TELEFON DLA KOBIET DOŚWIADCZAJĄCYCH PRZEMOCY

Телефон для жінок, які зазнають насильства

CZYNNY PONIEDZIAŁEK-PIĄTEK
OD 11.00 DO 19.00

Активний з понеділка по п’ятницю з 14:00 до 19:00

Szukaj
Close this search box.

EL*C. Wiedeń 2017 | Agnieszka Małgowska. Peformensy, czyli witamy w Lesbolandii.

ELC. Performany

W Wiedniu podczas EL*C spotkało się kilka Polek: m.in. Agnieszka Frankowska / Agnieszka Małgowska / Izabela Morska / Monika  Rak / Joanna Semeniuk / Magdalena Świder / Magdalena Wielgołaska / Anna Zawadzka / Ewa Dziedzic. To dla wielu z nas była niespodzianka. Większość polskich uczestniczek opisze swoje wrażenia, doświadczenia. Ciekawe jesteśmy, w których punktach się posprzeczamy, w których miniemy, w których będziemy mówić wspólnym głosem. Sukcesywnie będziemy publikować te wypowiedzi w cyklu Lesbijska Inspira.


GŁOS CZWARTY. Agnieszka Małgowska. Peformensy, czyli witamy w Lesbolandii.

Od kilku lat wraz z Moniką Rak prowadzimy rozmowy w ramach cyklu O teatrze lesbijskim w Polsceomawiając każde polskie wydarzenie teatralne/performatywne, które choćby podejrzewamy o lesbijski* wątek. Niestety w Polsce nie mamy okazji oglądać performatywnych propozycji lesbijskich* artystek z Europy czy świata. Jedyną taką okazję miałyśmy podczas lubelskich teatralnych XX Konfrontacji w 2015 roku. Dlatego podróż do Wiednia na Europejską Konferencję Lesbijek * dawała szansę zobaczenia kilku zdarzeń performatywnych, tworzonych przez kobiety nieheteronormatywne. Program kulturalny EL*C proponował całkiem różnorodne – przede wszystkim formalnie – projekty. Widziałam więc monodramy, akcje happeningowe, recital, czytania tekstów i slam poetycki.

Jednak od początku niepokoił mnie fakt, że organizatorki skumulowały performensy w jedno piątkowe popołudnie, w układzie symultanicznym wraz z pokazami filmów. To sprawiło, że nie wszystko mogłam zobaczyć. To wprawdzie pewna właściwość dużych zdarzeń, ale zwyczajnie szkoda, że z tego powodu umknęły mi np. czytania dramatów. Znacznie bardziej problematyczna była dla mnie nonszalancja w wyborze miejsca prezentacji performensów. Co zobaczyłam? Niewielkie, małoobsadowe, otwarte formy ekspresji artystycznej, które w dużej przechodniej sali, niezaaranżowanej na potrzeby artystyczne, nie przebijają się do publiczności, która w większości jest przypadkowa, przepływowa. Widzki wpadają na chwilę, orientują się i znikają. Ale jak można zainteresować się performensem, w którym gubią się przekazy, nie buduje się klimat, bo wszystko „pożera” nieodpowiednia przestrzeń.

Od dawna obserwuję, że lessztuka wrzucana jest bezrefleksyjnie w każde – nawet najbardziej niedogodne – wnętrze, przez co wydaje się niedopracowana, przypadkowa. Być może ta przypadkowość jest cechą offowej lesbijskiej* twórczości, ale chciałabym zobaczyć też inny rodzaj prezentacji – po prostu skupiający na sobie uwagę, w pewnym sensie celebrujący swój proces przez osadzenie w specjalnie wybranych przestrzeniach. Bardzo mi tego brakuje, jednak mnie nie zniechęca.

unnamed

Moją performatywną wędrówkę na EL*C zaczęłam najbardziej zamkniętą artystycznie propozycją – klasycznym interaktywnym monodramem Welcame to LesbiaLand  (Witamy w Lesbolandii). Włoska artystka Paoli Cavallin rozpostarła przed nami futurystyczną wizję państwa lesbijek*. Mamy 2050 rok. Włochy są kontrolowane przez skorumpowany i seksistowski reżim. Watykan uznał homoseksualizm za nielegalny. Grupa włoskich uchodźczyń lesbijskich osiedliła się na małej wyspie Lesvos zarządzanej przez europejski rząd lesbijski. Widzki konferencji są nowymi uchodźczyniami, które przewodniczka Clara testuje, upewniając się, czy są „prawdziwymi” lesbijkami*, a potem oprowadza po wyspie, stworzonej na wzór wspólnot lesbijskich*. Oglądamy dzieła sztuki, w tym oczywiście posąg Safony, poznajemy architekturę – domy w kształcie piersi. Clara dzieli się też szczegółami ze swego życia, mówi o dylematach związkowych, o przerzucanym na siebie wzajemnie macierzyństwie, o rozstaniu etc. Historia opowiedziana jest w stylistyce comedii dell’arte, stąd wyraziste środki wyrazu, dowcipne teksty, wzmocnione temperamentem scenicznym aktorki. W mojej pamięci na zawsze zostanie scena walki z wojskami watykańskimi, w której najlepszą bronią z patriarchatem okazała się tarcza z namalowaną waginą. Nie zapomnę też konsternacji bohaterki, kiedy po drugiej stronie barykady nagle stanęły zakonnice. Tarcza traci swój obronny charakter, staje się erotyczną zachętą.

Jakże inny stylistycznie i energetycznie był koncert Fields of Tenison (Pola napięć) Marii i Gudrun Salamon. Artystki, Marię – skrzypaczkę i kompozytorkę oraz Gudrun – wokalistkę i autorkę tekstów, łączy nie tylko wspólne tworzenie sztuki, ale też długoletni związek. To kolejny przykład twórczego lesbijskiego* tandemu. Ich projekt Fields of Tenison –  jak podpowiada tytuł – to sieć napięć związanych z tożsamością, orientacją seksualną performerek w relacjach ze światem, ukrytych pod postacią waniliowej scenicznej opowieści, wyrażonej w postaci krótkich utworów muzycznych.

Lesbian Cruising by Klitters, fot Monika Rak

Ale w programie kulturalnym EL*C pojawiły się też stricte happeningowe działania. Pierwszym takim działaniem było Lesbian Cruising by Klitters, akcja zorganizowana na parkingu Brotfabrik, skrojona na wzór gejowskich, klubowych gier erotycznych. Zaczynała się w toaletach. Na drzwiach kabin wisiały kartki z prowokującymi do seksu grupowego pytaniami, na które swobodnie można było odpowiadać, korzystając z chwili intymnego odosobnienia. Już po pierwszym dniu  kartki były zapisane. Ale sama akcja, która miała zgromadzić performerki na parkingu, spaliła na panewce. Nawet zachęcające hasło, widniejące na betonie przed jedną z hal, nie sprowokowało dziewczyn. Wyzwanie podjęła zaledwie jedna para, gotową na performatywne publiczne pocałunki i kilka obserwatorek. Pomysł nie wywołał więc oddźwięku.

unnamedZnaczenie większe zainteresowanie wzbudziła otwarta formuła wydarzenia Wild Combinations Alice Frick with open mic poetry, gender fluid, clothing swap speed meeting dj set. W tym spontanicznym slamie poetyckim wzięły udział standuperki, wytrawne slamerki i osoby bez artystycznego doświadczenia. Wyszedł z tego kampowy kolaż wielojęzykowy, wielostylistyczny, w którym zmieszały się różne gatunki sceniczne. Zabrzmiały: piosenka ludowa, manifesty poetyckie, wiersze, wśród nich utwór Moulin Rouge A. E Frankowskiej, wyrecytowany po polsku. W tym performensie silne świadectwo dały czarnoskóre lesbijki*. W ich poezji przebijały buntownicze nuty walki z rasizmem, seksizmem, zmagania się z wykluczeniem krzyżowym. Ich wypowiedzi, również mocno politycznie zaangażowane, nadawały ton slamowi. Ten performens skwitowałabym po prostu: Girls power!

Jednak najbardziej spektakularnym performensem EL*C był Marsz lesbijek*. Głośny, energetyczny pochód ulicami Wiednia, w którym wzięło udział ok. 500 kobiet, niosących banery przygotowane podczas warsztatu Creative protest workshop (Warsztat twórczego protestowania), banary ogłaszające światu: Lesbians are eveywere, musiał zrobić wrażenie. Poprzedził go taneczny performance One billion Rising, który był lesbijskim* wsparciem międzynarodowej akcji przeciwko przemocy wobec kobiet. Spontaniczności przemarszu nie tonował kordon policji, ubrany w stroje bojowe, jak to bywa w Polsce. Towarzyszyło nam zaledwie kilkoro policjantów i policjantek na starcie marszu i na jego zakończeniu pod Katedrą Świętego Stefana. Nigdy nie czułam się tak bezpiecznie, maszerując ulicami z lesbijskimi* symbolami. Szłyśmy zatem przez miasto, budząc zainteresowanie turystów. Telefony przechodniów nie przestawały robić fotek. A my czułyśmy, że tym ekspresyjnym przemarszem lesbijki* – powtarzając za Ewą Graczyk – zrobiły desant na patriarchalną agorę.

Marsz Lesbijek, fot. Monika Rak

Propozycje artystek obejrzane podczas EL*C utwierdziły mnie w pewnym postanowieniu. Bo oto od jakiegoś czasu marzy mi się kolejna edycja O’LESS Festiwalu, tym razem poświęcona lesbijskiej* performatywności. Chyba nie da się tego uniknąć. I nie tylko dlatego że polskie artaktywności nie ustępują projektom europejskich artystek, także dlatego że lesbijskie* performensy przenoszą nas – choć na chwilę – do Lesbolandii. To jest jak zaklinanie rzeczywistości. Tego nam trzeba.

Korekta: Maja Korzeniewska

—————————————

Agnieszka Małgowska (½ Damski Tandem Twórczy)
lesbijka / feministka / artaktywistka / reżyserka / trenerka teatralna / scenarzystka.
Współtwórczyni projektów: Kobieta Nieheteronormatywna (cykl debat i audycji radiowych, 2014- 2016) / O’LESS Festiwal (2012-2014) / DKF Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną (cykl spotkań, 2012-2015) / A kultura LGBTQ+ nie poczeka (projekt archiwistyczny, od 2017) / O teatrze lesbijskim w Polsce (cykl teatrologiczny, od 2012) / Lesbijska Inspira (cykl wywiadów od 2017) / Portret lesbijek we wnętrzu, Niesubordynowane czytanie sztuki Jolanty Janiczak (czytanie dramatów) / Orlando.Pułapka? Sen, Fotel w skarpetkach, 33 Sztuka, RetroSeksualni. Drag King Show (spektakle) / Czarodziejski flet, Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet (nanoopery) / L.Poetki (film dokumentalny) / Teatr Dialogu (warsztat i akcja miejska) / Wywrotowa komórka lesbijska, Epizody, wątki, sugestie lesbijskie w kinie polskim (wykłady) / Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* (stowarzyszenie, 2017).

—————————————

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka

EL*C. Wieden 2017. 
1.  Magdalena Wielgołaska. Odzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2.  Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3.  Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4.  Agnieszka Małgowska. Peformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie. 

EL*C. Kijów 2019.
1.  Monika Rak. L*Geniusza na Ukrainie.
2. Magdalena Wielgołaska. Lesbianizacja przestrzeni. 

———————————————

I.  Manifest
1.  Manifest. Instant. 
2.  Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
3.  Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II. Rozmowy wokół manifestu.
1.   Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.   Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.   Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.   Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.   Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.   Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.   Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk.
8.   Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdaleną Próchnik
9.   Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.  Co ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą
15.  Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze politycznaRozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmieRozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26.Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
3. Niemcy. Lesbijski projekt mieszkalny. Rozmowa z Yagner Anderson
.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim

BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej

————————————-——-

LESBIJSKA INSPIRA| Beata Sosnowska. Superprocenta.

Publikując Manifest Lesbijskiej Inspiry, zaprosiłyśmy kobiety nieheteronormatywne, aby wypowiadały się w sprawach dla nich ważnych.

Zaprosiłyśmy do dialogu. I oto pierwszy głos. Od razu niekonwencjonalnie. To głos niewerbalny. Autorką jest Beata Sosnowska, która ożywiła swoją bohaterkę Superprocentę, by odnieść się do tematu niewidoczności lesbijek* w Polsce.

Beata Sosnowska Procenta

Beata Sosnowska Procenta (2)

Beata Sosnowska Procenta (3)

Beata Sosnowska – artystka multimedialna, poetka, rysowniczka komiksowa, realizatorka filmów eksperymentalnych, graficzka. Autorka multimedialnego tomiku „W cieniu szumiących wind”, który powstawał w latach 2002-2007 przy współudziale 30 trójmiejskich artystów i realizatorów multimedialnych. Projekt był prezentowany w całości lub we fragmentach na następujących imprezach: Festiwal Polskiej Sztuki Wideo „Retransmisja” (Gdańsk 2004), Sopot Film Festiwal (Sopot 2005), Festiwal Sztuki Internetowej „Wyobraźnia ekranu” (Toruń 2005), Międzynarodowe Biennale Sztuki Multimedialnej WRO (Wrocław 2005), Euro Shorts Films (Warszawa 2006), podczas ogólnopolskiej konferencji naukowej „Terapia i Twórczość” organizowanej przez Nadbałtyckie Centrum Kultury (Gdańsk 2006), w CSW Łaźnia na festiwalu “In Out II” (Gdańsk 2007), w TVP Kultura (Warszawa 2008), na „Transvisualiach” Międzynarodowym Festiwalu Form Multimedialnych (Gdynia 2009) oraz na Manifestacjach Poetyckich w nowej siedzibie Krytyki Politycznej (Warszawa 2009). Jedna z realizacji „Ból trzeba przeboleć” zaistniała jako performens. W performensie wzięli udział trójmiejscy tancerze – Magdalena Jędra i Filip Szatarski. Kontynuacją projektu jest strona internetowa www.windyproject.pl

W latach 2005-2007 autorka i współrealizatorka filmów dokumentalnych i eksperymentalnych: „2137” (Festiwal Kina Offowego „Wydmy” 2005, TVP 2 program „Po godzinach” 2006, panel „Pokolenie JP II”, HA!Art 2006), „Koniec patriarchatu” (festiwal „The One Minutes” 2006), „…raz jeszcze” (festiwal filmów offowych Lemoniada,2007), „Modelarnia story” (Modelarnia 2007). Jest też autorką komiksów o tematyce lesbijskiej oraz społecznej. Jako członkini dziewczyńskiego kolektywu komiksowego Dream Team (www.comicdreamteam.com) wzięła udział w wystawach i w warsztatach prowadzonych i organizowanych przez kolektyw. Publikowała swoje ilustracje m.in. w Przekroju, Gazecie Wyborczej, Trzech Kolorach, Furii, Zielone Miasto. Współpracuje z organizacjami pozarządowymi i feministycznymi.

PORTFOLIO. Beata Sosnowska 

————————————————–

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka
.
I.  Manifest
1.  Manifest. Instant. 
2.  Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
3.  Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II. Rozmowy wokół manifestu
1.  Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota.
2.  Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3   Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo

4.  Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.  Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz

6.  Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus.
7.  
Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk.
8.  Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdaleną Próchnik|

9.   Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.  Co ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą
15.  Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze politycznaRozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni

24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmieRozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26. Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką

27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
3. Niemcy. Lesbijski projekt mieszkalny. Rozmowa z Yagner Anderson

.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką

2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim

V. EL*C. Wieden 2017
1.  Magdalena WielgołaskaOdzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2. Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3. Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4
Agnieszka Małgowska. Peformansy, czyli witamy w Lesbolandii. 
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
6.  Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.

VI. EL*C. Kijów 2019.
1.  Monika Rak. L*Geniusza na Ukrainie.
2. Magdalena Wielgołaska. Lesbianizacja przestrzeni.

BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej

———————————————–

EL*C. Wiedeń 2017 | Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!

W Wiedniu podczas EL*C spotkało się kilka Polek: m.in. Agnieszka Frankowska / Agnieszka Małgowska / Izabela Morska / Monika  Rak / Joanna Semeniuk / Magdalena Świder / Magdalena Wielgołaska / Anna Zawadzka / Ewa Dziedzic. To dla wielu z nas była niespodzianka. Większość polskich uczestniczek opisze swoje wrażenia, doświadczenia. Ciekawe jesteśmy, w których punktach się posprzeczamy, w których miniemy, w których będziemy mówić wspólnym głosem. Sukcesywnie będziemy publikować te wypowiedzi w cyklu Lesbijska Inspira.

GŁOS DRUGI. Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!

O konferencji EL*C dowiedziałam się właściwie przypadkiem. Usłyszałam o niej podczas jednej z debat MNW, która dotyczyła kobiet nieheteronormatywnych i mimo że nie zostałyśmy o tym nawet powiadomione, choć działamy na rzecz kobiet nieheteronormatywnych od ponad 8 lat jako Damski Tandem Twórczy – poszłam na to spotkanie. Nie mogło zabraknąć naszego głosu. A ten głos mówi o polskich lesbijkach, ich herstorii, docenia i opisuje wszelkie lesbijskie artaktywności.

Niełatwo jest ciągle upominać się o swoje miejsce – zwłaszcza na spotkaniach, organizowanych przez  wydawałoby się sojusznicze organizacje LGBTQ+, które choćby ze względu na głoszone przez siebie hasła równościowe, powinny wspierać działania lesbijek. A tak niestety nie jest. Ale cóż, niszowe, offowe działania mają za mało masteringowego blasku, za mało są uniwersalne i nie pachną wielkim światem… I jakże się mylą ci, którzy tak myślą, bo wystarczy pojechać na lesbijską konferencję do Wiednia, by zobaczyć, że ten – tak lansowany w Polsce sznyt – jakoś nie ma wziecia wśród lesbijek na świecie. A z pewnością nie jest to jedyny możliwy sposób uwidocznienia kobiet nieheronormatywnych.

Miałyśmy jako Tandem plan, żeby do Wiednia pojechać ze spektaklem Gertruda Stein & Alicja B.Toklas i Wiele Wiele Kobiet i filmem dokumentalnym L.Poetki. Obie propozycje zostały zaakceptowane przez organizatorki. Co istotne, w fazie akceptacji nasze propozycje nie podlegały ocenie, nikt nie oczekiwał ode mnie zapisu spektaklu, czy pokazania całego filmu. Kuratorka Maja Radosavljević przyjęła film i spektakl z otwartymi rękami, wiedziała, jak ważny jest każdy lesbijski głos. Nie sadzę, by selekcji w ogóle nie było. Bo z pewnością propozycji było więcej niż te, które zostały zaprezentowane ostateczne. Bardzo sobie cenię takie podejście, same stosujemy ten system, gdy organizujemy wydarzania z udziałem artystek-lesbijek w Polsce. Wolimy się przyglądać i pokazywać działania innych kobiet nieheteronormatywnych niż je punktować.

Paradoksalnie same się przeselekcjonawałyśmy. Na wiedeńską konferencję ostatecznie wybrałyśmy – ze względów technicznych – jedynie film, przygotowanie spektaklu na miejscu wymagałoby czasu. A chciałyśmy po prostu w konferencji uczestniczyć, poczuć jej atmosferę, zdobyć wiedzę i nowe doświadczenie.

L.Pplakat-L.png-feminoteka (1)oetki na lesbijskiej konferencji to zrealizowane pragnienie, które podczas pracy nad filmem, było zwykłą mrzonką, bo taki byt jak EL*C  na mapie europejskich wydarzeń jeszcze nie istniał. A dla mnie szczególnie ważne było pokazanie tego filmu kobietom nieheteronormatywnym. W Polsce to się średnio udaje, ale na europejskiej konferencji się udało.

Na projekcję przyszło sporo widzek. To przyjemne i wcale nie oczywiste, bo nie wszystkie filmy i ich autorki miały to szczęście. Z powodu natłoku propozycji, jeden z filmów Lesbian Avengers Eat Fire Too, który opiszę później, został pokazany w przerwie obiadowej. Trudno się dziwić, że oblegane były stoły z jedzeniem, a nie sala projekcyjna. To nierówna walka. Nota bene, wciąż trzeba pamiętać, ile czynników, czasem banalnych, może wpływać na percepcję. Naprawdę wielka wielka szkoda, bo film – moim zadaniem – jest wyjątkowo ważny. L.Poetki naprawdę miały szczęście, że zostały pokazane w czasie tzw. kinowym, czyli wieczorem, już po kolacji.

Jednak bez względu na ilość widzek/widzów każdy pokaz jest dla mnie ważny, dlatego zawsze zostaję na projekcji filmu schowana w kąt, żeby obserwować reakcje publiczności. Jak zwykle był śmiech, były łzy i emocje. I moje poczucie, że ta przecież na wskroś polska historia może być bliska Austriaczkom, Belgijkom, Amerykankom, Rosjankom. Że łączy nas po prostu jedno wspólne doświadczenie – bycie kobietą-lesbijką. I co najważniejsze – na widowni znalazły się Polki, które przyjechały na konferencję i dopiero tu w Wiedniu miały okazję zobaczyć L.Poetki. Izabela Morska, której fragment wiersza posłużył jako motto filmu, Magdalena Świder, panelistka, reprezentująca na konferencji fundację Pro Diversity, Joanna Semeniuk, penelistka. działaczka GALA LGBT firmy ING i współtwórczyni Women@Workplace Pride oraz Anna Sutt, Polka mieszkająca w Wiedniu i współpracująca z tamtejszymi organizacjami.

Z rozmów po projekcji wynikało, że film porusza, że kamera jest tak blisko bohaterek, że właściwie jesteśmy w ich intymnej przestrzeni. I że trzeba go pokazywać… i  dlatego 3.11.2017 na ogólnoświatowej Konferencji ILGA w Warszawie L.Poetki pokażą się ponownie. Każdy pokaz to budujące doświadczenie – dla mnie, dla samych bohaterek poetek, które miały odwagę pokazać się w filmie, zwłaszcza dwie z nich, które do czasu realizacji dokumentu nie były wyautowane. Ich udział w tym projekcie to akt odwagi. Czyż nie warto byłoby to docenić? Jak? Przychodząc na film.

L.Poetki, kolaż, fot. Monika Rak

doc_project_alt_logoCykl pokazów zaczynał znakomity Lesbian Avengers Eat Fire Too (Lesbijskie wojowniczki też połykają ogień) Kelly Cogswell, rejestracja działań amerykańskich lesbijek z początku lat 90-tych XX wieku. Film pozwolił w pełni przyjrzeć się metodom, jakie wcieliły w życie lesbijki zza oceanu, sprzeciwiając się odwiecznemu zarzutowi niewidzialności w przestrzeni. Impulsem do działania była nieprzypadkowa śmierć kilku lesbijek i gejów. A działaniem – różnorodne performance’y w przestrzeni publicznej, a popularność tej akcji przyniosło grupowe połykanie ognia. Stąd tytuł dokumentu.

Trudno streścić ten pełen zaangażowania, aktywizującej energii film, wszystkie akcje, które zostały zarejestrowane kamerami wielu kobiet w kilku miastach USA. Muszę jednak wspomnieć o jednym performansie, szczególnie mi bliskim, bo związanym z Gertrudą Stein i Alicją B. Toklas. Dziewczyny z Lesbian Avengers do znanego pomnika Gertrudy Stein, który stoi w parku Bryanta w Nowym Yorku, dostawiły figurę Alicji B. Toklas, traktując równorzędnie wkład tych obu kobiet w literaturę. Temu „właściwemu” odsłonięciu pomnika towarzyszyło czytanie tekstów autorki Czułych guziczków. Niezwykle emocjonalnie działają na mnie te wspólne kulturowe klisze lesbijskie. To, że lesbijki z różnych części świata odczytują je w podobny sposób, budzi moje poczucie wspólnoty, sięgające dużo dalej niż językowe znaczenia.

