TELEFON DLA KOBIET DOŚWIADCZAJĄCYCH PRZEMOCY

Телефон для жінок, які зазнають насильства

CZYNNY PONIEDZIAŁEK-PIĄTEK
OD 11.00 DO 19.00

Активний з понеділка по п’ятницю з 14:00 до 19:00

Szukaj
Close this search box.

Jacqueline Livingston. W cieniu feminizmu. Na obrzeżach sztuki amerykańskiej lat 60. i 70. XX w.” w Gdańskiej Galerii Fotografii.

Sztuka kobiet. Fotografia jako narzędzie zmiany

Muzeum Narodowe w Gdańsku, przy wsparciu Ambasady Stanów Zjednoczonych w Polsce oraz we współpracy z Akademią Sztuk Pięknych w Gdańsku i American Corner Gdańsk, zaprasza do udziału w konferencji naukowej, poświęconej fotografii w sztuce feministycznej na świecie w XX i XXI w. Konferencja została zorganizowano jako wydarzenie towarzyszące wystawie „Jacqueline Livingston. W cieniu feminizmu. Na obrzeżach sztuki amerykańskiej lat 60. i 70. XX w.” w Gdańskiej Galerii Fotografii.

Program konferencji:
10.00 Przywitanie gości i wprowadzenie do programu
10.15 – 11.00 Mariola Balińska (Muzeum Narodowe w Gdańsku), „Jacqueline Livingston. Zmiany społeczne zaczynają się w jednostce”
11. 05 – 11.45 prof. Anne Swartz (Savannah College of art And Design, Atlanta), „Matka, płeć i pożądanie: związki Jacqueline Livingston z amerykańską sztuką feministyczną” (wykład będzie tłumaczony na j. polski)
11.45 – 12.00 Przerwa kawowa
12.05 – 12.40 dr Małgorzata Jankowska (Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu), „Siedem sióstr i problematyczne relacje władzy i fotografii”
12.45 – 13.30 dr Jakub Dąbrowski (Akademia Sztuk Pięknych w Warszawie), „Artystki na cenzurowanym – recepcja sztuki krytycznej w Polsce”
13.35 – 14.30 Dyskusja
14.30 Zakończenie konferencji

Abstrakty wystąpień:
Mariola Balińska (Muzeum Narodowe w Gdańsku), „Jacqueline Livingston. Zmiany społeczne zaczynają się w jednostce”.
Jacqueline Livingston, rejestrując najbliższych członków rodziny wraz z ich intymnością związaną z ciałem i seksualnością, przekraczała przyjęte normy i ramy „poprawności politycznej”. Twórczość artystki, kontrowersyjna dla społeczeństwa amerykańskiego połowy lat 70., przyczyniła się do zmiany w myśleniu o reprezentacji nagiego ciała w kulturze wizualnej XX w. Zmagania z cenzurą i systemem niesprzyjającym jej sztuce spowodowały jednak, że dorobek artystki został pominięty w głównym nurcie sztuki amerykańskiej. Po upływie dekad temat ocenzurowania prac Livingston stał się częścią dyskursu naukowego, dotyczącego nie tylko swobody wypowiedzi twórczej, ale również obrazowania seksualności za pomocą fotografii. Wystąpienie będzie połączone z prezentacją wybranych prac z prywatnego archiwum artystki z lat 60., 70. i 80., które zostaną zaprezentowane publiczności po raz pierwszy w Polsce .

prof. Anne Swartz (Savannah College of Art and Design, Atlanta), „Matka, płeć i pożądanie: związki Jacqueline Livingston z amerykańską sztuką feministyczną”
Amerykańskie artystki-feministki walczą przeciwko zapomnieniu, pomijaniu, cenzurowaniu, konkurencji, represji, dyskryminacji, uciskowi i uprzedzeniom, a także płciowym ograniczeniom zawodowym i osobistym. Podobnie jak Jacqueline Livingston, wiele feministek drugiej fali wykorzystywało różne tematy, w tym związane z domem, seksualnością i surrealizmem, by przetwarzać i badać doświadczenia kobiet. Historię Jacqueline Livingston odróżnia brak przynależności do wspólnoty. Feministki tworzyły grupy, łączyły się w działaniach, aby zabrać głos i wspólnie sprzeciwić się marginalizacji i izolacji. Livingston działała samodzielnie, a dodatkowo podejmowała niepopularne tematy: macierzyństwa, seksu i heteroseksualnego pożądania, które spotykały się z brakiem zainteresowania, a nawet pogardą środowisk bojowniczek o równouprawnienie. W wystąpieniu zostaną omówione punkty wspólne dla historii Livingston i współczesnych jej artystek, i wykazane powody, dla których jej sztuka nie znalazła właściwego miejsca w historii.

dr Małgorzata Jankowska (Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu), „Siedem sióstr i problematyczne relacje władzy i fotografii”
Wystąpienie jest dedykowane fotografkom, Dorothei Lange, Vivian Cherry, Jacqueline Livingston, Natalii Lach-Lachowicz, Janinie Mierzeckiej, Fortunacie Obrąpalskiej i Elżbiecie Tejchman, których obecność w historii była lub nadal jest pod wieloma względami problematyczna, a twórczość uwikłana w różnego rodzaju relacje z władzą. Tytułowe „Siedem sióstr” występuje tu co najmniej w podwójnej roli, jako dość szczególna metafora. Po pierwsze, zwraca się do kobiecości i więzi wynikającej z doświadczeń bycia kobietą; po drugie, do szerszego kontekstu kulturowego i politycznego, który miał wpływ na te więzi.

dr Jakub Dąbrowski (Akademia Sztuk Pięknych w Warszawie), „Artystki na cenzurowanym – recepcja sztuki krytycznej w Polsce”
Twórczość posługująca się transgresją nigdy nie znajdowała zrozumienia w szerszych kręgach społecznych. Wydaje się jednak, że gdy za przekroczeniem dotychczasowych norm w dziele sztuki stała kobieta, zrozumienie było jeszcze mniejsze, protesty gwałtowniejsze, a cenzura bardziej dotkliwa. To nie twórczość mężczyzn, ale takich artystek jak: Katarzyna Kozyra, Julita Wójcik czy Dorota Nieznalska, wywoływała w Polsce szczególny opór. To nie artyści, ale artystki ponosiły szczególnie dotkliwe konsekwencje swojej sztuki, zwłaszcza gdy naruszały w niej role płciowe.

Termin: 19 października 2018 r.
Miejsce: Patio w Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku, Targ Węglowy 6, 80-836 Gdańsk
Moderatorka: Małgorzata Taraszkiewicz-Zwolicka (Muzeum Narodowe w Gdańsku)

HISTERYCZKI Roxane Gay | Publikujemy opowiadanie „Zły ksiądz”!

HISTERYCZKI. SIŁA KOBIET 

Przegrane, szalone, matki, siostry, przyjaciółki, kochanki… „Histeryczki” to zbiór opowiadań Roxane Gay, na który składają się różne historie kobiet, oscylujące wokół tematów miłości, przemocy, skomplikowanych międzyludzkich relacji. Nieprzewidywalne, odważne i niepozbawione pikanterii opowiadania ukazały się nakładem wydawnictwa Poradnia K w październiku 2018 roku. Autorka po tej książce została okrzyknięta mistrzynią opowiadania i znawczynią kobiecej natury w jej różnych odcieniach.  

Bohaterkami są tu kobiety: nie wyjątkowe, inne czy gorsze, ale takie, które przeżyły niejedno, bo życie pisze różne scenariusze. Kobieta, która straciła dziecko, która w dzieciństwie doświadczyła gwałtu, która jest kochanką księdza, która jest gruba i brzydka, która jest martwa… która mogłaby być jedną z nas. Współczujemy im, przeżywamy ich historie razem z nimi, czerpiemy siłę z ich doświadczeń. Przepełnia nas poczucie siostrzeństwa i wspólnoty. Może nasze doświadczenia nie są aż tak dramatyczne, ale wszystkie wiemy, co to przemoc, odrzucenie czy żałoba.

Po publikacji zbioru autorka stała się ikoną feminizmu – książka została ogłoszona jednym z najlepszych tytułów stycznia (Harper’s Bazaar i Bustle.com), jest popularna za granicą i tłumaczona na wiele języków. Jak mówi Roxane Gay, największe wyzwania dla feminizmu to zwiększenie społecznej świadomości tego, czym ten ruch naprawdę jest, niestygmatyzowanie feminizmu, a także zapewnienie kobietom wolności reprodukcyjnej, równej płacy za równą pracę i wsparcia w okresie macierzyństwa i opieki nad dziećmi.

Tak lekturę książki podsumowała Sylwia Chutnik, pisarka i działaczka społeczna:„Roxane Gay napisała feministyczną odpowiedź na „Fragment analizy pewnej histerii” Zygmunta Freuda. Zamiast marzeń sennych Idy Bauer, którą badano, możemy poznać cały wachlarz rozchwianych kobiet. Tylko że ich „och, jakże histeryczne zachowania” są skutkiem otaczającego je świata: pedofilii, popieprzonych mężów, społeczeństwa wciskającego im kit, że mogą istnieć tylko w parze. A kiedy są samotne, to znowu chleją i nadal nie pasują do układanki. Kobiety są nazywane histeryczkami, kiedy nie ukrywają emocji. Zachowują się „dziwnie” i nie uśmiechają. Każda z nas wygina się czasami w łuk spazmów, bo nie może ścierpieć tego, co serwuje nam codzienność. Ale Roxane Gay potrafi traumę zapakować w cukiereczka, wsadzić nam go siłą do ust i zapytać: „teraz rozumiesz?”. Teraz rozumiesz, czemu moje bohaterki są takie narwane? Owszem, każda z nich jest nieznośna albo co najmniej kłopotliwa. I z każdą z nich chciałabym się spotkać i ją przytulić”.

O autorce Roxane Gay urodziła się w Omaha w stanie Nebraska w 1974 roku. Wykłada na Purdue University w stanie Indiana, jest opiniotwórczą autorką „New York Timesa” i pisarką. Wydała kilka książek, które zyskały miano bestsellerów. W „Bad Feminist” (2014) Gay z feministycznej perspektywy opisuje, jak to jest przemierzać świat jako kobieta. W „Hunger” (2017) wraca do dzieciństwa i gwałtu, który naznaczył jej życie, i zastanawia się, co wspólnego mają głód, troska o siebie, poczucie bezpieczeństwa, jedzenie i otyłość. Współtworzyła jeden
z komiksów z serii „Czarna Pantera”, zatytułowany „World of Wakanda” (2016), do którego wprowadziła postaci LGBTQ. Roxane Gay jest jedną z najbardziej cenionych amerykańskich pisarek i ważną postacią ruchu feministycznego. Jak sama o sobie mówi: gwałt zabrał jej głos, a feminizm pozwolił jej ten głos odzyskać.

******

Zły ksiądz

Ojciec Mickey – a mówiąc precyzyjniej: ojciec Michael Patrick Minty, który posługiwał się imieniem Mickey, by zdystansować się od oczekiwań własnej matki – miał romans z dziewczyną o imieniu Rebekah. Rebekah pracowała na stoisku z perfumami w domu handlowym i nadal mieszkała z rodzicami. Nie była katoliczką. Matka ojca Mickeya, żarliwa katoliczka Nora Minty, wybrała swemu synowi na patrona archanioła Michała, bo od chwili, w której go zobaczyła, wiedziała już, że zostanie bojownikiem za wiarę. Imię Patrick dostał po ojcu, niech spoczywa w pokoju wiecznym, który opuścił Norę i swego czteroletniego synka, po czym zmarł trzy miesiące później z nadmiaru radości, jak twierdzili jego przyjaciele, w swojej kawalerce podczas oglądania meczu baseballa, z sześciopakiem piwa na kolanach. Kolegom Mickeya opowiadano na dobranoc bajeczki, jego samego zaś karmiono mrocznymi historiami o odwiecznej walce dobra ze złem, o zwycięstwie Dawida nad Goliatem i o upadku Sodomy i Gomory. Raz po raz Nora recytowała ustęp z Księgi Daniela, rozdział dwunasty, wers pierwszy: „W owych czasach wystąpił Michał, wielki książę, który jest opiekunem dzieci twojego narodu”. Słyszał ten wers tyle razy, że mdliło go od pierwszych słów. Później doszedł do wniosku, że właśnie z tego powodu wyściółka jego żołądka zaczęła z czasem ustępować pod naporem kwasów i wrzodów. Decyzja o wstąpieniu do seminarium i przyjęciu święceń kapłańskich nikogo nie zaskoczyła bardziej niż samego Michaela Patricka Minty’ego. Przekonywał sam siebie, że to proste życie: nie trzeba za dużo myśleć i nie trzeba zabezpieczać niczyjego bytu. Nie żeby Mickey Minty nie był w stanie wziąć za nic odpowiedzialności, jednak biorąc pod uwagę oczekiwania matki, brakował mu siły na więcej. Miał swoich parafian, ale koniec końców zawsze mógł się zamknąć na plebanii, nie musząc troszczyć się o nikogo poza sobą. Było to jakąś pociechą i pozwalało lepiej znosić rygory kapłaństwa. Mickey Minty nie lubił słuchać obcych. W ogóle nie lubił słuchać innych. Ludzkie głosy, wysokie i rozhisteryzowane, lub przeciwnie, niskie i bojaźliwe, czy w ogóle jakiekolwiek głosy, drażniły go i przyprawiały o mdłości. Niekiedy wysłuchiwał tylu słów opisujących z detalami tyle grzechów, żalów, nadziei, pragnień i potrzeb, że gorące fontanny kwasu aż paliły go w gardle, gdy skryty w konfesjonale wiercił się nieswojo w trakcie szczególnie długiej litanii ludzkich ułomności. Obowiązek troskliwego niesienia pociechy i odpuszczania win – to było zwyczajnie za wiele. Jeszcze gorsze było to pełne wiary wyczekiwanie jego odpowiedzi, pilne nadstawianie ucha i gorliwe odprawianie zadanej pokuty. Nie znosił tej ich wiary. Wiary, że pokaże im drogę, i wiary, że o ich wiarę będzie walczył. Wiary, że to wszystko ma sens, i wiary, że jest coś większego od nich samych. Mickey Minty sam miał tej wiary jak na lekarstwo, więc swoich parafian zwyczajnie okłamywał, i to tak brawurowo, że chociaż był niewierzący, obawiał się o swoją duszę śmiertelną.

Kościół ani wiara zupełnie nie interesowały Rebeki, za to ogromnie ciekawił ją Mickey Minty, którego poznała w zatłoczonej poczekalni miejscowego szpitala, gdzie jej znajomej zakładali szwy. Znajoma o imieniu Ava przebiła pięścią szklane drzwi w dramatycznym geście, który miał powstrzymać jej chłopaka od odejścia. Dramatyczny gest zakończył się sromotną klęską. Rebekah czekała na założenie znajomej szwów, a Mickey Minty siedział obok niej w jasnoszarym dresie i czekał na wieści o starszym parafianinie, którego przyjęto na oddział w bardzo poważnym stanie. Patrzył na Rebekę i słuchał jej wynurzeń o niedawnym zerwaniu z chłopakiem o imieniu Cezar, który ledwie przed momentem wyszedł z odwyku i jako świeży abstynent i gorliwy zwolennik programu dwunastu kroków, a przy tym wyznawca siły wyższej, był jeszcze bardziej wkurzający niż zwykle. Nie mam pewności, czy istnieje jakaś siła wyższa, dodała i pochyliła się ku Mickeyowi, kładąc mu idealnie wymanikiurowaną dłoń na kolanie i zakładając nogę na nogę. Poklepał ją krzepiąco po ręce.

– Mamy ze sobą wiele wspólnego – stwierdził.

Rebekah lubiła rozmawiać z obcymi, wywnętrzać się i dzielić prozaicznymi, intymnymi detalami własnego życia z każdym, kto gotów był słuchać. Była jak typowa parafianka, wywołująca nadkwasotę, ale ojciec Minty lubił studiować jej dolną wargę: pełną, wydętą i błyszczącą od pomadki. Jej usta, pomyślał sobie, są skrojone idealnie do rzeczy, o których nie powinien był myśleć, ale często to robił. Wargi miała szerokie, a język jakby wyjątkowo długi i zakończony idealnym czubkiem, który chętnie przygryzłby zębami. Na jakiś czas wstąpiła w niego nowa wiara. Nie miał też nic przeciwko jej biustowi, obfitemu i znakomicie wyeksponowanemu pod napiętym jedwabiem letniej kiecki. Podniósł wzrok na świetlówkę, pokręcił głową i na powrót skupił uwagę na ustach Rebeki, które wydzielały upojną woń. Zwykle przebywał w towarzystwie starych ludzi, od których zalatywało maściami i tanią wodą toaletową, więc szczególnie doceniał wysiłek, jaki wkładała Rebekah, by pachnieć tak obłędnie. Mimo jej nieustannej paplaniny Mickey pojął od razu, że będzie aż nadto szczęśliwy, mogąc w jej imieniu nagiąć nieco śluby.

Tego wieczoru na izbie przyjęć Mickey Minty słuchał Rebeki, bo miała krótką, obcisłą sukienkę, widoczne ramiączko od stanika i usta wymalowane jaskrawoczerwoną szminką. Należała do dziewczyn, przed którymi przestrzegała go matka, gdy był jeszcze nastolatkiem – dziewczyn, które nigdy nie zwróciłyby na niego uwagi. Teraz uznał, że jej styl ubierania się stanowi niepodważalny dowód na to, że jest jedną z tych dziewczyn, które potrzebują zbawienia. I tak to sobie właśnie wytłumaczył, przedstawiając się Rebece jako ksiądz. Tak to sobie wytłumaczył, zapraszając ją na zwiedzanie kościoła, który przyszła obejrzeć w kolejną sobotę, po nabożeństwie ślubnym O’Kellych, odprawionym przez Mickeya Minty’ego, gdy więdnące stokrotki wciąż jeszcze ozdabiały ławki po obu stronach nawy.

Pierwszy raz pieprzyli się w kościele. Było już późno, druga w nocy. Księżyc przenikał przez witraże, a Rebekah śmiała się i śmiała, bo podobało jej się echo, jakim rozchodził się jej głos pod sklepieniem. Nie była jego pierwszym występkiem, ale zabrał się do niej łapczywie. Niewiele zapamiętała z tego doświadczenia, choć zostały jej w pamięci jego palce woniejące kadzidłem i oddech pachnący miętą. Zapamiętała też, że gapiła się na dwa nienaturalnej wielkości krucyfiksy, ten za ołtarzem i ten na szyi Mickeya, wiążący go z jego świętą posługą; pojawiały się w jej polu widzenia raz po raz z każdym energicznym pchnięciem.

Kilka dni później przyszła na plebanię. Znów była druga w nocy i tym razem Rebekah sama weszła do środka. Znalazła Mickeya Minty’ego na piętrze, siedzącego na skraju wąskiego łóżka w skromnie urządzonym pokoju. Trzymał w ręku różaniec i coś szeptał. Oczy miał otwarte, ale gdy weszła, ledwie na nią zerknął. Zsunęła z siebie płaszcz przeciwdeszczowy i usiadła obok niego. Położyła mu zimną dłoń na karku i przeczesała palcami krótkie, zgrabnie ostrzyżone włosy. – Nie powinnaś była tu przychodzić – powiedział.

Szybko wyśliznęła się z ubrań i położyła na plecach, zakładając rękę za głowę. Pościel była czysta, choć szorstka, materac cienki, lecz twardy. Włożyła sobie rękę Mickeya między uda, a on jedną dłonią pieścił różaniec, a drugą Rebekę. Później, gdy już zasnął, ściskając różaniec w ręku, patrzyła na niego tak długo, jak starczyło jej śmiałości, po czym wyszła, nim reszta kościelnego personelu przyszła spełnić poranne obowiązki.

Prawda była taka, że Rebekah kwitła w beznadziejnych związkach, a Mickey był ostatnim z długiego szeregu nieodpowiednich mężczyzn budzących w niej ciekawość i coś jakby mętny niedosyt. Najbardziej podobało jej się w nim to, że był skrajnie nieodpowiedni. Nigdy nie przedstawi go żadnemu ze znajomych, a on nigdy się nie szarpnie na gest i nie będzie wobec niej szarmancki. Z koloratką czy bez, to po prostu nie był ten facet. I właśnie ta odurzająca mieszanka jałowości wzbudziła w Rebece szaleńczą, rozpaczliwą miłość. Niewiele uwagi poświęciła jego duchowym zobowiązaniom – były nic nieznaczącym szczegółem i jeśli ta kwestia miała być przyczyną wyrzutów sumienia, pozostawiała ją Mickeyowi, który ostatecznie takimi właśnie kwestiami się zajmował.

Mickey nie mógł zaniedbywać swych owieczek, więc Rebekah zaczęła uczęszczać na msze. Siadała w pierwszym rzędzie i uśmiechała się wstydliwie, gdy wygłaszał poważne kazania o konieczności przestrzegania doktryny katolickiej, gdy świat chwieje się w posadach. Udzielając jej Ciała i Krwi Chrystusa, wsuwał komunikant między jej rozchylone wargi i muskał palcami czubek jej wilgotnego języka. Po mszy, ciastkach i ponczu w kawiarence przed kościołem, po odwiedzinach u chorych i wykluczonych, zabierał Rebekę na kolację kilka miasteczek dalej. Siadali w głębi sali, po tej samej stronie boksu, i Mickey zdejmował koloratkę, a Rebekah opierała mu głowę na ramieniu, rozpinała mu pod stołem suwak, wsuwała rękę do rozporka i gładziła go delikatnie, gdy kelner przyjmował zamówienie.

Zamawiała zawsze francuską zupę cebulową i pieczonego kurczaka, Mickey zaś delektował się krwistym befsztykiem z polędwicy, sosem grzybowym i kieliszkiem czerwonego wina. Po skończonym posiłku przekradali się do męskiej łazienki i wślizgiwali do ostatniej kabiny, gdzie Mickey odwracał Rebekę, żeby nie musieć na nią patrzeć, podciągał jej spódnicę, zsuwał majtki i rżnął od serca, chrząkając, burcząc i mrucząc pod nosem modlitwy. Obrzucał ją w duchu plugawymi słowy, po czym łajał się za swój występek, bo choć wiary miał jak na lekarstwo, nie brakowało mu wstydu. Kiedy doszedł, całował Rebekę w ramię i zaciągał się mocno, próbując rozpoznać zapach, który wybrała na ten dzień, zawsze inny, co stanowiło dodatkowy zysk z jej pracy. Odsyłał ją do stolika i skrupulatnie doprowadzał się do porządku za pomocą cienkich ręczników papierowych i pienistego mydła z dozownika.

Kiedy Rebekah wiedziała, że tego wieczoru nie może ryzykować próby prześliźnięcia się na plebanię, dzwoniła do Mickeya i opowiadała mu o swojej pracy i rodzinie, i o Cezarze, który znów się wokół niej kręcił i próbował coś naprawiać. Pytała Mickeya, czy jest zazdrosny, po czym sama sobie odpowiadała. Mówiła o znajomych i klubach, w których imprezowali, i o tym, że żałuje, że Mickey nie pozna nigdy ludzi, którzy są dla niej ważni. Mickey odzywał się rzadko, choć krzywił się, gdy dokuczał mu żołądek, kiedy jego właściciel musiał wysłuchiwać grzechów, żalów, nadziei, pragnień i potrzeb Rebeki. Jej spowiedź traktował jako własną pokutę i był dumny ze swej wytrwałości. Słuchając, sięgał do szuflady nocnego stolika i wymacywał w niej buteleczkę z proszkami na zgagę. Rozgryzał cztery albo pięć i popijał kredowe okruchy łykiem wody, po czym pytał ją, w co jest ubrana, i wpatrywał się w drewniany krzyżyk na ścianie, podczas gdy Rebekah karmiła go szczegółowymi opowieściami o wszystkich sprośnościach, które mu zaserwuje, kiedy się znów spotkają.

W każdy poniedziałek Mickey wpadał do swojej mamy na kolację, kilka godzin oglądania telewizji, narzekania, kontemplacji i nieuniknionej modlitwy. Odkąd zaczął spotykać się z Rebeką, Nora Minty nabrała podejrzeń. Kochała syna, ale nie była ślepa.

– Zmieniłeś się – powiedziała któregoś wieczoru w osiem miesięcy po tym, jak Mickey i Rebekah skonsumowali swój romans. Powiedziała to, krojąc ostrożnie na plasterki krwistą pieczeń i przenosząc zwarte kawałki mięsa na talerz Mickeya, który skulił się i zacisnął zęby. Chciał się serdecznie uśmiechnąć, ale tylko chwycił sztućce tak, że aż zbielały mu kostki, po czym zajął się starannym i uważnym połykaniem cielaka zarżniętego na ołtarzu ofiarnym jego talerza. Słuchał, jak matka pomstuje na szatana i ludzkie słabości, opiewa wieczną walkę o wiarę i przestrzega przed groźbą pokusy. Mickey siłą woli skłonił mięśnie gardła do przepchnięcia ku żołądkowi skrupulatnie odkrojonych kawałków. Przerywał tylko po to, by wziąć łyk taniego czerwonego wina. Przerywał często. Pod koniec rozbolał go żołądek. W głowie mu się kręciło. Policzki mu poczerwieniały. Matka była jeszcze jednym upokorzeniem, które zmuszony był znosić.

– Nic się nie zmieniłem – powiedział wreszcie, gdy usadowili się w salonie, zajadając ciasto. W ciszy zamrugał telewizor. Nora cmoknęła przez zęby i sięgnęła po Biblię leżącą na brzegu stołu. – Pomodlimy się – – zdecydowała. Mickey pokręcił głową. – Ciągle się tylko modlę. Po prostu cieszmy się tym wieczorem. Biblia Nory była już bardzo zaczytana i otwierała się z łatwością na jej ulubionych fragmentach. Teraz rozłożyła ją sobie na kolanach. – Pomodlimy się. Pierwszy List do Koryntian, rozdział dziesiąty, wers trzynasty.

