkę. Oczywiście zdarza się, że ludzie reagują bardziej negatywnie, bywało, że ktoś na ulicy krzyknął – gdy miała krótkie włosy i widać było tę męską część – pedał. Teraz, gdy jesteśmy razem, idziemy, trzymamy się za ręce, całujemy, ludzie czasami po prostu nie wiedzą, co krzyczeć. Nie wiedzą jak nas nazwać, a zatem jak nas wyzwać. [śmiech]

Miałyśmy kiedyś taką sytuację: na ulicy stał kaznodzieja z mikrofonem, grzmiał o grzechu w takim amerykańskim stylu. Nie mogłyśmy tak po prostu przejść, stanęłyśmy na wprost niego i zaczęłyśmy się całować. Zaczął się jąkać, schował się za swoim namiotem i próbował coś mówić o ogniu piekielnym, ale za bardzo mu to nie szło. [śmiech]

AM: Styl agitacji kaznodziei amerykańskich, ale zachowanie już polskie! [śmiech]. Jeszcze raz wróciłabym do USA. Interesuje mnie bardzo sytuacja lesbijek w USA. Czy są równorzędną częścią tęczowej społeczności, czy też są marginalizowane jak w Polsce?

AK: W Stanach jest bardzo silny stereotyp, że jak dziewczyna ma krótkie włosy, to jest lesbijką. Mieszkałam z koleżanką, która była androgyniczna, nosiła krótkie włosy i właśnie z tego powodu często była brana za lesbijkę, mimo że nią nie była. Druga moja obserwacja jest taka, że – moim zdaniem – lesbijek było po prostu mniej, albo są bardziej nieśmiałe, przez to mniej widoczne. Trzecia obserwacja, że faktycznie wszystko było jednak nakierowane na gejów. Przewodniczącym Queer UVA był chłopak.

AM: Obserwowałaś tęczowe życie tylko w Charlottesville?

AK: Nie tylko. Jeździliśmy też do Nowego Jorku, który jest specyficzny, inny niż typowe miasta amerykańskie, gdzie najczęściej jest tylko jedna, wyraźnie ograniczona tęczowa dzielnica. Tak jest w Bostonie, Chicago, Filadelfii. W Nowym Jorku tęczowe kluby są przemieszane w okolicach Green Village, Soho, ogólnie na obszarze dolnego Manhattanu. W sumie nie szukałam tam typowo lesbijskich miejsc. Słyszałam, że są, więc możliwe, że po prostu do nich nie trafiłam.

AM: Cieszę się, że mówisz o Ameryce bez bałwochwalstwa i pokazujesz jej dwa oblicza: liberalne i patriarchalne.

AK: Ja – trzeba to jasno powiedzieć – byłam w pewnej bańce. Po pierwsze, to był uniwersytet, a po drugie trzymałam się z ludźmi queerowymi, przebywającymi w miejscach otwartych. Ale tak naprawdę większość społeczeństwa amerykańskiego jest patriarchalna. Wcale nie ma dużej postępowości. Wiele osób jest wierzących, swoje życie i przekonania ma sformatowane przez religię. Powiedziałabym, dużo bardziej niż w Polsce.

AM: Trudno to sobie wyobrazić. [śmiech] A jak było, gdy z tamtej rzeczywistości, trochę bajkowo-bańkowej wróciłaś do Polski? Od razu wpadłaś w Łódzkie Dziewuchy?

AK: Bardzo nie chciałam wracać. Przez 5 lat budowałam sobie bezpieczne środowisko. Jak trafiasz w nowe miejsce, to ci zajmuje 5 lat, żeby stworzyć więzi, mieć znajomych, przyjaciół. Naprawdę bardzo dobrze tam funkcjonowałam. Dla mnie powrót do Polski był trudny, nie bardzo chciałam, ale musiałam. Wiedziałam, że wracam do innej Polski, gdzie duża część moich znajomych albo wyemigrowała do Anglii, albo pozakładała rodziny, dziewczyny powychodziły za mąż, miały małe dzieci, tymczasem ja byłam na etapie singielki, która lubiła być aktywna, podróżować, spotykać się z ludźmi.

Moi rodzice też musieli sobie poradzić z moim powrotem, czasami czułam, jakby dla nich nic się nie zmieniło, wróciła ta sama córeczka, co wyjechała. A ja byłam dorosłą kobietą. Dorosłam w Stanach. Dlatego szukałam czegoś, żeby wyrwać się z domu, żeby nie tkwić w roli dziecka. Zaczęłam szukać środowiska dla siebie. Znalazłam pracę w Warszawie. Myślałam już wtedy o jakiś organizacjach feministycznych, ale ze względu na to, że moja praca była bardzo absorbująca, a na weekend jeździłam do chłopaka do Łodzi, po prostu nie znalazłam na to czasu. Ale była we mnie taka potrzeba, która dojrzewała. Szczególnie, że w Stanach było już to Queer UVA, zbierałam też podpisy wśród Polonii pod projektem “Tak dla kobiet” i wysłałam je potem kurierem do Warszawy.

AM: Był jakiś moment przełomowy?

AK: Od marca 2016 zmieniłam system pracy, a moja siostra, która bardzo zaangażowała się w KOD, zaczęła mnie wyciągać na protesty i wydarzenia. Pojechałam na marsz KODu do Wrocławia i „wpadłam”. To były początki zachwytu, że jest marsz, że tyle ludzi. Wtedy też powstała grupa Dziewuchy Dziewuchom i zaraz potem Łódzkie Dziewuchy Dziewuchom, i rósł bunt przeciwko próbie zaostrzenia prawa aborcyjnego.

Przyszłam najpierw na spotkanie KODu w sprawie marszu, który zrobiłyśmy w Łodzi 17 kwietnia 2016 roku. Jedna z działaczek z KODu zaklepała tę datę, mimo że KOD ogólnopolski nie chciał wchodzić za bardzo w kwestie zaostrzenia prawa aborcyjnego. Ale KOD łódzki zawsze był odważny i rebeliancki. Dołączyły do niej dziewczyny z Dziewuch, które poza pisaniem postów w Internecie chciały coś zrobić w realu. Nie znałyśmy się w ogóle, ale zaczęliśmy pracować, żeby ten protest zrobić. No i zrobiliśmy go. To było wzmacniające, niesamowite uczucie, że coś tak ogromnego udało nam się dokonać. To było fascynujące – malowanie transparentów, dzwonienie i mailowanie do Krystyny Jandy, Pauliny Młynarskiej. Wcześniej nie wyobrażałam sobie siebie w takiej roli.

W dużej części grupa, która wtedy się zaangażowała w pracę przy tym pierwszym marszu, działa dalej. Zaraz po tym był Marsz Równości, bo Fabryka Równości wsparła nas jako Dziewuchy, mimo że byłyśmy bytem bez żadnej struktury. I tak toczy się dalej. Po prostu cały czas działamy. Pewnie dlatego, że naprawdę się zaprzyjaźniłyśmy.

Kasia na przykład powiedziała, że po raz pierwszy w grupie Łódzkich Dziewuch poczuła się równoprawną kobietą. Dla wszystkich to jest nasza Kasia i Kasi nie damy ruszyć.

AM: Tak, rozmawiałyśmy o tym z Kasią. Dobrze, że wreszcie pojawia się opcja, że jako kobiety nie musimy być jednolite. Wreszcie i lesbijki mogą być Dziewuchami. Czy w ogóle w Dziewuchach jest ktosia, która się identyfikuje jako lesbijka?

AK: W naszej ścisłej jedenastce, która założyła Stowarzyszenie, poza Kasią, która jest osobą trans i lesbijką, to takiej typowej cis-lesbijki nie ma. Ale już słyszałam od koleżanki-lesbijki, że powinno być więcej lesbijek w Dziewuchach. Nie ma dlatego, że po prostu tak się złożyło. Zdajemy sobie sprawę, że wolny czas na aktywizm jest swojego rodzaju przywilejem. My jesteśmy w większości raczej młodymi, pracującymi dziewczynami, mamy wsparcie rodzin, tylko dwie z nas mają dzieci. Brakuje nam też młodszych osób, takich 20+. Pytanie, czy to jest specyfika tej organizacji, czy jakaś inna kwestia? Czy te osoby po prostu nie czują potrzeby działania, wejścia w aktywizm prokobiecy w Łodzi? Dla odmiany w Fabryce Równości jest odwrotnie – przeważają młode dziewczyny. Może więc łódzkie lesbijki z potrzebą aktywizmu realizują się bardziej w typowej organizacji LGBTQ? Chociaż nasze organizacje dobrze ze sobą współpracują, więc się uzupełniamy.

AM: Dla mnie jest ważne, że jesteście gotowe na współpracę z różnymi osobami, natomiast wewnątrz nie musicie być grupą, w której są wszyscy reprezentanci wykluczonych – w każdym wieku, każdego koloru skóry, każdej orientacji etc. To jest po prostu niemożliwe. Ważne jest to, żeby pamiętać o tych osobach, żeby chcieć współpracować z tymi, którzy/które reprezentują tę brakującą część.

AK: Dlatego chcemy zrobić lesbijską mównicę feministyczną. W przyszłym roku z okazji Maratonu Równości, a jeśli nam się uda, to szybciej. Chcemy dać przestrzeń, a nie mówić za te osoby. Nie mam tej perspektywy, doświadczenia typowej lesbijki. Miałam związki z mężczyznami, co – zdaniem wielu – wyklucza mnie. Często byłam brana – stereotypowo – za osobę heteroseksualną, nikt nie zastanawiał się nad niuansami.

AM: To absurdalny problem. Lesbijką można bywać. Dlaczego więc nie miałabyś opowiadać o swoich lesbijskich momentach?

AK: Wiadomo, że osób określonych na sto procent jest niewiele, a kobiety mają jeszcze większą płynność. Chcemy dać tę przestrzeń lesbijkom, bo też zauważyłyśmy, że ich brakuje, że najczęściej mówi się o społeczności LGBT, a reprezentatami są geje. Najwięcej ich widać, często są przedstawiani bardzo stereotypowo.

AM: Ale często tak chcą się przestawiać, odkąd wzorcem jest Robert Biedroń. Wszyscy chcą być jak Biedroń. Uosobienie sukcesu w mainstreamie.

AK: No tak, bycie Biedroniem jest łatwiejsze do przełknięcia dla heteronormy. Ta potrzebuje schematów. Inne osoby są po prostu przezroczyste. Są niewidzialne albo wyszydzane, albo skrywają swoją rzeczywistą odmienność. A telewizja i media robią społeczności LGBTQ ogromną krzywdę utwierdzając stereotypy. Dlatego – raz jeszcze podkreślam – zrobimy tę mównicę lesbijską, otwieramy się dla dziewczyn nieheternormatywnych, niech mówią o sobie same.

AM:  Myślę, że byłoby dobrze, gdyby o lesbijkach mówiły bardzo różne osoby, żeby nie było dominacji mężczyzn albo heteryczek albo samych lesbijek. To daje pełniejszy obraz. Taki głos, jak Twój, też byłby ważny. Trochę taką mównicą w necie jest projekt Lesbijska Inspira.

AK: Najważniejsze, żebyśmy się łączyli i jednoczyli, żebyśmy współpracowali ze sobą – różne środowiska. Te środowiska niech będą trochę różne, trochę podobne. Żeby to nie były odseparowane grupki. To nie jest tak, że każde z nas jest tylko lesbijką, tylko Dziewuchą, czy tylko feministką etc., wiele z tych rzeczy łączy się ze sobą. Myślę, że takie wspólne wspieranie się i współdziałanie jest niezbędne, bo ludzi, którzy zajmują się aktywizmem nie jest zbyt dużo, a musimy pokazywać siłę, choć jesteśmy ułamkiem społeczeństwa. Czasem bywamy zmęczone/zmęczeni. Ciężko robić wszystko za wszystkich. Ale trzeba działać.

AM: To najlepsza puenta naszej rozmowy. Bardzo dziękuję i do zobaczenia na mównicy i nie tylko!

Korekta: Maja Korzeniewska

—————————–

Aleks Knapik (1984) – łodzianka, wnuczka włókniarki, doktorka Uniwersytetu Łódzkiego w dziedzinie biochemii białek, stypendystka Uniwersytetu Stanowego w Wirginii. Feministka, działaczka społeczna, aktywistka, przedstawicielka pracowników. Angażuje się w protesty i działania w obronie praw kobiet, mniejszości, zwierząt, prodemokratyczne, przeciwko nienawiści i za święckością państwa. Członkini Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej Ratujmy kobiety 2017. W Dziewuchach od samego początku. Przed Dziewuchami działała w organizacji LGBTQ, Queer UVA, jeździła w Masie Krytycznej, ratowała małe gryzonie i uprawiała ashtangę jogę.

Agnieszka Małgowska (1/2 Damskiego Tandemu) Twórczego – lesbijka / feministka / artaktywistka / reżyserka / trenerka teatralna / scenarzystka.

Współtwórczyni projektów: Kobieta Nieheteronormatywna (cykl debat i audycji radiowych, 2014- 2016) / O’LESS Festiwal (2012-2014) / DKF Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną (cykl spotkań, 2012-2015) / A kultura LGBTQ+ nie poczeka (projekt archiwistyczny, od 2017) / O teatrze lesbijskim w Polsce (cykl teatrologiczny, od 2012) / Lesbijska Inspira (cykl wywiadów od 2017) / Portret lesbijek we wnętrzu, Niesubordynowane czytanie sztuki Jolanty Janiczak (czytanie dramatów) / Orlando.Pułapka? Sen, Fotel w skarpetkach, 33 Sztuka, RetroSeksualni. Drag King Show (spektakle) / Czarodziejski flet, Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet (nanoopery) / L.Poetki (film dokumentalny) / Teatr Dialogu (warsztat i akcja miejska) / Wywrotowa komórka lesbijska, Epizody, wątki, sugestie lesbijskie w kinie polskim (wykłady) / Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* (stowarzyszenie, 2017).

  —————————————————-

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka.

INNE TEKSTY
I.   Manifest
1.   ManifestInstant. 
2.   Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry.
3.   Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II. Rozmowy wokół manifestu
1.  Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota.
2.  Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.  Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.  Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.  Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.  Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus.
7.  
Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk.
8.  Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdaleną Próchnik
9.  Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.  Co ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą
15.  Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.   Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze polityczna. Rozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26. Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim
,
V.  EL*C. Wieden 2017
1.  Magdalena WielgołaskaOdzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2.  Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3.  Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4.  Agnieszka MałgowskaPeformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5. Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
6.  Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.....

.

 

Kłopoty z lesbijką* KONGRESU KOBIET 2018. Relacje.

 

Podczas X Ogólnopolskiego Kongresu Kobiet było Centrum LGBTQ+. Jeden z trzech paneli został zorganizowany przez Stowarzyszenie Sistrum oraz Lesbijską Inspirę i nosił tytuł Kłopoty z lesbijką? Rzut oka na kulturę lesbijek* w Polsce. Gościniami były: Agnieszka Małgowska (Stowarzyszenie Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej*), Izabela Morska (naukowczyni, pisarka), Magdalena Wielgołaska (Lesbijska Inspira), Anka Zet (performerka, działaczka LGBTQ+), Zuch Dziewuchy (vlogerki). Rozmowę moderowała Marta Zdanowska, rejestrowała Monika Rak.

Większość uczestniczek zdecydowała podzielić się refleksjami i wrażeniami z tego wydarzenia. Niektóre panelistki spisywały je na gorąco, inne potrzebowały czasu, stąd różny ton wypowiedzi i odległa od daty Kongresu data publikacji.
.

Miało być Centrum Lesbijek. Agnieszka Małgowska. Lesbijka.

Miało być Centrum Lesbijek. Padło wprawdzie tylko mgliste zapewnienie, ale naiwnie myślałam, że jednak uda się „przepchnąć” słowo lesbijka w nazwie Centrum. Nie udało się. Nadal nawet słowo lesbijka jest jak zbuk. Organizatorki nie zdecydowały się na taką nazwę, choć – warto zaznaczyć – wszystkie tegoroczne panele dotyczyły lesbijek*, szerzej kobiet nieheteronormatywnych. Prócz naszego były jeszcze:

Nie/widzialne lesbijki – Manifest prof. Ewy Graczyk oraz dyskusja moderowana z udziałem publiczności oraz Niewidzialne dla społeczeństwa – wykluczenie i dyskryminacja kobiet nieheteronormatywnych w Polsce.

Autorki i uczestniczki tych dwóch wydarzeń z uporem – też pewnie za sprawą tytułów spotkań – podkreślały niewidoczność lesbijek*, a coming out podsuwały jako najlepszą strategię widzialności. Rządziło mainstreamowe widzenie naukowczyń, prawniczek, pisarek, które dobrze odnalazły się w głównym nurcie. Taki głos dominuje od lat w postrzeganiu sytuacji kobiet nieheteronormatywnych i ta perspektywa uznana jest za jedynie właściwą.

Niepokoi mnie to, bo przecież siłą jest różność definicji, choćby samych lesbijskich* tożsamości skrytych pod gwiazdką. Nawet podczas kongresowych paneli padło wiele określeń, jak: lesbijka, lesbijka z gwiazdką, lesbijka w cudzysłowie, lesbijka bez cudzysłowu, lesbijka z wyboru , lesbijka z offu, lesbijka mainstreamowa czy lesbijka normalna etc. To już daje do myślenia, tymczasem ta terminologiczna różnorodność nie wybrzmiała. Zniknęła. Jak litera L w nazwie Centrum.

Została nazwa Centrum LGBTQIA z zeszłego 2017 roku, kiedy Kongres Kobiet postanowił  podjąć tęczową tematykę. Już wtedy wzbudził wątpliwość fakt, że lesbijki * nie zostały potraktowane jako grupa, której warto poświęcić uwagę oddzielnie. Znowu zostały tylko częścią społeczności LGBTQ+, choć Anka Zet przez lata walczyła o miejsce dla lesbijek na Kongresie Kobiet, choć nadal wydaje się, że bliżej kobietom kongresowym do kobiet niehetronormatywnych niż całej tęczowej społeczności. Z niezgody na kolejną próbę unifikowania nieheteronormatywnych problemów zrodziła się propozycja, by w kolejnym roku powstało Centrum Lesbijek*. Zainicjowała to Agnieszka Frankowska, usiłowało dokończyć Stowarzyszenie Sistrum, które gotowe było koordynować całość tego projektu. Planowane były panele, pokaz filmu dokumentalnego, wystawa polskiej sztuki lesbijskiej*. Zostało to w sferze planów.

Dzięki pomocy życzliwych lobbystek jedyne, co się udało, to przygotować panel. Ale już pierwsze uwagi na radzie programowej KK były zaskakujące, mam wrażenie, że odruchowo korygujące w sposób protekcjonalny i profilaktyczny. Okazało się, że do takiego panelu powinnyśmy zaprosić gościnie z zagranicy. To było uderzające. Nie przypominam sobie zresztą na innych panelach kongresowych gościń z zagranicy. Jeśli już to nie jest to powszechne. Dlaczego więc lesbijki* z Europy mają nas legitymizować? Nie umiem odpowiedzieć sobie wiarygodnie na to pytania. Być może „nieodpowiednie” lesbijki* proponowałyśmy w naszym panelu? Zapewne dla owej jakościowej równowagi pojawił się panel z uznanymi przez główny nurt kobietami, uprawnionymi, by mówić o lesbijkach*.

Nie było zresztą żadnego spotkania z osobami opiekującymi się Centrum, podczas którego można byłoby cokolwiek przedyskutować. Nie było nawet próby kontaktu, dlatego – moim zdaniem – Centrum było nieprzemyślane, przypadkowe, ograniczone jedynie do paneli, choć możliwa byłaby bardziej różnorodna forma. Znowu zabrakło czasu i woli do prawdziwej debaty.

Przeniosło się to na atmosferę Centrum. Przede wszystkim dotkliwe było wrażenie chaosu organizacyjnego. I ostre dyscyplinowanie czasowe, które – zaznaczmy – dotyczyło dwóch pierwszych paneli, które trwały teoretycznie 60 minut, de facto pewnie o kwadrans mniej. Natomiast ostatni, prowadzony przez Monikę Płatek, trwał półtorej godziny. W spokoju i skupieniu każda/każdy uczestniczka/nik miała/ł możliwość wypowiedzenia się. Czy nie lepiej tak ustawić harmonogram, by nie było tak rażącej różnicy? Tempo i chaos rodził zupełny brak komfortu i niezgodę na taką formę udziału w kongresowym wydarzeniu.

Mimo dwuletniej tradycji Centrum LGBTQIA daje się we znaki 10 lat prób znalezienia wspólnego języka Kongresu Kobiet i lesbijek*, głównie za sprawą Anki Zet. Nadal Kongres Kobiet nie przyznaje się do 7 lat lekceważenia lesbijek*, wybiela się, nadal niektóre lesbijki* traktowane są jak wichrzycielki i nadal powinny być grzeczne, reprezentować grupy, które osiągnęły sukces przycięty według neoliberalnego wzorca, nadal mają się dostosować. Jak długo to jeszcze potrwa?

A wydaje się, że znaczną część problemów, o których piszę, dałoby się zniwelować przy odrobinie dobrej woli. Dla świętego spokoju i jedności można byłoby też potraktować je jako zwykłe obiektywne trudności. Ale niestety – jak zawsze – takie niby niegroźne drobiazgi, zebrane w większy zbiór nie dają się zlekceważyć, bo dziwnie przypominają patriarchalne strategie dyskryminacji, które znamy z herstorii pomijania niewygodnych jednostek czy grup przez drobne utrudnienia, lekceważenie etc. Dopóki takie kryteria będą rządzić, nie zgramy się z Kongresem Kobiet. I nie czuję z tego powodu satysfakcji.
.

Mieszanka wedlowska z kukułką. Monika Rak. Lesbijka bez cudzysłowu.

Mam mieszane uczucia uczestnicząc corocznie w Kongresie Kobiet. Może dlatego, że Kongres jest jak mieszanka wedlowska: w kolorowym papierku na liberalną nutę. Tak, żeby wszystkie/wszyscy były/byli zadowolone/zadowoleni. Panele przeplatane handlem, jakieś warsztaty o urodzie i dyskryminacji, koncert. Po prostu duża impreza. A jak zdarzy się w tej mieszance kukułka z innej paczki, taka chociażby Anka Zet, to zawsze można zmienić regulamin Kongresu, aby ograniczyć na przyszłość taką „nieszczęśliwą pomyłkę”.

A w tym wszystkim my – lesbijki*, które chcą mieć własny panel, a nawet Centrum Lesbijskie. Niestety, już poza nami, nazwa zostaje ugładzona, a literka L wrzucona do szeregu LGBTQ, w którym co prawda widnieje na pierwszym miejscu, ale z pewnością nie jest równorzędnie traktowana.