Myślę, że ten film powinien się stać obowiązkową filmową pozycją, budzącego się, niezależnego ruchu lesbijskiego w Polsce. Smuci mnie, że historia sprzed ponad ćwierćwiecza jest wciąż aktualna, że Manifest, który napisałyśmy w ramach projektu Lesbijska Inspira, to wynik dokładnie takiego samego gniewu i niezgody na pomijanie, jakie czuły lesbijki początku lat 90. w Ameryce. Im udało się zewrzeć szyki i przez czas jakiś dawać o sobie znać światu. Nam też to musi się w końcu udać. Już widać ruchy tektoniczne polskich lesbijek. Oby nastąpiło trzęsienie ziemi.

P21-We-are-1-1030x690Nie mniej znaczący był kolejny film dokumentalnego cyklu tej konferencji We are Here (Jesteśmyw reżyserii Shi Tou i Jing Zhao, który w Europie rozpowszechnia Marie Vermeiren, reżyserka i organizatorką kobiecych wydarzeń kulturalnych kobiet, członkini Festiwalu Filmów dla Kobiet ELLES TOURNENT w Brukseli oraz Marie-Francoise Ebel, tłumaczka, działaczka NGO. Film chińskich twórczyń opowiada o IV Światowej Konferencji w sprawie Kobiet pod egidą ONZ , która odbyła się w Pekinie w dniach 4-15 września 1995. Konferencja podjęła problem nierówności między płciami w kontekście praw człowieka m.in. praw lesbijek i tu pojawiły się głosy sprzeciwu, slyszane m. in. z Watykanu. Ale – co najważniejsze – spotkało się 300 lesbijek z całego świata. Powstał pierwszy lesbijski namiot NGO-sowy przy Forum ONZ. Lesbijskie działaczki mówiły w nim bez ogródek, że prawa lesbijek są prawami człowieka. Po raz pierwszy lesbianizm został  tak wyeksponowany przy globalnym wydarzeniu. Na marginesie warto przypomnieć, że na tej oenzetowskiej konferencji były również polskie lesbijki m.in. Roma Cieśla. Kiedyś opowiadała mi o tym wydarzeniu z emocjami. Cieszy mnie i bawi, że polski wątek wyskakuje jak królica z kapelusza w światowych opowieściach o lesbijkach.

le-bal-des-chattes-sauvages-katzenball-french-editionWieczór filmowy kończyła projekcja filmu Katzenball  Veroniki Minder, szwajcarskiej reżyserki, kuratorki sztuki. Jednej z głównych inicjatorek wielu festiwali i retrospekcji, jak na przykład Frauen Film Tage Schweiz (festiwalu filmów kobiecych, zwanego później NouVelles), Queersicht (festiwal filmu gejowsko-lesbijskiego i Zauberlaterne Berno (festiwalu filmów dla dzieci). Film Minder otrzymał  w 2005 roku nagroda Tedy, przyznawaną corocznie na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Berlinie.

A sam film to opowieść o Szwajcarii ostatnich 70 lat widzianej oczami pięciu dojrzałych kobiet – lesbijek. Mowa w nim o poszukiwaniu tożsamości, o walce politycznej i… balach maskowych, bogato dokumentowana znanymi Szwajcarkom obrazami filmowymi i telewizyjnymi. Dla mnie to przykład herstorii lesbijek-seniorek, której tak brakuje w polskiej lesopowieści.

Wszystkie te dokumenty to lekcja lesbijskiej herstorii, wielonarodowej, wielopokoleniowej. Niestety powszechnie nieznanej. Takie filmy to po prostu skarb. Oglądanie ich przypomniało mi uczucie, jakie towarzyszyło mi podczas projekcji dokumentu o brytyjskich sufrażystkach Sufrażystki. Ani służące ani prostytutki. Olśnienie, poczucie ciągłości, zrozumienie procesów.

Dlatego – mimo że oglądam lesbijskie filmy fabularne, seriale pełne różnorodnych wątków, motywów – najchętniej wracam do dokumentów. Tych lesbijskich dokumentów znam naprawdę niewiele. A przecież to one najwierniej odzwierciedlają nasz świat, budują naszą lesbijską dumę, dają nam możliwość osadzenia się w historii. Dlaczego jest ich tak mało? A może jest ich dużo, tylko nie są na tyle dostępne, żebym mogła po nie sięgnąć. A trzeba po nie sięgać, dlatego nie mogę nie wymienić polskich filmów dokumentalnych lub jakkolwiek z polską związanych, które w pełni poświęcone są lesbijkom: Lesteśmy Magdy Wystub (film zrealizowany przez Niemkę polskiego pochodzenia), Moje dwie polskie miłości Tali Tiller (film zrealizowany przez Niemkę o żydowskich i polskich korzeniach), Mniejszość w mniejszości Martyny Jader, Lesbork Dominiki Kaliny.

To niestety wszystko. A jestem przekonana, że herstorii do opowiedzenia jest więcej i niemało jest też bohaterek, na które czeka miejsce przed kamerą. Wiem z własnego doświadczenia, że podstawą takiego film jest zaufanie dziewczyn stających przed kamerą do tych, które ją trzymają. Buduje się ono o wiele szybciej, kiedy po obu stronach są kobiety z tym samym doświadczeniem – bycia lesbijką.

Dlatego z Wiednia, z lesbijskiej konferencji, przywożę to, co już wiem od dawna, ale teraz nabrało to mocy. Lesbijki do kamer – opowiedzcie o sobie, zapisujcie swoje doświadczenie filmowo. Nie słuchajcie, jakie te filmy być powinny, o czym i w jaki sposób zrobione. Nawet jeśli mówią, że to pycha robić filmy o sobie, że to towarzystwo wzajemnej adoracji – niech tak będzie. Wreszcie zajmijcie się sobą. Nigdy nie przestanę nawoływać do tego, choć wiem, jak trudno taki film zrobić, jak trudno go dystrybuować, ale to już inna historia.

Korekta: Maja Korzeniewska

—————————————————————

Monika Rak (2/2 Damskiego Tandemu Twórczego)
lesbijka / feministka / artaktywistka / aktorka / dramatopisarka / filmowczyni / graficzka.
Współtwórczyni projektów: Kobieta Nieheteronormatywna (cykl debat i audycji radiowych, 2014- 2016) / O’LESS Festiwal (2012-2014) / DKF Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną (cykl spotkań, 2012-2015) / A kultura LGBTQ+ nie poczeka (projekt archiwistyczny, od 2017) / O teatrze lesbijskim w Polsce (cykl teatrologiczny, od 2012) / Lesbijska Inspira (cykl wywiadów od 2017) / Portret lesbijek we wnętrzu, Niesubordynowane czytanie sztuki Jolanty Janiczak (czytanie dramatów) / Orlando.Pułapka? Sen, Fotel w skarpetkach, 33 Sztuka, RetroSeksualni. Drag King Show (spektakle) / Czarodziejski flet, Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet (nanoopery) / L.Poetki (film dokumentalny) / Teatr Dialogu (warsztat i akcja miejska) / Wywrotowa komórka lesbijska, Epizody, wątki, sugestie lesbijskie w kinie polskim (wykłady) / Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* (stowarzyszenie, 2017).

—————————————————————

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka

EL*C. Wieden 2017
1.  Magdalena Wielgołaska. Odzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2.  Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3.  Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4.  Agnieszka Małgowska. Peformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie.
6.  Agnieszka FrankowskaPL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.

EL*C. Kijów 2019.
1.  Monika Rak. L*Geniusza na Ukrainie.
2. Magdalena Wielgołaska. Lesbianizacja przestrzeni. 

———————————————

I.  Manifest
1.  Manifest. Instant. 
2.  Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry
3.  Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II. Rozmowy wokół manifestu.
1.   Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota
2.   Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.   Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo
4.   Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.   Potrzebne są niehetero bohaterki. Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.   Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus
7.   Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk.
8.   Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdaleną Próchnik
9.   Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13.  Co ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą
15.  Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze politycznaRozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26. Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim

BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej

Przebudzenie Wielkiej Babci

olbrzymkaW ten weekend miliony odwiedzą w Genewie spektakl francuskiej grupy Royal de Luxe. Ten spektakl pt. „Saga Olbrzymki” już się właściwie zaczął. Kilkumetrowa figura starszej kobiety od paru dni śpi  w wielkiej hali na gigantycznym łóżku, co dziesięć minut oddycha. Niedługo wstanie i pójdzie na miasto, najpierw na wózeczku, potem z laską. Podczas spaceru będzie opowiadała swoje historie. Następnie spotka się na mieście z „małą olbrzymką”, również spacerującą po ulicach.

Spektakl Royal de Luxe, gdziekolwiek się nie pojawi, wywołuje sensacje. W Nantes ludzie krzyczeli i szaleli, jak Babcia wsiadła na statek 200 tysięcy ludzi żegnało ja na brzegu, powiewało chusteczkami i płakało. Co tu się stało? Skąd te emocje?

Trupa teatralna Royal de Luxe, poruszająca ogromne figury, jest znana na całym świecie i wszędzie odnosi ogromne sukcesy. W Santiago de Chile jej występy zgromadziły kolo 2.5 milionów ludzi. W Genewie oczekiwany jest milion. Dyrektor teatru genewskiego powiedział: „Te figury budzą coś, co w nas jest głęboko ukryte. Dają nam doświadczenie mistyczne, które już straciliśmy w naszej codziennej rzeczywistości”.

Widziałam w Barcelonie święta z wielkimi figurami. Te tradycje podzielają również Francuzi. Jakby odzywały się mity celtyckie (i praceltyckie) o Wielkiej Babci, Olbrzymce, która kiedyś stworzyła świat, góry i rzeki, bo jej kamienie z fartucha wypadły, czy zachciało jej się siusiać 🙂 Która do tej pory jest obecna w krajobrazie.

Tekst: na podstawie artykułu „Riesen verzaubern Genf” napisał Anna Kohli, autorka książki „Trzy kolory Boginii”, autorka bloga „babaryba”, mieszka w Szwajcarii.

Zdjęcie: Gordon Joly, Flickr

LESBIJSKA INSPIRA | Manifest. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry. Rozmowa między Damskim Tandemem Twórczym, Agnieszką Frankowską, Magdaleną Wielgołaską

MAnifest.zrozmowa.Baner (1)

Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry, czyli o tym, kto i jak wkłada nam czapkę-niewidkę.
Rozmawiają: Agnieszka Frankowska, Agnieszka Małgowska, Monika Rak, Magdalena Wielgołaska.

Małe sygnały mówią coś ważnego, są śladami dotknięcia mocno strzeżonych granic i zakazów kulturowych. Natknęłyśmy się na jakiś niewidzialny, ale realny drut kolczasty. Trzeba sobie zaufać: jeśli źle się czuję, to znaczy, że jestem źle traktowana.”

[Kobiecy desant na patriarchalną agorę. Ewa Graczyk]

Magda Wielgołaska: Temat niewidoczności lesbijek to dyżurny temat od bardzo dawna. Nieheteronormatywne artystki, aktywistki wciąż zastanawiają się, jak przebić niewidzialny mur. Kiedy wspominamy o istnieniu tego muru, o dziwo, poruszamy niewygodny temat. Jakiś czas temu w magazynie Replika nr 68. został opublikowany wywiad Dlaczego lesbijek nie ma w życiu publicznym. W rozmowie prowadzonej przez Mariusza Kurca wzięły udział Mirosława Makuchowska, Aleksandra Muzińska, Julia Maciocha i Marta Konarzewska. Z założenia rozmowa miała być ukłonem w kierunku lesbijek, jednak – poza ogromnym zainteresowaniem – wywołał też burzę. Impulsem do ostrej dyskusji stał się post-riposta, który na swoim wallu na facebooku umieściła Agnieszka Frankowska 

Ta dyskusja po raz kolejny uświadomiła nam – lesbijkom zaangażowanym w działania na rzecz osób LGBTQ+, w lesbijską kulturę – jak niewiele zmieniło się w powszechnej świadomości, jak mocno tkwimy w szponach mizoginii i mainstreamu. Dla mnie osobiście był to szok. Zrodziły się pytania: Dlaczego lesbijska kultura i aktywizm nadal spychane są w cień? Czy niezależnie od nakładu energii, czasu, pracy mamy zostać na uboczu ze względu na kulturową pozycję kobiet w naszym kraju? Dotarło do mnie, że ciągnące się rozmowy o niewidoczności, to wciskanie nas w tę niewidoczność. A temat pojawia się i chowa, i już jesteśmy do tego przyzwyczajone. Skoro wiadomo, że to temat dyżurny, czemu nic się nie zmienia?

Agnieszka Frankowska: To może zacznę, bo to ja wsadziłam kij w mrowisko. Chyba to przyniosło pewne efekty. Bo w kolejnym numerze Repliki 69 ukazało się więcej treści dotyczących lesbijek. Bardzo nas to cieszy. Przypuszczamy, że to między innymi wynik naszych wcześniejszych dyskusji z redaktorami gazety. Mamy nadzieję, że ten trend się utrzyma i na łamach pisma pojawi się również więcej opisujących swój świat lesbijek-redaktorek. Przywołany przeze mnie numer pisma jest jaskółką, która wiosny nie czyni – będziemy się przyglądały rozwojowi sytuacji. Będziemy czujne. A w tej rozmowie chciałabym wypowiedzieć się w szerszym kontekście widoczności/niewidoczności lesbijek – ten kontekst niestety istnieje od lat i nie zmieni się z dnia na dzień.

Wracając do wywiadu, o którym, Magdo, wspomniałaś. Po jego przeczytaniu od razu chciałam zareagować, pisząc z Wami list otwarty do redakcji Repliki, ale ta forma okazała się zbyt ograniczona i powierzchowna. Od tego czasu dostałyśmy wiele wiadomości od kobiet, które opowiadały o swoich doświadczeniach, potrzebach, żalach. Nie wszystkie nasze rozmówczynie chciały wypowiadać się publicznie, podczas tej gorącej facebookowej debaty. Proces okazał się dłuższy niż zakładałyśmy i o wiele bardziej złożony niż się spodziewałyśmy. Nadal sytuacja jest dynamiczna. Dlatego dopiero teraz ukazuje się nasza rozmowa, choć od publikacji w Replice minęły już prawie dwa miesiące. Uświadomiłyśmy sobie, że otworzyła się puszka Pandory. Bo burza wokół Repliki to tylko symptom. Dlatego nie chciałyśmy działać w pośpiechu. Wszystko dojrzewało, zmieniało się, aż w końcu narodził się pomysł nie tylko tej rozmowy, ale całego cyklu, w którym chcemy przyjrzeć się przyczynom sytuacji, w której nie można pozbyć się stereotypu niewidoczności. Robię to, bo zależy mi bardzo, żeby dziewczyny nie “łykały” tego negatywnego stereotypu, który podcina skrzydła. Niestety wiele z nas przyjmuje te sugestie i przyznaje im rację bytu: że lesbijka jest leniwa, sama sobie winna, leży na kanapie i śmierdzi.

Agnieszka Małgowska: Śmierdzi od nieróbstwa,  oczywiście. Od dłuższego czasu obserwuję i uczestniczę w “walce” lesbijek o widzialność. Paradoksalnie przede wszystkim w społeczności LGBTQ+. Trzeba zaznaczyć, bo to ważne, że niektóre z nas chcą być w ukryciu, to te namawia się do outu, ciągnie za uszy, wywołuje do tablicy, czasem obraża za “skrytkowanie”. A niektóre z nas działają i – wydawało się – że w to działanie wpisana jest widoczność. Jednak – jak się okazało – było to błędnym założeniem. Bo te z nas, które chcą być widoczne, tworzą, działają, nie są widziane przez społeczność. Jakbyśmy miały na sobie czapkę niewidkę. Tylko ja jej sobie sama na głowę nie nakładam.

Monika Rak: To mnie wkurza. Ktoś mi zakłada niewidkę i mówi, że mnie nie ma. Jeszcze ma pretensję, że z tym nie walczę. Mam dosyć traktowania nas jako osób mniej zdolnych, mniej odpowiedzialnych, mniej samodzielnych, które trzeba kontrolować i wskazywać im drogę. Trudno uwierzyć, że można jeszcze tak myśleć, ale podczas dyskusji wokół artykułu, lesbijki nasłuchały się inwektyw od naturalnych sojuszników, tych, którzy – jak zakładałyśmy – mają świadomość feministyczną i antydyskryminacyjną. Dużo w ich słowach pogardy, lekceważenia i jakiegoś niejasnego dla mnie lęku o swoją pozycję. A wszystko dlatego że upominamy się o nasze miejsce, o głos dla nas wszystkich, również tych mniej majętnych, mniej wykształconych i nie z Warszawy. Takie doświadczenie też jest ważne i powinno być częścią lesbijskiej herstorii. Pamiętacie, jak w internetowej akcji fotograficznej – rok czy dwa lata temu, w której dziewczyny miały przysyłać zdjęcia z codziennego życia – wśród lansiarskich fotek znalazło się zdjęcie dwóch dziewczyn, żyjących w bardzo skromnych warunkach, poza wielką aglomeracją. Co się zdarzyło? Oczywiście hejt, z którego dowiedziałyśmy się, że takie lesbijki nie powinny pokazywać się światu. Przyniosły wstyd społeczności. Ta historia jest symptomatyczna. Wniosek: trzeba bronić pięknego obrazka, żeby mainstream nas zaakceptował.

AM: Teraz uderzamy w nasz ulubiony tandemowy bębenek. Mainstream wyznaczył reguły i większość się temu poddała w przekonaniu, że życie według tych reguł nas nobilituje. Ale nie wszyscy/wszystkie tak myślimy. Wbrew pozorom mainstream nie pokazuje szerokiej perspektywy, to sztuczny kanał, który oferuje widzenia zawężone, tyle tylko, że jest nazywany uniwersalnym. Natomiast to wszystko, co jest poza nim, to właściwy ocean doświadczeń, możliwości. Czerpmy z tego. Nie ograniczajmy się do kanalizowania i filtrowania. Gdyby fani mainstreamu przeczytali No logo Naomi Klein, wiedzieliby, że mainstream posiłkuje się offem, zwykle kradnąc jego pomysły, by sprzedać efekt jego poszukiwań, często – wynik życiowego doświadczenia – w kolorowym papierku. Dlaczego mało kto chce zobaczyć, że przestrzeń kultury LGBTQ+ to bezcenny teren eksperymentu, który pokazuje naszą odmienność, oryginalność, nie tylko wyrażoną przez wielobarwność strojów, pióra i różnorodność preferencji seksualnych. Z moich wieloletniej obserwacji wynika, że kultura lesbijska jest w dużym stopniu poza tym głównym nurtem i nie dlatego, że jest zła, czy jest jej mało. Często z zupełnie innych powodów. Częściowo dlatego, że szuka innych rozwiązań i nowego języka, częściowo dlatego, że nie chce podlegać uniwersalnym normom i ocenom, częściowo z braku siły, by walczyć z systemem. Nie rozumiejąc tego mówi się, że kultura kobiet nieheteronormatywnych jest niegodna uwagi, a tym samym nie przebija się z powodów tzw. „jakościowych”, co jest wyjątkowo niefajnym, nieweryfikowalnym argumentem. To wynik niezrozumienia jej specyfiki.

MW: Cały czas mówimy tak naprawdę o silnych patriarchalnych wdrukach, które pokutują nawet w środowisku osób, które – zdawałoby się – są uwrażliwione na krzywdzące schematy. Sztuczny kanał, o którym mówiłaś, Agnieszko, faktycznie ma wartki nurt, jest silny, zmiata czasami to, co jest na jego drodze, a jest autentyczne, czasem nazbyt ulotne, czasem niedostosowane, na tyle niepewne siebie, że nie wytrzymuje ostrej oceny przyrównującej do szablonów. Mamy DOŚĆ tych patriarchalnych mechanizmów, ale otwierając tę dyskusję, zaznaczam w naszym wspólnym imieniu, że nie walczymy, nie wypowiadamy wojny. Jasno mówimy, że nie chcemy wchodzić w przemocowy język konkurowania. To nie jest walka o podium. Nie ma podium, jest przestrzeń, w której jest miejsce dla nas wszystkich. Czy chęć zmiany stanu rzeczy, w którym część osób nadal jest wykluczana, jest wszczynaniem wojny? Dla mnie to nie starcie, a wspólne wejście w ważny proces. Procesy są trudne, procesy to zmiany. Nie oszukujmy się – niewiele osób to lubi i niewiele osób chce porzucić nawet na chwilę swoją strefę komfortu. Ja myślę, że jako środowisko zrobiliśmy jeszcze za mało i zatrzymaliśmy się w pewnym momencie, który uznaliśmy za wystarczający. Mam poczucie, że cały czas ten patriarchalny styl działania trzyma nas za gardła. Kobiety nadal wpisywane są w model uległości i część lesbijek również ten model realizuje – z niewiedzy, ze strachu, z potrzeby przynależenia do wspólnoty? Pokutuje wzorzec grzecznej dziewczynki, która – gdy będzie grzeczna – to zasłuży na dopuszczenie do głosu, ale czy to nadal będzie jej głos, skoro musi odciąć wszystkie te treści, które są niewygodne dla reszty dbającej o pozorny ład? Nawet kosztem tego, że ten ład oparty jest na tym, z czym podobno wspólnie się zmagamy? Zarzuca nam się, że jesteśmy za bardzo emocjonalne. A właśnie chciałabym, żeby na emocje każdego/każdej z nas było miejsce. Żebyśmy nie musieli stosować emocjonalnej autocenzury.

AM: Taki emocjonalny manifest to głos sprzeciwu wobec zawłaszczania wspólnego miejsca, który nazywany bywa brakiem dystansu i afektacją. A przecież ten głos mógłby być głosem uzupełniającym, wzbogacającym obraz społeczności lesbijskiej i nie tylko lesbijskiej, a został potraktowany jako rebelia, pieniactwo. Nawet jeśli jest to głos mniejszości, nawet jeśli wybrzmiał wewnątrz lesbijskiej grupy, tym bardziej taki głos powinien być uwzględniony. Ale część społeczności reaguje tak – jawnie na FB i pokątnie na zamkniętych forach dyskusyjnych – jakby została zbojkotowana mityczna jedność, a to przecież tylko odmienny głos. Tymczasem mam wrażenie, że słyszę jakże znane: „Świętości nie szargać, bo trza, by święte były…”. Ktoś nawet pogroził nam palcem, żebyśmy nie były radykalne. Nie wiem, co nas może spotkać za “nieposłuszeństwo”. (śmiech). Nie ma wyjścia, trzeba opowiedzieć o naszym doświadczeniu, nadwyrężając złudną jedność, bo nigdy nie wydostaniemy się z bańki, w którą zostałyśmy wciśnięte.

AF: W ostatnim czasie – jak już mówiłam – odezwało się do nas sporo kobiet, które chciałyby przekuć tę bańkę. Na początek zareagowały ściśle w związku z moją kontrą na wywiad w Replice, w której domagałam się otwarcia redakcji na lesbijskie tematy. Tak naprawdę to tylko pretekst do szerszej rozmowy. Ale warto wspomnieć konkretnie na co skarżyły się dziewczyny. Pisały o swoich próbach przebijania się do Repliki, o braku reakcji na propozycje albo autorytarne korekty nadesłanych tekstów, na odbieranie im prawa do osobistej perspektywy, niepotwierdzonej przez autorytety, albo na pokazywanie dziewczyn jedynie jako jednostek bez grupowego kontekstu. Mówiły o pomijaniu polskich artystek i ważnych lesbijskich wydarzeń, na presję autowania wszystkich uczestniczek promowanych projektów. To tylko część zarzutów, które w uproszczeniu sprowadzają się do stwierdzenia, że ciągle lesbijki pozostają w petenckiej pozycji. To schemat powtarzający się w organizacjach i projektach.