Mickey przełknął suchy kęs ciasta. – Musisz odświeżyć mi pamięć. Nora westchnęła i odchrząknęła. – „Pokusa nie nawiedziła was większa od tej, która zwykła nawiedzać ludzi. Wierny jest Bóg i nie dozwoli was kusić ponad to, co potraficie znieść, lecz zsyłając pokusę, równocześnie wskaże sposób jej pokonania, abyście mogli przetrwać”. – Przetrwać, rzeczywiście. Dziękuję ci, mamo. Nora wyciągnęła dłoń i delikatnie poklepała Mickeya po ręce, po czym uniosła Biblię. – Tu znajdziesz wszystkie odpowiedzi. Osunął się niżej w fotelu, pomasował skronie, sięgnął po pilota i zmienił kanał. Resztę wieczoru przesiedzieli w milczeniu. Kiedy się wreszcie pożegnał, matka pokręciła głową i zacisnęła usta tak silnie, aż zbielały, po czym objęła go i uścisnęła mocno, tak mocno, że aż go zatchnęło. – Bóg jest miłosierny i nie pozwoli, by wodzono cię na pokuszenie, któremu nie możesz się oprzeć – wyszeptała mu do ucha, a jej gorący oddech podszedł mu do gardła nowymi strumieniami kwasu. Wróciwszy na plebanię, Mickey zadzwonił do Rebeki. Ręce miał tak spocone, że ledwie utrzymywał w nich słuchawkę. – Przyjedź tu – powiedział, właściwie całkiem uprzejmie. Kiedy zadzwonił, Rebekah siedziała akurat w barze kilka przecznic dalej. Nieczęsto dzwonił, na nią cedując odpowiedzialność za porozumienie. Odebrała prawie od razu i nic nie odpowiedziała, bo nie było nic do powiedzenia. Piła z koleżankami, które natychmiast zaczęły domagać się szczegółowych informacji, kto dzwonił i gdzie wybiera się o tej porze. Rebekah zachowała powściągliwość, szybko dopiła piwo, poprawiła sobie usta i pospieszyła na plebanię, postukując obcasami na chodniku. Zastała Mickeya klęczącego obok łóżka i uśmiechnęła się, kiedy na nią spojrzał. W innych okolicznościach wyznałaby mu w tym momencie, jak strasznie go kocha.

Teraz jednak stanęła obok swego księdza i przeciągnęła mu długimi paznokciami po karku, tak jak lubił. – Jestem złym człowiekiem – powiedział Mickey, wytrzymując jej spojrzenie. Rebekah wśliznęła się między niego a łóżko, podkasała spódnicę i zsunęła majtki, pociągając ku sobie jego głowę. – Wiem – odparła.

*****

za umożliwienie publikacji dziękujemy wydawnictwu Poradnia K

Migrujące historie kobiet / Amareya Theatre & Guests / POLSKA-JAPONIA 201

AMAREYA THEATRE & GUESTS

migrujące historie kobiet

JAPAN AND POLAND TOUR 2018 | TRASA JAPONIA – POLSKA 2018

 

Migrujące historie kobiet – to hasło przewodnie nadchodzących prezentacji zespołu Amareya Theatre & Guests, który rusza w trasę razem z kobietami reprezentującymi mniejszości etniczne od Grenlandii do Hokkaido.

Podczas trasy w Japonii i Polsce Teatr pokaże dwa premierowe spektakle, a także dobrze już znaną już Nomadkę w nowej odsłonie.

Już w październiku 2018 trójmiejski zespół Amareya Theatre & Guests zawita do Japonii, gdzie zaprezentuje dwa premierowe spektakle: Deadman Eating Watermelon, który na specjalne zaproszenie pokazany zostanie w ramach wydarzenia Bunt ciała – 50 lat po Niukutai no Hanran – Hijikata Tatsumi to Nihonjin w Tokio oraz Ainu Moshir – Ainu Womb – historie kobiet z ludu Ajnu, przygotowanego w ramach warsztatów herstoryczno-tanecznych z kobietami z ludu Ajnu w Sapporo. W Polsce, natomiast, pokaże nową odsłonę nagradzanego spektaklu Nomadka z udziałem artystek z ludu Ajnu.

Amareya Theatre & Guests to polski teatr tańca, łączący japoński taniec butoh i taniec współczesny. W swoich  nagradzanych spektaklach (Nagroda Publiczności na Festiwalu PESTKA w 2017 roku, za spektakl Nomadka; dwukrotna nominacja do nagrody Splendor Gedanensis) porusza tematykę tożsamości, znaczenia indywidualnej historii oraz wzmocnienia głosu grup wykluczonych. Amareya Theatre&Guests występował m.in. we Francji, Grenlandii, Izraelu, Turcji, Rosji, Norwegii oraz, wielokrotnie, w Japonii.

Deadman Eating Watermelon to spektakl podejmujący temat ojca jako figury „obecnego/nieobecnego”. W spektaklu wystąpi Katarzyna Pastuszak i Aleksandra Śliwińska – artystki Teatru Amareya od lat zgłębiające tajniki biografii Hijikaty Tatsumiego i jego Ankoku butoh Hijikaty. Inspiracją i tkanką spektaklu będą m.in. wspomnienia o ojcach obu artystek – postaciach trudnych, często nieobecnych, zawieszonych pomiędzy życiem i śmiercią.     

 

Ainu Moshir – Ainu Womb – historie kobiet z ludu Ajnu to efekt współpracy ze Stowarzyszeniem Kobiet Ajnu w Sapporo – mniejszości etnicznej żyjącej na północy Japonii. Lud Ajnu, posiadający swoją własną kulturę oraz język, jest równocześnie jedną z najbardziej dyskryminowanych grup w japońskim społeczeństwie. Podczas warsztatów
herstoryczno-tanecznych kobiety Ajnu oraz polskie artystki opowiedzą o swoich doświadczeniach oraz tworzeniu kobiecej wspólnoty. W połączeniu dwóch języków – tradycyjnej kultury Ajnu oraz tańca współczesnego – powstanie wspólny spektakl, który stworzyć ma przestrzeń porozumienia ponad kulturowymi podziałami.

Nomadka to interdyscyplinarny projekt performatywny dotykający problemu przesiedlenia, migracji i dyskryminacji. Jego osnową jest historia Louise Fontaine, Grenlandki, która jako dziecko, wraz
z tysiącami innych dzieci, została deportowana do Danii. Nomadka to również symboliczna przestrzeń dla wszystkich szukających swojej zagubionej tożsamości. W nowych odsłonach pokazywany jest w różnorodnych kontekstach kulturowych z udziałem artystów pochodzących
z różnych krajów. W ten sposób projekt staje się transkulturową podróżą poprzez kultury, ich języki i symbole, opowiadając równocześnie o jednoczących ludzi doświadczeniach. Podczas najnowszej trasy Amareya Nomadka zagrana zostanie z udziałem artystek z ludu Ajnu.

Amareya Theatre & Guests Japan And Poland Tour 2018 | Trasa Japonia – Polska 2018

5.10.2018 – TOKIO – premiera „Deadman Eating Watermelon” (スイカを食べる死者, Suika wo taberu shisha) – w ramach Bunt ciała – 50 lat po Niukutai no Hanran – Hijikata Tatsumi to Nihonjin, Hijikata Archive – Keio University Art Center

6-12.10.2018 – SAPPORO – „Ainu Moshir – Ainu Womb – historie kobiej z ludu Ajnu” – warsztaty i premiera z udziałem kobiet z ludu Ajnu; prowadzenie warsztatów: Katarzyna Pastuszak, Monika Popow, Aleksandra Śliwińska

18.10.2018 – KRAKÓW – „Nomadka” z udziałem m.in. Louise Fontain, Utae Ehara, Tsugumi Matsudaira w ramach konferencji poświęconej Bronisławowi Piłsudskiemu i jego badaniom nad ludem Ajnu – Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha

23.10 – GDANSK – „Nomadka” – Nowa Synagoga

27.10 – POZNAN – „Nomadka” – Teatr 8 Dnia

 

Partnerzy: Instytut Adama Mickiewicza (culture.pl), Instytut Polski w Tokio, Miasto Gdańsk, Hijikata Archive Keio University Art Centre (Tokio), Centre for Environmental and Minority Policy Studies (Sapporo), Pirka Kotan – Ainu Cultural Centre, Ainu Women’s Association.

 

Specjalne podziękowania dla: prof. Hiroshiego Maruyamy, prof. Morishity Takashiego, Ryoko Tahary i Ainu Women’s Association,  Muzeum Sztuki i Techni

ki Japońskiej Manggha w Krakowie.

Nieznane głosy pracownic Polleny i Wedla. Wystawa Krem i czekolada już 29 września!

Jak spędzały wolny czas? Czy lubiły swoją pracę? Jak wspominają pracownicze wakacje i czy lata spędzone w Pollenie-Urodzie i Wedlu były latami szczęśliwymi?

Przez długi czas głos kobiet, pracownic polskich fabryk, nie był dość dobrze słyszany. Ostatnie lata przyniosły jednak szereg publikacji, które przybliżają realia życia w fabrykach, których znakomitą większość pracowników stanowiły kobiety. To dziele ich rąk zawdzięczamy słynne wedlowskie torciki, do tej pory ręcznie dekorowane, mydła Biały Jeleń czy kultowy szampon chmielowy.

Wystawa Krem i czekolada, która zostanie otwarta 29 września w miejscu, które jak żadne inne nie nadaje się do tego lepiej, czyli w Fundacji Zmiana na Bazarze Różyckiego (wejście przez Muzeum Pragi), wpisuje się w ten dyskurs. Krem i czekolada to wystawa wokół wspomnień pracownic fabryk Wedla i Polleny-Uroda z lat 1950-1989.

Pierwszym jej etapem była praca badawcza. We współpracy z Muzeum Warszawskiej Pragi nagrano wywiady z kobietami, które pracowały w tych zakładach. Utrwalone historie mówione staną się elementem ekspozycji i zarazem podstawą do stworzenia przestrzeni zaprojektowanej wraz z Goshką Macugą.

Przestrzeń wystawy to kobiecy pokój, którego integralnymi elementami – wkomponowanymi w tapetę, meble, ubrania i przedmioty osobiste – będą słowa wypowiadane przez bohaterki. Formalnie wzory te będą nawiązywać do poezji wizualnej: betonowej czy konkretnej.

FB: facebook.com/kremiczekolada

oraz link do wydarzenia na FB

Pomysłodawczynie:

Grupa Artystyczna TERAZ POLIŻ – jedyny profesjonalny kobiecy teatr w Polsce. Produkuje i prezentuje spektakle teatralne, happeningi, performance, otwarte czytania performatywne, koncerty, organizuje warsztaty teatralne i dyskusje. Od 2015 roku realizuje także projekty badawcze mające na celu przywracanie pamięci o nieznanych i zapomnianych kobietach, które znacząco wpłynęły na obecny kształt sztuki i rzeczywistości społecznej. Grupa obchodzi w tym roku 10-lecie istnienia.

Muzeum Warszawskiej Pragi

Wystawa „Krem i czekolada. Wystawa wokół wspomnień pracownic fabryk Wedla i Polleny-Uroda”
29 września – 28 października 2018.

Muzeum Pragi​, na Bazar Różyckiego i do FUNDACJA ZMIANA​.
Bilety 3/5 zł do kupienia w kasie Muzeum Pragi.

Feminoteka objęła wystawę matronatem

IGIELNIK reż. Deborah Haywood w kinach od 28.09 | konkurs!

28 września do kin wchodzi brytyjski debiut reżyserki Deborah Haywood – „Igielnik”.
To opowieść o trudnej przyjaźni pomiędzy kobietami, sprawnie lawirująca między
przygnębiającymi tonami realizmu a podnoszącą na duchu fantazją. Film miał premierę
podczas MFF w Wenecji, pokazywany był również na MFF w Rotterdamie, MFF w Cleveland
oraz 11. Netia Off Camera w sekcji NASTO DRAMY. Otrzymał 3 nominacje British
Independent Film Awards.
W rolach głównych JOANNA SCANLAN – LYN, brytyjska aktorka nominowana do nagrody
BAFTA oraz LILY NEWMARK- IONA, nowa twarz marki Chanel.

 

Reżyserka tworząc film czerpała z własnych doświadczeń. Chciała nakręcić film z
perspektywy młodej dziewczyny. Film koncentruje się na świecie nastolatek, które na co
dzień mierzą się z poczuciem braku akceptacji oraz presją podporządkowania się
obowiązującym trendom i modom. „Chcę poczuć więź z widownią – mówi Daborah
Haywood. – Mam też nadzieję, że nastolatki zrozumieją po obejrzeniu „Igielnika”, że życie w
ich wieku jest zawsze trudne i nieprzewidywalne. Znajomi mają córki w tym wieku i
opowiadają mi, że wszystkie zmagają się z samotnością i niezrozumieniem.”
Reżyserce udało się stworzyć świat, w którym cierpienie da się przezwyciężyć wewnętrzną
siłą. Główna bohaterka uruchamia niesamowitą wyobraźnię i w ten sposób ratuje się przed
trudnościami. „Może to zabrzmi trochę pompatycznie, ale robiąc ten film, chciałam po
prostu wykrzyczeć swoje troski w kierunku wszechświata, żeby zobaczyć, jak zareaguje.
Postanowiłam być absolutnie szczera, opowiadając o swoich problemach, nie stosowałam
autocenzury, niczego nie wygładzałam. Dlatego też w dużym stopniu utożsamiam się z
bohaterką: lubimy takie same kolory, słuchamy takiej samej muzyki. Miałam też kontrolę nad
innymi aspektami filmu, na przykład nad kostiumami czy plenerami. Po prostu pojawiło mi
się to wszystko w głowie i chciałam opowiedzieć to właśnie w taki sposób. – dodaje
Haywood.
Radość i smutek, samotność i miłość, nieubłagana codzienność i nieskrępowana wyobraźnia
– to wszystko w jednym filmie. „Igielnik” daje nadzieję, ale nie obiecuje, że życie będzie
łatwe.

Scenografka Francesca Massariol, projektantka kostiumów Andy Blake i autorka zdjęć Nicola
Daley wykonały tytaniczną pracą, ale udało im się mistrzowsko sprawić, żeby różne tonacje
emocjonalne współgrały ze sobą na ekranie. Z pewnością czuwała nad wszystkim reżyserka,
Deborah Haywood. Jak sama mówi inspiracją dla niej były takie filmy jak: Przekleństwa
niewinności Sofii Coppoli, Salto Cate Shortland i Nazwij to snem Lynne Ramsey.

OPIS:
Lyn i Iona, zżyte ze sobą matka i córka, cieszą się na życie w nowym mieście. Na początku jest
im trudno, ale w końcu Iona znajduje nowe przyjaciółki: Kelly, Stacey i Chelsea. Matka czuje
się osamotniona, w związku z czym próbuje nawiązać bliższą relację z sąsiadką Belindą. Lyn i
Iona udają, że są szczęśliwe, ale dużo w tym pozorów. Okazuje się bowiem, że przyjaciółki
Iony nie są z nią do końca szczere. Zagubiona dziewczyna podejmuje coraz bardziej
desperackie kroki, żeby się dopasować. Obie, nie radząc sobie z realiami nowego życia,
uciekają w świat fantazji i kłamstw.

 

KONKURS: Zapraszamy na pokaz 24.09 o 19, w warszawskim kinie Elektronik. Mamy dla was podwójne zaproszenia! Do 20.09, godz. 24.00, czekamy na odpowiedzi na pytanie: jakie jeszcze filmy o relacji matki i córki możesz polecić? Piszcie na [email protected], tytuł maila IGIELNIK REKOMENDACJA. Odezwiemy się do 8 wybranych osób.

Lesbijska Inspira I Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmowa z Klaudią Lewandowską

Magda Wielgołaska: Jesteś moją pierwszą rozmówczynią, która przygotowała się do wywiadu, robiąc kilometr notatek. Jestem bardzo ciekawa, co sam ten proces pokazał i jak to wpłynie na naszą rozmowę.

Klaudia Lewandowska: To prawda. Spisałam swoją drogę w bardzo prywatny sposób. Nawet nie wzięłam tych notatek ze sobą, po prostu je przeczytałam i zobaczyłam pewne prawidłowości i to, że wszystko stanowi logiczny ciąg. Pomogło mi to uporządkować wiele spraw i jeśli może to pomóc innej kobiecie, to chcę się tym podzielić. Ta historia ma różne wątki, ale pojawia się motyw przewodni: konieczność zawalczenia o swoje miejsce, nie wyłącznie jako kobiety nieheteronormatywnej w kontekście biseksualności, ale generalnie jako kobiety.

MW: Dzielisz się opowieścią o swojej tożsamości ze znajomymi?

KL: Ostatnio w gronie bliskich mi osób powiedziałam, że w zasadzie wszystko mi jedno, czy poznam teraz kobietę czy mężczyznę. Usłyszałam, że ludzie kiedyś nie dzielili się tak jawnie swoją seksualnością. Poczułam, że niepotrzebnie to powiedziałam. Na co dzień o tym tyle nie mówię. Przygotowując się do naszej rozmowy, miałam okazję, żeby zajrzeć w przeszłość i wiele rzeczy zaczęło mi się przypominać.

MW: Opowiedz, co dała Ci ta retrospekcja, zwłaszcza w kontekście docierania do swojej tożsamości psychoseksualnej. Co zobaczyłaś w historii, którą napisałaś sama o sobie i dla siebie?

KL: Zaczęłam sobie przypominać, że od kiedy byłam nastolatką, zwracałam uwagę zarówno na kobiety, jak i na mężczyzn. W tamtym czasie nie miałam na ten temat większych przemyśleń. Miałam takie towarzystwo, w którym nie było to niezwykłe. Teraz wróciły do mnie konkretne sytuacje, które kształtowały moją tożsamość. Na przykład w wieku 13 lat miałam dwie koleżanki, z którymi tworzyłyśmy paczkę. Jedna z nich zwracała mi uwagę, że oglądam się za dziewczynami i że kiedy się przebiera, to się na nią gapię. Nawet tego nie zauważałam, zwłaszcza że ona akurat jakoś szczególnie mi się nie podobała. [śmiech]

W tamtym czasie z nikim nie chciałam być. Byłam bardzo na nie, jeśli chodzi o facetów, a nie wchodziłam też w bliskie interakcje z dziewczynami. W każdym razie tym, co pamiętam z tamtego czasu, jest moja duża otwartość, jeśli chodzi o różne postawy osób z otoczenia.

Kiedy miałam 16 lat prowadziłam minibloga, którego niestety skasowałam po jakimś czasie. Przez blogosferę zaprzyjaźniłam się z dziewczyną z drugiego końca Polski, z którą tworzyłyśmy bardzo głęboką relację – jedynie pisząc ze sobą, później też trochę rozmawiając przez telefon. Wydaje mi się, że to zmierzało w stronę poważnego zauroczenia. Zapraszała mnie do siebie, ja napisałam dla niej jakiś wiersz. W końcu nigdy do niej nie pojechałam, nie miałam odwagi, ale w sumie to była bardzo silna relacja. Wiem też, że wtedy zupełnie nie zastanawiałam się nad tym, czy to ma związek z jakąkolwiek konkretną orientacją. Po prostu było jak było i już.

MW: A jak to wyglądało, kiedy zaczęłaś tworzyć oficjalne związki?

KL: Moje dwa duże związki to były relacje z facetami. Nigdy też nie miałam takiego przemyślenia, jak wyglądałby mój związek idealny, o ile taki może w ogóle istnieć. Moje relacje zaczynały się sypać w momencie, kiedy pojawiał się temat wspólnego zamieszkania. Nie wiem, czy byłaby taka osoba, z którą mogłabym zamieszkać. Teraz od roku jestem sama i bardzo zagubiona, jeśli chodzi o biseksualność.

MW: W jaki sposób zagubiona? Chodzi o Twoje osobiste procesy, czy to z czym stykasz się w społeczeństwie?

KL: Mam profil na portalu LGBTowskim. Tam jest podział na: “ona szuka jej”, “on szuka jego”, a nie ma wyraźnej przestrzeni dla osób biseksualnych, trzeba siebie jakoś odnaleźć w kategorii “inne”. Osoby biseksualne nie są na takim portalu widzialne, nawet ze względu na funkcjonalności jakie daje strona. Zabawne, że nie ma miejsca, żeby wyraźnie siebie określić jako bi. Ale myślę też, że to się zmienia. Dzisiaj widziałam opis imprezy dla kobiet, w tekście zapraszającym na imprezę znalazło się słowo RAINBOW i każdej z liter przyporządkowano jedno hasło. Znalazło się miejsce na biseksualność przy literce B. Zastanawiam się też, czy jeśli będąc na portalu, który jest raczej LG niż LGBT+ i spotkam się z dziewczyną poznaną w tej przestrzeni, to czy ona z góry założy, że ja jestem les? I jaka będzie jej reakcja, jeśli powiem, że nie jestem.

MW: Śledzisz, co się dzieje w Polsce w kontekście osób biseksualnych?

KL: Teraz zaczynam zwracać na to uwagę. Mam poczucie, że przez mój ostatni, dość długi związek z facetem, “wypadłam z obiegu” i po prostu nie wiem, gdzie miałabym uderzać, żeby znaleźć otwartą osobę, czy to mężczyznę czy kobietę, dla której biseksualność byłaby czymś normalnym. Biseksualność nie jest ani gorsza, ani bardziej wstydliwa. Trafiłam kilka dni temu na forum sekspozytywne na wątek, w którym przeczytałam, że mężczyzna biseksualny już zupełnie boi się o swojej tożsamości rozmawiać. To wszystko pokazuje mi, że faktycznie brakuje miejsca, w którym osoby bi mogłyby się otworzyć.

MW: Szukasz takiego miejsca?

KL: Szukam. I faktycznie ciężko je znaleźć. Pewnie gdyby istniało takie miejsce, taka organizacja czy akcje dedykowane osobom biseksualnym, może nie rozmawiałybyśmy teraz, bo potrzeba rozmowy na ten temat byłaby zaopiekowana. Wśród swoich znajomych czasem boję się poruszać ten temat. Kiedyś na jednym ze spotkań zaczął się wątek, w którym ktoś zasugerował, że jeden z naszych znajomych może być bi. Koleżanka zareagowała stanowczo, że człowiek nie może być biseksualny. Kiedy zaprotestowałam, pojawiła się taka konsternacja, że nie mogłyśmy dalej prowadzić rozmowy. Nie było szansy na jej pogłębienie. Idealna sytuacja byłaby taka, gdyby była przestrzeń na rozmowę, bez ustawiania tego tematu w kolejce: tematy mniej ważne/ krępujące/ nieodpowiednie/ nietaktowne.

MW: To ciekawe, zwłaszcza, że żyjemy w czasach, w których wydawałoby się, że wiele tematów tabu zostało oswojonych. Tymczasem biseksualność jest nadal tematem trudnym, również w środowisku LGBT+.

KL: Trochę tego doświadczam, ale myślę sobie, że też pewnie jeszcze nie znam wszystkich możliwych miejsc. Na portal, na którym mam konto trafiłam jeszcze w czasie, kiedy byłam w związku z facetem. Z moim byłym partnerem rozmawialiśmy o tym i trochę się nawet śmiał, że jak go zdradzę, to pewnie z kobietą.

MW: To ciekawe, że tak to widział, stereotypowo panuje przekonanie, że z kobietą to nie jest zdrada. W końcu nie ma narzędzia dominacji, które można by porównywać ze swoim. No i oczywiście bez penisa nie ma seksu, więc się nie liczy. Przecież to tylko takie dziewczyńskie przytulanki…

KL: Pamiętam rozmowę z kolegą z zespołu punkowego – w którym byłam – właśnie o tym, że zdrada z kobietą mniej boli, a ja zaczęłam się wkurzać i zastanawiać, o co w tym wszystkim chodzi. Jeśli jedna ze stron związku zdradza, to albo kończy się relacja albo coś zaczyna być nie tak, więc dlaczego miałoby być inaczej, jeśli kobieta zdradza faceta z inną kobietą? Koleżanka, która wiedziała o naszym wywiadzie, wspomniała mi o artykule o tym, że “amerykańscy naukowcy” przeprowadzili badania mówiące, że wszystkie kobiety są biseksualne. Pamiętam z przeszłości takie nagłówki artykułów ze stron, które nie są wiarygodnymi źródłami informacji. Dla mnie to jest głupota, ale zdaje się, że kobieca biseksualność jest jeszcze jakoś akceptowalna, mimo że nie jest traktowana poważnie. Przyjęło się też kulturowo, że dziewczynki są bardziej socjalizowane do okazywania emocji, uczuć, przytulania się, mają ciepłe relacje, ale ja sobie myślę, że nie w każdym domu tak jest. Są domy, w których w ogóle nie ma czułości. Są też fajne domy, w których ta czułość nie jest zależna od płci. Pomimo różnorodnego wychowania wiele osób jest homoseksualnych, biseksualnych, heteroseksualnych i mówi się coraz częściej o jeszcze innych orientacjach. I teoretycznie, kiedy pojawia się w sieci artykuł o szerokiej skali biseksualności, szerowany na FB, to jest to jakoś akceptowalne. Nawet nie zauważam jakichś negatywnych komentarzy, ale kiedy z tymi samymi ludźmi próbujesz o tym rozmawiać w cztery oczy, to okazuje się, że tego tematu nie da się poruszyć. To dla mnie podwójne standardy. Z jednej strony deklaracja akceptacji, a kiedy taka kwestia pojawia się blisko – już nie tylko w teorii – to staje się problematyczna i jakaś taka… brzydka.

MW: Jesteś związana ze środowiskiem feministycznym, aktywistycznym, artaktywistycznym. Myślę, że to jest taka przestrzeń, w której można szukać porozumienia i budować przestrzeń dla różnych, także tych niewygodnych dla społeczeństwa tematów.