Łódzka Hala Expo z zewnątrz wygląda imponująco. W środku czekało nas zaskoczenie. Hala przedzielona przepierzeniami bez sufitu. Blaszane ściany odbijające dźwięk. Równoczesne panele. I zakaz od organizatorek spontanicznego reagowania na wystąpienia – zakaz klaskania. Przyciszanie i tak źle działającego w takich ekstremalnych warunkach nagłośnienia. Jak mamy się porozumieć, kiedy same podcinamy sobie skrzydła przez techniczne niemożności? Jak mamy mówić o tożsamości, która zawsze pochodzi ze sfery intymnej, przekrzykując się albo będąc uciszane? Nagrywałam panele, żeby zapisać w końcu tę historyczną chwilę, kiedy lesbijki* oficjalnie mówią swoim głosem na Kongresie Kobiet. I co z tego wyszło? Cisną mi się na usta nieparlamentarne słowa.

Panel o lesbijskiej* kulturze tłumnie odwiedziły mieszkanki Elbląga, co sprawiło mi ogromną radość. Tak bardzo cieszą mnie jawnie heteroseksualne sojuszniczki spoza centrum, które są zainteresowane lesbijskim* życiem. O takim zainteresowaniu, między innymi mówiła w swoim Manifeście prof. Ewy Graczyk. Pojęcie kobiety za bardzo heteroseksualnej, czyli odciętej od lesbijskiego kontinuum, bojącej się bycia posądzoną o chociażby sympatię do kobiet i walka o odzyskanie tej relacji, to jedna z kluczowych myśli Ewy Graczyk.

Moje wnioski? Lesbijki* spoza Kongresu Kobiet – bo przecież Kongres Kobiet organizują też lesbijki*, choć jakoś głośno o tym nie mówią – nie pasuje do wedlowskiej mieszanki. Można je tu wpuścić, żeby pokazać, że jesteśmy otwarte, ale nie mają swojego miejsca na stałe. Sama Przewodnicząca trzeciego panelu zapowiedziała, że Kongres Kobiet w przyszłym roku zajmie się sprawami innych tęczowych liter np. aseksualistek i interseksualistek. Odczytałam to, oby mylnie, że zajmowanie się lesbijkami* miało być doraźną pomocą medyczną. Teraz czas już na inne grupy.

Siostry-lesbijki* są we wszystkich kobiecych organizacjach od lat. Walczymy o prawa wszystkich kobiet, a kiedy mówimy otwarcie, że chcemy mówić także o sobie, to traktowane jesteśmy jako zło konieczne. A przecież naszym organizacją przyświecają hasła, jak: równość, tolerancja, akceptacja i już mniej modne – siostrzeństwo.

Znowu za mało się staram. Magdalena Wielgołaska. Lesbijka z offu.

Z radością przyjęłam wiadomość, że na X Kongresie Kobiet po raz pierwszy pojawią się panele stricte lesbijskie*. Ucieszyła mnie ogromnie liczba osób uczestniczących w panelach, interakcje, rozmowy w kuluarach, jednak mój tekst nie będzie niestety hymnem pochwalnym na cześć KK.

Jako panelistka wzięłam udział w panelu dotyczącym kultury lesbijskiej*, którego pierwsza część tytułu brzmiała: Kłopoty z lesbijką*. Szybko przekonałam się, że kłopoty z lesbijkami* mają również organizatorki Kongresu. Nie piszę tutaj o homofobii i braku akceptacji dla tożsamości psychoseksualnej, lecz o braku zrozumienia pewnej odmiennej perspektywy uczestniczenia społecznego. Od razu muszę zaznaczyć, że jestem lesbijką z offu. Moja relacja z mainstreamem jest trudna. Wiem, że to tuba, która może nagłośnić wiele istotnych kwestii, jednak koszty i przeformowanie pierwotnego komunikatu są dla mnie tak duże, że nie godzę się, aby z doświadczeń nieheteronormatywnych Polek zrobić taki produkt, który dobrze się sprzeda.

Czy ten produkt nadal będzie żywym odzwierciedleniem tego, jak naprawdę tutaj żyjemy? Rok temu, po pamiętnym wywiadzie w Replice, który rozpoczął dyskusję trwającą do dzisiaj, usłyszałyśmy, że jesteśmy – my, nieheteronormatywne Polki – leniwe, mało zdolne, mało ambitne i że za słabo się sprzedajemy. Musimy coś zrobić z reklamą, jakoś inaczej ustawić się do zdjęcia. Podobne słowa padały na Kongresie Kobiet, że musimy się bardziej postarać, pracować ciężej, pomyśleć o lepszej strategii, bo na pewno coś robimy źle.

Kiedy mówiłyśmy, że pracujemy już na 300% i nadal słyszymy, że lesbijki* są po prostu nieciekawe i nudne, powtarzała się neoliberalna mantra – prawdopodobnie oparta na dobrych intencjach, jednak pokazująca, że ciężko pochylić się nad odmiennością i zrozumieć perspektywę osób będących reprezentantkami mniejszości.

W trakcie KK zastanawiano się, co lesbijki* mogą zrobić, żeby zwiększyć swoją widzialność. Słuchając tych „porad” miałam wrażenie, że ktoś przykuwa mnie do ściany w kamieniołomie i rzuca na ramiona ciężar dwudziestokilowego kilofa, żebym sobie mogła do końca życia walić nim w skalną ścianę.

Profesor Ewa Graczyk ciekawie przedstawiała swoje wnioski odnośnie obecnej sytuacji kobiet nieheteronormatywnych. Spodobało mi się, kiedy powiedziała, że lesbijki* stanowią wyrwę w systemie. To przez nie system się nie domyka – nie mieszczą się w normach społecznych, przez to też nie są poważnie traktowane, ale jednak są – istnieją i co teraz z nimi/nami zrobić? Tak właśnie to czuję i myślę, że również dla KK lesbijki* były kłopotliwe. Nie wiem, czy same już zrobiłyśmy wszystko, nie wiem, co możemy zrobić w kwestii swojej widzialności – w taki sposób, który niekoniecznie będzie wymagał wizyty w Dzień Dobry TVN. Wierzę, że są inne drogi, jednak coraz boleśniej dociera do mnie, że być może zrobiłyśmy już wszystko, co mogłyśmy, a ruch jest po tej drugiej stronie. Po stronie, po której są wszystkie osoby nie będące nieheteronormatywnymi kobietami. Co musi się stać, żebyście zauważyły/li, że istniejemy? Co musi się stać, żeby traktowano nas poważnie również na takich wydarzeniach jak KK? Jesteśmy dorosłymi kobietami tworzącymi środowisko i kulturę lesbijską*, wiele z nas angażuje się w tę pracę od lat. Odrzucanie przez nas neoliberalnych biznesplanów jest traktowane jako brak dojrzałości. Nie mam w sobie zgody na takie traktowanie.

A teraz uciekam do wyrabiania normy i walenia w szklany sufit, bo kilof zdążył mi ostygnąć, kiedy zajęłam się pisaniem tych kilku zdań – oby tylko nikt nie zauważył, że przestałam nim machać i nie powiedziała/ł, że znowu za mało się staram.
.

Promujmy siebie, mamy do tego prawo. Anka ZET. Lesbijka z wyboru.

Drugi raz oficjalnie kobiety nieheteronormatywne zostały zaproszone do udziału w wydarzeniach na Kongresie Kobiet. Jako zwolenniczka widzialności kobiet cieszę się, że decydentki z Kongresu Kobiet utrzymały zeszłoroczną premierę udzielania przestrzeni dla nieheteroseksualnych. Przyjechały na różne panele kobiety chcące się podzielić wiedzą, umiejętnościami i doświadczeniem, i tłum kobiet, zainteresowanych uczestnictwem. Jako pedagożkę ucieszył mnie fakt, że spotkałam licealistki, które oczekiwały bezpiecznej dla nich szkoły.

Jako kobiety mamy deficyty we własnej wysokiej samoocenie, pewności, że mamy prawo do wszystkich emocji, również negatywnych. Jako lesbijki ubolewamy nad niedosytem przestrzeni publicznej otwartej dla naszej aktywności.

W tegorocznym KK przeszkadzały mi naciski, że nie wolno było uczestniczkom klaskać. Nie przekonał mnie argument, że w sąsiedztwie będzie słychać oklaski i mogą one przeszkadzać innym uczestniczkom. Uważam, że kobiety są tak często ograniczane, iż my nie powinnyśmy same siebie ograniczać. Cieszę się, że jest chęć w kobietach na to, żeby stać się odważnymi, silnymi, pewnymi siebie pełnymi uczestniczkami życia w społeczeństwie i głosować na kobiety. Wszystkie chcemy żyć tak dobrze, jak ugościli się w świecie mężczyźni.

Wielkim zaskoczeniem dla mnie było to, że na większości identyfikatorów (obowiązkowych na KK dla uczestniczek i panelistek) były tylko imiona. Pożyczyłam mazak i kilka razy informowałam kobiety, że mogą dopisać sobie nazwiska i organizacje, jakie reprezentują. Kobiety, pamiętajmy, że silny uścisk dłoni, głośne i wyraźne wypowiedzenie imienia, nazwiska to elementarne podstawy autoprezentacji, których macie prawo wymagać od innych. Promujmy siebie, mamy do tego prawo. Jak jesteśmy na Kongresie Kobiet, podkreślajmy to, nie dołączajmy mężczyzn na siłę.
.

Byłyśmy pozytywnie zaskoczone widząc, ile osób przyszło na nasz panel dyskusyjny. Zuch Dziewuchy. Lesbijki normalne.

Bardzo się cieszymy, że mogłyśmy wziąć udział w tegorocznym Kongresie Kobiet. Byłyśmy pozytywnie zaskoczone widząc, ile osób przyszło na nasz panel dyskusyjny i z jak dużym zainteresowaniem słuchali tego, co mamy do powiedzenia. Jesteśmy wdzięczne, że miałyśmy możliwość spotkania tylu wspaniałych i mądrych kobiet na panelu lesbijskim i nie tylko.

Obecność Izabeli Morskiej czy Anki Zet dodatkowo wzbogaciła całe spotkanie. Nie wspominając już o niezastąpionych członkiniach Stowarzyszenia Sistrum.

Niestety mamy trochę zastrzeżeń w kwestii technicznej. Wielokrotnie bardziej skupiałyśmy się na niedziałających mikrofonach niż na treściach, jakie miałyśmy do przekazania. Biorąc pod uwagę fakt, że sporo osób musiało stać, wielkość sali również pozostawiła wiele do życzenia.

Jednak poza tymi niedociągnięciami uważamy całe przedsięwzięcie za bardzo udane. Warto było przyjechać do Łodzi chociażby po to, aby poznać tak niezwykłą i jednocześnie zwyczajną kobietę, jak pani Halina z Elbląga. Nasze spostrzeżenia dotyczące środowiska LGBT w Polsce, ludzi i podejścia do życia niesamowicie się pokrywały, przez co rozmowa trwała w nieskończoność.

Biorąc udział w innych panelach dyskusyjnych zaskoczyły nas i nieco zirytowały wypowiedzi niektórych uczestniczek. Między innymi sugestia, że my, lesbijki, powinnyśmy więcej działać. Jedna z pań zasugerowała, że skoro nas nie widać, to widocznie za mało robimy. Zanim wysnuje się tego typu – bezpodstawną opinię – warto najpierw zorientować się nieco bardziej w temacie i zgłębić kulturę lesbijską. Zadziwiający jest fakt, że oczekuje się od nas działania na 300%,podczas gdy to, co robimy, na dobrą sprawę nie jest doceniane (a wymaga od nas dużego nakładu czasu, pracy i zaangażowania). Przykry jest fakt, że mówi to kobieta do kobiety. Szkoda, że nawet na takim stricte kobiecym evencie wyraźnie widać podziały. Uważamy, że szczególnie na takich właśnie wydarzeniach powinno się czuć wszechobecne wsparcie i solidarność jajników.

Jeśli w przyszłości czas nam na to pozwoli, z przyjemnością ponownie weźmiemy udział w Kongresie Kobiet. A to nasza videorelacja!

——————————-

Agnieszka Małgowska & Monika Rak (Damski Tandem Twórczy)
lesbijka, feministka, artaktywistka, reżyserka, trenerka teatralna.  Współtwórczyni  1/2 Damskiego Tandemu Twórczego i projektów:  Kobieta Nieheteronormatywna (cykl debat i audycji radiowych) / A Kultura LGBTQ+ nie poczeka (projekt archiwistyczny) / O’LESS Festiwal (2012-2014) / DKF Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną / Portret lesbijek we wnętrzu (czytanie dramatów) / Orlando.Pułapka? Sen (spektakl) Fotel w skarpetkach (spektakl), 33 Sztuka (spektakl), Czarodziejski flet (spektakl), Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet (nanoopera) /L.Poetki (film dokumentalny)/ Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* (stowarzyszenie).

Magdalena Wielgołaska
aktywistka, lesbijka, feministka,  współzałożycielka Stowarzyszenia na rzecz Osób LGBT Tolerado / działaczka na rzecz poszerzania wiedzy na temat leczniczego działania konopi / zaangażowana w Kręgi Kobiece i odzyskiwanie wewnętrznej, kobiecej Mocy / członkini Partii Zieloni/ prowadzi stronę Strefa Les* na FB/ współpracowniczka projektu A kultura LGBTQ+ nie poczeka!/ współzałożycielka i działaczka projektu Lesbijska Inspira / współzałżycielka Stowarzyszeniem Sistrum – Przestrzeń Kultury Lesbijskiej*.

Anna Zawadzka (pseudonim: Anka Zet)
pedagożka, dziennikarka, wydawczyni, producentka filmowa, działaczka na rzecz środowisk LGBT, performerka. Publikowała w „Życiu Warszawy” , w tygodniku NIE, na portalach Homiki.pl i Femioteka.pl.  Założycielka wydawnictwa Anka Zet Studio (Agata Engel-Bernatowicz , Aleksandra Kamińska Coming out. Ujawnienie orientacji psychoseksualnej – zaproszenie do dialogu, Kiedy kobieta kocha kobietę – Album relacji  Alicji Długołęckiej i Agaty Engel-Bernatowicz). Producentka  dokumentów: Aleksandry Polisiewicz: Marsz Równości idzie dalej oraz własnego Ich ten sam świat. Aktywistka Porozumienia Lesbijek (LBT) i Porozumienia Kobiet 8 Marca. Założycielka i prezeska Fundacji Anka Zet Studio w 2006 r. Konsekwentnie upominała się o obecność tematyki kobiet nieheteronormatywnych na wszystkich Kongresach Kobiet. Niezłomnie wchodziła z własnym nagłośnieniem, gwarantując sobie w ten sposób wolność wypowiedzi. Doczekała się i jest z tego powodu dumna i szczęśliwa. Po raz kolejny zasiada w panelu na Kongresie Kobiet.

Zuch Dziewuchy  (Natalia R. & Natalia S. “Majkel”)
powadzą kanał lifestyle’owy poświęcony lesbijkom.
Natalia R.
– lesbijka, podróżniczka, aktywistka, wieloletnia fotografka, specjalistka ds.grafiki, vlogerka,  współzałożycielka kanału Zuch Dziewuchy.
Natalia S. “Majkel” – lesbijka, podróżniczka, wieloletnia tancerka i choreografka, barmanka, absolwentka AWFiS w Gdańsku, vlogerka, współzałożycielka kanału Zuch Dziewuchy.



LESBIJSKA INSPIRA. Inne teksty.
I.  Manifest
1.  Manifest. Instant. 
2.  Rozmowa. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
.
II. Rozmowy wokół manifestu.
1.   Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota.
2.  Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.   Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.  Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.   Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.   Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus.
7.   Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk
8.   Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdaleną Próchnik|
9.   Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10.  Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.  Co ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą
15.  Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze politycznaRozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla

III.  EL*C. Wieden 2017.

III.  EL*C. Wieden 2017. 
1.  Magdalena WielgołaskaOdzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2.  Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3.  Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4.  Agnieszka MałgowskaPeformansy, czyli witamy w Lesbolandii.

BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej

—————————————–

Aktualne wiadomości na temat projektu Lesbijska Inspira znajdziesz na:
Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!

 

Lesbijska Inspira I Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmowa z Klaudią Lewandowską

Magda Wielgołaska: Jesteś moją pierwszą rozmówczynią, która przygotowała się do wywiadu, robiąc kilometr notatek. Jestem bardzo ciekawa, co sam ten proces pokazał i jak to wpłynie na naszą rozmowę.

Klaudia Lewandowska: To prawda. Spisałam swoją drogę w bardzo prywatny sposób. Nawet nie wzięłam tych notatek ze sobą, po prostu je przeczytałam i zobaczyłam pewne prawidłowości i to, że wszystko stanowi logiczny ciąg. Pomogło mi to uporządkować wiele spraw i jeśli może to pomóc innej kobiecie, to chcę się tym podzielić. Ta historia ma różne wątki, ale pojawia się motyw przewodni: konieczność zawalczenia o swoje miejsce, nie wyłącznie jako kobiety nieheteronormatywnej w kontekście biseksualności, ale generalnie jako kobiety.

MW: Dzielisz się opowieścią o swojej tożsamości ze znajomymi?

KL: Ostatnio w gronie bliskich mi osób powiedziałam, że w zasadzie wszystko mi jedno, czy poznam teraz kobietę czy mężczyznę. Usłyszałam, że ludzie kiedyś nie dzielili się tak jawnie swoją seksualnością. Poczułam, że niepotrzebnie to powiedziałam. Na co dzień o tym tyle nie mówię. Przygotowując się do naszej rozmowy, miałam okazję, żeby zajrzeć w przeszłość i wiele rzeczy zaczęło mi się przypominać.

MW: Opowiedz, co dała Ci ta retrospekcja, zwłaszcza w kontekście docierania do swojej tożsamości psychoseksualnej. Co zobaczyłaś w historii, którą napisałaś sama o sobie i dla siebie?

KL: Zaczęłam sobie przypominać, że od kiedy byłam nastolatką, zwracałam uwagę zarówno na kobiety, jak i na mężczyzn. W tamtym czasie nie miałam na ten temat większych przemyśleń. Miałam takie towarzystwo, w którym nie było to niezwykłe. Teraz wróciły do mnie konkretne sytuacje, które kształtowały moją tożsamość. Na przykład w wieku 13 lat miałam dwie koleżanki, z którymi tworzyłyśmy paczkę. Jedna z nich zwracała mi uwagę, że oglądam się za dziewczynami i że kiedy się przebiera, to się na nią gapię. Nawet tego nie zauważałam, zwłaszcza że ona akurat jakoś szczególnie mi się nie podobała. [śmiech]

W tamtym czasie z nikim nie chciałam być. Byłam bardzo na nie, jeśli chodzi o facetów, a nie wchodziłam też w bliskie interakcje z dziewczynami. W każdym razie tym, co pamiętam z tamtego czasu, jest moja duża otwartość, jeśli chodzi o różne postawy osób z otoczenia.

Kiedy miałam 16 lat prowadziłam minibloga, którego niestety skasowałam po jakimś czasie. Przez blogosferę zaprzyjaźniłam się z dziewczyną z drugiego końca Polski, z którą tworzyłyśmy bardzo głęboką relację – jedynie pisząc ze sobą, później też trochę rozmawiając przez telefon. Wydaje mi się, że to zmierzało w stronę poważnego zauroczenia. Zapraszała mnie do siebie, ja napisałam dla niej jakiś wiersz. W końcu nigdy do niej nie pojechałam, nie miałam odwagi, ale w sumie to była bardzo silna relacja. Wiem też, że wtedy zupełnie nie zastanawiałam się nad tym, czy to ma związek z jakąkolwiek konkretną orientacją. Po prostu było jak było i już.

MW: A jak to wyglądało, kiedy zaczęłaś tworzyć oficjalne związki?

KL: Moje dwa duże związki to były relacje z facetami. Nigdy też nie miałam takiego przemyślenia, jak wyglądałby mój związek idealny, o ile taki może w ogóle istnieć. Moje relacje zaczynały się sypać w momencie, kiedy pojawiał się temat wspólnego zamieszkania. Nie wiem, czy byłaby taka osoba, z którą mogłabym zamieszkać. Teraz od roku jestem sama i bardzo zagubiona, jeśli chodzi o biseksualność.

MW: W jaki sposób zagubiona? Chodzi o Twoje osobiste procesy, czy to z czym stykasz się w społeczeństwie?

KL: Mam profil na portalu LGBTowskim. Tam jest podział na: “ona szuka jej”, “on szuka jego”, a nie ma wyraźnej przestrzeni dla osób biseksualnych, trzeba siebie jakoś odnaleźć w kategorii “inne”. Osoby biseksualne nie są na takim portalu widzialne, nawet ze względu na funkcjonalności jakie daje strona. Zabawne, że nie ma miejsca, żeby wyraźnie siebie określić jako bi. Ale myślę też, że to się zmienia. Dzisiaj widziałam opis imprezy dla kobiet, w tekście zapraszającym na imprezę znalazło się słowo RAINBOW i każdej z liter przyporządkowano jedno hasło. Znalazło się miejsce na biseksualność przy literce B. Zastanawiam się też, czy jeśli będąc na portalu, który jest raczej LG niż LGBT+ i spotkam się z dziewczyną poznaną w tej przestrzeni, to czy ona z góry założy, że ja jestem les? I jaka będzie jej reakcja, jeśli powiem, że nie jestem.

MW: Śledzisz, co się dzieje w Polsce w kontekście osób biseksualnych?

KL: Teraz zaczynam zwracać na to uwagę. Mam poczucie, że przez mój ostatni, dość długi związek z facetem, “wypadłam z obiegu” i po prostu nie wiem, gdzie miałabym uderzać, żeby znaleźć otwartą osobę, czy to mężczyznę czy kobietę, dla której biseksualność byłaby czymś normalnym. Biseksualność nie jest ani gorsza, ani bardziej wstydliwa. Trafiłam kilka dni temu na forum sekspozytywne na wątek, w którym przeczytałam, że mężczyzna biseksualny już zupełnie boi się o swojej tożsamości rozmawiać. To wszystko pokazuje mi, że faktycznie brakuje miejsca, w którym osoby bi mogłyby się otworzyć.

MW: Szukasz takiego miejsca?

KL: Szukam. I faktycznie ciężko je znaleźć. Pewnie gdyby istniało takie miejsce, taka organizacja czy akcje dedykowane osobom biseksualnym, może nie rozmawiałybyśmy teraz, bo potrzeba rozmowy na ten temat byłaby zaopiekowana. Wśród swoich znajomych czasem boję się poruszać ten temat. Kiedyś na jednym ze spotkań zaczął się wątek, w którym ktoś zasugerował, że jeden z naszych znajomych może być bi. Koleżanka zareagowała stanowczo, że człowiek nie może być biseksualny. Kiedy zaprotestowałam, pojawiła się taka konsternacja, że nie mogłyśmy dalej prowadzić rozmowy. Nie było szansy na jej pogłębienie. Idealna sytuacja byłaby taka, gdyby była przestrzeń na rozmowę, bez ustawiania tego tematu w kolejce: tematy mniej ważne/ krępujące/ nieodpowiednie/ nietaktowne.

MW: To ciekawe, zwłaszcza, że żyjemy w czasach, w których wydawałoby się, że wiele tematów tabu zostało oswojonych. Tymczasem biseksualność jest nadal tematem trudnym, również w środowisku LGBT+.

KL: Trochę tego doświadczam, ale myślę sobie, że też pewnie jeszcze nie znam wszystkich możliwych miejsc. Na portal, na którym mam konto trafiłam jeszcze w czasie, kiedy byłam w związku z facetem. Z moim byłym partnerem rozmawialiśmy o tym i trochę się nawet śmiał, że jak go zdradzę, to pewnie z kobietą.