AM: Mam świadomość, że niektóre braki, o których mówisz, to wynik niewiedzy na temat aktywności kobiet nieheteronormatywnych, czasem przeoczenia, ale to przede wszystkim brak zainteresowania działaniami, których nie pokazuje się w TV czy w gazetach głównego nurtu. A jaki tego skutek? Niestety poważny. Czytelnicy/czytelniczki otrzymują fałszywy obraz lesbijek i środowiska, w którym działają głównie mężczyźni i oni są skuteczni, bo widoczni w mediach.

MW: Nie zgodzę się, że wiedza o lesbijskich aktywnościach jest niedostępna. Tworzymy jedno środowisko osób LGBTQ+, wypracowaliśmy sobie, może nieidealne, ale jednak, kanały komunikacji: fora, listy mailingowe itd. Za pomocą tych narzędzi informujemy siebie wzajemnie o tym, co robimy, wzajemnie siebie zapraszamy. Cały czas zadziwia mnie jedno – na wydarzenia organizowane przez gejów albo przez duże organizacje – przychodzą wszyscy i geje, i lesbijki, i reprezentanci/reprezentantki innych literek z tęczowego alfabetu. Jednak kiedy te lesbijki – dokładnie te same, które wsparły obecnością wydarzenie bardziej popularne – same coś organizują, to zazwyczaj nie mogą liczyć na wzajemność. To szczególnie bolesna dla mnie tendencja, której przyglądam się uważnie od 2010 roku. Efekt ten sam: lesbijki są niewidoczne, bo nie ma chętnych, by je zobaczyć. Bardzo chciałabym, żeby taka bariera przestała istnieć. Żebyśmy jako środowisko czuli/czuły wzajemną odpowiedzialność i wspierali siebie wzajemnie. Jakiś czas temu zapytałam znajomych gejów, bliskie mi osoby, dlaczego sami, jako osoby aktywne w środowisku i mające możliwości, nie włączają w swoje działania tego, co robią lesbijki. Odpowiedź była krótka: lesbijskie treści ich nie interesują, a jeśli się już gdzieś pojawiają, nawet w śladowych ilościach, to w ich odczuciu jest ich za dużo. Nawet jeśli tak jest, że coś nas nie interesuje, to marzy mi się podejście, w którym kierujemy się tym, żeby każda część składowa naszej społeczności była doreprezentowana. Mnie niekoniecznie fascynuje gejowska sztuka, ale to, co mogę zrobić, to choćby udostępnić informację na swoim wallu na FB. To już jest jakaś forma wsparcia.

MR: Na razie dostajemy pouczenia. W tym duchu była wyliczanka rozpoczynająca replikański wywiad. Dowiedziałyśmy się, iluż to gejów wyautowało się w mainstreamie, jakże geje wystrzelili, a lesbijki nadal nic. Jakbym wróciła do szkoły, w której nauczyciel/nauczycieka motywuje, podsuwając przykłady prymusów. Dla mnie absolutna protekcjonalna wpadka. Pomysł nieuwzględniający odmienności doświadczeń, sytuacji czy potrzeb kobiet, etc. Poraziło mnie przekonanie o tym, że istnieje tylko jedna właściwa droga dla lesbijek. Dowiedziałyśmy się też, że to mężczyźni aktywizują lesbijki. Szczególnie do autowania. Niebywałe. Przy okazji pamiętajmy, bardzo chcę to podkreślić, że nie musimy zgadzać się na presję autowania, która nie jest głównym celem egzystencji osoby nieheteronormatywnej. U lesbijek, kobiet biseksualnych to proces złożony i związany – jak mówi Alicja Długołęcka – z równie nieoczywistą i skomplikowaną seksualnością. Nie można go traktować identycznie jak u gejów. Jeśli jednak tego chcemy, to konieczne jest realne wsparcie, tworzenie dobrego klimatu w środowisku, np. pokazywanie różnych możliwości widoczności, a nie obowiązek ogłaszania swojej orientacji w Dzień Dobry w TVN czy w Gazecie Wyborczej.

AM: Rozumiem, że niektórym trudno uwierzyć, że droga, którą przeszli geje, nie musi być drogą kobiet nieheteronormatywnych, nie jest jedynym możliwym rozwiązaniem. Jednak taka narracja dominuje w środowisku LGBTQ+. To utrwala ten nieszczęsny stereotyp niewidoczności. Tymczasem warto byłoby podkreślić charakter działania kobiet, które jest często inicjujące, kolektywne, niszowe. Dlatego do starego hasła KPH Niech nas zobaczą, warto byłoby dodać hasło Fundacji Przestrzeń Kobiet Spoza centrum widać lepiej. Jak dotąd nieoświetlane są znaczne części aktywności, właśnie te nie mieszczące się w centrum. Choć wydaje się, że zadaniem dziennikarskim i archiwistycznym mediów środowiskowych, jest informowanie o wszelkich aktywnościach, a nie ich selekcjonowanie. Wiedział to Ryszard Kisiel, kiedy zakładał swoje pismo w latach 80. W ostatniej rozmowie, którą przeprowadziłyśmy z nim do AAAKulturalnika w ramach projektu A kultura LGBTQ+ nie poczeka! jasno to powiedział. Dlaczego dzisiejsze media społecznościowe LGBTQ+ nie pamiętają o tej zasadzie?

AF: Dodam jeszcze, że kobiety nieheteronormatywne tworzą wiele projektów skupionych na sprawach kobiet. Takie były – są: UFA, Fundacja Autonomia, Stowarzyszenie Kobiet Konsola, Fundacja Przestrzeń Kobiet i ostatnio ruch związany z  Czarnym Protestem… i mnóstwo indywidualnych – zwykle artystycznych, antydyskryminacyjnych, równościowych inicjatyw. Nie zapominajmy o świetnych czasopismach feministyczno-lesbijskich: Pełnym głosem, Zadra, Furia pierwsza, Furia, FEMKA. Ale niektóre projekty inicjowane przez lesbijki stanowią grunt niejednego wspólnego lgbtowskiego działania, które czasem nawet trafiają do głównego nurtu. Wystarczy to zobaczyć. Pierwszą redaktorką naczelną Repliki była lesbijka i tworzyła ją przez cztery lata, Lepiej późno niż wcale – audycję radiową TOK FM – przez lata prowadziła Katarzyna Szustow, poznańskie Marsze Równości organizowały od lat lesbijki, Lambdę, Miłość nie Wyklucza, Wiarę i Tęczę budowały lesbijki. To wszystko robota dziewczyn. A mogłabym długo wymieniać, wspomnę jeszcze tylko trzy, dla mnie osobiście ważne inicjatywy: OLA – Archiwum, Porozumienie Lesbijek (LBT) i Kabaret Barbie Girls. Nie ma społeczności LGBTQ+ bez kobiet nieheteronormatywnych.

MR: Cudowna lista. A propos pism feministyczno-lesbijskich, które wymieniłaś. Zawsze się nas do nich odsyła, gdy dopominamy się o przestrzeń w magazynach lgbtowskich. Ewentualnie proponuje się zrobienie kolejnego stricte lesbijskiego. Wiadomo, że te pisma raczej nie trafiają do dużej liczby odbiorców/odbiorczyń, więc sytuacja pozostaje bez zmian. Ale jak już cokolwiek zrobimy, to słyszymy, że to niszowe i że w sumie zostańmy w tej niszy, bo ją lubimy. A bywa jeszcze ciekawiej. Jak zaczynamy się wzajemnie wspierać, robić np. o sobie filmy, to okazuje się, że to towarzystwo wzajemnej adoracji. Bo znaczenie ma rzecz zrobiona przez kogoś z zewnątrz. Inaczej słyszymy, że to separatyzm. Jeżeli lesbijka nie może opowiadać o swoim świecie, bo nazwana jest separatystką, to kto ma o nim opowiadać?

MW: Musimy mieć świadomość, że społeczność LGBTQ+ nie żyje w oderwaniu od świata, który wnosi w naszą przestrzeń standardowe przekonanie, że istnieje pewien porządek i nie należy go psuć. Większość uznała, że tak jest – więc tak musi być. Trzeba się dostosować i tyle. Jeśli nie chcesz się dostosować do normy, marsz do oślej ławki, bo psujesz dobrą atmosferę.

MR: To właśnie ciekawe, jaka to atmosfera? Co ją tworzy? Wspomniane już przez ciebie, Magda, ciche “pamiętaj, bądź grzeczna”, może wtedy cię uwzględnimy w naszych planach. Może cię rozreklamujemy, może zaprosimy do projektu lub do koalicji, sypniemy groszem? Dla mnie – artystki, feministki, członkinie społeczności LGBTQ+, – jest to nie do przyjęcia. To formatowanie jest trochę jak zaćma, która pozwala zobaczyć merkantylny i skupiony na prostej atrakcyjności cel, który przywiązuje ludzi do pewnych rozwiązań, które znowu zdają się jedyne. To jest pewna właściwość naszego umysłu, że jak czegoś nie znamy, to tego nie widzimy. Podobno, gdy Kolumb przypłynął do Ameryki, Indianie nie widzieli statków, ponieważ w ich umysłach, w ich języku nie było obrazów i słów pozwalających im zobaczyć te statki, które były czymś całkowicie nowym i nie mieściły się w ich systemie rzeczywistości. Czyż z podobnym fenomenem nie mamy do czynienia w przypadku widzialnej lesbijki i kultury lesbijskiej?

AF: Dla mnie ta wizja świata to coś jeszcze – wdrukowywane w nas myślenie neoliberalne, które owładnęło również częścią społeczności LGBTQ+. Wiele organizacji LGBTQ+ zawarło pakt z neoliberalizmem. I to ma swoje konsekwencje. Organizacje pozarządowe działają jak przedsiębiorstwa, które zasadzają się na konkurencji, pieniądzach, zasięgach, opłacalności, wykluczeniu słabszych ekonomicznie. To jest nie tylko strategia nowego pokolenia aktywistek/ów LGBTQ+, niestety cierpi na to także Kongres Kobiet. Ten ostatni, owszem, podejmuje tematykę LGBTQ+, ale bardziej mówi się tam o ruchach emancypacyjnych całego środowiska, o ogólnych prawach do równości, a główną postacią środowiska jest Robert Biedroń, którego zresztą bardzo szanuję. Częściej podczas IX Kongresu Kobiet przywoływana była figura geja, a słowa “lesbijka” nie usłyszałam ani razu, w feministycznym i politycznym kontekście. Przypominam, że Anka Zet przez lata dopominała się o panel lesbijski w głównym programie. Trwało to 7 lat. Skąd ten sojusz KK ze środowiskiem LGBTQ+, wielokrotne akcentowanie, że nadzieję dla wyjścia demokracji z kryzysu, pokładamy właśnie w ruchu emancypacyjnym mniejszości psychoseksualnych? Myślę, że podstawą tego sojuszu jest neoliberalny populizm. Siła większości jest po neoliberalnej stronie, więc zmiana potrzebna wszystkim kobietom nieheteronormatywnym nie dokonuje się. Marzy mi się Centrum Lesbijek na Kongresie Kobiet, bo to lesbijki powinny być tu w centrum zainteresowania, a nie ogólnie środowisko LGBTQ+. Proponuję tu panele w obszarze tematów: lesbianizm vs feminizm, lesstoria/archiwum lesbijskie, lesbijska kultura, aktywistki lesbijskie/lesbian empowerment, lesbijski a macierzyństwo… Lesbijki od początku aktywnie działają na rzecz równości kobiet i nic z tego nie mają, w kluczowych momentach są nadal nieuznawane przez inne kobiety, solidarność tu nie działa. Dla mnie to jest wyzysk potencjału lesbijek – zupełnie podobnie, jak mężczyźni wykorzystywali i wykorzystują kobiety, dla zbijania własnego kapitału społecznego, politycznego – to właśnie ma tu miejsce. Niesamowite jest dla mnie, jak wiele treści powtarzamy po feministkach, ale w lesbijskim kontekście. Gdyby w feministycznych tekstach zamienić słowo “kobieta” na “lesbijka”, a po drugiej stronie do słowa “mężczyzna” dodać: gej, kobieta heteroseksualna lub nieheteronormatywna, ale o patriarchalnym umocowaniu to, mamy historię lesbijskiej opresji. Nasuwa się pytanie, czy i dlaczego lesbijka jest naprawdę, aż tak niebezpieczna – jest zagrożeniem dla mężczyzn, gejów, kobiet i o zgrozo, dla samych lesbijek – że ruguje się ją skutecznie ze społecznej przestrzeni, nie zauważa, nie docenia, wypycha na margines, a następnie oskarża o niewidoczność? – Niestety wykluczenia sprawnie się tu mnożą i piętrzą! Jako lesbijska aktywistka, feministka czuję się zdradzona, czuję się ofiarą tego lęku przed lesbijkami, które mogą “wszystko” zepsuć! Parafrazując Kazimierę Szczukę, zadam jeszcze jedno, złożone pytanie: zatem co mam robić ja, człowiek pochodzenia lesbijskiego, żeby mój głos był uznany, żebym była uznana w swojej indywidualności, ale również we wspólnotowości, czy mam nieustannie zapominać o swoich lesbijskich potrzebach w imię wspólnej sprawy? – Jakiekolwiek domaganie się tego uznania jest niezmiennie odbierane jako przesadne. Domagam się uparcie sprawiedliwego traktowania wszystkich lesbijek, a nie tylko tych z kręgu względnego prestiżu! Nie chcę już czekać, nie mam już na to czasu – nie chcę być już dłużej zakładniczką przeszłości i przyszłości!

AM: Ale wciąż jesteś, w całym tym systemie istnieje wiele sposobów, by oczekiwana zmiana się nie dokonała. Dzieje się to przez drobne, praktycznie niedostrzegalne akty, które można odczuwać jako mobbing. Niby nic się nie zdarza, trudno to udowodnić, fuckupy zawsze można uzasadnić tzw. czynnikami zewnętrznymi, tylko jakoś to wszystko dotyczy lesbijek. To bywa naprawdę dotkliwe i nie pozwala wydostać się z zaklętego kręgu, o którym mówiła Agnieszka. Czy to hipokryzja, czy wspomniany przez Monikę indiański syndrom?

MR: Czynniki zewnętrzne to moje ulubione wymówki. To, co nam czasem nie pozwala zorganizować wydarzenia, to niemoc organizacyjna NGO’sów, ludzkie ograniczenia, brak miejsc, pieniędzy na projekty, konflikty personalne, czasem sztampowa poprawność polityczna, zwykłe niedogadanie, nieporozumienia, mało lesbijskich zgłoszeń etc. Coraz częściej jest też tak, że musisz wyprodukować, zaproponować, zorganizować – często w obcym mieście – swoje wydarzenie, zapłacić za podróż, zaprezentować, posprzątać etc. Jak nie chcesz, nie możesz tego zrobić, nie ma cię – jesteś niewidoczna. I to ty jesteś za to odpowiedzialna, bo nie podołałaś. Inni umieli. Co mogę zrobić, kiedy słyszę takie argumenty? Nic. Nikt nie jest winny, stało się. A efekt? Nie ma lesbijskiego wydarzenia. Co jest pod spodem? Dla mnie to brak przede wszystkim motywacji, by lesbijskie propozycje pokazywać. Nie ma też wewnętrznej środowiskowej zinternalizowanej parytetowości w środowisku LGBTQ+, o czym mówiła Agnieszka Frankowska. Lesbijskie propozycje są to są, nie ma to nie ma, wciąż się słyszy, że powinny być, ale nie ma determinacji, żeby ich szukać lub je porządnie promować.

AM: Utrwalony sposób widzenia sprawia też, że mamy wydarzenia uznane za ważne i uznane za nieważne. Ale jakie jest kryterium? Nie wiadomo. Od 20 lat zadaje sobie to pytanie. Marzę o tym, by przestać je zadawać. Ale się nie da, bo znowu ostatnio na jednym z forów dyskusyjnych pojawiła się sugestia, żeby selekcjonować informację, bo forum miało być miejscem na ważne informacje. Ale jakie to te ważne? Informacje o poczynaniach polityków, skandalach społecznych, aktach homofobii? Oczywiście, bez dyskusji. Ale po co promować jakieś lesbijskie rysowniczki? Niech znajdą sobie do tego odpowiedniejsze miejsce. Tu jest istota rzeczy. “My tu załatwiamy ważne sprawy, znacie stawkę”. Właśnie dlatego że znamy, nie możemy pozwolić, by nas cenzurowano. I spychano na margines w imię “wyższych celów”.  Szczęśliwie, tym razem dobrze się skończyło, nie doszło do podziału, a tym groziło dzielenie informacji na ważne i mniej ważne. Jeśli jednak dochodzi do podziału, to lesbijskie tematy znajdują w worku z tymi nieuniwersalnymi i lądują w grupie specjalistycznej. To znowu ogranicza naszą widoczność.

AF: Jest jeszcze jeden sposób uniewidaczniania. Syndrom “etatowej lesbijki”. Zwykle jest to jedna, dosłownie jedna lesbijka, która ma mówić za nas wszystkie. Najgorzej, że często to jest ta sama lesbijka. W różnym czasie to inna osoba, ale zasada pozostaje. Podkreślam tylko, że nie jest to atak osobowy, a opis stanu rzeczy. Taka sytuacja to oczywiste przekłamanie, bo nie ma lesbijki, która ma pełną wiedzę na każdy temat i może prezentować wszystkie perspektywy. Tę etatowość wykorzystuje zarówno mainstream jak i nasza społeczność. To zwyczajnie ogranicza liczbę lesbijek w przestrzeni publicznej.

MR: Te etatowe lesbijki czasem też rezygnują, bo są obciążone odpowiedzialnością za nas wszystkie, “obrywają” też za nas wszystkie. Kiedyś Roma Cieśla, jedna z pierwszych aktywistek po 89 roku, powiedziała, że wycofała się z aktywności w przestrzeni publicznej, bo miała dość permanentnej krytyki. Zawsze ktoś jest niezadowolony. Zwykle dlatego że to, co zrobiłaś nie uwzględnia wszystkich, albo nie przypomina tego, co znamy z telewizji, co robi świat za duże pieniądze. Jeśli film, to od razu oscarowy, jak książka to na miarę nagrody Nike, jak teatr to Narodowy. Reszta nic niewarta.

AF: Jak już mówimy o wycofywaniu się lesbijek, to jeszcze jedna kwestia… Dotyczy kobiet nieheteronormatywnych, które chcą jednak działać w grupach LGBTQ+ i zgadzają się z mainstreamową strategią. Te lesbijki też nie mają łatwo, najchętniej działają w obszarze związanym z tęczowymi rodzinami, bo tam mogą działać po swojemu, w kobiecej energii, bo tam kobieta – paradoksalnie również lesbijka – “naturalnie” pasuje z kulturowego rozdania. Ten obszar jest niestety sfeminizowany i tym samym zagarnięty przez lesbijki – w każdym razie można to tak ocenić – zresztą ze szkodą dla społeczności w szerszym znaczeniu, bo i geje i lesbijki na tym tracą. Powiedziałabym, że lesbijki często zadowalają się tym obszarem, choć niektóre interesuje tylko temat tęczowych rodzin i wówczas to jest ok. Zasadniczy problem pojawia się, gdy lesbijki chcą być liderkami społeczności – są oczywiście chwalebne wyjątki, ale  zazwyczaj pojawia się zagrożenie dla gejowskiej agory. Te dziewczyny się często wycofują, przegrywając walkę i jest to dla nich traumatyczne doświadczenie, o którym często nie mają siły rozmawiać. Pisze o tym Ewa Graczyk w tekście, który tu przywołujemy i który był naszą inspiracją. Profesorka, ale i rewolucjonistka Ewa Graczyk głosi również hasło, w herstorycznym kontekście: “Chcemy całego życia!”  i ja – jako lesbijka się pod nim podpisuję!

MW: Nie do końca zgadzam się z tym, co mówisz, Agnieszko, w związku z tematem Tęczowych Rodzin, ale to dobrze (śmiech). Oznacza to, że nie jesteśmy jednorodne i jest w naszej rozmowie przestrzeń na różne perspektywy i tego samego chciałabym dla lesbijek w środowisku LGBTQ+. Temat dostępności, podziału ról i kobiece liderowanie w organizacjach to temat na oddzielną rozmowę. Zwłaszcza że ostatnio zaczynają wybrzmiewać pomysły liderowania i programowania wszelkich działań kobiet nieheteronormatywnych. W Lepiej późno niż wcale, audycji wzmacniającej tezę wywiadu replikańskiego, właśnie to usłyszałam. Co o tym myśleć? Z jednej strony koncentracja sił, a z drugiej strony takie podejście grozi zagarnięciem i modelowaniem postaw. Wszystko zależy od tego, kto chce liderować i jak się za to weźmie.

AM: Dla mnie ta wypowiedź jest niepokojąca. To strategia systemowa, która – spodziewam się – wykluczy kobiety, które nie pasują do „ustalonej koncepcji”. Możemy spodziewać się pomocy odpowiednich facylitatorów. Oni już nam wszystkim odpowiednio w głowach poukładają. To zawsze pachnie asymilacją. A mnie interesuje integracja. Przyglądanie się i budowanie z tego, co jest. A nie budowanie wizerunku według schematu. Już drżę.

MR: Powoli podsumowując naszą rozmowę, myślę, że te przykłady, które przywoływałyśmy, można by potraktować jako incydenty, zwykłe kłopoty projektowe, ale są ich setki. Na dodatek powtarzają się. Każda z nas spotkała się z nimi wielokrotnie. A że w znacznym stopniu działamy pojedynczo, to systematyczne ich stosowanie eliminuje osoby mniej odporne. W końcu na polu zostaną dostosowani/dostosowane, podłączone pod organizacje. Reszta odpadnie. To naprawdę nie wygląda na przypadek, to ukryte mechanizmy, które generują poważne straty, które dają znowu efekt niewidoczności lesbijek.

MW: Pozbądźmy się awanturnic, będzie spokój, poprawi się osławiona „dobra” atmosfera. Czy myślicie więc, że w ogóle możliwe jest porozumienie? Według mnie konieczne jest wzajemne zrozumienie, jednak musielibyśmy razem działać bardzo progresywnie, odrzucając populistyczne metody działania. Tutaj potrzebna jest wspólna, głęboka analiza sytuacji. Głębokie przemiany i procesy, które niejednokrotnie będę się działy na poziomie indywidualnym u niektórych osób, a to jest wyjątkowo trudne. Dopóki nie rozbroimy patriarchalnej bomby, to nic się nie zmieni. Mam wrażenie, że dopóki ktoś/ktosia się nie zgłosi na samobójczą misję, to porozumienie nie będzie miało szansy powodzenia. Mam poczucie, że uwagę osób zanurzonych w mainstreamie i aspirujących do niego, można przyciągnąć tylko w sposób radykalny. Taki, który na chwilę odwróci uwagę od zasięgów, ścianek, lajków i tęczowych cukierków. Moja niezgoda na taki stan rzeczy jest większa niż strach przed tym, jak zareaguje tęczowe środowisko. Tak bardzo zależy mi na zmianie, że ostracyzm wydaje się być małym dyskomfortem. Ale może się mylę?

AM: Niestety Ewa Graczyk w tekście Kobiecy desant na patriarchalna agorę, który nam wszystkim wiele uświadomił, jasno mówi, że się nie mylisz i nic nam się nie wydaje. Zapowiada się trudna robota na lata. Dialog nie jest wcale łatwy, bo porozumienie musi być naprawdę równościowe. Trudno jednak mówić o dialogu, gdy każda niezgoda na status quo oznacza hejt. Trudno uwierzyć w dobre intencje, kiedy widziałyśmy, ile za zachętami do współpracy kryje się agresji i pogardy. Bo jak inaczej interpretować opinie o lesbijskach jako ofiarach “uczepionych” gejów, roszczeniowych, nieodpowiedzialnych, niezdolnych lub leniwych. Czy taka opinia potwierdza chęć poprawy komunikacji? Dla mnie nie. Rozumiem emocje wynikające z sytuacji, ale to coś więcej, to przekonanie o naszej nędznej kondycji. Ja jestem ostrożna, bardzo chętnie dialog, a nie jego pozory, które mają nas zaprowadzić do założonego – bez nas – celu. Ty, Agnieszko, od razu w ripoście zapraszałaś do dialogu, proponując parytety w Replice i co się stało?