KL: Tak, jednak na co dzień w pracy i przy okazji innych kontaktów nie zawsze widzę taką otwartość. Jestem zanurzona w środowisku feministycznym, ale też jestem w jakimś stopniu introwertyczna i nie taka mega towarzyska. Widzę też, że feminizm nie zawsze oznacza całkowitą otwartość czy zainteresowanie różnymi wątkami wokół niego. Doświadczyłam tego, kiedy poruszyłam temat, że lesbijki są mniej widoczne niż geje. Obserwuję działania Stowarzyszenia Sistrum i dla mnie również zauważalna jest ta dysproporcja, o której mówicie i którą chcecie zmniejszyć poprzez swoje działania. Spotkałam się z tym, że osoby, z którymi porusza się takie kwestie, nawet nie bardzo wiedzą o co chodzi, są zdziwione. Kiedy proszę, żeby wymienili imię i nazwisko znanej lesbijki, na przykład mainstreamowo albo jakiejś pisarki, nie potrafią tego zrobić. Potem robię im takie zestawienie: wymieniam gejów, których na pewno kojarzą, jak Witkowski, czy jacyś projektanci. To, że nie znamy nieheteronormatywnych kobiet tworzących w jakiś sposób nie znaczy, że ich nie ma. Coś tu nie gra na szerszą skalę.

MW: W trakcie Parady Równości w Warszawie, pod Pałacem Kultury i Nauki w Miasteczku Równości miałyśmy swoje stoisko jako Sistrum, przygotowałyśmy quiz z wiedzy o kulturze lesbijskiej. Większość osób nie znała odpowiedzi na żadne z pytań. Jednak celem tej zabawy nie było to, żeby ten brak wiedzy udowodnić, ale żeby ludzi zainteresować. Pokazać, jak wiele istnieje aktywnych twórczo kobiet nieheteronormatywnych. Ku naszej wielkiej radości, osoby bardzo chętnie brały udział w konkursie i były zaskoczone, że jest tyle nazwisk, z tylu dziedzin sztuki, a nie są im znane.

KL: Sfera nieheteronormatywnych twórczyń kultury bardzo mnie pociąga. Sama jestem dość aktywna artystycznie. Staram się dla siebie szukać ścieżek działania. Fajną inicjatywą LGBTQ+ jest Chór Voces Gaudii, w którym byłam przez miesiąc. Nie zdecydowałam się na dołączenie ze względu na repertuar. Jako ludzie są świetni i to co robią jest fantastyczne, po prostu nie mój typ ekspresji. Natomiast można tam być sobą, bardzo przyjazne miejsce. Nie trzeba mówić o swojej tożsamości, jest tęczowo i fajnie.

MW: No właśnie. Muzyka, ruch, taniec… chyba możemy przejść do tej części Twojej historii. Myślę, że to jest bardzo spójne z opowieścią o poszukiwaniu swojego miejsca na ekspresję tożsamości w społeczeństwie. Generalnie szukasz dróg, jak wyrazić siebie.

KL: Tak. Zaczęło się to u mnie projektem Mnemotechniki. To był projekt kobiecy Stowarzyszenia Praktyków Kultury organizatorki poszukiwały osób śpiewających do kawałków śpiewanych przez chór, żeby wesprzeć osoby w projekcie, które nie śpiewały wcześniej albo miały mniejsze doświadczenie czy też chciały tylko rapować. Byłam wtedy w szkole wokalnej i zgłosiłam się do takiego wsparcia. Był to międzypokoleniowy raperski projekt, w którym brały udział seniorki, gimnazjalistki i dziewczyny z poprawczaka. Dołączyłam do projektu pod koniec jego trwania. Byłam na około 10 próbach. Występowałyśmy później w Teatrze Dramatycznym i w Teatrze Powszechnym na jakimś festiwalu. Dla mnie to były pierwsze tego typu doświadczenia, które bardzo mi się spodobały i zaraz po nich wciągnęłam się już totalnie w warsztatoholizm, o którym bardzo często mówię i chętnie praktykuję. [śmiech]

To był pierwszy projekt kobiecy, w którym wzięłam udział i bardzo się zaangażowałam emocjonalnie – był tak zaplanowany, żeby dać kobietom głos. Treści były oparte na wspomnieniach uczestniczek. Początkowo trudność stanowiło zbudowanie zaufania pomiędzy młodszymi i starszymi kobietami, ale kiedy ja dołączyłam do grupy, to seniorki były już “babciami” dla tych młodych dziewczyn. Połączył je proces. To mnie zafascynowało. Zaczęłam czytać książki feministyczne, począwszy od autobiografii Agnieszki Graff. Coraz szerzej zaczęłam otwierać oczy, rozumieć feminizm, czuć, że to jest moja droga, że to pomaga mi uświadomić sobie, co jest we mnie. Rok później to samo Stowarzyszenie zorganizowało warsztaty raperskie dla dziewczyn. Poszłam tam myśląc, że znów będę śpiewać refreny i by wesprzeć koleżankę z Mnemotechnik, która sama by nie poszła. Zaczęłyśmy razem tworzyć. Wkręciłam się tak, że zaczęłam rapować. Przez długi czas siedziałyśmy tam i pisałyśmy teksty z Asią Bordową, która jest rozpoznawalną osobą w feministycznym środowisku. Sporo w naszych doświadczeniach się pokrywało i zaczęłam czuć wkurw, który we mnie narastał.

MW: O czym pisałyście? Co pokazywał ten wkurw?

KL: Jeden z pierwszych tekstów napisałam o tym, jak na jednej z imprez dosiadł się do mnie facet, który chciał ze mną tańczyć. Ja nie chciałam, wtedy złapał mnie za nadgarstki. Wyrwałam się i wyszłam. Jakoś tak bardzo mnie to ruszyło, że napisałam cały kawałek o tym, który zaczynał się od słów: “Nie chcę z Tobą tańczyć palancie”. Wszystkie dziewczyny z zajęć Girls Rap miały takie historie, tylko różnego kalibru. Zaczęłam wtedy po omacku tworzyć swoje kawałki. Chcę to doszlifowywać i pracować z profesjonalnymi osobami, i w profesjonalnych warunkach, ale bardzo często wiąże się to po prostu z dużymi pieniędzmi.
Występowałam w skłotach albo na różnych benefitach. Pod koniec projektu z Girls Rap nagrałyśmy płytę i ja tę płytę nosiłam na benefity. Nie mogłyśmy jej sprzedawać, ale chciałam, żeby trafiała do osób zainteresowanych. Fajnie było widzieć, że wylosowanie takiej płyty sprawiało komuś radość. Miałyśmy dobry odbiór. Tylko to jednak wszystko jest na małą skalę. Wracając do tekstów, nigdy nie myślę, że muszą być jakieś konkretne, raczej są o tym, co czuję, co chcę wyrazić, co potrzebuję wyjąć na zewnątrz i puścić dalej. To, że te teksty wychodziły zaangażowane, to była i jest kwestia tego, co gra we mnie.

MW: Na każdym spotkaniu Stowarzyszenia Sistrum mówimy o tym, że jedną z naszych zasad jest to, że nie oceniamy. Tak naprawdę nie interesuje nas, czy coś jest dobre albo złe jakościowo – kiedy o tym mówię, to mam na myśli mainstreamową miarkę. Liczy się dla nas historia kobiety, która zdecydowała się ją opowiedzieć. To wszystko kwestia tego, w jaki sposób patrzymy na kulturę, do czego jej potrzebujemy. Kultura może być rozrywką, ale może też być narzędziem realnej zmiany, na przykład megafonem przekazanym kobiecie by zabierać głos w sprawie, o której nie rozmawiamy, boimy się rozmawiać czy nie chcemy rozmawiać, a jest ważna. Taki sposób obcowania z kulturą zmusza do refleksji.

KL: Właśnie takie podejście sprawiło, że zdecydowałam się podać tutaj linka do swojego soundclouda. Zazwyczaj nie przesyłam tego wszystkim, ale myślę, że to jest fajne, żeby go tutaj umieścić, to jest historia mojej drogi. Mam tam rzeczy jeszcze sprzed kilku lat, na przykład taką schizofreniczną przeróbkę piosenki Maryli Rodowicz, którą śpiewałam w szkole wokalnej na egzaminie z interpretacji piosenki i postanowiłam sobie to nagranie zachować. Jest tam piosenka Jasminy z Alladyna – pamiątka po warsztatach dubbingu. Są tam bardzo różne rzeczy. Ja kiedyś śpiewałam tylko covery. Zaczęłam w podstawówce, kiedy nauczyciel muzyki powiedział, że widzi we mnie potencjał. Stąd wiem też, jak ważne jest, żeby dzieci dostawały wsparcie dla swoich pasji. Zaczęłam chodzić na zajęcia w szkole i na chór, i później tak się to potoczyło, że przechodziłam przez różne studia piosenki, chór rozrywkowy, szkołę wokalną i oczywiście wiele warsztatów. Byłam też wkręcona w Chór Warszawiaków do momentu, w którym to nie stało się dla mnie za trudne pod względem politycznym. Śpiewałam w bardzo wielu miejscach i projektach.

MW: Dziękuję, że dzielisz się z nami swoim intymnym archiwum. To bardzo ciekawe, że wraz z analizą feministyczną przeszłaś taką transformację z odtwórczyni do twórczyni, to musiało wymagać przełamania i odwagi, by przemówić własnym, wewnętrznym głosem.

KL: Muzyka jest dla mnie terapeutyczna od początku, więc dopóki byłam dość zamknięta – to właśnie znamienne – tylko coverowałam. Nie wyobrażałam sobie, że mogę coś swojego robić. To jest dość kluczowe, że projekty kobiece przywróciły mi mój własny głos. Tam było duże przyzwolenie na to, żeby siebie otwierać i nie oceniać, jaka historia z ciebie wyleci. Można było z siebie wyrzucić wszystko. Kiedy doświadczyłam tego, że wszystkim emocjom można dawać wyraz, wtedy zaczęłam tworzyć swoje rzeczy.

MW: W tej historii brakuje mi jeszcze jednego elementu, o którym wspomniałaś. Byłaś wcześniej wokalistką w zespole punkowym. Czy tam było miejsce na Twoją ekspresję?

KL: To również ważna i ciekawa historia w kontekście mojego docierania do siebie. Trafiłam do tego zespołu, bo odeszła ich wokalistka. Pamiętam, że odezwałam się dzięki namowom mojego kolegi. Później lider tego zespołu nie mógł uwierzyć, że nie mam doświadczenia, kiedy zaprezentowałam, co potrafię. A ja po prostu nie miałam odwagi, żeby być frontmenką. Na mojej chmurze znajdziecie  nagrania również z tego okresu. Chaos, który tam panuje pokazuje mi, że bardzo potrzebowałam się otworzyć i wyrzucić z siebie to, co we mnie siedzi.

MW: Punk był takim ujściem?

KL: Na początku śpiewałam teksty pisane przez basistę. Później zaczęłam pisać swoje, z których niestety nie ma nagrań. W tym zespole byłam trzy lata i to rzeczywiście był proces, w którym po dłuższym czasie zaczęłam pisać coś własnego, ale już wtedy zaczęły się rozchodzić nasze drogi.

MW: Kiedy przestałaś odtwarzać i zaczęłaś mówić swoim głosem pojawił się problem?

KL: Myślę, że trochę tak. Byłam też jedyną kobietą w zespole i myślę, że warto wspomnieć o tym, że zaczęło się psuć, kiedy zaczęłam wywalać z siebie to wszystko, co we mnie siedziało. Paradoksalnie wcześniej dostawałam komunikat, że za mało siebie otwieram i trochę mnie tym maglowali.

MW: To, co się z Ciebie wylało, nie spodobało się kolegom?

KL: Myślę, że tak, ale nie było o tym rozmowy. Generalnie zabrakło komunikacji. Po zawieszeniu zespołu zobaczyłam ogłoszenie o kolejnym koncercie, o którym nie wiedziałam. To było trudne doświadczenie. Gdybyśmy więcej rozmawiali może inaczej by się to potoczyło. Trochę się przez to nawet odsunęłam od tego środowiska. Teoretycznie punk jest taki, że powinien być otwarty, antyfaszystowski, feministyczny i w ogóle, a szczerze mówiąc czasami jest tam jeszcze mocno konserwatywnie i seksistowsko. Przy okazji koncertów nasłuchałam się różnych nieprzyjemnych rzeczy. Znam taki stereotyp panujący w środowisku, że jak się bierze babę do zespołu, to zaraz ktoś się zakocha, że w trasach byłby problem. W moim zespole mieliśmy kolegę, który bardzo głośno chrapał. Zdecydowałam, że to on będzie miał izolatkę, nie ja. [śmiech] To wzbudziło zdziwienie osób wynajmujących nocleg, no ale lepiej było żebyśmy się wszyscy wyspali – zwyczajnie można się dogadać w takich sytuacjach.

Ale mówię o tym dlatego, że takie myślenie nie bierze zupełnie pod uwagę perspektywy kobiety i jej potrzeb. Kobieta może zupełnie nie być zainteresowana poszukiwaniem partnera w zespole. Może chcieć tworzyć i mieć miejsce na swoją ekspresję, a tymczasem jest sprowadzana do roli samicy otoczonej samcami i musi się rozegrać jakiś schemat. To mi się nie podoba. Przypomina mi się jeszcze taka historia, jak po jednym z koncertów podszedł do mnie znajomy moich kolegów i powiedział, że mnie kompletnie nie słuchał, bo patrzył na moje nogi. Widział przedmiot.

MW: Jak wygląda reprezentacja kobiet w punkowym świecie?

KL: W środowisku punkowym są oczywiście kobiety, jednak to tak niszowe działania, że ciężko się z nimi przebić do szerszej świadomości – trochę jak nieznajomość nazwisk nieheteronormatywnych twórczyń – ale na przykład są takie inicjatywy, jak obozy Lucciola i Karioka, które starają się to zmienić. Głosów i przede wszystkim instrumentalistek kobiecych faktycznie jest mniej i ludzie ich nie kojarzą. Tak samo jest z raperkami. Wiadomo, że jeśli ktoś się interesuje daną dziedziną, to wie i potrafi wymienić konkretne osoby. Natomiast osoba średniozaawansowana w rapie często nie potrafi podać żadnej polskiej raperki. Mimo, że ich jest niewiele, to są.

MW: To znowu historia o braku miejsca dla prawdziwej siebie. Niesamowite, że kobiety tak niewiele tego miejsca mają na co dzień, muszą o nie walczyć, a kiedy same je sobie robią napotykają dodatkowe przeszkody, jak choćby niezniszczalne: “mężczyzna jest, a kobieta wygląda”.

KL: W tamtym czasie zdarzało się, że takie sytuacje były dla mnie tak szokujące, że nie miałam żadnej riposty. Moi koledzy z zespołu byli bardzo rozpoznawalni w środowisku, natomiast ja czasami czułam się jak niewidzialny przedmiot, mimo że byłam wokalistką. Kiedyś na przykład stałam obok gitarzysty, do którego kolega właśnie mówił: “Próbowałem ci zrobić zdjęcie, ale ona zasłaniała”. Nie czułam, że jestem tam na pełnych prawach. Nie wiedziałam wtedy, co mam powiedzieć, jak się zachować.

MW: Z perspektywy czasu i Twoich doświadczeń pracy z kobietami widzisz jakieś zmiany w środowisku punkowym?

KL: Dziewczyny zaczynają działać. Są na przykład bardzo znane dwa zespoły punkowe, w których śpiewa Asia Bordowa, ale jednak cały czas jest tego za mało. Nawet kiedy odbywają się jakieś benefity i poszukiwane są zespoły kobiece, nie jest łatwo kogoś znaleźć i zaprosić – jeśli mówimy o składach wyłącznie kobiecych – albo są one tak niszowe, że nie wiadomo o ich istnieniu. Myślę teraz na głos, że przez to, jak skonstruowana jest nasza kultura i nasze role społeczne, kobiety mogą mieć problem w uwierzenie, że rzeczy, które tworzą, mają jakąś wartość, że można je pokazać. Do tego musi dojść jakiś proces wzmocnienia i wyzbycia się tych obciążeń – czasami to jest ogromna praca. Jest dużo dziewczyn, które same potrafią ogarniać kompozycję kawałków, występują same, wszystko ogarniają, powiedziałabym nawet, że wszechogarniają. Pojawiają się takie osoby, jednak to jest powolny proces połączony ze zrzucaniem patriarchalnych ciężarów.

MW: To cały czas jest historia o tym, że kobieta musi dać z siebie 300%, żeby móc stanąć na scenie i zaśpiewać, kiedy facetowi wystarczy 15%, żeby pewnie chwycił za mikrofon.

KL: Tak, często rozmawiam z koleżankami, które są załamane, że jakiś koncert nie wyszedł ich zdaniem, że był porażką. Faceci się nie przejmują. Mają kolegów, którzy ich poklepują po ramieniu. I tu mam apel: koleżankujmy się i wspierajmy w takich sytuacjach! Mam wrażenie, że tak też jest w rapie. Jak słaby by ktoś nie był, to ma ogromne wsparcie, kiedy jest facetem. Dziewczyna, która prowadziła warsztaty raperskie opowiadała, że kiedy kilka lat temu na freestyle wychodziła kobieta, od razu padał komentarz, że to lesba, nie słuchali jej, gwizdali i nie dostawała przestrzeni dla swojego głosu. Jakby się nie zaprezentowała, to oni by jej nie zaakceptowali. Sam fakt, że jest kobietą, to jej koniec. Sama bałabym się wejść do tego środowiska, nie mam nawet ambicji tam być i coś udowodniać. Myślę, że w polskim rapie, żeby się przebić jako kobieta, w tym momencie jest jak walenie głową w mur. Ale jeśli chodzi o alternatywę, to pojawiają się ciekawe wątki, na przykład na swojej nowej płycie Paulina Przybysz w pewnych momentach rapuje. Nie jest to oldschoolowy rap, bo ona eksperymentalnie traktuje muzykę, ale pojawiają się głosy, że jest świetną raperką.

MW: Z tym, że to już jest osoba, która wywalczyła sobie przestrzeń do ekspresji i prawo do eksperymentowania, i zaczęła być widziana również jako twórczyni, nie tylko przez pryzmat płci i w dodatku nie jest powiązana ze środowiskiem raperskim.

KL: Jej też zupełnie nie zależy na tym, żeby jakoś być kojarzoną ze środowiskiem raperskim, tak więc faktycznie ma to inny wymiar niż w przypadku dziewczyn, które chciałyby być kojarzone z konkretnym nurtem. Tymczasem ona robiąc coś bardziej melorecytacyjnego – właśnie jako osoba o określonym dorobku – pokazała, że dziewczyny mogą rapować. Paulina ma flow, to jest bardzo ważne w rapie. Kiedyś sama usłyszałam od kolegi z pracy, że jeśli chcę eksperymentować z rapem, nie wchodząc w środowisko, to w ogóle nie powinnam się tym zajmować.

MW: Muzyczna autoterapia stała się w Twoim przypadku sposobem na odnalezienie swojego głosu, opowiedzenie swojej historii. Myślę, że właśnie kultura jest czymś, co daje kobietom nieheteronormatywnym możliwość odnalezienia kontaktu ze swoją tożsamością. To bardzo ciekawe narzędzie, żeby zmierzyć się nie tylko ze sobą, ale także ze społecznymi schematami. Tworzysz teksty o swojej tożsamości?

KL: Myślę, że to się pojawia podświadomie, kiedy zajmuję się nurtującymi mnie tematami, dlatego mam kawałek o totalnym kryzysie, kiedy w ogóle nie wiadomo, w którą stronę ruszyć i taki o wierze we własny głos. A teraz robię wspólnie z Gagą w duecie SzuGa numer o odczarowywaniu kobiecej samotności, który nazywa się “Panie proszą panie” i bardzo mi podpasował pod sytuację, że współprowadzimy warsztaty tekściarskie na Festiwalu Transgresje akurat w dniu, kiedy przejdzie w Toruniu Marsz Równości.

MW: Podzieliłaś się z nami swoją historią, a także swoją twórczością. Chcę Ciebie jeszcze na koniec poprosić o podzielenie się z nami informacją o tym, jakie kobiece inicjatywy mogą być przestrzenią, w której nasze czytelniczki mogą otrzymać wsparcie, żeby wzmocnić swój wewnętrzny głos?

KL: Bardzo się cieszę, że pojawiło się to pytanie, czasem znajome i znajomi mi mówią: ty to znasz te wszystkie warsztaty, a jak się już wie, gdzie można iść, to jest tego sporo i całe mnóstwo dobra. Wspomniałam już o obozach muzycznych Lucciola i Karioka, tam każda dziewczyna może nauczyć się od podstaw opanować grę na basie, gitarze lub perkusji, a także wybrać śpiew. Był też obóz dla raperek i twórczyń muzyki elektronicznej. Karioka jest dla nastolatek, a Lucciola dla starszych dziewczyn. Żeby obserwować wszelkie tego typu akcje warto się zapisać na newslettera strony Lucccioli, ponieważ są w nim też informacje o kobiecych koncertach. Z doświadczenia wiem, że wiele kobiet bardzo się boi, że nic tam się nie uda zrobić, bo na przykład nigdy nie dotknęły jeszcze instrumentu, a potem się okazuje, że to jest świetna przygoda i życie później nie jest już takie samo. I bycie Lucciolą zwyczajnie wciąga.

Z warsztatów perkusyjnych polecam specjalnie stworzone dla kobiet kursy Drum Fitness w szkole Drum Academy organizowane przez kobiety, które wiedzą, że taka inicjatywa była potrzebna, żeby wzmocnić zainteresowane dziewczyny i to działa! Już raz byłam na przesłuchaniu w zespole, który założyła perkusistka z tej szkoły, to jest niesamowite. Warto obserwować Centrum Praw Kobiet, gdzie byłam ostatnio na samoobronie wendo u trenerki Liliany Otręby – polecam te zajęcia właśnie z nią, ponieważ czuję się po nich naprawdę innym człowiekiem, lepiej radzę sobie z emocjami i dostałam wiele wskazówek, jak bronić własne granice w wielu sytuacjach, to jest też ważna lekcja o współodczuwaniu.

Dużo daje mi uczestnictwo w otwartym Kręgu Kobiet organizowanym przez Adelę prowadzącą bloga nie-rzeczy, na którym pojawia się Wydarzenie, gdy zbliża się kolejny krąg. Polecam zresztą lekturę wszystkich tekstów na blogu, są również wzmacniające.

Dziewczyny z Girls to the front zajmują się kobiecymi zinami i organizacją koncertów, ostatnio było to połączone w ten sposób, że każda chętna osoba mogła się zapisać na warsztaty tworzenia własnego zina z interesującymi ją treściami, a później był koncert świetnego duetu Cudowne lata.

Wiele różnych zajęć z zakresu seksualności odbywa się w Instytucie Pozytywnej Seksualności byłam tam już dwukrotnie i pomogło mi to wiele rzeczy ułożyć w głowie, w bezpiecznej i przyjemnej atmosferze.

Jeśli chodzi o łączenie kobiecej i męskiej energii w śpiewie tradycyjnym w połączeniu ze swobodnym ruchem, to bardzo polecam warsztaty prowadzone przez Olgę Lidię Kozłowską, które można obserwować dzięki stronie Droga Głosu. Przychodzi tam wiele kobiet i nie trzeba potrafić śpiewać. Wystarczy ciekawość pieśni z różnych stron świata i jest to niezwykle otwierające przeżycie.

Poza tym polecam obserwowanie Eksperymentalnej Grupy Ruchowej Szersze, w której jestem. Na stronie można znaleźć informacje, kiedy organizujemy otwarte warsztaty dla kobiet lub zwiedzanie performatywne, jak w przypadku Nocy Muzeów w Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku. Dzięki tej grupie i dzięki otwartym warsztatom odkrywam czym jest ruch i fascynuje mnie jego możliwe powiązanie ze słowami i głosem.

MW: Bardzo dziękuję za rozmowę, a wszystkie kobiety nieheteronormatywne, które tworzą i chciałyby znaleźć odbiorczynie_ców dla swoich działań, zapraszam do kontaktu ze Stowarzyszeniem Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej*.

Korekta: Maja Korzeniewska

     ——————————————-

Klaudia Lewandowska (1989) – „wkurzona kobieta rocznik osiem dziewięć. Wiem, czym jest wolność? na pewno znam ściemę” [z własnej poezji raperskiej]/ Jest wieczną poszukiwaczką w każdym aspekcie życia/ śpiewa od momentu, w którym nauczyciel muzyki w podstawówce pokazał jej, że ma potencjał/ rapuje pod pseudonimem Szelma i w duecie SzuGa/ pisze teksty/ kocha uczestniczyć w warsztatach artystycznych i kobiecych projektach/ jest buntowniczką i feministką/ niedawno odkryła, że ruch może być fajny, dzięki kobiecej grupie EGR Szersze/ kocha czytać, śmiać się i dawać dojść do głosu wewnętrznemu dziecku.

Magdalena Wielgołaska aktywistka / lesbijka / feministka / współzałożycielka Stowarzyszenia Sistrum – Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* / działaczka na rzecz poszerzania wiedzy na temat leczniczego działania konopi / zaangażowana w Kręgi Kobiece i odzyskiwanie wewnętrznej, kobiecej Mocy / członkini Partii Zieloni/administratorka strony Strefa Les*/ współpracowniczka projektu A kultura LGBTQ+ nie poczeka!

  ——————————————-

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka
,
I.   Manifest
1.    Manifest. Instant. 
2.    Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry.<
3.    Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II. Rozmowy wokół manifestu
1.    Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.    Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.    Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.    Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.    Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.    Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.    Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk
8.    Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdą Próchniak
9.    Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10.  Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.   Co Ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.   Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą.
15.   Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.   Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.   Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmowa z Klaudią Lewandowską
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26. Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim
.
V.  EL*C. Wiedeń 2017. 
1. Magdalena Wielgołaska. Odzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2. Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3. Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4. Agnieszka Małgowska. Peformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5. Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
6.  Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.....
.
VI. EL*C. Kijów 2019
1.  Monika Rak. L*Geniusza na Ukrainie.
2. Magdalena Wielgołaska. Lesbianizacja przestrzeni. 
.
BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej
.
                            .                                                     ————————————-————
 .
Aktualne wiadomości na temat projektu Lesbijska Inspira znajdziesz na:
Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!