MW: To ciekawe, że tak to widział, stereotypowo panuje przekonanie, że z kobietą to nie jest zdrada. W końcu nie ma narzędzia dominacji, które można by porównywać ze swoim. No i oczywiście bez penisa nie ma seksu, więc się nie liczy. Przecież to tylko takie dziewczyńskie przytulanki…

KL: Pamiętam rozmowę z kolegą z zespołu punkowego – w którym byłam – właśnie o tym, że zdrada z kobietą mniej boli, a ja zaczęłam się wkurzać i zastanawiać, o co w tym wszystkim chodzi. Jeśli jedna ze stron związku zdradza, to albo kończy się relacja albo coś zaczyna być nie tak, więc dlaczego miałoby być inaczej, jeśli kobieta zdradza faceta z inną kobietą? Koleżanka, która wiedziała o naszym wywiadzie, wspomniała mi o artykule o tym, że “amerykańscy naukowcy” przeprowadzili badania mówiące, że wszystkie kobiety są biseksualne. Pamiętam z przeszłości takie nagłówki artykułów ze stron, które nie są wiarygodnymi źródłami informacji. Dla mnie to jest głupota, ale zdaje się, że kobieca biseksualność jest jeszcze jakoś akceptowalna, mimo że nie jest traktowana poważnie. Przyjęło się też kulturowo, że dziewczynki są bardziej socjalizowane do okazywania emocji, uczuć, przytulania się, mają ciepłe relacje, ale ja sobie myślę, że nie w każdym domu tak jest. Są domy, w których w ogóle nie ma czułości. Są też fajne domy, w których ta czułość nie jest zależna od płci. Pomimo różnorodnego wychowania wiele osób jest homoseksualnych, biseksualnych, heteroseksualnych i mówi się coraz częściej o jeszcze innych orientacjach. I teoretycznie, kiedy pojawia się w sieci artykuł o szerokiej skali biseksualności, szerowany na FB, to jest to jakoś akceptowalne. Nawet nie zauważam jakichś negatywnych komentarzy, ale kiedy z tymi samymi ludźmi próbujesz o tym rozmawiać w cztery oczy, to okazuje się, że tego tematu nie da się poruszyć. To dla mnie podwójne standardy. Z jednej strony deklaracja akceptacji, a kiedy taka kwestia pojawia się blisko – już nie tylko w teorii – to staje się problematyczna i jakaś taka… brzydka.

MW: Jesteś związana ze środowiskiem feministycznym, aktywistycznym, artaktywistycznym. Myślę, że to jest taka przestrzeń, w której można szukać porozumienia i budować przestrzeń dla różnych, także tych niewygodnych dla społeczeństwa tematów.

KL: Tak, jednak na co dzień w pracy i przy okazji innych kontaktów nie zawsze widzę taką otwartość. Jestem zanurzona w środowisku feministycznym, ale też jestem w jakimś stopniu introwertyczna i nie taka mega towarzyska. Widzę też, że feminizm nie zawsze oznacza całkowitą otwartość czy zainteresowanie różnymi wątkami wokół niego. Doświadczyłam tego, kiedy poruszyłam temat, że lesbijki są mniej widoczne niż geje. Obserwuję działania Stowarzyszenia Sistrum i dla mnie również zauważalna jest ta dysproporcja, o której mówicie i którą chcecie zmniejszyć poprzez swoje działania. Spotkałam się z tym, że osoby, z którymi porusza się takie kwestie, nawet nie bardzo wiedzą o co chodzi, są zdziwione. Kiedy proszę, żeby wymienili imię i nazwisko znanej lesbijki, na przykład mainstreamowo albo jakiejś pisarki, nie potrafią tego zrobić. Potem robię im takie zestawienie: wymieniam gejów, których na pewno kojarzą, jak Witkowski, czy jacyś projektanci. To, że nie znamy nieheteronormatywnych kobiet tworzących w jakiś sposób nie znaczy, że ich nie ma. Coś tu nie gra na szerszą skalę.

MW: W trakcie Parady Równości w Warszawie, pod Pałacem Kultury i Nauki w Miasteczku Równości miałyśmy swoje stoisko jako Sistrum, przygotowałyśmy quiz z wiedzy o kulturze lesbijskiej. Większość osób nie znała odpowiedzi na żadne z pytań. Jednak celem tej zabawy nie było to, żeby ten brak wiedzy udowodnić, ale żeby ludzi zainteresować. Pokazać, jak wiele istnieje aktywnych twórczo kobiet nieheteronormatywnych. Ku naszej wielkiej radości, osoby bardzo chętnie brały udział w konkursie i były zaskoczone, że jest tyle nazwisk, z tylu dziedzin sztuki, a nie są im znane.

KL: Sfera nieheteronormatywnych twórczyń kultury bardzo mnie pociąga. Sama jestem dość aktywna artystycznie. Staram się dla siebie szukać ścieżek działania. Fajną inicjatywą LGBTQ+ jest Chór Voces Gaudii, w którym byłam przez miesiąc. Nie zdecydowałam się na dołączenie ze względu na repertuar. Jako ludzie są świetni i to co robią jest fantastyczne, po prostu nie mój typ ekspresji. Natomiast można tam być sobą, bardzo przyjazne miejsce. Nie trzeba mówić o swojej tożsamości, jest tęczowo i fajnie.

MW: No właśnie. Muzyka, ruch, taniec… chyba możemy przejść do tej części Twojej historii. Myślę, że to jest bardzo spójne z opowieścią o poszukiwaniu swojego miejsca na ekspresję tożsamości w społeczeństwie. Generalnie szukasz dróg, jak wyrazić siebie.

KL: Tak. Zaczęło się to u mnie projektem Mnemotechniki. To był projekt kobiecy Stowarzyszenia Praktyków Kultury organizatorki poszukiwały osób śpiewających do kawałków śpiewanych przez chór, żeby wesprzeć osoby w projekcie, które nie śpiewały wcześniej albo miały mniejsze doświadczenie czy też chciały tylko rapować. Byłam wtedy w szkole wokalnej i zgłosiłam się do takiego wsparcia. Był to międzypokoleniowy raperski projekt, w którym brały udział seniorki, gimnazjalistki i dziewczyny z poprawczaka. Dołączyłam do projektu pod koniec jego trwania. Byłam na około 10 próbach. Występowałyśmy później w Teatrze Dramatycznym i w Teatrze Powszechnym na jakimś festiwalu. Dla mnie to były pierwsze tego typu doświadczenia, które bardzo mi się spodobały i zaraz po nich wciągnęłam się już totalnie w warsztatoholizm, o którym bardzo często mówię i chętnie praktykuję. [śmiech]

To był pierwszy projekt kobiecy, w którym wzięłam udział i bardzo się zaangażowałam emocjonalnie – był tak zaplanowany, żeby dać kobietom głos. Treści były oparte na wspomnieniach uczestniczek. Początkowo trudność stanowiło zbudowanie zaufania pomiędzy młodszymi i starszymi kobietami, ale kiedy ja dołączyłam do grupy, to seniorki były już “babciami” dla tych młodych dziewczyn. Połączył je proces. To mnie zafascynowało. Zaczęłam czytać książki feministyczne, począwszy od autobiografii Agnieszki Graff. Coraz szerzej zaczęłam otwierać oczy, rozumieć feminizm, czuć, że to jest moja droga, że to pomaga mi uświadomić sobie, co jest we mnie. Rok później to samo Stowarzyszenie zorganizowało warsztaty raperskie dla dziewczyn. Poszłam tam myśląc, że znów będę śpiewać refreny i by wesprzeć koleżankę z Mnemotechnik, która sama by nie poszła. Zaczęłyśmy razem tworzyć. Wkręciłam się tak, że zaczęłam rapować. Przez długi czas siedziałyśmy tam i pisałyśmy teksty z Asią Bordową, która jest rozpoznawalną osobą w feministycznym środowisku. Sporo w naszych doświadczeniach się pokrywało i zaczęłam czuć wkurw, który we mnie narastał.

MW: O czym pisałyście? Co pokazywał ten wkurw?

KL: Jeden z pierwszych tekstów napisałam o tym, jak na jednej z imprez dosiadł się do mnie facet, który chciał ze mną tańczyć. Ja nie chciałam, wtedy złapał mnie za nadgarstki. Wyrwałam się i wyszłam. Jakoś tak bardzo mnie to ruszyło, że napisałam cały kawałek o tym, który zaczynał się od słów: “Nie chcę z Tobą tańczyć palancie”. Wszystkie dziewczyny z zajęć Girls Rap miały takie historie, tylko różnego kalibru. Zaczęłam wtedy po omacku tworzyć swoje kawałki. Chcę to doszlifowywać i pracować z profesjonalnymi osobami, i w profesjonalnych warunkach, ale bardzo często wiąże się to po prostu z dużymi pieniędzmi.
Występowałam w skłotach albo na różnych benefitach. Pod koniec projektu z Girls Rap nagrałyśmy płytę i ja tę płytę nosiłam na benefity. Nie mogłyśmy jej sprzedawać, ale chciałam, żeby trafiała do osób zainteresowanych. Fajnie było widzieć, że wylosowanie takiej płyty sprawiało komuś radość. Miałyśmy dobry odbiór. Tylko to jednak wszystko jest na małą skalę. Wracając do tekstów, nigdy nie myślę, że muszą być jakieś konkretne, raczej są o tym, co czuję, co chcę wyrazić, co potrzebuję wyjąć na zewnątrz i puścić dalej. To, że te teksty wychodziły zaangażowane, to była i jest kwestia tego, co gra we mnie.

MW: Na każdym spotkaniu Stowarzyszenia Sistrum mówimy o tym, że jedną z naszych zasad jest to, że nie oceniamy. Tak naprawdę nie interesuje nas, czy coś jest dobre albo złe jakościowo – kiedy o tym mówię, to mam na myśli mainstreamową miarkę. Liczy się dla nas historia kobiety, która zdecydowała się ją opowiedzieć. To wszystko kwestia tego, w jaki sposób patrzymy na kulturę, do czego jej potrzebujemy. Kultura może być rozrywką, ale może też być narzędziem realnej zmiany, na przykład megafonem przekazanym kobiecie by zabierać głos w sprawie, o której nie rozmawiamy, boimy się rozmawiać czy nie chcemy rozmawiać, a jest ważna. Taki sposób obcowania z kulturą zmusza do refleksji.

KL: Właśnie takie podejście sprawiło, że zdecydowałam się podać tutaj linka do swojego soundclouda. Zazwyczaj nie przesyłam tego wszystkim, ale myślę, że to jest fajne, żeby go tutaj umieścić, to jest historia mojej drogi. Mam tam rzeczy jeszcze sprzed kilku lat, na przykład taką schizofreniczną przeróbkę piosenki Maryli Rodowicz, którą śpiewałam w szkole wokalnej na egzaminie z interpretacji piosenki i postanowiłam sobie to nagranie zachować. Jest tam piosenka Jasminy z Alladyna – pamiątka po warsztatach dubbingu. Są tam bardzo różne rzeczy. Ja kiedyś śpiewałam tylko covery. Zaczęłam w podstawówce, kiedy nauczyciel muzyki powiedział, że widzi we mnie potencjał. Stąd wiem też, jak ważne jest, żeby dzieci dostawały wsparcie dla swoich pasji. Zaczęłam chodzić na zajęcia w szkole i na chór, i później tak się to potoczyło, że przechodziłam przez różne studia piosenki, chór rozrywkowy, szkołę wokalną i oczywiście wiele warsztatów. Byłam też wkręcona w Chór Warszawiaków do momentu, w którym to nie stało się dla mnie za trudne pod względem politycznym. Śpiewałam w bardzo wielu miejscach i projektach.

MW: Dziękuję, że dzielisz się z nami swoim intymnym archiwum. To bardzo ciekawe, że wraz z analizą feministyczną przeszłaś taką transformację z odtwórczyni do twórczyni, to musiało wymagać przełamania i odwagi, by przemówić własnym, wewnętrznym głosem.

KL: Muzyka jest dla mnie terapeutyczna od początku, więc dopóki byłam dość zamknięta – to właśnie znamienne – tylko coverowałam. Nie wyobrażałam sobie, że mogę coś swojego robić. To jest dość kluczowe, że projekty kobiece przywróciły mi mój własny głos. Tam było duże przyzwolenie na to, żeby siebie otwierać i nie oceniać, jaka historia z ciebie wyleci. Można było z siebie wyrzucić wszystko. Kiedy doświadczyłam tego, że wszystkim emocjom można dawać wyraz, wtedy zaczęłam tworzyć swoje rzeczy.

MW: W tej historii brakuje mi jeszcze jednego elementu, o którym wspomniałaś. Byłaś wcześniej wokalistką w zespole punkowym. Czy tam było miejsce na Twoją ekspresję?

KL: To również ważna i ciekawa historia w kontekście mojego docierania do siebie. Trafiłam do tego zespołu, bo odeszła ich wokalistka. Pamiętam, że odezwałam się dzięki namowom mojego kolegi. Później lider tego zespołu nie mógł uwierzyć, że nie mam doświadczenia, kiedy zaprezentowałam, co potrafię. A ja po prostu nie miałam odwagi, żeby być frontmenką. Na mojej chmurze znajdziecie  nagrania również z tego okresu. Chaos, który tam panuje pokazuje mi, że bardzo potrzebowałam się otworzyć i wyrzucić z siebie to, co we mnie siedzi.

MW: Punk był takim ujściem?

KL: Na początku śpiewałam teksty pisane przez basistę. Później zaczęłam pisać swoje, z których niestety nie ma nagrań. W tym zespole byłam trzy lata i to rzeczywiście był proces, w którym po dłuższym czasie zaczęłam pisać coś własnego, ale już wtedy zaczęły się rozchodzić nasze drogi.

MW: Kiedy przestałaś odtwarzać i zaczęłaś mówić swoim głosem pojawił się problem?

KL: Myślę, że trochę tak. Byłam też jedyną kobietą w zespole i myślę, że warto wspomnieć o tym, że zaczęło się psuć, kiedy zaczęłam wywalać z siebie to wszystko, co we mnie siedziało. Paradoksalnie wcześniej dostawałam komunikat, że za mało siebie otwieram i trochę mnie tym maglowali.

MW: To, co się z Ciebie wylało, nie spodobało się kolegom?

KL: Myślę, że tak, ale nie było o tym rozmowy. Generalnie zabrakło komunikacji. Po zawieszeniu zespołu zobaczyłam ogłoszenie o kolejnym koncercie, o którym nie wiedziałam. To było trudne doświadczenie. Gdybyśmy więcej rozmawiali może inaczej by się to potoczyło. Trochę się przez to nawet odsunęłam od tego środowiska. Teoretycznie punk jest taki, że powinien być otwarty, antyfaszystowski, feministyczny i w ogóle, a szczerze mówiąc czasami jest tam jeszcze mocno konserwatywnie i seksistowsko. Przy okazji koncertów nasłuchałam się różnych nieprzyjemnych rzeczy. Znam taki stereotyp panujący w środowisku, że jak się bierze babę do zespołu, to zaraz ktoś się zakocha, że w trasach byłby problem. W moim zespole mieliśmy kolegę, który bardzo głośno chrapał. Zdecydowałam, że to on będzie miał izolatkę, nie ja. [śmiech] To wzbudziło zdziwienie osób wynajmujących nocleg, no ale lepiej było żebyśmy się wszyscy wyspali – zwyczajnie można się dogadać w takich sytuacjach.

Ale mówię o tym dlatego, że takie myślenie nie bierze zupełnie pod uwagę perspektywy kobiety i jej potrzeb. Kobieta może zupełnie nie być zainteresowana poszukiwaniem partnera w zespole. Może chcieć tworzyć i mieć miejsce na swoją ekspresję, a tymczasem jest sprowadzana do roli samicy otoczonej samcami i musi się rozegrać jakiś schemat. To mi się nie podoba. Przypomina mi się jeszcze taka historia, jak po jednym z koncertów podszedł do mnie znajomy moich kolegów i powiedział, że mnie kompletnie nie słuchał, bo patrzył na moje nogi. Widział przedmiot.

MW: Jak wygląda reprezentacja kobiet w punkowym świecie?

KL: W środowisku punkowym są oczywiście kobiety, jednak to tak niszowe działania, że ciężko się z nimi przebić do szerszej świadomości – trochę jak nieznajomość nazwisk nieheteronormatywnych twórczyń – ale na przykład są takie inicjatywy, jak obozy Lucciola i Karioka, które starają się to zmienić. Głosów i przede wszystkim instrumentalistek kobiecych faktycznie jest mniej i ludzie ich nie kojarzą. Tak samo jest z raperkami. Wiadomo, że jeśli ktoś się interesuje daną dziedziną, to wie i potrafi wymienić konkretne osoby. Natomiast osoba średniozaawansowana w rapie często nie potrafi podać żadnej polskiej raperki. Mimo, że ich jest niewiele, to są.

MW: To znowu historia o braku miejsca dla prawdziwej siebie. Niesamowite, że kobiety tak niewiele tego miejsca mają na co dzień, muszą o nie walczyć, a kiedy same je sobie robią napotykają dodatkowe przeszkody, jak choćby niezniszczalne: “mężczyzna jest, a kobieta wygląda”.

KL: W tamtym czasie zdarzało się, że takie sytuacje były dla mnie tak szokujące, że nie miałam żadnej riposty. Moi koledzy z zespołu byli bardzo rozpoznawalni w środowisku, natomiast ja czasami czułam się jak niewidzialny przedmiot, mimo że byłam wokalistką. Kiedyś na przykład stałam obok gitarzysty, do którego kolega właśnie mówił: “Próbowałem ci zrobić zdjęcie, ale ona zasłaniała”. Nie czułam, że jestem tam na pełnych prawach. Nie wiedziałam wtedy, co mam powiedzieć, jak się zachować.

MW: Z perspektywy czasu i Twoich doświadczeń pracy z kobietami widzisz jakieś zmiany w środowisku punkowym?

KL: Dziewczyny zaczynają działać. Są na przykład bardzo znane dwa zespoły punkowe, w których śpiewa Asia Bordowa, ale jednak cały czas jest tego za mało. Nawet kiedy odbywają się jakieś benefity i poszukiwane są zespoły kobiece, nie jest łatwo kogoś znaleźć i zaprosić – jeśli mówimy o składach wyłącznie kobiecych – albo są one tak niszowe, że nie wiadomo o ich istnieniu. Myślę teraz na głos, że przez to, jak skonstruowana jest nasza kultura i nasze role społeczne, kobiety mogą mieć problem w uwierzenie, że rzeczy, które tworzą, mają jakąś wartość, że można je pokazać. Do tego musi dojść jakiś proces wzmocnienia i wyzbycia się tych obciążeń – czasami to jest ogromna praca. Jest dużo dziewczyn, które same potrafią ogarniać kompozycję kawałków, występują same, wszystko ogarniają, powiedziałabym nawet, że wszechogarniają. Pojawiają się takie osoby, jednak to jest powolny proces połączony ze zrzucaniem patriarchalnych ciężarów.

MW: To cały czas jest historia o tym, że kobieta musi dać z siebie 300%, żeby móc stanąć na scenie i zaśpiewać, kiedy facetowi wystarczy 15%, żeby pewnie chwycił za mikrofon.

KL: Tak, często rozmawiam z koleżankami, które są załamane, że jakiś koncert nie wyszedł ich zdaniem, że był porażką. Faceci się nie przejmują. Mają kolegów, którzy ich poklepują po ramieniu. I tu mam apel: koleżankujmy się i wspierajmy w takich sytuacjach! Mam wrażenie, że tak też jest w rapie. Jak słaby by ktoś nie był, to ma ogromne wsparcie, kiedy jest facetem. Dziewczyna, która prowadziła warsztaty raperskie opowiadała, że kiedy kilka lat temu na freestyle wychodziła kobieta, od razu padał komentarz, że to lesba, nie słuchali jej, gwizdali i nie dostawała przestrzeni dla swojego głosu. Jakby się nie zaprezentowała, to oni by jej nie zaakceptowali. Sam fakt, że jest kobietą, to jej koniec. Sama bałabym się wejść do tego środowiska, nie mam nawet ambicji tam być i coś udowodniać. Myślę, że w polskim rapie, żeby się przebić jako kobieta, w tym momencie jest jak walenie głową w mur. Ale jeśli chodzi o alternatywę, to pojawiają się ciekawe wątki, na przykład na swojej nowej płycie Paulina Przybysz w pewnych momentach rapuje. Nie jest to oldschoolowy rap, bo ona eksperymentalnie traktuje muzykę, ale pojawiają się głosy, że jest świetną raperką.

MW: Z tym, że to już jest osoba, która wywalczyła sobie przestrzeń do ekspresji i prawo do eksperymentowania, i zaczęła być widziana również jako twórczyni, nie tylko przez pryzmat płci i w dodatku nie jest powiązana ze środowiskiem raperskim.

KL: Jej też zupełnie nie zależy na tym, żeby jakoś być kojarzoną ze środowiskiem raperskim, tak więc faktycznie ma to inny wymiar niż w przypadku dziewczyn, które chciałyby być kojarzone z konkretnym nurtem. Tymczasem ona robiąc coś bardziej melorecytacyjnego – właśnie jako osoba o określonym dorobku – pokazała, że dziewczyny mogą rapować. Paulina ma flow, to jest bardzo ważne w rapie. Kiedyś sama usłyszałam od kolegi z pracy, że jeśli chcę eksperymentować z rapem, nie wchodząc w środowisko, to w ogóle nie powinnam się tym zajmować.

MW: Muzyczna autoterapia stała się w Twoim przypadku sposobem na odnalezienie swojego głosu, opowiedzenie swojej historii. Myślę, że właśnie kultura jest czymś, co daje kobietom nieheteronormatywnym możliwość odnalezienia kontaktu ze swoją tożsamością. To bardzo ciekawe narzędzie, żeby zmierzyć się nie tylko ze sobą, ale także ze społecznymi schematami. Tworzysz teksty o swojej tożsamości?

KL: Myślę, że to się pojawia podświadomie, kiedy zajmuję się nurtującymi mnie tematami, dlatego mam kawałek o totalnym kryzysie, kiedy w ogóle nie wiadomo, w którą stronę ruszyć i taki o wierze we własny głos. A teraz robię wspólnie z Gagą w duecie SzuGa numer o odczarowywaniu kobiecej samotności, który nazywa się “Panie proszą panie” i bardzo mi podpasował pod sytuację, że współprowadzimy warsztaty tekściarskie na Festiwalu Transgresje akurat w dniu, kiedy przejdzie w Toruniu Marsz Równości.

MW: Podzieliłaś się z nami swoją historią, a także swoją twórczością. Chcę Ciebie jeszcze na koniec poprosić o podzielenie się z nami informacją o tym, jakie kobiece inicjatywy mogą być przestrzenią, w której nasze czytelniczki mogą otrzymać wsparcie, żeby wzmocnić swój wewnętrzny głos?