AF: Moja propozycja parytetów czy kwot pojawiła się jako reakcja na postulowaną niewidzialność. Wydawało mi się, że to oczywiste, że geje rozumieją tę potrzebę, deklarują się też feministycznie. Ale moja propozycja potraktowana została jako dowód niesamodzielności, zagrożenie dla jakości gazety, zamach na wolność słowa i rozwiązanie systemowe, które jest dyktaturą. Parytet to oczywiście wielkie utrudnienie, ale wtedy geje musieliby szukać z nami kontaktu, dopytywać o projekty, wydarzenia, twórczynie – wówczas byłby dialog. Teraz go nie ma. Jeśli już – to incydentalny, pozorny.

Chciałabym, żeby media, które mówią, że nas reprezentują, były bardziej przystępne. Żeby współpraca z nimi była zdrowa, żeby nie musiała opierać się na wyrzekaniu się siebie w imię dopasowywania. Chciałabym, żeby taki magazyn, jak Replika, oficjalnie wystosował na swoich łamach ogłoszenie zapraszające dziewczyny do współpracy. Niestety, obecnie sytuacja jest wyjątkowo trudna, ponieważ przy poczuciu braku szacunku, ciężko się przemóc, żeby rozmawiać z kimś, kto nie traktuje cię równościowo. Bez zniesienia tej bariery dobra współpraca nie jest możliwa. Bez szacunku nie da się skutecznie porozumieć. Ale jesteśmy otwarte na rozmowę.

AM: Dlatego chcemy rozpocząć cykl wywiadów i innych tekstów, w których chcemy przyjrzeć się przyczynom sytuacji, w której nie można pozbyć się stereotypu niewidoczności lesbijek. Nie udało nam się poruszyć wszystkich wątków, o wielu po prostu nie wiemy. Będziemy się dowiadywać: jak można zmienić rzeczywistość, gdzie jest nasze miejsce? Chcemy mówić o lesbijskiej aktywności, uwzględniając wszystkie jej aspekty, te jawne i te ukryte. Rozciągamy naszą uwagę między konspirą a inspirą. Będziemy pytać, rozważać, planować.

MW: Tak więc z czapek niewidek, których mamy dużo, szyjemy żagle i wypływamy na ocean doświadczeń kobiet nieheteronormatywnych. Zapraszamy do dialogu, również osoby mające odmienną płeć i zdanie niż my. Porozmawiajmy. Otwieramy kolejną przestrzeń na głos kobiet nieheteronormatywnych. Imienny i anonimowy.

AF: Przypomnijmy, że takich miejsc dla kobiet nieheteronormatywnych jest już sporo w necie. To materiały archiwalne i nowości z naszego świata. Na fan page O’LESS Festiwalu informacje o polskiej sztuce lesbijskiej, na Stefie Les* o kulturze, polityce, społeczności, na A kultura LGBTQ+ nie poczeka! archiwa kulturalne, na Kobiety Kobietom i Kobieta Nieheteretonnormatywna można znaleźć wszystkie aktualności. Zaglądajcie!

MR: I jeszcze ja dorzucę coś od siebie – kobiety, dziewczyny to jest miejsce na dialog – nikt cię tu nie będzie cenzurował ani kazał ci się autować – ważny jest Twój kobiecy nieheteronormatywny głos. Dasz go też w swojej sprawie! Czego my nie powiedziałyśmy, powiedz Ty. Tylko tak może drgnąć mur. Brzmi to jak manifest? Ale przecież taki miałyśmy cel – dziewczyny, czyż nie?

lesbijska konspira-manifest-big

LESBIJSKA INSPIRA. MANIFEST.

Dlaczego lesbijska kultura i aktywizm spychane są w cień? Czy niezależnie od nakładów energii, czasu i pracy mamy zostać na uboczu ze względu na kulturową pozycję kobiet w naszym kraju?  Dlaczego mówi się o nas – lesbijkach, że jesteśmy leniwe, same sobie winne, że nie wstajemy z kanapy? Dlaczego te, które chcą być widoczne, tworzą i działają – nie są widziane przez tęczową społeczność? A skoro nie widzą nas potencjalni sprzymierzeńcy, to w jaki sposób mają nas dostrzec osoby spoza tęczowego środowiska?

MAMY DOŚĆ nazywania głosu niezgody – rebelią i sprzeniewierzeniem się ładowi społeczności LGBTQ+. Otwierając dyskusję o sytuacji kobiet nieheteronormatywnych, nie wypowiadamy wojny, a przypominamy o uznanych wspólnie prawach równościowych. Nie chcemy wchodzić w przemocowy język konkurowania. Oczekujemy rozmowy. To nie jest walka o podium. Nie ma podium, jest przestrzeń, w której jest miejsce dla nas wszystkich.

MAMY DOŚĆ patriarchalnych mechanizmów. Część lesbijek ten wzorzec realizuje – z niewiedzy, ze strachu, z potrzeby przynależenia do wspólnoty, a może z wyboru? My tego nie wybieramy. Nie jesteśmy grzecznymi dziewczynkami, które – gdy pozostaną grzeczne – zasłużą na dopuszczenie do głosu. Ale czy to nadal będzie nasz głos, skoro zmuszone jesteśmy odciąć wszystkie treści, niewygodne dla reszty dbającej o pozorny ład.

MAMY DOSYĆ traktowania lesbijek jako osób mniej zdolnych, mniej odpowiedzialnych, mniej samodzielnych, które trzeba kontrolować i ktorym trzeba wskazywać rozwiązania. Nie damy się programować ani formatować. Droga, którą przeszli geje, nie musi być drogą lesbijek. Podkreślamy, że charakter działania kobiet jest często inicjujący, kolektywny, niszowy, incydentalny. Nie zmniejsza to wartości, jaką ze sobą niesie.

MAMY DOŚĆ słuchania, że jedynie mainstream daje możliwość zaistnienia w świadomości społecznej. Mainstream nie pokazuje szerokiej perspektywy, to sztuczny kanał, który oferuje widzenie zawężone, tyle tylko, że to widzenie nazywane jest uniwersalnym. Doceńmy przestrzeń kultury LGBTQ+. To bezcenny teren eksperymentu, który pokazuje naszą odmienność, oryginalność, nie tylko wyrażoną przez wielobarwność strojów i różnorodność preferencji seksualnych. Kultura kobiet nieheteronormatywnych rozwija się w znacznej części poza głównym nurtem i nie dlatego, że jest zła, czy jest jej mało. Częściowo dlatego, że szuka innych rozwiązań i nowego języka, częściowo dlatego, że nie chce podlegać uniwersalnym normom i ocenom, częściowo z braku siły, by walczyć z patriarchalnym systemem.

MAMY DOŚĆ wmawiania nam, że wybawieniem dla wszystkich kobiet nieheteronormatywnych jest neoliberalizm. Chcemy wybierać swoje rozwiązania, zachować swoją odrębność i na równych prawach współtworzyć rzeczywistość polityczno-społeczno-kulturalną. Chcemy opowiadać o niej swoimi słowami. Jesteśmy dumne ze swojej odmienności, kolorytu i doświadczeń – dają nam to siłę. Integracja tak – asymilacja nie.

MAMY DOŚĆ emocjonalnego dystansu wobec jawnych i niejawnych nadużyć wobec praw równościowych. Na emocje każdej/ każdego z nas musi być miejsce.

MAMY DOŚĆ traktowania naszych żądań parytetu jako dowodu niesamodzielności, jako zagrożenie dla jakości, zamach na wolność słowa i rozwiązanie systemowe, które jest dyktaturą. Parytet to najprostszy mechanizm równościowy, który zmusza do uwzględniania, choćby z wysiłkiem, praw kobiet nieheteronormatywnych.

MAMY DOŚĆ selekcjonowania informacji. Zadaniem dziennikarskim i archiwistycznym mediów środowiskowych LGBTQ+ jest informowanie o wszelkich aktywnościach kobiet nieheteronormatywnych na zasadach równościowych.

MAMY DOŚĆ presji autowania. Chcemy autować się wtedy, kiedy czujemy się bezpieczne i kiedy czujemy, że to jest nam potrzebne. Ale możemy też się nie autować. Nawet kiedy wypowiadamy się anonimowo, nasz głos ma wagę, bo poparty jest naszym doświadczeniem.    

Korekta: Maja Korzeniewska

—————————————————————

Damski Tandem Twórczy.  (Agnieszka Małgowska & Monika Rak)
Działa od 2009 roku. Współtworzy_ł projekty: Kobieta Nieheteronormatywna (cykl debat i audycji radiowych, 2014-2016) / O’LESS Festiwal (2012-2014) / DKF Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną (cykl spotkań, 2012-2015) / O teatrze lesbijskim w Polsce (cykl teatrologiczny, od 2012) / A kultura LGBTQ+ nie poczeka (projekt archiwistyczny, od 2016) / Lesbijska Inspira (cykl wywiadów, od 2017) / Portret lesbijek we wnętrzu, Niesubordynowane czytanie sztuki Jolanty Janiczak (czytanie dramatów) / Orlando.Pułapka? Sen, Fotel w skarpetkach, 33 Sztuka, RetroSeksualni. Drag King Show (spektakle) / Czarodziejski flet, Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet (opery) / L.Poetki (film dokumentalny) / Teatr Dialogu (warsztat i akcja miejska) / Wywrotowa komórka lesbijska, Epizody, watki, sugestie lesbijskie w kinie polskim (wykłady) / Stowarzyszenie Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej* (od 2017).

Agnieszka Małgowska – lesbijka / feministka / artaktywistka / reżyserka / trenerka teatralna / scenarzystka
Monika Rak – lesbijka / feministka / artaktywistka / aktorka / dramatopisarka / filmowczyni / graficzka.

Agnieszka Frankowska – urodzona 8 marca; lesbijka / feministka / aktywistka / spółdzielczyni / poetka / osoba z niepełnosprawnością / przez lata zaangażowana w działania poznańskiego Stowarzyszeniu Kobiet Konsola / współorganizatorka pierwszego Marszu Równości w Poznaniu (2004) oraz jego kolejnych edycji / założycielka poznańskiej Wyspy Kobiet (2011 – 2013) / obecnie członkini Partii Razem.

Magdalena Wielgołaska – aktywistka / lesbijka / feministka / współzałożycielka Stowarzyszenia na rzecz Osób LGBT Tolerado / działaczka na rzecz poszerzania wiedzy na temat leczniczego działania konopi / zaangażowana w Kręgi Kobiece i odzyskiwanie wewnętrznej, kobiecej Mocy / wartościami i zawodowo związana z Partią Zieloni / założycielka strony Strefa Les*/ współpracowniczka projektu A kultura LGBTQ+ nie poczeka!

——————————————————

LESBIJSKA INSPIRA
To niezależna inicjatywa, której e-przestrzeni udziela siostrzana Feminoteka
,
I.   Manifest
1.   ManifestInstant. 
2.   Rozmowa I. Od lesbijskiej konspiry do lesbijskiej inspiry.
3.   Rozmowa II. Minął rok. To, o czym mówiłyśmy w prywatnych rozmowach, stało się częścią debaty publicznej

II. Rozmowy wokół manifestu
1.  Mamy wewnętrzną potrzebę wolności. Rozmowa z Małgorzatą Myślak i Magdaleną Sota.
2.  Coming out – nie chcę i nie muszę. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
3.  Z miłości i gniewu rodzi się odwaga. Rozmowa z Angeliną Caligo

4Moja droga do siebie samej. Rozmowa z Marią Kowalską
5.  Potrzebne są niehetero bohaterki. 
Rozmowa z Anną Bartosiewicz
6.  Chcemy więcej! Rozmowa z Anną i Zandrą Ra Ninus.
7. 
Lesbijki, pora na prokreację! Rozmowa z Anną Adamczyk.
8.  Kto ma prawo do słowa “lesbijka”? Rozmowa z Magdaleną Próchnik
9.  Czasem miałam wrażenie, że jestem jedyną lesbijką w Lublinie. Rozmowa z Małgorzatą Szatkowską
10. Trzeba stawiać opór. Rozmowa z Magdaleną Tchórz
11.  Dziewczyna i dziewczyna – normalna rodzina. Rozmowa z Zuch Dziewuchami
12.  Niepytana nie mówiłam, że jestem lesbijką. Rozmowa ocenzurowana
13. Co ty tutaj robisz? O poczuciu wyobcowania i przynależenia. Rozmowa z Nicole G.
14.  Mam na imię Kasia i to jest moja tożsamość. Rozmowa z Katarzyną Gauzą
15. Tęczowe aktywistki na Ukrainie są wyłącznie feministkami. Rozmowa z Katją Semchuk
16.  Oryginalnie nieheteroseksualna. Rozmowa z Agnieszką Marcinkiewicz
17.  Sama zrobię dla siebie miejsce. Rozmawa z Klaudią Lewandowską
18.  Dziś określam siebie jako osobę panseksualną. Rozmowa z Alex Knapik
19.  Perspektywa lesbian studies. Rozmowa z dr Martą Olasik
20. Mogę tylko powiedzieć: przykro mi bardzo, jestem wyjątkowa. Rozmowa z Voyk
21.  Tożsamość jest zawsze politycznaRozmowa z Elżbietą Korolczuk
22. Jesteśmy nie do ruszenia. Rozmowa z matką i córką. MB & Shailla
23. Wchodzę w krótkie erotyczne relacje poliamoryczne. Rozmowa z Retni
24. Aktywizm jest moim uzależnieniem. O niepełnosprawnościach, nieheteronormatywności i feminizmie. Rozmowa z Anetą Bilnicką
25. Wolę nie zostawiać niedomówień. Rozmowa z Adą Smętek
26.Do tej pory myślałam, że LGBTQ to nie ja. Rozmowa z Anonimową Lesbijką
27. Ciągle zajmujemy się sobą i żądamy od innych akceptacji. Rozmowa z Anną Marią Szymkowiak
.
III. Głos z zagranicy
1Węgry. Brakowało nam środowiska kobiet niehetero – stworzyłyśmy je. Rozmowa z Anną Szlávi
2. Czechy. Lesba* na wychodźstwie. Rozmowa z Frídką Belinfantová
3. Niemcy. Lesbijski projekt mieszkalny. Rozmowa z Yagner Anderson

.
IV. Męskoosobowo
1. To co polityczne jest wspólne. Rozmowa z Tomaszem Gromadką
2. Przyszło nowe pokolenie kobiet nieheteronormatywnych. Rozmowa z Marcinem Szczepkowskim
.
V.  EL*C. Wieden 2017
1.  Magdalena WielgołaskaOdzyskiwanie lesbijskiej tożsamości – wreszcie pomyślmy o sobie, Siostry.
2. Monika Rak. Siła filmu dokumentalnego, czyli lesbijki do kamer!
3. Magdalena Świder. Wokół tożsamości.
4. Agnieszka Małgowska. Peformansy, czyli witamy w Lesbolandii.
5.  Joanna Semeniuk. Jeśli nie zrozumiemy naszej przeszłości, nie zrozumiemy siebie. 
6.  Agnieszka Frankowska. PL, czyli Polskie Lesbijki w Wiedniu.

.
VI. EL*C. Kijów 2019
1.  Monika Rak. L*Geniusza na Ukrainie.
2. Magdalena Wielgołaska. Lesbianizacja przestrzeni.
.
BONUS
Komiks. Superprocenta. Graficzny komentarz Beaty Sosnowskiej

—————————————–

Aktualne wiadomości na temat projektu znajdziesz na:

Feminoteka
Kobiety kobietom
Strefa Les*
Kobieta Nieheteronormatywna
A kultura LGBTQ+ nie poczeka!
.

loga_les

————————————————————————

Demakijaż – Festiwal Kina Kobiet w Lublinie. Wesprzyj i przyjdź!

demakijazZmyj stereotyp z kina i zrób z nami Demakijaż!

Demakijaż to festiwal filmowy, odbywający się w Lublinie, na którym nie ma patriarchalnej ściemy.

To 5 dni nieoczywistego, prowokującego kina. To też koncerty, dyskusje i spotkania z twórczyniami.

W tym roku na Demakijażu zobaczysz jak wygląda feminizm w różnych miejscach na świecie. Dowiesz się o problemach i wyzwaniach, z którymi stykają się kobiety w różnych szerokościach geograficznych, z różnym wykształceniem, tłem kulturowym, zapleczem materialnym i światopoglądem. Spotkasz się z kobietami takimi jak Ty i zupełnie od Ciebie innymi. No i obejrzysz naprawdę dobre filmy.

Potrzebna jest jednak Twoja pomoc, bo Demakijaż to wyzwanie… finansowe! Festiwal może odbyć się dzięki Stypendium Prezydenta Miasta Lublin oraz wsparciu Stowarzyszenia Homo Faber i Centrum Kultury w Lublinie. Wciąż potrzebujemy jeszcze 5 tysięcy, żeby zamknąć budżet i pokazać oraz zagrać wszystko, co chcemy (a chcemy naprawdę dużo zagrać i pokazać).

Wpłać 5, 10 lub 20 zł. Tyle kosztuje bilet do kina. My kupimy licencje filmowe. Ty w zamian obejrzysz nie jeden, a kilka filmów. Dzięki Tobie wstęp na festiwal i imprezy towarzyszące będzie darmowy dla wszystkich. Festiwal odbędzie się w dniach 25-29.10.2017 w Centrum Kultury w Lublinie (ul. Peowiaków 12).

Rok temu się udało. Wierzymy, że teraz nie będzie inaczej 🙂 !

Szczegółowe informacje dotyczące festiwalu znajdziecie na naszym fanpejdżu.

Zbiórka trwa tutaj: https://pomagam.zrzutka.pl/demakijaz2017

Koordynatorki festiwalu: Joanna Bednarczyk i Jolanta Prochowicz

Gertruda Stein & Alicja B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet | Rozmowa z reżyserką spektaklu Agnieszką Małgowską

Gertruda Stein & Alicja B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet,
czyli jak popsuć pozowaną fotografię.
Z reżyserką spektaklu Agnieszką Małgowską rozmawia Magdalena Wielgołaska

STEIN & TOKLAS plakat

Wiem, że tworzysz spektakle najchętniej w kobiecej energii. Tak powstały w ramach duetu Damski Tandem Twórczy m.in. Orlando. Pułapka?, Sen i 33 sztuka. Teraz zbliża się premiera przedstawienia Gertruda Stein & Alicja B. Toklas & Wiele Wiele kobiet. I znowu same kobiety. Opowiedz, jak doszło do  spotkania twórczyń tego projektu.

Kobieca energia jest dla mnie bardzo ważna, czuję się w niej bezpiecznie. Może dlatego te spotkania z kobietami po prostu się zdarzają. Tak też było w przypadku najnowszego spektaklu. Wszystko zaczęło się na ławce na tyłach Uniwersytetu Muzycznego w Warszawie. Byłyśmy z Moniką Rak  na koncercie dyplomowym młodej kompozytorki Magdaleny Białeckiej, którą już znałyśmy, słyszałyśmy jej operę Wianki, wykonaną w PSM II st. im. Józefa Elsnera w Warszawie. Ale tym razem zobaczyłyśmy ją jako performerkę. Niby koncert organowy a kompozytorka uczyniła z niego zdarzenie performatywne. To chyba była ta chwila, kiedy przyszła mi do głowy myśl, że ta muzyka nadaje się do teatru. To wydawało się szaleństwem. Ale tuż po koncercie zaprosiłyśmy ją na wspomnianą ławeczkę i Magdalena zgodziła się skomponować muzykę do spektaklu o Gertrudzie Stein i Alicji B. Toklas. A za chwilę dołączyła do projektu Agata Sasinowska, aktorka i śpiewaczka operowa, która siedziała z nami wtedy na tej samej ławce. I stało się.

Nazwałyście swój spektakl nanoopera. Od razu pokochałam to słowo. Sprawdziłam w internecie i nie znalazłam takiego określenia, rozumiem więc, że to Wasz oryginalny pomysł.

Nanoopera to rzeczywiście określenie stworzone na potrzeby tego spektaklu i dokładnie znaczy: mikroskopijna opera. Na taką formę operową mnie stać. Uwielbiam operę, bo jest cudownym skandalem artystycznym. Jest nadęta. Jest kampowa. Odrealniona. To wielka sceniczna fantazja. Ale bardzo kosztowna. Brak pieniędzy nie mógł mnie jednak ograniczyć, więc wymyśliłam nanooperę. Gdybyśmy miały przymierzać nasz pomysł do klasycznej, operowej definicji, to raczej się jej nie trzymamy. Ale po operowych inscenizacjach Krzysztofa Warlikowskiego, który potraktował operę jako nieograniczony współczesny teatr i pokazał, że śpiewak/czka swym głosem wyraża emocje i osobowość postaci, nabrałam odwagi i zdefiniowałam dzieło operowe na nowo. Zobaczyłam je jako hermetyczne skodyfikowane teatralnie zdarzenie oparte na muzyce, w którym emocje wyraża ludzki głos. To pozwoliło mi uwolnić się od myślenia o wielkich teatrach, orkiestrze i chórze. Mogłam zrobić operę.

W teatrze offowym profesjonalni muzycy/profesjonalne muzyczki to totalny luksus.

Jeśli mówimy o takim offie bez pieniędzy, to tak. Bardzo nad tym ubolewam, bo dla mnie muzyka w teatrze ma ogromne znaczenie. Na oczy nie widziałam wcześniej śpiewaczki, tym bardziej kompozytorki, która zgodziłaby się wziąć udział w przedsięwzięciu non-profit. A gdy do zespołu dołączyła pianistka Natalia Czekała, to naprawdę myślałam, że śnię. Dla Magdaleny Białeckiej i Agaty Sasinowskiej na szczęście nasza propozycja była wyzwaniem, dlatego zaangażowały się. A my wtedy postanowiliśmy, że muzyka nie będzie tłem, tylko za jej pomocą opowiemy o całym kobiecym świecie, w którym żyły Gertruda i Alicja. Gertruda Stein w swych tekstach oczywiście mówi o kobietach, ale głównymi bohaterami jej świata byli mężczyźni – Picasso, Matiss, Hemingway. Zdecydowaliśmy, że w tej opowieści zmienimy akcenty. Skupimy się na kobietach, które otaczały, znały, wspierały Alicję i Gertrudę, ale też na tych, które są imiennymi i bezimiennymi bohaterkami tekstów Stein. Te kobiety stanowią treść naszej Litanii na fortepian i głos kobiecy. My o nich nie mówimy, my je wyśpiewujemy.

Czy w takim razie można powiedzieć, że to jest spektakl feministyczny?