Co wolno dziewczynce? Konkurs z wejściówkami do teatru Studio

Dziewczynkę zazwyczaj definiuje się poprzez to, co wolno i czego nie wolno. Niby może zrobić wszystko, ale tak naprawdę po prostu nie warto przekraczać pewnych granic. Stereotypy wytworzone wokół ciała dziewczynki, postrzeganego jako to „słabsze” często blokują eksploracje ich ciał i ich emocji. Bo czy dziewczynka może się złościć, krzyczeć i sięgać po swoje?

Teatr Studio zaprasza Was na spektakl „Dziewczynki” w reżyserii Małgorzaty Wdowik.  Mamy do rozdania 2 podwójne zaproszenia w terminach 8-9.09, na 17:00. 

 

Więcej informacji o pokazach: https://www.teatrstudio.pl/pl/spektakl/dziewczynki 

Co wolno dziewczynce??? Odpowiedź na to pytanie wpisz w komentarzu do tego tekstu. Dodaj termin w którym chcesz się wybrać do teatru.

6.09 o 18:00 odezwiemy się do wybranych 4 osób.

LESBIJSKA INSPIRA I Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz

Nie damy się programować ani systemowo modelować
[Fragment Manifestu Lesbijskiej Inspiry]


Agnieszka Małgowska: Spotkałyśmy się w Stole Powszechnym. Byłaś na wielu wydarzeniach cyklu. Ciekawe więc jesteśmy, co myślisz o lesbijskiej* kulturze. Widzę, że podeszłaś do sprawy skrupulatnie. Masz notatki.

Agnieszka Marcinkiewicz: Tak, spisałam wszystko, co chciałam powiedzieć. Tak czuję się pewniej.

Monika Rak: No tak, przecież podrzuciłyśmy Ci jak kukułcze jajo manifest Lesbijskiej Inspiry. To nasz punkt wyjścia do rozważań. Wywiady tego cyklu to okazja do pogłębienia lesbijskiej* refleksji i jej upublicznienia, bo dotąd takie rozmowy pozostawały w sferze prywatnej.

AM: Przeczytałam Manifest i oczywiście odniosłam go do siebie. Patrzę na ten tekst z perspektywy osoby w pewien sposób wykluczonej, postrzeganej stereotypowo. Wasza rozmowa pokazuje, jak takie postrzeganie blokuje myślenie i ogranicza – obu stron. Ja czuję się wykluczona, bo jestem nieheteronormatywną dziewczyną, ale nie lesbijką. Zwykle z tego powodu jestem na marginesie.

AM: Czym się objawia to wykluczanie?

AM: To mi się zdarza w kontaktach z lesbijkami i w kontekście ogólnodostępnej kultury. Wydaje mi, że trudno być w społeczności taką osobą jak ja. Nie mam parasola ochronnego w postaci własnej litery akronimu, brak grupy zgromadzonej wokół podobnej do mojej osobowości. Nie mam też swojej organizacji. Czuję się jak jedyny egzemplarz gatunku.

AM: To prawda. Lesbijki jednak mają swoją przeszłość, nawet jeśli jest ona wątła, niewyłuskana jak w Polsce. Twoja tożsamość jest młoda.

MR: Dla jednych możesz być dziwadłem, dla innych niezwykle oryginalną dziewczyną.

AM: Jestem oryginalnie nieheteroseksualna.[śmiech] Ale ciągle jestem postrzegana jako lesbijka, tak z założenia. Na pierwszy rzut oka takie skojarzenia budzi pewnie mój wygląd. Mam krótkie kolorowe włosy, noszę tęczowe gadżety. Taka optyka przypina mi etykietkę. Czemu z góry jestem lesbijką, skoro jest taki ogrom kobiet: panseksulane, biseksualne czy nieokreślone? Dlaczego to nie przychodzi ludziom do głowy?

AM: A masz odpowiedź na to pytanie?

AM: Lesbijka to stereotyp, dzięki niemu nie trzeba głębiej się zastanawiać.

AM: No to my zastanówmy się głębiej. Wiemy już, że jesteś oryginalnie nieheteroseksualna. A powiesz coś więcej?

AM: Czuję, że najbliżej mi do gwiazdki przy słowie lesbijka. Ja sama siebie nie określam, często zaś spotykam się z takim przekonaniem, że każdy i tak zmierza do określenia i w końcu do tego dojdzie. A ja nigdzie nie zmierzam! Jestem gdzie jestem. Myślę, że są ludzie, którzy po prostu tak mają. W kulturze jest potrzeba dookreślania, ale ja nie potrafię się utożsamić z żadną orientacją. Mam swoją indywidualną drogę, nie zgadzam się na zakładanie czegoś o mnie z góry. Też kwestia jakiś wewnętrznych i zewnętrznych definicji. Bo co w sumie określa orientację? Czy to co możemy robić z innymi, czy to jak żyjemy, czy to z kim chcemy się wiązać? To jakie kryterium przyjmiesz jest Twoim wyborem, kwestią Twojej wewnętrznej prawdy.

MR: Prawda, ale jednak potrzebne są choć odnośniki, bo inaczej można się pogubić.

AM: Wiesz, ale żebym siebie określiła, musiałabym opowiedzieć całą historię mojego życia i to czego pragnę w przyszłości i to co dzieje się teraz. Dlatego nie mogę opowiedzieć wszystkiego w tym wywiadzie. Tego nie da się ująć w jedno słowo.

MR: Ale opowiadając swoją historię można odwoływać się do jakiś grup i kulturowych przykładów.

AM: No tak. Dlatego cały ruch LGBTQ+ jest częścią mojej tożsamości, a w szczególności to co lesbijskie*. Mogę się w nich częściowo przejrzeć. Taki przykład: Alice z L.Worda, która dotąd spotykała się głównie z dziewczynami i pewnego dnia stwierdza, że chce randkować z chłopakami. Wszystkie jej koleżanki-lesbijki są zdegustowane: Przecież Alice jest lesbijką, więc jak to?

AM: Rzeczywiście blisko pewnej sytuacji, której byłyśmy świadkiniami podczas spotkania Sistrum omen nomen o coming oucie. Wywołałaś pewną konsternację, kiedy oznajmiłaś, że nie jesteś lesbijką. Ale jakoś nie było oburzenia ani nawracania.

MR: Ani też Twojej samokrytyki [śmiech]

AM: W przypadku serialowej bohaterki była. Alice w kolejnym sezonie, stwierdza, że wraca do relacji z kobietami mówiąc, że jest po właściwej stronie. [śmiech] Sama siebie wyklucza, przytakuje koleżankom, że jest jakaś właściwa strona, chociaż wiadomo, że każda orientacja seksualna jest właściwa.

MR: Przy okazji Twoje wyznanie uświadomiło nam, że coming out lesbijki, geja, trans wydaje się oczywisty. Mówisz, kim jesteś, ludzie znają określenia. Ale jak wyraziście wyautować oryginalnie nieheteroseksualną? Może to mieć taki przebieg jak podczas wydarzenia sistrumowego, wewnątrz społeczności tęczowej, która jakoś rozumie te “zawiłości”. Choć znaczmy – nie zawsze. Ale inaczej jak?

AM: Dla mnie autowanie dzieję się ciągle. Nie oznacza jednej sytuacji. Autuję się nosząc tęczową flagę, idąc na wydarzenia lesbijskie*, tworząc lesbijskie* prace artystyczne.

MR: Tak, ale mi chodzi o tę nieokreśloność, o której mówisz. Brak nazwy sprawia, że przynosisz coś zupełnie niezrozumiałego. Ludzie mogą tego nie przyswoić. Wspominała o tym problemie Kasia Gauza w wywiadzie do Lesbijskiej Inspiry.

AM: To znowu konsekwencja nieokreśloności. Jak mówiłam, gdybym miała się wyautować, to musiałabym powiedzieć tysiąc słów w jednym momencie, wybieram więc tylko jedno, odsłaniam jeden aspekt. Nie mam potrzeby mówić o wszystkim. Pozostaje przy tym, co ludzie rozumieją, nie wyjaśniam im wszystkiego.

AM: Tak myślę, że Twoje autowanie to punktowe rozbijanie stereotypu w konkretnej sytuacji. Za każdym razem musisz precyzować, uzupełniać, wyjaśniać.

AM: Tak, dla przykładu taka sytuacja. Kiedyś w żartach zastanawiałyśmy się z dziewczyną, z którą się spotykałam, jak wyglądałaby idealna śmierć lesbijska. Dla niej byłoby to podczas seksu… z lesbijką. Dla mnie seksu z kobietą. Zrobiło mi się dziwnie. Czy taka śmierć podczas seksu z lesbijką jest lepsza niż z kobietą biseksualną, panseksualną czy jakąkolwiek inną? Fajniej z dziewczyną, która definiuje się jako lesbijka niż ze mną? Spotykamy się, ale czy jestem przez nią w pełni zaakceptowana?” To gdzieś przemknęło mi przez głowę. Wtedy jej nie dopytałam, zrobiłam to przed tym wywiadem. Potwierdziła moją wątpliwość, że to było rzeczywiście wykluczające.

MR: Permanentne nakłuwanie stereotypów. To Twój życiowy performens.[śmiech]

AM: Tak, to jest jak podkopywanie. Ktoś ma jakieś założenie, a ja udowadniam, że jest inaczej. Ale uwaga, jak znajdzie nowe przekonanie, to też je rozbiję. [śmiech] I tak w kółko. Jeśli jest się niejednorodnym, to gdziekolwiek się pojawisz, jesteś w jakimś kontraście do reszty. Dla lesbijek jestem zbyt hetero, dla hetero zbyt lesbijska, a dla bi i reszty zbyt zawężona.

MR: To też jest jak ciągła kontestacja. Czy to wyćwiczyłaś czy to wrodzona Twoja cecha ?

AM: Byłam bardzo zbuntowana nastolatką.

MR: No właśnie, co Cię właściwie zbudowało? Rodzina? Bliska relacja? Lektury?

AM: W moim przypadku rodzina nie miała dużego znaczenia, choć mam fajnych rodziców. Wydaje mi się, że to kim jestem i jak myślę to kwestia wewnętrznego rozwoju. Odkryłam, że mam prawo stworzyć swoją normę na siebie. Przejęłam ster. Zaczęłam wcześnie, jakoś koło 14-15 roku życia, poczułam, że muszę sama się kształtować i wychować. Pracowałam nad tym dużo. Rozwijałam się za pomocą literatury, filmów, internetu. Nie ufałam temu, co przychodziło z zewnątrz, zbierałam dużo danych i wybierałam z tego to, co mnie przekonuje w poczuciu, że jestem jedyną osobą, która może określić, co jest dla mnie właściwe, a co nie.

MR: Nie potrzebowałaś akceptacji?

AM: Do pewnego momentu potrzebowałam jej bardzo dużo, ale zauważyłam taki schemat: wkurzam się na nieakceptację otoczenia, ignoruję ją i w końcu robię, co chcę. Jestem wrażliwa, ale gdzieś tam w środku mam czołg, który musi coś rozjeżdżać. Przetrawiam temat, najczęściej racjonalizuję, że uprzedzenia są tak absurdalne, że nie ma co nimi się przejmować. Musimy poradzić sobie z toksynami, które na nas spływają, gdy robimy coś po swojemu, niezgodnie z powszechną normą. Nie warto oddawać swojego życia walce o cudzą aprobatę. Dla mnie szczególna moc ma świadomość, że ma się do czegoś prawo. Mam prawo być taka, jaka chcę być, jaka jestem. Zadanie mam prawo działa na mnie uzdrawiająco i daje mi moc.

MR: Wydajesz się osobą samowystarczalną. Nie potrzebujesz wspólnoty, która daje przynależność?

M: Uwielbiam grupy, szczególnie tęczową społeczność. Ale też wiem, że tworzę własną kulturę. W sumie każda osoba tworzy taką swoją małą kulturę, tylko niektórzy może więcej zasymilowali z zewnątrz, są bardziej konformistyczni. Czuję się jak indywiduum, które jest częścią większej całości.

AM: Twoja indywidualność widzę jako dość radykalną konsekwencję rozbijania patriarchalnego centrum, zrobiły to m.in. feministki, wszelkie kontrkultury. Nie myślisz czasem, że tych centrów jest tak dużo, że coraz trudniej się porozumieć?

AM: To prawda, jest teraz tyle orientacji, tożsamości, form pomiędzy, także ludzi nieokreślonych, indywidualnych nurtów myślenia. Ta różnorodność rozbija nas na małe grupki o bardzo różnych interesach, potrzebach, statusach, poglądach, co za tym idzie trudno się ujednolicić. Z drugiej strony jest to piękne, to pokłosie jakieś wolności. Ważne jest wczucie się w innego człowieka, poznawanie się wzajemne. Wiem, że to niełatwe, wszyscy zmagamy się z szufladkami swoimi i innych. To jest dyskomfort, ale gwarantuje zdrowie społeczne. Lęk przez wielością centrów, czyli przed różnorodnością, wynika z lęku, że ktoś nam coś zburzy.

MR: Także ze strachu przed utratą stałego gruntu, który – pozornie – daje norma. Jest jak poręcz. Tworzenie własnej kultury tej indywidualnej czy grupowej np. lesbijskiej to wysiłek. Zwykle samotny.

AM: Dlatego przychodzę na lesbijskie* wydarzenie Sistrum.

MR: No dobrze, ale co to konkretnie daje lesbijce z gwiazdką?

AM: Mnie lesbijska* kultura dotyczy, to część mnie. Chodzę, żeby czegoś się dowiedzieć. Poza tym samo spotkanie z większą grupą kobiet to tworzenie kultury. Tu jest jak w tyglu. To nas zaraża, uruchamia. To, co jest w internecie, trafia tylko do mnie, nie mogę tego przedyskutować. A tu jest taka możliwość. To tworzenie czegoś realnego. Te dyskusje nas – powiem wręcz – konstytuują.

MR: Lesbijski* ferment. Stanowczo go za mało. Takie marzenie niejednej lesartystki.

AM: Jest możliwy, ale musi być permanentny, dlatego potrzebne są wydarzenia cykliczne jak w Stole Powszechnym. Periodyczność to ich zaleta. Większość tęczowych imprez to pojedyncze sytuacje – tu pokaz filmu, tu festiwal okołoparadowy, tu wykład.

AM: Myślę jeszcze, że dla Ciebie wydarzenia Sistrum mogą być atrakcyjne, bo temat orientacji i tożsamości wiążą ze sztuką, a Ty Studiujesz na ASP.  Czy tworzysz też lesbijską* sztukę?

AM: Lubię robić lesbijską* czy tęczową sztukę, uważam że jest potrzebna nam wszystkim do oswajania się samym ze sobą.

MR: Bardzo lakonicznie. Rozumiem, że wiecej się nie dowiemy. Zatem czekamy na Twoje lesbijskie* dzieła.

AM: A teraz dziękujemy za rozmowę, mam nadzieję, że powiedziałaś, wszystko, co zapisałaś na kartce.

Korekta: Maja Korzeniewska

———————————-

Agnieszka Marcinkiewicz (ur.1996) – artystka wizualna, studentka grafiki Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, świeża L*kulturalna aktywistka, na co dzień roślinna mama hodująca domową dżunglę, zakochana w kulturze oraz we wszystkim co żywe. Pasjonatka za dużej ilości różnych pasji.

Damski Tandem Twórczy (Agnieszka Małgowska & Monika Rak)
Działa od 2009 roku. Współtworzy_ł projekty: Kobieta Nieheteronormatywna (cykl debat i audycji radiowych, 2014-2016) / O’LESS Festiwal (2012-2014) / DKF Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną (cykl spotkań, 2012-2015) / O teatrze lesbijskim w Polsce (cykl teatrologiczny, od 2012) / A kultura LGBTQ+ nie poczeka (projekt archiwistyczny, od 2016) / Lesbijska Inspira (cykl wywiadów, od 2017) / Portret lesbijek we wnętrzu, Niesubordynowane czytanie sztuki Jolanty Janiczak (czytanie dramatów) / Orlando.Pułapka? Sen, Fotel w skarpetkach, 33 Sztuka, RetroSeksualni. Drag King Show (spektakle) / Czarodziejski flet, Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet (opery) / L.Poetki (film dokumentalny) / Teatr Dialogu (warsztat i akcja miejska) / Wywrotowa komórka lesbijskaEpizody, watki, sugestie lesbijskie w kinie polskim (wykłady) / Stowarzyszenie Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* (od 2017).

Agnieszka Małgowska – lesbijka / feministka / artaktywistka / reżyserka / trenerka teatralna / scenarzystka.
Monika Rak – lesbijka / feministka / artaktywistka / aktorka / dramatopisarka / filmowczyni / graficzka.

——————————————————————

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka
,
I.   Manifest
1.    Manifest. Instant
2.    Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
3.    Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II. Rozmowy wokół manifestu

1.    Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.    Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.    Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.    Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.    Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.    Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.    Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk
8.    Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdą Próchniak
9.    Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10.  Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.   Co Ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.   Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą.
15.   Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.   Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.   Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmowa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.   Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze polityczna. Rozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26. Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim
.
V.  EL*C. Wiedeń 2017
1. Magdalena Wielgołaska. Odzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2. Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3. Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4. Agnieszka Małgowska. Peformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
6.  Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.….

VI. EL*C. Kijów 2019
1.  Monika Rak. L*Geniusza na Ukrainie.
2. Magdalena Wielgołaska. Lesbianizacja przestrzeni. 

BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej
,
                                                                                                                   ————————————-————
 .
Aktualne wiadomości na temat projektu Lesbijska Inspira znajdziesz na:
Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!

LESBIJSKA INSPIRA I Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk

Agnieszka Małgowska: Od kiedy jesteś w Polsce?

Katja Semchuk: Z przerwą od 2008 roku. Studiowałam przez 5 lat na Uniwersytecie Jagielońskim. Od paru miesięcy jestem w Warszawie.

Monika Rak:  Wcześniej mówiłaś już po polsku?  Masz jakieś polskie korzenie?

KS: Nie mam polskich korzeni. A języka polskiego zaczęłam uczyć się 7 miesięcy przed przyjazdem do Polski.

AM: Skąd pomysł studiowania w Polsce?

KS: Rodzice chcieli mnie wykształcić za granicą. Namawiali mnie, a ja się na to zgodziłam.

AM:  Myślałaś o innym kraju?

KS: Polska była od razu ich celem. Tutaj uznaje się ukraińskie dyplomy szkolne oraz uniwersyteckie, procedura jest ułatwiona i nie było większego problemu, żeby zdobyć dokumenty na przyjazd. Teraz coraz więcej Ukraińców przyjeżdża do Polski, pojawiło się dużo nowych stypendiów i programów.

AM:  Co studiowałaś?

KS:  W Polsce studiowałam stosunki międzynarodowe. To były studia licencjackie. Potem zrobiłam magisterkę z politologii. W międzyczasie byłam w 2011 roku na Erasmusie w paryskim instytucie politycznym Sience Po. A w roku 2016 na Sorbonie zrobiłam drugą magisterkę z filozofii politycznej.

MR:  Nie chciałaś zostać w Paryżu?

KS:  Nie. Paryż jest trudny do mieszkania. Poza tym między 2011 a 2016 zmieniała się sytuacja ekonomiczna i emigracyjna Francji. Po 3 latach edukacji powrót był dla mnie oczywisty. Chciałam pisać po ukraińsku.

MR:  Wróciłaś do Polski, nie chciałaś na Ukrainę?

KS: Przyjechałam tu na pół roku, bo dostałam ofertę pracy w papierowym ukraińskim tygodniku “Nasze słowo” (“Наше слово”). Ale jakoś minęło już 9 miesięcy. Praca w “Naszym słowie” jest tymczasowa, na razie mam tematy, o których chcę napisać.

MR:  A o czym piszesz?

KS:  Głównie na tematy polsko-ukraińskich stosunków, wspólnej pamięci historycznej, trochę analityki z ukraińskiej sceny politycznej, robię wywiady. Ale mój zakres zainteresowań jest o wiele szerszy.

MR:  Piszesz tylko po ukraińsku?

KS:  Niektóre teksty tłumaczę, ale większość jest tylko po ukraińsku.

AM:  A poza pracą budujesz relacje z Ukraińcami/Ukrainkami przebywającymi w Polsce? Jesteś w ukraińskiej grupie w Lambdzie?

KS:  Jestem. Ale to grupa, w której są głównie młode chłopaki, geje.

MR:  Słyszałam, że są w niej dwie dziewczyny, więc jeszcze ktosia się załapała.

KS:  To chyba się minęłyśmy. Nie wpadałam tam zbyt często.

AM:  Jak trafiłaś do tej grupy?

KS:  W Lambdzie szukałam konsultacji psychologicznej. W tym czasie otworzyła się grupa ukraińska, więc się przyłączyłam. Nie miałam wtedy zbyt wielu znajomych, spodziewałam się, że to będzie dobre miejsce na spotkanie z osobami LGBTQ+.

AM: Ale nie spotkałaś tam Ukrainek, a udało Ci się inaczej poznać krajanki?

KS: Niestety nie. Nie miałam czasu na to, ani sposobu skontaktowania się z takimi osobami, nie imprezuję też za bardzo. Poznałam na Tinderze dwie, ale nie doszło do spotkania. Ale wiem, że są tu lesbijki Ukrainki.

MR: Żyjesz zatem w polskim ekosystemie. Muszę więc zapytać, jak Ci się żyje w Polsce jako lesbijce?  

KS: W pracy jestem otwarta, specjalnie się nie ukrywam, ani nie ukrywałam swojego związku, chociaż uważa się, że środowisko w którym pracuję, jest dość zamknięte i konserwatywne, ale wbrew pozorom też jest bardzo tolerancyjne. Jeszcze nie spotkałam się z otwartą homofobią. Ale oczywiście w pewnych miejscach i grupach staram się bardziej uważać.

AM: A opowiesz o swojej drodze do „jawności”?

KS:  Kiedy przyjechałam do Polski byłam jeszcze w szafie, dopiero po powrocie z pierwszego wyjazdu do Paryża z niej wyszłam. Czas studiów w Krakowie był pod tym względem dla mnie trudny. Nie znalazłam społeczności LGBTQ+. To konserwatywne miasto.

AM: Czym się objawiał ten konserwatyzm?

KS:  Moje życie kręciło się wokół studiów, a tu było dużo osób homofobicznych. Wiedziałam to, bo w ramach zajęć pojawiły się tematy mniejszości, także LGBTQ+ i wtedy się nasłuchałam. Dominowało myślenie prawicowe i katolickie, więc czułam, że do jawnej lesbijki moi koledzy byliby wrogo nastawieni. W tej sytuacji towarzyszył mi lęk i wstyd. Chociaż okazało się, że niepotrzebnie ukrywałam się parę lat przed najlepszą przyjaciółką z Nowego Sącza. Po prostu się bałam. Ale to był etap mojej nieświadomości i wewnętrznej homofobii, więc ukrywałam się. Nie wiedziałam też o kawiarniach dla lesbijek. Dopiero w 2012 roku, czyli na piątym roku studiów, dowiedziałam się o klubie LaF. Łatwiej było znaleźć gejowskie kluby.

MR:  W szafie trzymał Cię przede wszystkim lęk przed światem zewnętrznym?

KS:  Nie tylko. Bardzo bałam się stracić wizerunek kobiety heteroseksualnej, który sobie wykreowałam i który niby wszystkim miał się podobać. Był taki uniwersalny.

AM:  Uniwersalny? Aż drżę na samą myśl, co to znaczy? [śmiech]

KS:  To oczywiście młodzieńcze wyobrażenie. Dopasowywałam się do męskich oczekiwań, a kobiece wzorce czerpałam z filmów.

MR:  Ale w jaki sposób ? Miałaś loki, dekolt i wysokie obcasy?

KS:  Nie, nie chodzi tu o wygląd, a raczej o zachowanie. Starałam się być miła, popularna wśród chłopaków, szukałam dłuższej relacji z mężczyzną.

MR:  Tobie się to udawało? [śmiech]

KS:  Absolutnie nie! [śmiech] Uciekałam, jak tylko zbliżał się do mnie jakiś mężczyzna.

AM:  Niesamowite, że bałaś się stracić coś, co nie wychodziło. Zadziwiający mechanizm. Choć przyznam, że pamiętam podobne moje wysiłki. Taki zinternalizowany systemik opresji.

KS:  Czułam, że w to gram, ale długo nic z tym nie robiłam. Przyznam, że potem żałowałam, że tak późno się ujawniłam. Czułam, że straciłam czas.

AM: Późno? Masz teraz dwadzieścia 27 lat. Nie podważam Twojego odczucia, ale pomyśl, że kobiety urodzone jeszcze w komunizmie, nie miały wzorów, nie było dostępu do internetu. Zanim czasem sobie uświadomiły, kim są albo zintegrowały to, mijały lata. Niektóre kobiety i dziś mają długi proces autowania.

KS:  Masz rację. Miałam 12 lat, gdy w telewizji zobaczyłam pocałunek Madonny i Britney Spears. Wtedy pomyślałam: ja też tak chce. Notabene niedawno znowu obejrzałam to nagranie i odebrałam ten pocałunek jako absolutnie sztuczny. Potem jako nastolatka już sama szukałam w necie filmów i literatury, wzorców wśród pisarek, znanych osób itd. Przed światem się ukrywałam z lęków, o których mówiłam, ale już wiedziałam kim jestem.

MR:  Ile miałaś lat, kiedy się zintegrowałaś?

KS:  Jakieś 20, choć wiedziałam, że jestem lesbijką od dziecka. Mam takie wspomnienie z przedszkola. Pamiętam starszą siostrę mojej koleżanki, letnią wycieczkę i moje słoneczne, ciepłe uczucie do niej. Podobne uczucia miałam do kobiet, które spotykałam w okresie dorastania. Myślałam, że wszyscy tak czują, dopiero później zorientowałam się, że to nie takie typowe. Mężczyźni byli dla mnie kompletnie niezrozumiali i obcy, jak przybysze z innej planety.

AM:  Jak to ciepłe uczucie połączyłaś z seksualnością?