KL: Bardzo się cieszę, że pojawiło się to pytanie, czasem znajome i znajomi mi mówią: ty to znasz te wszystkie warsztaty, a jak się już wie, gdzie można iść, to jest tego sporo i całe mnóstwo dobra. Wspomniałam już o obozach muzycznych Lucciola i Karioka, tam każda dziewczyna może nauczyć się od podstaw opanować grę na basie, gitarze lub perkusji, a także wybrać śpiew. Był też obóz dla raperek i twórczyń muzyki elektronicznej. Karioka jest dla nastolatek, a Lucciola dla starszych dziewczyn. Żeby obserwować wszelkie tego typu akcje warto się zapisać na newslettera strony Lucccioli, ponieważ są w nim też informacje o kobiecych koncertach. Z doświadczenia wiem, że wiele kobiet bardzo się boi, że nic tam się nie uda zrobić, bo na przykład nigdy nie dotknęły jeszcze instrumentu, a potem się okazuje, że to jest świetna przygoda i życie później nie jest już takie samo. I bycie Lucciolą zwyczajnie wciąga.

Z warsztatów perkusyjnych polecam specjalnie stworzone dla kobiet kursy Drum Fitness w szkole Drum Academy organizowane przez kobiety, które wiedzą, że taka inicjatywa była potrzebna, żeby wzmocnić zainteresowane dziewczyny i to działa! Już raz byłam na przesłuchaniu w zespole, który założyła perkusistka z tej szkoły, to jest niesamowite. Warto obserwować Centrum Praw Kobiet, gdzie byłam ostatnio na samoobronie wendo u trenerki Liliany Otręby – polecam te zajęcia właśnie z nią, ponieważ czuję się po nich naprawdę innym człowiekiem, lepiej radzę sobie z emocjami i dostałam wiele wskazówek, jak bronić własne granice w wielu sytuacjach, to jest też ważna lekcja o współodczuwaniu.

Dużo daje mi uczestnictwo w otwartym Kręgu Kobiet organizowanym przez Adelę prowadzącą bloga nie-rzeczy, na którym pojawia się Wydarzenie, gdy zbliża się kolejny krąg. Polecam zresztą lekturę wszystkich tekstów na blogu, są również wzmacniające.

Dziewczyny z Girls to the front zajmują się kobiecymi zinami i organizacją koncertów, ostatnio było to połączone w ten sposób, że każda chętna osoba mogła się zapisać na warsztaty tworzenia własnego zina z interesującymi ją treściami, a później był koncert świetnego duetu Cudowne lata.

Wiele różnych zajęć z zakresu seksualności odbywa się w Instytucie Pozytywnej Seksualności byłam tam już dwukrotnie i pomogło mi to wiele rzeczy ułożyć w głowie, w bezpiecznej i przyjemnej atmosferze.

Jeśli chodzi o łączenie kobiecej i męskiej energii w śpiewie tradycyjnym w połączeniu ze swobodnym ruchem, to bardzo polecam warsztaty prowadzone przez Olgę Lidię Kozłowską, które można obserwować dzięki stronie Droga Głosu. Przychodzi tam wiele kobiet i nie trzeba potrafić śpiewać. Wystarczy ciekawość pieśni z różnych stron świata i jest to niezwykle otwierające przeżycie.

Poza tym polecam obserwowanie Eksperymentalnej Grupy Ruchowej Szersze, w której jestem. Na stronie można znaleźć informacje, kiedy organizujemy otwarte warsztaty dla kobiet lub zwiedzanie performatywne, jak w przypadku Nocy Muzeów w Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku. Dzięki tej grupie i dzięki otwartym warsztatom odkrywam czym jest ruch i fascynuje mnie jego możliwe powiązanie ze słowami i głosem.

MW: Bardzo dziękuję za rozmowę, a wszystkie kobiety nieheteronormatywne, które tworzą i chciałyby znaleźć odbiorczynie_ców dla swoich działań, zapraszam do kontaktu ze Stowarzyszeniem Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej*.

Korekta: Maja Korzeniewska

     ——————————————-

Klaudia Lewandowska (1989) – „wkurzona kobieta rocznik osiem dziewięć. Wiem, czym jest wolność? na pewno znam ściemę” [z własnej poezji raperskiej]/ Jest wieczną poszukiwaczką w każdym aspekcie życia/ śpiewa od momentu, w którym nauczyciel muzyki w podstawówce pokazał jej, że ma potencjał/ rapuje pod pseudonimem Szelma i w duecie SzuGa/ pisze teksty/ kocha uczestniczyć w warsztatach artystycznych i kobiecych projektach/ jest buntowniczką i feministką/ niedawno odkryła, że ruch może być fajny, dzięki kobiecej grupie EGR Szersze/ kocha czytać, śmiać się i dawać dojść do głosu wewnętrznemu dziecku.

Magdalena Wielgołaska aktywistka / lesbijka / feministka / współzałożycielka Stowarzyszenia Sistrum – Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* / działaczka na rzecz poszerzania wiedzy na temat leczniczego działania konopi / zaangażowana w Kręgi Kobiece i odzyskiwanie wewnętrznej, kobiecej Mocy / członkini Partii Zieloni/administratorka strony Strefa Les*/ współpracowniczka projektu A kultura LGBTQ+ nie poczeka!

  ——————————————-

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka
,
I.   Manifest
1.    Manifest. Instant. 
2.    Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry.<
3.    Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II. Rozmowy wokół manifestu
1.    Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.    Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.    Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.    Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.    Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.    Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.    Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk
8.    Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdą Próchniak
9.    Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10.  Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.   Co Ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.   Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą.
15.   Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.   Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.   Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmowa z Klaudią Lewandowską
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26. Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim
.
V.  EL*C. Wiedeń 2017. 
1. Magdalena Wielgołaska. Odzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2. Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3. Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4. Agnieszka Małgowska. Peformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5. Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
6.  Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.....
.
VI. EL*C. Kijów 2019
1.  Monika Rak. L*Geniusza na Ukrainie.
2. Magdalena Wielgołaska. Lesbianizacja przestrzeni. 
.
BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej
.
                            .                                                     ————————————-————
 .
Aktualne wiadomości na temat projektu Lesbijska Inspira znajdziesz na:
Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!

LESBIJSKA INSPIRA I Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz

Nie damy się programować ani systemowo modelować
[Fragment Manifestu Lesbijskiej Inspiry]


Agnieszka Małgowska: Spotkałyśmy się w Stole Powszechnym. Byłaś na wielu wydarzeniach cyklu. Ciekawe więc jesteśmy, co myślisz o lesbijskiej* kulturze. Widzę, że podeszłaś do sprawy skrupulatnie. Masz notatki.

Agnieszka Marcinkiewicz: Tak, spisałam wszystko, co chciałam powiedzieć. Tak czuję się pewniej.

Monika Rak: No tak, przecież podrzuciłyśmy Ci jak kukułcze jajo manifest Lesbijskiej Inspiry. To nasz punkt wyjścia do rozważań. Wywiady tego cyklu to okazja do pogłębienia lesbijskiej* refleksji i jej upublicznienia, bo dotąd takie rozmowy pozostawały w sferze prywatnej.

AM: Przeczytałam Manifest i oczywiście odniosłam go do siebie. Patrzę na ten tekst z perspektywy osoby w pewien sposób wykluczonej, postrzeganej stereotypowo. Wasza rozmowa pokazuje, jak takie postrzeganie blokuje myślenie i ogranicza – obu stron. Ja czuję się wykluczona, bo jestem nieheteronormatywną dziewczyną, ale nie lesbijką. Zwykle z tego powodu jestem na marginesie.

AM: Czym się objawia to wykluczanie?

AM: To mi się zdarza w kontaktach z lesbijkami i w kontekście ogólnodostępnej kultury. Wydaje mi, że trudno być w społeczności taką osobą jak ja. Nie mam parasola ochronnego w postaci własnej litery akronimu, brak grupy zgromadzonej wokół podobnej do mojej osobowości. Nie mam też swojej organizacji. Czuję się jak jedyny egzemplarz gatunku.

AM: To prawda. Lesbijki jednak mają swoją przeszłość, nawet jeśli jest ona wątła, niewyłuskana jak w Polsce. Twoja tożsamość jest młoda.

MR: Dla jednych możesz być dziwadłem, dla innych niezwykle oryginalną dziewczyną.

AM: Jestem oryginalnie nieheteroseksualna.[śmiech] Ale ciągle jestem postrzegana jako lesbijka, tak z założenia. Na pierwszy rzut oka takie skojarzenia budzi pewnie mój wygląd. Mam krótkie kolorowe włosy, noszę tęczowe gadżety. Taka optyka przypina mi etykietkę. Czemu z góry jestem lesbijką, skoro jest taki ogrom kobiet: panseksulane, biseksualne czy nieokreślone? Dlaczego to nie przychodzi ludziom do głowy?

AM: A masz odpowiedź na to pytanie?

AM: Lesbijka to stereotyp, dzięki niemu nie trzeba głębiej się zastanawiać.

AM: No to my zastanówmy się głębiej. Wiemy już, że jesteś oryginalnie nieheteroseksualna. A powiesz coś więcej?

AM: Czuję, że najbliżej mi do gwiazdki przy słowie lesbijka. Ja sama siebie nie określam, często zaś spotykam się z takim przekonaniem, że każdy i tak zmierza do określenia i w końcu do tego dojdzie. A ja nigdzie nie zmierzam! Jestem gdzie jestem. Myślę, że są ludzie, którzy po prostu tak mają. W kulturze jest potrzeba dookreślania, ale ja nie potrafię się utożsamić z żadną orientacją. Mam swoją indywidualną drogę, nie zgadzam się na zakładanie czegoś o mnie z góry. Też kwestia jakiś wewnętrznych i zewnętrznych definicji. Bo co w sumie określa orientację? Czy to co możemy robić z innymi, czy to jak żyjemy, czy to z kim chcemy się wiązać? To jakie kryterium przyjmiesz jest Twoim wyborem, kwestią Twojej wewnętrznej prawdy.

MR: Prawda, ale jednak potrzebne są choć odnośniki, bo inaczej można się pogubić.

AM: Wiesz, ale żebym siebie określiła, musiałabym opowiedzieć całą historię mojego życia i to czego pragnę w przyszłości i to co dzieje się teraz. Dlatego nie mogę opowiedzieć wszystkiego w tym wywiadzie. Tego nie da się ująć w jedno słowo.

MR: Ale opowiadając swoją historię można odwoływać się do jakiś grup i kulturowych przykładów.

AM: No tak. Dlatego cały ruch LGBTQ+ jest częścią mojej tożsamości, a w szczególności to co lesbijskie*. Mogę się w nich częściowo przejrzeć. Taki przykład: Alice z L.Worda, która dotąd spotykała się głównie z dziewczynami i pewnego dnia stwierdza, że chce randkować z chłopakami. Wszystkie jej koleżanki-lesbijki są zdegustowane: Przecież Alice jest lesbijką, więc jak to?

AM: Rzeczywiście blisko pewnej sytuacji, której byłyśmy świadkiniami podczas spotkania Sistrum omen nomen o coming oucie. Wywołałaś pewną konsternację, kiedy oznajmiłaś, że nie jesteś lesbijką. Ale jakoś nie było oburzenia ani nawracania.

MR: Ani też Twojej samokrytyki [śmiech]

AM: W przypadku serialowej bohaterki była. Alice w kolejnym sezonie, stwierdza, że wraca do relacji z kobietami mówiąc, że jest po właściwej stronie. [śmiech] Sama siebie wyklucza, przytakuje koleżankom, że jest jakaś właściwa strona, chociaż wiadomo, że każda orientacja seksualna jest właściwa.

MR: Przy okazji Twoje wyznanie uświadomiło nam, że coming out lesbijki, geja, trans wydaje się oczywisty. Mówisz, kim jesteś, ludzie znają określenia. Ale jak wyraziście wyautować oryginalnie nieheteroseksualną? Może to mieć taki przebieg jak podczas wydarzenia sistrumowego, wewnątrz społeczności tęczowej, która jakoś rozumie te “zawiłości”. Choć znaczmy – nie zawsze. Ale inaczej jak?

AM: Dla mnie autowanie dzieję się ciągle. Nie oznacza jednej sytuacji. Autuję się nosząc tęczową flagę, idąc na wydarzenia lesbijskie*, tworząc lesbijskie* prace artystyczne.

MR: Tak, ale mi chodzi o tę nieokreśloność, o której mówisz. Brak nazwy sprawia, że przynosisz coś zupełnie niezrozumiałego. Ludzie mogą tego nie przyswoić. Wspominała o tym problemie Kasia Gauza w wywiadzie do Lesbijskiej Inspiry.

AM: To znowu konsekwencja nieokreśloności. Jak mówiłam, gdybym miała się wyautować, to musiałabym powiedzieć tysiąc słów w jednym momencie, wybieram więc tylko jedno, odsłaniam jeden aspekt. Nie mam potrzeby mówić o wszystkim. Pozostaje przy tym, co ludzie rozumieją, nie wyjaśniam im wszystkiego.

AM: Tak myślę, że Twoje autowanie to punktowe rozbijanie stereotypu w konkretnej sytuacji. Za każdym razem musisz precyzować, uzupełniać, wyjaśniać.

AM: Tak, dla przykładu taka sytuacja. Kiedyś w żartach zastanawiałyśmy się z dziewczyną, z którą się spotykałam, jak wyglądałaby idealna śmierć lesbijska. Dla niej byłoby to podczas seksu… z lesbijką. Dla mnie seksu z kobietą. Zrobiło mi się dziwnie. Czy taka śmierć podczas seksu z lesbijką jest lepsza niż z kobietą biseksualną, panseksualną czy jakąkolwiek inną? Fajniej z dziewczyną, która definiuje się jako lesbijka niż ze mną? Spotykamy się, ale czy jestem przez nią w pełni zaakceptowana?” To gdzieś przemknęło mi przez głowę. Wtedy jej nie dopytałam, zrobiłam to przed tym wywiadem. Potwierdziła moją wątpliwość, że to było rzeczywiście wykluczające.

MR: Permanentne nakłuwanie stereotypów. To Twój życiowy performens.[śmiech]

AM: Tak, to jest jak podkopywanie. Ktoś ma jakieś założenie, a ja udowadniam, że jest inaczej. Ale uwaga, jak znajdzie nowe przekonanie, to też je rozbiję. [śmiech] I tak w kółko. Jeśli jest się niejednorodnym, to gdziekolwiek się pojawisz, jesteś w jakimś kontraście do reszty. Dla lesbijek jestem zbyt hetero, dla hetero zbyt lesbijska, a dla bi i reszty zbyt zawężona.

MR: To też jest jak ciągła kontestacja. Czy to wyćwiczyłaś czy to wrodzona Twoja cecha ?

AM: Byłam bardzo zbuntowana nastolatką.

MR: No właśnie, co Cię właściwie zbudowało? Rodzina? Bliska relacja? Lektury?

AM: W moim przypadku rodzina nie miała dużego znaczenia, choć mam fajnych rodziców. Wydaje mi się, że to kim jestem i jak myślę to kwestia wewnętrznego rozwoju. Odkryłam, że mam prawo stworzyć swoją normę na siebie. Przejęłam ster. Zaczęłam wcześnie, jakoś koło 14-15 roku życia, poczułam, że muszę sama się kształtować i wychować. Pracowałam nad tym dużo. Rozwijałam się za pomocą literatury, filmów, internetu. Nie ufałam temu, co przychodziło z zewnątrz, zbierałam dużo danych i wybierałam z tego to, co mnie przekonuje w poczuciu, że jestem jedyną osobą, która może określić, co jest dla mnie właściwe, a co nie.

MR: Nie potrzebowałaś akceptacji?

AM: Do pewnego momentu potrzebowałam jej bardzo dużo, ale zauważyłam taki schemat: wkurzam się na nieakceptację otoczenia, ignoruję ją i w końcu robię, co chcę. Jestem wrażliwa, ale gdzieś tam w środku mam czołg, który musi coś rozjeżdżać. Przetrawiam temat, najczęściej racjonalizuję, że uprzedzenia są tak absurdalne, że nie ma co nimi się przejmować. Musimy poradzić sobie z toksynami, które na nas spływają, gdy robimy coś po swojemu, niezgodnie z powszechną normą. Nie warto oddawać swojego życia walce o cudzą aprobatę. Dla mnie szczególna moc ma świadomość, że ma się do czegoś prawo. Mam prawo być taka, jaka chcę być, jaka jestem. Zadanie mam prawo działa na mnie uzdrawiająco i daje mi moc.

MR: Wydajesz się osobą samowystarczalną. Nie potrzebujesz wspólnoty, która daje przynależność?

M: Uwielbiam grupy, szczególnie tęczową społeczność. Ale też wiem, że tworzę własną kulturę. W sumie każda osoba tworzy taką swoją małą kulturę, tylko niektórzy może więcej zasymilowali z zewnątrz, są bardziej konformistyczni. Czuję się jak indywiduum, które jest częścią większej całości.

AM: Twoja indywidualność widzę jako dość radykalną konsekwencję rozbijania patriarchalnego centrum, zrobiły to m.in. feministki, wszelkie kontrkultury. Nie myślisz czasem, że tych centrów jest tak dużo, że coraz trudniej się porozumieć?

AM: To prawda, jest teraz tyle orientacji, tożsamości, form pomiędzy, także ludzi nieokreślonych, indywidualnych nurtów myślenia. Ta różnorodność rozbija nas na małe grupki o bardzo różnych interesach, potrzebach, statusach, poglądach, co za tym idzie trudno się ujednolicić. Z drugiej strony jest to piękne, to pokłosie jakieś wolności. Ważne jest wczucie się w innego człowieka, poznawanie się wzajemne. Wiem, że to niełatwe, wszyscy zmagamy się z szufladkami swoimi i innych. To jest dyskomfort, ale gwarantuje zdrowie społeczne. Lęk przez wielością centrów, czyli przed różnorodnością, wynika z lęku, że ktoś nam coś zburzy.

MR: Także ze strachu przed utratą stałego gruntu, który – pozornie – daje norma. Jest jak poręcz. Tworzenie własnej kultury tej indywidualnej czy grupowej np. lesbijskiej to wysiłek. Zwykle samotny.

AM: Dlatego przychodzę na lesbijskie* wydarzenie Sistrum.

MR: No dobrze, ale co to konkretnie daje lesbijce z gwiazdką?

AM: Mnie lesbijska* kultura dotyczy, to część mnie. Chodzę, żeby czegoś się dowiedzieć. Poza tym samo spotkanie z większą grupą kobiet to tworzenie kultury. Tu jest jak w tyglu. To nas zaraża, uruchamia. To, co jest w internecie, trafia tylko do mnie, nie mogę tego przedyskutować. A tu jest taka możliwość. To tworzenie czegoś realnego. Te dyskusje nas – powiem wręcz – konstytuują.

MR: Lesbijski* ferment. Stanowczo go za mało. Takie marzenie niejednej lesartystki.

AM: Jest możliwy, ale musi być permanentny, dlatego potrzebne są wydarzenia cykliczne jak w Stole Powszechnym. Periodyczność to ich zaleta. Większość tęczowych imprez to pojedyncze sytuacje – tu pokaz filmu, tu festiwal okołoparadowy, tu wykład.

AM: Myślę jeszcze, że dla Ciebie wydarzenia Sistrum mogą być atrakcyjne, bo temat orientacji i tożsamości wiążą ze sztuką, a Ty Studiujesz na ASP.  Czy tworzysz też lesbijską* sztukę?

AM: Lubię robić lesbijską* czy tęczową sztukę, uważam że jest potrzebna nam wszystkim do oswajania się samym ze sobą.

MR: Bardzo lakonicznie. Rozumiem, że wiecej się nie dowiemy. Zatem czekamy na Twoje lesbijskie* dzieła.

AM: A teraz dziękujemy za rozmowę, mam nadzieję, że powiedziałaś, wszystko, co zapisałaś na kartce.

Korekta: Maja Korzeniewska

———————————-

Agnieszka Marcinkiewicz (ur.1996) – artystka wizualna, studentka grafiki Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, świeża L*kulturalna aktywistka, na co dzień roślinna mama hodująca domową dżunglę, zakochana w kulturze oraz we wszystkim co żywe. Pasjonatka za dużej ilości różnych pasji.

Damski Tandem Twórczy (Agnieszka Małgowska & Monika Rak)
Działa od 2009 roku. Współtworzy_ł projekty: Kobieta Nieheteronormatywna (cykl debat i audycji radiowych, 2014-2016) / O’LESS Festiwal (2012-2014) / DKF Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną (cykl spotkań, 2012-2015) / O teatrze lesbijskim w Polsce (cykl teatrologiczny, od 2012) / A kultura LGBTQ+ nie poczeka (projekt archiwistyczny, od 2016) / Lesbijska Inspira (cykl wywiadów, od 2017) / Portret lesbijek we wnętrzu, Niesubordynowane czytanie sztuki Jolanty Janiczak (czytanie dramatów) / Orlando.Pułapka? Sen, Fotel w skarpetkach, 33 Sztuka, RetroSeksualni. Drag King Show (spektakle) / Czarodziejski flet, Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet (opery) / L.Poetki (film dokumentalny) / Teatr Dialogu (warsztat i akcja miejska) / Wywrotowa komórka lesbijskaEpizody, watki, sugestie lesbijskie w kinie polskim (wykłady) / Stowarzyszenie Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* (od 2017).

Agnieszka Małgowska – lesbijka / feministka / artaktywistka / reżyserka / trenerka teatralna / scenarzystka.
Monika Rak – lesbijka / feministka / artaktywistka / aktorka / dramatopisarka / filmowczyni / graficzka.

——————————————————————

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka
,
I.   Manifest
1.    Manifest. Instant
2.    Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
3.    Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II. Rozmowy wokół manifestu

1.    Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.    Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.    Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.    Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.    Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.    Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.    Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk
8.    Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdą Próchniak
9.    Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10.  Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.   Co Ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.   Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą.
15.   Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.   Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.   Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmowa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.   Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze polityczna. Rozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26. Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim
.
V.  EL*C. Wiedeń 2017
1. Magdalena Wielgołaska. Odzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2. Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3. Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4. Agnieszka Małgowska. Peformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
6.  Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.….

VI. EL*C. Kijów 2019
1.  Monika Rak. L*Geniusza na Ukrainie.
2. Magdalena Wielgołaska. Lesbianizacja przestrzeni. 

BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej
,
                                                                                                                   ————————————-————
 .
Aktualne wiadomości na temat projektu Lesbijska Inspira znajdziesz na:
Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!

LESBIJSKA INSPIRA I Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk

Agnieszka Małgowska: Od kiedy jesteś w Polsce?

Katja Semchuk: Z przerwą od 2008 roku. Studiowałam przez 5 lat na Uniwersytecie Jagielońskim. Od paru miesięcy jestem w Warszawie.

Monika Rak:  Wcześniej mówiłaś już po polsku?  Masz jakieś polskie korzenie?

KS: Nie mam polskich korzeni. A języka polskiego zaczęłam uczyć się 7 miesięcy przed przyjazdem do Polski.

AM: Skąd pomysł studiowania w Polsce?

KS: Rodzice chcieli mnie wykształcić za granicą. Namawiali mnie, a ja się na to zgodziłam.

AM:  Myślałaś o innym kraju?