Bez wątpienia. Inaczej nie umiem opowiadać o kobiecej rzeczywistości. Feministycznie odczytujemy także historię tytułowych bohaterek. Być może trochę wbrew Gertrudzie Stein, która bywa nazywana feministką, ale tzw. kwestię kobiecą traktuje w sposób nieoczywisty. Bo z jednej strony w Autobiografii Alicji B. Toklas czytamy, że „Gertruda Stein nie ma nic przeciwko kwestii kobiecej ani przeciwko jakiejkolwiek innej, kwestii ale że się tym nie zajmuje”. Jednocześnie znajduję jedno małe zdanie o tym, że Gertruda lubiła czytać o sufrażystkach. Napisała nawet libretto opery Matka nas wszystkich, której bohaterkami były amerykańskie działaczki na rzecz praw kobiet: Susan B. Anthony oraz Elizabeth Cady Stanton. A jej wielką nieszczęśliwą miłością w czasach studenckich była feministka Mary A. Bookstaver. Gdyby jednak zapytać Stein, czy jest pisarką czy pisarzem, z pewnością byłaby pisarzem. Do tego geniuszem. Mogłabym mnożyć takie nieoczywistości. Dotyczące także lesbijskiej orientacji, czy żydowskiego pochodzenia. Ale zdaje się, że o takie niejednoznaczności Stein chodziło. To widać nawet w tak prostej sprawie jak strój, który nie mieścił się w schemacie binarnej płciowości.

REKWIZYTY. cytaty. RÓŻA (1)

Dlaczego zdecydowałaś się na przygotowanie spektaklu na podstawie tekstów Gertrudy Stein? Damski Tandem Twórczy raczej radykalizuje przekaz lesbijski niż go rozmywa.

Pomysł, żeby zrobić spektakl na motywach tekstów Gertrudy Stein, to konsekwencja postanowienia Damskiego Tandemu Twórczego, by teatralnie interpretować teksty światowej klasyki, tworzonej przez kobiety nieheteronormatywne. To jeden z wątków naszej teatralnej aktywności, który pozwala nam zmierzyć się z postaciami i tematami, z którymi nie zawsze nam po drodze, bo albo nas drażnią albo nudzą. Dzięki temu możemy zobaczyć nowe aspekty nieheteronormatywności. To nas ratuje przed przekonaniem, że istnieje tylko jedna perspektywa – nasza. Ponadto w polskim teatrze nieheteronormatywna klasyka to biała plama, mamy okazję choć trochę ją pokolorować. Dlatego w 2010 roku zrobiłyśmy przedstawienie na podstawie powieści Virginii Woolf, a teraz pracujemy nad tekstami Gertrudy Stein.

Zastanawia mnie, dlaczego tak ważne dzieła nie trafiają na sceny polskich teatrów?

Mogę się domyślać, że w przypadku powieści Orlando problemem jest tytułowa postać, czyli osoba nieidentyfikująca się z żadną płcią. W przypadku twórczości Gertrudy Stein mam podejrzenie, że to po prostu sprawa języka. Jej teksty są właściwie nieprzetłumaczalne na polski. Tak naprawdę powinnam zrobić spektakl z wykorzystaniem tekstów oryginalnych, a nie chce tego. Nie wyrażam sobie, że będę robić w Polsce przedstawienie po angielsku. Tłumaczenia klasyki światowej to interpretacja i rozwój języka polskiego. Po to wciąż na nowo tłumaczy się Szekspira, żeby zobaczyć jak brzmi w zmieniającym języku polskim na przykład Hamlet. Dlatego właściwie każde pokolenie ma swoje tłumaczenie szekspirowskie. Chciałam więc zrobić teksty Stein po polsku, nawet jeśli mam świadomość, ile tracimy w procesie translatorskim, nawet jeśli nie mam zbyt wielkiego wyboru polskich przekładów. A jest ich ledwie kilka. Przypomnę: Autobiografa Alicji B. Toklas i Autobiografa każdego z nas, Czule guziczki, Ciężki brzuszek, Lucy Kościół, Ida, Panna Furr i Panna Skenne. Moja żona ma krowę. I może jeszcze parę innych niewielkich utworów w tłumaczeniu m. in. Anny Kołyszko, Miry Michałowskiej, Adama Zdrodowskiego. Wiem, że spektakl z wykorzystaniem fragmentów tekstów Gertrudy Stein to ryzyko, także z innych powodów. Ale dlaczego nie zaryzykować. Szczególnie, że przygotowuję przedstawienie, a nie wieczór literacki. Wiele elementów tekstu jak rytm, struktura znajdują sceniczny ekwiwalent w postaci dźwięku, obrazu, ruchu.

Ale chyba jest tekst Gertrudy Stein, który był punktem wyjścia do pracy nad spektaklem?

Nawet trzy teksty: Autobiografia Alicji B. Toklas, Czułe guziczki, Panna Furr i Panna Skenne. Każdy tekst w inny sposób wpłynął na spektakl. Panna Furr i Panna Skenne podsunęły nam główny temat  spektaklu, czyli odkrywanie i doskonalenie głosu, rozumianego dosłownie, ale też metaforycznie jako kobieca osobowość twórcza. Autobiografa Alicji B. Toklas dostarczyła nam subiektywnych informacji o głównych bohaterkach, ale też dzięki niej powstała kobieca litania. Chyba też podejrzałyśmy w tym utworze poczucie humoru. A Czułe guziczki były najbardziej inspirujące strukturalnie. Dzięki temu tekstowi skonstruowałyśmy historię pary nieheteronormatywnych kobiet, która składa się nastrojów, emocji, zakodowanych w gestach, czynnościach, przedmiotach, obrazach.

Skoro nie wykorzystałyście konkretnych dzieł, to interesuje mnie, jak powstawał scenariusz.

Nie przepadam za inscenizowaniem gotowych dzieł. Wolę tworzyć scenariusze paczworkowe. Ostatecznie ten powstał na podstawie kilku wybranych intuicyjnie fragmentów tekstów Stein i  jednego cytatu z Książki kucharskiej Alicji B. Toklas, paru faktów biograficznych, fotografii oraz improwizacji do muzyki Magdaleny Białeckiej. Nad scenariuszem zawsze pracuje zespól aktorski, ja tylko zbieram, nadaję kierunek. Taki sposób pracy daje twórczyniom możliwość pełniejszego uczestniczenia w projekcie, zresztą ja nie chcę tworzyć spektakli sama, chyba zresztą nie umiem. Buduję z tego, co widzę, trochę jak Gertruda, która mawiała, że nie tworzy z wyobraźni, opisuje, co widzi.  Taki sposób pracy pozwala też artystkom – poprzez bohaterki – opowiedzieć o sobie samych. W efekcie powstał spektakl, który jest naszym wyobrażeniem bohaterek i jednocześnie dialogiem z nimi.  Kolektywny proces pracy w przypadku tego przedstawienia przybrał bardzo specyficzną formę. Nad rola Alicji B. Toklas pracowały trzy aktorki. Z dwiema współpraca się urwała, co – paradoksalnie –  okazało się twórcze.  Z pierwszą aktorką robiłyśmy analizę tekstów, z drugą – ustawiałyśmy sceny, a z trzecią – budowałyśmy postać i zbierałyśmy wszystko w całość. Gertruda jest od początku ta sama – Monika Rak. Nasza Gertruda przejrzała się więc w trzech Alicjach. Prawdziwe bogactwo, choć okupione stresem i bardzo długim czasem przygotowań.

Długi proces pracy nad spektaklem to Twój znak rozpoznawczy.

Tak, to prawda. Tym razem przygotowania trwały aż trzy lata. Ten długi czas pracy to wynik działania poza teatrem instytucjonalnym i poza systemem grantów. Dzisiejsza kultura jest przyzwyczajona do tego, że spektakl powstaje szybko. Ja to w pewnym sensie rozumiem. Teatr mainstreamowy –  ten instytucjonalny czy prywatny –  to przedsiębiorstwo, w którym są: terminy, umowy, pieniądze i w końcu produkt. Natomiast ja myślę, że spektakl to przede wszystkim spotkanie twórczyń, mierzenie się z materiałem, doskonalenie ciała i energii, trudno więc w krótkim czasie przeżyć całość procesu ze wszystkimi konsekwencjami. Interesuje mnie improwizacja, pogłębieniu tematu, szukanie koncepcji roli bez powielania chwytów aktorskich. Dla mnie pierwsze trzy miesiące to jest czas próby, kiedy ujawniają swe intencje i oczekiwania, wygasają słomiane zapały. Dopiero wtedy nadchodzi etap rozwoju. I może to trwać rok, dwa. Dlatego teatr procesowy, eksperymentalny jest uciążliwy. Zazwyczaj artyści/artystki angażują się na trzy miesiące, chcą mieć z głowy jeden projekt, by móc zacząć następny. Ja tego nie chcę. Nawet jeśli to oznacza spowolnienie, trudności. Potrzebuję czasu na błędy artystyczne, na poszukiwania, niemoc etc. Muszę na dłuższy czas w kobiecej energii skupić się na pracy twórczej. Zwłaszcza, że wciąż toczyć trzeba boje, teraz już niemal w każdej sprawie. Odizolowanie to oddech.

A nie ucieczka? Można Wam zarzucić, że to tworzenie w kobiecym gronie na offie, to separatyzm, zamykanie się. Tak kojarzy się nadal współczesne działania lesbijek.

Temat bumerang. Od dawna mu się przyglądamy i spektakl, o który rozmawiamy, dotyczy hermetyczności pary lesbijskiej. Staram się zobaczyć problem wieloaspektowo, znaleźć dobre i złe strony, zrozumieć, dlaczego tak jest, co to daje, jakie są konsekwencje. Alicja i Gertruda stworzyły sobie świat, w którym pełna pychy Gertruda chciała czuć się jak geniusz, a jej boadygardką była Alicja. Alicja pilnowała, żeby Gertruda mogła w spokoju pisać, kiedy chce i jak chce. Bez względu na to, co się działo na około. Stanowiły nierozerwalny duet. Nie ma Gertrudy bez Alicji. Nie ma Alicji bez Gertrudy. Tylko we dwie mogły się zmierzać do celu, którym była sława literacka Stein. Były swoją wzajemną gwarancją. Tworzyły związek na wzór heteronormatywnych par, żyły jakby nie różniły się niczym od reszty świata, jakby nie były lesbijkami. Zaklinały rzeczywistość, żeby spełniała ich oczekiwania. Myślę, że tkwiły w tej mentalnej bańce, która pozwoliła im przetrwać aż do wydania Autobiografii Alicji B. Toklas, która przyniosła im sławę. To oddzielenie przypomina wewnętrzną emigrację. Przecież do historii przeszedł ich słynny paryski salon artystyczny na 27 Rue de Fleurus, więc mamy wrażenie otwartości, przynależności do artystycznych elit, a nawet ich kreowania. Ale ten salon na początku był otwarty, a później stopniowo się zamykał. W końcu Alicja wpuszczała do Gertrudy tylko tych, którzy byli wystarczająco świadomi geniuszu Stein albo wystarczająco użyteczni.


REKWIZYTY. cytaty. WEŁNA
To  budowanie lesbijskiej dwuosobowej oazy wewnątrz heteroświata?

Tak to widzę. Choć nie sądzę, by to tak widziały Alicja i Gertruda. Ich model działania był w kontrze do lesbijskiego kręgu Natalie Barnay. Tu lesbijki famme i butch spotykały się w zamkniętym gronie, by „pławić” się w swym safizmie. To ponoć skazywało je na marginalizację, Gertruda nie chciała tej marginalizacji. Szczerze mówiąc to najtrudniejszy dla mnie do oswojenia element historii Stein & Toklas. Takie myślenie oznacza zgodę na nieswoje gry, tylko po to, by nas nie marginalizowano, oznacza deprecjonowanie tych kobiet nieheteronormatywnych, które potrzebują jasnej tożsamościowo grupy. Dla mnie to za wysoka cena. Paradoksalnie powoduje, że i tak trzeba zacieśniać związkową relację, budować swoją lesbijską maleńką wysepkę, która daje chwilę spokoju, pozwala żyć, tworzyć, zbierać siły. Niektóre z nas w tym zostają, niektóre traktują jako azyl. A co się na tej wysypce dzieje bywa piękne i straszne. Natomiast każde wystawienie głowy to zazwyczaj zmierzenie się z hejtem. I Gertrudę to spotykało. Każda publikacja oznaczała lekceważące opinie o pisarstwie panny Stein. Jaką trzeba mieć odporność, żeby to znieść. Ta strategia przyniosła efekty. Stein dzięki Toklas osiągnęła cel – została geniuszem literatury, którego w sumie rzadko się czyta, nie rozumie, ale w annałach jest. Po śmierci Stein, Toklas jako żona geniusza zadbała o spuściznę partnerki. W efekcie dostaliśmy jakiś dziwny wizerunek, o nazwie Gertruda Stein i Alicja B. Toklas, który wygląda jak pozowana fotografia. My ją w spektaklu psujemy.

Minęło ponad 100 lat. Paryż pierwszej polowy XX wieku nie różni się – jak widzę – od Polski w pierwszej połowie XXI w. Czy spektakl odnosi się konkretnie do polskich realiów?

My, jako Damski Tandem Twórczy, też jesteśmy odniesieniem do Alicji i Gertrudy. Dobrze mnie zrozum, nie chodzi o to, że się z nimi porównujemy jeden do jednego, raczej jedna do jednej, bo jak mogłybyśmy się porównać (śmiech). Ale Gertruda i Alicja tworzyły lesbijski tandem twórczy, bez względu na to, czy same siebie tak określały, czy nie. Ich relacja to taki wzorzec-matka, w którym, gdy się bliżej przejrzałyśmy, zobaczyłyśmy sprasowane w jeden portret kilka modeli lesbijskich par. Wtedy uświadomiłyśmy sobie też, że ich działania nie były takie oczywiste. W filmowym tle spektaklu pokazujemy impresje na temat tych par. Jeśli widzowie/widzki będą dociekliwi, to w tych filmowych obrazach znajdą odnośniki do znanych w środowisku polskich lespar. To są bardzo subtelne aluzje w porównaniu z tym, co wpisywała Stein o artystycznym środowisku w Autobiografii Alicji B. Toklas. Ale to zupełnie inny temat.

Nie można więc po tym przedstawieniu spodziewać się prostej linearnej historii. To ryzykowne dla Was jako twórczyń, ale też intrygujące dla osób lubiących układanki.

Nie strasz! Spektakl będzie wizualny, będzie muzyczny, będzie emocjonalny. Zawsze można popatrzeć, posłuchać, poczuć! To prawda, że ten przedstawienie jest jak zestaw klocków, które rozrzuciłyśmy i zabrałyśmy obrazek, według którego trzeba elementy ułożyć. Ale myślę, że każdy znajdzie sposób, by te klocki uporządkować. Możliwości jest wiele. Ale oczywiście nie ukrywam, że chcemy postawić gości/gościnie przedstawienia w sytuacji bezradności, w jakiej my znalazłyśmy się, zmagając się z twórczością Gertrudy Stein albo choć pokazać wielowarstwowość jej dzieł.

Zatem do zobaczenia w Teatrze Druga Strefa 8 września, w 110 rocznicę spotkania Gertrudy Stein i Alicji B. Toklas.

A po przedstawieniu zapraszamy widzów na rozmowę. Koniecznie. Chcemy usłyszeć, co widzowie/widzki przeżyli/ły, co zobaczyli/ły, co się podobało a co nie. Przede wszystkim dlaczego tak i dlaczego nie. Bo tak naprawdę przedstawienie to pretekst do rozmowy o kobietach nieheteronormatywnych. Na tym nam zależy szczególnie.


BILETY
https://goingapp.pl/evt/1046619/gertruda-stein-alicja-b-toklas-wiele-wiele-kobiet

WIĘCEJ

http://teatr2strefa.pl/pl/repertuar/gertruda-stein/
https://www.facebook.com/damskitandemtworczy/
http://steintoklaswielekobiet.blogspot.com/

PhotoChallenge 2017 – GIRL POWER

Konkurs, w którym ​do wygrania jest 5400 € za fotografię, która najlepiej odzwierciedla walkę kobiet o równouprawnienie.

photochallenge2017_obraz

O co chodzi?

PhotoChallenge 2017​ jest akademickim konkursem, który ma na celu promowanie debaty i refleksji na tematy istotne dla społeczeństwa. Stymulowanie zaangażowania uczniów w projektach wykorzystujących fotografię jako głównej formy ekspresji społecznej, politycznej i kulturowej. Tegorocznym tematem jest Girl Power. Codziennie miliony kobiet na całym świecie dążą do wzmocnienia pozycji swojej pozycji, aby miały równe prawa w społeczeństwie. Nasze wyzwanie ma reprezentować tę walkę za pomocą fotografii. Jest skierowane do studentów z całej Polski oraz innych krajów. Nadesłane prace konkursowe zostaną ocenione przez komisję, która weźmie pod uwagę kryteria takie jak: oryginalność, kreatywność i realizację tematu. Za zwycięskie zdjęcie do otrzymania jest nagroda pieniężna w wysokości 5400 € (pięć tysięcy czterysta euro). Zwycięzca otrzyma 2700€ (dwa tysiące siedemset euro), kolejne 2700€ (dwa tysiące siedemset euro) zostanie przekazane na rzecz wybranej przez niego organizacji pozarządowej.

Zgłoszenia

Zgłoszenia do PhotoChallenge 2017​ trwają do 30.11.2017 wyłącznie na oficjalnej stronie konkursu: www.jakandjil.pl/photochallenge2017. Wszystkie informacje na temat zasad, terminów i nagród PhotoChallenge 2017​ można znaleźć w regulaminie konkursu

Informacja medialna

„L.Poetki”. Kilka opinii na temat filmu dokumentalnego Moniki Rak i Agnieszki Małgowskiej

15171038_576681739208984_2825680066775279526_n

Nie tylko polskie kino unika tematu kobiecej nieheteronormatywności, lub oddaje tę kwestię w ręce mężczyzn, lecz na naszym filmowym podwórku szczególnie ciężko jest znaleźć filmy traktujące o tej tematyce. Nieheteronormatywne Polki zmuszone są do szukania odniesień i wzorców w kinie zagranicznym, którego obrazy bardzo rzadko przystają do naszej rzeczywistości. Damski Tandem Twórczy, czyli Monika Rak i Agnieszka Małgowska. od wielu lat idą pod mainstreamowy prąd , walcząc o miejsce lesbijskiej kultury w świadomości społecznej. Tym razem postanowiły wkroczyć do świata filmu, widząc brak kobiecej, nieheteronormatywnej perspektywy, która jest konieczna do tego, żebyśmy mieli całościowy obraz przestrzeni, którą współdzielimy, a na którą składają się różne głosy, również te należące do grup mniejszościowych i dyskryminowanych.

L.Poetki to film zrealizowany wyłącznie przez kobiety nieheteronormatywne. Dzięki takiej obsadzie wszystkich funkcji, między bohaterkami i realizatorkami wytworzyła się niezwykła intymność, która w piękny i poruszający sposób wprowadza nas do świata tajemnicy. Tajemnicy przykrywającej życie Polki-lesbijki-poetki. Bohaterki pokazują nam jak ich tożsamość kształtowała się w odniesieniu do norm i wzorców panujących w naszym kraju, i jaką rolę w tym wszystkim pełni ich twórczość.

L.Poetki to zwierciadło, w którym możemy się przejrzeć, a osoba stojąca po drugiej stronie odpowie nam w języku, który bardzo dobrze znamy. Sporo kobiet już przejrzało  się w tym zwierciadle. Oto kilka opinii.

——————

Dziękuję za ten BARDZO DOBRY film: bohaterkom i realizatorkom. Moim zdaniem pozycja obowiązkowa.
Małgorzata Barańska.

*

Spotkanie pokazało, jak bardzo potrzebujemy jako kobiety takich spotkań; rozmów było wiele i myśli chyba zbyt wiele, żeby się moc wypowiedzieć; każda myśl otwierała nowy watek; myślę, że to był powód ze trochę mniej było o filmie:) ale sporo o bohaterkach za to:). Takie gromady kobiet mają wielką siłę i dobrze się tam czułam, tak swojsko, u siebie. Voyk.

*

„Reżyserze, prowadź mnie tam, gdzie jeszcze nie byłem.” – mawiał Andrzej Wajda.  Film L.Poetki właśnie to robi. Subtelny, intymny portret trzech kobiet sprawia, że to, co, na co dzień niedostrzegane staje się widoczne.

Lesbijki. W dodatku poetki. Mogłoby się zdawać, że nie ma bardziej niszowego, a jednocześnie trudnego pod względem filmowym tematu. Monice Rak i Agnieszce Małgowskiej udało się jednak zrobić, mimo ich niechęci do tego słowa, film uniwersalny. Każda/y, bowiem szuka swojej tożsamości oraz sposobu wyrazu siebie.

Dla mnie jest to przede wszystkim film o twórczości i o odwadze bycia sobą. Bardzo intymna, osobista rozmowa.  Film o kobietach, zrobiony przez kobiety. Dlatego konieczne jest, aby dodać „Reżyserko, reżyserze prowadź mnie tam, gdzie jeszcze nie byłam/łem.”!. Małgorzata Dobrowolska

*

Przyznam szczerze, że nie jestem osobą garnącą się do poezji. Jak już jestem na nią eksponowana, to nawet jest fajnie, ale sama z siebie po nią nie sięgnę. Może dlatego przyszłam na pokaz z nastawieniem, że pojawię się przez grzeczność, bo koleżanki prosiły. Film mnie pozytywnie zaskoczył. Był ciekawy, może dlatego, że o ciekawych osobach. Poezja była jedynie w tle, była jakby nitką łączącą poszczególne postaci. Równie dobrze bohaterkami mogłyby być piosenkarki, czy księgowe, a film i tak zachowałby swoją uporządkowaną konstrukcję, która dla mnie – osoby z mózgiem w formie excela – jest szalenie ważna. Jedyny zarzut, jaki mam do całości, to to, że o ile Ilonę Ewę Urban i Agnieszkę Frankowską udało się „zgłębić”, o tyle – w moim odczuciu – Agnieszka Grzelczak została potraktowana bardzo powierzchownie. Poza tym film naprawdę wciągający. Aż się nie chce mrugać, czy tym bardziej chodzić do baru. Anonimka.

*

A myślałam, że nie lubię filmów dokumentalnych… Na szczęście obejrzałam  L.Poetki.
Przy czym „obejrzałam” nie jest adekwatnym słowem. Bo ja ten film chłonęłam oczami, uszami, skórą – gdy miałam ciarki ze wzruszenia, ustami – gdy wyrywał się z nich pomruk zaskoczenia, poruszenia, gdy parskałam śmiechem lub śmiałam się na całe gardło. Sinusoida emocji jako reakcja na obrazy i dźwięki, które docierały do mnie z ekranu to jedno. Bo do tego burza myśli w głowie, myśli nie-myśli, że oto poznaję kobiety zwykłe/niezwykłe, dla których jest oczywiste TAK dla ich pasji pisania i wciąż oczywiste TAK dla codziennej pracy (Tykwy Autobus Kawiarnia), że tak można, że to jest piękne i że to jest właśnie Życie, gdy robisz to, co Ci dyktuje serce i to sercem się kierujesz, idąc przez świat. Chłonęłam ten film całą sobą – ciałem, sercem, umysłem. I chciałam, by trwał jeszcze. Skończył się, a ja mam niedosyt, ale taki specyficzny podwójny niedosyt-pragnienie: L.Poetki 2. Ewa Chowaniec.

*

Dużą lekcją był też dla mnie pokaz filmu L.PoetkiPracując na co dzień w KPH zajmuję się przestępstwami z nienawiści, działam rzeczniczo, pracuję z różnymi instytucjami (np. Policją), pracuję, żeby osiągnąć zmianę na poziomie systemowym. Taka praca jest trudna, żmudna, efektów szybko nie widać. Dlatego tak bardzo zaskoczyło mnie to, jaki piorunujący efekt wywarł na mnie ten film. Doświadczyłam sztuki jako formy dotykającej coś bardzo głęboko, ale przede wszystkim ogromnie wartościowej przez swój walor edukacyjny – mogłam zobaczyć i poczuć, jak wygląda codzienność lesbijek w Polsce. Mogłam wyjść z myślenia o problemie podwójnego wykluczenia, które znam z badań i poznać historie konkretnych, żywych kobiet. Film ten jako forma sztuki oddziałująca na emocje, która pokazuje indywidualne historie, buduje poczucie tożsamości, bardzo do mnie trafił. Zobaczyłam, jak ważne jest uwzględnianie różnych form aktywizmu – łączenie pracy rzeczniczej na poziomie systemowym, z pracą budującą kulturę LGBTQ (niekoniecznie razem!), dokumentującą historię ruchu. Zobaczyłam, że nie można wartościować działań, one muszą iść ze sobą w parze.