KS:  Gdy jednego razu wyjechałam na letni obóz, poznałam dziewczynę i pamiętam, że chciałam z nią wszędzie chodzić, być razem, nawet proponowałam wspólny prysznic. [śmiech] Po zakończeniu wakacji chciałam z nią utrzymać relację, pisałam listy, czasem z serduszkami – takie naiwne pragnienia. Wtedy ktoś z klasy zobaczył mój list i skomentował, że takie listy pisze się do mężczyzn i że jestem lesbą.

AM:  Jak wspomniałaś, wiele zmieniło się w Twoim podejściu do seksualności po powrocie z Paryża. Co tam się zdarzyło?

KS:  Dobrze mi zrobiła zmiana środowiska. Jadąc do Francji czułam już, że przeszkadza mi życie w szafie, zakochiwałam się, całowałam dziewczyny, ale towarzyszyło temu poczucie winy i strachu. W Paryżu wszystko było jawne, była nawet  tęczowa dzielnica, nabrałam więc odwagi. Poza tym nie znałam nikogo i miałam czas na eksperymentowanie.

AM:  Gdy wróciłaś do Krakowa, to paryska zmiana od razu znalazła wyraz?

KS:  Prawie, na początku jeszcze starałam się być ostrożna. Po powrocie pracowałam jako baristka, słyszałam w pracy niemiłe rozmowy o lesbijkach. Na przykład obgadywano za plecami moją koleżankę – jawną lesbijkę. Nadal więc wolałam się ukrywać. Oczywiście najwięcej zmieniła pierwsza wielka miłość do kobiety, którą poznałam w tamtym roku i tego już nie dało się kryć.

MR:  Nie było dokąd uciec. [śmiech]

AM:  Ja też nie mogę uciec przed pytaniem o sytuację osób LGBTQ+ na Ukrainie? Jak się domyślasz, szczególnie interesują nas lesbijki.[śmiech]

KS:  Myślę, że jest trochę podobieństw z Polską. U nas też nie widać lesbijek. Wolą być niewidoczne dla własnego komfortu, a publicznie pojawiają się, gdy szukają partnerki lub seksu. Kobiety starsze ode mnie wychodziły z szafy później niż młodsze. A teraz im jest po prostu wygodniej komunikować się w internecie, podobnie zresztą jak i młodym osobom. Na Ukrainie najbardziej popularne miejsce spotkań lesbijek są grupy na Facebooku oraz Vkontakte. Na Vkontaktie, zanim został zablokowany przez prezydenta Ukrainy, było bardzo dużo grup lesbijskich, ale były rosyjskie, nie tworzyło się ukraińskich grup.

AM:  Są ukraińskie organizacje dedykowane tylko lesbijkom?

KS:  Nie ma żadnej lesbijskiej organizacji. Znam jedyną kobiecą organizację “Sfera” (“Сфера”), czyli “kula”, która działa w Charkowie. Do niej należą też trans kobiety. Ale najwięcej jest oczywiście gejowskich grup, choć w większości nie identyfikują się stricte gejowsko. Na przykład “Punkt oporu” (ukr. “Точка опори”), “Gay Alliance” (ukr. “Гей-альянс”), “Nasz świat” (ukr. “Наш світ”) prowadzą mężczyźni. Ale organizację  “Inside” prowadzi lesbijka Olena Shevchenko. W tej grupie jest dużo kobiet, ale to raczej organizacja bardziej queer, też działająca na rzecz praw osób transpłciowych, interseksuanych. Ale główną rolę w powstaniu aktywizmu LGBTQ+ na Ukrainie odegrała kobieta – Lilia Taranenko, która współzałożyła już nieistniejącą organizację “Ganimedes”.

AM:  Dziewczyny, które działają w tęczowych organizacjach, są feministkami?

KS:  Myślę, że tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami, to się bardzo łączy. Taka Anna Dovgopol czy Olena Shevchenko, o której wspominałam, Anna Sharygina oraz Ruslana Panukhnyk współorganizują Festiwal Równości w Kijowie, Maryna Usmanowa działa w Chersonie, są kobiety transpłciowe, aktywistki i feministki, jak Anastasia-Eva Kristel Domani i Inna Iryskina, queer aktywistki, jak Nadiya Chushak, Nina Potarska i wiele, wiele innych. W ich działalności często przeplatają się różne wątki. Współorganizują na przykład Marsz 8 marca i  Festiwal Równości.

MR:  Tyle aktywistek i żadnej nie znam. Niby żyjemy blisko siebie, a tak niewiele wiemy, co dzieje u naszych sąsiadek.

KS:  Prawda. A i muszę jeszcze wspomnieć o Lajmie Gejdar, która bardzo aktywnie działała. Organizowała obozy dla dziewczyn, gdzie uczyła tęczowego aktywizmu. Większość tych dziewczyn prowadzi dziś największe LGBTQ+ organizacje.

AM:  Od kiedy działają te organizacje?

KS:  Można powiedzieć, że od lat 90. Rozpoczęli to ludzie, którzy dorastali jeszcze w Związku Radzieckim. Najstarsza organizacja “Nasz świat” istnieje od 1996 roku. Moi znajomi opowiadają, że w latach 90. w Kijowie nie było agresji wobec osób LGBTQ+. Drag queen mogła wyjść z klubu i przejść bezpiecznie do metra. Nikt się nie burzył, może dlatego, że była bieda, ludzie się tym nie zajmowali, też nie było jeszcze ustalonej “normy”, nic nie było dziwne. Wiem, że w stolicy były kluby i bary gejowskie, geje spotykali się w parkach, nad rzeką na plaży nudystów odbywały się imprezy na statku. Działo się. W Kijowie pod koniec 90. odbyła się nawet konferencja międzynarodowa ILGA-Europe.

AM:  Tak było w latach 90., a potem się zmieniło?

KS:  Tak, gdy zaczęły się organizować grupy nacjonalistyczne. Mam wrażenie, że to była odpowiedź na mobilizację społeczności LGBTQ+, której działalność zaczęła przyspieszać około 2010 roku. Nie wiem, dlaczego osoby, które założyły większość organizacji, zdecydowali się zacząć działania akurat wtedy. Ale ruszyło. Podejrzewam, że był to impuls wynikający z dojścia do władzy Janukowycza.

AM:  Wiesz, czy organizacje szukały wzorców aktywizmu?

KS:  Myślę, że dużo zaczerpnięto z rosyjskich doświadczeń. Wtedy wszędzie było dużo rosyjskości. Podejmowano podobne tematy, działano w podobnym stylu, a słuchano Tatu.

MR:  Rosyjski styl aktywizmu ma jakieś szczególne cechy?

KS: Raczej nie, choć ma pewne rysy lokalne, które trudno mi teraz zdefiniować.

AM:  Kiedy więc zaczęły się relacje ukraińskich organizacji LGBTQ+ z Zachodem?

KS: Kiedy w 2013 zdarzył się Majdan. Wtedy na Ukrainę zaczęły spływać pieniądze z Zachodu. Choć już od 2010 roku, kiedy do władzy doszedł Wiktor Janukowycz, Zachód zaczął zwracać uwagę na Ukrainę. Ale Majdan był przełomowy. Ta rewolucja zbiegła się w czasie ze zmianami w prawodawstwie amerykańskim, dotyczącymi małżeństw jednopłciowych. Temat zaczął być promowany, ambasady zaczęły wspierać organizacje. Dzięki temu i skutecznej pracy organizatorów, w 2015 roku odbył się KyivPride, który po raz pierwszy został dobrze nagłośniony. To było ważne wydarzenie, bo pierwsze dwa marsze zerwali prawicowcy, a w 2014 Marsz równościowy został zakazany przez władze miasta. Władze robiły problemy, odmawiano ochrony policji. Pamiętam, że wtedy dziennikarka zapytała na konferencji prasowej prezydenta Poroszenkę, czy KyivPride będzie chroniony. Poroszenko umknął z odpowiedzią, ale na marszu byli policjanci, nawet jeden został zraniony. Ale w świat poszła informacja, że marsz się odbył. Później zaczęły się warsztaty z nową policją o tolerancji, prowadzono wielką pracę poprzedzajacą Pride.

MR:  Spodziewam się, że organizacje, które wymieniłaś, prowadzą politykę asymilacyjną. Czy są grupy o innych założeniach?

KS:  Tak. Jest też organizacja Anarchoqueer, która nie zgadza się na mainstreamową politykę. Jest pokłócona z organizatorami KyivPride i nie dołączyła do Marszu Równości 2014 ze względu na homonormatywność Pridu.

AM:  Mówisz o czasach sprzed wybuchu wojny. Jak wojna zmieniła sytuację?

KS:  Dużo osób LGBTQ+ na Ukrainie zmieniło miejsce zamieszkania. Geje, lesbijki, trans zaczęli emigrować za granicę. Bo gdy zaczęła się wojna, na fali nastrojów nacjonalistycznych, prawicowcy jeszcze bardziej się uaktywnili. Zaczęli twierdzić, że aktywizm LGBTQ+ jest antypaństwowy, że przeprowadzanie Marszy Równości w czasie wojny jest bluźnierstwem, weterani stawali przeciwko społeczności tęczowej. Skrajna prawica  postanowiła, że będzie zrywać każde wydarzenie feministyczne i lgbtowskie. W tym roku na przykład zaprzyjaźnili się z jakąś rosyjską prawicową aktywistką antylgbtowską, która przyjechała do Kijowa specjalnie na KyivPride. Jest też duża akcja propagandowa w necie na rzecz rodziny i zdrowej Ukrainy. Ale nadal sporo ludzi chodzi na KyivPride. W zeszłym roku było ok. 2-3 tysięcy, a w tym roku 5 tysięcy osób.

MR: Mam wrażenie, że tęczowe osoby w konserwatywnych krajach Wschodniej Europy są postrzegane jak stonka zrzucana przez imperialistów. Jakby tylko prawica miała prawo do rodziny i patriotyzmu. Jakby osoby LGBTQ+ nie miały narodowości. Na okrągło ta sama wydziedziczająca retoryka. Straszne, że prawicowcy wykorzystują wojenną sytuację, żeby atakować tęczową społeczność.

KS:  Tak. Dlatego sloganem KyivPridu w 2014 i 2015 było “Prawa LGBTQ +prawami człowieka” oraz “Zawsze jest pora na prawa człowieka”.

AM:  Jak oceniasz świadomość Ukraińców/Ukrainek na temat gejów, lesbijek, osób trans?

KS:  Na Ukrainie dopiero uczymy się angażować w sprawy LGBTQ+. Ci, którzy idą na marsze, to albo aktywiści, albo młodzi ludzie tacy jak ja. Nie doświadczyli życia za czasów ZSRR, mają internet, oglądają program Ellen DeGeneres, patrzą na Amerykę. Reszta nie rozumie, dlaczego trzeba wychodzić w tej sprawie na ulice. Powodem jest przede wszystkim poczucie braku bezpieczeństwa. Znam sporo osób na Ukrainie, które po coming oucie tracili wszystko: domy, rodzinę, pracę. Ja mogłam sobie pozwolić na  wyautowanie, bo uniezależniłam się od rodziców i wyjechałam z Ukrainy.

AM:  Mówimy o Kijowie, w stolicy zawsze coś się dzieje. Masz jakąś wiedzę o mniejszych ośrodkach?

KS:  Tak, poza stolicą też się dużo dzieje. Organizacje działają w Chersonie, Charkowie, Dnieprze, Czernowcach, “Nasz świat” jest z Ługancka, ale przeniósł się do Kijowa, w Zaporożu jest “Gender Z”. Gorzej jest we Lwowie, to bardzo tradycyjne miasto, trochę jak Kraków. Wiem, że kijowskie organizacje też aktywnie współpracują z grupami z kraju.

MR:  Tak dygresyjnie zapytam: czy były na Ukrainie jakieś znaki, po których można było rozpoznać lesbijkę? W Polsce nosiło się na przykład pierścionki przypominające paski do spodni, z klamerką.

KS:  Na Ukrainie dziewczyny nosiły obrączki na lewym kciuku. Ja mam taką. Zdaje się, że rosyjska piosenkarka Zemfira też taką nosiła. Nigdy nie zrobiła oficjalnego coming outu, ale jest w parze z rosyjską reżyserką Rinatą Litwinową. To powszechnie wiadomo. 

MR:  U nas też mamy takie piosenkarki. [śmiech]

AM:  Dobry pretekst, by wrócić znowu na polskie podwórko. Jak postrzegasz to, co dzieje się tęczowego w Polsce?

KS:  Gdy przychodzę do Lambdy, która działa 20 lat i prowadzi przez ten czas tęczowe terapie, jestem w szoku.

MR:  Byłaś już na Paradzie Równości?  

KS:  Jeszcze nie. W sumie niedługo jestem w Warszawie. A w tym roku, w dniu Parady nie było mnie w Warszawie.

AM:  Poznałaś w Warszawie jakieś lesbijki?

KS:  Tak. Głównie poprzez moją ostatnią partnerkę. To ona pokazywała mi miejsca, zabierała na imprezy, poznawała ze swoimi znajomymi.

MR:  Co więc myślisz o lesbijskim życiu w Warszawie?

KS:  Myślę, że brakuje stałego lesbijskiego miejsca. Brakuje cykliczności wydarzeń, też aktywizmu stricte lesbijskiego. Wiem tylko o cyklu Sistrum.

MR:  Cykliczne zdarzenia są, ale sprawdzają się tylko cykliczne imprezy. Poza tym w Polsce dziewczyny nie przepadają za określeniem lesbijka, nie chadzają na imprezy „zbyt” lesbijskie i za mało mainstreamowe. No chyba z ciekawości.

KS:  To samo widzę na Ukrainie. Dziewczyny niezbyt chcą utożsamiać się ze słowem lesbijka. Pewnie dlatego, że metka lesbijka stała się w pewnym momencie tożsamością zbyt ograniczającą. Boją się zdefiniować jako lesbijki. Jeśli w przyszłości będą mieć jakieś kontakty z mężczyznami, romantyczne czy fizyczne, jeśli są otwarte na doświadczenie wykraczające poza binarność, lub są po prostu trans kobietami lesbijkami, to niby popełniają jakąś zbrodnię, nazywając się lesbą. Ale trzeba zrozumieć, że poprzednie pokolenia lesbijek żyły w bardziej binarnym i patriarchalnym społeczeństwie niż moje. Panowało poczucie, że tożsamość lesbijską trzeba bronić poprzez niepodważalne zdefiniowanie atrybutów seksualności. Dziś zacierają się granice, kobieca seksualność ciągle się zmienia. Lesbijki muszą przyznać, że kobiety wychowują się w społeczeństwie, gdzie seksualność mężczyzny dominuje i że heteroseksualna energia seksualna jest częścią homoseksualności kobiecej. Dlatego uważam, że nie powinniśmy odrzucać tożsamości lesbijskiej. Ale trzeba redefiniować słowo lesbijka, bo ona nie jest jedna, tylko jest wiele różnych. Trudno mi patrzeć, jak odrzuca się całą historię homoseksualnych kobiet, odczuwam wręcz queerową lesbofobię, bo jako lesbijka jestem kwalifikowana do gorszej grupy. Uważam, że nadszedł czas na redefiniowanie pojęcia lesbijka.

AM:  Na szczęście Europejki to robią, proponują lesbijkę z gwiazdką. Promuje to od jakiegoś czasu Stowarzyszenie Sistrum, do którego się zgłosiłaś. Czy dlatego dołączyłaś do Sistrum?

KS:  Chcę działać na rzecz lesbijek, nie tylko uczestniczyć w wydarzeniach. Poza tym, jak już tu mieszkam, to mogę się przydać społeczności. Ciągnie mnie do organizacji tęczowych, lubię być politycznie zaangażowana.

AM:  Mogłaś zgłosić się do Lambdy, o której mówiłaś.

KS:  Tak, ale wiem, jak działają duże organizacje. Nie mam pewności, czy mogłabym robić dokładnie to, co chcę. Byłabym raczej trybikiem. Ale przede wszystkim chciałam zrobić coś dla lesbijek.

MR:  Co dokładnie chciałabyś zrobić?

KS:  Uff, od czego tu zacząć. [śmiech] Chciałabym, jak już mówiłam, redefiniować słowo lesbijka, zachęcać ludzi do uczestnictwa w kulturze, robić filmy.

AM:  To do dzieła! Dziękuję za rozmowę.

MR:  Do zobaczenia na wydarzeniach lesbijskich.

Korekta: Maja Korzeniewska

————————————-————

Katja Semchuk (ur. 1991) dziennikarka, pracuje w “Naszym słowie” oraz ukraińskim medium “Krytyka polityczna”. Absolwentka Paris-Sorbonne 4 z filozofii politycznej i etyki. Warszawa to czwarte miasto, w którym żyje. Początkująca aktywistka-lesbijka.

Damski Tandem Twórczy.  (Agnieszka Małgowska & Monika Rak)
Działa od 2009 roku. Współtworzy_ł projekty: Kobieta Nieheteronormatywna (cykl debat i audycji radiowych, 2014-2016) / O’LESS Festiwal (2012-2014) / DKF Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną (cykl spotkań, 2012-2015) / O teatrze lesbijskim w Polsce (cykl teatrologiczny, od 2012) / A kultura LGBTQ+ nie poczeka (projekt archiwistyczny, od 2016) / Lesbijska Inspira (cykl wywiadów, od 2017) / Portret lesbijek we wnętrzu, Niesubordynowane czytanie sztuki Jolanty Janiczak (czytanie dramatów) / Orlando.Pułapka? Sen, Fotel w skarpetkach, 33 Sztuka, RetroSeksualni. Drag King Show (spektakle) / Czarodziejski flet, Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet (opery) / L.Poetki (film dokumentalny) / Teatr Dialogu (warsztat i akcja miejska) / Wywrotowa komórka lesbijskaEpizody, watki, sugestie lesbijskie w kinie polskim (wykłady) / Stowarzyszenie Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* (od 2017).

Agnieszka Małgowska – lesbijka / feministka / artaktywistka / reżyserka / trenerka teatralna / scenarzystka
Monika Rak – lesbijka / feministka / artaktywistka / aktorka / dramatopisarka / filmowczyni / graficzka.

——————————————————————

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka.
,
I.   Manifest
1.    Manifest. Instant
2.    Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
3.    Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II.
 Rozmowy wokół manifestu
1.    Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.    Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.    Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.    Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.    Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.    Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.    Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk
8.    Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdą Próchniak
9.    Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10.  Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.   Co Ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.   Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą.
15.   Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmowa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze polityczna. Rozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26. Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim
.
V.  EL*C. Wiedeń 2017
1. Magdalena Wielgołaska. Odzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2. Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3. Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4. Agnieszka Małgowska. Peformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
6.  Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.….
.
IV. EL*C. Kijów 2019
1.  Monika Rak. L*Geniusza na Ukrainie.
2. Magdalena Wielgołaska. Lesbianizacja przestrzeni. 
.
BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej
,
                                                                                                                   ————————————-————
 .
Aktualne wiadomości na temat projektu Lesbijska Inspira znajdziesz na:
Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!

 

Feminizm w Rosji w „Buszującym w barszczu” Konstantego Usenki

Od egzystencjalnej garażowej nuty przez hip-hop aż po fotogeniczną i ironiczną „traszkulturę” – Buszujący w barszczu to mapa nowej rosyjskiej kontrkultury w plastikowo-szklanej erze oligarchicznego kapitalizmu.

Autor porusza także temat feminizmu w Rosji – od Anny Kareniny po Pussy Riot.

Dzięki uprzejmości wydawnictwa Czarne zamieszczamy fragment poświęcony temu zjawisku.

„Pierwsze słowa o emancypacji kobiet, walka o możliwość kształcenia i pracy zarobkowej to właśnie czasy Anny Kareniny. Młode kobiety zawierały fikcyjne śluby, by uniezależnić się od rodzin – cerkiew próbowała walczyć z tym zjawiskiem, widząc w nim zalegalizowaną rozpustę. (…)

Pod koniec XIX wieku wśród szwaczek z pierwszych manufaktur swoją działalność prowadziły pierwsze sufrażystki, pojawił się temat praw wyborczych dla kobiet. W rewolucji 1905 roku brało już udział mnóstwo kobiecych organizacji, a w 1908 roku odbył się ogólnokrajowy zjazd ruchów emancypacyjnych, który zgromadził około tysiąca uczestniczek.

Wydarzenia w Rosji miały miejsce równolegle ze zdarzeniami w Europie i w USA, echa nowojorskich demonstracji ósmomarcowych szybko się roznosiły. „Jeśli nie mogę tańczyć, to nie jest moja rewolucja” – to najbardziej znane słowa Emmy Goldman. Prekursorka anarchofeminizmu zafascynowała się rewolucyjnymi ideami, pracując w jednej z petersburskich fabryk.

Prekursorka anarchofeminizmu zafascynowała się rewolucyjnymi ideami, pracując w jednej z petersburskich fabryk. Jako szesnastolatka wyjechała do Nowego Jorku, gdzie związała się z rosyjskojęzycznym środowiskiem anarchistów pochodzenia żydowskiego. Propagowała kontrolę urodzeń, antykoncepcję, kontestowała instytucję małżeństwa. Po rewolucji 1917 roku deportowano ją z USA do Rosji Radzieckiej. Początkowo zachwycona rewolucją październikową, szybko rozczarowała się bolszewikami – po stłumieniu robotniczych strajków i pacyfikacji powstania w Kronsztadzie wyjechała do Europy.

Tymczasem prawa wyborcze kobietom zagwarantował już po rewolucji lutowej Rząd Tymczasowy Kiereńskiego. Nowa władza radziecka uprościła procedury rozwodowe, pozwoliła wykonywać aborcję, zdelegalizowała prostytucję. Ruch feministyczny został wchłonięty przez partię komunistyczną, która nie chciała organizacji kobiecych poza swoim obrębem, widząc w nich „burżuazyjne fanaberie”. Instytucja rodziny i podział na płeć miały być zniesione w ramach służby nowemu państwu. Propagatorką marksistowskiego feminizmu według oficjalnej linii partii została Aleksandra Kołłontaj, pierwsza dyplomatka ZSRR. Kres wszystkim „fanaberiom” położyło dojście do władzy generalissimusa Dżugaszwilego. Gdy Małgorzata z powieści Bułhakowa latała na miotle nad Moskwą, idee emancypacji z ostatniego półwiecza zostały już pozamiatane.”

Konsanty Usenko, „Buszujący w barszczu. Kontrkultura w Rosji sto kat po rewolucji”

Wyadwnictwo Czarne, 2018

 

Robię sobie remont – wydajemy feministyczny poradnik remontowy! Wesprzyj zbiórkę, kup książkę

Wydajemy feministyczny poradnik „Robię sobie remont – podstawowe wykończenia i naprawy w domu“. Wesprzyj zbiórkę!

15 czerwca wystartowała kampania crowdfundingowa, z której sfinansowane zostanie wydanie feministycznego poradnika podstawowych napraw i remontów domowych „”Robię sobie remont“. Na platformie „Odpal projekt“ (www.odpalprojekt.pl/p/robieremont) można kupić poradnik w przedsprzedaży lub wybierać jedną z innych atrakcyjnych nagród o budowlano-feministycznej tematyce: płócienną torbę z napisem „Robię sobie remont“, plakat z remontowym rysunkiem Asi Bordowej lub szablon naklejek z ikonkami narzędzi, które mamy w domu i możemy wypożyczyć sąsiadkom i sąsiadom, do naklejenia na skrzynce pocztowej lub drzwiach.

Książka będzie wzbogaconą wersją niemieckiego poradnika „Wo der Hammer hängt“ autorstwa Kathariny Mahrenholtz. Poradnik zostanie bogato zilustrowany przez rysowniczkę Asię Bordową. Zawierać będzie informacje o najważniejszych materiałach budowlanych, o tym jakie narzędzia warto mieć w domu i do czego służą, a ponadto o tym, jak samodzielnie wykonać najczęstsze prace remontowe, takie jak malowanie ścian, wiercenie dziur w różnych materiałach, cyklinowanie podłogi, czy kładzenie kafelków. Poradnik napisany będzie zrozumiałym dla wszystkich językiem i utrzymany w dowcipnym tonie.

Książkę w Feminotece wydają trzy dziewczyny, które połączyły idee DIY (Do It Yourself, czyli zrób to sama) oraz zamiłowanie do naprawiania, budowania i majsterkowania. Jola na co dzień pracuje w Fundacji Feminoteka, gdzie prowadzi księgarnię. Asia i Basia pracują jako polsko-niemiecki tandem tłumaczeniowy Trans-Translations. Basia zdobyła swoje doświadczenie w naprawach przez lata działalności w warsztacie szybowcowym i przy renowacjach swoich mieszkań. Jola właśnie samodzielnie wykańcza sobie podwarszawski dom. Asię w remontach wyszkoliło 7 lat mieszkania w czterdziestoosobowej wspólnocie, w której razem z sąsiadkami i sąsiadami regularnie remontowała swój ówczesny dom – zdezelowany berliński budynek. Dziewczyny zgodnie zauważyły, że podstawowej wiedzy remontowo-budowlanej nie uczy się niestety w szkołach i że wszystkie one w pewnym momencie życia brak tej wiedzy mocno odczuły. Są to umiejętności przydatne praktycznie wszystkim. Ponadto, jako że jest to tradycyjnie „męska domena“, dziewczyny i kobiety mają do tej wiedzy utrudniony dostęp. Poradnik jest więc zabawną odpowiedzią na tę lukę w oficjalnej, tradycyjnej edukacji.

Prócz praktycznej zawartości książki dla pomysłodawczyń projektu ważny jest też sam jej język. Tłumaczka (Basia Janisch) zadbała o to, aby był on zaadresowany do wszystkich bez względu na płeć. Basia potraktowała zatem język polski jako równoległą „budowę“, wypróbowując inkluzywne (włączające) i niedyskryminujące formy językowe.

Na platformie „Odpal projekt“ można finansowo wesprzeć wydanie poradnika, kupując go w przedsprzedaży lub wybierając jedną z innych atrakcyjnych nagród o budowlano-feministycznej tematyce, np. płócienną torbę z napisem „Robię sobie remont“.