KS: Polska była od razu ich celem. Tutaj uznaje się ukraińskie dyplomy szkolne oraz uniwersyteckie, procedura jest ułatwiona i nie było większego problemu, żeby zdobyć dokumenty na przyjazd. Teraz coraz więcej Ukraińców przyjeżdża do Polski, pojawiło się dużo nowych stypendiów i programów.

AM:  Co studiowałaś?

KS:  W Polsce studiowałam stosunki międzynarodowe. To były studia licencjackie. Potem zrobiłam magisterkę z politologii. W międzyczasie byłam w 2011 roku na Erasmusie w paryskim instytucie politycznym Sience Po. A w roku 2016 na Sorbonie zrobiłam drugą magisterkę z filozofii politycznej.

MR:  Nie chciałaś zostać w Paryżu?

KS:  Nie. Paryż jest trudny do mieszkania. Poza tym między 2011 a 2016 zmieniała się sytuacja ekonomiczna i emigracyjna Francji. Po 3 latach edukacji powrót był dla mnie oczywisty. Chciałam pisać po ukraińsku.

MR:  Wróciłaś do Polski, nie chciałaś na Ukrainę?

KS: Przyjechałam tu na pół roku, bo dostałam ofertę pracy w papierowym ukraińskim tygodniku “Nasze słowo” (“Наше слово”). Ale jakoś minęło już 9 miesięcy. Praca w “Naszym słowie” jest tymczasowa, na razie mam tematy, o których chcę napisać.

MR:  A o czym piszesz?

KS:  Głównie na tematy polsko-ukraińskich stosunków, wspólnej pamięci historycznej, trochę analityki z ukraińskiej sceny politycznej, robię wywiady. Ale mój zakres zainteresowań jest o wiele szerszy.

MR:  Piszesz tylko po ukraińsku?

KS:  Niektóre teksty tłumaczę, ale większość jest tylko po ukraińsku.

AM:  A poza pracą budujesz relacje z Ukraińcami/Ukrainkami przebywającymi w Polsce? Jesteś w ukraińskiej grupie w Lambdzie?

KS:  Jestem. Ale to grupa, w której są głównie młode chłopaki, geje.

MR:  Słyszałam, że są w niej dwie dziewczyny, więc jeszcze ktosia się załapała.

KS:  To chyba się minęłyśmy. Nie wpadałam tam zbyt często.

AM:  Jak trafiłaś do tej grupy?

KS:  W Lambdzie szukałam konsultacji psychologicznej. W tym czasie otworzyła się grupa ukraińska, więc się przyłączyłam. Nie miałam wtedy zbyt wielu znajomych, spodziewałam się, że to będzie dobre miejsce na spotkanie z osobami LGBTQ+.

AM: Ale nie spotkałaś tam Ukrainek, a udało Ci się inaczej poznać krajanki?

KS: Niestety nie. Nie miałam czasu na to, ani sposobu skontaktowania się z takimi osobami, nie imprezuję też za bardzo. Poznałam na Tinderze dwie, ale nie doszło do spotkania. Ale wiem, że są tu lesbijki Ukrainki.

MR: Żyjesz zatem w polskim ekosystemie. Muszę więc zapytać, jak Ci się żyje w Polsce jako lesbijce?  

KS: W pracy jestem otwarta, specjalnie się nie ukrywam, ani nie ukrywałam swojego związku, chociaż uważa się, że środowisko w którym pracuję, jest dość zamknięte i konserwatywne, ale wbrew pozorom też jest bardzo tolerancyjne. Jeszcze nie spotkałam się z otwartą homofobią. Ale oczywiście w pewnych miejscach i grupach staram się bardziej uważać.

AM: A opowiesz o swojej drodze do „jawności”?

KS:  Kiedy przyjechałam do Polski byłam jeszcze w szafie, dopiero po powrocie z pierwszego wyjazdu do Paryża z niej wyszłam. Czas studiów w Krakowie był pod tym względem dla mnie trudny. Nie znalazłam społeczności LGBTQ+. To konserwatywne miasto.

AM: Czym się objawiał ten konserwatyzm?

KS:  Moje życie kręciło się wokół studiów, a tu było dużo osób homofobicznych. Wiedziałam to, bo w ramach zajęć pojawiły się tematy mniejszości, także LGBTQ+ i wtedy się nasłuchałam. Dominowało myślenie prawicowe i katolickie, więc czułam, że do jawnej lesbijki moi koledzy byliby wrogo nastawieni. W tej sytuacji towarzyszył mi lęk i wstyd. Chociaż okazało się, że niepotrzebnie ukrywałam się parę lat przed najlepszą przyjaciółką z Nowego Sącza. Po prostu się bałam. Ale to był etap mojej nieświadomości i wewnętrznej homofobii, więc ukrywałam się. Nie wiedziałam też o kawiarniach dla lesbijek. Dopiero w 2012 roku, czyli na piątym roku studiów, dowiedziałam się o klubie LaF. Łatwiej było znaleźć gejowskie kluby.

MR:  W szafie trzymał Cię przede wszystkim lęk przed światem zewnętrznym?

KS:  Nie tylko. Bardzo bałam się stracić wizerunek kobiety heteroseksualnej, który sobie wykreowałam i który niby wszystkim miał się podobać. Był taki uniwersalny.

AM:  Uniwersalny? Aż drżę na samą myśl, co to znaczy? [śmiech]

KS:  To oczywiście młodzieńcze wyobrażenie. Dopasowywałam się do męskich oczekiwań, a kobiece wzorce czerpałam z filmów.

MR:  Ale w jaki sposób ? Miałaś loki, dekolt i wysokie obcasy?

KS:  Nie, nie chodzi tu o wygląd, a raczej o zachowanie. Starałam się być miła, popularna wśród chłopaków, szukałam dłuższej relacji z mężczyzną.

MR:  Tobie się to udawało? [śmiech]

KS:  Absolutnie nie! [śmiech] Uciekałam, jak tylko zbliżał się do mnie jakiś mężczyzna.

AM:  Niesamowite, że bałaś się stracić coś, co nie wychodziło. Zadziwiający mechanizm. Choć przyznam, że pamiętam podobne moje wysiłki. Taki zinternalizowany systemik opresji.

KS:  Czułam, że w to gram, ale długo nic z tym nie robiłam. Przyznam, że potem żałowałam, że tak późno się ujawniłam. Czułam, że straciłam czas.

AM: Późno? Masz teraz dwadzieścia 27 lat. Nie podważam Twojego odczucia, ale pomyśl, że kobiety urodzone jeszcze w komunizmie, nie miały wzorów, nie było dostępu do internetu. Zanim czasem sobie uświadomiły, kim są albo zintegrowały to, mijały lata. Niektóre kobiety i dziś mają długi proces autowania.

KS:  Masz rację. Miałam 12 lat, gdy w telewizji zobaczyłam pocałunek Madonny i Britney Spears. Wtedy pomyślałam: ja też tak chce. Notabene niedawno znowu obejrzałam to nagranie i odebrałam ten pocałunek jako absolutnie sztuczny. Potem jako nastolatka już sama szukałam w necie filmów i literatury, wzorców wśród pisarek, znanych osób itd. Przed światem się ukrywałam z lęków, o których mówiłam, ale już wiedziałam kim jestem.

MR:  Ile miałaś lat, kiedy się zintegrowałaś?

KS:  Jakieś 20, choć wiedziałam, że jestem lesbijką od dziecka. Mam takie wspomnienie z przedszkola. Pamiętam starszą siostrę mojej koleżanki, letnią wycieczkę i moje słoneczne, ciepłe uczucie do niej. Podobne uczucia miałam do kobiet, które spotykałam w okresie dorastania. Myślałam, że wszyscy tak czują, dopiero później zorientowałam się, że to nie takie typowe. Mężczyźni byli dla mnie kompletnie niezrozumiali i obcy, jak przybysze z innej planety.

AM:  Jak to ciepłe uczucie połączyłaś z seksualnością?

KS:  Gdy jednego razu wyjechałam na letni obóz, poznałam dziewczynę i pamiętam, że chciałam z nią wszędzie chodzić, być razem, nawet proponowałam wspólny prysznic. [śmiech] Po zakończeniu wakacji chciałam z nią utrzymać relację, pisałam listy, czasem z serduszkami – takie naiwne pragnienia. Wtedy ktoś z klasy zobaczył mój list i skomentował, że takie listy pisze się do mężczyzn i że jestem lesbą.

AM:  Jak wspomniałaś, wiele zmieniło się w Twoim podejściu do seksualności po powrocie z Paryża. Co tam się zdarzyło?

KS:  Dobrze mi zrobiła zmiana środowiska. Jadąc do Francji czułam już, że przeszkadza mi życie w szafie, zakochiwałam się, całowałam dziewczyny, ale towarzyszyło temu poczucie winy i strachu. W Paryżu wszystko było jawne, była nawet  tęczowa dzielnica, nabrałam więc odwagi. Poza tym nie znałam nikogo i miałam czas na eksperymentowanie.

AM:  Gdy wróciłaś do Krakowa, to paryska zmiana od razu znalazła wyraz?

KS:  Prawie, na początku jeszcze starałam się być ostrożna. Po powrocie pracowałam jako baristka, słyszałam w pracy niemiłe rozmowy o lesbijkach. Na przykład obgadywano za plecami moją koleżankę – jawną lesbijkę. Nadal więc wolałam się ukrywać. Oczywiście najwięcej zmieniła pierwsza wielka miłość do kobiety, którą poznałam w tamtym roku i tego już nie dało się kryć.

MR:  Nie było dokąd uciec. [śmiech]

AM:  Ja też nie mogę uciec przed pytaniem o sytuację osób LGBTQ+ na Ukrainie? Jak się domyślasz, szczególnie interesują nas lesbijki.[śmiech]

KS:  Myślę, że jest trochę podobieństw z Polską. U nas też nie widać lesbijek. Wolą być niewidoczne dla własnego komfortu, a publicznie pojawiają się, gdy szukają partnerki lub seksu. Kobiety starsze ode mnie wychodziły z szafy później niż młodsze. A teraz im jest po prostu wygodniej komunikować się w internecie, podobnie zresztą jak i młodym osobom. Na Ukrainie najbardziej popularne miejsce spotkań lesbijek są grupy na Facebooku oraz Vkontakte. Na Vkontaktie, zanim został zablokowany przez prezydenta Ukrainy, było bardzo dużo grup lesbijskich, ale były rosyjskie, nie tworzyło się ukraińskich grup.

AM:  Są ukraińskie organizacje dedykowane tylko lesbijkom?

KS:  Nie ma żadnej lesbijskiej organizacji. Znam jedyną kobiecą organizację “Sfera” (“Сфера”), czyli “kula”, która działa w Charkowie. Do niej należą też trans kobiety. Ale najwięcej jest oczywiście gejowskich grup, choć w większości nie identyfikują się stricte gejowsko. Na przykład “Punkt oporu” (ukr. “Точка опори”), “Gay Alliance” (ukr. “Гей-альянс”), “Nasz świat” (ukr. “Наш світ”) prowadzą mężczyźni. Ale organizację  “Inside” prowadzi lesbijka Olena Shevchenko. W tej grupie jest dużo kobiet, ale to raczej organizacja bardziej queer, też działająca na rzecz praw osób transpłciowych, interseksuanych. Ale główną rolę w powstaniu aktywizmu LGBTQ+ na Ukrainie odegrała kobieta – Lilia Taranenko, która współzałożyła już nieistniejącą organizację “Ganimedes”.

AM:  Dziewczyny, które działają w tęczowych organizacjach, są feministkami?

KS:  Myślę, że tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami, to się bardzo łączy. Taka Anna Dovgopol czy Olena Shevchenko, o której wspominałam, Anna Sharygina oraz Ruslana Panukhnyk współorganizują Festiwal Równości w Kijowie, Maryna Usmanowa działa w Chersonie, są kobiety transpłciowe, aktywistki i feministki, jak Anastasia-Eva Kristel Domani i Inna Iryskina, queer aktywistki, jak Nadiya Chushak, Nina Potarska i wiele, wiele innych. W ich działalności często przeplatają się różne wątki. Współorganizują na przykład Marsz 8 marca i  Festiwal Równości.

MR:  Tyle aktywistek i żadnej nie znam. Niby żyjemy blisko siebie, a tak niewiele wiemy, co dzieje u naszych sąsiadek.

KS:  Prawda. A i muszę jeszcze wspomnieć o Lajmie Gejdar, która bardzo aktywnie działała. Organizowała obozy dla dziewczyn, gdzie uczyła tęczowego aktywizmu. Większość tych dziewczyn prowadzi dziś największe LGBTQ+ organizacje.

AM:  Od kiedy działają te organizacje?

KS:  Można powiedzieć, że od lat 90. Rozpoczęli to ludzie, którzy dorastali jeszcze w Związku Radzieckim. Najstarsza organizacja “Nasz świat” istnieje od 1996 roku. Moi znajomi opowiadają, że w latach 90. w Kijowie nie było agresji wobec osób LGBTQ+. Drag queen mogła wyjść z klubu i przejść bezpiecznie do metra. Nikt się nie burzył, może dlatego, że była bieda, ludzie się tym nie zajmowali, też nie było jeszcze ustalonej “normy”, nic nie było dziwne. Wiem, że w stolicy były kluby i bary gejowskie, geje spotykali się w parkach, nad rzeką na plaży nudystów odbywały się imprezy na statku. Działo się. W Kijowie pod koniec 90. odbyła się nawet konferencja międzynarodowa ILGA-Europe.

AM:  Tak było w latach 90., a potem się zmieniło?

KS:  Tak, gdy zaczęły się organizować grupy nacjonalistyczne. Mam wrażenie, że to była odpowiedź na mobilizację społeczności LGBTQ+, której działalność zaczęła przyspieszać około 2010 roku. Nie wiem, dlaczego osoby, które założyły większość organizacji, zdecydowali się zacząć działania akurat wtedy. Ale ruszyło. Podejrzewam, że był to impuls wynikający z dojścia do władzy Janukowycza.

AM:  Wiesz, czy organizacje szukały wzorców aktywizmu?

KS:  Myślę, że dużo zaczerpnięto z rosyjskich doświadczeń. Wtedy wszędzie było dużo rosyjskości. Podejmowano podobne tematy, działano w podobnym stylu, a słuchano Tatu.

MR:  Rosyjski styl aktywizmu ma jakieś szczególne cechy?

KS: Raczej nie, choć ma pewne rysy lokalne, które trudno mi teraz zdefiniować.

AM:  Kiedy więc zaczęły się relacje ukraińskich organizacji LGBTQ+ z Zachodem?

KS: Kiedy w 2013 zdarzył się Majdan. Wtedy na Ukrainę zaczęły spływać pieniądze z Zachodu. Choć już od 2010 roku, kiedy do władzy doszedł Wiktor Janukowycz, Zachód zaczął zwracać uwagę na Ukrainę. Ale Majdan był przełomowy. Ta rewolucja zbiegła się w czasie ze zmianami w prawodawstwie amerykańskim, dotyczącymi małżeństw jednopłciowych. Temat zaczął być promowany, ambasady zaczęły wspierać organizacje. Dzięki temu i skutecznej pracy organizatorów, w 2015 roku odbył się KyivPride, który po raz pierwszy został dobrze nagłośniony. To było ważne wydarzenie, bo pierwsze dwa marsze zerwali prawicowcy, a w 2014 Marsz równościowy został zakazany przez władze miasta. Władze robiły problemy, odmawiano ochrony policji. Pamiętam, że wtedy dziennikarka zapytała na konferencji prasowej prezydenta Poroszenkę, czy KyivPride będzie chroniony. Poroszenko umknął z odpowiedzią, ale na marszu byli policjanci, nawet jeden został zraniony. Ale w świat poszła informacja, że marsz się odbył. Później zaczęły się warsztaty z nową policją o tolerancji, prowadzono wielką pracę poprzedzajacą Pride.

MR:  Spodziewam się, że organizacje, które wymieniłaś, prowadzą politykę asymilacyjną. Czy są grupy o innych założeniach?

KS:  Tak. Jest też organizacja Anarchoqueer, która nie zgadza się na mainstreamową politykę. Jest pokłócona z organizatorami KyivPride i nie dołączyła do Marszu Równości 2014 ze względu na homonormatywność Pridu.

AM:  Mówisz o czasach sprzed wybuchu wojny. Jak wojna zmieniła sytuację?

KS:  Dużo osób LGBTQ+ na Ukrainie zmieniło miejsce zamieszkania. Geje, lesbijki, trans zaczęli emigrować za granicę. Bo gdy zaczęła się wojna, na fali nastrojów nacjonalistycznych, prawicowcy jeszcze bardziej się uaktywnili. Zaczęli twierdzić, że aktywizm LGBTQ+ jest antypaństwowy, że przeprowadzanie Marszy Równości w czasie wojny jest bluźnierstwem, weterani stawali przeciwko społeczności tęczowej. Skrajna prawica  postanowiła, że będzie zrywać każde wydarzenie feministyczne i lgbtowskie. W tym roku na przykład zaprzyjaźnili się z jakąś rosyjską prawicową aktywistką antylgbtowską, która przyjechała do Kijowa specjalnie na KyivPride. Jest też duża akcja propagandowa w necie na rzecz rodziny i zdrowej Ukrainy. Ale nadal sporo ludzi chodzi na KyivPride. W zeszłym roku było ok. 2-3 tysięcy, a w tym roku 5 tysięcy osób.

MR: Mam wrażenie, że tęczowe osoby w konserwatywnych krajach Wschodniej Europy są postrzegane jak stonka zrzucana przez imperialistów. Jakby tylko prawica miała prawo do rodziny i patriotyzmu. Jakby osoby LGBTQ+ nie miały narodowości. Na okrągło ta sama wydziedziczająca retoryka. Straszne, że prawicowcy wykorzystują wojenną sytuację, żeby atakować tęczową społeczność.

KS:  Tak. Dlatego sloganem KyivPridu w 2014 i 2015 było “Prawa LGBTQ +prawami człowieka” oraz “Zawsze jest pora na prawa człowieka”.

AM:  Jak oceniasz świadomość Ukraińców/Ukrainek na temat gejów, lesbijek, osób trans?

KS:  Na Ukrainie dopiero uczymy się angażować w sprawy LGBTQ+. Ci, którzy idą na marsze, to albo aktywiści, albo młodzi ludzie tacy jak ja. Nie doświadczyli życia za czasów ZSRR, mają internet, oglądają program Ellen DeGeneres, patrzą na Amerykę. Reszta nie rozumie, dlaczego trzeba wychodzić w tej sprawie na ulice. Powodem jest przede wszystkim poczucie braku bezpieczeństwa. Znam sporo osób na Ukrainie, które po coming oucie tracili wszystko: domy, rodzinę, pracę. Ja mogłam sobie pozwolić na  wyautowanie, bo uniezależniłam się od rodziców i wyjechałam z Ukrainy.

AM:  Mówimy o Kijowie, w stolicy zawsze coś się dzieje. Masz jakąś wiedzę o mniejszych ośrodkach?

KS:  Tak, poza stolicą też się dużo dzieje. Organizacje działają w Chersonie, Charkowie, Dnieprze, Czernowcach, “Nasz świat” jest z Ługancka, ale przeniósł się do Kijowa, w Zaporożu jest “Gender Z”. Gorzej jest we Lwowie, to bardzo tradycyjne miasto, trochę jak Kraków. Wiem, że kijowskie organizacje też aktywnie współpracują z grupami z kraju.

MR:  Tak dygresyjnie zapytam: czy były na Ukrainie jakieś znaki, po których można było rozpoznać lesbijkę? W Polsce nosiło się na przykład pierścionki przypominające paski do spodni, z klamerką.

KS:  Na Ukrainie dziewczyny nosiły obrączki na lewym kciuku. Ja mam taką. Zdaje się, że rosyjska piosenkarka Zemfira też taką nosiła. Nigdy nie zrobiła oficjalnego coming outu, ale jest w parze z rosyjską reżyserką Rinatą Litwinową. To powszechnie wiadomo. 

MR:  U nas też mamy takie piosenkarki. [śmiech]

AM:  Dobry pretekst, by wrócić znowu na polskie podwórko. Jak postrzegasz to, co dzieje się tęczowego w Polsce?

KS:  Gdy przychodzę do Lambdy, która działa 20 lat i prowadzi przez ten czas tęczowe terapie, jestem w szoku.

MR:  Byłaś już na Paradzie Równości?  

KS:  Jeszcze nie. W sumie niedługo jestem w Warszawie. A w tym roku, w dniu Parady nie było mnie w Warszawie.

AM:  Poznałaś w Warszawie jakieś lesbijki?

KS:  Tak. Głównie poprzez moją ostatnią partnerkę. To ona pokazywała mi miejsca, zabierała na imprezy, poznawała ze swoimi znajomymi.

MR:  Co więc myślisz o lesbijskim życiu w Warszawie?

KS:  Myślę, że brakuje stałego lesbijskiego miejsca. Brakuje cykliczności wydarzeń, też aktywizmu stricte lesbijskiego. Wiem tylko o cyklu Sistrum.

MR:  Cykliczne zdarzenia są, ale sprawdzają się tylko cykliczne imprezy. Poza tym w Polsce dziewczyny nie przepadają za określeniem lesbijka, nie chadzają na imprezy „zbyt” lesbijskie i za mało mainstreamowe. No chyba z ciekawości.

KS:  To samo widzę na Ukrainie. Dziewczyny niezbyt chcą utożsamiać się ze słowem lesbijka. Pewnie dlatego, że metka lesbijka stała się w pewnym momencie tożsamością zbyt ograniczającą. Boją się zdefiniować jako lesbijki. Jeśli w przyszłości będą mieć jakieś kontakty z mężczyznami, romantyczne czy fizyczne, jeśli są otwarte na doświadczenie wykraczające poza binarność, lub są po prostu trans kobietami lesbijkami, to niby popełniają jakąś zbrodnię, nazywając się lesbą. Ale trzeba zrozumieć, że poprzednie pokolenia lesbijek żyły w bardziej binarnym i patriarchalnym społeczeństwie niż moje. Panowało poczucie, że tożsamość lesbijską trzeba bronić poprzez niepodważalne zdefiniowanie atrybutów seksualności. Dziś zacierają się granice, kobieca seksualność ciągle się zmienia. Lesbijki muszą przyznać, że kobiety wychowują się w społeczeństwie, gdzie seksualność mężczyzny dominuje i że heteroseksualna energia seksualna jest częścią homoseksualności kobiecej. Dlatego uważam, że nie powinniśmy odrzucać tożsamości lesbijskiej. Ale trzeba redefiniować słowo lesbijka, bo ona nie jest jedna, tylko jest wiele różnych. Trudno mi patrzeć, jak odrzuca się całą historię homoseksualnych kobiet, odczuwam wręcz queerową lesbofobię, bo jako lesbijka jestem kwalifikowana do gorszej grupy. Uważam, że nadszedł czas na redefiniowanie pojęcia lesbijka.

AM:  Na szczęście Europejki to robią, proponują lesbijkę z gwiazdką. Promuje to od jakiegoś czasu Stowarzyszenie Sistrum, do którego się zgłosiłaś. Czy dlatego dołączyłaś do Sistrum?

KS:  Chcę działać na rzecz lesbijek, nie tylko uczestniczyć w wydarzeniach. Poza tym, jak już tu mieszkam, to mogę się przydać społeczności. Ciągnie mnie do organizacji tęczowych, lubię być politycznie zaangażowana.