Zrozumiałam też, że nie trzeba wiele, żeby wspierać inicjatywy budujące kulturę lesbijską. Nie trzeba rezygnować z obranego kierunku, zmieniać strategii działania. Nie trzeba dużego wysiłku, żeby uwzględnić wielogłos. Wystarczy postarać się, żeby różne formy były współobecne. Bo może właśnie niewidoczność kultury lesbijskiej wynika z naszej (mam na myśli aktywistów_ki LGBTQ pracujących_e w mainstreamie) nieuważności, z zapatrzenia się jedynie na swoje poletko. Magdalena Świder.

*

Potrzebowałam 24 godzin, żeby wchłonąć film. Bardzo mnie poruszył. To film o mnie -codziennym zmaganiu się z pełnym schematów i stereotypów światem zewnętrznym, i pełnym zakamarków światem wewnętrznym, który próbuję wyrazić. Zadziwiające jest jak kobieta-lesbijka-poetka potrafi łączyć różne światy, przepracowywać je w sobie i tworzyć nowe formy, kształty, powoływać coś do życia-to w kontekście Agnieszki Grzelczak, której historia jest mi chyba najbliższa albo podjarało mnie że kieruje autobusem :)). Historie proste i niezwykłe w swej zwykłości, standardowe pytania, problemy ubrane jakoś na nowo, jakoś inaczej przepracowane. Super dobrana muzyka. Szacun za ogrom pracy włożonej w ten film. Anonimka.

——————

Opinie to ważny element komunikacji między tworczyniami a odbiorczyniami. Ale mam nadzieję, że zachęci też nieheteronormatywne Polki dzieliły się swoją perspektywą, tworząc również filmy. Na zachętę proponuję wywiad z Moniką Rak, publikowany w Feminotece.

——————

Magdalena Wielgołaska – aktywistka / lesbijka / feministka / współzałożycielka Stowarzyszenia na rzecz Osób LGBT Tolerado / działaczka na rzecz poszerzania wiedzy na temat leczniczego działania konopi / zaangażowana w Kręgi Kobiece i odzyskiwanie wewnętrznej, kobiecej Mocy / wartościami i zawodowo związana z Partią Zieloni/ założycielka strony Strefa Les*/ współpracowniczka projektu A kultura LGBTQ+ nie poczeka!

12.06 Gdynia Musical „Szepty serc” | Matronat Feminoteki

Fundacja Feminoteka zaprasza na musical „Szepty serc” Grupy Artystycznej ENOSIS PaT Lębork, który odbędzie się 12.06 na Dużej Scenie Teatru Muzycznego w Gdyni.

kiedy: 12.06.2017, godz. 13:00, 17:00
bilety dostępne: https://www.ebilet.pl/teatr/musicale/szepty-serc
strona spektaklu: https://www.facebook.com/szeptyserc
strona grupy: www.pat-lebork.pl
koordynator projektu: Natalia Zarańska 601-069-863 [email protected]

plakat 26

Grupa Artystyczna ENOSIS PaT Lębork ma zaszczyt zaprosić na wzruszający musical „Szepty serc” realizowany w ramach projektu profilaktycznego „Wartością możemy być dla siebie”. To niezwykłe przedstawienie jest ostatnim elementem projektu, objętego patronatem: Ministra Edukacji Narodowej, Rzecznika Praw Dziecka, Marszałka Województwa Pomorskiego, Starosty Powiatu Lęborskiego, Burmistrza Miasta Lęborka oraz Impresariatu Programu Profilaktyka a Ty. Bezpośrednio nad musicalem matronat objęła Fundacja La Strada oraz Fundacja Feminoteka a patronatu udzieliło Stowarzyszenie „Nigdy Więcej”. Patronat medialny Radio Gdańsk. Musical, na który zapraszamy, to owoc pracy prawie 50 młodych ludzi, uczniów lęborskich szkół oraz studentów Instytutu Muzyki Akademii Pomorskiej w Słupsku. Autorski scenariusz i teksty piosenek, muzyka grana na żywo, napisana specjalnie do spektaklu, magia światła i dźwięku przeniosą widzów w niezwykły świat teatru. Scena to miejsce głębokich przeżyć i doznań. Wierząc głęboko w profilaktykę rówieśniczą, młodzież przygotowująca spektakl pragnie głośno powiedzieć widzom, jakie skutki może nieść za sobą mowa nienawiści. Spektakl jest bardzo trudny, dotyka ciemnych stron natury człowieka, słowo w nim wypowiadane ma ogromną siłę. Mowa nienawiści – tak niestety powszechna i widoczna wśród nas – jest w tym spektaklu na wyciągnięcie dłoni. Boli i rani, nie daje wytchnienia, zmusza do myślenia. Bardzo ciężko przejść obojętnie obok losów bohaterów tego przedstawienia. Pozostają w naszych sercach. Wypowiadane przez ludzi słowa to potężna broń, która może zarówno niszczyć, jak i budować. Naszym marzeniem jest, aby każdy wychodząc ze spektaklu, nigdy już słowem nie zranił drugiego człowieka. Ze względu na bardzo trudną tematykę spektaklu jest on przeznaczony dla widzów od 15 roku życia.
Młodsze dzieci mogą zobaczyć spektakl jedynie za zgodą rodziców.

„To nie jest łatwy spektakl. „Szepty serc” są bardzo pojemną formą dotykającą kwestii mowy nienawiści, różnych uprzedzeń, w tym dla poglądów, religii, seksualności. Poruszono w nim zagadnienia przyczyn i skutków działań społecznych ułatwiających dokonywanie prostych i szybkich wyborów przez młodych ludzi pozostających długo w sytuacjach zagrożenia. To również spektakl o nieuważności dorosłych względem młodych poprzez ignorowanie ich potrzeb, problemów i „zwyczajny” brak miłości. Spektakl ilustruje elementarne braki wśród dorosłych biorące się przede wszystkich z ich własnych ograniczeń, dopiero później z braku czasu.”

Katarzyna Wysocka

Zwiastun: https://www.youtube.com/watch?v=0GF0uP761ec

06.05 Pokaz filmu „Girl Power” | Matronat Feminoteki

GIRL POWER | pokaz filmu
kiedy: sobota, 06.05.2017, godz. 20:00
gdzie: Zet Pe Te, ul. Dolnych Młynów 10, Kraków

gp_banner

E, what you need a penis to write graffiti?! – Lady Pink

Twórczość graffiti uważa się głównie za domenę mężczyzn, którzy często sami podzielają pogląd, że graffiti – związane głównie z działalnością nielegalną – nie jest dla kobiet. W rzeczywistości jednak obecność kobiet w społeczności graffiti zyskała w ostatnich latach na sile dekonstruując tym samym mit o graffiti będącym wyłącznie męską kwestią.

Girl Power to dokument opowiadający o kobietach, którym udało się odnieść sukces w zdominowanym przez mężczyzn świecie graffiti. To portret grafficiarek z pięćdziesięciu miast całego świata, m.in. z Pragi, Moskwy, Kapsztadu, Sidney, Biel, Madrytu, Berlina, Barcelony, Tuluzy, Nowego Jorku. To jednak coś więcej niż prosty wgląd w grafficiarski mikrokosmos – Girl Power jest również poruszającą, osobistą historią Sany, która w 2009 roku zdecydowała się uchwycić proces emancypacji kobiet w świecie sztuki ulicy.

Projekcja filmu odbędzie się w Zet Pe Te i zakończona zostanie imprezą z cyklu Futudrama, która specjalnie na tę okazję odbędzie się pod hasłem Girl Power. Zagrają na niej Mc Carmel, Shandrill, Mr Floppy, Kenjah, Buła, Snake, J-Cop i Kontrol. Osoby z pieczątką Girl Power przysługuje bilet na Futudramę tylko za 5 pln!

Film z napisami w języku angielskim.

Link do wydarzenia na FB: https://www.facebook.com/events/608522606010282/

Więcej informacji na: www.nosna.pl i www.girlpowermovie.com

Fundacja Nośna to organizacja pozarządowa powstała we wrześniu 2015 roku w Krakowie. Celem Nośnej jest promowanie młodych artystów oraz propagowanie nowych zjawisk w kulturze i sztuce, ze szczególnym uwzględnieniem sztuki zaangażowanej i ruchów radykalnych. Nośna zajmuje się edukacją kulturalną, działalnością wydawniczą oraz działaniami na rzecz integracji środowisk twórczych, naukowych i społecznych. Współpracuje z oddolnymi inicjatywami i niezależnymi przedsięwzięciami w zakresie realizacji działań artystycznych i kulturowych.

www.instagram.com/fundacja_nosna

Święto filmów i kultury queer – 8. LGBT Film Festival 2017!

Fundacja Feminoteka poleca i zaprasza na 8. LGBT Film Festival, który odbędzie się w 9 polskich miastach! Poniżej szczegółowe informacje od organizatora festiwalu.

8LGBT_FF_logo_2017-1

Warszawa 5 kwietnia 2017

W tym roku, po raz ósmy świętować będziemy wyjątkowość filmów i kultury queer. Zobaczymy obrazy, które bezpośrednio opowiadają historię osób nieheteronormatywnych i niecisgenderowych: lesbijek, gejów, osób biseksualnych i transseksualnych, drag queens i wszystkich tych, którzy swoją tożsamość definiują poprzez odmienność.

Queer na świecie jest wartością kształtującą kulturę oraz świadomość współczesnego człowieka, jego różnorodność i wielowymiarowość, jego wolność i sens.

Festiwal pokazuje tę różnorodność i jest okazją do jej świętowania. Przybliża nam świat, do którego często tęsknimy, świat wolności i równości, poszanowania naszych praw i tożsamości, możliwości, które często pozostają w sferze naszych pragnień.

W naszej rzeczywistości szczególną wagę przywiązujemy do informacji, do dokumentu, do reportażu, do tego, co opisuje prawdę tego świata. Chcemy ten świat poznawać, a przede wszystkim zrozumieć.

Twórcy filmowi także tworzą swoje etiudy, dokumenty i reportaże filmowe, których zasadniczym celem jest nie tyle znaleźć odpowiedź, ale zadać odpowiednie pytanie. Stąd w tym roku zdecydowaliśmy się na znacznie większą liczbę filmów dokumentalnych. Pytamy o małżeństwa jednopłciowe, o transseksualność, o wykluczenia w środowisku LGBT+.LGBTFF_17_plakat_net-big

Wszyscy jesteśmy inni, ale każdy z nas jest tak samo ważny!

 

Warszawa 21-27 kwietnia, Kinoteka

Poznań 21-26 kwietnia, Kino Muza

Łódź 21-27 kwietnia, Kino Bodo

Wrocław 21 i 28 kwietnia, DKF Politechnika Wrocławska

Gdańsk 28 kwietnia – 4 maja, Klub Żak

Łódź 4-13 maja, Kino Przytulne

Wrocław 5-7 maja, Kino Nowe Horyzonty

Kraków 8-11 maja, Kino Pod Baranami

Katowice 11-19 maja, Kino Kosmos

Osoby, które chciałyby wesprzeć tworzenie LGBT Film Festiwalu zachęcamy do wspierania akcji na: https://pomagam.pl/LGBT_Film_Festival

 

ORGANIZATOR

Fundacja FilmGramm
Wyzwolenia 9/71
00-573 Warszawa
KRS 0000235171

Wiktor Morka

CEO of LGBT Film Festival
[email protected]

REPERTUAR

Artykuł Osiemnasty

Dlaczego w Polsce nie udało się wprowadzić prawa umożliwiającego formalizację związków jednopłciowych?

Tytuł pełnometrażowego dokumentu nawiązuje do art. 18 Konstytucji RP, zgodnie z którym ochronie podlega małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, co dla wielu przeciwników nowych regulacji jest równoznaczne z brakiem możliwości jakiegokolwiek uregulowania kwestii związków osób tej samej płci.

W filmie wzięło udział wielu wybitnych ekspertów, m.in.: prof. Ewa Łętowska, prof. Monika Płatek, Agnieszka Graff, prof. Lew Starowicz, Agnieszka Holland.

„Artykuł osiemnasty” to nie tylko głos na temat praw osób LGBT+, ale przede wszystkim rozmowa o polskiej demokracji i stanie debaty publicznej w ówczesnej Polsce.

reż: Bartosz Staszewski, scen: Hubert Sobecki, Sławomir Wodzyński, zdj: Bartosz Staszewski, Inga Pawłowska, wywiady: Ewa Tomaszewicz, Sławomir Wodzyński, 75′, Polska 2017, dokument

Premiera podczas 8. LGBT Film Festival 2017

 

Apricot Groves

Aram, młody Armeńczyk, który od dzieciństwa mieszka w Stanach Zjednoczonych wraca do kraju pochodzenia, żeby oświadczyć się dziewczynie. Chłopiec w ciągu jednego dnia doświadcza wielu kultur, religii, widzi kontrasty w zróżnicowanym społeczeństwie, ale największe wyzwanie jest dopiero przed nim.

reż i scen: Pouria Heidary Oureh, obs: Narbe Vartan, Hovhannes Azoyan, Pedram Ansari, Aram Arabajyan, Maro Hakobyan, Samvel Sarkisyan, Mikayel Mikayelyan, Allison Gangi, zdj: Ashkan Ashkani, muz: Garegin Arakelyan, 78′, Armenia 2016, dramat

5 nominacji do międzynarodowych nagród filmowych

 

Drag Becomes Him

Jerick Hoffer wyjeżdża z prowincjonalnego Portland i jako Jinkx Monsoon rzuca wyzwanie światu. Zabiera nas w podróż od Seattle i barów, gdzie zarabia parę dolarów, aż po wielki sukces i wygraną w piątym sezonie RuPaul Drag Race. Jinkx opowiada historię kultury Drag Queen, własnych lęków, pragnień, radości i smutków. Międzynarodowemu uznaniu i wielkiej sławie towarzyszy opowieść o wewnętrznej przemianie, którą Jinkx rysuje na swojej twarzy pudrem i maskarą.

reż: Alex Berry, scen: Alex Berry, Basil Shadid, obs: Jerick Hoffer, zdj: Alex Berry, 82′, USA 2015, dokument

 

Fair Haven

James mieszka w domu z „demonami” oraz ojcem, który ma wobec niego wielkie plany. Po śmierci matki chłopak poddany zostaje terapii konwersyjnej (leczeniu z homoseksualizmu), która mimo starań i zapewnień terapeuty nie przynosi żadnych efektów.

Tym bardziej, że na horyzoncie pojawia się dawna miłość, chłopak o którym James bardzo chciał zapomnieć. Nie pomaga „terapia”, nie pomaga również dziewczyna, z którą James zaczyna się umawiać.

Finalnie sam musi odkryć prawdę o sobie i zaakceptować to, kim jest.

reż: Kerstin Karlhuber, scen: Jack Bryant, Kerstin Karlhuber, obs: Tom Wopat, Michael Grant, Gregory Harrison, Jennifer Taylor, Josh Green, Lily Anne Harrison, zdj: Jason Beasley, muz: Christopher Farrell, 90′, USA 2016, dramat

 

Gender Troubles. The Butches

„Musisz być kobieca”. Jeśli nie spełniasz tego warunku, pojawiają się kłopoty. Podwójne wykluczenie w przypadku lesbijek butch to problem, który z dystansem, dużą dozą humoru, a jednak całkiem na serio przedstawia „Gender Troubles: The Butches”.

Społeczeństwo akceptuje tylko to, co nie wyróżnia się z tłumu. Czy kobieta les musi spełniać opresywne standardy patriarchalnego heteronormatywu? Nawet jeśli zupełnie jej z nimi nie po drodze?

Historie nieheteronormatywnych kobiet, ich relacje z rodziną i bliskimi, pozycja w miejscu pracy i na osiedlu, a przede wszystkim problemy z jakimi muszą się zmierzyć we własnym środowisku, które bywa niekiedy dziwnie i ze zdwojoną mocą nieprzyjazne.

reż i scen: Lisa Plourde, obs: Lenn Heller, Sasha T. Goldberg, Stacy Reed, Alison Dailey, Lisa Plourde, Angie Evans, 55′, USA 2016, dokument

Nagroda Publiczności – Paris International Lesbian & Feminist Film Festival 2016

 

HIV po polsku

Pomimo zwiększającej się z roku na rok świadomości społecznej Polaków, zagadnienie chorób przenoszonych drogą płciową (STD) – a w tym HIV/AIDS – pozostaje tematem tabu, tematem zastępczym, wreszcie tematem przemilczanym. W ten sposób liczba osób narażonych na transmisję wirusa rośnie. Milczenie nie jest bowiem rozwiązaniem. Historia pokazana w filmie toczy się wokół obecności HIV/AIDS w naszym kraju. Pyta o tolerancję i społeczne nastawienie wobec tego zagadnienia, o otwartość i w końcu o lęk, którego ofiarami padają nie tylko osoby żyjące z wirusem, ale także te, które funkcjonują w bańce niewiedzy lub ignorancji, które mówią: „Mnie to przecież nie dotyczy”.

autor: Frank Myonk, współpraca Sylwia Werner, 70′, Polska 2017, dokument

Premiera podczas 8. LGBT Film Festival 2017

 

Holding the Man

Tim i John poznali się w czasach szkoły średniej. Znajomość początkującego aktora ze szkolnej grupy teatralnej i kapitana licealnej drużyny zmieniła się w głęboką relację, która przetrwała kolejne 15 lat. Ich związek przeszedł wiele trudnych chwil, związanych głównie z nietolerancją panującą w społeczeństwie.

Najtrudniejszym testem dla wspólnej przyszłości okaże się jednak diagnoza medyczna…

reż: Neil Armfield, scen: Tommy Murphy, Timothy Conigrave, obs: Ryan Corr, Sarah Snook, Francesco Ferdinandi, Craig Stott, Lee Cormie, Anthony LaPaglia, zdj: Germain McMicking, muz: Alan John, 127′, Australia 2015, dramat

18 nominacji do międzynarodowych nagród filmowych, 6 wygranych, w tym 4 dla najlepszego filmu, najlepszego scenariusza, najlepszego aktora – Ryan Corr

 

Ka Bodyscapes

Indie, mizoginia i homofobia, świat przeludniony i pełen uprzedzeń. Troje młodych bohaterów – Haris, Vishnu i Sia, walczy z uprzedzeniami wobec seksualności, cielesności i płci w patriarchalnym, heteronormatywnym społeczeństwie współczesnych Indii. Film przedstawia historię ich zmagań z codziennością oraz pragnienie bycia wolnym i szczęśliwym. Oglądamy ich walkę i chwile szczęścia, a także lęk przed całkowitym odrzuceniem i samotnością.

reż i scen: Jayan Cherian, obs: Adhithi, Tinto Arayani, Arundhathi, Nilambur Ayisha, Jason Chacko, zdj: M.J. Radhakrishnan, muz: Sunilkumar Pk, 99′, Indie/USA 2016, dramat

 

Kiki

Kiki znaczy impreza, ale nie zwyczajna, tylko taka w której możesz być tym, kim chcesz. Młodzi, czarnoskórzy nowojorczycy ze świata LGBT+ pozbywają się swoich codziennych tożsamości i wcielają w postaci, którymi chcą być. Odkrywają siebie i wolność. A potem tańczą.

25 lat od momentu, gdy voguing stał się fenomenem na skalę światową dzięki dokumentowi „Paris is burning” oraz Madonnie, która elementy tej kultury wykorzystała w teledysku do piosenki „Vogue” nowojorska scena ballroomowa diametralnie się zmieniła. Voguing przeniknął do mainstreamu, a kolorowa młodzież LGBT+ ze slumsów musiała szukać dla siebie bezpiecznej przestrzeni. Tą przestrzenią jest właśnie Kiki Scene, zupełnie nowa subkultura. Dokument pokazuje świat wielkiej radości, zabawy i śmiechu, ale też niekiedy ich konsekwencji.

reż: Sara Jordenö, scen: Sara Jordenö, Twiggy Pucci Garcon, obs: Chi Chi Mizrahi, Christopher Waldorf, Divo Pink Lady, Gia Marie Love, Izana „Zariya” Vidal, Kenneth „Symba McQueen” Soler-Rios, Twiggy Pucci Garçon, zdj: Naiti Gámez, muz: Michael Cox, 94′, Szwecja/USA 2016, dokument

Nagrody: Teddy – Najlepszy Film Dokumentalny, Berlinale 2016. Nominacja: Najlepszy Film Dokumentalny, Sundance Film Festival 2016

 

Love Life & Screw Ups

Bollywoodzka wersja „Przyjaciół”. Dziewięcioro trzydziestolatków nie może bez siebie żyć. Codziennie widują się w kawiarni, śmieją i rozmawiają, zakochują i przeżywają dramaty. Łączy ich także lęk i skrywana tajemnica… Mansi i Payal – dla wszystkich są mieszkającymi ze sobą przyjaciółkami, dla siebie – kochankami. Od wielu lat dziewczyny ukrywają swoją miłość przed przyjaciółmi i przed matką Mansi, która oficjalnie jest działaczką na rzecz osób LGBT+. Czy zaangażowana w sprawy gejów i lesbijek, wolna duchem kobieta może być jednocześnie konserwatywną matką dla swojej córki?

reż i scen: Kapil Kaustubh Sharma, obs: Zeenat Aman, Mita Vashishth, Dolly Thakore, Kapil Kaustubh Sharma, Yuvraaj Parashar, Diandra Soares, Sonali Raut, Sezal Sharma, Vibhoutee Sharma, Meghaa, Shipra Kasana, Mahi Sharma, zdj: Ram Singh, muz: Nikhil Kamath, producent: Yuvraaj Parashar, 99′, Indie 2017, komedia, dramat

Premiera podczas 8. LGBT Film Festival 2017

 

Moje jest inne

Zbiorowym bohaterem filmu są rodzice i rodziny gejów i lesbijek. Słuchamy wielogłosu, z którego wyłania się szok i przerażenie w chwili, kiedy matka lub ojciec dowiadują się o homoseksualnej orientacji dziecka. Z upływem czasu, kosztem ogromnych zmagań, postawy rodziców ewoluują. Relacje ulegają przewartościowaniu, cierpienie zdaje się mieć inne źródło niż psychoseksualna orientacja dziecka. Tytułowe „Moje jest inne” zostaje opatrzone gorzkim znakiem zapytania. Śmiałe rozwiązania w warstwie formalnej podkreślają poczucie osaczenia i wyizolowania. Z przejmującej narracji wyłania się przemiana w postrzeganiu homoseksualności, jaka dokonała się w polskiej świadomości zbiorowej na przestrzeni ostatnich kilku dekad.

reż: Antoni Pałka, zdj: Michał Pałka-Keff, muz: Paweł Zawiślak, montaż: Marcin Szymański, produkcja: Kampania Przeciw Homofobii, Unlimited Film Operations, 47′, Polska 2016, dokument

Premiera podczas 8. LGBT Film Festival 2017

 

Mój koniec świata

Eryk po kilku latach związku zostawia Filipa i znika bez śladu. Filip nie może poradzić sobie z nową sytuacją, odkłada całe życie na bok, czekając na jakikolwiek znak od chłopaka. Nie wie jeszcze, że nowy dzień przyniesie wiele refleksji, zmian i przełomowych decyzji. Jak długo jesteśmy w stanie walczyć o pierwszą miłość? Czy taka walka ma sens, kiedy czujemy, że wszystko już się wypaliło? Odpowiedzi na te właśnie pytania szuka Filip, zmierzając w stronę nowego początku.

reż i scen: Kamil Krawczycki, obs: Bartosz Ostrowski, Karol Kubasiewicz, Paweł Dobek, Magdalena Kaczmarek, Lena Schimscheiner, Katarzyna Herman, zdj: Michał Kidawa, Alicja Gancarz, 40′, Polska 2017, dramat

Premiera podczas 8. LGBT Film Festival 2017

 

Poszukiwacze (Search Engines)

Święta, najgorsze dni w roku? Pełne udawanych uczuć i prób zachowania jakiejkolwiek diety. Z rodziną, daleko od tego, co nas ratuje na co dzień – telefonu. Bez możliwości ucieczki w komórkę musisz zmierzyć się sam ze sobą. Nie możesz liczyć nawet na niezobowiązującą pogawędkę na Grindr. Satyra na relacje społeczne, która pyta o podstawowe wartości i istotę obcowania z najbliższymi.

reż i scen: Russell Brown, obs: Joely Fisher, Natasha Gregson Wagner, Grace Folsom, Nicole Cummins, Michael Muhney, Ayumi Iizuka, zdj: Christopher Gosch, muz: Ryan Beveridge, 98′, USA 2017, komedia

 

Raoul Wallenberg Tragic Hero or Agent 103?