Książka ukaże się już w październiku 2018. Wtedy też zostanie rozesłana do osób, które kupiły ją w przedsprzedaży. Od października 2018 będzie ją można nabyć w księgarni internetowej Fundacji Feminoteka oraz w małych księgarniach w całej Polsce (dokładna lista punktów dystrybucji ukaże się na stronie Feminoteki).

Zachęcamy do wsparcia wydania poradnika na stronie: www.odpalprojekt.pl/p/robieremont

LESBIJSKA INSPIRA I Co ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.


Magda Wielgołaska: Przyjechałaś do Polski z Nowego Jorku na staż w Partii Zieloni, w której się poznałyśmy i bardzo szybko zaczęłyśmy rozmawiać o tym, jak wygląda Twoje doświadczanie polskiej rzeczywistości z perspektywy tożsamości psychoseksualnej, a także bycia “niestąd”, choć masz polskie korzenie. Powiedz coś o tym.

Nicole G: Urodziłam się w Nowym Jorku, ale w polskiej dzielnicy – Greenpoint. Teraz to się zmieniło, ale kiedy dorastałam, to była taka Polska w skali mikro. Na ulicach było słychać przeważnie polski. Kiedy byłam mała, miałam również styczność z polską rzeczywistością z perspektywy małego miasta, ponieważ często przyjeżdżałam do rodziny i mieszkałam w małej miejscowości pod Ostrołęką, w Drężewie. Moja najbliższa rodzina zawsze planowała wrócić do Polski, jako do wyidealizowanego – z perspektywy odległości i odcięcia – kraju korzeni. Do tego powrotu jednak nigdy nie doszło.

Wychowywałam się jako najmłodsza córka w dużej, katolickiej rodzinie o żydowskich korzeniach i z tej perspektywy moja tożsamość była dla mnie na pewnym etapie życia dużym problemem. Od zawsze podobały mi się dziewczyny, jednak byłam przekonana, że wcale nie oznacza to, że sama jestem lesbijką, że to jest normalne i że wszyscy mają podobnie. Pamiętam, kiedy oglądałam disneyowski film Anastazja – byłam naprawdę zła, że bohaterka filmu skończyła z facetem, zupełnie tego nie rozumiałam. Moja mama pytała, co mnie tak w tym denerwuje. Nie byłam w stanie odpowiedzieć, bo prostu czułam, że mnie to wkurza. Była też taka bajka o lalkach Barbie, które są najlepszymi przyjaciółkami i cała akcja kończy się podwójnym ślubem, obie wychodzą za mąż. Zupełnie mi to nie pasowało. Były dla siebie idealne, więc skąd nagle ci mężowie? [śmiech]

Na samym początku byłam pewna, że nie jestem lesbijką, tylko mam naturalny i zupełnie normalny zmysł estetyczny, który sprawia, że potrafię zobaczyć, tak jak wszyscy inni – kobiece piękno. Dotarło do mnie, że jestem lesbijką, kiedy miałam szesnaście lat, swojej rodzinie powiedziałam o tym, kiedy miałam dwadzieścia.

MW: W naszym lesbijskim manifeście zastanawiamy się również nad tym, w jakich okolicznościach lesbijki i inne kobiety nieheteronormatywne dokonują coming outów. Czy robią to pod presją, czy częściej w zgodzie ze sobą. Jaki Ty masz stosunek do outowania się?

NG: Ujawnienie się przed najbliższą rodziną było dla mnie jednym z najtrudniejszych doświadczeń w życiu. Jednak uważam, że coming out jest potrzebny, bo ciężko jest żyć, wiedząc o sobie coś tak istotnego i nie móc podzielić się tym z bliskimi. Siedzenie w szafie może rodzić różne niekomfortowe sytuacje. Moja babcia na przykład nie wiedziała o mnie. Zmarła rok temu i kiedy spotykałyśmy się jeszcze za jej życia i rozmawiałyśmy, mówiła: Pamiętaj, że jeśli tylko będziesz gotowa, to znajdę ci miłego kandydata na męża o żydowskich korzeniach. Miałam takie poczucie, że w bardzo heteronormatywnej i patriarchalnej polskiej kulturze, kultywowanej zwłaszcza w małych miejscowościach albo w społeczności polonijnej właśnie –  istnieje jakaś presja, że dziewczyna powinna wyjść za mąż do dwudziestego trzeciego roku życia, a do trzydziestki urodzić zgraję dzieciaków. Ta presja zawsze była odczuwalna w mojej rodzinie. Dlatego coming out był dla mnie istotny, żeby ją przerwać i powiedzieć moim bliskim, że nie chcę uczestniczyć w tym powtarzających się przez pokolenia schematach. Co prawda ta presja nie ustała, ale jest mniejsza, kiedy otwarcie mówię o tym kim i jaka jestem.

MW: Rodzina nadal szuka Ci męża?

NG: Zdarza się. Jakiś czas temu przez krótki okres czasu mieszkałam w Wiedniu i jeden z moich znajomych zakochał się we mnie. Starał się mnie wyręczać w różnych kwestiach, był przesadnie miły. Dla mnie była to bardzo niezręczna sytuacja, którą podzieliłam się z moją mamą. Była wniebowzięta. Oczekiwałam, że potwierdzi, że faktycznie sytuacja jest dziwna, tymczasem mama starała się raczej dowiedzieć, ile on ma lat, czym się zajmuje itd. Kiedy z kolei byłam w Londynie, jeden z moich starszych znajomych próbował mnie swatać ze swoim synem. Moja mama widziała to jako pewną korzystną dla mnie sposobność. Tak więc ta presja się nie skończyła, kiedy pojawia się możliwość, że jednak pójdę tradycyjną drogą. Moja rodzina nadal ma nadzieję, że może w końcu poznam odpowiedniego faceta i wyjdę za mąż. Myślę, że to jest jakoś głęboko zakodowane w ich głowach, że takie rozwiązanie zabezpieczyłoby mnie społecznie, a także cała rodzina wypełniłaby jakieś normy. Daję komunikaty, że nie wyjdę za mąż i podaję przykłady nieszczęśliwych relacji w rodzinie, jednak te społeczne wdruki są czasami w moim odczuciu ważniejsze dla ludzi niż osobiste szczęście i niektórzy wiele są w stanie poświęcić, nawet samych siebie, żeby podporządkować się ogólnie przyjętym zasadom.

MW: Szczególnie interesuje mnie, jak wygląda życie lesbijki* w miejscu, z którego pochodzisz. Myślę, że Nowy Jork dla wielu osób w naszej społeczności wiąże się z wyobrażeniem życia w wolności. Możesz być kim chcesz i robić co chcesz.

NG: Pomijając moje doświadczenia rodzinne czy polonijne – życie w Nowym Jorku jest proste w kontekście tożsamości niehetero. To, co może ci się zdarzyć, to ewentualnie sytuacje typu, że podchodzi do ciebie facet w pubie i chce cię poderwać, a kiedy mówisz, że jesteś lesbijką, zapyta w żartobliwym tonie czy może popatrzeć.

Poza tym faktycznie żyje się tam dobrze, chociaż mam wrażenie, że w Nowym Jorku jest bardzo mało lesbijek. Mam takie poczucie, że już wszystkie znam, że to jest bardzo nieduża społeczność, zamknięte kręgi znajomych, gdzie dochodzi do takich sytuacji, że kiedy znajoma umawia cię na randkę w ciemno z dziewczyną, która jej zdaniem jest dla ciebie idealna – zdziwiona kończysz na randce ze swoją byłą.

MW: Ale wiem, że nie studiujesz w Nowym Jorku.

NG: Studiuję politykę Europy Wschodniej na uczelni, która znajduje się w konserwatywnym stanie Indiana. Tam jest dużo ciężej. Życie w dużych miastach zawsze bardzo odczuwalnie różni się od tego, co dzieje się w mniejszych miejscowościach. I o ile na terenie samego kampusu i wśród studentów czuję się dobrze i dość swobodnie, to życie poza murami uczelni wygląda tam inaczej. Ludzie nie są tolerancyjni i sam wygląd sugerujący, że jesteś osobą nieheteronormatywną jest dosyć dużym ryzykiem. Całkiem niedawno ogoliłam się na łyso i ludzie dawali mi odczuć, że jest to niepożądane społecznie, żeby tak wyglądać. Sama szkoła jest prowadzona przez kwakrów [Religijne Towarzystwo Przyjaciół] – to jest wspólnota religijna, która jest dosyć tolerancyjna, jednak świat poza szkołą już taki nie jest. Żeby jakoś przybliżyć ci klimat tego miejsca, posłużę się takim obrazem: Mike Pence – wiceprezydent Stanów Zjednoczonych i prawa ręka Trumpa był gubernatorem Indiany. Sprawując ten urząd wprowadził prawo: Religious Freedom Restoration Act [RFRA], które zalegalizowało w praktyce dyskryminację osób LGBTQ+. Myślę, że można to porównać do polskiej klauzuli sumienia. Tak więc tak jak różnorodne są Stany, tak różni się sytuacja osób nieheteronormatywnych. W większości miejsc nie jest tak różowo jak na filmach, chociaż rzeczywiście są miasta, w których można żyć normalnie.

MW: Jakie miałaś w takim razie wyobrażenie o życiu społeczności LGBTQ+ w Polsce przed swoim przyjazdem tutaj?

NG: Przyznam szczerze, że byłam przerażona. Głównie dlatego, że patrzyłam na tę kwestię z perspektywy Ostrołęki, w której mieszkają moi krewni. Znałam tylko jedną historię dotyczącą osoby nieheteronormatywnej. Był to wielki dramat i ogromne poruszenie w mojej rodzinie, kiedy okazało się, że jeden z mężczyzn po dwudziestu latach małżeństwa rozwiódł się z żoną, oznajmiając, że jest biseksualny, następnie związał się z mężczyzną. Jego żona rozpadła się na kawałki, miała duży kryzys egzystencjalny. Pamiętam jak ludzie byli oceniający i ostrzy dla niego. Pytałam wtedy, czemu to jest aż takie straszne, dlaczego ten człowiek nie może po prostu żyć w zgodzie ze sobą? Moja rodzina zadawała wtedy pytania typu: Czy ty sama mogłabyś być z mężczyzną, który uprawia seks z facetami? Ja odpowiadałam, że nie miałabym z tym problemu, co wywoływało oburzenie. To była jedyna historia, jaką znałam z Polski. Inne moje skojarzenie jest powiązane z filmem Płynące wieżowce. Kiedy go zobaczyłam – płakałam jak dziecko. Pokazałam ten film mamie, również płakała. To, z czym się zetknęłam, rodziło we mnie wiele obaw, jak ludzie LGBTQ+ egzystują w Polsce. Na różnych grupach anglojęzycznych na FB, w których jestem – zadawałam pytania: Czy w Polsce w ogóle są lesbijki? Czy może ktoś z was akurat jest w Polsce i chce się spotkać? Pomocy! [śmiech]

Szukałam w internecie kontaktów, ale odzywały się osoby z Trójmiasta albo innych miast niż Warszawa i Ostrołęka.

MW: Myślałaś, że będziesz jedyną lesbijką w Warszawie?

NG: Szczerze mówiąc – tak właśnie myślałam! Na szczęście prześwietliłam Twój profil na FB, żeby zobaczyć, z kim będę pracować i ciężar spadł mi z serca. [śmiech]

Bałam się, że życie osób LGBT będzie ukryte w podziemiu, że będę musiała dotrzeć do osób, które znają kogoś kto zna kogoś, kto wpuści mnie do jakiejś grupy. Kiedy zobaczyłam, że jesteś aktywistką pojawiła się myśl, że po pierwsze nie będę jedyną lesbijką w Warszawie, a po drugie, że możesz znać inne nieheteronormatywne osoby. Było mi już wtedy łatwiej.

MW: Jak wyglądało Twoje zderzenie się z polską rzeczywistością?

NG: Na początku bardzo mnie to uderzyło, że na przykład na spotkaniu, w którym brało udział około dwudziestu osób swobodnie powiedziałaś coś o swojej partnerce i to było przyjęte zupełnie normalnie, tak jakby osoba hetero mówiła o mężu albo żonie. Miałam zupełnie inne wyobrażenie tego, co zastanę w Polsce. Teraz myślę, że niepotrzebnie się martwiłam. Wiem, że trafiłam do wyjątkowo akceptującego środowiska pracy i sporo osób tutaj albo jest niehetero abo wspiera walkę o równe prawa, ale generalnie również poza miejscem, w którym odbywam staż – ludzie, których spotykam nie mają problemu z tożsamością inną niż heteroseksualna. Czasami, kiedy mam taki dzień, że na serio lesbijsko wyglądam, to widzę, że w Ostrołęce to zwraca uwagę, ale tutaj – w Warszawie,  myślę, że to jakoś ginie w tłumie i dobrze się z tym czuję.

MW: Czyli w zasadzie to jest dość podobne jak Stanach. Dwa skrajnie różne miejsca. Duże miasto i bardziej konserwatywna, mniejsza miejscowość.

NG: To prawda. Ten schemat powiela się pewnie na całym świecie. Poza tym w mniejszej miejscowości bardziej wszystko widać, odmienność łatwiej wychwycić.

MW: Niedawno pierwszy raz uczestniczyłaś w Paradzie Równości w Warszawie. Jakie wrażenia?

NG: Byłam zaskoczona, że ta Parada wyglądała inaczej niż nasze. W Stanach zazwyczaj ulice są ogrodzone w jakiś sposób i jesteś częścią widowni, a paradują zgłoszone i zaakceptowane organizacje, grupy artystyczne itd. Tutaj wszyscy szli razem i było to dla mnie w jakiś sposób podniosłe i wzruszające. Faktycznie było czuć taką radość z tego, że jesteśmy wszyscy razem i że jest nas tak dużo. Każda osoba mogła w każdej chwili dołączyć. Bardzo dobrze wspominam to wydarzenie.

MW: Jest coś, co szczególnie Cię zaskoczyło w Polsce?

NG: Tak. Może to jest śmieszne, ale zszokowało mnie, że bardzo dużo heteroseksualnych kobiet ma w Polsce typowo lesbijskie fryzury. Mój lesboradar jest zupełnie rozregulowany i często jestem trochę zdezorientowana. [śmiech] W Stanach lesbijskie fryzury są noszone przez kobiety, które faktycznie nie są hetero i jest to jakiś znak rozpoznawczy. Szczególnie zdziwiło mnie, że dużo starszych kobiet – takich w żakiecikach i rajstopkach ma właśnie takie najbardziej lesbijskie na świecie, wygolone po bokach włosy, postawione na żel na górze głowy. Myślę sobie wtedy: To jest totalnie lesbijska fryzura! Ty możesz nie wiedzieć, że taką masz, ale taka właśnie jest!.

MW: Z czym się spotykasz zawierając tutaj nowe znajomości? Sama widziałam, że ludzi dziwi, że lesbijka z Nowego Jorku przyjechała do Warszawy, kiedy sami najchętniej kupiliby bilet w odwrotną stronę.

NG: Faktycznie, kiedy zaczęłam zawierać w Polsce pierwsze znajomości, to najczęściej padało pytanie: co ty tutaj robisz?Osoby, z którymi mam kontakt nie mogą do końca zrozumieć, że przyjechałam z własnej i nieprzymuszonej woli do Polski z miejsca,  w którym osobom nieheteronormatywnym żyje się według niektórych kryteriów – lepiej. Mam poczucie, że cały czas muszę się z tego tłumaczyć. Do tego silnie odczuwam poczucie obcości, które towarzyszy mi przez całe życie. Ze względu na polskie nazwisko i korzenie, osoby, z którymi stykam się w Stanach, zazwyczaj bardzo szybko komunikują mi, że bardzo dobrze mówię po angielsku, a to przecież jest mój język, w którym mówię od zawsze. To samo dzieje się tutaj, w Polsce. Codziennie słyszę komentarze, że bardzo dobrze mówię po polsku. Być może nie powinnam na to zwracać uwagi, ale odbieram to jako ciągłe podkreślanie, że gdziekolwiek bym nie była, to nie jestem stąd. Wiem, że dla niektórych to jest forma komplementu, ale żyjemy w takich czasach, kiedy już wiemy, że dobre intencje to nie wszystko i trzeba włączyć świadomość sytuacyjną. To mi się jakoś łączy – kwestia języka i tożsamości lesbijskiej. Zawsze jest jakaś niepewność, czy ktoś potraktuje ciebie jakoś inaczej. Podkreśli ten aspekt, który jest dla ciebie akurat w danej sytuacji delikatny. Przyjeżdżając do Polski nie wiedziałam, czego się spodziewać również jako lesbijka właśnie. Zrobiłam research w internecie, szukałam informacji o lesbijkach w Polsce, znalazłam bardzo niewiele.

MW: Słyszę, że określasz siebie za pomocą słowa lesbijka. Jak czujesz to słowo i jego miejsce w swoim życiu?

NG: Czasami mam z tym słowem problem, bo podobają mi się również osoby niebinarne. W zasadzie problem mam nie z samym słowem, a z tym, jaki takie “prawdziwe lesbijki” dają innym do niego dostęp. Bardzo często rozmawiam z innymi lesbijkami o tym, kto ma prawo do słowa lesbijka. Czy na przykład transseksualne kobiety mogą siebie określać jako lesbijki. To jest bardzo kontrowersyjna kwestia aktualnie również w środowisku LGBTQ+ w Stanach. Jednak ja sama uważam, że lesbijką jest ta osoba, która tak określa swoją tożsamość psychoseksualną. Byłam w bardzo długim związku z kobietą transseksualną i ta kwestia jest mi wyjątkowo bliska. Niejednokrotnie uczestniczyłam w sytuacjach, w których dochodziło do kłótni, czy to jest kobieta czy mężczyzna i w jakich wydarzeniach może albo nie może w związku z tym uczestniczyć.

Swoją partnerkę poznałam, myśląc, że jest to po prostu kobieta. Dopiero w pierwszej sytuacji intymnej, jaka się zdarzyła – dowiedziałam się, że jest transseksualna. Jednak nigdy nie odbierałem jej inaczej niż jako kobiety. Myślę, że głównie było tak ze względu na jej emocjonalność, na komunikatywność. Kiedy mówię, że jestem lesbijką, to głównie chcę wyrazić, że właśnie taka kobieca emocjonalność i komunikacja najbardziej mi odpowiadają. Uważam, że płeć jest w naszej głowie i jest czymś, co wynosimy z naszego wychowania i doświadczeń. Dla mnie płeć objawia się tym, jakie decyzje podejmujesz na co dzień, jakie masz podejście do konkretnych sytuacji i nie ważne, jaka jest twoja płeć biologiczna, możesz manifestować swoim zachowaniem cechy zupełnie od niej oderwane i jeśli te cechy, twoje uczucia i potrzeby są z tobą zgodne i chcesz siebie określać inaczej niż określa ciebie społeczeństwo – to masz do tego prawo. Tak więc kiedy sama byłam z osobą transseksualną, nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby pomyśleć o niej jako o mężczyźnie, skoro wszystkie zachowania i jej odczucia mówiły, że jest po prostu kobietą. Czytałam dużo książek między innymi Judith Butler i Eve Sedgwick i na tej podstawie myślę, że płeć to jest to, co i jak robisz, a nie to jakie masz genitalia. Płeć to dla mnie rola, którą wybieramy. I mam bardzo duży szacunek do osób niebinarnych, które potrafią przyjrzeć się schematycznym rolom społecznym i wybrać z nich coś dla siebie albo wybrać coś zupełnie innego, czy też tworzą sobie swoje własne światy i role. Myślę, że to wymaga odwagi w odniesieniu do społecznej presji poprawności wypełniania norm.

Te normy to jest coś, co wbrew pozorom, bardzo utrudnia życie, zamiast je upraszczać. Mam poczucie, że nie przystają do obecnych czasów, a ciągle w nich tkwimy, bardzo powoli reformując. W odniesieniu do tych norm właśnie w Stanach toczy się dyskusja między innym dotycząca tego, czy osoby niebinarne czy transseksualne mogą należeć do grup, organizacji lesbijkich albo czy mogą brać udział w wydarzeniach przeznaczonych dla lesbijek czy innych kobiet nieheteronormatywnych.

MW: Podobne procesy mają miejsce teraz w Polsce. Czy możesz powiedzieć, jakie argumenty padają w tej dyskusji, poza tymi, o których już wspomniałaś?

NG: Zdarza się na przykład, że o dostępie do pewnych grup, wydarzeń decyduje czynnik fizyczny, wizualny. Łatwiej jest ludziom zaakceptować transseksulaną kobietę, określającą siebie jako lesbijkę, kiedy wygląda jak kobieta i nie rozpoznajesz, że to osoba transseksualna. Ja byłam właśnie w związku z taką osobą i takie osoby mają łatwiejsze życie, również w społeczności LGBTQ+. Kiedy ta transseksualność jest niewidzialna, to problem w jakiś sposób znika, co też wydaje mi się niefajnym standardem pokazującym, że zawsze chodzi o replikowanie norm narzuconych przez ogół społeczeństwa, które nasza tęczowa społeczność również kultywuje. Trudno licytować się, kto bardziej zmaga się przemmocą patriarchatu, ale biologiczne kobiety mają trudniejsze doświadczenia i ktoś kto urodził się jako mężczyzna, albo zrobił tranzycję z kobiety na mężczyznę – jest w lepszej sytuacji. Ja myślę, że wszyscy przechodzimy horror patriarchatu, oczywiście w różnym stopniu, ale tak na serio wystarczy, że jesteś chociaż trochę inną osobą: grubszą, wyższą, z piegami, z dużym nosem – doświadczysz tego mocniej.

MW: Ten horror patriarchatu jednak nie kończy i ciągle przybiera nowe formy

NG:  Właśnie. Ta dyskusja dotyczyła między innymi otwarcia centrum dla kobiet niehetero. Pojawiło się tyle wątpliwości czy pytań, pretensji o to, kim jeszcze trzeba się zająć, że w ostatecznym rozrachunku wyszło na to, że to nie powinno być centrum dla kobiet LGBT, tylko dla wszystkich osób LGBT. Duża rozmowa dotyczyła na przykład takiej kwestii, czy w takim centrum powinni otrzymywać wsparcie transseksualni mężczyźni, skoro dużą część życia przeżyli jako kobiety. Widzę tutaj coś, o czym toczy się rozmowa również w Polsce. Od kobiet niehetero, od lesbijek wymaga się, żeby zajmowały się wszystkimi osobami LGBT. To ciężko rozdzielić. Ale też będąc na jednym z wydarzeń Stowarzyszenia Sistrum, byłam bardzo pozytywnie zaskoczona tym, że faktycznie była to przestrzeń dla wszystkich kobiet nieheteronormatywnych, nikt nikogo nie wypraszał i nie pytał: “co ty tutaj robisz?” – co zdarza się czasami w Stanach.

Nie wiem, jak to wygląda w Polsce. Jednak w Stanach kobiety transseksualne są grupą, która ma najniższy wskaźnik długości życia i bardzo często padają ofiarami morderstw, gwałtów i innych przestępstw. To się dzieje naprawdę na dużą skalę, a transmizoginia jest ogromnym problemem. W każdym razie myślę, że jest jeszcze dużo wyzwań przed społecznością LGBTQ+, tak, żeby każda osoba bez wyjątku, mogła znaleźć dla siebie miejsce, w którym będzie się czuła faktycznie dobrze.

MW: Kiedy Ciebie słucham, myślę sobie, że cały czas utwierdzamy się w tym, że trawa jest zawsze bardziej zielona po drugiej stronie płotu. Ameryka wydaje się takim rajem dla osób nieheteronormatywnych, dla lesbijek*, a tymczasem ciągle mamy jeszcze dużo do zrobienia bez względu na to, gdzie mieszkamy. Masz jakiś pomysł na siebie – jak stać się częścią takiej transformacji?

NG: Dla mnie osobiście najważniejsza jest edukacja. To jest dla mnie droga do zmian. Chciałabym zostać na uczelni, uczyć i być taką zwariowaną, dziwnie ubraną wykładowczynią, która pokazuje, że nie trzeba trzymać się schematów, żeby coś osiągnąć. Marzy mi się, żeby studenci mówili o mnie, że może jestem wymagająca, ale też wystarczy odrobina zaangażowania i wkładu, żeby dostać u mnie dobrą ocenę.

MW: Mam nadzieję, że to marzenie się spełni. Dziękuję Ci za rozmowę.

Korekta: Maja Korzeniewska

          ———————————–

Nicole G. – urodzona w 1997/ studentka politologii i aktywistka z Nowego Jorku/  zaangażowana w działania na rzecz: osób LGBTQ+, praw kobiet, Black Lives Matter/ aktywistka ruchu BDS (Boycott, Divestment, Sanctions)/ kiedy nie uczy się i nie protestuje – śpiewa utwory ludowe polskie i amerykańskie/ poetka.

Magdalena Wielgołaska – aktywistka / lesbijka / feministka / współzałożycielka Stowarzyszenia na rzecz Osób LGBT Tolerado / działaczka na rzecz poszerzania wiedzy na temat leczniczego działania konopi / zaangażowana w Kręgi Kobiece i odzyskiwanie wewnętrznej, kobiecej Mocy / wartościami i zawodowo związana z Partią Zieloni/ założycielka strony Strefa Les*/ współpracowniczka projektu A kultura LGBTQ+ nie poczeka!

——————————————————————

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka.
,
I.   Manifest
1.    Manifest. Instant
2.    Rozmowa IOd lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
3.    Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II.
 Rozmowy wokół manifestu

1.    Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.    Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.    Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.    Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.    Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.    Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.    Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk
8.    Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdą Próchniak
9.    Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10.  Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.   Co Ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.   Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą.
15.   Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16. Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19. Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze polityczna. Rozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26. Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką

27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak

.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi

2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
.

IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką

2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim
.

V.  EL*C. Wiedeń 2017. 
1. Magdalena Wielgołaska. Odzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2. Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3. Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4. Agnieszka Małgowska. Peformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
6.  Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.….

                                                                                                                   ————————————-————
 –
Aktualne wiadomości na temat projektu Lesbijska Inspira znajdziesz na:
Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!