AM:  Mogłaś zgłosić się do Lambdy, o której mówiłaś.

KS:  Tak, ale wiem, jak działają duże organizacje. Nie mam pewności, czy mogłabym robić dokładnie to, co chcę. Byłabym raczej trybikiem. Ale przede wszystkim chciałam zrobić coś dla lesbijek.

MR:  Co dokładnie chciałabyś zrobić?

KS:  Uff, od czego tu zacząć. [śmiech] Chciałabym, jak już mówiłam, redefiniować słowo lesbijka, zachęcać ludzi do uczestnictwa w kulturze, robić filmy.

AM:  To do dzieła! Dziękuję za rozmowę.

MR:  Do zobaczenia na wydarzeniach lesbijskich.

Korekta: Maja Korzeniewska

————————————-————

Katja Semchuk (ur. 1991) dziennikarka, pracuje w “Naszym słowie” oraz ukraińskim medium “Krytyka polityczna”. Absolwentka Paris-Sorbonne 4 z filozofii politycznej i etyki. Warszawa to czwarte miasto, w którym żyje. Początkująca aktywistka-lesbijka.

Damski Tandem Twórczy.  (Agnieszka Małgowska & Monika Rak)
Działa od 2009 roku. Współtworzy_ł projekty: Kobieta Nieheteronormatywna (cykl debat i audycji radiowych, 2014-2016) / O’LESS Festiwal (2012-2014) / DKF Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną (cykl spotkań, 2012-2015) / O teatrze lesbijskim w Polsce (cykl teatrologiczny, od 2012) / A kultura LGBTQ+ nie poczeka (projekt archiwistyczny, od 2016) / Lesbijska Inspira (cykl wywiadów, od 2017) / Portret lesbijek we wnętrzu, Niesubordynowane czytanie sztuki Jolanty Janiczak (czytanie dramatów) / Orlando.Pułapka? Sen, Fotel w skarpetkach, 33 Sztuka, RetroSeksualni. Drag King Show (spektakle) / Czarodziejski flet, Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet (opery) / L.Poetki (film dokumentalny) / Teatr Dialogu (warsztat i akcja miejska) / Wywrotowa komórka lesbijskaEpizody, watki, sugestie lesbijskie w kinie polskim (wykłady) / Stowarzyszenie Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* (od 2017).

Agnieszka Małgowska – lesbijka / feministka / artaktywistka / reżyserka / trenerka teatralna / scenarzystka
Monika Rak – lesbijka / feministka / artaktywistka / aktorka / dramatopisarka / filmowczyni / graficzka.

——————————————————————

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka.
,
I.   Manifest
1.    Manifest. Instant
2.    Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
3.    Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II.
 Rozmowy wokół manifestu
1.    Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.    Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.    Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.    Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.    Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.    Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.    Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk
8.    Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdą Próchniak
9.    Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10.  Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.   Co Ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.   Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą.
15.   Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmowa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze polityczna. Rozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26. Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim
.
V.  EL*C. Wiedeń 2017
1. Magdalena Wielgołaska. Odzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2. Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3. Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4. Agnieszka Małgowska. Peformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
6.  Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.….
.
IV. EL*C. Kijów 2019
1.  Monika Rak. L*Geniusza na Ukrainie.
2. Magdalena Wielgołaska. Lesbianizacja przestrzeni. 
.
BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej
,
                                                                                                                   ————————————-————
 .
Aktualne wiadomości na temat projektu Lesbijska Inspira znajdziesz na:
Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!

 

Uniwersytet Medyczny w Tokio przyznaje się do blokowania kariery kobietom

Po dochodzeniu w sprawie egzaminów wstępnych na Uniwersytet Medyczny w Tokio, okazało się, że władze uczelni fałszowały wyniki biorąc za kryterium płeć osoby starającej się o przyjęcie na studia. W ten sposób od ponad dekady (co najmniej od 2006 roku) ograniczano i uniemożliwiano kobietom dostęp do studiów medycznych.

Sprawą zaczęto się interesować, gdy syn osoby zatrudnionej w Ministerstwie Edukacji został przyjęty do szkoły w zamian za korzystne traktowanie uczelni w konkursach o środki finansowe na badania. Mężczyzna trzykrotnie nie zdał egzaminu, ale otrzymał 20 dodatkowych punktów, dzięki czemu dostał się na studia.

Dochodzenie wykazało, że powyższa sytuacja stanowi wzór postępowania Uniwersytetu Medycznego wobec kobiet i mężczyzn. W tegorocznych egzaminach wstępnych szkoła obniżyła wszystkie wyniki pierwszego testu kandydatów i kandydatek o 20%, a następnie dodała co najmniej 20 punktów dla kandydatów płci męskiej, z wyjątkiem tych, którzy wcześniej nie zdali testu przynajmniej cztery razy. Słychać głosy, że analogiczne manipulacje miały miejsce od lat, gdyż szkole mniej zależało na kształceniu lekarek. Zakłada się, że kobiety zrezygnują z kariery lub będą przerywać pracę ze względu na ciążę i chęć założenia rodziny. Podobno kobiety nie były traktowane inaczej niż mężczyźni już w trakcie nauki, ale nadal istniało przekonanie że kobiety nie mogą zostać chirurżkami.

Zgodnie z badaniami odsetek kobiet w Japonii, które zdały krajowy egzamin lekarski, utrzymuje się na poziomie około 30%, co prowadzi do uzasadnionych podejrzeń, że inne szkoły medyczne również dyskryminują kobiety.

Dyskryminacja ze względu na płeć potrafi być mniej lub bardziej ukryta. Rzadziej jest wyrażona wprost w prawie lub regulaminach, a częściej są to określone postawy, posługiwanie się stereotypami w życiu profesjonalnym czy molestowanie seksualne.

Droga zawodowa kobiet i mężczyzn to nie są równe szanse i możliwości. Startujemy z różnych miejsc. Po stuleciach zakazu edukacji wobec dziewcząt, a następnie utrudnianiu jej, okradaniu z pomysłów i innych owoców pracy i przedstawianiu jako swoich, kobiety nadal muszą się starać bardziej i coś udowadniać na każdym kroku. Biorąc pod uwagę liczne badania na temat zarobków – za mniejsze pieniądze.

Obrazek wyróżniający: Jiji Press/AFP/Getty Images

Na podstawie: The Guardian

LESBIJSKA INSPIRA I Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą.

Agnieszka Małgowska: Kobieta nieheteronormatywna to dla wielu osób określenie zbyt akademickie. Pojawiła się więc lesbijki z gwiazdką. Ta gwiazdka to przestrzeń dla innych orientacji i tożsamości związanych z kobiecością. Ty – z tej perspektywy – jesteś gwiazdką. [śmiech] A jak sama się definiujesz?

Kasia Gauza: Jestem transkobietą. W tym roku kończę trzydzieści pięć lat, od pięciu lat jestem wyautowana. Początkowo nie potrzebowałam określać własnej tożsamości, a raczej czułam, że jest płynna, ale rok temu to się zmieniło. Dojrzałam.

W ogóle mam problem z etykietami: queer, gender fluid, transgender, androgynia… Jest ich dużo. Dodatkowo moje doświadczenie jest spoza ruchu LGBTQ+, więc nie poruszam się dobrze wśród tych pojęć ani problemów środowiska. Po prostu sobie żyję zgodnie z własnymi potrzebami. Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość.

AM: Dobrze, że o tym mówisz. Mamy być nie tylko uważni/ne, ale też absolutnie precyzyjni/ne i na czasie w zmianach nomenklatury dotyczących pojęć tożsamościowych. Mimo że staram się mieć rękę na pulsie, zwyczajnie nie nadążam. Zamiast otwartości rodzi się we mnie lęk. Mm wrażenie, że gubimy się w niuansach.

KG: Kłopot jest z tym, jak tłumaczyć te pojęcia ludziom spoza środowiska, których spotykamy na ulicy czy w pracy. Świat tworzy nowe pojęcia, niuansuje, bo więcej wiemy o sobie, ale ta wiedza nie spływa w dół, do ludzi.

Uczestniczyłam w około dziesięciu wydarzeniach w ramach Żywej Biblioteki, jeszcze jako osoba o płynnej tożsamości. Na takie eventy przychodzą osoby otwarte, które słuchają i chcą zrozumieć, ale nawet one nie potrafiły pojąć, czym jest ta płynna tożsamość. Żyjemy w świecie sztywnych podziałów: albo jest się kobietą, albo mężczyzną i kropka. A nie ma problemu, gdy opowiadam, że jestem transkobietą.

AM: Trochę tak jak z tą lesbijką z gwiazdką. Ułatwia komunikację. Byłoby świetnie, żeby w ogóle etykiety nie były potrzebne, albo żeby nikogo nie obchodziło, czy ich używamy, czy nie. Do tego – myślę – zmierzamy. Ale na razie trzeba używać najprostszych pojęć. Na początek warto byłoby uporać się z gender.

KG: Mam swoje doświadczenie z hasłem gender. Kilka lat temu zdarzyło mi się organizować wydarzenie feministyczne, razem z osobami dość dobrze obeznanymi z terminologią, a nawet naukowczyniami, które studiowały temat. Wtedy wybuchła w Polsce wielka afera wokół pojęcia gender i termin potwór gender stał się popularny. Choć dyskusja o gender zaczęła się od zdjęcia chłopczyka w spódniczce w jednym ze szwedzkich przedszkoli, a więc od przekroczenia roli płciowej przez biologicznego mężczyznę, bo nie założył spodni, to na polskim gruncie temat został zdominowany przez perspektywę biologicznych kobiet. Skupiono się na przedstawianiu barier, jakich biologiczne kobiety doświadczają w naszym społeczeństwie, a pominięto szereg kwestii dotyczących biologicznych mężczyzn. Wracając do wspomnianego wydarzenia feministycznego, dano mi odczuć, że moje własne poczucie, płynna tożsamość jest nieważna, liczy się przede wszystkim płeć biologiczna. A więc mam się trzymać z boku, bo pierwszeństwo w działaniu powinny mieć kobiety biologiczne. Jak wspomniałam wcześniej, spotkało mnie to ze strony osób obeznanych doskonale z całą złożonością terminu gender.

AM: Feminizmowi potrzebne douczki? [śmiech]

KG: Wciąż tak, szczególnie w odniesieniu do starszego pokolenia aktywistek – starszego stażem, niekoniecznie wiekiem. Jednak ostatnio feminizm polski zmienia się na lepsze. Ruch, który wypłynął na fali Czarnego Protestu jest inny, bardziej wyczulony na potrzeby i postulaty różnych mniejszości, grup dyskryminowanych, a przede wszystkim bardziej otwarty. Prospołecznym podejściem odróżnia się też od korporacyjnego, neoliberalnego feminizmu spod znaku Kongresu Kobiet. Działam w Łódzkich Dziewuchach i obserwuję te zmiany na bieżąco. Kobiety są dzisiaj najaktywniejszą, najbardziej postępową grupą w Polsce.

AM: Jak scharakteryzowałabyś Łódzkie Dziewuchy?

KG: To różnorodne dziewczyny z wielu środowisk: jest wśród nas nauczycielka, naukowczyni, pracownice korporacji, które poznały się w działaniu, a nie na kółku akademickim i może z tego płynie coś bardzo wartościowego, nie jesteśmy przeintelektualizowane. Język, jakim się posługujemy, nie jest hermetyczny. To, co przede wszystkim odróżnia Dziewuchy od poprzednich reprezentantek ruchu, jest duża inkluzywność.

AM: Jak Twoja tożsamość postrzegana jest w Łódzkich Dziewuchach?

KG: Dla Łódzkich Dziewuch moja obecność, jako transkobiety, była nowym doświadczeniem. Zanim mocniej się zaangażowałam w ruch wiedziałam, że mam do czynienia z grupą otwartą, włączającą. Bez kłopotu uznano mnie za pełnoprawną członkinię – nie byłam marginalizowana. Z ramienia Dziewuch miałam okazję wystąpić na kilku panelach dyskusyjnych, na których opowiadałam o doświadczeniach transkobiety.

AM: Nam lesbijkom z Dziewuchami też jakoś jest po drodze. Jakoś wcześniej nie widziałyśmy możliwości tak swobodnej współpracy z feministkami. Teraz jest inaczej. Mamy na przykład przestrzeń w Feminotece na cykl Lesbijska Inspira

KG: Łódzkie Dziewuchy na przykład bardzo szybko zaczęły współpracować z Fabryką Równości, która też przeszła małą rewolucję. Pojawiły się kobiety młodsze, zmieniło się myślenie, dlatego w tym roku łódzki Marsz Równości przeszedł pod hasłem: Kobiety wszystkich płci łączcie się. Do niedawna miałam wrażenie, że te i podobne marsze są raczej marszami LGB. Czasem nawet LG.

AM: Dla mnie raczej G! [śmiech]

KG: Racja, przede wszystkim G. Widać gołym okiem, że fala społeczna związana z Czarnym Protestem ma także wpływ na inne ruchy.

AM: Zastanawiałaś się skąd ta zmiana?

KG: Widziałam sondaż pokazujący, że jeśli młode kobiety angażują się politycznie, to identyfikują się z Czarnym Protestem, a młodzi mężczyźni wybierają ruchy w stylu Kukiza. Nacjonalizm obecny na polskiej prawicy kieruje przekaz przede wszystkim do młodych mężczyzn: hierarchia, kult siły i wojny. Kobiety raczej nie odnajdują się w tej narracji. Nie daje im podmiotowości, a nawet wyklucza. Także to może kierować dziewczyny w stronę ruchów feministycznych.

AM: W pewnym stopniu wspiera to już popkultura, która proponuje wizerunki kobiet niezależnych: agentki, rewolucjonistki, mścicielki jak Lisabeth Salander. Nawet dziewczynki mają swoje bohaterki: zbuntowaną Meridę, nieustraszoną Vajanę.

KG: Internet poszerza to pole oddziaływania, bez względu na krajową propagandę. Także w subkulturze gier komputerowych pojawiają się alternatywy. Jest dużo gamerek, mają swoje kanały na Youtube czy Twitchu. Częściej spotykamy mocne i mądre bohaterki kobiece, zamiast obiektów pożądania z męskich fantazji. To postacie wiodące, jak w Horizon Zero Dawn czy filmie Gwiezdne wojny: Przebudzenie mocy. Co ważne, nie traktuje się tego jako wymuszonego przejawu poprawności politycznej. Obecność i rola kobiet jest oczywista.

AM: A w dziedzinie programowania, którą się zajmujesz, też widzisz kobiety?

KG: Coraz częściej kobiety zostają programistkami. Co więcej, powstają grupy łączące koderki piszące w danych języki programowania, jak PyLadies czy Rails Girls. Te grupy spotykają się w całej Polsce. Dziewczyny udzielają się w hakerspace’ach. Ostatnio przyszła do firmy grupa nowych osób z Politechniki na praktyki. Na sześć osób są dwie kobiety, a jeszcze niedawno przychodzili sami faceci. Dziedzina programowania może nie zmienia się szybko, ale postęp w przeciągu ostatnich piętnastu lat jest widoczny.

AM: W pracy Twoja tożsamość jest problemem?

KG: Absolutnie nie. Miałam coming out w poprzedniej firmie. Zbliżała się trzydziestka i uznałam, że najwyższy czas się ujawnić. Jeśli nie teraz, to kiedy? Koło pięćdziesiątki? Kiedy się zdecydowałam, to wszystko odbyło się szybko. Pewnego dnia po prostu przyszłam do pracy w kiecce i w makijażu, nie uprzedzając nikogo. Rozmowę z kierownictwem miałam dopiero po upływie pół roku – na imprezie firmowej podszedł do mnie szef i powiedział, że szanuje kim jestem i ma nadzieję, że nic złego mnie nie spotkało w firmie. To było miłe. Z kolegami z teamu nie było żadnego problemu. Gdy zdecydowałam się zmienić firmę, to na rozmowach kwalifikacyjnych nie kryłam swojej tożsamości. Bez problemu dostałam się do nowej pracy. Tu jestem całkowicie akceptowana, zarówno przez polskie, jak i zagraniczne kierownictwo. To kim jestem nie stanowi problemu w relacjach biznesowych.

AM: Zawsze przedstawiasz się jako Kasia i na co dzień nosisz sukienki?

KG: Zgadza się. Wiem, że to brzmi zaskakująco. Szczególnie w Polsce. Ale wiem też, że moja sytuacja jest wyjątkowa, pracuję w IT, w międzynarodowej korporacji. Tu liczą się umiejętności, a nie wygląd czy tożsamość. To profesjonalne podejście. Mam świadomość, że jestem w ochronnej bańce. Pewnie nie mogłabym pracować w markecie na kasie.

AM: W Biedronce też się zmienia. Widzę, jakie osoby teraz tam pracują. Często mnie to dziwi: podgolone, wytatuowane, estetyczne freaki. Popkultura w jakimś stopiu wchłonęła inność i już nie da się uniknąć pewnych nienormatywnych dizajnów, nawet w dyskoncie.

KG: To prawda. Pamiętam, jak w latach 90. tatuaż był jeszcze kojarzony z marginesem społecznym, a dziś właściwie każdy ma dziary. [śmiech]

AM: Pozostałabym przy kwestii wyglądu. Twój wizerunek jest androgyniczny. Czy to Twoja świadoma decyzja? Zwykle transkobiety starają się wpisać w tradycyjny estetycznie model kobiecości.

KG: Przeszłam ewolucje tego, jak wyglądam. Jeszcze niedawno byłam wygolona na zero, bardziej androgyniczna, ale teraz zapuszczam włosy. Na co dzień chodzę w sukienkach, maluję się i mam polakierowane paznokcie. To ta stereotypowa kobiecość i ludzie raczej traktują mnie jako kobietę, chociaż czasem ktoś zwraca się do mnie jak do mężczyzny. Problem stanowi niski głos. Tworzy dysonans poznawczy, ale nie wiem, czy będę mogła coś z tym zrobić w moim wieku.

AM: Nie myślisz o tranzycji?

KG: Raczej nie. Mam ambiwalentne podejście do zmian w ciele. Po coming oucie zaakceptowałam swój wygląd. Pewnych atrybutów kobiecych mi brakuje, ale raczej nie chcę ingerować w swoją fizyczność. Poza tym procedura tranzycji w Polsce nie jest godna, choćby dlatego, że trzeba rodziców pozywać i oczywiście nie jest refundowana. Dlatego w przewidywalnej przyszłości nie będę miała litery “K” przy określeniu płci w dowodzie.

AM: Czyli poukładałaś to sobie jakoś?

KG: Tak. Ale zastanawiam się czasem, jak by wyglądało moje życie, gdybym jako nastolatka wiedziała, że są osoby trans, że można coś ze sobą zrobić, przejść kurację hormonalną – kiedy był najlepszy na to czas. Gdybym wtedy to wiedziała, pewnie inaczej bym dziś wyglądała. Niestety, pochodzę z małej miejscowości, w dodatku w latach 90. nie było dostępu do wiedzy o transpłciowości, nie było edukacji seksualnej w szkole, nie było nawet odpowiedniego języka. Jeśli w dziełach popkultury pojawiał się facet w sukience, to tylko po to, żeby było dużo śmiechu. Jako nastolatka zupełnie nie rozumiałam, co się dzieje we mnie, czym jest moja tożsamość i że nie muszę siebie karać za to, co czuję. Nie miałam osoby, z którą mogłam porozmawiać. Dzisiaj zmiany wymagałyby dużej ingerencji w ciało. Nie chcę tego, ale przez to, że ludziom zdarza się zwracać się do mnie jak do faceta, to czasem bywa trudno.

AM: To – jak słyszę – jednak wysiłek, czyli Twój wygląd to kompromis?

KG: Chciałabym tylko, żeby nie mylono mnie z mężczyzną. A przynajmniej, żeby pytano jak się do mnie zwracać, gdy są wątpliwości.

AM: Kiedy najczęściej Cię to spotyka?

KG: Podczas wizyt lekarskich. Miałam ostatnio serię badań kontrolnych i każdy lekarz czy lekarka zwracali się do mnie jak do mężczyzny, bez pytania. Za każdym razem musiałam prostować. To było męczące i niemiłe, i niestety czasami odpuszczam, nie mam siły powtarzać tej samej regułki. Ale cały czas używam żeńskich końcówek.

AM: Zdarzyły Ci się jakieś drastyczniejsze sytuacje?

KG: Tak, na przykład w Regionalnym Centrum Krwiodawstwa, gdzie przed coming outem byłam honorową krwiodawczynią. Po coming oucie niestety nie mogłam oddać krwi, pielęgniarka zarzuciła mi, że mogę prowadzić swobodne życie seksualne. Myślała stereotypami. Napisałam oficjalny list do dyrekcji. W odpowiedzi szef Centrum nie mógł powtórzyć oskarżeń pielęgniarki, żeby nie narazić się na zarzut dyskryminacji. Napisał tylko, że nie mogłam oddać krwi, bo mój wygląd nie zgadzał się ze zdjęciem w dowodzie. Zupełny absurd. Przecież wygląd biologicznej kobiety też może nie pasować do tego ze zdjęcia, mogła na przykład zmienić stylizację. Po tym wydarzeniu zmieniłam sobie dowód i teraz mam zdjęcie z makijażem. [śmiech]

AM: Zdjęcie w urzędzie zostało przyjęte bez problemu?

KG: Tak. Teraz także w paszporcie mam fotografię w makijażu.

AM: A jak na Twój wygląd reaguje ulica? Ostatnio z Aleks, Twoją dziewczyną, przygotowałyście krótki film-performens na wydarzenie Coming out w cyklu Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej*. Pokazałyście swój spacer po Piotrkowskiej. Pewnie kamera trochę ludzi stopuje, a jak bez niej jesteś/jesteście postrzegane?

KG: Raczej obojętnie. Czasami ktoś się na nas spojrzy, ale pewnie dlatego, że widzi dwie kobiety trzymające się za ręce lub całujące się.

AM: A tak swoją drogą: z Aleks jesteście parą lesbijską?

KG: Tak. Moja tożsamość kobieca plus kobieca tożsamość Aleks daje związek lesbijski. Obie tak czujemy.

AM: Aleks też zgodziła sią udzielić wywiadu Lesbijskiej Inspirze, którą zainicjowal Manifest. Tobie też podsunelam ten tekst i  co o nim myślisz?

KG: Manifest przeczytałam z zaciekawieniem i odbieram go jako mocną próbę zaznaczenia obecności w środowisku. Czasem tak trzeba, jeśli społeczność przez lata była zdominowana przez optykę jednej ze stron. Kobiety najczęściej pracowały, ale niekoniecznie były widocznie. Chociaż mówię to jako osoba luźno związana ze środowiskiem LGBTQ+, ten problem jest czy też był obecny także w innych społecznościach. Manifest pokazuje też, że oprócz spraw tożsamości czy orientacji, równie ważna są sprawy społeczne czy po prostu perspektywa klasowa, a więc otwiera, a raczej oświetla inne z pól konfliktu marginalizowanych przez mainstream LGBTQ.