Raoul Wallenberg, szwedzki dyplomata i współpracownik The Refugee Board w okresie między lipcem 1944 r. a styczniem 1945 r. ratował Żydów w Budapeszcie. Aresztowany przez Radzieckie Służby Wojskowe 17 stycznia 1945 roku, został uwięziony w Moskwie, a następnie przebywał w innych więzieniach radzieckich.

Nigdy nie wyszedł na wolność. Data jego śmierci do dziś nie jest znana. Dopiero w październiku 2016 roku Szwedzki Urząd Podatkowy uznał go za osobę nieżyjącą. Raoul Wallenberg był gejem…

Film w oryginalnej wersji językowej: angielskiej, szwedzkiej, niemieckiej.

reż i scen: Małga Kubiak, obs: Alexi Carpentieri, Aleksandr Prowaliński, Miro Kaminsky, Caroline Lopatynsky, Daria Infantii, Małga Kubiak, Marta Konarzewska, Andrzej Słodkowski, Kim Lee, zdj: Daria Infantii, 3×120′, Szwecja 2017, dramat

Premiera podczas 8. LGBT Film Festival 2017

 

Samobójstwo (Suicide Kale)

Cztery lesbijki, dwie pary, jedno popołudnie, miły lunch. Co może pójść nie tak? A jednak… Na stole ląduje anonimowa kartka, a razem z nią pytanie: „Skoro wszystkie jesteśmy szczęśliwe, kto chce popełnić samobójstwo?” Detektywistyczna zagadka zakreśla coraz szersze koła niedomówień, tajemnic, skrywanych sekretów. Ujawnia prawdziwe uczucia, które nie zawsze są przyjemne dla osób z tego małego, przyjaznego sobie grona. Komedia podejrzeń i potyczek językowych, inteligentna zabawa, której główna zasada to pytanie: kim jestem ja i kim jesteś ty? W pytaniu tym nie ma słowa: my.

reż: Carly Usdin, scen: Brittani Nichols, obs: Brianna Baker, Lindsay Hicks, Hayley Huntley, Brittani Nichols, Jasika Nicole, zdj: Robin Roemer, muz: Mauricio Escamilla, 78′, USA 2017, komedia

 

Yes, We Fuck!

Sześć autentycznych opowieści o różnorodnym seksie osób z dysfunkcjami cielesnymi. Bohaterowie mają różną seksualność i preferencje, łączy ich społeczne wykluczenie i uprzedzenia. Film przedstawia historie osób, dzięki którym rozumiemy, że nikt nie ma monopolu na seks i seks należy do każdego. Pokazuje nie tylko seks jako terapię ciała, ale także pozwala lepiej zrozumieć ludzką intymność.

reż i scen: Antonio Centeno, Raúl de la Morena, 60′, Hiszpania 2015, dokument

Oficjalna selekcja Sundance 2015

 

POLSKI BLOK FILMÓW KRÓTKOMETRAŻOWYCH – 60 min

Potrzeba

Każdy czegoś potrzebuje. Zazwyczaj czegoś innego…

Bohater filmu odkrywa czego tak naprawdę pragnie od niego dwójka jego przyjaciół.

reż i scen: Wojciech Olchowski, obs: Przemek Furdak, Maciej Rabski,

Joanna Sobocińska, zdj: Wojciech Olchowski, muz: “Everything’s Ahead”- So I’m Jo, “Gold”- Zoe.LeelA, 5′, Polska 2016, obyczajowy

 

Kim… But inside in the dark I’m aching to be free

Historia Kim Lee pokazuje, że nie ma jednego przepisu na szczęście i każdy człowiek powinien sam ustalać jego reguły.

Film stanowi pracę dyplomową Magdaleny Wieczorek, którą zrealizowała w Pracowni Techniki i Sztuki Operatorskiej prof. Andrzeja J. Jaroszewicza na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie.

reż i scen: Magdalena Wieczorek, 10′, Polska 2017, dokument

 

Honor

Inspiracją do stworzenia tego filmu było opowiadanie Marka Hłaski „Miesiąc Matki Boskiej”.

Głównym bohaterem filmu jest nacjonalista, który nie zgadza się na odmienności, jakie według niego zaprzeczają jego ideałom.

Film został zrealizowany na Akademii Sztuki w Szczecinie na Wydziale Malarstwa i Nowych Mediów w Pracowni Filmu Eksperymentalnego pod opieką dr hab. Huberta Czerepoka i mgr Roberta Mleczki.

reż i scen: Mateusz Żegliński, obs: Piotr Bumaj, Adam Kuzycz, Tomasz Koszański, zdj: Konrad Wujciów, 13′, Polska 2016, dramat

 

Mój koniec świata

Eryk po kilku latach związku zostawia Filipa i znika bez śladu. Filip nie może poradzić sobie z nową sytuacją, odkłada całe życie na bok, czekając na jakikolwiek znak od chłopaka. Nie wie jeszcze, że nowy dzień przyniesie wiele refleksji, zmian i przełomowych decyzji. Jak długo jesteśmy w stanie walczyć o pierwszą miłość? Czy taka walka ma sens, kiedy czujemy, że wszystko już się wypaliło? Odpowiedzi na te właśnie pytania szuka Filip, zmierzając w stronę nowego początku.

reż i scen: Kamil Krawczycki, obs: Bartosz Ostrowski, Karol Kubasiewicz, Paweł Dobek, Magdalena Kaczmarek, Lena Schimscheiner, Katarzyna Herman, zdj: Michał Kidawa, Alicja Gancarz, 33′, Polska 2017, dramat

Premiera podczas 8. LGBT Film Festival 2017

 

ZAGRANICZNY BLOK FILMÓW KRÓTKOMETRAŻOWYCH – 80 min

Apollo

Apollo jest zagubionym nastolatkiem w świecie ogarniętym szaleństwem kultu ciała, norm płci, wyznaczników normalności. Chce być prawdziwym mężczyzną. Mieć idealne ciało, być silnym i mieć dużego…

reż: Loic Dimitch, obs: Victor Laupin, zdj: Olivier Weinheimer, muz: Etienne DosSantos & Pascal Boudet, 8′, Francja 2016, komedia, dramat

 

Crossover

Berlin, bar, kobieta i mężczyzna. Zaczyna się historia. Napięcie rośnie. Emocje zamieniają się w pożądanie. Kto jest kim w tym erotycznym melanżu? Krótki metraż o przekraczaniu płci pisarza i performera Bernharda Kempena.

reż: Bernhard Kempen, obs: Bernhard Kempen, Malga Kubiak, Bonaventura, zdj: Daria Infanti, muz: Frankie Flowerz, 9′, Niemcy 2017, obyczajowy

Premiera podczas 8. LGBT Film Festival 2017

 

Curtain Down

Niesamowita opowieść, której tematem są role społeczne, genderowe przeznaczenie, tożsamość, walka młodości ze starością, piękna z brzydotą. Curtain Down wystawia heteronormatywność na próbę sił, ale przede wszystkim szuka odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób postrzegamy płeć we współczesnym społeczeństwie?

reż: Emett Casey, obs: Tristan Scott – Behrends, Margaret Cho, Matthew Dunlop, 17′, UK 2016, dramat

 

Limina

Binarność płci jest przekleństwem. Zwłaszcza dla chłopca, który nie rozumie dlaczego nie może być dziewczynką. Przepełniona dobrocią i empatią Alessandra chce pomóc światu, mimo że ten świat nie chce dostrzec w niej człowieka.

reż: Florian Halbedl, scen: Florian Halbedl, Joshua M. Ferguson, obs: Ameko Eks Mass Carroll, Laura Mennell, Lorne Cardinal, Chelsey Reist, Jim Shield, zdj: Mark Berlet, 15′, Kanada 2016, dramat

 

Mario, Kike y David

Mario i Kike umawiają się na seks. Niezobowiązująca przyjemność zamienia się w coś zupełnie przeciwnego…

reż i scen: Miguel Lafuente, obs: Gustavo Rojo, Almagro San Miguel, Mariu Bárcena, zdj: Pancho Matienzo, muz: Diego Gómez, Juan Carlos Arribas, 20′, Hiszpania 2016, dramat

 

Shala

Opowieść o chłopcu z sierocińca, który robi wszystko, aby zwrócić uwagę swoich potencjalnych adopcyjnych rodziców. Jego codzienność w sierocińcu to wyimaginowana przyjaźń z jedyną lalką, Shalą.

reż i scen: João Inácio, obs: Tiago de Assis, Juliana Sinimbú, Bruno Carreira, Izabelli Vilhena, zdj: Pancho Matienzo, muz: Paulo José Campos de Melo, zdj: Katia Coelho, 11′, Brazylia 2016, dramat

 

Amos Guttman – wspomnienie

Retrospektywa twórczości Amosa Guttmana. Reżyser urodził się w Transylwanii, w Rumunii. W wieku 7 lat wyemigrował do Izraela, gdzie potem studiował film na Beit Zvi.

W swoim niedługim życiu (zmarł w wieku 39 lat) wyreżyserował 4 filmy fabularne i 3 krótkometrażowe. Należał do grupy izraelskich reżyserów, którzy wzywali do utrzymywania w filmie najwyższych walorów estetycznych, kosztem późniejszej, komercyjnej dystrybucji. Jego filmy cechowało szczególne powiązanie melancholii obrazu i dźwięku, specyficzny rodzaj wyboru treści, odrębna wrażliwość ujęcia tematu. Twórczość Amosa Guttmana nigdy dotąd nie była prezentowana na ekranach polskich kin.

 

Drifting (Nagu’a)

Debiut filmowy Amosa Guttmana z 1983 roku. To pierwszy obraz o izraelskich gejach. Bohaterem tej opowieści jest Rubi, mieszka z babcią i pracuje w sklepie spożywczym. Jego obsesją są filmy i mężczyźni, a największym pragnieniem, zostać reżyserem filmowym.

reż: Amos Guttman, scen: Amos Guttman, Edna Mazia, obs: Jonathan Sagall, Ami Traub, Ben Levin, Dita Arel, Boaz Torjemann, Mark Hassman, zdj: Yossi Wein, muz: Arik Rudich, 80′, Izrael 1983, dramat

 

Bar 51

Po śmierci matki rodzeństwo opuszcza rodzinny dom i wyrusza do Tel Avivu. Oboje zamierzają rozpocząć nowe życie. Poznają Apolonię, właścicielkę Baru 51, która ofiarowuje im pomoc i pracę. Apolonia – grana przez Edę Valerię Tal, pierwszą izraelską aktorkę transgenderową – pragnie bliskości mężczyzny, ale on ma jednak inne plany… Film utrzymany w estetyce obrazów Almodóvara i  Fassbindera.

reż i scen: Amos Guttman, obs: Alon Aboutboul, Mosko Alkalai, Smadar Kilchinsky, Juliano Mer-Khamis, Irit Sheleg, Ada Valeria Tal, David Wilson, zdj: Yossi Wein, muz: Arik Rudich, 95′, Izrael 1985, dramat

 

Amazing Grace (Hessed Mufla)

Ostatni i jednocześnie najbardziej osobisty film Amosa Guttmana. Jego bohater, Jonathan przeprowadza się do Tel Avivu. Chce być z Mikim, młodym żołnierzem, który nieustannie go zdradza. Tę nierówną walkę przerywa pojawienie się Thomasa, tajemniczego mężczyzny, który wraca z Nowego Jorku, aby odwiedzić swoją matkę i babkę. Prawdziwy powód powrotu Thomasa do domu jest jednak zupełnie inny…

reż i scen: Amos Guttman, obs: Sharon Alexander, Aki Avni, Dvora Bartonov, Gal Hoyberger, Rivka Michaeli, Dov Navon, Karin Ophir, Hinna Rozovska, zdj: Yoav Kosh, Amnon Zlayet, muz: Arkadi Duchin, 95′, Izrael 1992, dramat

Główne światowe muzea zaczynają nabywać pussyhats do swoich kolekcji

 

Źródło tekstu: NY Times – Women in the World

Źródło zdjęcia: Instagram

 

Różowe „pussyhats” noszone przez tysiące kobiet podczas Marszu Kobiet na Waszyngton ponownie przyciągają uwagę – tym razem muzealników chcących dodać te nakrycia głowy do swoich kolekcji. Główne muzealne instytucje Stanów Zjednoczonych, takie jak New York Historical Society i National Museum of American History, zgłosiły chęć włączenia „pussyhats” w ramy bieżących lub przyszłych ekspozycji o tematyce zmian społecznych. Egzemplarz wydziergany przez Jaynę Zweiman, która wraz z Kristą Suhem stworzyła oryginalny wzór czapki do wielokrotnego powielania, jest już pokazywany w londyńskim Victoria & Albert Museum.

„Ta skromna różowa czapka jest obiektem materialnym, który poprzez swoją konstrukcję pozwala na analizę obecnej sytuacji politycznej i społecznej” – wyjaśnia Corinna Gardner, pracownica działu cyfrowego i architektury projektu w Victoria & Albert Museum. „[Czapka] stała się uniwersalnie rozpoznawalnym znakiem kobiecej solidarności i symbolem potęgi zbiorowego działania.”

W Muzeum Rzemiosła Artystycznego Fuller Craft w Brockto w stanie Massachusetts, nakrycie głowy zostało opisane jako „najdoskonalszy przykład aktywności społecznej poprzez rzemiosło w historii współczesnych Stanów Zjednoczonych”.

Innymi słowy, tysiące kobiet, które poświęciły swój czas na wydzierganie różowych czapek dosłownie stworzyły współczesną historię.

Całą historię przeczytasz tutaj.

Tłumaczenie i opracowanie: Karolina Ufa

Recenzja książki „Pani Einstein” autorstwa Marie Benedict

Autorka recenzji: Joanna Czubaj

pani einstein Alberta Einsteina nie trzeba nikomu przedstawiać. Twórca teorii względności i zdobywca Nagrody Nobla jest dobrze znany nawet nastolatkom, których zeszyty od fizyki zdobi jego zdjęcie z charakterystyczną czupryną i wystawionym językiem. Co jednak wiadomo o jego pierwszej żonie?

„Pani Einstein” autorstwa Marie Benedict to historia o Milevie Marić, młodej serbskiej dziewczynie, która jako jedna z pierwszych kobiet zaczyna studiować fizykę na Uniwersytecie w Zurychu. Nie jest traktowana dobrze przez swoich kolegów ani przez wykładowców, ze względu na swoją płeć, ale również kalectwo – jej lewa noga była krótsza niż prawa, wskutek urazu stawu biodrowego. Wyjątkiem jest Albert Einstein, który szybko docenia jej niezwykły intelekt, a wkrótce zakochuje się w niej.

Powieść pisana jest z perspektywy Milevy, pozwalając na poznanie myśli i odczuć głównej bohaterki. Autorka wiernie odtworzyła przemyślenia Milevy na podstawie jej licznej korespondencji, posłużyła się także wieloma tekstami źródłowymi, jednakże w wielu miejscach książka jest czysto spekulacyjna. Nie należy jej zatem traktować jako bardzo wierną biografię, a po prostu jako fikcję literacką skupiającą się na życiu państwa Einstein.

Niewątpliwie sama postać Milevy zasługuje na zainteresowanie – niezwykle inteligentna, zdolna, a zarazem bardzo nieśmiała i samotna, zdecydowana poświęcić się całkowicie nauce. Jej życie wydaje się nieskończonym pasmem walk, o miejsce na uniwersytecie, o uznanie, następnie o miłość, gdy rodzice Alberta sprzeciwiali się ich związkowi, o dziecko, małą Lieserl, i o małżeństwo, które ostatecznie tragicznie się rozpada. Marie Benedict nie jest łaskawa dla Alberta i to jego obwinia głównie za większość problemów Milevy. Małżeństwo, które początkowo wydawało się doskonale dobrane, umożliwiając dzielenie wspólnych pasji, okazuje się głównym powodem, dla którego nazwisko Milevy Marić nie jest dzisiaj powszechnie znane.

Nie jest to, niestety, książka o nauce. Na pierwszy rzut oka wygląda raczej na romans, oparty luźno na prawdziwej historii Milevy i Alberta. Język powieści jest raczej nieskomplikowany, psychologia również nieszczególnie głęboka, opowieść sama w sobie raczej przygnębiająca. Na dłuższą metę męczy niezdecydowanie bohaterki, ten ogrom niewykorzystanych szans i wielki zmarnowany potencjał. Główny problem zawarty jest w samym tytule – „Pani Einstein”. Problem głównej bohaterki, która zawsze będzie już postrzegana przez pryzmat swojego męża, ale też problem książki, bo autorka nie pokusiła się o oderwanie Milevy od Alberta i przedstawienie jej w innym świetle. Mimo że oceniłabym książkę na średnią, cieszę się, że powstała. Mileva Marić zasługuje na to, żeby jej historia poznała światło dzienne. Niewątpliwie też taka postać powieści czyni ją atrakcyjną dla przeciętnego czytelnika, a także aż się prosi o ewentualnie sfilmowanie w niedalekiej przyszłości.

Komu zatem można polecić tę książkę? Z całą pewnością może się wydać atrakcyjna wielbicielom lekkich, ale też niebanalnych opowieści z niekoniecznie szczęśliwym zakończeniem. Może też trafić w upodobanie młodszych czytelników, zwłaszcza dziewczynek, szukających inspiracji w świecie nauki. Bo mimo że jej rzeczywisty wkład w teorię względności wciąż jest nieznany, faktem są jej liczne sukcesy na uniwersytecie w Zurychu. Co sprawia, że można się tylko zastanawiać, co stałoby się z Milevą, gdyby jej losy bardziej przypominały życie Marii Skłodowskiej-Curie?

Program 17. Tygodnia Kina Hiszpańskiego | Matronat Feminoteki

  1. TYDZIEŃ KINA HISZPAŃSKIEGO W OŚMIU MIASTACH W POLSCE

17TKH-B1_webJuż  23 marca rozpocznie się 17. Tydzień Kina Hiszpańskiego, jedyne w Polsce wydarzenie poświęcone w całości kinematografii słonecznej Hiszpanii.

Przegląd odbędzie się w największych miastach Polski – Warszawie, Krakowie, Poznaniu Wrocławiu, Katowicach, Gdańsku i Łodzi oraz w Białymstoku, który w tym roku dołączył do grona festiwalowych miast.

Filmy, które znalazły się w programie festiwalu, to przegląd najnowszych i najciekawszych hiszpańskich produkcji, od przebojowych komedii, przez popularne kino gatunkowe, po nagradzane na festiwalach kino artystyczne.

Program: https://tydzienkinahiszpanskiego.wordpress.com/harmonogramy-projekcji/

Feminoteka objęła szczególną opieką film zamknięcia, „Przez otwarte drzwi / La puerta abierta” (2015, reż. Marina Seresesky).

Obserwujcie nasze media społecznościowe, bedziemy rozdawać zaproszenia!

 

Pokot, reż Agnieszka Holland | recenzja Joanny Czubaj

pokotPokot

reż. Agnieszka Holland

Czechy, Niemcy, Polska, Szwecja 2016

recenzja: Joanna Czubaj

 

Pojedziemy na łów, na łów, towarzyszu mój…

Od samego początku było wiadomo, że z połączenia Agnieszki Holland i Olgi Tokarczuk musi wyjść coś wyjątkowego. Właśnie w taki sposób narodził się „Pokot”, film na podstawie powieści „Prowadź swój pług przez kości umarłych”. I od samego początku budzi bardzo wiele bardzo skrajnych emocji.

Zacznijmy od początku: jest to historia Janiny Duszejko, a raczej po prostu Duszejko, która nie lubi swojego imienia, kiedyś budowała mosty w Syrii, a na emeryturze osiadła w Kotlinie Kłodzkiej i uczy dzieci angielskiego. Mieszka na uboczu, za towarzystwo mając głównie dwie suki. Zajmuje się astrologią, rozmawia ze zwierzętami, żyje w zgodzie z naturą – i w jako takiej niezgodzie z miejscowymi myśliwymi. Więc kiedy myśliwi i kłusownicy zaczynają ginąć w podejrzanych okolicznościach, bohaterka bez skrupułów natychmiast zakłada, że oto wreszcie morderców spotkała kara.

Przez umieszczenie Duszejko w centrum opowieści nietrudno jest odnieść wrażenie, że oto próbuje się nas przekonać do dość kontrowersyjnej idei – że zwierzęta nie tylko powinny być traktowane z szacunkiem i nie być wykorzystywane do celów człowieka, ale wręcz powinno się je z człowiekiem stawiać na równi. I o ile większość ludzi chętnie przytaknie tej pierwszej części, bo ostatecznie niewielu jest takich, którzy mogą spokojnie patrzeć na cierpienie zwierząt, to druga kwestia budzi lekki opór. Holland jednak wprowadza nas w ten świat powoli, acz zdecydowanie, kolejne sceny przeplata niesamowitymi krajobrazami i zdjęciami dzikich zwierząt, które śmiało można uznać za pełnoprawnych drugoplanowych bohaterów. A to przemykają to tu, to tam, a to śmiało podchodzą pod same drzwi domu, a czasem bez skrępowania zaglądają do szopy. Pojawiają się w kluczowych momentach filmu, jako ofiary bądź jako niemi obserwatorzy wydarzeń.

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że widz otrzymuje dość prosty konflikt – są ci źli – myśliwi, którzy zabijają bezbronne zwierzęta i ci dobrzy, którzy próbują ich powstrzymać. I chociaż film jest dość bezlitosny, jeśli chodzi o ocenę myśliwych, to jednak podejmuję próbę pokazania całego spektrum ludzkich postaw. Tych absolutnie złych mamy tak naprawdę niewielu, są to Wnętrzak (Borys Szyc), Prezes (Andrzej Grabowski) i Komendant (Andrzej Konopka), silni, brutalni mężczyźni, którzy nieustannie czują potrzebę okazywania swojej dominacji, jest też miejscowy ksiądz (Marcin Bosak), według którego „nie zabijaj” dotyczy jedynie ludzi, a Bóg postawił człowieka wyżej niż wszystkie inne gatunki. Ale pozostali? Pozostali to zwykli, szarzy mieszkańcy, „fajne chłopaki”, jak określa ich Duszejko. Tutaj dzieci śpiewają piosenki myśliwskie i odgrywają polowania. Na ścianie wisi kalendarz, informujący, na co właśnie mamy sezon. Ludzie żyją i dorastają przesiąknięci tą kulturą od najmłodszych lat, tu się sprzedaje skóry, prowadzi rzeźnie, je własnoręcznie upolowane mięso. Trudno jednak w tym filmie czuć do myśliwych sympatię, ktoś w pewnym momencie staje w ich obronie, próbuje przekonać, że myśliwi mają też inne obowiązki, że dokarmiają zwierzęta, ale te głosy giną w morzu pokazywanego okrucieństwa.