Opór kobiet na II Anarchistycznym Festiwalu Filmowym | Warszawa 29.06 – 01.07, Łódź 06 – 07.07​

Anarchistyczny Festiwal Filmowy to to pierwsze wydarzenie filmowe w Polsce, które stara się przyjrzeć aktualnym problemom i zagadnieniom społecznym z radykalnie lewicowej perspektywy.

Za główny cel stawia sobie przybliżenie tematyki anarchistycznego oporu wobec kapitalistycznej rzeczywistości oraz przedstawienie publiczności opowieści o tworzeniu wobec niej praktycznych alternatyw. Wydarzenie jest organizowane przez Ogólnopolski Związek Zawodowy Inicjatywa Pracownicza​. Z tego względu trzonem każdej edycji festiwalu jest tematyka pracownicza, syndykalistyczna i antykapitalistyczna.

W tym roku na festiwalu zaprezentowane zostaną również filmy dokumentalne traktujące o oporze kobiet zarówno w przeszłości jak i w dzisiejszym świecie.

“Nieposkromione. Historia Mujeres Libres” (Indomables, una historia de Mujeres Libres, 2011) – Wolne Kobiety (Mujeres Libres) działały w latach 1936-1939 i były anarchistyczną organizacją walczącą o wyzwolenie kobiet z potrójnego ucisku – doświadczanego w miejscu pracy, rodzinie i całym społeczeństwie. Szczyt ich aktywności przypada na lata hiszpańskiej wojny domowej, kiedy zrzeszały ponad 20 tys. członkiń. Film rekonstruuje historię organizacji poprzez wywiady z żyjącymi do dziś działaczkami ruchu, historyczkami i aktywistkami.

“Strajk kobiet trwa” (​2017) ​- Film przedstawia historię pracownic poznańskich żłobków publicznych, które w 2011 roku rozpoczęły trwającą do dziś walkę przeciwko prywatyzacji instytucji, a także o poprawę warunków pracy i wyższe płace. Kwestie pracownicze stały się jednak punktem wyjścia do szerszych działań na rzecz praw kobiet. Po projekcji w Warszawie odbędzie się dyskusja z bohaterkami filmu.

“Silne jak skała” (Strike a rock, 2017) – Film opowiada historię kobiecej organizacji Sikhala Sonke, założoną przez wdowy górników zamordowanych podczas masakry w południowoafrykańskiej kopalni Lonmin Platinum Mine w Marikanie. Od 2012 roku winni nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności, a warunki życia w Marikanie są stale bardzo trudne. Kobiety walczą o sprawiedliwość i zadośćuczynienie. Po projekcji w Warszawie odbędzie się wideokonferencja z reżyserką.

W ramach festiwalu zostanie wyświetlony również film fabularny “Miłość i anarchia” (Film d’amore e d’anarchia, 1973), którego reżyserką jest Lina Wertmüller – jedna z najważniejszych postaci europejskiego kina lat 70., a także sympatyczka anarchizmu, feminizmu i radykalnej lewicy. Była ona pierwszą reżyserką nominowaną do Oscara (za głośny obraz “Pasqualino Settebellezze” z 1975). Każdy z jej filmów był prezentowany na największych europejskich festiwalach i wywoływał burzliwe spory polityczne. “Miłość i Anarchia” opowiada o anarchiście imieniem Tunin, który postanawia przeprowadzić zamach na Mussoliniego, w czym wspiera go pracownica seksualna o wolnościowych poglądach, Salomè. Oboje mają też osobiste powody, by zabić faszystowskiego dyktatora. Sytuacja komplikuje się, gdy Tunin zakochuje się w innej pracownicy seksualnej, Tripolinie.

Anarchistyczny Festiwal Filmowy odbędzie się w Warszawie w dniach 29.06 – 01.07 oraz w Łodzi w dniach 06-07.07​.

Szczegóły dotyczące projekcji znajdują się na stronie festiwalu: www.a-filmfest.org oraz na www.fb.com/AnarchistycznyFestiwalFilmowy

AIMO. Na płycie Hedo-Maso znowu trochę więcej śpiewam. Z Alicją Migdą rozmawia Agnieszka Małgowska

Fragment wywiadu Jestem psychofanką minimalizmu z cyklu SISTRUM rozmawia o L*kulturze.  

*********

AIMO to… eksperyment muzyczny łączący elektronikę z emocjonalnymi tekstami i  damskim wokalem. |
AIMO to… wokalistka, autorka tekstów, a także kompozytorka.
AIMO to… minimalizm w warstwie muzycznej, jak i tekstowej.

*********

Agnieszka Małgowska: Gry z mainstreamem pochłaniają mnóstwo energii. Poza głównym nurtem można więcej. Można podejmować niepopularne tematy, wyglądać jak się chce. Dlatego zapytam: czy reklamując swoją muzykę akcentujesz swoją nieheteroseksualność?

Alicja Migda: W wywiadach mówię o swojej orientacji, nie mam z tym problemu. Orientacja seksualna jest jedną z właściwości, która mnie definiuje, tak jak definiuje mnie to, że jestem kobietą. Moją nieheteroseksualność trudno też ukryć, teksty mnie zdradzają. [śmiech] Jestem lesbijką, ale nie chcę, by moja muzyka była postrzegana przez ten fakt, nie chcę też opierać na tym kariery. Tak mi zasugerowała niedawno jakaś menagerka. Moja muzyka jest ważniejsza, choć przyznam, że przykre jest, że w polskiej branży muzycznej nie ma wyautowanych lesbijek. A siedząc od lat w tej branży wiem, że jest ich niemało. Znane wokalistki milczą w tej sprawie i zastanawiam się, dlaczego tak jest. Gdyby udało mi się zaistnieć w mainstreamie, nigdy nie będę ukrywać, że jestem lesbijką.

AM: Śpiewasz o relacji między kobietami, więc to jest oczywiste, choć wiem, że kobiety mają absurdalne pomysły, żeby się wyprzeć swojej orientacji. Od razu przypomina mi się skecz Barbie Girls o wokalistce o pseudonimie Lesba, która śpiewa piosenki o seksie i miłości między kobietami, jest w bliskiej relacji z menagerką, ale twierdzi, że jest hetero! Historia nie tylko kabaretowa. Dziewczyny obawiają się zniszczenia kariery, szczególnie, jeśli jest ona zbudowana na opowieści o heteromiłości.

AM: Przypomina mi się historia Piotra Zioły. Zdolny młody człowiek zajmujący się muzyką alternatywną, przy płycie pomagała mu Natalia Przybysz. Miał umowę z wytwórnią Warner i nagle ktoś wyczaił na Instragramie kilka zdjęć jego i jego partnera. Stało się jasne, że jest gejem. Wytwórnia zadziałała. W ciągu jednej nocy zniknęła cała zawartość Instragrama i Facebooka. Po całej zadymie Zioło muzycznie zniknął, na szczęście ostatnio widzę, że wraca. Myślę, że stało się tak, bo wytwórnia kierowała muzykę Zioły do nastolatek.

AM: Trudno się czasem dziwić, że artystki chcą uniknąć takiej sytuacji. Ciągnąc tęczowy wątek, mówiłaś, że grywasz przy okazji Marszy Równości?

AM: Tak, gdy tylko jest to możliwe. W zeszłym roku pogoda uniemożliwiła nam zagranie koncertu plenerowego podczas Marszu w Poznaniu. Trzy lata temu graliśmy z Semantyką koncert przed Marszem we Wrocławiu.

AM: Pytam też dlatego, że kolejna Twoja EPka będzie miała premierę w czasie warszawskiego tygodnia, zapowiadającego Paradę Równości w Warszawie. Pewnie zbieg okoliczności, bo koncert macie w Poznaniu. Porozmawiajmy o tej muzycznej premierze. Mówiłaś, że będzie bardziej chilautowa, choć mam poczucie, że taka była poprzednia. [śmiech] Jak to jest? Na czym polega różnica?

AM: Różnica polega na brzmieniu i na tekstach. Wcześniejsze EPki były smutne. Smutna muzyka ze smutnymi tekstami dla smutnych ludzi. [śmiech]. Melancholia mnie opuściła, pozmieniało się w moim życiu i zaczęły powstawać inne teksty, w których bardziej doceniam jasne aspekty relacji między kobietami. To jest EPka, więc to raptem cztery utwory.

AM: Na tyle utworów starcza pozytywnych historii? [śmiech]

AM: Powstało więcej podobnych utworów, ale nie zdecydowałam się wrzucić ich na płytę. W sumie płyta mogłyby być skondensowanym obrazem związku: poznajemy się, zakochujemy, następuje kulminacja relacji, codzienna miłość, kryzys i rozstanie. Może więc jednak ta płyta nie jest całkiem chilautowa. [śmiech] Ale bez wątpienia patrzę na smutki z dystansem, na pewno będzie spokojniej, dużo więcej pozytywnych emocji.

AM: Na pewno jest pół na pół pozytywu i negatywu. EPka nosi tytuł Hedo-Maso.

AM: Tytuł to podsumowanie treści, charakterystyka mojego widzenia związku. Każdy związek ma w sobie hedonizm, zawsze czerpiemy z niego przyjemność. Ale to też masochizm, rozumiany jako dręczenie się, cierpienie emocjonalne. Dwie strony medalu.

AM: Kontynuujesz muzyczny dziennik przemiany emocjonalnej, stosunku do miłości… ale czy tylko to Cię interesuje?

AM: Nie, nie tylko, ale nie umieściłam tego na tej EPce. Powstał utwór, który jest reakcją na sytuację polityczną w Polsce. Tak mnie wkurza to, co się dzieje, że musiałam wyrazić swój gniew. Ten utwór powstał już dwa lata temu, a jest coraz bardziej aktualny. Nie pasuje do koncepcji chilautowej płyty, ale podzielę się nim na koncertach. [śmiech]

AM: Myślałaś, żeby stworzyć płytę zaangażowaną?

AM: Do tej pory byłam tak zajęta trudnymi emocjami, tak skupiałam się na swoim życiu, że nie było na to miejsca. Może teraz. Choć z drugiej strony myślę, że nawet bym to wywrzeszczała, ale jak to połączyć z elektroniką? [śmiech] Powinnam stworzyć raczej drugi zespół, skład hardrockowy, by tę wściekłość wykrzyczeć przy odpowiedniej muzyce. Niewykluczone, że tak będzie. [śmiech]

AM: Fajnie byłoby artystycznie się buntować, wobec sytuacji politycznej, jak w latach 80. Robili tak muzycy rockowi w Polsce. A ile czasu i w jaki sposób powstawała ta ostatnia EPka?

AM: Wcześniej potrafiłam jednego wieczoru napisać 2-3 teksty, muzyka sama przychodziła. Teraz teksty i muzyka powstawały powoli. Dałam sobie czas, nie chciałam, by ta płyta brzmiała podobnie do poprzedniej. Szukałam czegoś nowego do tego stopnia, że odwołałam kiedyś koncert, tak byłam zmęczona poprzednim materiałem. W sumie teksty i kompozycje powstawały bez ciśnienia i terminów. Bardzo mi zależało na jakości. To rozciągało się w czasie, trwało jakieś 1,5 roku.

AM: A zaprosiłaś kogoś nowego do współpracy?

AM: Do jednego utworu zaprosiłam przyjaciela-wokalistę Swiernalisa. To będzie przewrotny duet. Ja – jak na kobietę – mam niski głos, on – jak na mężczyznę – wysoki. Chcemy ten kontrast wykorzystać, zwłaszcza że śpiewamy dość wyuzdany tekst erotyczny. [śmiech]

AM: Premiera tej EPki już wkrótce. Masz jakieś niespodzianki?

AM: Koncert planujemy 7 czerwca w Poznaniu! Mam nadzieję, że uda nam się pokazać też clip do jednego z utworów, który może będzie też reklamującym całość singlem. Ale to jeszcze się okaże. A potem ruszamy z koncertami, by prezentować materiał światu.

AM: Jakie miasta i festiwale planujecie odwiedzić?

AM: Chcemy wystąpić w Warszawie, Wrocławiu, Gdańsku i w mojej Łodzi. Ale – jak już mówiłam – skupimy się jak zawsze na festiwalach. W tym roku chciałabym wystąpić na festiwalu Grzegorza Ciechowskiego, już po raz drugi.

AM: Festiwal Ciechowskiego to nie przypadek, słyszałam Twój cover piosenki Ciało.

AM: Tak, zrobiłam nawet dwa covery Republiki: Ciało i Strażnik snu. Do numeru Ciało podeszłam bardzo po swojemu. Wzięłam tekst Ciechowskiego i starałam się zobaczyć siebie przez ten tekst. To, co powstało, nie ma wiele wspólnego z oryginałem. Długo nad tym pracowałam, zwłaszcza muzycznie. Traktuję taki utwór bardziej jako inspirację, niż kawałek do przerobienia. Teraz pewnie zrobiłabym go jeszcze inaczej. Minęło sporo czasu, a ja się rozwijam.

AM: Zdaje się jesteś perfekcjonistką i – jak mówiłaś – czuwasz nad wszystkim. Także nad graficzną stroną projektu Aimo. Skoro jesteś ilustratorką, trudno żeby było inaczej! Skąd pomysł na minimalistyczną, monochromatyczną, mleczno-bladoniebieską grafikę? Nie jest to nowa koncepcja, to kontynuacja wcześniejszego wizerunku Aimo. Na okładce widzę Twoją twarz wyłaniającą się z cieczy, która przywołuje dwa skojarzenia: Woopie Goldberg na zdjęciu Annie Leibovitz lub narodziny hiperbohaterki filmu Gost in Shell.

AM: Te barwy na moich fotach to wynik tego, że jestem albinoską. Kiedyś miałam z tym duży problem. W końcu zobaczyłam, że ta estetyczna inność jest oryginalna i piękna, i warto ją podkreślić. Zatem kolor biały, który kojarzę z minimalizmem i mój albinizm, stworzyły taki wizerunek Aimo. Jestem psychofanką minimalizmu i symetrii, a moja twarz jest symetryczna, więc grafika Aimo oddaje wszystko, co dla mnie ważne.

AM: To, co robisz, to też performowanie swojej fizyczności. Ja potraktowałam Twój albinizm jako dizajn, a nie naturalną właściwość. To znaczy, że taka inność weszła do kultury jako stylizacja.

AM: Prawda, dopytują mnie, czy sobie nie wybielam brwi i rzęs, a ja po prostu wykorzystuje moje naturalne predyspozycje w swojej sztuce.

AM: I robisz to do końca, Twoje klipy, jak na przykład Pokaż, też są konsekwentnie utrzymane w mlecznym minimalizmie.

AM: Tak. Czuwam też nad tym, żeby wszystko było spójne.

AM: Dziękuję za rozmowę i życzę sukcesu, ale takiego jakiego naprawdę chcesz. Do zobaczenia na koncertach!

***********

Fragment wywiadu  Jestem psychofanką minimalizmu  z cyklu SISTRUM rozmawia o L*kulturze. CZYTAJ CAŁY TEKST.

***********

AIMO
Debiutowała na Festiwalu Łódź Miastem Talentów, na którym zajęła drugie miejsce. Miała także możliwość zagrania na Enea Spring Break Festiwal, Songwriter Łódź Festiwal, International Boat of Culture Festival czy 41 Krakowskich Reminiscencjach Teatralnych. Jest także finalistką XII in Memoriam Festiwal Grzegorza Ciechowskiego z utworem Ciało.
5 października 2016 własnym sumptem wydała debiutancką EPkę – 
OMIA
Pod koniec stycznia 2017 w ramach Ekspresowych Sesji Nagraniowych Radia Łódź AIMO zarejestrowała kolejną EPkę – 
RADIO.
Do nagrania zaprosiła zaprzyjaźnionych muzyków i tak elektronika zyskała nowe oblicze żywych gitar i instrumentów smyczkowych.

7 czerwca 2018 EP Hedo-Maso otwiera kolejny rozdział drogi artystycznej AIMO. Singlem promującym EPkę jest utwór Na linii bioder, w którym gościnnie zaśpiewał SWIERNALIS.

Agnieszka Małgowska (1/2 Damskiego Tandemu Twórczego)
lesbijka / feministka / artaktywistka / reżyserka / trenerka teatralna / współtwórczyni projektów: Kobieta Nieheteronormatywna (cykl debat) / A Kultura LGBTQ+ nie poczeka (projekt archiwistyczny) / O’LESS Festiwal (2012-2014) / DKF Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną / Portret lesbijek we wnętrzu (czytanie dramatów) / Orlando.Pułapka? Sen (spektakl) / Fotel w skarpetkach (spektakl) / 33 Sztuka (spektakl) / Czarodziejski flet (spektakl) / Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet (nanoopera) / L.Poetki (film dokumentalny) / Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* (stowarzyszenie).

                                                                 *********

DO POCZYTANIA
AAAKulturalnik. Sistrum rozmawia o L*Kulturze.
1. Komiksy dojrzały już dawno temu. Czas by dojrzeli też czytelnicy. Wspomnienie o Bostońskich małżeństwach.
Rozmowa z Sylwią Kaźmierczak
2. Próbowałam łączyć wodę z ogniem, teraz zaczynam czuć siebie. Rozmowa z Agnieszką Olszewską-Kaczmarek
3. Tkwimy w zero-jedynkowym myśleniu. Rozmowa z Anną Adamczyk
4. Jestem psychofanką minimalizmu. Rozmowa z Alicją Migdą AIMO
5. Lubię wydobywać queerowość z postaci popkultury. Rozmowa z Weroniką F. Justyńską vel DK Vera Cruz
6. Cudowne Lata to nasza prz_szłość. Rozmowa z Anną Włodarczyk i Aminą Dargham
7. Jesteśmy parą dziwaczek. Di Libe brent wi a nase Szmate. Rozmowa z Mają Pompą.
8. Burleska zawsze była feministyczna suwersywna i emancypacyjna. Rozmowa z Betty Q.
9Chciałam zostać panią inżynier, a kręcę cyckami. Rozmowa z Madame Mėduse
10. Teraz wszystko jest dla mnie polityczne. Rozmowa z Idą Dzik
11Jestem skupiona na ciemnej stronie seksualności. Rozmowa z Martą Motyl
12. Chciałam zrobić artystyczny coming out. Rozmowa z Karoliną Sobel
13. Urodziny Chrząszczyków. Kobieca piłka z domieszką inności. Rozmowa z Suzi Andreis
14. Fantastyka w kolorach tęczy. Postacie queerowe nie muszą mieć żadnego uzasadnienia istnienia.
Rozmowa z Magdaleną Stonawską i Loë Fjorsigviss
15. Egzystowanie poza binarnością jest fantastyczne. Rozmowa z Kirą Nin.

AAAKulturalnik. Teatr lesbijski w Polsce.
1. Rozmowa o spektaklu. Amy Conroy. Alicja & Alicja. Lesbijki w kolorze nude.
2. Rozmowa o spektakluSzelest. Laboratorium Ma(g)daleny Anny. Teatr Forum.Takie szekspirowskie marzenie, żeby teatr zmieniał świat.
3. Rozmowa z Jolantą Janiczak. Mam dość oglądania bohatera maczo, który kolonizuje świat. Wokół spektaklu
O mężnym Pietrku i sierotce Marysi. Bajka dla dorosłych.
4. Rozmowa z kolektywem CZARNE SZMATY. Razem znaczymy więcej niż każda osobno.
5. Rozmowa o spektaklu. Przebudzenie na podstawie Bachantek Eurypidesa w reżyserii Marty Malinowskiej.
Szkoda tych nagich dziewczęcych ciał.

6. Rozmowa o spektaklu. Bachantki w reżyserii Mai Kleczewskiej. Waginalny głos.
7. Rozmowa z kolektywem z SharmTRIO plus. Teatralizując drag kinga.
8. Rozmowa o dramacie i spektaklu. Kostka smalcu z bakaliami Ingmara Villqista i Łukasza Barczyka. Od banalnej historii do egzystencjalnej lestorii.
9. Rozmowa o przedstawieniu. Tentabulles. Feminist Lesbian and other Womyn International Circusproject! albo
Cyrk Kobiet i Lesbijek. 
Polimorficzna mission possible.

10. Rozmowa z Moniką Rak. 33 Sztuka czyli lesbijskie ménage à trois.
11. Rozmowa o dramacie. Powiatowe związki partnerskie Agnieszki Łuczak. Barwy ochronne
12. Rozmowa o performansie. Ślubne performansy. Cz. 2. Performans na niby.

LESBIJSKA INSPIRA I Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana

Jeszcze wczoraj na stronie Feminoteki można było przeczytać dwunasty wywiad z cyklu „Rozmowy wokół manifestu” Lesbijskiej Inspiry.

Wywiad pt. „Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką” opublikowałyśmy w poniedziałek 21.04.2018 za zgodą i po autoryzacji Rozmówczyni, która podała swoje imię i nazwisko.

Po dwóch dniach (23.05.2018) wywiad usunęłyśmy na prośbę Rozmówczyni, która zdecydowała się na ten krok, po reakcji bliskiego członka rodziny na publikację. Pogodna i pozytywna opowieść Bohaterki rozmowy skończyła się ponuro i homofobicznie.

Wspomniany członek rodziny napisał do przeprowadzającej wywiad Moniki Rak mejla, wzywając ją do usunięcia tekstu pod groźbą procesu sądowego, w kolejnej wiadomości, strasząc policją.

W mejlu czytamy: „Wszelkie dewiacje opisane w w/w artykule są stekiem bzdór i szkalują dobre imię naszej rodziny” [pisownia oryginalna].

Podczas wnikliwej lektury wywiadu starałyśmy odnaleźć, na czym polega szkalowanie. Niestety, jedynym powodem może być tylko fakt, że Rozmówczyni mówi, że jest lesbijką.

Ze smutkiem usunęłyśmy wywiad. Nie chcemy bowiem wymuszać na Rozmówczyniach postawy heroicznej, szanujemy też Jej decyzję. Nie możemy jednak tego przemilczeć. Musimy zostawić ślad po tym zdarzeniu!

To pierwszy taki przypadek i bardzo znamienny. Przykład tego, co się może zdarzyć, gdy lesbijka, w każdym wieku, zdecyduje się na jawne i publiczne opowiedzenie swojej historii. Tak to bywa z lesbijskim autowaniem w Polsce.

Zespół LESBIJSKIEJ INSPIRY
Maja Korzeniewska
Agnieszka Małgowska
Monika Rak
Magdalena Wielgołaska

                                                                                                                            ————————————-————

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka.
,
I.   Manifest
1.   Manifest. Instant
2.   Rozmowa IOd lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
3.   Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej
.
II. Rozmowy wokół manifestu
1.    Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.    Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.    Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.    Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.    Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.    Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.    Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk
8.    Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdą Próchniak
9.    Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10.  Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13. Co ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą
15.  Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16. Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze polityczna. Rozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26. Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak

III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová

IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim

V.  EL*C. Wieden 2017 

1. Magdalena Wielgołaska. Odzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2. Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3. Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4. Agnieszka Małgowska. Peformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
6.  Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.
.
IV. EL*C. Kijów 2019
1.  Monika Rak. L*Geniusza na Ukrainie.
2. Magdalena Wielgołaska. Lesbianizacja przestrzeni. 
.
BONUS
 .
   .                                                                                                       ————————————-————
 .
 
Aktualne wiadomości na temat projektu Lesbijska Inspira znajdziesz na:
Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!

„Więzy krwi” Anety Kamińskiej | 29.05, Radość Bycia, Warszawa

Ośrodek Rozwoju Osobistego i Psychoterapii „Radość Bycia” ma przyjemność gościć poetkę, Anetę Kamińską. Zapraszamy na spotkanie wokół nowego tomu poetyckiego Anety Kamińskiej „Więzy krwi” (Warszawa, SDK 2018, oprawa graficzna i rysunki Julija Proskurina).

To wiersze o doświadczeniach dziewczynki, dziewczyny i kobiety, o dojrzewaniu przede wszystkim do mówienia i nazywania rzeczy po imieniu, do przeobrażania się, do bycia.

Aneta Kamińska tworzy konsekwentnie i coraz radykalniej – wiersze mocne, kobiece, bolesne i miejscami wściekłe. Jej głos, nadal momentami zniżany do intymnego szeptu, czasem ciągle zdyszany, przybiera wyraźny ton dojrzałej kobiety, która ma światu kilka trudnych rzeczy do powiedzenia.  (Sylwia Głuszak)

 Aneta Kamińska – poetka i tłumaczka poezji ukraińskiej. Autorka tomików: Wiersze zdyszane (2000), Zapisz zmiany (2004), Czary i mary (hipertekst) (2007; wersja internetowa: www.czary-i-mary.pl) oraz Autoportret z martwą naturą, Ostatnie wiersze Nazara Honczara napisane przez Anetę Kamińską (2018). Wydała wybory przekładów wierszy: Nazara Honczara Gdybym (2007; przekład wspólnie z Andrijem Porytką), Hałyny Tkaczuk Ja ta inszi krasuni/ Ja i inne piękności (2011), Chrystii Wenhryniuk Dowhi oczi/ Długie oczy (2013), Borysa Humeniuka Wiersze z wojny (2016), Lubow Jakymczuk Morele z Donbasu (2018), a także trzy autorskie antologie: Cząstki pomarańczy. Nowa poezja ukraińska (2011), 30 wierszy zza granicy. Młoda poezja ukraińska (2012) oraz Wschód – Zachód. Wiersze z Ukrainy i dla Ukrainy (2014). Współredaktorka i współtłumaczka antologii: Portret kobiecy w odwróconej perspektywie. 12 poetek z Czech, Słowenii i Ukrainy (2013) oraz Listy z Ukrainy (2016). Stale współpracuje z Babińcem Literackim. Współtworzy Wspólny Pokój – seminarium w Staromiejskim Domu Kultury poświęcone twórczości literackiej kobiet.

Data: wtorek 29.05.2018 godz. 19.00.