AM: Właśnie, nie da się inaczej, przynajmniej część z nas nie może zostać w tym układzie. Zaznaczam, że nie wypowiadamy się w imieniu całej lesbijskiej społeczności. Spora część milczy, inna trzyma się neoliberalnej wizji przyszłości: komercyjnej i mainstreamowej. Nam bliżej do lewicowej, realnie równościowej aktywności.

KG: Mam wrażenie, że ten konflikt, który jest podstawą Manifestu, pokazuje też przepaść między Warszawą a peryferiami. Jest widoczna różnica w myśleniu i działaniu między Warszawą a resztą Polski. Warszawa jest ciągle w światłach kamer głównonurtowych mediów. To pompuje ambicje. Ludzie potrafią od tego świrować. Mam doświadczenie z działania w kilku ogólnopolskich organizacjach, które po okresie intensywnego rozwoju, nagle gwałtownie się kurczyły z powodu problemów z wewnętrzną demokracją. Na koniec zostawała tylko siedziba warszawska, po wycięciu lub odejściu regionów. Podobnie rzecz się miała z Dziewuchami w związku z próbą zagarnięcia logotypu przez tzw. matecznik.

AM: Z czego to wynika?

KG: Ewidentnie jest problem z tym, jak prowadzić ruch ogólnokrajowy. Nie mamy wzorców, a uczenie się tego idzie powoli. Niestety, jeśli powstają problemy, co jest naturalne przy dużej liczbie zaangażowanych osób, to typową reakcją jest zwijanie się ruchu do centrum, a lokalnie tworzą się niezależne stowarzyszenia, które zwykle są tylko zbiorowością kilkunastu zaufanych osób, bez szans na poszerzenie. W Polsce demokracja nie działa w szerszej skali i zwykle jest praktykowana tak na serio dopiero wtedy, gdy już właściwie nie ma co zbierać z ruchu. Często tworzy się fałszywe poczucie, że szeroka grupa jest zarządzana horyzontalnie, a w praktyce opiera się na autorytecie lidera czy liderki, jej lub jego dostępie do mediów, koteriach i zakulisowej grze. Boli mnie to, bo jestem socjalistką i żywo interesuje mnie działanie w organizacji o płaskiej strukturze, żeby było w niej pole do decyzji dla szeregowych działaczy i działaczek, by ich głos był słyszany i równoprawny.

AM: Zwróć uwagę, że to problem nie tylko ruchów społecznych. Polska ponad dwa lata temu wybrała rządzenie z centrum. To anachronizm, który wraca jak bumerang.

KG: Często odpowiedzią na pozorowaną demokrację, nieskuteczną i krzywdzącą są rządy silnego centrum, które mają za zadanie uporządkować to i owo. To nie jest tylko problem Polski. Za to my na pewno cierpimy na chorobliwy indywidualizm, nieumiejętność pracy w grupie, niezdolność do konsensusu. To jest także spuścizna kultury folwarku i tradycji sarmackiej, popularyzowanej co najmniej od lat 80.

AM: Ale pomyślmy, że nasza tradycja demokracji jest młoda, ćwierć wieku to w sumie krótko. Blokują nas resentymenty, szybko też zmieniają uwarunkowania gospodarczo-polityczno-technologiczne na świecie. Trudno do dzisiejszych czasów dopasować wcześniejsze osiągnięcia Zachodu. Polska ma też wyjątkowo mocne schematy patriarchalne, pielegnuje mity narodowe i jest zakorzeniona – do bólu – w katolicyzmie.

KG: Dlatego cieszę się, że na demonstracjach przeciwnych zaostrzeniu prawa aborcyjnego pojawiają się coraz częściej hasła antyklerykalne. W tym widzę wielką nadzieję, od tego musi zacząć się zmiana, od uwalniania się od katolicyzmu.

AM: Kościół blokuje i kwestie kobiece, i tęczowe. Walka na dziesięciolecia, tak jak zmaganie się z polskim indywidualizmem, o którym wspomniałaś.

KG: Indywidualizm widać też w tym, że mniejszości nie rozpatrują swoich spraw w szerszym kontekście. A są to często sprawy wspólnoty.

AM: Ostatnio to się zmieniło. Od ponad dwóch lat tęczowe flagi widać na każdej demonstracji walczącej o demokracje w Polsce.

KG: Zgadza się, ale jest też liczna grupa niezrzeszonych i niezaangażowanych gejów, lesbijek czy osób trans. To jasne, że znalezienie stabilizacji znieczula na wspólną sprawę. Jasne, że nie z każdego da się zrobić aktywistę czy aktywistkę, ale często mamy do czynienia po prostu z niewrażliwością na problemy innych. Jeśli komuś jest wygodnie w bańce pracowo-towarzyskiej, to ignoruje resztę świata czy środowiska.

AM: A tę postawę, o której mówisz, nazwałabym po prostu wygodnictwem. Zdaje się to największy wróg społeczeństwa obywatelskiego.

KG: Nie powinno się wymagać od ludzi heroizmu, ale wystarczy choć ślad wsparcia i od czasu do czasu obecność na marszach, wydarzeniach LGBTQ+ czy kilka złotych na crowdfunding.

AM: Oby tak się stało. Bardzo dziękuję za rozmowę i niech kobiecy ruch społeczny do końca zmieni rzeczywistość.

Korekta: Maja Korzeniewska

                                                    ————————————————–

Katarzyna Gauza – programistka, aktywistka Klubu Krytyki Politycznej z Łodzi, Stowarzyszenia Łódzkie Dziewuchy Dziewuchom i grupy historycznej “Łodzianka”. Popularyzatorka tematu Rewolucji 1905 roku i współorganizatorka obchodów Powstania Łódzkiego.

Agnieszka Małgowska (1/2 Damskiego Tandemu Twórczego)
lesbijka / feministka / artaktywistka / reżyserka / trenerka teatralna / scenarzystka
Współtwórczyni projektów: Kobieta Nieheteronormatywna (cykl debat i audycji radiowych, 2014- 2016) / O’LESS Festiwal (2012-2014) / DKF Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną (cykl spotkań, 2012-2015) / A kultura LGBTQ+ nie poczeka (projekt archiwistyczny, od 2017) / O teatrze lesbijskim w Polsce (cykl teatrologiczny, od 2012) / Lesbijska Inspira (cykl wywiadów od 2017)/ Portret lesbijek we wnętrzu, Niesubordynowane czytanie sztuki Jolanty Janiczak (czytanie dramatów) / Orlando.Pułapka? Sen, Fotel w skarpetkach, 33 Sztuka, RetroSeksualni. Drag King Show (spektakle) / Czarodziejski flet, Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet (nanoopery) / L.Poetki (film dokumentalny) / Teatr Dialogu (warsztat i akcja miejska) / Wywrotowa komórka lesbijska, Epizody, wątki, sugestie lesbijskie w kinie polskim (wykłady) / Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* (stowarzyszenie, 2017).

                                                  ————————————————–

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka

I.   Manifest
1.    Manifest. Instant 
2.    Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
3.    Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II. Rozmowy wokół manifestu.
1.  Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.  Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.  Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.  Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.  Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.  Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.  
Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk
8.  Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdaleną Próchnik
9.  Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.  Co Ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą.
15.  Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16. Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze polityczna. Rozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26. Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
.

IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim

V.  EL*C. Wieden 2017. 
1. Magdalena WielgołaskaOdzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2. Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3. Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4. Agnieszka MałgowskaPeformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5. Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
6.  Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.….
.
IV. EL*C. Kijów 2019
1.  Monika Rak. L*Geniusza na Ukrainie.
2. Magdalena Wielgołaska. Lesbianizacja przestrzeni.
.
BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej

—————————————–.

LESBIJSKA INSPIRA I Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana

Jeszcze wczoraj na stronie Feminoteki można było przeczytać dwunasty wywiad z cyklu „Rozmowy wokół manifestu” Lesbijskiej Inspiry.

Wywiad pt. „Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką” opublikowałyśmy w poniedziałek 21.04.2018 za zgodą i po autoryzacji Rozmówczyni, która podała swoje imię i nazwisko.

Po dwóch dniach (23.05.2018) wywiad usunęłyśmy na prośbę Rozmówczyni, która zdecydowała się na ten krok, po reakcji bliskiego członka rodziny na publikację. Pogodna i pozytywna opowieść Bohaterki rozmowy skończyła się ponuro i homofobicznie.

Wspomniany członek rodziny napisał do przeprowadzającej wywiad Moniki Rak mejla, wzywając ją do usunięcia tekstu pod groźbą procesu sądowego, w kolejnej wiadomości, strasząc policją.

W mejlu czytamy: „Wszelkie dewiacje opisane w w/w artykule są stekiem bzdór i szkalują dobre imię naszej rodziny” [pisownia oryginalna].

Podczas wnikliwej lektury wywiadu starałyśmy odnaleźć, na czym polega szkalowanie. Niestety, jedynym powodem może być tylko fakt, że Rozmówczyni mówi, że jest lesbijką.

Ze smutkiem usunęłyśmy wywiad. Nie chcemy bowiem wymuszać na Rozmówczyniach postawy heroicznej, szanujemy też Jej decyzję. Nie możemy jednak tego przemilczeć. Musimy zostawić ślad po tym zdarzeniu!

To pierwszy taki przypadek i bardzo znamienny. Przykład tego, co się może zdarzyć, gdy lesbijka, w każdym wieku, zdecyduje się na jawne i publiczne opowiedzenie swojej historii. Tak to bywa z lesbijskim autowaniem w Polsce.

Zespół LESBIJSKIEJ INSPIRY
Maja Korzeniewska
Agnieszka Małgowska
Monika Rak
Magdalena Wielgołaska

                                                                                                                            ————————————-————

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka.
,
I.   Manifest
1.   Manifest. Instant
2.   Rozmowa IOd lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
3.   Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej
.
II. Rozmowy wokół manifestu
1.    Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.    Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.    Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.    Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.    Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.    Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.    Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk
8.    Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdą Próchniak
9.    Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10.  Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13. Co ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą
15.  Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16. Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze polityczna. Rozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26. Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak

III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová

IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim

V.  EL*C. Wieden 2017 

1. Magdalena Wielgołaska. Odzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2. Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3. Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4. Agnieszka Małgowska. Peformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
6.  Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.
.
IV. EL*C. Kijów 2019
1.  Monika Rak. L*Geniusza na Ukrainie.
2. Magdalena Wielgołaska. Lesbianizacja przestrzeni. 
.
BONUS
 .
   .                                                                                                       ————————————-————
 .
 
Aktualne wiadomości na temat projektu Lesbijska Inspira znajdziesz na:
Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!

LESBIJSKA INSPIRA I Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami

Magda Wielgołaska: Rozmowy w Lesbijskiej Inspirze często zaczynam od pytania o identyfikację tożsamościową. Jak siebie określacie? Jaki jest Wasz stosunek do słowa lesbijka? Używacie go do opisania siebie? Jak czujecie to słowo oraz jego miejsce i znaczenie w Waszym życiu?

Natalia R.: Proces identyfikacji w naszym przypadku przebiegał dosyć burzliwie. Można powiedzieć, że obie w jakiś sposób dorastałyśmy do określenia swojej tożsamości słowem lesbijka. Obie początkowo budowałyśmy relacje z mężczyznami, tak jak nakazywały zasady wdrukowane w polskie, katolickie społeczeństwo. Myślę, że do dwudziestego roku życia słowo lesbijka nawet nie przeszło mi przez myśl w odniesieniu do siebie samej. W głowie miałam sport i facetów, ale moje doświadczenia z nimi były różne. Na początku zawsze było ok, ale po czasie zaczynało mi czegoś brakować: zrozumienia, zaangażowania, szacunku czy chemii. Próbowałam przez kilka ładnych lat znaleźć tego odpowiedniego faceta. Z jednym byłam nawet zaręczona, miałam ustaloną datę ślubu. Jednak zawsze było jakieś ALE, jakiś niedosyt. Teraz z perspektywy czasu uważam, że chyba podświadomość w ten sposób dawała mi znak, że to nie jest droga dla mnie.

Zawsze uważałam, że warto przełamywać pewne stereotypy i żyć w zgodzie ze sobą, ponieważ tylko to pozwala czuć się naprawdę szczęśliwym człowiekiem. Od momentu, kiedy sama sobie pozwoliłam pójść za tym kim jestem czuję, że wszystko układa się tak jak powinno. Postanowiłam bardziej otworzyć się na ludzi, nie tylko na jedną płeć. Byłam hetero, byłam bi, a teraz śmiało mogę określić się mianem lesbijki i muszę Ci powiedzieć, że tak czuję się najlepiej. [śmiech].

Natalia S. “Majkel”: Słowo lesbijka po raz pierwszy pojawiło się w moim życiu, kiedy koleżanka wyznała mi w sekrecie, że jest w związku z inną dziewczyną. Miałam jakieś siedemnaście lat i nie pomyślałabym wtedy, że kiedykolwiek zacznę utożsamiać się z tym określeniem. Obracałam się w środowisku tancerzy. Miałam wielu kolegów gejów, ale nie znałam żadnej lesbijki.

Szukałam szczęścia w ramionach facetów, ale nigdy nie byłam w pełni usatysfakcjonowana. Zawsze czegoś brakowało. Przełomowy moment nastąpił, kiedy zakochałam się w najlepszej przyjaciółce. To był dla mnie niesamowicie ciężki okres. Nie mogłam się z tym pogodzić, próbowałam to wypierać, wmawiałam sobie, że tylko mi się wydaje. Po pewnym czasie odpuściłam, bo walka z samą sobą była cholernie wyniszczająca. Zaakceptowałam fakt, że pokochałam inną kobietę, choć niestety bez wzajemności. Po długim czasie zaczęłam umawiać się na randki zarówno z mężczyznami, jak i kobietami.

Próbowałam wsłuchać się w siebie i zrozumieć, czego tak naprawdę potrzebuję. Teraz wiem, że zarówno fizycznie jak i mentalnie, lepiej czuję się z kobietami. Mając na swoim koncie sporo różnych doświadczeń i eksperymentów, przyszedł czas, kiedy otwarcie zaczęłam nazywać siebie lesbijką. To była długa droga, ale wiesz co? Dziś z dumą mówię o tym, kim jestem!

MW: Prowadzicie kanał Zuch Dziewuchy na YouTube, dzielicie się doświadczeniem bycia w nieheteronormatywnej relacji. Opowiedzcie, proszę, o swojej misji i celach. Czym jest dla was ten kanał, o czym opowiadacie?

NR: Na pomysł utworzenia kanału wpadłyśmy bardzo spontanicznie, podczas jednej z luźnych rozmów w samochodzie. Zgodnie stwierdziłyśmy, że jest wiele kanałów na YouTube prowadzonych przez gejów. Nie znalazłyśmy jednak żadnego kanału, którego autorkami byłyby polskie lesbijki. Postanowiłyśmy spróbować zapełnić tę lukę.

Mimo że z miesiąca na miesiąc nasze grono odbiorców, które nazywamy Zuch Ekipą,  powiększa się, to patrząc na to, jak liczna jest społeczność LGBTQ+ w Polsce, nadal wie o nas zaledwie garstka. Nasz kanał jest lifestyle’owy i kierowany tak naprawdę do wszystkich. Dla nas pełni rolę pewnego rodzaju pamiętnika. Za jego pomocą chcemy inspirować innych, pokazywać, że jeśli się chce, to można. Motywujemy, zwiedzamy, odwiedzamy, wygłupiamy się, opowiadamy o sobie, poruszamy tęczowe tematy i łamiemy schematy. Wyszedł mi rym życia. [śmiech]

NS: Spotkałyśmy się z wieloma pozytywnymi komentarzami. Widać, że jest zapotrzebowanie na taki kanał, co nas niezmiernie cieszy. Słowa typu: “dzięki wam nie wstydzę się, że jestem lesbijką” czy “jesteście dla mnie wielką inspiracją” są dla nas bezcenne i motywują nas do dalszego prowadzenia kanału.
Oczywiście zetknęłyśmy się także z hejtem, aczkolwiek w żaden sposób nie podcina nam to skrzydeł, ponieważ zdajemy sobie sprawę, jak wiele zamkniętych i nietolerancyjnych osób żyje w Polsce.

Udzielamy się także na Facebooku czy Instagramie, gdzie codziennie dzielimy się swoim życiem i co pewien czas organizujemy konkursy, aby bardziej zintegrować się z gronem naszych odbiorców.

MW: Poza tym, że chcecie trafić do tęczowej społeczności, w szczególności do nieheteronormatywnych kobiet, Wasz kanał mogą oglądać osoby, które są hetero, które zastanawiają się, jakie są te lesbijki. To szansa na rozbicie schematów. Macie informację zwrotną od osób spoza środowiska LGBTQ+?

NS: Tak, wiemy że trafiamy również do osób heteronormatywnych. Może dzięki temu zobaczą, że jesteśmy takimi samymi ludźmi, mającymi takie same marzenia, potrzeby, zainteresowania jak każdy inny człowiek, niezależnie od tego z kim zasypiamy wieczorem w łóżku.

NR: Jesteśmy mniejszością, ale stanowimy fragment całości, jaką jest społeczeństwo. Wyróżniamy się tylko tym, że jesteśmy lesbijkami. Ta cecha i rozmyślanie o niej nie powinno determinować całego naszego życia. Mamy normalne życie i chcemy tej normalności. Tę normalność pokazujemy na naszym kanale i widzimy, że to trafia do ludzi. Nawet w małej miejscowości, z której pochodzę, ludzie bardzo pozytywnie zaczęli do tego podchodzić. Na początku było to dla nich nowe, ale teraz sama jestem w szoku, że nawet osoby, których osobiście nie znam, przyjaźnie się ze mną witają na ulicy. Oswoili się, co dla mnie jest cudowną zmianą o 180 stopni. Wcześniej miałam wiele lęków i obaw, ponieważ pracowałam w urzędzie i bardzo dużo osób mnie kojarzyło w mojej gminie – Krokowa. W tym momencie, kiedy odbywają się jakieś festyny, czy wydarzenia dla dzieci, to jesteśmy w kontakcie z panią sołtys i innymi osobami, które są otwarte na propozycje działań z naszej strony. Nie ma takiej reakcji, że ktoś nie wypuści dziecka na wydarzenie, na którym są lesbijki.

NS: Tak samo jak ludzi heteronormatywnych nie można wrzucić do jednego worka, tak samo nie można tego zrobić z lesbijkami. Staramy się walczyć ze stereotypami, które dzielą społeczeństwo i mogą sprawić, że zanim poznamy osobę i zobaczymy, jaka jest na co dzień, zbudujemy mur obronny, przez który nie będziemy w stanie zobaczyć, że kobieta będąca w relacji z inną kobietą albo ktoś reprezentujący inną rasę czy kulturę może być wartościową osobą, z którą możemy mieć wiele wspólnego.

MW: Prowadząc taki kanał dokonujecie coming outu na szeroką skalę. Jakie jest Wasze podejście do outowania się?

NR: Zgodnie uważamy, że nie jest to żadną koniecznością. To indywidualna sprawa każdej osoby. Jeśli ktoś czuje potrzebę ujawnienia się, to powinien to zrobić, jeśli wygodnie mu/jej żyć w ukryciu, to również wybór, który należy uszanować.

NS: W przypadku naszych coming outów ciężko ustalić jakiś jeden, konkretny moment, w którym się wyoutowałyśmy. Jednak większość osób zapewne dowiedziała się o nas w chwili, gdy ruszyłyśmy z kanałem na YouTubie. Jeśli chodzi o rodziców, to żadne poważne rozmowy na ten temat nie miały miejsca. Wszystko wyszło bardzo naturalnie. Nasze mamy miały jedynie obawy co do opowiadania o naszym życiu publicznie. Szanują wszystkie nasze decyzje i nas wspierają.
Jaką rolę odegrał coming out w naszym przypadku? Cóż… na pewno skończyły się męczące pytania odnośnie męża, ślubu i dzieci. [śmiech].

MW: Zakładając kanał wypełniłyście lukę – tak jak wspomniałyście wcześniej, takich propozycji, jak kanał przedstawiający życie pary polskich lesbijek nie było. Jednak również wy, jak wiele innych aktywnie działających lesbijek, zmagacie się z przebiciem szklanego sufitu.

NR: Przeczytałam zarówno Lesbijski Manifest, jak i poprzednie wywiady Lesbijskiej Inspiry i powiem jedno: zgadzam się z tym, że istnieje duży problem z przebiciem się w społeczeństwie. O gejach przeczytasz wszędzie, ale lesbijki? Cisza. Pamiętam, jak przed założeniem kanału, robiłyśmy research w poszukiwaniu lesbijskich blogów i vlogów. Kilka dni poszukiwań zaowocowało zaledwie garstką bardzo okrojonych informacji. Z kolei znalezienie gejowskich nie stanowiło żadnego problemu. Nawet wpisując hashtag #polskalesbijka czy #polishlesbian znajdziemy zaledwie garstkę osób, więc może dobrym pomysłem jest wymyślenie hashtagu, pod którym wspólnie będziemy mogły działać.

Kilka razy podsyłałyśmy informacje o nas i naszym kanale na branżowe strony i cisza. Jedynie Queer.pl wypuścił jeden artykuł, który bardzo szybko przysłoniły inne materiały. Od tamtego czasu trzy razy wspomnieli o nas w zestawieniu polskich youtuberów LGBTQ+ i to właściwie tyle. Myślałam, że branżowe portale podłapią temat. Okazało się, że nie.

NS: Mamy sporo pomysłów, żeby robić coś dla naszej społeczności, ale nie widzę większego zainteresowania takimi akcjami ze strony samych lesbijek. Chociaż tak – jak teraz myślę – to takie zamknięte koło: mam gotowy pomysł i próbuję go wypromować za pomocą queer.pl, Repliki, Kobiety-Kobietom – nie mam odzewu albo odzew jest słaby. To skutkuje małym zainteresowaniem i pojawia się myśl: “po co to robić?”.

NR: To jest mur. Tak samo jest z naszym kanałem. Od osób, które do nas trafiają, mamy wiadomości, że na to czekali, że super, że są z nami, że oglądają, to wszystko nas niesamowicie cieszy i dodaje nam skrzydeł, ale wiadomość o naszych działaniach się nie rozprzestrzenia. Myślę, że byłoby świetnie, gdyby wspierały się osoby, które prowadzą blogi czy vlogi. Nie jesteśmy dla siebie konkurencją, jesteśmy w sieci z tych samych powodów, walczymy o widzialność osób LGBTQ+ i powinniśmy się wzajemnie wspierać i promować, bo jeśli my tego nie zrobimy, to nie mamy co liczyć na to, że inni, zupełnie obcy ludzie dla nas to zrobią.

NS: Mądra ta moja kobieta. Podpisuję się pod wszystkim, co powiedziała.[śmiech]. Dodam tylko, że przykładem takiego działania wspierającego było zaproszenie od Jakuba i Dawida do udziału w nagraniu wspólnego teledysku. Niestety byłyśmy w tym czasie w Kanadzie i nie byłyśmy w stanie dotrzeć, ale przy kolejnej okazji z pewnością skorzystamy.