Wydaje się więc, że oczywiste jest stanięcie w opozycji. I tu film robi nam niespodziankę, bo przechyla szalę i na tę stronę. Przez większość czasu nietrudno lubić Duszejko, jest zabawna, inteligentna i bardzo empatyczna. Ale za każdym razem, kiedy widz ma ochotę przyznać jej rację, Duszejko zaczyna mówić o koniunkcji Saturna z Merkurym albo dziwi się, jak można wierzyć w ewolucję, a wątpić w astrologię. Kulminacją jest scena, w której pewien entomolog wygłasza emocjonalną przemowę o holokauście larw zgniotka szkarłatnego. Widz się śmieje, ale też łapie za głowę, bo o zwierzęta w końcu można walczyć, ale owady? Nie, tego już za dużo. Działa tu specyficzny mechanizm, często obecny we współczesnym społeczeństwie, gdzie chęć opowiedzenia się po pewnej stronie konfliktu miesza się ze strachem, że zostanie się utożsamionym z jego najbardziej skrajnym odłamem. Przy czym nie można powiedzieć, żeby sama Duszejko nie próbowała złagodzić swojego wizerunku. Mimo zdecydowanych poglądów stara się grać według reguł przeciwnika. Pisze donosy tylko na tych, co zastawiają nielegalnie wnyki lub polują poza sezonem, chociaż sama przyznaje, że te reguły są dla niej nielogiczne. Próbuje zaciskać zęby, kiedy bezustannie jest świadkiem tego, co według niej jest gloryfikacją morderstwa.

Nie będę próbować rozwiązywać tego głównego konfliktu, bo też i sam film się tego nie podjął. Mimo wyraźnej tendencji w kierunku ochrony zwierząt, nie można powiedzieć, żeby którakolwiek strona wyszła tutaj zwycięsko, zwłaszcza w kontekście zakończenia. Powiedziałabym raczej, że nie o to tutaj chodziło. Jeśli spojrzeć na całość z nieco dalszej perspektywy, można zauważyć, że jest to też opowieść o okrucieństwie. I o tym, że sama istota okrucieństwa nie zależy aż tak bardzo od ofiary. Bo jeśli człowiek czerpie satysfakcję z zadawania bólu drugiej istocie, to czy ocena jego charakteru naprawdę powinna być inna, jeśli tą istotą jest zwierzę, a nie drugi człowiek?

Niewątpliwie strzałem w dziesiątkę jest obsada. Agnieszka Mandat jako Duszejko po prostu zachwyca. Jej postać jest olbrzymim wyzwaniem – nieczęsto w polskim kinie można zobaczyć jako głównego bohatera starszą kobietę z rozwianym włosem, okrągłą figurą i kontrowersyjnymi poglądami. Aktorka jednak radzi sobie z tym fenomenalnie, potrafi poruszyć, zawstydzić, rozbawić do łez, ale też wywołać niechęć czy zażenowanie. Dużym, ale pozytywnym zaskoczeniem jest Jakub Gierszał, który od pierwszej sceny szerokim uśmiechem bez słów podbija serca widowni. Słabym ogniwem jest tylko Patrycja Volny, która wypada dosyć bezbarwnie. Mniejsza w tym wina aktorki, a większa słabo zarysowanej postaci, która właściwie ma swoje motywacje, ale ostatecznie działa tylko jako dopełnienie do innych postaci i wątków.

Co najbardziej w filmie zawodzi? Zakończenie. Przychodzi taki moment, że trzeba wszystkie wątki pozamykać i wytłumaczyć, co się właściwie stało. I nagle postacie stają się więźniami pewnego pomysłu, który trzeba pokazać, co niestety odbija się nieco na jakości. Trochę tak, jakby „Pokot” nagle sobie przypomniał, że miał być kryminałem i stara się to nadrobić. Wszystko dzieje się bardzo szybko i bardzo nierzeczywiście. Trudno powiedzieć, czy to zabieg celowy, raczej powiedziałabym, że po prostu konieczny. Jakoś trzeba było to wszystko zakończyć, ale, jak informuje nas głos zza ekranu, czy to, co się teraz stanie, na pewno jest aż tak istotne? W końcu, tak czy inaczej, czeka nas coś nowego.

Jedną z pierwszych opinii, jakie przeczytałam na temat „Pokotu”, była wypowiedź pana Cezarego Gmyza, który stwierdził, że jest to „Głęboko antychrześcijański, właściwie pogański film. Apoteoza ekoterroryzmu.” Mogłabym się zgodzić ze stwierdzeniem, że jest to film antykościelny, bo kościół rzeczywiście jest tu przedstawiony bardzo negatywnie, jako ten, który daje przyzwolenie i uzasadnienie dla przemocy wobec zwierząt. Ale antychrześcijański? Jednym z podstawowych przykazań chrześcijan jest przykazanie miłości bliźniego. A miłości w „Pokocie” jest bardzo dużo. Wobec zwierząt, ale także wobec ludzi, tych odrzuconych, cierpiących, samotnych, których Duszejko zbiera wokół siebie i przytula do serca. Jest też próba zrozumienia swoich nieprzyjaciół, nawet jeśli zawoalowana przez astrologię, jest przytulenie antypatycznego prokuratora. Jest sąsiedzka lojalność, która nakazuje zająć się zmarłym, którego się w ogóle nie lubiło, co też nazwałabym pewnym rodzajem miłości, do której, przyznajmy szczerze, niewielu z nas byłoby zdolnych. Jeśli zaś chodzi o ekoterroryzm, nie można zaprzeczyć, że ewidentnie się w filmie pojawia. Ale czy samo jego pokazanie oznacza pochwałę? W moim odczuciu film nie podejmuje się odpowiedzi na jakiekolwiek pytania. Pokazuje skrajność, jedną i drugą. Decyzję widz musi podjąć sam.

„Pokot” jest filmem bardzo dobrym, nie tylko pod względem realizacyjnym, ale również dlatego, że zmusza do myślenia, nawet jeśli widz kategorycznie nie zgadza się z przedstawioną wizją rzeczywistości. Jeszcze długo po seansie można zastanawiać się nad rolą i miejscem człowieka w hierarchii świata i czy na pewno znajdujemy się na samym szczycie. A jeśli tak, to dlaczego? Czy nasza zdolność podporządkowywania sobie innych gatunków rzeczywiście daje nam tak wysokie miejsce? Podczas oglądania w głowie wciąż krążył mi cytat z książki „Krzyk Czarnobyla” Swietłany Aleksiejewicz – „Święty Franciszek wygłaszał kazania do ptaków. Rozmawiał z ptakami jak z równymi sobie. Ale może to ptaki rozmawiały z nim w swoim języku, a nie on się do nich zniżył.”

I na koniec, niewielki spojler: grzybiarze wiedzą, jak się dobrze bawić.

Wolność wyboru, czyli miłość po szwedzku | recenzja „Szwedzkiej teorii miłości”

Autorka recenzji: Izabela Pazoła

0001

Wolność wyboru, czyli miłość po szwedzku

Erik Gandini, autor filmu, postanowił wyreżyserować dokument pokazujący współczesne konsekwencje wprowadzenia rozwiązań ogłoszonego w 1972 roku przez partię socjalistyczną  manifestu „Family of the Future”. Nie podoba mu się to, jak wygląda obecnie cywilizacja Zachodu. W swoich poprzednich filmach również wielokrotnie pokazywał i piętnował patologie istniejące w bogatych krajach Zachodu m.in. „Wideokracji” czy „Naprodukcji. Terrorze konsumpcji”.

Sam manifest, o którego dziejach opowiada obraz określał wizję świata wolnych, równych ludzi, w którym zanikną wszelkie więzy zależności ekonomicznej. Kobiety wedle tego miały wyzwolić się spod władzy mężczyzn, starsi nie musieli już polegać na dobrej woli dorosłych dzieci, a najmłodsi zyskiwali pełnię praw i opiekę państwa.

Dokument składa się z wielu warstw, Gandini prześwietla temat w różnych perspektywach i gra przeciwieństwami. Prawdziwa i dojrzała miłość polega w tym ujęciu na tym, że partnera nie potrzebujemy; a nawet więcej, możemy sobie bez niego świetnie radzić i na co dzień i od święta, ale dokonujemy wolnego wyboru i mimo okazji do wolności – zapraszamy go do wspólnego życia.

Należy zadać sobie pytanie: czy da się stworzyć warunki, w których druga osoba nie jest potrzebna do zaspokajania potrzeb emocjonalnych, reprodukcyjnych czy jakichkolwiek innych? Gandini opowiada historię kobiet. Kobiety pragną mieć dziecko – ale nie mogą, albo i nie chcą znaleźć sobie partnera, męża. W jego ujęciu szwedzkiego społeczeństwa – trudno jest stworzyć jakiejkolwiek bliskie relacje z drugą osobą. Kobiety chcą być matkami. Co zrobić w sytuacji wyalienowania? Jest na to sposób, istnieje bank spermy, którą można zamówić do domu kurierem. Pokazany zostaje nam dokładnie mechanizm. Kobieta mając możliwość wyboru, dokonuje zamówienia: klika kilka razy na stronie internetowej banku, wybiera dawcę, określa swoje preferencje i gotowe. W stosunkowo krótkim czasie odbiera od kuriera paczkę, w której jest nasienie (strzykawka ze spermą profesjonalnie zabezpieczona w ciekłym azocie) oraz instrukcja, dzięki której będzie mogła dokonać samozapłodnienia.

Druga część dokumentu to przedstawienie postaci szwedzkiego doktora, który wyjechał ze Szwecji do Etiopii. Zostawił za sobą nowoczesność, ogromne zarobki i stabilizację na poczet niesienia pomocy w kraju, w którym wiertarkę medyczną zastępuje się podczas operacji zwykłą za kilkanaście euro, a śruby podtrzymujące uszkodzone kości kupowane są w markecie lub usztywnia się szprychami rowerowymi, lub opaskami hydraulicznymi. W tym miejscu film zresztą rozpada się narracyjnie, bo reżyser jest tak uwiedziony osobowością i pomysłowością doktora, że zapomina, o czym właściwie opowiadał koncentrując się na charyzmatycznym lekarzu.

Predylekcja do zaprawionej czarnym humorem krytyki rewolucji obyczajowej lat 60-tych pozwala dostrzec u Gandiniego artystyczne pokrewieństwo z pisarzem Michelem Houellebekiem. Trzymając się tej analogii, dokument ten jest w świecie dokumentu mniej więcej tym, czym są „Cząstki elementarne” w dziedzinie literatury. Reżyser wskazuje na tytułowy zakątek Skandynawii, Szwecję – socjalny raj. Pokazuje jednak i negatywne skutki skrajnej wolności i niezależności – samotność. Gandini, mimo, że ma pochodzenie szwedzko-włoskie,  w Szwecji pozostaje prawdziwym Włochem, i dla niego szwedzki pozorny chłód w obejściu, jest niezrozumiały. Dokument ukazuje Szwecję bardzo jednostronnie, autor łapie sam siebie w pułapkę. Trudno pokazać, że Szwedzi przodują w rankingach na najszczęśliwszych ludzi świata, a jednocześnie to tutaj najwięcej starszych ludzi umiera w samotności… Z pewnością Szwedzi cenią swoją niezależność. Może nie jest to najbardziej otwarty i spontaniczny naród świata – ale wszystko to nie wynika z manifestu, jak chciałby Gandini i nie jest aż tak proste. Szwedzi kochają kółka hobbystyczne, sportowe i inne rzeczy. Stąd samych Szwedów i ich otwartości należy szukać nie tyle w kawiarniach czy pubach, a właśnie w klubach sportowych, stowarzyszeniach, domach kultury i bibliotekach. Kluczem do integracji nowoprzybyłych jest próba zrozumienia jak to społeczeństwo funkcjonuje. Nowi obywatele muszą dokonać wyboru, inaczej trudno będzie im się odnaleźć w społeczeństwie. Odrzucić wewnętrzne zniewolenie i otworzyć umysł na wartości i walory, które cenią i z których dumni są sami Szwedzi.

Mimo że momentami dokument Gandiniego przypomina rozprawkę z socjologii i brakuje mu chwilami dyscypliny, bo nie jest trzymany w ryzach i czasami gubi wątek, to oferuje ciekawsze spojrzenie na temat relacji międzyludzkich niż niektóre amerykańskie obrazy opowiadające o miłości.

 

„Upór i przekora. 52 kobiety, które odmieniły naukę i świat” | Recenzja książki

Autorka recenzji: Joanna Czubaj

upor-i-przekora-52-kobiety-ktore-odmienily-nauke-i-swiat-b-iext46978817

„Upór i przekora. 52 kobiety, które odmieniły naukę i świat

Ile sławnych kobiet nauki jest w stanie wymienić przeciętny człowiek? Każdemu z pewnością od razu na myśl nasuwa się Maria Skłodowska-Curie, potem zaś w głowie pojawia się pustka. Można by pomyśleć, że nic w tym zaskakującego, w końcu nie każdy interesuje się nauką. Jednak ja, absolwentka studiów technicznych, mogłabym dodać Rosalind Franklin lub Avę Lovelace, i też sama natrafiłabym na tę pustkę. Świat nauki wydaje się silnie zdominowany przez mężczyzn, do tego stopnia, że nawet pasjonatom ciężko wymienić 5 sławnych kobiet nauki. Miejmy nadzieję, że dzięki książce Rachel Swaby nie będzie już to takie trudne.

„Upór i przekora. 52 kobiety, które odmieniły naukę i świat” to, jak zdradza sam tytuł, historie pięćdziesięciu dwóch kobiet, które odniosły sukces w dziedzinach STEM (od ang. science, technology, engineering and mathematics – nauki przyrodnicze, technika, inżynieria i matematyka). Książka nie ogranicza się jednak do suchych faktów, ale zręcznie kreuje osobowości poszczególnych naukowczyń. Dzięki temu staje się bardziej przystępna dla tych, którzy z nauką mieli ostatni raz do czynienia bardzo dawno temu, w liceum.

Tym co wyróżnia tę książkę, jest mocne skupienie na aspekcie kobiecym. Można przecież zadać pytanie, jaki wpływ na osiągnięcie naukowe ma płeć? Dlaczego fakt, że danych odkryć dokonały kobiety, miałby być czymś wyjątkowym? Wielu ludzi słysząc, że kobiety mają w różnych dziedzinach trudniej, odruchowo wpada w złość. Nie rozumieją tego, że nie chodzi o to, że mężczyźni mają łatwiej. Mężczyźni po prostu nie mają trudności z powodu tego, że są mężczyznami.

To proste stwierdzenie wypływa z każdej historii. Zaczynamy od Mary Putnam Jacobi, która musiała walczyć z Edwardem Clarkiem, który głosił, że edukacja kobiet wpływa negatywnie na ich zdrowie i zdolności reprodukcyjne. Mamy także Gerty Radnitz Cori, która odnosiła sukcesy wraz z mężem w dziedzinie biochemii, ale podczas gdy jemu proponowano ważne stanowiska, na nią spoglądano niechętnie lub oferowano posadę asystentki. Barbarze McClintock powiedziano wprost, że zostanie zwolniona, jeśli kiedykolwiek wyjdzie za mąż. Kiedy Dorothy Crowfoot Hodgkin zdobyła Nagrodę Nobla w dziedzinie chemii, „The Daily Mail” obwieścił ten fakt nagłówkiem „Nagroda Nobla dla brytyjskiej żony”.

Czasy nieustannie się zmieniają, ale w społeczeństwie wciąż pozostaje potrzeba posiadania autorytetów, a przynajmniej pewnych wzorców. Dlatego tak istotne jest, żeby pokazać innym kobietom, a zwłaszcza małym dziewczynkom i nastolatkom, że nie ma takich dróg, których nie mogłyby wybrać, że te trudności można pokonać. Bo mimo że większość z przytoczonych historii wydarzyła się kilkadziesiąt lat temu, te problemy często pozostają aktualne.

Bardzo się cieszę, że ta książka powstała i pojawiła się na polskim rynku. Polecam ją nie tylko pasjonatom i pasjonatkom nauki, ale po prostu wszystkim, bo niezłomna wola i oddanie bohaterek mogą zainspirować każdego. Podczas lektury cały czas miałam w głowie jeden obraz – lekcja przyrody, wiele lat temu, na której czytaliśmy biografię Marii Skłodowkiej-Curie. Pamiętam dokładnie, co czułam, chociaż wtedy jeszcze tego nie rozumiałam – to była inspiracja. Marzy mi się, że nastolatki będą sięgać po tę książkę i czuć dokładnie to samo.

Czego się spodziewać po tej książce? Przygotujcie się na fascynujące opisy tajnych laboratoriów w sypialniach, zegarów, które chodzą do tyłu i wykładów wygłaszanych w koszuli nocnej. Na pewno nie będzie nudno.

 

Korekta: Klaudia Głowacz

„RE_WOLTA” – recenzja spektaklu | matronat Feminoteki

re_wolta_plakat„RE_WOLTA”  to nietuzinkowy spektakl, który mogliśmy 1 i 2 lutego zobaczyć w Teatrze Ósmego Dnia w Poznaniu. To studium o przemocy seksualnej wobec kobiet będące kompozycją wyrazistych obrazów video, emocji i tematów.

Stereotypy. Kształtowane są przez społeczeństwo i nikt się z nimi nie rodzi, za tworzenie stereotypów odpowiedzialni są przede wszystkim rodzice, ale i otoczenie. Które formy języka i wyrazu pozwalają uniknąć krzywdzących stereotypów na temat przemocy seksualnej wobec kobiet? Odpowiedź na to pytanie przynosi nam przedstawienie. W kilku odsłonach poznajemy stereotypy najczęściej widoczne w życiu codziennym.

Stereotypy dotyczące płci. W pierwszej odsłonie poznajemy kobiety: słabe, skromne, emocjonalne, sentymentalne, cierpliwe – pierwszej odsłonie ubrane w białe suknie, mężczyzna w czerń. Przeciwstawiany jest im obraz mężczyzny silnego, pewnego siebie, racjonalnego zaradnego a jednocześnie wybuchowego. Wizja niczym z sztuk Grotowskiego. „RE_WOLTA”,  bowiem w bezpośredni sposób nawiązuje do technik awangardowego Teatrum Laboratorium.  System Grotowskiego zostaje zestawiony z elementami tańca „butoh”. Sam taniec butoh narodził się na przełomie 50 i 60 lat XX wieku w Japonii. Jego nazwa złożona jest z dwóch ideogramów: „bu”- oznacza taniec, „toh”- krok.  Jest tańcem buntu i sprzeciwu wobec wyuczonej doskonałości ruchu. Próbą odnalezienia własnej, oryginalnej twórczości na parkiecie. Wprawienia się w ruch, a nie wykonywania go. W tym tańcu coś umiera i rodzi się ponownie, każda nowa poza jest czymś wyjątkowym, unikalnym, nie do odtworzenia. Może właśnie to jest powodem wyjątkowości butoh i dlatego też wykorzystano go w przedstawieniu. Wszystko, co zbędne i zakłócałoby wyrazisty przekaz sztuki zostało usunięte. Pozostaje kontakt aktor – widz.

Odsłona druga – stereotypy na temat seksualności. Kobieca uzależniona jest od męskiej, dzięki niej w ogóle jest w stanie zaistnieć. Męskie zainteresowanie ją uaktywnia. Kobieta,  jest więc bierna, podległa, przyjmuje, nie jest seksualna, chce być pożądana. Mężczyzna jest aktywnym,  dominuje i inicjuje. Kobieca bierność objawia się brakiem swego zdania, a opór należy złamać a nie szanować.

W kolejnej odsłonie pokazano utwierdzanie stereotypów i normalizację przemocy. Ona to przedmiot, uległość, jest własnością. On podmiotem, dominantem i posiadaczem. Brutalne  zdobywanie potulnej oddanej najlepiej świadczy o jakości stosunku seksualnego. Przemoc jest kwintesencją przyjemności seksualnej.

Stereotypy na temat przemocy seksualnej to kolejna część sztuki. Kobieta cierpi, jest zastraszona, upokorzona. Mężczyzna odczuwa z tego powodu dumę i przyjemność. Ma społeczne przyzwolenie na tego typu zachowania. Ze statystyk: około 90% sprawców przemocy seksualnej to mężczyźni, przemoc ta ma charakter płciowy i to nieprawda, że jest to zjawisko marginalne.[1] Co piąta Polka została zgwałcona, co trzecia kobieta brała udział w aktywności seksualnej, której nie chciała.

W kolejnej odsłonie pojawia się  stereotyp odpowiedzialności za przemoc seksualną.  Kobieta jest sama sobie winna, przecież się prosiła, nie broniła się. Mężczyzna został sprowokowany, jest niewinny, nic się przecież nie stało. Żadna krótka spódniczka, uśmiech czy flirt nie stanowią usprawiedliwienia dla przemocy seksualnej…

Co możemy zrobić i jak okazać seksualny szacunek? „RE_WOLTA”   jest swoistego rodzajem protestem przeciw bagatelizowaniu przemocy wobec kobiet. Bardzo sugestywnym obrazem w wykonaniu Karoliny Pawełskiej, Barbary Prądzyńskiej, Moniki Wińczyk i Kajetana Hajkowicza . Jest mozaiką złożoną z obrazów pociągającą za sobą silne emocje i skłaniającą do reflekcji. Jednak jednym z kluczy do skutecznego przeciwdziałania molestowaniom jest zmiana naszych głęboko zakorzenionych przekonań utrwalonych w procesie socjalizacji przez stereotypy. Warto podkreślić, że przedstawienie ma specjalną oprawę muzyczną Earth Universal, będącego wspólnym projektem Jeffa Gburka i Huberta Wińczyka. Twórczość tego duetu jest o tyle ciekawa, że w największym stopniu opiera się na elektronicznych i organicznych sygnałach będących dźwiękowymi reprezentacjami rozmaitych form życia istniejącego na naszej planecie. Buto i ruch sceniczny to Katarzyna Pastuszak, opiekę artystyczną nad spektaklem sprawuje poznańska aktorka i reżyserka Małgorzata Walas-Antoniello.

RE_VOLTA  to projekt Stowarzyszenia Nastawnia , który bada temat przemocy seksualnej wobec kobiet. W ramach projektu odbyły się wykłady otwarte oraz powstał  wyżej opisany spektakl teatralny. Niezgoda na nierówność, na ból i cierpienie jest punktem, w którym musi zacząć się zmiana. Potrzebujemy innej perspektywy, by zapewnić bezpieczeństwo tym, które są krzywdzone i wskazać tych, którzy są za przemoc odpowiedzialni. Bez tego RE_WOLTA jest niemożliwa.

Autorka recenzji: Izabela Pazoła

Zdjęcia ze spektaklu, ze strony  Moc w przemoc

[1] https://www.mpips.gov.pl/gfx/mpips/userfiles/_public/1-2010_%20Raport-ogolnopolski_K-M_01-03-11.pdf

Zimowy Kiermasz Książkowy w Feminotece 18 lutego!

Zimowe krótkie dni i wcześnie zapadający zmrok sprzyjają czytelnictwu!
ksiazki
Serdecznie zapraszamy na Zimowy Kiermasz Feminoteki. W naszej księgarni pojawiły się nowe tytuły, w tym jeden wydany przez nas:). Wiele książek będzie w niższej cenie, a nawet za cegiełkę!
 
 
* Kiedy? 18 lutego w sobotę, w godzinach 13-17
* Gdzie? Fundacja Feminoteka, ul. Mokotowska 29A, Warszawa
Uwaga! Wejście podwórkiem od ul. Marszałkowskiej 34-50