Miejsce:Ośrodek Rozwoju osobistego i Psychoterapii Radość Bycia, Al. 3 Maja 7 m.26, Warszawa (www.radosbycia.com)

„Znalezione w archiwach. Wizerunki kobiet” – specjalna sekcja podczas 15. Festiwalu Filmowego Millennium Docs Against Gravity

Dziś (11 maja) rusza 15. Festiwal Filmowy Millennium Docs Against Gravity, największy festiwal filmów dokumentalnych w Polsce. Na spotkania z widownią przyjedzie ponad 70 twórców i twórzyń. W programie polskie premiery głośnych polskich filmów i aż dwa nowe konkursy – filmów VR – VRSAWA i „Odcienie wolności”!

Dziś także odbędzie się wielki koncert z okazji 100-lecia praw wyborczych kobiet. 

15. Festiwal Filmowy Millennium Docs Against Gravity odbędzie się w dniach 11-20 maja w Warszawie i Wrocławiuw Gdyni 16-25 maja, w Lublinie 14–21 maja. Lokalna edycja festiwalu będzie miała miejsce także w Bydgoszczy, która odbędzie się 19–26 majaNa stronie: www.docsag.pl i w kasach kin są dostępne bilety na festiwalowe pokazy.

Co warto zobaczyć?

Na przykład  opowieści o artystycznym i intymnym życiu światowej sławy twórczyń.

Sophie Fiennes w „Grace Jones” („Grace Jones: Bloodlight and Bami”) przedstawia portret tytułowej ikony popkultury lat 70. i 80., piosenkarki, aktorki, modelki, symbolu oryginalnego stylu, wyrafinowanego smaku oraz Nowego Jorku.

„Westwood: punkówa, ikona, aktywistka” („Westwood: Punk, Icon, Activist”) Lorny Tucker przybliża inną fascynującą postać: angielską projektantkę mody, która od 40 lat na nowo definiuje brytyjską modę i jest odpowiedzialna za stworzenie wielu głośnych stylizacji naszych czasów – damę Vivienne Westwood we własnej osobie.

„MATANGI/MAYA/M.I.A.” („MATANGI/MAYA/M.I.A.”, reż. Steve Loveridge) to zbudowany z archiwalnych zdjęć unikalny, intymny portret naczelnej buntowniczki branży muzycznej: M.I.A. Film ukazuje, w jaki sposób wykorzystuje ona muzykę pop jako narzędzie polityczne i dlaczego tak bardzo zależy jej na byciu polityczną i społeczną outsiderką. 

„Silvana” („Silvana”) Miki Gustafson, Olivii Kastebring i Christiny Tsiobanelis to obraz kolejnej rapującej na barykadach, magnetyzującej gwiazdy świata muzyki i silnej kobiety.

W powstającym kilka lat filmie „Lubow – miłość po rosyjsku” („Lyubov – Love In Russian”) Swietłana Aleksijewicz, laureatka Nagrody Nobla w dziedzinie literatury, zadaje pytanie o to, co znaczy miłość.

Podczas festiwalu zostanie pokazanych niemal 150 filmów. Szczególnie polecamy sekcję Znalezione w archiwach. Wizerunki kobiet , gdzie będzie można zobaczyć 5 filmów:

  1. „Kochać innego”
    Love Other: The Story of Claude Cahun and Marcel Moore

    reż.Barbara Hammer/USA/2006/55 min

    Barbara Hammer posługując się archiwalnymi materiałami dokumentującymi życie i twórczość Claude Cahun i Marcel Moore, ożywia ich postaci w swoim hybrydycznym filmie dokumentalnym. Lesbijki i przyrodnie siostry, artystki zajmujące się performancem, autoportretem, tworzeniem wizerunków oddających doświadczenia tożsamości nieheteronormatywnej i płci kulturowej, nawiązujące do surrealizmu i modernizmu. Pracowały razem od lat 20. XX w. i spędziły razem całe życie. Claude Cahun i Marcel Moore były zaangażowane w opór wobec III Rzeszy okupującej wyspę Jersey podczas II wojny światowej. Za działalność informacyjną skierowaną do niemieckich żołnierzy, mającą odwieść ich od udziału w działaniach wojennych, zostały schwytane i skazane na śmierć. Film znajduje się w kolekcji MoMA – Museum of Modern Art w Nowym Jorku.Wielokrotnie nagradzana reżyserka Barbara Hammer napełnia film „Love Other” energią, wykorzystując zdjęcia, materiały archiwalne, „znaleziony scenariusz Cahun” oraz wyjątkowe wywiady z mieszkańcami wyspy Jersey, którzy znali obie kobiety. Found footage jako technika pracy twórczej, opierająca się na ponownym wykorzystaniu archiwalnych materiałów filmowych w autorskim projekcie, była centralnym elementem filmów Barbary Hammer przez niemal trzy dekady. „Kochaj innego” jest nie tylko wyjątkową historią Claude Cahun i Marcel Moore, ale pozwala przybliżyć się do zrozumienia wyjątkowego procesu pracy twórczej Hammer i zakresu jej inspiracji. Więcej

  2. „Wielka ucieczka” 
    The Great Flight

    reż./Hiszpania, Chile/2014/70 min.

    „Z dziewczyny, która kochała nad wszystko muzykę, sztukę, sport, intelektualne życie, nie zostało nic” – pisała Clara Pueyo Jornet, aktywna członkini Partii Komunistycznej, bohaterka filmu Caroliny Astudillo Muñoz w liście datowanym na 1941 rok – jednym z wielu obszernie cytowanych w filmie Caroliny Astudillo Muñoz. Reżyserka obrazuje wczesny okres dyktatury Franco. Film jest opowieścią o kobiecie, która zdecydowała się poświęcić całe swoje życie działalności w Partii Komunistycznej i pracy społecznej. Ale zaledwie w wieku 27 lat w wyniku wydarzeń, które były konsekwencją wojny, na usta cisnął się jej słowa: „Czy mogę to wybaczyć społeczeństwu?” Więcej

    3. „Dla jeszcze jednej godziny z tobą”
    For One More Hour with You
    reż. Alina Marazzi /Włochy, Szwajcaria /2002/56 min

Alina Marazzi w dokumentalnym, biograficznym filmie konstruuje opowieść o swojej matce – Liseli, która odebrała sobie życie, gdy reżyserka miała siedem lat. Marazzi wykorzystuje materiał domowych, rodzinnych filmów, przedstawiając matkę w różnych okresach jej życia. Film otwierają słowa skierowane do dorosłej córki napisane przez Liseli w liście. Film to skonstruowana z emocjonalnym zaangażowaniem historia kobiety, zmagającej się z depresją, próbującej sprostać oczekiwaniom społecznym realizacji przez nią roli „idealnej” matki i żony. Alina Marazzi wykorzystuje prywatne zapiski matki, za pomocą których buduje jej niezwykle bliski, osobisty portret. Więcej

4. „Malarskie portrety”
Picturesque Epochs
reż.Péter Forgács /Węgry/2017/135 min

Péter Forgács, znany na całym świecie reżyser filmowy i artysta medialny, w swoim najnowszym filmie przedstawia portret Márii Gánóczy (ur.1927), węgierskiej malarki i miłośniczki filmu. W jej rodzinie kobiety od wieków były malarkami. Poznajemy jej niezwykłą historię rodzinną, sięgając w przeszłość aż do historii prababki artystki. Integralną częścią filmu są komentarze historyka i krytyka sztuki Géza Perneczky’ego, który prowadzi widza przez wieki historii Węgier i zmieniające się nurty malarstwa. Film to monumentalna saga, która łączy ze sobą sztukę, film, jak również życie prywatne i publiczne wielu generacji i epok środowiska artystycznego. Więcej

5. „Dowody w procesie ciał”
Evidentiary Bodies
reż.Barbara Hammer/Stany Zjednoczone/2017/10 min

Widzowie najnowszego autobiograficznego, eksperymentalnego filmu Barbary Hammer zostają zanurzeni w świat zmagania się z chorobą. Jako materiał dowodowy w procesie zbliżania się ku śmierci – zostały wykorzystane w filmie medyczne, rentgenowskie klisze. Zapętlony, wieczny ciąg zapisanych obrazów na kliszy kontrastuje z kruchością ciała kobiety, zanurzonego w tańcu ku śmierci.

Film jest zaproszeniem do uruchomienia empatii, identyfikacji z wrażliwym ciałem. Odczucia wspólnoty związanej ze strukturą ewolucji, biologicznego DNA. Hammer apeluje o zaangażowanie, współodczuwanie oparte na przedstawionych dowodach. Ciało przedstawione na ekranie jest zarazem naszym ciałem. Więcej

 Polecamy także:

Artystka z Instagrama
The Girl of 672k
reż. Mirjam Marks/Holandia/2016/18 min

15-letnia Annegien z Utrechtu w Holandii kreatywność wykorzystuje w social mediach takich jak Instagram. W pomysłowy sposób przerabia zdjęcia i wrzuca je do sieci. Jej zdjęcia na koncie Instagram Fetching_tigers docierają do ponad 900 tysięcy obserwujących. Film w doskonały sposób pokazuje, jak można wykorzystać w twórczy sposób nowe media i o tym, jak sukces Annegien wpływa na nią samą.

The Poetess

reż. Stefanie Brockhaus, Andreas Wolff/Niecy/2017/90 min

Bronią Hissy Hilal, domorosłej poetki, są słowa. Kobieta decyduje się wziąć udział w telewizyjnym show „Million’s Poet”, nadawanym w Abu Dhabi, największym konkursie poetyckim w świecie arabskim, zdominowanym przez mężczyzn. W swojej poezji Hilal krytykuje patriarchat i ekstremizmy. Nie widzimy przy tym jej twarzy, nie ma paszportu, nie może prowadzić samochodu, każda jej aktywność wymaga zgody męża. Jak zdobyła wiedzę i odwagę, aby zaryzykować swoje życie i wkroczyć na scenę? Oto jej historia.

Queerama
Queerama
reż. Daisy Asquith/Wielka Brytania/2017/70 min

Film – stworzony  z materiałów archiwalnych, znajdujących się w zbiorach Brytyjskiego Instytutu Filmowego. W 1919 roku w filmie „Different From the Others” pokazano pierwszy nieheteroseksualny związek. Ten film z kolei przedstawia, jak przez stulecie ewoluowały lęki i nadzieje społeczności LGBTQI w Wielkiej Brytanii. W nieznanych kronikach filmowych, filmach amatorskich po filmy fabularne uwidacznia się szeroki wachlarz stylów życia, różnorodnych relacji, pragnień i świadectw homoseksualnych mężczyzn i kobiet.

Hatsune Miku. Świat należy do mnie
The World is mine
reż.Ann Oren/Izrael/2017/68 min

Hatsune Miku to najbardziej znana wirtualna piosenkarka na świecie. Choć nie istnieje naprawdę, sprzedaje płyty w milionach egzemplarzy, zrzesza ogromny fandom w Japonii, a na Zachodzie koncertuje też jako support Lady Gagi. Stworzona przez Vocaloid na bazie technologii syntezy śpiewu, pozwala każdemu użytkownikowi komponować własne melodie i pisać słowa. Jako postać anime, wykreowana przez japońskiego rysownika Kei Garou, ma długie niebieskie włosy, 158 cm wzrostu, charakterystyczne kostiumy, ale realnego ciała użyczają jej setki cosplayerów. Przebieranie się w popularne postaci popkultury to w Japonii coś więcej niż zabawa uczestników konwentu fantastyki. Co dla nich znaczy być jak Hatsune Miku?

Queercore: punkowa rewolucja
Queercore: How to Punk a revolution
reż. Yony Leyser/Niemcy/2017/83 min

Queerowa scena punk objawiła się światu w połowie lat 80. XX wieku. Pornograficzne ziny, subwersywne filmy i prowokacyjne koncerty sugerowały, jakoby w Toronto istniała już dobrze ugruntowana społeczność.

Tak naprawdę queer punk – określane mianem „queercore” – stworzyła dwójka Kanadyjczyków, Bruce LaBruce i G. B. Jones. Jednak w przedinternetowej erze nikt nie mógł tego zweryfikować. Ich wpływ na muzykę punk, kino oraz sztukę jest dziś nie do przecenienia. A odwaga i zuchwałość politycznych i kontrkulturowych działań miały kluczowe znaczenie dla ukształtowania praw LGBT w postaci, jaką obecnie znamy w zachodnich społeczeństwach.

Odzyskać głos
Speak Up
reż.Amanda Gay/Francja/2017/122 min

Podczas gdy kobiety na całym świecie jednoczą się w walce przeciw molestowaniu seksualnemu pod sztandarem #metoo, w ramach samego nurtu feministycznego szerzą się podziały. „Feminizmy (…) nie dążą do zniesienia patriarchatu czy innych systemów dominacji. Ich celem jest podniesienie białych kobiet z klasy średniej i wyższej do statusu białych mężczyzn, co wzmacnia podziały rasowe i społeczne. Ich feministyczne wyzwolenie ma charakter imperialny, zachodni i kolonialny” – pisze Fania Nöel, aktywistka francuskiej grupy afrofeministek Mwasi i jedna z bohaterek filmu. „Nie zostaniemy uciszone, nie zostaniemy wymazane i to my odpowiadamy za to, jak zostaniemy przedstawione” – wtóruje jej Amandine Gay, reżyserka i aktorka, która w swoim dokumentalnym debiucie skupia się właśnie na temacie afrofeminizmu. Przed kamerą stawia 24 czarnoskóre bohaterki opowiadające o doświadczeniach, które nie śniły się białej kobiecie.

Kobieta w niewoli
A Woman Captured
reż. Bernadett Tuza-Ritter/Węgry, Niemcy/2017 /89 min

Formalnie rzecz biorąc, niewolnictwo już od dawna nie istnieje w żadnym państwie świata. Jest ono nielegalne w świetle obowiązujących przepisów prawa, niemniej w praktyce zjawisko nadal występuje w różnych formach w wielu z nich. Na świecie zmusza się do pracy ponad 45 mln osób. Jedną z nich jest 52-letnia Marish. Kobieta pracuje po 12 godzin w fabryce i mieszka u rodziny, która zabiera jej całe wynagrodzenie oraz zmusza do prac domowych, poniża i bije. Kobieta nie może nigdzie wychodzić sama, żywi się resztkami ze stołu rodziny, sypia na kanapie.

Przerwane dzieciństwo
Primas
reż. Laura Bari/Canada, Argentina/2017/95 min

Rocío w wieku 10 lat została potrącona przez samochód, następnie zgwałcona, polana benzyną, podpalona i pozostawiona na pewną śmierć. Cudem przeżyła. Lekarz, do którego trafiła, nie wiedział, czy nie lepiej byłoby, gdyby dziewczynka zmarła. Dziś przyznaje, że się mylił. Rocío jest piękną dziewczyną, utalentowaną akrobatką powietrzną i początkująca performerką. Tamto tragiczne doświadczenie – pomimo śladów na ciele i psychice – nie zdeterminowało jej życia. Dziewczyna jest wsparciem dla kuzynki, która była wykorzystywana seksualnie przez ojca.

Dziś obydwie ze łzami w oczach, ale i odważnie komunikują swoje historie, szukają nowych form, by wyrazić doświadczenie przemocy, a przede wszystkim dają świadectwo innym, jak ogromna jest wola przeżycia. Sztuka – łącząc różne media – staje się dla nich źródłem nowych narracji, w których dziewczyny stają się głównymi bohaterkami, mającymi pełną kontrolę nad swoim życiem.

Sun Ladies to doborowa grupa kobiet, które uciekły z niewoli bojowników ISIS w Iraku. Dzięki doświadczeniu VR poznajemy Sun Ladies, które stają do walki zbrojnej w obronie swoich najbliższych i swojej godności.
Silvana

reż. Mika Gustafson, Olivia Kastebring, Christina Tsiobanelis/Szwecja/2017/95 min

Raperka, lesbijka, córka pary imigrantów Syryjczyka i Litwinki, biała Arabka wyśpiewuje swoje protest songi przeciw odrażającej Szwecji, karząc neonazistom „pocałować się w swą swastykę”. Jest współczesną Szwedką i nawołuje do tworzenia nowych tradycji, bo – jak śpiewa – „to my jesteśmy twórcami naszych czasów”.

Z idolki społeczności LGBT zaczyna wyrastać na głos całego szwedzkiego pokolenia, gromadząc tłumy na koncertach. W pewnym momencie presja sławy ją przerasta, i po roku w błyskach fleszy jej kariera zostaje zawieszona. Wtedy Silvana poznaje Beatrice Eli, wschodzącą gwiazdę feministycznego popu, w której zakochuje się i pod wpływem której łagodnieje.

Singielki
Singled Out
reż. Ariadna Relea, Mariona Guiu/Hiszpania, Turcja/2017/80 min

Reżyserki filmu wyruszają w drogę, by przyjrzeć się współczesnym singielkom. W ciągu czterech lat śledzą ich losy, wpisując w kontekst różnorodnych systemów, ale też próbując umocować je w ponadnarodowych przemianach społecznych. Indywidualne cechy, oczekiwania, demografia, wykształcenie, emancypacja, feminizm, opresyjność państwa, wiek, kryzys męskości – te i inne czynniki dekonstruują koncepcję wielkiej romantycznej miłości na całe życie. Ale czy ktoś jeszcze wierzy w księcia na białym koniu?

Można kochać ziemniaki
Love is Potatoes
reż. Aliona van der Horst/Holandia/2017/90 min

Pewnego dnia holenderska reżyserka Aliona van der Horst otrzymała w spadku jedną szóstą małego drewnianego domu na rosyjskiej wsi pod Moskwą, gdzie dorastała jej matka. Życie wręczyło jej kartę do gry, w którą została zmuszona zagrać. Horst postanowiła odbyć podróż w przeszłość, do dzieciństwa swojej rosyjskiej matki i jej pięciu sióstr, które zmagały się ze strachem, głodem i wojną w stalinowskiej Rosji. Te doświadczenia pozostawiły blizny na ich duszy, oddziałując na całą rodzinę. Film jest przejmującym, poetyckim obrazem losów rodziny reżyserki z postacią Czechowa w tle.

Warszawa: Plac Kobiet. Koncert z okazji 100-lecia praw wyborczych kobiet

piątek, 11 maja | 20:30 | Plac Defilad

21:30 gwiazda wieczoru: Paulina Przybysz z gościnnym występem Katarzyny Nosowskiej
20:30 support: Żelazne Waginy

Wstęp wolny

Plac Defilad  i 15. Festiwal Filmowy Millennium Docs Against Gravity zapraszają na wyjątkowy koncert Pauliny Przybysz z gościnnym udziałem Katarzyny Nosowskiej, który odbędzie się w piątek 11 maja o godz. 21:30 i zostanie poprzedzony występem zespołu Żelazne Waginy o 20:45.

Kobiecy koncert jest częścią programu piątej edycji Placu Defilad, który startuje w tym roku pod hasłem „Plac Kobiet”. W dniach 11-13 maja ta centralna cześć Warszawy w ramach 15. Festiwalu Filmowego Millennium Docs Against Gravity zostanie oddana we władanie kobiet. Pod Pałacem Kultury i Nauki pojawią się tabliczki z nową nazwą przestrzeni „Plac Kobiet 1” oraz mapa kobiecego DNA miasta, czyli kobiecy portret Warszawy.

Paulina Przybysz niemal dwie dekady zachwycała głosem w takich składach jak Sistars, Pinnawela, Rita Pax czy Archeo, z którymi wydała w sumie siedem długogrających albumów. Laureatka licznych nagród i wyróżnień. Przez wiele lat zasilała najróżniejsze projekty, żeby w końcu odezwać się zdecydowanym głosem w solowym materiale. Po raz pierwszy występuje pod swoim pełnym imieniem i nazwiskiem, bo jak sama mówi: „ma coś konkretnego do powiedzenia”. Album pod nazwą „Chodź Tu” został wydany pod koniec 2017 roku.

Katarzyna Nosowska, wokalistka zespołu Hey, jednej z najpopularniejszych grup rockowych w Polsce, solowo nagrywa od 1996 r. Wtedy pod szyldem Nosowska ukazał się album „puk puk” z muzyką elektroniczną, mocno odbiegającą od dokonań jej rodzimej formacji. W kolejnych latach, równolegle z działalnością w Hey’u, Nosowska wydała płyty: „Milena”, „Sushi” oraz „Uni Sex Blues”, który jest wspólnym projektem Nosowskiej i Marcina Macuka, kompozytora i producenta znanego z zespołu Pogodno. Album stał się niemal natychmiast Złotą Płytą, posypały się też liczne nagrody. Na kolejnym albumie pt. „Osiecka” znalazło się dziewięć piosenek z tekstami Osieckiej. Już w dniu premiery uzyskał status Złotej Płyty, a następnie pokrył się Platyną.

Żelazne Waginy to feministyczny punk band, który tworzą aktorki kabaretu „Pożar w Burdelu”. Zespół zaliczany jest do nowego nurtu punk-latte, łączącego liryczne ballady ze współczesnymi protest songami.

Partner medialny: Federacja na rzecz kobiet i planowania rodziny

Podczas festiwalu z okazji 100-lecia praw wyborczych kobiet można zobaczyć pięć filmów w sekcji Znalezione w archiwach. Wizerunki Kobiet

Polecamy „Kwiaty w pudełku” Karoliny Bednarz

„Megumi postanowiła zabawić się formą i zrobić łódkę w kształcie waginy. Odczarować ją, wyplątać z sieci zakazów i tabu. Zebrała pieniądze na crowdfundingu. Marzyła się jej cipko-rewolucja: cipko-drzwi, cipko-samochody. Pragnęła, żeby ludzie przestali traktować seks z nadmierną powagą, żeby kobiety zobaczyły waginy w różnych kształtach, żeby się pośmiały, żeby je polubiły. A przy okazji polubiły siebie.Japonia – dla większości Europejczyków kraj, w którym kobiety w kimonach kryją twarze za wachlarzami, a zapracowani mężczyźni produkują niezawodne samochody i najlepszy sprzęt elektroniczny na świecie. Ale zupełnie inaczej widzą Japonię tamtejsze kobiety: ich świat to miejsce nieoczywiste, pełne napięć i sprzeczności, gdzie tradycja i nowoczesność splotły się w ciasny węzeł – ról społecznych, ograniczeń i konwenansów, z których tylko niektórym udaje się wyzwolić.”

(fragment książki)

Kobiety, które nie spełniają społecznych oczekiwań, nazywa się różnie: „przegranymi psami”, „kobietami kamieniami”, „świątecznym ciastem”. Jeszcze do niedawna ideałem dla wielu rodzin było wychowanie „córek w pudełkach” – chowanych przed zewnętrznym światem, żeby przejść szybko z domu rodziców do domu męża. Umierające z przemęczenia kobiety z przędzalni były „kwiatami narodu”. Żeńską drużynę siatkówki media nazywały „kwiatem igrzysk”. Kobiety w biurach przez długi czas nazywano „kwiatami biurowymi”, jak ikebanę, kwiatowe aranżacje w lobby dużych korporacji. Długo traktowano je jak bukiet, który można wyrzucić, jak dekorację, którą zmienia się wraz nową porą roku.

Karolina Bednarz przygląda się Japonii krytycznie, ale z empatią, celnie wskazując bolączki i wyzwania, z którymi na co dzień mierzą się mieszkanki Kraju Kwitnącej Wiśni. I pokazuje siłę kobiet, które mimo różnych trudności, coraz głośniej mówią o swoich problemach. I coraz częściej mówią „dość”.

Feminoteka objęła książkę matronatem.

Karolina Bednarz „Kwiaty w pudełku”

Wydawnictwo Czarne

Bielsko-Biała: Pola Dwurnik SPOTKAJ ARTYSTKĘ / MEET THE ARTIST

Motywem przewodnim wystawy Poli Dwurnik „Spotkaj artystkę”/„Meet the Artist” będzie – jak sugeruje to tytuł – sylwetka samej artystki, obecnej nie tylko jako autorka, lecz także jako bohaterka wielu prac.

Pola Dwurnik znana jest z autoportretów wzorowanych na przedstawieniach Królowej Anglii Elżbiety I. Niezwykła, skomplikowana symbolika i wyszukana, dekoracyjna forma tych portretów od lat fascynują polską artystkę. Na wystawie pojawią się obrazy i gwasze z tej serii, ale także inne autoportrety – zarówno olejne na płótnie, jak i szybko szkicowane na papierze z cyklu „Instagram Self-Portrait Series”, czy autoironiczne wyobrażenia siebie jako berlińskiego potwora Smok-Ladaco. Inną odsłoną autoportretu będą dwie narracje rysunkowe opowiadające o nieplanowanych, niezwykłych spotkaniach z innymi polskimi twórcami – artystą wizualnym Wojciechem Bąkowskim oraz poetą Marcinem Świetlickim.

Na wystawie zostaną także zaprezentowane teledyski zespołu Cosmic Parrot – muzycznego wcielenia Poli Dwurnik, m.in. znana animacja „Lekarz” – nawiązanie do piosenki Pink Floyd „Another Brick in the Wall” czy nakręcona w Australii hip-hopowa autoafirmacja „Ama Painter”. Dopełnieniem całości będzie prezentowany na wystawie oryginalny strój artystki – element performansu z 2013 roku – dworska suknia z motywami z jej obrazów.
Kurator wystawy – Agata Smalcerz

Otwarcie wystawy 18 maja (piątek) 2018, godz. 18.00, Galeria BWA, ul. 3 Maja 11, Bielsko-Biała

Po wernisażu, o godz. 19.00
Koncert Cosmic Parrot – projektu muzycznego Poli Dwurnik
– z muzyką improwizowaną multiinstrumentalisty Mateusza Franczaka.

Noc Muzeów, sobota, 19 maja, godz. 21.30
„Dziewczyna na płótnie” – spotkanie z Polą Dwurnik
Artystka opowie o swoich różnych wcielaniach: malarki, rysowniczki, wokalistki, autorki i bohaterki wideoklipów, autorki tekstów, redaktorki.
Spotkanie poprowadzi Izabela Kaszyńska, współredaktorka książki „Dziewczyna na płótnie” („Girl on Canvas”).

Wystawa trwa do 17 czerwca 2018 roku.

WSTĘP WOLNY