MW: Sama zastanawiałam się nad tym przepływem informacji o wydarzeniach lesbijskich* w polskich mediach społecznościowych. Najczęściej informujemy siebie za pośrednictwem Facebooka. Istnieją grupy, na które możemy wrzucić informację o wydarzeniu, możemy wysłać zaproszenie, jednak mam poczucie, że w jakiś sposób rozesłanie zaproszenia dalej albo kliknięcie, że weźmie się w nim udział wiąże się w jakiś sposób z ujawnianiem się. Działam w Stowarzyszeniu Sistrum prowadzimy teraz cykl spotkań pt. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* w Stole Powszechnym w Teatrze Powszechnym i to jaka będzie frekwencja stoi zawsze pod znakiem zapytania. Zazwyczaj osób jest więcej niż to, co pokazuje FB, to jest odwrotne do tendencji, w której więcej osób oznacza swój udział, a później nie przychodzi. Dostawałyśmy również wiadomości od różnych osób, że wspierają nasze działania, ale nie chcą zalajkować albo kliknąć, że wezmą udział w wydarzeniu, żeby ktoś niepowołany tego nie zobaczył i nie odkrył ich tożsamości psychosekualnej. Czy myślicie, że ten lęk przed ujawnieniem może być jedną z przyczyn, przez którą informacja nie dociera dalej?

NR: Myślę, że to może mieć duże znaczenie. Moje własne doświadczenie jest podobne. Zanim sama przed sobą się przyznałam kim jestem, poszukiwałam treści dotyczących kobiecej nieheteronormatywności. Wchodziłam na różne strony, ale starałam się nie zostawiać po sobie śladów w postaci lajków albo komentarzy, żeby nikt nie zauważył, że taka tematyka mnie interesuje i żebym nie została z nią w jakiś sposób powiązana. Bałam się, że ktoś takiego rodzaju aktywność zobaczy i będę się musiała zmierzyć z ludzkimi osądami. Pochodzę z małej miejscowości, gdzie społeczność w moim odczuciu bardzo szybko mogłaby to wykorzystać przeciwko mnie. Dlatego rozumiem tego typu lęk. To jest strach przed opinią innych ludzi. Polacy mają naturę, która lubi karmić się sensacją, plotką. Konsekwencje tego mogą mieć realne odbicie w życiu rodzinnym, w pracy, mogą doprowadzić do niebezpiecznych sytuacji. Jesteśmy tak wychowywani_ne, żeby przejmować się opinią społeczeństwa i w pewien sposób siebie chronić i chronić swoich bliskich.

NS: Też mam poczucie, że niewidoczność lesbijek powiązana jest z naszą polską mentalnością. Poza granicami Polski również jest tak, że działania gejów są bardziej zauważalne, jednak lesbijki również są widoczne. Kiedy mieszkałyśmy w Kanadzie, ta dysproporcja była dla nas praktycznie nieodczuwalna, było więcej równowagi w tym jak geje i lesbijki uczestniczyli, i jak byli traktowani w społeczności LGBTQ+. Teraz mieszkamy w Trójmieście i z tej perspektywy mamy poczucie, że Warszawa jest takim miastem w Polsce, w którym jest możliwość rozwoju dla środowiska lesbijskiego. Mam poczucie, że Trójmiasto jest jeszcze z tyłu. Chciałabym, żeby odbywało się tutaj więcej typowo kobiecych imprez. Pracowałam w HAHu przez prawie rok za barem. W tamtym czasie były tam może dwie imprezy kobiece.

MW: Użyłaś określenia “środowisko lesbijskie”. Czy Waszym zdaniem obecnie istnieje? Jeśli tak, to jak byście je opisały, jakie jest? A jeśli nie, to jakie mogłoby być?

NS: Zastanawiamy się nad tym cały czas, czy środowisko lesbijskie w Polsce istnieje? Kiedy mówimy o środowisku LGBTQ+, to teoretycznie mówimy o wszystkich i wszystkich wkluczamy, jednak kiedy przyjrzeć się temu dokładniej, to co faktycznie jest widoczne i zauważane, to są treści dotyczące raczej męskiej nieheteronormatywności. My patrzymy z perspektywy blogosfery, bo nasza działalność to videoblog. Zobacz, ile istnieje kanałów gejowskich. Mam takie poczucie, że geje mają potrzebę mówienia o sobie głośno, a kobiety nieheteronormatywne mniej chcą wychodzić ze swoją orientacją do ludzi.

NR: Ja bardziej przychylałabym się ku temu, że tego środowiska nie ma. Bardzo ciężko jest zainicjować działanie, w które zaangażowało by się więcej dziewczyn. Nie czuję takiej woli zebrania się razem. Myślę nie tylko o takich okolicznościach jak panel, prelekcja, wykład albo inne wydarzenie społeczno-kulturalne, ale biorę pod uwagę też takie wydarzenia, jak siatkówka na plaży, spotkania integracyjne, posiadówki. Dzieje się to oczywiście w małych grupkach znajomych, ale brakuje mi jakiejś szerszej integracji.

Co do działalności artystycznej i dziewczyn, które próbują się przebić, to jestem przekonana, że takich osób jest bardzo dużo. Jednak często zastanawiamy się, co trzeba by zrobić, żeby nastąpiła na tyle silna eksplozja, która rozbije ten szklany sufit i treści tworzone przez kobiety nieheteronormatywne również zaczną być dla ludzi interesujące i zwyczajnie widzialne.

Mamy takie poczucie, że my kobiety, same siebie nawzajem nie promujemy. Kobieca solidarność dopiero się w Polsce rodzi. Uczymy się, czym jest siostrzeństwo i wspieranie siebie. Męska solidarność i braterstwo to są kwestie oswojone już dawno. Najprostszą formą takiego wsparcia i przekazywania informacji jest poczta pantoflowa, zwłaszcza w dobie mediów społecznościowych.

Kobiet nieheteronormatywnych jest dużo. Wystarczy, że wzajemnie będziemy się informować, puszczać informację dalej, zapraszać na wydarzenie na FB. Myślę, że takiego typu wsparcie mogłoby sprawić, że do osób zainteresowanych dotarłyby treści, które są dla nich ciekawe i ważne. To mogłaby być efektywna forma promocji w tym naszym świecie kobiet nieheteronormatywnych.

MW: Mam takie poczucie, że cały czas zmagamy się z podstawowymi barierami patriarchatu. Przez pryzmat schematów kulturowych: mężczyzna to jest ten, który wychodzi do świata, eksponuje swoje umiejętności, przekonania, potrzeby, a kobieta operuje w przestrzeni domu, w świecie zamkniętym i wewnętrznym. Jesteśmy na początku drogi. Sytuacja polityczna i powrót do takiego myślenia może jedynie utrudnić proces zmiany.

NR: Tak, dodatkowo cały czas realizuje się ten schemat wpisany w wychowanie dziewczynek, że kobieta jest bardziej odpowiedzialna emocjonalnie. To ona ma zaopiekować się rodziną, ona ma sprawić, że mama, ciocia, mąż, synek będą czuć się dobrze. W związku z tym te wszystkie osoby na około muszą się również dobrze czuć w kwestii ujawnienia, bądź nieujawnienia przez kobietę nieheteronormatywną jej orientacji. Bo przecież takie ujawnienie się jest dla kogoś raniące, czyli taka dziewczyna od razu jest egoistką, wzbudzane są wyrzuty sumienia. Kiedy wystartowałyśmy z naszym kanałem, moja mama nie rozumiała, dlaczego to robimy, powiedziała wtedy, że to jest przecież nasze prywatne życie i pytała, czemu chcemy się z tymi intymnymi kwestiami obnosić. Uczuliła mnie też, że pomysł na takie działanie nie tylko nas dotyczy. Moja rodzina miała poczucie, że zostanie obnażone również ich życie. Rozumiem, że zwłaszcza na kobiety nakładana jest ogromna presja i odpowiedzialność właśnie za to, jak będą się czuć inni. Dla niektórych osób, to może być nie do udźwignięcia.

NS: Przy tym wszystkim dwie dziewczyny idące za rękę po ulicy traktowane są przychylniej niż dwóch chłopaków, ale paradoksalnie ta agresja czy niechęć, z którą się spotykają mężczyźni nieheteronormatywni może ich właśnie motywować do reakcji. Jeśli dziewczyny trzymające się za rękę na ulicy nie wzbudzają sensacji, nie są traktowane poważnie, są w jakiś sposób niewidzialne, to może w nich samych nie rodzi się siła, energia, żeby się postawić, skoro nie ma komu albo czemu. To jest dla mnie trudne, że nie jesteśmy traktowane poważnie. Oczywiście sama ta sytuacja może rodzić tego wkurwa potrzebnego do eksplozji i zmiany sytuacji, ale mam niestety poczucie, że dla wielu dziewczyn to jest również wygodna sytuacja i wpychająca jeszcze bardziej w te przysłowiowe lesbijskie bańki.

MW: Myślę, że cały czas dominuje odbiór osób nieheteronormatywnych przez filtr seksualny. Wiele osób powtarza mi, że Freud nie żyje, jednak cały czas poważnie traktowane są takie relacje, w których występuje osoba z penisem, kulturowo reprezentującym siłę. Kiedy penisa nie ma, nie ma zagrożenia, nie ma dominacji, nie ma seksu, nie ma nic – to sytuacja lesbijek. Ewentualnie jest zgadywanie, która w parze przyjmuje rolę osoby z penisem, a która osoby bez. Kiedy są dwa penisy jest intryga, który z nich dominuje, to budzi społeczne zainteresowanie. Marzy mi się świat, w którym będzie można na szeroką skalę społeczną myśleć na poziomie innym niż genitalny, ale obecna sytuacja, mam wrażenie, bardzo mocno się na tym opiera. Nie ma penisa? Nuda.

NR: Też to tak widzimy. Cały czas, nawet jeśli próbujemy świadomie odchodzić od schematów, to rola dominatora, przywódcy, króla jest rolą typowo męską. Ta męska widoczność jest oczywista. Bardzo to powielamy, nawet nieświadomie. Polacy na swój sposób uwielbiają kontrowersje, inność, osoby w jakiś sposób odstające od normy. Dlaczego? Ponieważ jest co komentować, jest kogo krytykować, jest na co narzekać.

NS: Te same schematy realizują się w społeczności LGBTQ+. Niby jesteśmy razem, niby walczymy o takie same prawa, a między nami jest przepaść. Pogłębiana brakiem wsparcia. Widzialność lesbijek jest w moim odczuciu odpowiedzialnością wspólną społeczności LGBTQ+, tak samo jak widzialność innych osób niż tylko geje. Skoro deklarujemy, że działamy ramię w ramię, to chciałabym, żeby to wychodziło poza poziom deklaracji. Jeśli ktoś jest w naszej społeczności w lepszej sytuacji, to nic się nie zmieni, jeśli te osoby nie będą promowały osób z grup społecznie niewidzialnych. Może tutaj jest też korzeń problemu lesbijek. To nie tylko one/my muszą przestawić myślenie. Dotyczy to wszystkich.

MW: Czyli cały czas mówimy o potrzebie wspierania się zarówno w środowisku LGBTQ+, jak i w gronie kobiet nieheteronormatywnych. Co jest potrzebne do tego, żeby w końcu coś “zaskoczyło” i zaczęło się działać?

NS: Myślę, że potrzebna jest przestrzeń, w której kobiety poczują, że stanowią jakąś większą grupę. Przestrzeń, w której poczują/poczujemy się bezpiecznie, żeby bez obaw mówić o sobie, żeby dzielić się tym co tworzymy. Taka przestrzeń, w której nie będziemy siebie oceniać, tylko rozmawiać, przyglądać się naszym doświadczeniom. Właśnie taką przestrzeń staramy się stworzyć prowadząc kanał na YouTube. Zależy nam na tym, żeby to nie było jednostronne. Nie tylko wpuszczamy filmik do sieci, ale też staramy się budować relację i wzbudzać interakcję, zapraszamy do konkursów, piszemy z osobami prywatnie. Czujemy dzięki temu utożsamianie się. Bez interakcji stoimy w miejscu. To może wymagać od lesbijek wysiłku, żeby do tej interakcji ciągle pobudzać inne osoby, ale chyba na teraz nie mamy pomysłu na inny sposób do zwiększenia widzialności lesbijek. To znowu jest przymus ogromnej pracy nałożony na kobiety. Jest trochę tak jak z kobietami w wojsku albo kobietami, które są inżynierami na budowie. Ciągle muszą pracować więcej i bardziej niż mężczyźni, muszą się wykazać i może wtedy ktoś je zauważy. Nie jest to sprawiedliwe, bo często twoje zaangażowanie i praca może nie zostać zauważone wcale, tak jak to się dzieje z lesbijskimi artystkami w Polsce. Stąd istnieje ogromna potrzeba wsparcia, kobiecej solidarności i wsparcia całego środowiska LGBTQ+. Nie chodzi mi też o takie masowe comingouty i deklaracje, tylko tutaj chodzi naprawdę o podstawy, o jakąkolwiek odpowiedź. Kiedy coś robisz, działasz publicznie, chcesz mieć poczucie, że masz dla kogo to robić, a mamy dla kogo. Lesbijek jest dużo. Interakcja jest kluczem.

NR: Fajnie byłoby po prostu poczuć, że jest nas więcej, że to nie tylko mała grupka znajomych, że jest więcej osób, kobiet nieheteronormatywnych, które mają podobne doświadczenie, podobne wyzwania przed sobą. To jest po prostu motywujące, daje siłę, poczucie, że jest dla kogo działać, że jest skąd dostać wsparcie i zrozumienie. Mamy w Trójmieście Tolerado, które organizuje spotkania i prelekcje, ale chodzi mi też o takie spotkania, na których niekoniecznie cały czas kręcimy się wokół tematu naszej tożsamości psychoseksualnej. Chciałabym się dowiedzieć, jakie są inne lesbijki, niekoniecznie rozmawiając o samym lesbijstwie. To mogłoby otworzyć przestrzeń również dla tych osób, które nie są gotowe same ze sobą zmierzyć się z tym tematem. Każda osoba ma swoje pasje: jedna robi zdjęcia, druga jest malarką, a trzecia podróżuje. Myślę, że takie osoby, które wstydzą się tego, kim są, mogłyby mieć duże wsparcie w zobaczeniu, że lesbijka jest takim człowiekiem jak każdy inny człowiek, że to nie musi być coś, co zdominuje jej życie. Nie trzeba z nami rozmawiać tylko o aktywizowaniu się i robieniu rewolucji, ale można też o życiu, o filmach, o tym że podróżujemy, a może gdzieś możemy wybrać się razem. Czytając komentarze albo wiadomości, które dostajemy, widzimy, że właśnie to jest potrzebne. Ważne dla naszych odbiorczyń/ców jest to, że pokazujemy, że nasza relacja jest po prostu normalna. Idziemy w te same miejsca i robimy te same rzeczy co przeciętny Kowalski/przeciętna Kowalska i robimy to samo co chłopak z dziewczyną. Ta integracja lesbijek w środowisko jest też potrzebna dlatego, żeby osoby podejmujące trudne dla siebie kroki miały wsparcie. Jesteś sobą, pozwól się poznać innym taką, jaką jesteś. Nie chcesz się outować przed rodziną? Nie musisz, ale możesz poznać inne osoby, podobne do siebie. Może one dadzą ci poczucie, że nie jesteś sama, że nie jesteś dziwna i że Twoje życie może być dobre z takim zestawem cech jakie masz.

Innym kobietom nieheteronormatywnym, chciałybyśmy powiedzieć, że nie muszą się bać. Wiem, że to jest łatwo powiedzieć, ale sama przez to przeszłam i doświadczyłam tego, że strach ma wielkie oczy. Środowisko lesbijskie jest nam potrzebne do tego, żeby móc wesprzeć osobę, która ten strach przeżywa.

Korekta: Maja Korzeniewska

LINKI
Kanał Zuch Dziewuch na YouTube
Strona Zuch Dziewuch na FB
Instagram Zuch Dziewuch

————————————————–

Natalia R. – lesbijka/ podróżniczka / aktywistka / fotografka / specjalistka ds.grafiki / vlogerka / współzałożycielka kanału Zuch Dziewuchy.

Natalia S. “Majkel” – lesbijka / podróżniczka / tancerka i choreografka / barmanka / absolwentka AWFiS w Gdańsku / vlogerka / współzałożycielka kanału Zuch Dziewuchy.

Magdalena Wielgołaska – aktywistka / lesbijka / feministka / współzałożycielka Stowarzyszenia na rzecz Osób LGBT Tolerado / działaczka na rzecz poszerzania wiedzy na temat leczniczego działania konopi / zaangażowana w Kręgi Kobiece i odzyskiwanie wewnętrznej, kobiecej Mocy / wartościami i zawodowo związana z Partią Zieloni/ założycielka strony Strefa Les*/ współpracowniczka projektu A kultura LGBTQ+ nie poczeka!

——————————————————————

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka
 ,
I.   Manifest
1.   ManifestInstant
2.   Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry

3.   Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej
.

II. Rozmowy wokół manifestu

1.    Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.    Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.    Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.    Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.    Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.    Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.    Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk
8.    Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdą Próchniak
9.    Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10.  Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.  Co ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą.
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze polityczna. Rozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla

23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26. Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką

27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi

2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
.

IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką

2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim
 .
V.  EL*C. Wieden 2017
1. Magdalena Wielgołaska. Odzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2. Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3. Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4. Agnieszka Małgowska. Peformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
6.  Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.….
.
                                                                                                                   ————————————-————
,
Aktualne wiadomości na temat projektu Lesbijska Inspira znajdziesz na:
Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!

Draw The Line / Wyznacz Granicę – konferencja w Grazu [fotorelacja]

Zdjęcia: Pamela Palma Zapata

 

18 kwietnia w Grazu w ramach projektu Draw The Line / Wyznacz Granicę uczestniczyłyśmy w konferencji poruszającej zagadnienie molestowania seksualnego w pracy oraz w przestrzeni publicznej, na które szczególnie narażone są migrantki. Nad różnorodnością programu konferencji czuwała organizacja liderska OMEGA – Transkulturelles Zentrum Für Psychische Und Physische Gesundheit Und Integration Graz z Austrii. Wydarzenie odbyło się we współpracy z  IKWRO – Iranian and Kurdish Women’s Rights Organisation (Wielka Brytania), Nadja Centre (Bułgaria), EILD (Grecja), Xunta de Galicia (Hiszpania) oraz Feminoteką.

30740515_10216105828497149_2589370683939094528_n

 

Spotkanie, dzięki uprzejmości burmistrza Grazu, Siegrfieda Nagl, odbyło się w zabytkowym budynku – Ratuszu z XIX wieku. Po przywitaniu uczestniczek i uczestników przez burmistrza głos zabrał Robert Krotzer z Miejskiej Rady Zdrowia i Opieki Miasta Graz , a także Nicola Baloch, dyrektorka organizacji OMEGA. Następnie w tematykę projektu wprowadziła wszystkich Barbara Kuss, czyli główna koordynatorka programu Draw the Line. Natomiast o programie szkoleń i samym przebiegu warsztatów opowiedziała Bettina Sorko, psycholożka oraz trenerka w dziedzinie edukacji seksualnej, edukacji empirycznej i integracji.

30740162_10216105820896959_4484410362032029696_n

30740761_10216105828897159_7146569016377606144_n

Tematykę przemocy wobec kobiet w statystykach i prawie przybliżyła prof. Katharina Beclin, która reprezentowała Instytut Prawa Karnego i Kryminologii Uniwersytetu Wiedeńskiego. Prof. Beclin jest ekspertką w dziedzinie przestępczości nieletnich; płci w kontekście karnego i kryminologii oraz handlu ludźmi.

30729626_10216105819936935_1828797873500717056_n

Po krótkiej przerwie fantastyczną prezentację przedstawiła Cris McCurley z kancelarii prawnej Ben Hoare Bell Solicitors z Anglii. Odwołując się do własnej praktyki zawodowej, polityki, a także znanych w mediach zdjęć i obrazków przedstawiła temat przemocy seksualnej wobec kobiet w miejscach publicznych, w tym podstawowe mechanizmy i stereotypy związane z płcią, wpływ jaki powyższe wywierają na życie kobiet, a zwłaszcza migrantek.

31056898_10216105824737055_8205526227209945088_n 31073047_10216105818056888_7068969866555817984_n

Następnie artystki i tancerki Patrizia Zechner, Barbara Krepcik, Sonja Felber i Helga Neuhüttl zaprezentowały niezwykły i wzruszający performance. Korzystając z elementów tańca nowoczesnego oraz dramy przedstawiły drogę jaką przechodzą w społeczeństwie osoby socjalizowane do roli kobiety – z uwięzienia w stereotypach, przez walkę o siebie, aż do wyzwolenia i siostrzeństwa.

30741973_10216105841777481_3066739320883773440_n 31067430_10216105837857383_1602207944563228672_n 30762949_10216105842697504_2018573108008452096_n 30742170_10216105840057438_1021687808214958080_n 30726712_10216105848297644_93336214937010176_n 30726774_10216105844417547_7238203187314819072_n 30722892_10216105840497449_4775438883607281664_n

Krótko po tym przeszłyśmy do warsztatowej części konferencji, podczas której każda z organizacji partnerskich pokazała jeden z obszarów szkoleniowych w ramach projektu. Podczas niecałych dwóch godzin uczestniczki i uczestnicy mialy i mieli okazje do porozmawiania z przedstawicielkami organizacji partnerskich oraz liderkami – absolwentkami szkoleń, które z nimi przyjechały. Wśród sześciu obszarów znalazły się: stereotypy płciowe, przemoc ze względu na płeć i molestowanie seksualne, komunikacja bez przemocy i samoocena, ochrona własnych granic oraz aspekty prawne i psychologiczne przemocy. Jako Feminoteka byłyśmy odpowiedzialne o wskazanie na problematykę stereotypów płciowych.

30705923_10216105860657953_5592702328890195968_n 30708445_10216105845737580_3232590561055604736_n 30739398_10216105854897809_4134271532706824192_n 30739840_10216105864218042_619916187727298560_n 30729860_10216105847017612_641041405279469568_n 30743886_10216105859977936_8752719839702810624_n 30762674_10216105837657378_8623794138476707840_n 31038373_10216105858217892_3508461400013930496_n

Na zakończenie wydarzenia zostały zaprezentowane jeszcze dwa zagadnienia. Pierwsze dotyczyło przeciwdziałania przemocy w organizacjach i zostało przedstawione przez Yvonne Seidler, dyrektorkę Hazissa, Departament ds. zapobiegania premocy seksualnej. Następnie głos zabrała Elli Scambor – socjolożka i wykładowczyni na uniwersytetach w Grazu i FH Kärnten, laureatka Nagrody Käthe oraz członkini zarządu organizacji Men’s Work Austria.

30739772_10216105861377971_5068633163916378112_n

Konferencja stanowi zwieńczenie projektu w ramach którego Feminoteka przeszkoliła 24 liderki  z całego kraju (migrantki oraz kobiety zawodowo lub aktywistycznie współpracujące z migrantkami) w temacie przeciwdziałania przemocy seksualnej. Nasze liderki przekazały zdobytą wiedzę ponad 100 kolejnym osobom.

Już niedługo zaprezentujemy podręcznik jaki powstał na bazie szkoleń przeprowadzonych w ramach projektu. Więcej informacji wkrótce!

30762703_10216105822537000_5495998176693321728_n 30762806_10216105823857033_5390952145740627968_o